Minął właśnie rok od momentu, w którym ukończyłem pisanie „Finansowego ninja” i 10 miesięcy od rozpoczęcia sprzedaży książki. I chociaż przez wiele osób (i także przeze mnie) postrzegana jest ona jako wielki sukces, to ma on także swoją cenę.
W powszechnej wokół nas propagandzie sukcesu rzadko kiedy mówi się o jego negatywnych skutkach. O tym, że duży i niespodziewany sukces może odcisnąć piętno na naszej psychice – nie takie, jakiego byśmy sobie życzyli. Doświadczam tej sytuacji od miesięcy, ale dopiero teraz dojrzałem do podzielenia się przemyśleniami.
Zapraszam do wysłuchania.
Już po nagraniu tego odcinka zorientowałem się, że nie powiedziałem wprost o jednej rzeczy, którą chciałbym podkreślić.
Tak jak mówiłem duży i niespodziewany sukces (wielokrotnie przekraczający moje oczekiwania) ma negatywny wpływ na moją pracę. Czasami mam wrażenie, że lepiej byłoby rozwijać się stopniowo – po prostu zgodnie z planem realizować swoją strategię. Wtedy można spokojnie i bez nadmiernej huśtawki emocjonalnej iść do przodu. Działam, widzę efekty, następuje pewna gradacja i rozwój, systematycznie cisnę dalej i stopniowo przechodzę do coraz ambitniejszych i bardziej dochodowych projektów. W takim działaniu jest pewna przewidywalność.
W przypadku, gdy następuje taki duży, niespodziewany „strzał” jak w przypadku sukcesu książki „Finansowy ninja” – nic już po nim nie wydaje się takie samo…
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu wpisu lub posłuchać zapis na YouTube.
A gdybyście zastanawiali się jak wyglądały kulisy nagrywania tego odcinka, to całe studio nagraniowe zmieściło się tym razem w szafie. 🙂 Zamieszczam żeby obalić mit, że do takiej jakości nagrania potrzeba nie-wiadomo-jakich warunków.
Następny odcinek podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” ukaże się za dwa tygodnie. Spotkam się w nim z Bartkiem Popielem z bloga „Liczy się wynik”, z którym porozmawiam o ewolucji jego oferty produktowej oraz plusach i minusach poszczególnych wariantów produktów i usług.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 98. Dzisiaj opowiem jak bardzo destrukcyjne skutki może mieć niespodziewany sukces.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Tylko dwa odcinki dzielą nas od tego setnego. I ten dzisiejszy jest dosyć nietypowy, a ostatnio być może dla mnie nawet bardzo typowy, bo zamierzam powiedzieć o takiej nieoczywistej, ciemnej stronie sukcesu. Tradycyjnie będę mówił na swoim przykładzie.
Sukcesem jest niewątpliwe moja książka. Jest to sukces, ponieważ w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy sprzedałem prawie 30 tys. egzemplarzy. Istotne jest to, że wydawałem książkę samodzielnie. Przychód ze sprzedaży sięgnął 2,5 miliona złotych, z czego połowa stawiła mój czysty zysk, już po opodatkowaniu. I patrząc z zewnątrz na te moje działania, można by było powiedzieć, że to jest fenomenalny sukces. To, co mi się udało zrobić, to jest coś, co chyba się jeszcze w Polsce nikomu nie udało, jeśli chodzi o samodzielne wydawanie książek – a przynajmniej ja nie znam takich przykładów.
Ten przykład, z tego, co wiem i się orientuję, jest również spektakularny w skali światowej, to jest ok. 650 tys. dol. Nie znam takiego przykładu, żeby autor debiutujący w self-publishingu tak fajnie i tak szybko osiągnął tak spektakularny rezultat. Oczywiście jest sporo doświadczonych self-publisherów amerykańskich osiągających podobne wyniki, ale ważne jest to, że my jesteśmy tutaj. Ja jestem w Polsce. Sprzedaję dla audytorium, które liczy niecałe 40 milionów Polaków i już samo to pokazuje skalę tego sukcesu – zwłaszcza w zestawieniu z miliardową publiką książek angielskojęzycznych.
I można by było pomyśleć, że ja jestem z tego powodu megaszczęśliwym człowiekiem, że powinienem być bardzo zadowolony, cieszyć się tymi pieniędzmi, które zarobiłem. Prawda jest jednak taka, że tej radości we mnie brakuje. Cały odcinek podcastu chcę poświęcić właśnie temu, że pomimo tego, że osiągamy duże sukcesy, może w nas brakować radości z tego, co robimy. Taki duży i niespodziewany sukces może wręcz powodować, że nasza wiara w to, że kiedykolwiek jeszcze uda nam się coś takiego powtórzyć, może po prostu upaść.
I możecie się teraz zastanawiać, dlaczego ja w ogóle nagrywam ten odcinek podcastu. Bo wszyscy na zewnątrz, wokół nas pokazują te pozytywne strony. To, że można w Polsce wypracować własnymi rękami sukces – coś co tak definiujemy. Takie osoby są skłonne pokazywać drogę, którą przeszły, rozpracowywać, rozkładać na detale ten cały proces. Ale jednocześnie rzadko kiedy mówią o tych ciemnych stronach. Ja w zasadzie takich przykładów nie słyszałem. Dzisiaj opowiem o czymś, co się często przemilcza, o takich aspektach, które dosłownie odbierają mi radość z tego, co udało mi się osiągnąć.
Zanim przejdę dalej, to chciałbym dokonać zastrzeżenia, że ja w tym odcinku będę mówił na własnym przykładzie i wyłącznie o własnych przemyśleniach, wnioskach i wątpliwościach. Nie chciałbym, abyście wyciągnęli z tego przeświadczenie, że ja w jakikolwiek sposób generalizuję. Nie wiem, co się dzieje w głowach innych osób, które osiągają sukces. Będę mówił tylko o własnych doświadczeniach. Ale mimo wszystko chcę Wam o nich opowiedzieć, bo wydaje mi się, że w sytuacji, w której osiągniecie coś, co będziecie samodzielnie definiowali jako sukces – czego Wam życzę, może się okazać, że borykacie się z bardzo podobnymi problemami.
Ponad rok temu nagrywałem odcinek podcastu, w którym dzieliłem się błędami, które popełniłem, pracując nad moją książką. I tamten odcinek miał dla mnie trochę autoterapeutyczną funkcję. Po uświadomieniu sobie tego wszystkiego, po przygotowaniu się do jego nagrania, byłem skłonny pójść dalej, zamykałem pewien rozdział. Sytuacja, w której teraz tkwię jest trochę inna, bo wydaje mi się, że nie mam jeszcze dobrego rozwiązania. Tzn. cały czas go szukam. Nie spodziewajcie się też, że przedstawię tutaj jakieś gotowe rezultaty czy przemyślenia, co powinienem poprawić, w jaki sposób mogę podejść do tych wyzwań, z którymi się teraz mierzę. Nie nazywam ich „problemami”, bo to nie są problemy. Ale prawda jest taka, że jeszcze się z tym nie uporałem. Tkwię w tej sytuacji, więc będzie to dosyć specyficzny odcinek.
Zanim dojdę do tych przemyśleń, to zacznę od początku. Ja dzisiaj jestem przedsiębiorcą i jako przedsiębiorca żyję w takiej ciągłej niepewności. Bo takie życie jest dużą sinusoidą. Są okresy, kiedy jest dobrze i są okresy, kiedy jest źle. I w tych, kiedy jest dobrze, musimy się przygotowywać na te czasy, w których może być gorzej. To nie dotyczy wyłącznie aspektu finansowego, bo on jest bardzo, bardzo ważny, czyli kwestie płynności finansowej w firmie, odkładanie na bieżąco w dobrych czasach tyle pieniędzy, żeby ten zły okres udało się przetrwać i wyjść z niego obronną ręką.
Dobry okres to taki, gdy firma uzyskuje bieżące dochody, czyli ma możliwość generowania nadwyżek finansowych, oraz to, że mam zaplanowane projekty, które realizuję, czyli wiem, nad czym pracuję, i wiem, nad czym będę pracował w perspektywie kwartału, pół roku czy kolejnych miesięcy. I jednocześnie te nadwyżki finansowe, które wygeneruję, jestem w stanie inwestować w projekty, które być może kiedyś będą przynosiły mi kolejne pieniądze. I trzeci aspekt, nie mniej ważny od tych dwóch pozostałych, to jest to, że mi się dobrze pracuje, że osiągam taki stan, w którym ta praca po prostu mi płynie, można powiedzieć flow, że systematycznie te wszystkie sprawy, które mam, popycham do przodu. Jeżeli te wszystkie trzy elementy grają, to ja mam wtedy takie bardzo dobre samopoczucie, bo wiem, że jest OK i wszystko mam pod kontrolą.
Te słabsze okresy w funkcjonowaniu mojej firmy to są te momenty, które są przeciwstawieństwem tego, o czym przed chwilą powiedziałem. Czyli np. brakuje bieżących przychodów w firmie albo jest niepewna przyszłość co do projektów, które realizuję, albo po prostu praca mi nie idzie. I my jako przedsiębiorcy chyba wszyscy wiemy, że to jest taka huśtawka i różnie nam się może toczyć. W zasadzie mamy pewność, że prędzej czy później ten gorszy okres po prostu się pojawi. Z jednej strony dążę do tego, żeby było stabilnie i dobrze przez długi czas, ale z drugiej mam też świadomość, że taka sytuacja nie jest wieczna. A to z kolei prowadzi do takiego paradoksu, że nawet kiedy wiem, że jest dobrze, bo wszystkie wskaźniki w firmie na to wskazują, to mi jest trudno osiągnąć wewnętrzny spokój, bo spodziewam tego, że po tym dobrym okresie może nadejść ten gorszy.
Nie ma problemu, kiedy ten gorszy nadchodzi i jest krótkotrwały. Bo ja wtedy jestem na niego mentalnie przygotowany. Nawet można powiedzieć, że go wyczekuję. Czyli przygotowuję się na tę sytuację, spinam się i w końcu, kiedy coś jest gorzej, to ja mówię sobie: „Dobrze. Spodziewałem się tego, w związku z tym mam ten bufor czasowy i oszczędności finansowe, które pozwalają mi przez ten okres przejść”. Gorzej, jeśli ten okres się przeciąga. Dlatego że w takich przypadkach, jeżeli to trwa zbyt długo – jeszcze nie miałem takiej sytuacji, kiedy pieniędzy w firmie zabrakło – i przez zbyt długi okres praca mi się nie klei, to przestaję wierzyć w to, że jestem w stanie wyjść z tej sytuacji obronną ręką.
I na to nakłada się jeszcze jeden problem. Ja mam pracę twórczą. Czyli można powiedzieć, że ta frustracja wewnętrzna natychmiast uwidacznia się również w efektach mojej pracy. Jeżeli coś mi nie idzie, to nie widzę tego tylko ja. Mam głębokie przeświadczenie, że np. w tekstach, które piszę na bloga, czy podcastach, które nagrywam, również brakuje takiej radości tworzenia i świeżości tego, co dostarczam. Więc mam świadomość, że nagle staję się być może trochę bardziej toksyczny i cyniczny. Wiem, że to rzutuje w negatywny sposób na moją pracę.
Oczywiste jest, że po bardzo dużym projekcie należy nam się odpoczynek. 1 lipca 2016 r. ruszyła przedsprzedaż mojej książki. Wszystkie prace związane z jej przygotowywaniem zostały zakończone. Zostały jeszcze 2-3 miesiące intensywnej promocji. W zasadzie można było powiedzieć, że po tym czasie powinienem móc wrócić do rzeczywistości, do dawnego reżimu pracy, porannego wstawania, układania tych projektów czy zadań w taki sposób, który umożliwia mi ich płynne realizowanie. I niestety jesteśmy dzisiaj 10 miesięcy później – czyli nagrywam ten podcast w maju 2017 r., ponad 10 miesięcy od premiery – i ja jeszcze nie powróciłem do tych nawyków, które miałem przed pisaniem książki. Czyli można powiedzieć, że trochę się rozleniwiłem, a nawet bardzo.
To jest taki pierwszy czynnik, który był w moim przypadku do przewidzenia, że jeżeli książka okaże się dużym sukcesem, to po prostu mnie to rozleniwi. Dlaczego? Bo mam zapewniony stały dopływ pieniędzy, bo bardzo dużo zarobiłem na książce. Z drugiej strony uważam, że mam prawo do odpoczynku. Dlaczego miałbym od razu siadać do pracy, skoro tak bardzo napracowałem się przez ostatnie kilka lat? I niestety jest tak, że w moim przypadku lenistwo jest wynikiem tego, że pojawił się sukces. A wręcz sukces usprawiedliwia u mnie lenistwo. I tak długo sobie wmawiałem, że mam prawo do odpoczynku, że dzisiaj jestem w takiej sytuacji, że minęło 10 miesięcy i naprawdę trudno mi się wziąć do pracy. Dla mnie stało się to prawdą.
I to się przejawia absolutnie strasznie, bo pod koniec 2016 r. planowałem 2017 r. i 2018 r., jakie projekty zrealizuję, na których konferencjach wystąpię, jakie tematy poruszę na blogu – takie cykle tematyczne. I jak planowałem cały ten rok, to powiedziałem sobie: „Nie, nie, nie, mam prawo do odpoczynku, to w związku z tym skreślę większość projektów, które chodzą mi po głowie”. Z jednej strony jestem osobą ambitną, chcę realizować nowe przedsięwzięcia, z drugiej powiedziałem sobie: „Ale moment, weź Szafrański sobie odpocznij, weź na wstrzymanie, potraktuj ten rok jako taki, w którym różne rzeczy, które były twoimi zaległościami, po prostu prostujesz – czy to w życiu osobistym, czy również na blogu”. Dla przykładu, jest wiele miejsc na blogu, które są zdezaktualizowane i po prostu trzeba tam napisać nowe treści czy nowe linki popodczepiać. Tej pracy w tle jest dużo.
I przez to, że zacząłem skreślać te nowe projekty, to nagle okazało się, że wstaję rano i niespecjalnie mam co robić. Dlatego że zostają mi tylko jakieś drobiazgi do zrobienia, mam takie przekonanie, że raz, dwa, trzy je wykonam, co nie jest prawdą. Od razu mówię, że w obecnej mojej sytuacji nie jest to prawdą. Uwolniłem się od wszystkich zobowiązań, które mogłyby być istotne, nikt mi nad głową nie stoi, nikt mnie nie pilnuje i nie pogania, nie mam żadnych współprac z firmami i widzę, że to ma bardzo destrukcyjny wpływ na to, w jaki sposób funkcjonuję. To nie do dotyczy tylko pracy, tylko całego funkcjonowania w życiu.
Mogę powiedzieć, że jedyny pozytywny aspekt, jaki dzisiaj obserwuję, to jest to, że w końcu się wysypiam. Tak jak kiedyś byłem porannym ptakiem i wcześnie wstawałem, to po zakończeniu pracy nad książką śpię do godziny 10, czasami do 11, przesypiam co najmniej osiem godzin, czyli ze zdrowotnego punktu widzenia jest wszystko fajnie i OK. Ale z drugiej strony to powoduje, że ja do pracy siadam najwcześniej o godzinie 12:00. I to z kolei mnie wewnętrznie frustruje. „Ale jak to? Kiedyś do południa, Szafrański, miałeś większość roboty zrobionej, a teraz w zasadzie dopiero o 12:00 siadasz do pracy?”. I sam widzę, że to nie jest praca efektywna – przez to zupełnie inaczej funkcjonuję.
Innym negatywnym aspektem dużego niespodziewanego sukcesu jest olbrzymia presja, jaka się z tym wiąże. Inaczej mówiąc, jest trochę tak, że przynajmniej część z Was spodziewa się tego, że skoro miałem taki olbrzymi sukces z książką, to kolejny mój projekt będzie jeszcze większy. I ja sam mam takie wewnętrzne przekonanie, że skoro cały czas się rozwijam, to też powinienem przeskakiwać przez tę poprzeczkę, którą stawiam sobie coraz wyżej. Pamiętam, że na początku roku na jednym z blogów przeczytałem ciepłe słowa o mnie chyba w jakimś rankingu blogów finansowych. I pojawiało się tam takie pytanie: „Ciekawe, czym Michał Szafrański zaskoczy nas w tym roku?”. Ja skomentowałem to tak, że w zasadzie niczego ambitnego nie planuję i prosiłem, żeby niczego po mnie się nie spodziewać, ale tam w komentarzach pojawiło się takie niedowierzanie. No tak bardzo Was przyzwyczaiłem do tego, że podnoszę tę poprzeczkę, że rzeczywiście te Wasze oczekiwania w stosunku do mnie są bardzo, bardzo rozbudzone. I to też w jakiś sposób wpływa na moje samopoczucie.
I po takim dużym sukcesie pojawia się pewna wątpliwość. Podobną miałem kiedyś, jak złamałem dwie nogi. Wtedy po wypadku zastanawiałem się, czy to przypadkiem nie jest taki zwrotny moment w życiu, że być może wszystko, co miało się wydarzyć w moim życiu najlepszego, już się wydarzyło i że od teraz będzie już tylko gorzej, bo np. nie będę mógł chodzić itd. I teraz mam podobne wrażenie w kontekście mojej przyszłości i blogowej, i jako osoby, która próbuje tworzyć coś w internecie. Bo zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak, że ten najlepszy projekt już się wydarzył i większego, bardziej spektakularnego i zadowalającego nigdy nie będzie. Samo zadawanie sobie takich pytań bywa dołujące. I rodzi do kolejne przemyślenie, że skoro niewątpliwie po dużym sukcesie w tej chwili czuję się tak, jak się czuję, to pytanie, co będzie, jeśli kolejny lub któryś z kolejnych projektów okaże się porażką – jak się wtedy będę czuł? Mam w tej chwili dużo wątpliwości i dużo „rozkminiam”. Zresztą kiedyś czytałem jakieś badania amerykańskie, że ten odsetek depresji, samobójstw w grupie przedsiębiorców jest całkiem, całkiem wysoki. I teraz dochodzę do wniosku, że wcale mnie to nie dziwi. Dla jasności: ani stanów depresyjnych, ani jakichkolwiek myśli samobójczych absolutnie nie mam – jestem bardzo daleki od tego.
Jest też jeszcze jeden minus, że taki duży sukces bardzo zmienia perspektywę na różne rzeczy, które w życiu się dzieją. Kiedyś było tak, że przysyłaliście mi e-maile, w których dziękowaliście mi za to, co blog dla Was robi, co Wam daje. Mnie to strasznie pozytywnie ładowało, dosłownie każda taka wiadomość. I w miarę jak tego przychodziło coraz więcej, to, ja wiem, że zabrzmi tragicznie to, co zaraz powiem, ale tak jest, że przyzwyczajam się do tego. Czyli przestaje to już dawać taki zastrzyk pozytywnej energii. Po prostu to jest kolejny e-mail, który odbieram. I z jednej strony czasami mam takie dni, że po prostu przyjdzie taki mail w idealnym momencie i rzeczywiście pomaga, ale uczciwie mówiąc, coraz mniejszy pozytywny efekt to u mnie wywołuje. Czyli częściej zanurzam się w tych swoich przemyśleniach niż w takich zewnętrznych, obiektywnych czynnikach, które pokazują, że robię dobrą robotę.
Ale też jest inny aspekt tej zmiany perspektywy na niekorzyść. Kiedyś potrafiłem ucieszyć się z każdej drobnej pozytywnej rzeczy, która się działa. A dzisiaj, ze względu na to, że ta poprzeczka została podniesiona, to też tak jest, że nad pewnymi sukcesami przechodzę totalnie do porządku dziennego. Ba! Nawet jest tak, że dzieje się coś, co dwa lata temu uznałbym za spektakularne, a teraz mówię: „Eee, mogło być lepiej”. Czyli sam nakręcam się na nie wiadomo co, pomimo tego, że obiektywnie mogę być bardzo zadowolony z obecnej sytuacji. I myślę, że wiele bym dał za to, żeby zresetować swoje myślenie, aby znowu wrócić do tej radości tworzenia, która była na samym początku blogowania. Dzisiaj ta granica przesunęła się i zupełnie niepotrzebnie sam sobie stawiam coraz wyższe wymagania.
I jeszcze jeden aspekt, że jeżeli przytrafia mi się duży niespodziewany sukces, taki, którego nie spodziewałem się, który wielokrotnie przekroczył moje oczekiwania, to bardzo łatwo jest mi też zakwestionować moje zasługi. Czyli uznać, że jednak było w tym dużo szczęścia takiej osoby początkującej. Bo wiadomo, pierwsza książka wydana po tym, jak rozpocząłem blogowanie, w związku z tym to jest coś takiego: „OK, być może to jest tak, że to jest sukces totalnie jednorazowy. Nawet jeżeli napiszę kolejną świetną książkę, być może nawet lepszą, to może wcale nie uda się go powtórzyć, dlatego że wtedy miałem po prostu fart”. Czyli zaczynam w swojej głowie umniejszać w pewnym sensie te sukcesy, które osiągnąłem, bo wydaje mi się, że na nie nie zasługuję, że nie zostały one przeze mnie wypracowane. Obiektywnie to pewnie nie jest prawda, wypracowałem to wszystko, ale jakby ten diabeł w głowie podpowiada, że „człowieku, weź na wstrzymanie, to, co się przytrafiło, było totalnie przypadkowe. Trafiło się ślepej kurze ziarno i tyle, kolejnym razem być może w ogóle się nie uda”. A to z kolei prowadzi mnie do tego, że zastanawiam się, czy udało mi się w ogóle znaleźć powtarzalny model biznesowy, czy to przypadkiem nie był tylko jednorazowy strzał i koniec.
I kolejny aspekt jest taki, że duży sukces finansowy jest taką drogą na skróty do szybszej emerytury. Osiągając tak spektakularne wyniki finansowe w 2016 r., przekonałem się, że ta moja droga do niej rzeczywiście może być krótsza, że ta emerytura może być tuż, tuż. A z drugiej strony, jak już przestawiłem się na takie myślenie długofalowe – ja nie żyję dzisiaj z perspektywy od miesiąca do miesiąca, a nawet od roku do roku, tylko po prostu patrzę na najbliższe 30 lat, ile ja pieniędzy potrzebuję, żeby nie musieć pracować, a jednocześnie mieć się za co utrzymać – to widzę, że jednak jeszcze mi tych pieniędzy trochę brakuje. Czyli z jednej strony wydawało mi się, że już „witam się z gąską”, że już tuż, tuż ta wcześniejsza emerytura, że w zasadzie będzie można przestać pracować dla pieniędzy i pracować wyłącznie na przyjemności, a tu okazuje się jednak, że nie, że jeszcze trzeba trochę pracy i energii włożyć w to, by znaleźć się tam, gdzie się chce być.
Myślę, że to jest trochę tak, jak z wygraną w Lotto. Mówi się, że ci, którzy wygrywali, bardzo szybko przepuścili pieniądze. Mają ten zastrzyk finansowy, ale nie myślą w horyzoncie długofalowym. Natomiast ja mam coś odwrotnego. Przez to, że myślę o tym horyzoncie długofalowym, to nie potrafię się doraźnie cieszyć, bo to jeszcze nie jest to, co mnie doprowadza tam, gdzie chciałbym być. Z drugiej strony myślę, że ta świadomość może być takim elementem pionizującym, który pomoże mi wrócić do pracy i rzeczywiście wykonywać ją w taki sposób, w jaki bym chciał.
I w zasadzie na koniec analizując siebie, to powiem, że wydaje mi się, że takie rozprężenie nie jest reprezentatywne dla wszystkich. Często powtarzałem Wam, że z natury jestem leniem i że zasuwam tak intensywnie dlatego, że wiem, że gdzieś tam na koniec jest ta nagroda, to poczucie komfortu, które pozwoli mi po prostu opuścić wszystko, rzucić się na kanapę, nic nie robić, oddać się mojemu słodkiemu leniuchowaniu. I to jest dokładnie to, co się wydarzyło w wyniku premiery książki Finansowy ninja i tego, że tak ochoczo po nią sięgnęliście, że ten olbrzymi sukces finansowy umożliwił mi to lenienie się bez żadnych negatywnych konsekwencji w krótkim terminie. Jest tak, że ten brak konkretnych planów na rok 2017 powoduje, że czas mi przecieka przez palce. Chyba pierwszy raz w życiu tego doświadczam, że rzeczywiście brak planów powoduje, że cholernie marnuję dzisiaj swój czas. Nie potrafię ocenić, czy to jest dobrze, czy źle. Być może jest mi to potrzebne po to, żeby zebrać siły i energię, by działać skuteczniej za jakiś czas, nie wiem jeszcze za jaki.
I żeby nie było tak totalnie pesymistycznie, powiem, że końcówka będzie bardzo optymistyczna, bo ja mimo wszystko cieszę się bardzo z tej sytuacji, w której się znalazłem. Uważam, że to jest najlepsza sytuacja, jaka mogła mi się przytrafić. W zasadzie każdemu z Was życzę, żebyście z tego typu problemem musieli się zmierzyć. Bo można też sobie wyobrazić taką sytuację, co by było, gdyby książka nie okazała się sukcesem? Byłbym w dużo gorszej sytuacji. Bo nie dość, że nie zarobiłbym tyle, ile zarobiłem, to musiałbym się też zmierzyć z prozą życia codziennego, znaleźć jakiś kolejny pomysł na to, jak skutecznie zarabiać pieniądze, jak utrzymywać rodzinę. Jednocześnie pojawiłaby się pewnie głęboka frustracja, że tyle czasu poszło na książkę, a ona po prostu nie jest popularna, w żaden sposób Wam nie pomaga, mało kto ją kupuje. Abstrahując od wszystkiego mam przekonanie, że wykonałem absolutnie świetną robotę przy Finansowym ninja, więc uważam, że to jest książka, która powinna trafić jak najszerzej.
Fajną, optymistyczną rzeczą jest to, że ten stan, w którym znalazłem się, wymusza na mnie szukanie rozwiązań i prawdziwych motywacji do pracy. Bo nie mam dzisiaj motywacji finansowych, oczywiście liczy się to, czy będę miał pieniądze, które pozwolą mi przejść na emeryturę – to jest oczywiste. Ale z drugiej strony doraźnie nie ma to najmniejszego znaczenia, czyli w momencie, w którym te kwestie finansowe przestały być jakimkolwiek wyzwaniem czy problemem, to ja wszedłem na taki zupełnie nieznany dla mnie obszar, po którym muszę się poruszać zupełnie po omacku, od nowa szukać tej swojej drogi, szukać w gruncie rzeczy odpowiedzi na pytanie: co daje mi szczęście? Co jest tym czynnikiem, który pomoże mi być radosnym i zadowolonym każdego dnia. I wydaje mi się, że trochę już znam odpowiedź, przynajmniej częściowo, ale mam duży problem dzisiaj sam ze sobą, z pogodzeniem z jednej strony moich dużych ambicji – bo one nadal są duże, tylko praca mi nie idzie – z taką przyjemnością i potrzebą leniuchowania. Nie wiem, jak to zrobię.
Więc tyle dzisiaj, nie jest to szczególnie długi odcinek podcastu. Chciałem zakończyć tym optymistycznych akcentem. Pamiętajcie, że „nie wszystko złoto, co się świeci”, że „nie ma róży bez kolców”, że nawet taki absolutnie fenomenalny, spory, nadmierny w stosunku do oczekiwań sukces może mieć bardzo destrukcyjny wpływ na naszą psychikę i zdolność do dalszej pracy, i jakoś trzeba z tym żyć. Wszystkim Wam życzę, żebyście się znaleźli w takim miejscu jak ja.
Nie wymieniałem w tym odcinku żadnych linków, ale notatki i transkrypt znajdziecie pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/098. A za dwa tygodnie bardzo mocno zapraszam Was do wysłuchania rozmowy z Bartkiem Popielem, autorem bloga liczysiewynik.pl. Bartek jest taką osobą, która, w przeciwieństwie do mnie, raczej nie ma problemów z produktywnością. Niesamowicie pracowity człowiek, z niesamowitymi efektami. Autor kilku książek, osoba, która prowadzi szkolenia on-line i off-line. Osoba, która próbowała zarabiać na własnych produktach przez długi okres czasu i tymi doświadczeniami podzieli się w kolejnym odcinku, ale to dopiero za dwa tygodnie.
Pora się już pożegnać. Dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
{ 117 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Michał
Życzę powodzenia, ponieważ doskonale Ciebie rozumiem – sam pracuję w branży twórczej – naukowiec od filozofii i logiki – i u mnie okresy nauczania przetykane są okresami wolnego i pisania. Strasznie łatwo nauczaniem wytłumaczyć brak twórczości i systematyczności. A gdy jest wolne – trudno wrócić do rytmu. Ale z kolei jak się wróci, jest to megazajebiste. 🙂
Otóż to, sytuacja Michała jest dokładnie taka jak sytuacja naukowca (pracownika naukowo – dydaktycznego). Jestem ciekawa jakie są sposoby na „wyjście” z matni tzn. jak wrócić do tego rytmu? Michał na razie przedstawił problem, ale nie przedstawił mozliwości wyjścia z niego. Jedyne co się nasuwa to czas – gdy minie czas, nastąpi regeneracja i „flow’ wróci sam. Innym problemem jest to, że w przypadku pracy „w domu” , pracy nad książką mało jest kontaktów społecznych, bo one faktycznie mogą rozpraszać – mnie np. rozpraszają i zamiast myśleć nad pisaniem, to myślę co mi XYZ opowiedział i co z tego wynika. Więc może sposobem jest po prostu wychodzenie z tego domowego biura, zwiększenie kontaktu z ludźmi (albo inaczej powrócenie do normalnych dawek kontaktów z ludźmi, po okresie „zamknięcia” pisarskiego. W każdym razie, pewnie wiele osób napisze, „Michał, trzymaj się” itd. ale mi się wydaje, że tu chodzi o to, żeby się zastanowić jakie są sposoby wyjścia z tej „niemocy” i może akurat, któryś się sprawdzi.
Michał, a już ustaliłeś co będzie na 100 odcinek?
Btw 2 ostatnie odcinki petarda! Z Wojtkiem i z chłopakami od Biblii! Ekstra się słuchało, pozdrawiam!
Hej Darek,
Jeszcze nie zdecydowałem ostatecznie, ale już jestem blisko.
Dzięki!
Michał,
Przestań biadolić. Wydałeś świetną książkę, zarobiłeś milion złotych, jesteś zdrowy, masz żonę i dzieci. Masz nazwisko w świecie blogowym. Może wyjedź na chwilę, pobiegaj, zresetuj głowę i wracaj do pisania. Nikt od Ciebie niczego nie wymaga, ludzi interesuje tylko ich własne życie. Presję nakładasz na siebie sam więc dogadaj się z Michałem Szafrańskim 🙂
Czekam na Twoje wpisy ale bez ciśnienia. To co napisałeś do tej pory to i tak inspiracja na lata. Za Twoją pracę dziękują Ci dwaj Łukasze – ten teraz i ten, daj Boże, za 30 lat 🙂
Trzymam mocno kciuki i pozdrawiam!!
Łukasz
W punkt! 🙂
Łukasz napisał esencje wniosków – Brawo Michał. Daj sobie samemu więcej luzu!
Jestem pewien że przed Tobą dobry i efektywny czas 🙂
Naprawdę? Uważasz to za duży problem?
Każdy wolałby się z Tobą w sytuacji takiego sukcesu finansowego zamienić miejscami. Chętnie się zamienię z Tobą „problemami” 🙂
Pozdrawiam!
Michał, brzmi mi to trochę jako wypalenie zawodowe. Ja pojechałabym nad morze (chyba że wolisz góry), chodziła na długie spacery, biegała, pływała i myślała intensywnie, co dalej chciałabym robić, co sprawiałoby mi radość? Może odkryjesz, że niekoniecznie chcesz dalej pisać blog, książki, … Może czas pójść na kurs jogi/medytacji/ języka obcego? Uważam, że odpowiedź przyjdzie we właściwym momencie. Polecam też książkę Sławka M. „Życie postkorporacyjne”. Trzymam kciuki, J.
Dziękuję za propozycje Janka. 🙂
Michale, doskonale Ciebie rozumiem. Sam odniosłem sukces nie jeden raz (na pewno nie tak duży jak Twój) i miałem podobne myśli destrukcyjne. Znam też ludzi w moim otoczeniu, które miały podobne przemyślenia. Nie jesteś sam!
Chciałbym polecić Ci naukowo sprawdzone metody radzenia sobie z Twoimi problemami. Polecam rozpocząć tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=w6T02g5hnT4
Pamiętaj że nigdy nie musisz już pracować, wydaje mi się z łatwością możesz już przejść na emeryturę. Teraz od Ciebie zależy czy chcesz ten czas spędzić z rodziną czy w samotności czy w pracy. Ty jesteś Spritem 😉 Nie musisz mieć celu, nie musisz mieć kolejnego projektu. Możesz dzisiaj postanowić że chcesz być stolarzem i po prostu zacząć to robić. Ręcznie zrobione krzesło nie odniesie sukcesu Finansowego Ninja, ale najważniejsze jest to aby Tobie sprawiało radość. Mindfulness czy też medytacja pozwolą Ci czuć się z tym dobrze i chyba o to tylko w życiu chodzi…
Panie Łukaszu,
Ma Pan w 100% słuszność. Takie techniki relaksacyjne i zmiana swojego nastawienia, a wręcz programowanie go jest świetne. Sam nieświadomie medytuje od wielu tak, a świadomie od kilku. Także czytanie książek o tematyce świadomościowej / duchowej jest bardzo pomocne. Ale mam wrażenie, że są okresy, w których nawet to jest nieskuteczne, a przynajmniej takie jest moje odczucie. Momenty w których nie potrafię medytować, nie potrafię wyciszyć umysłu, nie potrafię…. Mam też wówczas na to różne metody, ale zauważyłem, że bardzo kojąco działa zwykłą rozmowa z ludźmi, którzy mają podobnie, którzy potrafią nas zrozumieć. Nie mniej nie zawsze takie osoby są, bądź nie zawsze są blisko, nie zawsze mają czas. I to są moje subiektywne odczucia. Nie stwierdzam faktów, a raczej mówię o swoich emocjach. Chciałbym poznać osoby, które po prostu zrozumieją, takie wsparcie 😃.
Z wyrazami szacunku,
Darek Tkaczuk
Witaj Michale :).
Dobrze widzieć, że nie jesteś jakimś robotem i tytatem pracy, który może pracować bez przerwy i wytchnienia. Dobrze jest widzieć, że za Finansowym Ninja kryje się człowiek, a nie bożyszcze z okładek kolorowych czasopism. Sukces ma cenę, ale czy brak sukcesu jej nie ma? Ma. Każde nasze działanie w które wkładamy serce, kosztuje serce. Im więcej włożysz, tym więcej go utracisz. Prawdziwym sukcesem okazać się może nie osiągnięcie jakiegoś celu np. napisanie książki, czy też przejście na emeryturę, ale poradzeniem sobie z „brakiem serca” po jego osiągnięciu.
Tobie ewidentnie brakuje serca. Wyprułeś się z niego. Uleciało w pisaniu, wydawaniu i promowaniu. Nie masz teraz serca do pracy, życia na poziomie sprzed pisania książki bo w Twej klatce piersiowej jest olbrzymia wyrwa.
Co możesz począć?Zaznaczam, że psycholog ze mnie żaden, więc wpuszczę Cię tylko do krainy możliwości, a nie rad życiowych godnych osobistej relacji z przedstawicielem tego zawodu. Zrobisz co uznasz za słuszne, możesz nic nie zrobić, a fajnie byłoby gdybyś chociażby się nad tym przez sekundę zastanowił.
Możliwość 1: Myślenie?
Nie masz czasami nieodpartego wrażenia, że za dużo myślisz? Że starasz się łapać jak najwięcej srok za ogon w tym samym czasie? Myślisz w długoletniej perspektywie, planujesz, liczysz, wymyślasz koncepcje i projekty, jeszcze jest rodzina! Utrzymanie swego życia przedsiębiorcy, ojca i męża jest trudnym wyzwaniem. Sam przecież mówiłeś, że pisanie książki odbija się na życiu prywatnym, a skoro tutaj też nam pokazujesz swoją osobistą sferę, to Twe „wyprucie serca’ ma pewnie też przełożenie na relacje z bliskimi. Może „Carpe diem” byłoby rozwiązaniem? Poczuć smak i zapach życia? Mniej planować i myśleć w tym samym czasie na zbyt wielu frontach. Nie takie wojny przegrywano, przez takie działanie.
Możliwość 2: Cel.
Jaki jest Twój cel? Z tego co mówisz, byłoby świetnie gdybyś mógł przejść na wcześniejszą emeryturę. Myślisz o swoich finansach z perspektywy następnych 30 lat. Emerytura i już możesz nic nie robić, niczym się nie przejmować, nie pracować zarobkowo. A może poprzeczka jest za nisko? Może emerytura nie stanowi dla Ciebie wyzwania? Może chcesz polecieć na Marsa? Serio. Możliwe, że Twój cel stracił na znaczeniu, ponieważ tylko w ciągu jednego roku, byłeś w stanie znacząco się do niego zbliżyć. Może nie jest znacząco ponad Twoje możliwości?
Możliwość 3: Samotność przedsiębiorcy.
Pracujesz sam? Czy może w jakiś sposób angażujesz najbliższych w swoją pracę? Opowiadasz im o tym co robisz? Dzielisz się tym? Nie pokazujesz nam Tej sfery swojego życia. Dobrze, masz prawo. Ale masz taką samą możliwość zadziałać w drugą stronę. Pokazać najbliższym Twój świat przedsiębiorcy. Wpuścić tam kogoś by wypełnił pustą przestrzeń. Wspólne projekty budują dodatkową wartość Może, żona albo dzieci będą robić rysunki do kolejnej książki? Może nowy dział „finanse nastolatka”, albo finanse z perspektywy kobiecej torebki, przecież to niewyobrażalnie szeroki dział. . Hmm?
Tylko 3 i aż 3. Więcej nie mogę i nie chcę. Chcę jednak Ci życzyć wypełnienia! Abyś w końcu miał tyle serca ile do życia potrzebujesz.
Ku lepszej!
Radek,
Jak dla mnie genialny komentarz 😉
Świetne, uniwersalne pomysły oraz konkrety dla Michała jak z tymi rysunkami i finansami z perspektywy kobiecej torebki.
Dla mnie Twój komentarz ma wielką wartość, więc póki Michal jeszcze nie odpowiedział, ślę swoje Dziękuję 😉
Pozdrowienia
JPT
O tak! Jestem jak najbardziej za. Finanse z perspektywy kobiecej torebki – z niecierpliwością będę czekała na ten dział!
Hej Radosław,
Dzięki za wskazówki. 🙂
Pozdrawiam
Świetny, błyskotliwy i inspirujący komentarz! Dziękuję Radku.
Radosławie, ciekawa „diagnoza” 😉 Bardzo fajnie piszesz, szczególnie spodobało mi się to zwrócenie uwagi na sferę osobistą, rodzinną. Pozdrawiam
Michał nie łam się – każdy ma swoje demony 🙂 I każdy z nimi raz radzi sobie lepiej a raz gorzej. Myślę, że teraz jesteś na etapie – kiedy zaczynasz przejmować się pierdołami 🙂 A szkoda życia na nie. Skoro Twoja misją jest pomaganie ludziom – na pewno znajdziesz jakąś kolejną gałąź, którą trzeba mocno przywiązać i zabrać ludziom siedzącym na niej piłę z ręki. A przede wszystkim uświadomić im że mają tą piłę i jej używają 🙂 Powodzenia po prostu 🙂
Bardzo potrzebny odcinek. I jednoczenie bardzo prawdziwy. Bardzo Ci za niego dziękuję, bo to taki case study, który może pomóc innym. Jestem pewien, że na wszystko w życiu jet czas, również na spanie do 10:00. Nasz organizm sam domaga się równowagi i na różne sposoby sam doprowadzi do swoich potrzeb. Myślę też Michał, że u Ciebie może też wchodzić w grę Twój analityczny umysł. Wiem, że łatwo to powiedzieć, ale czasami trzeba sobie trochę odpuścić. Nie analizować wszystkiego tak drobiazgowo. Ja jestem Ci wdzięczny za wszystko co dla nas- czytelników i słuchaczy zrobiłeś i nie mam żadnych oczekiwań. Jest tylko wdzięczność i docenianie. Mi pomaga często, kiedy tez już tak wszystko analizuję pytanie: „Co najgorszego mogłoby się wydarzyć?” Potem to sobie wyobrażam i zadaję sobie kolejne pytanie: „No i co strasznego się stanie jeśli się to wydarzy?” Okazuje się, że ta „straszna” wizja nie jest jakaś nie do przeskoczenia i jej moc maleje, a i tak na koniec okazuje się, że w większości przypadków do niczego złego nie dochodzi. Dużo dobrego Michał dla Ciebie.
Hej Mikołaj,
Dziękuję. Trochę się odnosząc: na poziomie rozumowym wszystko ogarniam. Analityka – tak jak napisałeś – jest u mnie mega rozbudowana. Nie jest jednak tak, że „rozkminiam” za bardzo. Jestem wystarczająco inteligentny żeby nie musieć tego robić i dojść do szybkich wniosków.
Być może nie uświadamiałem sobie dotychczas tego, jak wiele jest / było zewnętrznych motywatorów pchających mnie do przodu. Gdy zewnętrzne motywatory straciły na znaczeniu, to te wewnętrzne także nie są wystarczające. Prędzej czy później być może się to zmieni. 😉
Dziękuję za kibicowanie i pozdrawiam.
Mało kto jest się w stanie przyznać do myśli destrukcyjnych publicznie. Wpływa to negatywnie na innych i myślę, że to jest odpowiedź na pytanie. Ja osobiście czuję się po Twoich słowach gorzej. W trakcie audycji zrodziła mi się myśl – zmień tematykę tego co tworzysz, może zacznij malować lub coś innego. Ale Ty jesteś stworzony do liczb! Do szukania luk w regulaminach by na nich zarabiać. Kto inny pierwszy publicznie z wykresami, tabelami, arkuszami pisał o finansach domowych, zużyciu prądu przez żarówkę itp itd. Optymistyczny akcent na koniec pokazał, że nie jest z Tobą tak źle 🙂
Hej Łukasz,
Wyprostuję: nie mam myśli destrukcyjnych. Wręcz przeciwnie – jestem wręcz nadmiernie wyluzowany. 😉
Zdecydowanie nie jest ze mną tak źle. Po prostu mi się nie chce i mogę tkwić w takim stanie.
Dzięki!
Absolutna zgoda – sukces, zwlaszcza duży rozleniwia. Z resztą, z podobnym mechanizmem mamy do czynienia w przypadku dużej porażki. Jedyne lekarstwo – musi uplynać trochę czasu, zarowno w jednym jak i drugim przypadku, zeby sobie „przetrawić” ten sukces lub porażkę. I zeby poczuć znow glod do pracy. Jezeli w dalszym ciągu, pomimo tego ze mineło trochę czasu, dalej go nie odczuwasz, to jedyny wniosek – zbyt krotki byl to czas dla Ciebie. nie ma czegos takiego jak uniwersalny czas na „przetrawienie” – jest to kompletnie subiektywne.
Cześć Michał,
bardzo smutny ten odcinek podcastu. Myślę, że po prostu osoby, które przyzwyczajają się w życiu do wysokiego poziomu, potem nie widzą tego, ile mają. Jedynym sposobem jest zobaczenie, jak strata wszystkiego (oczywiście nie życzę Ci tego) lub zobaczenie, jak żyją inni ludzie. To pozwala nabrać perspektywy do własnego życia. Dlatego polecam Ci kontakt z fundacjami charytatywnymi, może odwiedziny w szpitalu czy domu dziecka. Zaufaj mi- to sprawi, że będziesz doceniał każdą rzecz, którą masz! Pozdrawiam 🙂
„Czy mogę już przejść na wcześniejszą emeryturę?” – szkoda że nie podałeś bliższych konkretów odpowiadając na to pytanie 😉
Michale, jesteś cudotwórcą!
Moja żona wybudziła się ze śpiączki z bezwładem połowy ciała. Powiedziała „Jak Szafrański przebiegł maraton to ja dam radę wstać z łóżka.” Walczy do dziś, ale codziennie są ogromne postępy.
A ja dzięki Twojemu blogowi i książce zdążyłem na czas pozbyć się długów, żyć skromniej i zbudować fundusz na czarną godzinę. Teraz mam czas i środki opiekować się rodziną.
Stokrotne dzięki.
Ty też dasz radę wypracować złoty środek, już nie raz to zrobiłeś!
Hej Seba,
O rany… Kibicuję zatem bardzo mocno!
Powodzenia!
Wychodzi na to że najważniejsza jest droga którą podążamy. Gdy już dotrzemy do celu to często czar pryska i pojawia się pytanie co dalej. Człowiek osiągnął zamierzony bardzo wysoko postawiony i cel, ucieszył się tym ale ile czasu można się cieszyć? Przychodzi znudzenie, pojawiają się dziwne myśli. Szczęście to droga – należy się ciągle rozwijać i osiągać nowe cele. Kto powiedział że po osiągnięciu tak wysoko postawionej poprzeczki masz sobie kolejną stawiać jeszcze wyżej? Zupełnie bez sensu. Kto powiedział że kolejna książka ma się sprzedać lepiej lub tak samo dobrze jak ta pierwsza? Zdziwiłbym się gdyby tak było bo mimo wszystko efekt wow już minął.
Kiedy angielska wersja? Mam przyjaciół anglojęzycznych, chętnie poczytaliby twoją książkę 🙂
Hej Andrzej,
Nie planuję książki angielskojęzycznej.
Pozdrawiam!
Z własnego doświadczenia:
Kiedyś wpadłem w dołek jak zaczęło mi wychodzić to, co wydawało mi się dla mnie nieosiągalne. Dziwne. Ale najwidoczniej tak działa ludzka psychika. Wściekałem się na siebie, że zaprzestałem jakiejkolwiek działalności i miałem ewidentny kryzys. We wszystkim – w pracy, w relacjach z innymi.
Z perspektywy czasu wiem, że nie należało się na siebie wściekać tylko przeczekać. Wszystko mija. Potrzeba czasu. Po prostu któregoś dnia sam, z własnej nieprzymuszonej woli zebrałem się „do kupy” i znowu zacząłem działać. Co więcej – mimo, że wydawało mi się, że podczas bezczynności „zawalam wszystko”, w istocie nic się złego nie wydarzyło.
Hej Marek,
Dzięki wielkie za Twoje słowa. Intuicyjnie czuję, że strategia „przeczekać” jest czasami najlepsza.
Ja mam takie podejście, że rzeczywistość sobie tłumaczę często zdaniem „widać tak miało być”. 🙂
Pozdrawiam!
Michał, NIE NARZEKAJ. POJEDŹ NA SURFING NA MIESIĄC. ZRESETUJESZ SWOJE MYŚLENIE !:)
Dzięki Piotrze. Nie chcę. 😀
Jeszcze a propos recepty z mojego doświadczenia. Jest bardzo prosta: nastawić budzik na 7.00, zacząć pracę o 8.00. Ok. 11.00 przerwa kawowa. Potem druga część pracy. Następnie obiad, zakupy itp. czasem wieczorne posiedzenie przy pracy. To wszystko. Nawet jeśli pierwsze dni są bezsensownym kręceniem, to po tygodniu wraca rytm i idzie.
czytałam nawet, że niektórzy pisarze tak postępują,
odsiadują swoje regularne godziny nad kartką,
choćby nic im nie przychodziło do głowy i brakuje weny,
ale do czasu,
w pewnym momencie zapala się w umyśle lampka i pisze się „samo”,
Fajny podcast. Ja co prawda nie odniosłem tak dużego sukcesu blogowego ani wydawniczego, ale myślę, że dobrze Cię rozumiem. Słuchając, przypomniał mi się tekst, który czytałem bardzo dawno temu. Dotyczył on osób pracujących bodajże przy międzynarodowych projektach unijnych. Świetni specjaliści, którzy mieli poczucie, że w ciągu kilku lat pracy zmieniają świat. A potem był wielki problem, bo gdy projekt się kończył, ci ludzie mieli poczucie, że już nigdy więcej nie wezmą udziału w niczym na taką skalą. Dokonali (często w bardzo młodym wieku) dzieła swojego życia, a potem trzeba było „wrócić na ziemię”. Z poczuciem, że to pewnie powrót „na zawsze”. I wtedy pojawiały się depresje, pewnie też próby samobójcze… Wiem – mało optymistyczne. Ale z drugiej stronie, warto może mieć świadomość, że taka „załamka”, spadek energii po sukcesie to normalny etap. „Standardowy” w tym sensie, że dotyczy pewnie większości ludzi, którym udało się osiągnąć duży sukces. Jestem pewien, że też do nich należę, bo mam poczucie, że im większy sukces, tym większa odpowiedzialność. Fajnie jest fantazjować o wygranej w lotto, ale gdy już wygrasz, nie jest tak fajnie.
Zastanawiałem się też, czy Twój pomysł na biznes (szczególnie w aspekcie książki) jest powtarzalny. I myślę, że nie jest, bo na ten sukces nie składa się suchy biznesplan, ale Twoja osobowość i wieloletnia praca. Ale to nie wada, ale zaleta, która jeszcze bardziej podnosi rangę Twoich osiągnięć. Zrobiłeś coś, co jest nie do podrobienia, a to trudniejsze niż skonstruowanie standardowej maszynki do mielenia pieniędzy. Stworzyłeś coś cenniejszego, coś co daje odbiorcom unikalną wartość. Gratuluję i życzę powodzenia!
Pomyśl tak: jeśli nawet „Finansowy Ninja” będzie Twoją najlepszą książką, lub po prostu jedyną książką to wiesz na pewno, że to świetna publikacja, czytana przez całą Polską.
Popatrz np. na Johanna Straussa syna – wszyscy znamy jego jeden walc – wiadomo jaki, a on napisał ponad 500 utworów muzycznych.
Hej Iza,
Dobra perspektywa. Myślę, że takie podejście pomoże mi się z tego „otrząsnąć” i pójść dalej. 😉
Pozdrawiam
Wspaniale, że podejmujesz ten trudny temat. Myślę, że sam fakt, że o tym piszesz oznacza, że analizujesz swoją sytuację na bieżąco i rozumiesz swoje problemy a to już pierwszy znak, że poradzisz sobie ze swoimi emocjami i negatywnymi aspektami związanymi z Twoją pracą. Gratuluję sukcesu Michał i jednocześnie trzymam kciuki za Ciebie i Twoją rodzinę!
Cholerka. Jak tak Ciebie slucham, to jakbyś w wielu rzeczach mówił o mnie. Mega podobne podejście mamy do siebie i wielu spraw związanych z tym co robimy. Oczywiście osiągnięcia nie sa zbyt porównywalne, jednak zachowania i podejście jak najbardziej. Masakra…
Michale, zrobiłeś dużo dobrego dla wielu ludzi i to się chwali! Jeśli chcesz żyć z pasją, w pełni radości i wewnetrznego pokoju, zapraszam Cię do źródła, np na kurs Nowe Życie do SNE, może być u nas w Otwocku!
2 minutki?: https://www.youtube.com/watch?v=ooXM5M8X9vY
Świetny podcast Michale. „Mam wielki problem zpogodzeniem moich ambicji z przyjemnoscia leniuchowania” to chyba o mnie:) Od czasu kiedy zostałam freelancerką jestem bardziej sfrustrowana niż, kiedy pracowałam w cholernym koncernie. Wiem, że mogłabym więcej, jestem przekonana, że sukces jest o krok, nie umiem jednak poradzic sobie ze swoim lenistwem i tracę czas, trwonię bezcenne godziny, pracuję ledwo na pół gwizdka. Czasami nawet myśle, że moze lepiej byłoby wrócic na etat a kontrola i wiszący nade mną bat sprawi, że w końcu się ogarnę. W kazdym razie będę obserwować Twoje sukcesy na tym polu:)
Buziaki!
Michał świetnie Cię rozumiem, parę miesięcy temu sama byłam w podobnej sytuacji i bardzo pomogła mi książka „Big magic” Elizabeth Gilbert. Polecam ją również i Tobie i mam nadzieję, że pomoże Ci wrócić do Twojej kreatywnej pracy 🙂
Hej Michał,
Popieram Magdę. Elizabeth Gilbert świetnie rozpracowała ten temat.
Tak na szybko polecam zapoznać się z jej wystąpieniem na TED (ale tym drugim), gdzie opowiada jak zmierzyła się ze swoim gigantycznym sukcesem i dalej mogła kreatywnie pracować i tworzyć:
https://www.youtube.com/watch?v=_waBFUg_oT8
a tutaj też jest świetny z nią wywiad, w którym opowiada o swojej koncepcji kreatywności. Naprawdę ma odświeżające spojrzenie na ten temat.
https://www.youtube.com/watch?v=ZzJoY5pVPvo
Powodzenia!
Dokładnie o tym samym wystąpieniu pomyślałam! Bardzo wydaje się na temat do sytuacji Michała 🙂
Michal, przylaczam sie do propozycji Magdy – zdecydowanie „Big Magic”. Wiem, ze nie ma jednej odpowiedzi, ktora pasuje wszystkim, ale jest duza szansa, ze swoja znajdziesz w tej ksiazce. Jak dla mnie pasuje jak ulal do Twojej sytuacji. Ja tez bylem w podobnej sytuacji.
Dzięki wielkie. Wciągam na listę.
Dziękuję bardzo. Zapoznam się. 🙂
Michał, ale Ty ciągle potrzebujesz urlopu!
Witam
Panie Michale, świetna praca …. stan w którym się Pan znalazł to osiągnięcie dużego sukcesu, mówi się że sam sukces nie przynosi nam satysfakcji ale sama droga do niego, odnalezienie siebie na nowo to kolejna droga i kolejny cel którym należy się zająć , nie przesłuchałam wszystkich odcinków, ale może teraz czas na dochody pasywne, żeby nie przejadać wszystkiego co mamy….ma Pan odcinek o sprzęcie do nagrywania (bo warunki w szafie strasznie mi się spodobały-cały czas myślę, żeby spróbować, ale ciągle mój umysł wymyśla że się nie da ) Powodzenia ,Szczęście jest w Nas ale nie umiemy tego dostrzec, warunkujemy sobie cały czas że musimy mieć dom, pieniądze, samochód, pracę , super wakacje…… tylko nie odstrzegamy najważniejszego -dzieci to mają od urodzenia (potem my to w nich systematycznie zabijamy-cieszenie się chwilą która trwa….)
Dzięki za ten podcast, może mi pomoże. Widać więcej osób ma podobne problemy po mniejszych czy większych sukcesach. Oby stagnacja nie trwała zbyt długo.
Tylko jak tu się ponownie wziąć za pracę?
hehe trzeba próbować 🙂
Powodzenia
Tak na szybko: należy przyjąć, że cel był źle dookreślony – wystarczy dodać jedno zero albo w wyniku finansowym (wyższy cel), albo w docelowym nakładzie (niższy cel), ustalić ramy czasowe dla osiągnięcia nowego celu i po prostu po krótkim, choć zasłużonym odpoczynku, brać się na nowo do normalnej pracy 🙂 Przez tak drobną pomyłkę (jedno zero za mało) stajemy w pewnym rozrkroku decyzyjnym, zamiast śmiało iść do przodu 🙂
Życzę szybkiego powrotu do wyznaczania i realizacji nowych wyzwań, a także kolejnych ciekawych przemyśleń udostępnianych systematycznie na blogu.
Michal, a dlaczego masz byc zepsuty. Myslales zeby zainwestowac w cos innowacyjnego, cos dla ludzi? Moze jakis startup, moze kup jakis domek na Mazurach i przerob go na AirBNB, a moze zaloz wlasna ksiegarnie, a moze kup helikopter i zacznij go wynajmowac.. Mozliwosci jest od groma. Zreszta odpowiedz jest tylko jedna: czego Ty tego wlasnie chcesz.
Pozdrawiam
Michale, to, że dzielisz się swoimi doświadczeniami jest dla mnie najcenniejszym zasobem tego blaga. Perfekcjonizm, oczekiwania i kontrolowanie wszystkiego jest sporym ciężarem. Duchowość, powierzanie siebie i swoich spraw („puszczanie kierownicy”), codzienne wypisywanie wdzięczności bardzo pomaga w utrzymywaniu pogody ducha.
Michał, może znajdź sobie jakąś pasje która pochłania czas i pieniądze, zacznij podróżować albo kup jakieś fajne auto. Wiem, że dla Ciebie to niewyobrażalne tak wydać pieniądze, ale tak się ładuje baterie.
Jak publikowałeś sprawozdania finansowe to było widać, że masz węża w kieszeni i kolekcjonujesz tylko cyfry na koncie, ale nic z tego nie wynika i sam mówisz że nie jesteś od tego szczęśliwy. Masz taki ogromny zapas gotówki, że mógłbyś już nie pracować. Tylko trzeba mieć pomysł na życie i jakąś pasje w życiu. Co chcesz robić na tej emeryturze? Masz pieniądze, ale żadnego planu. Zazdroszczę i pozdrawiam
Hej Marcin,
Dziękuję za propozycje – niemniej jednak widzę w nich parę felerów. Kupowanie auta = w mojej sytuacji bez sensu. Wolę wypożyczać. 🙂 W ten sposób mogę pojeździć wieloma modelami a nie jednym.
Co do „węża w kieszeni” – kompletnie się mylisz. Oceniasz zapewne przez pryzmat własnych potrzeb. Zaakceptuj, że ja mam zapewne inne.
Co do „mógłbyś już nie pracować” – nie jest to prawda. Wbrew pozorom mam spore koszty życia. Nawet zestawiając kwoty miesięcznych wydatków z moich raportów finansowych możesz sobie przeliczyć ile pieniędzy potrzeba do przeżycia reszty życia. Nie mam jeszcze takiej kwoty.
Pozdrawiam
Hej,
Takie symptomy można porównać do terminu używanego w ekonomii – „użyteczność krańcowa” – przyjemność ze zjedzenia kolejnego pączka, w jednym czasie, zmniejsza się wraz z ilością konsumowaną.
Znam uczucie, które Cię dopadło. Działam dokładnie tak samo. Jedynym słusznym „lekiem” na nie marnowanie czasu jest obranie kolejnego celu, nawet jeśli tym celem ma być poświęcanie więcej czasu dzieciom w najbliższym miesiącu. Odpoczynek jest dobry przez maksymalnie miesiąc, później człowiek zaczyna powoli obumierać, traci energię, samodyscyplinę i motywację. Zauważyłam, że na postawienie się znowu do poziomu, z którego jestem zadowolona, zabiera tyle czasu ile poświęciło się na odpoczynek. Po kilku takich cyklach doszłam do wniosku, że lepiej mieć zapierdziel all the time, życie jest za krótkie 🙂
Pozdrawiam
Michał szacunek za ten odcinek. To tylko pokazuje że nawet kiedy Ci się nie chce to nadal robisz świetną robotę 🙂
Moje przemyślenia:
– liczy się tu i teraz, czyli umiejętność cieszenia się chwilą, a planowanie i rozmyślanie ograniczyć tylko do absolutnego minimum
– czy to nie jest tak że w Twojej opinii napracowałeś się od groma, a jednak wcale tak dużo nie zarobiłeś i w Twojej głowie powstał obraz ile jeszcze będziesz musiał się w życiu napocić dla podobnych lub lepszych efektów? 1,25M w rok to jest dużo pieniędzy, ale nie jest to skalowalny startup i pomysł na biznes który już będzie tylko rósł z roku na rok,
– to co przechodzisz jest w 100% naturalne – chyba każdy kto osiągnął jakieś sukcesy przez takie coś przechodzi.. i nie to nie raz
– to co nazywasz odpoczynkiem, moim zdaniem wcale nim nie jest – dopiero zniknięcie z mediów społecznościowych i wygaszenie aktywności przez pewien czas byłoby prawdziwym odpoczynkiem – może nawet zupełnie inny typ pracy w tym czasie.
Ludzka psychika jest fascynująca, a poznawanie i uczenie siebie samego jest jednym z cudów życia (moim zdaniem).
Nie odniosłam żadnego dużego sukcesu. Nie jestem przedsiębiorcą.
Choruję na depresję 9 lat i mam jej dość. Teraz jeszcze doszło do tego wypalenie zawodowe. Mimo, że jestem kobietą, przez wiele lat praca była u mnie na pierwszym miejscu. Oddałam jej nie tylko czas prywatny, ale i serce.
Depresja spowodowała, że musiałam się zatrzymać. Docenić to, co mam – życie, zdrowie, widzę, słyszę, czuję, smakuję, mam sprawne ręce i nogi. Mam własne mieszkanie. Pracę blisko domu. I jeszcze bliskich, którzy żyją.
Warto docenić życie, bo po co robić plany na kolejne 30 lat, jak nie mamy żadnej gwarancji, że jutro będziemy nadal żyć?
Warto docenić zdrowie, póki się je ma. Zdrowia nie kupimy za pieniądze.
Warto żyć tu i teraz.
Nie mówić sobie negatywnych rzeczy. Negatywizm zalał już cały świat – TV, radio i prasa prześcigają się w opisach „kto i kogo zabił, na ile części podzielił, gdzie zakopał, itp.” Rzadko kiedy docierają do nas pozytywne treści. Przykład: proszę kupić gazetę z wiadomościami z kraju i ze świata. Wziąć zielony zakreślacz i zakreślić w gazecie wszystko, co uzna Pan za pozytywne. Proszę zobaczyć, ile jest w prasie negatywizmu. Żeby myśleć pozytywnie potrzebny jest wysiłek.
Ktoś powiedział kiedyś: „Po co torturować się samemu, kiedy życie zrobi to za Ciebie”.
Życie pędzi do przodu, ale my nie jesteśmy robotami. Potrzebujemy w tym pędzie zatrzymać się i naładować akumulatory. Niektórym do ich naładowania potrzeba ogródka przy domu, bliskich, słonecznej pogody, powietrza, śpiewu ptaków.
Depresji często dostajemy jakby „na własne życzenie” – zamykamy się w mieszkaniach, tkwimy przed komputerami. A jak mówią, najlepszymi lekarzami w życiu są: powietrze (podobno brak dotlenienia może spowodować rozwój chorób drożdżycowych, w późniejszym okresie nawet raka), słońce (polecam artykuły na temat znaczenia wit. D – wiele chorób powstaje z braku wit. D, a ta najlepsza i najłatwiej przyswajalna to słońce, a nie suplementy diety), woda (podobno w 75% człowiek składa się z wody; polecam artykuł jak słowa, które wypowiadamy oddziałują na wodę (!!!)), ruch, zdrowe odżywianie, sen.
Nie powinien Pan mówić do siebie negatywnych zdań. Kiedy Pan je wypowiada, sam siebie pozbawia życiowej energii. To tak, jakby zadawał Pan sobie ciosy. Warto mówić do siebie pozytywne zdania. Umieszczać karteczki ze „złotymi myślami” w miejscach, gdzie zwykle Pan patrzy. Obejrzeć na you tube motywacyjne wideo.
I najważniejsze, to warto pomyśleć o swoim życiu nie jak o celach do realizacji, ale jako o drodze. Bo widzi Pan, ja wierzę, że my wszyscy jesteśmy tutaj, żeby się rozwijać. Że jak człowiek jest szczęśliwy to nie potrafi docenić tego, co ma. Dopiero jak straci to lub dostanie od życia kopa w 4 litery zaczyna zadawać pytania, choćby „dlaczego ja?” Zadając pytania, poszukuje odpowiedzi i w ten sposób rozwija się.
I na koniec – spotykamy w życiu ludzi, których my czegoś uczymy, a oni nas.
Ja ciągle uczę się domowych finansów i jestem na początku drogi.
Przepraszam, za tak dużo gadania, u mnie to niestety „zboczenie zawodowe” 🙂
Pozdrawiam
Michał, a może moglbys pobiec jeszcze raz maraton? Taki na rozładowanie napięcia i znużenie tematem, w podziękowaniu sobie, Gabi (ja myślę, że Ona jest Kobietą -Aniołem) i dzieciakom. Potężny wysiłek fizyczny może przywrócić Ci dystans i proporcje. Poza tym ten rok nie jest jeszcze skazany na straty, zawsze możesz wypuścić kurs: „Jak samodzielnie wydać książkę”. Sukces murowany a i roboty mnóstwo. Pozdrawiam Cię serdecznie. Fajny facet z Ciebie 🙁
🙂
….”jak się pozbyć tego lenistwa?”…… Michał, może taka rada: wpisz w kalendarz codziennie, powiedzmy przez tydzień w nietypowej porze dnia (np. godz.:14- 16) taki plan: „leżenie na kanapie” (nic-nie-robienie) – jestem przekonana, że po 10 (ok, 20-tu) minutach pierwszego dnia poczujesz absurd; i, że jednak bezczynność jest niewygodna, wcale nie jest tym błogim doskonałym stanem. (i, że w tym czasie mógłbyś przecież zrobić tyyyyle rzeczy – a to może być początek nowych planów)
Może to nie od razu coś zmieni, ale chodzi o konfrontację z czymś co jest nieuchwytne.
Trochę przewrotnie.
———–
Michał,
Nie chciałbyś podjąć się stworzenia polskiego REIT-a opartego o wynajem mieszkań na pokoje dla studentów? Może tego typu wyzwanie „nakręciłoby” Cię na nowo?
Pozdrawiam,
Krzysiek
Dobre. 😀
Bardzo ciekawy podcast i wcale nie taki smutny, bo już rozpoznałeś problem.
Uparcie przychodzi mi do głowy pewne porównanie z mojego doswiadczenia. Kontekst: lata temu jeździłem rowerem po południowej Polsce i Słowacji, a tam jak wiadomo teren górzysty i raz się jedzie po górę a raz w dół.
Ty jestes teraz po wjeździe na sporą górę, na którą nie byłeś taki pewien czy w ogóle wjedziesz. I „szczęście” się do Ciebie uśmiechnęło bo po drugiej stronie góry był spory zjazd, więc tylko siedząc zyskałeś kolejne kilometry. Co więcej na dole czekała przyjemna knajpka, w której właśnie siedzisz i jesz obiad.
Teraz fakty:
1. Ta góra była tam długo zanim na nią wjechałeś, więc fakt istnienia zjazdu nie jest znowu nie wiadomo jakim fartem.
2. Rower sam na tą górę nie wjechał i przyjemny zjazd potem czy miła knajpka w żaden sposób nie umniejsza wysiłku. Co więcej są one konsekwencją wysiłku, a nie przypadkiem.
3. To, że siedzisz teraz i jesz obiad nie jest ani dobre, ani złe, a może być całkiem konieczne jeśli daleka droga przed Tobą.
4. Stać Cię na parę noclegów, ale nie masz ma tyle, żeby zostać tam na stałe. Pytanie czy akurat w tej knajpce chciałbyś zamieszkać.
Co dalej? To zależy po co wsiadłeś na rower.
1. Jeśli Twoim celem jest konkretny punkt na mapie, to kończ jeść i się zbieraj, bo sam nie przyjedzie. Jest dobrze, jeżeli wciąż jest jasno. Masz problem jeśli właśnie zaczęło się ściemniać. Jesteś w głębokiej czarnej d…ziurze jeśli już jest ciemno, nie masz na nocleg a ostatni pociąg niedawno odjechał.
Dla mnie pierwsza trasa miała 100km, gdy do tej pory jechałem nie więcej niż 15km naraz. Gdyby nie mój towarzysz podróży, który kazał mi się zbierać to bym w tej knajpce, w połowie drogi jeszcze posiedział i martwił się później. Dzięki niemu dałem radę do końca.
2. Jeśli celem jest pokonywanie kolejnych wzniesień to żadna nie ucieknie. Ale im dłużej siedzisz tym gorsza kondycja i może sie okazać, że następna górka, mimo że mniejsza, jest za trudna.
3. Jesli oba z powyższych to pamiętaj, że za każdą górką może byc zjazd i każdy wjazd na górkę (nawet bez późniejszego zjazdu) wciąż przybliża Cię do celu.
4. Jeśli nie udaje wjechać się na następną górkę to albo wracaj do knajpki odpocząć i spróbować jeszcze raz, albo wycofaj się, potrenuj i wracaj po wyzwanie, albo znajdź inną drogę do celu. Bo czy kolejny projeky, który po 10 miesiącach przynosi „tylko” 200tys. czystego zysku byłby porażką? To kolejna, choć mniejsza, górka i kolejne parę kilometrów bliżej celu.
Nie jestem ekspertem, psychologiem, ani nie mam miliona na koncie, ale takie podejście pozwala mi na osiąganie sukcesów w życiu.
Trzymam kciuki!
Dzięki wielkie Tomek 🙂
Prawo Parkinsona: „Im więcej czasu mamy na wykonanie jakiejś pracy, tym więcej czasu nam ona zabiera.” Tym samym, im więcej czasu poświęcisz na zaczęcie kolejnego projektu, tym dłużej będziesz się czuć nieproduktywny. Trzeba zneleźć sobie od razu coś nowego. Nie musi to być związane z pracą. Może być to hobby. Ważne żeby mieć jakiś cel.
Ostatnio jadę grubymi komentarzami, więc i tym razem popłynę ;). Finansowy Ninja to wcale nie jest Twój największy sukces. Dla mnie jest nim elementarz iwestora, a pewnie znajdzie się parę osób, które za Twój największy sukces uznają kurs pokonaj swoje długi.
p.s. Książkę kupiłem, by „odpłacić” Ci się za świetny blog. Po spisie treści zdawało mi się, że 2, może 3 rozdziały będą dla mnie ważne. Jakże się myliłem ;). Może jeden rodział uznałbym za taki, którego nie czytałem z zapartym tchem. Najlepszy zakup 2016 roku.
Dzięki wielkie Michał. Bardzo miłe i trzeźwiące słowa.
OOO – wszystko jak o mnie. Wszystko o czym mówisz jest mi bardzo dobrze znane, serio przechodzę przez to samo jak kalka. 95% się zgadza (nawet wiek 🙂 tylko ja już tkwię pewnym „marazmie” prawie 2 lata i aż tak bardzo mi to jeszcze nie doskwiera. Był sukces, były pieniądze a teraz nie mogę się zabrać do pracy zarobkowej (szukam pracy) – ostatnio nawet na rozmowie jak ktoś mnie się zapytał o motywację, czemu „się cofam” powiedziałem, że potrzebuje kontaktu z ludźmi. U mnie dodatkowym dobiciem były problemy zdrowotne własne i znajomego, które spotęgowały pytanie „po co? na co? jaki mam cel? i o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi?. Też niestety nie wiem jak z tego wyjść ale mam kilka rad, które mi pomogły – zająłem się zupełnie innymi rzeczami – fotografią, dzieciakami, sprawami lokalnym, które nie mają prawie nic wspólnego z moją profesją. Podróżujemy z rodziną i co ciekawe właśnie tę przerwę wykorzystałem na sprzedaż swojego mieszkania i kupienie nowego, większego, które właśnie urządzam i tym się zajmuje 🙂 (zainteresowałem się architekturą, designem – zupełnie obce dla mnie dziedziny, które mnie zafascynowały). Próbuje ponownie wrócić na rynek pracy ale jak ślę cv do firm z innej branży to nikt nie odpowiada (szuflada :(. A mnie się już moja znudziła – mnie się już finanse uszami wylewają po ćwierć wieku ale nikt nie ufa mojemu doświadczeniu, wiedzy, studiom. Cóż współczuję, rozumiem przez co przechodzisz i życzę powodzenia. Nie będę dodawał rzeczy, które napisali moi poprzednicy gdyż z większością komentarzy w pełni się zgadzam. Żyjemy dla siebie i bliskich – nie zapominaj o tym, liczy się zdrowie, szacunek do samego siebie, wartości o które pewnie całe życie walczymy. Cała reszta i inni ludzie naprawdę nie mają znaczenia, większości tak naprawdę na tobie nie zależy (sorry ale tak jest). Zupełnie nie przejmuj się „co inni powiedzą”. Dopóki się jest prawym człowiekiem dopóty wszystko jest ok. Człowiek rodzi się i umiera w samotności, oby wśród bliskich bez względu czy Kulczyk czy Kowalski a według wszelakich badań forsa szczęścia nie daje. Wyjdź z domu, idź do ludzi, z podniesioną głową! Ty już sukces osiągnąłeś, wielu o nim marzy całe życie a nie jest im dane choć wcale nie są „gorsi”. Ot taki los. Trzymam kciuki. Weź się w garść, zapomnij o „wymaganiach”, słońce świeci, kwiaty kwitną, idź na rower. Nikt z nas nie wie czy to nie nasza ostatnia wiosna (nasz rówieśnik rok temu piła z nami piwo, miał kochającą rodzinę, wielkie plany, dziś jest nad grobem). Life! Ściskam cię stary! Wygramy!
Z jednej strony rozterki Michała mogą dziwić, ale po wejściu na szczyt trudno iść dalej do góry. Na jakiś czas trzeba zejść na dół. Potem można wyruszyć w kolejną wyprawę:)
No i poczucie, że opus magnum (dzieło życia) jest już za Tobą może być przytłaczające.
czytając ten podcast pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie i utrzymywała aż do końca tego odcinka, jest taka , że może powinieneś poszukać kogoś (profesjonalisty, coacha – komu ufasz i kogo podziwiasz) aby podzielić się swoimi rozterkami. I tak na koniec chcę Ci napisać, że dla mnie jesteś bohaterem swojego życia bez względu na to, czy kolejny projekt który zrealizujesz osiągnie podobny sukces jak Finansowy Ninja czy mniejszy.
Michale,
Kiedyś oglądałem na TED dość ciekawe video. Moze Cie zainspiruje. Nie tylko Ty miewasz takie wyzwania.
https://www.ted.com/talks/elizabeth_gilbert_on_genius
Pozdrawiam,
Marcin
Obejrzałem. Świetne. Dobrze opisuje stan, w którym się znalazłem. Dzięki!
Ci, którzy zbyt szybko osiągają wysoki poziom dochodów i pełen sukces finansowy często mają problem z dalszą motywacją, nawet poczuciem sensu życia. Zwykle kierują się w stronę rozwoju duchowego i to pozwala im przywrócić równowagę 🙂
Michał,
świetne uzupełnienie przekazu i Twojej prezentacji z InfoShare! Poszedłem za Twoim głosem, by w niejako „kontraście” do Twojej prezentacji, posłuchać tego odcinka.
Dziękuję przy okazji za krótką, acz bardzo sympatyczną i konkretną rozmowę i wspaniałą dedykację 🙂
Hej Grzegorz,
Super. Cieszę się, że poszedłeś „za ciosem”. I dzięki wielkie za to, że podszedłeś i za rozmowę.
Pozdrawiam!
Sluchaj Michal praca w tle zawsze jest i bedzie. Druga sprawa, ze nie da sie wylączyć pewnej plaszczyzmy zycia (zawieszone projekty) a pizniej wlaczyc. Szczegolnie, gdy jest sie człowiekiem ambitnym. Zastanawiam się, czy czasem za bardzo nie skupiles sie na glosach innych. Kolejna rzecz to mozesz przeciez sie zabrac za jakis projekt, ktory bedzie calkowicie z innej beczki niz wydanie ksiazki i nie bedzie mozna tego porownywac i bedzie sukces w calkiem innej „dziedzinie”. Albo bedzie porazka i bedzie Twoim resetem. Twoj sukces to nie fart – ja o Twoom sukcesie zawsze myslę w kontekscie łączenia kropek, pamietasz? Sprobuj sie przestawic nieco w strone: „jest hajs to teraz moge zrealizowac projekt, o ktorym tak dawno marzylem, ale troche sie balem. ” Kazdy czlowiek jest leniem z natury. A Ty jak wielu ambitnych jestes pracowitym leniem. Mozliwe ze jest Ci potrxebny rok leniuchowania a moze wiecej. Wiem jednak, ze w pewnym momencie usiadziesz i powiesz: „No dobra zapierdzielam, bo juz mi sie nudzi nudzenie sie” Michale, trzymam za Ciebie kciuki. Jestes pierwszym blogerem, ktorego zacxrlam czytac, wczesniej nie wiedzialam co to bloger. To dzieki tobie sama zaczelam blogowac. I Ci powiem, na swoim przykladzie, ze slimacze tępo budowania blogowego zeycia tez nie jest fajne i frustruje i odbiera motywacje do dzialania, bo po co skoro nikt nie czyta i nikt nie oczekuje niczego… takze wszedzie dobrze gdzie mas nie ma😀 trzymaj sie Michal😍
Dziękuję bardzo. Trzymam się. 🙂
Michale wybacz jeśli powtarzam pytanie, które już było.
Czy nadal współpracujesz z Comperia Lead? możesz polecić ten program, czy się zraziłeś i wolisz convertiser?
pozdrawiam
Hej Ala,
Dziękuję za kontakt. Od dłuższego już czasu nie współpracuję z Comperią. Po prostu inne firmy afiliacyjne oferują lepsze warunki współpracy.
W przypadku Convertisera – tu zdecydowały inne kryteria niż dotychczasowa współpraca jako afiliant. Po prostu ta firma zaproponowała mi dobre warunki współpracy w modelu, w którym to moje produkty oferowane są w sieci afiliacyjnej. To inny scenariusz niż wcześniej, więc moje wcześniejsze doświadczenia nie miały dużego znaczenia.
Pozdrawiam
Cześć Michał. Nie w temacie ale bardzo mnie to zaciekawiło. Czy mógłbyś wyjaśnić to co powiedziałeś w podcascie o książce o tym że podpisałeć albo dogadałeś się z CHMIKIEM żeby nie było tam pirackiej twojej książki. Jak to wyglądało w praktyce. Musiałeś za to zapłacić?? Bo trochę wygląda to tak jakbyś zapłacił złodziejowi żeby cię nie okradał. Mógłbyś napisać o tym coś więcej. Pozdrawiam.
Michał,
Bardzo dziękuję Ci za ten podcast. Masz rację – wszyscy wokół mówią jak osiągnęli sukces, co należy zrobić itp. A prawie nikt nie mówi o tym (a jeśli już, to zdawkowo), że po drodze są bardzo ciężkie momenty. Rozwijanie firmy to sinusoida, zgadzam się. A impas to coś zupełnie normalnego. To szansa na zatrzymanie się, rozejrzenie i powiedzenie – „A, to tutaj teraz jestem”. To czas na zrobienie podsumowań, odłożenie z życiowego plecaka tego, co nam utrudnia drogę. Czas na zapytanie siebie „Czego teraz najbardziej potrzebuję?”. Impas to dar. Oczywiście wszystko zależy od tego, ile trwa i jak go traktujemy. Sam powiedziałeś, że widzisz korzyści z tej sytuacji.
Użyłeś też sformułowania „diabeł w głowie”. W impasie budzą się nasze demony. Trzeba się z nimi zmierzyć – sprawdzić, czym naprawdę są i jaką pełnią rolę.
Wiem, że ruszysz z miejsca. To kwestia czasu. Trzymaj się!
Michu – pisałam Ci już z pracy prywatna wiadomość tylko wtedy kiedy temat pojawił się w mojej skrzynce na komórce ale postanowiłam też napisać jeszcze komentarz po całym wysłuchania nagrania. Myślę ze jesteśmy tak indywidualni ze każdy z nas potrzebuje ileś czasu leżeć by nabrać siły w życiu codziennym. Może w tym właśnie tkwi sekret. Sekret siły która przybędzie. Jeśli za szybko wstaniesz będzie źle jeśli za wolno też. Słuchaj swojego serca wnętrza i postaraj się sam ocenić kiedy jest ten właściwy moment aby go nie przeoczyć. Jednemu leżenie zajmie mc drugiemu rok. Jesteśmy tak różni. Czas jest najlepszym doradcą w wielu kwestiach.
Świetny wpis o ciemniejszych stronach sytuacji, w której każdy z czytelników bloga chciałby się znaleźć.
przypomniała mi się taka fajna książka „The Subtle Art of Not Giving a F*ck”, Mark Manson – pasuje Michał do Twojej sytuacji.
pozdrawiam, Marek
Dopisane do listy „do przeczytania”. Dziękuję. 🙂
Michał!!!
Uważam, że czegokolwiek byś nie robił – nauczał o finansach, filozofował czy się lenił – ty zawsze będziesz w stanie sukcesu, bo Twoją siłą jest nie temat, w którym się specjalizujesz (specjalistów jest sporo na tym świecie), tylko to że mówisz prawdę i prosto z serca. I z tego się ciesz, że twój ogromny sukces, nie odebrał Ci twojej największej siły – szczerości i dobroci!
A reszta przyjdzie z czasem 🙂
Pozdrawiam
Sebastian
Wiesz, dałeś mi pośrednio inspirację do dwóch wpisów, z których jeden już jest, a drugi się ukaże pewnie za dwa tygodnie. I choć dziękuję za to, to też trochę mnie to martwi. Ale o tym jednak napiszę chyba Ci prywatną wiadomość…
A ogólnie podcast (czy też transkrypt, bo akurat tym razem czytałam) podobał mi się. Wysłucham jeszcze później raz.
Cześć. Zapominasz chyba, że praca jest obowiązkiem człowieka. Niezależnie od sukcesów i porażek realizowanie talentów które otrzymałeś jest Twoim obowiązkiem z którego kiedyś zostaniesz rozliczony. Nigdy nie powinien nastąpić czas emerytury, juz teraz jest czas pracy i czas odpoczynku. Ora et labora…
Fajnie, że masz wgląd w siebie. Takie momenty w życiu zwykle zwiastują jakieś zmiany. Trzymam kciuki!!!
Mam propozycję na nowy wpis. Jak uniknąć skutków ustawy o uszczelnieniu abonamentu i dalej go nie płacić 🙂 Problem dotyka milionów, gra toczy się o spore sumy.
Chyba jeden z najlepszych odcinków Twojego podcastu i temat niesłychanie ważny. Dziś właśnie rozmawiałem z kolegą, który żalił się, że jest niewolnikiem swojego sukcesu i że wszyscy szkolą z tego jak wspiąć się na szczyt, a nikt nie uczy jak z niego potem zejść.
A w tym zbliżonym nieco temacie od prawie 80 lat prowadzone są nieustannie badania nad dwoma grupami białych mężczyzn (żyje jeszcze 19 z nich) – polecam linki anglojęzyczne do źródeł z tego wpisu https://miropress.wordpress.com/2017/05/22/co-wplywa-na-jakosc-zycia/
Hej!
Słucham Twoje podcasty raczej wybiórczo, nie po kolei. Dzisiaj słuchałem odcinek 10 o Twoich sekretach produktywności a niedawno odcinek 17 m.in. planowaniu celów. Słuchałeś je pewnie kilka razy z tym, że było to pewnie już lata temu. Może najwyższy czas przesłuchać własne podcasty raz jeszcze? 🙂 Oprócz treści w nich zawartych zobaczysz jaki krok jakościowy zrobiłeś od tego czasu w ich nagrywaniu.
Pozdrawiam
Dziękuję za podcast. Bardzo ciekawy. Może opiszę jak ja sobie radzę z podobnym problemem. Prowadzę firmę i też mam plan osiągnąć jak największy zysk w danym okresie. Podobnie jak Ty nie jestem zainteresowany rozbudowywaniem firm dla samego rozbudowywania, jeżeli to nie ma przynieść większych dochodów dla mnie.
Tak więc jak uda mi się zrealizować jakiś większy projekt, który mi przynosi większy wpływ na konto, to po prostu tą kasę wydaję. Nie kupuję nowego samochodu czy nowego mieszkania. Inwestuję (fajne określenie w tym kontekście 🙂 w przeżycia. Wycieczka do dalekiego kraju, mieszkanie w absurdalnie drogich hotelach i jadanie absurdalnie drogich potraw. I robienie wielu, wielu innych hedonistycznych rzeczy. Może głupich, ale sprawiających na krótką metę radość. Robię to w krótkim okresie, bo raz, że nie mam aż takich wpływów, a dwa że taki styl życia na dłuższą metę też jest męczący. Tak jak opychanie się krewetkami codziennie może znużyć. Jak się już spłuczę kompletnie, to wracam do Polski do mojego zwyczajnego życia. Jazdy rowerem do pracy. Jadzenia kebaba na obiad. Generalnie oszczędzania i harowania po 12 godzin dziennie.
Ktoś by mógł pomyśleć, że po takim urlopie powrót musi mnie przyprawiać o depresję. Jest dokładnie na odwrót. Czuję jakoś taką lekkość bytu. Znowu jestem spłukany. Znowu mam cel. Znowu chcę zarobić większą kasę. A gdzieś tam na końcu, po pół roku czeka mnie nagroda. Kolejny szalony urlop. Naprawdę wracam do pracy z radością, co nie znaczy, że na zakończenie dnia nie jestem zmęczony. Jestem, ale to takie zmęczenie połączone z satysfakcją. Bezpieczeństwo mnie irytuje. Wyzwania nakręcają.
Nie martwię się też, że nie uda mi się zarobić większych pieniędzy niż poprzednio. Liczy się okres czasu. Powiedzmy po pół roku (zależy od projektów, które mam do zrealizowania) mam mieć już odłożoną porządną kwotę. Raz będę używał życia w Bieszczadach a raz na Majorce.
Taki to mój styl życia.
Pozdrawiam
Tradycyjnie dziękuję za transkrypt 🙂
Bardzo cenny podcast. Obecnie dominuje obraz lukrowanego sukcesu i ludzie niechętnie przyznają się do tej gorzkiej strony zwycięstw. Trzymam kciuki żebyś skutecznie obrał nowe cele i żeby dobra energia wróciła. Pozdrawiam
W ogóle jaki tytuł przewrotny 🙂 „niespodziewany” sukces, „zepsułem siebie”, „zepsułem pracę” i jeszcze wypalona zapałka w grafice.
Może wróć na jakiś czas na etat? Albo zatrudnij się w McD/innym fast-foodzie na kuchni. Nie piszę tego, żeby Cię wkurzyć. Nie rozumiem też do końca tego podcastu. Niby zawsze wszystko zaplanowane, niby wyciskanie 120% z każdego tematu, a tu mam wrażenie, że jest jakaś pustka. Coś Ci uciekło, ale co i dokąd – tego nie wiem.
Cześć Michał!
No nie mogłam przejść obojętnie wobec tego nagrania😊
Na początek chciałam Ci napisać, że moim zdaniem wcale nie jesteś osobą leniwą. Osoby pracowite właśnie to mają do siebie, że wciąż coś robią, ale twierdzą przy tym, że są leniwe i myślą w gruncie rzeczy o tym, żeby na koniec odpocząć (co jest chyba dość normalne po ciężkiej pracy?:)
Po drugie – robisz kawał świetnej roboty, i tak jak tu już wiele osób napisało – to tylko Ty czujesz, że czytelnicy mają wobec Ciebie duże oczekiwania – tak naprawdę to Ty masz duże oczekiwania wobec siebie i podświadomie przenosisz to na nas czytelników i słuchaczy😊
Po trzecie – bardzo mnie zaciekawił cały mechanizm tego, o czym piszesz i co gdzieś tam w głębi czujesz. Każdy z nas pracuje nad sobą i ma takie czy inne sprawy do załatwienia. Ważne, żeby być tego świadomym – a Ty niewątpliwie jesteś, więc jesteś już na drodze do rozwiązania swoich dylematów.
Bardzo trafnie stwierdziłeś na koniec, że tak naprawdę chodzi o poczucie szczęścia i szukanie tego, co nas uszczęśliwia. Bo nieważne jest to, jaki splendor na nas spływa, ważne, czy my sami czujemy, że to wszystko ma sens i czy to jest to, o co nam w życiu chodzi.
Jeśli mogłabym Ci coś doradzić (naprawdę to płynie z głębi serca, w podziękowaniu za to, co Ty dla nas robisz!), to powiedziałabym, że znajdziesz spokój, jeśli zanurzysz się w chwili obecnej. Wiem, to takie niby trywialne i oklepane, ale jaka jest w tym siła! Sama się tego uczę, ćwicząc bycie tu i teraz.
Założenie, które jest prawdziwe, chociaż większość z nas uważa, że jest inaczej, jest takie: „Już teraz jesteś kompletny. Za niczym nie musisz gonić, bo masz wszystko czego potrzebujesz” Z jednej strony chodzi o to, aby nie rozpamiętywać przeszłości (leniłem się przed 10 miesięcy:), ani nie wybiegać w przyszłość (czy powtórzę kiedyś sukces? Czy zarobię na godziwą emeryturę?:), a z drugiej chodzi o to, że nie musisz sobie niczego udowadniać – ani sobie, ani komukolwiek innemu. Jesteś, żyjesz, jesteś ważnym elementem całego procesu życia, który się toczy i nie musisz absolutnie nikomu niczego udowadniać.
Planowanie jest ważne, ale jeśli pochłania całą naszą teraźniejszość i chwilę obecną, to zabiera nam życie, które toczy się nie gdzie indziej, tylko właśnie teraz!
Na nasze nieszczęście nasz umysł wmawia nam, że jesteśmy tym, co myślimy o sobie i wpędza nas w poczucie winy, lęku i strachu (o przeszłość, czy przyszłość). Ale to nieprawda, bo my jesteśmy kompletni już teraz i jesteśmy czymś znacznie większym niż to co mamy (ciało, osiągnięcia, rodzina). Im szybciej sobie to uświadomimy, tym szybciej odczujemy radość z tego, że jesteśmy, a życie jest takie jakie jest😊 I nie wystarczy tego pojąć rozumem, ale trzeba to poczuć😊 To wszystko jest trochę trudne do powiedzenia, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi😊
Serdecznie polecam Ci książkę, którą właśnie czytam i która jest absolutnie genialna – „Potęga teraźniejszości” Eckhart Tolle. Znajdziesz tam odpowiedzi na wiele ze swoich pytań😊
Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki! Nie tyle za Twój sukces, ale za szczęście bez względu na okoliczności!:)
Pozdrawiam Michał Trzymaj tak dalej .Nie łam się głowa do góry i do przodu!!!!
jesteś niezwykłą osobą, która niczego nie udaje, jesteś szczery jak mało kto,
bardzo to misię podoba u Ciebie,
pracowałeś niezwykle intensywnie i to dało takie rezultaty, jakie dało,
widzę, że sam się ich nie spodziewałeś, przynajmniej nie w tak krótkim czasie,
gdybyś doszedł do takich wspaniałych rezultatów w nieco wolniejszym tempie,
byłoby to lepsze dla Twojej psychiki,
straciłeś napęd,
przypominam sobie inne przypadki, kiedy los uśmiechnął się do pewnych osób i one nie
poradziły sobie z niespodziewanym sukcesem i skończyły marnie,
ale Ty jesteś silny psychiczne,
masz wspaniałą rodzinę,
masz dla kogo żyć i podejmować nowe wyzwania,
przecież prowadzenie blogu i pisanie książki były dobrymi chwilami,
niech się powtórzą,
na emeryturę na pewno jest jeszcze za wcześnie,
masz jeszcze zbyt dużo energii,
po wypoczynku przyjdzie nowe natchnienie,
czego Ci bardzo życzę,
Danuta
czesc
Chlopie zarobiles fure siana , ktora zainwestujesz a czesc wydasz fajnie i tyle.
Teraz trzeba troche pozyc , odpoczac i tyle.
Inaczej zwariujesz.
Odpocznij , wyjedz nabierz perspektywy albo wez psychotropy bo u Ciebie widac melancholje/depresje-mowie to jako lekarz.
Pozdro!
Cześć Michał, rozumiem Cię doskonale. Ja takie stany nazywam „stanami zawieszenia”. Ostatni trwał też u mnie dłuuuugo, o wiele za długo. Nie pomagało nic. Aż wreszcie pomogło mi, regularne, systematyczne wstawanie o 5.30, góra 6.00. Nie ma że boli. Wstaję i już. Nieraz się po prostu zwlekam z łóżka. Ale, jak wstanę i pobiegam, jest już ok. Mam siłę do działania. I zaczęłam działać na swoim blogu. Pamiętam, jak kiedyś mówiłeś, jak siadałeś po drugiej stronie łóżka, by nie kłaść się ponownie i by się rozbudzić :). Trzymam kciuki 🙂
Drogi autorze świetnego bloga i jeszcze lepszej książki;)
Słuchajac tego odcinka bardzo szybko przyszła mi do głowy jedna myśl.
Nawet jesli twoja książka to najlepsze co udało ci sie w życiu zrobic to co? A czy Steven Covey wymyślił coś lepszego niż „Siedem nawyków…”, czy Napoleon Hill napisał coś lepszego niż „Think and grow rich”,czy Carnegie nie stworzył najlepszej książki o relacjach międzyludzkich?
Nie chodzi o ilość twoich książek pracy twórczych itp. Mozesz zbudować na temacie ‚edukacji finansowej’ swoja potęgę. Cos na wzór John Grey i ‚Mężczyźni sa z Marsa a kobiety..’
Jestes bardzo dobrym przedsiębiorca i życzę ci aby twoje dalsze realizacje dawały ci tyle satysfakcji co tworzenie twojej ostatniej książki!
Drogi Michale,
Cudowny artykul. Kompletnie sie zgadzam z tym co mowisz.
Ze mna bylo tak. Zawsze chcialam pracowac jako fotograf. Nie udawalo mi sie to, i sporo osob nie docenialo mojej pracy…
Az do czasu gdzie wygralam konkurs na fotografie komercyjna na Irlandiie i zaczelam pracowac dla ogromnej firmy, majac do dyspozycji budzet na reklame 2 miliony euro rocznie.
Nagle wszedzie widzialam moja prace. Reklamy Tv, katalogi z milionach egzemplarzy, bilbordy… Moje zdjecia byly uznane do druku przez Apple.
Sukces byl dla mnie spelnieniem marzen… Bylam znana, doceniana…
Jednak szybko stalo sie to dla mnie norma, proza zycia. I czulam sie dokladnie jak Ty, ze moj sukces jest przypadkiem, nie tym, na co pracowalam przez tyle lat (szkola, pasja, praktyka).
Podobnie z innymi aspektami zycia… Pozdrawiam CIe serdecznie i dziekuje za podzielenie sie z nami swoimi odczuciami.
Michał, bardzo wartościowy podcast, wspaniałe jest to, że jesteś tak szczery i że świetnie potrafisz ubrać w słowa, co czujesz.
Powiem Ci, jak ja to widzę, sam kiedyś dużo myślałem co bym zrobił w takiej sytuacji, wiem, że to tylko teoria, lecz wydaje mi się, że w taki właśnie sposób podchodzą najlepsi twórcy. Czasem muzycy po wspaniałej przełomowej płycie, przestają zupełnie tworzyć własnie ze strachu przed porażką. Każdy chce iść w górę i wiadomo, że boimy się, że zrobimy coś o słabszego. Myślę jednak, że nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić tego, jeśli tego nie przeżył 🙂 Najlepsi muzycy jednak całe życie próbują, improwizują, uczą się cały czas. Po najlepszej płycie, mają słabe kawałki, ale czuć w nich, że się uczą czegoś nowego, że próbują i eksperymentują. Wystarczy jedna wspaniała płyta, aby muzyk był zapamiętany jako wspaniały artysta, jedyne, co mu może zaszkodzić, to granie przez całe życie tej jednej płyty, lub tworzenie nowych kawałków udających te stare – czyli strach przed zmianą. Jest mnóstwo artystów których uwielbiam, a którzy zrobili pojedyncze płyty bardzo słabe, nie zmienia to jednak w ogóle niczego, bo widać, że były to próby dojścia do czegoś nowego. Artyści, o których zapomniałem, to natomiast Ci, którzy zrobili jedną wspaniałą płytę i grają ją przez całe życie, bojąc się tworzyć cokolwiek nowego. Może potraktuj tę książkę, jako Twój wspaniały projekt, za który zawsze będziesz ceniony, niezależnie od tego, czy następny projekt będzie dobry czy nie. Nie dziwię Ci się, że nie chce Ci się wstawać i pracować, to raczej nie wynika z lenistwa moim zdaniem 🙂 Jeśli będziesz tworzył nowe projekty, nowe przedsięwzięcia, niezależnie czy przebiją książkę czy nie, będą zawsze dopełniały to co już zrobiłeś. Moim zdaniem fajne jest to, że cokolwiek nie stworzysz, będziesz pamiętany właśnie jako Michał, który potrafi zrobić coś bardzo wartościowego 🙂 Według mnie to może dać paradoksalnie komfort tworzenia nowych rzeczy – myśl, że będziesz gościem, który nie boi się próbować, eksperymentować, tworzyć nowych rzeczy. Nie wiem czy dobrze napisałem co mam w głowie. Z mojej strony powiem tylko, że Ci dopinguję, i nie, żebyś zrobił jakiś niewyobrażalny projekt, który pobije wszystko co było, ale żebyś się rozwijał i tworzył unikatowe i świetne rzeczy 🙂
Dzięki wielkie Mateusz. Cenne słowa.
Pozdrawiam! 🙂
Hej Michał,
Podcast inetersujący jak zwykle, mimo że faktycznie nieco inny..:-)
Jestem na podobnym etapie w życiu- po wielu latach dążenia do pewnego celu zawodowego, osiągnęłam go ze sporym sukcesem i nagle całkowicie rozprężyła mnie chęć odpoczywania, nadane sobie prawo do lenistwa (względnego na szczęście) oraz brak równie dużego celu motywującego silnie do działania. Mam wrażenie, że rozpraszam swoją uwagę i czas na drobniejsze rzeczy i nie czuję już satysfakcji z tego co robię, co wcześniej dawało mi mnóstwo radości. Doświadczam tego, analizuję przyczyny i możliwe rozwiązania i cieszę się bardzo, że skierowałeś uwagę na ten temat.
Nie znam gotowego rozwiązania, jak przełamać ten marazm. Nie wiem też czy szybkie postawienie sobie wyżej poprzeczki to dobry sposób. To trochę jak próba znalezienia celu zastępczego na szybko.
Póki co wybrałam:
1. sport dla oczyszczenia umysłu,
2. spełnianie moich obowiązków zawodowych z mozliwie największą uwagą i starannością, żeby czuć radość z dobrze wykonanej pracy, niekoniecznie tej najambitniejszej.
3. próbę zdystansowania się od oczekiwań własnych i cudzych oraz dania sobie czasu na regenerację i odkrycie dalszego planu.
Wydaje mi się, że okresy maksymalnej produktywności muszą być przeplecione czasem spokoju, regeneracji i wręcz nudy.
Trzymaj się dzielnie, to minie 🙂
Ola
Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły… (Iz 40, 31)
Jak nie urok to… 😀 Po części trochę rozumiem. Też swego czasu dotarłem do granicy zarobków, którą ciężko jest mi obecnie przebić. Dokładnie to rok temu otrzymałem nagły zastrzyk gotówki i obecnie jestem daleko od tego szczytu. Mimo wszystko, po przedłożonych wakacjach wdrożyłem swój system nawyków za pomocą małych kroczków i obecnie jestem nie tylko na etapie mocnej „hustlerki”. Nie dość, że firma i blog się rozwijają to jeszcze zabrałem się za pisanie książki. Aczkolwiek, spoko Michał. Inna tematyka, więc nie będę Ci robił konkurencji ;]
Gratuluję sukcesu!
Michał, myślę, że Pani Swojego Czasu przyklasnęłaby Ci za to, że dużo odpoczywasz i śpisz. Ale to, o czym mówisz w podcaście, jest bardzo ważne. Z tą wiedzą można się przygotować na niespodziewany sukces: zaplanować sobie 2 miesiące laby, wdrażać się powoli w nowe projekty i to niekoniecznie superambitne.
Myślę, akceptacja tego, że możesz ponieść porażkę bardzo ułatwia życie – wtedy się nie martwisz na zapas, co będzie jak się nie uda. Po prostu idziesz dalej, robisz swoje.
Może być tak, że już nidy nie osiągniesz tak dużego sukcesu jak „Finansowy Ninja”. Czy to źle? Nie. Akceptacja tego pomaga lepiej spać. Po co się zadręczać? Masz dobrą pozycję w świecie blogosfery, pieniądze i satysfakcję. Może się okazać, że znudzi Ci się pisanie bloga, nie będziesz miał ochoty. Czy to źle? Nie. Taka jest kolej rzeczy. Akceptacja tego ułatwia życie 🙂
Jeśli brak Ci weny, zawsze warto zacząć robić coś nowego, czego nigdy nie robiłeś.
Albo wrócić do początków – do cieszenia się małymi drobiazgami, np. poranną kawą z ukochaną osobą 🙂
Cześć Michał!
Czy masz jakieś refleksje dotyczące tego leniuchowania z perspektywy czasu?
Mam taki problem, że jako mlodzi ludzie napracowalismy się w pewnym momencie z żoną jako przedsiębiorcy i mamy niskim kosztem biznes, który przynosi nam co miesiąc stały pokaźny dochód i…. leniuchujemy flustrujac sie jednocześnie, że wstajemy o 11-12. Dalsza praca skalowania tego, co chcemy kontynuować jest totalnie nieefektywna. Musimy przypilnowac raz w tygodniu na 1-2 h ten biznes, ktory mamy i to tyle. Masz jakieś przemyślenia dotyczące tego podcastu po wydaniu kolejnych wpisów i książki? 🙂 Nie możemy wyjść z tego „marazmu” już od dwóch lat.
Pozdrawiam Cię Michale i będę wdzięczny za odpowiedź!
Kiedyś mi siostra krzyknęła w twarz, w trakcie okrutnej awantury, jak pędziłam przez życie jak klapnięty w zadek koń i zapomniałam o ludziach, sobie, zapominałam „żyć”: „ODPUŚĆ, K…, ODPUŚĆ”. To pomogło. W końcu się obudziłam. Wtedy łatwiej się myśli.
„Chciałem wam przypomnieć, że nie wszystko złoto co się świeci, że nie ma róży bez kolców, że nawet taki absolutnie fenomenalny, spory i nadmierny do oczekiwań sukces może mieć bardzo destrukcyjny wpływ na naszą psychikę, na naszą zdolność do dalszej pracy i jakoś trzeba z tym żyć.”
Gorąco Pozdrawiam