Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

WNOP 110: Nauka angielskiego z Arleną Witt, czyli o ewolucji od nauczycielki do gwiazdy YouTube

przez Michał Szafrański dodano 20 listopada 2017 · 1 121 komentarzy

Nauka angielskiego

Ponad 280 tys. osób śledzi kanał „Po Cudzemu” na YouTube. To czyni Arlenę najbardziej popularną i skuteczną nauczycielką języka angielskiego w Polsce.

Arlena Witt znana także jako Wittamina to nauczyciel nowej generacji. Nie boi się nowych mediów. Eksperymentuje. Promowała Vine’a, gdy jeszcze istniał, korzystała ze Snapchata a teraz skutecznie wykorzystuje do nauki angielskiego Instagram. Największy sukces odniosła na YouTube, gdzie na kanale „Po Cudzemu” dzieli się niuansami angielskojęzycznej wymowy. A przy tym udowodniła wielu niedowiarkom, że można skutecznie przejść z bloga do wideo.

Skutecznie przełamuje stereotypowe wyobrażenia o nauczycielach. Uczy w atrakcyjny sposób posługując się nowoczesnymi narzędziami. Robi to co lubię najbardziej – skutecznie skaluje swoją działalność docierając do znacznie szerszego grona niż tylko kilkanaście klas szkolnych, z którymi najczęściej mają do czynienia „klasyczni” nauczyciele.

Dzisiaj rozmawiamy o edukacji, o tym, jak mając wiedzę, można przenosić się z nauczaniem do internetu. Od czego zacząć? Z jakimi zagrożeniami się to wiąże? Czy i jak walczyć z uszczypliwymi komentarzami i jak robi to Arlena?

Sporo mówimy także o tym jak uczyć się angielskiego, zwiększać skuteczność nauki języka i pokonywać lęk przed mówieniem. Dyskutujemy sobie również nieco o problemach szkolnictwa, samodzielnym wydawaniu książek i ogólnej pozytywnej filozofii życiowej Arleny.

I mamy dla Was również konkurs, w którym 10 osób może wygrać egzemplarz świetnego podręcznika „Grama to nie drama” do nauki angielskiej gramatyki.

Zapraszam do wysłuchania…

Konkurs dla Słuchaczy 🙂

Uważam, że „Grama to nie drama” to tak świetna książka do nauki gramatyki angielskiej, że ufundowałem 10 sztuk dla Słuchaczy podcastu.

Grama to nie drama

Zadanie konkursowe wymyśliła Arlena i to właśnie Ona będzie oceniała Wasze odpowiedzi na pytanie: „Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”.

Zwięzłych odpowiedzi należy udzielać w formie komentarza pod tym wpisem na blogu (UWAGA: nie bierzemy pod uwagę wpisów pod filmem na YouTube – liczą się tylko komentarze na blogu).

Zobacz także: WNOP 124: Przesłuchany przez Arlenę Witt, czyli duże spotkanie autorskie na infoShare w Gdańsku

Zasady konkursu są bardzo proste:

  • Można zamieścić jedną lub wiele odpowiedzi. Niemniej jednak proszę o wstrzemięźliwość. 🙂 Pod uwagę bierzemy i tak jeden komentarz danej osoby (ten, który uznamy za najlepszy).
  • Zgłoszenia przyjmuję do 30 listopada 2017 r. do północy.
  • Zwycięzcy zostaną wyłonieni w pierwszych dniach grudnia.
  • Listę zwycięzców znajdziecie w formie notatki aktualizującej ten wpis podcastowy – około 8 grudnia 2017 r.
  • Z każdym ze zwycięzców skontaktuję się emailowo w kolejnym tygodniu prosząc o podanie danych kontaktowych do wysyłki nagrody. Dlatego ważne jest abyście zamieszczając komentarz podali swój prawdziwy adres email.
  • Jedna osoba może wygrać tylko jeden egzemplarz książki „Grama to nie drama”.

Dlaczego warto powalczyć o nagrodę? „Grama to nie drama” to podręcznik angielskiej gramatyki (czasy i inne dziwne rzeczy) w formacie A4 składający się z dwóch części i liczący łącznie ok. 550 stron. Ciekawy, zabawny, skuteczny. Z bardzo obrazowymi przykładami mocno osadzonymi we współczesności, np. z cytatami z popularnych filmów, seriali oraz piosenek. To podręcznik, który świetnie pokazuje, że można się jednocześnie uczyć i świetnie bawić. Taki podręcznik, jakich powinno być jak najwięcej. 🙂

Więcej informacji o „Grama to nie drama” znajdziecie na stronie książki: arlena.altenberg.pl.

Konkurs rozstrzygnięty! Oto zwycięzcy…

Konkurs cieszył się Waszym rekordowym zainteresowaniem. Nie przypominam sobie aż tak dużej liczby komentarzu na moim blogu. Dziękuję Wam za udział w zabawie. 🙂

Arlena wybrała już osoby, które zdobywają po jednym egzemplarzu podręcznika „Grama to nie drama”. Są to:

  1. Kinga20 listopada o 20:20
  2. Olimpia21 listopada o 9:22
  3. inny Grzegorz 🙂21 listopada o 11:55
  4. Daniela21 listopada o 12:24
  5. Marcin21 listopada o 14:43
  6. ela21 listopada o 15:02
  7. Kamil22 listopada o 9:24
  8. Tomek24 listopada o 9:08
  9. Natalja26 listopada o 15:37
  10. Elżbieta30 listopada o 20:18

UWAGA: Z każdym ze zwycięzców skontaktuję się e-mailowo w dniu 6 grudnia prosząc o komplet danych adresowych do wysyłki nagrody. Spokojnie oczekujcie na mój email. 🙂

A jeśli należysz do osób, którym nie udało się wygrać książki Arleny, to uprzejmie informuję, że jej sklep bierze udział w akcji „Dzień Darmowej Dostawy” i w dniu 5 grudnia 2017 r. można nabyć „Grama to nie drama” bez ponoszenia kosztów wysyłki. Śmiało się zaopatrujcie! Zresztą „Finansowy ninja” także dostępny jest tego dnia bez kosztów wysyłki, czyli taniej o 15 zł. Polecam! 🙂

Rozmowa w formie audio i wideo

Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu wpisu lub posłuchać zapis na YouTube.

Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.

Czytaj także: WNOP 087: Sukces na YouTube – Krzysztof Gonciarz opowiada o kulisach swojej pracy i ewolucji

W tym odcinku usłyszysz:

  • Kim jest i czym zajmuje się Arlena Witt?
  • O książce „Grama to nie drama”.
  • Ile egzemplarzy swojej książki sprzedała Arlena?
  • Czy Arlena zawsze chciała zostać nauczycielką?
  • Gdzie Arlena zaczynała swoją pracę zawodową?
  • Jak wyglądała jej pierwsza, etatowa praca w szkole państwowej?
  • Skąd nauczyciele mogą czerpać wiedzę o tym jak dobrze uczyć?
  • O fińskim systemie edukacji.
  • Co Arlenie nie podoba się w polskim systemie edukacji?
  • Jak wyglądała droga Arleny od bloga do kanału na YouTube?
  • O platformie Vine.
  • Jak wyobrażała sobie Arlena swój kanał na YouTube?
  • Jak przełamać strach przed mówieniem w języku angielskim?
  • Jak znaleźć dobrego nauczyciela języka angielskiego?
  • Jaką metodę pracy z uczniem ma Arlena?
  • Czy istnieją uniwersalne metody nauczania języka?
  • Co jest wyznacznikiem sukcesu pracy nauczyciela?
  • Jakie umiejętności trzeba mieć, żeby kręcić filmy?
  • Gdzie w Internecie należy szukać wiedzy na temat nauczania?
  • Jakie zagrożenia wynikają z działalności w Internecie?
  • W jaki sposób Arlena moderuje komentarze w swoich kanałach społecznościowych?
  • W jaki sposób Arlena zarządza swoją skrzynką mailową?
  • Dla kogo jest książka Arleny?
  • Ile czasu zajęło Arlenie pisanie książki?
  • Czy Arlena nie myślała o wydaniu książki z uznanym, dużym wydawnictwem?
  • Czy Arlena chciałaby aby jej książka stała się oficjalnym podręcznikiem?
  • Czy z wiedzą, która Arlena ma obecnie, zrobiłaby coś inaczej w swojej karierze nauczycielki?
  • Jakie plany na przyszłość ma Arlena?

Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.

Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:

Pytanie lub komentarz? Zostaw mi wiadomość!

Masz pytanie? Możesz skorzystać z tego linku i nagrać dla mnie wiadomość głosową z wykorzystaniem mikrofonu Twojego komputera. Pamiętaj, że jedna wiadomość może mieć maksymalnie 90 sekund (ale możesz ich nagrać kilka) 🙂

Jeśli nagrywając pytanie przedstawisz się i podasz adres swojego bloga (lub strony WWW), to zlinkuję do niego tak jak uczyniłem w poprzednich odcinkach podcastu. To może pomóc w promocji Twojego bloga, więc tym bardziej zachęcam do zadawania pytań głosowo.

Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.

Skąd pobrać podcast

Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:

A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂

Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂

Sprawdź również: WNOP 123: Zaufanie na stadionie PGE Narodowy, czyli moje pierwsze spotkanie autorskie

Transkrypt podcastu

Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu (PDF).

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 1121 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

Mateusz Listopad 20, 2017 o 18:23

Powtarzanie na głos dialogów z moich ulubionych seriali 🙂

Odpowiedz

Konrad Listopad 29, 2017 o 22:59

Cześć!
Moja nauka angielskiego przez długi czas odbywała się bardzo pasywnie. Głównie było to czytanie książeczek wydawnictw oxford bookworms i penguin readers, które oferują przekłady znanych powieści na różne poziomy trudności języka. Zaczynałem od poziomów najniższych, a gdy miałem okazję, kupowałem w internecie uzywane ksiązki kolejych poziomów z płytkami audio.
W ten sposób poznawałem nowe słownictwo i mogłem sobie pozwolić na pogłębianie wiedzy słuchając interesujących mnie materiałów na yt, które coraz łatwiej było mi zrozumieć.
Prawdziwy przełom nastąpił, gdy znalazłem początkowo stronkę https://www.italki.com , a następnie https://preply.com
Są to strony, gdzie można znaleźć lektora dowolnego języka w bardzo atrakcyjnych cenach. Mi osobiście łatwiej jest uczyć się języka z nauczycielem, który otrzymuje ode mnie wynagrodzenie, inaczej czułem się nieco skrempowany.
Serdecznie polecam te strony, poznałem w ten sposób osoby z całego świata i zrobiłem spory progres językowy.
Pozdrawiam!

Odpowiedz

seb Listopad 20, 2017 o 18:27

po alkoholu śmigam po angielsku że hoho 😉

Odpowiedz

Gienek Listopad 20, 2017 o 18:58

Dlaczego tak ślepo jesteśmy zapatrzeni w Amerykę („bo w Stanach w szkole to jest tak i tak..”) i chcemy brać z nich przykład? Przecież Ameryka nie jest żadnym liderem w rankingach poziomu edukacji (a raczej wręcz przeciwnie). Czołowe kraje które przodują w takich rankingach są zlokalizowane na jednym kontynencie – Azja. Ale to wchód, zły, nieodkryty, komunistyczny..

Odpowiedz

Michał Szafrański Listopad 20, 2017 o 19:00

Hej Gienek,

A możesz podać konkretne przykłady?

Pozdrawiam

Odpowiedz

Robert Grudzień 3, 2017 o 18:03

Michał, w każdym rankingu Polska wypada lepiej od USA. Poniżej masz dwa raporty różnych organizacji, jeden w całości poniżej, kolejny (OECD – Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), w którym Polska zajęła 11 miejsce a USA 28 jest w linku który załączam na dole wpisu.

Badanie, któremu poddawane są kraje, opiera się na zastosowaniu rygorystycznych metod mierzących postęp społeczny w oparciu o poziom wykształcenia, zgodnie z wytycznymi ONZ. Wyniki ostatnich obserwacji są dość zaskakujące. Stany Zjednoczone, dla przykładu, tradycyjnie uważane za pionierów doskonałego systemu edukacyjnego, plasują się aktualnie na 14 miejscu w rankingu światowym, pozostając w tyle za wieloma państwami europejskimi.

Oto główne wnioski z ostatniego badania Pearson:

Kraje Dalekiego Wschodu pozostają w czołówce. Koronę zdobywa Korea Południowa. Tuż za nią znajduje się Japonia, Singapur oraz Hong Kong. Systemy edukacyjne tych czterech regionów doceniają i nagradzają „wysiłek” ponad „inteligencję samą w sobie”. Doskonałym wynikom sprzyjają jasno określone mety edukacyjne oraz silna kultura opierająca się na poczuciu zaangażowania i odpowiedzialności.
Kraje skandynawskie, najsilniejsi konkurenci, wykazują pewne oznaki osłabienia. Finlandia, państwo zajmujące miejsce pierwsze w 2012 roku, spada na miejsce piąte. Szwecja, natomiast, spada z miejsca 21 na miejsce 24.
Państwa, które przeskoczyły o największą liczbę miejsc to Izrael (dwanaście szczebelków w górę, na miejsce 17), Rosja (siedemnaście szczebelków, na miejsce 13) oraz Polska, plasując się na miejscu 10.
Państwa rozwijające się zazwyczaj zajmują ostatnie miejsca tego rankingu, w którym badaniu poddaje się 40 krajów. I tak oto Brazylia, Meksyk oraz Indonezja zajmują trzy ostatnie miejsca.
Finlandia zajmuje najlepsze miejsce spośród krajów europejskich, plasując się na miejscu 5.
Porównanie dwóch bardzo dobrze funkcjonujących systemów edukacyjnych: Korei Południowej i Finlandii

Systemy edukacyjne Korei Południowej i Finlandii mają ze sobą wiele wspólnego. Ale w jednym Korea Południowa jest niedościgniona: w podejściu uczniów do nauki, które charakteryzuje się niezwykłym oddaniem i poświęceniem. Dzieci i młodzież kształcące się w tym azjatyckim państwie uczęszczają do szkoły siedem dni w tygodniu i przyzwyczajone są do odrabiania prac domowych już od najwcześniejszych lat.
Zarówno w Korei Południowej, jak i w Finlandii szkolnictwu przypisuje się najwyższe wartości, a nauczycie traktowani się z szacunkiem, porównywalnym do tego okazywanego lekarzom i prawnikom w krajach zachodnich.
Finlandia wygrywa z Koreą Południową w dziedzinie nauczania języków obcych. Poziom angielskiego, dla przykładu, w Korei Południowej oceniany jest na „umiarkowanie akceptowalny”, co i tak jest wynikiem bardzo dobrym biorąc pod uwagę odmienność tego języka od koreańskiego. Co więcej, poziom języka angielskiego jest w Korei Południowej wyższy niż, na przykład, we Francji, która ma o wiele łatwiejszy dostęp do nauczycieli brytyjskich.
TOP 20 – KRAJE Z NAJLEPSZYMI SYSTEMAMI EDUKACYJNYMI

1. Korea Południowa
2. Japonia
3. Singapur
4. Hong Kong
5. Finlandia
6. Wielka Brytania
7. Kanada
8. Holandia
9. Irlandia
10. Polska
11. Dania
12. Niemcy
13. Rosja
14. Stany Zjednoczone
15. Australia
16. Nowa Zelandia
17. Izrael
18. Belgia
19. Czechy
20. Szwajcaria
Źródło: MBC TIMES

Raport OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju)

http://wyborcza.pl/1,76842,17908687,Polska_w_czolowce_kolejnego_edukacyjnego_rankingu_.html

http://www.perspektywy.pl/portal/index.php?option=com_content&view=article&id=339:poziom-edukacji-w-polsce-oceniony-wysoko&catid=24&Itemid=119

http://uptoclouds.pl/top-20-kraje-z-najlepszymi-systemami-edukacyjnymi-na-swiecie-w-20152016/

Odpowiedz

Marek Luty 2, 2018 o 20:37

bawiam sie, ze nasze najlepsze uczelnie plasuja sie w granicach 300go miejscaw rankingach. Amerykanskie sa po drugiej stronie skali. Dlatego „bo tak jest w Ameryce” jest tak bardzo zasadne.

Odpowiedz

Maciej Grudzień 6, 2017 o 09:55

Ju-Jitsu 😉

Odpowiedz

koncman Listopad 20, 2017 o 19:31

Za czasów liceum miałem spore problemy z przełamaniem się przy mówieniu po angielsku. Zmieniło się to wtedy, gdy nauczyłem się… niemieckiego 🙂 Chyba dlatego, że nauka tego języka stała się moją pasją, nawiązałem kontakty towarzyskie i bardzo szybko okazało się, że porozumiewam się całkiem płynnie i swobodnie. A efekt jest taki, że mówiąc w żadnym innym języku nie mam oporów. Angielski? Kein Problem. Aktualnie uczę się arabskiego, zupełnie samodzielnie (!) i żeby było ciekawie, dość dobrze już mówię, a jeszcze słabo rozumiem co do mnie jest mówione, chociaż zazwyczaj ludzie mają odwrotnie. A to z tego powodu, że zasób słownictwa mam jeszcze nieszczególnie obszerny, ale dysponując nim zawsze jakoś przekażę to, co chcę 🙂

Odpowiedz

Jacek Listopad 26, 2017 o 19:43

Hej koncman!
Ciekawi mnie jak się uczysz. Ja aktualnie zajmuję się Ormiańskim, ale narzekam na zupełny brak materiałów. Domyślam się, że podobnie jest z Arabskim. Masz nauczyciela? Używasz programów mobilnych? Jeśli wolisz, możesz odpowiedzieć mailowo. Pozdrawiam,
Jacek

Odpowiedz

Bartek Listopad 21, 2017 o 07:39

Oczywiscie masz racje, Ameryka nie jest zadnym liderem. Oto dowod: https://www.topuniversities.com/university-rankings/world-university-rankings/2018 A firmy takie jak np. Apple, Microsoft, Tesla, Facebook to w kazdym kraju moga powstac, a w szczegolnosci w Chinach. Szkoda tylko, ze nie powstaja…
Swoja droga, skoro Azja tak bardzo przeduje w rankingach poziomu edukacji to dlaczego tak wielu chinczykow studiuje np. w UK?

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 19:09

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy rozmawiałam z Japończykami. Ich strach przed tym, żeby nie popełnić błędu w zdaniu, a także ogromny wstyd, kiedy zdali sobie sprawę, że ten błąd popełnili (czego ja w pierwszej chwili nawet nie zauważyłam;), uświadomiło mi, jak strasznie hamująca jest ta obawa. Hamująca mój rozwój, hamująca nowe kontakty, hamująca zwykłe międzyludzkie porozumienie. Słowa to przecież pierwszy krok ku drugiemu człowiekowi. Mówmy! Komunikujmy się! Poprawność przyjdzie z czasem 😉

Odpowiedz

Monika Listopad 20, 2017 o 19:20

Dzięki za możliwość wygrania książek Arlety!
Oto jak ja przestałam bać się mówić po angielsku – nigdy nie zaczęłam się bać 🙂
Miałam tak wybujałe poczucie własnej znajomości angielskiego, że byłam przekonana, że nie ma się czego wstydzić. To były przaśne lata 90.te, cudzoziemców w Polsce można było na palcach zliczyć, a nauka języka polegała na wbijaniu zasad gramatyki. Miałam w domu MTV – czyli jako taki dostęp do żywego języka, więc gadałam z każdym nadarzającym się cudzoziemcem. A oni ze mną, bo w Polsce nie było wielu osób używających tego języka. W ten sposób znalazłam sobie pracę, gdzie szukali osoby komunikującej się w języku angielskim, poszłam dalej na kursy języka angielskiego, na jeden nawet wyjechałam. Dalej się zresztą staram uczyć, choćby przez oglądanie kanału Arlety. Dzięki temu, że nigdy nie bałam się mówić po angielsku (chociaż dziś uważam, że może faktycznie było się czego wstydzić) miałam w życiu kilka ciekawych profesji, dziś też 🙂

Odpowiedz

Tomasz Listopad 20, 2017 o 19:26

Przetłumaczenie całego, półtoragodzinnego filmu amerykańskiego ze słuchu i zrobienie dla niego napisów w około tydzień uświadomiło mi że jednak znam angielski na tyle by nie bać się w nim porozmawiać z kontrahentami w codziennej pracy.

Odpowiedz

Marcin Listopad 20, 2017 o 19:27

Jedna zasada sprawiła że przestałem się bać. Ta zasada to 1>0 od kiedy ja stosuję próbuje wielu rzeczy, lepsze kilka zdań niż nic. Dużo odwagi dodaje i zmienia myślenie to samo z bieganie, ćwiczeniem zrób chociaż jeden przysiad, przebiegnin chociaż 500m itp. Pozdrawiam

Odpowiedz

Tomasz Listopad 20, 2017 o 19:30

Jak przestałem bać się mówić po angielsku?

Staż w korporacji, a w zasadzie jego koniec. Musiałem przygotować prezentacje z mojej części projetku i przedstawić na tele-konferencji, tylko że nikt nie powiedział mi, że będzie to tele-konferencja po angielsku… Prezentacja sama w sobie była po angielsku ale nie spodziewałem się, że będę ją po angielsku referował. Koledzy płakali ze śmiechu widząc moją zieloną twarz. Był to skok na głęboką wodę – ale na szczęście się nie utopiłem. Od tamtej pory mówienie nie sprawia, że zielenieje 😉

Odpowiedz

Ula Listopad 20, 2017 o 19:34

Przestałam się bać, gdy weszłam w bliższą relację z osobą anglojęzyczną i spotkaliśmy się w warunkach gdzie musiałam zacząć myśleć po angielsku, bo wokół nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc coś przetłumaczyć z polskiego. Najzabawniesze jest to, że było to we Francji ; ) obce językowo środowisko i zaangażowanie emocjonalne to jest to

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 20, 2017 o 19:34

Przestałem bać się mówić po angielsku gdy zdałem sobie sprawę z tego , że każdy z Nas kto uczył się kiedyś angielskiego popełnia mniejsze lub większe błędy i jest to jak najbardziej naturalne. Nie możemy dać się zwariować- bez próbowania nigdy nie damy rady się niczego nauczyć. Dodatkowo chodzę na darmowy kurs języka angielskiego który finansowany jest z funduszy unijnych- gorąco polecam.

Odpowiedz

Paweł W Listopad 20, 2017 o 19:35

Od zawsze w sumie siedziała mi w głowie jakaś dziwna blokada hamująca mnie przed nawijką obcojęzyczną. Wszystko jednak zmieniło się rok temu we wrześniu kiedy grałem komcert w Krośnie na festiwalu bluesowym. Po koncercie poznałem w hotelu wykonawcę z USA który grał również tego dnia i zaproponowałem Eddy’emu i jego tour managerowi wypicie kilku głębszych. Nawijka przy procentach tak się kleiła, że dopiero po 30 minutach okazało się, że tourmanager Eddy’ego również jest Polakiem. Tak nam się gadka „kleiła” po angielsku 😂

Odpowiedz

Jakub Listopad 20, 2017 o 19:36

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Cóż.. Trudno to opisać bez zapachu wazeliny w mojej wypowiedzi ale prawda jest taka, że Arlena połączyła kilka elementów:
– humor (śmieszne teksty, zabawne momenty na końcu każdego filmiku, żarciki w trakcie materiału)
– gdy omawia dane słowo / zwrot, wyszukuje pod to zagadnienie kawałek serialu czy piosenki (..że Tobie się chce! 😛 )
– robi odcinek w sposób ciekawy, nietuzinkowy

To chyba to połączenie jest przepisem na sukces tego kanału. Chce się oglądać nowe odcinki tak po prostu. 😉

Odpowiedz

Jakub Listopad 20, 2017 o 19:40

Ajłaj! haha zapomniałem o odpowiedzi na pytanie!!!

Pracowałem w fabryce z Chińczykiem no i ona znał angielski średnio, ja również tak „pi razy drzwi”. Na początku się bałem odezwać ale pracowaliśmy na jednej zmianie i on w końcu coś się mnie zapytał. Ja odpowiedziałem i byłem pewien, że przypał bo on w mojej ocenie mówił lepiej ode mnie. Jednak z czasem zauważyłem, że on też strzelał babole. Było zabawnie ale finalnie się dogadywaliśmy. No i generalnie to wtedy stwierdziłem, że to jest najważniejsze, zacząłem z nim rozmawiać swobodnie, tak normalnie. bez zastanawiania się co chce mu powiedzieć.

Odpowiedz

Julia Listopad 28, 2017 o 20:55

Hej, ale wazelina nie ma zapachu 😛

Odpowiedz

Bartłomiej Listopad 20, 2017 o 19:37

Co sprawiło że przestałem bać się mówić po angielsku? Najbardziej to przekonanie że język angielski jest wymagany w branży informatycznej, a wręcz niezbędny aby uzyskać pracę. Motywacją też była chęć podróżowania, gdzie najlepszą drogą komunikacji jest właśnie język angielski. Ale też matura, która już za pół roku. 🙂 Pozdrawiam

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 20, 2017 o 19:39

W pewne wakacje do mojego bloku wprowadziła się nowa rodzina, która jak się okazało była z Hiszpanii. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się o systemie edukacyjnym obowiązującym w tym kraju, że wreszcie przełamałam swoją barierę w mówieniu po angielsku i zagadać do nich. Poznałam dzięki temu dwie otwarte i sympatyczne Hiszpanki. 😉

Odpowiedz

Bartek Listopad 20, 2017 o 19:40

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy zacząłem słuchać zespołu Linkin Park, czasami zbyt głośno w połączeniu w moim śpiewaniem, przez co sąsiedzi częściej mnie „odwiedzali i dali się poznać” 🙂 haha

Odpowiedz

Paweł Listopad 20, 2017 o 19:42

Cześć,

Chyba najlepszą metodą na pozbycie się strachu, to wyjście do ludzi. Najłatwiej jest przełamać się w rozmowie z człowiekiem, który tak jak ja musiał się uczyć angielskiego. Ja miałem ku temu idealną okazję. Moja siostra mieszka w Anglii i zaręczyła się z Grekiem. Bardzo chciała, żebym go poznał (chyba to ten jedyny !) 🙂 Chcąc, nie chcąc musiałem podszlifować mój angielski i poznać trochę mojego przyszłego szwagra 😉 Okazało się, że rozmowa nie jest taka straszna i zawsze znajdzie się jakieś wspólne słowa. Uczę się nadal i mam teraz dużo okazji do ćwiczeń 🙂

Pozdrawiam,
Paweł

Odpowiedz

Justyna Listopad 20, 2017 o 19:43

Po pierwsze – w dzieciństwie – filmy dla dzieci po angielsku w oryginale
lata 80 i 90 a tata w serwisie RTV przegrywał mi kasety VHS jakie przy okazji naprawy sprzętu się tam trafiały
potem w szkole nawet nie wiedziałam skąd znam pewne słowa i a nauczyciele dziwili się z jak dobrym akcentem potrafię je wymówić

Po drugie – w młodości – niskobudżetowe wyjazdy na zloty młodzieży z całego świata – rozmowy z obcokrajowcami, którzy mówiąc po angielsku mieli do przebrnięcia te same trudności co ja i nie mieli kompleksów z powodu błędów – a także zamieszkiwanie u rodzin w tych krajach

Po trzecie – podczas studiów – praca wakacyjna za granicą – rozmowa to być albo nie być, nie ma czasu na strach. Szybko nauczyłam się, że klienci w USA i UK uwielbiają gadki z kelnerami i barmanami zza granicy (zwłaszcza „ze wschodu” ciekawi tej „dzikiej części” świata) i gdy wchodziłam w te rozmowy podczas obsługi to strach znikał a po kilku tygodniach niektórzy klienci specjalnie wracali na posiłek by sprawdzać moje postępy w języku (!) i często byli impressed 🙂

Odpowiedz

Marta Listopad 20, 2017 o 19:43

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy podczas dwuletniego kontraktu w Niemczech, dość spontanicznie trafiłam na prawie trzy miesiące do oddziału mojej firmy w Holandii. Wyjeżdżając tam byłam przekonana, że ze względu na niewielka odległość miasta od granicy z Niemcami, bez problemu dogadam się także tam w tym języku. Nic bardziej mylnego. Trafiłam do zespołu, w którym jedna osoba posługiwała się płynnie niemieckim, wszyscy pozostali zdecydowanie preferowali angielski, a że w mojej pracy rządzi tempo, nie miałam czasu na długie zastanawianie się jakich słów użyć i jak zbudować zdanie, po prostu płynęłam. Mimo że niejednokrotnie budziło to uśmiech na twarzach kolegów 😉 Dzięki temu dziś na codzień używam angielskiego w kontaktach zawodowych, a w wolnych chwilach dalej pracuję nad tym, by robić to możliwie najpoprawniej 🙂

Odpowiedz

Maciej Listopad 20, 2017 o 19:45

Co spowodowało, że przestałem się bać mówić po angielsku? – Mój wspaniały nauczyciel, który mimo że był wymagający to z ogromnym poczuciem humoru, ciągle zachęcał do mówienia oraz prowadził zajęcia tylko i wyłącznie po angielsku. Humor humor i jeszcze raz humor – zachęca do pracy, bawi i uczy 🙂

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 19:45

Za granicą jestem odważniejsza bo tam wszyscy się uśmiechają. Wtedy lubię zaczepiać ludzi, dziewczynę w toalecie, kelnera, sąsiada na plaży, pracowników muzeum itp 🙂

Odpowiedz

Lukasz Listopad 20, 2017 o 19:46

Hej.
Używam języka angielskiego w pracy. Nie jest on na wielce wysokim poziomie i nie jest też kulejący, ale wystarczajacy by porozumiec sie z klientem. Świadomość tego ze nie znam go perfekcyjnie sprawia że czasami boje się wchodzić na tematy wymagające słów których mogę nie znać. I myślę że nie można się nie bać zupelnie, gdyż nie jest to nasz język ojczysty. Niektórzy przecież boją się mówić po polsku 🙂 Dlatego każda pozytywnie zakończona rozmowa, czy przeprowadzona prezentacja w tym języku oraz sukcesy z tym związane sprawiają że wcale nie jest tak źle i nie ma się czego bać. A to daje dużą satysfakcję.

Odpowiedz

Paulina Listopad 20, 2017 o 19:47

Jak zawsze świetny wpis 🙂
Moja historia przełamania bariery językowej jest dosyć specyficzna. Jestem perfekcjonistką, zawsze bałam się coś przekręcić, źle zastosować czas, albo że zabraknie mi słownictwa. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy za granicą miałam kupić kilka podstawowych produktów. Cały czas zastanawiałam się, jak co powiedzieć a szczególnie woda niegazowana. Zażenowana niby coś oglądałam a tak naprawdę szperałam w pamięci i układałam całą wypowiedź. Nagle do sklepu wpadł mały chłopiec z mamą i na pół językiem migowym, na pół łamanym angielskim poprosił o sok i batona. Jego mama dała mu pieniądze, zapłacił i już cieszył się napojem, a ja, starsza od niego o ponad dekadę nie byłam w stanie wydusić słowa, żeby się nie ośmieszyć! I stwierdziłam, że lepiej się pomylić i uczyć na błędach, niż stać jak zaklęta księżniczka i być głodnym i spragnionym tylko dlatego, że mogę się przejęzyczyć 🙂

Potem odwagi dodało mi przemyślenie, że jeśli obcokrajowiec stara się mówić po polsku, to ja go nie wyśmiewam, nie robięz niego kaleki językowej, tylko pomagam i cieszę się, że chce mówić w moim języku i doceniam jego starania. Myślę, że ludzie są z natury mili i mam nadzieję, że większość anglików ma podobne podejście 🙂
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Jarosław Listopad 21, 2017 o 18:28

Jak pracowałem w Londynie w ekipie remontowej to starałem się dogadać z włascicielami o zakres prac do wykonania. Rozmową trudno byłoby to nazwać i często ręce bolały 😂. Natrafilem razu pewnego na Belga o imieniu Rene, który uświadomił mi, że jak ktoś zechce mnie zrozumieć to i tak zrozumie ewentualnie się dopyta. Tak oto klepalem”śmiało glupoty”. Jarek

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 20, 2017 o 19:47

Hej Michał!
Jak to było ze mną? Mówią, że potrzeba matką… przełamania strachu w mówieniu po angielsku. Jeżdżąc trochę na stopa, to tu, to tam angielski z domieszkami przeróżnych języków zjednywał mi ludzi i dawał wiele radości z poznawania! Chciało się coś przekazać? To trzeba było buzię otworzyć! 😉
Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję wyników!
Ola

Odpowiedz

Wojtek Listopad 20, 2017 o 19:48

Przestałem bać się mówić po angielsku w momencie, gdy będąc w Irlandii uświadomiłem sobie, że ludzie na co dzień nie posługują się pięknym, literackim językiem. Na ulicy można było usłyszeć wiele błędnych sformułowań, które w warunkach szkolnych były karane, jednak tam, nie przeszkadzało to w porozumiewaniu się.

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 19:51

A ja dla odmiany napiszę, że nadal się boję. Ale mówię. Im częściej, tym lepiej mi idzie. Mój strach to właśnie ‚zacięcie’ się, czy to co mówię jest poprawnie gramatycznie. Ale widzę że Ci, którzy mnie otaczają też błędy robią 😉 i nadal mówią. Więc nie ma co się peszyć, tylko mówić na okrągło. Później nie zauważam już, kiedy mówię płynnie i bez kłopotów.

Odpowiedz

Ala Listopad 20, 2017 o 19:53

Przestałam się bać mówić po angielsku w podstawówce, bo…
miałam zajęcia dodatkowe w formie konwersacji z mężem cioci, który jest Amerykaninem. Oczywiście nie od razu. Do pionu ustawiła mnie dopiero mama tekstem: słyszalaś jak wujek mówi po polsku?
Ja: nooo
Mama: i jak mówi?
Ja: no beznadziejnie
Mama: No widzisz, a się nie boi tylko mówi. to jak wujek mówi beznadziejnie po polsku i się nie boi to ty tak samo się nie bój po angielsku.

Bać się przestałam i w końcu też przestało mi iść beznadziejnie 😉

Odpowiedz

Madzix Listopad 20, 2017 o 19:56

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy będąc w Ziemi Świętej „zgubiłam się” spacerując po obrzeżach Jerozolimy. Nagle rozpętała się ulewa – nie miałam ze sobą parasola, tylko błękitny szal, którym owinęłam głowę. Szukałam drogi na skróty, ale takiej nie było, więc jedyną opcją był powrót krok w krok tą samą trasą, gdzie nijak nie można się schować. W pewnej chwili usłyszałam, że obok w jakimś dziwnym języku 2 kobiety pytają kogoś, jak dojść do Jaffa Gate – czyli miejsca, gdzie musiałam również dotrzeć. A one miały parasole 😀 długo nie zastanawiając się, wystartowałam do nich i zaproponowałam, że je zaprowadzę. Zaczęłam mówić do nich po angielsku, z pewną tremą, a one patrzyły na mnie dobrotliwie, ale bez zrozumienia. Przeraziłam się – „ojej, pewnie strasznie kaleczę ten język, i nie rozumieją mnie kompletnie”. Po czym po chwili jedna z nich na migi i coś trzeszcząc i szeleszcząc zgodziła się na moją propozycję. Co się okazało? Moja znajomość angielskiego była w porządku, po prostu kobiety znały tylko pojedyncze słowa 😀 podsumowując, trema poszła się bujać, a my idąc pod parasolami w słabnącej już ulewie, próbowałyśmy prowadzić small talk za pomocą angielsko-portugalsko-polsko-francuskiej mieszaniny wyrazów. Stopień zrozumienia – dyskusyjny, bo zostałam wzięta (z racji zawiniętego na głowie szala) za jakąś ekscentryczną misjonarkę 😀

Odpowiedz

Marta Listopad 20, 2017 o 19:56

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy wyjechałam na wakacje do Szkocji jako au pair. Wcześniej nie miałam dużych problemów z mówieniem, ale nie lubiłam tego robić. Czułam, że popełniam błędy i na przykład, czytając jakiś tekst na zajęciach na studiach, intonowałam niektóre słówka pytająco, tak jakbym od razu zakładała, że popełniam błąd. Pobyt w domu, gdzie posługuje się językiem angielskim, pomógł mi zrozumieć na czym polega nauka języka (tym bardziej, że przebywałam w towarzystwie dzieci, które też się przecież angielskiego dopiero uczą!). Przełamanie odnośnie do mówienia, nauka nowych słow i zwrotów oraz poznawanie języka przyszło do mnie z czasem i działało na zasadzie skojarzeń. Myślę, że jest to naturalny sposób nauki, który doświadczyłam „na własnym języku” ;). To sprawiło, że uwierzyłam, że jestem w stanie przeczytać nowe słówko poprawnie oraz używać jakiegoś czasu nie znając jego książkowej teorii. Za granicą, w środowisku sympatych ludzi, którzy cieszą się, że uczę się ich języka i którzy są pełni podziwu, że znam więcej niż jeden- tam zniknął strach przed popełnieniem błędu, a co za tym idzie- przed mówieniem.
Pozdrawiam,
Marta 🙂

Odpowiedz

Anna Listopad 20, 2017 o 19:57

Wyjazd zagraniczny do Irlandii Północnej i pierwsza praca tam, gdzie rodowici mieszkańcy, którzy często sami siebie nie rozumieli ( mówią dość szybko i niewyraźnie) 🙂 Większość osób po prostu mówiła nie zwracając uwagę na poprawność gramatyczną.
Najbardziej utkwiła mi rozmowa wstępna, gdzie kierownik zadał tak pytanie, że rekruterka nie dała mi nawet dojść do słowa i przeprosiła pytając jednocześnie tego kierownika o co pyta bo ona sama nie rozumie ( chyba było widać po mnie, że nie rozumiem pytania :)).
Po powrocie do kraju decydując się na pracę – dostałam ją bo nie miałam oporów przed rozmową w j. angielskim.

Odpowiedz

Ela Listopad 20, 2017 o 19:57

Wyjazd za granicę do pracy. To przełamało barierę. Ale oczywiście bez uprzedniej solidnej nauki do matury z Ang by nie poszło tak łatwo:) a na obczyźnie w wolnym czasie (sama byłam) oglądanie seriali „Przyjaciele” i „Sex w wielkim mieście ” 😀 i czytanie działu Świat w codziennej gazecie! Polecam taka formę douczenia 🙂
Pozdrawiam

Ps. Przyjaciół cały czas oglądam, żeby nie zapominać języka:)

Odpowiedz

Emil Listopad 20, 2017 o 19:58

Cześć! 🖑

To super, że dajecie możliwość wygrania tej książki! Skoro Michał wspomaga promocję to wierzę, że również musi być świetna tak jak „Finansowy ninja”! 💰 🤗 Zatem i ja spróbuję szczęścia. 🌞

Jak przestałem bać się mówić po angielsku?

Sytuacja miała miejsce w restauracji, w której wówczas pracowałem jako kelner. Była to moja pierwsza praca i miałem obsłużyć swojego pierwszego gościa. Byłem tym bardzo zestresowany, a jakby tego było mało po przywitaniu go okazało się, mój gość jest obcokrajowcem. Zatkało mnie… na szczęście ten starszy Pan sam nie posługiwał się idealnym angielskim. Gdy zauważył, że nie mogę się wysłowić, uspokoił mnie i zaczął prowadzić ze mną luźną rozmowę z uśmiechem na ustach. Rozmawialiśmy w stylu „Kali być, Kali umieć”. Jakoś poszło i nawet było bardzo przyjemnie.

Wtedy zrozumiałem, że rozmowa w innym języku to dobra zabawa i sprawia wiele radości. Od tamtej pory nie widzę problemu w rozmawianiu po angielsku, a raczej traktuję to jako wyzwanie. 😎

Odpowiedz

Franciszek Listopad 20, 2017 o 19:59

Przestałem się bać mówić po angielsku, bo nie miałem innego wyjścia. Poznałem tak piękną kobietę, że musiałem zacząć mówić pomimo wewnętrznego strachu. Jedynym językiem jakim wtedy operowała był właśnie angielski, więc przełamanie się z mojej strony było na wagę złota. Tak było 🙂

Odpowiedz

Bartek Listopad 20, 2017 o 20:00

Przełamałem swoj strach w sytuacji kiedy zrozumiałem , że każdy z nas stawia swoje pierwsze kroki w języku obcym i nie musimy mowic odrazu czysto gramatycznie. Najwazniejszym jest ogromna chęć przekazania informacji! Mój pierwszy rozmówca byl niezwykle wyrozumialy i docenił odwagę i podjęcie próby komunikacji za wszelką cenę. Strach, który był spowodowany bariera kulturową/językową był niewątpliwie niepotrzebny, gdyż satysfakcja z osiągniętego celu w obcym jezyku była ogromna. Taki pierwszy krok buduje lawinę językową, chcesz poznawac wiecej i każda kolejna rozmowa napedza do rozwoju słownictwa. Podsumowując naukę jezyka obcwgo traktuję jak naukę pływania – nikt przed pierwszym wejsciem do wody nie jest bezbłędnym pływakiem. Podobnie w języku obcym, przełamujac bariery uczymy się „pływać” i odsłuchiwać nowych słów i zwrotów.

Odpowiedz

Anna Listopad 20, 2017 o 20:00

Jak przestałam bać się mówić po angielsku?

Nigdy się nie bałam, bo moim zadaniem w każdym języku jest się szansa dogadać. Może być z błędami gramatycznymi i przy pomocy rąk, ale trzeba próbować.

Zgodnie z ta zasadą, mówię w każdym języku już po kilku godzinach znajomości z danym językiem. Po prostu używam tych slów, które znam, liczę na domyslność i dobre serce obcokrajowca, i tak samo jakoś idzie :-).

Odpowiedz

Marcin Listopad 20, 2017 o 20:02

Najlepszym sposobem na przełamanie się w mówieniu są wyjazdy zagraniczne! Kiedy w gimnazjum miałem pierwszą okazję wyjechać do Włoch na wymianę uczniowską, tak się wkręciłem, że w liceum zgłaszałem gdzie się dało i zaliczyłem jeszcze Francję, Finlandię i Austrię. Nie dość ze musiałem mówić po angielsku to jeszcze były to rozmowy z rówieśnikami z różnych krajów, więc dochodzą ciekawostki kulturowe i znajomości na przyszłość 😉 na studiach Erasmus lub jakieś organizacje studenckie, da się i polecam 😀

Odpowiedz

Mariusz Listopad 20, 2017 o 20:02

Niestety mój powód jest banalny. Jestem gadułą i gdy wylądowałem w UK, aby dać ujście myślom przez usta i jednocześnie nie ograniczać się tylko do rodaków kaleczyłem język Sheakspira. W ten sposób szybko nauczyłem się komunikować nie przejmując się brakami gramatycznymi 😉.

Odpowiedz

Adrian Listopad 20, 2017 o 20:03

U mnie komunikowanie się w języku angielskim znacząco poprawił wyjazd do pracy do kraju, gdzie wielu ludzi posługuje się tym językiem, czyli do… Holandii 😀 (pamiętam, że nazwisko Arleny pochodzi z tego państwa – info z wywiadu z panem Kuźniarem). Nabyta wiedza w czasach szkolnych nie pozwalała mi na w 100% swobodną rozmowę po angielsku, a po wyjeździe do kraju wiatraków oraz pójściu do pracy, sklepu, fryzjera oprócz nauki niderlandzkiego mam również zapewnioną naukę angielskiego 🙂

Odpowiedz

dariusz Listopad 20, 2017 o 20:04

moja zapora przed rozmowami była dość ogromna, córkę dodatkowo zapisałem na zajęcia angielskiego i wtedy się zaczęło . przy pomocy translatora uczyliśmy się we dwójkę skutek jest taki że córka radzi sobie w szkole a ja zdobywam doświadczenie w kontaktach biznesowych, czasem zdarza mi się odbierac rozmowy telefoniczne kontrahentów z zagranicy …kwestia przełamania się
pozdrawiam

Odpowiedz

Ola Listopad 20, 2017 o 20:05

A ja po prostu musiałam, będąc za granicą wśród tylko obcokrajowców no nie ma siły – trzeba coś powiedzieć 😉 ale że to były wyjazdy studenckie to było łatwiej bo inni też mówili czasem nieprawnie gramatycznie i z innym akcentem, ale grunt to się dogadać 😭

Odpowiedz

Radek Listopad 20, 2017 o 20:05

Może to głupie ale przy pierwszym kontakcie z HelDeskiem Amazona 🙂 Trafiłem na Hindusa, więc rozmowa poszła całkiem gładko. Dużym plusem jest „niewidzenie przeciwnika” – i zawsze można wygooglować brakujące słowo.
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Wojtek Listopad 20, 2017 o 20:05

Ja przestałem się bać mówić po angielsku na … spotkaniu z anglojęzycznych klientem. Na, którym okazało się, źe kolega z firmy, który umówił spotkanie i miał je poprowadzić po angielsku, nie specjalnie potrafił wydobyć z siebie chociażby jednegoslowa. Pani sekretarka, mówiąca perfekt po angielsku, nie potrafiła zrozumieć o czym mamy rozmawiać a miał to być system informatyczny. Czeski film. Po 2-3 minutach szczerzenia się i próby wyjaśnienia sekretarce co ma przetłumaczyć szefowi. W końcu przemogłem się i zacząłem mówić. Pomagałem sobie rysując schematy. Miałem potem kaca przez 2 dni, ale teraz codziennie się uczę. Zapisałem się na kurs i mam nadzieję, że nie będę musiał się już więcej wsadzić w sytuacje jak opisałem. Sytuacja bolała, bo co innego pogadać przy piwie, na ulicy po angielsku. A co innego iść na spotkanie biznesowe gdzie ktos oczekuje sprawnego przedstawienia oferty. Uczę się dalej, bo myślałem, że dożyje translatorów sprawnie tłumaczących z polskiego na inne języki, na wysokich poziomie tłumaczenia. Teraz już wiem jak tłumaczy Google Translator i chyba jednak trzeba się dalej uczyć 🙂 Ale jest też światełko w tunelu – słuchawki Google Pixel Buds 🙂 Jak się nie sprawdzą. To przynajmniej nadadzą się do dalszego słuchania Arletty 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 20, 2017 o 20:06

Przestałam się bać mówic po angielsku, gdy wyjechałam do pracy na wakacje do Angli, pracowalam w kawiarni i musialam uzywac tego języka,

Odpowiedz

Do ślubu bez długu Listopad 20, 2017 o 20:06

Strach strachowi nierówny! Przestaliśmy się bać mówić po angielsku pierwszego dnia pracy za granicą. Strach przed wyduszeniem czegokolwiek do nowego szefa po niemiecku skutecznie przypomniał nam jak dogadać się w języku angielskim. Korzystamy z niego codziennie od 3 miesięcy, więc chyba się udało. Life is brutal 😉

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 20, 2017 o 20:06

Przy pierwszych bezpośrednich spotkaniach z brytyjczykami okazało się,że nie radzę sobie tak płynnie z angielskim jak wskazywałyby na to wyniki z testów 😉 Na szczęście, moi anglojęzyczni znajomi z projektu ( w tym z Indii oraz z Chin, oczywiście też z UK) pokazali mi jak dużo ważniejsza jest chęć komunikacji i jej treść niż struktura ( grama to jednak dla mnie drama – perfekcjonizm tu nie pomaga !) Kiedy otwarcie narzekam,że słabo u mnie z angielskim , mój dobry kolega Glenn odpowiada że nadal jestem lepsza niz on w polskim i bardziej zrozumiała niż Steve po angielsku 🙂 Greetings for whole my polish-english team in Gdansk and London 🙂

Odpowiedz

Julia Listopad 20, 2017 o 20:08

Ja to się chyba wciąż tak do końca nie przełamałam. Paradoksalnie, łatwiej mi się odezwać do obcokrajowców – zawsze wygrywa ciekawość ludzi i świata. :-)) Ale przy Polakach to już inna bajka. Akurat rozmyślałam nad tym co by tu zrobić z tym swoim angielskim i jaki może serial obejrzeć po angielsku, a tu mail o Pani Arlenie. Przypadek? 😀

P.s. 7 grudnia mam urodziny. Tak tylko mówię. 😉

Odpowiedz

Daniel Listopad 20, 2017 o 20:08

Nic, nadal nie znam wystarczająco angielskiego by nim się posługiwać i raczej bez głębokich zmian nie uda mi się tego dokonać…

Pozdrawiam

Odpowiedz

Konrad Listopad 20, 2017 o 20:11

Kiedyś postanowiłem sobie że wyjadę na wymianę studencką. Padło na Włochy i z przerażeniem odkryłem że nie znam ani trochę włoskiego 🙂
Oczywiście jechałem w przeświadczeniu że na zachodzie europy się tak wspaniale mówi przecież po angielsku a jedynie kraje byłego bloku wschodniego mają problem z tym językiem. Po włosku potrafiłem powiedzieć 3 zdania który miały mi zapewnić przeżycie w ekstremalnych warunkach („nie mówię po włosku”, „jestem głodny”, „chcę pić”), a resztę miałem się dogadać po angielsku i może mi się uda.
Okazało się że wyjechałem w przeświadczeniu że raczej się dogadam, ale szybko zacząłem uczyć włochów jak mówić po angielsku – pytali mnie nawet skąd mam tak dobry akcent (a daleko mojemu akcentowi do brytyjskiego 😉 )

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 20:12

Wcześniej miałam juz doświadczenie w mówieniu po francusku i niemiecku, więc kiedy już zaczęłam uczyć się angielskiego, to byłam świadoma, że sens uczenia się języków polega na tym, że musimy dojść do etapu mówienia. Oczywiście czekałam tylko na okazję kiedy będę mogła się sprawdzić i powiem szczerze, że sama również aktywnie szukałam takiej okazji. Wróciłam teraz juz świadomie do ulubionych filmów i piosenek, aby poćwiczyć wymowę i oswoić się z melodią języka. Kiedy nadarzył się wyjazd na konferencję podałam angielski jako język do komunikacji, chociaż byl najsłabszy i zmuszona byłam przez otoczenie do komunikacji w tym języku. Pomogły mi także lekcje i porady na Youtubie wtedy też trafiłam na blog Arlety i czesto z porad korzystam. Niestety wcześniejsza znajomość innych języków trochę nam psuje wymowę. Za najważniejsze uważam tzw. „zanurzenie” w języku , czyli jak najczęściej osluchiwanie się z językiem i szukanie okazji do mówienia. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Aneta Listopad 20, 2017 o 20:13

Ja rzuciłam się na głęboką wodę. Spędzając czas z osobami, z którymi mogłam mówić tylko po angielsku lub na migi – mając do wyboru w ogóle się nie odzywać albo powiedzieć coś nie do końca porawnie. Chęć komunikacji zwyciężyła. Oczywiście trochę czasu zajęło mi zebranie się w sobie. Jednak gorąco polecam wszystkim zacząć mówić. Jeśli ktoś nie zrozumie to dopyta. Z czasem nabędziemy więcej pewności i swobody wypowiedzi.

Odpowiedz

Asia Listopad 20, 2017 o 20:16

Kiedy przestałam się bać? Jeszcze mi się nie udało przełamać tego lęku. Ale pracuje na tym i liczę, że w końcu nastąpi ten dzień. Walczę bo wiem, że problem z angielskim przyhamował mój rozwój zawodowy -więc jest o co 🙂 pozdrawiam Was Ciepło!

Odpowiedz

Paulina Listopad 20, 2017 o 20:17

Przestałam bać się mówić po angielsku kiedy niespodziewanie spotkałam tak niesamowitych ludzi ze od razu chciałam się z nimi zaprzyjaźnic, lecz oni nie mówili po polsku. Im więcej próbowałam coś z siebie powiedzieć, tym więcej popełnialam błędów, ale bardzo mnie to motywowało aby jeszcze więcej zgłębiać język, aby otaczać się nim najbardziej jak się da i aby ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Ponieważ chciałam z nimi rozmawiać i chciałam słuchać co oni mają do powiedzenia.
Pomocny bardzo był fakt, że osoby z którymi rozmawiałam po angielsku były zawsze cierpliwe, zabawne, mile i serdeczne i nie wytykały moich błędów, tylko naprowadzaly na prawidłową wymowę.
To nie stało się z dnia na dzień, wręcz przeciwnie, wymagało mnóstwo pracy i czasu, który ciągle musze poświęcać aby zrozumieć angielski. Ale swobodne porozumiewanie się w obcym języku otwiera tak wiele drzwi i możliwości, że życie staje sie o wiele wiele ciekawsze.

Odpowiedz

armi Listopad 20, 2017 o 20:17

Sprawił to moment, w którym osoba która nie znała polskiego potrzebowała ode mnie informacji i jedyną drogą komunikacji był mój ‚upośledzony’ angielski. Wyrozumiałość tej drugiej osoby, wyraźne mówienie i chęć zrozumienia mnie bardzo pomogły – dodatkowo, docenienie od tej osoby, że fajnie że ja mówię po angielsku bo Ona nie mówiła ani słowa po polsku była bardzo miła.
Rok temu zapisałem się na naukę angielskiego przez konwersację /praktycznie bez żadnej gramatyki/ i widzę, że dużo mi to daje bo co tydzień mam okazję by przez 60 minut mówić tylko po angielsku – podczas pierwszej lekcji po 40 minutach głowa mi tak ‚parowała’, że myślałem że nauczyciel przedłużył czas na 2h na początek 🙂
W tej chwili korzystam z każdej możliwej okazji by jak najwięcej mówić po angielsku – ostatnio odwiedził nas przyjaciel, który 14 lat temu wyjechał do USA – przyjechał ze swoją żoną: Peruwianką – jej ojczysty język do konwersacji odpadał, znała w miarę dobrze angielski z tym, że miała dość mocny akcent. Dziewczyna bardzo fajna i sympatyczna – aby miała kontakt podczas imprez i spotkań z Polkami to robiłem za tłumacza – tyle na ‚babskie’ tematy nie gadałem i nie nasłuchałem się nigdy w życiu, a już prawie 40 lat na karku mam.
Jak mija stres i przestajemy każde słowo i zdanie tłumaczyć sobie w głowie z jednego języka na drugi to zaczyna być to bardzo fajne i przyjemne

Odpowiedz

Kinga Listopad 20, 2017 o 20:20

Przestałam bać się mówić po angielsku gdy usłyszałam jak inni mówią 😀 uznałam, że skoro oni się nie wstydzą, to czemu ja bym miała.

Odpowiedz

Aleksander Listopad 20, 2017 o 20:21

„Co sprawiło, że przestałeś się bać mówić po angielsku?”.

Wyjazd do Anglii, do Londynu, do pracy. Gdy nie było nikogo w około, kto mógłby mi pomóc, musiałem sam wysilić swój mózg i odkryłem, że nieźle mi idzie, zachęcany przez osoby z którymi pracowałem. Mimo braków w gramatyce i czasem w słownictwie nie miałem praktycznie problemu żeby dogadać się w banku, na poczcie, sklepie czy w pracy z klietami i współpracownikami. Jednak gdy pojawiała się w około mnie osoba mi bliska np. siostra to jakby pewność mojego języka malała drastycznie

Odpowiedz

Sylwia Listopad 20, 2017 o 20:23

To bardzo dobre pytanie. Momentem przełomowym dla mnie, w którym musiałam przestać się bać mówić po angielsku była moja obecna praca, a tak naprawdę mój szef, z którym wypadało rozmawiać podczas spotkań, ( bo w końcu jest moim szefem :)) i niestety w żadnym innym języku nie było możliwe z nim porozmawiać, a nawet wybronić się z pewnych zadań mnie przydzielonych 🙂 sytuacja bez wyjścia, jednak w moim przypadku był to trafny faktor mobilizacyjny.

Odpowiedz

Marcin Listopad 20, 2017 o 20:23

„Głęboka woda” i świadomość (potwierdzona organoleptycznie), że inni też nie są wcale takimi orłami. Jeżeli mówisz z sensem, niekoniecznie do końca z zasadami gramatyki ale „ciągłość komunikacji” (hehehe) jest zachowana, ludzie mówiący bardzo dobrze po angielsku są w stanie wiele wybaczyć i nie mają z tym problemu. Największa trudność to czasami zrozumienie innych ze specyficznym akcentem i wymową (dla mnie osobiście to Hindusi, no po prostu czasami nie wiem o co im chodzi). A tak poważnie, nie bać się mówić, nawet niegramatycznie (i tak w końcu będą wiedzieć o co chodzi).
P.S. To wszystko z autopsji.

Odpowiedz

Gosia Listopad 20, 2017 o 20:25

Mnie do przełamania się jeśli chodzi o język angielski zmusiła MIŁOŚĆ :)! Pamiętam moje pierwsze randki z chłopakiem ze studiów gdy szukałam pojedynczych słów w słowniku i nawet chodziłam w miejsca publiczne z tym pokaźnych rozmiarów niebieskim słownikiem- na ulicy i w kawiarniach robiłam furrorę, ale przynajmniej przestałam się bać mówić :). Angielski przydaje mi się praktycznie każdego dnia i aż strach pomyśleć co by to było gdyby nie tamto zauroczenie :). Pozdrawiam serdecznie :).

Odpowiedz

Waldek Listopad 20, 2017 o 20:25

Przestałem bać się mówić po angielsku gdy uświadomiłem sobie, że jestem rozumiany (nawet przez nativ speakera) mimo popełnianych błędów.

Odpowiedz

Jacek Listopad 20, 2017 o 20:27

Cześć, nadal ma z tym problem, choć cały czas walczę i próbuję :-). Pomaga codzienna poranna kawa i rozmowa z żoną, (nasza krótka 15 minutowa poranna tradycja). Wprowadzenie rytuału oglądanie bajek tylko po angielsku z córką Marysią i późniejsze rozmowy oczywiście również po angielsku.

Odpowiedz

Miroslaw Listopad 20, 2017 o 20:29

„Kaleczenie” języka jest przecież takie sympatyczne! Posłuchajmy jak „prostują” język polski i nie bójmy się o swój „krzywy” angielski :))

Odpowiedz

Basia Listopad 20, 2017 o 20:35

Moje obawy przed mówieniem po angielsku były ogromne do momentu gdy musiałam zająć się gośćmi hotelowymi w wakacyjnej pracy. Szybko okazało się, że nie oceniają moich błędów językowych ale wręcz pomagają w dogadaniu się 🙂 bardzo pomaga otwartość na innych ludzi i przeświadczenie że nikt nie jest idealny; )

Odpowiedz

JoCzarczyk Listopad 20, 2017 o 20:37

Witajcie! 🙂

Książkę Michała już mam, to prawdziwe kompendium wiedzy finansowej, a więc jestem pewna, że dzieło Arleny jest równie dobre, tyle że w zakresie języka angielskiego 🙂
Chciałabym mieć możliwość szlifowania swojego języka właśnie z nią 🙂

A ja przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy cudzoziemiec zapytał mnie o drogę. Na początku chciałam się wycofać i udać, że go nie zrozumiałam, ale chęć pomocy zwyciężyła i się odważyłam. Pomimo tego, że mocno kaleczyłam wtedy swoją wypowiedź i może tylko w połowie była poprawna, to jednak to „zainteresowanie moją wypowiedzią” i wdzięczność w oczach mojego rozmówcy za udzieloną pomoc baardzo mnie ucieszyła! 🙂 Bo mój angielski nie był perfekt, ale jednak dałam radę, a ta druga osoba wcale mnie nie strofowała i poprawiała, tylko uważnie słuchała 🙂 To bardzo motywuje… 🙂

Pozdrawiam Was!
Asia

Odpowiedz

Ewelina Listopad 20, 2017 o 20:40

Ja po prostu miałam cudowną nauczycielkę angielskiego, która na lekcjach ciągnęła nas za język. 🙂 Na początku zwykłe pytania: co robiłeś/aś w weekend, jakie filmy lubisz itp. a potem, w miarę upływu lat, coraz bardziej złożone rozmowy. Dodatkowo sama zaczęłam rozmawiać z obcokrajowcami po angielsku na portalach do tego przeznaczonych, jednak tylko w formie pisanej.
Ostatecznie kiedy faktycznie pierwszy raz musiałam rozmawiać po angielsku za granicą nie miałam problemu, bo już to robiłam w trochę innym środowisku. Nie bałam się, bo nie było czego. Do tej pory w końcu zawsze udawało mi się dogadać w tym języku 😉

Odpowiedz

Michał Listopad 20, 2017 o 20:41

Satysfakcjonująca odpowiedź na pytanie ‚Do you speak english’ albo ‚Can you help me’
od zwykłego ‚no’ albo ‚nie rozumiem’ 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 20, 2017 o 20:43

W klasie licealnej zaszłam w ciążę, miałam indywidualne nauczanie, lekcje z angielskiego były 3 razy w tygodniu podczas nich skupialiśmy się tylko na rozmowach po angielsku. Byłam sama z nauczycielem, który był dość specyficzny, pytał o różne głupie i czasem żenujące rzeczy. Dzięki temu przestałam się bać mówić po angielsku 🙂

Odpowiedz

Hubert Listopad 20, 2017 o 20:44

Chciałbym móc napisać, że przełamałem swoją barierę ale niestety była by to nieprawda. Dlatego subskrybowałem kanał Arleny aby stało to się faktem, bo naprawdę już mnie to wkurza! 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 20, 2017 o 20:45

Ja przestałem bać się mówić po angielsku właściwie w dwóch momentach.

