Chcesz zarabiać więcej, ale nie wiesz jak się za to zabrać? Poniżej kilka podpowiedzi z perspektywy pracownika i szefa.
Najlepszą strategią oszczędzania jest powiększanie przychodów – tę maksymę już wielokrotnie powtarzałem na blogu i w podcastach. Ale poza podcastem “30 pomysłów na pracę dodatkową” nie miałem jeszcze okazji dzielić się moimi przemyśleniami, jak w praktyce zwiększać swoje przychody. Dzisiaj to robię i szczerze wierzę, że moje porady zmotywują Was do udania się po podwyżkę.
Jeśli pracujemy na etacie, to zarobki można zwiększać zasadniczo na dwa sposoby: negocjując podwyżkę z obecnym pracodawcą lub zatrudniając się w innej firmie. Z mojej praktyki wynika, że łatwiejszy i skuteczniejszy jest ten drugi sposób. Zazwyczaj pozwala wywalczyć więcej i zdynamizować karierę zawodową. Ale są oczywiście wyjątki 🙂
Bez względu na to, którą drogę wybierzecie, to chcę Was dzisiaj przekonać, że ładne CV, list motywacyjny oraz warsztat negocjatora, mają dużo mniejsze znaczenie niż nasze nastawienie psychiczne i wiara we własne możliwości – w to, że “będzie dobrze”. Pomocne jest także zrozumienie, że jesteśmy tylko trybikiem w maszynie, który musi do tej maszyny pasować – nie na odwrót. Jeśli to zrozumiemy i umiemy wykorzystać na własną korzyść, to droga do nieograniczonych zarobków stoi otworem 🙂
Zastrzeżenie
Pierwsza uwaga: jest to prawdopodobnie najdłuższy wpis na moim blogu (ponad 5000 słów). Zachęcam do jego przeczytania optymalnie po uprzednim przygotowaniu kawy i przekąski 😉
Druga uwaga: nie przywiązuj się do tego co przeczytasz w tym artykule. Nie jestem ekspertem od HR, nie pracuję w branży pośrednictwa pracy (nigdy nie pracowałem), nie mam teoretycznie żadnego mandatu, by się mądrzyć. Mam jednak pewne doświadczenia. Pierwszych podwładnych zatrudniłem ponad 20 lat temu. Prowadziłem swoją działalność, pracowałem też dla innych jako szeregowy pracownik, szef zespołów redakcyjnych, szef działu informatyki, w końcu dyrektor ds rozwoju. Obecnie znowu jestem przedsiębiorcą i zaczynam od zera. Przez ostatnie 15 lat zatrudniałem, zwalniałem, szkoliłem, pilotowałem ileś tam osób. Uczyłem się na błędach własnych i błędach innych. Trochę się też na te błędy napatrzyłem i uczyłem się akceptować ograniczenia swoje i innych.
Oprócz tego sam byłem pracownikiem etatowym. Pracowałem dla innych szefów, z którymi także uzgadniałem parametry mojej pracy i wynagrodzenia.
Artykuł będzie nieco “chropowaty”. To dlatego, że dzielę się przemyśleniami bez owijania w bawełnę. Pomimo, że przez wiele lat byłem pracownikiem etatowym, to byłem również szefem. Jestem pracoholikiem, daję z siebie wiele i tyle samo wymagam od moich współpracowników. Pomimo długiego okresu pracy na etacie, przesiąkłem raczej punktem widzenia szefa o nastawieniu biznesowym, który nie godzi się na partactwo i dąży do tego by wynik był zawsze dodatni. Daję więc te porady z perspektywy kogoś, kto rozumie, że biznes musi zarabiać i kto uważa, że w biznesie pcha się jeden wózek. Albo pracownicy go pchają i jest OK, albo – w przejaskrawieniu – uważają, że “czy się stoi czy się leży, 2000 się należy”. Tego ostatniego podejścia nie toleruję.
No to ostrzegłem! A teraz zapraszam do lektury 🙂
Czytaj także: WNOP 112: Jak negocjować podwyżkę pensji (lub awans) i jak przygotować się do rozmowy z szefem – radzi Wojtek Woźniczka
Kiedy jest dobry moment by pójść po podwyżkę?
Generalnie można reprezentować dwa podejścia:
- Nigdy nie ma dobrego momentu, by pójść po podwyżkę lub zmienić pracę.
- Każdy moment jest dobry, by pójść po podwyżkę lub zmienić pracę.
Pośrednie rozwiązanie, czyli przeciągające się “zrobię to jutro” (lub “w przyszłym tygodniu” czy “w przyszłym miesiącu”), to oszukiwanie samego siebie.
Jakkolwiek wielu mądrości bym na ten temat nie słyszał, to w mojej opinii wszystko sprowadza się do odpowiedniego nastawienia do tego tematu. Pomocne bywa zadanie sobie szeregu pytań i próba uczciwej odpowiedzi na nie:
- Czy kocham moją pracę? Czy ona mnie pasjonuje?
- Co trzyma mnie w obecnej pracy?
- Czy zarabiam adekwatnie do moich oczekiwań? – zwróć uwagę, że nie piszę “umiejętności”.
- Ile jestem warty na rynku pracy?
- Ile powinienem zarabiać?
- Dlaczego wybrałem właśnie taką kwotę? Dlaczego nie mniej lub więcej? Jakich argumentów mógłbym użyć, by obronić tą kwotę?
Nie chcę generalizować. Faktem jest, że niektórzy z nas mają zaniżoną samoocenę, a inni zawyżoną. Ci ostatni przekonują się o tym najczęściej w konfrontacji z rzeczywistością i w mojej opinii takich osób jest mniej niż więcej. Ci pierwsi rzadko kiedy mają okazję się o tym przekonać, bo sami najczęściej blokują swój potencjał i racjonalizują sobie pracę w gorszych warunkach, niż te których by sobie życzyli (dotyczy to zarówno wysokości zarobków, jak i ogólnej satysfakcji z tego co robimy).
Wydaje mi się, że dużo łatwiej jest polepszyć swoje zarobki po prostu zmieniając pracę. Pracując na etacie mamy dużo większy komfort psychiczny odbywając spotkania rekrutacyjne, niż wtedy, gdy pracy już nie mamy. Co więcej – samo odbywanie spotkań nie obliguje nas do zmiany pracy. Możemy szukać idealnego dla nas pracodawcy i to tak długo, aż znajdziemy dobre stanowisko z ciekawymi możliwościami rozwojowymi za satysfakcjonującą nas pensję.
Już czuję, że część z Was zacznie się tu buntować… Wiem, że łatwo powiedzieć – trudniej zrobić. Ja sam bardzo rzadko zmieniałem pracę. W jednej firmie przepracowałem 7 lat, w kolejnej – 10 lat. Ale w każdym z przypadków co jakiś czas rozmawiałem z potencjalnymi nowymi pracodawcami. Stawiałem poprzeczkę wysoko. Czasami chciano mi dużo zapłacić, a w innych przypadkach – po prostu dawano mi do zrozumienia, że mam zbyt duże wymagania. To co jednak było ważne – w każdym przypadku, który kończył się chęcią zatrudnienia mnie – proponowane wynagrodzenie było wyższe od tego, które aktualnie zarabiałem (a mało nie zarabiałem). To ja, analizując różne czynniki, decydowałem o tym, że pozostawałem u moich obecnych pracodawców 🙂 To ja kontrolowałem moją sytuację i nie oddawałem sterów w cudze ręce.
Aktywne poszukiwanie nowej pracy ma jeszcze inny, pozytywny aspekt: pozwala nam kwestionować status quo i pomaga odpowiadać samemu sobie na pytanie “czy naprawdę podoba mi się moje obecne miejsce na rynku pracy?”. Jeśli się nie podoba – warto próbować coś zmienić.
Sprawdź również: Ile warte są benefity pracownicze? – czyli kiedy opłaca się nam zarabiać mniej
Nowy punkt odniesienia
Jakoś tak mamy, że nasze aktualne zarobki są dla nas punktem odniesienia. Jeśli zarabiamy 2000 zł, to podwyżka o kolejne 500 zł jest dla nas czymś co uskrzydla. Jeśli zarabiamy 15 000 zł, to nawet 1000 zł nie robi dużej różnicy. Prawdą jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli dużo zarabiamy, to jesteśmy pewni siebie. Jeśli za pewnością tą idą rzeczowe argumenty i zrozumienie biznesu pracodawcy, to wywalczenie kolejnych kilku tysięcy złotych miesięcznie wcale nie jest poza naszym zasięgiem (przy zmianie pracodawcy jest łatwiej).
Pewnie każdy z nas zna takie osoby, które mówią z dużym przekonaniem “No przecież ja nie mogę zarabiać mniej niż 10 000 zł / m-c!”. One niejednokrotnie autentycznie wierzą w to, co mówią. Jeśli właśnie straciły pracę, to takie podejście nie przybliży ich do znalezienia nowej. Ale z drugiej strony taka pewność siebie powoduje, że osoby te mają dużo większą szansę znaleźć pracę za 10 000 zł / m-c niż te, które nie wierzą w swoje możliwości. To często wynika z tego, że “oni już tam byli i to mieli”. Jeśli coś już raz zdobyliśmy, np. przebiegliśmy maraton, to wiemy, że możemy to zrobić i drugi raz. Ale znacznie trudniej jest uwierzyć w zatrudnienie, np. za 10 000 zł / m-c, gdy dotychczas zarabialiśmy 3500 zł.
Z tego wynika jeden wniosek: bardzo ważne jest żeby walczyć nawet o symboliczne podwyżki: 200 zł, 500 zł, 1000 zł… Dlaczego? Z jednej strony dodają nam one skrzydeł, a z drugiej strony – stanowią świetny fundament dla naszych przyszłych zarobków. Każdy 1000 zł więcej wynegocjowany przy podejmowaniu pracy (lub w ramach podwyżki) automatycznie powoduje, że przez całe życie będziemy zarabiać coraz więcej, o ile tylko jesteśmy bystrzy 😉 Każda podwyżka przesuwa nasz poziom odniesienia w górę, zwiększa pewność siebie i powoduje, że sami jeszcze mocniej wierzymy, że “tak musi być”. A to z kolei dobre mentalne zaplecze niezbędne w negocjacjach.
Ty idziesz po podwyżkę, czy to ona ma przyjść do Ciebie?
Biznes to biznes. Pracodawcy i właściciele firm zarabiają wtedy, gdy koszty są niższe od przychodów firmy. Każdy racjonalnie myślący menedżer próbuje trzymać koszty na racjonalnie niskim poziomie. Zdecydowana większość z nich nie myśli o dobrowolnym ich zwiększaniu, a czymś takim jest, m.in. zwiększanie wynagrodzenia dla pracowników. W pewnym sensie jest ono traktowane jako zło konieczne. Nie ma się co dziwić – koszty pracownicze stanowią w wielu firmach zdecydowanie największy jednostkowy koszt prowadzenia działalności gospodarczej…
Czy rozumiesz co chcę powiedzieć? **Małe jest prawdopodobieństwo, że to szef przyjdzie do Ciebie i powie “Mam dla Ciebie podwyżkę. Dużą. Taką która Cię miło zaskoczy.*“ Zdarzało mi się dawać podwyżki bez wyraźnej prośby ze strony pracownika, ale wynikało to zazwyczaj z pamięci o wcześniejszych ustaleniach. Najczęściej to pracownik sam musi się ubiegać o podwyżkę i dobrze uzasadnić swoją prośbę. Czekanie na ”mannę z nieba“ i narzekanie w domu, że ”nie doceniają mnie*”, to bardzo słaba strategia. Skoro sami się nie chcemy postarać, to dlaczego ktoś miałby to zrobić za nas?
Ja rozumiem, że w niektórych firmach nie jest różowo i na słowo “podwyżka” budzą się demony. Ale tym bardziej zachęcam w takich przypadkach do aktywnego poszukiwania pracy. Zwłaszcza, że według najświeższych danych gospodarczych znowu zaczynamy mieć “rynek pracownika” – PKB idzie w górę, a bezrobocie spada.
Zobacz także: Oczekiwania finansowe rozmowa kwalifikacyjna
Zanim pójdziesz po podwyżkę
Wiele osób boi się negocjować. Negocjowanie to nie są kruczki i sztuczki – to sztuka przekonywania o wartości tam, gdzie ona naprawdę jest. Uważasz, że powinieneś zarabiać więcej niż Twój kolega lub więcej niż przeciętne wynagrodzenie na tym stanowisku? Na pewno masz argumenty dlaczego tak powinno być.
Boimy się negocjować bo uważamy, że nie mamy umiejętności lub że jest to przejaw niesubordynacji wobec pracodawcy. Myślimy, że jeśli się “wychylimy” w ten sposób, to będziemy pierwsi w kolejce do zwolnienia. To tak nie działa. Dla firmy każdy pracownik to inwestycja. Jeśli jesteś dobry w tym co robisz, to szkoda Cię stracić przez głupie kilkaset złotych miesięcznie. Poza tym racjonalni pracodawcy lubią mieć zadowolonych pracowników, bo Ci lepiej pracują. A chyba właśnie dla takiego pracodawcy pracujesz, prawda? Jeśli nie – to co tam jeszcze robisz?
Przekonałem, że warto? No to teraz opowiem Ci trochę o negocjacjach zarobków:
1. Najważniejsza jest firma i szef – nie Ty
Na początek scenka dla zobrazowania: ja jestem szefem, Ty przychodzisz to mnie po podwyżkę i mówisz mniej więcej coś takiego: “Michał, pracuję tutaj już rok [albo 17 lat] i chciałbym dostać podwyżkę”. Można się śmiać lub płakać – niestety zdarza się, że tak wyglądają takie rozmowy.
Co wtedy może pomyśleć przełożony? Oczywiście myśli biegające po głowie szefa są różne w zależności od tego, czy przychodzi do niego prawdziwy “orzeł”, czy pracownik po prostu sumiennie wywiązujący się z obowiązków czy obibok. Kilka przykładowych przemyśleń może wyglądać tak:
- Skoro pracowałeś już ten rok (lub 17 lat ;-)) za kwotę X, to dlaczego chcesz teraz zarabiać więcej?
- Dlaczego miałbyś dostać podwyżkę?
- Co ja będę miał z tego, że Ty “chcesz dostać podwyżkę”? Nawet jeśli Ci ją dam, to co w wyniku tego będzie się toczyło lepiej? Jaki efekt uzyskam z kolejnej inwestycji w Ciebie? Co firma będzie z tego miała?
- To dobry pretekst żebyśmy zastanowili się nad efektywnością Twojej pracy. Może zamiast podwyżki powinniśmy rozmawiać o obniżeniu wynagrodzenia?
- No toś mi chłopie wrzucił łamigłówkę do rozwiązania. Będę musiał sprawdzić kiedy ostatnio dawałem Ci podwyżkę, ile w ogóle zarabiasz, ile się zarabia teraz średnio na Twoim stanowisku i jeszcze każesz mi się domyślać ile tej podwyżki powinienem Ci dać… a dodatkowo muszę sprawdzić czy mi się nie wyłamiesz z drabinki wynagrodzeń i przypadkiem nie zaczniesz zarabiać więcej niż Twój szef…
Pierwsza i najważniejsza rzecz, którą trzeba zrozumieć zanim się pójdzie po podwyżkę lub rozpocznie rozmowę o pracę: to nie my jesteśmy najważniejsi w rozmowie o podwyżce lub zatrudnieniu! Najważniejszy jest interes firmy i interes naszego szefa. Rekrutowani jesteśmy po to, by rozwiązać pewien problem: problem braku specjalisty, problem braku rąk do pracy lub inny problem, który warto jest znać i rozumieć. Jasne, że dla nas liczy się to, czy będziemy mieli odpowiednie warunki pracy, ale wygrywają przede wszystkim Ci, którzy potrafią pokazać, że rozumieją cel całej tej zabawy. Ci, którzy wiedzą, że przyszli pomóc komuś innemu rozwiązać jego mniejsze lub większe problemy. Ci, którzy rozumieją, że firma musi zarobić na naszym zatrudnieniu więcej, niż będzie nam płacić.
Dlatego warto w rozmowie z przyszłym szefem pokazać, w jaki sposób firma skorzysta, jeśli będziemy dla niej pracować. Warto też przekonać przyszłego szefa, jak przyczynimy się do tego, by on był bardziej doceniany za swoją pracę lub miał mniej problemów na głowie.
2. Zamiast generować problemy – rozwiązuj je
Czy to jest ważne? To jest bardzo ważne! W mojej opinii dużo ważniejsze niż nasze kwalifikacje. Oczywiście kwalifikacje są ważne, ale jeśli szef ma do wyboru:
- Zatrudnić specjalistę w danej dziedzinie, który już od pierwszej rozmowy generuje problemy i po którym widać, że szuka “dojnej krowy”, która sfinansuje jego specjalistyczne oczekiwania lub…
- Zatrudnić osobę, która ma mniejsze kwalifikacje w danym temacie, ale potrafi pokazać, że jest chętna do nauki, że w poprzednich miejscach pracy dobrze się adaptowała, że potrafiła podejmować się nowych zadań i zdobywać nowe kompetencje, a jednocześnie nastawiona jest na rozwiązywanie problemów…
to kogo Twoim zdaniem taki szef będzie wolał zatrudnić?
Dam Wam jeden przykład: lata temu rekrutowałem osobę, która miała być specjalistą od usług mobilnych (czyli docelowo pracować z klientami i nadzorować tworzenie różnego rodzaju serwisów dla telefonów komórkowych). Wśród iluś tam kandydatów moją uwagę przykuł chłopak, który miał jedną straszliwą cechę – dramatycznie się jąkał. Gdy się denerwował – trudno było mu powiedzieć zdanie. Cecha potencjalnie dyskwalifikująca w kontaktach z klientami, a właśnie m.in. do tego był rekrutowany. W ramach zadań kwalifikacyjnych miał przygotować i wygłosić prezentację na zadany mu temat. Prezentacja przygotowana fajnie (na tyle, na ile w ciągu kilku dni można wejść w nieznany sobie temat), ale słuchanie tego jak ją opowiada – po prostu dramat.
Ale jednocześnie miał coś, co wtedy bardzo rzadko spotykałem. Pomimo wielkiego problemu z jąkaniem i dużych nerwów z tym związanych, potrafił dokończyć każde zdanie z sensem. I chociaż trwało to kilka razy dłużej, niż w przypadku osób mówiących płynnie, to pokazał, że potrafi pokonywać swój problem. Jednocześnie, znając swoje ograniczenia, miał zdolność upraszczania. Mówił esencję. A jeśli nie wiedział, to potrafił powiedzieć “nie wiem, ale wydaje mi się tak i tak…”. Każdy problem był dla niego okazją do szukania rozwiązania.
Dość powiedzieć, że dzisiaj jest on moim przyjacielem, przez wiele lat był “prawą ręką” w mojej poprzedniej firmie, a teraz jest moim następcą. I w ogóle się nie jąka – nawet w stresujących sytuacjach.
Podkreślam: szefowie szukają osób, które rozwiązują problemy, a nie je generują. Jeśli nie masz doświadczenia, to Twoje zaangażowanie w rozwiązywanie problemów jest równie cenne co doświadczenie. Jeśli masz doświadczenie, to warto oprócz niego pokazywać również, że posiadasz umiejętność rozwiązywania problemów i że “sodówa nie uderzyła Ci do głowy”.
Przecież także w życiu codziennym nie lubimy osób, które “podrzucają” nam swoje problemy. Dobrym ćwiczeniem tutaj jest wypisanie naszych oczekiwań względem pracy na kartce i zastanowienie się, które z nich mogą zostać uznane za problematyczne. Bądźmy gotowi opakować je w dobre uzasadnienie – takie, które będzie przekonujące dla pracodawcy.
Warto przygotować sobie kilka przykładów naszych osiągnięć w dotychczasowej pracy – szczególnie takich, które pokażą jak radziliśmy sobie w problematycznych sytuacjach. Wcale nie szkodzi mówić o tym, co się nam “nie do końca udało” – jeśli tylko możemy ten przykład wykorzystać do zademonstrowania, jakie wnioski wyciągnęliśmy i jak nam to pomogło w dalszej karierze. Pokazywanie samych sukcesów nie zwiększa naszej wiarygodności.
Dobry szef chce wiedzieć, jak pracownik radzi sobie z trudnościami i problemami – czy zamiata je pod dywan, czy dzielnie stawia im czoła, angażując go tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Chce wiedzieć, że mamy refleksje dotyczące swojej pracy, że widzimy pole do poprawy i że sami próbujemy poprawiać nasz warsztat. Że jesteśmy samodzielni i że nie będzie nas musiał co chwilę “walić po uszach”.
3. Przygotuj się do rozmowy!
Bez względu na to czy idziemy do nowej pracy czy po podwyżkę w swojej obecnej – trzeba być wszechstronnie przygotowanym do takiej rozmowy! Pomimo, że jest to truizm, to zdecydowana większość kandydatów nie przygotowuje się dobrze do spotkań. Już na starcie przegrywają, a nasze szanse – o ile tylko będziemy przygotowani – rosną.
Przez “przygotowanie” rozumiem zarówno jasność co do własnych oczekiwań (ile chcemy zarabiać, co chcemy robić a czego nie – co wcale nie oznacza, że mamy to jawnie komunikować!), wiedzę o firmie, z którą będziemy rozmawiać, wiedzę o jej ofercie, wiedzę o stanowisku na które aplikujemy i wymaganiach firmy, wiedzę o poziomie zarobków w danej firmie itp.
Być może część z tych punktów wzbudziła Waszą wątpliwość, np. “skąd mam znać poziom zarobków w danej firmie?”. Jeśli się postarasz, to się dowiesz 🙂 Nie traktuj tego jako wymówki. Bezcennym źródłem informacji (i o firmie i zarobkach) są nasi znajomi i znajomi znajomych. Nie bójmy się pytać – najwyżej nie otrzymamy odpowiedzi.
Jeden z Czytelników bloga pytał mnie niedawno ile można zarobić na konkretnym stanowisku w centrali banku w Warszawie (rozważał migrację z innego miasta). Zrobiłem szybkie rozpoznanie wśród moich znajomych i wróciłem do niego z informacją, którą wykorzystał w trakcie rekrutacji. Dzisiaj zarabia 1600 zł więcej niż chciał “zaśpiewać”. Rocznie otrzymuje 19 200 zł więcej tylko z tego powodu, że odważył się zadać pytanie.
Zresztą nie musimy się ograniczać do informacji od znajomych. Od niedawna można uzyskać informacje o “widełkach” wynagrodzenia na danym stanowisku z serwisu Zarobki.pracuj.pl prowadzonego przez Grupę Pracuj.
Serwis Zarobki.pracuj.pl
Jedną z istotnych przeszkód powstrzymujących nas przed negocjowaniem wysokości wynagrodzenia, jest brak precyzyjnej wiedzy o tym, jakie są “widełki” zarobków na konkretnym stanowisku, w konkretnej branży i w konkretnej miejscowości. Można oczywiście odpytywać znajomych, ale nawet jeśli ktoś podaje nam konkretne kwoty, to nie możemy mieć pewności na ile są one reprezentatywne i czy znajomy nie “koloryzuje”.
Z pomocą przychodzi tu serwis Zarobki.pracuj.pl. Każdy kto z niego skorzysta dostaje “szyty na miarę” raport wynagrodzeń dopasowany do stanowiska, rodzaju umowy, doświadczenia zawodowego itp. Warunkiem otrzymania takiego raportu jest wcześniejsze wypełnienie formularza dotyczącego naszego stanowiska pracy, co zabiera około 15 minut. Formularze takie wypełniło już ponad 175 tys. osób i to właśnie w oparciu o te dane przygotowywane są raporty.
Ale nie tylko wynagrodzenie jest istotne. Warto dowiedzieć się też “z rynku” jakie są inne elementy pakietu w danej firmie i co jeszcze możesz negocjować. Jeśli wiadomo, że firma z zasady nie posiada samochodów służbowych, to bardzo słabym pomysłem jest poruszanie tego wymagania w trakcie rozmowy.
Warto zdawać sobie sprawę, że rozmowa rekrutacyjna (bądź rozmowa o podwyżce), to nie jest egzamin, w którym każda odpowiedź punktowana jest niezależnie. Czasami jedna błędna odpowiedź może spowodować, że kandydat jest skreślany. Bo jako szef nie chcę zatrudniać kogoś, kto nie zadał sobie trudu postarania się o pracę. I nie chodzi tu o niedociągnięcia wynikające z braku umiejętności negocjacyjnych. To się naprawdę nie liczy w porównaniu z elementarnymi brakami, na których “wykłada się” większość kandydatów.
Pomijając zagadnienia merytoryczne, bardzo wiele może pokazać próba odpowiedzi na pytanie: “Na pewno przeglądał Pan naszą stronę WWW. Co wzbudziło Pana zainteresowanie? Dlaczego akurat to?”. Przeglądał? Będzie improwizował? Czy powie wprost, że nic nie pamięta?
Miarą przygotowania do rozmowy kwalifikacyjnej jest także to, czy kandydat ma jakiekolwiek sensowne pytania dotyczące stanowiska, na które aplikuje (“Co jest dla Pana niejasne lub czego chce się Pan dowiedzieć o zakresie obowiązków?”). No przecież niemożliwe jest żeby wiedzieć wszystko na podstawie tych kilku zdań z ogłoszenia! Ktoś kto nie pyta o zakres obowiązków daje mi do zrozumienia, że nie szuka pracy – szuka stałej pensji. Jest mu wszystko jedno, co będzie robił. A czy chcemy pracować z osobami, którym jest wszystko jedno?
Najlepiej przed spotkaniem przeanalizować wymagania z ogłoszenia, przy każdym napisać listę wątpliwości, pytań lub dodatkowych informacji, które możemy podać, np. “Cieszę się, że napisali Państwo, że szukają osoby dyspozycyjnej. W obecnej firmie…” i tu litania przykładów na to, co my rozumiemy pod pojęciem dyspozycyjności. Nawet w tak prosty sposób możemy pokazać, że zapoznaliśmy się z ogłoszeniem, że rozumiemy wymagania, przemyśleliśmy dlaczego nadajemy się na to stanowisko i dajemy do zrozumienia, że nie będzie z nami problemów (patrz punkt wyżej).
Jeżeli idziemy po podwyżkę, to powinniśmy przygotować się w inny sposób. W tym przypadku nie ma już “elementu zaskoczenia” i konieczności budowy relacji. Ta relacja już jest – ze wszystkimi jej plusami i minusami. I to właśnie rzetelna analiza plusów i minusów naszej pracy jest podstawą przygotowań do takiej rozmowy.
Musimy przygotować się do przypomnienia szefowi o naszych sukcesach (wcale nie musi o nich pamiętać), o tym, w jaki sposób przyczyniły się one do sukcesu jego samego i firmy. Musimy przygotować się do rzeczowej i zazwyczaj długiej dyskusji o tym, jak możemy i planujemy osiągnąć jeszcze więcej (pokazanie planu na siebie na kolejny rok lub dłużej), zastanowić się co możemy zaoferować ze swojej strony w zamian za podwyżkę (bardzo dobrym argumentem jest zobowiązanie do pracy w firmie przez określony czas).
Warto także – zanim jeszcze pójdziemy po podwyżkę – odpowiednio przygotować grunt do takiej rozmowy, np. kilka miesięcy wcześniej zweryfikować w bezpośredniej rozmowie z szefem, co według niego jest wyznacznikiem naszych ponadprzeciętnych rezultatów. A następnie, gdy już te rezultaty osiągamy, wykorzystać to w rozmowie o podwyżce. Jeśli szef jest zadowolony z pracownika i ten dodatkowo potrafi go w tym zadowoleniu utwierdzić w merytoryczny sposób, to podwyżka jest zazwyczaj czystą formalnością.
Dobry szef pójdzie i wywalczy dodatkowe pieniądze dla świetnego pracownika nawet wtedy, gdy firma przechodzi przez cięcia i gdy może to oznaczać redukcję innego etatu (czytaj: zwolnienie kogoś innego). Jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało, to w każdej maszynie potrzebne są dobrze pracujące, naoliwione trybiki, a te “zgrzytające” tak czy siak trzeba wymienić, by maszyna mogła pracować niezawodnie.
Za co dostałem dobrą butelkę od Czytelnika
W ubiegłym roku jeden z Czytelników bloga, z którym spotkałem się w Trójmieście, wręczył mi butelkę dobrego trunku. Z zaskoczeniem i pewnym zażenowaniem spytałem dlaczego mi ją daje?
– Należy Ci się – odpowiedział.
– Za co?
– Przeczytałem na Twoim blogu o tym, że BGŻ daje zwrot 1% pensji wpływającej na konto – maksymalnie do 50 zł miesięcznie. Zarabiałem wtedy 4500 zł na rękę i bardzo zirytowało mnie to, że nie zmaksymalizuję zwrotów. Poszedłem do mojego szefa i poprosiłem o podwyżkę. Gdy zapytał mnie dlaczego miałbym ją dostać, opowiedziałem mu o premii z BGŻ. Roześmiał się i po chwili rozmowy dostałem tą podwyżkę. Butelka Ci się należy…
Jak widzicie merytoryczne przygotowanie do rozmowy z przełożonym wcale nie musi się sprowadzać do jakiegoś niewykonalnego zadania. Ten przykład pokazuje, że czasem najprostsze argumenty są najlepsze. Ważne, by je mieć.
A tak przy okazji: kocham takie przykłady pozytywnego wpływu mojego bloga na Wasze życie i finanse 🙂 Śmiało podsyłacie proszę kolejne 🙂
4. Pokazuj na każdym etapie, że jesteś zorganizowany
Często jako osoba rozmawiająca z kandydatami do pracy zastanawiałem się, jak niesamowitą pamięć muszą mieć te osoby, skoro nie mają przed sobą żadnego notesu, długopisu czy nawet kartki z przygotowanymi wcześniej pytaniami / zagadnieniami. Tak – warto pamiętać, że takie szczegóły też mają wpływ na to, jak ocenia nas pracodawca.
Nie ma problemu, jeśli rzeczywiście mamy pamięć słonia 🙂 ale jeśli wypadniemy nie najlepiej, to nasza dobra organizacja może być naszym największym atutem. Dlatego warto zadbać także o oprawę spotkania:
- dzień przed nim potwierdzić godzinę i miejsce spotkania (mailowo lub telefonicznie) upewniając się, że nic się nie zmieniło,
- po spotkaniu – podziękować jego uczestnikom za poświęcony czas,
- komunikować się ze wskazanymi osobami kontaktowymi w uzgodnionych terminach
- i najważniejsze – jeśli proces rekrutacji zakończy się dla nas niepowodzeniem – także podziękować za informację i polecić się na przyszłość.
Jeśli bardzo zależy nam na pracy w danej firmie, możemy próbować dowiedzieć się czy nie jest prowadzona rekrutacja na inne stanowiska.
Spokojny upór i konsekwencja w połączeniu, po prostu, z kulturą osobistą, potrafią przynieść niesamowite efekty. Jest dużo prawdy w powiedzeniu “ważne jak kończysz”. Może się okazać, że ten ostatni e-mail jest czymś, co odróżnia nas od setek innych kandydatów i powoduje, że przy kolejnej rekrutacji firma skontaktuje się z nami w pierwszej kolejności. Dobre wrażenie robi się do końca – i na końcu można je też zepsuć.
W przypadku negocjowania podwyżki przejawem dobrej organizacji jest zadbanie o to, by spotkanie odbyło się w optymalnym czasie dla obu stron. Jeśli widzisz, że czas przestaje być optymalny – zapytaj, czy szef nie wolałby zmienić terminu. Organizacja przejawia się także w przygotowaniu agendy takiego spotkania – listy zagadnień, które chcesz omówić, oraz w samodzielnym przygotowaniu rzetelnej analizy naszych osiągnięć i porażek (tu warto zadbać o pokazanie wniosków).
5. Pozytywne podejście, czyli bądź człowiekiem
Bez względu na to jak dramatyczną mamy sytuację zawodową, to koniecznie trzeba pamiętać, że pozytywne podejście i uśmiech jest czymś, co zjednuje nam ludzi. Postaw się w roli szefa – czy wolisz zatrudnić kogoś pozytywnego, uśmiechniętego, kto wleje trochę optymizmu do Twojego zespołu, czy jakiegoś znerwicowanego mruka?
Każdy wie, że rozmowy rekrutacyjne są stresujące. I kandydat, i specjalista od HR, i przyszły szef. To o czym się często zapomina, to że szef także może być mocno zestresowany rozmową. Podobnie w przypadku rozmowy o podwyżce. Pamiętacie punkt 1? Sprawcie by szef poczuł się lepiej i komfortowo. Czasem wystarczy się uśmiechnąć.
Dla kandydatów to kwestia tej jednej rozmowy. Przejdziemy dalej albo nie. Szef ma dużo większy problem – musi dopasować nas do zespołu. Wie, że jedna, dwie czy trzy rozmowy niewiele pokażą. Że taka rozmowa może nas zweryfikować tylko negatywnie, ale nie powie jeszcze na ile świetnym pracownikiem będziemy. To wyjdzie dopiero “w praniu” w ciągu pierwszych miesięcy pracy. Jeśli szef postawi “na złego konia”, to zmarnuje bardzo dużo czasu, ograniczy szansę rozwoju firmy itp. Sukces naszej rekrutacji w danej firmie nie oznacza jeszcze, że nasz szef nie schrzanił zadania. To się okaże dopiero po jakimś czasie…
Jeśli nie stać nas na uśmiech i oznaki naszego zdenerwowania są widoczne, to moim zdaniem warto pokazać ludzką twarz, przyznać się do swoich emocji, przeprosić za nie i uzasadnić. Mówiąc o sobie i swoich odczuciach także możemy pokazać, że nam zależy. A szefom zależy na pracownikach, którym zależy. Oczywiście dobór słów także jest ważny 🙂
6. Ćwicz negocjacje!
Po dobrym merytorycznym przygotowaniu się do rozmowy kwalifikacyjnej, warto na głos powiedzieć to, co chcielibyśmy powiedzieć w trakcie takiej rozmowy. Trening czyni mistrza, a nikt z nas nie rodzi się z umiejętnością mówienia i negocjowania. Inaczej mówimy, gdy luźno rozmawiamy ze znajomymi, a jeszcze inaczej, gdy chcemy brzmieć profesjonalnie. A jeśli dołożymy do tego stres, to efekt może być opłakany. Dlatego warto ćwiczyć. Usłyszeć siebie. Posłuchać co nam “zgrzyta”. Nawet, jeśli nie zastosujemy tego w praktyce w trakcie rozmowy, to zapewniam, że będziemy tam iść z większą pewnością siebie. A ta jest bardzo istotnym elementem naszego sukcesu.
Warto przećwiczyć odpowiedzi na standardowe pytania, np. “Dlaczego chce Pan zmienić pracę?”, “Co się Panu nie podoba w obecnej pracy?”, “Dlaczego uważasz, że należy Ci się podwyżka?”.
Warto również nauczyć się zadawać pytania otwarte, czyli takie, które nie ograniczają zakresu odpowiedzi. Jeśli zapytamy “Czy w pracy na tym stanowisku przysługuje samochód służbowy?”, to w odpowiedzi możemy usłyszeć “Przysługuje”, ale de facto nadal nie wiemy czy my go otrzymamy czy nie, nie wiemy także jaki itp. Generalnie jest to przykład złego pytania 😉 Alternatywą jest np. propozycja “Porozmawiajmy co wchodzi w skład pakietu dla pracownika na tym stanowisku” – tu możemy się dowiedzieć, co jeszcze może nam zaproponować pracodawca bez szczegółowego odpytywania o konkretne elementy. Być może dowiemy się więcej niż chcielibyśmy usłyszeć.
Najwyższym poziomem wtajemniczenia jest ćwiczenie scenariuszy rozmów kwalifikacyjnych z naszymi znajomymi. Jeśli podejdziemy do tego na poważnie, to skorzystają na tym i znajomi i my. Można to przeprowadzać w trybie przypuszczającym “A co odpowiesz, jeśli usłyszysz takie pytanie…”. Jeśli uważasz to za dziecinadę, to zastanów się, czy nie warto trochę się powygłupiać w bezpieczny dla siebie sposób, np. dla dodatkowych kilkunastu czy kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie 😉
7. Negocjuj nie tylko pieniądze
Powyżej zasugerowałem już jedno z otwartych pytań dotyczących “pakietu pracowniczego”. Warto rozpoznawać i negocjować dodatkowe benefity.
Przeczytaj oddzielny wpis o dodatkach do pensji!
Tematowi benefitów pracowniczych, czyli pozapłacowych dodatków do pensji, poświęciłem oddzielny wpis na blogu: „Ile warte są benefity pracownicze? – czyli kiedy opłaca się nam zarabiać mniej„.
Znajdziesz tam także kalkulator, który pomoże upewnić się, że rachunek zysków i strat się zgadza. 😉
Niekiedy firmom znacznie łatwiej jest dać nam na naszym stanowisku służbowe auto z limitem kilometrów, niż pensję wyższą o 500 zł / m-c. Dodatkowa opieka medyczna, nielimitowane rozmowy komórkowe, karnety na siłownię, bony żywieniowe, ale także dodatkowe dni urlopu przysługującego rodzicom, paczki świąteczne, określony budżet na ubranie pracownicze (np. dofinansowanie garniturów), finansowanie wakacji dla najlepszych pracowników, przedszkole w firmie, możliwość zabrania osoby towarzyszącej na delegacje zagraniczne, zniżki i specjalne ceny na produkty firmy (fajne w branży samochodowej, bankowej czy ogólnie produkcyjnej) czy w końcu pracownicze programy emerytalne – to różne dodatkowe świadczenia dla pracowników, które zdarzało mi się widzieć w różnych firmach.
Informację o dodatkowych, pozapłacowych benefitach, których można się spodziewać w konkretnej branży i na konkretnym stanowisku, także można znaleźć w raportach przygotowywanych po wypełnieniu ankiety na zarobki.pracuj.pl.
Warto brać pod uwagę wszystkie “elementy układanki” i pokazywać naszą elastyczność. Jeśli dostaniemy coś więcej w jednym miejscu, to możemy pójść na ustępstwa w innym.
Jako szef weryfikowałem także, czy pracownik myśli w dłuższym horyzoncie czasowym, np. czy istotne jest dla niego wynagrodzenie miesięczne czy roczne. Jeśli ktoś rozumiał mechanizm premii lub prowizji, to był to dla mnie wyraźny sygnał jego elastyczności i zorientowania na rozliczanie rezultatów pracy.
8. Bądź uczciwy
Ostatni punkt w tym artykule, ale bardzo istotny. Wiem, że nie wszyscy działają uczciwie, więc napiszę to w charakterze przestrogi: kłamstwo ma krótkie nogi. Pracujemy przez zdecydowaną większość życia. Pracujemy za pieniądze, ale pracujemy też na naszą reputację.
Z jednej strony prawdą jest, że jest wielu pracodawców na świecie więc nawet jeśli gdzieś “wykręcimy jakiś numer”, to możemy znaleźć pracę gdzieś indziej. Ale z drugiej strony, zapewniam Cię, że pewne rzeczy wychodzą jak “szydło z worka”. Naprawdę pracodawca może bardzo łatwo zweryfikować, co sądzą o pracowniku jego dotychczasowi szefowie – czy byli z niego zadowoleni czy nie.
Uczciwość w życiu codziennym, to także uczciwość w negocjacjach. Jakkolwiek by one nie przebiegały, to negocjacje są metodą znalezienia kompromisu satysfakcjonującego obie strony. Jakiekolwiek próby “ogrania przeciwnika” prędzej czy później wypłyną na powierzchnię i potrafią się strasznie zemścić.
Doradzam bycie uczciwym i wierzę, że tak jest w życiu łatwiej 🙂 A w procesie rekrutacji ta uczciwość zaczyna się już na etapie pisania CV. Nie warto koloryzować. Zapewniam 🙂
Podsumowanie
Wyszedł mi bardzo długi wpis. Może wydawać się Wam, że nie zawiera on żadnych wskazówek negocjacyjnych. Jeśli ich nie widzicie – to przeczytajcie go jeszcze raz 🙂
Nie bez powodu wybrałem taką a nie inną kolejność punktów. Moim skromnym zdaniem kandydaci do pracy przykładają za dużą uwagę, np. do tego, by odpowiednio układać ręce i spoglądać w konkretną stronę, niż do prawdziwych i konkretnych kryteriów decydujących o ich zatrudnieniu.
Ale na koniec muszę ponownie zastrzec, że jest to moja osobista hierarchia ważności zagadnień związanych z szukaniem pracy lub wnioskowaniem o podwyżkę. To co piszę może być kompletnie niezgodne z Waszą rzeczywistością. Weźcie więc na to poprawkę i wyciągnijcie z tego wpisu to, co może się Wam przydać 🙂
Mam do Was wielką prośbę: jeśli znacie kogoś, kto bezskutecznie poszukuje pracy, to wyślijcie mu proszę link do tego artykułu. Ja, jako osoba siedząca raz z jednej, raz z drugiej strony biurka rekrutacyjnego, naprawdę życzyłbym sobie żeby większość kandydatów do pracy przychodziła na rozmowy kierując się tymi zasadami. Ale bywa różnie…
Życzę Wam wszystkim udanych negocjacji 🙂
Zdjęcie u góry: © Dan Race – Fotolia.com
{ 140 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Dzień dobry wszystkim
Jak najbardziej zgadzam się Michale 🙂 Nadchodzi „rynek pracownika” więc warto zawalczyć o lepsze wynagrodzenie czy to idąc po podwyżkę w pracy czy ją po prostu zmieniając na lepszą.
Wiem, że obecnie bardzo dużo narzeka się na to jaki to rynek pracy jest słaby i jak wysokie mamy bezrobocie. Ale to już przeszłość i jest za nami. Dlaczego?
Ze względu na cykl dziesięcioletni na rynku pracy, jaki odkryłem w Polsce. O cyklu dziesięcioletnim na rynku pracy można dokładnie przeczytać tutaj: http://www.michalstopka.pl/polska-gospodarke-czeka-kilka-tlustych-lat-michal-stopka-cykl-dziesiecioletni/
Oczywiście coraz lepsze PKB też dodatkowo przyczyni się do spadku bezrobocia.
Ze względu na to, że sytuacja na rynku pracy i wskaźniku bezrobocia w Polsce jest ważnym elementem moich analiz, dla osób, które na bieżąco chciałyby śledzić sytuację na rynku pracy, stworzyłem w moim serwisie kategorię „Rynek pracy w Polsce”. Znajduje się tutaj: http://www.michalstopka.pl/category/rynek-pracy-w-polsce/
Trzymam w takim razie kciuki za Wasze wynagrodzenia 🙂
Pozdrawiam
Jak tego Bloga czyta Michał Stopka to napewno jest to wartościowy Blog.
Ja dostałem podwyżkę nie satysfakcjonującą. Szef nawet się nie zapytał ile chce, nie interesowały go żadne argumenty.
„Widełki są takie i takie mogę CI dać tyle i tyle, więcej nie mogę. Czy chcesz jeszcze o czymś rozmawiać ?”.
Kompletnie mnie zaskoczył tym bardziej iż wiem ze kłamał z tymi widełkami.
Teraz ludzie zaraz po studiach negocjują takie stawki jaką mi zaproponowano, dla ludzi po studiach w obecnej firmie średnia wzrosła o 100%, wcześniej byli niedoceniani a teraz firma musi im tyle dać żeby kogokolwiek zatrzymać.
Nie myślałeś, żeby zmienić pracę? Ja wiem, że wygodniej jest siedzieć w starej (umowa na stałe, znany temat, spokój, komfort…). Ale sam widzisz, że np. ludzie zaraz po studiach, u Ciebie w firmie już na starcie mają lepiej.
Tak jak Michał napisał powyżej i co w moim przypadku również się sprawdziło:
„Jeśli pracujemy na etacie, to zarobki można zwiększać zasadniczo na dwa sposoby: negocjując podwyżkę z obecnym pracodawcą lub zatrudniając się w innej firmie. Z mojej praktyki wynika, że łatwiejszy i skuteczniejszy jest ten drugi sposób. Zazwyczaj pozwala wywalczyć więcej i zdynamizować karierę zawodową. Ale są oczywiście wyjątki.”
Powodzenia i uwierz, że Ci się uda (bo dlaczego miałoby się nie udać? Jak nie tu, to gdzie indziej)!
Sporo ludzi wyjechało za granicę, więc o pracę i podwyżkę nie trudno. Prędzej dostaniecie podwyżkę w firmie prywatnej jeśli jesteście fachowcami. Zero podwyżek w budżetówce jeśli nie macie pleców.
Niestety…tylko sektor prywatny…U mnie w budżetówce mój szef nie jest moim pracodawcą i o ewentualnej podwyżce mogę sobie pogadać z nim tak jak ze sprzątają, która u nas podłogi ogarnia. Poza tym na tym stanowisku nie mogę zarabiać więcej niż x. Pozostaje tylko zmiana pracy, której zmieniać nie chcę…
To wiesz, że w takim razie nie bardzo możesz narzekać na swoje zarobki. Sam wstrzymujesz się od działania… Jednocześnie poruszyłeś ważny aspekt – czasem w pracy jest nam tak dobrze, że nawet znaczne większe zarobki nie są wystarczającą motywacją do jej zmiany. Ja w takich przypadkach rzucałem 40-50% więcej nowym pracodawcom 🙂 – różnica musiała sprawiać – że czułeś wynagrodzenie za stratę.
U mnie dokładnie to samo. Pracę kocham, wiem że jestem dobra, ale nie mam z kim rozmawiać o podwyżce. Dyrektora nigdy ie widziałam, tylko w tv. Jedyną szansą są dla nas związki zawodowe, które negocjują dla zbiorowości, więc niewielkie kwoty.
W budżetówce prostu trzeba poznać zasady wynagrodzeń i ustalić dostępne możliwości awansu. Owszem są stanowiska, z których nie da się awansować i wtedy niektórzy pracownicy traktują je jako konkretny etap w karierze.
Z całym szacunkiem – Twoje podejście do Pani, która sprząta nie jest Twoją mocną stroną, ani dobrą reklamą. Każdemu należy się szacunek – niezależnie od tego, jakie stanowisko zajmuje. Każdy pracownik w firmie, to trybik, który ma swoje określone zadanie i który wpływa na dobre imię firmy. ‚Sprzątaja’ nie jest więc na miejscu.
Nie zgodzę się z Tobą, porównanie dyrektora do sprzątaczki niczym nie godzi w sprzątaczkę.
Tymbardziej napisał że rozmawia ze sprzątaczkami, wiekszość pracowników do sprzątaczki ani me ani be nie powie, już nie wspomnę o „proszę”, „dziękuję”, „dzień dobry” czy „do widzenia”
„Szefowie szukają osób, które rozwiązują problemy, a nie je generują” – świetne zdanie.
Przydatny wpis, pokazujący punkt widzenia szefa.
A propos jąkania się, stresu i trudności z płynnym wypowiadaniem się, np. na rozmowach kwalifikacyjnych. Polecam wolnomowę. Jest to technika zaczerpnięta m.in. z terapii poznawczo-behawioralnej. Kiedy rozmawiamy z kimś zacznijmy mówić odrobinę wolniej. Jest to niezauważalne dla odbiorcy, a naszemu mózgowi pozwala nadążyć za naszymi słowami. Łatwiej nam zebrać myśli, uspokajamy się, nasze wypowiedzi staja się logiczniejsze i zwięźlejsze.
Dobra rada! Sam zacząłem to stosować (wolnomowę) i widzę poprawę – mniej się jąkam, mniej jest yyyyyy, mmmmm i innych przerywników…
Faktycznie brzmi dziwnie, ale głównie dla mnie. Proponuję się nagrać i zobaczyć, czy mowa nie jest za wolna, bo wtedy może to brzmieć nienaturalnie.
Witam serdecznie!
Panie Michale – bardzo fajny wpis. Czekałem aż się taki pojawi na blogu.
Niestety – niewiele z tych porad można wykorzystać w budżetówce. Tutaj szefowie dążą raczej do minimalizacji kosztów i zazwyczaj odpowiadają, że „jeśli się nie podoba, to tam są drzwi”. A i chętnych na nasze stanowisko zwykle nie brakuje 🙁 Mimo wszystko, będę próbował 😉
Może ma Pan jakieś przemyślenia przydatne w takiej sytuacji?
Hej Jacek,
Dziękuję za komentarz 🙂 Co do budżetówki – nic nie wiem o realiach płacowych panujących w budżetówce.
Pozdrawiam
Może da się jakoś wydostać z tej budżetówki?
Rady bardzo dobre, ale dotyczą tylko małych, kilkuosobowych firm. Pracując w dużych zakładach lub firmach molochach, jeden człowiek nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek negocjacje. Bo go po prostu nikt nie słucha. Jedyną szansą na polepszenie wynagrodzenia jest w tej sytuacji zmiana pracy.
Z moich doświadczeń powiem że to nieprawda. Przynajmniej w działach których pracowałem także w korporacjach. Bezpośredni przełożony, jego szef to są osoby które mają wpływ na twoje wynagrodzenie. Oczywiście w molochach są pewne widełki wynagrodzeń i świadczeń pozapłacowych których na danym stanowisku nie przekroczysz, ale możliwości negocjacji są chyba zawsze, zwłaszcza jeśli jesteś wartościowym składnikiem zespołu. A jeśli nie ma takich możliwości to pozostaje łatwiejsza opcja – zmiana pracy na taką która zapewnia lepsze/oczekiwane warunki i możliwości dalszego wzrostu.
Nietrudno wyobrazić sobie osobę chodzącą po firmie i narzekającą, która ciągle ma z czymś problem… wtedy jest to oznaka, że raczej taka osoba albo jest sfrustrowana swoją pracą, albo/i zamierza ją szybko zmienić 🙂
Im więcej zresztą osób, które zamiast generować problemy to je rozwiązują tym szef ma też mniej pracy.
Chyba, że jesteś sobie sam sterem i okrętem, to wtedy te problemy znikają 😉
Świetny artykuł!
Jeżeli chodzi o mnie… dwa razy brałem udział w rozmowie o podwyżce w tej samej firmie. Za pierwszym razem prezes dość mocno się oburzył i wręcz donośnym głosem (niewiele brakowało do krzyku) porównał mnie do murarza, który w trakcie postawienia połowy ściany przychodzi i domaga się podwyżki. Ja wówczas poszedłem po 2 latach pracy przy bardzo dużym projekcie, który trwa do dnia dzisiejszego (4 rok). Druga rozmowa o podwyżce również nie była miła… gdyż była przekładana wielokrotnie (czekałem na nią 3 miesiące). Gdy nie mogłem się doczekać skłoniło mnie to do przygotowania pisma na temat rezygnacji z pracy i wówczas znalazł się czas na rozmowę. Prezes wówczas się zestresował przetarł czoło i zapytał o jakiej kwocie chcę rozmawiać.
Niestety mam za sobą 2 przykre rozmowy, które nie chciałem aby tak wyglądały. Zawsze lepiej jest porozmawiać w miłej i zdrowiej atmosferze jak to Michał zaprezentował na swoim blogu. W tym momencie tak na prawdę jakbym chciał podwyżkę to myślę, że lepiej zaoszczędzić sobie stresu i wybrać wariant drugi Michała – czyli starać się o inną pracę. Wiadomo, że zmiana pracy to też stres, ale może podejście będzie do pracownika będzie zdrowsze?
Pozdrawiam i dziękuję za fajny wpis Michale 😉
Stosuję się do zasady, że jeśli pracodawca nie da mi podwyżki (albo da do zrozumienia, że nigdy takiej nie dostanę), to zmieniam pracę. Teraz w wieku 26 lat mam problem, bo boją się mnie zatrudnić w obawie, że porzucę pracę na rzecz innego, lepszego pracodawcy (mam za sobą pracę w 5 poważnych miejscach w instytucjach finansowych).
Pytanie teraz co pracodawca sobie wyobraża o sobie, że wymaga lojalności ode mnie za niewielkie pieniądze, całkowitego oddania, a jeśli tylko mu się nie spodobam w trakcie zatrudnienia na pewno nie będzie zwlekał z pozbyciem się mnie.
Hej Marta,
Każdy kuje swój los. Z tego co piszesz pracodawcy już się zorientowali, że skaczesz z kwiatka na kwiatek. To był Twój wybór, który ma swoje konsekwencje. Pracodawca płaci, pracodawca wymaga. Nie musisz oczywiście się z tym zgadzać, ale ma to swoje skutki uboczne, których powoli zaczynasz doświadczać.
Dla świetnych osób, które nie mogą się odnaleźć w innych organizacjach, zawsze istnieje ścieżka tworzenia własnej firmy. Może pora to rozważyć i samemu zatrudniać pracowników?
Pozdrawiam
Zgadza się. Zbyt bogate CV ( duża ilość pracodawców ) źle może świadczyć o lojalności pracownika, lub ukazuje jego problemy z adaptacją w miejscu pracy.
Dodam jeszcze, że z tego co przeżyłam widzę, że nikt nie chce / nie lubi świadomego swojej wartości pracownika i obytego ze światem / prawem / życiem. Na początku jest super, zachwyt, że ktoś wierzy w siebie i swoje umiejętności, ma duże doświadczenie, ale w trakcie pracy przełożonym to zaczyna przeszkadzać – taka osoba dostrzega więcej, ma swoje pomysły, uwagi. Lepiej zatrudnić kogoś, dla kogo praca w danym miejscu będzie błogosławieństwem, odda cały swój czas i bezkrytycznie będzie pracował a nie kogoś, kto pracę widzi raczej na zasadach współpracy – ja daję doświadczenie, czas, umiejętności, potrzebuję pensji i pracy a pracodawca daje mi pieniądze, czasem możliwość realizacji i potrzebuje pracownika, żeby firma się rozwijała. Bzdury.
Marta, jesteś pewna, że ze strony pracodawcy to też tak wygląda?
Ja np. mam nowy zespół i uwielbiam rzucać hasło „tutaj mamy wąskie gardło”, „to trzeba usprawnić”, tłumaczę proces jak działa i mówię „rób jak chcesz i sposobami jakie wydają ci się najbardziej efektywne” (przy czym zaznaczam, że jeśli będą potrzebować jakiejkolwiek pomocy to zawsze i o wszystko mogą mnie pytać) i właśnie te osoby, które mają świeże podejście, uwagi oparte na obserwacjach czy doświadczeniu są bardzo wartościowe – to, co wcześniej robiły 4 osoby robią 3 pomimo wciąż nowych obowiązków i wciąż mamy apetyt na więcej usprawnień:)
Zatrudniając kogoś nie liczę na to, że ta praca będzie dla niego błogosławieństwem, że odda cały swój czas wolny na pracę, tylko, że te długie miesiące, które ja poświęcam na szkolenie pracownika jakoś mi się opłacą w dłuższej perspektywie niż np. pół roku czy rok – bo wtedy cała ta zabawa rekrutacyjno-szkoleniowa zaczyna się od nowa. Po drugie – skoro po tak krótkim czasie nie odpowiadają ci warunki to po co się na nie zgadzasz?
W zupełności zgadzam się z wpisem Jacka. Wydaje się, że w budżetówce wszystko powinno funkcjonować ‚normalnie’ a jednak tak nie jest. Cztery lata zajęło mi ‚zdobycie’ umowy na czas nieokreślony. Przeszedłem przez każdą formę zatrudnienia (staż, prace interwencyjne, itp.) a gdy już ją dostałem nie otrzymałem choćby symbolicznej podwyżki, mimo wniosku bezpośredniego przełożonego.
Niestety – budżetówka nigdy nie działała, jak należy. Zwłaszcza po wprowadzeniu ograniczeń podczas tzw. kryzysu gospodarczego. Miały one zabezpieczyć budżet Państwa przed nadmiernym rozpasaniem urzędników, a odbiło się na szeregowych pracownikach. Wielokrotne zatrudnianie na czas określony (jak w przypadku mojej koleżanki – szósta umowa na czas zastępstwa w ciągu 4 lat), niskie progi płacowe (pomimo inflacji)… wiele można by o tym pisać.
W medycynie (moja branża) jedynie pielęgniarki i lekarze byli w stanie sobie poradzić z tym problemem – strajkując. Cała reszta zawodów medycznych (ratownicy, diagności laboratoryjni, radiolodzy…) nie miała tego „luksus” i musi pracować za marne grosze, jakie nam zostawili urzędnicy i Dyrektorzy. A odpowiedzialność w tych zawodach wcale nie jest mniejsza.
Zresztą z problemem płac w budżetówce ma ścisły związek fakt nieodpowiedzialnego nauczania na studiach. Wypuszcza się zbyt dużo absolwentów uczelni wyższych w stosunku do miejsc pracy. Również likwidacja szkół policealnych była olbrzymim błędem (od którego niestety nie ma już odwrotu), bo skróciła ścieżkę kariery, przez co m.in. wiele osób straciło „oręż” w walce o wyższe stanowisko, czy podwyżkę.
Przepraszam za ten off-top – mam nadzieję, że nie zanudziłem 😉
Hej Jacek,
Nie ma co przepraszać. Dobrze uzupełniasz o inną perspektywę to o czym pisałem w artykule.
Pozdrawiam 🙂
Witam, myślę, że najlepszym sposobem na zwiększanie uposażenia w pracy najemnej jest traktowanie siebie / postawienie siebie w roli przedsiębiorcy. Ma to dodatkowy plus, że może kiedyś zdecydujemy się na działalność na własny rachunek.
Dzięki i pozdrawiam.
Cykl na rynku pracy w kolejnych latach powinien być następujący:
Od 2014 mocniejszy wzrost dla sektora prywatnego, bardzo dobry rok 2015 i 2016
Od 2015 mocniejszy wzrost dla budżetówki (rok wyborczy oraz dobry rok pod względem przychodów dla państwa w 2014 rok), bardzo dobry rok 2016 i 2017.
Generalnie to co dzieje się w budżetówce jest opóźnione względem sektora prywatnego o około roku, dwóch
Od sześciu lat nie było choćby podwyżki inflacyjnej…
Mam nadzieję, że Pana wyliczenia się sprawdzą. I że przełożą się na podniesienie wynagrodzeń dla wszystkich, a nie jak najczęściej – tylko wybranych grup zawodowych.
Super artykuł, gratuluję wpisu.
Bardzo fajny artykuł zwłaszcza, ze Michał ma doświadczenie po obu stronach barykady.
Ja bym do tej listy dodał chyba jeszcze jeden punkt. Zanim pójdziesz po podwyżkę sprawdź ile kosztujesz pracodawcę. Bo mało się o tym mówi a tak na prawdę to jest meritum rozmów o podwyżce. To co wpływa nam na konto to część tego ile kosztujemy naszego pracodawcę.
Michał reprezentuje „specjalistów” gdzie zupełnie inaczej ocenia się wartość pracownika. W przypadku innych branż, zawodów czasem nie kwestia naszej pracy/wydajności jest ważna a to jak firma radzi sobie na rynku. Dwie takie same firmy mogą mieć różne poziomy zarobków tylko dlatego, że jedna ze względu na lepsze zarządzanie ma wyższą rentowność. Szczególnie ma to znaczenie w małych firmach prywatnych gdzie często szefowie balansują na granicy płynności finansowej. Niestety takich małych firm w Polsce jest chyba około 80% jeśli dobrze pamiętam. Choćby nasz szef chciałby nam dać podwyżkę to po prostu nie może. Dlatego czasem sama wzmianka działa jak płachta na byka. Wtedy warto się zastanowić nad alternatywą.
Czasem możemy zarabiać więcej zmieniając zasady współpracy.
Jeśli na umowę o pracę zarabiamy 3550 zł na rękę (netto) to naszego pracodawcę co miesiąc kosztujemy 5924 zł. (nasza umowa na 5000 zł brutto + 924 zł kosztów składek po stronie pracodawcy). Te 5924 zł to jest realnie nasza pensja. Godnie prawda? To nie jest wina pracodawcy, że tyle musi oddać Państwu. Zmiana zasad współpracy np. przejście na działalność, umowę zlecenie lub dzieło. Pozwoli nam otrzymać więcej pieniędzy na rękę ale niesie szereg konsekwencji. Utracimy, składki emerytalne, urlopy, chorobowe itd. Dlatego nie jest to rozwiązanie dla każdego ale czasem różnica w tym co dostaniemy jest tak duża, że warto to rozważyć.
Przy kosztach pracodawcy na poziomie 5924 zł
3550 zł – tyle dostaniemy na umowie o prace
5332 – tyle dostaniemy na umowie o dzieło
Różnica 1782 zł – to prawie 50% tego co na umowie o prace.
Hej Calipso,
Dziękuję za komentarz znacznie rozszerzający to co napisałem. Tak – forma zatrudnienia to bardzo trafny punkt i także ciekawa opcja negocjacyjna. Mniejszym firmom zazwyczaj pasują alternatywne formy rozliczania z pracownikami / współpracownikami.
Oczywiście każdy musi sobie odpowiedzieć sam, czy mu pasuje praca bez odprowadzania pełnych składek ZUS 😉
Pozdrawiam
Hej Michał 🙂 O alternatywnych formach zatrudniania piszesz pozytywnie zapewne z punktu widzenia pracodawcy. Kazda firma jakby mogła (nie tylko mała) to z chęcią stosowałaby takie umowy (wiadomo dlaczego). Jednak z punktu widzenia pracownika zatrudnionego tylko i wyłącznie na taką umowę sytuacja nie wygląda już tak różowo. Co pozostaje ? Zmiana pracy. A co jeśli większość firm wokoło działa wykorzystując ‚alternatywne’ formy zatrudnienia ?
Hej Leszek,
Dla jasności: o alternatywnych formach zatrudnienia piszę pozytywnie z perspektywy osoby, która przez ostatnie 20 lat większość pieniędzy zarobiła właśnie w oparciu o umowy o dzieło. Podobnie jak Calipso potrafię zauważyć ewidentne korzyści finansowe związane z tym sposobem rozliczania – szczególnie w połączeniu z moją niską wiarą w polski system emerytalny. To tyle a propos mnie i mojego punktu widzenia.
Ale oczywiście problem, który opisujesz istnieje i wiele firm kombinuje jak może żeby tylko nie zatrudnić pracownika na etat. Z różnych powodów.
Pozdrawiam
Praca na alternatywnej formie zatrudnienia też nie ma samych plusów. Jako samo-zatrudniony również ponosi się koszty zatrudnienia (trochę inne zasady). A jak jest z z bankami? Chyba nie każda alternatywna forma zatrudnienia umożliwia wzięcie kredytu hipotecznego? Umowa zlecenie, czy umowy o dzieło to raczej wątpię… No i taka forma pracy nie jest możliwa w każdej branży, ale w tej kwestii możliwości też się trochę zmieniają.
Panie Michale – a może by tak kiedyś się Pan skusił na popełnienie wpisu na temat alternatywnych form zatrudnienia? 😉 Temat ciekawy, a Pan ma doświadczenie.
Nie przytoczę źródła bo musiał bym poszperać, ale esencja była następująca. W europie odchodzi się od „umów o pracę” u nas się do tego dąży. Minie parę lat zanim Polacy zrozumieją ile korzyści niesie za sobą praca na alternatywnych warunkach. Każdy pracodawca o zdrowych zmysłach chciałby mieć jak najniższe koszty zatrudnienia. Dlatego oferując 3500 zł na rękę woli dać umowę zlecenie lub o dzieło. Poza tym umowy o pracę są bardzo przytłaczające pracodawcę pod względem kosztów. Wynika to z tego, że niezależnie czy firma zarabia czy nie to podatki, składki MUSI odprowadzić. Może się spóźnić z pensją skrajnie jej nawet nie wypłacić. Ale jeśli spóźni się do urzędów to rusza machina którą bardzo ciężko zatrzymać i firma może łatwo splajtować.
Banki udzielają kredytów na umowy o dzieło i zlecenie ( ja dostałem dwa kredyty hipoteczne , problemów nie miałem). Umowy o dzieło i zlecenie są nawet wyżej ocenianie niż własna działalność gospodarcza (ironia prawda).
Kwestia ZUSów i emerytury – odwołując się do przykładu to można śmiało samemu odkładać część kwoty z różnicy. Gwarantuję, że będziemy lepsi niż ZUS ( bo składki są nieoprocentowane).
Ubezpieczenie zdrowotne – można je mieć nawet ze składką 0 zł. Wystarczy umowa zlecenie na 50 zł. Od takiej kwoty składka jest zerowa a i tak jesteśmy zgłoszeni do ubezpieczenia. Kto nie wierzy niech dzwoni do NFZ.
@Calipso
a czy możemy mieć umowe zlecenie za 50zł i umowe o dzieło u jednego pracodawcy?
rozumiem, że to chodzi o to że pracujemy na dwie umowy – jedną umowe o dzieło a drugą umowę zlecenie w zasadzie tylko po to aby mieć ubezpieczenie…?
Hej Jacek,
Proponuję od razu przejść „na Ty” – jeśli nie masz nic przeciwko 🙂
Wiesz – ja patrzę na to ile realnie zostaje w portfelu po wypłacie wynagrodzenia i potrąceniu wszystkich zaliczek na podatki itp. Umowa o dzieło z przeniesieniem praw autorskich ma ten duży plus (obecnie ograniczony), że pozwala traktować 50% przychodu jako koszt jego uzyskania. Oczywiście nie wszystkie zawody kwalifikują się do tego, by być rozliczane w ten sposób 😉 A takie rozliczenie istotnie zmniejsza efektywnie płacony podatek.
Jak to wpływa na Twoją zdolność kredytową? To zależy od banku. Ja, przy przychodach z umów o dzieło stanowiących zdecydowaną większość moich przychodów, nie miałem problemu z uzyskaniem kredytu hipotecznego. Coraz więcej banków rozumie, że co to jest umowa o dzieło. Jedyne czego wymagają, to ciągłość takich przychodów, np. wypłacane co miesiąc lub kwartał, a jeszcze lepiej – umowa o dzieło o konkretnej kwocie gwarantująca np. uzyskiwanie przyszłych przychodów, np. przez kolejne 6 miesięcy.
Co do artykułu – jest to jakiś pomysł 🙂 Dziękuję.
Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłem.
Pozdrawiam
Ciekawy wpis, z którym się zgadzam w 100%. Nie mniej nigdy nie ma szans na podwyżkę wynagrodzenia, którą można uzyskać poprzez zmianę pracy. Bardzo trudno jest uzyskać podwyżkę rzędu 20-30% u pracodawcy, a zmieniają pracę (zwłaszcza w sektorze IT) jest to jak najbardziej możliwe. Oczywiście pytanie czy chce się często zmieniać pracę.
Pozdrawiam i czekam na kolejne wpisy.
Michale, świetny wpis.
Nic do pracuj.pl nie mam – powiem więcej, to obecnie najlepsza strona z ofertami pracy. Ale proszę nie reklamuj tej ankiety płacowej na pracuj.pl. Wyłudzają dane, nie dają nic w zamian (poczytaj na internecie, komentarze pod ich reklama ankiety na fb nawet). Ja kilka miesięcy temu wypełniłem ich ankietę i nic – żadnego obiecanego raportu.
Andres, przy wypełnianiu ankiety nie zbieramy danych o użytkownikach, a jedynie dane o stanowiskach. Dane są łączone statystycznie z innymi podobnymi osobami. Po uzbieraniu odpowiedniej, wiarygodnej liczby ankiet na zbliżonym stanowisku przekazujemy raport. Podanie adresu e-mail lub powiązanie ankiety z kontem w Pracuj.pl służy temu, aby umożliwić dostęp do spersonalizowanego raportu, powrót do niego w późniejszym terminie w celu aktualizacji danych i informowania o aktualizacjach. Co więcej, nasze badanie budujemy razem z użytkownikami. Aby móc pokazać wiarygodny wynik, musimy zebrać statystycznie istotną liczbę ankiet na danym stanowisku. Jeśli po wypełnieniu ankiety okaże się, że do tej chwili dla danego stanowiska zebraliśmy już większą liczbą ankiet, to od razu można zobaczyć wyniki. Jeśli jeszcze nie zgromadziliśmy wystarczającej liczby ankiet, aby móc pokazać wiarygodny raport, konieczna będzie chwila cierpliwości – wyślemy informację o raporcie zaraz, gdy tylko taki przygotujemy. Czy możemy prosić o przesłanie adresu mailowego (na [email protected]), który został podany przy wypełnianiu formularza? Sprawdzimy, dlaczego raport jeszcze do Pana nie dotarł.
To co przedstawiłeś próbuję z sukcesami tłumaczyć wybranym, obiecującym kandydatom* Niby to oczywiste rzeczy a czasem powoduje otwieranie szeroko oczu…
Najbardziej nie doceniamy znaczenia:
– przygotowania się do rozmowy zwłaszcza w tematach, które pewnie się pojawią,
– zaplanowania strategii tego, co o sobie przekazać,
– zmiany perspektywy na punkt widzenia pracodawcy/szefa,
– „can do attitude” (ha! jak to przetłumaczyć? Nastawienia „dam sobie z tym radę”).
Jakoś po prawo jazdy nie wybieramy się na egzamin zupełnie nieprzygotowani z kodeksu drogowego, ale już na rozmowę o pracę mimo mnogości poradników tak.
Jestem o krok od założenia bloga, żeby popularyzować te tematy. Tylko jak sprawić żeby ludzie ich szukali?
*Jestem rekruterką ale decydujący głos o zatrudnieniu ma klient, do którego mój pracodawca wysyła rekomendowanych przeze mnie kandydatów (w moim przypadku wyłącznie informatycy/czki do Komisji Europejskiej)
Hej Anna,
Dziękuję za komentarz. Miło widzieć, że Tobie jako rekruterce, podoba się ten artykuł.
Co do bloga na te tematy: ja uważam, że całkiem sporo osób szuka w Internecie informacji dotyczących poszukiwania pracy (na podstawie statystyk słów kluczowych w Google). Reszta to kwestia merytorycznego pisania oraz marketingu tych treści – chociażby za pośrednictwem Facebooka. Temat moim zdaniem jest nośny i Twoja wiedza może być cenna.
Pozdrawiam
Cześć.
Ten artykuł spadł mi jak manna z nieba.
Mam straszliwy dylemat i mam nadzieję, że uzyskam chociaż wskazówkę co mam zrobić.
Problemem jest to, że muszę wybrac pomiędzy aktulaną pracą a nową pracą.
Właśnie wygrałem rekrutację do topowej fitrmy w mojej branży.
Firma ma prawie wszystko lepsze w porównaniu do aktulanego pracowawcy.
1.Jest bardziej rozpoznawalna, ułożona, dojrzała, ma dużo większe portfolio produktów.
2. Zarobki średnio wyższe o 500-1000pln (dodatkowy system premiowy).
3. Finansuje rozwój pracownika (angelski, opieka zdrowotna dla całej rodziny inne benefity).
4. Ma bardziej i lepiej rozbudowany system premiowy.
5. Inne pierdoły jak lepsze auto służbowe itd.
Jako minus lub bardziej obawę moge podać tylko to, że produkty przyszłego pracodawcy są jednymi z najdroższych na rnku, więc sprzedaż (bo o to chodzi) nie będzie łatwa….ale mam doświadczenie i powinienem sobie poradzić.
Ktoś się spyta nad czym człowieku się zastawaniasz……ano na tym co poniżej.
Tak jak przyspuszczałem podczas wręczania wypowiedzienia (stało się) u mojego aktualnego pracodawcy, dano mi do zrozumienia że nie chcą abym odszedł i w tym tygodniu czeka mnie rozmowa, gdzie podałem wstępnie moje oczekiwania, któe mogłyby mnie skłonić do zostania.
Chodzi o to że aktulana firma miała bardzo duże problemy które generował poprzedni Dyrektor, który był totalnie nieodpowiednim człowiekiem na tym stanowsisku (delikatnie mówiąc). Przez tego człowieka cała firma dostała zadyszki i u ludzi najnormalnie w świecie posypała się psychika a zaangażowanie i motywacja spadły do poziomu „robię tyle aby przetrwać”.
Jak wspomniałem wczesniej był Dyrektor – dupek, ale teraz jest facet który najwyraźniej idelanie się do tego nadaje. To jest jeden z powodów dlaczego w ogóle się zastanaiwam czy zostać w tej firmie. W ciągu trzech miesięcy atmosfera w pracy mocno się popraiwła, ludzie zaczęli się uśmiechać i nie patrzą na siebie wilkiem. Ja sam po trzech miesiącach sprzedaży (w rozliczeniu kwartalnym) osiągnąłem wynik jeszcze daleki od założoengo planu jednakże taki o którym podczas rządów poprzednika mogłem tylko pomarzyć.
Gdyby okazja zmiany pracy nadażyła mi się pół roku wcześniej nie zastanawiałbym się w ogóle, bo nie byłoby nad czym.
Nowy Dyrektor widzi we mnie duży i niewykorzystany potencjał (i ma rację :-)), już od początku swoich rzadów wspominał, że widzi mnie na innym stanowisku, chodziło o awans. Problemem były moje dość słabe wyniki sprzedaży (niezależne ode mnie), czyli brak argumentów u Prezesa. Aktulana sytuacja (wypowiedzenie) to zmieniła, moje odejście równa się brak wykonania planu i utrata dobrego specjalisty (przynajmniej tak mi się wydaje).
DOdatkowym aspektem jest to że, produkty które sprzedaję są produkowane w Polsce (nowoczesna fabryka) i są to produkty specjalistyczne. Ogólnie to co robię daje wynagrodzenie i pracę moim kolegom i fabryce (oczywiście oni też to mogą powiedzieć, bo przecież produkują to na miejscu). Dla mnie to ważny aspekt.
Reasumując co wybrać:
A. Nowa praca
– większa pensja, lepszy socjal, firma TOP, większa dojrzałość i lepszy management.
– produkt drogi, katalogowy = większa konkurencja – firma zagraniczna.
B. Aktulana praca.
– awans, podwyżka (ale sumarycznie mniejsze pieniądze od nowego pracodawcy) w związku z awansem lepszy charakter pracy, produkt polski z polskiej fabryki. Produkt często specjalistyczny wymagający wiedzy i umiejętności w sprzedaży i obsłudze.
– firma która ma jeszcze wiele do zrobienia w każdej płaszczyźnie działalności. Sporo niedociągnięć, słabsza organizacja, czasami jakość produktów (sporadycznie) jest kwestionowana przez klientów.
Co zrobić, co zrobić…..
Hej Roman,
Dziękuję za komentarz. Nie jesteś jedyną osobą, która po wczorajszym artykule prosi o poradę – dostałem już kilkanaście maili z pytaniami „co robić?” 🙂
To o co pytasz, to temat na oddzielny artykuł. Odpowiedzieć musisz sobie sam wsłuchując się w siebie, ale spróbuję podpowiedzieć co może pomóc:
– Wypisz sobie na kartce listę rzeczy, które są dla Ciebie cenne w każdej pracy, którą wykonujesz: pensja, samochód, premia, dobra atmosfera, dobry dojazd do pracy, fajny szef, pewność zatrudnienia itp itd. Im więcej cech tym lepiej.
– Nadaj każdej z tych cech wagę
– Potem weź ofertę dwóch firm i zacznij wpisywać ocenę w skali 1-10 każdego z punktów. 10 najwięcej, 1 najmniej.
– Przemnóż przez wagi i przelicz
– Zsumuj kolumny
Wyjdą Ci wyniki. Maksymalnie zobiektywizowane Twoje osobiste preferencje przełożone na model matematyczny. Jeśli dobrze wykonasz to zadanie, to może się okazać, że „zwycięzca” jest ewidentny tylko, że sobie tego nie uświadamiasz nie próbując tego skonkretyzować.
Mi zawsze tego typu podejście pomagało w podejmowaniu naprawdę trudnych decyzji. Podświadomie potrafiłem sobie odpowiedzieć na pytanie już wcześniej, ale potrzebowałem takiego racjonalnego dowodu, że moje przypuszczenia są prawidłowe.
To tylko jeden ze sposobów, ale może Ci pomoże.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawy i pomocny artykuł. Uważam, że każdy, kto zamierza się starać o podwyżkę powinien się podobnymi kryteriami kierować. Sama byłam już na rynku pracy po stronie i szefa i po stronie pracownika. Doświadczenie nauczyło mnie negocjacji zarówno mojego wynagrodzenia u szefa, jak i rozmowy z pracownikiem dotyczącej jego ewentualnej podwyżki. Twoje porady są bardzo cenne.
Podobnie jak Ty do wielu wniosków dochodziłam w trakcie pracy i nauczyłam się, jak prowadzić i takie negocjacje. Zawsze do rozmowy z szefem bardzo dobrze się przygotowywałam. Nawet do dwóch miesięcy wcześniej, łącznie z ćwiczeniem przed lustrem. Wszystko zawsze miałam spisane krok po kroku. Zawsze ja prowadziłam rozmowę i często szef wcześniej otrzymywał ode mnie plan takiej rozmowy. W moim przypadku rozmowę o podwyżce zawsze rezerwowałam sobie z szefem co najmniej miesiąc przed planowanymi wstępnymi szacunkami kosztów na następny rok. To po to, by szef w kosztach personalnych ujął także moję podwyżkę.
Jeżeli chodzi o rozmowy z pracownikami, to niewiele razy zdarzyło mi się mieć przygotowanych do rozmowy o podwyżce pracowników. Pracownicy często idą na żywioł i tu popełniają duży błąd.
Poieram także pomysł szukania pracy i brania udział w rozmowach kwalifikacyjnych. To dodaje pewności siebie, rozjaśnia nam sytuację na rynku pracy, uczy negocjacji oraz pozbywania się tremy. Pozdrawiam.
Hej Kamila,
Bardzo miło mi przeczytać opis tych Twoich przygotowań. Gratuluję! Da się? – da się!
Pozdrawiam
Większość Twoich uwag/przemyśleń pokrywa się z moimi. Fajnie, że ktoś to zebrał w kupę.
Ale jedna uwaga krytyczna 🙂 Zawsze czytając o podwyżkach, o zmianie pracy, o tym że warto chodzić na rozmowy (bez dwóch zdań!) to nikt nie poruszył jednego tematu. Jaką strategię obrać, gdy na tej rozmowie u konkurencji zaproponują nam pracę z podwyżką, ale my chcielibyśmy zostać u obecnego pracodawcy? Jak poprowadzić rozmowę z szefem, żeby z dużym prawdopodobieństwem nie zmienić pracy i dostać podwyżkę? Jakoś wydaje mi się, że argument „konkurencja daje mi x więcej” nie brzmi najlepiej 🙂 Albo jak „zabezpieczyć” propozycję u konkurencji, żeby po odmowie podwyżki obecnego szefa, wybrać ich ofertę?
Hej Damwal,
Dziękuję za komentarz. Nie ulega wątpliwości, że najlepszą kartą przetargową i najlepszym pretekstem do rozmowy z aktualnym pracodawcą, jest posiadanie w zanadrzu oferty od innej firmy.
Rozmowa z szefem nie musi się sprowadzać do „stawiania go pod ścianą”. Ja otwarcie zawsze komunikowałem moje rozterki na zasadzie: „Dostałem świetną propozycję, wolałbym z niej nie korzystać, ale nie chcę też pluć sobie w brodę. Porozmawiajmy o tym”. Oczywiście na taką otwartość można sobie pozwolić wtedy, gdy rzeczywiście jesteśmy cennym pracownikiem.
Co do „zabezpieczenia tyłów” – nie musisz od razu podpisywać umowy o pracę w nowej firmie. Możesz przygotować i podpisać list intencyjny. Oczywiście to co piszę i tak w dużej mierze opiera się na zaufaniu.
Pozdrawiam
Cześć Michał,
O liście intencyjnym wiem – przerabiałem temat rok temu zmieniając pracodawcę 🙂 Jest to dość powszechna praktyka, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że często taki list jest bezwartościwym papierem. Z tego co się dowiedziałem, żeby miał on moc prawną musi spełniać wymogi odnośnie formy umowy przedwstępnej określone w KC.
Jak z Twojego doświadczenia najlepiej rozmawiać z potencjalnym pracodawcą? Z pozycji „tak na prawdę nie chcę zmieniać pracy, ale lepsze wynagrodzenie by się przydało” czy może „słyszałem sporo dobrego o Państwa firmie, chciałbym u Państwa pracować”? Domyślam się, że to pierwsze podejście będzie bardziej skuteczne (choćby za szczerość) w sytuacji, gdy mamy przewagę nad innymi kandydatami. Niestety ze względu na stosunkowo niewielką liczbę potencjalnych pracodawców w mojej branży nie chciałbym testować tych podejść w praniu 🙂
@ Roman
Niezły dylemat 🙂
I trudny orzech do zgryzienia 🙁
Przy zmianie pracy zawsze warto zwrócić uwagę że zmiana pracy to też ryzyko. Na rozmowach powiedzą Ci wszystko co tylko chcesz usłyszeć bo tylko wtedy jako pracownik masz większą siłę niż potencjalny pracodawca. Chcą się dobrze sprzedać i nic w tym dziwnego ale aby podjąć to ryzyko warto aby się to naprawdę opłacało. Albo finansowo albo np. jako rozwój zawodowy, awans czy coś podobnego.
Jeżeli chodzi o obecną firmę, gdzie pracujesz, to kolejne kilka lat powinny być dobre jeżeli chodzi o gospodarkę i ona też powinna odczuć poprawę po stronie przychodowej. Pytanie więc, które sobie warto zadać to czy Twoja firma będzie w stanie wykorzystać lepszą koniunkturę.
1) Jeżeli tak, zostając w niej (i biorąc teraz lepsze warunki) powinno to być docenione w przyszłości przez kierownictwo na przykład przez wyższe zarobki czy kolejne awanse. W takim przypadku warunki pracy mogą się znacznie polepszyć w przyszłości. Zawsze dobrze być w mniejszej firmie, która się dynamicznie rozwija niż w dużej korporacji. W korporacji awanse i rozwój zawodowy jest bardziej ograniczony. Są widełki itd. a szef co najwyżej może powiedzieć „nic nie mogę z tym czy tamtym zrobić, to jest korporacja”
2) Jeżeli natomiast uważasz, że Twoja firma nie będzie w stanie wykorzystać lepszej koniunktury bo jest za słaba, za słaby management itd. to w takim wypadku lepiej wziąć nową pracę i tam się rozwijać. W takim wypadku szkoda byłoby marnować swoją energię i zaangażowanie w firmie, która zmierza donikąd.
Tak czy tak, życzę dobrego wyboru 🙂
W zasadzie większość uwag napisali moi poprzednicy. Ja dodam jeszcze jedno – warto zastanowić się, jak stabilne są nasze warunki wynagrodzenia. Bo czym innym jest twarda podwyżka wynagrodzenia zasadniczego brutto, a czym innym nagroda / dodatkowa umowa o dzieło / prowizja od sprzedaży. Niektórzy patrzą tylko na to, jaką kwotę netto dostaną w kolejnym miesiącu, ale potem doznają przykrego rozczarowania, kiedy sytuacja na rynku zmieni się na gorsze / szef odchodzi / pracownik ląduje na dłuższym zwolnieniu czy urlopie macierzyńskim.
Bo czasami okazuje się, że z 6.000 zł netto, które wpływały na konto w dobrych czasach, zostają 2000 zł w dołku.
Bardzo fajny wpis. Gratuluję.
Jestem na świeżo z tymi tematami, bo od miesiąca mam nową pracę. Byłam na wielu rozmowach rekrutacyjnych i mogłabym chyba o tym poematy pisać. Dla mnie najbardziej upokarzające jest to, że idę na taką rozmowę, która trwa z godzinę albo lepiej, potencjalny pracodawca przegląda moje cv, rozmawia ze mną i dopiero na samym końcu jest rozmowa o zarobkach, które zwykle są dużo niższe niż bym oczekiwała. Nie mam pojęcia z czego wynika ta różnica. Szukając nowej pracy podwyższyłam pułap trochę, ale pokazywałam, że jestem elastyczna w tej kwestii, jeśli byłaby opcja otrzymywania np. premii czy prowizji za dobrą pracę albo mogłabym wystartować z niższego poziomu, gdyby okazało się, że po okresie próbnym dostanę więcej. Jednak tendencja pracodawców jest taka, żeby oferować jak najmniej. Tłumaczenia są różne – słowo wytrych to kryzys.
Czasem można zastosować metodę zmiany formy umowy na podstawie, której pracujemy – żeby realnie odczuć podwyżkę. Pracodawca wcale nie musi nam płacić więcej – co jest ważnym argumentem w negocjacjach. Pisałem już o tym w jednym z wcześniejszych wpisów – ale powtórzę – dla pewności.
Jeśli zarabiamy np 2000 zł brutto, na umowie o pracę, to na rękę dostajemy (w uproszczeniu) 1000 zł a drugi tysiąc płaci za nas pracodawca w formie różnego rodzaju składek-podatków. I tego drugiego tysiąca oczywiście nie widzimy – wpada on w bezdenną otchłań zwaną Budżetem Państwa.
Natomiast jeśli zamienimy umowę o pracę np na umowę o dzieło z przeniesieniem praw autorskich to z 2000 zł brutto dostaniemy na rękę 1820 zł a 180 zł będziemy odprowadzać. Jakby nie było 82% podwyżki bez ponoszenia przez pracodawcę złotówki dodatkowych kosztów.
Małe uzupełnienie bo widzę, że mój poprzedni komentarz omyłkowo źle sformułowałem. A więc końcówka powinna być taka:
Natomiast jeśli zamienimy umowę o pracę np na umowę o dzieło z przeniesieniem praw autorskich to z 2000 zł brutto dostaniemy na rękę 1820 zł a 180 zł będziemy odprowadzać w formie podatku dochodowego. I to wszystko. Jakby nie było 82% podwyżki bez ponoszenia przez pracodawcę złotówki dodatkowych kosztów.
Jeszcze historyjka do punktu „Uczciwość popłaca”
Na rozmowie kwalifikacyjnej (już drugiej w tej firmie, spotkanie z pełnym zarządem, stanowisko podległe bezpośrednio Prezesowi, na pierwszym spotkaniu był tylko jeden z członków zarządu), Prezes zapytał dlaczego zdecydowałem się złożyć aplikację do ich Spółki. Odpowiedziałem, że „szczerze to nie pamiętam, abym akurat do Państwa Spółki wysyłał CV”. Prezes się chwilę zastanowił i stwierdził, że faktycznie nie ujawniali kto stoi za ogłoszeniem o poszukiwaniu pracownika.
Po ponad dwóch latach pracy w tej Spółce mogę spokojnie stwierdzić, że wzajemna uczciwość jest tu szanowana na każdym poziomie, od samej góry po szeregowych pracowników. Oczywiście przy 250 osobach nie jest to bajka i w takiej grupie ludzi muszą się trafić osoby z różnym nastawieniem i charakterem, ale relacje są uczciwe (co stoi w całkowitej opozycji do mojego poprzedniego miejsca pracy).
A a propos wrażenia.
Już po jakimś czasie od (pozytywnego dla mnie) zakończenia rekrutacji dowiedziałem się, że w końcowej fazie rekrutacji było nas dwóch kandydatów. Ten drugi kandydat miał mniejsze (raz padło słowo znacznie) oczekiwania finansowe niż ja, lepiej pasujące doświadczenie oraz prawdopodobnie (na ile to można ocenić w trakcie rozmowy) bardziej pasujące kompetencje na starcie (choć co zawsze można rozwinąć). Wyłożył się na jednej rzeczy. Jak to było ujęte „ogólnym rozchełstaniu i mało profesjonalnym wrażeniu. Był „niedoprasowany” i rozkładał się na stole w trakcie rozmowy”. W największym skrócie chodziło o podstawowy savoir-vivire jakiego kiedyś nas uczyli rodzice.
Hej Piotrze,
Dziękuję za pozytywną historię. Miło ją było przeczytać. Świetny przykład. Oby więcej i takich pracowników i pracodawców 🙂
Pozdrawiam
Też stałem przed problemem podwyżki. Zaktualizowałem CV, porozsyłałem do kilku firm, znalazłem pracę z zarobkami wyższymi o 40%. Wydrukowałem wypowiedzenie, poszedłem do szefa i dostałem 40% podwyżki w obecnej firmie, nie musząc odchodzić. Wiem, że jestem pierwszym na liście do odstrzału 🙂 Dlatego niedługo zabieram się za szukanie jeszcze lepszych zarobków i wybieram się znowu z wypowiedzeniem 😀
Ciekawy i motywujący artykuł, tylko długi, ale na pewno doczytam.
Wydaję mi się, że brakuje jednak pewnej rzeczy. W przypadku nowej pracy zwykle jest to oczywiste, a w przypadku negocjacji często nie bardzo.
Otóż jeśli idziesz negocjować podwyżkę musisz sobie i szefowi uświadomić, że Twoją kartą przetargową jest rezygnacja. Jeśli nie jesteś gotowy odejść z pracy nie negocjujesz tylko żebrzesz.
Ja gdzieś podpatrzyłem taki trik: ubierasz się w garniak, idziesz do szefa i pytasz czy możesz wyjść dziś wcześniej, bo masz wizytę u dentysty. Jak zapyta czemuś taki odpicowany-mówisz-„Bo mój dentysta to staroświecki starszy pan”
Kilka dni później umawiasz się na rozmowę w sprawie finansów (warto dać jasno do zrozumienia, że chce się rozmawiać o podwyżce). Szef szybko kojarzy fakty.
Hej Wojtekm,
Uśmiałem się. Jakoś nie przyszedł mi do głowy ten fortel. Ja jednak mimo wszystko stawiam na granie prawdziwymi kartami a nie blefowanie. Asy oczywiście zawsze warto mieć w zanadrzu. Gra się wtedy dużo pewniej 🙂
Pozdrawiam
Michał,
bardzo trafny artykuł. Szczególnie przypadł mi do gustu fragment o rozwiązywaniu a nie generowaniu problemów.
W moim przypadku największym problemem jest jednak brak negocjacji w trakcie rozmów o pracę. Na rozmowach rekrutacyjnych pytanie o oczekiwania finansowe jest stawiane kandydatowi, żaden z pracodawców nie wyjawia, ile jest w stanie zapłacić za dobrego kandydata na danym stanowisku.
W takiej sytuacji kandydat musi po prostu „strzelać”, szczególnie w zawodach, które nie są tak powszechne i trudno jest znaleźć punkt odniesienia. Niestety często trafia kulą w płot. Jeśli poda zbyt niską stawkę, straci na wizerunku, a jeśli nawet dostanie pracę – będzie miał poczucie straty. Jeśli poda zbyt wysoką stawkę – przepadnie od razu.
Rekruterzy rzadko odzywają się po spotkaniu z informacją zwrotną, a nawet jeśli – nie wyjaśniają powodów odrzucenia kandydata.
Jak w takiej sytuacji wycenić siebie i swoje umiejętności? Sytuacja wydaje się patowa.
Raporty takie, jak te przytoczony raport pracuj.pl prezentują w mniej popularnych zawodach dane bardzo zgrubnie np. „wszystkie poziomy od początkujących do eksperta”, „cała Polska”, „wszyscy pracownicy branży”.
to prawda z tym ,,strzelaniem”, jednak patrzac z drugiej strony pracodawca tez wyposrodkowywuje oferowaną stawkę, ktora odpowiada poziomowi w branzy. Przyklad: znajoma szukając pierwszej pracy (dom maklerski, analizy), nie mając zbytniego rozeznania wśród znajomych o poziomie jaki może żądać, proponowała X, a dostała 35% więcej. Oczywiste jest, że płace się różnia w poszczególnych firmach, ale pracodawca nie może też zbytnio ,,przycwaniaczyć”, bo nawet niezorientowany pracownik w końcu się dowie gdzi ile kto dostaje i będzie żądał podwyżki albo pójdzie gdzie indziej.
Dobrą taktyką imho jest proponowanie niższej stawki na okresie probnym i docelowej dalej – obie strony zadowolone.
Co do podwyżek – miałem okazję naocznie widzieć w wielkiej korporacji, że słowo podwyżka było tabu i ludzie z 3-letnim stażem zarabiali mniej niż świeżo przyjeci studenci/absolwenci; nawet dochodziło do takich absurdów, że ludzie zwalniali sie żeby zatrudnic się kilka miesięcy później za 30-40% lepszą pensję. Z kolei w innej, małej firmie rozmowy o pieniądzach były czymś naturalnym i miały na celu dojście do porozumienia po obu stronach. nie chce generalizować duża-mała firma, bo w każdej jest inaczej; jednak z autopsji wniosek w spr podwyżek mam jeden: nigdy nie dostaniesz takiej podwyżki jak zmieniając pracę.
Będąc „sobie sterem” praktycznie codziennym zadaniem jest podejmowanie takiej rozmowy. Zwiększanie dochodów to przecież otrzymywanie podwyżki. Wbrew pozorom, przedstawione we wpisie wskazówki, okazują się być bardzo przydatne przy prowadzeniu własnej działalności. Czas na podwyżkę 🙂
Swietny artykuł. Do czytania zacheciła mnie moja żona, która jest stałą czytelniczką Twojego bloga.
Moja sytuacja jest dość zawiła. Pracuje w firmie budowlano-projektowej 6 mies, zajmujacej sie projektowaniem i wykonaniem budynków mieszkalnych. Tdzień temu odbyłem rozmowę o podwyżkę. Dziś dostałem odpowiedź pozytywną jednak dodatkowo doatałem wypowiedzenie na okes 3-ech msc?.
Podwyżka ma się wiązać z lepszą jakością mojej pracy, wtedy dostane nową umowe (mój okres wypowiedzenia na umowie to jede miesiąc). Wykonuje kompletne dokumentacje budów tj sjekkelisty, protokoly odbiorów poszczególnyh etapów robót/ budów, prowadze uzgodnienia z klientami na temat wyposażenia i wykończenia ich budynków (w j. ang), harmonogramy postępu prac itp. W pracy panuje dezorganizacja, trudna komunikacja i bardzo napięta sytuacja na lini szefostwo, a podwykonawcy. Poatanowiłem więc poszukać w tym czasie nowego zatrudnienia. Mam dużą wiare w siebie i w to, że sie uda:)
Dziękuje za wspaniały atykuł który spadł mi jak manna z nieba. Dodam iż jest to mój pierwszy pracodawca, przedtem pracowałem na swój rachunek w Polsce, ale postanowiłem coś w życiu zmienić .
Zapomniałem napisać:) mieszkam i pracujenw Norwegii
Michale, ja mam pytanie nie w temacie, ale potrzebnuję pomocy przy prowadzeniu spisów dochodów i wydatków. Chodzi mi o karty kredytowe. Jak zapisywać wydatek dokonany kartą kredytową, jeżeli kupuję rzecz w jednym miesiącu, a z konta ROR pieniądze mi schodzą na spłatę tego zadłużenia w innym miesiącu?
@Krzysiek
Prawidłowo powinno być tak:
KK – osobne konto typu wierzyciel/dłużnik; wydatki księgujesz z tego właśnie konta robiąc ujemne saldo. Spłata zadłużenia na zasadzie transferu gotówki, a nie wydatku – wtedy data nie ma znaczenia. Zauważ, że transfer to inny rodzaj operacji niż wydatek. Transferu nie znajdziesz w bilansie.
Ja liczę wydatek w chwili zrobienia zakupów, a z chwilą obciążenia karty wpisuję zobowiązanie.
Hej Krzysiek,
Przepraszam za opóźnienie. Nie wiem czy pytasz mnie o to jak to zrobić w Microsoft Money, czy posługujesz się jakimś innym programem / kartką 🙂
W MS Money robię to tak:
– Mam konto ROR i mam konto karty kredytowej (z saldem minusowym powiększającym się z każdą transakcją)
– Wpisujesz zakup na koncie karty w dniu jego dokonania.
– W dniu spłaty karty odnotowujesz prawdziwą operację, czyli przelew (transfer) pieniędzy z konta ROR na konto karty kredytowej. Wtedy „zasypujesz” pieniędzmi ten minus, który masz na koncie karty kredytowej.
Tak to ogrywałem w MS Money, gdy miałem jeszcze karty kredytowe. Mam nadzieję, że nieco rozjaśniłem.
Pozdrawiam
Ja to spisuję w Excelu. Zawsze pierwszego robię bilans wydatków i pieniędzy, które miałem do wydania w poprzednim miesiącu i sprawdzam czy wynik końcowy jest równy lub bliski stanowi faktycznemu (zazwyczaj jest w miarę dokładnie) i kwota ta jest dla mnie kwotą na początek nowego miesiąca. Potem, w trakcie miesiąca, odnotowuję dochody kiedy wpłyną i wydatki kiedy się pojawią i na początku nowego miesiaca znowu sumuję pieniądze które były na początku z dochodami i od tej sumy odejmuję wydatki. Tak pojawia się suma na początek następnego miesiąca.
Witam
Bardzo dobry artykuł. Część z metod stosuję od dawna, jednak niektóre wymienione tu wkrótcę dołączę. Z premią BGŻ włącznie 😀
Co do raportów pracuj.pl to również z nich korzystam. Nawet sam zamieściłem wpis na swoim blogu dotyczący tego portalu. Jakby ktoś się nudził to zapraszam 🙂
A czy można obejrzeć w jakiś sposób dane dla innych zawodów. Np jakbym chciał przejść z Helpdesku do Administrowania Systemami to mogę zobaczyć raport dla administratorów czy muszę wypełnić ot tak sobie nowy raport wpisując tyle ile bym chciał?
Szczerze to nie znalazłem opcji przeglądania innych raportów;/
świetny poradnik:) na pewno kiedyś ta wiedza się przyda:)
Witajcie!
Mam 27 lat i po trzech latach pracy, postanowiłem poprosić szefa o podwyżkę. Przygotowałem się pytając znajomych ile winna wynosić moja pensja. Postawiłem sobie pewne widełki, w których byłbym zadowolony. Ponadto chciałem renegocjować okres wypowiedzenia oraz kwestię dyżurów. Po pierwszej rozmowie z szefem zgodził się na dokładnie maksymalną sumę, którą sobie założyłem. Jeszcze dwa razy go pytałem czy napewno się zgadza, czy to w porządku. Mówił, że tak. Po dwóch dniach coś mu się odwidziało i powiedział, że może mi dać Fr. 500 mniej niż się pierwotnie umówiliśmy. Na co odpowiedziałem, że się na to nie zgadzam. Postawiłem wszystko na jedną kartę, albo dostaję to co na początku uzgodniliśmy, albo wypowiadam umowę. Koniec końców udało mi się uzyskać sumę, którą chciałem, kwestię dyżurów i okresu wypowiedzenia również udało mi się wynegocjować. Wszystko wydawało by się super, tylko po 2 tygodniach szef mi powiedział, że w przyszłym roku mogę sobie szukać nowej pracy bo już mi mówi, że nie przedłuży umowę. Przyparłem go do muru, ale znalazł już pracownika na moje miejsce. Nie przejmuję się tym, bo wiem, że znajdę bez problemu nową pracę, a po czterech latach może i dobrze będzie zmienić miejsce zamieszkania. Nauka z tego taka, że jeżeli nie zostawia się pola do kompromisu, to mogą nas w przyszłości czekać przykre konsekwencje. Nie żałuję decyzji, cieszę się, że zdobyłem nowe doświadczenie, będę wciąż sumiennie pracował do końca umowy, a potem znajdę coś nowego.
Na pewno znajdziesz lepiej płatną pracę, przez 3 lata na pewno zyskałeś sporo doświadczenia, zacznij już dziś i nie czekaj do końca umowy.
Witam.
Przetestowałem metodę na zasadzie: jest istotny (nie stworzony na siłę, na potrzeby działania) problem a ja wiem jak go rozwiązać. Miałem żelazną argumentacje podwyżki włącznie z wyliczeniami ile wyniesie koszt pracodawcy a ile zysk z rozwiązania problemu. Efekt? Nie będzie żadnej podwyżki a skoro wiem to w ramach obecnych obowiązków mam problem rozwiązać. Wniosek? O ile dotychczas jeszcze mi nie było wszystko jedno to teraz będę udawał że pracuję bo niby po co miałbym się wysilać. To już wiadomo skąd się biorą opinie że polacy są mało wydajni.
Pozdrawiam.
Czasami warto zastanowić się nad własną działalnością. Zatrudnienie pracowników, umowy na wykonawstwo. Ja jako były pracownik a teraz wspólnik s.c. mogę powiedzieć że najważniejsze jest zaufanie. zaufanie / ryzyko arkusz excela. lecz w przypadku spółki s.c. najprostszej to ważny na początku jest uczciwy start. każdy z nas ryzykuje całym swoim majątkiem, lecz za chwilę to się zmieni na spółkę jawną lub zoo, lub jeszcze inną. Za chwilę może się okazać że warunki kredytowe się poprawią lecz nie można na to liczyć bez pewnych podstaw. To tylko mój osobisty wpis pod pretekstem aby poczytać przepisy i pewne umiejętności żeby sobie to skalkulować np. w excelu i omówić to z innymi. Warto walczyć o czas wolny dla siebie i pracowników. Każdy z nas ma swoje życie.
Popełniłem ten wpis pod wpływem chwili i żubra w puszcze, aktualnie każdy z nas wkłada całe serce w to żeby zarobić. Nie bójcie się ryzykować jeśli jesteście pewni wygranej. Tu chodzi o pieniądze i o zaufanie kooperantów i zamawiających czyli uczciwość.
Da się na wiele sposobów kreować firmę, ręka rękę karmi a pieniądze to tylko narzędzie.
I tym akcentem kończę mój żubrowy wpis nieskładny lecz szczery dla tych co szukają rady na życie. ;P
Witam,
Piszę pierwszy raz na tym Blogu więc pozwolę sobie na ogóle przywitanie:
Witam!
Przeczytałem artykuł i większość komentarzy i…dotyczą one w zasadzie tylko samego faktu podwyżki jednorazowej. Co z kolejnymi podwyżkami? Czy tylko raz na jakiś czas nam się należy, czy możemy liczyć tylko na podwyżki inflacyjne i przy awansach? Co jeśli pracuję na stanowisku, które w kierunku pionowym jest mało rozwojowe, natomiast w kierunku poziomym może mieć rozległe obowiązku pozostając tak na prawdę na jednym stanowisku…Co do osób poszukujących pracę, mogę też podpowiedzieć iż, w kwestii wynagrodzenia należy nie tylko określać samą kwotę brutto ale np. i częstotliwość i powody podwyżek rzeczywistych (czyli nie tylko awans i inflacja). Dodatkowo, na większości rozmów o pracę kiedy potencjalny pracodawca pytał się mnie o wynagrodzenie to zawsze mówiłem, że to zależy od benefitów, bo wiem, że na tym na prawdę można zyskać więcej niż na samych pieniądzach, warto o to dopytać (jednym z takich benefitów jest także opłata kosztu dojazdu do pracy np. bilet miesięczny).
Ponadto chciałbym się dopytać o alternatywne formy zatrudnia:
Czy możliwa jest praca jednocześnie na umowę o pracę i na umowę o dzieło u jednego pracodawcy?
Podam przykład:
Umowa o pracę (tylko):
-pensja brutto pracownika ~3500 = ~2500 dla pracownika netto i ~5500 – koszt pracodawcy; plusy dla pracownika: stałość zatrudnienia, opłacone składki, płatny urlop, możliwość z korzystania firmowych benefitów tak jak np. „wczasy pod gruszą”
Umowa zlecenie lub o dzieło (tylko):
-pensja brutto pracownika ~3500= ~3150 dla pracownika netto i ~3600 to koszt pracodawcy; plusy: większy dochód netto, (raczej) nienormowany czas pracy, minusy: brak jakichkolwiek świadczeń (zus, płatny urlop) i benefitów (tak na prawdę nie jesteś pracownikiem firmy) i dodatkowo: ponoć czas pracy na umowie zleceniu/dzieło nie wlicza się do stażu pracy przy emeryturze (jeśli się mylę to mnie poprawcie).
A czy ktoś kiedykolwiek spotkał się z podwójnym zatrudnieniem tj. umowa o pracę i umowa o dzieło?
Rozkład finansów powiedzmy na poziomie:
Umowa o pracę: 2000 brutto= ~1400 netto przy koszcie pracodawcy ~2500
Umowa o dzieło: ~2900 brutto= ~2600 netto dla pracownika przy koszcie pracodawcy ~3000
Co w sumie daje koszt pracodawcy: ~5500
dochód netto pracownika: ~4000
Do tego płatny urlop, chorobowe, zus i staż pracy do emerytury, ewentualna możliwość skorzystania z benefitów.
Czy spotkaliście się kiedyś z czymś takim?
Jak to wygląda od strony formalnej czy są jakieś problemy?
Pozdrawiam
@Stefan
Umowa o dzieło od tego samego pracodawcy z którym masz umowę o pracę jest obciążona wszystkimi kosztami (ZUSy, etc) tak samo jak umowa o pracę.
Żeby zrobić taki myk, potrzebne są dwe spółki, z jednej umowa o pracę a z drugiej o dzieło. Nie zawsze jest taka możliwość.
Świetny blog. Szkoda, że nie ma tak merytorycznych wpisów na ONECIE, WP i INETERII, którą czyta masa. Ja również jak autor pracowałem na etacie a teraz od 6 lat jestem na własnym rachunku. Myślę, że większość osób nie zastanawia się nad tym jak jest pensja rynkowa tylko dlaczego tak mało zarabiają. Wszyscy myślą o pensjach zachodnich a produkty sprzedajemy po cenach polskich. Nie mam możliwość zarabiać tyle co na zachodzie bo nikt nie kupi tak drogich produktów. To trzeba ludziom uświadomić, że jeśli pensja nie pasuje to trzeba sprawdzić jaka jest rynkowa. Jeśli pensja w branży nie pasuje to trzeba zmienić kraj. Na szczęście można.
Ad. Stefan – mnostwo tego. np umowa o prace + umowa doradcza na dzialalnosci.
Michale opublikowałeś ten artykuł zaraz po tym jak sama udałam się na rozmowę dot. podwyżki. Gdy go przeczytałam uspokoiłam się, bo okazało się, że moje przygotowanie się do tej rozmowy było bardzo solidne. Potwierdziło się bowiem w tym poście. Gdybym miała komuś coś doradzać w tej kwestii to absolutnie będę odsyłała do Twojego wpisu. Jest genialny! Naprawdę niesamowicie pomocny. A podwyżkę? Owszem dostałam i zmianę stanowiska i nową ścieżkę rozwoju 🙂 Wszystkim, którzy próbują polecam pójście tym tropem. W moim przypadku okazało się to bardzo skuteczną strategią 😉 Pozdrawiam,
Kamila
Gdy patrzymy na rankingi dynamicznie rozwijających się państw świata to pierwsze miejsca zajmują Chiny przed Koreą Południową czy Hongkongiem. Później jest Norwegia, trochę dalej Niemcy. Największą przyszłość jak pokazują badania ma model gospodarowania oparty na pracy. Więc jeśli nie znajduję dobrej pracy w Polsce to wypadałoby ruszyć do krajów azjatyckich. Tylko tam nie liczy się jednostka, jeśli chciałabym zachować swoją indywidualność. No więc może do Norwegii, czy Niemiec, bo bliżej. Przeczytałam Twój artykuł i jestem pełna uznania, na pewno będę zaglądać tu częściej. Oceniając Twoje subiektywne podejście właściwie zgadzam się ze wszystkim tylko, że realia rynku są nieubłagane. W Polsce przyhamował wzrost gospodarczy, wzrosło bezrobocie więc pomimo kwalifikacji żądania dotyczące podwyżki wynagrodzeń spotykają się z niechętnym podejściem. Firma musi najpierw osiągać spore zyski żeby dowartościowywać swoich pracowników. Jeśli lubisz swoje miejsce pracy, ale chciałbyś podwyżkę, bo wiadomo: kredyt, rachunki, dodatkowe kursy dla dzieci, jakieś wakacje, a widzisz, że szef średnio przędzie, chociaż stara się pokazywać pracownikom, że ich docenia poprzez chociaż premie od czasu do czasu. To co masz zrobić? Czekasz aż będzie lepiej. Jak w Polsce będzie rosło PKB, ale nie w wyniku łatania dziury budżetowej naszymi składkami emerytalnymi tylko dzięki rozwojowi przemysłu, inwestycjom to wtedy się upomnisz. Ale kiedy to będzie?
Nooo… w końcu coś w internecie co warto przeczytać 🙂 Szkoda, że jeszcze w wielu firmach można usłyszeć jako straszak, że na „twoje” miejsce czeka stu innych, którzy nie będą oczekiwali zbyt wiele. Jednak nie zawsze musimy się z tym zgadzać, jeżeli jesteśmy dobrymi fachowcami musimy się po prostu cenić, bo w przeciwnym razie nikt nie zauważy jaki potencjał w nas drzemie. Jak wynika z treści, autor tego artykułu ma bardzo bogate doświadczenie zawodowe jako pracownik, będąc jednocześnie zwierzchnikiem i podwładnym, a także jako pracodawca. Jak sugeruje autor, będąc wykwalifikowanym specjalistą w danej branży i poszukując pracy powinniśmy negocjować wysokość naszego przyszłego wynagrodzenia, jeśli zależy nam na otrzymaniu lepiej płatnej pracy niż mamy dotychczas. Idąc na rozmowę kwalifikacyjną należy mieć wiedzę na różne tematy dotyczące np.firmy, jej działalnosci, stanowiska o które będziemy się ubiegać. Są to badzo cenne wskazówki, w pełni zgadzam się z autorem.
Irena
Warto też pomyśleć, czy stary/nowy pracodawca będzie nam przyjazny, gdy przyjdą ciężkie dni dla nas/rodziny, nie mogąc jak dotychczas w pełni wypełniać swoje obowiązki.
Fajnie, jak nam się wiedzie.
Zdrowi, bogaci, a i szczęśliwa rodzina – tego chcemy i do tego dążymy.
Niekiedy, życie układa się inaczej. Warto o tym pomyśleć za wczasu, tak, jak np. ubezpieczamy swoje życie czy mieszkanie.
Jest to oczywiście „jeden z” elementów do uwzględnia, nie decydujący, ale nie do pominięcia.
Wypełniłem raport i okazało się, że zarobki mam raczej z tych górnych w wykonywanym zawodzie. Pracuję w małym tygodniku lokalnym jako grafik, własna działalność od początku (5 lat), kwoty od początku nie zmieniły się. Było kilka prób rozmów o podwyżce, skutkiem tego była propozycja obniżki ze względu na „kryzys”. Argumenty, że 5 lat nie byłem na „chorobowym”, stanowisko pracy organizuję sobie sam (komputer, oprogramowanie), na urlopie też przez 5 lat nie byłem – nie skutkują. W okolicy (100 km) nie ma alternatywy (lub są to jeszcze mniejsze gazety). Mam 38 lat, na utrzymaniu rodzinę. Jedynym wyjściem jest chyba zmiana branży – tylko co wybrać jeśli to co robię to moja pasja? Programować – no nie daję rady się z tym zaprzyjaźnić. Strony WWW? Licealiści są w tym lepsi i stawki mają „rozrywkowe” czyli, żeby wystarczyło na imprezy.
Niestety, nie zawsze są takie możliwości zmiany pracy, zwłaszcza w regionach gdzie gospodarczo jest gorzej. Jeśli ma się „bagaż” w postaci rodziny (nie narzekam, jest dla mnie bardzo ważna) to wiele ogranicza. Przenoszenie się w moim przypadku zawodu grafika prasowego nie spowoduje wzrostu dochodu, a na pewno spowoduje wzrost kosztu utrzymania.
Hej XYZ,
Za to jako dobry grafik masz bardzo dużo możliwości dorobienia, a być może i docelowo zastąpienia swojej pracy etatowej, świadczeniem tych samych usług zdalnie – przez Internet. Znam grafików, którzy świetnie w ten sposób żyją realizując zlecenia dla klientów w innych krajach (pracując z Polski).
Pozdrawiam
Moim sposobem na zarobki jest proaktywność – pracuję na stanowisku, którego nie da się opisać jednym sformułowaniem, posiadam co prawda jednego bezpośredniego przełożonego ale też kilku pośrednich, bądź „nieformalnych”. Przyjmuję chętnie dodatkowe zadania, sprawdzam się w różnych obszarach i sytuacjach… wiele osób w firmie zaskoczonych jest moją formalną niską pozycją i faktem iż bezpośrednim przełożonym nie jest członek zarządu, ale ja cieszę się z zakresu obowiązków i jestem zadowolony z płacy, a moja „dziwna” pozycja daje mi dość duże pole manewru przy rozmowach o podwyżce…
Michał,
Świetny wpis – bardzo często przeprowadzam rekrutacje a dodatkowo prowadzę wykłady dla studentów o tym, co jest ważne na takich rozmowach. I widzę, że faktycznie największe skupienie jest na tym, co powiedzieć jak mnie zapytają o największą wadę, a nie na tym kim jestem i jaką wartość dodaną dla organizacji sobą reprezentuję.
Podobne podejście jest niestety widoczne w przypadku negocjacji wynagrodzenia. Pracownicy idą po podwyżkę „bo pracują już tu bardzo długo, „bo kolega zarabia więcej”, „bo w tej branży tyle się zarabia” bez zastanowienia się „co takiego zrobiłem, że zasługuję na podwyżkę”
Cześć,
w tym tygodniu czeka mnie rozmowa o pracę, ależ się cieszę, że Cię mam, najlepszy blogu w sieci 🙂
Jestem młoda kobieta i nie zdziwię się, jak dostanę pytanie (oczywiści w pewien sposób zakamuflowane) o swoje plany życiowe, czytaj dzieci.
Co proponujesz odpowiedzieć w takiej sytuacji? A może nic nie odpowiedzieć, tylko zbyć pytanie?
Prawda jest taka, że planuje dziecko w przeciągu najbliższych 2 lat.
pozdrawiam
Marta
Hej Marta,
Ja zawsze odpowiadam żeby mówić prawdę 🙂 Tak naprawdę zadawanie takiego pytania przez pracodawcę i tak może się spotkać z nieprawdziwą odpowiedzią, więc nawet jeśli takie pytanie zostanie zadane (czego osobiście nie uważam za właściwe), to lepiej żebyś miała przygotowaną odpowiedź. Dla mnie podczas rozmowy z kandydatami do pracy dużo większe znaczenie miało zachowania kandydata / kandydatki niż to co mówił / mówiła.
A jeśli nie masz skonkretyzowanych planów życiowych, to spokojnie możesz odpowiedzieć zgodnie z prawdą 🙂
Pozdrawiam
Michale,
Bardzo mądry, ciekawy i pożyteczny tekst, który dał mi do myślenia i pomógł w przygotowaniu do zbliżającej się rozmowy o podwyżce. Mam jeszcze jedną wątpliwość co do kwestii, która nie została poruszona wprost w Twoim tekście – czy są jakieś zasady dotyczące wysokości podwyżki? Przykładowo – jeśli zarabiam 2500 zł netto to podwyżka w wysokości kilkuset złotych wydaje się realna, ale znam osoby które przy takich zarobkach wynegocjowały nawet 1000-1500 zł podwyżki. Wiem, że pracodawca bardzo ceni moją pracę i nie raz powiedział mi to wprost (co daje pole do rozmowy), z drugiej strony nie mam dużego doświadczenia (niecałe 2 lata) i nie chciałabym przesadzić z wysokością tej kwoty żeby nie wypaść śmiesznie. Z raportu na pracuj.pl wynika że zarabiam w dolnych widełkach w mojej branży, ale wiem że tam pod uwagę brana jest grupa osób w różnym wieku, a osoba świeżo po skończeniu studiów (25 lat) raczej nie dorównuje poziomem zarobków specjaliście po 30-stce. Co myślisz na ten temat?
Hej Ewelina,
Negocjacje to kwestia bardzo indywidualna. Ja na Twoim miejscu spróbowałbym zrobić cichy wywiad wśród Twoich współpracowników. Może ktoś się „odkryje” i powie Ci, czy w ogóle takie negocjowanie podwyżek jest w praktyce stosowane w Twojej firmie, na ile dobrze szefostwo się na to zapatruje itp. Czasami łatwiej otrzymać podwyżkę zmieniając pracę, niż w aktualnej pracy.
Pozdrawiam
Hej !
Artykul pomocny, ale w swojej sytuacji nadal nie wiem co poczac…
Konczy mi sie okres probny.
Na rozmowie kwalifikacyjnej podalam kwote X, ponizej ktorej nie oplaca mi sie nawet wychodzic z domu, jednak mimo tego szef podsunal mi do podpisu umowe zlecenie z suma nizsza od kwoty X. Na co (OSZ JA NIEMADRA) sie zgodzilam, bo juz szukalam pracy ponad rok (i widzialam kupke innych cv na stole… ! (z nadzieja, ze po okresie probnym bedzie lepiej).
Jednak ten temat wogole nie byl poruszany na rozmowie kwalifikacyjnej.
Widze, ze firma jest ze mnie zadowolona. Szybko sie ucze (mimo, ze to nie moja dziedzina i jestem prosto po studiach, bez doswiadczenia w branzy). Rzucono mnie na gleboka wode i daje rade, mimo, ze wciaz sie ucze
Dodam, ze na rozmowie uslyszalam pytanie o zakladanie rodziny… oczywiscie zaprzeczylam, bo inaczej nie dostalabym tej pracy.
Obecnie konczy sie okres probny.
Chce powiekszyc rodzine.
Chce dostac umowe o prace.
Chce dostac podwyzke o przynajmniej 40%, bo to, co jest aktualnie, jest po prostu zenujace…mimo, ze dzielimy wydatki z mezem, to ja sie zastanawiam co miesiac na co przeznaczyc 100zl, ktore mi zostalo z mojej wyplaty.
Nie wiem jaka przyjac taktyke:
1. zaproponowac podwyzke o 40%, a jesli sie nie zgodzi to:
a) zajsc szybko w ciaze, a potem szukac innej pracy
b) negocjowac np. dofinansowanie do nauki angielskiego i paliwa pod stolem (mimo wszystko zajsc w ciaze)
c) zaproponowac, zeby w takim razie pozwolil jezdzic sluzbowym autem do domu i pracy (o co nigdy nikt nie pytal i watpie zeby sie zgodzil)
d) powiedziec wprost, ze ok, w takim razie sie zegnamy
e) powiedziec, zeby byl swiadomy, ze bede szukac innej pracy
Co wogole sadzicie o tym, ze na rozmowie wrecz stwierdzilam, ze nie lubie dzieci i nie nadaja sie na matke, a po paru miesiacach przyszlabym z L4 ( o ile zaproponuje mi w koncu umowe) ?
Bardzo sie z tym gryze, bo juz mam 25 lat, doswiadczenie zawodowe jedynie niezgodne z moim kierunkiem i nigdy nie mialam umowy… chociaz zawsze bylam doceniana przez pracodawcow premiami, mimo wszystko zmienialam prace czesto, bo
1. brak checi podpisania umowy, nie chcialam pracowac na czarno i przy zapytaniu o umowe, szef pokazal mi drzwi.
2. dyrektor HR hobbystycznie otworzyl knajpe, ktorej nie mial czasu pilnowac, nie zrobil reklamy, liczba odwiedzajacych srednio 1 osoba na dzien ! – splajtowal.
3. praca w sieciowce. skonczylam sie, bo zjadl ich czynsz
4. po ponad pol roku musialam zrezygnowac, ze wzgledu na wyjazd za granice.
(zeby poprawic swoj budzet), a i tak konczylam studia, a zatrudniali tylko studentow.
5. praca sezonowa. koniec sezonu=koniec pracy.
az do teraz…
Smiac sie chce jak czytam podsumowanie swojej kariery. I zalamuje rece, na mysl, co bedzie dalej…
Prosze o podpowiedz, co by bylo najlepsze w moim przypadku.
Dodam takie pytanie…
po jakim czasie od podpisania umowy bedzie taktowne zajscie w ciaze ?
o ile wogole mozna mowic tu o taktownym terminie…
lecz wiadomo, ze po miesiacu to troche glupio. Wtedy od razu wszystcy sie przekonaja „po co tu przyszlam”.
Pragne dodac, ze chcialabym pozostawic po sobie dobra opinie.
I jak tu wyposrodkowac, aby kazdy byl zadowolony ?
Mnie szef zapytał – w sposób dyskretny co prawda – o te sprawę na rozmowie kwalifikacyjnej. Ceniłam tę uczciwość”chciałem sie dowiedzieć, czy na dwa lata tu Panią mamy, bo wiadomo, że młoda mężatka będzie chciała mieć dziecko”. Przyznałam szczerze, że dwa lata to nie ma problemu. Brakowało miesiąca do przepracowania dwóch lat w tej firmie, gdy, zaszłam w ciążę i przepracowałam kolejnych kilka miesiecy, po czym poszłam na zwolnienie i macierzyński. 🙂 Miesiąc moim zdaniem to trochę krótko, minimum to pół roku, a najlepiej rok.
I jeszcze jedno wazne pytanie:
czy znajac termin uplywu okresu probnego, zapowiedziec sie u szefa (osobiscie?), czy czekac „az mnie zawola”?
Co jesli po wejsciu do biura szefa, podsumie mi gotowa umowe do podpisania i nie bedzie myslał o negocjacjach? czy powiedziec mu wprost: musze to przemyslec? i np. przez 2 kolejne dni nie przyjsc do pracy… ? czy od razu powiedziec, ze nie tak to sobie wyobrazalam ?
nie mam pojecia jak jest w firmie, raczej koledzy mysla nad zmiana pracy, niz probie domagania sie podwyzki…
Hej Janka !
Mysle, ze dobrze bedzie sie zapowiedziec.
Szefowie zazwyczaj maja duzo na glowie… moze mu uciec, a dobrze zeby tez sie przygotował.
HEJ !
A kiedy isc po KOLEJNĄ podwyzke ?
Po okresie probnym szef dorzucil mi wumyszone 200zl. jednak to nadal nie jest to, czego oczekiwalam.
Na wyzycie potrzebne mi kolejne 400 zl… czy starac sie o podwyzke na raty, czy od razu walnąć mu kwotą, za którą zgodzimy się nadal pracować… tylko czy warto ponosić ryzyko utracenia pracy ? …
Bardzo ciekawy wpis, Dziękuję Panu za to, że poświęcił Pan swój czas, by dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Pchnęło mnie to do działania. Jeśli jest to możliwe to prosiłabym o wyjaśnienie kwestii związanej z aktywnym poszukiwaniem pracy: jaka jest najbardziej dyplomatyczna odpowiedź na pytanie potencjalnego pracodawcy czemu szukam pracy? powiedzenie o chęci dalszego rozwoju wydaje mi się być już nieco banalne. Prawda jest taka, że mając 30 lat, mgr, i prowadzenie firmy (komuś) za sobą, zarabiam obecnie 1800 zł z umową zlecenia na 300 zł brutto, pracując po 10h. Jestem w trudnej sytuacji. Poza tym mam mało wiary w siebie i to chyba widać. Nie mogę tego jednak powiedzieć na rozmowie i nie chcę. Jak jednak odpowiedzieć szczerze i mądrze? Poza tym, czy może Pan jako osoba rekrutująca wypowiedzieć się w kwestii czy pracodawcy oceniają pracownika przez pryzmat jego umów? Boję się, że przez to, że teraz podstawą mojego stosunku pracy jest umowa zlecenia mój potencjalny pracodawca może mieć uprzedzenia i wątpliwości co do moich kwalifikacji i wartości jako pracownika.
Monika, nie pomogę Ci co prawda w kwestii „poprawnych” dla Ciebie odpowiedzi na pytanie czemu szukasz pracy, bo nie wiem. 🙂
Natomiast na pewno nie powinnaś przejmować się kwestią formy zatrudnienia. Ja sama w swojej karierze miałam prawie wszystkie możliwe rodzaje umowy (dzieło, zlecenie, praca na czas nieokreślony i określony, niepełny i pełny wymiar zatrudnienia) i nie uważam, żeby to coś zmieniało. Liczy się doświadczenie zawodowe, Twoja wiedza, umiejętności. Co za różnica, czy wykonywałaś to na taką, czy inną umowę? Teraz całe mnóstwo osób pracuje na jakieś zlecenia i nie ma w tym absolutnie żadnego powodu do wstydu. Poza tym powiem Ci, że byłam łącznie na wielu rozmowach o pracę (myślę, że tak z 20 by się uzbierało) i nigdy, absolutnie nigdy nikt nie spytał mnie na jaką umowę wcześniej pracowałam.
Za to często pada temat oczekiwań co do formy zatrudnienia już w firmie, w której jesteś na rozmowie. W tym przypadku jeśli preferujesz zlecenie, może być to nawet niekiedy postrzegane jako atut.
Dziękuje za ten artykuł. Sporo mi rozjaśnił. 🙂 Za miesiąc kończy mi się „urlop” macierzyński i będę negocjowała z szefem zmianę stanowiska pracy oraz podwyżkę. Jest mi o tyle łatwiej, ze wiem, ze szef cenił moją pracę przed urodzeniem dziecka. Jest mi o tyle trudniej, ze szef generalnie „nie daje podwyżek” oraz wg opinii moich kolegów-pracowników firmy „jestem szalona, ze po tak długiej nieobecności w ogóle się na to odważę”. Ja jednak uważam, że nie mam nic do stracenia. Z ankiety(swoją drogą, cudowna rzecz) wynika, że moje zarobki są na poziomie niskim, a wysiłek był znaczny.
No więc powodzenia sobie życzę 😉
Witam Panie Michale,
na wstępie chciałbym pochwalić artykuł – jak zwykle rzeczowy i bardzo merytoryczny. Dziękuje za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Naprawdę daje to wszystko bardzo do myślenia.
Chciałem zapytać natomiast o dość specyficzną kwestię – co sądzi Pan (oraz oczywiście inni czytelnicy) o kwestii robienia notatek w czasie rozmowy rekrutacyjnej/o podwyżkę – zarówno ze strony rekrutera/szefa jak i kandydata/pracownika?
O ile w przypadku rekrutera jest to dosyć powszechne zjawisko i zrozumiałe – zwłaszcza jeśli w ciągu kilku dni na rozmowę zostało zaproszonych kilkunastu/dziesięciu/set kandydatów.
Co jednak z druga stroną? Czy robienie takich notatek przez kandydata może zostać źle odebrane?
Z góry dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
tlt
Hej Tomasz,
Dobre pytanie. Ja mogę mówić tylko za siebie: uwielbiałem widzieć, że ktoś notuje. Dla mnie to była oznaka dobrej organizacji i szacunku dla tego co mówię. Jeśli ktoś nie notuje, to mogę wyłącznie uważać, że ma świetną pamięć i bardzo łatwo zweryfikować potem czy rzeczywiście tak jest 😉
Reasumując: odbieram notowanie przez kandydata jednoznacznie na plus.
Pozdrawiam
Witam.
Panie Michale super artykuł.
Nurtuje mnie jednak jedno pytanie. Mianowicie często na rozmowach w sprawie pracy pada pytanie : Co chciałby Pan robić za 5,10,15… lat? Co odpowiedzieć? Dodam, że jestem handlowcem z 1-letnim stażem pracy
Hej Michał,
Świetne porady. Podobnie podchodzę do tematu rekrutacji i negocjacji. I uważam, że ogromna większość (nawet 70 – 80%) rozmowy dzieje się zanim w ogóle wejdziemy na rozmowę. I mówię tu podobnie jak Ty o przygotowaniu do rozmowy. Bo tak naprawdę pracodawca w ofercie pracy opisuje jakie ma problemy, a my mamy być odpowiedzią na nie. Sama rozmowa kwalifikacyjna nie jest o nas, a bardziej o tym jak przypasujemy się do firmy i jak rozwiążemy problemy.
Jeśli chodzi o negocjacje. Tak zawsze warto przedstawić szefowi to co dzięki nam firma osiągnęła, czyli to co do tej pory dokonaliśmy i jaki to miało wpływ. Bo tak jak piszesz szef nie zawsze wie co dokonaliśmy lub po prostu nie pamięta wielu tych rzeczy…
…To co jeszcze warto dodać jeśli to nie będzie przekonujące (mowa o naszych osiągnięciach i dokonaniach), to można się umówić, że jeśli w ciągu następnych kilku miesięcy (np. 3-ech) wykonamy to i…to (czyli jakby ponad plan naszych obowiązków) i dzięki temu zespół/firma/dział osiągnie nadzwyczajne wyniki, to czy to będzie wystarczające do tego aby zmienić warunki płacowe…Jakby pokazanie takiego planu (w postaci ogromnej korzyści dla szefa), który może sprawi osiągnięcie jeszcze lepszych wyników.
Wielu szefów na takie coś się godzi:) tylko wtedy warto np. co 2 tygodnie kontrolować z szefem postępy tych prac.
Pozdrawiam
W zupełności zgadzam się z tym, że zdecydowanie bardziej liczy się nastawienie i to jak się prezentujesz, niż to co masz w CV. Po studiach nie mogłam znaleźć pracy, każda rozmowa o pracę (było ich zaledwie 3) była ogromnie stresująca. Najgorsze było chyba to, że bałam się wysyłać CV, bo byłam przekonana, że tylko się ośmieszę, że i tak nie mam szans..w końcu założyłam firmę, a po dwóch latach kiedy znowu szukałam pracy, miałam już zupełne inne nastawienie, nie bałam się i przede wszystkim szłam na rozmowę z nastawieniem na rozmowę z kimś równym sobie, a nie ze strachem z koszmarów przed którym trzeba się płaszczy ć wiczenia
W zupełności zgadzam się z tym, że zdecydowanie bardziej liczy się nastawienie i to jak się prezentujesz, niż to co masz w CV. Po studiach nie mogłam znaleźć pracy, każda rozmowa o pracę (było ich zaledwie 3) była ogromnie stresująca. Najgorsze było chyba to, że bałam się wysyłać CV, bo byłam przekonana, że tylko się ośmieszę, że i tak nie mam szans..w końcu założyłam firmę, a po dwóch latach kiedy znowu szukałam pracy, miałam już zupełne inne nastawienie, nie bałam się i przede wszystkim szłam na rozmowę z nastawieniem na rozmowę z kimś równym sobie, a nie ze strachem z koszmarów przed którym trzeba się płaszczyć i pocić ze zdenerwowania.. więc warto uwierzyć w siebie i próbować, nawet jeśli nie do końca mamy pełne kwalifikacje, a nuż przekonamy pracodawcę, że opłaca się nas doszkolić
Cześć Michale,
Jestem tu „nowy” ale po przeczytaniu Twojego pierwszego wpisu wiem, że będę tu regularnie zaglądać :).
Choć trafiłem tu przypadkiem i nie jestem w tym momencie na etapie szukania pracy / przygotowywania się do negocjacji podwyżki to już zdarzyło mi się w życiu przez to przejść i zgadzam się zarówno z Tobą jak i wieloma Twoimi czytelnikami, że… Łatwiej jest wynegocjować zdecydowanie lepsze warunki finansowe u nowego pracodawcy niż u obecnego i… przyznam szczerze, że kompletnie tego n i e r o z u m i e m.
Doskonale rozumiem, że firma / biznes musi zarabiać – To jest wpisane niejako w DNA każdej firmy. Mimo, że mój poziom empatii jest porównywalny z empatią, dajmy na to, stonogi to zawsze starałem się zrozumieć punkt widzenia mojego szefa / pracodawcy, zadając sobie mnóstwo pytań przed którymi on sam pewnie musiał sobie odpowiadać (dlaczego podjął taką a nie inną decyzję? Czym ryzykuje a co może zyskać? Czy stać firmę na takie ryzyko? itd…) Odpowiadając sobie na takie pytania bardzo często udawało mi się zrozumieć dlaczego szefostwo podjęło taką a nie inną decyzję.
Taką metodą „pytań i odpowiedzi” próbowałem też odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy (i ewentualnie na jaką) podwyżkę zasługuję z punktu widzenia szefa?”. Zadając sobie szereg pomocniczych pytań doszedłem do wniosku, że jeśli szef nie uznaje, że zasługuję na podwyżke to znaczy, że…zasługuję na zwolnienie. Skąd taki wniosek? Postaram się skrócić mój tok rozumowania do niezbędnego minimum.
Firma ma zarabiać. Firma ma zarabiać możliwie dużo przy możliwie jak najniższych kosztach. Jeśli będąc szefem, przyszedł by do mnie pracownik, z którego jestem zadowolony bo się angażuje, rozwija, wkłada serce, r o z w i ą z u j e problemy i ogólnie „odwala kawał dobrej roboty” i poprosiłby mnie nawet o 50% podwyżki to dlaczego miałbym mu jej nie dać? Przecież zgodzenie się nawet na tak dużą podwyżkę wcale nie musi być droższym rozwiązaniem (drożym od tego drugiego, które opiszę dalej). Przy okazji takiej podwyżki można sobie nawet takiego pracownika brzydko mówiąc „związać lojalką” itp… Dlaczego uważam, że takie rozwiązanie nie jest absurdalne? Ponieważ:
– O tak wielką podwyżkę byle kto nie poprosi. O taką podwyżkę poprosi pracownik, który zna swoją wartość i wie jak dużo firma mu zawdzięcza lub pracownik, który jest wyjątkowo niezadowolony ze swojej pensji i ma świadomość, że jest wyraźnie „zaniżona” (ktoś w komentarzach opisał nawet sytuację o zwolnieniu się z firmy i ponownym zatrudnieniu po jakimś czasie bo nowi pracownicy dostawali na starcie więcej niż „stara gwardia” – też pracowałem w takiej firmie).
– Jako szef pracownika proszącego o 50% podwyżki mogę być niemal pewien, że ma „nagraną” inną ofertę nawet jak nie zagrał w otwarte karty i jeśli nie dostanie tej podwyżki ode mnie to niebawem zobaczę jego wypowiedzenie i tu przechodzimy do rozważenia i skalkulowania tego drugiego scenariusza, który moim zdaniem często może być tym droższym niż 50% podwyżka.
Pracownik składa wypowiedzenie i ja jako szef za 1-3 m-ce będę miał wakat. Muszę znaleźć nowego specjalistę (a właśnie – cały mój wywód dotyczy raczej specjalistycznych zawodów / stanowisk). Koszt znalezienia takiego pracownika nie jest mały: ogłoszenia / headhunterzy często zgarniają > (pensja_nowego_pracownika x3). To już nie jest mało – dodatkowy koszt, który uszczęśliwia tylko pośredników a nie moich pracowników. Poza tym, ktoś musi przejrzeć oferty, przeprowadzić szereg spotkań itp. itd. Czyli muszę zaangażować swojego kolejnego / kolejnych pracowników w cały proces. Nie będą przez to mieli czasu na inne obowiązki / zadania. „Pal sześć” jeśli na początku zajmuje się tym tylko, ktoś z HR, ale na dalszych etapach trzeba zaangażować kogoś „technicznego” np. technicznego lidera zespołu / managera czasem nawet „kogoś z zarządu” lub nawet cały zarząd! – czas tych ludzi jest często bardzo cenny i mają (znowu brzydko mówiąc) „pierdylion” innych superważnych rzeczy do zrobienia, w dodatku często „na wczoraj”. To znowu „pośrednio” generuje koszty i opóźnia inne zadania. W dodatku, w takim scenariuszu jako szef bawię się w hazardzistę. Nie wiem jak długo będę szukał nowego specjalisty (w mojej drugiej pracy, zanim mnie zatrudniono, rekrutację prowadzono od września do maja! To 9 miesięcy (W tym czasie można zrobić „coś co ma ręce i nogi” ;p)! Zanim złożyłem wypowiedzenie u poprzedniego pracodawcy i rozpocząłem pracę minął kolejny miesiąc (Także łącznie od decyzji o postanowieniu zatrudnienia nowego pracownika do jego faktycznego zatrudnienia minęło 10 miesięcy. Nie chcę dyskutować, o tym czy mieli zły czy dobry proces decyzyjny itp. Faktem jest, że projekt do którego zostałem zatrudniony trwał ok 12 miesięcy. Czyli de facto łączny czas projektu wyniósł 22 miesiące przy czym 45% tego czasu to było poszukiwanie pracownika!)
W tym scenariuszu jako szef bawię się w hazardzistę także dlatego, że nowo zatrudniony pracownik, mimo że „przeszedł rekrutację”, może okazać się jednak nieodpowiedni i cały proces trzeba będzie powtórzyć. Dodatkowo nowy pracownik nie jest w pełni wartościowy, bo minie jeszcze kilka miesięcy zanim się „wgryzie” (w projekt, w firmę, może w jakąś nową dla niego technologię)… Czyli taki niewydajny nowy pracownik także jest większym kosztem niż ten poprzedni… nie mówiąc już o tym, że jeśli nie zgodziliśmy się dać podwyżki poprzedniemu pracownikowi to prawdopodobnie nowy którego szukamy nie może dostać też większej pensji niż ten poprzedni, co dodatkowo może np. zmniejszyć grono kandydatów…. w skrajnych wypadkach może się okazać, że jako szef byłem nie na czasie i rzeczywiście wszędzie na tym stanowisku się tyle płaci i koniec końców i tak będę musiał zatrudnić nowego nie znającego firmy / produktu / zespołu / technologii ( ? niekoniecznie) pracownika za większe pieniądze…
Podsumowując. Jako pracownik n i e r o z u m i e m, dlaczego dla nowego pracodawcy od początku jestem „więcej warty” niż dla starego u którego już się sprawdziłem, który zna moje mocne i słabe strony, wie z czym sobie umiem poradzić i po prostu na co może u mnie liczyć… Dla mnie wniosek jest taki, że jeśli pracodawca nie chce dać podwyżki to znaczy, że nie uważa, że nie jest ze mnie zadowolony lub nie jestem warty takiej pensji. Jeśli tak jest, to po co trzymać takiego pracownika…?
Ja jestem jeszcze dość młody ale pracuję już w 3 miejscu (nie licząc praktyk / staży). Przechodząc od pracodawcy 1 do 2 dostałem niemal +100% lepsze warunki finansowe. Przechodząc od 2 do 3 pracodawcy dostałem jeszcze o ponad +60% lepsze warunki i jak się później dowiedziałem – w obu przypadkach było jeszcze miejsce „na więcej”. W całej tej historii najbardziej dziwi mnie jeszcze fakt, że ta ostatnia, najbardziej korzystna oferta, w dalszym ciągu mieściła się w widełkach jakie mógł ponoć zaoferować mój poprzedni pracodawca (a przynajmniej takie widełki mieli w trakcie poszukiwań pracownika). Dla mnie wniosek jest prosty – nie wierzę, że mój drugi pracodawca był ze mnie zadowolony (chociaż tak twierdził). Gdyby tak było to spróbowałby mnie zatrzymać czymś więcej niż tylko: „Proszę, zostań” i „Przemyśl to jeszcze”.
Ten komentarz wyszedł tak długi, że z powodzeniem mógłby być wpisem ;p (a przynajmniej mogę konkurować z Tobą na ilość znaków ;p) . Trochę roztrząsłem tę kwestię, ale chciałbym zrozumieć ten punkt widzenia szefa, bo sam mam wiele pomysłów, z których choć część chciałbym z czasem zrealizować i być może będę kiedyś stał właśnie po stronie pracodawcy. Póki co odsuwam ten moment bo muszę jeszcze nabrać doświadczenia i „ogłady” ;p niezbędnej w prowadzeniu własnej firmy i co ważniejsze – pracuję w startupie, który daje mi niesamowite poczucie tworzenia czegoś nowego, w której mam ogromny wpływ na „kształt” naszego produktu i przez to pośrednio na cały nowo powstający (wręcz raczkujący jeszcze) rynek. 🙂
PODSUMOWUJĄC:
Michale, czy umiałbyś odpowiedzieć mi na pytanie dlaczego łatwiej jest wynegocjować dużo lepsze warunki finansowe u nowego pracodawcy niż u dotychczasowego? Dlaczego nowy pracodawca, który mnie nie zna, niemal „w ciemno” jest gotów zaoferować dużo więcej? Moje obecne być może jeszcze skromne doświdczenia podpowiadają mi, że lepiej jest jednak inwestować w pracownika „długoterminowo”…
To zależy. Mój mąż złożył wypowiedzenie (miał na oku coś innego, nawet trochę mniej platnego), i to było najlepszą negocjacją – 60% podwyżki :-D.
Skojarzyła mi się jeszcze jedna rzecz. Słyszałem kiedyś o firmie, w której informacje o pensjach były jawne. W firmie stworzono listę na którą wpisywali się pracownicy, którzy zgadzali się na podanie za pośrednictwem szefa informacji o wysokości pensji każdemu wpółpracownikowi, który o to zapyta… i który sam jest wpisany na listę. Po niedługim czasie 100% pracowników było wpisanych na listę i ponoć nie było ludzi, którzy czuli się „pokrzywdzeni”… moim zdaniem – dość niezły pomysł. Transparentne… jak Twój blog 😉
Bardzo dobry post. Zgadzam sie z wieloma punktami. Ja z nich skorzystalem i moja placa wzorsla o prawie 45%. W moim przypadku najpierw oznajmilem szefowi ze mam zamiar z nim porozmawiac. Umowilem spotkanie (czekalem na dobry czas). Pokazalem siebie z najlepszej strony i przedstawilem czego oczekuje. Dalem szefowi czas do namyslu i wrocilem do niego po paru dniach. Wynegcjowalem bardzo duzo, az inni moi znajomi nie mogli w to uwiezyc poniewaz maxymalana podwyzka w firmie wynosi od 5-10%. Malo tego tyczy sie to pracownikow ktorzy pracuje wiecej niz 5 lat. Ja zaledwie mam 3 letni staz.
Moja rada do takiej rozmowy nalezy bardzo dobrze sie przygotowac i byc pewnym siebie. Twardo stawiac czego sie oczekuje. Pracodawca nie musi sie zgodzic na nasze warunki ale jesli zobaczy ze wysoko sie cenimy to bedzie mial inne podejscie do nas.
Ja cwiczylem pare dni co mam powiedziec jak sie zachowac (lustro jest dobre). Przeczytalem nie jeden post w Internecie ale ten najbardziej mnie zaciekawil i duzo w nim prawdy.
Powodzenia dla innych.
Dziękuję za bardzo dobre podpowiedzi.Mnie również udało się uzyskać podwyżkę!
Bardzo dobrze napisane. Niewiele osób tak naprawdę wie jak dobrze przygotować się do rozmowy o podwyżkę. Niestety nie wystarczy ciężko pracować i wprowadzać dobre rozwiązania do firmy i liczyć, że pracodawca do dostrzeże. Trzeba skrupulatnie notować i znajdywać potwierdzenie jak nasze rozwiązania poprawiły efektywność i oszczędziły pieniądze dla firmy.
Rozmowy o podwyżce nie należą do łatwych. Można jednak zastosować kilka technik jak Metoda negocjacji wynagrodzenia Noela Smith-Wenkle czy metoda Jacka Chapmana, o których napisałem tutaj: http://finansowyhacker.pl/jak-prosic-o-i-dostac-podwyzke/
Nie ma co liczyć na to, że pracodawca sam nam da podwyżkę. Podobnie jak z oszczędzaniem pieniędzy tak samo z sytuacją zawodową należy brać sprawy w swoje ręce. Nikt za nas nie będzie negocjował ani oszczędzał. A wyższe zarobki oznaczają przecież większe oszczędności. Warto więc zastosować się do tych zasad.
Ja bym jeszcze chętni przeczytał najczęstsze wymówki szefów, żeby nie dać podwyżki. To trochę jak ze sprzedażą – jak wiesz jakie obiekcje mają klienci wiesz jak zbijać ich argumenty 🙂
Pozdrawiam
A co poradzicie szeregowemu pracownikowi w budżetówce? Od mojej pracy i zaangażowania pracodawcy nie przybędzie dochodów, bo te zależą zupełnie od czego innego. To że dobrze wykonuję swoja pracę ma wpływ sympatię klientów, ale tylko z tego powodu – z sympatii do szeregowego pracownika to on do nas nie wróci, jeśli ceny będą za wysokie. Argument standardowy „jak się nie podoba – może się pani zwolnić”, a od 10 miesięcy brakuje pracowników. I to nawet nie przy negocjacjach o podwyżce tylko przy poleceniu służbowym obejmującym obowiązki brakujących pracowników. Polityka szefa „jakoś to będzie” wybitnie krótkowzroczna, ale dyskutować trudno, kiedy groźbą utraty pracy zagrożona jest samotna matka z dwójka dzieci na utrzymaniu. Siedzieć cicho, walczyć o swoje czy odejść i szukać szczęścia gdzie indziej? Szeregowych pracowników nikt nie ceni – jest ich przecież na pęczki. Co z tego, że bez tych szeregowych żadna machina firmowa działać dobrze nie będzie? Są „łatwozastępowalni”. Nie ten to inny. A nie każdy może być specjalistą.
Niestety to prawda, co pisze Małgorzata. Budżetówka, to specyficzny pracodawca, który paradoksalnie wiele oczekuje od pracownika, a niewiele daje w zamian.
OD urzędnika oczekuje się najaktualniejszej wiedzy z zakresu prawa, celnej wykładni każdego przepisu, ciągłego doszkalania się, zastępowania po 2 nieobecnych pracowników (sić!), a w zamian oferuje się 2200-2900 zł brutto wynagrodzenia (a chętnych na pęczki!)
Ile według Ciebie powinien zarabiać pracownik, który dostał propozycję awansu na stanowisko kierownicze w swojej firmie po 10 latach pracy? Nie chodzi mi o konkretne sumy, bo przecież nie znasz mojej firmy, jej możliwości, moich dyrektorów ani wysokości płac w moim mieście. Chodzi mi o to, że istnieje zapewne jakaś niepisana zasada, ile można zaproponować jako wynagrodzenie, które chce się otrzymać, żeby nie było za mało i żeby nie pomyśleli znów, że chyba ktoś tu zwariował. O ile procent więcej będzie ok? Pomożesz mi? Mam podać swoją propozycję, choć wiem, że oni już mają przecież swoją stawkę, i potrzebuję głosu kogoś, kto zajmuje się rynkiem pracy.
Witam
Trafiłam na tego bloga przypadkowo. Spodobał mi się wpis. Otóż szukam rozwiązania swojego problemu. Pracuję w firmie 15 lat z tego 8 jestem na koordynatorskim stanowisku. Zawsze pracowałam z zaangażowaniem dla stoiska . Ale ostatnio nie mam motywacji. A DLACZEGO? Wiem to na 100% ,koleżanka z mojego stoiska pracuje jako zwykły pracownik i rok krócej ode mnie zarabia tyle co ja na stanowisku koordynatora ,mając większy zakres obowiązków. Kolega tez zwykły pracownik ma stawkę większa ode mnie i pracuje o połowę lat mniej. A kolega na tym samym stanowisku co ja ma tez większą stawkę niż ja i pracuje krócej. Jak ja mam się czuć w takiej sytuacji? Jak mam mieć motywację do pracy. Fakt,że byłam w ciąży i na urlopie macierzyńskim,ale według kodeksu pracy pracodawca powinien to wyrównać. Czekałam rok z myślą ,że wyrównają,ale dłużej tak pracować nie chcę.
Magda
Postaw się w sytuacji pracodawcy.
Masz zaangażowaną pracownicę która pracuje na 120%, po co masz coś zmieniać ?
90% pracodawców uważa że niezadowolony pracownik powinien do nich przyjść z problemem. Kwestia podwyżki to jest właśnie taki problem.
Jeśli złożysz wypowiedzenie bez wcześniejszej rozmowy z pracodawcą to zamykasz sobie drogę powrotu.
Moim zdaniem powinnaś iść do pracodawcy o podwyżkę.
Ja poszedłem w kwietniu, okazało się ze od 6 miesięcy kierownik miał dla mnie nową propozycję, tylko czekał aż się upomnę, nie była to porpozycja jakoś mega zadowalającą ale bez negocjacji bez żadnych argumentów dostałem minimum które sobie określiłem
Świetny artykuł, generalnie całego bloga czyta się z przyjemnością. Pozdrawiam!
Cześć!
Jeżeli zostałem ‚wyłowiony’ w mojej firmie i lada moment mam awansować, zastanawiałem się, ile mogę dostać podwyżki przy obecnych 2000 podstawy?
Pozdrawiam
M
cześć, super blog, trafiłem tu pod koniec sierpnia, ograniczyłem zbędne wydatki bardzo znacząco i w samym wrześniu moja wartość netto majątku wzrosła o 2400 zł zamiast 900 zł z sierpnia. Mam jednak pytanie, w jaki sposób zostałeś dyrektorem? to byłby dobry start do inwestycji – zdolność kredytowa, a poza tym po ograniczeniu wydatków przychodzi czas na wzrost przychodów 🙂 też studiuję informatykę
Świetny artykuł! Panie Michale, proszę o poradę.
Mam 25 lat, tytuł magistra inżyniera i pracuje w firmie z 2-letnim stażem (sam tutaj pracuje ok. rok. Dodam, że trochę się przebranżowiłem ale ciągle staram się rozwijać). Niedawno dowiedziałem się, że osoby które są na tym samym stanowisku co ja zarabiają 1000zł więcej ode mnie. Ja co prawda ciągle się uczę, ale chciałbym być bardziej doceniony skoro zajmuje się podobnymi zadaniami. Co więcej, po przeanalizowaniu raportu z pracuj.pl okazało się że rozsądne widełki zaczynają się o 500-1000zł dalej. Wiem, że argumenty typu „a bo oni tyle zarabiają” są raczej słabe – co poradzisz? I czy proszenie o 1000zł podwyżki (aby dopasować się do widełek w branży) będzie ok? Nie wiadomo kiedy będzie następna okazja, a dostałem w ciągu tego roku tylko 200zł podwyżki. Praca tutaj mi się bardzo podoba, jednak finansowo jest gorzej niż gdzie indziej. Jednak w przypadku zmiany pracy boje się, czy znajdą się chętni pracodawcy.
Tutaj też znajduję się bardzo dobry artykuł na temat negocjacji:
http://www.kalzumeus.com/2012/01/23/salary-negotiation/
Jestem studentką i zarabiam obecnie 1800 zł na rękę (na razie mi na tym aż tak nie zależy – ciągle się uczę, ale już też sporo umiem). Po studiach podejrzewam, że dostanę min. 2500 zł (tyle dostają osoby z zewnątrz z podobnym doświadczeniem). Mam jeszcze rok do końca studiów. Czy w między czasie prosić o podwyżkę, aby nie było aż takiego przeskoku? Jakbym dostała 2500 to po jakim czasie mogę prosić o 3000zł?
Wiem, ze to różnie bywa, ale chcę poznać zdanie osób bezstronnych, bo z bliskimi o pieniądzach staram się nie rozmawiać.
Dzień dobry,
studiuje kierunek logistyka w systemie niestacjonarnym i w obecnej firmie przeszedłem praktyki niezbędne do zaliczenia semestru. Obecnie moje stanowisko to magazynier, chociaż wykonuję pracę ponad swój zakres, ponieważ odbyłem praktyki w dziale spedycji i część obowiązków spedycji spadła na mnie. Chciałbym negocjować zmianę stanowiska pracy i w związku z tym proszę o rady jak się do tego zabrać.
Pozdrawiam,
Kamil
Rozmowa o podwyżce, to zawsze niebezpieczna sprawa. U mnie skończyło się to tym, że zwiększono mi zakres pracy, odmawiano urlopu i stąd mam prawie 70 dni zaległego urlopu. Do tego doszły nadgodziny nierejestrowane i niezapłacone. Zatem lepiej jest dobrze przemyśleć, czy chcemy iść rozmawiać o podwyżce, bo szefowie mogą się odegrać za taką rozmowę.
Jestem pracodawcą i wiem jak trudno w w Polsce znaleźć dobrego pracownika Nsaa rozmowę kwalifikacyjną przychodzą ludzie, ktoórzy mają często rozbujane ego, później okazuje się że więcej generują problemów niż icj rozwiązują. Miałem problem z kradzieżami. Kradli pracownicy. Musiałam zainwestować wiele w monitoring zamiast pieniądze rozdzielić pomiędzy pracowników na podwyżki. Uważam, że w Polsce pracownicy prezentują bardzo niski poziom kwalifikacji, wychodą z założenia ” czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy” i Uważam też że związku z tym że idzie „czas pracowników” są oni bardzo rozbestwieni i dyktuję warunki płacowe, które zupełnie nie są proporcjonalne do ich kwalifikacji. Prawdziwych fachowcow ze świecą szukać ale jak się och znajdzie trzeba ich dobrze wynagrodzić.
Świetny wpis ! Na jego podstawie jutro pisemnie przygotuję się do rozmowy z Szefem 🙂 Dzięki !
Dzień dobry.
Jakiś czas temu przygotowując się do negocjacji podwyżki zawędrowałem tutaj. Ogólnie rzecz biorąc rady zawarte w artykule uważam za bardzo dobre. Ja sam przed rozmową we własnej firmie odbyłem spotkanie rekrutacyjne u konkurencji, rozpisałem swoje zalety i osiągnięcia i kupiłem kilka akcesoriów by poważniej wyglądać w czasie negocjacji (choćby wspomniany notes – ładny egzemplarz kosztował mnie całe 15zł). Efekt – zaproponowano mi 2 razy większą podwyżkę niż powinienem się spodziewać (negocjowałem nową umową po upływie terminu poprzedniej).
Jest jednak coś, na co chciałbym zwrócić uwagę. Temat został poruszony w anegdocie Piotrka o „niedoprasowanym” konkurencie na stanowisko – mianowicie kwestia autoprezentacji i przygotowania „wizualnego”.
Odnoszę wrażenie, że ten (w moim odczuciu BARDZO) ważny czynnik został częściowo przemilczany lub nawet zmarginalizowany. Co prawda zalecane zostało „ćwiczenie scenariuszy rozmów kwalifikacyjnych” i nagrywanie swoich mów, co przekłada się na lepszą prezentację, ale zupełnie pominięto kwestię choćby tego jak się ubrać by zrobić dobre wrażenie.
Oczywiście wiadomo, że zdecydowanie łatwiej nam będzie pomyślnie zakończyć rozmowy jeśli wybierzemy się na nie w marynarce zamiast w dresie, ale diabeł tkwi w szczegółach. Mam wrażenie, że istnieje pewien niepisany dress code, którego przestrzeganie ułatwia negocjacje. Natomiast odpowiedź na pytania: „Co włożyć na spotkanie w nowej firmie? Czy tak samo ubrać się negocjując potem podwyżkę? Czego unikać, żeby nie wypaść pretensjonalnie?” wydaje mi się nietrywialna a jednocześnie bardzo istotna dla powodzenia rozmów („Jak nas widzą…”). O kwestii tak trywialnej jak bycie zadbanym i umytym już nawet nie wspominam (ciężko wszak zatrudnić nawet najlepszego speca, jeśli nasz biedny nos błaga, by oddalił się od nas jak najszybciej. Chyba, że potrzebujemy speca od np. opróżniania szamba).
Pozdrawiam
Ja sie wlasnie szykuje do negocjacji. Zaproponowano mi staly kontrakt w firmie, ale pieniadze za ponizej moich oczekiwan. Za prace, ktora wykonuje, wyjatkowo trudnego w obsludze klienta uwazam ze to niepomiernie malo w stosunku do wlozonego wysilku (niestety klient bardzo utrudnia proces naprawczy).
Trafiłem tutaj przypadkiem (sorki za komentarz do starego artykułu), ale mam jedno ALE. Cytuję „to nie my jesteśmy najważniejsi w rozmowie o podwyżce lub zatrudnieniu” – nie i jeszcze raz nie. To my jesteśmy najważniejsi. Żeby nie było – byłem i pracownikiem i przedsiębiorcą, teraz znowu jestem przedsiębiorcą i znowu szukam pracowników. To jest zupełnie błędna myśl, czy to w trakcie rozmów rekrutacyjnych czy rozmów o podwyżce. Nie jesteś „trybikiem w maszynie”. Zatrudnia się kogoś kto w tej maszynie będzie silnikiem, nie trybikiem (inna sprawa że przychodzi masa trybików, udających silnik). Firma to jest pewna organizacja – ja staram się tak ją kształtować, żeby byle rozgarnięty orangutan mógł ją poprowadzić bez mojego udziału. Dlatego potrzebuję zatrudniać ludzi którzy są dalecy od prezentowanego modelu. Wielokrotnie „odbiłem się od ściany” – za mało płacę, i wielokrotnie (nawet bardziej) odrzucałem te „trybiki”. To nie składanie długopisów, potrzeba ludzi myślących. A ktoś kto dba o swój życiowy interes, prawdopodobnie będzie dbał o mój – czyli swój. Do meritum: kiedyś dawno temu na rozmowie kwalifikacyjnej zgodziłem się na „dziadowską stawkę”, bo bardzo potrzebowałem pieniędzy (młode dzieciate małżeństwo). Mój późniejszy szef powiedział do mnie: „ale chłopie, za co ty będziesz żył?”. I to był wyraz troski.
Porady są świetne i dodają odwagi, pewności siebie! Jestem w tej chwili 2 miesiące przed urlopem macierzyńskim (zaczynam 6 miesiąc ciąży). Zrobiłam w ostatnim czasie bardzo wiele, wdrożyłam dużo nowych rozwiązań, prowadziłam projekty, które zakończyły się sukcesem i chciałam te wszystkie argumenty wykorzystać w rozmowie o podwyżkę. Ale… czy wypada w tej chwili, kiedy za 2 miesiące udaję się na miesiąc urlopu zaległego, a później na urlop macierzyński? Co prawda tylko na pół roku urlopu macierzyńskiego. Co pomyśli o mnie szef? Pracuję w firmie od 2012 r. Jestem lojalna, rozwiązuję problemy, zawsze zorganizowana i zaangażowana, a wszyscy mnie wyprzedzają w wynagrodzeniach, ponieważ ja nie mam odwagi podejść do szefa i zapytać o podwyżkę. Teraz coś mnie natchnęło, ale ciągle zastanawiam się – czy wypada?!
SUper art. bardzo pomocny! Brakuje mi jednak jednego konkretu – o ile więcej prosic? Własnie przeszłam pomyslnie rekrutację podczas której padały jedynie kurtuazyjne słowa o finansach, żadnych absolutnie kwot. Dostałam info,że chcą mnie zatrudnić z pewną kwotą. Dali 1 dzień na przemyslenie tematu. Piszę counter offer. Normalnie bałabym się, ale skoro nie mówiliśmy ani słowa nawet o przedziale liczbowym to myślę, że warto spróbować. I teraz- o ile więcej mogę prosić? WIem,że musze się liczyć z ryzykiem i nie chodzi mi o zszokowanie pracodawcy.Chcę zaproponować przedział do rozważenia. ALe liczą się liczby …. Ogólna zasada jest taka,że warto na początku rozmów (jesli nas przycisną) mówić 10-15% więcej niż aktualnie mamy. A więc jaka byłaby Twoja sugestia dla mnie? Proszę serdecznie o rade!
Z mojego doświadczenia:
13 lat spędziłem w firmie, w której jak było dobrze to zarobki były na poziomie 5k. Od 2010 roku zaczęło się pogarszać i zarobki zaczęły spadać aż do 2400 w 2015. To spowodowało problemy finansowe – kosztowny kredyt hipoteczny nie był spłacany i został wypowiedziany. Sporo finansowych spraw zostało zawalonych. W między czasie pojawił się nowy, baaardzo zasobny klient (jedna z największych firm z sektora militarnego na świecie). Specjalnie dla niego musiałem przygotować na nowo wszystkie procesy, napisać bardzo szczegółową dokumentację itd. Wszystko w języku angielskim co też było czymś nowym w mojej pracy. Efekt – przedstawiciel klienta powiedział, że przygotowałem najlepszą dokumentację ze wszystkich działów w naszej firmie i że dawno nie widział tak dobrej. W związku z powyższym oraz z pojawieniem się w mojej pracy wielu nowych obowiązków zgłosiłem się do przełożonego o podwyżkę. W odpowiedzi usłyszałem wiele wykrętów ale najlepszym było: „Przecież robisz to w tym samym czasie pracy co kiedyś więc dlaczego mielibyśmy płacić więcej”. To przelało szalę i definitywnie postanowiłem się rozstać z nimi. Miałem przy tym ogromne szczęście bo tego samego dnia napisał do mnie kolega, który wcześniej odszedł z tej firmy. Jego wiadomość była krótka: „Hej, chciałbyś zmienić pracę?” Moja odpowiedź była jeszcze krótsza: „TAK”. Postanowiłem to zrobić bez względu już na warunki bo miałem dość obecnej sytuacji. Dostałem ofertę jako programista, pomimo bardzo małego doświadczenia ale moim autem było zaangażowanie. Tak się złożyło, że stary pracodawca spóźnił się dwukrotnie z wypłata wynagrodzenia w przeciągu ostatnich miesięcy po pozwoliło mi rozwiązać umowę w ciągu jednego dnia ze względu na rażące narażenie warunków. W nowej pracy na dzień dobry dostałem 4k. Po roku było już 5k. W między czasie pojawiła się kolejna okazja – praca zdalna dla firmy z UK. Tam na start otrzymałem 7k i bardzo dobre warunki pracy – elastyczne godziny, praca tylko z domu. W ciągu półtora roku zrobiłem oprogramowanie dla dwóch poważnych projektów oraz przygotowałem oprogramowanie na prezentację którą zorganizował nasz klient dla swoich klientów. Stwierdziłem, że to dobry czas aby powalczyć o podwyżkę. Powiedziałem, że moim celem jest zarabiać 10k i że chciałbym to osiągnąć z obecnym pracodawcą. Spodziewałem się pozytywnej odpowiedzi i podwyżki na poziomie 500-1000 co pół roku. Jednak w odpowiedzi na moją prośbę uzyskałem zgodę podwyżkę od razu o 1500 a docelowe 10k od nowego roku (za 3 miesiące) ze względu na rozpisanie budżetu. Byłem w szoku, że się udało. Nie ukrywam, że to wszystko w ogromnej części zawdzięczam koledze, który bardzo wiele mnie nauczył i to dzięki tej wiedzy udało mi się tak szybko rozwinąć. Dlatego też, po mimo tak dobrych warunków to i tak przeglądam oferty pracy.
Jako ciekawostkę powiem, że mój pierwszy (ten skąpy pracodawca) potraktował tak większość ludzi i w krótkim czasie pozbył się najlepszych pracowników. Żył przeświadczeniem, że na ich miejsce przyjdą nowi. Niestety, nie śledził sytuacji na rynku pracy i okazało się, że jak już ktoś przyszedł to chciał znacznie więcej niż jego poprzednicy i w ten sposób musiał płacić dołożyć do interesu. Przykład – na miejsce osoby, która odeszła bo nie dostała zgody na zarobki w wysokości 3000 przyszła inna, która zażądała 5000 a i tak po roku poszła zwolniła się ponieważ znalazła lepszą ofertę.
Żeby nie było tak różowo to przyznam, że pomimo tak wysokich zarobków jakie udało mi się uzyskać to nadal żyjemy „do pierwszego”. Wiadomo – kasa kusi i szło na pierdoły. Pewnego dnia, siedząc jak zwykle na yt i przeglądając „czasopochłaniające” bezsensowne filmiki trafiłem na video Maćka Wieczorka zatytułowane „Rób to, a zostaniesz biedakiem” – polecam. To mi otworzyło oczy. Następnie zacząłem stosować jego rady i szukać nowych inspiracji. Tak trafiłem na blog Michał Szafrańskiego. Kupiłem książkę Finansowy Ninja, zacząłem mocno pracować na sobą i nad budżetem. Dlatego też zapisałem się na ten kurs. Mam nadzieję, a właściwie jestem pewien, że uda mi się szybko poradzić z problemami i zacznę inwestować. Mam dwójkę dzieci i chciałbym zostawić im majątek a nie długi.
Moje wnioski:
Pracodawcę należy zmienić gdy pracujemy już tam długo i nie rozwijamy się, brak podwyżek, kiepska atmosfera. Każda zmiana pracy pozwala nam zdobyć nowe doświadczenie co z kolei otwiera nam kolejne drzwi. Brak rozwoju nie powoduje, że stoimy w miejscy ale wręcz cofamy się w odniesieniu do innych, którzy to się stale rozwijają. Nie bać się podać wyższej kwoty podczas rozmowy o podwyżkę. Jeśli nie będzie zgody na całość to może na cokolwiek ale o tym już Michał wspominał. Jeśli nie będzie żadnej oferty to od razu radze szukać innego pracodawcy.
Wiele osób boi się zmienić pracę ze względu na to, że często wiąże się to ze spadnięciem z pozycji mistrza na pozycję ucznia – jeśli ktoś pracuje wiele lat w jednej formie to czuje się tam ważny i pewny siebie bo wszystkiego się już tam nauczył a u nowego pracodawcy z reguły będzie musiał przyswoić nową wiedzę i przystosować do nowych warunków. Innym powodem może być po prostu brak świadomości, że można zmienić pracodawcę – tu mi się przypomina mem z koniem przywiązanym do krzesła z podpisem „Czasami coś co cię powstrzymuje, jest tylko w twojej głowie”.
Jeśli chodzi o zmianę pracy ze względu na możliwość uzyskania wyższego wynagrodzenia to chciałbym przytoczyć przykład mojego kolegi: w moim mieście są dwie konkurencyjne firmy IT. Kumpel z zasady przechodzi z jednej do drugiej co 0,5 – 2 lata. Z każdym przejściem udaje mu się wynegocjować o 500 do 1000 więcej niż u poprzedniego. Tym sposobem w krótkim czasie udało mu się uzyskać naprawdę pokaźne wynagrodzenie.
Podsumowując – warto zmieniać pracę nie tylko ze względu na finanse ale ze względu na możliwość rozwoju i poznawania nowych ludzi. Na moim przykładzie widać jak ważne są kontakty i jaka potrafią zmienić życie – z nudnej pracy od 7 do 15 za 2400 w ciągu 4 lat zmieniłem na pracę tylko z domu, w dowolnych godzinach i za ponad cztery razy większe wynagrodzenie. Do tego nowy pracodawca docenia moje dokonania, inwestuje w szkolenia itp.
Internet jest przeogromną kopalnią darmowej wiedzy, dzięki której można się wspaniale rozwijać, realizować swoje cele. Przerażające jest to, że właśnie pomimo takiej wiedzy w około to i tak ludzie wolą spędzać czas na ogłupiającej rozrywce – pewnie ze względu na wygodę i lenistwo.
Moje rady:
Wykorzystujcie czas przede wszystkim na rozwój i naukę a nie na pierdoły.
Zmieniające pracę – rozglądajcie się cały czas a nie czekajcie na sytuację, która was do tego zmusi.
Wymagajcie od siebie i od życia więcej.
Pozdrawiam
Piotr
Hej Piotrze,
Dzięki wielkie za obszerny i wartościowy komentarz. No i gratuluję działania! Z mojej perspektywy zawsze to lepsze niż brak działania. 🙂
Pozdrawiam!
dobry wieczór,
artykuł rzeczowy i przydatny. dzięki zawartej w nim radzie o sprawdzaniu średnich zarobków w branży i determinacji wywalczyłem o 100% więcej niż to co zakładałem myśląc o czekającej mnie rozmowie z pracodawcą.
szczerze polecam życząc zdrowia i pomyślności
Witek
Bardzo dobrze napisane. Pomyślałem że podzielę się ideą na jaką wpadł mój szef i jednocześnie nie narażając się na koszty, a wręcz przeciwnie. Nawiązał współpracę z Media Expert i kupuje od nich na fakturę określone karty pre-paid na usługi streamingowe, z których i tak korzystamy i są to dla nas, pracowników, koszty stałe. Usługi typi Netflix, Spotify a jest nawet jeden chłopak który wybiera sobie pre-paidy na konsole żeby mieć dostęp do premium, więc wybór jest spory. Do tego firma ma rozmaite usługi dodatkowe z tytułu współpracy z ME. Może nawet rozwiąże to problem wielu przedsiębiorców