Podcast: Play in new window | Download (Duration: 42:34 — 39.8MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Brak formy potrafi być wkurzający – zwłaszcza, gdy się przeciąga. Dziś przedstawiam sposoby, dzięki którym próbuję sobie radzić z moim wypaleniem.
Nie muszę się przyznawać, że praca ostatnio mi się “nie klei”. Doskonale to widać chociażby po liczbie merytorycznych wpisów na blogu. Część z Was może pewnie uznać, że “Szafrański zarobił już tyle na książce, że po prostu sobie odpuścił”. Prawda nie jest jednak tak prosta.
Daje o sobie znać przemęczenie, które objawia się w specyficzny sposób. Pomimo, że z jednej strony chce mi się pracować, to brakuje formy. A pisanie przychodzi mi z dużym bólem. Czuję się tak, jak kilka lat temu po przebiegnięciu maratonu. Z jednej strony zadowolenie z realizacji celu, a z drugiej długie ociąganie się przed wyjściem na kolejny trening. W efekcie mijały dni i tygodnie, a ja nie wyszedłem biegać. Wkrótce ujawniły się skutki uboczne i jeszcze trudniej było wrócić do narzuconego sobie wcześniej reżimu treningowego.
Podobnego efektu doświadczam teraz po długim okresie pracy nad sukcesem książki. W dzisiejszym odcinku diagnozuję sam siebie i przedstawiam te sposoby, które dotychczas pomagały mi powrócić do pełnej kondycji.
W tym odcinku usłyszysz:
- Co spowodowało tak długą przerwę w nagrywaniu podcastów?
- Dlaczego aktualnie „praca mi się nie klei”?
- Kilka typowych sytuacji, w których obserwuję u siebie spadek formy.
- Diagnoza mojej obecnej sytuacji, czyli dlaczego jestem przemęczony?
- Jak wpadam w pułapkę własnych oczekiwań?
- Jak rozpoznaję początek słabszej formy?
- Dlaczego porównywanie się z innymi to pułapka?
- Kilkanaście sposobów, które pomagają wyjść na prostą, zresetować się i powrócić do pełnej sprawności w pracy.
- Kilka słów podsumowania akcji Biblioteka 500+.
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Czytaj także: WNOP 093: Jak się motywować? – czyli jak skłaniam się do pracy nawet, gdy nie chce mi się nic robić
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Książka „Finansowy ninja”
- Grupa na Facebook’u „Pokonaj swoje długi”
- Kurs „Pokonaj swoje długi”
- JOPlive Tour
- WNOP 025: StrengthsFinder 2.0, czyli jak poznać swoje mocne strony
- WNOP 067: 11 błędów, które popełniłem pisząc książkę – czyli jak zawaliłem najważniejszy projekt 2015 roku
- WNOP 082: Pisanie i wydawanie książki od kulis: narzędzia, dostawcy, druk, sprzedaż i koszty
- Biblioteka 500+
- Formularz zgłoszenia biblioteki do programu “Biblioteka 500+”
Ranking najlepszych kont, lokat oraz kart
Szukasz najlepszych produktów bankowych? Nie ma obiektywnie dobrych rozwiązań – zawsze warto poszukiwać produktu, który jest tani albo płaci najwięcej i jednocześnie dobrze wkomponowuje się w nasz sposób korzystania z konta, karty, lokaty itp.
Rozszerzyłem funkcjonalność porównywarki produktów finansowych. Oprócz znalezienia najlepszego konta ROR i lokaty, teraz pozwala ona także wyszukać optymalne konto oszczędnościowe, konto firmowe oraz kartę kredytową.
Wszystkie wyszukiwarki znajdziesz pod adresem fin.ninja/ranking oraz jakoszczedzacpieniadze.pl/ranking. Link do porównywarki dodałem także w menu bloga.
Dane w tym rankingu aktualizowane są codziennie i na bieżąco rozwijamy i udoskonalamy tę porównywarkę. Uwagi mile widziane.
Pytanie lub komentarz? Zostaw mi wiadomość!
Masz pytanie? Możesz skorzystać z tego linku i nagrać dla mnie wiadomość głosową z wykorzystaniem mikrofonu Twojego komputera. Pamiętaj, że jedna wiadomość może mieć maksymalnie 90 sekund (ale możesz ich nagrać kilka) 🙂
Jeśli nagrywając pytanie przedstawisz się i podasz adres swojego bloga (lub strony WWW), to zlinkuję do niego tak jak uczyniłem w poprzednich odcinkach podcastu. To może pomóc w promocji Twojego bloga, więc tym bardziej zachęcam do zadawania pytań głosowo.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
Sprawdź również: WNOP 098: Destrukcyjne skutki niespodziewanego sukcesu, czyli jak zepsułem siebie i moją pracę
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Transkrypt podcastu
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu w formacie PDF.
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 85.
Dziś opowiem o tym, co robię, gdy mi się nie chce nic robić, albo inaczej: jak sobie radzę z moim wypaleniem.
Witam Cię w 85. odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności, opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
„Co się z tobą dzieje, Szafrański?”, „Kiedy nagrasz następny podcast?” – Marcin, który montuje dla Was te odcinki, pytał mnie kilka razy, kiedy można spodziewać się materiałów. Po raz pierwszy od trzech lat mam tak długą przerwę między odcinkami, w zasadzie pięć tygodni. A dotychczas dosyć regularnie, czy się waliło, czy paliło, nagrywałem dla Was kolejne odcinki. Na ten musieliście poczekać.
Niestety mam ku temu konkretne powody. I to będzie też tematem głównym dzisiejszego odcinka. Część z Was może sobie pomyśleć: „O, cisza się zrobiła na blogu Michała, w podcastach. Chłopak zarobił górę pieniędzy na książce i teraz po prostu olewa swoją robotę. Zamiast dla nas pisać i tworzyć, robi coś zupełnie innego”. Doskonale zdaję sprawę z tego, że właśnie tak może to z zewnątrz wyglądać. Prawda jest jednak zupełnie inna, pomimo że niebywały sukces odniosłem na książce. Tego się ode mnie wymaga, żebym w końcu był szczęśliwy i zadowolony z tego wszystkiego. Prawda jest taka, że jestem ostatnio dosyć przybity, choć wiem, że teraz tego po głosie nie słychać – bo mnie strasznie cieszy nagrywanie podcastów, bo lubię nagrywać każdy odcinek z uśmiechem na ustach.
Cieszę się, że nareszcie zebrałem się w sobie i usiadłem do nagrania tego odcinka. Chcę się z Wami podzielić właśnie tym, co się działo w ostatnim czasie, dlaczego to się dzieje nadal, skąd ta sytuacja, ten brak mojej formy. Z jednej strony to jest coś, co jest dla mnie megablokujące, a z drugiej – megawkurzające. Ten odcinek to jest taka próba diagnozy stanu, który można by nazwać wypaleniem i przemęczeniem. Chcę powiedzieć, że to nie jest dla mnie żadna nowość – w tym sensie, że na przestrzeni ostatnich czterech lat, kiedy bloguję, już kilka razy mi się coś takiego zdarzało. Myślę, że to zdarza się każdemu z nas, bo każdy ma jakieś swoje z jednej strony świetne, a z drugiej słabe momenty i okresy. Myślę, że w szczególnie trudnej sytuacji są te osoby, które nie mają takiego zewnętrznego motywatora, szefa nad sobą, same są nim dla siebie. Właśnie freelancerom, przedsiębiorcom, tym osobom, które muszą w jakiś sposób motywować się do pracy, może być rzeczywiście ciężko zebrać się w sobie, jeżeli dopada je chwila słabości czy okres gorszej formy. Te osoby nie mają motywatora zewnętrznego.
Nagrywam ten odcinek, bo sądzę, że doświadczenia, którymi się podzielę, mogą się któremuś z Was po prostu przydać. Podzieliłem go na cztery części, bo chciałem, żebyście mieli najpierw dobry kontekst, dlaczego w ogóle poruszam ten temat, a później już szczegółowo przejdę do detali.
Zacznę od omówienia tego stanu, w którym rzeczywiście się w znajduję, potem przedstawię kilka takich typowych sytuacji, w których u siebie obserwuję spadek formy. Bo się okazuje, że jestem w stanie w dosyć dobrym stopniu przewidzieć, że coś takiego będzie się działo. A później zdiagnozuję dlaczego. Czyli z jednej strona objawy, a z drugiej – takie praprzyczyny obecnego stanu. W czwartej i ostatniej części przedstawię sposoby, które pomagają mi w jakiś sposób poradzić sobie z taką sytuacją, wychodzić z niej. Mówiąc wprost, takie drobne i większe lifehacki, żeby się doprowadzić do stanu pełnej używalności.
Teraz jedną rzecz chcę podkreślić: nie jestem absolutnie lekarzem, nie znam się na tematyce wypalenia zawodowego, depresji czy przemęczenia. Mówię w tym odcinku wyłącznie o swoich doświadczeniach, o tym, co dotychczas u mnie się sprawdzało. Chcę też podkreślić, że jeżeli żadna taka samoobsługowa, samodzielna technika wychodzenia na prostą nie zadziała, to zawsze można skonsultować się ze specjalistą. Są lekarze i osoby, które pomagają ludziom z różnymi problemami typu depresja. Ja nie jestem ekspertem, dzielę się tylko własnymi doświadczeniami.
Zacznę od tego stanu, w którym się znajduję. Można powiedzieć, że stan fajny i idealny, pożądany, bo wydałem swoją książkę, zarobiłem górę pieniędzy, powinienem być szczęśliwy, a nie jestem. A co się okazuje? Kiedykolwiek teraz bym usiadł do pisania czy do tworzenia nowych treści, po prostu mam autentycznie gigantyczne obrzydzenie do roboty. Z jednej strony bardzo bym chciał, a z drugiej strony praca mi się nie klei. Można powiedzieć: „Michał, jesteś przemęczony”, sęk w tym, że nie czuję się zmęczony. To jest tak, że miałem wakacje, co prawda przeplatane różnymi zdarzeniami, bo nadzorowałem książkę itd. Faktem jest, że w pełny sposób nie oderwałem się od pracy, ale rzadko kiedy mi się to udaje.
W tej chwili jest tak, że kiedy siadam przed komputerem i zaczynam pisać, nawet wiem, o czym, mam masę tematów wynotowanych, researchu wykonanego, czyli rozpoznanego tematu, wiem, w jaki sposób chcę zaprezentować te informacje, to po prostu czasami przez kilka godzin piszę tylko kilkaset wyrazów – to jest bardzo, bardzo mało. Totalna masakra. Jak widzę, że ta robota się nie klei, to automatycznie czuję się w jakiś sposób przytłoczony. Bo tak: spraw do przodu nie posuwam, zaległości z ostatniego pół roku narosły, bo wszystko, co nie było związane z książką, odkładałem gdzieś na półkę. I w tej chwili autentycznie nie wiem, w co ręce włożyć…
Rzeczywiście tych zadań jest od groma i ciut-ciut. Jestem gościem, który żyje zadaniami – to wiecie doskonale, bo ciągle o tym mówię. Ale jak widzę taki zestaw zadań, które mnie czekają danego dnia, to po prostu mnie to kompletnie przytłacza. I Jeszcze do tego, jak się zabieram za pierwsze, drugie czy trzecie z listy, czyli najważniejsze, te, które danego dnia powinienem wykonać, i jednocześnie mi się to nie udaje, to kolejny dzień może być już tylko gorszy.
To się też wiąże z tym, że doprowadziłem się do takiego stanu, że praca nad książką spowodowała zerwanie z taką totalną regularnością, rutyną, którą wcześniej miałem. Dla mnie było czymś porządkującym, że wstaję o konkretnej porze, wykonuję jakąś tam sekwencję działań – taki poranny rytuał – i dopiero później siadam do pracy. W tej chwili jest tak, że ten plan dnia jest kompletnie posypany. Ani nie kładę się, ani nie wstaję o stałej porze. Jak chcę spać dłużej, to śpię. Czasami budzę się o godzinie 10.00 i orientuję, że tak mało dnia już zostało i w zasadzie powinienem być trzy kroki dalej. Frustruję się też tym, że w żaden sposób nie pomogłem Gabi w wyprawieniu dzieciaków do szkoły, że to się wydarzyło, kiedy spałem. Totalna degrengolada i wkurzanie się na siebie z małą ilością pracy rzeczywiście wykonanej. To powoduje, że złapałem doła.
Dostałem ostatnio nagrodę na Blog Forum Gdańsk dla wpływowego blogera. I w zasadzie absolutnie mnie to nie cieszy. OK, gdyby coś takiego wydarzyło się pewnie dwa lata temu, to skakałbym do góry z radości, bo skakałem, pamiętam. A teraz po prostu traktuję to tak: „OK, fajnie”, wzruszenie ramionami i idziesz dalej. Dla jasności: nie czuję się jak osoba, która ma jakąś depresję. Po prostu robota mi się nie klei, czuję jakieś totalne rozluźnienie i to pomimo braku zmęczenia – co też jest istotne. Z drugiej strony jest też tak, że jestem świadomy dosyć mocno tego swojego stanu i potrafię zrozumieć, z czego on wynika.
Mam kilka takich typowych sytuacji, w których obserwuję u siebie spadek formy. Raz potrafię to wcześniej wyłapać i zareagować, a innym razem nie. Dam kilka przykładów.
Pierwszy jest totalnie typowy, czyli zachodzi zawsze po urlopie – i to chyba ma bardzo dużo osób. Jak wracam z urlopu, to po prostu potrzebuję kilka dni na rozbiegówkę, żeby wdrożyć się rzeczywiście do pracy i wpaść w taki „flow”, czyli stan, kiedy idzie mi ona sprawnie do przodu. Czasami wracanie do takiej codzienności trwa dłużej, innym razem krócej. Ja już się przekonałem, co mi najlepiej pomaga. Ten powrót do pracy idzie mi lepiej, kiedy jeszcze przed wyjazdem na urlop zaplanuję sobie, co będę po nim robił. Najlepiej w ten sposób, że już w kalendarzu mam zapisane konkretne rzeczy, bo wtedy nie mam żadnej taryfy ulgowej. Czyli muszę się szybko ogarnąć. Patrząc przez pryzmat pracy nad książką, rzeczywiście w tym roku tego zabrakło. Było wiadomo, że jest okres premierowy, w międzyczasie byliśmy na urlopie, ja w zasadzie świadomie nie planowałem sobie tej drugiej połowy roku. Ale to okazało się też trochę zgubne. Skoro nie zaplanowałem, to, można powiedzieć, mam taki totalny luz. Przez to ciężko mi się zabrać do pracy. To jest jeden typowy scenariusz.
Drugi typowy scenariusz jest związany z tym, że żyję cyklami pogody. I jak teraz nam się na zewnątrz zrobiło ciemno dużo wcześniej niż latem, zapanowała szaruga, zrobiło się zimno, to ja siedzę tutaj i czuję, że mi ciągnie po nogach, co też działa na mnie przybijająco. Po prostu tak już mam. Nie jestem jakimś wielkim światłolubem jak ci, którzy muszą przebywać na świetle, by „ładować się” tym słońcem. Ja lubię, jak jest jasno, ale z drugiej strony nie przepadam za przebywaniem na słońcu. Wiem, że są osoby, które używają jakichś specjalnych urządzeń, np. lamp, po to żeby w tym okresie szarugowym doświetlić się światłem, które przypomina słoneczne.
Trzeci scenariusz, w którym ewidentnie widzę spadek mojej formy, jest wtedy, kiedy kończy się jakiś duży projekt. To jest taki moment, kiedy tym bardziej czuję rozluźnienie. Jest ono tym większe, im projekt jest bardziej długotrwały i wymusza na mnie jakieś kompromisy, np. musiałem rezygnować ze wszystkich innych rzeczy. Tak było z książką, rok temu z kursem „Pokonaj swoje długi”, z „Elementarzem inwestora”. To były bardzo angażujące projekty, które spowodowały, że poodkładałem na bok inne sprawy, które pojawiały się w międzyczasie. To z kolei spowodowało takie duże spustoszenie, że powrót do codziennej rutyny stał się bardzo trudny.
Jest jeszcze czwarta sytuacja, podczas której rzeczywiście moja forma spada albo może spaść. Są to wszelkie emocje lub wydarzenia, które pojawiają się w międzyczasie w totalnie nieprzewidywalny sposób, poza moją kontrolą. I to ewidentnie rzutuje na pracę. Takie zdarzenia miałem nawet w drugiej połowie ubiegłego roku, które spowodowały, że różne rzeczy się posypały. Nie byłem w stanie zebrać się w sobie, po prostu nie szło.
I jak zacząłem się zastanawiać, skąd akurat teraz taka sytuacja, to doszedłem do wniosku, że mam zbieg kilku okoliczności naraz. Bo nie dość, że skończył się duży i wyczerpujący projekt, którym była książka, to jeszcze pojawiła się sytuacja związana z tym, że zmienia się pora roku na tę zimną i jesienną. To wszystko złożyło się w jedną całość. Emocje też były olbrzymie – nie oszukujmy się – najbardziej te pozytywne. Ale były również negatywne, o których będę mówił bądź pisał podczas przedstawiania case study całego projektu książkowego. Bo było sporo błędów po drodze, trochę nieprzewidzianych zdarzeń, co też powodowało niepotrzebne emocje i stres. Myślę, że to powoli ze mnie wyłazi. Muszę się wewnętrznie wyciszyć, uspokoić i nastroić do pracy, odcinając się od tego.
Myślę, że główny błąd, który popełniłem – o tym mówiłem w podcaście, w którym omawiałem błędy popełnione podczas pracy nad książką – to że nie odpocząłem w zeszłym roku, czyli po zakończeniu kursu „Pokonaj swoje długi”, który był dość wyczerpujący dla mnie. Po prostu od razu przystąpiłem do pisania książki. A to był bardzo duży błąd, bo w drugiej połowie roku też miałem swoje zobowiązania. Książki nie ukończyłem. Później zwaliło się na mnie wszystko, co odkładałem. Tak naprawdę to sam sobie to wziąłem na głowę, czyli występy na kilku konferencjach, a na przełomie 2015 i 2016 r. cykl wydarzeń JOPlive Tour, czyli pięć występów w pięciu miastach w Polsce, spotkania z Wami, w co też się zaangażowałem.
Można powiedzieć, że tak naprawdę dopiero po dwóch latach intensywnej pracy teraz w zasadzie miałem okres odpoczynku, którego nie mogę jednak zaliczyć do udanych, ponieważ cały czas byłem z głową w książce, chociaż fajnie było gdzieś tam wyjechać. Czyli w zasadzie teraz mam okres, kiedy rzeczywiście zluzowałem z pracą, zresztą widać to i na blogu, i w harmonogramie podcastów. Ale to ma też negatywny wpływ na mnie, gdyż powoduje u mnie wyrzuty sumienia. Zauważyłem, że nieszczególnie umiem się cieszyć brakiem pracy, ja lubię być zapracowany. Wydaje mi się, że wpadłem w taką pułapkę oczekiwania i to nie tylko Waszych oczekiwań w stosunku do mnie – bo z tym sobie chyba potrafię poradzić – bardziej moich wobec siebie.
Czyli z jednej strony to jest tak, że stawiam sobie z każdym nowym projektem dość wysoko poprzeczkę. Zazwyczaj każdą przeskakuję, ale prawda jest taka, że jest mi coraz trudniej to robić. Czyli niepotrzebnie sam na sobie wywieram pewną presję. Chcę, żeby każdy następny produkt, projekt, wpis na blogu, podcast był lepszy od poprzedniego. Uczciwie mówiąc, nie da się tak zrobić, ponieważ pojawia się czas, w którym ta forma jest słaba. Z wiekiem też nie jestem coraz bardziej produktywny. Mam prawo do tego, żeby mi się tak bardzo nie chciało, jak to było dawniej.
Niestety, jeżeli swojej poprzeczki nie przeskakuję, to tracę pewność siebie. Moja samoocena się obniża, zaczynam powoli kwestionować wszystko, co dotyczy mojej osoby i osiągnięć. W takim stanie łatwo jest mi dojść do wniosku, że co miałem do dania, już dałem. I stąd jest niebezpiecznie blisko do takiego pytania, które może się pojawiać: „Po co dawać więcej?”. Zawsze, jak wpadam w taki stan, gdy jestem w gorszej formie, w pewnym sensie zaczynam przemyśliwać, analizować i tracić tę pewność siebie. Możecie tak się zastanawiać: „Szafrański, taki gość! Wiele mu się udaje, czego się nie dotknie, to w złoto się zamienia”, a jednocześnie sam mam wątpliwości co do tego, czy to, co robię, ma sens.
Cały paradoks polega na tym, że takie myśli mam tylko wtedy, kiedy rzeczywiście luzuję i odpuszczam. Bo gdy pracuję, to jestem w wirze. Wtedy czuję się najlepiej. Nie mam praktycznie czasu zastanawiać się nad tym, czy coś jest nie tak. Po prostu realizuję to, co zaplanowałem, zawsze po to, żeby zdążyć przed wyznaczonym terminem. Żyję tymi listami zadań.
Na szczęście jest tak, że w wielu przypadkach potrafię sobie z tym poradzić. Odpowiednio wcześniej zauważam, kiedy zaczyna się u mnie taki stan. Oczywiście jak już w niego wpadnę, to jest mi trudno wyprowadzić się na prostą. Zaraz powiem, jak to robię.
Muszę wspomnieć jeszcze o tym, jak dowiaduję się, że coś takiego nadchodzi. Przede wszystkim zauważam, że zaczynają mnie irytować naprawdę drobne rzeczy, takie, które w normalnej sytuacji w ogóle ignoruję i którymi się nie przejmuję, np. gdy przychodzą maile z pretensjami, nieprzyjemnymi komentarzami. Po prostu to mnie zaczyna nagle denerwować. W typowej sytuacji przeszedłbym z tym do porządku dziennego, jednakże kiedy już wpadam w ten stan, to takie drobiazgi wyprowadzają mnie z równowagi.
To, że widzę, że robota mi nie idzie, to jest jedno, ale obserwuję u siebie też taki efekt, że żeby tę pracę wykonać, to przesiaduję przed komputerem kilka godzin, próbując popychać sprawy do przodu. A później przekonuję się, że to w ogóle nie miało sensu. Powiem szczerze: lepiej byłoby przeznaczyć te kilka godzin na spanie albo na spacerowanie. I wtedy też pojawia się poczucie marnotrawienia czasu. Niby coś robię, ale nie w takim tempie, jak bym sobie życzył. Gdy to już następuje, to wtedy jest równia pochyła, bo nie potrafię w tym momencie tego przerwać. W sumie nieważne, ile siedzę przed komputerem – nic nie zrobię. I następuje efekt domina, że skoro nie zrobiłem tego, co zaplanowałam na ten dzień, to następnego otwieram oczy i czuję, że już jestem spóźniony, a jeszcze nic nie zdążyłam zrobić.
Powiedziałem o tych drobiazgach, które mnie irytują, ale nie wszystkie te rzeczy są małe. Czasami pojawia się konstruktywna krytyka, na którą też reaguję nerwowo. Poza tym pojawia się poczucie osamotnienia w tym, co robię. Bo nie mam z kim się skonsultować – tak mi się czasami wydaje – porozmawiać, gdyż mało kto rozumie, co robię. I tak naprawdę to praca, którą wykonuję gdzieś tam w tle, to jest coś takiego, czego nie widać, czego inni nie rozumieją. Da się zauważyć tylko efekty tej pracy. I gdy zaczynam czuć się taki osamotniony, to trochę zamykam się w sobie. Nawet nie próbuję z nikim o tym rozmawiać na ten temat, bo skoro nikt mi nie może w tym pomóc, to po co miałbym to robić?
I jeszcze jest kilka elementów, które się pojawiają. Jednym z nich jest coś takiego, że kiedy nie skupiam się na swojej pracy i na tym, co mam do wykonania, to zaczynam się rozglądać wokół siebie, czyli szukam sobie czasami takiej „zapchajdziury”. Wtedy widzę, co robią inni, i czasami się okazuje, że ktoś zrobił coś naprawdę fajnego, a ja na to nie wpadłem. I nawet nie chodzi o to, że ktoś ma jakiś sukces w tym, co robi, tylko zaczynają się takie wyrzuty: „Dlaczego ja na to nie wpadłem?”, „Dlaczego to nie ja robię takie fajne rzeczy?”.
Czyli zaczyna się teoretycznie bardzo niewinnie – po prostu patrzenie na efekty czyjejś pracy. Przynajmniej na początku nie wygląda to groźnie. Ale gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do tego, że zaczynam się porównywać z innymi. Jeżeli to robię, znowu jest kanał. Zawsze będzie ktoś lepszy ode mnie, kto wyżej skacze, szybciej biega, fajniejsze rzeczy robi, więcej pieniędzy zarabia. Z mojej perspektywy porównywanie się z innymi jest totalnie bezsensowną rzeczą. Widocznie mam wewnętrzną skłonność do tego, aby to robić, gdyż mam taką cechę, która wyszła z testu StrengthsFinder, o którym mówiłem w 25. odcinku podcastu – zalinkuję do niego w notatkach do tego odcinka. Nazywa się ona „Achiever” – to taki mój talent dosyć silny, czyli z jednej strony dążę do tego, żeby we wszystkim być jak najlepszy, a z drugiej – działam zaliczeniowo, czyli staram się mieć te drobne, mniejsze czy większe sukcesy. Tymi rezultatami się po prostu żywię. Wiem, że taki jestem. Ale też z drugiej strony to prowadzi do tego, że jeżeli wpadnę w pułapkę porównywania się, to prowadzi to do frustracji. To jest bez sensu.
Są też inne elementy, które się pojawiają, kiedy brak formy daje o sobie znać. To jest to, że u mnie pojawia się paraliż decyzyjny. Zazwyczaj decyduję bardzo szybko. Podejmuję decyzję „tak”, „nie” lub „nie wiem”. Każda z tych ścieżek jest dobra, bo jeżeli „nie wiem”, to spróbuję się dowiedzieć, po to żeby móc podjąć decyzję „tak” lub „nie”. W momencie, w którym najprostsze rzeczy powodują, że zaczynam się zastanawiać i nie działam szybko lub automatycznie, to znaczy, że u mnie zaczyna się okres gorszej formy. Nagle zaczynam się zbyt często przełączać między różnymi zadaniami. W efekcie niczego nie kończę szybko, ponieważ próbuję wykonywać wiele rzeczy jednocześnie. Zaobserwowałem taki efekt, że kiedy sypie mi się codzienna rutyna i zaczynam wstawać o różnych porach, to jest to symptom, że coś złego się ze mną dzieje.
I co mi wtedy pomaga – to kluczowe pytanie, prowadzące do sedna. Pierwsza i najważniejsza rzecz to jest wysypianie się. Potrafię funkcjonować z małą ilością snu, ale jeśli kilkanaście nocy z rzędu zawalę, to po prostu jestem rozdygotany i, mówiąc zupełnie wprost, nic mi kompletnie nie idzie. Osiem godzin snu to jest najlepsze, co może być. Bardzo mi się podoba to, że w nowym systemie Apple iOS 10 została wprowadzona do standardowego budzika funkcja, która pozwala określić, o której godzinie chcemy wstać i ile godzin chcemy spać. Alarm sam się włącza w dwóch momentach: wtedy, kiedy powinniśmy się zbudzić, ale także wieczorem, i mówi nam, że już powinniśmy iść spać. Nie korzystam jeszcze z tego intensywnie. Włączyłem tę funkcję, ale jeszcze nie jest tak, że daję się zmuszać do pójścia spać, ale powoli się do tej myśli przyzwyczajam, bo rzeczywiście to jest rzecz, która mi bardzo pomaga.
Druga rzecz w przypadku złej formy to jest próba powrotu na takie podstawowe tory, w moim przypadku – na siłę do tej dziennej rutyny, czyli do wstawania o konkretnej porze, wykonywania takich samych czynności codziennie rano w nieco automatyczny sposób. Robienie tych rzeczy przygotowuje mnie do zebrania się do pracy. Jeżeli do tego nawyku uda się powrócić, to już będzie całkiem dobrze. Utraciłem to przy pracy nad książką, dlatego że wtedy był totalny chaos. Wstawałem, kiedy się wyspałem, pracowałem praktycznie non stop przez cały dzień i szedłem spać. Można powiedzieć: zaniedbałem taki standardowy reżim. Całkowicie zapomniałem o czymś takim jak czas wolny, odpoczynek, relaks itd. Była tylko praca. I to mi zrujnowało ten poranny rytuał, który, moim zdaniem, miałem już całkiem dobry.
Kolejny aspekt: zrobienie sobie wolnego. To pomaga, z tym że ja nie do końca potrafię odpoczywać. Lubię pracować, ale nie lubię, kiedy praca mi nie idzie.
Jest jeszcze parę takich drobnych elementów, które mi pomagają. Odnoszenie małych sukcesów – już kiedyś o tym wspominałem, np. posprzątanie domu, wywalenie zbędnych rzeczy. To jest trochę inna forma pracy, ale bardzo pomocna.
Kolejna rzecz – aktywność fizyczna – i to taka szeroko rozumiana. To oczywiście mogą być ćwiczenia. Też je zaniedbałem, więc praktycznie w ogóle nie ćwiczę, poza jakimiś tam pompkami. Ale np. taka aktywność, żeby wyjść w ciągu dnia na spacer, łyknąć tego światła, póki ono jest. Mam taką wymówkę: bycie śpiącym po półtoragodzinnym spacerze. I często też z tego powodu odpuszczam. Ale to jest błąd, bo jeżeli łykniemy trochę świeżego powietrza, to dużo łatwiej nam się później pracuje, jeśli nie tego samego dnia, to następnego.
Następną ważną rzeczą jest nawadnianie. Zauważyłem już, że to jest bardzo dobre dla mojego organizmu. Poza oczywistymi pozytywnymi skutkami jest też aspekt czysto fizjologiczny –picie zmusza mnie, by od czasu do czasu wstać od komputera i pójść do ubikacji. To jest takie coś, co w naturalny sposób wymusza przerwanie tego, co robię. O ile pracuję i rzeczywiście jestem skuteczny w pracy, o tyle wiadomo, że to może być taka przeszkadzajka. Uważam, że taki reset jest całkiem dobry od czasu do czasu. Jeżeli wykonuję czynności bezproduktywne, to wstanie od komputera jest naprawdę ważne, żeby na chwilę się oderwać, zresetować, wrócić i być może zabrać się za to, co powinienem zrobić. Więc kilka korzyści za jednym zamachem. Picie dużej ilości wody pomaga.
Dobrą dla mnie rzeczą jest też oderwanie się myślami ode mnie samego – czyli od myślenia o sobie. Chodzi o zajęcie głowy czymś innym niż moja praca, np. przeczytanie jakiejś książki, oglądanie np. wypadków na rosyjskich drogach na YouTubie, uczenie się czegoś nowego. Takie rzeczy pomagają totalnie zapomnieć o tym, że jakieś zadanie mam do wykonania, czyli, krótko mówiąc, zmuszam się w aktywny sposób do odpoczywania. Można to nazwać odpoczynkiem – ja przynajmniej tak to definiuję.
Kolejnym panaceum dla mnie jest rozmowa z innymi osobami – telefonicznie, przez Skype’a lub po prostu spotkanie się. Zauważyłem, że nic tak nie jest w stanie poprawić mi nastroju, dodać energii w ciągu krótkiego czasu jak rozmowa z kimś. Dla takiego solopreneura, osoby, która nie ma w zasadzie kontaktu z innymi, ten brak rozmowy niesamowicie mnie zubaża. A z drugiej strony powoduje, że łatwiej jestem w stanie popadać w taki nostalgiczny nastrój rozdrażnienia. Jest oczywiście pewien efekt uboczny z tym związany, bo w momencie, kiedy mam słabszą formę, to nie mam nastroju do rozmów. Wiem, że te spotkania teoretycznie mi pomagają, z drugiej strony tych spotkań unikam, bo nie lubię być osobą marudzącą czy narzekającą, a właśnie taki najczęściej w tych momentach jestem. Więc to jest taka walka z samym sobą, ale to zawsze w zasadzie mi pomaga.
I też zauważyłem, że jak jestem w słabszej formy, zamartwiam się sam sobą, to wyjściem z tego jest docenienie tego, co mam. Czyli rozejrzenie się wokół siebie i zastanowienie, w jak doskonałej sytuacji mimo wszystko jestem. Problemy, które mam, są totalnie nieistotne i chwilowe. Tak naprawdę mam superrodzinę, zdrowie i wszystko świetnie idzie. Często pomaga nawet taka prosta czynność, jak wejście na grupę „Pokonaj swoje długi” i zobaczenie, z jakimi problemami część z Was się boryka. Na szczęście tych problemów nie mam, a tym samym powodów do zmartwień. I jak najbardziej mam prawo też do tego, żeby moja forma była gorsza. Nie powinienem na chwilowej niedyspozycji budować od razu wielkich, czarnych scenariuszy.
Robię też tak, że staram się pobudzić w takich momentach do kreatywności. To jest kolejna wskazówka, którą mógłbym dać. Czyli próbuję coś zaplanować, nawet nie konkretnie. Takie dyżurne pytania, które sobie wtedy zadaję, to np.: „Jakie prezenty chcę kupić rodzinie na urodziny czy na święta?”, „Gdzie pojedziemy na wakacje? Jak tam spędzimy czas?”. Ogólnie rzecz biorąc: co mogę zrobić takiego, co spowoduje, że osoby wokół mnie będą zadowolone? Jeżeli spowoduję coś takiego, to automatycznie poprawia mi to humor. To mogą być totalne drobiazgi, ale samo planowanie powoduje, że odrywam się od tej mojej frustracji, że mi praca nie idzie.
Kiedyś było też tak, że ukrywałem to swoje gorsze samopoczucie lub brak formy i uważałem, że nie należy tym obdarowywać osób wokół nas. A teraz mówię o tym zupełnie wprost. I to jest taka zmiana, która zaszła na przestrzeni ostatnich pewnie trzech lat. Ja mówię: „Gabi, żebyś wiedziała, jak mi robota nie idzie…”. Ona daje wtedy takie proste rozwiązanie, które ja odbieram wtedy jako akceptację mojego stanu: „Po co masz to robić? Odpocznij sobie”, „Po co się spinasz? Nic nie musisz”. I takie proste przyzwolenie zewnętrzne na to, żebym zaakceptował sytuację, że po prostu coś nie wychodzi, zamiast kopać się z koniem. Nie oszukujmy się, to jest coś, co czasami jest potrzebne. Można powiedzieć, że to jest takie totalnie banalne i oczywiste, a jednak pomaga.
Wynotowałem sobie jeszcze cztery elementy, które są specyficzne dla mnie. To nie jest tak, że to każdemu będzie pasowało. Ale tak jak mówiłem, ja jestem osobą, która lubi działać zgodnie z planem. Stosuję też taką sztuczkę w tych momentach, że staram się za dużo nie planować. Przygotowuję sobie listę zadań, żebym wiedział, że ona ma 100% szansy powodzenia, że wszystkie te rzeczy z jednego dnia zrealizuję. Więc wychodzę z takiego założenia, że na dany dzień planuję sobie tylko jedną rzecz. Dzisiaj np. zaplanowałem, że nagram ten odcinek podcastu. Potrafię to sobie również zracjonalizować. Mówię sobie: „OK, normalna taka moja lista zadań to 10–20 na dany dzień, ale co się stanie, jeśli wpiszę sobie jedno czy dwa? OK, rocznie zrobię 360–720 zadań, przecież to i tak całkiem sporo. Możesz przecież zrobić jedno zadanie dziennie”. I w ten sposób mam rzeczywiście poczucie wykonanej roboty, pomimo że to było tylko jedno zadanie na dany dzień, ale przynajmniej je wykonałem i odhaczyłem. Jestem gotowy na kolejny dzień.
Pomaga mi też drugi element, którym jest uświadomienie sobie, dla kogo to wszystko robię. Mój znajomy Darek niedawno, jak się widzieliśmy, rozważał założenie bloga, ale nie potrafił sobie tego uzasadnić wewnętrznie. Powiedział: „Michał, no co, założę bloga, jakichś porad tam będę komuś udzielał i ktoś mi powie, że rzeczywiście mu się te porady przydały. I ja go poklepię po ramieniu i powiem, że super, że naprawdę fajnie, że ci się przydały, i koniec” – nie miał takiej satysfakcji, że ktoś inny dzięki niemu może coś w swoim życiu poprawić. Dla niego to nie było szczególnie motywujące, a dla mnie z kolei jest. Dla mnie jest bardzo ważne poczucie tego, że robię dobrą robotę i ona się komuś przydaje. Miarą tego, czy ona jest dobra, jest jej przydatność dla innych osób. I w takich momentach, kiedy mam gorszą formę, staram się do tego wracać, tzn. szukam tych pozytywnych przykładów na to, że moja praca rzeczywiście pomaga i to jest to, co powinienem robić.
Oczywiście to ma też skutki uboczne w postaci frustracji, że mi ta robota nie idzie jeszcze bardziej. Ale też jest tak, że powoli buduje się swoją motywację do tego, żeby jednak się przełamać, coś zrobić, obniżyć ten poziom standardu, który sam sobie ustanowiłem, że jednak nie muszę tak wysoko skakać. Bo wystarczy, że to obniżam, a i tak dla kogoś może to być przydatne. I to jest właśnie ten powód, dla którego to robię. Nie po to, by było to doskonałe, tylko po to, żeby było dla kogoś przydatne. Jeżeli zmieniam tę optykę, jeśli mniej myślę o sobie, a bardziej o tych osobach, które są po drugiej stronie, to jestem w stanie sobie różne rzeczy wybaczyć. Bo być może nie będzie to górnych lotów i zbiorę superkrytykę za to, co wypuściłem, ale możliwe, że niektórym osobom to się przyda. Widzę więcej plusów niż minusów.
Kolejny aspekt to jest odpuszczenie. To jest po prostu zaakceptowanie tego, że nie da się nadrobić straconego czasu i coś już minęło. To mi przychodzi zawsze z bardzo dużą trudnością. Staram się wykonać to, co należy, nawet jeżeli jestem spóźniony. Przykładem jest to, ile mam maili w skrzynce pocztowej. Zazwyczaj dążę do tego, by ich nie mieć, czyli „inbox zero”. Praktycznie od początku tego roku nie miałem takiej sytuacji, żebym miał zero. Zawsze tam jest kupa niezałatwionych spraw – najstarszy mail jest od Tomka, datowany na marzec tego roku. Czasami trzeba po prostu odpuścić. Może w tej chwili zrobię tak, że po nagraniu tego odcinka po prostu usunę wszystkie wiadomości, które tam jeszcze zostały. Sprawy niezałatwione i tyle. Bardzo ciężko jest mi odpuścić, ale staram się to robić i kiedy to robię, ból jest chwilowy, ale później jest duża ulga.
I też ostatni aspekt, o którym chciałbym powiedzieć. Jeżeli wiem, że jestem w takim stanie, to koncentruję się na jednej rzeczy, dopóki jej nie ukończę. I to jest coś takiego, że w stanie tej gorszej formy szukam wypełniacza czasu. Skoro praca mi nie idzie, to OK, zajrzę na Facebooka, jakiś artykuł przeczytam, sięgnę po książkę, może pomyślę, jak lepiej pieniądze inwestować. Robię milion rzeczy naraz i w zasadzie wszystkie są rozgrzebane. Wtedy bardzo mi pomaga, jeżeli się skoncentruję tego dnia na jednej, czyli np. nagraniu tego odcinka podcastu. I chociaż zabrał mi już naprawdę bardzo dużo czasu, bo po prostu długo się zbierałem, żeby zmontować całą aparaturę, stanąć przed mikrofonem i zacząć mówić, to teraz, jak mówię, już czuję się dużo lepiej.
Zobaczcie, to była taka forma autoterapii, ale chciałem też zaświadczyć, że stan gorszej formy przytrafia się absolutnie każdemu. Na kogo byście nie patrzyli, czy to w internecie, czy w telewizji, czy na wielkich gości jak Elon Musk – szef wielu firm – oni też mają gorsze dni i swoje sposoby, jak gorszą formę przerwać. Podałem Wam kilka moich sposobów, mam nadzieję, że się Wam przydadzą.
Mam kilka ogłoszeń na koniec i chciałbym Was również o coś poprosić.
Po pierwsze – czysto informacyjnie: książka Finansowy ninja sprzedaje się naprawdę świetnie. Jest dużo lepiej, niż się spodziewałem. We wrześniu naprawdę nie dawałem Wam dużo powodów do tego, żebyście zaglądali na mojego bloga, były raptem dwa: jeden podcast i wpis. Sam byłem zaskoczony, że pomimo tego i tak się sprzedało 1400 egzemplarzy książki papierowej. E-booków sprzedałem chyba 322. Razem w sumie 1700 egzemplarzy, to jest naprawdę olbrzymia liczba. Absolutnie jestem tym zaskoczony. Pomimo że świetna była przedsprzedaż, pierwsze dwa miesiące były absolutnie super, to wrzesień też dopisał.
Oczywiście nie tak dobry jak przedsprzedaż, ale też był absolutnie super.
I do tego chciałem Wam jeszcze ogłosić, że zakończyłem już cały okres premierowy książki. Tą kropką nad „i” jest akcja Biblioteka 500+. Wysłałem do 499 bibliotek w Polsce 517 egzemplarzy książki Finansowy ninja, listę tych bibliotek znajdziecie na blogu. Zapraszam do zerknięcia tam te osoby, które nie kupiły książki, a chciałyby ją przeczytać, bo one już są w bibliotekach. To jest coś, z czego jestem absolutnie dumny. Okazuje się po tych mailach, które dostaję od bibliotekarzy, że oni nie słyszeli, żeby ktoś w ogóle coś takiego kiedykolwiek zrobił, aby tyle egzemplarzy książek biblioteki otrzymały za darmo. A ja powiem więcej: chciałbym akcję kontynuować, więc jeśli chcecie zgłaszać jeszcze biblioteki, to zapraszam do wejścia pod link: fin.ninja/biblioteka. Będzie on też pod tym odcinkiem podcastu. Możecie zgłaszać biblioteki, które chcielibyście, aby otrzymały egzemplarz książki Finansowy ninja. Nie wiem, kiedy będę realizował kolejną wysyłkę, ale stanę na uszach, żeby tych książek wysłać jeszcze więcej. Teraz mam taki dylemat, bo nie wiem, czy powinienem rozdawać tak dużo egzemplarzy, bo zaraz się okaże, że do końca roku książek nie starczy. Ale gdybyście chcieli kupować książkę na prezenty, to także zachęcam do jej kupienia bez zbędnej zwłoki.
I trzecia rzecz: mam bardzo dużą prośbę związaną z tym odcinkiem podcastu. Bardzo Was proszę, żebyście podzielili się w komentarzu swoimi sposobami na przełamywanie takich okresów, kiedy nie macie formy, czy również tym, jak sobie radzić z jesiennym, gorszym samopoczuciem. Jestem ciekawy, co wtedy robicie, w jaki sposób próbujecie się doprowadzić do stanu pełnej dyspozycji czy używalności.
Chętnie usłyszałbym komentarze, gdyż takich odcinków dużo nie nagrywam i bardzo mnie ciekawi, czy to jest dla Was interesujące, czy nie.
Przypominam, że notatki do tego odcinka podcastu znajdziecie pod adresem: jakoszczedzacpieniadze.pl/085.
Bardzo chciałem przeprosić za gorszą niż zazwyczaj formę, za ciszę na blogu, zbyt nostalgiczną formułę tego odcinka, ale wierzę, że to jest dla Ciebie przydatne. Dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i nieustająco życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
Zobacz także: WNOP 119: Jak odnaleźć swoją pasję i wykonywać pracę, którą naprawdę się kocha
{ 103 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Panie Michale, link do transkrytpu w formie PDFa nie prowadzi tam gdzie powinien ;).
Hej Przemek,
Dzięki wielkie! Już poprawiłem link. Nie do tego PDF zalinkowałem. 🙂
Pozdrawiam!
Może chodzić o coś takiego co się zwie depresja zwycięzcy?
Cześć Michał, dziękuję za ten wpis. Przeczytałam go w idealnym momencie, gdy praca mi się nie klei, mam wyrzuty sumienia, że nie skupiam się i nie daję z siebie 100% i nie potrafię sobie pomóc. Czytając ten wpis też się zdiagnozowałam i chyba… mam tak samo jak Ty. Od października zaczęłam studia medyczne, o ktorych marzyłam i o ktore walczyłam przez ostatnie 3 lata. Właściwie były juz takie momenty, ze nikt nie wierzył, ze mi się uda, a najmniej ja. Rownocześnie z przygotowaniami do matur, ktorych dobry wynik był konieczny, zeby się dostać, studiowałam chemię. W minionym roku akademickim pisałam pracę magisterską, pracowałam nad projektem badawczym i jednocześnie uczyłam sie do matur – w każdej wolnej chwili. W lipcu się obroniłam i jednocześnie dostałam na medycynę, ale nie dałam sobie czasu na odpoczynek, bo zabrałam się za przeprowadzkę do innego miasta i remont mieszkania. I teraz jest juz październik, ten czas o ktorym marzyłam, nawał obiwiazkow i nauki, ale nauki ciekawej, mądrej i potrzebnej, a ja jestem wypalona i nic mi nie idzie :/. Spróbuje zastosować kilka Twoich rad na sobie i zobaczę, jak to wyjdzie – głownie reżim dnia, wysypianie sie, regularne treningi i myślenie w chwilach zwątpienia o tym co mam i dlaczego chcę to robić. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
Asia
Hej Asiu,
Gratuluję dostania się na takie studia. Dziękuję i życzę powodzenia!
Pozdrawiam
Ostatnio miałem problem z motywacją. Szukałem inspiracji do tworzenia czegoś nowego na swoim blogu i przypomniałem sobie Michał Twój pięćdziesiąty podsast o… tworzeniu podcastów. Od razu rozszerzyłem swój research i aktualnie jestem umówiony na kilka ciekawych rozmów w ramach pomysłu na podsast. Sprzęt i aplikacje tez juz gotowe 🙂 I to dzieki Tobie Michał. Nie raz juz to słyszałeś, ale bardzo motywujesz. Jeśli choć trochę Ciebie motywuje docenianie Twojej pracy przez innych, to chcę mieć w tym swoja małą cegiełkę 🙂 Nie zapominaj w tym wszystkim też o czasie dla siebie. To tez ważne 🙂 Pozdrawiam.
Dziękuję Mikołaj. Tak – świadomość tego, że się Wam przydaje to co robię, jest bardzo ważnym elementem. 🙂
Hej Michał! No tak, jesienią temat jak najbardziej aktualny i warty poruszenia. Dziękuję
„Siła woli. Wykorzystaj samokontrolę i osiągaj więcej!” – Kelly McGonigal
w pigułce 🙂 Super podcast
cześć Michał,
super podcast. dzięki za szczerość. To budujące słuchać, że ktoś kto odnosi sukcesy też przeżywa cięższe momenty i jak sobie z nimi radzi. Mnie dodatkowo pomaga czytanie książek/ historii ludzi, którzy odnieśli sukces, pokazują jak rozwiązać jakiś problem itp. lub po prostu w jakiś sposób mnie motywują.Drugim i w zasadzie najskuteczniejszym dla mnie rozwiązaniem ( chodź zdaje sobie sprawę, że to nie dla każdego;)) jest modlitwa. Wierzę, że Bóg mam moje życie pod kontrolą i czasami trzeba sobie o tym przypomnieć. Pomodlę się, często poczytam jakiś budujący fragment Biblii, poryczę się jeszcze przy tym i jestem jak nowa 🙂
Bardzo dobry podcast. Z zapartym tchem słuchałem od początku do końca jak o sobie:) Mam firmę, dwoje pracowników, ale mnóstwo działań robię sam – mówię , że jestem pracownikiem swojej firmy 🙂 Jednocześnie 3 dzieci, remont poddasza, tworzenie nowej marki odzieży itd 🙂 Lista zadań – bez końca. Jednocześnie w trakcie lektury FIN NINJA 🙂 NIedawno też miałem taki stan – marazm, wstawanie o 8:30, nie wysypianie, ciągle coś nie skończone, przekładanie działań, ślęczenie przed komputerem bez celu, myślenie „jaki to wszystko ma sens?”. Niby sprawy idą do przodu ale jakoś nie do końca. Oczywiście nie pamiętam czegoś takiego jak urlop bez pracy w ostatnich 3 latach. Dobicie – zalanie mieszkania. Wtedy wpadły mi w ręce dobrze opisane artykuły o zarządzaniu czasem i zadaniami wg macierzy Eisenhovera – zrozumiałem, że część mojego stanu wynika z działań, które są w pozycji WAŻNE i PILNE – czyli stres do kwadratu. Teraz staram się tak działać aby wcześniej planować i działać w trybie WAŻNE i NIEPILNE. To tak w skrócie. Jednocześnie działanie w trybie 1 sprawa od początku do końca a nie kilka na raz jak to się włącza przy marazmie (mówiłeś o tym:)) Tak samo ja Ty Michał mam pod kątem snu – pomaga mi regularne kładzenie się spać o tej samej porze (max 23), godzinę przed snem najlepiej bez kompa/tel i spraw firmowych. Rano i w ciągu dnia pomagają mi regularne posiłki i tak samo nawodnienie. 2 razy w tyg wyjście na jakiś ruch, najlepiej na powietrzu (rolki, rower, biegać nie lubię:) dobrze też samemu. Lista nadal jest ultra długa ale jakoś sprawy zaczęły iść do przodu 🙂 Zacząłem się też tym cieszyć. Wieczorem staram sobie podsumować, co mi się dzisiaj udało i za to podziękować 🙂 Także tak 🙂 Zauważyłem też, że w moim trybie potrzebuję więcej cierpliwości, że sprawy nie będą się załatwiały tak szybko, że muszę je skrupulatnie planować i później obowiązkowo cieszyć się nawet z umycia i odkurzenia samochodu 🙂 a nie skupiać się tylko na liście to do. Ogólnie to tyle. Przepraszam za ogólny chaos, zaraz będzie się liczyć tylko dobry sen 🙂 Pozdrawiam
Hej Artur,
Dzięki. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że my zazwyczaj świetnie wiemy, co robimy źle i co moglibyśmy robić lepiej, ale jednak…
Tak czy siak powodzenia!
Pozdrawiam
Życie to sinusoida. Nie da się wiecznie być na szczycie. Sztuką jest systematycznie wchodzić na ten szczyt i nie wariować jak się z niego schodzi.
Wykorzystałam Twoją uwagę w swoim poście – jest tak jak jest, przecież oskarów nie dostaje się codziennie. Wychodzę z marazmu spędzając dwa, trzy dni nad morzem. W samotności. Szum morza oczyszcza emocje i jestem gotowa na nowe wyzwania. Pozdrawiam!
Hej, Michał 🙂
Rzadko komentuję, ale pomyślałam, że może i moje sposoby Tobie bądź komuś mogą się przydać.
1) książki – mam lektury, które znam i lubię, mogę je czytać na okrągło o podnoszą mnie na duchu. Jest to niestety czasochłonne rozwiązanie, ale czasami wystarczające by zmienić uczucie przytłoczenia w (przynajmniej) chęć do spróbowania podołania zadaniu.
2) proste rzeczy – zazwyczaj mam pod ręką kubek z herbatą, szklankę z wodą, rzadziej talerzyk z przekąskami. Nie zawsze też mam ochotę zmywać naczynia bezpośrednio po posiłku (mieszkam sama więc nikt mnie też nie zwraca mi uwagi na te kwestie) – w momencie, gdy wszystko mnie przerasta idę po prostu sprzątać. Rzadko czuję się tak źle, by nie móc „pokonać” jednego kubka czy śniadaniowej zastawy, toteż świadomość, że jest coś, z czym sobie radzę, dodaje siły do realizacji trudniejszych celów.
A swoją drogą – jeśli chcesz być bardziej hmm zaangażowany w pomoc Gabi przy wyprawianiu dzieci do szkoły może po prostu poproś ją, by budziła Cię wtedy, kiedy sama wstaje? Z tego co piszesz jest bardzo mądrą kobietą, więc na pewno zrozumie i doceni takie posunięcie.
A, i żeby nie było, nie chcę się w żaden sposób wtrącać w Twoje prywatne życie czy krytykować czegokolwiek, po prostu taka refleksja mnie naszła gdy myślałam o tym, co napisałaś. Mam nadzieję, że nie poczułeś się urażony.
Hej Weronika,
Zero urazy. 🙂 Dziękuję!
Nie schodził mi uśmiech z ust gdy to czytałem. Dlaczego? Nie wiem.
Ponieważ jesteś zainteresowany informacjami zwrotnymi podzielę się moja reakcją: alarm mi się włączał gdy związki przyczynowo skutkowe ujmowałeś w uogólniany sposób. Od jakiegoś czasu, gdy pojawia się dany objaw robię to i to…… Nie traktujesz objawu jako jedynego w swoim rodzaju, oryginalnego, pojawiającego się w unikatowym momencie. W tym momencie!. Nigdy już się nie powtórzy!
Imho, postawienie na czysty umysł; pozwolenie sobie na nową świeżą reakcję, daje więcej frajdy, jest zabawniejsze, niż stosowanie wymęczonych mądrości. Ostatnio udaje mi się trochę tak postrzegać , podążać za skojarzeniami wywołanymi żelaznym scenariuszem treningu jogi. Mam nadzieje, że Cie nie zdołowałem…… 🙂
Super Podcast! Dla mnie najlepszą metodą na powrót do na właściwe tory jest bieganie które pozwala mi „wyczyścić głowę” oraz kończenie zadań nawet tych najmniejszych i najbardziej błahych.
Cześć Michał. Jesteś bardzo pracowitym człowiekiem, widać owoce tego. Szczerze, słucham/czytam Ciebie od niedawna, (może z 2 miesiące), ale sporo Już wiem na temat Twojej osobowości. Podziwiam i mówię WOW . Dzisiejszy Twój wpis przypomina, że nawet najlepsi mają gorszy dzień. Myślę, że taki stan daje nam sygnał: HEJ dzisiaj tak jest, ale za jakiś czas pojawią się kolejne nowe rzeczy, ciekawe pomysły, lecz teraz muszę chwilę odpocząć . Podobnie jak Ty prowadzę swoje życie przez zadania „elektronicznie wpisane” robię to od bardzo dawna (ponad 10 lat). Poczucie, że praca nie idzie do przodu jest mi znane bo tych list nigdy nie da się wykonać w 100 %. Dopiero teraz, – nie tak dawno, nauczyłem się od Ciebie, że warto mieć wykonane jedno lub dwa najważniejsze zadania na dzień i to jest SUPER. Flustracja jest dużo mniejsza, lub jej nie ma, bo jednak malymi krokami idziemy do przodu, nawet jesli nie udało się wykonać wszystkich założonych celów. Wpisy, które umieszczasz są bardzo wartościowe i na bardzo wysokim poziomie. Mówisz, że masz ambicje aby każde kolejne działanie było jeszcze lepsze tylko pytanie czy tak się da. Dochodząc do pewnego poziomu, rosnąc w pewnym momencie trzeba się zatrzymać i utrzymać zadany poziom bo może się okazać, że kolejne podniesienie poprzeczki będzie trudniejsze uderzając w inne strefy życia. To tylko takie moje przemyślenia. Dzięki za wpisy i podcasty, 3mam kciuki i życzę dalszych sukcesów!
Michał jak zwykle trafiłeś z tym podcastem w 100 %. Bardzo dziękuję.
Czasem trzeba sobie zrobić dzień bez zadań albo z jakimś totalnie odmiennym zadaniem tudzież po prostu obejrzeć film czy dwa. Taki totalnie reset. Ale z nastawieniem, że „następnego dnia od rana zapie… jak królik po koksie” 😉
Pomaga 🙂
Mam dokładnie tak samo – pracuję sama w domu, więc czasem trudno się zdyscyplinować. Chciałoby się robić więcej i mądrzej i w ogóle. 😉 To co bezwarunkowo pomaga to dzień resetu tak jak napisał Bogusz. Po prostu nic nie robienia, i nie zmuszania się do robienia. 🙂
Czasem też mam paraliż spowodwany ogromną ilością zadań – wtedy krótki spacer, przewietrzenie mieszkania i… siadam i zaczynam od góry z moją listą zadań. Na początku – masakra ale w końcu działa. I tak jedno zadanie po drugim…
Michale, to mi wygląda na klasyczny pracoholizm 🙂 Gorsze stany psychiczne które opisujesz wyglądają jak łagodna wersja depresji, ale jeśli dajesz radę wyjść z tego sam, to nie ma powodów do obaw.
Czy ty masz jakieś hobby, które robisz dla przyjemności i nie ma z tego żadnych zysków? Nie mówiłeś o tym w podcaście, a spodziewałem się usłyszeć o takim sposobie „odżycia”.
Zakończyłeś duży projekt – książkę, zarabiasz na niej kupę pieniędzy, blog też zarabia i będzie zarabiał sam bo jest na nim wiele wartościowych materiałów. Na twoim miejscu zrobiłbym sobie miesiąc prawdziwych wakacji, z przerwą od jakiejkolwiek pracy, w miejscu gdzie nie ma zasięgu. Taka terapia szokowa 🙂 Świat będzie się dalej kręcił, a blog i książka przynosiły dochód mimo braku nadzoru.
Pozdrawiam 🙂
Michał, bardzo dziękuję za ten podcast. Znajduję się w podobnym stanie i próbuję różnych rozwiązań, Twój podcast pomaga mi odróżnić to co mi służy od tego co mnie sprowadza na manowce. Bardzo też dziękuję za akcję przekazania Ninja do bibliotek, to przywraca wiarę w ludzi, podsumowując: profesjonalizm i klasa, najlepsze według mnie połączenie 🙂 Nabieraj sił 🙂 Pozdrawiam.
Nie tylko Ty masz problemy przez pogodę. Ja również zauważyłam, że gdy tylko zrobiło się zimno i szaro, odczuwam mniejszą chęć do pisania w pracy i na blogu. W pracy mam o tyle dobrze, że pracuję na etat, więc mam zewnętrzną motywację, jednak… Idzie mi to jak krew z nosa. Ale wyobraź sobie, że jak tylko wyjdzie słońce zza tych chmur to od razu jakoś mi jest lżej. Nic tylko się wściec 😉 Bo czeka nas kilka miesięcy szarugi.
Ale jest na to sposób. Zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz wszystko się na siebie nałożyło. Koniec dużych projektów, nawarstwienie mniejszych, aczkolwiek równie ważnych spraw, no i ta paskudna pogoda. Twoja żona ma rację – odpocznij. Ja wiem po swoim ojcu, że nawet jak odpoczywa, to nigdy nie odpoczywa, bo zawsze jest coś do roboty, a to absolutnie nie jest zdrowe. Warto się wyciszyć – i nie mówię tu o jodze, bo sama za nią nie przepadam, ale może spróbuj czegoś totalnie nowego, czego nigdy nie robiłeś? Idź np. do parku trampolin, jeżeli nie byłeś i nie daj sobie wmówić, że ” w tym wieku nie wypada” 🙂 Idź gdzieś, gdzie nigdy Cię nie było, spróbuj czegoś, czego nigdy byś nie spróbował – wiem z doświadczenia, że takie poznawanie nowych aktywności i miejsc naprawdę pomaga i daje niesamowitego kopa do dalszego działania 🙂
Michał a jest lista bibliotek gdzie można książkę wypożyczyć?
Pozdrawiam
w artykule o bibliotece 500+
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/biblioteka-500-lista-bibliotek-finansowy-ninja
Hej Kinga,
Tak – tutaj: https://jakoszczedzacpieniadze.pl/biblioteka-500-lista-bibliotek-finansowy-ninja
Pozdrawiam!
Słusznie wspomniałeś o odgruzowywaniu, to bardzo prozaiczne, ale łatwo odnieść sukces w sprzątaniu i odzyskać poczucie panowania chociaż nad czymś.
Blokuje mnie bardzo myśl o porażce i nawykowe odkładanie niektórych rzeczy – przelewów do ZUS np. ;). Pomogło wyznaczenie sobie godziny, kiedy się tym zajmę i dzięki temu odzyskałam możliwość skupienia się na innych rzeczach.
Można jeszcze wejść w tryb – „kto jak nie ja”?! I od razu lepiej :).
Michał, podcast świetny, choć mówi o problemie starym jak świat. Nie podejrzewam, żeby stąpali po tej ziemi ludzie, którym raz na jakiś czas nie siadałby napęd. Obserwuję to i u siebie od dawna. Na szczęście to mija, nawet niezależnie od wszystkich opisanych przez Ciebie pomocnych narzędzi, z których najbardziej podoba mi się osobiście to, że o tym szczerze pogadałeś. Ja sobie myślę, że nasze życie podlega różnym naturalnym cyklom. Entuzjazm i zapał do działania, takie nakręcenie, zużywa naszą energię i po okresie intensywnej pracy musi nastąpić chwila odpoczynku – dłuższa lub krótsza. Ważne, moim zdaniem, żeby to po prostu zaakceptować, dać sobie do tego pełne prawo. Zwłaszcza, jeśli już u siebie zaobserwowaliśmy, że nicnierobienie nie jest u nas stanem permanentnym, a tylko efektem chwilowego spadku energii. Szczerze mówiąc, większość z nas po pracy, jaką w ostatnim roku odwaliłeś, zagrzebałoby się pod pierzyną na pół roku, żeby odzyskać formę. Odpocznij!
Dziękuję Agnieszka. Sęk w tym, że nie bardzo daję sobie przyzwolenie na zakopanie się pod pierzyną na pół roku. No ale jeśli będzie to wskazane, to nie wykluczam. 😉
Pozdrawiam!
Michał, dziękuję za ten podcast. Każdy z Twoich czytelników ma inne życie, ale taki problem chyba dopada wielu z nas. Ja ciągle się czuję na początku drogi – dużo pracy, mało czasu, ciągle jakieś problemy, przekonanie o tym, że NIC SIĘ NIE ZROBIŁO, brak czasu dla rodziny, dla siebie. Sama dla siebie jestem jak chomik w kołowrotku. W końcu ciągłe wyrzuty sumienie – nie tylko o pracę, ale i o czas wolny – ostatnio szukam metody na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego w minimalizmie (wcześniej śmiałam się, że to wyważanie otwartych drzwi). Mam wrażeniem, że to trochę działa, ale nie ma łatwych rozwiązań. Mi udało się odpuścić sprzątanie domu – sąsiadka licealistka była chętna do przytulania grosza, a ja do rozstania się z nim – dzięki temu zyskałam kilka godzin tygodniowo. Odpuściłam bycie idealną panią domu (chociaż w moim przypadku to bardziej przeciętną:)
Teraz staram się ograniczać liczbę posiadanych przedmiotów. Następnym krokiem będzie chyba zadanie: znajdź czas dla siebie – to będzie jak zasada „najpierw zapłać sobie” tylko taka z czasem. Napiszę sobie w kalendarzu np. – sobota: od 14:16 – wspólny odpoczynek – idziemy na spacer i robimy mały piknik.
Michale dziękuję Ci za podzielenie się z nami Twoimi przemyśleniami.
To ważne,że jesteś szczery 🙂
Jestem w trakcie kursu „Pokonaj swoje długi” i gdyby nie to,że jest on za darmo,
pewnie bym dłuuuugo tkwiła w problemach finansowych,które mam.
Jestem Ci niezmiernie wdzięczna za Twoją pracę i pomoc.
Choć przede mną jeszcze długa droga, to już teraz widzę, jak bardzo
wielkie zmiany się dokonały w moim życiu 🙂
Moje sposoby by wrócić o formy, to przede wszystkim modlitwa, medytacja, bycie blisko z Bogiem, po drugie uświadomienie sobie,że wszystkie moje stresy biorą się z tego,
że boję się,że nie sprostam oczekiwaniom INNYCH LUDZI.
Gdy już sobie przypomnę, że to jest moje życie i ze ono idzie sobie właściwą drogą, od razu mi lżej 🙂
Potem sprawdzam lub ewentualnie ustanawiam nowe cele, które chcę osiągnąć .
Reszta to to, o czym mówiłeś: wdzięczność za to co się ma, sen, aktywność fizyczna.
Muzyka, dobra kawa i spotkanie z kimś,kto ma na nas pozytywny wpływ, kto pocieszy,
pokrzepi, doda odwagi 🙂
Pozdrawiam
Michał spodziewałem się raczej podcastu o sukcesie książki, wyliczenia zysków, cytaty najfajniejszych komentarzy, radość itp. A tu taka niespodzianka. Strasznie mnie zaskoczyłeś, ale w pozytywny sposób. Bardzo się cieszę, że w takim momencie mówisz o tego typu trudnościach. Zapewne większość z nas ma takie dni. Ja sam po osiągnięciu większych celów, na które pracowałem ciężko i długo, czuje się podobnie. I nigdy nie dawało mi to spokoju. Wydawało mi się, że to nie jest normalne. Podziwiam kilka osób, jesteś wśród nich też Ty. I w takim momencie zawsze miałem w głowie myśli typu „Michał Szafrański pracuje ciężko na swój sukces cały czas”. Czasem motywowało mnie to do pracy ale częściej pogrążało do jeszcze większego marazmu. Fajnie wiedzieć, że to jest normalne nawet u tak ambitnych i pracowitych osób jak Ty.
Pisałem niedawno do Ciebie maila w pewnej sprawie i na zakończenie dodałem, że czekam z niecierpliwością na ponowny ruch na blogu. Teraz chciałem się poprawić: odpocznij, poukładaj wszystkie zaległe sprawy na spokojnie, a do bloga wróć jak przyjdzie nowa siła.
Pozdrawiam!
Dziękuję Damian,
Szczerze mówiąc wcale nie czuję się dobrze w kółko komunikując Wam książkę i jej sukcesy. No ile można? 😉
A z drugiej strony jest tyle doświadczeń, które zebrałem podczas pracy nad nią, że aż szkoda tego nie upublicznić. Pracuję sobie w tle nad sporym case-study i już widzę, że to nie jest jeden wpis a raczej „kilka rozdziałów”. Szczerze, to nie wiem jak to podać żeby za chwilę nie pojawiły się zarzuty typu „za dużo na ten temat”. No ale jakoś to sobie przepracuję. 🙂
I dzięki wielkie za zmianę życzeń na „odpocznij”. Doceniam.
Pozdrawiam!
Takie wpisy są bardzo potrzebne, bo odczarowują rzeczywistość. Często jesteś stawiany za wzór sukcesu i uświadomienie sobie, że jesteś takim samym człowiekiem jak my wszyscy, że to nie jest tak, że innym to zawsze idzie, a tylko mi tak pod górkę, jest bardzo potrzebne.
Gdy prowadzi się firmę to pod wieloma względami jest trudniej – nie zawsze jesteś w stanie się zmusić do pracy, a jeśli już to robisz to często efekty są mizerne, wymuszone. I nawet jeśli wiesz, że tak jest, to ciężko wrzucić na luz, bo bycie samodzielnym przedsiębiorcą wymaga sztywnego gorsetu, narzucenia sobie ostrego reżimu pracy, stawiania sobie wysokich wymagań na co dzień. I gdy nagle przestajesz pasować do tej ramki, to masz wrażenie, że coś jest z Tobą strasznie nie tak…
U mnie kryzys niedawno minął – odchorowałam wykańczanie mieszkania, pakowanie i przeprowadzkę, które pochłonęło prawie 2 miesiące mojego życia (kiedy oczywiście równolegle pracowałam i miałam w firmie straszny młyn). Ale później pamiętam całe tygodnie, kiedy codziennie rano wstawałam z łóżka zmęczona, mimo 8 czy 10 godzin snu.
Podobnie jak Ty wiem, że wstanie sprzed komputera, spacer, sen czy sprzątanie pomogą, ale nawyki trudno przezwyciężyć i siedziałam godzinami przed monitorem, chociaż wiedziałam, że to bez sensu, łudziłam się jednak, że jak będę siedzieć wystarczająco długo i intensywnie, to lista zadań jednak się zmniejszy… A ubywał z niej jeden punkt, taki, którego nie mogłam już dłużej przesuwać.
Moim sposobem na reset i odpoczynek jest sen, który zawsze działa, poza tym spacery, które poprawiają mi humor, nawet gdy jest zimno i brzydko. Poświęcam też czas na rękodzieło, przede wszystkim na robienie na drutach, które jest światem równoległym do mojego zawodowego życia, a jednocześnie ma prawdziwie terapeutyczną moc. Jeśli to możliwe staram się też gdzieś wyjechać – najchętniej do przyjaciół, choćby na weekend, całkowicie zdając się na nich w kwestii planowania atrakcji na czas mojego pobytu. Na szczęście mam w kilku miejscach Polski osoby, dla których, podobnie jak dla mnie w czasie takiego przemęczenia i zniechęcenia, najlepszym planem na weekend jest siedzenie przez cały czas w kocowym kokonie, czytanie książek, oglądanie filmów, plotkowanie i spanie po 10 godzin na dobę 🙂
Hej Yadis,
Dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Dobrze, że się z tego wykaraskałaś. Czytając Twój komentarz – jakbym czytał o sobie. 🙂
Dużo dobrego i owoców życzę.
Pozdrawiam 🙂
Ciemno, zimno, wieje, pada, robić się nie chce ;( Powinniśmy migrować na zimę do ciepłych krajów jak ptaki 😉
Witaj Michale,
Dzięki za świetny podcast. Bardzo zmotywowałeś mnie do pracy nad sobą. Od dłuższego czasu śledzę bloga i staram się wdrażać zmiany w swoje życie. Nigdy nie powątpiewaj w to co robisz bo robisz bardzo wiele. Sam ruszam z ciekawym projektem dla Polaków mieszkających w Niemczech 🙂 . Chcę to zrobić dobrze i kosztuje to sporo pracy, ale wierzę że mogę pomóc rodakom.
Co do moich sposobów radzenia sobie z „wypaleniem” to zdecydowanie sport 🙂 Kiedy jest już naprawdę źle. Zakładam buty do biegania i biegnę przed siebie 🙂 Do tego jeszcze mogę dodać jakieś zakupy. Czasami przyjemność sprawi mi wyjście i kupienie jakiegoś drobiazgu czy to ubrania czy nowego gadżetu (oczywiście zgodnie z budżetem 😉 ).
Powodzenia w Twojej misji i nie przestawaj !
Cześć Michał. Dzięki, że pokazujesz, że mimo niewątpliwych sukcesów pozostajesz człowiekiem i masz lepsze i gorsze dni.
W moim życiu mam analogiczne przeżycia i obecnie radzę sobie tak: żyję teraźniejszą chwilą, tu i teraz, obserwuję siebie i daję wybrzmieć wszystkim pozytywnym i negatywnym stanom emocjonalnym jakie przeze mnie przepływają. Oddycham świadomie, medytuję…
Staram się skupiać na drodze, a nie na celu – co nie znaczy, że tracę go z oczu – lecz nie nakręcam się nim. Im większe oczekiwanie tym większy zawód gdy coś nie wyjdzie, ale nawet gdy wyjdzie po wielkiej radości normalność wydaje się po prostu zbyt zwykła…
Więc mimo to, że jestem zwolennikiem psychologii pozytywnej i codziennie odhaczam dobre rzeczy które mnie spotkały staram się zachowywać spokój, aby zmniejszyć tą sinusoidę -raz w górę raz w dół. Świadomie rezygnuję z góry, więc nie spadam w dół, dzięki temu cieszę się tym co jest w obecnej chwili, tym bardziej, że tak naprawdę nie wiem ile to jeszcze wszystko potrwa…
Dodatkowo pomaga mi jeszcze ruch – ćwiczenia fizyczne, codziennie pływam, tylko pół godziny, ale zdecydowanie lepiej się po ruchu czuję. Nie pytam czy mi się chce czy nie, bo często byłaby odpowiedź przecząca – po prostu idę pływać i koniec, bez dyskusji – i zawsze po tym się uśmiecham 🙂
Tego Ci życzę, trzymaj się!!!
Hej Adam,
Ciekawego wątku dotknąłeś – „skupianie na drodze a nie celu”. Są różne osoby. Mnie cele motywują, wyznaczają mi kierunek.
To nie wyklucza cieszenia się drogą – wręcz przeciwnie. Ja mam tak, że niespecjalnie dzisiaj przejmuję się porażkami. Traktuję je jako naturalną część procesu, ale jednocześnie, dzięki temu, że cieszę się drogą (którą czasami zmieniam w trakcie), to porażka nie jest tak bolesna. Po prostu cieszę się tym, że coś po drodze się nauczyłem.
Ale też jestem typem, który musi mieć cele. Jak mam cel, to inaczej funkcjonuję. Wtedy najlepiej wychodzi mi wejście w konieczny reżim pracy.
Krótko mówiąc: jedno drugiego nie wyklucza i wiele zależy od charakteru konkretnej osoby. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Dzięki i pozdrawiam!
Witaj. Zazwyczaj nie komentuję Twoich wpisów Michale, bo czuję się nie dość mądry w dziedzinie finansów, ale skoro poruszyłeś taki temat – to dodam też i coś od siebie. Wszystkie rzeczy o których piszesz odnoszą się również do mojej osoby: rozwalenie rytmu dnia, wyrzuty sumienia i poczucie zmarnowanego czasu, przytłoczenie spowodowane nagromadzeniem zadań i ciągłym pojawianiem się nowych, spadek poczucia własnej wartości i porównywanie się do innych (dziwne przeświadczenie, że wszyscy dookoła są lepsi od mnie). Poniej kilka moich sposobów na radzenie sobie z symptomami zbliżającej się obniżki formy lub z „dołkiem”, który stał się już faktem.
1) Gdy praca na etacie nie idzie mi ewidentnie, notuję wpadki i popełniam oczywiste błędy. Rozmawiam wtedy z dobrym kolegą z pracy, który wykonuje podobne do mnie obowiązki, weryfikuję mój bezpośredni wpływ na popełnienie błędu. Jeżeli był znaczący, analizuję, pytam, wyciągam wnioski na przyszłość. Jeżeli nie, zastanawiam się, co zrobić, aby tak wpłynąć na inne osoby, by zminimalizować ryzyko „powstania pożaru”.
2) Jesień, wiatr, deszcz, coraz krótszy dzień, kiedy często wychodzę z domu gdy jest jeszcze ciemno i wracam gdy jest już ciemno. Często zaniedbuję żonę i dzieci, gdy wracam późno albo po prostu nie mam siły z nikim rozmawiać czy bawić się. Wtedy na siłę staram się przemóc, zapytać „jak minął Ci dzień żono moja…?”, aby w ten sposób wymusić również od niej pytanie o mój dzień i nawiązać kontakt (nic tak nie podnosi nastroju jak rozmowa z kimś bliskim – w żadnym razie nie z kimś toksycznym, kto zamiast wysłuchać, zdołuje człowieka jeszcze bardziej). Choćby się waliło i paliło, staram się chociaż parenaście minut poświęcić na zabawę z moimi dziećmi (mimo że czasem bardzo mi się nie chce). Wbrew pozorom taka zabawa na 100%, daje mi poczucie oderwania się od problemów, powoduje u mnie zwiększenie motywacji do wszelkich działań (mam dla kogo pracować, mam dla kogo żyć).
3) Zły nastrój i rozbicie wewnętrzne bez konkretnego powodu? Nie istnieje coś takiego. Zawsze jest jakiś powód albo mniej lub bardziej złożona kombinacja powodów. Kiedy wydaje mi się, że w tym momencie nie ma takiego powodu, który wprawił mnie w tak nędzny stan, muszę uważać, żeby nie wpaść w pułapkę. Zauważyłem, że jeżeli zostawiam sam siebie w takim stanie i nic z tym nie robię – otwieram sobie furtkę do użalania się nad sobą. Zamiast iść do przodu, stoję w miejscu, lituję się nad sobą, szukam współczucia dookoła siebie i zatruwam życie najbliższych mi osób, co w konsekwencji prowadzi i tak ostatecznie do tego, że postrzegam siebie w coraz gorszym świetle.
4) Działania doraźne w postaci dobrej książki, spaceru z psem, ulubionej muzyki, a nawet „produkcji muzycznej” w ulubionym programie na komputerze – coś, co pozwala mi totalnie oderwać się od problemu zajmującego aktualnie mi głowę. To stosuję, gdy potrzebuję szybko zresetować swój stan, aby móc działać dalej.
I tak tego wyszło więcej niż chciałem, ale reasumując – Michale swoim komentarzem chciałem Ci powiedzieć, że cały czas robisz wielką robotę i podejmowane przez Ciebie tematy nie tylko o tematyce finansowej bardzo przyjemnie się czyta. To co już osiągnąłeś, zrobiłeś tylko swoją ciężą pracą i nikt Ci tego nie zabierze. Odpocznij, odetnij się totalnie od świata, pobądź sam ze sobą i z przyrodą, jeśli masz takie miejsce (bez tłumaczenia się, że pogoda nie taka itp.;)). Odpocznij, zdystansuj się do wszystkiego, co się u Ciebie ostatnio działo, bo było tego sporo – o wiele za dużo na jednego człowieka. 🙂
Pozdrawiam, Mateusz.
Dziękuję Mateusz.
Myślę, że tym podcastem, czyli podzieleniem się z nami swoimi gorszymi chwilami po raz kolejny pokazałeś, że jesteś po prostu Człowiekiem. Człowiekiem, który ma swoje wzloty i upadki, który czasem ma wszystkiego dość, nawet jeśli życie układa mu się lepiej, niż by sobie to wymarzył. Podcast bardzo ważny, bo tak naprawdę od czasu do czasu przeżywa to każdy z nas – czy to jest związane z pracą, czy z domem, dziećmi. Nie ma chyba człowieka na świecie, który by był wydajny 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. I bardzo dobrze, bo czasami z takich kryzysów rodzą się jeszcze lepsze działania 🙂 Dużo sił i zdrowia życzę! Pozdrawiam serdecznie 🙂
Michał,
Dzięki za ten podcast. Przypominanie o tym by nie wmawiać sobie, że zawsze będzie się w stanie udźwignąć ponad 8h pracy dziennie i nie zawsze uda się uniknąć porównywania z innymi, choć powinno się, jest ogromnie ważne (bo porównywać należy tyko siebie sprzed X miesięcy/lat z ta obecną „wersją” 🙂
Mi w motywowaniu do pracy zawodowej pomaga to, że jestem na etacie i mam ten rytuał jechania do biura. Praktycznie każdego dnia pracę zaczynam w dobrym nastroju a to co mi w tym pomaga utrzymać ten stan to to, że wraz z wyjściem z biura praca przestaje istnieć. Często w domu komputer już dla mnie nie istnieje.
Niestety takie wyłączanie się stoi w sprzeczności z tym, że chciałabym po pracy również rozwijać dodatkowo swoje umiejętności czy to prowadząc bloga czy też realizując kursy internetowe. W tej chwili zdarza mi się to skutecznie połączyć tak rzadko, że o systematyczności nie może być mowy. Jak sobie z tym radzę? Staram się to dobrze przeanalizować. Jeżeli okaże się, że naprawdę dużo jest takich „odkładań” kwestii, które stoją wysoko na mojej liście priorytetów to staram się dotrzeć do przyczyn takiej sytuacji. Najlepszym momentem na to są dla mnie chwile, gdy idę pobiegać. Wtedy już nie tylko robię coś dla siebie, ale też mam czas by pomyśleć bez rozpraszaczy. Czasem jeszcze zdarza mi się błędnie oceniać sytuację i swoje możliwość choć jest tego coraz mniej. Dając sobie przyzwolenie na popełnianie błędów doprowadziłam do tego, że ze wszystkim czuje się ok. Już nie muszę mieć 200% normy – wystarczy cokolwiek co przybliży mnie do celu. Cierpliwość i skrupulatne wykonywanie drobnych kroków tak często jak tylko jesteśmy w stanie – to wg mnie klucz do zadowolenia z tego co się robi.
Ja na zwątpienie i rozlazłość ostatnio słucham Szustaka, szczególnie seria SzustaRano, tak na rozruch, trochę pomaga 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=O5cvbhyo4TM
Panie Michale,
bardzo przyjemnie się Pana słucha, ale drażni mnie Pana wymuszony uśmiech „przez zęby”. Brzmi bardzo sztucznie.
Jeżeli jestem w błędzie i uśmiech jest naturalny, ewentualnie tylko mnie tak drażni, proszę się nie przejmować moim komentarzem.
Pozdrawiam serdecznie
To nie jest wymuszony uśmiech. To dziecięcy uśmiech szczęścia 😀 Po wysłuchaniu wszystkich podcastów stwierdzam że jest naturalny 🙂
Hej Mariusz,
Ten typ tak ma. 🙂 Śmiech / uśmiech mój. Dobrze, że inne rzeczy Cię nie drażnią (mnie parę innych drażni u mnie, ale nie będę drobiazgowy). 😉
Pozdrawiam
Michał! Od niedawna śledzę Twojego bloga, bo założyłam Fundację i z tego względu zgłębiam wiedzę o finansach. Słucham jak mówisz o swoim zniechęceniu po napisaniu mega książki i sukcesie. Trzeba dać sobie luz. Dwa razy w życiu przeżyłam totalne wypalenie zawodowe, może dlatego celem mojej fundacji jest właśnie pomoc ludziom szczególnie narażonym na syndrom wypalenia zawodowego. Moja stronka raczkuje, mam wiele postów jeszcze nie zawieszonych, ale chętnie tak na premierę (miało być coś innego) napisałabym taki post o tym co mówisz w swoim podcaście wyżej. Jak dr Łuczaj (ten od dzikich łąk i dzikiej kuchni, dr Łukasz Łuczaj, etnobiotanik) obronił pracę doktorską, jak sam powiedział – miał wstręt do słowa pisanego i drukowanego przez trzy lata! To naturalne, trzeba odsapnąć Panie Blogerze.
Świeżo założona fundacja dla wypalonych i nie tylko wypisuje Ci usprawiedliwienie! Ja mam sposób wypracowany od jakiegoś czasu – kiedy czuję, że już nie wyrabiam z nadmiaru wszystkiego, biorę pokój z widokiem na morze. Siedzę trzy dni sama w pokoju z tym widokiem na Bałtyk w Ustce, najlepiej właśnie o takiej burej pogodzie i patrzę, tylko patrzę. Wszystko mija. Jest reset. Pozdrawiam!
Twoja prostolinijność i szczerość jest ujmująca! Dzięki jeszcze raz!
Dziękuję Henryko,
Myślę, że gdybym musiał spasować aż na trzy lata, to wtedy bym wpadł w poważne problemy z psychiką. 😉 Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.
Usprawiedliwienie przyjmuję. 🙂
Co do patrzenia w morze, to jak mam tak samo, ale z patrzeniem w kominek. Zazwyczaj od tego zaczynałem mój wakacyjny reset: przynosiłem górę drewna, wkładałem do kominka, paliłem i patrzyłem tak przez dzień, dwa, trzy…
Pozdrawiam!
Cześć Michał,
Powiem Ci szczerze, że ja najbardziej lubię właśnie takie odcinki podcastu, w których robisz psychoanalizę siebie i swoich zachowań. Może to przez to, że dostrzegam Twoją ludzką stronę i widzę, że po drugiej stronie też jest człowiek, który walczy z przeciwnościami? Nie wiem. Wiem natomiast, że bardzo przyjemnie mi się ich słucha 🙂
Co robię, gdy mam blokadę i nic mi się nie chce? Staram się znaleźć jakąś inspiracje. Czytam książki, oglądam filmy i chodzę na różnego rodzaju warsztaty czy wykłady. Często to właśnie te rzeczy pomagają spojrzeć na problem z innej strony i przywracają mi motywację.
Michał chodź na siłownie osiedlową na Ursynowie albo pobiegać do Kabat i zaraz Ci przejdzie. Mam takie fajne podcasty Szafrańskiego, możemy posłuchać jakiegoś na głośnomówiącym i zaraz odzyskasz energię i motywacje.
Cześć Michał,
Ja mam mało oszczędny sposób na poradzenie sobie z jesienną chandrą… ale działa. Jako pasjonat motoryzacji wsiadam w mój samochód i jadę na chwilę zmienić środowisko, tak nawet na 20 min. Włączam muzykę na full i do przodu, bez konkretnego celu. Po takiej przejażdżce jestem pozytywnie naładowany i gotowy do dalszego działania.
Przesyłam „kopa” do pracy i życzę dalszych sukcesów.
Bolek.
PS. Blog i książka są w dechę 🙂
Michał, masz dar robienia rzeczy Wielkich, ale na tym koniec ze słodko-pierdzącą atmosferą. Ten podcast to Wielka Klapa. Czuję że oczekujesz na prawdziwy szczery feedback dlatego w kilku zdaniach przedstawię co myślę. Tym razem nie dałeś słuchaczom żadnej wartości. Nigdy jeszcze nie stworzyłeś tak słabego podcastu a słuchałem wszystkich odcinków. Zgadzam się ze słowami Twojej żony, że „nic nie musisz” więc nie rób na siłę. Zbierz jeszcze raz wszystkie wpisy z bloga i wydaj e-book. Zgraj wszystkie odcinki podcastów w jeden audiobook i udostępnij to czytelnikom i słuchaczom. I po prostu zniknij z blogosfery na 6 miesięcy. Zajmij się czymś zupełnie innym, czymś totalnie odlotowym, nie wiem … zapisz się na kurs szydełkowania, trenuj quidditch-a albo zbuduj z sąsiadami szopkę Bożonarodzeniową na osiedlu 🙂 My sobie jakoś poradzimy przez kilka miesięcy, mamy przecież Finansowego Ninja, posłuchamy jeszcze raz podcastów, poczytamy stare artykuły.
Jestem przekonany, że jak po powrocie odpalisz petardę, to już nic nie będzie takie jak kiedyś, czego Ci z całego serca życzę.
Na mnie najlepiej działa niestety deadline. Gdy zacząłem kręcić na YouTube, prawie od początku ogłosiłem stałe dwa dni w tygodniu, w które będę publikował. I teraz, choćby się waliło i paliło, odcinek jest na czas. Trochę gorzej z motywacją do nakręcenia kilku odcinków na zapas, tak żeby mieć bufor w razie czego, ale pracuję nad tym 🙂
I tak samo zrobiłem w tym miesiącu na blogu. Dwa teksty tygodniowo i publiczna deklaracja, skutecznie zmuszają mnie do pisania. Oczywiście nie jestem w stanie wyprodukować 16-18 samych mega przydatnych, wypełnionych wiedzą odcinków i wpisów. Dlatego część z nich ma lżejszą formę. Ale i takie się oglądają i czytają 🙂
Tak czy owak, deadline, deadline, deadline. I to nie narzucony przeze mnie na siebie, tylko publiczny. Działa lepiej niż kawa 🙂
Witaj, milo wiedzieć ze również człowiek tak zorganizowany i ogarnięty jak Ty ma takie chwile. Techniki które podajesz pewnie sprawdzę. Do tej pory motywowalam sie słuchając lub oglądając osoby opowiadające o tym jak one działają, głównie filmiki motywacyjne coachingowe, lub i robiłam goraca herbatę i z kubkiem wychodziłam na balkon popatrzeć na drzewa , ludzi, wziac oddech i dać odpocząć glowie. Polecam 🙂
Hej. Super się ciebie słucha. Cieszę się że nagrywasz te podcast bardzo wiele mi dają. A takie jak ten sprawiają że jesteś w odbiorze bardziej ludzki i łatwiej się utożsamiać z twoimi sukcesami/przekazem.
Co do radzenia sobie z gorszym nastrojem polecam (jakkolwiek by to głupio za zabrzmialo) seks. Wiem ze nie jest to rada dla wszystkich. Jednak w moim przypadku znakomicie to działa i to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze człowiek się trochę zmęczy fizycznie i dotleni. Po drugie co ważniejsze fizyczna bliskość z ukachaną osobą sprawia że pojawia się we mnie chęć do działania aby sprawić aby jej/nam było jak najlepiej. Czyli przypomnienia sobie o tym co najważniejsze i ze mam dla kogo pracować. Po trzecie hormony. w trakcie seksu (a w szegolności orgazmu) wydziela się dużo seratoniny odpowiedzialnej za brak depresji ( latem jest ze słońca a zimą trzeba albo dużo witamy d albo seksu:) i endorfiny które pobudzają do działania.
W moim przypadku działa to znakomicie zarówno na pracę jak i na moje małżeństwo.
P.s. jestem 9 lat po ślubie i pracuje powiedzmy jako handlowiec
Cześć Michał,
chcę Ci powiedzieć, że jesteś mistrzem 🙂 Od kilku dni chodzę po domu z podobnymi przemyśleniami, wypaleniem, z pytaniem w głowie po co robię to, co robię i czy to ma w ogóle sens. I przychodzisz Ty i Twój podcast, na ratunek wszystkim ludziom!
No właśnie. Przypomniałeś mi, że wszyscy jesteśmy ludźmi i mamy prawo do ludzkich uczuć i zachowań. Ja łatwo wpadam w pułapkę myślenia, że moi mentorzy, autorytety są tam gdzie są, bo robili to, co trzeba wtedy, kiedy trzeba było i nawet do głowy nie dopuszczam myśli, że im mogło się nie chcieć, albo że mogli sobie raz na jakiś czas odpuścić.
Dziękuję Ci, Michale za to, że przypomniałeś mi, że moje autorytety to też ludzie, a skoro tak, to i ja mogę być tam, gdzie oni 🙂
Znam ten stan. U mnie występował jako syndrom posesyjny. Nazwa wzięła się z nauki do sesji. Nawet jak przedmiot mnie mega interesował, to po intensywnej nauce i zaliczeniu egzaminu po prostu nie miałem siły i ochoty otwierać książki. To samo jak zrealizuje jakiś projekt – no robota zwyczajnie przez jakiś czas nie idzie, co bywa frustrujące.
To co mi pomaga to uświadomienie sobie, że są przyjemności satysfakcjonujące i przyjemności doznaniowe. Te pierwsze płyną z sukcesów w działaniach, a te drugie – z przyjmowania bodźców. Na satysfakcjonujące poświęcam dużo czasu, energii i nawet jak nikt ich nie widzi – czuje się świetnie tzw. zmęczony, ale zadowolony ;), za to te drugie wydają się być bierne i nudne – ale po nich czuje się zrelaksowany (choć niekoniecznie wypoczęty). I nie chodzi o to, żeby było pół na pół, ale te drugie chociaż wydają się bezproduktywne – też są potrzebne. Nie wiem czy dużo – powiedziałbym – jak szczypta przypraw w potrawie.
Przykład (dla mnie i na tą chwilę): powolne wypicie smacznej herbaty w ciszy :P, popatrzenie w gwiazdy czy na śpiącą żonę, klapnięcie w fotelu i porozmyślanie o życiu.
Pierwsze Michał na pewno znasz, ale wydaje mi się, że drugich Ci brakuje. Innymi słowy – nie odpoczynku, ale relaksu Ci trzeba. A później można wrócić do pracy.
Jakbym słuchał o sobie. Mam dokładnie to samo. Dobrze wiedzieć, że tacy superbohaterowie jak Michał Szafrański też mają gorsze dni.
A najlepsze jest to, że po takim kryzysie twórczym w końcu łapie się wznoszącą falę i wtedy dzieją się cuda. Powodzenia!
Cześć Michał!
Dzięki za podcast. Myślałam, że tylko ja się tak czuję. Też pracuję w domu i czuję się przybita, zmęczona i wypalona. Też tak mam, że nie mam się kogo poradzić, że lista spraw niezałatwionych jest bez końca, że siedzę przy komputerze i nic!!! nie robię. U mnie jest o tyle gorzej, że ja nie mam Gabi, muszę rano wstać, wyszykować dzieci, posprzątać, zrobić zakupy itd. I jeszcze ciągle mam kłopoty finansowe. Długów już nie mam, ale jestem na etapie tworzenia funduszu bezpieczeństwa Teoretycznie zarabiam, ale w praktyce czekam na pieniądze miesiącami. Brak stałej wypłaty raz w miesiącu też mi utrudnia życie. Nie umiem się zorganizować – taka jest prawda. Jak tylko rano otworzę oczy to już mam dość ( ilość rzeczy do zrobienia w ciągu dnia mnie przytłacza) i najchętniej bym je znowu zamknęła. Myślałam, że ktoś taki jak ty- człowiek sukcesu bez problemów finansowych nie ma takich problemów. Dzięki jeszcze raz.
Witaj
Trzeba odpocząć, tyle ile zintensyfikowanej energii i emocji pochłonęła książka tyle organizm chce odzyskać. Jest mądrzejszy od naszych ambicji poczucia obowiązku itp. Jeśli nie chce się utykać po tak wielkiej mobilizacji sił i drenażu energii trzeba wrzucić na luz adekwatny do wcześniejszych wysiłków. Inaczej się nie da.
Miłych zasłużonych długich i radosnych wakacji życzę
Cześć Michał! Czytam Twojego bloga ok 3 lata. Nigdy niczego tutaj nie komentowałem nawet pomimo Twych próśb o to zwłaszcza w pierwszych wpisach na blogu. Aż nadszedł czas kiedy uważam że naprawdę może Ci się mój wpis przydać. Uważam że wykonujesz absolutnie świetną prace tworząc ten blog jak i wszystkie inicjatywy wokół tematu oszczędzania. Ja osobiście nigdy nie miałem problemów finansowych. Zawszę gdzieś bardziej lub mniej świadomie wiedziałem jak zachować zdrowy rozsądek jednak Twój blog pomógł mi wykorzystać mój potencjał finansowy tak w postaci racjonalizacji moich wydatków jak i zwiększania przychodów. I teraz śmiało mogę powiedzieć że jesteś jedną z 2 osób dzięki którym ukończyłem dla mnie niewiarygodny projekt wybudowania własnego domu przez 30 -stką i to bez pomocy finansowej innych jak i bez zadłużania się w bankach! Tak że Michał pamiętaj że takich osób jak ja które nigdy nie napisały Ci komentarza które być może nigdy tego nie zrobią a na których życie wpłynąłeś pozytywnie jest pewnie wiele. Jesteś bardzo pozytywną osobą i przyznam szczerze że pomimo tego że nigdy się nie spotkaliśmy to Cię szczerze polubiłem. Tak że Michał rano mleko z dużą ilością miodu i odrazu dzień będzie lepszy. Pozdrawiam Damian
Hej Damian,
Dziękuję za przełamanie się i komentarz. Doceniam.
Gratuluję serdecznie zbudowania domu bez sięgania po kredyt. To nie lada osiągnięcie. 🙂
Pozdrawiam!
Cześć Michał,
myślę że nie zaszkodzi łykanie witaminy D3 koniecznie razem z witaminą K2.
Lampy o których napisałeś stosują Skandynawowie i ponoć pomagają.
Moja przyjaciółka stosuje ją od kilku lat.
Na ogół na taki stan jak opisałeś pomaga pomaganie innym, ale w Twoim przypadku
ten sposób został już wyczerpany 🙂
Pozdrawiam Cię, trzymam za Ciebie kciuki i dziękuję, że jesteś.
Marysia
Hej
U mnie też działa przymusowy powrót do rutynowych działań. Właśnie jestem w takim stanie odrętwienia i staram się zmobilizować. Myślę, że pewne rady bardzo mi się przydadzą. Dzięki 🙂
Cześć, Michał, wszyscy tak mamy co jakiś czas. Nieuregulowany tryb pracy, nazwijmy go umownie zadaniowym, wyczerpuje. Psychicznie i fizycznie. Dla mnie sygnałem alarmowym jest sytuacja, w której nie jestem się w stanie rano zwlec. Córkę wychowuję sama, więc nikt za mnie jej nie wykopie do szkoły, ale potem jest powrót do wyra i zdychanie. Jest mi łatwiej wyjść, bo przychodzi kolejne zlecenie i trzeba, bo trzeba na ten przysłowiowy chleb… Jestem tłumaczem. Padam po przetłumaczeniu np. 150 stron jakiegoś planu zagospodarowania przestrzennego. Nie dziwi mnie, że projekt takiego kalibru jak książka wyssał z Ciebie wszystko! Ogromne uznanie za tyle pracy i pomysły takie, jak ten z bibliotekami. Pora roku też nam nie sprzyja. Chwilami mam tak, że nie mogę już patrzeć na to, co aktualnie robię. I wtedy biorę jakiś Krzyżaków, jakiegoś Faraona albo coś w tym stylu i czytam do bólu; dzień i noc. Jak ktoś pozbawiony rozumu. Przy 50-tych razie idzie bardzo szybko. Przeczyszczam umysł. Po takiej lekturze nie zostaje nic i mogę dalej działać. Tez stosuje ten manewr z podróżami! Dokąd pojedziemy, co będziemy robili. Ale przy dzisiejszych możliwościach internetowych jest to zdradliwe. Sugestia egoistyczna – może przepracowałbyś arkusze z budżetem na przyszły rok? Może masz coś nowego do dodania? Z paroma linijkami wolnymi w tabeli dla starej, excelowo niekumatej baby, której jak sama sobie doda komórkę, to jej się sumy i inne kumulacje sypią?! Pozdrawiam serdecznie
Cześć
Niedawno kupiłem Twoją książkę i uważam, że jest fantastyczna. Jest to super ułatwienie w ogromnej ilości praktycznych rzeczy. Myślę, że właśnie czegoś takiego brakuje w naszej edukacji. Praktycznych rzeczy… Uczymy się bezsensownych regułek, a nie mamy pojęcia jak wziąć kredyt hipoteczny albo zarządzać pieniędzmi.
Co do Twojego obecnego stanu – rozumiem, sam mam podobnie. Po jakimś niezwykle ciężkim zadaniu przychodzi rozprężenie. Myślę na to, żę dosyć naturalne. Mi pomaga zainteresowanie się czymś nowym co mnie rzeczywiście ekscytuje i nie czuję przy tym upływu czasu. W Twoim wypadku nie byłoby to chyba trudne, bo tematy wybierasz sobie sam. Masz pewnie ich trochę w zanadrzu, wystarczy wybrać coś najciekawszego 🙂 ewentualnie zrobić sondę na blogu i z tego coś wybrać.
Z perspektywy rynkowej niestety nie jest to chyba jednak najlepszy czas na pokazywanie słabości. W tym momencie wielu ludzi poleca Twoja książkę i zyskujesz nowych czytelników (w tym np. mnie) którzy nigdy wcześniej nie czytali Twojego bloga. Po przeczytaniu książki na pewno wielu ludzi nabrało do Ciebie ogromnego szacunku i w ich oczach jesteś człowiekiem który „niszczy system”. Jak Bear Grylls w dżungli tak Ty pokazujesz jak przetrwać i wyjść obronną ręką z pułapek finansowych. Myślę, że powinieneś własnie w tym momencie pójść za ciosem i nie tracić dobrej passy.
Jako nowy czytelnik właśnie po zakupie książki czekałem na jakieś ciekawe wpisy, żeby zobaczyć jak ten blog funkcjonuje i czy trzyma poziom pokazany w książce. Michał bez urazy ale w tym momencie powinieneś się raczej kreować na „nadczłowieka” a nie kogoś w „półdepresji” ;). DAWAJ ! DO ATAKUUU 🙂
Michale!
Mógłbyś poruszyć kwestię ponoszonych kosztów prawnych transakcji zakupu nieruchomości – porady adwokata i kosztów notariusza – zawarcia aktu prawnego, tego zabrakło mi w podcaście. Korzystasz z jednego notariusza do zakupu wszystkich nieruchomości, przez co możesz liczyć na mniejszą taksę notarialną?
Nie przejmuj się Michale ja też miałem niedawno taki dół. Teraz będzie lepiej !
A jak sobie z tym radzę … idę sam do kina na dobry film, jem coś nowego albo niecodziennego, lub zwijam się w kłębek pod kocem na dwa dni i czytam ulubioną książkę. Nie oglądam wtedy Internetu, nie czytam gazet i nie oglądam TV. Wyłączam się na chwilę, żeby zaraz potem wrócić do życia i mocno wystartować do przodu. Pomaga mi też wysiłek fizyczny, długi spacer w lesie lub praca w ogrodzie. Trzymam kciuki !
Cześć Michał!
Dzięki za kolejny inspirujący podcast.
Ja mam taki nawyk, że codziennie wieczorem zapisuję przynajmniej 3 rzeczy, za które jestem wdzięczny danego dnia. Gdy mam gorszy okres czytam sobie moje notatki i uświadamiam sobie jak wiele otrzymuje od życia, dzięki temu widzę, że spadek formy jest tylko chwilowy i nie pozwala mi to popaść w pesymizm.
Serdecznie polecam 🙂
Hej Michał,
odpowiadając na twoje pytanie, jak sobie radzę w takich chwilach. Ja po prostu słucham twoich podcastów 🙂
Michał. .jesteś pierwszym blogerem , którego zaczęłam czytać regularnie. W sumie nigdy nie miałam problemów finansowych ale twój blog zaczęłam czytać również ze względu na twoją osobę.
Nieraz zastanawiałam się jak długo będziesz w stanie utrzymać ciężar popularności przy tak dużej skali ekshibicjonizmu.
Twoje wpisy są bardzo dobre, kupiłam twoje książki obojgu moim dzieciom z zaleceniem trzymania ich przy sobie na zawsze 🙂
Natomiast stan który opisujesz w tym wpisie jest mi doskonale znany. ..super ze o nim napisałeś .
Nie dam ci źadnej rady – sam sobie z nim poradzisz – bo prócz tego ze jesteś klasycznym przykładem pracoholika ( jak niestety i ja) posiadasz niezwykłą zdolność do autoanalizy . Super. …szkoda ze nie było Cię wcześniej – wtedy czerpalabym z twoich doświadczeń pełnymi garściami -dziś juz tylko czytam w wolnych chwilach z bananem na ustach – bo blog ciekawy, szczery i pomocny.
Jak moi przedmówcy również jestem zdania że czas dać sobie na luz – i tak wszyscy jesteśmy w trakcie czytania książki 🙂
Bardzo się cieszę, że zacząłeś spisywać podcasty – nie mam czasu słuchać -dlatego znam cię tylko ze zdjęcia 🙂
Pozdrawiam i życzę powrotu do równowagi !
Hej Michał,
Komu by się cokolwiek chciało gdy na zewnątrz deszcz, szaruga, ciągły mrok, praca przy sztucznym świetle.. to się nazywa przesilenie jesienne 🙂 spoko minie na zime 🙂
BTW. polecam trochę ruchu albo wypad na saune aby się zagrzać i naładować endorfin.
Michał super, że wróciłeś:) A taki podcast jest bardzo wartościowy, dla mnie jako dla osoby, która dopiero rozpoczęła swoją działalność i stawia pierwsze kroki jako przedsiębiorca, jesteś ogromną motywacją. Bardziej wiarygodny, bo przedstawiasz nie tylko swoje sukcesy, których Ci gratuluje, ale też trudne momenty. Dzięki za ten podcast, słucham go kiedy zmagam się z podecyzyjnym spadkiem formy. Powodzenia w wychodzeniu na prostą:)
Witaj Michale!
Czytam Twój blog od dawna ale dopiero dziś postanowiłam dać komentarz.
Jestem osobą znacznie starszą (71) od ogółu Twoich czytelników ale od dawna interesowałam się sprawami finansowymi i dlatego trafiłam na Twój blog. Nie mam problemów finansowych (emerytura) chociaż nie mam specjalnych „poduszek finansowych”.
To tyle tytułem wstępu a chciałam napisać ,że dawniej ciągle działałam aby zadowolić innych i wszystko wykonywać perfekcyjnie. Taka postawa generowała nieustannie poczucie nie spełnienia oczekiwań przede wszystkim własnych a to prowadziło do stałej „jazdy w dół”. Po wielu latach takich zmagań z samą sobą doszłam do stanu gdzie staram się w pierwszej kolejności myśleć o sobie i o dniu dzisiejszym a to co było wczoraj to minęło i do tego nie wracam. A na każdy dzień planuję jedno zadanie możliwe do wykonania i najczęściej udaje się jej wykonać a więc satysfakcja gwarantowana. Teraz chciałabym powiedzieć na temat Twojej pracy którą wykonujesz – jest nie do przecenienia przy tak nikłej wiedzy społeczeństwa na temat finansów i nachalnej reklamy konsumpcyjnego stylu życia. Wiele młodych ludzi ulega tym naciskom i dlatego uważam że jesteś Michale przewodnikiem na drodze do bezpiecznej finansowej przyszłości dla bardzo wielu ludzi. Twój obecny stan jest trochę podobny do mojej postawy w przeszłości – jesteś zadaniowy jak napisałeś i dlatego, że postawiłeś zbyt wiele zadań przed Sobą to teraz przytłaczają. Pomyśl, ze to było wczoraj a jutro zaczyna się nowy dzień i tylko jedno zadanie przed Tobą. Spoglądaj wstecz tylko na rzeczy pozytywne to daje siłę w następnym dniu. Jeszcze raz przypominam Ci, że to co robisz jest bardzo ważne dla wielu, wielu ludzi. Powodzenia
Michał, dzieki za szczerosc w opsie, rozumiem Cie, znam problem bo mnie to tez dopada. Mam odrobine wrazenie ze kryzys jest troche szerszy niz piszesz ale jestem pewien ze z Twoja energia i wsparciem rodziny z niego wyjdziesz.
Pracuje w korpo zarzadzajac około 400 unikalnymi wyskilowanymi specjalistami. Sam musze biec szybciej niz inni, ogarniac wiecej i byc gotów na wszystkie zagrania organizacji i klientów. Jestem miśkiem ponas 120 kg wagi ale taki statn to nieustanny bieg, marton codziennie w robocie + ogarnianiu z zonka 3 szkolnych pociech i domu. Po 10-12h pracy naprawde czuje sie jak po ciezkim wysiłku fizycznym, wyprany z energii. Wtedy u mnie działaja najprostsze rzeczy. Ciezka lub mniej fizyczna praca która daje wymierny efekt. Jestem majsterkowiczem, działkowcem, elektrykiem glazurnikiem, co tylko zechcesz. To jest twórcze działanie o szybkiej stropie zwrotu 🙂 Daje olbrzymia satysfakcje szczególnie jesli porównasz z projektami idącymi w miesiace czy wrecz lata gdzie nie widać końca ani satysfakcja nie jest najwyzsza.
Jest jeszcze jedna rzecz która daje mi niewyobrazalną siłe, satysfakcje, energie i trzyma mnie mocno na ziemi. To moja rodzina, ukochana żonka, trójka dzieciaków, dzieje sie to jeszcze mocniej odkad urodził mi sie Misiek. Mimo podobnego do Ciebie wieku zdecydowalismy sie na jeszcze jedno po latach…co za power kiedy jestem w domu nie jest zupełnie wazne ze w nowym projekcie bagno i mam w nocy do napisana stos emaili i pare dokumentów 🙂 !!!
Nie szukaj super skomplikowanych recept, szukaj prostoty, naturalnej energii, opieraj sie na rodzinie, wspominaj dobre chwile, naciesz sie nimi znów, obejrzyj zdjecia z wakacji, video z wesela wchłaniaj dobrą energie, odrzucaj co Ci energie odbiera, ciesz sie chwilą. U mnie działa, moze pomoze i Tobie 🙂
Trzymam kciuki !
M.
Michale!
Fajnie, że jesteś szczery i od serca mówisz, co Cie trapi i trapiło przez ostatnie tygodnie.
Współczuję Ci tego stanu, bo trwam w nim myślę od jakiegoś roku i wiem, jak ciężko go przełamać.
Myślę, że najważniejsza jest równowaga- znalezienie czasu dla rodziny, siebie, (Boga, jeśli ktoś wierzy), pracy i innych sfer, które są ważne w życiu.
Ja już nauczyłam się, że poświęcenie się dla kogoś lub czegoś niczego dobrego nie przynosi. I to dotyczy zarówno związków, jak i pracy.
życzę Ci, żebyś wrócił do dawnej formy, a może nawet do lepszej, o ile to możliwe;-)
Szczere i serdeczne pozdrowienia!
Zdecydowanie przyda Ci się w biurze kot 🙂 Na zimową porę jak znalazł.
Hej Michał, fajnie, że nagrałeś ten podcast!
Ja sobie radzę z marazmem słuchając podcasty i czytając biznesowe książki, poznając historię ludzi. Oprócz tego stosuję metodę „jednego kroku” (filozofia kaizen) i robię nawet najmniejsz,najdrobniejszą rzecz w tym kierunku, do którego dążę.
Pozdrowienia i czekam na więcej!
Fajnie, że jesteś :).
Dzięki za szczerość, Michał, wielu z nas ma to samo 🙂 Wydaje mi się, że takie spadki motywacji to naturalny cykl, a zdiagnozowane przez Ciebie czynniki (np. duży projekt, jesień) działają podobnie na większość z ludzi. Przynajmniej ja też tak mam 😉
To co mi pomaga, to ODPUSZCZANIE – strasznie trudna rzecz dla osoby z rysem perfekcjonistycznym (czyli dla mnie), ale zdrowa i potrzebna. Uczę się jak dawać sobie przyzwolenie i luz, gdy jestem chora (i nie mieć wyrzutów sumienia!), akceptuję fakt, że mam lepsze i gorsze dni.
Dodatkowo super sprawdza się system „ZRÓB COKOLWIEK” – dzielę dni miesiąca na projekty i w każdym dniu mam jeden projekt główny i jeden dodatkowy. Żeby dzień zaliczyć do udanych, chcę zrobić COKOLWIEK w projekcie głównym. Jeśli się uda, COKOLWIEK w dodatkowym 🙂 Działa mega motywująco i serio pcha sprawę do przodu jak jest źle. A zrobienie tak małej rzeczy sprawia, że nie jest to przerażające, nie buduje oporu. System testuję od wakacji i średnio tylko 4-5 dni w miesiącu nie udaje mi się oznaczyć jako „dobrych” 🙂 Acha – ćpanie wiedzy się nie liczy 😉
Hej Michał,
ależ Ci jestem wdzięczna za ten odcinek. Ostatnio sama mam podobno i czuję się z tym bardzo źle. Przypomniałam sobie przy okazji coś, co mi kiedyś bardzo pomagało, a co zaniechałam, choć w zasadzie sama nie wiem czemu. To coś nazywa się Pudełko Sukcesów. Chodzi o to, żeby za każdym razem, kiedy osiągnęło się jakiś sukces (mały, duży – to bez znaczenia, chodzi o coś, co powoduje w nas uczucie satysfakcji i dumy z siebie) zapisać to na małej karteczce i wrzucić do specjalnie przygotowanego na ten cel pudełka. I kiedy ma się taki gorszy czas, że zaczynamy wątpić w siebie i porównywać się z innymi, to trzeba to pudełko otworzyć i czytać te karteczki przypominając sobie chwile, które opisywały. Na mnie działało to bardzo i chyba znów do tego wrócę.
Ściskam Cię mocno i dla mnie to, co piszesz jest bardzo ważne. Wiesz dlaczego? Bo to daje mi nadzieję na lepsze jutro dla mnie i mojej córeczki.
Trzymaj się, Iza
Michał, jesteś niesamowity. Autentyczność jest ewidentnie formą terapii:). Może to najlepszy sposób przełamywania się: być autentycznym w tym co się robi i być w stanie powiedzieć: tak, jestem człowiekiem ze wszystkimi jego mocnymi ale i słabymi stronami. To o czym mówisz dotyczy przecież każdego (znaczy robotów to nie dotyczy;)). Ale nie każdy umie o tym powiedzieć wprost z uśmiechem i spokojem.
Poza tym faza regeneracji jest ważna. Warto ją planować moim zdaniem. A jeszcze bardziej warto przyzwyczaić do niej umysł, żeby nie panikował, że coś jest nie tak.
Jak zwykle dziękuję za kolejny wartościowy wpis/podcast na blogu:)
Cześć Michał. Nie wiem, czy nie dzielisz włosa na czworo. Po prostu jesteś przemęczony – jeśli pracujesz więcej, a odpoczywasz mniej to takie są efekty. Po bardziej intensywnym dniu musisz mieć po prostu bardziej intensywny wypoczynek fizyczny i psychiczny. Planuj sobie relaks, a nie będziesz miał takich huśtawek nastroju i formy i faktycznie będziesz miał jakieś „narzędzie” do zarządzania swoją osobą. Poza tym jesteś perfekcjonistą więc najpewniej przepalasz masę czasu na dogrywaniu drobiazgów – pewnie więcej niż na faktycznej pracy.
Cześć Michał!
Przeczytałem artykuł i tak jakbym czytał o sobie :). Wynika to pewnie z podobnego temperamentu. Chętnie zastosuje kilka rad, których nie brałem do tej pory pod uwagę. Moim zdaniem główny powód to nasze przepracowanie. Tak jest jak robisz na 150% lub 200% to w końcu zużyjesz zapasy i trzeba je znowu nagromadzić. Druga sprawa osiągnięcie ważnego celu – stres, napięcie, kontrola odchodzi i wypływa na wierzch przemęczenie, swoja drogą pogoda (regularne spacery na łonie przyrody pomagają). najlepsze wyjście robić na 100% sił każdego dnia, tylko czy damy radę przy naszym temperamencie. Lepiej robić na te 200% bo nas to ekscytuje i akceptować czas przestoju, koniec końców wyjdziemy na zero „0”.
Ostatnio odkryłem metodę zamykania i otwierania dnia oraz otwierania i zamykania „kawałków dnia”. Czyli dzień dziele na kawałki i jeżeli mam gorszy start to powiedzmy o 12:00 zamykam (skreślam w kalendarzu, usuwam ze skrzynki itd.) zapominam, mówię trudno i startuje z kolejnym kawałkiem dnia – tabula rasa. Jeżelli miałem cały dzień do bani. Kiedy rano wstaję podchodzę do kalendarza trójdzielnego, przesuwam suwak na dzień aktualny i mówię sobie, że wczoraj już nie ma i jest tylko dzisiaj i to co przede mną. Jeżeli mam cały tydzień robię to samo zamykam tydzień mówię trudno i zaczynam nowy (usuwam, sprzątam biurko itd.). Staram się pozbywać zbędnego bagażu niepowodzeń.
W okresach przestoju zamykam się do swojego „pustego pudełeczka” – w nim nie ma nic dosłownie, tylko ja. Podobnie jak ty jeżeli nie zauważę zbyt szybko, że nadchodzi dół i dojdzie do momentu w którym już jest mi ciężko wypłynąć na powierzchnię, przyspieszam tonięcie :). Czyli staram się dobić dna aby łatwiej było mi się odbić. Jak to robię? Cały dzień leżę i oglądam filmy (żadne motywacyjne tylko romanse sf, sensacyjne – ale z pozytywnymi emocjami lub trzymające w napięciu najlepiej z pozytywnym bohaterem byle nie horrrory :)), wyłączam się absolutnie z otoczenia, zamykam sie w pokoju nawet na klucz (mówię żonie że jest ZONK, dzieci tez to znają), nawet się nie myję wieczorem 🙂 totalna zgnilizna. Nie czytam książek bo to juz jest praca. Po prostu lenię się, a że nienawidzę takiego stanu nic nie robienia, szybko mnie to denerwuje (dobijam dna) a zdenerwowanie na obecny stan rzeczy (jak mniemam również u ciebie) staje się dla mnie dopalaczem do tego aby wyjść i cos zrobić. Wówczas ładuje się książkami inspirującyi, nagranimi motywacyjnymi (i to jest kolejny dzien) Później siadam planuje ustalam cele i 3 dzień startuje zgodnie z planem i wcześniej wypracowanymi rytułałami, tez nie planuję za dużo i tylko same miłe sprawy, żadnych trudnych lub wymagających zmuszania się.
Ostatnia rzecz, śpię w nocy standardowo 6 godzin ale w ciagu dnia śpię ile wlezie, nie robie drzemek 15 min ale 150 min i nie robię sobie z tego tematu wyrzutów, bo wiem, że mi to służy i pomaga szybciej wyjść ze stanu w którym sie znalazłem. Sen to zdrowie, jak jesteś chory śpij jak najwięcej :).
-Szukam sposobu na wczesne dostrzeganie tego stanu, ale on zaczyna się wówczas kiedy jestem totalnie skoncetrowany na czymś innym i jak do tej pory nigdy dość wczesniej nie udało mi sie go złapać na gorącym uczynku 🙂 –
Dziękuję za artykuł i powodzenia. Fajny Blog.
Michale, dziękuję za ten wpis. Tak bardzo ludzki. Będą na początku drogi tworzenia, kreowania swojego życia poniekąd na nowo zarówno w sprawach osobistych, jak i zawodowych bardzo łatwo jest popaść w wątpliwości i zniechęcenie, że gdzie ja się pcham z moimi pomysłami, że przecież to już było, że są lepsi ode mnie… Swoim podcastem pokazujesz bardzo ludzkie oblicze tego, że są dni, gdy niezależnie od miejsca w którym jesteś przychodzi taki moment, gdy nie ma się siły, chęci i wiary. Twoje słowa podniosły mnie na duchu, pomogły mi spojrzeć trzeźwym okiem na wiele zagadnień z którymi zmierzałam się w przeszłości i które z pewnością jeszcze wielokrotnie pojawią się w moim życiu. Dziękuję za szczerość i autentyczność, ponieważ to one na pierwszym miejscu przyciągają mnie do słuchania tego, co chcesz przekazać. Reszta jest na miejscu drugim.
Kiedy mam gorszy okres, jestem przemęczona i w niczym nie widzę sensu to łapię za proste czynności wokół mnie. Zaczynam od siebie czyli dbam o wygląd, może to wydać się puste ale jedzenie jakoś lepiej smakuje z ładnego talerza niż z papierowej tacki 🙂 Robię sobie makijaż, dbam o włosy, paznokcie, zakładam sukienkę czy inny ciuch w którym dobrze wyglądam. Lubię wtedy też zrobić pranie i porządki w szafie z ciuchami. W takie dni załatwiam chociaż 1 sprawę poza domem, często też porządkuję skrzynkę z mniej ważnych spraw odkładanych „na potem”, zamawiam przez internet rzeczy o których myślę w kategorii „kiedyś to kupię, przy okazji jak już będę w takim czy innym sklepie”. A po tym wszystkim kiedy lepiej się poczuję szukam swojego partnera, zaszywam się gdzieś blisko i daję sobie przyzwolenie na totalną labę przy filmie lub czytaniu przytulając się i ładując energią 🙂
Hej! świetne nagranie! to ważne co powiedziałeś, takie chwile zdarzają się każdemu, bez względu na stan konta, popularność czy ilość wyjazdów wakacyjnych w ciągu roku;
moja metoda; odpuścić na jakiś czas, złapać oddech, zająć się czymś innym, nie związanym z pracą np. ostatnio wkręciłam się w CrossFit 🙂 poczytać książkę o innej tematyce niż praca (90% moich ostatnich lektur dotyczy odżywiania), skoncentrować się na swoich potrzebach (prywatnych, nie firmowych), a wtedy szybko się zatęskni i znów nabiera wiatr w żagle.
Moja metoda na jesienną gorszą formę, to odpowiednia dieta i witamina D3! pozdrawiam
Witam serdecznie!
Ja krótko i na temat: dziękuje 🙂
Moje sposoby: bieganie, obejrzenie inteligentnej komedii albo wartościowego, dającego do myślenia filmu, rozmowa z bliskimi, zabawa z dziećmi siostry, leżenie i słuchanie muzyki, słuchanie podcastów Michała Szafrańskiego. 🙂
Trzeba docenić to, co się ma. Zauważyć, że inni mają gorzej.
Dodam, że jak widzę, jak moja mama ciężko pracuje a po pracy wraca do… pracy, to motywacja sama przychodzi.
A gdy ma się serce na odpowiednim miejscu i mózg zamiast sieczki, to wszystko da się pokonać!
Pozdrawiam!
Cześć Michał!
Jak zwykle udało Ci się zrobić świetny odcinek podcastu. Skorzystam z okazji i podziękuję Ci za całokształt Twojej twórczości i tego, że swoją postawą pozytywnie motywujesz mnie do działania:) No ale do rzeczy: wspomniałeś byśmy podzielili się swoimi sposobami na radzenie sobie z okresowym spadkiem wydajności, szczególnie po większych sukcesach / projektach, które jednak same w sobie są jedynie drogą ku realizacji czegoś jeszcze większego. Mój sposób po pierwsze wymaga określenia czym jest to „coś większego” w szerszej perspektywie, dajmy na to kilka lat. Po drugie, cokolwiek robię muszę sobie nieustannie przypominać, gdzie właściwie zmierzałem, bo w wirze pracy, czy właśnie okresowych dołkach, łatwo o tym zapomnieć. W tym celu ustawiłem sobie w Nozbe zajmujące 5 min zadanie zatytułowane po prostu „Reminder”, które co dwa tygodnie wyświetla mi taki oto tekst:
„Przypomnij sobie gdzie zmierzasz, dokąd i dlaczego idziesz. Znajdź 5 minut czasu – TO WAŻNE – przeczytaj, pomyśl, naładuj ducha energią. Nie ważne co się teraz dzieje, pamiętaj, masz cel i musisz się zastanowić chwilkę jak go osiągnąć a potem działaj! Samo myślenie nie wystarczy;)”
To jest wiadomość ode mnie, do mnie. Siebie nie oszukam. U mnie sprawdza się niezawodnie już od ponad roku;)
Pozdrawiam gorąco
Wojtek
Cześć Michał!
To mój pierwszy wpis na Twoim blogu, chociaż korzystam z niego już od roku. Dziękuję za Twoją pracę i świadectwo, nie tylko tego, że pierwszy milion trzeba … zarobić, ale zwłaszcza dziękuję za szczerość i uczciwość.
Nie podam mojej rady na sytuacje wypalenia w pracy, bo sam właśnie poszukuję sposobów poradzenia sobie z własnym problemem pogodzenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym i staraniem ukończenia pracy magisterskiej, która uległa już znacznemu opóźnieniu. Zacząłem wprowadzać elementy z poradnika wspomnianego kiedyś przez Ciebie Bartka Popiela, jak np. stopniowe przerzucanie się na godziny przedporanne zamiast późnonocnych i stworzenie sobie warunków pracy w wąwozie (chyba wiesz o co chodzi). Zauważyłem, że duże znaczenie mają wyrzuty sumienia z powodu niezrealizowania zamierzeń, o czym wspomniałeś i zamierzam skorzystać z rady, aby ograniczyć się do jednego zadania w jednym czasie. A jest się z czym mierzyć, choćby spoglądając na rosnącą z każdym tygodniem obok mnie górą do prasowania.
Myślałem, że dotąd dobrze sobie radzę i trochę jakby z zewnątrz obserwuję swoją nieporadność, ale nabrałem nieco wątpliwości, czy rzeczywiście jestem w stanie panować nad swoimi odczuciami psychicznymi. Z tego powodu jestem szczególnie Ci wdzięczny za otwarte podzielenie się z podobnymi problemami i zapaleniem światełka nadziei.
Niech ten wpis potraktuję, jako wykonanie zadania, które miałem do zrealizowania i pamięć o nim sprawi mi satysfakcję z dopięcia celu.
Życzę powodzenia i pozdrawiam
Andrzej
Hej Michał! 🙂
Jeszcze nie miałem okazji żeby podziękować za książkę” finansowy ninja”, więc dziękuje teraz, bardzo mi pomogła i polecam ją teraz w rodzinie oraz znajomym.
Chciałem się również podzielić z Tobą ciekawą metodą, która bardzo ulatwia mi prace i naukę oraz zapobiega wypaleniu. Mowa o EasyWorksystem, autorstwa Damiana Redmera 🙂 Wypróbuj i daj znać co sądzisz.
Pozdrawiam,
Patryk
Michał, ja na takie dni mam różne sposoby, sport, rozmowa z przyjaciółmi, jakiś film, śmieszne filmiki.
Nie wiem czy grywasz w gry komputerowe ale dla mnie daje to też mocnego kopa. Przy wygrywaniu osiągasz mały sukces i polepszasz sobie samopoczucie. Jeżeli masz taką grę jakąś ulubioną to polecam w takich słabszych chwilach pograć sobie. (mogą być nawet szachy itp. )
Hej!
Naprawdę było miło posłuchać nagrania. Nawet pracoholikom zdarzają się takie dni, ja wtedy po prostu odpuszczam, bo wiem, że jak będę się zmuszał, to moja praca nie będzie dobrej jakości. Przeczekanie to też dobry pomysł, o ile nie trwa to zbyt długo 😛
Pozdrawiam też!
Bardzo fajnie, że tak szczerze dzielisz się swoją codziennością, super tekst, podbudowujący. Dzięki. Ja gdy mam gorszy dzień to tańczę, ruch zawsze wybija mnie z jakiegoś dziwnego zastoju, czy dziwnych myśli.
Moja metoda :
1) Dać sobie trochę luzu. W takich ciężkich momentach wolę trochę zmniejszyć ciśnienie, poczytać coś, pograć, przede wszystkim nie rozpaczać, że nic nie robię i w ogóle to nie zdam sesji itd. Zapomnieć chwilowo o tym, że nic się nie robi.
2) Dobry start. Zaplanować realnie następny dzień, tj. nie pisać że o 8:00 zaczynam się uczyć i to będzie trwać do 22:00 tylko np. wstać w miarę normalnie (czyli nie po 12:00, tylko w okolicach 9:00, 8:00), zjeść, obejrzeć sobie coś fajnego, żeby zacząć dzień przyjemnie. I po tej przyjemności (np. serial do śniadania) wziąć się do roboty.
3) Robić rzeczy 😀 jak już pokonam ten najtrudniejszy krok, tj. rozpoczęcie, to dalej już jakoś idzie. Ważne jest też dla mnie to, żeby na początku nie robić 12312 rzeczy, tylko np. 2-3. Ogarnę coś na jakiś przedmiot, zrobię to i to i starczy. Na następny dzień zwiększyć zakres zadań i w zasadzie po 3-4 dniach staję na nogi i robię to, co powinienem.
Pozdrawiam 🙂 !!!
Michał, słuchając ten podcast miałem wrażenie, że słucham o sobie. Odnalazłem całe mnóstwo podobieństw w zachowaniach, które opisywałeś. U mnie jeszcze dochodzi szukanie dziury w całym i czepianie się innych. Uporzadkowanie biurka, naprawienie czegoś daje poczucie ruszenia z miejsca i zdecydowanie pomaga. Moja żona jest dużym wsparciem i zawsze potrafi zadać odpowiednie pytanie coachingowe, żebym wrócił na właściwe tory. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tam mam! 🙂
Kiedy dopada mnie taki stan o jakim napisałeś w swoim podcaście, to natrętnie wraca do mnie przysłowie : „czas stracony nie dogonisz i w sto koni” i to pozwala mi zmusić się do działania. Staram się wówczas wykonać choć jedną pożyteczną rzecz, która pozwoli mi na doznanie uczucia satysfakcji , że dzień nie został totalnie zmarnowany. Niby niewiele , ale jest to kolejny krok do przodu.
Cześć,
W tym odcinku zobaczyłem jeszcze bardziej ludzką stronę znanego blogera. Mi tak samo zdarza się wpadać w taki marazm i niechęć, a tu dostałem wiele rad.
U mnie działa wir pracy i rutyna. Ważne jest dobrze dobrane otoczenie i kiedy zaczynam przesiadywać w domu, to tym bardziej powinienem wychodzić z domu i spędzać czas z „jakościowymi” ludźmi, inaczej mówiąc osobami, które inspirują mnie bez szczególnego wnikania w problem(sam to robię wystarczająco)
Pozdrawiam
Dziękuję, a cytacik zapodam taki:
„Ja nie robię rzeczy po to, żeby były doskonałe, ale by się komuś przydały.”
Pozdrawiam
Przeczytałem tytuł i miałem odpuścić ten odcinek. Po chwili jednak z jakiegoś powodu wróciłem… i zaskoczyło mnie jak bardzo pomocny był dla mnie. Czułem się, jakbyś mówił o mnie, a nie o sobie. 😀 Wiele rzeczy mi to poukladało w głowie. Dziękuję.
Moje sposoby z radzeniem sobie z wypalenie są bardzo podobne do twoich, szczególnie aktywność fizyczna i uświadomienie sobie, że moje problemy to nic w porównaniu do problemów innych ludzi. Jeszcze raz dzięki.