Dzisiaj łamy bloga oddaję w ręce mojej koleżanki Doroty, która zdecydowała się opisać swoją finansową drogę od lekkodusznej i rozrzutnej studentki do odpowiedzialnej mamy trójki dzieci. Jako, że znam Dorotę z tych czasów, gdy słowo „oszczędność” było jej całkowicie obce :-), z przyjemnością przeczytałem jej artykuł, który w całości publikuję poniżej. Cieszę się, że wystarczyło jej tak niewiele – prosta aplikacja Budget na telefonie iPhone oraz konsekwencja w spisywaniu wydatków.
Gościnny wpis Doroty doskonale wkomponowuje się pomiędzy mój ostatni artykuł o tym jak zacząć spisywanie wydatków i kolejny, pisany właśnie artykuł omawiający cel i sposoby kategoryzowania wydatków. Gorąco zapraszam do lektury i zachęcam do zadawania pytań autorce 🙂
Oto gościnny wpis Doroty Konowrockiej:
Jak Dorota opanowała swój budżet domowy
Ostatni wpis Michała skłonił mnie do napisania wreszcie obiecanego Michałowi wiele tygodni temu tekstu na temat tego, w jaki sposób cztery lata temu opanowałam własny budżet za pomocą programu na iPhone’a o nazwie Budget produkcji Deskescape. Informację o programie i kilka zrzutów z ekranu dających dobre wyobrażenie o jego „look & feel” można zobaczyć tutaj. Program kosztuje 0,99 USD.
Po Budget sięgnęłam w geście rozpaczy cztery lata temu, zmęczona koniecznością pożyczania od znajomych pod koniec miesiąca, powtarzającymi się niespodziankami przy bankomacie typu „brak środków na koncie” i nieustanną finansową nerwówką, której byłam głównym sprawcą. Byłam typem osoby, która jeśli ma 100, to wyda 150, a ujmując to bardziej dosadnie: przeputa swoje i cudze. Jako matka trójki dzieci pracująca na pół etatu nie mogłam kontynuować niechlubnej tradycji, która narodziła się w czasach, gdy jako dobrze zarabiający singiel wydawałam bez specjalnych rozterek dwa tysiące na płaszcz, 400 zł na perfumy i 100 zł na kolację. Te czasy minęły bezpowrotnie, należało się z tym pogodzić i opanować temat.
Nie wyobrażałam sobie zbierania paragonów i założyłam, że muszę znaleźć coś, co będzie:
- super przyjazne dla użytkownika,
- elastyczne,
- mobilne.
Po czterech latach prowadzenia rejestru wydatków mogę zaświadczyć, że Budget dokładnie taki jest.
Czytaj także: 20 historii dlaczego warto prowadzić budżet domowy – rozstrzygnięcie konkursu
Łatwe wprowadzanie wydatków
Wprowadzenie dowolnego wydatku do Budgetu wygląda tak:
- Wyjmuję telefon,
- Klik na główny przycisk iPhone’a, odblokowuję,
- Klik na Budget,
- Klik na kategorię, w której mieści się dany wydatek,
- Wpisuję sumę,
- Klik na „done”,
- Chowam iPhone’a.
Całość zabiera ‒ uwaga, sprawdzam ‒ 20 sekund (a mam bardzo wolnego i steranego życiem iPhone’a). Telefon mam zawsze przy sobie, więc zawsze mogę wprowadzić transakcję i wprowadzam generalnie każdą. Każde 1,5 zł. Wszystko. Zawsze. Cztery lata temu nie wierzyłam, że mogę się do tego zmusić, dziś to nawyk silniejszy niż mycie zębów (znacznie silniejszy!). Bez tego czuję się niepewnie.
Powody spisywania wydatków
Dlaczego prowadzę rejestr wydatków?
- Mam ograniczone przychody, więc nie mogę sobie pozwalać na rozrzutność (do której mam z natury skłonności),
- Mam troje dzieci i nie mogę sobie pozwalać na sytuacje, w których nagle brakuje mi pieniędzy na jedzenie, opłaty w placówkach opiekuńczo-edukacyjnych czy inne konieczne wydatki; to już nie studenckie czasy, kiedy człowiek mógł na makaronie i ryżu dociągnąć do wypłaty,
- Mam rozmaite hobby, moje dzieci też, i chcę wydawać pieniądze na to, co jest dla nas rzeczywiście ważne, a nie patrzeć (nie widząc), jak pieniądze wyciekają mi z portfela na głupoty,
- Chcę zawsze wiedzieć, ile mam na koncie i jak to się ma do wydatków zaplanowanych na dany miesiąc ‒ czuję się wtedy bezpieczniej,
- I wreszcie last but not least ‒ chcę wreszcie wyjść z dna linii kredytowej, na którym wylądowałam wiele lat temu, które generuje kosmiczne opłaty i z którego do tej pory nie udało mi się jeszcze wygrzebać.
Zobacz także: Kategoryzacja wydatków, czyli droga do budżetu domowego
Kategorie wydatków Doroty
Teraz konkrety, czyli moje kategorie.
Przez wiele lat dopracowywałam listę kategorii, która odpowiada na moje potrzeby. Pewne kategorie z biegiem lat wypadły, pojawiły się inne, ale dziś moja lista kategorii wydatków wygląda następująco:
- Czynsz,
- Gaz,
- Prąd,
- Telewizja kablowa,
- Opłaty bankowe,
- Dzieci kieszonkowe,
- Dzieci obiady w instytucjach,
- Dzieci opłaty w instytucjach,
- Dzieci rekreacja,
- Inne wydatki,
- Jedzenie,
- Kawa na mieście,
- Leki i lekarze,
- Mama (tak, to ja :-)),
- Dzieci – koszty dodatkowej opieki,
- Meble/dekoracje/dom,
- Czynsz za drugie mieszkanie,
- Druga połówka :-),
- Oszczędności,
- Internet i telefon,
- Samochód,
- Transport publiczny,
- Wyjazdy,
- Koń.
Rozumiem, że różne osoby mogą mieć różne kategorie ‒ ja mam akurat takie i dobrze mi służą.
Kilka z nich wydaje się jasnych (czynsz, prąd, gaz, telewizja, internet itp.), kilka postaram się doprecyzować.
6/ Dzieci kieszonkowe – Każde z moich dzieci dostaje 2 zł kieszonkowego dziennie. Zatem 180/186 zł wpisuję na początku każdego miesiąca z góry i tych dwóch złotych każdego dnia już nie wpisuję. Rozwiązałam w ten sposób problem jęczenia o słodycze/gazetki/inne dyrdymałki w sklepach. Każde ma swój portfel i kupuje sobie słodkości/zestawy lego/gazetki na miarę swojego budżetu.
8/ Dzieci opłaty w instytucjach – Tu wpisuję opłaty dodatkowe za przedszkole, wszystkie zajęcia dodatkowe, wyjazdy na basen z grupą, wycieczki, zrzutki na wodę itp.
9/ Dzieci rekreacja – Tu idą wszystkie rzeczy, które związane są z dziećmi, a nie są związane z instytucjami: ubrania, zabawki, książki, materiały plastyczne, bilety na basen i do kina, prezenty dla kolegów, rowery, klocki itp.
11/ Jedzenie – Generalnie to, co kupuję do domu, ale: jeśli kupujemy sobie na mieście sok jabłkowy do wypicia na placu zabaw, to jest to normalne jedzenie. Kawałek pizzy za 5 zł, który jem w charakterze obiadu (którego zazwyczaj absolutnie nie chce mi się robić) to również jedzenie, podobnie jak obiad w barze mlecznym. Ale już kolacja z koleżanką po 70 zł na łebka mieści się w kategorii Kawa na mieście.
12/ Kawa na mieście to generalnie wszystkie jedzeniowe fanaberie: kawa w Starbucksie, ciastko w Green Coffee (ale drożdżówka w Galerii Wypieków za 2 zł to jedzenie), droga kolacja. W tej kategorii ląduje wszystko to, co zawiera „cenę za lokal”. Ale jeśli idę zjeść coś z dziećmi na mieście, to część kosztu wpisuję jako jedzenie (no bo coś musielibyśmy zjeść tak czy siak), a część (większą) jako Kawę na mieście.
14/ Mama – Tu są wszystkie wydatki wyłącznie na mnie: nowe ubrania, kosmetyki, książki, gazety, kino, kultura itp. Nie jest to niestety zazwyczaj szczególnie zasobna kategoria.
15/ Dzieci – koszt dodatkowej opieki – Tu wchodzą wydatki na zapewnienie moim dzieciom opieki, kiedy chcę na przykład sama gdzieś pojechać.
16/ Meble/dekoracje/dom – Wydatki na nowe meble, pościel, szklanki, lampy, żarówki, hydraulika itp. oraz panią do sprzątania.
19/ Oszczędności – Kategoria powołana stosunkowo niedawno. Budget ma „oszczędności”, które są niejako pozycją automatyczną, którą jest wynikiem różnicy między przychodami a wydatkami, ale ja nie byłam w stanie zaoszczędzić ani grosza, dopóki nie stworzyłam tej pozycji i nie założyłam sobie dodatkowego konta oszczędnościowego, na które przelewam 20 procent każdej sumy, która do mnie wpływa. Jak jest na oddzielnym koncie, to nie kusi mnie, żeby wydać. (Tak naprawdę oba konta są w jednym banku, ale widzę je jako dwa i to mi wystarczy). Bez tego przejadałam wszystko do zera. Już nie pożyczałam, ale też nie oszczędzałam. Teraz wreszcie zaczynam to zmieniać. To konto oszczędnościowe jest dość paradoksalne, bo ja jestem na debecie, czyli tak naprawdę na tym oszczędzaniu tracę, ale wiem, że bez tej niewielkiej straty nigdy nie zbiorę całej sumy, by zasypać ten wielotysięczny debet. Czyli przelewam systematycznie, patrzę jak rośnie, a jak urośnie na tyle, by zasypać cały debet, wtedy przeleję za jednym zamachem, zamknę debet… i już mnie nie będzie kusiło 🙂
21/ Samochód – Wrzucam wszystko do jednego worka: benzynę, naprawy, ubezpieczenie.
22/ Transport publiczny – To koszt kwartalnej karty miejskiej dla dwóch osób i okazjonalnych dojazdów pociągami.
23/ Wyjazdy – Na wyjazdach nie notuję wydatków. Biorę po prostu jakąś sumę w gotówce (którą wcześniej przeznaczam na wyjazd, biorąc pod uwagę swoje finansowe możliwości w danym okresie), a po wyjeździe wpisuję, ile wydałam. Część tej sumy ląduje ryczałtem w kategorii jedzenie (zgodnie z przelicznikiem mniej więcej 300 zł na tydzień, jak jedziemy wszyscy), bo jeść i tak coś trzeba, a nadwyżka to już Wyjazd. W tej kategorii lądują też wydatki na dojazd na wyjazd, czyli benzyna czy transport publiczny, a poza tym oczywiście zakwaterowanie, wypożyczenie sprzętu i wszystko inne, co związane z wyjazdem. Kiedyś ta kategoria nazywała się narty, ale potem wyjazdów zrobiło się więcej i bardziej różnorodne, więc jest Wyjazd. W tej kategorii mieszczą się wyjazdy i moje, i dzieci, bez rozróżnienia.
24/ Koń – Jaki jest, każdy widzi. Musi jeść i mieć opiekę.
Nauka płynąca ze spisywania wydatków
Czego się dowiedziałam po czterech latach ‒ a niekiedy znacznie szybciej ‒ prowadzenia rejestru wydatków?
- Zarabiam więcej niż sądziłam,
- Wydaję więcej niż sądziłam,
- Mogę przeżyć za to, co zarabiam i przy rozsądnym gospodarowaniu jeszcze mi zostanie,
- Moim głównym problemem jest wydawanie (zbyt rozrzutne) na rzeczy niekonieczne, kiedy nie zapłaciłam jeszcze za konieczne, a problem ten wynika ze słabego wyobrażenia o aktualnych możliwościach finansowych (co się już w dużej mierze dzięki Budgetowi zmieniło).
Wszystko to było dla mnie nowością 🙂
A poważnie to dokonałam całej masy interesujących spostrzeżeń, które wiele mnie nauczyły. Niektóre z nich poniżej.
- Był czas, że na samochód wydawałam co czwartą zarobioną złotówkę. Uznałam, że to jakieś nieporozumienie i zaczęłam korzystać z PKS (przez wiele lat mieszkałam pod Warszawą), pociągów, autobusów (polecam serwis jakdojade.pl!) i moje koszty znacznie spadły (a przy okazji zyskałam czas na czytanie książek). Teraz mieszkam w samym centrum i samochodu używam w zasadzie wyłącznie na Wyjazdy.
- Wiem, że kiedy jest naprawdę słabo z pieniędzmi, to mogę zbić wydatki na jedzenie do poziomu 700 zł miesięcznie (plus obiady dzieci w instytucjach) – i cały czas nie będzie to parówka zagryzana suchą kajzerką. Na szczęście nie muszę tego robić, teraz na jedzenie wydaję ok. 1200 zł miesięcznie i w lodówce jest dużo smacznych i zdrowych (oraz trochę niezdrowych) rzeczy. Ale wiem, że mogę wydawać mniej i to mi daje spokój ducha. Łatwiej mi też panować nad wydatkami, gdy jest bardziej krucho z pieniędzmi: widzę, że jest 10 dzień miesiąca, a ja już wydałam tyle, jakby był 15, więc zaczynam oszczędniej gospodarować, bardziej efektywnie kupować, efektywniej (i zazwyczaj zdrowiej) karmić i skrupulatniej przeglądać zawartość szafek.
- Wiem, które wydatki są stałe i nic z nimi nie zrobię, a które są ruchome i mogę je przenieść na lepsze czasy, jeśli akurat jest gorzej (Kawa na mieście, 80 proc. kategorii Dzieci rekreacja i Mama, Meble/dom, Wyjazdy). Wiem więc, gdzie znajduje się moje minimum przychodów i mogę zareagować wcześniej, jeśli widzę, że na dany miesiąc budżet nijak, ale to nijak mi się nie domyka.
- Wiem kiedy i jak wysokie mam skoki wydatków. Niby to żadna niespodzianka, że grudzień, luty i lipiec, ale wiem, jak wysoki jest ten skok i z czego wynika, więc mogę przeciwdziałać: zarobić wcześniej więcej, odłożyć albo wprowadzić zasadę, że w tym roku pod choinkę kupujemy sobie książki, a na wakacje jedziemy pod gruszę.
- Wiem, jakie mam średnie wydatki na takie okresowe kategorie jak transport publiczny (skok raz na kwartał), leki i lekarze (sezon przeziębień, kontrole dentystyczne).
- Lepiej kontroluję regularne comiesięczne płatności. Jak mam wątpliwości, czy zapłaciłam, zawsze mogę zajrzeć do aplikacji i tam widać jak na dłoni, czy w danym miesiącu zapłaciłam za telewizję czy nie. Nie dostaję już ponagleń z różnych instytucji i dobrze się z tym czuję.
- Mogę być lepsza dla siebie 🙂 Przez dobrych kilka lat bardzo zaniedbałam kategorię Mama i prawie nic nie wydawałam na własne przyjemności, za to kategoria Dzieci (wcześniej nierozbita na szereg bardziej szczegółowych kategorii) była bardzo rozdmuchana. Krótko mówiąc, wydawałam na dzieci trzy czwarte tego, co zarabiałam. Zobaczyłam to wreszcie i mogłam ‒ przynajmniej trochę ‒ przesunąć akcenty.
Inne możliwości aplikacji Budget
Aplikacja Budget ma szereg funkcji, z których nigdy nie korzystałam, ale podam kilka, które mi się przydają.
- Wykres kołowy z rozbiciem procentowym wydatków danego miesiąca w podziale na kategorie (pozwala się zorientować, czy z czymś nie odlatuję za mocno i czy odkładam oszczędności – kolory, które można sobie samemu określić, bardzo ułatwiają ocenę),
- Wykres liniowy z wysokością wydatków z danej kategorii z ostatnich 12 miesięcy (trzy linie: rzeczywiste wydatki, zabudżetowane wydatki, średnie wydatki w okresie roku – dyscyplinuje, daje do myślenia, pozwala lepiej planować nieregularne kategorie),
- Budżet danej kategorii na dany miesiąc (ustalam sobie na początku miesiąca, że chcę wydać na Kawę na mieście maksymalnie 150 zł – wydatki ponad tę kwotę pojawiają się już w nieprzyjemnym czerwonym kolorze).
- Miejsce na notatki przy każdej transakcji. Ostatnio zaczęłam korzystać i opisywać transakcje typu obiady jednego dziecka, obiady drugiego dziecka, żeby wiedzieć, za co już zapłaciłam, a za co jeszcze nie.
Wydatki można synchronizować z drugą osobą (na przykład drugim dorosłym w gospodarstwie domowym), ale synchronizują się one tylko w tych kategoriach, które są tak samo nazwane. Sama synchronizacja jest natomiast banalnie prosta, aplikacja wysyła link mailem, wystarczy odebrać mail, kliknąć na link i dane pojawiają się w naszej wersji Budget. Nie korzystam, ale sprawdziłam, bo rozważałam wykorzystanie.
Podsumowując, jeśli zastanawiacie się nad tym, jak się zabrać do rejestrowania wydatków, jeśli nigdy wcześniej tego nie robiliście, Budget może być dla Was. Serdecznie polecam 🙂
Sprawdź również: Koszty życia: ile kosztuje jedzenie dla 4-osobowej rodziny
{ 50 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
No bardzo ładnie. Jakiekolwiek wiedza o tym gdzie idą Twe pieniądze jest przydatna i ceniona. Pozwala zobaczyć to o czy większość nie zdaje sobie sprawy – jak to się stało, że już nie mam pieniędzy, do pierwszego jeszcze daleko, a przecież nic takiego wielkiego nie kupiłem/am. Co do aplikacji, to ja osobiście jestem miłośnikiem takiego sposobu rejestracji wydatków, który wykorzystuje klawiaturę komputerową, czytaj – w sposób wygodny. Nie wyobrażam sobie wpisywać wydatków wirtualną klawiaturą iPhone czy androida. Próbowałem, próbowałem – jednak to nie jest wygodne. Dla mnie istnieje tylko arkusz kalkulacyjny.
A jakąś sensowną aplikację na androida możecie Państwo polecić?
przy czym koniecznie z synchronizacją wygodniejszą (tj. Automatyczną) niż opisana…
Ja od roku używam Cash Droid.
Jest prosty, możesz samodzielnie określać kategorie i podkategorie, tworzyć projekty „w poprzeg” kategorii, daje możliwość ustalania budżetu i jego kontrolowania,ma całkiem rozwinięte możliwości raportowania…
Ja jestem zadowolona, jednak dla ogólnego obrazu na koniec miesiąca spisuję sumy do excel’a, gdyż sumaryczne raportowanie miesięczne nie jest najsilniejszą stroną tego narzędzia.
