Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

Książka „Jak zadbać o własne finanse?” – praktyczny plan wychodzenia z długów i zarządzania domowymi finansami

przez Michał Szafrański dodano 14 kwietnia 2014 · 317 komentarzy

Jak zadbać o własne finanse

„Polski Dave Ramsey” – to pierwsze skojarzenie, które nasunęło mi się podczas czytania nowej książki Marcina Iwucia.

Mówiąc w dużym skrócie, książka ta jest obowiązkową lekturą dla wszystkich osób, które dzisiaj ze swoimi finansami wychodzą na zero lub – co gorsza – znajdują się pod kreską. To taki praktyczny poradnik dla tych, którzy chcieliby zadbać o swoje finanse, ale jeszcze tego nie potrafią, czyli statystycznie dla większości Polaków.

Zanim przejdę do szerszego opisu poradnika, to od razu zapowiem, że wspólnie z Marcinem chcemy rozdać 10 egzemplarzy książki Czytelnikom mojego bloga. Szczegóły znajdziesz na końcu artykułu 🙂

I dla jasności: promuję książkę Marcina, bo autentycznie uważam, że jest bardzo dobra i potrzebna. Zawiera esencję wiedzy, którą dzielę się także na moim blogu. Dlatego z całego serca kibicuję Marcinowi, aby jego poradnik stał się best sellerem 🙂 i aby przeczytało go jak najwięcej Polaków.

Lekkim piórem o finansach

Książka “Jak zadbać o własne finanse?” została napisana przez Marcina Iwucia – analityka finansowego z tytułem CFA, dyrektora ds. produktów inwestycyjnych w jednym z TFI, a przy tym mocno stąpającego po ziemi człowieka, który pomimo wysokich zarobków doskonale wie czym jest zaciskająca się na szyi pętla kredytowa. A że znam Marcina zarówno osobiście, jak i z twórczości na blogu “Finanse bardzo osobiste”, to z przyjemnością zagłębiłem się w tą publikację.

Marcin ma świetny, lekki, niefinansowy styl pisania, którego za darmo można spróbować na jego blogu. Ten sam styl znajdziecie w książce. Dzięki temu poradnik czyta się bardzo szybko – rzekłbym nawet, że za szybko 🙂 Po dotarciu do 172 strony pomyślałem “to już koniec?” i miałem pewien niedosyt. Ale musicie wziąć poprawkę na to, że ja już to wszystko wiem 🙂

Relatywnie mała objętość książki jest także jej największą zaletą. Marcin nie przegaduje. Pisze konkretnie tylko to, co trzeba napisać. Każdy rozdział zawiera na końcu podsumowanie najważniejszych zagadnień. Nie sposób się w tej książce pogubić.

Czytaj także: 20 historii dlaczego warto prowadzić budżet domowy – rozstrzygnięcie konkursu

Niewinny początek

Pierwsze 70 stron książki poświęconych jest podstawom finansowego bezpieczeństwa. Autor delikatnie zaczyna od uporania się z mitem o tym, że “pieniądze są złe”. Przedstawia elementarne reguły dotyczące mądrego gospodarowania pieniędzmi, dotyka psychologicznych aspektów zadłużania się i omawia największą inwestycję życia, jaką jest zakup własnej nieruchomości. W tym ostatnim temacie przedstawia dokładne wyliczenia pokazujące, ile tracimy decydując się na 30-letnie lub dłuższe kredyty hipoteczne, i jak relatywnie niewiele czasu potrzeba na zaoszczędzenie na wyższy wkład własny. Oddzielny rozdział poświęcony jest także ubezpieczeniom i celowości oraz sensowności ich posiadania.

W każdym z rozdziałów tej części Marcin rozprawia się z różnymi mitami finansowymi. Jako zdeklarowany przeciwnik jakiegokolwiek zadłużania obrazowo pokazuje, że dźwignia finansowa na kredycie hipotecznym to miecz obosieczny, że pieniądze z karty kredytowej wcale nie są darmowe i że wiedza o finansach osobistych jest dużo mniej istotna niż nasze nastawienie emocjonalne.

Sprawdź również: Książki o pieniądzach

System 10 kroków

Kolejna, druga część książki, to już konkretny plan działania dla osób, które aktualnie są zadłużone lub znajdują się na granicy zadłużenia.

To, co najważniejsze – “Jak zadbać o własne pieniądze?” jest praktycznym poradnikiem. To nie jest książka, którą można otworzyć w dowolnym miejscu. Zawiera ona plan działania, który jest sprawdzony i skuteczny. Marcin nie wynajduje koła. Adaptuje na polski rynek metodologię stosowaną przez Dave’a Ramseya – amerykańskiego guru walki z długami, który przez ostatnie kilkanaście lat skutecznie pomógł dziesiątkom tysięcy osób.

Ja widzę bardzo dużo analogii, pomiędzy scenariuszem 10 kroków zaproponowanym przez Marcina a strategią opisaną w książce “The Total Money Makeover” Ramseya. Autor nie ukrywa jednak swojej inspiracji i muszę przyznać, że mistrzowsko dostosował scenariusz wychodzenia z długów do polskich warunków. W książce nie brakuje konkretnych i zrozumiałych przykładów opracowywanych w odniesieniu do zarobków typu “średnia krajowa”.

10 kroków proponowanych przez Marcina to:

  1. Poznaj wartość swojego majątku.
  2. Przygotuj domowy budżet.
  3. Odłóż 2000 zł.
  4. Zaatakuj dług.
  5. Zbuduj fundusz bezpieczeństwa.
  6. Zafunduj sobie nagrodę.
  7. Otwórz konto emerytalne.
  8. Przygotuj środki na studia dzieci.
  9. Zaatakuj największy dług.
  10. Przeznacz nadwyżki na trzy ważne cele.

I jeśli spojrzycie na tą listę i porównajcie ją z artykułami na moim blogu, to zauważycie bardzo wiele podobieństw do już opublikowanych u mnie wpisów, np. całego cyklu budżet domowy, czy artykułów dotyczących radzenia sobie z długami. Czytając tę książkę miałem wrażenie, że mówimy z Marcinem jednym językiem. Powiem więcej – gdyby Marcin nie napisał tej książki, to ja byłbym zmuszony to uczynić 😉 I zrobiłbym to bardzo podobnie. Niech to będzie moją najlepszą rekomendacją dla tej publikacji.

Twój głos się dla mnie liczy 🙂

Ekonomiczny Blog Roku 2014

Mój blog bierze udział w konkursie „Ekonomiczny Blog Roku 2014„.

Jeśli podoba Ci się to co robię i uważasz, że warto promować takie treści w Internecie, to zagłosuj proszę na na mój blog.

Kurs “Budżet domowy w tydzień”

Promuję i polecam książkę Marcina nie bez powodu. Uważam, że doskonale wpisuje się ona w moją misję szerzenia elementarnej wiedzy finansowej. Rzadko kiedy zdarza mi się czytać po polsku książkę, z którą w tak dużym stopniu się identyfikuję. Dla jasności: to nie jest poradnik dla ekspertów finansowych. Ale jest to obowiązkowa lektura dla tych, którzy z finansami sobie nie radzą.

Książka ta opisuje także znaczenie budżetowania oraz spisywania wydatków. Podpowiada również, jak to robić. Dla większości osób, które potrafią się samodzielnie mobilizować, będzie w tym zakresie wystarczająca. Ja wykorzystam jednak tą okazję, by zapowiedzieć Wam mój pierwszy produkt szkoleniowy, którego premiera odbędzie się w maju.

Już dawno temu zainaugurowałem cykl artykułów “Zaplanuj budżet domowy”. Sądziłem, że opisanie tego tematu, ułatwi Wam samodzielne planowanie i pilnowanie budżetu. W miarę tworzenia kolejnych artykułów otrzymywałem od Was coraz więcej pytań. W części z nich znajdowałem wymówki powstrzymujące Was przed planowaniem budżetu. W odpowiedzi na nie powstał wpis “Prosty budżet domowy”, którego założeniem było uproszczenie wszystkiego, o czym pisałem wcześniej, i umożliwienie stworzenia budżetu domowego dosłownie w 30 minut. Ale i do tego artykułu otrzymuję dziesiątki pytań typu: “Jak zacząć? Jak wytrwać? Jak ograniczyć nakład pracy?”.

Ja wiem, że budżetowanie i spisywanie wydatków, jest dla wielu z Was żmudną i niechcianą czynnością. Nie mam ambicji przekonać każdego, że jest to jedyny sposób osiągania dobrobytu (bo nie jest!). Jest to jednak podstawowy sposób zdobywania kontroli nad własnymi finansami u tych wszystkich osób, którym się “nie przelewa”. Pozwala w uporządkowany i planowy sposób dążyć do stanu bezpieczeństwa finansowego.

Budżet domowy w tydzień

I właśnie dla osób, które, pomimo lektury artykułów, nadal nie prowadzą swojego budżetu domowego, przygotowuję kurs “Budżet domowy w tydzień”. Jak nazwa głosi będzie to tygodniowy wideo-kurs, w trakcie którego poprowadzę uczestników “za rękę” i dam gotową receptę, jak krok po kroku przygotować budżet domowy. Pokażę, co jest ważne, a czym nie warto zaprzątać sobie głowy, dam gotowe szablony dokumentów oraz podpowiem, jak poradzić sobie z obiekcjami. Odczaruję budżetowanie i pokażę, że jest to prostsze niż się wydaje i daje widoczne efekty.

Jeśli jesteście zainteresowani tym kursem i chcielibyście rozpocząć budżetowanie (z moją pomocą), to zapraszam na tę stronę. Wszystkie osoby, które zostawią tam swój adres e-mail, zostaną przeze mnie z wyprzedzeniem poinformowane o dostępności kursu i wszelkich związanych z nim promocyjnych ofertach 🙂

Zobacz także: WNOP 026: Jak wyjść z długów i unikać problemów finansowych – rozmowa z Marcinem Iwuciem

Mam dla Was 10 książek

Marcin powiedział mi, że traktuje swoją książkę jak wizytówkę. Ja ze swojej strony dodam, że jest to bardzo dobra wizytówka – chociaż na pierwszy rzut oka okładka szczególnie nie zachęca do sięgnięcia do środka 😉

Wspólnie z autorem chcemy Wam rozdać 10 egzemplarzy książki. Aby otrzymać jeden z nich, wystarczy udzielić odpowiedzi na pytanie konkursowe, które publikuję poniżej. Zwycięzców wyłonimy wspólnie z Marcinem. Pytanie pośrednio związane jest i z książką “Jak zadbać o własne finanse?” i z przygotowywanym przeze mnie kursem “Budżet domowy w tydzień”:

  • Jeśli nie prowadzisz jeszcze budżetu domowego: opisz, co Cię przed tym powstrzymuje? Dlaczego tego nie robisz? Co jest największą przeszkodą?
  • Jeśli już prowadzisz budżet domowy: opisz, co jest lub było dla Ciebie największym związanym z tym wyzwaniem? Gdzie pojawiły się problemy oraz czy i w jaki sposób sposób radzisz sobie z nimi?

Na Wasze odpowiedzi w komentarzach czekam do najbliższej, przedświątecznej soboty do godziny 20:00.

A jeśli chcielibyście kupić książkę “Jak zadbać o własne finanse?”, to jest już ona dostępna w księgarniach. W wersji papierowej możecie ją kupić, np. w Matrasie, a w wersji eBook dostępna jest, np. tutaj.

Jeszcze raz zachęcam do lektury i do rywalizacji o 10 egzemplarzy 🙂

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 313 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

Adrian Kwiecień 14, 2014 o 19:59

Nie prowadzę niestety jeszcze domowego budżetu, ponieważ mam problem z ogarnieciem faktur, paragonów rachunków, nie bardzo wiem jak je segregować, przechowywać, i co z nimi robić, wpisywać wydatki do tabelki w Excelu?

Drugi mój problem to systematyczność, to znaczy jej brak. Ciężko mi jest konsekwentnie wykonywać określoną czynność w czasie. To znaczy na początku mam duży zapał ale później…. coś nie wychodzi. Książka o której wspominasz Michale znacznie by mi pomogła w ogarnięciu moich finansów 🙂

Pozdrawiam

Odpowiedz

Anna Kwiecień 15, 2014 o 08:04

Jeszcze nie prowadzę domowego budżetu, bo wciąż przegrywam z własnymi słabościami charakteru. Choć od dawna jestem dorosła metrykalnie, to jeśli chodzi o stosunek di wydatków, nie jest on niestety odpowiedzialny. Ma to swoje źródło (oprócz ułomności charakteru) w fakcie, iż zawsze mogłam liczyć na wsparcie rodziny. Z czasem zaczęłam się tego wstydzić, niemniej świadomość, że nawet jak wydam więcej pieniędzy niż powinnam, to „jakoś to będzie”, nie powstrzymuje mnie przed tym. Nie mam też nikogo na utrzymaniu, mam też długi, które pracując spokojnie „ogarniam” nie posiadam jednak żadnego zabezpieczenia na wypadek utraty możliwości zarobkowania. Potrzebuję zmiany podejścia do pieniędzy, ponieważ jestem na tyle rozumna, że zdaję sobie sprawę, że wcale nie musi „jakoś być”. Czas wydorośleć tak „na poważnie”

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 14, 2014 o 19:59

Warto dbać o swoje finanse, ciekawi mnie ta pozycja książkowa. Tym bardziej jak mówisz Michał, że jest bliska twojemu blogowi.

Odpowiedz

Karol Kwiecień 14, 2014 o 20:02

Odpowiem na pytanie drugie, ponieważ prowadzę budżet domowy. Największym wyzwaniem była systematyczność i dyscyplina. Siadanie raz w miesiącu i spisywanie transakcji z 3 różnych kart, spisywanie przelewów, szukanie rachunków – to sprawiało, że zamiast spędzić kilka godzin w niedzielne popołudnie przy Excelu wolałem temat olać. Zmiana nastąpiła, gdy podszedłem do tematu inaczej. Zapisywanie transakcji na bieżąco, pozwoliło mi zminimalizować czas potrzebny na to zadanie pod koniec miesiąca. Najpierw był notes, potem smartfon i dedykowana aplikacja. Stąd krótka droga to wygodnych raportów, które pokazały gdzie ucieka najwięcej, jaki budżet dla poszczególnych kategorii jest rozsądny i jak uzdrowić! Dziękuję, bez motywacji z tego bloga nic z tych rzeczy by się nie wydarzyło.

Odpowiedz

Piotr Kwiecień 14, 2014 o 20:03

Prowadzę budżet domowy od 2010 roku….wtedy po raz pierwszy wykorzystałem do tego EXCELA… Prowadzę budżet do dziś, jednak plik już jest bardzoooo zmodyfikowany.

Obecnie pozwala mi to zaplanować wydatki, gdyż również zamieszczam tam wydatki i wpływy z prowadzonej firmy.

Najbardziej dla mnie przejrzystą rzeczą w tym jest to, że mogę planować rozwój firmy poprzez inwestowanie, które docelowo zostanie zwrócone w postaci kapitału.

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 14, 2014 o 20:04

Odpowiedź na pytanie konkursowe:
Nie prowadzę, jeszcze pełnego budżetu domowego, ale już robię krok w tym kierunku. Mianowicie zapisuje i zbieram wszystkie paragony, i pod koniec miesiąca patrzymy ile zostało wydane na żywność, czy też inne wydatki.
Muszę się bardziej zmotywować aby planowanie zacząć z wyprzedzeniem.

Odpowiedz

MaleWwa Kwiecień 14, 2014 o 20:04

Obserwuję Twój blog już od jakiegoś czasu i wciąż „zaraz zaczynam” oszczędzać. Mam już swoją rodzinkę i swoje przychody – co za tym idzie, kredyt hipoteczny, kilka mniejszych na wykończenie i już budżet się nie domyka. Dlaczego nadal nie zacząłem prowadzić budżetu? To chyba strach przed prawdą… Człowiek nie chce zobaczyć jakim jest przepierdalaczem pieniędzy i dóbr chwilowych, kosztem wolności finansowej…
No niestety. Pewnie sporo osób ma podobny problem.

Robisz kawał świetnej roboty!

Odpowiedz

Liliana Kwiecień 14, 2014 o 20:05

Nie prowadzę budżetu domowego ponieważ zawsze wydawało mi się to zadaniem skomplikowanym, do wykonania któego potrzebna jest głębsza wiedza ekonimiczna. Powodem było również przekonanie że bez budżetu można sobie poradzić i nie wpaść w długi, co okazało się nieprawdą 🙂

Odpowiedz

Natalia Kwiecień 14, 2014 o 20:06

Dla mnie największym wyzwaniem było uczciwe przyznani się do tego ile wydaje na kosmetyki oraz do tego, że posiadam ich nadmiar i przez to mi uciekają pieniądze z budżetu oraz moja słoność do słodyczy i chomikowania różnych rzeczy jak stare podręczniki ze szkół i ubrania.
Jak sobie poradziłam na YouTube zobaczyłam projekt denko dla kosmetyków i wszedł w życie i kupuje teraz to co mi się akurat skończy albo kosmetykom co mi się nie sprawdziły znajduje inne zastosowanie np żel pod prysznic myje nim pędzle a i mam w komputerze swoją przechowalnie kosmetyków czyli piszę sobie co mam i jak widzę mam 2 szampony to nich kupuje więcej. Ja mam 1 nerkę i robię sobie w domu ciasta i to zdrowiej wychodzi, książki sprzedałam a drugą część na makulaturę oddałam, ubrania sprzedałam na gumtree a inne oddałam biednej rodzinie której oddaje zbędne rzeczy. Jedzenie się też marnowało u mnie ale mam na to sposób przetwarzam je sobie 😉 np. pieczywo nie najświeższe kładę rano na czajnik przed wyjściem do pracy, robię weki z owoców sezonowych.

Odpowiedz

Grzegorz Kwiecień 14, 2014 o 20:10

Jeśli nie prowadzisz jeszcze budżetu domowego

Przedewszystkim brak czasu(wymówka)
Nikt ze znajomych nie prowadzi i może dlatego nie mam żadnego argumentu do zmiany.
Nie mam żadnego praktycznego argumentu do prowadzenia

Odpowiedz

Kabierki Kwiecień 14, 2014 o 20:10

Prosze. Prosze. Prosze

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 14, 2014 o 20:11

Zdecydowanie największym wyzwaniem jest dla mnie konsekwencja – za podstawę uznałem konieczność przeanalizowania struktury wydatków. W tym celu konieczne było zebranie na przestrzeni co najmniej miesiąca szczegółowych informacji na co ile wydaję. Dokładnie, bez pomijania niczego, bo nie miało by to sensu. Gdy to się już uda zrobić, to staje się przed kolejnym sprawdzianem konsekwencji i silnej woli – pilnować podjętych na bazie tej analizy decyzji. Zwłaszcza w tych najbardziej kuszących momentach, składających się w największym stopniu na wydatki, które stanowią lwia część możliwej do zaoszczędzenia kwoty – wyjścia ze znajomymi na miasto i zakupy (zarówno te droższe ale i rzadsze, ale i te częstsze – spożywcze).

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 14, 2014 o 20:12

Nie prowadzę budżetu domowego ponieważ robi to za mnie moja dziewczyna.

Odpowiedz

Artur Kwiecień 14, 2014 o 20:13

Bardzo chętnie przecztałbym taką książkę. Oszczedzanie to dla mnie nowy temat i różnie z tym moim oszczędzaniem bywa. Na pewno potrzeba dużo samozaparcia i odrobinę wolnej (dobrej) woli.
Regularnie śledzę Twojego bloga i trochę dziwi mnie, że to nie Ty popełniłeś ową pozycję, Michale.
Choć większość literatury i prasy cytuję elektronicznie to muszę przyznać, że taką książkę łatwiej byłoby czytać do poduszki.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Sylwek Kwiecień 14, 2014 o 20:16

Przyznaje, że książka jest super. Otworzyła mi oczy na wiele spraw związanych z moimi finansami i pozwoliła mi spojrzeć na wiele aspektów mojego życia pod zupełnie innym kątem. Naprawdę bardzo przydatna i pożyteczna książka 🙂
Dużym + tej książki jest jej język i forma. Tę książkę, chce się czytać 🙂

Odpowiedz

TOMASZ Kwiecień 14, 2014 o 20:22

budżet domowy to fundament myślenia o przyszłości własnej i najbliższych; prowadzę go od wielu lat, najbardziej zirytowało mnie jak bezsensownie wypływają środki na coś co było ważne kiedyś a dzisiaj przestaje odgrywać takie istotne znaczenie (polisy na życie); tak czy siak uczymy się przez całe życie 🙂
Tomasz

Odpowiedz

ZP Kwiecień 14, 2014 o 20:22

Szczerze polecam książkę Marcina wszystkim, którzy chcą uporządkować swoje finanse osobiste.

I nie piszę tego dlatego, że dostałem taką z autografem od Autora – ale po prostu tak myślę po jej przeczytaniu.

Odpowiedz

Karo Kwiecień 14, 2014 o 20:24

Hej,obecnie jestem dwa lata po studiach. Dość szybko po nich ( a w zasadzie jeszcze w trakcie) musiałam zadbać o samodzielne utrzymywanie się w Warszawie, także system budżetu domowego był nieodzowny – oczywiście nie korzystałam z żadnego poradnika,nie przyszło mi to do głowy,wiec robię to na czuja 🙂 idzie mi całkiem nieźle gdyż w ‚typowym’ miesiącu potrafię tak spiąć wydatki, ze odkładam około 70-75% swoich zarobków ( i żeby nie było- zarabiam przeciętnie). Największym problemem były ‚niezaplanowane wydatki’, których nie da się uniknąć ale można zapobiec kłopotom z nimi związanymi – o sposobach dowiedziałam się już z tego bloga :)Choć wyzwaniem w tym wypadku jest szczegółowe zapisywanie – nie zawsze wychodzi tak dokładnie jakby się chciało – staram się jednak dążyć do „doskonałości” :). Problemem mogły być tez małe zarobki,jednak system dorobienia poza godzinami sprawdza się rewelacyjnie 🙂 Dzięki temu mam więcej środków na niektóre przyjemności oraz bezpieczeństwo w razie utraty pracy. Myślę, ze z czasem wprowadzę więcej modyfikacji 🙂 Pozdrawiam ! 🙂

Odpowiedz

Karol Andrzejewski Kwiecień 14, 2014 o 20:27

Witaj,

to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu. Zdecydowałem się napisać bo temat budżetu domowego to temat z którego jestem naprawdę dumny.

mam obecnie 25 lat a zaczęło się kiedy mając 21 lat, studiując i mając świetną dziewczynę (dziś już małżonkę) okazało się, że jest ona w ciąży:) w ciągu miesiąca zamieszkaliśmy razem i uniezależniliśmy się od rodziców pod względem wszelkiej pomocy finansowej. I to nie dlatego że mieliśmy wielkie dochody… poprostu chcieliśmy być niezależni (takie młodociane widzimisię:))

po pierwszym miesiącu kiedy „oszczędności” się skończyły okazało się że w cale nie jest tak łatwo utrzymać rodzinę. Studiowałem dziennie i konieczne było znalezienie prac dorywczych. Zacząłem udzielac korepetycji, pracować w mcDonaldzie (nocą), pracować na promocjach oraz inwenturach.

Zacząłem także budżetować.
1. Pierwszy problem był taki że nie wiedzieliśmy ile pochłaniamy pieniędzy miesięcznie… podzieliliśmy więc wydatki na stałe (opłaty, telefony, abonamenty itp.) oraz zmienne i tu wyróżniliśmy jedzenie, paliwo, Nikoś (nasz przyszły syn – np. wizyty u lekarza czy tzw. wyprawka, pokoik), oraz specjalne – najważniejsza kolumna gdzie znajdowało się wszystko co nie było NIEZBĘDNE.

2 po miesiącu okazało się, że niezbędnych wydatków bez których nie mozemy się obyć jest około 2400zł. a specjalnych aż 1000. Problem numer 2 to nabycie umiejętności rezygnacji z nieprzemyślanych zakupów, oraz z części przyjemności (do przyjemności zaliczaliśmy nie tylko kino czy pizzę ale także jogurt który do życia niezbędny nie jest;)) wprowadzenie „dobry praktyk zakupowych” zajęło nam prawie 3 miesiące (wydaje się długo ale każdy paragon jest przeglądany i rozpisany na poszczególne kolumny).

3. Dziś po upływie około 4 lat (Nikoś ma 3) nadal utrzymujemy nasze niezbędne wydatki w granicy 2400 z tym, że doszła kolumna inwestycje gdzie też udaje się sporo umieścić.

moim zdaniem budżetowanie ma 2 najważniejsze zalety:
– wiemy ile na co potrzebujemy w miesiącu – ile musimy zarobić
– widzimy ile z tego co kupujemy jest niepotrzebne.

Myślę, że moje spostrzeżenia mogą się przydać każdemu kto zaczyna z budżetem.

ps. miesięc temu dowiedzieliśmy się że w drodze jest drugi potomek a dzięki budżetowi wiemy, że nas na niego stać;)

pozdrawiam

Karol

Odpowiedz

Piotr Kwiecień 14, 2014 o 20:28

Korzystając z okazji polecę aplikację YNAB i materiały edukacyjne dostępne na ich stronie – metoda wydaje się bardzo podobna do sposobu budowania domowego budżetu jaki opisał Marcin Iwuć na swoim blogu. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że jest skuteczna i pozwala mi zaoszczędzić więcej.

Jeszcze protip do zastanawiających się(ciężko nie ulec po tylko reklamach* ;D) nad kupnem książki – sfinansuj zakup ze sprzedaży książek które kurzą się na półce i nigdy do nich nie wrócisz. Rada chyba pierwotnie dotyczyła zakupu zabawek dla dzieci, ale w tym przypadku też działa.

* jednym z zalecanych sposób ograniczania wydatków jest unikanie reklam ;>

Odpowiedz

Agnieszka Kwiecień 14, 2014 o 20:30

Nie prowadzę budżetu domowego, ponieważ wydaje mi się to dość żmudne. Kojarzy się z kolejnym obowiązkiem, których mam już mnóstwo na głowie.
Jestem już na etapie przekonywania samej siebie, że to ułatwi organizację pieniędzy i życia w ogóle.
I gram często w grę Farmer – aby wbić sobie naocznie do głowy, że małe kwoty (w grze króliki) systematycznie pomnażane prowadzą do kwot dużych (krowy i koń).
Taka prosta gra, a tak pożyteczna. Mam wrażenie, że do podświadomości przemawiają właśnie rzeczy proste. I może to pomoże przekonać siebie samą, że zarządzanie pieniędzmi może kojarzyć się z zabawą i lekkością, a nie z ciężkim obowiązkiem.

Odpowiedz

Sebastian Kwiecień 14, 2014 o 20:30

Dwa lata temu zacząłem swoją drogę w świadomym zarządzaniu finansami od zbierania paragonów. O ile szybko stało się nawykiem ich zbieranie to do dziś kuleje regularne ich spisywanie. Drugim istotnym problemem na jaki napotkałem jest odpowiednie wyważenie odpowiedniego poziomu szczegółowości w podziale wydatków na kategorie. Do dziś nie znalazłem złotego środka. A Wy?

Odpowiedz

mleko Kwiecień 14, 2014 o 20:31
Ania Kwiecień 14, 2014 o 21:31

W linkach które podał Michał, ebook jest nawet droższy od wersji drukowanej.
Dziwne to dla mnie 🙂

Odpowiedz

Gabi Kwiecień 14, 2014 o 20:31

my prowadzimy budżet domowy w podziale na różne kategorie kosztowe, pozwala nam to planować tzw. duże wydatki i zbudowac pod nie plan działań (ile musimy zarobić więcej lub na której kategorii ile przyciąć oraz o jakiej perspektywie czasu jest mowa).
największym wyzwaniem dla mnie jest systematyczność spisywania wydatków i znalazłam na to sposób taki, że na stole leży karteczka z ołówkiem, na której podczas rozpakowywania zakupów od razu spisuję rachunki.
natomiast najtrudniejszy moment to podsumowanie miesiąca, gdy objawiają się kwoty wydane na rzecz różnych kategorii :)))

pozdrawiam serdecznie i ustawiam sie po książeczkę

Odpowiedz

K Kwiecień 14, 2014 o 20:33

nie prowadzę budżetu domowego, bo tak dobrze mi się żyje, że boję się kiedy zobaczę ile mi pieniędzy przez ręce przeleciało/przeleci to się zapłaczę.. boję się na to po prostu spojrzeć! ale mam nadzieję, że dzięki tej książce w końcu mnie coś łupnie i się za to wezmę bo obudzę się z ręką w nocniku przy 40 z kredytem i życiem od 1 do 1 :O
Pzdr, K 🙂

Odpowiedz

Mariusz Kwiecień 14, 2014 o 20:33

Witaj Michale.
Nie prowadzę jeszcze budżetu domowego ponieważ brakuje mi czasu na zapisywanie pojedynczych wydatków, notowanie wszystkich zakupów itp. Jestem przekonany o tym, że jest podstawowy krok który należy wykonać aby poznać swoje finanse, ale mimo kilku prób nie znalazłem dobrego sposobu jak to robić, aby nie poświęcać na to zbyt wiele czasu.
Pozdrawiam świątecznie i życzę dalszych sukcesów
Mariusz

Odpowiedz

Pola Kwiecień 14, 2014 o 20:34

Ja prowadzę budżet domowy i największym wyzwaniem dla mnie jest dla mnie wyjście bez listy zakupów do sklepu, dla jednych banał, a dla mnie jak nie mam listy to całe planowanie budżetu i wydatków tygodniowych na spożywkę bierze w łeb 🙁
Mam nadzieję, że mając książkę uzyskam jakieś podpowiedzi co jeszcze mogę usprawnić i zacznę wreszcie oszczędzać

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 14, 2014 o 20:34

Przez kilka ostatnich lat, miesięcy miałem problem z opanowaniem tego co wpływa i wypływa z mojej kieszeni. Niby nic ale jak policzyłem któregoś dnia to mi się włos na głowie zjeżył i od tego momentu zacząłem prowadzić zeszyt z wydatkami i przychodami 🙂 do dziś go prowadzę choć jest sporo programów i stron ale mi ta formuła się sprawdza. Dzięki Michale Twojej stronie zmieniłem podejście do budżetu domowego. Obecnie planujemy wydatki z żoną przez co oszczędzamy i czas i paliwo nie mówiąc o pieniądzach. Książkę bardzo chciałbym dostać, na pewno pomoże mi w jeszcze lepszym podejściu do planowania domowego budżetu, co jest podstawą, żeby umiejętnie zarządzać swoimi pieniędzmi. Poproszę bardzo 🙂

Odpowiedz

Patrycja Kwiecień 14, 2014 o 20:35

Prowadzę budżet domowy dopiero drugi miesiąc i największym wyzwaniem jest namówienie domowników do zbierania WSZYSTKICH paragonów. Nie wiem jeszcze jak rozplanować oszczędności. Może książka mi w tym pomoże? 🙂

Odpowiedz

Tomasz T Kwiecień 14, 2014 o 20:35

Jeśli już prowadzisz budżet domowy: opisz, co jest lub było dla Ciebie największym związanym z tym wyzwaniem? Gdzie pojawiły się problemy oraz czy i w jaki sposób sposób radzisz sobie z nimi?

Największe wyzwanie – przełamanie się i zrobienie tego pierwszy raz.
Zrobienie budżetu na początku roku oraz jego prowadzenie pozwoliło nam zrewidować plany wakacyjne:
-budżet roczny dość precyzyjnie pokazał wydatki w poszczególnych miesiącach (np. osiemnastki, komunie, przeglądy itp)
-dobrze określone wydatki na planowane wakacje (noclegi, promy itp)
Mogliśmy bardzo szybko zareagować i zmienić plany bez niepotrzebnych rozczarowań bazując na założeniach. Jest już kwiecień i budżet vs realizacja sprawdza się prawie 100%.

Dodatkowo – skoro w pracy (z racji zawodu) robimy budżet to w domu byłoby grzechem nie zrobić.

Odpowiedz

Maciej Kwiecień 14, 2014 o 20:35

Ja z udziału w konkursie zrezygnuję, bo książkę już czytałem i chce zostawić szanse pozostałym czytelnikom Twojego bloga 😉 Książka jest do połknięcia w jeden wieczór i najbardziej „kupiła mnie” swoją autentycznością. Konkret bez ściemy. Bez zawachania funduje ją swoim rodzicom jako prezent od Zajączka 🙂

Cieszę się, że na Jakoszczedzac… pojawiają się recenzje wartościowej literatury z zakresu finansów osobistych. Michał, co polecasz jeszcze ze świeżych lektur (poza listą z Czytelni)?

Odpowiedz

Daria Kwiecień 14, 2014 o 20:36

Jak by to powiedzieć: jednocześnie zarządzam i nie zarządzam swoim budżetem 🙂
Stosuję sposób Harva Ekera (wszystkim, którzy nie znają tej metody polecam książkę „Secrets of the Millionaire Mind”) – i dzięki niemu wreszcie mam środki na inwestowanie, na oszczędzanie na konkretne cele, na edukację, podróże, dobroczynność, a także nie szkoda mi wydawać pieniędzy na przyjemności 🙂 I to jest rewelacyjne. To, z czym muszę walczyć to odzywający się czasem mimo wszystko wąż w kieszeni – ale dzięki posiadaniu różnych kont na różne cele łatwiej sensownie dzielić pieniądze.
Natomiast niestety nadal mam problem z wydatkami codziennymi. Wielokrotnie próbowałam zapisywać, na co wydaję pieniądze i jakoś sensownie planować bieżące życie. I zawsze (ZAWSZE) wychodzi na to, że wydaję więcej niż mam do dyspozycji. Co jest niemożliwe – bo jednak te pieniądze wydaję 🙂 To także nie problem matematyki 😉 Nie mam już pomysłów, jak próbować zarządzić wydatkami codziennymi, aby zmieścić się w tym co mam, nie biedować, nie myśleć też ciągle o tym, czy to wydatek „z sensem”. Czyli jak rozpisać budżet codzienny, aby jednocześnie trzymał mnie w ryzach, ale nie pozbawiał dobrych rzeczy.

Odpowiedz

PapaTom Kwiecień 14, 2014 o 20:37

Każdorazowo myśląc o prowadzeniu budżetu domowego miałem kaczą skórę. Brrrr, ile to notowania, i jeszcze zbierania i notowania, i jeszcze pamiętania o zbieraniu i notowaniu, brrrr

Wdzięczny jestem, że na tej planecie chodzą różne duszyczki,
jedne lubią skakać biegać tańczyć, inne recytować i pozy robić, inne sprzedawać, inne kierować pojazdami,
a jeszcze inne gromadzić trybazdaliony informacji związanych z finansami
aby potem to klarownie wyłożyć tym co mają kaczą skórę…
dziękuję! 🙂

Odpowiedz

Wojtek Kwiecień 14, 2014 o 20:38

Zawsze chodzi o motywacje! Jesli jest swietnie, nie musisz specjalnie oszczędzać, na wszystko wystarcza cieżko zmusić sie do jakiejkolwiek dyscypliny. Jednak wystarczy nowa potrzeba, przyciśnięcie do ściany wtedy szukamy rozwiązania. Wtedy przyszedł pomysł na uporządkowanie, budżetowanie …i tak sie zaczęło. Teraz tylko utrzymać własna dyscyplinę 😉

Odpowiedz

Rafał Kwiecień 14, 2014 o 20:40

Nie prowadzę budżetu domowego w sensie stricto. Prowadzę tylko arkusz Excela, w którym rozliczam rachunki za media, wywóz śmieci itp. Służy mi to do rozdziału tych rachunków pomiędzy moją rodzinę i rodziców z bratem, którzy mieszkają na parterze naszego domu. Jako że większośc wydatków uiszczam za pomocą kart (kredytowej i debetowej) a w bankach emitentach są takie narzędzia jak menadżer wydatków to uważam że prowadzenie budżetu jest dla mnie zbędne. Mogę automatycznie podejrzeć tam na co wydaję pieniądze, a muszę przyznać, że systemy bardzo dobrze już potrafią przypisywać poszczególne wydatki do odpowiednich kategorii. Jak dotąd taki system mi się sprawdza, raczej jestem nad kreską i na ten moment nie zamierzam tworzyć budżetu domowego dajmy na to w Excelu

Odpowiedz

Agata Kwiecień 14, 2014 o 20:42

Długi zmusiły mnie do prowadzenia budżetu.
Największym wyzwaniem była dla mnie decyzja, który z wydatków, lub kategorii wydatków, powinnam jeszcze zmniejszyć.
Dla osoby zadłużonej istnieje granica, poza którą odmawianie sobie wszystkiego przestaje być dźwignią a zaczyna być przeszkodą.
W moim wypadku dość trudne było spojrzenie na wydatki na jedzenie. Nie lubię byle jakiego jedzenia – nie chodzi o restauracje itp, ale jeśli np. mam kupować olej czy oliwę, nie jestem w stanie kupić „jak najtańszej” w jak najtańszym markecie.
Podobny problem np. z warzywami i owocami. Czy sens jest jeść owoce i warzywa jeśli kupuje się je w miejscach, w których na pewno znajdują się towary totalnie pełne pestycydów.

Jak sobie poradziłam? stwierdziłam, że wolę obniżyć standard życia w innych kategoriach a jeśli chodzi o jedzenie jednak pozostać przy starych nawykach, kontrolując natomiast ilość kupowanego jedzenia, tak aby nic, dokładnie nic się nie marnowało.

Odpowiedz

Andrzej Kwiecień 14, 2014 o 20:43

Hej Michał,

Kiedy pierwszy raz zajrzałem na Twój blog – prowadziłem już swój budżet, natomiast to u Ciebie właśnie udało mi się znaleźć mnóstwo ciekawych porad i informacji – dzięki.

Na początku, kiedy zacząłem prowadzić plan przyszłych rozchodów, miałem problem z ogarnięciem wydatków nieregularnych oraz faktu że każda faktura czy karta kredytowa którą opłacam ma inny termin zapłaty a w dodatku moja wypłata przychodzi w połowie miesiąca (z góry) a jeszcze do niedawna jej suma była różna każdego miesiąca. Z czasem udało mi się planować budżet na 2 miesiące do przodu z zarezerwowaniem luźnej sumy na nieprzewidziane wydatki – nadwyżkę tej kwoty odkładam.

Nie mogę narzekać na przychody, natomiast wiadomo, że im człowiek więcej zarabia tym więcej wydaje – dlatego moim priorytetem w budżecie jest określenie kwoty jaką w danym okresie odłożę (czasem udaje mi się nawet osiągnąć poziom – 50% przychodu).

Do moich rozliczeń dodaje także drobne kwoty z programów partnerskich i wpływy typu 5% odkładane przez mojego pracodawcę na prywatną emeryturę – mam jednak zgwozdkę ‚jak i czy’ klasyfikować wartości takie jak dopłata pracodawcy do karty multisport czy zniżki lojalnościowe.
Masz może jakiś pomysł/patent na to?

P.S. od pół roku prowadzę rejestr ‚sprzętów’ na gwarancji, pomaga mi to pamiętać co kiedy kupiłem oraz kiedy kończy się gwarancja – Gorąco POLECAM!

Pozdrawiam
A

Odpowiedz

Dominik Kwiecień 14, 2014 o 20:43

Nie prowadzę budżetu domowego , ponieważ jestem biednym studentem i cykl mojego salda jest taktowany końcem miesiąca 😉 Aczkolwiek wkrótce do pracy i nieco wiedzy by się przydało…

Odpowiedz

Daniela Kwiecień 14, 2014 o 20:45

Największe wyzwanie związane z prowadzeniem budżetu domowego? Problemy i radzenie sobie z nimi? Moim największym obecnym wyzwaniem jest poszukiwanie problemów związanych z budżetowaniem, ponieważ nie mam takich problemów. A bardzo chciałabym wygrać książkę. Dlatego napiszę pół żartem-pół serio, że miałam i nadal mam kłopot z rysowaniem tabelek budżetowych w zeszycie. Czasem po prostu nie chce mi się sięgnąć po kredkę i linijkę. A tak na poważnie: nie zaobserwowałam poważnych wyzwań związanych z budżetowaniem. Oczywiście czasem pojawiają się pewne pytania, ale traktuję je jako zachętę do poszukiwania odpowiedzi związanych z budżetowaniem, a nie jako problem. Obecnie zastanawiam się nad zmianą sposobu budżetowania, chciałabym zyskać pełniejszą wiedzę na temat swoich wydatków i oszczędności. I to wszystko. Wyzwań brak, problemów także nie widać. Mam tylko cichą nadzieję, że mimo to mój komentarz weźmie udział w konkursie.

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 14, 2014 o 20:46

Nie prowadzę budżetu domowego, kiedyś próbowałem ale nie wiem czy ma to sens. Za dużo pracy a czas i energia też też ważna. Dobrze jest wiedzieć to co chce się kupić, emocje trzymac na wodzy i mniej więcej orientować się w cenach. Prowadzę jedynie tylko zapiski jeśli udało mi sie zaoszczędzić na zakupie jakiegoś towaru albo za niego przepłaciłem.

Odpowiedz

Radek Kwiecień 14, 2014 o 20:47

Podczas prowadzenia domowego budżetu przewinęło się kilka problemów.
Pierwszym, w początkowej fazie, był zbyt precyzyjny spis wydatków… zamiast wrzucać do jednego worka np. ‚słodycze’, pisałem że kupiłem Marsa po 1,20 albo Snickersa po 1,50. Rada – kategorie w budżecie.
Potem okazało się że mimo prowadzenia budżetu nie oszczędzam… Zapisywałem co prawda wszystkie wydatki, ale w żaden sposób ich nie planowałem, ba nawet nie sumowałem wydatków na jedzenie, rozrywki, itd.
Na szczęście znalazłem na to sposób – zacząłem planować wydatki, uwzględniając przychody.
Kolejny problem wynikał z posiadania Najwspanialszej-Z-Żon… Istota nie pamiętająca ile, na co i kiedy wydała. Czasami zdarzał się jakiś paragon w torebce sprzed trzech miesięcy. Nie jestem w stanie zmotywować małżonki do choćby szczątkowej skrupulatności, ale dzięki blogowi Michała znalazłem wiele ciekawych pomysłów jak sobie z tym radzić. Na chwilę obecną jesteśmy na etapie wdrażania… Póki co w celu zbilansowania budżetu pieniądze wydawane przez żonę (wyjęte z bankomatu) trafiają do kategorii ‚bieżące’ ( w sensie jedzenie), chyba że przedstawi paragon że kupiła sobie/mi/dzieciom np. ubrania, albo zatankowała samochód [choć za LPG zazwyczaj płaci kartą]. Jak mawiają – Great minds think alike – na blog Michała trafiłem niedawno, budżet prowadzę od prawie 10 lat, a wypracowane rozwiązania są niezwykle zbieżne z Michałowymi.

Odpowiedz

Mateusz Kwiecień 14, 2014 o 20:47

Jestem na studiach, a więc sprawa prowadzenia budżetu jest mi jak najbardziej znana. Wiele pomysłów i rad wykorzystuję – nie pochlebiając! 🙂 – z Pana bloga. Wynajmuję mieszkanie wraz z dwójką znajomych. Pomimo początkowego sprzeciwu współlokatorów wprowadziłem parę zmian w funkcjonowaniu mieszkania, co zaowocowało mniejszymi rachunkami za prąd i wodę. Ponadto wprowadziłem zasadę, że każdego piątego dnia miesiąca każdy z nas jest zobowiązany wpłacił skromne 10zł do wspólnego budżetu. Pieniądze te przeznaczane są na zakupy dóbr podstawowych do normalnego funkcjonowania mieszkania. Dzięki temu, budżet jest stabilny a ja, jako ten, który dokonuje zakupów ów dóbr wiem, jak najlepiej wykorzystać tą sumę pieniędzy.
Prywatny budżet również nie kuleje za sprawą metody, którą stosuję od początku mojej przygody ze studiami – zapisuję każdy wydany grosz. Początkowo prowadziłem rachunek w excelu jednak nie przewidziałem problemów z laptopem. Niestety w trakcie naprawy kilkumiesięczny zapis rachunków usunął się. Obecnie prowadzę zapisy w wirtualnym dysku oraz na aplikacji w telefonie. Co do drugiej opcji jest to o tyle wygodne, że wydatki spisuję zaraz po dokonanej transakcji w kasie sklepu spożywczego. Czekając na tramwaj, który zabierze mnie do domu, zapisuję co do grosza wydatki. Dzięki spisywaniu rachunków mogę zaplanować sobie budżet na kolejny miesiąc, oczywiście z uwzględnieniem niespodziewanych wydatków, które mogą mnie napotkać. Kolejnym plusem jest to, że nie marnuję pieniędzy na głupoty, bo potem serce mi pęka jak muszę wpisać i takie wydatki do całomiesięcznego rachunku! Następną zaletą jest to, że mniej więcej wiem ile mogę pieniędzy przeznaczyć na inwestycje, konta oszczędnościowe itp. Jeżeli ktoś jeszcze nie spisuje swoich wydatków gorrrąco Was do tego namawiam! Poświęćcie parę minut dziennie, przy wieczornej (zielonej!) herbacie na spisanie wydatków! To jest >>podstawowy<< krok w prowadzeniu budżetu domowego!! Potem jest tylko lepiej, bo możemy – przyglądając się wydatkom – trochę elastyczniej dysponować budżetem w kolejnych miesiącach! 🙂

Odpowiedz

Wojtek Kwiecień 14, 2014 o 20:48

Nie prowadzę budżetu bo jestem leniwy.

Cześć wszystkim, Twojego bloga czytam od bardzo dawna i subskrybuje e-maile które zawsze cieszą (chyba jako jedyne) na początku „przygody” z Tobą byłem bardzo nakręcony tematem oszczędzania i gospodarowania pieniędzmi, obecnie żyję mi się dobrze, nie narzekam na brak pieniędzy chodź wiele ich nie jest, udaje mi się zaoszczędzić parę groszy co miesiąc i obawiam się że jestem w strefie komfortu która niebawem się skończy razem z życiem studenckim.

Niestety nie potrafię się zmotywować żeby zbierać paragony, rozliczać domowy budżet, po prostu mi się nie chce.

Z drugiej jednak strony robię wszystko aby pozyskać dodatkowe źródła dochodu i powiem szczerze całkiem nieźle mi to wychodzi. Zarabiam na blogowaniu a dokładniej na reklamach adsens oraz zainwestowałem pieniądze właśnie z reklam w domowy warsztat robiący kartki, zaproszenia itp.

Wiem Michale jednak że mógłbym oszczędzać bardziej, i maksymalizować dochody potrzebuję jednak kolejnej dawki motywacji która może mieścić się w tej książce.
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Ms Piętka Kwiecień 14, 2014 o 20:48

Cześć. Dla mnie największym wyzwaniem było uporządkowanie wydatków. Nie wiedziałam na co wydaję pieniądze, które po prostu się rozpływały. Odkąd zaczęłam zbierać paragony i selekcjonować je według działów wszystko wyszło na jaw. Dla niektórych to chore, ale na koniec miesiąca siadam na godzinkę i robię rachunek sumienia. Jak się okazuje największe wydatki idą oprócz utrzymania codziennego, czyli jedzenia, rachunków itp. na utrzymanie samochodu 🙂 Pomogło mi to również zrezygnować z niektórych rzeczy i ustalić harmonogram kiedy jakie rzeczy muszę kupić. Co lepsze nie używam do tego żadnych programów, aplikacji itp. Siadam i spisuję wszystko na kartce, którą potem mogę powiesić sobie na tablicy korkowej i przypomnieć, że pilnowanie się to wazna sprawa 🙂 Polecam mój sposób w 100% 🙂

Odpowiedz

rafal Kwiecień 14, 2014 o 20:51

podstawą każdej przedsiębiorczości, w tym także zarządzaniem gospodarstwem domowy jest prowadzenie budżetu, wiedzą o tym bogaci, którzy oglądają KAŻDĄ swoją złotówkę, analizują, wnioskują – to wiem, sam też to robię, choć nie jestem bogaty, bo największym problemem jest dla mnie systematyczność, w szczególności jeśli chodzi o wydatki ad hoc. Radzę sobie z tym w następujący sposób: przychody – wydatki stałe = wydatki ad hoc.

Odpowiedz

Witek Kwiecień 14, 2014 o 20:52

Można powiedzieć, że jednocześnie prowadzę budżet domowy i go nie prowadzę, ponieważ dopiero buduję dom. Jest to jednak wyzwanie większe niż prowadzenie uporządkowanego budżetu od „pierwszego do pierwszego”. Podstawowym problemem są tu trudności w wyliczeniu kosztów. Zazwyczaj każdą, nawet małą inwestycję dokładnie planuję, obliczając koszty materiałów i wykonania, po czym…dodaję 50% otrzymanej wartości. Ta pesymistyczna metoda zazwyczaj się sprawdza, jednak często zdarza się, że koszt końcowy przewyższa koszt zakładany o więcej, np. o 100%. Nieplanowane wydatki powodują duże luki w budżecie.
Z czego to wszystko wynika? Po części z naszej rodzimej mentalności – kogo się nie spytam, uważa że koszt zrobienia danej rzeczy będzie niższy niż zakładam – typ „jak robiłem to czy tamto to mnie to tanio wyniosło” – tylko Ci ludzie nie zapisują swoich wydatków i często nie wiedzą, ile tak naprawdę wydali na daną rzecz – np. pamiętają, że kupili tanio płytki, ale nie że płacili też za klej, fugę, listwy, impregnat etc…
Po wielu doświadczeniach wydaje mi się, że kosztów budowy/remontu domu tak naprawdę nie da się przewidzieć. I niestety zawsze wydamy więcej niż zakładaliśmy.
Jaka jest na to recepta? Chyba tylko jedna – jak mawia mój znajomy (także czytelnik tego bloga), po prostu „Trzeba więcej zarabiać”.

Odpowiedz

Majanka Kwiecień 14, 2014 o 20:52

No cóż… prowadzenia budżetu domowego dopiero się uczę. Małymi kroczkami. Powoli. Ale mam nadzieję, że w końcu się nauczę. W kwestii oszczędzania i oszczędnego podejścia do życia w dużej mierze podszkoliłam się i cały czas szkolę czytając Twój blog. Pierwszy kroczek w kierunku prowadzenia budżetu domowego to fakt, że zaczęliśmy spisywać z mężem codzienne wydatki. Bardzo skrupulatnie, każdy paragon, każda złotówka. Nie jest to łatwe, ponieważ nie żyjemy pod kreską albo „na styk”, więc czasami wydawaliśmy te złotówki dosyć swobodnie. Ale równocześnie zaskoczyło nas wiele kwestii. Jeszcze pewnie minie kilka miesięcy spisywania, liczenia, poznawania swoich wydatków, zmieniania przyzwyczajeń i dopiero przejdziemy do planowania. Na razie wydaje mi się, że pełne planowanie budżetu jest niemożliwe, za trudne. Zatem jeszcze wiele przede mną 🙂

Odpowiedz

Rado Kwiecień 14, 2014 o 20:54

Michał

Budżet domowy prowadzę od …. 9 lat, tak, tak od 9 lat kiedy to wyprowadziłem się od mamy i zamieszkałem z obecną żoną.
Budżet prowadzony jest na dzień dzisiejszy w zaawansowanym już pliku excel.
Zaczynałem nieśmiało, jedna tabelka, 3 kategorie , dochody rejestrowane co do złotówki. Z biegiem jednak lat stało się to moją pasją a jednocześnie budżetowaniem każdego z miesięcy.
Na dzień dzisiejszy każdy miesiąc jest tak zabudżetowany, że 10-tego każdego miesiąca nie zostaje mi na końcie ani złotówka. Nie zostaje nie dlatego, że wszystko roztrwonię…. 5 niezależnych kont oszczędnościowych stanowiących poduszkę finansową na wypadek poważniejszej awarii auta, zakupu opału na zimę czy wyjazdów wakacyjnych albo większych remontów, 5 funduszy inwestycyjnych na których odkładane są środki dla mnie, żony oraz moich dwóch synów, oraz jeden niezależny fundusz po to by nie spłacać przez 30 lat kredytu a w odpowiedniej chwili wykonać decydujący ruch.
Pewnie usłyszę za chwilę, że aby odkładać na tylu podkątach trzeba mieć spore zasoby itp. Powiem tak… i tak i nie
Rozumiem tych którzy w budżecie domowym dysponują kwotą 1500 zł i muszą ogarnąć na to cały miesiąc….natomiast nikt nie mówi, że trzeba oszczędzać od razu grube kwoty…
Napsize jak jest u mnie, choć wcale to nie musi być idealne i godne uwagi:
9 letnia analiza budżetu vs dochody w rodzinie powodują, że dokładnie tego samego dnia co następują wpływy dokładnie wiem ile złotówek należy pozostawić na koncie a ile może rozlać w 10 (pisałem o tym wyżej) niezależnych sakiewek.
Mój budżet domowy oparty na połączonych zaawansowanych tabelach przestawnych z funkcjami generuje się w rozbiciu na 3 kategorie (główną, pomocniczą i szczegółową) Zaszyta data kalendarza pozwala mi kontrolować, czy 25 danego miesiąca jestem zgodnie z planem (i starczy mi do 10-tego) czy należy zacisnąć pasa bo sprawa wymyka się spod kontroli.
Wyskakujące alarmy świecące na czerwono, sygnalizują że dalsze życie w tym miesiącu w podobnym stylu skończy się klęską (czyt. ogłoszę upadłość i będę musiał sięgnąć po środki rezerwowe)
Na szczęście drogą tą wędruję już kilka lat i w obecnej chwili zawsze udaje mi się dopiąć budżet dokładnie tak jak trzeba…. a 10tego na koniec miesiąca pozostałe środki an końcie trafiają do sakiewek…4 sakiewek nazwanych naszymi imionami, bo pomimo tego że systematycznie do puli trafia określona kwota ustalana na początku stycznia zgodnie z prognozami, analiza i inflacją…. to nie zaszkodzi kilka grosiczków dodać na koniec miesiąca.
Szczerze… to jestem fanem prowadzenia mojego budżetu i chętnie kiedyś wysłuchałbym Michał Twojego zdania nt mojego pliku i planu… niestety, na dzień dzisiejszy wykresy i analizy powodują że nie można go nigdzie przesłać a jedynie przynieść na pendrive i zaprezentować.

P.S Nie napisałem dziś po to by dostać książkę… niech dostaną ją Ci któzy potrzbują bodźca…. ja już taki mam i udowadniam sobie i innycm, że dzięki systematyce i dyscyplinie stać mnie na to co chce….. (oczywiście w granicach rozsądku)

Odpowiedz

MarcinDl Kwiecień 14, 2014 o 21:45

Tak z ciekawości: mógłbyś zamieścić zrzuty ekranów ze swojej aplikacji w Excelu? 🙂

Odpowiedz

Katarzyna Kwiecień 15, 2014 o 00:58

Wow! A ile poswiecasz czasu na budzetowanie?

Odpowiedz

OPTYK67 Kwiecień 14, 2014 o 20:55

Witam. Nie prowadzę budżetu domowego….A POWINNAM !!!!!
3 lata temu otworzyłam własną działalność (23 lata pracowałam zawsze jako pracownik). Pierwsze 2 lata makabra….. Nie umiałam gospodarować pieniędzmi, nie starczało na opłaty, zakupy towaru….Po roku siadłam i zaczęłam dumać. Zaczęłam rozdzielać pieniądze na na poszczególne zakupy , opłaty – „kupki, kupki ,kupki”. Ale odrobinę pomogło. Po 2 latach wszystkie opłaty były (i są!!) na bieżąco. Nie starczało jeszcze na towar. Kupowałam na późniejszy termin płatności i troszkę się to wszystko plątało…. Ponownie siadłam i zaczęłam dumać. Zaczęłam robić inaczej zakupy, nie kupowałam już od każdego dostawcy który się u mnie pojawił-nauczyłam się odmawiać. W kwietniu minęły 3 lata. Mam zapłacone wszystko na bieżąco, jest dużo lepiej. Ale na 100 % powinnam prowadzić budżet domowy(i „pracowy”). Tak fajnie reklamujesz tą książkę, że chciałabym ja mieć. Więc poproszę!!!!!!!(hi,hi,hi)
Pozdrawiam
Beata

Odpowiedz

Brian Kwiecień 14, 2014 o 20:56

Ja nie prowadzę budżetu domowego.
Dlaczego? Zapewne w dużym stopniu jest to zdeterminowane tym że mieszkam z rodzicami i o pewne wydatki się nie martwię (nie znaczy to że się nie dokładam do budżetu domowego, ale jest to stała kwota). Kolejnym powodem jest to że chyba trochę boję się poznać strukturę moich wydatków. Niestety największa część wydatków idzie na głupoty. Jakieś zachcianki spożywcze, alkohol. Na szczęście (odpukać) udało mi się 2 lata temu rzucić palenie. Sporą część moich zarobków pochłaniają raty długów i ich obsługa. Często potrafię przez parę dni powstrzymywać się od wydawania drobnych kwot, żeby po paru dniach wydać większą sumę na głupoty.

