Czasami mocne postanowienia nie wystarczą. Dlatego warto posługiwać się wybiegami w stosunku do siebie samego, aby zmieniać niekorzystne nawyki finansowe. Zresztą nie tylko finansowe.
Mamy luty. Nawet nie pytam jak tam Wasze postanowienia noworoczne. 😉 Zamiast tego podsunę Wam swój sposób na działanie w określony i pożądany sposób. Pokażę, jak zawczasu wyznaczam sobie ramy działania, których łatwiej mi się trzymać – także w niesprzyjających okolicznościach. Podpowiem, jak wyrabiam w sobie nowe nawyki – zastępując te, których nie lubię.
Dzisiejszy wpis to obszerny cytat z drugiego rozdziału książki “Finansowy ninja”, w którym przedstawiłem koncepcję kontraktu z sobą samym – konkretnego, spisanego, nie zostawiającego pola na niedomówienia lub interpretacje.
O koncepcie tym mówiłem także podczas spotkań z Wami z cyklu #JOPlive Tour (tu znajdziecie zapis jednego z tych wystąpień). U wielu z Was bardzo to rezonowało i podsyłaliście mi przykłady reguł, które sami stosujecie. Kilka z nich przedstawiam jako inspirację w dalszej części tego wpisu.
Ten artykuł jest także takim długim wstępem do podcastu, który ukaże się w Walentynki. Będę w nim odpowiadał na często zadawane mi pytanie jak się motywuję do pracy i robienia tego wszystkiego co robię, chociaż – przynajmniej w teorii – mógłbym sobie dać już z tym wszystkim spokój i odpuścić.
Zapraszam do lektury. 🙂
Kontrakt z sobą samym
Jeśli jesteś przygotowany na wydarzenia, które mają nastąpić i uświadamiasz sobie możliwe scenariusze rozwoju sytuacji, to wiesz, czego unikać. Z grubsza wiesz też, jakie działania przybliżą Cię do realizacji celów, a które Cię od nich oddalą.
W teorii wszystko to wygląda pięknie. Niestety w praktyce często jest tak, że złe nawyki biorą górę. Wynika to z tego, że podejmujemy zbyt mało wysiłku, żeby postępować inaczej. Zmiana siebie nigdy nie jest łatwa. Jesteśmy inteligentni i zawsze potrafimy znaleźć wytłumaczenie, dlaczego postępujemy w taki, a nie inny sposób. Potrafimy znaleźć niekorzystne „czynniki zewnętrzne”, które „uniemożliwiły” nam wywiązanie się z planów. No przecież nic nie mogliśmy zrobić! To silniejsze od nas! To inni nas do tego zmusili, sprowokowali lub zachęcili. A przecież w końcu „nic takiego złego się nie stało”, „to był ostatni raz”, a „od przyszłego tygodnia się zmienię”.
Czasami tak skutecznie sobie to wmawiamy, że sami zaczynamy w to wierzyć. Ale finansowy ninja jest świadomy, że jego mózg go oszukuje. Ninja wie, że to odruch obronny. Gdybyśmy obarczali się winą za wszystkie niepowodzenia, miałoby to zgubne konsekwencje dla psychiki. Warto zadbać, aby w najważniejszych kwestiach nie oszukiwać samego siebie.
Jednym z najlepszych sposobów walki ze złymi nawykami jest zawarcie kontraktu z sobą samym. Na czym to polega? W dużym skrócie chodzi o wprowadzenie pewnych reguł porządkujących sposób obchodzenia się z pieniędzmi – scenariuszy postępowania, które wielokrotnie zastosowane pomogą Ci wykształcić nowe, prawidłowe nawyki.
To tak jak ze szkoleniem prawdziwych ninja. Trenując samodzielnie, ćwiczą do perfekcji konkretne sekwencje ciosów, po to aby w późniejszej walce móc je wykonywać bez zastanowienia – odruchowo – osiągając najlepszy z możliwych efektów.
Tak samo działa kontrakt z sobą samym. To wzorzec postępowania. Ważne, aby taki kontrakt rzeczywiście spisać i mieć pod ręką. Jeśli zaplanujesz coś tylko w głowie, istnieje duże ryzyko, że szybko o tym zapomnisz lub przekręcisz treść. Kontrakt spisany na papierze nie ulegnie zniekształceniu. I trudniej będzie się wymigać. 😉
Co ważniejsze, kontrakt może opisywać sytuacje, które jeszcze się nie wydarzyły. Przykładowo: jeśli dzisiaj uważasz, że „nie masz z czego oszczędzać”, to zaplanuj, co zrobisz, gdy będziesz mieć nadwyżkę finansową, np. gdy otrzymasz podwyżkę. Po latach podziękujesz sobie za przezorność i za to, że wcześniej zaplanowałeś, co zrobisz, i nie przejadłeś wszystkich pieniędzy.
Krótko mówiąc: kontrakt ma opisywać, co będziesz robił w konkretnych sytuacjach, w których będziesz mieć do czynienia z pieniędzmi. Będzie to Twój własny kompas finansowy. Nie musi on jednak dotyczyć wyłącznie finansów – może odnosić się także do innych, ważnych dla Ciebie obszarów życia.
Niektórzy uważają, że takie dobrowolne krępowanie się zasadami i regułami ogranicza wolność. To nieprawda. Mądrze sformułowane zasady upraszczają życie i ułatwiają podejmowanie decyzji. Stanowią odzwierciedlenie systemu wartości, którym dana osoba się kieruje, i pomagają przetrwać trudne chwile, gdy traci się wiarę w sens swoich działań. Rzut oka na zasady pozwala wrócić do tego, co dla nas ważne, a nie do tego, co próbują narzucić inne osoby i otaczająca nas rzeczywistość.
Czytaj także: WNOP 090: Jak przygotować plan roczny, czyli jak określić cele i znaleźć czas na ich realizację
Przykładowy zestaw zdrowych zasad
„Gdy będziesz pisał książkę, to oprócz napisania, że coś trzeba robić, podpowiedz też, jak można to robić” – taką sugestię usłyszałem od jednego z czytelników bloga. Poniżej zamieszczam więc kilka propozycji reguł, które możesz wykorzystać w swoim kontrakcie. Takich zasad może być wiele. Podam kilka pozwalających zacząć oszczędzanie – nawet jeśli nie chcesz dzisiaj ograniczać wydatków.
1. Będę oszczędzał połowę kwoty każdej podwyżki – od dziś do końca pracy zawodowej
Załóżmy, że prawdą jest, że dzisiaj nie masz z czego oszczędzać. Skoro jednak udaje Ci się żyć za zarabiane aktualnie pieniądze, to chyba nie będzie kłopotem, jeśli po otrzymaniu podwyżki tylko jej połowę przeznaczysz na regularne oszczędzanie? Załóżmy, że pracodawca podwyższy Ci wynagrodzenie o 100 zł – wtedy 50 zł co miesiąc odkładaj na koncie oszczędnościowym. Jeśli otrzymasz kolejną podwyżkę, np. o 500 zł, niech na konto oszczędnościowe trafia kolejne 250 zł (czyli łącznie 300 zł co miesiąc). Z drugą częścią podwyżek zrób, co chcesz, np. wydawaj na poprawę komfortu życia.
Konsekwentne stosowanie tej zasady do końca pracy zawodowej pomoże osiągnąć dwa cele:
- Będziesz systematycznie oszczędzać i stopniowo zwiększać kwotę oszczędności – chociaż dzisiaj wydaje Ci się, że nie masz jak oszczędzać.
- Twoje koszty życia będą rosły wolniej od zarobków, dzięki czemu przyzwyczaisz się do utrzymywania ich na niskim poziomie. Jeszcze sobie za to podziękujesz.
Czy takie kilkadziesiąt lub kilkaset złotych oszczędzane systematycznie co miesiąc ma rzeczywiście tak duże znaczenie? Olbrzymie! Jeśli masz 30 lat, to każde 100 zł podwyżki, które zaczniesz oszczędzać, da Ci 100 tys. zł więcej na koncie w wieku emerytalnym (przy założeniu, że przejdziesz na emeryturę w wieku 67 lat i “wykręcać” będziesz 4% rocznie ze swoich inwestycji). Jak to możliwe? Dokładnie policzyłem to w książce “Finansowy ninja” w rozdziale poświęconym kosztowi czasu.
2. W sposób niezaplanowany wydaję maksymalnie 50 zł dziennie
Ta zasada ma zabezpieczyć przed spontanicznymi zakupami. Jeśli udajesz się do sklepu, żeby kupić coś konkretnego (co wynika np. z budżetu, wcześniejszych planów albo z listy zakupów na dany dzień), to jak najbardziej możesz wydać dowolnie zaplanowane kwoty. Taki zakup nie będzie przypadkowy. Jeśli jednak dopiero w sklepie wpadnie Ci coś w oko lub zechcesz sobie dogodzić przegryzką na mieście, to będzie to właśnie niezaplanowany wydatek. Nie chodzi o to, by całkowicie się ograniczać, ale warto wprowadzić sobie dzienny limit – w granicach zdrowego rozsądku. I kurczowo się go trzymać. Przecież nie chcesz oszukiwać samego siebie?
I jeszcze jedna zasada: niewykorzystane limity nie przechodzą na kolejne dni. To, że wczoraj nie wydałeś 50 zł, nie oznacza, że dzisiaj możesz wydać na głupoty 100 zł.
Dobrym sposobem na poradzenie sobie z własną słabością jest finansowanie niezaplanowanych zakupów wyłącznie gotówką i umieszczenie w portfelu maksymalnie 50 zł.
3. Daję sobie dzień/tydzień na przemyślenie zakupów powyżej 100 zł
Ta zasada uzupełnia poprzednią. Nie planowałeś zakupu nowej kurtki, ale widzisz „świetną promocję” i chcesz wydać 300 zł? Być może nawet jest to dobra okazja, ale skoro nie chciałeś kupić nowej kurtki, to może wcale jej nie potrzebujesz? Sklepy specjalizują się w tym, by skłonić nas do zostawienia u nich pieniędzy – stosują ograniczone czasowo promocje, wizualizują w atrakcyjny sposób obniżki, podsycają i wykorzystują naturalny strach klienta przed tym, że bezpowrotnie utraci szansę na otrzymanie produktu w atrakcyjnej cenie. Ulegamy sklepom, a refleksja czasami przychodzi dopiero w domu. Ogarniają nas wyrzuty sumienia, że ulegliśmy chwilowym emocjom i wydaliśmy niepotrzebnie pieniądze.
Aby tego uniknąć, pomocne jest wdrożenie żelaznej zasady, że zakupy powyżej pewnej kwoty zawsze muszą być poprzedzone np. 24-godzinnym lub tygodniowym namysłem. Dajesz sobie czas na zastanowienie się, czy dana rzecz jest Ci rzeczywiście potrzebna, czy nie możesz jej zdobyć taniej. A kupisz dopiero po zastanowieniu, gdy będziesz absolutnie przekonany, że warto.
Jeśli jesteś w sklepie i czegoś bardzo pragniesz, to w otrzeźwieniu może pomóc sięgnięcie po telefon i sprawdzenie ceny oglądanego produktu w internecie, np. w porównywarce Ceneo.pl. Nic nie leczy z pomysłu zakupu tak dobrze, jak uświadomienie sobie wielkości marży, jaką potrafią narzucać sklepy stacjonarne. Sam musisz sobie odpowiedzieć na pytanie, czy warto przepłacać.
4. Płacę 100-proc. podatek od luksusu w przypadku złamania reguły nr 2 lub 3
Czasami ulegniesz pokusie i wydasz pieniądze pomimo restrykcyjnych zasad. W zatarciu poczucia winy pomoże nałożenie na siebie dobrowolnego podatku od luksusu spełnienia zachcianki. Jak to działa?
Przyjmij, że jeśli wydasz więcej niż 50 zł danego dnia na niezaplanowane wydatki lub nie poczekasz z decyzją o kosztownym zakupie co najmniej tydzień, to po prostu wpłacisz drugie tyle na konto oszczędnościowe. Zakup będzie dla Ciebie dwa razy droższy, ale jednocześnie wraz z zakupami zwiększysz tempo oszczędzania.
Jak widzisz, nie zmuszam do restrykcyjnego trzymania się reguł, ale musisz być świadomy konsekwencji. Dług zaciągnięty u siebie samego w przyszłości (a tak właśnie robisz, łamiąc swoje zasady) również ma konkretny koszt.
5. Nie zadłużam się i nie kupuję niczego na kredyt (poza mieszkaniem)
Kupuję tylko za własne pieniądze – te, które już zarobiłem. Pomaga w tym płacenie gotówką. Jeśli na coś nie mam pieniędzy, to znaczy, że nie stać mnie w tej chwili na dany zakup. Muszę pieniądze zarobić i zaoszczędzić. Dopiero wtedy kupię.
Stosowanie tak sztywnej reguły ma kilka zalet:
- Uczy cierpliwości i szacunku do pieniędzy. Inaczej wydaje się pieniądze, gdy rozumie się, jak wiele wysiłku kosztuje ich zdobycie, a inaczej, gdy sprawiają one wrażenie łatwo dostępnych.
- Zabezpiecza przed ponoszeniem kosztów obsługi zadłużenia. Odsetki, prowizje, koszty ubezpieczeń pożyczek i kredytów sumują się do dużych kwot, które są zbędnym kosztem, na który i tak musiałbyś zarobić. W efekcie na spełnienie zachcianki, gdy nie stać Cię na nią, musisz pracować dużo dłużej, niż gdybyś po prostu wcześniej zaoszczędził pieniądze.
- Zabezpiecza przed wyrobieniem w sobie błędnego przekonania, że wszystko możesz mieć tu i teraz. Prawda jest taka, że nie możesz mieć wszystkiego – wbrew temu, co wmawiają Ci reklamy telewizyjne. Finansowy ninja żyje tylko za swoje pieniądze.
- Zabezpiecza przed nieopatrznym wpadnięciem w kłopoty finansowe. Większość osób nie zauważa, kiedy zaczyna finansować swoje życie długiem. Już samo posługiwanie się kartą kredytową to wydawanie cudzych pieniędzy. Jeśli nie stać nas dzisiaj na spłatę całego zadłużenia, to już żyjemy na kredyt.
Jedynym wyjątkiem od tej reguły może być skorzystanie z kredytu hipotecznego na zakup mieszkania lub domu. O tym, jak go wziąć mądrzę, napisałem szczegółowo w siódmym rozdziale książki “Finansowy ninja” zatytułowanym “Mieszkanie lub dom – największy zakup w życiu”. Takie wpisy znajdziesz także na blogu w sekcji “Zakup mieszkania”.
Dużo, dużo więcej w “Finansowym ninja”
Ten artykuł, to fragment drugiego z rozdziałów mojej książki “Finansowy ninja”.
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że ta książka to dzieło mojego życia. To esencja wiedzy o finansach osobistych, zbiór wielu praktycznych wskazówek i podpowiedzi zebranych i przetestowanych w polskich warunkach. W opinii jej Czytelników, to obowiązkowa lektura uzupełniająca braki w edukacji finansowej.
To nie jest książka tylko o oszczędzaniu – bo w wielu przypadkach nie jest to czynnik wystarczający do osiągnięcia prawdziwego bezpieczeństwa finansowego. To także publikacja o zagrożeniach dla naszych pieniędzy, sposobach ich unikania, praktycznych wskazówkach dotyczących zwiększania zarobków, negocjowania, dokonywania największych zakupów w życiu, realizacji własnego planu emerytalnego oraz optymalizacji podatkowej i podstawach inwestowania.
540 stron bardzo konkretnej wiedzy. Recenzje Czytelników przeczytacie chociażby w Lubimy Czytać i Goodreads.
Model, w którym sprzedaję książkę (bezpośrednio, bez wydawcy i bez obecności w sieci księgarni) powoduje, że jestem zdany wyłącznie na Wasze rekomendacje. To dzięki nim książka sprzedała się już w rekordowym nakładzie 25 tys. egzemplarzy! I nadal będę wdzięczny za każde polecenie.
Osoby, które nie mogą sobie aktualnie pozwolić na zakup książki, zachęcam do jej wypożyczenia z biblioteki. Darmowe egzemplarze wysłałem już do ponad 500 z nich – tutaj kompletna lista.
6. Zrezygnuję z karty kredytowej, gdy nie uda mi się raz spłacić całego zadłużenia
Kartom kredytowym poświęciłem już na blogu kilka wpisów, np. tu i tu. Dla wielu osób są one jak chodzenie po bagnie. To wciąga i jest pierwszym krokiem do spirali długów.
A kiedy naprawdę zaczyna się problem? Gdy nie stać Cię na spłatę całego zadłużenia z wyciągu. Obiecaj sam sobie, że jeśli kiedykolwiek taka sytuacja się przytrafi, to zrezygnujesz ze swojej karty kredytowej. Prosta zasada. Jeśli nie dajesz rady spłacić całego zadłużenia, tniesz kartę na kawałki i zaciskasz pasa, aby jak najszybciej spłacić dług.
7. W każdą sobotę poświęcam dwie godziny swoim finansom
Nie da się zostać finansowym ninja bez stałego doskonalenia swoich umiejętności finansowych. Obiecaj sam sobie, że poświęcisz co najmniej dwie godziny tygodniowo na spisywanie wydatków, planowanie finansów, czytanie książek i poradników, rozmowy z rodziną na tematy dotyczące pieniędzy.
Można to robić codziennie, np. po 20 minut. Można raz w tygodniu. Najważniejsze, aby uczynić z tego stałą praktykę. Osoby żyjące z terminarzem w ręku powinny wpisać do niego „spotkanie z finansami”. Wybierz taki dzień, który będzie Ci najbardziej pasował.
U mnie najlepiej sprawdza się przeznaczenie na finanse dwóch godzin w każdą sobotę. Jeśli w trakcie tygodnia przypomni mi się coś dotyczącego finansów, to wpisuję to sobie jako zadanie na liście. W sobotę hurtowo załatwiam i odhaczam wszystkie z nich.
8. W każdą ostatnią sobotę miesiąca planuję budżet na kolejny miesiąc
Jednym z najważniejszych elementów pozwalających panować nad finansami jest budżet domowy. O tym, jak go tworzyć i dlaczego jest to ważne, przeczytasz w cyklu “Zaplanuj budżet domowy” oraz oczywiście w książce.
Budżet to plan dla Twoich finansów i – jak każdy plan – jego ułożenie wymaga czasu. Z założenia tworzy się go przed rozpoczęciem kolejnego miesiąca. Potrzeba na to nieco czasu, zwłaszcza gdy opracowujesz budżet wspólnie z rodziną. Idealnie nadaje się do tego weekend, gdy wszyscy domownicy mogą wygospodarować na to czas. Przygotowanie budżetu w ostatnią sobotę miesiąca pozwala zaplanować go, zanim jeszcze przystąpicie do jego realizacji. Warto z tego uczynić comiesięczny rytuał.
9. Jeśli coś nie jest definitywnym „tak”, to jest definitywnym „nie”
Ta zasada pochodzi ze świetnej książki Essentialism napisanej przez Grega McKeowna (wyszła także po polsku jako “Esencjalista”). Dotyczy ona mądrego gospodarowania czasem i pieniędzmi. Greg przekonuje, że aby mieć w życiu czas na rzeczy ważne, trzeba go wygospodarować – poświęcając wszystko to, co jest dla nas nieistotne lub mniej ważne. Problem w tym, że nie jesteśmy jedynymi dysponentami naszego czasu. Zewnętrzny świat, szefowie, współpracownicy, znajomi, rodzina, sklepy, banki, media – wszyscy zabiegają o naszą uwagę i próbują wyrwać jak najwięcej dla siebie.
Ile razy przyłapałeś się na tym, że pochopnie zgodziłeś się na coś, na co tak naprawdę nie masz ochoty lub, co gorsza, oddala Cię od realizacji tego, co naprawdę jest dla Ciebie ważne? Postępujemy tak na własne życzenie. I dotyczy to nie tylko czasu, lecz także pieniędzy.
Dlatego zanim na cokolwiek się zgodzisz, spytaj sam siebie: „Czy naprawdę tego chcę? Czy to przybliża mnie do realizacji moich celów? Czy jest to naprawdę dla mnie ważne? Czy na pewno tego potrzebuję?”. Jeśli odpowiedzią nie jest „zdecydowanie TAK!”, to powinieneś zdecydowanie odpowiedzieć „NIE!”.
Być może będzie Ci się wydawało, że odpowiadając „nie”, coś tracisz. W efekcie jednak będziesz świadomie wybierał te rzeczy, które są warte poświęcania im swojego czasu i pieniędzy. Jeśli nie jesteś do czegoś stuprocentowo przekonany, po co się w to angażować?
Zobacz także: WNOP 111: Po co mi pieniądze? – czyli jak wyznaczyć granice oszczędzania i zarabiania
Kilka moich zasad
Powyższa lista jest otwarta. Każdy powinien zbudować ją według własnych zasad. Dobrą praktyką jest jej systematyczne aktualizowanie, tak by był to prawdziwy zbiór zasad, którymi będziesz chciał się kierować w swoim życiu. Muszą one być dostosowane do Twojej bieżącej sytuacji.
Na zachętę podam Ci kilka moich prywatnych zasad (choć zmieniają się one w czasie):
- Nagrywam nowy podcast co dwa tygodnie: dopóki nie wprowadziłem tej zasady, podcasty ukazywały się z dużą nieregularnością i trudno było mi zmotywować się do ich nagrywania. Teraz nie ma wymówek, a systematyczność pozytywnie wpływa na moje samopoczucie i słuchalność kolejnych odcinków.
- Bezpłatnie występuję tylko na tych konferencjach, które są bezpłatne: prosta zasada, ale pomaga mi skreślić wszystkie te propozycje, w których zachęcany jestem do występu za darmo, pomimo że organizator konferencji pobiera opłatę za bilety od uczestników.
- Występuję tylko na 3–4 konferencjach rocznie – takie ograniczenie zmusza mnie do większej asertywności i bardziej skrupulatnego filtrowania propozycji. Zaoszczędzony w ten sposób czas wolę przeznaczyć dla rodziny i na te przedsięwzięcia, które umożliwiają mi dotarcie do jeszcze większej liczby osób niż za pośrednictwem konferencji.
Nie ma to jak dodatkowa motywacja
W przypadku, gdy masz skłonności do łamania samodzielnie wyznaczonych zasad, dobrym rozwiązaniem jest wyznaczenie sobie dotkliwych kar oraz skorzystanie z pomocy innej osoby, z którą podzielisz się takimi problematycznymi zasadami lub celami – to taki kontrakt z sobą samym, ale z zewnętrznym nadzorem. Jeszcze lepiej jeśli taki partner także zdecyduje się postępować według podobnych reguł. Wtedy dodatkowo pojawi się pomiędzy Wami rywalizacja, która sprzyja zazwyczaj realizacji postanowień – o ile tylko wypracujecie również “kuloodporny” sposób wzajemnego weryfikowania trzymania się zasad.
Jak to może wyglądać w praktyce? Oto kilka założeń przyjętych przez moich znajomych, którzy postanowili się wspólnie odchudzać (na odległość):
- Każdy z nich indywidualnie określił swoje cele, czyli docelową wagę na koniec każdego tygodnia i miesiąca. Ustalenia te zostały zanotowane we wspólnym arkuszu kalkulacyjnym.
- Karą za niezrealizowanie celu jest darowizna pieniężna na organizację dobroczynną, której wysokość zależy od “odległości” od celu.
- Żeby darowizna ta nie dawała pretekstu do samozadowolenia “no co prawda nie dotrzymałem celu, ale przynajmniej moja ulubiona organizacja otrzymała pieniądze”, czyli żeby nie była inną formą nagrody za niewywiązanie się z zobowiązania, to każdy z uczestników tej rywalizacji zdecydował się przekazywać pieniądze na cele, których nie chcą wspierać i nigdy dobrowolnie by nie wsparli. Przykładowo: jeśli masz awersję do ojca Rydzyka, to właśnie jego fundację mógłbyś wybrać jako cel dobrowolnych datków za niewywiązanie się z kontraktu z sobą samym. 😉 Z tego co od nich słyszę, to bardzo dobra, dodatkowa motywacja do osiągania celów.
- Przyjęty system weryfikacji rezultatów eliminuje możliwość “koloryzowania” wyników. Znajomi systematycznie udostępniają sobie zdjęcia wskazań wag, na których stoją, wraz z dowodami ich wykonania w konkretnym dniu. Wiem, że zastanawiali się także nad elektronicznym udostępnianiem wyników z wag, które łączą się z Internetem. 🙂
To wszystko tworzy takie ramy działania, które pomagają skutecznie eliminować złe nawyki, realizować plany i nie oszukiwać przede wszystkim samych siebie.
Podobne formy samoorganizacji w “grupę wsparcia” widzę również u uczestników kursu “Pokonaj swoje długi”. Publikują oni swoje plany pożyczek i kredytów, aby – poprzez publiczne poinformowanie o swoich planach – wziąć na siebie jeszcze większą odpowiedzialność za realizację celów… a także usłyszeć podpowiedzi i słowa wsparcia. To także działa.
Sprawdź również: Porady jak oszczędzać pieniądze
Kontrakty krótkoterminowe
Dobrym sposobem pracy nad własnymi nawykami i wadami są także kontrakty krótkoterminowe: jednodniowe, tygodniowe lub miesięczne. Pomagają one narzucić sobie pewien reżim bez długoterminowego zobowiązania. Cel pozostaje ten sam: przygotować sobie sztywne ramy działania, będąc świadomym grożących pokus i zagrożeń.
Jeśli uświadomisz sobie, co jest Twoją piętą achillesową, będziesz mógł dobrać odpowiednie rozwiązania. Kilka przykładów reguł, które na co dzień pomagają mi się uporać z rozpraszaczami, przeszkadzającymi w tym, co naprawdę ważne:
- Wieczorem zamykam wszystkie aplikacje na komputerze.
- Rozpoczynając pracę, włączam tryb „nie przeszkadzać” na telefonie.
- Nie otwieram poczty i Facebooka, dopóki nie wykonam najważniejszego dla mnie zadania danego dnia.
- Bez względu na to, jak ważną rzecz robię, wyjdę na spacer o 13:00.
Dla jasności: dwie ostatnie reguły z tej listy notorycznie łamię, ale przynajmniej dzięki temu, że je mam, to przynajmniej rozumiem, jaki jest punkt odniesienia i od czasu do czasu udaje mi się ich nie łamać. Brak tych zasad byłby dla mnie całkowicie destrukcyjny.
Nie jestem ideałem, ale – tak jak pisałem wcześniej – staram się stworzyć sobie warunki do optymalnego działania i… efekty chyba pokazują dobitnie, że w długoterminowej perspektywie raczej osiągam całkiem dobrą średnią. 😉
A jakie Ty masz zasady?
Cały ten wpis, to tak naprawdę zasługa Tomka, który napisał do mnie takiego maila:
„Ostatnią już kwestią jest prośba do Ciebie, abyś w odniesieniu do fragmentu z książki dotyczącego sporządzenia kontraktu z samym sobą, opublikował artykuł w tym temacie oraz poprosił czytelników o podzielenie się zapisami ze swoich kontraktów. Te zasady zaproponowane przez Ciebie są super. Ale ile głów tyle pomysłów. Już pracuje nad swoim kontaktem i cały czas się zastanawiam nad wartościowymi zasadami i czasami wpadam na (skromnie mówiąc) genialne pomysły, które inni być może chcieli by wykorzystać. Inni też z pewnością mają wspaniałe pomysły, z których można czerpać i dzięki temu stawać się jeszcze lepszymi ludźmi.
Przykładową zasadę, którą wymyśliłem, która jednocześnie może w szerszy sposób wpłynąć na nasze społeczeństwo jest zasada dotycząca posługiwania się telefonem komórkowym w czasie jazdy samochodem. Niestety czasami, choć sporadycznie zdarza mi się. Moja zasada brzmi tak, że jeżeli przyłapie się na posługiwaniu się telefonem w czasie jazdy (stanie w korkach jest dopuszczalne:)) to wpłacam 10 zł na konto Fundacji, która zajmuje się pomocą ofiar wypadków drogowych. Cel szczytny, a i bat mocny.
Gdyby choć część osób pomyślała o tym problemie w ten sposób to myślę, że może to mieć jakieś szersze pozytywne implikacje dla nas wszystkich.”
Od czasu, gdy otrzymałem tego maila, sam zwracam większą uwagę na to, żeby minimalizować używanie telefonu w samochodzie. Z radością przychylam się więc do pomysłu Tomka i proszę Was o podzielenie się Waszymi pomysłami na kontrakty z sobą samymi. Jestem bardzo ciekawy, jakie zasady znajdują się na Waszych listach.
Życzę dobrego dnia i zapraszam do komentowania. 🙂
A no i jeszcze na koniec wielka prośba: podaj proszę dalej link do tego wpisu. Po lewej (lub na dole) znajdziesz ikonki umożliwiające jego udostępnienie w mediach społecznościowych. Klikając symbol koperty możesz go wysłać od razu mailem. Autentycznie uważam, że przedstawiony sposób ogarniania nawyków finansowych i samego siebie, to jedno z najprostszych i najskuteczniejszych rozwiązań do wprowadzenia trwałych, pozytywnych zmian. No dlaczego nie miałbyś powiedzieć o tym znajomym? 😉 Z góry dzięki!
{ 73 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
„Bez względu na to, jak ważną rzecz robię, wyjdę na spacer o 13:00.”
A to już mi pachnie „emerytem z zasadami”. Ważne rzeczy są po prostu ważne i mają priorytet PRZED WSZYSTKIM a co dopiero przed karmieniem gołębi w parku 😉 Chyba, że są FAKTYCZNIE… nieważne.
Hej Tomasz,
Kompletnie się nie zgodzę. Jako pracoholik uważam pracę za rzecz ważną. Prawda jest taka, że może ona skutecznie zdominować wszystkie obszary życia i dlatego wyznaczam sobie zasady, które pomagają mi nie przeginać w żadną stronę. Ta reguła, którą zacytowałeś, jest właśnie taką zasadą i wcale przerwanie pracy nie oznacza, że jest ona nieważna.
Pozdrawiam
Zgadzam się z Michałem, balans i równowaga są niezbędne do tego aby efektywnie pracować a ponadto brak ruchu może spowodować, że już jako „emeryt” nie będziesz miał szansy na „dokarmianie gołębi” z powodu przeróżnych schorzeń wynikających z szeroko ujmując niezdrowego trybu pracy. Skoro mając możliwość regulowania sobie czasu pracy oczywiste jest, że korzystniej robić reguralne przewy w ciągu dnia, na co nie mogą sobie pozwolić ludzie pracujący w korpo… Myślę też, że Michał rano nie wychodzi do biura, gdyż spewnością biuro ma domowe dlatego trzeba nadrobić poziom wdychanego smogu w południe 😉 I rozprostować kości!!!
I naprawdę stosujesz tę zasadę nawet w wyjątkowych sytuacjach, kiedy robota/zobowiązania faktycznie walą się, obsuwają… ? Nawet jeśli zagrożone są terminy, których przekroczenie bije cię po kieszeni a na to nie zasłużyłeś ? Ciekawe…
Tomasz – dzięki tym zasadom nie biorę sobie na głowę zobowiązań, które mogłyby mieć takie skutki. U mnie zawalenie terminu co najwyżej sypie mój harmonogram, ale poza wkurzeniem na siebie – nie ma większych konsekwencji.
Pozdrawiam
Bardzo łatwo się zapomnieć, zwłaszcza w sytuacji, gdy pracuje się na własny rachunek a większość obowiązków wykonuje się samemu. Zasada spaceru o 13:00 to bardzo fajna inicjatywa. Również wprowadzę to w swoje życie z tym, że chyba będzie to bieg 😉
Pozdrawiam
PS. Bardzo Cieszę się, że prowadzi Pan ten blog mimo, że nie musi Pan tego robić.
No tak. Ale nawet drobna infekcja, awaria… są sytuacje AWARYJNE, na zaistnienie których nie mamy żadnego wpływu a one nabierają znaczenia kluczowego, pomimo zabukowania wcześniej „bezpiecznego” (jak się wydawało) terminu. Takie źródła „obsuw” miałem na myśli. A Ty piszesz – „Bez względu na to”. Ale OK. Ja po prostu mam inne podejście.
Hej Michał,
kup albo zaadoptuj psa…wyjdziesz o tej 13.00 bez względu na wszystko: pracę, pogodę etc. Ja akurat związałam się z człowiekiem, który posiada psa. Chcąc nie chcąc stałam się częściowo odpowiedzialna za to zwierzę i bardzo często nie wyszłabym na spacer gdyby nie ono, a już szczególnie teraz, gdy jestem w ciąży. Trudno się zebrać, wciąż coś do zrobienia i wymówki, ale jak widzisz te oczy, które mówią, że nie wytrzyma dłużej wstrzymywania ;)…no cóż, zakładasz buty i kurtkę i lecisz 🙂
W stu procentach zgadzam się z Michałem: odpoczynek w ciągu dnia dobrze jest sobie planować, dokładnie tak samo, jak czas oddechu w weekend czy odpowiednio długi i spokojny urlop. Higiena umysłu – tak samo ważna, jak inne elementy pracy, bo jej brak może doprowadzić do tego, że się tych WAŻNYCH rzeczy nie będzie w stanie zrobić. To nie jest emeryckie, to jest dojrzałe. Też piszę jako pracoholiczka :).
(teraz będzie historyjka)
Pracuję na etacie, gdzie mam określone godziny pracy od do (i wymóg dwutygodniowego, nieprzerwanego urlopu raz w roku) i w ramach kontraktu z samą sobą nie zabieram pracy do domu. To mi narzuca w jakiś sposób czas odpoczynku i jestem za to wdzięczna systemowi, bo przez to nie mam wyrzutów sumienia, robiąc na drutach czy oglądając serial, że powinnam teraz pracować, a jednocześnie pozwalam mojej głowie odetchnąć.
W tym roku sytuacja jest trochę inna, bo jednocześnie robię studia podyplomowe, co sprawia, że chociaż nie zabieram do domu pracy jako takiej, to jednak mam sporo zadań do wykonania w wolnym czasie, więc łatwo wpaść w spiralę niewychodzenia z pracy nigdy, tylko płynnego przechodzenia z jednej w drugą. Kiedy sobie na to pozwalam, zauważam, że moja głowa puchnie: problemy, które rozwiązuję w pracy zaczynają mi się śnić w nocy, jakbym je miała zapuszczone jako proces w tle (przez co trudno się wyspać). Moc przerobowa w mojej głowie wyczerpuje się przez to szybko i czasem łapię się na tym, że siedząc w pracy długo patrzę w pusty ekran, bo nie mam zasobów, które mogłabym wykorzystać. Jeden projekt miesza się z drugim i trudniej złapać klarowność, nie mówiąc już o myśleniu kreatywnie. Wchodzi się w taki tryb przetrwania trochę i przeczekuje kryzysy, karmiąc mózg glukozą ;).
Higiena pracy to bardzo często pomijana kwestia wśród ludzi, którzy traktują pracę jako jeden z najważniejszych elementów swojego życia. Taki spacer należy traktować jako czynnik wzmacniający efektywność pracy. „Przewietrzenie umysłu” pozwala nabrać dystansu i po powrocie spojrzeć na wykonywane zadania z pozycji takiego bezstronnego obserwatora.
Moim zdaniem ta zasada nie stoi w sprzeczności z realizacją priorytetów natury zawodowej, wręcz przeciwnie.
Pozdrawiam,
Alicja
Wbrew pozorom codzienna aktywność na świeżym powietrzu, np. spacer lub bieganie jest bardzo ważna dla dobrego samopoczucia.
Nie jesteśmy przystosowani do życia przy sztucznym świetle gapiąc się godzinami w ekran, który również świeci sztucznym światłem, siedząc w niewygodnej pozycji, która jest zabójcza dla kręgosłupa i mięśni.
Siedzący styl życia to prosta droga do depresji i problemów zdrowotnych. Codzienna aktywność fizyczna na świeżym powietrzu, to inwestycja we własne zdrowie i dobre samopoczucie, za czym idą też efektywność i sukcesy w pracy.
A może cel jest zbyt ambitny? Też nie dawała rady iść na spacer codziennie. Zniechęcona samą sobą przestałam chodzić na spacery w ogóle. Aż zrozumiałam, że za szybko rzuciłam się na głęboką wodę. Teraz mam elastyczne postanowienie dwa spacery w tygodniu minimum plus krokomierz w telefonie, który świetnie motywuje do chodzenia więcej i dalej nawet jeśli jego pomiary noe są mega dokładne 😉
Moje zasady:
Praca od 6-9, przerwa na sprawy osobiste, rodzinne itp. Później praca od 13-17.
We wtorki po 18 ćwiczenia w domu, w środę wieczór basen, w niedziele wieczór piłka na hali. Do finansów siadam w każdy poniedziałek – w ramach pracy 🙂 Pozdrawiam 🙂
A gdzie czas dla rodziny i Przyjaciół? 😉
Uwaga do punktu 5 ode mnie:
Postępowałem wg tej zasady od dawna i zdałem sobie sprawę, że gdybym chciał wziąć kredyt hipoteczny za parę lat, to nie mam żadnej historii kredytowej. Dlatego gdy kupowałem zmywarkę, wziąłem ją na raty 0% (mimo że mogłem za gotówkę) i spłaciłem w 3 miesiące. Tylko i wyłącznie po to, żeby trafiło do historii BIK.
Rozważam również kupno samochodu w ratach 50/50, natomiast tutaj powody są inne. Sytuacja podobna – mógłbym kupić za gotówkę, ale wolę 50/50, bo:
– koszt obsługi jest minimalny
– wolę, żeby te 50% przez rok pracowało
– z tych 50%, jeżeli będę osiągał dotychczasowe wyniki na giełdzie, spokojnie zarobię więcej niż koszt obsługi rat 50/50
Każdą żelazną zasadę można złamać, jeżeli są sensowne argumenty :).
Cześć Michał,
A co z zakupem np. Lodówki na kredyt 0% (bez ubezpieczenia oczywiście). Czy kupienie sprzętu AGD na taki kredyt (np. 6 rat) nie jest lepszym rozwiązaniem niż kupienie jej za gotówkę?
Myślę, że raty 0% warto wziąć, żeby mieć dobrą historię do kredytu. Z partnerem przed kredytem wzięliśmy telewizor i telefon na raty 0%. Teraz jesteśmy w trakcie spłaty kredytu. Niedawno zepsuła nam się płyta indukcyjna i kupiliśmy nową za gotówkę (akurat w tym momencie dysponowaliśmy taką kwotą, że mogliśmy dokonać zakupu za gotówkę). Nie braliśmy jej na raty, ponieważ chciałam zaoszczędzić czas na co miesięczny przelew (nie wszyscy mają darmowe przelewy) oraz na telefon na infolinie żeby zamknąć umowę ratalną. Zawsze przy zakupie na raty będzie na nas ciążył obowiązek pilnowania spłacania rat. Uważam, że jeżeli w danym momencie możemy sobie pozwolić na zakup danej rzeczy za gotówkę to raty, nawet te 0% są dodatkowym obciążeniem.
Chyba gdzieś na blogu jest odpowiedź na to pytanie. Na pewno czytałam to u Michała, tylko teraz nie kojarzę czy na blogu czy w książce.
Odpowiedź brzmi: zwykle 0% nie oznacza, że dodatkowych kosztów wcale nie ma, więc po pierwsze należy przyjrzeć się dokładnie ofercie. Jeśli jednak rzeczywiście to 0% i koniec to odpowiedź brzmi: tak, raty są lepszym rozw. 🙂
Moim zdaniem raty 0% to super pomysł. Sama mam zamiar kupić kanapę wartą okolo 2500 zł na raty. Nie mam żadnych kredytów i pozyczek. Po prostu nie chcialabym się pozbywać sporej gotówki na raz. Mając no 2500 zł nadwyzki danego miesiaca wole je odlozyc na poduszkę bezpieczenstwa i wziac kanapę na 6 rat.
Michał wiele razy pisał, że prawdziwe raty 0% są zawsze dobrym rozwiązaniem.
Po lekturze Finanowego Ninja faktycznie wbiłem sobie w Nozbe cykliczny przegląd finansów na sobotę rano. Za pierwszym razem faktycznie zeszły mi nawet ponad dwie godziny, za drugim tez, ale później coraz mniej i mniej. Po prostu mam tak podniesiony poziom kontroli i świadomości przepływów od tego czasu, ze nie potrzebuję co tydzień więcej jak 20-30 minut, łącznie z wklepaniem wydatków 😉
Co Ty tam przez dwie godziny robisz??
Marcin ma więcej do kontrolowania 😉
Chodziło tutaj nie tylko o kontrolę finansów bieżących, ale również/przede wszystkim o szeroko rozumianą edukację finansową czyli: „czytanie książek i poradników, rozmowy z rodziną na tematy dotyczące pieniędzy”, o czym Michał w artykule wyraźnie wspomniał. Więc dwie godziny to i tak pewnie mało 😉
O jakże się cieszę, że o tym napisałeś Michale! 🙂 Jako że według typologii Gretchen Rubin należę do typu Zobligowanych, uwielbiam kontrakt z samą sobą i stanowi on podstawę moich wszystkich zmian nawyków. Ja po prostu lubię umowy, regulaminy i stosowanie się do jasno określonych zasad 😉
Z moich zasad:
– poranna rutyna to podstawa udanego dnia. Opracowałem dość szczegółowo poranne czynności (opisuję je u siebie na blogu), które wykonuję każdego poranka, włącznie z pobudką o godzinie 5:20. Nawet w dni wolne 🙂
– przegląd tygodniowy, który pozwala mi kontrolować moje sprawy. Tutaj oprócz przeglądu zadań, przeglądam również cele finansowe na dany miesiąc i rok oraz cele ogólne miesięczne, roczne, 5-cio letnie i życiowe, aby nie zatracić ich sprzed oczu.
Zdecydowanie będę pracować nad zasadą: „Jeśli coś nie jest definitywnym „tak”, to jest definitywnym „nie”” – czasem mam z tym problem. Lektura Esencjalizmu przede mną!
Niesamowicie podziwiam takie osoby jak Ty Marcelu. U mnie co rano jest chaos i kosmos i takie niezorganizowane poranki naprawdę rozwalaja dzień i ciągle się z czymś rano nie wyrabiam 🙁
Też jestem fanką osobistych regulaminów i od dawna mam swój, naprawdę warto. A piszę a propos łamania zasady spacerowej – też tak miałam, dopóki nie przygarnęłam psa, wtedy nie masz wyjścia. Pies + praca w domu to naprawdę dobre połączenie:)
Właśnie zastanawiam się dlaczego tak wielu speców od finansów osobistych i minimalistow nie ma zwierząt. Z wyjątkiem Joasi Glogazy i Chrupka <3
Cześć,
Mi się udaje tylko z jednym kontraktem z samym sobą dlatego o nim wspomnę.
Od trzech lat mam zasadę, że co miesiąc przelewam 1 000 zł na konto oszczędnościowe opisane dom, wzięło się to z tego, że mam zamiar posiadać kredyt z taką właśnie ratą a nie większą. Dodatkowo 20% zaoszczędzonych pieniędzy przeznaczam na ten cel.
Zasada w tym roku się zmieniła. Jak wszystko dobrze pójdzie to na koniec roku będzie wzięty kredyt. Dlatego przeanalizowałem koszty miesięczne utrzymania budynku i wyszło mi około 800 zł. Dlatego w tym roku oszczędzam 2 000 zł ( z małą górką, wolę aby zostawało niż brakło, a po za tym będę wiedział czy mnie już stać na własny dom)
Inne kontrakty się nie udają
Pozdro
Bardzo piękne i rozsądne rozwiązanie. Życzę Ci powodzenia w spłacie i wszystkiego dobrego, bo chyba nigdy nie udało mi się przeczytać niczego tak odpowiedzialnego na temat brania kredytu hipotecznego.
Trzymam kciuki :))
Hej Michał 🙂
Bardzo Ci dziękuję za to co robisz. Książka ‚Finansowy Ninja’ była.. a właściwie nadal jest jak koło ratunkowe na chwile zwątpienia. Teraz gdy jestem w mało stabilnej pozycji finansowej i mam ‚atak’ by sobie coś po prostu zakupić, bo mi się podoba, bo chciałem to od dawna zawsze zaglądam najpierw na Twój blog, a gdy nie mam możliwości to otwieram Twoją książkę i zaczynam czytać. Nie wiem do końca jak to działa ale po kilkunastu minutach przypominam sobie, że pewne zakupy nie do końca jednak są mi potrzebne albo mogę poczekać z ich realizacją. Taki sobie mój własny sposób na oszczędzanie.. 🙂 Ale jak najbardziej dzięki Tobie i Twojej pracy. 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
Świetny pomysł dotyczący odchudzania i karami za nieosiągnięty wynik. Muszę zaplanować sobie realne cele i wykorzystać 🙂
Pomysł ze spacerem to też dobry pomysł, ja się staram aby codziennie mieć jakąś aktywność fizyczną – może to być spacer, jazda na rowerze czy ćwiczenia w domu. Warto dbać o zdrowie w każdym wieku, a siedzenie za biurkiem w tym nie pomaga.
Mam problem z pracowaniem do późna i w tym obszarze muszę coś zmienić, praca przeplata mi się z obowiązkami domowymi i odpoczynkiem. Udaje mi się za to nie odpowiadanie na wiadomości o późnych porach, wiele osób to wykorzystywało.
Ja może nie mam takiego kontraktu spisanego lecz mam kilka żelaznych zasad, które stosuję na co dzień.
Dla przykładu, również stosuję przykłady Michała, ale nieco zmodyfikowane:
1. 75-100% każdej podwyżki od razu lokuję w oszczędności. Jeśli nie „nadbudowuję” celów obecnego oszczędzania, to wymyślam kolejne cele i zakładam dla nich osobne konta oszczędnościowe lub lokaty. Niedawna podwyżka w 100% odłożona na przyszłość mojej córki.
Dzięki temu podtrzymuję stary poziom życia nie odczuwając że mam mniej środków. Może poza faktem, że podwyżka zazwyczaj oznacza, że jestem bardziej zmęczony po pracy. 😉
2. Środki zarobione na nadgodzinach w 100% odkładam na zakup, który sprawi mi przyjemność. Dzięki temu po prostu szybciej odkładam środki na coś co i tak chcę kupić i oszczędzam na ten cel np. ostatnio był to nowy smartfon, a poza tym mam poczucie że zostawanie po godzinach w pracy nagrodzi mnie czymś wymiernym szybciej.
3. Zwrot podatku dochodowego przeznaczam w 100% na IKZE.
Ta zasada po pierwsze nie przyzwyczaja mnie do „łatwej kasy” ze zwrotu podatku, a po drugie buduje mój kapitał na emeryturę. Kolejną zaletą jest szybsze wykorzystanie rocznego limitu wpłat na IKZE a więc i wypracowania większej ulgi podatku na rok kolejny. Prawie jak procent składany (ulga składana? :)) A z racji, że oddaję krew i wpłacam na IKZE, to zwrot podatku właściwie regularnie mam co roku. Może się zdarzyć, że wykorzystam limit szybciej niż przyjdzie zwrot z podatku. Wtedy kasa ląduje na obowiązkowo na IKE.
4. Nigdy nie dysponuję pieniędzmi mojej córki w innych celach niż na wydatki bezpośrednio na nią.
Ma 2 lata, był już roczek, drugie urodziny, chrzest. Każde wydarzenie wiązało się z „zastrzykiem” gotówki dla małej. Jako odpowiedzialny rodzic, pieniądze wykorzystałem na różne rzeczy związane z córką (ubranka, remont pokoju, nowe meble itp.) a nadwyżkę trzymam na osobnym specjalnym koncie oszczędnościowym. Gdy pojawia się nowa gotówka 100% z prezentu ląduje na to konto. Gdy pojawia się koszt, to z niego jest ściągany. Dzięki temu moja córka ma bieżąco ubrania, wyremontowany pokój i nowe meble a także ponad 2000zł wolnej gotówki na bezpiecznym procencie. 🙂 A ja przy okazji nie czuję się bym okradał w jakiś sposób własne dziecko z pieniędzy podarowanych przez rodzinę. Polecam.
5. Wszystkie „srebrne” monety trzymam w samochodzie (nominały 10gr, 20gr, 50gr, 1zł).
Ma to na celu :
– odciążenie portfela ze zbędnego bilonu (wiele monet potrafi ważyć więcej niż telefon co powoduje u mnie dyskomfort w kieszeni…)
– zawsze mam pod ręką kasę „na parking”
– zawsze mam też drobne na zakupy w sklepach nie obsługujących płatności zbliżeniowych (najczęściej to moja lokalna piekarnia)
Nominały 2zł i 5zł jakoś szybko się rozchodzą…
Monety o mniejszych nominałach przekazuje dziecku do wrzucania do skarbonki. 🙂 Młoda ma świetną zabawę i twierdzi, że z „tatą robi interesy”. Niech od tego wieku już oszczędza nawet grosze, może kiedyś to zaprocentuje odpowiednim nawykiem i szacunkiem do pieniędzy. 🙂
5. W portfelu max. 100zł gotówki, a na podręcznej karcie debetowej nie więcej niż 400zł.
Cel podobny jak u Michała. Jedyna różnica to większa kwota, lecz zasada, że jest to na „pierdoły” i absolutnie jest to miesięczny max. Wyczyszczenie konta i gotówki oznacza, sorry stary ale czekasz na wypłatę…
Nagrodą za niewyczyszczenie i tak mocno ograniczonych kwot, jest konieczność przelania mniejszych kwot w przyszłym miesiącu. Ew. nadwyżki… tak tak -> lądują na kontach oszczędnościowych.
Można by rzec że świadomie ograniczam swoje przyjemności i nie mam za co żyć… ale to nie prawda, oprócz zasad prowadzę razem z małżonką budżet i mamy pieniądze typowo wspólne (konto i karty), z nich realizujmy zakupy codzienne.
Mimo, że kiedyś robiłem to sam a moja żona właściwie nie miała oszczędności to od niedawna ją przekonałem nie tylko do budżetu ale i oszczędzania. Początkowo było trudno, ale pierwsze sukcesy przeradzają się w konkrety. 🙂
To sprawia, że wspólny majątek gromadzimy szybciej, a puchnięcie cyferek na kontach cieszy oczy i sprawia, że czujemy się bezpiecznie.
6. Obowiązkowo musimy mieć kasę na czarną godzinę.
Wymogłem to wcześniej tylko na sobie. Od kiedy żona wróciła do pracy też w tym uczestniczy. Ja mam w miarę stabilne zatrudnienie, ona mniej, zdecydowaliśmy się trzymać na lokatach 3krotność naszego średniego budżetu na jeden miesiąc +2500zł, na nieprzewidzaną awarię (niedawno te środki stały się potrzebne…)
Ta zasada ma na celu jedynie czuć bezpieczeństwo. Żeby nie ponosić kosztu pożyczek na awaryjne sytuacje.
Może faktycznie warto byłoby sobie spisać „kontrakt”. Tymczasem cieszę się, że udaje mi się utrzymywać zasady i tak. Ważna jest konsekwencja i systematyczność.
Pozdrawiam.
Ad. 4 – ja robię trochę inaczej. To oczywiście zależy od indyw. sytuacji. Wszelkie pieniądze otrzymane od rodziny dla córki księguję w osobnym budżecie i traktuję jako takie, których nie mam prawa dotknąć do skończenia przez nią 18 r.ż. (no może 16, zobaczymy). Nie mówię o prezentach „celowych” typu pieniądze od rodziny z przeznaczeniem na coś konkretnego tylko o niespodziewanych przychodach. Następnie inwestuję te pieniądze w bezpieczne papiery i prowadzę pełną buchalterię co kiedy i w co włożyłem. To nie są wielkie pieniądze, ale 3 tys. zł uzbierane dotychczas reinwestowane przez kilkanaście lat przy dopływie nowego kapitału…
@Leszek
„Gdy pojawia się nowa gotówka 100% z prezentu ląduje na to konto. Gdy pojawia się koszt, to z niego jest ściągany. Dzięki temu moja córka ma bieżąco ubrania, wyremontowany pokój i nowe meble a także ponad 2000zł wolnej gotówki na bezpiecznym procencie. ”
Ja nieco inaczej traktuję pieniądze dzieci. Właśnie dokładnie tak jakby to były ich pieniądze.
Od kiedy przyszli na świat każda suma im podarowana ląduje na osobnym imiennym koncie na dziecko w banku do którego nie mam karty. Również zwroty z podatku na „wychowanie dziecka” tam są deponowane.
Moim zdaniem jako rodzic mam obowiązek wyposażyć dziecku pokój, kupić ubrania czy zabawki za własne (!) pieniądze a nie z jego prezentów.
Teraz kiedy dzieci są większe o otrzymanych pieniądzach na różne święta decydują sami.
Mogą również oczywiście odłożyć na konto jeśli na coś zbierają – wtedy widzą jak im co każdy piątek dopisywane są odsetki które są na dodatek większe niż na kontach dorosłych i utwierdzają się w przekonaniu że takie odkładanie ma sens.
Mają podgląd na swoje konta ale bez możliwości wypłaty bez akceptacji rodzica (tak działa ta aplikacja). Wszystko działa jak w zwykłym banku internetowym.
Jest to dobra metoda jako początek edukacji finansowej.
Kiedyś przeczytałem takie anegdotyczne (?) pytanie:
„Jaka jest największa tajemnica z dzieciństwa ?
– Gdzie się podziały pieniądze z przyjęcia ??? „
Temat własnych zasad jest mi bliski już od pewnego czasu. Bardzo pomagają w asertywności wobec oczekiwań innych. Dzisiaj właśnie tworzyłam swoje i jedna z ciekawszych to: „NIE UCZĘ MANIPULACJI na rozmowach kwalifikacyjnych, nie sprzedaję „trików” jak wynegocjować więcej kasy albo zmusić kogoś do szczerości. Wiem za to, jak stworzyć PRZESTRZEŃ do szczerej rozmowy i właściwie przedstawić kompetencje. TEGO Cię mogę nauczyć.” 🙂
O fajnym tworzeniu listy „zasad współpracy” pisała też Alex Franzen: http://www.alexandrafranzen.com/2014/11/19/policies/
U mnie zaczęło się od McDonalda. Postanowiłam, że nie będę tam jadła. I jakoś bezboleśnie wytrzymałam ok. roku (zupełnie przypadkowo sprzyjały mi okoliczności). A później nie chciałam zepsuć tego co już zrobiłam i za każdym razem kiedy była okazja zjeść coś w Mc, KFC czy innych myślałam „tak długo tam nie jadłam i jestem z tego bardzo dumna, a jak teraz tam wejdę to będę musiała liczyć od nowa”. I po 2/3 latach zdałam sobie sprawę, że takie założenie sobie, że coś zmieniam i po prostu świadomość, że już do tego nie wrócę sprawia, że zadanie jest bardzo łatwe. I zaczęłam zmieniać dalej: rzuciłam palenie, nie piję alkoholu i zmieniłam dietę.
Zostało mi uporządkowanie finansów (dlatego znalazłam ten blog) i rozpoczęcie aktywności fizycznej. Jednak aktualnie nic sobie nie narzucam, robię codziennie małe kroczki i szukam swojej ścieżki. I bardzo chętnie korzystam z Waszych i Michała podpowiedzi 🙂
Pozdrawiam!
Ciekawi mnie jak Ty Michał gospodarujesz nadwyżkami pieniężnymi, zwłaszcza po takim sukcesie jak sprzedaż Twojej książki. Czy jakoś zaszalałeś, żeby go uczcić, wypłaciłeś sobie większą premię, żeby się nagrodzić, czy podniosłeś komfort swojego życia?
Michał planuje zakup 10 mieszkań na wynajem posiłkując się ~30% wkładem własnym w każde i kredytami, aby zbudować sobie zabezpieczenie, ulokować kapitał i uzyskać tarczę podatkową dla swojej działalności gospodarczej generującej coraz większe przychody.
Przypuszczam, że jakieś świętowanie zapewne było (przy spłacie kredytu hipotecznego wziętego na rozkręcenie bloga był szampan prosto z Francji), ale % w stosunku do przychodów jest nikły – Michał nie kupił sobie po tym sukcesie Tesli (na którą go stać i która bardzo mu się podoba), ale za to, jak wszystkie plany wypalą, to może za parę lat będzie mógł mieć majątek wystarczający do założenia firmy leasingowej posiadającą w majątku kilkadziesiąt Tesli ;).
Moje zasady:
-codziennie spisuję wydatki, nie omijając najmniejszego
-co pięc dni robię przegląd wydatków i kilka minut analizuję, co moglam kupic taniej, czy gdzieś nie przeholowałam
-raz na 5 dni mogę zjeść cos na miescie/zamowionego do domu, w resztę dni gotuję sama
-odkladam co miesiac 300 zł przeznaczone na samochod – potencjalne naprawy, OC, itp.
-robie zakupy spozywcze, by wystarczaly na okolo 5 dni i nigdy niczego nie wyrzucac
-szukam zimowych ubrań pod koniec zimy, a nie w pazdzieniku gdy zaczyna sie sezon i sa najdrozsze
-oduczylam się zakupów kompulsywnych. Gdy chcę kupic sobie nagrodę – wertuję Internet, sprawdzam gdzie mogę najkorzystniej kupić moje kosmetyki, które należą raczej do wysokiej półki i dobre planowanie pozwala oszczedzic kilkaset zl na miesiac. Nie idę na zakupy gdy mam zly nastroj – wtedy raczej mam słabą rękę i gust do zakupów, nie jestem z nich nigdy zadowolona, przepłacam lub kupuję na oślep. Chodzę tylko na planowane zakupy gdy mam dobry nastrój i wczesniej zrobilam research
-tankuję na 2 stacjach, na których podobają mi się ceny
-flirtuję, dzięki czemu mam zawsze świetne ceny u mechanika, itp.
-staram się zapobiegac a nie naprawiac. np wyleczenie zębu zawczasu to 200 zł za plombę. gdy się przetrzyma pol roku za dlugo leczenie kanalowe to 800 zł, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli – 7000 zł / implant.
co do zasad pozafinansowych:
-codziennie sprzatam 20-30 min w domu i zawsze mam porzadek – nie musze poswiecac soboty na ogarniecie syfu z calego tygodnia
-weekend = cos ciekawego – wycieczka, kino, spotkanie
-śmieciowe jedzenie – pozwalam sobie 1 na 2 tyg
-sen – najpozniej 00:30, minimum 7h 30 min snu 🙂
i dziesiatki innych zasad, ktorych sie trzymam i moge usprawniac decyzje, jak wspomnial Michal, zamiast za kazdym razem rozwiazywac ten sam blahy problem
„-flirtuję, dzięki czemu mam zawsze świetne ceny u mechanika, itp.”
Genialne! <3
Też mi się spodobało 🙂
Flirt zawsze działa 😉
Też aktualnie stosuję 5 dniowe budżetowanie :)) na 5 dni przeznaczam określona kwotę i staram się zmieścić w tej kwocie :))
Co do punktu ostatniego – również próbuję wprowadzić jakieś zasady dotyczące godziny snu i zasypiania.
Cześć!
Ja pochwalę się swoim sposobem. Każdy zakup powyżej 300zł (jednorazowy) zdecydowanie poddaje zastanowieniu na dobę lub dwie. Czasem nawet jeśli kupię coś na promocji co kiedyś chciałem mieć (pod wpływem chwili) to kupuje z odbiorem osobistym i płatnością w gotówce. Daje sobie jeszcze te 7 dni w których przedmiot czeka na mnie w sklepie i zastanawiam się czy go odebrać czy nie, jednocześnie wiem, że jest zakupiony w cenie promocyjnej – nie ucieknie mi już z przed nosa jest zarezerwowany.
Nigdy nie biorę pożyczek. Pożyczam sam sobie
Odkładam 50% przychodów
Każdy wydatek z karty/przelew zewnętrzny jest obciążony 10% podatkiem dzięki specjalnemu systemowi oszczędzania w Banku ING Smart coś tam.. automatycznie każdy zakup nawet bułki to dodatkowe + 10% kosztu które odkładam.
Nałogowo uzupełniam swojego excela z kosztami i co chwilę próbuje coś optymalizować.
Cześć mam na imię Dominik i jestem uzależniony od optymalizacji.
Hej Dominik,
imponujace 🙂 ale te 50% przychodow to jest oprocz tego ‚ING Smart coś tam’?
Mnie sie od czasu do czasu udaje w najlepszym razie odlozyc 30% przychodow regularnych, wszelkie nadwyzki (premie, dodatkowe umowy) zazwyczaj w 100% odkladam.
„jeżeli przyłapie się na posługiwaniu się telefonem w czasie jazdy (stanie w korkach jest dopuszczalne:)) to wpłacam 10 zł na konto Fundacji, ”
naprawdę nie ma Pan zestawu blutuf?
Witam, moje oszczędzanie opierało się na zasadzie odwrotnej,tzn. sztywna kwota co miesiąc na konto oszczędnościowe, a extra kasa, która wpadała po drodze, wydawana była na przyjemności. Ta sztywna kwota to jakieś 45% pensji… Nie, nie zarabiam wielu tysięcy, po prostu żyłam za najniższa krajowa zarabiając więcej niż ona wynosi 🙂 da się. Bez uszczerbku dla wiedzy, życia towarzyskiego i zdrowia 😉
Mój cel – chciałabym pracować zadaniowo (nie cierpię siedzieć i udawać , że pracuję. Czuję sie jak dureń i niewolnik i mocno mnie to stresuje) ale żaden pracodawca nie chce płacić za prace tylko za godziny???!!! Gdy szukałam pracy jako księgowa nikt nie chciał nawet o tym słyszeć albo jeżeli już to za dwa razy niższą stawkę za tą samą pracę. Nie wiem o co chodzi pracodawcom – chyba nigdy nie osiągnę celu:-(
Doskonale Cię rozumiem 🙂 też tak miałem 🙂 najlepiej pracuj na własny rachunek 🙂 to jedyne wyjście z sytuacji 🙂
@ Ola – na tym własnie polega stosunek pracy – oddajesz swój czas, a pracodawca płaci za to, że będziesz pracować niezależnie od efektu. Jeśli chcesz sprzedawać efekty pracy, musisz poszukać innej umowy np. założyć działalność gospodarczą.
Muszę jeszcze nadmienić, iż:
1. Dążę do tego by przestać liczyć pieniądze. Bardzo trudno rozstać mi sie z każdym zarobionym groszem bo – jego zarobienie kosztowało mnie dużo wysiłku. To częsty problem tzw. biednych pracujących.
2. Ciągle sie boje o oszczędności – boję się, że Państwo zabierze mi to na co tak ciężko pracowałam i nie ogarnę tej sytuacji.
3. Codziennie robię symulację moich finansów w przyszłości. Nie jestem biedna ( mam pewne oszczędności) ale mało zarabiam i jestem obciążona kredytem frankowym. Ciągle się boję, żę stracę mieszkanie i oszczędności gdy frank podskoczy.
4. Najszczęsliwszym okresem w moim życiu był 6 m-czny okres bezrobocia (żyliśmy tylko z męża wypłaty i nie oszczędzaliśmy) później roczny okres pracy na pół etatu za 900zł. Czemu? Nie wiem. Wolność. Świdomość, że starcza mi na życie i nie musze oszczędzac bo nie mam z czego?
Napisz coś o psychologii oszczędzania. O sensie posiadania pieniędzy i celu pracy zarobkowej. Myślę, że w naszym kraju sporo ludzi ma podobne problemy do moich.
Dzięki za przypomnienie Michał 😉 fajnie się czyta szczególnie jak nie mam przy sobie Twojego arcydzieła 😉 super
Witaj Michale, świetny artykuł jak zawsze.
Mam 17 lat, i czasami gdzieś popracuję jak jest okazja.
ostatnio postanowiłem że będę odkładał 50% tego co zarobię do skarbonki (skarbonkę nabyłem taką którą trzeba zniszczyć aby wydostać z niej hajsik). widzę jednak że nadal zostaje mi za dużo pieniędzy więc wydaję na głupoty. Wydaję mi się że prawo parkinsona działa nie tylko w odniesieniu do czasu ale również pieniędzy. Więc chyba zwiększę limit do 70-80%…
ps. zasada nr 9 podważa sens robienia zadań domowych i ogólnie połowy nauki w LO…
Jestem żoną i mamą 16-miesięcznej Łucyjki. Podjęłam pracę w domu, żeby móc opiekować się córeczką. Mam kilka zasad, które pomagają mi „ogarnąć” rzeczywistość.
1. Staram się pracować 4 godziny dziennie (założyłam sobie takie pół etatu).
2. Pracuję, jak córeczka ma drzemkę dzienną, a wszystkie inne zadania (sprzątanie, gotowanie) staram się wykonywać, gdy dziecko jest aktywne.
3. Sprawdzam w piątek, ile pracowałam w tygodniu. Jeśli mniej niż 20 godzin. Pracuję też w sobotę.
4. Staram się nie pracować w niedzielę, chyba że jakiś termin bardzo nagli.
5. Spisuję, ile dziennie udało mi się pracować.
6. W czasie pracy telefon mam wyciszony lub ustawioną wibrację. Odbieram tylko od Męża, Mamy lub klientów.
7. Tak licząc ten czas pracy, ciągle mam nadzieję, że dojdę do sytuacji, kiedy z radością w sobotę i niedzielę w czasie drzemki mojej córy zajmę się czym innym.
Praca 4 godziny dziennie nie jest łatwym zadaniem, kiedy trzeba zająć się też córeczką i domem. Często mi się nie udaje, ale reguły nie są po to, żeby zniewalać, ale po to, aby wiedzieć, do czego się dąży. Czasem świadomie podejmuję decyzję, że nie będę pracować, tylko zajmę się czymś innym, co jest dla mnie ważne. Są to z reguły świadome decyzje, których nie żałuję.
To taka część moich zasad. Bardzo pomogła mi książka „GTD”, na którą trafiłam, robiąc tłumaczenie. Mam teraz kalendarz, do którego wklejam karteczki memo z różnymi wypisanymi wcześniej zadaniami i… przeklejam je często na kolejny dzień. Ale przynajmniej kiedy mam chwilę wolnego czasu, wiem jak go nie zmarnować, tylko wziąć się za sprawy, które chcę zrobić.
Pozdrawiam
Agnieszka w czasie po pracy 😉
Wiele wcześniej zapisanych zasad również stosuje – podzielę się zatem tymi których nie było. Wybrałem piec chociaż spisanych mam ich ponad 20.
1) Rozliczenie PIT – zwrot na dzieci: Środki te w całości lądują na kontach moich dzieci, bo skoro w każdym normalnym miesiącu udaje nam się utrzymywać to zastrzyk z corocznego PITu traktuje jako pieniądze dzieciaków. Prawda jest taka, ze gdyby ich nie było to tych pieniedzy również bym nie miał. Dodatkowo to co już napisano , środki finansowe z urodzin itd również tam trafiają.
2) Pracuje na wskaźnikach którymi kontroluje inflacje kosztów życia – bardzo łatwo podnieść sobie te koszty nie trzymając ich w ryzach
3) Co roku określam i spisuje cele finansowe na dany rok które kwartalnie weryfikuje a na koniec roku robię podsumowanie i wnioski
4) Co roku zwiększam pule która odkładam na 18 celowych podkont- podwyżka zawsze jest o 10% – w ten sposób zwiększam oszczędności i automatycznie nie pozwalam ostro szybować kosztom życia
5) Czy to nie Michał wielokrotnie nam powtarza ze najlepszym sposobem na oszczędzanie jest zwiększanie przychodów? Co roku staram się aby osiągać nizszy niż w roku poprzednim wskaźnik udziału kosztów życia w stosunku do przychodow
Od kilku miesięcy miesięcy czytam Pańskiego bloga i również przeczytałam książkę. Ile bym dała, żeby wcielić w życie te zasady. Ale „co rusz” ląduje na bezrobociu i wszelkie oszczędności, które udaje mi się zgromadzić są „roztrwaniane” na utrzymanie się na bezrobociu 🙁
Eh…
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się mieć stałą pracę, póki co z zapartym tchem czytam nowe posty i zapamiętuję teorię…na przyszłość 🙂
Dlaczego tak sie dzieje Ewelino u Ciebie?Z czego to wynika?Przeciez,praca dzisiaj szuka czlowieka?Co stoi na przeszkodzie,aby sie przeszkolic?zmienic miejsce zamieszkania,miejsce pracy?Pozdrawiam.
Cześć Michał 🙂
Mam do Ciebie pytanie, które łączy się z tematyką kontraktu z samym sobą i tematem motywacji do pracy. Co robisz gdy przytrafi Ci się przeziębienie (mniejsze lub większe), odkładasz pracę na bok i odpoczywasz, leżysz w łóżku czy mimo wszystko starasz się pracować, funkcjonować normalnie i nie zaniedbywać porządku dnia?
Dzięki z góry za odpowiedź, czekam na podcast. 🙂
Pozdrawiam
Michał 🙂
Hej Michał,
To wszystko zależy do „skali” przeziębienia i moich preferencji w danym czasie. Czasem pracuję, czasem po prostu śpię i wszystko inne schodzi na dalszy plan. Czasem zastępuję pracę książką lub innymi mniej obciążającymi rzeczami.
Odnoszę wrażenie, że niektórzy z Was mają jakieś strasznie rygorystyczne podejście (albo mnie o takie podejrzewają). Po to codziennie weryfikuję plany, żeby je dostosować także do bieżącej sytuacji: codziennie coś trzeba przesunąć, uznać, że jednak nie robię (bo czasu za mało), uzgodnić z kimś innym, że zobowiązanie zostanie zrealizowane kiedy indziej, przełożyć spotkanie itp. Norma. Ten kontrakt naprawdę istnieje po to, aby uprościć życie, a nie je komplikować. 🙂
Pozdrawiam
„W sposób niezaplanowany wydaję maksymalnie 50 zł dziennie / Daję sobie dzień/tydzień na przemyślenie zakupów powyżej 100 zł”
Dla mnie te zasady są zupełnie niezrozumiałe – tak jakby człowiek był jakimś przedsiębiorstwem ze ściśle określonymi potrzebami, które można zaplanować z wyprzedzeniem i zamówić dostawę. A przecież oferta sklepów jest na tyle niestabilna, że jeśli nie zdecyduję się dziś, to jutro może nie być określonego koloru czy rozmiaru. Dlatego jeśli nie jestem pewna, wolę kupić z możliwością zwrotu (dostępne przez internet i w wielu sklepach stacjonarnych), ewentualnie poprosić o odłożenie.
Po drugie jakoś nie pasuje mi zrównanie zakupów niezaplanowanych z przyjemnościami czy głupotami. Nie podoba mi się wizja świata w której kupuje się tylko to, co konieczne.
„Karą za niezrealizowanie celu jest darowizna pieniężna na organizację dobroczynną, której wysokość zależy od “odległości” od celu.”
IMHO ten przykład był totalnie bez sensu, bo zobowiązanie może dotyczyć zachowania człowieka, a nie procesów biochemicznych w jego organizmie.
No pięknie. Niczego na kredyt, prócz domu/mieszkania.
Aha, dom jest zbudowany z innej materii (może antymaterii) i jego nie obejmują prawa rynku/fizyki/ekonomii. To proponuję proste przeliczenie rat kredytu przy wzroście odsetek do 10% (nie przesadzajmy z 15 % – przecież to „niemożliwe”).
Jak „Franek” był po 2 zyla i ktoś wtedy ostrzegał przed spadkiem wartości złotego, to na ogół dyskretnie rozglądano się dla niego za jakimś wdziankiem z długimi rękawami. Teraz jak ktoś wspomina o możliwości wyższych stóp procentowych, to też się proponuje jemu nieruchomość, ale taką z bezpiecznymi miękkimi ścianami.
Niestety, większość ludzkości ma pamięć muszki owocówki i w najbliższym czasie raczej nic tego nie zmieni (przecież „tym razem będzie inaczej”).
Powodzenia z kredytem hipotecznym/mieszkaniowym w złociszach!
Pośmiejmy się, przepraszam, porozmawiajmy za 5 lat.
Michał,
Dzięki za wpis:) Poniżej kilka moich zasad do kontraktu, które chyba jeszcze nie pojawiły się:
1. Nie wchodzę na facebooka do godz. 12 i max. 2 razy dziennie,
2. Każde 5 zł, które mam w portfelu wrzucam do skarbonki,
3. Raz na kwartał robię w weekend post medialny – zero telewizji, internetu, radia,
4. Czytam 2 książki dot. finansów osobistych rocznie,
5. Przedkładam długoterminowe cele nad krótkoterminowymi korzyściami w wychowaniu dzieci,
6. Jak przyłapie się na bezsensownym przeglądaniu internetu, wstaję i robię kilka ćwiczeń/idę się przejść.
Cześć Michał,
dziękuję za wpis, który skłonił mnie do zmaterializowania moich myśli 🙂
Od dłuższego czasu męczą mnie pewne przemyślenia…
Czytam Twoje wpisy na bieżąco, nie mam problemów z oszczędzaniem (od kilku lat odkładam nadwyżki) i odkąd mam obecną pracę jestem w stanie naprawę dużo co miesiąc zaoszczędzić.
Obawiam się, że poszło to jednak w jakąś złą stronę, ponieważ przed wydaniem kasy, zaczęłam dosłownie dwa razy oglądać każdą złotówkę…
Wiem jak było, wiem jak jest, w sensie, że kiedyś pozwalałam sobie na więcej, a teraz przed każdym zakupem zadaję sobie pytanie: czy naprawdę jest mi to potrzebne? I napiszę CI jedno: kiedyś byłam szczęśliwsza nie spisując wszystkiego, nie optymalizując i nie analizując czy coś mi jest potrzebne czy nie.
Ostatnio towarzyszyłam koleżance (pozdrawiam Cię Aniu! 🙂 w zakupach i z przyjemnością patrzyłam jak wszystko przymierza i komentuje że jakby miała więcej kasy to wszystkie te rzeczy by sobie kupiła 🙂 Na moje pytanie po co, odpowiedziała, bo to wszystko chciałaby mieć, bo jej się to podoba.
Dochodząc do sedna: czy nie lepiej cieszyć się życiem (oczywiście zachowując umiar)? Widzę po sobie, że oszczędzanie odbiło się na moim zadowoleniu z życia, bo co mi z tego, że przeżyję życie jako asceta? Czy naprawdę będę szczęśliwsza będąc na emeryturze i mając przykładowo 50 tys. zł więcej oszczędności? To teraz podobają mi się te kolczyki, ta torebka i te buty.
Czytam wypowiedzi ludzi pod Twoimi tekstami i widzę ludzi zafiksowanych na oszczędzaniu.
Wiem jedno, idąc dalej tą ścieżką za 30 lat będę zgorzkniałą emerytką…i co z tego że z dużymi oszczędnościami.
Ok, odpiszesz mi: to żyj i oszczędzaj 🙂
Tylko, że tak jak pisałam coś poszło nie tak i straciłam tę dawną radość z robienia sobie przyjemności, bo przecież muszę/trzeba oszczędzać…
Pozdrawiam Cię serdecznie, widzę że Twoja praca nie idzie na marne i realnie pomogłeś i wciąż pomagasz ludziom, a mój wpis jest chyba taki bardziej filozoficzny 🙂
„straciłam tę dawną radość z robienia sobie przyjemności, bo przecież muszę/trzeba oszczędzać”
Z robienia sobie przyjemności, czy z robienia zakupów?
Są inne przyjemności niż zakupy.
Nie do końca się z Tobą zgodzę. Nie chodziło mi o zakupy same w sobie. Moje szczęście/przyjemność/zadowolenie to nie tylko zakupy w galerii.
Tylko jakby nie patrzeć raczej na wszystko potrzeba pieniędzy: kino, książka, podróże, restauracja…itd.
Problem leży w zasadności wydawania na to kasy.
Masz racje …. oszczędzanie tylko dla salda jest kompletnie bez sensu.
Ale jeśli tylko pojawia się cel staje się to naprawdę pasjonujące.
Mogę powiedzieć na moim przykładzie…. mam 18 podkont/funduszy celowych jasno określonych w czasie. Na każdym z nich zmierzam do bliższejnlub dalej określonego w czasie celu.
Mysle ze tu jest sedno… oszczędzanie dla samego salda potrafi zdemotywować !!!
Dziękuję Hugo za komentarz.
18? Serio? To chyba w kilku bankach…ale ciekawy pomysł 🙂
Przyznaję Ci rację, że na pewno inaczej się oszczędza, gdy robi się to na coś konkretnego…
Tylko jak człowiek nasłucha sie informacji typu: za kilka lat ZUS upadnie…nie ma co liczyć na emeryturę…albo że będzie ona rzędu max 300 zł, to się człowiek automatycznie zaczyna zastanawiać ile musi odłożyć żeby starczyło na życie na emeryturze….i stąd trudność w wydawaniu kasy i oszczędzanie dla salda. Ehhhh
Może wydźwięk moich wpisów trąci pesymizmem, ale tak nie jest w rzeczywistości… potrafię cieszyć się życiem, nie potrafię tylko zakupami 😉
Poza tym mam wrażenie, że sama zapędzilam się w ten kozi róg i na dodatek kręcę się w nim w kółko.
Kazdy jest kowalem wlasnego losu.Tylko idiota lub zapatrzony w siebie buc,bez wiedzy nie wyciaga pozytywnych informacji.Porazki powinny motywowac nas,do wiekszej pracy nad soba.Zwyciestwa pokazuja,ze droga ktora kroczymy,jest wlasciwa.Ja to zrozumialem dzieki Michalowi i to nie tylko w finansach osobistych.Dzieki Michale!!!!
MÓJ KONTRAKT ZE SOBĄ-UNIKAĆ TOKSYCZNYCH OSÓB,LICZYĆ TYLKO NA SIEBIE,OLEWAĆ DUPKÓW,NIE PRZEJMOWAĆ SIĘ OPINIAMI O MNIE,NIE MARNOWAĆ CZASU NA DURNE KONTAKTY,ROZMOWY TYPU -BLA BLA,BYĆ ASERTYWNĄ-MÓWIĆ NIE,SŁUCHAĆ MOJEJ INTUICJI,KTÓRA MNIE NIGDY NIE MYLI , NIE ODKŁADAĆ WAŻNYCH SPRAW NA POTEM,POTEM,POTEM !!!!!!!!!!!!!!! OD MOJEJ PRZYJACIÓŁKI Z POLSKI SPOSÓB NA ZMOTYWOWANIE SIĘ-PO PROSTU RUSZ DUPĘ I ZRÓB TO HA HA -TO DZIAŁA !!!!!!!!!!!!!!! JAK DOPADA MNIE CZARNA DZIURA-ĆWICZĘ,ZWYCZAJNIE ,W DOMU PRZY ENERGETYCZNEJ MUZYCE-OSTATNIO JOHNY HALLYDAY ALBO COŚ ROBIĘ-SPRZĄTAM,PRASUJĘ,GOTUJĘ,NIE ROZMYŚLAM. POZDRAWIAM I DZIĘKUJĘ,ŻE JESTEŚ MICHALE I DZIELISZ SIĘ Z NAMI SWOJĄMĄDROŚCIĄ-MIŁEJ NIEDZIELI !!!!!!!!!!!!!
Obecnie jestem na urlopie macierzyńskim pracując jeszcze miałam zasadę „przerwa na kawę/śniadanie przed 10:00 – tą”. Organizowało to nam bardzo dobrze dzień. Do 10:00-tej trzeba było się uwinąć z jednym tematem, bo od 10:00 tej wchodził następny. Współpracownicy tęsknią za moją świętą przerwą, a kolega który mnie zastępuje uśmiecha się z pobłażaniem😏
Jak czytam Twojego bloga to uśmiecham się do siebie, że w moim odczuciu, może dla kogoś głupie zasady, to dobra rzecz. Pozdrawiam
Trafiłem na tą stronę przez znajomego.
Ja od jakiegoś czasu (ponad rok) mam żelazną zasadę nr 1. Po otrzymaniu pensji 10 procent na konto w innym banku „emerytura”, z dokładnością do grosza. Czasem są wyrównania itd. więc ta 1/10 zawsze w sobie zawiera podwyżki. Za 9/10 też da się żyć z rodzinką.
Odkładam też troszkę z innych nieplanowanych przychodów, więc pralki/lodówki tylko za posiadane pieniążki.
Czytałam kilka dni temu post na blogu Joasi Glogazy o jej własnym regulaminie na 2017 rok i bardzo mnie zainspirował do stworzenia swojego regulaminu, który pomoże mi radzić sobie w sytuacjach codziennych, w których czuję się niekomfortowo. Niesamowite jak sprecyzowana reakcja na coś dla nas niewygodnego może poprawić jakoś życia.
Myślę, że oprócz regulaminu w codziennych sytuacjach, spróbuję stworzyć kontrakt z samą sobą dopasowany do moich finansów, obecnej pracy i całej sytuacji finansowej. Takie uporządkowanie i zasady mogą mi mocno pomóc.