Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

20 historii dlaczego warto prowadzić budżet domowy – rozstrzygnięcie konkursu

przez Michał Szafrański dodano 25 kwietnia 2014 · 34 komentarze

Dlaczego warto prowadzić budżet domowy

Powodów, by odsunąć prowadzenie domowego budżetu “na jutro”, są dziesiątki. Ale większość to wymówki, co potwierdzają też Wasze opowieści.

Szczerze mówiąc recenzując książkę Marcina Iwucia “Jak zadbać o własne finanse?” i ogłaszając konkurs, nie spodziewałem się takiej skali Waszego odzewu. Kompletnie mnie zaskoczyliście zamieszczając aż 300 komentarzy! A na nagrody przeznaczyliśmy tylko 10 egzemplarzy książki. Mało. I dlatego, w podziękowaniu za Wasze zaangażowanie, zdecydowaliśmy się podwoić pulę nagród. Rozdamy 20 książek Marcina. Co oznacza, że co 15-ta osoba otrzyma książkę. Szanse na wygraną były więc całkiem spore 🙂

Cieszy mnie też jeszcze jedno – Wasze komentarze potwierdziły ogromne zapotrzebowanie na kurs “Budżet domowy w tydzień”, nad którym aktualnie pracuję. To dobrze rokuje na przyszłość 🙂

Rozgośćcie się wygodnie. Przeczytanie tych 20 zwycięskich opowieści trochę potrwa. Dobry napój i przekąska są bardzo wskazane.

 

Kto otrzyma książkę “Jak zadbać o własne finanse?”

Bardzo dziękuję Wam za wszystkie Wasze odpowiedzi na pytania konkursowe. Przypominam, że brzmiały one następująco:

  • Jeśli nie prowadzisz jeszcze budżetu domowego: opisz, co Cię przed tym powstrzymuje? Dlaczego tego nie robisz? Co jest największą przeszkodą?
  • Jeśli już prowadzisz budżet domowy: opisz, co jest lub było dla Ciebie największym związanym z tym wyzwaniem? Gdzie pojawiły się problemy oraz czy i w jaki sposób sposób radzisz sobie z nimi?

Pioruńsko trudno było wybrać spośród Waszych zgłoszeń te, których autorzy otrzymają książki. Wyboru dokonaliśmy wspólnie z Marcinem Iwuciem, autorem książki i bloga “Finanse bardzo osobiste”.

Ostatecznie wybraliśmy osoby o następujących imionach / nickach:

  1. Adam – absolutny zwycięzca 🙂
  2. Karol Andrzejewski
  3. Damian
  4. Hann
  5. Stacy
  6. David
  7. Alicja
  8. Darek
  9. Klaudia
  10. Ania
  11. Bernadeta
  12. Funboy
  13. Vrizz
  14. Sith
  15. Łukasz
  16. Kamil
  17. Mikey
  18. Kamil
  19. Sebastian
  20. Izabela

Dla ułatwienia – wszystkie zwycięskie komentarze zacytowane są w całości w dalszej części tego artykułu. Warto je przeczytać! Prawdziwa kopalnia wiedzy opowiedzianej innymi ustami niż moje 🙂

Serdecznie gratuluję wszystkim zwycięzcom, a wszystkim pozostałym – dziękuję bardzo za wkład w tworzenie kursu “Budżet domowy w tydzień”.

Czytaj także: 15 odpowiedzi na Wasze pytania o budżet domowy 2017

Logistyka dostarczenia nagród

Ze względu na fakt, że dwukrotnie zwiększyliśmy z Marcinem liczbę nagrodzonych osób, muszę Was prosić o cierpliwość. Jeśli wygraliście – to niczego mi nie przysyłacie. W przyszłym tygodniu każda z nagrodzonych osób otrzyma e-mail z linkiem do specjalnego formularza, w którym będzie mogła podać swój adres.

W międzyczasie każda z książek opatrzona zostanie dwoma autografami – Marcina i moim. Kto wie – być może kiedyś te autografy będą warte więcej niż sama książka 😉

Dopiero po skompletowaniu adresów oraz podpisaniu książek, zostaną one przygotowane do wysyłki i wysłane.

Zobacz również: Darmowy szablon budżetu domowego – recepta na kontrolę nad swoimi finansami

Budżetowe historie 20 Czytelników

Przypominam, że każdy z Was może za darmo skorzystać z wiedzy zawartej w blogowym poradniku “Zaplanuj budżet domowy”. W poniższych zwycięskich historiach Czytelników, znajdziecie również takie, do których powstania przyczyniła się właśnie lektura mojego bloga. Dla mnie to super uczucie 🙂 Ale nie tylko dla mnie – zwróćcie uwagę, co piszą o tym sami nagrodzeni. Prowadzenie budżetu daje nie tylko kontrolę nad finansami, ale także poczucie bezpieczeństwa i niesamowitą satysfakcję, że “to my machamy ogonem a nie ogon nami” 🙂

Jako pierwszy umieściłem komentarz Adama, który w mojej opinii absolutnie świetnie uchwycił istotę problemu. Dalej kolejność jest już chronologiczna i zgodna z kolejnością zamieszczania przez Was zwycięskich komentarzy.

Zapraszam do lektury.

1. Adam

Prowadzę budżet domowy 10 lat. Przez ten okres ewoluował nie tylko proces dbania o fundusze, ale również forma pracy i zarobki. Po kolei.

2003 rok – ślub. Wszystko co było przedtem to bajka. Pieniądze miałem, o resztę (rachunki, żywność itp.) dbali rodzice. Samochód służbowy (fiat 126p, ale bez ograniczeń). Teraz zaczęło iść pod górkę. Najpierw koszt wesela i mały remont domku, który dziedziczyliśmy po prababci (rocznik domu ok. 1880). Mały ale własny. Ja pracowałem jako serwisant kas fiskalnych, informatyk i sprzedawca-doradca. Pensja wtedy to ok. 1100 brutto. Moja żona – studentka na początku bez pracy. Z dodatkowych prac po godzinach miałem ok. 3000 zł na rękę. W sumie mieliśmy ok. 4000 zł. Tyle tylko, że kompletnie o tym nie wiedzieliśmy, bo nigdy nie liczyłem, aż któregoś dnia postanowiliśmy spisywać wszystko w Excelu i za głowę się złapaliśmy, że mamy taką kasę. Tylko wtedy wszystkie pieniądze rozchodziły się na bieżąco. Oszczędności 0,00 zł a jeszcze kredyt na remont. Generalnie w tym roku powstała u mnie świadomość istnienia budżetu domowego.

2004–2005 – żona znajduje staż, a potem pracę. Ja zmieniam pracę. Jest lepiej. Przestałem zarabiać 1400 brutto, a pensja skoczyła do 2500–2700 brutto + dodatkowe zajęcia + umowa zlecenie od mojego nowego szefa w związku z wdrożeniem oprogramowania i potrzebą przeniesienia wszystkich danych papierowych na formę cyfrową (w sumie 3 miesiące roboty od 16–22 za drugą pensję). Budżet domowy nadal na łapu-capu. Jest potrzeba, to wydajemy. Oszczędności nadal nie mamy. Remonty, budowa garażu i inne takie. Wakacje raz w roku w górach lub nad morzem. Cudów nie ma ale dla nas i tak sielanka. Jedyne, o czym się w tym czasie dowiadujemy, to to, że na ekipy budowlane trzeba uważać nawet wtedy, gdy są z najbliższej rodziny. Cały czas do przodu.

W 2005 r. żona traci pracę, ale zakładam na nią firmę i uzyskuję dofinansowanie bezzwrotne z urzędu pracy. Jest coraz fajniej.

2006 – ciąża i pierwsze dzieci (bliźniaki). Gdy dowiedzieliśmy się o ciąży wydaliśmy wszystkie pieniądze na: auto, aparat cyfrowy, wyposażenie i wakacje. Nie dlatego, że mieliśmy to w planach, tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że to ostatni taki moment.

Znowu zmieniam pracę, tym razem mundur 🙂 Nadal pracuję jako informatyk i prowadzimy z żoną firmę. Jest ciężej. Tu zaczynam powoli ogarniać wszystkie wydatki i PLANOWAĆ. Budżet od kilku lat utrzymuje się na podobnym poziomie biorąc pod uwagę inflację.

2007 – 2011 – oswoiliśmy się z bliźniakami, wyjechaliśmy na wakacje do Egiptu (dostałem fajny awans w pracy) i wróciliśmy w piątkę. Nauczyłem się już planować wydatki. Założyłem drugie konto w banku, skąd schodzą wszystkie regularne opłaty: woda, prąd, telefon, internet, raty kredytu. Po co? Na początku miesiąca robię jeden przelew na to konto i wiem dokładnie ile mi zostaje. Wiem, czy stać mnie na zmianę auta, remont lub małe szaleństwo. Trzecie dziecko już nas tak nie dezorganizuje, a i kosztuje mniej niż bliźniaki. Na większość rzeczy jesteśmy przygotowani. Oczywiście zdarzają się niespodziewane wydatki (jak choćby chore dzieci, gdzie na leki za każdym razem trzeba wydać co najmniej 100 zł). Dochodzi przedszkole. Na szczęście zarówno ja, jak i moja żona mamy stałe równe dochody. Firmę zamknęliśmy z powodu braku czasu. Wolimy pracować ze spokojem za nieco mniejsze pieniądze.

2012 – w lutym mamy problem. Spalił się nam dom. Rzecz całkowicie nieprzewidywalna. Na szczęście nikomu nic się nie stało. 6 miesięcy walki z ubezpieczycielem (podobno najbardziej zaufanym). Tu nastąpił przełom w moim zarządzaniu funduszami i organizacją pracy. Nikt nie dawał nam szans na powrót do domu w tym roku. Wprowadziliśmy się z powrotem w sierpniu.

Remont domu kosztował nas ok. 180 tys. zł. Wziąłem kredyt na ok. 40 tys. Pozostała część to: ubezpieczalnia (niestety dom mieliśmy ubezpieczony na znacznie niższą kwotę, ponieważ nie był wyremontowany i jego wartość nie była najwyższa, a i nasza wiedza odnośnie ubezpieczeń była taka sobie), bardzo duża pomoc rodziny i znajomych, pomoc z pracy, pomoc społeczna i wykonanie wielu prac przy pomocy znajomych i sąsiadów, oszczędności. Największy problem to zgrać wszystko w czasie. Jedna praca się obsunie i leży cały plan. Nam się bardziej udaje, niż nie udaje. Najważniejsze w tej sytuacji to nie bać się prosić o pomoc. Najwyżej ktoś powie nie. Nauczyłem się też, że nie ma ubezpieczyciela, który na 100% bez problemu wypłaci. Powiem tylko, że w mojej sytuacji pierwsza wycena szkód była na kwotą 27 000 zł Skończyło się kwotą 80 000 zł, bo na tyle był ubezpieczony budynek. Z ubezpieczycielem wygrałem tylko dzięki temu, że miałem własną dokumentację fotograficzną. Bez tego nic by mi się nie udało. Wiem też, że bez względu na rodzaj szkody, nie należy zgadzać się na pierwszą wycenę ubezpieczyciela. NIGDY. Zasadę stosuję jako standard. Pomaga.

2013 – Po roku od remontu zaczęliśmy się trochę dusić kredytami, więc skorzystałem z kredytu konsolidacyjnego. Wiem, że kosztuje mnie to w sumie więcej, ale ratę i okres spłaty dobrałem tak, aby mieć margines finansowy, a bank dobrałem na podstawie szczegółowo przeanalizowanych ofert. Nie żałuję. Dziś odkładamy na emeryturę dla żony. Mamy oszczędności na czarną godzinę i zaczynamy planować oszczędzanie dla dzieci. Nieważne jakie kwoty – ważne, że regularnie. Dzieci mają konto SKO w PKO i tam trafia ich kasa. W domu mamy wielki kubek, do którego wrzucamy codziennie wszystkie drobne pieniądze po zakupach. Jak jest pełny to podliczamy i decydujemy co kupić. Spróbujcie – to łatwiejsze niż Wam się wydaje a cudownie jest w pewnym momencie wydać ot tak kilkaset złotych (tyle może się uzbierać w kubku, jeśli odkładacie drobne od nominału 1 zł).

