Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

Jak wyjść z dużych długów? Historia Czytelników, którzy uzbierali 350.000 zł w 3 lata

przez Michał Szafrański dodano 17 października 2018 · 210 komentarzy

Jak spłacić długi

Z kilku kredytów na łącznie 1,22 mln zł pozostały im tylko kredyty hipoteczne. Ujemna wartość netto w 3 lata zmieniła się na duży plus. Ich walka nadal trwa, ale rezultaty już teraz są imponujące.

Dziś mega inspirująca historia o walce z długami, która jednocześnie pokazuje, jak trudno jest czasami nawet wyliczyć, ile tych długów naprawdę jest – zwłaszcza, gdy wśród nich jest kredyt hipoteczny w walucie obcej.

Całkowite saldo długów bohaterów dzisiejszego wpisu przekraczało 1,22 mln zł. Dziś dług wynosi 940 tys. zł i w międzyczasie odłożyli Oni jeszcze 70 tys. złotych oszczędności. Można powiedzieć, że w ciągu trzech lat uzbierali 350 tys. zł, z których większość poszła na spłatę kredytów.

Proponowałem moim rozmówcom wspólne nagranie podcastu, ale nie chcieli ujawniać swojej tożsamości. I w sumie doskonale ich rozumiem. Są typową, polską rodziną, o której inni myśleli, że po prostu świetnie sobie radziła. Zresztą oni też tak przez długi czas myśleli – chociaż prawda była bardziej brutalna.

Dzisiaj przedstawiają swoją drogę – pod zmienionymi imionami – powiedzmy „Kasia i Tomek”. Wszystkie detale przedstawione w naszej rozmowie, są jednak prawdziwe. Pozwoliłem sobie – w formie ramek na żółtym tle – zamieścić kilka dodatkowych komentarzy uzupełniając omawiane z Kasią zagadnienia.

Jedno kluczowe zastrzeżenie: nie przywiązujcie się do kwot z tej historii (są one spektakularne). Dużo ważniejsze są mechanizmy działania.

Zapraszam Was bardzo mocno do lektury tej inspirującej historii.

Historia wychodzenia z długów pigułce

23 czerwca 2015 r. dostałem mail od Kasi:

Mail Długi 1

Uwielbiam widzieć, że uczestnicy kursu „Pokonaj swoje długi” przechodzą do konkretnych działań. To pocięcie karty kredytowej jest takim aktem nieco demonstracyjnym i na wyrost, ale jednocześnie dającym spory zastrzyk pewności siebie i kontroli nad sytuacją (nawet, jeśli jest to iluzoryczne) – namacalny przejaw decyzji, że „poradzę sobie bez zaciągania kolejnych długów”.

Po czterech miesiącach – 14 października 2015 r. – dostałem kolejny mail od Kasi (z maila wycinam wszelkie fragmenty, które umożliwiłyby identyfikację Kasi i Tomka).

Mail Długi 2

Po kolejnych 13 miesiącach konsekwentnej walki z długami, sytuacja Kasi i Tomka była już znacznie lepsza. Oto mail, który dostałem w listopadzie 2017 r.:

Mail Długi 3

To wtedy poprosiłem Kasię o podzielenie się swoją historią na blogu. Nieco nam to zajęło, ale dziś – blisko rok później – możecie przeczytać tę historię i zobaczyć, w jaki sposób krok po kroku Kasia i Tomek radzili sobie z sytuacją, w której się znaleźli (a także dowiedzieć się dlaczego się w niej znaleźli).

Sprawdź również: Jak obliczyć wartość netto

Prawdziwy obraz sytuacji

Zacznijmy od tego, że nic nie zdradzało, że Kasia i Tomek są w słabej sytuacji finansowej. Razem sporo zarabiali – co miesiąc do ich portfela wpadało kilkanaście tysięcy złotych, co plasowało ich wysoko nad polską średnią. Z zewnątrz wydawało się, że są rodziną, która nie ma żadnych problemów finansowych. Zresztą sami też nie wiedzieli, że je mają. Jedyne co od czasu do czasu wzbudzało ich niepokój, to fakt, że w zasadzie nie mają żadnych oszczędności. Po prostu na bieżąco wydawali to co zarabiali, a że zarabiali w sumie niemało, to na bieżąco korzystali także ze swojej zdolności kredytowej.

Pierwsze mieszkanie kupili korzystając z kredytu we frankach. Jak sami twierdzą – za duże bo 3-pokojowe, pomimo że wtedy nie mieli jeszcze dzieci. Pech chciał, że był to sam szczyt boomu – grudzień 2008 r. Ostatecznie zakredytowali się przy kursie franka 2,21 zł, bez żadnego wkładu własnego i na 110% wartości mieszkania – no bo przecież potrzebne były pieniądze także na wykończenie.

Gdy rodzina się powiększała (obecnie mają dwójkę dzieci), to przeprowadzili się do kolejnego mieszkania – tym razem sfinansowanego kredytem w PLN.

Ale to wcale nie spowodowało widocznych problemów finansowych. Zarabiali wystarczająco dużo (szczegóły dalej w artykule), by pokrywać wszystkie koszty. No może od czasu do czasu musieli korzystać z kredytów konsumpcyjnych i sięgać po dług na karcie kredytowej – ale przecież dawali radę z obsługą zadłużenia. Zero sytuacji podbramkowych. Nawet jeśli zaciągali dług na kartach kredytowych, to spłacali go w kolejnym miesiącu.

Wbrew pozorom ich sytuacja jest dosyć typowa: zarabiali za dużo, by zauważyć, że mają problem z płynnością finansową, a z drugiej strony ich zadłużenie i koszty stałe stopniowo rosły konsumując wszystkie zarobki. Zostawało zero. Jak to lubię określać – żyli na krawędzi. Od prawdziwych problemów finansowych dzieliła ich tylko utrata pracy przez jedno z dwojga.

Otrzeźwienie przyszło, gdy po raz pierwszy policzyli swoją wartość netto i przygotowali zestawienie długów. Jak niżej przyznaje się Kasia, impulsem do działania była lektura mojego bloga – poniekąd przypadkowa.

W czerwcu 2015 – w miesiącu, w którym udostępniłem kurs „Pokonaj swoje długi”, w końcu zrobili inwentaryzację swojej sytuacji finansowej i przedstawiała się ona następująco:

  • Dwa kredyty hipoteczne, w ramach których do spłaty pozostawało jeszcze 1.100.000 zł kapitału.
  • Kredyt na samochód = 100.000 zł kapitału do spłaty.
  • Kredyt na meble = 9600 zł.
  • Kredyt na AGD = 10.000 zł.
  • Karta kredytowa spłacana do zera w terminie, ale co miesiąc wykorzystywana w skali od 500 zł do 5000 zł.
  • Brak jakichkolwiek oszczędności. Żadnej kwoty awaryjnej. Wszelkie awaryjne wydatki pokrywane z dochodów przyszłych (finansowane kartą kredytową).

I najgorsze – po uwzględnieniu wartości posiadanego majątku okazało się, że ich wartość netto wynosiła minus 300 tys. zł! To był dla nich sygnał alarmowy. Szybko opracowali plan działania i zabrali się do spłaty długów, o czym szczegółowo rozmawiamy poniżej.

Co udało im się osiągnąć w ciągu trzech lat? Stan na październik 2018 r. jest następujący:

  • Nadal dwa kredyty hipoteczne, ale kapitał do spłaty spadł do 940.000 zł.
  • Brak jakichkolwiek innych kredytów.
  • Nie posiadają kart kredytowych.
  • Ich oszczędności w ramach poduszki finansowej wynoszą dokładnie 70.056 zł (!!!) co już w tej chwili wystarcza im na 5 miesięcy życia na dotychczasowym poziomie w przypadku, gdyby obydwoje utracili pracę (zero zarobków).

A przy tym ich wartość netto jest już dodatnia i wynosi 175.464 zł – o blisko pół miliona więcej niż jeszcze trzy lata temu. Wow! Fakt, że spora w tym zasługa spadku kursu franka oraz wzrostu wartości nieruchomości, ale i tak udało im się zaoszczędzić ok. 350.000 zł, które poszły na spłatę długów oraz budowę poduszki finansowej.

Oczywiście skala ich zadłużenia nadal jest olbrzymia, ale jak sami przyznają, nareszcie mają sytuację pod kontrolą i z każdym miesiącem powiększają oszczędności oraz systematycznie nadpłacają kredyty hipoteczne.

W jaki sposób tak radykalnie poprawili swoją sytuację finansową w ciągu trzech lat? Tego dowiesz się z lektury naszej rozmowy.

Skąd wzięły się długi?

Michał: Skąd wzięło się Wasze zadłużenie? Kiedy się pojawiło i w jaki sposób narastało?

Kasia: Długi wzięły się tak naprawdę głównie z totalnego braku świadomości finansowej, hulaszczego trybu życia, braku planowania i kontrolowania wydatków. Główną przyczyną było impulsywne podejmowanie wszelkich decyzji finansowych, bez jakiegokolwiek przemyślenia.

Spodobało nam się mieszkanie, które było za drogie, za duże. Kupiliśmy w szczycie górki cenowej. Nie mieliśmy zdolności kredytowej w złotówkach – to kupiliśmy je we franku.

Pomimo, że mieliśmy już dużo obciążeń, to mieliśmy też rosnące zarobki i nadal działaliśmy nierozsądnie. Gdy spodobał nam się konkretny samochód, to nie poszliśmy nawet obejrzeć innych – po prostu weszliśmy do salonu i go kupiliśmy. Do tego nie mieliśmy żadnej wiedzy na temat finansów. Przykładowo: wypłacaliśmy gotówkę z karty kredytowej, bo nie wiedzieliśmy, że to kosztuje. Nie zdawaliśmy sobie też do końca sprawy, czym jest kredyt walutowy i jak może różnić się wysokość rat w zależności od stóp procentowych i kursu waluty. I wiele innych takich kwiatków.

Zobacz także: Czy warto brać kredyt

Stan błogiej nieświadomości

Michał: Jak próbowaliście sobie radzić z długami? Czy może chowaliście “głowę w piach” i pogłębialiście problem, co niestety bywa dosyć typowe?

Kasia: I tu najlepsza część – my w ogóle nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mamy problem! Czasami były przebłyski, że zarabiamy więcej niż ludzie, których znamy dookoła, a tak naprawdę mamy mniej. Momentami pojawiała się złość, że nie mamy żadnych oszczędności, ale takie przebłyski były chwilowe, więc można powiedzieć, że w tej sytuacji „chowaliśmy głowę w piach”.

Były oczywiście próby spisywania wydatków, były próby ograniczania się, ale krótkotrwałe. Na fali jednego z takich przebłysków i poszukiwania podpowiedzi w internecie, zapisałam się do Twojego newslettera – ”jak oszczędzać pieniądze”. Akurat urodziło nam się drugie dziecko, co było związane z falą wydatków i tchnęła mnie taka myśl, że to najwyższy czas żeby się ogarnąć.

Początek wychodzenia z długów

Michał: Kiedy dokładnie podjęliście decyzję o tym, że warto rozpocząć wychodzenie z długów? Czy pamiętasz, co wtedy czuliście?

Kasia: Decyzja zapadła w czerwcu 2015 pod wpływem kursu „ Pokonaj swoje długi”. Zrządzeniem losu (do dziś Tobie i losowi za to zrządzenie jesteśmy bardzo wdzięczni), na fali urodzin drugiego dziecka i pomysłu by coś zrobić z brakiem oszczędności – zapisałam się do Twojego newslettera w maju 2015 r., a w czerwcu ruszał kurs „Pokonaj swoje długi”. Sam tytuł generalnie pewnie by mnie odstraszył, ale byłam już od miesiąca Twoją czytelniczką i coś tam w głowie zaczynało nam się przestawiać. Podsyłałam co ważniejsze fragmenty Mężowi, zaczęliśmy dużo o naszej sytuacji rozmawiać.

Kiedy pojawił się kurs – to jedno jedyne zdanie sprawiło że stwierdziliśmy – no my to akurat długów nie mamy (sic!), ale to nam się przyda. A zdanie to było zaraz w pierwszym akapicie Twojego newsletterowego maila o kursie i brzmiało:

„Wbrew nazwie kurs nie jest on przeznaczony wyłącznie dla osób zadłużonych. Przyda się także tym, którym pieniądze przeciekają przez palce i tym, którzy co miesiąc zastanawiają się, czy starczy im do pierwszego.”

No i tu zaczęła się cała historia. Mimo wyjazdu na wakacje nie przepuściliśmy żadnego zadania, wszystko wykonaliśmy sumiennie… i to wszystko nas w pierwszym momencie zmroziło i załamało. Zwłaszcza po jednym z zadań, w którym musieliśmy policzyć wartość naszych zobowiązań i aktywów i tym samym dotarliśmy do słynnej kwoty netto.

Pamiętam do dzisiaj to uczucie szoku. Jak to minus?! Jak to minus 300 tysięcy?! To była kwota dla nas niewyobrażalna… Przecież mamy dwa mieszkania i samochód, i niczego nam nie brakuje. Zderzenie z rzeczywistością było naprawdę szokujące, ale też niesamowicie potrzebne. Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że mamy dwoje małych dzieci, którym w razie jakiejkolwiek katastrofy życiowej jesteśmy w stanie zostawić tylko długi. Dotarło do nas, że TAK – my jesteśmy zadłużeni i to naprawdę potężnie.

Ja wiem jak niedorzecznie to brzmi, ale my naprawdę nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Do tego stopnia że nie byliśmy nawet ubezpieczeni na życie. My po prostu sobie normalnie żyliśmy… a przynajmniej tak nam się wydawało.

Kurs nie tylko dla zadłużonych!

Nie macie pojęcia, jak sobie dzisiaj dziękuję, że zdecydowałem się właśnie tak pozycjonować kurs „Pokonaj swoje długi”. Wiedziałem, że masa osób nie uświadamia sobie problemu i żyje w pozornym wyobrażeniu posiadania „sytuacji pod kontrolą” lub po prostu wypiera problem. Cieszę się, że Kasia właśnie to podkreśla.

Dużo łatwiej jest opanować problem zadłużenia, zanim uderzy on w nas z pełną mocą (np. w sytuacji, gdy raty kredytów i pożyczek zaczynają przekraczać zarobki). Dlatego tym bardziej zachęcam wszystkich, którzy mają wrażenie „ślizgania się po krawędzi”, do przejścia przez kurs „Pokonaj swoje długi” – nawet jeśli wydaje się Wam, że długów nie macie. Przypominam, że kurs dostępny jest całkowicie bezpłatnie.

Michał: Wspomniałaś, że obydwoje z Tomkiem usiedliście do kursu. Ciekawy jestem jednak, czy od początku współpracowaliście i byliście równie zaangażowani w walkę z długami?

Kasia: Co do współpracy – u nas była ona od początku. Stanowiliśmy mega tandem i wspieraliśmy się, ale też zgodnie uznajemy, że to ja (Kasia) byłam takim hersztem, który trzymał to bardzo silną ręką i nie pozwalał na ustępstwa.

Wcześniej bywało tak, w różnych aspektach życia, że dość łatwo przekonywaliśmy się wzajemnie do „złego” („no weź, życie jest krótkie, co będziemy sobie odmawiać”) a od tego czerwca 2015 r. ja stałam się tyranem ogarnięcia finansowego.

Walka z długami – krok po kroku

Michał: No to przejdźmy do szczegółów. Opowiedz od czego rozpoczęliście wychodzenie z długów? Co Wam pomogło? Gdzie szukaliście pomocy?

Wychodziliśmy tak naprawdę z Twoją pomocą, przede wszystkim sumiennie wykonując wszystkie rady z kursu i z bloga. Korzystaliśmy z każdego możliwego pliku i szablonu.

Zaczęliśmy prowadzić budżet domowy, zrobiliśmy spis wszystkich długów z planem ich spłacenia, zrobiliśmy plan dalszego oszczędzania (po spłaceniu wszystkiego poza kredytami hipotecznymi). Pozbyliśmy się natychmiast po spłaceniu karty kredytowej i pocięliśmy ją rytualnie – co było cudowne. Zdjęcia powinny być gdzieś na Twoim mailu. 🙂

Pocięta karta kredytowa

Zastosowaliśmy bardzo wiele rad z bloga i kursu dotyczących drobnych rzeczy, które w sumie dały duże oszczędności, np.:

  • własne franki do banku – aneksowaliśmy umowę,
  • wymieniliśmy oświetlenie na LED-owe,
  • renegocjowaliśmy umowy z dostawcami internetu, telewizji, z każdym opertatorem telefonii
  • sprzedaliśmy wszystkie niepotrzebne rzeczy – typu nieużywany aparat i tego typu rzeczy, ale też drobne przedmioty jak książki – które dały całkiem pokaźną sumę.

Co ciekawe, takie zmiany na przykład w zakresie rachunku za prąd oscylowały w granicach 50% różnicy, więc to naprawdę były zauważalne kwoty. Zostaliśmy członkami spółdzielni po 5 latach, co jak się okazało dawało około 100 zł oszczędności każdego miesiąca!

Naprawdę z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wprowadziliśmy zmiany w każdym obszarze naszego życia. Ale do dzisiaj uważamy, że największą zmianą i tym co nam najbardziej pomogło ze wszystkich rzeczy, było sumienne planowanie naszego budżetu miesięcznego i sumienne spisywanie paragonów. Robimy to nadal i myślę, że już zawsze będziemy robić. To pozwoliło nam zapanować nad największym grzechem – impulsywnością. Żeby było jasne – tam nadal były fundusze na jedzenie na mieście, książki itd. Ale nareszcie były one pod kontrolą.

Strach ma wielkie oczy

Zwróćcie uwagę, że w tym co wymienia Kasia, naprawdę nie ma niczego specjalnego. To są wszystko podstawowe sposoby na eliminowanie przecieków finansowych. Czasami zadłużeni mają taki strach, że wprowadzanie zmian w jakiś zasadniczy sposób zburzy ich życie. To nieprawda – wdrażanie nowych nawyków finansowych zazwyczaj życie porządkuje i powoduje, że stopniowo odzyskujemy poczucie kontroli. To wszystko są proste rzeczy. Niełatwe, ale proste.

Najważniejsze jest zwiększanie zarobków!

Michał: Ale jak rozumiem spłata kilkuset tysięcy długów nie odbyła się tylko metodą redukcji kosztów?

Kasia: Naszym celem od razu było żeby być bardziej ogarniętymi pod względem finansowym oczywiście i oszczędzać z tego co mieliśmy, ale też żeby te nasze zarobki systematycznie powiększać. Nie ukrywam że moja pensja na maj 2015 – była stosunkowo niska. Pracowałam w sprzedaży i zarabiałam jakieś 2300 zł brutto, byłam na urlopie macierzyńskim i kurs „Pokonaj swoje długi”, Twój blog i decyzja żeby te nasze finanse jakoś ogarnąć, popchnęła mnie do dużych zmian. Myślę, że nie będzie przesadą jeśli powiem, że te pierwsze sukcesy w ogarnianiu finansów dodały mi skrzydeł i miałam większą odwagę.

Wykorzystałam wiedzę mojego Męża, który pracuje w IT, mocno się podszkoliłam i przebranżowiłam się. Dzisiaj także pracuję w sprzedaży, ale już w IT i moja pensja wzrosła kilkukrotnie.

Tomek z kolei marzył o pracy zdalnej, dla zagranicznego klienta, ale to zawsze była sfera takich nierealnych marzeń. Na fali wszystkich tych zmian urealniliśmy i tę wizję. Uparliśmy się, że znajdziemy firmę, która spełni marzenia Tomka i udało się! Żeby było śmieszniej znaleźliśmy firmę i stworzyliśmy dla niej aplikację w jeden wieczór. No i udało się.

Michał: Porozmawiajmy o konkretnych kwotach, bo widząc skalę Waszych wydatków, podejrzewam, że w tym 2015 r. wcale nie zarabialiście mało…

Kasia: Tomek rzeczywiście zarabiał sporo – miał własną firmę i rozliczał się w modelu B2B. W 2015 r. zarabiał 16 tys. + VAT miesięcznie. To właśnie jego wysokie zarobki usypiały naszą czujność. Ja zarabiałam wtedy zaledwie 2300 zł brutto na etacie. Razem mieliśmy do dyspozycji jakieś 14.500 zł na rękę miesięcznie.

Michał: No to wiemy od czego zaczynaliście. A ile konkretnie zarabiacie dzisiaj? Ciekawy jestem, ile razy musieliście pójść po podwyżkę albo zmienić miejsce pracy żeby uzyskać taki wzrost zarobków?

Kasia: Mówiąc w dużym przybliżeniu ja przynoszę dzisiaj do domu prawie tyle, ile w 2015 r. zarabialiśmy obydwoje. Mam pracę prowizyjną, ale wynagrodzenie uśrednia się właśnie do takiego poziomu i co ważniejsze – na razie stopniowo i systematycznie rośnie.

Pierwszy istotny wzrost zarobków dała mi zmiana pracodawcy – w ten sposób chyba najłatwiej zwiększyć swoje zarobki. Wykazywałam się w pracy i negocjowałam, więc udało mi się wywalczyć kilka podwyżek – ale mniejszych niż ta, którą dała mi zmiana pracy. No więc ponownie zmieniłam pracę cały czas trzymając się sprzedaży.

Tomek w tym czasie dokonał tylko jednej zmiany, ale jego zarobki wzrosły blisko dwukrotnie. Teraz już obydwoje jesteśmy beneficjentami wzrostu zarobków w branży IT. Łącznie zarabiamy o 130% więcej niż 3 lata temu.

Co ważne dla tej historii – nasze wyższe zarobki przełożyły się na szybsze nadpłacanie kredytów i odkładanie oszczędności, ale nie na wzrost stałych kosztów. Tu staramy się utrzymywać zbliżony poziom.

Przede wszystkim zwiększanie zarobków!

Zobaczcie co tu się wydarzyło. Kasia przekwalifikowała się do pracy w bardziej intratnej branży, zmieniła pracodawcę, a potem przeszła na własną działalność gospodarczą. W efekcie jej zarobki wzrosły kilkukrotnie.

Wiem, że słysząc sugestię przebranżowienia albo zmiany pracy, wiele osób automatycznie zaczyna szukać powodów, by tego nie robić albo racjonalizuje swoją obecną sytuację – pomimo, że nie jest ona idealna. Niestety powtórzę to, co często mówię: najlepszą strategią oszczędzania jest zwiększanie przychodów. A najlepszą strategią szybkiego wychodzenia z długów jest radykalne zwiększenie przychodów – w takim przypadku może się obejść nawet bez znaczącego ograniczania kosztów.

Inwestycja czasu i energii w poszerzenie własnych umiejętności, a następnie zdobycie pracy w tym obszarze, to także niesamowity zastrzyk do poczucia własnej wartości, co ma kolosalne znaczenie w wychodzeniu z problemów finansowych.

Światełko w tunelu

Michał: Wróćmy do początków walki z zadłużeniem. Czy pamiętasz kiedy zobaczyliście „światełko w tunelu” i realnie poczuliście, że z sytuacją można się uporać?

Kasia: Tu mamy rozbieżne opinie. Ja miałam tak, że każdy następny miesiąc napędzał mnie bardziej i już pierwszy miesiąc kiedy zobaczyłam, że mam kontrolę, że te pieniądze są, zostają – był dla mnie motywacją do dalszych oszczędności. Tomek potrzebował pierwszych dużych sukcesów i do dzisiaj pamięta każde spłacone raty, kredyt na samochód itd.

No i dla nas obojga niesamowicie fantastyczną chwilą było jak zobaczyliśmy kwotę na plus w wartości netto. Niestety działaliśmy ciągle na jednym pliku i nie zapisywaliśmy tego postępu. Dzisiaj żałujemy, że nie mamy jak precyzyjnie odwzorować tej drogi.

Michał: Czy mieliście jakieś chwile zwątpienia? Jeśli tak, to co było powodem?

Kasia: Co do takich dużych zwątpień – to takich nie było. Chyba też dlatego, że to naprawdę okazało się… łatwe. No może nie tyle łatwe co dużo łatwiejsze niż myśleliśmy.

Popełniliśmy jednak jeden podstawowy błąd, który powodował takie mikro-zwątpienia, który udało nam się naprawić dopiero bardzo, bardzo niedawno. A właściwie nawet dwa błędy.

Pierwszy błąd – nie nagradzaliśmy się. Na początku nagrodą była każda spłacona złotówka i to napędzało nas dalej, ale teraz z perspektywy czasu myślę, że mogliśmy to bardziej zgrywalizować. Przykładowo tak jak Ty to zrobiłeś wieszając sobie kartkę z docelową wartością netto, po osiągnięciu której kupiłeś sobie Mustanga. No oczywiście w mniejszej skali. 🙂

Drugi, poważniejszy błąd – nie zostawiliśmy, przy naprawdę bardzo dużych zarobkach, żadnej kasy „dla siebie”. Oczywiście mieliśmy takie drobne rzeczy zaplanowane w budżecie: jakieś przyjemności typu czasopisma (20 zł), książki (50 zł) czy kino (50 zł), ale na na fali zaciskania pasa pierwotnie trochę przesadziliśmy z kwotami (jesteśmy 4-osobową rodziną, ciężko pójść razem do kina za 50 zł). A co najważniejsze – nie zostawiliśmy żadnej, ale to żadnej kasy w kategorii – powiedzmy takiej – „na zachcianki”. Nie było nawet 5 zł w kategorii „Inne”, na inne wydatki – i tak to trwało aż przez 3 lata.

Ostatnio naprawiliśmy obydwa te błędy jednocześnie. Ustaliliśmy, że jeśli nasze zarobki przekroczą kwotę X, to co miesiąc kwotę Y przeznaczamy na zachcianki. Założyliśmy nawet w tym celu oddzielne konto, bo ciągle pracujemy nad zwiększeniem zarobków. Dodatkowo zrobiliśmy ”wyzwanie Mustanga” [kliknij tutaj, aby dowiedzieć się o co chodzi], czyli ustaliliśmy sobie kwotę wartości netto, po osiągnięciu której wyjedziemy na wycieczkę, o której marzymy od 15 lat.

Michał: Super! Przypomnij proszę ile czasu zajęło Wam wyjście z długów?

Kasia: Wychodzimy nadal. Generalnie do dodatniej wartości netto dochodziliśmy przez ponad 2 lata. Tu od razu zaznaczę, że jej wzrost nie jest wyłącznie naszą zasługą, bo pomógł w tym też trochę spadek kursu franka.

Na ten moment plan jest taki, że chcemy mieć poduszkę na 12 miesięcy umożliwiającą pełne finansowanie naszego życia w sytuacji, w której obydwoje stracilibyśmy pracę. Powoli zmierzamy też w stronę myślenia o inwestowaniu w mieszkania na wynajem długoterminowy na tę chwilę. Jesteśmy w stanie odkładać bardzo duże kwoty w skali miesiąca w tej chwili, więc to kwestia najbliższych 12 miesięcy (gotowa poduszka plus pierwsze mieszkanie kupione w tym celu).

Poduszka finansowa jako margines bezpieczeństwa

Michał: Jaką macie teraz poduszkę i na ile Wam wystarczy?

Kasia: Na chwilę obecną w poduszce mamy 70.056 zł. Wystarczy nam to na około 5 miesięcy bez zmiany standardu życia, jeśli oboje stracimy pracę. Jeśli pracę stracę tylko ja – to nadal możemy żyć na niezmienionym poziomie i odkładać oszczędności. Jeśli jednak Tomek straciłby pracę – to albo zmieniamy standard życia albo poduszka wystarczy nam na kilkanaście miesięcy. Aczkolwiek zakładam, że gdy któreś z nas traci pracę, to natychmiast zmieniamy standard życia – tak z rozsądku.

Jak łatwo policzyć nasze obecne koszty miesięczne wynoszą ok. 15.000 zł, przy czym od razu powiem, że same raty kredytów hipotecznych to 4600 zł miesięcznie. Do tego dochodzą jeszcze opłaty za te mieszkania itd.

Wiem, że ktoś może powiedzieć, że skoro tyle wydajemy, to mieliśmy wystarczająco dużo żeby spłacać długi i że dla nas to była „bułka z masłem”. To nieprawda. Prawdą jest taka, że wydawaliśmy wszystko co zarabialiśmy. I co gorsza jestem przekonana, że gdyby nie otrzeźwienie, to nadal wydawalibyśmy wszystko, co byśmy mieli, bez względu na to, ile by tego było. Taka jest smutna prawda.

Gdyby babka miała wąsy…

Zgadzam się z Kasią, że zbyt łatwo przychodzi innym wyrokowanie, czego to oni by nie zrobili, gdyby zarabiali kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie i o ile mądrzejsi byliby od takich niefrasobliwych kiedyś Kasi i Tomka. Pewnie spekulowaliby, że ich przy takich zarobkach to byłoby stać na postawienie domu, posiadanie dobrych aut, regularne jeżdżenie na świetne wakacje… Problem w tym, że to właśnie taki tryb życia może powodować, że nawet dobrze zarabiające osoby mogą nie mieć żadnych oszczędności.

Dlatego tak bardzo podkreślam, że każdy – bez względu na to, czy zarabia dużo czy mało – powinien planować swoje finanse oraz kontrolować wydatki. Na ile restrykcyjnie? To zależy od jego nawyków i łatwości wydawania pieniędzy.

Problemy finansowe grożą absolutnie każdemu. Gdy ktoś zarabia mało, to szybciej w niego uderzą i sytuacja prędzej stanie się jednoznaczna. Gdy jednak ktoś zarabia dużo i wystarcza mu na obsługę zadłużenia, to problem może narastać „po cichu”. Aż nie okaże się, że skala zadłużenia wynosi setki tysiące złotych czy nawet miliony.

Reasumując: dbajcie o swoją sytuację finansową i nie porównujcie się z innymi. To co widać na zewnątrz, niewiele musi mieć wspólnego z rzeczywistym stanem oszczędności.

Michał: Jak sytuacja wygląda teraz? Jakie to uczucie?

Kasia: Sytuacja teraz jest stabilna, bezpieczna, czujemy się super. Mamy oszczędności, oszczędzamy też dużo w skali miesiąca, staramy się pilnować kółka z „Finansowego Ninja” (wszelkie opłaty stałe + życie = max 60% budżetu). Coraz częściej myślimy i mówimy o inwestowaniu nadwyżek. Śpimy spokojnie, nadal czytamy wytrwale bloga, wracamy do książki „Finansowy Ninja”. Dużo rozmawiamy, naprowadzamy się wzajemnie na dobre tory.

Oczywiście grzeszymy, nie jesteśmy święci. Potrafimy dwukrotnie przekraczać budżet na jedzenie na mieście, bo jesteśmy strasznymi knajpiarzami i kochamy jeść, ale wszystko z umiarem. Nawet jeśli zdarza się zgrzeszyć to zazwyczaj wychodzimy na zero poprzez kreatywną księgowość. Przesuwamy środki z innych przyjemności (no dobra, czasem po prostu jedzenie zamiast butów, ale żeby się zgadzało).

Ja popadłam w obsesję, że raz przelanych na oszczędności środków – już „nie odlewam”, więc kreatywność czasem się przydaje. Żarty żartami, ale to też fajny sposób – nawet jeśli chcemy zaszaleć, to jasne – możemy, czemu nie, ale zawsze to ma jakieś konsekwencje.

Pierwszy raz od ślubu, po ośmiu latach, pojechaliśmy w czerwcu na wakacje, na których zastosowaliśmy metodę Szaffiego – „na wakacjach – nie oszczędzam”. I jakież to było przyjemne…

Nabijają się z nas nawet trochę ludzie, bo jesteśmy totalnymi ewangelistami „Jak oszczędzać pieniądze”. Mamy na koncie naprawdę dobrych kilka gospodarstw domowych, które dzięki Tobie, a pośrednio dzięki nam, mają kontrolę nad swoimi finansami.

Modelowy podział budżetu domowego

Kasia wspomniała o tym, że starają się z Tomkiem trzymać modelowego budżetu zaproponowanego w książce „Finansowy ninja”. Chcę jednak zwrócić uwagę, że model ten sprawdza się przede wszystkim dla typowych, średnich zarobków. Jeśli ktoś zarabia dużo lub bardzo dużo, a zarobki moich rozmówców należą raczej do tej kategorii, to zastosowanie podziału modelowego z poniższego obrazka, może w rezultacie oznaczać, że zbyt dużo będziemy wydawać na życie.

Modelowy budżet domowy

Przy dużych zarobkach można odkładać i inwestować znacznie wyższe kwoty. O tym opowiem w jednym z najbliższych podcastów, który będzie zawierać podpowiedzi dla osób zarabiających dużo i mających jednocześnie relatywnie krótki czas kariery, np. sportowców.

Kilka słów na koniec od Michała

Widzę olbrzymią wartość historii Kasi i Tomka, ale obawiam się, że mogą się tu pojawić także i takie komentarze:

  • Że sytuacja Kasi i Tomka jest nietypowa, bo dobrze zarabiali i nadal świetnie zarabiają.
  • Że co Oni wiedzą o prawdziwej sytuacji osób w pętli długów.
  • Że im to łatwo mówić, bo mają dwa mieszkania i mogliby jedno sprzedać i pozbyć się problemów.

To wszystko prawda, ale jednocześnie nie zmienia to faktu, że w sytuacji takiej jak oni znajduje się masa „Kowalskich” – z zewnątrz wyglądają na ludzi wiodących beztroskie i udane życie, a tak naprawdę od poważnych problemów finansowych często dzieli ich tylko brak jednej pensji. Sprawiają wrażenie, że świetnie żyją, bo zarabiają nieźle, ale jednocześnie wydają na bieżąco wszystkie pieniądze, które mają do dyspozycji. Ze względu na wyższą od przeciętnej zdolność kredytową, kredyty konsumpcyjne są dla nich dostępne w zasadzie od ręki – praktycznie w każdym momencie, gdy brakuje im na większy wydatek. Ich zaciąganie powoduje, że łatwo przekroczyć niewidzialną granicę, za którą ich wartość netto (czyli wartość całego majątku, aktywów, oszczędności i inwestycji pomniejszona o sumę wszystkich zobowiązań: kredytów, pożyczek, długów) spada poniżej zera.

Nie tylko utrata płynności finansowej jest przejawem problemów finansowych. Tak naprawdę problem można zauważyć już wcześniej – jeszcze zanim sytuacja całkowicie wymknie się spod kontroli – po prostu weryfikując czy nasza wartość netto jest dodatnia, czy ujemna, oraz czy systematycznie rośnie, czy maleje. Wymaga to oczywiście zrobienia porządnej inwentaryzacji, ale osobiście uważam, że każdy powinien jej dokonać. A potem ocenić, czy dobrze się z nią czuje po wszystkich latach pracy i jeśli nie, to przejść do naprawy sytuacji.

Chowanie głowy w piach nie rozwiązuje problemu. Tylko go odracza.

Z drugiej strony – osoby, które zdecydują się wziąć „byka za rogi” (albo po prostu muszą) – często znajdują możliwości zarabiania, które wcześniej wydawały się być niedostępne. Przykład Kasi i Tomka doskonale to pokazuje. Wzrost ich zarobków o 130% w ciągu zaledwie trzech lat nie był przypadkowy. Kasia aktywnie walczyła o każdą podwyżkę – także się przekwalifikowując.

Na tylnej okładce książki „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” napisałem, że wierzę, że każdy zasługuje na taką pracę, którą naprawdę kocha. Ale to nie oznacza, że taką pracę dostanie. Trzeba sobie na to zapracować. Trzeba być takim wojownikiem jak Kasia. Nie zostawiać złej sytuacji swojemu biegowi. Aktywnie się z nią mierzyć. Przy dużym wysiłku i odrobinie szczęścia – nagroda może być absolutnie wspaniała. Kasia i Tomek, pomimo że oszczędzają, to jednak żyją na co dzień dokładnie tak jak chcą. Uwielbiają stołować się na mieście – i to robią. Ktoś mógłby powiedzieć „ale to nieoszczędne”, a ja powiem, że to jest ich świadoma decyzja i zarobili na to pieniądze. To ich życie, ich kasa i nic mi do tego.

Od zawsze powtarzam Wam, że oszczędzać warto wszędzie tam, gdzie ponosimy wydatki dla nas mniej istotne (czyli redukować je tylko do tych koniecznych), właśnie po to, aby mieć pieniądze na to, co jest dla nas ważne. To co jest ważne dla mnie, może mieć zerową wartość dla innych. I super – grunt żeby ci inni potrafili realizować własne priorytety i jednocześnie nie próbowali mi ich narzucać. 🙂

Gratuluję Kasi i Tomkowi! Świetnie jest czytać takie historie. Fajnie pokazują, że zasady, które propaguję i którymi próbuję Was zarażać, sprawdzają się nie tylko u mnie. Że można na wiele sposobów dążyć do komfortu psychicznego i upragnionego poczucia bezpieczeństwa finansowego. Mega!

Owocnego działania Wam życzę!

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 210 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

Wojciech Październik 17, 2018 o 21:34

Michale, ui nas sytuacja podobna, chociaż zarobki ciut mniejsze (sumarycznie 15k zł netto), ale i obciążenia finansowe mniejsze (hipoteka to 4000 zł, leasing samochodów z paliwem 2500 zł). Dzięki m.in. Twoim radom nadpłacamy szybko hipotekę i systematycznie oszczędzamy na dalsze nadpłaty.
Nie mogę znaleźć na blogu nic o liczeniu wartości naszych aktywów. Czy napisałeś osobny artykuł o tym, czy jest to tylko w kursie pokonaj swoje długi i ew. w książce?

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:05

Hej Wojciech,

Po pierwsze: powodzenia! Po drugie: tu był wpis o tym jak policzyć swoją wartość netto:

https://jakoszczedzacpieniadze.pl/jak-policzyc-swoja-wartosc-netto

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Mickey. Październik 17, 2018 o 21:35

Wiem, że mnie zjesz za ten komentarz, ale już po przeczytaniu fragmentów newslettera nasunęło mi się:

„Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu…” głupich ludzi (że tak złagodzę cytat).

Odpowiedz

Mateusz Październik 18, 2018 o 07:40

Głupi nie są skoro potrafili dochrapać się takich zarobków.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:10

Hej Mickey,

Ciesz się, że są takie osoby. Gdyby wszyscy byli tacy mądrzy jak Ty, to dużo trudniej byłoby Ci znaleźć pracę. 😉

Obiektywnie to nie są głupie osoby tylko niefrasobliwe finansowo. A że ich było stać na tą niefrasobliwość, to nie tkwili przez pewien czas w takim stanie. Niestety jest też wiele osób, które są niefrasobliwe pomimo tego, że ich nie stać.

Ale jak widzisz Kasia i Tomek są na tyle inteligentni i sprytni, że szybko się ogarnęli i generują dzisiaj nadwyżki finansowe znacznie szybciej niż inne osoby, które walczą z zadłużeniem.

Pozdrawiam

Odpowiedz

B Październik 21, 2018 o 20:38

Ja też uważam, że powyższy artykuł pokazuje głupotę dzisiejszego społeczeństwa. Pęd za kasą i ‚pokazaniem się’, klasyczne ‚zastaw się, a postaw się’. Trzeba być (mówiąc wprost) [CENZURA], żeby przy zarobkach rzędu kilkunastu tysięcy złotych netto wszystko brać jeszcze na kredyt. I jak już niektórzy napisali: od podstawówki powinni uczyć mądrego zarządzania pieniędzmi.

Odpowiedz

Lukasz Październik 22, 2018 o 15:58

Nie każdy kredyt jest zły. Tzw. lewarowanie sie kredytem hipotecznym wcale nie jest złe. Ale to trzeba robić mądrze i wcześniej dokładnie zaplanować.

Odpowiedz

Marcin Listopad 9, 2018 o 12:37

Kredyt zawsze jest zły :). Tylko mniejsze zło jest po stronie biorącego, a większe po stronie banku. Bo bank niby daje pieniądze i możesz kupić np: nieruchomość, ale od razu na tej nieruchomości zakłada zabezpieczenie, które sprawia, że to bank jest nadal jej właścicielem. Czyli bank zarabia pieniądze czerpiąc korzyści z nieswojej własności. A biorąc pod uwagę, że bank nie ma żadnych pieniędzy (bo jedynie ma limity ile może pustych pieniędzy nadrukować) to jest to grabież w biały dzień.

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 18:32

Ja też nie mogę pojąć, jak można wpaść w długi zarabiając kilkanaście tysięcy złotych. Myślę, że to nie tylko wina społeczeństwa, ale i mediów, które wmawiają Ci, że musisz coś mieć, bo jak tego nie masz to jesteś gorszy.

Odpowiedz

Adam Listopad 11, 2018 o 07:39

Zgadzam się w pełni z Panią Pani Rito.
Współczesne czasy wymuszają konsumcjonizm….Pogoń,żeby mieć za wszelką cenę.

Odpowiedz

KF Październik 17, 2018 o 21:38

„Długi wzięły się tak naprawdę głównie z totalnego braku świadomości finansowej, hulaszczego trybu życia, braku planowania i kontrolowania wydatków” – jak zwykle, większość problemów finansowych pojawia się z powodu niewiedzy z tytułu podstaw finansów osobistych.

Od zawsze twierdziłem, że w szkołach powinno się uczyć o tym, jak zarabiać pieniądze, jak nimi gospodarować oraz jak je mądrze wydawać. Ale polskie szkolnictwo jest na tyle nieprzemyślane, że w klasach licealnych o profilu biologicznym, niekiedy jest więcej religii czy wf niżeli realnych zajęć z biologii.

Dlaczego politycy nie wprowadzą obowiązkowego przedmiotu szkolnego pt. „Finanse osobiste”? Przecież to świetny pomysł!

Swoją drogą, gratuluję wyjścia na swoje (mimo stosunkowo wysokich wydatków miesięcznych jak na polskie realia), powoli konsekwentnie brnijcie do przodu.

Odpowiedz

Marcin Październik 18, 2018 o 07:44

Pomyśl, czy w interesie polityka jest świadomy finansowo naród, który będzie patrzył mu na ręce przy uchwalaniu budżetu miasta, województwa i wreszcie całego kraju? Który będzie rozumiał, że to dopiero rozpoczęcie spłacania długu publicznego, a nie spadek tempa jego wzrostu będzie sukcesem?

Odpowiedz

Marek Październik 25, 2018 o 09:34

Polityk tak samo nie rozumie finansów, jak się patrzy na oświadczenia podatkowe wybrańców to są tam sami pozadłużani biedacy.

Odpowiedz

Miliarder666 Czerwiec 3, 2019 o 11:21

Tak jest na całym świecie i ta wiedza jest umyślnie usunięta ze szkoły by produkować idealnych niewolników pracy którzy będą kupować rzeczy które tracą na wartości i których tak naprawdę nie potrzebują i będą musieli na nie od rana do wieczora, całe życie pracować.

Ja rzuciłem szkołę zaraz po podstawówce bo nie będę brać lekcji od ludzi którzy ledwo wiążą koniec z końcem a poza tym nauczanie w szkole jest za wolne, wolałem kupić książkę lub poczytać w księgarni i nauczyć się w kilka dni tego co uczą przez cały rok w szkołach.

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Tomasz Lipiec 17, 2023 o 23:04

Kurcze potwierdzam 😔 cała prawda ludzie zarabiali po 3 tysiące i umieli mieć na wszystko

Odpowiedz

Wojciech Październik 17, 2018 o 21:51

I masz absolutną rację – w Internecie można trafić na wielu głupich ludzi. W tym przypadku wydaje mi się, że nie jest tak źle. Czasami przy wysokich zarobkach (patrz przykład z wpisu Michała) łatwo się pogubić. Głupi byliby tylko wtedy, gdyby w tym hulaszczym trybie trwali dalej. Zrobić błąd, zdać sobie z tego sprawę, zrobić krok do tyłu i poprawić się to raczej świadectwo mądrości.

Odpowiedz

Anatol Październik 17, 2018 o 21:56

Historia na prawdę daje do myślenia, ale też trochę przeraża… Najbardziej chyba przeraża to w jakiej sytuacji można się znaleźć nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

Chyba największym problemem jest to co Michale sygnalizowałeś kilkukrotnie – zupełny brak edukacji finansowej w szkołach. Ważniejsze jest jak rozmnażają się ameby niż co to jest kredyt hipoteczny…
Niestety wielu ludziom wygodnie jest żyć w nieświadomości. Pamiętam jak sam bałem się kupić Finansowego Ninja (pomimo że reklama na FB mnie mocno atakowała 😉 ), ponieważ bałem się że może mnie to zmusić do zmiany standardu życia 🙂 Na szczęście i nam udało się sporo w finansach uporządkować bez większych strat w komforcie, nadplacamy kredyt hipoteczny, idziemy w dobrą stronę :). I za to dla Ciebie wielkie dzięki 🙂

Odpowiedz

ciuchcia Październik 18, 2018 o 04:29

Tak ciśniecie na szkolnictwo, a nikt nie ciśnie na rodziców naszych „bohaterow”, którzy widocznie nie wpoili swoim dzieciom tego, że życie ponad stan nie jest spoko.
Ps. zawsze mnie to trochę pociesza, że fakt, iż ktoś dobrze zarabia, wcale nie oznacza, że jest mądry życiowo.

Odpowiedz

Iga Październik 18, 2018 o 12:19

Nie żyli nad stan. Żyli „zgodnie” ze stanem. To różnica.

I jako matka informuję, że rodzice nie są instytucją boską, wszechwiedzącą i nieomylną. Uczą tego, co potrafią. Ja na przykład kiepsko zarządzam finansami i trafiłam tu, by nauczyć siebie, a w konsekwencji moje dziecko.

Nie wiem na prawdę skąd ten ostracyzm. Ludzie zrobili świetną robotę. Brawo Kasia i Tomek – jakkolwiek na prawdę się nazywacie! 🙂

Odpowiedz

Anna Styczeń 5, 2019 o 08:23

Bez sensu zwalać winę na rodziców, nawet nie znając sytuacji. Wiem po sobie – moi rodzice nigdy nie wzięli kredytu, dom budowali po kawałku, przez siedem lat z bardzo niskich pensji. Ja i mój mąż jesteśmy ich totalnym przeciwieństwem – jedzenie na mieście, zagraniczne (dalekie) wycieczki, samochód na leasing, zero oszczędności itd. Dopiero teraz, zaczynam się bardziej przyglądać naszym finansom i wpadłam w popłoch. To jest raczej kwestia edukacji, jak już kilkakrotnie zostało powiedziane, a nie rodziców, a przynajmniej nie we wszystkich przypadkach

Odpowiedz

att Sierpień 6, 2019 o 12:54

Dokładnie. Równie dobrze można zarzucić rodzicom, że pokaźnej książeczki oszczędnościowej dla dziecka nie stworzyli,czy też, ze nie kupili/nie zostawili potomstwu domu.

Odpowiedz

Dawid T Październik 17, 2018 o 22:09

Piękna historia.
My cały czas walczymy, mocujemy sie z zadłużeniem. Podjęliśmy nawet radykalne kroki jak sprzedaż mieszkania którego utrzymanie na tamta chwile kosztowało nas zbyt duzo.
W celu zwiększenia zarobków wyjechaliśmy za granice hehe i tu zonk 😉 . Zarobki są wyższe ale zona nie pracuje a dwa koszty rosną 🙂 mam namyśli oczywiście dzieci które są naszym wyczekiwanym długo szczęściem. Dla uściślenia kiedy zaczynaliśmy walkę z długiem nie było ich jeszcze na świecie a raczej mówiono nam ,ze możemy o nich pomarzyć .
Walka trwa jak w Rocky 3 pierzemy sie 😉 idzie dobrze.
Dzieki za motywacje !

Odpowiedz

Michał Październik 24, 2018 o 20:09

Powodzenia Rocky dostawał po mordzie ale zawsze wygrywał czego i wam życzę, dzieci to skarb bez ceny.

Odpowiedz

Sevson Październik 17, 2018 o 22:22

Przeczytałem, gratuluję i jestem pełen podziwu. Jednak do tego obrazu inteligentnych, dobrze zorganizowanych i zmotywowanych ludzi, zarabiających na pewno nie bez przyczyny dobre pieniądze nie pasuje mi to stwierdzenie:

„Nie zdawaliśmy sobie też do końca sprawy, czym jest kredyt walutowy i jak może różnić się wysokość rat w zależności od stóp procentowych i kursu waluty.”

Wiem że jest swoista moda na brak zrozumienia czym jest kurs waluty. Mogę zgodzić się że może faktycznie są osoby które nie miały świadomości że zmiana kursu waluty zmieni wartość ich zobowiązań. Ok. Ale moim zdaniem w tym bardzo sensownym tekście – ten akapit to jakaś kpina.

Bardziej pasowało by:
„Nie zdawaliśmy sobie sprawy że kurs franka może tak drastycznie się zmienić.” (co jest oczywiste bo sytuacja była szokująca dla rynku finansowego nie mówiąc o ‚zwykłych’ ludziach)
lub:
„Mieliśmy gdzieś czy kurs franka się zmieni bo żyliśmy pełnią życia” (co pasuje do wydźwięku całości początku opowieści).

Ale pomijając w/w, historia pozytywna i na plus 🙂
S.

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 06:27

Sevson,
Zgadzam się w 100% z twoim komentarzem.
Nie wierzę, że ludzie zarabiający takie pieniądze, są na tyle – ujmijmy to tak – nie wykorzystujący do końca swojej inteligencji, żeby nie być sobie w stanie wyobrazić, że „żyją ponad stan”, oraz jakie moga być tego efekty. Słynne równanie, które Michał, Marcin Iwuć i wielu innych blogerów wałkuje od lat, czyli: oszczędności = przychody – wydatki jest tak oczywiste, że jest niemożliwym, żeby ludzie o przeciętnym poziomie edukacji (a tutaj mamy z reguły historie ludzi z ponadprzeciętną edukacją) nie rozumieli intuicyjnie.

Odpowiedz

Aga Październik 18, 2018 o 08:41

Chłopaki, ale Wy mylicie inteligencję ze świadomością 🙂 Właśnie to, że ktoś jest mądry, rzeczy przychodzą mu łatwo, ma super życie, bardzo często jest przyczyną tego, że się „nie myśli”. Nie uświadamia sytuacji.
Pomijam to, że są ludzie, osobowościowo bardzo logicznie myślący, zorientowani na cyfry, a są też tacy (jak ja), którym łatwiej kreować abstrakcyjne pomysły i ten świat myślenia o budżecie i logice jest kompletnie na szarym końcu listy. Dopóki właśnie ktoś/coś nie wpłynie na to żeby się nim zająć. I nic tu ma do dywagacji, możecie nie wierzyć – ja wiem, dlaczego, bo Wam się to w głowie nie mieści. Dla Was to naturalne, logiczne. Dla innych totalnie nie. 🙂 I to nie oznacza, że jedni i drudzy nie są MĄDRZY.

Odpowiedz

GLW Październik 18, 2018 o 08:32

Niech to będzie dla Ciebie szokiem, ale wielu ludzi biorących te kredyty naprawdę nie orientowało się wtedy do końca jak działają te „produkty”. Wiedza na ten temat nie była aż tak powszechna jak teraz. Jeśli już coś wiedzieli, to w większości zakładali fluktuacje w zakresie wysokości raty, ale nie byli świadomi, że kapitał do spłaty im wzrośnie 1,5 do 2 razy i to jest teraz największym problemem tych ludzi, a nie to że mają trochę wyższą ratę jak sądzi większość.

Inna sprawa, że banki mimo absolutnej jazdy po krawędzi z udzielaniem tych kredytów w latach 2007-2009 przeholowały jeszcze bardziej napakowując dodatkowo umowy klauzulami abuzywnymi. Popatrzcie na aktualne wyroki sądów: nawet jak kredytobiorcy przegrywają to w sentencji takiego wyroku jest zwykle zapisane: „umowa zawierała niedozwolone zapisy, ale …”. Tylko niezwykłej przychylności niektórych wydziałów sądów, które z nieznanych przyczyn ignorują prokonsumencką dyrektywę 93/13 i orzecznictwo TSUE, banki zawdzięczają chwilowy zastój w tym temacie.

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 11:58

Pomijając klauzule abuzywne, etc… – serio uważasz, że ludzie nie zdawali sobie sprawy, że jak mają kredyt w walucie i kurs wzrośnie o 50% to się im kapitał do spłaty w PLN nie zwiększy? Serio??? Przecież to kwestia elementarnej (ELEMENTARNEJ) matematyki i logiki.

Odpowiedz

Krzysztof Październik 22, 2018 o 18:18

Dokladnie, zgadzam się z Tobą Bartek w pełni. To są proste wyliczenia. Jak kolega brał kredyt we franku, i jak zapytałem, co będzie jak frank zdrożeje do 4 zł, to odpowiedział, że to będzie problem państwa, a nie jego. Czyli byłi świadomi ryzyka.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 11, 2018 o 07:28

Tylko to akurat było właśnie przedstawiane jako nierealny scenariusz. Mam kredyt w CHF i pamiętam dokładnie sytuacje w gabinecie u doradcy finansowego który przedstawiał oferty kredytu hipotecznego w CHF i PLN i sama wyluczalam ile musiałby wzrosnąć frank żeby rata nam się zrównała z ratą w złotówkach i to było to magiczne 4 zł tylko wtedy wszyscy parskneli śmiechem ze to nierealne. Niestety nie było to normalne przewidywalne wahnięcie. Kredyt walutowy miał być kredytem w którym ponosilismy ryzyko ale niestety nikt nie przeczuwał że aż tak duży skok jest realny. Wtedy sadIlismy ze to jakie ryzyko ponosiny będzie wyglądało powiedzmy jak aktualne kiedy kupuje my CHF gdy spada kurs o 7-10 gr, przeczekujemy z zakupem kiedy wzrasta o 10 gr ale nie jest sytuacją naturalną ze bez wyraźnej katastfofy, wojny, jakichś toralnych załamań na rynku frank wzrasta nagle w ciągu kilku mscy o ponad 50 % w stosunku do kursu w jakim został przeliczony. To nie był brak inteligencji ale uświadomienia bo bez kalkulatora liczylam różne warianty

Odpowiedz

ziembor Październik 17, 2018 o 22:26

Dzięki ‚Kasiu i Tomku’ za podzielenie się to historią. Simple as that. Choć tak na co dzień wcale nie proste zapewne. 🙂 Dzięki Misza za relację. 🙂

Odpowiedz

Przemek Październik 17, 2018 o 22:28

Michale, właśnie siadam do lektury wpisu, ale na początek pytanie: w którym miesiącu planujesz spotkanie w Krakowie? (W mailu chyba wkradł się błąd).

Hmm, jakaś nagroda za spostrzegawczość? 😀 (oczywiście żartuję :))

Pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:12

Hej,

Tak – w mailu wkradł się błąd. Dzięki za wyłapanie. Spotkanie w Krakowie będzie 27 października w sobotę o 13:00 na Targach Książki.

Zapraszam i pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Krzysiek Październik 24, 2018 o 07:09

hej Michał,

Świetna historia, czytam Twojego bloga już od ładnych kilku miesięcy ale jeszcze Ci nie dziękowałem za Twoją pracę – super robota, oby tak dalej! :).

Jestem z Krakowa i wybieram się w sobotę na Targi Książki żeby się z Tobą spotkać ale całkiem możliwe, że obowiązki rodzinne zmienią mi plany na ten dzień.

Jeszcze raz – artykuł pierwsza klasa, otwierający oczy na wiele zjawisk z zakresu finansów osobistych jak również skłaniający do zadumy i refleksji nad własną sytuacją.

Mam nadzieję do zobaczenia w sobote! :).

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 24, 2018 o 22:36

Hej Krzysiek,

Dziękuję i do zobaczenia. 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Monika Październik 17, 2018 o 22:31

Widać brak edukacji finansowej chociażby po „300.000 tysięcy” (czyli 300 milionów) w mailu od Kasi. Mam nadzieję, że już nie robi takich baboli 🙂

I trzymam kciuki za dalszą walkę z długami!

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:12

Szczegół. Wiadomo o co chodzi.

Odpowiedz

Ewa Październik 17, 2018 o 22:41

Takie historie są super bo widać jak realnie Twój blog wpływa na przeciętnych ludzi i im pomaga…przeszłam Twój kurs, przeczytałam książki, polecam Cię wszystkim znajomym jednak niestety nie jestem w stanie pokonać naszych długów… koszty życia rosną niewspółmiernie do pensji, nie chcę narzekać ale są pewne bariery, których przez kolejne kilka lat nie przeskoczymy….może nie będziemy się bardziej zadłużać ale z pewnością nie spłacimy wcześniej kredytów…ciągle wybieramy między priorytetami co jest ważniejsze w danej chwili – nie mamy poczucia satysfakcji z wyborów bo wybierając jedno wiemy, że zawalamy drugie… może za 5 -7 lat będę w stanie realnie wykorzystać wiedzę z bloga. Tylko dodam na końcu, że jestem absolutną fanką Twojej pracy i często analizuję każde zdanie z bloga, podcastu czy książek co sprawia mi ogromną przyjemność!

Odpowiedz

Dawid Październik 19, 2018 o 10:52

Też jesteśmy w podobnej sytuacji i też dla nas to dołujące… Są dni, że się odechciewa i człowiek ma ochotę odreagować to jakimiś zakupami, imprezą, czy wyjazdem – wydać te kilka zabudżetowanych stówek.. Ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Na razie dla nas to marzenie jak dla innych podróże, czy inne rzeczy. Ale wierzę, że damy radę!! I wierzę, że podziękujemy sobie za te 5 czy 10 lat 🙂 Powodzenia!

Odpowiedz

Małgorzata Październik 19, 2018 o 11:00

No ja uważam, że powinno być: jak wyjść z długów i odłożyć zarabiając najniższą krajową (a nie 14000zł!)

Odpowiedz

Anja Październik 19, 2018 o 16:24

Niestety, trzeba zacząć więcej zarabiać. Wiem, że to niewygodna odpowiedź, ale innej drogi nie ma.

Odpowiedz

Małgorzata Październik 31, 2018 o 11:14

jak zacząć więcej skoro nawet może ktoś nie ma kasy aby np zacząć się doszkalać?
uważam, że powinny być pokazane tutaj też inne realia a nie takie (przy 14000 to ja bym miała w rok odłożone na 0,5 mieszkania!)

Odpowiedz

XLka Listopad 6, 2018 o 16:03

Wiedza z bloga Michała (Marcina i innych) jest darmowa, a wielce pomocna :).

Odpowiedz

Martyna Listopad 9, 2018 o 13:11

Jak się doszkalać? Jest mnóstwo darmowej wiedzy np na youtube. Ja odkopałam pasję z dzieciństwa – malowanie i rysowanie. Oglądam tutoriale, lekcje perspektywy, anatomii, podstaw rysowania i malowania. Wszystko jest. Wystarczy godzina może dwie dziennie. Są dostępne lekcje w języku polskim. Moim planem np. jest za jakiś czas, jak poczuje się pewnie sprzedawać swoje prace.
Mój mąż doszkalał się z wiedzy raportowej, też bezpłatnymi tutorialami. Wiedza którą zdobył pomogła mu zmieć pracę an lepszą. Na Gruponie można za grosze kupić online kursy – photoshopa, fotografii z certyfikatem ukończenia. Tego jest naprawdę dużo. Można się nauczyć języka. Jedyne co trzeba to uwierzyć w siebie i swoje możliwości i wygospodarować godzinę dziennie.
Pozdrawiam i życzę powodzenia 🙂

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 21, 2018 o 09:05

chodzi mi o studia wyższe a nie rysunek z yt 😉

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 21, 2018 o 09:07

szukając pracy często jest informacja że musi być ukończona wyższa uczelnia, jak ma mnie poznać pracodawca skoro nie mam ukończonej i nie weźmie mnie w ogóle pod uwagę przeglądając cv? przecież mu nie napiszę że ukończyłam kurs rysunku z yt
dajcie spokój, proszę o posta z polskimi realiami, nazwijmy to ubogiej rodziny a nie zarabiającej taką kasę i mająca jeszcze długi!

Odpowiedz

Arek Grudzień 27, 2018 o 12:23

Racja. Przy takich zarobkach to można poszaleć bez dodatkowych kredytów, wystarczy hipoteka. Przydałby się inny opis, bo przy 30 tysiącach miesięcznie to sorry, ale tylko ludzie nieświadomi robią takie głupoty i żyją ponad stan. Realia są potrzebne.

Odpowiedz

Tymot Styczeń 27, 2019 o 11:46

Więc prośba do autora o naturalne rozwinięcie tematyki lepszego zarobkowania.
np. względem opisywanego przypadku jak ci ludzie osiągnęli takie zarobkowanie, jak polepszyć swoja zawodowa sytuacje, jak się szkolić, jak znaleźć pasje itp. – temat rzeka.
wielu ludzi pisze tak jak zwróciła uwagę Małgorzata, że wszystko jest proste ale to mnie nie przekonuje albo przyciągam pecha i los mnie nie lubi:P

Odpowiedz

Maciek Listopad 23, 2021 o 18:52

po pierwsze nie masz pojecia jak bys sie zachowala majac nagle dochody na poziomie 14k miesiecznie wiec informacje o tym ze w rok mialabys na pol mieszkania mozna odstawic na boczny tor. Co do oszczedzania przy minimalnej krajowej. Zwieksz dochody na poczatek nie musisz rozwijac swojego wyksztalcenia. Po regularnej pracy zacznij rozdawac ulotki, a moze jakas inna praca dodatkowa? Jest tego na peczki i nie trzeba do takiej pracy jakichs specjalnych umiejetnosci. Jedyne co – trzeba chciec. Jak juz bedziesz na ulotkach zarabiac dodatkowe pieniadze to i znajdziesz kase na kursy na ktorych ci zalezy. Zrobisz kurs zmienisz prace bedziesz wiecej zarabiac i tak zaczniesz oszczedzac kase. Pozdrawiam

Odpowiedz

Małgosia Listopad 1, 2018 o 09:30

Zgadzam się w 100%. My z mężem zarabiamy razem 6500 netto, mamy 2 dzieci, kredyt w CHF 310/ m-c, mieszkamy w dużym mieście i jeszcze 1000 okładamy. Niczego nam nie brakuje, dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe a my co roku jeździmy na narty i latem do Chorwacji. Zastanawiam się na co się wydaje kilkanaście tysięcy miesięcznie z czego nie można zrezygnować i zejść do np 7000. Fakt że nie wydajemy na jedzenie na mieście, co jest głównie konsekwencją mojego 8 letniego doświadczenia w gastronomii.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 11, 2018 o 08:00

To może ja odpowiem jak wygląda sytuacja u nas.
Dochody kilkanaście tys netto i odkladamy z tego kilka tys ALE bardzo bym chciała zredukować koszta do poziomu 10tys i niestety po po ad roku uszczelniania i analizy (dzięki Michał za ogrom wiedzy jaki stad wyniosłam w tym świadomość Microsoft money) nie widzę już pól do redukcji na chwilę obecną. Mamy dwójkę małych dzieci i koszta kredyt w CHF – ok 2200 msc, jedzenie ok 2000 (do restauracji wychodzimy pewnie rzadziej niż raz na 3 tyg na jakąś pizzę, lunch do pracy z domu, gotuję sama ale kupuję ze względów zdrowotnych dużo produktów ekologicznych co w Wwie nie jest tanie ), samochód 500 (paliwo, parking, garaż -jeździmy 12 letnia skodą) , mieszkanie z rachunkami ok 850 zł, ubrania/buty przeciętnie 200 zł, służba zdrowia szeroko rozumiana (leki, wizyty u fizjoterapeuty ja i syn, szczepienia, nagly problem okulistyczny u męża ) – w tym roku to było do dnia dziesiejszego ok 10000 czyli blisko 1000 msciecznie. Placówki dla dzieci -żłobek i przedszkole (prywatne z wyboru i tu jest pkt z którego nie zrezygnuję, bo dla mnie to jest inwestycja w poczucie bezpieczeństwa i świadomego wyboru związanego z określonym podejściem do tego co jest dla nas priorytetem w temacie edukacji i rodzaju kontaktu z dzieckiem, rodzajem rodzicielstwa) – 3400. Do tego są wydatki na chemię, książki, jakieś wydatki na artykuły domowe, naprawy sprzętów, prezenty i urlop w Polsce, wyjazd zimowy tez na miejscu, czasem bilety do kina czy na koncert. Żadnego hulaszczego trybu życia, poczucie ciągłego zaciskami pasa. Chcieivbysy zmienić mieszkanie -cena metra w Wwie w dzielnicy w której mieszkamy aktualnie i bardzo nam lokalizacja odpowiada ale jest nam trochę ciasno to ok. 9000 za m2. Ktos powie że można wydawać mniej na jedzenie ale mnie zależy żeby ograniczać pestycydy w diecie moich dzieci i nie jeść tłuszczu palmowego, kupowac produkty fair trade), kto inny powie ze można znaleźć państwowe przedszkole -ok, ale w okolicy nie mam takiego które odpowiadało nam bardziej niż wybrana aktualnie placówka. To akurat są NASZE priorytety i niestety w Wwie sytuacja wygląda w ten sposób. W moim rodzinnym mieście za placówkę prywatna płaci się 400 zł a żywność eko jest od cioci, czy sąsiadki za darmo (tyle ze bez certyfikatu). Nie zawsze życie przy zarobkach kilkunastu tysięcy i brak spektakuarnych kwot na koncie to wynik bezmyslności, braku inteligencji czy całkowicie nie przemyślanych decyzji…

Odpowiedz

Marek Październik 17, 2018 o 22:42

Za 50 zł to spokojnie 4 osoby do kina pójdą i jeszcze na czteropak zostanie 😀
Wystarczy kupować przez masterpass w multikinie …

Odpowiedz

konwicki Październik 18, 2018 o 01:20

Haha no tak, w CC podobna promocja się już skończyła niedawno, a w moim mieście niestety Multikina nie ma, ale są inne sposoby na nawet darmowe bilety do Cinema City 😉

Odpowiedz

Szyciownik Październik 17, 2018 o 22:45

Cześć,
Teraz dopiero doceniłam fakt, że w ogóle nie mamy z mężem długów i mamy poduszkę finansową na następne dwa lata życia na obecnym standardzie.
Mam nadzieję, że dużo Twoich czytelników przejdzie podobną drogę i w końcu znajdą się w sytuacji, gdzie nie będą się musieli przejmować czy przeżyją do pierwszego.
Pozdrawiam,
Kasia

Odpowiedz

Aga Październik 17, 2018 o 22:52

A ja w tym miesiącu nadpłaciłam pierwszy z kredytów na liście kwotą 240 zł, kolejne 160 zł czeka w kolejce. Tworzy się FA oraz kwota wolności finansowej. Zwiększam swoje zarobki. Do połowy 2017 roku zarabiałam 1200 zł na rękę. Dziś 1,5 roku później zarabiam 3500 zł netto i myślę, że już niedługo przekroczę czwórkę z przodu.
A wystarczyło, że na początku 2016 roku trafiłam na Twój blog i Twój kurs Michale.
Z resztą podziękowałam osobiście we Wrocku 🙂
pozdrawiam i życzę więcej oddłużonych!
Aga!
Jeszcze max 2 lata i wyjdę nawet nie na zero, a na plus z moją moją rodziną ! Kwota na przyjemności również się znajduje.

Odpowiedz

Dax Październik 17, 2018 o 22:57

Michale, a jak znaleźć lepszą pracę po 40? 😉

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:14

Chyba rozwinę ten wątek, w którymś z podcastów. Generalnie polecam lekturę „Zaufanie, czyli waluta przyszłości” – serio. Po 40-tce to potrzeba po prostu odwagi i chęci do działania, bo to chyba wtedy są towary najbardziej deficytowe.

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Krzysztof Październik 19, 2018 o 20:16

Oj, dla wielu chyba tak.

Odpowiedz

Anka Październik 24, 2018 o 19:23

W ten sam sposób co po 30-ce.

Odpowiedz

Justyna Październik 17, 2018 o 23:25

Super wpis – inspirujący, motywujący, pouczający. Dzięki dla „Kasi” za podzielenie się historią. Udostępniam na fb, mam nadzieję, że ktoś skorzysta.

Odpowiedz

Agnieszka Chmarowska Październik 17, 2018 o 23:31

Inspirująca historia!

Przeraża mnie myśl, że można być zadłużonym po uszy i w ogóle nie zdawać sobie z tego sprawy. Ale ja też nie rozumiałam swojej sytuacji finansowej, dopóki kilka lat temu nie zaczęłam czytać Twojego bloga. Dziękuję Ci Michał za tego bloga, za całą wiedzę, którą się tu dzielisz, a także za obie książki. Niedawno skończyłam czytać „Zaufanie…” i jestem pod ogromnym wrażeniem zarówno drogi którą przeszedłeś, jak i Twojej formuły prowadzenia biznesu.

Pozdrawiam serdecznie!

Agnieszka

Odpowiedz

Tom Październik 17, 2018 o 23:43

Wpis jak i historia bardzo ciekawe.
Z tym, że z opisem „. Są typową, polską rodziną” to do końca się nie zgodzę. 30k netto miesięcznie to nie jest typowa polska rodzina, to jest zdecydowanie klasa wyższa i to jej górne rejony ;p

Odpowiedz

Hejho Październik 18, 2018 o 07:16

Dokładnie. Też na to zwróciłem uwagę.
W takiej sytuacji to aż dziwne, że przez 3 lata zaoszczedzili tylko tyle.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:15

Hej Hejho,

No z historii nie wynika (celowo), w którym momencie wskoczyli na poziom zarobków typu 30k. To był proces, więc wcześniej po prostu odkładali mniej.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 15:50

Michał,
Ależ oczywiście, że celowo (inaczej być może historia by się już tak ładnie nie prezentowała), ale załóżmy, że przez proces dochodzenia z 14.500 do ~30.000 zajął połowę czasu opisanego w artule (choć śmiem podejrzewać, że krócej), więc przez połtora roku Twoi bohaterowie mieli do dyspozycji o conajmniej 14.500 zł więcej, czyli z samego tego tytułu mieli więcej w rzeczonym okresie o 18*14.500 = 261.000 zł.
Sam to z pewnością widzisz, że bardzo znaczący procent oszczędności był wynikiem wiekszych dochodów, co samo w sobie nie jest złe, ale w kontekście robienia z tego jakiejś niebywałej „story” o wychodzeniu z długów przez rodzinę mającą ~30.000 zł miesięcznego dochodu nie wygląda juz tak medialnie.
No, ale o to w końcu chodzi w w robieniu „story”, żeby odpowiednio dobrać zestaw faktów, na przyklad poprzez celowe niepodawanie niektórych, prawda ;)?
Marcin I. ma rację w kwestii Twoich umiejętności.

Odpowiedz

Kuba Październik 18, 2018 o 16:56

Bartek, zjedz snickersa…

To prawda, mi też się rzuciło w oczy, że w czasie tej walki z długiem zwiększyły im się też koszty życia, ale nie o to czy mogliby spłaić 100 czy 200 tysięcy więcej tutaj chodzi. To co najważniejsze to, że zmieniło się całkowicie ich podejście i myślenie. Zauważ, że spłacili kredyty konsumpcyjne i trochę bardziej szanują pieniądze (np. zaprzestanie głupiego wypłacania gotówki z karty kredytowej). Jedyne kredyty jakie posiadają to hipoteczny na swoje mieszkanie i inwestycyjny na mieszkanie na wynajem (tak podejrzewam, że na wynajem, ale z tekstu nie wynika czy nie mieszka tam np ich najstarsze dziecko).

O tym czy historia o zmianie „tylko” nastawienia i pozbycia się głupich dlugów jest godna czy niegodna artykułu pozwól zdecydować autorowi bloga. Myślę, że kilkukrotne podkreślenie bohaterki, że przemiany (jak mizerne według ciebie by nie były) zawdzięcza w dużej mierze temu co wyczytała z bloga i kursu, są powodem do dumy dla Michała. A to, że publikuję to jako artykuł? Na tym polega blogowanie – taka praca.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 22:14

Hej Bartek,

Na serio to uważam, że jesteś po prostu bezczelny w swoich insynuacjach. Nie mam potrzeby fabrykowania historii. Kwoty są tu najmniej istotne.

Nie wiem czy ta Twoja złośliwość ma być zabawna, czy po prostu tak dla zasady próbujesz coś insynuować. Jeśli to drugie, to równie „na poziomie” odpowiem Ci żebyś nie rozciągał swoich zasad działania na mnie. Po prostu się mylisz.

Dla jasności: bohaterowie mają lekką paranoję na punkcie ich możliwej identyfikacji (i nie obrażą się, jeśli to przeczytają, bo Kasia sama mi tak napisała). Moim zadaniem jest ich chronić w taki sposób, aby czuli się bezpiecznie. ONI a nie Ty ze swoim nosem do góry.

Zjedz Snickersa – tak jak Ci napisał Kuba – i spróbuj się głową oderwać od kwot.

A i lecisz do moderacji, bo już któryś raz przeginasz (w mojej subiektywnej opinii). Nie zdziw się, jeśli kolejne Twoje „odkrywcze” komentarze wylądują po prostu w śmietniku.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Krzysiek Październik 25, 2018 o 16:35

Michał, nie napinaj się tak:). Choć rozumiem twoją złość po komentarzu Bartka (niestety nie znam Jego innych”osiągnięć”) to wydaję mi się że źle zrozumiałeś jego intencje. Moim zdaniem nie chodzi Bartkowi o spreparowanie „story”, lecz o nią samą. Pisanie o wielkich osiągnięciach bohaterów w momencie zrobków ok 30kpln ( to moje roczne:)) jest lekkim nadużyciem. Po prostu nie dali się Inflacji Życia!!. Natomiast wzrost dochodów, zwiększanie kompetencji, własna działalność
– sza po ba 😛 .
Odnośnie Michał Ciebie: Cięte komentarze pod twoim adresem będą się zdarzać. Jesteś osobą baaąardzo ambitną, a to powoduje u wielu frustratów chęć atakowania, również za własne niepowodzenia i strach (który rozumiem). Jesteś również osobą prawie że publiczną, więc kąsanie w komentarzach będzie coraz częstsze. Taki naród 🙂
Życzę wielu ciekawych i inspirującyh spotkań w Krakowie na Targach Książki

Odpowiedz

Wojtek Październik 26, 2018 o 23:39

Nie zgodzę się że kwoty są tu najmniej istotne.
Rzeczywiście w którymś momencie bardzo pomyliłeś się pisząc „normalna polska rodzina” – już te startowe 15k na rękę to są 3 warszawskie średnie i niestety wciąż tylko górne kilka % Polaków ma takie zarobki.

Dla mnie taka historia bardziej podcina skrzydła. Jaka jest szansa że nagle większa ilość ludzi spłacających powoli swoje kredyty wskoczy z 2400 brutto na „naście” netto? Ile jest ludzi w IT zarabiających 30k – procentowo, z pięć? A jaka nadzieja dla reszty? 🙂

Odpowiedz

Magda Październik 18, 2018 o 07:35

Tak naprawdę to jest wciąż wyższa klasa średnia, do najbogatszej klasy Polaków i „górnych rejonów” brakuje jeszcze jednego zera. 30 k miesięcznie to dużo, to na pewno nie jest przeciętna polska rodzina, ale też i żadna klasa wyższa – zwłaszcza że obecnie zarobki (na osobę) rzedu 10 k netto w IT przed ukończeniem 30. roku życia nie są juz wcale nierealne. O tym jak żyje prawdziwa klasa wyższa mogliby opowiedzieć mieszkańcy Konstancina. 30 k to dla tamtejszych żon drobne na ciuchy.

Po prostu większość Polaków żyje poniżej standardu klasy średniej i do niej tak naprawdę nie należy.

Odpowiedz

hejho Październik 18, 2018 o 08:40

Słusznie prawisz Magda.
Ale też ta większość, która tak naprawde do klasy średniej nie należy „nie chce” o tym wiedzieć. No bo: jak to? jak nie jestesmy klasa średnią, to kim własciwie jesteśmy…

Odpowiedz

Krzysztof Październik 19, 2018 o 20:20

Tak naprawdę- parobkami.
Tylko lepiej ubranymi, i nie pracującymi fizycznie.
Może znasz angielskie white collar i blue collar.

PS1. A bloki mieszkalne – to odpowiednik czworaków – tylko w pionie.
PS2. Michał, nie czuj się urażony PS1. Sam tak mieszkam, i to tylko na połowie Twojego metrażu. No i Ty tak mieszkasz z wyboru. Ja bym wolał – w czworakach poziomych.

Odpowiedz

TomTom Październik 18, 2018 o 16:57

No to już zależy od definicji czy jako klasy bierzemy zarobki czy procentowy rozkład takich rodzin w społeczeństwie. Bo idąc tym tropem to wyjdzie ze klasa średnia to 3% społeczeństwa a wyższa 0,5%. Jasne że w IT to nic dziwnego ale IT jest zaledwie drobnym wycinkiem rynku pracy

Odpowiedz

Wojtek Październik 26, 2018 o 23:53

Tak, według takiej klasycznej definicji, klasa średnia to u nas marne kilka procent.
Klasa średnia czy mieszczaństwo posiadało co najmniej mieszkania, części kamienic, małe zakłady produkcyjne, sklepy, własne praktyki lekarskie itp.
Klasa średnia-wyższa żyje bądź może żyć z kapitału.
Klasę wyższą określało bardziej pochodzenie, tytuły itp. – niekoniecznie majątek. Członkom klasy wyższej pracować „nie przystoi”; bardziej pełnić jakieś funkcje np. publiczne. Utrzymywanie zbiedniałych krewniaków było podstawowym obowiązkiem „panów ziemskich” i arystokratów.

Jak najbardziej brzmi jak parę procent naszego biednego społeczeństwa.

Odpowiedz

Emi Październik 18, 2018 o 08:31

W punkt.

Odpowiedz

nikt Październik 18, 2018 o 08:32

W/g mnie to ta rodzina zarabiając 30tyś/m-c powinna odłożyć 300tyś. zł w 1rok do 2lat a nie w 3 lata. a przecież w tekście jest zapis o zarobkach netto 14tyś/rodzina z wzrostem o 130% czyli do 32,2 tyś miesięcznie. Moim zdaniem trochę słabo im idzie.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:27

Hej Nikt,

Ale powtórzę: nie wiesz od kiedy zarabiają tyle co obecnie (kiedy dokładnie ich wynagrodzenie wzrosło), więc spekulowanie ile powinni odłożyć jest z założenia błędne.

Dla jasności: świadomie nie ujawniam dat podwyżek itp. żeby nie dało się ich zbyt łatwo namierzyć.

Pozdrawiam

Odpowiedz

nikt Październik 18, 2018 o 12:33

czyli cały artykuł jest nie rzetelny, bo raz jest napisane o wzroście 130% a raz 140% , a czasami próbujesz zataić dane niby przez nie podawanie dat (daty mogą być z małym przesunięciem i daty spłaty kredytów) . Część z twoich czytelników jest dość skrupulatna. I potrafi ze zrozumieniem analizować i sprawdzać poprawność Twoich wyliczeń.
Tu chodzi o sprawdzenie poprawności wyliczeń, a nie o szukanie personalnie osoby.
Nadal uważam że spłacenie 300tyś w 3lata dodając do tego spadek kursu franka to jest mało.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 20:58

Hej Nikt,

Nadal nie rozumiesz i do tego plączesz fakty. Realna różnica finansowa (uwzględniając spłacony kapitał kredytów + poduszka finansowa) = ok. 350k zł. Za to różnica w wartości netto (m.in. ze względu na różnice w kursie franka między 2015 a 2018) dają różnicę w wysokości 475k zł. Przy całej swojej skrupulatności próbujesz nie tam gdzie trzeba odwzorować różnice kursowe.

Wzrost o ok. 130% (rzeczywiście pod koniec tekstu była literówka, ale już poprawiłem). Szczegółów nie otrzymasz, więc jeśli coś Ci się nie zgadza w kalkulacjach, to po prostu musisz z tym żyć.

A jeśli nie rozumiesz, że zarobki rzędu 40k zł przez cały czas od 2015 nie równają się zarobkom rzędu 11k zł np. na przestrzeni od 2015 do 2017 (nie twierdzę, że tak było), to niestety nic na to nie poradzę. Daty otrzymania podwyżek jak najbardziej mają znaczenie dla zdolności Kasi i Tomka do generowania nadwyżek. I wcale nie muszą być – tak jak napisałeś – „z małym przesunięciem”.

Niestety w tym przypadku osoby skrupulatne muszą uznać, że nie da się tego precyzyjnie policzyć na podstawie danych, które opublikowałem. Świadomie zaciemnione np. w sformułowaniu „prawie”. Prawie to może być 14k zł, ale i 12k zł miesięcznie (a może jeszcze inna kwota).

Pozdrawiam

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 15:52

Serio wierzysz w to co mówisz, że poprzez podanie dat podwyżek bohaterów twojego artykułu dałoby sie ich namierzyć?

Odpowiedz

Anja Październik 18, 2018 o 16:09

Oj, Bartek:)! Coś się tak przyszpilił?

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 16:27

Oj, Anju :). Po prostu, akurat ta odpowiedź Michała jakoś mało do mnie trafia. Imiona bohaterów zmienione, nie wiem jakim to cudem własnie akurat informacja od kiedy zarabiają, a nie na ten przykład cała masa innych danych dotyczących ich majątku miałby spowodować możliwość ich zidentyfikowania. Kompletnie to do mnie nie przemawia. A jak do mnie coś nie trafia, to zaczynam się zastanawiać, czy utajenie akurat tego fakty nie miało jakiegos innego celu. Lepiej wygladającej „story”, przykładowo…

Odpowiedz

Kuba Październik 18, 2018 o 17:12

Zastanów się ile może być specjalistów od marketingu w branży IT, którzy zmienili pracę dwukrotnie w ostatnich dwóch latach dokładnie w konkretnym miesiącu?

Teraz zastanów się ilu jest dobrze zarabiających właścicieli dwóch mieszkań i samochodu. Po czym według ciebie łatwiej zdemaskować czyjąś tożsamość?

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 18:48

Trochę podkoloryzowałeś ;).
Jeśli już to bardziej właściwe byłoby porównanie:
ilu może być specjalistów od marketingu w branży IT, dobrze zarabiających właścicieli dwóch mieszkań i samochodu, którzy zmienili pracę dwukrotnie w ostatnich dwóch latach,
vs
ile może być specjalistów od marketingu w branży IT, dobrze zarabiających właścicieli dwóch mieszkań i samochodu, którzy zmienili pracę dwukrotnie w ostatnich dwóch latach, dokładnie w konkretnym miesiącu.
Myślę, że się zgodzisz.

Patryk Październik 18, 2018 o 00:03

Hej Michał dziękuję za ten wpis meeega,

Chociaż jestem w nieco innej sytuacji tzn 25 latek z poduszką, mający kłopot z wydawaniem
pieniędzy (nie wydaje ich) mieszkającym
u rodzoców i tu się nasuwa pytanie jak się mądrze przebranżowoć tzn chciałbym nasłyszeć podcast na ten temat albo wpis 😉 A byłbym wdzięczny jeżeli dałbyś mi na emaila kontakt do „Kasii” oczywiście jeśli się zgodzi bo chciałbym porozmawiać i pogratulować.

Ale dzięki wielkie tobie !
Patryk

Odpowiedz

Joanna Październik 18, 2018 o 02:01

Ja tez bym chciala sie dowiedziec, gdzie szukac pracy za 10000 ; Mam wrazenie, ze sie marnuje za 2500 na reke; moze Michale faktycznie rozwiniesz temat zwiekszenia zarobkow przez przebranzowienie 🙂

Odpowiedz

Magda Październik 18, 2018 o 09:04

Joanna nie wiem w jakim rejonie Polski żyjesz, ale we Wrocławiu w IT jest ogromny niedobór. Niektóre firmy robią specjalne kursy dla osób z poza branży, jak pozytywnie go przejdziesz to masz gwarantowana pracę w IT. Trochę samozaparcia i spokojnie do 10k się dojdzie. Wręcz nie jest to jakaś oszałamiająca kwota

Odpowiedz

Śnieg Październik 18, 2018 o 09:54

Nie wiem co za bajki Pani opowiada. Kilkoro moich znajomych przeniosło się z Poznania do Wrocławia, bo krążą tam historie o lepszych wynagrodzeniach, braku ludzi… no i tak oto tkwią Ci ludzie (naprawdę cholernie inteligentne i dobrzy pracownicy) na stanowiskach za max 3000zł i chcąc poprawić swoją sytuację – chodzą na rozmowy w sprawie innej pracy. Tak oto na niby niedoborowym rynku IT slysza co chwile o tym, ze nie, ze nie nadaja sie, bo nie maja tego „FLOW”, bo nie pasuja do filozofii korpo (wzajemne nakręcanie się i ostre fazy na spotkaniach coachowych co tydzień), bo nie maja instagrama czy facebooka. Zatem jak widac zle na rynku nie jest, skoro po prostu nie potrzebuje sie specjalistow do PRACY a nie do filozofii firm.

Odpowiedz

Magda Październik 19, 2018 o 12:47

Śnieg cieszy mnie to, że moje życie bajką nazywasz. Przebranżowiłam się, poszłam na praktyki za 2tyś netto. Nie mając żadnego doświadczenia, ani wykształcenia, zostałam na stałe w tej firmie. Pensja podskoczyła i teraz 10 tyś brutto nie jest dla mnie bajką, ale celem. Wierz w co chcesz.

Odpowiedz

Paweł Październik 18, 2018 o 10:06

Jest niedobór, ale nie na juniorów. Dziś już nikt nie chce i nie potrzebuje pracownika do przyuczenia, bo po prostu nie ma na to czasu, ani nie ma kto tego robić. Jeśli ktoś uważa, że zrobi sobie bootcamp z programowania lub grafiki w ciągu 3 miesięcy i jest gotowy do wejścia na rynek to jest w wielkim błędzie. Może tak było kilka lat temu, ale nie dziś. To po prostu kłamstwo ze strony „szkół programowania”. Jako, że obecnie praca w IT jest tredny to łatwo zarobić na takich klientach.

Słyszałem już o listonoszu, który rzucił pracę, wydał 10 tys. na kurs i odbił się od ściany. Taka wiedza co najwyżej pozwoli mu na hobbystyczne robienie projektów, a gotowy do pracy w zawodzie będzie co najwyżej za 2-3 lata kiedy nabierze praktyki komercyjnej, a nie tej z kursów w idealnym środowisku.

Także pisanie, że jest niedobór w IT, praca czeka, wystarczy się przebranżowić to bzdura. Ta praca czeka dlatego, że nie ma osób, które są zaawansowane i gotowe do podjęcia zleconych zadań od pierwszego dnia – jest to branża tak dynamiczna, że ktoś kto dziś poświęci kilka lat na naukę danego frameworku to zanim go zrozumie, on zniknie już z rynku.

W mojej opinii czas juniorów i łatwego przebranżowienia w IT dobiega końca. Rynek już od dawna daje sygnały, że potrzeba ludzi wykwalifikowanych. I tutaj koło się zamyka, ponieważ na takie zdolności mogą sobie pozwolić ludzie młodzi, którzy świat IT mają już zastany od najmłodszych lat i kodowanie/programowanie mają niejako we krwi. Ponadto mają CZAS. Można się przed tym bronić, ale to właśnie osoby urodzone po roku 2000 będą za chwilę opanowywać ten rynek, bo ktos z was w wieku 15 lat potrafił już pisać aplikacje?

Odpowiedz

Marek Październik 19, 2018 o 08:03

Jak najbardziej jest zapotrzebowanie na juniorów. Zatrudnianie seniorów na obecnym rynku jest coraz trudniejsze z dwóch głównych powodów:

* Obecne zarobki tychże i turdności z przedstawianiem im konkurencyjnych ofert
* Niechęć Seniorów i Expertów do zmiany pracodawcy (często jest im dość wygodnie)

Sam w swojej firmie współtworzyłem program stażowy, który pomógł nam zrekrutować, wyszkolić i finalnie zatrudnić grupę młodych gniewnych.

Także pisanie, że niedobór w IT, praca czeka, i wystarczy się przebranżowić to nie bzdura, ale rzecz wymagająca ogromnego wysiłku po stronie osoby, która chce się przebranżowić. Druga sprawa, że nawet ten wysiłek nie będzie oznaczał, że ta praca będzie Ci się podobać i że warto to robić. Co najwyżej się opłaca.

Odpowiedz

Michal Październik 18, 2018 o 11:24

Hej Magda, mozesz podac przyklad takich firm, albo gdzie szukac informacji? Wroclaw akurat to moj rejon ;).

Odpowiedz

Magda Październik 19, 2018 o 12:55

Michal Nokia organizuje w przyszłym roku Xii edycję Nokia Academy, Capgemini Starter Kit w tym roku było z javy, SAPa i na testera. Może też coś w przyszłym roku zorganizują.

Odpowiedz

Dana Listopad 2, 2018 o 19:02

Magda, a mogę wiedzieć co konkretnie robisz? W swojej firmie mam mały kontakt z SAPem, ale nie mam żadnych szkoleń. Gdzie potrzebują takiej wiedzy? Nie wiem, czego mogłabym się nauczyć, nie jestem geniuszem komputerowym ani bardzo młodą osobą.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:16

Hej Joanna,

Dobry pomysł. Tak – rozwinę temat przebranżowienia za jakiś czas. Myślę, że też na konkretnych przykładach.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Dana Listopad 2, 2018 o 18:59

Czytam te komentarze i nie wiem, co zrobić. Skończyłam biotechnologię, w samym zawodzie pracy nie znalazłam, ale powiedzmy, że w podobnej branży. Praca po skończeniu studiów w małej firmie nie przyniosła mi żadnych sensownych pieniędzy, ledwo stać mnie było na opłaty, potem była praca w biurze, a teraz w laboratorium w dużej koropracji, gdzie pracownicy labu zarabiają najmniej. Dopiero od roku zarabiam 3000 na rękę i to moja największa pensja od początku mojej kariery zawodowej (nie liczę tu zarobków za nadgodziny). Dobiegam 40-tki i widzę, że te ciężkie studia na politechnice nie miały sensu, że trzeba było pójść na coś innego. Stać mnie było tylko na małą kawalerkę na kredyt, spłacam ją sama. Co trzeba robić żeby zarabiać 14 tys?! Myślałam właśnie o IT, ale czy ja dam radę nauczyć się jakiegoś programu, kiedy już energii i zdrowia brak do nauki? Jedyną motywacją jest chęć zarabiania wreszcie większych pieniędzy. Magda pisze, że warto, niektórzy że czas dla takich „po kursach” już się skończył.

Odpowiedz

Piotrek Listopad 10, 2018 o 09:31

Dana
Jeżeli Twoją jedyną motywacją jest zarabianie więcej odpuść sobie IT. To branża w której faktycznie można szybko zacząć zarabiać dużo ale mało kto mówi o pewnych „minusach” tej pracy. Np. o tym, że to zawód (zawody) w których nie wystarczy zrobić jeden, dwa kursy. Tu trzeba uczyć się każdego dnia. Żeby naprawdę dobrze zarabiać (i nie mówię tu o 10k ale raczej właśnie o kwotach 15, 20, 30k) musisz mieć do tego PASJĘ. Musisz żyć tym co robisz i mieć przyjemność z nauki nowych rzeczy, często po godzinach.

Odpowiedz

Joanna Październik 18, 2018 o 02:00

Ja tez bym chciala sie dowiedziec, gdzie szukac pracy za 10000 ; Mam wrazenie, ze sie marnuje za 2500 na reke; moze Michale faktycznie rozwiniesz temat zwiekszenia zarobkow przez przebranzowienie 🙂

Odpowiedz

Marta Październik 18, 2018 o 07:33

Gratulacje dla Kasi i Tomka 🙂

Odpowiedz

Michu Rad Październik 18, 2018 o 07:46

Witam,
Jestem świeżo upieczony INZ niestety non-IT. Dziwi mnie takie gadanie o wyjściu z długów kiedy ktoś zarabia 4xsrednia krajowa. Przecież wystarczy racjonalnie to wydawać i zostaje duuuzo. Sam zarabiam średnia krajowa i jakbym ja miał wyjść z długu na samo mieszkanie to byłaby klapa przy tych założeniach.
Gdzie wy tyle pieniędzy zarabiacie poza IT? Czy to tylko jedyna słuszna droga na życie?

Odpowiedz

Ulala Październik 20, 2018 o 09:41

Nie tylko w IT się tyle zarabia. Patrz- kierunki medyczne lub własny biznes.

Odpowiedz

Maciej Październik 18, 2018 o 07:47

Witajcie,

Przyznam na poczatku ze to jeden z pierwszym wpisów na blogu, który przeczytałem od A do Z i powiem szczerze, ze coraz bardziej jestem bliski sięgnięcia po Finansowego Ninje.
U nas sytuacja jest podobna, tzn. Walczymy z ogólna sytuacja netto, przy jak to już niejeden napisał nie małych zarobkach netto co miesiąc (aktualnie ponad 15k netto).
Obydwoje jesteśmy teoretycznie po studiach finansowych, ale praktyczniej bardziej ja i prowadzę już od ponad 20 lat excele gdzie wyliczam tzw. Finanzsaldo (pracowałem w. Niemieckim koncernie i liczyłem cash flowy) i na bierząco wiem jaka jest na nasza wartość aktywów netto.
Większość decyzji finansowych podjętych rozsądnie (brak mimo presji również żony, kredytów walutowych), subkonta do oszczędzania, polisy itp. Ale…. no wlasnie czasem ja mam impuls (lubię shoppingu) i kupuj to to, to tamto), a czasem żonka bo w domu który wybudowaliśmy jeszcze tyle można zmienić:).
Powiem wiec tylko tyle, ze cały czas niestety walczymy z tym, aby… wyjsc na prosta, wreszcie na luzie wyjechac na wakacje albo gdzieś na weekend na spontanicznie, nie stresując sie ile to wydaliśmy. Ja cały czas mówię żonie, ze jak już wreszcie wyjdzie z wydechu, to to i tamto a ona sie irytuje ze słyszy to od dawna( ja niestety często mówię obcym na głos). Prace zmieniłem po bardzo długim czasie, żonka już kilka razy, wiec teraz pora tylko na bardziej restrykcyjny plan i odezwe sie za jakiś czas, co to przyniesie.
Dodam tylko ze cały czas powoli idziemy do przede, ale już w tym roku 40tka wiec przyznam szczerze, ze nie chciał bym mieć tego oddechu dopiero na emeryturze:))).
Pzdr dla wszystkich!!!

Odpowiedz

Paweł Październik 18, 2018 o 08:14

Z tej historii wyciągnąłem jeden wniosek: za granicą też są pracodawcy! 😀

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:18

Hej Paweł,

Potwierdzam. 🙂 A swoją drogą Kasia w jednym z maili bardzo ciepło wypowiadała się o Twojej rozmowie ze mną. Cytuję:

„ŚWIETNY wywiad z Pawłem Tomkielem!”

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Anja Październik 18, 2018 o 09:03

Cześć:)

Gratuluję Kasi i Tomkowi ogarnięcia. Życzę wszystkiego dobrego! Jednak, mimo wszystko, chyba jeszcze mają dużo do nadrobienia. Moim zdaniem dalej są trochę uśpieni wysokimi zarobkami. Jeśli dobrze zrozumiałam, planują wziąć następny kredyt hipoteczny, przy długu prawie milion! O rety!… Niektórych to jednak pieniądze parzą. Mają już jedno mieszkanie jako dochód pasywny. Moim skromnym zdaniem powinni zrezygnować z tego pomysłu i jakoś zdywersyfikować swoje oszczędności/inwestycje, choćby dlatego, że w stosunku do długu ich poduszka jest taka średnia. Nie uwzględniając faktu, że ceny nieruchomości są już chyba przegrzane.
– Kasiu i Tomku, nie idźcie tą drogą! 🙂

Jestem też zdziwiona, że przy takich zarobkach nie byli przez 8 lat na wakacjach. Jak to możliwe? W mojej małej miejscowości ich zarobki nawet przed podwyżkami to dla wielu abstrakcja. I z różnych przyczyn tak pozostanie. Wiem, ile zarabiają ludzie na produkcji przy najprostszych pracach, w budżetówce na najnizszym szczeblu i nawet oni jeżdżą na wakacje. Jakoś kombinują, troche pożyczą, trochę z 500+, trochę ze zwrotu podatku na dzieci. I wcale nie jeżdżą do lasu pod namiot.

Poza tematem – taka mała podpowiedź dla tych, co nie wiedzą.
Co roku jeżdzę z koleżankami na przedłużony weekend do hotelu spa ***** nad morzem w „nieatrakcyjnych miesiącach”. W tym roku w listopadzie doba będzie kosztowała mnie 153 zł, w tym jest boskie śniadanie i obiadokolacja! Warunki super. Nam nie przeszkadza, że poza sezonem, nadrabiamy zaległości w spaniu, gadaniu, pośmiejemy sie, pijemy alkohol, chodzimy na spacery, korzystamy ze strefy spa, odpoczywamy od „Mamo!”. Polecam. Hotelu Wam nie podam, bo już nie pojadę za 150 zł:). Nie bójcie się hoteli pięciogwiazdkowych! Piszcie mejle do hoteli, ślijcie zapytania, negocjujcie ceny.

Odpowiedz

Maja Październik 18, 2018 o 09:08

Świetny wpis, bardzo się cieszę, że jego bohaterowie mieli odwagę, aby podzielić się swoją historią. Tym bardziej, że jak obserwuję znajomych to wcale nie brakuje wśród nich podobonych osób.

Bardzo zaciekawił mnie w tym wpisie również sam temat przebranżowienia Kasi. Jej postawa jest dla mnie bardzo inspirująca, ponieważ zawalczyla o swoją niezależność i wzięła odpowiedzialność za sytuację swojej rodziny. Kasiu – gratuluję 🙂

Michał dzięki Twojemu blogowi udaje mi się systematycznie odkładać, mimo, że nie zarabiam wiele. Teraz mam dodatkowo motywację, żeby przerobić kurs pokonaj swoje długi – wcześniej nie sądziłam, że również mi może się przydać. Przyznam też, że teraz moim najważniejszym celem powinno być właśnie zwiększenie zarobków. Dlatego też podobnie jak inne osoby, z chęcią bym więcej o tym poczytała 🙂

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:19

Hej Maja,

Dziękuję za komentarz. Sam temat przebranżowienia – rozwinę w oddzielnych wpisach. Widzę, że temat wzbudza zainteresowanie. 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Bartek Październik 18, 2018 o 11:02

Michał – to bardzo dobry pomysł. Zakładam, że są wśród Twoich czytelników osoby, które taką drogę mają za sobą. Byłoby super gdyby oprócz samej „teorii” wypowiedziało się kilku praktyków, którzy zmienili profesję.
Pzdr!

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 18, 2018 o 09:21

Moi drodzy,

Ruszam zaraz w trasę do Olsztyna i mam tam dziś bardzo nabity dzień. Wszystkich, którzy komentują po raz pierwszy na blogu, proszę o cierpliwość – pierwsze komentarze zawsze wpadają do moderacji i muszę je ręcznie zaakceptować. Planuję to zrobić późnym wieczorem. 🙂

Dobrego dnia wszystkim!

Odpowiedz

Jarek Październik 19, 2018 o 08:11

dzięki za wizytę u mnie w mieście. spotkanie było bardzo pouczające, nawet z pytaniami matematyczno-ekonomicznymi pewnego pana 🙂

Odpowiedz

Gosia Październik 18, 2018 o 09:21

My mieliśmy bardzo bardzo podobną sytuację, tylko na innych kwotach i też jesteśmy już na plusie w dużej mierze dzięki Michałowi. A był i frank i absurdalnie drogi samochód i jeszcze parę innych rzeczy. I też się przebranżowiłam na IT:)

Odpowiedz

Monika Październik 18, 2018 o 09:54

Gratulacje dla Kasi i Tomka. My mieliśmy podobną sytuację. Jestesmy 4 osobowa rodziną. Był frank (13 lat) po drodze jeszcze wpadka finansowa i utrata 100k. W tym roku splaciliśmy kredyt we franku i jestesmy wolni. Bez żadnych długów ale i bez poduszki 😉 Przez ponad 10 lat zaoszczedziliśmy na całkowita splatę kredytu hipotecznego. Ja byłam „policjantem” wydatkowym. Jezdzilismy na wakacje zagranice ale bez szalenstw typu knajpy i zakupy. To samo w Polsce. Tak naprawde udało sie oszczędzić minimalizując tzw „coffee spendings”. Książkę „finansowy Ninja” dostałam pod choinkę w 2017 roku i tak naprawdę po jej przeczytaniu postanowiliśmy spłacić kredyt CHF nie czekając na cud: niższego kursu lub regulacji prawnych. Jeszcze długa droga do naszej wolności finanowej ale wiemy, ze jestesmy bliżej niż dalej.

Odpowiedz

Karolina Październik 18, 2018 o 10:51

Historia bardzo ciekawa, mam jednak kilka pytań. Być może banalnych, ale zadam:
1) jak to możliwe, że mieszkanie na kredyt w CHF zaciąganym na obniżce CHF zostało zamienione na nowe w kredycie w PLN? Czy to oznacza, że mieszkanie podwoiło swoją wartość (tyle mniej więcej zdrożał CHF) i po sprzedaży mieszkania można było spłacić kredyt? Nawet jeżeli tak to jest to bardzo niekorzystne: nlat kredyt był spłacany, a finalnie przez wzrost kursu waluty bazowej trzeba oddać do banku więcej niż się pożyczało. Nie rozumiem tego wątku. I jak to się stało, że przy takim poziomie zadłużenia (poza kredytem hipotecznym) mieli zdolność kredytową na kredyt hipoteczny w PLN? Ma zdecydowanie wyższe parametry.
2) co z życiem towarzyskim? spotkania? to są konretne koszty. Spotkania w domu też kosztują. 3 lata bez życia towrzyskiego? Skoro mowa jest o 50zł funduszu na extrasy.
3) co z wydatkami na Święta i prezenty okolicznościowe choćby dla dzieci
4) co z wydatkami na zapoatrzenie szkolno-przedszkolne, to są konkretne wydatki nie do uniknięcia. Nową odzież, chociaż dla rosnących dzieci?
5) czy 500+ wchodzi też w rachubę? To, konkretne 6tys rocznie. Nie ma o tym mowy, tylko o wzroście wynagrodzeń

Odpowiedz

Tomasz Październik 18, 2018 o 21:53

Przy tak dużych zarobkach koszty prezentów i wyprawki szkolnej czy czasem domówki to są grosze. Ot w jeden miesiąc odłożą nie 9000 a 8400.

Odpowiedz

Karolina Październik 18, 2018 o 11:26

Artykuł super! Daje nadzieję na lepsze jutro.! Tylko. ..co w sytuacji, kiedy właściwie. ..Sama, 2oje dzieci, najniższa krajowa, i obszar zamieszkania, w którym zarobki średno nie przekraczają 2 tys. zł netto? Jak pomóc takiej osobie? Jak ona sama ma sobie pomóc, kiedy rachunki plus życie przekraczają jej dochody? Z czego wygospodarować cokolwiek na spłatę długów? Jak pomóc, kiedy nawet przy zmianie pracy komornik zabierze wszystko powyżej 1575 zł? Proszę o radę! Bo rzeczywiście sytuacja w moim mniemaniu tragiczna.

Odpowiedz

waldi Październik 18, 2018 o 13:02

otóż to! również czekam na historię bardziej przyziemnej rodziny (której sie udało) czyli takiej jak moja: kierownik zmianowy – 4,5K netto, żona urzędnik państwowy – 2K netto, miasteczko 15K mieszkańców, kredyt na dom 270K (rata kredytu 1,2K jeszcze przez 25 lat) Nie wiem czy dobrze wnioskuję ale czy jedyny ratunek dla mnie to kompletna zmiana otoczenia, czyli wyprowadzka? Tylko tego domku żal…

Odpowiedz

Marcin Październik 19, 2018 o 13:37

masz 6,5k netto, minus kredyt zostaje 5k, minus koszty domku 1k, zostaje 4k netto – to nie jest źle jak na małe miasto. Koszty życia są niższe. Zaakceptuj, że musisz żyć na swoim poziomie, będzie on rósł bardzo powoli – wysługa lat u żony itp.
Ale [CENZURA], żyj swoim życiem bo inaczej sprzedawcy marzeń zajadą Ciebie twoimi własnymi rękami. 🙂

Odpowiedz

armi Październik 20, 2018 o 13:22

ładnie napisane 🙂

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 18:56

czasami w małych miastach jest drożej – np. ceny jedzenia. Sprawdzałam to u siebie w mieście w Wielkopolsce (niecałe 100 tys. mieszkańców, czyli nie takie małe). Ceny z kosmosu. Jadę do Poznania – ceny żywności, tych samych produktów, tańsze o kilknaście lub kilkadziesiąt groszy.

Odpowiedz

D Listopad 2, 2018 o 19:08

Magda, a mogę wiedzieć co konkretnie robisz? W swojej firmie mam mały kontakt z SAPem, ale nie mam żadnych szkoleń. Gdzie potrzebują takiej wiedzy? Nie wiem, czego mogłabym się nauczyć, nie jestem geniuszem komputerowym ani bardzo młodą osobą.

Odpowiedz

Karo Październik 18, 2018 o 20:42

Podpinam się pod pytanie!

Odpowiedz

Łukasz / Opiekun Finansów Październik 18, 2018 o 12:44

Gratulacje dla Kasi i Tomka.

I to nie dlatego, że spłacili część kredytów. Nie dlatego że ścięli wydatki. Nie dlatego że zwiększyli dochody. I też nie dlatego, że zbudowali poduszkę bezpieczeństwa.

Najważniejsze jest to że uświadomili sobie że dług to problem, że wyciągnęli głowy z piasku i nie kontynuowali mantry „jakoś to będzie”.

Odpowiedz

Maciej Październik 18, 2018 o 13:07

Cześć Marcin,

Chyba wszyscy chcą się teraz przebranżowić na IT. W sumie to się nie dziwię, jestem inżynierem z kilkuletnim stażem (26l) i wielu moich znajomych po studiach uciekło do IT.

Ja podjąłem walkę i pracę w zawodzie, po trzech latach zmieniłem pracodawcę na największego w regionie, obecnie zarobki w przemyśle ciężkim około 4 k netto, trochę darmowych nadgodzin (około 10 h na miesiąc) i sporo stresu.

Ciężko przebić się wyżej w Polsce wschodniej, średnia cena 1m2 mieszkania na rynku wtórnym na poziomie 110-120% średniej krajowej, bezrobocie około 10%.

Póki co zaciskam zęby, jest rodzinka, więc trzeba się ogarnąć. Marzę po cichu o zmianie branży na IT, myślę o kursie typu boot camp i zdalnej pracy, ale… Patrząc na obecne zarobki mam olbrzymie wątpliwości, żeby wyjąć z kieszeni te około 10 k. Bo to 2,5 miesiąca naszego życia (2+1) i około 5 miesięcy oszczędzania…

Dlatego czekam na inspirujące historie z przebranżowienia na twojej stronie Michale.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Damiam Październik 18, 2018 o 14:33

350 tyś w 3 lata. To wychodzi 9722 odłożone złote miesięcznie. Nawet w dwie osoby to jest super wynik jeśli chodzi o zarobki. I mówimy o tym że zadłużenie 350 tyś złotych dla takich osób ma być problemem? No, przepraszam bardzo ale co to za zadłużenie w stosunku do osób które musiały zamknąć działalnośc np. z powodu niewypłacalności głównego wykonawcy? I zostają z długiem na 2-3 mln złotych do końca życia. To są życiowe problemy, a nie spłata hipoteki…

Odpowiedz

Alice Październik 18, 2018 o 18:02

Naprawdę to przeraża mnie, ile zazdrości w waszych komentarzach dotyczących wysokości zarobków bohaterów. Przykro mi, że w naszym kraju jest tyle zawiści w narodzie. Ja i mąż również mamy dochody powyżej średniej, żyjemy skromnie i staramy się jakkolwiek oszczędzać. Często mamy „mniej” niż osoby kilkukrotnie mniej od nas zarabiające. Nigdy nie kupiłabym sobie telefonu z jabłuszkiem za 5 tysięcy. W ogóle nowego, póki nie rozpadnie mi się stary. Ani drogiego zegarka, bo jest mi niepotrzebny. A na pieniądze, które mamy bardzo ciężko pracujemy. Nikt nam nie dał pracy, nie weszliśmy w życie z majątkiem, spadkiem czy jakąkolwiek pomocą z zewnątrz. Do wszystkiego dochodzimy sami. Więc ludzie, zamiast krytykować jacy to Kasia i Tomek byli nieogarnięci i jednocześnie zazdrościć im kasy, sami się weźcie za siebie. Zawsze ktoś będzie zarabiał więcej a ktoś mniej. Nienawidzę takiej głupiej zazdrości, uch…

Odpowiedz

Anja Październik 19, 2018 o 10:27

Matko jedyna! Ja nie widzę w komentarzach żadnej zazdrości. Aż specjalnie przejrzałam je jeszcze raz.

Odpowiedz

Dana Listopad 2, 2018 o 19:19

Tu nie chodzi o zazdrość. Proszę zrozumieć, że wiele zależy od tego, w jakiej branży się pracuje i jakie tam są zarobki. Ja czuję ogromny żal, bo skończyłam ciężkie studia na politechnice, pierwsza praca po studiach to była kpina – firma rodzinna, obciążenie ogromem obowiązków a zarobki 1500 zł za bycie kierownikiem produkcji to nawet 10 lat temu było śmieszne. Drobne podwyżki aż do 1800 zł. Teraz pracuję niemalże w zawodzie, ale jeszcze rok temu miałam 2500 zł netto w …korporacji. w ogóle kobietom po studiach płacą mniej niż każdemu pracownikowi fizycznemu. Oczywiście są branże, gdzie kobiety zarabiają więcej, ale w mojej trzeba być kierownikiem żeby zarabiać dużo. Życie tak się ułożyło, że sama spłacam kawalerkę, niedużo mi zostało, byłam parę razy za granicą, ale kosztem ogromnych wyrzeczeń. Chcę w końcu żyć normalnie, w normalnym domu. Dlatego dziwię się, że ktoś kto zarabia 14 tys ma kłopoty

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 18:59

to nie zazdrość, tylko rodzina tu przedstawiona to nie jest „typowa polska rodzina”, bo niestety większość osób zarabia mniej. I to boli ludzi. Może warto byłoby przestawić wychodzenie z dlugów osoby.rodziny, która zarabia np. 3 tys. zł, a nie 30 tys.

Odpowiedz

Tmk Październik 18, 2018 o 18:11

Wpis ciekawy ale w kategorii ‚bajka’. Dotyczy praktycznie 1 dosc hermetycznej branży jaką jest IT. W 90% nie da się tak szybko podwoić pensji, a o potrojeniu to już w ogóle nie ma mowy. Artykuł zbudwany na skrajnym przykładzie. Czyli bardzo daleko od życia normalnych ludzi. W sumie powinien mieć tytuł „zamożni, dużo zarabiający ludzie poukładali swoje wydatki i wreszcie zaczęli nadpłacać kredyty” xD

Odpowiedz

Marek Październik 19, 2018 o 12:54

Dobre podsumowanie.

Odpowiedz

Aleksander Październik 25, 2018 o 07:59

Moim zdaniem mylisz się. Czasy się zmieniły, dziś szeroko pojęte IT to jest życie normalnych ludzi w XXI w. Ci co nadal myślą że prawdziwa praca to odbijanie karty w zakładzie jak 100 lat temu są spisani na straty. Niestety nikt nie zrobi kroku w teraźniejszość za Was! Będziecie tkwić w coraz większej biedzie patrząc jak świat odjeżdża coraz dalej. W końcu ostatecznie zastąpi was automat i dostaniecie dochód (zasiłek) podstawowy żeby nie skończyć na ulicy. Chwała tym, którzy potrafią to zrozumieć i coś z tym robią.
Napisane dosadnie (liczę na przychylność moderacji), ale od kilku dobrych lat mierzi mnie postawa „nie chcę/nie umiem/za trudne/niech państwo coś zrobi” kiedy na ogłupiające bzdury w TV marnuje się po kilka godzin dziennie.

PS. Nie pracuję w IT, rozważam taką zmianę i z niecierpliwością czekam na serię artykułów na ten temat!

Odpowiedz

Bartłomiej Październik 26, 2018 o 00:02

Trochę generalizujesz – w większości branż da się skalować zarobki.

Odpowiedz

Adam Październik 18, 2018 o 22:12

Michał,

trochę w innym temacie. Jakie polecasz obecnie konta IKZE i czy będzie organizowana jakaś promocja na zakładanie konta? Kiedyś np. był zwrot z prowizji w DM BOŚ itp.

Odpowiedz

Bieh Październik 18, 2018 o 22:53

Czytajac ten artykul i pozniej opinie komrntukacy olreslam to jak sytuacja ksiazkowa w rzeczywistosci ludzie bedacy pod presja dzilaja innaczej. A jak sie dowiadukemy z tego artykulu to oni maja dochody eieksze niz srednia przecietnego zjadacza chleba w polsce. Mozna powiedziec ze kobieta byla na macierzynski

Odpowiedz

Andrzej Kowal Październik 19, 2018 o 02:53

A ja spuentuję te pouczające historie jednym, znanym skądinąd powiedzeniem:

„Różnica między człowiekiem inteligentnym a mądrym jest taka, że inteligentny potrafi się wydobyć z kłopotu, w który mądry nigdy by się nie wpakował.”

Pozdrówka dla wszystkich
Andrzej

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 19:01

Bardzo podoba mi się Twoje podsumowanie 🙂

Odpowiedz

Michael OneDollar Październik 19, 2018 o 06:34

Ta historia wywołała u mnie mieszane uczucia. Z jednej strony pełen respekt dla Kasi i Tomka za ogarnięcie się i systematyczne dążenie do wyjścia z długów. Kawał dobrej roboty i oby tak dalej.

Z drugiej nie jestem w stanie pojąć tak beztroskiego wcześniej trybu życia: „Gdy spodobał nam się konkretny samochód, to nie poszliśmy nawet obejrzeć innych – po prostu weszliśmy do salonu i go kupiliśmy” . To nie jest zakup sznurówek do buta, tylko – nawet w skali zarobków Kasi i Tomka – większy wydatek, który powinien być bardzo dokładnie przemyślany.

Możliwe, że pominąłem w treści, ale ciekawy jestem jednego:

Czy nie doszło do zbyt wysokiego przeskoku w zarobkach w krótkim czasie? Wiem ile zarabiali jak zaczęły się problemy, ale czy nie było to też wynikiem dużego przeskoku w zarobkach wcześniej? Z 4-5 k miesięcznie na 12-14 k miesięcznie? Wtedy przeważnie ludzie się zapominają i pojawia się rozrzutność „Wilka z Wall Street”.

No ale i tak mniej istotny jest początek historii. Liczy się jej koniec, a z tego co widzę Kasia i Tomek ogarnęli się i zmierzają w dobrą stronę. Gratulacje i oby tak dalej.

Odpowiedz

Jarek Październik 19, 2018 o 08:36

są ludzie mający duże dochody połączone z lekkim podejściem do ich wydawania. podobnie jak szef żony – dochód kilkadziesiąt tys./m-c. kupę lat mieszkał w mieszkaniu komunalnym – całą kasę rozwalał na prawo i lewo. a to samochód w kredycie i przygody z nim związane – to ktoś go przytarł, to on kogoś. to nie miał ważnego przeglądu i ubezpieczenie nie pokryło szkody, z kolei jak pokryło, to zwyżka składki, itd. żarcie ciągle z restauracji, wyjazdy, imprezy, co chwilę nowy telefon, komputer, aparat fotograficzny. itd często w połowie m-ca już bez kasy – ratowanie się chwilówkami, spłacanie ich.
w końcu postarał się o dom – wszystko w kredycie łącznie z remontem. robotnik wziął zaliczkę i olał robotę, to machnął ręką – ja musiałem typa ścigać. dobrze, że gość ma niezagrożone źródełko – gdy wyschnie jest ugotowany…

Odpowiedz

Anja Październik 19, 2018 o 10:30

Aż szkoda tych marnowanych pieniędzy…

Odpowiedz

Łukasz Październik 19, 2018 o 09:54

Przy 35k netto miesięcznie na 4 osobową rodzinę to tak z grubego palucha powinno dawać:

=35k – 15k(koszty życia rodzny) – 7k (obsługa hipotek) – 3k (koszty zachcianek) = 10k oszczędności miesięcznie.

No cóż – jak żyć??

Odpowiedz

Maciek Październik 19, 2018 o 11:02

Czesc Michał,

Dziękuje bardzo za dokładne przedstawienie sytuacji Kasi i Tomka. W sumie im tez pownieniem podziękować, za podzielenie się swoją historia :). Myśle, iz jest to idealne uzupełnienie do Twojego kursu pokonaj swoje długi. Taka historia pokazuje również, że nie jest ważne czy zarabia się 10k, 20k czy 50k na rękę, ale czy posiadamy pełna kontrole nad swoimi wydatkami.

Chciałbym podkreślić jeszcze jedną ważna rzecz w opisanym przykładzie. Często spotykam osoby, którę mówią: „nie musze zarabiać wiecej, gdyż mój maż, moja żona zarabia 5 razy więcej ode mnie, mamy wspólne konto i to nam wystarcza”. Zazwyczaj towarzyszy temu kompletny brak kontroli wydatków i życie „od pierwszego do pierwszego” (a czasami nawet do dwudziestego – potem wchodzi karta kredytowa). Moim zdaniem taki rowiązanie demotywuje osobę, która zarabia mniej, aby powalczyła o zwiększenie swoich zarobków i podreperowała domowy budżet. Oczywiście nie twierdze, że taki układ jest zły jeżeli obydwoje posiadają pełną kontrole swoich wydaktów i poduszkę finansową.

Dlatego bardzo spodobała mi sie postawa Kasi, która postanowaiła sie wyszkolić aby móc zwiększyć swoje zarobki i wkład do domowego budżetu.

Pozdrawiam i czekam na więcej takich inspirujacych przykładów.

Odpowiedz

Marek Październik 19, 2018 o 12:58

Pisanie o kimś, kto zarabia 30k i zaczyna – wreszcie – myśleć, może i jest ciekawe, tyle, że wnosi niewiele tym, który są przeciętni zarobkowo i mają problemy ze swoimi finansami.

Odpowiedz

Piotrek Październik 20, 2018 o 17:51

Nie zgadzam się. W tekście jest mowa o staraniach Kasi o wzrost zarobków, osoby mało zarabiajace też może to jakoś zainspirowac do podjęcia działań w tym kierunku

Odpowiedz

Anna Październik 19, 2018 o 17:22

Wow ! Kolejny bardzo motywujący do ruszenia tyłka artykuł o oszczędzaniu. Uwielbiam takie historie! 350 tysięcy złotych w 3 lata wydaje się tak niemożliwe – a jednak ! Jak się bardzo czegoś pragnie to można WSZYSTKO ! Dziękuję za motywację !

Odpowiedz

Dawid Październik 19, 2018 o 18:10

Trzeba się zastanowić, czy ta historia nie została wymyślona przez Michała w celu reklamy swoich książek. Styl odpowiedzi „Kasi” typowy dla stylu Michała. Trudno uwierzyć, że ktoś dzielił się takimi szczegółowymi informacjami z życia np. dotyczących dokładnych zarobków itd.

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 19, 2018 o 20:51

Hej Dawid,

Tak po ludzku – jestem zażenowany Twoją insynuacją.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Piotrek Październik 20, 2018 o 17:48

Dlaczego tak trudno uwierzyć? Autor bloga również przedstawia w miarę dokładne dane dot. swojego stanu majątkowego…

Odpowiedz

Michał Październik 20, 2018 o 06:59

Hej Michał
Na początek podziękowanie za świetne spotkanie w Olsztynie. Przybita piątka i autograf to miłe bonusy do merytorycznej wiedzy jaką się dzielisz na blogu i w trakcie spotkań.
Dla mnie relacje z Twoich spotkań zawsze najfajniej się słuchało, bo przekrój tematów porażał, a Ty na każde pytanie rzetelnie odpowiadałeś. Tak trzymaj!:)
Wielki pozytyw dla „Kasi i Tomka” bo wierzę w to (z obserwacji) że z takim dochodem mogli nie zdawać sobie sprawy z problemu jaki wisiał nad nimi. Świetnie, że stworzyłeś takie miejsce jak ten blog, gdzie można to sobie uświadomić i się uratować:)

PS: Ze względu na zbliżający się 1 listopada naszła mnie refleksja i może kiedyś zajmiesz się tematem finansów po śmierci bliskiej osoby.
Ilość zagadnień jest ogromna i ciężko się odnaleźć w ich gąszczu, czego nie ułatwiają także emocje.
Rachunki, polisy, OFE, produkty kredytowe ( gdzie często zabezpieczeniem są polisy), zapisy na wypadek śmierci, spadek – to tylko część tematów. Trudno znaleźć w necie zebrane w jednym miejscu podpowiedzi na co zwrócić uwagę, czego szukać, jak załatwić sprawy.
Może Tobie udałoby się taki temat poskładać?:)

Życzę dobrego weekendu
Pozdrawiam Michał

Odpowiedz

Daniel Październik 21, 2018 o 23:28

Michale, za autorem ponizszego wpisu podbijam temat zasugerowany przez niego tj innego Michala (cytuje ponizej)… Bardzo mnie to nurtuje i prosze o pomoc w rozgryzieniu tematu tak jak chyba tylko Ty potrafisz 🙂 W skrocie, moja sytuacja to bardzo wysokie dochody z pracy i najmu wlasnych mieszkan ale w tyle glowy obawy wobec posiadanych kredytow hip i obowiazku ich natychmiastowej splaty przez malzonke z chwila mojego zejscia z tego swiata co powoduje zrozumiale konsekwencje dla calej rodziny… Pomimo posiadanych polis ubezp na zycie czesto mysle o tym jak jeszcze uchronic rodzine w razie takiego czarnego scenariusza. Pozdrowienia i obiecany cytat : „Ze względu na zbliżający się 1 listopada naszła mnie refleksja i może kiedyś zajmiesz się tematem finansów po śmierci bliskiej osoby.
Ilość zagadnień jest ogromna i ciężko się odnaleźć w ich gąszczu, czego nie ułatwiają także emocje.
Rachunki, polisy, OFE, produkty kredytowe ( gdzie często zabezpieczeniem są polisy), zapisy na wypadek śmierci, spadek – to tylko część tematów. Trudno znaleźć w necie zebrane w jednym miejscu podpowiedzi na co zwrócić uwagę, czego szukać, jak załatwić sprawy.
Może Tobie udałoby się taki temat poskładać?:)”

Odpowiedz

Gosia Październik 21, 2018 o 12:38

Nie rozumiem komentarzy oceniajacych – tyle zarabiali i nie potrafili odlozyc.
Nie ma znaczenie ile sie zarabia, a raczej ile zarabiamy minus ile wydajemy i co nam zostaje. I tu zaczyna sie zabawa. Wiadomo, ze apetyt rosnie w miare jedzenia, ze jak zarabiamy wiecej to wydaje nam sie, ze mozemy wiecej ale to tak nie dziala. Nagle okazuje sie, ze jestesmy na minusie. Wbrew pozorom wielu jest wlasnie takich ludzi, a jeszcze jak dojdzie kredyt we frankach, spontaniczne wakacje na kredyt (bo cos nam sie od zycia nalezy) to jestesmy w czarnej d.. Mi sie dlugo wydawalo, ze mnie to nie dotyczy ale jak zarabiasz duzo i wychodzisz na zero to juz dotyczy. Zaczelam z budzetem domowym i sie wkrecilam. Wiecej takich historii jak Kasi i Tomka. Super przyklad, ze mozna. A Michalowi wielkie dzieki za kurs i narzedzia!

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 19:05

Nie wszyscy wydają więcęj, gdy zaczynają zarabiać więcej. To generalizacja.

Odpowiedz

Adam Październik 21, 2018 o 15:05

Cześć!

Historia inspirująca – co prawda nie mam ujemnej wartości netto, ale od paru lat tkwię w okolicach 9-11k brutto/miesiąc – pora coś z tym zrobić.

Natomiast z punktu widzenia ekonomisty chciałbym zauważyć w zasadzie nieinterpretowalność „wartości netto” (celowo w cudzysłowie, bo NPV to nie jest). Owszem, jej niska/ujemna wartość stanowi sygnał alarmowy w ewidentnych przypadkach życia ponad stan, ale interpretacja jej wartości nie ma przełożenia na ocenę sytuacji finansowej danej rodziny. Przykład: wartość netto +200 tys. może mieć para z historii, a może mieć też para bez kredytów, ale z minimalną krajową, 500+ i domem do remontu po dziadku, na którego utrzymanie ich nie stać. W które 200 tys. byś zainwestował? 😉
Możliwa wg mnie interpretacja „wartości netto” przez pryzmat życiowy:
– wartość majątku z punktu widzenia spadkobierców – tylko, że parę z historii zapewne stać na ubezpieczenie na życie, które pozwoliłoby w razie nieszczęścia spłacić spadkobiercom sporą część kapitału kredytów
– kapitał początkowy w przypadku startu życia od nowa w odległym kraju – tylko, że para z historii ma na tyle mocny kapitał intelektualny (niewidoczny w „wartości netto”), że zapewne start taki byłby wsparty przez nowego pracodawcę
– wartość majątku z punktu widzenia komornika 😉 – to chyba najprędzej.
Podsumowując, bez kapitału intelektualnego, stanu zdrowia, wartości stałych wydatków na które mamy ograniczony wpływ w krótkim okresie (inne generuje dwupokojowe mieszkanie w Warszawie, a inne wart tyle samo niezaizolowany dom do remontu gdzieś na uboczu), wartość netto nie mówi nic.

Rozwiązanie, jakie widzę to uproszczone przełożenie metod wyceny przedsiębiorstw na finanse osobiste – nie jest to fizyka kwantowa.

Odpowiedz

Tomek Październik 21, 2018 o 18:55

Dzięki Michale za ciekawy artykuł (przyzwyczaiłem się u Ciebie do słuchania, ale dałem radę 🙂 )
Podzielając opinię czytelników, jestem pod wrażeniem historii, ale i głodny zwiększenia swoich kompetencji, a co za tym idzie – zarobków. W mojej pracy, a raczej w mojej służbie w Straży Pożarnej, zwiększenie zarobków nie wchodzi w grę 🙂 ale uwielbiam tą pracę i nie mam zamiaru jej zmieniać. Daleko mi do 10k miesięcznie, ale w głowie niesamowity apetyt na rozwój…
pozdrawiam wszystkich

Odpowiedz

Grzegorz Październik 21, 2018 o 20:42

Część.
Mam wrażenie, że za chwilę wszyscy się przebranżowią i będą pracować w IT. A kto wtedy upiecze chleb, zamiecie ulicę, czy przypilnuje dzieci w żłobku za 2000 zł na rękę… Tak pół żartem, pół serio to piszę, ale trochę to przerażające i smutne zarazem.

Odpowiedz

Paweł Październik 22, 2018 o 13:15

Jeśli uważasz że każdy ma predyspozycje do tego żeby się przebranżowić i pracować w IT to jesteś w grubym błędzie. To nie pieczenie chleba (nic nie ujmując piekarzom). Śmiem twierdzić że większość z tych przebranżowionych nigdy nie zobaczy tych mitycznych 10 tys. co miesiąc na koncie. Żeby dobrze zarabiać w IT to trzeba mieć do tego smykałkę, reszta będzie będzie zarabiać średnią krajową i nic poza tym.

Odpowiedz

Michal Październik 27, 2018 o 09:30

Nie o to chodzi, że każdy ma predyspozycje, by przebranżowić się do IT, ale że w obecnym momencie jest to zrobić najłatwiej i nawet nie mają wielkich predyspozycji możesz pracować w IT. Pamiętaj też, że IT jest bardzo szeroką działką. IT nie równa się programowanie. Możesz zajmować się sieciami, telekomunikacją, testowaniem (osobiście w ogóle nie mam predyspozycji do programowania). A jak Ci się jednak nie spodoba, to zawsze możesz zostać managerem (wbrew pozorom to jest bardzo proste w branży, niestety). 10k to faktycznie dużo, ale 5 czy 6 brutto (co i tak dla niektórych jest dwukrotnością zarobków) na start jest jak najbardziej w zasięgu.

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 19:15

Zgadzam się z Tobą, ale powiem szczerze, że znam kilku piekarzy, czy rzeźników, którzy zarabiają tyle, co boahterowie tego wpisu 🙂

Odpowiedz

TRD Styczeń 7, 2019 o 13:38

Ja się wtedy przebranżowię z IT na pieczenie chleba albo stolarkę bo właśnie hobbystycznie właśnie zaczynam to robić (po 27 latach w branży). Przykładem będzie mój tato, który z inżyniera mechanika zrobił się masażem i robi takie wędliny, że głowa mała.
Będzie million „informatykuff” tylko szafy na wymiar im nie będzie miał kto zrobić, ja chętnie się tym za kilka lat zajmę 🙂

Odpowiedz

b. Październik 21, 2018 o 22:02

Przeczytałam może 0,10 artykułu, a czytanie o głupocie ludzkiej jest bez sensu. O ile doceniam wkład w szerzenie wiedzy o oszczędzaniu o tyle nigdy nie zrozumiem jak można doprowadzić się do takich długów z błahego powodu- żyjąc ponad stan.
Ludzie czy wy nie potraficie oszacować własnych możliwości, wartości pieniądza.

Może trzeba do szkół wprowadzić książeczki SKO czy jak to się tam nazywało (znam tylko z opowieści, że było coś takiego), na matematyce uczyć planowania wydatków, a durni rodzice zamiast kupować wszystko, co dziecko zamarzy, niech mu kupią świnkę skarbonkę (ale taką jak dawniej, którą trzebabyło rozbić żeby wyjąć kasę) i nauczą go szacunku dla pieniądza. Może wówczas nie było by tylu zadłużonych, szukających pomocy.

Odpowiedz

Magda Październik 25, 2018 o 17:01

Uważam, że bardzo łatwo wpaść w długi pomimo wysokiej pensji. Sprzedawcy, marketing wmawiają nam, że mając daną rzecz stajemy się lepsi, szczęśliwsi, zdrowsi, na moment zagłuszamy nasze kompleksy- to trochę jak z jedzeniem czekolady- masz problem- zjedź kawałek czekolady, a że w ten sposób problemu nie rozwiąże a urośnie nam tyłek- tego nie dostrzegamy. Niestety często ulegamy emocjom, co spece od marketingu dobrze wykorzystują, aby wepchnąć nam towar. A dzieci nasz obserwują i też stawiają żądania- często rodzice kupując dziecku wszystko wynagradzają – bark wspólnego czasu, bark rodzica itp.
Dlatego tak ważna jest świadomość finansowa- że to my decydujemy na co wydajemy nasze pieniądze. Odkąd czytam książkę Michała jestem bardziej świadomą osobą, konsumentką i myślę o przyszłości.

Odpowiedz

Rita Listopad 4, 2018 o 19:18

Dlatego trzeba mieć poczucie własnej wartości, pewność siebie i świadomośc pewnych mechanizmów, aby nikt nam nie wmawiał, że jak nie masz iPhona to jesteś nikim. Trzeba umieć w sobie odszukać silne poczucie własnej wartości. Uważam, że powinni w szkołach uczyć więcej nie tylko o finansach, ale także trochę psychologii. Wiele osób w dzisiejszych czasach utożsamia poczucie szczęścia z posiadaniem rzeczy. I to jest chore.

Odpowiedz

Arek S Październik 22, 2018 o 14:42

Ładnie, ładnie. Dali radę!
Rzadko komentuję ten blog, jednak tym razem nie mogę się powstrzymać. Głównie ze względu na… komentarze innych osób. Co prawda przejrzałem tylko pobieżnie, ale już widzę, że hejt się wylewa za to, że ktoś tyle zarabia. Cóż, polecam tym, którzy tak się irytują cisnąć do przodu! Negatywnymi komentarzami hajsu się nie zrobi!
Pozdro

Odpowiedz

Gosia Październik 27, 2018 o 14:05

Zgadza sie Arek, to samo spostrzezenie.

Odpowiedz

LUKASZ Październik 22, 2018 o 15:07

A jakiego miasta dotyczy artykuł?

Odpowiedz

Krzysztof Październik 22, 2018 o 18:23

A ja mam takie pytanie, jak mają dwa mieszkania i spłacają dwa kredyty, to w wywiadzie nie ma ani słowa, czy jedno z nich wynajmują. Druga sprawa, w mailu do Ciebie Michale, napisali, że są na minusie 300 mln (300 000 tys.), to też chyba o Nich najlepiej nie świadczy, że z większymi liczbami mają jednak problem.

Odpowiedz

Mikołaj Październik 22, 2018 o 22:43

Historia była dla mnie ciekawa i inspirująca do momentu gdy przeczytałem o kwotach zarobków.
Zarabiam kilkukrotnie mniej i mozolnie ciułam w celu inwestycji w nieruchomość pod wynajem. Kieruje się tylko dwoma zasadami: odwlekaniem decyzji (nigdy nie kupuje pod wpływem impulsu) i brzytwą Ockhama. Utrzymuje 4 osobowa rodzinę na dobrym poziomie za mniej niż połowę przytaczanych kwot – obecnych. W głowie mi się nie mieści jak można wydać takie kwoty (choć wiem że to realne) a kontrolowane obecne wydatki na poziomie 10kzl miesięcznie to po prostu żart a nie oszczędzanie…
Niestety popsuło mi to cały wydźwięk publikacji…

Odpowiedz

Piotr Październik 23, 2018 o 00:25

Bardzo ciekawa historia, ale odnoszę się do niektórych komentarzy. Z jednej strony ja też trochę się dziwię, jak mając takie zarobki, można się tak zadłużyć, ale takich historii widziałem (w sensie czytałem o nich) już wiele.

Natomiast pozwolę sobie przytoczyć historię całkowicie odmienną, ale również pokazującą, że można nie znać zasad mądrego gospodarowania pieniędzmi.

Moi sąsiedzi, powiedzmy lato 2010 roku, mała wioska w domu mieszka dorosły syn, jego mama i ciotka. Kobiety dostają renty (lub emeryturę, nie byłem wtedy pewny), syn pracuje w przemyśle i zarabia całkiem nieźle.

Rodzina mieszka w drewnianym domu wybudowanym jeszcze przed wojną, bez bieżącej wody, ubikacja znajduje się w osobnym budynku, normalnie jak w jakimś skansenie. Tyle, że mają prąd i telewizor. Kosztów teoretycznie mają bardzo niewiele, ale mają trochę problem z rozumieniem pieniążków, bo w mowie potocznej jeszcze operują kwotami sprzed dewaluacji złotówki. Potrafią kupić 5 gazet, których potem nie przeczytają czy zakupić drogą szynkę i dać psu. Mają jeszcze dalszą rodzinę, która korzysta z ich niewiedzy i często zapożycza się u nich, nigdy nie oddając.

Żyją jak najbiedniejsi, mimo tego że przychody mają wystarczające, żeby pomyśleć o remoncie domu. Taka sytuacja trwa w zasadzie od lat 90-tych, ale właśnie w okolicy 2010 roku, wraz z resztą rodziny udaje się im sprzedać działki budowlane, gdzie tuż obok drewnianego domku powstają 3 ładne, nowoczesne domy.

Jednak znaczną większość oszczędności zabierają nieuczciwi krewni itp. Sytuacja trwa jeszcze kilka lat, niestety jedna z kobiet umiera. Jednak dopiero wtedy taki impuls jak śmierć powoduje, że pozostali domownicy w końcu zaczynają słuchać rad osób, które lepiej rozumieją pieniądze. W 2 lata po śmierci ciotki, matka z synem mieszkają już w małym, nowy domu. Z ubikacją, bieżącą wodą i czymś co dla zwykłych ludzi jest standardem, a dla nich staje się luksusem. Wszystko oczywiście bez kredytu, bo część pieniędzy po prostu skrywali w pościeli.

Oszczędzanie to coś wspaniałego, ale warto jednak czasem pozwolić sobie na wydatek pieniędzy na coś co znacznie poprawi standard życia.

Odpowiedz

Joanna Październik 23, 2018 o 23:18

Jutro wrócę do tekstu….. przestałam czytać w momencie gdzie zarobi z 2 300 pln brutto przechodzą w prawie 15 000 zł. Może są branże takie jak IT, finanse, handel… które pozwalają na takie zarobki…. ale jest też wiele miejsc gdzie takie kwoty to jakaś abstrakcja w naszym kraju. Dopiero wkręcam się w ten blog, w książkę o oszczędzaniu….. ale już kolejny raz trafiam na to że sukcesem jest zmiana pracy i zwiększenie zarobków kilkukrotnie…!!!! NIE PRZEMAWIA TO DO MNIE. Czy tylkoo JA mam taki problem?

Odpowiedz

Arek Październik 26, 2018 o 22:52

Dla mnie to też bardzo skrajny przykład, może nawet nierealny. Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć że taka kobieta ok 30, raczej z niewielkim pomysłem na siebie (praca za 2300 zł brutto) nagle się przebranżowiła i w ciągu 3 lat zaczęła zarabiać 15000 zł netto. Nie wiem jakiej cudownej wiedzy tak nagle nabyła… Poza tym praca w IT to nie jest kura znosząca złote jajko. Albo się to lubi i umie (oraz z czasem posiądzie odpowiednie doświadczenie) albo nie.

Odpowiedz

Alf/red/ Listopad 7, 2018 o 18:36

Jakiej wiedzy? No przecież napisała: „Wykorzystałam wiedzę mojego Męża, który pracuje w IT, mocno się podszkoliłam’. Proste. Każdy tak potrafi. Chyba że się nie ma takiego Męża.
Mnie w tej przemianie uderzyło co innego: osoba, która ma możliwości zarabiać 15000, zarabiała 2300 i było jej z tym dobrze. Ale sama znalazła ten właściwy impuls, który zmienił jej życie, i aspekt finansowy nie jest tu najważniejszy. Przypadek pewnie jeden na milion (no, na grube tysiące).

Odpowiedz

Dana Listopad 2, 2018 o 19:29

Ja tak samo uważam. Opisałam swoją hidtorię gdzieś wyżej, ale w skrócie napiszę, że po studiach technicznych do niedawna moimi największymi zarobkami było 2,5 tys, teraz 3000, ale każdy pracownik produkcyjny w mojej firmie po zawodówce zarabia odemnie więcej. Dlaczego – nie wiem, ale w Polsce tak jest, że bardziej ceni się człoeieka do pracy fizycznej niż po studiach i do tego kobietę. Oczywiście nie mówię o branży IT, medycynie, prawie itd

Odpowiedz

Michal Listopad 3, 2018 o 11:56

Hej Dana,

Odnoszę się do Twojej historii wyżej opisanej, jak i do tego komentarza. Praca w korpo nie równa się dobrym zarobkom. Sam 10 lat temu miałem 1500 netto, podczas gdy moja żona na budowie zarabiała prawie dwa razy więcej. Od tamtej pory sporo się zmieniło, przekwalifikowałem się i jest zdecydowanie lepiej (choć ja akurat od zawsze lubiłem komputery i gdyby nie matma, to pewnie też bym studiował na polibudzie 😉 ). Co do przekwalifikowania się (IT), uważam że dalej można, jednak teraz trzeba być już ostrożniejszym. Piszesz, że nie wiesz, czy dałabyś radę „nauczyć się jakiegoś programu”. Spróbuj, czy Ci to pasuje. Sam ostatnio kupiłem (na udemy) dla osoby z rodziny kurs „Python dla początkujących” (po polsku i za 35pln).

Jeszcze jedna, w sumie chyba ważniejsza rzecz. Czy naprawdę musisz przekwalifikowywać się na IT? Nie łatwiej, prościej i przyjemniej byłoby Ci zostać doradcą dietetycznym, czy specjalistką od suplementacji. Z biotechnologii chyba łatwiej w tę stronę? Zobacz ile kosztuje takie doradztwo, podzwoń, popytaj o ceny i oferty. Może się okazać ciekawsze i podobnie płatne, jak IT.

Odpowiedz

Przemek Październik 24, 2018 o 12:25

Witam,

przyznam, że czytam z ogromną ciekawością takie artykuły, gdyż…. sam się zmagam z powyższym tematem. Cóż… Każdy ponosi konsekwencje swoich decyzji….

Ale przyznam, że z chęcią przeczytałbym historię ludzi, którzy mając niższe dochody (jak przysłowiowy Kowalski) oraz nie dostając żadnego spadku, darowizny od rodziny, itp dali radę wyjść ze spirali zadłużenia….

Nie wiem czy nie popełnię faux-pas wklejając poniższe linki, ale warto obejrzeć, gdyż się łączą z całą tematyką.
Dwa tematy – dlaczego odkładamy na później oraz ekonomia behawioralna (są polskie napisy).
https://www.ted.com/talks/tim_urban_inside_the_mind_of_a_master_procrastinator

https://www.ted.com/talks/shlomo_benartzi_saving_more_tomorrow

Odpowiedz

Paweł Październik 24, 2018 o 12:30

Kurcze temat dla każdego ale mam ogromny problem ze ścianami tekstu jakie produkujesz opisując to samo.

nadałeś tytuł artykułowi:
124
Jak wyjść z dużych długów? Historia Czytelników, którzy uzbierali 350.000 zł w 3 lata

po czym wyprodukowałeś kilkadziesiąt jak nie kilkaset wersów powtarzając to samo. Jak to ta rodzina się zorientowała i zaczęła się stosować do Wzorca.
Tak mam z większością Twoich publikacji i mam dylemat czy jestem w stanie przebrnąć przez Twoją książkę.

Odpowiedz

Sauk Październik 24, 2018 o 17:22

Podzielam przerażenie większości przedmówców odnośnie beztroski finansowej bohaterów artykułu. To pokazuje jak ważna jest podstawowa edukacja finansowa. I to nie przez blogi, bo na nie trzeba chcieć trafić, a często trafia się szukając rozwiązania już problemów mocno narosłych. Problemy należy rozwiązywać lub eliminować w zarodku, a to jest możliwe tylko wtedy, gdy edukować będziemy najmłodszych. Powinna robić to szkoła, ale nie robi, bo przecież dwie lekcje religii są ważniejsze. Róbmy więc to sami. Edukujmy po prostu własne dzieci, dzielmy się z nimi swoim doświadczeniem, zachęcajmy do oszczędzania, prostych inwestycji, odkładania na wymarzone rzeczy, a nie kupowania ich na kredyt.

Odpowiedz

Dana Listopad 2, 2018 o 19:36

Uważam, że religia jest ważna i ważniejsza niż pieniądze. Nie życzę ci żyć w świecie ateistów, wyznawców „religii pokoju” albo opanowanym przez zbrodnicze ideologie. Takie sytuacje już były i nie skończyły się dla tych społeczeństw dobrze. Poza tym, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby worowadzić lekcje edukacji finansowej w sxkole, Kościół w tym nie przeszkadza. A kto? Politycy. Im mniej społeczeństwo się zna tym lepiej. Do nich mniej pretensje

Odpowiedz

Marcin Październik 25, 2018 o 18:29

Bardzo fajny i inspirujący wpis. Ja nie szczególnie mam długi, no oprócz hipoteki, ale przyznam że zmotywowała mnie ten tekst do refleksji nad własnymi wydatkami. Też chyba kategoria „spontaniczny” wydatek pojawia się u mnie nader często. Chyba też zaczne poważniej myśleć o spieniezaniu bloga, bo jakoś długo odkładam te myśl. Fajna sprawa ze Kasia zdecydowała się przebranzowic. To chyba faktycznie najtrudniejsze..

Odpowiedz

Karo Październik 26, 2018 o 09:14

Ja jestem pod szczególnym wrażeniem Kasi. To przykład dla innych kobiet, że jednak można, że się da. Mając dwoje małych dzieci udało jej się przebranżowić i wejść na wyższy poziom zarobków. Brawo.

Odpowiedz

Musznik Październik 26, 2018 o 09:31

Cześć Michale,
To mój pierwszy komentarz i widzę, że się trochę rozwlekł – sory!
Zacząłem od podcastów i są świetne! Blog również bardzo poczytny 🙂
Nazwa jakoszczedzacpieniadze zupełnie nie oddaje jakości i wartości płynących z treści tutaj zamieszczanych! Stąd pewnie WNOP 🙂
Jestem ciekaw ile osób wyciągnąłeś z nałogów swoją działalnością. Bo wydaje mi się, że porządek w finansach to skutek uboczny uporządkowanego życia. Ale działa to też w drugą stronę: zaczynając porządkować finanse zaczynamy myśleć nad porządkowaniem sobie życie, mamy dodatkową motywację do pozytywnych zmian!
Osobiście uwielbiam cykl poświęcony planowaniu celów, to niesamowite jaką to ma moc poprawy jakości życia! I czerpania radości z rozwoju osobistego 🙂
Poruszasz wiele tematów, od których uciekamy sami przed sobą lub boimy się faktycznego „rachunku sumienia”. Wiem po sobie – analizując pewne kwestie później już nie ma od tego ucieczki. Trzeba postąpić rozsądnie 🙂
Od ponad 10 lat jestem związany z IT, przerabiałem własny biznes w tym obszarze, a teraz wygodnie siedzę sobie na ciepłej posadzie na korpo 🙂 Nie wiem dlaczego nie pomyślałem wcześniej o tym, żeby niektóre sposoby zarządzania przenieść na życie osobiste. To otwiera olbrzymie możliwości 🙂
Nie mogę się doczekać jak zabiorę się za Twoje książki 🙂 Już jedna na mnie czeka w domu :)))

To co robisz jest niesamowite, mam nadzieję, że będziesz kontynuować!
Trzymaj się!

Odpowiedz

Michał Szafrański Październik 29, 2018 o 10:18

Hej Musznik,

Dzięki wielkie za ciepłe słowa. Też jestem ciekaw, ile jest takich osób, ale w żaden sposób nie jestem w stanie tego policzyć. Po prostu robię swoje. 🙂

Życzę miłej lektury książek.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Filip Październik 26, 2018 o 21:52

@Przemek,

Niestety historii o “zwykłych Kowalskich” którzy wyszli z poważnego zadłużenia samym oszczędzaniem wiele nie usłyszysz, bo ich wiele nie ma. Jest to czysta matematyka – poniżej pewnego pułapu po prostu nie za bardzo jest na czym oszczędzać. Zakręcając kran pod prysznicem, myjąc się zimną wodą itp nie da sie niestety na oszczędzić kwot pozwalających na spłatę kilkuset tysięcy w parę lat.

Ten blog i te porady są jak najbardziej słuszne dla osób takich jak w artykule, tj. mających duże zarobki, potencjał do ich powiększania i fatalne nawyki finansowe.

Nie koniecznie natomiast pomogą osobom, których zarobki ledwie pozwalają na zaspokojenie podstawowych potrzeb, a ich potencjał do powiększania przychodów jest w praktyce żaden. Trudno z perspektywy zdrowych ludzi z Warszawy pracujących w branży IT zrozumieć, że czasem “nie da się nic zrobić”, ale naprawdę bardzo, bardzo często się nie da.

Odpowiedz

janek Październik 27, 2018 o 15:26

Dzieki Michal za wpis – ku przestrodze

Nie rozumiem napinki niektorych komentujacych, ze jak moga tyle wydawac. Takich ludzi jest do okola cala masa. Sam z zona zarabiam 10-15k w zaleznosci od miesiaca i staram sie oszczedzac, ale to wynioslem z domu. Czy to dobry model zalezy bo moj ojciec jest chorobliwie oszczedny. Za to tesciowie to wlasnie takie osoby jak postu, ktorzy 20 lat temu mieli fajnie prosperujaca firme, ktora dawala dobre pieniadze, ale nigdy nie odkladali na nic i nic nie inwestowali. Firma sie skonczyla, byly krdyty do splacenia, a zona w ktoryms momencie musiala pomagac finansowo. Dla mnie to bylo niepojete jak mozna przewalac wszystko na lewo i prawo i nie odkladac nic na czarna godzine (a mowimy tu o osobach, ktore prowadzily mala firme z kilkoma osobami). Ale mozna i takich przykladow poznalem potem wiele. Dobra kasa usypia czujnosc.

Odpowiedz

Kacper Październik 29, 2018 o 07:19

Ludzie pragną więcej niż ich stać. Zaciągają szybkie pożyczki bez zastanowienia, zamiast najpierw oszacować czy są w stanie spłacić ratę. Często nie zdają sobie również sprawy z wysokości RRSO wielu firm, które jest na prawdę przerażające.

Odpowiedz

Rocco Październik 29, 2018 o 12:11

Panie Michale!
Czytam sobie pańskiego bloga z przyjemnością, kupiłem sobie finansowego „nindżę”, który , na marginesie, jest świetny. Podejrzewam że przy dobrze zamrożonej buteleczce świetnie by nam się rozmawiało. Ale mam też pewne zasady, które często odnoszą się do tzw. poziomów istotności. Jeżeli ktoś zarabia 20 tys netto, zrobił zadłużenie ponad milion (pomijam już ewentualną życiową pomoc rodziców, spadki, koperty, darowizny i mieszkania po dziadkach) i pisze dumny o programie oszczędności wymieniając elementy takie jak żarówki LED i sprzedaż książek używanych, to – zważywszy na rząd wielkości długu- jeśli nie były to starodruki Gutenberga lub rękopisy Mickiewicza lub Galileusza to moim zdaniem jest to Matrix 😀. Ma Pan lekkie pióro, lubię czytać pańskie teksty, wiem że obowiązuje zasada „ziarnko do ziarnka” ale przy poziomie zadłużenia 1 mln zł nie poruszajmy tematu żarówek LED i sprzedaży starych książek typu Tomek na tropach Yeti czy Tecumseh 😀 pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.

Odpowiedz

Marta Listopad 1, 2018 o 12:08

Duzo jest takich osób w Warszawie jak bohaterowie. W sensie klasa nizsza, ktora dobrze sie wyksztalcila i zaczela zarabiac dobre pieniądze powyżej 10k netto, ktora chce w kilka lat stac sie klasa srednia czy wyższa i zakredytowuje wszystko. Apartament, 2 samochody itd itd. Zaczynaja ladnie zarabiac i natychmiast wchodzą na poziom wydatków ludzi bogatych od 50lat, ktorzy mają za gotówkę apartamenty i pare nnieruchomości inwestycyjnych, za gotówkę samochody i sprzety i z pensji 30tys właściwie moga odłożyć i 20tys jesli nie zaszaleja. A biedni, ktorzy szybko weszli na wysoki pulao chca w kilkaat wejsc w posiadanie wszystkich dobr luksusowych od mieszkan za ponad milion zaczynajac.

Odpowiedz

onkiel_Eryk Listopad 1, 2018 o 18:43

Paradne. Prowadzę jednoosobowe gospodarstwo domowe. Zarabiam ok. 2 300 zł na rękę. Nie mam żadnych długów. Jestem w stanie utrzymać siebie, kupować markowe ubrania, utrzymać samochód, opłacić mieszkanie i wyjechać na wakacje dwa razy do roku. Jak? Kluczowe jest, by nie żyć ponad stan. Problemem bohaterów tego postu jest to, że po prostu żyli ponad stan. Też bym chciał zamienić 20-letnie BMW na 10-letnie. Ale wiem, że mnie na to nie stać. Dlatego tego nie robię. To jest moim zdaniem pierwsza i podstawowa zasada.

Drugą jest bycie uważnym. Trzeba rozglądać się i szukać okazji. Ryż jest 20% taniej? To wezmę zrobię zapasy na cały miesiąc. Chcę ładną kurteczkę, która kosztuje w sklepie 800 zł? W lumpeksie znajdę ładniejszą, a zapłacę za nią 50 złotych. Jak ma się szczęście, to założona raz. Albo i wcale. Wakacje? Pakuję walizkę, szukam tanich biletów do Drezna i tam na lotnisku sprzedają wycieczki na 1-2h przed odlotem w cenie biletu na samolot.

Trzecią wreszcie zasadą, jest sprawdzanie, czy coś jest warte swojej ceny. Kawa na mieście kosztuje między 6 a 12 złotych. W domu albo w pracy nawet lepsza, a tańsza. Zamiast biegać z kubkiem kawy po mieście mogę w domu przycupnąć i w spokoju ją wypić przeglądając gazetę. Zamiast zamawiania chińczyka albo innej pizzy – zdrowy i samodzielnie przygotowany posiłek w domu.

I wreszcie czwartą i ostatnią moim zdaniem zasadą, jest przyjęcie, że wyjściowa cena nie musi być ceną ostateczną. Jak się odpowiednio dużo pomarudzi np. przy przedłużaniu umowy na telefon, to można ładnie zbić cenę. To samo dotyczy wielu usług. A nawet jeśli się nie uda, to potargować się nie zaszkodzi.

Ja oprócz tego unikam jak tylko mogę obrotu bezgotówkowego. Gdy płacę kartą, to jest hulaj dusza – piekła nie ma. Nie widzę pieniędzy, więc nie czuję, że je wydaję. Gdy muszę z portfela wyszarpać „Jagiełłę”, to czuję fizycznie, że jestem jednego „Jagiełłę” do tyłu.

Odpowiedz

Tom Styczeń 23, 2019 o 11:53

To bardzo celny komentarz, ALE tego wszystkiego nauczyłeś się dzięki temu, że zarabiasz mało.

Niestety, w Polsce dość szybko rośnie schemat klasa średnia rodzice, którzy wysyłają dzieci na dobre studia, a później te dzieci wchodzą w życie zarabiając już te kilka tysięcy. No i co? Będą żyć gorzej niż trochę starsi znajomi? No to weźmy ten kredyt, bo wstyd wynajmować. Może kupimy też samochód? Miejsce parkingowe nie będzie się marnować.

Pułapka konsumpcji.

Odpowiedz

Zainteresowany inkasent Marzec 27, 2019 o 17:59

No, i to są konkretne porady. 2,3 koła na rekę i da się żyć.

Odpowiedz

Lukasz Listopad 9, 2018 o 16:05

Czy ktos jeszcze zwrocil uwage na to:
– Kasia & Tomek podwoili swoje zarobki (o 2.3 razy dokladnie)
– przed rozpoczeciem walki z dlugami koszty zycia – 14500, po rozpoczeciu – 15k
– wymienili zarowki na ledowe

Z tej historii dla mnie moral plynie taki: chcesz wyjsc z dlugow, zapomnij o tym, ze mozesz zmniejszyc znaczaco wydatki – wymien zarowki i tyle. Trzeba podwoic dochod i voilla.

Odpowiedz

Magda Listopad 19, 2018 o 21:05

Witam Was na tej wspaniałej stronie i trzymam kciuki 👍 za wszystkich rozsądnych wychodzących z długów. Rodzice wpoili mi by nigdy się nie zadłużać, i ja ich NIGDY nie miałam. Poza kilkoma tysiącami naprawdę nie konsumpcyjnego kredytu, który już prawie jest spłacony.
Większość życia było naprawdę marnie finansowo już w rodzinnym domu i później na samodzielnym dorobku, ale mi to specjalnie nie doskwierało, i nigdy nie brakowało radosnych dni.

Często, najlepiej wspominam chwile, gdy np chodziłam w góry z przyjaciółmi i paroma złotymi w kieszeni, gdy pokazywałam dzieciom świat, uczyłam jeździectwa, narciarstwa – wiele lat tylko na polskich stokach, a jadało się i ubierało bardzo skromnie. Ale były to NAJSZCZĘŚLIWSZE momenty w moim życiu 😀

Tak, bo szczęście jest w nas. I cieszy mnie, że moje dzieci nie uzależniają go od zakupu bardzo drogich firmowych ciuchów, gadżetów, iPhoneów… , chociaż teraz byłoby nas stać.
Czytają Twoją stronę i oszczędzają na lepszy sprzęt sportowy, instrumenty muzyczne, wyjazdy, szlachetną paczkę…

Czasami warto wydać, np na karnet basenowy, dobre nowe buty do turystyki, biegania, tańca, bo znów kolejne się zupełnie zużyły.
A to najprzyjemniejszy koszt.

Najlepsza INWESTYCJA we własne zdrowie i wspaniałe samopoczucie!

Czego wszystkim życzę, zwłaszcza zapracowany wychodzącym z długów.

Odpowiedz

Magda Grudzień 10, 2018 o 17:28

Michale
Co do podwojenia lub potrojenia przychodów w 2-3 lata to większość Polaków tego nie osiągnie. Dla większości pozostaje daleko posunięte „zaciskanie pasa”.

Jak większość komentujących czekam na bardziej realny przykład.

Pozdrawiam Magda

Odpowiedz

MICHAŁ INNY ;) Grudzień 11, 2018 o 01:10

Pani Magdo,

To jest realny i bezcenny przykład. Bardzo realny, bo to z tym na ogół borykają się osoby uznawane przez otoczenie za bogatych. A tu ma Pani pokazane, jak to naprawdę wygląda od środka. Ostra jazda po bandzie. Czasami to co Pani widzi i to co się Pani wydaje, ma się nijak do rzeczywistej sytuacji tych osób. Przepiękna bogato zdobiona fasada na zewnątrz a środku wszystko ledwo co się trzyma kupy.

Gwarantuję Pani, że zarabiając dużo pieniędzy (tyle co Kasia i Tomek), szybko znalazłaby się Pani dokładnie w ich sytuacji. Tu nie o zarobki chodzi. Tylko tak naprawdę o Pani stosunek do pieniędzy i do samej siebie i o swoje nawyki. Pieniądze są tylko skutkiem tego co ma się w głowie. Naprawdę.

Jeżeli Pan Michał Szafrański zatwierdzi mój długi wywód i zostanie on opublikowany w komentarzach, to proszę go przeczytać i się chwilę nad nim zastanowić.

Pozdrawiam
Michał Inny 😉

Odpowiedz

Michał Szafrański Grudzień 11, 2018 o 11:28
MICHAŁ INNY :) Grudzień 11, 2018 o 00:54

Cześć,

Michał dał bardzo ładny modelowy przykład. Skala zarobków w sumie nie ma znaczenia, bo to jest model „skalowalny” w dość dużym zakresie.
Oczywiście wiadomo, że poniżej pewnej stałej kwoty niezbędnych wydatków nie da się zejść (czynsz, media, tv/internet/telefony oraz bilety komunikacji lub/i paliwo,
jedzenie, opieka medyczna).
Zgadzam się i wiem, że w Polsce jest bardzo dużo osób żyjących za bardzo małe pensje. I na pewno ciężko im się czyta, że ktoś zarabiający kwoty pięciocyfrowe ma problemy finansowe.

Oni by po pewnym czasie też je mieli. Bo duże zarobki i beztroska po jakimś czasie uśpiły by także i ich czujność . Pokusa na kupowanie ‚zabawek’ jest olbrzymia, chęć
imponowania innym – niestety także. A jak ktoś ma kompleksy, to kupowałby na pokaz.
Ważne że Kasia i Tomek „otrzeźwieli” na czas i uczciwie przyznali przed sobą gdzie są i że obrali właściwy kierunek. Powodzenia !

Nie wiem kto to napisał, ale (cytuję) tak naprawdę są trzy grupy ludzi jeżeli chodzi o zarobki i odkładanie:
1) wydają więcej niż zarobi,
2) wychodzą na zero pod koniec miesiąca,
3) posiadają nadwyżkę.

Większość osób błędnie myśli, że zwiększając zarobki – odłożą więcej 😉

Mam przykłady moich znajomych, którzy byli (i są nadal w gr.2) – dostali podwyżki – zaczęli wydawać więcej. Naturalna kolej rzeczy.
Jeden z nich kupił samochód, na którego utrzymanie go nie stać, praktycznie nim nie jeździ bo się boi ! To niestety awaryjny turbo diesel (wtrysk delikatny, turbina słaba, filtr DPF, sprzęgło dwu-masowe = duże koszta). Samochód kupiony tanio (kilkanaście tysięcy) bo się „traifł”, ale możliwe wydatki napraw są rzędu tysięcy złotych KAŻDA. Jeździ więc drugim samochodem – starym podrdzewiałym, ale niezawodnym. Po co kupował ten kolejny – bo cena była okazyjna. Zakup był po prostu nieprzemyślany finansowo. Potem do tego doszedł remont „gniazdka” – kilkadziesiąt tysięcy i jazda po bandzie przez rok albo i dłużej. Plus nieciekawa i niestabilna sytuacja w pracy.
Brak poduszki, kwoty „awaryjnej” i ciągle wydatki na niepotrzebne zachcianki i nieprzewidziane wydatki. Proponowałem, żeby kolega zaczął sobie zapisywać koszty w excelu (zwykłe tabelki) i zobaczył ile zbędnie wydaje przez miesiąc, ale nie podjął się tego zadania. Może bał się prawdy.

Nie wierzę i nikt mnie nie przekona że osoby, które przeskoczyłyby nagle z pensji minimalnej na zarobki np. 10 tyś netto (na rękę) odmawiały by sobie wszystkiego i odkładały od razu i sumienie różnicę 10 tyś minus pensja minimalna (w sensie – poprzednia). Zaraz byłby remont kuchni, łazienki, lepszy samochód, telefony, telewizory, wycieczki itd… itd… itd… Po paru miesiącach okazałoby się, że te 10 tyś netto, to jakoś tak mało. Ale w sumie to mamy jeszcze karty kredytowe… 😉
I jakoś tak dziwnie zaczęło brakować miejsca w piwnicy 😉

W pewnym momencie, Ci ludzie znaleźliby się w punkcie wyjścia tego artykułu (początku MODELOWEJ historii Kasi i Tomka) pod tytułem „Zarabiamy dużo, ale nieśmiało zauważamy, że chyba mamy problem”.

Sprawa jest poważniejsza, bo chodzi tu o: nawyki finansowe, samokontrolę, brak edukacji finansowej, brak świadomości prawnej, chęć pokazania się i bezsensownego imponowania innym (muszę mieć najnowszego iphona!), przekonania co do pieniędzy i bogactwa, niska samo ocena (już pisałem o iphonie).
Inaczej mówiąc: nasze wewnętrzne niewidzialne więzienie naszych własnych: przekonań, wartości, opinii, myśli i emocji jest przyczyną. Nasza obecna sytuacja finansowa jest jedynie WYNIKIEM powyższych czynników (a te czynniki są przyczyną naszej sytuacji finansowej).

Walka ze złymi nawykami, UCZCIWE przyznanie się przed sobą samym w kwestii swojej sytuacji to podstawa i punkt wyjścia. Do tego praca nad zmianą przekonań, cele, plan działania i AKCJA. Zła wiadomość jest taka – że to jest praca na wiele lat. Dobra – że można zacząć już od dziś. To TY jesteś odpowiedzialna / odpowiedzialny i to Twoja decyzja.

Przebrnąłem przez wszystkie komentarze, niestety mam wrażenie, że dużo ludzi jest „pogniewana z pieniędzmi” i ten temat nie jest u nich uporządkowany przez co nie mają ich zbyt wiele.
Ale dzięki takim osobom jak Michał Szafrański i takim artykułom – są oni w stanie zacząć zauważać swoje położenie, podjąć decyzje o zmianie i tej zmiany dokonać.
Nielicznym się uda, czego i sobie i Państwo szczerze życzę.

Autora bloga serdecznie i gorąco pozdrawiam. Keep going !
Cieszę się, że ten artykuł wywołał tyle emocji u komentatorów i może oni sami zastanowią się nad tym co napisali, jakie przekonania nimi kierowały i jak mają poukładane sprawy pieniędzy w głowie (a przez to – we własnym życiu).

PS. Finansowego Ninje mam, ZCWP też mam. #jop polecam innym, próbuję delikatnie nakierowywać, ale jakoś nie chcą czytać/słuchać/myśleć.
A podcasty o negocjowaniu powinny być PŁATNE !!!!!! To co Pan Woźniczka opowiada jest warte zapłaty, bo przekłada się na realne pieniądze w realnym świecie.

Odpowiedz

Michał Szafrański Grudzień 11, 2018 o 11:27

Hej Michał,

Dziękuję za Twój komentarz. Idealnie trafiłeś w sedno. Za dużo się naoglądałem się już takich historii, jak ta przedstawiona we wpisie. Na mniejszych kwotach niestety ludzie też dostają często „małpiego rozumu” i zaczynają nadmiernie konsumować.

Z drugiej strony – rozumiem, że niektórym trudno to zrozumieć. Przynajmniej dopóki sami nie znajdą się w podobnej sytuacji.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Magda Grudzień 16, 2018 o 15:25

Witam serdecznie

Dobrze rozumiem, że są osoby nadmiernie konsumujące.

Przyłączam się jedynie do próśb, by pokazać przykład jak może w krótkim czasie p o t r o i ć zarobki osoba nie mająca szans na branżę IT (czy też nie może nagle zmienić zawód na dobrze zarabiającego adwokata czy lekarza z własną kliniką).
Taki przykład dla większości.

Pozdrawiam serdecznie

Magda

Odpowiedz

MICHAŁ INNY :) Grudzień 17, 2018 o 23:53

Pani Magdo,

Przyznam szczerze, że sam bym chciał to wiedzieć (jak ŁATWO potroić zarobki).
Naprawdę. I naprawdę jestem obecnie w sytuacji, że z jednej strony mam pieniądze na życie a z drugiej – właśnie szukam nowej pracy. Bo niedawno postanowiłem zmienić. I to nawet nie ze względu na pieniądze, a ze względu na to, co się w tej pracy działo. Zbyt dużo rzeczy przestało mi się podobać po prostu.

I zacząłem naprawdę myśleć co zrobić, by to zrobić.
I nie jestem pewien, czy da się potroić swoje zarobki ot tak z miejsca.
Moim zdaniem powodów jest kilka. Może napiszę jak ja to widzę, a Pani odniesie to do siebie. Będę to pisał ze swojej (zapewne mocno ograniczonej) perspektywy.
Powiem tylko, że mam trochę mniej lat niż Pan Michał Szafrański i za sobą kilkanaście lat pracy w dużych firmach i w korpo. W dużym mieście.

Wiadomo, że jak się mieszka w mniejszej miejscowości, to możliwości zarobkowe są zależne od lokalnej sytuacji ekonomicznej i to raczej pracodawcy dyktują warunki płacowe. Tego się nie przeskoczy. Bo „jak nie ten pracownik to inny przyjdzie pracować za te pieniądze”.
Moim zdaniem, łatwiej mają Ci, co mieszkają w dużych miastach, bo tam naturalnie rynek pracy jest o wiele większy. Ale wiem także, że ludzie zarabiający dobrze są praktycznie wszędzie, tak jak i występujący obok nich ludzie słabo zarabiający.

Ja wiem po sobie, że trzeba zacząć od decyzji, że chce się coś zmienić. Robię sobie właśnie rachunek sumienia, co naprawdę umiem, jakie są moje mocne strony i słabe i jakiej pracy bym teraz chciał. Czyli mogę to porównać do ustawienia nawigacji i sprawdzenia stanu samochodu. Czyli dość dokładnie wiemy czego chcemy. I mamy to napisane i przemyślane. I AKTYWNIE do tego dążymy.
Z moich doświadczeń wynika, że w modelu tradycyjnym większe zarobki przychodzą z czasem i ze zdobywaniem wiedzy i kompetencji i pracą nad sobą (pewność siebie, pewność swojej wiedzy i doświadczenia itd.). A największa szansa na podwyżkę jest prawdopodobnie podczas zmiany pracodawcy. I wiem, że żadne nowy pracodawca sam do mnie nie przyjdzie i nic mi nie zaproponuje.

Smutna prawda jest taka, że większość z nas nie ma szans na bycie dobrze opłacanym programistą IT, właścicielem kliniki i tak dalej.
A dokładniej pisząc – większość może być w IT, ale trzeba przejść pewien proces, który na ogół jest rozciągnięty w czasie. No i jednak trzeba mieć pewne predyspozycje. Np. Programista IT zaczyna się uczyć, idzie do jednej pracy, zdobywa doświadczenie, przechodzi do innej pracy, zdobywa doświadczenie itd. Ale to zajmuje wiele lat. To jest podejście znane w naszym społeczeństwie i niemalże wszyscy ludzie tak funkcjonują i to akceptują.

Druga smutna prawda jest taka, że Pan Michał (ani nikt inny) nie jest w stanie podać takiego przykładu (jak potroić pieniądze). Nie to, żeby nie chciał. Po prostu taka jedna uniwersalna metoda nie istniała i istnieć nie będzie.
Ponadto, to nie jest portal z poradami ‚jak zmienić pracę’. Gdyby był prosty przepis na to jak „potroić zarobki” to wszyscy żyli byśmy w dobrobycie, bo wszyscy byliby w stanie to zastosować (i stosować w nieskończoność). To znaczy taki przepis istnieje, ale w naszej kulturze i sposobie wychowania jest on raczej mało wykonalny. Chodzi o ciężka pracę z własnym Umysłem-przkonaniami-nawykami-samooceną (celowo nie chciałbym tu używać słowa podświadomość). Ale #jop to nie jest miejsce na takie rozważania.

Jedno co ja wiem i co stosuje do siebie to ciągła nauka, jasno sprecyzowany obraz pracy jak chcę – łącznie z zarobkami i potem szukanie tego, co jest najlepiej pasujące. Nie mam modelu „robić cokolwiek, byle by trzy razy więcej płacili”. Niestety, trzeba mieś swój własny pomysł na siebie i wizje tego co by się chciało robić. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że czasy się cały czas zmieniają i że trzeba umieć za tym nadążyć. Internet otwiera wiele możliwości na zarobek. Najlepszym przykładem tego jest Pan Michał Szafrański. No bo można by sobie było zadać pytanie, czy Michał miałby szansę zaistnieć gdyby nie było internetu, gdyby nie jego blog i podcasty na YT ???
Nie wiem czy czytała Pani książkę Zaufanie czyli waluta przyszłości. Polecam. Warto.
Tam właśnie przedstawione jest jak wygląda taki proces i ile czasu zajął w tym konkretnym przypadku oraz to jak Michał dochodził do poszczególnych momentów w jego życiu i życiu jego firmy (bloga). To daje nadzieję 😉 Ale też pokazuje, że wymaga planowania, wieloletniej pracy i to co podkreśla Michał – także i szczęścia. Bo nie każda firma osiąga sukces. Duża część niestety nie.

Podsumowując ten przydługawy wpis – jestem świadomy, że autor bloga nie jest w stanie mi powiedzieć jak potroić zarobki. Ani każdemu innemu z 38 milionów Polaków. Niestety jedyna słuszna lakoniczna odpowiedź brzmi – trzeba to po prostu zrobić. Czy się uda ? Większości ludzi raczej nie. Ale części się uda. Tym co naprawdę chcą to zrobić i chcą się wyrwać z tego zaklętego kręgu. I piszę tak, ponieważ widzę jak to od lat wygląda dookoła mnie. Znam przypadki osób pracujących w słabych pracach od lat (niektórzy ponad 10!) i od lat na te prace narzekające. Czemu jej nie zmienią ? Na co czekają ? Czy będzie im lepiej wraz z upływem kolejnych lat ?
Jak Pani sądzi, komu może udać się zwielokrotnienie zarobków ?
Jaką osobą trzeba się stać, żeby tego dokonać ?
Czy ktoś może wykonać to za mnie ?

Życzę owocnych rozmyślań i sukcesu.
Michał.

Odpowiedz

m Grudzień 18, 2018 o 12:46

Witam,

Proszę nie hejtować, nie piszę tego z pychy.
Jako osoba dysponująca budżetem 50.000+ miesięcznie na rękę i to od przeszło dekady, przyznaję, że można się pogubić. Taka kwota znosi wszelkie granice, nie patrzy się na ceny, żadne. W efekcie można wydawać wszystko co się zarobiło i nie zauważyć tego latami! Comiesięczne wpływy pokrywają zobowiązania, dodatkowo „kotłuje się” na okrągło tyle gotówki że traci się kontrolę. Zadłużenie nie jest wyłącznie problemem osób o niskich dochodach.

Odpowiedz

bober Grudzień 26, 2018 o 00:25

Poza tym „2300 brutto” wiele im nie pomogłeś. To zresztą naturalna kolej rzeczy, że ktoś dobrze wykształcony pnie się po drabinie zarobków. Cała reszta to przy fakcie tych 5-cyfrowych zarobków naprawdę pikuś.
Sam zarabiam, a w zasadzie zarabiałem, bo od niedawna jestem bezrobotnym 2300 zł miesięcznie. Oszczędności jednak mam dużo więcej niż ci państwo. Jak tego dokonałem? – Dziadowaniem (jestem samotny, więc zdaję sobie sprawę że stąpam po cienkim lodzie)
– i w pewnym momencie połączenim pasji z solidnym łutem szczęścia. Ta praca z 2300 zł netto była przez wiele lat na marginesie mojego życia. Złapałem byka za rogi na giełdzie. Mimo iż po drodze nadziałem się na mafię (trąbiły o aferze swego czasu wszystkie media), to i tak nadal została mi połowa majątku, a z mafiozami walczę jeszcze w sądzie. I pewnie posadzę na jakieś 10-12 lat, a jakieś ochłapy wyszarpię z powrotem. Ale do rzeczy… to co proponujesz ludziom nie jest uniwersalne. Weź postaw na ich miejscu takich z 2-3 tys. dochodu na łebka… dla nich przy głupio wziętych kredytach w zasadzie ratunkiem jest jedynie emigracja. A to oznacza wiele nieprzyjmności w życiu i problemów, o których wielu się nie śniło. Tutaj np. historia bez happy endu: https://blogerbezdomny.blogspot.com Dajesz co prawda trochę cennych wskazówek, ale jest to tak rozlazłe i trąci couchingiem, że robi się niedobrze. A w zasadzie sprowadza się do jednego – porzucenia rozrzutności. Jeśli ktoś rozwala kilkanaście tys. miesięcznie w tak biednym kraju jak PL, nawet na kilka osób, to po prostu żre jak świnia. A jak żresz bez opamiętania, to pędzej czy później jesteś gruby i masz masę kłopotów, wliczając w to ciągłe zapychanie rozepchanego bębna. Oczywiście to taka moje poetyka… mam nadzieję, że czytajacy zrozumieli co chciałem przekazać. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Ola Styczeń 14, 2019 o 11:26

Hej Michał,

Ciekawie opisana historia “Kasi I Tomka”. Dobrze, że małymu krokami udaje im sie wyjść z matni długów i pomimo, że sama nie posiadam żadnych, takie historia są dla mnie przestrogą. Zwróciłam uwage na Twój wykres przedstawiający Modelowy Budżet i po przeliczeniu moich wydatków i oszczędności zauważyłam, że wpisuje się w niego idealnie  Niemniej jednak, o ile osczędzam łącznie te 30% zarobków wszystko gromadzi się na jednym koncie. Czy polecasz jedno wspólne konto oszczędnościowe, czy może warto się rozdrobnić i założyć 3 osobne? Czy prowadzenie kilku kont nie będzie generowało niepotrzebnych kosztów?
Będę niesamowicie wdzięczna za poradę!

Pozdrawiam

Odpowiedz

Agata Marzec 18, 2019 o 17:25

Ile czasu Kasia i Tomek w ciągu dnia poświęcili na pracę? ile czasu i w jaki sposób spędzali z rodziną, czy mieli ten czas na relację ze sobą? Czy całymi dniami się mijali w pogoni za pieniądzem? Zaczynam swoją przygodę z Twoimi Michał radami i nauką. Uważam że jest to genialne. Książkę kupiłam prawie rok temu, 2 rozdziały przeczytałam, coś tam zaczęło mi „świtać”. Zabieram się do roboty i również zaczynam od kursu „jak pokonać swoje długi „.
Mam jednak ogromny dylemat, mogę zarabiać więcej, w pracy poświęcać więcej energii i zaangażowania by moje zarobki rosły. …tylko to wszytko kosztem mojego zdrowia psychicznego, pogoni, pośpiechu w życiu, zostawiania dzieci i rodziny…coś za coś. Ten „środek ” to chyba indywidualna sprawa.

Odpowiedz

Michał Kwiecień 5, 2019 o 11:24

Bardzo inspirująca historia. Na co dzień spotykam się z historiami ludzi, którzy mają spore problemy ze spłatą chwilówek. W tym przypadku zauważyłem, że takich kredytobiorców często cechuje jeden wspólny mianownik. Chodzi o sposób postrzegania usługi kredytu przez internet. Osobie zaciągającej takie zobowiązanie często wydaje się, że ma do czynienia z instytucją mniej autorytarną, niż bank przez co nie do końca poważnie traktuje tak zaciągnięty dług. Najczęściej osoby „budzą się”, gdy ich poziom zadłużenia znacznie przekracza już możliwości finansowe.

Odpowiedz

Sandra Kwiecień 28, 2019 o 16:20

Czesc Michale, mam 27 lat, od stycznia wróciłam do pracy po macierzyńskim, tylko innej, bo moja firma zamknęła oddział. Dodam, że od 8 lat pracuje w call center. Średnio dostawałam zawsze od 2,5 do ostatniej wypłaty 4.Niestety za bardzo szalałam. Obecnie mam 55 tys kredytów, w tym rat i dodatkowo 1600 zł chwilówki. Spóźniam się z wplata max 2 tyg, bo tak mam wypłatę, zaplo np nie chce mi zmienić terminu spłaty itd. Wcześniej sobie radziłam, narzeczony też wpadł w problemy, bo zarabiając 3 tys, ma rat 2000,mieszkanie ponad 600.Macierzyński mnie pogrążył, koleżanki na opowiadały mi głupot, że 2 tys będę mieć minimum, a dostałam najpierw 1600,potem 1000,mając 1100 zł miesięcznie rat to mnie pogrążyło. Pożyczkę spłacałam pożyczką. Dodam, że mam jedną konsolidację w pko. Nie mam pieniędzy nawet, by odłożyć, o zmianie pracy nie ma mowy, bo nigdzie mnie nie chcą, bo mam średnie bez matury. Zaczynam się załamywać. Mam jeszcze 10 lat spłacania. Córkę 18 msc, te 500 plus co wejdzie na pewno poprawi sytuację, nie będę jej musiała kupować, ze swoich tylko z tego 500 plus. Proszę o pomoc co mam robić.

Odpowiedz

R84 Październik 5, 2019 o 22:59

Wspaniała historia, ale co z osobami , które tak jak ja mają na głowie kilku komorników i 1000 zł na utrzymanie 3-osobowej rodziny? Pracuję po 12 godzin dzienne i właśnie tyle, dokładnie tyle z tego mam. Widzicie lepsze wyjście niż samobójstwo? Szczerze moi drodzy. Nie proponujcie proszę pomocy od rodziny, przyjaciół itp. Jestem samotną osobą, uczciwą i honorową. O tyle naiwną niegdyś, iż poręczającą kredyty, ufającą innym. Cóż, fałszywych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Odpowiedz

seaman Kwiecień 10, 2020 o 14:05

Niestety, bardzo często człowiek zarabiający dotąd słabo lub średnio, kiedy nagle „poszczęści mu się” i zacznie zarabiać 2-3x tyle co dotychczas, może skończyć z jeszcze większymi długami (!). Chęć „odbicia sobie chudych lat” jest ogromna i mało kto potrafi ją opanować. Miałem taką sytuację w życiu, będąc dobrze po 30-stce, mając rodzinę. Nagle okazało się, że „nie muszę” patrzeć na cenę. Coś potrzebuję (albo po prostu chcę), to kupuję i już. Bardzo przyjemne uczucie. Do czasu! Banki też lubią takich klientów. Załatwienie sobie kredytu na 100 tyś czy karty z limitem 50 tys to była kwestia 5 minut online. Sami się pchali, żeby mi „dać”! Czułem, że nigdy nie zostanę bez pieniędzy. To bardzo miłe uczucie. Do czasu, kiedy wyjdzie brutalna prawda, ze to nie były moje pieniądze. Teraz już jestem bardziej ostrożny. Powoli wychodzę na prostą.

Odpowiedz

Monika Czerwiec 30, 2020 o 20:48

wszystko zależy od sytuacji… mi było wstyd kiedy zadzwonił windykator, ale finalnie porozmawiałam z nim i wyjaśniłam jak do tego doszło… okazało się, że po drugiej stronie słuchawki też jest człowiek, który mi pomógł. spłacam dług z Krukiem

Odpowiedz

Paulina Październik 16, 2020 o 08:45

Witaj Michale i Drodzy komentujacy!

Pomyslalam, ze opowiem moja historie, bo mentalnie bliskie sa mi obie wizje „przecietnej polskiej rodziny” – i tej z minimalnymi dochodami i tej zyjacej ponad stan, ale bez swiadomosci finansowej.

Pochodze z biednej rodziny. Moi rodzice i Babcia oszczedzali absolutnie na wszystkim. Na nic nigdy nie bylo nas stac. Tylko podstawowa wegetacja. Kupienie nowego ubrania, a nie uzywanego z lumpexu bylo luksusem i grzeszna rozrzutnoscia – nie do pomyslenia. Kiedys tata zrobil mamie awanture, bo obciela grzywke u fryzjera i zaplacila za to, uwaga – 5 zl. Kazdy grosz byl skrupulatnie liczony. Nienawidzilam tego calym sercem. Ale dzieki temu podejsciu rodzice utrzymywali mnie i moja siostre na studiach. Oczywiscie na absolutnie minimalnym poziomi przetrwania, ale moglam studiowac dziennie i przeznaczac czas na nauke i terapie, a nie nalewnie piwa po nocach czy inne dziwne studenckie prace zarobkowe.

Skonczylam politechnike. Zaraz po studiach zaczelam prace w zawodzie: 3 000 na reke, sluzbowy samochod i mieszkanie. Bez szalu jak na poziom obowiazkow i odpowiedzialnosci, ale na realia swiata z ktorego pochodze to niemal jak fortuna. Oszczedzalam tylko tyle, zeby moc wyemigrowac. Cala reszte wydawalam, bo uwazalam, ze ciezko pracuje, zarabiam, to naleza mi sie przyjemnosci. I przede wszystkim chcialam wreszcie poczuc, jak to jest nie byc biedakiem i moc sobie pozwalac na rozne rzeczy tylko dlatego, ze chce je miec. I ze wreszcie moge. Chcialam wiedziec, jak to jest, jakie to uczucie. Nie wyobrazalam sobie, ze cale zycie odmawiam sobie wszystkiego i nic z tego nie mam, tylko sie mecze. Myslalam: trzeba zyc, korzystac. Moze jutro wpadne pod samochod albo przyjdzie kataklizm klimatyczny i zadnej emerytury nie dozyje? Po co odkladac przyjemnosci na pozniej? Albo: bedziesz zbierac „na czarna godzine”, to ona cie nie ominie. Dwa lata tak sobie odreagowywalam biede, w ktorej bylam wychowana.

A pozniej wyemigrowalam i moje podejscie do pieniedzy zmienilo sie diametralnie. Bylam sama w obcym kraju, zdana tylko na siebie. I nie w Europie, gdzie od biedy autostopem wrocisz, jak ci nie wyjdzie. Trzy miesiace szukalam pracy. Zylam z oszczednosci zebranych na ten cel. Wydatki zredukowane do minimum, bo tylko tak moglam kupic sobie czas. Przezylam chwile przerazenia, bo nie mialam juz na bilet powrotny. Zakladalam, ze szybciej cos znajde, przeliczylam sie troche z realiami. Coraz wiecej widzialam w parkach takich „swiezych” bezdomnych z walizkami. Robilo sie dramatycznie. Ale ostatecznie udalo sie. Znalazlam prace, znow w zawodzie, w duzym projekcie.

W trakcie tych trzech miesiecy przeczytalam kilka Twoich wpisow o prowadzeniu budzetu domowego i skrupulatnie sobie taki budzet rozpisalam. Poznalam idee poduszki bezpieczenstwa. W teorii i w praktyce, bo w dniu mojej pierwszej australijskiej wyplaty mialam doslownie 50 dolarow w kieszeni. I wtedy mniej wiecej zrozumialam, jak wazne jest bezpieczenstwo finansowe i jak bardzo chce wolnosci finansowej. Jak bardzo chce miec wybor, mozliwosc ruchu, plynnosc finansowa, a w perspektywie takze jak najwiekszy dochod pasywny. I od tego czasu konsekwentnie planuje i rozliczam miesieczny przeplyw srodkow. Wczesniej zawsze wychodzilam na zero – wczesniej, czy pozniej wydawalam wszystko, co udalo mi sie zaoszczedzic. Teraz planuje swiadomie. W ciagu roku zgromadzilam poduszke bezpieczenstwa pozwalajaca przezyc kolejny rok.

I w sumie dobrze, ze zdecydowalam sie napisac ten komentarz, bo wlasnie uswiadomilam sobie, ze chodzi mi po glowie, zeby sobie troche odpoczac. Pracowalam ciezko caly rok – teraz moge rok podrozowac po Azji.

Odpowiedz

Robert Marzec 15, 2021 o 23:37

No to ja podziele sie swoja historia bo artykul zainspirowal mnie do rozpoczecia oszczedzania. Nie zarabiam zle, a nawet chyba bardzo dobrze, jak na Polskie warunki. Moje wynagrodzenie to 7000 zł netto miesiecznie. Jestem juz sam, mieszkanie wlasnosciowe, splacone, auto sluzbowe. Zyje ponad stan. Lubie sie otaczac przedmiotami dobrej jakosci i luksusowymi, lubie tez dobrze wygladac, wygladam, jak milion dolarow, dbam o swoj wyglad i tzwz. otoczke. Nie mam co prawda, jakis wielkich kredytow, ale niemam tez oszczednosci. Cztery razy w roku wyjezdzam na kilka dni na wyjazdy zagraniczne, obecnie z powodu plandemii podrozuje po kraju. Na siebie wydaje ok. 2000 zl na jedzenie w sklepach, kupuje wszystko to, na co mam ochote, nawet homary i trufle. Ubrania kupuje tylko podczas wyprzedazy 2 razy w roku, ale sa to kwoty bardzo wysokie. Duzo wydaje na kosmetyki i produkty do pielegnacji typu, np. krem pod oczy kosztuje 300 pln. Chodze tez do restauracji i jak ide z kobietami, to za nie oczywiscie place. Pije tylko drogi alkohol. dobrze chociaz, ze juz nie pale. Duzo tez wydaje na dom, jego urzedzenie, dekoracje, jak cos mi sie znudzi, to wyrzucam. Nie jestem tez chytry, lubie sie dzielic z innymi, tym co mam. Nie oceniam tego, jako naiwnosc, tylko lubie innym sprawiac przyjemnosc. Dziekuje za artykul, bo stal sie dla mnie inspiracja do rozpoczecia oszczedzania. Nie chce byc dalej uwiklany w materialne halucynacje.

Odpowiedz

Natalia Październik 8, 2022 o 12:22

Wracam do tej historii co parę lat. Jesteśmy w podobnej sytuacji. Wszystkie osoby, które bardzo się dziwią chyba nie potrafią sobie wyobrazić jak bardzo rośnie tzw. Inflacja życia kiedy się zaczyna więcej zarabiać. Kilka wyjść do restauracji to 1000 zł, spodnie 350 zł, buty 800 zł, kurtka kolejny 1000 zł. Podaję przeciętne kwoty. Zegarek „bo zapracowałam” kolejny tysiąc. Można tak wymieniać. Robot kuchenny 2000 zł, odkurzacz 1,5tys. Więc czemu się dziwicie? Pieniądze szybko się rozchodzą. Na wakacje można wydać 1500 zł albo nic. A można też wydać 15000 zł. Mnie ta historia dodaje otuchy. My akurat nie mamy kredytu ale przy wysokich zarobkach nie mamy np. mieszkania, działki, domu, drogiego samochodu. Bo długo przejadaliśmy nasze zarobki. Pozdrawiam wszystkich. Trochę mnie, przyznaję, zdenerwowało zrozumienie tylko dla biedy albo niskich zarobków wyrażone przez niektórych komentujących. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pamiętajcie że też możecie dać się ponieść łatwemu i przyjemnemu życiu zarabiając więcej. Chociażby zatrudniając nianię/pomoc domową za 3500-6000 zł miesięcznie zamiast wysłania dziecka go miejskiego żłobka za 300 zł. No, więc…

Odpowiedz

Tree Listopad 21, 2023 o 19:29

Przy takich zarobkach to nadal są rozrzutni. Powinni więcej splacac

Odpowiedz

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: