Przebieg mojego samochodu zbliża się do 100 tys. km. Ile średnio kosztowało przejechanie każdego kilometra? I czy zakup nowego auta się opłacał?
Nowy samochód czy używany? – to dylemat każdego, kto staje przed koniecznością zakupu auta. Wybór trudny zwłaszcza przy pierwszym aucie, gdy nie wiemy jeszcze jakie zagrożenia wiążą się z kupnem samochodu używanego. Do niektórych – tak jak np. do mnie – nie trafiają argumenty o tym, że nowe auto traci dużo na wartości. Po prostu niektórzy lubią mieć nowe. Zakup auta to nie zawsze rozsądek. To także emocje i zaspokojenie ego 😉
Szczególnie w Polsce własne auto bywa pierwszym widocznym dla otoczenia wyznacznikiem naszego statusu. “Stać mnie na taką furę” – demonstrują niektórzy właściciele czterech kółek, chociaż wcale nie musi to być prawdą. Mało kto uświadamia sobie, ile tak naprawdę kosztuje samochód. Zwłaszcza ten, który kupowany jest jako “nówka” prosto z salonu. Może się okazać, że taniej wyjdzie nam podróżowanie taksówkami i okazjonalne wypożyczanie auta.
Dzisiaj szczegółowo analizuję koszty mojego samochodu i załączam arkusz, który pomoże Wam policzyć koszty Waszych aut. Przyda się on także do budżetowania, czyli planowania wydatków pokrywających koszty eksploatacji pojazdu. Często to właśnie niespodziewane awarie komplikują naszą sytuację finansową. Lepiej być przygotowanym.
W kolejnych artykułach z tego cyklu podam przykład całkowitych kosztów posiadania auta używanego oraz zastanowię się nad sposobami oszczędzania.
Miłej lektury 🙂
Zastrzeżenie
Ten wpis przedstawia bardzo konkretny przypadek mojego auta, który w żaden sposób nie jest reprezentatywny dla ogółu nowych samochodów kupowanych w salonie. To co jednak jest wartością tego wpisu to dokumentacja prawdziwych i realnie poniesionych kosztów eksploatacji tego auta przez ostatnie 6 lat.
Wszelkie wnioski, które prezentuję w tym artykule, dotyczą tego konkretnego samochodu i przebiegu jego “służby”. Bez wartościowania i bez koloryzowania.
Oczywiście można zastanawiać się co można było zrobić lepiej, jakie inne auto kupić, jak je używać, czy opłacało się zainstalować gaz, serwisować auto poza ASO itp. – to jednak nie jest przedmiotem tego wpisu. Tu pokazuję skalę być może niezbyt mądrze ponoszonych kosztów, ale prawdziwych. I zakładam, że nie każdy nabywca nowego auta z salonu musi mieć świadomość wysokości tych kosztów. 🙂
Przedstawiam bohatera artykułu
Dla jasności: to nie jest żaden “product placement” 😉 Auto, którym jeżdżę to Ford Mondeo z silnikiem diesel 2.0, 140 KM, kombi, automatyczna skrzynia biegów. Doceniam szczególnie to ostatnie. Zresztą to już moje kolejne auto z automatyczną skrzynią biegów i wszystkim powtarzam, że to najlepszy podarunek, jaki można zrobić dla siebie jako kierowcy. A kierowca jest ze mnie raczej wygodnicki. Lubię prowadzić, ale chcę na to przeznaczać minimum energii. 🙂 Przede wszystkim liczy się wygoda i sensowny kompromis pomiędzy bezpieczeństwem jazdy i sprawnym przemieszczaniem się z punktu A do punktu B.
Auto jest z II kwartału roku 2008. Dla zainteresowanych: jest to generacja MK4, wersja Titanium z licznymi dodatkami, np. podgrzewane i klimatyzowane fotele (także miła cecha szczególnie w lecie).
Nowe auto wraz z wszystkimi dodatkami kosztowało w salonie 121 985 zł i to już po znegocjowaniu ceny. Swoją drogą auto kupiłem w salonie w Lublinie, bo tam właśnie zaoferowano mi najlepsze warunki. Pertraktacje cenowe to temat na oddzielny artykuł 😉
Zdradzę jednak, że za auto to zapłaciłem jednak istotnie mniej niż cena podana wyżej. Auto zakupione zostało bowiem przez mojego pracodawcę, użytkowane przeze mnie jako służbowe i w końcu odkupione. W efekcie jego cena zakupu dla mnie wyniosła 66 345 zł (wszędzie w tym artykule podaję kwoty brutto), ale w tym wpisie przedstawię wyliczenia zarówno dla pełnej ceny auta, jak i dla niższego kosztu, jaki ja poniosłem.
Aktualnie samochód ma przebieg ok. 97 500 km. Oznacza to, że pokonuję nim średnio 16 250 km rocznie. Niedużo a będzie coraz mniej, bo po Warszawie przemieszczam się przede wszystkim metrem. Auta używam sporadycznie.
Co składa się na koszty użytkowania auta?
Zakup nowego samochodu to dopiero początek kosztów. Do tego na bieżąco dochodzą bieżące koszty eksploatacji:
- Ubezpieczenie – tylko OC lub pakiet.
- Paliwo.
- Serwis – wszelkie przeglądy, usługi wymiany opon i kół, naprawy.
- Opony, płyn do spryskiwacza i inne materiały, które podlegają zużyciu.
- Opłaty parkingowe – szczególnie jeśli mieszkamy w mieście, w którym za parkingi trzeba płacić.
- Garaż – o ile takowy wynajmujemy.
- Myjnia.
- Opłaty autostradowe.
- Inne koszty – wszelkie koszty jednorazowe, np. związane z rejestracją samochodu, ale także z nabyciem dodatkowego wyposażenia: nawigacji (tak – kiedyś nie miałem jej w telefonie), gaśnicy, CB radia itp.
W zasadzie do kosztów związanych z użytkowaniem auta należałoby jeszcze doliczyć ew. mandaty, ale ja w moim rozliczeniu je pominąłem.
Dla mnie jednym z całkiem sporych kosztów okazał się być garaż – dodatkowe miejsce parkingowe w garażu podziemnym, które wynajmowałem od sąsiadki. Niby było to tylko 125–150 zł miesięcznie, ale w ciągu kilku lat uzbierała się spora sumka.
W przypadku mojego auta wydatki eksploatacyjne od 2008 roku do grudnia 2014 r. prezentują się następująco:
Utrata wartości samochodu
Jest jeszcze jeden czynnik, który koniecznie musimy uwzględnić analizując całkowity koszt posiadania auta – utrata jego wartości. Liczymy ją jako różnicę pomiędzy ceną zakupu, a kwotą, jaką otrzymalibyśmy sprzedając teraz samochód.
Ogólnie znaną prawdą jest, że nowe auto w momencie pierwszego wyjazdu z salonu traci 20%–30% swojej wartości. Jest to również główny argument, który wykorzystują osoby przekonujące do sensowności zakupu używanego samochodu. I trudno odmówić im racji.
Ford Mondeo kupiony w 2008 roku za 121 985 zł na koniec 2014 r. warty jest średnio około 36 500 zł w posiadanej przeze mnie wersji. Oznacza to, że sama utrata wartości tego auta wynosi 85 485 zł, czyli drugie tyle ile kosztowała mnie dotychczas jego eksploatacja.
Całkowity koszt posiadania auta
Ile więc kosztował mnie dotychczas mój środek transportu? Rachunek jest prosty i jest to suma kosztów eksploatacji oraz utraconej wartości: 85 529 zł + 85 485 zł = 171 014 zł. I to przez raptem przez 6 lat. Średnio 28 502 zł rocznie! Trudno uwierzyć? Liczby nie kłamią.
Uwzględniając, że przejechałem nim “dopiero” 97 500 km, to średni koszt przejechania każdego kilometra wynosi 1,75 zł po uwzględnieniu wszystkich, rzeczywiście poniesionych kosztów. I to tylko przy założeniu, że auto sprzedałbym jeszcze dzisiaj i odzyskał 36 500 zł.
Z finansowego punktu widzenia jedynym plusem posiadania nowego samochodu jest to, że jego dotychczasowy serwis nie był zbyt kosztowny (przy uwzględnieniu, że auto wizytowało wyłącznie Autoryzowane Stacje Obsługi). Oczywiście równie dobrze mógłbym kupić 3-letnie auto za połowę ceny, którą zapłaciłem w salonie i przeznaczyć część zaoszczędzonej kwoty na naprawy.
Czytaj także: Jak ubezpieczyć auto
Pierwsze 5 lat eksploatacji nowego auta
Powyżej podałem uśredniony koszt kilometra jazdy oraz całkowitą utratę wartości auta przez okres 6 lat. Wiadomo jednak, że najszybsze jest tempo spadku tej wartości na samym początku użytkowania pojazdu. Podobnie jest z kosztami dodatkowymi, np. pierwsze “zimówki” i dodatkowe wyposażenie kupujemy zazwyczaj w pierwszym roku. Jak więc te koszty kształtowały się w czasie u mnie? Na szczęście mam Microsoft Money, z którego wyciągnąłem bardzo precyzyjne informacje 🙂
Podaję Wam poniżej stan przebiegu auta na koniec każdego roku oraz koszty poniesione w każdym z pierwszych pięciu lat jego eksploatacji.
Jak widać koszt przejechania każdego kilometra był najwyższy w pierwszym roku – 3,04 zł. W kolejnych systematycznie spadał. Tempo spadku wartości auta malało a bieżące koszty eksploatacji pozostawały na podobnym poziomie.
Można zaryzykować stwierdzenie, że im dłużej użytkujemy samochód kupowany jako nowy, tym bardziej staje się on opłacalny. Oczywiście pod warunkiem, że nie dopadną nas kosztowne awarie i naprawy.
I z drugiej strony – polityka wymiany auta na nowe po 3–4 latach eksploatacji może i dobrze wpływa na samopoczucie, ale na pewno nie jest optymalnym rozwiązaniem dla portfela. Piszę tutaj oczywiście o zakupach za każdym razem nowego auta z salonu.
Czy jest sens kupować nowe auto?
To pytanie należałoby w zasadzie zadać ekspertom od motoryzacji. Ja nim nie jestem. Dla mnie koszt zakupu nowego auta to przede wszystkim cena świętego spokoju. Ja mam bardzo proste priorytety:
- Auto ma działać zawsze, gdy go potrzebuję.
- Najlepiej, by wszelkie ewentualne naprawy realizowane były w ramach gwarancji – a więc auto musi mieć gwarancję.
- Dobrze się czuję wiedząc, że użytkuję samochód od nowości i jest on “ułożony” pod mój styl jazdy.
- Nastawiam się na wieloletnie użytkowanie auta – tak długo, jak długo będzie mi skłonne służyć.
Czy powyższa polityka jest optymalna kosztowo? Absolutnie nie. Ale jak widzicie na tym przykładzie, ja nie zawsze działam optymalnie kosztowo. W kontekście auta cenię sobie bardziej moje dobre samopoczucie (obejmujące brak problemów), niż pieniądze 😉
Dyskusji o wyższości auta nowego nad używanym lub odwrotnie – nie zakończymy żadnym generalnym wnioskiem. Jest to kwestia bardzo indywidualna. A jeśli chodzi o jej finansowe aspekty, to w kolejnych artykułach dotyczących samochodów rozpracuję całkowity koszt posiadania auta używanego – także na konkretnym przykładzie. Zobaczymy jakie będą konkluzje 😉
Jedno jest pewne – samochód jest bardzo kosztownym wydatkiem. Gdybym kwotę 120 000 zł włożył na roczną lokatę oprocentowaną zaledwie na 3,5%, to co roku wyciągałbym ok. 3400 zł odsetek “na czysto”. Przez 6 lat lokata taka zarobiłaby dla mnie ponad 20 tys. zł. i w zasadzie o taką kwotę należałoby powiększyć moje straty w scenariuszu zakupu auta za gotówkę.
O ile kredyt zwiększa koszt zakupu auta?
Wszędzie powyżej optymistycznie zakładałem, że mamy gotówkę na zakup samochodu. Spójrzmy jeszcze ile będzie kosztowało to samo auto finansowane następującym kredytem:
- Kredyt na 6 lat
- 3% prowizji za udzielenie kredytu
- Oprocentowanie 6,49% w skali roku
- Kredytujemy całą cenę auta, czyli 121 985 zł
W całym okresie oprócz kapitału kredytu będziemy musieli zapłacić dodatkowo bankowi 30 041,41 zł prowizji i odsetek, co sumę poniesionych kosztów (z uwzględnieniem kosztów eksploatacyjnych oraz utraty wartości auta), wyniesie do poziomu 201 056 zł.
W takim przypadku całkowity koszt przejechania każdego kilometra wyniósłby 2,06 zł. A no i co miesiąc mielibyśmy na głowię ratę kredytu za auto w wysokości 2111,48 zł.
Szczegółowe wyliczenia znajdziecie w załączonym do wpisu arkuszu kalkulacyjnym. Jego kolejne zakładki zawierają oddzielne obliczenia dla zakupów auta za gotówkę, jak i finansowanego kredytem. Wszystkie parametry w żółtych polach możecie zmieniać i przeprowadzać własne symulacje – także w oparciu o dane dotyczące Waszych samochodów. Gorąco do tego zachęcam 🙂
Pobierz załączniki do artykułu
Po co przeliczam koszt przejechania kilometra?
Celowo przeliczyłem całkowity koszt auta na koszt przejechania jednego kilometra. Warto go porównać chociażby z kosztem podróżowania taksówkami, który wynosi około 1,5 zł do 3 zł za każdy kilometr (+ początkowa opłata za “trzaśnięcie drzwiami”) – w zależności od korporacji i miasta.
Wyliczenie tego kosztu przyda się nam na przyszłość. W kolejnych artykułach planuję zestawić koszty podróżowania autem z innymi, alternatywnymi sposobami miejskiego transportu.
Budżetowanie wydatków na samochód
Załączony do artykułu szablon Excel zawiera jeszcze dodatkową zakładkę “Budżet roczny i miesięczny”. Jeśli znacie koszty eksploatacji swojego auta za poprzedni rok, to dzięki tej zakładce możecie wyliczyć ile tak naprawdę powinniście średnio co miesiąc przeznaczać na eksploatację samochodu.
Nie warto być tutaj optymistą. Osoby, które nie miały oszczędności i wpadły w kłopoty finansowe, jako jedną z przyczyn wskazują często nieplanowaną kosztowną naprawę samochodu. Jeśli nagle pojawia się konieczność wydania np. 4000 zł a my tych pieniędzy nie mamy, to skądś trzeba je zdobyć. A pożyczka w takiej kwocie wraz z odsetkami potrafi się ciągnąć za nami bardzo długo. Dlatego lepiej być przewidującym i założyć z góry, że prędzej czy później auto się popsuje i odkładać na bieżąco oszczędności na ewentualną naprawę.
W moim przypadku suma uśrednionych kosztów eksploatacji auta wynosi aż 1188 zł miesięcznie.
Czy powyższe koszty można obniżyć?
Czy da się obniżyć koszty? Oczywiście, że się da. Dzięki temu artykułowi widać czarno na białym, w których obszarach możemy liczyć na największe oszczędności w przypadku nowego auta:
- Koszty paliwa – tu alternatywą jest instalacja LPG, zakup oszczędnego samochodu oraz eco driving, o którym już pisałem. Można również ograniczyć liczbę przejeżdżanych samochodem kilometrów przesiadając się do komunikacji miejskiej lub po prostu na rower. Dobrze sprawdza się także carpooling, czyli współdzielenie kosztów jazdy samochodem przez większą liczbę podwożących się osób.
- Koszty ubezpieczeń – spójrzcie jeszcze raz w moje tabelki – w przypadku nowego auta, ze względu na jego dużą wartość, roczna składka pełnego ubezpieczenia OC+AC może być bardzo wysoka. To powoduje, że w praktyce koszty ubezpieczenia są drugim największym kosztem po paliwie. Analizowanie rynku i szukanie jak najlepszych ofert to podstawa do redukcji kosztów.
- Koszty serwisu – to temat rzeka. Jeśli mamy nowe auto i zależy nam na utrzymaniu gwarancji, to możemy być skazani na jego obsługę w Autoryzowanej Stacji Obsługi (ASO). Oznacza to wyższe koszty, ale jednocześnie daje lepszą pozycję negocjacyjną w przypadku ewentualnych problemów z autem. Niektóre firmy, przy założeniu serwisowania w ASO, pozwalają przedłużać za małe pieniądze gwarancję na samochód – nawet do 10-ego roku jego eksploatacji. Z drugiej strony, na mocy unijnej dyrektywy GVO (obowiązującej od 2010 r.), nie jesteśmy zobowiązani do serwisowania auta w ASO i nadal nie tracimy gwarancji. Trzeba to jednak robić z głową 🙂 – myślę, że temu także poświęcę kiedyś oddzielny wpis.
Sprawdź również: Ford Mustang, czyli jak spełniłem swoje kosztowne marzenie (za zgodą Żony)
Cykl artykułów “Oszczędne auto”
Ten wpis wchodzi w skład cyklu artykułów “Oszczędne auto”. Zachęcam do zapoznania się z innymi wpisami, które pomogą obniżyć koszty eksploatacji samochodu:
Inne artykuły dotyczące kosztów eksploatacji auta:
- Jakie ubezpieczenie dla samochodu? Przegląd wariantów i od czego zależy wysokość składki.
- 18 sposobów jak płacić mniej za ubezpieczenie samochodu.
- Ecodriving, czyli sztuka oszczędnej jazdy samochodem.
- Całkowity koszt posiadania nowego auta z salonu.
- Wszystko o LPG, czyli ile kosztuje i komu opłaca się instalacja gazowa w aucie.
- Jak zbijać koszty eksploatacji auta i czy to się opłaca?
- Ile w praktyce kosztuje auto hybrydowe?
Polecam także wpis „Jak tanio dojechać do innego miasta? 10 porad jak obniżyć koszty transportu„.
Szerokiej drogi 🙂
No i to tyle na dzisiaj. Jestem ciekawy, jaki Wam wychodzi średni koszt przejechania jednego kilometra. Jeśli uda się Wam to policzyć, to zachęcam do podzielenia się wynikiem w komentarzach.
A tymczasem życzę świadomego i bezpiecznego korzystania z Waszych pojazdów. Jeśli będziecie wiedzieli, że ktoś ze znajomych przymierza się do zakupu nowego auta, to podeślijcie mu proszę link do tego artykułu. Być może wspólnie pomożemy mu podjąć lepszą decyzję – bardziej łaskawą dla portfela.
Ja wiem jedno – postaram się już długo nie zmieniać samochodu, a jeśli będzie to konieczne, to mocno przemyślę taki zakup. 🙂
Zdjęcie na początku: materiały prasowe Ford.
{ 352 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
dla równowagi:
kupiłem auto za gotówkę za 5000 zł 3 lata temu. Dzisiaj warte jest ok. 3000 zł.
CAŁKOWITY koszt przejechania 1 km wychodzi mi ok. 50 gr. 😀
pzdr.
Marcin
fajnie ale nie możesz się za to polansować 😉
Tak, są samochody leciwe, które po zakupie i naprawach mogą służyć kilka lat.
Sprawa jest prosta. Jeśli ktoś ma dużo kasy, może sobie pozwolić na przyjemność kupienia w salonie, zapach nowości i dobór koloru, wersji silnikowej, dodatków dokładnie według swojego gustu.
Jeśli komuś zależy na oszczędzeniu pieniędzy, optymalnym wyborem jest samochód używany.
Ja mam Mercedesa SLK 230 K. Niestety na zakup nowego nie mógłbym sobie pozwolić, więc w tym wypadku wchodził w grę tylko zakup leciwego auta. To jedyna możliwość, aby spełnić chęć pośmigania z otwartym dachem i z przyspieszeniem 7s do setki i nie wydać 250 tys. zł 🙂 Auto mam 2 lata i na czyste naprawy (nie eksploatację) wydałem nieco ponad 2000 zł. Biorąc pod uwagę, że ten samochód specjalnie nie tanieje to jednak zdecydowanie bardziej opłaca się używany. Nawet jak ktoś ma więcej pieniędzy to niech sobie kupi młodszy rocznik jakąś 32 AMG i będzie miał 350 KM za nieco ponad połowę wartości nowej kody Superb. Ja jednak wolę meśka 🙂
Witam, osobiście nie widzę żadnej wartości w samochodach, może dlatego również wolę tzw”używki” . Robię tak, że kupuję auto do max 7 tyś i jeżdżę nim max do 3 lat. To nie prawda, że każde używane auto jest składakiem. Komfort jady to kwestia podejścia mentalnego do luksusu- dla każdego jest inny. W mojej ocenie auta są pompowane jako dobro luksusowe, co oczywiście nie jest prawdą. Jak ktoś napisał, droższe auta jedynie dla lansu.
Pozdrawiam Paweł Stopka
Witam. Pragne zaznaczyć małe sprostowanie. Jeśli masz mondeo w dieslu to ciężko wpisać w alternatywie obniżenia kosztów instalacje LPG. Bohaterem opisu było to konkretne auto, z tym konkretnym silnikiem, wiec takiej alternatywy nie było juz w chwili podpisania umowy. Artykuł świetny i rzeczowy.czekam z niecierpliwością na zestawienie kosztów auta używanego, pozdrawiam i gratuluje świetnego bloga i wiedzy.
P.S jak Pan wyliczył koszty paliwa? ilosc km razy średnia cena za paliwo czy suma wszystkich rachunków?
Hej Tomek,
Dziękuję za komentarz. Proszę bez „Pan” 😉
Co do kosztów paliwa – jest to suma rzeczywiście poniesionych kosztów. Większość tankowań w Polsce. W całej kalkulacji są tylko rzeczywiście poniesione koszty. Żadnego szacowania itp.
Pozdrawiam
Cześć Michał,
To bardzo pomocne narzędzie które stworzyłeś. Bałem się zrobić coś takiego , aby się nie przerazić liczbami , ale zrobiłeś to za mnie więc trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Dodam tylko , że przejeżdżam rocznie dwukrotnie więcej km i aby obniżyć koszty często zabieram pasażerów z „bla bla car” trochę mniej kosztuje paliwo a i podróż bywa przyjemniejsza.
Pozdrawiam Jacek
Można dowiedzieć się dokładniej co to dokładnie za cacko? 🙂 który rocznik, ile na liczniku, od kogo kupowany itp? 🙂
Przeczytaj początek, to się dowiesz. 🙂 Mondeo MK4. 2.0 TDCi automat, Titanium. Kupiony od firmy, w której autor pracuje…
Bez kosztów ubezpieczenia, bez kosztów napraw, bez kosztów paliwa – po co kupować auto żeby je pchać wszędzie?
marcin: czy mozesz podac wiecej informacji? koszt napraw, jaki samochod, ilosc przejechanych km, koszt zakupu benzyny/ropy….
Witam
chciałbym przedstawić pozytywną stronę zakupu nowego auta i relację kosztów na km
Honda Jazz II GD, 2006 rok, koszt zakupu w salonie 47400 zł
auto do dziś użytkuję. licznik 171.000 tys zł – wiem co mam !
może koszty całkowite są spore jendak jest to okres ponad 10 lat
Łączne koszty: 124 577 zł (10 lat) tj
koszt przejechania kilometra: ~ 75 gr /km
łączny roczny koszt posiadania 5 latka : ~ 12850 zł
łączny roczny koszt posiadania 10 latka : ~ 11300 zł
jeżeli Japończyk dalej będzie niezawodny, szacuję koszty roczne że zejdą do poziomu 950 zł przy 12 latku i koszt przejechania kilometra: ~ <70 gr /km
całkowite koszty OC/AC 19.500 zł (2006-2015)
Paliwo: 52.700 zł (wg licznika i średniego zużycia 6,5l/100)
przeglądy w ASO: 7.000 zł
Dodatkowe części eksploatacyjne (2 kpl tarcze/klocki, 3 kpl opon, łącznik stabiliz, rurka klimatyzacji + inne drobne) 10.500 zł (*ważne* brak istotnych awarii)
utrata wartość: 34.900 zł
pominąłem drobne koszty jak parkingi, autostrady, mandaty itp
także mam dylemat jak postąpić przy kolejnym zakupie auta. nowe czy używane. jednak użytkując nowe auto przez 10-12 lat koszty roczne przez niewielkie koszty naprawy są relatywnie niskie do gwarancji pewnego źródła i rozkoszy wyjazdu nowym autem z salonu :):)::):
przy podejmowaniu decyzji warto zwrócić uwagę na głównym koszty jakimi są PALIWO (zużycie) oraz szybkość SPADEKu WARTOŚCI , to aż 73 % wartości – pozostałe koszty są mniej bolesne.
pozdrawiam
Rafał
świetne i bardzo przydatne zestawienie! dzięki
Z nowymi autami kupionymi w salonie jest jeden podstawowy problem. Już w momencie zakupu tracą na swojej wartości jakieś 15-20%. Dlatego może warto rozważyć zakup używanego, ale zadbanego i w miarę młodego (np. rocznego) auta?
@Krzysztof
Problem z autami, które po wyjeździe z salonu są 15-20% tańsze jest taki, że nie udało mi się jeszcze takowego zakupić. Rocznych, używanych (bezkolizyjnych) aut też jest jak na lekarstwo. Rocznego auta w opcji w jakiej kupowałem w tym roku nie mogłem znaleźć w ogóle.
Bo chyba nikt nie sprzedaje samochodu po roku 🙂 ludzie się tak szybko nie nudzą nowymi zabawkami. Ale kilku letnie auta są dużo tańsze niż nowe (porównując obie ceny można wyliczyć ile taki samochód taniał w stosunku rocznym tylko po co? 😀 )
A skąd wziąć to roczne auto w dobrym stanie? W 2009 szukałam względnie nowego samochodu i nie widziałam nic od właściciela – wszystko sprzedawali handlarze i wszyscy kręcili opisując stan samochodu
U dealerow czesto mozna kupic wlasnie 1-3 letnie auto. Po prostu czesc ludzi woli po takim czasie wymianiac na nowy, a dealerzy daja wtedy niezle rabaty.
Ja np. nie zdecydowalbym sie na nowy jeszcze, bo za malo zarabiam (20k zl/mc). Rok temu kupilem 7 letnie auto za 50k (nowy kosztuje 300k). Bardzo zadbane, wymienilem kulka rzeczy eksploatacyjnych i teraz ciesze sie nim. Nie potrzebuje lansowania sie nowym, a wygoda i co wazniejsze bezpieczenstwo takiego auta z wyzszej polki jest o wiele wieksze od nawet nowego samochodu do 100k.
@Michal – ja szukałam auta klasy B, które kosztuje jako nówka ok. 50.000 zł. Teraz mój samochód ma 7 lat i wolę poczekać i kupić nówkę niż przechodzić przez gehennę związaną z poszukiwaniem używanego auta.
Może w wyższych segmentach sytuacja wygląda inaczej.
@Magdaleno
Zgadza sie to zalezy od segmentu auta takze. Sytuacja wyglada podobnie we wszystkich segmentach wg mnie, ale gdybym chcial kupic auto klasy, ktorej mam musialbym zaplacic o wiele wiecej. Masz racje tez, ze przy szukaniu w ogloszeniach to trzeba sie przebic przez ogrom niepewnych samochodow. Jest tez opcja jak pisalem wczesniej i ktos nizej, ze dealerzy sprzedaja uzywki, ktore sa sporo taniej, a maja jeszcze gwarancje i jest sie pewnym, ze nie jest spawany z trzech 🙂
Pewnym aspektem jest tez utrata wartosci, bo jesli bede sprzedawal sowje auto za jakies 5 lat dostane jakies 60-70% ceny za ktora go kupilem, co jest niemozliwe w przypadku nowego.
Kiedys tez sobie kupie nowy samochod, ale jeszcze nie teraz 🙂
Tylko jeśli kupujesz takie auto które jako nowość kosztowało 200-300 kzł a teraz kosztuje 50 kzł powiedzmy i coś się zepsuje to naprawa pochłonie 10-20 kzł i z tym musisz się liczyć niestety. Nie twierdzę że Twoja metoda jest zła bo kupujesz fajne auto tyle że nowe auta są strasznie napakowane elektroniką i ich naprawy potrafią być koszmarnie drogie. Mam znajomego który ma auto z 4 kółkami (bez reklamy) i co roku pakuje w nie 10 kzł ale twierdzi że mu się to opłaca bo gdyby kupił nowe to strata wartości
byłaby większa w sumie to ciężko mi się z nim nie zgodzić.
Inna sprawa że ktoś to nowe drogie auto musi kupić żebyś ty mógł kupić używkę 🙂 jak się dorobisz to może kupisz nowe po to żeby ktoś inny mógł
od ciebie kupić :-). Inna sprawa że każde auto powyżej 100-120 kzł to już czysta zabawka i zakup mający na celu bardziej pokazanie się niż względy praktyczne ale co kto lubi.
Zakup auta za 100 tys nie jest fanaberią. Mam dzieci, które dorosły i są już wysokie tak jak ja. A to dopiero początek liceum lub koniec podstawówki. Nie da się wygodnie jeździć w 4-5 wysokich osób autami klasy Opel Astra, czy VV Golf. A takiej klasy auto posiadam. Kiedyś wydawało mi się naprawdę duże. Teraz dzieci siedzą na tylnej kanapie bokiem. Pokaż mi nowy samochód. który ma więcej miejsca w środku i jest tani. Trzeba wydać te 100 koła na nówkę i kropka. Alternatywą używany, w którym wymiana np. reflektora to koszt 4-6 tys. Dpf jakieś 8-10 tys. Więc wolę nowy bo kupno 2-3 latka już po gwarancji to proszenie się o wielkie wydatki ( większość ludzi jednak nie wie jak optymalnie jeździć i eksploatować auto i szybko je zajeżdża). Ja wiem, więc moje stare kupione również jako nowe w salonie ma 20 lat i nie chce się zepsuć. Do tego koszty części niższe niż w rowerach, którymi też jeżdżę. Jak ktoś , tak jak ja zakłada, że będzie jeździł autem min 10 lat to utrata wartości nie ma kompletnie znaczenia. Z tym, że teraz nowe auta nafaszerowane elektroniką i czujnikami, tyle nie pociągną, bo te czujniki po kilku latach wysiądą na bank. I znajdzie się jeleń (albo po prostu ktoś kogo nie stać na nowy), który kupi „prawie nowe” 5-6 letnie auto. Zaraz siądzie dpf, turbina jak ktoś o nią nie dbał, czujniki i inne rzeczy eksploatacyjne ( łożyska, przeguby, hamulce, układ kierowniczy). I po roku użytkowania robi się skarbonka bez dna. Właściwie sytuacja jest teraz bez wyjścia. Albo kupić naprawdę stare, ale dobrze utrzymane auto, gdzie nawet remont kapitalny silnika kosztuje mniej niż reflektor w nowym aucie, albo nowe z salonu. Jak coś ma paść to raczej padnie na gwarancji, a jak po to można coś raz spróbować naprawić. Ale długo raczej się już bez napraw nie pojeździ. A naprawy są kosmicznie drogie. Dlatego niektórzy naprawiają auta tanio i byle jak, żeby szybko się go pozbyć. Taka jest prawda. Nowe auto nie pojeździ już tyle lat co kiedyś. Jak kogoś stać, to niech kupuje nowy i ma święty spokój. Teraz też kupię nowy. Przez tyle eksploatacji jednego lat zaoszczędziłem na nowy spalinowóz. Choć wiem, że to już nie będzie to samo co kiedyś. Ale nie jestem typowym konsumpcjonistą co zmienia telefony i auta co 3 lata.
Nie zawsze oferty 1-2 letnich samochodów to pułapka. Sam mam 1,5 roczne autko z segmentu B które chcę sprzedać. Dlaczego – miałem okazję jako pracownik sieci dealerskiej kupić nowe auto z terminem płatności 12 miesięcy i fajnym upustem… Autko kupiłem i jeżdżę (ma teraz 26 tys przebiegu) ale chciałbym coś większego więc chcę sprzedać. Jestem 1 właścicielem autko bezwypadkowe – woj. śląskie.
a możesz się ze mną skontaktować bo takiego szukam i jestem ze Śląska? trener(at)wp.pl
Michale,
przepraszam że zadam pytanie odbiegające od głównego wątku. Oczywiście jeśli nie chcesz/nie możesz – nie odpowiadaj. Zaintrygowała mnie twoja informacja o zarobkach. Pracujesz na etacie czy prowadzisz włąsną działalność gospodarczą? I kolejne, które może zostać odebrane jako uszczypliwość. Czy pracujesz w Polsce?
Michał jest blogerem. Pracuje tam gdzie ma ochotę i chęć 😛
Głównie to Warszawa 🙂
Hej, no właśnie z bezpieczeństwem jest znaczna różnica. Nowe auta dają dużo większa szanse przeżycia jak stare. Lepiej tez mieć duże auto. Nowe SUVy dają duża większa szanse przeżycia. Z 9 aut które miały zero wypadkow śmiertelnych w roku, 6 to SUVy i nie koniecznie luks marki. Np KIA Sorento. Można tez poczytać o ile większe szanse mamy na przeżycie. Stare SUVy często dachowało przez co miały dużo gorsze radio śmierci na milion wyproduwanych aut. Teraz duże SUVy maja chyba 19.
Ale zobaczcie wypadek dużego starszego auta z małym nowszym. Lepiej byc w nowszym małym. Plus nowe auta maja coraz więcej rozwiązań zapobiegających wypadkom. Informacje możecie znaleźć np. Na IIHS, ancap no i rożne testy na youtubie. Same 5 gwiazdek nie daje dobrego poglądu, szczególnie z ncap.
Salony samochodowe sprzedają swoje samochody prezentacyjne, te , którymi klienci mogą się przejechać przed zakupem. Sprzedają najwcześniej po 6 miesiacach ale przeważnie przed upływem dwóch lat, gdyż wtedy samochody przechodzą lifting i diler zobowiązany jest do odświeżenia swojego „parku”.
i wiesz jak się jeździ takimi autami? pojęcie typu chłodzenie i rozgrzewanie silnika, omijanie dziur, itp. są obce. Przeciętna jazda próbna to kilka-kilkanaście kilometrów, od razu sprawdzanie osiągów, itd. Takie auto ma później kilkanaście czy 30 tys. km przebiegu i to wszystko zrobione w takich warunkach. Do końca gwaranci przetrzyma, później problemy takie same jak z używanymi.
Z tzw. samochodami demonstracyjnymi wcale nie jest tak różowo. One są użyczane do testów, ale także pracownicy je biorą na wyjazdy weekendowe czy czasem urlopowe. To taki nieoficjalny, dodatkowy bonus… A wówczas niektórzy jadą na zasadzie, „przecież to nie moje…”. Pracownicy mają też czasem kartę na paliwo, a wtedy obroty silnika idą w górę, przyspieszanie, wyprzedzanie itd. Auto jest fachowo „odnowione”, ale proszę zawsze taki przebieg pomnożyć razy 2 lub 3. Nie z powodu przesunięcia licznika, ale znacznie intensywniejszej eksploatacji, niż to robi użytkownik ze swoim prywatnym samochodem. Szerokiej drogi 🙂
Ja znalazłem 15miesięczną hondę na portalu leasing’owym, która została zabrana pierwszemu właścicielowi, gdyż nie płacił rat leasingu. Bezwypadkowa, z pełną historią wróciła do salonu, skąd została pierwotnie kupiona. Cena nowej 90tys, ja kupiłem za 65tys. zł. wraz z gratisowym przeglądem i pakietem dilerskim ubezpieczenia 🙂
Podaj ta strone 🙂
Dokładnie. Nawet 10-letni zadbany samochód może wygladać jak nowy. Samochodem 3-letnim, 5- letnim można dokładnie tak samo dobrze się lansować, jak nowym. I do tego znacznie taniej. A oto przecież chodzi 🙂
Ale jest niestety duży minus, ze jest mniej bezpieczny. W razie wypadku żadne oszczędności nie maja znacznia. Każdy oddalby wszystko byleby pasażerowie przezyli. Wyżej w poście opisałem więcej.
Roberto,
nowość samochodu nie jest synonimem bezpieczeństwa.
Przykładowo za 42 000 zł możesz kupić nowego Fiata 500 (w podstawowej wersji), który jest niewielkim pojazdem i ma 7 poduszek powietrznych. Za taką kwotę możesz również wybrać 5 letnie audi a4, które ma 10 poduszek powietrznych i większe strefy zgniotu niż fiat lub 7-8 letnie audi a6 które ma tych poduszek kilkanaście (poduszki powietrzne wg. producenta zachowują sprawność przez 14 lat). Pozostaje odpowiedź na pytanie: W którym z tych samochodów wolałbyś siedzieć przy ich zderzeniu czołowym? Naprawdę w nowym? 🙂
Czy to nie jest, aby błedne założenie? Przecież nikt nie sprzedaje auta w pierwszym roku jego użytkowania.
Taa rocznego… pracuję w branży i Polacy kupują auta w leasingu średnio na 3 lata, w kredycie na 5 lat, a za gotówkę na 8 lat. Więc skąd wziąć roczne auto dla siebie? Roczne auta na polskim rynku to oferty albo po wynajmach (gdzie różnie się dba o auto) lub z Zachodu. Leasing może trwać minimum 2 lata (40 % normatywnego czasu amortyzacji), więc nawet na poleasingowe nie możemy liczyć. Oczywiście dobrze sobie wmawiać, że Niemiec bogaty to i stać go na wymianę auta co rok i tracenie 15-30 % wartości w pierwszym roku a ja kupię taką roczną sprowadzoną okazję. Niestety, te okazje to powypadkowe złomy, albo auta po przekręcie na VAT. Zainteresowanych odsyłam do google „przekręt na VAT”.
Ja nie pracuję w branży jednak często widuję roczne auta do sprzedaży przez salony jako demonstracyjne które są w bardzo dobrym stanie.
Problem polega na tym, że te roczne-dwuletnie auta w salonach są dość drogie, a mają duże przebiegi, typu 30-50 tys. na rok. Salon coś musi zarobić na komisie, który przecież też go kosztuje. Jak dokładnie porównasz ceny, to się okaże, że auto dwuletnie z przebiegiem 70 tysięcy kosztuje 10-15 tysięcy niż nówka, to się zaczynasz zastanawiać czy nie kupić jednak nówki.
Sam sobie muszę dołożyć uzupełnienie: można kupić młode auta znacznie taniej:
– roczne auta od pracowników fabryk samochodowych i salonów dealerskich. Takie auta opłaca się im sprzedawać po roku, gdyż kupują ze zniżką. Takich aut szukajcie na otomoto.
– auta od pół roku do dwóch lat w salonach samochodowych po tzw. leasingu pracowniczym w w/w firmach. O takie auta pytajcie w salonach o auta po pracownikach.
O takie oferty trzeba zabiegać, większość młodych aut w sprzedaży to niestety powypadki, ogromne przebiegi i jak ktoś już wymienił jakieś przekręty handlarzy na sprowadzanych z zagranicy autach, np. na opłatach.
dokładnie taki przypadek miałem.
zastanawiałem się około roku nad samochodem (nowy, używany)
zwiedziłem kilkadziesiąt salonów przeglądając zarówno ofertę nowych jak i używanych. Zastanawiałem się również nad demonstracyjnym , aczkolwiek po tym co słyszałem na jazdach próbnych (SPRZEDAWCA: niech Pan doda gazu, JA: ale ja już wciskam do połogi, SPRZEDAWCA: ale mocy dostaje powyżej 4,5 – 5 tyś obrotów , i przy prędkości ponad 100km/h kazał redukować do 3) tak było w kilku różnych salonach. A co do ceny to nowy samochód na indywidualne zamówienie (tzn. nie taki który był dostępny od ręki- chodziło o kilka zmian i fabryczną instalację gazową) na który czekałem 3 miesiące, zapłaciłem mniej niż proponowano mi roczne samochody po wynajmach długoterminowych. A przy tym mam samochód dokładnie taki jaki chciałem , z wyposażeniem wybranym przeze mnie i bez zbędnych niektórych elementów. dodatkowo do nowego w promocji za 999 kpl kół 16cali (felga+ opona zimowa bridgestone) – który w salonie czy na allegro kosztuje około 3000 zł.
tak apropo cena katalogowa modelu 92 tyś, a uwzględniając wiele możliwych rabatów zapłaciłem 71 tyś.
i zamawiając samochód początkiem września, a odbierając listopadzie otrzymałem również rabat ROCZNIKOWY (mimo iż mam w dokumentach wpisane rok modelowy 2015).
więc tak naprawde mam nowy samochód z takzwanym 23% rabatem
przeglądając oferty na allegro tego modelu z 2014 roku Widzę że zapłaciłem mniej niż widnieją oferty takich używanych.
Bardzo świeże auta można znaleźć na aukcjach banków gdzie sprzedawane są samochody powindykacyjne. Polecam ten temat chociaż niektóre banki nie chcą rozmawiać z klientami indywidualnymi tylko trzeba kupić na działalność.
Czasami można kupić roczne. Kilkanaście lat temu kolega zakupił Toyotę Avensis za około 100 tyś. A po roku pyta mnie, czy nie chcę jej kupić, bo sąsiad z bloku kupił taką samą i go to denerwuje. Ja jej nie kupiłem ale jego brat od razu. Różnie bywa, są ludzie co ich stać na takie fanaberie.
@Krzysztof: problem z rocznymi autami jest taki, ze sa nie do kupienia. 98% rocznych aut na allegro to auta po wypadku/kolizji lub z innymi wadami. Oczywiscie, zazwyczaj sa to informacje zatajone przed sprzedajacym. Pozatym, znasz z wlasnego przykladu kogos, kto sprzedaje roczne auto, bo np. wyszedl nowy model albo auto stalo sie nudne i trzeba kupic cos nowego? Ja nie znam takiego przypadku, ani nawet o takim nie slyszalem…..
Niestety, ale roczne mają jedną z dwóch podstawowych wad: albo nastukane miliard km, albo po poważnym wypadku. W innych przypadkach niż wyżej wymienione raczej nikt nie sprzedaje auta. Przynajmniej bardzo rzadko zdarzają się takie okazje.
A kto ci takie sprzeda? Nikt nie jest idiotą aby kupować nowe auto i sprzedawać z wielka stratą po roku czy 2 uzytkowania. Nawet Niemcy nie są tak rozrzutni. U nas w kraju najczęściej takie auta sa po powaznych dzwonach lub awariach. I tak za 70 – 80% ceny nowego auta kupujesz auto, w które może się okazać składakiem, może mieć zajechany silnik itp. Kupując nowe z salonu masz gwarancję, wiesz na czym stoisz. ja miałem kilka aut uzywanych i mimo teo, iż zawsze dbałem o auta to strata na tych autach wynosiła ok 5000 rocznie. Obliczyłem sobie, że kupując nowe będę miał podobne straty lub niewiele wyższe a nie będę się tyle użerał, że ciągle coś. Przynajmniej w teorii 🙂
Tylko kto ci sprzeda roczne auto chyba dealer pozbedzie sie swojego demo
Pytanie kto sprzedaje roczne auto? Przeważnie są to pojazdy testowe, z wypożyczalni lub leasingowe. Kierowcy takich pojazdów nie dbali o nie. Czyli jazda na wysokich obrotach, wjazd na krawężnik z dużą prędkością, jazda po dziurach, wertepach. Takie roczne auto wizualnie wygląda super ale technicznie może być zajechane jak 10 letni.
Cześć, przydałoby się jeszcze zestawienie kosztów dla dla auta w leasingu.
Pozdrawiam
Ja takie zestawienie zacząłem robić ;P być może z czasem wyślę w neta aczkolwiek przejechałem dopiero 2500km
Cześć Michał
Dzięki za prosty i fajny artykuł. Czy używane czy nowe auto lepsze, jak napisałeś kwestia indywidualna. Tak czy inaczej dobrze zobrazowałeś realne koszta posiadania nowego samochodu co może być dla kogoś przydatne.
Pozdrawiam
Tomasz Czechowski
Michał, wielki respekt za ten wpis! Ja właśnie kupiłam nowy samochód z salonu. Za 4 lata, gdy skończy się czas leasingu, będę mogła napisać podobny tekst… 🙂
Zakup auta faktycznie trudno odczytywać w kategoriach inwestycyjnych – można wtedy osiwieć przedwcześnie (autor jest szczęściarzem, jemu to nie grozi ;)).
Mnie osobiście odstrasza zakup auta za gotówkę, mimo wyższych kosztów optowałbym za pożyczeniem tych pieniędzy w celu rozłożenia zobowiązania na dłuższy okres czasu.
Stąd też moje zainteresowanie leasingiem, ale w wersji która pojawiła się niedawno, tj. z wysoką kwota wykupu.
Czy odważyli byście się płacić przez trzy lata za auto które nigdy nie będzie Waszą własnością? Mnie to zaintrygowało. Póki co jest to opcja dostępna u droższych producentów.
@Maciej Tabert
Kwestia zarządzania ryzykiem. Zauważyłem, że obecnie leasing jest nadmiernie wykorzystywany (z mojej perspektywy). Chyba są już nawet oferty leasingu dla osób fizycznych nie prowadzących działalności gosp.
Jeśli prowadzisz swoją firmę „nowocześnie” (jak korporację), potrzebny jest Ci samochód lub samochody do firmy, to bierz w leasingu. Nie możesz mieć zatorów płatniczych? Wiesz co to jest EBIT, EBITA, EBIDTA, ROI i wykorzystujesz to w bieżącej działalności? Wg mnie leasing jest wtedy jak najbardziej wskazany.
Jeśli jest inaczej, to się dobrze zastanów, przeanalizuj zapisy umowy. Jeśli nie będziesz w stanie spłacać rat leasingowych, wówczas oprócz tego, że oddasz auto, to będziesz musiał pokryć koszty jego odbioru (kilka stówek, zgodnie z umową). Może się okazać, że kwota dodatkowych opłat będzie uzależniona od tego za ile auto zostanie sprzedane lub wyleasingowane komuś innemu (niekoniecznie od razu, niekoniecznie po najlepszej dla Ciebie cenie). Finansujący może nie chcieć utracić zysku z powodu przedwczesnego zakończenia umowy, więc dyskonto też będzie wyliczane odpowiednio.
Co ze szkodą całkowitą? Miałeś pecha, auto do kasacji, ale masz AC? Fajnie, ale wypłata SU nie wystaryczy na pokrycie zobowiązań wobec finansującego, bo utracił on zysk jaki by miał, gdyby umowa trwała do końca. Trzeba dopłacić.
Oddałeś lub skasowałeś auto przed upływem 2 lat (właściwie to przed 40% amortyzacji)? Zapytaj się księgowego co się dzieje z podatkami.
Jeśli masz gotówkę, Twoja firma ma odrębną osobowość prawną, to może udziel jej pożyczki na zakup auta. PCC prawdopodobnie nie będzie, zysk będzie szedł do Twojej kieszeni (-19% belkowego), a nie do firmy leasingowej, KUP normalnie.
Leasing jest tańszy niż wynajem auta z wypożyczalni. Chociaż znam ludzi, którzy mają auto w leasingu, bo jest im potrzebne w prowadzonej działalności, a jak jest potrzebny dodatkowy samochód to korzystają z usług wypożyczalni. Policz, może to też jest jakaś opcja na dodatkowy samochód?
Jeśli rzeczywiście chcesz „wynająć” auto za pośrednictwem firmy leasingowej, a masz wolną gotówkę to policz czy nie będzie się bardziej opłacało kupić ten samochód, a po pewnym czasie go po prostu sprzedać (porównaj koszt zakupu, spadek wartości auta, cenę sprzedaży, koszt ryzyka wystąpienia szkody całkowitej przed upływem 2 lat i po upływie tego okresu, koszty dodatkowe związane z umową leasingową np. http://www.efl.pl/tabele-oplat-i-prowizji ).
To jest jak płacenie za wynajem, użytkuję auto, płacę za to, a nie wykupuję go nigdy, tylko po zakończeniu umowy leasingu biorę następny. Wielu klientów mnie o to rozwiązanie pyta.
ja zakupiłem 2 miesiące temu w leasingu .
leasing 103% (auto 71tyś zł , koszty całkowite leasingu 2100 zł)
leasing na 3lata , wpłata 25% (okolo 18 tyś) , wykup 1 % (710 zł).
w przypadku dużego wykupu zazwyczaj samochodów się nie wykupuje , tzn jest to takzwane wypożyczenie długoterminowe (opel w takim pakiecie daje ).
A czy normalne wypożyczalnie oferują długoterminowe opcje wynajmu dla osób fizycznych? Jeszcze do niedawna taka opcja była dostępna tylko dla firm.
Cześć Michał,
dzięki za ten wpis.
Auta, z racji mojego do nich zamiłowania są mi bardzo blisko.
To wspaniale, że cenisz sobie bezproblemową eksploatację.
Jednak można obecnie kupić auta 2-3 letnie z gwarancją producenta – specjalne programy dla swoich pracowników ma VW i BMW i na pewno wiele innych firm.
Takie programy polegają na tym, że pracownicy za niewielką miesięczną ratę mają samochody wraz z pełną obsługą techniczną i co 2-3 lata wymieniają je sobie. To zapewnia dodatkowy ruch dilerom (jest dobrą opcją na zdobycie rynku niższego niż swój własny – ktoś kto planował kupić nową lagunę może nabyć passata 2 letniego).
Najczęściej te auta mają przebieg 20-30k km, i przed oddaniem do salonu mają pełny przegląd i pełną gwarancję. Więc nie ponosisz ryzyka.
Jednocześnie, kupując auto 4-5 letnie klasy premium możesz to auto nabyć za 40-50% ceny. Co przy zakupie auta za 120k pln daje 60k pln oszczędności – po zakupie wprowadzając takie auto do warsztatu i wymieniając wszystko w nim – nie zapłacisz tych 60000zł różnicy.
Oczywiście – wszystko zależy co jest dla kogo ważne.
Jednak bardzo duży odsetek nowych aut jest kupowanych na kredyt. Wtedy tańsze używane auto ma jeszcze większy sens.
Wspaniałe jest to co zrobiłeś – pokazałeś ile kosztuje 1km – to na pewno da wielu osobom do myślenia!
Pozdrawiam!
Łukasz
Tylko od razu uprzedzam, żeby nie mylić przy zakupie 2-3 letniego auta gwarancji producenckiej, a gwarancji serwowanej nam przez komis albo firmę pośredniczącą w tym.
Ponieważ za taką opcję płacimy dodatkowo, a wiele osób zapomina o artykułach 556–576 Kodeksu Cywilnego i jego mocy, za darmo 🙂
Kolego, kolego. Bądź bardziej ścisły w swej wypowiedzi.
Art. 556-576 nie obowiązują w odniesieniu do sprzedaży konsumenckiej na podstawie art. 1 ust. 4 Ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie Kodeksu cywilnego. Natomiast do sprzedaży konsumenckiej ma zastosowanie ta właśnie ustawa.
Wszystko jednak się zmieni 25 grudnia br. gdy przestanie obowiązywać wskazana ustawa, a w to miejsce wejdą ponownie w życie przepisy o rękojmi, ale w zupełnie nowym brzmieniu.
Też posiadam Forda Mondeo, ale niestety MK3 w wersji 2.0 DuratecHe. Jeżeli chodzi o samochody tego modelu polecam je bardzo gorąco, jeżdżę tym samochodem od 2 lat i jedynie na co wydaje pieniądze to eksploatacje samochodu, wymiana płynów i dolewanie co 2 tydzień benzyny do pracy. Nigdy nie skupiałem się nad tym ile wydaje na samochód pieniędzy, ale fajnie to zacząć kontrolować. Ciesze się, że trafiłem na pana stronę bo akurat jest tu bardzo dużo fajnych artykułów z których można czerpać wiedzę, a może mi się to w życiu przyda. Pozdrawiam 🙂
Hej Sebastian,
MK3 też miałem okazję jeździć przez długi czas. Opublikuję za jakiś czas także analizę kosztów w jego wydaniu – to auto będzie właśnie podstawą do analizy kosztów używanego samochodu 😉
Życzę miłej lektury innych artykułów na blogu i proponuję od razu przejść na „Ty”.
Pozdrawiam
Michale, o ile wtryski nie padły, to powinno wyjść dobrze:)
Gorzej, gdy naprawa przekracza wartość samochodu, jak przy awarii takiego układu. Ciekawie prezentowałaby się taka analiza kosztów…
Heh, ten model w Polsce jest bardzo popularny, ale co jeden to inna historia.
Swoj kupilem z wzorowa historia i sprawdzonym w ASO stanem przy 170k km. Jeden z najdrozszych dostepnych w swoim roczniku i wersji, dopieszczony egzemplarz od osoby z kasa.
Lacznie doplacilem do samochodu conajmniej jego wartosc w serwisach. Nie wspoiminajac o straconym czasie, nerwach, telefonach do assitance. Samochod nigdy nie mial wypadku, ale wielokrotnie problemy z turbo, wtryskami, potem zawieszeniem, lozyskami, uszczelkami.
Kazda naprawa w serwisie z renoma i z wyzszej polki. ASO we Francji i szwajcarii gdzie najczesciej bywam zupelnie bez pojecia i powodzenia staralo sie nim zajac ciagnac tylko kolejna kase. W ciagu 3-4 lat auto pochlonelo 20-25k kosztow serwisowych, jednoczesnie bedac ciezkie do pozbycia sie ze wzgledu na przewlekle usterki.
Nigdy nie wiadomo na coi sie trafi. Tankowane tylko na dobrych stacjach, wymieniane na czas filtry, olej, najlepsze opony. Chlodzona turbina, garazowany, i duza czesc zycia na Szwajcrskich asfaltach. OT, wsponiane cudowne MK3 2.0 TDCI po lifcie.
Świetny artykuł, dzięki.
Myślę że dla wielu osób wnioski mogą być zaskakujące – sam sobie liczyłem kiedyś podobnie – komunikacja w Warszawie jest rozwinięta stosunkowo nieźle, bilet kwartalny nie kosztuje jakichś olbrzymich pieniędzy, a nawet przejazdy taksówkami kilka razy w tygodniu przez pół miasta nie odbiją się tak na budżecie jak kupno i eksploatacja samochodu.
Póki nie mam dzieci które trzeba wozić do szkoły czy do lekarza, samochód byłby tylko i wyłącznie kosztowna zachcianką.
Pozdrawiam 🙂
Przy takich porównaniach zawsze brakuje mi uwzględnienia podróży z większym bagażem np. ciężką teczką z papierami i laptopem. Nie mówiąc o chorobie lokomocyjnej, która atakyje mnie w przegrzanych autobusach i taksówkach
Zgadza się. Własny samochód daje o wiele większy komfort. Nie trzeba też się dostosowywać do rozkładów jazdy. Jadę o takiej porze, która najlepiej mi pasuje. Oczywiście większy komfort więcej kosztuje.
Z tym komfortem to bym nie przesadzał. Od ponad roku nie mam auta i jeżdżę pociągami ale ostatnio pożyczyłem auto bo jechałem okrężną drogą. I powiem Ci, że robienie sobie samemu za kierowce średnio mi się podoba. Łącznie 1,5h jazdy mogłem wykorzystać lepiej niż na kierowanie auta. Aktualnie uczę się angielskiego. Ile jest warte 1,5h lekcji?
@Marcin – ale rozumiesz, że są osoby, którym prowadzenie samochodu sprawia przyjemność?
Musisz dojść do pociągu, potem ze stacji do miejsca docelowego. Jeśli się przesiadasz, musisz czekać na przesiadkę. Czekasz też wtedy, gdy pociąg się spóźnia. Jeśli umawiasz się na spotkanie na konkretną godzinę i nie masz pociągu na styk, znowu czekasz – między przyjazdem, a spotkaniem. Samochodem jedziesz natomiast wprost spod domu do miejsca docelowego, w czasie, który Ci odpowiada. Przy tym jednocześnie możesz słuchać lekcji języka angielskiego lub inncyh nagrań w tym języku 🙂 Samochód daje lepszy komfort pod względem temperatury. Możesz ustawić sobie taką, jaka Ci odpowiada. W pociągu tego nie zrobisz. Samochodem dojedziesz w każde miejsce, pociagiem tylko tam, gdzie są przystanki. Doceniam to zwłaszcza podczas wyjazdów turystycznych. Możesz zatrzymać się i kupić coś do jedzenia, picia, oglądnąć ładny widok. Pociąg nie zatrzymuje się na żądanie;) Bardzo lubię jeździć samochodem, kierowanie nim sprawia mi frajdę.
I wszędzie gdzie użyłeś słowa „czekasz” ja wstawiam „uczę się”. Ja nie neguje poręczności auta ale jechanie 5h autem a jechanie 5h pociągiem. Chyba nikt mi nie powie, że to drugie jest bardziej męczące. Co do wyjazdów turystycznych to samochód jest ok tylko do wycieczek objazdowych. Jeśli jedziesz gdzieś np w góry to najczęściej masz jedno miejsce wypadowe do całej okolicy. Chce tylko powiedzieć, że dopóki nie muszę mieć auta to go nie kupię.
Witam,
proponuję spróbować zaplanować podróż pociągiem z miejscowości Stare Bogaczowice do miejscowości Bobrówko. Wtedy nasunie Ci się więcej przesłanek „ZA” jazdą samochodem.
….z dwójką małych dzieci, ich misiami, parasolem, kwiatkiem dla teściowej, torbą z dokumentami i portfelem krzyczącym „bierz mnie!” ;))
Tak, nauka to dobrze wykorzystany czas. Przy czym ja oszczędzając czas na czekaniu, mogę dowolnie go wykorzystać, nie tylko na naukę. Masz rację, że długie kierowanie samochodem może męczyć. Jednak wiele zależy od tego, jaki to jest samochód, co pokazują badania oraz od robienia przerw. Ja bardzo rzadko jeżdżę w tak długie trasy, więc to dla mnie nie problem. Tak, lubię wycieczki objazdowe i bez samochodu nie byłyby możliwe. Jedno miejsce wypadowe, co wiem z mojego doświadczenia, bo też lubię góry, starcza tylko do czasu. Jeśli jestem gdzieś dłużej, to potrzebuję się przemieszczać, aby poznać nowe trasy, rozpoczynać wycieczkę z innych miejsc. Samochód jest wtedy nieodzowny. Daje mi tyle korzyści, że nie wyobrażam sobie, abym mógł się obyć teraz bez niego.
Samochód to to nie tylko kwestia finansów. Gdy ma się rodzinę i dzieci to nie posiadanie samochodu jest bardzo dobrą sprawą. Wówczas nie trzeba tracić czasu na dowożenie ich do szkoły i na różne inne zajęcia, tylko muszą dojeżdżać sami jak mogą: autobusem, rowerem, samochodem z sąsiadem. Dodatkową zaletą oprócz wolnego czasu jest to, że dzieci się uczą zaradności. Dzieci to nie wszystko – jeszcze różne babki, ciotki chcą, żeby ich gdzieś samochodem zawieźć, rodzice, by do nich przyjechać w każdy weekend. Nie mając samochodu babki i ciotki od razu z głowy, a i rodzicom można wytłumaczyć, że przecież nie mamy czym do Was przyjechać i też mieć święty spokój od nich.
Upewnij mnie czy twoj post to sarkazm.
Bardzo ciekawy i użyteczny artykuł. Dziękuję za publikację.
Robak
Dzieki bardzo za ten wpis. Zacząłem się ostatnio zastanawiać nad kupnem nowego samochodu, dzieki Twoim wyliczeniom wyciągnąłem odpowiednie wnioski 🙂
Świetny artykuł!
w nowym aucie oprócz oczywistego świętego spokoju (który niezwykle cenię) dochodzi dodatkowo bezpieczeństwo – masz dość dużą pewność, że nie jest ono poskładane z kilku innych i w przypadku (tfu tfu) kolizji uratuje Ci i/lub Twojej rodzinie życie. Tego nie da się przeliczyć na pieniądze ale zawsze to we mnie tkwi.
Dlatego kupując auto używane, poświęcam mu 2,5-3 godziny na dokładną analizę zarówno stanu blacharsko-lakierniczego jak i kondycji całego auta – nie mam reklamacji 🙂
nie zawsze da się zdiagnozować wszystko.
znajomy kupił BMW 3 e46 2002 r za około 18 tyś.
niby wszystko kilka rysek na blasze (nie malowane).
okazuje się że 6/10 poduszek powietrznych niestety zamiast poduszek były włożone odpowiednie oporniki (niestety komputer tego nie wykazał).
drugi znajomy kupił w niemczech bmw 2012 r (roczne) po kolizji , elementy z wybitymi poduszkami wymienił na nowe , uszkodzone elementy blacharskie również kupił nowe w salonie (cała reszta elementów nie widocznych dla oka była zamawiana na szrotach). w jaki sposób wykryć takie uszkodzenie??? – raczej chyba niemożliwe. jeździ nim rok i będzie chciał sprzedać, czy wydaje wam się że napisze że samochód był uszkodzony? kupując samochód, sprzedający miesiąc wcześniej był tym samochodem w salonie na serwisie, co oczywiście jest odnotowane. (czyli przy sprzedaży można napisać „samochód bezwypadkowy do końca serwisowany”)
Ciekawy artykuł. Fajnie się go czytało.
Spróbuje podzielić się swoimi wynikami, chociaż będą one obarczone b. dużym błędem. Po pierwsze zapisuje wydatki w MM od lutego, a po drugie moim obecnym autem jeżdżę od lipca br. – i to odnosnie tego auta mogę cokolwiek napisać. Porównując się do sytuacji Michała kupiłem używanego Forda Mondeo z 2007 roku w benzynie. 2.0/140 KM. Od 1 lipca do teraz przejechałem tym autem 9500 km.
Wszystkie koszty całkowite eksploatacji + wszelkie opłaty + zakup auta wynoszą 36 884,97 Tak więc po niecałych 6 miesiącach koszt 1 km wynosi 3,88 zł Trudno zgadywać przyszłość, ale zakładam, że przez najbliższe 6 miesięcy na moje koszty złożą się głownie: benzyna, nowe felgi + inne nieprzewidziane wydatki. Powiedzmy ze w sumie to będzie 6000 zł + przejadę kolejne 9500 km. Przy takich dość ogólnych założeniach po jednym roku użytkowania koszt jednego przejechanego km spadnie do około 2,25 zł/km. Czyli tak jak nowe auto z salonu w 3 roku.
Oczywiście zdaje sobie sprawę, że w moim przypadku jest to zbyt krótki okres, aby można było mówić o rzetelności tych liczb w dłuższej perspektywie. Jednak zakładając, że oba auta są w podobnym wieku i że zarówno Michał jak i ja będziemy je użytkowali przez możliwie długi czas to patrząc już na początkowe koszty jednak kupowanie nówki z salonu do mnie nie trafia, ale to i tak temat rzeka 🙂
Pozdrawiam wszystkich kierowców zarówno tych co jeżdżą używaniami autami jak i tych co mają nówki z salonów 🙂
Przy większym przebiegu szczególnie w przypadku samochodów wyposażonych w wysokoprężnego diesla mogą pojawiać się dodatkowe koszty jak chociażby naprawa filtra cząstek stałych, koła dwumasowego, turbosprężarki, czy wtrysków – oczywiście to jest czarny scenariusz.
Silnik benzynowy z pozoru jest mniej zaawansowane jak chociażby wspomniany przez Ciebie z Mondeo 2.0 16-tka, jednak gdy weźmiemy pod uwagę TSI, TCE, THP, może okazać się że downsizing nie wyszedł na dobre a napinacze łańcucha rozrządu mogą spłatać figla 🙂
Obecnie TSI wychodzi już na pasku rozrządu i problem rozciągających się łańcuchów został usunięty.
No tak. Porownajmy koszt kilometra wlasnym samochodem z kosztem km w taksowce. Ale zarcik. To taksoweczka jedziemy z rodzina nad morze, do sklepu lekarze niech czeka. Albo my czekamy na kolejnego z reklamowkami pelnymi zakupow. czekam na porownanie kosztu zdartych podeszw zamiast paliwa do samochodu. ile beda kosztowac buty do przejscis 100tys km.
Nie posiadam samochodu ale mieszkam niedaleko hipermarketu i tak:
„taksoweczka jedziemy z rodzina nad morze” – pociąg lub autokar, pod kwaterę busik ok. 100 w jedną stronę.
„do sklepu” – autobus 2,20 lub z buta akurat sklepy z żywnością mam blisko a resztę kupuję online
„lakarze” – taksówka koszt w jedną stronę ok 10zł
„Albo my czekamy na kolejnego z reklamowkami pelnymi zakupow” – koszykiem wyjeżdżasz przed sklep, tam jest pełno parkingu i taksówek, oraz przystanek, zdarzyło mi się koszykiem pojechać pod dom 🙂
„ile beda kosztowac buty do przejscis 100tys km” – ostatnie buty miałem 8 lat od lata po zimę, cena to 239zł
W Polsce gdy mieszkasz w mieście blisko centrum, banku/ów, hipermarketu, żabek i innych biedronek posiadanie samochodu jest bez sensu chyba, że wymaga tego praca. Raz na pół roku można się przejechać taksówką do lekarza. I to w zasadzie tyle. Co innego za granicą. Tam bez samochodu ani rusz, byłem i doświadczyłem, do tego taksówki drogie. Zwłaszcza gdy do morza masz 15-30minut, wtedy można sobie pojechać raz w tygodniu.
Żeby nie było lubię pojeździć, ale od tego mam Race Setup 🙂 [Samsung 32″ + Logitech G27 + Sportsseat + Konsola/Gra] = 5000zł
@ Bartek
jazda na wakacje – IMHO komfort związany z podróżą własnym samochodem jest nieporównywalny: można zabrać więcej rzeczy, mieć je cały czas pod ręką, a nie w luku bagażowym. Można zatrzymywać się stosownie do własnych upodobań, a nie na wyznaczonych postojach. A potem można spokojnie na kilka razy ponosić bagaże do kwatery, co ma sens gdy część rodziny jest słabsza fizycznie i za tragarza robi jedna osoba. Dla mnie dodatkową zaletą jest możliwość prowadzenia samochodu na dłuższej, ładnej trasie.
Zakupy – jakoś nie wyobrażam sobie, że pod marketem spokojnie pakuję całe zakupy do bagażnika taksówki, a potem noszę je do mieszkania z garażu.
Plus jest kwestia czekania – ilekroć zamawiam taksówkę, muszę na nią czekać z 15 minut ew. umawiać się wcześniej. A mój samochód czeka na mnie na parkingu.
@Magdalaena, czy aby nie przesadzasz? Równie dobrze w pociągu możesz poczytać książkę lub przespać się. Trasie z okna też widzisz. Co do ilości rzeczy lepiej się przyzwyczaić, zwłaszcza gdy zmierzasz podróżować gdzieś dalej – samolotem. Wtedy brak normalnego bagażu to luksus i spory zastrzyk czasu. Najlepiej maksymalnie wykorzystać bagaż podręczny. Jedzie się odpocząć a nie w rewię mody bawić.
Zakupy są problematyczne, ale gdy ktoś jak Bartek ma przypuszczalnie te 200-500m do marketu to bezsensownie było by odpalać samochód. Ludzie kupują mieszkania na jakimś zadupiu za ciężkie kredyty a potem wmawiają sobie, że potrzebują samochodu…
Zawsze przed wyjściem jest coś do poprawienia w ubiorze itd. Na mnie zawsze to taksówka czekała, bo ciągle się grzebię. Dobrze znam życie z samochodem, i to najczęściej wygląda tak, „no choć już bo on już w samochodzie czeka”. Żaden to komfort, gdy ktoś kogoś pośpiesza.
Posiadanie samochodu kosztuje, ja również go nie mam i nie zamierzam mieć. Bolało by mnie nawet to 300zł miesięcznie na paliwo i ubezpieczenie płacić. Uprzedzając nie wydaje nawet 50zł miesięcznie na transport, bo wszędzie mam blisko (taki urok mieszkania blisko rynku).
@Grzesiek
„Równie dobrze w pociągu możesz poczytać książkę lub przespać się. Trasie z okna też widzisz.”
Zdecydowanie wolę prowadzić samochód niż być wieziona.
„Co do ilości rzeczy lepiej się przyzwyczaić, zwłaszcza gdy zmierzasz podróżować gdzieś dalej – samolotem. ” Wyjeżdżałam sporo na wycieczki objazdowe, znam problem związany z dostosowywaniem wagi bagażu do wymagań linii lotniczych. I właśnie po tych doświadczeniach doceniam luksus podróży własnym samochodem ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Szczególnie cenię sobie możliwość posiadania wielu małych manatków, a nie wpychania jedzenia, ciuchów, butów i kosmetyków do jednej wielkiej, ciężkiej walizki.
A czy Ty wyjeżdżałeś w ten sposób na wakacje?
Cóż, kwestia preferencji.
Dla mnie wakacje to przemieszczanie się. Nie wyobrażam sobie dwóch tygodni w jednym miejscu.
A do tego bezwzględnie potrzebny jest samochód – zwłaszcza jeśli nie jedziesz sam, tylko z rodziną. Pytanie jedynie: swój czy wypożyczony?
Z mojej praktyki – zazwyczaj do 1500-1800 km w jedną stronę jadę własnym, powyżej samolot+wypożyczalnia. Zazwyczaj – bo wszystko zależy od ceny biletu na danej trasie i stawek wypożyczani w danym miejscu.
magdalena, od jakiegoś czasu widuję twoje komentarze w różnych miejscach, wydajesz się tak sfrustrowaną życiowo osobą, że naprawdę współczuję. Idź, zrób coś żeby poprawić swoje życie, bo aż szkoda czytać. Naprawdę.
@piotr – Nie podoba Ci się, to nie czytaj.
Jak mam nie czytac skoro tak czesto piszesz te swoje krytyczne docinkowe komentarze chowajac sie za rzekomo pragmatyczna gadka? Rzeczywiscie wolalbym tego nie czytac, przynajmniej tu sie zgadzamy
Problem z nowymi samochodami, który nieco psuje ich rosnącą opłacalność w długim okresie jest tzw zaplanowana nieprzydatność.
To już nie np. mercedes w124, który był zaprojektowany na wieki (czego dowodzi jeszcze dziś dogorywając w krajach trzeciego świata motoryzacyjnego jak np. Polska 😉 ); jednak już w211 miał np. pompę hamulcową, która WYŁĄCZAŁA się po osiągnięciu zaprogramowanej liczby cykli użycia.
W przypadku forda, trochę bałbym się kupić mondeo z silnikiem 1.5 ecobost, z którego wyciśnięto tyle mocy, co kiedyś z 3 litrowych V6 i liczyć, że będzie jeździł lata.
Bzdury Pan gadasz i powielasz urban legends. Jak obliczyć „planowaną nieprzydatność” w zależności od użytego oleju silnikowego? Jeden używa 0w-30 drugi 15w-40? Co na to silnik?
Pompa w w211 pozwala oszacować ilość przejechanych kilometrów nawet w razie „korekty” licznika i ew. przeprowadzić preventive maintenance a nie ma się popsuć… Niby jak? Po 200 tyś naciśnięć układ elektroniczny wysuwa szczypce i przecina uszczelniacz tłoczka?
Z tymi downsizingiem jest taki sam problem jak z inymi nowymi technologiami. Technologia zostanie udoskonalona i samochody będą praktycznie tak samo bezawaryjne jak stare. To że np. turbina się zaciera to często jest również wynikiem braku wiedzy użytkownika lub braku układów zabezpieczających jej pracę. Na pewno nie jest to „zaplanowana nieprzydatność”…
Opłaca się kupić nowe auto ciężarowe 🙂 Ja mam Skodę Fabię VAN, z kratą, dwuosobowe. Okej minusem są tylko dwa miejsca w aucie, ale mi więcej potrzebnych nie jest. A VAT można odliczyć w całości od zakupu i od paliwa. No i przestrzeń bagażowa jest duża.
I jeszcze jedno o automatach. Nie jestem ekspertem, ale dobrze znam dwa auta ze skrzyniami „zautomatyzowanymi” m.in. Toyotę ze skrzynią CVT. Tego typu skrzynie są też wkładane do aut miejskich takich jak Skoda Citigo, VW Up, Citroen.
Nie grzeszą szybkością zmiany biegu, często się zastanawiają nad tym co zrobić i niestety są bardzo awaryjne, a przynajmniej te dwie, które znam spotkały kosztowne naprawy.
Tak więc jak automat, to tylko prawdziwy 🙂
Tak Łukasz, na którą skrzynię bezstopniową spojrzysz wszędzie problemy, jedynie w Priusie hybrydowym jakoś daje sobie radę. Również podobnie jest ze skrzyniami manualnymi elektronicznie sterowanymi.
namawiam do zrobienia rocznego zestawienia kosztów użytkowania roweru …..
rower ze średniej półki cenowej za ok. 3000zł; serwisowanie i wymiana zużywających się częsci osprzętu (łańcuch, zębatki, opony) – przyjmijmy na wyrost że średnio 500 zł rocznie. Po trzech latach koszt całkowity 4500zł, nabite około 20 tyś (dojazdy do pracy + rekreacyjne). Ok, dorzućmy 500zł na porządne zapięcia, ciuch na rower, lampki, w sumie 5000. Wychodzi 25 groszy/km. Minusy – dystans w porównaniu z samochodem jest ograniczony; jak jest zimno i leje, jazda wymaga hartu ducha; nie możesz zabrać większego bagażu, psa, bachora, baby, etc.
Plusy – w mieście często jesteś szybszy niż samochód. Mijasz ludzi uwięzionych w korkach i myślisz „dobrze że jestem na rowerze”. Rower pomaga zachować kondycję. Rower daje wolność, jakiej samochód nie daje – bo rowerem wjedziesz niemal wszędzie tam gdzie da się dojść. Chcesz pojechać skrótem na przełaj przez osiedle, jedziesz przez osiedle.
cvt nie ma biegow wcale 😉
kazde auto hydbyrowe toyoty mam cvt
nie znam w sumie nikogo w europie komuu to sie zepsulo przed 200tys.
CVT nie ma biegów, jest to skrzynia bezstopniowa jak w skuterach.
blog Michala coraz bardziej odjeżdża przynajmniej od mojego statusu finansowego tz. moja sytuacja finansowa się pogorszyła a tematyka bloga coraz bardziej aspiruje do osób o wyższych dochodów ale mniejsza o to. Oczywiście aktualnie nie stać mnie nawet gdybym chciał na nowe auto ,jednak nawet gdyby to zapewne nie zdecydowałby się na taki zakup chociaż to tez kwestia jakimi środkami bym dysponował. Oczywiście od dłuższego czasu prowadzę „budżet domowy” i doszedłem jakiś czas do wniosku, że w moim przypadku najlepiej się sprawdza metoda procentowa tz. na każda grupę wydatków przeznaczam ileś % dochodu ot. np na transport 20% (posiadając auto , uważam jak Michał , że trzeba liczyć również utratę wartości a więc faktycznie wszelkie koszty eksploatacji), szybko okaże się przy takim liczeniu w czym również się zgadzamy, że auto to bardzo droga zabawka i nie dużo osób sobie z tego zdaje sprawę. O ile jeśli ktoś zarabia 10-20 tys miesięcznie lub więcej , wydatki w zakresach podanych przez Michał są jak najbardziej akceptowalne przez oszczędnych ludzi , jednak nijak nie mogę zrozumieć osób wydających faktycznie na transport 40-50% swoich dochodów i to osoby mające go na poziomie 2-3 tys zł/msc (rata/paliwo/serwis/utrata wartości…) Jest tak niestety dość często. Nie do końca się też zgadzam z też ,że obecnie kilkuletnie auto do tego disel będzie bezawaryjne w porównaniu np ze starszymi autami toyaty, mazdy itp. (moim zdaniem tamte stare modele jeśli sa zadbane egzemplarze wypadną zapewne dużo lepiej)
Kiedyś czytałem tekst, który mówił, że na zakup auta nie powinniśmy wydać więcej niż 6 krotność pensji. Wg mnie ma to sens. Teoretycznie mógłbym kupić auto z salonu ale pozbyłbym się wtedy oszczędności co wg mnie mija się z celem. W chwili obecnej jeżdżę starym 18 letnim golfem. Z jednej strony chciałbym się przesiąść na coś nowszego z drugiej przeraża mnie awaryjność i koszt napraw samochodów wyprodukowanych po 2000 roku. Zakup nowego samochodu na kredyt to dla mnie największa głupota.
Witaj Wight
Czy masz na myśli roczną sześciokrotność pensji, czy miesięczną? Czy oznacza to, że jeżeli ktoś zarania 30 tyś miesięcznie, to powinien wydać na auto 180 tyś? Trzeba w tym miejscu jasno powiedzieć, że samochód to drogie narzędzie i jeżeli kogoś nie stać na utrzymanie samochodu, to wtedy niema znaczenia, czy jest on nowy, czy używany. Koszty eksploatacji i tak trzeba ponosić w obu przypadkach 🙂
A jeszcze koszty mojego auta 15 letniego , przebieg średnio 9000 rocznie z ostatnich 5 lat. ubezpieczenie ok 2000zł za cały okres , naprawy,, wymiany oleju itd ok 2500 zł również przez 5l., paliwo nie liczyłem dokładnie niestety ale wyszło ok 11000, utrata wartości 7 tys.
Jest jeszcze jeden dodatkowy koszt – czas. Czas poświęcany na przeglądy, serwisy, zmianę opon, mycie, znalezienie miejsca do zaparkowania, stanie w korku itp.
Czesc,
super ze to wszystko policzyles. Juz od dawna przez skore czulem, ze nowe auto jest dla ludzi ktorzy albo sa bogaci, albo nigdy tacy nie chca byc. Jak ktos jest bogaty i na kapitale w rok zarabia tyle co kosztuje dziesiec samochodow, to moze sobie pozwolic na takie ekstrawagancje. Jak ktos chce byc bogaty to lepiej zeby nie szalal, bo koszt jest przerazajacy i pisze to mimo tego ze spodziewalem sie, ze bedzie wysoki (ale nie ze az tak!).
Czasem spotykam sie ze stwierdzeniem, ze nie oplaca sie za 2000 naprawiac samochodu wartego 3000. Jak to nie? Jasne ze sie oplaca. Teoretycznie mozna poszukac innego „nowego” uzywanego za 3000 ale takie samochody to czesto sa „miny” i po zakupie okaze sie ze naprawic go trzeba bedzie nie za 2000 a za 4000. Dlatego lepszy swoj o ktorym wiemy ze nie ma silnika naprawianego „na sprzedaz” itd. Naprawa starego samochodu wydaje sie nie oplacalna, ale jest bardzo oplacalna. Prawda jest taka, ze stare samochody nawet jak sie psuja to nie psuja sie co miesiac. Jak sie zestawi utrate wartosci samochodu nowego do sredniorocznych kosztow naprawy starego to wyjdzie, ze stary jest kilkanascie razy tanszy. Bo czymze jest naprawa za 1000 czy 2000 zl raz do roku w porownaniu z utrata wartosci wynoszaca kilkanascie lub kilkadziesiat tys rocznie? A przeciez sa stare auta ktore sie nie psuja lub psuja zadko…
Wiadomo, ze prestiz, bezpieczenstwo i wygoda sa inne. Ale mowiac o kwestii oplacalnosci mysle ze warto opierac sie tylko na rzeczach ktore mozna wycenic i zdyskontowac. A wtedy okazuje sie ze nowy samochod oplacalny nie jest. To troche tak jakby mowic ze oplaca sie kupowac rolexa za 20tys bo to prestiz, wygoda, bo niezawodnosc, bo sie nie psuje… Z tym ze rolex chociaz tak nie traci na wartosci 🙂
Jeszcze wroce na chwile do bezpieczenstwa. NOwe maja na ogol wieksze bezpieczenstwo, ale nie popadajmy w przesade. Nowe Punto z 5 gwiazdkami NCAP jak sie cmoknie czolowo z 12 letnim Land Cruserem to… wolalbym siedziec w Land Cruserze mimo ze ma mniej gwiazdek.
https://www.youtube.com/watch?v=qBDyeWofcLY
Tak w ramach ciekawostki odnośnie mitu bezpieczeństwa nowych samochodów. Chociaż ciężko tu typować zwycięzce powyższego starcia, bo prawdą jest że na przestrzeni kilku lat bezpieczeństwo w samochodach tej samej klasy jakoś nie zwiększa się dramatycznie, a już na pewno nie jest to warte aż takiej dopłaty.
@Damian – różnica jest spora, zauważ że przestrzeń w której siedzą pasażerowie w wypadku Renault nie uległa zbyt dużemu odkształceniu i zadziałały poduszki. Natomiast w wypadku volvo część kabiny od strony pasażera została zmiażdżona (patrz słupki), do tego brak poduszek. Niestety ostatnio sam miałem wypadek nie z mojej winy, bardzo przypominający ten test – uratowało mnie właśnie to, że mój leciwy Ford Focus mk1 zachował się podobnie jak to Reanult (4 NCAP) oraz fakt, że prawie dałem radę wyhamować do zera. Ludzie często zapominają o bezpieczeństwie – dlatego moim zdaniem jeśli kupić samochód to sprawdzony, najbardziej niezawodny, najbezpieczniejszy na jaki nas stać bez znaczenia czy nowy, czy używany (z tym, że nowy statystycznie jest pewniejszy). Polecam swoją drogą porównać sobie nowe samochody po zderzeniach, w testach IIHS (moim zdniaem bardziej wiarygodne niż NCAP) – dla przykładu Mazda 3 http://www.iihs.org/iihs/ratings/vehicle/v/mazda/3-4-door-sedan/2014
Słuszne spostrzeżenia. Czasami naprawy w stosunku do wartości auta wydają się kosmicznie drogie, ale stare auto mniej kosztuje, bo wiemy czym jeździmy, mniejsza jest składka na ubezpieczenie, ogrom części na rynku, z reguły wiadomo jak je naprawiać i co się psuje, wiele informacji znajdziemy na forach, no ale…
1. Zmęczenie materiału – w dłuższe trasy np. do Chorwacji na wczasy takim autem bym nie pojechał.
2. Bezpieczeństwo – szczególnie bierne, bardzo odstaje od nowych aut
3. Awaryjność – bardziej może zaskakiwać.
Temat rzeka 🙂
A ja swoim Golfem III z 1997 roku pojechałem do Chorwacji 😀 Prawda, bałem się że coś nawali ale byłem dobrej myśli i się wszystko udało. Samochód dobrze sobie radził mimo upałów i trudów podróży, zrobił po Chorwacji 3500 km. Co prawda wymieniłem sporo części za ok 1300-1400 zł ale i tak bym kiedyś musiał wydać te pieniądze na ten samochód. Naprawiałem klimatyzację, hamulce z tyłu, wymiana płynów, części zawieszenia, generalnie były to części eksploatacyjne. Np. o silnik w tym aucie bym się nie martwił bo nie ma się co tam zepsuć jeśli wszystko było sprawdzone przed podróżą. Jedynie komfort w moim aucie nie jest ten jak nowych autach ale pasażerowie zbytnio nie narzekali 🙂
W nowych samochodach jest pełno elektroniki która może nawalić w najmniej spodziewanym momencie. U znajomych w Oplu Insignii( samochód 3 letni) tydzień przed podróżą nawalił jakiś czujnik i wyjazd był zagrożony bo ciężko było znaleźć ten czujnik nawet w serwisie, ale w końcu udało im się naprawić auto przed wyjazdem.
Reasumując, jak się dba o stary samochód to wg mnie można na nim liczyć, i nowym samochodom ustępują jedynie pod względem wyglądu albo komfortu.
Stary takie wyliczenia to tylko u Ciebie 🙂
Dobry artykuł. Dużo razy wyliczałem ile oszczędzam na „firmówce” jak chciałem zmienić pracę i teraz wiem, że muszę do przyszłej pensji doliczyć jeszcze więcej 🙂
Jeszcze raz dobry wpis i tego mi brakowało bo na początku pisałeś właśnie w tym stylu.
A może tylko temat mi podpasował sam nie wiem.
PZDR!!!
Carpooling to nie jest dobry pomysł na oszczędności. W razie wypadku koszty związane z leczeniem lub rehabilitacją pasażera mogą finalnie być po stronie właściciele auta. Zbyt duże ryzyko moim zdaniem.
OC często kryje to.
Lub OC wypłaca 100 tys, a kierowca 1 tys i zawiasy.
* o ile był trzeźwy, bo jak pił to OC ma regres i ściąga z niego te przykładowe 100 tys.
Przemieszczanie się środkami lokomocji jest faktycznie drogie.
Ja podliczałem sobie koszty przejechania 1 km na rowerze to też się za głowę złapałem bo wydawać by się mogło że rowerem jeździ się za darmo, a faktycznie koszt 1 km przy średniej klasie osprzętu i nie zajeżdżaniu wszystkiego bardzo szybko wynosi aż 0,20 zł za 1 km.
Cześć Michale,
Ten wpis pokazuje nam ciebie od zupełnie innej strony, a jednak w starym wydaniu 🙂
Mam na myśli to, że dowiadujemy się, że jednak czasem wydajesz dużo pieniędzy, a nie tylko oszczędzasz 😀 i to na wygodną zachciankę!
Ale to tak na żarty – to właśnie jest świetne. To wpis dla tych, którzy mogli założyć Ci maskę gościa, który tylko sknerzy na czym się da. A tak naprawę poakzujesz, że z jednej strony warto oszczędzać, a nawet jeśli wydajesz duże pieniądze, to sa to wydatki w pełni świadome. I tak powinno być u każdego, kto chce mądrze dbać o swoje pieniądze. Jak zwykle jestem pod wrażeniem Twoich wyliczeń 🙂 dużo pokazują.
Ja osobiście jestem zwolennikiem używanego auta, chociaż może to na razie przez to, że na nowe mnie jeszcze nie stać 😛 zobaczymy, co przyszłość pokaże.
Ale fakt faktem, gdy kupiłem używane, to niestety pierwsza zima była pełna zabawy z holowaniem i zdarzeniami typu „o jeszcze to nawaliło”. Nowe auto, to w większości przypadków, tak jak piszesz – święty spokój.
Obecnie wypracowałem sobie system odkładania na wypadek awarii – często jeżdżę na trasie Łódź – Częstochowa i za każdym razem staram się kogoś zabrać na pokład przez blablacar albo w podobny sposób. Tyle, że nie opłacam zdobytymi funduszami paliwa, bo zakładam, że i tak bym za nie musiał zapłacić. Zamiast tego, kasa idzie na specjalne konto przeznaczone do finansowania napraw. Takie konto bardzo ratuje portfel w przypadku niespodziewanej naprawy 🙂 Polecam.
Pozdrawiam, Bartek 🙂
Również polecam blablacar dla osób które chcą obniżyć koszty korzystania z samochodu. Może na małych trasach nie ma to większego sensu (suma czasu organizowania współpasażerów oraz koszty zabierania z jednego miejsca oraz podwożenia do drugiego które nie pokrywają się z naszą trasą są zbyt duże). Natomiast na trasach od 100 km można obniżyć efektywnie sporą część wydatków i spotkać wielu ciekawych ludzi (sprawdzone osobiście wiele razy:)
Ja to myślę, że źle zdiagnozowałeś problem Polaków. Polacy nie mają problemy typu „nowe czy używane”. Ten problem to bardziej czy kupić używane dobre auto za 30 tysięcy, czy lepiej zakupić nową Corsę, Fiestę lub Punto. Jak ktoś ma możliwość wyłożyć 120 tysięcy to się nad takimi rzeczami raczej nie zastanawia. Przydałoby się zrobić takie badanie na mniejszym aucie miejskim, no ale to nie da się tego niestety zrobić ot tak…
Widzisz, Michał zrobił zestawienie na jednostkowym przykładzie, dla swoich warunków.
Jednak w przypadku wspomnianej przez Ciebie Corsy, Fiesty, czy Punto, akurat celowałbym w inne modele z tego segmentu, acz koszt serwisowania w efekcie skali będzie podobny. Tylko, że za 30k jedynie kupimy Forda Ka.
A skad pomysl ze kazdy zyje na zasadzie „wydam wszystkie oszczednosci na samochod”? Sa tez ludzie „wydam wszystkie oszczednosci i wezme kredyt na 5 lat” oczywiscie. Wez pod uwage, ze ktos moze miec oszczednosci pozwalajace kupic nowy samochod sredniej lub wysokiej klasy za gotowke, a woli stary z uwagi na nizsze koszty. Problem jest tego rodzaju, ze samochodu na parkingu widac, a nie widac oszczednosci ich wlascicieli lub ich kredytow.
Pisanie o bezpieczenstwie jest moim zdaniem tlumaczeniem i usprawiedliwianiem wlasnego kaprysu i wygodnictwa. Ilu z tych pragnacych bezpieczenstwa przestrzega ograniczen predkosci? No wlasnie…
w pełni zgadzam się z Twoimi poglądami M;-)
mam kasę na samochód za 100 000zł, ale po co ? gdy można taniej;-)
Bezpieczeństwo jest najwazniejze, co Ci po 100 tys. Oszczędności jak wjedzie w Ciebie pijak i polamie Cię. Najpierw kilka miesięcy szpital i rehabilitacja a później będziesz kulawy całe życie. To tylko przykład. Dlatego ją kupuje minivana. Poza tym jak mam wyższe auto to zapewnia ono lepszą widoczność i wygodniej mi się dziecko do niego wkłada. Sam widzisz, rodzina jest najważniejszą i w pewnych sprawach nie można Dziadowac.
Michał,
Nie ukrywam spodziewałem się kosztu przejechania jednostkowego kilometra na poziomie 2 zł. Tego się nie przeskoczy, wartość do 4-5 roku eksploatacji spada najmocniej, a teraz już powoli się stabilizuje.
Silnik, który zakupiłeś wraz z tym autem to poprawiona jednostka diesla i uwierz mi gdyby to był rocznik 2006 (poprzedni poliftowy) zapewne wykres po stronie kosztów serwisowania wyglądałby diametralnie inaczej.
Jakiś czas temu robiłem materiał odnośnie „dlaczego nie kupiłbym auta nowego?” https://www.youtube.com/watch?v=FsgQOkrFH_A , jednak muszę się z Tobą zgodzić, iż chęć posiadania fabrycznej rzeczy w wielu przypadkach wygrywa z czystą kalkulacją i tutaj nie mogę dyskutować.
W Twoim przypadku utrata wartości została pogłębiona o dodatkowe wyposażenie, ponieważ gdy mówimy o wersji Titanium która sama w sobie jest już bardzo bogata i doposażeniu jej w A/T jak i inne dodatkowe opcje, okazuje się, że to właśnie one najbardziej tracą w pierwszych 2 latach eksploatacji, w momencie wyceny np po 4 latach w systemie eurotax jest opcja, wyposażenie dodatkowe – podgrzewane fotele +90 zł, co pierwotnie kosztowało ponad 10 razy tyle.
Fajne zestawienie graficzne!
Michale,
bardzo fajne i szczegółowe rozliczenie czy w przyszłości mógłbyś je porównać np. do Wynajmu długoterminowego , lub leasingu dla Kowalskiego ( o ile ten ostatni będzie dostępny na rynku) 🙂
Pozdrawiam
Wśród rodziny oraz moich znajomych uchodzę za dziwaka, bo nie posiadam samochodu. Regularnie odpowiadam, że samochód nie jest mi niezbędny, a jego utrzymanie jest drogie, ale moi rozmówcy nie rejestrują tej wersji i za kilka miesięcy znowu jest to samo pytanie – i tak w kółko.
Z drugiej strony fakt, że świadomie wybrałem podróżowanie ZTM, PKP i polskimi busami daje mi pewnego rodzaju luz i nie spinam się tak, gdy stoimy w korku z nieznanych przyczyn, w autobusie śmierdzi, jest gorąco, a metro nie zabiera pasażerów.
Ponieważ standardowo młody człowiek marzy od dziecka o samochodzie, a później zna się na różnych markach i parametrach. Na koniec uważa, że inni też mają takie priorytety czy marzenia jak on. Ja mam wiedzę z wielu dziedzin, ale przyznam, że samochody nigdy mnie nie interesowały. Jak ktoś musi dojeżdżać do pracy kawał czasu to niech się przeprowadzi blisko niej. Jeśli nie da rady zawsze można pracować zdalnie. Dla mnie samochód to dopiero 3 wyjście 🙂
Ja też nie posiadam samochodu. Zawsze jeżdżę wszędzie rowerem, bo tak lubię. I na tych, co stoją w samochodach w korku, podczas, gdy ich mijam z prawej lub lewej z prędkością 30 km/h patrzę jak na dziwaków, którzy wydają mnóstwo pieniędzy za to, żeby sobie postać w korku, podczas, gdy ja w cenie 5 gr/km czuję się jak na wyprawie wakacyjnej.
Ale to już tak jest, że każdy na innych od siebie patrzy jak na dziwaków. Czytałem taką tajną książkę „You Are Not So Smart”, gdzie jest m. in. opisywany tzw. confirmation bias, czyli, że człowiek szuka raczej potwierdzenia swoich opinii, niż pragnie coś nowego poznać. To nas oczywiście ogranicza w rozwoju i powoduje jakby ścianę choćby między zwolennikami samochodów a zwolennikami rowerów i komunikacji publicznej (do których sam się zaliczam). Bardzo dobrze, że i ci drudzy pokazali tu na tym blogu swoją obecność, ale obawiam się, że i tak do tych pierwszych nie dotrą, dopuki tamci nie zechcą świadomie wyjść poza to skrzywienie poznawcze (i na odwrót również).
To teraz przyjacielu tym rowerem odwiez rano np. na 7:00 dwojke dzieci do przedszkola/szkoly (bo od 7:00 otwieraja), a potem podrzuc zone do pracy i sam dojedz na 8:00. Odleglosc Dom-praca ok. 20-25km zaleznie ktoredy pojechac.
Jak bedziesz wracal, to raz w tygodniu zatrzymaj po drodze w markecie na duze zakupy, takie np. 20-30 kg (napoje waza), no i zalatw inne biezace sprawy.
Jak Ci sie uda, to powtorz cwiczenie kilka razy w grudniu i styczniu.
Milej jazdy.
Ekh, w wersji trochę light, ale tak robię 🙂
Rano odstawiam dzieci do szkoły (jak jedno, to jedzie ze mną na rowerze, jak dwójkę, to jadą autobusem i przejmuję ich na docelowym przystanku). Za rok, dwa, problem zniknie, bo będą samodzielne. I powróci za 4, bo najmłodsze dziecko pójdzie do szkoły. Żona pracuje popołudniami, dla mnie podstawowym kryterium jest dotarcie punktualnie na czas, żeby ona zdążyła. Samochód ani komunikacja miejska nie dają mi tej gwarancji, zbyt często są nieprzewidywalne korki. Czas dojazdu rowerem jestem w stanie przewidzieć dokładnie i niezależnie od warunków pogodowo-korkowych. Jeżdżę cały rok. Większe zakupy raz w miesiącu, na co dzień sklepy osiedlowe dają radę – w okolicy jest duża konkurencja i ceny znacząco nie odbiegają od marketów.
W „wojenkach” rowerowo-zkmowo-samochodowych nie lubię jednej rzeczy, którą JacekX wytknął, ale i tak wpadł w pułapkę – to poczucie wyższości, że oto ja znalazłem właściwe rozwiązanie i patrzę z politowaniem na innych, tych „nierozgarniętych”. Po co? Każdy ma swoje priorytety i wybiera wg swoich preferencji. Argumenty i dyskusja – ok, tylko po co się okopywać w swoich poglądach?
Poza tym są jeszcze wersje pośrednie. Na codzień jeżdżę do pracy rowerem i dobrze mi z tym. Żona jak się wyrabia, to komunikacją (tą akurat mamy za darmo – rodzina wielodzietna 😉 ), jak nie, to samochodem. Samochód przy dużej rodzinie jest właściwie niezbędny i bardziej ekonomiczny od transportu publicznego. Wystarczy policzyć ceny biletów np. pkp x4 lub x5. A przecież trzeba jeszcze dowlec towarzystwo na miejsce (problem ostatniej mili). Bez samochodu byśmy pewnie właściwie nie podróżowali, a też w oszczędnościach nie chodzi o to, żeby ze wszystkiego rezygnować.
Temat jest tak szeroki, że ciężko go zmieścić w ramach jednego artykułu. Nie zgodziłbym się, że zakup nowego samochodu daje nam spokój. Może tak być, ale nie koniecznie. Piszę to jako entuzjasta nowych samochodów i użytkownik czwartego już z rzędu nowego samochodu. Akurat w moim obecnym samochodzie (Kia Venga) jest jakaś wada fabryczna, że rdzewieje część tylnej klapy. Mam gwarancję, nie płacę za polakierowanie. Ale co z tego, skoro już drugi raz musiałem zostawiać samochód w warsztacie na tydzień?
To są tzw akcje serwisowe, prawdopodobnie był jakiś problem w fabryce i to w większej partii aut.
Pamiętam jak kilka lat temu pojawił się problem w Fordach Mondeo, że delikatnie rdzewiały dachy, okazało się, że w fabryce kadź w której zamaczano nadwozia, nie była dostatecznie wypełniona płynem i dach wystawał 🙂
Pamiętaj, żeby każdą taką akcję serwisową wpisywali w system i książkę.
A ja z trochę innej strony, bo przeczytałem komentarz „wiadomo że auto traci po wyjeździe z salonu 15-30% ceny”. Wg. mnie ono traci tylko umownie, bo nikt nie sprzedaje auta kilka dni po wyjeździe z salonu. Druga sprawa jest taka „poszukać i kupić własnie roczny samochód, który będzie 15-30% tańszy niż taki sam nowy w salonie”, muszę rozczarować trochę osób, które myślą że trafiły okazję, kupując roczny samochód np. 90 tys. zł a nowy kosztuje 110 tys. i cieszą się że oszczędziły 20 tys. Trzeba pamiętać że cena katalogowa to nie jest cena za jaką sprzedają się samochody w salonie. Zdarza się że w przypadku niektórych marek rabaty sięgają nawet 20% i ze 100 tys. robi się 80 tys. i po roku ktoś sprzedaje taki samochód za 80 tys. złotych.
Rewelacyjny artykuł, jak zwykle , niesamowite jest to, że potrafisz tak wszystko wyliczyć i że notujesz wszystkie wydatki. Szacun!
A co do nowego auta, to wreszcie widzę czarno na białym, że w ogóle się to nie opłaca, zwłaszcza, jeżeli auto nie jest wykorzystywane non-stop
Artykuł ciekawy, acz wnioski nie zaskoczyły mnie. Bardzo ciekawie byłoby, gdybyś zajął się opcjami finansowania nowego samochodu – ostatnio pojawiło się kilka nowych opcji – myślę, że – znając Twoją skrupulatność – byłby to super poradnik dla osób, które chcą kupić nowe auto, ale zastanawiają się nad kredytem, leasingiem, wynajmem długoterminowym, autem z kratką czy też może jeszcze inną opcją.
Tu pojawia się temat czy działalność gospodarcza, czy osoba prywatna, gdyż leasing na osobę prywatną (też takie są) nie niesie za sobą nic spektakularnego.
Zmiana ustawy vatowskiej, na tyle teraz zakręciła rynkiem, że jedynie tańsze paliwo w motoryzacji w tym roku wyszło na plus.
Choć warto pamiętać, że 25.12.2014 wchodzi w życie nowelizacja Kodeksu Cywilnego m.in. rękojmi – tutaj też będzie większa protekcja przy zakupie auta używanego.
Witaj Michale,
Jak zwykle swietny wpis. Zgadzam sie w 99% – jedynie skrzynia jak dla mnie tylko manual 🙂
Sam skusilem sie w tym roku na nowe auto z salonu, kosztów jeszcze nie ma sensu podliczac, bo to zbyt krótki okres, wiec wyjda horendalne sumy. Natomiast prawda jest ze samochód to takze emocje, czasami ciezko o 100% rozsadna decyzje.
W kategorii samochodów koszty mozna podzielic na „sensowne” i „bezsensowne” – np zakup duzego samochodu do uzytku glownie w miescie, gdzie uzywany bedzie tylko przez 1 osobe wrzucilbym do kategorii kosztów bezsensownych. Dlatego warto zawsze rozwazyc wszystkie za i przciw i to najlepiej przed wizyta w salonie..
Subaru Forester Turbo – kupiony używany 3,5 roku temu, robię ok. 20000 km rocznie. W zeszłym roku wydałem na paliwo (LPG plus benzyna) ok. 7000 zł, w tym będzie podobnie. Nie liczyłem dokładnie, ale szacunkowo, wraz z utratą wartości (w moim przypadku ok. 3000-3500/rok), ubezpieczeniem (500-600), serwisem etc. koszt przejechania 1km oscyluje w okolicy 70-75 groszy. Nijak nie opłaca mi się jeździć komunikacją, również dlatego, że cenię sobie niezależność i czas. Mój przykład pokazuje, że można mieć ciekawe auto 4×4 dające sporo frajdy z jazdy, a przy tym ekonomiczne. Określenie „ekonomiczne subaru” to dla wielu osób oksymoron, a jednak :). No i jak dla mnie strata przy zakupie nowego auta jest zbyt duża, długo się na to na pewno nie zdecyduję (jeśli w ogóle).
Ale 2.0T czy 2.5T ? W awaryjności to dość spora różnica 🙂
Swoją drogą fajny dźwięk silnika!
s-turbo 2.0 170hp, ale już brakuje trochę mocy… A w 2.5T UPG zawsze można zrobić profilaktycznie 😉
2.0T mimo wszystko jest bardziej pewnym silnikiem. Może nie tyle brakuje już trochę mocy, bo założę się, że auto względem fabrycznej wersji ma pewnie tylko z 5-6 KM mniej, co apetyt rośnie w miarę jedzenia 🙂
Opel Zafira 2003 2,2 diesel
Kupiony w 2008 za 34.000 zł (gotówka)
Wartość obecna ok. 10.000 zł
Przejechane ok. 100.000 km
Suma kosztów (paliwo, ubezpieczenie (AC, OC, NNW), naprawy, opłaty) ok 48.000 zł
Koszt 1km ok. 0,72 zł.
Niestety w przyszłym roku się rozstajemy i zmiana na inną używkę (zadbane, z rodziny, po prostu marzenie 🙂 ).
Dla porównania dopiszę swoje auto:
Acura TSX 2004 2.4 LPG automat
Kupiony w 2011 za 34.600 zł (gotówka)
Wartość obecna ok. 20.000 zł
Średni roczny przebieg 22 000km
Suma kosztów (paliwo, ubezpieczenie (AC, OC, NNW), naprawy, opłaty) ok 35.000 zł
Koszt 1km ok. 0,74 zł.
Wniosek:
Można mieć luksusowe auto klasy premium i nie wydawać na nie fortuny.
Z moich wyliczeń dowiedziałem się, że miesięcznie auto kosztuje mnie 1000zł. (paliwo 600zł i 300zł reszta – serwis+ubezpieczenie).
Szczególnie zwróciłbym uwagę, jeśli chcemy oszczędzać na carpooling (blablacar.pl polecam, bo najlepiej mi służy, to nie jest post sponsorowany :)). Zabierając 3-4 osoby, przy wyjeździe w trasę pasażerowie pokrywają koszty paliwa i czasami dają nawet zarobić. Szczególnie sensowna może być taka opcja, gdy jedziesz dalej, tj. ponad 1000km, autem na wakacje do Chorwacji lub na zwiedzanie Amsterdamu.
No i fajnie jakby nas jeszcze więcej jeździło, więc polecam.
Dzięki za artykuł Michał 🙂
Witaj Marcinie
czegos mi brakuje w twoim rozliczeniu – kosztu mojego czasu. Czas kosztuje i powinien byc wlaczony do kalkulacji: czas dojazdow do serwisu, lawetowania, czas szukania uzywanego samochodu… etc.
ale nie można popadać ze skrajności w skrajność, bo tak teraz mogę dojść do wniosku, że nie opłaca mi się w tym momencie zjechać windą ze śmieciami, gdyż zajmie mi to 4 minuty, a mógłbym je inaczej wykorzystać. W każdej naszej działalności wkrada się ponadprogramowe działanie…
Bardzo fajny artykuł.
konkretnie i na temat – jak zawsze u Michała 🙂
jednak z jednym się nie zgodzę: koszt utraty wartości. Zwłaszcza w przypadku zakupu za gotówkę. Kupując samochód po prostu skreślam te pieniądze. Wydane i koniec. Oczywiście przy kredycie trzeba brać pod uwagę koszty kredytu, ale przy gotówce uważam to po prostu za zakup jednorazowy. Utraty wartości laptopa, telewizora czy mebli też nie biorę pod uwagę 🙂
Samochód to pasywo jak każde inne. To że kupiłem telewizor za XXXX zł nie oznacza, że nie mam już tych pieniędzy. Gdy zajdzie taka potrzeba mogę go sprzedać.
Jestem zwolennikiem traktowania osobistych budżetów jak budżetów spółek. Jak spółka kupuje grunt za 4 miliony złotych to nie uznaje, że te pieniądze ,,wyparowały” tylko wpisuje je do sprawozdania finansowego i wpływają one na wycenę spółki.
Podobnie z samochodem.
oczywiście, że można to wpisać w majątek stały, jednak cena tego konkretnego elementu zmienia się z miesiąca na miesiąc, jest bardzo silnie uzależniona od trendów i tak naprawdę leci zawsze w dół. Wiadomo, można wszystko sprzedać i spać na kocu na podłodze. Ale czy jest sens tak dalece wciskać się w wycenę majątku? Spółki muszą, bo prawo im nakazuje żeby kolumna „ma” była równa kolumnie „winien” (czy jakoś tak 😉 ). Osobiście uważam auto czy droższe rzeczy w mieszkaniu jako składnik majątku, ale przy wycenie wartości netto pomijam ten element jako mało istotny. Wolę sprzedać akcje na giełdzie niż własne auto.
„Wiadomo, można wszystko sprzedać i spać na kocu na podłodze.” Można a nawet warto to rozważyć. Przykład? czytałem o facecie który odsprzedał rodzinną biblioteczkę „książek” za 60tys zł! Gdyby wrzucił to na rentierską lokatę 5% w skali roku, uzyskał by dodatkowe 50zł tygodniowo dochodu, za które mógłby od nowa uzbierać nowe ciekawe książki.
A to Ci dopiero podejście do rachunkowości. To że samochód jest kosztem to nie znaczy, że jest pasywem… Samochód jest aktywem, natomiast po stronie pasywów może znaleźć się źródło jest finansowania np. kredyt bankowy :).
Chciałbym tylko dodać ,że jeszcze jednym dość istotnym parametrem przy wyborze samochodu (przynajmniej dla mnie) jest ilość przejechanych przez niego km do całkowitego złomowania (wliczająć koszty eksploatacji i napraw) . I tutaj z moich wyliczeń wynika,że nr1 w Europie zajmuje Mercedes , który potrafi przejechać grubo ponad 1 mln km do kapitalnego remontu (np. E- klasa, diesel) (dotyczy to nie tylko 124 ale i nowych serii: 210, 211, 213) . Dla innych samochodów 500 tys to zwykle bariera nie do pokonania. Również utrata wartości po 3 latach jest znacznie mniejsza niz u innych konkurentów. Tak więc z pozoru drogi samochód w ostatecznym rozrachunku może śmiało konkurować kosztami z innymi. A ilość blachy i bezpieczeństwo użytkowników w razie wypadku bezcenne. O komforcie, przyjemności z jazdy i „prestiżu” nie wspomnę. Rachunek ten zdecydowanie polepsza zakup „uszanowanego” egzemplarza na rynku wtórnym. Dobrze o tym wiedzą np. taksówkarze i inne osoby mające duże roczne przebiegi.
Niestety czasy gdy 123 i 124 wyznaczały trend minęły, faktycznie prostym dieslem bez remontu można było spokojnie przejechać 800-900 tysięcy kilometrów, a producent nie przewidywał nawet sposobu naprawy tylnego mostu, gdyż uznawał go za wieczny.
Jednak pośród nowych egzemplarzy gdy patrzę na nową klasę A z silnikiem 2.0 360 KM uważam, że remont przyjdzie 4 razy szybciej.
UPS…. Mysle ze wiekszosc sprowadzonych aut, szegolnie z silnikiem diesla ma 500 lub nawet wiecej tys. przebiegu…. Tylko na liczniku 120 – 150 tys….
Przepraszam, ale prestiż dla każdego znaczy co innego. W prestiż wkradają sie iprzedzenia. Np. nie powiem, co myślę o kimś kto kieruje mercedesem lub bmw. Dla mnie, dwie marki dla kolesi, którzy przedłużają sobie drogimi autami pewne niedobory:-)
Przepraszam za szczerość, ale tak to wóaśnie widzę, taki to dla mnie „prestiż”.
Auto dla mnie to rzecz typowo użytkowa. Ma być bezawaryjne, sprawne, niedrogie, nie mam żadnych emocji kupując auto, szkoda mi pieniędzy na nie wydanych ale cenię sobie wygodę i komfort, jaki daje.
Jeszcze jedno. Pomyślcie, wszyscy którzy użytkujecie auta 15-20 letnie, o środowisku. Nic więcej nie napisze…
Pozdrawiam wszystkich:-)
Napisałeś, że auto ma być bezawaryjne, sprawne i niedrogie. I tutaj właśnie podałeś swoje potrzeby, chociażby potrzebę bezpieczeństwa. Wystarczy w Tobie wzbudzić emocje dotyczące tej potrzeby i auto jest sprzedane.
Dlatego też sądzę, że pisząc, że nie masz żadnych emocji kupując auto nieco mijasz się z prawdą.
Hm, jestem kobietą,na co wskazuje moje imię, a najbardziej raz na te kilka lat emocjonuje mnie koniecznosc wydania dziesiatek tysiecy na auto, bo kupuje zawsze nowe, choć male, kompaktowe i służące do poruszania się tylko jednA ulicą w jednym mieście.
Mówiąc o emocjach miałam na myśli innego rodzaju uczucia, takie, które nakazują myśleć o aucie inaczej niżi przedmiocie użytkowym, które ma nas bezpiecznie i bezawaryjnie dowieźć z punktu a do punktu b
Myślę o środowisku i tak sobie myślę, na podstawie tego ile spala moja 15 letnia Alfa, a ile spada Skoda kolegi mająca 3 miesiące… i jak dodać do tego koszt środowiskowy produkcji samochodu oraz utylizacji takiego co kolejne 5-6 lat (więc 2,5-3 samochodów w ciągu życia mojej). Sądzę, że jednak środowisko lepiej wyszło na tym, że jeżdżę 15 letnim samochodem, a nie 3 albo 4 nówką 😉
Niech zatem każdy pozostanie przy swojej opinii:-)
Ja tam wole jechać za nowym autem, nie trzeba aktywować wewnętrznego obiegu:-)
Nie mów mi proszę, że normy Twoje 15 letnie auto ma lepsze niż nowe.
A to powietrzem oddychamy. Je zanieczyszczamy.
Oczywiście, zgadzam się że nawet hybryda to zawsze tylko kompromis.
Nie jeździ na baterie, tylko na prąd, którego wytwarzanie też kosztuje.
Pozdrawiam:-)
Chodziło mi raczej o całkowity koszt środowiskowy, nie tylko powietrze. Z nowymi samochodami jest jak z wiatrakami. Niby czyste powietrze, ale nikt nie liczy jak bardzo środowisko zostało zatrute przy ich produkcji i później utylizacji. Zwłaszcza, że nowe najczęściej oznacza plastikowe.
I oczywiście, że nie ma lepszych norm. Ale jadąc za starym samochodem który ma działający EGR, nie ma powycinanych katalizatorów i jest generalnie rzecz biorąc sprawny nosem nie poczujesz różnicy 😉 To, że 90% starych samochodów jest niesprawna, albo ma powycinane układy oczyszczania spalin bo tak jest taniej to już inna rzecz.
Ja tam wole jechać za 15 letnim benzynowym autem niż za 5 letnim dieslem bo jakoś za 15 letnią benzyną nic nie czuję a za 5 letnim dieslem jak widzę czarną chmurę to jakoś czuję ale może ja mam coś z węchem……
Jak widzę D przed sobą to jakoś często przy przyspieszaniu widzę czarną chmurę i smród w moim aucie i to nie dlatego że jadą przede mną stare auta tylko nowe. A jak widzę stare BMW Mietka nie daj Subaru z 3 calowym tłumikiem albo amerykana z 4/5 litorowym silnikiem to jakoś dziwnie nic nie czuję czasem słyszę bulgot ale nigdy nic nie czuję ciekawe.
To czy auto smrodzi zależy na co jedzie i jak ktoś o nie dba a nie od rocznika. Benzyna raczej nie dymi bo jak dymi to silnik już naprawdę jest na ukończeniu za to diesel dymi, jedzie, truje i śmierdzi……..
Ogólnie nowe auto jest fajne bo jest zwykle bezpieczniejsze przy wypadku od starego które ma już często słabe blachy gorsze wzmocnienia itd. ale czy lepiej kupić niż jeździć starym. Kubuś Puchatek mówił że każdy lubi coś innego 🙂
P.S.
Nina ktoś musi jeździć BMW Mercedesem Porsche żeby ktoś inny miał pracę przy produkcji, żeby była różnorodność, żeby coś opłacało produkować się w Europie a nie w Chinach. Co by było jakby jeździły same Skody albo wszystkie kobiety były blondynkami z dużymi oczami……..
Jezdzi autem i pisze o ekologii 🙂
witam ciekawe zestawienie, ale brakuje mi w nim wyceny czasu poświęconego na poszczególne składniki jak dojazd do serwisu itd. nie ma również wzmianki o zaletach podatkowych zakupu nowego auta – koszt uzyskania przychodu, amortyzacja itd. więc te koszty będą znaczące odpisane od podatku, ja osobiście jestem zwolennikiem zakupu nowego samochodu aby mieć większe prawdopodobieństwo bezawaryjności itd., nie znam nikogo kto kupując nowe auto sprzedaje je po roku czy dwóch….
W ogłoszeniach motoryzacyjnych samochodów używanych, każde auto z definicji jest bezwypadkowe :). Ale im nowsze, tym większe ryzyko że jest inaczej.
Jak ktoś wyżej zauważył, życie i zdrowie jest ważniejsze od pozornie zaoszczędzonej mamony. Chyba, że ktoś nie ceni tych wartości.
Nerwów z powodu prowadzania po warsztatach jakiegoś złomu już nie liczę.
kupiłem 5- letnie Audi, jeżdżę nim wygodnie 4 rok bez napraw;-)
tyle kasy wydawać na samochód??
po zakup auta jeżdżę z kolegą, którego nikt nie oszuka i tyle;-)
Witam,
a czy z tytułu zakupu auta przez pracodawcę nie ponosiłeś dodatkowych kosztów (doliczane do wynagrodzenia)?
Pozdrawiam,
P.
Świetny artykuł! Dziękuję 🙂
Znowu dzięki Tobie zaoszczędzę dużo pieniędzy 🙂
0,25 zł za kilometr 🙂
po 2 latach i 68 000 km używanym autem z LPG
Samochód to niestety franca ;/ Sam staram się jak najmniej do niego dokładać i nie przesadzać z kilometrami. Jeżdżę bardzo mało bo średnio 5000 kilometrów rocznie. W ciągu dwóch lat na naprawy usterek wydałem mniej niż 1500zł co uważam za dość dobry wynik.
Od momentu kupna utrata wartości to jakieś 4500-5000zł.
Na myjni może byłem 3 razy 😀 a tak to mycie na podwórku.
Patrząc na koszty to chętnie bym z samochodu zrezygnował, jednak z drugiej strony jest to niemal konieczność. Wygoda, brak ograniczeń jakie ma komunikacja zbiorowa itp.
W Polsce panuje niestety niezdrowa moda na posiadanie samochodów… chociaż mieszkam w domu to ludzie z blokowiska naprzeciwko mają często w rodzinie więcej samochodów niż my (2) :O Wygląda to tak, że jest np 4 osobowa rodzina a mają 3 samochody, chociaż 2 właściwie tylko zajmują miejsca parkingowe przy ulicy. A później ludzie narzekają, że nie mają pieniędzy jak trzeba zapłacić kilka OC, kilka razy zmienić olej itp…
U mnie wyszło swego czasu (gdy jeździłem ok. 20000km/rok swoim autem, bo do dojazdów do pracy miałem wynajęte) odpowiednio:
Eksploatacja bez utratywartości: ok. 140 EUR/miesiąc
Paliwo: ok. 130 EUR/miesiąc
czyli razem ok. 270 Euro/miesiąc co daje ok. 0,66 zł/km (bez utraty wartości).
Utrata wartości dość mała kwotowo, bo auto kupiłem 8-letnie za 4100 Euro (uwzględniając utratę wartości 800 Euro/rok wychodzi 0,82 zł/km.
Autko to też 2-litrowy Diesel ale tylko 101 KM, co i tak pozwalało grzać 160-170 na autobanie 😉 i przy tym nie zużywało dużo! (max 6,8l).
Wniosek dla mnie taki: kupować używane w dobrym stanie i eksploatować!
Raz przeprowadzałem sobie analizę opłacalności leasingu w porównaniu z zakupem używki i wyszło mi, że bardziej opłaca się używane (oczywiście chodzi tylko o koszty!). Jednak gdy weźmiemy pod uwagę np. komfort obsługi (jeśli mamy wykupiony odpowiedni pakiet) oraz to, że auto w leasingu jest nowe i można teoretycznie do 100000km nie martwić się o nic, to już sprawa wygląda inaczej. Ogólnie fajny blog i od dawna go już przeglądam i pierwszy raz się udzielam!
Michale
Fajne podsumowanie.
CO do jednego się nie mogę zgodzić. Napisałeś o kwocie będą „stratą w scenariuszu zakupu auta za gotówkę”, ale jakbyś nie miał samochodu to w inny alternatywny sposób musiałbyś się przemieszczać po mieście z rodziną lub Polsce i europie.
Jasne od strony tylko finansowej ok, ale brakuje tu kosztu alternatywnego podróży wygody i zaoszczędzonego czasu.
Pozdrawiam
Rafał
Dobry artykuł. Często własnym ego, czy „spełnieniem marzeń” przysłaniamy olbrzymie wydatki związane z zakupem nowego ( i nie tylko : ) ), a potem eksploatacją samochodu ( na wodą to nie jeździ 🙂 ).
Mnie też bardzo ciekawiłby artykuł związany zakupem samochodu „na firmę”. Czy to rzeczywiście generuje fajne koszty, czy się „opłaca” bardziej niż zakup na osobę fizyczną? Mam coroczny dylemat na koniec roku rozrachunkowego, ale jakoś nie łyknąłem jeszcze „auta w leasingu” przez kilka lat. Mimo, że wydaję się to fajnym kosztem/nagrodą dla przedsiębiorcy. 😉 Może ktoś, kto ma doświadczenie się wypowie?
auto na jednoosobową DG nie będącą płatnikiem vat
bardzo upraszczając koszt zakupu jest pomniejszony o 19% które odpowiada podatkowi jaki należałoby zapłacić od zarobionych pieniędzy gdy nie wydamy ich na samochód.
zarobiłeś na czysto 100k od tego podatek liniowy 19% czyli zostaje Ci 81k
zarobiłeś 100k, kupiłeś auto za 100k, nie płacisz podatku więc jesteś 19k do przodu czyli de facto auto kosztowało 81k. Oczywiście jest to mega uproszczenie bo musisz to rozłożyć na ilość lat amortyzacji itp.
Ogólnie auto to najlepszy i najprostszy generator kosztów w DG jednoosobowej pozwalający nie płacić zbyt dużych kwot do US.
Do kontroli wydatków na samochód polecam apkę Road Trip Lite • MPG and Mileage Tracking autorstwa Darren Stone
https://appsto.re/pl/A8f2r.i
U mnie jak na razie koszt przejechanego km to tylko 50 gr ale bardzo małe przebiegi robię.
Witaj Michale,
opcją pośrednią między nowym a używanym, jest auto demonstracyjne. Ja kupiłem Toyotę Verso wartości 104-105.000 za 82.500 zł a miała zaledwie 8000 km przebiegu i pół roku, więc w sumie i tak mam prawie cały okres gwarancji, do tego pewne auto (nie kradzione), nie płaciłem opłaty od czynności cywilnoprawnych (zawsze to 2%). To jakieś 25% oszczędności. I nawet w stosunku do wyprzedaży rocznika byłem jakieś 6000 do przodu.
Pozdrawiam. Niedawno będąc w Gdańsku okazało się, że kiedyś spałeś w mieszkaniu mojej przyjaciółki wynajmowanym przez jakąś Panią co się zajmuje podnajmem 🙂
Janek
To chyba też odrębny wątek, zawsze ale to zawsze odradzałem zakup aut demonsteracyjnych i mówię to jako były szef sprzedaży 2 salonów samochodowych.
Po pierwsze różnica w cenie obecnie względem nowego wynosi 5-9%
Po drugie szczególnie w przypadku diesla przed nami „układało” ten silnik 50 osób które chciały sprawdzić jak on się prowadzi i co może
Po trzecie utrata wartości, jako kolejny właściciel po 3-4 latach będzie procentowo większa.
Po czwarte takie auta prezentowane są na różnych wystawach targach itd.
Tutaj owszem czynnik ceny może być istotny, ale podchodziłbym do tego z dużą dozą ostrożności.
Cala ta kalkulacja wygląda tak bo przebiegi są dosyć male.
Większość używanych samochodów 1-3 letnich maja przebiegi 50-150 tys km
Samochody są od firm lub osób prywatnych pokonujacych duze odleglosci.
Bardzo jest malo ofert samochodów powiedzmy 3 letnich /niebitych/ które miałyby 30tys km przebiegu – jeśli takie auto się pojawia to jest kolejka w rodzinie czy wśród znajomych
@armi: „Bardzo jest malo ofert samochodów powiedzmy 3 letnich /niebitych/ które miałyby 30tys km przebiegu – jeśli takie auto się pojawia to jest kolejka w rodzinie czy wśród znajomych”
Zgadzam się – słyszałam o jednym przypadku kupienia rocznego samochodu w dobrym stanie. Od wdowy po właścicielu przez jego przyjaciela.
Pokażcie mi jakiekolwiek auto z salonu, które ma 100% gwarancję na to, że się nie zepsuje … nie ma takich. Wystarczy porozmawiać z laweciarzami, jakie to fury zwożą z autostrad: najnowsze Mercedesy, BMW, VW, Jaguary itd.
Niestety producenci, nie tylko samochodów, idą na zarabianie na częściach i niebotycznie drogim autoryzowanym serwisie. B.często zdarza się, że tuż po gwarancji auto jest do większej naprawy. Żywotność części jest specjalnie ustawiana na dany przebieg lub dany czas.
Nie wierzycie? Dlaczego Mercedesy z lat 90. nadal jeżdżą i świetnie się mają, a te po 2000 to zazwyczaj złomy? I tak można przywołać każdą markę, każdy produkt, od żarówki poprzez pralki, kuchenki do aut.
Heja
Nie popadałbym też ze skrajności w skrajność, owszem części sa postarzane, to nie jest żadna tajemnica. Ale istnieje coś takiego jak brend, który również opiera się na mniejszej awaryjności. Większość marek tuszuje swoje błędy tak jak chociażby koncern VAG z silnikami zarówno TDI, jak i TSI gdzie pojawiały się problemy z napięciem łańcucha rozrządu.
Mój rekord. Auto z przebiegiem 1400 km i laweta – czerwony check engine.
Choć mam cichego lidera w postaci Citroena C3 1.4 VTi 95 KM, w którym wystarczy podczas uruchamiania dodać gazu i nie wyjedzie już z salonu 🙂
100 % racji. Pozdrawiam.
Ja osobiście uważam, ze za cenę świętego spokoju warto zakupić nowy samochód. Jeśli mamy zamiar jeździć 4-5 lat i go zmienić to jest to fajna opcja gdyż:
– przez najbliższe 4-5 lat ryzyko wystąpienia poważnych (unieruchamiających samochód) i kosztownych awarii jest o wiele niższe niż w przypadku aut używanych
– świadomość jeżdżenia „niewypierdzianym” samochodem jest bardzo mila i przyjemna dla naszej psychiki 😉
– plastikowe elementy wykończenia jeszcze nie zdarzą się odezwać po jeździe na naszych dziurawych drogach
Może i zakup nieopłacalny ale nie zawsze to co warte się opłaca a to co się opłaca jest warte 😉
Jak tak się czyta wypowiedź Waszmościów to człowiek dochodzi do wniosku, że te całe życie to tak naprawdę się nie opłaca, bo trzeba wydawać pieniądze, a przecież TANIEJ JEST ZAKOPAĆ (cholera miejsce na cmentarzu też kosztuje).
Są rzeczy bezcenne. Do takich zaliczam odbieranie dziewczyny z uczelni najnowszym Range Roverem Sportem. Oczywiście nie kupionym za gotówkę. Optymalizacja Misie. Optymalizacja.
A co w nim takiego wyjątkowego by dorabiać jakieś bezcenne ideały? Po kontakcie czołowym z tirem będzie i tak kupa złomu jak każdy inny 🙂 Równie dobrze możesz podjechać kabrioletem BMW z 96r. za 8tys zł i też „szpan” będzie.
Dla innych ludzi np. takich jak ja, samochód to jak z zegarek (już ktoś wyżej przyrównywał). Możesz mieć model za 20-500tys a możesz nie mieć wcale i sprawdzić godzinę w telefonie, lub spytać kogoś na ulicy. Jeśli już miałbym jakiś kupić, to oczywiście używany, jakiś efektowny sportowy 2 osobo-wiec ewentualnie replika. Tak samo z zegarkiem. Myślę, że fajnie było by grać na forex i dla odstresowania myć sobie Porsche/Lambo/Vipera.
I uważasz, że kogoś obchodzi jakim samochodem jeździsz? Większość osób widzi wyłącznie 4 kółka faceta, który musi sobie nadrabiać kompleksy samochodem. Nie ma to nic wspólnego z optymalizacją, więc proszę nie używaj słów, których znaczenia nie znasz.
Dzięki za interesujący artykuł. Jednak dalej pozostaję przy stanowisku, że najlepszą opcją stosunku jakości do ceny jest zakup ok. 3-5 letniego auta w dobrym stanie. Szczególnie jeśli nie planujemy jeździć tym autem do upadłego.
Kupno nowego auta to jednak luksus i ma kiepskie uzasadnienie pod względem ekonomicznym. Za przyzwoite pieniądze po poświeceniu odpowiedniej ilości czasu na wyszukanie odpowiedniego modelu możemy kupić auto dobrej firmy z bogatym wyposażeniem. Za tę samą kwotę w salonie co najwyżej kupimy auto z niskiej półki z podstawowym wyposażeniem. Czy warto przepłacać by poczuć wrażenie nowości?
PS: Dla osób lubiących kontrolować własne wydatki na auto polecam stronę: http://www.motostat.pl/
Ludzie, nie dajcie się nabierać na bajki o awaryjnych markach. Wszystkie są awaryjne, KAŻDA, dosłownie każda marka samochodowa ma swoje czarne strony. Nie ma znaczenia. Do tego są marki podwyższonego ryzyka – niemieckie, bo kradną na potęgę i można mieć problem finansowy z ubezpieczeniem, to jest dopiero strata. Siedzę w branży wystarczająco długo, by nie działała na mnie magia PRu koncernów typu VW czy Skoda.
Co do kosztów, to niestety – za wygodę, komfort się płaci. Koszty są tak duże, bo w samochodzie i paliwie mamy spore akcyzy i podatki. To tyle…
Magia koncernu VAG? Skończyła się z pierwszym silnikiem 2.0 TDI 140 KM i 1.4 TSI 160 KM 🙂
Koszty autostrad nie powinny być wliczane do eksploatacji auta. Pozdrawiam
eksploatacji auta , dlaczego nie , kwestia jak kto podchodzi ale jeśl zrobimy zbiór transport to już bezwarunkowo
Po mieście rower nie ma konkurencji w postaci samochodu, jeśli chodzi o koszty. Licząc czas dojazdu, też trzyma fason a często wyprzedza autobusy i tramwaje 🙂
A potem jakis idiota wpych Cie pod autobus…
Michał-jak zwykle wartościowy i mądry wpis. Ja właśnie jestem na etapie zastanawianie się nad kupnem nowego samochodu. Jak dotąd od 14 lat korzystam z leasingu na działalność i tak też teraz zamierzam zrobić. Mam świadomość że samochód to kosztowna zabawka i generalnie zgadzam się, że trudno tu spodziewać się oszczędnoiści. W moim przypadku to jeszcze jest ten argument, że po prostu boję się kupować auto używane.Niestety w branży motoryzacyjnej bardzo łatwo ” wpaść na minę”.
pozdrawiam i gratuluję bardzo interesującego tekstu
Ida
Witam.
Artykuł ciekawy ale zdecydowanie za krotki. Interesują mnie następujące kwestie, ich wyjaśnienie.
1. zakup auta przez pracodawce i odkupienie go. Jak to wygląda w praktyce, co z tego będzie miał pracodawca gdy się zgodzi.
2. utrata wartości 20%–30% w momencie pierwszego wyjazdu z salonu. Dadzą mi tyle upustu (poza innymi upustami) gdy powiem że chce kupić ale ten egzemplarz którym robią jazdy testowe?
3. zaleta autotransmisji biegów. To jest tylko i wyłącznie dla wygody. Przekładnia ręczna jest dla tych którzy chcą jeździć ekonomicznie natomiast automatyczna dla tych którzy chcą z daną szybkością, nie interesuje ich na którym biegu jest to realizowane. Pomijam przypadki szczególne typu szybkie skrzynie sportowe albo półbiegi. Jak jeździć z tym automatem żeby się nie spieprzył, w szczególności po upływie terminu gwarancji.
Pozdrawiam.
Ciekawe wpis, ale znając Twoje wcześniejsze wpisy oczekiwałbym więcej niż rachunki dotyczące własnego samochodu.
Wydaje mi się, że głównym Twoim kosztem jest „cena luksusu”. na pewno mógłbyś sprawdzić ile procent sprzedaży jest aut o wartości 120 000 i więcej – sprzedaż takich aut, poza firmowymi jest śladowa.
Tak naprawdę jest to kaprys i luksus – i jako rzadki przypadek w Polsce – Twój koszt kilometra też nic nie mówi.
Jakbyś próbował policzyć (może warto?) koszt przeciętnego nowego samochodu (cena 60-70tys., bez automatycznej skrzyni biegów, bez wynajmu garażu itp.) – to pewnie wyszłaby Ci kwota 80-100 gr za km. A może mniej?
Czy w ogóle przy produkcie, który zaspokaja tyle innych nieprzeliczalnych materialnie potrzeb – da się w ogóle podawać tylko cenę kilometra. Komentarze powyżej pokazują diametralnie inne koszty, kiedy traktujemy samochód tylko jako środek lokomocji.
Do końca się nie da tego oddzielić, ale w opisanym przez Ciebie przypadku widać głównie koszt luksusu. pozdr
Tylko mnie utwierdziłeś w przekonaniu, że dobrze robię, nie kupując samochodu, tylko wrzucając tą kasę na bilety lotnicze w różne egzotyczne miejsca (mieszkam w Warszawie). W tym roku już mi się uzbierało prawie 32.000 PLN (185000 km wylatałem, według FlightDiary.net), ale widzę, że jeżdżąc Mondeo po Wawie wydałbym +/- tyle samo rocznie, a wrażeń i miłych wspomnień zdecydowanie mniej. 😉
Pozdrawiam. 🙂
Witajcie!
Swoje wyliczenia skrupulatnie prowadzę w serwisie awc. Moje auto Merc W201 z roku ’91 w benzynie, przebieg w momencie zakupu 280tys. km, sprowadzone z Włoch, jestem drugim właścicielem w Polsce, kupione za 5tys. zł. Autem do dziś przejechałem prawie 65tys. km koszt przejechania jednego km wg tego serwisu wynosi 0,90zł. W tej cenie jest całkowity poniesiony przeze mnie koszt czyli paliwo, serwis, ubezpieczenie, opony dosłownie każdą zł wpisuję na tą stronę. Rozglądam się za następcą tym razem chciałbym obniżyć koszty paliwa czyli silnik do LPG ew diesel ale skłaniam się ku pierwszej wizji. Faworytem jest W202 (lubię gwiazdę na masce) ale znaleźć ładną zadbaną sztukę przypomina polowanie i pojawia się raz na jakiś czas, potrafią kosztować w granicach 12-15tys. Innym aspektem jest fakt, że będzie jeździł dopóki sił mu starczy. Patrząc z innej strony czyli auto młodsze tutaj gwiazda ma już jak dla mnie za wysokie ceny i utrzymanie kolejnej generacji czyli W203 idzie mocno w górę. Brałem pod uwagę Forda Focus I po lifcie czyli roczniki 2003-2004 – dylemat LPG czy TDCi?
@Waldemar Florkowski zwracam się do Ciebie jako doświadczonego czytelnika. Co sądzisz o tych dwóch konfiguracjach, które wyżej podałem?
Pozdrawiam
Ford + LPG to nie jest dobry pomysł ponieważ Fordy nie maja hydraulicznej kompensacji luzu zaworowego co może skutkować wypaleniem zaworów jeżeli instalacja będzie źle wyregulowana/serwisowana. Generalnie nie może być ubogiej mieszanki i luzy zaworowe muszą być sprawdzane co 30 tys km. Do gazu polecam silnik 1.6 8v z grupy VAG. Znajdziesz go w octavii, golfie, passacie, audi a4/3, seacie toledo/leon itp. generalnie tani w exploatacji, bezobsługowy i niezniszczalny motor.
Pzdr
„Jedno jest pewne – samochód jest bardzo kosztownym wydatkiem. Gdybym kwotę 120 000 zł włożył na roczną lokatę oprocentowaną zaledwie na 3,5%, to co roku wyciągałbym ok. 3400 zł odsetek “na czysto”.”
1. chyba nie ma juz dzis 3,5% lokaty netto na 120tys. 🙁
2. nie mozesz liczyc 120tys. wlozone na lokate – z prostej przyczyny skoro zakladasz nie poruszanie sie autem to nie znaczy ze oszczedzasz pelne 120tys. bo przez 6 lat”
a. bedziesz jezdzil metrem
b. bedziesz jezdzil pociagiem
c. bedziesz lecial samolotem + bagaz
d. bedziesz jezdzil taxowkami
e. nalezy wliczyc stracony czas na dotarcie do srodka transportu a wiec utracony zysk lub odpoczynek/sen
f. z powodu mniejszej wygody pogorszyc sie moze Twoje zdrowie i zwiekszyc stres.
Da się tanio jeździć samochodem. Ja kupiłem swój samochód 1.6 benzyna za 16 tys. zł. Od razu założyłem instalację LPG za 2k zł. Samochód jest z 99 roku a ja posiadam go od 2009r. W sumie nic poważnego się nie zepsuło tak że koszt napraw to pewnie jakieś kilkaset złotych. Dużo rzeczy takich jak wymiana oleju czy klocków robię sam. Staram się myć go w domu bo myjnie są moim zdaniem za drogie i nie myją dokładnie. Nieraz używam mojego auta do celów służbowych i firma płaci mi 0,83 gr za przejechany kilometr co przy cenie LPG na poziomie 2,5 zł i 0,7 euro w DE za litr daje mi spore oszczędności (z tym że u mnie wszystko legalnie, nie tak jak w sejmie 🙂 Generalnie nie zarabiam duzo a i tak koszt utrzymania samochodu to dla mnie jakiś margines wydatków którego nawet nie zauważam. Przede wszystkim kupować auto na jakie cie stać a nie żeby się pokazać, najlepiej używane i zadbane (wiem ze trudno znaleźć takie…). Najlepiej na LPG bo benzyna dwa razy droższa a diesel’a ciężko kupić z małym przebiegiem i diesel jest droższy w utrzymaniu.
@Karol zdradzisz jakim autem jeździsz. Fakt podane przez Ciebie konstrukcje VAGa będą dobrze współpracowały z LPG ale z innej strony są mega nudne 😀 Ew Octavia II lepiej się prezentuje ale tu koszt zakupu jest wyższy. Odnośnie Forda – nie tak dawno pytałem gazownika jak to jest z Focusami, ponoć jeśli silnik ma przejechane ok 150tys. na pb to spokojnie można montować instalację, głowica już uodporniona.
@Norbert – jeżdzę Seatem Toledo II 1.6 8v. Nie jest to rakieta ale daje radę 🙂 Jeżeli chcesz coś ciekawszego do gazu z VAG’a to polecam 1.8 Turbo lub 1.8 bez turbo. Bardzo solidne silniki. Co do twojego gazownika to nie rozumiem jak głowica może się uodpornić po pewnym przebiegu…
pzdr
Cześć,
Fajne zestawienie. Ja prowadzę równie szczegółowe podsumowanie od 3,5 roku na swoje auto kupione jako używane. Koszt zakupu 23.000, amortyzacja ok 9.000, diesel b. ekonomiczny,robię przebieg ok 19tys rocznie. Koszty zmienne proporcjonalne do jazdy (paliwo + autostrady) + koszty stałe (OC, AC, wszystkie naprawy, opony itp.) = 49gr/km. Dodać amortyzację = 62gr/km.
Pozdrawiam
Piotr
Wpis ciekawy, ale przerażający, jak i dyskusja pod nim. 😉 Przede wszystkim, kupno auta nie będzie nigdy oszczędne. Żadnego. 😉 Mieszkając w dużym mieście posiadanie auta „dla oszczędności czasu i pieniędzy” (zwłaszcza w Polsce, gdzie nie mamy naprawdę dużych miast) nigdy nie będzie opłacalne finansowo. Przykładowo, w Warszawie zakupy internetowe robić można w przynajmniej 5 marketach, w pobliżu na pewno jest jakaś galeria gdzie można podjechać taksówką/uberem, na wakacje można polecieć samolotem, a ponadto – komunikacja miejska działa naprawdę dobrze.
Co innego zakup dla „szpanu na dzielni”. Jak tak, to droga wolna, ale… Nieważne ile płacimy za Opla Insignię lub Forda Focusa – nawet w najwyższej konfiguracji – to nie są auta prestiżowe. 😉 Aha, i poprawiamy tak tylko swoje samopoczucie, bo znakomita większość ludzi bardzo głęboko w… poważaniu będzie miała to, jakim autem podjeżdżamy „po dziewczynę na uczelnię”. Więcej, próba szpanu furą w niektórych kręgach raczej prestiżu nie daje. 😉
A w kwestii bezpieczeństwa zapamiętałem świetnie napisane słowa, działające w każdym aucie: „bezpieczeństwo jazdy polega na dwóch rzeczach – pierwszą jest unikanie wjeżdżania w innych uczestników ruchu, a drugą unikanie tych uczestników ruchu, którzy próbują wjechać w nas” (Mr Money Moustache – polecam w kwestii trzeźwego spojrzenia na motoryzację). 😉
Ciekawy wpis, zwłaszcza dlatego, że sam też prowadzę dziennik kosztów mojego samochodu. Tak jak poprzednik korzystam z awc. Jako że zakup nowego samochodu to był wielki i ważny wydatek, to staram się kontrolować wszelkie koszty jakie ponoszę w związku z użytkowaniem samochodu. Mam małe miejskie, koreańskie autko. Po 3,5 roku użytkowania średni koszt 1 km to 0,90 zł/km. W tym 40% to zakup ubezpieczeń (to mnie wkurza najbardziej, a że samochód stoi pod chmurką to z AC nie rezygnuję), 26 % to coroczne przeglądy okresowe (wrrr), 16% opłaty drogowe. Reszta to już drobnica: 9% zakup nowych opon, 4% wymiany opon, itp. Trudno tu coś radzić. Własne auto to tak wielki wydatek, że nie można być niezadowolonym po dobrowolnym wydaniu kilkudziesięciu tysięcy na blaszane pudełko. Ze swojej strony polecam dobre relacje z rodziną lub znajomymi. Ja mam świetny wóz do miasta, to mogę go bliskiemu do miasta pożyczyć. W zamian dostaję na weekend wygodne, ekonomiczne auto na trasę. Do tego dochodzi korzystanie z komunikacji miejskiej by omijać opłaty parkingowe i nerwówkę w korkach. Pozdrawiam.
Michał,
A analizowałeś, skąd się wzięła anomalia z niskim spadkiem wartości w 2011 roku?
—
Pozdrawiam,
(js).
Ja też kupuję samochody nowe- lubię to układanie auta pod siebie- pewnych rzeczy nie przeliczysz 🙂 Poza tym 19% kosztu, 23% Vatu (ja mam ciężarówkę) i realnie auto wychodzi przyzwoicie.
Co do używek- mój przyjaciel sprzedał swoje luksusowe, pedantycznie zadbane, 3 letnie BMW swojemu bratu. Przez te 3 lata zero usterek. Po niecałych dwóch tygodniach od sprzedaży padł układ wtryskowy- przypadek. Koszt naprawy- 26 tys…. To jest jednak swego rodzaju loteria. Mnie na to nie stać, żeby nagle na głowie mieć taki wydatek.
19% dochodowego i 11,5-23% vatu co daje razem niemal 42% mniej ceny zakupu auta na firmę. Do tego można odliczyć większość wydatków na naprawę i 19% od paliwa + vat jeśli tylko do celów firmowych.
Dlatego to firmy kupują nowe.
Jak oszczędzać pieniądze i automatyczna skrzynia biegów ?
Tak 1.6 8V jeszcze w starszych Oplach występuje 😉
Piąty bieg 70-90 i masz „oszczędzanie pieniędzy” z punktu A do B, spalanie jak w jak z ON ale bez wad serwisowania Turbo-ropniaka.
A dlaczego nie zmieniać auta co pół roku? Kupujemy używany za 10000 zł i po pół roku sprzedajemy za podobną kwotę. Strata wartości 0 zł.
@adi sprzedaz auta co pol roku to horror. Sprzedaz auta trwa srednio dwa trzy miesiace, tyle samo czasu kosztuje szukanie nowego. Tak naprawde, chcac sprzedawac auto co pol roku, co trzy miesiace trzeba by stary samochod wystawic na aukcje i zaczac nowego szukac. Ile czasu i pieniedzy kosztuja rozmowy z potencjalnymi nabywcami i sprzedawcami? Znasz kogos kto tak robi? Do tego dochodza jeszcze koszty przejestrowania auta 2x do roku i koszty kupna nowego ( test na stacju diagnostycznej chociazby)
no cóż widać że auto ma dość mały przebieg, gdyby przebieg był dwa razy większy koszta km/zł spadły by o połowę, choć też nie do końca bo doszły by opłaty za nowe opony, klocki hamulcowe i pewnie po drodze miało by kilka usterek więcej, dodatkowo większy przebieg zaniżył by wartość auta, samo to że po wyjechaniu z salonu traci 20-30% jest chyba największa stratą, więc jeśli nie zależy nam żeby było nowe ale przy tym w miarę sprawne technicznie to jednak najbardziej opłaca się kupować 3-5latka, koszta w dużej mierze zależą też od tego co robimy sami a co komuś zlecamy, jeśli chodzi tylko o przemieszczenie się z punktu A do B to jednak nic nie pobije używanych, coś za 20tys parę lat eksploatacji i odsprzedaż za 10tys kiedy zacznie powoli się sypać, lub jazda do momentu kiedy wartość naprawy przekroczy wartość auta i oddanie go na szrot
Trzeba być wyjątkowym sknerą, aby prowadzić tak szczegółowe rozpiski 🙂 Niemniej nikt nie kazał autorowi wynajmować garażu, opłacać AC, jeździć do autoryzowanego serwisu sześcio letnim – czytaj starym – autem. Mniemam, że koszty autostrad, są to koszty z wyjazdów wakacyjnych , więc w mojej ocenie również naciągane. Miałem 3 letnie używane auto, które służyło mi 7 lat. To co zaoszczędziłem kupując trzylatka – wydałem potem na czynniki eksploatacyjne. Następnie kupiłem nowe auto, przedłużyłem gwarancję i koszty mam identyczne jak w przypadku używki, a frajda, iż nikt wcześniej nie oddawał gazów w fotel bezcenna 🙂 warunek – cena nowego auta 85tysi – używki 45 🙂 (ps. do nowego dołożyłem kasę ze sprzedaży uzywki – 20tysi)
Szanowny Panie Michale zawsze doradzam, aby kupować samochody, które zyskują na wartości- im starsze tym droższe. Oczywiście trzeba mieć wyczucie i kupować w odpowiednim stanie, ale da się to zrobić.
Bardzo proszę o zainteresowanie się tym tematem- ciekawi mnie Pana pogląd na ten pomysł.
Ewentualnie coś co jest w standardzie na zachodzie. Leasing mobilny – bierzesz auto nowe na jakiś okres, uzyskujemy, ale cały koszt serwisowy wraz z kompletem opon zimowych jest po stronie banku 🙂 Ty tylko paliwo i rata, która jest kosztem ( w przypadku przedsiębiorcy)
Bardzo fajny artykuł i analiza.
Do tego wszystkiego fajnie byłoby jeszcze zobaczyć analizę zakupu auta w leasingu na jednoosobową działalność gospodarczą. Taki zakup nowego (czy też używanego auta) znacznie różni się od zakupu prywatnie za gotówkę i zakupu na kredyt.
Nowe auto opłaca się na pewno, jeżeli decyduję się na “wieloletnie użytkowanie auta – tak długo, jak długo będzie mi skłonne służyć”. Ja ostatnio kupiłem nowy samochód i mam zamiar nim jeździć nawet 20 lat, jeśli się da 🙂
Ale wiesz ze 2 – 3 letnie oplacaloby sie bardziej i tez moznaby nim jezdzic kilkanascie lat.
Witaj M.
Zgadzam się, że to lepiej się opłaca, lecz przy zakupie używanego auta nie ma gwarancji, że nic mu się wcześniej nie stało. Moje poprzednie auto było używane (nabyłem 4-letnie) i wszystko grało przez 5 lat. Po tym okresie lawinowo zaczęły wychodzić usterki – jedna po drugiej, a czasami dwie naraz 🙂
Zdecydowałbym się na używane auto odkupując je od zaufanej osoby, ale niestety w tej chwili nikt ze znanych mi osób samochodu nie sprzedaje.
Michale,
bardzo ciekawy artykuł, ale bardziej się tyczy tematyki „jak wydawać pieniądze” niz jak je oszczędzać ;).
Dla mnie zasadnicze pytanie to jak obniżyć koszty transportu samochodem (licząc w PLN na 1 km), przy założeniu komfortu podróżowania, bezpieczeństwa i bezawaryjności. I jak to faktycznie zrobić.
Napewno punktem startowym będzie wybranie odpowiedniego samochodu w odpowiednim stanie. Jako młody człowiek na dorobku, który jeżdził już kilkoma samochodami w życiu, mam intucję, że 30 000 zł to maksymalna kwota jaką mogę wydać na nowy używany samochód. Samochód o takiej mniej więcej wartości da nam najlepszy stosunek ceny do jakości.
kolejne punkty to jak obniżyć koszty stałe dotyczące eksploatacji samochodu (ubezpieczenie, naprawy, konkretne marki części zamiennych) i w końcu jak ograniczyć koszty paliwa.
Myślę, że w kolejnym wpisie nt. samochodu, mógłbyś się pokusić o takie kalkulacje. 🙂
Pozdrawiam,
M.
Ja uważam, że cena samochodu powinna być niższa lub równa naszym 10% oszczędności. A na kredyt bez oszczędności nie powinno się brać. Jeśli więc twoje oszczędności to ponad 300tyś to śmiało kupuj.
Artykuł jest ciekawy ale ja uzupełnim bym go o kilka rzeczy. Auto które wybrał autor ma jedne z najdroższych podzespołów (silnik diesla + automat i wysoka wersja wyposażenia), mało opłacalne zestawienie przy tak małym przebiegu kilometrów. Kilkukronie słyszałem opinie, że jeśli robi się mniej niż 25k kilometrów rocznie to diesel jest nieopłacalny. Prawdopodobnie koszt zakupu takiego samochodu spadł by o dobre kilka tysięcy przy wyborze manualnej przekładni i silnika benzynowego. Poza tym auto z segmentu D zazwyczaj służy do przewożenia rodziny 2 + 2 i wtedy koszty też będą liczyć się inaczej. Słowem koszty eksploatacji auta z segmentu C lub B z silnikiem benzynowym z manualną przekładnią mogły by zredukować koszty początkowe o ok. 40 tys. Moim zdaniem kupno dużego nowego auta z automatem w dieslu dla jednej osoby, na pewno nie jest finansowym majstersztykiem 🙂 Pozdrawiam !
Przy tak niskich przebiegach zakup diesla jest nierozsądny.
„Przez 6 lat lokata taka zarobiłaby dla mnie ponad 20 tys. zł. i w zasadzie o taką kwotę należałoby powiększyć moje straty w scenariuszu zakupu auta za gotówkę.” – rozumiem, że trzeba doliczać takie rzeczy do kosztu/straty, ale na jakiej podstawie wybieramy akurat tę formę inwestycji? Bo te pieniądze można w różnych sposób inwestować z różną stopą zwrotu (nawet ujemną :D) i wtedy nasz całkowity koszt ulega zmianie :). Na podstawie jakich kryteriów decydujemy o tych utraconych kosztach? 🙂
Witam,
byłabym bardzo baaardzo zainteresowana tematem auto na leasing czy kredyt dla małego przedsiębiorcy, wszystkie za i przeciw 🙂
Proooszę 🙂
Od razy ciarki mnie przechodzą jak widzę taką kalkulację i nie uwzględnia ona jednego z podstawowych kosztów eksploatacji samochodu … to jest kosztu kapitału. Litości, w końcu jesteśmy na blogu traktującym o finansach…. Mając 120 tyś zł i lokując średnio na 4% w skali roku, wychodzi że alternatywny koszt inwestycji wynosi 5 tyś zł rocznie. To jest jakieś ~450 zł miesięcznie. To jest koszt tego auta kiedy nawet jeszcze do niego nie wsiądziesz. Dorzucając do tego amortyzację (która była uwzględniona w powyższej kalkulacji) wychodzi, że koszt posiadania auta tej klasy to grubo ponad 1000 zł miesięcznie zanim człowiek w ogóle do niego wsiądzie.
To jest raczej koszt utraconych korzysci, a zakladanie zarabiania 4,5% dzisiaj na lokatach jest zbyt optymistyczne.
No tak niech pieniądze leżą na lokacie a rodzina z dziećmi będzie jeździć na rowerach… Ci którzy twierdzą że da się żyć bez samochodu i nie jest to jakiś problem chyba nie mają dzieci albo naprawdę bardzo mało jeżdżą.
Hej Konrad,
Oj gdybyś uważnie przeczytał artykuł, to zauważyłbyś, że mówię także o kosztach utraconych korzyści, przy czym ja przyjąłem założenie 3,5% w skali roku. Czysto informacyjnie, bo jakiekolwiek założenia tutaj to gdybanie.
Pozdrawiam
Witam
Pozwolę sobie opinię od strony technicznej. Rynek aut znam dość dobrze, jednak problem polskiego rynku polega na tym, że udzie bardziej wolą posłuchać wąsatego wujka, sąsiada niż ludzi z branży – nie mylić z panami Mirkami. Nawet się zastanawiałem, czy nie rozwinąć usług doradczych, przy poszukiwaniu aut, ale to nie w tym kraju. Nigdy nie miałem zamiaru dyskutować o gustach ani o odczuciach, to jest subiektywne i każdy ma do tego prawo na swój sposób. Skupiałem się na wymaganiach poszukujących nowego auta i przedstawiałem sensowne oferty. Zawsze proponowałem podliczyć koszty eksploatacji auta, a nie patrzeć tylko na spalanie. Niestety doprowadziło to do rozwoju rynku aut z silnikiem diesla. Wszystko jest fajne, jak jest nowe, ale po 2-3 latach zaczyna się problem, bo te silniki wymagają większego dbania i są dużo bardziej zaawansowane niż silniki benzynowe. W efekcie rynek aut używanych jest zapchany dieslami, których nikt nie kupuje. Wymiana dwumasy, pompy wysokiego ciśnienia, wtryskiwacza, fap-u, scr-u itp. Skutecznie skonsumuje 2-3 letnie oszczędności na paliwie. Pozwolę sobie popolemizować, czy potrzebujesz aż tak duże auto, czy nie wystarczyłby o klasę niższy i tańszy focus kombi? To też kwestia gustu, ale warto to przemyśleć. Jako przykład proszę zobaczyć, jak się zmieniły nasze gusta przez ostatnie lata. 10-15 lat temu, kombi postrzegane były jako auta prywaciarzy a nie praktyczne, czy prestiżowe auta. Jak kiedyś zaproponowałem znajomej takie auto, to prawie się obraziła. Dzisiaj kombi kojarzy się z rodziną, czy uprawianiem w wolnym czasie sportu, który wymaga więcej miejsca na sprzęt. Do tego dochodzi nastawienie, czy wręcz strach, że jak już mam lub spodziewam się dziecka, to kombi jest niezbędne. Tutaj popadamy w skrajność i owczy pęd, jakim cudem udało się naszym rodzicom wychować nas bez kombi? Dodatkowo, czy jest sens kupować większe auto, tylko dlatego, że jeżdżę raz w roku na wakacje? Wtedy wystarczy zwykły kompakt do miasta i na taką jedną wycieczkę w roku auto z wypożyczalni – wychodzi taniej w skali roku.
Czy kupić nowy czy używany to też, kwestia gustu, ale dzisiaj mamy już dość niskie koszty leasingu, więc auta z wysokim kosztem odkupu stają się realną opcją posiadania nowego auta. Niestety w naszej mentalności lepiej coś kupić i mieć, zamiast użytkować i zmieniać na nowe. Też tego nie rozumiem. Ludzie wolą przepłacić za nowe, bo nie chcą mieć do czynienia z całą subkulturą panów Mirków wciskających podejrzane auta. Z drugiej strony sami też kiedyś staniemy przed dylematem sprzedaży auta i wtedy przyjedzie nam doświadczać kontaktu, z ludźmi zawodowo zajmującymi się odkupywaniem i dyskredytowaniem auta, tylko żeby klienta złamać i odkupić je taniej. Zapewniam, że w dzisiejszych czasach jest to wątpliwa przyjemność.
Zauważyłem ostatnio trend, że ludzie, którzy posiadali względnie nowe auta 2005-2012 i tylko takie preferowali, decydują się na auta starsze, ale bardziej luksusowe i kupowane obowiązkowo zagranicą powyżej średniej dla danego modelu. Ludzie na własnej skórze przekonali się, że dzisiaj auta projektują księgowi a nie inżynierowie, dzięki temu coś się musi zepsuć lub wymaga wymiany eksploatacyjnej wyjątkowo szybko. Dodatkowo auto jest wtedy serwisowane w jakimś nieatrakcyjnym warsztacie, ale przez specjalistę, który zna ten model i nasz samochód jak własną kieszeń. Dużą pomocą są tutaj fora tematyczne, gdzie można bardzo szybko ustalić, gdzie warto serwisować auto i kto jest rzetelny. Zaletą aut powyżej 5 lat jest to, że rynek obył się z usterkami trapiącymi dany model, wie jak to naprawić a części są dostępne też jako zamienniki a nie tylko w ASO.
W tym rankingu bardzo słabo wypadają autoryzowane serwisy, gdzie rotacja mechaników jest bardzo duża, a kompetencje średnie. W praktyce patrzymy z poczekalni siedząc na skórzanej sofie, popijając darmową kawkę, na nasze auto przez szybę, gdzie praktykanci patrzą tępo na nasze auto. Ostatecznie dowiadujemy się, że trzeba coś wymienić, ale że nie występuje to oddzielnie, to należy wymienić cały komponent, czyli 8tys. w górę za całą zabawę, choć można wymienić samo łożysko za 70pln.
Niezaprzeczalną zaletą nowych aut jest poziom bezpieczeństwa, ale nie należy tutaj łapać się w pułapkę nieśmiertelności, że mam nowe auto, to mogę wszystko. Ostatecznie nowe auta wcale nie są dużo lepsze od tych z 2004r. Niewiele się mówi o tym, że ochrona pasów kończy się przy prędkości powyżej 100km/h, poduszki mogą zabić, lub uszkodzić słuch. Ważniejsza jest tutaj prawidłowa pozycja za kierownicą. Niestety 90% kierowców siedzi nieprawidłowo ze źle ustawionymi zagłówkami mocno ograniczając sobie odpowiednio szybką reakcję. Gwiazdki NCAP, to kolejny wytwór marketingowy, proszę tylko się zastanowić, dlaczego swego czasu permanentni zwycięzcy NCAP czyli Renault, nie były możliwe do zakupu w USA? Tu nie chodziło tylko o sieć sprzedaży, ale o niespełnianie norm amerykańskich.
Na koniec dodam, że powoli zaczynamy rozumieć, że posiadanie auta to żaden luksus. Kiedyś do zaimponowania wystarczył 10letni Golf, dzisiaj trzeba wykazać się postępami w rozwoju osobistym lub znajomością win nie tylko z Lidla. Większe czy nowsze nie znaczy lepsze. Jeżeli używane, to koniecznie trzeba liczyć, że do ceny zakupu szybko dołożymy 20% na bieżące naprawy. Warto kierować się możliwością serwisowania w polecanym warsztacie. Nie wierzyć w rankingi niezawodności itp.
W życiu nie pojechałabym w dłuższą trasę nieznanym autem.
Kupowanie samochodu przy założeniu, że będzie użytkowane przez tylko 1 osobę będzie zawsze mniej opłacalne od komunikacji miejskiej. Jednak jeśli samochód będzie służył 2 (lub więcej) osobom to nie ma co się zastanawiać tylko brać.
Jeszcze rok temu myślałam,że kupowanie nowego auta to wyrzucanie pieniędzy. Po czym padł (znowu) silnik w moim kolejnym używanym aucie i zmuszona byłam je sprzedać za grosze ( 7 tys), podczas gdy kupiłam je za 22 tys i włożyłam około 7 tys! w naprawy, opony itp. Auto kupowałam już z pomocą fachowców z zaprzyjaźnionego warsztatu.Miał być sprawdzony i miałam być zadowolona. Zostałam po raz kolejny bez auta ,mieszkając 20 min od przystanku tramwaju , z małym dzieckiem , w cąaży. Wcześniej kupiłam auto używane za 35 tys, po 2 latach sprzedałam za 20, włożyłam na naprawy około 17 tys ! -z remontem silnika włącznie. Nawet pobieżnie podsumowując mogłam mieć za te pieniądze auto z salonu które by jeździło a nei wiecznie mnie stresowało , że a najmniej odpowiednim momencie wysiądzie i stanę w polu z dymiącym silnikiem z dzieckiem w foteliku.
Dlatego w styczniu br kupiłam nówkę z salonu i wreszcie odetchnęłam. Jeżdżę kiedy chcę, nie naprawiam. Mnie nie kręci w tym samochodzie zapach nowości i uroda ale praktyczny aspekt . Wreszcie mam spokój, kiedy potrzebuję jadę , ta ulga jest nie do przecenienia.Jasne, że i nowe może się popsuć ale prawdopodobieństwo jest znacznie mniejsze, I na razie się to sprawdza, przez rok nic nie naprawiałam a w używkach nie miałam nigdy takiego komfortu.
Bo trzeba kupowac rozsadnie, a nie samochody ktore Niemiec plakal jak sprzedawal i do granicy gonil zeby odkupic. Rownie dobrze moglabys kupic 2 letnie seicento za 10 – 12 tys i jezdzic nim spokojnie przez kolejne 10 lat.
W seicento nie zmieści się 4 osobowa rodzina z 4 psami, niestety, mimo bardzo starannego pakowania i upychania komuś trafi się miejscówka na dachu .Poza tym kupując auto patrzę też na bezpieczeństwo, nie wezmę takiego które ma strefę zgniotu wielkości połowy auta . A czy zakup używanego był dobry okazuje się niestety dużo później.
Samochody z Niemiec -RACJA.
Znajomy co 6 miesięcy zmienia tak samochód (kupuje roczny z Niemiec po kolizji naprawia i sprzedaje jako bezwypadkowy z książką serwisową w którą Niemiec nie zdążył tej kolizji wpisać).
co do SC – miałem taki przez 3 lata jazda bardzo oszczędna, po założeniu gazu landirenzo za 2 tyś zł palił około 6,5 l/100 km gazu.
niestety nie jest to samochód rodzinny (problem z wkładaniem dziecka do tyłu i jego zapinanie pasami w foteliku), Jazda np na wakacje nad Polskie Morze lub w góry (400 , 600km) w środku lata przy 40 stopniowym topiącym się asfalcie bez klimatyzacji.
Reasumując : krótkie odcinki do pracy, jazda i parkowanie w mieście oraz spalanie to ogromny plus ; natomiast jazda rodzinnie na zakupy, na wakacje czy dalszy wypad NIE POLECAM.
„Znajomy co 6 miesięcy zmienia tak samochód (kupuje roczny z Niemiec po kolizji naprawia i sprzedaje jako bezwypadkowy z książką serwisową w którą Niemiec nie zdążył tej kolizji wpisać).”
Czyli znajomy jest zwykłym oszustem, fajnych masz znajomych.
Który handlarz nie jest oszustem. Który Wyznaje całą prawdę o cofnięciu licznika, zatuszowaniu wszystkich mankamentów.
Każdy stosuje swoje taktyki (nowe dywaniki, mieszki biegów, wymiana kierownicy na mniej wytartą, wpsikiwanie pianki do okien w progi, i wiele innych które można by godzinami wymieniać).
To jest czysty interes – kupić jak najtaniej – poprawić na chwile – i sprzedać z jak największym zarobkiem.
witajcie
osobiście bardzo, bardzo się cieszę, że są osoby wyznające zasadę „Tylko auto nowe z salonu”…. chyba domyślacie się dlaczego? Co do awaryjności aut używanych … auta wyeksploatowane i bez bieżących napraw na kilka miesięcy przed sprzedażą – to dlaczego się dziwicie? można przecież kupić, a jakże w salonie, auto używane 3,4 letnie, niekiedy nawet z gwarancją. Oczywiście będzie droższe o takiego samego z ogłoszenia od handlarza. Czy naprawdę myślicie, że serwisowane (niekoniecznie w ASO auto 3,4 letnie) będzie bardziej awaryjne od nowego!? Gwarancja i tak nie obejmuje części eksploatacyjnych. Dodatkowo do tego czasu wszystkie wady ukryte już się ujawniły. Ktoś tutaj pisał o męce poszukiwania używanego auta… Moim zdaniem mając w perspektywie zaoszczędzenie ok rocznych zarobków warto się trochę „pomęczyć”
Oczywiście sprawa inaczej może wyglądać kupując auto na firmę.
Aktualnie mieszkam w Niemczech i proszę Was nie myślcie, że można kupić auto kilkuletnie np. z silnikiem diesla z przebiegiem poniżej 300 tys km. oczywiście okazje się zdarzają (w sensie np niewielkiego przebiegu), ale cena będzie odpowiednio wyższa i nie wierzę żeby jakikolwiek handlarz zakupił takie auto (chyba że dla siebie). Osobiście szukałem auta BENZYNOWEGO i nietrudno było znaleźć takie z przebiegiem ponad 500 tys w NORMALNEJ cenie. Kto w Polsce kupi takie auto? śmiem twierdzić że 99% aut sprowadzonych ma oryginalny właśnie taki przebieg lub wyższy bo inaczej nie opłacałoby się sprowadzać…
Przy swoim pechu (?) mogłaś też kupić używane, z gwarancją.
Największym plusem nowych aut jest wg mnie właśnie gwarancja. Naprawy są realizowane w serwisie i nie trzeba się martwić o złych mechaników. To raz. Innym plusem jest też to, że nowe auto można kupić na raty (dla wielu to ważne), bo na używane to jedynie w banku możemy się zapożyczyć. Chociaż ogólnie jestem za samochodami używanymi- i zmieniam je co 2-3 lata.
od kiedy nie trzeba się martwić o złych mechaników. Spróbój uzyskać gwarancyjna wymianę silika, czy chocby fabrycznej instalacji gazowej.
bujasz się miedzy dealerem a producentem miesiacami. Potem sąd i odwołania, wkońcu po paru(3 latach) komornik ściagnie twoją kasę z dealera i mozna -powiedzieć ze gwarancja zadziałała ale blisko 4lata jeździłem autobusem.
Czy auto nowe, czy używane i tak możesz je naprawiać w ASO – to „tylko” kwestia kosztów. Wiadomo, że „pan Józek” będzie tańszy. Ale auto używane można też kupić z gwarancją – o ile się je kupuje u autoryzowanego dilera, a nie w komisie. Oczywiście, raczej nie dwuletnią, ale np. kwartalną lub półroczną.
Co do sprzedaży ratalnej, to obawiam się, że czy się kupuje nowe, czy używane, kończy się to i tak na umowie kredytowej z bankiem. Jedno co, to sieci dilerskie mogą mieć lepsze warunki, niż klient z ulicy. Za to obejmują nimi również kupowane u nich auta używane.
Nota bene, to samo dotyczy ubezpieczeń: auto (używane lub nowe) kupione u autoryzowanego dilera może mieć lepsze warunki ubezpieczenia, niż kupione na ulicy – nawet w tych samych firmach ubezpieczeniowych.
Michał… 😉 Jestem kobietą, uwielbiam jeździć i prowadzić samochód… Dużo jeżdżę, może nie tyle co przedstawiciel handlowy- moja praca ma inny charakter, ale jednak troszkę więcej niż przeciętny Kowalski.
Cały artykuł kolejny raz- bardzo rzeczowo napisany. Jakiś czas temu przeczytałam, że nowy samochód wyjeżdżając z salonu od razu na wartości traci 20%.
Tylko z jednym nie mogę się zgodzić. „(…) kombi, automatyczna skrzynia biegów. Doceniam szczególnie to ostatnie. Zresztą to już moje kolejne auto z automatyczną skrzynią biegów i wszystkim powtarzam, że to najlepszy podarunek, jaki można zrobić dla siebie jako kierowcy. ”
Automat to ‚plaża’, nuda… W dodatku jak to mówią ‚słabo się zbiera’. Nie ma porównania do manualnej skrzyni biegów- dla mnie 😉
Hej Edyta,
Dziękuję za komentarz. Z czystej ciekawości muszę Ci zadać pytanie: czy jeździłaś samochodem z automatem, czy powtarzasz obiegowe opinie?
„Słabo się zbiera” to może kiedyś była prawda dla automatów w silnikach benzynowych. Odpowiednio operując „gazem” w automacie masz idealną kontrolę nad tym, kiedy biegi będą zmieniane. Co do nudy, to zawsze można przełączyć skrzynię w tryb sportowy i ręcznie przerzucać biegi wtedy kiedy się chce. Ja jakoś nie mam takiej potrzeby, ale auto od czasu do czasu w trybie sportowym jeździ 😉
Pozdrawiam
Powiem tak – u mnie pokutuje myślenie tzw. standardowe: „nie mam i słyszałem (obiegowo) wiele niedobrego o automatach, więc nie lubię”. Inna sprawa, że tak naprawdę nigdy nie doświadczyłem automatu w codziennej eksploatacji i wobec tego, jak mógłbym się na ten temat wypowiadać. Za to od ludzi, którzy mają automaty na co dzień słyszałem, jaki to komfort i że nigdy by nie wrócili do auta z klasyczną skrzynią biegów.
Podsumowując – gdybym miał dużo $$ i czas na bawienie się w zmiany samochodów, „na ryzyko” kupiłbym automat, żeby zobaczyć jak się sprawdzi i być może bym się przekonał. A że nie mam ani jednego, ani drugiego, jeżdżę „klasykiem”.
A nie wystarczy wypożyczyć? Będzie i taniej i szybciej…
A ja miałam niegdyś jedno auto (na 5) z automatyczną skrzynią i tak mi z tym było dobrze, że bardzo chciałabym kiedyś jeszcze kiedyś. Wybrałam tańsze a nowe, ale automat wspominam rewelacyjnie, co to za atrakcja zmienianie biegów, wolę tą uwagę poświęcić na co innego, nie będę się bez tego nudzić, to pewne 🙂
Edyta nie może pewnie zrobić redukcji z „5” na „2” przy 60-70 km/h i auto nie chce
jej „kopnąć” coś w tym jest chociaż te nowe automaty to nie wiem jak działają.
Sam mam „manuale” i nie chcę mieć automatu bo nie ma tego szarpnięcia i
przy ruszaniu „jakoś nie tak jedzie” ale może kiedyś. Inna sprawa że jak ktoś
umie mieszać biegami i to lubi, to automat zabiera zabawę bo nie pomiesza 🙂
I ten odgłos skrzyni jak przy odcięciu obrotów nie uda się zmiana biegu na wyższy
i odbije, za wszystko inne zapłaci……. 🙂
Co do „słabo się zbiera” to trzeba patrzeć na licznik bo kilka razy z kimś jechałem
i po pracy silnika nie słychać ale wskazówka się przemieszcza trochę to złudne
ale fakt wrażenie jakby się nie zbierał w manulau słyszę to po pracy silnika i po
zmianie biegów czuję.
Inna sprawa wsiądź do auta o mocy x2 i po mieście będziesz 150 km/h jeździł no bo
tak cicho i ciągle przecież na 2-3 biegu jeżdżę 🙂 zbiera się czy nie to kwestia względna.
Czy Twój Ford się zbiera powiesz że tak a postawię obok BMW M3, albo coś 4×4 Lacer, Impreza i co nadal będzie się zbierał ? 🙂 idąc dalej stawiam obok Lambo Ferrari to teraz który się zbiera 🙂
Prawdą jest, że są skrzynie automatyczne które zwyczajnie nie są odpowiednio dobrane do silnika. W nowych wozach to różnie z tym bywa ze względu na ekologię, w starych – bo mogło nie być innych. Dobrym przykładem są np. starsze Alfy z silnikami Busso sparowanymi z czterobiegowymi skrzyniami. Na drugim końcu są też stare Alfy (jestem fanem marki) z awaryjnymi, ale dającymi mnóstwo radochy z jazdy sekwencyjnymi automatami Selespeed. Czy też nowoczesne AR ze skrzyniami TCT.
Wszystko jest kwestią doboru. Nowoczesne automaty pozwalają na ręczne redukcje lub mają odpowiednio oprogramowane redukcje z między-gazem w zależności od sposobu operowania przepustnicą. Stare skrzynie z trybem sportowym czy sekwencyjne (manualna skrzynia z automatycznym wybierakiem i sprzęgłem) pozwalają na to samo. Automat może dać wiele radości z jazdy jeżeli jest odpowiednio dobrany. Bo jak nie jest, to ma się dziadkowóz 🙂
Michale,
Oczywiście. Jeździłam. Po 10 latach manualnej skrzyni, miałam okazję przejechać się samochodem z automatem. Pewnie wszystko też zależy od parametrów samochodu, natomiast było to słabe doświadczenie 🙂 Były tylko 4 biegi, P, N, D, R.
Nie wiedziałam, że jest tez tryb sportowy- nie poinformowali mnie przed, ze można uzywać takiego trybu. W każdym razie, te doświadczenia które miałam z automatem nie były ciekawe. Nadałabym temu raczej nazwę „tryb dla emerytów” ale takich emerytów z krajów zachodnich, którzy się nigdzie nie spieszą 😉
Co do automatów należy dodać że samochód z automatem z reguły więcej spala paliwa, szybciej traci na ważności, skrzynia automatyczna nie jest bezobsługowa jak manual i trzeba zmieniać okresowo płyn hydrauliczny, poza tym automat jest bardziej awaryjny niż manual. Osobiście miałem automata i teraz mam manuala 🙂
pzdr
Witam,
Myślę, że przede wszystkim trzeba zastanowić się, jaką częścią naszych rocznych dochodów jest „koszt” posiadania własnego samochodu.
Osobiście planowałem kupić używane auto za gotówkę, za około 20 000 zł i eksploatować je przez około 4 lata. Szacowałem, że całkowite koszty wyniosą przez ten czas około 40 000 zł. Przy dochodach rocznych na poziomie 40 000 zł netto (a takie miałem) musiałbym pracować rok tylko po to, żeby jeździć samochodem.
Jednocześnie planowałem w nieco późniejszym czasie zakup mieszkania – kawalerka około 110 000 zł, Łódź, wkład własny 25 000 zł.
Fakt, że zdecydowałem się jednak na MPK, a całą gotówkę – czyli 45 000 zł przeznaczyłem na wkład własny na mieszkanie spowodował, że mój majątek po 4 latach jest większy o około 100 000 zł. Przy tak niskich dochodach jakie miałem, odłożenie 100 000 zł zajęłoby mi 10 lat:)
Zaryzykuję stwierdzenie, że zakup samochodu może być dla większości młodych osób najgorszą decyzją finansową w życiu. I co gorsza rzutującą na wiele lat do przodu.
Przykład mojej koleżanki, której odradzałem zakup samochodu.
Jakie miała koszty:
– kurs prawa jazdy, 60 godzin dodatkowych jazd i 7 egzaminów;
– kupiła nowy samochód Ford Fiesta za 52.000 zł, 1/2 w kredycie na 3 lata;
– koszty ubezpieczenia, przeglądów, paliwa, parkingu strzeżonego.
A teraz ile jeździ ! W czwartek wozi córkę na balet (12 km) a w sobotę jeździ do markietu na zakupy (8 km).
Za te piniądze mogła być wynajomwać limuzynę i pewnie było by dużo taniej o Taxi nie wspominając. Dla czego tak zrobiła, nie wiem ale dodam tylko, że jej mąż jeździ do pracy (0,8 km) dużym vanem w dieslu 3,0 litra.
Witam
Na samochodach totalnie się nie znam. Jest to jedna z niewielu zawieranych w moim życiu transakcji, w ramach których sprzedawca może wcisnąć mi największy „kit” i nie będę miał o tym pojęcia aż mnie mechanik nie skasuje za naprawy. Pokonuję rocznie około 12 tysięcy kilometrów i zdecydowałem się w tym roku na zakup rodzinnej Dacii Logan kombi. Koszt „zakupu” z leasingiem na 5 lat to 47 000 zł. Pierwsze ubezpieczenie dość niedrogie bo „tylko” 1000zł. Próbowałem już rozwiązanie z taksówkami zamiast auta i to jest rozwiązanie fajne tylko w teorii. Praktycznie siedzieliśmy w domu bo szkoda było nam na taxi, a autobusem nie chciało nam się jechać. Kupowałem zawsze niedrogie samochody: 5 letnie seicento na gaz (trasa kraków- zakopane za 10zł)- gaz się zepsuł, forda fiestę z 1998r. wspaniałe przyspieszenie jak na tak leciwe auto, ale zaczęły się naprawy, dacia logan z 2007r. na razie bez dramatu. Dlatego właśnie po wprowadzeniu zmian w przepisach podatkowych – 50% odliczenie VAT-u- zdecydowałem się na zakup na firmę samochodu, który mogę również wykorzystywać do celów prywatnych. Chyba w przyszłym roku zapłacę dochodowy od tego, ale cóż. Wszyscy znajomi się ze mnie śmieją, iż za takie pieniądze mógłbym kupić audi/ forda mondeo jak ty Michale, ale ja uważam, iż zakup nowej Dacii kombi (mam dwie córki i psa) był doskonałym wyborem. Z ciekawości obserwuję zużycie paliwa i wynosi ono 7l/100km w mieście. „Stara” Dacia spala 9,5l/ 100km, a jeździ nią moja żona:) Chcę tylko podkreślić, iż nie jest to samochód dla amatorów jakichkolwiek wrażeń. Prowadzę szczegółową księgowość związaną m.in. z samochodem i faktycznie rachunkowo nie opłaca się zakupić nowego samochodu, jednakże nie umiem wyszukać okazji w stylu „niemiec płakał jak sprzedawał”. Sorry, ale ja nie podejmę takiego ryzyka. Oczywiście uważam, iż ford mondeo to zbyt przesadzony zakup (można za to mieć 3 dacie). Masz jednak 3-4x większe przychody ode mnie… Uważam, iż to jest niezłe auto za rozsądne pieniądze. Pozdrawiam Cię Michale bardzo serdecznie, gdyż idąc za Twoimi radami w tym roku pozbyłem się kredytów konsumenckich – poza leasingiem na Dacię- i przymierzam się do zakupu większej nieruchomości. Każdą ważną decyzję analizuję zgodnie z radami przedstawionymi na innych Twoich wpisach i muszę powiedzieć, że się sprawdzają. Nie mogę się zmusić jedynie do prowadzenia szczegółowego budżetu domowego chyba zbytnio mnie to przeraża, ale po wzięciu kredytu na 20 lat będę musiał to wdrożyć.
Chyba się zbytnio rozpisałem.
Pozdrawiam
Michał
Ufff, ale komentarzy! To ja dorzucę jeszcze króciutki:)
U mnie historia motoryzacji wygląda tak:
1. nie znam się na samochodach
2. długo nie mieliśmy samochodu i dawaliśmy radę (np. pożyczanie od rodziców/teściów, gdy już była wielka potrzeba)
3. dostaliśmy na prezent ślubny Tico na gaz! Ten samochód jest marzeniem oszczędnych ludzi:) Prawie nie czułeś finansowo, że posiadasz samochód. Wyjazd na wakacje łącznie ponad 700 km wyszedł za paliwo jakieś niecałe 100 zł…. Jakaś naprawa u mechanika? 40, 70, max 100 zł….. no comment
4. w drodze na ten świat pojawiło się nasze dziecko. Trzeba było zmienić samochód na bezpieczniejszy (kto by się tam w młodym wieku przejmował swoim bezpieczeństwem, co nie? ale już dziecko to co innego)
5. wybór padł za 8500 zł na Renault Megane kombi 1,9 DTI 2000 r. Pojechałem z bratem ciotecznym – „znawcą” tematu bo przecież handluje samochodami – na giełdę.
„Weź jak chcesz, nic innego ciekawego nie ma, silnik nie do zajeżdżenia, stary dobry diesel, samochód w dobrym stanie, tylko wycieraczki wymienisz i hulaj dusza piekła nie ma” – powiedział braciszek. Jak doradził tak zrobiłem. Do tego wiadomo – 4 poduszki, ABS, duży, przestronny, gruba blacha, a nie to co w puszce czyli Tico:)
6. ……. z tego co pamiętam w przeciągu 2 lat użytkowania pojazdu: rozrząd 900 zł („po znajomości” od znajomego mechanika braciszka i to jeszcze „powinienem się cieszyć bo model wyżej silnika to 1200 zł”), resor tylny lewy 400 zł (urwał się na zakręcie – dobrze, że wolno w mieście jechałem bo pewnie na trasie jadąc ….. może m.in. by tego postu tu nie było), opony używane zimowe 400 zł, opony używane letnie 400 zł, tarcze hamulcowe Bosh (wciśnięte przez pana „Mietka” bo bezpieczne, rewelacyjne bla bla a jak tu dziecku bezpieczeństwa nie zapewnić…), klocki hamulcowe, wymiana oleju, coś tam jeszcze 850 zł (to na początku jak kupiłem to taki jeden rachunek), akcesoria samochodowe bo nie było lub w złym stanie 200 zł, pasek klinowy, linka gazu, linka sprzęgła, odgrzybianie klimy, napełnianie klimy, lewe tylne światło stopu, później prawe światło stopu, obydwa podnośniki szyb przednich po 100 zł każdy chiński zamiennik na allegro + wymiana parę złotych, załatanie kapiącego dachu (tam gdzie wystaje na przodzie antenka), lewe przednie światło, tłumik, później rura od tłumika, nawet radio musiałem jechać odkodować – jak mi się akumulator rozładował to się zresetowało i nie miałem kodu do uruchomienia – a właśnie – jeszcze nowy akumulator… i taki tort na wisience (tak! nie wisienka na torcie) – pasek rozrządu urwał się i wkręcił się w silnik (nota bene jechaliśmy do lekarza 60 km). Remont silnika plus coś tam jeszcze się rozwaliło przy okazji – chyba coś przy tej sile urwało jakieś koło zębate od rozrządu – w każdym razie 3000 zł. Ogólnie rzecz ujmując po 2 latach użytkowania samochód kupiony za 8,5 tys. a „wartość jego wzrosła” do ok. 20 tysięcy oczywiście nie wliczając paliwa (choć tu nie mogłem narzekać bo spalał max 6l/100 oleju, WOW ale pocieszenie!)
7. nadarzyła się okazja! Wujek sprzedawał 10-cio miesięcznego Opla Astrę III Kombi z 2012 r. 1.6 benzyna. Dodatkowo rozłożył na raty. Więc prawie nowy samochód, z pominięciem tego najgorszego spadku w pierwszym roku (kosztował 60 tys. a mi sprzedał za 44 tys.) i bez zbędnych formalności. Może bym się nie zdecydował bo jest to dla mnie i tak „astronomiczna” kwota, ale…. No właśnie przeczytaliście historię z Renault…. A co się nie robi dla bezpieczeństwa swojego ukochanego dziecka… i dla własnego spokoju ducha.
Reasumując MOJE ogólne przemyślenia nt. czy warto kupić nowy (lub prawie nowy) samochód:
MINUSY:
– sam fakt, że jest taki drogi
– raty – nie dosyć, że co miesiąc płacisz to jeszcze wiesz, że co miesiąc strasznie traci na wartości
– koszty AC – nigdy tego nie płaciłem, tylko OC a tu co roku 1500 zł czyli 125 zł na miesiąc
– paliwo – w mieście żre 9l, poza już lepiej 6,5-7l (gazu nie opłaca się ładować bo niewiele jeździmy i taka inwestycja zwróciłaby się dopiero po 3-4 latach)
– obowiązkowy przegląd co roku w ASO jeśli chcesz utrzymać gwarancję – 500 zł
PLUSY:
– wlewasz paliwo, odpalasz i jeździsz…
– masz bezpieczny samochód dla siebie jak i dziecka i rodziny
– masz gwarancję (już raz musiałem skorzystać i coś co kosztowało 1000 zł zrobiono mi w ramach gwarancji – usterka, która nie wpływała na jazdę)
– masz AC czyli w założeniu niczym się nie martwisz
– masz po prostu prawie nowy samochód
– nic Ci nie stuka, puka, kołysze, ściąga na lewo, prawo, do góry 🙂
PS. To jest moja historia, każdy ma swoją – np. wielu jest bardzo zadowolonych z używanych samochodów i płacą grosze, wielu jest niezadowolonych z nowych samochodów bo też się psują, wielu zmienia jak rękawiczki samochody i się nie przejmują bo jak nie ten to następny. Ja opowiedziałem moją historię i wiem, że nawet przepłacając mam spokój ducha, a to najważniejsze
PS. II. Taka ciekawostka – Tico udało się nam sprzedać za 3000 zł w ciągu tygodnia (gdzie „chodziło” normalnie na giełdzie po 1000 – 1500 zł), a Renault sprzedawałem 11 miesięcy z bardzo różnymi perturbacjami za kwotę…. 4900 zł – co i tak w sumie było sukcesem bo jeden handlarz tak mnie nakręcił, że prawie za 2700 zł bym mu sprzedał).
@Yagar,
Przykro mi to pisać, ale wygląda na to, że część wydatków miałeś na własne życzenie. Nota bene, kuzyn nie sprawdził, czy rozrząd był robiony w terminie? Jak sprzedawałem poprzednie samochody, kupcy sprawdzali mi pod tym kątem pieczątki w książce serwisowej. Jeżeli w ciągu dwóch lat od naprawy zerwał Ci się pasek rozrządu, to albo jeździsz ekstremalnie dużo albo znajomy braciszka wsadził Ci jakąś taniochę…. a jak już wiesz, to dość newralgiczna część. 😉 Klocków, oleju, klimy, opon – bym nie liczył. Tzn. do kosztów tak, ale to nie są wydatki charakterystyczne dla starych samochodów. Klimę np. powinno się odgrzybiać co roku. Kapiący dach albo zafundowałeś sobie sam, albo zafundował Ci poprzedni właściciel albo producent (jeżeli nie da się odkręcić anteny przed wjazdem do myjni 🙂 A żeby sprężyna od resora pękła, to rzeczywiście trzeba mieć trochę „szczęścia”.
No, ale ze starymi samochodami tak jest – nie pisałeś tego, ale z rachunków mi wyszło, że musiał mieć koło dychy, jak go kupowałeś.
Ktoś tu wcześniej pisał o kupowaniu samochodów 2-3 letnich. Mi to się sprawdza. Pierwszy samochód był trochę trefny i w ciągu dwóch lat musiałem wymienić chyba wszystkie zużywalne elementy zawieszenia (kupowałem od pośrednika i nie skojarzyłem, że poprzedni właściciel ~20 lat i miejsce zamieszkania w środku lasu blisko Warszawy, to nie jest dobra kombinacja 🙂 ) ale potem mi się to sprawdzało. Tylko ostatni samochód przetrzymałem, bo jak przyszedł czas wymiany, to akurat były powodzie i jakoś miałem większe zaufanie do tego, co mam niż do tego, co mógłbym kupić. No i już tak zostało, zwłaszcza, że potrzeba lansu mi spadła. 🙂
@Janek
Masz absolutną rację. Ale najważniejsze zdanie jest na początku – nie znam się na samochodach. I najważniejsze w tej historii jest to, że wiele osób kupuje nowe, czy prawie nowe samochody bo się na tym po prostu nie znają, a te samochody po prostu mają jeździć i być bezpieczne.
Ja chciałem zrobić wszystko najlepiej jak mogłem czyli wziąłem „specjalistę”, na mój „głupi rozum” wziąłem auto duże, bezpieczne, komfortowe, tanie w eksploatacji. Ale wychodzi na to, że jak się na czymś nie zna, do tego otaczają Cię sami „specjaliści” włączając w to 3 różnych mechaników to lepiej rozważyć nowe auto.
Tak już w kwestii technicznej – tak, to był 10 letni samochód. Rozrząd miał kosztować „góra” 300 zł więc na to byłem przygotowany. Pasek zerwał się bez żadnych uszkodzeń silnika po 1,5 roku jazdy. Wymieniłem go u innego mechanika i po tym po kilkuset kilometrach właśnie akcja z silnikiem. Klocki liczyłem raz bo miałem historię, że wymieniłem na nowe i wiecznie piszczały, i wiecznie słyszałem, że za mało Pan jeździ i muszą się wyrobić. Po 3 miesiącach nie wytrzymałem i wymieniłem na nowe, które jakoś od razu się wyrobiły/dopasowały. Opony liczę bo z samochodem były kupione łyse więc uważam, że to też jest koszt dodatkowy – przecież kupując auto w salonie masz nowe opony w cenie (przynajmniej wujek tak miał). Kapiący dach mogłem stwierdzić przy myciu samochodu i dużym deszczu, a nie w dniu zakupu 🙂 Także, jak widzę znaczek Renault to wiesz co mi się chce…. 😀
Pozdrówka
@Yagar
Ja wyniosłem z domu przekonanie, że biednych ludzi nie stać na tanie rzeczy.
Na pewno przez to przepłacam, ale rzadko żałuję, że się wpakowałem pod rynnę przez szukanie oszczędności nie tam, gdzie trzeba. Dlatego nie kupuję regenerowanych opon (to kwestia bezpieczeństwa, jak źle zrobiona opona pęknie podczas jazdy, to będzie mnie to kosztować zdecydowanie więcej, niż nowe opony), nie naprawiam kluczowych elementów samochodu w „pokątnych” warsztatach (paski rozrządu, których parę już przerobiłem, akurat zawsze wymieniałem w ASO), hamulce, gumki w zawieszeniu itp., robię niekoniecznie w ASO, ale w stacjach budzących zaufanie. U „pana Mietka” mogę wymienić reflektor, żarówkę, stłuczoną lampę, linkę, błotnik wyklepać – ale nie elementy mające podstawowe bezpieczeństwo albo takie, które – jak pasek rozrządu – w razie czego mogą pociągnąć za sobą duże koszty. Jak to działa, sam się przekonałeś: bez żadnych objawów zapowiadających awarię (nawet, jeśli jakieś są, ale ich nie znasz, to tak, jak by ich nie było 🙂 pasek pęka. Zawsze w czasie pracy silnika. I wtedy grozi to uderzeniem tłoka w zawory, uszkodzeniem zaworów, głowicy i mnóstwem innych atrakcji.
Nota bene, opony też mają swoją trwałość – po kilku latach guma słabnie nawet, jak mało jeździsz i bieżniki są całkiem do rzeczy. Więc trzeba je wymienić. I tak dalej, i tak dalej.
ATSD, od 2003 roku jeżdżę wyłącznie Renówkami – to tak dla kontrastu. 😉
Michał, naprawdę genialne są Twoje obliczenia, to, że je masz i że Ci się chce takie zestawienia robić 🙂 historia naszego auta nie sięga tak daleko, wtedy jeszcze tak zawzięcie nie notowałam wszystkiego jak teraz 😉 autko też było nowe, z salonu, choć dużo tańsze. zdaję sobie doskonale sprawę z kosztów zakupu nowego auta ale… nie żałuję. to cena komfortu, spokoju i gwarancji. do czasu, bo po ośmiu latach zaczynają się już koszty. a dodatkową kwestią, którą trzeba wziąć pod uwagę to mechanicy. gdy ktoś umie, może wiele zribić sam, ja się nie znam, więc mechanika będę potrzebować coraz bardziej. nie wszystko będę robić w aso z powodu jednak wyższych kosztów. niestety o dobrego i uczciwego mechanika bardzo trudno, jeszcze takiego nie znalazłam. pozdrawiam.
Szukałem pół roku (nowe i używane). Niestety te roczne które oglądałem okazały się droższe niż zaproponowano mi w salonie nowe. (roczne miały przebiegi od 80 do 150 tyś)
czyli jak widać wszystkie pracowały w firmie. od prywatnego właściciela nie da się kupić 1-3 letniego samochodu, a firmy takie właśnie auta sprzedają gdyż po 80 tyś km trzeba liczyć się z pierwszymi kosztami części eksploatacyjnych (hamulce, wymiana opon na nowe, czasem: sprzęgło , dwumas , turbina ) .
Zaznaczam że samochodami firmowymi jeżdżą zazwyczaj przedstawiciele (i powiem szczerze że nie znam takiego co by dbał o firmowy samochód, a przedstawicieli , kierowców w różnych firmach znam wielu). Mój bardzo bliski znajomy (przedstawiciel) zrobił za 4 lata 350 tyś km, jego firmowy samochód wyglądał jak nowy i oczywiście kupił go jakiś handlarz.
Ja kupiłem nowy samochód jeśli chodzi o porównanie kosztów to : ubezpieczenie (nie 4 tyś a 2,5) ; garaż (brak opłat), parking (brak opłat) Myjnia (na własnym placu : koszt wody), opony (drugi kpl całych kół z felgami 999 zł – z salonu w promocji) , autostrady (nowym czy starym samochodem – opłaty takie same ), dodatkowa pełna gwarancja samochodu 5 lat do 150 tyś (około 2500 zł).
Samochód Astra J – KOMBI Z FABRYCZNĄ INSTALACJĄ GAZOWĄ LANDIRENZO (INSTALACJA GAZOWA W PROMOCJI – 2000 ZŁ NATOMIAST W SAMOCHODZIE UŻYWANYM TAKA INASTALACJA OKOŁO 4000 ZŁ )
SAMOCHÓD W KREDYCIE NA 3 LATA (LEASING-U) – CAŁKOWITY KOSZT KREDYTU OKOŁO 2100 ZŁ (2 TYSIĄCE) – UWZGLĘDNIAJĄC INFLACJĘ, POWINNO MNIE TO KOSZTOWAĆ MNIEJ NIŻ BIORĄC SAMOCHÓD ZA GOTÓWKĘ (A PRZY LEASINGU OTRZYMAŁEM DODATKOWY RABAT).
PRZEZ 5 LAT NIE PLANUJĘ PONOSIĆ ŻADNYCH DODATKOWYCH KOSZTÓW.
Mając 10 letni samochód, w przeciągu 3 lat na naprawy wydałem około (15 tysięcy zł)- być może miałem pecha, ale nie wierzę w takie bajki jak: „sprzedam używany samochód, nie wymagający wkładu finansowego, samochodem jeździła starsza pani/pan w niedziele do kościoła, przebieg 50 tyś ,10cioletniego samochodu”- takie samochody nie istnieją.
Jak czytam komentarze dotyczace kupionych samochodow uzywanych, to widze ze ludzie kupuja szmelc, a potem na sile probuja go naprawiac.
Moja hostoria jest taka, ze kilka lat temu kupilem 3 letni samochod, przyzwoitej klasy i marki – po prostu typowa chec posiadania. Nie byl to dla mnie problem finansowy.
2,5 roku pozniej samochod zostal sprzedany z strata 12 tys zlotych. Kosztow paliwa nie licze bo kazdy samochod sie tankuje. Serwisy to tylko oleje, filtry i jakas tam koncowka w zawieszeniu wiec tego nie licze bo kazdy samochod wymaga elementow eksploatacyjnych wiec taki czy inny te czesci miec musi. Strata tych 12 tysiecy mnie wkurzyla bardzo.
Postanowilem kupic samochod maksymalnie tani, tak aby mi sluzyl tylko na dojazdy praca-dom. Przestal mnie interesowac prestiz i lans samochodowy. Przestalem oplacac AutoCasco bo po pierwsze szansa na kradziez takiego auta jest znikoma. W razie jego rozbicia, to i tak kilkuletnie skladki bylyby wyzsze niz wartosc samochodu. Nie chcialem tracic na wartosci.
Wybralem samochod za 4000zl. Niestety w krotce po zakupie okazalo sie ze pojazd nie rokuje na dlugotrwala eksploatacje. Po roku sprzedalem go z strata 1000zl. Poza paliwem to byl caly koszt jego eksploatacji. Skoro nie rokowal na dluzszy czas to nie zamierzalem w niego wkladac, jezdzil przez rok bez klopotu.
Kupilem nastepny samochod (dokladniej sprawdzajac) za 5500zl. Samochodzik bezblednie sprawdzal sie przez kolejne 2 lata. Niedawno go sprzedalem za 5000zl, czyli utrata wartosci 250zl/rok czyli 20zl/m-c. Wartosc pomijalna. Koszty napraw przez 2 lata 3500 zl, czyli sporo ale nic z powodu usterki tylko wymiany elementow eksploatacyjnych i tego co sie zuzywa jak np. jakies tam elementy zawieszenia. Sam rozrzad to bylo 1200zl. Nigdy nie oszczedzam na czesciach, kupuje normalne markowe, a nie od Miecia, co trzeba to wymieniam i juz bez zbednych kombinacji. Nie lubie problemow. Tak traktowany samochod odwdziecza sie bezproblemowa eksploatacja.
Od poprzedniego wlasciciela dostalem 2 komplety opon ktore spokojnie na te 2 lata wystarczyly.
Poniewaz okolicznosc zyciowa wymusila zmiane tego autka (bo inaczej by dalej sobie smigal) to rozrzutnie teraz wybralem wiekszy model za 10000zl (wliczajac wszystkie koszty administracyjne zwiazane z zakupem). Pakiet startowy serwisowy na tzw. wszelki wypadek (rozrzad, swiece, przewody, oleje, filtry) ok. 1800zl. Samochod na razie dziala bezblednie. Nie zanosi sie na kolejne wydatki. Niestety ten pewnie straci na wartosci ok. 2000-3000 przez 2-3 lata i to mnie juz boli.
Najwazniejsze to solidnie wybierac egezemplarz. Olewac opinie niedowartosciowanych szpanerow i po prostu jezdzic.
Wazne zalozenia:
– nie potrzebuje samochodu na wakacje,
– nie jezdze samochodem bez klimy,
– mam w garazu autko-pieszczocha sluzacego do niedzielnych przejazdzek w sloneczku,
– kupuje tylko samochody z klasycznymi benzynowymi silnikami, bez turbo itp.,
– przed wyborem modelu studiuje w necie opinie uzytkownikow pod katem ryzyka wystapienia drogich usterek czyli takich powyzej 1000zl.
Witam,
Dla porównania coś starszego 🙂
Auto na pograniczu klasy segmentu C i D. Rok produkcji 1997 klimatronic elektryka itp.
Rok zakupu maj 2012. Przebieg 218 tys km. Przejechałem od tamtej pory 110 000 km.
7 500zł :: cena zakupu piętnastoletniego auta
340zł :: Koszty rejestracji:
10 500zł :: Eksploatacja tj. opony, klocki, tarcze, oleje, rozrządy, płyny, filtry itp.
3 150zł :: usługi mechaników
2 460zł :: Ubezpieczenie OC + Assistance + przeglądy
RAZEM: 23 950zł
Wartość auta dzisiaj około 4000 – 4500zł. Czyli 23 950zł – 3 950zł = 20 000zł
Przejechanie 1km około 0,18zł.
Samochód 2,0 z instalacją LPG. Na paliwo wydałem 36 300zł. Przejechanie 1km około 0,33zł
0,33zł + 0,18zł = 0,51zł całkowity koszt 1km z paliwem.
Excell i systematyka zapisywania po każdym tankowaniu i każdym wydatku.
@Yagar
Urwany resor ;], Poprzedni właściciel zagęszczarkę albo inny ciężki sprzęt woził ? Tyle szczęścia że nie padł sam silnik, turbo, a tylko osprzęt.
W niebitym, niespawanym starym 8V/LPG to chyba tylko najgorszy może być remont silnika ale to ok 3 tysiące, Domowa Astra II poza skatowanym, silnikiem przez poprzedniego właściciela większych drastycznych awarii nie miała, Poza typowymi eksploatacyjnymi rzeczami olej, opony, klocki, tarcze, zawieszenie co 2 -3 lata coś stuka ale to dziurawe miasto ;] 200 – 300 zł, W układzie wydechowym jakieś ale to drobne poprawki. Migacz się przepalił, Padło sterowanie prędkościomierza ale to niewielkie kwoty.
Ech kupować teraz nowy, nowszy samochód to ładny maraton po forach internetowych różnych marek trzeba odbyć.
Witam !
Świetny artykuł , widzę że wszystko dokładnie wyliczyłeś i zebrałeś w jedną całość.
Wydaje mi się że dużo osób boi się spojrzeć prawdzie w oczy , jeśli chodzi o koszt używania samochodu ( nie wspominam jego zakupu)
Dziś mam 20lat i może trudno w to uwierzyć ale mam już pierwsze doświadczenie i doskonale wiem że samochód to taka piękna duża skarbonka.
Na szczęscie aktualnie studiuje w Poznaniu i nie myśle o samochodzie…( hmm no może o motocyklu 🙂 ) , dla każdego motoryzacja ma inne znaczenie. Strasznie uwielbiam siedzieć za kółkiem , ale jestem studentem i bilety z 51% ulgą z tytułu studenta bardziej do mnie przemawiają 🙂
Pozdrawiam
Dawid
Czy to jest blog o oszczedzaniu i polepszaniu swojego standardu zycia czy o dziadowaniu ?
Na dzien dzisiejszy na nowy samochod klasy ktora mnie interesuje mnie nie stac. Jezeli w mojej ocenie byloby mnie stac juz dawno bym byl w salonie.
W roku 2008 kupilem polroczny samochod klasy premium z przebiegiem 13tys km za gotowke 130 000pln. Tak mozna takie samochody kupic jednak nie na allegro tylko np w Niemczech i nie sa one tanie.
Podsumowujac koszty uzytkowania go przez 7 lat to wedlog tabelki Michala wypadaloby jeszcze dorzucic jakies 15000pln rocznie. Nowy samochod niestety nie daje zadnej gwarancji bezawaryjnosci, ale jest to tez z czym sie od poczatku liczylem.
Czy jestem frajerem ?
Czy nie lepiej bylo wydac 5000pln na auto 10 letnie ?
Czy nie lepszym bylyby 4 rowery ?
Czy nie taniej byloby jechac pociagiem nad jezioro Garda ?
Czy nie fajniej byloby pojechac na narty do Austrii PolskimBusem ?
Czy jestem rozrzutny i wywalilem pieniazki w bloto ?
Czy mam za duzo i mi sie w glowie poprzewracalo ?
Moja odpowiedz brzmi NIE i wcale nikt nie musi sie z tym zgadzac 🙂
Nie wiem jak wy ale ja oszczedzam i zarabiam wlasnie po to zeby od czasu do czasu spelniac swoje marzenia. Traktowanie wszelkiego rodzaju przyjemnosci i zakupow zawsze w kategoriach oplaca / nie oplaca to w moim przekonaniu to droga do nikad.
Jeszcze jedno…..prosze nie negujcie zaraz decyzji innych ludzi biorac swoja miare. Kazdy ma inna sytuacje finansowa i inne potrzeby. Pewnie moglbym sie bez samochodu obejsc ale mnie na niego stac.
i zeby nie bylo jezdze tez rowerem, latam, pociagu staram sie nie uzywac, korzystam z zycia na ile moge bo ciezko pracuje a oszczedzanie mi w tym pomaga…
Bardzo mi sie spodobal artykul, a jeszcze bardziej komentarze pod nim 🙂
Warto sobie czasem zadac pytanie po co wogole meczycie sie tym oszczedzaniem…
Tu nie chodzi o dziadowanie czy wieczne rozstrzyganie oplaca / nie oplaca. Zalozenie jest inne. Mamy ograniczona pule srodkow finansowych. Kazdy jakies tam ograniczenie ma, takze ty bo nie kupiles samochodu za 500 000 zl.
W zwiazku z czym decydujemy sie oszczedzac na dziedzinach na ktorych nam nie zalezy, w zamian zbieramy srodki na cos na czym nam zalezy i czego nie chcemy ograniczac.
Jezeli twoim marzeniem/celem jest samochod – OK. Zeby go kupic mozesz np. wybierac tansze wakacje, albo kupowac tansze AGD itp itd.
Ja olewam temat lansu samochodowego (co nie znaczy ze jezdze rozklekotanym polonezem) i w zamian mam kase na wakacje 3-4 razy w roku.
Szereg znajomych ma fajne, nowsze, wypasione autko. Tylko ze stoi pod blokiem (mieszkanko m-2) na Bialolece, a wakacje last-minute na tydzien w roku. Ja wybralem inaczej. Kwestia priorytetow, zadnego dziadowania IMHO.
bardzo istotną sprawą jest status mieszkaniowy tzn (mieszkanie w mieście czy może dom na wsi z dala od miasta).
Ja osobiście mieszkam dość daleko od miasta (autobusy co 2-3 godziny , bus powiedzmy co 1-1,5 h ). dziecko do przedszkola zawożę do miejscowości oddalonej o 7 km , w przypadku pracy 7 lub 13 km (w przypadku gdy 13 km – to niestety żadnego połączenia nie ma między takimi miejscowościami). w lato owszem czasem można wybrać się rowerem (ale niech ci co jeżdżą rowerami powiedzą jak dostać się w zimę w śnieżycy lub latem podczas ulewy do pracy. zaznaczam że odcinek jest bardzo górzysty). faktem jest że mając stary samochód golf 3 95r z klimą 1.8LPG , nie dołożyłem do niego za wiele w ciągu 3 lat (max 1000 zł na części + 3000 zł strata wartości) ale tak wiekowe pojazdy zostawiają już wiele rdzy oraz płynów na ulicach (poprawki lakiernicze maksymalnie co 2 lata i koszty poprawek 300-500 zł każdorazowo przy takim roczniku).
kupując znów samochód 10cio letni trzeba przygotować się że będzie naszpikowane elektroniką i nie każdy mechanik sobie poradzi.
Tata niedawno sprzedał ZAFIRĘ 1999r 1,6benz którą zakupił 15 lat temu w salonie z przebiegiem 305 tyś km.
to co było w niej wymieniane (2 razy rozrząd, klocki , linki , filtry oleje co 15tyś, 2 razy poprawki lakiernicze ). żadnych większych napraw. Trzymałby ją dalej ale namówiliśmy go na nowe gdyż zafira coraz bardziej rdzewiała, zaczeła palić więcej niż paliła początkowo, robiła się coraz słabsza, co chwilę trzeba wymieniać (tulejki, wachacze, i inne elementy zawieszenia). teraz ma peugeota nowego 5008 który pali 3 litry/100km mniej. testowałem go nad może i w góry. peugeot5008 nie jest samochodem do lansowania aczkolwiek komfort jazdy w porównaniu ze starym 15stoletnim samochodem bez klimy, palącym 3 l/100km więcej i mający o połowę mocy mniej, jest nieporównywalny. mając samochód z salonu człowiek jest pewien każdej jednej śrubki w tym samochodzie.
w przypadku samochodu używanego starszego nie wiadomo kto jeździł, jak jeździł, co z nim robił. nie znając się na mechanice i idąc do typowego miecia mechanika można zostać nieźle nacjągnietym.
Przykład znajomego bmw 2002r kupiony delikatnie porysowany (wjechane było pod barierkę). po roku poszła turbina, po półtoraroku dwumas, po 3 latach silnik. samochód z przebiegiem 200 tyś. wymiana silnika i po roku znów zaczęło coś delikatnie stukać. W pewnym momencie samochód na parkingu nie odpalił, przyjechał pan „miecio” z urządzonkiem które nazywał komputerem , podpiął i wykryło 17 błedów na silniku (wtryski, świece, wałek rozrządu i inne) no więc pan miecio „rozbieramy i wymieniamy po kolei albo wymieniamy silnik”. Naszczęście kolega zadzwonił do jeszcze innego pana miecia który miał już kiedyś taki przypadek.
okało się że klema pod maską (w takim nietypowymi miescu się poluzowała i samochód kręcił normalnie ale podawał błędy napięcia na silnik).
dokręcili śrubę i samochód chodzi. Pytanie co by było gdyby pan miecio zaczął grzebać. koszt napraw samochodu około 15 tyś zł w 3 lata. mimo iż mial swoje lata.
Michał,
Jakim cudem wydałeś tak mało na myjnie? Ja nie jeżdzę często, a wydaje rocznie od 1000-1500 PLN rocznie na mycie auta.
niektórzy dodaja jeszcze parenaścię tysięcy zł na przeróbki, chć koszta wyzej wspomniane juz i tak są ogromne, przykładowo mamy 120 000zł na byle golfa czy tam podstawowe BMW serii 3, do tego doliczamy oczywiście reszte za rejestracje itp. i teraz dlaczego nie było by lepiej kupić jakiegoś fajnego youngtimera czy np 10 -15 letniego auta za np 30 000zł włożyć w remont kolejne tyle, swoje widzimisie jak dvd , klimy, panoramiczne dachy, skóry, za kolejne 20 000 zł i tak za 80 000 zł mamy nowe, niepowtarzalne auto którego eksploatacja będzie smiesznie tania i do tego 40 000 zostaje nam w kieszeni, druga sprawa że producenci aut robią nas w balona mówiąc że auto jest zupełnie nowym modelem, opakowania są nowo wyglądające ale to wciaż stare sprawdzone technologie, silnik 1.8 VW montuje juz od dobrych 25 lat do różnej maści pojazdów, zmieniały sie głowice doloty, dochodzily turbiny ale blok był stary żeliwny za czasów golfa II, to samo z zaciskami ham. passat z 76 r. ma te sama konstrukcje zacisku co golf V a to tylko 2 z paru tysiecy cześci w aucie a ceny wraz z „nowymi” modelami rosna kosmicznie
Witam, ja też notuje wszystkie wydatki związane z autem, oprócz paliwa i takich szczegółów jak opłaty za parkingi, autostrady płyn do spryskiwacza itp.
Volvo s60 2002r. kupiłem w 2009 styczeń, koszt zakupu 34400zł, na początek podstawowe wymiany: rozrząd jakieś elementy zawieszenia końcówki drążka, olej filtry, itp to kosztowało ok 2tyś plus opony letnie kpl. 1400zł. W tym momencie zrobiłem nim 100tyś. Jedna poważna awaria, która unieruchomiła auto na 2 tygodnie, pękł tłok prawdopodobnie przez lejący wtrysk, na hol i do dobrego mechannika, koszt remontu silnika wraz z wymianą końcówek wtryskiwaczy to 6tyś. Koszty eksploatacji wynoszą do tej pory ok 15000zł. Porównując to z kosztami Michała, autostrady – jechałem kilka razy – koszt do 100zł, parking do 100zł, garaż 0zł, myjnia – koszty wody – grosze, płyn do spryskiwacza do 100zł, Ubezpieczenie najdrożej płaciłem coś ok 1400zł, ostatnio 700zł bez AC ale ze smart casco czyli kradzież, pożar, w sumie więc ubezpieczenie 6000zł. Paliwo szacuję na 31000zł. Czyli koszt przejechania 1km wynosi 0,75zł uwzględniając utratę wartości (aktualna wartość 12000zł), paliwo i inne wymienione wyżej koszty eksploatacyjne. Chciałbym zaznaczyć, że kupiłem pierwszy oglądany egzemplarz na rynku, czyli poza przeglądaniem ofert na internecie kupno auta zajęło mi jedną sobotę. Nie był to samochód w jakimś bardzo dobrym stanie, wręcz przeciwnie, większość elementów była malowana, ale silnik ładnie pracował, komputer pokazywał jakieś błędy ale nie były to poważne błędy i w zasadzie to tej pory jeżdżę z niektórymi błędami i póki co niczym to nie skutkuje. Napewno jakbym obejrzał kilka kolejnych to znalazł bym lepsze auto, co nie znaczy że po przejechaniu 100 tyś. km wydałbym mniej na eksploatację. Generalnie Volvo s60 nie jest tanim w eksploatacji samochodem, ale w zamian daje wysoki komfort podróżowania i frajdę z jazdy.
A mnie moje wozidelko skutecznie zniecheca do jakichkolwiek zmian:
14 letni Golf TDI , nie odmowil posluszenstwa NIGDY ale robie REGULARNY serwis i nie oszczedzam na oleju i czesciach ktore sa tanie jak barszcz, po Wwie spalanie to bajka 8l absolutny max, w trasie mozna uzyska wyniki ponizej 6l. Dobre zabezpieczenie antykorozyjne (ocynkowane nadwozie), ubezpieczenie OC 400zl/rok.
Minusy? Prestiz, a raczej jego brak, niezbyt komfortowe zawieszenie, klekot diesla. Dynamika? Po miescie 210Nm wystarcza w zupelnosci.
Na dzien dzisiejszy nie oplaca sie go nawet sprzedawac, uzywane auta do 40tys to przywiezione z Europy zjezdzone wraki ktore dobrze wygladaja i juz z mnostwem skomplikowanych rozwiazan, moze poza wyjatkami typu Octavia/Leon/A3 1.6 benzyna.
Odnośnie samochodów używanych – nie znam nikogo kto sprzedawałby dobry samochód, zawsze było coś nie tak w mniejszym lub większym stopniu. Kto sprzedaje dobrą rzecz?
Mój ojciec kupuje nówki ponieważ musi sporo dojeżdżać do pracy i nie stać go na jakiekolwiek awarie i przestoje spowodowane humorami samochodu. Auto ma być sprawne, bezpieczne (a nie zespawane z kilku), ekonomiczne i w miarę przestronne. Ponieważ dba o swój samochód jak należy ten odwdzięcza się bezproblemową eksploatacją (na 170.000 km były 2 drobne usterki, które mechanik usuwał w jedno popołudnie). Auto ma zainstalowaną dobrą instalację LPG, dzięki czemu koszty eksploatacji jeszcze spadły. Na chwilę obecną nie planuje zmiany samochodu ponieważ jest on pełnowartościowy.
Mój pierwszy wóz był używany… powiem tak jedynie dobre to, że go nie było żal jak uczyłem się jeździć i podczas parkowania walnąłem w bramę, drzewo, wjechałem w dziurę, etc. Reszta to same minusy i suma napraw eksploatacyjnych po jakimś czasie zrównała się z kwotą zakupu. Auto nie było bezusterkowe, często zawodził kiedy był właśnie potrzebny. Drugi samochód kupiłem już nowy. Przeboleję utratę wartości, ale wiem przynajmniej, że się nie rozpadnie. Mam zamiar trzymać go jak najdłużej i o niego dbać żeby mi dobrze służył. Samochód używam do jazdy z punktu A do punktu B, ma być w miarę komfortowo, bezpiecznie i ekonomicznie.
Jak będę chciał zaznać frajdy z jazdy to kupię sobie prezent w postaci jazdy Ferrari po torze wyścigowym za 1000,00 zł i tyle 🙂
A tak w ogóle to słyszałem, że najlepszym autem jest auto służbowe 🙂
koszt parkingu można znacząco obniżyć – iParkomat.pl pozwala wynająć swój parking gdy stoi pusty w ciągu dnia a Ty jesteś w pracy i znaleźć tańsze nawet o 50% miejsce parkingowe obok Twojej pracy na 9h dziennie…
Kupiłem Alfę 156, diesla, mniej więcej rok temu. Rocznik 2000. Sprzedałem ją miesiąc temu. Przez ten czas włożyłem w grata (tak, trafiłem pechowo) około 12 tysięcy. Plus drugie tyle w ropie. Do tego koszt zakupu i utrata wartości i byłoby jakieś 35 tysięcy. Przejechałem nią 20000 w rok. Tak więc koszt przejechania kilometra to 1,75 PLN.
Faktem jest, że koszt by znacząco spadł po kolejnym roku jeżeli zdecydowałbym się na zatrzymanie samochodu i jego naprawę. Dla porządku musiałbym wydać jakieś 8000 na lakiernika i blacharza (rdza, rdza wszędzie :D) i jakieś 7000 na remont silnika. Resztę wozu wyprowadziłem już na prostą. Zakładając, że w kolejnym roku przejechałbym tyle samo co w ostatnim, to koszt kilometra wyniósłby jakieś 1,3 PLN.
W trzecim roku byłby już znikomy. Na naprawy wydawałbym jakieś 2000 PLN (elemnty eksploatacyjne – zużywające się zawieszenie, oleje itd.), na paliwo kolejne 11000 (pewnie mniej biorąc pod uwagę spadek cen). Na dodatek odzyskałbym część kosztów, bo spadek wartości byłby ujemny – AR 156 w dobrym stanie mają całkiem wysokie ceny. Więc w trzecim roku przejechany kilometr kosztowałby 0,35 PLN.
Sumarycznie koszt kilometra w ciągu trzech lat wyniósłby 1,13 PLN. W ciągu sześciu 0,89 PLN.
Najprawdopodobniej właśnie tak zrobię z kolejnym samochodem. Zostawię sobie jaki by nie był, doprowadzę do porządku i będę się woził za grosze. No, chyba że wejdzie jakiś ekologiczny (HA) podatek…
A prestiż? cóż, samochód to tylko środek transportu. Wolę wydać pieniądze na dobre jedzenie, półtoraka do barku i piękną kobietę do łóżka. Śpiewać mogę za darmo 😀
Podobnie jak kilku przedmówców i autor artykułu miałem dylemat czy kupić auto nowe czy używane. Jeśli rzeczywiście decydującymi argumentami przy podejmowaniu miały by być: komfort psychiczny z powodu niskiego ryzyka awarii, przyjemność z jazdy, chęć „polansowania” się i jednoczesne optymalizowanie kosztów, to zamiast auta nowego należałoby wybrać statystycznie mało awaryjny luksusowy samochód. Jeśli auto ma więcej niż 5-6 lat, to zazwyczaj jest już dosyć dobrze znane przez mechaników, którzy często dzielą się swoimi przemyśleniami na forach internetowych. Dodatkowo istnieje już ogromna liczba stosunkowo tanich zamienników, dzięki którym można doprowadzić leciwe auto do stanu prawie idealnego. Dodatkową korzyścią jest tutaj to, że nowe auta są znacznie gorsze jakościowo od swoich odpowiedników sprzed ~ 10 lat.
W moim przypadku wybrałem BMW E46 z ostatniego roku produkcji w najdroższej wersji wyposażenia (końcówki produkcji mają zazwyczaj usunięte najbardziej uciążliwe problemy świeżych modeli). Jedynym kryterium które przyjąłem przy zakupie był warunek braku poważnych kolizji, które mogłyby mieć wpływ na bezpieczeństwo. Pozostałe sprawy związane z mechaniką, elektroniką itp można załatwić po zakupie. W tym miejscu ważna jest tylko świadomość tego co kupujemy. Nie należy zatem tutaj oszczędzać na opłaceniu sprawdzonego mechanika, który pomoże nam w oględzinach wstępnie wyselekcjonowanych egzemplarzy.
Kiedy jesteśmy w stanie oszacować przybliżone koszty napraw, to nie powinnyśmy się bać zakupu auta z zepsutym sprzęgłem, albo uszkodzonym zawieszeniem. To są tylko elementy składowe, które można zmienić po 1-2 dniowym początkowym przestoju w warsztacie.
W moim przypadku 9-letnie auto kosztowało 21 000 zł a początkowe naprawy około 5 000 zł wraz z robocizną. Po drugim roku użytkowania (przejechałem 15 tyś km) dotychczasowy średni koszt kilometra wyniósł ~ 1,25 zł (uwzględniając wszystkie koszty, utrata wartości oszacowana). W kolejnych latach spodziewam się obniżenia ceny przejazdu do kwot znacznie poniżej 1 zł/km. Wszystkie kwestie związane z dobrym samopoczuciem podczas jazdy gruntownie wyremontowanym BMW w najdroższej wersji wyposażenia mam zapewnione w większym stopniu niż w nowej Skodzie, Fiacie, Fordzie czy innych podobnych.
Zgadzam się całkowicie z autorem tekstu, zwłaszcza z początkiem wpisu: „Zakup auta to nie zawsze rozsądek. To także emocje i zaspokojenie ego”.
Zawsze uważałem, że kupno nowego auta to głupota – wywalenie 10.000 zł w błoto (suma przykładowa). Jednak jeśli korzyści są odpowiednio zaprezentowane Klientowi – nic nie przebije zakupu nowego auta – a pieniądze, które zarabiamy/odkładamy, są przecież przeznaczane w celu spełnienia własnych korzyści – jeśli mogę to tak określić 🙂
Pozdrawiam.
Nie sposób nie zgodzić się, że „auto ma działać zawsze, gdy go potrzebuję”. Ale trochę pogubiłem się w przytoczonych przez Ciebie priorytetach, o których mowa powyżej. Z jednej strony piszesz: „Najlepiej, by wszelkie ewentualne naprawy realizowane były w ramach gwarancji – a więc auto musi mieć gwarancję.” Na pewno przed zawodnością auta i portfela nie uratuje gwarancja. Gwarancja, to też koszt. I to tym większy, jeśli realizowany właśnie ASO.
Z drugiej strony piszesz jednak: „Nastawiam się na wieloletnie użytkowanie auta – tak długo, jak długo będzie mi skłonne służyć.” Super. Tylko jak to ma się do niezawodności statystycznie malejącej wraz z przebiegiem? W dzisiejszych czasach – generalnie – auto niezawodne, to auto po prostu uczciwie serwisowane. I to niekoniecznie po przepłaceniu w ASO. Ot, po prostu u zaprzyjaźnionego, poleconego, sprawdzonego mechanika 🙂
Michale,
a co jeśli prowadzisz własną działalność gospodarczą? Czy tarcza podatkowa nie zmienia podejścia do zakupu? Leasing używanego auta jest bardzo, a do tego musisz go serwisować w ASO, często w sytuacji, gdy nie masz już gwarancji. Co myślisz o leasingu z wysoką wartością wykupu?
Pierwszy Twój błąd przy zakupie auta to, że kupiłeś auto z silnikiem diesla, gdyż przejeżdzasz 16000 km rocznie, opłacało by Ci się je kupić czy przebiegu minimum 25000 rocznie, przy odsprzedaży na rynku wtórnym nie ma różnicy juź w cenie pomiędzy benzyną a dieslem.
Panie Michale – art bardzo ciekawy ale powiem z własnego doświadczenia jedno – od aut używanych trzymam się z daleka bo to jak tykająca bomba zegarowa. Przerabiałem już tyle warsztatów, tyle ukrytych wad, że podziękuję.
W zeszłym roku wyjechałem z salonu Matsuoka nową Mazdą, pachnącą jeszcze świeżością i w końcu wiem, że kłopotów nie będzie. Poza tym dealerzy mają teraz takie pakiety, że to jak w przypadku telefonii komórkowej – każdy sobie wybierze coś dla siebie.
W kwestii nowe czy używane auto..Mam małe dziecko. Nie kupię używanego auta. Wolę płacić więcej za eksploatację, ale miec pewność, ze: auto jest nowe, nie miało stłuczki/wypadku, nie było klepane i w razie czego (tfu, tfu) zadziałają wszystkie systemy bezpieczeństwa – poduszki kurtyny itp. W używanym aucie nikt mi tego nie zagwarantuje. Czasem nie warto wszystkiego przeliczać na pieniądze. Zdrowie i życie jest ważniejsze.
Cześć Michał
A co sądzisz o leasingu odnawialnym? Ford (i nie tylko) mają taką ofertę:
I. 1-wsza wpłata
II. Raty
III. Trzy opcje na koniec:
– rata balonowa
– zwrot auta i koniec umowy
– zamiana na nowe auto.
Nigdzie nie doczytałem co w trzecim wariancie – czy musimy znów ponieść koszt 1-wszej wpłaty?
I czy to się w ogóle opłaca?
Aż dodam swoje 5 groszy do tematu 🙂
Do pracy mam około 110km w jedną stronę, od 10 lat śmigam obecnie już 20 letnim Renault 19 z LPG kupionym za 5.500 + koszty (francuz podobno aż przez niemcy do granicy gonił – kupowany od „dilera” z lawetą). Opłaty… co 10k przegląd instalacji, raz do roku przegląd i wówczas ewentualne naprawy (wymiana wybitych amortyzatorów gdy się „skończą”, klocki jak trzeba, drążki kierownicze gdy wybite na dziurach itp itd – tylko dwa razy koszt naprawy przekroczył 500zł). + 400zł a całoroczne OC+NNW. Koszt części jak i napraw wbijam w koszt prowadzenia działalności. Codziennie tankuję za około 40zł gazu.
Oszczędności czasu (dojazd komunikacją publiczną trwałby ponad 3h w jedną stronę) > ewentualne koszty transportu.
Pozdrawiam 🙂
W moim zdaniem niestety artykuł troszkę przekoloryzowany jeśli chodzi o koszty bo na ten przykład zakup auta – jest po coś? Tak żeby jeździć, w jakimś celu – przemieścić się z A do B, a więc chociażby wliczanie kosztów paliwa – ok… ale jaka alternatywa jak nie masz auta? Autobus, metro – trzeba odliczyć koszt biletów jakie i tak byś poniósł. Skoro chcesz iść tak dalej… czas ile zajmie Ci przejechanie tego dystansu + ewentualne oczekiwanie na środek transportu pomnożone przez Twoją stawkę (tu jest pole do popisu bo o ile ktoś zarabia 5 zł na godzinę to być może ten koszt nie będzie aż tak istotny, ale jak ktoś dostaje za godzinę pracy 50zł + to oczekiwanie 30 minut na autobus + 30 minut dłuższa jazda pomnożone razy ilość dni pracujących może się okazać, że zakup auta to oszczędność a nie koszt.
Tylko, jeżeli zaoszczędzony czas będziesz w stanie wykorzystać na działalność zarobkową. W każdym innym przypadku oszczędzenie czasu na transporcie nie przełoży się na zarobki, co najwyżej na ilość czasu wolnego od pracy (zakładając że dojazdy wliczamy w czas pracy).
Ja bardzo czekam na kolejne artykuły z serii:
Na 10 Polaków przypada 6 aut, więc dziwi mnie, że Twoim Świetnym Blogu Michale, są dopiero 4 artykuły o autach.
Jestem w przededniu decyzji o zakupie drugiego auta (Pracuję w godz. 7-17 ok 10 km od domu bez dobrego dojazdu autobusem) a drugie auto pozwoliłoby żonie wozić dzieci do przedszkola.
Mam 10 – letniego SUVa rodzinnego, który gdy był nowszy był autem luksusowym, teraz niestety ma swoje lata.
Bardzo rozważam co kupić. Nowe? Używane? Poleasingowe? A może nie samochód?
(Skutery Vespa się reklamują sloganem „czy Twój drugi samochód musi być samochodem?” ale gdzie trzymać skuter mieszkając w kamienicy na starym mieście? A może wręcz rower – ale to by wymagało zmiany całego stylu życia).
Przed moim obecnym autem miałem 4 auta i tylko ostatniego nie rozbiłem (żadnego z mojej winy, mam nadzieję, że tak zostanie, bo cudem z tego bilansu wyszedłem bez szwanku).
Wiem, że jest wiele „trików” dla osób kupujących samochody. Np wielu kierowców kupuje auta (zarówno nowe jak i używane) na trzy lata. Nie bardzo rozumiem sens takich zasad, ale wiem że wielu dobrze na nich wychodzi.
Liczyłem też sobie, że właściwie tylko ok połowa kosztów posiadacza samochodu jest związana z jazdą. Pozostałe (przeglądy, ubezpieczenia, niektóre naprawy) są stałe. To mnie mocno zniechęca.
Bardzo kiepsko wyszedłem też na bilansie mojego auta, którego nie rozbiłem.
Kupiłem je za 12 000 zł plus opłaty celne, a sprzedałem prawie równo 4 lata później za 3 500. W tym czasie dokonałem dwóch poważnych napraw po 3000 każda oraz wielu drobnych, nie wspominając np o wymianie opon.
Spadek wartości znacznie większy niż w przypadku nowego auta.
Aha, co najmniej dwa banki (Alior i CA) miały w swej ofercie assistance dla aut klientów, ale musiały być to auta nowsze niż 10 lat… Ja miałem starsze więc nie korzystałem z tego przywileju…
Byłbym Ci Michale niezmiernie wdzięczny za przyglądnięcie się tym aspektom naszej codziennej ekonomii.
Pozdrawiam i wieli szacun za Twą pracę na tym blogu!
Witam
Ja chciałbym tylko dodać dwa przykłady kiedy to zakup nowego auta przynosi mniejsze straty niż opisywane w przykładzie.Oczywiście ma to pokrycie w przypadku prowadzenia działalności gospodarczej, nie mniej jednak u mnie auto służy także do użytku prywatnego powiedzmy w proporcjach 50/50. Mam firmę jednoosobową na ryczałcie 8,5 % plus VAT. A wiec samochód nabywam na firmę i odliczam połowę Vatu co znacznie obniża cenę.Dodatkowo część Vatu odliczymy od amortyzacji i mozliwe ze od lipca od paliwa. Druga sprawa w moim przypadku to podnoszenie wizerunku firmy co ma wpływ na postrzeganie przez aktualnych i potencjalnych kontrahentów. Jak powszechnie wiadomo nawet najlepsza jakoś usług nie zawsze wygrywa z dobrą reklamą więc dobrze czasem trochę zamydlić oczy:). Zakup nowego auta jest w stanie umocnić wizerunek i postrzeganie firmy. Oczywiście jest to tylko jeden z wielu etapów budowania wizerunku ale na pewno niesie za sobą korzyści które warto przemyśleć podczas rozważania zakupu auta.Niestety są to wartości których nie jestem w stanie fizycznie wyliczyć ale warto o tym pomyśleć.Na zakończenie więc powiem że nie zawsze trzeba tak sceptycznie podchodzić do zakupu nowego auta bo ta strata 15-20% biorąc pod uwagę takie czynniki potrafi się całkowicie zniwelować.
Dzięki Michale za ten artykuł.
Cenię sobie twoje opinie, pamiętam że są subiektywne i porównuję z własnymi potrzebami. Czytam komentarze i myślę, że gdzie dwóch Polaków tam trzy opinie 😉 A oto moja: każdemu wedle potrzeb (i stanu portfela).
Nie umiem aut naprawiać ani kupować (sprawdzić stanu), nie lubię ich zmieniać, więc utrata wartości nowego auta nie ma dla mnie znaczenia. Nie mam zamiaru go jutro sprzedać.
Rok 1997. Byłem 20-latkiem. Stan portfela 0 zł. Kupiłem nówkę Almerę ’96 w salonie za 45.000 zł bo powiedziałem dziewczynie, że nie pojadę nad morze pociągiem. Koszty kredytu i eksploatacji nie miały znaczenia, liczyła się tylko miłość…
Rok 2011. W międzyczasie przybyło mi trochę lat i dzieci. Stan portfela 10.000 zł. Kupiłem Avensis ’98 za gotówkę.
Rok 2012. Sprzedałem Almerę za 2.000 zł. I nie miało już znaczenia ile straciło na wartości w pierwszym roku, ani czy to rocznik ’96 czy ’99, przebieg 200 czy 300, ile pali itd. Przez 15 lat zepsuła się tylko raz, koszt naprawy 500 zł.
Rok 2015. Avensis zepsuła się dopiero 2 razy, koszt napraw 300 zł.
Dziś nie żałuję ani jednej wydanej złotówki i ani jednej decyzji… z wyjątkiem sprzedaży Almery. Oddałbym wszystko za następne podróże z tamtą dziewczyną, obecnie moją żoną, właśnie naszą starą poczciwą Almerą. Towarzyszyła nam przez najlepsze lata (czyli wszystkie) i pamiętała narodziny wszystkich dzieci.
Życie spędzamy na oszczędzaniu, ale zróbmy sobie czasem przerwę na odrobinę szaleństwa.
Wszystkim tego życzę na nadchodzące święta.
Michał,
Warto wziąść pod uwag,e uzywanie takiej aplikacji/strony jak motostat.
ja osobiscie tam umieszczam wszystkie wydatki i tankowania, stronka od razu przelicza koszty za km oraz posiada liste opisów kosztów, mozna wyeksportować do excela dla daleszje obrówki. ja dopiero auto (uzywane) mam 16 miesięcy robie ok 13-15kkm rocznie i średnia za km mam już 1,5pln.
Witaj Michał
Bardzo ciekawy materiał o kosztach zakupu i eksploatacji samochodu.
Zawsze jednak zastanawiało mnie jak prezentuje się leasing samochodów w stosunku do zakupu pojazdu.
Czy płacenie rat leasingowych z jednoczesnym przeznaczaniem środków na inwestycje czy inne formy oszczędzania nie jest lepszy od „pakowania środków” na własny pojazd??
Pozdrawiam
Darek
A ja tak z innej beczki…
Przy zakupach samochodu rzadko kiedy kierujemy sie rozsadkiem… Bardzo czesto gore biora emocje. Zakup auta w zdecydowanej wiekszosci przypadkow nie jest rowniez inwestycja czy jakims dobrym ineteresem 🙂 Samochod ma dawac przyjemnosc z jazdy i frajde. Przynajmniej ja tak do tego podchodze, ale w pelni rozumiem osoby ktorych to nie kreci i traktuja auto tylko i wylacznie jako srodek do przemieszczania sie – wtedy na pewno na chlodno kalkulujemy koszty…
Ja wyleczylem sie z aut uzywanych glownie z powodu wiekszego ryzyka „inwestycji” w nieoczekiwane naprawy oraz tego ze nie czerpie frajdy z poruszania sie po polu minowym jakim jest niewatpliwie rynek aut uzywanych w Polsce. Owszem kupowalem auta z drugiej reki (gdy nie bylo mnie stac na nowe) i czasami zdarzalo sie ze przez 2-3 lata (bo tyle jestem w stanie wytrzymac z jednym autem) niewiele sie dzialo. Sparzylem sie na aucie z szachownica w tle :). Kupilem je za 94 tys, a w ciagu roku wlozylem 12 tys w naprawy (nadmieniam ze to drobiazgi, typu elektronika).
Zdecydowalem sie na zakup auta nowego. Przejechalem nim przez 3 lata 43 tys km. Spokoj, pewnosc ze dojade wszedzie, po prostu komfort.
Autko cieszy juz mojego Tescia bo mnie sie znudzilo 🙂
Kolejne nowe kupilem z 20% upustem! Bez przebiegu, po prostu rocznik do tylu.
Powiem szczerze nie zamierzam liczyc ile mnie to kosztuje, bo uwazam ze to nie o to chodzi (w moim konkretnym przypadku oczywiscie). Oszczedzam na innych rzeczach, a samochod jest moja zabawka i tyle.
Pozdrawiam i gratuluje Bloga. Czesto czytam.
Ciekawy artykuł. Trafiłem na niego przypadkiem ale ponieważ sam jestem „na kupnie” auta i robiłem niedawno podobną analizę to dodam coś od siebie. Analiza dotyczyła zakupu auta nowego vs używanego (5 letniego). Dla mojego przypadku. Konkretnie rodzinnego minivana w średnim wyposażeniu. Czyli nowy w granicach ~80 tys PLN, używany 35-40 tys PLN. Z założeniem eksploatacji przez 5 lat i około 100 tys kilometrów. Z ujęciem wszystkich kosztów zarówno nowego jak i używanego auta. Koszty serwisu używanego auta uśrednione na podstawie moich doświadczeń. Z uwzględnieniem zarówno utraty wartości jak i kredytowania obu aut na 100% wartości. Tak oczywiście nie będę kupował ale moim zdaniem tylko to pozwala uczynić wynik porównywalnym. Uwzględniając również to, że na auto nowe dostanę nieco lepsze warunki kredytowania niż na auto używane. Wydaje mi się, że ująłem w modelu większość istotnych parametrów kosztowych.
Wnioski były następujące:
– Koszt eksploatacji diesla i benzyny wyszedł porównywalny. Przy tym przebiegu inwestycja w diesla nie wydaje się być sensowna. Chociaż straty też nie powinno być.
– Koszt eksploatacji auta na gaz powinien być nieco niższy (około 150 PLN / msc). Czy to dużo czy mało to już inna sprawa bo całkowity koszt miesięczny wychodził w przedziale 1500 – 2000 PLN więc to tylko około 7-10%. Moim zdaniem szkoda zachodu (czyli 3 x częstszych wizyt na stacji ze względu na małą 30 – 35 litrową butlę)
– Koszt eksploatacji nowego auta był niezależnie od wariantu o około 350-400 PLN wyższy niż używanego z tym samym napędem. Tutaj też każdy musi sobie odpowiedzieć czy to dużo czy mało.
Moja konkluzja jest taka, że na dzisiaj kupię auto nowe z silnikiem benzynowym.
Argumenty za są następujące:
– większa stabilność i przewidywalność kosztów (przy przedłużonej do 5 lat gwarancji)
– pewność co do pochodzenia i stanu
– mniejsze ryzyko awarii
– różnica w całkowitym koszcie eksploatacji na poziomie tylko około 20% (około 2000 PLN dla nowego vs 1600 PLN dla używanego)
Argument za używanym jest w zasadzie jeden:
– potencjalnie można kupić auto z topowym zamiast „średniego” pakietem wyposażenia
To oczywiście wnioski dla mojej specyficznej sytuacji i obecnego poziomu cen paliw i samochodów w tym segmencie. Im auto droższe tym różnica między nowym a używanym będzie większa a im tańsze tym będzie mniejsza.
Uniwersalny wniosek jest tylko jeden. Posiadanie auta to droga sprawa i prawdopodobnie dla bardzo wielu osób rezygnacja z niego może być z punktu widzenia finansowego bardzo uzasadniona.
ja wolałem jeździć mion starym wozem tak długo aż będzie mnie stać na nowe i wtedy wymieniłem.. święty spokój i gwarancja dotarcia do celu z małymi dziećmi jest najważniejsza..
Moim zdaniem jeśli ktoś chce się zdecydować na nowe auto pierwszym ważnym czynnikiem jest odwiedzenie jak największej liczby salonów. Ja bym się nadział. Salony maja swoje promocje i można zaoszczędzić kilka tys. zł. Ja na przykład kupowałem ostatnio Suzuki Vitara i objeździłem pół Wrocawia a najtańszą ofertę znalazłem na koniec w takim salonie na Kamiennej, koło szpitala klinicznego. Także tona cierpliwości i szukać!
akurat mieliśmy podobną sytuację. Kupiliśmy auto podobnej wartości ale roczne (też z salonu forda). Zamiast 120tys zapłaciliśmy 80tys.
po 6-u latach użytkowania auto jest warte jakieś 5000 mniej niż twoje, ale za to na początku kosztowało 40tys mniej.
Tak wiec wyszło mi że koszty nasze to 35tys mniej (5800 rocznie).
Zaoszczędzone 40tys. leżało w obligacjach państwowych więc faktycznie oszczędność jest jeszcze wyższa.
No ale auto nie było całkiem nowe, lecz prawie całkiem 😉 My akurat nie mieliśmy dużego dyskomfortu z tego powodu.
Michał – świetny artykuł.
Mimo wszystko będę obstawał przy tym, że jeżeli nie masz naprawdę dużych pieniędzy, które lubisz czasem „przepuścić” to kupowanie nowego auta to szczyt głupoty, podany na srebrnej tacy w idealnie przeźroczystym krysztale.
Obecnie w 2015 roku każde auto powyżej 10 000 zł to zachcianka.
Jeździłem autem za ponad 160 000 zł, jeździłem takim za 3000 zł.
Obecnie mam starego Mercedesa, który kosztował dużo poniżej wspomnianych 10 000 zł. Automat, klimatyzacja, w tym klimatyzowany podłokietnik, szyberdach i kilka innych bajerów, a do tego 170 KM, silnik 2.4 litra, wygodny, bezawaryny i z GAZEM.
Kupowanie auta bez gazu też mija się z celem.
Na chwilę obecną koszt przejechania 1 kilometra jest poniżej 50 gr… przy czym komfort dużo lepszy niż w większości aut z salony ze „średniej półki”. Moja druga połówka ma Forda Modeo z 2014 roku i jak mam nim jeździć to naprawdę wolę moje, DUŻO starsze auto.
Tyle w MOIM SUBIEKTYWNYM podejściu do sprawy.
Tak czy siak uważam, że tworzysz NAJBARDZIEJ PROFESJONALNEGO bloga w Polsce. Trzymam kciuki i wiem, że za jakiś czas na pewno nawiążemy jakąś współpracę – mamy po prostu kilka wspólnych wartości – w tym jedną główną – szerzenie przedsiębiorczości.
Pozdrawiam ciepło!
Kacper
Nie ma co, art. wbija się 100% w faktyczne realia. Tak długo jak u nas posiadanie auta będzie wyznacznikiem statusu będziemy zaślepieni faktem jak wielkie koszty za tym idą. Obecnie od 2 miesięcy jestem już bez auta i dostrzegłem że:
– Jeśli mieszkasz w mieście i nie masz dzieci to auto nie jest niezbędne choć byłem zagorzałym fanem wręcz odwrotnego myślenia przez 10 ostatnich lat posiadani auta.
– Poza wydatkami związanymi z autem muszę doliczyć niepotrzebne wypady na zakupy np. spożywcze do marketu bo coś się skończyło i przy kasie mam koszyk za min. 50 zł art. których w sumie nie potrzebowałem a których obecnie nie dokonuje
– Większe robię zakupy w sklepie osiedlowym, ale bardziej przemyślane i faktycznie to co potrzebuję. Choć jednostkowo niektóre art. są droższe (np. mleko o 60 gr) to koszt mojego koszyka nie przekracza 30 zł
– Do pracy jak tylko mogę zacząłem chodzić na piechotę aby zrzucić zbędny balast i czuję się lepiej po takiej dawce ruchu (mam 3,5 km w jedną stronę) na ew. bilety kiedy pada albo mam zwyczajnego lenia przeznaczam miesięcznie 60-70 zł przez miesiąc
– Weekendowe wypady są znacznie ciekawsze niż jeżdżąc autem.
Koszty związane z posiadaniem auta (bez utraty wartości) przez ostatni rok to ok 500-700 zł. Dopiero poważna i kosztowna awaria auta zmusiła mnie do refleksji i przeanalizowania kosztów.
Hej, zastanawiam się nad samochodem w leasingu. Będzie to samochód niskiej klasy z instalacją gazową, jednak z gwarancją na 5 lat (cały okres leasingu). Dzięki Twojemu kalkulatorowi trochę przejrzałem na oczy.
Przerażały mnie wysokie koszty ubezpieczenia, jednak widzę że nie muszę się tego obawiać.
Koszt samochodu nowego wyszedł na poziomie ok 65 000zł, a przy samochodzie używanym o wartości 25 000zł, skromne ~45 000zł.
Myślę, że jeżeli dodam fakt, iż od samochodu w leasingu jestem w stanie odliczyć część VATu oraz pomniejszy on moje koszty uzyskania przychodu – cena za święty spokój przez 5 lat nie jest zbyt wygórowana.
Zgadzam się z wypowiedzią powyżej. Warto odwiedzić kilka salonów i sprawdzić ceny. Ja teraz poluję na nowego Tucsona i widzę bardzo duże rozbieżności cenowe. Najtaniej znalazłem na Kamiennej we Wrocławiu w slaonie Hyundaia i ta różnica jest naprawdę spora. Także popiera, cierpliwość popłaca.
Wszystko ok ale Fordem nie da się lansować, tak jak skodą, kią, itp. do luksusu to Meśki, Audi, czy Volvo 😉 lepiej dwulatka kupić i masz za 1/3 ceny a często mają jeszcze gwarancję,
Co do odpowiedzi powyżej. Macie przeważnie rację, za połowę ceny można kupić samochód 3-4 letni. Jednak ja obecnie sprawdzałem rynek i szukanie używanego samochodu jest dla niesamowicie cieprliwych osób. Większość samochodów jest po prostu oszustwem na czterech kołach, a samochody od prywatnych (uczciwych) właścicieli zdarzają się bardzo rzadko.
Ja chciałęm przeznaczyć na samochód około 30 tyś złotych co nie jest małą kwotą, ale nie wystarcza na zakup nawet najtańszego samochodu z klimatyzacją (pomijając ekstrema typu TATA). Zdecydowałem szukać samochodu niższej klasy ale za to w dobrym stanie i z niskim przebiegiem. Zauważyłem pewną prawidłowość, samochody które faktycznie wyglądają na pewne (I właściciel z salonu i full historia w jednym ASO) kosztują krocie! a za „rozsądne pieniądze” można kupić jedynie auto uszyte na miarę… przez handlarza.
Jeżeli ktoś ma całe życie szczęście to śmiało niech kupuje samochód używany i oby służył jak najdłużej. W moim przypadku niestety jakoś tak nie było, zawsze kupowałem samochód sercem – a to nie idzie w parze z wysoką jakością. Dodam, że nie znam się na kwestiach mechanicznych i autem chce po prostu jeździć, dlatego szukanie samochodu do kupienia to dla mnie koszmar i droga przez mękę.
Dlatego też wybrałem samochód z salonu. Kupiłem go w korzystnym finansowaniu, które dało mi rabat 10% (w sam raz na pokrycie wszystkich kosztów dodatkowych w postaci prowizji banku i odsetek, a nawet zostało na zarejestrowanie samochodu). Można powiedzieć więc, że kupiłem samochod za tyle za ile widnieje na fakturze VAT – no i tutaj druga sprawa czyli oszczędności podatkowe. Samochód przewiduję na około 5 lat (akurat jak skonczy sie gwarancja) i cena tego pojazdu (katalog 50 tyś) wraz z korzyściami podatkowymi wyniesie mnie około 38 tyś złotych (nie wliczając oszczędności na VAT z paliwa).
Więc jakby nie patrzeć kupienie z duszą na ramieniu samochodu za 30 tyś a kupienie ze stoickim spokojem za 38 tyś samochodu nowego jest kwestią indywidualną. Jeżeli ktoś chce spokój to cena nie jest wygórowana.
Owszem samochód za 30 tyś jest wyższej klasy… jednak powiem szczerze, że obecnie samochodu w salonach klasy kompakt mają wyposażenie jak samochodu klasy wyższej oferowane około 5 lat temu.
Nowe auto ma sens jeśli kupujemy na na kilka dobrych lat. Trzeba też spojżeć na problem inaczej nie ma już aut które będa jeździć 10 lat i więcej. U mnie wyglądało to tak kupiłem auto 8 letnie klasy B kosztowało 16 tys zł. Sprawdziłem gdzie się dało miało być ok. Przez 6 miesięcy wydałem na nie 7 tys zł. Ciągle coś sie psuło wkoncu auto padło podczas wyjazdu na urlop do Gdanska na trasie. To przechyliło szale goryczy spowodowało że je sprzedałęm z duża stratą. Po 6 miesiącach nie miałem auta i straciłem 13 tys zł. Dlatego jeśli kupujemy auto klasy B lub C za kilkanascie tys zł i ma juz na karku 5-8 lat i ponad 100 tys przebiegu a nowe kosztuje 40-55 tys ? Mozna powiedziec nowe to duzy koszt serwisu a uzywane to duzy koszt wymieniany elementów zawieszenia itp… pozdrawiam !
Czytam no fajnie, pięknie. Ale … Widzę że stare auto (np. 10 letnie jest duuuużo tańsze mimo częstrzych napraw). Dlaczego?:
1. Autko nowe jak szkoda to duża kasa – trzeba ac kupić ani rusz,(autko stare starczy oc, assistance i nw a to mnie osobiście kosztowało 450 zł)
2. Przeglądy – autoryzowany serwis tani nie jest – ja łącznie z naprawami w tamtym roku (auto stare) wydałem ok. 1 tys.
3. Paliwo – samochód nowy trochę szkoda gazować – stary trudno padnie to padnie – jeździłem 10 lat na gazie nastukałem 200 tys. km i silnik był w conajmniej ok. stanie. Gaz żadna sekwencja włączał się na obroty czyli od razu.
4. Garaż – nie posiadam chociaż przydałby się chętnie bym kupił za 20 t. (po tyle chodzą u nas ale ciężko kupić) o ile blisko ze względu na święty spokój w zimie z odpaleniem.
Co do samochodu z salonu 🙂 – wg mojego skromnego zdania (a nie znam się jak coś to mnie poprawcie) wszelkie te samochody zwłaszcza na tzw. wyprzedażach to są takie nowe stare. Dlaczego – dlatego że tak kupa żelaza (chodzi mi o te graty którymi ludzie się zachwycają) czasami potrafi i przyrdzewieć, odprysk, a to coś spadnie większego (mały gradzik), a to ktoś na myjni lekko przyrysuje już nie mówię o szkodach wynikłych podczas transportu, aut do próbowania itp. Nie wiem jak to jest z autem na zamówienie, ale ja salon np. mercedesa mam blisko i widzę tam na polu (nie w garażu) dużo aut – bedzie ze 30 i tak se stoją bez względu na pogodę czy zima czy lato i w końcu znajdą najaranego co mu z upustem 5% sprzedadzą „nowego” oczywiście. Gadałem z blacharzem raz i patrzę merc a klasa ale zardzewiały (miał do roboty). Pytam się co mu po wypadku? on nie normalnie przyrdzewiał. A ile ma ten samochód – 5 lat. Na co on mówi mi że naprawki to się w salonach robi bo jak odprysk będzie to co mają go nie sprzedać iść w straty z ubezpieczenia czy jak.
Nie wiem jak to jest miałbym kasy kupiłbym z salonu bo pewniejsze – ale i tak gwarancji 100% nie ma bo i tam mogą być kręcone silniki jak był jako pokazówka, czy szpachlowany jak chciał się przejechać sprzedawca i zarysował.
W tym artykule jest zapis, że „W kolejnych artykułach z tego cyklu podam przykład całkowitych kosztów posiadania auta używanego oraz zastanowię się nad sposobami oszczędzania.” Michał, kiedy można spodziewać się więc tego zapowiadanego artykułu dot. auta używanego?:-)
Witam
12 lemu kupiłem Matiza
Autko fajne. małe i MAŁO awaryjne.
Po podliczeniu wg autora kalkulatora wyszło mi, że 1 km jazdy wynosi około 0,50 zł.
Nastepne auto które kupie też będzie nowe z prostego powodu. Przez około 10 lat jeżdżą mało awaryjnie. Tylko konieczne przeglądy, wymiana płynów i filtrów. Nie w tym jednak sęk. Otóż kilka razy w roku muszę jechać w strony, gdzie wrony zawracają. W mojej okolicy nie ma wypożyczalni aut. Komunikacji publicznej brak. Starym złomem ( trupem ) strach poza dzielnię wyjechać . Lato, zima, fatalne warunki atmosferyczne, a ja pod dachem i w cieple.
Uważam. że auto do 50kzł może byc nowe. Bezawaryjnie śmiga kilka ładnych latek. Złom, mimo, że tanio kupiony zawsze trzeba w niego trochę grosza wsadzić. I tak wychodzi na jedno. Stay mało kosztuje, ale naprawy i ekspoloatacja droga. Nowy drogi , ale szmat czasu śmigam bez napraw i bólu głowy.
W przypadku zakupu samochodów rocznych, bądź dwuletnich polecam dopytać, czy samochód nie „pracował” przez ten okres w wypożyczalni samochodów.
Tak po prostu – nie polecam 🙂
Czy wypozyczalni, czy w firmie, czy demo, nie ma znaczenia, moze byc styrany albo w swietnym stanie prawie w ogole nie jezdzony (typowe w klasie premium w wypozyczlaniach). Obstawialbym ze demo beda najbardziej dojezdzone, firmowe z najwiekszym przebiegiem, a wypozyczelnia loteria, z tym tylko ze wypozyczalnie potrafia zamawiac bardzo smieszny pakiet wyposazenia.
W tym przypadku auto na abonament wydaje się być sensownym rozwiązaniem. Tu przykład: http://www.hyundai.pl/Oferta/Abonament
Szkoda ze nie zawarles informacji jak jest koszt wyprodukowania nowego auta, wtedy moze by sie ludziom oczy dopiero otworzyły!
to może ty je otwórz bo nie rozumiem?
Osoby mieszkające w miastach gdzie jeździ Uber (Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań, Trójmiasto) mogą wypróbować
(zachęcam by podać mój kod rejestrując się, wtedy obaj dostaniemu 25 zł zniżki na następny przejazd 8r21uuseue )
Płaci się sumę (1,35 za km, 35gr za min i 7 zł za podstawienia auta)
Obsługa przez appkę na androida lub iphona, płatność pobierana bezpośrednio z karty.
Hej. Dzięki za świetny artykuł.
Chyba od zawsze słyszałem, że nowe auto dla „zwykłego Kowalskiego” nigdy nie jest opłacalnym wyborem, bo własnie traci dużo na wartości, bo opłaty duże itd itd. Słyszałem stwierdzenie, że auto nowe to kupują tylko firmy. Czy analizowałeś jak to wygląda, gdy auto służy np. w jednoosobowej działalności? Ze względu na uwzględnianiu auta w kosztach firmy, to przejechany km wydaje mi się, że powinien być tańszy.
Mam nowy samochód od roku.
Może i niema nie wiadomo ile mocy (1,4 140KM – benzyna + gaz) Astra 4 kombi wersja sport. Samochód w leasingu więc pierwszy rok koszty były duże.
moje hipotetyczne wyliczenia na 5 lat używania samochodu (5 lat bo tyle pełnej gwarancji (2 lata + 3 lata wykupionej pełnej)) :
70000 zł – wartość nowego samochodu
20000 zł – koszty paliwa (przeliczone na 100 tyś km )
9000 zł – koszty pełnego ubezpieczenia OC AC NW ASISTANS
4000 zł – koszty przeglądów gwarancyjnych
1000 zł – koszty przeglądów okresowych
—————————————————-
104 tyś planowane koszty wydane (w przypadku kosztów raczej zawyżałem)
-30 tyś – wartość 5 letniego samochodu ( na allegro od 30 do 40 tyś – ten model raczej bliżej 40 tyś ale daję najniższą cenę).
———————————————————
74 tyś zł / 100 tyś km = 74gr/km
samochód kupiłem sobie na jednoosobową firmę więc jeszcze od 74 tyś (odjąć 11,5% vatu , oraz 18 % dochodowego)
sumując powinno wyjść około 55 gr za kilometr przy jeździe nowym samochodem na gwarancji , z pełnym ubezpieczeniem oc ac .
Ciekawy jestem waszych opinii odnośnie moich wyliczeń
Mam identyczny model jak ten (jedynie bez biksenonów) :
http://pictures.trader.pl/eurotax/pictures/a/76/a8ca8b9f4a297962da420452cec8f6dc.jpg
Mogę tylko potwierdzić słowa przedmówcy Dawida o LPG. Dobrze zrobione LPG w samochodzie z silnikiem, który dobrze toleruje instalację przebija diesla w kosztach użytkowania. Dodatkowo LPG nie generuje pyłów PM co ma znaczenie szczególnie w mieście. Tak jadąc za dieslem to ma się węchowe przypominanie o włączeniu wewnętrznego obiegu powietrza.
Użytkowałem tak przez 8 lat Audi A4 B5 1.6 benzyna + LPG 90 KM,
a teraz od roku Mercedes C w204 C180 Kompressor benzyna + LPG 156 KM.
Dzisiaj:
E95 ~ 4.02 zł
ON ~ 3.85 zł
LPG ~ 1.56 zł
Wystarczy raz pojechać jak autor artykułu na stację benzynową i zapłacić 200 – 300 zł za bak żeby olśnienie naszło. Przy tankowaniu LPG za analogiczną liczbę litrów to jest różnica rzędów wielkości (tak nawet cyferek jest mniej 😉 ).
BTW: zrobiłem w Audi A4 1.6 100k km i nic z silnikiem się nie trzeba było robić. Nawet gdyby było trzeba to kilka razy mogłem cały silnik wymienić za oszczędzone pieniądze.
Podsumowując to z samych oszczędności na paliwie można kolejne auto kupić.
Jeżeli możemy być oszczędni i ekologiczni (WIN/WIN scenario) to po co być rozrzutnym i trucicielem (LOOSE/LOOSE scenario) ?
Nie do końca się z Tobą zgodzę. Jeżdzę autami na LPG od 10 lat i powiem jedno. LPG duzo bardziej się opłaca niż benzyna ale tylko wtedy kiedy ktoś robi wiecej niż 10 000 km w roku i są to „trasy” powyżej 5km. W przeciwnym wypadku koszty są zbyt duże – po pierwsze same przeglądy są droższe, po drugie doliczyć trzeba także koszty przeglądu instalacji i wymian filtrów a także nastawy map (sekwencja), po trzecie podzespoły gazowe również się zuzywają (reduktor, wtryski), po czwarte świece czy cewki padają szybciej, po piate wymiana oleju powinna być częstsza. Przy partackim montazu można mieć jeszcze więcej problemów. Dziś wbrew pozorom diesel zyskuje i sam zastanawiam się nad dieslem w nastepnym aucie z prostego względu – dzisiejsze benzyny mają turbosprężarki i koła dwumasowe. Poza tym w nowych autach stosuje się wtrysk bezpośredni co znacznie podnosi cenę instalacji i zmjiejsza jej opłacalność. Dlatego kluczem jest dobór odpowiedniego auta i wtedy przeliczenie kosztów za i przeciw.
W moim przypadku kupiłem Megane 3 w 2010 roku.
Przedłużenie gwarancji z 2 do 4 lat, 1 zł (taka promocja)
Koszt przeglądu z olejem, filtrami i co tam jeszcze ASO chciało 800zł.
Przez 5 lat przejechałęm 80tyś. czyli zrobiłem 2 przeglądy łącznie za 1600zł, anie jak w Fordzie za ponad 9tyś.!
W sumie nie wiem czy teraz kupiłbym nowy samochód mimo małych kosztów eksploatacji stracił na wartości ze 40tyś. zł, ale za to 5 lat nic nie musiałem w nim robić i byłem zawsze pewny że dojadę na miejsce.
Ciekawy artykuł i fajne przedstawienie tematu. Również ciekawa dyskusja pod artykułem. To czego ewentualnie brakuje to próba porównania kosztów z identycznym, ale używanym autem. Aż by się prosiło, żeby wziąć to auto po np. 3 i 5 latach, i obliczyć koszty użytkowania przez kolejne 6 lat. I zobaczyć czy to używane faktycznie wyjdzie dużo taniej (jeśli w ogóle)
Dość często są tutaj argumenty, ze lepiej kupic 3,5 letnie auto bo taniej, bo utrata wartości. Ale pomijana jest kwestia – jak długo zamierzamy takie auto używać? Nowe zazwyczaj bez większych (żadnych?) problemów używamy te 6 lat, ale równie dobrze uda się 10 czy więcej. Jak kupimy 5 latka to jaka jest szansa że będziemy go używać przez 10 lat bezproblemowo? Czy nawet przez 6 kolejnych? Zmiana auta co 2-3 lata? fajnie, ale to też czas/fatyga, czyli jakiś ukryty koszt. Nigdy nie ma gwarancji, że uda nam się znaleźć bezproblemowe auto, ktoś wyżej pisał, że trzeba poświęcić czas, dobrze sprawdzić. Po obejrzeniu 50 aut i spędzeniu na tym dwóch miesięcy można się zniechęcić, naprawdę 😉
Swego czasu przymierzałem się do kupna auta, i trafiłem na okazję, auto od znajomego, który kupił auto jako nowe i słysząc że szukam zaoferował mi swoje 4 letnie, z przebiegiem kilkadziesiąt tys, itd. Oferta nie widziała nigdy ogłoszenia, auto zaś miało jedną „wadę” – właściciel dobrze się cenił. Wołał za auto połowę ceny nowego. A tak się składało, że to auto ciągle jeszcze było w sprzedaży, akurat końcówki produkcji, z dużymi rabatami, od pierwotnej ceny, więc realnie było to 60% ceny nowego.
Poszedłem więc do salonu, pomacałem, ponegocjowałem. A przede wszystkim zrobiłem sobie Excela z wyliczeniami. Koszty zakupu, koszty użytkowania po 3, 5, 7 latach. Takimi bardzo zgrubnymi wyliczeniami – utrata wartości, koszty potencjalnego serwisu, kwota odsprzedaży. Mogłem pominąć koszty paliwa, czy przeglądów, ponieważ dla obu aut byłyby identyczne. Tak naprawdę również koszty ubezpieczenia – dla nowego korzystne pakiety w cenie podobnej do tego co bym zapłacił za ubezpieczenie używanego. Raczej takie rzeczy jak np. wymiana rozrządu po wymaganym przebiegu (w używanym, w nowym się nie łapało), wymiana dwóch kompletów opon (w używanym, w nowym do 5 lat komplet fabryczny), wymiana sprzęgła, tłumików, elementy zawieszenia itp. (głównie w używanym, w nowym drobiazgi typu tarcze/klocki)
Generalnie – bez wnikania w szczegóły – łatwo sobie wyobrazić, że koszty serwisu w tym używanym były zauważalnie wyższe niż w nowym. Z tych wyliczeń wyszło mi że owszem jeśli kupie używane i będę je trzymał 3 lata, to łącznie wydam mniej. Ale jeśli przetrzymam 5 lub 7 lat (czyli auto będzie odpowiedni w wieku 9,11 lat, i miało odpowiednio większy przebieg o wartość początkową), to koszty poniesione na oba auta będą bardzo podobne. A skoro podobne koszty, to nie było się nad czym zastanawiać, i wyjechałem nowym autem.
Ciekawostką była również kwestia utraty wartości – kupując od kogoś, ja sprzedawałbym już jako drugi właściciel, niby ciągle z porządną historią, ale poniekąd przepłacałbym przy zakupie – bo od pierwszego i pewniak, a sprzedawał już w tłumie innych, jako jeden z wielu z historią typu ‚drugi właściciel’. Podczas gdy kupując nowe – to ja mogę sprzedać z nieco wyższą cenę, jako jedyny właściciel. To takie drobiazgi niby, ale cena takiego auta potrafi być jednak ciut wyższa niż to ‚od Niemca, co płakał jak sprzedawał’.
Plus niemierzalny – który został tutaj już wymieniony, ale chyba ciągle jest niedoceniany – auto nowe ma gwarancję, na terenie całego EU, najczęściej z pakietem Assistance, wiec nawet jeśli klęknie w Chorwacji, Włoszech czy Hiszpanii, to zostanie odholowane i naprawione za darmo w tamtejszym ASO. Zazwyczaj można również wykupić kontrakt serwisowy przedłużając w niepełnym, ale dość szerokim zakresie darmowy serwis (np. do 5 lat). A przede wszystkim nowym/młodym autem, po prostu wsiadam i jutro jadę 1000km bez obawy, im więcej lat tym ta pewność zaczyna być mniejsza, bez względu na dbanie o auto, są rzeczy które po prostu kończą się – jedne powoli, drugie gwałtownie. Nie da się wszystkiego zaplanować i przewidzieć. Dla mnie było to jedno z kryteriów zakupu, robię długie trasy kilka razy w roku (co stanowi połowę przebiegu)
Auto w okresie 5 lat było jedynie na przeglądach (w trakcie których ewentualnie były robione dodatkowe rzeczy, ja drobiazgi w zawieszeniu czy wymiana hamulców), i dwóch naprawach gwarancyjnych (drobiazgi typu zacinające się składanie lusterek, nic co by uniemożliwiało użytkowanie auta). Auto jest ciągle w rodzinie, zbliża się do 7-go roku i przebiegu 100tys. Właśnie zaczęły się wszystkie estymowane wcześniej koszta – wymiana obu kompletów opon, pierwszy tłumik, jakieś pierwsze usterki osprzętu, cośtam w zawieszeniu, zbliża się rozrząd, zaczyna kończyć się sprzęgło, za chwilę będzie wypadało zrobić tylną belkę. Mniej więcej tak jak wtedy sobie wyliczałem. Żadne niespodziewane awarie, tylko zwykła eksploatacja.
Nie robiłem super podsumowania i wyliczania kosztów, żeby potem sobie udowodnić że dobrze zrobiłem. Bardzo się cieszę ze wybrałem wtedy zakup nowego auta, jedyny minus jaki widzę, jest taki, że faktycznie wiążemy się z autem na ładnych kilka lat. Ale – jeśli mamy szczęście – bezproblemowe użytkowanie zwraca nam to z nawiązką. A co to jest nie-bezproblemowe użytkowanie, zdążyłem się nauczyć mając kilka innych aut w różnym wieku, również takie gdzie roczne koszty utrzymania bez paliwa były większe od wartości auta.
Jeszcze jeden komentarz – gdyby jednym z moich wymagań nie była gotowość auta na dalekie podróże po Europie, być może podchodziłbym do zakupu zupełnie inaczej, po mieście mogę jeździć tak naprawdę czymkolwiek, jak stanie, do od biedy zepchnę na bok, i wrócę taxi… To jedna z tych mało mierzalnych rzeczy, które mają wpływ na decyzję o wyborze auta.
Ja jeżdzę na taxi nowe auto Taxi zbyt dużo traci na wartosci jeśli chodzi o mój fach :-/ rocznie to robie około 65000tys rocznie auto nowe po takim przebiegu to woła o pomste do nieba 🙁 naszpikowane elktroniką nie na wszystko jest gwarancja zwyczajny chwyt marketingowy bo mam znajomych w salonach ://// rocznie na takie auto przeglad itd itd to wydatek rzędu 900zł bo nic nie ma za darmo://///a jesli wezmiesz na raty auto to nie dosc że na Zus robic i auto i paliwo to wieksze koszta niż masz jezdzic starym mitkiem :)))))
chłopie takie koszty ? … to co ty za auto masz…
Witam,
Mam pytanie odnośnie tego ile wydać na samochód? 3 pensje, 6 pensji czy może więcej? Obecnie jeździmy z żoną autem za 1/2 miesięcznych dochodów netto. Marzy nam się auto za 10 krotność miesięcznych dochodów. Czy nie jest to za dużo?
PS. jesteśmy wstanie odłożyć 50% naszych zarobków.
Nie mamy żadnych kredytów.
Na koncie odłożone 20 krotność miesięcznych zarobków
Pozdrawiam
Bardzo ciekawa lektura, która utwierdza mnie w przekonaniu aby nadal trzymać posiadane auto, które póki co nie sprawia mi żadnych problemów pomimo leciwego już wieku.
Bardzo fajny artykuł. Wszystko sie zgadza przy eksploatacji jako osoba fizyczna. Większość ekskluzywnych samochodów, czy sportowych samochodów jest kupowana przez przedsiębiorców na firmę lub „gwazdy”. Ja gwiazdą nie jestem, ale świat przedsiębiorczości jest mi znany.
Samochód odpowiednio wykorzystany do celów firmowych, czyli jeżeli jest traktowany jako narzędzie, które ma na siebie zarobić, to wcale nie taka zła inwestycja. Jest sporo czynników, które pozwalają doprowadzić do takiej sytuacji. Warto nad tym pogłówkować.
Piszesz o umowie leasingu.
Mało o tym wiesz.
W umowie leasingu leasingobiorca zobowiązuje się do spłacenia całości auta w przeciągu jakoś 2 lat.
Nikt ci auta za darmo nie da.
Tak więc już czegoś w tym momencie się nauczyłeś.
Im więcej będziemy korzystać z innych środków transportu tym koszt przejechania 1 km będzie wyższy, choć w ogólnym rozrachunku oszczędzimy. Nie ma jednak co porównywać. Auto kupuje się nie tylko po to aby przejechać z punktu A do punktu B. Liczy się też komfort, wygoda i to, że ogranicza nas tylko nasza wyobraznia ( i finanse:)) Każdy kupując auto musi je dostosować do swoich potrzeb – jeden będzie chciał auto klasy D inny klasy B co już znacznie obniży ogólne koszty zakupu i utrzymania a pózniej także usług serwisowych, czy wymiany opon.Są też ludzie, którzy kochają motoryzację i posiadanie auta jest dla nich bardzo ważną w życiu. Niemniej jednak nie samymi kosztami człowiek żyje, bo równie dobrze można nie jezdzić na wycieczki, nie remontować mieszkania itp. tylko po co wtedy te pieniądze?
Jest jeszcze potrzeba lekkości. Szczególnie przy małych dzieciach. Żyjemy bez auta z drugim już dzieckiem. I powoli wszystko staje się niemożliwe, szczególnie jeżeli ceni się też bezpieczeństwo – pojechanie taksówką z dwoma fotelikami to udręka, podróże komunikacją po prostu niebezpieczne – bo skoro jadę z dwójką to albo małe jest w chuście a duże w wózku (więc jak ja polecę to dziecko bez szans), jak małe w wózku to bez żadnego zabezpieczenia bo w gondoli dziecko leży luzem, a duże na krześle, też tam przecież pasów nie ma… O czasach przejazdów nie wspomnę. To, co samochodem zajmie 20 min, mnie zajmie z dziećmi blisko 60.
Nie odwiedzamy pewnych znajomych bo dojazd jest zbyt skomplikowany. Faktycznie, może oszczędzamy nie mając auta, oszczędziliśmy mnóstwo srodków dzięki blisko 8 latom bez samochodu. Wypożyczanie jest wciąż zbyt drogie, by od tak sobie spontanicznie podjechać do rodziny pod miasto.
No i nie wspomnę że jak zostaję w pojedynkę z dziećmi to wypożyczenie auta jest niemożliwe, chyba ze zrobimy to dzień wcześniej przy pomocy drugiej osoby. Bo w pojedynkę nie da się dotaszczyć dwóch fotelików zajmując się jednocześnie dwójką dzieci…
Dla mnie to już nie te czasy kiedy można było kupić samochód i jeździć nim wiele lat bo po 5/ 6 latach zaczyna wszystko padać i tylko się pakuje niepotrzebnie pieniądze w auto, które tylko traci na wartości. Potem trzeba jeszcze dopłacać, a i tak cholera wie jak się na tym wyjdzie.
Przerzuciłem się na wynajem, na razie próbuję LeaseTake. Dali mi Aurisa w dobrym wyposażeniu, hybryda, płacę lekko powyżej 1 700 miesięcznie, z czego połowę VAT sobie rozliczam na firmę. Ubezpieczenie mam wliczone w ratę, tak samo serwis samochodu. Za 4 lata oddam im samochód i wezmę nowy, jeśli wszystko z nimi będzie ok.
Dla mnie główny problem z nowym autem to gignatyczna utrata wartości w ciągu pierwszych 3-5 lat.
Osobiście nie lubię jeździć jednym autem dłużej niż 3 lata, a sprzedaż nowego po takim czasie to kompletna strata pieniędzy.
Wole także auta wyższej klasy, także tym bardziej boli utrata wartości.
Wolę kupić kilkuletnie auto wyższej klasy za kwotę 60-80 tys, niż nowe z salonu.
Przykładowo utrata wartości nowego BMW serii 5 po 5 latach jazdy to około 140+ tysięcy.
Nie stać was na auto. Taka jest prawda.
No chyba, że ktoś wam sponsoruje wyżywienie, przysłowiowy dach nad głową, opiekę zdrowotną. Będąc zdani na samych siebie, bez rodziców, nie stać was na auto.
Nie wspominając o założeniu rodziny, bo to koszt wykraczający poza.
Witam,
Uważam że stwierdzenie ze zgromadzonych danych że:
„im dłużej użytkujemy samochód kupowany jako nowy, tym bardziej staje się on opłacalny.”
jest mylnie wyciągniętym wnioskiem.
Spadek cen z biegiem lat ma przebieg potęgowy, z ujemnym wykładnikiem. Przyczyną zwiększonej opłacalności z biegiem lat (mniejszego kosztu pokonania 1km) w tym wypadku jest tylko i wyłącznie coraz mniejszy spadek auta na wartości.
Jeśli zakładamy że ktoś nie rozważa czy mieć samochód (bo to wiadomo że się nie opłaca) tylko jaki mieć samochód żeby był on rozsądnym kompromisem, to pewne koszty samochodu są kosztami stałymi (niezależnymi od samochodu).
Są to liczone tu:
płyny do spryskiwaczy, opony, wymiany oleju, klocków, koszty autostrady, mandaty, może być to również napełnianie klimatyzacji, mycie auta, koszty rejestracji (jeśli z kraju),etc.
Wszystkie powyższe są właściwie takie same dla dowolnego samochodu. Oczywiście są niewielkie odstępstwa np. jeśli kupimy tico to prawdopodobnie nie dostaniemy mandatu za prędkość jaki najprawdopodobniej dostaniemy kupując coś z silnikiem >3.0L 🙂
Indywidualne koszty zależne od samochodu to:
– Koszty napraw a więc np. wymiany pompy, turbiny, awarii klimatyzacji etc.
– koszty paliwa – każdy samochód pali inne ilości paliwa w różnej jego cenie.
– koszty ubezpieczenia
Uwzględnienie różnic w tych kosztach pozwalały by coś tu oszacować.
Wraz z wiekiem auta mamy zwiększone ryzyko awarii jego części. Moja hipoteza jest taka że wzrost ryzyka a więc awarii czyli też kosztów rośnie raczej powoli i ma on charakter logarytmiczny (nie jest to jak wcześniej podparte żadnymi danymi tylko taka obserwacyjna hipoteza), a więc rośnie nieproporcjonalnie wolniej do spadku cen aut.
Można tłumaczyć to charakterem konsumpcyjności naszego rynku i tego że nabywcy cenią sobie auta świeże i „pachnące nowością” czy cokolwiek tam takiego. Rynek aut używanych ma na tyle bogatą ofertę że ciężko było by nie znaleźć auta, które akurat byśmy chcieli, także argument o detalach uważam za mało trafiony, no chyba że ktoś jest wyjątkowo snobistyczny i musi mieć auto spersonalizowane włącznie z użytą nicią do szycia foteli.
Należy sobie zdać sprawę że tak teza nie do końca pokrywa się z tym co nazywamy oszczędzaniem. Autor mówi nam jak należy piłować własne Ego – chwała mu zato, lecz najwyraźniej jak kogoś stać to po co ma oszczędzać… i piłować własne ego.
Są dwa sposoby zaspokojenia ego i jeden z nich to właśnie realizacja jego oczekiwań.
Z kwestią tego że nowe auta są bezpieczniejsze, niewątpliwie się zgadzam. Im nowsze auto tym z reguły jest bezpieczniejsze. Duże znaczenie ma też klasa samochodu. Samochody z przeszłością wypadkową są tu na starcie zdyskwalifikowane niezależnie od klasy.
W końcu drogi są jednym z najbardziej niebezpiecznych miejsc w jakich przychodzi na nam wogóle przebywać, także może zdecydować to o naszym: być albo nie być,
Pozdrawiam
Kosztorys nie do końca jest obiektywny. Przecież gdyby nie było samochodu, byłyby inne wydatki. Trzeba byłoby kupować bilety kolejowe/autobusowe/lotnicze, komunikacji miejskiej, taxi. Osobną kwestią jest czas, który też kosztuje. Dojechanie samochodem w większości przypadków zajmuje mniej czasu niż analogiczna podróż pociągiem z ewentualnymi przesiadkami itp. W warunkach polskich samochód jest często szybszy od samolotu. Przykładowo z Warszawy do Gdańska jadę autostradą 3-3.5 godziny. Wyprawa samolotem (oraz dwoma taksówkami, bo przecież na lotnisko i z lotniska trzeba jakoś dojechać) to czas 1-2 godziny dłuższy.
Oferujemy realne ceny skupu samochodów używanych w lublinie. Wyceniamy samochód po jak najwyższej cenie. Nie musisz nas odwiedzać to my przyjedziemy do ciebie. http://s-car.pl/
Bardzo przydatne dla takiego zwykłego śmiertelnika jak ja i też dla początkujących przedsiębiorców, którzy wiążą swoją firmę z pojazdami. 🙂 Dzięki i pozdrawiam!
No wiadomo tanio nie jest, ale można znaleźć dealerów z dogodnym finansowaniem, ja swoje auto kupiłem w Bawarii Motors BMW w Warszawie i tam mieli bardzo atrakcyjne. Do tego dbają o klienta, z zakupu jestem bardzo zadowolony.
Auto z salonu zawsze będzie lepsze, niż używane, niepodważalnie. Jednak przykra sprawa, że mało kogo stać na taką ,,nówkę”. Dziś ciężko sprawić sobie używany samochód w przyzwoitej i niewygórowanej cenie, każdemu zależy wyłącznie na pozbyciu się za jak największe pieniądze i „pa”.
Witaj Michale,czytam ten blog od niedawna ale muszę przyznać.. Twój blog jest rewelacyjny.
Zaczynam przygodę z oszczędzania (choć wcześniej też zdarzały się zrywy oszczędnościowe) i już widzę że będę tu zaglądać dość często.
Odnośnie auta… zamierzalam kupić sobie na wiosnę…jednak zrezygnowałam, choć gotówką na zakup posiadalam.
Powód jest może śmieszny…zmieniłam pracę i teraz dużo jeżdżę (minimum 4 tysiące km miesięcznie)… mam już po prostu dość auta 😉 w wolnej chwili wybieram rower, swoje nogi bądź komunikację miejską…Tak więc nie muszę trafić pieniędzy na paliwo, przegląd, ubezpieczenia… czyli już na starcie jakaś oszczędność 😉
Co by nie mówić, dla mnie najbardziej oszczędne będzie auto, które mam po tacie 🙂
Mercedes W124, kupiony z salonu w 1994r za okolo 80 tysiecy marek niemieckich (odpowiednik dzisiejszych 40 tysiecy Euro).
Auto z niezawodnym silnikiem 2.5 diesel moze nie poraza osiagami, lecz juz w latach 90 oferowal spalanie w trasie na poziomie 6.5-7l/100, w miescie nieprzekraczajace 10l/100, tak wiec na przestrzeni lat na paliwie zaoszczedzono sporo, a nawet dzis auto nie jest postrzegane jako paliwozerne.
Od 94 roku auto przejechalo w rodzinie okolo 800 tys km, przez co koszt samego zakupu auta zostal rozlozony na 24 lata (do tej pory).
W aucie do tej pory nie bylo zadnej powaznej usterki, najpowazniejsza byla do tej pory awaria elektrycznego domykacza klapy kilka lat temu (naprawilem sam, nowy silnik kosztowal mnie okolo 150zl). Na palcach obu rak moge policzyc rzeczy, ktore sie przez te 24 lata zepsuly, przegladajac pelna dokumentacje kazdego, nawet najmniejszego wydatku na auto.
Auto co roku dokladnie sprawdzane i serwisowane w ASO, koszty utrzymania porownywalne z o wiele tanszymi autami. Najwiekszy koszt to coroczna wymiana olejow (prawie 8 litrow w silniku, drugie tyle w skrzyni automatycznej). Same czesci eksploatacyjne typu tarcze hamulcowe, amortyzatory etc byly w ludzkich cenach od nowosci, z biegiem lat i tym, jak popularne staly sie te auta ceny malaly i sa to jedne z tanszych czesci na rynku (szczegolnie zamienniki, ale i oryginalne).
Poza tym, fabryczne opony sa standardowych wymiarow, obecnie troche drozsze wynikaja tylko z mojego widzimisie (17calowe felgi).
Auto ma absolutne minimum elektroniki, nie posiada takich wynalazkow jak EGR czy tez kosztowny DPF i inne, ktore znacznie zwiekszaja koszta utrzymania (mamy tez nowsza C-klase i E-klase, ktore pozeraja o wiele wieksze pieniadze na serwisowaniu).
Rowniez koszty ubezpieczenia (OC) nie przerazaja, ze znizka PZU wynosza obecnie okolo 300zl rocznie.
Co wiecej, silnik mimo przebiegu jest jak nowy, przejedzie spokojnie drugie tyle. Prawdopodobnie z auta bede korzystal przez kolejne 10-20 lat, ze wzgledu na fakt jak wysokiej jakosci jest auto, materialy we wnetrzu, jak bardzo jest wygodne a szczegolnie jak praktyczne (na plasko do bagaznika, ze zlozonymi siedzeniami, wchodzi lozko 1,20×2,00m. Nie mam zamiaru sie go pozbywac (glownie jednak ze wzgledu na wartosc emocjonalna), ale auto zyskuje juz tylko na wartosci. Dzieki temu, ze bylo dobrze utrzymywane, jest w stanie jak nowe. Kilka lat temu bylo wyceniane na okolo 15tys zlotych, jednak obecnie warte jest juz ponad 40tys (ze wzgledu na wyposazenie i stan zachowania).
Biorac pod uwage powyzsze, uwazam ze auto juz dawno sie splacilo, mimo naprawde wysokiej jak na tamte czasy ceny zakupu, a to jeszcze nie koniec. Jest mi tylko niezmiernie przykro, ze takich aut sie juz nie produkuje, i ze era aut pokonujacych miliony kilometrow juz dawno minela. Jest to tez kolejny dowod na to, ze przemyslany zakup auta uzywanego nie jest wcale tak zlym pomyslem, w obecnych czasach odpowiednie auto, nawet uzywane codziennie, moze byc inwestycja.
Kilka dni temu minął rok użytkowania mojego nowego samochodu Seat Ibiza V generacji. Z salonu wyjechałem w lipcu 2017 roku. W ciągu roku zrobiłem ponad 24 tys. km, koszt przejechania 1 km wyniósł mnie 0,29 zł jeśli chodzi o same paliwo, zaś 1,01 zł jeśli mówimy o pełnej amortyzacji (wszystkie koszty i utrata wartości). 🙂
Na nówkę nie było mnie stać. Mam poleasingowego Forestera z EFL – dobry wybór.
Jako właściciel firmy importującej auta ze Stanów Zjednoczonych do Polski uważam, że z kupnem samochodu w Polsce naprawdę warto zastanowić się 2 razy czy warto przepłacać? Niektóre nowoczesne samochody można o 20-30 tys. złotych taniej sprowadzić z USA do Polski.
Gdy importujemy stare auta zabytkowe z Ameryki możemy uniknąć dodatkowych podatków takich jak cło czy akcyza. Co więcej… płacimy mniejszy podatek VAT – wynosi on jedynie 7%, a nie 19%, jak w przypadku nowszych pojazdów. Warunkiem jest, aby auto liczyło sobie więcej niż 30 lat, a takie klasyki mają swoich fanów i dobrze się sprzedają.
Hej!
W 2014 roku analizowałem kwestie zakupu samochodu – mój obecny zaczął się psuć i po 6 miesiącach okazało się, że wydaje na „drobne” naprawy średnio kilkaset złotych miesięcznie. Sprzedałem samochód i wykorzystałem te środki na wkład do leasingu operacyjnego na 3 letni samochód.
Wiem, że wiele osób uważa, że bardzo trudno na polskim rynku o dobry zadbany samochód. Nie do końca się z tym zgadzam. I wcale nie trzeba szukać długo. Na wszelkich portalach aukcji detalicznych (typu otomoto, olx itd.) faktycznie zdecydowana większość samochodów ma „bogatą” historię, ale są alternatywy! Np. place poleasingowe.
I tutaj ciekawa alternatywa dla samochodów nowych.
Samochód 3 letni, serwisowany w ASO i w dużej części przypadków użytkowany przez tę samą osobę w firmie. To też nie jest tak jak się zazwyczaj mówi, że poflotowy, to na pewno był katowany. Pracowałem w kilku firmach i użytkowałem samochody „służbowe”. W każdej firmie jest regulamin użytkowania, który przewiduje często znaczące kary finansowe za stłuczki, czy zaniedbania. Do tego pracownik ma serwis „za darmo” i się nie patyczkuje z wymianami zużytych części czy naprawami.
W każdym razie: kupiłem samochód (leasing operacyjny na działalności gospodarczą) 3 letni z przebiegiem 100kkm za mniej niż 50% jego pierwotnej wartości. Po 4 latach użytkowania, jego wartości z 36,5k zł spadła do ok 30k zł. A z awarii to po 3 latach nieszczelność układu klimatyzacji – poza tym z serwisów tylko przeglądy.
Zmieniając samochód z 8 letniego na 3 letni (ponad 3 krotnie droższy) okazało się, że finansowo nowszy samochód w leasingu kosztował mnie PRAWDOPODOBNIE mniej niż użytkowanie starszego i mniejszego.
poza wieloma pozytywnymi aspektami przy leasingu trzeba pamiętać o:
– wyższe składki na OC/AC
– utrudnione pożyczanie samochodu znajomym (w zależności od leasingodawcy)
Pamiętajcie, że kupując samochód używany w leasingu można wynegocjować podobne, a czasami lepsze warunki niż w przypadku leasingu w promocji na nowy samochód „z salonu”.
Kupując samochód, warto zadzwonić do serwisu czy sprawdzić w internecie koszty przeglądów, poszczególnych części itd.
Pozdrowienia!
Ja właśnie przejechałem 100 tyś. km moim prawie 20-letnim Audi A6 2,7T benzyna + LPG, samochód kupiłem w maju 2015 miał wtedy 225tyś na liczniku, drugie tyle pewnie zgubił przejeżdżając granicę. Za samochód zapłaciłem 16 tys. w tej chwili jakbym go wystawił za 8 tyś poszedłby w tydzień.
W budżecie nie mam kategorii „samochód” mam natomiast szerszą „transport”, w którą wchodzą też bilety, przejazdy taksówką i Uberem czy wynajem samochodu w podróży, samochód jest jednak główną składową tej kategorii.
Jest to mój pierwszy samochód i miałem stłuczkę w pierwszym roku użytkowania co podniosło koszty ubezpieczenia (w jednym roku składka OC+AC+NNW+ASS wyniosła ponad 4 tyś złotych).
Nie oszczędzałem na ważnych rzeczach: mam dobre opony, hamulce, zawieszenie, olej zawsze wymieniony na czas, wymieniłem lampy na lepsze niż oryginalne. Raczej nie naprawiam rzeczy związanych z komfortem. Wszystkie naprawy robiłem w najbliższym zakładzie, który był pod ręką i zgadzał się wykonać usługę. Nie traciłem czasu na szukanie najniższej ceny.
Wszystkie moje wydatki na transport od momentu zakupu pojazdu to 88 917 brutto, czyli poniżej 90 groszy na kilometr.
Mam przy okazji problem jaki można dopisać do tej serii artykułów: Dobre praktyki finansowe przy kupie samochodu, dla uproszczenia przez osobę prywatną. W USA dość głośno jest o zasadzie 20 / 4 / 10 (20% wkładu własnego przy kredycie nie dłuższym niż 4 lata i kosztach eksploatacji poniżej 10% miesięcznych dochodów), to jednak dotyczy zakupu na kredyt. a co z zakupem za gotówkę?
Świetny artykuł
Ludzie często kupują samochody nie zdając sobie sprawy z kosztów utrzymania.
Myślą że samochód się kupi zatankuje u będzie jeździł.
Ja na codzienne zajmuje się sprzedażą samochodów w komisie, i muszę szczerze powiedzieć że trend jaki teraz obserwuje całkowicie mnie przeraża.
Statystyczny Polak bierze kredyt na samochód na który go wcale nie stać.
Pojezdzi trzy lata, straci w tym czasie na wartości około 40 procent wartości pierwotnej. Sprzeda i znowu ładuje się w kredyt na nowszy.
Ja osobiscie jeżdżę starym audi 80 które już w tym momencie zyskuje na wartości, wszystkie części są do niego dostępne bez problemu i są dosłownie w cenie loda.
Jedyny dosyć istotny minus to taki że jak mam jechać w dłuższą trasę to po drodze się zastanawiam czy dojadę be problemu .
Auto, które mam obecnie zakupilem w 2015 roku. Miało 15 lat. Po dołożeniu LPG cena wzrosła do ok. 10000 zł. Do dziś przejechałem nim 130 000km. Jeździ niemal 7 dni w tygodniu. Nigdy nie odmówiło jazdy, z racji wieku i znajomości modelu większość rzeczy mogę zrobić w aucie sam. Średni koszt kilometra, uwzględniający paliwo i wszystko inne to 30-31 gr/km. Uwzględniając utratę wartości (nawet połowę ceny), to które nowe auta mogą zbliżyć się do takiego wyniku? Auto duże, wygodne, z automatyczną skrzynią i automatyczną klimatyzacją. Ale nie ma prestiżu. Po prostu jeździ.
Hm… zastanawiałem się długo nad zakupem auta nowego – padło na SKODA Fabia (wersja Combi) – a następnie zebrałem cyferki w Excela. Okazało się, że kupiłem auto z salonu Skody ale nie nowe tylko 4 latka uzyskuje roczną gwarancję (program DasWeltAuto) + samochód jest po serwisie ASO (i 4 lata w rękach poprzedniego właściciela również ASO). Dokładnie taką Fabie jaką chciałem (tylko kolor i rocznik inny) Koszt auta był równy stawkom z popularnych serwisów internetowych….
Dokonując zakupu auta próbowałem wyeliminować emocje – wszystko na chłodno kalkulowałem. Długość gwarancji, spadek wartości itd.
4 letnie auto jest już po etapie największego spadku wartości (około 50% od ceny) + restrykcyjne zasady (np. najmu długoterminowego) skutkują nieznacznym przebiegiem koło 100 tys. Moim zdaniem to kompromis między portfelem a chęciom posiadania nowego „pewnego” auta.
Niestety nas koszty nowego auta z salonu przerażają. Dlatego chcemy kupić używany samochód z salonu np. z rocznika 2017. Cena jest niższa a auto praktycznie w idealnym stanie. Myślę, ze takie rozwiązanie jest najlepsze.
Jednostkowy koszt zakupu auta to aspekt, który większość kupujących uważa za jedyny podczas wyboru marki nowego lub używanego auto. Niestety pomijające są inne koszty jak serwis, przeglądy gwarancyjne, cena części zamiennych. Porównując ceny nowych aut trzeba wziąć na to poprawkę
W kwesti nowy czy uzywany? Żeby ktoś mógł kupić używany, to ktoś musi kupic nowy, tyle w temacie
wszystko pięknie ładnie ale cóż z tego życia mamy aby przynajmniej raz nie zaznać tego uczucia gdy odbierasz swoje nowe auto z salonu. Jak juz bede mial 90 lat na karku to leżąc w łóżku będe sobie powtarzał, kurde nigdy nie miałem nowego, zawsze używane, po kimś, z niewiadomą do końca historią auta. Życie jest zbyt krótkie aby nie poszaleć, moja recepta jest prosta jak budowa cepa, kupuje nowe bo na używane mnie nie stać.
Coś z życia trzeba mieć.