Wnioski:

  1. Pierwsza rzecz, którą bym zrobił dziś gdybym zaczynał od dnia ślubu z moją wiedzą to zorganizował swoje wydatki. Dwa konta to może nie jest idealne rozwiązanie (obydwa mnie nie kosztują ani grosza), ale dla mnie spisują się super.
  2. Karta kredytowa może nie być zła – gdy brakuje mi do końca miesiąca płacę kartą kredytową i spłacam ją w terminie więc mam kredyt za free. UWAGA: niestety, jeśli masz tak “silną” wolę, że robi z tobą co chce, to karta kredytowa może być zabójstwem. Przekonałem się o tym i dlatego dzisiaj mam kredyt konsolidacyjny. Bank co chwilę dzwonił i proponował rozłożenie wydatków na karcie na dogodne raty bez prowizji, atrakcyjne oprocentowanie aż w końcu się ugotowałem. Gdyby nie pożar być może aż tak tego bym nie odczuł. Dziś nauczyłem się przewidywać nieprzewidywalne.
  3. Debet w koncie jest fajny, ale też trzeba umieć się powstrzymać – tutaj niebezpieczeństwo jest mniejsze o tyle, że mobilizująco działa znaczek ‘-’ przed stanem konta. Na karcie kredytowej minusa nie ma, jest tylko kwota pozostała do wykorzystania.
  4. ZAWSZE trzeba mieć poduszkę bezpieczeństwa. Nie bierz kredytu, jeśli nie masz odłożone choć na kilka rat w razie czego. Tego dziś się trzymam. Suma rat kredytów za 6 miesięcy to mój wentyl bezpieczeństwa. Takie mam minimalne oszczędności, których nie tykam.
  5. Jeśli spodziewacie się dziecka, to przygotujcie się na armageddon. Nie żartuję. Pod każdym względem. Nie mówię, że on nastąpi ale lepiej się mile zaskoczyć niż nieprzyjemnie zawieść. Dziecko zwłaszcza pierwsze przeorganizuje Wam życie i wydatki do góry nogami. I choć usłyszycie to od wielu ludzi, to i tak nie będziecie w 100% przygotowani na to. Mam zbyt wielu znajomych, którzy po pierwszym dziecku rezygnują z dalszego potomstwa. BŁĄD. Następne dziecko daje o wiele więcej satysfakcji, bo pierwsze nauczyło nas już bardzo wiele. Naprawdę, choć brzmi to jak herezja dla niektórych, to kolejnego dziecka prawdopodobnie nie odczujecie aż tak bardzo.
  6. Nie przesadzajcie. Ze wszystkim, a zwłaszcza z zakupami i kredytami. Czasami lepiej wziąć zimny prysznic, przespać się i zastanowić, czy aby na pewno wszystko jest nam potrzebne. Czasami zamiast zmieniać auto na nowsze może warto kupić rowery dla całej rodziny i pomyśleć o pikniku? Taniej i przyjemniej. Zamiast płacić za telewizję cyfrową z bajerami za 120 zł/m-c może warto zostać przy naziemnej a zaoszczędzony czas przeznaczyć na wspólne gotowanie, czytanie książek lub słuchanie muzyki. Nie ma sensu pędzić.
  7. Dobrym sposobem na oszczędzanie jest kupienie telefonu komórkowego “niemarkowego” i wynegocjowanie z operatorem abonamentu na rok tylko za rozmowy. Można zaoszczędzić kilkaset złotych rocznie. Nowym smartfonem od operatora pobawisz się miesiąc, a później i tak będziesz wykorzystywał 10–20% jego możliwości. Nie bójcie się też zmiany operatora. Też można zaoszczędzić, a dla użytkownika dzisiaj wszystko odbywa się transparentnie.
  8. Ubezpieczenia. Nie przywiązuj się do żadnej firmy. Nie ma firmy, która na 100% Cię uczciwie potraktuje. Wiem z doświadczenia. Jeżeli chodzi o samochód i pakiet AC/OC/NNW zmieniam ubezpieczyciela niemalże co roku. Trzy razy korzystałem z AC i za każdym razem z innej firmy i za każdym razem pisałem odwołania. Cudownie na ubezpieczalnie działa Rzecznik Ubezpieczonych. Nie musicie oddawać do nich sprawy, wystarczy, że w odwołaniu wspomnicie o ostatecznym terminie i przekazaniu sprawy do RzU. Wystarczy. Przynajmniej u mnie się sprawdziło. Jeżeli korzystacie z ubezpieczenia, to o ile pierwsza propozycja jest dla Was niesatysfakcjonująca, to piszcie odwołanie. Nie boli.
  9. Jedna z najważniejszych rzeczy, których się nauczyłem. Czytajcie umowy!!! Czytajcie OWU!!! Nie bójcie się, jeśli coś budzi Wasze wątpliwości pytajcie, piszcie i dzwońcie do banku/ubezpieczyciela/agenta. W ten sposób zaoszczędzicie sobie wielokrotnie niemiłych niespodzianek. Rozmawiajcie ze znajomymi, może ktoś gdzieś na czymś się naciął. W ten sposób też uzyskacie wiele przydatnych informacji.
  10. Internet i wujek google to bardzo często kopalnia wiedzy, ale… nie zawsze wiarygodna. Czasami warto coś potwierdzić u źródła.

Wiem, rozpisałem się, ale myślę, że na książkę trzeba sobie zasłużyć i nie wyobrażam sobie, że jej nie dostanę 😉

2. Karol Andrzejewski

To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu. Zdecydowałem się napisać bo temat budżetu domowego to temat z którego jestem naprawdę dumny.

Mam obecnie 25 lat a zaczęło się kiedy mając 21 lat, studiując i mając świetną dziewczynę (dziś już małżonkę) okazało się, że jest ona w ciąży 🙂 W ciągu miesiąca zamieszkaliśmy razem i uniezależniliśmy się od rodziców pod względem wszelkiej pomocy finansowej. I to nie dlatego że mieliśmy wielkie dochody… po prostu chcieliśmy być niezależni (takie młodociane widzimisię) :).

Po pierwszym miesiącu kiedy “oszczędności” się skończyły, okazało się, że wcale nie jest tak łatwo utrzymać rodzinę. Studiowałem dziennie i konieczne było znalezienie prac dorywczych. Zacząłem udzielać korepetycji, pracować w McDonaldzie (nocą), pracować na promocjach oraz inwenturach.

Zacząłem także budżetować.

  1. Pierwszy problem był taki, że nie wiedzieliśmy ile pochłaniamy pieniędzy miesięcznie… podzieliliśmy więc wydatki na stałe (opłaty, telefony, abonamenty itp.) oraz zmienne i tu wyróżniliśmy jedzenie, paliwo, Nikoś (nasz przyszły syn – np. wizyty u lekarza czy tzw. wyprawka, pokoik), oraz specjalne – najważniejsza kolumna gdzie znajdowało się wszystko co nie było NIEZBĘDNE.
  2. Po miesiącu okazało się, że niezbędnych wydatków, bez których nie możemy się obyć, jest około 2400 zł a specjalnych aż 1000 zł. Problem numer 2 to nabycie umiejętności rezygnacji z nieprzemyślanych zakupów, oraz z części przyjemności (do przyjemności zaliczaliśmy nie tylko kino czy pizzę, ale także jogurt który do życia niezbędny nie jest 😉 ). Wprowadzenie “dobrych praktyk zakupowych” zajęło nam prawie 3 miesiące (wydaje się długo ale każdy paragon jest przeglądany i rozpisany na poszczególne kolumny).
  3. Dziś, po upływie około 4 lat (Nikoś ma 3), nadal utrzymujemy nasze niezbędne wydatki w granicy 2400 zł z tym, że doszła kolumna “inwestycje” gdzie też udaje się sporo umieścić.

Moim zdaniem budżetowanie ma 2 najważniejsze zalety:

  • Wiemy ile na co potrzebujemy w miesiącu – ile musimy zarobić
  • Widzimy ile z tego co kupujemy jest niepotrzebne.

Myślę, że moje spostrzeżenia mogą się przydać każdemu kto zaczyna z budżetem.

PS: Miesięc temu dowiedzieliśmy się że w drodze jest drugi potomek a dzięki budżetowi wiemy, że nas na niego stać 😉

3. Damian

Pamiętam jak dziś, a było to 3 lata temu, gdy postanowiłem skrupulatnie monitorować przepływy pieniędzy przez moje ręce. Nasz budżet domowy, wypełniam tworząc wykres cashflow.

Zamiast pisać co było najtrudniejsze, czy i gdzie pojawiły się problemy wolę opisać sprawy zupełnie przeciwne. Gdy zaczynałem wstukiwać liczby do arkusza excel, sprawiało mi to wiele frajdy. Cieszyło mnie to jak dziecko, zwłaszcza gdy liczb na “+” było więcej niż tych ze znakiem “-”. Pal sześć, że budżet domowy zaczął wyglądać bardzo dobrze, nie ważne było to, że wyciągając z portfela kartę lub gotówkę przez moją głowę przechodziła myśl “ten wydatek trzeba będzie wprowadzić na komputerze, czy na prawdę tego chcesz?”, najważniejsze było coś innego – systematyczność. SYSTEMATYCZNOŚĆ, która niczym woda rozlała się na inne sfery mojego życia.

Ten nawyk systematycznego monitorowania kasy przepływającej przez moje ręce, zabił uczucie odkładania “na później” rzeczy ważnych. Gdy zacząłem monitorować budżet domowy, w moim życiu zaczęły dziać się rzeczy magiczne. Tobie też to polecam.

4. Hann

To teraz może ja:) Jestem studentką, więc, jak wiadomo każdemu, moje sprawy finansowe różnie się mają. Na szczęście mieszkam w domu i dojeżdżam na studia co taniej mnie wychodzi niż przeciętnego studenta, który mieszka w akademiku czy na stancji.

Budżet domowy hmmm prowadzę nawet dwa z racji, iż posiadam własne środki co miesiąc i sobie nimi gospodaruje, dodatkowo planuje budżet rodzinny (nawet się ze mnie śmieją w domu że jestem finansmistrem ich osobistym :)). Lubię kupować produkty dobrej jakości, ale w korzystnej cenie. Nałogowo przeglądam gazetki i wybieram najbardziej korzystny koszyk zakupów dla moich 3–4 osób. Mimo niedużej kwoty do wydana na 3–4 osobową rodzinkę często coś zostaje i wtedy ląduje na koncie oszczędnościowym, z czego rodzinka jest baaardzo zadowolona – taki nasz sport rodzinny.

Wyzwaniem dla mnie był i jest brak czasu by wszystko zaplanować, ale angażując kogoś z rodziny ogarniamy sytuacje. Czasami sobie mówię: ach o te parę groszy będę latać, ale chwilę później rozsądek podpowiada mi: nie nie nie! Grosik do grosza a będzie na koncie oszczędnościowym, by mieć te małe zabezpieczenie w razie wu. A gdy już fundusz w razie wu został wykonany – spokój w rodzinie bezcenny (by nie żyć z dnia na dzień). Starcza na małe przyjemności czy remoncik a zadowolenie daje mi siły by dalej „trenować” razem z rodzinką i rodzinkę! Takie małe sukcesy.

