„Jesteś tytanem pracy” – często słyszę to sformułowanie. Czasami mnie wkurza. To tak jakby wypowiadająca je osoba uważała, że mam jakieś super-moce, które pozwalają mi pracować na okrągło w przyjemnej atmosferze. Jakby praca przychodziła mi z bezwzględną łatwością i to uzasadniało moje rezultaty. To nieprawda! Podobnie jak każdy mam gorsze momenty. Niektóre z nich trwają miesiącami.
Tak naprawdę praca jest dla mnie źródłem największych frustracji w moim życiu. Oczywiście efekty, które osiągam dzięki pracy, są także przyczyną olbrzymiej satysfakcji. Nie wierzę jednak, że istnieje jedno bez drugiego.
W tym odcinku podcastu odpowiadam na często zadawane mi pytanie o to jak się motywuję do pracy. Nie ma tu żadnej magii. Po prostu narzucam sobie pewną dyscyplinę. Wiem, że praca musi być wykonana. Wiem, że nikt nie zrobi jej za mnie i dlatego staram się przede wszystkim stworzyć sobie takie warunki, które nie pozostawiają pola na dywagowanie, rozkminianie, zamartwianie się lub użalanie nad swoim losem. Świadomie staram się ograniczyć wpływ negatywnych czynników i po prostu ROBIĘ!
Dzisiaj opowiadam, jak u mnie wygląda to stwarzanie sobie optymalnych warunków do pracy. Zapraszam do wysłuchania, obejrzenia na YouTube lub przeczytania transkryptu (na końcu wpisu).
Lubię efekty pracy, lubię zaczynać nowe rzeczy, lubię wymyślać rozwiązania i np. sposób podejścia do tematów na blogu, ale po prostu okrutnie nie lubię takiej zwykłej roboty, czyli przekuwania tych pomysłów na konkrety. Wydaje mi się to nudne i odtwórcze. Do tego jest czasochłonne i zazwyczaj trwa dużo dłużej niż sobie zakładam.
Nawet ten wpis piszę będąc już na feriach z rodziną. Siedzę w hotelu i zamiast wyskoczyć na basen, to próbuję zebrać się do kupy żeby sklecić te kilkanaście zdań wstępu do nagranego wcześniej podcastu. Czy sądzicie, że łatwo było mi się do tego zabrać? Absolutnie nie. I tak mam naprawdę z większością zadań, które realizuję. Im mniej zewnętrznych czynników zmuszających do pracy, tym trudniej samodzielnie się motywować. Nie dziwią mnie więc takie pytania:
Już po nagraniu tego podcastu uświadomiłem sobie, że jego treść częściowo pokrywa się z tym, o czym mówiłem w 85. odcinku „Jak sobie radzę, gdy dopada mnie marazm i nie idzie mi praca?”. No niestety tak się zdarza… w końcu jestem tą samą osobą kierującą się tymi samymi zasadami. Przepraszam za powtórki, ale mam nadzieję, że dzięki temu utwierdzicie się w przekonaniu, że nie mam żadnej magicznej formuły. Po prostu najlepszą receptą na pracę jest… wykonywanie pracy.
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu (będzie wkrótce) lub posłuchać zapis na YouTube.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 93. Dzisiaj opowiem o tym, jak się motywuję.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzień dobry. Jeździłem sobie niedawno Teslą. Zdarzyło mi się to po raz drugi. Miałem taką szansę i zupełnie niespodziewanie zostałem zaproszony właśnie do tego samochodu. Więc usiadłem za kółkiem i robiliśmy transmisję Facebook Live. I tam w komentarzach pojawiały się pytania dotyczące tego, jak ja to robię, że tak dobrze mi idzie ta moja praca, że mam takie efekty, jakie mam. To było pierwsze pytanie i ja na nie odpowiedziałem, a później pojawiło się kolejne, dotyczące tego, jak ja się motywuję do tego, żeby się zebrać do pracy. Bo przyznałem się, że wcale to nie jest dla mnie takie łatwe, że też mam takie dni, kiedy robota mi się nie klei albo kiedy po prostu mi się nie chce. Nie różnię się pod tym względem od nikogo innego. Łukasz, który zadał to pytanie, napisał: „Dojście do kompromisu nie jest pewnie łatwe, skoro masz tak jak większość z nas, że tobie też nie chce się pracować. Zmotywowanie siebie do pracy musi być trudne. I właśnie: jak siebie motywujesz do znajdowania kompromisu? Odmóżdżasz się i wracasz do tematu czy może tłumaczysz sobie, że to, co robisz, jest fajne, a przy okazji zarobisz? Jak to jest, bo niewątpliwie pewnie nie tylko w moich oczach jesteś tytanem pracy”.
Łukasz, dzięki za to pytanie. Tytanem pracy [śmiech]. Jak się dobrze nad tym zastanowię, to wcale mi się nie wydaje, że jestem aż tak dużym tytanem pracy, bo często widzę, że rzeczywiście po prostu się obijam. Ale z drugiej strony, jeżeli podejdziemy do tego w ten sposób, że popatrzymy na to, jakie ja efekty osiągam, a jakie inni, to rzeczywiście można dojść do takiego wniosku.
Zacznę omawianie tematu motywacji od tego, że moje podejście do takiego samo-motywowania się nie jest stałe. Ono zmienia się w czasie. Ale już na samym początku chcę też powiedzieć, że motywacja jako taki temat główny moim zdaniem jest mocno przereklamowana. I wolę tutaj posługiwać się innymi terminami – za chwilę dojdziemy do tego jakimi – ale na początek opowiem Wam pewną historyjkę.
Kiedyś, dawno, dawno temu, pracowałem w wydawnictwie informatycznym, gdzie byłem redaktorem pisma informatycznego, a jednocześnie szefem działu informatyki. I dla szefów działów zorganizowano pewne szkolenie. Przyszedł ekspert od zarządzania czegoś tam, generalnie osoba, która siedzi w temacie zarządzania ludźmi. I opowiadał różne mądrości, z którymi ja czasami się zgadzałem, a czasami kompletnie nie, tzn. wydawały mi się one jakimiś kompletnymi dyrdymałami. I w końcu, w takich kolejnych sesjach przepytywania uczestników tego spotkania – tam siedziało kilkanaście osób, które rzeczywiście pełniły funkcje kierowników czy dyrektorów departamentów – zadał takie publiczne pytanie na temat tego, jak my motywujemy podległych nam pracowników. I ci kierownicy, moi koledzy, odpowiadali w różny sposób. Niektórzy mówili, że stosują różne formy nagród, zachęty, pieniądze, premie finansowe czy przypomnienia o tym, że są deadline’y, czasami takie połechtanie jakimś miłym słowem, poklepanie po plecach. I w końcu kolejka doszła do mnie. Pamiętam, że wtedy się strasznie oburzyłem, i powiedziałem, że ja w ogóle nie motywuję pracowników, dlaczego miałbym to robić? Wybieram sobie takich ludzi, których nie trzeba motywować, którzy wiedzą, że jeżeli bierze się kasę za robotę, to się po prostu, nie owijając w bawełnę, zapieprza. Obok mnie siedział Wojtek, mój ówczesny bezpośredni przełożony w redakcji, bo ja byłem szefem działu IT, a on redaktorem naczelnym. I pamiętam, że bardzo podobnie zareagował. I ten prowadzący oraz wszyscy wokół tak dziwnie na nas spojrzeli. Pamiętam do dziś minę prowadzącego szkolenie i sformułowanie: „No tak, panowie, tak też można”. Po czym zrobił przerwę i na tym się skończyło. Nie pamiętam już co było dalej.
Wierzę głęboko w to, że każdy z nas musi się w jakiś tam sposób motywować sam. Po prostu. Że taka motywacja zewnętrzna, jeżeli komuś jest potrzebna, to znaczy, że to nie jest dobry partner do wykonywania pracy. I tak mi się wydawało. A jeżeli mówimy o takim moim sposobie działania – wtedy i później – to było tak, że ja po prostu zasuwałem, bo robiłem rzeczy ciekawe, interesowało mnie to, co robiłem. Jak mnie coś nużyło, to brałem się za coś innego, coś, co mnie interesowało. I w zasadzie można powiedzieć, że tak przepracowałem całe życie. Że podejmowałem się różnych wyzwań – to też jest taki czynnik, o którym będę mówił – bo po prostu wierzyłem, że wszystko da się zrobić. Rzeczywiście nie było wielu rzeczy, które uznałbym za zbyt trudne albo o których ktoś mi powiedział, że nie da się ich zrobić, więc je po prostu robiłem. Młodzieńcy bez szerokiego spojrzenia często mają takie podejście, że im się udają różne rzeczy, które starszym nie wychodzą, ponieważ nikt im nie powiedział, że tego nie da się zrobić. I wcale mi się wtedy też nie wydawało, że jestem nie wiadomo jakim herosem, po prostu brałem robotę na warsztat, robiłem, kończyłem, i tyle. Czyli można powiedzieć, że w dużym uproszczeniu motywacja motywacją, ale ja wierzę w to, że warto pracować, że jak się zasuwa, to są efekty.
I z drugiej strony zastanawiałem się, kiedy mi taka wewnętrzna motywacja siadła, bo rzeczywiście tak się zdarzyło parę razy. I to najczęściej wtedy, kiedy zaczynałem robić rzeczy powtarzalne. Bo to było dla mnie coś takiego, co było nudne, co wydawało mi się mało rozwijające. Czasami nie uważałem tego już za wystarczająco ciekawe albo wręcz odwrotnie, motywacja mi też siadała, kiedy coś uważałem za ciekawe, ale np. osoby wokół mnie mówiły mi: „No Michał, tego się nie da zrobić, zobacz to, zobacz tamto, zobacz, ile tutaj jest czynników ryzyka, zobacz, że inni już to robili, więc nie ma sensu robić tego samego”, że coś tam dużo pieniędzy kosztuje albo po co ja mam się spinać, porywać na kolejną wielką rzecz, lepiej zachować to status quo, które jest, i nieszczególnie wyskakiwać przed szereg. I czasami tę chęć robienia czegoś, nawet jeżeli ona we mnie była, to zabijały te osoby, które gdzieś tam z boku zaszczepiały mi dziesiątki różnych wątpliwości, powodów, dlaczego te moje pomysły należałoby uznać za słabe.
Widziałem też taki efekt, że kiedy tych wyzwań mi brakowało, to bardzo trudno mi się było wziąć do pracy, że jeżeli nie uznawałem czegoś za wystarczająco ambitne, to odklepywałem pańszczyznę, można by było powiedzieć. Motywacja siadała mi też wtedy, kiedy wokół były osoby, które w jakiś sposób starały się kontrolować moją pracę lub zmuszały mnie do przygotowywania jakichś głupich raportów na temat tego, co robiłem. To zdarzało się też w mojej karierze pracownika etatowego – sposób zarządzania pracą pracowników etatowych to jest temat na oddzielny podcast. Raczej byłem tutaj konsumentem niż zarządzającym, później dopiero kierowałem pracą innych.
Wrócę do tego, co jest teraz i co jest dla mnie szczególnie istotne, gdyż moja sytuacja jest dziś totalnie inna. Gdy byłem na etacie, to miałem takie motywatory zewnętrzne, a teraz jest inaczej, bo jestem przedsiębiorcą, nie mam żadnego formalnego schematu pracy, planu dnia, wszystkie cele muszę wyznaczać sobie sam. I przyznam się – i to jest taki stan na dzisiaj – że jest mi dosyć trudno, bo rzeczywiście tych motywatorów zewnętrznych brak. Nie chodzę do pracy, czyli nie muszę wstawać o konkretnej porze. Nie ucieknie mi żaden autobus, nie wpadnę w korki, jadąc samochodem, bo po prostu pracuję w domu. Nie mam też takich czynników zewnętrznych jak wiele osób, czyli kredytu hipotecznego, długów czy zobowiązań, które zmuszałyby mnie do tego, żeby pracować, zarobić przynajmniej na raty albo na to, by mieć co do garnka włożyć. Na szczęście ten etap w życiu mam za sobą zamknięty. Efekty są konkretne i dosyć brzemienne w skutkach, ponieważ mi się czasami nie chce. I skoro nie mam takich motywatorów, to rzeczywiście tak jest, że późno wstaję, wkurzam się czasami sam na siebie za to. I nakręca się taka spirala, która totalnie nie sprzyja temu, żeby efektywnie pracować. Po tym, jak skończyłem pisać książkę, to ten reżim, który miałem wcześniej, kompletnie mi się posypał i teraz muszę stosować różne triki i sztuczki na sobie, żeby rzeczywiście zmotywować się do pracy i za nią zabrać. Dodam tylko, że jest godzina 17.48 – po regularnym dniu pracy a ja dopiero teraz zaczynam nagrywać ten odcinek podcastu. Czyli to też tak nie jest, że jakoś wcześnie kończę pracę, mnie się ona potrafi strasznie wydłużać i trwać do wieczora, co wcale nie jest dobre.
I teraz jak pomyślałem bardzo głęboko nad tym, jakie są okoliczności sprzyjające temu, żeby jednak do pracy siadać z radością, to podzieliłem sobie to na kilka obszarów. Pierwszy to jest ogólnie zadbanie o swoje ciało, o swoją dobrą kondycję fizyczną, bo to jest coś, co mi bardzo sprzyja. Drugi obszar – zadbanie o swój umysł, ogólnie rzecz biorąc, o nastawienie. Trzeci – nazywam to „procedurą startową” – inicjowanie się do pracy. I czwarty – to różnego rodzaju i wewnętrzne, i zewnętrzne motywatory czy zobowiązania, których podejmujemy się po to, żeby rzeczywiście w tych naszych postanowieniach wytrwać. Po kolei teraz omówię, co robię w każdym z tych obszarów.
Przede wszystkim hołduję zasadzie, że w zdrowym ciele zdrowy duch, aczkolwiek ja nie jestem wzorem zdrowia. I zawsze jak zaniedbuję którykolwiek z tych punktów, które za chwilę wymienię, to gdzieś mi się zaczyna sypać takie pozytywne nastawienie czy dobre przygotowanie się do pracy.
Po pierwsze – piję dużo wody. Staram się to robić regularnie. Wypijam od półtora do trzech litrów wody dziennie. Nauczyłem się, żeby zawsze mieć przy sobie półtoralitrową butelkę wody, taką wielorazową. Piję kranówkę filtrowaną, ale wlewam ją do tej butelki, którą stawiam obok biurka, na którym stawiam kubek. W tej chwili już odruchowo sięgam po niego i jak jest pusty, to dolewam wodę. I mniej więcej po trzech godzinach pracy mam te półtora litra wody wypite – tak to wygląda w praktyce.
Po drugie – ćwiczę. I to też jest coś takiego, czego mi bardzo brakowało w toku pracy nad książką, kiedy rzeczywiście rzuciłem się wyłącznie w wir pracy. W tej chwili ćwiczę. Ćwiczenia zajmują mi ok. godziny dziennie. Nie są wyszukane, bo to są pompki, przysiady, burpeesy. I dołożyłem jeszcze do tego podciąganie się na drążku w różny sposób, tak żeby ćwiczyć i brzuch, i ręce, i plecy. W tej chwili ćwiczę wieczorem. Ażeby móc wygospodarować tę godzinę na ćwiczenia – bo rano z różnych powodów tego nie zrobię, zaraz to wyjaśnię – to muszę być dobrze przygotowany, by ją mieć każdego dnia. Więc to też w pewien sposób determinuje mój dzień. Ja ćwiczę wyłącznie w domu, więc nie muszę nigdzie wychodzić, w żaden szczególny sposób się przebierać, po prostu dres, koszulkę zdejmuję i cisnę.
Po trzecie – prawidłowe odżywianie. I to jest taki obszar, w którym ja mam największe zaniedbania, bo ani nie gotuję, ani nie lubię sobie szykować potraw, jem, co mi tam w rękę wpadnie, ale wiem też, że jeżeli prawidłowo się odżywiam, to udaje mi się utrzymywać poziom energii na odpowiednim poziomie. I o tym, że to jest ważne, przekonałem się całkiem niedawno, bo po wakacjach, jak mi siadła wydajność po pisaniu książki, to mi się wydawało, że to jest jedyny czynnik. Później miałem strasznie duże problemy ze skupieniem się itd. i zasugerowano mi, żebym zbadał sobie poziom witaminy B12, którego nigdy nie sprawdzałem. Okazało się, że mam całkiem spore niedobory. W tej chwili jestem na suplementacji. Mam też niski poziom żelaza. Myślę, że kluczowe jest, szczególnie w przypadku panów po czterdziestce, żeby jednak regularnie się badać i weryfikować, czy ten nasz organizm jest w takiej kondycji, która daje nam szansę na to, by mieć dobre rezultaty.
Po czwarte – wysypianie się. Ja potrzebuję dzisiaj minimum siedmiu godzin snu. Jeśli śpię krócej, to po prostu gorzej się czuję, gorzej mi wszystko idzie, jestem roztargniony, rozkojarzony, potrafię oczywiście zmusić się do pracy, ale trudno mi wpaść w taki tryb, który określa się mianem „flow”, czyli kiedy praca ci się rzeczywiście pali w rękach, kiedy wykonujesz ją i widzisz zdziwiony, ile czasu już upłynęło, a robota idzie świetnie. Już dawno nie doświadczyłem takiego stanu, przynajmniej od zakończenia książki. W mniejszym czy większym stopniu zmuszam się do niej.
Po piąte – robienie sobie przerw w pracy. Czasem są one obowiązkowe, np. obiad, a czasem wymuszone, bo np. pijąc tyle wody, regularnie muszę biegać do ubikacji. I to jest też taki dobry moment, żeby wstać, przebiec się po mieszkaniu, chociażby gdzieś tam rękami pomachać, pompki zrobić, aby trochę ten organizm rozruszać. Wtedy też dużo fajniej się pracuje. I to jest też ten moment, kiedy mogę otworzyć okno, aby się pokój przewietrzył. To są takie podstawowe elementy, jeżeli mówimy o dbaniu o ciało.
Kolejna zasada to zadbanie o mój umysł i nastawienie. Pierwsza rzecz jest taka, że ja nie mam żadnych zewnętrznych motywatorów, więc muszę mieć mocne motywatory wewnętrzne. Już to kiedyś tłumaczyłem – w książce i podcastach – żeby znaleźć swoje „why”, czyli dlaczego my robimy to, co robimy. To nie jest mój koncept, ja gdzieś o tym przeczytałem, od kogoś o tym usłyszałem. To jest coś, co przyświeca mi przy konstruowaniu moich planów rocznych. Dzisiaj takim największym moim „why” w kontekście pracy, którą dla Was wykonuję, jest to, że chcę Wam dawać realną wartość w postaci treści, które pomagają Wam zastanowić się nad Waszymi finansami osobistymi. Być może na podstawie tych przemyśleń i wskazówek uda się również wdrożyć pozytywne zmiany w Waszym życiu. I mnie najbardziej dzisiaj motywuje takie wewnętrzne poczucie obowiązku. Bo mam mocne przeświadczenie, że to, co robię dzisiaj, to jest pewien mój talent, którego nie mogę zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Muszę się nim podzielić ze światem i z Wami.
Zastanawiałem się głęboko nad tym, czy pieniądze są motywatorem dla mnie. Powiem tak, żeby być też dobrze zrozumianym: pieniądze zawsze były dla mnie jakimś tam motywatorem, ponieważ lubiłem nimi obracać, tj. obracać również w liczbach. Zawsze mnie to pasjonowało. Nie bez powodu spisuję wydatki, planuję budżet i zastanawiam się, jak zmaksymalizować to, co mam. Ale pieniądze nigdy nie były takim motywatorem samym w sobie. Gdzieś tam uważałem, że pieniądze są pochodną dobrze wykonywanej pracy. Więc dla mnie dzisiaj one są takim miernikiem, na ile potrafię zamieniać moją pracę na taki bardzo namacalny i policzalny efekt, nie są celem samym w sobie. Zwłaszcza że zarabiam dużo więcej pieniędzy niż tak naprawdę potrzebuję na życie. Ale dla mnie bardzo dużym motywatorem jest np. to, ile Wy składacie codziennie zamówień na książkę. Bo widzę te wykresy, to mnie w jakiś sposób podkręca, pozytywnie nastraja i pasjonuje, pozytywnie zaskakuje, że to cały czas się kręci. To ma też negatywny efekt, bo zauważyłem u siebie takie dosyć chorobliwe podglądanie tych wyników sprzedaży, że wstaję rano i patrzę, ile tego jest, kładę się spać i też zerkam, ile tego jest. Od czasu do czasu tworzę sobie raporty i analizuję. Ale to też jest tak, że ze względu na moje zainteresowanie tą tematyką to, w jaki sposób można wpływać na poprawianie tych współczynników, to mnie kręci. A jak mnie coś kręci, to wiadomo, że poświęcam na to czas. I w ten sposób to się napędza. Warto sobie to swoje „why” – to swoje „dlaczego” – modyfikować, czyli zastanawiać się, czy ono nadal rzeczywiście w tej formie obowiązuje, w której to sobie zapisaliśmy.
Kolejną rzeczą są afirmacje, czyli coś takiego, co twierdzimy bądź myślimy o sobie samych i o tym, kim chcielibyśmy być. Ja takich afirmacji specjalnie nie stosuję, aczkolwiek parę elementów, które mają mnie pozytywnie nastroić na każdy dzień, sobie zapisałem. I nie jest tak, że codziennie do nich wracam. Nawet dwa, trzy razy w tygodniu rzeczywiście czytam sobie tę listę. 20 grudnia 2014 r. zapisałem coś takiego: „Jestem dobry, mam wszystko, czego mi potrzeba, by zrobić cokolwiek chcę”. I jak zastanawiam się nad takim zdaniem, to dochodzę do wniosku: prawda, rzeczywiście tak jest. Dalej: „Jestem dobrym ojcem i mężem i każdego dnia będę jeszcze lepszy, nie cofnę czasu, więc liczy się tu i teraz”, czyli nie ma co się skupiać na tym, co było, tylko rzeczywiście dbać o to, żeby dzień obecny, teraźniejszość to był moment, który jest maksymalnie wykorzystany. „Dzielę się swoją wiedzą, bo to mogę rozdawać, jest to dobre dla innych, a mnie przybliża do nieba. Lubię to robić, lubię patrzeć, jak inni rosną dzięki mnie. Mam czas dla przyjaciół. Jestem autorytetem w dziedzinie blogowania i finansów. Każdego dnia ćwiczę przez 30 minut, bo wiem, że ruch pomaga mi być w dobrym stanie psychicznym i efektywnie pracować. Efektywnie wykorzystuję czas, bo dziś jest ten dzień, który kształtuje moją przyszłość. Nie pozwolę, by czarne myśli trwały dłużej niż chwilę. Wiem, że najlepsze rezultaty osiągam, gdy myślę pozytywnie i po prostu działam” – więc takie zupełnie proste rzeczy. To tak się wydaje, ale jeśli czytamy tego typu rzeczy – i nie jest to kłamstwo albo jest to bardzo bliskie prawdy – gdy mamy zły nastrój, to bardzo łatwo jest uwierzyć w to, że rzeczywiście tak jest; po prostu przestać się przejmować teraźniejszością, tylko zasuwać do przodu, przestać się zamartwiać sobą.
Trzecia rzecz to jest to, że czytam inspirujące rzeczy. To są najczęściej książki, czasami inne publikacje, które też mogą być inspirujące, czy case studies. Ja już część książek, które uważałem, że warto przeczytać, polecałem Wam w dwóch odcinkach podcastu – zamieszczę je w notatkach do tego odcinka. Pomyślałem sobie, że jeśli chcielibyście na bieżąco otrzymywać ode mnie takie sugestie, co ja czytam albo jakie książki mam zaplanowane na liście do przeczytania, to po prostu dajcie mi znać w komentarzach pod tym odcinkiem, a ja pomyślę, w jaki sposób się tymi pozycjami z Wami dzielić.
Czwarta – słucham podcastów. To jest pochodna poprzedniego punktu. One w zasadzie zawsze mnie inspirują, zawsze wyciągam z nich jakieś dodatkowe, świeże dla mnie informacje, strzępy, jakie są dla mnie przydatne, a jednocześnie słucham ich wtedy, kiedy rzeczywiście nie robię nic innego, bo jestem gdzieś w drodze. Jak jadę metrem czy samochodem lub gdzieś wychodzę samodzielnie, to zakładam sobie słuchawki na uszy i słucham podcastów. Zazwyczaj przyspieszam odtwarzanie, czyli słucham szybciej, ale wchłaniam to, co słyszę, i jednocześnie staram się natychmiast to notować. Zawsze noszę przy sobie mały notes, w którym zapisuję wszystko, co jest dla mnie interesujące.
Piąta – otaczam się ludźmi, którzy ładują mnie energią. Niewiele takich osób jest wokół mnie, ale ostatnio sporo rozmawiam z Radkiem Kotarskim, czyli osobą, która prowadzi „Polimaty” na YouTubie. To jest taki facet, który po prostu zasuwa do przodu. Jest zawsze uśmiechnięty, zdecydowany i pełen pomysłów. Radek pewnie by powiedział, że więcej czerpie ode mnie niż ja od niego, ale to nieprawda – to relacja działająca w obie strony. I takimi osobami warto się otaczać, bo rzeczywiście jest tak, że nawet jeżeli ja mam jakiś gorszy stan, to podglądając te osoby, po prostu się inspirujemy tym, w jaki sposób one działają.
Szósta – przypominam sobie, po co to robię. Czyli zawsze staram się wrócić do tego mojego „why”, moich afirmacji, przypomnieć sobie, dlaczego robię to, co robię. To jest pioruńsko ważne. Ponieważ najczęściej, kiedy mamy zły humor czy czujemy się beznadziejnie, nic nam się nie chce, po prostu w ogóle nie wychodzimy ze swojej skóry, nie stajemy obok, nie spoglądamy na siebie, tylko tak się zamartwiamy w tym miejscu, w którym jesteśmy. Więc warto szukać tego połączenia z tym, co jest źródłem naszej siły, co w optymalnej sytuacji napędza nas do robienia tego, co robimy.
Siódma – jeżeli to nie pomaga, to przypominam sobie, jak beznadziejnie było w poprzednich moich pracach albo w najgorszych – w porównaniu z tym, co wykonuję w tej chwili. I to mi prawie zawsze pomaga. Myślę, że jeżeli jesteście etatowcami, to wystarczy sobie przypomnieć jakąś najgorszą pracę, jaką w życiu wykonywaliście, i ucieszyć się, że jesteście teraz w tym miejscu, w którym jesteście, a nie tam, gdzie byliście kiedyś. Ja się w tej chwili śmieję, bo jak mi się przypomną różne sytuacje z mojego życia, to się zastanawiam: „Boże drogi, po co ja to robiłem?” albo „Dziękuję Ci bardzo, że udało mi się z tego wyjść”. To jest zawsze taki optymistyczny punkt, twarz mi się zaczyna śmiać, jak sobie takie epizody z mojego życia przypomnę.
Punkt ósmy – oglądam się za siebie i patrzę, jak wiele już udało mi się zrobić. Czyli to też jest tak, że w takich momentach, gdy zabieram się za trudne projekty, wielkie przedsięwzięcia, to wydaje mi się, że: „O matko, nie wiem, w co ręce włożyć, tyle etapów, tyle punkcików, od czego zacząć, i tak się nie uda, na pewno się posypie, coś pójdzie nie tak, bo nie ma prawa pójść OK”. To potrafi zabić wszelki entuzjazm, jak zaczniemy piętrzyć problemy sami przed sobą. Ale wtedy lubię też spojrzeć za siebie, nie na efekty słabych prac, ale tych najlepszych w życiu, jakie wykonywałem. I teraz: jeżeli znacie moją działalność – po pierwsze mój blog, po drugie podcast, po trzecie „Budżet domowy w tydzień” jako kurs, po czwarte chociażby „Elementarz inwestora”, kurs „Pokonaj swoje długi” czy nawet książkę Finansowy ninja – to wiecie, że efekty tych projektów, czyli to, co udało się dzięki nim osiągnąć, także Wam, nie mi, to jest to, co po prostu powoduje, że twarz mi się śmieje. I potrafię też jako ich twórca przypomnieć sobie, ile rzeczywiście w trakcie ich realizacji było momentów zwątpienia. I wtedy mówię sobie: „Rany, Szafrański, wtedy się udało, to i teraz się uda, nie mazgaj się, dupa w troki i do roboty” – przepraszam za niecenzuralne słowo. Więc skoro tyle rzeczy się udało, to pewnie następne też się udadzą, i wiadomo, że te najgorsze momenty, które przeżywamy, chwile zwątpienia itd., zazwyczaj przeżywamy wtedy, kiedy robimy coś, co jest trudne, co jest trudniejsze niż to, co umiemy, czego nauczyliśmy się dotychczas, czyli że musimy zdobyć jakieś nowe kompetencje, poszerzyć ten zakres umiejętności, którymi się posługiwaliśmy. I tyle. I trzeba to po prostu zrobić.
Dziewiąta rzecz – czytam motywujące e-maile od czytelników. Mam na swoim dysku taki folder, który nazwałem „referencje”. I tam wrzucam też wszystkie miłe maile, które do mnie przesyłacie, a jest tego od groma i ciut, ciut. I jak się czasami tak użalam nad sobą, to otwieram ten folder, czytam parę maili i wiem, że czekacie na to, co ja robię, więc to jest dla mnie mocna motywacja, że „kurczę, Szafrański, do roboty!”. Właśnie – ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
Przejdę do kolejnej grupy zagadnień, którą nazwałem „procedura startowa”. Ja każdego dnia staram się stworzyć sobie takie optymalne warunki do pracy. I je tworzę w ten sposób, że postępuję zgodnie z pewną procedurą, którą wypracowałem. Ona prawdopodobnie nie jest optymalna, każdy pewnie musi znaleźć taką swoją własną procedurę, ale dla mnie ona przede wszystkim rozpoczyna się od zaplanowania. Dobrze wiecie, że przygotowuję swoje plany roczne, codziennie posługuję się Nozbe, czyli aplikacją, która umożliwia mi zarządzanie zadaniami, więc jeszcze dzień wcześniej wieczorem, zanim pójdę spać, przeglądam i układam listę celów na następny dzień. I to jest rzecz dla mnie obowiązkowa, jeżeli tego nie zrobię, to później dzień mi się sypie. Nie chcąc marnować kolejnego dnia, siadam sobie wieczorem, przeglądam listę, układam po kolei, co zrobię, jak rano wstanę, co zrobię przed i po śniadaniu, w południe, po południu i wieczorem. Więc taką kompletną listę sobie układam. To jest tak, że jak mam plan i zrealizuję go nawet w jednej czwartej, to i tak to będzie więcej wykonanych zadań, niż gdy tego planu w ogóle nie mam. Bo w takim przypadku czas mi przecieka przez palce i zajmuję się totalnymi pierdołami. Więc wolę go mieć.
I kolejna rzecz, która mi w tym pomaga – i to jest też powód, dla którego prowadzę te listy zadań – to jest to, że ja uwielbiam to uczucie odhaczania zadań na liście. I jeżeli dany dzień kończę tym, że odhaczyłem wszystkie zadania, które miałem do wykonania, to to jest dla mnie najlepszy możliwy finisz dnia. Chciałbym podkreślić, że moim zdaniem kluczem do mojego sukcesu wcale nie jest to, że ja w jakiś szczególny sposób motywuję się czy powtarzam sobie coś tam itd., tylko to, że systematycznie wykonuję mniejsze i większe plany. Oczywiście staram się działać w inteligentny sposób, tzn. jeżeli widzę, że te plany zostały źle skonstruowane, to je modyfikuję. Ale plan konkretnych rzeczy to jest coś, co powoduje, że ja po prostu robię kolejne rzeczy. I tu nie ma filozofii. Jeżeli rano wstaję z planem, to po prostu nie ma takiej rozkminy, czy ja chcę się czymś zająć, czy powinienem, a może czymś innym, a może mi się tego nie chce, po prostu po kolei odhaczam rzeczy na mojej liście. I można powiedzieć, że dzięki temu, że taki plan mam, to nie muszę się jakoś szczególnie motywować.
To jest taka rutyna. Plan mam przygotowany wieczorem, ale codziennie rano też staram się dzień zaczynać według określonego schematu. Pierwsza rzecz, jak się budzę, to staram się do siebie uśmiechnąć i tak w myślach sobie mówię: „To będzie superdzień, dzięki Ci, Boże, że się znowu obudziłem, że mam dobry plan na dzisiaj, że myślę, że dzięki temu planowi dam radę”. To jest znowu takie pozytywne nastawienie się, a nie negatywne, bo takie też mi się zdarza, żeby nie było, że tak jest zawsze. Czasami budzę się i mówię: „Matko, ile mam tych punktów na tej liście, masakra, nie chce mi się wstawać”. Więc zdecydowanie wolę ten pierwszy scenariusz.
Kolejna rzecz, którą robię, jak już wstanę, to jest szybki przegląd planu, tak żeby sobie przypomnieć te zadania, które są pierwsze na liście. Szybka modlitwa, śniadanie, prysznic i do roboty. Dlaczego wcześniej sobie przypominam plan? Ponieważ już będąc pod prysznicem, jestem w stanie planować, jak dane zadanie wykonam. I teraz możecie się zastanawiać, skąd wiem, co konkretnie będę robił kolejnego dnia. Trochę jest tak, że to wynika z planu rocznego. Czyli plan roczny jest na wysokim poziomie ogólności, ale później go sprowadzam do detali. I raz w tygodniu, najczęściej w niedzielę wieczorem, planuję sobie, co robię do kolejnej soboty. Więc rozkładam zadania na kolejne dni, wiadomo, że w ciągu tygodnia jeszcze coś tam wpada w międzyczasie, ale to dopisuję do listy. W zasadzie można powiedzieć, że codziennie rano wiem, co tego konkretnego dnia mam do zrobienia.
Kolejna rzecz: gdy już usiądę do pracy, to staram się sobie stworzyć takie optymalne warunki do niej. Czyli po pierwsze – słuchawki na uszy, ja tak uwielbiam pracować. Słuchawki zamknięte, które wycinają mnie ze świata zewnętrznego, nawet jeżeli jest hałas na zewnątrz, to one nie przepuszczają dźwięku, są podłączone do komputera, z którego puszczam sobie zawsze tę samą muzykę. Czyli to może być w zależności od nastroju calm.com, na którym można odtwarzać głosy natury, playlisty stworzone przeze mnie na Spotify, na których mam swoją ulubioną muzykę, ale też lubię słuchać muzyki bez słów, czyli kawałki akustyczne – zalinkuję Wam. Ostatnio słucham notorycznie gościa, który nazywa się David Cutter. Udostępnia swoje utwory na SoundCloudzie, więc to mi wystarcza, aby się wyłączyć ze świata zewnętrznego i skupić na muzyce. I zaobserwowałem coś takiego, że jeżeli pracuję z daną muzyką czy z danym rodzajem odgłosów przez dłuższy czas, to później się przyzwyczajam i jak włączam dokładnie te odgłosy, to od razu nastrajam się do efektywnej pracy. Tak było z serwisem calm.com, czyli czymś, co odtwarza odgłosy natury – jeżeli siąpi w tle deszcz, to ja już wiem, że to jest taki moment, kiedy należy usiąść do pracy i pracować.
To, co mi również bardzo pomaga w takich optymalnych warunkach, to jest to, żeby odpowiednio ustawić swój kalendarz, czyli np. wszystkie spotkania, które mam, ustawiam po południu, bo chcę jak najwięcej pracy wykonać do godziny 14.00 – to jest dla mnie taki optymalny czas na pracę. Optymalnie do 12.00, ale jeżeli się przeciągnie do 14.00, to chcę mieć ten czas, żeby z tych najważniejszych zadań danego dnia się wywiązać.
Kolejny aspekt, też ważny, to jest porządek. Lubię mieć porządek przynajmniej wokół siebie. Czyli mam porządek na biurku, na desktopie w komputerze. Mam też taką świadomość, która mi pomaga, świadomość porządków w papierach i w finansach. To jest coś, co daje mi niesamowite poczucie bezpieczeństwa. Więc jeżeli mam gdzieś bałagan wokół siebie, to to powoduje pewien niepokój. Więc staram się tak przygotować, żebym na rano rzeczywiście był gotowy i zorganizowany.
Jak widzicie, to jest przede wszystkim dyscyplina i reżim. Czyli staram się wtłoczyć siebie w takie ramy, które dają mi jak najmniej sposobności do tego, żeby gdzieś tam się odsunąć od tego, co mam do zrobienia. Jest konkretna procedurka, reżim, ja w niego wchodzę dobrowolnie, wykonuję sekwencję kroków i w zasadzie jestem gotowy do pracy. I to jest coś, co mi najbardziej pomaga. To nie jest żadna automotywacja, autosugestia itd., tylko wtłoczenie siebie w wykonywanie roboty, że ileś godzin na tyłku trzeba siedzieć i tę pracę wykonywać, jakakolwiek by ona była, nieważne, czy to jest praca kreatywna, czy odtwórcza – jedno i drugie trzeba zrobić.
Następny aspekt, o którym chcę powiedzieć, to są takie wewnętrzne i zewnętrzne zobowiązania, których po prostu się podejmuję. I to mi też bardzo pomaga. Ponieważ jeżeli powiem publicznie Wam, co planuję zrobić, nad czym pracuję, to po prostu będzie mi wstyd, jeżeli miałbym tego nie wykonać. Czasami oczywiście te moje plany, o których mówiłem, ziszczają się dużo, dużo później, ale już samo to, że Wam o nich powiem, że dam Wam czy Gabi przeróżne zapowiedzi, to mi bardzo pomaga. I też chcę powiedzieć, że mam taką dwuosobową grupę, którą zrobiliśmy ze znajomym, nasz tzw. mastermind, w którym co tydzień dyskutujemy o tym, co na bieżąco robimy. Mamy cotygodniowe spotkania na Skypie. I jeżeli zadeklarujemy, że nad czymś pracujemy i planujemy to skończyć w ciągu tygodnia, to ja wiem, że mogę zostać przepytany z tego, co zadeklarowałem, i trzeba się będzie gęsto tłumaczyć. Więc to mi bardzo, bardzo pomaga. Ja jestem też taką osoba, która lubi rywalizować i nie lubi przegrywać, więc na mnie bardzo motywująco działa, jak się z kimś o coś założę. To może być wyłącznie założenie się o przekonanie, ale wyznaczamy sobie jakieś cele. Tak było także w przypadku książki, kiedy to staraliśmy się z Krzyśkiem, który jest szefem magazynu, ucelować w to, kto będzie miał rację co do ilości sztuk, które zostaną w magazynie na koniec roku. I przegrałem ten zakład. Założyliśmy się o butelkę dobrego szampana, więc musiałem Krzyśkowi na Sylwestra go wysłać. Więc to mi też w jakiś tam sposób pomaga, jeżeli nawet o takie cele zawodowe będę się zakładał, chociażby o przekonanie.
I ostatnia rzecz – pisałem o tym w ubiegłym tygodniu w artykule na blogu – to kontrakt z samym sobą. To jest takie moje małe oszustwo, bo teoretycznie to moja prywatna sprawa, ale z drugiej strony dzięki niemu potrafię dosyć skutecznie zobowiązać się sam przed sobą do różnych rzeczy, np. do zmiany swoich nawyków w takich obszarach, które mi się nie podobają. Zachęcam do tego, żeby zerknąć do tego artykułu, gdzie szczegółowo to omawiałem, oraz do książki Finansowy ninja. I po co takie kontrakty z samym sobą? Jak one u mnie funkcjonują? Jak mogą ogólnie funkcjonować? To jest coś, co pozwala nam postanowić, że będziemy działać w określony sposób, i trzymać się własnej deklaracji. Oczywiście to wymaga pewnej refleksji, pewnego zaplanowania również. Ale to jest coś, co bardzo, bardzo dobrze mi służy. I w zasadzie tyle podpowiedzi.
Teraz przejdę do dwóch elementów. Powiem, co rozwala mój dzień, czyli kiedy nie udaje mi się pracować tak, jak bym chciał, kiedy nie udaje mi się zmotywować mnie samego. I druga rzecz – opowiem Wam o tym, jak się relaksuję, bo myślę, że to jest też ważnym elementem tego, żeby mieć energię do pracy.
Rzeczy, które rozwalają mi dzień: po pierwsze to jest zmiana rutyny. To są np. takie prozaiczne rzeczy, że wstanę rano, wezmę komputer na kolana, usiądę na kanapie i nie pójdę długo się myć, nie zjem śniadania. Czasami potrafię przesiedzieć tak do 12.00, a czasami robię rzeczy totalnie głupie, zaglądając w media społecznościowe, odpowiadając na maile, czyli zajmując się rzeczami nie w tej kolejności, co powinienem. I to mi kompletnie burzy cały rytm dnia. Bo później już nie ma takiego dobrego momentu, w którym mógłbym zjeść śniadanie, wziąć prysznic, więc różnie z tym bywa. Ta zmiana rutyny jest generalnie szkodliwa i widzę to.
Kolejna rzecz to zignorowanie planu. Czyli np. zabranie się za jakieś czynności, które i tak muszę zrobić, ale które nie są najważniejsze danego dnia. Z mojej perspektywy to zajmowanie się przeróżnymi pierdołami, a taką pierdołą – można powiedzieć – jest to, że otworzę pocztę elektroniczną i zacznę odpowiadać na wszystkie maile, które otrzymałem. I z jednej strony teoretycznie wydaje mi się, że wykonuję jakąś konstruktywną pracę, a naprawdę to tak wcale nie jest. Nie robię tego, co zaplanowałem, że zrobię, za to wykonuję coś zupełnie innego.
Kolejny punkt. Mocno zauważyłem, że bardzo odciągają moją uwagę wszelkie newsy, czyli jeżeli z rana usiądę i zacznę czytać jakieś serwisy typu Gazeta.pl. W ogóle u mnie to było przez długi czas i chyba nadal jest takie nawykowe, że otwierając okno przeglądarki, jak się nudzę, wpisuję konkretne adresy. I Gazeta.pl jest jednym z nich, bo wiem, że zawsze coś nowego tam przeczytam. Jakość tego serwisu jest coraz gorsza, więc w ogóle nie rozumiem sam siebie, ale jednak w ten sposób działam. Więc staram się nie czytać żadnych newsów, bo wiem, że one kradną moją uwagę. Mogę sobie poczytać takie serwisy po pracy, w przerwie, ale też w określonym czasie, żeby po prostu nie było tak, że rozpraszam się, demotywuję, dekoncentruję, zaprzątam sobie głowę jakimiś innymi zmartwieniami. Tak jest, np. jeśli czytam jakieś serwisy ekonomiczne i bulwersuje mnie to, co czytam, to ciężko się później zebrać. Od razu jest taka pokusa, żeby natychmiast się tym podzielić w mediach społecznościowych, a pośpiech też nie jest dobrym doradcą.
I kolejny punkt to jest wsiąknięcie w social media. Gdy pracuję, to to jest koszmar. Bo jeżeli rzeczywiście otworzę na chwilę Facebooka, to Facebook ma tę niesamowitą cechę, że można go przewijać w nieskończoność, i to mnie strasznie rozprasza. Dlatego nauczyłem się już w tej chwili, że jeżeli wykonuję coś naprawdę ważnego, to wyłączam notyfikację na komputerze, żeby nic mi nie przychodziło, żadne powiadomienia. I jeszcze do tego robię tak, że telefon odkładam ekranem w dół. On mi nic nie wyświetla. Mam ustawione tak, żeby mi nie bzyczał, jak coś przyjdzie, tylko żeby wyświetlał na tym ekranie zamkniętego telefonu, więc jak odwrócę go ekranem w dół, to tego nie widzę, mam totalny spokój, totalną ciszę, i tak sobie pracuję. Więc jeżeli uda mi się powstrzymać od takich rozpraszaczy czy niestandardowych procedur dnia, to można powiedzieć, że praca idzie mi całkiem dobrze, pod warunkiem że odpowiednio wcześnie wstanę, z czym bywa różnie.
I ostatni element, czyli detoks. Jak się relaksuję? Przede wszystkim gram w Counter Strike’a. To jest moja bardzo niewyrafinowana forma rozrywki. Zazwyczaj wieczorami pogram jakąś partyjkę przez godzinkę, czasami dłużej. Zdarza się, że oglądam turnieje sportowe. To jest dla mnie też fajna sprawa, bo wtedy widzę, jak inni grają. Kolejna rzecz: oglądam seriale w telewizji, aczkolwiek ostatnio złapałem się na tym, że jest tego po prostu zbyt dużo i to pochłania czas, więc podjąłem dramatyczną decyzję, że w ogóle zero, nic. Był taki moment, że nie oglądałem telewizji, później oczywiście zacząłem znowu oglądać, na zasadzie porelaksowania się. Ale łapię się na tym, że więcej oglądam reklam niż filmów.
Oczywiście super, gdy detoksem jest poczytanie książki, szczególnie takiej, która jest inspirująca w jakimś tam stopniu, a tylko takie staram się czytać. Inną formą relaksu jest spacer z Gabi. Chociaż ostatnio smog w Warszawie nas trochę przystopował z tymi spacerami, ale to też jest coś takiego, co daje mi kompletny odpoczynek. Niektórzy z Was pytali mnie, czy ja funduję sobie jakieś nagrody, np. wyjazd w egzotyczne miejsce. Powiem szczerze: nie, ponieważ mnie to w żaden sposób nie pasjonuje ani motywuje. Uczciwie mówiąc, mam wszystko, czego potrzebuję, na bieżąco pod nosem. Dlatego nie ustalam sobie supernagród. Dla mnie nagrodą jest dobrze wykonana praca i jej zauważalne, mierzalne efekty. Bo co by nie mówić, ja lubię pracować i lubię widzieć, że to, co robię, przynosi efekty. I uważam, że to jest najfajniejsza nagroda, jaką mogę otrzymać. A reszta? No cóż. Może Wam się wydawać, że moje życie jest smutne, puste i nie ma w nim zbyt wielu atrakcji, ale naprawdę ja nie mam jakichś szczególnych potrzeb.
Podsumowując, uważam, że nie ma żadnego sekretu tej mojej motywacji. Jedyną formą motywowania się u mnie jest stworzenie sobie takiego zestawu okoliczności, który sprzyja dobrej atmosferze pracy. Oczywiście tak zupełnie obiektywnie i uczciwie – to jest mi coraz trudniej stwarzać sobie taką atmosferę, bo mi się też nie chce. Ale im głębiej sięgam do siebie, do tego swojego „why” i dlaczego coś robię, tym też łatwiej jest mi powrócić na tę właściwą ścieżkę. I jeśli miałbym wskazać taki jeden sekret, to jest to po prostu zabranie się za to, co się ma do zrobienia. Robić, zacząć – tu nie ma żadnej magii. Jak coś zaczynam robić, to stopniowo wkręcam się w dany temat. I czasami widzę, jak wiele jeszcze mam do zgłębienia, i wtedy sam się nakręcam. Bo dla mnie to jest motywujące, to, że czegoś nowego się dowiem, nauczę, że coś przetestuję, popełnię jakieś błędy wieku dziecięcego, ale będę bogatszy o te wnioski, które z tego wyniosłem. Czyli pierwsze to się zabrać do robienia, dopiero później to korygować w oparciu o tę wiedzę, którą zdobywamy na bieżąco, oczywiście z minimalnym planem, jak najbardziej. Ale czasami lepiej nie komplikować, bo przy prostych rzeczach nie ma co planować. Jeżeli coś jest proste, np. łatwe i przyjemne zadanie na dwie godziny, po prostu trzeba je zrobić i już. Czasami jest tak, że odpuszczam i dosyć ostentacyjnie się wtedy lenię. Tak długo się lenię, aż się wkurzę sam na siebie, dojdę do takiego dna, przeżyję taką fazę rozpaczy. I wtedy w końcu jakoś zbieram się w sobie, jestem tak już wkurzony na to, że nic nie robię, że po prostu zabieram się za robienie tych rzeczy, które mam do zrobienia, tak jakby nic się nie stało. Czasami jest tak, że ileś tam rzeczy wokół musi się zawalić – nie jest to częste w moim przypadku – i wtedy jak Feniks z popiołów się odradzam i zaczynam działać.
Reasumując, to, co się liczy, to dyscyplina i reżim działania, a nie to, co jest taką prostą motywacją, typu, że coś sobie powiemy. I myślę, że to jest refleksja, z którą chciałbym Was zostawić. To nie jest też tak w tej mojej pracy, która jest w dużej mierze pracą twórczą, że ja jestem zawsze tak samo dobrze nastrojony do pracy. Czasami wena przychodzi, siada na moim biurku i pomaga, a czasami jej po prostu nie ma. Więc czasami jest mniejsza lub większa męczarnia. I co z tego? Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo, więc po prostu cisnę i idę naprzód. Im bardziej cisnę, tym łatwiej mi się pracuje i tym szybciej jestem zadowolony z efektów, więc też tak jest, że lubię wykonywać swoją pracę sprawnie, bo wiem, że tą nagrodą jest ten efekt, który za chwilę będzie, jakiś kolejny wpis, który się pojawi na blogu, czy podcast, który zostanie opublikowany.
Na koniec jeszcze zapytam Was, jak Wy sami motywujecie się, co uważacie za coś takiego, co pomaga Wam Waszą pracę wykonywać lepiej, raźniej, z większą ochotą. Ogólnie – co myślicie o moim podejściu? Chętnie bym to usłyszał, bo wcale nie jestem przekonany, czy ja pracuję w optymalny sposób. Czasami mam wręcz bardzo poważne wątpliwości, bo jednak zbyt dużo czasu przeznaczam na pracę. Wydaje mi się, że gdybym się tak naprawdę zebrał w sobie, to to wszystko, co robię, mógłbym robić w dużo krótszym czasie.
I na koniec mam jeszcze dla Was jedno ważne ogłoszenie. W najbliższy piątek, 17 lutego, będę miał swoje kolejne urodziny. I z tej okazji przygotowałem dla Was taki mały prezent. Dla wszystkich osób, które tego konkretnego dnia zamówią książkę Finansowy ninja, wezmę na siebie koszt pakowania i jej wysyłki, czyli zrobię dzień darmowej dostawy. I uprzedzam celowo w tym podcaście, żebyście mogli się do tego przygotować, żebyście też, jeżeli chcecie kupić komuś książkę na prezent, skorzystali z tej okazji, żeby kupić ją trochę taniej, ale też możecie dać znać swoim znajomym, że jeżeli chcą ją nabyć, a cena wysyłki ich odstraszała, to teraz będą mieli o te 15 zł taniej. Ja jeszcze szykuję kilka innych dodatkowych atrakcji, nie wiem, czy uda mi się zdążyć na piątek, bo jestem na feriach z dzieciakami, w ten piątek też będę, ale może się wszystko uda.
Przypominam też, że linki do wszystkich wymienionych w tym odcinku zasobów znajdziecie w notatkach do tego podcastu, pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/093.
Nieuchronnie zbliżamy się do odcinka nr 100, a dzisiaj już bardzo dziękuję Ci za wspólnie spędzony czas i życzę skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Do usłyszenia!
{ 88 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Kupiłem i przeczytałem książkę którą poleciłeś . Fenomen Poranka -> zajebista . Bedę czytał/przeglądał jeszcze raz . >Proszę o więcej< 🙂 Pozdrawiam .
Chyba najważniejszą rzeczą w motywacji jest dobranie odpowiedniego systemu pracy dla siebie. Trzeba testować mnóstwo technik i umiejętnie je łączyć, aby powstał spójny system. Zachowamy wtedy balans między pracą, odpoczynkiem i codziennymi obowiązkami. Będziemy mieć progres w naszej pracy bez zbędnego „zajeżdżania” się i brak poczucia winy podczas odpoczynku.
Pełna zgoda. Nie ma jednej uniwersalnej techniki.
Michale, napisz jak mają motywować się te osoby które nie lubią swojej pracy. Ty lubisz to co robisz, więc nie powinieneś mieć problemów z motywacją szczegolnie że praca daje Ci b.dobry efekt /pieniądze/.
Kasiu, nawet taki mocarz jak Michał nie napisze Ci nic odkrywczego w tym temacie:)
Są dwa sposoby:
1. Polubić. Jak to mawiają Amerykanie „fake it until you make it”. Ja miałem problem z zaliczeniem studiów tak długo jak nienawidziłem rachunkowości. Poszedłem do przodu dopiero jak zmieniłem nastawienie. Podobnie miałem na pewnych kryzysowych etapach w pracy.
2. Zmienić!
A pieniądze naprawdę nie motywują na dłuższą metę i piszę to jako osoba b. dobrze zarabiająca.
Chyba najlepiej by by zmienić jeśli mogę się wtrącić. Ale czasami człowiek zanim zmieni pracę to musi tkwić w takiej nielubianej.
Ja miałam jeszcze ten problem, że nawet jak się zmotywowałam i szłam do pracy z dobrym nastawieniem to tam spotykałam ludzi, którym się nie udało zmienić tego nastawienia. Przebywanie z ludźmi, którzy też nie lubią swojej pracy i narzekają powoduje, że znów traci się dobre nastawienie. To jest problem.
Jeśli nie lubisz swojej pracy, a nadal ją wykonujesz, to pewnie masz po temu jakieś dobre powody. Zastanów się jakie? i potem przypominaj je sobie w chwilach zwątpienia.
A no właśnie, co jeśli chodzimy do pracy, bo musimy?
Ciężko się motywować, wiedząc, że w pracy spędza się sporo czasu, szczególnie jak praca nie jest tym, co się lubi.
/Prócz magicznego: zmień pracę/
Ewelina,
jestem obecnie w identycznej sytuacji. Chodzę do pracy bo muszę i nie jest to praca, którą chciałbym wykonywać przez kolejnych kilka lat.
Powoli próbuję działać. Niektóre rzeczy mogą się wydać dziwne, głupie, śmieszne, ale u mnie działają 🙂
Magiczne „zmień pracę” to prawda, ale nie da się niczego zrobić w jeden dzień.
Ja wyszedłem od stworzenia celów życiowych, 5-cio letnich oraz rocznych. Już nie potrafiłbym bez tego żyć, żyć bez jakiegokolwiek celu.
Teraz przychodzę z pracy (nadal tej którą będę chciał zmienić w tym roku), siadam do komputera i pracuję nas swoimi celami nie tracąc czasu na marudzenie, narzekanie, lenistwo, marnotrawienie czasu. Wiem do czego dążę.
OK, stworzyłem cele. Dokładnie określiłem również jaka miesięczna wysokość zarobków mnie interesuje (25tys. zł – mimo że obecnie bardzo, bardzo, bardzo daleko mi do tej kwoty). Jednak czy wydaje się ona osiągalna za kilka lat, nawet gdy teraz ktoś zarabia 1tys, 2,tys, itd? Jak najbardziej tak.
Na tym etapie nieco zmieniłem swoją postawę z reaktywnej na proaktywną. Wiedząc ile chcę zarabiać oraz co chcę mniej więcej robić (rozpisałem również swój idealny dzień pracy) zacząłem zauważać różne możliwości.
Jeśli zaczniesz myśleć o czymś to wyostrzysz swoją koncentrację. Jeśli chcesz kupić samochód Fiat Multipla, myśląc o nim często, to nagle na drodze zaczniesz zauważać mnóstwo takich samochodów.
W pomysłów które zaczęły się pojawiać wybrałem kilka i zaczynam powoli realizować, poświęcając mnóstwo czasu po pracy na etacie. Jednym z nich jest blog. Przy okazji zapraszam 🙂
Innym pomysłem jest sprzedaż kanapek ze smalcem w trakcie sezonu letniego w parkach/festynach/itp – to jest akurat projekt na ten rok, który w przyszłości będę chciał rozbudować.
Trzecim pomysłem jest własna kawiarnia.
I znowu, tak jak w przypadku określania celu; każdy pomysł na działalność jest projektem. Zapisuję go i zaczynam myśleć co mogę zrobić, aby ten projekt zrealizować? Wypisuję zadania i zaczynam małymi krokami je wykonywać.
Znowu się rozpisałem, ale jest to tak ciekawy i ważny temat, że nie dało się inaczej.
Krótkie podsumowanie mojej myśli: spróbuj zacząć od opisania swojej przyszłej pracy, w której będziesz szczęśliwa. Z kim będziesz w niej pracować, jak długo będziesz pracować w ciągu dnia, ile będziesz zarabiać, itd. To pozwoli Ci sprecyzować obszar poszukiwań.
Woda działa absolutnie świetnie. Polecam 3 szklanki wody zaraz po przebudzeniu. Zadziałają lepiej niż kawa 🙂
W zeszłym tygodniu pisałem nieco o byciu zmotywowanym. Nie ma tutaj jednej magicznej sztuczki, która w tym pomaga. Bo jeśli dobrze planuje się dzień, ale niezdrowo się odżywia lub prowadzi się bardzo siedzący tryb życia, to w dłuższej perspektywie tej energii do działania zacznie brakować.
Jeśli zaczniesz wprowadzać jakieś zmiany w swoim życiu, to jedna zmiana prowadzi do kolejnej i w konsekwencji wypracowuje się swój własny system, na który składają się różne czynności.
Dosyp do wody pół łyżeczki soli (najlepiej kłodawskiej). Dużo mikroelementów uzupełnisz. Mnie najlepiej smakuje z gazowaną.
Dodatkowy efekt to druga szklanka z pół łyżeczki dicytrynianu magnezu (kupisz za grosze na kg)+ tabletka selenu. Rewelacyjna suplementacja. Ta forma magnezu najlepiej się przyswaja.
Michał, poleć książki!
Witaj Michale,
jak zawsze dużo wartościowych informacji.
Niby takie wszystko proste i łatwe, ale ciężko znaleźć swój „złoty środek” – fajnie że przedstawiłeś swój cały zestaw – od początku do końca.
Dzięki!
Jeszcze takie pytanie techniczne – co myślisz o Focus at will ? Testowałeś może?
Hej Gamer,
Nie – nie testowałem.
Pozdrawiam
To Ty nie piszesz z pasji???? Myślałem, że to tylko ona Cię motywuje 😉 😉
Mnie motywuje stare powiedzenie: Czy jest ochota, czy nie ma ochoty, trzeba się zabrać do roboty.
Inna sprawa, że mnie zima demotywuje do jakiegokolwiek działania. Byle do wiosny 🙂
Pisze nie „z pasji” tylko „z pasją” 😛
Patrząc na efekty Twojej pracy takie jak, blog prowadzony na bieżąco, aktywność w mediach, nowe podcasty itd, trudno uwierzyć, że miewasz problemy z motywacją do działania 🙂
A jeśli chodzi o motywacje, realizację celów, to wczoraj trafiłam na wykład pani dr Ewy Jarczewskiej-Gerc na temat symulacji mentalnych. Osobiście temat bardzo mnie zainteresował. Najciekawsze dla mnie było to, że wyobrażanie sobie procesu krok po kroku sprawia, że szybciej zaczynamy działać i skuteczniej osiągamy cele. Przykładem byli studenci, którzy mieli wyobrażać sobie proces uczenia się ( to jak idą do biblioteki, wybierają książkę, czytają, powtarzają, notują). Okazało się, że zaczynali oni wcześniej się uczyć niż grupa kontrolna, dzięki czemu lepiej zdawali egzamin.
W wykładzie jest więcej przykładów badań i informacji na temat motywacji. Zamierzam wypróbować na sobie kilka informacji. Poniżej link to wykładu.
https://www.youtube.com/watch?v=1kCZVl0N7Aw
Ja tam wierzę Michalowi, że mimo świetnych efektów, zarobków ma problemy z motywacją. Jest to czlowiek, który cholernie duzo dokonał, przepracowal tysiace godzin, namęczył się nad niejednym. Mozna byc zmeczonym po ponad 20 latach harówki i wymaganiu od siebie bardzo wiele.
Chyba najbardziej liczy się dyscyplina, reżim. Motywacja to emocje. Cos jak endorfiny po zjedzeniu czekolady czy bojowy nastroj w Sylwestra gdy stawiamy sobie 150 celow, bo wydaje nam się, ze od jutra zmienimy cale zycie i swiat do nas nalezy. Motywacja to emocje, fala endorfin, która pojawia sie na pare minut, czasami parę godzin – np po obejrzeniu super filmiku na YT z czlowiekiem sukcesu (obejrzymy i od razu chcemy go nasladowac, sami stawiac tysiace sturbucksow itd). Cala sztuka polega na DYSYPLINIE i REZIMIE. Motywacja jest i znika, zmienia sie jak nasz nastroj, bo to emocja. Dyscyplina pozwala ograniczyc role emocji i odhaczac etapy do osiagniecia celu, czy nam sie chce czy nie (zazwyczaj sie nie chce, bo wielszosc zadan wymaga dlugiego czasu i duzych sil)
Temat motywacji i organizacji pracy w domu jest dla mnie faktycznie newralgiczny.
Najgorszy jest Facebook. Zanim dojadę do końca, przelecę wszystkie interesujące podlinkowane artykuły, zagłębię się w dyskusje polityczne to już 14:00.
Jak wyloguję się z Facebooka to nie jest dużo lepiej, bo sprawdzam pocztę, gdzie dostaję sporo newsletterów, przechodzę do odpowiednich stron, okazuje się, że ciekawe, chcę się podzielić na FB i kółko się zamyka. 14:00
Więc wylogowuję się z FB, zamykam pocztę i wtedy jakoś robota idzie.
Dzień mi rozbija trochę basen. Staram się codziennie (no, dobra – trzy razy w tygodniu…) chodzić na basen. Oczywiście w środku dnia, bo po południu tłok. Najlepiej na 11:00. No i znowu 14:00…
Jestem sową, świetnie mi się pracuje w nocy. Cisza, FB śpi, poczta śpi, muzyczka cichutko gra. No i już 2:00.
Owszem wysypiam się, lubię pospać, mogę pospać, nic mnie nie budzi, właściwie to spokojnie zapadam w sen zimowy, korporacja mnie wykończyła i odsypiam już drugi miesiąc. Minimum 6 godzin, lepiej 8. Od 2:00 wychodzi do 10:00, basen na 11:00. I znowu 14:00…
Szukam ratunku w NOZBE. Ale ilość mnożących się zadań z gwiazdką powoduje, że nie mogę zabrać się za to pierwsze.
Z Twojego podkastu wynoszę taki plan:
* rytuał – stała kolejność czynności porannych doprowadzających do biurka i pierwszych przy biurku,
* woda,
* planowanie kolejnego dnia.
Może na początek tak skromnie wystarczy.
Bardzo nakręca, motywuje mnie kontakt z ludźmi, rozmowa, spotkanie, ale jestem introwertykiem i nie wychodzę do nich.
Myślę sobie, że ten odzew od czytelników musi Ci dawać sporo energii. W mojej malutkiej niszy cisza.
Dzięki za podkast. Pomyślę jeszcze.
(Już północ…)
Cześć Ewa, jeśli mogę coś podpowiedzieć to… spróbuj przesunąć godziny wstawania i kładzenia się. Przeczytaj „Fenomen poranka” jeśli tego jeszcze nie zrobiłaś. Ja też wczoraj położyłem się przed 2, a w pracy pojawiłem sie dziś ok. 11ej, a uważam się za „turbo sowę”, niemniej jednak zauważyłem że te znienawidzone poranki wcale nie są takie straszne. Prawdę mówiąc zawsze się oszukiwałem, że wieczorem i w nocy jestem taki super hiper, a okazuje się że rano pewne rzeczy robię szybciej i bardziej bezbłędnie. Oczywiście do pracy koncepcyjnej wciąż najlepsza jest noc, ale to da się zmienić. Eliminuj rozpraszacze – FB tylko w określonych porach i na określony czas (polecam Leechblock – wtyczka do Firefoxa), zrezygnuj z newsletterów… Też próbuję okiełznać Nozbe i też dobrze nie jest, choć jest coraz lepiej. Wyleczyłem się z przypisywania zadań do określonych godzin, wolę mieć w Nozbe „wór z zadaniami”, a w kalendarzu jedynie spotkania.
Cześć Wojtku,
Wczoraj dotrwałam do poranka 🙂 Pracowałam do 6:00 i nawet miałam plan, żeby pracować dalej, ale na chwilkę przyłożyłam głowę do poduszki i już była 12:00. Potem basen itd…
A dzisiaj jak widać do drugiej niedaleko. Trochę mi się wywrócił dzień do góry nogami.
Ale nadal mam „mocne” postanowienie i być może dojdę do proponowanego przez Ciebie rozwiązania.
Z Facebookiem przegrałam znowu. Dobry pomysł z tym programem wyłączającym. Mam maca więc chyba SelfControl będzie dobry?
Pozdrawiam
SelfControl zainstalowany, cały dzień wytrwale pracowałam, bez dostępu do FB i LI. Pod wieczór tak na chwilkę weszłam na FB, no i właśnie kończę dzień…..
jest jeszcze Cold Turkey – mnie wyleczył z dystraktorów 🙂
Powiem szczerze że to największy problem, bo niby człowieka cieszy praca w domu, cisza, spokój… ale po jakimś czasie dostaje [CENZURA] cholery [/CENZURA] 🙂
Michał, niedawno trafiłem na Twoje wystąpienie na InfoShare 2015 o zaufaniu.
Mistrzostwo świata. Jesteś niesamowity! Pozdrawiam
z 2 miesiące temu zacząłem słuchać podcasty od początku, jestem teraz przy 48, może się wyrobię żeby być na bieżąco przed 100tnym 🙂
Michał, robisz super robotę!!
Michał, dzięki za nagranie.
Jak cię znaleźć na CS:GO? Też wieczorkami tak się rozładowuję.
Właśnie w drodze na uczelnię przesłuchałem nowy odcinek podcastu i muszę Ci powiedzieć, że mam bardzo podobnie! Robię to, co lubię, ale żeby to robić, potrzebuję pewnego flow, schematu, który pomaga mi się utrzymać w ryzach. Najlepszy okres miałem, kiedy wszystko miałem poukładane do 14. Pobudka 6, prysznic, spakować się, 6:55 na pociąg, do 14 praca. W tym czasie bez jedzenia (polecam zapoznać się z intermittent fasting), bez social mediów, po prostu tylko ja i robota. I kawa 🙂 I umowa ze sobą, że po 14 już nic nie muszę, chociaż jeszcze coś robiłem. Ale już totalnie bez spiny. I to jest to. Też potrzebuję reżimu, schematu, bo inaczej wszystko się wali. I też mam potem doły, o których mówiłeś, a nawet sięganie dna psychicznego 🙂 Ale to już sie na szczęście zdarza coraz rzadziej, gdyż coraz lepiej siebie znam. Zadroszczę ludziom, któzy mogą pracować gdzie chcą, w jakich porach im się podoba, ale ja muszę wyjść z domu, mieć ze sobą tylko niezbędne minimum konieczne do pracy, i tyle. A czemu nie ćwiczyć rano? Miałeś wspomnieć, ale chyba nie wspomniałeś 🙂 Ja nie ćwiczę rano, tylko wieczorem, bo po prostu poranny trening nie daje mi energii, tylko ją odbiera i potem jest słabo. Nie wiem czym się zajmują osoby, które promują taki styl życia, z porannym treningiem, nawet ciężkim, albo jakie mają organizmy, ale u mnie się to zupełnie nie sprawdza. Za to trening wieczorny, nawet taki budujący formę sportową, nie tylko dla samej aktywności, przynosi mi korzyści i fizyczne, bo się rzeczywiście rozwijam, i psychiczne, bo jest to czas medytacji, tylko dla mnie, no i wiadomo, zdrowotne, bo jest jakiś systematyczny ruch.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, chociaż na pewno tak nie będzie, ale cieszę się, że osoby z sukcesami mają takie same problemy co i ja, bo to jest jednak duża inspiracja, że można 🙂 I że chwile zwątpienia, słabszej formy są w pełni normalne i każdy je ma, a najważniejsze to poznać siebie i po prostu mieć świadomość, dlaczego tym razem eni wyszło i co można zmienić, albo jaki nawyk wprowadzić, by było lepiej. Nie bać się wyłączać różnych rzeczy, nie bać się też wprowadzać.
Ja w pewnym momencie zrozumiałem, że życie jest dla mnie i nie muszę być dostępny na messengerze od rana, że jak odpowiem dopiero po południu to nic się nikomu nie stanie, a jak jest coś ważnego, to zadzwoni 🙂 Chociaż ostatnio jak się uczę na egzamin, to zostawiam telefon w jednym miejscu i wychodzę, tak że jestem totalnie niedostępny. Ale tak już mam. No i nie umiem pracować w domu. Eksperymentowałem ostatnio, i jak dobrego nastawienia bym nie miał, to w domu nie zrobię prawie nic. Muszę wyjść. Wyjechać 😀 Zawsze ten czas dojazdu też jest fajny, bo można poczytać, posłuchać podcastu czy coś.
Dobra, koniec pisania, może się jeszcze dyskusja rozwinia, a ja już czuję, że ten komentarz jest bez ładu i składu. Podsumowując dziękuję za ten odcinek i Tobie, innym i sobie życzę jak najlepszego trwania w swoich reżimach, przy jednoczesnym poznawaniu siebie i dążeniu do jak największego work-life balansu 🙂
Moją mobilizacją, szczególnie dobrze działającą gdy muszę wyjść na mróz z ciepłego domku, jest nie zastanawianie się czy mi się chce czy nie. Po prostu mam to zrobić i koniec. Nie analizuję, nie myślę tylko skupiam się na ubraniu i robię. Jak poranne wstawanie, zadzwoni budzik i wstaję człapiąc do łazienki, bez drzemek czy innych przeciągaczy.
Miałem przez lata ten sam problem – odkładanie na później, rozpoczynanie iluś tam projektów na raz, a potem praca pod presją czasu. W pewnym momencie znalazłem metodę zarządzania czasem i projektami zwaną Getting Things Done (GTD), która pomogła mi mocno rozłożyć projekty/akcje na czynniki pierwsze, jednak po 2-3 latach zauważyłem, że i ona ma swoje wady. Obecnie wdrożyłem coś co nazywa się Agile Results, które połączyłem właśnie z GTD. No i najważniejsze: tzw. Pomodoro Technique, czyli praca w odpowiednio długich timeboxach z przerwami na rozrywkę – to poskutkowało łatwością liczenia czasu jaki naprawdę spędza się nad konkretną pracą.
Trzeba również pamiętać o tym, że brak motywacji nie doskwiera, jeżeli wiesz co masz robić i samemu potrafisz to wdrożyć – a to właśnie daje mi obecnie mój system Agile Results + GTD + Pomodoro Technique.
Więcej o GTD: https://lifehacker.com/productivity-101-a-primer-to-the-getting-things-done-1551880955
Więcej o Agile Results: http://www.30daysofgettingresults.com/
Więcej o Pomodoro Technique: http://cirillocompany.de/pages/pomodoro-technique/
Hej ! Z przyjemnością poczytam o Twoich metodach . Ja mam inna -PO PROSTU -RUSZ D…. I ZACZNIJ DZIAŁAĆ,TAK MÓWIĘ DO SIEBIE HA HA. TO DZIAŁA A PODPOWIEDZIAŁA MI TĘ METODĘ ZAPRZYJAŻNIONA LEKARKA,KTÓRA PO WYLEWIE WRESZCIE ŻYJE…….. PARADOKS. POZDRAWIAM- MARIOLA Z ANGLII(POLKA!!!!!!!)
Aplikacja Nozbe o której pisze Michał jest właśnie oparta w całości na GTD 🙂
Odnośnie gazeta.pl to przestałem tam zaglądać od ostatnich wyborów parlamentarnych. Nie jestem zwolennikiem żadnej opcji politycznej ale po prostu po jakimś czasie miałem dość czytania tego portalu. Ciągle w głowie wszystko mi pulsowało od tych newsów, w ogóle to ograniczyłem TV, na FB ukrywam sobie posty znajomych z polityką i powiem wam że naprawdę dobrze się z tym czuję 🙂
Super napisane – w punkt! 🙂 Przyznaję, że ja też miewam problem ze skupieniem uwagi podczas pracy – zwłaszcza jeśli pracuję przy komputerze. Cały czas kusi mnie, aby sprawdzić coś w google, wejść na fb czy przeczytać ciekawy artykuł. Ale odkryłam fajną metodę, zwaną techniką pomodoro, która oprócz listy zadań wykorzystuje krótkie „moduły” pracy (25 min i 5 minut przerwy). Świadomość, że po 25 minutach pracy nad danym zadaniem będę mogła sobie pozwolić na nagrodę w postaci przewy pozwala mi się skupić nad zadaniem 🙂
Bardzo dobry podcast. Dzięki! Słowo dyscyplina nie jest teraz zbyt popularne. Każdy chciałby zawsze tworzyć z pasją. 😉 A okazuje się, że bez mozolnej, codziennej, często trudnej wędrówki się nie da.
Cześć Michał, mam identyczne przemyślenia odn. motywacji. I mam akurat świeży przykład „motywacji ostatecznej” kiedy to dosięgnąłem dna, przekroczyłem wszelkie terminy i muszę zacząć pożerać moją żabę:)
Pytanie:
Jak zmontować swoją „mastermind group”, jak znaleźć wsparcie innej (min. jednej) osoby na podobnym poziomie rozwoju? Ludzie, z którymi przebywam najwięcej (rodzina, pracownicy, znajomi z dzieciństwa) nie rozwijają mnie pod tym względem.
Odnośnie grupy, zerknij na społeczność meet up i dołącz, lub stwórz nową grupę o interesującej Cię tematyce.
Dziękuję, chyba dołączę do jakiejś grupy zagranicznej. Po przemyśleniu tematu doszedłem do wniosku, że zależy mi na znalezieniu „accountability partnera”. Niestety bardzo ciężko mi znależć kogoś z podobnymi przemyśleniami, celami i sytuacją życiową. Miałem takiego przyjaciela, ale odszedł z tego świata.
Polecanie czy recenzowanie książek to świetny pomysł. Sama zamierzam takie coś robić, zakładkę już mam ale jest jeszcze pusta. Ile razy będąc w bibliotece, takiej z wolnego dostępu na szybko przeglądałam Internet co warto wypożyczyć. Podejrzewam, że tematyka książek, które czytasz pokryje się z moimi zainteresowaniami.
Cześć Michał,
Co do swojej motywacji, to staram się wyrabiać produktywne nawyki, które pomogą mi w utrzymaniu i zachowaniu dyscypliny. Nie wierzę w ludzi, którzy naobiecują swoim klientom złote góry, mistrzom motywacji i innym podobnym. Nie ma dróg na skróty i wierzę, że tylko ciężką pracą można coś w życiu osiągnąć. By być bardziej produktywnym postanowiłem nie spędzać więcej niż 30 min dziennie na FB, pousuwałem z niego większość nic nie znaczących powiadomień i ludzi ciągnących mnie w dół, podobnie nie czytam portali typu Onet, gazeta itp.
Jeśli chodzi o temat produktywności polecam Fenomen poranka, widzę że również stosujesz część zawartych tam porad:) Jesli możesz, to poleć nowe interesujące książki do przeczytania, ciekawe podcasty do posłuchania(wcześniejsze pozycje mam juz za sobą i bardzo sobie chwalę):)
Pozdrawiam.
Po kilku latach pracy na etacie, po kilkunastu latach prowadzenia mniejszych lub większych biznesów, po kilku porażkach i wielu sukcesach doszedłem do jednego wniosku który można opisać jednym słowem:
HARMONIA
U mnie najlepiej sprawdza się życie w harmonii na każdej płaszczyźnie. Nie można popadać w żadną ze skrajności, wtedy osiągam najlepszą efektywność, najlepsze samopoczucie i nastawienie do życia.
Michał w kwestii polecania inspirujących treści to mam pomysł.
Bądź jak blogerki urodowe i rób ULUBIEŃCÓW DANEGO MIESIĄCA 🙂
Serio, zero ironii 😉
Nie w każdej pracy to jest możliwe, ale jeśli tylko mamy wybór, to najbardziej motywujące jest stworzenie jednej listy – rzeczy, które musimy w danym dniu zrobić, i drugiej – tych, które mogą być zrobione w tym dniu albo w następnych. Ważne by ta pierwsza nie była nadmiernie rozbudowana. Jeśli wykonamy wszystko z niej i zahaczymy o jakąś pozycję z drugiej, to świadomość, że zrobiliśmy więcej, niż planowaliśmy na nas dobrze wpłynie;)
Pomysł z dzieleniem się tytułami książek jest super 🙂
Życie to ciągła walka, a największa to ze sobą samym. Łatwo się zapomnieć w tym wszystkim. Tak jak pan pisał, warto zapisywać sobie wszystkie myśli i motywatory usłyszane bądź przeczytane. Przeczytanie zapomnianego cytatu z książki może być zbawienne.
Cześć Michał,
Bardzo podoba mi się Twój pomysł, abyś opowiadał o książkach, które aktualnie czytasz, o tych które były dla Ciebie w jakiś sposób inspirujące 🙂
Podcast super, fajnie, że zebrałeś to w całość, co najmniej kilka rzeczy spróbuję wykorzystać u siebie.
Pozdrawiam
Michał
Świetny podcast.. dajesz bardzo dobry przykład i jesteś osobą, którą warto naśladować!
Jeden z lepszych odcinków, bardzo motywujący! 😀
Podczas słuchania utworzyłem z 20-30 nowych zadań w Nozbe (które czasami polegają na tworzeniu jeszcze większej ilości zadań ;)), powoli chłonę i trawię nową wiedzę, dzięki!
Czasami i mnie dopadają wyrzuty sumienia, że praca nie idzie, że coś tam, a z Michałem to już w ogóle nie ma porównania. Tytan pracy. Dobrze wiedzieć, że i Ty masz czasem problem z zabraniem się do roboty i co Ci w tym pomaga.
Świetne afirmacje – szkoda tylko, że nie powiedziałeś o wszystkich (albo szkoda, że powiedziałeś, że część zostawisz dla siebie ;)).
Na pewno chciałbym zerkać na listę książęk, które czytasz, lub które ostatnio przeczytałeś. W Trello można udostępnić konkretne listy większej ilości osób, natomiast w Nozbe nie widziałem jeszcze takiej opcji. Może notatka w Evernote?
Zabieram się do roboty i pozdrawiam! 🙂
Nie zgadzam się z tym co powiedziałeś.
Chodzi o motywowanie pracowników. Nie każdy pracownik (pomimo tego, że robi to co lubi/chce), musi być zmotywowany w pracy. Ja np. bardzo się nudzę, kiedy nic się nie zmienia. Jeśli miałbym np. motywacje finansową to w ogóle byłbym dużo lepiej zmotywowany, lubię np. gdy są jakieś promocje, kiedy mogę polecić klientom to co, rzeczywiście jest tańsze. Chociaż nie osiągam z tego żadnych korzyści.
Aktualnie szukam pracy (tzn. szukam od bardzo dawna),która sprawiałaby mi przyjemność i spoko bym zarabiał. Teraz wykonuję prace, którą lubię ale niestety kwestie finansowe, są istotne.
Aha no i ta część podcastu gdzie pytasz czy chcielibyśmy, żebyś publikował listy motywujących książek. JASNE, ŻE BYM CHCIAŁ!
Hej Michał,
super pomysł z listą książek, które czytasz lub przeczytałeś. Gdyby dodatkowo chciało Ci się pisać Twoje recenzje tych książek, byłaby to bardzo wartościowa informacja. Jest to dodatkowa praca po Twojej stronie, ale mógłbyś wrzucać linki do księgarni z afiliacją. Ty szczęśliwy i ja szczęśliwy 🙂
Aż przypomniał mi się ulubiony cytat z książki Zafona: „Natchnienie przychodzi wtedy, gdy człowiek przyklei tyłek do krzesła, łokcie do biurka i zacznie się pocić” 🙂 Buziaki!
Ja również nie lubię wstawać rano i najlepszą motywacją jest… Pies 😉 wiem, że muszę z nim przejść się z samego rana bo inaczej albo będzie ,,śmierdząca” niespodzianka, albo po prostu pies zaczyna piszczeć, że chce wyjść na zewnątrz. Podczas krótkiego spaceru budzę się i dotleniam, mam też wtedy czas na przemyślenie planu na nadchodzący dzień. Polecam z całego serca ten sposób motywacji!
Może dobrym pomysłem było by stworzenie listy książek które czytasz i (lub) przeczytałeś i umożliwić czytelnikom komentowanie i głosowanie na nie? Jakiś spis podcastów w podobnym tonie też byłby dobrym pomysłem.
Michał, te kilkanaście zdań wyszło Ci świetnie! 🙂 sama nie cierpię słowa motywacja, bo jest mocno nadużywane i jest wszędzie, a to wkurza, bo sama mam z tym problem. pomysłów mnóstwo, z realizacją gorzej 😉 chyba sobie zrobię duży napis ‚dyscyplina, reżim i odpowiednie warunki pracy. Po prostu ROBIĘ i są efekty. Zero cudów.’ bo w tym jest zawarta cała recepta 🙂 dzięki i pozdrawiam 🙂
Ja też poproszę o aktualną listę książek, którą czytasz / masz na liście zaplanowanych lektur. Już przeczytałem dwie polecone przez Ciebie książki (zrobiłem notatki i zamierzam pomysły wdrażać do swojego biznesu więc pozycje były jak najbardziej trafione), teraz czytam Finansowego Ninję, ale niedługo go skończę i chętnie sięgnę po inne rekomendowane przez Ciebie pozycje 🙂
Dzięki wielkie za to, co robisz Michał!
Michał, kolejny świetny podcast, dzięki! Ja coraz bardziej się przekonuję, że, tak jak mówisz, nie ma żadnych złotych rad – po prostu jak coś trzeba zrobić, to trzeba to zrobić i tyle!:) I zawsze pomaga plan działania. Kiedyś nie znosiłam planów, bo uważałam że ograniczają moją kreatywność, ale dzisiaj wiem, że to jedno z najważniejszych narzędzi w skutecznym robieniu tego, co sobie założyliśmy.
A w motywowaniu samej siebie ogromnie pomaga mi świadomość określonej misji, którą mam do wykonania. I pewnie już bym dawno zrezygnowała z obranej drogi edukowania innych co to znaczy zdrowo się odżywiać, gdyby nie to, że to ogromne poczucie ważnego celu nie pozwala mi odpuścić i zbyt łatwo zrezygnować. Dzięki jeszcze raz za cenne rady i wskazówki!
Michale,
1. Przede wszystkim bardzo dziękuję Ci za kolejny rzetelny odcinek podcastu, za to, że tak otwarcie i po ludzku mówisz jak jest.
2. WARTE UWAGI: Kiedy dodamy czegoś do wody (ja pije np. z cytryną) organizm traktuje ją jako żywność, dzięki czemu lepiej ją przyswaja i skuteczniej się nawadniamy, nie wypłukując się jednocześnie zbytnio. Partnerka prowadzi firmę DietaExpert, siłą rzeczy coś mi w głowie zostaje 🙂
3. Myślę, że dla Ciebie nie musi to być niezbędne, ale na pewno wiele osób słucha tego odcinka, żeby dowiedzieć się czegoś więcej w kwestii skutecznego motywowania samego siebie. Osobiście sprawdziłem i mogę polecić kurs Damiana Redmera „Switch”, w którym w oparciu wyniki badań naukowych rozbiera on na części pierwsze działanie naturalnej motywacji wewnętrznej. Czyli właśnie tej, która jest najbardziej pożądana. I tak naprawdę – zgodzę się z Tobą Michale – jedyna słuszna.
Nie wrzucam linka, nie chcę przesadnie reklamować, ale każdemu, kto naprawdę chce zmienić coś w swoim życiu – szczerze polecam. Zwłaszcza, że kosztuje tylko 97 zł.
4.Wszystkich, którzy powątpiewają, nie wierzą lub nawet są przeciwni teorii działania afirmacji zachęcam do przybliżenia sobie tego tematu, podejścia bez uprzedzeń. Słowa są suchym nośnikiem informacji, prawdziwe działanie afirmacji zapewnia skojarzenie, jakie wywołuje wypowiedziane lub pomyślane zdanie, czy nawet pojedyncze słowo. Zaczyna działać, kiedy się POCZUJE pewien stan, a słowa w tym pomagają – lub przeszkadzają, kiedy podświadomie w nie nie wierzymy. Jest wiele kiążek i badań na ten temat. Polecam m.in. http://pdf.helion.pl/konwek/konwek.pdf
Ciekawe jest, że pozytywny efekt można uzyskać będąc praktycznie biernym mentalnie, np. poprzez pozycję siły ( https://www.ted.com/talks/amy_cuddy_your_body_language_shapes_who_you_are?language=pl ) lub wymuszając usmiech na twarzy czy słuchając pozytywnej muzyki.
5. Wrócę na chwilę do kwestii odżywiania. Odpowiednia dieta (wcale nie skomplikowana, ale dopasowana do potrzeb) może nawet wyprowadzić z depresji. Z kolei duże wahania poziomu cukru we krwi bezpośrednio wpływają na problemy z siłą woli.
6. AD. „PROCEDURA DNIA: Bardzo przyjemnie się słucha tego, kiedy ma się porównanie z punktu widzenia naukowego i widać jak się to zazębia – znowu słowo o Damianie Redmerze. Bardzo fajnie się sprawdza poranny rytuał, który daje efekt torowania oraz rytuał wieczorny, który ułatwia zrelaksowanie się niwelując efekt Zeigarnik… Dla kogoś jak ja, kto miał bardzo złe doświadczenia w ogarnianiu rzeczywistości czy rozgraniczaniu obowiązków i odpoczynku – baardzo interesujący temat. Ciągle się uczę, ale już teraz jest niesamowita różnica w funkcjonowaniu.
7. Ogromne dzięki za namiar na calm.com. Ja najczęściej słucham nagrań na youtube, które wyszukuję pod hasłem „putumayo”. Polecam 🙂 U mnie również sprawdza się „odcięcie” od świata przez otoczenie się muzyką.
8. AD. REŻIM: Słowo reżim ma trochę negatywne wybrzmienie, bo kojarzy się z przymusem. Kiedy Ten reżim postrzegamy jako wybór – bo tak rozumiem Twoje słowa – to zachowujemy poczucie autonomii. I wtedy się chce (bo to przecież mój wybór, moja wola, którą trzeba tylko podtrzymać w czasie, by zyskać efekt). Czyli powracanie do „why?”.
Jest jeszcze jedna rzecz – Ty nazywasz to automatyzacją, Damian Redmer mówi o nawykach, ale chyba chodzi o to samo. Przekuwanie pewnych czynności w nawyk pozwala skrócić czas i wyeliminować wahania.
9. Odpowiadając wprost na Twoje pytanie:
W najtrudniejszych momentach przypominam sobie, że tak naprawdę nie muszę nic. To, że wydaje mi się, że coś muszę, to dlatego, że coś uznałem za ważne. Mogę tego nie zrobić, to oczywiście będzie rodziło konsekwencje. Jeśli koszt z tym związany (złe samopoczucie, straty finansowe, straty emocjonalne, poczucie winy, poczucie niekonsekwencji, obniżone poczucie skuteczności i własnej wartości itd.) jest niższy niż zysk (analogiczne wartości dodanie), to rezygnuję. Często jednak któraś z wymienionych pozycji znaczy dla mnie wystarczająco dużo, żeby utrzymać się w postanowieniu. Kluczowa dla mnie jest autonomia, poczucie że to ja wybieram. Dlatego czasem robię coś tylko dlatego, że tak postanowiłem, wychodząc z założenia, że wolność to uświadomiona konieczność.
Pozdrawiam serdecznie,
Mateusz
PS: Trochę się rozpisałem, ale jest tu kilka kwestii, które są dla mnie bardzo interesujące, dlatego dodałem komentarz od siebie 🙂
Zaczęłam ‚przygodę’ z WNOP i całym blogiem JOP tym podcastem i muszę powiedzieć, że jakość zdecydowanie dorasta do fejmu 😉 gratuluję, bardzo udany projekt życiowy. Subskrybuję i dodaję swoje 5 groszy w „walucie motywacyjnej”: naprawdę warto, działaj dalej!
Pozdrawiam!
Zosia
Michał, słucham odcinka i doszłam do fragmentu, w którym mówisz, ze ćwiczysz w domu i podciągasz się na drążku.
Błagam, powiedz ze nie na takim rozpieranym we framudze drzwi! 🙁
Pozdrowienia!
Ania
Witaj, a dlaczego taki drążek miałby być zły ?
Z okazji urodzin: dużo pomysłów a potem ich realizacji 🙂
Na zabierające czas social media jest jedna skuteczna rada :). Wdrożyć do porannej rutyny nawyk włączania aplikacji SelfControl lub robić to jeszcze przed snem na odpowiednia ilość godzin (sen + planowana praca). Kto się boi idciąć od fb na tak długi czas niech pamięta, że w pilnych sprawach mozna zajrzec na fb na telefonie – na tel ryzyko wsiąknięcia na kilka godzin w fb jest bardzo małe :). Niestety ta aplikacja jest dostępna tylko na maca :(.
Poproszę o listę ksiąźek
Witam,
pełen podziw dla Twojego stylu myślenia o finansach ale także o życiu, firmie itd 🙂
Podoba mi się taki dobry balans między gromadzeniem, wydawaniem ale też ofiarowywaniem:)
Czy szukając własnych rozwiązań korzystasz z jakichś blogów dotyczących stricte tematyki prowadzenia działalności gospodarczej i jej finansów? Czy możesz polecić jakieś, Twoim zdaniem, rzetelne.
Jak zwykle fajnie i motywująco. Chociaż przyznam szczerze że już kiedyś słuchałem o motywacji u ciebie (częściowo się pokrywa ale powtórka się przyda 🙂
Jeśli chodzi o aplikacje to ja dołożę od siebie:
1) http://www.manictime.com (MAC/PC/Android) – widać nad czym spędzamy czas – moim zdaniem najlepsze narzędzie tego typu!
2) Różnego rodzaju Pomodoro Timery 🙂
3) Way Of Life (iOS) – Wspomagacz Postanowień
Muzyka:
Bill Evans Trio – Waltz For Debby – klasyka jazzu z odgłosami kawiarni w tle!
Naturespace (iOS) – rewelacyjna apka z kojącymi dźwiękami- ta mi najbardziej podpasowała z tych które sprawdzałem
Książki…
Czytanie tylko książek motywujących? 🙁
Nieeeeeeeee
Inspirujący podcast. Dzięki! Staram się wdrażać podstawowe zasady o których mówisz, by być bardziej produktywnym. Wciąż mam jednak wrażenie, że mój dzień jest za krótki. Codzienny trening lub dłuższy sen zawsze są opłacone kosztem czasu przeznaczonego na żonę lub pracę.
Mam w związku z tym jedno pytanie. Kiedy znajdujesz czas dla rodziny? Słuchając Ciebie odnoszę wrażenie (na pewno nieprawdziwe), że przez cały dzień jesteś skoncentrowany tylko na sobie. Piszesz, nagrywasz, przygotowujesz materiały, spotykasz się z ludźmi, bywasz na konferencjach. Oprócz tego codziennie godzinę ćwiczysz, godzinę grasz w CSa i się wysypiasz. Co na to Twoja Żona i dzieci?
Zawsze wydawało mi się, że słuchanie muzyki w czasie pracy tylko mnie dezorganizuje. Było kilka prób, ale szybko się zniechęcałam. Za to moje dziecię namiętnie słuchało (słucha nadal) muzyki w czasie nauki i przekonywało mnie, że tylko tak się może skupić. W końcu i ja znalazłam „swoją” rzeczywiście działa 🙂 W chwilach zwątpienia wracam myślami do poprzedniej pracy i zwątpienie znika, a motywacja wraca.
PS. Też będę wdzięczna za podzielenie się listą książek 🙂
Michał,
Twoje wpisy zawsze sa inspirujące. Wpisy o tym co czytasz, sluchasz są bardzo mile widziane. Kiedyś kupiłam pare książek, kotre polecałeś i nie żałuję. Także proszę o jeszcze.
Michał, ja tak samo jestem już zmęczona tym ciągłym powtarzaniem – zmotywuj się, szukaj swojej motywacji itd. Wszędzie pełno memów, fotek, grafik, zdjęć które mają zmotywować nas do wszystkiego ( Chodakowska i Lewandowska wyskakujące z lodówki).
Na portalach związanych z pracą aż mnoży się od amerykańskich mentorów od motywacji i ich złotych myśli. Nie mówię, że to źle, ale dla mnie podobnie jak dla Ciebie kluczową sprawę odgrywa dyscyplina i nie rozczulanie się nad sobą tylko działanie.
W pracy po prostu robię to co mam zrobienia nie czekam na „powiew weny” zaś w moim hobby – patrzę na buty w przedpokoju i po prostu wychodzę z domu pobiegać. Jakbym zaczęła się zastanawiać i rozmyślać…..to pewnie bym została w domu. Liczy się siła nawyku i wyrobienie w sobie dyscypliny- chce mi się. Nie neguję całkowicie motywacji bo wiadomo nie można bezcelowo pracować, ale ostatnio jest przesyt tego tematu choćby w mediach.
Michał, możesz podzielić się swoimi playlistami na spotify o których wspominasz?
Po przeczytaniu „Fenomenu Poranka” autorstwa Elroda Halla postanowiłem pójść w tym kierunku. Droga nie jest łatwa, wymaga systematyczności, rezygnacji z części snu, samozaparcia, wytrwałości i nieziemskiego uporu. Na swojej drodze znalazłem „Sztukę spania”
Po jej przeczytaniu i wdrożeniu kilku wartościowych rad postanowiłem, że podzielę się swoim przemyśleniami, spostrzeżeniami oraz wypracowanymi sposobami na walkę z „zamułą”. Swego czasu spałem po 8-9h, zauważyłem, że nie starcza mi czasu na wiele rzeczy. Postanowiłem to zmienić, więc po przeczytaniu wyżej wymienionych książek pomiędzy mną i moim „głosem w głowie” zorganizowałem zawody, które nazwałem LAZY ASS CHALLENGE 🙂 Od teraz sypiam 6 godzin (od 22.00 do 4.00 bez drzemek w ciągu dnia). Budzik ? nie używam, siłą uporu można wytrenować coś takiego jak zegar biologiczny. Godzina 4.10 (po wypiciu wody z cytryną i z imbirem lub kardamonem) modlitwa i wychodzę pobiegać. W połowie drogi zahaczam o plac do tzw. Street Workoutu, na którym wykonuję kilka ćwiczeń kalistenicznych. Około 4.50 powrót. Następnie prysznic. Około 5.00 czytam przez 1h. Godzina 6.00 lekkie śniadanie (kasza jaglana z bananem lub płatki owsiane + otręby orkiszowe + banan) i w tym czasie prowadzę (uzupełniam) dziennik obserwacji swojego organizmu. 6.30 wychodzę do pracy….O 16.00 siłownia, powrót do domu, obiad i tak dalej. Teraz pytanie jak zwalczyć tzw. zamuł przez resztę dnia i jak się dopalić?
Na pewno nie kawą, kawa wywołuje hormon stresu, tak zwany kortyzol. Omijam szerokim łukiem tak samo jak wszelkiej maści napoje energetyczne. Do tego całkowita alkoholowa abstynencja.
W mojej ocenie za zamuł, znużenie, osłabienie odpowiedzialna jest MELATONINA. Jest to hormon zwany „hormonem nocy” i odpowiada za sen(ność). Co go wywołuje (zwiększa jego stężenie w organizmie) ? np. ciemne, niedoświetlone pomieszczenia, półmrok. Melatoninę można bardzo szybko obniżyć poprzez podniesienie temperatury ciała. Osobiście stosuję kilka sprawdzonych sposobów. Jednym z nich jest herbata z cytryną i z imbirem lub kardamonem. Temperaturę organizmu także podnosi kasza jaglana. Aktywność fizyczna potrafi doskonale rozgrzać . Zalecam bieganie + instalację drążka do podciągania (podciąganie nachwytem) lub pompki. Dla hardkorowców polecam mój ulubiony (podnoszący ciśnienie krwi) sport dający niezły pakiet endorfin – morsowanie 😀 Melatoninę szybko obniża światło więc jasne pomieszczenia + spacery (ew. bieganie) w ciągu dnia. Sposób na szybkie zasypianie ? zaciemnić pomieszczenie (okna, by nie wpadało światło) i wywietrzyć pokój (schłodzić sypialnię).
i to wszystko przy bardzo mocnym zaangażowaniu i wparciu Żony.
Podsumowując, 2 godziny dziennie urwane ze snu pomnożone przez 365 dni w roku daje niezły wynik 730 godzin. Dzieląc to przez 24h (1 dzień) zyskujemy w przybliżeniu 31 dni (jeden miesiąc) w ciągu roku.
Sławku, o ile po przyjściu z pracy nie robisz jakichś na prawdę ważnych rzeczy, ucinanie snu aby mieć więcej czasu jest bardzo kiepskim pomysłem. Odbije się to prędzej czy później na Twoim zdrowiu i produktywności.
Owszem, melatonina jest hormonem odpowiedzialnym za wprowadzanie nas w sen, więc jeśli nie chcemy przysypiać powinniśmy wystawiać się na światło, wystawiać się na różne bodźce. Problem w tym, że melatonina i ta „zamuła” na 1-2h przed spaniem jest nam bardzo potrzebna, aby sen przebiegał odpowiednio i był regenerujący. Sporej części ludzi nie wystarczy zasłonięcie okien przed samym położeniem się do łóżka – światło należy (mocno) ograniczać na 3h przed kładzeniem się do łóżka.
Wysypiaj się – nie będziesz zmęczony w drugiej części dnia.
Ja też motywuję się do pracy, nawet gdy strasznie mi się nie chce. Moja praca polega głównie na pisaniu, więc nauczyłem się dostosowywać zajęcia do aktualnego poziomu motywacji. Jeśli jest w tym temacie dobrze, zazwyczaj pracuję pełną parą, piszę, robię research, innymi słowy – kuję żelazo póki gorące. Kiedy z motywacją jest gorzej, zajmuję się chociażby takimi zagadnieniami, jak korekta. Polecam takie mierzenie sił na zamiary 😉
dzięki!
Jak zawsze wiedza na poziomie. Takie wpisy leczą mnie z kompleksów. Jestem pracoholikiem i ciągle mi się wydaje że praca 24/24 to nirwana. Myślałem ze tylko mnie brakuje czasem motywacji … 😉 Dzięki
Przeczytalem wypowiedz Sławomira Łukaszuka powyzej i stwierdzam, ze moje oszczedzanie i inwestowanie ma zupelnie inny cel. Otoz ja wlasnie chcialbym zdobyc dochod pasywny, ktory pozwoli uciec od rutyny etatu, regularnych obowiazkow, wczesnego wstawania, powtarzalnych czynnosci. 🙂 Wlasnie mysl o takiej wolnosci mnie poki co motywuje.
Cześć Michał, od jakiegoś czasu czytam Twoje tweety, w różnych miejscach na blogach pojawia się Twoje nazwisko i tytuł książki, gdzieś kiedyś natrafiłam na Twoje zdjęcie i opinię… już nie pamiętam o czym. Podcast jest odkryciem tego tygodnia choć liczba odcinków dobiega setki. Gratuluję i dziękuję. Zajmująco i jednocześnie lekko opowiadasz o rzeczach w jakimś sensie mi obcych, choć i kredyt hipoteczny spłacam i budżet domowy prowadzę. Mam nadzieję wiele się nauczyć a w razie sukcesów na pewno się podzielę radością.
Michle, dzieki za Twoj podcast – zaczalem go sluchac chodzac po parku z wozkiem i spiacym dzieckiem, to jest chwila dla mnie zeby zrobic cos. No wlasnie zazwyczaj sluchalem muzyki ale od jakiegos czasu szukalem czegos innego i trafilem na Twoje podcasty. To jest lepsze wyrwanie jawalka czasu dla siebie. Mam do Ciebie jednak pytanie, mowisz o tym jak wyglada Twoj dzie , ile czasu spedzasz nad ksiazka/praca/spotkaniami, kiedy i ile czasu spedzasz z rodzina? Masz jakies zelaze godziny dla rodziny? Majac male dziecko ostatnio mam wrazenie ze czasu brakuje doslownie na wszystko a zaplanowania dnia i wykonanie pewnych zalozen graniczy z cudem. Chcialbym poznac Twoj sposob na ten aspekt zycia.
Pozdrawiam i powodzenia
Zostawiam ślad.
Generalnie nie mam problemów z motywacją, ale zawsze może być lepiej;) a że naśladownictwo jest khem khem ..najtańszą z metod 😉
stwierdziłam, że podglądnę, co u Ciebie 😉
Z wieloma punktami bardzo się zgadzam, podoba mi się, że mówisz o patrzeniu do przodu, ukierunkowujesz na cel, ale jednocześnie zachęcasz do patrzenia do tyłu, jak daleko doszliśmy, ile już udało się osiągnąć.
A najbardziej mi się podoba, że motywując do pracy, odciągasz od pracy;) przerwy, odpoczynek, zacne jadło etc.
Co do mnie nie przemawia.. aplikacje a la 2dolist.. próbowałam, ale czułam się niewolnikiem telefonu, czasu, tabelek. Ale to chyba zależy od charakteru pracy.. albo człowieka.
Muszę mieć w życiu nieco więcej spontaniczności albo wolności ? Listy zadań mnie frustrowały i stresowały.. A może zbyt ambitnie do tego podchodziłam i było tego za dużo? Nadczłowiek też człowiek..? 😉
Mam zagwozdkę, może mnie jeszcze przekonasz w kolejnych podkastach.
Wracam do pracy, tak mi się muzycznie skojarzyło „carry on, my friends forever, carry on when i’m gone and when the day is long, forever carry on” /MANOWAR, CARRY ON/
Hej Michał! Wczoraj sobie z Tobą pobiegałam jakieś 7 km i czuję się na maxa zmotywowana do działania. Co prawda rozwalił mnie tekst o tym, że nie motywowałeś swoich pracowników pracując na etacie, ale jakby się dłużej nad tym zastanowić to…… to masz rację! jeśli chcemy bardzo to powinniśmy szukać motywacji w nas samych! Niebawem startuję z własną stroną i takiej motywacji to ja jeszcze nigdy nie miałam. Od dzisiaj śmiało mogę powiedzieć „Biegam z Szafrańskim!” (oczywiście wymawiane z uśmiechem) bo nareszcie czuję, że łącze przyjemne z pożytecznym. Pozdrawiam serdecznie 🙂 i zostawiam ślad, tak jak prosiłeś, bo naprawdę cieszę się, że są tacy ludzie jak Ty:-)
Michał zgadzam się z Tobą w 100 procentach, że motywacja jest przereklamowana. Stawiam na samodyscyplinę bo to jedna z cech ludzi, którzy realizują swoje cele 🙂
Jim Rohn powiedział, że motywacja jest tylko punktem startowym a dobre nawyki prowadzą dalej i ja się tego trzymam. Motywacja starcza na krótko. Wypracowanie nowego, dobrego nawyku „boli” ale warto się pomęczyć. Czasem wystarczy mała zmiana np. ja stawiam buty do biegania w korytarzu, na wierzchu jak na nie popatrzę to wiem, że trzeba wyjść.
Szok, kolejny przykład że można „pływać”, zarabiać na tym że inni patrzą co ktoś robi, jak robi. Takie podglądactwo jak kiedyś dzieci robiły: jedno gra a dwóch patrzy. Miałkie to Michał ale działaj chłopie skoro daje Ci to chleb.
Cześć 🙂
jakie podcasty polecasz do słuchania? szukam czegoś do biegania i ciężko mi coś znaleźć 🙁
jakie książki Cię motywują?
pozdrawiam,
Łukasz
Dziękuję, szczególnie za ten mały sekret ;-):
„Gdybym miał wskazać jeden absolutnie sekret, to po prostu zabrać się za to, co się ma do zrobienia. Zabrać się do robienia” – działać.
Czyli Panie i Panowie trzeba zapier… a nie marudzic!