Według mnie kluczowe jest to, aby nie tylko przeanalizować to co się wydarzyło, ale także to zaakceptować. Pogodzić się z tym co się stało. Przestać rozpamiętywać, rozdrapywać ewentualne rany i po prostu wyciągnąć wnioski i pójść dalej robić swoje.
Zapraszam do wysłuchania mojego podsumowania. W ramach uzupełnienia zamieszczam także poniżej nieco danych dla pasjonatów statystyk. W kolejnym odcinku za dwa tygodnie przedstawię Wam z kolei moje pomysły i plany na rok 2018.
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu wpisu lub posłuchać zapis na YouTube.
Zacznijmy od statystyk bloga. W zasadzie nie zmieniły się one rok do roku. Różnica w liczbie UU (tzw. unikalnych użytkowników) wynosi dokładnie 0,45% na korzyść roku 2017. Szczegółowe dane widać na wykresie:
O ile w przypadku bloga można mówić o stagnacji ruchu, to podcast systematycznie rośnie. Liczba pobrań podcastu prawie się podwoiła w ciągu ostatniego roku – osiągając łączną liczbę 3,4 mln pobrań do końca 2017 r.
Szczególnie cieszy mnie utrzymanie systematyczności. Nowe odcinki ukazywały się prawie co dwa tygodnie. Widzę także postępy w zakresie jakości przeprowadzanych rozmów, co bardzo mnie cieszy. Z kolei coraz trudniej było mi się zbierać do solowych odcinków – pewnie ze względu na to, że nagrywałem je stosunkowo rzadko.
YouTube to moja „cicha broń”. Kanał „Jak oszczędzać pieniądze” zaczął się ponownie „oglądać” głównie dzięki decyzji o publikacji podcastów w formie wideo. To była bardzo dobra decyzja, bo dzięki temu mogę docierać do zupełnie nowej publiczności, która po prostu woli odtwarzać filmy niż słuchać podcastów w tradycyjnej formie.
To co jest szczególnie wartościowe i nastraja optymistycznie, to średni czas oglądania filmu sięgający prawie 17 minut. 🙂 Ciekawostką są także zarobki na reklamach wyświetlanych przy moich filmach. W całym ubiegłym roku było to około 1000 USD.
A skoro już wspominam o zarobkach, to nie można pominąć książki „Finansowy ninja”, która była moim podstawowym źródłem dochodu w 2017 r.
Na początku roku ambitnie założyłem sobie, że chciałbym podwoić dotychczasowy wynik sprzedaży książki. W 2016 r. przez 6 miesięcy kupiliście 24.000 egzemplarzy płacąc za nie równo 2 mln zł. Celem finansowym na rok 2017 było kolejne 2 mln zł przychodu – dosyć ambitnie biorąc pod uwagę, że od stycznia sprzedaż książki spadała z miesiąca na miesiąc. Sytuację poprawiło dopiero wykorzystanie reklam na Facebooku, które zacząłem stosować od maja, co szczegółowo przedstawiałem na grupie „Finansowy ninja – kulisy produkcji” oraz w tym artykule.
Chociaż początkowo się na to nie zapowiadało, to plan roczny udało się wykonać już w listopadzie. 🙂 Ale dopiero grudzień tak naprawdę pokazał, jak bardzo cenicie #FinNinja. W 18. miesiącu sprzedaży kupiliście aż 9080 egz. książki generując rekordowy miesięczny przychód w wysokości 746.657 zł! W efekcie przychody z książki tylko w tym roku wyniosły 2.849.973 zł. I za to jestem Wam niesamowicie wdzięczny.
Moim skrywanym marzenie było przekroczenie liczby 50.000 sprzedanych egzemplarzy książki do końca 2017 r. Zrobiliście jednak dużo lepszy wynik. 🙂 Do 31 grudnia kupiliście łącznie 55.646 egz. „Finansowego ninja”!
Zastanawiasz się jak wyglądałyby moje zarobki, gdybym nie wydawał książki samodzielnie lecz współpracował z tradycyjnym wydawnictwem? Jeśli założymy, że sprzedawałoby ono #FinNinja w średniej cenie 50 zł brutto (co jest mało prawdopodobne, bo ceny u tradycyjnych wydawców szybko spadają), to mój zarobek netto przy takiej samej liczbie sprzedanych egzemplarzy wyniósłby „zaledwie” 214.635 zł – byłby ponad 10x niższy. I to tylko przy założeniu, że otrzymywałbym 10% z ceny sprzedaży książki.
Jeszcze ciekawiej wygląda analiza ile egzemplarzy musiałby sprzedać tradycyjny wydawca, żebym zarobił z nim tyle, co sam na self-publishingu. Tutaj wychodzi, że nabywców musiałoby znaleźć aż 640.008 egzemplarzy.
Następny odcinek podcastu “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” ukaże się za dwa tygodnie. Przedstawię w nim moje pomysły i plany na rok 2018 prosząc Was o konstruktywną ich krytykę.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 113. Dzisiaj opowiem o moich porażkach i sukcesach w roku 2017.
Witam Cię w 113. odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzień dobry noworocznie! Pierwszy podcast w 2018 r. Ja od lat tę porę pomiędzy Świętami a Nowym Rokiem wykorzystuję na podsumowanie kończącego się roku i planowanie celów na kolejny. To jest dla mnie czas spowiedzi przed samym sobą, pewnego rachunku sumienia, rozliczenia się z przeszłością, docenienia też tych sukcesów, które wydarzyły się w mijającym roku, i oczywiście wyciągania wniosków, które pomogą mi w kolejnym roku działać jeszcze skuteczniej, wyciągając oczywiście nauki z tego wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej.
I kiedy zapowiadałem ten odcinek podcastu na Twitterze, to kilka osób dosłownie się obruszyło, bo napisałem, że opowiem o porażkach. A oni: „Jak to? Jakie porażki?”, „W Twoim przypadku to przecież rok sukcesów!”. Z jednej strony rok sukcesów, ale z drugiej nie wszystko szło idealnie. Nie oszukujmy się, każdy z nas popełnia błędy, ja również. Myślę, że nie myli się tylko ten, kto po prostu nic nie robi, więc nie miejcie o mnie mylnego przekonania, że u mnie wszystko idzie tak, jak sobie wymyślę.
Chcę Wam pokazać, jak ten proces godzenia się z przeszłością wyglądał u mnie. Ja już bardzo szczegółowo mówiłem o tym, jak realizuję planowanie celów na kolejny rok w dwóch odcinkach podcastu: 17. i 90. Tam opisywałem to od strony proceduralnej, czyli szczegółowo przedstawiałem cały proces, mówiłem o rozwiązaniach, które stosuję, o narzędziach, którymi się posługuję. Więc jeżeli chcecie uzyskać taką bardzo szczegółową instrukcję, to zapraszam do wysłuchania właśnie tych dwóch odcinków.
Dziś chcę zrobić coś zupełnie innego, czyli uzupełnić tamte odcinki o pokazanie Wam części tego procesu, ale dokładnie tak, jak on wygląda u mnie, czyli pokazać, jak rozliczam się z przeszłością. To jest dla mnie pierwsza i najważniejsza część planowania kolejnego roku.
Zastanawiałem się nad tym, czy ujawniać cały ten proces. Oczywiście pokażę Wam część biznesową oraz trochę wniosków dotyczących życia prywatnego, ale uznałem, że jeżeli to ma być wartościowe, to muszę się tym podzielić niemalże w całości, poza rzeczami totalnie prywatnymi i poufnymi. Więc to będzie pełna wiwisekcja mojej osoby, a przy okazji dowiecie się, jak patrzę na mój rok 2017 i jakie nauki z niego wynoszę.
Przypomnę, że planowanie celów składa się u mnie zasadniczo z trzech podstawowych etapów:
- Rozliczenie z przeszłością i to jest właśnie to, co chcę Wam dzisiaj pokazać na przykładzie roku 2017.
- Ułożenie szczegółowego planu na najbliższy rok i ogólnego na kolejny, czyli 2019.
- Całościowa weryfikacja tego planu pod kątem tego, jak odpowiada on na strategiczne założenia na temat mojej osoby w bardzo długofalowej perspektywie. Czyli mam cele na 5-10 lat, gdzie chciałbym być, jak chciałbym być zapamiętany itd. I to, co przygotuję, filtruję pod kątem tego, czy rzeczywiście zmierzam w danym kierunku, czy nie.
I ten pierwszy punkt jest najważniejszy, czyli rozliczenie z przeszłością. Można powiedzieć, że składa się z dwóch podpunktów:
- Analiza tego, co się wydarzyło. Tu pomaga mi spojrzenie przede wszystkim w notatki, które mam z poprzedniego roku, zerknięcie, co tak naprawdę planowałem, i zweryfikowanie, skonfrontowanie tego z tym, co rzeczywiście udało mi się osiągnąć. To jest analiza.
- Pogodzenie z tym, co się stało, czyli zaakceptowanie rezultatów, jakiekolwiek one by nie były. Zarówno tych, które są spektakularnym sukcesem, większym, niż się spodziewaliśmy, jak również z porażkami, które mi się przytrafiają na tej drodze.
Żeby dobrze siebie przeanalizować, muszę przypomnieć sobie, w jakim stanie znajdowałem się pod koniec 2016 r., czyli dokładnie rok temu, kiedy to planowałem swoje cele na rok 2017. I myślę, że to jest dobry moment, żeby powiedzieć Wam o tym, jakie te moje plany były, gdyż ja ich otwarcie nigdzie nie opublikowałem. Tak jak w poprzednich latach zdarzało mi się publikować publicznie moje cele, tak w roku 2017 to nie nastąpiło. I był ku temu bardzo konkretny powód. Można powiedzieć, że po prostu wstydziłem się tego, że tak mało ambitne cele sobie postawiłem.
Przypomnę, że w 2016 r. w zasadzie wszystko postawiłem na jedną kartę, czyli zrezygnowałem ze współprac komercyjnych, odłożyłem wszystko na bok, nie wypuszczałem żadnych nowych produktów na rynek, np. kursów. Zdecydowałem się napisać książkę i opublikować ją. Cały rok był jej podporządkowany. Planowałem, że sprzedam do końca 2016 r. siedem tysięcy egzemplarzy książki, a sprzedałem 24.000, czyli ponad trzy razy więcej, więc niewątpliwie był to bardzo duży sukces. Fajne było to, że książka rzeczywiście trafiła do wielu rąk – to bardzo mi się podobało. Cieszyłem się, że książka nie okazała się klapą, a wcześniej miałem czarne myśli na ten temat, że różnie może być. I oczywiście cieszyłem się z tego, że zarobiłem na tym bardzo dużo pieniędzy.
To, co było złego w moim stanie na koniec 2016 r., to było to, że po prostu nie chciało mi się pracować albo mówiąc inaczej bardzo trudno było mi wykonywać efektywnie pracę twórczą. I ogólnie wszelkie próby siadania powodowały, że czułem wstręt, zdania mi się nie kleiły, byłem po prostu zmęczony pisaniem książki – tak przynajmniej siebie w tamtym czasie diagnozowałem. Książka była wyczerpująca emocjonalnie, sam proces jej promocji również. Sukces też mnie niewątpliwie rozleniwił. I to spowodowało, że jak usiadłem do planowania roku 2017, to tak jak normalnie mi ten proces zajmował ok. dwóch tygodni, to w ubiegłym roku rozciągnął się prawie na trzy miesiące. Czyli spędziłem nad tym sporą część grudnia, cały styczeń i w zasadzie dopiero w połowie lutego wiedziałem, co chcę, a czego nie chcę robić w roku 2017.
Przez to, że nie miałem weny do tworzenia, to czułem, że boję się zawieść Wasze oczekiwania. Autentycznie to była jedna z takich największych obaw. I między innymi dlatego też nie opublikowałem moich planów, bo nie wiedziałem, czego się po sobie spodziewać. Obawiałem się, że jeżeli coś zadeklaruję, to tego „nie dowiozę”. Poskreślałem też z listy moich planów w zasadzie wszystko, co nie było absolutnie kluczowe w tamtym momencie. Po pierwsze zdecydowałem, że nie zrealizuję w 2017 r. żadnego nowego projektu, że będę obserwował sam siebie i zobaczę, w jaki sposób przechodzi mi to moje nieróbstwo. Zdecydowałem, że rok 2017 będzie rokiem „dokręcania śrubek”, czyli poświęcę czas na to, by popoprawiać różne rzeczy na blogu, podorabiać treści, których brakowało, np. w automatycznie wysyłanych e-mailach itd., ponaprawiać rzeczy, których na co dzień nie widać, a które też są ważne.
Jeden taki konkretny cel, który miałem na rok 2017, to było to, że nadal chcę nagrywać podcasty co dwa tygodnie. I udało się go zrealizować.
Zaplanowałem, że podcasty będą również publikowane na YouTube. I to również udało się realizować przez cały rok.
I miałam też taki cel związany ze sprzedażą książki, bardzo ambitny w tamtym momencie, bo powiedziałem sobie, że chcę podwoić tę sprzedaż, która była w roku 2016, czyli znowu sprzedać 24 tys. egzemplarzy, osiągając przychód na poziomie dwóch milionów złotych w całym roku 2017 tylko ze sprzedaży książki. Było to o tyle trudne, że planowałem wtedy posiłkować się reklamami na Facebooku, ale jeszcze nie zacząłem z nich korzystać. I wchodząc w rok 2017, pomimo że miałem już w głowie gotową strategię, wiedziałem, w jaki sposób chcę promować książkę na Facebooku, to jednak bałem się, że te reklamy nie zadziałają, że będę przepalał pieniądze, a tak naprawdę te rezultaty mnie nie usatysfakcjonują. I to z kolei rodziło kolejne demony w mojej głowie, bo widziałem, że organiczna sprzedaż książki spada, czyli kupujecie jej coraz mniej, bo nie docieram do nowych osób. W pewnym sensie ta grupa docelowa, którą mam, jest skończona, więc ci, co mieli kupić książkę, to już kupili, a jednocześnie bałem się, że ta sprzedaż facebookowa nie pomoże mi w takim stopniu w uzupełnieniu tej luki. Po rezygnacji ze współprac komercyjnych pojawiło się pytanie: czy znowu mam siadać do pisania kolejnej książki, w momencie gdy czuję dziwną niemoc twórczą? Te myśli kłębiły mi się w głowie, przez co byłem mocno zagubiony w tych moich celach na 2017 r.
Dwie rzeczy, które jeszcze chciałem zrealizować, to był plan, by wprowadzić nowy layout bloga, bardziej czytelny, na piąte jego urodziny, który wypadały w lipcu 2017 r. Chciałem też tradycyjnie wystąpić na nie więcej niż trzech konferencjach, mimo że otrzymuję całą masę zaproszeń.
I ogólnie w całej tej sytuacji czułem się dosyć źle. Bo sam miałem wrażenie, że spijam śmietankę z tego, co stworzyłem wcześniej i nie przeznaczam wystarczająco dużo energii w tworzenie nowych treści, a nie lubię siebie w takich sytuacjach. Wtedy też pojawiają się kolejne obawy, np. czy nie stracę dotychczasowych Czytelników, czyli tych, którzy byli ze mną na blogu przez długi czas, ponieważ nie dostarczam im nowych materiałów. Czy ogólnie ruch na blogu nie spadnie w jakiś radykalny sposób, gdyż brakuje nowych treści albo nie są one tak atrakcyjne, jak były wcześniej, albo nie są publikowane z taką częstotliwością.
Podsumowując, odczuwałem wtedy dosyć duży wstyd przed samym sobą. Także wstyd związany z tym, że dosyć precyzyjnie potrafiłem zaplanować nowe cele finansowe związane ze sprzedażą książki, a bardzo słabo te wszystkie inne, które moim zdaniem są dużo, dużo ważniejsze. I tym, którzy chcą usłyszeć, jak te moje rozterki w tamtym czasie wyglądały, polecam przesłuchanie 90. odcinka podcastu, w którym dokładnie to omawiałem. Mówiłem o tym, jakie są destrukcyjne skutki niespodziewanego sukcesu, bo tak siebie w tamtym czasie interpretowałem. Oczywiście większość tych kwestii udało mi się przepracować w mojej głowie, pogodzić się z tą sytuacją i słabszą kondycją. Teraz mam oczywiście bardziej optymistyczny ogląd na rzeczywistość. Nie ukrywam również, że nawet planując teraz 2018 r. i podsumowując 2017, kolejne rzeczy zauważyłem, zinterpretowałem i się z nimi pogodziłem.
Teraz przeprowadzę Was przez ten cały proces podsumowywania… Ja to robię obszarami. Zaczynam od tych, które najłatwiej mi zidentyfikować. Najpierw patrzę w mój kalendarz zeszłoroczny i wynotowuję z niego wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, np. udział w konferencjach, wyjazdy itd. To jest też taka psychologiczna sztuczka na mnie samym, że gdy zobaczę, ile tych występów i konferencji było, to już czuję, że jakieś sukcesy jednak odniosłem. Czyli nie daję tym złym myślom dominować i nie szukam w pierwszej kolejności błędów, które popełniłem, tylko przede wszystkim staram się odnotować te wszystkie wydarzenia, które były pozytywne. Czyli najpierw wynotuję to, co rzeczywiście się wydarzyło, a później przejdę do porażek, a na koniec do pewnych wniosków.
Po pierwsze patrzę w kalendarz, szukam wszystkich konferencji. W zeszłym roku wziąłem udział w trzech dużych konferencjach. Pierwszą z nich był Kongres Biznesowy Stowarzyszenia Wiosna, który odbył się na początku stycznia 2017 r. Później wystąpiłem na konferencji I Love Marketing, gdzie zająłem drugie miejsce za najlepszą prezentację. I trzecia to infoShare w Gdańsku, gdzie dostałem najwyższą ocenę ze wszystkich prelegentów, którzy tam występowali, a było ich niemało, bo ok. 120 osób, które pojawiały się na przeróżnych scenach tego wydarzenia. Wziąłem także udział w Blog Forum Gdańsk jako uczestnik oraz w kolejnej edycji I Love Marketing w październiku. Wyjechałem również na jedną konferencję zagraniczną – Youpreneur Summit do Londynu. Więc już patrząc na same konferencje, to widzę, że efekt tych wystąpień był całkiem dobry.
Poza tym brałem udział w wystąpieniach zamkniętych, np. na inauguracji roku akademickiego na uczelni Collegium Da Vinci w Poznaniu. Nagranie z tego wystąpienia jest i na YouTubie, i na blogu. Występowałem również przed pracownikami Allegro – grupa ponad 100 osób. I występowałem również na zjeździe dla inwestorów w nieruchomości – to jest zjazd dla absolwentów szkoleń Piotra Hryniewicza, który pojawiał się w pierwszych odcinkach tego podcastu. Tam dzieliłem się swoimi doświadczeniami, jeśli chodzi o inwestowanie w nieruchomości, ale również różnymi spostrzeżeniami. To też był występ.
I zobaczcie, teoretycznie obiecałem sobie, że wystąpię na trzech konferencjach, a tak naprawdę miałem sześć dużych występów w ciągu roku. Czyli tu nie do końca dotrzymałem tych swoich zobowiązań, ale za to odebrałem bardzo dużo pozytywnej energii we wszystkich tych miejscach.
Kolejny taki obszar, który był bardzo pozytywny i okazał się dużym sukcesem w 2017 r., to szeroko rozumiana dobroczynność. Były tam duże kamienie milowe i miłe wydarzenia. Na początku roku graliśmy razem z WOŚP, a w szczególności pomagaliśmy w zdobywaniu dużej liczby tweetów na Twitterze w akcji „MasterCard Gra z WOŚP”. Po raz kolejny akcja ta zakończyła się dużym sukcesem, dużą zebraną kwotą. Przypominam, że w tym roku w moim podcaście wystąpiła Janina Ochojska z Polskiej Akcji Humanitarnej, organizacji dobroczynnej, która organizuje program Pajacyk. Rozmawialiśmy o Pajacyku, to był 104. odcinek podcastu. Miałem też okazję pochwalić się rekordowym wsparciem dla Pajacyka, bo przekroczyliśmy już kwotę ćwierć miliona złotych środków finansowych zebranych bezpośrednio dla niego od początku, kiedy ogłosiłem wsparcie dla tej inicjatywy u mnie na blogu. To przekłada się konkretnie na 63 tys. ufundowanych posiłków dla dzieciaków, więc jest to bardzo konkretna pomoc, która została również doceniona przez PAH tym, że pod koniec roku z okazji 25-lecia istnienia tej organizacji otrzymaliśmy wszyscy statuetkę dla honorowych darczyńców PAH. To był dla mnie bardzo wzruszający moment, podsumowujący to, co od kilku lat staram się po prostu publicznie robić i pokazywać.
Dużym wzruszającym momentem dla mnie był wrzesień 2017 r., kiedy Radek Kotarski, otwierający nowe wydawnictwo Altenberg, poinformował świat, że każda wydawana w jego wydawnictwie książka będzie fundowała jeden posiłek dla Pajacyka. To było o tyle duże wydarzenie, że sprzedaż Radka była wtedy 10-krotnie wyższa niż sprzedaż książki Finansowy ninja. Więc kolosalna fura pieniędzy dla PAH. Na pewno większa kwota już w tej chwili została przekazana przez Radka niż przeze mnie przez ostatnie półtora roku. To był też taki moment, który pokazał mi, że działając małymi krokami, starając się zrobić coś dobrego, zaowocuje to prędzej czy później. I czasami te owoce są dużo, dużo większe w krótkim czasie niż to, co udało mi się dotychczas osiągnąć. To mnie bardzo cieszyło, zwłaszcza że wydarzyło się w okresie mojej słabszej formy. I pomimo tego wiedziałem, że te działanie dobroczynne przynoszą coraz większe rezultaty. I to było absolutnie wspaniałe.
Moje sukcesy w 2017 r. na tym się nie kończą, bo dużo było rzeczy również w innych obszarach bardziej zbliżonych do mojego biznesu. Przede wszystkim bardzo miękko udało mi się wejść na YouTube z podcastami. Na początku to było dla mnie dosyć trudne, bo nie lubiłem siebie na wideo, nadal nie lubię. Ale przez to, że publikowałem podcasty, nawet z taką statyczną planszą, zauważyłem, że rzeczywiście docieram w ten sposób do nowych Słuchaczy i że YouTube jest takim kanałem, który konsumowany jest dużo chętniej niż tradycyjne podcasty, bo wideo jest dużo łatwiejsze do skonsumowania niż audio w tej postaci. I na chwilę obecną jest tak, że w zasadzie każdy odcinek jest publikowany na YouTubie i wysłuchiwany tyle razy, albo nawet więcej razy, niż odcinki podcastu słuchane w tradycyjny sposób. Więc można powiedzieć, że podwoiłem liczbę słuchaczy podcastu tylko poprzez decyzję, że wchodzę z nimi na YouTube’a.
Kolejna rzecz: w tym roku „pękło” już 100 odcinków podcastu. To się wydarzyło w czerwcu. I długo zastanawiałem się, jaki odcinek powinienem nagrać, bo formę miałem zdecydowanie słabszą w tym okresie, a w końcu zdecydowałem się podzielić kilkunastoma przemyśleniami, informacjami o mojej osobie, o tym, czego jeszcze o mnie nie wiedzieliście. I też bardzo ciepło ten odcinek został przyjęty. Przy okazji powiem, że podcast ma w tej chwili 3,3 miliony odsłuchań, co jest także niesamowitą liczbą. Jest to dokładnie jedna dziesiąta całkowitej liczby odsłuchań podcastu Pata Flynna, czyli „The Smart Passive Income Podcast”.
I to też jest kolejne fajne wydarzenie z tego roku. Gdy pojechałem na konferencję Youpreneur Summit do Londynu, miałem okazję po raz pierwszy po sześciu latach śledzenia tego, co robi Pat Flynn w internecie, spotkać się z nim osobiście. To był bardzo wzruszający moment. I do tego Pat ze sceny w Londynie powiedział, że to właśnie mój e-mail z 2012 r. pomógł uratować jego podcast. Bo też miał słabe chwile, stagnację, gorszy rok, myślał o zaprzestaniu produkcji podcastu, bo nie widział, aby podcast rósł, jednocześnie do końca nie rozumiał, kto go wtedy słucha. I to, co zrobiłem, wbiegając na metę maratonu z podziękowaniem dla Pata, też było dla niego czymś takim niesamowitym, co spowodowało, że zdecydował się kontynuować, przynajmniej tak w tej chwili mówi. Bez względu jak prawda wygląda, jest mi niesamowicie miło usłyszeć to osobiście od Pata.
Niewątpliwie dużym sukcesem w moim przypadku był udany start z reklamami na Facebooku. Bardzo długo się z tym wstrzymywałem, zdecydowałem, że zacznę korzystać z reklam na Facebooku dopiero wtedy, gdy sprzedaż organiczna książki (przychody ze sprzedaży) spadnie poniżej 100 tys. zł miesięcznie. To wydarzyło się w kwietniu i ja od maja nieśmiało wystartowałem z reklamami. Nieśmiało to jedno, ale też z bardzo dużymi obawami, bo to był w zasadzie mój ostatni sposób na to, jak ratować wysoką sprzedaż książki. Wiem, że to może dziwnie brzmieć, bo te kwoty i tak są bardzo duże – 100 tys. zł przychodu miesięcznie to jest niesamowita kwota – niemniej jednak moja firma ma też koszty, więc to nie jest tak, że to jest czysty zarobek, powiedzmy, że połowa tej kwoty to jest czysty zysk po podatkach. Poza tym muszę także pokrywać inne koszty, których tak naprawdę nie liczę w projekcie książkowym. Istotne jest to, że nakłady na reklamę na Facebooku zwracają się z dużą nawiązką. Znalazłem na to sposób i przekładając to na konkrety, mogę powiedzieć, że od 1 maja do połowy grudnia. 2017 r. wydałem na reklamy na Facebooku 143 tys. zł, co przyczyniło się do powstania przychodów w wysokości 710 tys. zł. Czyli każda złotówka, którą wydałem na reklamę, zwróciła się w postaci 5 zł przychodów. Szczegółowo opisywałem to na blogu w grudniowym artykule na temat bitcoina. Nawiązałem do bitcoina, ale tak naprawdę pokazywałem, że wysokie stopy zwrotu są również w innych miejscach. Jeżeli nie czytaliście, to zachęcam do przeczytania tego wpisu.
To z kolei spowodowało, że z nawiązką zrealizowałem cele sprzedażowe związane z książką. Wspominałem, że planowałem sprzedać 24.000 egzemplarzy w tym roku, udało się sprzedać 31.400 do momentu nagrywania tego podcastu, czyli łącznie sprzedaż książki przekroczyła już 55 tys. egzemplarzy. I to mi pokazało, że warto stawiać sobie bardzo duże cele, ambitne i w zasadzie nieosiągalne, bo nawet jeżeli zrealizujemy je tylko w połowie, to i tak w większości przypadków będzie to bardzo, bardzo satysfakcjonujący wynik. W moim przypadku udało się zrealizować założenia w 140%, więc po prostu autentycznie brak mi słów… Nie wiem, jak wyrazić to, jak ogromna jest to radość.
Starałem się tym procesem związanym z samodzielnym wydawaniem książki dzielić w ramach case study, które publikowałem na blogu. Cieszę się ten cykl powstał (chociaż nie udało mi się jeszcze go dokończyć). Wielu autorów już daje mi znać, że te artykuły, które publikowałem, pomogły im ogarnąć samodzielne wydanie ich książki. I wiele osób już w tej chwili świetnie zarabia na tych książkach. Jeżeli by tych wpisów nie było, to pewnie zdecydowałyby się wydać książkę z tradycyjnym wydawcą, po prostu nie zarabiając. A tak udaje im się jednak osiągać świetne rezultaty i to mnie autentycznie cieszy.
I kończąc pasmo sukcesów, powiem, że na gruncie prywatnym też było bardzo dobrze w 2017 r. To był rok, w którym razem z rodziną spędziliśmy pięć tygodni razem na wakacjach. Oczywiście wakacje odpoczynkowe były dłuższe, ale mówię o wyjazdach. Nawet pomimo tego, że zostałem ugryziony w międzyczasie przez kleszcza i okazało się, że mam boreliozę, to udało się ją w bardzo wczesnym stadium ubić, więc generalnie wszystko poszło pomyślnie, pomimo takich niekorzystnych wydarzeń. Cieszę się, że w tym roku zadbałem o moje zdrowie, przeszedłem komplet badań, wytyczyłem sobie ścieżkę, co dalej powinienem ze sobą robić, by utrzymać dobrą kondycję. I cieszę się też, że udało mi się osiągnąć tak duży poziom wyluzowania i akceptacji tej niemocy twórczej, bo to było coś, z czym bardzo męczyłem się pod koniec 2016 r. i w pierwszej połowie 2017 r. Po powrocie z wakacji po prostu to zaakceptowałem i uznałem, że tak miało być. I widać, że skoro tak mi nie idzie, to znaczy, że potrzebuję odpoczynku, nie ma co z tego powodu robić sobie jakichś dużych wyrzutów, trzeba to zaakceptować. To pomogło mi wyjść na prostą.
Jakie popełniłem w międzyczasie błędy, porażki i do jakich wniosków doszedłem? Zacznę z grubej rury. W tej pierwszej połowie roku autentycznie bardzo mocno męczyłem się z tym, że po prostu Was zawodzę, że nie służę Wam tak, jak bym chciał, jak czuję, że powinienem. I za to Was bardzo mocno przepraszam. Pewnie to bardziej moje odczucie niż Wasze rzeczywiste oczekiwania, a przynajmniej nie wszystkich z Was, ale wiedzcie, że czułem się z tym dosyć paskudnie. I czarno widziałem tę przyszłość, gdyż moja niemoc się przyciągała.
Wiem też, że niektóre osoby miały już naprawdę serdecznie dość częstego wspominania o książce Finansowy ninja, takiej mocnej promocji, którą stosowałem. Wcale im się nie dziwię, bo z jednej strony jest tak, że na mojego bloga rzeczywiście trafiają co chwilę nowe osoby, które jeszcze o niej nie słyszały, a które mogą bardzo mocno skorzystać na tej wiedzy, która jest w niej zawarta. I mocno zależy mi na tym, żeby one rzeczywiście po nią sięgnęły, bez względu na to, czy ją kupią, czy wypożyczą z biblioteki. Ważne, by chciały po nią sięgnąć, bo wiem, że ona może im pomóc. I wiem też, że ja jako wydawca jej jestem odpowiedzialny za to, żeby ją skutecznie promować, by docierać do nowych osób. A z drugiej strony wiem też, że to mogło być uciążliwe dla stałych Czytelników bloga, takich najwierniejszych, pochłaniających każdy artykuł, który publikuję, więc przepraszam Was również za to, że Was bardzo mocno tą promocją książkową bombardowałem, a Wy niejako rykoszetem dostawaliście. Chociaż na blogu jest Was mniejszość, to jednak wiem, że mogło to być dla Was kłopotliwe. I też za to przepraszam. Deklaruję, że promocji książkowej będzie mniej w najbliższym czasie.
Ten ostatni rok był dla mnie olbrzymią lekcją pokory, i to wbrew rezultatom, które widzicie. Bo rezultaty to jest jedno, drugie to jest to, w jaki sposób ja interpretuję sam siebie i swoje zachowanie. Po pierwsze przekonałem się, że moja energia i motywacja są mniejsze niż kiedyś i skończone. I, co gorsze, muszę to po prostu zaakceptować i z tym żyć. Nic nie dało się z tym zrobić, a objawiało się to w różny sposób. Przygotowanie do nowych prezentacji – czyli wymyślanie, ułożenie w slajdy, przećwiczenie wystąpień na konferencjach, które zazwyczaj zabierało mi 2-3 tygodnie, w tym roku trwało dwa razy dłużej. Dla mnie był to olbrzymi wydatek energetyczny, a nawet w pewnym momencie w ogóle nieuzasadniony. Gdybym mógł się wycofać z tych wystąpień, to bym to pewnie uczynił, ale staram się nie rzucać słów na wiatr i trwać w moich postanowieniach.
Złamałem moją zasadę, że występuję maksymalnie 3-4 razy rocznie, bo zrobiłem to aż sześć razy. Z jednej strony to jest super, bo wiele osób miało szansę uczestniczyć w tych wystąpieniach. Niektóre występy udało się nagrać, więc nadal są dostępne dla tych, którzy chcieliby je obejrzeć, ale z drugiej strony nie miałem poczucia, że mój czas jest dobrze wykorzystany, właśnie przez to, że tak dużo czasu zajmowało mi przygotowanie do tych prezentacji.
Prawdą jest też to, że każdy wpis i odcinek podcastu, który nagrywałem w 2017 r., był w zasadzie wymuszony i wymęczony. Oczywiście cieszyły mnie efekty, jak już to wszystko było gotowe, napisane, opublikowane, ale samo przygotowywanie było męczarnią. Trudno było mi się do tego było przyznawać wcześniej, ale właśnie tak było. Tak naprawdę pierwszy wpis, który był pisany w stanie flow, czyli tak, że usiadłem i od ręki go napisałem, był o bitcoinie i reklamach facebookowych (dopiero pod koniec roku). Ten podcast też mi się bardzo dobrze przygotowywało. I mam nadzieję, że to jest ten czas, te półtora roku, które potrzebowałem, żeby zregenerować się, odpocząć i że teraz będzie już tylko lepiej. W każdym razie jestem bardzo dobrej myśli. Tak czy siak pogodziłem się z tym stanem. Niemniej jednak to było wymuszone i trudne. Cieszę się, że ten czas się kończy.
Kolejną kwestią, którą mogę zapisać po stronie porażek, był taki duży paraliż decyzyjny, którego w tym czasie doświadczałem. Nie dotyczył on tych obszarów, które widać, tylko takich kompletnie niewidocznych. Z jednej strony cieszę się tym, że nie mam pracowników, czyli nie ma mnie kto poganiać w tym, co robię, ale z drugiej strony to jest czasami zgubne. Bo jeżeli takich osób nie ma, to musimy motywować się sami, a u mnie z tym było ciężko.
Mówiłem, że jednym z takich ciężkich zadań na rok 2017 była zmiana layoutu bloga. Pomimo że prace nad tym toczyły się cały rok, ta zmiana nie nastąpiła. I jedynym winowajcą tej całej sytuacji jestem ja. Bo nie potrafiłem się na różne rzeczy zdecydować, mimo że teoretycznie były to dość proste decyzje.
Kolejna sprawa: cały rok nagrywałem podcasty, wywiady w pomieszczeniu akustycznie słabym. Co więcej, ono od dawna jest przeznaczone na to, że będzie studiem, że odpowiednio je wygłuszę i umebluję. I pomimo że ta decyzja zapadła chyba z rok temu, to przez cały rok w zasadzie tego remontu nie przeprowadziłem, tylko o nim myślałem. Co z tego, że mogę mieć do tego ekspertów – i nawet były tam osoby, które sprawdzały, jak tę akustykę poprawić w profesjonalny sposób – skoro nie podjąłem decyzji, które popchnęłyby sprawy do przodu? I to ogólne rozluźnienie w zakresie obowiązków przełożyło się również na inne niekorzystne efekty.
Pierwsza rzecz: bardzo dużo czasu poświęcałem na przewijanie Facebooka i Twittera, na czytanie materiałów, które niczego nowego do mojego życia nie wnosiły. Pomimo że rok miałem relatywnie luźny, to przeczytałem tylko dziewięć książek, co jest dla mnie słabym wynikiem. Ani razu w tym roku nie miałem pustego inboxa, cały czas zalega tam kilkaset maili, na które powinienem odpowiedzieć, ale tego nie zrobiłem. I jeszcze podczas pracy nad książką mówiłem, że zaniedbałem tę moją poranną rutynę, wczesne wstawanie, pewne inicjowanie siebie do pracy. Nadal nie udało mi się tego wrócić. Czyli te półtora roku po premierze książki też mi upłynęło w tym, że późno kładę się spać i późno wstaję. I solidnie mi to przeszkadza.
Nawet w tym obszarze, który uznałem za duży sukces, czyli w zakresie skutecznego prowadzenia działań reklamowych na Facebooku, także popełniłem jeden duży błąd. I jak dziś analizuję tę sytuację, to wiem, że wynikało to braku dobrego punktu odniesienia, czyli prowadząc działania reklamowe, nie wiedziałem, czy moje kampanie są wyjątkowo skuteczne, średnio skuteczne czy mało skuteczne, czy przypadkiem nie powinienem mieć lepszych rezultatów. Czyli miałem zwrot z każdej wydanej złotówki na poziomie 4-5 zł, ale spodziewałem się, że mogłoby lepiej, np. 7-8 zł z każdej wydanej złotówki na Facebooku. Uznałem, że pewnie nie znam się na tych reklamach, ale na rynku są eksperci, którzy mogą mi w tym pomóc. I straciłem bardzo dużo czasu, żeby takiego eksperta znaleźć, wyłuskać spośród wielu, również w drodze rekomendacji, weryfikowania tego, co wcześniej zrobił itd., żeby wymyślić dobry model rozliczeń z taką osobą. W końcu zdecydowałem się taką osobę zatrudnić do prowadzenia działań reklamowych na Facebooku. To nastąpiło mniej więcej w połowie września i do połowy listopada ta osoba te działania z mniejszą czy większą systematycznością prowadziła.
Problem w tym, że rezultat tych działań był dużo gorszy od moich oczekiwań i od rezultatów, które osiągałem wcześniej samodzielnie. Czyli krótko mówiąc, ekspert, nie dość, że musiałem mu płacić, to generował mniejsze zwroty z każdej wydanej złotówki niż ja. Pewnie gdybym posłuchał osób, które są mądrzejsze ode mnie i które wcześniej takie strzępy informacji mi podrzucały, że prawdopodobnie ja sam potrafię najlepiej prowadzić swoje działania, to pewnie nie załadowałbym się przez te dwa miesiące w taką współpracę. Nie żałuję, że to nie nastąpiło, bo to także jest nauka. Cieszę, że miałem okazję spróbować i przekonać się, że lepiej wrócić do samodzielnie prowadzonych działań. To oczywiście też ma swoje minusy, bo muszę przeznaczyć czas, aby te kampanie na Facebooku planować i realizować, chociaż spodziewałem się, że uda mi się to wydelegować. Nie udało się.
I to tyle błędów i porażek, które popełniłem ze strony biznesowej w tym roku. Ktoś może powiedzieć, że zbyt krytycznie do siebie podchodzę, ale to nie zmienia w ogóle mojej oceny, to jest właśnie taki proces, przez który przechodzę każdego roku, w którym staram się krytycznie spojrzeć na to, co robiłem, pogodzić się z tym, nie nosić w sobie żadnego żalu, że coś się wydarzyło nie tak, jak chciałem. Podkreślam, że to jest autoocena, która pozwala mi działać jeszcze skuteczniej w kolejnych latach. I myślę, że im bardziej krytyczni w stosunku do samych siebie jesteśmy, jednocześnie akceptując to, co się wydarzyło, to tym łatwiej jest działać skutecznie w przyszłości.
Oprócz porażek przygotowałem sobie listę wniosków dotyczących 2017 r. Pierwszy jest taki, że moja największa obawa, czyli nieznana mi skuteczność reklam na Facebooku na początku roku, okazała się tylko moim demonem w głowie, że rysowałem sobie różne czarne scenariusze, co się wydarzy, jeśli to się nie uda, a nie doceniałem tego, że jestem osobą, która jest w stanie uczyć się w trakcie stosowania czegoś i na podstawie wyciągania wniosków poprawiać cały ten proces. Czyli zbyt mało wierzyłem w swoje możliwości. Myślę, że to jest taka nauka, którą muszę sobie powtarzać co roku, bo nawet dla mnie ta wiara we własne możliwości to jest coś, co rozpływa się we mgle.
Kolejny wniosek to jest to, że jednocześnie cieszę się i przeklinam to, że zdecydowałem, że będę solopreneurem, czyli kimś, kto jest jednoosobową firmą i nie zatrudnia pracowników. Z jednej strony widzę bardzo dużo plusów, bo nie mam odpowiedzialności za ludzi – jak będę chciał, to mogę firmę zamknąć z dnia na dzień, wyjechać na drugi koniec świata i nie robić nic innego, niż patrzeć na mewy. Dla jasności: nie mam takich planów. Ale z drugiej strony jest też tak, że nie mam się dla kogo starać, nie mam przed kim czuć takiej odpowiedzialności, poza Wami oczywiście, ale Czytelnicy i Słuchacze to jest jednak dla mnie ktoś odległy. A jeżeli osoby są gdzieś blisko, to czuję przed nimi odpowiedzialność, chociażby za ich los. Trudno jest być samotnym wilkiem, z drugiej strony, jak rozmawiam z innymi przedsiębiorcami i słyszę, jak wiele czasu przeznaczają na kwestie związane z zarządzaniem ludźmi, to mi się humor poprawia, bo ja jednak tego problemu kompletnie nie mam.
Najlepszą decyzją, jaką podjąłem w ubiegłym roku, było stworzenie grupy mastermind, grupy kilku osób, które regularnie się spotykają – co tydzień, co dwa – gdzie szczerze sobie rozmawiamy o swoich wyzwaniach w biznesie, mocno się wspieramy w swoich decyzjach, ale też krytykujemy swoje decyzje czy plany. Konsultujemy ze sobą i konstruktywnie krytykujemy. Dla mnie ta grupa w tym roku stała się bardzo mocnym wsparciem, ale nie w zakresie biznesu, tylko radzenia sobie samemu ze swoimi demonami, gorszymi chwilami, z pogodzeniem się z tą sytuacją i z jej akceptacją. Na szczęście wszyscy członkowie tej grupy zgodzili się na ujawnienie, kim są, więc powiem Wam to wprost. Grupa jest czteroosobowa, w jej skład wchodzi Marek Jankowski z podcastu „Mała wielka firma”, Bartek Popiel z bloga „Liczy się wynik”, Michał Śliwiński, który jest założycielem i prezesem firmy Nozbe, i oczywiście ja. Cieszę się, że udaje nam się spotykać, chcę mocno Wam, chłopaki, podziękować za to, że jesteście elementem pionizującym, a jednocześnie kimś, z kim mogę zderzyć moje pomysły, plany i od kogo zawsze usłyszę szczere słowa.
Jeszcze raz podkreślam, że stworzenie takiej grupy pomogło mi w tym roku mocno zadbać o moją psychikę i ją trochę uratować. To jest największa wartość płynąca z cotygodniowych spotkań. My się spotykamy wyłącznie poprzez aplikację Zoom, bo w tej chwili jesteśmy rozsypani i w Polsce, i na świecie.
Kolejną pozytywną rzeczą było to, że przekonałem się, że pomimo mojej słabszej formy blog, podcast i YouTube cały czas się świetnie kręcą. Czyli to nie jest tak, że jak nie tworzę świetnych, nowych treści, to wszystko to zginie w czeluściach internetu. Nie. Stale napływają nowe osoby, które po raz pierwszy zderzają się z moją działalnością, pomimo że prowadzę ją od pięciu lat.
Nie przewidziałem też, jak dużym obciążeniem czasowym będzie zaplecze związane ze sprzedażą książki. I z perspektywy czasu widzę, że to pochłania bardzo dużo energii. Dużo nerwów też kosztuje np. to, że od czasu do czasu coś w takim zautomatyzowanym systemie przestaje działać i trzeba to naprawić. Dostawca platformy sklepowej zmieni coś w swoim oprogramowaniu i nagle faktury zaczynają się źle wystawiać. Więc jest sporo pracy w zapleczu, której nie widać, a która jest problematyczna i nie ma związku ze strategicznym planowaniem czy wykonywaniem działań w zakresie promocji, marketingu. Wszystkiego trzeba pilnować, błędy się zdarzają. Praktycznie niczego nie można pozostawić swojemu biegowi, cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie. I to jest też taka nauka, która płynie z tego roku, że tej platformy sklepowej, usług magazynowych, wysyłkowych nie można zostawić samym sobie, bo zawsze coś tam się może posypać.
Ostatni wniosek, który mam, jest taki, że z wolności wynikającej z tego, że posiadam zapasy gotówki, trzeba nauczyć się korzystać. Ja się cały czas tego uczę, szukam równowagi, motywacji do tego, żeby robić dalej dobrą robotę. Na koniec odcinka powiem Wam, jakie są rzeczywiście te moje motywacje…
Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby wspomnieć o projekcie, który ogłosiłem dwa lata temu, czyli „10 nieruchomości na wynajem”, bo często pytacie mnie o jego postępy. Dla tych którzy nie wiedzą, to w tym projekcie chodziło o to, że planowałem kupić 10 mieszkań na wynajem i pokazać cały ten proces od kuchni, ile się na tym zarabia, ile to kosztuje, na ile to jest problematyczne i jak zarządzać takimi mieszkaniami, które zlokalizowane są w różnych miastach. Doświadczeń w tym projekcie zebrałem dużo więcej, niż bym chciał. Napotkałem dużo różnych problemów, z powodu których nie ujawniam postępów tego projektu. Nie zrobię tego, dopóki nie będę stuprocentowo przekonany, że wszystko jest tak, jak być powinno. Chcę Wam pokazać coś, co nie jest rozgrzebane, tylko tematy, które są od początku do końca zakończone i opowiedzieć jak cały ten proces wygląda. To, co chcę powiedzieć, to to, że na chwilę obecną zmieniły się dosyć mocno moje priorytety związane z nieruchomościami. I pomimo tego, że nieruchomości stanowią teraz największą część mojego portfela inwestycyjnego, to nie uważam, że obszar wynajmu mieszkań jest tym kierunkiem, który chcę rozwijać. Bo nawet przy wsparciu firm zarządzających, które zarządzają dla mnie mieszkaniami wynajmowanymi, to ten temat pochłania mi zbyt dużo mojej energii, a jednocześnie generuje zbyt niskie stopy zwrotu. To wynika z mojej specyficznej sytuacji, gdyż mam możliwości inwestowania w inny sposób, taki, który być może nie dla wszystkich jest dostępny albo zgodny z ich profilem inwestycyjnym. Dlatego nie mam dziś mocnego przekonania, że warto ten projekt w obecnym kształcie Wam pokazywać. Chcę mieć pewność, że to, co miałbym pokazywać, będzie reprezentatywne albo że będę potrafił bardzo dobrze wytłumaczyć, dlaczego działam w inny sposób. Więc trzeba się uzbroić w cierpliwość. Jeśli kiedyś dojdzie do takiej publikacji, to postaram się, aby był to super-fajny cykl artykułów.
I to jest w zasadzie tyle, jeśli chodzi o podsumowanie mojego 2017 r. w tych obszarach, które dotyczą mojego biznesu. W kolejnym odcinku chciałbym przeprowadzić Was szczegółowo przez moje pomysły na rok 2018 i 2019. Świadomie mówię „pomysły”, a nie „cele”, gdyż ja nadal przekuwam je na konkretne plany, czyli eliminuję spośród listy pomysłów te, które nie są priorytetowe dla mnie w najbliższym roku. Ale jednocześnie chcę Wam pokazać całość. Dlaczego? Bo chcę to trochę zderzyć z Waszymi oczekiwaniami. Jestem bardzo ciekawy Waszej opinii, co Wy uznacie za warte realizacji.
Za dwa tygodnie opublikuję również taką dosyć dużą ankietę. Nie przeprowadzałem jej od kilku lat. Mam nadzieję, że to również pomoże mi lepiej w roku 2018 realizować to, co planuję. Powiem także, jakie już decyzje podjąłem co do przyszłości bloga, podcastu i kanału na YouTubie. Bo po wakacjach bardzo mocno zastanawiałem się, co jest takim moim makro-celem na kolejne lata. Doszedłem do wniosku, że da się to zamknąć w takim jednym zdaniu: poprawianie jakości życia innych ludzi. I bez względu, jak to górnolotnie i banalnie brzmi, to jest tym, na czym mi autentycznie zależy. Nie ma tu jakiejś dramatycznej zmiany, gdyż i edukacja finansowa, i dostarczanie Wam wartościowej treści to są narzędzia, które mieszczą się w tej definicji, aczkolwiek ona jest trochę szersza.
Ktoś mnie ostatnio zapytał w mailu, co mnie motywuje do tworzenia tych treści, które tworzę, że dzielę się nimi ze światem za darmo. I w zasadzie ta moja podstawowa motywacja w ogóle nie zmieniła się od pięciu lat, czyli od momentu, kiedy na blogu opublikowałem stronę, która nazywa się „O mnie i o blogu”. I tam jest właśnie napisane, że ja wierzę w to, że właśnie w ten sposób wydeptuję sobie ścieżkę do nieba i że bardzo dziękuję Ci za to, że mi w tym pomagasz, biorąc to, co piszę, co tworzę, aplikując gdzieś do swojego życia i czerpiąc z tego korzyści. Myślę, że to jest taka motywacja, która powoduje, że chce mi się to robić.
Tyle na dzisiaj, dzięki wielkie za wysłuchanie tego odcinka, za wspieranie mnie w tym całym 2017 r. Doceniam wszystko, co robicie: ciepłe słowa, które mi przysyłacie, publikacje, komentarze, wrzucanie zdjęcia z książką, cokolwiek, co robicie. To jest coś, co pomaga mi trafiać szerzej, co z kolei powoduje, że rzeczywiście mam szansę mieć korzystny wpływ na innych. I za to bardzo dziękuję. To jest też coś, co pomaga mi pokonywać te moje spadki formy, zniechęcenie, gorsze okresy i chcieć to robić dalej wbrew trudnościom. A cały czas żyję takim przekonaniem, że to, co robię, jest dla Was wartościowe, nawet kiedy powstaje taki odcinek jak ten, kiedy w zasadzie poświęcam cały czas sobie i gadaniu o moim subiektywnym poglądzie na siebie samego. Ale wierzę, że tak możemy nauczyć się więcej, dzieląc się tymi doświadczeniami, podglądając osoby, które gdzieś tam jakieś sukcesy odnoszą i widząc nie tylko te sukcesy, ale również kawałek tej drogi, którą do nich doszły. I myślę, że to jest bardzo fajne. Ja w każdym razie lubię podglądać takie osoby i uczę się od nich bardzo dużo.
Przypominam, że wszystkie linki do wpisów, odcinków podcastów, prezentacji znajdziecie w notatkach do tego odcinka podcastu pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/113.
A na dzisiaj to już wszystko, dziękuję Ci bardzo za wspólnie spędzony czas, życzę super-planowania celów na rok 2018 i skutecznego przenoszenia ich na wyższy poziom. Trzymaj się, do zobaczenia i do usłyszenia!
Zobacz również: Blog wart miliony, czyli moje obszerne podsumowanie 2018 i zarys planów na rok 2019
{ 71 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Wieeeelkie dzięki Michał za ten podcast i za całą Twoją robotę. Jesteś dla mnie mega benchmarkiem którego bardzo chce gonić. Jestem za Tobą kilka lat świetlnych ale dobrze widzę Twoją strategię i szczerze ja podziwiam.
Gonię! 😉 Dalszych sukcesów. Liczę że w tym roku sprzedaż 640 008 sztuk swojej książki 😉
Hej Michał,
Dziękuję i powodzenia życzę. 🙂
Pozdrawiam!
Mam prośbę. Jak byś podszedł do tematu, gdy nagle ci spływa 400 000zł lub więcej. Mam taką sytuacje i problem się robi. Choć w moim przypadku było to inwestycja w krypto ale są też osoby co np. wygrają lub dostaną skądś dużą kasę. Twój przykład to stały dopływ gotówki przez jakiś tam okres dłuższy. A otrzymanie nagle x kwoty jest jednorazowym strzałem.
Kupowanie mieszkania pod wynajem nie jest łatwe i nie dla każdego. Wiele lat czytam ciebie i wiem, że nie ma recepty. Boje się lokat bo będzie powoli topnieć kasa. Nie będę kasy wywalać na auta czy inne luksusy. Chciał tak ustawić aby dało się na tej kwocie stale zarabiać nawet nie wielkie kwoty ale, żeby nie kurczyła a wręcz mnożyła inwestycja.
Jedno co na suwa to inwestycja w obniżenie rachunków np. w ogrzewaniu domu zamiast kupowanie akcji, giełdy itd. Bo sam wiem, ze giełdach większość bym jak inni stracił a i cały czas się trąbi, że bliżej do kryzysu niż jeszcze większych wzrostów.
Fotowoltaika średnio opłacalne. Jedynie gdy jest duże dofinansowanie.
Może myjnia albo parking! Ale tutaj niestety brakuje wiedzy o miejscach, gdzie istnieje jeszcze nie zaspokojona potrzeba na rynku. Mimo usilnego obserwowania i znajdywania takich potrzeb.
Także, w moim przypadku i tak już wiele robię jak np. prowadzę dodatkowo działalność, która pozwala dorabiać. Ale nie da się tej kwoty zamienić tak aby firma dawała znacznie większe kwoty bo jak bym miał pomysł to i bez tej kwoty bym robił aby firma miała większe dochody.
Michał chyba coś kiedyś pisał co zrobić z 7 milionami 😉 a przynajmniej kojarzę taki tytuł, bo nie pamiętam czy akurat ten post czytałam
Gratulacje!
Jeśli nie czujesz się na siłach dalej reinwestować – co jest dobrą decyzją – łatwo jest robić ruchy w górę, ale jak giełda lub coiny idą w dół, to można łatwo stracić. Co ja bym zrobił?
1. Przeczytał książki polecane przez Michała, szczególnie ‚Fastlane Milionera’
2. 400k to dobra kwota by kupić mieszkanie w Warszawie lub 2 w mniej popularnym mieście (ja bym celował np w Zabrze – świetne położenie komunikacyjne). Na pewno znajedziesz agencję, która się zajmuje obsługą w 100%.
3. Nawet jeśli kwota będzie topniała w banku, to zawsze będzie to dużo, szczególnie w Polsce. Nie wiem, ile masz lat itp, ale ja bym użył następne 10 lat na zdobywanie doświadczenia – Michał ostatnio o tym pisał. Mając 400k poduszki finansowej nie musisz się o wiele rzeczy martwić – np że zwolnią Cię z pracy itp itd więc możesz być odważniejszy, popełniać błędy i się uczyć, zmieniać firmy. Za 10 lat możliwe, że będziesz wiedział, jak użyć tych pieniędzy by przyniosły zysk, albo zrozumiesz, że pomysł to tylko 1% sukcesu – liczy się konsekwencja w dążeniu do celu. Tu na blogu masz mnóstwo informacji jak rozwinąć biznes i się rozwijać.
Powodzenia!
PS. Dużo wskazuje na to, że coiny jeszcze przez jakiś czas będą szły w górę. Użył bym 10% by spróbować szczęścia. Ale oczywiście – jest to ryzykowne!
Hej,
uważałbym ze stwierdzeniem typu „Dużo wskazuje na to, że coiny jeszcze przez jakiś czas będą szły w górę.”
Ekonomia ma sporo do powiedzenia o trafności takich stwierdzeń 🙂
Albo:
1) Masz szczególną wiedzę o bitcoinie, niedostępną dla innych. Tylko dlaczego zamiast zastawić mieszkanie, samochód i lecieć kupować bitcoiny, Ty dzielisz się tą wiedzą gdzieś tam w komentarzu na blogu?
2) Masz taką samą wiedzę jak wszyscy. Wtedy oznaczałoby, że „wszyscy” są głupi. Serio. No bo wiedzą, że bitcoin pójdzie w górę do poziomu XY, a nie kupują. No bo przecież gdyby kupowali, to od razu skoczyłby do XY 🙂
3) Masz taką samą wiedzę jak wszyscy i jednak większość ludzi nie jest głupich. To by jednak znaczyło, że jest dokładnie 50% że pójdzie w górę i 50% że w dół.
I wtedy niestety takie stwierdzenia jak Twoje są bezwartościowe. 🙂
Nie bierz tego do siebie, wiele osób taki pisze. Ale przestrzegałbym przed braniem takich rzeczy serio 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Michał
Ad 1) Jest taka zasada, że inwestuje się tyle ile można stracić, a ja mieszkania nie mam, a mój samochód jest warty mniej niż 0.07 BTC 😉 i go w miarę potrzebuje. Dziele się, bo wierzę w crypto.
Ad 2) Bo bitcoina nie tak łatwo kupić, pozatym większość siedzi że już jest po bańce 😉
Ad 3) Każdy ma opinię na temat bitcoina. Mi się podoba, bo wierzę w ideę. I jako programista rozumiem. Ale zamierzam inwestować w niego jedynie max 10% oszczędności. Zgodnie z zasadą, że tyle mogę stracić.
To już lepiej w Sosnowiec. Ma genialną komunikację i wszędzie blisko. Mnóstwo studentów mieszka w Sosnowcu, a studiuje w Częstochowie, Gliwicach lub Katowicach. Z Zabrza wszędzie jest daleko.
+1 przydalby sie artykul nie jak wyjsc z finansowego zera a jak dzialac jezeli ma sie nagly przyplyw gotowki
Hej Mr. Boo,
To jest baaardzo trudny temat do udzielenia dobrej odpowiedzi. Pytanie często się przewija i rzeczywiście chyba muszę w końcu napisać jakiś taki artykuł z jednej strony merytoryczny, a z drugiej – prowokujący do myślenia.
Szczegółową odpowiedź w różnych scenariuszach dotyczących mnie, dawałem w tym wpisie:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/30-pomyslow-co-zrobic-z-wygrana-w-lotto
Problem polega na tym, że każdy ma nieco inną sytuację. Myślę, że w sytuacji, którą przedstawiasz kluczowe byłoby:
1) Przeczekanie natłoku myśli i nie podejmowanie żadnych pochopnych decyzji.
2) Zainwestowanie części tej kwoty w edukację: różne dobrze dobrane szkolenia – nawet „konkurencyjne” pod względem przedstawianych koncepcji – po to aby wyrobić sobie swoje własne zdanie.
3) Eksperymentowanie na małych kwotach, aby sprawdzić jaka forma inwestowania Ci pasuje, poznać praktycznie jej plusy i minusy z Twojej perspektywy, oraz nauczyć się własnych reakcji na różne zdarzenia.
4) Koniecznie warto zgłębić lektury, z których nauczysz się zasad zarządzania kapitałem, tak aby minimalizować ryzyko strat.
Lokaty mają to do siebie, że trudno na nich kasę stracić. Zarobić nie zarobisz, ale też nie stracisz. 😉
Dla jasności: wszystko co tutaj napisałem, to bardzo szybkie i niespecjalnie przemyślane podpowiedzi.
Pozdrawiam
Mialam taką sytuację i to w bardzo mlodym wieku kolo 20tki. Kupilam mieszkanie, wyremontowalam za 60 000 i sprzedalam drozej…. zarobilam 100 000 (minus 20% dla US). Polecam jesli lubisz wyzwania. w pewien sposob jest to dosc bezpieczna inwestycja bo kupujac np mieszkanie za 350 000 (ale kilka miesiecy wertujesz oferty aby absolutnie nie przeplacac), remontjesz za 50 000 to raczej nie powinienes stracic. w najgorszym wypadku sprzedasz ciut ponad 400 000.
W odpowiedzi na Twoje zapytanie, tutaj jest link do artykuły na blogu:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/30-pomyslow-co-zrobic-z-wygrana-w-lotto
@Mr Boo: Gratuluję zysku na kryptowalutach. Sam żałuję, że nie kupiłem kilku bitcoinów parę lat temu. Obecnie obserwuję ten rynek z zaciekawieniem.
Co do Twojego pytania to mam kilka propozycji, które ja bym zrobił: poduszka bezpieczeństwa na 12 mcy wydatków – na lokaty lub konto oszczednosciowe – 100k powinno wystarczyć. Nie wiem czy masz IKE/IKZe ale jak nie to otwórz i wpłać pod korek. Zostaw sobie na przyszłe 2-3 lata. Nie wiem czy zostanie na mieszkanie na wynajem – zależy gdzie mieszkasz. Ale można np kupić i wynająć garaż. Trochę zainwestowałbym też w fizyczne metale szlachetne: złoto i srebro.
Michał, bardzo Ci gratuluję sukcesów z blogiem i książką. To niesamowite, że udało Ci się w tym obszarze tak wiele osiągnąć a mam nadzieję, że to dopiero początek drogi i osiągniesz jeszcze więcej. Podziwiam Ci również za to, że potrafisz zaakceptować przeszłość. To trudne, bo często jest coś, co siedzi w pamięci i nie pozwala odpuścić rozmyślań o przeszłości.
Wszystkiego dobrego w 2018 roku dla Ciebie i Twojej rodziny :))
Michale, gratuluję i życzę masy kolejnych sukcesów w tym roku 🙂 Gratki!
Cześć,
Nie pozostaje nic innego niż pogratulować i życzyć, żeby ten rok był jeszcze lepszy. Szacunek!
Pozdrawiam,
Kasia
Michał, Twój podcast bardzo mnie zainspirował do napisania własnych podsumowań. Bardzo zaciekawił mnie też temat inwestycji „gdyż mam możliwości inwestowania w inny sposób, taki, który być może nie dla wszystkich jest dostępny albo zgodny z ich profilem inwestycyjnym”; możesz ujawnić co to jest? Bardzo wzbudziłeś moją ciekawość. Pozdrawiam i życzę Ci realizacji celów na 2018 rok.
Hej Joanno,
Dziękuję za dobre pytanie. Świadomie nie rozwijałem tej myśli. W skrócie powiem, że pod tym hasłem kryją się pożyczki kapitałowe udzielane spółkom prowadzącym działalność inwestycyjną (np. na rynku nieruchomości), bezpośrednie inwestycje kapitałowe w firmy (bardzo selektywne), a także inwestycje w moja własną firmę. To tak bardzo ogólnie i bez wnikania.
Pozdrawiam!
Hej Michał,
Trochę w tym prawdy jest, że na blogu rzadko pojawiały się nowe artykuły i często zaglądałem z myślą, że pewnie i tak nic nowego nie będzie. Cieszę się, że to dostrzegłeś i fajnie, że wraca Ci chęć do pisania :). Nie pozwól, aby Twoje demony zabrały czytelnikom dostęp do cyklu o mieszkaniach ;). Nawet jak nie będziesz zadowolony z inwestycji, to na pewno będzie to bardzo ciekawe case study. Mam nadzieję, że w ankiecie znajdzie się elementarz inwestora 2.0 :).
p.s. podzielisz się tytułami książek, które przeczytałeś? przynajmniej tymi, które uważasz za warte przeczytania.
p.s.s. zastanawiam się, czy z tymi „nowymi i starymi” czytelnikami, to rzeczywiście jest tak, jak myślisz. Ja się loguję do Ciebie przynajmniej z 20 adresów IP rocznie (dom, telefon, praca, hotel na wakacjach, hotele z wyjazdów służbowych). Pewnie mój przypadek nie jest reprezentatywny, jednak łatwo mi sobie wyobrazić osobę logującą się z domu, pracy i telefonu :).
No i zapomniałbym. Powodzenia w nowym roku :).
Hej Michał,
Przyjmuję sugestię co do tematu do ankiety.
Co do „starych i nowych” Czytelników – danych nie oszukasz. Gdyby większość Czytelników była „stała”, to liczba UU rocznie niewiele różniłaby się od liczby UU miesięcznie, a prawda jest taka, że proporcja jest typu 10 do 1. Czyli tak naprawdę większość odwiedzających to osoby, które wpadają tu raz może dwa…
Pozdrawiam!
„Sukces wydaje się być w dużej mierze kwestią wytrwania, gdy inni rezygnują”.
Gratuluję Michale 😉 Oby tak dalej…
Fajnie, że grupa mastermind działa. Pierwszy raz usłyszałem o tym u mojego ulubionego podcastera od… Twojego ulubionego podcastera :D. Jetem ciekaw, czy słuchałeś ten odcinek: http://theshawnstevensonmodel.com/pat-flynn/
p.s. od jakiegoś czasu, jak wstawiam komentarze, to pojawia się info „Twój komentarz czeka na zatwierdzenie przez moderatora”, wcześniej mi się to nie zdarzało. Jestem na Twojej czarnej liście ;)? Czy może zmiana w funkcjonowaniu komentarzy i każdy musi być teraz zatwierdzony?
Hej Michał,
Dziękuję za podanie namiarów na podcast – tego nie słuchałem.
Co do moderacji – widać coś musiałeś przeskrobać. 😉
Pozdrawiam
Skoro żadnego mojego komentarza do tej pory nie odrzuciłeś, to znaczy, że jest jeszcze dla mnie nadzieja :P.
Niestety moje komentarze do tego posta się nie pojawiły 🙁 Jestem ciekaw czy ten się przedostanie …
Michał, mógłbyś uchylić rabka tajemnicy i napisać o jakim innym sposobie inwestowania mówisz przy okazji omawiania projektu „10 mieszkań na wynajem”?
Dzięki!
Hej Bartek,
W tym komentarzu już wspomniałem:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/sukcesy-i-porazki-podsumowanie-2017#comment-347396
Pozdrawiam!
Michał!
Robisz coś na prawdę wyjątkowego!
Słucham Twoich podcastów od niedawna, ale muszę powiedzieć, że bardzo mi pomagają i dodają pozytywnej energii. 🙂 Twoje pomysły na planowanie zadań i celów bardzo mi pomogły, bo czeka mnie ważny rok (zmiana otoczenia, zmiana sposobu życia i zmiana sposobu zarabiania na życie.. wszystkiego po trochu 😉 ) i wreszcie komuś udało się zmobilizować mnie do przyłożenia się do zrobienia porządnych planów, do bycia bardziej realistyczną w tym co chcę robić. Ale poza tym jest coś w tym co mówisz, lub w sposobie jaki to robisz, że na prawdę aż się chce 😉
Życzę Ci wspaniałego roku… w każdej dziedzinie! I dziękuję za pomoc jaką od Ciebie uzyskałam.
Trzymaj się ciepło!
Ania
Dziękuję bardzo Aniu za ciepłe słowa i również życzę Ci powodzenia w realizacji planów. 🙂
Dziękujemy za szczerość. Dużo zdrówka Tobie i Twojej rodzinie oraz wielu sukcesów w 2018 roku 🙂
Czy możecie polecić jakąś aplikację na androida do słuchania podcastów? Zależy mi na powiadomieniach o nowych podcastach oraz na tym aby nie miała reklam. Fajnie jakby płatność była jednorazowa a nie wymagana np. co rok.
Hej Łukasz,
Nie mam Androida, ale znajomi polecają:
– Pocket Casts
– Podcast Addict
– Stitcher
Pozdrawiam!
Łukasz ja od wielu lat używam i bardzo polecam Pocket Casts
Inspirujesz na maxa!
Przede wszystkim ogromne gratulacje. Solidne podstawy, ciężka praca przez lata zrobiły swoje.
Choć w moim odczucie najbardziej gratuluję uporania się z psychiką. To jest zawsze najtrudniejszy element każdej układanki. Doskonale to rozumiem, bo sam ostatnio przez to przechodzę.
Nie mogę doczekać się kolejnych odcinków z pomysłami na kolejne lata działalności 🙂
Własnej psychice nierzadko trzeba mocno skopać tyłek. Wygodna z niej bestia i niełatwo po dobroci przekonać ją do zmian. Nawet jeśli to zmiany na lepsze 😉
Hej Marcel,
Dziękuję i życzę skutecznego uporania się z Twoją psychiką.
Pozdrawiam!
Ścieżka do nieba — piękne : )
Pozdrowienia dla Gabi
Dziękuję w imieniu swoim i Gabi.
Po wysłuchaniu tego podcastu mam jedną refleksję. Jeśli Ty przepraszasz nas- wiernych czytelników za swój słabszy czas i ewentualny zawód jaki nam mogłeś sprawiać, to my musimy przeprosić Ciebie za zbyt małe wsparcie z naszej strony gdy Ty nas potrzebowałeś. Ta relacja działa w dwie strony. Tak więc teraz przepraszam i dziękuję za wszystko.
Hej,
Absolutnie nie mam wrażenia, że wspieracie mnie za mało. Wręcz przeciwnie – otrzymuję od Was masę pozytywnej energii. Nie masz za co przepraszać. 🙂 Dzięki!
Pozdrawiam
Panie Michale – ogromne gratulacje! Jak widać ciężka (systematyczna) praca przynosi efekty – i to jakie! 🙂 Dziękuję za możliwość czytania/słuchania tego jakże przydatnego w codziennym życiu contentu.
Życzę dużo zdrowia, szczęścia, powodzenia i jeszcze większych sukcesów w Nowym Roku! Pozdrawiam!
Dzięki Michał za wszystko co robisz! ☺ Radosnego 2018!
Powiem szczerze… Rzeczywiście był taki moment, kiedy wchodziłam na bloga, a treści były dużo niższej jakości niż wcześniej. Bardzo wysoko postawiłeś sobie poprzeczkę, Michale, i trudno było Ci sprostać poziomowi, który sam wyznaczyłeś. Jestem osobą wrażliwą i wyczułam, że niektóre artykuły są „męczone”, lekko na siłę, by utrzymać jakąś frekwencję. Jednocześnie rozumiem Cię, bo sama mam teraz ciężki okres, i kiedy wcześniej miałam lekkie pióro, tak teraz bardzo ciężko mi przysiąść i „popłynąć”. Też „męczę”… ;). Nie sposób zawsze robić wszystko na „6” , czasem trzeba coś zrobić na „4”, ale zrobić, nie odkładać, nie czekać na wenę twórczą.
Oprócz niższej jakości artykułów wszędzie atakowały mnie reklamy książki – kup, kup, koniecznie kup! Dlatego cieszę się, że napisałeś o tym, przyznałeś, że było to nieco zbyt atakujące i że planujesz to zmienić. Chociaż i tak pewnego dnia ta reklama mnie skusi i kupię, i sobie, i siostrze ;D. Ten marketing działa :D.
A mimo to PODZIWIAM CIĘ. SZACUN MICHALE. TO CO ROBISZ, JEST ŚWIETNE. Chciałabym sama tak wystartować z blogiem…. Po prostu WOW. Dziękuję Ci za ten blog. 🙂
Gratulacje i dzięki za inspirację 🙂
Mówisz w podcaście sporo o celach. O tym, że cel sprzedaży książki miałeś jakiś tam i że go przekroczyłeś o 40%.
Tylko, czy rzeczywiście to był Twój cel? Czy może tak naprawdę Twoim celem było „sprzedać jak najwięcej”? Pomyśl – przychodzi ktoś i proponuje, że na pniu kupi 60.000 egzemplarzy. Czy powiesz mu – nie jestem zainteresowany, bo to przekracza moje cele? No, raczej nie. Chyba że Cię nie doceniam.
Pytam o to nieprzypadkowo. Sam ilekroć stawiałem sobie cele liczbowo, to albo ich nie osiągałem, co rodziło frustrację, albo przestrzeliwałem, co z kolei prowadziło do pytania o sens takiego celu.
W efekcie, może lepsze są cele w rodzaju „czynić dobro” albo „zwiększać sprzedaż książki”? A cele w rodzaju 25.000 sprzedanych – nie do końca?
Taka refleksja 🙂
Pozdrawiam i życzę kolejnych 55.000
Hej Michał,
Pozwól, że się z Tobą nie zgodzę. Uważam, że skutecznie realizuję tylko te cele, które określę precyzyjnie a nie ogólnie. Nawet w obszarze „czynić dobro” przekładam ogół na obiektywną metrykę, np. „ufundować 50.000 posiłków dla Pajacyk do końca roku”.
Tylko tak określając cele, wiem czy się do nich zbliżyłem czy nie lub czy je przekroczyłem. Ogólne pitu pitu daje zbyt dużo pretekstów do uznania za sukces czegoś co sukcesem nie jest i to jeszcze przy jednoczesnym oszukiwaniu samego siebie, że „przecież się starałem i coś tam zrobiłem”.
Co do „Pomyśl – przychodzi ktoś do Ciebie i na pniu kupuje 60.000 egz.” – to przykład bez osadzenia w rzeczywistości. Wydumany i czysto teoretyczny. Nie było ani jednego klienta, który kupiłby chociażby 1000 egzemplarzy w jednym rzucie. 😉
Co więcej, nawet gdyby coś takiego się zdarzyło, to nijak się to ma do przewidywalności czy powtarzalności biznesu. Ot – trafiło się ślepej kurze ziarno – jeden strzał niereprezentatywny dla większości sprzedaży. Wbrew pozorom dużo bardziej liczy się przewidywalność np. „Minimum 3000 sztuk sprzedawane co miesiąc”. Ona daje jako taką stabilność i wrażenie sprawczości nad powtarzalnością.
Gdyby takie 60.000 egz. się sprzedało jednorazowo, to po prostu zmodyfikowałoby się plan. 🙂 Mnie tam duża sprzedaż w żaden sposób nie ogranicza. Wręcz przeciwnie – uważam, że „Finansowego ninja” spokojnie mogłoby kupić kilka milionów rodaków. Niemniej jednak – jestem realistą a nie marzycielem. 🙂
Pozdrawiam
Dzięki za merytoryczną odpowiedź. Jak zwykle, na wysokim poziomie.
1. Mój przykład był przejaskrawiony i nierealistyczny, ale to nie jest, moim zdaniem, jego słabością. Przejaskrawienie lub abstrahowanie nie mają służyć realizmowi. Są elementem myślenia modelowego, wprowadzonym po to, żeby wypunktować (ewentualne) niespójności.
2. Przykład był właśnie po to, żeby pokazać, że chyba stawiania celów nie traktujesz jako elementu swojego schematu Działania. Więc wbrew temu, co mówisz w podcaście, to nie jest tak naprawdę planowanie.
3. O ile Cię zrozumiałem, cele są raczej elementem twojego schematu Samopoczucia. W sensie: „zbliżyłem się – nie zbliżyłem się”, „osiągam – nie osiągam”. W zależności od tego czujesz się lepiej bądź gorzej. Jednak nie wpływa to zasadniczo na to, co robisz. Albo tak tego wprost nie nazywasz.
4. Jest natomiast w podcaście pewna perełka, która jest, przynajmniej dla mnie kwintesencją Planowania. Dużo ważniejszą niż stawianie celów. W pewnym miejscu mówisz, że założyłeś sobie wejście w reklamy FB, kiedy miesięczna sprzedaż spadnie poniżej 100.000 zł. (O ile dobrze pamiętam).
Akurat dla mnie taki skrypt postępowania jest właśnie Planowaniem. Stawianie celów jest bierne. Możesz co najwyżej przyglądać się, jak przepływają pod lub nad Tobą. Natomiast takie reguły postępowania dają nam faktyczne planowanie. Samo stawianie celów, moim zdaniem, tego nie daje.
Tak mi się przynajmniej wydaje. Jak wiemy, Ludzie Są Różni 🙂
Pozdrawiam Cię serdecznie
Michał
Michale z przyjemnością przeczytałbym wpis (pewnie nie tylko ja) o Twoim doświadczeniu z reklamą na FB. Twoje rady, wskazówki, spostrzeżenia na pewno wielu osobom pomogło by w rozwijaniu swojej działalności. Pozdrawiam serdecznie i życzę samych sukcesów w nowym roku.
Michał, super, że się tak dzielisz wiedzą i nie ukrywasz wielu ciekawych detali.
Jestem ciekaw twoich planów odnośnie utrzymania dobrej kondycji fizycznej. Jeśli chodzi o mnie, to w minionym roku zrobiłem największy przełom w swoim życiu. Wypróbowałem wiele sposobów na sportowe dojazdy do pracy: longboard z wiosłem, longboard z kijkami, nartorolki, bieganie, hulajnoga, rower i kilka innych. Bardzo mi podskoczyła forma, urosły mięśnie i poprawiło samopoczucie. Zauważyłem, że te ćwiczenia są też lekarstwem na niemoc twórczą. Opisałem to wszystko na moim blogu.
Pozdrawiam!
Cześć Michał od tej pory byłem tylko biernym słuchaczem twojego bloga, jednak po wysłuchaniu ok. 15 podcastów już wiem, że wejście na Twoją stronę było dużym wydarzeniem w moim życiu. Nie jestem już nastolatkiem, bo mam 40 lat, lecz gdy słucham Twoich przemyśleń i pomysłów na życie jestem pod ogromnym wrażeniem, czuję się tak jakbym odkrywał Amerykę w wielu obszarach.
Bez słodzenia duża wartość, podziwiam i będę polecał znajomym zresztą już duża ich część zajrzała do Ciebie.
Jeszcze raz dziękuję za to co robisz.
PS. Na dniach uruchamiam swojego bloga i tak jak Pat był inspiracją dla Ciebie nie ukrywam, że Ty byłeś inspiracją do mnie.
Pozdrawiam i najlepszego w nowym roku.
Hej Rafał,
Dziękuję za miły komentarz. Bardzo się cieszę, że uważasz, że w jakiś sposób Ci pomogłem. Życzę dużo powodzenia z własnym blogiem. Łatwo na pewno nie będzie, ale może być bardzo satysfakcjonująco.
Pozdrawiam!
Jest to pierwsza książka o finansach jaką czytałem. Dodam, że z książek „poradnikowych”
które czytałem, a było ich wiele jest to pierwsza – która jest dobrze przemyślana i zorganizowana. Łącznie z zakupem domeny w ramach skracacza linków i materiałami dodatkowymi. Kawał dobrej roboty. To duży sukces. Myślę, że warta swej ceny w 100%. Mimo że nie znajdziemy tam recepty na wszystkie nasze pytania związane z finansami osobistymi. W końcu.. każdy swoje finanse musi poukładać samodzielnie. Ciesze się, że dzięki tej książce nauczyłem się korzystać z kalkulatora finansowego oraz poznać wiele ciekawych przykładów.
Pozdrawiam i życzę dużego natężenia miłych niespodzianek w Nowym Roku!
Super odcinek. Jak mawia moj znajomy przedsiębiorca „Na nieprzygotowanego sukces nie trafia”
Hej Michal! To chyba pierwszy raz w zyciu, gdy odwazylam sie napisac komentarz na czyims blogu 🙂
Chcialam serdecznie podziekowac Ci za dzielenie sie swoja obszerna wiedza, zarowno tu na blogu jak i we wspanialej ksiazke Finansowy Ninja. Jestes dla mnie ogromna motywacja i inspiracja, aby stale poszerzac swoja wiedze z zakresu finansow i wprowadzac dobre praktyki w zycie. Obecnie czytam ksiazke po raz drugi, ale juz po pierwszym przeczytaniu zaczelam spisywac codzienne wydatki, dzieki czemu zaobserwowalam gdzie „uciekaja” nam pieniadze. W najblizszym czasie czeka nas remont nowo zakupionego mieszkania, ktory pochlonie mnostwo oszczednosci, ale wiem ze posiadajac odpowiednia wiedze, bede w stanie szybko podniesc sie z finansowego dolka. Wkrotce mam zamiar zaczac budowac poduszke finansowa, a to wszystko dzieki Twoim wskazowkom!
Wspaniale ze chcesz dzielic sie swoja wiedza i za to serdecznie Ci dziekuje. Twoja ksiazke polecam kazemu, gdyz uwazam ze powinna byc to absolutnie podstawowa lektura. Zycze Ci wielu sukcesow w nowym roku jak i satysfakcji z wykonywanej pracy.
P.S. Przepraszam za brak polskich znakow.
Pozdrawiam,
Ania
Hej Aniu,
Dziękuję za Twój komentarz i wszystkie ciepłe słowa. Bardzo miło mi je przeczytać.
Pozdrawiam!
Dzięki Michał za wszystko co robisz. Zainspirowałeś bardzo wiele osób ( w tym również mnie) do zmiany swojego życia na oczywiście lepsze.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dalszych sukcesów 🙂
Dziękuje Michale za ten podcast – mój drugi w życiu wysłuchany i wiem już, że na pewno nie ostatni 🙂 W gruncie rzeczy proces planowania celów wygląda u mnie podobnie, chociaż mam problem z nadmierną ich liczbą i trudnościami w wyborze priorytetów. Dzięki temu mam nad czym pracować 🙂
Dzięki Tobie rok 2017 upłynął mi po raz pierwszy z arkuszem kalkulacyjnym z budżetem – w roku 2018 mam zamiar zgłębiać wiedzę na temat inwestowania i oszczędzania – w związku z czym planuję być tutaj częstym gościem 🙂 Powodzenia w realizacji Twoich celów 🙂
Witam, jestem nowym czytelnikiem Twojego bloga. Interesuje mnie zakup
książki ” Finansowy Ninja”. Czy przewidujesz w najbliższym czasie jakąś promocję? ;-))
Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów w Nowym Roku!
Hej Tomek,
Nie planuję kolejnych promocji w dającej się przewidzieć przyszłości.
Dziękuję za życzenia i również życzę wszystkiego co najlepsze. 🙂
Pozdrawiam
Michał,
To jest mój pierwszy komentarz tu na blogu, choć śledzę Cię od ponad 18 miesięcy, oraz przeczytałem i odsłuchałem wszystko (90%), co wyprodukowałeś.
Jesteś latarnią, za którą można podążać, bo inspiruje i prowadzi. To co robisz, Twoje zainteresowania i wszelkie podawane tematy pomogły mi zmienić mnóstwo rzeczy w moim życiu i samemu działać twardo ku osiąganiu coraz to nowszych celów.
Wielkie dzięki za wszystko i powodzenia ze wszystkimi planami.
PS.
Jacek Walkiewicz świetnie sugeruje zmianę języka, co może prowadzić do zmiany zachowań.
Czesto mówiłeś: „udało się”. Nie prawda!!! TY to wszytko ZROBIŁEŚ! DOKONAŁEŚ tego!!! Przypisz sobie zasługi, bo samo się nie zrobiło!;)
Pozdrawiam
Reklama książki denerwuje pewnie tych, którzy jej nie czytali 😉 Ja już czytałam i znam jej wartość, dlatego chciałabym, żeby trafiła do wszystkich. Sama wkoło ją polecam i nie dziwię się, że poleca ją sam autor 🙂
Jeszcze taka refleksja z podcastu – jeśli Twoje cele na 2017 były tak mało ambitne, że wstydziłeś się je publikować, a były one dużo bardziej ambitne od moich, to powinnam się teraz zastanowić nad tym, czy w ogóle publikować ten komentarz. To, jak bardzo jesteś ambitny zawstydza mnie, ale jednocześnie motywuje do tego, żeby wyciskać ze swojego życia jak najwięcej i wymagać od siebie dużo. Przykro jest patrzeć wstecz na swoje życie i myśleć o nim jak o straconym czasie.
Czerpię bardzo dużo inspiracji z Twoich publikacji, za co bardzo dziękuję. Zapanowałam też mniej więcej nad swoimi finansami, mam oszczędności (w końcu!), uczę się dalej, bo jak Cię obserwuję to widzę, jak daleka jeszcze droga przede mną.
Na 2018 rok życzę pogody ducha i wewnętrznego spokoju! 🙂
Witam
Co sądzicie o odkładaniu pieniędzy w formie złotych monet. A mianowicie co roku np 4 sztuki o masie 1 uncji . Nie ma w tym przypadku żadnego oprocentowania raczej tylko odporność na inflacje . Druga forma odkładania a raczej inwestowania to zakup rok rocznie limitowanej wódki młody ziemniak. Czy taka forma działań ma sens ?
Monety zarówno złote jak i srebrne jak najbardziej. Co do ilości to zależy to od Twoich nadywżek finansowych. Ja osobiście sugeruję maksymalnie do 20% oszczędności w fizycznych metalach szlachetnych. Przy oszczędnościach niewielkich sugeruję zacząć od srebra bo 1oz to wydatek poniżej 100 zł, gdzie 1oz złota to już ok 5000 zł. Po jakimś czasie musisz rozważyć problem składowania: albo sejf w domu albo skrytka w banku. Te ostatnie są dobrem rzadkim.
Co do inwestycję w „ziemniaka” to na tym konkretnie się nie znam ale jeśli znasz rynek i wiesz że to aktywo ma wartość kolekcjonerską to czemu nie. Towar się nie psuje, zawsze będzie miał wartość co najmniej wódki, która jest w butelce, wódka jest dobrem luksusowym nawet w czasach zawieruchy i da się za nią sporo załatwić. Pytanie tylko ile tego kupić i gdzie składować i jak potem spieniężyć by osiągnąć przyzwoity zysk?
Hej Michał,
Dzięki za podsumowanie roku. Szczególnie trudno mówi się o porażkach choć w Twoim przypadku wielu nie ma takich sukcesów jak Twoje porażki.
Trochę zdziwiło mnie że można wydać 150k na reklamę na FB i lekkość z jaką do tego podszedłeś.
Sam nie jestem fanem kredytów (hipotecznych też) i nie podobał mi się Twój pomysł 10 mieszkań na wynajem. Cieszę się że znalazłeś inne alternatywy.
Podejrzewam, że te 150k zwróci się Michałowi bardzo szybko 😉
Hej,
No przecież to się zwraca na bieżąco. Szczegółowo o tym pisałem tutaj:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/lepsza-inwestycja-niz-bitcoin
Pozdrawiam!
Cześć Michał!
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, że propagujesz także kulturę porażek nie tylko sukcesów. To ogromnie ważne by pokazywać co kryje się poniżej wierzchołka góry lodowej.
Życzę kolejnych sukcesów i powodzenia w działaniu zgodnie ze swoimi wewnętrznymi organami 🙂
Dominika
Piękne plany, cały czas się inspiruję, czytam, uczę się i kibicuję. 🙂 pozdr
Od roku również spisuję swoje cele, sukcesy i porażki. Cele w formie Excela, a dokumentację wydarzeń wprowadzę w Wordzie. W ciągu roku uzbierało się 106 stron. Niezła książka 😉
Polecam wszystkim taką metodę. Dzięki temu można wrócić do wcześniejszych zadań i na spokojnie wysunąć pewne wnioski. Coś poprawić, udoskonalić.
Gdybym miał taki nagły przypływ gotówki pewnie zainwestowałbym w mieszkanie na wynajem. Widać, że jest na nie popyt. Młodzi ludzie i nie tylko chcą być mobilni i dopasowują się do rynku pracy, a co za tym idzie chcętniej zmieniają miejsce zamieszkania ze względu na zmianę pracy. Myślę, że można na tym sporo zarobić, wynajmując lub remontując i sprzedając dalej, tak jak potwierdziło to kilka osób w swoich komentarzach.
Dziękuję. Cytacik:
„Przekonałem się, że moja energia i motywacja są skończone, są mniejsze niż kiedyś. Co gorsza muszę to po prostu zaakceptować. Musiałem z tym żyć i nie mogłem z tym nic zrobić. „