Myślę, że nauka od najmłodszych lat daje wyniki w przyszłości! A przez blogi właśnie jak Wasze – jakoszczedzacpieniadze.pl i finansebardzoosobiste.pl mogę się uczyć od najlepszych i motywować co dnia!:)

5. Stacy

Michale, śledzę twojego bloga od dłuższego czasu. Zaintrygowana wpisami o prowadzeniu domowej rachunkowości, na początku następnego miesiąca z zapałem zabrałam się do zapisywania: zarobki, wydatki, wydatki, wydatki… po dwóch tygodniach na myśl o cyferkach robiło mi się słabo. Nie, żebym była niesystematyczna, zbierałam paragony i zapisywałam każdy wydany grosik. Ale przestałam. Przeraziło mnie, że zarabiamy o wiele więcej niż sądziłam oraz że wydajemy jeszcze więcej… Ta niekończąca się lista wydatków zmroziła mnie, ponieważ nagle zdałam sobie sprawę, że to nie ja zarządzam swoim budżetem, a moje/nasze zachcianki, niezaplanowane wydatki i nieprzemyślane zakupy.

Od tego czasu minął rok i oto, co się zmieniło: budżetu nie prowadzę, ale nauczyłam się planować wydatki. Staram się, by większe sprawy nie kumulowały się w jednym miesiącu: ubezpieczenie auta, wymiana opon, zakup opału. Do tej pory takie niespodzianki rujnowały nasz budżet i zmuszały do zasięgnięcia pożyczek. Teraz bardziej kontroluję, co i kiedy trzeba opłacić.

Zmierzyłam się z moim największym wrogiem: pożyczkami, kartami kredytowymi i długami. Powoli, ale systematycznie je spłacam, część refinansowaliśmy, resztę spłacamy stosując zasadę “śnieżnej kuli”. Idzie powoli, ale satysfakcja, że spłaciło się kolejne zobowiązanie, a nowe na to miejsce nie powstało – dodaje mi sił.

Zaczęłam także planować, jak zadbać o nasze bezpieczeństwo finansowe. Nie znam się na inwestowaniu, ciężko jest nam odłożyć nawet kilkadziesiąt złotych, ale ta na razie skromna poduszka finansowa daje nam cień szansy na poczucie bezpieczeństwa na przyszłość. A najbliższe wakacje odbędą się pod hasłem: wyjazd za 5 złotych! Zbieramy od września, mnóstwo przy tym śmiechu i zabawy oraz zaangażowania całej rodziny.

6. David

Budżet prowadzę. Zostałem do tego zmuszony. Najogólniej mówiąc z dnia na dzień firma została sprzedana, a nowy właściciel obciął wynagrodzenie o 40%, zniknęły premie… a kredyt hipoteczny trzeba było spłacać, rachunki opłacać, a i zjeść by się przydało. Był to pierwszy rok kryzysu, do tego momentu człowiek nie myślał o oszczędzaniu, odkładaniu pieniędzy, giełda rosła, fundusze inwestycyjne puchły, wynagrodzenie wpływało, idąc do sklepu kupowałem co było potrzebne lub na co miałem ochotę, co weekend spotkanie ze znajomymi i dobra zabawa, aż tu nagle wszystko walnęło. Pozostała terapia szokowa – drastyczne ograniczenie wydatków, ale tak naprawdę nie wiedziałem na co szły pieniądze. Trzeba było to sprawdzić.

Excel nie stanowi dla mnie najmniejszego problemu, więc stworzenie arkusza do rejestrowania wydatków i przychodów nie było problemem. Podzieliłem wydatki na kategorie, było ich dokładnie 95, z czego wydatki żywnościowe to 29 różnych kategorii (np. makaron, konserwy, dania gotowe, wino, wódka, piwo, napoje, nabiał, pieczywo, etc). Chciałem bardzo dokładnie wiedzieć na co wydaję pieniądze.

Generalnie już po 2 miesiącach było widać, że wydaję bardzo dużo pieniędzy na alkohol i zamawiane jedzenie, sporo kosztuje mnie paliwo do samochodu, mimo iż dojeżdżam codziennie tylko ok. 2 km, kosmetyki do najtańszych też nie należą.

Racjonalizacja wydatków nie była łatwa, ciężko jest się przestawić na tańsze zamienniki produktów, a ze sporej części wydatków w ogóle zrezygnować. Kanapki czy sałatki zamiast zamówić obiad? Ograniczyć spotkania ze znajomymi, nie wydawać tyle na alkohol, częściej spotykać się w domu niż w lokalu, zamiast Vichy czy Eris kupić L’oreal czy Tołpę, zamiast jechać samochodem do pracy wybrać się pieszo lub rowerem,

Ale udało się. Budżet został zrównoważony, wydatki przestały przekraczać dochody, na bieżąco analizowałem wydatki i niemal w każdej chwili widziałem jakimi środkami dysponuję. Obecnie dochody powróciły do dawnych wartości, ale teraz, mam nadzieję, jestem mądrzejszy.

Po pierwsze odkładam w ramach III filaru ok. 20% wynagrodzenia (w IKE i część w postaci dobrego unit-linku – takiego, który ma niewielkie opłaty i zamiast na ubezpieczenie niemal cała składka idzie na inwestowanie). Dla bezpieczeństwa odkładam jeszcze “na czarną godzinę” środki, które mają być inwestowane bezpiecznie, celem jest odłożenie 12-krotności otrzymywanego wynagrodzenia. Prowadzenie budżetu to teraz coś normalnego, weszło w krew. Najtrudniejsza była dyscyplina wpisania każdego, nawet najdrobniejszego wydatku, bo tylko wtedy wyniki będą obiektywne. Dużo czasu zajęło mi również znalezienie tańszych, ale porównywalnych jakościowo zamienników kupowanych produktów, tak by nowe produkty nie tylko były dobre w smaku czy działaniu, ale również nie truły mnie chemią w nich zawartą. Trud opłacił się, pieniądze nie przeciekają między palcami, są rozsądnie wydawane i inwestowane.

7. Alicja

Dopiero zaczynam prowadzić budżet domowy. Po pierwszej fascynacji Twoim blogiem, ściągnęłam MS Money i wklepałam wszystkie nasze wydatki.

Największym “problemem” dla mnie jest systematyczność. Nie jest łatwo znaleźć chwilę, kiedy masz non stop przy nogach rocznego bąka, a jak jakaś chwila się jednak znajduje, to zawsze coś innego trzeba zrobić – obiad, pranie, zakupy. Efekt jest taki, że budzę się pod koniec miesiąca ze stosikiem rachunków do wklepania.

Na szczęście MS Money jest na tyle łatwy w obsłudze, że idzie to w miarę szybko – dwa wieczory i mniej więcej mam wszystko poukładane.
To dopiero mój trzeci miesiąc, i powoli zaczynam wyłapywać miejsca, w których można by coś oszczędzić – a bardzo zależy mi na tym, żeby wyprostować nasz budżet domowy.

Drugim “problemem”, o ile można to tak nazwać, jest mój kochany mąż, który przecież “doskonale wie, na co wydaje, dokładnie ile, i jemu coś takiego jak budżet nie jest potrzebne”… I mimo, że rzucam cytatami z bloga i przekonuję go “no chodź zobacz”, to na razie w walce z budżetem jestem raczej sama.

Ale już widzę siebie, jak podtykam mu pod nos tę książkę, a on czyta, i czyta, i czyta, i wstaje z kanapy i nasze życie zmienia się jak kiedyś w reklamie totolotka…

8. Darek

Ekonomista z wykształcenia, na co dzień planuję ludziom ich przyszłość i bezpieczeństwo finansowe, sam prowadzę księgowość swojej firmy itd. itp… Niedawno uświadomiłem sobie, że zarabiać coraz więcej jest zupełnie bez sensu, bo oznacza ni mniej ni więcej jak tylko coraz więcej wydawać.

Budżetu nie prowadzę, bo musiałbym mniej wydawać na różne bzdury, musiałbym też wykonać wiele czynności, których to wykonać mi się nie chce (jak np. wypowiedzieć umowę nieużywanego telefonu). Powstrzymuje mnie przed tym wszystko, łącznie z głosami, które słyszę z półek sklepowych – “kup mnie, kup”. Musiałbym też pewnie racjonalnie zarządzać czasem i nie jeździć dwa razy 50 km zamiast raz po coś, bo zapomniałem… Musiałbym zacząć wykorzystywać kupony rabatowe, które wiem, że są tylko nie wiem, gdzie je położyłem. Pewnie też musiałbym korzystać z punktów lojalnościowych nim stracą ważność, spłacać karty kredytowe w terminie bez opłat karnych, tankować tam gdzie taniej, zlikwidować nieużywane karty, dekodery, abonamenty…..

Michał, mam nadzieję, że masz serce i nie zrobisz mi tego. Bądź człowiekiem, niech inni czytają.

9. Klaudia

Budżet prowadzę od kwietnia 2012 roku – wtedy to zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nawet nie wiem, jakimi pieniędzmi w miesiącu dysponuję (stypendium ze studiów, finansowa pomoc od rodziców, wpływy z prac dorywczych itp.), a tym bardziej nie mam pojęcia, gdzie one się wszystkie rozchodzą – poza “podstawowymi” wydatkami nie starczało mi na nic więcej, a zbliżały się wakacje, znajomi planowali wyjazdy i wycieczki, a ja nie miałam ani grosza oszczędności!

Szybki research internetu i już wiedziałam, co zrobić – tabelka w Excelu, zbieranie paragonów, do wakacji powinnam mieć pełen ogląd sytuacji. Niestety okazało się, że nie jest to takie łatwe – wychodząc rano z domu miałam w portfelu 30 zł, paragon z Biedronki opiewał na 12 zł, a wieczorem w portfelu zaledwie marny piątak… Szybko okazało się, że rujnują mnie “drobne” wydatki w miejscach, gdzie paragonu nie wydają – drugie śniadanie w bufecie na wydziale, bilet tramwajowy kupiony w automacie, kilka złotych na zrzutkę na wspólny obiad w akademiku…

Wyrabianie w sobie systematyczności było dość burzliwym procesem – aplikacje na smartfona, kolorowe notatniki, wieczorne odtwarzanie przebiegu dnia krok po kroku… trochę to trwało, ale udało się. Już po kilku tygodniach byłam w stanie określić, gdzie znika jakieś 95% moich pieniędzy (czy jest możliwe osiągnięcie 100% skuteczności? Nie wiem, ale rozliczanie się co do grosika mnie nie interesuje). Dzięki temu udało mi się też znacząco zmienić moje podejście do pieniędzy. Oszczędzanie wciąga – krok po kroku trafiałam na nowe blogi, znajdowałam nowe porady, jak oszczędzać, jak ograniczyć zbędne wydatki, jak w ogóle odróżnić je od tych koniecznych! Szybko zauważyłam, że krzywa moich wydatków spada (tak, tak, zakup kubka termicznego zaowocował dodatkowymi oszczędnościami, spacer zamiast przejechania dwóch przystanków tramwajem to samo zdrowie).

Aktualnie, po dwóch latach, nabrałam znacznej wprawy. Jestem już w stanie przewidzieć, jakiej kwoty potrzebuję co miesiąc i rzadko przekraczam założony budżet. Aktualnie moje dochody są już na znacznie wyższym poziomie i zaczynam myśleć o ich lokowaniu. Wiem, że powinnam mieć poduszkę finansową, zacząć myśleć o emeryturze (choć wydaje się to perspektywa bardzo odległa), wyznaczyć cele, na które będę oszczędzać, a także wybrać odpowiednie narzędzia i środki. Sądzę, że książka “Jak zadbać o własne finanse?” znacznie by mi w tym pomogła 🙂

10. Ania

Nie prowadzę budżetu domowego. Dlaczego? Typ chaotyczny, nieco hedonistyczny, choć bardzo chcący się poprawić. Ostatnio pojechałam kupić drzwi do toalety (rzecz jakby nie patrzeć nieodzowna), a wróciłam do domu z buteleczką perfum.

Oto ja:

  • własna działalność gospodarcza
  • nowo kupione mieszkanie w szeregowcu z ogródkiem (kredyt hipoteczny na 30 lat)
  • drugi potomek w drodze…

i sama nie wiem, jaka magia sprawia, że przeważnie wiążę koniec z końcem. Gdybym chciała zgadnąć, oto moje typy:

  1. Przeważnie korzystam z debetu do konta firmowego: mam bardzo niewielki (do 2 tys.). Jego wysokość świadczy o tym, że teoretycznie mogłabym się bez niego obejść, ale od ostatnich pięciu miesięcy mi się to nie udaje.
  2. Podświadomy instynkt przetrwania? Sprawia, że każdą nadprogramową kwotę chomikuję na lokacie, którą zaraz szybko muszę zlikwidować, bo pojawia się potrzeba. A ostatnia przeprowadzka i urządzanie nowego locum wypłukały mnie do cna. Bez szaleństw – mieszkanie wyprowadziliśmy ze stanu deweloperskiego własnymi siłami – tak! 🙂 – i wyposażyliśmy w zupełnie podstawowe sprzęty (pralka, lodówka, płyta indukcyjna). Na razie obywamy się bez piekarnika, szaf i wielu innych rzeczy, których zakup planuję w kolejnych miesiącach)…
  3. Umiejętność przeprowadzania czterech podstawowych działań matematycznych i niewiele więcej. Brak mi bardziej zaawansowanych technik w drodze do osiągania stabilizacji finansowej, choć wiem doskonale, w jakim kierunku to zmierza.

Jaki model prowadzenia finansów przekażę dzieciom? Martwi mnie to a jednocześnie tak bardzo się cieszę, że mam upragnioną rodzinę. Dlatego właśnie tak bardzo chcę stać się w tej dziedzinie lepszym człowiekiem!

Kurs „Budżet domowy w tydzień” już jest dostępny!

W dniach od 18 do 23 stycznia odbywa się kolejny nabór do kursu „Budżet domowy w tydzień”. Dzięki niemu już kilkaset osób rozpoczęło prowadzenie własnego budżetu domowego oceniając kurs średnio na 9,23 punktów w skali od 1 do 10. Ten kurs po prostu działa. 🙂

>> Kliknij tutaj, jeśli chcesz kupić kurs „Budżet domowy w tydzień” <<

11. Bernadeta

Prowadzę budżet domowy, a właściwie jego połowę. Świadomie zarządzam swoimi finansami od 2009 roku, kiedy to po zakupie domu i jako takim jego wykończeniu za pożyczone pieniądze, po raz pierwszy i ostatni (mam nadzieję!) czekałam na wypłatę, żeby kupić jedzenie. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że mamy 8 różnorodnych kredytów (od hipotecznego po limit na koncie) i żadnego zabezpieczenia na wypadek nawet małego nieszczęścia.

Zabrałam się za swoje finanse. I tak po kilku latach stworzyłam poduszkę finansową, spłaciłam/nadpłaciłam te kredyty, które były po mojej stronie (drugą połową naszych kredytów zarządza mąż). Sam budżet prowadzę od kilku miesięcy, a jego najważniejsze rubryką jest ile mogę odłożyć w danym miesiącu.

Mam 2 problemy ze swoim budżetem.

Pierwszy to ten, że mój budżet jest jednoosobowy. Mimo wielu starań nie udało mi się przekonać mojego męża do dbania o finanse. Pieniądze się go nie trzymają i wydaje tyle ile zarobi. Dobrze, że płaci regularnie raty wszystkich kredytów (choć niestety też odsetki na karcie kredytowej). Jak wysłałam go do banku, żeby zmniejszył limit na karcie kredytowej, to owszem wrócił z kartą z mniejszym limitem, tylko że starej z większym nie zamknął, bo przecież “dostęp do awaryjnych pieniędzy zawsze się przyda”. Wczoraj pokazałam mu harmonogram spłat rat za jego samochód, żeby uświadomić mu, że płaci bankowi 460 zł miesięcznie odsetek z 850 zł raty. Nie zrobiło to nim wrażenia, bo przecież on nie ma z czego nadpłacić…. Ręce opadają. Mój mąż oczywiście nie wie o mojej poduszce finansowej, bo pewnie jakimś podstępem wyciągnąłby ode mnie pieniądze na “niezwykle pilne” wydatki.

Drugi problem dotyczy mnie osobiście. W rubryce “ja” po stronie “zaplanowane” zawsze wpisuje 0 zł, po stronie “wydane” zwykle coś się tam znajdzie i jest to mój wyrzut sumienia, bo mi szkoda pieniędzy na siebie. Chyba to nie tak ma być… Ale z drugiej strony nie wiem, ile mogę zaplanować, żeby robić sobie przyjemności i nie rozwalać niepotrzebnie pieniędzy.

PS. Niedługo jedziemy na urlop. Może wtedy, podsuwając książkę do czytania, uda mi się przekonać męża, że pieniądze mogą go polubić?

12. Funboy

Ja budżet domowy prowadzę ale podobnie jak większość osób mam kłopot z notowaniem każdego wydatku.

Poradziłem sobie z tym problemem jednak stosując wymienianą także na tym blogu zasadę 80/20. Mam dużą świadomość tego na co wydaję, ale skupiam się na kategoriach wydatków (nie zbieram każdego paragonu ale większość transakcji to transakcje elektroniczne, więc wyciągi z Banku wystarczą + te 2–3 miesięcznie kwitki z bankomatu).

Następnie wybieram te kategorie lub konkretne wydatki (jeżeli są duże), które stanowią znaczącą pozycję w moim budżecie. Następnie analizuję, mierzę, badam co mogę z tym fantem zrobić. Jak już obniżę dany koszt to biorę się za następny. Na drobnostki nie wystarcza czasu, ale to są w końcu drobnostki 🙂

Przykłady:

  • Zamiana przedszkola prywatnego na państwowe dała prawie 1000 zł oszczędności miesięcznie.
  • Rezygnacja z biletu kwartalnego małżonki i wspólne jeżdżenie do pracy to w Warszawie oszczędność 536 zł (sic!) kwartalnie (potrzebujemy biletu w wersji podmiejskiej).
  • Zmuszenie brokera do przeanalizowania i skonsolidowania (wykupienia w jednej firmie tego co się opłacało) moich ubezpieczeń (z niektórych zrezygnowałem, dla niektórych udało się zmniejszyć stawki) dała ok. 500 zł rocznie.
  • Analiza wydatków na żywność / jedzenie na mieście przyniosła ok. 500 zł miesięcznie (nie codziennie, ale często zabieram śniadanie/obiad do pracy z domu, kupuję w tanich sklepach [dyskonty])
  • Zamiana telefonu małżonki na pre-paid dała ok. 500 zł oszczędności rocznie.
  • Przenegocjowanie umowy z dostawcą TV/Internetu to oszczędność ok 30 zł miesięcznie.
  • Podpisanie aneksu do umowy kredytowej z bankiem i samodzielne kupowanie waluty w jednym z kantorów internetowych daje w moim przypadku ok. 10 zł miesięcznie (przy większych kredytach oszczędność będzie większa).
  • itd itp.

Nie wspomniałem o oszczędnościach na mediach takich jak prąd czy woda gdyż z tymi kategoriami nigdy nie miałem problemów. Nie oznacza to, że w nich nie można niczego usprawnić 🙂 Wymienione lampki na choinkę oczywiście są już LEDowe, kolejne 3 punkty świetlne mają żaróweczki LED itd itp. Niemniej dla mnie te kategorie były już zoptymalizowane i nie stanowiły znaczących pozycji w budżecie dlatego na nich się nie skupiałem.

Muszę przyznać, że ostatnimi czasy temat budżetowania i oszczędzania wypłynął wśród moich znajomych na szersze wody zrozumienia i akceptacji 🙂

Lektura bloga dała pozytywnego kopa oraz sporo dodatkowych, fajnych rad. Ale co najważniejsze, to blog spowodował w moim miejscu pracy taką fajną, zdrową dyskusję na temat oszczędzania. Ludzie wręcz chwalą się osiągnięciami na tym polu. Cieszę się, że temat nie jest już traktowany, jak kiedyś zakupy w dyskoncie, czyli jako coś wstydliwego. Ludzie dojrzeli i zaczęli zachowywać się rozsądnie.

PS: Jak wygram książkę to obiecuję, że będę ją czytał na głos znajomym 🙂

13. Vrizz

Prowadzę budżet (plan + ewidencja wydatków) od października 2012.

Największe wyzwania, dosyć oczywiste i podobne dla każdego to:

  1. Olbrzymia ilość, często różnorodnych danych – mozolnaaa praca, nie zawsze dająca się zautomatyzować.
  2. Utrzymanie dyscypliny – w końcu każdy z nas kiedyś nie prowadził budżetu i żył 😉

ale:

Olbrzymia frajda i MASA wiedzy o sobie! Po prostu NIE DA się dobrze oszacować swoich wydatków. Nie da się. Jeśli nie śledzisz, to nie wiesz i kropka. Możesz sobie strzelać kwoty, ale ZAWSZE będą złe. Dlatego właśnie warto to robić!

Problemy i sposoby radzenia sobie z nimi:

1) Problem: potrzebne dane w postaci cyfrowej

Opis: oczywiście wygodniej jest operować kombinacjami Ctrl+C/Ctrl+V na danych na komputerze, niż ręcznie przeklepywać z świstków “w realu”.

Rozwiązanie: Staram się kupować wszędzie tam, gdzie przyjmują kartę. Dzięki temu na koniec miesiąca “przepisanie wydatków” sprowadza się do wyeksportowania historii z konta bankowego (u mnie: w postaci pliku CSV), co od razu daje dane w postaci cyfrowej. W ten sposób od razu można zająć się analizą, bez straty czasu na przepisywanie.

2) Problem: jaki jest zysk z prowadzenia ewidencji wydatków?

Opis: Fajnie, że wklepię miliard liczb do komputera, ale co mogę przez to zmienić i JAKIE są potrzebne narzędzia, żeby dobrze ocenić sytuację?

Rozwiązanie: Proste i mało czasochłonne jest oczywiście skorzystanie z gotowców (programy/Excel, patrz niżej). Przydatne informacje:

  • rozdział wydatków na kategorie (np. jedzenie, wyjścia, paliwo, elektronika, zdrowie): pokazuje skład wydatków, co pozwala odpowiedzieć na pytania a) na co wydaję za dużo, b) czego nie doceniłem [kosztuje więcej niż myślałem = błąd w szacunkach; to chyba najcenniejsze!] , c) jakie rzeczy są dla mnie ważne w tym momencie życia
  • śledzenie zmian składu wydatków (patrz niżej – snapshoty)
  • wartości średnie przychodów i wydatków oraz bilansu w skali roku – a) przez które miesiące jestem na plusie, a które na minusie?, b) czy mogę to zmienić?
  • śledzenie średnich wydatków w kategorii (np. średnie wydatki na paliwo) – daje dużo informacji, np. wspomniane paliwo – a) więcej jeżdżę? b) tankuję na droższych stacjach? c) zmieniłem samochód i więcej/mniej pali?
  • planowany budżet a zrealizowany – to niby podstawowa sprawa jeśli chodzi o planowanie budżetu, ale jak się ewidencjonuje swoje wydatki, to człowiek ma już dobry ogląd i budżet robi sobie w głowie – wie na co wydawał więcej, na co może jeszcze sobie pozwolić, w których miesiącach jest na plus/minus itp. więc szczegółowe planowanie już nie jest niezbędne

3) Problem: śledzenie trendów a zmienność człowieka

Opis: u siebie stosuję podział na kategorie wydatków. Jest ich ileś, pewne są swoistymi agregatami i łączą rzeczy, które dałoby się podzielić na kolejne mini-kategorie. Rozkład kategorii reprezentuję przez diagram kołowy (taka pizza/ciasto, tzw. pie diagram) dzięki czemu widzę wkład każdej kategorii w obciążenie portfela (np. PALIWO 20%, JEDZENIE 40% itp. itd.). Problem polega na tym, że w dłuższym horyzoncie (a u mnie już to widać), trendy powoooli się zmieniają. Jak to śledzić?

Rozwiązanie: Wygodnym sposobem jest zrobienie sobie tzw. snapshota. W moim wypadku jest to po prostu screen diagramu robiony co 3 miesiące. Dzięki czemu widzę, jak zmienił się udział poszczególnych wydatków (a konkretniej: poszczególnych kategorii) w całym budżecie. Dzięki czemu łatwo zauważyć, że np. PALIWO 3 miesiące temu stanowiło 20%, a teraz stanowi 23%. To bardzo wygodne i proste narzędzie do wyłapywania potencjalnych “problemów” – dzięki porównaniu snapshotów mogę zauważyć zmianę i od razu przejść do danych (np. średnich), żeby zidentyfikować problem. Może więcej jeżdżę? Może paliwo zdrożało? Może jeżdżę mniej wydajnie? A może po prostu zmieniła się pora roku.

4) Problem: to ewidencjonowanie to masa klikania!

Opis: Wyliczanie różnych rzeczy ręcznie jest wręcz niemożliwe. Niestety też, nie wszystkie programy oferują dokładnie tę funkcjonalność, którą byśmy chcieli. Osobiście przyglądałem się programikom oferowanym freeware i albo nie spełniają potrzeb (bo czegoś się nie da policzyć), albo dają DUŻO do myślenia jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Nie wiem czy pierwszej osobie na ulicy podałbym dane do konta bankowego, żeby mogła mi po nim grzebać – dlatego nie widzę powodów, żeby podawać takie dane firmom/programistom tych narzędzi i integrować je ze swoimi kontami. Nie chcę mi się czytać licencji, czy przypadkiem nie dałem im praw do sprzedaży informacji o moich wydatkach, ani WERYFIKOWAĆ czy co gorsza przypadkiem nie ubywa mi złociszy.

Rozwiązanie: poszukać/ściągnąć/zrobić/nauczyć się zrobić swój własny arkusz w Excelu. Excel daje masę możliwości customizacji (dopasowania, ustawienia). Ilość gotowych formułek i wygodna klikologia dają możliwość stworzenia super arkusza w parę godzin, który przyda się na lata. Dlatego aby ograniczyć ilość klikania należy:

  • zastanowić się JAKIE dane będą potrzebne
  • jak ustawić, żeby JUŻ ZAWSZE liczyły się automatycznie ORAZ były reprezentowane w wygodny sposób

Założyć trzeba, że jeszcze np. 20 lat będziesz prowadzić budżet. Daje to 240 miesięcy. A więc przy każdej rzeczy trzeba sobie powiedzieć “czy chcę to wprowadzać jeszcze kilkaset razy CZY mogę to ustawić automatycznie?”. Zwykle druga odpowiedź jest poprawna. 😉 Czasami trzeba pogooglać, ale człowiek uczy się dzięki temu Excela i przy kolejnych zmianach, proces przebiega łatwiej.

5) Już w skrócie:

  • Robiąc taki mega giga super duper arkusz trzeba dać sobie czasu. On się zmieni, co najmniej kilka razy. Przewidywać te zmiany i robić na nie miejsce, by wprowadzanie kolejnych danych nie wymagało zmiany całej struktury. “Think big” – danych będą setki i tysiące, więc od razu zamiast wklepywać 10 komórek niżej, może warto od razu założyć kolejny arkusz? Może zamiast formułki odnoszącej się do konkretnego adresu, ręcznie kopiowanego, ustawić odniesienie do całej kolumny/wiersza tak, by dołożenie nowych danych automatycznie zakończyło się obliczeniem wszystkich potrzebnych rzeczy? Grunt to myśleć wprzód.
  • Excel (i inny program) to narzędzie. On nie myśli. On liczy. Za poprawność ustawienia formułek odpowiadasz Ty, więc dobrze wszystko sprawdź, np. dla prostych liczb czy wszystkie obliczenia dają spodziewane wyniki.
  • Czytelność – warto zainwestować trochę czasu w kolorowanki i prezentować dane w sposób łatwy dla oka. Np. kolorowanie warunkowe pozwala ustawić by liczby ujemne były na czerwono, a dodatnie na zielono. Od razu wtedy wspomagamy mózg, żeby szybciej wynajdywał i/lub intepretował dane!
  • Błędy i pomyłki zdarzają się i trzeba je sobie wybaczać. 🙂 W szczególności na początku, mogą się pojawić. Nie warto z ich powodu zarzucać robienia budżetu – eliminować i poprawiać, starać się uczyć na błędach. Z tą zabawą jak każdą inną – wprawa przychodzi z czasem.

Pozdrawiam wszystkich ewidencjonujących 😉

14. Sith

Budżet domowy prowadzę od kilku lat, efekty:

  • rzucenie palenia (koszmarnie drogi nałóg)
  • optymalizacja zakupów spożywczych (nic nie wyrzucam, nie kupuję ponad potrzeby)
  • zmiana ubezpieczyciela OC/AC/NW
  • rezygnacja z TV (trudno w to uwierzyć, ale da się żyć)
  • zmiana konta bankowego na bezpłatne
  • spłacenie kredytu, zamknięcie debetu
  • abonament telefoniczny zmieniony na prepaid
  • 5% rabatu w rachunku za prąd
  • zmiana dostawcy Internetu
  • umiejętność znalezienia promocji na bilety lotnicze, autobusowe i kolejowe (np. weekendowa biletomania, czyli 29pln na każdej trasie krajowej)
  • lepsza organizacja w wielu dziedzinach życia
  • kilka pomniejszych i o których zapomniałem

Jednym słowem:
WARTO!!!

15. Łukasz

Pierwszy raz się tu udzielam, co wcale nie znaczy, że nie śledzę jak pięknie się rozwijasz w tym co robisz. Aż sprawdziłem i oficjalnie 27 maja minie rok od mojego kliknięcia Lubię to! i wkroczenia do grona czytelników fanpage “Jak Oszczedzac Pieniadze – i rozsądnie wydawać” 😀 wtedy to grono było jeszcze skromne, a teraz…

Co mnie bardzo cieszy, bo sam od kilku lat jestem trenerem biznesu i wiem jaka jest wśród naszego społeczeństwa potrzeba i chęć posiadania takiej wiedzy jaką przekazujesz. Tyle słodzenia… 😉

A no dobra jeszcze jedno. Wczoraj wieczorkiem przeczytałem sobie ten artykuł, bach odpaliłem nozbe, dodałem zadanie, “napisać wreszcie komentarz na blogu Michała”. Ogólnie, Nozbe… GOD BLESS U !

Odpowiadam na pytanie. Pytanie drugie, bo wiem jaka jest MOC budżetu domowego, a ściślej jego prowadzenia i od blisko 3 lat mam w zwyczaju go planować, monitorować i ewoluować. Wydaje mi się, że podstawy budżetu domowego może wdrożyć absolutnie każdy. Jak mówią słowa piosenki “Budżet domowy! Taki duży, taki mały może go robić, taki gruby taki chudy może go robić… itd.”:)

O jego zaletach wie najlepiej ten kto od dłuższego czasu go stosuje. Nie ma się co oszukiwać. To wcale nie jest takie proste. Problemy mogą być różne, w zależności od wielu czynników, jak choćby specyfika pracy jaką wykonujemy, nieregularne przychody z różnych źródeł, niestabilność niektórych kosztów, aż po typowo osobowościowe, jak brak motywacji, lenistwo, czy brak systematyczności.

Z mojego punktu widzenia najistotniejsza była zasada, którą sobie przyjąłem na początku, czyli “to budżet ma być dla mnie, a nie ja dla budżetu”.

Specyfika mojej pracy polega na sporej nieregularności przychodów. Mój mózg mówił mi – “nie ma sensu w Twoim przypadku planować budżetu, wszystko Ci się posypie, będziesz się tylko frustrował, stracisz czas…” ale, jak wielokrotnie to już miało miejsce wcześniej w moim życiu, nie posłuchałem go!

Na początku było przekonanie, że to nie dla mnie. Jak już udało mi się pokonać ten problem i zabrałem się za planowanie, to pomyślałem, pewnie nie tylko ty na świecie wpadłeś na taki świetny pomysł by planować twoje prywatne życie finansowe. Skoro tak, to z pewnością krąży już w globalnej sieci program/aplikacja która zrobi to prawie za Ciebie (typowe dla mnie myślenie). I… niestety się zawiodłem. Próbowałem różnych programów i to dopiero było frustrujące. Doszedłem do wniosku, że wszystkie były właśnie niedostosowane do moich warunków płacowych, a same w sobie nie miały wystarczającej możliwości edycji. Postanowiłem, zrobię na piechotę i skroję sobie na miarę XLSXa. Ten plik towarzyszy mi do dziś.

Kolejny taki spory problem, którego rozwiązanie zajęło mi trochę czasu, ostatecznie zamienił się w ogromny plus. Jakże byłem zaskoczony, gdy zdałem sobie sprawę, że w skutecznym planowaniu i zarządzaniu budżetem potrzebna jest regularność 😛 Moim sporym minusem do pewnego czasu w życiu, jak u pewnie większości ludzi była awersja do regularności. Mogę tu z ręką na sercu powiedzieć, że zarządzanie budżetem domowym pomogło przezwyciężyć tę awersję nie tylko mi, ale i mojej żonie 😀 Doszliśmy oboje do wniosku, że świadomi tego jak wygląda nasz budżet domowy jesteśmy na co dzień spokojniejsi, bardziej cieszą nas nieoczekiwane, ponadprogramowe wpływy i nie stresujemy się tak w przypadku nieprzewidzianych kosztów.

Kolejny spory problem to trudność w zaplanowaniu WSZYSTKIEGO 🙂 Cóż chodzi o to, że miesiąc to horyzont czasu, w którym wiele nieprzewidzianych wydatków może się zdarzyć. Z tym problemem próbowaliśmy sobie poradzić w różny sposób. Ostatecznie przyjęliśmy z żoną zasadę którą zapożyczyłem z teorii zarządzania czasem – 60/40. Nieco ją zmodyfikowaliśmy i wprowadziliśmy w formie 90/10. Tak pokrótce: planujemy tylko 90 procent przychodów. 10 procent to pula na te nieprzewidziane wydatki. Oczywiście przyjęliśmy też zasadę co się dzieje w sytuacji, gdy nie wykorzystamy tych 10% 🙂

Ostatni z tych najistotniejszych problemów, to czas który zajęło wypracowanie sobie założeń do budżetu. Już na samym początku należy być świadomym, że jeżeli chcemy z sukcesem prowadzić budżet domowy, to wypracowanie założeń zajmie nam sporo czasu, musimy bowiem zacząć zwracać uwagę ile, na co i kiedy wydajemy.

Ojoj, miało być krótko…, no dobra miało być krócej, więc już kończę. Na koniec – powodzenia w planowaniu i zarządzaniu budżetem domowym.

16. Kamil

Pozwolę sobie zaliczyć siebie do osób już prowadzących budżet domowy. Aczkolwiek przyznaje się bez bicia, że solidne zabranie się do tematu zajęło mi 3 miesiące – idealny przykład zasady do 3 razy sztuka.

Na początku był ogromny zapał i dyscyplina, gromadzenie w portfelu paragonów nawet na kwoty 2–3 złotych, obserwowanie transakcji na koncie bankowym i skrupulatne zapisywanie wydatków w działach: Jedzenie i Pozostałe wydatki z licznymi podgrupami. Schemat zapożyczony i przerobiony na własny użytek z dostępnych formularzy Excel, które otrzymałem od Michała po subskrypcji bloga.

Z czasem jednak wkradało się lenistwo i zaniedbanie, na dodatek konsekwencją tego były nagle i nieprzemyślane wydatki. Zazwyczaj miało to miejsce po dwóch tygodniach zapisków. I tak przez dwa miesiące. W tej chwili prowadzę trzeci okres rozliczeniowy, który okazał się przełomowy. Przełomowy dlatego ze uświadomiłem sobie, że z mojego wynagrodzenia nie pozostaje mi ani złotówka tylko dlatego, że nie kontroluję wydatków. Nagle zauważyłem, że nie potrzebuje jeść wielu drogich produktów spożywczych, że mogę kupować podobne produkty szukając promocji, tańszych odpowiedników lub zwyczajnie z nich zupełnie zrezygnować.

To nie tyczy się tylko żywności (chociaż ja i statystycznie całe społeczeństwo wydaje na żywność najwięcej i co najgorsze mnóstwo z tego nie przejada i wyrzuca). Nie dalej jak tydzień temu wpadłem w wir zakupów w centrum handlowym: zakupiłem spodnie, 3 t-shirty, kurtkę i buty. Po powrocie do domu i wpisaniu kosztów w formularz stwierdziłem, że dokonane zakupy zbyt bardzo uszczupliły mój budżet i zwróciłem kurtkę oraz 2 koszulki. Wcześniej takie rzeczy nie miały miejsca, nigdy nie zwracałem towarów, po prostu machałem na to ręką, myśląc ze przecież to się przyda, że szkoda czasu na zwracanie, a bo wstyd zwrócić itd 🙂 W tej chwili nie mam już skrupułów, i to jest jedyna droga do sukcesu. Docelowo chciałbym kompletnie wyeliminować zbędne zakupy zamiast uświadamiania sobie pomyłki post factum.

Każdemu polecam wstrzymywać się ze wszelkimi ‘dodatkowymi’ zakupami, jak najbliżej kolejnego okresu rozliczeniowego, a nie np. według zasady – “zaszaleję po wypłacie”! Gwarantuję, że w każdym miesiącu, mimo idealnego planowania, będziemy zmuszeni wydać pieniądze na coś czego nie przewidzieliśmy, bo chyba nikt nie planuje awarii auta, ‘awarii’ zęba, choroby czy choćby uszkodzenia jakichś domowych sprzętów. Wtedy dopiero, jeżeli dotrwaliśmy do ostatniego weekendu przed pensją z jakaś nadwyżką finansową, możemy (nie musimy!) troszkę zaszaleć w centrum handlowym 😉 Tutaj polecam zasadę Warrena Buffeta „Nie oszczędzaj tego, co zostaje po wszystkich wydatkach, lecz wydawaj, co zostaje po odłożeniu oszczędności”.

Podsumowując – ewidencja (najlepiej codziennie, bo to pomaga uniknąć zapomnienia lub nawet wyrzucenia jakiegoś paragonu), dyscyplina i raz jeszcze dyscyplina, no i oczywiście zdrowy rozsadek i zimna głowa, czego mi osobiście najbardziej brakuje. Aczkolwiek powoli uczę się tego, i nauczyłem się minimalizować konsekwencje chwilowych “zaćmień”, jak np. ten wyżej wspomniany szał zakupów 😉 Nawet, jeśli na początku mimo gromadzenia danych zauważysz u siebie tendencję nadwyżki kosztów nad przychodami – ja tak miałem, to będziesz na najlepszej drodze do odwrócenia tej tendencji.

U mnie sporą oszczędnością okazały się małe cięcia związane z uprawianym hobby – siłownią. Uświadomiłem sobie, że znalezienie siłowni ciut gorszej jakości, ale bliżej domu zaoszczędzi sporą kwotę na dojazdach autem (teraz spaceruje do klubu jakieś 10 min). Sporą kwotę wydawałem na suplementy, które nie wprowadzały u mnie wielkiej zmiany w sylwetce, działając głównie jak placebo dając mi poczucie że musi być lepiej, bo facet z reklamy świetnie po tym wygląda 😉 Przykład być możne śmieszny, ale z czasem każdy z nas jest w stanie zauważyć takie śmieszne, ale niestety też kosztowne rzeczy. Nagle, po wyeliminowaniu jednego dużego aspektu i np. 2–3 mniejszych, w naszych portfelach pozostaje kwota 200–300 zł. Mało ? Rocznie to 3000 zł… Całkiem fajne wakacje.

Trochę odbiegłem od tematu, bo miałem głównie przedstawić problemy z komponowanie budżetu, a nie proponować rozwiązania, dlatego z góry przepraszam za “poczucie misji” – może komuś się przyda 😉

Pozdrawiam wszystkich strudzonych 🙂 I dziękuje Michałowi, bo otworzył mi oczy na klika spraw, które z pozoru wydawały się oczywiste.

17. Mikey

Kiedyś spisywałem wydatki w Excelu, ale po 2–3 miesiącach przestawałem. Wracałem do tego, jak potrzebowałem kontrolować wydatki, albo nagle “znikały” pieniądze. W międzyczasie ożeniłem się pojawił się syn. Coraz bardziej czułem potrzebę ciągłej kontroli wydatków. Pod koniec 2012 trafiłem na Twój blog, w tym czasie wiedziałem, że w drodze jest drugi syn. Pojawił się też plan, żeby zmienić małe lokum na większe i padło na budowę domu = będzie potrzebny kredyt.

Postanowiłem, że od 1.01.2013 spisuję regularnie rachunki, żeby dowiedzieć się, ile naprawdę kosztuje nas życie, tak aby wiedzieć, m.in. na jaką ratę możemy sobie pozwolić. Zapisuję regularnie w Excelu wydatki i mogę planować z wyprzedzeniem budżet, co jest bardzo przydatne. Wydatki są spisywane szczegółowo, ciągle to ewoluuje. Nie zgodzę się, że wystarczy wiedzieć ile się wydaje w miesiącu, a ile dostaję do ręki, co pozwala powiedzieć ile jestem w stanie odłożyć. Kategorie trochę zmodyfikowałem, trochę mniej szczegółowo opisuję niektóre wydatki, ale dzięki temu mogę porównać ile w jakim sklepie kosztuje konkretny produkt.

Na początku ciężko było przekonać żonę, była przekonana, że zacznę ją ograniczać w wydatkach i będę kontrolował co kupuje. Teraz wie, że tak nie jest. Mamy dwa pudełeczka, do jednego wkładamy rachunki do spisania, a do drugiego przerzucam, jak spiszę. Czasami jest to co kilka dni, ale staram się to robić przynajmniej raz w tygodniu, ew. pod koniec miesiąca.

Co było największym wyzwaniem:

  1. Przekonanie żony, że to w celu informacyjnym i tylko dla naszego dobra.
  2. Stworzenie kategorii i podkategorii (po roku i porównaniu innych doświadczeń kategorie są w miarę optymalne na dzień dzisiejszy).
  3. Wypracowanie jakie produkty warto rozbijać, a jakie jednak wrzucać do jednego wora np. przyprawy, pieczywo.
  4. Przy permanentnym braku czasu (śpię w tygodniu po 5–6h, gdzie normalnie potrzebowałem 8h) znaleźć czas na spisanie rachunków i nie przerwanie – raz przerwa w spisywaniu trwała ponad 2 tygodnie, pod koniec miesiąca trochę trudno było wszystkie rachunki pozbierać (po różnych kieszeniach, a nie w pudełeczku).

Problemy i jak sobie radzę:

  1. Problemem są drobne zakupy, gdzie czasami nawet nie bierze się rachunku bo człowiek się śpieszy – wtedy staram się tego samego dnia usiąść do komputera i wpisać taki wydatek.
  2. Czasami jakiś mniejszy rachunek się zawieruszy i trafia do spisania po rozliczeniu miesiąca – jeżeli jest drobny to pomijam (kilka razy się zdarzyło), jeżeli większy to modyfikuję poprzedni miesiąc (raz tylko mi się tak zdarzyło). Nie wpisuję bonusów z banków, nie wpisuję kwot na niedzielną tacę. Według mnie nie jest ważne, aby bilans zgadzał się co do złotówki, +/- 20 zł jest to granica błędu do przyjęcia. Staram się nie robić z tego obowiązku i traktuję to jako zabawę (zawsze lubiłem matematykę i różnego rodzaju statystyki).
  3. Największy problem to ciągły brak czasu i w związku z tym wygospodarowanie sobie czasu na spisywanie rachunków. Staram się upraszczać rachunki jak się da, ew. stosować taką samą nazwę dla kilku produktów. Zawsze nowy miesiąc to nowy arkusz do którego wklejam poprzedni miesiąc – dzięki temu jak zaczynam wpisywać wyskakuje podpowiedź [enter] i nie muszę całej nazwy pisać. Kiedyś skanowałem rachunki i korzystałem z OCR – niestety szybciej jest ręcznie:).
  4. Czasami jest problem z przypisaniem danego produktu do kategorii – nie spinam się i wpisuję pierwszą kategorię, jaka mi przypadnie do gustu.

Co jest największym wyzwaniem stojącym przede mną:

  1. Pójść o krok dalej, czyli zacząć ograniczać wydatki już teraz, jeszcze przed zaciągnięciem kredytu (najprawdopodobniej 2015 lub 2016).
  2. Sprawić, żeby żona też w tym całym procesie uczestniczyła jako równorzędny uczestnik, a nie tylko bierny sprowadzający się do włożenia rachunku do pudełeczka, choć trzeba przyznać, że postęp jest interesuje się lepszym oszczędzaniem.

18. Kamil

Za radą Michała publikuje moją historię ku przestrodze.

Jestem młodym (liczę przynajmniej na to 😉 człowiekiem który swoje życie zawodowe związał z korporacjami. Na początku w swoim życiu zawodowym miałem jeden cel – nauka zawodu u najlepszych. Dlatego najpierw wybrałem pracę, gdzie była ogromna odpowiedzialność, praca w planingu, stres, dziesiątki aut dziennie do pilnowania i wyznaczania celu.

W pewnym momencie uznałem że moje stanowisko jest bardzo słabo opłacane. Zmieniłem miasto i firmę. Poszedłem do światowego lidera w mojej branży. Wzrost pensji o 100%. Doszedł kolejny cel, teraz oprócz nauki pojawiła się chęć bycia najlepszym w firmie. Ciężka praca się opłaciła. Dyplom, uznanie, pochwały, wygrane konkursy, szacunek, ale i praca często po 13 h dziennie. Kryzys finansowy powoduje, że widzę, że na mój dalszy rozwój brakuje pieniędzy.

Zostaję kupiony przez konkurencję. Wzrost pensji o 80%. Dalsza pogoń za sukcesem, walka o pieniądze, gdyż pojawia się kolejny cel w życiu. Kasa. Zakup mieszkania na kredyt z wysoką ratą, ale przecież zarabiam, dam radę. Kolejne podkupienie mnie przez kolejnego pracodawcę. Kolejne udowadnianie na co mnie stać. Kolejny zakup, tym razem auto, oczywiście na raty. Czemu? Nie odkładam zbytnio pieniędzy, raty są niskie, a ja dobrze zarabiam. Kolejna propozycja kupienia mnie. Wzrost zarobków o 70%. Zmiana auta, tym razem z salonu. Oczywiście na raty. W pracy idzie świetnie. Za świetnie. Zostaję zauważony na rynku. Dostaję propozycję życia w wieku 30 lat. Wzrost pensji o 30%, lepsze auto służbowe, więcej premii, ogromny zespół. No i jak pracy nie zmienić? Zmieniam i nadchodzi koniec tej cudownej historii.

Brak chemii z zarządem kończy się rozmową o końcu współpracy. Szybkie spojrzenie na konto z oszczędnościami. Hmm, dam radę przez jakieś 2 miesiące. Ale przecież ostatnio non-stop byłem kupowany, długo nie będę bezrobotny. To co kiedyś mi schlebiało (walka o mnie na rynku) dziś stało się przekleństwem. Kiedy Ciebie chcą, to nie przeszkadza im, że jesteś podbierany innym, kiedy to ty szukasz pracy, to słyszysz “za często pan odchodzi z pracy”. Frustrująca dwulicowość. Oszczędności z 2 miesięcy jako poduszka finansowa (choć nie temu miały służyć) muszą starczyć na 6 miesięcy (tyle trwa mój stan bezrobocia na dzień dzisiejszy).

Czy są inne poduszki finansowe niż oszczędności? Są, korzystam z nich dziś. Debety. Obecnie by spłacić zadłużenie musiałbym oddać dwie pensje. Nie żyje już ponad stan, comiesięczna lista wydatków zaskakująco się zmniejsza. Przyjemna, ale bolesna lekcja.

Warto oszczędzać, warto odkładać. Ale Michale, warto nauczyć ludzi czym jest poduszka finansowa. Spisywanie miesięcznych wydatków w moim przypadku zmniejszyło miesięczne wydatki o kilkanaście procent. Mniej wydaje bo nie zarabiam? Tak, też. Ale widzę gdzie uciekały pieniądze z dużej pensji.

19. Sebastian

Jestem młodym człowiekiem, tegorocznym maturzystą. Pomimo wieku, wspólnie z moją matką staram się prowadzić budżet domowy. Jest to wielkie wyzwanie, ponieważ moja rodzina wpadła kilka lat temu w problemy finansowe.

Musiałem mimo to zachować zimną krew i dobrze zorganizować wszystko od kuchni w kwestiach finansów domowych: przychody, rozchody, oszczędności, plan i rejestr każdego przepływu pieniędzy.

Bardzo pomocny jest w tym arkusz kalkulacyjny Excel i system bankowości elektronicznej (w moim przypadku BZWBK24). Z każdego miejsca mogę wprowadzić korekty w zapiskach czy też opłacić rachunek za media.

Miewałem niekiedy chwile zwątpienia, czy to naprawdę się opłaca. Teraz wiem, że rozsądne “panowanie” nad pieniędzmi daje nam chociażby to, że możemy spać spokojnie. Uważam, że jest to doskonała, aczkolwiek trochę brutalna i szybka lekcja dorosłego życia. Wiele można jednak wysnuć z niej wniosków, by samemu żyć w wielkim spokoju ducha.

W całej tej sytuacji bardzo przydatne były z pewnością Twoje artykuły Michale 🙂 Organizacja budżetu domowego, czy też podcast o pracy dodatkowej dały mi tego niesamowitego “kopa”, by iść dalej przed siebie. Muszę pochwalić się sporymi oszczędnościami; wystarczającymi, by mieć zapewniony start na studia (oczywiście na kierunku finansowo-ekonomicznym).

20. Izabela

Ja chyba już własny rekord pobiłam w zaczynaniu pisania domowego budżetu, a potem… przestawaniu tego robić 😉

Ogólnie bardzo chciałabym to robić. Dlatego zaczynałam. Dlaczego nie kontynuowałam? Po pierwsze – mam wrażenie, że moja doba jest krótsza o 24 h 🙂 Opiekuję się dwójką maluszków w domu i aktualnie jestem tzn. kurą domową na pełen etat. Staram się powiązać to zadanie nie tylko ze zwykłymi czynnościami domowymi, ale także przez moje odpowiednie gospodarowanie środkami, czasem i sobą – jakoś poprawić i “podnieść” naszą sytuację materialną. Miesięczne wydatki, dbanie o dobre lokowanie pieniędzy, szukanie ofert na których możemy zarobić… Oczywiście, jako młode małżeństwo, mamy na głowie kredyt mieszkaniowy, więc i spore obciążenia. Nie mówiąc już o wspomnianej dwójce dzieci – skarbonek bez dna 😉

I właśnie w moim arcy-napiętym harmonogramie dnia umieszczam sobie pisanie budżetu domowego. Ale wystarczy, np. choroba jednego dziecka, a już nie daj Boże dwójki, by moje pisanie budżetu odleciało w niebyt. Oczywiście chcę do niego wrócić, ale już jest środek miesiąca, więc się nie opłaca, albo zgubiłam paragony, albo inne tego typu wymówki. Do tego dochodzę do wniosku, że mój budżet nie był najlepiej skonstruowany, moje spisywane wydatki zbyt rozbudowane, a tym samym zajmujące zbyt dużo czasu.

Mam aspiracje do tego, by zadbać o budżet, by zacząć zarabiać nawet, jak aktualnie nie chodzę do pracy – zarabiać poczynając od mojego centrum wszechświata, czyli DOMU.

Dlatego właśnie z wielką chęcią przeczytałabym książkę p. Marcina. Może w niej znalazłabym wskazówki, jak mogę to osiągnąć 🙂

 

Jeszcze raz dziękuję!

Brak mi słów 🙂 Jeszcze raz wielkie dzięki za Wasze zaangażowanie!

Przypominam też, że jutro i pojutrze (czyli 26–27 kwietnia) będzie można spotkać się ze mną osobiście na Kongresie “Mieszkaniczników” w Łodzi. Jeśli ktoś z Was tam będzie, to śmiało proszę mnie zaczepiać 🙂

Miłego weekendu wszystkim Wam życzę. Ja wracam do przećwiczenia prelekcji, którą będę wygłaszał w Łodzi…

Zdjęcie na początku: © underdogstudios – Fotolia.com

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 29 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

Mateusz Kwiecień 25, 2014 o 15:46

Ogromne gratulacje dla zwycięzców! Naprawdę zasługują na to, niektóre z tych komentarzy czytałem już pod postem, w trakcie trwania konkursu 🙂 Brawa dla Was!

Odpowiedz

sebo Kwiecień 25, 2014 o 16:13

Tez gratuluje choć nie prowadźe budżetu domowego i nie mam zamiaru to chętnie czytam, może zrobię test, ale jak juz wspomnialem nie widzę sensu.

Odpowiedz

Leon Kwiecień 25, 2014 o 16:23

Gratuluję wszystkim 🙂
Historie bardzo ciekawe i wciągające.

Leon.

Odpowiedz

Izabela Kwiecień 25, 2014 o 16:25

Dziękuję ślicznie za wyróżnienie i gratuluję pozostałym osobom! Taka wyjątkowa książka z dwoma wyjątkowymi autografami z pewnością zasługuje, by na nią trochę poczekać 🙂

Odpowiedz

Karolina Kwiecień 25, 2014 o 16:34

Cześć Michał,

zaczynam podejrzewać że rodzi się u mnie uzależnienie. Czytam Twój blog,a dzięki Tobie również blog Marcina. Wracam do archiwalnych artykułów, a potem do bieżących i tak w kółko 🙂 Dziękuję za to co robisz i choć wiele w moich finansach jest poukładane to wciąż odkrywam nowe obszary do udoskonalenia. Kilka dni przed przeczytaniem Twojego artykułu o podwyżce/zmianie pracy postanowiłam wysłać CV, na razie jedno, ale Twoje motto o zwiększaniu przychodów przewija mi się w głowie kilkanaście razy dziennie. I to chyba będzie mój cel na najbliższe miesiące.

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu,
Karolina

Odpowiedz

Woier Kwiecień 25, 2014 o 16:42

To jest najlepsze zdanie, zaraz na samym początku: „2003 rok – ślub. Wszystko co było przedtem to bajka.” – najlepsze podsumowanie 🙂 Ożeń się, a zaczną się Twoje problemy finansowe 😉

Odpowiedz

Robak Kwiecień 25, 2014 o 17:29

Nagroda należała się za to jedno zdanie 🙂

Odpowiedz

Asia Kwiecień 25, 2014 o 16:51

Gratuluję 🙂 Ja właśnie jestem po lekturze tej książki. Polecam.

Odpowiedz

Sith Kwiecień 25, 2014 o 17:14

Dziękuję za wyróżnienie, zawsze miło jest coś wygrać.
Do niedawna zaglądałem jedynie na blogi związane z podróżami, a teraz jestem stałym czytelnikiem dwóch blogów ekonomicznych, Michała oraz od niedawna również Marcina.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Arek Kwiecień 25, 2014 o 19:41

Cześć Michale!
Być może trochę się spóźniłem z wypowiedzią, ale co mi tam, chciałbym dołożyć 3 grosze 🙂
Historia mojego oszczędzania sięga czasów wczesnego dzieciństw. Ziarenko oszczędzania próbował wtedy zasiać we mnie mój ojciec. Co miesiąc, mi i mojej starszej siostrze, dawał symboliczne kieszonkowe, które zapisywał długopisem w notesie. Pieniądze mogliśmy wybrać w dowolnym momencie ale równie dobrze mogliśmy te pieniądze trzymać w „banku”. Fajnie było popatrzeć na rozrysowane kolumny przychodów i rozchodów zwłaszcza, że niemal zawsze udawało mi się coś zaoszczędzić:)

Tato ze względu na naszą sytuację finansową sam prowadził własny notes z budżetem i cieszę się, że tak dobrze to robił. Dzięki temu przeprowadził rodzinę przez ciężkie chwile – a kilka ich było. Bardzo lubiłem patrzeć gdy z kalkulatorem w ręku podliczał wydatki, a przy pomocy linijki i czerwonego długopisu przygotowywał kolejne arkusze do wprowadzania danych 🙂 Być może prowadzenie budżetu przyczyniło się w jakimś stopniu do tego, że z rolnika(którym w tamtym czasie był) stał się po kilku latach księgowym w małej firmie 😉

Teraz trochę z mojego dorosłego życia. Pierwsza prawdziwa próba oszczędzania była podczas wyjazdu po maturze do pracy za granicę. Każdy zarobiony funciak był odkładany a zakupy ograniczały się do niezbędnego minimum. Dużo nie zarabiałem, ale ogromną część zarobionych pieniędzy przywiozłem do kraju. Choć w czasie studiów szybko się rozeszły pokazały mi, że warto czasem oszczędzić by później wydać je lepiej. Z dodatkową pomocą rodziców przebrnąłem przez studia. Jeszcze przed oddaniem magisterki załapałem się do pracy. Dzięki mieszkaniu w akademiku mogłem znowu zacząć odkładać część zarobionych pieniędzy. Firma, która mnie zatrudnia bardzo dobrze prosperuje dzięki czemu mogłem trochę powalczyć o podwyżkę.

Po roku przyszła kolej na następny krok. Miejsce w akademiku trzeba było zwolnić dla innych i wraz z narzeczoną postanowiliśmy zamieszkać razem. Znaleźliśmy fajne(choć trochę drogie w utrzymaniu) mieszkanie. Narzeczona nie pracuje więc jestem póki co jedynym żywicielem „rodziny”( mamy psa;) ). Taki stan rzeczy trwa od roku. Pierwsze miesiące życia razem poskutkowały tym, że możliwości oszczędzania znacznie się zmniejszyły, ale starałem się by w każdym miesiącu małe co nieco wpadło na oszczędnościowe:)

Muszę jednak przyznać, że od początku tego roku nie oszczędziłem żadnej złotówki. Jako programista zarabiam dość dobrze ale wydaje mi się, że wpadłem małą pułapkę(więcej masz-więcej wydasz) i coraz rzadziej potrafię sobie czegoś odmówić. Obiady poza domem, wyjścia do klubów, kupno zbędnych gadżetów…

Ta sytuacja sprawia, że ostatnimi czasy nie jestem do końca szczęśliwy, ale chciałbym by ten wpis był pierwszym stopniem schodów do naprawy mojego systemu finansowemu. Wiem, że jeśli tego nie powstrzymam sytuacja się pogorszy.

Trochę chaotyczny chyba ten tekst – za to przepraszam.
Czytelnikom życzę wszystkiego dobrego 🙂
Michałowi za ten blog! Jest świetny (i10 się chowa w trawie;) )

PS. Też jestem fanem B-boy Junior’a 😀

Odpowiedz

Darek Kwiecień 26, 2014 o 01:40

Od jakiegoś czasu szukam programisty. Może chciałbyś dorobić Arku?
Jeśli chciałbyś pogadać to napisz na [email protected]
Michał, mam nadzieję, że moje pytanie nie koliduje z zasadami Twojego bloga?

Odpowiedz

BogusiaM Kwiecień 25, 2014 o 20:19

Michale! Co tu dużo mówić, przeczytałam te historie i po raz kolejny podejmę próbę spisywania wszystkich wydatków. Do tej pory spisywałam z dziedziny nad którą najmniej panowałam i najwięcej sobie pozwalałam – na chciejstwa! Chodzi o kosmetyki. Z dumą już napomnę, że w tym roku w porównaniu do zeszłego jest tendencja spadkowa! Średnio o 70 zł mniej wydaję niż w zeszłym roku. Jest szansa, że będzie jeszcze lepiej również na innych płaszczyznach.

A i kupiłam tą książkę w formie ebook’a w empiku, płacąc punktami payback, więc pozostało mi jedynie dopłacić 1,99 zł 😉 To dopiero zakup miesiąca!

Odpowiedz

Karol Andrzejewski Kwiecień 25, 2014 o 20:55

Michał,

dzięki za wyróżnienie! Szczerze nie spodziewałem się wygrać (co oczywiście jest niezwykle miłe). Mam nadzieję, że pozostałym czytelnikom również przydadzą się moje spostrzeżenia.

pozdrawiam serdecznie!

Karol

Odpowiedz

Pola Kwiecień 25, 2014 o 21:14

Gratuluję zwycięzcom 🙂 naprawdę świetne historie.
Ja zakupiłam książkę na autorskiej aukcji na allegro i jestem zachwycona książką. Najlepszą recenzją niech będzie fakt, że przeczytałam ją całą w cztery godziny, od deski do deski 😀

Odpowiedz

Piotr Kwiecień 25, 2014 o 22:17

BTW. Ebook z książką Marcina Iwucia można dzisiaj kupić za niezła cenę 12,30 zł w serwisie ebooki.allegro.pl z kodem rabatowym „zrabatem”.

Odpowiedz

Darek Kwiecień 26, 2014 o 01:58

Wielkie dzięki Michał… rozumiem, że teraz już nie mam wyjścia i muszę zabrać się za budżet i oszczędzanie. Czułem, że jednak mi nie darujesz i na wszelki wypadek od pierwszego kwietnia zbieram(y) wszystkie rachunki, paragony itd, itp.
Zrobiłem też przegląd programów, z których wybrałem i ściągnąłem dwa: GnuCash i Finanse Domowe (polecasz może któryś ?). Oczywiście uwielbiam też arkusz kalkulacyjny.
I jeszcze jedno, gratuluję wszystkim pozostałym zwycięzcom, którzy podeszli zdecydowanie poważniej do tematu niż ja. Powodzenia.

Odpowiedz

Sith Kwiecień 26, 2014 o 10:52

Jeżeli mogę coś doradzić, to radzę w miarę systematycznie i często spisywać te paragony, bo nagromadzenie stosu rachunków skutecznie niszczy zapał.
Ja staram się nawet nie zbierać paragonów, tylko od razu wpisuję wydatek do telefonu.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Kwiecień 26, 2014 o 09:59

Gratuluję zwycięzcom i życzę Wam bardzo przyjemnej lektury książki. Ja już miałem okazję zanurzyć się w przyjemnej i bardzo wartościowej lekturze dzięki Waszym komentarzom – serdecznie Wam za to dziękuję.

Cennych komentarzy pod wpisem Michała było naprawdę wiele. Super, że dzielicie się Waszymi historiami i przemyśleniami. Nam, prowadzącym blogi, daje to oczywiście ogromną motywację do pracy. Ale pomagacie w ten sposób przede wszystkim wielu innym czytelnikom, którzy dzięki Waszym komentarzom odnajdują inspirację i odpowiedź na własne wątpliwości, rozterki i pytania. Nie da się tego przecenić.

Życzę Wam samych udanych decyzji finansowych i jeszcze raz – bardzo serdecznie dziękuję!

Odpowiedz

Karol Kwiecień 26, 2014 o 16:11

Cześć, zaglądam do zakładki Raporty Michała i widzę, że ostatni jest z grudnia. Czy cykl wpisów raportowych został zarzucony?

Odpowiedz

marcin Kwiecień 27, 2014 o 18:32

mnie osobiście się wydaje, że Michał już nie wyrabia się z zaległościami. Blog zaczyna się jak dla mnie przesuwać w stronę inwestycyjno-szkoleniową. Przygotowanie tych raportów zajmuje sporo czasu a profitów nie przynosi żadnych.
Szczerze to wolałem ten blog przed przejściem na zawodostwo 🙂

Odpowiedz

Gosia Kwiecień 26, 2014 o 22:20

Gratuluję zwycięzcom! Historia Adama naprawdę pozwala wyciągnąć wiele nauki 🙂 A książka Marcina jest naprawdę bardzo dobrze napisana i na pewno przyda się przy planowaniu domowego budżetu i przy wychodzeniu ze swoimi finansami na prostą. Serdecznie polecam 🙂

Odpowiedz

funboy Kwiecień 27, 2014 o 05:19

Dziekuje serdecznie i nie moge sie doczekac przesylki 😉

Odpowiedz

Karol Kwiecień 28, 2014 o 11:08

Motywujące historie 🙂 Ja pod wpływem tego bloga prowadzę swój osobisty budżet już 8 miesięcy. Wreszcie wiem, na co mi idzie ile pieniędzy 🙂

Odpowiedz

Sławek Kwiecień 28, 2014 o 11:44

Muszę koniecznie dać do przeczytania żonie.

Odpowiedz

Alama Maj 5, 2014 o 14:28

Jestem zniesmaczona wynikami konkursu.
Tak, blog Michała, konkurs Michała, zasady Michała.
Tylko po co ogłasza on konkurs pod hasłem „opisz swoje problemy związane z prowadzeniem budżetu”, skoro tak naprawdę zależy mu na odpowiedzi na problem „moje perypetie z budżetem domowym”. Nagrodził osoby, które opisały swoje doświadczenia, podzieliły się radami i pomysłami, a nie te, które odpowiedziały na pytanie.
Kiedyś to się nazywało wypowiedź nie na temat.
Bardzo ceniłam ten blog, ale teraz ma u mnie dużego minusa.
Opowieści owszem, ciekawe, natomiast mam wrażenie, że osoby, które odpowiedziały stricte na pytanie konkursowe, też mają w zanadrzu takie ciekawe historie, garść porad i dużo pozytywów, które budżet wnosi/mógłby wnieść w ich życie. Ale nie napisały tego, bo nie o tym był ten konkurs. Ech, szkoda, że wyniki są tak arbitralne, a zasady zmieniły się między ogłoszeniem konkursu, a wynikami 🙁

Odpowiedz

Michał Szafrański Maj 5, 2014 o 20:21

Hej Alama,

Powodzenia następnym razem 😉 Swoją drogą to ciekawe, jak Ci się ocena bloga zmienia pod wpływem nie podobających Ci się wyników konkursu.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Alama Maj 6, 2014 o 11:34

Nie zmieniła się moja ocena treści na blogu, ale często podkreślasz, że mocno się identyfikujesz z nim, wyrażasz w nim siebie – skoro tak, to dla mnie jest on wyrazem Twoich myśli, sposobem na komunikację swojego sposobu myślenia innym ludziom. I jeśli czuję, że potraktowałeś ludzi niepoważnie, to blog stracił na autentyczności. Tematyka i sposób jej podania nadal mi odpowiadają, ale moje odczucia względem blogu jako całości się zmieniły.
A co do wyników – wybraliście z Marcinem rzeczywiście bardzo ciekawe i dużo wnoszące wypowiedzi, co nie zmienia faktu, że pytanie konkursowe było inne. I tylko to miałam na myśli. Heh, naleciałości z czasów szkolnych?

Pozdrawiam również 🙂

Odpowiedz

Arnit Czerwiec 11, 2014 o 14:58

13. Vrizz – mam dokładnie tak samo. Excel wymiata.

Odpowiedz

Agnieszka C Luty 11, 2016 o 16:31

Cześć Michał!

Chylę czoła i bardzo dziękuję za stworzenie tego bloga. Wpadłam tu dwa lata temu zupełnym przypadkiem, później systematycznie pochłaniałam zamieszczone na blogu treści, co zmieniło przede wszystkim moje spojrzenie na finanse, miało znaczny wpływ na stan mojego portfela, a długofalowo nawet na moje życie i karierę. Przeszłam metamofrozę od nieodpowiedzialnej i rozrzutnej młodej kobiety, która nie szczędzi sobie na luksusy i przyjemności do kogoś, kto panuje nad swoimi pieniędzmi, ma poduszkę finansową, a teraz wchodzi w świat inwestycji i zaczyna budować źródła dochodu pasywnego.
Zaczęło się właśnie od stworzenia budżetu domowego, kiedy to po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, jak duża ilość pieniędzy przepływa przez moje ręce i nie zostaje po nich praktycznie żaden ślad w postaci jakichkolwiek oszczędności. Byłam wtedy klasycznym przekaźnikiem pieniędzy, wszystko co zarobiłam natychmiast przekazywałam dalej restauratorom, sklepikarzom, producentom gadżetów, kosmetyków i odzieży, liniom lotniczym, hotelarzom itd. Na szczęście ten wystawny styl życia nie zapędził mnie w długi, choć wierzę, że zapewne i to by mnie nie ominęło, gdybym się w porę nie opamiętała.
Przez te dwa lata wsiąkłam w temat finansów osobistych, inwestowania, a także ideę dochodu pasywnego. Czytałam blogi finansowe i książki o tej tematyce, udzielałam się na forum inwestorów w nieruchomości w UK (gdzie mieszkam), a także zdwoiłam wysiłki, by zarabiać więcej, a koszty utrzymywać na jak najniższym poziomie. Zmieniałam pracę, zdobywałam nowe kwalifikacje zawodowe, skupiłam się też na szukaniu takich form zarabiania poza etatem, które pozwolą mi osiągac większy dochód przy małym nakładzie pracy, między innymi wynajęłam wolną sypialnię w swoim domu znajomym 🙂
Dziś pracuję w londyńskiej instytucji finansowej jako doradca klienta. Dokładnie połowę moich dochodów przeznaczam na „płacenie samej sobie”, stoję u progu kupna pierwszej nieruchomości na wynajem, a moje oszczędności stanowią niemal równowartość mojej rocznej pensji. Mam cel, mam potrzebne narzędzia i wiedzę, a przy tym wszystkim mam dopiero 26 lat.
Bardzo Ci dziękuję za całą wiedzę, którą Ci zawdzięczam, która pchnęła mnie na odpowiednie tory, bo to Twój blog był bodźcem do wprowadzenia zmian, świadomego zarządzania finansami, a także myślenia o przyszłości. Cieszę się, że trafiłam tu już na samym starcie w dorosłość 🙂
Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami
Agnieszka

Odpowiedz

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: