Podstawowe zasady zdrowych finansów osobistych są bardzo proste. Do ich zastosowania nie potrzeba magii. Wystarczą dobre chęci i systematyczność.
Dzisiaj “Światowy Dzień Oszczędzania”. Dla mnie to dobry pretekst, aby oderwać się od konkretnych, wycinkowych tematów finansowych i wrócić do podstaw. Co jakiś czas przekonuję się, że mówienia o nich nigdy nie jest za wiele. Co chwila zdarza mi się bowiem mierzyć z mitami finansowymi pokutującymi w naszych głowach. Wątki te często pojawiają się także w moich rozmowach z dziennikarzami, którzy próbują takimi nośnymi pytaniami otwierać wywiady ze mną. Najważniejsze i najbardziej oklepane zebrałem dzisiaj w jednym miejscu. 🙂
Po przedstawieniu tych 10 mitów, przechodzę do omówienia dwudziestu dobrych praktyk w zakresie finansów osobistych. To konkretne porady dla osób, które chcą stopniowo coraz lepiej panować nad swoimi portfelami.
Jeśli jesteście częstymi gośćmi mojego bloga, to potraktujcie ten wpis jak przypomnienie wielu najważniejszych kwestii, o których pisałem tu przez lata. Uczciwie mówiąc – nie znajdziecie tu nowych informacji. Mam wrażenie, że wałkuję te tematy na okrągło. Potraktujcie jednak ten wpis jako być może dobry wstęp do lektury mojego bloga przez Waszych znajomych. Pokażcie im go, wyślijcie link. Może trafi na podatny grunt. Zachęcam do tego i z góry dziękuję. 🙂
Mity finansowe
Zastrzegam, że poniżej podane mity finansowe, to mój subiektywny wybór. Zapewne nie miałbym trudności ze zbudowaniem 5-krotnie dłuższej listy, ale nie jest moim celem wyczerpanie tematu. Chcę przede wszystkim zasygnalizować, że wszyscy poruszamy się w ramach pewnych przekonań: wpojonych nam, samodzielnie nabytych lub będących po prostu ucieleśnieniem naszej niewiedzy bądź obaw. To fakt. Niemniej jednak naprawdę warto poświęcić czas na zastanowienie się nad przyczynami takiego stanu rzeczy oraz prawdziwymi powodami, dla których myślimy tak, a nie inaczej.
Nie ukrywam, że publikując listę tych mitów, chcę Was także nieco sprowokować do przemyśleń. W kilku przypadkach nie ma oczywistych odpowiedzi i ta poprawna zależy od kontekstu, w którym się znajdujecie. To co dla jednego będzie dobrym rozwiązaniem, dla kogoś innego może się okazać najgorszym scenariuszem. Warto mieć to na uwadze. Nie ma uniwersalnych recept, które pasują do każdego. Dlatego ja także jestem zazwyczaj bardzo daleki od mówienia, że “macie robić tak i tak”. Najczęściej zachęcam do tego, abyście samodzielnie wybierali to, co najbardziej Wam pasuje.
1. Nie mam z czego oszczędzać
To najczęstsze sformułowanie, które słyszę z ust osób, które szukają wymówki przed oszczędzaniem. Gdybym za każdym razem dostawał 10 zł, gdy to słyszę, to miałbym kolejne setki tysięcy na koncie. Idą za nim kolejne wymówki i obietnice, np. “Zacznę oszczędzać, gdy będę zarabiać więcej”. Na pytanie “Więcej to znaczy ile?” zazwyczaj nie słyszę już konkretnej odpowiedzi.
I naprawdę nie ma znaczenia, czy rozmawiam z osobami, które zarabiają 1500 zł miesięcznie, czy z takimi, które zarabiają 9000 zł. I jedni i drudzy mówią, że nie mają z czego oszczędzać. W przypadku osób o niskich zarobkach jestem skłonny uwierzyć, że rzeczywiście trudno im coś odłożyć. Niemniej jednak, gdy pytam, co robią żeby zwiększyć swoje zarobki, słyszę zazwyczaj kolejne wymówki.
Życie i rozmowy z innymi doprowadziły mnie do jednego wniosku: jeśli nie nauczysz się oszczędzać, gdy mało zarabiasz, to tym trudniej będzie się za to zabrać, gdy będziesz zarabiać dużo.
Ludzie deprecjonują wagę małych kroków. Nawet jeśli zarabia się mało, to warto nauczyć się odkładać chociażby 10–30 zł miesięcznie. Budować w sobie pozytywne nawyki związane z tym, że nie wydajemy wszystkiego co zarabiamy. Przyzwyczajać się do tego, że mamy odłożone pieniądze. Najpierw kwoty 2-cyfrowe, potem 3-cyfrowe a w końcu 4- czy 5-cyfrowe. Nauczyć się żyć z przekonaniem, że potrafimy panować nad pieniędzmi.
2. Potrafię liczyć w głowie
To także bardzo częsta wymówka, którą słyszę, gdy proponuję komuś spisywanie wydatków i prowadzenie budżetu domowego. No po co ma to robić, skoro świetnie liczy wszystko w głowie i z grubsza wie ile wydaje. A ile konkretnie? Ano tyle ile zarabia. 😉
Naprawdę czasami czuję się jakbym rozmawiał z dziećmi w przedszkolu, którym wydaje się, że pieniądze wychodzą ze ścian, do których wystarczy podejść z kartą. Znasz magiczny PIN = stać Cię na wszystko. Pobudka! To tak nie działa.
Nadmierna wiara we własne umiejętności liczenia wszystkiego w głowie, legnie w gruzach przy kilku prostych pytaniach, np.
- Ile wydajesz na jedzenie? Ile w domu? Ile w pracy?
- Ile na paliwo?
- Ile na lekarzy i lekarstwa?
- Ile kosztuje Cię rozrywka? Czy nie za dużo w proporcji do Twoich zarobków?
Nieznajomość tych sumarycznych kwot, to chyba najczęstsza przyczyna przepuszczania pieniędzy między palcami. Przekonują się o tym Ci, którzy zaczynają planować budżet domowy i spisywać wydatki. Nagle – nie wiadomo jakim cudem – zostają im na koniec miesiąca dodatkowe oszczędności. Już sam fakt kontrolowania wydawanych kwot powoduje, że bardziej świadomie podchodzimy do ich wydawania.
Niektórzy mówią wprost, że prowadzenie budżetu domowego działa tak, jakby sami sobie dali podwyżkę. Nie zarabiają więcej, ale jednocześnie mają więcej pieniędzy. To taki paradoks płynący z faktu, że przestają ufać temu, że dobrze wszystko potrafią policzyć w głowie. Takie przekonanie jest bardzo złudne.
3. Doradca finansowy pomoże mi inwestować
Chciałbym żeby ten mit odszedł w niepamięć. Niestety nie wierzę, że kiedykolwiek się to w pełni uda. Zawsze znajdą się osoby, które nie posiadając wiedzy z zakresu inwestowania, będą chciały skorzystać z pomocy ekspertów powierzając im oszczędności swojego życia. Wynika to poniekąd z bardzo słusznego założenia, że nie trzeba się znać na wszystkim i warto korzystać z pomocy tych, którzy w danym temacie osiągnęli poziom mistrzowski. Niestety takie podejście rzadko kiedy sprawdza się branży finansowej.
Pieniądze potrafią być bardzo demoralizujące – zwłaszcza dla pracowników firm żyjących z pośrednictwa finansowego. Wielokrotnie już pisałem o tym, że doradcy finansowi to przede wszystkim sprzedawcy usług finansowych konstruowanych tak, by zarabiały na nich przede wszystkim banki, ubezpieczyciele, TFI i inne firmy inwestycyjne oraz pośrednicy – kosztem klienta przynoszącego do nich oszczędności życia. Oczywiście są też doradcy finansowi rzetelnie wykonujący swój zawód, to znaczy pracujący na rzecz klienta, ale ja mam wrażenie, że trzeba ich ze świecą szukać. Mają naprawdę trudne życie pośród tych, którzy są najbardziej krzykliwi i skupiają się na maksymalizowaniu swoich prowizji z “opychania” produktów finansowych klientom. Ci ostatni niejednokrotnie uciekają się do naciągania i oszukiwania – byleby tylko zarobić.
Zapamiętaj, że typowy, krzykliwy doradca finansowy pomaga przede wszystkim sobie a nie Tobie! Jeśli proponuje Ci konkretne formy inwestowania zanim pozna Twoją sytuację finansową, wiedzę, możliwości i potrzeby, to znaczy, że jest naciągaczem. Tak po prostu.
Nikt nie zna Cię lepiej niż Ty sam. W przypadku pieniędzy warto stosować zasadę ograniczonego zaufania i w szczególności – mocno chronić posiadany już kapitał. Ryzykować warto tylko tam, gdzie rozumiemy skalę zagrożeń i potrafimy je minimalizować. Jeśli nie rozumiemy danego produktu – nie inwestujmy. Nawet w potencjalnie dobrych produktach finansowych, opłaty potrafią zabić zyski. Nie warto wierzyć więc przeróżnym doradcom i koniecznie samemu trzeba zdobywać wiedzę, która pomoże nam chronić oszczędności życia. Sam dla siebie jesteś najlepszym doradcą finansowym, o ile tylko zadbasz o podnoszenie wiedzy.
4. Finanse osobiste są trudne
Nic bardziej mylnego – jak to mawia mój znajomy Radek Kotarski. Podstawowe zasady finansów osobistych są bardzo proste. Do tego stopnia, że czasami zarzuca mi się, że nie piszę niczego odkrywczego. 🙂 A z drugiej strony nadal wiele osób popełnia elementarne błędy i daje sobie “nawijać watę na uszy”.
Finanse osobiste dotyczą każdego. KAŻDEGO! A mimo tego więcej czasu poświęcamy często na planowanie wakacji czy wybór nowego samochodu, niż na zastanowienie się w jaki sposób optymalizować sposób zarabiania i odkładania pieniędzy.
Trudna być może jest makroekonomia, ale podstawy domowej mikroekonomii są bardzo proste. 20 zasad znajdziesz w dalszej części tego wpisu. Wystarczy zacząć od kilku z nich, aby zobaczyć pozytywne zmiany. Polecam! To łatwiejsze niż szukanie kolejnych wymówek, by tego nie robić. 🙂
5. Za wcześnie by myśleć o emeryturze
Z tym stwierdzeniem najczęściej zgadzają się ludzie młodzi. Prawda jednak jest taka, że nigdy nie jest na to za wcześnie.
Nie trzeba od razu planować co będzie się robiło na emeryturze, ale warto odpowiednio wcześnie zaplanować sobie, czego oczekujemy od naszej kariery zawodowej, oraz uświadomić sobie, jak długo chcemy pracować zarobkowo. Jakoś mało spotykam osób, które mówią “do końca życia”. Częściej mam do czynienia z tymi, którzy zastanawiają się, czy możliwe jest przejście na wcześniejszą emeryturę, np. około 30-tki lub 40-tki. Nie znam takich, którym udałoby się do tego doprowadzić przypadkiem.
Rentierami zostają zazwyczaj Ci, którzy wcześnie w życiu zaczęli myśleć o tym, co może doprowadzić ich do wcześniejszej emerytury i konsekwentnie dążyli do realizacji swoich celów. Lepiej nie zbudzić się z ręką w przysłowiowym nocniku…
Tu zachęcam bardzo mocno do obejrzenia mojego wykładu na uczelni Collegium Da Vinci “Priorytety młodego #FinNinja, czyli co robić obok studiów, aby zapewnić sobie świetną przyszłość”.
6. Za późno by oszczędzać na emeryturę
Drugi biegun to te osoby, które mówią, że dla nich jest już za późno, aby oszczędzać na emeryturę. Niektórzy budzą się po 50-tce i dochodzą do wniosku, że w ich przypadku to już “pozamiatane”. To nie musi być prawda!
Jest wiele przykładów osób, które dopiero po 50-tce zaczęły odnosić znaczące sukcesy i to pomimo tego, że we wcześniejszym wieku im się raczej nie układało (pasmo zwycięstw i klęsk).
Niewątpliwym atutem osób starszych jest duże doświadczenie życiowe. Nadal można je wykorzystać do tego, aby zabezpieczyć swoją emeryturę. Owszem – nie będzie już tak łatwo jak za młodych lat, ale też nie ma co demonizować trudności.
Szczególnie boli mnie, gdy słyszę “już za późno” od osób, które mają 35–40 lat. Jestem jednym z przykładów na to, że i po 40-tce można się przekwalifikować, zacząć coś od zera i jednocześnie przekuć to w komercyjny sukces (przy olbrzymiej satysfakcji z edukacyjnej wartości tego co się robi). Nie ukrywam, że pomogło mi w tym w dużej mierze właśnie doświadczenie, które zbierałem przez całe wcześniejsze życie. I to moja olbrzymia przewaga w porównaniu z ludźmi młodszymi o 10–20 lat.
7. Lepiej kupić mieszkanie niż wynajmować
No i tu zaczynają się schody. A Ty jak myślisz? Lepiej wynajmować od kogoś mieszkanie czy lepiej kupić własne?
Sformułowanie “lepiej kupić mieszkanie niż wynajmować” należy uznać za mit – do tego dosyć powszechny. Jedyna prawidłowa odpowiedź na pytanie “czy warto kupić własne mieszkanie?” brzmi “to zależy”. Nie należy opłacalności zakupu własnego mieszkania traktować jako pewnik. Podobnie jak nie można jako pewnik potraktować sformułowania “lepiej wynajmować niż kupić mieszkanie”.
Osoby, które kupują mieszkanie korzystając z kredytu hipotecznego, tak naprawdę dokonują bardzo drogiego zakupu. Jeśli nieumiejętnie się zadłużają (czyli biorą kredyt na dłużej niż 20 lat z wkładem własnym mniejszym niż 20% i jednocześnie rata tego kredytu stanowi więcej niż 30% ich miesięcznego dochodu), to bardzo ryzykują. W takim przypadku dowolne czynniki zewnętrzne, np. wzrost stóp procentowych lub przerwa w zarabianiu, mogą zainicjować lawinę problemów finansowych. Poza tym całkowity koszt kredytu 30-letniego podwyższa dwukrotnie koszt zakupu mieszkania, bo mniej więcej tyle wyniesie łączny kapitał i odsetki kredytu do spłaty.
Osoby kupujące mieszkania na kredyt czasami bronią swojej decyzji argumentując, że “własne mieszkanie to inwestycja”, bo “nieruchomości zawsze drożeją”. Ani jedno, ani drugie sformułowanie nie musi być prawdziwe. Ci, którzy kupowali mieszkania posiłkując się kredytami hipotecznymi denominowanymi do franka szwajcarskiego, tkwią dzisiaj w pułapce kredytowej. Nawet ci, którzy kupowali mieszkania od deweloperów za gotówkę w okolicy 2007/2008 roku, po upływie kolejnych 10 lat wcale nie mają gwarancji, że sprzedadzą mieszkanie w wyższej cenie. Co to za inwestycja, co nie daje na siebie zarobić, a wręcz jest studnią pieniędzy (bo przecież w mieszkanie, w którym się mieszka, przede wszystkim wkłada się pieniądze)?
Chociaż niektórym wynajmowanie cudzego mieszkania wydaje się być paleniem gotówki, to tak naprawdę daje to niezależność. Brak zobowiązań, możliwość przeprowadzenia się kiedykolwiek, gdziekolwiek. Także ograniczenie bieżących nakładów, bo “przecież nie będę ładować pieniędzy w cudze mieszkanie”.
Innym, podobnym mitem jest “mieszkania są tak drogie, że nie da się ich kupić za gotówkę”. Na szczęście są osoby, które udowadniają, że to nieprawda. Przy odpowiedniej determinacji można w kilka lat odłożyć pieniądze na zakup własnego mieszkania. Zamiast ładować się w kredyt na 30 lat, można sfinansować taki zakup w kilka lat. Oczywiście od tych, którzy żyją według maksymy YOLO (You Only Live Once – wydając pieniądze na bieżąco bo “żyje się tylko raz…”) raczej nie usłyszycie recepty na to, jak to zrobić. 😉
Ile osób, tyle podejść. Nie dajcie sobie jednak wmówić, że jakiś konkretny scenariusz jest bezwzględnie właściwy. Właściwe jest to, co sami myślicie i na co potraficie zapracować.
Polecam tu lekturę tych wpisów pokazujących różne punkty widzenia na ten sam temat:
- Kupić mieszkanie czy wynajmować? – dylemat młodego człowieka
- Ma 22 lata, kredyt na 30 lat i jest zadowolona
8. Lepiej kupić nowe auto niż używane
Oprócz mitu “lepiej kupić nowe auto niż używane” jest jeszcze kolejny: “warto wymieniać samochód na nowy co 4–5 lat, bo potem się psuje”. Z ekonomicznego punktu widzenia, żadne z tych sformułowań nie jest prawdą.
Nowe auto jest pioruńsko drogie: ma wysoką cenę, zazwyczaj szybko traci na wartości, ubezpieczenie sporo kosztuje a do tego koszty eksploatacyjne także potrafią być niemałe. Jednym słowem – zabawka dla bogatych – zwłaszcza wtedy, gdy samochód nie jest wykorzystywany jako narzędzie pracy. Mieszkańcy dużych miast powinni zastanowić się nad całkowitą rezygnacją z samochodu. Warto skrupulatnie przeanalizować koszty i zastanowić się czy nie lepiej korzystać z komunikacji miejskiej, współdzielić auto ze znajomymi (np. dorzucać się do paliwa koledze, który podrzuci nas do pracy), przerzucić się przynajmniej w część roku na rower i sporadycznie korzystać z krótkoterminowego wynajmu auta wtedy, gdy naprawdę jest nam ono potrzebne.
Według moich kalkulacji zakup nowego auta opłaca się tylko wtedy, jeśli planujemy korzystać z niego bardzo długo, np. 8–10 lat. Dopiero wtedy duża utrata wartości w pierwszych latach używania, ma szansę zamortyzować się dzięki dłuższemu korzystaniu z samochodu, który “mamy od nowości” i “ułożyliśmy pod siebie”. W innych scenariuszach w zdecydowanej większości przypadków korzystniejszy będzie zakup kilkuletniego, używanego auta, które nawet przy uwzględnieniu kosztów ew. napraw, wyjdzie nam dużo taniej niż całkowity koszt posiadania nowego samochodu.
O kosztach nowego auta i średnim koszcie przejechania każdego kilometra – pisałem tutaj:
9. Oszczędzanie uczyni Cię bogatym
Radykalni fani oszczędzania i minimaliści finansowi zachęcają do tego żeby oszczędzać na wszystkim. To dzięki nim słyszymy, że “oszczędzanie to wyrzeczenia”. Jeszcze gorzej, że skraca się to czasami do sformułowania “oszczędzanie uczyni Cię bogatym”.
To nieprawda! Oszczędzanie jest ważne, ale nie może być celem samym w sobie.
Ja się do takich fanów oszczędzania nie zaliczam – chociaż próbuje mi się przypinać taką łatkę. Od lat doradzam mądre oszczędzanie, tzn. takie, które jest dostosowane do naszych preferencji. Oszczędzamy na tych rzeczach, które nie mają dla nas większego znaczenia, po to, aby mieć więcej pieniędzy na te wszystkie rzeczy, które są dla nas ważne. I jest to kwestia bardzo indywidualna.
Ale od samego oszczędzania trudno jest zostać bogatym. 🙂 Dużo ważniejsze od oszczędzania jest zwiększanie przychodów. Dopiero ono daje potencjał na poprawianie naszej ogólnej sytuacji życiowej, o ile tylko umiemy trzymać koszty w ryzach.
Przy zwiększaniu zarobków także warto wykazać się mądrością. Chociaż praca etatowa daje jako taki komfort psychiczny związany z regularnością zarobków, to jednak wysokość wynagrodzeń ma swój sufit. Rzadko kiedy słyszymy, że pracownik etatowy zwiększył swoją pensję 10-krotnie. Realne jest co najwyżej kilkukrotne powiększenie zarobków. Jeśli ktoś chce zarabiać istotnie więcej, to możliwe jest to przede wszystkim we własnej firmie, gdzie zarobki mogą być w zasadzie nieograniczone. To taka premia za pracowitość i podjęcie ryzyka.
10. Pierwszy milion trzeba ukraść
Na koniec zostawiłem sobie chyba najbardziej szkodliwy z mitów. Niby wiele osób traktuje to sformułowanie jako żart, ale nie brakuje też osób, które po prostu w nie wierzą. Tłumaczymy sobie w ten sposób zarówno nasze niepowodzenie w drodze do miliona (że niby tacy uczciwi jesteśmy, no to przecież nie może nam się udać), a także sukces innych osób (no skoro mają ten milion, to na pewno ukradli). Bzdura!
Prawie każdy z nas, czy tego chce czy nie, zarobi w swoim życiu więcej niż milion złotych. W książce “Finansowy ninja” tłumaczyłem wręcz, że na samo jedzenie mamy szansę wydać przez całe życie więcej niż milion! To zaledwie 60 lat wydawania po 1500 zł miesięcznie. Czylim, czy tego chcecie czy nie, to i tak będziecie musieli ten milion zarobić żeby w ogóle mieć co jeść.
A skoro i tak musicie zarobić całkiem legalnie milion złotych, to dlaczego nie miałoby to być 2, 3 czy nawet 10 milionów? Prawda, że nie wygląda to tak nierealnie, jeśli spojrzy się na tę milionową kwotę z perspektywy całego życia?
Czytaj także: 20 historii dlaczego warto prowadzić budżet domowy – rozstrzygnięcie konkursu
Dobre praktyki w zakresie finansów osobistych
No to skoro już wiemy, jakie są te podstawowe mity, to pora przejść do konkretnych wskazówek. Oto 20 podpowiedzi jak budować dobre podstawy finansów osobistych. Nie ma tu niczego odkrywczego. Tylko prosta lista dobrych praktyk.
1. Wydawaj mniej niż zarabiasz
To podstawowa i najważniejsza zasada. Niby jest to oczywiste, a jednak wiele osób się do tego nie stosuje.
Tu chodzi o takie elementarne przekonanie, że zanim wyda się pieniądze, to wcześniej trzeba je zarobić. Oczywiście nie osiągnie się dokładnej kontroli tego, na ile można sobie pozwolić, bez zastosowania kolejnych wskazówek…
2. Nie zaciągaj długów – także u przyszłego siebie
Żyj za to co posiadasz tu i teraz. Jeśli teraz na coś nie wystarcza Ci pieniędzy, to znaczy, że Cię na to nie stać. Tak po prostu. Pożyczki i kredyty konsumenckie to zło. Powodują, że koszty finansowanych nimi zakupów rosną – często w sposób nie uzasadniający konkretnego zakupu.
Niektórzy zaciągają także kredyt u siebie samych. Zakładają, że skoro właśnie dostali lepszą pracę, to mogą pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa. Posługując się kartami kredytowymi, wydają więcej niż mają (patrz punkt 1) albo zaciągają kilkuletnie zobowiązania, np. biorą na siebie koszt leasingu drogiego samochodu. Wydają pieniądze, których jeszcze nie zarobili, zakładając, że w przyszłości będzie lepiej niż obecnie. Zamiast przeznaczyć zarobki np. na podniesienie swoich kwalifikacji, przeznaczają je na bieżącą konsumpcję powiększając zobowiązania i koszty życia. To jak zaciąganie długów u przyszłego siebie, czyli poświęcenie swojej przyszłości na rzecz korzyści tu i teraz.
Nie chodzi o to żeby żyć jak pustelnik lub być pesymistą co do przyszłości. Trzeba zachować zdrowy umiar. Niestety długi mają wymiar nie tylko finansowy. Wpadamy w nie najczęściej z powodów finansowych, ale niekorzystnie odbijają się one praktycznie na wszystkich obszarach życia.
3. Trzymaj koszty w ryzach – nawet, gdy zarobki rosną
Zazwyczaj wraz ze wzrostem zarobków następuje pewne rozluźnienie. Nie musimy już tak bardzo oszczędzać, a więc pozwalamy sobie na więcej i wydajemy więcej. Takie zjawisko nosi nazwę inflacji stylu życia i stanowi dużo większe zagrożenie niż klasyczna inflacja CPI, czyli wskaźnik zmian cen towarów i usług. Dlaczego? Bo może rosnąć dużo szybciej. W cudowny sposób wraz ze wzrostem zarobków wzrastają też nasze wydatki.
Warto przyjąć taką regułę, że wraz ze wzrostem zarobków połowę podwyżki przeznaczamy na podniesienie standardu naszego życia, ale drugą połowę – oszczędzamy. Będziemy mieć motywację do zwiększania zarobków, ale jednocześnie coraz więcej będziemy odkładać.
Koszty zawsze warto trzymać na relatywnie niskim poziomie w porównaniu z zarobkami. Dzięki temu wzrasta nasze tempo odkładania pieniędzy. W przypadku, gdy koszty stałe są niskie, to stać nas nawet na duże jednorazowe wydatki i “szaleństwa”. Jeśli wcześniej zaoszczędziliśmy pieniądze, to taki przemyślany i celowy wydatek nie odbije się negatywnie na naszej kondycji finansowej – zwłaszcza, jeśli stosujemy się do kolejnych zasad z tej listy.
4. Zwiększaj swoje przychody
Najlepszym sposobem oszczędzania jest zwiększanie zarobków przy jednoczesnym utrzymaniu kosztów na niskim poziomie.
Warto również – o czym mówiłem na niedawnym wykładzie – wykorzystywać każdą wykonywaną pracę jako trampolinę do kolejnej – bardziej atrakcyjnej i lepiej płatnej.
W przypadku osób, które często zmieniają pracę lub sporą część ich wynagrodzenia stanowi prowizja lub premia, warto analizować zarobki w perspektywie rocznej. Porównywać sumaryczną kwotę na rocznych PIT-ach i analizować, czy zarobki rzeczywiście idą w górę i co zrobić, aby za rok było lepiej.
Aby zwiększać swoje zarobki, trzeba sobie dać na to szansę. Nawet jeśli podoba nam się w obecnej pracy, to warto chodzić przynajmniej raz na pół roku na rozmowy kwalifikacyjne do potencjalnych przyszłych pracodawców. Ma to kolosalne znaczenie także dla naszego poczucia własnej wartości. No i oczywiście jest świetną okazją do ewentualnej zmiany pracy w idealnym dla nas momencie lub… negocjowania wynagrodzenia z obecnym pracodawcą.
5. Planuj co miesiąc budżet domowy
Planowanie budżetu domowego to podstawowy element kontroli i fundament bezpieczeństwa finansowego. Zwłaszcza wtedy, gdy nie wiemy, gdzie rozchodzą się nasze pieniądze.
O powodach, dla których warto prowadzić budżet, najlepiej napisali sami Czytelnicy mojego bloga – “20 historii dlaczego warto prowadzić budżet domowy”. Ja tylko zwrócę uwagę, że warto odróżniać dwie czynności:
- Budżetowanie = to działanie proaktywne (z wyprzedzeniem) polegające na tworzeniu co miesiąc planu naszych przychodów i wydatków. Określenie przeznaczenia pieniędzy, które zarabiamy.
- Spisywanie wydatków = to działanie reaktywne (po poniesieniu wydatków) pozwalające zweryfikować, czy rzeczywistość nadąża za planami zapisanymi w budżecie. To taki element kontrolny pozwalający zauważyć problemy w wykonaniu budżetu i w odpowiedni sposób zareagować (np. redukując w danym miesiącu wydatki w jakiejś mniej ważnej kategorii).
O tym jak prowadzić budżet domowy pisałem szczegółowo w cyklu artykułów “Zaplanuj budżet domowy”. Najlepiej zacząć od lektury wpisu “Prosty budżet domowy – poradnik krok po kroku”.
6. Zbuduj fundusz awaryjny = 1000–2000 zł
Pierwszym krokiem dla osób, które nie mają jeszcze żadnych oszczędności jest zbudowanie tzw. funduszu awaryjnego, czyli odłożenie 1000–2000 zł na nieprzewidziane wydatki.
Taka kwota raczej nie uratuje Ci życia, ale pomoże poradzić sobie z nieprzewidzianymi wydatkami w podbramkowych sytuacjach. Chociaż wydaje się to oczywiste, to z różnych badań wynika, że połowa rodaków nie ma nawet takich oszczędności.
Dlaczego określiłem kwotę widełkami od 1000 zł do 2000 zł? Tu sporo zależy od Twojej indywidualnej sytuacji. Przykładowo: czy jesteś sam czy musisz również funduszem awaryjnym “obsłużyć” rodzinę, czy wykorzystujesz do zarabiania samochód, który może się zepsuć i którego koszty naprawy mogą uniemożliwić Ci zarabianie itp.
Warto pamiętać, że fundusz awaryjny przeznaczony jest na obsługę sytuacji naprawdę “podbramkowych”, tzn. takich, których nie da się zaplanować lub przewidzieć. Nie możesz go używać jak portmonetki, którą się posiłkujesz, gdy brakuje Ci na paliwo do auta.
7. Spłać wszystkie długi (poza hipotecznym)
Jeżeli mamy długi, to ich spłata to najlepsza inwestycja, jakiej możemy dokonać. Najlepsza! Ma wysoką, gwarantowaną stopę zwrotu (w postaci odsetek od zadłużenia, których już nie będziemy ponosić) a do tego pozbycie się balastu w postaci zadłużenia, ma niesamowicie zbawczy wpływ na psychikę osoby tkwiącej wcześniej w długach.
O tym jak spłacać długi i dlaczego kredyt hipoteczny warto sobie pozostawić na deser, szczegółowo mówię w moim bezpłatnym, 5-tygodniowym kursie “Pokonaj swoje długi”. Zapraszam do rejestracji.
Podstawowe informacje znajdziecie także w tych wpisach:
- Emocje w walce z długami – sprawdzone strategie wychodzenia z długów
- Jak zacząć spłacać długi i kredyty – historia Przemka
8. Zbuduj poduszkę finansową
Kolejnym elementem porządkowania domowych finansów, jest budowa finansowej poduszki bezpieczeństwa, nazywanej także po prostu poduszką finansową. Proces ten polega na odłożeniu kwoty oszczędności stanowiącej równowartość naszych 6–12-miesięcznych kosztów. Po co? To element finansowej przezorności wynikający z takiej biblijnej mądrości, że po latach tłustych następują lata chude i dobrze być na nie przygotowanym. Nie przejadać wszystkiego wtedy, gdy mamy lepszy okres w życiu. Przygotowywać się na niepewną przyszłość.
Oczywiście kompletowanie poduszki finansowego to długotrwały proces. Warto to robić stopniowo. Pierwszym celem powinno być zaoszczędzenie kwoty równej naszym 3-miesięcznym kosztom.
Skąd wiedzieć, ile wynoszą nasze koszty? Tu wracamy do punktu 5. Dlatego właśnie warto systematycznie prowadzić budżet i spisywać wydatki, aby poznać dokładną kwotę swoich średnich miesięcznych kosztów.
Osoby, które odłożyły już dużą poduszkę finansową mówią wprost, że zmienia ona wszystko: rośnie pewność siebie i poczucie własnej wartości. Osiąga się się stan bezpieczeństwa finansowego i świadomość tego, że nawet ewentualna utrata pracy niczym nam nie grozi. Mamy za co żyć. Niektórzy wykorzystują ten bufor finansowy, np. do zmiany pracy lub wręcz założenia własnej firmy.
Więcej przeczytasz we wpisie “Poduszka finansowa, czyli co musisz zrobić, zanim zaczniesz inwestować”.
9. Inwestuj nadwyżki finansowe
Uważam, że do skutecznego inwestowania potrzebna jest spokojna głowa. Jeśli mamy długi lub nie zgromadziliśmy jeszcze poduszki finansowej, to powinniśmy trzymać się z daleka od inwestowania. W przeciwnym wypadku każde zawirowanie w życiu (np. utrata pracy) będzie powodowało, że będziemy próbowali wychodzić z inwestycji, aby uzyskać środki potrzebne do przeżycia. To bardzo zły scenariusz.
Inwestowanie wiąże się z ryzykiem utraty części bądź w skrajnych przypadkach całości zainwestowanego kapitału. Dlatego inwestować powinniśmy wyłącznie nadwyżki finansowe, czyli takie środki, których nie będziemy potrzebować w dającej się przewidzieć perspektywie, np. 5 lat. Rozpoczynając inwestycję warto także od razu określić, jaki poziom straty jest dla nas akceptowalny oraz zastosować taką strategię zarządzania kapitałem, które umożliwi minimalizowanie strat i maksymalizację zysków.
Więcej o tym jak inwestować napisaliśmy wspólnie ze Zbyszkiem Papińskim z bloga App Funds w cyklu artykułów “Elementarz Inwestora”.
10. Unikaj produktów, których nie rozumiesz
Jednym z najczęstszych błędów popełnianych przez osoby zabierające się za inwestowanie, jest wybieranie produktów inwestycyjnych, których tak naprawdę nie rozumieją.
To nie przypadek, że produkty finansowe są tak skomplikowane. Chodzi dokładnie o to, aby klient nie rozumiał, z jak dużym ryzykiem wiąże się korzystanie z nich. Właśnie w taki sposób instytucje finansowe zarabiają pieniądze, np. ukrywając i praktycznie uniemożliwiając klientowi samodzielne wyliczenie wysokości opłat oraz potencjalnych zysków.
Czy poszlibyście do pracy, w przypadku której nie wiecie na czym polega i ile w niej możecie zarobić? Albo czy kupilibyście produkt, który nie wiecie ile kosztuje i jakie ma możliwości? Jestem pewien, że odpowiedź w obu przypadkach brzmi “nie”. A jednak w przypadku produktów finansowych często decydujemy się z nich korzystać pomimo, że nie rozumiemy tego ile konkretnie kosztują i jak działają.
Zasada jest prosta – jeśli czegoś nie rozumiesz, to z tego nie korzystaj. Chciałbyś? To najpierw dowiedz się więcej na ten temat, poszerz wiedzę, pytaj, weryfikuj, sprawdzaj. Grasz o wysoką stawkę – swoje pieniądze i / lub oszczędności. Zdecydowanie lepiej kierować się w tym przypadku zasadą “lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”.
11. Nie słuchaj doradców finansowych
W części dotyczącej mitów finansowych napisałem już co myślę na temat “czarnych owiec” w grupie zawodowej doradców finansowych (a tak naprawdę sprzedawców produktów finansowych). Tutaj rozszerzę jednak temat.
Nie raz przestrzegałem już przed łowcami jeleni łapiącymi “inwestorów” na obietnice krociowych zysków. O tym, jak nie dać sobie nawijać waty na uszy, pisałem szczegółowo w książce “Finansowy ninja” i będę Wam o tym przypominał tak długo, jak długo będę słyszał o osobach, które “zainwestowały kwoty od 5000 zł do 1 mln zł” w szemrane “inwestycje”.
Walka z oszustami finansowymi jest jak walka z wiatrakami. Organizacje nadzorcze takie jak KNF i UOKiK, nie nadążają z reagowaniem na ich działania. Niemniej jednak coraz więcej pisze się na ten temat. Jeśli chodzi Wam po głowie “osiąganie wysokiej stopy zwrotu z inwestycji”, to polecam lekturę wpisów pokazujących, z jakimi patologiami przychodzi się mierzyć tym, którzy posiadają pieniądze i nadmiernie ufają “doradcom finansowym”:
- “Łowcy foreksowych jeleni złowieni”
- “Szajka oszustów działających na rynku forex rozbita”
- “Chcesz zarobić, przystąp do nas”
- “Wilk z Wall Street” w Polsce. Ujawniamy, jak się bawią pracownicy “kotłowni”
Zapamiętaj: Ty jesteś swoim najlepszym doradcą finansowym! Oczywiście o ile tylko stale podnosisz swoją wiedzę finansową.
12. Oblicz wartość godziny swojego czasu
Bez względu na to co robimy i ile zarabiamy – warto znać wartość godziny swojego czasu pracy i traktować ją jako punkt odniesienia w podejmowanych decyzjach.
Im więcej zarabiamy, tym częściej będzie się okazywało, że nie ma sensu samodzielnie wykonywać pewnych prostych a nielubianych czynności. Lepiej będzie zapłacić komuś, kto jest specjalistą w danym obszarze i jednocześnie wykona to niższym kosztem niż my sami. To właśnie dlatego już od lat nie zajmuję się montażem podcastów i materiałów wideo. Ten czas wolę przeznaczyć na pogłębianie wiedzy finansowej, przygotowywanie kolejnych wpisów lub… po prostu odpoczynek. 🙂
Oczywiście żeby móc dochodzić do takich wniosków, trzeba policzyć ile kosztuje nasz czas. Najprościej zrobić to dzieląc miesięczne wynagrodzenie przez liczbę przepracowywanych godzin (dla etatowca jest to zazwyczaj 160 godzin miesięcznie). Gotowy kalkulator do liczenia kosztów naszych roboczogodzin znajdziecie we wpisie o efektywnym zarządzaniu czasem.
Świadomość kosztu mijającego czasu potrafi bardzo zmienić optykę i spowodować, że będziemy działać coraz bardziej efektywnie.
13. Ucz się negocjować i negocjuj
Negocjowanie to prawdopodobnie najważniejsza umiejętność w życiu. Przydaje się zawsze i wszędzie: przy oszczędzaniu, zwiększaniu zarobków, inwestowaniu (np. jeśli inwestujemy w nieruchomości bądź negocjujemy udziały w nowym przedsięwzięciu), a także w życiu osobistym – np. rozmowach z drugą połową, uzgadnianiu wyjazdu ze znajomymi, przekonywaniu dziecka do naszych racji czy przekonywaniu samego siebie do robienia bądź nie robienia konkretnych rzeczy.
Niestety wiele osób boi się negocjować. Negocjowanie w połączeniu z oszczędzaniem, często traktowane jest jako synonim obciachu. “Co oni sobie o mnie pomyślą? Dlaczego mam negocjować, skoro mnie na to stać?”. Z kolei w sytuacjach, w których chcielibyśmy negocjować i w których uważamy, że rabat nam się należy, najczęściej wykładamy się na braku umiejętności.
Warto uczyć się negocjowania w każdych okolicznościach. Polecam tutaj świetny podcast z Wojtkiem Woźniczką. Dotyczy on co prawda negocjowania ceny mieszkania, ale porady tam zawarte przydadzą się Wam we wszystkich sytuacjach negocjacyjnych.
14. Nie przejmuj się tym, co myślą o Tobie inni
Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo każdy z nas ma jakieś deficyty. Niestety nadal w przypadku wielu z nas prawdziwe jest sformułowanie:
“Kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy, za pieniądze, których nie posiadamy, po to żeby zaimponować osobom, na których nam nie zależy”.
Niełatwo wyrwać się z tego teatru, bo czy chcemy czy nie – będziemy podlegali ocenie innych. Niemniej jednak warto żyć w zgodzie ze sobą samym. Nie przejmować się opinią innych, bo to w jaki sposób nas oceniają, nie ma gruncie rzeczy tak dużego wpływu na nasze życie.
Pisałem już o tym, że im więcej mamy oszczędności, tym bardziej wzrasta nasza pewność siebie i poczucie własnej wartości. Z kolei im mniej przejmujemy się opinią innych, tym skuteczniejsi możemy być w naszym działaniu. Koncentrujemy się na tym, co jest dla nas naprawdę ważne. W tym sensie oszczędzanie jest drogą do prawdziwej wolności – pisałem o tym w moim blogowym manifeście równo 2 lata temu.
Swoją drogą warto przeczytać także mój komentarz będący odpowiedzią na zarzut, że nieprawidłowo się ubieram. 😉
15. Nie porównuj się z innymi i nie zazdrość im
Idź w swoim tempie. Nie trać czasu na oglądanie się na innych lub porównywanie się z nimi. Nie trzeba być pierwszym w tym co się robi. Warto jednak robić wszystko najlepiej jak się potrafi. Już sama systematyczność w tym co się robi, powoduje, że zdobywając kolejne doświadczenia staje się w tym coraz lepszym. Następuje naturalny rozwój – o ile tylko idziemy swoją drogą, a nie próbujemy bezmyślnie kopiować działania konkurencji.
Gdy zaczynałem blogować – była cała masa blogów finansowych. Gdy zaczynałem podcastować – istniało już masę podcastów. Gdy pisałem książkę o finansach osobistych – na rynku można było ich znaleźć setki. W żadnej z tych dziedzin nie byłem pierwszy, a mimo to w każdej udało mi się osiągnąć bardzo dobre rezultaty.
Jeśli robimy swoje, szukamy własnej drogi, to zawsze na tej naszej drodze będziesz najlepsi. Idąc własną drogą – szybko ucieka się konkurencji, o ile w ogóle będziemy mieć na niej jakąś konkurencję.
16. Określ swoje cele finansowe i dąż do nich
Trudno jest dojść do celu, którego nie znamy. 🙂 Dlatego warto wyznaczać sobie cele oraz szkicować plany ich osiągnięcia. Dotyczy to w takim samym stopniu celów krótkoterminowych, jak i długoterminowych.
Przykładowo: u mnie na kaloryferze ściennym wisi teraz kartka z narysowanym samochodem i docelową kwotą naszej wartości netto. Założyłem sobie, że dopiero, gdy ją osiągniemy, to bez żadnych wyrzutów sumienia kupię sobie takie sportowe auto. Nie jako środek transportu lecz jako drogą zabawkę, na którą po prostu będzie mnie stać.
W przypadku auta sytuacja jest prosta. Gorzej, gdy próbujemy oszacować np. ile pieniędzy potrzeba nam do przejścia na emeryturę. Dobra informacja jest taka, że taką kwotę da się z dużym przybliżeniem wyliczyć. Trzeba tylko podzielić sobie te obliczenia na kilka składowych i dokonać kilku założeń. Szczegółowy przepis jak to zrobić zamieściłem w mojej książce “Finansowy ninja”. Znajdziecie go także w nagraniu wystąpienia “Jak zostać finansowy ninja”.
17. Przeznacz 1–2 godziny tygodniowo na finanse
To mit, że nad finansami trzeba długo przesiadywać, aby osiągnąć konkretne rezultaty. Być może na początku zajmuje to więcej czasu, ale po nabyciu wprawy wystarczą autentycznie 1–2 godziny tygodniowo.
Ja siadam do domowych finansów w soboty. Wykonuję wtedy przede wszystkim takie działania:
- Spisanie wydatków i weryfikacja budżetu.
- Przejrzenie inwestycji.
- Zdecydowanie co robić z nadwyżkami finansowymi.
- Planowanie inwestycji w firmie.
Nawet godzina tygodniowo potrafi mieć zbawczy wpływ na nasze portfele. Zdecydowanie polecam.
18. Inwestuj w siebie: zdrowie i rozwój osobisty
Podobno tylko jedna rzecz we wszechświecie jest pewna – zmiana. Dlatego bardzo niebezpieczne jest uznawanie, że osiągnęliśmy i wiemy już wszystko co mogliśmy. Warto poszerzać swoje horyzonty, rozwijać się, próbować nadążać za zmianami, które dzieją się wokół nas. Kto wie, czy nie trzeba się będzie jeszcze kilka razy przekwalifikować – zwłaszcza, jeśli nie uzbieraliśmy jeszcze oszczędności wystarczających do końca życia.
Warto również inwestować w swoje zdrowie, a w zasadzie szeroko rozumianą profilaktykę. Ćwiczenia fizyczne pomagają utrzymać dobrą kondycję – także psychiczną. Dobre “parametry życiowe”, to także dłuższa sprawność i mniejsze ryzyko zachorowań na choroby cywilizacyjne. To wszystko przekłada się na niższe koszty ewentualnego leczenia w przyszłości. Zdecydowanie warto pomyśleć o tym we wczesnym wieku.
19. Dbaj o dobre relacje z rodziną i innymi
Najbliżsi są najlepszym wsparciem w trudnych chwilach. My musimy też być takim wsparciem dla nich. Życie nauczyło mnie, że nie jestem “kuloodporny” i że nie mogę polegać wyłącznie na sobie (tutaj przeczytasz moją historię o drodze z wózka inwalidzkiego do mety maratonu).
“Nie rób drugiemu co Tobie niemiłe” – to przysłowie to motto, którym staram się kierować – aczkolwiek różnie z tym bywa. Wierzę jednak, że dobro powraca i że warto pomagać innym bez względu na to, czy potrafią to docenić.
Mam bardzo dużo przykładów na to, że taka bezinteresowna pomoc, powraca do mnie w sytuacjach, w których to mi potrzebne jest wsparcie. I to pomimo tego, że tak naprawdę tego nie oczekiwałem.
20. Kwestionuj status quo
I ostatnia podpowiedź: bez względu na to, jak bardzo silni i mądrzy się czujemy, to warto kwestionować swoją nieomylność. Zadawać sobie pytanie “dlaczego tak myślisz?” i “dlaczego jest to dla Ciebie ważne?”. To pomaga w zauważeniu, jak wiele decyzji podejmujemy automatycznie, bez głębszej refleksji a w szczególności – bez głębszego celu.
Dopiero w tych momentach, w których pytamy sami siebie o nasze motywacje, to uczymy się je rozumieć. Odróżniać to co jest ważne dla nas, od tego co jest ważne dla innych, którzy świadomie bądź nieświadomie próbują nam narzucić swój system wartości.
Szczegółowo mówiłem o tym w 42 i 43 odcinku podcastu, w których tłumaczyłem dlaczego warto kwestionować zastany stan rzeczy.
Sprawdź również: WNOP 111: Po co mi pieniądze? – czyli jak wyznaczyć granice oszczędzania i zarabiania
Podsumowanie
Miał być krótki wpis na Światowy Dzień Oszczędzania 2017, a znowu się rozpisałem. 🙂
Więcej konkretnych podpowiedzi i wskazówek znajdziecie w mojej książce “Finansowy ninja” (często do niej odsyłam, ale rzeczywiście tam o tym wszystkim najbardziej wyczerpująco napisałem). To kompendium wiedzy o finansach osobistych. Podręcznik, który na chwilę obecną nabyło już ponad 44 tys. osób. Wielkie dzięki!
W ramach podsumowania tego wpisu chcę Was pozostawić z czterema krótkimi wnioskami:
- Finanse osobiste nie są takie trudne jak mogłoby się wydawać.
- Nikt Cię nie wyręczy w zarządzaniu Twoim życiem i finansami.
- Jesteś najlepszym doradcą finansowym dla siebie samego.
- Zastosowanie kilku prostych zasad spowoduje, że będziesz w lepszej sytuacji niż 80% rodaków.
Na koniec zacytuję Wam wczorajszy list od jednego z Czytelników. Niech to będzie najlepsza rekomendacja dlaczego warto podnosić swoje kwalifikacje w dziedzinie finansów. 🙂
Tyle na dzisiaj. Swoją drogą chętnie przeczytam w komentarzach z jakimi jeszcze innymi mitami finansowymi się zetknęliście oraz jakie podstawowe porady finansowe możecie dać innym? Zapraszam do komentowania.
Dobrego dnia i całej reszty tygodnia Wam życzę. Spokojnych wyjazdów i bezpiecznych powrotów!
Sprawdź również: Czym jest wolność finansowa
{ 105 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Super artykuł. Dawno nie było takiego typu na tym blogu. Załączony list – perełka 🙂
Stały czytelnik
Zgrabne przypomnienie podstaw finansów osobistych 🙂
Dzięki Michał za link i wspomnienie o „Elementarzu Inwestora”.
Pozdrawiam
Hej Zbyszek,
Absolutnie nie ma za co. 🙂 Fajnie, że wpadłeś. 🙂
Pozdrawiam!
to jak już oboje jesteście, to kiedy reedycja? 🙂
21. Czytaj blog Michała
O, to to! 😉
WOW ale sztos art, dzięki.
Michale – mam pytanie, może niekoniecznie stricte z finansów.. Ale odnoszące się do jednego z Twoich punktów (dokładnie m.in. punkt 14). Cały czas męczy mnie jedna sprawa, w zasadzie od bardzo długiego czasu. Jak odróżnić to, czy chcemy czegoś dla samych siebie (np. fajne auto, drogi telefon), czy może jednak chcemy się pokazać? Czasami naprawdę nie jest to proste żeby określić czy nową rzecz chcemy mieć dla siebie, czy bardziej na pokaz. Ja często mam problem z tym, żeby zrozumieć samego siebie – głównie w kwestii samochodu. Problem powstał kiedy chciałem wymienić auto na nowe, naprawdę dobre. Z jednej strony uwielbiam samochody i, dosłownie, jara mnie to auto a z drugiej wiem, że nie tylko mnie i wiem, że ludzie będą się za nim oglądać. Nad zakupem zastanawiam się już ponad pół roku, pieniądze dawno już mam odłożone. Cały czas tylko walczę z myślami – czy jest sens wydawać na to pieniądze? Czy naprawdę aż tak, dosłownie, pragnę mieć ten samochód, czy może gdzieś podświadomie wiem, że inni będą na niego patrzeć? Z jednej strony może warto pieniądze pozostawić odłożone, a z drugiej – przecież to był cel odkładania. Chyba trochę bardziej psychologiczne podejście, ale czy całe finanse osobiste nie siedzą w naszej głowie? Z góry dzięki za odpowiedź – dziękuję też za wszystko co robisz (gdyby nie Ty, Twój blog, Twoja książka i mądrość na pewno nie byłbym teraz tu, gdzie jestem). Pozdrawiam
Hej! Co prawda nie jestem Michałem, ale… Może warto w takim przypadku, idąc za radami zawartymi w artykule, wypożyczyć na jakiś czas takie auto (np.2-4 tygodnie)? Domyślam się, że koszt takiego manewru i tak będzie procentem kwoty, którą planujesz przeznaczyć na jego zakup, a przekonasz się czy po tym miesiącu ciśnienie Ci zejdzie (bo już zaspokoisz swoje pragnienie i po kilku tygodniach, adrenalina z jarania się nową zabawką ustąpi). Możesz po tym czasie też oczywiście podjąć decyzję, że s. sprawia Ci na tyle radości, że chcesz go mieć na własność, pomimo kosztów. Ale to już będzie świadoma decyzja 🙂 Dopuszczam jednak duże prawdopodobieństwo, że model o który Ci chodzi nie jest dostępny do wypożyczenia, co by komplikowało mój wywód…Pozdrawiam!
Nie jestem Michałem ale zaciekawiło mnie Twoje pytanie, więc się wypowiem 🙂
Z jednej strony można by było powiedzieć, że skoro nie kupiłeś tego samochodu przez pół roku to tak naprawdę nie jest Ci niezbędny. Z drugiej strony można powiedzieć, że jeśli nosisz się z taką decyzją pół roku i samochód nadal Ci się podoba, to najwyraźniej jest to przemyślany zakup 🙂 Ja osobiście uważam, że jeśli czegoś bardzo chcesz i masz na to pieniądze (a tak jest w Twoim przypadku) i nie jesteś zadłużony ani zakup ten nie sabotuje Twoich planów oszczędnościowych itp. to nie ma najmniejszego powodu, dla którego miałbyś tej rzeczy nie kupić.
Jesteśmy zwierzętami społecznymi, każdy z nas w większej lub mniejszej mierze robi rzeczy na pokaz, co nie oznacza, że nie robimy ich też dla siebie. Można chcieć czegoś bardzo dla samego siebie (bo mi się podoba, bo zawsze chciałem taki mieć) i jednocześnie chcieć zaimponować ludziom swoim wyborem czy stanem posiadania. Uważam że taki stan jest zupełnie naturalny. Dlaczego miałbyś nie chcieć samochodu, na który inni będą patrzeć? 🙂
Moim zdaniem to jest kwintesencja tego o czym pisze Michał, że każdy z nas jest inny i każdy z nas powinien mieć cele oszczędzania dostosowane dla siebie. Jedni liczą na emeryturę przed 40, inni lubią sobie sprawiać przyjemność po osiągnięciu pewnych celów finansowych. Żadna z tych dróg nie jest jedyną i właściwą 🙂
Powodzenia!
Igor bardzo dobrze Cię rozumiem, ja przez rok przed zakupem mieszkania miałam upatrzoną lodówkę taką dla mnie super jednak bardzo drogą, odkładałam na nią sumiennie kasę, kasa leżała na koncie przez kilka miesięcy, dostałam klucze do mieszkania i mieszkałam przez 2 miesiące bez lodówki 😉 – wiem to śmieszne jak można żyć bez lodówki, ale potrzebowałam tyle czasu, żeby chodzić po sklepach sprawdzać może inna może tańsza, z jednej strony w głowie miałam myśl: to moje marzenie mieć właśnie tą lodówkę, a z drugiej strony będę miała coś co będzie się podobało osobom mnie odwiedzającym, w końcu kupiłam tą lodówkę i fakt- wszystkim kto mnie odwiedza podoba się moja lodówka, ale przede wszystkim cieszy ona mnie! i to jest najważniejsze, ale potrzebowałam czasu, żebym sama zrozumiała, że to właśnie był mój cel i na to odkładałam, miałam wyrzeczenia, właśnie po to aby móc kupić tą lodówkę 😉
Taki zbiór historii o życiu bez lodówki byłby bardzo ciekawy 😉 mam wrażenie, ze u nas dominuje przeswiadczenie o posiadabiu duzej lodówki. Już mała lodówka spotyka się z krytyką a co dopiero jej brak 😉
Znam ten problem, bo sam uwielbiam samochody, ale jednocześnie wiem jak bardzo droga jest to zabawa 🙂 Mi pomógł ten słynny cytat: „Ludzie kupują rzeczy, których nie potrzebują, za pieniądze, których nie mają, by zaimponować ludziom, których nie lubią.”
Rozłóż go sobie na 3 proste pytania:
1. Czy potrzebujesz taki samochód, czy było/jest to Twoja marzenie?
2. Czy masz na niego pieniądze w gotówce?(nie z kredycie, nie w leasingu, nie w abonamencie, itp.)
3. Czy interesuje Cię opinia znajomych na temat tego samochodu, np. podoba Ci się auto x, ale kolega powie, że małe, że dużo pali, że brzydki kolor i że w ogóle auto y jest ładniejsze, to ma to dla Ciebie znaczenie, czy wybierasz i tak auto x, bo to o nim właśnie marzyłeś i to na niego odkładałeś pieniądze?
Jeżeli jest tak jak piszesz, tzn. masz odłożone pieniądze na konkretny samochód, który był twoim marzeniem i właśnie to marzenie było motywacją do odkładania tych pieniędzy to go KUP. Oszczędzanie nie jest fajne samo w sobie, ale zaczyna być fajne i motywujące jak wynikają z niego jakieś wymierne korzyści. Dla jednych będą to drogie ciuchy, dla innych większe mieszkanie, a dla jeszcze innych samochód o wartości większej niż posiadane mieszkanie. Najważniejsze jest aby swoje zachcianki spełniać „za swoje”, a nie za pożyczone, bo nie potrafiłbym się cieszyć spełnionym marzeniem, za które przez kolejne kilka lat będę płacił raty.
BTW. Pamiętaj, że człowiek uczy się na błędach i nawet jeśli kupisz auto, a po roku stwierdzisz, że był to niepotrzebny zakup to zawsze możesz je sprzedać. Owszem stracisz część pieniędzy, ale zyskasz wiedzę, że nie warto następnym razem „inwestować” w samochód. Pozdro!
@Igor – a co to znaczy „dla siebie”? Dla siebie, żebyś mógł się w nim pokazać?
Oczywiście też miałem w życiu zachcianki typu auto z wyższej półki, ale jak już się trochę ogarnąłem, założyłem rodzinę, zacząłem panować w końcu nad finansami, to doszedłem do takich wniosków:
– auto ma mnie dowozić z punktu a do b
– auto ma mieć pewne cechy, dzięki którym to przemieszczanie będzie wygodne, ale nie chodzi tu o podłokietnik ze skóry lamparta, tylko na przykład płaską podłogę z tyłu, żeby trzy osoby wygodnie mogły usiąść – mam dużą rodzinę.
– auto ma być zadbane, sprawne i dobrze rokowac na przyszłość (oczywiście pewności nigdy nie masz kupując z drugiej ręki, ale sporo możesz zweryfikować).
– nie może mnie zrujnować, to kolejny przedmiot, to nie inwestycja w naukę dziecka. Auto się zestarzeje, popsuje, bo taka jest kolej rzeczy.
To wykluczyło luksusowe wybryki.
Natomiast to nie znaczy, że nie ma grupy ludzi, którym auta z wyższej półki jak najbardziej robią różnicę:
– ludzie, którzy pół zycia spędzają w aucie (sprzedawcy, muzycy od koncertu do koncertu, niektórzy przedsiębiorcy) – dla ich komfortu, zdrowia, dobrego sampoczucia
– ludzie, których czas pracy jest bardzo drogi, i podobnie biznes klasa w samolocie, tak luksusowe auto zrobi im różnicę w tym, jak szybko i w jakiej formie będa w stanie pracować na miejscu.
– ewentualnie jakieś względy reprezentacyjne, prestiżowe, marketingowe (prezes firmy finansowej albo salonu Porsche)
– naciągane: zwyczaje w danej grupie społęcznej zawodowej (wolne zawody) – żeby być w obiegu, „na poziomie” i nie nieć negatywnego PR (jakiś biedny ten pan mecenas, chyba słabo reprezentuje klientów)
Ja autem jeżdzę krótkie dystanse, szkoła, praca i z powrotem, wolnego zawodu nie uprawiam, prezesem nie jestem, chociaż dochody mam dobre -> jeżdzę autem które lubię, ale nie wydałem na nie majątku. Co roku tylko przegląd/serwis w ASO i techniczny u diagnosty. Nigdy mnie nie zawiodło, a o to mi najbardziej chodzi (nic gorszego niż utknąć zdechłym autem w zimę na autostradzie, z dziećmi w środku). Do tego assistance – gdyby jednak zdechło 🙂
Podróżując gdzieś dalej wybieram samolot i wypożyczam auto na miejscu – dostosowane do potrzeb – Corsę dla 1-2 osób, Zafirę Tourer dla 5-7, a jadąc do Włoch na romatyczny urlop z żoną wziąłbym coś włoskiego i to najlepiej kabriolet.
„– naciągane: zwyczaje w danej grupie społęcznej zawodowej (wolne zawody) – żeby być w obiegu, „na poziomie” i nie nieć negatywnego PR (jakiś biedny ten pan mecenas, chyba słabo reprezentuje klientów)”
Bardzo podoba mi się ten komentarz – oraz wcześniejsze – serio. Oczywiście, że jest naciągany, choć myślę, że wielu moich znajomych po fachu kupuje drogie samochody właśnie dla klientów.
Z mężem prowadzimy kancelarię radcowską i można bez fałszywej skromności powiedzieć, że odnosimy sukcesy. Większość naszych klientów to duże firmy i instytucje. Często jeździmy do nich na spotkania, negocjacje etc. Ponieważ wszystkie siedziby znajdują się w centrum, gdzie przejazd samochodem i parkowanie jest utrudnione – jeździmy rowerami lub tramwajami (zimą). I nikomu to nie przeszkadza. Wszyscy prezesi, dyrektorzy wiedzą, że jeździmy rowerami. Kiedyś znajomy zapytał mnie, czy nie przydałby mi się nowy, reprezentacyjny samochód (mam 14-letnią skodę octavię). Zapytałam – po co? No właśnie po to, żeby klient wiedział, że jestem dobrym prawnikiem, że moje usługi są dużo warte. Szczerze mówiąc – jeśli ktoś potrzebuje prawnika z drogim autem, to mogę chętne polecić innego kolegę po fachu 🙂
A może wypożycz sobie takie auto na tydzień i się przekonasz?
Cytując klasyka:
„Na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej (…) nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte.”
Z jednej strony producenci samochodów kierują kierują reklamy samochodów do biedniejszej klasy. To znaczy, że Ci, których nie stać na samochód X zaczynają go pragnąć. Ponieważ oni go pragną, Ci których stać kupują ten samochód X i to zazdrość innych wzbudza w nich dopiero pragnienie posiadania X. Marketingowy trik.
Z drugiej strony są MARZENIA 🙂 Warto je mieć i warto je spełniać. Zwłaszcza, gdy mamy już te pieniądze i nie spełniamy marzeń czyimś kosztem.
Ja przeanalizowałam kwestię mojego niedługo już zabytkowego samochodu i restauruję go, bo:
– zawsze chciałam mieć czarny samochód (marzenie!),
– nie jest to koszt poniżej moich możliwości, dlatego go przemalowałam, choć mogłam pozostawić mu oryginalny lakier i niższym kosztem zrobić poprawki lakieru i blachy (blacharka i lakier – inwestycja na przyszłość),
– zrobiłam research i inwestycja wyszła dwukrotnie taniej, niż pierwotne założenia (racjonalny wybór, negocjacje),
– pierwotnie chciałam kupić podobny samochód i przeznaczyć moje auto na części zamienne, ale poszukiwania nowego auta już po obejrzeniu pierwszego kandydata były zbyt kosztowne; straciłam 500 zł, ale zyskałam o wiele więcej (samochód, który dobrze znam i który mechanicznie jest na pewno w dobrym stanie, poza tym mogę mieć do niego sentyment, a co! tak zwana wartość dodana 🙂
I tak, finanse są w głowie. Ja dzięki Michałowi wydaję mniej, a zwiększyłam komfort życia. I to jest najbardziej niesamowite 🙂 Dlatego dziękuję, dziękuję i dziękuję!
Nie chciałbym zagłębiać się w sferę psychologiczną, ale w kwestii zakupu samochodu słyszałem kiedyś bardzo sensowną regułę. Samochód powinien kosztować maksymalnie tyle ile zarabiamy w ciągu 6. miesięcy. Optymalnym natomiast jest zakup samochodu za równowartość zarobków z 3. miesięcy.
Może to pomoże Ci podjąć decyzję.
PS. Pamiętaj też, że „porządny” wóz to zazwyczaj wyższe koszta utrzymania. Przelicz jak mocno to wpłynie na Twoje finanse. Parę lat temu sam napaliłem się na świetny samochód i kosztowało mnie to niemałą fortunę.
Hej Igor,
Dziękuję za komentarz i ciekawe pytanie. Może Cię zaskoczę, ale nie znam odpowiedzi na pytanie „jak się upewnić, że nie robię tego na pokaz”.
Od razu powiem Ci też, że jestem w identycznej sytuacji jak Ty: mam pieniądze, wiem jakie auto chcę, próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie czy robię to wyłącznie dla siebie czy na pokaz. Chociaż mam niemalże pewność, że wyłącznie dla siebie, to jednak chciałbym się w tym upewnić… ale wydaje mi się, że się nie da. 🙂
Ja podszedłem do tego z dwóch stron:
Po pierwsze: dałem sobie czas na utwierdzenie się w mojej decyzji.
Po drugie: wyznaczyłem sobie ten czas w bardzo „nie-czasowy” sposób. Pomimo, że byłem zdecydowany na zakup już w sierpniu tego roku, to założyłem, że samochód kupię dopiero wtedy, gdy nasza wartość netto wzrośnie o kolejną dużą kwotę (nie podam tu jaką). Siłą rzeczy zmotywowałem się w ten sposób do dodatkowego wysiłku, ale jednocześnie zdjąłem sobie pewien mentalny hamulec – po prostu po przekroczeniu tej kwoty wzrostu wartości netto auto kupię sobie bez najmniejszego poczucia winy. Oczywiście o ile do tego czasu nie przejdzie mi ten zakup…
I teraz najważniejsze: w komentarzach poniżej pojawiają się różne wątki. Niektórzy sugerują nie kupowanie samochodu droższego niż 6-miesięczne zarobki. Inni argumentują, jakie parametry powinno spełniać auto. To wszystko ma sens, ale TYLKO w przypadku, gdy kupuje się samochód, który jest nam niezbędny / ma nam służyć do zarabiania lub ułatwienia przemieszczania „użytkowego”.
Ja bardziej odczytuję jednak to co piszesz jako pomysł zakupu auta, które nie ma racjonalnego uzasadnienia innego niż „to auto to dobra zabawa i spełnienie moich marzeń”. To tak samo ważny powód, jak kryteria użytkowe. Jeśli jest to Twoje marzenie i już na to zaoszczędziłeś, i jesteś zdecydowany… to właśnie do tego służą pieniądze. 🙂
My mamy już auta „użytkowe”. Teraz chcę sobie kupić samochód do zabawy. I dla mnie to również jest forma spełniania marzeń. Niektórzy lubią podróżować po świecie, a ja lubię grę w „Counter Strike” i fajne auta. 😉 No cóż poradzić?
I zauważ, że w przypadku kupowania sobie „drogiej zabawki”, to taki zakup realizujemy w zasadzie z innego budżetu. W moim przypadku jest to te 10% przeznaczone na rozrywkę. Taki zakup nie musi mieć ŻADNEGO ekonomicznego uzasadnienia. Grunt byś Ty sam był przekonany, że warto go zrealizować i oczywiście miał na to odłożone środki (weź pod uwagę całkowite koszty a nie tylko koszt zakupu).
A że inni będą się oglądać? No cóż. To w pewnym sensie uboczny skutek tego, że marzysz w dużej skali i zarabiasz w takiej skali, która pozwala te marzenia realizować. Tak mi się wydaje.
Gdybym mógł, to kupiłbym sobie auto z ciemnymi wszystkimi szybami. Wyjeżdżałbym z garażu podziemnego i nikt by nie wiedział, że to ja siedzę za kółkiem. Niestety w Polsce takie ciemne szyby u kierowcy są niedozwolone. I siłą rzeczy, gdy kupię takie auto, to pewnie ktoś mnie prędzej czy później zidentyfikuje. Czy mnie to martwi? No w pewnym sensie podchodzę do tego w ten sam sposób, co do komentarzy na temat tego, że nieodpowiednio się ubieram. 😉 Każdy ma prawo do opinii na mój temat, ale niekoniecznie to jakkolwiek zmienia moją rzeczywistość.
Czy jestem pewien, że zakup realizuję wyłącznie dla siebie? Niemalże tak. Dam sobie jeszcze parę miesięcy na utwierdzenie się w tej decyzji. Bo co do tego, że zapracowałem i zasługuję na „fajną zabawkę” – to już nie mam wątpliwości. 🙂
Powodzenia Igor w decydowaniu i liczę na to, że za jakiś czas ustawimy się na wspólną przejażdżkę. 🙂
A może tak od strony oszczędnej – rozważ czy możesz zamienić auto na komunikacje miejską 😉
Tak jak pan powyżej, który jeździ na trasie szkoła-dom :))
MUSISZ SOBIE ZADAĆ PYTANIA???1.CZY TWÓJ OBECNY SAMOCHÓD JEST W DOBRYM STANIE CZY WYMAGA WYMIANY ZE WZGLĘDU NA WIEK CZY STAN TECHNICZNY.PO 2.CZY TEN NOWY SAMOCHOD MA BYĆ TANI W EKSPLOATACJI I CZY CIĘ BĘDZIE NA NIEGO STAĆ (EKSPLOATACJA CODZIENNA (SPALANIE W RUCHU MIEJSKIM)+PRZEGLĄDY TECH,+AC,OC,NNW+TYMIANA PŁYNÓW I FILTROW).PO 3 .CZY PATRZYSZ NA SAMOCHOD PRZEZ PRYZMAT MARKI ,WYGLĄDU, STANU TECHNICZNEGO,MODY,WYGODY,OSZCZĘDNOŚCI JAZDY ,MARZENIA O AUCIE.4.ALE NAJPIERW UMÓW SIĘ NA KILKA JAZD PROBNYCH ABY POZNAĆ MARKĘ I PLUSY I MINUSY WYMARZONEGO AUTA ORAZ POŚLEDZ OPINIE O TYM AUCIE W INTERNECIE.PO 5.TO NAJWAŻNIEJSZY JEST ROZSĄDEK I TO, CO PODPOWIADA CI INTUICJA ODNOŚNIE ZAKUPU WYMARZONEGO AUTA .JA KUPUJE AUTA EKONOMICZNE NA TE CZASY PRZEWAZNIE 3-4LETNIE OD PIERWSZEGO WŁAŚCICIELA, Z SALONU Z MAŁYM PRZEBIEGIEM Z SILNIKIEM 1,6 I WSTAWIAM NOWY GAZ I JEŻDŻĘ TANIO ORAZ MAM TANIE OC BO MAŁY SILNIK .TERAZ MAM FIATA SEDICI 1,6 (SILNIK SUZUKI) W GAZIE I BARDZO SOBIE JEGO CHWALE ZA TO ,ZE MOGĘ WIECHAC WSZĘDZIE NA WYSOKI CHODNIK,KRÓTKI I ZMIEŚCI SIĘ WSZĘDZIE NA PARKINGU,WYSOKO SIĘ SIEDZI I MA DOBRA WIDOCZNOŚĆ, TANI (20 ZŁ NA 100KM)TANIE OC (60%BEZSZKODOWEJ JAZDY)BRAK WYMIANY ŁAŃCUSZKA ROZRZĄDU. MINUS TO BARDZO MALY BAGAZNIK (BUTLA),SŁABA TAPICERKA W ŚRODKU, MAŁO BAJERÓW. POZDRAWIAM I ŻYCZĘ CI WYMARZONEGO AUTA.😊
IGOR, doskonale Cie rozumiem 🙂 dobre auta to polaczenie swietnych osiagow, luksusu wykonczenia, milego dzwieku silnika itd. Mozna sie zakochac od pierwsazego wejrzenia w niektorych autach. Sa drogie w zakupie, w utrzymaniu, nie maja zadnego uzasadnienia praktycznego (bo nie opotrzeba 500 koni pod maska by dojezdzac np 10- km do pracy i do supermarketu) ale maja niesamowite znaczenie dloa naszych emocji.
Moja rada jest taka, aby wejsc na poziom zarobkow gdy nie bedzie szkoda tych 2000-3000 zl miesiecznie na paliwo (podejrzewam, ze zakochales sie w mocnym aucie ktore nie zzera 7 litrow gazu ale kiklkanascie litrow benyny lub ponad 20). Jak czlowiek zarabia duzo, to wiecej sobie wybacza, placenie za palkiwo czy utrzymanie samochodu robi si przyjemnoscia a nie bolesnym ukluciem w serce, ze samochod pochlania 1/4 pensji./
Mnie zawsze pomaga prymitywne wyobrażenie czy na randkę z nowopoznanym facetem/rozmowę z nowym pracodawcą poszlabym tak ubrana/pojechala tym samochodem. Sama łapię się czasem na tym, że idąc na spotkanie z kimś zaczynam nieświadomie szukać jakichś lepszych ubrań w szafie, bo w zwyklakach jakoś mi się gryzie.
Świetny wpis. Dzięki.
Super wpis, wszystkiego najlepszego z okazji imienin bloga! ☺
Moim zdaniem warto jeszcze dodać: działaj! Znam wiele osób, które po skończeniu studiów poszły do pracy, robią swoje 8h na etacie i w zasadzie to tyle. Potem dom, jakis serial, w zasadzie ani sprzątnąć się nie chce, ani ugotować. Życie od pensji do pensji. W zasadzie są przekonani, że wiedzą już wszystko w temacie swojej pracy, więc w wolnej chwili zajmują się przeglądaniem głupot w necie, oglądaniem tv. I najważniejsze, żeby nic się nie zmieniało, bo w zasadzie jest dobrze. Potem wydarzy się coś drobnego – żaden problem, przecież są kredyty. Potrzebny samochód? Wezmę nowy, bo nie znam się na naprawach, teraz są świetne smartfinansowania. Odkładanie na mieszkanie? A za co, przecież muszę spłacać samochód… A jak się pytam, czy nie potrzebują dodatkowej pracy, to jedyne co słyszę – przecież nie mam czasu! Nie daję rady nawet gotować i sprzątać…
Takie czasy nastały, odkładanie wszystkiego na później i marazm…
Hej Dariusz,
Bardzo słuszna uwaga! Dzięki!
Kilka tygodni temu załapałam się na tym, że właśnie tak wygląda moje życie i cóż… Jest wygodnie i komfortowo, ale taka opcja na resztę życia nie jest najlepsza.
Cześć Michał!
Co prawda nie jestem stałym czytelnikiem, bo oszczędzania i dbania o finanse nauczył mnie poniekąd ktoś inny, a poniekąd wydaje mi się, że było to we mnie zakorzenione 🙂 Tak czy inaczej świetna robota, mam nadzieję, że Twoje przesłanie trafi do jak największej części społeczeństwa!
Chciałem jeszcze tylko wspomnieć, że mi w oszczędzaniu bardzo pomógł cytat jednego z najbogatszych ludzi świata, możliwe, że Buffeta, ale głowy sobie nie dam uciąć:
„Nie oszczędzaj tego, co zostaje po wydatkach. Wydawaj to, co zostaje po oszczędnościach”
I to był mój pierwszy szczebel do mądrego gospodarowania pieniędzmi!
Pozdrawiam
Hej Karol,
Nie znałem tego cytatu. Świetny. 🙂
Pozdrawiam!
czyli zasada „najpierw płać sobie”
Jeszcze nigdy nie czytałam tak długiej reklamy 😊
Ale fakt jest taki, że mam książkę i uważam, że była to dobra inwestycja.
Fajnie, że piszesz bloga, nagrywasz podcasty, dajesz sensowne rady.
Nie można też ufać pracownikom banku, ani samym bankom. Niekompetencja pracownika i moja ufnosc sporo kosztuje i to co miesiąc…
Hej – nie było mnie jakiś czas na blogu (poruszane tematy nie trafiały do mnie w obecnej sytuacji życiowej).
Tym artykułem zrobiłeś ładny ukłon (moim zdaniem) do oryginalnej konwencji bloga.. Podobał mi się! 🙂
Pytanko.. (do wszystkich).
W co inwestować?
Załóżmy, że bez wyrzeczeń jestem w stanie odłożyć miesięcznie pięćset .. a nawet tysiąc złotych..
Załóżmy, że jestem w stanie odłożyć dwa tysiące, pięć lub nawet dziesięć..
W co byście inwestowali? Co jest w miarę bezpieczne? Co jest sexy dla korpoludków? Lokaty (a raczej ich oprocentowanie) wywołują u mnie łzy..
Kupno mieszkania? .. Amber Gold ?? . Jakie masz Michale i jakie macie Czytelnicy pomysły??
Michale – jak Twój projekt kupna 10 mieszkań?
Hej Grzesiek,
Na pytanie „w co inwestować” pośrednio odpowiedziałem we wpisie – w te formy inwestowania, które już rozumiesz. Edukacja mocno wskazana.
Zapraszam do cyklu „Elementarz Inwestora” – https://jakoszczedzacpieniadze.pl/elementarz-inwestora
Co do projektu „10 mieszkań na wynajem” – toczy się wolniej niż bym chciał i z pewnym perturbacjami i ciekawymi wnioskami. Zbieram doświadczenia. Gdy będę gotowy się nimi podzielić, to wtedy to zrobię.
Pozdrawiam!
Ja mam jedną radę, a raczej prawdę życiową, która stosuje się zarówno do finansów, jak i wszystkich naszych aktywności:
„Kto nie chce – znajdzie powód, kto chce – znajdzie sposób!”
To prawda uniwersalna. Dla każdego ten sposób będzie czymś zupełnie innym. I dochodzi tu jeszcze kwestia umiejętnego stawiania sobie celów. Bo jeśli moim celem będzie zostać żoną księcia Williama, to obawiam się, ze sposobu nie znajdę 😀 Ale na zrealizowanie całego mnóstwa innych rzeczy w życiu znalazłam sposób, mimo doby pękającej w szwach, pracy zawodowej i dwóch małych brzdąców 🙂
Hej Weronika,
Potwierdzam. Prawdziwość tego powiedzenia widać szczególnie w przypadku osób, które szukają wymówek. Czasami potrafią być w tym niesamowicie kreatywne. 😉
Pozdrawiam
Zawsze to powtarzam, kiedy ktoś ma problem i na wszelkie sugestie rozwiązania reaguje wyszukiwaniem problemów na siłę.
Sobie też to powtarzam aż do znudzenia i działa.
Wow, próbując skomentować wszystko co bym chciał z Twojego artykułu mógłbym napisać całkiem spory własny artykuł 😉 Dlatego dorzucę tylko coś na potwierdzenie pkt. 7 odnośnie kupowania a wynajmowania mieszkania.
W 2015 roku zdarzyła mi się całkiem ciekawa sytuacja – do marca mieszkałem w Łodzi, od marca do października we Wrocławiu, a od października do końca roku w Toruniu. Jeden rok, trzy miasta, a w zasadzie trzy zupełnie inne regiony. Dodam, że nie było to podróżowanie „za chlebem”, tylko efekt kilku (nieplanowanych) decyzji życiowych. Obecnie ponownie mieszkam we Wrocławiu 🙂
Gdybym miał w każdym przypadku kupować (na kredyt) mieszkanie, żeby „płacić za swoje”.. strach się bać 😉
Siemanko,
Super przypomnienie. W 100% się z Tobą zgadzam.
Ja natomiast z Twojego blogu najbardziej zapamiętałem zdanie Zapłać w pierwszej kolejności sobie. I ten sposób dużo już sobie zapłaciłem.
I tu podzielę się sposobem na odkładanie kasy dla osób które mają problem z budżetem domowym a mianowicie z liczeniem wydatków. Dla mnie jest to tak monotonne, że nie do przejścia.
Więc aby odkładać zrobiłem sobie stały przelew na 10% zarobków na konto oszczędnościowe i okazało się że za pozostałe 90% da się żyć. Aby być pewnym że nie braknie mi na zakupy s sklepie co tydzień w każdą niedzielę sprawdzałem stan konta. Jeżeli gotówka od ostatniej niedzieli mocno się skurczyła to w BZ WBK ( nie wiem czy w innych bankach też takie coś jest) jest analizator wydatków. Można tam sprawdzić na co się rozeszły. Nie jest to zbyt dokładne ale ogólny pogląd daje.
Więc jak się dało za 90% żyć to kolejnym miesiącu było już to 20% i znowu się udało. Mocno mnie to zdziwiło bo wcześniej się nie spodziewałem takiego obrotu sprawy. I tak aż nie doszedłem do ściany. W moim przypadku okazało się że potrzebuję 60% zarobków na spokojne życie.
Później sobie narzuciłem jeszcze limity wykorzystywania oszczędności Nadrzędną zasadą jest, że nigdy nie dopuszczam aby były one mniejsze niż 6 miesięczne wydatki + 5 000 zł. Ponadto na gadżety ( zegarki, smartphone itd.) wydaję nie więcej niż 5% oszczędności i nie częściej niż dwa razy do roku, auto kupuję za max 40% raz na 5 lat itd.
I to wszystko dzięki Tobie Michał jestem w wieku 28 lat wolny od długów, mam dobrą pracę i oszczędności coraz większe. A i bym zapomniał dzięki Tobie się też rozwijam. 10% oszczędności na dzień 1 stycznia każdego roku przeznaczam na zwiększanie swoich umiejętności czyli szkolenia, kursy i itd.
Pozdro
Brawo Dawid! Takie proste i trudne jednocześnie. 🙂
Dawid, świetny ten Twój sposób i mam nadzieję, że będę mogła zastosować w niedługim czasie 😉
Powodzenia na kursie/szkolenia w 2018 :))
Dzięki za wpis w „starym stylu” Twojego bloga. Do finansowych mądrości dodam parafrazę niemieckiego przysłowia „Kto nie szanuje grosika, nie jest wart złotówki”. Na koniec prośba o budżetowe wzorce na przyszły rok! Serdecznie pozdrawiam
A co z mitem „pieniądze szczęścia nie dają” da się obalić? 😉
No z tym to ja się akurat chyba zgadzam. Same pieniądze szczęścia nie dają. Dają je raczej możliwości, które można „uruchamiać” m.in. dzięki pieniądzom – i to tylko w przypadku, gdy pieniądze spotkają się z rozsądnym człowiekiem.
Niemniej jednak nie uważam, że pieniądze są niezbędnym elementem do osiągnięcia stanu ogólnej szczęśliwości i zadowolenia z życia.
Pozdrawiam
Ponoć oryginał tego powiedzenia brzmiał „Pieniądze szczęścia nie dają, tym którzy ich nie mają”.
Kiedyś przeczytałam coś takiego: „Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, aby posiadanie pieniędzy sprawiło, aby dana sytuacja była gorsza niż gdybym nie posiadał pieniędzy”.
Cześć! Mam pewną uwagę co do punktu 12. Wg mnie ma on sens tylko jeśli prowadzisz firmę, i zostając godzinę dłużej faktycznie zarabiasz więcej.
Pracownik etatowy najczęściej nie może brać nadgodzin kiedy chce, a nawet jeśli je bierze to pracodawca może oddać w czasie wolnym innego dnia zamiast płacić więcej. Wiem, teoretycznie można robić coś po godzinach, ale to zależy od branży – hutnik raczej nie będzie po godzinach wytapial surówki 😉
No właśnie, zgadzam się z Tobą Olku. Myślę że ten punkt trochę „dyskryminuje” etatowców 😛
Hej Olek,
Mam wrażenie, że odczytujesz ten punkt bardzo literalnie. To niekoniecznie musi dotyczyć sytuacji tylko w podstawowej pracy etatowej. Niektórzy obok etatu robią coś jeszcze i wtedy ten przelicznik kosztu czasu pracy ma kolosalne znaczenie, np. w zakresie wyceniania swoich usług realizowanych poza etatem.
Przydaje się też do przeliczania np. sensowności zmiany pracy. Przykładowo: jeśli dostajesz pracę za wyższe wynagrodzenie, ale np. dojazd będzie trwał o godzinę dłużej – bo firma znajduje się dalej, to pomaga przeliczyć czy taka zmiana ma ekonomiczny sens (albo przy jakiej stawce godzinowej może mieć ekonomiczny sens).
Pozdrawiam!
Bardzo fajny artykuł.
Takich mitów jest wiele w różnych dziedzinach. Warto jednak brać pod uwagę fakt że do każdego mitu można znaleźć „kontr-mit”. Napisałeś Michale bardzo fajnie dając siebie jako przykład (w uproszczeniu) sukcesu. Znam sporo osób którym ich prywatne biznesy się udały. Jednocześnie znam równie sporo (jeśli nie więcej) osób którym biznesy się nie udały i niekoniecznie z ich winy (chociaż takich też znam ;-). Znam osoby które rzucały korpo, żeby założyć własny biznes, a później „na kolanach” do tego korpo wracały, doceniając stały zarobek i 8h pracy.
Pułapka myślowa polega na tym że – biorąc za przykład rzeczone wyżej „korpo” – odchodzimy z pracy w jakimś momencie, zaczynamy coś nowego i gdy nam się udaje to nabieramy przekonania że w poprzednim miejscu nie było takich możliwości, że nas coś ograniczało itp. A to przecież nie musi być prawda, równie dobrze może gdybyśmy zostali dłużej (i oczywiście przyłożyli odpowiednią fatygę) osiągnęlibyśmy sukces bez zmiany pracy. Tak naprawdę nie zmiana czyni sukces lecz nasze starania żeby ten sukces osiągnąć. Nie zawsze są odpowiednie uwarunkowania i wtedy zmiana jest jedynym wyjściem. Ale sama zmiana nie czyni sukcesu.
Jako przeciwwagę dołączonego listu warto chyba jednak wspomnieć o niejednej karierze „od inżyniera do managera”. Sporo moich kolegów (wiek około-Michałowy ;), którzy prosto po studiach zaczynali dość standardowe kariery inżynierskie, jest dzisiaj w wysokiej kadrze zarządzającej dużych i znanych firm/koncernów. Ciężko na to zapracowali, jednocześnie czerpiąc satysfakcję z tego co robili i co robią teraz.
Jeszcze jeden komentarz w kwestii „liczenia”. Czyli standardowe pytanie „ile zarabiasz”.
Jeśli ktoś zarabia (przykładowo) 10tys, ale ma 5 osobową rodzinę, a inny zarabia „tylko” 6tys, ale jest sam lub z partnerką – to ten drugi relatywnie zarabia więcej. Nie tylko wprost biorąc wyznacznik dochodu na osobę, ale pewnie dla 5 osobowej rodziny potrzebne jest większe mieszkanie, większy samochód itd. Przy mówieniu o dochodzie, jego zwiększaniu itp. chyba trzeba to mieć na uwadze. Zazwyczaj wysokość podwyżek nie rekompensuje kosztów pojawienia się nowego członka rodziny 😉 A łatwo o tym zapomnieć, również w kontekście „dostałem podwyżkę to teraz sobie kupię…”
„…którzy w danym temacie osiągnęli temat mistrzowski…” – na pewno „temat”?
Dziękuję za wyłapanie. Poprawiłem. 🙂
Co do zakupu nowego samochodu – ok 75% amerykańskich milionerów (osób, które same dorobiły się majątku) jeździ używanym samochodem, którego cena jest niższa niż 25tys dolarów.
Ta informacja pochodzi ze znakomitej książki „Sekrety amerykańskich milionerów”.
A nasza mentalność? Kupić drogie i ładne auto, aby inni nam zazdrościli.
Moja znajoma, zarabiająca obecnie ok. 9tys/mies, nieruchomości na użytek własny i na inwestycje za jakieś 1.5-2mln (SAMA się dorobiła – to kluczowe), jeździ samochodem wartym z 5tys zł 🙂 Życie to nie telewizja, gdzie każdy zamożny rozrzuca pieniądze na lewo i prawo. A szczególnie w Polsce jest mentalność oceniania ludzkich zarobków po aucie 🙂
hej, zaczęłąm czytać tego bloga (między innymi) gdyż nurtował mnie problem proporcji wydatków do zarobków, który poruszyłeś między innymi w tym tekście: „Ile kosztuje Cię rozrywka? Czy nie za dużo w proporcji do Twoich zarobków?” Prowadzę budżet od kiedy wyrowadzilam się z domu tj. juz 7 lat ale naszedł mnie kryzys – bo wiem ile i na co wydaje ale co z tego ? czy te kwoty są dobre czy złe? Wiem, nie ma jednego dobrego rozwiązania dla każdego – ale jaka powinna być proporcja czy finansowa przyzwoitość wydatków np na jedzenie ? pozdrawiam, kasia
Chyba gus ma takie statystyki ile średnio w danym roku Polacy wydają na…
Na ubrania to chyba 2000-2500 na osobę w 2015 albo 2016 roku było.
Do punktu drugiego dołożyłbym pytanie: „Na jaki okres czasu wystarcza ci produkt X?” Niby oszczędności nie widać, ale przy planowaniu wydatków na miesiąc jest to pomocne. 🙂
Michał jesteś niesamowity!
Na Twojego bloga trafiłam z polecenia od kolegi ze studiów, często tutaj zaglądam.
Jesteś moją motywacja do oszczędzania i „nabierania” dobrych nawyków finansowych!
Marzy mi się własne mieszkanie jednak mam przekonanie, że bez kredytu się nie uda ;(
Michale,
Czytam bloga od niedawna, kupiłam też i przeczytałam książkę i chcę podziękować!
Dużo kwestii dotyczących finansów poukładało się w głowie. Ogólnie może nie było tragedii, bo zapisywaliśmy wydatki już od kilku lat, budżet też był w głowie – i to był błąd, że tylko w głowie. Teraz już wiem, że dopadła nas inflacja stylu życia – bardzo podoba mi się to określenie ☺ Bardzo frustrowało mnie to, że wiem że mamy możliwości żeby oszczędzac a jakimś cudem na koniec miesiąca brak tych środków do oszczędzania. Zabraliśmy się za stan naszych finansów i już po dwóch miesiącach widzę, że to będzie to czego brakowało w naszym podejsciu do planowania. Teraz już wiem, że brakowało zapisania budżetu i sprawdzanie na czym stoimy co jakiś czas. Niby wpisywaliśmy wydatki, ale nie było konkretnego planu☺ do tego wprowadziliśmy system kopertowy na cześć wydatkow, przeszliśmy na płatność gotówką i różnica jest bardzo duża. Oprócz oszczędności pojawił się jeszcze jeden wielki plus – nie marnujemy tyle jedzenia, wcześniej dużo rzeczy kupowaliśmy, część się przeterminowana, część została niezjedzona i do kosza… Teraz widzę że jest inaczej ☺ zostawiliśmy sobie część budżetu na tzw zachcianki każdego z rodziny, żeby mieć trochę kasy która wydajemy może na głupoty ale takie co mają dla nas jakaś wartość. I po wypłacie pierwszy przelew będzie szedł na konto oszczędnościowe, zamiast ‚jak zostanie na koniec miesiąca’😎
Dziękuję! I pozdrawiam wszystkich próbujących ogarnąć zarzadzanie domowym budżetem 😵😀
Panie Michale, świetny artykuł.
Podobnie jak kilku moich przedmówców nie jestem na bieżąco z czytaniem bloga – praca zawodowa, nie zawsze pozwala mi na pogłębianie wiedzy o finansach, ale jak tylko mam okazję czytam i analizuję.
Według mnie idealnym rozwiązaniem jest to co napisał pan Karol, ponieważ sam to stosuję i przynosi efekty – „Nie oszczędzaj tego, co zostaje po wydatkach. Wydawaj to, co zostaje po oszczędnościach”, dlatego zaraz po otrzymaniu wypłaty, część z niej przelewam na OKO.
Również jestem na etapie poszukiwania samochodu jak co poniektórzy, gdyż pod koniec roku powiększy mi się rodzina i mój trzydrzwiowy mały samochodzik może mieć problemy z przemieszczaniem się w komplecie. Początkowo samochód miał pozostać dla żony, jako pomoc w sytuacji gdy będę w pracy a ja będę jeździł do pracy rodzinnym kombi (80km dziennie do pracy). Po przeanalizowaniu sytuacji na kalkulatorze w excel, doszliśmy do wniosku, że pozostawienie auta jest zbędne – możemy korzystać z komunikacji miejskiej a nawet taxi, co w stosunku rocznym będzie i tak znacznie tańsze.
Teraz pozostaje wybór odpowiedniego samochodu, ale to już nie będę tu rozwiajał tego tematu, gdyż nie wniesie on nic do tematu.
Podsumowując… dziękuję panie Michale za jasne porady, z którymi KAŻDY powinien się zapoznać i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Co robię nie tak ze swoimi finansami?”
Pozdrawiam,
Tomasz
I jeszcze jeden mit zabójczy dla domowych finansów, czyli „gentlemani nie rozmawiają o pieniadzach”. Polacy naprawdę wstydzą sie rozmawiać o kasie.
Kasia, o pieniądzach tak, ale do braku kasy przyznają się niemal wszyscy 😉
Joasia Glogaza pisała nawet o tym post, że ludzie wręcz chwalą się brakiem pieniędzy. Bardzo trafnie ujęła tam tak wiele sytuacji, że polecam przeczytać :))
Przykład na to, że „zwiększ swoje dochody” to niegłupi pomysł 😉
https://i.imgur.com/xignZRy.png
Witam interesują mnie informacje o RAITINGACH BANKÓW a szczególnie NEST Banku gdzie to sprawdzić czy mają stabilną sytuacje?
Chciałem w tym banku założyć większą lokate
Większa niż ta gwarantowana przez BFG? Jak niższa to zakładaj śmiało, nie potrzebujesz raitingow.
Do 100 tys. EUR masz gwarancję BFG więc raitingi na nic Ci potrzebne.
Cześć Michał:)
Jestem Twoim czytelnikiem od długiego czasu. Jednakze pierwszy raz skreślam parę słów komentarza. Fajnie się czyta o zasadach oszczędzania itp. tylko zastanawiam się czy warto..Przecież mamy jedno życie. Opiszę to z mojej perspektywy. Ja jestem lekarzem. Mam to szczęście że zarabiam bardzo przyzwoicie a i z dodatkowym zarobkiem nie ma problemu. Najlepszym sposobem na oszczędzanie jest wszak zwiększenie przychodu-jak sam głosisz . Można się stosować do Twoich wskazówek żeby nie wydawać za dużo, że można kupić uzywany kilkuletni samochód, wakacje spędzić w Polsce na własną rękę ale przecież czy tylko o oszczedzanie w zyciu chodzi??? Mnie stać i kupuję samochód w salonie, wcale nie top klasa, ekonomiczny ale solidny ( markę pomine), raz w roku jeżdże na egzotyczne wakacje za kilkanascie tys. i dwa-trzy razy za mniejsze do 3tys., w sklepie kupuje dzinsy za 300 zł choć mógłbym w innym sklepie za 100zł itp. Ale przecież żyje się raz, liczy się to co zobaczysz, jak żyjesz. Po co mam odkładać kasę za wszelką cenę? Przecież ja mogę nawet nie dożyć starości i tej ewentualnej konsumpcji oszczędności. Chodzi mi o to by nie zamykać się na żadną opcję, by nie mieć klapek na oczach obojętne czy w kierunku skrajnego oszczędzania czy rozrzutności.
Fajnie się to czytało świetny artykuł.
Ja obecnie mam jakieś 1800zł mc, a potrafię oszczędzić ponad 80% pensji, także mieszkam jednak z rodzicami, jakbym mieszkał sam to inaczej by wyglądało…
Nie palę, nie piję i nie biorę… nie kupuję też bzdurne rzeczy, które nie są mi potrzebne, nie mam także samochodu i prawka haha…
Od ponad roku oszczędziłem ponad 18k zł
W ciągu tych 5 lat, mam zamiar oszczędzić ponad 95-120k zł, by kupić sobie mieszkanie, ale nie wiem czy to będzie dobry pomysł…
Mam podobną sytuację z tym, że jedzenie kupuję sama, bo mam zupełnie inną dietę niż reszta mojej rodziny. I niestety nie zostaje mi za wiele z wypłaty.
Hej Michał!
Dzięki za tą pigułę 😉
Mam jednak do Ciebie pytanie. Co sądzisz o organizacjach typu OVB czyli pośrednikach pomiędzy konsumentem a instytucjami finansowymi. Oni reklamują się jako Ci, którzy mają dostęp do ofert z całego rynku i wyciągają z nich najlepsze i tymi są w stanie służyć. Mówią, że chcą poznać nasze potrzeby żeby dopasować do nich odpowiednią ofertę z „milionów” dostępnych na rynku.
Warto korzystać z ich pomocy?
Pozdrawiam serdecznie
Cofam pytanie 😉
Po dokładnym przeczytaniu Twojego wpisu znam już na nie odpowiedź ;).
Musze przyznac, że mam osobiste doświadczenie z wspomnianą wyżej instytucją a nawet sam przez chwilę byłem jej pracownikiem jesli tak można to określić. Do tej pory mam mieszane uczucia. Myślę, że dlatego, że trafiłem na dobrego człowieka, który starał się w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek i faktycznie nieść pomoc. Całościowo jednak patrząc to mam wiele wątpliwości.
Dzieki i pozdrawiam serdecznie 😀
Wow, naprawdę świetny wpis 🙂 Ogólnie mity bardzo prawdziwe – tak wiele osób wierzy w te fałszywe informacje i szerzącą się propagandę, że fajnie, że jest ktoś kto stawia ludzi do pionu 🙂
A ja mam takie pytanie: kiedy jest „ten moment” kiedy można stwierdzić, że jest się już zabezpieczonym i odłożobe pieniądze można wydać na coś dla czystej przyjemności a nie „bo potrzebuję”?
Podam przykład: nie mamy żadnych długów ami pożyczek, mamy dobry bufor finansowy ale nie nie mamy np. własnego mieszkania. Ale uwielbiamy sporty i podróżowanie. Myślimy też o zmianie (dobrych) prac żeby założyć coś swojego.Czy w takiej sytuacji wydanie zaoszczędzonych pieniędzy na podróże jest błędem – może zamiast kupować drogi sprzęt sportowy i bilety lotnicze powinniśmy najpierw zatroszczyć o własny kąt? Zaznaczę też że do tej pory nigdy nke odkładalismy na żadnen konkretny cel, więc odłożona kwota nie jest jakąś kwotą „nietykalna”, odlozylo się przy okazji.
O, dołączam się do tego pytania 🙂 Podobna zagwozdka. Mamy wielką poduchę finansową, żadnych długów, nie mamy mieszkania, ani specjalnych inwestycji. Rodzinka w fazie powiększania, ale spokojnie możemy zostać w wynajmowanym. Co dalej? Nic nas nie ciśnie w żadnym kierunku. Uwaga skupia się teraz na rodzinie, rozwijaniu nowych umiejętności – trochę to wyhamowało dryl sumiennego odkładania. Przydałby się nowy cel, ale póki co nic nie jest wyraźnym „TAK!”.
Michal,
Super ze na Ciebie wpadlam ale jestem taka zielona i w takiej kropce ze nie wiem od czego zaczac. Patrzac na Twoj orkusz – JESTEM PRZERAZONA ale wiem ze gdzies musze zaczac…
Pytanie: Mieszkam w UK wiec fajnie by bylo zmienic walute na arkusz, trudno to zrobic ?
Pozdrawiam zycze slonecznego dnia 🙂
Kasia
Jeśli arkusz jest na początek za trudny to może zwykła kartka papieru? Albo zeszyt? Wcale nie są gorsze od arkusza a będzie Ci bardziej komfortowo 😉
BRAWO PANIE MICHALE !!!😊WSZYSTKIE TE ZASADY PANA ZASTOSOWAŁAM JUŻ DAWNO W SWOIM ŻYCIU I KUPIŁAM DWA MIESZKANIA SWOIM SYNOM JEDNO- 29MKW KAWALERKA W STANIE DEWELOPERSKIM A DRUGIE 34 MKW TEZ STAN DEWELOPERSKI. JAKO TZW „WĘDKA” ABY MIELI LEPSZY START W ŻYCIU I ABYM TO JA UWOLNIŁA SIĘ OD DOROSŁYCH SYNÓW A ONI ABY MIELI OBOWIAZEK UTRZYMANIA SIE W ZYCIU BEZ „PETLI KREDYTOWEJ”.ZAKUP TYCH MIESZKAŃ BYŁ BEZ JAKIEGOKOLWIEK KREDYTU TYLKO Z WIELOLETNICH OSZCZEDNOSCI,SPRZEDAŻY SAMOCHODU ,LOKAT,CZY POŻYCZKI OD RODZINY BO BYŁY TO RATY ROZŁOŻONE PRZEZ 3 LATA JAK TRWAŁA BUDOWA PRZEZ DEWELOPERA . TEZ Z OSZCZĘDNOŚCI CAŁEJ RODZINY I POŻYCZKI W RODZINIE NA WYSZYKOWANIE NA MATERIAŁY ABY SZYBKO ZAMIESZKAĆ. . NA ZASADZIE -„OSZCZĘDZAJ W TŁUSTYCH LATACH ,ABYS MOGL WYDAWAĆ W LATACH CHUDYCH”.DO TEGO KAŻDY Z NICH Z POMOCĄ MOJEGO MĘŻA MUSIAŁ SOBIE SAM WYSZYKOWAC TO LOKUM (POŁOŻENIE PODŁUG PANELOWYCH ,ZAWIESZENIE MEBLI W KUCHNI ,PODŁĄCZENIE SANITARIATÓW, MALOWANIE, I UMEBLOWAĆ TO MIESZKANKO.WIEC I ONI TEŻ OSZCZĘDZALI CIESZAC SIE ZAKUPEM MIESZKANIA .EFEKT -TERAZ PRACUJĄ, MAJĄ MAŁY CZYNSZ OK (260ZL)ZERO KREDYTÓW A ZA TO MOGĄ JEŹDZIĆ NA FAJNE WAKACJE.NIE TRZEBA ZARAZ ZADŁUŻAC SIĘ NA CAŁE ŻYCIE I KUPOWAĆ DUŻE MIESZKANIE, MOŻNA ZACZĄĆ OD KAWALERKI BEZ KREDYTU BO W RAZIE UTRATY PRACY TE 300ZLOTY NA CZYNSZ ZAWSZE ZNAJDZIEMY I ŁATWIEJ JEST PRZETRWAĆ TEN TRUDNY OKRES BEZ PRACY.ALE „WĘDKA „ZOSTAŁA RZUCONA TERAZ SAMI MUSZĄ SOBIE NA ŁOWIC TYCH „RYB.”
Dziękuję,
Podglądam od dłuższego czasu, czytam posty które są dla mnie przydatne, i pomimo, że tek konkretny nie jest szczególnie wnikliwy to nigdy za wiele przypominania, szczególnie że jak zawsze najprostsze metody są najtrudniejsze. osobiście odniosła bym się do punktu 12 – tutaj tez trzeba pomyśleć i nie popadać w skrajności. Bo skrajności są dwie – pierwsze typowo polskie „można to zrobić taniej” i spędzanie nad czymś tygodnia żeby wydłubać coś za 100 zł ; ale drugie – jeżeli to dłubanie sprawia przyjemność, to już nie praca i nie przeliczam tego na pieniądze, bo za chwilę mi wyjdzie że profesjonalna opiekunka lepiej i taniej zajmie się moimi dziećmi, gosposia obiadem i sprzątaniem, a kochanka mężem ;D.
Dla mnie zdecydowanie pkt. 3 jest najtrudniejszy, czyli trzymanie w ryzach kosztów gdy zarobki rosną. Zawsze przy podwyżkach, włącza sie takie uczucie że gdy zarobiłem więcej to powinienem sobie ten trud jakoś wynagrodzić, i paradoksalnie można dojść do takiego etapu, że pomimo coraz wyższych zarobków, oszczędza się coraz mniej.
Michał,
Już od jakiejś chwili próbuję się z Twoim blogiem i co na niego nie wpadnę – coś dla siebie wyciągam i obiecuję sobie, że zacznę zbierać paragony. Na razie zachodzi we mnie zmiana myślenia, i za to Ci dziękuję. Dzisiaj na przykład zaktualizowałam swój profil na portalu do szukania pracy, a nóż widelec… 🙂
Wracam do czytania!
Michal od dawna sledze twoj blog i wplywa mocno na moje decyzje (np. Stanowcza decyzja o niebraniu kredytu hipotecznego), ale z jednym sie nie zgadzam.. To znaczy radzisz ludziom zeby czekali na swoja wolnosc finansową i spelnianie marzen do 50-60 roku zycia. A co z terazniejszoscia? Ja w wieku 23 lat mieszkalem przez rok w Hiszpani i byl to najlepszy okres mojego zycia. Aktualnie przygotowuje sie do rocznego wyjazdu do Australii i mam jeszcze mnostwo innych marzen ktore chce zrealizowac do 30-35 roku zycia. Moze niekiedy nie warto patrzec jakoszczedzacpieniadze, ale skupic sie na wspomnienia ktore pozostana nam w glowach? Doswiadczenie nieliniowego zycia pelnego podrozy, spelniania pasji, poznawania nowych ludzi, kochania ich i zycia w innych warunkach (np w miejscu gdzie jest przez caly rok slonce) jest moim zdaniem wazniejsze niz wolnosc finansowa w wieku 50-60 lat kiedy juz bedziemy starsi? Wtedy bede zyl i pracowal dla dobra moich dzieci.. Teraz chce jednak zyc dla siebie i doswiadczyc jak najwiecej w najrozmaitszych miejscach swiata. Moze sa lepsze/gorsze/inne „światy” niz polska? Skad bedziesz to wiedzial dwudziestolatku jesli nie sprobujesz i pozostaniesz cale swoje zycie w polsce splacajac rate kredytu samochodowego/hipotecznego lub gromadząc pieniadze na spokojną starosc?
Moim zdaniem trzeba to zbalansować – odkładać, ale nie za wszelką cenę, po życie toczy się tu i teraz. Może nie dożyjesz tych 50-ciu, 60-ciu lat. A może dożyjesz, ale już Ci się nie będzie chciało zrobić pewnych rzeczy (bardzo prawdopodobne!), albo będziesz chory.
W którymś wpisie Michał umieścił dwa rysunki: jak wraz z wiekiem zmienia się nasza energia (100->0) i wzrasta nasze doświadczenie (0->100). Idea była taka, że z czasem masz mniej energii do generowania przychodów, więc warto skupić się na zarabianiu gdy energia jest jeszcze względnie duża, a doświadczenie już jest względnie wysokie (czyli ok. 30-40 lat). Tylko pamiętajmy, że ta sama energia, która ucieka z wiekiem jest też tą energią, która pozwala nam spełniać marzenia i robić ciekawe rzeczy. Potem się zwyczajnie nie chce, albo pewnych rzeczy już fizycznie nie da się zrobić/jest bardzo trudno. Więc uważajmy, żeby w tym wieku 30-40 lat nie skupić się tylko i wyłącznie na zarabianiu…
Jak pisałem powyżej, uważam, że nie należy się skupiać na zarabianiu/oszczedzaniu za wszelką cenę, kosztem przeżywania życia w młodości. Ale też trzeba uważać, żeby nie popaść w drugą skrajność: spędzić młodość na podróżach i zabawie, bo potem może się okazać, że w wieku 35-40 lat będziecie mieli problem znaleźć pracę.
Cześć Michał, to ja się pochwalę – za mną pierwszy miesiąc prowadzenia w domu kuchni i w konsekwencji robienia zakupów spożywczych. Efekt? Oszczędność na jedzeniu rzędu około 200zł miesięcznie [trzy dorosłe osoby w domu] 🙂 A poziom jedzenia nie spadł, a nawet wzrósł – wcześniej nie jedliśmy np. kaczki i było mniej zdrowej żywności.
Jestem zwolennikiem „szybkiego” oszczędzania czyli nie będę robił zakupy o wiele dłużej dla kilku złotych dziennie, o nie – czas to pieniądz 🙂
Rozwiązanie było trywialne: wybrałem sklep z grubsza najtańszy (oczywiście kompromisowo, nie pójdę przecież dodatkowo do innego dla mąki o 10gr tańszej), robię zakupy w dni rozpoczęcia nowej promocji, dodatkowo wchodzę rano (mało ludzi = dużo produktów przecenionych i szybsze zakupy), sprawdzam nowe promocje i staram się z nich MAKSYMALNIE skorzystać – przecena na mięso na gulasz, to zrobię teraz gulasz, na indyka to zrobię indyka, na gotowe pierogi to jeżeli faktycznie okazyjna cena to biorę pierogi 🙂 I wieeeele drobnych rozwiązań typu kupowanie 1kg kaszy w opakowaniu niż 4 saszetek (400g) – które są prawie w tej samej cenie. I też nie dopłacam do znanych marek za ich reklamy 🙂
Wcześniej zakupy do domu robił kto inny, ale nie zwracał uwagi na promocje i kupował w trochę droższym sklepie. Przez lata kosztowało nas to zwiększone wydatki na żywność o jakieś 25%.
A ja może sumarycznie poświęcam w sklepie dodatkowe półtorej godziny miesięcznie na błądzenie za promocjami, a zaoszczędziłem ok. 200zł 🙂
Cześć,
Świetne są te mity 🙂 bardzo mi poprawiłeś nastrój, bo okazuje się, że większość z porad spełniam.
Dziękuję,
Kasia
Cześć Michał,
Dzięki za kolejny świetny artykuł 🙂 ładne podsumowanie i przypomnienie wszystkiego! Tak sobie pomyślałam, nie wiem czy myślisz o wydaniu kolejnej książki (mam nadzieję, że jeszcze nie jednej), ale fajnie by było mieć roczny finansowy planner/kalendarz z pod Twojej ręki. Coś jak kalendarz roczny, ale z finansami w tle. Obliczanie budżetu domowego na tydzień, miesiąc, rok; oszczędzanie, planowanie etc. Tyle teraz sie tego wydało na rynku (kalendarze, motywacyjne plannery, happy plannery, sweet plannery, diet plannery, fitness plannery etc) A mnie właśnie interesowałby planner z finansami 🙂 Moze kiedyś? 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Małgorzata
Dzień dobry,
Trafiłem na tą stronę, bo nie miałem pojęcia gdzie wydałem naprawdę du.że jak dla mnie pieniądze i chciałem znajźć sposób jak kontrolować wydatki.
Ta strona to kopalnia wiedzy. Napisana w taki sposób, ze nawet ja jestem w stanie ją zrozumieć.
Jestem bardzo mile zaskoczony. Już po pierwszej godzinie czytania dostałem parę naprawde świetnych podpowiedzi jak kontrolować wydatki, gdzie popełniam błędy i jakie kroki podjąć aby dobrze zarządzać pieniędzmi. Wiem, że to początek mojej drogi i mam nadzieję, że nie stracę zapału do dalszego pogłębiania wiedzy.
W szkołach powinien być taki przedmiot bo nie każdy dostał dobre wzorce od życia.
Jedyne czego nie radzę to czytania przed snem :). Nie da się później zasnąć z wiedzą ile błędów się popełniło a głowa pełna nowych pomysłów i ciekawych rozwiązań.
Witaj Michale,
Świetny artykuł, zwłaszcza dla początkujących, chociaż i bardziej wyedukowanym czytelnikom przyda się małe przypomnienie. Mity na szczęście mnie jakoś ominęły, a i większość Twoich rad już wprowadzona w życie. Budżet prowadzę od 2009, żadnych długów, poduszka zbudowana kilka lat temu, portfolio inwestycyjne powoli budowane. No i mam wrażenie, że tak trochę utknęłam w tej dość stabilnej sytuacji i brakuje mi pomysłu co dalej, brakuje tej trampoliny żeby wybić się wyżej. Już jakiś czas nosiłam się z zamiarem napisania do Ciebie z prośbą, żebyś może popełnił jakiś artykuł właśnie dla takich średniaków jak ja. Niby to taki first world problem, ale pewnie nie tylko ja sie zastanawiam czy jest sens oszczędzania na tej już przysłowiowej kawie czy szukaniu promocji na jogurt, kiedy zakupy spożywcze nie stanowią nawet 10% dochodu. Pozdrawiam serdecznie!
Witaj Michale!
Swojego czasu za Twoją namową zinstalowałem i używam już parę lat Microsoft Money.
Niestety 😉 przesiadłem się ostatnio na Maca i co? Wiadomo…
Zmianiło się coś na tym polu u Ciebie czy wirtualka to jedyne rozwiązanie?
Microsoft Money jest bardzo wygodny w użyciu ale przez te wszystkie lata i przez brak wsparcia w sumie oferuje coraz mniej – cięzko mi uwierzyć że nie ma żadnej godnej alternatywy dla Mac. I przedewszystkim nie drogiej a najlepiej darmowej – dla mnie tego typu soft to moze 50zl/rok maksimum. I to tylko jesli nie bylo by to gorsze od MM. Inna sprawa że nie chcę też płacić ze fukcjonalności które nie działają w naszym kraju. Z kolei Excel/Numbers nie wiem czy mi wystarczy. Mam ze 3 konta, z 8 lokat, wydatki dzielę na kilkadziesiąt kategorii…
Fajnie by było gdybyś dał znać/ zaktualizował status jak to obecnie według Ciebie wygląda 🙂
Hej Wojtek,
Nadal korzystam z MS Money w maszynie wirtualnej Parallels Desktop na Macu. Mam już na tyle opanowane wprowadzanie danych, raporty, analizę itp. że po prostu nie chce mi się szukać nowej aplikacji.
Pozdrawiam!
Ja też potrzebuję dość fachowej technologii do biznesu, a niestety to wszystko jest dość drogie, ale
można się starć o dofinansowanie, w ARP mają taki projekt https://siecotwartychinnowacji.pl/
Mnie w otwarciu oczu na wydatki pomógł nie tyle spis wydatków z jednego miesiąca, ale z całego roku. Wiem, że dla osoby początkującej to jakiś kosmos, żeby tyyyle spisywać, ale kiedy po 12 miesiacach patrzę w tabelke i widzę, że na kosmetyki wydalam 1374 zł a na ubrania 2200 zł i przeliczam na co innego mogłabym to wydać albo że akurat 2200 zł potrzebowałam na wakacje, ale nie uzbieralam, bo ‚nie było z czego’. To już zupełnie inne porownanie.
Na same słodycze wydalam ponad 500 zł a mialabym za to co najmniej dwie pary swietnych butów. I tak dalej i tak dalej.
Mam nadzieję, że jak najwięcej osób dotrwa do podsumowania rocznych wydatków, złapie się za głowę i postanowi przenieść wydatki z nieważnych kategorii do tych priorytetowych 🙂
Chciałam jeszcze dodać, że u mnie fantastycznie sprawdza się skarbonka, do której da się jedynie wrzucać. Zaraz po wypłacie wyplacam 50-100 zł, wrzucam do skarbonki i zapominam. Pieniądze co prawda na siebie nie pracują, ale chroni je to przed moim zakupoholizmem xdd
Hej Michał,
Czy kurs „Pokonaj swoje długi” jest nadal dostępny? Niestety klikając w odnośnik „Zarejestruj się” przekierowuje mnie na stronę z informacją o błędzie w połączeniu z bazą danych. Jestem bardzo zainteresowana kursem i mam szczerą nadzieję, że jeszcze się nie „przeterminował” 🙂
Pozdrawiam Cię ciepło!
Hej Dorrit,
Kurs nadal jest dostępny. Być może był chwilowy problem. A może wyłącz dla pewności AdBlocka na tej stronie.
Rejestrowałem się przed chwilą i wszystko działa poprawnie.
Pozdrawiam
Dzięki za ten wpis Michał. W końcu się zmotywowałem, aby dokończyć mój wpis o finansach z punktu widzenia psychologa. Nawiązuje w nim do Twoich dwóch mitów, pierwszego i ostatniego.
Moim zdaniem początkiem pracy nad poprawą własnych finansów jest zmiana swoich przekonań na temat pieniędzy (oszczędzania, bogacenia się itd.), a także zmiana swoich nawyków finansowych (przede wszystkim ciągłego wychodzenia na zero).
Wpis konkretny, a temat przed świętami szalenie ważny. Bo w końcu jako Polacy jesteśmy wyznawcami podejścia „zastaw się, a postaw się”, szczególnie jeżeli chodzi o święta.
Artykuł bardzo fajny z ciekawymi i konkretnymi informacjami ale…nie zgadzam się z punktem pierwszym.
Marzy mi się oszczędzanie i mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie moment gdy w końcu będę mogła założyć sobie tą różową, porcelanową skarbonkę świnkę i w końcu zacząć ją napełniać, jednak na razie oszczędzanie w moim przypadku to coś nie realnego. Są ludzie, którzy mimo normalnych zarobków i stylu życia nie są jednak w stanie odkładać pieniędzy.
Mam ok. 1550zł na rękę. Na lokum wydaję 800zł, ratę kredytu 300zł, pozostałość to jedzenie, pies i nieprzewidziane wydatki typu apteka, dentysta itp rzeczy, które zawsze wypadają wtedy kiedy w portfelu wyjątkowo pusto. Nie wiem z czego miałabym odłożyć. Żywność jest naprawdę droga, a ja poruszam się tylko pieszo. Naprawdę nie ma z czego rezygnować, nie kupuję gazet, płyt ani bibelotów do domu. Wydaje mi się, że ponad połowa polaków zarabia podobnie jak ja i o ile nie są samotni-jest szansa na odłożenie jakiejś stówki, natomiast dla kogoś kto utrzymuje się sam i polega tylko na swojej pensji-jest to nie realne. Takie oszczędzanie dla kogoś samotnego i mającego średnią pensję, w czasach kiedy ceny w sklepach i rachunki wręcz zabijają, wydaje mi się czymś dla młodych bogów (bogatych dorosłych dzieci, lub osób którym się udało trafić na dobre stanowisko)
Wiele osób często mówi mi „trzeba było się uczyć”, ale to nie o to chodzi. Nawet Pan prezes banku musi coś zjeść, każdy zawód jest potrzebny, ktoś musi posprzątać te ulice, ktoś musi zabrać od nas śmieci, ktoś musi odbierać telefony na recepcji w szpitalu. Gdybyśmy wszyscy byli profesorami świat stanąłby w paraliżu w ciągu jednego dnia.
Problemem jest to, że ludzi nie ceni się za pracę a za wykształcenie. Dlatego sprzątaczka dostaje grosze harując całymi dniami, profesor który daje z siebie wszystko zarabia tyle samo co drugi, który leni się za biurkiem i nie zna imion swoich studentów po kilku latach zajęć z nimi, a Pani prezes banku spędza 3/4 roku na Malediwach. Pora by ludzi nagradzać za pracę jaką wkładają w swój zawód, a nie za to jaki papier udało im się zdobyć, bo ten może zdobyć każdy kto pomęczy się przez kilka lat.
Punkt pierwszy jest najważniejszy. Dopóki go nie przyjmiesz do wiadomości, cała reszta to beletrystyka.
Pierwsza rzecz to kredyt – zakładam, że nie hipoteczny. Twoim pierwszym celem powinno być pozbycie się go.
Druga rzecz – nieprzewidziane wydatki. Jeśli zaprowadzisz sobie budżet, choćby ramowy, na cały rok, ich ilość znacznie zmaleje.
Trzecia rzecz – przestań oglądać się na innych i skup na sobie. To, czy ktoś ma bogatych rodziców czy pracę po znajomości nie kształtuje Twojej sytuacji majątkowej.
Czwarta rzecz – tak, ludzi ceni się za pracę. Tak działa gospodarka rynkowa. Więcej zarabiają ci, którzy dostarczają bardziej pożądanych dóbr i usług. Sprzątać może każdy, zarządzać bankiem, wbrew temu co myślisz, nie.
TLDR – zmień pracę, spłać kredyt.
Kasia, świetnie rozumiem Twoją sytuację, bo sama mam tyle na rękę i wiem, że naprawdę nie jest kolorowo, kiedy ponad połowę zarobków wydajesz na lokum, resztę na życie i jak stanie się coś nieprzewidzianego to jest ogromny problem skąd wziąć pieniądze – pożyczyć od kogoś czy z banku? Jak szybko dorobić? To nie jest kolorowa sytuacja 🙁
Witam,
może nie odniosę się do artykułu, ale uważam to za dobre miejsce żeby podziękować. Rok temu w sylwestra pożyczyłam od kolegi Twoją książkę. Przeczytałam 1/3 po powrocie do domu z imprezy;). W lutym chwyciłam byka za rogi, dzięki Twoim radom udało mi się na samej współpracy z bankami oszczędzić w skali roku 500zł. Z mężem posiadamy konta emerytalne, na które wpłacamy niewielkie kwoty, ale mimo że nie są odczuwalne, sumy na kontach sukcesywnie rośnie. Nasza córka ma swoje konto, które jest zasilane przez dziadków i przez nas (dostaje trochę mniej słodyczy i nie ulegamy wszystkim jej zachciankom;)). Żeby zobrazować dziecku jak wygląda oszczędzanie, odkładaliśmy monety 5 złotowe. Na początku mnie to bawiło, ale pod koniec roku pojechaliśmy do 5* hotelu:D, na który „nigdy” nas nie było stać;)).
Podsumowując kilka rzeczy w Twojej publikacji mi się nie podobało haha, jestem bardzo krytyczna. Dziś już o nich nie pamiętam, widzę tylko pozytywne zmiany w naszych finansach.
Dziękuje!
Hej ,
Jak moge kupic ksiazke i kurs z UK ?
Dzieki,
Kasia
Hej Kasiu,
Aktualnie niestety bezpośrednio nie możesz kupić książki i kursu. Polecam odświeżenie kontaktu z kimś w Polsce, kto może Ci w tym pomóc.
Pozdrawiam!
Hej,
to wszystko jest niby takie proste, ale niestety nie zawsze da się ogarnąć. Dziękuję za porady, lubię ten blog i często tutaj zaglądam.
Postanowiłam w 2018 zacząć oszczędzać no i teraz zbieram wiedzę 🙂 Zacznę oszczędzać na stałych wypłatach właśnie przeczytałam taki artykuł o telefonii komórkowej i chyba zmienię operatora,
Polecam
Michale,
Od dłuższego czasu śledzę Twój blog, który bardzo mi się podoba. Robiłam parę podejść ale niestety lenistwo zwyciężyło :-(. Teraz postanowiłam się nie poddawać, zainstalowałam MM i od stycznia usiłuję ogarnąć swoje finanse, nauczyć się planować a potem także inwestować … po kolei.
Mam jednak pytanie odnośnie tego konkretnego artykułu a ściślej mówiąc pozbycia się kredytów gotówkowych … a co z kredytami gdzie RRSO jest 0%? Dla mnie to opcja, w której nie muszę pozbywać się gotówki (mogę ją np. zainwestować) i spokojnie bez dodatkowych kosztów spłacać zadłużenie.
Będę wdzięczna za Twoją opinię.
Pozdrowienia 🙂
Dzięki Michał, za mega konkretny i praktyczny artykuł. Jakbym go przeczytał jakieś 7 lat temu wiedząc to co wiem teraz i wziąłbym sobie wszystkie zawarte w nim porady do serca i pamiętał o nich i stosował przez ten cały czas, byłbym dzisiaj w zupełnie innym miejscu, dużo lepszym miejscu, no ale cóż lepiej późno niż wcale 🙂 Dzięki za to co robisz i twoje materiały 🙂 w szczególności lubię te dotyczące zarządzania, no i zawsze w cenie są pomysły jak zarabiać więcej 🙂