Podcast: Play in new window | Download (Duration: 44:51 — 41.9MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Czy praca w domu to błogosławieństwo czy przekleństwo? Jakie są jej skutki uboczne? Co poradzić na samotność przedsiębiorcy pracującego w domu?
2 lipca 2019 r. minęło równo 7 lat prowadzenia mojego bloga. To dobry czas na podsumowania i przemyślenia. Tym razem skupiłem się na plusach i minusach prowadzenia własnej firmy z domu. Pracuję w ten sposób już od sześciu lat i oprócz ewidentnych zalet, widzę także kilka minusów. Dzisiaj skupiam się właśnie na tej ciemniejszej stronie pracowania w domu. Żeby jednak ten odcinek nie był wyłącznie narzekaniem, to od razu daję konkretne podpowiedzi, jak radzić sobie z wyzwaniami.
To także próba pokazania „drugiej strony medalu”. Pomimo, że jestem olbrzymim zwolennikiem prowadzenia małej firmy, to ten odcinek stoi nieco w opozycji do książki „Firma, czyli Ty” Paula Jarvisa, którą opisywałem niedawno na blogu (tu recenzja książki). Uwypuklam minusy i moje rozterki, bo w kolejnym odcinku o zaletach bycia jednoosobowym przedsiębiorcą opowie Wam sam Paul Jarvis.
Mam też coś dla osób zainteresowanych cyferkami. W siódmym roku działalności mój blog przekroczył 10 milionów złotych łącznego przychodu (a w zasadzie zbliżył się do 11 milionów). Szczegółowe wyniki (przychody, koszty i dochód) znajdziecie poniżej.
Zapraszam do wysłuchania, obejrzenia lub przeczytania transkryptu (poniżej).
Firma jednoosobowa i praca w domu – podcast w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu lub obejrzeć wideo na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
W tym odcinku usłyszysz:
- Ilu Czytelników odwiedza obecnie bloga?
- Jakie są przychody, koszty i zysk mojej firmy od początku jej istnienia?
- Jakie są plusy i minusy pracy w domu?
- Jak radzę sobie z minusami pracy w domu?
- Jak radzę sobie z samotnością w pracy?
- Jakie narzędzia i aplikacje wykorzystuję do komunikacji?
- Dlaczego poczucie odpowiedzialności przeszkadza mi w pracy?
- Co to jest syndrom oszusta?
- Dlaczego nie wszystko ode mnie zależy?
- Jakie są negatywne konsekwencje braku regularności?
- Czym się martwię i jak sobie z tym radzę?
- Dlaczego uważam moją sytuację za luksusową?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Książka „Firma, czyli Ty” autorstwa Paula Jarvisa (oryginalny tytuł „Company of One”).
- WNOP 090: Jak przygotować plan roczny, czyli jak określić cele i znaleźć czas na ich realizację
- WNOP 113: Sukcesy, porażki i wnioski, czyli moje szczere podsumowanie 2017 roku
- Nozbe – aplikacja do zarządzania zadaniami i realizacją projektów.
- Wykorzystywane przeze mnie narzędzia komunikacyjne:
- Slack – komunikator wykorzystywany ze współpracownikami
- Messenger – komunikator ze wszystkimi
- Helpscout – system obsługi zgłoszeń Klientów
- Zendesk – system obsługi zgłoszeń Klientów
- Zoom – narzędzie do wideokonferencji
- Skype
- Artykuł Życie na własnych zasadach – wpis sprzed roku podsumowujący 6 lat prowadzenia bloga.
- Moja recenzja książki „Firma, czyli Ty”
- Mój sklep internetowy z książkami (i nie tylko)
Poniżej znajdziesz pełny tekstowy zapis podcastu.
Sprawdź również: WNOP 092: Własna firma – co warto wiedzieć zanim zaczniesz – moje błędy i 23 wskazówki
Wyniki bloga „Jak oszczędzać pieniądze” po 7 latach
Na początek jednak krótkie podsumowanie wyników bloga „Jak oszczędzać pieniądze” po 7 latach jego działalności.
Blog prowadzę od 2 lipca 2012 r. W ciągu ostatnich 12 miesięcy odwiedziło go 2.184.359 unikalnych użytkowników (według Google Analytics).
W najlepszym miesiącu było Was tutaj 308 tysięcy. W najgorszym 154 tysiące. Największy ruch mam pomiędzy listopadem a styczniem, a najmniejszy – w miesiącach wakacyjnych. To zrozumiałe – w wakacje przede wszystkim odpoczywamy i wydajemy pieniądze. Można powiedzieć, że od kilku lat ruch jest stabilny i średnio wynosi około 200.000 UU miesięcznie.
Z kolei moją firmę prowadzę od marca 2013 r. W pierwszym, najgorszym roku działalności miała ona 55 tys. zł przychodów, 45 tys. zł kosztów i dochód ok. 10 tys. zł. W najlepszym 2017 r. miała ona ponad 3 miliony złotych przychodu, 926 tys. zł kosztów i zysk przed opodatkowaniem wyniósł nieco ponad 2 miliony złotych.
Do końca czerwca 2019 r. – a więc przez 6 lat i 3 miesiące działalności – moja firma osiągnęła łącznie 10.920.000 zł przychodu, przy kosztach wynoszących 3.044.000 zł. Całkowity dochód przed opodatkowaniem wyniósł więc 7.876.000 zł. Poniżej znajdziecie tabelkę ze szczegółowymi danymi o przychodach i kosztach w poszczególnych latach.
Reasumując: nadal jestem małą firmą, ale taką, która osiąga bardzo satysfakcjonujące wyniki i ma wysoką rentowność. Mogę powiedzieć, że moja firma prowadzi mądrą politykę finansową i daje solidnie zarobić jej właścicielowi.
Dla jasności: mówiąc „firma” mam na myśli zagregowane wyniki mojej działalności gospodarczej oraz spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, którą także posiadam.
Do dnia dzisiejszego pozostaję firmą jednoosobową, co ma swoje olbrzymie plusy, ale również bardzo duże minusy. Moja firma zarabia przede wszystkim na działalności wydawniczej, dystrybucji książek i afiliacji w obszarze produktów finansowych. Oprócz zysków związanych z firmą, zarabiam także na moich inwestycjach, które realizuję poza firmą. Mam taką zasadę, że zyski opodatkowuję, wypłacam i inwestuję już prywatnie.
No to skoro już się przedstawiłem, to pora przejść do konkretów. Zanotowałem sobie 10 punktów, którymi chcę się dzisiaj z Wami podzielić.
1. Praca w domu jest jednocześnie świetna i fatalna
Po stronie plusów pracy w domu należy zdecydowanie wymienić brak konieczności dojazdów do pracy. Serio – to jest gigantyczna oszczędność czasu i gigantyczna oszczędność pieniędzy – zwłaszcza dla tych osób, które wcześniej dojeżdżały do pracy autem. Ale to, że nie trzeba nigdzie wychodzić ma także swoje wady.
Największy minus to brak ruchu. Bywają dni, kiedy nie robię nawet 1000 kroków przez cały dzień. Taki bezruch wymusza konieczność szukania sobie substytutów, aktywizowania się w jakiś sposób. W przeciwnym wypadku zanik mięśni i przybieranie na wadze są w zasadzie murowane. Nie ma też nic dobrego w tym, gdy od razu po wstaniu z łóżka siada się do pracy. Opóźnia się śniadanie i poranną toaletę. To też nie jest dobre.
Taką często eksponowaną korzyścią pracy w domu jest elastyczność w zakresie tego, kiedy się pracuje, ale to jest też największe przekleństwo dla pracownika. Nikt nie stoi nad naszą głową, nikt nie kontroluje efektów pracy. Ale to jednocześnie powoduje, że można w zasadzie bezkarnie marnować czas.
Trzeba mieć olbrzymią samodyscyplinę. Ja ją czasami mam a czasami nie. W efekcie mam wrażenie, że sporo czasu przecieka mi między palcami.
Ten brak ustalonego harmonogramu dnia – czyli konieczności wyjścia z domu, pojawienia się w biurze o konkretnej godzinie, ale również wyjścia z pracy o konkretnej godzinie także nie jest dobry. Nawet, gdy mamy harmonogram, to pracując w domu bardzo łatwo jest zrobić odstępstwo. Niewiele to kosztuje. Ot usiądę ciut później do pracy, albo wręcz przeciwnie – włączę sobie komputer wieczorem na kanapie.
Czasami łapię się na tym, że niby siedzę nad pracą 10 godzin i zastaje mnie wieczór, a tak naprawdę niewiele zrobiłem. To efekt tego, że sporo czasu potrafi pójść niby na pracowanie, a tak naprawdę przecieka między palcami.
Jak narzucam sobie dyscyplinę?
- Po prostu próbuję sobą świadomie zarządzać.
- Strategicznie planuję rok – w ostatnich dwóch latach dosyć luźno wyznaczam sobie zaledwie 1-2 duże projekty rocznie. O moim procesie tworzenia takich planów rocznych mówiłem szczegółowo w 90-ym (jak przygotować plan roczny, czyli jak określić cele i znaleźć czas na ich realizację) oraz w 113-ym odcinku podcastu (jak rozliczyć się z przeszłością). Polecam przesłuchanie!
- Wykorzystuję aplikację Nozbe do planowania zadań na bieżąco – chociaż i tu miewam spore zaległości w zakresie ich realizacji.
- Robię okresowe przeglądy. Strategiczne co kwartał i podstawowe – mniej więcej co tydzień.
- Staram się wykonać przynajmniej jedno duże zadanie dziennie, np. na dzisiaj wyznaczyłem sobie wyłącznie zaplanowanie i nagranie tego odcinka podcastu.
- No i gdy zacząłem się przyłapywać na marnowaniu czasu, to pomagało mi notowanie sobie w kalendarzu co jakiś czas tego, co naprawdę robiłem. To pomogło realnie ocenić mi ile czasu idzie na pracę a ile na inne rzeczy. W końcu podstawą do rozwiązania każdego problemu jest jego solidna diagnoza.
2. Brak kontaktu z żywymi ludźmi
Przy całym moim introwertyzmie muszę powiedzieć wprost, że brak osobistego kontaktu z innymi osobami jest długofalowo po prostu zły.
Kiedyś jako pracownik biurowy byłem przeciwnikiem spędzania czasu na kawkach ze współpracownikami. Dzisiaj doceniam jednak społeczną rolę takiego „wspólnego marnowania czasu”. Wspólne śmiechy, wymiana informacji – także prywatnych, nawet plotkowanie, to wentyl bezpieczeństwa, który może pomagać poradzić sobie z wyzwaniami w pracy. To daje poczucie wspólnoty. A tego nie mam niestety przy pracy w domu.
W tym co robię czuję się czasami bardzo samotny. Z jednej strony lubię taki tryb pracowania, bo zdecydowanie jestem samotnym wilkiem. Lubię brać odpowiedzialność na siebie, wiedzieć, że tylko ja odpowiadam za porażki i czuć się również właścicielem sukcesów. Ale w trudnych momentach jestem z nimi po prostu sam. I to jest bardzo realny koszt wyboru bycia firmą jednoosobową. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać, co muszą czuć przy takim trybie pracy ekstrawertycy.
Można oczywiście próbować tę lukę zapełniać po prostu umawiając się na cykliczne spotkania na żywo lub organizując sieciowe grupy mastermind, ale to tylko połowicznie adresuje ten problem. Pewnym rozwiązaniem jest także praca nie w domu, a w przestrzeni coworkingowej – tak robi część moich znajomych.
Jak sobie radzę z brakiem kontaktów z innymi?
- Umawiam się co jakiś czas z biznesowymi znajomymi na luźne pogadanki na mieście.
- Gram w Counter-Strike’a rozmawiając ze współgraczami, co daje mi szansę na rozmowę z prawdziwymi ludźmi.
Niemniej jednak – nie ma tego wiele i jest to tylko marny substytut relacji z prawdziwej firmy, w której pracuje się codziennie z innymi osobami.
3. Czasochłonna komunikacja
Przy pracy zdalnej większość komunikacji odbywa się przez komunikatory bądź mailem, a to jest bardzo czasochłonny sposób komunikacji. Plusem takiej pisanej komunikacji jest jednak to, że zostawia ona ślad i w problematycznych sytuacjach możliwe jest odtworzenie ustaleń.
Minusem z kolei jest to, że bardzo łatwo o nieporozumienia. Zdecydowanie trzeba się nauczyć komunikować w zrozumiały a jednocześnie w miarę zwięzły sposób. Rozumieć, że zwięzłość komunikacji nie musi oznaczać powierzchowności i ignorowania drugiej strony.
Jak udrażniam komunikację?
Po prostu stosuję sporo różnych narzędzi dostosowanych do tego, co chcę w danej chwili załatwić:
- Email do komunikacji ze wszystkimi
- Slack do komunikacji ze stałymi współpracownikami
- Messenger – do komunikacji online z osobami spoza grona współpracowników
- Helpscout i Zendesk do rozwiązywania problemów zgłaszanych przez klientów.
- Zoom i Skype do komunikacji głosowej i wideo
- No i w końcu spotkania osobiste wszędzie tam, gdzie inaczej się nie da (na szczęście bardzo rzadko)
4. Ciężar odpowiedzialności
Podziwiam tych ludzi, którzy mają receptę na wszystko. Ja coraz częściej nawet jeśli mam zdanie na jakiś temat, to poważnie zastanawiam się nad tym, czy odpowiedzialne jest jego mówienie na głos. Bo coraz częściej widzę, że świat nie jest czarno-biały i coraz częściej łapię się na tym, że sam mam problemy z odróżnianiem odcieni szarości.
To jeden z powodów, dla których coraz trudniej pisać mi proste materiały. Dlaczego? Bo wiem, że czyta mnie wiele osób, które znajdują się w różnych miejscach swojej życiowej drogi, mają różny bagaż doświadczeń i naprawdę nie chciałbym moją działalnością przyczyniać się do tego, że Wy – jako Czytelnicy i Słuchacze będziecie podejmować zbyt szybkie decyzje, bo zaufaliście Szafrańskiemu i skoro tak mówi to tak jest. Ja nie jestem nieomylny, wielu rzeczy nie wiem i po prostu nie chcę prowadzić Was na manowce.
Podam przykład: mam mocno rozgrzebany temat PPK – Pracowniczych Planów Kapitałowych, o których nie mam jednoznacznej opinii. Z jednej strony wiem, że czekacie na odpowiedzi, a z drugiej – wiem, że sam mam więcej znaków zapytania niż pewników. W oparciu o bieżącą wiedzę mogę zarówno twierdzić, że to świetny produkt, jak i że słaby. A i tak wszystko opiera się na spekulacjach co do przyszłości – a sam nie chciałbym takich spekulacji publicznie dokonywać.
W pewnym sensie ten ciężar odpowiedzialności bywa paraliżujący. I to jest coś, z czym zmagam się w coraz większym stopniu. Chociaż – przynajmniej teoretycznie – powinienem być coraz bardziej wyluzowany pod tym względem. 🙂
Jak próbuję udźwignąć ciężar odpowiedzialności?
- Sięgam do wyników przeprowadzonej kiedyś na blogu ankiety czytelniczej, aby jeszcze raz zrozumieć kim są moi Czytelnicy i jakie mają oczekiwania. Zaglądam też do pojedynczych ankiet i czytam, co o sobie napisaliście.
- Po prostu staram się rzetelnie tworzyć materiały starając się pokazywać różne perspektywy i te odcienie szarości, o których mówiłem.
- Przekonuję sam sobie, że przecież tworzę dla ludzi inteligentnych, którzy potrafią uzupełnić i skorygować to co mówię, nawet jeśli ja sam nie stanę na wysokości zadania.
5. Syndrom oszusta
Syndrom oszusta to zjawisko polegające na tym, że kwestionujemy własne kompetencje do mówienia na dany temat. Ja mam to notorycznie. To kolejny z powodów, dla których piszę coraz mniej.
„A co jeśli nie zgłębiłem dobrze tego tematu?”, „Przecież ja nie posiadam wystarczającej wiedzy, aby mówić innym na ten temat”, „Kim ja jestem i jaki mam mandat do tego, aby tyle osób mnie słuchało?” – to są pytania, które przechodzą przez moją głowę praktycznie cały czas.
Sam siebie zatruwam myślami o tym, że podając Wam przeróżne porady być może wcale nie powinienem tego robić, bo przecież to co działa u mnie, wcale nie musi sprawdzać się u kogoś innego.
We wszystkich obszarach jestem samoukiem. Uczestnicząc czasami w jakichś konferencjach dowiaduję się, że np. istnieją fachowe nazwy na działania, które ja wykonuję, a których sam nie potrafiłem opisać. To pokazuje mi, jak niewiele tak naprawdę wiem. Przykładowo: niektórzy w moich działaniach związanych z promocją książki „Finansowy ninja” dopatrują się użycia konkretnych technik i mechanizmów z zakresu psychologii, a ja nawet nie wiedziałem, że coś takiego istnieje. To pokazuje mi, że być może przecenia się moje zdolności. Że być może to ktoś inny powinien się na te tematy wypowiadać, a nie ja. Że nie jestem wystarczająco kwalifikowany.
Jak zwalczam syndrom oszusta?
- Mam w mojej poczcie folder „Referencje”, do którego wrzucam miłe maile, które mi przesłaliście opisujące, w jaki sposób to co tworzę pomaga Wam poprawiać Wasze finanse i nie tylko. Przeglądam od czasu do czasu te maile. Jeśli moja działalność daje takie efekty, to dlaczego mój „syndrom oszusta” miałby mnie powstrzymywać?
- Równolegle próbuję też poszerzać moją wiedzę i po prostu solidnie przykładać się do opracowywania kolejnych tematów. To oczywiście powoduje, że czasochłonność pracy wzrasta, ale idzie to w parze z zaspokajaniem poczucia odpowiedzialności i skutecznie osłabia poczucie bycia oszustem.
- I mam jeszcze jeden sposób, który może się Wam wydać zabawny. W takich chwilach zwątpienia sięgam też po moje książki, albo do najlepszych wpisów na blogu. Czytam je czasami z takim niedowierzaniem „Serio? To naprawdę ja napisałem? To jest cholernie dobry materiał”. Czuję czasami jakby pisał to ktoś znacznie bieglejszy w słowie i w wiedzy ode mnie. To mnie podbudowuje i podnosi samoocenę. Zdecydowanie warto mieć takie materiały pod ręką.
6. Poczucie kontroli (lub jego brak)
Kiedyś wydawało mi się, że „chcieć to móc” i że generalnie wszystko jest w naszych rękach.
Dzisiaj widzę, że nie wszystko zależy ode mnie. Choćbym nie wiem jak chciał, to czasami okoliczności zewnętrzne nie pozwalają mi działać na 100%. Przeróżne sprawy i zmartwienia zaprzątają głowę i trudno mi się od nich całkowicie oderwać. Zwłaszcza, kiedy praca po prostu się nie klei.
Co ciekawsze w ciągu ostatniego roku przekonuję się także, że pieniądze wcale nie rozwiązują wszystkich problemów. Oczywiście jest dużo łatwiej, gdy się je posiada i np. można finansować nimi specjalistów pracujących w prywatnej służbie zdrowia, ale z drugiej strony – w niektórych obszarach naprawdę trudno jest znaleźć profesjonalistów, którzy świadczą usługi warte opłacania. Kolejny raz przekonuję się, że kluczowe znaczenie mają nie tyle pieniądze, co sieć kontaktów i znajomych, którzy pozwalają łatwiej dotrzeć do właściwych osób.
Krótko mówiąc: czasami – nawet będąc w teorii osobą w pełni decyzyjną we własnym biznesie – można utracić poczucie kontroli, co w automatyczny sposób wjeżdża na psychikę i rodzi trudne pytania, np. czy jest sens się męczyć w takiej sytuacji i ciągnąć to dalej tak jak dotychczas. Mniejszy problem, gdy widzimy rozwiązania i alternatywę. Gorzej, gdy przyzwyczailiśmy się już do określonego sposobu działania, nie widzimy dla siebie innej drogi a w pracy po prostu zaczynamy się męczyć. Pracownik etatowy może w takiej sytuacji zmienić firmę. Właściciel własnego biznesu raczej nie ma takiej możliwości.
Jak radzę sobie z trudnościami poza moją kontrolą?
Pisałem już o tym rok temu we wpisie podsumowującym 6 lat prowadzenia bloga. Takiej sytuacji nie da się po prostu rozwiązać, bo na czynniki będące zupełnie poza naszą kontrolą po prostu możemy nie mieć wpływu. Trzeba sytuację po prostu zaakceptować. Taką jaka jest. Pogodzić się z tym, że tak jest i odpowiednio dostosować swój sposób działania. Kopanie się z koniem nie ma najmniejszego sensu i prowadzić może tylko do frustracji. Akceptacja pozwala przejść nad tym do porządku dziennego. Nie jest to łatwe, ale warto się tego uczyć.
7. Regularność działań to podstawa
Widać to zwłaszcza wtedy, gdy tej regularności zaczyna brakować. Przy działalności internetowej systematyczność publikacji treści ma olbrzymie znaczenie. YouTube, Facebook i Google premiują tych, którzy regularnie tworzą treści, pomagając ich materiałom docierać szerzej. Ja świadomie odpuściłem sobie aktywność w mediach społecznościowych, co niestety ma swoje negatywne konsekwencje. Publikując nowe materiały – docieram znacznie węziej niż miało to miejsce rok temu.
Zresztą nie chodzi wyłącznie o media społecznościowe. Sam po sobie widzę, że jeżeli wypadam z mojego cyklu pracy i publikacji, to jeszcze ciężej jest mi się powrócić do regularności. Idealnym przykładem jest właśnie publikacja podcastów. Przez kilka lat ukazywały się one w miarę regularnie co 2 tygodnie. Zasadę tę złamałem w listopadzie 2018 r. planując krótką przerwę. W efekcie przez 4 miesiące nie ukazał się ani jeden podcast. Potem udało mi się opublikować 3 odcinki i znowu nastąpiła 3-miesięczna przerwa. Powrót do regularności jest bardzo trudny.
Jak próbuję dbać o regularność?
- Jak widać nie bardzo sobie z tym radzę.
- Próbuję po prostu codziennie pisać – raz więcej, raz mniej. Przygotowuję notatki do artykułów i podcastów, ale czasami dopada mnie taki paraliż decyzyjny. Brakuje wykończenia pracy.
- Dzisiaj postanowiłem, że nagram kolejny odcinek. Wszystko inne poszło w odstawkę i od dobrych kilku godzin pisałem sobie notatki do podcastu. Ale i ta praca bywała przerywana, bo np. rano mój blog nie działał przez 3 godziny i trzeba było podjąć działania naprawcze we współpracy z firmą hostingową.
- Życie rzuca kłody pod nogi. Najłatwiej jest zapewne powiedzieć sobie „oj tam – nic się nie stanie, jak zrobię to jutro”, ale w firmie takiej jak moja ja już mam konkretne plany na jutro, więc nieszczególnie mogę opóźnić nagranie odcinka. Gdybym to zrobił, to znowu z regularności byłyby nici.
8. Zaciągane długi trzeba kiedyś spłacić
W każdej małej firmie jest tak, że koncentrując się na robieniu czegoś, nie robi się w tym czasie czegoś innego. Jeśli jest to tak jak u mnie firma jednoosobowa i uzupełnianiem braków nie ma się kto zająć, to szybko zaciąga się pewien dług technologiczny lub organizacyjny. Po prostu zaległości w niektórych obszarach się nawarstwiają i z czasem zaczyna się płacić cenę zaniechań.
Dokładnie tak jest w tej chwili u mnie. Blog działa na technologii nie zmienianej od 2012 r. Jego wygląd był ostatnio odświeżany w 2013 r. Obecnie działa on dużo wolniej niż powinien, co powoduje, że Google nie lubi go tak mocno jakby mógł. Struktura bloga jest zabałaganiona i w efekcie trudno wyszukać na nim konkretne artykuły.
Tworząc treści na bloga nie zwracałem szczególnej uwagi na SEO, czyli ich pozycjonowanie w wyszukiwarce. W efekcie prawdopodobnie mam dużo mniejszy ruch niż mógłbym mieć. Na naprawę tych błędów i zaniechań musiałbym poświęcić dużo czasu, a to z kolei jeszcze bardziej odciągnęłoby mnie od tworzenia nowych treści. Niestety jakoś muszę spłacić ten dług zaciągany przez lata.
Inny przykład: mam biuro, ale niewykończone. Już od dwóch lat przymierzam się do wygłuszenia pomieszczenia, w którym nagrywam podcasty i szczerze – poza niechęcią do pochylenia się nad tym tematem – nie ma obiektywnych powodów, dla których jeszcze tego nie zrobiłem. A to z kolei powoduje, że przed każdym nagraniem paraliżuje mnie myśl, że jakość audio będzie niezadowalająca, że kadry i oświetlenie nie będą OK itp. Obiektywnie przeszkadza mi to w zabraniu się za nagrywanie. Gdybym remont przeprowadził wcześniej, to teraz – w tym trudniejszym okresie – zapewne łatwiej byłoby usiąść do nagrywania kolejnych odcinków.
Jak sobie radzę z natłokiem zadań?
Na miarę możliwości jednoosobowego przedsiębiorcy:
- Część tematów porzucam z założeniem, że nie są one priorytetowe.
- Część projektów realizuję dzieląc tydzień na dni kreatywne i dni, w których zajmuję się sprawami organizacyjnymi i technologicznymi. Czasami w obrębie jednego dnia – jeśli widzę, że nie idzie mi praca kreatywna, to siadam do łatania zaległości. Ale jest to również zdradliwe, bo w zasadzie mógłbym siedzieć i tylko zajmować się zaległymi projektami, więc muszę być tutaj dosyć ostrożny.
- Pomagają mi tygodniowe przeglądy i zgrubne planowanie tych zadań, które są najważniejsze.
9. Zamartwianie się i zwątpienie
Systematycznie towarzyszy mi zamartwianie się. Wiem, że w pojedynkę wszystkiego nie zrobię. Martwię się, że idę do przodu wolniej niż bym chciał. Że moja praca polega dzisiaj w dużej mierze na robieniu rzeczy, których nie powinienem robić (np. w ostatni weekend poprawiałem jakieś bardzo stare wpisy na blogu, aby usunąć nieaktualne już linki). A wszystko to wynika z mojej decyzji, że chcę być jednoosobowy, nie chcę brać sobie na głowę zobowiązań i nie chcę zatrudniać pracowników.
Udostępniając do sprzedaży książki z jednej strony umożliwiłem sobie dobre zarabianie na blogu, ale z drugiej – wziąłem na głowę szereg zagadnień związanych ze sprzedażą i marketingiem, którymi tak naprawdę nie chcę się zajmować. Martwię się tym, że przez tę komercyjną stronę działalności, mam mniej czasu na tworzenie interesujących treści. Ja wiem, że to brzmi trochę jak marudzenie, że zarabiam dobre pieniądze – niemniej jednak jest to źródłem pewnej frustracji, że robię nie to, co powinienem – chociaż oczywiście uwielbiam zarabiać.
Jednocześnie efektem tego, że rzadziej publikuję nowe materiały i że są to materiały inne niż dotychczas, jest narastająca obawa, że Czytelnicy odejdą i że ruch na blogu spadnie. Że przez to, że rzadziej nagrywam nowe odcinki, to Słuchacze przerzucą się na inne podcasty, a WNOP zniknie z rankingów i jeszcze trudniej będzie nowym Słuchaczom natrafić na mój podcast.
Martwię się nawet o to, że ewentualny spadek zainteresowania moimi treściami doprowadzi do tego, że zwątpię w sens dalszego tworzenia treści. W połączeniu z „syndromem oszusta” to jest bardzo groźna mieszanka, którą można sprowadzić do pytania „a może rzucić to wszystko i wyprowadzić się w Bieszczady?”.
Dla jasności – nie martwię się szczególnie o to, czy moja firma przetrwa. Nigdy nie uważałem jej za coś długowiecznego. Raczej jest ona dla mnie wehikułem do zarabiania pieniędzy tu i teraz.
Ale tu pojawia się inny aspekt: mając spory kapitał (przynajmniej dla mnie) martwię się o alokację środków i poświęcam sporo energii na właściwe planowanie moich inwestycji próbując zabezpieczyć się przed różnymi negatywnymi scenariuszami.
Jak dbam o to, aby się nie zamartwiać?
Tu nie mam jednego sprawdzonego sposobu. Mam kilka i wzajemnie się one uzupełniają:
- Uświadamiam sobie, w jak doskonałej sytuacji jestem w porównaniu z innymi. Jak błahe są te moje zmartwienia i nieistotne.
- Przypominam sobie, że już nic nie muszę, że mam prawo się tak czuć, ale nie jest to powód do zamartwiania.
- Pomaga też oderwanie się od siebie i skupienie na innych, np. osobach, które wymagają pomocy. Zamiast skupiać swoją uwagę na sobie, to przenieść ją na innych.
- Zrobienie czegoś dobrego dla najbliższych i dla siebie. Odwrócenie uwagi od smutków. Danie sobie szansy na zauważenie, jak piękny jest świat. Czasem się nie udaje, ale ogólnie jest super. 🙂
10. Sowita premia za ryzyko
I na koniec chcę powiedzieć jeszcze o tej pozytywnej stronie prowadzenia mojej firmy. Dzisiaj skupiłem się bardziej na minusach prowadzenia jednoosobowej firmy próbując pokazać Wam, w jaki sposób radzę sobie z tymi trudniejszymi sytuacjami. Niemniej jednak trzeba podkreślić, że generalnie znajduję się w świetnej sytuacji i przez te 7 lat prowadzenia bloga otrzymałem olbrzymią premię za podjęcie ryzyka.
Uśredniając wynik – każdy rok prowadzenia bloga dał mi ok. miliona złotych zysku. To więcej niż kiedykolwiek sobie wymarzyłem. Kilkukrotnie już podkreślałem, że mój poziom oczekiwań to 200.000 zł zysku rocznie. Tyle wystarcza mi i mojej rodzinie do spokojnego funkcjonowania. Cała reszta to bonus.
Najlepsze jest jednak to, że wyniki finansowe idą w parze z osiąganiem innych, absolutnie kluczowych celów mojej działalności:
- Po pierwsze – udaje mi się działać po swojemu, według własnych zasad, bez konieczności chodzenia na kompromisy. Działam dokładnie tak, jak chcę. A to niesamowity luksus.
- Po drugie – mam wrażenie, że udaje mi się do Was trafiać z moimi treściami. Że przydaje się Wam to co robię, że ogólnie nie ma lipy i raczej udaje mi się trzymać wysoki poziom.
- Po trzecie i najważniejsze – że jesteście, trwacie i że dajecie mi powody do kontynuowania mojej działalności. Już to wielokrotnie mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz – nadajecie sens temu co robię i za to Wam bardzo, ale to bardzo dziękuję. Dziękuję także za to, że kupując moje książki de facto finansujecie moją działalność. Owszem – to ja tworzę produkty, ale to właśnie dzięki Wam mogę chwalić się takimi wynikami i taką rentownością.
Mam nadzieję, że pokazując Wam kulisy – nie tylko te jaśniejsze, ale też ciemniejsze strony mojej działalności, chociaż w małym stopniu uda mi się Was inspirować do odważnego brania losu w swoje ręce. Nie będę oszukiwał – bywa trudno, głowa potrafi płatać figle, projekty potrafią się komplikować, życie potrafi się wtrącać i mieszać w biznesie, ale ja uważam, że warto próbować. Sam jestem przekonany, że nie było absolutnie żadnych szans, abym mógł dojść do takich rezultatów pracując na etacie. Po prostu życie jest na to za krótkie.
I już naprawdę na koniec zdradzę, że ten odcinek to taki wstęp do kolejnego, w którym będę rozmawiał z Paulem Jarvisem, autorem fenomenalnej książki „Company of One” omawiającej dlaczego warto być firmą jednoosobową – taką jak moja. Niedawno ukazało się tłumaczenie tej książki i dostępna jest ona pod tytułem „Firma, czyli Ty”. To jest tak świetna książka, że napisałem do niej polską przedmowę i dodałem do mojego sklepu internetowego. Bardzo zapraszam do przeczytania mojej recenzji oraz do jej zakupu na papierze lub w formie ebooka.
Czytaj także: WNOP 135: Jak będąc małą firmą robić wielkie rzeczy w biznesie – podpowiada Paul Jarvis, autor książki “Firma, czyli Ty”
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W aplikacji Spotify
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
{ 100 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Świetny wpis – prawie jak bym czytał o sobie (tylko najgorzej, że ta część z kwotami się nie zgadza;)
Ogaranianie wszystkiego samemu czasami naprawdę przytłacza. Ale wg mnie jest więcej plusów i lubię jak coś się dzieje 😉
Pzdr
z artykulu wrecz rzuca sie do oczu ze przyszedl najwyzszy czas na zatrudnienie kogos do pomocy. tak zeby ta osoba (osoby) zajela sie sprawami ktore Ciebie nie interesuja jednoczesnie dajac ci czas na zajecie sie tym co lubisz najbardziej.
poprawianie linkow w starych wpisach, pozycjonowanie strony, przebudowa technologii bloga czy przygotowanie nagranego podcastu do udostepnienia – to az sie prosi poszukac kilku dobrych mlodych specjalistow zeby sie tym zajeli za rozsadne pieniadze.
to cos jak z daily vlogerami – wiekszosc z nich na podobnym etapie zatrudnia ludzi do montazu swoich filmow bo zwyczajnie ich to nie interesuje i traca na tym zbyt wiele czasu.
pozdrawiam
Hej Tomek,
Dziękuję za sugestie. Ależ ja zlecam niektóre prace. Montażem nie zajmuję się już od dawna. Przygotowywanie transkryptów – również.
Niektóre prace wymagają jednak wypracowania pewnych procedur zanim się je zleci na zewnątrz. Przykładowo – część linków da się poprawić, a część trzeba inteligentnie przerobić / usunąć. Akurat u mnie nie sprowadza się to wyłącznie do usunięcia linkowania, ale także przy okazji inne rzeczy wykonuję związane z porządkowaniem treści. Jak będę miał to wystandaryzowane i powtarzalne – zlecę.
Co do pozycjonowania czy zmiany struktury bloga, to jestem bardzo ostrożny w podzlecaniu „młodym specjalistom”. 😉
Pozdrawiam
Zastanawiam się co ja bym zrobił będąc na twoim miejscu i myślę, że szukałbym kogoś, kto mógłby zostać Robinem przy tobie Batmanie :). Domyślam się, że nie chcesz nikogo zatrudniać, ale chyba można się z kimś zdolnym i młodym umówić na warunkach b2b. Mógłby to być ktoś, kto mógłby się dużo nauczyć i oczywiście zajmowałby się tym czego sam nie chcesz już robić. Później może ktoś jeszcze … itd.
Szkoda twojego potencjału, a przy tym i my, twoi czytelnicy/słuchacze, w końcu na tym stracimy 😉
Przez część odcinka myślałem, że trzeba się już pogodzić z faktem, że przechodzisz na emeryturę 🙂 – ale z drugiej strony, dobrze jest posłuchać, że też masz podobne rozterki jak my, normalni ludzie. Dzięki Michał. Naprawdę dobrze, że nadal działasz!
do what you do the best – outsource the rest
Czytam od dłuższego czasu bloga i mam wrażenie że jestem w pętli – cały czas to samo 🙂 fakt lekko to się czyta ale od dłuższego czasu niczego nowego się nie dowiaduje – nie poszerzam wiedzy wchodząc tutaj… szkoda
Mam dokładnie takie same wrażenia. Kiedy zaczynałem przygodę z blogiem, czyli kilka lat temu, każdy podcast i każdy wpis wnosiły coś nowego i świeżego. Pochłaniałem każdą treść jak leci. Teraz podcastów słucham tylko czasami, a wpisy czytam tylko niektóre.
Ten wydał mi się interesujący, bo też pracuję z domu i chciałem posłuchać jakie przemyślenia ma na ten temat Michał. No ale gdzieś w połowie znów miałem wrażenie, że znowu słucham czegoś, co już słyszałem kilka razy.
Hej Czytelnik & Krzysztof,
Życie. Nic nie poradzicie. 🙂 Dzięki, że się tym podzieliliście.
Pozdrawiam
Punkt 5 można również odwrócić – często jest tak, że niektórzy pracownicy zdalni mają zbyt duże ego i wyrażają bardzo dużo opinii i informacji na temat, który nie do końca dobrze znają. Pouczają, podstawiają pomysły – które nigdy nie były testowane, sprawdzane i powodują duże problemy – szczególnie właśnie w kwestii konsultacji zdalnych.
Hej ABC Portfela,
A to już inny problem. Chyba z klapkami na oczach i przerostem ego. Jedno i drugie bywa bardzo szkodliwe.
Pozdrawiam
Nie ukrywam, że bardzo czekam na wpis o PPK 🙂 Ale decyzję i tak każdy będzie musiał podjąć sam.
P.P.K. czyli pracownicze plany kapitałowe to nic innego jak OFE. bis . Transfer łatwych funduszy czyt. pieniędzy na rzecz spekulantów.
I-KNF to marna fasada państwowej kontroli jakichkolwiek finansów, przykłady piramida AMBER GOLD, kredyty tzw, FRANKOWE, KASY SKOK. i OSTATNIO ARESZT DLA SZEFA TEJ INSTYTUCJI (notabene znajomy GLapińskiego z NBP.) podejrzewanego o korupcję !!!
II- o OFE zdemaskowałem na samym początku, tylko mało kto uwierzył !!! BIZANCJUM DLA FUNDUSZY ( KUPNO NIERUCHOMOŚCI , DROGIE WYCIECZKI, LUKSUSOWE SAMOCHODY, a na kontach przyszłych emerytów wartość pocztówki z obrazkiem palmy)…
III-Wymuszona tzw. dobrowolność -czym jest zapisanie z automatu i ewentualne wystąpienie na wniosek. Dobrowolność to przystąpienie na wniosek. Postawione na głowie i to tylko dla psychologi presji masy ewentualnie złudnej nadziei…
Michał,
w pracy w domu z mojego punktu widzenia tak naprawdę kluczowymi problemami są dwa pierwsze. Od trzeciego zaczyna się coś, co się już przenika i potrafi być problemem zarówno w aktywności „biurowej”, jak i pracy w domu.
Co więcej, myślę, że wielu ludzi w pewnym momencie swojego życia zawodowego może odczuwać tego typu wątpliwości, które wymieniasz. Nie jesteśmy maszynami, które nic nie czują. Słowem, nic co ludzkie nie jest nam obce.
Pozdrawiam i życzę Ci dalszych sukcesów
Dokładnie podobne przemyślenia miałem. Pracowałem domu 2 lata, potem rok w biurze – ale swoim. Dwa pierwsze punkty częściowo się rozwiązały, bo w budynku/kuchni/przy wodopoju byli inni ludzie, a rano musiałem wstać i tam pojechać. Teraz jestem na etacie i cała reszta jest tu obecna w pełnym wymiarze.
Brak ludzi i wstawanie w bokserkach do komputera z samego rana o 11 – to są realne problemy rcy z domu
Michał dasz radę, jak zawsze. A co do zwątpienia, sam zobacz. Mimo braku poprawek SEO, szaty graficznej i innych aspektów technologicznych Twój blog nadal jest #1 w Polsce. Dla czytelników nie liczy się blog tylko autor. A Twoja marka osobista jest tak silna, że długo nie zaliczysz zjazdu. Kto może się pochwalić 154k wejść publikując tak rzadko? Kto może tak zmotywować ludzi 1 wpisem? Kto potrafi załatwić niższe rachunki za prąd dla całego miasta? Na razie nikt nie ma takiej siły przebicia i pewnie długo mieć nie będzie. Nie przejmuj się drobnostkami, liczy się ogólny wynik.
W 100% zgadzam się z przedmówcą. 🙂
Dzięki wielkie Rafale i Kubo. 🙂
Zdecydowanie! Kto będzie chciał znaleźć informacje na Twoim blogu, to znajdzie. Dla mnie szata graficzna bloga jest idealna, nie bije po oczach, nie jest nachalna i nie przesłania treści. Gratuluję wyników i samodyscypliny.
Dziękuję. Generalnie zmiana wyglądu, o której myślę, to raczej ewolucja niż rewolucja. 🙂
Kolejny Twój interesujący wpis. Odniosę się do ciężaru odpowiedzialości i syndromu oszusta. Uważam, że niezależnie od tego jak mogą te zjawiska nekac 🙂 to dobrze że występują. One są nieodzowne i moim zdaniem świadczą o bardzo prawidłowym rozwoju ciebie jako przedsiębiorcy. O tym że wiesz dużo dużo więcej i jesteś świadomy że czasem a w zasadzie bardzo często nie ma najlepszego rozwiązania, a najlepszego dla wszystkich to już w ogole. To z kolei powoduje że jesteśmy mniej autorytatywni w wygłaszaniu gotowych recept. Myślę że kolejny przełom w rozwoju przychodzi wtedy kiedy uświadamiamy sobie gdzieś bardzo gleboko że jednak mimo że jest tyle szarości to mamy wiedzę i doświadczenie które pozwalaja nam odbierać pewna drogę i nią podazac. I kiedy zgodzimy się wewnętrznie z tym że- kiedy nie piszemy już dla kilkunastu lub kilkuset osób, a czyta nas tych dużo więcej -zawsze jest ryzyko że ktoś będzie niezadowolony lub zarzucić brak profesjonalizmu.(ale tutaj akurat by sobie wystawił źle świadectwo).
Życzę Ci powodzenia, dużo motywacji i nieustajacej wiary w swoje poczynania!PS
Bardzo lubię czytać Twój blog. Mam oczywiście finansowy ninja. Uważam że robisz świetna pracę. Gratulacje!
Dziękuję! Doceniam i się zgadzam. 🙂
Cześć Michał, dzięki za wpis. Pracy z domu doświadczam mając 1 dzien tzw.pracy zdalnej. Przymierzając się do właśnej działalności taka wiedza jest na wage złota.
Michał, Twój wpis jest jakoś taki pesymistyczny, przygnębiający mimo twardych danych, że jest lepiej niż dobrze i zapewne większość czytelników chciałby być na Twoim miejscu. Po przeczytaniu tego tekstu nasuwają mi się takie oto refleksje: 1) chłopak potrzebuje ludzi do pracy i chyba czas najwyższy, aby zatrudnił chociaż 2 osoby. Przy takich zyskach Twoje życie nie ucierpi, firma nie będzie musiała zaciskać pasa, ale może odczujesz powiew świeżego powietrza, Twoja głowa odpocznie i będziesz miał czas na skierowanie uwagi w inną stronę. No właśnie, 2 refleksja to taka, że chyba przechodzisz przez wypalenie zawodowe, a sytuacja Twoja pozwala na to, aby zabrać się za coś zupełnie nowego. Odnoszę także wrażenie, że zabawa z suchymi danymi, tabelkami, wykresami jakoś Cię zaczyna dołować. I jak mawiał klasyk „Przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak p*** mieście” 🙂 W tym wszystkim co robisz jest ogrom rozumu, chłodnej kalkulacji, analizy itd, ale może ducha, uczuć, emocji brak? Pamiętam, jak słuchałem Twojego odcinka dot. zakupu Mustanga. Byłem zaskoczony podejściem do tematu. Pomyślałem – przy takich dochodach tyle cyrklowania + dylematy moralne. Cóż, ja bym tego nie miał. Michale, bardzo Cię lubię, 3mam za Ciebie kciuki i odnoszę wrażenie, że czas na zmiany 🙂
Hej Adrian,
Pudło. 🙂 Generalnie sęk w tym, że ja wiem, w jakiej sytuacji mi dobrze a w jakiej nie. Recepta typu „potrzebujesz zatrudnić” – nietrafiona. Potrzebowałem dawno temu i przepracowałem to dawno temu i nadal mam swoje zdanie na ten temat. Na szczęście nie musimy się zgadzać. 🙂
Jeśli już mielibyśmy mówić o rzeczach, które mnie dołują, to akurat nie praca. Niemniej jednak – tak jak mówiłem – nie wszystko dzieje się w obszarze mojej kontroli. Są rzeczy, na które po prostu nie mam wpływu a wjeżdżają na psychikę.
Co do cyrklowania itp. – Ty jesteś inny, ja jestem inny. Mi jest dobrze z tym, gdzie moje podejście i sposób działania mnie doprowadziły. Są rzeczy, które zmieniam i są takie, których zmieniać nie zamierzam – chociaż wiąże się z to z realnymi kosztami.
Dzięki za troskę!
16 tys. na miesiąc na całą rodzinę ? Niezłe założenie, ja aktualnie z żoną i córką żyję za 4,5 tys. zł…
Ja z żoną i psem potrafimy przeżyć za 1.500 zł miesięcznie, ale jednak żyjemy za około 3 tysiące. A niewykluczone, że zaraz wpadnie ktoś kto utrzymuje 5 osób za 2 tysiące.
Każdemu wedle potrzeb i możliwości. Nie ma się co porównywać do innych, zawsze znajdzie się „większy gracz”, któremu będziemy albo zazdrościć albo dziwić się jak można wydawać aż tyle. Jeśli nam to odpowiada i jest to rozsądny poziom porównując do zarobków to nie ma w tym nic złego.
Niezłe założenie, 2.5-3 tys zł miesięcznie kosztuje wynajem dwupokojowego mieszkania w Warszawie. Dołóż do tego przedszkole prywatne na warszawskich stawkach (1.5 tys zł / mies) i już z tych Twoich 4,5 zł nic nie zostaje. Czego się człowieku czepiasz? Ty żyjesz za 4,5 tys zł (mam Ci gratulować? Współczuć?), na Podkarpaciu są takie rodziny co żyją za 2 tys zł, a Gdańsku, słyszałem, że jest taka jedna rodzina, co żyje za 50 tys zł. Różne wydatki masz w różnych miejscach życia, dzieciaki (i małżonki;) też generują różny poziom wydatków, w zależności np. od wieku.
Jednemu wystarczy 1500, inny potrzebuje 10000 i ledwo mu wystarczy. Wystarczy mieć dziecko które wymaga leczenia za kilka tys na miesiąc. Koszty utrzymania w dużych miastach stają się absurdalne. Rata za mieszkanie plus opłaty to 2-3 tys opiekunka do dziecka 1-2 tys i nagle się okazuję, że 5 tys to minimum egzystencji.
Hej Mateusz,
No i ile z tego odkładacie na emeryturę? Ja nie mówiłem o poziomie życia, tylko poziomie zarobków pozwalających finansować „tu i teraz” i odkładać na przyszłość.
Pozdrawiam!
16 tysięcy to nie pieniądze na „przejedzenie”. Michał założył, że jest to taka kwota, która pozwoli jemu i jego rodzinie na: wydatki bieżące, budowanie poduszki finansowej, odkładanie na wakacje, odkładanie na emeryturę itp. Pozdrawiam i zachęcam do zapoznania się z innymi wpisami oraz książkami Michała 🙂
O jakie to prawdziwe. Podpisuję się pod wszystkimi punktami. Trzymam kciuki za Ciebie, życzę dalszych sukcesów:) i dziękuję za całą pracę, którą wykonujesz, a z której my możemy korzystać:)
Ze wszystkimi wnioskami się zgadzam. Gdy ktoś mówi mi, że mam tak super, bo pracuję w domu, zawsze polecam spróbować samemu 🙂 Jest fajnie, ale trzeba mieć w sobie duży „motorek napędowy”, żeby utrzymywać motywację do pracy w odpowiednim tempie. Ja z tym mam ciągły problem, żeby chciało mi się chcieć 🙂 Niestety nie ma nic lepszego niż deadline czy szef nad głową, który przypomina o wykonaniu zadania do jakiegoś terminu.
Plus ogromny jest taki, że prawie w każdej chwili mogę rzucić wszystko i iść pojeździć na rowerze, dotlenić się, przewietrzyć głowę. A pracę dokończyć wieczorem… ekhm… no dobra, to siedzenie po nocach to kolejny minus pracy na własny rachunek w domu.
A syndrom oszusta bardziej nazwałbym syndromem mędrca – im więcej wiemy w danej dziedzinie, tym bardziej orientujemy się, ile jest wiedzy, której jeszcze nie znamy.
Na podbudowanie się w tym temacie mam sposób – wracam do rzeczy, które robiłem kiedyś (w moim przypadku wpisów na blogu) i widzę, że jeszcze to mogłem dopisać, to uszczegółowić, tego brakuje, tego jest za dużo. I nagle po kilku godzinach mam nowy tekst 🙂 I nie martwię się, że stary wpis był zły, po prostu nowy jest lepszy, bo i ja więcej wiem w danym temacie. To można przełożyć na wiele innych dziedzin.
Dzięki Łukasz,
„Syndrom mędrca” – można i tak. 🙂
Pozdrawiam ciepło!
Dokładnie tak! Się nie zrobi w dzień, się zrobi w nocy… 🙂
Świetne wyniki za kawał dobrej pracy. Ja podobnie pracując w domu mam mało ruchu ale też mam ogromna produktywność.
Pozdrawiam
Michał, „cyka blyat rush B” to nie jest rozmowa 😉
Na szczęście są i tacy, z którymi można pogadać i się pośmiać.
Mam bardzo, ale to bardzo podobne odczucia. Też jestem introwertykiem (i nawet fryzura się zgadza 😉 Od 7 lat regularnie pracuję w domu jako freelancer. Raz po raz dopada mnie syndrom oszusta, więc piszę coraz mniej, bo coraz bardziej ważę każde słowo. Ale nie zamieniłbym tego trybu pracy na inny (chciałem napisać „na normalny”), bo zyskuje na nim moja rodzina (a tego nie da się przeliczyć na żadne pieniądze świata).
Dzięki Michał za ten podcast, ja większość życia zawodowego pracowałam w domu i najbardziej brakowało mi wychodzenia z domu do pracy, Załatwiałam sprawy całej rodziny bo byłam w domu. Zrobiłam sobie zawodową przerwę ( 2 lata) i teraz chciałam zacząć z czymś nowym ale pamiętam jak to było dawniej i to mnie trochę hamuje . Twój podcast uświadomił mi , że można to poukładać i dodał mi odwagi żeby zacząć tylko już na innych zasadach niż do tej pory. Dziękuję ci bardzo 🙂
Hej Małgorzato,
No to mamy tak samo – też mi brakuje wychodzenia (a nawet jak nie brakuje, to mam wrażenie, że częściej powinienem tę klatkę opuszczać).
Pozdrawiam!
Hej Michał!
Jeśli kiedyś naszłaby Cię ochota, żeby powalczyć trochę z introwertyzmem, a nie miałbyś z kim wyskoczyć na kawę, daj znać… jestem do dyspozycji 😉
Natomiast jeśli chodzi o „syndrom oszusta” o którym mówiłeś (nawet nie wiedziałem że tak się to nazywa), myślę, że jest on jednym z głównych powodów, które powstrzymują wiele osób przed rozpoczęciem własnej działalności i założeniem firmy, zmianą pracy etatowej, czy chociażby pójściem do szefa po podwyżkę. Czasami bardzo trudno uwierzyć we własne możliwości, mimo że obiektywne fakty i opinie innych pokazują że powinno być zupełnie odwrotnie.
W Twoim przypadku masz wiele dowodów na to, że syndrom jest nieuzasadniony, chociażby liczba pochlebnych komentarzy pod każdym wpisem na blogu…
Hej Anatol,
Jakoś to ogarniemy. 😉
Pozdrawiam!
Trzymam za słowo 😉
Bardzo celne uwagi i spostrzeżenia. Ja jestem na etapie, kiedy marzę o pracy u siebie, bez konieczności wychodzenia z domu, ale widzę, że muszę jeszcze rozpatrzeć takie kwestie jak spotykanie innych ludzi czy umiejętność organizacji pracy własnej — to bardzo ważne.
Michał, jak często grasz w CS’a? 😀 Dasz się jakoś namierzyć? 😉 Może kiedyś udałoby się rozegrać wspólną sesję 😀
Hej Mathie,
No prościej niż tu się nie da: https://steamcommunity.com/id/szaffi
A zagrać jak najbardziej można.
Pozdrawiam!
Duży szacunek za „Podziwiam tych ludzi, którzy mają receptę na wszystko. Ja coraz częściej nawet jeśli mam zdanie na jakiś temat, to poważnie zastanawiam się nad tym, czy odpowiedzialne jest jego mówienie na głos. Bo coraz częściej widzę, że świat nie jest czarno-biały i coraz częściej łapię się na tym, że sam mam problemy z odróżnianiem odcieni szarości.” W moim prywatnym rankingu Twoja wiarygodność wzrosła jeszcze bardziej po tym wpisie
Dzięki Antek. Mocne pozdro!
Pamiętaj Michale, że często robisz ponadczasowe materiały, do których można sięgać po latach 🙂 Sam trafiłem na Twój blog dopiero jakieś 1,5roku temu i nawet jak miałeś dłuższe przerwy w publikowaniu to i tak miałem co czytać i słuchać. Rzeczywiście jak już przesłuchałem wszystkie interesujące mnie podcasty od Ciebie „przeszedłem” do innych podcasterów, ale nadal czekam na i konsumuję Twoje materiały 🙂
Dzięki za zainteresowanie mnie podcastami i przekonaniem do dbania o własne finanse!
Hej Michał,
Opowiedział byś coś więcej o swojej spółce zoo ?
Dlaczego się na nią zdecydowałeś ?
Czemu ma ona tylko prezesa i członka ?
Jak wypłacasz pieniądze ze spółki unikając podwójnego opodatkowania (chyba, że używasz podwójnego opodatkowania ) ? 🙂
Myśle, że byłaby to duża wartość dla wielu osób.
PS.
Mogę podesłać więcej pytań
Cześć, podbijam temat spółek zoo!
Hej Kamil,
Raczej nie będę opowiadał. Spółka wypłaca wszystko co zarobi, więc podwójnego opodatkowania w zasadzie nie ma.
Pozdrawiam
Cześć,
fajny wpis. Gratuluje tych 7 lat, oby tak dalej ! 🙂
Co do spółki z o.o wypłacanie zysku to dywidenda czyli zysk będzie opodatkowany raz w CIT a raz w PIT …. chyba ,ze wypłata zysku jest przez koszty …. da się zrobić… ale to kombinacja… napisz kilka słów o tej sp z o.o, fajny materiał na wpis o optymalizacji podatkowej
Nie ma opcji wypłaty ze spółki „wszystkiego co zarobi” bez podwójnego opodatkowania, chyba, że tworzy się karkołomne umowy o dzieło lub cywilnoprawne między spółką a działalnością prezesa typu 50 000 zł za napisanie artykułu dla spółki. Taka działalność prędzej czy później jednak spotka się jednak z kontrolą US, a wówczas konieczność dopłaty podatku, ZUS i kar gwarantowana.
Coś mi jednak mówi, a zasadzie Twoja odpowiedź na temat prośby podzielenia się jak to robisz wskazuje, że chyba masz coś do ukrycia, chociaż mam nadzieję, że się mylę…
Czasami nad naszymi głowami stoją inni domownicy i to oni wyznaczają godziny naszej pracy 🙂 Zwłaszcza jak potrzeba ciszy i spokoju w całym mieszkaniu jest na wagę złota.
Z resztą, wśród wielu osób nadal pokutuje przekonanie, że praca w domu przed komputerem to nie praca i tak nie można pracować 😉 Że człowiek siedzi i się najzwyczajniej w świecie nudzi albo odpoczywa. Na Twoim przykładzie i wielu innych osób działających w ten sposób widać, że jednak jest to praca jak każda inna (czasami nawet cięższa) przynosząca nie tylko pieniądze, ale i wartości od nich ważniejsze 🙂
Witaj Michale!
Ja od bardzo, bardzo niedawna zaglądam na Twój blog. Jest to dla mnie odkrycie!!! Trochę poczytałam, trochę posłuchałam i poczułam przypływ inspiracji! Jestem Ci za to wdzięczna! A teraz ten podcast… I super! Tak dla przeciwwagi. To niezwykle potrzebne, żeby nie rozpędzić się nadto, żeby spojrzeć realniej. Za to też dziękuję
A i jeszcze coś! Dla mnie wszystko, co znajduję na blogu jest nowe i super interesujące! Wiem, że są tacy, co czytają Cię od dawna i oczekują więcej i więcej. Rozumiem, że o nich myślisz. Ale takie świeżynki jak ja też są 😀 i otwierają oczy szeroko, bo o pewnych rzeczach nie wiedziały, nie myślały.
Tak więc jest OK! I szata graficzna OK!
I bardzo Ci dziękuję! Bardzo!
Hej Olga,
Dziękuję. Cieszę się, że to co robię Ci się przydaje. 🙂
Pozdrawiam!
Trochę offtop odnośnie głównego wątku, ale muszę się odnieść do osób które piszą tutaj w komentarzach, że życie w mieście to minimum 2-3 tysiące za wynajem. Sorry, ale to bzdura. Razem z żoną mieszkamy w Warszawie od ponad 5 lat i zanim kupiliśmy swoje mieszkanie wynajmowaliśmy 2 mieszkania na Ochocie. Każde z nich 2-pokojowe po około 40 m. Za każdym razem płaciliśmy jakieś 1600-1800 PLN. Jasne, nie są to pierwsze wyniki wyszukiwan i to nie była cena wyjściowa, ale można takie mieszkania znaleźć. Znajomi na Wawrze również wynajmują w tej cenie obecnie, na Białołęce czy Targówku jest sporo ofert wynajmu za 1500 pln. Więc nie piszcie głupot, bo odstraszacie młodych ludzi przed przyjazdem do większych miast gdzie mają dużo większe możliwości. Za te 3 k o których tu niektórzy piszą to ja opłacam ratę i czynsz za 3 pokojowe mieszkanie i ratę nowego auta z salonu a jeszcze częściowo na życie starcza. Poza tym zarobki w Warszawie są bardzo wysokie i nie jest problemem znaleźć pracę za 3-4 k netto. Przy dwóch osobach to już minimum 6 tysięcy. Kolega który pisze o prywatnym przedszkolu powinien zadać sobie pytanie po co skoro są publiczne. Zawsze można wymyślać na co jeszcze można wydać pieniądze, ale nie o to w życiu chodzi chyba.
Wiesz co, napisze tylko tyle i aż tyle – jak dobrze że Jesteś i właśnie takim jaki jesteś.
Dzieki?
Dziękuję Monika 🙂
Myślę Panie Michale, że potrzebujesz słowa krytyki. Tak lubię Cie, ale z sympatii postaram się wymyślić coś krytycznego.
Słaby odcinek i dużo o „Tobie”, a mało na temat : „firma jednoosobowa i praca z domu”.
Rozumiem jest Pan spełniony i masz pieniądze i wszyscy o Panu mówią, ale wypaliłeś się?
Wiem, wiem Gruby kot nie poluje, ale ostatnio słuchałem podcastu #stomonet i wiesz co? Ludzie zajmują się edukacją finansową w formie wolontariatu, charytatywnie, społecznie i po prostu to robią. Po prostu…
Słusznie się Panie Michale obawiasz, że możesz zniknąć w google między nowymi blogami i podcastami, które zainspirowałeś, mi jednak zapala to lampkę zupełnie z innej dziedziny, „czy można nie chcieć być bogatym?”, czy bycie bogatym zabija człowieka, jego chęć spełniania się, jego ideały, jego pasję pracy? Czy Ci co przyjdą będą mieli taką moralność i kulturę osobistą jak Pan??
Introwertycy górą!! Jestem z Tobą od prawie początku, po prostu nie czułem potrzeby by cokolwiek pisać, rejestrować się, czy jakkolwiek zostawiać ślad..
Pozdrawiam
Cześć! Polecam książkę „Jak przestać się martwić i zacząć żyć” Dale Carnegie, genialna i powinna Ci pomóc w pewnych kwestiach 🙂
Świetny podcast, dzięki że dzielisz się obiema stronami medalu. Kilka lat temu słuchałem podcastu Pata Flynna na podobny temat i też wspominał o samotności. Sam jestem introwertykiem i prowadzę jednoosobowy internetowy biznes od 1,5 roku ale brakuje mi kogoś do porozmawiania na tematy firmowe i techniczne. Jednak w tym momencie plusów jest znacznie więcej i firma zdecydowanie przerosła moje oczekiwania więc nie zamieniłbym na nic innego ?
Super że poruszasz takie tematy, dzięki nim wiem że syndrom oszusta itd. nie dotyczy tylko mnie.
Wyjątkowo zostawię sobie ten podcast do odsłuchania jeszcze raz bo sporo dotyczy mnie.
Wszystkiego dobrego
Hej Michał 🙂
Co do tego oszusta… Oglądałam jakiś czas temu film, w którym była mowa o tym, dlaczego ludzie wierzą w głupoty. Im mniej ktoś wie, tym łatwiej mu się w danych kwestiach wypowiadać (a zazwyczaj, to zna się na wszystkim i łatwo wydaje osądy). Co zresztą widać dookoła, zwłaszcza w dobie internetowych ekspertów od wszystkiego.
Im większa wiedza, tym większa świadomość tego, jak niewiele tak naprawdę wiemy i stąd wątpliwości. Wnioski nasuwają się same 🙂
Hej,
z chęcią przeczytałam część o wadach pracy z domu. Wytrzymałam tak dwa lata. Brak kontaktu z „żywym” człowiekiem, dla ekstrawertyka to koszmar, tak jak napisałeś. DO tego mogę jeszcze dodać osłabienie odporności (przez brak kontaktu z ludźmi i naturalnego uodparniania się organizmu). Na początku widziałam same zalety, ale wady wyszły po czasie 🙂
Jako zwolennik teorii spiskowych myślę, że Michał za łatwo zarobił tą kasę…
Teraz pokazuje, że jak jest się bogatym to się już nic nie chce robić.
To jak z tym gadaniem, że przedsiębiorcy to złodzieje i cwaniaki. Trochę tak jest, bo oni mają odwagę prowadzić biznes, a uczciwi i pracowici myślą: -„a na co mi to, jest dobrze jak jest, a bycie bogatym mnie zmieni…”
Sorry, ale ile można siedzieć w pracy, która ma towary które teoretycznie same się sprzedają? Pozdrawiam wszystkich którzy mają za mało wazeliny by ich post się pokazał…
Dzień dobry Michale. Masz świetne teksty, gratulacje. Kiedy będzie materiał o PPK?, bo temat jest palący. A co sądzisz o środkach z OFE? Co wybrać: IKE czy ZUS? W IKE środki niby są moje, jednak nie mam wplywu na inwestowanie. I Szkoda tych 15%. Z kolei ZUS wypłaca emeryturę dożywotnio. Cięzki wybór. Pozdrawiam
Świetny blog. Zaczęłam czytać w 2015 jako 20parolatka z kontem 300zl, obecnie ponad pół mln gotówki.
Proponuję dać trochę nowej energii do bloga plus większej „praktyczności” dla ludzi początkujących w postaci wywiadów z osobami, które wyszły z długów/stworzyły firmę/zrobiły coś spektakularnego/odbiły się od dna/spłaciły kredyt hipoteczny w kilka lat i dobrze prosperują i inne takie przyziemne historie „zwykłych” ludzi, bo jeszcze niewiele osób w Polsce na 8 czy 80mln na koncie i może im skakać gula albo jest to dla nich abstrakcja. Uwielbiam Cię i mocno wplynales na moje życie
Wow, możesz opowiedzieć, jak do tego doszłaś? Pełen podziw!!
Pracuję nad własnym podcastem i dwa dni temu skończyłem czytać #zaufanie, więc ten odcinek WNOP jak znalazł 🙂
Nie wiem dlaczego, ale zaglądam tu od kilku lat. Gdy przekonywałeś, że mamy wpływ na swoje życie, trzeba tylko chcieć… Po mnie w tamtym czasie przejechał „życiowy” walec. W krótkim czasie zadziały się rzeczy, na które mogłam tylko z niedowierzaniem patrzeć… Na początek choroba dziecka. Poprosiłam Boga, aby zabrał wszystko, ale darował zdrowie… No to zabrał. Wszystko. Przy okazji trzecią ciążę i kilka bliskich osób. Miały być miliony z inwestycji, są miliony długów. Ale wyrok na moje dziecko został wstrzymany. Przez ostatnie lata musiałam nauczyć się żyć na nowo. Choć z mężem posiadamy wysokie kwalifikacje i nie było problemów ze znalezieniem pracy u osób, z którymi wcześniej współpracowaliśmy. Ba, nawet przez jakiś czas pracowałam dla swojej konkurencji, która po części przyczyniła się do naszego upadku. Niestety w trakcie tej pracy przeżyłam załamanie i musiałam odejść. Choć co jakiś czas wyłączali, a to prąd, a to gaz, a to wodę… Nie byliśmy wstanie robić tego, co przez kilkanaście lat robiliśmy. Przetrwanie kolejnego dnia, to był wyczyn. Ale żyjemy. I … nie chciałabym odzyskać swojego dawnego życia. Teraz jest inaczej, spokojniej… Robię to, co sprawia mi przyjemność, choć pieniadze z tego małe. Myślami nie wybiegam dalej, niż kilka dni do przodu, bo zbyt dobrze wiem, że jutra może nie być… Choć plan działania jest naszkicowany i staram sobie wyznaczać cele, aby codziennie chciało się wstać i cieszyć życiem. ?
Lubię czytać Twoje wpisy, są bardzo wartościowe. No dobra, jak zacząłeś zarabiać miliony, to i artykuły były dla bogatszych i te już przestałam czytać. Bo tam nic dla siebie nie znajdowałam. ? Nie napiszę, że dzięki twoim poradom pokonałam długi i wyszłam na prostą. Niestety, aby przetrwać i ochronić dzieci, musiałam nauczyć się żyć trochę poza systemem. Nie mogę nic kupić do domu, bo w każdej chwili ktoś może przyjść i sobie zabrać. A i dom za chwilę zabiorą (ktoś się ucieszy z udanej inwestycji, bo komornik z uporem wycenia o 35 % niżej, niż realna wartość, my z uporem się odwołujemy, a sąd z uporem przyznaje nam racje). Ale mogę zabrać dzieciaki na wycieczkę i tych dobrych chwil nikt nam nie zabierze…?
Na pewno przyczyniłeś się do zmiany w branży wydawniczej, dzięki tobie ludzie zaczęli zarabiać godziwe pieniądze. Na swoim przykładzie udowadniasz, że z pasji i pomagania innym, można godnie żyć. I to jest moja inspiracja, po którą od lat tu przychodzę. ?
Ech, to życie milionera… siadasz do pracy, a w rzeczywistości „przeglądasz kotki i szczeniaczki”. Raz na jakiś odpalasz petardę która przynosi dochody i możesz wracać do żywota netoglądacza. Ta intonacja w zdaniu gdzie przyznajesz się, że bywasz małym leniuszkiem… :-0.
Jesteś kwalifikowany by mówić to co mówić. Bo jest to skuteczne. Bo budowanie doświadczeń to wymiana poglądów i współpraca danej społeczności. Jeśli coś jest inaczej to dostaniesz komentarze które rozszerzą pole widzenia. A w razie błędów czy rozszerzenia poglądów przecież napiszesz kolejny artykuł/podkast i rozwiniesz co należy skorygować, jakie mamy dostępne opcje.
Jeśli chodzi o obecność w mediach… obecnie mamy przesyt contentu co przekłada się na spadki oglądalności mimo, że to co oferujesz nadal jest na dobrym poziomie. To tak jak było z tv satelitarną – jak zaczęła być dostępna to ludzie oglądali wszystko -dziesiątki kanałów, a teraz ( jeśli już oglądają tv) to oglądają zaledwie kilka kanałów spośród setek dostępnych. Te najbardziej „ich”. Po prostu ludzie mają określony czas na konsumpcję treści więc część wybierze coś co ich obecnie interesuje, potem może wrócą… np ja nie zaglądałem na tego bloga przez chyba 15 miesięcy, bo nie miałem potrzeby/czasu/ chwilowego zainteresowania. Właśnie wyrównuję zaległości – zostały mi praktycznie 3 wpisy do przejrzenia. Jesteśmy po prostu po piku zachwytu nad kanałami, a teraz zostaje żmudna codzienna robota co przełoży się często na niższe jednak oglądalności jednostkowe, książki też się mogą wolniej sprzedawać. Bo coraz więcej wpisów będzie konsumowane jedynie przez część społeczności choć społeczność nadal będzie cały czas obecna. Ja praktycznie nie oglądam tego kanału na youtube poza jakimiś wystąpieniami „publicznymi”. Bo to co tutaj mamy jest najciekawszą formą konsumpcji dla mnie.
Pracuję jako firma jednoosobowa od roku 1992 i nie zamieniłabym tego na nic innego.
Teraz wyciszam działalność i powoli szykuję się do emerytury. Gdy pomyślę ile godzin życia zaoszczędziłam nie dojeżdżając do pracy i nie pijąc kawy w pracy, to jestem bardzo zadowolona. Naprawdę uważam, że warto. Życzę wytrwałości i tak świetnych pomysłów jak dotychczas.
Cześć Michał. Słucham Cię od 2016 roku i między innymi dzięki Twoim podcastom rok temu zdecydowałem się na założenie firmy z jednoczesnym powolnym odchodzeniem z etatu (u mnie nie jest to typowy etat tylko długoterminowy kontrakt jako inspektor nadzoru, ale mniejsza z tym?). Po ostatnim odcinku, w ramach wdzięczności za cała wiedzę jaka przekazałeś przez te wszystkie lata, nagrałem krótkiego vloga z moim podsumowaniem i przemyśleniami, a teraz odsłuchuję sobie jeszcze raz stare odcinki żeby zobaczyć jak zmieniła mi się perspektywa i przy okazji przypomnieć sobie te najważniejsze rzeczy. Ciekawe jest to, ze pamietam dokładnie co robiłem i gdzie jechałem jak słuchałem tych odcinków ??
Powodzenia, fajnie ze wróciłeś, czekam na kolejny odcinek z Paulem Jarvisem ???
Cześć,
Przy pracy z domu polecam przerwy na sprzątanie. Gdy siedzę przed laptopem przez kilka godzin, to średnio co godzinę robię przerwę. To wstawię pranie, to je poskładam, to odkurzę podłogę itd. Kroki robią się same, a moje oczy mi dziękują za przerwę od ekranu. Oczywiście to wszystko jest zaplanowane i działa dobrze 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
polecam czasem ruszyć się do sklepu pieszo po jakiś drobiazg i to nie tego najbliższego. także spotkać się nie tylko z biznesowymi przyjaciółmi, ale zwykłymi…
Świetny wpis i bardzo dla mnie na czasie, dziękuję! Od 3 lat prowadzę DG ale od 6 mc już tylko DG i pracuję w domu. Największy problem wg mnie to samodyscyplina, której atmosfera w domu nie sprzyja. Dla mnie pobyt w domu to relaks i odpoczynek. Najtrudniej przestawić głowę na pracę w domu. Mnie pomogło wydzielenie miejsca w domu do pracy i regularne „stawianie się” w tym miejscu do pracy.
Jeżeli chodzi o wpisy na blogu, to Michał powoli staje się kimś takim jak Apple dla świata technologii – często się mówi, że Apple nie ma użytkowników tylko „wyznawców”. Tu jest podobnie – jestem w stanie pochłonąć prawie każdy temat na blogu choćby był naprawdę luźno związany z pierwotną tematyką bloga. Przeczytałem nawet opasłe wpisy o wydawaniu książek choć wiem, że nie zamierzam ich pisać i wydawać. Można nawet z takich wpisów wyciągnąć dla siebie wartości w obszarach, które nas interesują.
Dziękuję Michale za Twoją pracę i szczerość w pisaniu bloga.
też pracuję w domu i zdziwiłem się jak podobnie odczuwam opisane przez Ciebie trudności. Tyle tylko, że nie mam twojego talentu organizacyjnego i twojej dyscypliny i precyzyjności. Pomaga mi jedynie to, że nie pracuję zbyt wiele oraz, że moje zadania są proste i zawsze mają taką pomagającą „dead line” 😀 Resztę czasu spędzam na swoim hobby ale chociaż brzmi to sielsko to i tak potwierdzam, że ma się do czynienia z lękami, z niepokojącą odpowiedzialnością, z syndromem oszusta itp.
Pozdrawiam serdecznie 😀
Hej Michał,
Super podcast! Jestem tu od niedawna i staram się powoli poszerzać wiedzę i inspirować się, tak żeby znależć swoją ścieżkę na przyszłość.
Podoba mi się to, że przedstawiłeś podstawowe trudności z pracą stricte z domu, bo mogą one dotyczyc nie tylko przedsiębiorców. W szczególności chodzi mi tu o punkty 1-3. Jestem pracownikiem etatowym i wielu moich znajomych jest zwolennikami pracy zdalnej. Od początku miałem wątpliwości związane z tym trybem pracy, które tu właśnie przedstawiłeś – brak kontkatu z ludźmi, niekiedy brak planu dnia (choć na etacie to trochę inaczej wygląda), brak aktywności czy chociażby brak efektywności. Cieszę się, że potwierdziłeś, że moje przemyślenia mają jakiś sens 🙂
A w tym punkcie, nie masz takiego problemu, że poprzez brak zmiany miejsca czujesz jak byś de facto ciągle był w pracy? Osobiście miałem tylko chwilowo możliwość pracy z domu (poza etatem) i mnie osobiście miejsce pracy mieszało mi się z miejscem relaksu i bardzo mi to nie pasowało.
Bardzo fajnie, że dajesz wskazówki na poradzenie sobie z tymi problemami, które wymieniasz. Postaram się przynajmniej część z nich zaimplementować, bo też miewam chociażby problemy z regularnością 😉
A wątpliwości pojawiają się zawsze, tak chyba jesteśmy skonstruowani. Ważne, żeby w takich chwilach ułożyć sobie wszystko w głowie i wrócić ze swoim myśleniem na właściwe tory 🙂
Pozdrawiam i życzę dalszego rozwoju działalności 🙂
Nigdy nie zdecydowałam się na to, aby w 100% przejść na pracę zdalną niewymagającą chodzenia do biura – właśnie z tych powodów, o których piszesz. Co ciekawe, zwykle ludzie z wielką tęsknotą spoglądają w stronę „bycia na swoim” zapominając o konsekwencjach. Dla mnie ideałem jest „pół na pół”. Bez wątpienia możliwość organizowania sobie samemu pracy i czasu jest mega ważna, cenna i przyjemna, ale kiedy staje się normą, łatwo wypaść z rytmu. Nie wiem też czy umiałabym całkiem pracować bez ludzi i czy nie brakowałoby porannych pobudek i szykowania się do pracy (zajmują czas, ale jakoś dają sygnał mózgowi, że oto zaczynamy robotę). Podobała mi się myśl Joanny Glogazy, która stwierdziła, że jak zaczyna pracować w domu, to nigdy nie robi tego w piżamie, tylko wskakuje w wygodne, ale „niedomowe” ciuchy i robi lekki makijaż, żeby się zmotywować 🙂 To zawsze jakiś sposób 🙂
Dzień dobry 🙂 bardzo spodobał mi się Twój tekst. Jest szczery i ludzki! Dziękuję 🙂
No i uwielbiam u Ciebie to, że można Cię albo słuchać albo czytać 😀
Trzymaj się ciepło i dobrego Czasu życzę 🙂
Michał, dziękuje za odsłonięcie swojego warsztatu i wskazanie praktycznych przykładów jak można sobie radzić w zarządzaniu sobą. Twoje rady są bardzo przydatne dla ludzi, którzy chcą otworzyć działalność, lecz zwlekają, bądź nie wiedzą jakie są trudności albo jak z nimi radzić. Jak słusznie zauważyłeś -Jesteśmy dorosłymi ludźmi i proszę Cię! Przestań sobie schlebiać – robisz dobrą robotę i dobrze o tym wiesz! 🙂 A jeśli ktoś nie zrozumie twojego przesłania, to jedynie zada sobie trochę trudu, aby dorosnąć i zrozumieć.
Proponuje zwiększyć zasoby w postaci asystenta, który będzie się uczyć od Ciebie oszczędzać i robić realny biznes, a dodatkowo będzie łatał drobne zaległości, a Ty będziesz mieć czas na robienie ważniejszy spraw. 😉 I mimo wszystko nie będzie to wielki koszt dla twojej firmy. 50-200 tys zł rocznie na rozwiniecie biznesu (w postaci, prowadzenia marketingu, łatania dziur, sprzedaży książek, badanie potrzeb twoich czytelników, czy nawet idąc dalej pomocy w redagowaniu wpisów – poprzez psychologiczno-marketingowo- fachowe treści. Cała ta pomoc osób trzecich zwróci Ci się paroma wpisami/ spotkaniami, na które będziesz miał czas pisać!) + cenny czas dla rodziny. 😉
Jeśli chodzi o twoja markę osobistą czy know-how nie da się jej skopiować i sprzedać inaczej. Ludzie na twoim blogu pozostaną – lecz jedynie Ci, którzy potrafią iść za zmianami jakie wymusza świat. Dziękuje, że jesteś! 🙂
Pozdrawiam,
M.
Hej Michał,
w 100 procentach zgadzam się z punktem pierwszym dotyczącym czasu przeznaczanego na dojazdy do pracy. Mi średnio zajmują one 2 godziny dziennie w obie strony. Mnożąc to przez 22 dni robocze wychodzi ponad 40 godzin miesięcznie, czyli właściwie cały dodatkowy tydzień pracy. Staram się co prawda wykorzystywać ten czas na słuchanie audiobooków i Twoich podcastów, ale świadomość tych po części straconych godzin nie daje mi spokoju.
Pozdrawiam,
Jakub
Cześć Michale,
Muszę przyznać, że trochę smutno słuchało się tego podcastu, ponieważ mam poczucie, że sytuacja, w której się znajdujesz jest dla Ciebie trudna. Mam nadzieję, że problemy zdrowotne, o których wspominasz od kilku wpisów, jakoś się rozwiążą i wszystko wróci do normy.
Jest jednak coś, co już teraz możesz zrobić, żeby poprawić swoją pracę zawodową. To już czas, żeby zatrudnić kogoś do pomocy i przestać być jednoosobowym rycerzem. Na pewno znasz Tima Ferrissa i jego 4 godzinny tydzień pracy. Wróć do tej książki i zobacz jaką ilość prostej pracy możesz oddelegować. Sam zresztą wspomniałeś o poprawianiu nieaktualnych linków ze starych wpisów – chyba trudno sobie wyobrazić bardziej nieefektywne wykorzystanie Twojego czasu.
Nie wiem z czego wynika Twoja niechęć do zatrudnienia kogoś, ale chciałbym zaproponować, żebyś spojrzał na to z ekonomicznego punktu widzenia. Sam wspomniałeś, że brak czasu przekłada się na mniejszą liczbę materiałów i brak aktywności w mediach społecznościowych, a to się przekłada na niższe przychody. Proponuję, żebyś założył, że na dwa lata zatrudnisz kogoś do pomocy i w tym czasie całkowity koszt wyniesie np. 200 tys. zł. Potraktuj to jako inwestycję, a nie zobowiązanie.
Zobacz ile rzeczy mógłbyś zrobić mając 2-3 godziny dziennie więcej czasu i na ile realnie może się to przełożyć na dodatkowe pieniądze lub po prostu Twoje lepsze samopoczucie. Zakładając zatrudnienie kogoś na dwa lata i planując z góry na to środki nawet w przypadku spowolnienia gospodarczego lub innych kłopotów nie będziesz miał kłopotów z wywiązaniem się ze zobowiązań.
W pewnym momencie samemu już się nie da i każdy rycerz potrzebuje giermka. Muszę dodać, że ten wpis jest egoistycznym zachowaniem z mojej strony, ponieważ zależy mi na tym, żebyś dalej pisał 🙂
Hej Jakub,
Dziękuję za porady. Zapewniam, że ja to wszystko dobrze wiem. Te prace, które można było łatwo zdelegować – mam zdelegowane. Te, które wymagają wypracowania procedur – nie. Nie jest ŻADNĄ sztuką kogoś zatrudnić.
To nie brak czasu jest powodem braku materiałów – jeśli tak to zrozumiałeś, to przepraszam. Po prostu moja wydajność i zdolność do pracy kreatywnej jest mniejsza. A tego nie zdeleguję bo po prostu nie chcę się posługiwać ghost-writerami.
Poprawianie nieaktualnych linków w starych wpisach idzie w parze z analizą możliwości linkowania wewnętrznego + reorganizacji treści pod katem nowego layoutu. W tym mnie nikt nie zastąpi (bez względu na to co się komu wydaje), bo na dzień dzisiejszy nawet nie potrafię sformułować dobrych założeń do takiej reorganizacji. To się dzieje w trakcie tych prac (dzięki temu, że to robię krystalizuję również wizję tego co, jak powinno być zorganizowane, ale także jakie treści należy zmodyfikować a jakich brakuje i należy je dopisać od zera). Zdelegowanie tego na tym etapie byłoby po prostu nieefektywne (żeby nie powiedzieć głupie). Owszem – jakąś część pracy ktoś mógłby wykonać, ale mi chodzi o efekt lepszy niż „jakiś”.
Argument „Zobacz ile rzeczy mógłbyś zrobić mając 2-3 godziny dziennie więcej czasu i na ile realnie może się to przełożyć na dodatkowe pieniądze lub po prostu Twoje lepsze samopoczucie” jest o tyle nietrafiony, że ja nieszczególnie widzę potrzebę dla „dodatkowych pieniędzy”. Z kolei zatrudnianie ludzi stoi w opozycji do lepszego samopoczucia. 🙂 Może Ty masz inaczej, ale mój komfort psychiczny jest ściśle związany z tym, że nie mam pracowników. I nie widzę jakichś zasadniczych powodów żeby zmieniać tę komfortową sytuację. 🙂
Myślę, że skutecznie udowadniam nieprawdziwość stwierdzenia „każdy rycerz potrzebuje giermka”. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że moje rezultaty wynikają właśnie z tego, że działam solo – w takim modelu, w jakim działam. Ja wiem, że z bocznego fotela łatwo dawać wskazówki, ale spróbuj założyć, że ja już wszystkie te argumenty znam, różne scenariusze w swoim życiu już testowałem i po prostu to, co jest w tej chwili, bardzo dobrze odpowiada moim preferencjom i że akceptuję minusy ciesząc się po prostu z plusów. 🙂
Pozdrawiam
No tak, jesteś w końcu ninją, a nie rycerzem 🙂
Napisałem ten wpis, ponieważ takie miałem odczucie po przesłuchaniu Twojego podcastu. Nie siedzę w Twoich butach i w Twojej głowie, dlatego napisałem to co ja bym zrobił na Twoim miejscu.
Dziś przesłuchałem podcast z Paulem Jarvisem i ta rozmowa lepiej pokazuje kierunek Twojego myślenia.
Reasumując, trzymam kciuki, żebyś odzyskał wewnętrzną równowagę i żeby inne sprawy zaprzątające Twoją głowę rozwiązały się pozytywnie.
Michale, wierzę że doskonale dałbyś sobie radę sam, ale tu chodzi o coś więcej: skalowanie swojego biznesu, tworzenie miejsc pracy, społeczna odpowiedzialność jako pracodawcy. To napewno kolejny level rozwoju, który może przynieść nowe doświadczenia i energię. Narzekanie na brak czasu przy zarobkach rzędu 1mln rocznie to trochę nieporozumienie… Delegacja zadań to podstawowa cecha ludzi sukcesu. Bycie zosią-samosią i brak czasu na ważne kwestie to Twój świadomy wybór…
Swego czasu miałem możliwość wykonywania większości pracy w domu. Główny kłopot był taki, że nie było momentu zatrzaśnięcia drzwi od biura i powiedzenia sobie, od teraz mam wolne. Ten brak rozdzielenia powodował, że mentalnie zawsze czułem się w pracy. Czy to po godzinach, czy w niedzielę, czy na wakacjach zawsze były telefony i rzeczy do zrobienia, które miały zajmować tylko pięć- dziesięć minut, a w rezultacie kradły całe godziny.
Hej Michał, dzieki za super wpis.
Czytając myślałam tylko omg ile Ty masz na głowie… Wszystko jest uzależnione od Ciebie, jak masz gorszy czas to po prostu wszystko zaczyna się powoli sypać. Podziwiam Cie bardzo, uważam że to olbrzymia odpowiedzialność.
Dam Ci tylko radę z własnego doświadczenia: dbaj o ludzi dookola, o relacje z rodziną, przyjaciółmi. Tam gdzie są ludzie tam toczy się życie, jest przepływ energii. Nie ma nic gorszego niż samotność bo wtedy człowiek po prostu się gubi.
Być może czas najwyższy pomyśleć o kimś do pomocy, szkoda życia na stresy, bycie perfekcjonista, życie jest na to za krótkie…
Trzymam kciuki za Ciebie, czekam na powiew pozytywnej energii ????
bardzo dziękuję za wspaniały tekst. Również pracuję w domu. Dużo do przemyślenia. pozdrawiam Maria
A ja myślę, że nie masz się co przejmować tym „syndromem oszusta”. Robisz świetną robotę daleko Ci do „mistrzów” którzy oszukują i wyzyskują ludzi. A, że nie masz na to papierów o niczym nie świadczy, niech wyniki mówią za siebie 🙂
Dziękuję bardzo Maciek. 🙂
Również prowadzę blog i znam te problemy. Nie mam tylu odwiedzających, więc trochę zazdroszczę. Staram się zdobywać linki i sprzedaję miejsca pod artykuły. Na pewno skorzystam z rad zawartych w artykule. Życzę powodzenia.
No sprzedawaniem miejsc pod artykuły – szczególnie stronom, które nie są tego warte – dużo więcej odwiedzających nie zyskasz. W ogóle sprzedawanie swojej twórczości z bloga w jakikolwiek sposób nie popłaca.
Świetny wpis! Idę Michał Twoimi śladami ☺️
Pozdrawiam, Mateusz Rus.
Chyba przekonałeś mnie do zakupu książki, bo zastanawiałem się o czym jest. Abstrahując jednak od tego kurde no piękne jest to, co udało Ci się osiągnąć.
Jedynie jako tako mogę się wypowiedzieć do 1 pkt. i potwierdzić, że praca w domu ma swoje plusy.
Z mojej perspektywy minusem są domownicy, a szczególnie małe dzieci, które gdy nie ma się odpowiedniego pomieszczenia na nazwijmy to biuro nie rozumieją jeszcze pewnych rzeczy.
Wracając do Ciebie fajnie, że spróbowałeś i dzielisz się swoją widzą oraz doświadczeniami – bezcenne.
Dziękuję
Fajnie, że Ci się udało, a dodatkowo dzielisz się swoją wiedza i doświadczeniem. Dla mnie to jest piękne. Można czerpać z Twojej pracy tyle, że garści brakuje…
Dziękuję
Mi po 3 latach pracy z domu nad stronami afiliacyjnymi najbardziej doskwiera brak ludzi.
Z jednej strony nie chce wracać do pracy na nawet dobrze płatnym etacie, ale z drugiej brakuje mi towarzystwa. Zastanawiam się na ile biura coworkingowe pomagają w tego typu samotności 😀
Ciekawie się tego słucha w 2021 jak wszyscy są na zdalnej pracy
Miałem przez wiele lat wpisaną w liste celów firme zatrudniającą min 20 osób. Okazało się po pierwszych paru osobach, że generuje to więcej problemów niż sądziłem – pewnie moje zdolności zarządzania też nie są najlepsze. W każdym razie chciałem Ci bardzo podziękować za książkę „firma czyli ty” i Twoje nastawienie. Pomogło mi to być szczęśliwym bez dążenia do czegoś co nie jest dla mnie 🙂