Odpowiedz

Krzysztof Kwiecień 14, 2014 o 20:56

Budżet domowy to w moim przypadku nieco ciężki temat. W mojej rodzinie jak na razie tylko ja myślę o finansach w ten sposób. Swoją drogą taka książka mogłaby być dobrym prezentem dla moich rodziców;) Wracając jednak do tematu, pierwsze próby spisywania wszelkich wydatków mam już za sobą. Największym problemem w moim przypadku jest, co tu dużo mówić, lenistwo, z którym intensywnie walczę. Często w pośpiechu zapomną wziąć paragon albo po prostu nie zapisze kwoty, którą wydałem, Momentami kłania się moje lenistwo i przekładam spisanie wszystkich wydatków na dzień następny, potem znów na następny a potem się okazuje, że czegoś tu brakuje:) Mimo wszystko w pierwszej kolejności chcę wyeliminować zbędne wydatki (wiem, że przy dobrze zrobionym budżecie dobrze bym widział, gdzie mi uciekają pieniądze, ale zdaję sobie sprawę ze swoich słabości w tej kwestii). Pilnując tych jakże niezbędnych zakupów, będzie mi łatwiej opanować spisywanie wydatków:) Na tą chwilę jest to największy problem ale dzięki Tobie postęp i tak jest ogromny:) Notuję już jakieś nadwyżki finansowe, które póki co skrzętnie chowam na koncie. Największym plusem jest zmiana myślenia a to już moim zdaniem połowa sukcesu:) Teraz sukcesywnie wprowadzam zmiany w moim finansach, które w końcu doprowadzą do sytuacji, w której będę mógł się pochwalić takim porządnie zrobionym budżetem domowym:)

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 14, 2014 o 20:58

Prowadzę budżet domowy od ponad roku. Początkowo zapisywałem tylko, na co ile wydaję, obecnie dopisuję także, gdzie robiłem zakupy (czyli nie tylko „Spożywka – 50 zł”, ale np. „Spożywka Tesco – 50 zł”). Największe wyzwanie stanowi konsekwencja, bo czasem chce się machnąć na to ręką z myślą „I tak do końca miesiąca jakoś kasy starcza”. Ale nie o to chodzi, szukać trzeba oszczędności i wprawiać je dalej w ruch.
Początkowo zapisywałem wydatki w formie zwykłych notatek w telefonie, obecnie korzystam z aplikacji coś a’la Excel na Androida, polecam. Z kolei najbardziej pocieszył mnie fakt, że nawet w miesiącach letnich (sezon grillowy 😉 ) więcej wydawałem na prasę i książki niż na alkohol 🙂

Odpowiedz

Piotr Kwiecień 14, 2014 o 21:01

Witajcie:)

Od kilku miesięcy korzystam Michale z Twoich porad i planuję budżet wg. Twojego szablonu. Największym dla mnie problemem jest konsekwencja w wykonaniu mojego budżetu miesięcznego. Często szczególnie gdy jestem po dyżurze aby poprawić sobie humor wydaję na coś pieniądze i nie potrafię oprzeć się pokusom. Z każdym miesiącem coraz lepiej sobie z tym radzę ale dużo pracy mnie jeszcze czeka:)

Pozdrawia

Odpowiedz

Ewa Kwiecień 14, 2014 o 21:01

Jeszcze nie prowadzę budżetu domowego, ale Twój blog przekonał mnie, że warto. Z wykształcenia jestem polonistką, rachunki i liczby mnie przerażały, ale coraz bardziej irytują mnie przeciekające między palcami pieniądze. Nasz budżet jest przyzwoity, a nie wiele potrafimy odłożyć, jednocześnie wydaje nam się, że ciągle oszczędzamy i nie pozwalamy sobie na przyjemności. Nie wiem, o co chodzi! Może to brak podstaw ekonomii albo w złym miejscu szukamy oszczędności. Potrzebuje merytorycznego wsparcia, aby zacząć racjonalnie wydawać pieniądze.

Odpowiedz

Damian Kwiecień 14, 2014 o 21:02

Pamiętam jak dziś, a było to 3 lata temu, gdy postanowiłem skrupulatnie monitorować przepływy pieniędzy przez moje ręce. Nasz budżet domowy, wypełniam tworząc wykres cashflow. Zamiast pisać co było najtrudniejsze, czy i gdzie pojawiły się problemy wolę opisać sprawy zupełnie przeciwne. Gdy zaczynałem wstukiwać liczb do arkusza excel, sprawiało mi to wiele frajdy, cieszyło mnie to jak dziecko, zwłaszcza gdy liczb na „+” było więcej niż tych ze znakiem „-„. Pal sześć, że budżet domowy zaczął wyglądać bardzo dobrze, nie ważne było to, że wyciągając z portfela kartę lub gotówkę przez moją głowę przechodziła myśl „ten wydatek trzeba będzie wprowadzić na komputerze, czy na prawdę tego chcesz?”, najważniejsze było coś innego – systematyczność. SYSTEMATYCZNOŚĆ, która niczym woda rozlała się na inne sfery mojego życia. Ten nawyk systematycznego monitorowania kasy przepływającej przez moje ręce, zabił uczucie odkładania „na później” rzeczy ważnych. Gdy zacząłem monitorować budżet domowy, w moim życiu zaczęły dziać się rzeczy magiczne. Tobie też to polecam.

Odpowiedz

Patryk Kwiecień 14, 2014 o 21:03

Część powodów dla którego nie prowadzę budżetu domowego można uznać za częściowo racjonalne, a część za niezbyt racjonalne. Jednak nie będę powodów kategoryzował.
Nie prowadzę domowego budżetu, bo:
– nie mam długu, mam poduszkę bezpieczeństwa
– mimo, że nigdy nie prowadziłem budżetu domowego to nigdy nie miałem długów
– wydaje mi się, że wymaga to dużej dyscypliny i zabiera dość sporo czasu
– pominięcie niektórych wydatków sprawi że całość straci na wiarygodności
– moi rodzice tego nie robili i radzą sobie dobrze
– mam wrażenie, że narzuciłoby to męczący rygor
– może byłoby źródłem dodatkowego stresu (zarówno z powodu tego, że może pominałem przypadkowo niektóre pozycje w budżecie i jest niedokładny, jak i uzmysłowienie sobie wielkości wydatków na niekóre cele)
– podświadomość, że „liczenie każdego grosza” jest domeną osób biednych (świadomie zdaje sobie sprawę, że przeważnie jest na odwrót) i podświadomy brak chęci do pretendowania do tej grupy
– chyba podświadomie kojarzę prowadzenie budżetu domowego to ograniczenie swobody i zwiększenie kontroli (nawet jeżeli to jest autokontrola)
– ograniczam się do oceniania racjonalności pojedynczych albo pakietów wydatków na różne cele czyli posiadam już pewien ograniczony element kontrolny, który w miarę pomaga trzymać wydatki w ryzach
– mam świadomość, że w przypadku problemów finansowych (raczej się na razie nie zapowiadają) mogę liczyć z pewnością na rodzinę i z dużym prawdopodobieństwem na niektórych przyjaciół
– mam trochę problem z regularnym działaniem bardzo długofalowym, więc nie dokładałem sobie obowiązku, który tego wymaga, a radzę sobie bez niego w miarę ok
Nie wykluczam, że zacznę w przyszłości prowadzić taki budżet

Odpowiedz

Dominika Kwiecień 14, 2014 o 21:08

Budżetu domowego w dosłownym sensie nie prowadzę, choć to sobie obiecuję od dłuższego czasu. Gubię paragony bądź ich nie systematyzuję. Sezonowo robię jednak porządki w budżecie. Nie kupuję więcej kosmetyków i żywności niż potrzebuję, omijam wyprzedaże ubrań (czasem nieskutecznie :), chodzę do biblioteki (zamiast kupować tony książek), staram się opłacać rachunki regularnie, aby nie płacić odsetek, zamiast za wszystko płacić kartą wybieram określoną kwotę z bankomatu, więc widzę ile mi ubywa i sprawdzam ile wydaję miesięcznie. Przymierzam się też do wyprzedaży niepotrzebnych rzeczy on-line. I to na razie tyle.

Odpowiedz

iukasz Kwiecień 14, 2014 o 21:08

Budżet domowy prowadzę od stycznia tego roku. Nie jest to łatwe, ale widząc korzyści z tego płynące warto zainwestować swój czas i czasami nerwy 😉
Największym problemem jak dotąd, było przekonanie pozostałych członków rodziny (czytaj żony) do systematycznego zapisywania wydatków i kontrolowania „własnego portfela”. Notowanie każdej wydanej złotówki, czy nawet stówki, nigdy nie było istotne i trudno nagle zmienić przyzwyczajenia. Poza tym, komu by się chciało zapamiętywać, zbierać paragony czy, co gorsza, notować w telefonie daty i kwoty i przechowywać to wśród setek innych notatek…. Zawsze była jakaś wymówka…. Dlatego też, postanowiłem wyposażyć rodzinkę w aplikacje na tel. Zainwestowałem i zakupiłem aplikację, która ma swój odpowiednik na komputer. Dzięki temu ja mam świetne narzędzie do prowadzenia budżetu (wykresy, raporty, porównania itp.) a rodzina proste, szybkie w obsłudze i bardzo intuicyjne narzędzie do zapisywania wydatków. I nie ma już wykrętów typu: „Nie było jak!” albo „A niby gdzie miałam to zapisać????”
Uważam też, że zakup takiej aplikacji i zainwestowanie tych kilku €, to lepszy pomysł niż prowadzenie budżetu w Exelu, który, nie oszukujmy się, nie jest zbyt zachęcający… Nie dość, że jest on skomplikowany (a to dla wielu konkretna wymówka), to jeszcze…. BRZYDKI! A dedykowane aplikacje? Ładne, przejrzyste i co najważniejsze, intuicyjne i banalne w obsłudze! A to powoduje, że prowadzenie domowego budżetu to już nie jest niemiły obowiązek tylko sama przyjemność 🙂
Pzdr

Odpowiedz

Natasza Kwiecień 14, 2014 o 21:13

Prowadzę budżet od kilku miesięcy i w zasadzie największym wyzwaniem było przestrzeganie ustalonych zasad tj. utrzymanie wydatków w zaplanowanych widełkach.Najwięcej pokus to kody rabatowe i znizki na artykuły dziecięce w sklepach internetowych w których zwykle kupuję. Choć doskonale wiem, że te okazje powtarzają się dosc często to ciężko mi nie zajrzeć co tam aktualnie jest i nagle generuje się pilna potrzeba zakupu spodenek dla dziecka i czegos tam jeszcze co na pewno sie przyda (aczkolwiek mogłoby poczekac do kolejnego mca),no a potem dobicia do kwoty z darmową wysyłką…I już robiła sie większa suma. Bardzo ułatwiała mi takie beztroskie rzuty karta kredytowa z mbanku bo jest idealnei sprzężona z kontem i płacąc mtransferem mogę wybrac po prostu przelew z karty zamiast wpisywać jej nr itp. Toteż w tym mcu podjęłam bohaterską decyzję wypowiedzenia umowy karty i mam nadzieję, że to mi pomoże oprzeć sie impulsom.

Odpowiedz

Wiola Kwiecień 14, 2014 o 21:15

Prowadzę budżet domowy od paru miesięcy. Zwykle, kiedy koleżanki pytały się między sobą ile pieniędzy wydają na jedzenie, nie potrafiłam odpowiedzieć, bo wszystkie pieniądze miałam w jednej puli i ile by ich nie było, to wszystkie się „ulatniały”. Ktoś mi powiedział, że prowadząc budżet domowy w parę miesięcy zaoszczędził parę tysięcy zł. To mnie zainspirowało, po 20 latach zarabiania pieniędzy zaczęłam prowadzić budżet domowy i teraz doskonale wiem ile wydaję na jedzenie, na media, które z nich są najdroższe itp. Np. zobaczyłam, że najdroższa jest woda, więc zainstalowałam w moim prysznicu końcówkę, która rozbija wodę na mniejsze krople i w ten sposób oszczędzam do 50% wody (pieniędzy). Prowadzenie budżetu sprawiło, że świadomie decyduję, gdzie i ile wydaję pieniędzy. Myśl: przeżyć do wypłaty, zmieniłam na: ile zaoszczędzić i odłożyć.
Największym wyzwaniem – na początku dla mnie było zbieranie każdego paragonu i systematyczne zapisywanie wydatków, jednak z czasem jest coraz lepiej i zajmuje mi coraz mniej czasu. Zachęcam innych do prowadzenia budżetu!

Odpowiedz

Hann Kwiecień 14, 2014 o 21:19

To teraz może ja:) Jestem studentką więc jak wiadomo każdemu moje sprawy finansowe różnie się mają. Na szczęście mieszkam w domu i dojeżdżam na studia co taniej mnie wychodzi niż przeciętnego studenta, który mieszka w akademiku czy na stancji. Budżet domowy hmmm prowadzę nawet dwa;D z racji, iż posiadam własne środki co miesiąc i sobie nimi gospodaruje, dodatkowo planuje budżet rodzinny( nawet się ze mnie śmieją w domu że jestem finansmistrem ich osobistym:)). Lubię kupować produkty dobrej jakość ale w korzystnej cenie – nałogowo przeglądam gazetki i wybieram najbardziej korzystny koszyk zakupów dla mojej 3-4 osób:).Mimo niedużej kwoty do wydana na 3-4 osobową rodzinkę często coś zostaje i wtedy ląduje na koncie oszczędnościowym z czego rodzinka jest baaardzo zadowolona – taki nasz sport rodzinny. Wyzwaniem dla mnie było i jest brak czasu by wszystko zaplanować, ale angażując kogoś z rodziny ogarniamy sytuacje. Czasami sobie mówię: ach o te parę groszy będę latać, ale za chwilę później rozsądek podpowiada mi: nie nie nie! Grosik do grosza a będzie na koncie oszczędnościowym by mieć te małe zabezpieczenie w razie wu. A gdy już fundusz w razie wu został wykonany – spokój w rodzinie bezcenny( by nie żyć z dnia na dzień). Starcza na małe przyjemności czy remoncik a zadowolenie daje mi siły by dalej „trenować” razem z rodzinką i rodzinkę! Takie małe sukcesy.
Myślę, że nauka od najmłodszych lat daje wyniki w przyszłości! A przez właśnie blogi właśnie jak Wasze – jakoszczedzacpieniadze.pl i finansebardzoosobiste.pl mogę się uczyć od najlepszych i motywować co dnia!:)
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 14, 2014 o 21:19

Dla mnie największym wyzwaniem było znalezienie czasu na prowadzenie budżetu. Oprócz tego, że jest nas szóstka w domu, więc wydatków jest sporo, to prowadzę również działalność gospodarczą i jeszcze pracuje dla zewnętrznej firmy. Stąd czasem jeden paragon, kończy jako paragon i dwie faktury. Nie znam jednak drugiego takiego momentu, jak wtedy kiedy na koniec miesiąca wszystkie pozycje zgadzają się co do złotówki. Ten spokój ducha który człowiek wtedy czuje, jest warty potu poświęconego na wpisywanie tych cyferek.

Odpowiedz

Maciej Styczeń 15, 2019 o 10:55

blogojciec? 🙂

Odpowiedz

Robert Kwiecień 14, 2014 o 21:20

Podchodziłem do tematu kilka razy i kilka razy poległem. Generalnie problemem jest to co wspomniałeś – żmudna robota księgowego. Wpisywanie tych paragoników, a jeśli wraca się z marketu i chce się pokategoryzować zakupy to już w ogóle kanał. Dodatkowo trzeba zmobilizować rodzinę. U mnie tylko żona i córka, ale mimo to nie udawało się pilnować – nie wzięłam paragonu, nie wiem, a już za Chiny Ludowe nie przyzna się ile poszło na fryzjera czy kosmetyczkę. Próbowałem korzystać z aplikacji – trochę lepiej, jednak nadal to robota księgowego, czego nie cierpię. Brak u mnie takiej systematyczności. Wytrzymam miesiąc, może trzy, potem się powoli rozjeżdża. Przez długi czas kontrolowałem same wydatki na samochód – też się urwało.
Niektóre konta bankowe posiadają już opcje tagowania wydatków. Całkiem nieźle to działa, ale też pod warunkiem że robimy w miarę jednorodne zakupy – paliwo, spożywka, czy np. opłaty typu prąd, woda, itp. No ale wtedy płatności gotówkowe trzeba ogarniać ręcznie no i potem to gdzieś analizować.
Na pewno prowadzenie budżetu domowego jest bardzo przydatne, można zobaczyć gdzie kasa wypływa, zaplanować jakieś działania oszczędnościowe. Jednak jak dla mnie musi być jakiś motywator dodatkowy, nie wiem może nawet coś na zasadzie grywalizacji – zdobywanie kolejnych poziomów, odznak, bo inaczej to nuuuudne. Musi do tego być przekonana cała rodzina i to przekonanie musi być w jakiś sposób stale podtrzymywane – może w postaci „raportów” o realnych korzyściach, np. dzięki prowadzeniu budżetu mamy na fajniejsze wakacje, możemy kupić sobie w nagrodę ajfona albo wyjść na sushi.
Albo może jakieś fajne, realne przykłady „z życia”, konkretne rozwiązania „techniczne” np. jak ewidencjonować te paragony.
Tylko przy tym codziennym zabieganiu nie wiem jaka appka to jest w stanie ogarnąć 🙂

Odpowiedz

Aleksandrocholik Kwiecień 14, 2014 o 21:23

Prowadzę budżet domowy już jakiś czas, na tyle długo, żeby mieć jakieś refleksje na ten temat i na tyle krótko, żeby pamiętać trudne początki.
Trudności były i są zawsze: brak konsekwencji oraz lenistwo. I patrząc po komentarzach sporo ludzi boryka się z tym samym.
Ja chciałam odnieść się raczej do dwóch sposobów, dzięki, którym pokonałam swoje słabości w tej dziedzinie.
Korzystałam ze starej jak świat metody kija i marchewki.
Kijem u mnie jest strach przed przyszłością, nie tylko finansową i aby go pokonać należy rozeznać się dobrze w tym co posiadamy aby tworzyć plany b. Po prostu nie można pozwolić sobie na niewiedzę, ile mamy na co wydajemy i jakie mamy potrzeby.
Marchewka w moim przypadku to radość z rosnących oszczędności, z tego, że nad czymś panuję i z ograniczonego kredytu (wiem, że to zabawne ale cieszę się z tego, że tak nadpłaciłam kredyt, że nawet jakbym straciła pracę to na kredyt i na życie zarobiłabym w jakiejkolwiek pracy). Każdy musi znaleźć marchewkę i kija na siebie i w chwilach słabości przypominać sobie albo jedno albo drugie. Panowanie nad własnymi finansami naprawdę sprawia satysfakcję, czego wszystkim czytelnikom życzę:)

Odpowiedz

Martyna Kwiecień 14, 2014 o 21:24

Witam,
Ja prowadzę domowy budżet od około 4 lat, jednak nie jest on idealny, gdyż zaczynałam bez niczyjej pomocy, po swojemu. Po prostu założyłam skoroszyt w Excelu, w którym w jednej tabeli zapisywałam wpływy w danym miesiącu, w drugiej miałam opłaty które z reguły były stałe, ale co jakiś czas pojawiały się jakieś dodatkowe. Przez pierwsze dwa lata w ogóle nie zapisywałam wydatków, po za opłatami. Zaczęłam zapisywać wydatki jak zauważyłam iż nie mam kontroli nad pieniędzmi po opłaceniu opłat, i bardzo często wychodziliśmy na minus, zapożyczając się. W tamtym czasie zaczęłam też szukać informacji, czy też sposobów na prowadzenie budżetu. Przeszłam przez wiele blogów lepszych i gorszych, oraz przez najróżniejsze aplikacje, pomagające ogarnąć domowe finanse. Próbowałam różnych sposobów, ale w końcu i tak wracałam do swojego sposobu, bo w tych innych zawsze było czegoś brak. A nie chciałam mieć finansów np. w 3 różnych plikach. Szukając złotego środka trafiłam na ten blog, i śledzę go ponieważ, tu znalazłam najwięcej praktycznych i fachowych rad na temat finansów. Nadal trudności sprawia mi pozbycie się długów i odłożenie pieniędzy, ale staram się ciągle poszerzać swoją wiedzę na temat finansów, aby poradzić sobie i z tymi zagadnieniami.

Odpowiedz

Anets Kwiecień 14, 2014 o 21:26

Nie prowadzę budżetu domowego ponieważ …
Nie wiedziałam jak ugryźć ten budżet domowy. Jak zacząć, kontynuować i przede wszystkim jak wyciągać wnioski z zebranych danych?? Bo przecież samo wklepanie rachunków do pliku excel to nie wszystko, prawda? 🙂 Zawsze było za mało czasu, żeby usiąść i się do tego konkretnie przygotować. Obecnie jestem w 5 miesiącu ciąży, niestety na zwolnieniu, więc mam aż za wiele wolnego czasu na czytanie i dokształcanie, więc książka w tym temacie byłaby zbawienna, tym bardziej jeśli poleca ją osoba tworząca ten blog.

Dotąd nie czułam tak dużej odpowiedzialności za finanse w domu, ale odkąd pojawił się synek (2-latka), a córeczka jest w drodze, czuję dużą potrzebę uporządkowania tej sfery naszego życia, gdyż będzie ono wpływało także na nasze pociechy, niczego obecnie nieświadome.

Życzę powodzenia wszystkim, którzy prowadzą luz chcą zacząć prowadzić budżet domowy.

Pozdrawiam ciepło,
Anets

Odpowiedz

Stacy Kwiecień 14, 2014 o 21:29

Michale, śledzę twojego bloga od dłuższego czasu. Zaintrygowana wpisami o prowadzeniu domowej rachunkowości, na początku następnego miesiąca z zapałem zabrałam się do zapisywania: zarobki, wydatki, wydatki, wydatki… po dwóch tygodniach na myśl o cyferkach robiło mi się słabo. Nie, żebym była nie systematyczna, zbierałam paragony i zapisywałam każdy wydany grosik. Ale przestałam. Przeraziło mnie, że zarabiamy o wiele więcej niż sądziłam oraz że wydajemy jeszcze więcej… Ta niekończąca się lista wydatków zmroziła mnie, ponieważ nagle zdałam sobie sprawę, że to nie ja zarządzam swoim budżetem, a moje/nasze zachcianki, niezaplanowane wydatki i nieprzemyślane zakupy.
Od tego czasu minął rok i oto, co się zmieniło: budżetu nie prowadzę, ale nauczyłam się planować wydatki. Staram się, by większe sprawy nie kumulowały się w jednym miesiącu: ubezpieczenie auta, wymiana opon, zakup opału. Do tej pory takie niespodzianki rujnowały nasz budżet i zmuszały do zasięgnięcia pożyczek, teraz bardziej kontroluję, co i kiedy trzeba opłacić.
Zmierzyłam się z moim największym wrogiem: pożyczkami, kartami kredytowymi i długami. Powoli, ale systematycznie je spłacam, część refinansowaliśmy, resztę spłacamy stosując zasadę ‚śnieżnej kuli’. Idzie powoli, ale satysfakcja, że spłaciło się kolejne zobowiązanie, a nowe na to miejsce nie powstało dodaje mi sił.
Zaczęłam także planować, jak zadbać o nasze bezpieczeństwo finansowe. Nie znam się na inwestowaniu, ciężko jest nam odłożyć nawet kilkadziesiąt złotych, ale ta na razie skromna poduszka finansowa daje nam cień szansy na poczucie bezpieczeństwa na przyszłość. A najbliższe wakacje odbędą się pod hasłem: wyjazd za 5 złotych! Zbieramy od września, mnóstwo przy tym śmiechu i zabawy oraz zaangażowania całej rodziny.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Ania Kwiecień 14, 2014 o 21:29

Hej, Michale! Ten post to jak gwiazdka z nieba dla mnie.

W tej chwili nie prowadzę budżetu domowego, ponieważ nie dysponuję własnymi pieniędzmi – mieszkam z rodzicami i nie mogę pójść do pracy ze względu na… podatki 😀 Za to zeszły rok akademicki skończyłam 700 zł na minusie… i to pomimo znalezienia pracy na pól etatu na ostatnie 2 miesiące! Teraz mam 20 lat, urlop dziekański i obawę, jak dam sobie radę z ogarnięciem budżetu od października. Bardzo chciałabym przez najbliższe kilka miesięcy uporządkować wszystkie sprawy związane z planowaniem budżetu, może odłożeniem paru groszy „na czarną godzinę”. Wejść w to nowe życie na nowym kierunku studiów z nowym podejściem. Myślę, że ta książka mnie – jako młodej osobie dopiero rozpoczynającej swoją drogę do finansowej niezależności – pomoże uniknąć wielu błędów. Byłoby super, gdybyście Panowie zechcieli jeden egzemplarz przekazać dla mnie 🙂

Pozdrawiam cieplutko!

Odpowiedz

Gosia Kwiecień 14, 2014 o 21:31

Widzę, że książka Marcina cieszy się coraz większym powodzeniem 🙂 Polecam serdecznie wszystkim oszczędzającym i tym, którzy dopiero chcą zacząć. Tak jak pisze Michał – lektura obowiązkowa 😉

Odpowiedz

Tapirek Kwiecień 14, 2014 o 21:33

Cześć,
odpowiem na pytanie drugie:
budżet domowy prowadzę od lipca 2010 roku i używam do tego celu darmowego programu „Account Xpress Lite”. Doskonale sprawdza się on dla moich potrzeb. Największym wyzwaniem było dla mnie odpowiednia kategoryzacja wydatków i dochodów, model ten zmieniał się przez kolejne miesiące. W dużej mierze polegałem na intuicji, ale bardzo pomógł mi też Twój wpis Michale na temat jakie kategorie Ty posiadasz. Mam też dwie rady dla wszystkich, dla których systematyczność jest problemem.
1. Nie ma (dla mnie) zbyt dużego sensu w rozbijaniu różnych kategorii na coraz mniejsze. Dzięki temu nie będziecie musieli skrupulatnie przepisywać każdej pozycji z paragonu, będzie można w wielu przypadkach po prostu przepisać kwotę.
2. Wyrobiłem sobie nawyk systematyczności. Codziennie otwieram mój programik na 5-10 min i uzupełniam wydatki. Jest to u mnie już nawyk, tak jak dla wielu np, bieganie wieczorem.
Zdecydowanie polecam wszystkim niezdecydowanym.

Odpowiedz

david Kwiecień 14, 2014 o 21:37

Budżet prowadzę, zostałem do tego zmuszony. Najogólniej mówiąc z dnia na dzień firma została sprzedana, a nowy właściciel obciął wynagrodzenie o 40%, zniknęły premie… a kredyt hipoteczny trzeba było spłacać, rachunki opłacać, a i zjeść by się przydało. Był to pierwszy rok kryzysu, do tego momentu człowiek nie myślał o oszczędzaniu, odkładaniu pieniędzy, giełda rosła, fundusze inwestycyjne puchły, wynagrodzenie wpływało, idąc do sklepu kupowałem co było potrzebne lub na co miałem ochotę, co weekend spotkanie ze znajomymi i dobra zabawa, aż tu nagle wszystko walnęło. Pozostała terapia szokowa – drastyczne ograniczenie wydatków, ale tak naprawdę nie wiedziałem na co szły pieniądze. Trzeba było to sprawdzić.
Excel nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu, więc stworzenie arkusza do rejestrowania wydatków i przychodów nie było problemem. Podzieliłem wydatki na kategorie, było ich dokładnie 95, z czego wydatki żywnościowe to 29 różnych kategorii (np. makaron, konserwy, dania gotowe, wino, wódka, piwo, napoje, nabiał, pieczywo, etc). Chciałem bardzo dokładnie wiedzieć na co wydaję pieniądze.
Generalnie już po 2 miesiącach było widać, że wydaję bardzo dużo pieniędzy na alkohol i zamawiane jedzenie, sporo kosztuje mnie paliwo do samochodu, mimo iż dojeżdżam codziennie tylko ok. 2km, kosmetyki do najtańszych też nie należą.
Racjonalizacja wydatków nie była łatwa, ciężko jest się przestawić na tańsze zamienniki produktów, a ze sporej części wydatków w ogóle zrezygnować. Kanapki czy sałatki zamiast zamówić obiad? Ograniczyć spotkania ze znajomymi, nie wydawać tyle na alkohol, częściej spotykać się w domu niż w lokalu, zamiast Vichy czy Eris kupić L’oreal czy Tołpę, zamiast jechać samochodem do pracy wybrać się pieszo lub rowerem,
Ale udało się. Budżet został zrównoważony, wydatki przestały przekraczać dochody, na bieżąco analizowałem wydatki i niemal w każdej chwili widziałem jakimi środkami dysponuję. Obecnie dochody powróciły do dawnych wartości, ale teraz, mam nadzieję, jestem mądrzejszy. Po pierwsze odkładam w ramach III filaru ok. 20% wynagrodzenia (w IKE i część w postaci dobrego unit-linku – takiego, który ma niewielkie opłaty i zamiast na ubezpieczenie niema cała składka idzie na inwestowanie). Dla bezpieczeństwa odkładam jeszcze „na czarną godzinę” środki, które mają być inwestowane bezpiecznie, celem jest odłożenie 12-krotności otrzymywanego wynagrodzenia. Prowadzenie budżetu to teraz coś normalnego, weszło w krew. Najtrudniejsza była dyscyplina wpisania każdego, nawet najdrobniejszego wydatku, bo tylko wtedy wyniki będą obiektywne. Dużo czasu zajęło mi również znalezienie tańszych, ale porównywalnych jakościowo zamienników kupowanych produktów, tak by nowe produkty nie tylko były dobre w smaku czy działaniu, ale również nie truły mnie chemią w nich zawartą. Trud opłacił się, pieniądze nie przeciekają między palcami, są rozsądnie wydawane i inwestowane.

Odpowiedz

Ann Kwiecień 14, 2014 o 21:39

Witam,
Prowadzę budżet domowy od 4 lat. Zaczynałam jako singielka wynajmująca pierwsze mieszkanie i próbująca ogarnąć tematykę domowych przychodów i rozchodów – poprzednie pokolenia księgowych i ukończone studia z zarządzania miały ułatwić to zadanie.
W praktyce bywało różnie. Pamiętałam, że moja mama zapisywała wszystkie wydatki w zeszycie. Nie było tam kategorii tylko wszystkie wydatki na poszczególne produkty z każdego dnia. To było zbyt szczegółowe i czasochłonne. Nawet prowadzone w arkuszu kalkulacyjnym.
Wprowadzenie kategorii było dużym ułatwieniem i oszczędnością czasu jednak kategoria „INNE” był i jest zmorą do dnia dzisiejszego.
Obecnie do prowadzenia budżetu używam kontomierza i krzyżowo posługuję się wiedzą i materiałami zdobytymi z cyklu „zaplanuj budżet domowy” (bardzo dostępna wiedza).
Dzięki temu razem z mężem zaczęliśmy oszczędzać i mamy nadzieję, ze wkrótce gdy na świecie pojawi się nasza córka nie będziemy mieć problemu by dobrze inwestować oszczędności w jej i naszą przyszłość.
Dla nas wspólnym mianownikiem w każdym działaniu jest „konsekwencja” 🙂

Odpowiedz

Piotrek Kwiecień 14, 2014 o 21:45

Hej, Michale

Nie prowadzę domowego budżetu ponieważ nigdy nie myślałem, że można jeszcze na czymkolwiek oszczędzić. Problem jaki teraz dostrzegam jest taki, iż nad każdym zakupem czy to większym czy mniejszym zawsze zastanawiam się 10 i więcej raz – często tracę mnóstwo czasu na szukanie lepszych/tańszych rozwiązań i nie zawsze na tym dobrze wychodzę. Mógłbym ten czas lepiej spożytkować. Przypuszczam, że planowanie budżetu zaoszczędziłoby mi sporo czasu i nerwów.

Nie pozostaje mi chyba nic innego jak się do tego przekonać.

Odpowiedz

Ola Kwiecień 14, 2014 o 21:48

Książkę już mam i przeczytałam w jeden (długi 🙂 ) wieczór. Ciężko się od niej oderwać. To najlepszy poradnik, jaki do tej pory czytałam i faktycznie Michale, bardzo spójny z treściami, jakie opisujesz na Twoim blogu. Nareszcie ktoś zaczął dbać o naszą finansową edukację i dzięki ludziom takim jak Ty i Marcin przestajemy być bezbronni.

Odpowiedz

Karol Kwiecień 14, 2014 o 21:53

Na początku studiów z kontrolowaniem wydatków u mnie nie było problemów. Szczegółowo zliczałem wszystko przez pierwsze 2 miesiące, a potem, jak już byłem rozeznany ile pieniędzy wydaję udało mi się obejść bez kontroli wydatków.
Powróciłem do pomysłu w momencie, gdy zamieszkałem wspólnie z dziewczyną. Każdy miał swoje pieniądze, więc jakoś wydatki na wspólne jedzenie trzeba było podzielić. Zacząłem wtedy spisywać rachunki.
Za sprawą bloga od kilku miesięcy oprócz tego dodatkowo kontroluję jeszcze własne wydatki, i jak się okazało jest ich trochę więcej niż szacowałem.
Dla mnie głównym problemem przy prowadzeniu budżetu domowego jest pilnowanie tych wszystkich wydatków. Z początku często zdarzało mi się nie zanotować jakiegoś zakupu, przez co suma kosztów nie była kompletna. Z czasem jednak człowiek przyzwyczaja się, że albo od razu coś zapisuje, albo chowa paragon/zapisuje w telefonie, aby wydatek nie umknął. Z czasem myślę że przestaje to być męczące. A narzeczona póki co swojego budżetu nie prowadzi, i wszystkie wydatki wspólne i tak ja za nią zapisuję 🙂 Ale rozrzutna nie jest, więc póki tak jest dobrze.
Dodatkowym utrudnieniem było to, że jednak ja zdecydowanie więcej jem. I stąd się wziął od samego początku zainicjowany przeze mnie podział wydatków 60:40. Myślę że uczciwe jest to dla obu stron.
Docelowo planujemy wspólne konto bankowe, co znacznie uprościłoby kontrolowanie wydatków. Ale do tego najpierw trzeba by się usamodzielnić, znaleźć pracę i skończyć studia 🙂
Jeszcze planuję wprowadzić w życie (w momencie znalezienia pracy, możliwe że już od wakacji) comiesięczne odkładanie pieniędzy na sprzęt domowy. Zliczyłem wydatki na wszystkie rzeczy które wspólnie posiadamy, i ustaliłem przewidywany czas użytkowania. Podzieliłem wydatek przez ilość miesięcy, i wychodzi mi miesięczna kwota, którą muszę odłożyć, żeby po planowanym okresie użytkowania mieć odłożone na nowy sprzęt. Pieniądze te będę przelewał na inne konto, i w razie awarii któregoś ze sprzętu będzie on naprawiany/wymieniany z tego budżetu.
Przepraszam za tak długi post 🙂
Karol

Odpowiedz

Kuba X Kwiecień 14, 2014 o 21:58

Budżet zacząłem prowadzić od grudnia ubiegłego roku i jak pewnie większość z komentujących zaczynałem od EXCELa. Dużym wyzwaniem na początku było zapamiętanie każdego wydatku, bo jak wiadomo ciężko jest mieć w głowie butelkę wody wypitą na mieście. Kolejnym wyzwaniem jest niesystematyczność wydatków i przychodów ze względu na mój status studenta… Czasem trzeba trochę „oszukiwać”
I przychody wpisać o parę dni później, żeby wychodziły w tym samym miesiącu co rachunki za mieszkanie. Czasem też z nie wiadomo jakich powodów albo parędziesiąt złotych jest więcej albo mniej, dlatego na początku miesiąca sumuje złotówki z każdego miejsca (gotówka, bank, serwisy i inwestycje). Tym sposobem zawsze zaczynam od stanu rzeczywistego.
Problem który mi na razie bardzo nie doskwiera ale w przyszłości może być kłopotliwy to inwestycje. Nie wiem jeszcze jak je rozgryźć. Część środków mogę wypłacić, część nie, czasem są to ryzykowne rzeczy, które mogą namieszać w portfelu. Może spróbuję z tworzeniem kolumn: pasywa, aktywa, zamrożone, wolne, wydatki, przychody. Ale na tą chwilę mój prosty schemat z 4 grupami wydatków i 3 przychodów mi wystarcza.

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Michał Kwiecień 14, 2014 o 22:02

Nie prowadzę budżetu domowego. Staram się racjonalnie gospodarować swoimi pieniędzmi i robię przemyślane zakupy. Co miesiąc też odkładam stałą kwotę na konto oszczędnościowe, by zbudować sobie finansową poduszkę bezpieczeństwa. Mam wrażenie, że nie mam potrzeby posiadać takiego budżetu. Obserwując swoje wydatki z zeszłych lata wiem mniej więcej jaka kwota miesięcznie jest mi potrzebna do przeżycia. Ograniczam koszty pewnych aspektów konsumpcji od jakiegoś czasu widząc, ile miesięcznie przeznaczam na określone rzeczy. Uśredniam wydatki, na których mogę spróbować oszczędzić pieniądze i dzięki temu obywam się bez cotygodniowego zapisywania kosztów. Szkoda było by mi czasu na prowadzenie budżetu, który i tak, tak jak pisałeś, pewnie z końcem roku się rozjedzie 🙂 Wydaje mi się, że z racji niezbyt wielkich zarobków i faktu, że jestem singlem mogę sobie na to pozwolić.

Odpowiedz

Marta Kwiecień 14, 2014 o 22:04

Prowadzę budżet, więc punkt drugi jest dla mnie.
Do uporządkowania wpływów i wydatków nakłoniła mnie strata pracy i rozpoczęcie własnej działalności. Dopóki pracowałam na etacie zarabiałam regularnie całkiem przyzwoite pieniądze i nie odczuwałam specjalnej potrzeby kontrolowania przepływu finansów, bo (bez specjalnej rozrzutności co prawda) na wszystko wystarczało bez zmartwień. Zdarzało się, że rachunki płaciłam dopiero wtedy, kiedy przypominano mi o tym uprzejmym, choć niepozbawionym nacisku pismem – razem z odsetkami karnymi. Gdyby ktoś wtedy zadał mi pytanie ile miesięcznie wydaję na przykład na żywność to… cóż, nie byłabym w stanie tego określić.
Pewnego dnia nasza firma, decyzją zagranicznego właściciela, została zlikwidowana, a ja wylądowałam w „prawdziwym świecie”. To był moment przełomu, który uświadomił mi, że po pierwsze trzeba zacząć oszczędzać, a po drugie – zorientować się, jakie pieniądze tak właściwie są niezbędne, by przeżyć miesiąc.
Na początku były własnoręcznie konstruowane tabele w excelu, które miały tę zaletę, że były doskonale spersonalizowane (a jakże, w końcu sama w drodze prób i błędów dostosowywałam je do swoich potrzeb), więc świetnie spełniały rolę, ale jednocześnie były czasożerne i wymagały żelaznej systematyczności. W oparciu o nie działałam przez około półtora roku, ucząc się kontroli wydatków i planowania obejmującego okres dłuższy niż do najbliższego weekendu.
Po pewnym czasie tabele stały się mocno rozbudowane i straciły na swojej czytelności i elastyczności. To był moment, kiedy postanowiłam porozglądać się za jakimś narzędziem, które mogłoby je zastąpić. Nie wiem, czy wolno tu wymieniać konkretne nazwy, więc powiem tylko, że „przesiadłam się” na dostępną online wersję programu na literę „K” (i tak właśnie wygląda jego logo). Korzystam z niego od ponad roku i muszę przyznać, że dla moich potrzeb sprawdza się świetnie. To jest platforma, która łączy w sobie możliwość kontrolowania kont, kart, kredytów; przypomina o nadchodzących wydatkach, pozwala na ustalanie budżetów na poszczególne kategorie wydatków, ostrzega przed przekroczeniami założeń. Dla mnie – super.
Z perspektywy czasu muszę przyznać, że decyzja o poważnym potraktowaniu budżetu była jedną z lepszych, które podjęłam w ciągu ostatnich trzech lat. Dziś nie mam już problemu z określeniem tego, na co właściwie znów rozeszły te wszystkie pieniądze, które jeszcze przed chwilą tu przecież były 😉

Co było najtrudniejsze? Z technicznego punktu widzenia – nic. Z punktu widzenia charakterologicznego – o dziwo też (chociaż jako żywo nie podejrzewałam siebie o to, że z taką łatwością przyjdzie mi narzucenie sobie systematyczności).
Do łatwych natomiast na pewno nie zależało uświadomienie sobie, ile pieniędzy w międzyczasie rozeszło się w niebyt przez chaos w finansach i brak zainteresowania bilansem przychodów i wydatków.

Odpowiedz

Arecki Kwiecień 14, 2014 o 22:05

Witaj Michale,

budżet domowy prowadzę od około. 20 lat 🙂 Niestety, bywały dłuższe przerwy i na zdrowie moim finansom to one nie wyszły. Od 4 lat zachowana jest ciągłość, tylko że z systematycznością, konsekwencją i panowaniem nad nim to czasem bywa problem. Najtrudniej zmusić się, żeby pilnować, notować każdy wydatek, zakup i to na bieżąco. Ostatnio udaje się robić podsumowania tygodniowe, ale jakiś czas temu bywało, że bilans, podsumowanie robiłem dopiero na koniec miesiąca. A nie ma co się oszukiwać – w ten sposób to nad wydatkami się nie panuje… Przyznam, że czytanie Twojego bloga (choć niestety z braku czasu niezbyt regularne) sprawiło, że jakoś częściej się chce do notesu i excela zasiąść. Jeszcze raczej daleka droga do sukcesu, ale wiem że postępu znaczne są. W wielu dziedzinach życia brak mi jednej, niezwykle ważnej cechy – systematyczności, ale pracuję nad tym wciąż i wciąż 🙂

Odpowiedz

Szymon Kwiecień 14, 2014 o 22:12

Muszę przyznać, iż kilkukrotnie podchodziłem do tematu budżetowania od 2006 roku gdy w moje ręce wpadł MS Money i polski Menadżer Finansów. Wcześniejsze próby kończyły się zawsze po kilku miesiącach, gdy okazywało się, że na dobrą sprawę nie ma czym zarządzać. Ostatnia i aktualnie ciągle aktywna próba podjęcia tego tematu wynikła zarówno z konieczności i chęci uporządkowania przepływów pieniędzy z wielu źródeł do wielu „celów” oraz pod wpływem artykułów Michała. Ale do sedna… Najwięcej problemów sprawia personalizacja drzewa kategorii tak, aby wprowadzanie poszczególnych transakcji nie było kłopotliwe, ale co chyba ważniejsze, tak aby prowadzenie późniejszych statystyk dawało realny, przejrzysty obraz sytuacji ekonomicznej gospodarstwa, który można następnie wykorzystać do likwidacji „szerokich gardeł”, poszukiwania źródeł oszczędności oraz jako materiał pod budowę dobrego budżetu na kolejny rok. Na początku pracy z domowymi finansami zdarzało mi się wielokrotnie przenosić transakcje pomiędzy kategoriami, zakładanie nowych i usuwanie zbyt rozbudowanych gałęzi, jednak z czasem sytuacja się ustabilizowała i ostateczny wynik jest dla mnie ekonomicznie zadowalający. Polecam każdemu, kto chciałby zobaczyć gdzie tak naprawdę idą domowe pieniądze – wyniki często zaskakują.

Odpowiedz

Michał Kwiecień 14, 2014 o 22:17

Nie prowadzę budżetu domowego. Głównym problemem jest fakt że właściwie po zapłaceniu czynszu i opłat zostaje nam z żoną na tyle mało że nie umiemy domknąć się w budżecie i miesiąc i tak zamykamy na minusie.
Wiem, wiem – i właśnie dlatego powinieneś prowadzić budżet domowy. Tak, próbowałem. Ale raz że nie mam cierpliwości zbieracza paragonów, dwa że nie mam mentalności „notowacza”. Nie żebym nie próbował. Moje dokumenty pełne są exelów z uzupełninymi paroma dniami – po czym pustka. A może to po prostu lenistwo i słomiany zapał?

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 14, 2014 o 22:18

Jestem budżetową świeżynką, bo tak naprawdę ogarniamy finanse bardzo niedawnego niedawna, więc myślę, że mogę odpowiedzieć na jedno i na drugie pytanie. Mimo, że chęci i poczucie potrzeby ogarnięcia naszych rodzinnych finansów nękały mnie od jakiegoś czasu, przerażała mnie ilość aspektów, które musiałabym wziąć pod uwagę, by to wszystko miało ręce i nogi. Nasze domowe finanse są silnie powiązane z firmowymi (prowadzimy spółkę cywilną z mężem i nikogo nie zatrudniamy) i na odwrót i póki co nie mamy możliwość odseparować całkowicie jednych od drugich. Mimo, że pozornie było wszystko w porządku, wpadaliśmy w spiralę zadłużenia, a najwyraźniej dotychczasowe postępowanie nie było słuszne. Postanowiłam wziąć byka za rogi i fakty na klatę. Nie powiem, ten blog bardzo mi pomógł jak zacząć i od czego (Dziękuję!). Jeszcze zanim tak naprawdę zaczęliśmy spisywać wszystko, zaczęłam od „treningu rodziny” w przynoszeniu paragonów. Byłam małą męczyduszą w tej kwestii, ale teraz mam pewność, że każdy paragonik (albo info o wydatku) jest przyniesiony i odłożony do paragonikowego pojemniczka.
Największym wyzwaniem był sam początek i systematyczność. (Aż wstyd się przyznać, ale w tej kwestii, ani ja ani mąż nie jesteśmy najlepszymi przykładami dla dzieci :/)
• Ogarnięcie kont, co, gdzie, ile % i jakie korzyści z którego (nigdy nie zwracaliśmy na to uwagi – potrafiliśmy przelewy robić z konta, w którym doliczano nam za każdym razem opłatę, zamiast z tych darmowych)
• Spisanie listy wszystkich kosztów. Z pamięci byłam w stanie wymienić podstawy dotyczące domu/firmy/członków rodziny, ale pewnym momencie musiałam sięgnąć do historii przelewów i okazało się, że kosztów jest znacznie więcej (zwłaszcza takich pomniejszych, które umykały. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale wcześniej całkowicei te drobnostki jak opłaty za kartę, konto, przelewy – choć obciążały nas co miesiąc).
• Opanowanie programu (korzystam z poleconego Microsoft Money), ustawienie wszystkich kategorii i funkcji, zresztą wciąż odkrywam nowe 
Dzięki tylko tym powyższym, znalazłam już parę miejsc w których można ograniczyć ucieczkę pieniędzy, więc jestem pełna wiary, że dzięki zagłębianiu się w finansową całość znajdę kolejne sposoby na zapanowanie nad utratą pieniędzy.
Następny etapem będzie dokładne przyjrzenie się naszym kredytom i ustalenie planu.
Moja głowa jest pełna pomysłów teraz, bo zaczynam myśleć nie tylko o oszczędzaniu, ale i o pomnażaniu tego co mamy, ale wiem, że muszę się skupić konkretach. Najpierw fakty i plan działania. Mam nadzieję, że moje dotychczasowe wysiłki nie pójdą na marne i choć nie będą to efekty natychmiastowe dadzą nam odetchnąć finansowo w przyszłości. Wstyd się przyznać, ale do tej pory pieniądze jak czas potrafiły naprawdę przemykać nam przez palce i uważałam to za normę. Dopiero teraz widzę, że może być inaczej.

Odpowiedz

Dawid Kwiecień 14, 2014 o 22:24

Witaj Michale,

Przyznam że od tygodnia przeglądam Twojego bloga z coraz większym zainteresowaniem, ponieważ budżetu domowego nie mam ,a jedynie co mi się udaje to odłożyć na większe zaplanowane wydatki by znów wyjść na zero. Wraz z ubiegającym czasem zaczyna mi to doskwierać także muszę się wziąć w garść i zaczerpnąć od Ciebie trochę świeżych pomysłów.

Co mnie powstrzymuje…hmm życie towarzyskie i przede wszystkim dużą ilość pasji które wiążą się z wydatkami… a także niespodziewane wydatki takie jak naprawa samochodu. Sądzę że moim największym utrapieniem jest stagnacja w korporacji w której pracuje.. fakt faktem trochę więcej niż rok temu awansowałem ale jak już zdążyłem zaczerpnąć z jednej z Twoich sentencji aby oszczędzać trzeba więcej zarabiać. Już w tą środę idę za ciosem na jedną rozmowę o prace a jak to nie wyjdzie to mam jeszcze za dwa miesiące „prawdopodobną” możliwość rozwoju w obecnej pracy.

Przyznam że czytając i słuchając Twoich wypowiedzi zrobiło mi siebie żal 🙂 że nie poświęcam tyle czasu ile trzeba na samorozwój… Mam nadzieje iż wezmę się w garść i zacznę z powodzeniem planować swój budżet.

Pozdrawiam i rób dalej to co robisz bo idzie Ci świetnie ^^

Odpowiedz

Martyna Kwiecień 14, 2014 o 22:24

Witam gorąco.

Odpowiedź:

Pytanie konkursowe…skłoniło moje myśli do szaleńczego galopu. Dlaczego? Otóż nie prowadzę jeszcze własnego budżetu tylko…no właśnie zupełnie nie rozumiałam jaki jest tego powód. Po dłużyszym zastanowieniu…już wiedziałam. Pieniądze zawsze kojarzyły mi się z czymś brudnym…koniecznym…z bólem i troską. Stwierdzenie: „pieniądze nie są złe” wywróciło mój pogląd go góry nogami. Dziękuję Wam za to.

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 14, 2014 o 22:29

Witam 🙂
Ja prowadzę budżet od około pół roku. Zmobilizowałam się do tego ponieważ nie zarabiam mało a zawsze pod koniec miesiąca nie zostawało mi nic. Nie pamiętam już, jak to się stało, że trafiłam na tę stronę – ale to od niej zaczęło się moje „nawrócenie”. Najtrudniej oczywiście było zacząć. Długo to odkładałam przede wszystkim tłumacząc to sobie tym, że to niewygodne, że nic z tego nie będzie, że po co, może da się bez. Kolejnym etapem było szukanie wygodnego sposobu na spisywanie wydatków. Jak już się do tego wzięłam, to z rozmachem: zaczęłam szukać aplikacji, które to ułatwiają. Trafiłam na jakieś rankingi i, o zgrozo, zaczęłam testować od razu 4-5 aplikacji. Jak można się domyślić, szybko mi przeszedł zapał, za dużo pracy z tym było a i tak nie trafiłam na nic, co by mi się spodobało. Jednak blog czytałam nadal i to nie pozwoliło mi odpuścić. W końcu znalazłam coś dla siebie (kontomierz.pl), pełen fajnych funkcji i kolorowych wykresów, łatwy w obsłudze. Może to śmiesznie zabrzmi, ale to mi pomogło 😉 Zobaczyłam wreszcie wyraźnie, na co tracę pieniądze, jaki procent wydaję na rzeczy potrzebne a jaki po prostu przepuszczam. Próbowałam też sił z Excelem, ale jednak jestem wzrokowcem i szata graficzna kontomierza bardziej do mnie przemawiała. Pierwsza walka została wygrana, zmobilizowałam się i pełen miesiąc prowadziłam mój budżet. Zobaczyłam, co się dzieje w moim portfelu po raz pierwszy świadomie. Potem już było tylko łatwiej. To uzależnia. Każdy wydatek spisuję codziennie wieczorem – u mnie nie sprawdziło się wpisywanie raz na tydzień czy miesiąc. Codziennie 5 minut i mam wszystko na bieżąco. Teraz po pół roku jestem w stanie nie tylko sporo odłożyć. Mogę zaplanować wydatki, budżet mi się spina – pod koniec miesiąca różnica między tym, co w portfelu a tym co powinno tam być jest może 10-20 zł, co uważam za sukces. Jednak myślę, że najtrudniej było zrobić pierwszy krok – w ogóle pomyśleć, że z moimi finansami jest coś nie tak, że nie powinno być tak, że ile bym nie zarobiła, tyle potrafię wydać. Gdy już taka myśl się pojawi, to kolejne kroki przychodzą naturalnie. A jaką satysfakcję dają kolejne kwoty na koncie oszczędnościowym 🙂

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 14, 2014 o 22:30

Prowadzę budżet domowy:

opisz, co jest lub było dla Ciebie największym związanym z tym wyzwaniem?

1. Największym wyzwaniem jest zwiększenie możliwości odkładania większych pieniędzy i chciałbym poznać sposoby realizacji tego.
Oczywiście pierwszym podstawowym sposobem jest podwyższenie dochodu… (cały czas się staram to robić czyli szukać nowych źródeł dochodu.)
Druga rzecz to obniżanie wydatków, na pewno dało by się mniej „używać”, mniej „korzystać”…
Ale co jeszcze? Jakie są sposoby na to by zwiększyć możliwość odkładania.

W moim przypadku po około roku kontrolowania budżetu zaczął mi się on „dopinać” i teraz chcę przełożyć to na większe możliwości odkładania.
2. Wyzwanie mam jeszcze z usystematyzowaniem wpisywania „wydatków codziennych”, gdyż to zabiera mi najwięcej czasu i tego jeszcze nie ogarniam ale myślę, że wyklaruje się i to.

Gdzie pojawiły się problemy oraz czy i w jaki sposób sposób radzisz sobie z nimi?

Problemy pojawiły się przy systematyczności wprowadzania wydatków i dochodów.
Ale już wypracowałem sobie pewien system tzn staram się robić opłaty w jednym czasie tak by wprowadzać hurtem wydatki.
A przychód wpisuję zawsze na bieżąco w dniu otrzymania lub w dniu następnym.
Kontrole majątku robię zawsze raz w miesiącu co jest moim zdaniem wystarczające.

Pozdrawiam
Łukasz

Odpowiedz

Agnieszka Kwiecień 14, 2014 o 22:35

Prowadzimy budżet domowy od 10 m-cy. Dużych wyzwań było kilka:
1) stawienie czoła brutalnej prawdzie, że wydajemy więcej niż zarabiamy
2) uporządkowanie bilansu domowego – mamy dużo źródeł przychodów wpadających w różnych momentach miesiąca a także wiele obowiązkowych płatności, bo kilka nieruchomości do utrzymania, różnego typu zobowiązania – 2 kredyty hipoteczne, kredyt odnawialny, karta kredytowa
3) uświadomienie sobie, że ta zamiana nie będzie natychmiastowa i trzeba zmierzać stopniowo do celu. Przez pierwszych 5 m-cy udało nam się zaledwie przestać nurkować pod wodę i zbilansować budżet. W ciągu kolejnych 5 pozbyliśmy się kilkudziesięciotysięcznego kredytu odnawialnego i zaczęliśmy odkładać. Na razie mamy na lokacie zaledwie równowartość połowy naszych jednomiesięcznych przychodów, ale gdy cofamy się myślami wstecz, to zmiana jaka nastąpiła od czasu gdy zajęliśmy się budżetem napawa nas optymizmem i dodaje wiary w dalsze sukcesy na tym polu 🙂

Odpowiedz

Piotr Szok Kwiecień 14, 2014 o 22:41

Budżet domowy to zbyt duże wyrażenie, bo prowadzę budżet studencki, zarobki, pomoc rodziców, wydatki i inne. Po wyprowadzce z domu stworzenie excela, który pomoże mi się odnaleźć w samodzielnym utrzymaniu to kluczowa sprawa.

Odpowiedz

Damian Kwiecień 14, 2014 o 22:41

Witam

Zaczalem prowadzic budzet domowy przy pomocy Microsoft Money, jednak po dwoch miesiacach „poddalem sie”, z perspektywy czasu wiem ze potrzebuje czegos „prostszego”, z niecierpliwoscia czekam na obiecany template excel.

Pozdrawiam

Damiam

Odpowiedz

Monika Kwiecień 14, 2014 o 22:50

Witam,
przyznam się, że jestem uzależniona od Twojego bloga. Zaglądam chyba codziennie, przesłuchuję podcasty, przeglądam raporty i czytam nowe wpisy.
Chciałabym Ci podziękować za to, że zmobilizowałeś mnie do uporania się z moimi długami, do planowania budżetu oraz do samodyscypliny. Tak, prowadzę budżet domowy od dwóch miesięcy. Przyznam, że dzięki formie pisemnej (w moim przypadku „excelowej”) łatwiej mi to wszystko ogarnąć. Największym wyzwaniem dla mnie jest przekonanie mojego męża do wspólnego działania. Pieniądze wydaje łatwo, nie spłaca zaległości w terminie, przez co zrobiły nam się duże zaległości w opłatach za media i w spłaceniu kart kredytowych. Udało mi się, jak na razie, przekonać go do zbierania paragonów i wydawania mniej pieniędzy na jedzenie na mieście (więcej gotuję w domu ;)) Dzięki za 101 sposobów oszczędzania i zarabiania. Twój blog jest dla mnie wsparciem do tego, by wyjść z długów, zbudować fundusz bezpieczeństwa i zacząć inwestować.
Spisałam też kilka celów – marzeń, które spełnię, gdy już będę wolna od długów. Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Krzysztof M. Kwiecień 14, 2014 o 22:53

Witam,
w sumie to przeczytałem kilka powyższych komentarzy i zastanawiałem się czy pisać cokolwiek. Jednak temat ten jest mi znany od około 2 lat. Zacząłem jeszcze przed ślubem gdy zbierałem część paragonów – przede wszystkim za zakupy dóbr, które ewentualnie można potem zareklamować jakby wystąpiły z nimi jakieś problemy. Nigdy nie miałem problemu z pieniędzmi tzn. nie myślcie, że stać mnie było na wszystko, chodzi mi o to, że dzięki oszczędzaniu od najmłodszych lat (czasem zamiast kupić sobie coś słodkiego w szkole wolałem odłożyć te pieniądze do „skarpety”) udało mi się odłożyć na wiele rzeczy. Jak już wspomniałem od 2 lat prowadzę nasz budżet domowy. Używam do tego programu „Kontomierz” wprowadzając wiele dodatkowych opcji typu tagi czy „podbudżety”. Uważam, że jest to świetne narzędzie, przedewszystkim w długim okresie czasu powyżej 2 lat gdzie widać już wyraźnie trendy miesięczne i jak ja to nazywam sezonowe cykle zakupowe. Aby wszystko to spełniało swoje zadanie musi się spełnić 3 podstawowe warunki:
1. Zakładany budżet musi być realny
2. W budżecie należy uwzględniać jak najdokładniej wszystkie wydatki
3. Należy wyciągać wnioski z poprzednich okresów
Dodatkowo można założyć sobie długoterminowe cele jak np. wymiana żarówek na energooszczędne, czy wybranie jednego miesiąca w roku gdzie do pracy będziemy poruszać się środkami komunikacji miejskiej lub rowerem zamiast swoim samochodem. Możliwości jest mnóstwo, a z pomocą profesjonalnego narzędzia jest dużo łatwiej zobaczyć w którym jesteśmy miejscu.

Odpowiedz

Ryszard Szerechan Kwiecień 14, 2014 o 22:56

Budżet domowy prowadzę w oparciu o nauki Harva Ekera , tzn. wiedzę , którą uzyskałem z książki „Bogaty albo biedny, poprostu różni mentalnie” oraz na seminarium Millioner Mind Intensive, które ukończyłem w maju 2013r. Seminarium zmieniło nie tylko mnie ,ale również moje życie. Polecam seminarium z całą odpowiedzialnością wszystkim bez wyjątku !!! Od tamtej pory ,codziennie stosuję to czego nauczył mnie Harv. Dzielę swoje dochody na 6 , a w zasadzie na 7 słoików: skarbonka wolności finansowej (zasilana codziennie) , 10% konto wolności finansowej , 10% konto na przyszłe lub nieprzewidziane wydatki , 10% konto na edukację , 10% konto na przyjemności i zabawę , 5% konto pomocy innym , 55% konto na potrzeby życiowe. Od samego początku stosuję zasadę „płać najpierw sobie” , którą dzięki temu w pełni zrozumiałem. Ponieważ nie mam dochodów z pracy na etacie , tylko z własnej działalności , przyjąłem na początku pewną konwencję podziału moich przychodów , ponieważ muszę z nich jeszcze opłacić koszty prowadzenia firmy, pensję pracownika, podatki i towar. Od samego początku zachowuję żelazną dyscyplinę przy zasilaniu kont. Jedyny problem , z którym nie mogę sobie poradzić , to wydanie do ostatniej złotówki pieniędzy z konta na przyjemności i zabawę , które należy wydać najpóźniej na koniec kwartału. Daje mi to sygnał ,że muszę jeszcze popracować nad pewnymi emocjami. Co się zmieniło? Jeszcze bardziej szanuję swoje pieniądze , wydaję je w większości w sklepach i firmach ,które oferują dodatkowe korzyści w postaci cashbacku. W przypadku awarii lub napraw mam na ten cel budżet, co oszczędza mi zmartwień. Dzięki odłożonym pieniądzom na edukację mogę uczestniczyć w szkoleniach,które poszerzają mój kontekst i przybliżają mnie do osiągnięcia celów. Regularnie wykorzystuję również konto pomocy innym. Pieniądze odłożone na konto Wolności finansowej inwestuję w instrumenty budujące dochody pasywne. Tydzień temu kupiłem swoje pierwsze 2 nieruchomości w celach inwestycyjnych. W dniu dzisiejszym zapisałem się na Seminarium Inwestowania w Nieruchomości , a dzięki Tobie Michale zaoszczędziłem 300 zł – bardzo dziękuję. Warto czytać Twojego bloga 🙂

Odpowiedz

Chłodnogłowy Kwiecień 15, 2014 o 08:13

Ryszard – jeden z ciekawszych postów, jakie do tej chwili przeczytałem. Książka Ci się należy bezsprzecznie! 😉
Ponieważ bardzo bliski jest mi temat nieruchomości zapytam wprost – jakie to 2 nieruchomości kupiłeś? Czy to są mieszkania na wynajem, czy może ziemia, czy może jakieś lokale użytkowe? Czym się kierowałeś przy zakupie akurat tych 2 nieruchomości? Czy ktoś Ci doradzał, czy podjąłeś decyzję sam? Jeśli sam, to na czym oparłeś swoją decyzję? Masz jakieś doświadczenie w materii nieruchomości?
Zresztą – sam fakt zakupu nie jednej, a dwóch nieruchomości brzmi bardzo intrygującą biorąc pod uwagę ceny nieruchomości… 🙂
Naprawdę byłoby fajnie gdybyś rozwinął temat. Z góry dzięki! 🙂

Odpowiedz

Ryszard Szerechan Kwiecień 15, 2014 o 12:43

Dziękuję za miłe słowa 🙂 Kupiłem 2 mieszkania w kamienicy do kapitalnego remontu. Pozyskałem wcześniej kapitał z atrakcyjnego kredytu (3% rocznie), żeby móc kupić okazyjną nieruchomość za gotówkę. Do tego kroku przygotowywałem się od ok. 2 lat poprzez Książki Roberta Kiyosakiego, seminaria i warsztaty z zakresu edukacji finansowej i nieruchomości, Kongres „Stowarzyszenia Mieszkanicznik” oraz znalezienie mentora. Doświadczeń z nieruchomościami nie mam ,ale moje działania uzgadniam z moim mentorem , który ma kilkunastoletnie doświadczenie w inwestowaniu. Jest to niesamowite ułatwienie , które oszczędza czas i przyspiesza działania. (Akt notarialny podpisujemy w piątek , a już dzisiaj wprowadziłem pierwszą ekipę na budowę). Bardzo jestem mu za to wdzięczny ! To niesamowite jak ludzie , którzy osiągnęli sukces chętnie dzielą się swoją wiedzą ! Moja rada: nie słuchaj tych ,którzy mówią ,że trzeba mieć dużo pieniędzy ,żeby inwestować w nieruchomości i że inwestowanie w nieruchomości jest ryzykowne. Ryzyko istnieje zawsze , ale przede wszystkim RYZYKOWNY JEST BRAK WIEDZY !!! Czy trzeba mieć dużo pieniędzy? Przy kredycie hipotecznym banki wymagają 5-20 % wkładu własnego , czyli za ułamek wartości nieruchomości możesz zostać jej właścicielem. (są tacy co zostali właścicielami nieruchomości za 1 400 zł , a nawet za 800 zł).My z żoną szukaliśmy okazji i 2 mieszkania kupiliśmy za … 103 000 zł łącznie (gdybyśmy mieli kapitał szybciej ,kupilibyśmy je jeszcze taniej). Życzę odwagi wspartej wiedzą , kreatywności ,wytrwałości i skupienia na celu !!!!!

Odpowiedz

Chłodnogłowy Kwiecień 15, 2014 o 23:42

Jedno pytanie – gdzie załatwiłeś tak tani kredyt??? Czy na pewno prawidłowo podajesz jego oprocentowanie??? 3% to praktycznie wynosi sam WIBOR 3M, a gdzie marża banku???

Odpowiedz

Ryszard Szerechan Kwiecień 18, 2014 o 08:55

Skorzystałem z dotowanego kredytu unijnego 🙂

Odpowiedz

Daga Kwiecień 14, 2014 o 22:56

nie prowadzę budżetu domowego bo…”szewc bez butow chodzi” …tak, tak ekonomista z wyksztalecenia, od 11 lat pracownik banku (tak znam się na kredytach i funduszach) ale moje finanse to dramat…bo ja lubie konsumpcyjny tryb zycia 😉 czasem przychodzi refleksja, fascynacja Twoim blogiem ale zapal szybko mija jak tylko zobaczę cos co „musze mieć” 😉 pomocy 😉

Odpowiedz

M. Wierzchowski Kwiecień 14, 2014 o 22:58

Witam,
Ja z dumą mogę powiedzieć, że po długim boju wreszcie zacząłem prowadzić budżet. Co było dla mnie przeszkodą? Systematyczność, oraz kwestia wspólnego konta i wynikających z tego problemów z współpracą. Po licznych podejściach do Excela i różnych aplikacji, wreszcie znalazłem taką, która pozwala na synchronizowanie ‚w locie’ wraz z współposiadaczką konta, oraz ustawienie limitów i czytelnych kategorii, a w razie potrzeby mam dostęp do systemu również z przeglądarki, co jest wygodniejsze w analizie. Więc rozwiązanie idealnie, wydatki wpisuję zaraz po ich wykonaniu, a planuje w domu! 🙂
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy 🙂

Odpowiedz

Magda Kwiecień 14, 2014 o 22:59

Prowadzę budżet domowy drugi miesiąc. Dla mnie najtrudniejsze (właściwie do dnia dzisiejszego) jest pamiętanie o tym aby zabrać paragon. O ile nie mam z tym problemów przy większych zakupach, w galeriach czy marketach, to w moich osiedlowych sklepach zdarza mi się zapominać zabrać paragon. I nie chodzi o to, że mam problem z poproszeniem o niego, bo powiedziałam sprzedawcom wprost, że postanowiłam zadbać o swój budżet i dlatego będę brała paragony (po cichu mając nadzieję, że jeśli nie ja to oni będą pamiętać, o tym żeby mi go dać). Wystarczy, że tylko zagadam się przy kasie i natychmiast zapominam o paragonie, przypomina mi się dopiero w domu lub w drodze do niego. Zauważyła też bardzo pozytywną zmianę, odkąd prowadzę budżet, zaczynam zapamiętywać ile nabiła kasa. Nawet jeśli nie wezmę paragonu, to bezpośrednio po powrocie ze sklepu jestem w stanie przypomnieć sobie ile zapłaciłam. Pomału zapoznaję się też z cenami (gdy zaczynałam pracę z budżetem, nie wiedziałam nawet ile kosztuje chleb!!!), zdarza się, że sprzedawca bywa zaskoczony, że daję odliczoną kwotę. A największym zdziwieniem był fakt, gdy przyszłam do „swojego” sklepu i poprosiłam od doliczeni do rachunku chleba, bo poprzednim razem pani go przeoczyła. Po chwili ciszy nastąpiło pytanie „Ale skąd ty to…” i natychmiastowa odpowiedź „No tak, zbierasz te paragony” :).

Odpowiedz

Monika Kwiecień 14, 2014 o 23:00

Na Twój blog trafiłam pod koniec stycznia. Nawiasem mówiąc, po audycji w Radiu Wrocław, gdzie ktoś polecał Twoją stronę 🙂 Poczytałam, ściągnęłam i przejrzałam excele (uwielbiam :D) Od lutego zaczęliśmy prowadzić budżet domowy. A od 1 kwietnia, i to nie prima aprilis, okazało się, że musimy sobie radzić z jedną pensją mniej 🙁 Mocno wierzę, że to sytuacja przejściowa, ale gdzieś oszczędności trzeba było znaleźć i to szybko. A dzięki zapiskom chociażby z tych 2 miesięcy łatwiej nam było wyciągnąć wnioski i przyciąć te punkty. Więc chwilowo jestem na etapie cięcia kosztów, jeszcze nie inwestowania, ale na to też przyjdzie pora 🙂 A książka o wychodzeniu z długów, więc…
A problemem jest oczywiście systematyczność.
No i stałam się zmorą pań z warzywniaka, bo zawszę chcę paragon 😉

Odpowiedz

Tatiana Kwiecień 14, 2014 o 23:00

Witam,

największym wyzwaniem dla mnie była świadomość, że bez względu na to, ile zarabiam mogę oszczędzać, no i oczywiście wyzwaniem było zacząć oszczędzać. Przede wszystkim, potrzebowałam sprawdzić, ile mam wpływów, ile mam wydatków oraz ile mam długów. Zaczęłam prowadzić budżet (przyznam się, dzięki twojej stronie, Michał :)), najpierw w Excelu na komputerze, ale u mnie się nie sprawdziło, ponieważ jestem cały czas poza domem. Dlatego wypróbowałam mnóstwo aplikacji na iphone i znalazłam najlepszą dla mnie 🙂 – IFIN24. Telefon mam zawsze pod ręką, wpisuję wydatki na bieżąco, już się przyzwyczaiłam, nawet nie muszę zbierać paragonów. Mam wgląd do wszystkich kont, które mam, w tym oszczędnościowych. Regularnie analizuję na co wydaję pieniądze. Na początku nie przelewałam nic na oszczędnościowe, najpierw chciałam sprawdzić, jaką kwotę mogę oszczędzać. Potem co miesiąc po otrzymaniu wynagrodzenia od razu przelewam na konto oszczędnościowe określoną kwotę (u mnie to min. 200 zl), zauważyłam, że bardzo ważne właśnie od razu tę kwotę przeznaczyć na ten cel, później zawsze się znajdzie coś na co mamy ochotę 🙂 I teraz tylko się cieszę, kiedy włączam aplikację i widzę, że kwota na koncie oszczędnościowym rośnie 🙂 Wiem, że moja koleżanka w ogóle robi inaczej – kiedy otrzymuje wynagrodzenie, zostawia na koncie taką kwotę, która jej potrzebna do życia (rachunki, zakupy itd.), pozostałą część od razu przelewa na konto oszczędnościowe. Dobra dyscyplina 🙂 ja na razie tak nie potrafię 🙂

Odpowiedz

De Kwiecień 14, 2014 o 23:08

Prowadzę budżet od 2007 roku, a więc już spory kawał czasu. Początkowo było to po prostu spisywanie wszystkich wydatków w kategoriach. Teraz staram się robić planowanie budżetu, jednak nie zawsze mi to wychodzi, bo jednego miesiąca np. na jedzenie wydaję 200zł, innego 600zł:) Dodatkowo skoro każdy większy zakup np. butów, to jedna czwarta wypłaty – można sporo rozminąć się z planowanym budżetem. Niestety nadal nie rozgryzłam tematu funduszy awaryjnych, funduszy na wydatki stałe itp – nie widzę ich praktycznego zastosowania w moim przypadku. Nie zawsze też wiem, do jakiego stopnia pochylać się nad każdą złotówką, zdarza się, że porównując stan z MMoney z portfelem, umknie mi gdzieś 20-30 zł w ciągu miesiąca – wtedy mam zagwozdkę, gdzie podziały się te pieniądze i jak je zaksięgować.

Odpowiedz

Visten (jeden z Marcinów) Kwiecień 14, 2014 o 23:13

90 komentarzy w 3 godziny od pojawienia się wpisu… nieźle. Kto by pomyślał ile można załatwić książką za niecałe 30 zł 😉 Żeby nie było, że marudzę – uważam, że pewnie wielu osobom się ona naprawdę może przydać (mnie pewnie zresztą też).

Odpowiedz

Artur Kwiecień 14, 2014 o 23:19

Witam,

Swój budżet prowadzę od 2006 roku, w zasadzie z dokładnością 10 zł w ciągu miesiąca. Kopa dostałem w momencie, kiedy po wypłacie okazało się, że nie starczyło na pokrycie debetu i spłaty karty kredytowej. Zrozumiałem, że dla banku jestem prawdziwym perpetum mobile. Bank miesiąc w miesiąc miał swoje odsteki, a mój dług z miesiąca na miesiąc robił się coraz większy. Wtedy postanowiłem – KONIEC. Poszedłem do banku z wnioskiem o ……..pożyczkę. Tak – dosłownie wyprosiłem dyrektora oddziału o pożyczkę na spłatę karty kredytowej oraz debetu. Oczywiście były formalne problemy ze zdolnością kredytową. Jednak dla chcącego wszystko się da i przy dobrej woli owego dyrektora oddziału pożyczką spłaciłem za jednym zamachem i debet na koncie i kartę, którą, osobiście bardzo uroczyście pociąłem. Pożyczkę spłacałem prawie 3 lata, ale w końcu pozbyłem się długu.
Od tamtego czasu prowadzę regularnie dziennik z budżetem. Kiedyś tylko zapisywałem to co wydawałem. Teraz dzięki historii planuję 6 miesięcy naprzód. Właśnie stare zapiski bardzo często pozwalają na uniknięcie niespodzianek. W na początku miesiąca kwietnia robiąc budżet na wrzesień (oczywiście tak odległy miesiąc jest zazwyczaj jakimś szkiciem) od razu wiem, że mam planować i uważać na samochodowe OC, ale też co nie jest już takie proste do zapamiętania, może nastąpić dopłata za prąd, (przez ostatnie 3 lata tak było), oraz, że w tym terminie mam do kupienia 3 prezenty imieninowo-urodzinowe plus to, że zazwyczaj w tym miesiącu jeżdżę gdzieś w świat. Dzięki już prawie 8 letniej zapisanej historii wiem ile mam mieć przygotowanych środków na wrzesień. Może to dziwnie zabrzmi, ale można też statystycznie przyjąć kiedy mogę być przeziębiony i oczywiście zaplanować wydatki w aptece czy u lekarza . U mnie to dwa miesiące, luty i marzec i chcąc nie chcąc zawsze coś tam się z tych spraw zdarzy.
W tej chwili mam 6 miesięczną poduszkę bezpieczeństwa, dostępną od ręki. Do tego inwestuję jeszcze inne środki na giełdzie, w funduszach, a nawet mogę dla przyjemności grać (i zarabiać!) na Forexie.
Od jakiegoś czasu uwierzyłem, że wolność finansowa to nie tylko mit, ale za jakiś czas stanę się żywym przykładem, że da się 🙂

Pozdrawiam
Artur

Odpowiedz

Radek Kwiecień 14, 2014 o 23:25

Budżet domowy to podstawa zarządzania finansami. Na samym początku studiów po przeprowadzce do Warszawy założyłem pierwszego prymitywnego excela, który pomógł mi po dwóch ciężki pierwszych miesiącach utrzymywać się nad kreską przez resztę studiów. W międzyczasie arkusz z prostej listy (co, kwota i suma) ewoluował w stronę bardziej rozbudowanego arkusza z podziałem na kategorie wydatków (mieszkanie, zakupy, jedzenie na zewnątrz, rozrywka). Wiem, że na początku ciężko się zmobilizować, ale teraz dzięki smartfonom łatwo zapisywać wydatki w ciągu dnia, które wieczorem można w 3 min spisać do swojego pliku. Sam bywam zaskoczony na jakie pierdoły potrafię przepuszczać niemałe kwoty !!

Co do książki, to miałem już przyjemność przeczytać – prosto i na temat. Wcześniej przeczytałem parę poradników i czegoś tak konkretnego mi brakowało.

Odpowiedz

Marek Kwiecień 14, 2014 o 23:29

A ja prowadzę swój budżet domowy od dłuższego czasu. Wykorzystuję do tego darmowy program kMyMoney i jest całkiem wygodnie. Najtrudniejsze dla mnie były 2 rzeczy:
1. Systematyczność
2. Przekonanie żony do tego procederu 😀
Ale teraz jest OK. Już nie ma zdziwienia przy rozliczaniu PIT-a, że było tyle kasy i nagle wyparowała 😉

Odpowiedz

Krystyna Kwiecień 14, 2014 o 23:32

Wpływy mam niskie.Ewidencję wydatków prowadzę systematycznie od paru miesięcy w kontomierzu (zasługa Michała). Więc, na co ile idzie wiem. Budżetu się boję bo wyjdzie szydło z worka że, ciągle jestem na minusie.Nawet przymierzałam się do budżetu(wg.artykułu na blogu Michała) ale porzuciłam pomysł, bałam się prawdy. Zdaję sobie że, właśnie budżet może mi dać szansę na lepsze finansowe życie. To nie lenistwo to strach przed prawdą.

Odpowiedz

Alicja Kwiecień 14, 2014 o 23:32

Dopiero zaczynam prowadzić budżet domowy. Po pierwszej fascynacji Twoim blogiem, ściągnęłam MMoney i wklepałam wszystkie nasze wydatki.

Największym „problemem” dla mnie jest systematyczność. Nie jest łatwo znaleźć chwilę, kiedy masz non stop przy nogach rocznego bąka, a jak jakaś chwila się jednak znajduje, to zawsze coś innego trzeba zrobić – obiad, pranie, zakupy. Efekt jest taki, że budzę się pod koniec miesiąca ze stosikiem rachunków do wklepania.
Na szczęście MMoney jest na tyle łatwy w obsłudze, że idzie to w miarę szybko – dwa wieczory i mniej więcej mam wszystko poukładane.
To dopiero mój trzeci miesiąc, i powoli zaczynam wyłapywać miejsca, w których można by coś oszczędzić – a bardzo zależy mi na tym, żeby wyprostować nasz budżet domowy.

Drugim „problemem”, o ile można to tak nazwać, jest mój kochany mąż, który przecież „doskonale wie, na co wydaje, dokładnie ile, i jemu coś takiego jak budżet nie jest potrzebne”… I mimo, że rzucam cytatami z bloga i przekonuję go „no chodź zobacz”, to na razie w walce z budżetem jestem raczej sama.

Ale już widzę siebie, jak podtykam mu pod nos tę książkę, a on czyta, i czyta, i czyta, i wstaje z kanapy i nasze życie zmienia się jak kiedyś w reklamie totolotka…

Odpowiedz

Maciej Waśniewski Kwiecień 14, 2014 o 23:37

A ja prowadziłem od prawie 2 lat skrupulatne spisywanie wszystkich wydatków i wygodne importy z 4 kont moich i narzeczonej w kontomierzu, nawet stopniowo rozpoczynałem budżetowanie, ale problem powstał po rozpoczęciu płacenia za pomocą smartfona, przeoczanie niewpisanych paragonów, wydatki płacone telefonem same się nie importowały w kontomierzu, bo konto na karcie sim mbanku jest prepaidowe. Dodatkowo po skończeniu we wrześniu pracy na etacie, po 12 latach spędzonych w jednej firmie IT oraz przygotowania w październiku i listopadzie do rozpoczęcia od grudnia pracy na własny rachunek w outsourcingu IT z braku czasu zaprzestałem wklepywania gotówkowych paragonów do kontomierza i leżą sobie pospinane na kupkach za listopad, grudzień i styczeń, a od lutego już się gdzieś pogubiły. Trzeba by to jakoś ogarnąć nawet z przerwą w postaci kilku miesięcy, ale… no właśnie najtrudniej znów od początku się za to zabrać. Kiedy było to nawykiem i robiło się w miarę na bieżąco to jakoś szło. Pozdrawiam

Odpowiedz

Maciek Szczudło Kwiecień 14, 2014 o 23:44

Prawie roku prowadzę budżet domowy i udoskonalam nieustannie techniki zarządzania 🙂
Największe problemy i sposoby na ich zaradzenie:
1. systematyczność zapisu wydatków
– pomogło wpisywanie wydatków w aplikację w telefonie – telefon zawsze jest pod ręką i wolnej chwili (np. w kolejce do kasy można już wpisać kwotę)
– uogólnianie zapisów – np. wszystkie zakupy w supermarkecie wrzucam do kategorii jedzenie, łącznie z kosmetykami i innymi – nie będę może wiedział ile w roku wydaję na pastę do zębów, ale będę wiedział ile wydaję ogólnie „na życie”
2. nieprzewidziane wydatki (np. dzisiaj: żona prawie rozbiła auto, gdy nawigowałem ją przez komórkę, więc profilaktycznie muszę zakupić zestaw głośnomówiący, uchwyt do telefonu i nawigację)
– wciąż nie mam dobrego sposobu na to, życie cały czas mnie zaskakuje 🙁

Odpowiedz

Zbyszek Kwiecień 14, 2014 o 23:47

Witam,
Domowy budżet prowadzę cyklicznie lecz nie za często.
Przez kilka miesięcy po utracie pracy uczyłem się systematyczności i robiłem bardzo skrupulatnie. Po kilku miesiącach przeknałem się, że najwiekszym pożeraczem kasy były wydatki nieplanowane i stanowiły one około 20% wydatków. Od czasu, gdy rozpocząłem planowanie wydatków – poziom tych nieplanowanych spadł do około 2% całości budżetu i uważam to za zjawisko nie tylko normalne ale i zdrowe, by nie popaść we własne sidła.
Od tego czasu robię wyrywkowe zapisywanie wydatków i okazuje się, że samodyscyplina działa i dalej ich poziom nie tylko nie wzrósł ale i przy znów normalnych zarobkach zmalał do około 1%. Dopóki nie zauważę wzrostu tychże wydatków, to comiesieczne ich zapisywanie uważam za niepotrzebne.
Ale jeśli ktoś nie potrafi sam sobie narzucić samodyscypliny, to niestety jest to konieczne. A w ramach procentu składanego WŁAŚNIE Z TYCH pieniędzy robią się miliony, nie tysiące a miliony – w ciągu całego życia zawodowego.
pozdrawiam wątpiących.
Zbyszek
PS
utrata pracy niesie tę kolosalną wartość dodaną – przyśpiesza proces mądrzenia

Odpowiedz

Grzegorz D. Kwiecień 14, 2014 o 23:52

Witaj Michał,

W związku z tym, że jest już dość późno to będzie krótko i na temat:

Prowadzę budżet domowy od prawie roku i jako, że jestem z zamiłowania matematykiem to nie jest dla mnie jakoś szczególnie problematyczne. Niestety wiem, że nie wszyscy są tacy jak ja i dlatego największą trudnością było dla mnie przekonanie mojej dziewczyny, z którą mieszkam, że oszczędzanie to sport drużynowy i nie da się wygrać w pojedynkę. Na szczęście udało mi się ją po części zmotywować i pierwsze kroki w prowadzeniu budżetu ma już za sobą (spisuje już swoje wydatki, chodzi do sklepu z listą zakupową i ma 2 konta bankowe, które zwracają Jej część poniesionych wydatków). Nie mniej jednak jeszcze sporo rzeczy w naszym codziennym życiu dałoby się poprawić a książka, która jest nagrodą w tym konkursie, napewno by nam w tym bardzo pomogła 🙂

Odpowiedz

Jaśka Kwiecień 14, 2014 o 23:58

Oszczędzanie to dla mnie czarna magia. Jestem jak mały człowieczek prehistoryczny. Chyba boje się tego, czego nie znam.
Od dziecka mi to nie wychodziło (ale próbowałam!), a teraz mimo młodego wieku nie potrafię zrozumieć dlaczego na moim zeznaniu PIT pojawiają się kwoty kilkudziesięciu tysięcy skoro na koncie nadal 40 zł.
Budżet domowy? Co to takiego? Póki mam prace to wydaje krocie na rzeczy, które nie są mi potrzebne do niczego. A gdy pieniądze się kończą? I tu zaczyna się problem bo nadal wydaje. Pożyczki, raty, uśmiech do znajomych… Zaglądam do portfela myśląc, że mam jeszcze troszkę „papierków”, a tam same miedziaki.
Nie jest wesoło gdy za każdym razem gdy myślę o zapłaceniu rachunku za telefon czuje serce w gardle….

Odpowiedz

Szymon Kwiecień 15, 2014 o 00:00

Budżet domowy prowadzę od października 2006 roku. Zacząłem troszkę z przymusu – właśnie wtedy wyjechaliśmy z dziewczyną (obecnie żoną) do Irlandii. Początkowo tylko po to aby zarobić na wesele 🙂 No i jedynym sposobem żeby zdążyć zaoszczędzić odpowiednią kwotę na czas (data ślubu była ustalona już wcześniej) było zapisywanie wszystkich dochodów i wydatków. Udalo się, a Irlandia spodobała nam sie na tyle, że spędziliśmy tam ponad 7 lat. Jednak prowadzenia budżetu nie zaprzestałem. Każdy kto zajął się tym „na poważnie” zna pewnie to poczucie kontroli i komfortu psychicznego gdy wydatek który musisz (nawet duży) nie spędza ci snu z powiek bo wiesz w kazdej chwili jak wyglądają twoje finanse i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego na co możesz sobie pozwolić.
Tak naprawdę nie wiem co bardziej zmieniło moje podejście do finansów: emigracja czy budżetowanie bo obie te rzeczy zbiegły sie w czasie. Jednak sama zmiana jest diametralna. Zarówno wzrost dochodów jak i rozsądniejsze gospodarowanie posiadanymi zasobami zmieniły naszą sytuację co najmniej o rząd wielkości. Obecnie mieszkamy juz w „starym kraju”, jednak bez planowania finansowego moglibyśmy byc zmuszeni pozostac na Zielonej Wyspie.
Książkę chętnie przeczytam, jednak przede wszystkim sprezentuje ją bratu, dla którego firmy parabankowe to codzienność. Dobrych rad raczej nie słucha, pewnie dlatego że pochodzą od młodszego brata 🙂 Może posłucha tych pochodzących od innych?

Odpowiedz

Rafał Kwiecień 15, 2014 o 00:15

Prowadzę budżet domowy od wielu, wielu lat. Nikt mnie do tego nie namawiał. Jakoś samo tak wyszło, że czułem taką potrzebę od zawsze. Z biegiem lat przestałem zbierać rachunki i doszedłem do takiego stanu, że dokładnie orientuję się ile co mnie kosztuje. Mam wewnętrzne podbudżety, które bardzo ułatwiają panowanie nad całym budżetem. Wiem ile mogę wydać na tzw. swoje rzeczy, ile na dom a ile mogę odłożyć tuż po otrzymaniu mojego wynagrodzenia. Właśnie kupiłem kolejne mieszkanie. Opanowanie budżetu w okresie przejściowym, kiedy wydatków bieżących jest znacznie więcej, też jest ciekawym doświadczeniem :-). Dzięki tej sytuacji, potrzeby gotówki, wymyśliłem jak mogę sobie sam pożyczać pieniądze z własnych oszczędności na wyższym procencie niż typowe lokaty a z drugiej strony i tak mniejszym niż typowa pożyczka i to wszystko bez podatku Belki 🙂 Po prostu połączyłem potrzebę inwestowania z potrzebą pożyczania. Taki mały domowy bank 🙂 Pomimo tego nadal jestem ciekawy doświadczeń i rozwiązań innych tym podobnych zapaleńców oszczędzania. Dlatego chętnie zapoznałbym się z książką, najchętniej w wersji eBook. Odpowiadając zatem na pytanie drugie, ciężko było coś znaleźć ale chyba najciężej było zapanować nad tymi najmniejszymi wydatkami. Tutaj jednak z pomocą przyszła dobra pamięć do cyferek. Inna trudność to walka pomiędzy mną “oszczędnym” a mną “zrób sobie nagrodę, przecież tyle pracujesz, należy Ci się” na razie jakoś daję radę i takie blogi jak ten przypominają mi od czasu do czasu jaki jest główny cel. Chętnie przeczytam tę książkę. Na tablecie dlatego, że to też była forma oszczędności. Ostatnio nabyłem taki sprzedając na tablica.pl dawno nieużywane rzeczy, które dla innych okazały się cenne. Z drugiej strony taki tablet to też oszczędność miejsca. Wszystkie książki i opracowania mieszczę w nim a półka z typowymi książkami jest coraz mniejsza.

Odpowiedz

Darek Kwiecień 15, 2014 o 00:49

Ekonomista z wykształcenia, na co dzień planuję ludziom ich przyszłość i bezpieczeństwo finansowe, sam prowadzę księgowość swojej firmy itd itp… Niedawno uświadomiłem sobie, że zarabiać coraz więcej jest zupełnie bez sensu, bo oznacza ni mniej ni więcej jak tylko coraz więcej wydawać.
Budżetu nie prowadzę, bo musiałbym mniej wydawać na różne bzdury, musiałbym też wykonać wiele czynności, których to wykonać mi się nie chce (jak np. wypowiedzieć umowę nieużywanego telefonu). Powstrzymuje mnie przed tym wszystko, łącznie z głosami, które słyszę z półek sklepowych – kup mnie, kup. Musiałbym też pewnie racjonalnie zarządzać czasem i nie jeździć dwa razy 50 km zamiast raz po coś, bo zapomniałem… Musiałbym zacząć wykorzystywać kupony rabatowe, które wiem, że są tylko nie wiem gdzie je położyłem. Pewnie też musiałbym korzystać z punktów lojalnościowych nim stracą ważność, spłacać karty kredytowe w terminie bez opłat karnych, tankować tam gdzie taniej, zlikwidować nieużywane karty, dekodery, abonamenty…..
Michał, mam nadzieję, że masz serce i nie zrobisz mi tego. Bądź człowiekiem, niech inni czytają.

Odpowiedz

Helena Kwiecień 15, 2014 o 01:03

Witam. Prowadzę budżet domowy od dawna ponieważ zawsze było nam ciężko brakowało na wszystko,czyli za krótka kołdra aby przykryć wszystko.Więc robiłam przetwory z czego się dało suszyłam grzyby kupowałam np.olej w dużej butelce trzy litrowej bo taniej,czy płyn do naczyń.Robiąc zakupy obeszliśmy wszystkie sklepy gdzie było taniej,a sklepy markety których jeszcze u nas nie było bo mniejsze miasto to jeżdżąc do większych miast do lekarzy robiliśmy zakupy przy okazji a niekiedy mąż jeżdził rowerem do odległych miast gdzie było taniej lub do Czech bo też się opłacało.Teraz dzieci są już na swoim i podziwiam ich jak bardzo umieją sobie radzić ,lecz my już z mężem sami też prowadzimy budżet domowy odkładamy pewną część pieniędzy z emerytury i renty.Mogła by być to większa suma lecz niestety choroby które są przewlekłe oraz leki i przejazdy po lekarzach a niekiedy i opłaty za prywatnych lekarzy lub badania pochłaniają sporo pieniędzy .Oraz kredyt na remont mieszkania który zaciągneliśmy dwa lata temu na dziesięć lat, który też pochłania sporą sumęLecz pamiętamy czasy kiedy żyliśmy naprawdę bardzo biednie to nas mobilizuje do oszczędzania lecz mądrego i rozsądnego.Choć czasami człowiek sobie pozwoli na coś czego nie planował lecz zapala się czerwona lampka aby nie przecholować. Tak obserwuję ludzi którzy narzekają że na nic im nie starcza lecz na papierosy lub na alkochol sobie nie załują i zastanawiam się ile nie potrzebnie pieniędzy wyrzucają w błoto i czy im nie szkoda ?.Choć żyje się nam dobrze to ja nadal robię przetwory tylko już nie aż w takiej ilości jak było nas czworo.Bo córka robi też dla swojej rodziny a syn mieszka w Anglii. Robiąc zakupy również z mężem porównujemy ceny w marketach ,których już w naszym mieście jest trochę i są konkurencyjne ceny oraz promocje i obniżki na które trzeba uważać bo niby obniżka a w drugim sklepie bez obniżki i kosztuje taniej.To samo jest z aptekami leki które są odpłatne w 100% też ceny się różnią i to niekiedy kolosalna różnica np.też jak jeżdzę do lekarzy i mam takie leki to szukam tańszej apteki .Tak miałam ostatnio to duża sumę zaoszczędziłam kupując we Wrocławiu te same leki u nas kosztują jeszcze raz tyle lub więcej tak było z lekiem który jedna tabl.kosztuje we Wrocławiu 10zł.a u nas ponad 40zł.a kupuję po 6 opakowań trzeba przyznać że jest różnica w cenie. Tak że warto zastanowić się przed wydaniem przysłowiowej złotówki bo oszczędzać warto lecz tam gdzie można i trzeba.To co robisz Michał to jest bardzo dobre i mobilizuje jak widać z komentarzy do zastanowienia się nad swoim budżetem domowym jak oszczędzić pieniądze.Pozdrawiam Helena.

Odpowiedz

MAgda Kwiecień 15, 2014 o 01:33

Michał,

przede wszystkim to bardzo dziękuję Ci za bloga – mocno namieszał w moim życiu 🙂
W styczniu tego roku trafiłam przez fb na Twoja stronę i po kilku godzinach czytania i obaleniu szybko nasuwających się wykrętów dlaczego nic nie da się zrobić z naszymi finansami, zaczęłam stopniowo widzieć światełko w tunelu.

Przygotowałam arkusz w excelu i od lutego prowadzę budżet. Wydatki spisuję co 2-3 dni. Dla mnie dużym wyzwaniem było przekonanie męża i syna do „spowiadania się” z wydatków.
Szczególnie mąż wił się jak piskorz jak miał podać ile płacił za papierosy a pali dużo. Zdarzało mu się „zapomnieć” że je kupował 🙂 Co oczywiście wychwytywałam na wyciągu bankowym jak zapłacił kartą. Nie obeszło się bez małej awantury o te luki w pamięci.
Syn z kolej boleśnie przekonał się, że mama potrafi być twarda. Do tej pory w poniedziałek brał kieszonkowe koło środy nie miał już kasy więc się litowałam, żeby dziecko w szkole miało na picie czy bułkę. Teraz tego nie ma, ma czarno na białym ile dostał i musi to starczyć. Poza tym podsunęłam mu Twój wpis na temat kieszonkowego i liczę, że może coś mu z tego w głowie zostanie.

Analizując wydatki z lutego dowiedziałam się, że zarabiamy więcej zdecydowanie niż myślałam do tej. Mąż pracuje na zlecenia i wynagrodzenie dostaje najczęściej raz na tydzień – gotówką co bardzo ułatwia rozchodzenie się takiej kasy.

Podsumowując prowadzenie budżetu wymaga trochę zachodu, pokonanie wewnętrznego lenia, zmobilizowanie całej rodziny do współpracy, zderzenie się z prawda, którą nie zawsze chcemy widzieć, ale na pewno WARTO.

Korzystając z okazji bardzo dziękuję Ci za pracę jaką wkładasz w prowadzenie bloga. Masz duży dar prostego pisania o sprawach niby oczywistych, a tak naprawdę trudnych do wdrożenia w codziennym życiu.

Odpowiedz

Luk Kwiecień 15, 2014 o 04:12

Prowadzimy budżet z zona juz jakies 2 lata – zmusiła nas do tego sytuacja. największym problemem przynajmniej dla mnie jest pamiętanie o paragonach.
Prowadzenie budżetu pozwoliło nam niemal zlikwidować ograniczyć niekontrolowany wypływ pieniędzy, dzięki czemu spokojnie spłacaliśmy zadłużenia z kredytów a jednocześnie szybko spłacić karty. niestety nasze finanse nadal lezą ale teraz łatwo można zdiagnozować ich powód – brak wystarczających wpływów.
Natomiast z własnego doświadczenia – przestawienie mentalne jakie we mnie zaszło po rozpoczęciu prowadzeniu budżetu jest ogromne – kiedyś wchodziłem do sklepu i coś tam kupiłem – teraz zastanawiam się 10 razy, sprawdzam ceny, sprawdzam wartość za kg, litr itp a i tak często po czasie dochodzę do wniosku ze to nie jest aż tak potrzebne i wychodzę bez zakupu – czy jest mi z tym złe – otóż nie – wiem ze zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przydadzą się tam gdzie rzeczywiście będą potrzebne, a to sprawia że jestem szczęśliwszy

Odpowiedz

Bartek Kwiecień 15, 2014 o 05:39

Prowadzę budżet, ale trudno nazwać go domowym. Do tej nie udało mi się przekonać żony do rejestrowania swoich wydatków. Ja korzystam z aplikacji MoneyZoom. Dzięki temu dokonuję ewidencji na smartphonie, bezpośrednio po zakupie. To duże ułatwienie. Dzięki temu nie mam problemów z systematycznością. Gdyby książka przekonała moją żonę do podobnej postawy, byłbym zobowiązany. Rzadko planujemy nasze wydatki, nie wiem też ile wydajemy. Bez żony sam nic nie zrobię.

Odpowiedz

Anna Kwiecień 15, 2014 o 06:21

Nie prowadzę swojego budżetu domowego. Tak wiem, że to źle. Powstrzymuje mnie przed tym fakt, że będę miała czarno na białym swoje „grzeszki”. Bo jak zajdę do drogerii, albo trafię na takową w internecie… nie mogę się powstrzymać. Albo jak zobaczę ładne kwiatki – przecież je też muszę mieć! Nie wiem, czy chcę wiedzieć ile na to wydaje. Chociaż z drugiej strony może jak się przełamię i zacznę prowadzić rejestr swoich wydatków, to przestanę wydawać tyle na głupoty;)
Więc trzymajcie za mnie kciuki.

Odpowiedz

JOANNA Kwiecień 15, 2014 o 07:20

mój plan oszczędzania został zrujnowany i muszę ułożyć nowy, ale nie wiem jak to zrobić
dotychczasowe kalkulacje wsadzam miedzy … a oszczędności od zeszłego tygodnia znacznie się skurczyły i …
budżet zachwiany, bo okazało się, ze spodziewamy się dzidziusia i i od zeszłego tygodnia wydaję ciężko odłożone pieniądze (ale nie na swoje fanaberie)
jak odłożyć na kolejna wizytę i kolejne suplementy – na to pomysłu brak

Odpowiedz

Małgosia Kwiecień 15, 2014 o 07:36

Budżet domowy prowadzę od 2 lat, czyli od momentu wyjścia za mąż i startu samodzielnego życia „na własnym garnuszku”. Początkowo spisywałam paragony do Excela, tworzyłam tabelki i mniej więcej wiedziałam na czym stoję. W listopadzie 2013 zainstalowałam Microsoft Money i przez cały ten miesiąc spisywałam paragony, zapłacone rachunki itp. Kiedy spojrzałam na wszystkie wykresy, które program utworzył po 30 dniach- przeraziłam się! Czy my naprawdę wydajemy tyle kasy na słodycze? Gazety? Ubrania? Wyjścia na miasto? Szok… Ale później znalazłam sposób, aby uspokoić trochę moje finansowe sumienie:) Postanowiłam wydzielić sobie kategorie wydatków, które są przyjemnościami, wydatkami bez których możemy się obejść- i wydawać na nie jak najmniej. Ustaliłam granice, cele, przyszłe ważne wydatki np. wakacje, kupno pieca gazowego, nowa kanapa. Wszystko po to, aby mieć wizję na przyszłość i nie być zaskoczoną potrzebami wymagającymi wkładu większej ilości gotówki. Michał, zapytałeś co było największą trudnością. Dla mnie osobiście najtrudniejszym było uświadomienie sobie skali naszych wydatków. Na razie nie mamy dzieci, a wydajemy czasami więcej niż 3-4 osobowa rodzina. Walczę z tym i mam nadzieję, że zracjonalizuję nasz domowy budżet i będzie mnie kiedyś stać na wymarzony samochód:)

Odpowiedz

Krystian Kwiecień 15, 2014 o 07:46

Najtrudniej było oczywiście zacząć 😉
Dwa lata temu, nie znając tegoż bloga, próbowałem stanąć do wyzwania jakim jest prowadzenie domowego budżetu, jak można sie domyślić szybko poległem. Najbardziej doskwierał brak systematyczności i samozaparcia, a raczej brak własnego pomysły jak to zrobić.
Za jakiś czas znalazłem blog Michała, poczytałem, doszkoliłem i spróbowałem jeszcze raz i udało sie, od ponad pół roku ostro walczę ze swoimi zahamowaniami.
Co mi pomogło, głównie wypracowanie własnego sposobu na spisywanie wydatków, ich segregacja, a potem ich obróbka.
Może jestem staroświecki, ale wydatki spisuje ręcznie, w notesie, spisuje je codziennie lub co drugi dzień, wtedy faktycznie zajmuje mi to kilka minut, a i sprawa najważniejsza, przekonanie do tego wszystkiego żony. Udało sie i jak na razie idzie nam przyzwoicie.
Co prawda większość nadwyżek inwestujemy w budowę naszego domu, ale dzięki temu szerokim łukiem omijamy instytucje kredytowe.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 15, 2014 o 07:58

Moja odpowiedź będzie niestety bardzo trywialna choć uzasadniona jest sytuacją w naszym kraju. Wiem, że masa młodych ludzi jest aktualnie w tym samym miejscu co ja i wcale się tego nie wstydzę więc odpowiem na pytanie nr1.

Nie prowadzę budżetu domowego ponieważ mieszkam z rodzicami i jestem na ich utrzymaniu. Mam 24 lata, skończyłem studia i szukam pracy, jak na razie z mizernym skutkiem. Moje „finanse” nie są na tyle skomplikowane bym je poważnie monitorował. Posiadam dość duże oszczędności zbierane od lat (urodziny, sezonowa praca, dorabianie na czym popadnie, np. kupno czegoś w lumpeksie i sprzedaż z zyskiem i inne podobne, rękodzieło). Dochody domowe są na tyle duże że nigdy niczego mi nie brakowało i zawsze miałem wsparcie rodziców. Mimo to zawsze miałem na uwadze by nie popadać w długi i szanować pieniądz. W tej chwili wystarczy mi mój ror i subkonto oszczędnościowe żebym wiedział na czym stoję. To w sumie tyle, żeby się nie rozpisywać za dużo… 🙂 Pozdrawiam Michale Ciebie jak i Marcina.

Odpowiedz

michu77 Kwiecień 15, 2014 o 08:04

Witam,

Budżet prowadzę od 4 m-cy. Oczywiście zachęcił mnie do tego ten blog. Trochę wynikło to z konieczności – wcześniej wydawałem bez większego zastanowienia, a pod koniec miesiąca musiałem ogranczać wydatki, by starczyło do kolejnej wypłaty. Do końca nie wiedziałem, ile kosztuje mnie moje hobby – tj. bieganie (sprzęt w tym buty 3-4 pary rocznie, opłaty startowe, dojazdy na imprezy biegowe, noclegi itp.). Nawet skrobnąłem coś na ten temat na moim blogu biegowym.

Żywność, paliwo, i moje hobby – to największe pozycje w moim budżecie (no i oczywiście kredyty). Dzięki budżetowi zauważyłem, ile wydaje na rozmaitego rodzaju opłaty bankowe, których często można uniknąć.

Odpowiedz

Alicja Kwiecień 15, 2014 o 08:11

Z niecierpliwością czekam na artykuł o OFE, trzymam Cię za słowo, że powstanie:) Proszę

Odpowiedz

Lukasz Kwiecień 15, 2014 o 08:19

Jak wielu, we wcześniejszych wypowiedziach, borykałem się z problemem jak zabrać się do prowadzenia budżetu. Brak pomysłu na sposób a przede wszystkim chęci aby zacząć. Lecz pewnego pięknego dnia coś pękło, moc we mnie była silna tego dnia, znalazłem blog Michała, poczytałem poszperałem, znalazłem kilka podpowiedzi i START. Tak naprawdę pchnęło mnie to iż po raz kolejny nie potrafiliśmy domknąć budżetu i określić na co wydaliśmy nasze ciężko zarobione pieniądze. Problemem było na początku kategoryzowanie wydatków, reszta zdumiewająco łatwo nam przyszła. Z paragonami nie było problemu i tak zaśmiecały zawsze nasze portfele, pomocny okazał się skaner do archiwizacji paragonów, rozpisane wydatki dzienne w arkuszu kalkulacyjnym, w naszym przypadku, posiadają hiper-link do skanu paragonów, co niejednokrotnie pomaga odnaleźć się po jakimś czasie. Z wydatkami nie było problemu i tak moja połowica planowała wydatki staroświecko na kartce w notesie, wystarczyło zmienić formę zapisu. Po kilku miesiącach okazało się że potrafimy oszczędzać i to niemałe sumy, wiemy gdzie na za dużo sobie pozwalamy oraz duuużo łatwiej zaplanować jest wydatki kolejnych miesięcy. Co najważniejsze mamy kontrole nad naszymi finansami 😉

Odpowiedz

Piotr Kwiecień 15, 2014 o 08:22

Witam,

Po przeczytaniu kilku wpisów na temat budżetu domowego, zacząłem zbierać rachunki, paragony i wszystkie inne potwierdzenia wydawanych moich ciężko zarobionych pieniędzy. Po podliczeniu wszystkiego w ubiegłym miesiącu okazało się że jest tego całkiem sporo i dużo pieniędzy uciekało nam na różne spontaniczne zachcianki:) muszę to ukrócić koniecznie. I jak na razie niestety z tego przerażenia gdzie idzie moja kasa nie kontynuowałem w żaden sposób rozliczania budżetu domowego.
Teraz po lekturze bloga wiem żeby jakoś sobie to wszystko poukładać muszę zacząć w ten lub inny sposób kontrolować swoje finanse.
Dopiero co pozbyłem się głupio zaciągniętego kredytu na telefon. NIGDY więcej kredytów konsumpcyjnych!!!!! (przynajmniej tego się nauczyłem), no może z wyjątkiem hipotecznego, ale to ważna decyzja i nie na teraz jeszcze.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Eselandra Kwiecień 15, 2014 o 08:31

Nie prowadzę budżetu domowego, bo… jestem kobietą.
Jestem kobietą i do tego zakupoholiczką we wczesnym stadium nałogu. Boję się policzyć ile tak na prawdę wydaje na niepotrzebne rzeczy typu ubrania, buty, kosmetyki. A chyba jeszcze bardziej boje się do tego przyznać najbliższym. Skoro nie prowadzę budżetu domowego, to teoretycznie dalej mogę żyć w błogiej nieświadomości, bez gryzących wyrzutów sumienia, które czasem mam. Zdarza mi się „zreflektować” i zwróci niektóre kupione rzeczy, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Prawda jest taka, że bez kupowania kolejnych ciuchów i butów mogłabym przeżyć spokojnie 5-10 lat, ale jakoś nie mogą powstrzymać się od kolejnych zakupów i niepotrzebnych wydatków. Myślałam już nawet nad tym, że dać chłopakowi swoją moją kartę debetowa na przechowanie…. Chociaż tak na prawdę nie wiem ile co miesiąc wydaję, to mogłaby to wiedzieć -o tak w ciągu 5 min, bo od października 2013 roku skrupulatnie zapisuje w notesie wszystkie swoje wydatki. Każdą wydaną złotówkę. i tu pojawia się ALE… ale boję się to wszystko zliczyć i czarno na białym zobaczyć ile pieniędzy marnuje. Regularnie odkładam jakieś sumy i mam całkiem spore oszczędności jak swoja rozrzutność, ale wiem, że mogłabym mieć o wiele więcej, gdybym prowadziła swój budżet domowy i sensownie planowała wydatki.

Odpowiedz

Przemy-Slaw Kwiecień 15, 2014 o 08:33

Dotąd starałem się wprowadzać w życie rady z Twojego bloga. Niestety wychodziło różnie. Początkowo nie mogłem nawet zmusić się do zapisywana wydatków. Ostatecznie udało mi się to dzięki ustanowieniu sobie 30-dniowego wyzwania. Ale budżetu jako takiego nigdy nie udało mi się zaprowadzić. Początkowo dlatego, że zwyczajnie nie wiedziałem co mam wpisać w poszczególne kolumny. Jakie kwoty. Skąd je wziąć. Postanowiłem, że dam sobie czas. Pospisuję trochę wydatki i jak już będę miał obraz tego ile jakie są moje przychody i rozchody, Później co miesiąc wracałem do tematu. Ale to jeszcze ciągle nie był ten miesiąc. Jeszcze nie wszystko było ustalone. Nie wszystko wiedziałem. Kolejny miesiąc zawsze miał być specyficzny pod kątem wydatków. Miało się coś wydarzyć… I budżet nigdy nie powstał.

Ale wydatki zapisuję nadal. No dobra, zapisywałem jeszcze jakieś 2 tygodnie temu. Wszystko się posypało, gdy zaczęło się u mnie zamieszanie związane z przeprowadzką (na pierwsze wspólne mieszkanie z moją lubą). W wirze rzeczy do załatwienie, czynności do ogarnięcia, przedmiotów do zakupienia, zgromadzenia, czy przewiezienia, zabrakło czasu na spisywanie wydatków. W zasadzie nawet nie miałem kiedy usiąść do komputera. Zrobił się z tego niezły bałagan. Teraz muszę go jakoś ogarnąć. W końcu tu nie chodzi tylko o mnie ale też o moją lubą. To dobra okazja do stworzenia budżetu domowego. Ale… cholera… co mam wpisać w poszczególne kolumny? Przecież nie wiem ile będziemy wydawać… Pomocy!!!

Odpowiedz

Kaz Kwiecień 15, 2014 o 08:36

Nie prowadzę budżetu domowego, chyba dlatego że mam niezłą pracę. Wynagrodzenie z tej pracy pozwala w każdym miesiącu domknąć wydatki a nawet co nieco odłożyć. Do tej pory myślałem że jak sobie radzimy to poco coś zmieniać. Szkoda mi czasu na wklepywanie rachunków do kompa. Kolega zwrócił mi uwagę na tego bloga i widzę że gdyby nie dobra praca to mogłoby być różnie. Od zawsze bałem się dużych kredytów, ale od zawsze pożyczałem krótkoterminowo (5 lat maks) z firmy od rodziny, znajomych. Czytając tego bloga dosedłem do wniosku: dlaczego nie wciągnąć więcej z tego co mamy poprzez lepszą kontrolę wydatków i naukę od najlepszych?

Odpowiedz

Monika Kwiecień 15, 2014 o 08:38

Prowadzę budżet domowy od 2007 roku. Zawsze był to plik Excel mniej lub bardziej rozbudowany w zależności od moich potrzeb. Jestem typem osoby, która dostaje rachunek, płaci i zapomina. A potem na koniec miesiąca nigdy nie wiem, gdzie te moje pieniądze się podziały. Dzięki temu, że prowadzę ten budżet wszystko jest jasne i klarowne.
Na podstawie budżetu rozliczam się z mężem. 🙂 Ja płacę wszystkie rachunki, a potem podliczam na koniec miesiąca i on mi przelewa swoją częśc proporcjonalnie do zarobków.

Największym problemem – jak przy ćwiczeniach fizycznych – jest regularność. Wcześniej chciałam robić to w miarę systematycznie, ale okazuje się, że raz w miesiącu pół godziny – godzina wystarczy, aby podsumować i podliczyć cały miesiąc. Mnie przymusza brak wspólnego konta i fakt, że chwilę po wypłacie jestem na zero, bo robią się wszystkie automatyczne przelewy i zlecenia. Dlatego szybciutko myk myk i miesiąc podsumowany i „Mężuuuu, proszę mi przelać… 100000000 za ubiegły miesiąc!” 😉
Mąż: robi wielkie oczy „Ale jak to?!?”
A tak to: pokazuję mu szczegółowe rozliczenie z ubiegłego miesiąca, które jak byś nie liczył – zawsze wyjdzie tyle ile wychodzi. 🙂

Odpowiedz

Anna Kwiecień 15, 2014 o 08:40

Od dwóch lat mam kontrolę nad swoimi finansami. Każdego miesiąca w dniu, w którym dostaje pensje, siadam z kartką papieru i rozpisuję: opłaty, konto wolności finansowej, konto oszczędności, konto przyjemności, wydatki na edukację. Dwoma największymi wyzwaniami dla mnie było: po pierwesze podjąć decyzję o tym, że płacę najpierw sobie (zanim opłacę rachunki) i to są pieniądze które idą na inwestycje (konto wolności finasowej). I co ciekawe, nie samo odłożenie tej części przychodów było trudne, tylko podjęcie decyzji, że będę to robić i przełamanie strachu „a co jak mi braknie”. Drugie wyzwanie, zapisywanie wydatków: próbowałam pisać w kalendarzu, zbierać paragony, przepisywać do excela itd. Na szczęście z pomocą przyszła technologia i smarphone – płacę i od razu zapisuje w aplikacji. 🙂

Odpowiedz

Chłodnogłowy Kwiecień 15, 2014 o 08:42

To teraz ja. 🙂

1. Nigdy przenigdy – a mam ponad 40 lat – nie prowadziłem ŻADNEGO rejestru wydatków.
2. Powody? Kilka:
a) na 25 lat dorosłego życia tylko w jednym roku miałem problemy finansowe
b) zawsze miałem dar do zarabiania pieniędzy
c) taki sam dar {a nawet lepszy… ;)} miałem do lekkiego wydawania kasy
d) NAJWAŻNIEJSZY – jestem z pokolenia, w którym nikt nie pisał takich książek, bo nie było takich problemów. Kapitalizm dopiero się rodził…
3. Efekt tych ponad 20 lat w swawolnym zarządzaniu kasą? Uczciwie licząc to uważam, że gdybym miał tę wiedzę, którą mam dziś i zaczął ją wprowadzać w życie 20 lat temu jak wchodziłem na rynek pracy, to dziś :
1. Brak kredytu hipotecznego na mieszkaniu – niewielki, ale jest.
2. Świeży temat – lokal pod moją firmę kupiłbym go ze środków własnych, a nie z kredytu
3. NAJLEPSZE – uważam, że po zakupie w/w lokalu wciąż miałbym ok. 300.000 – 400.000 zł na koncie. Dziś mam 1/10 tej kwoty. Przerażające, nie sądzicie?

Dlatego jako doświadczony „rozpierdzielacz” kasy na lewo i prawo apeluję do ludzi młodych – PROWADŹCIE REJESTR WYDATKÓW!!!

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Dorota Kwiecień 15, 2014 o 08:50

Do rozpoczęcia prowadzenia budżetu skłoniła mnie możliwość – czyli pierwsza wypłata – oraz chęć, bo zwyczajnie lubię mieć wszystko spisane i zorganizowane. No i zawsze fajnie mieć czarno na białym swoje oszczędności i zdolność finansową, o wiele łatwiej wtedy zdecydować, czy stać mnie na jakiś większy wydatek.

Na początku próbowałam prowadzić budżet w arkuszu kalkulacyjnym, ale trudno było mi utrzymać w nim porządek. Drobne wydatki z karty szybko wprowadzały chaos, choć łatwo było identyfikować, na co poszły pieniądze; o wydatkach gotówkowych albo pamiętałam, albo raz na tydzień przeszukiwałam kieszenie pełne paragonów.
Niestety, ponieważ nie chciałam rozciągać tabelki – miałam do dyspozycji też niewiele kategorii wydatków. No i wstawianie dodatkowych rzędów rozbijało cały system i wizualną orientację.

Ostatecznie dzięki twojemu blogowi przerzuciłam się na Kontomierz 🙂
Narzędzie jest nieco zbyt skomplikowane jak na moje potrzeby, ale zwyczajnie mogę ignorować większość opcji i używać tych, które są mi potrzebne. Od kiedy minął pierwszy szok i zagubienie, radzę sobie już całkiem nieźle. Po ustaleniu budżetów i powiadomień mogę się nie martwić, że coś gdzieś przekroczę.

Tak naprawdę mój jedyny problem teraz czas aktualizacji konta – niestety, spora część wydatków nawet kilka dni czeka na zaksięgowanie, w związku z czym Kontomierz ich nie importuje i faktyczny stan mojego konta różni się, czasem sporo, od obliczeń budżetowych. Druga sprawa to próba zmuszenia partnera do prowadzeina podobnego rejestru – ale nie mam go jeszcze zaobrączkowanego, więc nie mam argumentów, żeby przekonać go do podzielenia się stanem portfela 😉

Odpowiedz

Dagmara Kwiecień 15, 2014 o 08:56

Dzień dobry, od niedawna zaczęłam prowadzić swój własny, mały, jednoosobowy budżet domowy. Głownie polega to na wpisywaniu w tabelki wydatków stałych oraz dopisywaniu wydatków ruchomych. Staram się wszystko kontrolować i każdy większy wydatek zapisywać. Mam jednak problemy z jedną rzeczą, mianowicie nie umiem zapanować nad pieniędzmi, które wypłacam z bankomatu. Staram się głównie płacić kartą, aby wszystko potem przeanalizować, jednak czasami zdarzą mi się pobrać gotówkę i wtedy niestety nie wiem co się z nią stało ;). Są takie miejsca jak np fryzjer czy kosmetyczka gdzie nie można zapłacić kartą, pobieram wtedy zazwyczaj więcej gotówki i ta część, która pozostaje mi po zapłacie za daną usługę się rozpływa. I właśnie z tym mam największy problem, nie umiem tych pieniędzy przypilnować.

Odpowiedz

Ania Kwiecień 15, 2014 o 08:56

Największym wyzwaniem wprowadzając domowy budżet było przyznanie się sama przed sobą, że często kupuję coś pod wpływem chwili, dla poprawy humoru, bo było ładne, mimo iż zupełnie do niczego nie było mi to potrzebne. Uświadomienie sobie, że każdy bibelot kupiony za 5 czy 10 zł w skali miesiąca daje te 200 złotych było wyjątkowo ciężkie. Od tej pory kawę codziennie robię w nowym ładnym termicznym kubku, a nie kupuję w sieciówkach czy na stacji. Od tej pory moje oszczędności są o 100-200 złotych w miesiącu większe a i narzeczony dzięki temu również stał się szczęśliwym posiadaczem kubka termicznego i razem staramy się zadbać, by nasz domowy budżet z miesiąca na miesiąc się powiększał, ale tak by stało się to dla nas przyjemnością, a nie pasmem wyrzeczeń. Nasz budżet domowy nie jest może jeszcze tak idealny i dopracowany, ale dzięki drobnym zmianom zdecydowanie mądrzej robimy zakupy, inwestujemy i naprawdę zaczęło sprawiać nam to przyjemność 🙂

Odpowiedz

Justi Kwiecień 15, 2014 o 08:58

Jestem zainteresowana swoim rozwojem w tym wypadku finansowym, dlatego też łyknęłam haczyk i siedzę regularnie na tym blogu ( choć od niedawna) .

Aktualnie nie prowadzę dokładnie (…) budżetu domowego choć kiedyś kiedyś prowadziłam.Przestałam od momentu kiedy część środków weszła na konto i zaczęłam posługiwać się kartą…powiem szczerze pogubiłam się.

Ale tez ważny aspekt: nie patrząc nieustannie na moje nędzne finanse po prostu nie stresuję się i żyję spokojnie.
Generalnie żyję oszczędnie i robię na cud polski czyli próbuję przeżyć za 1 000 zł wydając 2 000 tys. Nie wiem jak ale jakoś żyję…( choć co to za życie).

Jeśli ta książka mogła by uczynić kolejny cud, czyli wyrwać mnie z tego kręgu to byłoby dopiero coś!!!!

Jeśli zdrowy nie potrzebuje lekarza, to i bogaty nie potrzebuje tej książki. Wg. tej zasady wpisuję się na listę i podnoszę łapkę w górę

😉

Odpowiedz

Monikaem Kwiecień 15, 2014 o 08:59

Prowadzę budżet domowy, zaczęłam dzięki Twojemu blogowi Michale 🙂

Największym wyzwaniem było i wciąż jest znalezienie balansu pomiędzy przyjemnym życiem teraz a przyszłymi korzyściami. Cały czas miesza się ta węższa i szersza perspektywa, sprawiając że zastanawiam się czy warto odmawiać sobie np. wyjścia do restauracji (które jest dla mnie ogromną przyjemnością) bo jest drogie, a jednocześnie te kilkadziesiąt wydanych teraz złotych to kilka godzin mniej pracy w przyszłości albo brakująca suma do wymarzonego przedsięwzięcia?

Radzę sobie z tym jednak na kilka ciekawych sposobów 🙂

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 15, 2014 o 09:06

Witam. Czytam bloga i wystartowałem. Staram się prowadzę zestawienia widzę dziury, jak tu pisałem oszczędzałem na wakacje na Rachunku oszczędnościowym mając na koncie na minusie kredyt odnawialny (złudne oszczędności). Udało się też rzuciłem palenie za to kupiłem dobry rower – śmigam do pracy. Założyłem sobie kotwice, że każdy spalony papieros odbierze mi sens wydanych pieniędzy na rower (stwarzam sobie poczucie winy), a każdy nie zapalony pozwoli mi, aby rower się spłacił w 3 miesiące – gigantyczna motywacja. Jestem na etapie tworzenia poduszki finansowej. Zamieszkałem z dziewczyną z, którą chce iść przez życie. Mamy małą kawalerkę 23 m2 ale fajny standard. Wychodzi nas do dużo taniej niż mieszkaliśmy osobno. Następny etap sprzedaż zbędnych rzeczy dla mnie to jest też świetna zabawa. Ja książki, które przeczytałem raz i wystarczy – nie jestem aż takim kolekcjonerem. Dziewczyna – kosmetyki dużo kasy nie ma ale chociaż z szafek się nie wysypują klamoty. Auto moje marzenie + data realizacji bardzo opóźniona w czasie (tu mam problem, żeby z tym się pogodzić). Mam też telefon mixa, którego nie potrzebuje, a ładować muszę bo lepiej doładowywać niż płacić karę umowną – kasę z karty przeznaczam na zakup książek z audioteki (można płacić SMS), a od książek, podcastów i gazet audio się uzależniłem. Jak gdzieś jadę to autem służbowym w porozumieniu z szefem. Życzę wszystkim powodzenia w oszczędzaniu. Zobaczymy, gdzie nas ta droga poniesie. Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz

Pani A Kwiecień 15, 2014 o 09:19

Cześć:)

Domowy budżet… Nie stworzyłam, głównie dlatego, że jeszcze nie prowadzę gospodarstwa domowego (jestem na utrzymaniu rodziców, ałć jak to brzmi). A może dlatego, że jeszcze mało wiem o finansach i świecie odpowiedzialnego podejścia do swoich wydatków.
Bądź co bądź, jestem chyba na dobrej drodze. Raz, że tu trafiłam, dwa że na bieżąco segreguję wszystkie paragony i je analizuję, trzy że wzięłam sobie do serca przeczytaną książkę Jean Chatzky, „Zarabiaj zamiast szukać wymówek”, a jestem w trakcie pochłaniania „Kobiety i finanse” Suze Orman. To cudowne, że jest tylu ludzi, chętnych do dzielenia się swoją cenną wiedzą o finansach. Mam zamiar się im uważnie przysłuchiwać:)
Ty Michale jesteś dla mnie genialny, z rozbrajającą skromnością, przyjaźnie i na luzie mówisz o tak ważnych kwestiach w naszym życiu. Podobnie jak 2 wspomniane wcześniej panie, otwierasz przede mną świat, który o zgrozo, był dla mnie trochę zamknięty (na własne życzenie!!).
No dobrze, może trochę przesadzam, bo rozrzutna na szczęście nigdy nie byłam, ale to dla mnie mało:)

Pozdrawiam ciepło i dzięki za unikalnego bloga!:)

Odpowiedz

Milka Kwiecień 15, 2014 o 09:25

Witam

Budżet – przymierzam się do stworzenia … Zaczęłam od spisywania paragonów od jakiegoś półrocza… I omijam szerokim łukiem sklepy w których wyszło, że najwięcej wydaję. Zadaję już sobie zawsze pytanie – czy na pewno ta rzecz jest mi niezbędna?
Teraz pierwsze co robię po wpływie wynagrodzenia – od razu przelewam 30% na konto oszczędnościowe. Po prostu im mniej widzę na koncie , tym mniej korzystam z kupowania zbędnych rzeczy,
Wszystko wg mnie sprowadza się do filozofii zaszczepionej przez rodziców za młodu – u mnie było wg filozofii , że „pieniądze są po to, żeby je wydawać”.
Z perspektywy czasu wiem, że to błędne założenie. Dlatego zaszczepiam mojej córeczce inną filozofię, że żeby coś kupić, trzeba na to oszczędzić. Moja 4-latka już wie, że jak sprzedamy część jej rzeczy, dostanie upragniony rowerek.
Dlatego warto zacząć od małego. Najważniejsze jest podejście i właściwa motywacja – dlatego jak już wiem, ile mi co miesiąc potrzeba i których sklepów mam unikać – zrobiłam pierwsze kroczki do stworzenia budżetu i oszczędzania. I na pewno mi się to niedługo uda.
Książka może mi pomóc jeszcze lepiej się do tego przygotować.

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 15, 2014 o 09:29

Hej Wam wszystkim,

Dziękuję wielkie za wszystkie Wasze odpowiedzi dotyczące budżetu domowego. Widzę, że trafiłem w ważny dla Was temat.

Widzę też, że będę miał nie lada orzech do zgryzienia z wyłonieniem tych osób, które otrzymają książki Marcina 🙂

Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz

Iwbla Kwiecień 15, 2014 o 09:31

Prowadzę budżet domowy od roku (w marcu minął rok). Raz idzie lepiej raz gorzej. Najtrudniejsze dla mnie w prowadzeniu budżetu jest brak pomocy ze strony domowników. Mąż niby przekazuje mi różne paragony, ale raz płaci za nie gotówką, którą wcześniej wypłacił z bankomatu, a raz kartą a ja potem muszę się nieźle nagłowić co i jak, zwłaszcza, że nie mogę go przekonać, byśmy robili zakupy wg listy raz w tygodniu. Co chwilę dokupuje jakieś bardzo ważne drobiazgi (na prośbę nastoletnich dzieci) np. lody, bułki, jogurty, słodycze.
Bywają okresy, że moja motywacja wewnętrzna jest b. silna i przejmuję dowodzenie- czyli jest ustalone i zapisane na kartce menu tygodniowe (wisi na tablicy korkowej w kuchni), obok jest miejsce na spisanie rzeczy, które trzeba kupić (tu wszyscy domownicy wpisują co wg nich trzeba kupić, czego zabrakło, ja dopisuję produkty potrzebne na obiady, kolacje i śniadania). W piątek po południu lub w sobotę rano jadę na zakupy. Kupuję na cały tydzień (chleb, bułki, mięso, wędliny zamrażam i wyjmuję kiedy potrzeba). Rachunek mam jeden 🙂 i bez problemu wpisuję go do tabelki w excelu, którą znalazłam u kogoś na blogu (ma 1 arkusz w którym wpisuję wydatki podzielone na kategorie, 2 arkusz podsumowuje moje wydatki w poszczególnych kategoriach i pokazuje jaka jest różnica w porównaniu z tym co planowałam oraz jakie mam dochody w danym miesiącu i ile mi jeszcze zostało).
Podsumowując, w prowadzeniu budżetu domowego brakuje mi utrzymującej się na wysokim i stałym poziomie motywacji wewnętrznej i wsparcia ze strony wszystkich domowników. Samemu trudno wszystko kontrolować 🙁

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 15, 2014 o 09:38

Dzięki Michale za kolejny inspirujący wpis. Książkę spróbuję zdobyć sama, może również dla czytelników mojego bloga:) – na którego, tak na marginesie, serdecznie Cię zapraszam. Trochę inna dziedzina, ale śmiem twierdzić, że coś inspirującego tam dla siebie znajdziesz.
Czytam Twojego bloga od już ładnych paru miesięcy i między innym dzięki temu, co piszesz, sporo już zmieniłam. Dużo dała mi też swego czasu książka „Ekonomia dobra i zła” Sedlacka. Genialna! Myślę, że warto czytać również takie pozycje, coby nie zatrzymywać się jedynie na poradnictwie.
Co do budżetu, to na razie korzystam z Twojego Prostego Budżetu Domowego. I już samo to wiele daje. Polecam wszystkim na dobry początek wprowadzania pozytywnych zmian w swoim życiu finansowym!
Pozdrawiam i życzę dobrych Świąt:)

Odpowiedz

Ewa Kwiecień 15, 2014 o 09:43

Prowadzę budżet domowy już ok. 3lat, spisuję wydatki w Excelu ale dopiero niedawno odkąd czytam Twojego bloga zaczęłam poważniej traktować temat i dokładniej analizować wydatki i dokładnie spisywać wszystko na co wydajemy z mężem. Choć przyznaję ciężko czasami powstrzymać się przed spontanicznymi zakupami a jeszcze gorzej wychodzi jeżeli pojawiają się nieplanowane wydatki jak choćby remont auta. Brakuje mi jeszcze żeby zapewnić to bezpieczeństwo finansowe na nieprzewidziane wydatki i tego chciałabym się nauczyć, myślę że ta książka przydałaby się do tego:)

Pozdrawiam

Odpowiedz

Jakub Kwiecień 15, 2014 o 09:45

Witam,
Sukcesywnie prowadzę budżet domowy od marca 2013 r.
Wiele inspiracji czerpię z bloga i podcastu jakoszczędzacpieniadze.pl ale staram się także aktywnie wymyślać swoje pomysły, bądź też modyfikacje istniejących schematów. A tych można znaleźć naprawdę wiele.. Prawda jest jednak taka, że żaden szablon w excelu ani żaden genialny pomysł nie zapewni stabilnego i w pełni kontrolowanego budżetu – jeśli nie będzie on częścią większego planu. Prawdziwa zmiana która musi nadejść jest w naszym myśleniu i w nas samych. Nie ma lepszego sposobu by stale doskonalić się w danej dziedzinie (np. w prowadzaniu domowego budżetu) jak uwierzyć w cel i powód dla którego daną czynność się wykonuje. Ja na przykład, z wykształcenia jestem inż. Ochrony Środowiska, stąd też każdą oszczędność wynikającą ze zmniejszenia zużycia prądu, gazu czy surowców, widzę w szerszej perspektywie jako działanie pomagające nie tylko jednostce ale ogółowi. Dzięki szukaniu takich logicznych przemawiających dla mnie argumentów, wszystkie moje oszczędności przychodzą same! i sprawiają mi przy tym ogromną frajdę.
Przepraszam za trochę przydługi wpis,
Pozdrawiam serdecznie Michała i czytelników,
Jakub Zarazik

Odpowiedz

Michał Kwiecień 15, 2014 o 09:49

Witam,
Prowadzę budżet od początku bieżącego roku. Aby trzymać się planu robię w ten sposób, że na koncie zostawiam na początku miesiąca dokładnie kwotę zaplanowaną budżetu, więc wiem, że nie da się jego przekroczyć (ew. muszę zrobić przelew z konta oszczędnościowego z innego banku). Główne wyzwania z jakimi się spotkałem:
• Trudność ewidencjonowania każdego nawet najmniejszego wydatku – rozwiązałem to poprzez cotygodniowy remanent portfela i automatyczne przypisywanie kwoty różnicy do żywności – zazwyczaj za tę kategorię się płaci gotówką
• Zaplanowanie wydatków nieregularnych – rozwiązałęm tę kwestię zostawiając pewną kwotę budżetu na „pozostałe kategorie”.

Pozdr
Michał

Odpowiedz

Michal Kwiecień 15, 2014 o 09:58

Prowadzę budżet domowy już od kilku miesięcy i miałem przy tym maaasę problemów (które systematycznie staram się rozwiązywać). Po kolei, miałem problem z:

– Odpowiednim podzieleniem kategorii wydatków (najpierw tworzyłem kategorie dosłownie od wszystkiego, potem je ograniczałem, a teraz stworzyłem 2 główne nadkategorie: „KONIECZNIE” i „OPCJONALNE”, do których zaliczam poszczególne kategorie wydatków i które pozwalają mi się najłatwiej rozeznać w tym ile już wydałem i ile jeszcze mogę wydać)
– Określeniem ile miesięcznie powinienem przeznaczać dane kategorie wydatków. Im dłużej spisuje swoje wydatki, tym łatwiej mi zobaczyć trend i oszacować ile mogę wydać w danym miesiącu. Jedyną receptą tutaj jest czas, trzeba cierpliwie spisywać wydatki, żeby potem mieć co analizować i z czego wyciągać wnioski.
– Trzymaniem się tego budżetu. To już jest kompetencja mocno emocjonalna. O ile nie mam problemu z przeczekaniem chęci na kupienie sobie słodycza i zjedzeniem czegoś w domu, o tyle jak widzę okazje na książki/webinary/audiobooki, to często nie mogę się powstrzymać. (Szczególnymi przeszkodami w tym temacie jest system „pay with one click” na Amazonie i na Audioteka.pl, którą zainteresowałem się po usłyszeniu podcastu Michała). Dlatego może ten konkurs pomoże mi odrobinę zaoszczędzić 🙂 (choć nawet jak nie, to i tak kupię tę książkę)

Odpowiedz

MZ Kwiecień 15, 2014 o 09:59

Hej

Nie mogę się zabrać za budżet domowy bo nie znam dobrej metody. Powinna być prosta, dająca panować nad niespodziewanymi wydatkami i nowymi kategoriami a jednocześnie żeby zestawienie były porównywalne. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę że bez planowania nigdy nie zacznę podróżować z moją rodziną ani nie zbuduję domu co jest moim bezwzględnym celem:) Przy okazji dzięki za bloga – pobudza mnie do zastanawiania się nad pewnymi sprawami i próbowania zmian:)

Odpowiedz

Klaudia Kwiecień 15, 2014 o 10:00

Budżet prowadzę od kwietnia 2012 roku – wtedy to zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nawet nie wiem, jakimi pieniędzmi w miesiącu dysponuję (stypendium ze studiów, finansowa pomoc od rodziców, wpływy z prac dorywczych itp.), a tym bardziej nie mam pojęcia, gdzie one się wszystkie rozchodzą – poza „podstawowymi” wydatkami nie starczało mi na nic więcej, a zbliżały się wakacje, znajomi planowali wyjazdy i wycieczki, a ja nie miałam ani grosza oszczędności!
Szybki research internetu i już wiedziałam, co zrobić – tabelka w excelu, zbieranie paragonów, do wakacji powinnam mieć pełen ogląd sytuacji. Niestety okazało się, że nie jest to takie łatwe – wychodząc rano z domu miałam w portfelu 30zł, paragon z Biedronki opiewał na 12, a wieczorem w portfelu zaledwie marny piątak… Szybko okazało się, że rujnują mnie „drobne” wydatki w miejscach, gdzie paragonu nie wydają – drugie śniadanie w bufecie na wydziale, bilet tramwajowy kupiony w automacie, kilka złotych na zrzutkę na wspólny obiad w akademiku…
Wyrabianie w sobie systematyczności było dość burzliwym procesem – aplikacje na smartfona, kolorowe notatniki, wieczorne odtwarzanie przebiegu dnia krok po kroku… trochę to trwało, ale udało się. Już po kilku tygodniach byłam w stanie określić, gdzie znika jakieś 95% moich pieniędzy (czy jest możliwe osiągnięcie 100% skuteczności? nie wiem, ale rozliczanie się co do grosika mnie nie interesuje). Dzięki temu udało mi się też znacząco zmienić moje podejście do pieniędzy. Oszczędzanie wciąga – krok po kroku trafiałam na nowe blogi, znajdowałam nowe porady, jak oszczędzać, jak ograniczyć zbędne wydatki, jak w ogóle odróżnić je od tych koniecznych! Szybko zauważyłam, że krzywa moich wydatków spada (tak, tak, zakup kubka termicznego zaowocował dodatkowymi oszczędnościami, spacer zamiast przejechania dwóch przystanków tramwajem to samo zdrowie).
Aktualnie, po dwóch latach, nabrałam znacznej wprawy. Jestem już w stanie przewidzieć, jakiej kwoty potrzebuję co miesiąc i rzadko przekraczam założony budżet. Aktualnie moje dochody są już na znacznie wyższym poziomie i zaczynam myśleć o ich lokowaniu. Wiem, że powinnam mieć poduszkę finansową, zacząć myśleć o emeryturze (choć wydaje się to perspektywa bardzo odległa), wyznaczyć cele, na które będę oszczędzać, a także wybrać odpowiednie narzędzia i środki. Sądzę, że książka „Jak zadbać o własne finanse?” znacznie by mi w tym pomogła 🙂

Odpowiedz

Wanda Kwiecień 15, 2014 o 10:03

Dużo już zrobiłam w kwestii ogarnięcia finansów osobistych, ale wiele jeszcze przede mną. Pojawiają się pierwsze wnioski z analizy budżetu domowego rejestrowanego wg zasad podanych przez Michała. Wiem, że krok po kroku z pomocą materiałów jakie udostępnia Michał moje długi stopnieją, a dochody wzrosną 🙂

Odpowiedz

Ann Kwiecień 15, 2014 o 10:06

Witam wszystkich i przede wszystkim Ciebie Michale. To jest mój pierwszy wpis, ale Twój blog śledzę już od jakiegoś czasu. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wiedzy oraz tego w jak łatwo przyswajalny sposób tą wiedzą się dzielisz. Od razu muszę Ci powiedzieć, że mój mąż mimo, że Cię nie zna coraz bardziej Cię nie lubi. Ciągle słyszy, co Michał nowego napisał na swoim blogu  Oczywiście to żart, że Cię nie lubi, ale na pewno dużo ostatnio słyszy o Tobie i Twoich wpisach.
Nasz budżet domowy zaczęłam prowadzić prawie rok temu. Stworzyłam tabele w excexlu z posegregowanymi wpływami oraz rozchodami. Do tej pory wpisywałam codziennie wydatki, ale czytając Twój blog postanowiłam, że to zmienię i będę zasiadać do tego raz w tygodniu. Największe trudności napotykam w systematyczności… męża. Zdarza mu się zapomnieć co kupił i za ile i co jakiś czas muszę korygować swoją tabelę dodając rubrykę „nie wiadomo co”.
Na chwilę obecną jestem zaczynam planować wydatki, a nie tylko je spisywać. Odwlekałam to dość długo, bo nie bardzo wiedziałam jak sobie poradzić z wydatkami nieregularnymi. Przykładowo odkładając pewną kwotę miesięcznie na FWN nie będę w stanie pokryć ubezpieczenia samochodu z tego funduszu wtedy kiedy powinnam, czyli z a 2 miesiące. No ale nic, pierwszy rok bywa trudny, w następnym będzie już z górki.
Jesteśmy na etapie gromadzenia funduszu awaryjnego, następnie chcemy spłacić zły dług, bo niestety jeden posiadamy, a potem zbudować poduszkę. Do tego cały czas próbujemy zwiększyć nasze wpływy. Jesteśmy na początku drogi, ale wierzę, że jeśli tylko się czegoś chce, to musi się udać. Dużo nauki przed nami! 🙂
Pozdrawiam

Odpowiedz

Kate Kwiecień 15, 2014 o 10:06

Nie prowadzę budżetu bo najzwyczajniej w świecie boję się prawdy. Boję się prawdy, że żyję na kredyt i nic z tym nie robię. Może i w tej kwestii należy w końcu zrobić wiosenne porządki….

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 15, 2014 o 10:08

Prowadzę budżet domowy ponownie od kilku miesięcy. Największym wyzwaniem było systematyczne zapisywanie wydatków. Obecnie robię to codziennie. Jak tylko wrócę do domu zapisuje każdy wydatek w zeszycie z tabelką dochody, wydatki, aktywa, pasywa.
Sam napisałem książkę Wolność finansowa i duchowa. Jestem wolny finansowo i chętnie czytam książki o finansach osobistych. Zachęcam wszystkich do prowadzenia budżetu domowego to pierwszy krok do wolności finansowej.

Odpowiedz

Anna Kwiecień 15, 2014 o 10:24

Witam:)
razem z mężem po kilku nieudanych próbach założenia budżetu domowego posiłkując się własnymi umiejętnościami (głównie obsługa Excela – niestety żadnej merytorycznej wiedzy). Nie wyszło. Potem próbowaliśmy używać funkcjonalności w naszym banku internetowym, który pokazuje kategorię wydatku zapłaconego kartą do rachunku, pokazuje ładne wykresy itd. Niestety nie za wszystko płaciliśmy kartą, więc niektórych wydatków nie byliśmy w stanie skategoryzować. Z resztą to co robiliśmy nie polegało na planowaniu budżetu domowego, tylko sprawdzaniu ile poszło na jedenie a ile na rozrywkę. W tym miesiącu każde z nas zbiera wszystkie paragony, a mąż zajął się wyszczególnieniem wszystkich stałych rachunków. To wciąż jest jedynie monitoring wydatków, ale w naszym przypadku to i tak postęp. Nie ukrywam, że potrzebna wiedza jak to robić, żeby nie popełniać w kółko tych samych błędów.

Odpowiedz

Lukas Kwiecień 15, 2014 o 10:25

Budżet domowy prowadzę od około 2000 roku. Śmieję się sam do siebie, że wszedłem już na wyższy poziom bo aktywnie nim zarządzam 😉 Co przez to rozumiem? Chodzi o to, że budżet ma inną formę i inny cel w zależności od okresu i okoliczności w moim życiu. I to co jest najtrudniejsze (poza oczywiście systematycznością) to umiejętne dopasowanie strategii do sytuacji życiowej. Inaczej zarządzałem swoimi finansami jak byłem kawalerem na studiach zarabiajacym 1200 pln netto, inaczej jak byliśmy młodym małżeństwem mającym na głowie między innymi kupno i wykończenie mieszkania a inaczej jest teraz jak mamy dwójkę dzieci, oplaty za przedszkole, opiekunkę, kredyt hipoteczny i regularnie oszczędzamy przynajmniej 10% przychodów. Dodatkowo przez te wszystkie lata moja świadomość finansowa się poprawiła a co za tym idzie moja efektywność w tym zakresie (mam przynajmniej taką nadzieję) Obecnie największe wyzwanie stanowi stosowanie sie przez całą rodzinę do nowej zasady mieszczenia się zabudżetowanej kwocie X w pozycji „na życie”. Powiedzmy, że okres „rozwoju i inwestycji” mamy w tym momencie za sobą więc można pokusić się o narzucenie górnego limitu takich wydatków 🙂

Pozdrawiam

Odpowiedz

Wojtek Kwiecień 15, 2014 o 10:27

Niestety póki co nie prowadzę budżetu domowego głównie ze względu na dwie kwestie:
1. Pierwsza kwestia do żona, która twierdzi że mam takie pomysły tylko po to by ją kontrolować finansowo. Oczywiście to sprawa czysto psychologiczna, bo ja znam jej wydatki, obydwoje wiemy że wydaje więcej niż ja (czy to na kosmetyczkę z której usług ja nie korzystam, czy na większą ilość ubrań). Chodzi jednak o to że przy prowadzeniu budżetu takie wydatki, i różnica między nami byłaby wyliczone co do grosza, a prawda w oczy kole.
2 Druga kwestia, pośrednio związana z pierwszą, to kwestia, powiedziałbym społeczna. Póki co oszczędzanie i analizowanie swoich wydatków nie jest trendy, choć wiele się w tej kwestii zmienia. Prowadząc budżet domowy, spisując wszystkie wydatki i przyznając się do tego znajomym obawiam się różnych reakcji: „sknera”, „dusigrosz”, „szkoda życia”. Zdaję sobie sprawę że to szczeniackie… ale niestety prawdziwe, a Polacy po doświadczeniach z czasów PRL nie „wyszaleli” się jeszcze w wolności finansowej i póki co mają do niej trochę niezdrowe podejście. Ale to się zmienia i mam nadzieję że sam w sobie się zmobilizuję do czego świetnym narzędziem jest Twój blog Michale. Dzięki.

Odpowiedz

Monika Kwiecień 15, 2014 o 10:30

Nie prowadzę budżetu domowego, ponieważ nie bardzo wiem jak się do tego zabrać. Kiedyś próbowałam zbierać paragony i wszystko zapisywać ale przerosło mnie to. A to zapomniałam paragonu a to mój mąż zapomniał. Jestem fanką totolotka i też zapominałam wpisywać kwoty wydane na losy (no i oczywiście wygrane). Może ta książka pomogłaby mi zapanować nad moim chaosem finansowym. Pozdrawiam

Odpowiedz

Agnieszka Kwiecień 15, 2014 o 11:06

Ja przyznam się szczerze,że nie prowadzę domowego budżetu. Próbowałam,ale nie miałam samozaparcia i dyscypliny w tej sprawie. Gdy spisałam sobie może dwa dni i wydatki to potem o tym zapominałam i nie mogłam się już doliczyć co i gdzie mi umknęło. Staram się kupować rzeczy po niższej cenie,promocyjne ale zauważyłam,że nie wszystko jest mi potrzebne. Moją wadą jest również fakt,że mam zawsze wszystkiego więcej,np.taki zwykły ryż-mam 3 opakowania-na tzw zaś. Z jednej strony zagraca mi on półkę,a z drugiej strony wiem,że przez najbliższy miesiąc go nie zużyję,no ale kupiłam. To samo z pastą do zębów etc. Jedyną rzeczą na której nauczyłam się oszczędzać to kosmetyki,taki np.krem czy podkład w tubce-gdy już nie mogę nic wycisnąć-przecinam opakowanie i tak naprawdę resztka z opakowania wystarcza mi na 2-3 użycia. Ale zdaję sobie sprawę,że jest to kropla w morzu moich potrzeb.

Odpowiedz

Gosia Kwiecień 15, 2014 o 11:07

Prowadzę budżet domowy od 2,5 roku, z tym, że uważam, że nie potrzebne jest mi rozgraniczanie jedzenia na podkategorie, dlatego też jest całkowita kategoria jedzenie, kategoria na mieście, leki oraz inne wydatki typu kosmetyki itp, przy którym jest napisane co mniej więcej zostało zakupione np. ciuchy.
Pierwszym wyzwaniem prowadzenia budżetu było zachęcenie męża do zbierania paragonów, żeby je spisywać. Naszym sposobem jest wrzucanie wszystkich paragonów do słoika a co jakiś czas (2 razy w miesiącu) paragony są wpisywane do exela i wyrzucane. Dzięki temu nie spędzamy za dużo czasu przy pliku exela.
Njwiększym wyzwaniem jest wprowadzenie dochodów z prowadzonej działalności, jako, że za kursy przeprowadzane wpłaty są czasami semestralne, a przez to całe zestawienie jest niewspółmierne, w jednym miesiącu jest za dużo niż jest w rzeczywistości, a w następnych mniej niż rzeczywiście jest 🙂
a teraz czeka nas wyzwanie stworzenia kont z myślą o przyszłości, no i musimy się zastanowić, czy lepiej nadpłacić kredyt czy mieć większy zapas gotówki rozpoczynając budowę domu. To nasze dylematy na przyszłość 🙂

Odpowiedz

Brygida Kwiecień 15, 2014 o 11:14

Witaj Michale!
Nie odkryję Ameryki pisząc, że największą przeszkodą jest brak systematyczności i konsekwencji. Niestety, jest to problem, który rozciąga się na wiele dziedzin mojego życia, nieważne czy jest to przyjmowanie jakichś suplementów, uprawianie sportu lub rozwijanie zdolności.
Wmawiam sobie, że jeśli „pójdę na swoje”, będę prowadzić własny domowy budżet – teraz jako samotna mama mieszkam z moimi rodzicami – i wtedy wszystkie wydatki i wpływy na konto będą zależne tylko ode mnie. Aby tak się stało, potrzebne jest własne mieszkanie; na które jednak mnie nie stać, na kredyt też większych szans nie mam. Trzeba więc oszczędzać, by uzbierać większy wkład własny. I tu kółko się zamyka… Sądzę, że sumienne prowadzenie budżetu byłoby w zasięgu moich możliwości, bo pierwszy krok w stronę oszczędzania już podjęłam – regularnie odkładam pewną kwotę z mojej skromnej pensji (raz mniejszą, raz większą). Teraz pozostaje tylko pilnować spontanicznych wydatków…

Pozdrawiam i gratuluję bloga, który dał mi dużo do myślenia

Odpowiedz

gun Kwiecień 15, 2014 o 11:15

Swoją przygodę z budżetem zacząłem oczywiście pod wpływem bloga, dokładnie po linku z onetu po imprezie blog roku. Trochę mnie to wciągnęło, a przede wszystkim dało silny impuls do zrobienia porządków w domowym budżecie. Pierwsza rozmowa z żoną i od razu ogromne fiasko, nie będziesz mnie kontrolować, zarabiam i wydaje ile chcę. Domowa awantura. Podejście nr 2 to już po podsumowaniu w arkuszu Michała. Tu znów wielki zonk, skąd mamy tyle pieniędzy, tzn skąd mamy na te rozdmuchane wydatki, bo przecież ich w rzeczywistości nie mamy. Wszystko wydajemy i to naprawdę kupę forsy. Błysk zainteresowania w oku żony, ale efekt ten sam, nie będę ci się spowiadać z ciuchów. Mimo to ziarno zostało zasiane. Podejście nr 3, godzę się na nieewidencjonowane wydatki żony, ale w zamian wpisuje wszystko co uważa za stosowne do aplikacji na androida, która synchronizuje się na naszych telefonach. To wygodne, nie trzeba zbierać paragonów, można dopisać już w sklepie. Wydatki z komórek trafiają do excela, gdzie są dopisane większe wydatki i te stałe, comiesięczne lub roczne. Powoli zaczynamy wychodzić na prostą. Tzn mam na myśli poznawanie naszych wydatków, bo do generowania oszczędności jeszcze daleko. Plan oszczędnościowy jest złożony, tu trzeba nauczyć się racjonalizować drobne zakupy, na nich nie widzi się wydatków. Żona, do czego nieśmiało się przyznała, zaczęła patrzeć nie tylko na towar, ale również na małą karteczkę pod nim – cenówkę. To uświadamia mi, że samo spisywanie wydatków wyzwala chęć zaoszczędzenia. No ale ja nie jestem lepszy, do dziś zastanawiam się po co mi były, przez ostatnie 2 lata, 2 polisy na życie hmm. Tu przechodzimy do wydatków regularnych, co miesiąc drenujących kieszenie. Z tym też robimy porządek, TV, internet telefon, taki sam pakiet może być prawie połowę tańszy, pomyślałby kto kiedyś? Internet mobilny, fajnie skorzystaliśmy ze 3 razy w roku, a w szufladzie 2 karty Aero2 z darmowym internetem. I tak można jeszcze długo. To pozytywy. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie. Robienie finansowych porządków to spory nakład pracy i czasu, szczególnie jak zaczynamy na wielu obszarach. Sprawdzenie ofert konkurencyjnych, porównanie ich, przeanalizowanie co mi jest potrzebne. Podpisanie nowej umowy, umówienie się np z monterem tv kablowej. Zmiana waluty do spłaty w banku. Najpierw wniosek, potem aneks w oddziale, czynne do 9 – 17. Trzeba urwać się z pracy. Założenie konta walutowego, założenie konta do wymiany waluty w jakimś kantorze, obcykanie zakupów i przelewów. To może nie jest trudne, ale wymaga czasu, z drugiej strony czy ktoś obiecywał że będzie łatwo?

Odpowiedz

Rafał Kwiecień 15, 2014 o 11:20

Spisuję wydatki i rachunki, ale ścisłego budżetu domowego nie prowadzę. Przyczyna jest prosta: OKAZJE.

W wielu sklepach pojawiają się bardzo dobre promocje na różnego rodzaju urządzenia, narzędzia itp. Niestety markety zazwyczaj informują nas o tym najwcześniej 1-2 tygodnie przed taką akcją i często po prostu mega okazja wygrywa z budżetem.

Nie chodzi tutaj o samodyscyplinę, tylko o to, że po prostu niektóre promocje, np. na książki w biedronce, gdzie często można kupić coś świetnego za 9 PLN, to sytuacje, które na prawdę trzeba wykorzystywać.

Odpowiedz

Anna Kwiecień 15, 2014 o 11:31

Ja nie prowadzę budżetu domowego szczegółowo 9 w sensie zbieranie paragonów i innych wydanych kwot. natomiast segreguję z niewielkim opóźnieniem wszystkie rachunki (media, przedszkole, podatki…), tak ogólnie mam wiedzę ile i na co wydaję/wydajemy w związku z prowadzeniem gospodarstwa domowego i ogólnie ogarniam ten budżet. Ale no właśnie to jest tylko ogólnie, może udało by się więcej osiągnąć. Ogranicza mnie przed tym brak czasu, a może uczciwiej brak organizacji czasu, żeby te paragony zbierać, gdzieś to ewidencjonować i robić to na bieżąco. Co w związku z tym potrzebuję jakiegoś wsparcia, kierunku, poradnika, który da radę mnie zmobilizować, bo że warto to już wiem.

Odpowiedz

Alicja Kwiecień 15, 2014 o 11:38

Dzień dobry.

Prowadzę budżet domowy od trzech miesięcy.
Zbieram paragony i każdego wieczora wpisuję wydatki do budżetu.
Te wydatki mam podzielone na kilkanaście kategorii.
Przeszkodą nie do przebrnięcia są dla mnie odsetki na kontach za debety, czy kartę kredytową. Nigdy nie wiem ile i za co płacę dodatkowo. Zawsze zapominam też dodać na koniec miesiąca prowizję za prowadzenie kont.

W obecnej chwili, mimo okrojenia wydatków mam też o wiele mniejszy przychód niż wydatki. I za każdym razem mam problem co zapłacić a co musi poczekać.
Uczę się zarządzania swoimi finansami. Zawsze z zainteresowaniem czytam Pana porady i wiele artykułów było dla mnie inspiracją w dokonywaniu zmian na płaszczyźnie finansowej. Zwłaszcza robienie domowego budżetu było takim krokiem milowym.

Dziękuję za tego bloga i wszystkie mądre rady i pomysły.

Pozdrawiam i życzę dalszej tak owocnej i pomocnej ludziom działalności 🙂

Odpowiedz

Tomek Kwiecień 15, 2014 o 11:43

Zacząłem prowadzić budżet mniej więcej od 2000 r. , czyli pół roku po tym jak rozpocząłem swoją „karierę zawodową” 🙂
Wcześniej jak jeszcze uczyłem się w Technikum dostawałem od rodziców kieszonkowe – nie pamiętam dokładnie ile, ale można przyjąć, że 150zł, za które musiałem utrzymać siebie i swój samochód – wtedy to był poczciwy maluszek, kupiony za wszystkie oszczędności oraz wkład z 18 urodzin. Nie muszę wspominać, że auta używałem praktycznie tylko od czasu do czasu, głównie w weekend, bo po opłaceniu migawki i innych przyjemności nie za wiele mi z tego kieszonkowego zostawało. Niemniej nie przypominam sobie, abym miał wtedy jakieś problemy finansowe, zawsze starczało, żyło się skromnie, ale starczało 🙂 Po zakończeniu nauki w technikum postanowiłem kontynuować naukę na studiach zaocznych, pod warunkiem, że uda mi się znaleźć pracę, nie chciałem dłużej obciążać budżetu rodziców. Udało się 🙂 znalazłem pracę, zarabiałem wtedy na początek 600zł po pół roku ok 700zł. Niecałe 300zł szło na opłacenie studiów, ale mimo, że zostawało mi minimum 300zł nie mogłem związać końca z końcem. Wcześniej mając do dyspozycji 150zł nigdy nie miałem problemów z kasą, a tutaj często było tak, że kilka dni przed wypłatą nie miałem przysłowiowego grosza. Szok.
Wtedy właśnie zacząłem prowadzić swój budżet i tylko dzięki temu zobaczyłem gdzie ucieka mi kasa. Przede wszystkim dojazd do pracy. Koniec z jazdy autem, mimo, że był to maluszek, a paliwo kosztowało niecałe 2zł, zostawiałem na stacji miesięcznie niecałe 200zł – zredukowałem do 50zł na przejażdżki + ok 30 migawka -> czyli powrót do czasów z technikum. Nie dość, że wydawałem mniej to czas, który spędzałem w komunikacji miejskiej wykorzystywałem na naukę. Podwójna korzyść 🙂 Druga sprawa – śniadania do pracy. Wcześniej kupowałem coś po drodze w żabce, teraz wstawałem te kilkanaście minut wcześniej i robiłem kanapki w domu – pewnie rodzice wydawali przez to więcej na zaopatrzenie lodówki, na szczęście nigdy nie ograniczali mi jedzenia, więc poświęcając własną wygodę udało mi się zaoszczędzić ok 100zł. To były w zasadzie dwie pozycje, które rujnowały mój budżet. Do tego doszło sprzedawanie niepotrzebnych rzeczy, na początku przez dodatek do lokalnej gazety – Gratkę – ogłoszenia prywatne były darmowe, a później przez Allegro. Suma sumarum, dzięki temu, że zacząłem prowadzić budżet znowu zaczęło mi na wszystko starczać (wszystko czyli weekendowe wyjścia na miasto, jakieś ubrania od czasu do czasu itd.) mieszkałem z rodzicami, czyli opłaty za mieszkanie mi odpadały. Mało tego, po roku udało mi się już zaoszczędzić kaskę na wakacje, a pod koniec studiów, zmieniłem samochód, bez kredytu.
Do dzisiaj nie mam żadnego kredytu, nigdy nie wydaję więcej niż zarabiam i nie wiem co „brak kasy”. Prowadzenie budżetu domowego to Podstawa, aby mieć kontrolę nad swoimi finansami, tylko dzięki temu widać ile kasy i na co przepuszczamy. To naprawdę nic trudnego, pamiętam, że wtedy używałem do tego zwykłej kartki papieru noszonej w portfelu na której spisywałem każdy wydatek.
Prowadzenie budżetu naprawdę Otwiera Oczy.

Odpowiedz

Ania Kwiecień 15, 2014 o 12:00

Nie prowadzę budżetu domowego. Dlaczego? Typ chaotyczny, nieco hedonistyczny, choć bardzo chcący się poprawić. Ostatnio pojechałam kupić drzwi do toalety (rzecz jakby nie patrzeć nieodzowna), a wróciłam do domu z buteleczką perfum.
Oto ja:
– własna działalność gospodarcza
– nowo kupione mieszkanie w szeregowcu z ogródkiem (kredyt hipoteczny na 30 lat)
– drugi potomek w drodze…
i sama nie wiem, jaka magia sprawia, że przeważnie wiążę koniec z końcem. Gdybym chciała zgadnąć, oto moje typy:
1. Przeważnie korzystam z debetu do konta firmowego: mam bardzo niewielki (do 2 tys.). Jego wysokość świadczy o tym, że teoretycznie mogłabym się bez niego obejść, ale od ostatnich pięciu miesięcy mi się to nie udaje.
2. Podświadomy instynkt przetrwania? Sprawia, że każdą nadprogramową kwotę chomikuję na lokacie, którą zaraz szybko muszę zlikwidować, bo pojawia się potrzeba. A ostatnia przeprowadzka i urządzanie nowego locum wypłukały mnie do cna- bez szaleństw, mieszkanie wyprowadziliśmy ze stanu deweloperskiego własnymi siłami – tak:)!- i wyposażyliśmy w zupełnie podstawowe sprzęty (pralka, lodówka, płyta indukcyjna. Na razie obywamy się bez piekarnika, szaf, i wielu innych rzeczy, których zakup planuję w kolejnych miesiącach)…
3. Umiejętność przeprowadzania czterech podstawowych działań matematycznych i niewiele więcej. Brak mi bardziej zaawansowanych technik w drodze do osiągania stabilizacji finansowej, choć wiem doskonale, w jakim kierunku to zmierza.

Jaki model prowadzenia finansów przekażę dzieciom? Martwi mnie to a jednocześnie tak bardzo się cieszę, że mam upragnioną rodzinę. Dlatego właśnie tak bardzo chcę stać się w tej dziedzinie lepszym człowiekiem!
Uśmiechy,
Ania

Odpowiedz

Bernadeta Kwiecień 15, 2014 o 12:06

Cześć!
Prowadzę budżet domowy, a właściwie jego połowę. Świadomie zarządzam swoimi finansami od 2009 roku, kiedy to po zakupie domu i jako takim jego wykończeniu za pożyczone pieniądze, po raz pierwszy i ostatni (mam nadzieję!) czekałam na wypłatę, żeby kupić jedzenie. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że mamy 8 różnorodnych kredytów (od hipotecznego po limit na koncie) i żadnego zabezpieczenia na wypadek nawet małego nieszczęścia.

Zabrałam się za swoje finanse. I tak po kilku latach stworzyłam poduszkę finansową, spłaciłam/nadpłaciłam te kredyty, które były po mojej stronie (drugą połową naszych kredytów zarządza mąż). Sam budżet prowadzę od kilku miesięcy, a jego najważniejsze rubryką jest ile mogę odłożyć w danym miesiącu.

Mam 2 problemy ze swoim budżetem.

Pierwszy to ten, że mój budżet jest jednoosobowy. Mimo wielu starań nie udało mi się przekonać mojego męża do dbania o finanse. Pieniądze się go nie trzymają i wydaje tyle ile zarobi. Dobrze, że płaci regularnie raty wszystkich kredytów (choć niestety też odsetki na karcie kredytowej). Jak wysłałam do do banku, żeby zmniejszył limit na karcie kredytowej, to owszem wrócił z kartą z mniejszym limitem, tylko że starej z większym nie zamknął, bo przecież „dostęp do awaryjnych pieniędzy zawsze się przyda”. Wczoraj pokazałam mu harmonogram spłat rat za jego samochód, żeby uświadomić mu, że płaci bankowi 460 zł miesięcznie odsetek z 850 zł raty. Nie zrobiło to nim wrażenia, bo przecież on nie ma z czego nadpłacić…. Ręce opadają. Mój mąż oczywiście nie wie o mojej poduszce finansowej, bo pewnie jakimś podstępem wyciągnąłby ode mnie pieniądze na „niezwykle pilne” wydatki.

Drugi problem dotyczy mnie osobiście. W rubryce „ja” po stronie „zaplanowane” zawsze wpisuje 0, po stronie „wydane” zwykle coś się tam znajdzie i jest to mój wyrzut sumienia, bo mi szkoda pieniędzy na siebie. Chyba to nie tak ma być… Ale z drugiej strony nie wiem ile mogę zaplanować, żeby robić sobie przyjemności i nie rozwalać niepotrzebnie pieniędzy.

PS. Niedługo jedziemy na urlop. Może wtedy, podsuwając książkę do czytania, uda mi się przekonać męża, że pieniądze mogą go polubić?

Odpowiedz

Gaweł Luty 11, 2015 o 14:58

Rozumiem Twój problem i bardzo współczuję. Miałem ten sam problem z żoną , teraz już byłą i mam w końcu pieniądze.

Odpowiedz

MoNIka Kwiecień 15, 2014 o 12:12

Czy prowadze budzet?
Tak!
Skad ten pomysl?
Zainspirowal mnie blog Michala!

Witam Michale! Tak. Prowadze budzet domowy i jest to zwoja zasluga!
Wzeszly rok mojego zycia, mimo mojego mlodego wieku, nie nalezal do udanych. Brak pracy, brak pieniedzy, rozpad malzenstwa. Zaczelam miec problemy z alkoholem. Nie radzilam sobie z prowadzeniem domu, ani wychowywaniem malego synka, ktory ma tylko mnie…
Na poczatku tego roku weszlam po raz pierwszy na twoj blog. Tak, wiem ze jest glownie o pieniadzach. Ale moim zdaniem swoja osoba reprezentujesz rowniez cos, co mozna nazwac cieplem czlowieka. Chodzi mi o te nadzieje i pomoc, ktorymi sie dzielisz na swoim blogu.
To wlasnie ty zmotywowales mnie, aby wziac sprawy w swoje rece. Poprzez przyklad twoich gosci, dostrzeglam, ze to od nas samych zalezy, jak wyglada nasze zycie?
Pierwsza rzecza bylo prowadzenie domowego budzetu. To otworzylo mi oczy, jak niezdrowo od rozwodu zaczelam zyc. Ile wydaje na tak niepotrzebne rzeczy; ile na uzywki, typu alkohol czy papierosy. Zaczelam zmieniac swoje zycie. Poczatkowo bylo trudno sie przelamac, jezeli chodzi o systematycznosc (budzet zaczelam prowadzic w polowie stycznia), lecz kwoty, jakie dzieki temu zdolalam zaoszczedzic, nie obnizajac standardu zycia mojego, a przede wszystkim mojego dziecka, byly dodatkowa motywacja.
W dniu dzisiejszym
-wydaje 50% mniej niz kiedys
-zrzucilam pare zbednych kg poprzez wprowadzenie limitu na kupno produktow takich jak slodycze
_uwolnilam sie od mojego problemu z alkoholem, a jestem w trakcie rzucania palenia. I to wlasnie to jest moim najwiekszym wyzwaniem, aby refleksje, na jakie zbedne produkty najwiecej wydajemy, wcielic w zycie..
Biorac pod uwage wiek mojego dziecka, nie moge wrocic na studia. Natomiast postanowilam zrobic kilka dodatkowych kursow i poszukac jakiejs pracy na pol etatu. Ksiazka bardzo mi sie przyda, poniewaz jestem jeszcze w trakcie wychodzenia na prosta, jak rowniez chce udoskonalic prowadzenie domowego budzetu. Ta ksiazka pomoze mi w zakupie wlasnej nieruchomosci i w odlozeniu pieniedzy na studia mojego najukochanszego synka na swiecie!
Niezaleznie od wyniku konkursu, DZIEKUJE Ci za ten blog i za to, ze dzieki twoim gosciom, a przede wszystkim dzieki Tobie jestem zupelnie innym czlowiekiem!
Trzymam rowniez kciuki za Twoj udzial w konkursach i jestem pewna, ze wygrasz. Chcialabym w moim imieniu zachecic wszystkich do glosowania na Michala.
Milego dnia!

Odpowiedz

funboy Kwiecień 15, 2014 o 12:27

Ja budżet domowy prowadzę ale podobnie jak większość osób mam kłopot z notowaniem każdego wydatku.
Poradziłem sobie z tym problemem jednak stosując wymienianą także na tym blogu zasadę 80/20. Mam dużą świadomość tego na co wydaję ale skupiam się na kategoriach wydatków (nie zbieram każdego paragonu ale wiekszość transakcji to transakcje elektroniczne więc wyciągi z Banku wystarczą + te 2-3 miesięcznie kwitki z bankomatu). Następnie wybieram te kategorie lub konkretne wydatki jeżeli są duże, które stanowią znaczącą pozycję w moim budżecie.
Następnie analizuję, mierzę, badam co mogę z tym fantem zrobić. Jak już obniżę dany koszt to biorę się za następny. Na drobnostki nie wystarcza czasu ale to są w kończu drobnostki 🙂
Przykłady:
– Zamiana przedszkola prywatnego na państwowe dała prawie 1000zł oszczędności miesięcznie
– rezygnacja z biletu kwartalnego małżonki i wspólne jeżdżenie do pracy to w Warszawie oszczędność 536 (sic!) zł kwartalnie (potrzebujemy biletu w wersji podmiejskiej)
– zmuszenie brokera do przeanalizowania i skonsolidowania (wykupienia w jednej firmie tego co się opłacało) moich ubezpieczeń (z niektórych zrezygnowałem, dla niektórych udało się zmniejszyć stawki) dała ok 500zł rocznie
– analiza wydatków na żywność / jedzenie na mieście przyniosła ok 500 zł miesięcznie (nie codziennie ale częśto zabieram śniadanie/obiad do pracy z domu, kupuję w tanich sklepach [dyskonty])
– zamiana telefonu małżonki na pre-paid dała ok 500zł oszczędności rocznie
– przenegocjowanie umowy z dostawcą TV/Internetu to oszczędność ok 30zł miesięcznie
– podpisanie aneksu do umowy kredytowej z bankiem i samodzielne kupowanie waluty w jednym z kantorów internetowych daje w moim przypadku ok 10zł miesięcznie (przy większych kredytach oszczędność będzie większa)
– itd itp
Nie wspomniałem o oszczędnościach na mediach takich jak prąd czy woda gdyż z tymi kategoriami nigdy nie miałem problemów. Nie oznacza to, że w nich nie można niczego usprawnić 🙂 Wymienione lampki na choinkę oczywiście są już LEDowe, kolejne 3 punkty świetlne mają żaróweczki LED itd itp. Niemniej dla mnie te kategorie były już zoptymalizowane i nie stanowiły znaczących pozycji w budżecie dlatego na nich się nie skupiałem.

Muszę przyznać, że ostatnimi czasy temat budżetowania i oszczędzania wypłynął wśród moich znajomych na szersze wody zrozumienia i akceptacji 🙂
Lektura bloga dała pozytywnego kopa oraz sporo dodatkowych, fajnych rad. Ale co najważniejsze to blog spowodował w moim miejscu pracy taką fajną, zdrową dyskusję na temat oszczędzania. Ludzie wręcz chwalą się osiągnięciami na tym polu. Cieszę się, że temat nie jest już traktowany jak kiedyś zakupy w dyskoncie czyli jako coś wstydliwego. Ludzie dojrzeli i zaczęli zachowywać się rozsądnie.

PS: Jak wygram książkę to obiecuję, że będę ją czytał na głos znajomym 🙂

Odpowiedz

Pietia_pk Kwiecień 15, 2014 o 13:02

Witam
Do robienia budżetu chciałem się zabrać po przeczytaniu książki „Bogaty Ojciec, Biedny Ojciec”, której polecenie zobaczyłem w programie „Górna Półka” ale jakoś nie znalazłem chęci, jeszcze bardziej mnie zapaliło gdy przeczytałem „Bogaty polak, biedny polak” ale też mi się nie zechciało, ale gdy rodzicom zepsuł się telewizor oddaliśmy z żoną swój z chęcią kupienia sobie nowszego modelu, znalazł się czas na spisywanie wydatków. Na początek w zeszycie, a później w odpowiednika Excela w Open Office. Telewizora do tej pory nie kupiliśmy i nam go nam nie brakuje a interesujące nas programy i filmy oglądamy w Internecie na YouTube albo na Vod. Na blog Michała natrafiłem czytając stronę HotMoney.pl gdzie był cytowany jako ekspert w oszczędzaniu domowych mediów, i wsiąkłem  PO czytaniu bloga Michała poprawiłem swój arkusz kalkulacyjny (Excela) do spisywania danych, dodałem różne kategorie i podkategorie. Spis wydatków pozwolił wygospodarować środki na zaciągnięcie kredytu hipotecznego na dom ( opłaty przygotowawcze, wkład własny, ubezpieczenia itp.) a teraz zaczynam budować poduszkę finansową. Blog Michała jest pisany bardzo przystępnym językiem, bardziej prosto i obrazowo jak książki w/w , a artykuł Marcina o zabezpieczeniu dzieciom studiów zachęcił mnie do odwiedzania jego bloga. Zapewne jego książka jest napisana w sposób czytelny i obrazowy. Mam nadzieję, że gdy przeczytam książkę uzyskam informację co jeszcze mogę usprawnić

Największym wyzwaniem – było rozpoczęcie, a później dobry podział
Problemy pojawiły się z terminowością i planowaniem wydatków przez małżonkę zawsze znajduje pilne potrzeby nie uwzględnione w moich planach wydatków; oraz koszty remontów domu zawsze okazuje się że coś jeszcze trzeba zrobić

Odpowiedz

Adam Kwiecień 15, 2014 o 13:07

Dobra, też coś napiszę.

Prowadzę budżet domowy 10 lat. Przez ten okres ewoluował nie tylko proces dbania o fundusze, ale również forma pracy i zarobki. Po kolei.
2003r. – ślub. Wszystko co było przedtem to bajka. Pieniądze miałem o resztę (rachunki, żywność itp.) dbali rodzice. Samochód służbowy (fiat 126p, ale bez ograniczeń). Teraz zaczęło iść pod górkę. Najpierw koszt wesela i mały remont domku, który dziedziczyliśmy po prababci (rocznik domu ok. 1880). Mały ale własny. Ja pracowałem jako serwisant kas fiskalnych, informatyk i sprzedawca-doradca. Pensja wtedy ok 1100 brutto. Moja żona studentka na początku bez pracy. Z dodatkowych prac po godzinach miałem ok 3000 zł na rękę. W sumie mieliśmy ok 4.000 zł. Tyle tylko, że kompletnie o tym nie wiedzieliśmy, bo nigdy nie liczyłem, aż któregoś dnia postanowiliśmy spisywać wszystko w excelu i za głowę się złapaliśmy, że mamy taką kasę. Tylko wtedy wszystkie pieniądze rozchodziły się na bieżąco. Oszczędności 0,00zł a jeszcze kredyt na remont. Generalnie w tym roku powstała u mnie świadomość istnienia budżetu domowego.
2004-2005 – żona znajduje staż, a potem pracę. Ja zmieniam pracę. Jest lepiej. przestałem zarabiać 1400 brutto, a pensja skoczyła do 2500-2700 brutto + dodatkowe zajęcia + umowa zlecenie od mojego nowego szefa w związku z wdrożeniem oprogramowania i potrzebą przeniesienia wszystkich danych papierowych na formę cyfrową (w sumie 3 miesiące roboty od 16-22 za drugą pensję). Budżet domowy nadal na łapu-capu. Jest potrzeba wydajemy, Oszczędności nadal nie mamy. Remonty, budowa garażu i inne takie. Wakacje raz w roku w górach lub nad morzem. Cudów nie ma ale dla nas i tak sielanka. Jedyne o czym się w tym czasie dowiadujemy, to to, że na ekipy budowlane trzeba uważać nawet wtedy gdy są z najbliższej rodziny. Cały czas do przodu. W 2005r. żona traci pracę, ale zakładam na nią firmę i uzyskuję dofinansowanie bezzwrotne z urzędu pracy. Jest coraz fajniej.
2006 – ciąża i pierwsze dzieci (bliźniaki). Gdy dowiedzieliśmy się o ciąży wydaliśmy wszystkie pieniądze na: auto, aparat cyfrowy, wyposażenie i wakacje. Nie dlatego, że mieliśmy to w planach, tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że to ostatni taki moment.
Znowu zmieniam pracę, tym razem mundur 🙂 Nadal pracuję jako informatyk i prowadzimy z żoną firmę. Jest ciężej. Tu zaczynam powoli ogarniać wszystkie wydatki i PLANOWAĆ. Budżet od kilku lat utrzymuje się na podobnym poziomie biorąc pod uwagę inflację.
2007 – 2011 – oswoiliśmy się z bliźniakami, wyjechaliśmy na wakacje do Egiptu (dostałem fajny awans w pracy) i wróciliśmy w piątkę. Nauczyłem się już planować wydatki. Założyłem drugie konto w banku, skąd schodzą wszystkie regularne opłaty: woda, prąd, telefon, internet, raty kredytu. Po co? Na początku miesiąca robię jeden przelew na to konto i wiem dokładnie ile mi zostaje. Wiem czy stać mnie na zmianę auta, remont lub małe szaleństwo. Trzecie dziecko już nas tak nie dezorganizuje, a i kosztuje mniej niż bliźniaki. Na większość rzeczy jesteśmy przygotowani. Oczywiście zdarzają się niespodziewane wydatki (jak choćby chore dzieckodzieci, gdzie na leki za każdym razem trzeba wydać co najmniej 100zł). Dochodzi przedszkole. Na szczęście zarówno ja jak i moja żona mamy stałe równe dochody. Firmę zamknęliśmy z powodu braku czasu. Wolimy pracować ze spokojem za nieco mniejsze pieniądze.
2012 – w lutym mamy problem. Spalił się nam dom. Rzecz całkowicie nieprzewidywalna. Na szczęście nikomu nic się nie stało. 6 miesięcy walki z ubezpieczycielem (podobno najbardziej zaufanym). Tu nastąpił przełom w moim zarządzaniu funduszami i organizacją pracy. Nikt nie dawał nam szans na powrót do domu w tym roku. Wprowadziliśmy się z powrotem w sierpniu. Remont domu kosztował nas ok 180 tys. zł. Wziąłem kredyt na ok. 40 tys. Pozostała część to: ubezpieczalnia (niestety dom mieliśmy ubezpieczony na znacznie niższą kwotę, ponieważ nie był wyremontowany i jego wartość nie była najwyższa, a i nasza wiedza odnośnie ubezpieczeń była taka sobie), bardzo duża pomoc rodziny i znajomych, pomoc z pracy, pomoc społeczna i wykonanie wielu prac przy pomocy znajomych i sąsiadów, oszczędności. Największy problem to zgrać wszystko w czasie. Jedna praca się obsunie i leży cały plan. Nam się bardziej udaje niż nie udaje. Najważniejsze w tej sytuacji to nie bać się prosić o pomoc. Najwyżej ktoś powie nie. Nauczyłem się też, że nie ma ubezpieczyciela, który na 100% bez problemu wypłaci. Powiem tylko, że w mojej sytuacji pierwsza wycena szkód była na kwotą 27.000 zł Skończyło się kwotą 80.000 zł, bo na tyle był ubezpieczony budynek. Z ubezpieczycielem wygrałem tylko dzięki temu, że miałem własną dokumentację fotograficzną. Bez tego nic by mi się nie udało. Wiem też, że bez względu na rodzaj szkody nie należy zgadzać się na pierwszą wycenę ubezpieczyciela. NIGDY. Zasadę stosuję jako standard. Pomaga.
2013 – Po roku od remontu zaczęliśmy się trochę dusić kredytami więc skorzystałem z kredytu konsolidacyjnego. Wiem, że kosztuje mnie to w sumie więcej, ale ratę i okres spłaty dobrałem tak aby mieć margines finansowy, a bank dobrałem na podstawie szczegółowo przeanalizowanych ofert. Nie żałuję. Dziś odkładamy na emeryturę dla żony. Mamy oszczędności na czarną godzinę i zaczynamy planować oszczędzanie dla dzieci. Nieważne jakie kwoty ważne, że regularnie. Dzieci mają konto SKO w PKO i tam trafia ich kasa. W domu mamy wielki kubek, do którego wrzucamy codziennie wszystkie drobne pieniądze po zakupach. Jak jest pełny to podliczamy i decydujemy co kupić. Spróbujcie to łatwiejsze niż Wam się wydaje a cudownie jest w pewnym momencie wydać ot tak kilkaset złotych (tyle może się uzbierać w kubku jeśli odkładacie drobne do nominału 1zł).

Wnioski:
1. Pierwsza rzecz, którą bym zrobił dziś gdybym zaczynał od dnia ślubu z moją wiedzą to zorganizował swoje wydatki. Dwa konta to może nie jest idealne rozwiązanie (obydwa mnie nie kosztują ani grosza), ale dla mnie spisują się super.
2. Karta kredytowa może nie być zła – gdy brakuje mi do końca miesiąca płacę kartą kredytową i spłacam ją w terminie więc mam kredyt za free. UWAGA, niestety jeśli masz tak silną wolę, że robi z tobą co chce to karta kredytowa może być zabójstwem. Przekonałem się o tym i dlatego dzisiaj mam kredyt konsolidacyjny. Bank co chwilę dzwonił i proponował rozłożenie wydatków na karcie na dogodne raty bez prowizji, atrakcyjne oprocentowanie aż w końcu się ugotowałem. Gdyby nie pożar być może aż tak tego bym nie odczuł. Dziś nauczyłem się przewidywać nieprzewidywalne.
3. Debet w koncie jest fajny, ale też trzeba umieć się powstrzymać – tutaj niebezpieczeństwo jest mniejsze o tyle, że mobilizująco działa znaczek ‚-‚ prze stanem konta. Na karcie kredytowej minusa nie ma, jest tylko kwota pozostała do wykorzystania.
4. ZAWSZE trzeba mieć poduszkę bezpieczeństwa. Nie bierz kredytu jeśli nie masz odłożone choć na kilka rat w razie czego. Tego dziś się trzymam. Suma rat kredytów za 6 miesięcy to mój wentyl bezpieczeństwa. Takie mam minimalne oszczędności, których nie tykam.
5. Jeśli spodziewacie się dziecka przygotujcie się na armageddon. Nie żartuję. Pod każdym względem. Nie mówię, że on nastąpi ale lepiej się mile zaskoczyć niż nieprzyjemnie zawieść. Dziecko zwłaszcza pierwsze przeorganizuje Wam życie i wydatki do góry nogami. I choć usłyszycie to od wielu ludzi to i tak nie będziecie w 100% przygotowani na to. Mam zbyt wielu znajomych, którzy po pierwszym dziecku rezygnują z dalszego potomstwa. BŁĄD. Następne dziecko daje o wiele więcej satysfakcji bo pierwsze nauczyło nas już bardzo wiele. Naprawdę choć brzmi to jak herezja dla niektórych to kolejnego dziecka prawdopodobnie nie odczujecie aż tak bardzo.
6. Nie przesadzajcie. Ze wszystkim, a zwłaszcza z zakupami i kredytami. Czasami lepiej wziąć zimny prysznic, przespać się i zastanowić czy aby na pewno wszystko jest nam potrzebne. Czasami zamiast zmieniać auto na nowsze może warto kupić rowery dla całej rodziny i pomyśleć o pikniku? Taniej i przyjemniej. Zamiast płacić za telewizję cyfrową z bajerami za 120 zł/m-c może warto zostać przy naziemnej a zaoszczędzony czas przeznaczyć na wspólne gotowanie, czytanie książek lub słuchanie muzyki. Nie ma sensu pędzić.
7. Dobrym sposobem na oszczędzanie jest kupienie telefonu komórkowego „niemarkowego” i wynegocjowanie z operatorem abonamentu na rok tylko za rozmowy. Można zaoszczędzić kilkaset złotych rocznie. Nowym smartfonem od operatora pobawisz się miesiąc, a później i tak będziesz wykorzystywał 10-20% jego możliwości. Nie bójcie się też zmiany operatora. Też można zaoszczędzić, a dla użytkownika dzisiaj wszystko odbywa się transparentnie.
8. Ubezpieczenia. Nie przywiązuj się do żadnej firmy. Nie ma firmy, która na 100% Cię uczciwie potraktuje. Wiem z doświadczenia. Jeżeli chodzi o samochód i pakiet AC/OC/NNW zmieniam ubezpieczyciela niemalże co roku. Trzy razy korzystałem z AC i za każdym razem z innej firmy i za każdym razem pisałem odwołania. Cudownie na ubezpieczalnie dział Rzecznik Ubezpieczonych. Nie musicie oddawać do nich sprawy, wystarczy, że w odwołaniu wspomnicie o ostatecznym terminie i przekazaniu sprawy do RzU. Wystarczy. Bynajmniej u mnie się sprawdziło. Jeżeli korzystacie z ubezpieczenia to o ile pierwsza propozycja jest dla Was niesatsfakcjonująca to piszcie odwołanie. Nie boli.
9. Jedna z najważniejszych rzeczy, których się nauczyłem. Czytajcie umowy!!! Czytajcie OWU!!! Nie bójcie się, jeśli coś budzi Wasze wątpliwości pytajcie, piszcie i dzwońcie do banku/ubezpieczyciela/agenta. W ten sposób zaoszczędzicie sobie wielokrotnie niemiłych niespodzianek. Rozmawiajcie ze znajomymi, może ktoś gdzieś na czymś się naciął. W ten sposób też uzyskacie wiele przydatnych informacji.
10. Internet i wujek google to bardzo często kopalnia wiedzy, ale… nie zawsze wiarygodna. Czasami warto coś potwierdzić u źródła.

Wiem, rozpisałem się, ale myślę, że na książkę trzeba sobie zasłużyć i nie wyobrażam sobie, że jej nie dostanę 😉

Adam

Odpowiedz

7991521 Kwiecień 15, 2014 o 13:41

Coś pięknego Adam 😉

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 15, 2014 o 21:59

Super porady! Jestes moim faworytem!

Odpowiedz

candypop Maj 19, 2014 o 16:32

zasłużone zwycięstwo! 😉

właśnie stosuję rady odnośnie ubezpieczycieli, więc potwierdzam dobry trop. Odwołanie jest w tych czasach standardem. tak jak nie przyjmowanie pierwszej oferty przedłużenia umowy od operatora telekomunikacyjnego. Każda następna oferta jest korzystniejsza.

Odpowiedz

Mariola Styczeń 5, 2016 o 21:47

Super historia,dziękuję bardzo. Nowy bloger z Ciebie?????? Powodzenia

Odpowiedz

Megadelan Czerwiec 24, 2018 o 18:07

Extra:)

Odpowiedz

Dominik Kwiecień 15, 2014 o 13:40

Budżet prowadzę od jakiegoś czasu (rok). Najciężej było… sprawić żeby sumy w arkuszu kalkulacyjnym pokrywały się z tymi na koncie+gotówką w portfelu. Ilość „drobniaków” rozpływająca się na przysłowiowe pierdoły (butelka czegoś do picia kupiona na mieście w kiosku albo przypadkowym sklepie, na które nie wzięło się paragonu, a z pamięci wyparowały) skumulowana na koniec miesiąca (o roku nie wspominam) dała mi mocno do myślenia i pomogła wzmóc oszczędnościowy reżim. Dziś bardziej się pilnuję i póki co (pierwszy kwartał za progiem)… no „manko” jest, ale mniejsze niż rok temu w podobnym okresie:). Wynika to nie tylko z reżimu oszczędnościowego (mniej doraźnych „przyjemności” na mieście) oraz lepszemu pilnowaniu paragonów :). No dobra, lektura bloga też mocno otwiera oczy i uświadamia to i owo. Ktoś może pomyśleć, że „zesknerzałem”, ale ja to widzę inaczej- zyskałem większą świadomość na co wydatkuję i ile, no i dzięki temu mogę sobie co jakiś czas za „zaoszczędzone na swoich doraźnych zachciankach” pozwolić na fajną książkę albo inną, większą przyjemność. O tym, że po spadku spożycia łakoci i słodkich napojów waga sama nagle zaczęła spadać, nie wspominam, bo po co.
Kto nie prowadzi budżetu-do boju! To nie jest trudne!

Odpowiedz

Mona Kwiecień 15, 2014 o 13:45

Mam naturę porządkowania wszystkiego (czasem za wszystkich ;), więc zarządzanie budżetem nigdy nie było moją słabą stroną. A znacznie się usprawniło dzięki dwóm kontom bankowym i możliwościom tworzenia sub-kont. Mam więc konto na wydatki stałe, na sprawy firmowe, na oszczędności, a konto w drugim banku służy mi do spłaty kredytu i do wydatków bieżących. Dzięki temu widzę, jakie mam rezerwy, a kiedy zbliżam się do ściany ;o).
Zarządzanie jednoosobowym budżetem jest łatwe.
Od przyszłego miesiąca wszystko się zmieni i to będzie dla mnie niezłe wyzwanie, zamieszkam bowiem z moim zagranicznym narzeczonym, który wychował się w zupełnie innej kulturze niż nasza, także pod względem finansowym. Jak sobie z tym poradzimy? Jeszcze nie wiem, wierzę, że moje doświadczenie na coś się przyda, ale tak książka przydałaby się równie bardzo :o).

Odpowiedz

Dorota Kwiecień 15, 2014 o 13:56

Od dwóch lat prowadzę budżet domowy. Ściągnęłam na komórkę program który pomaga w zarejestrowaniu wydatków (Michał już kiedyś pisał o nim). Po każdych zakupach zabieram paragon i siedząc już z zakupami w samochodzie wpisuję do programu kwotę wydatku. Na początku każdego miesiąca przepisuję dane z komórki do utworzonej w tym celu tabelki w exelu (dostępnej na chmurce w gmail.com), dzięki temu historię moich wydatków mam do wglądu gdziekolwiek jestem.
Ale rejestracja wydatków to jedno, a nauka oszczędzania to drugie. Od roku stosuję zasadę: NAJPIERW PŁAĆ SOBIE, a dopiero później rachunki. Dzięki tej metodzie odłożyłam już sporo na koncie oszczędnościowym.
Poza tym mam oczywiście plan emerytalny i nie mam długów.

Odpowiedz

Aleksandra Kwiecień 15, 2014 o 14:49

Robiłam wielokrotnie podejście do prowadzenia budżetu domowego, dlatego mogę powiedzieć, że go nie prowadzę. Dokładnie dzisiaj odkryłam Twój blog, niezmiernie się z tego cieszę, ponieważ jeszcze wczoraj przytłaczały mnie myśli w stylu „jak to się dzieje, że nie zarabiam mało, a ciągle ledwo starcza mi do 1-go”, „jest połowa m-ca, nic sobie nie kupiłam, a naprawdę nie wiem gdzie wyparowała mi większość pieniędzy” lub najgorsza w stylu łagodnym „lepiej by było gdyby mnie nie było” – to wszystko do wczoraj, no może do dzisiaj rano 😉 I nagle zobaczyłam światełko w tunelu dzięki Tobie.
Nie prowadzę budżetu, ponieważ nie byłam nauczona oszczędzania, nie przypominam sobie również systemu kieszonkowego, nie wszczepiono mi zmysłu operatywności – i nie, nie obwiniam o to rodziców, na pewno chcieli jak najlepiej, wierzę, że to trudnym zadaniem jest bycie rodzicem. Kontynuując, z matematyką nie było mi po drodze i chyba nie jest do tej pory, wszelakie liczenie, kalkulowanie, nawet czytanie raportów w excelu w pracy sprawia mi wiele trudności. Z systematycznością również u mnie ciężko – ale właśnie, co to znaczy ciężko? To mojej podświadomości jest ciężko 😉 a więc mam odpowiedź dlaczego z finansami u mnie „pod kreską”. Nie robię systematycznie budżetu, bo mnie to przerasta, bo mam złe nawyki – i bardzo chcę to zmienić, to moje mocne nowe postanowienie, no bo kto to zrobi jak nie JA. Samo się nie zrobi. Dlatego z wypiekami na twarzy zabieram się za lekturę Waszych blogów.

Odpowiedz

Damian Kwiecień 15, 2014 o 14:27

Witam,
jako student, a już niedługo absolwent studiów ekonomicznych natrafiłem na bloga „Jak oszczędzać pieniądze?”. Moim problemem było to, że mimo przychodów z kilku źródeł cały czas miałem uczucie, że pieniądze gdzieś się rozpływają, że nie panuję do końca nad wydatkami.

Dzięki artykułom z serii „Zaplanuj budżet domowy” udało się go szczegółowo poznać i pewnym stopniu ujarzmić. Najbardziej pomocny w tym okazał się program Microsoft Money. Jeżeli chodzi o moje spostrzeżenia – czasochłonne było ustalenie kategorii, głównie dlatego, że jestem osobą bardzo dokładną. Do utrudnień zaliczam także konieczność dopraszania się za każdym razem o paragon (w małych sklepach często nie wydają ich bez upomnienia) oraz konieczność notowania każdej otrzymanej, nierzadko drobnej kwoty.
Po 3 miesiącach dało się do tego przyzwyczaić, aktualnie weszło mi to już w nawyk.
Ogromnym plusem są czytelne raporty dotyczące wysokości wydatków. Najbardziej uderzające były dla mnie te dotyczące posiadanego przeze mnie sportowego samochodu. Było to na tyle szokujące, że zacząłem rozważać opcję jego sprzedaży.
Zauważyłem również, że zacząłem ostrożniej wydawać nawet małe kwoty. Za każdym razem w głowie pojawia się pytanie „Czy na pewno mi to potrzebne”, „Czy da się kupić to taniej?”. Często kończy się tym, że rezygnuję z zakupu danej rzeczy.

Podsumowując: zdecydowanie nadal będę prowadził budżet osobisty. Myślę, ze znacznie poprawi on stan moich finansów poprzez świadomość kosztów, a co za tym idzie oszczędność. Wpłynie to na rozsądne gospodarowanie moimi oszczędnościami.

Polecam wszystkim!

Odpowiedz

Mateusz Kwiecień 15, 2014 o 14:27

Witam Wszystkich.

Na początku powiem Wam, że mam wspaniałą małżonkę Mireczkę, która jest człowiekiem z talentem uczenia się —> po prostu lubi się uczyć. Wspólnie jesteśmy już 7 lat, a małżeństwem od Lipca 2013r. Oboje jesteśmy osobami, które raczej oszczędzają niż wydawają pieniążki. Już jako mały chłopiec wolałem odpuścić wakacje z kolegami i zaoszczędzić na klamki hamulcowe do roweru (aczkolwiek tych wakacji troszkę żałuję, mieliśmy te 14 lat:) ). Żona od zawsze miała gdzieś schowane zaskórniaki, do dnia dzisiejszego śmiejemy się, że może coś jeszcze w domu rodzinnym znajdziemy (jakieś stare tysiące). Gdy już zostałem osobą dorosłą, mogłem zarabiać. Wyjeżdżaliśmy na wakacje do Niemiec pracować na roli przy kukurydzy, te pieniążki spożytkowałem na opłacenie biletu miesięcznego, studia dzienne (wcale nie są takie tanie) życie towarzyskie, ubrania i tego typu rzeczy. Ze względu na to, że w domu się nie przelewało, nie brałem od rodziców pieniążków. Żona miała inna sytuację, wyjechała na studia 200 km od swojego domu rodzinnego. Każdą złotówkę wiedziała na co wyda podczas studiowania i były to pieniądze dobrze wydane. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami budżetu domowego w programie Microsoft Excel. Od roku planujemy sobie budżet, na co wydawać pieniążki a na co nie. Odkładamy pieniążki na przyszłość, jesteśmy w rozterce ale cały czas myślimy co najlepiej zrobić aby powiększyć nasz dobytek. Zbieramy na mieszkanie aczkolwiek myślimy już co będzie dalej i jak to życie się potoczy. Nie chcemy być popychani przez życie to tu to tam, chcemy je planować i dążyć do celu. Wolimy przemęczyć niż pożyczać od banków, osobiście czytam Twój blog od ponad roku i sporo wiedzy wyniosłem właśnie stąd. Problemami w budżetach jest to, że człowiek chciałby aby było już za 5 lat i widział przyszłość, niestety tego nie można zrobić i dobrze, kto by chciał być 5 lat starszy:) Chcielibyśmy aby w przyszłości nasze aktywa przynosiły nam przychód którym płacilibyśmy za nasze rachunki, do tego jeszcze sporo czasu ale jakbyśmy nie prowadzili budżetu to myślę, że nie udałoby nam się zgromadzić nic po za tym, że kupilibyśmy sporo rzeczy które by się nam nie przydały w przyszłości a zaspokoiły tylko nasze pragnienia.

Pozdrawiam
Mateusz

Odpowiedz

Daniel Kwiecień 15, 2014 o 14:30

Nie prowadzę jeszcze budżetu domowego, brakuje systematyczności u mnie i u żony, zbieranie paragonów nie pomoże, część zakupów robimy bezpośrednio u rolników więc bez paragonów. Najprościej spisać wydatki płacone kartą z historii konta, ale wówczas brak wszystkich drobnych codziennych. Pamięć jest również zawodna więc pewnie najlepiej było by spisywać od razu do telefonu i łączyć na końcu miesiąca wydatki, obawiam się że ręczne wyklepywanie będzie chwilami problematyczne (nie zawsze jest na to czas), jakąś opcją jest robienie zdjęć paragonów, albo nagrywanie krótkich notatek głosowych. Ostatnia opcja jest pewnie najszybsza, ale najgorsza przy spisywaniu do tabeli i zamiast się na coś zdecydować to kolejne tygodnie mijają.
Daniel

Odpowiedz

ross154 Kwiecień 15, 2014 o 14:34

Największym dla mnie wyzwaniem jest co miesiąc ogarnięcie moich wpływów/wypływów środków które ze względu na udział w wielu promocjach jest rozlokowany na wielu kontach. Promocje wymagają ode mnie różnych operacji w danym miesiącu, wymuszone przelewy na kontach trochę zmniejszają przejrzystość mojego budżetu. Trzeba o nich pamiętać oraz pod koniec miesiąca jakoś je zarejestrować.

Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz

ReubenJames Kwiecień 15, 2014 o 15:23

Jeszcze nie prowadzę, bo… mam teraz dziwny okres w życiu. Mam dopiero 22 lata(no dobra, jutro kończę), ale wcześniej nie miałem takiej sytuacji, że mogłem po prostu w sklepie coś kupić, nie martwiąc się o pieniądze. Nie mówię tutaj o drogich rzeczach, ale o pierdołach, często zupełnie niepotrzebnych. Teraz, mając tą świadomość że „coś tam zarabiam”, mam te pieniądze na koncie, bo mieszkamy aktualnie ze znajomymi i nie inwestuję tak dużo w mieszkanie, dodatkowo powiązane z posiadaniem karty płatniczej sprawia, że zwyczajnie wydaję dużo. Na jedzenie, na głupoty. Bo mogę. Ale myślę, że ten czas skończy się gdy zamieszkamy razem z narzeczoną(niedoszłą, ale jeszcze jej nie mówcie!), i wtedy zacznie się to całe zbieranie na mieszkanie, odkładanie na wakacje – wtedy w życie na pewno wejdzie plan odkładania 200zł miesięcznie, dodatkowe planowanie, rozpisywanie, oszczędzanie – i tak naprawdę na to czekam. Żeby jakoś okiełznać te swoje wewnętrzne ciągoty do (często bezsensownego) wydawania.
Wesołych świąt 🙂

Odpowiedz

Monika Kwiecień 15, 2014 o 15:56

Witam
Swoją przygodę z prowadzeniem budżetu domowego rozpoczęłam jakieś dwa lata temu – początkowe próby nie były zbyt udane- ale się uparłam i od półtora roku prowadzę go regularnie. Początkowo był to obowiązek, ale z czasem stał się elementem każdego dnia – rytuałem. Przez pierwszy rok po prostu wpisywalam dane ( starając się pamietać o każdym wydatku i sprawdzając czy stan konta w banku zgadza się z tym w Excelu). Następnie, po roku zaczynam przeporwadzać różniego rodzaju analizy, w celu jak najbardziej optymalnego wykorzystania zgromadzonych informacji do planu wydatków, planowanych oszczędności i ograniczenia wydatków.
Na chwilę obecną moim największym problemem jest: bycie wytrwałą w swoich postanowieniach dot. planowanych wydatków oraz w szczegolności w planowanych oszczędności. Dlatego bardzo mnie interesuje książka „jak zadbać o własne finanse” a szczególnie poruszona kwestia psychicznego nastawienia do pieniędzy. Moim problemem jest również brak wypracowanej poduszki finasowej ( spowodowanej ciagłym wychodzeniem w długów) co powduje, że praktycznie każdy nieprzewidziany wydatek powoduje „zrujnowanie” planowanego budżetu, Zauważyłam, że nawet zakupy potrzebnych ubrań, kosmetyków oraz rzeczy do domu ( jesteśmy w trakcie urządzania domu) nie sprawiają mi już przyjemności – zaczynam mieć wyrzuty bo przecież wydane pieniądze mogłabym przeznaczyć na spłatę części zadłużenia. Kolejny element to niepewność w podjęciu decyzji czy lepiej zarabiać mniej na pewnej posadzie ( budżetówka) czy lepiej pójść do niepewnej, ale lepiej płatnej pracy – trudność w podjęciu decyzji potęguje fakt posiadania kredytu hipotecznego.

Odpowiedz

Szymon Kwiecień 15, 2014 o 16:03

Witam
Niestety nie pilnuję swoich finansów i nie planuje ich, i ciągle jestem bez oszczędności, ponieważ boję się tego że będę musiał zrezygnować z niektórych przyjemności. Za dużo pieniędzy wydaję na rozrywkę i nie potrafię sobie tego odmówić. To jest najtrudniejsze dla mnie do przełamania się.

Odpowiedz

Maciej Kwiecień 15, 2014 o 16:55

Swój studencki budżet prowadzę przeszło 2 lata. Największą trudnością stanowi dla mnie spisywanie wydatków. Na początku zbierałem paragony i robiłem to raz na jakiś czas, jednak podchodziłem do tego z wielką niechęcią. Największym problemem była ilość danych, którą wpisywałem do swojego arkusza kalkulacyjnego za jednym zamachem, była to czynność bardzo nużąca.
Postanowiłem to zmienić i od tamtej pory spisuje codziennie wszystkie wydatki. Robiąc to każdego dnia, nie muszę poświęcać na to wiele czasu, zazwyczaj zajmuje mi to 1-2 min. Dodatkową korzyścią jest to, że pamiętam każdy swój wydatek i żadna kwota mi nie umyka. Ponadto na bieżąco wiem ile wydałem w danym miesiącu i jaki jest stan mojego budżetu.

Odpowiedz

Michał Kwiecień 15, 2014 o 17:07

Prowadzę budżet domowy. Największym wyzwaniem w rozpoczęciu jego prowadzenia było nakłonienie innych członków rodziny do oszczędzania. Problemem było zachęcenie innych np. do gaszenia po sobie światła czy zakręcania wody przy myciu zębów. Staram się uświadamiać domowników zawieszając np. w łazience karteczkę na której jest napisane, aby zakręcać wodę ( działa z różnym skutkiem ) 🙂 przez co koszt rachunków jest wyższy i powoduje to nieterminowość w spłacie zobowiązania.

Odpowiedz

Wojtek Kwiecień 15, 2014 o 17:37

E-Booka pt. „Jak zadbać o własne finanse” kupiłem 14 go kwietnia w nocy i przeczytałem jednym tchem dzisiaj. Jestem zafascynowany prostotą i logiką wyjaśnień. Potwierdzam, że wiedza o oszczędzaniu nie wystarczy. Najtrudniej jest zaplanować realistycznie wydatki i konsekwentnie je zrealizować zgodnie z możliwościami!!!!!!!!!.
Osobiście próbuję wprowadzić budżet domowy od 3 miesięcy do naszej rodziny . Ksiązka Marcina Iwucia niesłychanie mnie motywuje przez wyjaśnienie konsekwencji moich zaniedbań.
Dzięki Michale za polecenie książki, która być może mi pomoże.

Odpowiedz

MateuszS Kwiecień 15, 2014 o 18:16

Od mniej więcej dwóch miesięcy prowadzę budżet domowy i ciągle nie mogę wyjść z podziwu jak duże przynosi mi to zyski, a tym bardziej jakie otwiera perspektywy na dłuższy okres czasu. Myślę, iż największym problemem na jaki natrafiłem było zrobienie „pierwszego kroku” – wytłumaczenie sobie samemu iż mogę i powinienem zacząć oszczędzać. Z natury jestem dość rozrzutną osobą ze skłonnościami do życia ponad stan, sama idea oszczędzania nigdy jakoś do mnie nie przemawiała. Skoro nie chciałem oszczędzać, to po co właściwie miałbym prowadzić jakiś budżet ;p Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy poirytowany rosnącym zadłużeniem trafiłem na Twój blog. Najpierw przeczytałem kilka artykułów, które mnie zainteresowały, potem jak to mam w zwyczaju zacząłem czytać go od deski do deski wprowadzając w życie kolejne Twoje rady wzbogacone o moje własne przemyślenia i dostosowane do „moich realiów”. Zacząłem też czytać polecane przez Ciebie książki, poczynając od „Bogaty ojciec, biedny ojciec”, która wywarła na mnie niesamowite wrażenie. W chwili obecnej udało mi się już dużo zmienić głównie (jak myślę) dzięki prowadzeniu budżetu domowego, jednak wiem, że to dopiero początek zmian, teraz jednak jestem coraz bardziej świadomy swoich braków, a dzięki między innymi Tobie wiem też gdzie je uzupełniać.
Chyba trochę odbiłem od pytania konkursowego, ale taka odpowiedź jest moim zdaniem możliwie najprawdziwsza i najlepiej koresponduje z sensem tego pytania.

Pozdrawiam M. S.

Odpowiedz

Dorota Kwiecień 15, 2014 o 18:18

Prowadzę budżet domowy
Początkowo największą trudnością było zbieranie wszystkich paragonów, przez wszystkich domowników, a potem systematyczne wprowadzanie do programu.
Co nam najbardziej pomogło? Zaspokojenie własnej ciekawości, na co wydajemy najwięcej, ile procent miesięcznego dochodu odkładamy na oszczędności czy inwestycje. Traktowaliśmy to jako świetną zabawę i to pomogło przełamać początkowe opory, a teraz to już nawyk 🙂

Odpowiedz

Rafał Kwiecień 15, 2014 o 19:38

Ja budżet domowy prowadzę od ponad dwóch lat. Zacząłem ponieważ pomimo, że od wejścia na rynek pracy moja pensja wzrosła kilkukrotnie, oszczędności nie wzrosły, a czasem nawet malały. Postanowiłem, że czas się w końcu ogarnąć 😉 Na początku najciężej było się zmobilizować do systematycznego notowania wydatków, coś umknęło po drodze, podsumowanie miesiąca i znowu kicha – coś się nie zgadza. Jednak z czasem było co raz lepiej i teraz notuje wszystkie wydatki co do grosza (dzięki Bogu, że mamy smartfony:)) Niestety sprawa była o tyle prosta, że jeszcze do nie dawna byłem na garnuszku u rodziców, a obecnie od dwóch tygodni wynajmuje mieszkanie z dziewczyną… I w tym momencie zaczynają się schody, nowe wydatki które wcześniej mnie nie dotyczyły (jestem jedynakiem ;)) oraz dziewczyna nie chętna do monitorowania swoich wydatków 😉 Mijają dwa tygodnie, a już jesteśmy pod kreską… Ale liczę na to, że to tylko okres przejściowy i po podsumowaniu pierwszego, drugiego miesiąca wszystko wróci do normy. W końcu pomyłki też uczą, zwłaszcza finansowe 🙂 Pozdrawiam.

Odpowiedz

Ela Kwiecień 15, 2014 o 19:41

Od wielu lat prowadzę budżet domowy w exelu, ale ciagle szukam sposobu jego ulepszenia. Jestem w tej szczególnej sytuacji, że dochody mojej rodziny, to głównie nieregularne umowy o dzieło. Jedynym sposobem, żeby to ogarnąć jest więc budżetowanie w skali roku, pilnowanie realizacji na bieżąco i nieustanne dbanie o płynność. Jest to pewne wyzwanie, dlatego dobre rady chętnie testuję.
Przy okazji gratuluję bloga i pozdrawiam
Ela

Odpowiedz

Łukasz K Kwiecień 15, 2014 o 19:56

Witam ! Prób prowadzenia budżetu domowego wiele . Jednak determinacja była słaba . Wiele razy wyłożyłem się na planowaniu przychodów jak i rozchodu. Zawsze coś zawaliłem . Najczęściej były to zakupy nie planowane bądź chwila nieuwagi !

Odpowiedz

Aga Kwiecień 15, 2014 o 20:10

Pytanie nr 2
Prowadzę swój budżet od 3 miesięcy. Po urodzeniu 2 dzieci doszłam do wniosku że trzeba zacząć panować nad finansami , dla ich lepszej przyszłości i dania im dobrego przykładu. Początek był łatwy i byłam bardzo optymistycznie nastawiona ale jest teraz trochę ciężej zapanować nad zbieraniem paragonów i pilnowaniem wszystkich wydatków a czasem ma się ochotę zaszaleć i wydać pieniądze na zbędne przyjemności. Motywację mam dużą nawet podwójną(synek i córeczka) i wiem po co to robię choć czasem się jeszcze gubię. Twój blog jako pierwszy pomógł mi stworzyć budżet domowy i teraz go dopracowuję do swoich potrzeb.

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 15, 2014 o 20:37

Prowadzimy z żoną pseudo budżet domowy. Zapisujemy wszystkie stałe wydatki ( prąd woda,telefon,itd) , natomiast dospodarujemy pieniędzmi tak, aby na koniec miesiąca odłożyć 200 zł. Jak zrobić następny krok do przodu dowiemy sie, mam nadzieję z polecanej książki.

Odpowiedz

Kuba Kwiecień 15, 2014 o 21:01

Od około ośmiu miesięcy prowadzę budżet domowy. Powoli kończę studia, więc chcę świadomie wejść w ten etap życia, w którym będę musiał podejmować dużo poważniejsze decyzje finansowe niż do tej pory. Swój budżet prowadzę w linuksowym programie Skrooge.

Najtrudniej było mi skonstruować system spisywania. Mam na myśli kategoryzację, sposób komentowania i tagowania pozycji. Niełatwo na początku ustalić, jakie informacje będą istotne: czy wystarczą bardzo ogólne kategorie, czy jednak przyda się ich więcej? Czy sprawdzi się stosowanie podkategorii? Czy będzie ważne, w jaki sposób płacę (gotówką, kartą, przelewem)? W jaki sposób opisywać każdą pozycję? Zależało mi na zachowaniu równowagi między szczegółowością (która skutkuje większą wiedzą i większą ilością wykresów 😉 ) a prostotą działania. Swój system wypracowuję w praktyce – kilka rzeczy już zmieniłem (np. wyodrębniam kategorie, na których chcę oszczędzać), inne utrzymuję. I widzę efekty: czas poświęcony na ułożenie strategii doprowadził mnie do odnalezienia zasadniczego celu prowadzenia budżetu. A to właśnie do celu powinny być dostosowane środki, nie odwrotnie. 🙂

Ślę pozdrowienia i najlepsze życzenia na zbliżający się czas Zmartwychwstania !

Odpowiedz

Gosia Kwiecień 15, 2014 o 21:12

Ja, zainspirowana pewnym blogiem finansowym, prowadzę swój budżet domowy od kilku miesięcy i wnioski są przerażające. W miesiącu, którym założyłam sobie maksymalne oszczędzanie na wszystkim, wydatki były większe niż w miesiącu kiedy całkowicie odpuściłam. Zastanawiałam się co jest nie tak i chyba należę do grona tych osób o których można powiedzieć, że „kasa się ich nie trzyma”. Tak, tak, ta książka by się na pewno przydała….

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 15, 2014 o 21:20

Najtrudniej poradzić sobie z niekoniecznie dobrymi nawykami i przyzwyczajeniami, które najczęściej mamy bo: „tak”, „dobrze mieć” „po prostu”, „inni mają”. Zawsze na argumenty o bezzasadność wydatków na owe przyzwyczajenia, znajdzie się podobna ilość powodów mówiących o rzekomej ich słuszności. I wtedy należy zadać sobie pytanie: czy można bez tego żyć, albo czy da się to czymś zastąpić? Przykład: platforma telewizyjna. Wydatek 69zł/miesięcznie, a sumarycznie telewizor oglądamy ok 10-12 godzin na miesiąc. A więc czy jest to nam potrzebne? Robimy krótkie zestawienie 3 argumentów za i 3 przeciw (zestawienie zysków i strat). Sumujemy i chłodną głową oceniamy, która kolumna jest bardziej dla nas przekonująca. Jeśli waham się przed podjęciem ostatecznej decyzji to zastanawiam się w jaki inny sposób mógłbym spożytkować te pieniądze w przedziale 1 roku. Jeśli mam na to pomysł to znów wykonuję analizę, oczywiście opartą o wcześniejszy klucz (3 za i 3 przeciw). Analizuję, podsumowuję i podejmuję decyzję. Jak do tej pory metoda działa i mam namacalne dowody, że to ja rządzę moim domowym budżetem, a nie budżet rządzi mną. I co najważniejsze udaje się oszczędzić co miesiąc kwotę ok. 300-400zł, którą inwestuję w fundusze inwestycyjne (portfel zdywersyfikowany z coraz większym udziałem funduszy papierów dłużnych) by zapewnić sobie i mojej rodzinie spokojniejszą przyszłość (stwierdzenie życzeniowe, ale od czegoś trzeba zacząć :)).

Odpowiedz

Irena Kwiecień 15, 2014 o 21:33

Witam
Michał Ty to jednak jesteś wielki, przeczytałam trochę wpisów u p. Marcina i miałam wrażenie, że czytam Twój blog tylko, że w gorszej wersji 🙂 Mam nieodparte wrażenie, że to ty powinieneś być autorem książki o takiej tematyce a przynajmniej jej współautorem 🙂 Z całym szacunkiem ale nie chcę czytać ani bloga P. Marcina ani Jego książki. Dlaczego ? A dlatego, że czytam Michale każdy Twój wpis, słucham każdego podcastu i tak jak Tobie zabiera to sporo czasu tak i mi również a ja chcę i umiem oszczędzać czas:)
Na pewno są w tej książce wartościowe rady, jednak to każdy z nas sam z sobą musi „przepracować” swoje problemy odnośnie oszczędzania żeby wypracować najlepszą metodę a Twój blog znakomicie nam w tym pomaga i za „friko” tej nagrody nie dostałeś tylko za ciężką dla nas pracę. Dziękuję i pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Vrizz Kwiecień 15, 2014 o 21:37

Prowadzę budżet (plan + ewidencja wydatków) od października 2012.
//Edit: wyszedł z tego mały guide ;P

Największe wyzwania, dosyć oczywiste i podobne dla każdego to:
1) olbrzymia ilość, często różnorodnych danych – mozolnaaa praca, nie zawsze dająca się zautomatyzować
2) utrzymanie dyscypliny – w końcu każdy z nas kiedyś nie prowadził budżetu i żył 😉
ale:
Olbrzymia frajda i MASA wiedzy o sobie! Po prostu _NIE DA_ się dobrze oszacować swoich wydatków. Nie da się. Jeśli nie śledzisz, to nie wiesz i kropka. Możesz sobie strzelać kwoty, ale ZAWSZE będą złe. Dlatego właśnie warto to robić!

Problemy i sposoby radzenia sobie z nimi:
====================================
1) Problem: potrzebne dane w postaci cyfrowej
Opis: oczywiście wygodniej jest operować kombinacjami Ctrl+C/Ctrl+V na danych na komputerze, niż ręcznie przeklepywać z świstków „w realu”.
Rozwiązanie: Staram się kupować wszędzie tam, gdzie przyjmują kartę. Dzięki temu na koniec miesiąca „przepisanie wydatków” sprowadza się do wyeksportowania historii z konta bankowego (u mnie: w postaci pliku CSV), co od razu daje dane w postaci cyfrowej. W ten sposób od razu można zająć się analizą, bez straty czasu na przepisywanie.

2) Problem: jaki jest zysk z prowadzenia ewidencji wydatków?
Opis: Fajnie, że wklepię miliard liczb do komputera, ale co mogę przez to zmienić i JAKIE są potrzebne narzędzia, żeby dobrze ocenić sytuację?
Rozwiązanie: Proste i mało czasochłonne jest oczywiście skorzystanie z gotowców (programy/Excel, patrz niżej). Przydatne informacje:
– rozdział wydatków na kategorie (np. jedzenie, wyjścia, paliwo, elektronika, zdrowie): pokazuje skład wydatków, co pozwala odpowiedzieć na pytania a) na co wydaję za dużo, b) czego nie doceniłem [kosztuje więcej niż myślałem = błąd w szacunkach; to chyba najcenniejsze!] , c) jakie rzeczy są dla mnie ważne w tym momencie życia
– śledzenie zmian składu wydatków (patrz niżej – snapshoty)
– wartości średnie przychodów i wydatków oraz bilansu w skali roku – a) przez które miesiące jestem na plusie, a które na minusie?, b) czy mogę to zmienić?
– śledzenie średnich wydatków w kategorii (np. średnie wydatki na paliwo) – daje dużo informacji, np. wspomniane paliwo – a) więcej jeżdżę? b) tankuję na droższych stacjach? c) zmieniłem samochód i więcej/mniej pali?
– planowany budżet a zrealizowany – to niby podstawowa sprawa jeśli chodzi o planowanie budżetu, ale jak się ewidencjonuje swoje wydatki, to człowiek ma już dobry ogląd i budżet robi sobie w głowie – wie na co wydawał więcej, na co może jeszcze sobie pozwolić, w których miesiącach jest na plus/minus itp. więc szczegółowe planowanie już nie jest niezbędne

3) Problem: śledzenie trendów a zmienność człowieka
Opis: u siebie stosuję podział na kategorie wydatków. Jest ich ileś, pewne są swoistymi agregatami i łączą rzeczy, które dałoby się podzielić na kolejne mini-kategorie. Rozkład kategorii reprezentuję przez diagram kołowy (taka pizza/ciasto, tzw. pie diagram) dzięki czemu widzę wkład każdej kategorii w obciążenie portfela (np. PALIWO 20%, JEDZENIE 40% itp. itd.). Problem polega na tym, że w dłuższym horyzoncie (a u mnie już to widać), trendy powoooli się zmieniają. Jak to śledzić?
Rozwiązanie: Wygodnym sposobem jest zrobienie sobie tzw. snapshota. W moim wypadku jest to po prostu screen diagramu robiony co 3 miesiące. Dzięki czemu widzę jak zmienił się udział poszczególnych wydatków (a konkretniej: poszczególnych kategorii) w całym budżecie. Dzięki czemu łatwo zauważyć, że np. PALIWO 3 miesiące temu stanowiło 20%, a teraz stanowi 23%. To bardzo wygodne i proste narzędzie do wyłapywania potencjalnych „problemów” – dzięki porównaniu snapshotów mogę zauważyć zmianę i od razu przejść do danych (np. średnich), żeby zidentyfikować problem. Może więcej jeżdżę? Może paliwo zdrożało? Może jeżdżę mniej wydajnie? A może po prostu zmieniła się pora roku.

4) Problem: to ewidencjonowanie to masa klikania!
Opis: Wyliczanie różnych rzeczy ręcznie jest wręcz niemożliwe. Niestety też, nie wszystkie programy oferują dokładnie tę funkcjonalność, którą byśmy chcieli. Osobiście przyglądałem się programikom oferowanym freeware i albo nie spełniają potrzeb (bo czegoś się nie da policzyć), albo dają DUŻO do myślenia jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Nie wiem czy pierwszej osobie na ulicy podałbym dane do konta bankowego, żeby mogła mi po nim grzebać – dlatego nie widzę powodów, żeby podawać takie dane firmom/programistom tych narzędzi i integrować je ze swoimi kontami. Nie chcę mi się czytać licencji, czy przypadkiem nie dałem im praw do sprzedaży informacji o moich wydatkach, ani WERYFIKOWAĆ czy co gorsza przypadkiem nie ubywa mi złociszy.
Rozwiązanie: poszukać/ściągnąć/zrobić/nauczyć się zrobić swój własny arkusz w Excelu. Excel daje masę możliwości customizacji (dopasowania, ustawienia). Ilość gotowych formułek i wygodna klikologia dają możliwość stworzenia super arkusza w parę godzin, który przyda się na lata. Dlatego aby ograniczyć ilość klikania należy:
– zastanowić się JAKIE dane będą potrzebne
– jak ustawić, żeby JUŻ ZAWSZE liczyły się automatycznie ORAZ były reprezentowane w wygodny sposób
Założyć trzeba, że jeszcze np. 20 lat będziesz prowadzić budżet. Daje to 240 miesięcy. A więc przy każdej rzeczy trzeba sobie powiedzieć „czy chcę to wprowadzać jeszcze kilkaset razy CZY mogę to ustawić automatycznie?”. Zwykle druga odpowiedź jest poprawna. 😉 Czasami trzeba pogooglać, ale człowiek uczy się dzieki temu Excela i przy kolejnych zmianach, proces przebiega łatwiej.

5) Już w skrócie:
– Robiąc taki mega giga super duper arkusz trzeba dać sobie czasu. On się zmieni, co najmniej kilka razy. Przewidywać te zmiany i robić na nie miejsce, by wprowadzanie kolejnych danych nie wymagało zmiany całej struktury. „Think big” – danych będą setki i tysiące, więc od razu zamiast wklepywać 10 komórek niżej, może warto od razu założyć kolejny arkusz? Może zamiast formułki odnoszącej się do konkretnego adresu, ręcznie kopiowanego, ustawić odniesienie do całej kolumny/wiersza tak, by dołożenie nowych danych automatycznie zakończyło się obliczeniem wszystkich potrzebnych rzeczy? Grunt to myśleć wprzód.
– Excel (i inny program) to narzędzie. On nie myśli. On liczy. Za poprawność ustawienia formułek odpowiadasz Ty, więc dobrze wszystko sprawdź, np. dla prostych liczb czy wszystkie obliczenia dają spodziewane wyniki.
– Czytelność – warto zainwestować trochę czasu w kolorowanki i prezentować dane w sposób łatwy dla oka. Np. kolorowanie warunkowe pozwala ustawić by liczby ujemne były na czerwono, a dodatnie na zielono. Od razu wtedy wspomagamy mózg, żeby szybciej wynajdywał i/lub intepretował dane!
– Błędy i pomyłki zdarzają się i trzeba je sobie wybaczać. 🙂 W szczególności na początku, mogą się pojawić. Nie warto z ich powodu zarzucać robienia budżetu – eliminować i poprawiać, starać się uczyć na błędach. Z tą zabawą jak każdą inną – wprawa przychodzi z czasem.

Pozdrawiam wszystkich ewidencjonujących 😉

Odpowiedz

Bartek Kwiecień 15, 2014 o 22:08

Jeśli już prowadzisz budżet domowy: opisz, co jest lub było dla Ciebie największym związanym z tym wyzwaniem? Gdzie pojawiły się problemy oraz czy i w jaki sposób sposób radzisz sobie z nimi?

Witam, na szczęście należę do osób które już prowadzą swój budżet domowy. Początki jak zawsze były trudne.

Przygodę z budżetem zacząłem dawno temu. Nie miałem za wesołej sytuacji finansowej. Postanowiłem, że prędzej czy później i tak będę zarabiał więcej i dobrze będzie wiedzieć więcej o finansach a pierwszym krokiem będzie nauka planowania swojego budżetu.
Ciężko jest uczyć się ,,na sucho” gdy nie masz za bardzo czym zarządzać. Na szczęście dla mnie to była motywacja do tego, żeby więcej zarabiać. Miałem głód wprowadzania w życie wiedzy.

Moje pierwsze spotkanie z budżetem domowym

Kiedyś zapisałem się na jakiś darmowy webinar, gdzie mowa była właśnie o zarządzaniu swoimi pieniędzmi i o budżecie domowym. Usłyszałem na nim zdanie które do dziś mi przyświeca i od wtedy zaczęło dudnić w mojej głowie. Chodzi o to, ze jeżeli nie umiesz zarządzać tym, co masz to po prostu nie będziesz zarabiał więcej. Najpierw naucz się zarządzać tym, co masz. Tak zacząłem optymalizować wydatki.

Zbieranie paragonów

Kiedy zacząłem zarabiać wreszcie większe pieniądze tak, że spokojnie mogłem oszczędzać doszedłem do wniosku ze trzeba zoptymalizować jeszcze bardziej wydatki. Zawsze jest tak ze mniej więcej myślisz, że wiesz ile wydajesz na konkretne rzeczy. Nic nie jest bardziej wymowne niż liczby.
Dla mnie najtrudniejsze było zbieranie paragonów. Samo zbieranie nie było trudne, ale najtrudniej było się żebrać pod koniec tygodnia i zrobić rozeznanie na co się ile wydawało. Trudne było tez spisanie kategorii jakie będą tworzyły mój budżet. Uznałem, że lepiej mieć budżet z nieidealnymi kategoriami niż czekać kolejny tydzień czy miesiąc na zastanawianie się jakie kategorie będą dla mojego budżetu idealne.
Jeżeli mam coś poradzić tym zaczynającym, to zróbcie cos źle, ale to zróbcie. Nie zakładałem specjalnego zeszytu do spisywania wydatków. Lubię mieć wszystko w jednym miejscu. Dlatego właśnie mam to w swoim multiplanerze ,w zakładce Finanse.
Z racji tego ze z rożnych powodów opuściłem sumowanie moich wydatków, które zawsze robiłem w niedziele wieczorem, a ilość paragonów była przytłaczająca to zdecydowałem, że będę zapisywał każdego dnia ile wydałem na jaką kategorie i dzięki temu będzie to bardziej przejrzyste i łatwiejsze do podsumowania.

Prowadzenie budżetu jest fascynujące

Na początku miałem problem, bo nigdy nie prowadziłem i zastanawiałem się czy dam rade. Największą moim zdaniem trudnością jest to, że będziesz miał czarno na białym ile na co wydajesz. To jest kwestia często wstydliwa przed samym sobą się do tego przyznać. Dla mnie była to bariera dosyć spora, bo co jak się okaże że źle zarządzałem w tym miesiącu swoimi pieniędzmi?

Optymalizacja kosztów

Zawsze po podsumowaniu swojego tygodnia siadam jeszcze i analizuje wydatki. Co można było ograniczyć i w jaki sposób. Sprawdzam różne tendecje i jeżeli coś jest niepokojące to staram się ustalić dlaczego tak się dzieje i stworzyć plan naprawczy, żeby w porę reagować.

Trudności…

Trudności sprawia mi jeszcze ustalanie budżetu na kolejny miesiąc. Na początku to była jakaś abstrakcja. Ok. Policzyć swoje wydatki to nie ma sprawy, ale jak mam zaplanować wydatki skoro ja jeszcze nie wiem co ja będę chciał kupić i nie wiem czy mnie będzie na to w ogóle stać?
Jak zwykle rozwiązaniem jest po prostu siąść i spisać to co się wie. Pierwszy budżet nie będzie nigdy idealny, pewnie nie będzie nawet dobry, ale będzie. Każda jedna godzina nauki o zarządzaniu moimi pieniędzmi przybliża mnie do dobrego zarządzania pieniędzmi.

Odpowiedz

Aneta262 Kwiecień 15, 2014 o 22:13

Z dumą mogę powiedzieć, że prowadzę własny budżet. Własny, skromny, studencki budżet. Mieszkam poza domem od 4 lat – już w liceum uczyłam się w innym mieście. Utrzymują mnie rodzice, ale od pewnego czasu staram się szukać swojej finansowej niezależności (nie tylko w wakacje).
W zasadzie historia potoczyła się tak, że koleżanka powiedziała mi o tym blogu, trochę poczytałam i zainstalowałam Money Plus. Niby nic, ale mogę tylko wyobrażać sobie jaką miałam minę kiedy zobaczyłam swój pierwszy raport finansowy…
Nigdy nie brakowało mi na nic, nie zależało mi też, żeby żyć rozrzutnie. Co nie zmienia faktu, że często zadawałam sobie pytanie: „Co dzieje się z tą kasą?”. Dostałam niezłą odpowiedź 😉
Właściwie największym problemem był start. Zastanawiałam się jak to zacząć. Ile czasu muszę poświęcić, żeby dostać konkretne wyniki. Okazało się, że wystarczył miesiąc i miałam wszystko podane na tacy. Nic tylko wprowadzać zmiany! Od tamtej pory cały czas staram się to ogarniać i ciągle szukam sposobów na poprawę stanu mojego konta 🙂

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 15, 2014 o 22:32

Prowadzę budżet domowy od października 2011 a skłoniła mnie do tego próba ogarnięcia finansów, które wymknęły nam się spod kontroli. Każdy miesiąc zaczynał się od spłacenia długów i na życie zostawały grosze. W połowie miesiąca znów się zapożyczaliśmy i tak w koło Macieju. Postawiłem za cel nadpłatę kredytu i wyjście na prostą. Dzięki planowaniu wydatków (służył i nadal służy mi do tego excell) oraz notowaniu każdej wydanej kwota udało mi się wyliczyć ile w danym dniu miesiąca mam pieniędzy ile muszę jeszcze wydać na rachunki itp. i co najważniejsze jak bardzo muszę przycisnąć pasa. Po kilku miesiąc skrupulatności oraz samodyscypliny zrealizowałem początkowe założenia. W odpowiedzi na Twoje pytanie jakie było największe wyzwanie to chyba spojrzenie prawdzie w oczy i uzmysłowienie sobie gdzie „wycieka” najwięcej pieniędzy. Cieszę się, że zmobilizowałem się prowadzenia/założenia budżetu bo weszło mi to szybko w nawyk i nie traktowałem jako zło konieczne.

Odpowiedz

Paweł Cymcyk Kwiecień 15, 2014 o 23:11

Po przebrnięciu przez powyższe 200 komentarzy wszystkim (jeszcze) znajdującym powody do NIE robienia budżetu mogę powiedzieć, że będzie im bardzo trudno pozostać przy swoich wymówkach po lekturze „Jak zadbać o własne finanse?” . Podtrzymywanie swoich starych i złych nawyków będzie przypomniało formę wyrafinowanego finansowego masochizmu, więc jeżeli NIE chcesz więcej finansowej świadomości, a w konsekwencji pieniędzy, NIE czytaj tej książki.

Jeżeli wierzysz, że oszczędzanie, a szczególnie inwestowanie, zaczyna się dopiero po wygraniu milionów w Lotka to już konsekwentna realizacja kilku kroków z poradnika Marcina sprawi, że poczujesz się jak Midas. Potem będzie już tylko lepiej 🙂

Podejście Marcina do długów i finansów osobistych mam okazję obserwować na co dzień od kilku lat, więc gdy nowy współpracownik lub znajomy dziwi się, że Marcin wszystko księguje i zapisuje to krótko tłumaczę, że to nie zamiłowanie do tabel, ale efekt tego, że on po prostu wierzy w to co robi 🙂

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 15, 2014 o 23:27

Nie prowadzę budżetu domowego. Niestety. Żałuję. Chętnie bym się dowiedział na co rozchodzi się moja pensja. Jeszcze chętniej dowiedziałbym się na co się rozchodziła, zanim zacząłem trochę odkładać i z tego trochę zrobiła się już całkiem przyzwoita „poduszka finansowa”.

Czemu tego nie robię? Chyba z lenistwa. A może jednak ze strachu? Jak sobie pomyślę o konieczności wprowadzania każdego, absolutnie każdego, ale to najdrobniejszego nawet wydatku do arkusza kalkulacyjnego to przechodzą mnie dreszcze. Chyba naprawdę się tego boję i nie wierzę, że mi się uda; że wytrwam w postanowieniu notowania każdego przychodu i rozchodu.

Odpowiedz

Przemek Kwiecień 15, 2014 o 23:54

Nie prowadzę budżetu domowego… a raczej jeszcze nie prowadzę.
Do samego zapisywania wydatków przymierzałem się już dawno, ale za każdym razem lenistwo zwyciężało. Drugim powodem nieprowadzenia budżetu jest to, że mieszkam z rodzicami. Mam swoje rachunki, wydatki, ale rozliczanie wygląda w ten sposób, że co miesiąc robię przelew na konto rodziców (podzielone na członków rodziny opłaty za jedzenie i rachunki), dlatego ciężko rozpisać mi kategorie wydatków.

Ale pod koniec roku wszystko się zmieni!
Żenię się. Uważam, że jest to świetny moment, aby rozpocząć prowadzenie mojego rodzinnego budżetu. Oczywiście przygotowania już rozpocząłem, tworzę arkusz excela, w którym w odpowiedni dla mnie sposób będę mógł prowadzić własną księgowość 😉

Odpowiedz

Sabina Kwiecień 16, 2014 o 00:00

Witam,
ja prowadzę budżet od jakichś 2 lat ale dopiero od 6 mcy tak bardzo solidnie.
Dla mnie największym problemem jest żeby koniec miesiąca poprzedniego zgadzał się z początkiem obecnego – masakra, jak nie gra znaczy że gdzieś nawaliłam „po drodze”.
Mam 3 rachunki bankowe i gotówkę i po prostu czasem nie pasi i tak właśnie mam z marcem od kilku dni próbuję zacząć szukać dziury w całym no ale jakoś ciężko.
Dobra jutro zrobię bo to już 15.
Pozdrawiam
Sabina

Odpowiedz

Chłodnogłowy Kwiecień 16, 2014 o 00:16

Krótko. Blog Michała dał mi po raz kolejny świetną wskazówkę biznesową. 🙂
Obserwacja jak wizja taniutkiej nagrody za kilka groszy w postaci książki zmotywowała do działania czytelników bloga, otworzyła mi właśnie oczy na niedrogi sposób do pozyskania nowych klientów/pośredników śmiesznym kosztem. Tym bardziej, jeśli odniosę ów koszt do potencjalnych korzyści.
Mam już pomysł jak wykorzystam podobną metodę, jak i tę samą książkę w mojej działalności. Tym bardziej że treść i przesłanie poradnika Marcina jest niesamowicie skorelowane z jednym z profili moich klientów…
Oczywiście życzyłbym sobie podobnej aktywności odbiorców mojego przekazu. 😉
Także dzięki Michał! 🙂

Odpowiedz

Magda Kwiecień 16, 2014 o 04:39

Witam,
Staram się prowadzić od października 2013 roku domowy budżet ale robię to nieregularnie i za bardzo się do tego nie przykładam. Zbieram paragony z nadzieją że kiedyś uzupełnię to co zaniedbałam. Przeszkodą ku solidnemu prowadzeniu domowego budżetu zła organizacja czasu… należę raczej do osób które nigdy na nic nie mają czasu a jak już go mają to marnotrawią go na rzeczy zbędne i niepotrzebne. Wszystko robię na szybko… i po czasie. Odtwarzam z pamięci to co było, kiedy i na co wydałam jakąś kwotę. O mniejszych wydatkach zapominam. Zapisuje w excelu ogólne wydatki aby chociażby trochę zapanować nad pieniędzmi które znikają z konta, ale nie są to szczegółowe zapisy w stylu spożywka – xx zł, alkohol – yy zł czy książki – zz zł a raczej coś w stylu tesco – xx zł, wypłata z bankomatu – yy zł 🙂
Do prowadzenia namiastki domowego budżetu zmobilizowałam się jeszcze za nim trafiłam na tego bloga. Po 5 latach pracy i braku odłożonej gotówki stwierdziłam że trzeba coś z tym zrobić (a nie zarabiałam mało), potem pół roku bez pracy i nowa praca… i właśnie ta nowa praca i małe długi zmobilizowały mnie do oszczędzania i analizowania tego na co wydaje pieniądze. Każdego m-ca obiecuję sobie że od kolejnego będę robiła wszystko regularnie… ale wychodzi jak zwykle 😉
Arkuszy kalkulacyjnych jeszcze nie ściągnęłam ale pomału zbieram się do tego… poczyniłam póki co jeden postęp – odkładam co miesiąc coś na dwa konta i pilnuję się by tego nie ruszać… 🙂

Odpowiedz

BJK Kwiecień 16, 2014 o 07:10

Hej Michał!

Powiem Ci, że największym problemem z prowadzeniem budżetu jest systematyczność wpisywania naszych wydatków oraz odruch gromadzenia paragonów. Zdarza się, że w pośpiechu paragonu nie weźmiemy, a wtedy trzeba wydatki zapisać gdzieś indziej (np. na innym paragonie czy w telefonie). Kwestią istotną jest też nauczenie uzupełniania budżetu przez resztę rodziny. Ja od listopada staram się moją drugą połówkę do tego przekonać i powoli widać sukcesy: sama już mówi, że musi wpisać swoje wydatki 🙂

Odpowiedz

Paulina Kwiecień 16, 2014 o 08:13

Niestety jeszcze nie prowadzę swojego budżetu domowego, a bardzo bym chciała się tego nauczyć, Zabierałam się za to z 10 razy, każda próba kończyła się po tygodniu lub dwóch podliczania pieniędzy i rachunków. Mieszkamy razem z chłopakiem, on pracuje na stałe, ja niestety na stażu i do tego jeszcze wynajęte mieszkanie,a działka pod budowę czeka i czeka i nie może się doczekać naszych oszczędności, żeby w końcu coś na niej zacząć robić. I właśnie to nas motywuje do oszczędzania 🙂

Odpowiedz

ela Kwiecień 16, 2014 o 08:17

Prowadzę budżet od miesiąca. Stawiam dopiero pierwsze kroki. Prawdopodobnie książka nie jest dla mnie, bo co można zrobić jak się mas dwójkę małyh dzieci, duże wydatki i niewielkie dochody, oraz kredyt hipoteczny. Jestem teraz na urlopie macierzyńskim i z koneczności muszę ograniczyć wydatki (dostaję 80% wynagrodzenia). Ale po początkowej euforii i silnej motywacji oklapłam – trudno zaplanować wydatki, kiedy nieoczekiwanie pojawiają się duże wydatki na dentystę – próbowałam pójść do kogoś trochę tańszego ale mam teraz problem, który wymaga interwencji chirurga szczękowego. Budżet będę prowadzić dalej, bo okazuje się, że nie miałam pojęcia jak dużo wydajemy na jedzenie (zwłaszcza na słodycze). Największa trudność to takie zaplanowanie wydatków, żeby były to w miarę realne przewidywania, a nie tylko sumy „od czapy”.
Dzięki Michał za bloga. Już zastosowałam kilka porad. Mam nadzieję, że jak się wygrzebię z wydatkó na dentystę będę w stanie zacząć coś odkładać.

Odpowiedz

Jarek Kwiecień 16, 2014 o 08:43

Budżet zacząłem prowadzić od początku tego roku. W dużej mierze to zasługa Twojego bloga, dzięki Michał.
Największym problemem wciąż jest przekonanie innych domowników, ale wciąż nad tym pracujemy. Wszyscy stosują się już do ustalonych zasad wydawania w zgodzie z budżetem, niemniej paragony nie spływają do mnie całkiem regularnie, a na razie lepsza połowa nie daje się namówić na samodzielne uzupełnianie. Za to wykazuje coraz większe zainteresowanie mechaniką mojego arkusza i tym co z tego wynika. Nigdy nie mieliśmy problemów z domknięciem budżetu, niemniej teraz dużo łatwiej robi się plany na przyszłość. Ten pozytywny efekt sprawia, że nie muszę już codziennie wypytywać o paragony i opłaty, a tylko czasami przypomnieć. Ostatnio dodałem nawet trochę wykresów, co ładnie zwizualizowało oszczędności od początku roku.
Z czysto merytorycznych trudności najgorsze były kategorie wydatków, ale metodą prób i błędów udało się ustalić całkiem sensowne. Choć mam jeszcze parę pomysłów na ich zmiany pod kątem wizualizacji i znalezienia nowych obszarów do oszczędności.

Odpowiedz

Andrzej Kwiecień 16, 2014 o 10:08

Ja nie prowadzę systematycznego domowego budżetu, gdyż zajmuje to zbyt dużo czasu. Zamiast tego raz na jakiś czas przez np. 2 tygodnie spisuję swoje wydatki bieżące, analizuje na co wydaje ile pieniędzy i próbuje w jakimś stopniu wpłynąć na moje przyszłe decyzje w wypadku niezadowolenia z jakiś wydatków. Dotyczy to wyłącznie jedzenia, biletów, rozrywek, gdyż pozostałe i większe wydatki analizuję na bieżąco „w głowie” (na zasadzie ile zostało mi na ten miesiąc i na co mogę sobie pozwolić biorąc pod uwagę dalsze plany).

Odpowiedz

BEATA Kwiecień 16, 2014 o 10:13

Odpowiedź na pytanie konkursowe (nr 2):
jako osoba dość zdyscyplinowana (choć czasem ze „słomianym zapałem”) budżet zaczęłam prowadzić około tygodnia po trafieniu na Twojego bloga (czyli od mniej więcej połowy lutego). Aby ułatwić sobie zadanie kupiłam aplikację na smartfona (zawsze mam go przy sobie i w wolnej chwili mogę wrzucać paragony, faktury itp.). We wprowadzaniu wydatków staram się być na bieżąco (robię to codziennie, czasami co 2-3 dni). Chyba ta systematyczność była największym problemem, ale aplikacja w telefonie ułatwia sprawę. Właściwie to dopiero od dwóch miesięcy wiem ile tak naprawdę wydaje na jedzenia, paliwo, ubrania itp. Wcześniej to „wydawało mi się” i było to „mniej więcej..” i te szacunki wcześniejsze mają się nijak do rzeczywistości. Musze też przyznać, że obowiązek ewidencjonowania wydatków (narzucony przez siebie z udziałem własnej woli;) powoduje, że bardziej racjonalnie wydaje pieniądze (np. rzadziej jadam na mieście, bo wiem, że mi to podniesie statystykę wydatków na jedzenie, jak kupuję ciuchy to też jestem bardziej rozważna- w końcu dostęp do wykazu ma tez mąż, więc nie mogę mu wciskać kitów, że „tą bluzkę to już mam chyba z rok;)) Podsumowując: trudno się zmobilizować do systematyczności, ale w końcu chcieć to móc i jak już się zacznie- to same plusy:)

Odpowiedz

Juliusz Kwiecień 16, 2014 o 10:23

Jak ktoś już wygra książkę i ją przeczyta po czym stwierdzi że chciałby ją sprzedać ponieważ w ramach oszczędzania są mu potrzebne pieniądze to proszę o kontakt. Mój e-mail: [email protected] Pozdrawiam

Odpowiedz

Iga Kwiecień 16, 2014 o 12:44

Nie prowadzę budżetu domowego bo….zawsze znajdę sobie wymówkę, żeby go nie prowadzić. Bo nie mam czasu, bo nie mam odpowiedniego narzędzia do tego, bo za dużo mam wydatków i mi się nie chce, bo zrobię później, bo czy to ważne, i czy bez tego umrę? Ale pierwsza prawda chyba jednak jest taka, że brakuje mi systematyczności. Z tego powodu usychają mi kwiaty, dzieci są wiecznie niedoleczone, książki niedoczytane zapełniają kolejne półki. W takim wypadku albo muszę przyjąć , że budżet domowy będzie zawsze niedokładny, albo co gorsza zmienić siebie i nauczyć się systematyczności.A na to….mam jeszcze więcej wymówek niż na nierobienie budżetu.
Druga prawda jest taka, że brakuje mi wiedzy. Ale…czyż nie ma jej w książce, którą chcę wygrać w konkursie?

Odpowiedz

Viola Kwiecień 16, 2014 o 13:03

Czesc Michal,

Odpowiem na pytanie konkursowe nr 1.
Nie prowadze budzetu domowego, bo…. jestem totalnym leniwcem! Zabieralam sie za to juz nie raz, ale zawsze wymiekalam na paragonach. Miesieczny budzet mi sie pieknie dopina, oszczedzam tez na specjalnym koncie dla dzieci. Niby wszystko jest w porzadku, ale brakuje jasnej informacji kiedy, ile i na co.
Podratowalaby mnie aplikacja na iphona ale… nie posiadam iphona! I co teraz zrobic? zakupic iphona, zaladowac aplikacje i dzialac czy jednak nie zakupywac, zaoszczedzone pieniadze wrzucic na konto oszczednosciowe i poszukiwac aplikacji dzialajacej na kazdym innym smartfonie? wybieram opcje nr 2 i znajduje sie w punkcie wyjscia. Wymowka goni wymowke ale w lustro spojrzec coraz ciezej.

Pozdrawiam i czekam z niecierpliwoscia na kolejne wpisy!
Viola

Odpowiedz

Karolina Kwiecień 16, 2014 o 13:11

Niestety, ale jeszcze nie zaczelam planowac swojego domowego budzetu, poniewaz…I tutaj mam zagwozdke, bo to jest chyba czyste lenistwo z mojej strony.

Jak ktos juz wczesniej napisal- przeraza mnie ilosc paragonow, ktore musialabym wprowadzac sobie do Excela, nie liczac zakupow bez paragonu- typu kawa na miescie. I wlasnie tutaj lapie sie na tym, ze przejrzalabym na oczy, gdzie moje ciezko zarobione pieniadze uciekaja. Wiem to tak mniej- wiecej, natomiast nie wiem na 100%.
Planowanie domowego budzetu to ciezka praca, ktora wymaga wytrwalosci, rzetelnosci, to tez walka z wlasnymi slabosciami; moja slaboscia sa zakupy na ebay-u- nie widze pieniedzy, ktorymi place- PULAPKA.
Moim marzeniem jest nowszy samochod, on mnie popycha do tego, abym ten budzet zaczela planowac jak najszybciej, wiec na pewno niedlugo zaczne. Poprawka- zaczynam od najblizszego okresu wyplatowego.

Odpowiedz

Basia Kwiecień 16, 2014 o 13:18

Kiedyś systematycznie prowadziłam budżet domowy z dużym sukcesem. Po wyjściu za mąż niestety zaprzestałam i teraz po kilkunastu latach powoli wracam do dawnych praktyk (impulsem był oczywiście Twój blog). Jednak prowadzę budżet połowicznie, ponieważ mąż nie podziela moich poglądów, narzeka że szkoda mu czasu na skrupulatne zapisywanie wydatków, i nie chce korzystać z moich sprawdzonych szablonów, szkoda. Myślę że dla mnie jest to najtrudniejsze w prowadzeniu budżetu. Drugim wyzwaniem jest systematyczność – podzielam zdanie większości, jednak moim sposobem jest codzienne spisywanie wszystkich wydatków z dnia w zeszycie „jak leci”, a pod koniec miesiąca siadam i wpisuję wszystko do Excela i kategoryzuję odpowiednio. Robię to dopiero drugi miesiąc, więc trudno mówić o spektakularnych efektach, ale na razie działa i zaczynam widzieć realne możliwości oszczędzania. Kiedyś było od pierwszego do pierwszego na zero. Nigdy wprawdzie nie brakowało nam pieniędzy, ale też nie mamy żadnych oszczędności i mam nadzieję to zmienić. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Maciek Kwiecień 16, 2014 o 13:28

Witam ja zacząłem prowadzić spis moich wydatków od stycznia tego roku.
Ściągnąłem sobie tabelki ze strony Michała dostosowałem do swoich potrzeb
i przykleiłem magnesem na lodówce. Generalnie ma problemu (czasami muszę żonie przypominać żeby spisała)
Największy problem mam jak idę na zakupy na targ i nie dostaję paragonów wtedy sumuję wydatki w głowie. Systematycznie też
podnoszę swoja wiedzę na temat finansów wiec ksiąska napewno by mi się przydała:)

Odpowiedz

singlemom Kwiecień 16, 2014 o 13:56

Prowadzę budżet domowy, a jakże. Mam w tabeleczce wydatki, ale te stałe i większe, żeby wiedzieć ile mi zostało na życie codzienne. Trudnością jest to, że nie kotroluję co się dzieje z tą kwotą, którą otrzymuję. Nie wiem, gdzie uciekają pieniądze, szybko zapominam, że część szybciutko rozchodzi się na zachcianki. Natomiast notowanie każdego wydatku, każdego paragonu – jest nieco uciążliwe. Zabieram się za to niejednokrotnie, przegrzebuję portfel w poszukiwaniu wszystkich rachunków i finalnie zanim skończę grzebać dochodzę do wniosku, że było- minęło i nie ma co się biczować za kilka niewinnych batoników, z których i tak miałąm zrezygnować, za najdroższe płatki bo Biedronka jest 300 m dalej…i przez to brakuje mi analizy. I wiedzy.;)

Odpowiedz

Piter Kwiecień 16, 2014 o 14:32

Książka z kodem promocyjnym Woblinka (do znalezienia np. na Świecie Czytników) jest po 18.90 zł 🙂

http://woblink.com/e-book,samo-sedno-jak-zadbac-o-wlasne-finanse-marcin-iwuc,12183

Piter

Odpowiedz

Sith Kwiecień 16, 2014 o 16:16

Budżet domowy prowadzę od kilku lat, efekty:
– rzucenie palenia (koszmarnie drogi nałóg)
– optymalizacja zakupów spożywczych (nic nie wyrzucam, nie kupuję ponad potrzeby)
– zmiana ubezpieczyciela OC/AC/NW
– rezygnacja z TV (trudno w to uwierzyć, ale da się żyć)
– zmiana konta bankowego na bezpłatne
– spłacenie kredytu, zamknięcie debetu
– abonament telefoniczny zmieniony na prepaid
– 5% rabatu w rachunku za prąd
– zmiana dostawcy Internetu
– umiejętność znalezienia promocji na bilety lotnicze, autobusowe i kolejowe (np. weekendowa biletomania, czyli 29pln na każdej trasie krajowej)
– lepsza organizacja w wielu dziedzinach życia
– kilka pomniejszych i o których zapomniałem

Jednym słowem:
WARTO!!!

Odpowiedz

kr Kwiecień 16, 2014 o 16:50

Ha !
A ja prowadzę ewidencję ile i na co wydaję, hmm… od 2009 roku 🙂

Generalnie zwykle nie mam problemu z uzyskaniem co miesięcznej małej nadwyżki $, ale… bardzo fajnie jest spojrzeć na swoje wydatki z góry. Zobaczyć co i w jakich okresach roku generuje najwyższe koszty. Co za tym idzie można na przyszły rok przygotować się na nie wcześniej 😉

Po drugie, jeśli kiedykolwiek utracę płynność $, to otwieram swoje zestawienia i widzę z czego muszę zrezygnować, lub które z wydatków mogę ograniczyć. Póki co jeszcze tego wariantu nie testowałem, lecz jestem gotowy „jakby co”..

W dobie nowoczesnego IT do ewidencjowania używam Excela 😀
Zwyczajnie nie lubię dzielić się moimi danymi z internetami/chmurami/czy też innymi aplikacjami niż te, które lokalnie zainstalowane mam na kompie.

No i systematyczność. Podstawa !!
Na szczęście tego mi w tym temacie nie brakuje 🙂

pozdrawiam !
.kr

Odpowiedz

Kaja Kwiecień 16, 2014 o 17:18

Dzień dobry Panie Michale!
Swój budżet domowy prowadzę od dziewięciu lat, odkąt zaczęłam studia. Miałam ustalony limit miesięczny i zaczełam wydatki spisywać w zeszycie. Na II roku studiów dostałam laptop i przerzuciłam się na exel, ale wróciłam do swego zeszycika i tak jest do chwili obecnej 🙂

Zapisuję kolejny już kajet, a w nim każdy miesiąc dzielę na poszczególe kategorie: I RACHUNKI (- lokum: czynsz, woda, gaz, prąd. – kredyt. – internet (w maju ta kategoria zniknie). – telefon).
Kategoria II. DZIDIUŚ (pampersy, mleko, chusteczki, kosmetyki pielęgnacyjne, jedzenie, inne).
III. LOKUM (środki czystości, dodatki typu: firanka, poduszka, krzesła, szafa własna, komoda, talerze, obróz, dywanik itp).
Kategoria IV. MY (ja i mój przyszły Mąż: tutaj zapisuję wydatki typu higiena osobista; ubrania i buty;książki, prasa, papierosy – niestety, mój luby jest palaczem nad czym ubolewam ja i mój budżet…).
Kategoria V. JEDZENIE – dzielę na podkategorie ogólną i słodycze.
Ostatnia jest rodzajem „worka” VI. INNE WYDATKI (koszty biletów komunikacji miejskiej, jakieś nagłe wydatki typu: święta, urodziny dziecka, urodziny kogoś bliskiego)
Tak obecnie wyglada podział kwietnia. Podkreślę, że zawsze biorę albo upominam się o paragon. Kiedyś je zbierałam i segregowałam miesiącami w kopertach. Teraz trzymam tylko te ważne jak za sprzęt AGD, resztę wyrzucam po spisaniu do zeszyciku na co poszły moje pieniążki… Niestety kategoria VI bardzo rozrosła ostatnimi dniami, bo najpierw dziecko, później ja leżeliśmy w szpitalu i leki duzo kosztowały. Łącznie ponad 250 zł na chwilę obecną. Do tego jeszcze koszty taksówki…

Największym wyzwaniem jest dla mnie obecnie: spłacenie zaległego kredytu (kwota za wysoka na moje możliwości), jeszcze bardziej oszczędne planowanie wydatków oraz zaczęcie odkłądanie pieniędzy na przyszłość dziecka, na wczasy pierwsze w życiu. Eh, życie…
Jak z tym radzę?? Teraz pochwalę się troszkę. Uciełam rachunek za internet. To znaczy, mija mi umowa dwuletnia i nie przedłużyłam jej, bo po prostu każdy grosz się liczy, a wydatek 60 zł będę przeznaczyać na ten zaległy kredyt. Poza tym mam internet w abonamencie w telefonie. Kolejne: bardzo oszczędzam prąd. W lutym przyszło rozliczenie i kolejny rachunek PGE płacę dopiero w czerwcu – hura! 🙂 Ostatnie to, że znalazłam pracę, bo byłam na macierzyńskim i mam umowę o pracę na 3 miesiące (próbna), ale że leżałam w szpitalu teraz jestem na zwolnieniu lekarskim to wynagrodzenie będzie niższe… Próbowałam negocjonować stawkę, chciałam mieć 2 000 tys. brutto, ale najniższa krajowa wygrała ze mną – niestety.

Teraz o moim przyszłym Mężu. On dorzuca się do budżetu ok 300-500 zł tylko ;( nie może / nie chce znleźć normalnej pracy, tylko jakieś nie wiem jak to nazwać sama…
I na każdy z możliwych sposobów szukam oszczędności… Kilka razy w miesiącu robię korektę budżetu, bo dni niekiedy są pełne niespodzianek i to w sensie negatywnym.
W lutym tak oszczędzałam na jedzeniu, że przeżyliśmy za 216 zł – nie licząc dziecka. Można? Można jednak jak się chce, albo musi. Dla dziecka sama kupuję produkty i gotuję obiadki i mroże – duża to oszczędność. Ale pampersów ani mleka nie jestem w stanie wyprodukować 🙂
Przed każdym wyjściem do sklepu robię listę najpotrzebniejszych rzeczy i trzymam się. Rzadko ulegam pokusie typu: batonik, pepsi, ciasteczka. Wolę kupić coś do domu typu obróz, doniczkę z kwiatkiem, ramki, książki, cd itp. Wiem, że mogłabym się obyć bez tego, ale przypominają mi się słowa mojej przyjaciółki „pracujesz, to stać Cię i kup, nie żałuj.” I nie radzę z tym. Później siadam z paragonami i zapełaniam rubrykę INNE WYDATKI i jestem na siebie zła, że w ten sposób nigdy niczego się nie dorobię ;( Największą zmorą jest kredyt. To pętla co mnie dusi… Aż przez to (a może wmawiam sobie tylko?) wylądowałam w szpitalu na tydzień – problemy z sercem i ogólne osłabienie organizmu. Teraz jest wszystko ok ze zdrowiem i wczoraj znów dokonałam modyfikacji budżetu. Wiadomo: idą Święta, a do mojej pierwszej wypłaty w tym roku tak dużo czasu jeszcze…

Przepraszam, iż tak się rozpisałam. Pozostaje mi nadzieja, że Pan przeczyta to, co napisałam.
Czekam na kolejne mądre i przydatne posty, oraz proszę mnie uwzględnić w konkursie o książkę. 🙂

Pozdrawiam!
Kaja

Odpowiedz

Anon Kwiecień 17, 2014 o 01:07

@Kaja
„później ja leżeliśmy w szpitalu i leki duzo kosztowały. Łącznie ponad 250 zł na chwilę obecną. Do tego jeszcze koszty taksówki…
Największym wyzwaniem jest dla mnie obecnie: spłacenie zaległego kredytu”

Sprawdź warunki umowy i czy czasem nie było tam ubezpieczenia kredytu. Możliwe, że zgodnie z OWU możesz wystąpić o odszkodowanie na spłatę części rat.
Aha, 250 zł na leki to nie jest dużo. Są kuracje kosztujące po kilka tys. zł miesięcznie.

„wydatek 60 zł będę przeznaczyać na ten zaległy kredyt”
Zanim zaczniesz to nadpłacać, to sprawdź w jaki sposób będzie to księgowane. Żeby czasem wpłacone środki nie leżały na koncie technicznym czekając na dyspozycję.

„On dorzuca się do budżetu ok 300-500 zł tylko ;( nie może / nie chce znleźć normalnej pracy, tylko jakieś nie wiem jak to nazwać sama”

Czym konkretnie się zajmuje? Może rozkręca jakiś biznes?

„W lutym tak oszczędzałam na jedzeniu, że przeżyliśmy za 216 zł
(…)
Największą zmorą jest kredyt. To pętla co mnie dusi… Aż przez to (a może wmawiam sobie tylko?) wylądowałam w szpitalu na tydzień – problemy z sercem i ogólne osłabienie organizmu.”

Ta, kredyt.

„najniższa krajowa wygrała ze mną
(…)
Wolę kupić coś do domu typu obróz, doniczkę z kwiatkiem, ramki, książki, cd itp. (…) Później siadam z paragonami i zapełaniam rubrykę INNE WYDATKI i jestem na siebie zła, że w ten sposób nigdy niczego się nie dorobię ;( ”

Mistrzynią dedukcji to Ty nie jesteś. Problemem nie jest zakup kwiatka, ani kredyt tylko niskie dochody wynikające prawdopodobnie z braku kwalifikacji. Rozumiem, że nie ukończyłaś studiów lub dyplom kupiłaś, ewentualnie ukończyłaś zupełnie nieprzydatny i zarazem nie uczący myślenia kierunek. Jeśli ukończyłabyś coś co może się przydać w życiu np. pielęgniarstwo, fizjoterapię (kierunki związane z medycyną, na które jest i będzie popyt ze względu na starzejące się społeczeństwo), informatykę (do pracy biorą wszystko co się rusza), jakąś sensowną filologię (ale tam gdzie szukają sprzedawców na rynku zagraniczne np. z niemieckim lub włoskim), matematykę ze specjalnością finansową – uczy logicznego myślenia (a więc „2 000 tys. brutto” odpada) i do tego biorą do korporacji, to byś nie miała problemów, bo brak zdolności intelektualnych można nadrobić właśnie wykształceniem.

Proponuję abyś zmieniła pracę na taką, gdzie płacą za efekty (np. sprzedaż b2b) lub przeszła na socjal np. poprzez załapanie się na stały etat w urzędzie i zasiłki chorobowe, macierzyńskie i z pomocy społecznej. Możesz też spróbować wyrzucić partnera do lepiej płatnej pracy fizycznej (wykończeniówka, budowlanka, przewozy międzynarodowe itp.) i skłonić go by łożył na Ciebie i dziecko, wówczas nic nie będziesz musiała zmieniać w soim życiu.

Odpowiedz

Kaja Kwiecień 17, 2014 o 12:35

Z trzy razy przeczytałam, co Anon napisałeś /-aś w moim przypadku. I chcę trochę uzupełnić. Skończyłam dzienne studia (z dziedziny humanistycznej) II stopnia , dodatkowo zrobiłam drugi fakultet – i w tym kierunku pracuję. A pracuję w aptece, więc po częsci powiązane z medycyną, nieprawdaż? Recepty, leki, suplementy, opatrunki itp… Jestem na stażu i pewnie dlatego ta najniższa kajowa mnie prześladuje.

Nici z umowy kredytowej, bo upłunął termin umowy i pracę i umowa noralnie została rozwiązana z moim ówczesnym pracodawcą, mimo że mam ubezpieczony ten cholern kredyt.
Dodatkowo doradczyni w banku podkolorowała moje wynagrodzenie, napisała, iż zarabiam 2 500 zł brutto (!), a wtedy miałam 1500 brutto (realia małego miasteczka). Oczywiście zorientowałam się po fakcie, i dałam się oszukać bankowi… Teraz mam nauczkę, że NIGDY w życiu żadnego kredytu (!!!)
Wracając do tego, iż „mistrzynią dedukcji to ja nie jestem”, wiem to. Zdarza mi się niekiedy – podkreślam – kupić jakiś zbędny grat/klamot. Ale przy tak niskim budżecie to nie pozwalam sobie za często – siła wyższa (opłaty, dziecko i jedzenie).

Dziękuję za tak wnikliwe przeanalizowanie mojego budżetu i wypowiedzenie się w ich sprawie. Jeszcze bym bardziej rozwineła swój temat, ale czas nie pozwala mi na to, i nie będę zanudzać bo to nie blog psychologiczno-terapeutyczny 🙂 Obowiązki mnie wzywają…

Pozdrawiam!
Kaja

Odpowiedz

Anon Kwiecień 17, 2014 o 19:10

@Kaja
„A pracuję w aptece, więc po częsci powiązane z medycyną, nieprawdaż?”
Ale nie jest to kierunek, na który będzie rosnący popyt. Co prawda mogłaś wybrać jeszcze gorzej np. ratownictwo medyczne, gdzie kobiety, które nie są babochłopem mają jeszcze gorsze szanse na znalezienie pracy.

„Jestem na stażu i pewnie dlatego ta najniższa kajowa mnie prześladuje.”
Po stażu dostaniesz niewiele więcej (o ile dostaniesz). Na podstawie rozmowy z osobą z kilkudziesięcioletnim stażem w aptekach można się było dowiedzieć, że jej zarobki spadły w ciągu ostatnich kilku lat o kilkaset złotych. Jeśli chodzi o młode osoby w dużym mieście, to zarobki oscylują w okolicach 2-2,5k brutto. Ale takie informacje zapewne posiadasz, skoro pracujesz w zawodzie.

„Nici z umowy kredytowej, bo upłunął termin umowy i pracę i umowa noralnie została rozwiązana z moim ówczesnym pracodawcą, mimo że mam ubezpieczony ten cholern kredyt.”
Nie widzę związku, ale rozumiem, że po przeanalizowaniu OWU i potwierdzeniu na infolinii/pisemnej odmowie ubezpieczyciela wiesz, że ubezpieczenie nie obejmowało czasowej niezdolności do pracy ze względu na pobyt w szpitalu i zwolnienie.

„Wracając do tego, iż “mistrzynią dedukcji to ja nie jestem”, wiem to. Zdarza mi się niekiedy – podkreślam – kupić jakiś zbędny grat/klamot.”
Takie zakupy są wg mnie bez znaczenia. Problemem są niskie dochody, które w najbliższym czasie znacząco nie wzrosną. Nie wiem dlaczego mając dyplomy ukończenia studiów nie próbujesz zahaczyć się np. w sprzedaży sprzętu medycznego, ewentualnie w koporacjach typu gsk lub roche. Pieniądze większe, socjal lepszy…

Odpowiedz

Lucyna Kwiecień 16, 2014 o 18:48

Niestety nie prowadzę domowego budżetu. Nie prowadzę go z tego samego powodu, dla którego powinnam go prowadzić. Powodem tym jest to, że kupuję bardzo dużo drobnych rzeczy: tu drożdżówka, tam kawa, bułeczki na kolację, jeszcze gdzie indziej mleko… Wydaję malutkie kwoty, rzędu 2-5 zł i… gubię lub wyrzucam paragony :/ Oczywiście z tych małych kwot robi się dziennie 20 zł, a miesięcznie kilkaset. Zrobiłam sobie nawet własny arkusz exel, w którym zapisywałam wydatki typu rachunki, duże zakupy w supermarkecie, zakupy odzieży, ale przez pogubione drobne paragony, na koniec miesiąca nic mi się nie zgadzało i się zniechęcałam. Książkę przeczytałabym bardzo chętnie, szczególna uwagę zwracając na fragmenty mówiące o tym, JAK SIĘ ZMOBILIZOWAĆ. 🙂 Serdecznie pozdrawiam.

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 16, 2014 o 22:39

Michale, cześć i czołem.
Pierwszy raz się tu udzielam, co wcale nie znaczy, że nie śledzę jak pięknie się rozwijasz w tym co robisz. Aż sprawdziłem i oficjalnie 27 maja minie rok od mojego kliknięcia Lubię to! i wkroczenia do grona czytelników fanpage Jak Oszczedzac Pieniadze – i rozsądnie wydawać 😀 wtedy to grono było jeszcze skromne, a teraz…
Co mnie bardzo cieszy, bo sam od kilku lat jestem trenerem biznesu i wiem jaka jest wśród naszego społeczeństwa potrzeba i chęć posiadania takiej wiedzy jaką przekazujesz. Tyle słodzenia…;)
A no dobra jeszcze jedno. Wczoraj wieczorkiem przeczytałem sobie ten artykuł, bach odpaliłem nozbe, dodałem zadanie, „napisać wreszcie komentarz na blogu Michała”. Ogólnie, Nozbe… GOD BLESS U !

Odpowiadam na pytanie. Pytanie drugie, bo wiem jaka jest MOC budżetu domowego, a ściślej jego prowadzenia i od blisko 3 lat mam w zwyczaju go planować, monitorować i ewoluować. Wydaje mi się, że podstawy budżetu domowego może wdrożyć absolutnie każdy. Jak mówią słowa piosenki „Budżet domowy ! taki duży, taki mały może go robić, taki gruby taki chudy może go robić… itd.”:)
O jego zaletach wie najlepiej ten kto od dłuższego czasu go stosuje. Nie ma się co oszukiwać. To wcale nie jest takie proste. Problemy mogą być różne, w zależności od wielu czynników, jak choćby specyfika pracy jaką wykonujemy, nieregularne przychody z różnych źródeł, niestabilność niektórych kosztów, aż po typowo osobowościowe, jak brak motywacji, lenistwo, czy brak systematyczności.
Z mojego punktu widzenia najistotniejsza była zasada, którą sobie przyjąłem na początku, czyli „to budżet ma być dla mnie, a nie ja dla budżetu”.

Specyfika mojej pracy polega na sporej nieregularności przychodów. Mój mózg mówił mi – „nie ma sensu w Twoim przypadku planować budżetu, wszystko Ci się posypie, będziesz się tylko frustrował, stracisz czas…” ale jak wielokrotnie to już miało miejsce wcześniej w moim życiu – nie posłuchałem go!
Także tak, na początku było przekonanie, że to nie dla mnie. Jak już udało mi się pokonać ten problem i zabrałem się za planowanie, to pomyślałem, pewnie nie tylko ty na świecie wpadłeś na taki świetny pomysł by planować twoje prywatne życie finansowe. Skoro tak to z pewnością krąży już w globalnej sieci program/aplikacja która zrobi to prawie za Ciebie (typowe dla mnie myślenie). i…….. niestety się zawiodłem. Próbowałem różnych programów i to dopiero było frustrujące. Doszedłem do wniosku, że wszystkie były właśnie niedostosowane do moich warunków płacowych, a same w sobie nie miały wystarczającej możliwości edycji. Postanowiłem, zrobię na piechotę i skroję sobie na miarę XLSXa. Ten plik towarzyszy mi do dziś.
Kolejny taki spory problem, którego rozwiązanie zajęło mi troche czasu, ostatecznie zamienił się w ogroooomny plus. Jakże byłem zaskoczony, gdy zdałem sobie sprawę, że w skutecznym planowaniu i zarządzaniu budżetem potrzebna jest regularność :p Moim sporym minusem do pewnego czasu w życiu, jak u pewnie większości ludzi była awersja do regularności. Mogę tu z ręką na sercu powiedzieć, że zarządzanie budżetem domowym pomogło przezwyciężyć tą awersję nie tylko mi, ale i mojej żonie 😀 Doszliśmy oboje do wniosku, że świadomi tego jak wygląda nasz budżet domowy jesteśmy na co dzień spokojniejsi, bardziej cieszą nas nieoczekiwane, ponadprogramowe wpływy i nie stresujemy się tak w przypadku nieprzewidzianych kosztów.
Kolejny spory problem to trudność w zaplanowaniu WSZYSTKIEGO 🙂 cóż chodzi o to, że miesiąc to horyzont czasu w którym wiele nieprzewidzianych wydatków może się zdarzyć. Z tym problemem próbowaliśmy sobie poradzić w różny sposób. Ostatecznie przyjęliśmy z żoną zasadę którą zapożyczyłem z teorii zarządzania czasem – 60/40. Nieco ją zmodyfikowaliśmy i wprowadziśmy w formie 90/10. Tak pokrótce planujemy tylko 90 procent przychodów. 10 procent to pula na te nieprzewidziane wydatki. Oczywiście przyjęliśmy też zasadę co się dzieje w sytuacji gdy nie wykorzystamy tych 10% 🙂
Ostatni z tych najistotniejszych problemów, to czas który zajęło wypracowanie sobie założeń do budżetu. Już na samym początku należy być świadomym, że jeżeli chcemy z sukcesem prowadzić budżet domowy to wypracowanie założeń zajmie nam sporo czasu, musimy bowiem zacząć zwracać uwagę ile, na co i kiedy wydajemy.

Ojoj, miało być krótko…, no dobra miało być krócej, więc już kończę. Na koniec – powodzenia w planowaniu i zarządzaniu budżetem domowym.

Michale, pozdrawiam serdecznie
p.s czekam z niecierpliwością na kolejny podcast dotyczący EI

Odpowiedz

Patrycja Kwiecień 16, 2014 o 22:48

Już nie daję rady! To nie jest wydawanie pieniędzy, tylko ich totalny brak! Z partnerem planujemy otworzyć punkt małej gastronomi, więc myślę, że za jakiś czas dochody będą widoczne, ale w najlepszej perspektywie dopiero za pół roku. Póki co nie pracuję i mam ogromny problem- Jak wygospodarować chociaż niewielką gotówkę, a jeśli już się znajdzie jak dobrze nią rozporządzić?! Zaczynam być na skraju wyczerpania psychicznego. Myślałam o zakupie ebooka, który pomoże rozwiązać moje problemy, ale skąd mam wiedzieć, że w nim znajdę odpowiednie informacje? A po drugie skąd wygospodarować nawet tak wydawałoby się niewielką gotówkę? Zawsze uwielbiałam zasypiać z książką w ręce lub laptopem na kolanach. 1000 myśli w głowie, a nie mogę z miejsca ruszyć!

Odpowiedz

Ewelina Kwiecień 16, 2014 o 23:19

Witam. Z gory przepraszam za brak polskich znakow, ale nie mam polskiej klawiatury. Niestety nie prowadze jeszcze budzetu domowego. Od niedawna wynajmuje mieszkanie wspolnie z narzeczonym, a w sierpniu bierzemy slub. Nie mielismy do tej pory potrzeby wiekszego oszczedzania czy prowadzenia budzetu domowego, ale z racji tego, ze niedlugo zalozymy rodzine, bardzo chcialabym nauczyc sie tej trudnej sztuki. Lepiej posiasc taka wiedze za wczasu, tym bardziej, ze czeka nas kredyt i jestem przekonana ze ta ksiazka zapewni nam najlepszy start na nowej drodze zycia.pozdrawiam serdecznie, Ewelina

Odpowiedz

Zofia Kwiecień 16, 2014 o 23:34

Witam!
Czytam Twój blog Michale już dłuuugi czas, nawet poznaliśmy się osobiście, ale nigdy nie komentowałam, bo jestem dość nieśmiałą osoba. Teraz maż mnie zachęcił, abym opisała moje doświadczenia z budżetem domowym, bo jest ciekawa książka do wygrania, którą niewątpliwie chętnie bym przeczytała, aby poszerzać horyzonty 😉
Sześć late temu zaczęłam rejestrować moje przychody i wydatki w bardzo prostym excelu, ale lubiłam mieć wszystko pod kontrolą. Jestem osoba systematyczną, więc nie miałam z tym trudności. Po ślubie (4 lata temu) wdrożyłam w system mojego męża, który zachęcił mnie, abym poszukała w necie jakiegoś programu do rejestrowania wydatków, który ułatwi mi pracę. Obecnie korzystam z Personal Finances, a wydatki rejestruję na podstawie zbieranych paragonów. I to było największym wyzwaniem. Na początku trudno było nam zbierać wszystkie paragony (zwłaszcza te za drobne zakupy czy zapisywać kawę z automatu), część wydatków musiałam spisywać na podstawie rejestracji płatności kartą, co np. na koncie w Polbanku było nie do odgadnięcia. Ponieważ głównie płacimy gotówką, to nie było możliwości rejestracji wydatków na koncie (przychody łatwiej). Próbowaliśmy też z mobilną wersją jakiegoś programu do finansów domowych (głównie dla męża), ale potem były problemy z synchronizacją i też nic to nie dało. Ostatecznie poprostu wypracowaliśmy w sobie nawyki zbierania paragonów i zapisów wydatków „bezparagonowych”. Wydatki spisuję do programu raz w miesiącu.
Twój blog Michale zmobilizował mnie do stworzenia budżetu na 2014 rok i zastanowienia się nad „postanowieniami noworocznymi”. Bo samo spisywanie „przeszłości” pozwalało nam ocenić teraźniejszość a nie przyszłość. Ponieważ planowaliśmy trzecie dziecko i inwestycję w mieszkanie na wynajem trzeba było dokładnie sprawdzić, czy mamy takie możliwości. Miałam wydatki rodzinne z poprzednich trzech lat, ściągnęłam Twój excel do planowania budżetu, wprowadziłam swoje kategorie – I GOTOWE!
Teraz na bieżąco go modyfikuję (bo np. zmieniły nam się przychody) i wiem na czym stoję.

Skoro już się odezwałam, to przy okazji bardzo Ci podziękuję, że prowadzisz tego bloga i mobilizujesz innych, aby dbali o swoje finanse.

Pozdrawiam
Zosia

Odpowiedz

Barbara Kwiecień 17, 2014 o 08:27

Witam

Mam rodzinę, męża, budżet wspólny ale praktycznie osobny. On otrzymuje wypłatę do ręki, ja na konto. On oszczędza „w skarpetce” ja na koncie oszczędnościowym. Dlaczego nie mam jeszcze budżetu? Bo muszę do niego dojrzeć, bo chyba nie chcę do końca żeby mąż wiedział ile zarabiam. Ja też w zasadzie nie wiem ile zarabia on. Jestem pewna, że budżet pozwoliłby nam znaleźć jeszcze sporo kasy, którą można odłożyć na mądre inwestycje…

Odpowiedz

Pawel Kwiecień 17, 2014 o 09:15

Prowadzę budżet domowy od początku 2010 roku. Zapisałem już ponad 4,5 tysiąca transakcji w kilkunastu kategoriach. Do śniadania w pracy zwykle siadam z google office i zapisuje transakcje z dnia wczorajszego. Systematyczność nie była nigdy dla mnie problemem, Jeżeli wyrobimy sobie zdrowy nawyk to nie będzie to dla nas stanowiło obciążenia.

Problemem były zawsze wakacje i wydatki na wakacjach. Staram się nie zabierać tam komputera więc nie mogę zapisywać wydatków zgodnie z planem codziennym. Często nie można też spisywać paragonów, bo albo ich nie dostajemy (w wielu krajach nie jest to obowiązek) albo gubimy w drodze itd.

Poradziłem sobie w nastepujący sposób. Stworzyłem osobną kategorię wydatków – wakacje – tam wrzucam koszty przejazdu, noclegów itd. Jeżeli na wyjeździe były jakieś istotne rozrywki, bilety zwiedzanie to wrzucam to do tej kategorii, Zwykle wiadomo ile wydaliśmy pieniędzy łącznie bo albo wypłaciliśmy pieniądze w bankomacie na wyjazd, albo kupiliśmy walutę w kantorze, więc łączna suma jest znana. Kwestia prezentów i pamiątek też zwykle nie jest problematyczna, bo nie jest tego zbyt wiele i po powrocie jeszcze te rzeczy mamy i możemy sobie łatwo przypomnieć ile kosztowały. Brakująca kwota to zwykle wydatki na jedzenie w restauracjach.

Po 4 latach zapisywania i analizowania wydatków zacząłem je planować. Na podstawie wartości historycznych i wiedzy o zblizających się w danym roku wydatkach mogłem przygotować plan wydatków w poszczególnych kategoriach uwzględniając ich zróżnicowaną wielkość w poszczególnych miesiącach (na auto wydajemy więcej gdy odnawiamy ubezpieczenia, na wakacje zwykle nie wydajemy pieniedzy w lutym itd).

Dzięki długiej historii plan na 2014 calkiem nieźle udaje się utrzymać, odchylenia nie przewyższają kilku procent (w obie strony na szczęscie).

Rady dla wszystkich:
– po prostu zacznij, każde planowanie jest lepsze niż brak planu
– bądź systematyczny, jeżeli raz na miesiąc będziesz miał do wpisania 200 transakcji to na pewno nie bedzie ci się chciało
– używaj chmury, bedziesz miał dostęp do budżetu z każdego miejsca

Odpowiedz

Helena Kwiecień 17, 2014 o 10:19

Jestem mężatką z 18 letnim stażem i mamą 16 letniej dziewczyny.
Prowadzę budżet domowy od czasu kiedy prowadzę samodzielnie dom.

Mglistą świadomość konieczności zabezpieczenia finansowego miałam już 16 lat temu, kiedy po raz pierwszy spotkałam się z agentem ubezpieczeniowym. Wtedy pojawiły się na naszym rynku pierwsze indywidualne polisy na życie.
Kiedy przed ponad 10 laty zaczęłam pracować na kontrakcie (z własną działalnością gospodarczą) ZUS boleśnie uświadomił mi, jaka będzie moja emerytura (o ile w ogóle ZUS wtedy będzie). To spowodowało moje zainteresowanie gromadzeniem pieniędzy na czas emerytury. Zaczęłam zmieniać warunki na posiadanych polisach ubezpieczeniowych – najpierw na polisy połączone z inwestycjami, później zmieniając warunki inwestowania części gromadzonego kapitału.

Kilka lat temu zadzwonił do mnie doradca finansowy i z duszą na ramieniu powierzyliśmy mu część naszych finansów. W domu tylko ja zajmuję się finansami i jest to jedna z moich trudności – mąż praktycznie nie jest tym zainteresowany, mimo, że to on zarabia znacznie więcej ode mnie.

Okresowo sprawdzałam jak pracują pieniądze i zastanawiałam się czy mogę coś jeszcze zrobić aby zabezpieczyć rodzinę finansowo.
W tle przez dłuższy lub krótszy czas prowadziłam arkusz w excelu z zapiskami wpływów i wydatków domowych gotówkowych i z kart płatniczych. Jednak przy braku zaangażowania drugiej strony było i jest to trudne.

Kiedy moja córka skończyła 13 lat założyłam jej rachunek w banku i kartę płatniczą. Na ten rachunek przelewam jej kieszonkowe, którym ona dysponuje. To też wiązało się z pewnym niepokojem – czy nie zgubi tej karty, czy będzie sobie radziła z płatnościami, z bankomatem. Ale radzi sobie – pierwsze transakcje zrobiła ze mną, a teraz sama gospodaruje swoimi środkami. Karty nie zgubiła 🙂 Jeżeli chce wydać większą kwotę (w ramach zgromadzonych środków) zawsze pyta czy może, a ja zaproponowałam jej, że możemy pokryć wydatki na gry w połowie. Nie kupuje ich często i oszczędza na nie, zatem uznałam, że mogę jej w tym pomóc.

Zupełnie niedawno zmieniłam doradcę finansowego – wiele czynników na to wpłynęło (małe zaangażowanie poprzedniego, weryfikacja decyzji jakie podejmował czy oferty jaką nam zaproponował). Obecnie współpracuję z osobą znana mi od dawna, która zajmuje się finansami w sposób jaki mi odpowiada i na dzisiaj jestem znacznie bardziej spokojna z powierzenia jej swoich pieniędzy. Sama nadal okresowo sprawdzam jak pracują pieniądze i pytam czy można coś zmienić – stałam się z czasem bardziej zaangażowana i mam poczucie, że wiem na temat pieniędzy co raz więcej.

W kwestii codziennych wydatków domowych – mogę wpłynąć tylko na swoje decyzje, decyzji męża nie zmienię (nie stara się ograniczać wydatków), ale widzę, że pozytywnie wpływa to na zachowania córki. I to mnie bardzo cieszy 🙂

Podsumowując – trudnością jest dla mnie brak zaangażowania współmałżonka, a radością – zaangażowanie córki.

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 17, 2014 o 10:52

Witam,
Pozwolę sobie zaliczyć siebie do osób już prowadzących budżet domowy. Aczkolwiek przyznaje się bez bicia że solidne zabranie się do tematu zajęło mi 3 miesiące – idealny przykład zasady do 3 razy sztuka.
Na początku był ogromny zapał i dyscyplina, gromadzenie w portfelu paragonów nawet na kwoty 2-3 złotych, obserwowanie transakcji na koncie bankowym i skrupulatne zapisywanie wydatków w działach: Jedzenie i Pozostałe wydatki z licznymi podgrupami. Schemat zapożyczony i przerobiony na własny użytek z dostępnych formularzy Excel, które otrzymałem od Michała po subskrypcji bloga.
Z czasem jednak wkradało się lenistwo i zaniedbanie, na dodatek konsekwencją tego były nagle i nieprzemyślane wydatki. Zazwyczaj miało to miejsce po 2 tyg zapisków. I tak przez dwa miesiące. W tej chwili prowadzę 3 zapis rozliczeniowy, który okazał się przełomowy. Przełomowy dlatego ze uświadomiłem sobie ze z mojego wynagrodzenia nie pozostaje mi ani złotówka tylko dlatego ze nie kontroluje wydatków, nagle zauważyłem że nie potrzebuje jeść wielu drogich produktów spożywczych, ze mogę kupować podobne produkty szukając promocji, tańszych odpowiedników lub zwyczajnie z nich zupełnie zrezygnować. To nie tyczy się tylko żywności (chociaż ja i statystycznie całe społeczeństwo wydaje na żywność najwięcej i co najgorsze mnóstwo z tego nie przejada i wyrzuca). Nie dalej jak tydzień temu wpadłem w wir zakupów w centrum handlowym: zakupiłem spodnie, 3 t-shirty, kurtkę i buty. Po powrocie do domu i wpisaniu kosztów w formularz stwierdziłem że dokonane zakupy zbyt bardzo uszczupliły mój budżet i zwróciłem kurtkę oraz 2 koszulki. Wcześniej takie rzeczy nie miały miejsca, nigdy nie zwracałem towarów, po prostu machałem na to ręka, myśląc ze przecież to się przyda, że szkoda czasu na zwracanie, a bo wstyd zwrócić itd 🙂 w tej chwili nie mam już skrupułów, i to jest jedyna droga do sukcesu. Docelowo chciałbym kompletnie wyeliminować zbędne zakupy zamiast uświadamiania sobie pomyłki post factum. Każdemu polecam wstrzymywać się ze wszelkimi ‚dodatkowymi’ zakupami jak najbliżej kolejnego okresu rozliczeniowego, a nie np według zasady – zaszaleje po wypłacie! Gwarantuje że w każdym miesiącu, mimo idealnego planowania, będziemy zmuszeni wydać pieniądze na coś czego nie przewidzieliśmy, bo chyba nikt nie planuje awarii auta, ‚awarii’ zęba, choroby czy choćby uszkodzenia jakiś domowych sprzętów. Wtedy dopiero jeżeli dotrwaliśmy do ostatniego weekendu przed pensją z jakaś nadwyżką finansową, możemy (nie musimy!) troszkę zaszaleć w centrum handlowym 😉 Tutaj polecam zasadę Warrena Buffeta „Nie oszczędzaj tego, co zostaje po wszystkich wydatkach, lecz wydawaj, co zostaje po odłożeniu oszczędności.” Podsumowując – ewidencja (najlepiej codziennie bo to pomaga uniknąć zapomnienia lub nawet wyrzucenia jakiegoś paragonu), dyscyplina i raz jeszcze dyscyplina no i oczywiście zdrowy rozsadek i zimna głowa, czego mi osobiście najbardziej brakuje. Aczkolwiek powoli uczę się tego, i nauczyłem się minimalizować konsekwencje chwilowych ‚zaćmień’ jak np ten wyżej wspomniany szał zakupów 😉 Nawet jeśli na początku mimo gromadzenia danych zauważysz u siebie tendencje nadwyżki kosztów nad przychodami – ja tak miałem, to będziesz na najlepszej drodze do odwrócenia tej tendencji. U mnie spora oszczędnością okazały sie małe ciecia związane z uprawianym hobby – siłownią. Uświadomiłem sobie ze znalezienie siłowni ciut gorszej jakości, ale bliżej domu zaoszczędzi sporej kwoty na dojazdach autem (teraz spaceruje do klubu jakieś 10 min). Spora kwotę wydawałem na suplementy, które nie wprowadzały u mnie wielkiej zmiany w sylwetce, działając głownie jak placebo dając mi poczucie ze musi być lepiej bo facet z reklamy świetnie po tym wygląda 😉 przykład być możne śmieszny, ale z czasem każdy z nas jest w stanie zauważyć takie śmieszne, ale niestety też kosztowne rzeczy. Nagle po wyeliminowaniu jednego dużego aspektu i np 2-3 mniejszych w naszych portfelach pozostaje kwota 200-300 zł. Malo ? Rocznie to 3000 zl… Całkiem fajne wakacje.
Trochę odbiegłem od tematu bo miałem głównie przedstawić problemy z komponowanie budżetu, a nie proponować rozwiązania, dlatego z góry przepraszam za poczucie ‚misji’ – może komus się przyda 😉
Pozdrawiam wszystkich strudzonych 🙂 I dziękuje Michałowi, bo otworzył mi oczy na klika spraw, które z pozoru wydawały się oczywiste

Odpowiedz

Damian Kwiecień 17, 2014 o 11:05

Prowadzę swoją wersję budżetu – spisuje comiesięczne podsumowanie wpływów i wydatków. Do tej pory nie spisuję wydatków na jedzenie, ubrania itp. – ale ostatnie miesiące uświadamiają mi, że za duże kwoty gdzieś „uciekają” i skłaniają ku temu by zacząć to robić. Ale książką, którą polecasz – jeślibym ją wygrał – podarowałbym w prezencie mojemu bratu i jego żonie, którzy fakt- mają b.małe dochody ale przy tym ciągłe, niewielkie długi i co najgorsze – zerowe oszczędności. Wg mnie taka lektura mogłaby być impulsem do zmiany w podejściu do tego tematu.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Adam Kwiecień 17, 2014 o 12:04

Jeszcze o jednej dość ważnej rzeczy nie napisałem. Zakupy spożywczo-chemiczne.

W tej materii już jakiś czas temu wypracowaliśmy z żoną prosty i skuteczny system. Lista zakupów. Jedna ważna rzecz – silna wola (ale nie za silna 🙂 Znam układ towarów w markecie na pamięć. Listę przygotowuję według kolejności towarów przeglądając aktualną ofertę promocyjną. Często jeśli jest dobra promocja kupuję niektóre artykuły na zapas. Niektóre art. spożywcze można zamrozić i trzymać dłuższy czas, chemia i art. przemysłowe raczej nie są problemem do przechowywania. Na duże zakupy jeżdżę raz na dwa-trzy tygodnie. Wydaję wtedy ok. 400 zł i naprawdę wystarcza. Pozostałe zakupy robimy lokalnie lub „przy okazji”.

Od razu zaznaczam, że ponieważ prowadzę budżet dość długi czas to nie zapisuję każdego paragonu. Bardziej trzymam się kwoty na poszczególną kategorię wydatków w ramach jakiegoś marginesu. Pomimo dość dużego doświadczenia i tak czasami zdarza mi się zapomnieć o niektórych wydatkach (jak np. podatek od nieruchomości, czy nawet ubezpieczenie samochodu). 100% metody na pamiętanie o wszystkim i zawsze nie ma, choćbyście byli poukładani jak chińskie wojsko na defiladę. Jakoś sobie z tym wszystkim radzimy i chyba najgorzej nam nie idzie. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Ulka Kwiecień 17, 2014 o 12:05

Hej Michał,
Finanse w mojej (artystycznej) rodzinie były zawsze traktowane trochę po macoszemu. W dorosłym życiu stanowiły już dla mnie „czarną rozpacz”, bo nie wiedziałam jak podejść do pieniędzy, żeby „nie uciekały ode mnie z krzykiem” ;).
W końcu udało mi się dotrzeć do źródła, które ujawniło wreszcie tajemnice utrzymania i pomnażania pieniędzy i oto, po zaledwie 1,5 miesiąca od wprowadzania zmian, nagle okazało się, że mam pieniądze na koncie (nie tylko na początku, ale także i na końcu miesiąca ;)) i że już całkiem niedługo będę mogła zacząć je pomnażać.
Największym wyzwaniem było tak naprawdę rozpoczęcie całego procesu zmian. Przerażał mnie ogrom pracy, który będę musiała wykonać… ale okazało się, że wcale nie jest tak strasznie jak myślałam :). Dzięki opisanym po kolei krokom przeszłam ten proces praktycznie bezboleśnie (i dodatkowo zaraziłam moim entuzjazmem pozostałych członków rodziny, a także znajomych).
Dzięki Twoim radom „poszłam na całość”: znegocjowałam rachunki z operatorami komórkowymi (tak się rozkręciłam, że również mojej mamy ;)), telewizyjne, wysprzedałam sprzęty, które od lat się kurzyły, mąż (też już przeze mnie „zarażony” entuzjazmem) wyszukał rankingi porównujące ceny w sklepach i okazało się, że znowu udało się obniżyć kolejne rachunki. W tej chwili jestem na etapie budowania poduszki finansowej i wpłat do IKE 🙂 … oraz nauki dwóch dodatkowych języków w pomniejszonych kosztach.
Nadal nie mogę jednak „przełamać” się do spisywania rachunków z każdego dnia, ale… – to będzie następny punkt „do wykonania” na mojej liście do osiągnięcia wolności finansowej :).
Jeszcze raz bardzo dziękuję za dobre rady, gdyż dzięki nim zaczynam patrzeć w naszą finansową przyszłość już bez obaw, a wręcz z zaciekawieniem :).
Pozdrawiam serdecznie,

Odpowiedz

Marek Kwiecień 17, 2014 o 12:31

Michał.

Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Szczególnie kiedy mamy żonę, dzieci i nieprzewidziane wydatki. Jeśli powiesz mi jak zachęcić pozostałą cześć rodziny do zapisywania wszystkich wydatków, to będziesz wielki. Jak na razie to jest główną przeszkodą w porządnym planowaniu budżetu. Nawet jak już coś zaplanuję, to zawsze pojawią się jakieś nieprzewidziane wydatki, które wszystko rozwalają.
Gdyby całą rodzina mówiła jednym głosem, to byłoby mi łatwiej.

Odpowiedz

JJ Kwiecień 17, 2014 o 13:54

Prowadzę budżet od kiedy zaczęłam na siebie zarabiać . Start nastąpił w wieku 20 lat czyli 6 lat temu.
Od tego czasu kontroluje każdy wydatek i szukam możliwości pomnażania pieniędzy. Obce mi jest wiązanie końca z końcem i zawsze mam 10 krotność mojej wypłaty na koncie
Nie ograniczam się tylko do budżetu rocznego
prowadzę dodatkowo budżet długoterminowy 5 letni który zakłada całkowitą spłatę mojego kredytu hipotecznego.
Budżet prowadzę w exelu poparty wykresami i analizami.
Co jest do tego najważniejsze ?
Systematyczność 😛
Lista zakupów
wyznaczanie sobie tygodniowych wypłat (system z UK)
Dla mnie są to podstawy mojego systemu
🙂
A później już liczby powiedzą ci o twoich nawykach wszystko 🙂

Odpowiedz

fantomik Kwiecień 17, 2014 o 14:20

Wraz z Żoną prowadzimy budżet domowy od 2011 roku — budżet zerowy, tj. przypisujemy kategorię budżetową do każdej zarobionej złotówki. Wcześniej ograniczałem się tylko do ewidencji wydatków oraz miesięcznego odkładania na wydatki większe lub roczne (na odrębnych kontach). Uważam, że budżetowanie to wspaniałe narzędzie gdyż pozwoliło nam również mocno uprościć komunikację swoich potrzeb i preferencji odnośnie tego co uważamy razem oraz osobno za ważne w naszym życiu (wszak to co ważne otrzymuje finansowanie, a co nie ważne nie ;-))
Jako narzędzie do panowania nad całym tym bałaganem wybraliśmy program (nie mam nic za jego reklamowanie :-)) youneedabudget.com ; dość drogi na nasze realia ale dzięki synchronizacji po dropboxie możemy mieć go uruchomionego w uzupełniać dane razem na osobnych komputerach, a w sklepie mogę też wpisywać co prostsze paragony od razu na telefonie. Ynab dodatkowo jest opakowany w „metodologię” prowadzenia budżetu, która pokrywa się mocno z tym co autor bloga czy Dave Ramsey od lat głoszą, a dodatkowo proponuje aby żyć w danym miesiącu za wynagrodzenie z miesiąca wcześniejszego. Wymaga to wpierw zbudowania cało miesięcznego buforu, co wydaje się niezwykle trudne ale jest warte zachodu (i sprzedaży prawie wszystkiego co nie jest przymocowane na stałe do parkietu lub ścian ;-))

Największym problemem dla nas, poza systematycznością wpisywania wydatków, szczególnie w pierwszej części miesiąca w której wiemy, że na pewno „nie zabraknie” 😉 było radzenie sobie ze „znikającą gotówką”. Głównie były to małe kwoty ale powodowało to sporą demotywację w prowadzeniu budżetu, gdy po dwóch tygodniach braku systematyczności wprowadzaliśmy wydatki przez około godzinę aby się dowiedzieć, że brakuje nam 50zł w gotówce i nie pamiętamy na co je wydaliśmy ;-).

Na koniec taka mała rada dla osób, które chcą rozpocząć budżetowanie wspólnie ze swoją drugą połową — najważniejsze abyście przewidzieli w budżecie pieniądze „na zachcianki” dla każdego z was z osobna, po równo (finanse za których wydanie nie musicie odpowiadać drugiej osobie). Nie jakieś duże kwoty tylko takie na jakie was aktualnie stać. Inaczej budżet może okazać się dla was bardziej obrożą i pętlą na szyi niż wyzwalającym narzędziem zapewniającym spokój ducha i umysłu.

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 17, 2014 o 15:58

Prowadzę budżet domowy od listopada zeszłego roku. Największym wyzwaniem dla mnie jest regularne przepisywanie zebranych paragonów do tabelki w excelu oraz zliczanie ile wydałam na poszczególne kategorie produktów. Jeżeli chodzi o paragony, to staram się je wpisywać do tabelki minimum raz w tygodniu. Czasami ludzie dziwą się, gdy proszę np. w restauracji pracowniczej o paragon za surówkę za 1,20 i za każdym razem muszę tłumaczyć że prowadzę własny budżet domowy 🙂 Z problemem wyliczania ile wydaje na daną kategorię produków poradzilam sobie dzięki zastosowaniu w excelu tabeli przestawnej oraz formatowaniu warunkowemu (dzięki mojemu budżetowi podszkoliłam się w excelu! ). Budżet pomógł mi równiez ograniczyć wydatki np. słodycze i alkohol, które po wpisaniu do tabelki podświetlają atutomatycznie na czerwono. Co miesiąc dąże do tego, aby w tabelce było jak najmniej czerwieni, co działa na mnie mobilizująco. Ponadto prowadzenie budżetu wykazało mi ile naprawdę płacę za obsługę rachunku i że czas najwyższyć pomyśleć o zmianie banku, gdyż miesięcznie na przelwy, karty kodów, opłaty za prowdzenie rachunku płacę od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych! Jak dotąd prowadzenie budżetu przyniosło mi sporo oszczędności i same korzyści, dlatego warto parenaście minut w tygodniu poświęcić na jego prowadzenie. Jedyne wydatki, których nie ewidencjuje w moim budżecie to stosowane przeze mnie od paru lat oszczędności do skarbonki. Do skarbonki wrzucam tylko pięciozłotówki i stosuję zasadę „co wpadło to przepadło”. Te pieniądze wyciągam raz w roku tuz przed urlopem jako nagrodę za roczne oszczędzanie i mam na nieplanowane urlopowe przyjemności 🙂

Pozdrawiam,
Kasia

Odpowiedz

Krzysiek Kwiecień 17, 2014 o 16:45

Witam serdecznie i już świątecznie!
Jeszcze nie mogę powiedzieć o sobie, że prowadzę budżet domowy. Od 2 miesięcy rozpoznaję przeciwnika, tzn. prowadzę rejestr wszystkich zasobów finansowych, wpływów i wydatków. Staram się rejestrować transakcje na bieżąco dlatego warto było sprawdzić kilka aplikacji mobilnych by w końcu trafić na naprawdę funkcjonalną i przejrzystą.
Na maj planuję pierwszą batalię z budżetem – się okaże jaki twardy jestem 🙂
A poważniej to już odniosłem duży sukces – przestałem robić zakupy impulsywnie, zacząłem robić listy zakupów, szukam kilku ofert… Teraz to już z górki 🙂

Odpowiedz

Ola Kwiecień 17, 2014 o 19:22

Nie prowadzę własnego budżetu domowego, bo mieszkam jeszcze z rodzicami. Za chwilę kończę studia i bardziej poprawne jest w moim przypadku stwierdzenie, że póki co dokładam się do budżetu domowego (dorywczo pracuję). Z jednej strony nie jestem obarczona problemami spłaty kredytu, opłat za liczniki itp, ale nie oznacza to, że nie interesuje mnie stan moich finansów. Może to się wydać dziwne, ale odkąd używam karty zbliżeniowej zdecydowania trudniej jest mi zapanować nad wydatkami. Nie potrafię kontrolować ile wydaje, bo moment płacenia jest na tyle krótki i łatwy, że jakoś szczególnie go nie rejestruje w swojej głowie. Zimny prysznic spotyka mnie dopiero kiedy przeglądam historię rachunku (niestety nie robię tego często). Trafiłam tutaj niedawno i z wielkim zaskoczeniem odkryłam, że moja praktyczne wiedza jak zarządzać finansami okazała się znikoma (pomimo studiowania na wydziale ekonomicznym).
Od czerwca br. będę prowadziła już prawdziwy budżet domowy i mam nadzieję, że
100% usamodzielnienie się wpłynie na wzrost racjonalnych decyzji i większego monitoringu moich finansów.

Pozdrawiam serdecznie! 🙂

Odpowiedz

Grzegorz Kwiecień 17, 2014 o 20:36

Cześć!

Ja właśnie stoję wobec konieczności wprowadzenia budżetu. Do tej pory radziłem sobie bez niego. Wygladało to tak że podstawowe – „sztywne” wydatki znałem – z bieżących-miesięcznych wpływów juz na poczatku(po zaksięgowaniu wpływów) wydzielałem kwoty niezbędne do uregulowania tej pozycji. Równocześnie stałą część odkładałem – to były oszczędności. Reszta – tu już panowała „wolna amerykanka”.

Tak to wyglądało do 2009/2010 kiedy to moje wpływy nieco zmalały. Wówczas pierwszy raz przejżałem domowe finanse i wydzieliłem kilka grup zakupów: jedzenie, chemia domowa, utrzymanie samochodu, rozrywka, ochrona zdrowia, odzież. Część udało się „zoptymalizować” – np. część kosmetyków i chemi domowej postanowiłem kupować quasi hurtowo – dało to lepsze ceny i w sumie oszczędność czasu, jedzenie – tutaj „zoptymalizowałem” źródła. Na sztywne wydatki zacząłem patrzeć bardziej długoterminowo (np. odkładałem na ubezpieczenie samochodu by nie być „zaskoczonym” w ostatnim miesiącu). System sprawdził się doskonale (no… może lepiej niż się spodziewałem) i o dziwo zawalił w momencie kiedy moje dochody zaczeły rosnąć.

I to własnie chwila obecna – rosnące dochody pozwoliły na poluzowanie dyscypliny. Przez to od kilkunastu m-cy… nie bankrutuje ale z coraz większym trudem odkładam stałą (w zasadzie coraz mniej stałą) kwotę.

Czas na zmiany 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Arek Kwiecień 18, 2014 o 07:32

Próbowałem paru podejść do prowadzenia ale najcześciej polegałem na wpisywniu wydatków gotówkowych które się gdzieś gubiły albo zapominałem o nich
Mój system jest bardzo prosty. Po wpływie pensji na konto przelewam z góry ustaloną kwotę na inne konto. W ten sposób nie wiem kiedy uzbierała mi się konkretna suma oszczędności. Resztę wydaje według uznania

Odpowiedz

Tomek Kwiecień 18, 2014 o 10:54

Do tej pory uważałem prowadzenie domowego budżetu za zbyt czasochłonne w stosunku do korzyści. Przeczytałem jednak przy okazji wejścia tutaj część strony i szczerze mnie to zaciekawiło.
Książka z pewnością jest kompendium wiedzy na temat domowych finansów, myślę że jeśli jest ona tak dobra jak piszesz – w identycznym konkursie za pół roku odpowiadałbym już na drugie pytanie.
Tak więc odpowiedzią na pierwsze jest niestety brak fundamentalnej wiedzy na ten temat. To, co tu napisałeś, jest jednak wystarczającą motywacją, żeby jak najszybciej to naprawić.

Odpowiedz

Sylwia Kwiecień 18, 2014 o 12:53

Budżet prowadzę od pół roku, choć i wcześniej parę razy próbowałam.
Trudno było mi zacząć (mentalnie zmobilizować się do tego), a jak już się zabierałam, to gubiła mnie moja drobiazgowość. Budowałam coraz drobniejsze kategorie, tak, żeby było jak najdokładniej, potem sama się w tym gubiłam i albo wpisywałam wydatek nie tam, gdzie trzeba, albo długo przemyśliwałam, gdzie go zaklasyfikować – i rezygnowałam.
W końcu razem z mężem podjęliśmy decyzję, że trzeba iść tą drogą – mieliśmy za sobą już ok. roku zbierania paragonów i rejestrowania wydatków – może nie co do grosza, ale mieliśmy skąd wyciągnąć wnioski, ile wydajemy na jakie cele.
W tym momencie samo budżetowanie i rozliczanie tego na bieżąco jest dla mnie bardzo fajne, dobrze się czuję z tym, że wiem, ile jeszcze mogę wydać na daną kategorię i czy mnie stać w tym miesiącu na nowe buty, czy też za dużo ciuchów kupiłam dzieciom i buty muszą poczekać.
Najtrudniejsze technicznie jest takie ustalenie budżetu na początku miesiąca, żeby się zgodził z dochodami (rozdzielam dochody z poprzedniego miesiąca, tzn. w kwietniu wydaję pieniądze zarobione w marcu itd.). Zawsze jakoś jest za dużo planowanych wydatków w stosunku do przychodów 🙂 i trzeba obcinać w niektórych kategoriach.
Na wydatki większe i cykliczne, typu święta, remonty samochodu, wakacje czy wizyty lekarskie (sporo wydajemy na dojazdy i lekarzy) odkładam co miesiąc stałą kwotę, jak jest okazja – sprawdzam ile mam np. na prezenty i tyle wydaję.
Największe trudności… chyba mentalne. Z domu wyniosłam dobre nawyki finansowe, nie zadłużałam się (poza kredytem hipotecznym), nie kupowałam sobie za dużo czy za drogich rzeczy, oszczędzałam itp. Mimo wszystko zdarzały mi się zakupy pod wpływem impulsu, np. poszłam do księgarni po książkę na prezent – kupiłam dla siebie trzy inne. Uśmiechnęły się do mnie jakieś słodycze w markecie – kupiłam. Żal mi było nie korzystać z promocji. Mimo że w szafie leży ileś torebek i butów, to kupowałam kolejne, bo ładne itp.
Po wprowadzeniu budżetu po pierwsze mam limity na wszystko, więc nie jest tak łatwo. Nieważne, że mam rabat do Rossmanna – no nie mogę już kupować kosmetyków, bo limit wyczerpany. Cóż, za jakiś czas będzie kolejna promocja (i naprawdę jest!). Nie kupuję nowych torebek – używam zeszłoroczne. Przejrzałam szafy, znalazłam sporo właśnie torebek, portfeli i innych drobiazgów leżących bezużytecznie i zaczęłam je stopniowo zużywać.
Dwa miesiące temu miałam kryzys, że nic nie mogę sobie kupić niezauważenie, że muszę uważać na limity, że wszystko potem wpiszę w te swoje tabelki i będzie widać, że nie ma już drożdżówki co drugi dzień, bo akurat przechodziłam koło piekarni – bo w jedzeniu wg mnie się nie mieści, tylko w osobistych, a to głupio tak bez sensu wydawać z tej puli, zamiast kupić coś naprawdę użytecznego. No ciężki to był okres, kilka tygodni to trwało, ale przetrwałam, budżet również 🙂
Mam nadzieję, że i kolejne kryzysy – które zapewne przyjdą – przetrwam, a budżet zawsze będzie się chciał dopinać!

Odpowiedz

Mikey Kwiecień 18, 2014 o 14:23

Kiedyś spisywałem wydatki w exelu, ale po 2-3 miesiącach przestawałem. Wracałem do tego jak potrzebowałem kontrolować wydatki, albo nagle „znikały” pieniądze. W międzyczasie ożeniłem się pojawił się syn. Coraz bardziej czułem potrzebę ciągłej kontroli wydatków. Pod koniec 2012 trafiłem na Twój blog, w tym czasie wiedziałem, że w drodze jest drugi syn. Pojawił się też plan, żeby zmienić małe lokum na większe i padło na budowę domu = będzie potrzeby kredyt. Postanowiłem, że od 1.01.2013 spisuję regularnie rachunki, żeby dowiedzieć się ile naprawdę kosztuje nas życie, tak aby wiedzieć m.in. na jaką ratę możemy sobie pozwolić. Zapisuję regularnie w exelu wydatki i mogę planować z wyprzedzeniem budżet, co jest bardzo przydatne. Wydatki są spisywane szczegółowo, ciągle to ewoluuje. Nie zgodzę się, że wystarczy wiedzieć ile się wydaje w miesiącu, a ile dostaję do reki, co pozwala powiedzieć ile jestem w stanie odłożyć. Kategorie trochę zmodyfikowałem, trochę mniej szczegółowo opisuję niektóre wydatki, ale dzięki temu mogę porównać ile w jakim sklepie kosztuje konkretny produkt. Na początku ciężko było przekonać żonę, była przekonana, że zacznę ją ograniczać w wydatkach i będę kontrolował co kupuje. Teraz wie, że tak nie jest. Mamy dwa pudełeczka, do jednych wkładamy rachunki do spisania, a do drugiego przerzucam jak spiszę. Czasami jest to co kilka dni, ale staram się to robić przynajmniej raz w tygodniu, ew pod koniec miesiąca.
Co było największym wyzwaniem:
1. przekonanie żony, że to w celu informacyjnym i tylko dla naszego dobra.
2. Stworzenie kategorii i podkategorii (po roku i porównaniu innych doświadczeń kategorie są w miarę optymalne na dzień dzisiejszy).
3. Wypracowanie jakie produkty warto rozbijać, a jakie jednak wrzucać do jednego wora np. przyprawy, pieczywo.
4. Przy permanentnym braku czasu (śpię w tygodniu po 5-6h, gdzie normalnie potrzebowałem 8h) znaleźć czas na spisanie rachunków i nie przerwanie – raz przerwa w spisywaniu trwała ponad 2 tygodnie, pod koniec miesiąca trochę trudno było wszystkie rachunki pozbierać (po różnych kieszeniach, a nie w pudełeczku).
Problemy i jak sobie radzę:
1. problemem są drobne zakupy, gdzie czasami nawet nie bierze się rachunku bo człowiek się śpieszy – wtedy staram się tego samego dnia usiąść do komputera i wpisać taki wydatek.
2. Czasami jakiś mniejszy rachunek się zawieruszy i trafia do spisania po rozliczeniu miesiąca – jeżeli jest drobny to pomijam (kilka razy się zdarzyło), jeżeli większy to modyfikuję poprzedni miesiąc (raz tylko mi się tak zdarzyło). Nie wpisuję bonusów z banków, nie wpisuję kwot na niedzielną tacę. Według mnie nie jest ważne, aby bilans zgadzał się co do złotówki, +- 20 zł jest to granica błędu do przyjęcia.
Staram się nie robić z tego obowiązku i traktuję to jako zabawę (zawsze lubiłem matematykę i różnego rodzaju statystyki).
3. Największy problem to ciągły brak czasu i w związku z tym wygospodarowanie sobie czasu na spisywanie rachunków. Staram się upraszczać rachunki jak się da, ew stosować taką samą nazwę dla kilku produktów. Zawsze nowy miesiąc to nowy arkusz do którego wklejam poprzedni miesiąc – dzięki temu jak zaczynam wpisywać wyskakuje podpowiedź [enter] i nie muszę całej nazwy pisać. Kiedyś skanowałem rachunki i korzystałem z OCR – niestety szybciej jest ręcznie:).
4. Czasami jest problem z przypisaniem danego produktu do kategorii – nie spinam się i wpisuję pierwszą kategorię jaka mi przypadnie do gustu.
Co jest największym wyzwaniem stojącym przede mną:
1. pójść o krok dalej, czyli zacząć ograniczać wydatki już teraz, jeszcze przed zaciągnięciem kredytu (najprawdopodobniej 2015 lub 2016).
2. Sprawić, żeby żona też w tym całym procesie uczestniczyła jako równorzędny uczestnik, a nie tylko bierny sprowadzający się do włożenia rachunku do pudełeczka, choć trzeba przyznać, że postęp jest interesuje się lepszym oszczędzaniem.

Odpowiedz

Agnieszja Kwiecień 18, 2014 o 18:30

Staram się planować wydatki, a że jestem w szczęśliwym związku z moim bankiem, a związek ten potrwa jeszcze kilka lat zanim bank nie zniknie z mojego mieszkania, to… wiadomo – bez kartki ani rusz. Wiem, ile zarabiam, co przy pracy jako freelancer jest trudne, i wydaję tylko tyle, ile zarabiam. Staram się (tak, staram, bo przecież moje dochody bywają zmienne jak zleceniodawcy i równie nieregularne) odkładać, bo na emeryturę „państwową” już nie liczę (chwilowo nadwyżki lądują albo na lokatach, albo na rachunku oszczędnościowym). A poza tym nie lubię Excela, ale coraz bardziej się z nim zaprzyjaźniam.

Odpowiedz

Damian Kwiecień 18, 2014 o 19:31

Mimo iż słaby ze mnie polonista i forma mojej wypowiedzi będzie miała dużo do zarzucenia, jednak przedstawię odpowiedź konkursową w formie najprostszej jak potrafię. Jak już zauważyliście piszę do was e-maila, ponieważ dalsza część ma zbyt ogólne spojrzenie na oszczędzanie.

Witaj Marcinie, Michale oraz Zbyszku

Chciałbym opowiedzieć o prawdziwej a jednocześnie dość intrygującym etapie mojego życia.

A więc, cofnijmy się do roku 2013

Typowy fanatyk piłki nożnej, zgubił kupon w drodze do domu. Później się okazało, że był trafiony w pełną pulę. Oczywiście jak to zazwyczaj bywa – emocje wygrywają z rozwagą.

Wtedy zacząłem obstawiać mecze online, obracając 200 złotych w całe 6 tysięcy, a następnie tracąc całą kwotę.

Chcę tutaj powiedzieć, że ustaliłem plan. Aby z jak najmniejszym prawdopodobieństwem obstawiać mecze. Oczywiście sposobem LIVE. Wtedy łapałem pierwszy wyższy kurs, jak wiadomo – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak samo było i u mnie, raz zaniedbałem tej reguły i straciłem wszystko, ponieważ obracałem pełną kwotą za każdym razem.

Rok 2014

Dużo czasu minęło zanim obrałem właściwy plan zarabiania w ten sposób. Tamte wcześniejsze momenty były dość nie przemyślane, ponieważ w ciągu 20 minut meczu może się bardzo dużo wydarzyć. Dlatego w tej chwili (dokładnie od lutego) obracam kwotą paru tysięcy i próbuję miesięcznie zarobić około tysiąca złotych. Mój plan to obstawianie meczy w końcówce meczu. Wiadomo, że im bliżej końca meczu tym kurs spada. Matematycznie wychodzi że to inwestycja bardzo dobra.

Ropa i fundusze db

Dostając od rodziców 20 tysięcy złotych utworzyłem konto w Deutsche Bank oraz oszczędnościówkę. A także podzieliłem tę kwotę na pół, 10 przeznaczyłem na ropę a drugie na fundusze. Najważniejsze dla mnie było to, żeby nie podejmować ryzyka. Dlatego dostałem powłokę ochroną, bądź inaczej ubezpieczenie. Po okresie dwóch lat przeanalizowałem rynek i zauważyłem, że ropa wcale tak pięknie nie szła ku górze. Więc dostałem parę złotych, z drugiej inwestycji dostałem zwrot 500 złotych.

Rachunek maklerski

W między czasie założyłem rachunek maklerski, bez przemyślenia od tak by się pobawić. Rachunek mam do dnia dzisiejszego i zarobiłem parę złotych. Sugerując się tylko i wyłącznie podstawowymi informacjami i predyspozycją firmy. Wpłaciłem 100 złotych. Na pierwszy rzut poszedł Komputronik, którego kurs bardzo spadł. Później Bank Millenium a także jakieś badziewie informatyczne z kursem poniżej złotówki. Oczywiście w między czasie dowiedziałem się, że za transakcje należy zapłacić 4 złote co było dla mnie dość dużo przy mojej początkowej stawce. Jednak nie żałuję tego wyboru, ani żadnego innego. Poczekam parę lat, może troszkę będę na plusie, a może na minusie. Taka kwota to nie koniec świata !

Na dzień dzisiejszy zarobiłem z tego 16 złotych (po upływie roku).

Co robię teraz ?

Zaraz będę miał 21 lat i ciekawą przeszłość za sobą. Ale jakby nie patrzeć to jestem na pierwszym roku studiów związanych z Wychowaniem Fizycznym. Nieszczęście chciało bym złamał nogę i od tego to wszystko się stało. Moje oszczędzanie nabrało rytmu.

Bukmachera, dziennie parę dobrych złotych. Oczywiście jest tutaj bardzo dużo stresu, ale gwarantuje to większą swobodę pracy i także zarobku. Miesięcznie chcę zarobić tak dużo na ile rozum mi pozwoli.

W międzyczasie mając sumę sumy dnia, sam nie wiedziałem co z tymi pieniędzmi zrobić. Jestem na utrzymaniu rodziców w pewnym sensie, a także mam kobietę.

Zanim zaglądnąłem na ten blog obmyśliłem plan oszczędzania na okres pięciu lat. Robiąc wykresy a także obliczenia w Excelu wychodziło, że im więcej miesięcznie odłożymy tym więcej będziemy mieli w przyszłości. Dlatego obrałem sobie kwotę 500 złotych, odkładając na później. Oczywiście, wiem że nie każdego miesiąca uda mi się to uczynić, ale spróbuję dopiąć swego. Wychodziło 30 tysięcy po 5 latach, według mnie to bardzo dużo. Dołączając do tego konto oszczędnościowe i na start dając te 20 tysięcy z ropy oraz funduszy to po 5 latach daje to 34 tysiące na lokacie 3% oraz 2 tysiące więcej na lokacie 4%. Mała matematyka zawsze jest przydatna. Oczywiście zamieściłbym wszystkie wyliczeniami w załączniku, ale nie jestem pewien czy wychodząc przed szereg jest się uczciwym wobec innych.

Jednak gdy zacząłem czytać i przeglądać blog pomyślałem że mógłbym zainwestować w giełdę. Małymi kwotami i do celu. Rozważałem aby rozbić wcześniejsze 500 złotych na dwie kwoty. Jedna jako poduszka bezpieczeństwa a drugie jako giełda w skali 1/3. Jednak doszedłem do innego pomysłu. Odkładając 500 złotych miesięcznie, a na giełdę wrzucać jakieś 50 – 100 złotych. Ambitny plan, ale w taki sposób można pracować na „dwa” fronty.

Właśnie 13 kwietnia wysłałem kwitek o rachunek db makler, więc troszkę poczekam. W między czasie zaktualizuję wiedzę odnośnie giełdy i inwestowania by wiedzieć jak najwięcej.

Oszczędzanie, jako kroki podstawowe

Nie wiem czemu ale od małego byłem uczony z oszczędzaniem i weszło mi to w nawyk. Dzieciaki wolały pojechać do McDonalda, a ja zadowalałem się zwykłym lizakiem. Bardziej niż to wszystko, ceniłem inteligentne spojrzenie na ceny. Ubrania nie musiały być ze znanej firmy, gry komputerowe nie koniecznie kupowane (nie propaguje piractwa!) a buty zazwyczaj sklejane. Nie przychodziło mi to z trudem, bo od małego kochałem matematykę i potrafiłem obliczyć, czy bardziej opłaca się kupić parę bananów i oranżadę czy zwykłe czipsy.

Ostatnio, miałem zamiar kupić sobie laptopa. Ale pomyślałem, że nie ma sensu wydawać ponad tysiąca złotych na rzecz która zmienia się tylko pod względem technicznym a nie wizualnym. Używany, dobry jakościowo i za nie całe 400 złotych.

Pomyślałem aby zrobić prezent kobiecie. Wpierw zapoznałem się z ofertą firm oferujące kosmetyki i biżuterię. Cenowo było koszmarnie. Więc wybrałem serwisy internetowe (głównie allegro) i wyszukałem używanych ale nie za bardzo. Pamiętam jak dzisiaj : Kochanie mam dla Ciebie prezent. – oo, pokaż! To musiało kosztować jakieś 400 złotych. Oczywiście taka tajemnica moja, że nawet nie wydałem 100 złotych. Oszczędzanie wyszło także na dobre.

Jestem zdania, że oszczędzać można (a nawet trzeba) i nigdy nie powinno się przepłacać. Ale gdy budujemy dom, to nie weźmiemy najtańszych materiałów albo przypadkiem nie zapomnimy kupić drzwi bo są to elementy podstawowe których jakość zależy od ceny.

Bardziej osobiste niżeli finansowe

Ciekawość zaciągnęła mnie w kolorowy kąt

i od teraz jestem pasjonatem oszczędzania !

Krokami wchodzi w nawyk..

Prowadzę także mały dzienniczek wydatków oraz zarabiania w Excelu. Każdy wydatek jest zaokrąglany w górę i zapisywany. W niektórych dniach przed pójściem spać włączam Excela i aktualizuje wydatki.

Także to co zauważyłem, to pieniądze w internecie już nie są tym samym co banknoty w ręku, są niczym punkty. Które każdy może zdobyć bez większej wiedzy, oczywiście także stracić.

Najważniejsze, że to mnie interesuje i w tym roku spróbuję się dostać na politechnikę, kierunek zarządzanie. Trzymajcie kciuki !

Tym więcej, wczoraj udałem się w moim mieście na konferencję „kultury oszczędzania” z Januszem Jędrusikiem. Dowiedziałem się dość istotnych informacji, a przede wszystkim o emeryturze. Abyśmy już w tej chwili zaczęli odkładać pieniądze i wkładając na wysokie procenty do banku aby same mogły dla nas zarobić na miesięczną emeryturę. Także o procencie składanym i kredytach. Ale najbardziej zaciekawiło mnie seminarium. Na które z chęcią pojadę by rozszerzyć swoją wiedzę odnośnie oszczędzania.

Z blogu Michała dowiedziałem się bardzo dużo, a w połączeniu ze Zbyszkiem tworzą duet nauczyciel – uczeń, wtedy czuję się jak w szkole. Najważniejsze to informacje o giełdzie, a także banalnych sposobach oszczędzania. Banalne, ponieważ każdy może to włączyć w swoje życie. Odnośnie zarabiania, to do teraz pamiętam poziom stop-loss i właśnie tym instrumentem będę się posługiwać.

Niestety, jeszcze nie miałem czasu zerknąć na blog Marcina, ponieważ Michał bardzo często aktualizuje swojego bloga ważnymi informacjami i poradami 🙂

PS: Bardzo docenię doradztwo w każdym stopniu, tym bardziej że jestem dość młody i o tym wszystkim wiem dość mało. Może kiedyś uczeń przerośnie mistrza !

Odpowiedz

kamil Kwiecień 18, 2014 o 21:13

Za radą Michała publikuje moją historię ku przestrodze.

Jestem młodym (liczę przynajmniej na to 😉 człowiekiem który swoje życie zawodowe związał z korporacjami. Na początku w swoim życiu zawodowym miałem jeden cel – nauka zawodu u najlepszych. Dlatego najpierw wybrałem pracę gdzie była ogromna odpowiedzialność, praca w planingu, stres, dziesiątki aut dziennie do pilnowania i wyznaczania celu. W pewnym momencie uznałem że moje stanowisko jest bardzo słabo opłacane. Zmieniłem miasto i firmę. Poszedłem do światowego lidera w mojej branży. Wzrost pensji o 100%. Doszedł kolejny cel, teraz oprócz nauki pojawiła się chęć bycia najlepszym w firmie. Ciężka praca się opłaciła. Dyplom, uznanie, pochwały, wygrane konkursy, szacunek ale i praca często po 13 h dziennie. Kryzys finansowy powoduje że widzę że na mój dalszy rozwój brakuje pieniędzy. Zostaje kupiony przez konkurencję. Wzrost pensji o 80%. Dalsza pogoń za sukcesem, walka o pieniądze gdyż pojawia się kolejny cel w życiu. Kasa. Zakup mieszkania na kredyt z wysoką ratą, ale przecież zarabiam, dam radę. Kolejne podkupienie mnie przez kolejnego pracodawcę. Kolejne udawadnianie na co mnie stać. Kolejny zakup, tym razem auto, oczywiście na raty. Czemu? Nie odkładam zbytnio pieniędzy, raty są niskie a ja dobrze zarabiam. Kolejna propozycja kupienia mnie. Wzrost zarobków o 70%. Zmiana auta, tym razem z salonu. Oczywiście na raty. W pracy idzie świetnie. Za świetnie. Zostaje zauważony na rynku. Dostaje propozycję życia w wieku 30 lat. Wzrost pensji o 30%, lepsze auto służbowe, więcej premii, ogromny zespół. No jak pracy nie zmienić? Zmieniam i nadchodzi koniec tej cudownej historii.

Brak chemii z zarządem kończy się rozmową o końcu współpracy. Szybkie spojrzenie na konto z oszczędnościami. Hmm, dam radę na jakieś 2 miesiące. Ale przecież ostatnio non stop byłem kupowany, długo nie będę bezrobotny. To co kiedyś mi schlebiało (walka o mnie na rynku) dziś stało się przekleństwem. Kiedy Ciebie chcą to nie przeszkadza im że jesteś podbierany innym, kiedy to ty szukasz pracy to słyszysz „za często pan odchodzi z pracy.” Frustrująca dwulicowość. Oszczędności z 2 miesięcy jako poduszka finansowa (choć nie temu miały służyć) muszą starczyć na 6 miesięcy (tyle trwa mój stan bezrobocia na stan dzisiejszy).

Czy są inne poduszki finansowe niż oszczędności? Są, korzystam z nich dziś. Debety. Obecnie by spłacić zadłużenie musiałbym oddać dwie pensję. Nie żyje już ponad stan, comiesięczna lista wydatków zaskakująco się zmniejsza. Przyjemna ale bolesna lekcja.

Warto oszczędzać, warto odkładać. Ale Panie Michale, warto nauczyć ludzi czym jest poduszka finansowa. Spisywanie miesięcznych wydatków w moim przypadku zmniejszyło miesięczne wydatki o kilkanaście procent. Mniej wydaje bo nie zarabiam? Tak, też. Ale widzę gdzie uciekały pieniądze z dużej pensji.

Wesołych świąt i bogatego zająca.

Odpowiedz

Barbara Kwiecień 18, 2014 o 22:08

Niestety muszę z przykrością stwierdzić, iż nie prowadzę własnego budżetu. Jest to spowodowane z kilku powodów:
– Nie jestem w tym systematyczna. Kiedyś próbowałam zapisywać dochody oraz wydatki, lecz często było tak, że mówiłam sobie: „Zrobię to jutro. Nie mam teraz czasu oraz ochoty”. To powodowało, iż w konsekwencji gubiłam rachunki lub je gdzieś „zapodziewałam” a także wymyślałam sto innych powodów, aby tego nie robić.
– Nie wiem jak to robić. Oczywiście w Internecie można znaleźć setki jeśli nie tysiące pomysłów, lecz ja nie potrafiłam dostosować czyiś pomysłów do swojego życia. Nigdy nie wiedziałam jak zliczać wszystkie kolumny, wydatki itp.
– Często bywało tak, iż kupiłam coś a mówiłam sobie: „Tego nie będę zliczała. To tylko kilka złotych” Robiłam tak, a później okazywało się, że rozeszła się spora część moich dochodów.
– Nikt z moich znajomych nie prowadzi budżetu i myślę, że w tym także leży mój problem, ponieważ skoro oni sobie bez niego radzą to ja też mogę. Tak myślałam do niedawna, lecz moje wydatki ostatnimi czasy przewyższyły dochody. Dlatego muszę się zabrać do tworzenie własnego budżetu, mimo, że będzie to trudne.

Ta książka bardzo by mi się przydała. Szanse na to, iż ja wygram są znikome, dlatego muszę szukać innych źródeł wiedzy. Super, że mogłam tutaj opisać swoje doświadczenia z tworzeniem budżetu. Jest to dla mnie dodatkowa motywacja. Może tym razem się uda? Oby tak. Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz

Agnes Kwiecień 18, 2014 o 23:13

Mam 25 lat. Budżet domowy prowadzę od stycznia tego roku. Nasze gospodarstwo domowe to ja i mój mąż (lub: mój mąż i ja).

Michale, zainspirowałam się twoimi bardzo szczegółowymi wpisami oraz poradami i stworzyłam swój własny arkusz, naturalnie dostosowany do naszej sytuacji i pod kątem naszych głównych wydatków. Jeden etat (mąż) plus umowa o dzieło co miesiąc (ja) plus różne dodatkowe zlecenia (ja) to nasze główne źródło przychodów. Wydajemy pieniądze na to, na co stać dość dobrze zarabiającego, ale umiejącego oszczędzać i zaplanować wydatki Polaka. Bez ekstrawagancji i szaleństw, ale też bez zaciskania pasa i robienia sobie wyrzutów z powodu zakupu malin (w lutym!) do naleśników z bitą śmietaną 😉 Nie mamy samochodu, ale nie potrzebujemy go. Wiesz co, naprawdę lubię wklepywać paragony do tabelki, patrzeć jak zapełniają się kolejne kolumny, a potem- analizować dane. Zajmuję się tym albo na bieżąco, albo raz na 3-4 dni i nie jest to dla mnie żaden problem.

Największym wyzwaniem (ale w sumie to duże słowo) było zachęcenie męża do współpracy, t.j.do zatrzymywania paragonów. Zakupy spożywcze najczęściej robi mąż, pozostałe- mnie więcej po równo. Początkowo był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, przekonywał mnie, że to strata czasu i nic z tego nie wynika. Poprosiłam, by paragony z zakupów odkładał do brązowego kuferka na szafce. Zapominał o tym na początku, a mnie było głupio terroryzować go za każdym razem banalnym pytaniem: A masz jakieś paragony? A ile zapłaciłeś za chleb? (bo nie dostaje paragonu na targu)… Ale jak pod koniec stycznia pokazałam mu tabelkę z wydatkami, a jeszcze lepiej- pod koniec lutego porównanie dwóch miesięcy to przejął się bardziej moją prośbą i dopilnowuje trzymania papierków, a kuferek sam się wypełnia i nikt nie nudzi o paragonach. Aha, mąż nie daje mi paragonów, jak kupuje mi jakieś prezenty, a jeśli np. w czasie większych zakupów kupuje mi paczkę suszonej żurawiny jako miniprezent to zamazuje cenę produktu i kwotę do zapłaty 🙂

Wydaje mi się, że kwestię oszczędzania i trzymania wydatków w ryzach mam nieźle opanowaną. Kolejnym ważnym krokiem jest dla mnie zdobycie większej wiedzy na temat inwestowania. Chciałabym też, co częściowo się udaje, przekazywać różne porady i wskazówki członkom swojej rodziny i znajomym. Właśnie przyszło mi do głowy, że jeśli oni też będą chcieli i potrafili zadbać o swoje finanse, to jeśli i my i oni wypracują sobie pewne rozwiązania, to przy połączeniu sił można zdziałać jeszcze więcej!

Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam Michał, wszystkiego Dobrego!

Odpowiedz

Iza Kwiecień 19, 2014 o 13:25

Nie prowadzę (jeszcze) budżetu domowego, bo zawsze wydawało mi się, że życie „tu i teraz” jest filozofią jedynie słuszną i taki „budżet domowy” jest jej zaprzeczeniem. Od jakiegoś czasu kwestie finansów skutecznie zaczęły zatruwać zarówno negowane wcześnie przeze mnie myślenie o tzw. „przyszłości”, jak i moją teraźniejszość. Ponadto zaczęły mnie one stresować bardziej niż myślałam, że kiedykolwiek byłyby do tego zdolne… Dla własnego komfortu i zdrowia – chciałabym się nauczyć dobrych nawyków, przeprosić z planowaniem, wyjść z długów i odzyskać kontrolę nad własnym portfelem. Do magicznej krainy „jutro” jednak ciągle za daleko…

Odpowiedz

damian Kwiecień 19, 2014 o 13:26

Nie prowadzę domowego budżetu bo drobnymi nie ma co zarządzać-szkoda zachodu. Lepiej pomyslec, gdzie zarobić i tanio jacht kupic, aby wyplynac z tego niesprzyjajacemu oszczedzaniu kraju :))

Odpowiedz

Przemysław Kwiecień 19, 2014 o 13:31

Prowadzę swój budżet domowy, ale mam problemy z usystematyzowaniem. Z jednej strony muszę opłacać wynajem mieszkania w Warszawie oraz studia zaoczne, z drugiej znowu wiem że jestem w stanie odłożyć sobie miesięcznie te 200-300 złotych. Problemem jest fakt że kosztuje mnie to wiele wyrzeczeń. Muszę zapomnieć o nowym ciuchu, o wyjściu ze znajomymi na kawę czy zrelaksowaniu się na basenie, ponieważ każda taka operacja ciągnie za sobą pewien koszt, który w ujęciu miesięcznym powoduje bilans zerowy. Na wypadek nieprzewidzianej sytuacji jak np. popsucie telefonu, pieniędzy zwyczajnie nie mam. Chciałbym dowiedzieć się w jaki sposób mogę odłożyć trochę grosza, nie obniżając już i tak niskiego poziomu życia, oraz w jaki sposób mogę w skali mikro zainwestować drobną kwotę, ot przykładowo 2000 złotych. Czy jedyne co mi zostało jako studentowi to wyjazd za granicę do pracy, czy może jest jakiś sposób aby zostać w tym kraju i dorobić się własnego samochodu i domku na prowincji? Pozdrawiam

Odpowiedz

Jacek Kwiecień 19, 2014 o 13:54

Na wstępie – z racji tego, że jest to mój pierwszy komentarz – chciałem Ci, drogi Michale, pogratulować bloga. Jestem Twoim regularnym czytelnikiem (choć to co tu piszę to mój pierwszy komentarz) od momentu, w którym pierwszy raz wszedłem na ten blog, a było to w dzień ogłoszenia wyników na Blog Roku. Gratuluję zarówno tematyki, jak i formy, w której piszesz swoje posty. Widać w nich pewien luz bez sztywnego języka, a jednocześnie pokazujesz jak bardzo się w cały temat angażujesz oraz jaką sprawia Ci to przyjemność. Naprawdę świetna sprawa.

Jeśli chodzi o pytanie konkursowe: tak prowadzę budżet domowy i największy problem mam z trzymaniem się planu, który sobie wyznaczam na początku miesiąca jeśli chodzi o wydatki oraz z zapisywaniem drobnych kwot, które zdarzają się często, a zwyczajnie zapominam ich wpisać do rubryki wydatki. Pierwsza kwestia to typowy brak dyscypliny. Na początku miesiąca staram się wyznaczać moje przedziały jeśli chodzi o wydatki i zwykle wykraczam poza górną granicę. Pomijając oczywiście wydatki stałe takie jak rachunki, w innych grupach wydatków głównie żywność i rozrywka wydaję więcej niż sobie założyłem na początku miesiąca, a powoduje to mniejsze oszczędności i zaburzenia we ‚wstępnym planie wydatków’ na kolejny miesiąc. Walczę z tym, i zauważam drobną poprawę, jednak do dyscypliny takiej, którą chcę osiągnąć jeszcze długa droga.
Co do tych drobnych kwot o których wspomniałem jako drugą problematyczną u mnie kwestię, to zwyczajnie po prostu zapominam, że kupiłem kawę z automatu, czy coś innego na szybko. Również idąc na bardzo drobne zakupu do osiedlowego sklepu kupując jakieś trzy rzeczy zapominam ile wydałem drobnych, a przyznaję, że nie mam nawyku brania każdego rachunku (chyba kolejna moja wada w prowadzeniu budżetu!). Rachunki owszem, zawsze zabieram kupując jakiś droższy sprzęt, czy robiąc większe zakupy, natomiast podczas malutkich zakupów, po prostu go nie biorę. Sprowadza się wszystko do tego, że raz wydam 2 zł, kolejny raz 4 zł i jeszcze tak 5 razy w ciągu miesiąca i 30 zł nagle się ulatnia.

To chyba dwa moje największe problemy przy prowadzeniu domowego budżetu. Całkiem możliwe, że jeszcze znalazłoby się kilka innych wad, ale te dwie zdecydowanie są największe i muszę je w przyszłości pokonać.

Pozdrawiam oraz życzę Wesołych Świąt, Tobie Michale oraz wszystkim Czytelnikom.

Odpowiedz

Wojciech Kwiecień 19, 2014 o 13:55

Swoje wydatki spisuje zaledwie od kilku miesięcy, ale bywa to jeszcze obarczone błędami – szczególnie gdy gdzieś wyjeżdżam na kilka dni. Aktualnie już kończę studia i za kilka miesięcy zderzę się z prawdziwym życiem. Bardzo chcę wrócić do rodzinnego miasta, gdzie zarobki nie należą do wysokich – takie odpowiednie planowanie budżetu z pewnością mi się przyda.

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 19, 2014 o 14:19

Właściwie to ciężko powiedzieć, czy prowadzę domowy budżet… Chyba jestem gdzieś w połowie osi między „tak” i „nie”. Albo inaczej: pozwalam budżetowi prowadzić się samemu.

Wielokrotnie podchodziłem do prowadzenia budżetu, ale zawsze hamowało mnie lenistwo. Pod różnymi postaciami: nie znosiłem gromadzenia kwitków i paragonów. Nigdy nie nosiłem ze sobą notesów, kajecików itp. Do domu często wracałem późno, a następnego dnia ciężko z pamięci było odtworzyć, na co wydałem pieniądze. Poza tym, nie znoszę nadmiaru papierów – wolę elektroniczne narzędzia, a tych nie chciało mi się tworzyć w Excelu (innych nie znałem).

W sukurs przyszedł mi nowy system mBanku. Na dzień dobry skategoryzował mi setki transakcji i pokazał kilka różnych zestawień i wykresów i spodobało mi się! Ostatnio staram się wykorzystywać go w dodatkowym stopniu. Mam ustawione budżety na poszczególne kategorie wydatków, a reguły kategoryzacji nauczyły się już, gdzie robię zakupy. Największym wyzwaniem było początkowo ustalenie kwot budżetów tak, by były wąskie, ale sensowne. Gdy to się powiodło, największym wyzwaniem stało się regularne zaglądanie do systemu, żeby wiedzieć, na jakim etapie realizacji budżetu jestem. To też się udało dzięki wyrobieniu w sobie nawyku. Teraz największy problem stanowi dla mnie ograniczanie niepotrzebnych wydatków. Zacząłem to robić przez uruchomienie usługi mSaver, która każdą wydaną kwotę „dopełnia” do 10zł i różnicę przelewa na konto oszczędnościowe oraz dzięki automatycznym, stałym przelewom na konta celowe (mam na przykład konto „wakacje”, na które przelewam co miesiąc kwotę 250zł). W ten sposób sporo pieniędzy „znika” z konta rozliczeniowego, szybciej budząc we mnie poczucie konieczności pilnowania wydatków.

Wyzwaniem na dziś jest dalsze ograniczenie wydatków oraz rozpisanie budżetów na mniejsze części, mniejsze kategorie: np. zamiast odkładania 250zł na wakacje, chciałbym odkładać powiedzmy 100zł na bilet na wakacje, 100zł na jedzenie na wakacjach i 50zł na zachcianki/przyjemności.

Przydałoby mi się też więcej planowania i stałości wydatków, bo obecnie mam dużą rozbieżność w wydatkach w każdej kategorii. Np. na jedzenie poza domem wydaję w jednym miesiącu 50% budżetu, a w kolejnym 125%. Podobnie jest z zakupami na jedzenie i większością „typowych” wydatków. Chciałbym znaleźć przyczynę tego, jakoś to uśrednić i zbudować strukturę stabilną, której sam będę mógł zaufać.

Odpowiedz

Marek Kwiecień 19, 2014 o 14:41

Prowadzę budżet domowy. Na początku wydawało mi się to skomplikowane, przede wszystkim sama kwestia zbierania paragonów i spisywania wydatków. Niejednokrotnie przy pierwszych próbach byłem zły, nie wiedziałem co do jakiej kategorii zaliczyć, żeby nie było ich za dużo, a jednocześnie, żeby było jasne, na jakie kategorie wydatków są pożytkowane pieniądze. W końcu znalazłem motywację – założyliśmy sobie wspólne konto z dziewczyną. Wcześniej płaciliśmy na przemian, albo jakoś się rozliczaliśmy, ale z tym było jeszcze więcej zachodu niż z budżetem. Stwierdziliśmy, że wspólne konto na nasze wspólne wydatki będzie idealne. No ale nic to nie da, jeśli nie będziemy znali naszych kosztów i nie będziemy wiedzieli ile musimy mieć pieniędzy, aby starczyło na comiesięczne wydatki. Wziąłem się w garść i spisywałem wszystko dokładnie. Paragony z całego dnia zawsze były wieczorem wprowadzane do systemu, aby nic nie umknęło. Kilka razy modyfikowaliśmy naszego excela, aż doszliśmy do idealnego rozpisania dla naszych warunków. Po kilku miesiącach już wiemy ile pieniędzy wydajemy co miesiąc, wiemy więc ile pieniędzy musi pójść z wypłat na konto wspólne. Pozostałą kwotą każdy sobie dysponuje jak mu się podoba i dzięki temu nie ma żadnych kłótni, ani też nie zostaje ‚zbyt dużo miesiąca na koniec pieniędzy’ 😉 Pozdrawiam wszystkich i Wesołego Alleluja!

Odpowiedz

Sebastian Kwiecień 19, 2014 o 14:45

Jestem młodym człowiekiem, tegorocznym maturzystą.
Pomimo wieku, wspólnie z moją matką staram się prowadzić budżet domowy. Jest to wielkie wyzwanie, ponieważ moja rodzina wpadła kilka lat temu w problemy finansowe.
Musiałem mimo to zachować zimną krew i dobrze zorganizować wszystko od kuchni w kwestiach finansów domowych: przychody, rozchody, oszczędności, plan i rejestr każdego przepływu pieniędzy.
Bardzo pomocny jest w tym arkusz kalkulacyjny Excel i system bankowości elektronicznej (w moim przypadku BZWBK24). Z każdego miejsca mogę korekty w zapiskach czy też opłacić rachunek za media.

Miewałem niekiedy chwile zwątpienia, czy to naprawdę się opłaca. Teraz wiem, że rozsądne „panowanie” nad pieniędzmi daje nam chociażby to, że możemy spać spokojnie.

Uważam, że jest to doskonała, aczkolwiek trochę brutalna i szybka lekcja dorosłego życia. Wiele można jednak wysnuć z niej wniosków, by samemu żyć w wielkim spokoju ducha.

W całej tej sytuacji bardzo przydatne były z pewnością Twoje artykuły Michale 🙂
Organizacja budżetu domowego, czy też podcast o pracy dodatkowej dały mi tego niesamowitego „kopa”, by iść dalej przed siebie. Muszę pochwalić się sporymi oszczędnościami; wystarczającymi, by mieć zapewniony start na studia (oczywiście na kierunku finansowo-ekonomicznym).

Pozdrawiam, Sebastian 🙂

Odpowiedz

Izabela Kwiecień 19, 2014 o 14:46

Ja chyba już własny rekord pobiłam w zaczynaniu pisania domowego budżetu, a potem… przestawaniu tego robić 😉

Ogólnie baardzo chciałabym to robić. Dlatego zaczynałam. Dlaczego nie kontynuowałam? Po pierwsze – mam wrażenie, że moja doba jest krótsza o 24 h 🙂 Opiekuję się dwójką maluszków w domu i aktualnie jestem tzn. kurą domową na pełen etat. Staram się powiązać to zadanie nie tylko ze zwykłymi czynnościami domowymi, ale także przez moje odpowiednie gospodarowanie środkami, czasem i sobą – jakoś poprawić i „podnieść” naszą sytuację materialną. Miesięczne wydatki, dbanie o dobre lokowanie pieniędzy, szukanie ofert na których możemy zarobić… Oczywiście jako młode małżeństwo mamy na głowie kredyt mieszkaniowy, więc i spore obciążenia. Nie mówiąc już o wspomnianej dwójce dzieci – skarbonek bez dna 😉

I właśnie w moim arcy napiętym harmonogramie dnia umieszczam sobie pisanie budżetu domowego. Ale wystarczy taka np. choroba jednego dziecka, a już nie daj boże dwójki, by moje pisanie budżetu odleciało w niebyt. Oczywiście chcę do niego wrócić, ale już jest środek miesiąca, więc się nie opłaca, albo zgubiłam paragony, albo inne tego typu wymówki.

Do tego dochodzę do wniosku, że mój budżet nie był najlepiej skonstruowany, moje spisywane wydatki zbyt rozbudowane, a tym samym zajmujące zbyt dużo czasu.

Mam aspiracje do tego, by zadbać o budżet, by zacząć zarabiać nawet, jak aktualnie nie chodzę do pracy – zarabiać poczynając od mojego centrum wszechświata, czyli DOMU.

Dlatego właśnie z wielką chęcią przeczytałabym książkę p. Marcina. Może w niej znalazłabym wskazówki, jak mogę to osiągnąć 🙂
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Beata Kwiecień 19, 2014 o 15:05

Ja nie prowadzę domowego budżetu, ponieważ jest to dla mnie czarna magia. Niejednokrotnie próbowałam się za to zabrać, ale podstawowa przeszkodą jest dla mnie to, że moje dochody są skrajnie nieregularne. Prowadzę własną niewielką działalność i kompletnie nie ogarniam finansów, zarówno domowych jak i firmowych. Dlatego też moja sytuacja chyli się ku katastrofie. Jakiś czas temu zaczęłam czytać Twojego bloga, ale problemy jakie się u mnie nawarstwiają, powodują, że nawet nie wiem od czego zacząć. Może przeczytanie tej książki mi w tym pomoże. Uwielbiam swoją prace i mam naprawdę sporo klientów, ale coraz mniej sił żeby to kontynuować, bo wciąż tonę w długach i ciężko mi związać koniec z końcem

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 19, 2014 o 15:37

Przeczytałem Michale Twoje pytanie „dlaczego nie prowadzisz budżetu domowego” i spędziłem około 15 minut patrząc w okno i rozmyślając nad odpowiedzią. I nie udało mi się wymyślić jednoznacznej odpowiedzi.

Jestem jeszcze studentem i jak dużą część z nas, nie muszę martwić się o pieniądze ponieważ studia opłacają rodzice. Dostaję określoną ilość pieniędzy na opłatę mieszkania oraz na każdy dzień tygodnia. Zastanawiam się jednak, czy to nie jest właśnie głównym powodem tego, że nie prowadzę może nie budżetu domowego, ale swego rodzaju „kontroli nad moimi finansami (nazywał bym to bardziej budżet studencki)”.

Po dość długiej „rozkminie” dochodzę do wniosku, że powodem tego jest lenistwo, obawa przed brakiem systematyczności (coś w rodzaju słomianego zapału) i jeszcze pewna cecha, nie wiem jak to nazwać, coś w stylu „niekontrolowania wydatków podczas imprez bądź spotkań w gronie znajomych”. Wiadomo, na imprezę student idzie się pobawić, więc do lepszej zabawy dla większości z nas potrzebny jest alkohol, co wiąże się z pieniędzmi. Nie biorąc pod uwagę faktu sytuacji na imprezie „O stary jak ja Cie dawno nie widziałem, dawaj do baru…” no i każdy z nas wie jak nasze wspaniałe banknoty zamieniamy w kieliszki wiadomego trunku.

Ja jako tako staram się jeszcze panować nad moimi finansami, nie lubię wydawać pieniędzy na „głupoty”, lecz zastanawia mnie fakt odnośnie wydatków części z moich znajomych. Wielu z nich wyjeżdża na wakacje na zarobek i przywozi różne sumy pieniędzy. Najlepsze jest to, że bez znaczenia czy ktoś zarobił 5 , 8, 10 czy 15 tyś i tak 90% z nich z końcem maja mówi „co ja zrobiłem z tymi pieniędzmi, zostało mi ostatnie 100/200 zł”. Wydaje mi się, że znajomość jakiekolwiek oszczędzania i panowania nad budżetem jest im zupełnie obca.

Powodem tego jest zapewne „Po co oszczędzać (kontrolować finanse), skoro tyle zarobiłem, mogę sobie pozwolić teraz na trochę luzu”. No i tak sobie studencik żyje jak król pół roku, a drugie pół przychodzi gorycz i zaciskanie pasa.
Nie wiem czy w ogóle będzie Ci się chciało Michale czytać ten komentarz, przepraszam za jego długość, miał być co najmniej 2x krótszy , ale z każdym słowem do głowy przychodziły mi kolejne myśli. Nie wiem czy odpowiedź jest ściśle związana z konkursem, ale pomyślałem że temat budżetu i oszczędzania studenta byłby bardzo ciekawy, pomocny i potrzebny wielu osobom. Jeśli miałbyś ochotę napisać swoją opinie (artykuł) jak poradzić sobie z finansami okiem studenta byłbym wdzięczny. (chyba że artykuł taki już istnieje i go przeoczyłem to przepraszam  )

Jeśli chciałbyś jakiejś pomocy czy mojego zdania odnośnie finansów „okien studenta” to służę pomocą, z chęcią napisze co o tym myślę. Koniec tego „krótkiego komentarza” na dziś, gratuluję bloga i do usłyszenia! 

Odpowiedz

Sylwia Kwiecień 19, 2014 o 15:54

Wciąż nie prowadzę budżetu domowego, ale cały czas przygotowuję się do tego zadania. Zainstalowałam Excela na komputerze, przejrzałam polecane aplikacje, zbieram i segreguję paragony, rachunki i wszystko to robię na 2 gospodarstwa jednocześnie. Tylko jakoś nie mogę tego wszystkiego poskładać do kupy 😉 Być może dlatego, że jestem pedantką i boję się, że kiedy zacznę to utonę w drobiazgach. A może dlatego, że nie chcę naprawdę wiedzieć na co wydaję pieniądze, bo będę musiała ograniczyć się wtedy. Albo po prostu zostałam ofiarą prokrastynacji… Sama już nie wiem dlaczego tego nie robię. Wiem jednak, że wciąż jest to na mojej „to do list” 😀

Odpowiedz

Meg Kwiecień 19, 2014 o 16:00

Nie prowadzę jeszcze budżetu domowego, ale mam zamiar zacząć. ..Problem niestety jest w mojej głowie i negatywnym stosunku do pieniędzy. Wszystko co się z nimi wiążę jakoś odkładam…Okazało się że mam pewnie przekonania, które wyniosłam z domu i cały czas pracują w podświadomości…udało mi się do tego dotrzeć robiąc porządki w swoim życiu. Choć mam bardzo dobre wykształcenie, różne umiejętności, które dostrzegają otaczający ludzie mam problem z zarabianiem pieniędzy i wydawaniem ich. Jest to potwornie uciążliwe i frustrujące. Liczę że praca nad sobą i pogłębienie wiedzy z dziedziny finansów pozwoli mi stanąć na nogi i zadbać o swoją przyszłość. Bardzo chętnie przeczytam książkę i małymi kroczkami będę iść do przodu swoją drogą do niezalezności finansowej. Może więcej osób ma taki problem jak ja tylko nie zdaje sobie z tego sprawy. Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt:)

Odpowiedz

Krzys Kwiecień 19, 2014 o 16:14

Nadal jeszcze nie prowadzę budżetu domowego.
Teorię znam, idea jest słuszna, oczekiwane profity jak najbardziej.

Dlaczego w takim razie jeszcze tego nie robię?

Wielokrotnie czytając tego bloga, jak również inne poruszające tę tematykę, zadawałem sobie to pytanie.

Najczęściej tłumaczę sobie to w ten sposób: nie muszę tego robić.

Od lat udaje mi się utrzymać przewagę dochodów nad wydatkami. Cały czas też oszczędzam. Tempo nie jest zadowalające i wizja wolności finansowej nadal odległa, jednak przecież coraz bliższa.

Co więcej? Mimo wzrostu dochodów w kolejnych latach nie przełożyło się to na jakąś wyraźną inflację kosztów życia.
Jeżdżę tym samym autem, ubieram się podobnie jak kiedyś, może trochę więcej wydaję na żywność, ale to świadoma inwestycja w zdrowie oraz jakość życia – bo ostatecznie jesteś tym co jesz.

Kolejne wytłumaczenie dla nie prowadzenia budżetu domowego to brak czasu. Jest to jednak bzdura. Podawane na tym blogu przykłady wyraźnie dowodzą, że całość można przecież praktycznie zautomatyzować i zminimalizować nakład czasu na tę czynność.

Inne wymówki… Nie mam smartfona (jeden z przejawów panowania nad wydatkami i nie wpadania w przesadną konsumpcję), a przecież gdybym takie cudeńko posiadał to na pewno bym na bieżąco prowadził budżet i zapisywał każdy wydatek ad hoc. To jednak tylko kolejna wymówka, wystarczy przecież zwykły Excel i chwila przed komputerem.

Jeszcze raz: dlaczego nie robię czegoś co pozwoli mi potencjalnie zmniejszyć wydatki i zwiększyć ilość inwestycji oraz oszczędności? Dlaczego nie działam racjonalnie?

Tak sobie myślę, że książka w sprawie, której piszę ten komentarz da mi odpowiedź.

pozdrawiam gorąco 🙂

Odpowiedz

Sylwia Kwiecień 19, 2014 o 16:16

OMG! Już po wysłaniu komentarza chciałam poczytać co inni piszą i jakie mają wymówki, ale tego jest tyle, że nie ma szans, żebym przebrnęła. Życzę Wam anielskiej cierpliwości :D!

Odpowiedz

Marek Kwiecień 19, 2014 o 16:24

Na wstępie zaznaczę, że jest to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu Michale i w tym miejscu chciałbym Ci podziękować za pracę, którą wkładasz w prowadzenie tego blogu! Muszę powiedzie, że trafiłem na Twój blog ok miesiąca temu i naprawdę podoba mi się sposób w jaki prezentujesz tematykę związaną z oszczędzaniem oraz finansami osobistymi. Potrafisz zarazić pozytywną energią, oraz pokazać, że można coś zrobić i nie koniecznie trzeba do tego zdolności radzenia sobie z finansami rodem z wall street:)

Przechodząc do już do części właściwej. Mam 25 lat i w obecnym momencie nie jeszcze nie prowadzę swojej domowego budżetu (aczkolwiek zakładam zmianę w niedalekiej przyszłości o czym za chwilę). Dlaczego? Obecnie mieszkam z rodzicami, pracuje oraz kończę studia tak więc za bardzo nie mam możliwości :). Pieniądze, które zarobię staram się natomiast odłożyć z kilku względów. W niedalekiej przyszłości mam zamiar się oświadczyć (wybranka już jest! 🙂 ), a co za tym idzie pieniądze będą mi jak najbardziej potrzebne na wszystkie sprawy z tym związane. Wiadomo również, że taka decyzja wiąże się ze znalezieniem lokum dla młodej pary, a to kolejne wydatki (nawiasem mówiąc z tego też właśnie powodu trafiłem na Twój blog).
Mam nadzieję, że w przyszłości planując mój budżet domowy będę mógł w praktyce wykorzystać informacje zawarte na Twoim blogu.
Pozdrawiam Wszystkich oraz życzę wesołych świąt!

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 19, 2014 o 16:28

Witam, Zacząłem sumiennie prowadzić rozpiskę od nowego roku. Wcześniej robiłem to sporadycznie, raz mi się chciało, raz nie chciało, tylko zierałem paragpny np przez 3 miesiące, a gdy miałem usiąść i je powprowadzać do excela, bo portfeł się już nie zamykał, to ogarniała mnie niechęć i robiłem to na odczepnego. Wraz z Nowym Rokiem postanowiłem być sumienny i odpowiedzialny za swoje finanse. Każdego dnia (jeśli tylko dokonywałem jakiś transakcji) siadałem i wprowadzałem swoje wydatki. I co się okazało? poświęcenie ok 3 minut dziennie, to małe piwko w porównaniu ze stertą rachunków i rozpisywaniem tego przez 4 godziny. Co więcej, weszło mi już to w krew i świetnie się z tym czuję. Pod koniec marca byłem w Wawie na MMI i tam przerabiałem wiedzę zdobytą z ksiażki „Bogaty albo biedny, po prostu różni mentalnie” T.H. Ekera. I tutaj zaczął się problem. Okazało się, że na swoje potrzeby wydaję 98% zarobionych netto pieniędzy. Normalnie załamka. Marnym pocieszeniem było to, że choć teraz mam niższe dochody niż przed 3 laty, to wtedy każdego miesiaca byłem zadłużony. KAŻDEGO!!! Nie było miesiąca, żebym nie musiał iść pożyczyć pieniędzy. Kiedy uświadomiłem sobie, że to moje ciągłe pożyczanie to nawyk, który jest jak narkotyk, postanowiłem to wreszcie skończyć. Teraz przynajmniej już się nie zadłużam, ale nie wiele mi pozostaje z pensji. Moim problemem jest to, że choć na MMI dosiedziałem się jak mam rozdysponować swoje pieniądze, to nie wiem jak to mam zrobić, gdy przychodzą takie wydatki jak: a to naprawa auta ok 1500zł, a to trzeba kupić opał na zimę (4500zł), a to remont w domu trzeba zrobić – już nawet nie potrafię policzyć tego kosztu, bo cały dom jest do remontu. Zaś do dyspozycji mam pensję w wysokości 2070zł. Tego nie da się dzielić? Przeraża mnie też fakt, że emerytura z ZUSu za 33 lata (o ile dożyję) to będą to ochłapy dla konia, więc trzeba będzie jeszcze coś z tego wygospodarować na starsze lata. Coż cieżki orzech do zgryzienia, i jak go rozbić bez użycia młotka?

Odpowiedz

ewatop Kwiecień 19, 2014 o 16:33

Michale,
no dobra,
przypomnienie na FB, że to już dzisiaj koniec konkursu zmobilizował mnie 🙂
nie jestem mocna w pisaniu, no ale też chcę zawalczyć więc napiszę 😉

spisywanie paragonów zaczęłam w stycznia 2014, pomyślałam że to fajna data, początek roku 🙂 spisywałam, nie w exelu ale w specjalnie do tego zakupionym kalendarzu. Jednak nie jest to takie proste, zniechęciła mnie konieczność analizowania paragonów tzn. że ten paragon ze sklepu musiałam rozkładać na „czynniki pierwsze” tzn. artykuły spożywcze, chemiczne, alkohol, części do samochodu, paliwo, kosmetyki. Przyznaje że ta analiza mnie zniechęciła i jeszcze to, że po spisywaniu całego miesiąca nie wiedziała co z tymi danymi zrobić, tzn. co powinnam zmienić jak to analizować itp. Teraz mam przerwę w spisywaniu, ale nawyk gromadzenia paragonów pozostał, przez co mój portfel jest wypełniony po brzegi tymi karteczkami…Zbieram się żeby znów wrócić do spisywania, ale najpierw muszę postawić sobie jakiś cel, czemu na to wszystko służyć.

Odpowiedz

Mariola Kwiecień 19, 2014 o 16:48

Prowadzę budżet domowy od momentu kiedy poszłam na swoje i urodziłam córeczkę. W domu rodzinnym moja mama nigdy nie prowadziła żadnego budżetu i mino iż pracował tylko mój tata i dochody miał bardzo niskie nigdy niczego nam nie brakowało. nie mogłam mieć tego co chciałam to zawsze to co było potrzebne to było. Moi rodzice wyznawali zasadę że jak chcesz coś mieć to najpierw na to odłóż. Sama nie wiem skąd u mnie nagle pojawiła się myśl aby prowadzić budżet, przecież wtedy mój partner miał bardzo dobre dochody. Niestety nasz związek się rozpadł zostałam sama z dwójką dzieci i bardzo niskimi dochodami, krótko potem założyłam rodzinę i urodziłam kolejne dwoje dzieci i nadal nie pracowałam a mój mąż zarabiał najniższą krajową. Wtedy właśnie pomogło mi to że nadal prowadziłam zeszyciki przychodów i rozchodów. Dzięki temu wiedziałam kiedy trzeba zacisnąć pasa a kiedy można sobie na coś pozwolić. Wprawdzie moje budżety staram się udoskonalać z roku na rok to i tak nadal daleko im do ideału. Obserwując wielu moich znajomych którzy mają 1 lub 2 dzieci i razem pracują i ciągle narzekają że nie wystarcza im do następnej wypłaty,to ja wiem że dzięki temu że prowadzę mój budżet jestem w stanie wyżyć za naprawdę małe pieniądze i zapewniam, że to naprawdę pomaga. Owszem był czas gdy wpadliśmy w długi, ale poradziliśmy sobie z nimi, a dziś odkładam małe sumy i okazuje się że bez nich też daje się wyżyć, ale niestety nie mogę zbudować solidnego zabezpieczenia bo ciągle coś wyskakuje niespodziewanego ale dzięki temu, że odkładam małe kwoty to nie muszę się już zapożyczać gdy jest nagły niespodziewany wydatek. Już dawno chciałam podjąć pracę, ale niestety jestem osobą niepełnosprawną i mam trudności po drugie wszędzie szukają młodych a ja jestem już po czterdziestce. Zarządzam finansami tak dobrze, że mój małżonek uczestniczy w decydowaniu tylko o bardzo poważnych wydatkach. Pozdrawiam wszystkich i życzę Spokojnych Świąt 🙂

Odpowiedz

Radek Kwiecień 19, 2014 o 16:48

Nie prowadzę budżetu domowego….jeszcze 🙂
Jeśli nie prowadzisz jeszcze budżetu domowego: opisz, co Cię przed tym powstrzymuje? Dlaczego tego nie robisz? Co jest największą przeszkodą?
Prowadzę za to budżet firmowy – nie wliczając w to kosztów życia. Mam jedynie określoną całościową pulę wydatków stałych( prąd, tel, net, czynsz, zus itp ).
Dlaczego więc nie prowadzę? Ciężko określić – zapracowanie połączone z lenistwem w każdej wolnej chwili( z którym staram się walczyć), konsumpcyjny tryb życia naszej rodziny(żona i córka) i nie podliczanie kwoty wydatków daje nam pozorny spokój że wszystko jest OK…. A wcale nie jest- wciąż na coś brakuje.
2 karty kredytowe, linia w rachunku bankowym co miesiąc „zjada” około 300 zł odsetek- dopiero ostatnio to podliczyłem i próbuje coś z tym zrobić. Przydałaby mi się książka która pomożemi osiągnąć niezależność finansową i uwolni od ciągłego strachu o przyszłość.
Pozdrawiam serdecznie.
Życzę Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Odpowiedz

Mateusz Kwiecień 19, 2014 o 16:48

Mam na imię Mateusz, mam 26 lat. Budżet domowy prowadzę dopiero od kilku miesięcy. Pomimo, że od dawna nosiłem się z zamiarem uporządkowania swoich finansów, to długo nie mogłem się przemóc by zrobić ten pierwszy krok. Było to spowodowane różnymi czynnikami, z których najważniejszym był chyba strach. Bałem się przyznać przed samym sobą ile pieniędzy marnuję na zupełnie niepotrzebne rzeczy. Aby plan prowadzenia przychodów i wydatków był rzetelny, trzeba było wyrobić w sobie również nawyk zbierania wszystkich paragonów, co przyznam też nie było na początku takie proste. Dziś robię to już automatycznie i nawet się nad tym nie zastanawiam. Prowadzenie budżetu domowego jest o tyle istotne, ponieważ pozwala wyrobić w sobie szeroko rozumianą ŚWIADOMOŚĆ FINANSOWĄ. W tym momencie zawsze przywołuję pewne wspomnienie z dzieciństwa. Otóż gdy byłem małym chłopcem strasznie wkurzało mnie kiedy mój ojciec i dziadek chodzili za mną napominając, bym gasił światło w pokoju gdy wychodzę na dłużej, czy też nie mył zębów pod bieżącą wodą, itd. Wówczas na tego typu uwagi reagowałem buńczucznym grymasem twarzy, uważając to za objaw niezdrowego wyrachowania. Dziś jak wspominam te czasy, to sam łapię się na tym, że postępuję dokładnie tak samo jak mój ojciec czy dziadek 🙂 Teraz już wiem, że oszczędzanie mam we krwi. Potrzebowałem jedynie momentu zwrotnego, pewnego drogowskazu, który pchnie mnie w tym właśnie kierunku, w kierunku racjonalnego, przemyślanego gospodarowania swoimi finansami. Tym drogowskazem był niewątpliwie Twój blog Michale, za co serdecznie Ci dziękuję. Trwaj dalej w tym co robisz bo to naprawdę kawał dobrej roboty. Jednocześnie mam świadomość tego, że jeszcze wiele muszę się uczyć, dlatego wciąż będę sięgał do lektury Twojego bloga oraz wszelkiej wartościowej literatury związanej z tematyką finansów. A myślę, że polecana przez Ciebie książka „Jak zadbać o własne finanse?” autorstwa Marcina Iwucia, niewątpliwie do niej należy. Pozdrawiam!

Odpowiedz

simao Kwiecień 19, 2014 o 16:50

Nie chcę zwalać na determinizm i tym podobne sprawy, ale wydaje mi się, że jest kwestia doświadczeń jest w tym wypadku bardzo istotna. Nie znam ludzi, którzy to robią, którym się udało. Czytam o takich ludziach i serce rośnie, ale kiedy nie znam takiej osoby, sami wiecie, zawsze jest jakieś „zagrożenie”… a może to ściema?
Trudno jest zmienić przyzwyczajenia w których długo tkwimy. Do których bardzo się przywiązaliśmy. Mi trudno jest zacząć prowadzić budżet, bo nie wiem z czym to się je, bo moi rodzice, znajomi nigdy tego nie robili, bo to co nieznane wydaje się… złe.
Z drugiej strony, ze swojej wiedzy dotyczącej innych aspektów życia wiem już dobrze, że trzeba spróbować i poznać, aby móc ocenić. Jestem już na tym etapie, że bardzo chciałbym tego spróbować. Sądzę, że wygrana książki w konkursie będzie dla mnie wyzwaniem, tak jakbym usłyszał od losu: „Gościu, teraz już nie masz wyboru. Ogarnij budżet, a wyjdzie Ci to tylko na dobre!”
Czego sobie serdecznie życzę 😉
Pozdrawiam,
Szymon

Odpowiedz

Dariusz Kwiecień 19, 2014 o 16:54

Prowadzenie budżetu pokazuje dopiero jak dużo człowiek wydaje na drobne, czasem nieprzemyślane i niepotrzebne zakupy. To podstawowy krok do oszczędzania. Bez systematycznego i skrupulatnego prowadzenia domowego spisu przychodów i rozchodów człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie jak sporo czasami jesteśmy w stanie zaoszczędzić. Forma graficzna (wykres) lub kwoty jakie nam się pojawią dają do myślenia. Polecam każdemu i zachęcam do prowadzenia budżetu. Razem z żoną prowadzimy budżet od około roku. Na początku przeraziłem się jak małe kwoty na drobne zakupy potrafią uzbierać się w pokaźną sumkę. Do oszczędzania jest jeszcze potrzeba samodyscypliny i zaparcia. Człowiek czasami nie potrafi sobie odmówić przyjemności. Jednak przy prowadzeniu budżetu i po układaniu swoich wydatków jesteśmy w stanie odłożyć większą kwotę pieniędzy. Nasz budżet prowadzimy w dosyć rozbudowanym pliku exela. Niestety tak to już jest na tym świecie że wynagradzani jesteśmy za ciężką pracę. Dlatego zbieramy paragony i zapisujemy nawet najdrobniejsze wydatki. Z czasem to już wpadnie w nawyk. A poświęcony czas początkowo wydaje się zbyt długi na to wszystko. Jest to tylko złudzenie 15 min wieczorkiem i mamy wszystko na bieżąco pouzupełniane.

Odpowiedz

magda Kwiecień 19, 2014 o 16:54

jak dużo komentarzy – przyznam Michale że będziesz mieć problem aby wybrać 10 najciekawszych odpowiedzi 🙂 Ja także napiszę odpowiedź na drugie pytanie, ponieważ prowadzę budżet domowy.
Dla mnie największym problemem było przewidywanie wpływów w danym miesiącu – prowadzimy działalności gospodarcze i bardzo trudno jest przewidzieć ile w danym miesiącu zarobimy (bo może to być dużo, średnio albo wcale – albo co jeszcze gorsza – możemy mieć straty…). Spisywanie kosztów wychodzi mi dużo lepiej – a bardzo pomaga mi płacenie za wszystko kartą debetową – nie muszę notować wydawanych pieniędzy a aplikacja banku sama grupuje mi poszczególne koszty 🙂 wiadomo że nie zawsze da się płacić kartą – ale płatności gotówkowych mam na tyle mało, że ich spisywanie nie sprawia mi kłopotu i nie wymaga poświęcenia dużej ilości czasu. Jestem bardzo ciekawa książki, zapowiada się ciekawie.

Odpowiedz

karolina Kwiecień 19, 2014 o 17:00

prowadzę budżet kalendarzowy, tzn każdego dnia zapisuję każdą wydaną kwote i na tym koniec, nie podsumowuję tego tygodniowo ani miesięcznie i to mnie gubi. nie dzielę też wydatków na kategorie by wyróżnić rzeczy ważne od blahostek na których na pewno polegam, bo na co kolejna rzecz w domu skoro nawet jej nie wykorzystuję.
i.

Odpowiedz

Tomek Kwiecień 19, 2014 o 17:55

Prowadzę budżet domowy od około dwóch lat. Największym problemem, zwłaszcza na początku, było dla mnie ogarnięcie w jakiś sensowny sposób stanu wszystkich moich kont, a takżę systematyczne spisywanie wydatków. Dodam tylko, że kont mam na prawdę sporo, bo jestem typowym „wyjadaczem wisienek” 🙂 Z różnych banków biorę to co mają najlepsze, np. oprocentowanie kont oszczędnościowych/lokat, karty kredytowe (zbieranie punktów na loty WizzAirem), programy typu moneyback czy róznego rodzaju inne promocje (np. banku BZ WBK, o której Michał pisał na tym blogu :)).

Z pomocą w ogarnięciu tego wszystkiego przyszła mi technologia 🙂 Od około roku korzystam z aplikacji Cash Droid, która dostępna jest na smartfony. Odkąd jej używam mam motywację do spisywania każdego wydatku, bo wystarczy na to kilka kliknięć w telefonie. Dzięki temu mam na bieżąco pełny obraz swoich finansów, a także możliwość wyszukania konkretnego wydatku i możliwość wprowadzenia i śledzenia transferów między rachunkami. Dodatkowo, każdy wydatek można przypisać do konkretnej kategorii, projektu, a także dodać płatności cykliczne. Na koniec miesiąca biorę telefon, odpalam Excela i spisuje sumę wydatków z każdej kategorii. Dzięki temu mam fajne podsumowanie ile wydałem w każdej kategorii w każdym miesiącu. Proces można by pewnie jeszcze bardziej zautomatyzować, np. poprzez eksport bazy danych z Cash Droid do pliku csv, który później za pomocą makra można by przerobić na jakiś ładny raport w Excelu. Ja na razie robię to ręcznie i też jest dobrze 😉

Na koniec dodam tylko, że jeszcze nie zdarzyła mi się operacja finansowa na moich kontach (a na prawdę robię ich sporo), której nie mógłbym „zaksięgować” w tej aplikacji. Sprawdza się ona nawet przy wyjazdach zagranicznych i dokonywaniu płatności w innych walutach.

PS. Powyższe może brzmieć jak reklama, więc dodam tylko, że nie jestem twórcą tej aplikacji. Jest ona po prostu bardzo dobra, więc szczerze ją wszystkim polecam 🙂

Odpowiedz

Roch Kwiecień 19, 2014 o 17:57

Porządkujemy nasze finanse już drugi miesiąc. Skorzystaliśmy z rad jakie zawarłeś, Michale, w artykule „Prosty budżet domowy”. Niestety w naszym przypadku o zwycięstwie trudno na razie mówić 🙁 Spisywanie wszystkich wydatków to najłatwiejsza rzecz. Trochę trudniej jest je kategoryzować, szczególnie, że moja kochana żona nie lubi się rozdrabniać i jeszcze chwilę zejdzie nam na uzgodnieniu finalnego zestawienia.
Po rzeczonych dwóch miesiącach jesteśmy już w miarę pewni ile wydajemy i chcemy wydawać na poszczególne dobra. Problemem staje się to, że nasz budżet ledwo się dopina. W ostatnim czasie przytrafiło nam się też parę wydatków, których nie sposób było ująć w prognozach (np. choroba zwierzaka). Wobec braku funduszu na nagłe wydatki musimy szukać pieniędzy gdzie indziej, co niestety czasami prowadzi do ostrej wymiany zdań, bo często mamy inne pomysły.
Podobnie jest z funduszem wydatków nieregularnych. W teorii wszystko jest proste, ale problemy pojawiają się, kiedy wydatki nie rozkładają się równomiernie w czasie i nie jesteśmy w stanie mieć już zebranych środków na tu i teraz.
Mimo tych wszystkich problemów zdecydowani jesteśmy kontynuować naszą drogę, na którą weszliśmy za twoją przyczyną, Michale. Dziękujemy Tobie i innym blogerom, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą z innymi. Jesteśmy pewni, że odmieniliście już konsumpcyjne życie niejednego czytelnika 🙂

Odpowiedz

Rafał Kwiecień 19, 2014 o 17:59

Miesięczne rozliczenie prowadzę od początku tego roku (dokładna data: 13 stycznia) i … prawdę mówiąc, myślałem że będzie to trudniejsze 😉 Obawiałem się,  że w moich wyliczeniach będzie panował chaos,  a jako że nie jestem zbyt wytrwały w nadzorowaniu rzeczy do których początkowo nie jestem przekonany- przeczuwałem, że szybko z tego pomysłu zrezygnuję. Jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to wcale nie jest takie trudne ! Owszem, problemy się pojawiały- miałem spory kłopot z nazewnictwem poszczególnych wydatków i co za tym idzie z szufladkowaniem ich: raz były okraszone nazwami sklepów,  więc wiedziałem do jakiej kategorii je zaliczyć,  a następnego dnia przy cenie widziała nazwa: zakupy 🙂 Były też inne kłopoty: zdarzało mi się zapomnieć o wpisaniu jakiejś transakcji (wpisuje je każdego dnia do papierowego kalendarza- w tej kwestii jestem tradycjonalistą 😉 ), a początkowo nie brałem także paragonów.  Teraz jestem bardziej uporządkowany- biorę paragon po każdym zakupie, podpisuję na nim datę, a później spinam wszystkie paragony z danego miesiąca w jeden plik. Dzięki temu w moich wydatkach panuje porządek.  Jeśli zdarza mi się nie wziąć paragonu przez rozkojarzenie to zapisuję kwotę jako notatkę w smartfonie a następnie wpisuję do kalendarza. Mój budżet jest teraz bardziej usystematyzowany a jako student zaczynam dostrzegać jak wysokie są koszty życia 😉 Mam jeszcze sporo do zrobienia np. chcę przenieść moje wyliczenia do formy cyfrowej, choć brak pakietu Office mi w tym przeszkadza.  Dalej, chciałbym zacząć archiwizować wydatki z poszczególnych miesięcy,  a salda końcowe ułożyć w wykres, aby zobrazować jak kształtowały się moje wydatki na przestrzeni czasu. Chcę też zrobić wykres przedstawiający wydatki podczas miesiąca i po porównaniu kilku miesięcy sprawdzić, czy mam podobne wydatki w podobnych dniach, aby lepiej się na nie przygotować. Podsumowując,  czeka mnie jeszcze trochę pracy, ale polecam prowadzenie takiego spisu każdemu,  bo poza wglądem w wydatki człowiek uczy się przedsiębiorczości 😉

Odpowiedz

Ola Kwiecień 19, 2014 o 18:09

Jeszcze nie prowadzę budżetu domowego, ponieważ dopiero kończę studia. Nie mniej jednak pracuję i każdą wydaną złotówkę notuję sobie w excelu. Czasem ciężko spamiętać co, gdzie, kiedy i za ile się kupiło, więc nabrałam nawyku zbierania paragonów, plus dodatkowo przeglądam historię płatności kartą, aby mieć pewność, żeby nic mi nie uciekło. Większość wydatków dzielę na dość proste kategorie tj. kosmetyki, impreza, rachunki, czy pierdoły sklepowe. Daje mi to świetny obraz, czy w danym miesiącu dobrze mi idzie z kontrolowaniem własnych wydatków. Dodam również, że tym sposobem łatwiej jest oszczędzać! Próbowałam kiedyś mojej mamie wytłumaczyć, że to bardzo dobry nawyk. Niestety ona uważa, że zawsze wiem wszystko lepiej i że ona nie ma na to czasu. Z tą ostatnią kwestią całkowicie się zgadam, bowiem masę czasu spędza w pracy (choć wg. mnie to nie jest argument, aby nie prowadzić takiego zeszytu wydatków), a jak słusznie ostatnio stwierdziła, że nie wie gdzie te pieniądze się rozpływają. Dlatego mam cichą nadzieję, że może wiedza z książki do niej bardziej przemówi, bo ja się niestety wypaliłam.
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 19, 2014 o 18:31

Jeżeli już prowadzę „inwentaryzację” mojego budżetu to w połowie miesiąca dochodzę do wniosku, że się z powodu braku systematycznosci gubię. Za każdym razem obiecuję sobię, że w przyszłym miesiącu będzie inaczej, systematycznie – potem znów mijają dwa tygodnie i znowu jest problem…

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 19, 2014 o 18:47

Prowadzę budżet domowy (choć bardziej bym go określił „prywatny”) od 2010 roku.
Od początku wyzwaniem było zapisanie wszystkich wydatków i przychodów aby na koniec miesiąca nie było manka. Sposób był tylko jeden – wpisywać każdy ruch w portfelu natychmiast do tabelki bo za kilka dni już się tego nie ogarnie.
Wypracowany przez lata arkusz w Excelu pozwala mi to efektywnie opanować bo obecnie średnie miesięczne manko nie przekracza 50gr :).
Książkę chętnie przeczytam a następnie przekażę ją innym potrzebującym – od kilku miesięcy pomagam znajomej uporządkować przychody i wydatki aby wszystko się zgadzało się także u niej.

Odpowiedz

Szymon Kwiecień 19, 2014 o 19:39

Prowadzę swój jednoosobowy budżet domowy od ponad roku, najpierw w excelu, potem w Microsoft Money. Największym „wyzwaniem” jest systematyczne wpisywanie wydatków, kilka dni odwlekania i zapominam za co nie wziąłem paragonu. Problem pojawia się kiedy np. idę z dziewczyną na pizzę, ja płacę, a potem ona oddaje mi pieniądze. Rozmowa wygląda wtedy mniej więcej tak „za pizzę jestem ci winna 20 zł i 10 zł za XY, ale płaciłam 25 zł za twoją koszulę, więc mam ci oddać 5 zł. Ale zaraz zaraz, oddałam ci już za te leki co mi kupiłeś 2 tygodnie temu…?”. I koniec końców nie wiadomo co kto komu jest winny i co zaksięgować w budżecie. Jak sobie z tym radzę?
Olewam to. Nie chodzi o to żeby spisywać wszystkie wydatki co do grosza. Jeśli przy miesięcznych wydatkach rzędu 1500 zł umknie mi gdzieś 50 zł, to nie wpadam w panikę. To jest ok. 3% całości wydatków. Nawet z takimi lukami mam ponad 95% skuteczności. I o to chodzi 🙂

Odpowiedz

Monika Be Kwiecień 19, 2014 o 19:50

Cześć Michał,
Właśnie wpisując swój komentarz tutaj – odkryłam, że budżet prowadzimy już 8 miesięcy! Jestem z nas dumna (z siebie i męża), że konsekwentnie to robimy. Sprawdza się teoria, że czynności powtarzane przez ok. 30-40 dni same wchodzą w krew i stają się nawykiem. My mamy już ten nawyk. Na początku gubiły nam się małe i większe kwoty. Ktoś gdzieś wsadził paragon, ktoś o czymś zapomniał i potem były nieścisłości. Jednak z czasem się wyrobiliśmy. Aplikacja z jakiej korzystamy (na wszelkie telefony i komputer- Toshl) umożliwia nam wprowadzanie wydatków na bieżąco (np. zaraz po zakupach, choćby w samochodzie). Dzięki temu oboje jesteśmy na bieżąco. Znaleźliśmy więc coś, co nas oboje zadowala ;), bez żadnych kompromisów. Ja jestem mniej roztrzepana i wolę zasiąść z kawą do biurka i wprowadzać dane :), a mój mąż woli swojego smartfona, zaraz za kasą. Do pochyleniem się nad naszym budżetem domowym zmotywował mnie Twój blog, na który trafiłam przez FB (wpis M. Samcika). Chodziło oczywiście o temat wychodzenia z długów. Wcześniej żyliśmy – dzisiaj mogę to określić nie inaczej jak: dość spontanicznie. Po drodze przeszliśmy „ruchy” budowlano- mieszkaniowe i to nas pogrążyło. Do tego doszły jeszcze inne przykre okoliczności. Kiedy zaczęliśmy mieć problemy z zaśnięciem z powodów finansowych, postanowiłam działać i zachęciłam męża do gry zespołowej. Dziś wiem, że gdybyśmy mieli 2-3 lata temu takie nawyki, jakie mamy dzisiaj, gdybyśmy wiedzieli to, co wiemy dziś – nie znaleźlibyśmy się w tym miejscu, w którym się znaleźliśmy, z tzw. zaciskającą się pętlą… Ale dzięki Waszym blogom (bo czytam od jakiegoś czasu także blog Marcina – piszę w 1 osobie, bo teorię w naszym związku ogarniam ja) wiem, że teraz musimy pilnie odrobić lekcje. Żyjemy z działalności gospodarczej, więc musimy się mocniej motywować. Co nam daje prowadzenie budżetu? Świadomość, ile pieniędzy bez sensu kiedyś „wypływało”, ile rzeczywiście musimy mieć, żeby żyć, spłacać ratę kredytu hipotecznego, niestety także kart – jeszcze itd. i ile dokładnie zarabiamy. Jest to wbrew pozorom motywujące. Okazuje się, że dajemy radę i jakoś się „spinamy” – chociaż na razie jesteśmy na etapie toczenia małej śniegowej kuli. Ale pchamy do przodu! Teraz myślimy bardzo poważnie nad każdym większym wydatkiem, analizujemy potrzeby i rozmawiamy. Cały czas szukam sposobów na oszczędności, na minimalizowanie wydatków i muszę stwierdzić, że coraz lepiej się z tym czuję. Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnych, radosnych Świąt:) Monika

Odpowiedz

Merci Kwiecień 19, 2014 o 19:59

Nie prowadzę budżetu domowego, ale jestem w trakcie jego planowania. Jestem w dosyć trudnym momencie życiowym obecnie – zmienne dochody, pilne, nieplanowane zakupy (niezbędny sprzęt agd) i liczba mieszkańców sprawia, że trudno jest prowadzić w miarę sensowny budżet domowy. Wiele się teraz dzieje, jak również pojawiło się wiele różnych sytuacji (niestandardowych i trudnych do przewidzenia), dlatego na tą chwilę tylko zbieram rachunki (paragony, faktury) i określam najbliższe cele finansowe. W tym czasie nie próżnuję – edukuję się w zakresie finansów, czytam blogi, dowiaduję się o możliwościach i sposobach oszczędzania i mądrego wydawania.

Odpowiedz

Martyna Kwiecień 19, 2014 o 20:47

No ładnie właśnie doczytałam, że odpowiedzi można przesyłać do godz 20 🙁 ( byłam przekonana, że standardowo do 24).

Napiszę tylko, że od ponad 2 lata razem z mężem skutecznie prowadzimy nasz domowy budżet z pomocom excela. Muszę tutaj podkreślić, że jest to głównie zasługa mojego męża ,bo to właśnie on przygotował nam fajny szablon i głównie on systematycznie wpisuje tam nasze wszystkie wydatki. Moje zadanie głównie opiera się na zbieraniu wszystkich rachunków i dostarczaniu ich mężowi.

Nasz budżet posiada kilka głównych kategorii np. żywność, ubrania, opłaty…
W każdej kategorii mamy listę wybieraną z podkategoriami np w kategorii opłaty możemy wybrać: rata kredytu, czynsz, prąd, TV itd…
I tak wszystkie rachunki wpisujemy datami wybierając odpowiednią podkategorię a resztę już robi excel.

Powiem szczerze jest to rewelacyjny sposób na pełną kontrolę wydatków, Każdego miesiąca dokładnie widzimy ile i na co wydaliśmy. Można też fajnie zauważyć jak wydatki zmieniają się ( jaką mają tendencję ) w poszczególnych miesiącach roku np porównując luty z grudniem …

Mając porównanie w gospodarowaniu bez kontroli ( kilka lat sama „dbałam” o swoje finanse). Z całą pewnością mogę powiedzieć, że tylko mając pełną kontrolę na swoimi finansami możemy dużo więcej zaoszczędzić mając te same dochody.

Co do książki (na podstawie powyższego artykułu) powiem, że naprawdę ciekawie się zapowiada.

Odpowiedz

Klaudia Kwiecień 24, 2014 o 10:11

Moja przygoda z budżetem domowym rozpoczęła się parę lat temu. Impulsem było marudzenie/czepianie się jednej z mam, że jej zdaniem zakup głośników stereo za 2000zł, to rozrzytkość. To było jakieś 70% ceny rynkowe, ktoś odsprzedawał nowe po świętach przed sylwestrem jeszcze, bo nie uzgodnił takiego zakupu z rodziną, a kupił cały 5.1.

Tak się zaczęło i trwa do dziś. Największe wyzwanie to systematyczność. Jak się próbuje wszystkie, naprawdę wszystkie wydatki wpisać, to zajmuje to trochę czasu. Dlatego niektóre zapisy ułatwiliśmy sobie programując makra wyciągające odpowiednie dane z zestawień bankowych.

Wróciliśmy też do zakupów gotówkowych. Sprawdza się to w szczególności przy zakupach produktów spożywczych. Mamy na nie po prostu osobny portfel i do arkusza wpisujemy ile do niego wkładamy. Trochę staromodne. Ale szybsze w praktyce. I płatność na kasie jest szybsza.

Odpowiedz

Sebo Kwiecień 24, 2014 o 13:28

To ja się pochwalę, nie prowadziłem nigdy budżetu i uważam to za nie potrzebną stratę czasu i skąpienie na siebie, wydaję dużo pieniędzy za dużo i się teraz ograniczam.
Wolę sobie założyć albo robię inną metodę by ie wydać odkładam na coś do tego karteczka na co to jest.

Choć zastanawiam się nad takim krokiem w celu tylko zobaczenia jak to się sprawdza w życiu, ale raczej nie mam zamiaru tego prowadzić

Naprawdę macie czasu na to wszystko by każdą złotówkę wpisywać na co się wydało i do czego to ma służyć.
Nie w młodym wieku, może na stare lata to jest dobre.

Odpowiedz

Asia Kwiecień 28, 2014 o 08:32

Odpowiedź na pytanie konkursowe.
Ja prowadzę budżet domowy, albo po prostu budżet samej mamy, która stara się jak może, żeby jej dziecko miało to czego potrzebuje – ale pamięta o odkładaniu pieniędzy. Myślałam, że szybko odłożonych pieniędzy potrzebować nie będę. Niestety pieniążki zaczęły się topić wraz z wzrastającymi potrzebami – więc postanowiłam kupić tylko to co jest potrzebne a nie to co mogłabym mieć i na moim koncie znowu przybywa a nie ubywa 🙂

Odpowiedz

agata Kwiecień 28, 2014 o 14:45

Witaj Michale, czy można kupić tę książkę przez jakiś link na Twojej stronie? Pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 28, 2014 o 14:56

Hej Agata,

Na samym końcu artykułu zamieszczone są linki do księgarni Matras i do serwisu z eBookami Allegro. Ale zachęcam też do poszukania, czy gdzieś ta książka nie jest dostępna taniej.

Pozdrawiam

Odpowiedz

agata Kwiecień 28, 2014 o 19:32

Dziękuję. Właśnie zakupiłam na allego za 26,50 wraz z przesyłką. Pozdrawiam i gratuluję pomysłów i pracowitości

Odpowiedz

Tomasz Maj 2, 2014 o 15:05

Rewelacyjna książka.
Bardzo dobrze napisana, w prosty, przejrzysty sposób. Dzięki niej wiem w którą stronę mam skierować swoje pieniądze, tak aby nie rozchodziły się bez mojej wiedzy 🙂

Odpowiedz

Adam S. Maj 13, 2014 o 09:23

Również uważam, że to wspaniała książka. Napisana prostym językiem „dla każdego”. Pochłonęła mnie tak ta lektura, że za jednym „machnięciem” przeczytałem połowę książki (gdybym miał czas, przeczytałbym od razu całą). Niby takie proste czynności są opisane (z których zdawałem zawsze sobie sprawę), jednak brak ich systematycznego zastosowania spowodował chaos w moim finansach. Bardzo mi się podoba fakt, że autor mówi o prowadzeniu domowego budżetu uwzględniając polskie realia. I co najważniejsze, autor krok po kroku daje nam 10 porad, jak kontrolować budżet domowy, jak oszczędzać, jak pozbyć się długów….. jak być wolnym finansowo! Dla mnie rewelacja, z czystym sumieniem polecam ten poradnik. [P.S. Na aukcji All***o kupiłem książkę za 29,99 zł z przesyłką – od księgarni: bonito.pl]

Odpowiedz

beata Luty 3, 2015 o 15:15

bardzo by mi sie przydała ta ksiażka:) o ile z prowadzeniem budżetu w excelu idzie mi srednio to wdrozylamw zycie niektore pomysły na oszczedzanie z cyklu 107 pomysłów jak zaosdzczedzic dodatkowe 200zl.z racji ze w drodze 2 dziecko to ogromna motywacja do zmian finansowych ,zawsze beda jakies potzreby leki ,pieluchy a potem pieniadze an szkole,doajzdy ksiazki..dlatego chcemy zadbac o nasza przyszłosc już teraz,nie myslec jedynie z czego opace raty jesli wezme kredyt a tak postepwoac by nie musiec go brac.

Odpowiedz

mHuba Styczeń 21, 2016 o 13:50

Mam super zasadę dla Wszystkich którzy mają problem z prowadzeniem własnego domowego budżetu. Ja osobiście uważam prowadzenie czegoś takiego za totalną nudę i stratę czasu, czasu którego jest zawsze mało i jest chyba najcenniejszy. Zasada jest prosta zawsze co miesiąc odkładam i przelewam na konto stały % moich dochodów na inne konto i nie ruszam tej forsy bez względu na jakieś tam konsumpcyjne zachcianki. Przychodzi wypłata robię przelew i żyje, jeśli pod koniec miesiąca mi brakuje na coś to wegetuje (czyli nie wychodzę do restauracji czy na jakieś durne zakupy czy zostaje na weekend) i czekam na wypłatę po takiej nauczce kolejny miesiąc bardziej rozsądnie planuje ale zawsze odkładam tyle samo %. Zasada sprawdza się u mnie od zawsze, odkładałem w czasie jak miałem 500 zł dochodu miesięcznie i mieszkałem w akademiku i odkładam teraz. Zaoszczędzony tak czas można poświecić na szukanie fajnych ofert np ostatnio chodząc do Multikina za bilety płaciłem Blikiem i do każdego wyjścia dostawałem bilet gratis, wyjście zamiast 50 zł kosztowało mnie połowę kwoty, kupiłem telefon z średniej półki (MS Lumia) za około 650 zł do którego dostałem jeszcze 100 zł cash back (nigdy nie kupuję topowych rozwiązań bo traci się na nich najwięcej) u operatora wynegocjowałem sobie 10 zł tańszy abonament, kupiłem aparat fotograficzny za 1200 zł i kolejne 150 zł cash back (od Canon). Telefon jak i aparat kupiłem na raty 0%, dwa razy się upewniam że raty są faktycznie 0% przed podpisaniem umowy, inaczej jej nie podpisuje (raty często są faktycznie 0%, to sklep daje zarobić bankowi kilka procent, wszystkim to się opłaca). Obiady praktycznie zawsze jem na mieście, staram się jeść w jednym lub max dwóch miejscach, jak właściciel mnie poznaje to proszę o zniżkę dla stałych klientów i tak mam w jednym miejscu 30% w drugim 20% taniej. Zakupy ubrań staram się robić letnich zimą, zimowych latem, np letnie tenisówki które w sezonie kosztują 300 zł, w zimę można kupić za 120 zł, zimowa kurtka którą kosztuję w sezonie 500-600 zł latem można kupić za 150 zł. Wczoraj odnowiłem umowę na TV i internet w domu i wynegocjowałem 20 zł zniżki i dostałem 2x szybszy internet bo firmę postraszyłem konkurencją. Oczywiście jak chcesz mieć wszystko super modne i być zawsze na topie z każdym gadgetem to w życiu nic nie oszczędzisz. Przy zakupie elektroniki czy AGD u mnie króluje zasada o której mówiłem wcześniej, nigdy nie kupuje topowych rozwiązań, zawsze średnia półka, później i tak korzysta się z 20% funkcji a nawet nie wie się o istnieniu połowy. Stare gadgety i ubrania wystawiam na OLX, nie dość że mam luzy w szafie to zawsze mi wpada miesięcznie dodatkowe kilkaset zł. Np spodnie jeansowe Lee czy Levis które kupuje po 300 zł po roku sprzedaje za 120-130 zł, często są w bardzo dobrym stanie, kupiec znajduje się często w kilka dni. Podobnie z butami, Już dzisiaj mam kilka fajnych par butów na wiosnę, lato kupionych teraz, a ubiegłoroczne wystawiłem na OLX, tylko zrobi się trochę cieplej to sprzedam je w cenie nie wiele mniejszej od tej które dałem za nowe kupione w grudniu!! Mógłbym pisać tak długo bo mam ciągle dużo pomysłów na oszczędzanie czy dodatkowy dochód. Np wyjazdy wakacyjne poza granice, jak zobaczycie ile kosztuje używanie kart bankomatowych które niby są bez prowizji, można osiwieć. Mam karty w praktycznie każdej popularnej walucie które bank dał mi za free, pieniądze przewalutowanie sobie w locie korzystając z jednego z kantorów internetowych, niestety podczas ubiegłotygodniowego wyjazdu musiałem szybko skorzystać z karty w PLN aby kupić prezent dla jeszcze jednej osoby z ciekawości sprawdziłem kurs i tyle zapłaciłem za 1 EURO „Kurs wymiany: 4.6944”. Kart używam do wszystkiego, płatność za loty, zakupy w internecie itp zawsze są na tym duże oszczędności.

Pzdr i życzę udanego oszczędzania i planowania wydatków.
mHuba

Odpowiedz

Ia Czerwiec 29, 2017 o 09:21

To ja napiszę trochę o swoich finansach.
Po pierwsze od czasu studiów zawsze pracowałam, od III roku zawsze miałam jakieś swoje pieniądze. Bardzo to było satysfakcjonujące, że już nie stanowię takiego obciążenia dla rodziców. Specjalnego planowania w tym nie było, porostu miałam swoje pieniądze
Po studiach wzięłam ślub i okazało przez kolejne 3 lata żyłam w pełnym przekonaniu, że mój mąż zarabia lepiej a przede wszystkim w większym stopniu mnie utrzymuje niż ja sama. Nigdy nie mieliśmy wspólnej polityki finansowej, ja spontanicznie robiłam zakupy codzienne, a on opłacał część rachunków. Miałam poczucie, że nie mamy dużo, ale budżet się dopinał, a ja zawsze miałam jakiś zapas na koncie.
Rozstaliśmy się! I wtedy miałam poważną obawę, że będę musiała wrócić po pomoc do rodziców, co było dla mnie nie do pomyślenia.
Zaczęłam prowadzić arkusz wpływów i wydatków. W tym momencie okazało się, że moje poczucie (w małżeństwie) o moim mniejszym udziale w budżecie było kompletną bzdurą. Mój udział w prowadzeniu domu był absolutnie równy. Okazało się, że moje wszystkie prace przynoszą kwotę, którą mogę zarządzać, jestem teraz w stanie odłożyć mniej, ale wiem wszystko o moich finansach i stać mnie żeby się sama utrzymać.
Przez kolejne lata prowadziłam arkusz i weszłam w nowy związek dalej prowadząc arkusz. Zależało mi, aby tym razem nie zakładać czegokolwiek o naszych finansach tylko wiedzieć. Póki mieliśmy oddzielne budżety (jak to para, która „ze sobą chodzi”, ja wiedziałam wszystko o swoich finansach. Połączenie naszych budżetów mnie rozleniwiło. Co raz rzadziej wypełniałam rubryczki. Choć nadal dbałam, żeby w każdym miesiącu odłożyć pieniądze.
I teraz mam dobrą odpowiedz na pytanie, po co prowadzić budżet.

Mam już 2 dzieci, jedno kończy za chwilę rok. I bez znajomości budżetu nie wiem, jakie powinnam podjąć decyzje. Czy stać mnie na pozostanie w domu z dziećmi? Jaki powinnam mieć przychód? W jakim wymiarze powinnam pracować? Po prostu co się opłaca a co nie.
Jedyne co mi pozostaje zrobić, to wrócić do budżetowania 🙂

Dziękuje, że mam skąd czerpać informacje.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Anuluj odpowiedź

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: