Podcast: Play in new window | Download (Duration: 1:29:10 — 82.4MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Arlena Witt przepytała mnie publicznie o kulisy blogowania i to jak udaje mi się godzić dzielenie się wartościowymi treściami z zarabianiem na blogu.
Nie mogłem wymarzyć sobie lepszego miejsca niż infoShare na organizację gdańskiej premiery książki „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”. Dzięki możliwościom tego miejsca i Waszemu olbrzymiemu zainteresowaniu, było to największe z dotychczasowych spotkań autorskich – na sali było kilkaset osób!
Nadal nie wiem, czy większość z Was przyszła dla Arleny czy dla mnie. 😉 Wiem jednak, że bardzo dobrym pomysłem było zaproszenie Jej do poprowadzenia tego spotkania – było absolutnie super. 🙂 Jeszcze raz wielkie dzięki Arleno (swoją drogą Arlena także jest autorką książki – podręcznika do angielskiej gramatyki „Grama to nie drama”)!
Dziś w podcaście zapis tego spotkania autorskiego. Pomimo, że część wypowiedzi pokrywa się z tym, co mówiłem w Warszawie, to myślę, że znajdziecie tam także nieco ciekawych fragmentów, np. w odpowiedziach na pytania Arleny oraz uczestników.
Sprawdź również: WNOP 110: Nauka angielskiego z Arleną Witt, czyli o ewolucji od nauczycielki do gwiazdy YouTube
Życzę miłego słuchania lub oglądania.
Wielkie podziękowania dla infoShare!
Bardzo mocno dziękuję całej ekipie infoShare za możliwość zorganizowania mojego spotkania autorskiego właśnie na tej konferencji. To dzięki ich otwartości zaistniała możliwość komfortowego ugoszczenia kilkuset uczestników i uczestnictwa w spotkaniu w fajnej oprawie. Dzięki wielkie!
Spotkanie autorskie w Gdańsku – podcast w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt zamieszczony poniżej lub obejrzeć wideo na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
Kulisy nagrywania audiobooka „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”
A tutaj obiecany film pokazujący kulisy nagrywania przeze mnie audiobooka.
Zobacz także: WNOP 118: Napisałem nową książkę! Posłuchaj o czym jest “Zaufanie, czyli waluta przyszłości”
Transkrypt, czyli podcast do czytania
Transkrypt podcastu dostępny jest w dwóch formatach: PDF do pobrania i wersja tekstowa do czytania na blogu (po rozwinięciu).
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu (PDF).
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 124. Dzisiaj zapis mojego gdańskiego i jednocześnie największego spotkania autorskiego, które poprowadziła Arlena Witt.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzień dobry wszystkim Słuchaczkom i Słuchaczom. Na początek dobra informacja dla Was wszystkich. Nagrałem już audiobooka książki Zaufanie, czyli waluta przyszłości. Zakończyłem definitywnie pracę w studio, które pracuje jeszcze nad tym, żeby uczynić z tej książki fajny, finalny produkt. Jego premiera planowana jest w dalszym ciągu na wakacje. Więc albo na przełomie lipca i sierpnia, albo w sierpniu będziecie mogli nabyć audiobooka. Nagrywałem go sam. W tym celu musiałem spędzić 26 godzin w studio. A całe słuchowisko będzie miało ok. 11 godzin. Fani podcastu zdecydowanie będą mieli prawdziwą ucztę. Od razu chcę Was ostrzec, bo audiobook to zupełnie inny sposób mówienia i nagrywania niż podcast. Tam pracowałem z gotowym tekstem, do którego w zasadzie nie wprowadzałem żadnych zmian. Dynamika mówienia jest spokojniejsza, ponieważ musicie to wszystko spokojnie przyswoić. Ja naprawdę jestem ciekawy Waszego odbioru, bo mimo że to ja czytam tego audiobooka, to jednak słuchać się tego będzie zupełnie inaczej niż podcastu. I wiem, że na początku nagrywania tej książki miałem zupełnie inny rytm, niż kończąc, bo w trakcie tego procesu nauczyłem się, jak fajnie czyta się taką książkę, jak można ją czytać. Więc jestem bardzo ciekawy Waszych wrażeń.
Jeżeli ktoś chce zobaczyć, jak wyglądały kulisy nagrywania podcastu, to od razu zapraszam pod adres jakoszczedzacpieniadze.pl/124. Tam jest filmik, w którym pokazujemy nagrywanie. Myślę, że nagram też specjalny odcinek podcastu, w którym podzielę się doświadczeniami z tego całego procesu pracy w studio. Bo prawda jest taka, że bardzo dużo z tego wyniosłem.
Dziś usłyszycie zapis największego z moich dotychczasowych spotkań autorskich. Odbyło się ono podczas konferencji infoShare 2018. I pomimo później pory, bo zaczęliśmy ok. godziny 17 i skończyliśmy o 19, to w tym spotkaniu wzięło udział kilkaset osób – to było coś absolutnie niesamowitego. Spotkanie prowadziła Arlena Witt. Myślę, że to jest o tyle fajne, że nadało temu spotkaniu zupełnie inną dynamikę niż temu w Warszawie, które mogliście usłyszeć w 123. odcinku podcastu. Więc bardzo zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy. Pewnie część rzeczy powtarza się, ale też pojawi się wiele nowych.
I zapraszam także do zerknięcia przynajmniej na chwilę na YouTube’a, żeby zobaczyć chociażby, jak pięknie ubrana była Arlena, jak super wystroiła się na moje święto! Serdecznie zapraszam!
Arlena Witt: Witamy serdecznie. Zastanawiam się, czy Wy na pewno wiecie, co się tu będzie działo, czy tak zostaliście po poprzednim wydarzeniu i tak fajnie się Wam siedzi. Więc na wszelki wypadek powiem, z kim mamy tu do czynienia. Michał Szafrański to najbardziej popularny bloger w Polsce, który odniósł największy sukces, prowadząc bloga finansowego. Więc gdy przedstawimy go jednym zdaniem, to pomyślimy, że to mało sexy. A tu jednak okazuje się, że bardzo. Blog Michała nazywa się „Jak oszczędzać pieniądze?” i Michał współpracował na swojej drodze z różnymi markami, ale oprócz tego ma swoje produkty, które również odnoszą sukcesy, m.in. kurs „Budżet domowy w tydzień”, „Pokonaj swoje długi”, który nadal dostępny jest bezpłatnie. I odniósł spektakularny sukces, wydając swoją książkę Finansowy ninjaw modelu self-publishing. Teraz wydał właśnie kolejną książkę, która nosi nazwę Zaufanie, czyli waluta przyszłości. O niej głównie dziś będziemy rozmawiać.
Michał, powiedz, ile egzemplarzy poprzedniej książki sprzedało się dotychczas?
Michał Szafrański: Dzień dobry wszystkim!Miło mi zakomunikować, że prawdopodobnie dzisiaj przekroczyliśmy 60 tys. sztuk sprzedanych egzemplarzy Finansowego ninja.
Arlena: Zanim zadam Ci pytania, które przygotowałam dla Ciebie, to powiedz: jakiego pytania najbardziej nie lubisz?
Michał: „Jak oszczędzać? Tak w trzech słowach”.
Arlena: To tak jak mnie pytają, jak nauczyć się angielskiego. Bo Zaufanie, czyli waluta przyszłościto taka bardzo nietypowa, ale w pewnym sensie autobiografia, ponieważ opisujesz swoją historię, to, jak blog przyczynił się do Twojego sukcesu. Czy nie było tak, że w pewnym momencie pomyślałeś: „Czy to w ogóle kogoś obchodzi?”, „Po co ja to robię?”.
Michał: Nie. Nie było tak. Od samego początku nie miałem wątpliwości, jaką książkę chcę napisać. Stephen King mówi, że on pisze książki dla swojej żony i że to jedyny odbiorca, który jest nimi zainteresowany. Jak się podoba, to super, jak nie, to poprawia. I ja tę książkę pisałem dla siebie młodszego o te sześć, siedem lat, czyli to miało być przedstawienie mojej drogi jako przedsiębiorcy i wszystkiego, czego nauczyłem się po drodze, ale bardzo zależało mi na tym, żeby to było takie przedstawienie, w którym widać mój proces decyzyjny. Czyli nie widać tylko tego, co zostało zrealizowane, co się udało, ale także porażki. I uchwycony został ten proces dochodzenia do pewnych wniosków, a później też wycofywania się z nich, tzn. w pierwszych rozdziałach dochodzę do pewnych wniosków, aby w czwartym i piątym stwierdzić, że one nie były OK. Czyli wykonałem jakieś dwa kroki w tył, spojrzałem na to bogatszy o nowe doświadczenia i doszedłem do nowych wniosków bądź musiałem zweryfikować te poprzednie. I myślę, że to się udało. Uważam, że osoby, które czytały tę książkę, zgodzą się ze mną.
Arlena: Mnie przede wszystkim zachwyciło to, jak bardzo ta książka jest konkretna. Ale znam Cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że lubisz konkrety i lubisz je przekazywać. W Twojej nowej książce jest bardzo dużo liczb i kwot, np. liczba użytkowników unikalnych na Twoim blogu w danym miesiącu, to, jak rozwijał się blog, podzielone na równe okresy. I to jest wspaniałe. My dzisiaj o liczbach nie będziemy aż tyle mówić, bo one są w książce, ale zastanawia mnie, czy miałeś tak przed założeniem bloga, że pomyślałeś: „Nie jestem z wykształcenia ekonomistą, więc czemu mam pisać bloga o finansach?”.
Michał: Było tak. Jest taka ciekawa historia nawet z etapu redakcji mojej książki. Bo ja napisałem takie zdanie, że miałem wątpliwości, czy jestem osobą, która jest kwalifikowana do tego, żeby mówić o finansach. Szybko się z tych wątpliwości wyleczyłem i komentarz od redaktorki Kamili brzmiał: „A czy ktoś kiedykolwiek zwrócił Ci uwagę, że jesteś osobą, która nie ma formalnego wykształcenia?”. Więc odpowiedziałem jej, że tak, zwracali uwagę ci, których opinie i tak miałem głęboko gdzieś. Mało było takich opinii. Ani razu nie otrzymałem tego od takiej osoby, której opinię musiałbym szanować, tzn. osoby merytorycznej, która rzeczywiście ma ekonomiczne wykształcenie. Po opublikowaniu Finansowego ninjaotrzymałem bardzo pozytywny feedback ze strony tych, którzy rzeczywiście w finansach siedzą. Czyli z jednej strony pracowników banków, z drugiej ekonomistów, którzy powiedzieli: „To jest przystępna książka na temat finansów”, „Nie było tak przystępnej książki”. To był ten moment, w którym rzeczywiście uzyskałem takie zewnętrzne potwierdzenie od branży, że robię dobrą robotę, bo wcześniej tego nie było. Na początku nikt nie traktował śmiertelnie poważnie mojego bloga. Ale po pół roku jego prowadzenia, gdy otrzymałem pozytywne sprzężenie zwrotne od tych osób, na których mi rzeczywiście zależało, czyli od Was, Czytelników, to było mi łatwiej uwierzyć, że to, co ja robię, ma sens.
Arlena: Powiedziałeś, że nie lubisz, kiedy mówią o Tobie, że jesteś ekspertem.
Michał: Nie lubię, bo „ekspert” to takie słowo, które ma jednak w sobie trochę pejoratywnego wydźwięku. Często jest tak, że jak przychodzi ekspert do telewizji i tam mówią o nim „ekspert”, to zastanawiasz się, czy to prawda, czy go tylko lansują na eksperta. I jeżeli ktoś pojawia się w mediach i jest podpisany „ekspert”, to budzi to cień wątpliwości, czy to nie jest „znajomy królika”, który przyszedł się lansować. Więc nie podoba mi się, gdy nazywają mnie ekspertem, bo znam swoje miejsce w szeregu. Bo nie mam formalnego wykształcenia finansowego ani dyplomu.
Arlena: Podoba mi się słowo „ekspert”, gdyż kojarzy się z angielskim słowem „experience”, więc to niekoniecznie oznacza, że musisz mieć wykształcenie w tym kierunku, tylko doświadczeniem i wiedzą możesz wypowiadać się na dany temat. Dla mnie jesteś ekspertem.
Michał: Zupełnie inaczej jest, gdy ktoś z zewnątrz mówi na Ciebie, że jesteś ekspertem, a inaczej, gdy sam się za niego uznajesz. Ja się za niego nie uznaję.
Arlena: Przytoczę pewien fragment z Twojej książki odpowiadający na pytanie, po co jest ta książka: „Ta książka to element pewnego planu, rozliczenie z przeszłością i zamknięcie pewnego rozdziału, bym mógł śmiało pójść naprzód, realizując kolejne cele. Jednocześnie ma uchronić od zapomnienia te przemyślenia, które mogą być przydatne dla innych osób próbujących podążać drogą podobną do mojej, ale nieco później ode mnie”. I to jest coś, co charakteryzuje wszystko, co robisz, czyli przydatność.
Michał: Tak, to słowo klucz. Dlaczego robię to, co robię. Więc kryterium jest przydatność. Jutro mam prezentację i opowiem o tym, że pieniądze nie są najważniejsze w tym, co robimy. Ci, którzy nadal sądzą, że są najważniejsze, to życzę im, aby prędzej czy później przekonali się, że jednak tak nie jest. I gdy pieniądze wyłączy się z tej listy kryteriów, które nami kierują, to pojawi się pytanie: „po co robimy to, co robimy?”I u mnie jest tak, że chcę, aby to, co robię, było przydatne dla innych. Dzięki temu, że robię to w formie bloga, to mogę mieć to sprzężenie zwrotne od Was, czyli od razu widzę, czy to, co robię, podoba Wam się, czy nie. I myślę, że to taka fajna forma nagrody za to, co robię. Wiem natychmiast, czy „siadło”, czy nie.
Arlena: Ile miałeś lat, gdy założyłeś bloga „Jak oszczędzać pieniądze”?
Michał: 39.
Arlena: Często słyszę, gdy osoby już dojrzałe mówią, że coś nie jest dla nich, bo są za stare i nie mogą zmieniać życia, bo ono się już toczy, jak się toczy.
Michał: Polecam czytanie wszystkich inspirujących biografii, np. szefa McDonald’sa, KFC, w jakim wieku im się udało itp. Uwielbiam przykład Ronalda Regana, który był aktorem i później stwierdził, że zostanie prezydentem i udało mu się to. Więc generalnie da się. Ten limit wieku jest wirtualny. Pytanie: czy chcemy się rozwijać, czy nie, czy mamy taką chęć w sobie, żeby jeszcze próbować?
Poza tym ja nie zaliczam się do takich hardkorowych przedsiębiorców, ale ich domeną jest to, że potrafią podnieść się po porażce. I najbardziej odnoszący sukcesy przedsiębiorcy to są ci, którzy tych porażek na koncie mieli wiele i wiedzieli, jak nie popełniać kolejnych błędów w ten sam sposób.
I myślę, że w życiu jest dokładnie tak samo. Jeżeli chcemy próbować, rozwijać się, to nauczymy się nowych technologii, narzędzi, nowego sposobu komunikowania się. Można powiedzieć, że otwierając bloga, uczyłem się nowego sposobu komunikowania się. Bo dla mnie to nie było naturalne. Blogi uważałem za pamiętniki nastolatków i tyle. Ja miałem konto na Facebooku, na którym nigdy nie opublikowałem żadnego statusu. Musiałem je założyć, bo pracowałem w firmie informatycznej, a także po to, by zobaczyć, jak to działa, gdyż tworzyliśmy jakieś aplikacje dla Facebooka. Pierwszy status wrzuciłem tam, gdy otworzyłem bloga.
Arlena: Wiele osób mówi, że nie będzie już zakładać bloga na ten temat, bo jest już dużo takich blogów. Myślałeś w ten sposób?
Michał: Nie. Jak już stwierdziłem, że chcę dzielić się wiedzą finansową w formie bloga, to obejrzałem wszystkie blogi finansowe, jakie wtedy istniały. I bardzo szybko zauważyłem, co mi się w nich nie podoba, a czego mi brakuje. I to też opisuję w książce. Nie chodzi o to, że próbowałem na siłę zrobić coś innego, tylko zauważyłem, że sposób, jaki wymyśliłem sobie na to, jak chcę się komunikować, jest trochę inny od tych blogów, które są, czyli zauważyłem szansę dla siebie. I to, że istnieje duża konkurencja, którą ktoś czyta, pokazuje, że jest zapotrzebowanie na tego typu wiedzę. Czyli jeżeli potrafimy zrobić coś samemu i wierzymy, że ten nasz sposób komunikacji będzie interesujący dla innych, to po prostu warto spróbować. Więc dla mnie to było wręcz potwierdzenie, że warto zrobić to, co planuję.
Arlena: Tak naprawdę wystarczy robić to inaczej niż inni.
Michał: Tak, a Sadek, czyli Michał Sadowski z Brand24, z którym niedawno rozmawiałem, powiedział, że „nie trzeba być pierwszym, wystarczy być najlepszym”.
Arlena: Ja zwykle mówię, że nie trzeba być pierwszym, bo nawet Jan Paweł był drugi, ale to tak trochę innym torem.
Powiedz, kiedy nastąpił taki moment, że pomyślałeś: rzucam etat, będę żył teraz z bloga? Co się wydarzyło? Czy to był jeden moment, czy pewien etap?
Michał: To była droga i zestaw takich okoliczności, które spowodowały, że podjąłem tę decyzję. W zasadzie można powiedzieć, że otwierając bloga, miałem taką nadzieję, że jeżeli przez pierwsze pół roku uda mi się udowodnić samemu sobie, że potrafię to robić systematycznie, że na te treści jest zapotrzebowanie, to wtedy podejmę decyzję, co dalej. Wyznaczyłem sobie pierwszy półroczny okres, co mam zrobić do końca 2012 r. – blogować zacząłem dokładnie w połowie roku. Powiedziałem sobie, że trzy kryteria muszą być spełnione. Pierwsze – że ja potrafię być systematyczny, wtedy to oznaczało dwa wpisy tygodniowo – do dzisiaj nie wiem, jak to robiłem.
Arlena: To jest bardzo dużo.
Michał: Ale wpisy były też bardzo krótkie. Druga rzecz – liczyłem, że będę miał jakieś sprzężenie zwrotne. Definiowałem to w bardzo prosty sposób, bo szacowałem, że jeśli będę miał pięć komentarzy pod artykułem, to będzie bardzo dobrze. I trzecie kryterium – jeżeli uda się do końca roku mieć 10 tysięcy unikalnych użytkowników miesięcznie na blogu, to już będzie super. To znaczy, że jest potencjał, by to rozbujać, jeśli 100% swojego czasu poświęcę blogowi. I to się udało. Po pół roku byłem zdecydowany, że rzucam etat, pomimo że nie miałem jeszcze pomysłu, jak na tym zarabiać. Miałem mocne przekonanie, że jeżeli załaduję w to całą moją energię, to jakoś dojdę do tego sposobu zarabiania.
Arlena: Czy pół roku blogowania było równolegle z etatem?
Michał: Pierwszy rok blogowania przebiegał równolegle z etatem. Bo decyzję o odejściu z etatu podjąłem pod koniec 2012 r. Z moim szefem i jednocześnie prezesem firmy porozmawiałem w połowie stycznia 2013 r., a odszedłem z pracy pod koniec lipca. Zostawiłem jemu aż pół roku, żeby uporządkował po mnie sprawy. Miał pół roku na zapełnienie tej olbrzymiej dziury, którą zostawiałem po sobie. Gdyby Jacek był na sali, to by się z tym zgodził.
Arlena: Czyli rzuciłeś etat, prowadziłeś tylko blog i Twoje dochody spadły o 90%.
Michał: W stosunku do pracy etatowej – tak. W marcu 2013 r. założyłem firmę, a do końca 2013 r. miałem 55 tys. zł przychodu i 45 tys. zł kosztów. I zostawało mi dochodu do opodatkowania 10 tys. zł na 9 miesięcy. Oczywiście miałem poduszkę finansową. W książce dokładnie opisałem, jak to zrobiłem. Zaciągnąłem kredyt w banku, żeby móc rozwijać bloga, co było odważnym ruchem. To było tak, że kupiliśmy mieszkanie za gotówkę, wyczyściłem wszystkie konta bankowe i stwierdziłem, że jednak konta nie mogą być puste i poszedłem do banku, żeby mi zrefinansował poniesiony zakup mieszkania. Dostaje się kredyt hipoteczny, tylko że nie przed transakcją, a po niej. I ta kasa wróciła. A dzięki temu, że wróciła, to miałem pieniądze na to, żeby żyć przez kilka lat, a jednocześnie nie zarabiać na blogu i mieć ten czas na wymyślenie sposobu zarabiania.
Arlena: I pomyślałeś, że Twoje miejsce w sieci będzie kulturalne. Nawet jeszcze przed blogiem byłeś właścicielem serwerów, na których ludzie grali w gry. I tam też obowiązywały dosyć surowe zasady, jeżeli chodzi o kulturę wypowiedzi.
Michał: Nie można było przeklinać.
Arlena: I były takie głosy, że to w ogóle bez sensu, nie uda się, tam nikt nie będzie chciał być.
Michał: Do dziś jest taka wątpliwość, czy dyskusja w komentarzach może być kulturalna. Jeśli chodzi o serwery gier, to rzeczywiście protestów była cała masa, ale w tamtym czasie to były najszybsze serwery gier w Polsce, jeśli chodzi o Counter-Strike’a: Source’a. I w zamian za tę szybkość zaostrzono zasady używania tych serwerów, co miało bardzo korzystny skutek, bo dzięki temu na naszych serwerach zaczęło grać bardzo dużo dziewczyn, ponieważ nie było przeklinania.
W komentarzach na blogu też się nie przeklina. Uważam, że osoba, która odpowiada za dany serwis, jest odpowiedzialna za stworzenie pewnej polityki i określenia pewnych zasad prowadzenia tam dyskusji. I udało mi się zrobić blog, na którym nikt nikogo nie obraża. Nawet jeśli pojawiają się takie komentarze, to szybko znikają. I przekleństw też nie ma.
Arlena: Czy ma na to wpływ to, że jesteśmy – lub nie – anonimowi? Czy anonimowość ma wpływ na kulturę wypowiedzi w sieci?
Michał: Gdy patrzysz na Facebooka i temperaturę dyskusji, które tam się odbywają, to, że ludzie rozmawiają pod imieniem i nazwiskiem i bluzgają, to ryzykuję stwierdzenie, że dla tych osób nie ma znaczenia, czy są anonimowi, czy nie, oni tak czy siak potrafią komuś pocisnąć. Więc standardowa odpowiedź na pytanie brzmiałaby tak: anonimowość wspiera to, że robi się jakaś niechciana atmosfera. Ale z drugiej strony widzę, że ludzie, którzy nie są anonimowi, komunikują się tak samo źle. To zależy od temperamentu danej osoby, od stylu jej komunikacji w sieci, na ile potrafi pobudzić się, by wyjść poza ramy kulturalnej rozmowy.
Arlena: Na mnie to działa, że podpisuję się imieniem i nazwiskiem. Czuję większą odpowiedzialność.
Michał: To na Ciebie działa, a na kogoś innego nie. Myślę, że nawet jeśli komunikowałbym się anonimowo, to też zachowywałbym się kulturalnie. Nie miałbym potrzeby sypania wiązankami, tylko dlatego że jestem anonimowy.
Arlena: Jakich blogów chciałbyś, aby było więcej?
Michał: Dobrych.
Arlena: Co to jest dobry blog?
Michał: Dobry blog to taki, który ma fajne, pogłębione treści na dany temat. Ja jestem z tej szkoły, która lubi treści poradnikowe, merytoryczne. I takich chciałbym mieć jak najwięcej. Na szczęście całkiem sporo ich jest. Wydaje mi się, że jest coraz lepiej, jeżeli chodzi o liczbę osób, które odważają się dzielić swoją wiedzą, ekspertyzą w sieci. Oczywiście innych też jest całkiem sporo.
Arlena: I też są czytane.
Michał: Jest zapotrzebowanie na wszystko.
Arlena: Cytujesz w swojej książce swojego idola, a teraz już partnera, Pata Flynna, który powiedział tak: „Myślę, że to obowiązek każdego, że jeśli macie coś wartego dzielenia się, jeśli macie coś, co potencjalnie mogłoby poprawić czyjeś życie, to trzeba wyjść do ludzi i dzielić się tym”. Czyli zakładasz, że najlepiej jest wtedy, gdy dzielimy się wartościowymi treściami. Co to są wartościowe treści?
Michał: Nie chciałbym zamykać tego w definicji „wartościowe”, bo wartościowych rzeczy może być wiele. Rozrywka też może być wartościowa. Wydaje mi się, że wszyscy mamy taką powinność, jakkolwiek mentorsko by to nie zabrzmiało, żeby zostawić ziemię lepszą niż to, jak ją zastaliśmy. Nie do końca nam się to udaje jako społeczeństwu, czyli generalnie sporo niszczymy. Ale gdyby wiele było osób mówiących: „OK, otrzymałem coś od świata, najbliższych, znajomych, czyli chcę się w jakiś sposób zrewanżować. Niekoniecznie mogę to zrobić bezpośrednio, bo oni nie zawsze tego potrzebują, bo już mogą być na zupełnie innym poziomie, więc chcę dać to tym, którzy tego potrzebują”. Czyli jeżeli mam wiedzę, to nie kiszę jej, tylko podaję tę pałeczkę dalej. I z tego podawania pałeczki dalej i edukacji kolejnych pokoleń, znajomych, mogą płynąć same dobre rzeczy.
W książce niejednokrotnie powtarzam, że dobro powraca. Więc pomaganie innym w jakiś sposób wraca i to w sposób zaskakujący. Wystarczy, że powiemy komuś dobre słowo i później to procentuje w taki sposób, którego nie spodziewaliśmy się. Nigdy nie oczekiwaliśmy rewanżu, bo zrobiliśmy to bezinteresownie, a po latach dziwnymi trasami to wraca, kiedy najbardziej tego potrzebujemy.
Arlena: Ty też miałeś wątpliwości.
Michał: Tak, sporo ich miałem. Przytoczę pewną historię z Patem Flynnem i maratonem. Kiedyś bardzo inspirowałem się amerykańskim blogerem Patem Flynnem. Można powiedzieć, że moje blogowanie w Polsce jest mocno na kształt tego, co robił Pat w Stanach, oczywiście dopasowując to do moich własnych realiów. Maraton to jedno z moich wielkich marzeń po tym, jak połamałem sobie dwie nogi na stoku Pilska. Nie mogłem chodzić, nie wiadomo było, czy w ogóle będę chodził. Ale ja postanowiłem, że przebiegnę maraton. I przygotowywałem się do niego, słuchając podcastów Pata. I udało mi się przebiec maraton w 2012 r. Napisałem mail do Pata, w którym podziękowałem mu za to, że to się wydarzyło, że on sam mi w tym pomógł. Uświadomiłem mu, że słuchałem go przez kilkaset kilometrów treningów! Jak podcasty mi się kończyły, to słuchałem ich od początku. Przy okazji czerpałem masę wiedzy, jak prowadzić bloga. Pat odpisał wzruszony, podziękował. I opublikował tę historię na swoim blogu. Ale nie to jest najważniejsze. Pat później zaczął opowiadać o tym, jak przez podcast można inspirować innych, dlaczego warto podcastować i w każdej takiej prezentacji podawał mnie jako pozytywny przykład tego, jak podcasty mogą wpływać na innych, że przebiegną nawet maraton.
I w 2013 r. miałem krytyczny moment związany z blogowaniem. Na początku pisałem artykuły, jak oszczędzać, proste porady, budżet domowy. I walnąłem w grudniu takim wpisem, który dotyczył wynajmu mieszkań, gdzie napisałem: „Kupuję mieszkanie na wynajem. To jest mieszkanie czteropokojowe. Będę je wynajmował i mam taką i taką strategię”. I zleciało się grono osób, które oczywiście mają lepszy pomysł na to, jak inwestować, dlaczego inwestycje w nieruchomości są do kitu. I zaczęła się olbrzymia fala krytyki tego, co opisałem na blogu. I to był taki moment, w którym zostałem dosłownie przygnieciony liczbą komentarzy o mocnym zabarwieniu negatywnym. Ten wpis obecnie ma ponad 400 komentarzy. Byłem gotowy zamknąć bloga. To był styczeń 2013 r. Co ciekawe, to było wtedy, kiedy powiedziałem mojemu szefowi, że odchodzę z pracy, żeby skoncentrować się na blogu. Tak jak wcześniej pisałem dwa wpisy tygodniowo, tak wtedy musiałem zrobić sobie przerwę na trzy tygodnie, żeby dojść do stanu, w którym będę mógł usiąść i na spokojnie zacząć pisać na nowo.
To pokazuje, jak olbrzymią moc mają osoby, które uderzają w nas w negatywny sposób. A z drugiej strony kiedy my sami jesteśmy pełni wątpliwości co do sensowności tego, co robimy, czyli z jednej strony miałem już pozytywne sprzężenie zwrotne od Was tu siedzących, czytających bloga, a z drugiej masę wątpliwości związanych z tym, że rzucam pracę na etacie i nie wiem, czy będę zarabiał na blogu, czy to jest mądra decyzja, czy głupia, to tego typu dyskusja tylko to podsycała.
Kiedy naprawdę myślałem, czy to nie koniec, bo stwierdziłem, że skoro mam się mierzyć z takim krytykanctwem czegoś, co ja w szczery sposób opisuję, to nie wiem, czy to jest gra warta świeczki. Może trzeba pójść inną drogą, robić swoje i nie wystawiać się na jakieś strzały anonimowych osób z internetu. I w tym momencie napisał do mnie Cliff Ravenscraft. To jest osoba, która prowadziła kurs „Podcasting A to Z”, w którym brałem udział, bo przymierzałem się do uruchomienia podcastu. I Cliff zapytał się: „Zaraz, zaraz, czy Ty jesteś ten Michał z Polski, o którym mówi Pat Flynn?”. Okazało się, że Pat mówił o mnie na konferencji Michaela Hyatta. Przysłał mi zdjęcie, gdy Pat pokazywał zdjęcie ze mną, gdy wbiegam na metę maratonu. Tego typu rzeczy wracają do nas często w wyniku naszych działań w tych momentach, kiedy tego najbardziej potrzebujemy. Pomyślałem: „Co się będę przejmował tymi gośćmi, którzy krytykują to, co robię. Ja jestem w miarę przekonany do tego, co robię. I skoro taki Pat Flynn w Stanach jest w stanie wychodzić i podawać mnie jako przykład, to czym ja się przejmuję? Rób swoje, Michał, pewnie są osoby, które odnajdują w tym sens”.
I dopiero w listopadzie zeszłego roku spotkałem się osobiście z Patem Flynnem na konferencji Youpreneur Summit w Londynie. I Pat wtedy publicznie ze sceny powiedział jedną ważną rzecz: że mój mail z podziękowaniem, ze zdjęciem z mety maratonu, przyszedł do niego w momencie, gdy zastanawiał się nad tym, czy kontynuować nagrywanie swojego podcastu. Bo widział sukcesy swojego bloga, świetnie na nim zarabiał, ale jeżeli chodzi o podcast, to nie miał takiego sprzężenia zwrotnego, jakiego oczekiwał. Było to dla niego wyczerpujące, bo nagrywał podcast co tydzień, co jest dosyć absorbujące. I mówił, że wręcz miał wstręt, gdy siadał do nagrywania kolejnych odcinków, bo nie widział w tym sensu. I był w przededniu zamknięcia swojego podcastu. Dziś wszystkie odcinki jego podcastu mają łącznie ok. 40 milionów pobrań. Później napisałem artykuł o sile dobrego słowa, że czasami to my, dając znać komuś, że robi dla nas świetną robotę, być może ratujemy tę jego świetną robotę przed zamknięciem. I to jest niesamowita puenta tej historii, że ja dopiero po pięciu latach dowiedziałem się, że mój mail był nie tylko podziękowaniem, ale spowodował coś pozytywnego w czyimś życiu. Nawet nie miałem nadziei, że tak się stanie.
Arlena: I Ty nawet w książce zachęcasz czytelników do tego, żeby komuś, kto nas inspiruje, komu coś zawdzięczamy, a ten ktoś może nawet nie wiedzieć o naszym istnieniu, jednak to przekazać, bo to jest wartościowe. Dziś podeszło do Ciebie parę osób i mówili Ci miłe rzeczy, dziękowali za to, co robisz. Niektórym wydaje się, że słyszysz to na co dzień, więc Ci tego nie powiedzą.
Michał: To tak nie jest. Ja bardzo chętnie przyjmuję te ciepłe słowa. Ale też każda historia jest trochę inna. I każda osoba, która podchodzi, jest trochę inna. My jesteśmy podobni pod względem emocji do siebie, ale każdy pisze jakąś swoją własną historię. Podziękowania są zawsze takie same, ale jak się drąży, to te historie są zawsze inne. To jest wspaniałe. Więc róbcie to!
Arlena: Mówisz o dzieleniu się wartościami na blogu, ale z drugiej strony podajesz na 246. stronie 19 sposobów zarabiania na blogu, m.in. afiliacja, reklamy, wpisy sponsorowane, patronaty, książki, szkolenia stacjonarne i online, konsultacje indywidualne itd. Czy czerpanie zysków da się pogodzić z dzieleniem się wartością poprzez bloga?
Michał: Oczywiście, że się da. Sekret tkwi w tym, by robić to w sposób uczciwy. W momencie, gdy my na czymś zarabiamy, to informujmy, że tak właśnie jest. Nie bez powodu w tytule jest „zaufanie”. Uważam, że trzeba być uczciwym w stosunku do innych. Po drugie, w tej uczciwości zawiera się też to, że my nie oszukujemy. Jeżeli na czymś nawet zarabiamy, to zadbajmy o merytorykę, o właściwe przekazanie wszystkich informacji, plusów i minusów, bez względu na to, co się dzieje. Wysokie zaufanie, którym ja dziś jestem obdarzany, wynika z tego, że nie przyłapano mnie nigdy na kłamstwie. Podaję informacje, które staram się na tyle dobrze zweryfikować, na ile to jest możliwe. Więc oczywiście, że da się jedno z drugim połączyć.
Jeśli spojrzymy na przykład dużych biznesów, to można robić świetne produkty, które dużo kosztują, a jednocześnie oprócz tego robić dużo dobrych rzeczy. Jedno może istnieć obok drugiego. Może być tak, że 90% naszych treści, jak w moim przypadku, jest dostępnych całkowicie bezpłatnie, a np. w książkach jest te 10%, którego nie ma na blogu. I ja nikogo nie zmuszam, żeby je kupił. Każdy podejmuje tę decyzję sam. Zachęcam do tego, ale też tłumaczę, dla kogo ta książka jest, co z niej się wyniesie, a kto nie powinien jej kupować. Więc myślę, że jest miejsce i na jedno, i na drugie, da się to spokojnie pogodzić.
Arlena: Ktoś na jakiejś konferencji powiedział: „Gdybyśmy zapytali Was o to, czy dać prezesowi dużego banku 100 mln dol. premii i kto jest za,to pewnie mało osób by się zgodziło. Ale gdy powiedzielibyśmy, że to matka Teresa, chcemy dać jej 100 mln dol., to mielibyśmy z tym mniejszy problem”.
Michał: No chyba tak. Matka Teresa dawała się lubić, a prezes banku – to wiadomo, nie mamy z nim bezpośredniego kontaktu. To też jest fajne. My wartościujemy w różny sposób, ale gdyby ten prezes był dostępny na każde zawołanie klientów, często organizował konferencje, na których tłumaczyłby, dlaczego rzeczywistość finansowa wygląda tak, a nie inaczej, robiłby to prostymi słowami, to pewnie okazałoby się, że miałby sporo fanów gotowych zrobić dla niego dużo więcej niż dla innego przeciętnego prezesa banku, który tego nie robi.
Arlena: Przejdźmy do części wskazówkowej. Wyobraziłam sobie, jakie pytania mógłby zadać Ci Twój czytelnik, więc oto jedno z nich: „Co zrobić, żeby mój blog, kanał stał się popularny?”.
Michał: To jest trudne pytanie, gdyż ja nie uważam, że mam receptę dla każdego, ja miałem pewną receptę dla siebie. I podtytuł mojej książki brzmi Moja droga,z naciskiem na „moja”. I to jest pytanie typu: „Chciałbym być bogaty. Co zrobić?”. Ja tak naprawdę nie wiem o Tobie nic, nie wiem, co Ty robisz, w jaki sposób działasz. Musiałbym zadać Ci pewnie dziesiątki pytań, żeby dojść do tego, co robisz, jaki masz bagaż doświadczeń i dopiero na tej podstawie coś zasugerować. Mi jest łatwo podsuwać różne rozwiązania, ale ja się boję to robić. Bo odpowiedzialność zmusza mnie do tego, żeby zastanowić się nad tym, czy ta osoba jest gotowa na otrzymanie tych informacji. I mówię to bez cienia sarkazmu. Ja sam po sobie wiem, że gdyby kilka lat temu ktoś powiedziałby mi, że rzeczywistość będzie wyglądać tak jak teraz, jeśli wykonam te konkretne kroki, to prawdopodobnie nie uwierzyłbym w to. Stwierdziłbym, że ten gość jest zbyt optymistyczny, ja nie widzę się w tym miejscu.
Każdy z nas musi przeżyć własne życie, biorąc strzępy z różnych miejsc i próbując to skompilować. Oczywiście im wcześniej zdobędziemy to doświadczenie, tym łatwiej jest nam budować taki nasz wewnętrzny filtr poznawczy pozwalający zdecydować, co jest dla nas dobre, co jest złe. Nie lubię też tych doradców, którzy na takie pytania mają gotową odpowiedź. Bo intuicyjnie czuję w tym pewne oszustwo. Być może mówią coś z sensem, ale skoro nawet mnie nie poznali, a wystawiają diagnozę, no to coś jest nie OK.
Wiele rzeczy można robić, by być popularnym, ale teraz pytanie, co znaczy popularność. Czy to oznacza, że mam być osobą, która jest często w mediach, która ma poczytny blog? Ale znowu, na jaki temat, co to znaczy poczytny? To znaczy, że czyta mnie tysiąc osób, z którymi prowadzę świetną komunikację, czy ma mnie czytać 100 tys. osób, z którymi nie ma żadnej komunikacji, bo zależy mi wyłącznie na zasięgu? Myślę, że podstawą w tym wszystkim jest pewnie poznanie potrzeb takiej osoby, oczekiwań, wyobrażeń, dotychczasowych doświadczeń. Kluczowe jest pewnie wytłumaczenie jej, co liczy się z mojej perspektywy, a co nie. Czyli znowu wracamy do mnie i ja mogę powiedzieć: „Słuchaj, moja opinia co do tego, co ja robię, jest taka i taka, że tu i tu popełniłem błąd, bo myślałem, że świat wygląda tak i tak, a tak naprawdę wydaje mi się dzisiaj, w oparciu o doświadczenie, które mam, że należało zrobić tak i tak”. Ale znowu, to jest moje. Pytanie: czy ta osoba na tym skorzysta, czy nie? Ja widzę, że skorzysta, że to dzielenie się doświadczeniami jest fajne, ale nie w taki sposób, że wystawiamy komuś receptę bez przeprowadzenia badania.
Arlena: Drugie pytanie: „Też piszę blog, a jakoś nie zarabiam milionów. Dlaczego?”
Michał: Na pewno coś robisz źle.
Arlena: Czy spotykasz się z takimi pytaniami?
Michał: Czasami przychodzą takie pytania mailem np.: „Długo już bloguję i nadal nie zarabiam”. Pytam: „Jak długo blogujesz?”. „Dwa miesiące”. Nie wiadomo, co odpowiedzieć. Dziś bym odpowiedział bardzo prosto: „Przeczytaj moją książkę, niech Ci się w łepetynie trochę ułoży”.
Arlena: No właśnie, bo w książce mówisz, że to są długie procesy. To, że jesteś dziś w takiej pozycji, jest wynikiem Twojej pracy, nie tylko na blogu, ale i wcześniejszych doświadczeń, i zachęcasz czytelników do tego, żeby byli cierpliwi. A w tych czasach trudno być cierpliwym. Więc jak się tego nauczyć?
Michał: W domenie finansów to działa fajnie. Zastanów się, co byś chciała mieć? No np. nowy samochód. Stać Cię na niego? Nie. Więc musisz budować tę swoją cierpliwość. W zeszłym roku przeszedłem taki proces decyzyjny, czy wymienić auto na nowe, czy nie. I powiedziałem sobie: „Fajnie, Szafrański, to wydatek, który dzisiaj jest dla ciebie luksusem, bo ty dziś nie potrzebujesz nowego samochodu, ale jeśli chcesz go mieć, traktować jako zabawkę, to najpierw musisz na niego zarobić pieniądze”. I zrobiłem takie założenie, że jeżeli samochód kosztuje X, to ja muszę zarobić kwotę 5 razy X. Dlaczego? Dlatego że to jest luksus. Na luksus wydaję tylko część moich zarobków. I czekałem, mając nadzieję, że mi przejdzie. Bo to jest totalnie zbyteczny zakup. Nie przeszło mi, ale kwotę zarobiłem. Więc dokonuję tego zakupu bez poczucia winy. I to jest coś takiego, co ćwiczy cierpliwość. Tylko ile osób ma na tyle silną wolę, żeby rzeczywiście to zrobić? Rzeczywistość wokół nas pokazuje, że niekoniecznie mamy tę silną wolę. Dużo łatwiej jest nam dziś się zadłużyć i natychmiast zaspokoić swoje zachcianki, niż oczekiwać na to, aż będzie nas na to stać. Więc nie wiem, jak być cierpliwym. Bo ja też czasami jestem niecierpliwy, ale staram się to poskramiać.
Arlena: Czyli ćwiczysz to. Kolejne pytanie: „Jak znaleźć pasję i skąd mam wiedzieć, co chcę robić w życiu?”.
Michał: Kluczowa jest odpowiedź na pytanie: po co robimy to, co robimy. I polecam przeczytanie książki Simona Sineka Zacznij od DLACZEGO. I tam jest wytłumaczone, że my często wiemy, co robimy, wiemy, jak to robimy, ale nie wiemy dlaczego. I szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego coś robimy, jest fundamentalną umiejętnością, którą powinniśmy nabyć. Bo jeżeli znajdziemy prawdziwe przyczyny tego, co robimy, to będziemy też potrafili odpowiedzieć sobie na pytanie: dla jakich naszych działań jesteśmy w stanie wiele poświęcić, przecierpieć, bo w rzeczach związanych z pasją przychodzą gorsze momenty. Nadal nie wiem, czy to, co robię, jest moją pasją, dzisiaj uważam, że tak, bo nie męczę się, robiąc to. Męczę się pracą jako taką, ale to, co robię, pasjonuje mnie, ta tematyka jest dla mnie fajna, lubię ją, kręci mnie to. Lubię drążyć kwestie finansowe, rozpoznawać tam różne wątki. Później oczywiście trzeba to przepisać w jakiejś formie, to jest już praca, którą wykonuję.
Zacytuję Wam świetną rozmowę z doradcą z banku. Dzwoni do mnie doradca z Idea Banku. Pisałem na blogu o lokatach strukturyzowanych Idea Banku, których generalnie zjechałem od góry do dołu, i dzwoni do mnie doradca właśnie z tego banku. Mówi tak: „Dzień dobry panie Michale, rozmowa będzie nagrywana. Chciałbym pana zautoryzować”. Ja na to: „Proszę pana, ja nie wiem, czy pan dzwoni z banku”. On: „No dobra, to bez autoryzacji, tylko nie będę mógł panu podać stanu konta”. Ja na to: „Ja znam stan konta. Z czym pan dzwoni?”. Doradca: „Mamy świetny produkt, lokatę gwarantowaną bankową i taką na wyższy procent”. Drążymy, drążymy i dochodzimy do momentu, w którym przedstawia mi produkt strukturyzowany, który obarczony jest ryzykiem i kapitał jest gwarantowany, ale tylko tyle, zyski nie są gwarantowane. I zaczyna opowiadać bajki, jakie to jest oprocentowanie rzekomo tej lokaty. Pytam się, czy to oprocentowanie jest gwarantowane, czy nie. On odpowiada: „No nie, to jest jakby możliwość”. Ja: „Czyli to nie jest lokata bankowa. To proszę mi powiedzieć tak naprawdę, jaki procent tych produktów u Was w banku zarobił kiedykolwiek dla klientów pieniądze?”. I on mówi, że 75%. Ja na to: „OK, i jakie był średni zysk klientów?”. Doradca odparł, że 8%. Ja mówię: „Wie pan co, tak się składa, że jest taki artykuł w internecie, gdzie zostało to policzone na przestrzeni ostatnich czterech lat, nie 75%, tylko 62% zarobiło cokolwiek, średnia to było ok. 4%”. I on na to: „Aha, to pan czytał ten sam artykuł, który czytała pani, z którą wczoraj rozmawiałem!”. Ja mówię: „Wie pan co, gdyby pan sprawdził, do kogo pan dzwoni, to jest wysokie prawdopodobieństwo, że to był mój artykuł”. On: „Żartuje pan. Proszę poczekać, to ja to sprawdzę”. Znalazł artykuł na moim blogu i mówi: „Rzeczywiście, pan Michał Szafrański”. Miałem naprawdę polewkę. Dlatego mówię, że te rozmowy są czasami miłe. I ja mówię: „To dlaczego wciska pan kit klientom? Proszę mówić, że zarabia dużo mniej i zarabia dużo mniejszy procent”. On: „A wie pan, tak tu mamy napisane”. Więc rozmowy z przedstawicielami banków są czasami zabawne.
Arlena: Mówisz, że chciałeś nawet zrezygnować, że często mamy takie poczucie, że to, co robimy, nie jest wystarczająco dobre, znajdujemy w sobie różne wady, minusy. Myślę, że większość kobiet ma niskie poczucie własnej wartości, zwykle jak patrzymy na siebie w lustrze, to zwracamy uwagę na to, co nam się nie podoba, zamiast na to, co nam się podoba. Więc jak pamiętać o tych swoich sukcesach, jak sobie przypominać, że jednak mamy coś do zaoferowania i warto robić to, co robimy?
Michał: Staram się oderwać od „tu i teraz”. Czyli głęboki wdech i zastanowienie się nad tym, co to znaczy w kontekście tego, co ja robię szeroko. Innymi słowy, to jest powrót do tego mojego why. Moje wewnętrzne motywacje mam zapisane i wiszą one u mnie przypięte magnesem na kaloryferze. I czasami spojrzenie na tę kartkę mi pomaga. Druga rzecz to folder o nazwie „Referencje”, do którego wrzucam wszystkie miłe maile, które dostaję od czytelników. Na szczęście tych niemiłych przychodzi niedużo i są najczęściej bardzo wulgarne, gdzie mnie wyzywają. Raz na miesiąc dostaję taką wiązankę słów, w której widać, że ktoś musiał sobie trochę ciśnienia upuścić. I pomaga, gdy odpowiem: „Też Cię lubię”, bo zbija z tropu. I czasami następuje taki odwrót o 180 stopni, że ktoś odpowie „O, tylko testowałem, czy masz dystans do siebie”. To są mistrzowie. Więc mam folder, gdzie są te miłe maile i ja lubię do nich zaglądać. Szczególnie ruszają mnie historie związane z osobami, które przechodzą przez kurs „Pokonaj swoje długi” i rzeczywiście udało im się wyjść z długów lub są w trakcie tego procesu i widzą takie światełko w tunelu. To jest coś, co daje mi kopa. Gdy tam zaglądam, to wiem, że dla nich to robię.
W takich naprawdę trudnych chwilach, kiedy wszystko się wali i muszę ugasić jakiś pożar albo zacisnąć zęby, wziąć się do roboty, lubię wracać myślami do momentów, gdy coś mi się udało. W książce są przykłady, np. maraton, wygrany konkurs breakdance’a, wypuszczenie książki Windows 95, Finansowy ninja. Finansowy ninjabył przez długi czas moim przekleństwem, bo wydawało mi się, że już nic po nim nie ma sensu. Uważałem, że wszystko, co robię, musi być perfekcyjne, bo książka była perfekcyjna, więc nie mogę sobie pozwolić na to, by opublikować wpis na blogu, który będzie na jakiś banalny temat. Przez bardzo długi czas mnie to blokowało. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie takiego entuzjazmu, który pozwoliłby mi napisać fajny tekst albo napisać go z radością, nie męcząc się. W pewnym sensie trzeba zaakceptować to, że dużo rzeczy wydarzyło się w naszym życiu, pogodzić się z tym. I gdy pojawia się jakiś problem, to ja wracam myślami do tych rzeczy i mówię sobie: „Szafrański, wtedy ci się udało, to dlaczego teraz miałoby ci się nie udać? Wyolbrzymiasz, weź wyluzuj”. Więc to są najprostsze zabiegi, które ja stosuję i na razie działają.
Arlena: Ja też mam taki folder wśród swoich maili, odznaczam sobie w nim serduszkiem wszystkie miłe maile, które dostaję. Myślę, że na co dzień każdemu może pomóc zapisywanie sobie na karteczkach swoich sukcesów, nawet jeżeli są one małe. Dla mnie sukcesem jest upieczenie dobrego sernika, pogłaskanie miłego, uśmiechniętego psa. Można sobie wrzucać te karteczki do słoika i jak mamy zły dzień, to losować sobie, czytać i przypominać, że są też fajne rzeczy, które dzieją się w życiu.
Pytania od publiczności
Dominik: Interesuje mnie, jak zareagowałeś na falę negatywnych komentarzy, które spotkały Cię w tamtym momencie. Czy odpowiadałeś, próbowałeś bronić swojego zdania, czy zamknąłeś laptopa i stwierdziłeś: niech sobie piszą?
Michał: Dominiku, było tak, że na początku nastroszyłem się i pomimo tego, że próbowałem odpowiadać spokojnie, to w niektórych momentach puszczały mi nerwy. Tę dyskusję można prześledzić, te artykuły są cały czas na blogu. Napisałem najpierw artykuł, dlaczego wynajem to dobry pomysł na biznes. Po trzech tygodniach – kolejny, gdzie opisałem drugi punkt widzenia w oparciu o wątpliwości czy zarzuty, które pojawiły się w tych komentarzach. Był to przeciwny punkt widzenia, czyli „Dlaczego wynajem nie jest dobrym pomysłem”. I ten artykuł spowodował tzw. mindfuckwśród osób, które były bardzo krytyczne, bo one nie rozumiały, o co mi chodzi, w jaką ja grę gram, że nagle wyszedłem ze swojej skóry i zrobiłem coś zupełnie inaczej. A ja pokazałem drugi punkt widzenia. I nawet w książce jest to podane, że osoby, które komentowały bardzo negatywnie pod pierwszym wpisem, pod drugim mi napisały: „Szacunek, że dojrzałeś, że zauważyłeś, że to jest słaby pomysł”. A ja z kolei napisałem trzeci artykuł, gdzie pokazałem, że to mieszkanie sprzedałem i zarobiłem ponad 40 tys. w trzy miesiące. Oni powiedzieli: „Super, że sprzedałeś, bo udowodniliśmy ci, że to nie ma sensu”. Ale prawdę mówiąc, wzbudzili na tyle duże wątpliwości, że chciałem w pewnym sensie rozwiązać ten problem w jakiś sposób. Od początku mieliśmy taki plan, że to mieszkanie wystawiamy na sprzedaż i na wynajem i w zależności, co wydarzy się szybciej, to zrobimy. I był dobry deal. Znaleźli się kupujący, gotowi wyłożyć fajną gotówkę.
To jest tak, że ja jestem człowiekiem. Wiem, że czasami patrzycie na mnie jak na robota, ale ja mam swoje emocje. To nie jest tak, że hejt nie boli. Dla jasności, tam nie było hejtu. Tam były bardzo krytyczne opinie, ale ja bym ich nie podciągnął pod definicję hejtu. Dzisiaj za dużo mówi się, że coś jest hejtem i w opinii wielu osób każda opinia jest hejtem. Ja tego tak nie definiuję. Jeśli przytrafia mi się hejt, czyli niemerytoryczna krytyka, niezasłużona, waląca personalnie, to wiadomo, że ja to czuję, chyba że dokładnie rozumiem, że to mnie nie dotyczy. Bo często wiele z tych hejterskich komentarzy to takie „ślepaki” albo takie kule, które przelatują koło nas, nie trafiając w sedno. Ale tam była i merytoryczna, i niemerytoryczna krytyka, ale taka, która miała być może znamiona tego, że być może coś w tym jest, a ja w oparciu o mój ówczesny stan wiedzy nie potrafiłem zinterpretować tego, czy osoba, która to pisze, robi to w oparciu o swoje własne doświadczenia, czy tylko wymądrza się. Bo nie wiedziałem, kto to mówi, z kim ja dyskutuję. Trudno było oddzielić ziarno od plew. I czasami sobie nie radziłem. Ale myślę, że dobrze wybrnąłem.
Bartek: Mam 33 lata, branża IT, fajne stanowisko. I czasem zastanawiam się, co będę robił za 5‑10 lat. Szczerze mówiąc, jeszcze nie wiem. I mam takie pytanie: gdy byłeś w takiej sytuacji, jeszcze wtedy na górce, gdy pracowałeś w IT, jakie miałeś wyobrażenie na temat swojej kariery zawodowej za 5-10 lat?
Michał: Właśnie nie miałem. Czasem wykonywałem takie ćwiczenie, że zadawałem sobie pytanie, czy ja na pewno chcę za pięć lat robić to, co robię w tej chwili, tzn. czy widzę się w tej branży za te kilka lat. I wychodziło mi, że chyba nie. I skróciłem horyzont. Gdy „za dwa lata” odpowiedź brzmiała „nie”, to uznałem, że trzeba coś zmienić. I nie zawsze miałem gotową odpowiedź na to, jak to zmienić. Musiałem tej odpowiedzi poszukać. W pewnym sensie ten blog był również odpowiedzią na pytanie: czy ja siebie widzę w branży IT? Ja siebie w niej nie widziałem. Ja byłem dyrektorem ds. rozwoju w takiej średniej wielkości firmie informatycznej. W szczytowym momencie miała ona 50 pracowników, ale generalnie ok. 25-30. I byłem tam osobą mocno decyzyjną. Czyli trzymałem za wszystkie sznurki, byłem zaangażowany we wszystkie projekty, pracowałem z klientami, rozdawałem pracę deweloperom, odbierałem od nich pracę. Więc uświadomiłem sobie, że żeby w tej branży zarabiać więcej, to musiałbym pracować więcej albo mocno wyskalować tę firmę. To nie była moja firma, więc pozostawało pracować więcej, a ja już nie byłem w stanie pracować więcej. Więc jak ci się praca nie skaluje, to szukasz jakiegoś rozwiązania. I znalazłem je poza firmą. Ja w branży IT pracowałem łącznie prawie 20 lat, z komputerami zawsze miałem dużo do czynienia. Szefem działu IT zostałem w 1998 r. Później zmieniłem firmę i pracowałem właśnie w firmie informatycznej. I w 2008 r. miałem już wszystkiego serdecznie dość. Cztery lata zajęło mi szukanie pomysłu na siebie.
Tomek: Pytanie o same początki. Gdy zaczynałeś, sprzedawałeś kwiatki, potem na giełdzie, prowadziłeś „magazyn dyskowy”, to gdzie w tym wszystkim byli Twoi rodzice? Czy oni to akceptowali, wspomagali, dopingowali? Jak pomóc, by było więcej takich Michałów, którzy nie boją się próbować i nie czekają na mannę z nieba, tylko biorą się sami do roboty?
Michał: Nie mam recepty na to, jak działać z całym światem, ale wydaje mi się, że w tym najbliższym otoczeniu chyba wiem, co trzeba zrobić. Moi rodzice nigdy nie dawali mi pieniędzy na moje zachcianki. Gdy ja czegoś chciałem, musiałem znaleźć sposób na to, jak to sfinansować. Kradzieżą się nie zajmowałem, musiałem zarabiać. I te scenariusze zarabiania były bardzo różne, pojawiały się wcześniej, w książce to jest szczegółowo opisane. I myślę, że to jest też dobra recepta na to, jak dzisiaj ja chcę moim dzieciom pokazywać możliwości w zakresie przedsiębiorczości. Jestem takim rodzicem, który zapewnia wszystko dzieciom i czasami uważam, że to zbyt dużo, że na niektóre rzeczy powinni zapracować w sposób mądry, w taki, w jaki dzieci mogą sobie zapracować. Chodzi o to, by pobudzać ich przedsiębiorczość.
Jest jedna olbrzymia rzecz, za którą jestem wdzięczny rodzicom, mianowicie oni mnie nie ograniczali. W zasadzie robiłem, co chciałem, oczywiście w granicach rozsądku. Pewnie gdybym ostro balował, to mieliby tu uzasadnione pretensje, ale ja tego nie robiłem. Od wczesnych lat realizowałem się w jakiś sposób w świecie komputerów i bardzo mi się to podobało. Mój Tata też był związany z komputerami, więc pewnie było mu to na rękę, że syn też to robi.
I chyba jestem przeciwnikiem organizowania dzieciom życia na siłę. Nasze dzieci mają totalną swobodę w zakresie tego, co robią, bo to jest ten czas, gdy mogą eksperymentować. Mój syn jest dziś dużo bardziej zorganizowany niż ja. On się sam organizuje, ja go w żaden sposób do tego nie nakłaniałem. Potrafi podzielić swój czas na naukę, na uczenie się układania kostki Rubika, na naukę programowania, bo go to rajcuje, na granie, na wszystko znajduje czas. Myślę, że nie trzeba dzieciaków na siłę układać na naszą modłę. Problem systemu edukacji polega na tym, że próbuje się to robić na siłę, a dzieciaki doskonale wiedzą, co jest dla nich OK, oczywiście poza takimi rzeczami, które jako rodzice powinniśmy kontrolować. Jeśli widzimy, że dziecko skręca w taką stronę, którą definiujemy jako złą, to pokażmy mu, co jest lepsze.
Tomek: Mam pytanie odnośnie Twojego modelu pracy, czyli solopreneura. Ponieważ bardzo dużo rzeczy wypuszczasz, w jakim zakresie współpracujesz z osobami, którym coś zlecasz, dlaczego nie zatrudniasz osób, gdzie jest ta bariera, której nie chcesz przekroczyć, dlaczego jej nie przekraczasz? Być może by to było na Twoją korzyść.
Michał: To dobre pytanie. Pierwsza rzecz jest taka, że ja pracowałem z ludźmi. I jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało, mam trochę dosyć użerania się z ludźmi, bo ludzie są różni. To jest bardzo egoistyczne podejście z mojej strony, ale to jest świadomy wybór, świadoma decyzja. Ona ma też negatywne dla mnie skutki. Nie posiłkując się pracą i nie mając własnych pracowników w mojej firmie, większość rzeczy jest na mojej głowie. Czy to w zakresie wykonawczym, czy to w zakresie koordynacji, rozdzielania tych prac po podwykonawcach. Czyli ja bardzo chętnie pracuję w modelu B2B – firma-firma – z osobami, które mają własne firmy i są profesjonalistami w tych obszarach, którymi się zajmują, a niekoniecznie chciałbym zatrudniać pracowników, których bym przyuczał do wykonywania konkretnych zadań bądź nawet jeżeli mieliby ekspertyzę, musiałbym od nich bezpośrednio pracę odbierać. Wierzę w skuteczność modelu B2B, gdzie warunkiem zapłaty jest rzetelne wykonanie pracy.
Odpowiadając na pytanie, po pierwsze wolę pracować sam, a po drugie mam dosyć emocjonalne podejście do ludzi, bo zazwyczaj mam serce na dłoni. I na wielu przypadkach nauczyłem się, że bywam wykorzystywany. Czyli ta moja dobroć w pewnym sensie jest wykorzystywana. A z drugiej strony, są też sytuacje obiektywnie trudne. Zatrudniasz osobę, która nie wykonuje należycie swoich obowiązków i musisz się z nią rozstać. Mnie to naprawdę niszczy emocjonalnie. Tym bardziej niszczy emocjonalnie rozstanie z takim pracownikiem, im bardziej chcemy je przeprowadzić pokojowo. A ja starałem się to przeprowadzać pokojowo. Więc nie chcę brać sobie tego problemu w ogóle na głowę.
W przypadku współprac B2B, opartych na konkretnej pracy, która jest do wykonania, bez żadnych emocji zmieniam podwykonawcę. I zazwyczaj odbywa się to w pełnym zrozumieniu, komunikujesz się zupełnie wprost. Być może mam błędną ocenę sytuacji, ale ta ocena powoduje, że jestem bardzo komfortowy w moim biznesie. Autentycznie mam poczucie, że mogę dzisiaj zamknąć moją firmę i nikomu krzywdy tym nie zrobię. Sobie mogę, innym bym nie chciał.
Marek: Mam takie pytanie, które może pomóc bardziej mojej żonie Karolinie niż mi. Nie ma jej z nami i co by było śmieszniejsze, ona nie do końca trawi Twój sposób przekazu. Ona inaczej odbiera Ciebie niż ja. Coś nie gra między Wami. I Karolina od pewnego czasu rozwija swój pomysł na biznes, jednak ze względu na uwarunkowania rodzinne, środowiskowe ma kompleksy, z którymi sobie nie do końca radzi. Chodzi o perfekcjonizm. Sam powiedziałeś, że dla Ciebie wszystko musi być perfekcyjnie wykonane. Jak sobie z tym radzisz? Kiedy decydujesz, że good is good enoughi że coś jest gotowe do upublicznienia, na tyle, że jesteś w stanie pokazać to światu?
Michał: Im jestem starszy, tym bardziej widzę, że wykonanie czegoś na 100% nie jest doceniane przez innych. Inni nie widzą różnicy, czy wykonałeś coś na 80% czy na 100%, czyli krótko mówiąc, jest to czas zmarnowany. A doprowadzenie, by było to wykonane na 100%, to drugie tyle nakładu pracy. Więc nie ma to sensu. I ja w racjonalny sposób się o tym przekonuję.
Po drugie, niektóre problemy warto przepracować z terapeutą. Ja nie miałem akurat takiej potrzeby i mówię to bez cienia sarkazmu. Jeśli mamy jakieś problemy z naszym podejściem do różnych rzeczy w życiu, to trzeba udać się do profesjonalistów i być może nam pomogą.
Arlena: Tu akurat ja mogę poświadczyć, że to jest bardzo dobry pomysł i to jest bardzo dobra inwestycja w siebie. Jeżeli Karolina czuje taką potrzebę sama, że chciałaby porozmawiać z kimś, kto jest obiektywny, kto zajmuje się tym profesjonalnie, kto umie rozmawiać, to terapeuta to jest bardzo dobra osoba.
Miłosz: Czym dla Ciebie jest bankructwo?
Michał: Dobre pytanie, nigdy nie zetknąłem się z tym zjawiskiem. Gdy definiujemy to finansowo, to wiemy, czym ono jest. Jeśli powiemy o takim niefinansowym bankructwie, emocjonalnym, to ja nie wierzę, że taki stan naprawdę istnieje. Możemy być gdzieś tam głęboko w czarnej dziurze. Czy istnieje taka totalna sytuacja bez wyjścia, że osiągasz zero? Nie wiem. To chyba bardziej filozoficzne pytanie, a ja jestem dość słabym filozofem.
Arlena: Ale mogłeś powiedzieć o tej obawie, którą miałeś, że bałeś się, że będziecie w takiej dziurze, że będziecie spali pod mostem.
Michał: Tak, ale to jest takie wyolbrzymienie, w książce też jest to napisane. Pojawia się taki fantom w głowie, gdy sobie wyolbrzymiasz wątpliwości. Gdy rzucałem etat, to mówiłem Wam, że odchodziłem przez pół roku. I każdy kolejny tydzień przynosił coraz większe wątpliwości. Bardzo chciałem być już na swoim, a z drugiej strony wiedziałem, że zostały tylko dwa miesiące i to mnie dobijało. Zastanawiałem się, czym to się skończy. Jak nie znajdę sposobu na zarabianie na blogu, to zabraknie nam pieniędzy. Będziemy musieli sprzedać mieszkanie. I co się wtedy wydarzy? Nie będziemy mieli gdzie mieszkać. I pewnie wylądujemy pod mostem Poniatowskiego. I ja czasami miewałem koszmary nocne, budziłem się zlany potem i mówiłem: „Gabi śpi, wszystko jest dobrze, jeszcze jesteśmy w naszym łóżku”.
Więc jest coś takiego, że my wyolbrzymiamy. Oczywiście to jest najczarniejszy scenariusz. Nic takiego w moim przypadku nie miało miejsca, nawet nie było prawdopodobne, że to będzie miało miejsce. Jeśli to by się przytrafiło, to poszedłbym do pracy na etacie, gdziekolwiek, i bym coś dorobił. Raczej nie skończyłoby się utratą mieszkania i całego majątku przez to, że zacząłem blogować. Nie odpowiedziałem na Twoje pytanie, ale chyba nie znam dobrej odpowiedzi.
Miłosz: Dzięki za odpowiedź, to może zadam pytanie zamknięte: czy bankructwo jest dla Ciebie szansą, zagrożeniem, czy nie wiesz?
Michał:Nie wiem. Czasami wydaje nam się, że znamy odpowiedź na pytanie, jak zachowalibyśmy się w danej sytuacji. A to nie jest prawda, tzn. jak znajdujemy się w tej sytuacji, to zachowujemy się często zupełnie inaczej, nieracjonalnie i nawet nad tym nie panujemy. Osoby, które tkwią w długach, doskonale wiedzą, o czym mówię. Większość z nich nie zachowuje się racjonalnie. Pogłębia sytuację, zamiast ją rozwiązać.
Patrycja: Czy myślisz, że chęć rozwoju i nauki nowych rzeczy to jest jakaś cecha, którą się ma albo nie, czy można się tego nauczyć, jeśli tak, to w jaki sposób? Czy pracowałeś nad jakimiś projektami z żoną i co sądzisz o pracy z partnerem życiowym?
Michał: Uważam, że można się wszystkiego nauczyć. To jest pewnie kwestia chęci, otwartości, gotowości do włożenia w to wysiłku. Jak ja się mogłem nauczyć blogowania, to znaczy, że wszystkiego można się nauczyć.
Jeżeli chodzi o projekty wspólne z Gabi, to nie chciałbym publicznie o tym opowiadać . I myślę, że Gabi też by tego nie chciała, w związku z tym zostawię to bez odpowiedzi. Pewnie musiałaby tu być, by odpowiedzieć sama.
Arlena: Czy znasz takie pary, które pracują ze sobą?
Michał: Tak, znam takie pary, wspólne rodzinne biznesy. Da się, jak najbardziej. W ogóle BMW jest firmą rodzinną. Więc można robić biznesy na dużą skalę jak firmy rodzinne i super żyć. Więc jeśli myślisz, że można robić coś ze swoim partnerem, to myślę, że to jest dobry pomysł do momentu pierwszej, większej kłótni. I jak przetrwacie, to znaczy, że to był dobry pomysł, jak nie, to nie wiem… Ja trochę żartuję. Ale ja pracuję przede wszystkim sam. Blog jest moim przedsięwzięciem, nawet jeżeli Gabi mi w różnych aspektach pomaga bądź nie, to jest to moje przedsięwzięcie, a ja lubię być w tych moich przedsięwzięciach dyktatorem. I nad takimi przedsięwzięciami jak mój blog, nie chciałbym współpracować z moją Żoną, bo wiem, że to jest z założenia konfliktogenne. Ja jestem autentycznie dyktatorem w tym, co robię. Self-publishing wynikał z takiej decyzji, że uważałem, że wszystko zrobię najlepiej, co nie jest oczywiście prawdą, ale gdzieś tam udało się to posklejać, poskładać. Ja lubię mieć kontrolę, jestem control freakiem.
Dzięki wielkie, że byliście. Super, miło było Was zobaczyć!
Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Arleny! Bo spotkanie było absolutnie fenomenalne. Mam sporo fajnych, ciepłych wspomnień z tegorocznego wyjazdu do Gdańska. Swoją droga, jeżeli nie oglądaliście mojego wystąpienia na konferencji infoShare, to zdecydowanie zapraszam. Link znajdzie się w notatkach do tego odcinka podcastu pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/124.
Mam jeszcze dwie informacje. Pierwsza jest taka, że znikam na wakacje. I prawdopodobnie kolejny odcinek podcastu ukaże się dopiero za miesiąc. Ale w zamian za to odeślę Was do przesłuchania starszych odcinków. Przeszukajcie tę bibliotekę, bo tam jest bardzo dużo perełek. Jeżeli nie słuchaliście wszystkich odcinków, to myślę, że znajdziecie dla siebie jakieś fajne, archiwalne, które nadal są aktualne. I przeglądając dawne odcinki mojego podcastu, widzę, że tam jest masa fajnego materiału. Fajnie to też widać na YouTubie, gdzie te najpopularniejsze odcinki odtwarzane są cały czas, przybywa im obejrzeń. Pojawiają się tam co rusz nowe komentarze, więc warto zajrzeć również do tego archiwum.
Druga informacja: przeoczyłem kluczowy moment w historii podcastu, bo okazało się, że podcast ma już ponad cztery miliony pobrań – dokładnie 4 mln 76 tys. I to są statystyki, które nie uwzględniają obejrzeń na YouTubie. To są wyłącznie odsłuchania podcastu. I jeżeli dodam do tego YouTube’a, gdzie podcast jest zaledwie od półtora roku (a nagrywam go już pięć lat), który uzbierał już 1 mln 680 tys. wyświetleń i rekordowy film ma tam ponad 240 tys. wyświetleń, to ta siła YouTube’a w porównaniu z podcastingiem jest absolutnie niesamowita, a łączenie jednego z drugim to dokładnie to, co powinienem był zrobić od samego początku (ale nie zrobiłem). Jeżeli ktoś dzisiaj z Was startuje z podcastem, to zdecydowanie zachęcam do tego, aby również rozważyć obecność na YouTubie.
To tyle na dziś, dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
W tym odcinku usłyszysz:
- Ile egzemplarzy książki „Finansowy ninja” sprzedało się do tej pory?
- Dla kogo pisałem książkę „Zaufanie, czyli waluta przyszłości?”
- Czy zastanawiałem się nad tym, że bez wykształcenia finansowego chcę prowadzić bloga o oszczędzaniu i pieniądzach?
- Po co jest moja druga książka?
- Ile miałem la, gdy założyłem swojego bloga?
- Czy bałem się konkurencji innych blogów finansowych?
- Co się wydarzyło, że postanowiłem odejść z etatu?
- Czy od razu zarabiałem na blogu?
- Czy anonimowość ma wpływ na kulturę wypowiedzi w internecie?
- Jakich blogów chciałbym, żeby było więcej?
- O wpływie Pata Flynna na moje blogowanie.
- Czy da się połączyć zarabianie pieniędzy z dzieleniem się wartościowymi treściami?
- Co zrobić, żeby blog czy kanał na YouTube stał się popularny?
- Jak nauczyć się cierpliwości?
- Jak znaleźć swoją pasję?
- W jaki sposób przypominać sobie o swoich sukcesach?
- Jak zareagowałem na falę negatywnych komentarzy po wpisie na temat zarabiania na wynajmie mieszkań?
- Jak wyobrażałem sobie swoją karierę zawodową pracując jeszcze w branży IT?
- Czy rodzice wspierali mnie w mojej przedsiębiorczości?
- Dlaczego nie zatrudniam innych osób?
- Jak radze sobie z perfekcjonizmem?
- Czym dla mnie jest bankructwo?
- Czy chęć do nauki i rozwoju to cecha, której można się nauczyć?
- Co sądzę na temat wspólnej pracy z partnerem życiowym?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Arlena Witt z kanału „Po cudzemu” – osoba prowadząca spotkanie autorskie. 🙂 Gościła również w 110. odcinku podcastu.
- „Grama to nie drama” – podręcznik do nauki gramatyki języka angielskiego autorstwa Arleny Witt.
- Moje książki:
- Moje kursy:
- Bezpłatny kurs „Pokonaj swoje długi”
- Kurs „Budżet domowy w tydzień”
Artykuły wymienione w rozmowie: - Zakup mieszkania na wynajem – czy to się opłaca? – artykuł, który spotkał się z ogromną fala krytyki
- Dlaczego mieszkanie na wynajem to inwestycja wysokiego ryzyka? – kalkulator opłacalności inwestycji
- Mieszkanie jako inwestycja krótkoterminowa, czyli jak można zarobić kilkadziesiąt tysięcy w 2,5 miesiąca
- Spotkaliśmy się! Opowieść o sile dobrego słowa i o tym jak uratowałem podcast Pata Flynna
- Lokata strukturyzowana – czy warto w to wchodzić? Analiza “Elite Funds” Idea Banku (do 7% rocznie)
- Odcinki podcastu wspominane w rozmowie:
- WNOP 121: Brand24 – droga od startupu przez markę osobistą założyciela do spółki giełdowej wycenianej na 100 mln złotych
- WNOP 123: Zaufanie na stadionie PGE Narodowy, czyli moje pierwsze spotkanie autorskie
- WNOP 098: Destrukcyjne skutki niespodziewanego sukcesu, czyli jak zepsułem siebie i moją pracę
Inne linki: - Prezentacja „Życie na własnych zasadach” – moja prezentacja z infoShare 2018.
- Podcast Pata Flynna
- Książka „Zaczynaj od DLACZEGO. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania” – Simon Sinek.
- Kulisy nagrywania audiobooka #ZCWP
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W aplikacji Spotify
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Czytaj także: WNOP 123: Zaufanie na stadionie PGE Narodowy, czyli moje pierwsze spotkanie autorskie
Fotografie: Tomek Kamiński.
{ 25 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Świetna rozmowa, mega zabawna rozmowa z bankierem i wspaniałe inspiracje na scenie! Panie Michale rób tak dalej, bo jest Pan świetny!!
Dzięki wielkie Janek. Proponuję przejść na „Ty”. 🙂
Fajnie się słuchało. Uwielbiam Twoje podcasty. Spędzam w samochodzie blisko 2 h w dojazdach do i z pracy, a Twoje nagrania bardzo znacząco umilają mi czas. Czuję jakbyśmy się znali od lat. Świetne jest to, co robisz i czym się dzielisz ze światem.
Oglądało się bardzo przyjemnie. Na tyle, że nabrałem ochoty na przesłuchanie podcastu z Arletą, który jak na razie pominąłem. Dzięki wielkie za Twoją robotę.
Bardzo się cieszę, że miałam okazję zobaczyć Ciebie i Arlenę na żywo – świetne spotkanie 🙂 Dzięki!
Super rozmowa, to o czym mówisz jest zawsze świetnym materiałem do refleksji na temat własnych finansów.
Możesz coś więcej napisać o tych bezpłatnych studiach?
Hej Rafał,
Co do bezpłatnych studiów – za duży skrót myślowy z mojej strony. Bezpłatne są podstawowe kursy, które nie kończą się żadnym dyplomem i są dosyć podstawowe. Wystarczy poszukać w ramach „open university”. Ja zaczynałem od tych tutaj: https://www.open2study.com
Potem można ewentualnie kontynuować naukę na akredytowanych kursach z różnych uczelni (nadal bez formalnego tytułu końcowego) oraz skorzystać ze studiów płatnych, które są drogie jak na polskie warunki. Czasem udaje się jednak wkręcić na takie studia za śmieszne pieniądze (w porównaniu z czesnym eksponowanym na stronach WWW uczelni). To tak jak mówiliśmy w podcastach o negocjowaniu – negocjacje wygrywa ten, komu mniej zależy (albo sprawia takie wrażenie). 😉
Pozdrawiam
Michał, zaintrygowała mnie informacja o studiach online w Australii. Czy mógłbyś dopowiedzieć co to za uczelnia oraz jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać studentem online?
Z góry dzięki i pozdrawiam!
Z perspektywy osoby, ktora mieszka w Australii powiem Ci, ze nie pisalbym sie na to albo co najmniej gleboko zastanowil. Australijskie szkoly czesto zrobia wszystko by sciagnac z Ciebie kase, a nie jest to zawsze trafna inwestycja.
Oczywiscie zalezy od szkoly, natomiast Australia robi fortune, na studentach zagranicznych, ktorzy placa dwukrotnie wyzsze stawki.
Pozdrawiam
Również jestem zainteresowany tym tematem. Czy możemy prosić o więcej informacji?
Hej Aneta,
Potwierdzam to co napisał wyżej Mariusz. Mój przypadek jest niestandardowy w tym sensie, że wynegocjowałem (na dużym farcie i przy wsparciu przychylnej osoby) dostęp do materiałów i wykładów, ale gdybym chciał uzyskać formalny tytuł ukończenia studiów, to musiałbym za to zapłacić.
Mam dżentelmeńską umowę, że nie będę ujawniał kto mi tak poszedł na rękę, więc więcej szczegółów nie podam (może kiedyś przyjdzie na to czas). Niemniej jednak mogę powiedzieć, że jest to jeden z komercyjnych kierunków, który znajdziesz na tej stronie:
https://www.open.edu.au/study-online/study-areas/business
Tam też znajduje się lista wymagań. Dodam, że warto próbować negocjować stawki (zresztą zawsze warto to robić). Ale dla jasności – gdybym miał zapłacić pełną stawkę za takie studia, to na pewno bym się nie zdecydował.
Pozdrawiam!
Super! Również chciałam poruszyć ten wątek, świetnie że Michał to wyjaśnił 🙂
Dziś w aucie przesłuchałem już 3/4 podcastu. Teraz dooglądałem na YouTube 😉
Rozmowa z bardzo fajnym humorem i mimo, że znałem historię np. z maratonem zawsze jeszcze jakieś detale nowe dochodzą.
Szkoda, że teraz będzie wakacyjna przerwa z podcastami. Czekam na kolejne! 🙂
Cześć. Michał, piszę, bo chciałbym zapytać Cię, czy planujesz możze w najbliższym czasie jakiś poradnik/artykuł nt. odkładania na emeryturę? Mam 26 lat, nie łudzę się, że na emeryturze z ZUSu kupie domek letniskowy w Grecji. Problem jest jeden – nie wiem jak się do tego zabrać, jak ustalić cel i priorytety, jakie wybrać produkty. Czy odkładać na oddzielną kupkę, czy łączyć to z pozostałymi oszczędnościami. A może wybrać jakiś produkt rynkowy? Ubezpieczenie? Może zwykła lokata i „niech sobie leży”. Fundusze (nawet te najbardziej bezpieczne), ale co jak stracę? IKE/IKZE ? – ale tu znów fundusze. Więcej pytań, niż odpowiedzi. Przede mną (mam nadzieje :)) całe życie, zapewne zakup mieszkania itp, ale chce poukładać sobie w głowie jakiś plan jak i gdzie odłożyć na emeryturę. Może myślałeś kiedyś o takim wpisie na blogu? Może jakieś kompedium produktów rynkowych, które sam byś wybrał ?
Trzymaj się i pozdrawiam,
Mateusz
Nie jestem Michałem, ale wiem, że pisał o tym w książce finansowy ninja. Nie wiem w jakim zakresie i nie wiem jak obszernie, ale jak masz 26 lat (tak jak ja :)) i zastanawiasz się nad takimi rzeczami to może warto przeczytać? Oprócz odkładania na emeryturę jest tam dużo innych ciekawych rzeczy.
Naprawdę dobrze się tego słuchało. Pozostaje tylko żałować, że tego dnia oglądałem seriale 🙂
Michał,
Możesz podać link do strony swoich australijskich studiów?
czesc Michał pytanie z innej beczki. Dlaczego usunąłeś polecane przez Ciebi wczesniej blogi. Mozna bylo wejsc przez Twoja strone na strony Zbyszka Marcina , Wolnego…itd.
Podłączam się pod pytanie: kilka lat temu było widać fajną współpracę między blogerami finansowymi, czego ukoronowaniem była konferencja Finblog, a teraz cisza, jakoś tak każdy sobie… Zastanawiam się, czy po prostu Wasze drogi się rozjechały czy wbrew wcześniejszym deklaracjom pojawiła się nutka zazdrości, konkurencji? To są rzecz jasna sprawy blogerów, nikt nie będzie wściubiał nosa w Wasze osobiste sprawy, ale z punktu widzenia czytelnika szkoda po prostu, że tej współpracy, chociażby w postaci polecenia innych blogów, już nie widać.
Michale nie czujesz, że trochę zaniedbujesz czytelników? Od 24 czerwca dodałeś 2 wpisy które dotyczyły Twoich wystąpień na InfoShare, a oprócz tego cisza. Lubiłem słuchać podcastów na rowerze, ale w tej chwili od miesiąca nie mam czego słuchać :(.
Hej Marcin,
Czy Ty przypadkiem próbujesz mi odmawiać prawa do wakacji? 😉 Tak jak informowałem w podcaście – wrócą wtedy, gdy ja wrócę z wakacji. Ku pokrzepieniu powiem, że nareszcie mam poczucie, że dobrze spędzając wakacje z najbliższymi nie zaniedbuję Rodziny na rzecz Czytelników. 😉
Pozdrawiam
Nie wiedziałem, że blogerzy mają wakacje jak nauczyciele lub studenci 🙂 Następny wpis kiedy? 1 września czy 1 października? 😉
Cześć. Dzięki za wszystko co robisz. Mam prośbę, czy mógłbyś podesłać link do strony uczelni w Australii, która udostępnia swoje kursy online?
Pani Arlena wydaje się ogólnie bardzo przyjemną osobą, chętnie śledzę jej twórczość na kanale YT. Bardzo podoba mi się jej długa i ciężka praca jaką wykonuje nie tylko aby zarobić ale też dla nas, widzów. Wiedza taka jaką pan przekazuje uderza w sedno i można z łatwością ją przyswoić i przetrawić aby zrozumieć proste rzeczy. Nie tylko oszczędność ale kontakty i dobre stosunki są ważne.
Bardzo fajnie się słuchało. Faktycznie sytuacja z telefonem z banku mistrzostwo. Taka fajna ciekawa i luźna dyskusja – podobało mi się.
Niewiarygodne jest to połączenie jak w kluczowych momentach Ty, pomogłeś Patowi, który wspomina o Tobie, co dowiadujesz się od Tima (jak dobrze zapamiętałem) i też Ciebie buduje. To się wydaje jakieś SF i to, co powtarzasz dobro powraca. Niektóre historie są niesamowite. Akurat Twój wypadek kojarzy mi się w wypadkami Roberta Kubicy, czy M. Shumachera.
Może jakiś Netflix przez Krzysztofa (czy z nim) nakręcą o Tobie biografię, bo jest o czym opowiadać.
Pozdrawiam – życzę ciekawego weekendu