Ale poza tym cenię je sobie wielce – szybkie, zawsze pod ręką i łatwe do zapisywania każdej wydanej złotówki.
hej Dorota!
bardzo fajny tekst i z pewnością inspirujący!
moje kategorie są nieco inne (tak z ciekawości: gdzie wrzucasz np. pastę do zębów albo proszek do prania? u mnie jest to kategoria chemia/higiena…)
ciekawi mnie, jak Twój system działa dla dwóch osób (mam na myśli np. małżeństwo) – czy Twoja druga połówka również wprowadza każdy wydatek do swojego iPhone’a?
zazwyczaj w związkach jest tak, że tylko jedna osoba zajmuje się całą „księgowością” (opłaty, zarządzanie finansami, planowanie budżetu etc.), nawet jeśli obie zarabiają np. po tyle samo i każda ma własne konto bankowe z własną kartą.
u mnie przynajmniej tak jest i to z pewnością ułatwia prowadzenie całej buchalterii…
pozdrawiam!
Witam,
Przede wszystkim Michale chciałam pogratulować bardzo dobrego bloga, a Dorocie dziękuję za interesujący wpis.
Ja zajęłam się spisywaniem wydatków całkiem niedawno bo parę miesięcy temu. Jestem dosyć oszczędna i zawsze większość tego, co zarabiałam udawało mi się odłożyć ale odkąd ‚połączyliśmy’ z narzeczonym nasze wydatki, kasa zaczęła się rozpływać. Teraz mam pełną kontrolę nad tym co się dzieje. Szkoda, że nie mogę tak zapanować nad jego zachciankami 😉 Kategorie mam trochę inne- wiadomo, każdy dopasowuje je do swoich potrzeb.
U nas największym problemem jest jedzenie na mieście dlatego tą kategorię mam szczególnie na uwadze i staram się robić wszystko, żeby ograniczyć wydatki z nią związane.
Do spisywania na razie używam excela- dostałam podkład arkusza od koleżanki, który potem przerobiłam na swoje potrzeby. Wydatki spisuję codziennie lub co drugi dzień. Mam specjalną skrzyneczkę na niewprowadzone paragony ale jak tylko znajdą się w zestawieniu, wyrzucam je- nie lubię nieporządku w papierach.
Obecnie poszukuję dobrej aplikacji na Androida.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj Magdo,
Bardzo dziękuję za gratulacje. Z radością je przyjmuję 🙂
Sugestie dotyczące aplikaji na Androida pojawiły się już niżej w komentarzach. Chyba zbiorę je wszystkie i uwzględnię w artykule opisującym programy do budżetu domowego.
Pozdrawiam 🙂
Witam 🙂
Dzięki za komentarze 🙂
Do Oy.oy17
Nie znam takich aplikacji na androida, ale rzuciłam okiem na fora androidowców i łatwo znaleźć wątki o aplikacjach do prowadzenia budżetu – trafiłam na takie nazwy jak Financisto czy EasyMoney.
Do Paweł Gaweł
Pasta do zębów, proszki, mydła, szampony, szczoteczki itp. wpadają do kategorii Jedzenie. Kiedyś była to oddzielna kategoria, ale była na tyle niewielka (rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie), że uznałam, że nie warto jej utrzymywać i połączyłam ją z jedzeniem. Chemia zachowuje się tak samo jak Jedzenie, czyli można to zbić do pewnego poziomu, ale generalnie myć się trzeba 🙂 i jednocześnie jest to kategoria z wydatkami kumulującymi się systematycznie na przestrzeni całego miesiąca. Natomiast tusz do rzęs czy jakiś rozpustny krem lądują w kategorii Mama, a ostatnio płyn do kąpieli Ben 10 wylądował w kategorii Dzieci rekreacja (nie był konieczny, był dość drogi, był prezentem, który ucieszył mojego średniego syna). Dopasowanie wydatku do kategorii ma (w moim przypadku) odzwierciedlać kryterium konieczne – potrzebne – fanaberia. Tak jak w przypadku rozróżnienia Jedzenie – Kawa na mieście.
Druga połówka zaczęła wprowadzać wydatki niedawno, ale mamy ZUPEŁNIE inne kategorie. Pokrywa się tylko jedna – Jedzenie – i tu sychronizacji dokonujemy offline na koniec miesiąca („Hej, ile wydałeś we wrześniu na jedzenie?”) 🙂 To tylko jedna liczba i ma ona znaczenie ze względu na nasze wewnętrzne rozliczenia – mamy oddzielne konta, oddzielne karty, on pokrywa pewne wydatki, ja pokrywam inne wydatki i każdy pilnuje swojej części księgowości, wspólne jest wyłącznie jedzenie.
🙂 D.
podnosi na duchu ten artykuł, ja to w pierwszej kolejności muszę walczyć ze swoimi zachciankami i wiecznie za dużą ilością pieniędzy wydawaną na kosmetyki:/ no nic spisuję, spisuję i zobaczymy co z tego wyjdzie na przestrzeni miesięcy;)
Hej BogusiaM,
Ty wiesz już, że ja Ci gorąco kibicuję 🙂 Jak już będziesz widziała pierwsze sukcesy, to koniecznie daj mi znać 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Postanowiłam od listopada wszystko spisywać, wyślę do Ciebie moje kalkulacje. Ciekawa jestem porównania Waszych kalkulacji z moimi, gdzie jest nas w domu dwie + pies i utrzymujemy się z dwóch pensji, które wynoszą razem ok. 2500zł miesięcznie. To będzie porównanie dopiero 🙂
Hej Docia,
Dziękuję i z czekam w takim razie na Twoje zestawienie. Im więcej konkretnych przykładów , tym łatwiej będzie innych czytelnikom zaaplikować je do własnej sytuacji finansowej.
Pozdrawiam 🙂
Nie moge sie powstrzymac. 24/Kon :)) Lubie To!, wybaczcie spam :))
Dobrą aplikacją na androida jest Cash Droid. Co ciekawe jest to produkt programisty z naszego kraju. Bardzo serdecznie polecam, tym bardziej że autor jest responsywny, nowa wersja aplikcaji powstaje w miarę często. Są raporty, budżety etc. Mógłbym się jedynie przyczepić do strony graficznej, bo jest mało „seksi” 😉
Ograniczone przychody i ajfon z koniem na dokładkę – ?
To ja nie pytam co by było gdyby pozwolić sobie na rozrzutność [sterowiec w leasingu ?]
Nemo, Ty nam tu wyrastasz na rasowego prześmiewcę 🙂 Obśmiałem się z tego „sterowca w leasingu” 🙂
Co do iPhone’a Doroty, to z dyskusji na Facebooku wiem już, że iPhone jest stary jak świat i otrzymany przez Dorotę w prezencie. Nie wszystko jest takie jak Ci się wydaje 😉
A jak prezent to co innego – szkoda że ja takowych nie dostaję, pewnie dlatego że natychmiast bym go sprzedał 😉
Sterowiec mi się nasunął, bo akurat czytam coś ze steampunku.
To spojrzałem po raz 2. na artykuł i nasunęło mi się zagadnienie: jak ze spisywania wydatków Dorota dowiedziała się ile zarabia – ten świat jest pełen niespodzianek.
Tak przy okazji polecam przeczytać książkę „Sekrety Amerykańskich Milionerów” – 2 naukowców opisało bardzo przystępnie swoje badania nad statystycznym milionerem i jego nawykami [m.in. kwestia budżetu].
Na takim oszczędzaniu – mam tu na myśli to osobne konto, możesz tracić naprawdę sporo. Może warto by to policzyć? Sądzę, że kwota mogłaby być znaczna i zmusić Cię do zmiany decyzji – zawsze możesz otworzyć konto w innym banku, a te 20% ciągle może służyć do oszczędności – czyli zasypywania debetu. Twój bilans całkowity przecież i tak będzie taki sam… Oblicz koszt obsługi długu – wtedy zmienisz zdanie…
Mogę jeszcze dodać, że jeśli planujesz budżet w krótkich okresach, to dobrze jest to robić w okresach np. kwartalnych zamiast miesięcznych. W przeciwnym wypadku ciężko będzie Ci się zbilansować. Budżet musi być utrzymany w ryzach, jednocześnie musi być też elastyczny. No i z pewnością warto planować – przy odrobinie determinacji wydasz tyle ile zaplanujesz, że wydasz…
Pozdrawiam
Witam ponownie 🙂
@Nemo:
– W sprawie konia 🙂 Napisałam w tekście, ze mam hobby :), natomiast nie jest ono ani tak kosztowne, ani tak prestiżowe, jak sądzisz. Przez wiele lat koszt posiadania konia kształtował się na poziomie 100 zł miesięcznie i składało się na niego głównie wykonywane raz do roku koszenie i belowania siana z pastwisk, które starczało na całą zimę. Koń nie chorował w ogóle, więc wydatki weterynaryjne zero, inne wydatki śladowe, sprzęt niszczy się powoli, siodło kupuje się raz na 10 lat. Teraz ze względu na przeprowadzkę koszt wzrósł do 450 zł miesięcznie, ale nadal jest to koszt porównywalny z utrzymaniem dużego psa (karma plus weterynarz jakieś 200 zł miesięcznie), z którym raz w tygodniu chodzi się na szkolenie za 50 zł (kolejne 200 zł). Myślę, że z większą wyrozumiałością odniósłbyś się do posiadania przeze mnie psa (lub na przykład nałogu piwno-tytoniowego) niż konia, więc proponuję: bez uprzedzeń 🙂
– Co do wiedzy o tym, ile zarabiam, a może bardziej precyzyjnie, jaki mam przychód: niespodzianka wynika z tego, że mam kilka (obecnie 7) źródeł przychodów w moim budżecie. Ta liczba zmienia się na przestrzeni lat, ale zawsze było to więcej niż 2. Część to przychód z pół etatu w wydawnictwie (obecnie już nie pół etatu, tylko umowy o dzieło lub zlecenie), część przychód z innych wydawnictw, dla których robiłam/robię tłumaczenia literackie, jedną z pozycji jest również… kasa od dziadka moich dzieci 🙂 Większość to przychody nieregularne – raz jest praca, raz jej nie ma, czasem dziadek dofinansuje wakacje dzieci, a czasem tylko dołoży 20 zł na lody, czasem to drobniejsze sumy, czasem duża suma raz na kilka miesięcy. Kiedy dostajesz pieniądze w ten sposób, czasem tracisz rozeznanie, jakimi właściwie kwotami dysponujesz. Mnie te dodatkowe pieniądze ze zleceń, umów o dzieło i dofinansowań dziadków często umykały – zanim nie zaczęłam tego porządkować za pomocą Budgetu.
@lwi
Co do tracenia na przekładaniu z „jeszcze” debetu na osobne konto: wiem, że bilans wychodzi taki sam i wiem, ze tracę na tym kilkadziesiąt złotych miesięcznie, ale psychologicznie jest to zupełnie co innego i wiem, że inaczej raczej z tego debetu nie wyjdę 🙁 Mechanizmem, który jest mi potrzebny, jest usunięcie oszczędności ze swojego pola widzenia, wrzucenie ich gdzieś, skąd ruszenie ich powoduje kary i wieczne potępienie 🙂 W Citi, w którym od lat jestem, nazywa się Konto SuperOszczędnościowe, wyjęcie powoduje utratę odsetek za dany miesiąc, drugi przelew w miesiącu kosztuje 9 zł, no i generalnie o to mi chodzi – żebym straciła jakąkolwiek chęć ruszania środków na tym koncie, dopóki nie urosną na tyle, by za jednym zamachem zasypać cały debet i zamknąć sobie od razu możliwość korzystania z niego. Jak widzę, że to jest dla mnie dostępne, zwycięża rozrzutna strona mojej natury i nagle mam jakieś wydatki, które nie mogą poczekać (chociaż mogą) 🙁 Rozumiem, ze bilans jest ten sam, a nawet dostaję te kilkadziesiąt złotych w plecy, ale po prostu to mnie trzyma w ryzach. Za jakieś 10 miesięcy to przestanie mieć znaczenie, debet zostanie zasypany i wtedy naprawdę będę już oszczędzać, bez żadnych paradoksalnych układów.
Dorota,
Jeszcze raz dziękuję za artykuł i wyczerpujące odpowiedzi 🙂 Co do konia, to rzeczywiście trudno uzmysłowić sobie, że może kosztować mniej niż pies. Chociaż ja akurat nie mam zielonego pojęcia o kosztach utrzymania i jednego i drugiego.
Kolorowych snów życzę 🙂
Witam wszystkich 🙂
Gratuluję Dorocie fajnego artykułu. Ciekawe porady i przykłady praktyczne 🙂
Nie dowiaduję się z niego co prawda za dużo o poziomie kosztów (a tym samym o „stopie życiowej”) ale wydaje mi się, że jest to poziom bliższy mojemu niż Michała (suma miesięcznych kosztów/przychodów mieszcząca się w czterech cyfrach -jeśli nie to prosze o sprostowanie ;), do pięciu raczej szybko nie dojdę, chyba że dzięki inflacji 🙂 ). Moja żona czytając ten blog patrzy na niego z przymrużeniem oka („ee, o czym facet pisze, wydatki miesięczne ponad 10tys, a my musimy się zmieścić w 3 tys”). Ja mam trochę inne podejście, nie patrzę na liczby, ale na metody optymalizacyjne (umysł ścisły po politechnice 😉 ).
Michał – takich „gościnnych” relacji więcej, a wydaje mi się, że będzie zaglądało tu więcej osób, dla których mówienie o wydatkach +10tys wydaje się stratosferą.
Ciągle się zastanawiam czy jest dla Doroty jakieś lepsze „lekarstwo” na spłatę debetu niż rozwiązanie które ona stosuje, bo tak jak wspomniał Lwi wydaje się średnio optymalne.
Co do kosztów konia – faktycznie zaskakująco niskie, ja mam dość dużego psa i wydatki miesięczne na jedzenie dla futrzaka przekraczają 100zł. Więc porównywalny poziom 🙂
Hej,
@Grzesiek J: Dzięki za miłe słowa 🙂 Moje miesięczne wydatki, jak nie ma jakichś nieprzewidzianych zdarzeń typu duża naprawa samochodu albo jakiegoś superwyjazdu typu narty dla wszystkich, kształtują się na poziomie 7 tysięcy miesięcznie. W gorszym miesiącu mogę zejść do 6 tys., a nawet 5,5 tys., ale niżej już zaczyna się gimnastyka.
BTW: Spojrzałam dziś ze zdumieniem na kategorię samochód, w której od początku października wydatki są na poziomie…. 0 zł :)) W pewnym momencie nie mogłam sobie nawet przypomnieć, gdzie go postawiłam 🙂 Komunikacja miejska uzależnia 🙂
Spodobał mi się wpis Doroty. Inna osoba, inne realia, inne problemy. Odmiana zawsze dziala odświeżająco 🙂 U mnie również, tak jak i u Doroty, wystepują różnorakie źródła przychodów – kontrakty, umowy zlecenia i o dzieło moje i męża itd. Ten nieregularny dochód jest zmorą dla planowania budżetu (np. klient nie płaci w terminie albo sezonowość zleceń). Moje optimum wydatków to 6 tysięcy (2+2+kot) na miesiąc.
Koń Doroty wcale nie musi być fanaberią – Dorota nie wydaje na siłownie, baseny, psychologa 🙂 tylko zażywa sportu na własnym „sprzęcie”. Ja mam kota 🙂 – niby wydatek, ale zawsze podkreślam w rozmowach, że dzięki niemu nie mam w domu gryzoni, a jego obecność działa na mnie odstresowująco (czytaj: mniej leków na nerwy, oszczędność ok. 20zł na opakowaniu Persenu). Chociaż patrząc na to w tych kategoriach, to zdecydowanie przepłacam za jego obecność, ale ten kot jest częścią naszej rodziny 😉
Samochód – mieć czy nie mieć? Ja korzystam tak sporadycznie. Jak przeliczyłam te wszystkie wypady samochodem rocznie, to wychodzi, że taksówki przy takiej częstotliwości wyszłyby taniej niż roczne utrzymanie samochodu 🙂
Doroto, trzymam kciuki za utrzymanie budżetu w ryzach. Nie wiem jak wygląda twoja sprawa z tym debetem, ale czy nie dałoby się go zamienić na kredyt? Nie kusiłby…
Hej,
@Anna: też chciałabym mieć kota 🙂 Ale mam niestety uczulenie na kocią sierść 🙁 Ale absolutnie rozumiem terapeutyczną i integrującą funkcję zwierząt. Fajne jest to, że w przeciwieństwie do dzieci, nie mówią non-stop 🙂 I tak samo jak dzieci, są decyzją z serca, a nie z głowy 🙂
Co do posiadania samochodu, to po zmianie miejsca zamieszkania dałam sobie rok na podjęcie tej decyzji. Zobaczę, jak go wykorzystujemy w skali roku, kiedy naprawdę jest nam potrzebny, a kiedy można go czymś zastąpić, i wtedy ocenię, czy posiadanie go w ogóle mam sens. Tym bardziej, że ceny benzyny raczej nie spadną 🙁
A z tą zamianą na kredyt: też o tym myślałam. Mogę jeszcze wnosić systematycznie o zmniejszenie linii i sprawdzę w przyszłym tygodniu, jak to wygląda. Na jedną trzecią tej dziury już mam 🙂
@Dorota Konowrocka
To co robisz z linią kredytową i kontem oszczędnościowym jest naprawdę bez sensu, o tym już wspomniał lwi, dlatego nie za bardzo rozumiem dlaczego tak uparcie się tego trzymasz. Gdybym był Tobą i musiał [CENZURA: działać tak jak Ty] to (to co dalej to nie są porady, tylko opinie):
otworzyłbym konto i wystąpił o linię kredytową w drugim banku (np. mBank, gdzie za pierwszy rok nie ma opłaty za ustanowienie linii kredytowej) lub po prostu bym ją tam przeniósł (oprocentowanie 9,9% w pierwszym roku)). Następnie jeśli się to opłaca (potencjalne prowizje), to obniżyłbym limit w Citi spłacając część zadłużenia środkami z konta oszczędnościowego.
W ten sposób płaciłbym niższe odsetki, a prócz tego miał w dalszym ciągu dostęp do środków w mBanku, gdzie mógłbym w sytuacji awaryjnej skorzystać z kredytu.
Dodatkowo:
jeśli za roczną opłatę za linię w Citi wciąż kasują Cię 1,75% to sprawdź czy możesz zmienić typ konta na CitiOne (wpływy min. 5000 zł żeby nie pobierali opłat za prowadzenie, jak zagadasz to nawet nie pobiorą 20 zł za zmianę typu konta) aby opłata za utrzymanie została obniżona do 1%. Jeśli już takie konto posiadasz to może zadzwoń na infolinię i zapytaj się w czym jesteś gorsza od nowych klientów i zagroź przeniesieniem się do Credit Agricole, gdzie mają bardzo podobne warunki co Handlowy – mi obniżyli opłatę za poprzedni rok i lata następne. Przy okazji sprawdź na ile jest oprocentowana linia (u mnie się okazało, że wyżej niż w tabeli opłat i prowizji i musieli to skorygować).
Gdybyś nie miała „uprzedzeń” to odpowiednio zarządzając budżetem i płatnościami prawdopodobnie można by, korzystając z oferty kilku banków, zejść z kosztem obsługi długu do poziomu inflacji. Oczywiście spłacając kredyt innymi kredytami przy wykorzystaniu różnych promocji (np. tej w Citi „0% do 7 dni”) można wyjść na tym jeszcze do przodu, ale nie posiadając wolnych środków jest to raczej bardzo trudne i czasochłonne.
Zamiast tego warto by było zainteresować się oszczędnościami i zwiększeniem dochodu w innych dziedzinach np. obniżyć podatki dochodowe i pozbyć się ZUSu, a skoro masz gospodarstwo rolne, do tego długi i potomstwo to spróbować wbić się do KRUS aby w razie czego mieć dodatkowe ubezpieczenia np. rentowe (mi papierkologia zajęła niecałą godzinę w oddziale terenowym) – taniej jak w ZUS, a efekt podobny. Jeśli chodzi o dodatkowe dochody to przejrzyj programy rolnośrodowiskowe – może coś pominęłaś, a tak wpadnie te parę tysięcy co roku, w sam raz żeby trochę zasypać linię kredytową.
@Nemo
Co się tyczy „Sekretów…” to zgadzam się w większości z tym co napisali autorzy, acz wydaje mi się, że w Polsce jest trochę inaczej np. zauważyłem, że wydatki na ciuchy „zamożnych” Polaków chyba są trochę większe niż tych opisanych w książce ze względu na niską jakość i wysoką cenę markowych i niemarkowych produktów – wejdź np. do centrum handlowego w Polsce, gdzie wiszą ciuchy średnio-niskich marek z logo np. Tommy Hilfiger, Banana Republic lub Gap – ceny są wzięte z sufitu w porównaniu do cen w Stanach (50 zł i więcej vs. $2.99 + sales tax i więcej).
To jednak są niuanse, generalne zasady [CENZURA] w Polsce są również zachowane np. pranie mózgu własnemu potomstwu by wykształcić je na prawników, lekarzy i finansistów, hołdowanie zasadzie „[CENZURA]” (tam latają na Hawaje lub Bahamy, nasi natomiast do Egiptu, Tunezji, Grecji, Hiszpanii), jedzenie produktów marketowych marek (u nas to Danone, Bakoma, Sokołów itp.).
Hej Anon,
Dzięki za merytoryczny komentarz i dobrą receptę, jak Dorota mogłaby sobie poradzić z kosztownym debetem.
Bardzo proszę Cię jednak o nie używanie niecenzuralnego, wulgarnego języka. Wszelkie tego typu sformułowania będą przeze mnie cenzurowane. Z góry Ci dziękuję za współpracę 🙂
Pozdrawiam serdecznie
„Każde z moich dzieci dostaje 2 zł kieszonkowego dziennie” – w ten sposób raczej nie nauczysz ich zarządzania własnym budżetem. Mówi się, że dzieci często powtarzają błędy rodziców, a tutaj masz przyczynę jak na dłoni. Dawaj kieszonkowe raz na początku miesiąca. Jeśli w połowie nie ma już drobniaków na baton, to trudno – wyjdzie na zdrowie, a przy okazji czegoś nauczy.
Polecam Cash Droida wspomnianego wyżej jako alternatywa na telefony z androidem. Aplikacja na prawdę rozbudowana. Prowadzę skrupulatną ewidencje wydatków i przychodów już prawie drugi tydzień i to wciąga 😉 Wiem, że do konstruktywnych wniosków dojdę po kilku miesiącach obserwując statystyki i wykresy przepływu pieniędzy. Co do budżetu autorki artykułu – to najbardziej w kwestii zasypywania debetu rzuciła się mi w oczy ta „pani od sprzątania”… 🙂
@Paweł: miałem go jakiś czas temu, ale zaniedbałem w nim spisywanie wydatków, ostatnio używałem kartki i długopisu (coraz rzadziej). Ale skoro piszesz, że wciąga, to wciągnę się na nowo. 😉 Rzeczywiście na telefony z Androidem to najlepsza apka tego typu.
@Anon: przemyślałam to, co napisałeś, spojrzałam sobie uczciwie w oczy w lustrze i przyznaję Ci rację. Przelałam konto oszczędnościowe na debet, zacisnęłam zęby, pilnuję wydatków jak Cerber i przyrzekłam sobie wyjść z debetu bez dodatkowych, paranoicznych przyznaję, manewrów.
@bengal: Nie, to nie jest zły system. On z pewnością musi ewoluować i ewoluuje, ale moje dzieci mają 4, 6 i 8 lat. Innymi słowy, są jeszcze naprawdę nieduże. Dawanie 4-latce pieniędzy z góry to kosmos, ona nie ogarnia pojęcia typu „w przyszłym miesiącu”. 8-latek nauczył się już składać te pieniądze i czekać kilkanaście dni, żeby kupić sobie na przykład figurkę Lego z uzbrojeniem. Wniósł też o przekazywanie mu pieniędzy w transzach tygodniowych, co zapewne zostanie uwzględnione, bo on już rozumie, co to znaczy „w następny poniedziałek” i nie zrobi histerii w sklepie o batona. 6-latkowi trudniej jest składać, jak ma pieniądze w ręku, to wydaje od razu, ale też zaczyna chyba rozumieć własne psychiczne mechanizmy, bo mówi mi: „Nie dawaj mi teraz pieniędzy przez dziesięć dni, za dziesięć dni mi dasz całość i wtedy ja sobie kupię coś tam”. A więc traktuje mnie jak takie konto oszczędnościowe.
Generalnie caly system kieszonkowego 2 zł dziennie oceniam bardzo pozytywnie. To jest na tyle mało, że nie dostają kociokwiku i nie rozpuszcza ich to, a jednocześnie na tyle dużo, że można miesięcznie odłożyć na bluzę i jakiś mały zestaw lego. Dużo czasu spędzają na liczeniu, przeliczaniu, zastanawianiu się, ile jeszcze muszą odkładać, żeby coś kupić. Czasem razem się na coś składają. Ponieważ sami muszą finansować zachcianki i widzą, jak to jednak powoli ciurka, ograniczyli własne apetyty konsumpcyjne. Fraza „możesz kupić za swoje” studzi zapały. Ale bywa, że dokładam się do ich zakupów. Typu: Jak chcesz tę bluzę, to zrzuć się 20 zł ze swoich, a ja ci dołożę 15 z moich. Wtedy oni liczą, szacują, zastanawiają się, i czasem na to idą, czasem nie.
Myślę, że ich nawyki związane z wydawaniem pieniędzy będą jednak lepsze niż moje 🙂
Dorota
Jak czytam jak Twoje dzieci zarządzają finansami to jestem w szoku. Jednak konsekwencja popłaca. I przede wszystkim nie traktować dzieci jak bezradne istoty. One są często mądrzejsze od rodziców i trzeba o tym pamiętać. Inaczej to one zaczną nas wychowywać 🙂
mnie bardzo zainspirowała historia z tego bloga, już dawno nieaktywny http://fkincredits.blogspot.com/
Dodatkowo odnośnie punktu 19 u Doroty – oszczędności – polecam opcje ( jeśli w danym banku nie wiąże się to z kosztami dodatkowymi) częściową spłatę kredytu bez czekania na uzbieranie całości – przy odnawialnym nie kusi aż tak bardzo a przy gotówkowym po prostu są to mniejsze korzy miesięcznie jakie ponosimy.
Ja używam MoneyWiz dla iOSa i OS X. Polecam!
Dziękuję Rafale!
Dzień dobry, to mój pierwszy komentarz i pierwsze godziny jak się zaczytuje w blogu Michała. Dziękuję bardzo i od razu coś polecę. Widziałem, że ktoś pytał o ciekawą aplikacje na Adroida – polecam https://toshl.com to aplikacja dla wszystkich systemów i co najważniejsze posiada bardzo prosty i przyjemny dla oka interfejs i umożliwia export danych do wszystkich przydatnych formatów. Kiedyś korzystałem zarówno na iphone i androidzie zanim nie wybrałem systemu i tylko dlatego, że za często zmieniałem telefony zaprzestałem. Po przeczytaniu kilku artykułów bardzo zachęcony wracam do notowania wydatków.
Czy możecie polecić taką aplikację na Windows Phone?
Czy ta apka Budget na iphone to działa normalnie? Ja ciągle poszukuje i wszystkie na które trafiam są słabe – albo ciężko się w nich połapać, albo np nie synchronizują się z www, albo po prostu nie działają na iOS 8.1 Do tej pory korzystałem z apek darmowych, ale jak polecicie coś płatnego, to chętnie kupię, bo ciężko jest coś znaleźć w tym temacie za free. No chyba, że nie polskie, ale nie wiem czego szukać.
Hej,
Też kiedyś korzystałem z tego programu – rewelacja. Od około roku nie spisuję wydatków, a teraz znowu, czytając ten świetny blog Michała, powracam do spisywania wydatków. Z tego co widziałem Budget iPhone nie jest już aktualizowany. Ktoś tu polecił MoneyWiz’a – właśnie go testuję.
Serdeczne pozdrowienia dla Michała 😉
Hej Patryk,
Dzięki wielkie za pozdrowienia. Powodzenia z budżetem 🙂 Jako alternatywę dla MoneyWiz możesz rozpatrzyć jeszcze YNAB – http://youneedabudget.com
Pozdrawiam
Program „budgett” jest już niedostepny na iTunes więc link afiliacyjny jest troszkę nie na miejscu.
Deskescape. Informację o programie i kilka zrzutów z ekranu dających dobre wyobrażenie o jego „look & feel” można zobaczyć tutaj. Program kosztuje 0,99 USD.
Polecam mint.com, jesli glownie placi sie kartami, kategoryzuje wydatki w prosty sposob, super!
Hej Ola,
Niestety Mint.com nie jest dostępny dla klientów korzystających z App Store w Polsce.
Pozdrawiam
Hej Michal, jest tez wersja internetowa, polecam
No niestety to nie to samo co z aplikację mobilną. Poza tym przy rejestracji wymaga amerykańskiego Zip-code.
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo za artykuł Doroty. Fajnie, że jest to artykuł napisany właśnie przez Dorotę – bo dla mnie to takie światło w tunelu, że jako mama 3 dzieci, zarządzająca budżetem domowym też mogę go ujarzmić, a nie od każdego 15 danego miesiąca zastanawiać się starczy? nie starczy? i wtedy skąd dołożyć…
Michał, dziękuję za blog. Finanse i ekonomia to zawsze były dla mnie pojęcia abstrakcyjne, a przy Twojej pomocy, jakoś powoli rozumiem ten systemik. Trzymam kciuki za siebie samą, bo jest dużo do przepracowania w naszym domowym budżecie.
Dzięki artykułowi „Dorota Konowrocka” i ja imienniczka postanowiłam uporządkować swój budżet domowy. Od założenia w m Banku konta oszczędnościowego. Kontroluję również ile wydaję na jedzenie, przyjemności, opłaty stałe itp, na razie w zeszycie. Okazuje się że bardzo dużo pieniędzy traciłam na najmniejszych zakupach typu 3 zł, 4 zł itd. Na przestrzeni miesiąca okazywało się że to jest kilkadziesiąt złotych, a nie parę złoty jak mi się wydawało.
Moze warto zaktualizowac wpis bo aplikacja Budget jest juz niedostepna.
Popieram 🙂 Może ktoś zna jakiś warty polecenia odpowiednik tejże aplikacji?
Ja mam takie pytanie, a właściwe prośbę 🙂 czy mogłabym uzyskać informację na temat apki, która pomogłaby mi rozliczać domowy budżet, ale nadawałby się do zainstalowania na urządzeniu Apple oraz na Androida. Jednocześnie zależy mi na tym, abym mogła z moim partnerem prowadzić jeden budżet, czyli program musiałby być „połączony” między naszymi urządzeniami mobilnymi.
Hej Kasia, polecam Ci appke „Wallet” w której mozesz połączyć swoje konta bankowe. Natomiast ja ogarniam to troche inaczej. Wszystkie pieniądze, które są poza stałymi kosztami (kredyty, czynsze itp) przelewam na Revoluta. W nim mam ustawione cele budżetowe oraz oszczedzanie. Kazdy wydatek jest od razu kategoryzowany i moge wrzucać również fotkę paragonu. Dzieki temu mam duzo łatwiejszy dostep do bieżących wydatków w miesiącu w danej kategorii. Niestety nie ma tam jeszcze za dużo kategorii (bardzo ogólne), ale można tworzy nowe. Czekam jedynie na tworzenie podkategorii.
Polecam takie rozwiązanie.
Nie wiem co na to Michał, ale dla mnie to jest sporo ułatwienie na co dzien zw. z monitorowaniem wydatków..
Michale, jaką aktualnie aplikację mógłbyś polecić do prowadzenia wydatków? na iphona? Z góry dziękuję za podpowiedź.