Podcast: Play in new window | Download (Duration: 1:50:22 — 101.8MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
220 565 zł w 11 dni – taki przychód ze sprzedaży kursu online osiągnął Bartek Popiel. Kwota spektakularna, ale tu nie ma przypadku. To efekt wielu lat zdobywania doświadczenia.
Bartek Popiel jest przedsiębiorcą-blogerem. Jak na blogera – od lat zarabia w dosyć nietypowy sposób – opakowując swoją wiedzę w konkretne produkty: korepetycje, konsultacje indywidualne, tradycyjne szkolenia, książki oraz kursy online. Przez długi czas był bardzo daleko od tzw. głównego nurtu blogosfery oraz popularnego w blogosferze sposobu zarabiania, jakim są współprace komercyjne z firmami. Od początku swojej działalności koncentruje się na komercjalizowaniu własnych produktów i usług.
Dzisiaj rozmawiamy o jego drodze i dzielimy się przemyśleniami na temat wad i zalet zarabiania na konkretne sposoby. Ewolucja firmy Bartka jest świetnym przykładem na to, jak stopniowo można przenosić swoją działalność do Internetu i w coraz większym stopniu automatyzować i skalować zarówno liczbę odbiorców naszych treści oraz ilość zarabianych pieniędzy.
Zapraszam mocno do wysłuchania! 🙂
Struktura zarobów w blogosferze
Rok temu, podczas występu na Blog Conference Poznań, pokazałem wyniki mojego badania przychodów blogosfery za rok 2015. Kilkudziesięciu blogerów zdecydowało się wtedy wypełnić ankietę, w której wskazali procentowy udział poszczególnych sposobów zarabiania w ich całkowitych przychodach. Poniżej znajdziecie slajdy z mojej prezentacji pokazujące przykłady czterech grup:
- Blogerzy utrzymujący się głównie z tradycyjnych współprac komercyjnych z firmami, w których marki zgłaszają się do blogerów z propozycją napisania artykułów na konkretny temat.
- Blogerzy posiadający różne źródła przychodów.
- Blogerzy z przewagą własnych projektów angażujący do niektórych z nich konkretne marki w roli patronów / mecenasów.
- Blogerzy posiadający własne produkty pozablogowe – zarówno fizyczne, jak i elektroniczne. Tu trzeba pamiętać, że przy produktach fizycznych, np. odzieży, pojawiają się także spore koszty (materiały, szycie, magazynowanie itd.) przez co dochody są zazwyczaj niższe niż ze sprzedaży produktów elektronicznych.
Z całego badania wynikły dla mnie dwa wnioski.
Po pierwsze: zarabiająca część blogosfery nie jest jednorodna i istnieje wiele sposobów zarabiania na blogu. Żaden z nich nie jest jedyną słuszną drogą. Każdy zarabiający bloger w zasadzie indywidualnie tworzy własne źródła przychodów. Mogą to być:
- Współprace komercyjne z firmami inicjowane przez firmy.
- Własne projekty, do których zaprasza się partnerów i sponsorów zewnętrznych – tu przykładem może być np. Konrad Kruczkowski z bloga Halo Ziemia, który realizuje reportaże przy pomocy mecenasów.
- Afiliacja, czyli zarabianie prowizji za przyprowadzenie klienta na konkretne produkty lub usługi – w taki sposób zarabia wiele blogów finansowych, blogów związanych z modą czy z gadżetami, np. Mamy gadżety.
- Szkolenia tradycyjne.
- Występy na konferencjach.
- Płatne konsultacje.
- Wydanie książki z wydawcą lub samodzielnie – przykładów jest cała masa.
- Własne linie produktów fizycznych, np. Joanna Glogaza z bloga Style Digger stworzyła własną markę piżam, Monika Kamińska z bloga blackdresses.pl projektuje, szyje (oczywiście nie osobiście) i sprzedaje sukienki i garnitury dla Pań.
- Własne linie produktów elektronicznych, w których specjalizuje się gość tego odcinka podcastu.
I drugi wniosek był taki, że jest wielu blogerów, którzy pozostają poza głównym nurtem blogosfery – gdzieś na jej poboczach – a jednocześnie świetnie sobie radzą biznesowo, dobrze dywersyfikują źródła przychodów i zarabiają niejednokrotnie więcej niż Ci, którzy uchodzą za znanych blogerów.
Taką osobą jest właśnie mój dzisiejszy gość – Bartek Popiel z bloga „Liczy się wynik”. Jego firma generuje setki tysięcy złotych przychodów rocznie. Aktualnie ponad 95% z nich to produkty własne, 4,5% usługi – konsultacje i pomoc innym przedsiębiorcom, a około 0,5% przychodów pochodzi z książek, których Bartek wydał już trzy.
Rozmowa w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu wpisu lub posłuchać zapis na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
Czytaj także: WNOP 087: Sukces na YouTube – Krzysztof Gonciarz opowiada o kulisach swojej pracy i ewolucji
W tym odcinku usłyszysz:
- Kim jest i czym się zajmuje Bartek Popiel?
- Jakie produkty aktualnie sprzedaje Bartek i jak się one zmieniały na przestrzeni lat?
- Czy pierwsza była firma czy blog?
- Ile czasu zajęło Bartkowi podjęcie decyzji o założeniu firmy?
- W jaki sposób blog pomógł Bartkowi w sprzedaży szkoleń z metod szybkiego uczenia się?
- Po jakim czasie Bartek doszedł do wniosku, że prowadzenie szkoleń stacjonarnych, to nie najlepszy sposób na zarabianie pieniędzy?
- Jak wyglądał pierwszy produkt Bartka?
- Jakie i ile książek wydał?
- Ile egzemplarzy książek sprzedał Bartek?
- Czy na tamten moment decyzja o wydaniu książki z wydawcą była dobrą decyzją?
- Na ile przewidywalne są przychody z kursów on-line?
- Ile Bartek zarabia każdego dnia w całkowicie automatyczny sposób?
- Dlaczego warto mieć OTO (one-time offer = jednorazową ofertę) i jak zrealizował ją Bartek?
- Plusy i minusy różnego rodzaju produktów, które można mieć w ofercie.
- O kursie Bartka „Liczy się strategia”.
- Ile osób zapisało się na kurs i jaki był przychód z jego sprzedaży?
- Co jest potrzebne przy realizacji tego typu kursów?
- Z jakich narzędzi i rozwiązań technicznych korzysta Bartek?
- Jakiego systemu korzysta do wysyłki newsletterów?
- Jak duży zespół pracuje z Bartkiem?
- W jaki sposób Bartek przygotował sprzedaż swojego ostatniego produktu?
- Z jakich źródeł dotyczących prowadzenia kampanii według Bartka warto czerpać wiedzę?
- Jak wyglądała sprzedaż i promocja kursu Bartka?
- Ile wyniosły koszty przygotowania kursu „Liczy się wynik”?
- Co powiedziałby sobie Bartek gdyby spotkał siebie o 10 lat młodszego?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Sprawdź również: WNOP 120: Mastermind – co to jest i jak zorganizować taką grupę pokrewnych mózgów
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Bartek Popiel – mój dzisiejszy gość. Efekty jego pracy można znaleźć tutaj:
- Książki napisane przez Bartka Popiela:
- Halo Ziemia – blog Konrada Kruczkowskiego.
- Blog Joanny Glogazy The Style Digger
- Lunaby.com – sklep i marka z piżamami Joanny Glogazy.
- Black Dresses – blog Moniki Kamińskiej.
- MonikaKaminska.com – sklep i marka Moniki, pod którą projektuje, szyje i sprzedaje Ona sukienki i garnitury dla Pań.
- Książki:
- „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi” – Dale Carnegie.
- „Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie” – Frank Bettger.
- Creative LIVE – kursy internetowe.
- Narzędzia:
- e-mentor – platforma z której Bartek kiedyś korzystał do sprzedaży szkoleń on-line.
- Wydawnictwo Złote Myśli
- Easy Digital Downloads (EDD) – wtyczka umożliwiająca obsługę sprzedaży w WordPress.
- Upsell.pl – firma Michała Jaworskiego pomagająca w implementacji EDD.
- Fakturownia.pl – usługa umożliwiająca zautomatyzowane wystawianie faktur.
- Tpay.com – obsługa przyjmowania płatności online.
- Getall.pl – zestaw narzędzi wspierających sprzedaż w internecie (m.in. system mailingowy).
- MailerLite – system do wysyłki newsletterów.
- ActiveCampaign – system do wysyłki newsletterów, z którego ja korzystam.
- Podcasty wymienione w odcinku:
- WNOP 015: Zarabianie na blogu, czyli jak monetyzuję blog ekspercki – część 1
- WNOP 016: Zarabianie na blogu – część 2, czyli jak współpracuję z firmami
- WNOP 039: Jak wyglądają realia współpracy dużych firm z blogerami – opowiada Tomasz Sulewski z Orange
- WNOP 046: O wyzwaniach, dylematach i wartościach w blogowaniu – z Konradem Kruczkowskim z Halo Ziemia
- Wybrane wpisy w kampanii Bartka:
- Wpis „Case study: 220 565 zł* w 11 dni ze sprzedaży kursu online” – case study z kampanii Bartka
Pytanie lub komentarz? Zostaw mi wiadomość!
Masz pytanie? Możesz skorzystać z tego linku i nagrać dla mnie wiadomość głosową z wykorzystaniem mikrofonu Twojego komputera. Pamiętaj, że jedna wiadomość może mieć maksymalnie 90 sekund (ale możesz ich nagrać kilka) 🙂
Jeśli nagrywając pytanie przedstawisz się i podasz adres swojego bloga (lub strony WWW), to zlinkuję do niego tak jak uczyniłem w poprzednich odcinkach podcastu. To może pomóc w promocji Twojego bloga, więc tym bardziej zachęcam do zadawania pytań głosowo.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
Zobacz także: WNOP 124: Przesłuchany przez Arlenę Witt, czyli duże spotkanie autorskie na infoShare w Gdańsku
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Transkrypt podcastu
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu (PDF).
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 99. Dzisiaj rozmawiamy o tym, jak wykorzystać blog jako narzędzie w swoim biznesie oraz jak tworzyć zarabiające produkty i usługi.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dokładnie rok temu podczas występu na blogowej konferencji Blog Conference Poznań w ramach mojej prezentacji pokazałem badanie przychodów blogosfery za rok 2015. I od razu zaproszę Was do notatek do tego odcinka podcastu, które znajdują się pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/099. Tam znajdziecie wykresy z mojej prezentacji, które pokazywały, w jaki sposób kilkunastu blogerów zarabia na swoich blogach, z jakich źródeł mają przychody. I z tego badania wynikły dla mnie dwa zasadnicze wnioski.
Po pierwsze, że ta zarabiająca część blogosfery nie jest jednorodna, że istnieje bardzo wiele sposobów zarabiania na blogu i że w zasadzie żaden z nich nie jest jedyną słuszną drogą. Każdy zarabiający bloger sam indywidualnie tworzy swoje źródła przychodów, sam decyduje również, w jakich proporcjach będzie z nich uzyskiwał przychody.
I to mogą być bardzo różne źródła. Wymienię te najpopularniejsze. Pierwsze to np. współprace komercyjne z firmami, które są inicjowane przez same firmy. To mogą być też własne projekty, do których zaprasza się partnerów i sponsorów zewnętrznych. Przykładem może być np. Konrad Kruczkowski z bloga Halo Ziemia, który realizuje swoje cykle reportażowe przy wsparciu zewnętrznych mecenasów – firm, które chcą ogrzać się w blasku blogera. Inne źródło to afiliacja, czyli zarabianie prowizji za przyprowadzenie klienta na konkretne produkty lub usługi. W taki sposób zarabia bardzo wiele blogów finansowych czy np. tych związanych z modą. Można tak zarabiać na wszystkich produktach, które są sprzedawane w sieci. Jeszcze inne źródła to szkolenia tradycyjne, występy na konferencjach, płatne konsultacje. Całkiem sporym źródłem przychodu dla blogerów mogą być też książki, które wydawane są z wydawcą bądź samodzielnie; takich przykładów jest już cała masa.
Taką szczególną formą zarabiania są własne linie produktów. Można tu wymienić produkty fizyczne, czyli istniejące naprawdę, takie, które trzeba wyprodukować. Wzorem pod tym względem jest Joanna Glogaza z bloga Style Digger, która stworzyła własną markę odzieżową. Sprzedaje piżamy, które projektuje z pomocą innych osób. Innym przykładem może być Monika Kamińska z bloga Black Dresses, która projektuje, szyje (oczywiście nie osobiście) i sprzedaje sukienki i garnitury dla pań. I druga odnoga to są własne produkty elektroniczne. I w tym specjalizuje się mój dzisiejszy gość.
Drugim wnioskiem, który płynie z badania blogosfery, jest to, że istnieje wielu blogerów, którzy pozostają w ogóle poza głównym jej nurtem, są gdzieś tam na jej poboczach, a jednocześnie bardzo dobrze sobie radzą biznesowo, bo potrafią dywersyfikować źródła swoich przychodów. I to skutkuje tym, że niejednokrotnie zarabiają więcej niż te osoby, które są na świeczniku, uchodząc za znanych czy wpływowych blogerów. I właśnie taką osobą z pogranicza blogosfery jest mój dzisiejszy gość, czyli Bartek Popiel z bloga Liczy Się Wynik.
Zapytałem Bartka, jak dzisiaj wygląda struktura przychodów jego firmy. To jest firma, która zarabia kilkaset tysięcy złotych rocznie i dzisiaj 95% jej przychodów stanowią produkty własne. 4,5% to usługi świadczone na rzecz innych, czyli różne konsultacje czy usługi wsparcia przedsiębiorców. Bartek ze swoim zespołem wyręcza ich w realizacji niektórych zadań, jak np. konfiguracja strony internetowej, stron sprzedażowych itd. Zaledwie 0,5% jego przychodów pochodzi z książek, które wydawał we współpracy z wydawcami. Warto wspomnieć, że Bartek ma na swoim koncie już trzy książki.
Można powiedzieć, że mój gość przećwiczył w zasadzie wszystkie formy dostarczania produktów i usług za pośrednictwem swojego bloga i jedynym wyjątkiem w jego przypadku są tradycyjne współprace komercyjne z firmami. Tego nie robił, czyli nie realizował tego modelu, od którego swoją komercjalizację zaczyna większość zarabiających blogerów.
Dzisiaj rozmawiam z Bartkiem właśnie o tej jego drodze, o tym, jakie są wady i zalety poszczególnych form zarabiania, z jakimi wyzwaniami musiał się mierzyć, jak wyglądała jego ewolucja od małego amatorskiego blogera do dosyć skrupulatnego i zarabiającego bardzo spore pieniądze przedsiębiorcy. Więc bardzo serdecznie zapraszam Was do wysłuchania.
Marcin Szafrański: Cześć, Bartek.
Bartek Popiel: Cześć, witam Cię serdecznie. Wreszcie!
Michał: Przedstaw się, proszę, Słuchaczom, powiedz, kim jesteś i co robisz, bo na pewno nie wszyscy Cię znają, aczkolwiek wielu moich słuchaczy tak.
Bartek: Nazywam się Bartek Popiel. Od 2015 r. prowadzę blog liczysiewynik.pl, aczkolwiek moja historia jest dłuższa, jeżeli chodzi o blogowanie. Po prostu zmieniła się nazwa. Wcześniej blogowałem pod nazwą bartekpopiel.pl, bo nie miałem lepszego pomysłu na domenę. I blog skręcił bardzo mocno w stronę przedsiębiorczości, bo to jest coś, co zawsze mnie interesowało i pasjonowało. Publikuję artykuły związane z szeroko rozumianą przedsiębiorczością od weryfikacji pomysłu, sprawdzenia rynku, badań, marketingu po sprzedaż, czyli wszystko, co dotyczy tego biznesu.
Michał: Dodam tylko, że jesteś przedstawicielem takiego bardzo nietypowego kierunku ewolucji w blogosferze, bo przez bardzo długi czas byłeś osobą, która w ogóle nie brała udziału w tym mainstreamie blogosfery. Prowadziłeś blog, ale robiłeś tam swoją pracę i nie współpracowałeś komercyjnie z markami. Można powiedzieć, że w zasadzie od początku koncentrowałeś się na tym, żeby dzielić się swoją wiedzą i wokół tego budować produkty. Powiedz, jakie konkretnie produkty dzisiaj oferujesz i jak to wcześniej historycznie wyglądało?
Bartek: Teraz skupiam się głównie na dużych, rozbudowanych kursach on-line, home study. W zeszłym roku wyciąłem w pień wszystkie te, które nagrałem wcześniej. Wynikało to poniekąd z tego, że zmieniła się jakość. To, co ja publikowałem bezpłatnie, było dużo lepsze od tego, co miałem w kursach, które nagrałem wcześniej. Stwierdziłem, że to się mocno gryzie. Że robimy kampanię i ona wygląda świetnie, a później ktoś kupi kurs, nawet wyprodukowany trzy, cztery lata wcześniej. Ale to już mocno odstawało, niektóre nagrania robione były w proporcjach 4:3. Więc mi to kolidowało. I stwierdziłem, że zabieram to z rynku. Zrobiłem dużą kampanię w zeszłym roku. Miałem to robić razem ze zmianą bloga, czyli przechodząc z bartekpopiel.pl na liczysiewynik.pl.
Michał: Kiedy dokładnie zmieniałeś nazwę bloga?
Bartek: Końcówka kwietnia 2015 r. To miało być miesiąc później i miałem też wyciąć produkty w pień. Wtedy akurat były moje urodzimy, ale stwierdziłem, że te produkty jeszcze zostawię i zrobię taką dużą promocję na swoje trzydzieste urodziny, żebym zawsze pamiętał, że na trzydziestkę było już takie bardzo mocne przejście, czyli w 2015 r. zmiana domeny i mocny skręt w stronę przedsiębiorczości, w 2016 r. duża kampania – owocna – i zdjęcie produktów z rynku. Produkty, które miałem, to były e-booki, audiobooki, kursy on-line, szkolenia na żywo, warsztaty, seminaria, konsultacje, więc cały pakiet. Miałem też produkty stworzone na takiej zasadzie, że odbywał się cykl webinarów, my to sobie nagraliśmy i później to sprzedawaliśmy.
Michał: Bartek, co było najpierw: blog czy firma?
Bartek: Blog. Zaczęło się od tego, że czytałem i obserwowałem inne blogi. Pamiętam Maćka Budzicha, jak prowadził Mediafun jeszcze w takim kapelusiku rybackim, Grześka Marczaka, który pod pseudonimem Hazan robił antyweb.pl. Czytałem Alexa Barczewskiego. Pamiętam jeszcze takie polityczne blogi: Azrael Kubacki, Kataryna. Wtedy cała blogosfera była w powijakach. I stwierdziłem, że czemu nie spróbować czegoś swojego. Gdzieś podskórnie czułem, że kiedyś z tego wyjdzie coś dobrego, ale jeszcze nie wiedziałem co. I jak zacząłem blogowanie, to miałem wrażenie, że będę blogował pięć lat. Chyba po jakichś wpisach Maćka Budzicha poczułem, że to nie jest szybki sprint, tylko że blogowanie to jest zabawa dla długodystansowców.
Michał: To kiedy zaczynałeś?
Bartek: W sierpniu 2008 r. W przyszłym roku będzie dziesięciolecie blogowania. Ale początkowo mój blog dotyczył zupełnie innej tematyki. Bo poszedłem na studia o kierunku socjologia reklamy i komunikacja społeczna, gdzie mieliśmy rzeczy związane z marketingiem, sprzedażą, socjologią itd. Pierwsze moje wpisy dotyczyły tego, w jaki sposób marketing oddziałuje na dzieci. Bo wymyśliłem sobie, że one przydadzą mi się później do pracy licencjackiej albo magisterskiej. Przyjemniej jest robić na bieżąco wpisy, niż później mordować się z pisaniem pracy.
Michał: Czyli notowanie tego, czego się uczyłeś, po to, żeby później to wykorzystać.
Bartek: Tak. I mnie to interesowało. Natomiast to się dość szybko wysypało. Bo chciałem wokół tego zrobić biznes szkoleniowy. Miałem pomysł, który upadł bardzo szybko. Mianowicie wymyśliłem sobie, że fajnie by było dzielić się tym szerzej, w sensie takie ciekawostki jak np.: co zrobić, gdy dziecko położy Ci się w hipermarkecie i robi awanturę, jak nie ulegać tego typu zachowaniom, jak rozmawiać z dzieckiem o pieniądzach, finansach, że to nie jest tak, że tata pochodzi do ściany i je wyciąga. Poza tym, żeby uświadamiać dziecku, że jak ono widzi jakąś zabawkę w telewizji, to ona nie jest taka duża. Później weszło prawo, które nakazywało, żeby zabawki pokazywać w kontekście, czyli dziecko musiało trzymać je w rękach. Wcześniej jak widziałeś Transformersy, to miałeś wrażenie, że mają pół metra, a okazywało się, że tylko 20 cm. Wtedy pojawiało się rozczarowanie. Więc tego typu tematy chciałem poruszać w przedszkolach. I to kompletnie nie siadło. Ja przygotowałem wszystko, zrobiliśmy pierwsze szkolenie, ale to nie wyszło. Później na studiach miałem kolegę, który był już doświadczonym przedsiębiorcą, dawno pierwszy milion na koncie. To był w zasadzie mój pierwszy mentor. Kiedyś z nim porozmawiałem, mówię: „Adam, słuchaj, zrobiłem taką rzecz. Wiesz, ja tam cisnę, chcę coś zrobić”. I on mówi: „Nie, Bartek, to nie miało prawa zadziałać. Przede wszystkim dlaczego ci ludzie mieli Ci ufać? Przecież nie miałeś dziecka.” Ja to teraz widzę u siebie, odbieram dzieciaka, są sprawy do załatwienia, do domu na obiad itd., a tu jeszcze miałbym zostać na jakimś szkoleniu? I on dodaje: „Idź w stronę czegoś, na czym się znasz. Może rozwiązałeś jakieś problemy, które trapią innych ludzi”. I tu się zaczęło.
Michał: Czyli na początku był blog, później poszedłeś w kierunku kompletowania tej wiedzy w jakieś produkty, które na początku nie wypalały. Ile czasu to trwało do momentu, w którym stwierdziłeś, że zakładasz własną firmę i robisz to już komercyjnie?
Bartek: W sierpniu 2008 r. zacząłem, a w grudniu tego samego roku zmieniłem tematykę bloga. Bo już wtedy bardzo interesowałem się technikami pamięciowymi. To mi bardzo pomagało w życiu. Więc wiedziałem, jak robić mapę myśli, notatki, wszystkie rzeczy związane z efektywną nauką. Bo kiedyś podobnie jak Ty tańczyłem breakdance. I musiałem wybierać, bo pojawiły się takie dylematy życiowe, czy iść na trening, czy się uczyć. Natomiast rodzice postawili prosty warunek: treningi, zawody, pokazy, ale nie kosztem szkoły. A ja chciałem mieć ciastko i zjeść ciastko. Stąd pojawiło się poszukiwanie sposobów na to, by uczyć się szybciej, efektywniej. I rzeczywiście byłem w tym dobry, to mi pomagało. I był taki epizod. Początek studiów, mieliśmy jechać z jakąś ekipą na wyjazd do Wisły i jeden znajomy mówi, że nie jedzie, bo ma kolosa i jest nieprzygotowany. Ja mówię, żeby pokazał notatki i czego ma się nauczyć. Jak mi pokazał, to cały się śmiałem, mówię: „Nie żartuj, zaraz ci to pokażę”. Zrobiłem z nim jakąś mapę myśli, mówię: „Pokażę ci, jak to zapamiętać”. I to, co miał się nauczyć, opowiedziałem mu przez pryzmat tych technik pamięciowych. I tłumaczę mu: „Powtarzaj”, on: „Nie zapamiętałem”, ja: „Powtarzaj”, i w końcu on: „Pierwsze to było to, drugie to, trzecie to”. I nagle widzę, że kolory zmieniają mu się na twarzy i mówi: „Jaaa, zapamiętałem”. On był w szoku, jakie to jest proste. I zadał mi pytanie, które zmieniło wszystko: „Czemu tego nie robisz za pieniądze?”. I wtedy przyszedłem do domu i zacząłem szukać szkoły szybkiego czytania. I wtedy połączyłem siły ze szkołą TUBAJ – oni dalej działają jako firma z Bolesławca.
Michał: Czyli szukałeś konkurencji?
Bartek: Nawet nie tyle, chciałem otworzyć swój punkt, czyli franczyzę. I dołączyłem do nich. I na początku działałem właśnie pod ich szyldem. Od nich brałem materiały, u nich zrobiłem kurs trenerski. I współpracowałem z nimi przez dwa lata. Po tym czasie otworzyłem własną działalność.
Michał: Własną działalność w oparciu o ich czy swoje materiały?
Bartek: O ich materiały, bo miałem jeszcze umowę o zakazie konkurencji, więc nie mogłem działać na swoim. Uczyłem, śledziłem materiały wideo, szukałem książek, e-booków, więc część rzeczy, która była w ich materiałach, pomijałem, a dawałem te, które wiedziałem, że mają lepsze przełożenie w pracy z kursantami, że osiągną lepsze efekty. I to było super. Zacząłem od szkoleń grupowych. I blog mi pomagał. Bo pisałem już na nim o efektywnej nauce, ale to nie było tak, że sprzedawałem przez bloga, czyli że ktoś czyta go i trafia do mnie na szkolenia, tylko tak, że kiedyś miałem taką domenę, której po prostu nie przedłużyłem – szybkanauka.edu.pl. I pluję sobie w brodę, bo ona mogłaby być dzisiaj warta sporo pieniędzy, aczkolwiek to była moja firmowa strona, na dodatek świetnie przeze mnie wypozycjonowana. Był do niej podpięty blog i jak ktoś na nią wchodził, przeskoczył na niego, to widział artykuły, komentarze. Ja tam pierwsze wideo robiłem, coś tłumaczyłem. Więc jak ci ludzie dzwonili, to od razu widzieli, kto jest po drugiej stronie słuchawki i mówili mi: „Panie Bartku, my tutaj czytamy te artykuły, my chcemy pana”.
Michał: Blog robił Ci de facto ten pierwszy etap sprzedaży. Z jednej strony filtrował klientów, a z drugiej umożliwiał wgląd w to, co Ty robisz.
Bartek: I to uwiarygodniało, bo te komentarze pod spodem, że „Bartek, super, przetestowałem to na sprawdzianie i zadziałało”, więc jak jakaś mama chciała kurs dla dziecka i przeczytała kilka pochlebnych komentarzy na temat jakiejś tam techniki, to… bierzemy tego gościa.
Michał: Zaczynam rozumieć, dlaczego nie poszedłeś tą standardową ścieżką blogosfery, bo w zasadzie to było na tyle wcześnie, że jeszcze nie było spopularyzowanego modelu typu współprace komercyjne z firmami. To zaczęło się jednak dużo później. Ty zaczynałeś z firmą w 2011 r., w ramach tej franczyzy prowadziłeś szkolenia grupowe, ale wiem też, że masz na koncie szkolenia indywidualne.
Bartek: I to wyszło z przypadku, mianowicie pewnego dnia dostałem telefon z pytaniem, kiedy odbywają się te szkolenia. Ja odpowiedziałem, że w każdy wtorek, czwartek od godziny 16 do 17.30. „Nie, to jest niemożliwe, niech pan przyjedzie do nas” – padła taka pierwsza propozycja. Nie wiedziałem, jak mam to wycenić, bo nie brałem tego pod uwagę. Więc pierwszą wyceniłem za nisko ze względu na dojeżdżanie do kogoś indywidualnie dwa razy w tygodniu przez siedem tygodni. Później to był rdzeń mojego biznesu. Zrezygnowałem ze szkoleń grupowych na rzecz indywidualnych. Bo trafiłem w taką grupę: lekarze, prawnicy, jakaś pani architekt – i to wszystko szło z polecenia. Ci ludzie bardzo cenią sobie czas, więc zawożenie dziecka na drugi koniec miasta jest bez sensu. To było przepiękne środowisko, ja ani złotówki nie wydałem wtedy na reklamę, wszystko szło z polecenia. Ja też dużo robiłem, żeby być polecanym, aby nie wydawać na ten marketing, więc zagłębiałem się w wiedzę, jak mieć więcej klientów z polecenia. Jak kończył się kurs, ja do ludzi szedłem z tortem. Tego nikt nie robił. Takie rzeczy to może w Stanach. Na torcie była narysowana taka książka, wbite świeczki i do tego przywiązane balony na helu. Jak ja wchodziłem, to dla ludzi to był trochę szok. Dawałem też dyplomy, koniecznie w antyramie, żeby ich nikt nie chował do szuflady, tylko wieszał na ścianę, aby inni widzieli, że dana osoba zrobiła kurs szybkiego czytania, a tam pieczątka, numer telefonu. I kręciło się.
Michał: Jakie inne jeszcze techniki stosowałeś?
Bartek: Zacząłem tę wiedzę pakować. Bo tu sobie prowadziłem bloga, ale widziałem, że z tym blogiem „zjeżdżam”. Ja to bardzo lubiłem, ale co chwilę ktoś dzwonił.
Michał: Co to znaczy „zjeżdżam”?
Bartek: Pisałem coraz rzadziej, bo raz, dwa razy w miesiącu. Raz w tygodniu to takie niezbędne minimum, żeby coś się działo. I tego mi zaczynało brakować. Poza tym kalendarz miałem wypełniony po brzegi: od poniedziałku do niedzieli, od rana do wieczora, świątek, piątek, niedziela, każdy możliwy dzień. Stawki też miałem zaporowe, więc zarabiałem fajne pieniądze, ale to mnie kompletnie nie cieszyło. Po prostu doszedłem do ściany.
Michał: Czas przeznaczony tylko i wyłącznie na to, żeby wykonywać pracę i cały czas godziny wymieniane na pieniądze, a mimo wszystko ta maksymalna stawka, jaką można brać, jest ograniczona. Po jakim czasie doszedłeś do wniosku, że to nie jest najlepszy sposób zarabiania pieniędzy?
Bartek: Wracałem od kogoś z indywidualnego szkolenia. Pamiętam, że stałem na światłach. Bo jako że przemieszczałem się między tymi klientami, więc zawsze w aucie słuchałem jakichś audiobooków, np. Jak przetrwać i odnieść sukces w biznesie, Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. Stałem na światłach, biegnie obok dziewczyna i ma słuchaweczki. Zapaliła mi się żarówka, mówię: „A może by to wszystko nagrać”. Dzięki temu powstał pierwszy kurs na temat efektywnej nauki – pierwsza próba upakowania mojej wiedzy.
Michał: Czy to był produkt, który oferowałeś na swoim blogu samodzielnie czy za pośrednictwem jakiejś platformy szkoleniowej?
Bartek: Pierwszy kurs był cyklem webinarów. Kiedyś była taka platforma DimDim i tam zapisało mi się chyba 14 osób na ten kurs. I prowadziłem to on-line. Ci ludzie pojawiali się. Wtedy jeszcze nawet tego nie nagrywałem. Więc oni musieli być na żywo. Jeszcze nie można powiedzieć, że to był produkt całkiem upakowany, tylko zrobiony inaczej, żeby w jednej godzinie mówić do wielu osób. Można powiedzieć, że powrót do szkoleń grupowych, ale już za pośrednictwem innego medium. Po prostu coś mnie tknęło, że jest ten internet, czemu nie spróbować. I rzeczywiście ludzie zapisali się. Co sobotę robiliśmy szkolenia. I nagranie wzięło się z tego, że pewnego dnia coś się stało z prądem i wysadziło mi internet. Napisaliśmy szybko do ludzi. Wśród publiczności był kolega, który czuwał, czy wszystko dobrze, czy mnie dobrze słychać. I on poinformował ludzi na moją prośbę, że wysiadł mi internet i że ta lekcja będzie nagrana. I ludzie sami mi zaczęli pisać: „Bartku, nie kontynuuj tych webinarów, wolimy nagrania”.
Trochę szczęścia też jest potrzebne. Ja nie mogę powiedzieć, że to było skrupulatnie przemyślane, bo tak nie było. Więc dzięki temu wzięły się nagrania, później je doprecyzowałem. I tak naprawdę poszedł pierwszy produkt. Ktoś zapytał się o platformę szkoleniową, wtedy to jeszcze prowadził Artur Bodera, miał eMentora, gdzie wrzuciłem swoje produkty. Później zrobiłem kolejne, np. na temat koncentracji, motywacji, różne rzeczy nagrywałem. I to było też o tyle fajne, że oni brali całą obsługę na siebie, czyli ja wgrywałem wideo, nic mnie więcej nie obchodziło. Pobieranie, fakturowanie – wszystko było po ich stronie. Dużo pieniędzy poszło w prowizję.
Michał: Jaka jest prowizja na eMentorze?
Bartek: Oddawałem 10% prowizji, ale początkowo było chyba 15%. Później negocjowałem te stawki. Wiem, że mniejsi autorzy oddawali nawet 15%. Całościowo przez cały okres współpracy oddałem sześciocyfrową kwotę. Nie żebym żałował, bo dzięki temu w tym czasie mogłem skupić się na blogu. I jeszcze jeździłem do ludzi, więc gdyby mi dodatkowo doszła kasa fiskalna czy fakturowanie, paragony, to byłoby tego za dużo.
Michał: Miałeś franczyzę, która polegała na szkoleniach grupowych, potem przeszedłeś do indywidualnych. Później przeładowany stwierdziłeś, że jednak przeniesiesz to stopniowo do on-line’u. Pamiętam, że spotkaliśmy się w Warszawie na szkoleniu stacjonarnym z produktywności, ale śledziłem Cię też dużo wcześniej. Pamiętam, że w międzyczasie wypuściłeś kilka książek.
Bartek: Pierwsza to Zrobię to dzisiaj, o tym, jak przestać odwlekać. Ta książka wynikła z tego, w jaki sposób chciałem sobie zbudować relacje z ludźmi, poznać kogoś ciekawego, bo byłem totalnym naturszczykiem. Nie wiedziałem, jak buduje się biznes. Nie chciałem też iść do szkoły, która tego uczy, bo tam pracowali etatowcy, więc szukałem ludzi, z którymi można było porozmawiać, jak to zrobić, jakich błędów nie popełnić. Jak próbowałem się do kogoś odezwać: „Dzień dobry, jestem początkującym przedsiębiorcą, chciałbym się spotkać, porozmawiać, poradzić”, to odbijałem się od drzwi. I punktem przełomowym było to, kiedy moja dziewczyna, teraz żona, Ola, która pracowała w punkcie Ery, dostała kamerę za dobrą sprzedaż. Wpadł mi do głowy pomysł, że będę robić wywiady. I to był wytrych do ludzkich serc. Że jak napisałem, czy możemy się spotkać i porozmawiać, to „nie”, ale jak napisałem: „Czy mogę z panem zrobić wywiad?”, to: „Oczywiście, gdzie i kiedy?”. Zrobiłem kilka wywiadów. I dzięki temu trafiłem do Marcina Kądziołki, prezesa wydawnictwa Złote Myśli. Zrobiłem z nim rozmowę, bardzo fajnie to wyszło, później jeszcze porozmawialiśmy sobie. I Marcin mówi: „Bartek, Ty masz sporo artykułów, czemu ty nie napiszesz książki?”. Ale ja: „Jak książka, przecież to jest coś bardzo poważnego. Taki artykuł to wiesz, ale książka już do czegoś zobowiązuje. Chyba nie bardzo. Czy ja się w ogóle nadaję?”. A on mówi: „Ale zobacz, przecież gdybyś złożył ileś artykułów swojego bloga, poukładał to, żeby to się spinało i jedno z drugiego wynikało, to by powstała normalna książka”. Ja odpowiadam: „No tak, to się zgadza”. Zwłaszcza że ja już miałem jakiegoś e-booka. Od początku też budowałem bazę. Więc coś powstało, żeby był tzw. lead magnet, czyli nie tylko „zapisz się na newsletter, a będziesz otrzymywał powiadomienia, co tutaj się dzieje”, tylko „daj maila, a w zamian otrzymasz coś wartościowego” – następuje jakaś bezgotówkowa wymiana. I już miałem coś takiego na koncie, ale jednak książka to było dla mnie coś poważnego.
Mówię do Marcina: „O czym miałbym w ogóle pisać?”. I wróciła ta sama odpowiedź co tego kolegi, że może są jakieś problemy, z którymi ludzie się borykają, a Ty znasz na to rozwiązanie. I wtedy zacząłem pisać bloga o technikach pamięciowych. I rzeczywiście z tym odwlekaniem tak było, że ja zwlekałem z wieloma sprawami, nie wynikało to z mojego lenistwa, a bardziej ze strachu. Zebrałem te rzeczy, opakowaliśmy to i wyszła pierwsza książka. Później chciałem zrobić uzupełnienie, bo cały czas w tym temacie siedziałem. I postanowiłem, żeby zrobić wydanie numer dwa, ale tego było tyle, że powstał drugi e-book Przestań odwlekać i zacznij działać. Oni też stwierdzili, że tego jest za dużo na uzupełnienie, bo niecałe 100 stron. Więc powiedzieli: „Wydajmy to w postaci e-booka”, czyli bez wersji drukowanej.
Trzecie książka Liczy się efekt! wyszła tylko w druku jako tzw. 2book. Jest taki pan, Rafał Mirkowski, który robił takie kalendarze, które były cięte w poziomie, bo doszedł do wniosku, że to pomaga w produktywności. On połączył je z metodyką Getting Things Done (GTD) i wszystko ładnie opakował. I odezwał się do wydawnictwa, czy nie mają kogoś, kto chciałby w tym formacie napisać książkę. I Marcin do mnie: „Słuchaj, Bartek, jest taki temat, może chciałbyś napisać książkę o produktywności? Książka jest zrobiona w taki sposób, żeby łatwiej się ją przerabiało, ma powycinane zakładki, u góry będzie streszczenie”. Ja wtedy byłem zarobiony na maksa, mówię: „Marcin, nie mam teraz czasu”. I Marcin powiedział jedną rzecz: „Bartek, ale będziesz pierwszym na świecie kto zrobił taką książkę”. Mówię: „No dobra, fajnie”, zawsze będę mógł się tym pochwalić, że jestem pierwszym autorem 2booka na świecie. Żaden inny już nie powstał, chociaż były bardzo ambitne plany, ale mimo wszystko książka jest fajna, wartościowa pod kątem treści. Do tej pory dostaję maile, że ona jest ludziom bardzo pomocna.
Michał: Wytłumacz, na czym polega szczególność tego 2booka.
Bartek: Książka jest podzielona w poziomie, przecięta. Na dole mamy treść główną, treść zasadniczą książki, a u góry takie pigułki, zakładeczki, np. „poranne wstawanie”. Przechodzisz sobie na to „poranne wstawanie” i tam jest napisane zrób to, to i to, gdybyś chciał wiedzieć więcej, to rozdział a propos porannego wstawania zaczyna się na stronie np. 67. Czyli u góry masz tylko taką pigułkę, chcesz sobie wrócić raz na jakiś czas, czujesz, że ta produktywność siada, bierzesz sobie tego 2booka, wiesz, co masz robić, a jak chcesz doczytać, to od razu jesteś kierowany na odpowiednią stronę.
Michał: Dużo książek sprzedałeś?
Bartek: Wszystkiego łącznie poszło ponad 12 tys., czyli średnio po 4 tys. na egzemplarz.
Michał: Świetne wyniki jak na początkującą osobę.
Bartek: Tu bez wątpienia pomógł też blog i wydawnictwo.
Michał: Zastanawiam się, czy gdybyś dzisiaj miał wydawać książkę, to czy też wydawałbyś książki w modelu z wydawcą? A jeżeli wydawałeś z wydawcą, to czy z perspektywy czasu uważasz, że to był dobry pomysł jak na tamte czasy?
Bartek: Zacznę od drugiego pytania. Uważam, że to była dobra decyzja. Absolutnie nie żałuję. Znałem się z Marcinem, oni mnie pokierowali, jak to powinno być zrobione. Pomogli mi też pod kątem promocyjnym, bo oni robili bardzo dobrą robotę. Mieli świetne zasięgi, budowali listy, mieli je posegmentowane. Dostałem dużo informacji pod kątem tego, jak można to dobrze sprzedać. Ja dołożyłem swoją wiedzę. I dlatego też przypuszczam, że z tych 12 tys. osiem to jest ta pierwsza książka. Więc pomogli mi to sprzedać i to też zrobiło zasięgi. To spowodowało, że ja dla wielu osób zaistniałem na radarze, że jest taki ktoś jak Bartek Popiel, więc absolutnie nie żałuję. Może z perspektywy finansowej faktycznie na tej książce nie zarobiłem jakichś fenomenalnych pieniędzy, ale długofalowo uważam, że to była bardzo dobra decyzja jak na tamte czasy, jak na moje zasięgi, na to, co wydarzyło się później. Ja do tej pory tak pół żartem pół serio mówię o Marcinie, że to jest taki trochę ojciec chrzestny mojego sukcesu, że naprawdę to bardzo pomogło mi zaistnieć u osób, które interesowały się rozwojem osobistym, ale nie mieli pojęcia o kimś takim jak Bartek Popiel.
Michał: Z mojej perspektywy to tak wyglądało, że blog podczytywałem, bo mnie to bardzo interesowało. W ogóle cały ten model, który miałeś, że właśnie potrafisz swoją wiedzę opakować, to było dla mnie strasznie inspirujące. Bo to był taki moment, kiedy ja rzeczywiście zastanawiałem się, w jaki sposób próbować zarabiać na tym, co mam do zaoferowania. Bo nie miałem pomysłu, jak zarabiać, ale miałem przeświadczenie, że ten pomysł prędzej czy później znajdę. Taka ślepa wiara w to, że jesteś na dobrej drodze, tylko jeszcze nie do końca wiesz, czy trzeba iść prosto, czy skręcić w prawo lub w lewo.
Wracając do książek, to pamiętam, że pierwsza była czymś takim, co rzeczywiście mocno uwiarygodniło Cię wtedy w moich oczach. W tym sensie, że to jest facet, który rzeczywiście coś tam sobie dłubie w internecie na temat produktywności, szybkie czytanie itd., nie kłamiąc i nie oszukując. Nie byłeś jedyną taką osobą w sieci. Można powiedzieć, że bardzo wiele osób, tych, które zajmują się tematem produktywności czy takiego szeroko rozumianego rozwoju osobistego, startuje od tematyki typu szybkie czytanie itd. Ale Ty byłeś kimś takim, kto nie dość, że napisał jedną książkę, to niewiele później napisał drugą. I samo to, że Złote Myśli tak intensywnie Ciebie i Twoje produkty promowały, to też pokazywało, że jesteś osobą, która prawdopodobnie z ich perspektywy jest warta inwestowania ich energii.
Pamiętam, że jednym z powodów, dla których pojawiłem się na szkoleniu „Extreme Productivity” w Warszawie w styczniu 2014 r., było to, że ja już Ciebie dosyć dobrze znałem z internetu, a z drugiej strony chciałem zobaczyć Cię osobiście. Zresztą umówiliśmy się, pogadaliśmy po tym szkoleniu itd.
Bartek: Wrócę jeszcze do tego pytania: czy dzisiaj wydawałbym samodzielnie, czy z wydawcą. Ty zrobiłeś absolutny wyłom. I ja jestem taką osobą, która lubi też eksperymentować. I wiem, że to by kosztowało mnie masę pracy, ale chciałbym iść teraz tą Twoją ścieżką. Sprawdzić. Na pewno nie udałoby się to w takiej skali, ale to też byłby fajny case: „Hej, poszedłem śladami Szafrańskiego i zobaczcie, co się udało”. Czyli co wyszło, co nie. Porozmawiałem z Michałem, przeczytałem wszystkie rzeczy, które on publikował na temat self publishingu, poszukałem jeszcze informacji, dokładając też swoją wiedzę czy jakieś sposoby na promocję, ale wyszło z tego coś ciekawego. Więc dzisiaj prawdopodobnie wydałbym to samodzielnie.
Michał: Czyli książka jest kolejnym produktem, który wypuściłeś. Jakie były jeszcze następne produkty?
Bartek: Później była próba z tymi szkoleniami on-line. Konsultacje, webinary. Byłem osobą poszukującą. Ja nie do końca wiedziałem, czy mam iść na maksa w produkty. Bo zrobiłem jakąś kampanię, kurs na temat podejmowania decyzji. Kurs wydawał mi się fajny, tylko metodycznie źle go zrobiłem. Wydawał mi się dobry, więc postanowiłem go sprzedać bez żadnych badań, ankiet, weryfikacji. Totalnie to nie siadło. Przestraszyłem się wtedy, czy to jest na pewno dobry model.
Postanowiłem zrobić coś na żywo. I rzeczywiście jak ruszyłem z pierwszymi rzeczami na żywo, to zapisy trwały moment. Na początku to były tańsze spotkania, taka objazdówka po Polsce, co kosztowało 50 albo 100 zł. I to było fajne, bo miałem zdjęcia z sali, ponagrywaliśmy sobie opinie, że Bartek robi już normalne szkolenia. I później ruszyła cała seria, na której poznaliśmy się. W tym pakiecie było osiem szkoleń. Zaczynało się to od „Extreme Productivity”, ale mądrzejszy o doświadczenia biznesowe, stwierdziłem, że ja to będę robił na sali, bo tak jest też szybciej. Miałem coś takiego, że robiłem produkt, przygotowywałem go, poprawiałem, nagrywałem jeszcze raz, jak czegoś brakowało, ale tam z kolei powtarzałem, jaka to będzie lekcja. Jak mówiłem, że „to jest lekcja ósma”, później mówiłem, że „lekcja dziewiąta”. Jak chciałem nagrać coś w środek, to nagrywałem jeszcze raz lekcję dziewiątą i wszystkie pozostałe dalej. To było męczące. A jak powiem ludziom, że jest sala, termin, jaka jest tematyka, oferta i oni mi się zaczną zapisywać, to ja już nie mam wyjścia. Wszystko musi zostać przygotowane na tip-top.
W zamyśle miałem, żeby tak to szkolenie na sali poprowadzić, żeby nagranie z tego było fajne, do pocięcia, że jak później będziemy sprzedawali nagranie, to żeby ono też było strawne, dobrze się je oglądało i było podzielone tematycznie. Więc tu już chciałem mieć dwie pieczenie na jednym ogniu. I zrobiliśmy rzeczywiście całą tematykę, wszystko to było nagrywane, później to sprzedawaliśmy. Na tym szkoleniu, na którym poznaliśmy się, niewiele zarobiłem. Wziąłem kamerzystę, była dziewczyna, która pomagała w administracji, brała płatności, opłacenie sali, paliwo, podatki, zostało mi na czysto ok. 1700 zł. Ale uznałem, że jak na jeden dzień pracy, to całkiem nieźle. Nie liczyłem jeszcze czasu pracy.
Michał: Na sali było całkiem sporo osób, ile ich było?
Bartek: Tam było 50 osób. Chętnych było więcej, ale sala tylu nie mieściła. Na czysto niecałe 2 tys. zł, poza tym nocleg był do opłacenia. Ale nagranie z tamtego szkolenia sprzedaje się do dziś, zarobiłem na nim już 220 tys. zł.
Michał: Pamiętam, że na tym szkoleniu zadałem Ci takie pytanie: czy Ty uważasz, że to szkolenie stacjonarne skaluje się, czy warto to robić? Bo patrząc z mojej perspektywy, to jest coś takiego, czego mimo wszystko staram się unikać. Bo to jest model 1:1 albo jeden do 25, jeden do 50 bądź 200, ale więcej tych osób na sali nie będzie. Żeby efekt tych szkoleń był zadowalający, to musi być ich więcej. Pamiętam, że Ty wtedy powiedziałeś: „Tak, właśnie po to to nagrywamy, ale plany są szersze, większe”. Powiedz, co jeszcze wydarzyło się po tych szkoleniach, które były stacjonarne? Bo dziś już nie robisz szkoleń stacjonarnych?
Bartek: Nie robię. Skończyłem tamten cykl. Miałem nawet w zamyśle powtórzyć jeszcze raz tę kolejkę, bo ludzie pytali się: „Bartku, ja się nie dostałem na pierwszą edycję ‘Extreme Productivity’, czy będziesz robił ponownie to szkolenie?”. I gdzieś tam początkowo odpisywałem: „Tak, tak, to się odbędzie”. A później stwierdziłem, że jednak nie. Wycofałem się z tego i poszedłem bardzo mocno w działanie on-line, z tym że porządnie i metodycznie. Czyli najpierw dobre badania rynku, ankiety, prześledziłem sobie komentarze, z czym oni mają problemy. Ja musiałem przejść taką lekcję pokory, czyli nie na zasadzie, że mam pomysł i go sprzedaję, tylko jak ja mogę lepiej służyć ludziom.
Ja to widzę dzisiaj, jak rozmawiam z klientami. Ciężko ludziom przestawić się z tego. Jak pytasz się ich: „Po co ci firma?”, to odpowiedzą: „Żeby zarabiać pieniądze, żeby jechać na wakacje, być wolnym finansowo”. A żeby przestawić to myślenie, że im bardziej pomogę innym, tym lepsza będzie za to nagroda. To musiałem zmienić. Pewne rzeczy mnie zjadały i to wszystko trzeba było sobie przepracować. Zrobić to porządnie, metodycznie, zapytać ludzi poprzez ankietę. Później jakaś wstępna kampania. I widziałem, że to siadło. Zrobiłem pierwszą kampanię, która była przygotowana słabym sprzętem jak na dzisiejsze czasy – to jak nagrania robimy dzisiaj, a jak robiliśmy wtedy, to jest niebo a ziemia. Pierwszy kurs, już wydawałoby się z górnej półki, sprzedawałem za 497 zł, więc nie najtańszy, nie najdroższy, ale cena już nie taka mała. Ja go nagrałem telefonem HTC Desire Z. Oświetlenie to lampy z Castoramy, które grzeją na maksa, jak je wrzuci się do małego pomieszczenia. Pulpit nagrywałem Camtasią i później wszystko to też w Camtasii montowałem. Więc takie były początki, ale tamten produkt zarabiał już fajne pieniądze. To była kwota pięciocyfrowa. Sprzedawałem to w dwóch edycjach, więc całościowo zakończyło się z czwórką z przodu. Czyli przyniosło ponad 40 tys. zł przychodu.
Michał: Na ile stabilne są przychody z takich kursów? Bo rozumiem, że kiedyś rocznie robiłeś kilka takich edycji, kampanii promocyjnych, z każdej, powiedzmy, te kilkadziesiąt tysięcy, ale czy to są przewidywalne przychody, czy nie? Czy to jest rzeczywiście tak, że Ty z kampanii na kampanię wykręcasz coraz lepsze wyniki, czy różnie z tym bywa?
Bartek: Rzeczywiście to było od kampanii do kampanii. Czyli kampania zakończona, trzeba produkt dowieźć, robimy następną i następną. To generuje pieniądze, bo jak robisz taką krótką intensywną kampanię, to są emocje, jest komunikacja z rynkiem, ludzie piszą w komentarzach, coś się dzieje, szum na rynku, więc rzeczywiście to fajnie się sprzedaje. Jak miałem jakieś produkty, że one były dostępne, to tak, ktoś kupił, ale to tak pomalutku kapało. Natomiast teraz mamy zmieniony model, np. jednorazową ofertę (One Time Offer – OTO), i to już przynosi stały przychód. Nie jest gigantyczny, ale już wszystkie opłaty z tego się pokryje. Właśnie nagranie z „Extreme Productivity” mam w ciągłej sprzedaży, ale jest to jednorazowa oferta.
Michał: Na czym polega jednorazowość?
Bartek: Wygląda to tak, że ktoś zapisując się na moją listę mailingową, podaje maila i od razu wyskakuje mu strona z ofertą. I tam jest takie króciutkie wideo, gdzie ja mówię: „Witam serdecznie, z tej strony Bartek Popiel, dziękuję ci za zaufanie do mnie. E-book ‘Przestań jęczeć i weź się wreszcie do roboty’ już leci na twoją skrzynkę. Ale mam dla Ciebie jeszcze bardzo niestandardową propozycję. Poniżej widzisz ofertę jednego z moich najlepszych kursów w bardzo atrakcyjnej cenie, ale ten kurs jest w takiej cenie tylko dlatego, że widzisz tę ofertę tylko raz”. Czyli jeżeli ktoś odświeży stronę albo skopiuje link, to już tej oferty nie zobaczy. Czasami dostaję maile od ludzi, że ktoś ma po dwa dni tę ofertę otwartą na ekranie komputera, bo zastanawia się, czy kupić, czy nie. Jechałem do Ciebie, czyli wyjechałem dzisiaj o 8.30 z Katowic, po 12 byłem w Warszawie, i w międzyczasie sprzedały się cztery sztuki. Sympatyczna sprawa. Jestem sobie na Centralnym, sprawdzam: „O, jak miło”.
Michał: Czym technicznie obsługujesz tę jednorazową ofertę?
Bartek: Mam napisany do tego dedykowany skrypt, który łapie i cookie, i IP. Żeby nie było tak, że ktoś wyczyści cookie i ponownie widzi ofertę, bo to ma być jednorazowe. Więc w moim interesie jest zrobić wszystko, żeby to takim było. Ale zdarzają się świetne przypadki. Ja przeczytałem wszystkie możliwe wytłumaczenia na zasadzie: „Bartku, kot mi wszedł na klawiaturę, wcisnął F5 i mi się odświeżyło”. Sytuacje też takie, które realnie mają miejsce, że np. ktoś pisze, że kupował w nocy, wszedł na stronę banku i tam była jakaś konserwacja, coś się dzieje. Jak dał wstecz, to już nie widzi oferty, tylko „dziękuję”. Fajnie mi się to czyta. Bo to jest na zasadzie, że to miało być jednorazowe. Czasami ktoś pisze, że rzeczywiście coś się wydarzyło od strony technicznej, nie mógł zapłacić albo coś się stało, czy moglibyśmy dać jeszcze raz dostęp, to wtedy daję już link tylko do koszyka. W sensie: nie widzisz już oferty, masz koszyk, bierzesz albo nie, krótka piłka. Bo ja chcę być fair wobec tych ludzi, którzy rzeczywiście skorzystali z jednorazowej oferty. Nie chcę żeby ludzie myśleli „Miało być jednorazowo, a on i tak każdemu daje dostęp”. Więc wolę czasami stracić albo nawet odmówić, ale dlatego też to przynosi takie fajne rezultaty.
Michał: Moją największą obawą, jak ruszałem ze sprzedażą swojej książki, było to, jak spowodować, aby potencjalni klienci stawali się kupującymi. I powiem szczerze, miałem duże wątpliwości, czy po okresie przedsprzedaży, który był fajny, intensywny i z dobrymi cenami, rzeczywiście ta książka będzie się dalej sprzedawała. Na szczęście tak. Ale pomysł z jednorazową ofertą rzeczywiście bardzo fajny i do zaimplementowania…
Bartek: To robi jeszcze jedną fajną rzecz. Bo ja to mam wdrożone już od ponad dwóch lat, to działa świetnie. U mnie na blogu nie ma hejtu, nikt nigdy nie burzył się, że tylko kasa, komercjalizacja itd., co się zdarza u wielu innych twórców, gdzie ktoś dawał za darmo, za darmo, za darmo i w pewnym momencie chciał jakoś skomercjalizować, co się skończyło falą hejtu, że teraz tylko pieniądze, wcześniej robiłeś dla idei. I u mnie nie ma tego w ogóle. I myślę, że robotę robi ta oferta. Ktoś widzi ofertę, nawet jak jej nie kupi, to ci ludzie wiedzą, że ja sprzedaję, że to jest biznes i fair układ. U mnie nigdy nikt nie oburzał się, że jest jakaś sprzedaż. Więc to też buduje relację biznesową.
Michał: Od razu ustawia tę relację na odpowiednim poziomie, wiadomo, że za tym stoi komercja. Jest część niekomercyjna i komercyjna. Jakie widzisz plusy i minusy poszczególnych rodzajów produktów, które można mieć w swojej ofercie, od takich szkoleń grupowych, indywidualnych po książki?
Bartek: Na pewno szkolenia na żywo dają ci to, że więcej dowiesz się o kliencie. Pracując z klientami można lepiej dotrzeć do ich rzeczywistych problemów. Ludzie się bardziej otwierają. I czasami to szkolenie może popłynąć. Jak już nagrasz produkt, to on jest twardy. To Ty przekazujesz ten komunikat, jest taki jednostronny. Natomiast z sali można zadać jakieś pytania i od razu możemy pomyśleć nad jakimiś rozwiązaniami. Więc na pewno ta energia grupowa robi robotę. Minusem tego jest to, że to jest nieskalowalne. Tak jak mówisz, żeby zrobić porządne szkolenie, kiedy na sali jest maksymalnie 15 osób, to wtedy musiałbyś mieć stawki z kosmosu, żeby to zarabiało naprawdę porządne pieniądze. A właściciele małych, średnich firm często nie mają takich pieniędzy albo nie są przygotowani wydać aż tyle, np. cztery, pięć tysięcy na szkolenie.
Dwa – koszty związane z tym, że my to robiliśmy w weekendy. Więc przez to cierpiało trochę moje życie rodzinne. Przychodzi weekend, a Bartek pakuje się i jedzie na szkolenie. Na sali są ludzie, więc to jest fajne, można zrobić jakieś zdjęcia. Na pewno szybciej weźmiesz opinię na temat szkolenia. Ja uważam, że mimo wszystko to moje doświadczenie z sali bardzo przydaje się przy produkowaniu kursów on-line. Bo jak rozmawiałem z tymi ludźmi na sali czy później w konsultacjach, to wyciągasz te problemy, wiesz, co tam leży pod spodem. To jest jak z odchudzaniem: jak ktoś chce zrzucić na wadze, to nie jest tak, że pragnie po prostu schudnąć, ale dąży do tego, by być bardziej atrakcyjny, albo wstydzi się iść na basen, albo żona chce schudnąć tylko dlatego, że mąż ogląda się za młodszymi. Jest kilka rzeczy pod spodem, których nigdy nie dowiesz się z ankiety i nie domyślisz. Trzeba jednak przeprowadzić to twarzą w twarz. Więc ja uważam, że to jest dobra droga, żeby mimo wszystko, nawet jak ktoś docelowo chce robić kursy on-line, to wydaje mi się, że takie doświadczenie pracy z ludźmi na sali jest dobre.
To jest tak jak Wy robiliście też konferencję finansową czy Ty pojawiałeś się gdzieś jednak zawsze na żywo. To jest typowo konferencyjne, mamy audytorium na 200-300 osób, później rozmawia się z ludźmi w kuluarach, a zresztą tam często najciekawszych rzeczy można się dowiedzieć. Ktoś podejdzie i zapyta się: „Michał, słuchaj, mam taki problem, jak byś rozwiązał coś takiego”. To nagle wow.
Michał: W taki sposób działają szkolenia Creative LIVE, które łączą w najlepszy sposób te dwie formuły, bo z jednej strony jest sala, w której siedzi kilka bądź czasami kilkanaście osób i one zadają konkretnie pytania prowadzącemu, wchodzą z nim w interakcje, więc my jako obserwujący przez internet – są nagrywane i transmitowane na żywo – też się możemy czegoś dowiedzieć, a z drugiej strony te materiały są zachowywane i dostępne później. Tak naprawdę „Creative LIVE” zarabia przede wszystkim na nagraniach, a nie na tym, że ktoś na żywo zrobił jakieś tam szkolenie.
Bartek: I później jak już mamy tę wiedzę, jakieś doświadczenie, ileś takich rozmów za sobą, łatwiej jest stworzyć produkt on-line.
Michał: Czy miałeś takie sytuacje, że dostajesz tak dużo informacji w ankietach, że czujesz, że wyrządziłeś sobie większe zło, niż nie pytając?
Bartek: Taka sytuacja wydarzyła się w tej kampanii, która miała miejsce miesiąc temu. Przygotowywałem się do niej długo i skrupulatnie. Zacząłem w zeszłym roku. Nagraliśmy cztery materiały wideo na temat budowania biznesu, rynku itd. Na końcu była informacja, że jeżeli ktoś jest zainteresowany bezpłatnymi konsultacjami ze mną, to pod spodem jest formularz do zapisania się. Ja nie byłem przygotowany na skalę odzewu. Po prostu puściłem artykuł, poszedłem się kąpać, zjadłem sobie jeszcze kolację, po czym siadam, myśląc, że będzie 15 albo 20 osób, a tu za pierwszym razem zgłoszenie wypełniło mi ich 80. Od razu wyłączyłem. Linki pościągałem, mówię: „No to ładnie…”.
I rzeczywiście konsultacji zrobiłem 134 przez cały 2016 r. Masa czasu, gdzie każde spotkanie trwało co najmniej godzinę. Ale żeby dostać się na nie, to ci ludzie musieli wypełnić ankietę. To było uzasadnione tym, żeby nie tracić później czasu na spotkaniu. Wypełnienie ankiety, żebym wiedział, czym dana osoba się zajmuje, jakie są jej problemy. I jak się spotkamy, to działamy z konkretami. I tego było dużo, czyli 134 bardzo rozbudowane ankiety. Plus jeszcze wartością uzupełniającą były te konsultacje. Nie były one całkowicie non profit. Na konsultacjach podpowiadałem ludziom co i jak, ale dużo wątków pozostawało do rozwinięcia. I dana osoba chciała tę resztę już nie non profit, ale komercyjnie, więc sprzedawałem to w pakietach. Czyli nie na zasadzie, że umawiamy się na godzinę, tylko trzeba było wziąć minimum 4-5 godzin konsultacji, co już oferowałem za 2 tys. zł. I z tej oferty skorzystało dziewięć osób. Czyli zarobiłem 18 tys. zł na tych dodatkowych konsultacjach premium. I rozkładając to na te wszystkie osoby, to można powiedzieć, że średnio wyszło 130 zł na rozmowę, czy ktoś zapłacił, czy nie. Więc nie uważam, żeby to była zła decyzja.
Za pierwszym razem przeholowałem, nie przypilnowałem tych zapisów, ale rzeczywiście wiedza bezcenna. Uważam, że przez kilka następnych lat będzie można ją wykorzystywać, bo to, czego tam się dowiedziałem, to są niesamowite rzeczy. Pomogło mi to poukładać później całą kampanię, np. jaki ma być pierwszy produkt.
Michał: Dobra recepta na to, jak za pieniądze klientów dowiedzieć się, czego potrzebują. Ale na tym to polega, krótko mówiąc. Celowo pytam o te ankiety, ponieważ czasami nie jestem w stanie ich przetworzyć. Dostaję tak dużo odpowiedzi. Zanim powstała moja książka, zadałem takie pytanie: „O czym chciałbyś przeczytać w książce Finansowy ninja?”. Same odpowiedzi zajęły 700 stron w Wordzie. Przeczytanie tego, pogrupowanie, zastanowienie się nad tym, które z tych zagadnień mają sens, a które nie powinny znaleźć się w tej książce, to naprawdę kawał tytanicznej pracy. Owszem, zgadzam się, spory know how, czego ludzie potrzebują. Ale z drugiej strony to, że ja w pewnym momencie doszedłem do ściany, że tego było tyle, że myślałem, że nigdy nie napiszę tej książki. Zadziałało to z jednej strony trochę motywująco, a z drugiej destrukcyjnie, bo jednak stwierdziłem, że utonę, a i tak to ja muszę dokonać wyboru, o czym chcę napisać.
Bartek: Minusem szkoleń on-line jest to, że nie masz ludzi na żywo, bo można rzeczywiście stworzyć jakąś społeczność, grupę i to wtedy żyje.
Michał: Do tego za chwilę dojdziemy, ponieważ produkt, który niedawno zaoferowałeś, to kurs zatytułowany „Liczy się strategia”, który jest wyłącznie on-line’owy. Powiedz, co to jest?
Bartek: To jest pierwsza rzecz, którą ludzie zaznaczali w ankiecie: „Nie mam całościowej strategii dla swojego biznesu”, w tym sensie, że nie wiedzą, skąd klienci do nich przychodzą, coś im sprzedają, ale nie mają do zaproponowania nic więcej, nie myślą o tym, żeby mieć długofalową relację z tym klientem ani jak ją utrzymać, nie mają pojęcia, co zrobić, żeby klienci przyprowadzali do nich kolejnych klientów oraz żeby sami chcieli wracać. Więc po prostu zebranie całościowej wiedzy, może nie z zakresu sprzedaży, ale posegmentowanie tego właśnie przez te trzy takie główne segmenty: jak ludzi przyciągać do swojego biznesu; jak z nimi pracować, żeby oni byli zadowoleni; co można zrobić, żeby ewentualnie zwiększyć wartość koszyka czy zamówienia; jak z tymi ludźmi pracować, żeby jednocześnie nie zrazić ich do siebie, jak mieć tę relację długofalową.
Z tego, co zaobserwowałem, najczęściej zadawanym pytanie jest: „Jak mieć więcej klientów?”. Każdy się nad tym zastanawia, zamiast myśleć o tym, co zrobić, żeby mieć jakieś dodatkowe pieniądze z tych klientów, których już się ma, jak można lepiej zaopiekować się tymi osobami, które już są w bazie. Ja mam też takiego klienta, oni razem jako małżeństwo sprzedają bieliznę on-line – bardzo duży sklep. I co chwilę zastanawiają się, co możemy zrobić. A ja zapytałem ich, ile mają już transakcji przeprowadzonych na koncie. Okazało się, że ponad 130 tys. zakończonych sprzedażą. Ja mówię, że to żyła złota. Oni nic z tym nie robili, a 130 tys. to jest potężna baza. Może to jest postpeerelowskie myślenie, że jak coś jest dobre albo jak klienci byli zadowoleni, to wrócą. Nie. Nawet jak ktoś jest zadowolony i nas lubi, to żyjemy w takich czasach i takim chaosie, że jak my o to nie zadbamy, to OK, co któryś klient wróci, ale w naszym interesie jest, żeby zrobić cokolwiek, by przypomnieć o sobie, by istnieć w ich głowach. Dla przykładu, każdy z nas wie, co to jest Coca-Cola, a mimo to firma ta robi cały czas marketing, przecież nie po to, żeby nam zaoferować się po raz pierwszy, tylko aby cały czas istnieć w naszych głowach.
Michał: Czyli wiemy, czym jest produkt. Powiedz o technicznej stronie. W jaki sposób dbasz o to, żeby rzeczywiście mieć kontakt z tymi osobami, które w tym „szkoleniu” uczestniczą?
Bartek: Tu znowu sięgałem do materiałów amerykańskich pod kątem tego, jak oni robią takie kampanie. Można powiedzieć, że cały 2016 r. przygotowywałem się do tego. Właśnie dlatego też w zeszłym roku wyciąłem produkty, żeby stworzyć sobie taki bufor finansowy, by mieć czas na powiększenie zespołu, kupić lepszy sprzęt. Można powiedzieć, że strategicznie to, co zrobiliśmy teraz, ciągnie się od początku 2016 r., od tych ankiet. To jest cały proces i są jeszcze pomysły na kolejne rzeczy. Kiedyś też tego nie robiłem, dlatego to było takie od kampanii do kampanii, przeskakiwanie z kwiatka na kwiatek. I to jest bardzo złe. I musiałem się sam z tego wyleczyć. Dzisiaj chcę oduczyć tego też innych ludzi, którzy próbują miliona rzeczy, ich energia jest rozproszona w dziesięciu kierunkach, a tak się nie da. Więc pierwszą rzecz, którą robię, to każę im wycinać w pień wszystkie rzeczy, które są niedochodowe, a skupić się na tych, które działają i mówię: „To rozwiń, wyskaluj, skup się na tym. Tu sobie zarobisz pieniądze, wtedy się będziesz bawił dodatkowymi rzeczami”.
Jak kurs jest zrealizowany, to nagrania wypuszczamy sukcesywnie, przy czym ja już na poziomie oferty zaznaczam, że ten kurs będzie żył i ewoluował. To jest ryzyko, które podjęli ludzie, czyli płacisz za kurs, który jeszcze nie jest przygotowany na tip-top, ale cena z racji tego była troszkę niższa, w przyszłym roku na 100% ją podniosę, ponadto masz dożywotni dostęp do wszystkich materiałów i do grupy, która świetnie funkcjonuje na Facebooku – z czego jestem dumny, ludzie sami sobie pomagają, rozwiązują problemy. Czyli pierwsza rzecz to grupa. I dwa – mają dostęp też do kursu i do wszystkich przyszłych aktualizacji też będą go mieli. Więc to jest tak, jak Ty zrobiłeś z „Budżetem domowym”.
Michał: Tak, „Budżet domowy w tydzień”, stale dostępny kurs, można go używać kiedy się chce, ponieważ jest ponadczasowy, ale też systematycznie aktualizowany.
Bartek: Pamiętam, że Ty to mocno komunikowałeś przy tej pierwszej edycji.
Michał: Tak, że ta pierwsza grupa miała taniej o połowę. Później zdjąłem go ze stałej sprzedaży. On teraz jest dostępny w ramach stałej sprzedaży, bo w najdroższym pakiecie z książką, aczkolwiek jego cena jest mało konkurencyjna w porównaniu z tym, co było wcześniej. Czyli jakby jest dostępny w wyższej cenie. Ten model dobrze się sprawdza. Wiem, że robiłeś sprzedaż ratalną, dzieliłeś na dwie raty, ale ja zastanawiałem się, czy tak robić, chociażby ze względu na specyfikę mojego kursu, to, że on jest tygodniowy, więc tu zastosowanie rat nie miałoby sensu.
Bartek: A mój kurs jest trzymiesięczny w pakietach gold i platinum. Tam mam taką umowę, że ci ludzie będą pilnowani przeze mnie do końca roku kalendarzowego, ale kurs jest wypuszczany sukcesywnie, co tydzień kolejne lekcje. Przy czym właśnie czasami ludzie mi dają znać, że „Bartku ja nie do końca rozumiem, coś tam z tym modułem”. To dogrywamy. Przyjeżdża do mnie Kamil, rozkładamy sprzęt, dogrywamy dwie kolejne lekcje. I tu też wyciągnąłem lekcję z poprzednich kursów, które robiłem, że ja zawsze na początku mówiłem, co to jest za nagranie pod kątem numeru, a teraz mówię: „Witam Cię w kolejnym nagraniu, jesteśmy w module tym i tym”. To jest zrobione po to, abym ewentualnie mógł to przestawić. Bo na dzisiaj nie mam stuprocentowej pewności, czy ta kolejność, jaką teraz idziemy, jest najlepsza. Więc ta pierwsza edycja trochę żyje, coś tam poprzestawiamy, ja coś pewnie jeszcze podogrywam. Wypuszczamy to sukcesywnie co tydzień, wysyłamy ludziom. Tam jest jeszcze zrobiony taki myk, coś, czego trochę balem się umieścić w ofercie, ale sprawdziło się niesamowicie. Doszedłem do wniosku, że często przedsiębiorcy nie chcą mieć już nad sobą szefa, idą na swoje, chcą pracować, kiedy chcą, skąd chcą, absolutna wolność, przy czym tak naprawdę tego jednego szefa zamieniasz na stu czy kilkuset, z których każdy coś od Ciebie chce. Każdy klient to jest Twój szef i są czasami o wiele bardziej roszczeniowi niż ten jeden, którego miałeś na etacie. Z tym jednym jeszcze dało się jakoś dogadać, ale tu masz wielu i to z różnymi osobowościami. Realia są inne od tego, co ludzie sobie wyobrażają, jak pójdą na swoje. Poza tym włącza się też coś takiego, że jak zacznę pracę o 10 a nie o 8 to nic się nie stanie. Ja miałem coś zrobić na wtorek, ale jak wypuszczę w czwartek, to nic wielkiego się nie stanie. Ludzie idą na swoje i pracują na pół gwizdka. I dałem tam taki mocny akapit, że to, do czego dążyłeś, czyli ta wolność, praca, gdzie chcesz, kiedy chcesz, stało się tak naprawdę Twoim największym przekleństwem. Bo nikt nad Tobą nie stoi z batem. W korporacjach jesteś rozliczany, więc Twoją efektywność widać czarno na białym. Tutaj tego nie ma. I w pakietach platinum i gold dałem coś takiego, że oni mają zapewnione, że ja dzwonią do nich raz w tygodniu i mówię: „Siema, z tej strony Bartek. Jak tam idzie kurs, na której jesteś lekcji, czy w czymś mogę pomóc?”. I rozmawiam z tymi ludźmi. Wiem, że to też jest dla nich superwartość. Bo czasami ktoś rzuca mi jakiś problem, a ja podpowiadam im coś, co w ogóle nie wchodzi w zakres kursu. Tu znowu ponoszę jakieś koszty pod kątem czasu, ale jeszcze też wziąłem tę pięćdziesiątkę z pakietu silver, więc łącznie mam do obdzwonienia 70 osób tygodniowo.
Michał: To jest na pewno dużo pracy. Dla mnie to jest niewykonalne, bo nie lubię dzwonić, więc tym bardziej interesuje mnie, ile osób zapisało się do tego kursu i jakie były przychody ze sprzedaży, bo wiem, że masz takie dane i one są jawne.
Bartek: Zapisały się 162 osoby. Ceny były takie: pakiet najtańszy 997 zł, gold – za 1997 zł, platinum – 4970 zł, przy czym obstawiałem, że nikt tego najdroższego nie kupi, a pakiety platinum poszły jako pierwsze, było ich pięć sztuk.
Michał: Łączne przychody?
Bartek: Wspomnieliśmy o tych ratach, czyli to, co spłynęło. Przez pierwszy tydzień mieliśmy sprzedaż ciągłą, ceny były tylko na sztywno. Jednorazowa opłata, żadnego dzielenia. Kamil, który obsługuje pocztę mówił, że przez te kilka dni dostał więcej maili niż przez cały poprzedni rok łącznie. Później uznaliśmy, że pakiet silver podzielimy na dwie raty, gold też, platinum na trzy. I dwie osoby zdecydowały się rzeczywiście wziąć ten najdroższy na trzy raty. Przychody, czyli to, co już do nas spłynęło, to 162 tys. zł, natomiast jeżeli wszyscy by spłacili raty, to byłoby 220 tys. zł – przy sprzedaży do 162 osób.
Michał: W teorii 162 osoby to nie jest dużo, ale kwota jest całkiem zacna. Gdybyś miał powiedzieć, w jakim stopniu te przychody finansują Twoją działalność, to na ile miesięcy to starcza?
Bartek: Koszty działalności pokrywa mi one time offer. Jeden produkt, który jest stale zrobiony jako jednorazowa oferta. On mi pokrywa koszty działalności, życie, ZUS-y, pracowników, podatków nie, bo wiadomo, że płacimy je od przychodów.
Michał: Czyli to masz zapewnione, a cała reszta to jest bonus.
Bartek: I teraz plan jest taki, bo to jest pierwsza edycja. Na drugą na pewno podniosę ceny.
Michał: Kiedy będzie druga edycja?
Bartek: W przyszłym roku. Ja mam też drugą odnogę edukacyjną i to jest niezwiązane z blogiem. Kurs nazywa się „Strategie nauki geniuszy”, ale projekt nazywa się „Liczy się nauka TV”. I realizujemy to poprzez YouTube. Nawet strony do tego nie mamy. To jest projekt, który w ciągu 12 miesięcy zarobił na siebie 200 tys. zł. I robiliśmy to od września do końca marca. Bo ludzie przestają wierzyć, że cokolwiek im pomoże przez maturą, pozostaje im modlenie się, więc myślę, że kwiecień jest dobrym momentem na wprowadzenie tego naszego drugiego kursu – „Liczy się strategia”. Przy czym za rok on już będzie w pełni dopracowany. Ja wiem, że w tym roku to jest olbrzymia inwestycja, jak te telefony, dzwonienie do nich. Ale zyskuje się relacje z tymi ludźmi i świetne opinie. Więc na przyszły rok, jak wypuszczę kurs, to będę miał w PDF-ie 40 stron samych referencji od ludzi, co im to zmieniło. I celuję, że za rok będzie piątka z przodu, czyli chciałbym zrobić kampanię na pół miliona.
Michał: Bartek, co jest potrzebne do realizacji takich kursów od strony technicznej oraz zespołu, który pomaga Ci je realizować?
Bartek: Jeżeli chodzi o sam kurs, to wystarczą lampy typu softbox, kamera lustrzanka i nagrywam pulpit komputera przy pomocy oprogramowania Camtasia Studio, które jest świetne. I prezentację mam zrobioną w postaci map myśli, co fajnie wygląda, bo jest jakaś dynamika i na obrazie coś się dzieje. I to jest w zasadzie wszystko. Czyli obraz z kamery, rzut na pulpit. Przy okazji też Krzysiek, który to montuje, czasami dorabia jakieś przebitki. Mamy abonament na Vimeo, więc tam wrzuca czasami coś, żeby zobrazować jakieś fajne rzeczy, żeby to było dynamiczniejsze i żeby się lepiej po prostu oglądało. Mamy mikrofony Rode. Mam przy sobie odbiornik, a dźwięk nagrywa się bezpośrednio do aparatu. Backup oczywiście robimy, ale na szczęście nie był jeszcze potrzebny, ale warto robić. I tak jest realizowany ten kurs. Natomiast inne rzeczy, które robimy, to np. mam też zielone tło, green screen, pod które mogę coś podłożyć. I projekt „Liczy się nauka TV” realizujemy przy pomocy green screen lub przy biurku. Konwencją się trochę bawimy.
Michał: Jeżeli chodzi o narzędzia i platformy technologiczne, to kiedyś mówiłeś, że korzystałeś z eMentora, a teraz?
Bartek: Teraz mam rozwiązanie własne, platformę napisaną przez Michała Jaworskiego. „Budżet domowy w tydzień” też na tym stał.
Michał: Czyli to jest Easy Digital Downloads, EDD, które pracuje na WordPressie jako rozszerzenie i tam są też dodatkowe wtyczki, które pisze firma upSell, czyli firma Michała Jaworskiego. Połowa blogosfery korzysta z jego usług w tej chwili.
Bartek: Tak, dobrą robotę zrobił. Przy czym Michał mówił, że chce iść w tym kierunku. To jest świetne dla nas, bo zapłaciliśmy raz, Michał nam zrobił platformę, ale z jego punktu widzenia jednak korzystniejszy byłby model abonamentowy – wiem, że ma taki w planach. Faktury idą przez fakturownia.pl. System płatności Tpay, dawne transferuj.pl.
Michał: System mailingowy, który wykorzystujecie?
Bartek: Mamy dwa, jest Getall, to jest polska firma. I mamy jeszcze MailerLite. To jest firma z Łotwy, która mocno wchodzi na polski rynek. Też mają fajne pakiety. Ale przymierzam się, żeby mieć wszystko pod jednym dachem. MailerLite wyszedł z tego, że u Michała nie było jeszcze integracji z MailerLitem i musieliśmy mieć dwa systemy, aczkolwiek chciałbym mieć wszystko podane pod jednym dachem, więc szykuję się z przesiadką na ActiveCampaign, czyli znowu idę Twoimi śladami.
Michał: Wszyscy wiedzą, że jestem na ActiveCampaign od dłuższego czasu i na razie chwalę sobie to i nigdzie nie uciekam. To, co mi się tu podoba, to jest to, że można traktować to już jako system CRM i przekazywać do niego z systemu sprzedażowego również informacje sprzedażowe. Czyli w systemie teoretycznie służącym do obsługi poczty, ale również kontaktów, może Ci lądować informacja, ile dana osoba zapłaciła za Twoje produkty, jakie produkty kupiła. I to jest coś, czego jeszcze w pełni nie zrealizowałem, tylko częściowo, ale generalnie idę w tym kierunku, żeby umieć sobie analizować już po stronie systemu mailingowego to, ile dla mnie warty jest każdy klient.
Jak duży masz zespół?
Bartek: Łącznie ze mną cztery osoby. Jestem ja, stoję przed kamerą. Jest Kamil, który stoi za kamerą, Krzysztof, który montuje, i Sebastian, który robi wersje testowe, transkrypty. Sebastian dużo mi pomaga właśnie w tej odnodze edukacyjnej, bo to jest człowiek, który lubi siedzieć z nosem w książkach, szuka jakichś badań na temat stresu, multitaskingu, np. jak wypijesz wodę przed egzaminem, to coś się tam stanie. Bo my wrzucamy takie ciekawostki i on lubi tego szukać, ma do tego dryg, więc to też jest taka specyficzna umiejętność robienia researchu. Do tego wszystko, co jest związane z tekstami. Czasami Żona coś tam pomoże, więc także Ola pomaga i jest księgowa, ale to już bardziej zewnętrzne sprawy. Zespół to łącznie ze mną cztery osoby – taki rdzeń.
Michał: To są osoby na stałe, czy są rozliczane po prostu od zadania do zadania?
Bartek: Tak było kiedyś, z tym że tych projektów teraz robimy tak dużo, że można powiedzieć, że są na stałe. Wcześniej to były skoki kampanijne, więc ciężko mi było wziąć kogoś na etat, jeśli tej osobie później musiałbym płacić, a przez dwa miesiące nie miałbym dla niej żadnych zadań. Natomiast teraz jest takie obłożenie pracą, że będziemy robili też zmiany na poziomie umów itd. Wiem, że dla ludzi to też jest ważne.
Michał: Fajnie, że przestajesz mieć wątpliwości, że warto posiadać ludzi na stałe. Bo to jest wątpliwość, którą ja zawsze mam, że ta praca jest taka mocno projektowa, że przez parę miesięcy po projekcie nic nie realizuję, bo staram się robić projekty w taki sposób, żeby one rzeczywiście same na siebie zarabiały.
Bartek: Na tym etapie często robimy zespołowo. Raz na jakiś czas, ale bardzo rzadko, robimy usługę na rzecz innej firmy, coś w stylu „zrób to za mnie”. Czyli ktoś przychodzi i mówi: „Bartku, podobają mi się twoje materiały, masz super zrobione wideo. Chciałbym wejść na taki rynek, mam wiedzę, znam się na nieruchomościach, negocjowaniu, ale jak ja mam się do tego zabrać. Jakiś blog, artykuły. Mam swoją robotę, klientów. Więc przychodzę do Ciebie, ile by to kosztowało, żebyś Ty mi zrobił wszystko od a do z?”. I mamy też tego typu usługi, ale to jest rzecz, którą jestem w stanie zrobić raz do roku, bo wtedy muszę się na dwa miesiące wyłączyć ze swoim zespołem i firmę kogoś innego traktować jak swoją własną. Więc to jest bardzo droga rzecz, na którą zgłaszają się ludzie. I ja musiałem mentalnie się przestawić, bo kiedyś robiłem ich rzeczy za 50, 100, 200 zł, a teraz kiedy mówię, że to jest bardzo drogie i nawet ciężko mi podać jakąś stawkę, to ktoś odpowiada: „Bartku, przez szacunek do Ciebie to nie będę negocjował, spoko”. I to są bardzo dobre pieniądze. Aczkolwiek wymaga to dużej pracy. Bo jak coś nie wyjdzie w moim projekcie, to OK, nie wyszło, lecimy dalej. A jak wchodzisz do kogoś obcego, to musi być to przeprowadzone bardzo dobrze, żeby klient był zadowolony. Bo później dostaję referencje, że udało mi się zrobić taką rzecz. Tak naprawdę może nie referencje. Ja jestem raczej taką szarą eminencją, bo nikt nawet nie wie, że ja pewne rzeczy zrobiłem na polskim rynku i takie też są w planach, gdzie ja będę ze swoim zespołem całkowicie z tyłu. Ani ja nie będę się tym chwalił, ani też nie do końca chcę, aby te osoby, którym pomagamy, mówiły, że Bartek Popiel nam w tym pomagał.
Michał: Ale te informacje i tak się rozchodzą. Jeśli u tego kogoś pojawi się kolejna osoba i poprosi, żeby wskazać kogoś, kto może pomóc, to może trafi do Ciebie. Jeszcze jeden aspekt. Nie chciałbym, żeby słuchający mieli wrażenie, że to jest takie łatwe, proste i przyjemne, że jak tak stanie się przed kamerą, weźmie dwa softboxy, coś tam nagra w oparciu o to, co jest w głowie, to za chwilę będzie się zarabiało takie świetne pieniądze. Więc chciałbym, abyś opowiedział, jak przygotowywałeś sprzedaż swojego ostatniego produktu? Powiedziałeś, że „przygotowanie produktu i sprzedaży to praca, która trwała cały rok”. Co przez ten rok tak naprawdę robiłeś, poza tymi ankietami i telefonami?
Bartek: Badania to było jedno, poza tym bardzo dużo wiedzy na temat strategii. Literatura akademicka, jakieś materiały od Amerykanów i sprawdzanie, czy coś u nas działa, czy nie. My jesteśmy inni kulturowo, więc nie zawsze jest tak, że jak ktoś zrobił jakąś rzecz w Stanach, to w Polsce to też wypali. Nie. Może część wypali, część nie. My mamy inne myślenie, jest inny mindset biznesowy. Amerykanie są bardziej transakcyjni. Tam spotkanie się z kimś na zasadzie „dzień dobry, widzimy się pierwszy raz i od razu ja mam to, ty to, zróbmy razem deal, nie ma problemu”. U nas musimy się poznać, pogadać raz, drugi, trzeci. Nie ma takiej ufności.
Michał: Nie ma domniemania niewinności w biznesie [śmiech].
Bartek: Dokładnie, więc podchodzimy do tego zupełnie inaczej. Więc bardzo dużo pracy koncepcyjnej. Nie liczyłem tego godzinowo, nie spisywałem, jak to wszystko wyglądało. Natomiast mogę powiedzieć tak, jak robiłem dwudniowe szkolenie na sali, to miesiąc się do niego przygotowywałem. Przy czym to też nie było tak, że wchodziłem w tematy, które były mi zupełnie obce. Tylko ja już coś wiedziałem, pisałem już o tym na blogu, to się gdzieś pojawiało, przeczytałem na ten temat jakieś książki, więc tak naprawdę pozostało zebranie, oszlifowanie takich rzeczy, które najszybciej dadzą też efekty osobom, które pojawią się na sali. I później trzeba to też ładnie opakować, żeby to było w odpowiedniej strukturze. Więc co najmniej miesiąc. Natomiast teraz było tak, że mam już jakiś zarys tego kursu, część rzeczy dogrywam, więc kurs jest przygotowany w jakichś 70%. Te dodatkowe 30% to jest coś, co wiem, że wypłynie w trakcie, ale tak naprawdę treść tego kursu zacząłem przygotowywać w grudniu. W marcu zaczęła się już kampania.
Michał: Gdybyś miał wskazać jakieś źródła, z których warto czerpać wiedzę o tym, jak takie kampanie przeprowadzać, to co by to było?
Bartek: Przede wszystkim na pewno obserwowałbym Amerykanów. Nie tylko pod takim kątem, co oni robią, ale też jak. Czyli nawet zapisywałbym sobie to. Ja tak robiłem. Bo często ci, którzy uczą jak robić kampanię, swoje własne realizują trochę inaczej. Kiedyś miałem szkolenie Jeffa Walkera „Product Launch Formula”, jak wprowadzać produkt na rynek, przy czym on to szkolenie wprowadzał trochę inaczej. Ta cała metodyka jest gdzieś tam znana. Często ludzie myślą: „A tam, zrobię trzy wideo, później sprzedaż ograniczoną czasowo i to będzie działać”. Nie. Tam jest mnóstwo rzeczy pod spodem, które trzeba wiedzieć, ale ja polecam analizować kampanie. Wchodzę w jedną z nich, w jakiś lejek sprzedażowy, zapisuję się na mailing, na listę oczekujących i sobie sprawdzam. Ja w Excelu wypisałem sobie, kiedy przyszedł mi jaki mail, co tam się działo, czy on zapowiadał, jak to wyglądało. Później kiedy dostałem maila do listy early birds, że dostałem go wcześniej, to ile godzin wcześniej, jak wyglądała na drugi dzień sprzedaż. Więc nie da się tego czasami zrobić inaczej, niż po prostu patrząc na ręce. To jest jedno.
Dwa – warto pytać. Kilka maili wysłałem, dostałem odpowiedzi na zasadzie: „Po co Ty to zrobiłeś?”. I ludzie Tobie odpiszą, Amerykańcy, którzy w świecie marketingu są uznawani za wielkich guru – i też się dziwiłem – ale odpiszą. Może nie oni, może ktoś z zespołu, ale dostałem jakąś tam informację zwrotną, która mnie zadowalała. Mówię: „OK, fajnie, wiem, po co to jest”. Więc jest trochę pracy. Przy czym w jednym z modułów kursu, który robimy, pokażę dokładną ścieżkę, jak zrealizowałem tę kampanię, to, co zastosowaliśmy tak z grubsza u mnie. Były dwa artykuły. To, że będzie kurs o strategii, komunikowałem od listopada. Miałem go początkowo wypuścić w październiku lub listopadzie, ale zrobiłem jeszcze taką karkołomną rzecz. Wtedy chciałem odświeżyć tę odnogę edukacyjną, ludzie się o to pytali. To inaczej. To, czego ja chcę uczyć w tym kursie przetestuję na tej swojej odnodze edukacyjnej. Czyli zróbmy właśnie reklamę, strategię, webinary, wszystko, żeby to było spięte. I to naprawdę zaskoczyło, bo my chyba po pierwszym miesiącu mieliśmy 19 tys. zł przychodu, po drugim – 22 tys. zł, to był grudzień, kiedy tak naprawdę uczniowie nie myślą, bo święta, Mikołaj itd. I styczeń – 36 tys. zł, później znowu spadło to w dół. I miałem też jasne dowody dla ludzi, że to, czego chcę ich nauczyć w tym kursie, przetestowałem. Macie screeny, wyniki. Mam też takie wewnętrzne poczucie, że wiem, że to zaskoczy wiele osób, że naprawdę ma to ręce i nogi.
Zrobiliśmy dwa artykuły przed samą kampanią. To były „34 rzeczy, które musisz wiedzieć o prowadzeniu firmy, jeśli nie chcesz, żeby rynek Cię rozjechał”. I to była megakobyła. Bardzo długi artykuł, pod koniec była informacja, że niebawem ruszy kurs na temat strategii, co nawiązywało do treści. Więc jeżeli ktoś był zainteresowany, to mógł wpisać poniżej swojego maila. I za pierwszym razem zapisało się kilkadziesiąt osób. Potem zrobiliśmy artykuł na temat pięciu sił Portera, gdzie zapisało się już więcej ludzi, też na tę listę early birds. I później już ruszyliśmy z kampanią. Czyli zrobiliśmy materiał wideo, który trochę pokazuje, czym jest ta strategia. I ja tam zrobiłem analizę na podstawie Blue ocean strategy, czyli Strategii błękitnego oceanu, jak Ikea wyramowała się z branży meblowej. Co oni zrobili zupełnie inaczej, jak zmienili zasady gry na tym rynku meblowym. Więc dałem taki przykład, który okazał się dla ludzi takim wow, że faktycznie chodzisz do Ikei, widzisz te rzeczy, ale dopiero jak zobaczysz to gdzieś na wykresach czy w przyłożeniu do innych firm, które też działają na tym rynku, to widać, ile oni mają takich fajnych wyróżników. I to był pierwszy materiał, pod koniec powiedziałem, że „dostaniesz ode mnie bonusowe wideo, w którym pokażę Ci taki sam wykres, ale co my zrobiliśmy w tej naszej odnodze edukacyjnej, ale zostaw komentarz”. Czyli prosiliśmy ludzi, żeby napisali, co jest nie tak w ich biznesach. Czyli nie nazywaliśmy tego problemem w sensie, żeby napisali pod spodem, co nim jest, tylko „napisz, jakie masz teraz wyzwanie”. Tak lepiej brzmi, ludzie niekoniecznie chcą mówić o problemach, tylko co im nie daje spokoju, z czym nie mogą sobie poradzić. Mieliśmy prawie 500 komentarzy. Zautomatyzowaliśmy ten proces. Jak ktoś zostawiał komentarz, to dostawał dodatkowe wideo uzupełniające, i to się też bardzo ludziom podobało. Później był drugi materiał, trzeci. Sprzedaż wystartowała 10 kwietnia. Wysłałem mailing tylko do listy early birds, czyli tylko do tych, którzy zapisali się, wyrazili zainteresowanie kursem, wpisali maila. To był poniedziałek, od godziny 20 do 23.59, mieliśmy 9400 zł przychodu. I na drugi dzień rano wysłałem mailing do swoich klientów, a o 12 do całej reszty bazy.
Michał: Jak dużą masz bazę?
Bartek: Na ten moment osoby związane stricte z blogiem „Liczy się wynik” to 55 tys. adresów. Drugiego dnia te sprzedaże mieszały się już, czyli kupili ludzie z early birds, bo ktoś otworzył maila na drugi dzień, kupili klienci i później ruszyła baza. Łącznie po pierwszym dniu mieliśmy 44 tys. zł. Więc wiedziałem już, że będzie dobrze. Później zaczęły się raty. Dynamika sprzedaży zaczęła spadać. I nie wiedzieliśmy, czy te raty jednak robić, czy nie, nie były planowane. Okazało się, że jednak pomogły. I dołożyliśmy jeszcze jeden fajny i lekki materiał. Dotyczył 13 rzeczy, które musisz robić, żeby mieć powracających klientów. I tam był sam kontent, tylko gdzieś na końcu powiedziałem: „Jak wiesz, trwa sprzedaż kursu, więc tam poniżej masz wszystkie dane. Jeśli jesteś zainteresowany, kliknij, przeczytaj ofertę, jeżeli poczujesz, że to jest coś dla Ciebie, to zapraszam na pokład, jeszcze kilka dni trwa sprzedaż”. Przy czym wiedziałem, że to wideo będzie wypuszczone w środku sprzedaży. Wydaliśmy je i myślę, że dobrym rozwiązaniem jest to, żeby w trakcie sprzedaży nie tylko cisnąć ludzi mailami sprzedażowymi, ale dać również kontent. I to o wiele lepiej działa. I rzeczywiście po tym wideo był skok sprzedażowy, później był jeszcze jeden po wprowadzeniu tych rat.
Michał: Ile trwała sprzedaż?
Bartek: Od 10 do 21 kwietnia – 11 dni. Ostatniego dnia wysłaliśmy trzy maile. Jeden z samego rana, drugi ok. godziny 16, gdzie przytoczyłem historyjkę mojego klienta, z którym kiedyś pracowałem na tego typu konsultacjach. Wytłumaczyłem pokrótce, o co w ogóle chodzi z tą strategią. I ostatniego maila wysłaliśmy o godzinie 20, że zostały cztery godziny. I w tym ostatnim mailu ja bardzo podkreślałem tę gwarancję, że „nie musisz się niczego obawiać, że to jest jak z jazdą próbną samochodem. Więc przetestuj, sprawdź, jeżeli uznasz, że to fajny produkt, fajna społeczność, to zostań na pokładzie, jeżeli będziesz chciał zwrot pieniędzy, to ci je oddamy”.
Michał: Przypuszczam, że w takim projekcie jak „Liczy się strategia” jest też sporo kosztów, zwłaszcza jeśli pracowałeś nad nim cały rok. Powiedz, jak wyglądały te koszty?
Bartek: Materiały, które były w kampanii promowaliśmy na Facebooku. Suma kosztów reklamy na Facebooku to cztery tysiące złotych. Sprzęt już miałem, natomiast takie rzeczy jak koszt montażu materiału plus to, co musiałem zapłacić chłopakom, łącznie mieści się w 5,5 tys. zł, więc zamknąłem się w 10 tys. zł z kosztami dotyczącymi tylko tego projektu.
Michał: Twardymi kosztami, nie licząc kosztów Twojej pracy. Czyli przychód 220 tys. zł.
Bartek: 160 tys. pewne, 220 tys. – jeżeli wszyscy wpłacą.
Michał: Jedna rzecz mnie intryguje, bo jak patrzę na wideo, które nagrywasz, to Ty mówisz bardzo szybko i konkretnie. Jak ja siedzę przed kamerą, to nie jestem w stanie tak szybko sklecić tego wszystkiego, co chcę powiedzieć. I np. wszystkie kursy nagrywałem z prompterem. Czyli najpierw tworzyłem sobie dosyć skrupulatne notatki, później czytałem z ekranu. Nie musiałem tworzyć transkrypcji, bo od razu ją w zasadzie miałem. Jak to wygląda u Ciebie?
Bartek: Mam mapę myśli.
Michał: Czyli na bieżąco jedziesz z głowy słowotokiem.
Bartek: Ludzie też tę mapę widzą. Więc to nie jest tak, że mam coś jeszcze dodatkowo. Nie.
Michał: Niesamowita umiejętność. Jesteś też osobą, która jest dobrze zorganizowana, na Twoich filmach widać, że planujesz każdą sprzedaż. Przed ostatnim kursem komunikowałeś również to, jaki masz cel, jakiej sprzedaży się spodziewasz, dosyć transparentnie się tym dzielisz. Co jest następnym krokiem w Twojej działalności? Jakie jeszcze projekty czekają Ciebie w tym roku?
Bartek: Oduczyłem się już dodawania kolejnych projektów. Te dwa, które mam obecnie, czyli „Liczy się nauka TV” i „Liczy się strategia”, to jest coś, co mogę wynieść dużo wyżej. Kilka lat temu pewnie dołożyłbym jeszcze coś z marketingu, sprzedaży, zrobiłbym 10 szkoleń. Natomiast obecna sytuacja finansowa jest na tyle komfortowa, że pozwala mi pracować nad tym, co jest, i ulepszać to. Bo np. od września mocno starujemy z „Liczy się nauka TV”. Pod koniec maja kończymy tę edycję, więc będzie ok. trzy miesiące przerwy. I tak jak mówię, musimy tam zrobić stronę internetową, You Tube działa. Nie robiłem remarketingu na YouTubie, żadnej reklamy na Instagramie, chociaż tam jest moja grupa docelowa, bo to są ludzie 17-18 lat. Nie robiłem nic z AdWordsami. Tak naprawdę to były bardzo proste kroki. Zbieraliśmy ludzi z reklamy facebookowej, oni zapisywali się na webinar, przychodzili na niego, na którym robiliśmy prezentację i sprzedaż. I ludzie kupowali kurs, ale też byli tacy, którzy zapisali się na webinar, ale na niego nie przyszli, albo tacy, którzy byli na webinarze, ale nic nie kupili. Tu jeszcze nie pospisywałem takich rzeczy związanych z remarketingiem, ale do nich wszystkich robiliśmy te wszystkie materiały edukacyjne, co wtorek ukazywały się materiały na YouTubie. Bo czasami ktoś się musi przekonać. Dobra, kliknął w reklamę, zapisał się, nie przyszedł, ale dostał maila, jedno wideo, drugie, trzecie i w końcu mówi: „Może kupię ten kurs”. Tam jest mnóstwo rzeczy do dopracowania. Projekt już jest rentowny. My tam niewielkie pieniądze wydawaliśmy na reklamę, zresztą dzielimy się cyferkami, więc śmiało, ok. 800% roi to jest średnia, jaka wychodzi z tych kursów edukacyjnych. Na naszej ostatniej rozmowie powiedziałeś mi, że muszę pospinać tam pewne parametry i mogę lać pod korek, żeby to działało jeszcze lepiej. Więc jest mnóstwo rzeczy, które tam należy poprawić. Jestem takim człowiekiem, który najchętniej rozgrzebałby 10 rzeczy, ale chcę zrobić ten projekt, żeby to było na fenomenalnym poziomie, aby to była największa platforma, że jak ktoś pomyśli: „Szybka nauka do matury”, to od razu kojarzy mu się z „Popiel”, to ma być od razu jedno z drugim. To potrwa jeszcze rok, dwa, trzy, ale chcę to ulepszać. I znowu w przyszłym roku kolejna odsłona „Liczy się strategia”. To są dwa podstawowe projekty.
Jest też projekt zamrożony, który zrobiliśmy razem z moją żoną. Początki były super, ale znowu włączyła się ta wielowątkowość, ponieważ zrobiliśmy bloga „Mamy kosmos”, który poruszał tematy parentingowe, Ola tam nagrywała podcasty i fajnie jej to wychodziło. Była wersja tekstowa, ale dużo nam z tym schodziło. Poza tym widzieliśmy taki mały rozdźwięk, że trzeba zając się tym, co działa. Było na zasadzie: ”Bartek, to posiedź z małą, bo ja muszę nagrać podcast”. Ola sama powiedziała: „Zobacz, nagrywam podcast na temat aspektów związanych z wychowaniem dziecka, ale muszę zawołać Ciebie, żebyś Ty teraz posiedział z dzieckiem”. Czyli zamiast spędzić czas z dzieckiem, to nagrywam podcast o tym, jak wychować dziecko. I czuliśmy, że nie musimy tego robić, nie ma presji. Teraz mała poszła do przedszkola, więc zrobiła się na to przestrzeń. Jeszcze sobie pewne rzeczy zautomatyzuję w swoich projektach i na pewno do tego wrócimy, bo ja po prostu chcę to zrobić.
Michał: Super. To jest pewna dojrzałość w biznesie, żeby umieć skreślać. Podoba mi się też to, co mówisz, ten rok dokręcania śrubek, jak to ja określam, bo dokładnie mam to samo w tej chwili u siebie. Czyli staram się nie rozpoczynać żadnych nowych projektów, nic nowego nie obiecywać, niczego nowego nie dostarczać, tylko skupić się na tym, żeby różne rzeczy działy się bardziej automatycznie. I to jest ciężka praca w życiu przedsiębiorcy, ponieważ wymaga refleksji, zatrzymania, wycięcia iluś tam rzeczy, żeby znaleźć czas na te, które mogą mieć istotne przełożenie na sprzedaż, a które zazwyczaj się właśnie zaniedbuje.
Bartek: Zwłaszcza że to kusi, coś nowego.
Michał: Myślę, że mamy podobny typ charakteru, jeżeli chodzi o podejście do pracy, że lubimy rozpoczynać nowe rzeczy. Bardzo nie lubię pieścić się ze szczegółami, wolałbym ciągle coś nowego rozpoczynać.
Bartek: Każda generacja produktu jak np. iPhony, gdzie każdy kolejny to jest właśnie to. To jest dopieszczanie i wypuszczanie kolejnego modelu.
Michał: Dopieszczanie i maksymalizowanie efektów, doskonalenie procedury wprowadzania produktu na rynek, sprzedawania, komunikowania tych nowych cech. Liczy się strategia [śmiech].
Jeszcze jedno pytanie, które zadaję moim rozmówcom: gdybyś spotkał siebie samego młodszego o 10 lat, mając to doświadczenie, które masz dzisiaj, to co byś temu Bartkowi powiedział?
Bartek: Trzy rzeczy. Po pierwsze więcej ryzykuj, szybciej wyjdą błędy. Tego nie da się uniknąć. Tak jak mówiłem wcześniej, że ja muszę zrobić większe rozeznanie, że jeszcze nie jestem gotowy. Nigdy nie będę gotowy, bo jak zdążę się przygotować, to rynek już idzie do przodu, świat, technologia się zmienia. Były tylko szkolenia na sali, seminaria, nagle powstało coś takiego jak webinary, co zmieniło zasady gry na rynku. Teraz masz live’y na Facebooku. Więc nigdy nie będziemy gotowi. Ja działałem przez długi czas za bardzo zachowawczo. Nie wiem, czy znowu nie jest tak, że jestem na tym etapie, że mam ustabilizowaną firmę, to czy nie powinienem mieć strony, zespołu w rodzaju redakcji, aby zrobić firmę wielomilionową. To jest temat do przepracowania.
Druga rzecz: nie skacz z kwiatka na kwiatek. O wiele szybciej bym osiągnął różne rzeczy, efekty, gdybym faktycznie był bardziej skoncentrowany, czyli zamiast siedmiu szkoleń rocznie, zrobił sobie dwa, trzy, ale wraz z supersprzedażą, lepszą promocją, wyższą ceną itd. Więc to by na pewno lepiej zagrało. To jest męczące, te koszty, to się nazywa koszty przez zbrojenia, gdzie masz jeden projekt, OK, dobra, to ja to zostawiam, bo teraz muszę iść do czegoś innego. To jest koszt mentalny, jaki my ponosimy w tym momencie. To jest ogromna rzecz, żeby się przestroić.
Michał: Przełączanie się pomiędzy projektami zabija produktywność.
Bartek: I to niesamowicie. I czasami masz cztery projekty, jeden zrobiłbyś w tydzień, a normalnie to trwa miesiąc albo dłużej. Jeszcze pojawia się frustracja, zmęczenie. Nie chce nam się, a nie chce, bo nie widzimy efektów. Nie ma efektów, bo się rozdrabniamy. Więc mamy takie błędne koło.
Trzecia rzecz to więcej pokory. Ja uważałem, że wchodzę w biznes, bo coś tam się pouczyłem. Dostawałem jakieś metodologie, scenariusze, jak poprowadzić kampanię czy jakąś malutką strategię, to stwierdziłem, że ja to zrobię po swojemu. Spokorniałem. Później sobie powiedziałem: koniec mojego kombinowania, robię to tak, jak mi to dostarczono, i zobaczymy. Oczywiście pewne elementy trzeba przełożyć, nie wszystko da się zrobić tak samo, ale jednak zaufałem, że coś może być tak poprowadzone. Warto jednak uczyć się od innych, nie stawiać się w roli wszystkowiedzącego i że nic nie potrzebuję, jestem najmądrzejszy, bo znam tego czy tego, przeczytałem to czy to. Nie, nie, nie, myślę, że życie to zweryfikuje i prędzej czy później dostaniemy takiego wielkiego klapsa, który ściągnie nas na ziemię.
Michał: Ale powiedziałeś też, że dużo testujesz, czyli w pewnym sensie teraz próbujesz dowiedzieć się, czy Twoje podejrzenia dotyczące tego, jak klienci się zachowują, mają rzeczywiście solidne podstawy. Z ankietowania i testowania na pewno to wynika. Tego można się nauczyć.
Bartek: No właśnie choćby taka rzecz. Kiedyś robiłbym produkty na czuja. Nagle nikt nie chce tego kupić. To bym robił następny produkt na czuja. Mnóstwo takich rzeczy było. Podobało mi się np., jak Amerykanie robili tzw. video sales letter, że jak oni fajnie robią sprzedaż, tu wideo i coś omawiają. I postanowiłem, że zrobię to samo. I robiłem to, przy czym każdy mi mówił: „W Polsce to nie działa, zrób ofertę tekstową, ten video sales letter może być ewentualnie jakimś uzupełnieniem”. I rzeczywiście nie działało. Musiałem spokornieć, żeby dojrzeć do tego, aby oferta była jednak dobrze napisana.
Michał: Bartek, gdzie można znaleźć informacje o Tobie, o Twoich produktach?
Bartek: W trzech miejscach. Pierwsze to jest blog: liczysiewynik.pl – serdecznie zapraszam. Na YouTubie po prostu „Bartek Popiel”, tam mamy to podzielone playlistami, nie budowałem osobnego kanału. Nie wiem, czy to jest błąd strategiczny, jeszcze to rozważamy. Drugie miejsce to jest Facebook: facebook.com/liczysiewynik. To są takie podstawowe miejsca.
Michał: Jeszcze dla tych osób, które oglądają wideo na YouTubie powiem, że wszystkie linki do wszystkich zasobów, które wymienialiśmy z Bartkiem znajdziecie pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/099. Dzięki wielkie, Bartek, za rozmowę.
Bartek: Michał, bardzo dziękuję za zaproszenie i mam nadzieję, że treść będzie wartościowa i przydatna dla Twoich słuchaczy.
Znowu tradycyjnie wielka piguła wiedzy. Dzięki wielkie, Bartek, jeszcze raz za tę rozmowę. Wiem, że będziesz tego słuchał.
I jednocześnie przypominam, że wszystkie wymienione narzędzia, linki znajdziecie w notatkach do tego odcinka podcastu pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/099. A jeśli interesuje Cię temat różnych możliwych form zarabiania na blogu, to oczywiście polecam śledzenie bloga Bartka, ale także posłuchanie czterech starszych odcinków mojego podcastu. W 15. i 16. mówiłem o formach zarabiania na blogu, o tym, jak ja to robię. W 39. z kolei rozmawiałem z Tomaszem Sulewskim o realiach współpracy z dużymi firmami. Tomek wtedy pracował jeszcze w Orange i opowiadał o tym, w jaki sposób rekrutuje blogerów do współprac komercyjnych. W 46. odcinku podcastu jest rozmowa z Konradem Kruczkowskim o wyzwaniach, dylematach i wartościach w blogowaniu.
I to tyle w temacie zarabiania na blogach. Jeżeli ten temat Was interesuje, to śmiało dawajcie znać w komentarzach, bo równie dobrze mogę zrobić aktualizację tego 15. i 16. odcinka o to, jak postrzegam komercjalizację blogów w 2017 r., jakie formy dominują, bo jednak od nagrania 15. i 16. odcinka minęło już trzy lata.
Za dwa tygodnie rocznicowy, setny odcinek, dla mnie bardzo symboliczne wydarzenie, ponieważ zbiegnie się też z piątymi urodzinami bloga. Nie powiem jeszcze, co w nim będzie.
Dzisiaj kończę, dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i życzę Ci nieustająco skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
{ 24 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Nie ukrywam, że czekałem na ten odcinek i absolutnie nie zawiódł moich oczekiwań. Pochłonąłem transkrypt i stwierdzam, że 99-ty WNOP to rakieta. Bez ściemy: konkretne strategie potwierdzone twardymi liczbami. Zgadzam się tez z końcowym mottem: ryzykuj, nie skacz z kwiatka na kwiatek i miej więcej pokory, w tym co robisz. Muszę to wyryć sobie na ścianie. 😉
Świetny odcinek 🙂 I jak zwykle lekcja pokory. Ze blogowanie to jednak konkretna orka a nie bułka z masłem. O Bartku słyszę po raz pierwszy – ale już zyskał – zakupiłam tą jednorazową ofertę 😉 Poczytam i zobaczę co uda mi się wdrożyć w praktyce 🙂 Pozdrawiam obu Panów serdecznie i czekam na setkę 😉
Chłopaki – świetna rozmowa!
W pewnym momencie, gdy Was słuchałam zorientowałam się, że jestem jak ten piesek na tylnych siedzeniach w samochodzie – siedzę i ciągle kiwam głową 🙂
Dziękuję za transkrypt 🙂
Dobrze, że jest też transkrypt – jestem raczej wzrokowcem, aniżeli słuchowcem. I dzięki temu przeczytałam inspirujący wywiad z człowiekiem, który jest racjonalnym dowodem na to, że MOŻNA. A takich osób teraz poszukuję szczególnie mocno. Dziękuję za pozytywną energię i Bartkowi gratuluję serdecznie – takie osiągi to marzenie, ale w pełni na to zasłużył.
Świetny materiał! CONTENTowa bomba 😉
Pozdrawiam,
Paweł
Świetny wywiad chłopaki!
Po ilości komentarzy widzę, że faktycznie niewiele osób jest zainteresowanych tematem. Jednak dla mnie BOMBA i nie żałuję ani jednej minuty spędzonej na słuchaniu tego odcinka!
Pozdrawiam i czekam na z niecierpliwością na nr 100.
Doszłam do połowy podcastu i strasznie żałuję, że muszę wyjść z domu. Na pewno wrócę do drugiej połówki.
Konkret na konkrecie, konkretem pogania. Lubię takie rozmowy :)!
Bartek jest bardzo energiczny. Niesamowity człowiek z wielkim powerem i entuzjazmem. Wszystko mówi z taką pasją i błyskiem w oku – zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Świetny artykuł, wszystko doskonale opisane. Podcast polecam każdemu , kto chce się dowiedzieć rzeczowych informacji 🙂 Czekam na więcej wpisów od Bartka:) Pozdrawiam!
Ogromna ilość bardzo przydatnych informacji na temat sprzedaży swojej wiedzy przez internet. I do tego dużo bardzo ciekawych historii z prawie dziesięcioletniej historii działalności Bartka w blogosferze.
Podcast warto polecenia każdemu, kto prowadzi własny biznes, zwłaszcza w internecie.
Główny wnioski:
– blogowanie to zajęcie zdecydowanie „długodystansowe”
– droga do sukcesu może być czasami bardzo kręta.
Bardzo świetny i napakowany wiedzą wywiad 🙂 Bartka czytam i oglądam już od dłuższego czasu i zawsze wyciągnę coś nowego dla siebie 🙂 Dzięki wielkie za ten materiał 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Panowie – robicie niesamowitą robotę! Śledzę od długiego czasu poczynania blogowe obu z Was i mocno kibicuję. Wspólnym odcinkiem oczywiście się nie zawiodłam – kumulacja dwóch świetnych blogerów nie mogła dać innych efektów. Mnóstwo konkretów i pożytecznej wiedzy – jak zawsze – tak jak lubię. Wszystkiego dobrego i jeszcze większych zasięgów Wa życzę! Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ile Bartek zatrudnia ludzi?
Michał, a może w setnym podcast’cie refleksja – co by było gdyby… gdyby zamiast blogowania został etat 😉
Ależ to jest wartościowy podcast! Jeden z najlepszych jakie przesłuchałam. Bartek to świetny rozmówca z mnóstwem niesamowitej wiedzy i podejściem, które bardzo mi się podoba. Dzięki za potężną dawkę informacji i inspiracji!
Michał, mam jedno pytanie. Być może Bartek też czyta, to może odpowie 😉 Dziękuję za bardzo wartościowy odcinek, świetnie się Was słuchało.
Moje pytanie – pracuję nad kursem, który chciałbym sprzedawać u siebie na blogu, wiem, że kurs jest bardzo przydatny i wartościowy – jednak jest on kursem tekstowym, ma trwać 2 miesiące i każdego tygodnia przesyłam pdfy z zadaniami oraz z ważnymi treściami. Boje się, że taka forma będzie mało atrakcyjna. Czy uważasz, że powinienem zrobić z tego kursu jednocześnie podcast albo wideo? Pytanie moje wzięło się stąd, że tylko tego typu kursy widzę – albo w formie podcastu, albo w formie wideo. Co o tym myślisz?
Pozdrawiam,
Mateusz
Hej Mateusz,
Poproszę Bartka o odpowiedź a w międzyczasie napiszę od siebie, że chyba warto zadbać także o formę wideo. Po prostu jest ona łatwiejsza do skonsumowania a także częściej postrzegana jest jako coś wartościowego przez potencjalnych klientów.
Gdy zadbasz o wideo, to automatycznie będziesz miał także formę audio.
Niemniej jednak – pisze na czuja.
Pozdrawiam!
Mateusz ryzyko jest takie, że ktoś może Ci zarzucić, że rozłożyłeś ebooka na części, wysyłasz po rozdziale i nazywasz to kursem 😉 Osobiście tego nie doświadczyłem, ale znam dziewczynę, która robiła kurs mailowy, wysyłała tylko pdf’y i uczestniczki uważały, że kurs w takiej postaci nie jest warto swojej ceny. Płaciły ok. 200zł i padały zarzuty, że za te 200 zł to można kupić 3-4 porządne publikacje na dany temat, w których będzie znacznie więcej wiedzy.
Moim zdaniem lepie zrobić video, z tego wyciągnąć audio, zlecić transkrypcję, dodać do tego np. mapy myśli albo listy kontrolne. Taki produkt może być po prostu zupełnie inaczej postrzegany.
Dziękuję, podświadomie tak właśnie czułem 🙂
Michał, jestem pod wrażeniem prowadzenia Twojego bloga. Ewoluuje on w kierunku bloga Pat’a Flynn’a – ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu (to nie jest przytyk, tylko pochwała korzystania z dobrych praktyk).
Wydawało by się, że zarabianie na blogu to coś łatwego. Ale jak wszędzie żeby osiągnąć sukces potrzeba dużo czasu i wytężonej pracy. Dobrze, że jest na kim się wzorować 🙂
Dziękuję i pozdrawiam!
Bardzo dziękuję. Na pewno się przyda. Bez tego wywiadu, nie wiedział bym, że taka osoba istniej.
„Więcej pokory. Warto uczyć się od innych, a nie stawiać się w roli ja już wszystko wiem, ja już nic nie potrzebuje, jestem najmądrzejszy. Życie to prędzej czy później zweryfikuje i dostaniemy mocnego klapsa.”