Pierwszy to gdy przeczytałem całego Harrego Pottera w wersji angielskiej. I po setnej stronie zacząłem rozumieć więcej niż połowę każdej strony (bez słownika). Pomyślałem WOW! Przecież nie muszę zrozumieć wszystkiego. Jeśli skumam 50% tego, co miała na myśli pani Rowling to też wystarczy. (pod koniec rozumiałem już wszystko)

A drugi moment był wtedy, gdy Kanadyjka, która przyjechała na praktyki do Polski i z którą się zaprzyjaźniłem , nigdy, ani jednusieńkiego razu nie poprawiła mnie. Pomyślałem, huh, jestem mistrzem angielskiego!

Oczywiście robiłem i nadal robię błędy. I ona to też słyszała. Ale te dwa wydarzenia zbudowały we mnie niezwykłą pewność siebie w mówieniu. No bo przeczytałem książkę po angielsku i gadałem „płynnie” z Kanadyjką, a ona nie znalazła żadnego błędu. Przecież na pewno by mnie poprawiła. 😉

Odpowiedz

Ewelina Listopad 20, 2017 o 20:46

Przestałam się obawiać mówić po angielsku, kiedy zaobserwowałam w pracy, że cudzoziemcy, których językiem ojczystym nie jest angielski, mówiąc po angielsku, również popełniają sporo błędów, a mimo to byliśmy w stanie się porozumieć i to często w bardzo skomplikowanych kwestiach. Momentem przełomowym było uczestniczenie w spotkaniu, które szef firmy prowadził w języku angielskim i również jemu zdarzały się błędy, które w żaden sposób nie rzutowały na ostateczny odbiór spotkania. Zdałam sobie wtedy sprawę, że perfekcyjna znajomość angielskiego wcale nie jest konieczna, aby skutecznie się porozumiewać, a ciągłe obawy o to czy użyłam poprawnego czasu, poprawnej konstrukcji gramatycznej, powodują, że ze stresu popełniam tych błędów więcej.

Odpowiedz

Ania Listopad 20, 2017 o 20:46

Hej, przestałam się bać mówić po angielsku po tym jak kumpelka mi mówi: Słuchaj, zapytaj pierwszego lepszego Hiszpana co ani me ani be po angielsku „Do you speak English?” to odpowie: „Yes, ok, of course”. A zapytaj Polaka o to samo to powie: „I am extremely sorry, but I don’t speak English very well, I wish I could help you” itd. Cały czas mi chodzi ta historyjka po głowie i już mi wywiało wszelkie obawy przed mówieniem. Uwierzyłam w siebie i mam nieprawdopodobną radochę, że gdy coś mówię to ta druga osoba to rozumie. Nie trzeba się bać 🙂 PS. Jak fajnie że przeczyta to Arlena 🙂 ale nie próbuję się przypodobywać of course…

Odpowiedz

Izabella Listopad 20, 2017 o 20:51

Cześć, dziękuję za kolejny ciekawy podcast! W jaki sposób przełamałam się do mówienia w języku angielskim? Po prostu musiałam porzucić swoje kompleksy w kąt i zacząć załatwić sprawy w tym języku (zarówno zawodowe, jak i osobiste). Myślę, że dobre jest rzucenie się na głęboką wodę przy takiej znajomości jak moja – podstawowa wymowa i słownictwo na początku zupełnie wystarczają. W dodatku dzięki przełamaniu tej bariery wróciłam do pasji, jaką był dla mnie język angielski w szkole podstawowej i znów z radością szlifuję go wieczorami.

P.S. Właśnie tacy ludzie jak Arlena i Michał napędzają mój dziecięcy entuzjazm i motywują mnie do pracy z uśmiechem, bardzo wam za to dziękuję 😉

Odpowiedz

Karolina Listopad 20, 2017 o 20:52

Cześć!

Ja poszłam na studia magisterskie w języku angielskim (żadna filologia, nauki ekonomiczne), studiuję w grupie międzynarodowej (10 Polaków, 10 obcokrajowców). Obcując na co dzień z ludźmi z różnych krajów jedynym sposobem komunikacji jest język angielski. Jeszcze kilka miesięcy temu siedziałabym zestresowana i cicha gdzieś z boku, dziś jest inaczej, uczę się i rozmawiam w języku angielskim, czasami popełniam błędy, ale się tego nie boję tak, jak kiedyś. Czasami warto rzucić się na głęboką wodę 😉 Cieszę się, że miałam możliwość pójść na te studia, na mojej Uczelni pierwszy raz uruchomiono taki kierunek.

Pozdrawiam Michale – od kilku dni jestem posiadaczką Twojej książki.
Pozdrawiam również Arlenę Witt – cenię Panią za profesjonalizm i poczucie humoru.

Odpowiedz

Kamil Listopad 20, 2017 o 20:54

Wyjazd do UK, od razu skok na głęboką wodę i wielkie zdziwienie że tam nikt nie zwraca uwagi na drobne błędy za które w szkole dostawało się 1!

Odpowiedz

Konrad Listopad 20, 2017 o 20:55

Do mówienia po angielsku zmusiło mnie życie, kiedy wyjechałem za granicę do pracy 🙂 Bałem się tego wyjazdu, bo wiedziałem że ten mój angielski jest taki sobie, ale po kilku rozmowach ze znajomymi decyzja zapadła. Wyjechałem do wspomnianej w podcaście Finlandii i wyjścia nie było, trzeba było mówić 🙂 I chociaż początki były trudne, patrząc z perspektywy czasu była to bardzo dobra decyzja. Niby ciągle mam problemy z gramatyką i czasem brakuje jakiegoś słówka, ale mówienie po angielsku w tym momencie jest dla mnie dość naturalne.

Odpowiedz

Justyna Listopad 20, 2017 o 20:56

Przestałam bać się mówić po angielsku dzięki zielonemu potworowi-kosmicie, który pożera zegary. Mam na myśli książeczkę do nauki języka „Muzzy comes back”, którą z zajęciem oglądałam jako dziecko i do której miałam kasety. Puszczałam je sobie na zasadzie bajki, mimo że niewiele jeszcze rozumiałam, ale miałam typowo dziecięce zacięcie do wysłuchiwania nagrań po kilka razy z rzędu. Do tej pory pamiętam misiowaty i leniwy ton głosu Muzziego, który pomógł mi zrobić pierwsze kroki w obcym języku (na moich krótkich wtedy nóżkach) i go dla mnie oswoił, tak że nie bałam się mówić, kiedy już dawałam radę sklecić zdania.

Odpowiedz

Piotrek Listopad 20, 2017 o 20:57

Zacząłem mówić po angielsku…przez gry komputerowe. Jako dzieciak grałem online w gry, gdzie wystarczyło pisać, ale z czasem przesiadałem się na takie, gdzie komunikacja odbywała się przede wszystkim głosowo (na przykład taktyczna gra America’s Army, czyli FPS, w którym oprócz zwykłych rozmówek omawia się też ważne plany strategiczne).
Wolałbym zamieścić tutaj tekst mojej dziewczyny, ale właśnie ją chcę do rozmów po angielsku zachęcić – boi się. Od kilku miesięcy ogląda kanał Arleny i „Grama to nie drama” jest na liście jej życzeń świątecznych 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Wiola Listopad 20, 2017 o 20:58

Hmm, ciągle jeszcze nie przestałam się bać, ale mocno nad tym pracuję.

Odpowiedz

Karol Listopad 20, 2017 o 20:59

🙂 Przestałem się bać kiedy zacząłem rozmawiać z innymi, którzy mówią gorzej i też się boją. Wtedy mi lęk znika. Po kieliszku wina też, ale do tego nie zachęcam, bo trzeba by nosić ze sobą butelkę 🙂

Odpowiedz

Justyna Listopad 20, 2017 o 21:01

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy w restauracji, w której pracowałam (w Anglii) dość szybko dostałam awans i po kilku miesiącach kelnerowania stałam się kierowniczką restauracji. Nagle musiałam zacząć rozwiązywać milion problemów w obcym dla mnie języku, reagować na bieżąco, dzwonić i załatwiać wiele spraw. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zaczęłam myśleć w tym języku! To było totalne zanurzenie bez koła ratunkowego! 🙂 Każdemu życzę możliwości doświadczenia takiego z jednej strony stresującego, a z drugiej niezwykle owocnego czasu w życiu! 🙂

Odpowiedz

Basia Listopad 20, 2017 o 21:02

Jak przestałam się bać mówić po angielsku ?
Nie ukrywając nadal mówienie stanowi dla mnie barierę, natomiast jest ona teraz w formie „płotu”, który jestem w stanie przeskoczyć. Dlaczego ? Odpowiedzią jest język….. migowy. Poznałam osobę głuchą i tak bardzo zapragnęłam z nią porozmawiać ze od razu zabrałam się do nauki. Znając tylko pojedyńcze znaki zamigałam do niej prosty ‚zdanie’ ( na potrzeby sytuacji) .Jej radość i przede wszystkim WYROZUMIAŁOŚĆ w rozmowie ( jeśli można ją było wtedy tak nazwać) sprawiły, że przestałam się bać. Ważny jest sam akt komunikacji, na drugim miejscu jest sposób komunikacji- zawsze można to dopracować. Ta myśl zmieniła barierę nie do pokonania na ”płot”. Z angielskim jest podobnie: poznałam osobę z którą muszę porozumiewać się w tym języku, ale wiem, że to najlepszy sposób na dopracowanie sposobu mówienia.

Odpowiedz

Krzysiek Listopad 20, 2017 o 21:02

Hej, jak się nie umie angielskiego i podstawowych słówek to zawsze jest obawa przed mówieniem, nawet kompletne zamknięcie sie na nauke. Tak było w moim przypadku, ponieważ wyjechalem do Francji kompletnie nie znajac angielskiego i zacząłem prace tylko z francuzami bez żadnych rodaków. Dopiero po trzech miesiącach kiedy kolega z pracy (francuz) nie ustepowal i caly czas do mnie gadal po angielsku, aby sie ze mna porozumiec, cos sie dowiedziec, zacząłem polamanym angielskim cos do niego mowic, i tak zacząłem przelamywac bariere jezykowom. Teraz tylko potrzebuje doskonalic i uczyć sie wiecej języka angielskiego, co ulatwila by mi książka Arlenki 😉
Pozdrawiam wszystkich

Odpowiedz

Darek Listopad 20, 2017 o 21:07

Przestałem bać się, kiedy zapisałem się na wymianę językową online. Ja byłem nauczycielem litewskiego, a w zamian otrzymałem żywy angielski z wyraźnym lokalnym akcentem. Nie od razu przestałem bać się. Strach minął dopiero po 3 czy 4 konwersacjach. Teraz oglądam filmy i słucham podkasty w jęz. angielskim i też daje radę.

Odpowiedz

Agata Listopad 20, 2017 o 21:10

Przestałam się bać, gdy niepewna swoich umiejętności zapisałam się na kurs językowy, dołączyłam do już istniejącej grupy i okazało się, że … mówię najlepiej. To był przełom, gdy tłumaczyłam koleżankom po lekcji, to czego nie zrozumiały. Jako jedyna odpowiadam na każde pytanie nauczyciela. Jednorazowo wzrosła moja pewność siebie i z marszu przestałam się bać. Nie mówię biegle, ale przynajmniej próbuję, czego wcześniej nie robiłam ze strachu.

Odpowiedz

Valentyna Listopad 20, 2017 o 21:12

Hmmm…..zawsze się bałam odpowiadać komuś po angielsku, szczególnie gdy ktoś pytał o drogę, a że mieszkam w Krakowie to podobnych sytuacji miałam co drugi dzień. Widząc obcokrajowca, który się zbliża, i który jeszcze nie zdążył dokończyć swoje pytanie zawsze odpowiadałam „Sorry, I don’t speak English”. Jestem osobą z dobrym sercem i chętnie pomagam ludziom, gdy ktoś prosi o pomoc, natomiast w tej sytuacji czułam się bezradna. Pewnego dnia tak się na siebie wkurzyłam, że mam strach, żeby otworzyć buzie i mówić po angielsku, że stwierdziłam, iż rzucę sie na głęboką wodę i poszłam na English Meeting, gdzie przychodzi dużo obcokrajowców i ludzie rozmawiają wyłącznie po angielsku, a mój angielki był na poziomie A2. Mogłabym jeszcze długo pisać ale powiem tylko jedno, wychodząc ze spotkania już więcej nie bałam się mówić po angielsku. W tej sytuacji rzucenia się na głęboką wodę akurat pomogło 🙂

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 20, 2017 o 21:13

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy wyjechałam na wycieczkę na Słowację w wieku 15 lat i spotkałam bardzo sympatycznego wysokiego chłopaka, który ślicznie rozmawiał po angielsku, po prostu musiałam mówić cokolwiek, żeby zwrócić na siebie uwagę 😀

Odpowiedz

Monika Listopad 20, 2017 o 21:16

Przesłuchałam podcast z wielką przyjemnością! Widzę podobieństwa między mną a Atletą. Ja też wcześnie widziałam czego chce i dążyłam konsekwentnie do celu, nie oglądając się na rówieśników, którzy na lekcji angielskiego, woleli uprawiać końskie zaloty, niż rozmawiać z native speaker’ką. Właśnie w gimnazjum przełamałam, może nie lęk przed mówieniem, ale nabrałam w tym swobody. Uczyłam się wcześniej angielskiego, więc można wręcz powiedzieć, że plotkowalam sobie z nauczycielką po angielsku, na najrożniejwze tematy, bo miała na prawdę luźne podejście. A oprócz tego musiałam być tłumaczem i pośrednikiem,między nią a klasą, bo nikt nie chciał mówić po angielsku, a inaczej się nie dało bo Rebecca faktycznie nie znała polskiego. Do tej pory bardzo miło ją wspominam, i teraz uświadomiłam sobie, że właśnie jej zawdzięczam swobodę w porozumiewaniu się po angielsku 😉 Jednak rozmowa to jedno, a gramatyka to drugie. Kiedyś Rebecca pożyczyła mi książkę z ćwiczeniami gramatycznymi, które rozwiązywałam jak krzyżówki: dla przyjemności. Na samą myśl o książce Arletty, cieszy mi się buzia! Pozdrawiam 😉

Odpowiedz

Jerzy Listopad 20, 2017 o 21:20

Na ulicy dopadł mnie kiedyś gość pytający się tylko po angielsku, którędy do biblioteki. Zaskoczenie wielkie, ale chęc wykazania sie była tak silna, ze wytłumaczyłem. Pal sześc czasy, najważniejsze, ze wymówiłem do obcego człowieka zrozumiałe dla niego współrzędne biblioteki. 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 20, 2017 o 21:22

Było to kilka lat temu podczas świąt kiedy to moja kuzynka przedstawiła nam swojego nowego partnera – Duńczyka. Podczas kolacji Wigilijnej wszyscy ze sobą rozmawiali, a za tłumacza z polskiego na angielski (nie umiała jeszcze duńskiego) robiła Iza, ja jedynie biernie słuchałem. Musiałem się odezwać kiedy kuzynka na chwilę odeszła od stołu, a polsko-duńska wymiana zdań była bardzo zacięta. Słowa Izy: „to teraz młody trochę potłumaczy” przełamały moją niechęć do wypowiedzi w języku angielskim. Zrozumiałem wtedy, że posiadam wystarczające umiejętności, aby dość swobodnie przekazywać najróżniejsze treści – oczywiście wspomagając się translatorem 😀

Odpowiedz

Anna Listopad 20, 2017 o 21:23

Zmieniłam miejsce pracy gdzie codziennie obsługuje obcokrajowców. Nie miałam wyboru musiałam wytłumaczyć działanie leku po angielsku i to prostym językiem. Nie każdy zna medyczny angielski. Im więcej mówiłam tym było łatwiej. Przestałam tłumaczyć słowo w słowo. Musiałam mówić i to tak żeby być zrozumianą 🙂

Odpowiedz

Rafał Listopad 20, 2017 o 21:28

Przestałem bać się mówić po angielsku na drugim roku studiów, kiedy postanowiłem dołączyć do międzynarodowej organizacji studenckiej i mówiąc wprost – nie miałem innego wyjścia 🙂 zostałem „buddym” – opiekunem – dla dziewczyny z Singapuru, która przyjechała do Polski w ramach wolontariatu. Pół roku pokazywania jej ciekawych miejsc – kawiarni, sklepów, ksiegarni w Warszawie i oczywiście towarzyszące temu rozmowy i żarty sprawiły że nie mam żadnych barier dotyczących rozmów w j. Angielskim. No, może jeszcze trochę w rozmowach biznesowych 🙂 Pozdrawiam!

Odpowiedz

Marta Listopad 20, 2017 o 21:28

Podjęcie pracy z wymaganym językiem angielskim na bardzo dobrym poziomie – B2. Przeceniłam swoje możliwości wpisując, że takowy posiadam. Pracę dostałam. Rzucona na głęboką wodę, kontakt z klientem anglojęzycznym, od pierwszego dnia wręcz pchałam się do obsługi klienta anglojęzycznego mimo świadomości, że mój język nie jest wystarczający, żeby dobrze i poprawnie przeprowadzić rozmowę. To zmotywowało do otworzenia się na rozmowę, przygotowania w domu „gotowych” rozmów, dialogów, scenek i historyjek dotyczących bieżących sytuacji, które mogłam klientom opowiadać. I tak to się stało – mówię, nie boję się.

Odpowiedz

Alicja Listopad 20, 2017 o 21:29

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku? Chciałabym móc się podzielić jakąś romantyczną lub zabawną historią, ale to była po prostu konieczność. Większość podstawowych struktur i słówek wyniosłam ze szkoły, jednak prawdziwego „żywego” języka nauczyłam się przez internet, a dokładniej za pomocą Twittera. Jako zagorzała fanka pewnego amerykańskiego wokalisty nawiązałam kontakty z innymi fanami z całego świata. Słownik stał się moją osobistą „biblią”. Jednak nawet jeśli potrafiłam się „dogadać” uderzając palcami w klawisze komputera, nie potrafiłam się przełamać, żeby mówić. Zmusiła mnie do tego sytuacja. Rok temu postanowiłam wyjechać za granicę w celach zarobkowych. Przez pierwsze 2 miesiące byłam tu kompletnie sama. Musiałam sobie jakoś poradzić. Początki łatwe nie były. Moja wymowa była jakby trochę sztywna i dużo ludzi nie rozumiało większości tego, co mówiłam. Normalnie bym się pewnie poddała, ale tym razem nie mogłam. Wbrew sobie Starałam się rozmawiać coraz częściej aż w pewnym momencie zauważyłam, że jest mi coraz łatwiej – ja rozumiem coraz więcej a i ludzie rozumieją mnie. To mi dało mega pozytywnego kopa i dodało pewności siebie 🙂 teraz, pomimo że mój angielski jeszcze nie jest na zadowalającym mnie poziomie, nie boję się już mówić, nawet u lekarza czy przy załatwianiu spraw urzędowych, co może wydawać się bardzo trudne.

Odpowiedz

Julia Listopad 20, 2017 o 21:31

Ja przestałam się bać mówić po angielsku jak rzuciłam się na głęboką wodę – poszłam na studia w języku angielskim 🙂 Co prawda w Polsce, wykładowcy to w większości też Polacy, ale i tak bardzo dużo z tego wyciągnęłam. 19 lat – czas, w którym jeszcze kształtują się umiejętności i pasje młodego człowieka. Studia finansowe w obcym języku wymusiły na mnie bardzo dużo nauki angielskiego, również słownictwa fachowego. A że do tego jestem osobą ambitną, która zawsze udzielała się w szkole, musiałam się przemóc (żeby zaspokoić moją chęć udzielania odpowiedzi na pytania profesorów)! Na początku studiów zdałam też CAE na ocenę A, więc byłam z siebie bardzo dumna 🙂 Teraz jestem na ostatnim roku i pouciekało mi dość dużo zasad i nowinek językowych. Ze słownictwem problemu nie mam, z mówieniem też nie, dlatego chętnie przygarnęłabym książkę Arleny żeby tą wiedzę gramatyczną przywrócić (ona jest w którejś szufladce mózgu, ale dawno nie uporządkowywana). Tym bardziej, że jestem jednym z cichych psychofanów Wittaminy – obserwuję, ale się nie udzielam, to mój pierwszy komentarz do Arleny. Pozdrawiam serdecznie, zarówno Arlenę, jak i Michałą 🙂

Odpowiedz

Michał Listopad 20, 2017 o 21:31

Michale,
przede wszystkim dziękuję za prowadzenie bloga i oby więcej takich ludzi jak Ty i Arlena. Podziwiam was za wytrwałość i determinację w realizowaniu celów i marzeń.
Zgodzę się z Tobą, że nauka angielskiego to w dzisiejszych czasach podstawa.
Jak to sam określiłeś – „To najlepsza inwestycja, jakiej możecie dokonać w młodym wieku”.
Jestem ciągle na etapie pokonywania tej niewidzialnej bariery językowej 🙂
W moim przypadku sprawdza się po prostu vocabulary. Im więcej znam słów i zwrotów, tym pewniej czuję się podczas rozmowy. Strach maleje, gdy rośnie wiedza.
Ogromny postęp w nauce zawdzięczam mojej nauczycielce języka angielskiego w szkole podstawowej. Uczyła nas ona za pomocą skojarzeń, rysowała np. węża w jeziorze, a obrazek podpisywała – „snake in lake”, czy np. „ass in grass” – tego już tłumaczyć nie trzeba 😉 Pozdrawiam gorąco i życzę powodzenia w pracy przy następnych projektach.
~`czytelnik

Odpowiedz

Patrycja Listopad 20, 2017 o 21:32

ja swoją barierę pokonałam dość niewinnie, bo podczas kursu językowego, okazało się, że zmienił się native -ten nowy wcale nie miał bogatego zasobu słownictwa i też popełniał błędy. Ale potrafił nam, czasem mocno gestykulując, wytłumaczyć z uśmiechem na twarzy i pluszem w serduszku o co dokładnie mu chodzi. Wtedy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę każdy popełnia błędy, ale sztuka polega na tym, żeby nie bać się mówić za mało.
Kolejne sytuacje były już bardziej prozaiczne typu jazda komunikacja miejską i czasem mimowolne słuchanie rozmów obcokrajowców, gdzie starałam się niczym prof. Miodek wyłapywać ich błędy, a czasem zapamiętywać niezrozumiałe zwroty i je sobie googlować.
Oczywiście najlepszą metoda przełamującą lęk przed mówieniem po angielsku jest alkohol- wychodząc ze znajomymi na miasto po jednym drinku wyrzucam z siebie słowa jak profesjonalny karabin maszynowy

Odpowiedz

Barbara Listopad 20, 2017 o 21:35

Cześć,

dziękuję za możliwość wygrania książki. Przydałaby się mojemu bratu :).

Jak wszystko, co na początku nas przeraża i mój powód przełamania się jest banalny. Na studiach wykładowcy fonetyki dosadnie uświadamiali mi, że nie potrafię mówić po angielsku. Z nerwów (i ciągłego poniżania) rzuciłam lingwistykę i się nie odzywałam, tylko czytałam książki angielskie. Pewnego dnia w pracy, jedna osoba „wrobiła” mnie w oprowadzanie grupy z Erasmusa i do pomocy dała drugą koleżankę. Stanęłyśmy przed studentami i kompletnie jej nie szło. Z nerwów nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego poprawnego zdania. A ja? Ja popłynęłam i po prostu zaczęłam mówić. Nawet (mimo że nie brzmiałam jak native speaker) byłam zrozumiana i odpowiadałam na pytania. Reszta jest historią.

Odpowiedz

Klementyna Listopad 20, 2017 o 21:36

Hej!
Dziękuję za ciekawy materiał!
Jeśli chodzi o pytanie konkursowe -u mnie bynajmniej nie był to super wysoki poziom języka, a zmiana myślenia. Okazuje się, że jak człowiek wyluzuje to się bez problemu porozumie z obcokrajowcem, chyba że druga osoba bardzo bardzo nie chce się dogadać to wtedy nasze największe umiejętności nie pomogą 😉

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Tomasz :) Listopad 20, 2017 o 21:37

Cześć!
Odpowiadając na stawiane pytanie: tak na prawdę wciąż boję się rozmawiać po angielsku. Boję się, ale staram się mówić (nawet sam do siebie:) ). Wiem, że dzięki temu będę miał szansę na lepsze zarobki, poszerzę możliwość zdobywania wiedzy anglojęzycznej oraz przede wszystkim będę mógł poznać o wiele więcej fantastycznych osób! TO są moje główne motywacje do tego, aby strach odrzucić na bok.
Szczerze ufam, że książka Pani Arleny mi w tym pomoże 🙂

Odpowiedz

Marzena Listopad 20, 2017 o 21:37

W liceum miałam cudowną panią z angielskiego, która bardzo dużo od nas wymagała pod względem nauki gramatyki i słownictwa, a jednocześnie była fantastyczną, rozgadaną i wesołą osobą, która wszystkich traktowała tak samo i akceptowała – to ona mnie inspirowała, chwaliła i zachęcała do dalszej pracy. Wszystko to dawało mi olbrzymi zastrzyk wiary w i pewności siebie i powodowało, że przełamywałam ogromną nieśmiałość i obawę przed mówieniem. To było już prawie 16 lat temu…Dziś ja jestem nauczycielką angielskiego i jestem z moją panią z angielskiego po imieniu 🙂

Odpowiedz

Paweł Listopad 20, 2017 o 21:39

Ja niestety nie przestałem się jeszcze bać rozmawiać swobodnie po angielsku z innymi. Zawsze przysparza mi to problemów, kiedy chcę powiedzieć kilka zdań swobodnie od siebie w obcym języku. Jednak nie poddaję się i staram się pogłębiać ten wiedzę na temat tego języka, dzięki czemu staję się w nim coraz bardziej pewny. Mam nadzieję, że książka, którą można wygrać ułatwi mi proces nauki 🙂

Odpowiedz

Tedy Listopad 20, 2017 o 21:41

U mnie ta walka ze strachem przed mówieniem ciągle trwa 😉 ale już coraz więcej bitew mam WYGRANYCH i to jest najważniejsze.

U mnie punktem zwrotnym w pokonaniu strachu przed mówieniem po angielsku,
było WIELKIE MARZENIE wyjazdu i zobaczenia Stanów Zjednoczonych.

Pomyślałem sobie, jak tam tak bardzo chcę jechać to muszę się nauczyć mówić po angielsku.
No i zacząłem przy każdej nadarzającej się sposobności nawiązywać kontakty i mówić po angielsku 🙂

Odpowiedz

Jacek Listopad 20, 2017 o 21:41

W moim przypadku krokiem milowym z przełamaniu się, do mówienia po angielsku było rzucenie mnie na głęboką wodę. Wyjechałem za granicę i, jak wiadomo, tam bez języka ani rusz. Co prawda angielski jako-tako znałem ale zawsze uważałem, że moje zdania są zupełnie podstawowe, wręcz przedszkolne i raczej nie prowadziłem żadnych dialogów. Dopiero gdy zobaczyłem na własnej skórze, że to co aktualnie posiadam wystarcza do sprawnej komunikacji, ludzie rozumieją to co mówię a niektórzy nawet chwalą mój poziom, zrozumiałem, że nie jest źle a pewność siebie poszybowała w górę.
Po tym zacząłem coraz chętniej, sam z siebie, nawiązywać dialogi. Szczególnie było to widoczne podczas uczelnianych imprez gdzie miałem do czynienia ze studentami z programu erasmus. Uświadomiło mi to, że ważna jest zasada „Nie jest ważne jak mówisz. Po prostu mów jak najwięcej!”.
Do teraz czasem występują u mnie małe blokady, jednak nie jest to „gula” w gardle, przez którą nie potrafię wydusić ani słowa.

Serdeczne pozdrowienia!

Odpowiedz

Adam Listopad 20, 2017 o 21:42

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy zrozumiałem fakt, że każdy popełnia błędy w trakcie jego nauki. Wspólna wymiana tych błędów podczas rozmowy, nauki prowadzi nie do wstydu a do ich eliminacji.

Odpowiedz

Paulina Listopad 20, 2017 o 21:42

Od dziecka uwielbiam ten język. Jak byłam mała miałam takie małe zboczenie… Jak nikt nie patrzył włączałam BBC World i oglądałam wiadomości 😉 uwielbiam brytyjski angielski 🙂 przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy uświadomiłam sobie, że nie muszę być idealna. Nie trzeba mówić idealnie, żeby się dogadać, a o to przecież chodzi.

Odpowiedz

Kinga Listopad 20, 2017 o 21:43

Posłuchałam jak mówią Angole i przestałam się wstydzić. Stwierdziłam że skoro oni mają w nosie gramę to ja też mogę.Anglik ledwo rozumie Amerykanina a Szkota zazwyczaj wcale. To bylo mile, że słuchając Polki Anglik się uśmiecha i nie każe mówić slowlyyyy jak Walijczykowj 😉

Odpowiedz

Arek Listopad 20, 2017 o 21:45

Jeszcze nie przestałem:) Dlatego czytam takie blogi jak ten i oglądam filmy na YouTube z przesympatyczną brunetką. Ale żeby nie przesłodzić dodam łyżkę powagi. Poznajemy nowe rzeczy, rozwijamy się . Kiedy już nakarmimy się wiedzą na tyle wystarczająco żeby się odważyć i spróbować, pojawia się pewność siebie i wtedy jest już z górki..chyba. Powiem po angielsku…jak zjadę 😉

Odpowiedz

Renata Listopad 20, 2017 o 21:55

Przestałam się bać, że mój angielski nie jest perfekcyjny i zaczęłam mówić, bo musiałam. Po prostu musiałam porozumieć się, żeby cokolwiek załatwić np. znaleźć nocleg, zrobić zakupy, zapytać o drogę, a będąc za granicą w krajach europejskich (byle nie we Francji) jest szansa, że inni też choć trochę znają ten język.

Odpowiedz

Anna Listopad 20, 2017 o 21:55

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku: jako nastolatka przeżywałam prawdziwą traumę z powodu „nie bycia” nativem i nie posiadania w związku z tym możliwości zrozumienia wszystkich słów użytych w encyklopedii Britannica. Potrzebowałam ok. 10-15 lat, żeby pogodzić się z tym dramatem :). W dorosłym już życiu kieruję się zasadą, że „perfekcjonizm jest gorszy od faszyzmu” i że wystarczy robić lub umieć coś „wystarczająco dobrze”, nawet jeśli „wystarczająco” oznacza czasem pobieżnie lub słabo. Nie silę się już na czytanie Szekspira w oryginale, ale skoro potrafię sobie zamówić obiad w restauracji lub zapytać o drogę to jest OK. Kiedyś paraliżowały mnie wygórowane ambicje i chory perfekcjonizm, dziś szkoda mi czasu na takie pierdoły. Wrzuciłam na luz bo wiem, że i tak nigdy nie będzie idealnie. Na szczęście 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 20, 2017 o 21:57

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy wyjechałam za mężem ( wtedy jeszcze chłopakiem) do Anglii i.. zostałam rzucona na głęboką wodę. Musiałam sama iść do urzędu załatwić formalności, do banku założyć konto, sama znaleźć pracę. I jeszcze odbyć rozmowę kwalifikacyjną w tym języku! Jestem z siebie ogromnie dumna i mam wrażenie, że więcej nauczyłam się przez kilka miesięcy pobytu w Anglii, niż przez 9 lat nauki języka w Polsce. Pozdrowienia dla wszystkich strachliwych;-)

Odpowiedz

Lukasz Listopad 20, 2017 o 21:58

W 2006 roku pierwszy raz poleciałem wraz z kolegą który zupełnie nie znał języka do Norwegii i tam po raz pierwszy zobaczyłem jak to jest na prawdę „mówić po angielsku”. Obawy przed wyjściem na nie mówiącego po angielsku zniknęły w momencie przesiadki między lądowaniami musieliśmy znaleźć drogę do sąsiedniego gejta , skąd mieliśmy odlatywać. Dalej już jakoś poszło kolejne środki lokomocji , taxi , prom, kolejne taxi i tak po prawie 1500km dotarliśmy na miejsce i wtedy stwierdziłem, że już nie mam obaw przed mówieniem „po angielsku”.

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 21:58

Bo znalazłam nieziemską dla mnie motywacje. A prosze wierzyć naprawdę przychodziło mi trudno ponowne zaczęcie nauki od kolejnego początku…. ale po koleji. Uczestniczyłam w zeszłym roku w kursie prowadzonym przez angielską instruktorkę. Całość tłumaczona, i jakoś nie odczułam przez to jakiegoś większego braku znajomości języka. Natomiast w tym roku byłam na drugim poziomie i wtedy było już inaczej. Wszyscy uczestnicy poza mnią i jeszcze jedną osobą rozmawiały swobodnie z prowadzącą. Czułam się jak alien dosłownie! I to właśnie dało mi kopa. Zaczełam słuchać pani Arleny, szukam filmików w necie. Zaczełam nagrywać siebie jak mówie. I mam nadzieje że do kolejnego kursu będzie inaczej. Moja pasja, nowy zawód motywuje mnie. I co najważniejsze nie chce się już czuć jak alien który nie umie wydukać z siebie słowa.

Odpowiedz

Angelika Listopad 20, 2017 o 21:59

Kiedy schowałam swoje ambicje w kieszeń i zaakceptowałam, że mogę: popełniać błędy, brzmieć czasem śmiesznie albo nawet zrobić z siebie głupka. Zaczęłam traktować siebie z dystansem i dozą humoru. Dodałam do tego ciągle oglądanie filmów bez literek na dole ekranu. Mój mózg chyba się otworzył. A najważniejsze : a najważniejsze co zrobiłam to zwyczajnie zaczęłam.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Ina Listopad 20, 2017 o 22:00

Zwięźle, dobre sobie.
Skrót:
Byłam w sytuacji w której zależało mi, żeby godnie reprezentować kraj (jak to brzmi!) przed zagranicznymi gośćmi z całego świata. Trzeba było ogarniać dużo spraw organizacyjnych i okazało się, że mimo początkowego strachu, język nie zmieścił się na mojej liście problemów tamtego dnia, a był to cały dzień wittania (ha! Wittarlena) gości.

Całość:
Ostatnio odbywały się w Gdańsku międzynarodowe mistrzostwa łyżwiarstwa. Razem z koleżanką z klubu przyjmowałyśmy cały dzień sportowców, trenerów i (największa odpowiedzialność) sędziów ISU na gdańskim lotnisku.
Rozmowy z nimi okazały się mniejszym problemem niż dogrywanie kierowców busów do opóźnionych lotów. Z każdą kolejna grupą łyżwiarzy, z kolejnego zakątka świata, szło nam juz coraz lepiej. Stres powoli znikał. A w połowie dnia usłyszałyśmy od Amerykanki, że mamy świetny angielski. 🙂

Podsumowanie:
Wydaje mi się, że ze strachem pomagają sytuacje, w których angielski jest obecny, ale nie jest w centrum uwagi. Potem nagle się okazuje, że jakoś to poszło!

Dopisek:
Startuję w konkursie, bo bardzo chciałabym wygrać książkę na prezent dla siostry. Ja już mam! Chwale się i polecam! :*

Odpowiedz

Marlena Listopad 20, 2017 o 22:00

Cześć!

Ja przestałam sie bać mówić po angielsku jak poszłam na rozmowę o prace i okazało sie, ze rekrutujący manager jest Koreańczykiem i rozmowa bedzie po angielsku. Zaczęłam jakoś odpowiadać na zadawane pytania, raz lepiej raz gorzej, ale widziałam ze druga strona mnie rozumie. To dodało mi odwagi i poszło lepiej niz myślałam. Dostałam prace i potem musiałam codziennie używać angielskiego, zeby zrozumieć sie z moim szefem, wiec przestałam sie tego bać, bo wiedziałam ze on tez robi błędy w wymowie i nikt nie jest idealny. Najważniejsza jest praktyka, trzeba próbować mimo, ze nie jest idealnie 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Kamila Listopad 20, 2017 o 22:00

Angielskiego zaczęłam się uczyć w 4 klasie podstawówki w czasach słusznie minionych, gdzie angielski to najwyżej na piraconych piosenkach mogłam usłyszeć. Poczatkowo oczywiście bariera ogromna.
Ale w pewnym momencie pojawił się na horyzoncie Szwed, który bardzo chciał podszkolić swój angielski, a nie miał z kim, więc gadał do mnie namiętnie, nie zrażając się lakonicznymi odpowiedziami yes, no i I don’t know. Cieszył się, że ktoś go rozumie i uparcie zachęcał mnie do interakcji. Kiedy umiałam już na tyle dużo żeby zakumać, że on robi masę błędów, a mimo to mówi, odważyłam się. Komplement, że mam bardzo dobrą wymowę również pomógł. A potem poszło 🙂
Na niemieckim już nie miałam oporów.

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 22:02

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”
Przestałem sie bać mówić po angielsku, gdy byłem w USA. I to już po pierwszych godzinach tam spędzonych, już na lotnisku. Tam MUSIAŁEM mówić w tym języku + body language na początku 🙂
Wcześniej w Polsce dukalem, co kazdy wyraz było yyyyyyyy.
Amerykanie, a szczególnie „kolorowi” mieszkańcy tego kraju, bardzo mi pomagali, zamiast mnie olać, wyjaśnili mi, ze czuja sie lepsi, bardziej wartościowi, ze mogą komuś pomoc z przełamaniem bariery j.ang.
Na początku nawet nie słyszałem u siebie tych błędów, które popełniałem. Dopiero po około 2 tygodniach mój angielski stał sie tak płynny, ze gdy popełniłem błąd, byłem tego świadomy. NIE PANIKOWALEM!
Co ciekawe, native speaker’zy z USA tez popełniają błędy, np. używając Present Perfect. Po kilku miesiącach niektórych Amerykanów NAUCZYŁEM STOSOWANIA tego czasu, za co byli mi wdzięczni. Oczywiście oni stosowali wszędzie Piast Simple.
To tyle…… teraz nawijam po angielsku, ale zawsze staram sie mówić wyraźnie.

Odpowiedz

Marlena Listopad 20, 2017 o 22:03

Moja DRAMA 😉 z mówieniem zakończyła się gdy w spożywczaku zapomniałam jak nazywa się „mąka” po angielsku 😀 więc kombinowałam „yyy potrzebuje coś białego, z czego się robi chleb”. 😀 Wtedy zrozumiałam, że angielski is easy. Od kuperka strony też można się zrozumieć 😀

Odpowiedz

Sylwia Listopad 20, 2017 o 22:04

Przełamałam strach przed mówieniem, gdy zdałam sobie sprawę z tego że język jest „tylko” środkiem, a nie celem samym w sobie. Że to środek do tego, aby być z ludźmi, poznawać świat. Ze nie chodzi o to, żeby kiedyś po prostu powiedzieć: „umiem angielski”.

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 22:07

Kiedy przestałam się bac?Jak zauwazyłam za granicą,że inni obcokrajowcy wcale nie mówią lepiej ode mnie a nie mają oporów z tym zwiazanych.jak nie pamiętał któryś wyrazu,to pomagał sobie rękami:).
Podstawa to próbować i nie bać się!W końcu każdy kiedyś zaczynał:).Pozdrawiam z Gdyni:)

Odpowiedz

Ina Listopad 20, 2017 o 22:10

Cześć! Powrót do pewności w mówieniu po angielsku, którą zatraciłam po wielu latach zastoju, nastąpił u mnie przez a) zakup książki Lord Of The Rings w oryginale i codzienne czytanie na głos paru stron przed snem (po takiej lekturze już żadna książka po angielsku nie jest straszna! Jestem na 789 stronie :)), b) wyłączenie najpierw polskich, a coraz częściej angielskich napisów w uzależniająch serialach, c) cotygodniowe lekcje z nativem, który gada jak najęty, ale czasem można wtrącić słówko, d) stąd też to gadanie do siebie w samotności. Udaje się, bo to było moje solidne postanowienie –
otoczyć się na co dzień językiem angielskim. Pozdrowienia dla Ciebie i Arleny!

Odpowiedz

Marek Listopad 20, 2017 o 22:12

Angielskiego używam w pracy w normalnej komunikacji mailowej, ale również w wideo konferencjach z moimi przełożonymi z Ameryki. Przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy usłyszałem jak inni ludzie na tych spotkaniach, którzy tak jak ja nie mówią natywnie po angielsku, mówią dużo gorzej ode mnie 😉

Odpowiedz

Przemysław Listopad 20, 2017 o 22:14

Przede wszystkim przestałem bać się mówić po angielsku dzięki temu, że miałem okazję żeby używać tego języka. Dużo styczności z ludźmi z za granicy otwiera Cię na nowe kultury czy po prostu podejście do życia. Zaczynałem jak zwykle najprościej od pierwszych kilku słów czy zdań powiedzianych po angielsku, przy czym miałem 100 % pewności że są to zdania poprawne, ale nie zapominajmy że proste. I poszło. Przestałem się bać używać języka poprzez praktykę od pierwszego kroku do drugiego i tak dalej.

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 22:16

Przestałem się bać mówić po angielsku w momencie gdy mojej uwadze zaczął umykać fakt, że mówię po angielsku w sposób odległy od moich wyobrażeń o tym jak powinień język angielski brzmieć i dźwięczeć. Są momenty, że strach powraca bo to wciąż język pojawiający się jak gość z dalekich krajów ale po chwili skupienia się na tym, żeby mógł on jak najbardziej zaistnieć a nie być tylko perfekcyjnym strach znika.

Odpowiedz

Wojtek Listopad 20, 2017 o 22:23

Przestałem bać mówić po angielsku, jak w pracy musiałem zacząć używać tego języka. Na początku miałem obawy w kontakcie w obcokrajowcami, jednak podczas spotkań odkryłem, że obywatele z krajów nieanglojęzyacznych nie mówią idealną angielszczyzną i w sumie nie mam powodów do kompleksów. Oczywiście nie mówię, jak biegły Brytyjczyk, ale staram się pracować na moim słownictwem i co najważniejsze moi rozmówcy nie muszą prosić mnie o powtarzanie zdań, bo dociera do nich sens słów jakie do nich kieruję.

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 22:25

Przestałem bać się mówić po angielsku, gdy zacząłem chodzić do szkoły językowej i brać udział w konwersacjach 🙂

Odpowiedz

Martyna Listopad 20, 2017 o 22:26

Jako młody naukowiec na początku kariery naukowej zdałam sobie sprawę, że na pewnym etapie wiedza dostępna w polskiej literaturze nie jest już wystarczająca do rozwijania swoich tematów badawczych, dlatego zaczęłam szukać nowych ścieżek i możliwości rozwijania wiedzy, w tym w języku angielskim. Co więcej, należy podkreślić, że chociażby chwila rozmowy ze światowymi specjalistami w zgłębianej dziedzinie (np. podczas wizyty na międzynarodowej konferencji naukowej), może być znacznie bardziej wartościowa niż przeczytanie tomów książek i artykułów. Dlatego uważam że, tak jak w moim wypadku, nie należy się bać rozmawiać, szczególnie kiedy nadarza się okazja (być może jedyna w życiu!) na nawiązanie kontaktu z osobą, która może zmienić twój sposób patrzenia na problem badawczy o 180 stopni. A tutaj liczy się przede wszystkim komunikatywność, nie gramatyka, bo przecież każdy popełnia błędy i to często nawet w swoim ojczystym języku. 🙂

Odpowiedz

Sebastian Listopad 20, 2017 o 22:26

Przestałem bać się mówić po angielsku w momencie gdy razem z dziewczyną pojechałem na wakacje do Budapesztu i musiałem dogadywać się z każdym czy to w kwestii znalezienia jakiegoś miejsca, czy to obsługa w restauracjach, zakupy itp. Mimo, że moja mowa po angielsku wtedy nie była na wysokim poziomie to myśl, że słucha mnie dziewczyna ( która po angielsku nie mówi nic ) i że jestem facetem i muszę tą albo inną rzecz załatwić dodawała mi dużo motywacji i jakieś +50 do mojego angielskiego flow. W praktyce wychodziło dosyć zabawnie bo często mieszałem czasy i słówka ale sama płynność wypowiedzi robiła ze mnie w oczach mojej dziewczyny rodowitego anglika 🙂 A no i najważniejsze, że się dogadywałem więc cel był osiągnięty i wszyscy szczęśliwi a ja wróciłem z większą pewnością siebie w kwestii rozmawiania po angielsku.

Odpowiedz

Ania Listopad 20, 2017 o 22:27

Ja w zasadzie cały czas się boję mówić po angielsku, ale jak to typowo w Polsce, tylko w obecności Polaków. Czuję zawsze na karku te spojrzenia „czy byków gramatycznych nie robi, a jaka wymowa etc etc”. Łapie mnie paraliż umysłowy i już!
Cieszę się że przeczytałam ten post i dowiedziałam się o Pani oraz Pani kanale na YT. Mam nadzieję, że pomoże mi to uporać się z tym problemem. Nie ukrywam że książka „grama to nie drama” też by bardzo pomogła 😉
Pozdrawiam

Odpowiedz

Łukasz Listopad 20, 2017 o 22:29

Ja przełamałem barierę językową jak pracodawca wysłał mnie zagranicę w roczną delegację. Byłem załamany bo nikt nawet nie spytał mnie jak mi idzie z angielskim. A tam mając zespół 20 osób (pracowników fizycznych którzy żadnego języka nie znali i większość pierwszy raz w życiu wyjechała zagranicę) to nie miałem wyjścia. Na początku byłem przerażony tym i ciągle myślałem o tym że nie dam rady. Ale na miejscu jakoś się momentalnie przestawiłem i nawet zacząłem używać słów o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Po prostu worek ze słówkami się otworzył. Nie były to płynne i gramatyczne dialogi ale rozumieliśmy się nawzajem. Na pewno życzliwość i pogodne podejście obcokrajowców dużo pomogło.
Pozdrawiam
Łukasz

Odpowiedz

Magda Listopad 20, 2017 o 22:29

Studiuję pielęgniarstwo, podczas jednych z praktyk na tym samym oddziale zajęcia mieli również studenci z zagranicy. Jeden z nich *dyskretnie* przyglądał się mojemu identyfikatorowi, żeby później wysłać mi zaproszenie na Facebooku. Zaproszenie pozostało niezaakceptowane, a ja mimo zaczepek przechodziłam obojętnie tylko dlatego, bo wstydziłam się mówić w obcym języku. Wracając z sali pacjenta usłyszałam „o, she’s comming” po czym „she isn’t as pretty as on profile picture”. Pomyślałam sobie, NO CO ZA BUC, zajęcia od godziny 7, uniform przypominający worek plus kretyńsko upięte włosy (co wymagane jest na mojej uczelni), oczywiste, że nie wyglądam tak dobrze, jak na zdjęciu profilowym! Odwróciłam się i zarzuciłam soczystym „ASSHOLE”. Zaraz po tym prędko zmyłam się z miejsca zdarzenia, takie oto przełamanie bariery języka… 😉

Odpowiedz

Adam Listopad 20, 2017 o 22:32

To było w zeszłym roku, gdy poszedłem do pracy podczas studiów i zarobiłem sobie na wyjazd z dziewczyną do Włoch(mój pierwszy wyjazd za granice w życiu) . Jak że jesteśmy jeszcze studentami całość miała być w klimacie low-cost więc najtańszy lot z Warszawa-Modlin–> Rzym był taki że wylądowaliśmy kolo godziny 23 a na dworzec Termini (dworzec główny w Rzymie) dojechaliśmy busem kolo 23:40 i tu zaczęła się magia mojego angielskiego ponieważ od 2 lat (kiedy skończyły jego lekcje na studiach) nie miałem żadnego kontaktu z
tym językiem.
Nie polecam o tej godzinie kręcić się w okolicach tego dworca będąc z dziewczyna i wyglądając jak japoński turysta, generalnie białoskórego człowieka się nie uświadczy. Budżet nie pozwalał na taxi a i internet w EU jeszcze nie był tak tani jak teraz. Po prostu podchodziłem do ludzi którzy wydawali mnie się najbardziej godni zaufania i pytałem jak mamy dojść pod wskazany adres naszego noclegu. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie zwracała uwagi na gramatykę czy składnie (jak mnie musztrowano przez całą moją edukacje w Polsce). Po prostu próbowaliśmy się dogadać a jak ja lub rozmówca nie wiedział jak coś powiedzieć to nadrabialiśmy to gestami. Cało i bezpiecznie dotarliśmy do hosta. Stres w tamtej sytuacji znokautował strach przed mówieniem.

Pozdrawiam,
Adam

Odpowiedz

Maria Listopad 20, 2017 o 22:33

W odpowiedzi na pytanie: Słowo BAĆ SIĘ zamieniłam na CIEKAWOŚĆ. Wzrosła wówczas we mnie odwaga do mówienia a słownik stał się moją podstawową lekturą, aż w końcu musiałam go zamienić na Thesaurus-a 🙂
Pozdrawiam serdzcznie,

Odpowiedz

KasiaG Listopad 20, 2017 o 22:38

Grożąca mi dwója z angielskiego w liceum spowodowała, że nabrałam odwagi – stwierdziłam, albo zacznę mówić albo to koniec 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 22:42

Jak przestałem się bać? Nie przestałem, wciąż mam zahamowania przed wypowiedzią w języku angielskim. Jednakże staram się jak najczęściej mówić w obcym języku, pisać komentarze w sieci lub bawiąc się „po pijaku” w dialogi ze znajomymi.
Pozdrawiam Panie Michale i słuchaczy bloga!

Odpowiedz

Konrad Listopad 20, 2017 o 22:42

I’ve stopped being afraid of speaking (writing and listening as well) English after I joined international student organization IAESTE and exposed myself to international students coming to Poland from all over the World to do their internship. Few of them were natives, many were great in English but all wanted to experience Poland. And we were to introduce them to that experience.

How to do that? You have to speak 🙂 So we I begun socializing with them and talking to them. The more we spoke, the easier it was. Because I loved those bunch of guys. It came really quickly – after a summer I could speak about any subject with any person. And thanks to that, now I have an opportunity to do the internship abroad. Where I mostly speak English. And learn Norwegian. In the very same way.

P.S. I know I make bunch of grammatical failures, especially when I speak, but I don’t care more than I should. The most important is to understand and to be understood.

Greetings from Oslo,
Konrad 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 20, 2017 o 22:46

Ucząc sie angielskiego poznałam pewnego Francuza, z którym przez rok mówiliśmy do siebie po angielsku. Moja wersja była po prostu o niebo lepsza i opór prysł

Odpowiedz

Marta Listopad 20, 2017 o 22:50

Dla mnie wzorem „niebania” się mówienia po angielsku jest mój mąż. To ja uczylam go pierwszych słów po angielsku, gdy podjął pracę we francuskiej firmie w Polsce i mial porozumiewac sie z szefem Francuzem po angielsku. Ze zdumieniem patrzylam jak od razu wykorzystuje to czego sie dowiaduje w praktyce. A ja mimo 10 lat nauki w szkolach, bałam się zdania powiedziec „bo powiem niepoprawnie „. Gdy mieszkaliśmy przez jakiś czas w Anglii, mąż mi powtarzał: pamiętaj, że twój angielski jest lepszy niż ich (Anglików) polski 😉 I to działało. Oraz stwierdzenie: czy ty się śmiejesz z obcokrajowca, gdy stara się mówić po polsku? Nie! Raczej uważamy, że to miłe, że ktoś sie stara. Tak samo myśl o sobie, że oni się z ciebie nie śmieją, tylko chcą ci pomóc 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 20, 2017 o 22:50

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy podczas pisania pracy dyplomowej, w jednej z instytucji naukowych w Krakowie, dzieliłem gabinet ze śliczną doktorantką. Niestety (albo i stety) doktorantka to pochodziła z Indii, więc mogliśmy porozumiewać się tylko po angielsku. Na początku się wstydziłem, ale później gdy mój mózg przełączył się w tryb angielskojęzyczny to rozmowa z nią stała się miłym elementem codzienności 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 20, 2017 o 22:54

P.S. Nawet udało się odbyć kilka wspólnych, anglojęzycznych kolacji 🙂

Odpowiedz

Przemek Listopad 20, 2017 o 22:51

W jednej z moich poprzednich miejsc pracy obsługiwałem klientów po angielsku ale bałem się mówić więc odsyłałem do maila i załatwiałem wszystko mailowo. Zostałem zmuszony do zmiany pracy i przeszedłem do firmy gdzie kontaktu z angielskim nie miałem w ogóle więc, trochę przez przypadek, zapisałem się do szkoły językowej żeby nie stracić kontaktu z językiem. Szkołę oceniam jako tako ale z uwagi na poziom 100% zajęć było po angielsku, nie mówiliśmy w ogóle po polsku i to właśnie konwersacje, rozmowy na przeróżne tematy sprawiły, że przestałem się bać. Efekt tego jest taki, że po 1,5 roku ponownie zmieniłem pracę, na lepszą, teraz pracuję w międzynarodowym zespole i na codzień komunikujemy się po angielsku, gdyby nie przełamanie się i pewna swoboda w porozumiewaniu się po angielsku nie dostałbym tej pracy 🙂

Odpowiedz

Michalina Listopad 20, 2017 o 22:53

Jedna sala, trzy osoby: polka (zgadłaś), portugalka i turczynka. Dziewczyny przyjechały w ramach programu Erasmus, a naszym wspólnym czynnikiem były prowadzone indywidualnie badania w tej samej sali. Jako, że nienawidzę siedzieć w ciszy i z natury jestem energiczną osobą przełamałam mój wstyd i początkowo kalecząc język z nerwów, zaczęłam włączać się do rozmów. Finalnie badania szły nam wolniej, ale w końcu w wesołej i ciekawej atmosferze! 🙂

Odpowiedz

Ania Listopad 20, 2017 o 22:59

Co sprawiło, że przestałam się bać?

nie wiem czy przestałam się bać. ale mówię i przełamuję mój strach i opór w mówieniu. bardzo pomaga uśmiech. i rozmówcy i mówiącego 🙂

Odpowiedz

Paulina Listopad 20, 2017 o 23:03

Przestałam się bać mówić po angielsku w pracy (w sklepie). Gdy podchodzi do mnie klient i mówi ‚hello’, automatycznie mówię do niego po angielsku. Na początku były to pojedyncze wyrazy, wypowiadane pytającym tonem 🙂 Z czasem zaczęłam zadawać pytania, a nawet trochę dyskutować. Wychodzę z założenia, że nawet jak coś źle powiem to on doceni, że chcę się z nim porozumieć. W najgorszym wypadku coś sobie pomyśli, a i tak więcej się nie spotkamy 😉

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 20, 2017 o 23:03

A ja cały czas boję się tego angielskiego!!! Jestem już prawie seniorem, jeszcze pracuję i wciąż mam nadzieję, że nadejdzie taki dzień, w którym przestanę się bać!!!

Podwaliny, myślę – miałam dobre – w szkole miałam wymagającego nauczyciela, zawsze podobał mi się ten język, nawet chciałam studiować anglistykę ale poszłam w kierunku informatyki. Później były płatne kursy nauki języka, samodzielna nauka – informatyka przecież też wymaga znajomości angielskiego. Ponad 10 lat temu temu kolejne podejścia – unijny kurs języka. Zawsze jakoś tak miałam poczucie, że jestem gorsza – nie wszystko rozumiałam, bałam się mówić i tak cały czas to trwa.

Może dopiero emerytura sprawi, że w końcu będzie to jeszcze jedno podejście i jednak ten dzień nadejdzie, kiedy przestanę się bać języka angielskiego, uwierzę w siebie.

Fajnie czytać Wasze komentarze, to daje nadzieję!

Odpowiedz

Ania Listopad 20, 2017 o 23:03

Swoją nieśmiałość do rozmów w języku angielskim przełamałam na wakacjach 🙂 Zaczęło się od prostych pytań o drogę, a skończyło na długich rozmowach i nawiązaniu kilku znajomości.

Odpowiedz

Marek Listopad 20, 2017 o 23:04

Nie wiem czy to strach czy brak pewności siebie. W pracy mam kontakt z wieloma osobami z innych krajów. Podczas rozpoczęcia rozmowy panuje strach przed jej podjęciem ale po chwili to mija bo jednak człowiek daje rady. Więc to chyba brak pewności siebie. Przecież to też jest człowiek z drugiej strony. 🙂 😉

Odpowiedz

Magdalena Listopad 20, 2017 o 23:06

Ośmielilam sie mówic po angielsku, kiedy przeprowadzilam sie do Czech i ze sluchu nauczylam sie mówić po czesku. Priorytetem nie byla poprawnisć gramatyczna, ale „dogadanie sie” :-D. Gramatyke angielska zglebiam z moimi dziećmi przy zadaniach domowych. Zauwazylam tez ze po 13 latach mieszkania w tym kraju i z rosnacym wiekiem powinnam nad czeska gramatyka powaznie popracowac. A kazda wizyta w Polsce mi pokazuje, ze i w jezyku polskim zaczynam miec braki!!! 😉 😀 Pozdrawiam

Odpowiedz

Beata Listopad 20, 2017 o 23:07

Hej..Don’t worry.. be happy😜z bledem czy bez…co nie domowie to domacham… Jak nie domacham ,to podazam z karteczka ,I do banku I lekarza ,mechanika i stolarza…I tak juz 5 lat na Ziemi brytyjskiej… I papucha mi sie smieje kiedy slysze Your English is very good!😆Pozdrawiam wszystkich Beata.

Odpowiedz

Wioletta Listopad 20, 2017 o 23:10

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku?
Potrzeba.
Jak zwykle potrzeba staje się matka wynalazków. I tak mając małe dzieci zaczęłam mówić do nich po angielsku,, tyle co umiałam, czyli proste zwroty, liczebności i kolory. Potem niewiele w mojej edukacji się zmieniło, aż do chwili gdy pojechałam zezem do Norwegii i na jednej z wycieczek rowerowych się zgubiliśmy.
Chciałam, czy nie, musiałam się odważyć i mocno kaleczoną angielszczyzną dopytać o drogę pokazując jakieś dziwne nazwy na mapie. Doskonale teraz rozumiem, co Arleto masz na myśli mówiąc, że znajomość języków obcych jest jak klucz do innego świata, jak złamanie szyfru.
Teraz wiem, że, mimo iż nie mam zdolności językowych, to powinnam i chcę się ich uczyć. 😉
Pozdrawiam serdecznie Wiolka Czuryńska

Odpowiedz

Magdalena Listopad 20, 2017 o 23:11

W czasie studenckich wakacji wyjechalam na 2 miesiące do Londynu do pracy. Stanełam na Baker St 20letnia nieśmiala dziewczyna ze Wschodu Polski weszlam do jednej z restauracji , dalam moje CV. Miałam wybór uciec stamtąd lub zapytać czy chcą mnie zatrudnić. Ostatnimi okruchami mojej odwagi wydukałam „Are you looking for someone to work?”. Dostalam prace, jeszcze wiele razy chcialam uciec kiedy ktokolwiek chcial sie o cos mnie zapytac, ale dałam sobie rade. I wiem, że wszędzie dam sobie rade. Potem byly kolejne wyjazdy i 9 miesięcy na Erazmusie w Grecji- angielski zawsze mi się przydał. Chętnie poćwiczę moją gramatykę. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Krzysiek Listopad 20, 2017 o 23:14

Kiedy?
Chyba dopiero wtedy, gdy uznałem, że znam wystarczający zasób słów i opanowałem dobrze podstawy gramatyki.
Dlaczego?
Pewnie, jak wielu, bałem się po prostu zbłaźnić, mówią niegramatycznie, niepoprawnie, itd.
Czy takie podejście jest dobre?
Teraz wiem, że nie. Największy bloker przestał być blokerem, gdy oprócz uczenia się angielskiego musiałem z niego korzystać – nie tylko mówić, ale konwersować z osobami, które podobnie jak ja, nie są „native”-ami a używają angielskiego w komunikacji. This is the thing – gramatyka i 25000 zapamiętanych słów WCALE NIE JEST NAJWAŻNIEJSZE do tego, by rozmawiać i porozumieć się. To da się doszlifować w trakcie używania.
Jest takie pojęcie – MVP – Minimum Viable Product 😉 Dołóż do tego chęci i do dzieła (konwersowania)!

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 23:20

Moja nauczycielka angielskiego w liceum zapowiadała kartkówkę ze słówek, a robiła sprawdzian z gramatyki. Potem zapowiadała gramatykę, a robiła „speach’e”. Zapowiadała speach’e, a były słówka… Chcąc nie chcąc trzeba się było nauczyć angielskiego na poważnie (w tym mówienia), a nie uczyć się do sprawdzianów.

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 23:24

Przestałem się bać mówić po angielsku wtedy, kiedy zrozumiałem, że język służy do komunikacji, a nie zaliczania kolejnych sprawdzianów/kolokwiów na 5. Dziś współpracuję z Amerykanami i o dziwo, kiedy popełniam błąd w mowie lub piśmie (a czasem sam przecieram oczy ze zdumienia), nie kończą rozmowy rzucając pernamentnego focha lub rozwiązując umowę. A moje błędy dają mi motywację do ciągłego nadrabiania braków i dodatkowych ćwiczeń.

Odpowiedz

Piotr Listopad 20, 2017 o 23:58

*permanentnego

Odpowiedz

Karolina Listopad 20, 2017 o 23:26

Spotkanie z obcokrajowcami w autobusie wracając z gór. Były ostatnie dwa wolne miejsca, ale nie obok siebie,a podróżowałam z moim chłopakiem. Podeszłam do jednego z chłopaków i pięknie zapytałam: sorry, are you with your friend? – yes. – can you sit EACH OTHER, because I want be with my boyfriend.
oni usiedli WZAJEMNIE, a my RAZEM.
Żaden z chłopaków się nie zaśmiał, a ja zrozumiałam że nie każdy człowiek perfekcyjnie mówi po angielsku, ba, nawet nie ma Polaka który by perfekcyjnie mówił po polsku. I że im więcej rozmawiamy, próbujemy rozmawiać, tym więcej się uczymy nawet szukając zamienników słów lub opisując daną rzecz, miejsce, osobę – i wtedy zamiast jednego słówka wychodzą 3 zdania, ale to już tak nawiasem 😉

Odpowiedz

Kamil Listopad 20, 2017 o 23:42

Od zawsze bałem się mówić po angielsku. Próbowałem zagadywać obcokrajowców przy alkoholu – bardzo szybko kończyły nam się tematy. Studiowałem po angielsku za granicą – poza jednym ustnym egzaminem wszystkie były pisemne i w moim nastawieniu nic się nie zmieniło. Aplikowałem do amerykańskiej korporacji tylko aby jak najwięcej mówić po angielsku. Przeżyłem jakoś półgodzinną rozmowę telefoniczną z pewnym Amerykaninem, później godzinną twarzą w twarz, ale wybrali innego kandydata i podejrzewam, że mój poziom językowy miał na to wpływ. Ciągle bałem się używać języka.
Aż pewnego razu miałem do zrobienia 4 godzinną trasę i jako towarzysz przez blablacar zgłosił się jakiś George. W pierwszej chwili miałem ochotę odwołać cały wyjazd, żeby tylko nie musieć z nim rozmawiać. Ale po chwili uznałem, że wszyscy pracujemy w marketingu naszego kraju i głupio tak zostawić obcokrajowca na lodzie. Może nie oceni dobrze moich zdolności językowych, ale niech wie, że ludzie tu bywają mili i pomocni. Pierwsze 15 min było drętwe, ale im dłużej jechaliśmy tym lepiej mi szło. Na miejscu miło było usłyszeć, że fajnie się jechało, dowiedział się trochę o Polsce i chętnie wróci ze mną taką samą trasą za dwa dni. Po następnych 4 godzinach wiedziałem już, że z moim angielskim jest na tyle dobrze, że nie ma czego się bać. I teraz jak współpracuję z Włochami to bez większych problemów dogaduję się z nimi po angielsku zauważając, że wielu z nich mówi gorzej ode mnie, ale nie przeszkadza to nam w przekazaniu o co chodzi.

Odpowiedz

Ewa Listopad 20, 2017 o 23:44

Mój angielski jest na niskim poziomie, głównie dlatego, że w szkole bałam się mówić i nie wiedziałam czego mam się uczyć. Paraliżowało mnie jak wiele nie wiem. Teraz mówię po angielsku – to hucznie powiedziane. Jednakże, moje podejście do języka zmienił pewien student filologii angielskiej (ja wtedy pisałam maturę), który jest najlepszym nauczycielem jakiego znam i od 13 lat jest moim mężem. Sprawił, że zaczęłam mówić i nie przejmować się masą błędów, którą robię. Nauczył mnie, że jak nie znam słowa mogę powiedzieć to inaczej – bardzo mi to pomogło. I najważniejsze przestałam dostawać oceny, a zaczęłam myśleć, że chcę się dogadać. Fajnie jest uwierzyć w siebie. Oczywiście dużo więcej rozumiem niż potrafię powiedzieć.

Odpowiedz

Kasia Listopad 20, 2017 o 23:57

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy uświadomiłam sobie, że najważniejsze w rozmowie w obcym języku jest to by druga osoba zrozumiała, bez względu na to czy mówię poprawnie i podręcznikowo. A przykładem dla mnie w tym zakresie byli moi rodzice, którzy inspirowali mnie i piątkę mojego rodzeństwa do nauki języków obcych w ten sposób, że przy obiadach rodzinnych rozmawiali ze sobą po francusku lub po rosyjsku. To były proste rozmowy lub prośby o podanie ziemniaków, ale nas ciekawiło czy rozmawiają o nas i co mówią. Z biegiem lat robiliśmy to samo rozmawiając po angielsku, którego rodzice nie znali i w takim rodzinnym gronie przełamywaliśmy strach przed mówieniem w obcym języku. Swoją drogą jak cała 6 rozmawiała po angielsku to nawet Mama się zainspirowała i zapisała na kurs językowy : )

Odpowiedz

Maciej Listopad 20, 2017 o 23:59

Konieczność używania języka na codzień za granicą – nie ma lepszej nauki niż naturalna potrzeba wypowiadania się, jest to naturalna stymulacja, która daje niesamowite wyniki. Większość naszych barier językowych tkwi w głowie, i każdy musi znaleźć sposób aby się odblokować. Moje top3: Przeprowadzka za granicę na min. 1 rok, jak najczęstsze podróże oraz oglądanie filmów i seriali w oryginale (Cała Skandynawia mówi niesamowicie płynnie po angielsku, a jak powiesz skandynawowi, że planujesz kurs angielskiego to popuka się w czoło i zapyta dlaczego nie oglądniesz wszystkich sezonów House of Cards po angielsku – sprawdzone!)
Pozdrawiam,
Maciej

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 00:10

U mnie były 2 etapy wtajemniczenia. Po bardzo bardzo długiej przerwie po maturze, żeby umieścic to jakoś w czasie, byłam na pierwszym urlopie za granicą.
Pierwszy etap przeszłam dzięki pewnemu Konradowi z Niemiec, który powiedział, mógłby do Was mówić słownictwem z mojego poziomu (CAE), ale czy byś mnie zrozumiała,NIE. O to chodzi, żeby miło spędzić czas, żeby o czymś rozmawiać,nie jesteśmy po szkole, tu nikt nie ocenia, tu nie ma poziomu, tu mamy się miło spędzić czas. I ja z moim kalecznym językiem miło spędziłam z ludźmi czas i zaczęłam powoli go używać.
Wyższy poziom odwagi nastąpił ostanio, gdy musiałam zadzwonić do Danii i spróbować odzyskać opłatę za hotel, pomimo bezzwrotnej rezerwacji. Teraz jestem już po zaznajomieniu z kilkoma blogami, szukaniu fajnych metod nauki.
Wiedziałam, ze jeśli ją odzyskam to z córką będziemy miały długi urlop. Mój pozimo B1 pozwolił mi na to. Mialam cel, motywacje. Może w tym jest klucz. Teraz, wiem, że mimo nieśmiałości coraz lepiej mi to idzie. A ja cieszyłam się jak małe dziecko, nie z odzyskanych pieniędzy, ale z tego, że mi się udało.
To daje też mi Arlena, świat angielskiego, który w szkole był męczarnią, bo odezwać się to ..o nie w tył zwrot, ona pokazuje inny świat.

Odpowiedz

Matuesz Listopad 21, 2017 o 00:11

Hej.

Dla mnie tym przełomowym momentem było kiedy wdzwoniłem się na telekonferencję i ludzie z Indii mówili coś po angielsku. Wytężałem swój słuch do granic możliwości i tak nic z tego nie rozumiałem. Po czym dowiedziałem się że mam przygotować streszczenie z tej rozmowy. Śmiechu było co nie miara ale dzięki temu uświadomiłem sobie, że każdy orze jak może. Koko jumbo i do przodu. Jeśli Oni mogą tak mówić to co ja będę gorszy 🙂

Pozdrawiam i dziękuję za możliwość wygrania tych książek. Akurat z żoną przymierzaliśmy się do ich kupna na święta, a tutaj będzie można troszkę zaoszczędzić na poduszkę bezpieczeństwa 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 00:12

Przestałem się bać mówić po angielsku gdy pojechałem autostopem z dziewczyna do Chorwacji. Gdy chcesz poznawać świat, a nie masz dużego budżetu na podróż, to autostop jest wspaniałym rozwiązaniem. Na początku ciężko jest się otworzyć, ale wraz z upływem czasu staje się to coraz prostsze. Najpierw jest obawa, że inni będą oceniać ale okazuje się żę Twój angielski jest dużo lepszy niż uważasz. Znasz dużo słówek a braki nadrabiasz gestami i mimiką. Wtedy zrozumiałem, że w komunikacji nie chodzi o to aby mówić super poprawie, tylko o to, żeby przekazać informacje i być zrozumianym.

Odpowiedz

Ania Listopad 21, 2017 o 00:13

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy bardziej się bałam o to, że przez moje niemówienie mój pacjent jeszcze bardziej się będzie bał. DENTYSTY. 😉

Odpowiedz

Bartek Listopad 21, 2017 o 00:16

Cześć przestałem się bać mówić po angielsku gdy przyjechałem do ANGLI. Pierwszego dnia w pracy miałem obsłużyc 100 klientów z całego świata z każdym wymieniając co najmniej 10 zdań był to dla mnie dramat, ( ludzie którzy byli ze mną przy obsłudze mieli dość dobry ubaw słysząc mój anglo-polski język ) ale dzięki temu mam pracę i nauczyłem się Angielskiego.

Odpowiedz

Jarek Listopad 21, 2017 o 00:28

W moim przypadku odpowiedź jest prosta: „nicnie”. A teraz rozwinięcie: „Nicnie” sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku. Po prostu boję się nadal. Angielski zacząłem poznawać w wieku 4 lat z płyt winylowych, z kursu „Slim John”. Potem, jakoś tak w wieku 7 lat były prywatne lekcje i strata pieniędzy rodziców. Jak miałem 12, w szkole rozpoczęły się lekcje angielskiego dla chętnych. Byłem chętny. Po lekcjach chodziliśmy na papierosy, a po 2 miesiącach na papierosy chodziliśmy już zamiast lekcji. Jak się ojciec dowiedział to się lekcje skończyły, a strach przed ojcem może mi się przełożył na strach przed angielskim? Potem liceum i znów angielski. Z tego czasu pamiętam tylko: „What can You say me about Cornwell? Mniemam nadal, że Cornwell jest gdzieś w Anglii…. No ale maturę zdałem, potem zdałem egzamin z angielskiego na studiach. Tam było trudniej, ale konkretnie, bo słowem-kluczem było „whisky”. To był rok 1988 i o ten „klucz” nie było łatwo, o nie! Ale jak się chce czegoś naprawdę… A potem były piękne lata dalszego „bania się”: wyjazdy do Anglii, szkoła językowa w Manchester, programy międzynarodowe unijne. Teraz, mając 55 lat czytam sobie i słucham po angielsku. „Nicnie” sprawiło jednak, żebym się przestał bać mówić. „Nicnie” zna mnie już prawie 50 lat i ma się dobrze 🙂
Pozdrowienia dla Arleny i Ciebie Michał: well done
Jarek

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 21, 2017 o 00:52

Nie ukrywam, że pierwszy raz usłyszałam dzisiaj Arlenę i jestem oczarowana! Nie weszłam jeszcze na YT, choć zrobię to na pewno, więc nie mam jeszcze rozeznania w tym, co Arlena tak na prawdę robi. Jednak zachwyca mnie Jej podejście do edukacji, do dzieci i młodzieży. Temat edukacji naszych pociech spędza nie jednemu rodzicowi sen z powiek. Poruszyliście ogromnie ważny temat!!! Cieszę się, że mówi się o tym coraz głośniej! Jestem przedstawicielem pokolenia, w którym rzeczywiście jedynym językiem obcym w szkole był rosyjski. Nie uważam, że źle jest znać ten język, ale zdecydowanie jestem za tym, aby zachęcać ludzi do nauki kilku języków, a już na pewno angielskiego czy hiszpańskiego. Na własnej skórze nie raz odczułam, jak wielkim utrudnieniem jest bariera językowa. Tylko ten argument niestety jest niewystarczający, by przekonać dziecko do nauki języka obcego. A Jego własna refleksja może pojawić się trochę za późno… Chociaż w sumie nigdy nie jest za późno na naukę 😊 Jednak po co później, jak można wcześniej i to z pasją?! Dziękuję za ten wywiad. Arlena, to fantastyczna kobieta, której energia, charyzma i miłość do ludzi daje ogromną wiarę w to, że ten świat nie jest jeszcze tak całkiem zepsuty!

Odpowiedz

Jarek Listopad 21, 2017 o 00:56

Dalej się boję! Ale jak znajdę się w dziesiątce szczęściarzy, którzy otrzymają „Grama to nie drama” to już nie będę – obiecuję! No i zasubskrybuje kanał Arlety… no dobra – już zasubskrybowałem! Pierwsze koty za płoty…

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 01:01

Pewnie zostanę zdyskwalifikowany… ale dlaczego szansę wygrania książki mają tylko Ci którzy już mówią po angielsku? NIE przestałem się bać mówić po angielsku bo to wstyd tak bełkotać. Ostatnio miałem okazję przysłuchiwać się jak grupka Hiszpanów próbowała uzyskać informacje od przypadkowego Polaka, najpierw po Hiszpańsku (nic nie rozumiałem) później próbowali po angielsku (rozumiałem wszystko) niestety ani ten ktoś im nie pomógł ani ja się nie odważyłem odezwać. Nie wiem jak to jest ale oglądam sporo filmów na YT w języku angielskim (głównie na temat programowania, elektroniki i szeroko pojętego DIY) i mając dźwięk i obraz praktycznie nie potrzebuję słownika czasami nawet oglądam w przyspieszeniu niestety jak się zaczynam zastanawiać jak coś powiedzieć to nic nie wiem 🙁
Pozdrawiam tych co wygrali!

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 21, 2017 o 01:11

W ramach konkursu chciałabym napisać, że nigdy nie chodziłam na zajęcia z angielskiego, w szkole też nie uczono mnie tego języka. Uczyłam się sama w domu z ESKK, w wieku 40 lat poszłam na studia i tam miałam angielski w stopniu absolutnie początkującym. Pierwszy raz odważyłam się odezwać po angielsku do obcokrajowca, kiedy polecieliśmy z rodziną na nasze pierwsze, wymarzone wczasy za granicę. Po przylocie do kraju naszych marzeń okazało się, że nie zrozumieliśmy komunikatu w samolocie nadanego po angielsku, z którego wynikało, że kartki, które dostaliśmy do wypisania, to nie ankiety, tylko wizy. Przy odprawie na granicy zostaliśmy cofnięci z uwagi na ich brak. Musieliśmy je szybko wypisać ale niestety w międzyczasie autokar, który miał nas zawieźć do hotelu już odjechał. Zostaliśmy w środku nocy na lotnisku w obcym kraju, z dwójką małych dzieci i ze znikomą znajomością języka. Byliśmy zagubieni! Dzieci zmęczone, mąż wściekły. I wtedy zaczęłam biegać od autokaru do autokaru (a stało ich tam ze czterdzieści) i łamanym angielskim błagałam kierowców, aby któryś zawiózł nas do naszego hotelu. Udało się! Rano korzystaliśmy już z kąpieli słonecznych! Chociaż teraz śmiejemy się z tego, to wtedy był to dla mnie ogromny sukces!

Odpowiedz

Patryk Listopad 21, 2017 o 01:24

Od zawsze mialem komples jezyka angielskiego, przez 2 lata starsza siostre, ktora miala bzika na punkcie jezykow… przez co w towarzystwie jej moedzynarodowych znajomych, balem sie powiedziec nawet „hello”. Tymsamym moja bariera sie coraz bardziej nasilala, chociaz mowiono mi, nie boj sie to nie trudne, przeciez potrafisz. Po ok 4-5latach trafilem do firmy exportowej IT jako asystent… niestety moja bariera wciaz istniala… tak bardzo sie balem ze zadzwoni klient, ze bede musial mowic… pamietam jak dzis ten stres i zalenie sie rodzicom, jak to jest strasznie(choc praca byla przyjemna). Po 2 latach pracy obylem sie z jezykiem i przelamalem bariere, jak to zrobilem zapytacie? Otoz, z czasem zaczalem rozumiec, ze nikt nie mowi perfekcyjnie, szczegolnie w europie, zatem czemu sie balem, skoro najwazniejsze jest zrozumienie, a noe bycie nativem! Przeciez inni tez musieli sie nauczyc tego jezyka. Dodam, iz po rozmowie z firmami z UK okazalo sie, ze oni sa w ogole mega szczesliwi, ze ktos probuje mowic w ich jezyku, bo to jest rowniez dla nich mniejszy wysilek. Dlatego najwazniejsze to sie nie bac, ze bedziecie gorsi! A nawet jesli, to i tak ludzie doceniaja to, ze sie staracie bo noe jest to wasz jezyk ojczysty. Potem praktyka i szlif dadza wam jeszcze wiecej. Nawet pomimo wieloletnich kompleksach, ze bedziecie slabsi. (Splycilem historie na tyle ile sie udalo, ale moglbym napisac o tym krotka ksiazke). Pozdrawiam!

Odpowiedz

Emma Listopad 21, 2017 o 02:01

Podejście takie, że mówię dobrze, bo w ogóle się odzywam, choć nawet i tylko niepoprawnie.
I fakt, że obcokrajowcy mogą być bardziej przerażeni faktem niemożliwości dogadania się w Polsce bez znajomości języka polskiego, że są nam wdzięczni kiedy to my próbujemy po angielsku – choć nawet niepoprawnie. 🙂

Odpowiedz

Ewa Listopad 21, 2017 o 02:42

Przestałam bać się rozmawiać po angielsku w gimnazjum, gdy mój brat postanowił mnie podszkolić – stwierdził, że tyle lat uczę się tego języka, że powinnam już płynnie mówić, w związku z czym przez miesiąc rozmawiał ze mną wyłącznie po angielsku. Dzięki temu, że był to mój brat nie obawiałam się gorszej oceny jaką dostałabym za pomyłkę na lekcji, więc nie skupiałam się na poprawności formy gramatycznej, ale na przekazaniu treści. Bardzo istotne dla mnie było też to, że moja siostra powiedziała mi, że zauważyła poprawę w mojej wymowie – czasami taki drobna miła uwaga może mieć ogromny wpływ na pewność siebie drugiego człowieka (szczególnie zakompleksionej nastolatki).

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 02:48

Około 2 lata temu doszedłem do wniosku, że najlepszym sposobem na poprawę mojego tragicznego angielskiego jest zamieszkanie z obcokrajowcem. Jako, że mieszkam w akademiku to nie było z tym większego problemu i wprowadziłem się do Chińczyka perfekcyjnie władającego tym językiem. Do dziś uważam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu, gdyż nie tylko poznałem wspaniałego człowieka, z którym nieustannie się przyjaźnię, ale także progres jaki poczyniłem dał mi odwagę do realizowania mojej największej pasji – podróżowania. Mimo, że wciąż nie można mnie pomylić z native speakerem to bez trudu jestem w stanie się komunikować w języku angielskim, a przy okazji poznałem odrobinę chińskiego 😉

Odpowiedz

Konrad Listopad 21, 2017 o 03:25

Byłem z koleżanką autostopem na Bałkanach, łapaliśmy stopa na albańskiej prowincji, zatrzymał się czarny, luskusowy Mercedes, którym podróżowało trzech mężczyzn. Wsiedliśmy i po kilkunastu minutach jazdy wyczułem dziwną atmosfere, albańczycy zażarcie między sobą dyskutowali i wymieniali dziwne spojrzenia. Stwierdziłem, że muszę się z nimi jakoś porozumieć i spróbować nieco ‚ocieplić’ relacje. Okazało się, że mówią bardzo, bardzo słabo po angielsku, więc czasem jedno zdanie próbowałem przekazać na kilka sposobów, jednak jakoś się dogadaliśmy, zrobiło się całkiem wesoło, a koniec końców , spędziliśmy cały weekend u jednego z nich w domu, nad samym morzem, imprezując z jego znajomymi 🙂 Swoją drogą do dziś nie wiem czym się zajmowali, ale może to i lepiej 😉

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 21, 2017 o 06:15

Nie przestałam się bać mówić po angielsku. Dlatego tu jestem, dlatego też zobaczę kim jest Arleta i jak może mi pomóc. Pozdrowienia 🙂

Odpowiedz

Dorota Listopad 21, 2017 o 06:21

…wyjazd na portugalskie camino, gdzie byliśmy zdani na moje komunikowanie. I okazalo się, że umiem zapytać o drogę, kupić bilet, załatwić nocleg w straży pożarnej, porozmawiać o życiu z ludzmi z każdej części świata których spotykaliśmy po drodze.
Boom!

Odpowiedz

Wojciech Listopad 21, 2017 o 06:37

Gdy byłem w liceum brałem udział w projekcie międzynarodowym. Kiedy odwiedziły nas azjatki prowadzące ten projekt mówiąc do nas używały tylko jednego czasu – teraźniejszego. Rozumieliśmy wszystko doskonale, wtedy zrozumiałem, że tak naprawdę nie trzeba umieć angielskiego perfekcyjnie aby perfekcyjnie się dogadać 🙂

Odpowiedz

Ewelina Listopad 21, 2017 o 07:05

Odpowiedź na pytanie konkursowe.
Chyba większość zna to niewłaściwe przygotowanie szkół do języka. 12 lat nauki, a potrafisz powiedzieć kilka zdań z błędną gramatyką.
Ażeby rozmawiać po angielsku, trzeba mieć bodziec, czyli najszybciej praca z językiem, a raczej: praca i komunikacja w pracy w języku obcym. Tak też było w moim przypadku. Kiedy pojechałam na praktyki do Norwegii, mój pracodawca mówiła poziomie C1 – Norweg miał ówczesnie 62 lata (ja 23). Trudno się przestawić na język po dużej przerwie poszkolnej, stąd z jego wypowiedzi rozumiałam 70%. I tak praca wyglądała przez miesiąc, że ja głównie przytakiwałam na to, co on powiedział, ewentualnie powiedziałam ułożone w głowie zdanie. Jego 89-letni ojciec też mówił po angielsku lepiej niż ja.
Miesiąc trwało osłuchiwanie i przełamywanie bariery, żeby zapytać. A przecież tyle słów uchodzi z głowy! Ale metoda małych kroków i licznych błędów działa! Szczególnie, jeśli przez błędy zostaniesz źle zrozumiany!
Przytaczę dygresję o przyjaciółce, które mieszka we Francji i uczyła się francuskiego na zasadzie wymiany języków. Chciała powiedzieć: potrzebuję cię – J’ai besoin de toi, a powiedziała: „Je baise toi…”. Dla zromienie dodam, że słowa w wymowie różnią się jedną literką. Chłopak, który uczył francuskiego, był wmurowany i po angielsku zapytał, co chciała powiedzieć, bo powiedziała słowo „pieprzę się”, a chciała powiedzieć, że potrzebuje go. ;]
Metoda to: osłuchać się i bazować na słowach, które możemy przypomnieć bez zastanawiania, resztę się pokaże, resztę się opisze, a gramatyka nie jest istotna na tyle, żeby niepoprawność przeszkadzała w zrozumieniu. Wszakże angielski to dla Norwega też nie język ojczysty, więc nie będzie tak bacznie zwracał uwagę. Istotne jest zaś stawianie intonacji, ażeby pytanie było pytaniem, a twierdzenie kończyło się kropką. Wszakże język służy do przekazywania informacji.
Obecnie pracuję u innego Norwega, i jeśl inie znamy słowa w żadnym języku, tworzymy swoje własne zangielszczone norweskie słowo.
Stąd puenta taka, iż można mówić w sztucznie stworzonym języku (np. esperanto), jeśli dwie strony komunikujące się rozumiem się wzajemnie.

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 21, 2017 o 07:09

Nie przestałam się bać mówić po angielsku. Dlatego tu jestem, dlatego też zobaczę kim jest Arlena i jak może mi pomóc. Pozdrowienia 🙂

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 21, 2017 o 07:19

Przełamuje się mówić i zaczynam „w miarę” swobodnie mówić po angielsku dopiero po ok. 10 minutach „rozmowy”, kiedy zorientuje się, że mój rozmówca nie przywiązuje do tego zbyt dużej wagi… ważne, żeby się dogadać.
A w związku z tym, że bariera nadal jest to biorę na warsztat kanał Arleny Witt i zaczynam oglądać!

Odpowiedz

Anja Listopad 21, 2017 o 07:21

Przestalam sie bac mowic po angielsku przed ustną maturą. Musialam mowic aby ją zdać. Pomogły mi pytania nauczyciela: dlaczego nie mowisz? Nie znasz słów? Nooo znam..
To dlaczego nie mówisz? Boo mam blokadę..
Jak nie zaczniesz mówić nie zdasz matury, chcesz tego? Noo nie..chce zdać.

I zaczelam mówić, dobra passa trwała jeszcze długo. Nie mialam mozliwosci wyjechania za granicę ale zawsze trafił sie ktoś kto rozmawiał wyłącznie po angielsku..do czasu az starałam sie szukac pracy gdzie potrzebny byl angielski. Do przetlumaczenia dostalam tekst, który sprawial mi trudność na tyle że oblałam najwazniejszy wówczas dla mnie egzamin ze znajomosci jezyka. No i ponownie ‚zamilkłam’. Rozumiem dużo, jednak otwarcie buzi ponownie sprawia mi trudnosc.. dlatego marzę o ksiazkach Arlety.. przywrócą mi wiarę we własne mozliwosci 🙂

Pozdrawiam..

Odpowiedz

Anja Listopad 21, 2017 o 07:28

Chyba slownik zrobil mi psikusa.. oczywiście marzę o książce Arleny 🙂

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 21, 2017 o 07:34

Przestalam się bac mowic po angielsku kiedy anglik, gdy bylam za granica, powiedział mi zebym po angielsku nie mowila, bo mi nie idzie;) zadzialalo motywujaco, „ja nie umiem mowic po angielsku? No to zobacz…:)”

Ja nie dostane ksiazki…? 😉

Odpowiedz

Damian Listopad 21, 2017 o 07:39

Obejrzenie kilku filmów na YT gdzie powtarzano: „Źle to nie mówić, dobrze to mówić (jakkolwiek), świetnie to mówić poprawnie).

Od tej pory przestałem przejmować się błędami, a skupiałem na sensie wypowiedzi. Potem lawinowo, większa motywacja do nauki i poprawianie swoich błędów.

Odpowiedz

Patrycja Listopad 21, 2017 o 07:41

Nie umiem mówić po angielsku i tak naprawdę to dopiero się uczę ale trochę mało skutecznie i myślę, że właśnie z obawy przed strachem, bo co jeśli nawet poznam słowa to jak je poprawnie wykorzystam, jak mam mówić? Nie miałam pojęcia, że istnieje taki kanał na YT Michał dziękuję 🙂

Odpowiedz

Sylwia Listopad 21, 2017 o 07:50

Hej,
Gdy chciałbyś umieć angielski na satysfakcjonującym Cię poziomie, ale Ci się nie chce. Gdy chodzisz na kursy angielskiego i czujesz, że niby oswajasz się z językiem i może nawet jakieś nowe słówka wpadną Ci do głowy, ale nadal nie masz możliwości rozwijać w praktyce nabytych umiejętności, wówczas życie daje Ci… chłopaka anglika 😀
No i co wtedy musi Ci się chcieć.. tzn nie musi ale za bardzo Ci zależy żeby Ci się nie chciało 😀

Odpowiedz

Błażej Listopad 21, 2017 o 07:50

Jak zacząłem mówić po angielsku:
Musiałem się przełamać wyjeżdżając na moje pierwsze praktyki z Akademii Morskiej – najpierw pierwsza w życiu podróż samolotem i to od razu samemu, i na drugi koniec świata. A na miejscu czekała na mnie międzynarodowa załoga.
Na 30 osób załogi Polakami byłem tylko ja – skromny kadecik na pierwszym rejsie i Kapitan. Jak chciałem z kimś pogadać, nie tylko o pracy, to musiałem zacząć mówić. Pomysł, żeby pogadać o pierdołach z Kapitanem mnie przerażał, więc została mi reszta załogi – i tak byłem skazany na angielski. Poza tym byłem też szczerze ciekawy ludzi z załogi, dla mnie bardzo egzotycznych. I tak, żeby zaspokoić moją ciekawość i zwykłą potrzebę pogadania musiałem mówić po angielsku.
Potem były różne porty i możliwość jaką dawało mówienie po angielsku, czy to dogadania się, czy po prostu zapytania, skonfrontowania moich wyobrażeń, wiedzy o danym miejscu z tym jak widzą to miejscowi bardzo mnie cieszyła. Bez zebrania się na odwagę do klecenia moich „kwadratowych” zdań dużo bym stracił, nie poznał bym nigdy perspektyw z jakiej patrzą na najróżniejsze rzeczy ludzie z wielu miejsc o których kiedyś tylko czytałem.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 08:15

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy uświadomiłam sobie, że osoby z którymi rozmawiam wiedzą, że nie jest to mój język ojczysty i, że to całkiem normalne, iż mogę popełniać błędy, najważniejsze jest jednak by się porozumieć. Jestem zdania, że lepiej mówić nawet niepoprawnie, niż nie mówić nic z obawy przed popełnieniem błędu. To trening czyni mistrza, a w tym przypadku naszym narzędziem jest mowa. Dodatkowym bodźcem dla mnie są sytuacje, gdy z rodziną jesteśmy na wakacjach za granicą. Wiem, że moja córka (7 lat), która też uczy się j. angielskiego obserwuje mnie w sytuacjach, w których muszę użyć tego języka. Chcę jej pokazać, że warto jest się uczyć i mówić w obcym języku, by łatwiej było nam się porozumieć, gdy zajdzie taka konieczność. Przykład idzie z góry, więc zależy mi na tym, bym była dobrym przykładem dla mojego dziecka, by wzbudzić w niej ciekawość świata i aby miała świadomość, że to, czego się nauczy, będzie mogła wykorzystać w życiu, w konkretnych sytuacjach oraz by się nie bała posługiwać językiem obcym.

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 08:26

Przestałam bać się mówić po angielsku na pierwszej konferencji naukowej w języku angielskim. Spotkałam tam się z osobami z różnych państw europejskich. Zobaczyłam, że mówienie polega na próbowaniu. Oczywiście spotkałam tam osoby, które pięknie mówiły po angielsku, ale też takie, których trudno było zrozumieć, ponieważ popełniały błędy co krok. Od tamtej konferencji próbuję mówić po angielsku bez kompleksów. Gdy brakuje mi słów, to staram się je nauczyć. Działam 🙂 Pozdrawiam Was serdecznie 🙂

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 21, 2017 o 08:27

Przestałem się bać mówić po angielsku dopiero, gdy wyjechałem do Francji. Nie znając języka francuskiego byłem poniekąd zmuszony do otwarcia się i mówienia. We Francji oczywiście mało kto potrafi mówić po angielsku, a jeśli nawet, to często są niechętni do zrobienia tego 🙂 Męczyło mnie to na początku niemiłosiernie, ale pocieszałem się tym, że widziałem jak potrafię wytłumaczyć im znaczenie, często, najprostszych słów, których uczyłem się w podstawówce 🙂 No i w ten sposób oni zaczęli się też otwierać na język, a do końca mojego pobytu tam nie mieliśmy już właściwie żadnych problemów. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Jolanta Listopad 21, 2017 o 08:28

Przestałam się bać mówić po angielsku 25 lat temu kiedy wyjechałam do USA na roczny pobyt au pair. Słabo mówiłam po angielsku i unikałam mówienia jak ognia. Aż pewnego dnia ojciec dzieci, którymi opiekowałam się, powiedział: „Jolanta, don’t be afraid. Your English is much better than my Polish”. I wtedy doznałam olśnienia!!! Rzeczywiście, ja przynajmniej próbuję, staram się, mogę jakoś się dogadać. Doceniłam samą siebie i poszło! A książkę chcę wygrać dla córki, która niedługo zdaje maturę z angielskiego i wciąż pyta mnie o jakieś czasy i kondiszjonale, a ja nie umiem jej odpowiedzieć. 😉

Odpowiedz

Jerzy Listopad 21, 2017 o 08:33

Odpowiadając na pytanie konkursowe: to w moim przypadku, było tak, że przestałem się bać mówić i rozmawiać po angielsku, gdy wyjechałem do pracy w Holandii. Wtedy zrozumiałem, że mogę się mylić i nie wszystko mówić w czystym i nieskazitelnym angielskim, tak jak i Holendrzy, Turcy, Francuzi czy jak się okazuje nawet sami Anglicy 😀

Także polecam każdemu pojechać na dłużej za granicę (względnie wystarczy 2-3 miesiące), wtedy łatwo się przekonać, że angielski, który wynieśliśmy ze szkoły – nawet jeżeli jechaliśmy na samych trójach – może okazać się lepszy niż nam i naszym nauczycielom się wydawało;)

Poza tym gratuluję podcastu, świetne rzeczy tu robisz Michale. Hejterami się nie przejmuj, bo dla nich szkoda marnować tak dobrej energii, którą ewidentnie posiadasz;)

Odpowiedz

Dorota Listopad 21, 2017 o 08:33

Zaczęłam po angielsku mówić
When zobaczyłam, że English da się lubić
W szkole słówka – trudna sprawa
Zakuwanie nie zabawa
Rozmawianie difficult
Tak się we mnie zrodził bunt
To zmieniła tour do Słowenii
Gdzie spotkałam dwie Angielki
Wtedy już się przekonałam
How much words już umiałam
Pozbierałam to do kupy
I zaczęłam płynnie mówić
Słowa same gładko szły
Wszystko understood w mig
Tak opory pokonałam
I angielski pokochałam

Odpowiedz

Ania Listopad 21, 2017 o 08:34

Przestałam się bać mówić po angielsku, wtedy , kiedy…..się przestraszylam. Zgubiłam się na jednym z wielu pieknych , alpejskich stoków narciarskich i jedyną metodą na odnalezienie właściwego wyciągu i trasy było otworzenie własnego „dzioba, a że w pobliżu sami cudzoziemcy władający prawdopodobnie piękną i poprawną angielszczyzną – nie było wyjścia. Strach przełamał strach!

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 08:35

W początkach lat dziewięćdziesiątych, gdy na Wyspach Brytyjskich Polacy nie byli tak częstymi gośćmi rodzice zafundowali mi wakacyjny kurs językowy. Byłem wówczas nastolatkiem, bez żadnego doświadczenia w konwersacji „na żywo”.
Wszelkie bariery musiały pójść w zapomnienie, gdy po wysiadce z autokaru w Dover MUSIAŁEM sobie sam poradzić ze znalezieniem właściwego wyjścia, następnie postoju taksówek, dogadaniu się z taksówkarzem a potem spędzeniem dwóch tygodni jako gość angielskiej rodziny.
Podołałem 🙂

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 21, 2017 o 08:44

Już jako dziecko wprost marzyłam o mówieniu w innych językach. Pamiętam jak dziś, jak idę z mamą za rękę, a w drugiej niosę Świerszczyk. Na ostatniej stronie znajdował się tekst po angielsku. Nie miałam pojęcia co tam pisze, więc o każdy wyraz pytałam mamę. Niestety, mama nie znała żadnego języka obcego, nie za bardzo mogła mi pomóc.

Kilka lat później, w liceum, zaczęłam się uczyć angielskiego od podstaw (wcześniej uczyłam się tylko niemieckiego i rosyjskiego). Miałam świetną nauczycielkę, dzięki której szybko opanowałam podstawy, ale nie miałam za bardzo z kim po angielsku rozmawiać, to jeszcze nie były czasy mediów społecznościowych 😉

Trzeci, ostatni epizod rozegrał się ledwie kilka lat temu. Poznałam w klubie chłopaka z zagranicy. To było jak piorun z jasnego nieba. Nie mówił ani słowa po polsku, ale tak mi się spodobał, że mój stres związany z mówieniem po angielsku nagle stał się nieważny. Rozmawialiśmy do rana, mimo iż połowę słów musiałam opisywać, bo nie znałam dokładnych określeń. Następne randki odbywały się przy komputerze: szukaliśmy w słowniku potrzebnych słówek, oglądaliśmy filmy bez lektora, za to z napisami po angielsku, a po jakimś czasie oswoiłam się z językiem na tyle, że komputer stał się zbędny 🙂

Odpowiedz

Dominika Listopad 21, 2017 o 08:56

Zaczęło się przewrotnie, od tego że podczas pewnego wyjazdu zrobiło mi się po prostu głupio. Kiedy odwiedziłam koleżankę na Erasmusie, nie potrafiłam odezwać się słowem do jej zagranicznych znajomych, chociaż angielskiego uczyłam się od lat. Po powrocie zaczęłam chodzić na kurs prowadzony metodą direct i uczyć się w domu, codziennie poświęcałam na to czas, uczyłam się z różnych źródeł, aż w końcu stało się to dla mnie rozrywką. Przestałam się bać, bo zbudowałam swoją pewność siebie, ciężką pracą 🙂

Odpowiedz

Bartosz Listopad 21, 2017 o 09:05

Przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy na kolacji firmowej z wysoko postawionym gościem chciałem opowiedzieć o ćwiczeniu przepony. A brzmiało to mniej więcej tak… „one excersice is, you have to put a dick (sic!) book on…” – wszyscy wybuchli śmiechem, a ja zdałem sobię sprawę, że przymiotnik gruby tylko po niemiecku brzmi „dick”. Każdy błąd nas czegoś uczy …mnie moje doprowadzają do łez ze śmiechu i często rozładowują napiętą atmosferę 🙂

Odpowiedz

Agata J. Listopad 21, 2017 o 09:08

Idąc w duchu tego podcastu mogę wszystkim polecić Social English Night a Tobie Michale rozmowę z twórcą super metody nauki języka angielskiego stosowaną w szkole Talkersi.pl z Wiktorem Jodłowskim. To jest nowa jakość w nauce języka angielskiego. Jestem ich uczennicą i nie mam zlecenia na reklamę 🙂 Uważam, że trzeba się dzielić z wartościowymi rzeczami bo może ktoś na tym skorzysta.

Odpowiedz

Marta Listopad 21, 2017 o 09:09

Wyjechałam do Londynu i odkryłam, że ludzie mnie ROZUMIEJĄ 🙂 mimo, ze na pewno robiłam mnóstwo błędów. Zrozumiałam wtedy, że trzeba po prostu mówić i słuchać odpowiedzi a angielski w magiczny sposób „sam się poprawia” 🙂

Odpowiedz

Monia Listopad 21, 2017 o 09:12

Co sprawiło, że przestałaś się bać mówić po angielsku?
Wydoroślenie na cielsku 😉

Dorosłość u mnie przejawia się m.in. tym, że pozwalam sobie na błędy i nie przejmuję się błędami innych. Tymczasem ile my błędów po polsku popełniamy!
Teraz mam po angielsku taki flow, że w Stanach nie pytali, skąd jestem, tylko z którego Stanu. A własne błędy słyszałam bardzo wyraźnie. Tylko się nie korygowałam i rozszerzałam swój uśmiech.

Odpowiedz

Dawid Listopad 21, 2017 o 09:15

Problem w tym, że właśnie nie przestałem się bać mówić po angielsku. Myśle że wygranie tej książki i dokładne jej przeanalizowanie pomogłoby mi przezwyciężyć ten problem 🙂 Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 21, 2017 o 09:15

co sprawiło? płynęłam kilka lat temu promem z Anglii do Irlandii i zagadnął mnie mężczyzna,jakaś luźna gadka a propos zachodu słońca i fajnego widoku.i trach….język obcy jest po to by mówić, by móc wyrazić to co ma się w głowie.proste, a czasem taka długa droga do tego.te zmuszanie się do nauki w szkole, do zaliczeń,korki przed maturą z angielskiego z których zwiewałam. a taka prosta okoliczność jak móc swobodnie z kimś pogadać i tyle zmienia… teraz jest już inaczej, nie jestem dinozaurem, ale jednak jak chodziłam do szkoły to nie było tanich linii lotniczych, internet tak nie hulał i nie mieliśmy tyle szans , żeby doświadczyć tej potrzeby komunikowania się, że ona się wydarza i jest fajna, a nie tylko, że dorośli mówią „ucz się języków”.
podsumowując: podróże i chęć wyrażenia swoich myśli

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 09:22

Kochana Arleno dzięki Tobie przestałam się bać mówić po angielsku, a zwłaszcza po obejrzeniu odcinka nr 10 „Po cudzemu”. Dziękuję i pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Gosia Listopad 21, 2017 o 09:22

Kiedy wyjechałam zagranicę na czas dłuższy i trzeba było po prostu zacząć. Serdeczność rdzennych mieszkańców daje wiele do odwagi. 🙂

Odpowiedz

Olimpia Listopad 21, 2017 o 09:22

Bałam się mówić po angielsku jeszcze dwa lata po tym, jak przeprowadziłam się do Anglii. Jednak pewnego dnia byłam zmuszona zmienić pracę i trafiłam na wulgarną liderkę, której nie podpasowałam i pomimo, że dawałam z siebie 100%, chciała się mnie stamtąd pozbyć. Mój strach przed mówieniem i introwertyzm (oraz polska kultura nie pyskowania przełożonym) nie pozwalały mi nic jej odpowiedzieć. Jednak pewnego dnia, gdy szefostwo wyżej zaprosiło mnie do siebie, chcąc mi „podziękować”, gdyż jestem „niewystarczająco dobra”, stwierdziłam, że to jest ten czas. Nie mam nic do stracenia, bo i tak chcą mnie zwolnić (byłam zdesperowana, bo przez pół roku nie miałam pracy). Powiedziałam w odważny i profesjonalny sposób, co myślę o swojej liderce i sposobie jej pracy.

Dzisiaj tamta liderka już nie pracuje w tej firmie, a ja jestem menadżerem 😉

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 09:23

Hahah! Cała się śmieję na to wspomnienie. Wystarczyło, że musiałam zadzwonić po raz pierwszy w pracy do klienta z zagranicy – gadałam tam takie głupoty, spociłam się jak mysz, a jak już skończyłam… Stwierdziłam, że gorzej to już być nie może i po prostu zaczęłam mieć na to wyrąbane i podejść z dystansem 🙂 Zawsze przecież można się uśmiechnąć i powiedzieć, że się czegoś zapomniało 🙂

Odpowiedz

Ela Listopad 21, 2017 o 09:29

W moim przypadku był to raczej serial – Przyjaciele. Pamiętam jak dziś. Sesja zimowa. Za oknem ciemno…. (niezależnie od pory dnia). Ja zawalona książkami (bo za dni parę egzamin), opatulona kocem odświeżam stronę. Po raz pierwszy, drugi,… setny i nagle! Jest! Ktoś dodał odcinek. Książki lądują w kąt… Buforuje się… włączam play i….. bez napisów tylko lektor….W tym miejscu należy wstawić wszystkie znane wam przekleństwa. Angielski znany ale chyba jeszcze nie na tyle żeby zrozumieć. Szukamy ratunku. Telefon do brata… Przez 30 minut dyktowałam bratu zdania, których nie rozumiałam. I przekonałam się o dwóch rzeczach: po pierwsze mówienie po angielsku nie jest trudne i po drugie, zdecydowanie ważniejsze, mam świetnego brata.

Obecnie mimo, że minęło bardzo dużo czasu nadal Przyjaciele lecą w tle jak chociażby sprzątam tylko już w oryginalnej wersji językowej.
A jak już mówimy o świetnym angielskim proponuje obejrzeć w oryginale filmy z Alanem Rockman’em. Ta dykcja…. Od obejrzenia Szklanej Pułapki z napisami i usłyszeniu głosu Alana wszystkie filmy oglądam albo z napisami, albo w wersji oryginalnej. Zdecydowanie polecam.

Odpowiedz

Ewelina Listopad 21, 2017 o 09:34

Z koleżanką ruszyłyśmy do Francji. Trzymałam się jej jak rzep – ona płynnie po angielsku, ja co najwyżej płynny obrót w tył i w nogi. Znajomi znajomych przez innych znajomych wyszukali nam Francuza, który przygarną dwa kropki (w tym jedną niemowę – ja 😉 ). Co sprawiło, że przełamałam się by zacząć mówić po angielsku? CATAN! Okazało się, że Francuz dostał kilka dni wcześniej francuską wersje Osadników z Catanu i nie wiedział jak sie do tego zabrać. A że to moja ulubiona planszówka – zaczęłam mu tłumaczyć, zupełnie zapominając o strachu. Rozegraliśmy z powodzeniem kilkadziesiąt partii – a do dziś utrzymujemy stały kontakt. In English, of course! 😀

Odpowiedz

Łukasz Listopad 21, 2017 o 09:42

Według mnie najlepszym sposobem aby zacząć mówić po angielsku było znalezienie się w środowisku anglojęzycznym.

W moim przypadku najpierw zaczęło się od grania w gry online – wszyscy na serwerze mówili po angielsku, musiałem i ja. Potem przyszła praca, ale tu zaczęły się większe kompleksy. Brak słownictwa, brak odwagi, spolszczona wymowa. Ale szybko okazało się, że ludzie z innych krajów mówią z jeszcze silniejszym akcentem niż ja! Okazało się, że nie jest to problem.

Kolejnym etapem edukacji angielskiego była emigracja. Postanowiłem wyjechać do pracy i nauczyć się języka! Pojechałem na kilkumiesięczny wyjazd do Australii! Pracowałem w knajpkach najpierw na zmywak najpierw na zmywaku, a później jako barista lub kelner. Najlepsza szkoła językowa! Uczysz się języka, zdobywam doświadczenie i na dodatek zarabiam pieniądze na podróże małe i duże! Szczerze polecam, nie musi to być Australia, może być Wielka Brytania, Malta, Cypr na pewno takie doświadczenie będzie bardzo cenne!

I początkowy strach o silny akcent przerodził się w dumę. Później, podróżowałem to ludzie pytali się z zainteresowaniem skąd pochodzę i skąd mam taki ciekawą wymowę! Nie ma co się wstydzić, warto próbować!

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 09:47

U mnie krótka odpowiedź. Do dnia dzisiejszego nie przestałam się bać 🙁

Odpowiedz

Maria Listopad 21, 2017 o 09:47

Mówienie po angielsku stało się dla mnie dużo łatwiejsze, kiedy w gimnazjum na wyjeździe harcerskim poznałam harcerki z Włoch – i odkryłam dwie rzeczy:
1) one mówią po angielsku dużo słabiej niż ja – co za ulga po tym jak człowiek obawiał się, że w językach to wszyscy na zachodzie są tacy świetni, a na pewno lepsi od nas
2) niezależnie od tego że i one i my mówiłyśmy po angielsku tylko trochę, mogłyśmy bez problemu się dogadać – i wtedy odkryłam że nie trzeba znać wszystkich słówek, żeby móc się dobrze porozumieć 🙂

Odpowiedz

Oluś Listopad 21, 2017 o 09:48

Zawsze bałam się mówić po angielsku. Odkąd uczę się tego języka. Zawsze bałam się ,że coś pokręce, będę mieć zły akcent, użyje złego czasu…. Milion obaw i wątpliwości. Przestałam bać się kiedy pojechałam do Berlina i musiałam używać tego język w zwykłych, codziennych sytuacjach. Wtedy zrozumiałam, że przecież nie ma czego się bać. A po drugie trzeba patrzeć na pozytywne strony, trzeb zwidzie to do ile umie i wie. Wielu ludzi na całym świcie uczy się właśnie obcego języka i ma te same obawy. Ale przecie nikt nie wymaga od nas odrazu w 100% poprawnej wymowy. Wystaraczą dobre chęci i wiedza, co chcemy powiedzieć. I jakoś to wyjdzie 😁 Przed wyjazdem uczyłam się wymowy z Arleną na Youtube i często gadałam do monitoru ( a może do Arleny? 🤔 Arlena, słyszy mnie czasami? 😁). Głośno, po kilkanaście razy ten sam wyraz. Zresztą robię tak do dziś, chociaż nie mam już żadnych obaw i oporów aby mówić po angielsku.

Odpowiedz

Tomasz Listopad 21, 2017 o 09:59

Taaa… no to chciałbym napisać, że właśnie ta książka, ale … jeszcze jej nie mam! No i problem, szkoda że już trzeba umieć mówić, żeby wiedzieć co kiedyś sprawiło, że przestałem się bać, ja nadal się boję, panicznie obawiam się śmieszności, pomyłek, swojej „głupoty”, a chyba najbardziej siebie, bo inni zazwyczaj nie krytykują i nie próbują mnie zawstydzać, tak jak ja siebie. Czyli teraz nie wiem co odpowiedzieć, ale jak tylko będę wiedział, bo uczył się będę z tą książką lub inną, to napiszę co mnie trwożyło i straszyło.
Pozdrawiam
Tomek

Odpowiedz

Maciej Listopad 21, 2017 o 10:03

Odpowiedź na pytanie konkursowe.
Angielskiego uczę się nieprzerwanie od 22 lat (od 1 klasy podstawówki) i sądząc po stażu nauki powinienem obwiązać się poziomem proficiency 3 razy i przegadać we freestyle’u każdego mieszkańca Bronxu. Niestety, przez 90% czasu nauka bardziej z musu niż przyjemności i bez świadomości poskutkowała tym, że w wieku 30 lat zamiast oddawać się przyjemnością życia, każdy wieczór spędzam nad fiszkami i zastanawianiem się, czy w tym zdaniu bardziej pasuje „it is” czy „this is”. Nie mniej jednak, w życiu nastąpił pewien przełom, w którym kulawo bo kulawo, ale zacząłem mówić. O dziwo nie miał na to wpływu służbowy zagraniczny wyjazd z szefem stojącym nad głową, gdzie wyjścia są dwa: albo mówisz, albo jesteś bezrobotny.
Parę lat temu wynalazłem w sieci na popularnym portalu zajmującym się sprzedażą ofert grupowych, ciekawe ogłoszenie na „kurs wakacyjny”. 4 tygodnie, 5 dni w tygodniu konwersacji z Nativem i to na dodatek za bezcen (zapłaciłem za ten kurs 500zł). Z niecierpliwością wyczekiwałem na pierwsze zajęcia. Jakież to zdziwienie mnie dopadło, gdy zamiast ładnych schludnych sal z czarnymi ławkami i białymi tablicami (lub na odwrót), zobaczyłem sale w rozpadającym się budynku, gdzie odpadał tynk ze ścian, a na środku stało kilka krzeseł ustawionych w półkole. Nativem okazała się dziewczyna o dziwnie polsko brzmiącym imieniu i nazwisku (Nativa to może ona znała, ale z facebook’a). Uczestników chyba ze 30, przy tempie mówienia na poziomie A1 na pełną godzinę zegarową udało się odezwać ze 0,75 razy.
Na pierwszych zajęciach był komplet. Na drugich zajęciach, pewnie z powodu grzyba na ścianie, grupa wykruszyła się o połowę. pod koniec tygodnia przyszły 3 osoby. Z uwagi na to, że w tamtych czasach 500 zł to był majątek, uznałem, że chociaż miałby mi się ten budynek zawalić na głowę, to tak czy inaczej będę chodził na te zajęcia.
Zaczeło się od „I have..” I like..” I elokwentnych odpowiedzi” Yes, No” or „Me too…” Podsumowując, na 20 godzin aktywnego mówienia, nie nauczyłem się ani jednego zwrotu lub nawet pojedynczego słówka. Ogólnie w normalnych warunkach trzeba byłoby uznać to za kompletną porażkę, nic dziwnego że kurs był zorganizowany jednorazowo, a rzekoma firma potem dziwnym trafem zniknęła z rynku (pewnie business case się nie dopiął). Nie mniej jednak, ja osobiście wyniosłem z tego kursu ogromną wartość – przełamanie w mówieniu po angielsku. Nie jestem w stanie naukowo wyjaśnić mechanizmu, który zadziałał w tym momencie chyba wbrew naturze, ale obecnie nie mam problemu w komunikacji, pomimo że dalej kaleczę ten piękny język (Szekspir na pewno się w grobie przewraca, niech wie że naprawdę się staram).

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 21, 2017 o 10:08

1. Swoją naukę mówienia rozpoczęłam od spisywania tekstów swoich ulubionych piosenek po angielsku a później ich śpiewania 😉
2. Miałam swoje bajki przy których uczyłam się na pamięć zabawnych dialogów (np. taki Shrek tylko, że po angielsku)
3. Mówiłam do mamy po angielsku (choć ona nigdy się go nie uczyła – dzięki temu mój wstyd przed błędami był niewielki, bo po pierwsze przed mamą się nie wstydziłam, a po drugie i tak wiedziałam, że mnie nie rozumie ;))
4. Brałam udział w tandemach organizowanych przez szkołę –przyjeżdżali do nas obcokrajowcy i w ramach wymiany umiejętności ja uczyłam studenta mówić po polsku, a on mnie po angielsku.
5. Sama zgłaszałam się do robienia prezentacji po angielsku – wiedziałam, że będzie to dla mnie bardzo stresujące, ale możliwość przygotowania się wcześniej dodawała mi pewności siebie.

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 10:15

Hej!
W moim przypadku historia z angielskim to po prostu- skok na głęboką wodę. Angielskiego uczyłem się w szkole, ale nieustannie miałem problem z mówieniem, a jeśli już odpowiedziałem, to tak zwięźle że potem śmiałem się sam z siebie. Odważyłem się, poszedłem do pracy w której 90% czasu działałem w języku angielskim. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, dwa miesiące i sam zacząłem zagadywać ludzi w języku obcym. Nadal robię błędy, ale myślę że to własnie strach przed nimi paraliżuje. Nie warto się bać! Trzeba mówić! 😀

Odpowiedz

Jarek Listopad 21, 2017 o 10:20

Nie przestałem się bać, ponieważ* Grama to Drama 😉

_________
*) zbyt małe okno wiadomości ogranicza możliwość załączenia uzasadnienia.

Odpowiedz

Tamara Listopad 21, 2017 o 10:31

Kiedy? Właściwie zaczęło się od kompletnego „zblokowania”. A było to tak: jako studentka (wieki temu) zatrudniłam się w czasie wakacji w dużym kombinacie, w którego rozbudowie uczestniczyli specjaliści z Wielkiej Brytanii. Do moich obowiązków – gdy zorientowano się, że cokolwiek po angielsku rozumiem – należało pośredniczenie w kontaktach między Polakami i Anglikami (bezpośrednio na budowie). Jakoś dawałam sobie radę, choć świadomość braku potrzebnego specjalistycznego słownictwa paraliżowała mnie ogromnie. Narady brytyjskiego szefostwa z polska dyrekcją obsługiwała inna osoba perfekcyjnie znająca język. Do momentu, kiedy poszła na urlop. Świadomość, że następnego dnia mam przejąć jej obowiązki spowodowała, że długo nie mogłam zasnąć wymyślając powody, dla których mogłabym nie stawić się w pracy. W końcu zasnęłam. Nadszedł sen, w którym zaczęłam o coś wykłócać się z Anglikami. Obudziłam się, krzycząc po angielsku! I tak przestałam się bać. Nawet rozmowy ze Szkotem, którego angielski był, no cóż, bardzo oryginalny.
P. S. Angielskiego uczyłam się tylko w szkole średniej. Nie był on przedmiotem moich studiów.

Odpowiedz

Iwona Listopad 21, 2017 o 10:41

Cóż sprawiła to nieoczekiwana rozmowa o pracę, na której musiałam stanąć przed swoim problemem twarzą w twarz i szczerze potwierdzić, że mój poziom angielskiego to jedynie dobry a nie bardzo dobry jak napisałam w CV 😛 My name is potato, I like you, mniej więcej tak to wyglądało. Jednak ta sytuacja nie załamała mnie wprost przeciwnie, teraz gadam do siebie o wiele więcej, wiem że popełniam dużo błędów, ale jak się nie przełamię to nic z tego i tak nie będzie, więc dlaczego tego nie robić? W dodatku mam w rodzinie native speakera, no wstyd i hańba się z nim nie umieć komunikować, więc cisnę ten angielski niczym soczyste pomarańcze 😉 a błędy powoli wyplewiam. Polecam każdemu.

Odpowiedz

Klaudia Listopad 21, 2017 o 10:41

Przestałam bać się mówić po angielsku (chyba w podstawówce) dzięki
1. mojej nauczycielce angielskiego, która była cudowna (ostra, ale skuteczna!), i o której nie mogę tu nie wspomnieć, bo byłoby to po prostu nie fair,
2. dzięki rodzicom – zabierali mnie ze sobą na zagraniczne wakacje i kazali się dowiadywać różnych rzeczy,
3. dzięki osobom, z którymi rozmiawiałam w krajach nieanglojęzycznych – zrozumiałam, że nie jest najważniejsze czy zdanie jest poprawne – i tak rozumiem, jaki jest przekaz (więc oni też mnie pewnie rozumieją :).
Klaudia

Odpowiedz

Ida Listopad 21, 2017 o 10:42

Moja przygoda z angielskim na początku była bardzo stała i trochę smutna. W szkole miałam angielski od III klasy szkoły podstawowej i do liceum to właśnie na lekcjach „pogłębiałam” swoją znajomość tego języka. Na lekcjach zawsze byłam słabym uczniem, bo większość moich kolegów chodziło na dodatkowe kursy, na które moich opiekunów nie było nigdy stać, więc gdy Pani o cokolwiek pytała, oni wszystko wiedzieli, a ja czułam się zawstydzona, kiedy musiałam pytać kolegów, jak są „spodnie”, bo przecież według nauczycielki powinnam to już dawno wiedzieć. Sytuacja zmieniła się, kiedy w drugiej klasie liceum pojechałam na projekt z uczniami z Litwy. Ani oni po Polsku, ani my po Litewsku, więc angielski był językiem służącym do porozumiewania się. I nagle okazało się, że nieważne, jak poprawnie mówisz – ważne że mówisz! W trakcie tego projektu miałam za zadanie przeprowadzenie warsztatów o dyskryminacji – i właśnie tego dnia przełamałam swoją blokadę! W wieku osiemnastu lat zaczęłam mówić po angielsku, teraz jestem w najwyższej grupie na uczelni, filmy oglądam bez napisów a nawet wyjechałam na trzy miesiące z kraju i nie miałam żadnego problemu w porozumiewaniu się!

Odpowiedz

Kamila Listopad 21, 2017 o 10:45

Przestałam bać się mówić po obejrzeniu odcinka Pauliny Mikuły, w którym przyznała się do lęku przed używaniem angielskiego. Słuchałam jej, uświadamiałam sobie, jak jesteśmy pod tym względem do siebie podobne i… jak absurdalnie te obawy brzmią, kiedy są wypowiedziane na głos 🙂

Odpowiedz

Patryk Listopad 21, 2017 o 10:45

Wyjechałem do pracy za granicę, jako mechanik samochodowy. Trafiłem do typowego, Polskiego warsztatu, z polskim szefem i polskimi pracownikami. Już pierwszego dnia szef na wejście powiedział mi „Młody, jako jedyny twierdzisz, że znasz angielski. Ja jadę do domu, a Ty ogarnij ten burdel.”. Któryś klient z rzędu powiedział mi „Finally someone who can explain to me what is going wrong with my car! You have great English!”. Potem poszło już z górki :).
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Franek Listopad 21, 2017 o 10:52

Cześć Michał/Arlena,

Kilka lat temu rozpocząłem pracę w dziale transportu w jednej z większych firm logistycznych w UK. Znałem język angielski na tyle dobrze żeby tą pracę dostać (byłem jedynym polakiem w biurze) więc nie maiłem większych obaw z komunikowaniem się po angielsku „face to face :-)”.

Problemem (raczej ogromnym problemem) były rozmowy telefoniczne z kierowcami. Wynikało to przede wszystkim z nieznajomości słownictwa technicznego związanego z transportem. Co więcej około 50% kierowców było anglikami, 30% Szkotami a 20% Irlandczykami (tak na marginesie to chyba sami między sobą się nie rozumieli). Dodatkowo strasznie frustrował ich fakt „Polaczka” w biurze który ich nie rozumie a jeśli już zrozumie to nie potrafi rozwiązać ich problemu. Do tego dochodziły jeszcze problemy z zasięgiem i fakt że wszyscy rozmawiali przez zestawy głośnomówiące więc jakość połączeń była strasznie kiepska. To wszystko powodowało u mnie coraz większy stres i piętrzącą się niechęć przed telefoniczną rozmową po angielsku.

Taktyka moja była więc taka że nie odbierałem telefonów w ogóle. Jako że biuro było dosyć duże to zawsze się znalazł ktoś kto przyszedł i podniósł słuchawkę. Sposób mój jednak zawodził w czasie przerw, gdyż w biurze było mniej osób. Na to jednaj też dosyć szybko znalazłem sposób – gdy zaczął dzwonić telefon to salwowałem się „ucieczką” do WC :-). Po minucie jak na biurku była cisza mogłem już bezpiecznie wyjść.

Patent działał jakieś 6-7 miesięcy aż do dnia kiedy to na drodze do WC stanął mój przełożony, który grzecznie mnie poprosił abym najpierw odebrał telefon a później „skorzystał”. Rozmowę przetrwałem i oczywiście do WC później nie poszedłem. Pomimo że sądziłem iż jestem super ostrożny zostałem zdemaskowany (miałem (nie)przyjemność odbyć krótką pogawędkę z szefem, który był już świadomy mojego problemu z pęcherzem na dźwięk dzwonka).

Tak czy inaczej był to moment absolutnie przełomowy. Nie miałem innego wyjścia jak tylko stawić problemowi czoła. Wystarczyło powiedzieć: “Hello mate, The line is really bad can you park safety and call me once again from you mobile please?” or “Sorry Pal, I’m this new foreign guy. I don;t know how to solve your problem now, but I find out what and will call you back in 5 minutes”.

Możecie wierzyć lub nie ale kilkumiesięczny problem rozwiązałem NATYCHMIAST. Stres związany z rozmową przez telefon minął na zawsze. Każdemu kto ma obawy przed tym aby wypowiedzieć coś w innym języku (nieważne czy przez telefon czy nie) doradzam aby pokonał swój wewnętrzny strach i po prostu otworzył usta i coś powiedział (nawet to że nie rozumie co się do niego mówi). Nie ważne czy będzie to poprawne fonetycznie/gramatycznie czy nie, ale będzie to na pewno 100 razy lepsze niż stanie jak słup soli.

Tym jednak którzy boją się otworzyć usta polecam – szczególnie na początku nauki – trening sam na sam (niekoniecznie przed lustrem :P). Na mnie działało bardzo motywująco to że mogłem usłyszeć swój głos i wypowiadane słowa.

Sądząc po liczbie komentarzy zainteresowanie nagrodami jest duże. Jeśli nawet nie wygram to będę bardzo wdzięczny jak wrzucicie w odpowiedzi do komentarza coś w stylu „dzięki Franek” – przynajmniej będę wiedział że przeczytaliście 🙂

Życzę wszystkim miłego dnia i więcej wiary w siebie.

Odpowiedz

Klaudia Listopad 21, 2017 o 10:58

Ja przestałam się obawiać rozmawiać po angielsku przez tzw terapię szokową 😀 Moja edukacja z języka angielskiego wyglądała tak: angielski od 6 klasy podstawówki, matura z angielskiego i chyba 3 lata angielskiego na studiach raz w tygodniu, co było tylko”pseudokształcenim”. Moja mama jest nauczycielką angielskiego, ale jak się to mówi, szewc bez butów chodzi. ..Świeżo po studiach dostałam świetną propozycję pracy, ale pod warunkiem 6-miesięcznego stażu za granicą. Skorzystałam z szansy, przeżywając prawdziwe paraliże próbując na początku wydukać parę zdań po angielsku. Zaczęłam przygotowywać się do rozmów zawodowych, tworząc plany rozmów, spisując nowe, nieznane słowa i oglądając na dvd … przyjaciół w angielskiej wersji językowej. Od mojego stażu minęło już prawie 10 lat, a ja nadal nie mam problemu z mówieniem po angielsku!

Odpowiedz

Ufokuba Listopad 21, 2017 o 10:59

Miało być zwięźle, ale jakoś tak wyszło 😉

Przestałem bać się mówić po angielsku w liceum. Nasza szkoła prowadziła wymianę z uczniami z Francji i przyjechały do nas naprawdę fajne dziewczyny, szczególnie jedna mi się podobała :p Na początku strasznie wstydziłem się z nią rozmawiać, ale po jakimś się przemogłem. Musiałem wyglądać komicznie bo byłem mega spięty i głos mi się łamał, nie wiem czy bardziej stresowałem się że zrobię jakiś błąd i mnie wyśmieje czy samej rozmowy z nią… Po jakimś czasie się ogarnąłem i było już ok, rozmowa szła nam swobodnie i nie byłem już tak zdenerwowany jak wcześniej 🙂 Wtedy pozbyłem się mojej „blokady” językowej i już nie mam z tym problemu 😉

Odpowiedz

Kasia Listopad 21, 2017 o 11:00

Co sprawiło, że przestałam się bać używać języka angielskiego? Tak na prawdę boję się do dziś, ale moja chęć rozmowy z drugim człowiekiem jest silniejsza. Dzięki temu, że przełamywałam swój lęk przed otworzeniem paszczy, poznałam masę ludzi i wielokrotnie zostałam obdarowana opowieściami prosto z serca, które okazały się początkiem wspaniałych przyjaźni. Wniosek (baaaardzo osobisty: Stay calm and keep on speaking English 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 21, 2017 o 11:00

Ja się przełamałam do mówienia po angielsku gdy zaczęłam swoją pierwszą prace. Była to praca na informacji w dużej galerii handlowej i jednak dużo obcokrajowców się tam przewijało. Osobiście uważam ż angielski znam w stopniu komunikatywnym, jednak pierwsze rozmowy były typy jedno słowo lub kompletnie bezsensowne gadanie 🙂 jednak po jakimś miesiącu stres minął, język się rozplątał i z samego przymusu rozmowy wyciągnęłam udało mi się w końcu czerpać przyjemność z tego że się porozumiem z kimś w obcym języku 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 11:02

Kiedyś starałem się dostać odpowiedź, gdzie mogę zwrócić znaleziony kluczyk za granicą. Bardzo bałem się odezwać, trzymała mnie jakaś bariera, strach przed wyśmianiem znajomości mojego języka. Trafiłem na bardzo przyjemnych ludzi, z którymi po omacku udało nam się dojść do porozumienia. Od tamtego momentu, dostałem ogromnego kopa do chęci poznawania języków, żeby nie mieć większych problemów z porozumieniem się. Uważam, że jest bardzo mały procent ludzi, którzy posługują się językiem angielskim jako swoim ojczystym językiem, wiele osób uczy się jak my i nie powinniśmy czuć żadnego dyskomfortu podczas mówienia! Wręcz przeciwnie to bardzo miły gest z naszej strony jeśli pragniemy komuś choć minimalnie pomóc!
Pozdrawiam!
Marcin

Odpowiedz

Przemek Listopad 21, 2017 o 11:11

Hmmm… jestem pewien, że przełamałem się do mówienia po łamano-angielsku pomimo naprawdę słabej znajomości języka, na skutek pewnej sytuacji, która wzmocniła moją pewność siebie, ale co ważniejsze wyzwoliła we mnie niepohamowaną chęć nauki języka.
Ostatnio będąc na wakacjach nie zrealizowano mojej rezerwacji na samochód ,który chciałem wypożyczyć. Nie dostarczono go do umówionego miejsca, więc musiałem zadzwonić i ustalić co się stało, pech chciał że nie zabrałem żadnego potwierdzenia i nie miałem żadnego nr rezerwacji, ani też dostępu do internetu. Rozmowa telefoniczna okazała się bardzo trudna i stresująca, jednak ostatecznie udało się wszystko ustalić i z lekkim opóźnieniem zrealizowano moje zamówienie. Byłem dumny. że się przełamałem i będziemy mogli zrealizować swoje wakacyjne plany.
Zdałem sobie wtedy sprawę, że kontakty bezpośrednie z rozmówcą są zdecydowanie prostsze i kolejne rozmowy „twarzą w twarz” przychodziły mi zdecydowanie łatwiej.
Jakby tego było mało podczas zwrotu samochodu wystąpiła analogiczna sytuacja, którą udało się wyjaśnić zdecydowanie szybciej 🙂
To zdarzenie dało mi naprawdę wiele, wiem że za jakiś czas będę mógł się swobodnie porozumiewać w języku angielskim, pomimo tego że obecnie znam go słabo.
Ta sytuacja wyzwoliła we mnie chęć nauki… i to największa nagroda, książka byłaby dla mnie tylko uproszczeniem drogi do celu.

Odpowiedz

Michał Listopad 21, 2017 o 11:13

W moim przypadku w przełamaniu bariery językowej pomogła mi nieodparta chęć odwiedzenie Stanów Zjednoczonych oraz odnowienia kontaktu z moim kuzynostwem. Drogą impulsu złożyłem dokumenty na wymianę studencką work and travel USA a 2 miesiące później mieszkałem już w Nowym Jorku. Początki jak zawsze były trudne – inny język, akcent i jeszcze ten slang, ogólnie był kosmos, ale po miesiącu wszystkie bariery przestały istnieć. Wiecznie rozgadani i skorzy do pomocy współpracownicy, co chwilę słyszane How’re you? How You doing? What’s up bro? Sup? Same w sobie stawały się bodźcem do rozpoczęcia konwersacji, no i ten wieczny „American Smile” :D. A potem nawet nie zauważyłem, w którym momencie zacząłem wszytko rozumieć, przestałem niezgrabnie lawirować między czasami, krępować się z powodu własnych błędów, a wieczór bez wspólnego oglądania „Friends” stał się rzeczą niespotykaną. Świat staną przede mną otworem! Dwa tygodnie temu wróciłem ze Stanów Zjednoczonych z kolejnej wymiany kulturowej. Jeszcze do końca się nie rozpakowałem, ale w sumie po co, skoro już planuję kolejne wyzwania podróżniczo-językowe. Pozdrawiam

Odpowiedz

Wiola Listopad 21, 2017 o 11:20

Pojechałam do Portugalii na wakacje. Portugalczycy nie mówią za dobrze po angielsku, tam odważyłam się mówić. Pomyślałam, oni nie znają tego języka perfekcyjnie, nie zwrócą uwagi na moje błędy, ważne, żebyśmy się dogadali. Udało się. Zamówienie ryby i wina nie było problemem.

Odpowiedz

Mariusz Listopad 21, 2017 o 11:38

Mimo, że dobrze znam angielski zawsze maiłem obawy przed wypowiadaniem się w tym języku, szczególnie bałem się mówić po angielsku z native speakerami. Podczas wakacji w USA , będąc zmuszony zapytać kogoś o drogę, pewna pani zapytała „jesteś z południa?”. Było to dla mnie jak pochwała mojego języka. Zrozumiałem, że nie każdy Amerykanin mówi po angielsku tak samo i od tamtej pory śmiało używam angielskiego.
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Barbara Listopad 21, 2017 o 11:41

Na podstawie artykułu XI, paragraf 5 Kodeksu Języka Angielskiego zostałam dożywotnio skazana za powtarzanie śmiesznych kwestii z serialu Friends. Wyrok jest prawomocny i nie podlega apelacji i nawet nie zamierzam się odwoływać, bo będę wypełniała go z największą przyjemnością, bowiem również jestem psychofanką serialu Friends a powtarzanie na głos w domu przed rodzicami i braćmi żartów w języku angielskim pomogło mi pokonać lęk mówienia po angielsku. Moje ulubione zdanie, które często się przydaje w domowych warunkach: You know what cheer you up? I’m giving this lecture on erosion theories tommorow night, I think you should come 🙂

Odpowiedz

inny Grzegorz :) Listopad 21, 2017 o 11:55

Przełamałem się do mówienia po angielsku bo nie miałem innego wyjścia.
W pracy pisałem czasami emaile po angielsku do kontrahentów. Ale to były emaile. Co innego pisać a co innego mówić. Kiedyś zadzwonił kontrahent z Holandii i zagadał po angielsku. Odpowiedziałem swoją wersja tego języka. I stał się cud! Zrozumiał to co powiedziałem. Od tego momentu staram się mówić przy każdej możliwej okazji.

Miłego dnia wszystkim 🙂

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 21, 2017 o 11:55

Zgubiłem się kiedyś w Londynie 😉 nie było wyjścia – trzeba było zacząć mówić – a raczej pytać 😉

Odpowiedz

Ewa Listopad 21, 2017 o 11:58

Przestałam bać się mówienia po angielsku już po kilku lekcjach w szkole językowej prowadzonej przez Amerykanina. Prawie nie mówił po polsku i szybko okazało się że jeśli chcę dogadać się z nim w jakiejkolwiek sprawie, m.in. płatności, godzin zajęć itd. nie mam wyjścia – muszę używać angielskiego. Szybko okazało się też że nie sprawia mi to większego problemu nawet z moim nieidealnym mówieniem. „Lekcje” w szkole też były nietypowe, oglądaliśmy anglojęzyczne filmy, nagrywaliśmy program kulinarny opowiadając o tym jak robimy potrawy (wtedy polubiłam sushi 😊), tłumaczyliśmy poezję, poznawaliśmy różne elementy amerykańskiej pop-kultury, dowiedzieliśmy się mnóstwo rzeczy o kulturze Japonii gdzie nasz nauczyciel spędził ostatnie 10 lat. Steve – Twój polski jest już na pewno świetny więc jeśli przypadkiem to czytasz – dzięki za dobrą zabawę i sprawienie że po angielsku mówię bez kompleksów 😊

Odpowiedz

Brzooz Listopad 21, 2017 o 11:59

Zacząłem pracę w Krakowskim oddziale Brytyjskiej firmy i nie miałem wyjścia. W ogłoszeniu o pracę nie było informacji o tym że rozmowa kwalifikacyjna jest po angielsku, jakbym wiedział to pewnie bym nie aplikował. A tak to już nie miałem wyjścia i okazało się że to nie takie trudne. Wydaje mi się że ludzie najczęściej się stresują że uzyją złego czasu albo coś niepoprawnie powiedzą a prawda jest taka że mało kto zwraca na to uwagę. Jak długo kontekst jest zachowany to nikt nie ma problemu ze zrozumieniem. Anglicy i Amerykanie są otwarci i chętni do pomocy z językiem jak się ich o to poprosi.

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 11:59

Pierwszy raz barierę mówienia po angielsku pokonałem wyjeżdżając do Londynu aby tam pracować, wtedy musiałem, żeby cokolwiek tam załatwić. Drugi raz, zmierzyłem się z nią i ją pokonałem, gdy zacząłem pracować u obecnego mojego pracodawcy, w środowisku międzynarodowym i dzięki mojej kierowniczce. Zaznaczę, że nigdy w życiu nie dane mi było uczyć się angielskiego w szkole czy na studiach. Zawsze mówię, że w życiu uczyłem się rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego ale najbardziej z tych języków umiem angielski. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Damian Listopad 21, 2017 o 12:00

Zauważyłem, że Brytyjczycy również nie zawsze mówią poprawnie. Bardzo często dziwili się, że jeszcze się uczę angielskiego bo w ich opinii poziom mojego jezyka był wystarczający.
Istotne jest to, żeby nasz rozmowca nas zrozumiał a nie, że będziemy mówić poprawnie jak królowa Elżbieta.

Odpowiedz

Damian Listopad 21, 2017 o 12:01

Taki moment przełamania miałem gdy dostałem Rosjan jako załogę na listopadowy rejs na mazurach. Nie znając rosyjskiego, rozmawialiśmy po angielsku, chociaż bardziej nazwałbym to prymitywną komunikacją :).

Odpowiedz

Anita Listopad 21, 2017 o 12:04

Uwielbiam podróże i te dalekie i te bliskie. Od jakiegoś czasu wypuszczam się również za granicę, a tam, jak wiadomo, angielski to podstawa. Jestem perfekcjonistką i lubię mieć wszystko dopięte „na ostatni guzik”, bardzo zatem stresowała mnie myśl, że mogę popełnić jakąś gafę mówiąc w obcym języku, co spowoduje, że rozmówca mnie nie zrozumie. O dziwo, pomimo „wpadek” nic takiego się nie wydarzyło, jestem w stanie porozumieć się z obcokrajowcem, a nawet, gdy zapomnę jakiegoś słowa, potrafię wytłumaczyć o co mi chodzi w sposób „obrazowy”, „opisowy”. Pewności siebie dodała mi również wizyta w Norwegii, gdzie ku mojemu zdziwieniu okazało się, że napotkani młodzi Norwegowie radzą sobie z angielskim gorzej niż ja. Jak to możliwe, myślałam, Norwegowie? Przecież u nich na naukę języków kładzie się na pewno dużo większy nacisk niż u nas. Nic bardziej mylnego! Ta wizyta, nie dość, że dostarczyła mi pięknych widoków i wspomnień to jeszcze utwierdziła mnie w przekonaniu, że za granicą nie zginę, potrafię się dogadać, a dodatkowo mój uśmiech i usposobienie powoduje, że ludzie wybaczają mi niewielkie potknięcia 😉

Odpowiedz

Aga Listopad 21, 2017 o 12:04

Przestałam bać się mówić po angielsku, ponieważ mój mężczyzna zmusił mnie do pójścia do szkoły językowej 🙂 Bardzo dużo podróżujemy, za granicą już nie mam problemów z dukaniem „po swojemu” w języku angielskim. Najbardziej krępowało mnie mówienie po angielsku w naszym kraju – wydaje mi się że my sami o wiele bardziej niż osoby z którymi rozmawiamy zwracamy uwagę na nasz słowiański akcent i obawiamy się go. Ja postanowiłam nie przejmować się tym i cieszyć się naszym polskim „R”! 😀

Odpowiedz

Iza Listopad 21, 2017 o 12:16

Studiuję filologię angielską, co nie zmienia faktu, że wciąż odczuwam stres, kiedy mam powiedzieć coś po angielsku 🙂 Jednak nie jest on tak paraliżujący, od kiedy obejrzałam filmy Mateusza Grzesiaka oraz Twój, Arlena 🙂 Poza tym duży wpływ miał na to fakt, że wyrażając swoją opinię na jakiś temat na studiach, czy też w rozmowach ze znajomymi, mimo, że złapałam się na popełnieniu błędu, zostałam zrozumiana i zrozumiałam również odpowiedź. Czasami zdarza się, że zapomnę jakiegoś słowa, jednak rozmówca złapie o co chodzi i „podpowiada” czyli po prostu mówi to słowo. Choć wciąż odczuwam stres i strach, kiedy mam coś powiedzieć, nie ma już tej blokady, która kiedyś nie pozwalała mi się odezwać. Może wydawać się, że kierunek studiów pomaga, jednak początki zawsze są ciężkie, zwłaszcza, że rzeczywiście w szkole podstawowej, gimnazjum i liceum za mało jest konwersacji. 🙁 Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Michał Listopad 21, 2017 o 12:16

Byłem beztalenciem językowym. Od podstawówki do liceum uczyłem się angielskiego i spędziłem setki godzin, aby nauczyć się podstaw. Moje dialogi wyglądały jak w kultowym filmie „Dzień Świra”. Przestałem się bać i otworzyłem się z komunikacją werbalną w języku angielskim po wyjeździe w wieku 17 lat na obóz językowy do Ustronia Morskiego w 2007 r., gdzie poznałem amerykańskiego lektora o imieniu Mathew. Był mega przesympatyczny, otwarty i bardzo kompetentny. Jedną z jego zasad było: SPEAK ENGLISH! Po dwóch tygodniach wróciłem do domu z otwartym umysłem, odwagą i gotowością mówienia po angielsku na dowolny temat. Do dzisiaj jestem mu wdzięczny i bardzo pozytywnie go wspominam.

Odpowiedz

Paweł Listopad 21, 2017 o 12:16

Mówienia po angielsku wymagała ode mnie praca i codzienny kontakt ze współpracownikami z zagranicy. Okazało się, iż nie tylko ja mówię łamaną angielszczyzną (szczególnie w pośpiechu). W momencie gdy okazało się, że bycie zrozumianym jest ważniejsze niż mówienie w pełni poprawnie, przestałem mieć opory. Dzięki temu odszedł stres, co zaowocowało mniejszą liczbą popełnianych błędów, jak również wpłynęło na płynność wymowy.

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 21, 2017 o 12:17

Część Arlena.
Oto moja historia kiedy odważyłem się mówić po CUDZEMU 🙂 Poleciałem do UK szukać pracy i tak zwane życie spowodowało, że przestałem bać się mówić po angielsku, a konkretnie: po wylądowaniu w Luton musiałem kupić bilet kolejowy do Reading, następnie musiałem zadzwonić do urzędu aby wydali NIM i pójść do tego urzędu oraz dogadać się z tym urzędnikiem. Kolejny krok to dzwonienie po agencjach pracy oraz znalezienie mieszkania. Tak więc w moim przypadku rzucenie na głęboką wodę pomogło choć muszę przyznać że przez pierwsze dni byłem w SZOKU jak oni mówią- akcent zupełnie inny niż to co się uczyłem w szkole, słownictwo też inne.

Odpowiedz

Daniela Listopad 21, 2017 o 12:24

Przestałam się bać mówić po angielsku dzięki kontaktom z obcokrajowcami. Dzięki tym kontaktom przestałam myśleć, że moja gramatyka i akcent muszą być perfekcyjne, aby się odezwać. Poza tym bardzo pomaga mi świadomość, że mam pod ręką smartfona z dostępem do internetu i mogę skorzystać ze słownika.

Odpowiedz

Ewa Listopad 21, 2017 o 12:28

Wyzwanie – działanie. Po 10 latach pracy w jednej firmie postanowiłam ostatecznie znaleźć nową, taką gdzie będę miała szanse na rozwój.
Stanowisko, które spełniało moje oczekiwania i uznałam, że jest idealne dla mnie miało jeden minus. Wymaganiem była bardzo dobra znajomość angielskiego. Postawiłam sobie za cel nauczyć się /przypomnieć w takim stopniu język, aby móc rozmawiać po angielsku w czasie rozmowy rekrutacyjnej – telefonicznej oraz face to face. Jasno określony cel i chęć zmiany spowodowała, że miałam wewnętrzną motywację do nauki angielskiego. Przestałam się bać mówić po angielsku bo jestem świadoma robienia błędów na początku i akceptuję to. Cel postawiony przeze mnie przyczynił się do określenia ścieżki działań, m.in. mówienie po angielsku bez strachu.
Pracę rozpoczynam w styczniu i cieszę się, że w końcu będę mogła wykorzystać w praktyce język obcy 🙂

Odpowiedz

Pioneer Listopad 21, 2017 o 12:28

Zwięzłych odpowiedzi należy udzielać… Tzw. życiowa konieczność.

2002. Work&Travel. No Youtube, no Arlena, no nothing.
Ciężko sprzedawać burgery Amerykanom, komunikując się z nimi po polsku. A potem już jakoś poleciało………..

Pozdrawiam szczególnie tych, którzy lato 2002 spędzili w Laughlin, NV.

P.S. I’d f*** her brains out

Odpowiedz

Kasia Listopad 21, 2017 o 12:30

W podstawówce, gimnazjum i liceum nie znosiłam angielskiego, ponieważ… czułam, że nie umiem się go nauczyć. Miałam kiepskie nauczycielki, które wymagały cudów (jak mi się wtedy wydawało), a jednocześnie nie potrafiły pokazać uczniom, w jaki sposób osiągnąć wymagane umiejętności. Złe oceny powodowały, że jeszcze bardziej się zniechęcałam i uważałam, że „angielski jest głupi”. Jednocześnie trafiłam na bardzo dobre nauczycielki niemieckiego i całą „językową energię” angażowałam właśnie w naukę niemieckiego. A jednak… w pewnym momencie po prostu zrozumiałam, że hello, nie ma co zwalać winy na nauczycieli, tylko trzeba samemu wziąć się za naukę. Powolutku nadrabiałam wiedzę, zaczełam udzielać korepetycji z angielskiego (oczywiście przede wszystkim w zakresie gramatyki, bo a) to mi najlepiej wychodziło b) z tym wielu uczniów ma ciagłe problemy c) tego wymagają nauczyciele). Ale ciągle okropnie bałam się mówić. Aż tu nagle… mój kuzyn wyjechał do Paryża, poznał tam świetną dziewczynę i żeby się z nią dogadać miałam do wyboru błyskawicznie nauczyc się francuskiego (no way!) lub zacząć w końcu mówić po angielsku. Oczywiście wybrałam opcję nr 2 i … szok! Świat się nie skończył, ludzkość nie pęknęła ze śmiechu, słysząc jak mówię, a dziewczyna kuzyna (ach te rymy!) stała się jedną z moich bliskich koleżanek. Zatem – jak to często w życiu bywa – miłość zwycięża wszytsko, także strach przez mówieniem po angielsku (i nie musi to być nawet nasza miłość! 😉 )

Odpowiedz

Magda Listopad 21, 2017 o 12:32

Na początku bałam się otworzyć buzię, w obawie że wyjdzie jakiś niezrozumiały bełkot. Później uzmysłowiłam sobie, że cały problem tkwi w głowie. Skoro każdy obcokrajowiec z kraju nieanglojęzycznego kiedyś się uczył i mówi (czasem lepiej, czasem gorzej niż ja), to przecież i ja mogę!
Jak doszło do wymiany zdań z Amerykaninem kilka lat temu, okazało się, że blokada strasznie szybko znikła – bo po prostu ważne jest to, że się w ogóle mówi, a nie jak poprawnie (choć to drugie jest to ważne, ale na 2 miejscu, za mówieniem w ogóle) – i takie myślenie towarzyszy mi do dzisiaj. Nawet jeśli mam dłuuuugie przerwy w używaniu języka.

🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 12:34

Mój strach minął od kiedy w wieku 12 lat pojechałem na 2 miesiące do USA. W momencie kiedy tam przyjechałem niewiele rozumiałem z rozmów wokół mnie, ale z czasem zacząłem mimowolnie się „osłuchiwać”, coraz więcej rozumiałem, a w głowie same zaczeły mi się pojawiać proste odpowiedzi na pytania. Pod koniec wyjazdu sam chętnie próbowałem odpowiadać w sklepach czy restauracji i zauważyłem, że osoby które są naprzeciw mnie w żaden sposób nie odbierały moich prób i błędów za coś negatywnego, wręcz przeciwnie 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 12:43

W moim przypadku pomogła turystyka. Wyjechałem na wyprawę do Tajlandii, podczas której postanowiłem wychodzić ze swojej strefy komfortu w każdej możliwej sytuacji. Po Azjatach nie spodziewałem się dobrego angielskiego, ale po turystach już owszem. Najwięcej do myślenia dała mi 3-dniowa piesza wycieczka po górach z Kanadyjczykiem, Amerykanką i parę Niemców, podczas której porozumiewaliśmy się głównie w języku Szekspira. Drugiego dnia, rozmawiając z Amerykanką zaciąłem się na jakimś słowie, po czym przeprosiłem za mój angielski. Ona odpowiedziała mi tak: ” Dlaczego ty mnie przepraszasz? Poświęciłeś kilka lat swojego życia, żeby nauczyć się mówić w moim języku, a ja miałabym Ciebie krytykować? A jak spotkasz obcokrajowca w swoim kraju, który mówi „Dziękuję” to go poprawiasz, czy cieszysz się, że spróbował?”. To jedno zdanie spowodowało, że przestałem się bać a zacząłem być po prostu dumny z tego, że potrafię się dogadać (dziś, po latach nawet z inżynierami na międzynarodowych konferencjach).

Arlena – dobra robota z filmami na YT. Format jest idealny, żeby obejrzeć je „przy okazji”.
Michał – jak zwykle inspirujący materiał. Dziękuję.

Odpowiedz

Piotrek Listopad 21, 2017 o 12:48

Hej Arlena i Michał,

Komentarz ma być zwięzły, więc postaram się jak najbardziej streścić swoją historię. Sięga ona roku 2016, kiedy to długie studenckie wakacje postanowiłem spędzić za granicą, konkretnie w Anglii. Od kilku lat mieszka tam moja siostra, więc z noclegiem nie było problemu. Starałem się „załatwić” sobie pracę już przed wyjazdem, ale mimo pomocy ze strony siostry i jej narzeczonego nie udało mi się. Kilka pierwszych dni pobytu spędzałem na intensywnych poszukiwaniach jakiejkolwiek pracy, ale nigdzie nie mogłem się zaczepić. Skończyły się już czasy eldorado za granicą. Żeby robić cokolwiek zacząłem nawet odpowiadać na ogłoszenia dotyczące sprzątania prywatnych domów, ale większość zleceniodawców szukało kobiet. Wprawdzie pojechałem raz na zastępstwo za jedną panią i moja szefowa była ze mnie zadowolona, ale był to jednorazowy przypadek.

Z perspektywy czasu już wiem, gdzie popełniłem błąd. Szukałem pracy, gdzie język angielski nie był specjalnie wymagany albo wręcz niepotrzebny, gdyż wstydziłem się go używać. Pewnego razu narzeczony mojej siostry zakomunikował mi, że znalazł mi pracę jako pomocnik ogrodnika, który był Czechem. Pomyślałem ok, czeski jest podobny do polskiego, więc dam sobie radę. Jakżeż się myliłem. Okazało się, że różnice między naszymi językami są bardzo duże, przez co chcąc nie chcąc musiałem zacząć mówić po angielsku. Radek, bo tak miał na imię ów Czech, znał angielski bardzo dobrze. Był też na tyle uprzejmy, że starał się mówić zrozumiale i jak czegoś nie rozumiałem, to na spokojnie powtarzał. Co więcej, poprawiał moje błędy i tłumaczył działanie czasów, z którymi wiecznie miałem problemy. Z dnia na dzień czułem się pewniej i pod koniec wakacji rozmawiałem już nawet z rodowitymi Brytyjczykami. Wcześniej oceniałem swój angielski na ledwie komunikatywny, a okazało się, iż jest lepiej niż myślałem. Poza przełamaniem lęku wypowiedzi, otrzymałem także wspaniałą pracę, w której bez przerwy miałem kontakt z ludźmi i dobre jak na mnie pieniądze. Wysyłałem CV, gdzie stawka godzinowa wynosiła 7,2 funta, tymczasem Radek płacił mi 9 funtów na godzinę w tygodniu i 10, kiedy trzeba było pracować w weekend.

Zatem moje przełamanie w kwestii wypowiadania się po angielsku było poniekąd dziełem przypadku. Coś nade mną czuwało, bo gdyby nie propozycja narzeczonego mojej siostry, pewnie do dziś bałbym się rozmawiać z obcokrajowcami. Całą ta sytuacja uświadomiła mi jak ważne jest wychodzenie ze swojej cieplutkiej strefy komfortu, gdyż dopiero wówczas poznajemy swoje możliwości. Jakkolwiek byśmy się nie bali wyzwań stojących przed nami, warto się z nimi mierzyć, bo dzięki temu zyskujemy ogromną pewność siebie i doświadczenie, które na pewno zaprocentuje w przyszłości.

Pozdrawiam serdecznie,
Piotrek

Odpowiedz

Beata Listopad 21, 2017 o 12:49

Mój strach został przełamany kiedy na jedną z wycieczek pojechałam z Rosjanką i kolegą Polakiem. On, uparciuch, stwierdził, że cały czas będziemy rozmawiali tylko po angielsku, nawet między sobą, aby koleżanka nie czuła się „wyalienowana”.
W tym momencie byłam na niego wściekła 😉
Rosjanka śmigała tylko po angielsku i nie było wyjścia.
Ale teraz jestem mu za to wdzięczna.
To chyba jest najlepszy sposób na przełamanie się- rozmawiasz z kimś dla kogo język angielski to również nie jest język ojczysty (i nie masz wyjścia ;)).

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 12:49

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy odkryłam, że rodowici Brytyjczycy popełniają całkiem sporo błędów gramatycznych i leksykalnych! Dało mi to tak dużego boosta, że już następnego dnia szczerzyłam się do wszystkich i aż mnie skręcało w środku żeby coś mówić. Bo czemu ja mam się wstydzić jakiegoś niedociągnięcia skoro tyle osób je popełnia?? Ale momentem najwyższej dumy po tym jak już się tak zaangażowałam było to jak starsza mieszkanka Londynu, Angielka z dziada pradziada, mówiąca niczym Maggie Smith w Downton Abbey, stwierdziła, że mówię wspaniale(a zaimponowanie tej damie jest baaardzo trudne 😁)

Odpowiedz

Izabela Listopad 21, 2017 o 13:00

Przełamałam się do mówienia po angielsku, kiedy moja szalona mama postanowiła zgłosić chęć ugoszczenia w naszym domu nieznanych nam gości ze Stanów. Mama również uczy się angielskiego i ma barierę przed rozmowami (pamiętam, że pierwszy filmik Arleny jaki wysłalam mojej mamie to ten jak przestać się bać mówić po angielsku). Wizytę kolegów z Kalifornii nasza rodzina wspomina bardzo dobrze- dzięki odwadze mamy super wspomnienia i przyjaciół na drugim końcu świata.

Jednak z gramatyką niestety wciąż mam duże problemy i myślę, że na książce skorzystałabym nie tylko ja, ale również moja mama 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 13:00

Zwięźle…
Wiele rozumiem, dlaczego o tym nie opowiedzieć? 🙂
Na angielski nie przekładam, aby nie było groteskowo 😛

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 13:02

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku? Będąc na studiach wyjechałam w odwiedziny do koleżanki do Bambergu i pewnego razu wybrałyśmy się do pubu irlandzkiego, w którym zwykle spotykali się przebywający w tej okolicy Amerykanie. Niesamowicie się stresowałam. Paraliżowała mnie już sama myśl, że będę musiała coś powiedzieć po angielsku, ale pragnienie zetknięcia się z tym językiem na żywo było silniejsze, więc poszłyśmy do wspomnianego pubu. Dosyć długo rozmawiałam tam z pewnym Amerykaninem, chociaż przez pierwsze pół godziny grałam niemą aktorkę. Potem jednak coś we mnie pękło. Uświadomiłam sobie, że w myśli zaczynam poprawiać wypowiedzi mojego rozmówcy, który mówił w swoim ojczystym języku, ale mimo to popełniał liczne błędy, które ja (po 4 latach nauki) byłam w stanie wyłapać. Zrozumiałam, że bez sensu jest godzinne rozmyślanie nad poprawnością każdego pojedynczego zdania, które chcę wypowiedzieć. Skoro Amerykanin, mówiąc w swoim ojczystym języku, nie wstydzi się swoich błędów językowych, to dlaczego ja mam się przejmować moimi – przecież ja się dopiero uczę angielskiego! Ważne, żeby mnie rozumiał i to wszystko. To był dla mnie przełom…

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 13:07

Przestałem się bać mówić po angielsku podczas, co może zaskoczyć, pobytu w Chinach. Zostałem wysłany na Transition projektu z Polski do zespołu w Chinach. Tak więc z dnia na dzień musiałem zacząć opowiadać o pracy 8h dziennie przez ponad miesiąc. Głęboka woda pomogła otworzyć się i od tamtej pory (było to 7 lat temu) mówię po angielsku w ciągu dnia czasami więcej niż po polsku.

Odpowiedz

Natalia Listopad 21, 2017 o 13:09

Hej,
Mnie się do tej pory nie udało przełamać bariery i dale nic nie jestem w stanie powiedzieć 🙁 ale nic może kiedyś… ale dzięki za podcasta, niestety niektóre rzeczy są bardzo smutne jak o szkolnictwie itd Miejmy nadzieje, że kiedyś coś się zmieni.. 🙂

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 13:12

Właściwie, to nie pamiętam, żebym się bała. Zbyt wielka była chęć porozumienia się z ludźmi z innych krajów. Chęć rozbudzona już w podstawówce, gdy na dodatkowych lekcjach angielskiego (ewenement w wiejskiej szkole przed dwudziestoma laty) wybrałam sobie imię Jane. Jane, jak moja babcia Janina i jak Jane z Latarniowego Wzgórza. Lekcje były z panią od rosyjskiego. Potem mieliśmy nauczyciela, native’a, nie pamiętam z jakiego kraju i bladego pojęcia nie mam, co robił w naszej zapadłej gminie w dawnym radomskim. W każdym razie słabo mówił po polsku, a my, dzieciaki podszkolone przez panią od rosyjskiego, mogliśmy mu mówić, że „applepie” to po polsku nie jabłecznik, a szarlotka (choć można się spierać). I usadzić koleżankę, która nie miała z nami lekcji jednogłośnym „usiądź”, gdy nie mogła zrozumieć o co prosi ją nauczyciel, gdy usilnie powtarza „Sit down, please”. Bo on w ogóle nie kazał nam wstawać, gdy rozmawialiśmy, czy odpowiadaliśmy na jego pytania. Kolejny ewenement. No, a potem to już poszło. Zero wstydu, bo najważniejsze to się porozumieć, a nie mówić gładko i bezbłędnie. Uważałam, że wszystko przyjdzie z czasem. I mimo, że mój angielski nie jest perfekcyjny, rzadko go używam, to jak dopadnę kogoś z innego kraju to mu nie przepuszczę. Jak ostatnio praktykantce z Węgier w pracy, albo Algierce z Francji, która zaczepiła mnie na ulicy podczas demonstracji na Rynku we Wrocławiu pytając co się dzieje. Zapraszam na herbatę i wyciągam z tych znajomości ile mogę. I za to kocham każda minutę poświęconą nauce!

Odpowiedz

Ryś Listopad 21, 2017 o 13:12

Troszkę mi się w którymś momencie pozmieniało w życiu. Musiałem natychmiast podjąć się pracy zarobkowej, poleciałem kelnerować w jednej z warszawskich restauracji. Innymi słowy rzeczywistość mnie zmusiła do mówienia po angielsku.

Odpowiedz

Ula Listopad 21, 2017 o 13:13

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy zaczęłam myśleć po angielsku. Nie chodzi tu o dialogi w głowie po angielsku, (choć takie też się zdarzały ;)) a raczej o zrozumienie, że nie ma sensu kropka w kropkę tłumaczyć z polskiego na angielski, tylko że należy przekazać esencję zdania.

Pomocne też było oglądanie seriali po angielsku. Później używając języka obcego po prostu słyszałam jak to ma być powiedziane i nie próbowałam tego wpasować w żadną regułkę.

Odpowiedz

Aneta Listopad 21, 2017 o 13:13

Przestałam bać sie używać języka angielskiego wtedy, gdy od tego zależał mój dalszy los.
W 2015 roku pojechałam sama na stypendium językowe dla obcokrajowcow do Chin, ale żeby samej poradzić sobie z dojazdem z lotniska do akademika, zakwaterowaniem i poznaniem ludzi z którymi będę spędzać miesiac czasu musiałam po prostu zacząć mówić. Kaleczyłam język strasznie, ale zdałam sobie sprawę ze sie da i możliwym jest mówienie lepiej w tym języku.

Odpowiedz

Ayashy Listopad 21, 2017 o 13:17

Przestałam bać się mówić po angielsku, gdy na studiach wyjechałam na wymianę językową do Finlandii i zaczęłam uczyć się fińskiego. Na drugiej (!) lekcji dostaliśmy zadanie, żeby udać się do stołówki i przeprowadzić króciótkie wywiady z prawdziwymi Finami (po fińsku 😉 ) i uzyskać od nich podstawowe informacje o nich (imię, skąd są, co lubią robić itp.). Pomyślałam wtedy, że skoro po dwóch dniach nauki fińskiego jestem w stanie porozmawiać z rodowitym Finem, to tym bardziej mogę rozmawiać po angielsku mając za sobą 10 lat nauki! To doświadczenie uświadomiło mi także, jak bardzo różni się polski system nauczania języków obcych od fińskiego…

Odpowiedz

karolina Listopad 21, 2017 o 13:20

przestałam się bać, jak zaczęłam spotkać ludzi z innych krajów w ramach wymian młodzieżowych i usłyszałam, że oni też popełniają błędy! (niesamowite, prawda?) zrozumiałam wtedy, że najważniejsze jest to, czy ktoś mnie zrozumie, a nie czy użyłam poprawnie has/had/been/i takie tam. teraz próbuje jednak zwracać uwage też na te gramatyczne atrakcje, co by nie tylko być zrozumianą, ale mówić pięknie i poprawnie!

Odpowiedz

Monika Listopad 21, 2017 o 13:24

Kiedy przestałam bać się mówić po angielsku?

Właściwie to najważniejszy był moment, kiedy uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to boję się nie samego mówienia, tylko popełnienia błędów językowych, użycia niewłaściwego słówka, czasu, itd. O matko jest tyle możliwości. 😉
Jestem osobą, która dużo wymaga od siebie i w mojej głowie wymyśliłam sobie, że albo będę mówić od razu perfect 🙂 albo w ogóle. I to „w ogóle” niestety wygrywało, dlatego zmieniłam swoje myślenie. Postanowiłam mówić tak jak dzieci, prostymi zdaniami (ale bez seplenienia :)). I udało się.
Drugim ważnym momentem było usłyszenie swojego własnego głosu w obcym języku, ale nie na lekcji angielskiego, tylko w swobodnej rozmowie, z tymi wszystkimi emocjami wywoływanymi przez rozmówcę. To było dziwne, ale z każdą wypowiedzią stawało się coraz mniej dziwne.
Pomogło mi też to, że zaczęłam używać angielskiego w pracy, na co dzień lub prawie na co dzień. To pozwoliło mi oswoić się ze stresem, reagować na to co się dzieje tu i teraz. Ach i popełniam błędy językowe. 🙂
Jestem też mamą i na co dzień pozwalam sobie, bez ostrzeżenia, powiedzieć coś po angielsku do moich dzieci (10 i 7 lat). Wywołuje to czasami ich zdumienie ( myślą sobie: „ale o co chodzi?”), czasem śmiech, a czasami to nawet powtórzą po mnie. I mam nadzieję, że w ten sposób oswoją się z językiem i nie będą mieli aż takich problemów z mówieniem „po cudzemu” jak ja. 😀
Pozdrowienia dla Arleny.

Odpowiedz

Kuba Listopad 21, 2017 o 13:32

Przestałem bać się mówić po angielsku, kiedy zacząłem korzystać z usług firm z angielskim supportem:)

Taka sytuacja: ważny serwer, którym zarządzam, przestaje działać w niedziele o 18:00, a wsparcie dla serwerów działa tylko w języku angielskim o tej porze. Maile na support (pisanie maili to dla mnie nie problem), które zwykle działały o „normalnych” porach, teraz nie przynoszą szybkiego odzewu.

Postawiony przed ścianą, przełamałem wrodzony wstyd przed swoim nieidealnym angielskim mówionym i zadzwoniłem na support. Po pół godzinie, zadzwoniłem ponownie, i ponownie… Łącznie było chyba 9 rozmów i praktycznie za każdym razem od początku tłumaczyłem co się stało, kiedy mam liczyć na naprawę, obiecywałem, że będę dzwonił do upadłego itd., aż finalnie czy mogę iść spać czy może wsparcie jednak zadziała za moment (niedziela 23:00)?

Podczas dziewiątej rozmowy myślę, że mój angielski był już bardzo dobry 🙂 a serwer został „wskrzeszony” chwilę po północy.

Odpowiedz

Ela Listopad 21, 2017 o 13:37

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy zmusiła mnie do tego sytuacja życiowa, z czego teraz bardzo się cieszę 🙂 Wyjechałam do Anglii za pracą, musiałam więc zacząć używać języka angielskiego czynnie, a nie tylko biernie i okazało się, że daję radę!
Przede wszystkim uwierzyłam w siebie i przestałam się przejmować tym co pomyślą inni, jak mnie odbiorą, najważniejsze było to, żeby udało mi się komunikować z innymi., uzyskać potrzebne informacje.
A potem, dzięki codziennej praktyce, było już każdego dnia coraz łatwiej…. Ćwiczenie czyni mistrza!

Odpowiedz

Iwona Listopad 21, 2017 o 13:43

Ja uczyłam sie angielskiego w trybie przyspieszonym kiedy zdecydowałam że zostaję w Irlandii . Oczywiście mnóstwo kompleksów wyniesionych ze szkół.Ale wierzyłam się z mocnymi akcentami hiszpańskim, hińduskim i stwierdziłam że ten nasz polski jest stosunkowo łatwy do zrozumienia, nie ma sie czego wstydzić. Poza tym irlandczycy doceniają nasz wysiłek porozumienia sie i nie oceniają tak jak w szkole!

Odpowiedz

Kamil Listopad 21, 2017 o 13:43

Przestałem się bać, bo na studiach dostaliśmy się na konkurs Europejski. Musiałem w 3 tygodnie nauczyć się mówić moją cześć prezentacji. Po czym okazało się , że nie jade bo jechało za dużo osób ,a ja byłem na liście ostatni. Ostatecznie nie nauczyłem się mówić ,ale cos dukać. 😀

Odpowiedz

Dominika Listopad 21, 2017 o 13:46

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy do Polski przyjechał do mnie chłopak, w którym byłam zauroczona, a jedynym językiem który obaj znaliśmy to właśnie angielski.

Odpowiedz

Ola Listopad 21, 2017 o 13:50

Kiedy pojechałam z wielkimi obawami na pierwsze zagraniczne wakacje. Ostatniego dnia Grek zapytał mnie o legendę o Lechu, Czechu i Rusie, tak się zestresowałam, że do końca nie pamiętam co mu odpowiedziałam. Najważniejsze, że uśmiechnął się i powiedział, że rozumie 🙂

Odpowiedz

AnIa Listopad 21, 2017 o 13:50

Aby przełamać swoje opory w posługiwaniu się językiem angielskim polecam wyjazd zagranicę do nieanglojęzycznego kraju i rozmowę z nieanglojęzycznymi ludźmi.
Po półrocznym pobycie na stypendium w Grecji pozbyłam się całkowicie stresu związanego z popełnianiem błędów i komunikacją po angielsku. Dobrze rozmawia się z ludźmi którzy tak samo jak ja języka się uczą.

Odpowiedz

Remigiusz Listopad 21, 2017 o 13:50

Zwykle byłem przerażony złożyć choć jedno krótkie zdanie na lekcji w obawie przed krytyką rówieśników. Po jednej z lekcji angielskiego, nauczycielka, Pani Grażyna, złapała mnie na korytarzu i powiedziała, że obiecuje mi, ze jeśli ktoś będzie się śmiał to rzuci go gąbką :D. Dzięki niej zacząłem mówić.

Odpowiedz

Włodek Listopad 21, 2017 o 13:55

Po tym, jak podciągnąłem słownictwo, bo za każdym razem musiałem korzystać ze słownika. Grama kulała, ale lista wypalonych słów powodowała jakąś komunikacje.

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 13:57

Trema i lęk zawsze pozostają gdy mówi się w dowolnym języku obcym. Do mózgu dochodzą zapytania czy dobrze się wypowie dane słowo, czy rozmówca nie zrobi wielkich oczu ważki. Dla mnie to było wyzwanie próba pokonania własnej nieśmiałości – mojej słabej strony.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 14:05

Jako wystraszona studentka, znająca angielski na poziomie matury podstawowej, rzuciłam się na głęboką wodę i wyjechałam na 3 msc na wyspy. A tam odblokowało mnie gdy zaczęłam rozmawiać z ludźmi z innych narodowości – z Europy, Azji – oni też popełniali błędy, często nie znali wystarczającego słownictwa, kaleczyli wymowę – dzięki temu poczułam się bezpiecznie i nabrałam odwagi. Poczułam wtedy prawdziwą magię tego języka – niezależnie z jakiego krańca świata pochodzisz, jest język na tyle rozpowszechniony, że możesz się prozumieć! Mimo tylu, na pierwszy rzut oka różnic, możemy się dogadać. Od tej pory nie boję się mówić – wiem, że dużo muszę się jeszcze nauczć (dlatego tak potrzebuję Twoich książek!), ale im więcej mówię tym lepiej mówię 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 14:05

Miałem bardzo śmieszną sytuację kiedy przebywałem w Anglii, a dokładnie w Leeds.
Pracowałem w firmie stolarskiej, mój Angielski był na poziomie podstawowym, trochę rozumiałem, ale cholernie się bałem mówić po Angielsku, więc przytaczam sytuację z pracy.

JOHN: Matthew Can uoy give me the hammer
Matthew:I’m fine thank you (zawsze tak odpowiadałem, gdy czegoś nie rozumiałem
JOHN:Mat!!! Can you give me the hammer?!
Mat:wtedy zrozumiałem, że czegoś od mnie oczekuje i zmusiałem się do rozmowy i od tego czasu rozmowa przychodzi mi dużo, dużoooo łatwiej:)

PS.Mega podcast nagraliście wspólnie z Arleną:)

Odpowiedz

Wioleta Listopad 21, 2017 o 14:06

Do móweinia po angielsku przekonał mnie mój 6-letni syn, którego zapisaam 3 lata temu na jezyk, by nie mial w przyszłosci takich barier z angielskim jak ja… No i okazało się, że teraz duzo mnie pyta o słówka i robimy sobie pogadanki lub tłumaczę mu coś po angielsku… Naprawdę świetna zabawa, i przelamałam tę barierę w mówieniu, teraz w nowej pracy mnie mam obaw w wypowiadaniu sie na spotkaniach (mimo, ze gramatycznie nie jestem najlepsza).

Odpowiedz

Ilona Listopad 21, 2017 o 14:21

Jak przestałam bać się mówić po angielsku? Musiałam 🙂
Przez miesiąc przebywałam w grupie ludzi, z którymi mogłam porozumieć się tylko po angielsku. A ponieważ nie chciałam się ćwiczyć w zakonnych regułach milczenia, więc – musiałam zacząć mówić. Zaraz potem okazało się, że to nic strasznego. Nikt się ze mnie nie śmieje, nie wytyka palcami za błędy.
Mój angielski nie jest najlepszy, a nawet niestety gorszy niż był (nieużywany zbyt często i mało ćwiczony), ale mimo tego nie boję się w nim odzywać. Wiem, że czasem mówię „Kali mieć krowa”, ale najważniejsze, że mogę się z różnymi ludźmi dogadać. 🙂
Nie chcę jednak tylko na tym poprzestać. Wciąż wierzę, że mimo mojego 40+ mogę sprawić, że mój angielski będzie coraz lepszy i piękniejszy.

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 14:25

Cześć,

Dziękuję za świetny materiał skłaniający do refleksji nad sposobem nauki i jednocześnie postrzeganiem naszego edukacyjnego otoczenia! 🙂 Bardzo ciekawy punkt widzenia.

Przestałam bać się mówić w języku angielskim, gdy pozbyłam się paru osobistych kompleksów tkwiących gdzieś w mojej psychice, a często opierały się one na wrodzonym przekonaniu, że wszystko trzeba robić perfekcyjnie – inaczej będziemy odrzuceni. Dosłownie ściana, kaplica, kaput. Więc cóż… Zaakceptowałam siebie. Dodatkowo praca „zmusiła mnie” do nieustannego utrzymywania relacji z klientami z Francji i okazało się, że znajomość języka pozwalająca osiągać własne cele komunikacyjne (nawet ścieżką znacznie odbiegającą od idealnej) jest wysoce satysfakcjonująca. Francuzi z błędów językowych (swoich i moich) nigdy nie robili tragedii i jest to niezły kopniak dla tych co „nic nie robią, chyba że będzie nienagannie”. Praktyka i nauka na własnych błędach, to zawsze będą „niezłomni nauczyciele”. 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 21, 2017 o 14:28

Moje ,,przełamanie” nastąpiło po 10 latach nauki języka na pierwszym roku studiów. Wcześniej używałam angielskiego tylko na lekcji i co za tym idzie bałam się, że jak powiem coś nie tak to obniżą mi stopień. A na studiach kiedy poznawałam ludzi z całego świata czy to w klubach studenckich czy w akademiku, okazało się, że po pierwsze Ci ludzie mówią góra pięć słów po polsku wiec moja ,,znajomość” angielskiego nie robiła na nich wrażenia. Po drugie odkryłam, że w całej znajomości języka chodzi o to by się dogadać, a nie o to czy popranie użyłam trzeciego conditionala. Jak się nie mogłam dogadać znaczy że trzeba było iść na piwo i tyle 🙂 Po trzecim mogłam rozmawiać w każdym języku 😀

Odpowiedz

Asia Listopad 21, 2017 o 14:30

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy po godzinach pisania (z którym miałam mniejszy problem niż z mówieniem, bo łatwo się korzysta ze słownika ;)) z cudoziemcem (poznanym na portalu do nauki języka) zdecydowaliśmy się na rozmowę na skype. Zależało mi żeby zrobić dobre wrażenie więc musiałam przestać się bać mówić po angielsku. Efektem jest pierścionek zaręczynowy po 3 latach znajomości i ślub planowany na przyszły rok 😉

Odpowiedz

Angelika Listopad 21, 2017 o 14:33

Pomimo osłuchania się z językiem, bardzo trudno było mi przebić blokadę w mówieniu. W myślach mówienie do siebie szło mi całkiem nieźle, ale rozmowa z kimś była dla mnie czymś bardzo trudnym. Jednak będąc na wakacjach z osobą która po ang. nie mówiła zdarzyło nam się włamanie na mieszkanie i tylko ja mogłam wytłumaczyć co się stało i tylko ja miałam z włamywaczem kontakt kiedy złapałam go na gorącym uczynku. Przy policji wiedząc jak ważne jest aby przedstawić całą sytuację, cała ta determinacja pozwoliła mi na przebicie blokady w mówieniu z którą miałam taki problem, to jak z wrzuceniem kogoś do wody w celu nauki pływania. Nie miałam wyjścia, a kiedy juz stanęłam przed policją nieśmiało zaczęłam mówić a potem już zagadałam ich wszelkimi szczegółami zaistniałeś sytuacji. Sama będąc nieco w szoku, że nie było to tak trudne. Teraz idzie mi już całkiem nieźle, a nawet sama aranżuje sytuację aby z kimś porozmawiać.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Karolina Listopad 21, 2017 o 14:37

Poznałam kogoś kto wyglądał jak Robert Downey Jr. i bardzo chciałam porozmawiać 😉

Odpowiedz

ANIA Listopad 21, 2017 o 14:41

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy zaczęłam podróżować. W obcym kraju musiałam kupić bilet na autobus, dogadać się z osobą od której wynajmuję mieszkanie, zamówić jedzenie w knajpce. Również chęć poznania nowych ludzi sprawiła, że odważyłam się rozmawiać z miejscowymi oraz innymi turystami. I nagle okazało się, że całkiem nieźle sobie radzę.

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 14:43

To był 11 grudnia 2013r. Za oknem mróz i śnieg, a ja miałem temperaturę bliską tej przy której ścina się białko… Miałem być cichym uczestnikiem telekonferencji, którą miał prowadzić mój szef. Start godz. 16:30. Zakładam słuchawki, aż tu nagle, z boksu obok, gdzie siedział wydobywa się głośne: „o k***wa, zapomniałem że mam odebrać dzieci z przedszkola!!!”. Trzask zamykanego laptopa, dźwięk zapinanego zamka kurtki i widzę jego oczy jak u kota w Shreku. „dasz radę…” No i chyba dałem…

Odpowiedz

Tomek Listopad 21, 2017 o 14:45

A ja się dalej boję… dlatego cieszę się że zaprosiłeś taką osobę jak Arlena i mam nadzieję, że teraz już przezwyciężę strach… O! Już się nie boję! Yes, yes, yes….

Odpowiedz

Julia Listopad 21, 2017 o 14:46

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy zdałam sobie sprawę, że to bez sensu:)

Spójrz ile ludzi mówi po angielsku na świecie, z różnymi akcentami z różnymi wymowami (czasem zabawnymi). Bojąc się mówić zamykałam się na nowe przygody, możliwości i znajomości.

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 14:48

Przestałam bać się mówić po angielsku , gdy na węgrzech na migi pokazywałam że chcę kluczyk do toalety. Gdy go w końcu ,ale na szczęście na czas ,dostałam ,powiedziałam po angielsku „thank you”, kasjer odpowiedział ” good evening” o 7 rano. Zdałam sobie sprawę,że nie tylko ja kuleje w angielskim

Odpowiedz

Michał Listopad 21, 2017 o 14:52

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy wyjechałem na kilka miesięcy za granice do kraju anglojęzycznego. ALE uważam ze to nie sam fakt przebywania w obcym kraju oraz obcowania z nativami dodał mi odwagi i pewności siebie odnośnie umiejętności językowych. Uważam ze fundamentalne jest zrozumienie że nie wszyscy w świecie władają typowym podręcznikowym/szekspirowskim językiem angielskim, takim uczono mnie w szkole. Ważne jest aby przekazać informacje i aby Ciebie rozumiano, rozmowa nie gryzie!!.
W momencie gdy zrozumiałem ze bardzo często po „drugiej stronie” tez jest człowiek który może uczył sie angielskiego tak jak ja i że on może również odczuwa lekki stres przed rozmową uzywanie języka angielskiego stało sie dla mnie nauralne.

Odpowiedz

Grzesiek Listopad 21, 2017 o 14:58

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy firma wysłała mnie na kontrakt gdzie inni wykonawcy byli z Niemiec, Portugalii, Włoszech i Szawjcarii a nas z Polaków było 5 z czego tylko ja coś tam umiałem i przez 5 miesięcy więcej się sam nauczyłem niż przez całą szkołę średnią w 90-tych latach oraz na studiach (kiedyś była inna mentalnośc do nauki teraz trzeba byłozmienić tą mentalność). Obecnie też w firmie mamy możliwość nauki języków z czego korzystam i to procentuje np przykontaktach z pracownikami mojego koncernu z innych krajów oraz wyjazdach zagranicznych np. na wakacje

Odpowiedz

ela Listopad 21, 2017 o 15:02

A ja przestałam się bać mówić po tym, jak wyjechałam zaraz po studiach do Londynu szlifować angielski i tak się wstydziłam mówić, że znalazłam pracę jako sprzątaczka w klubie fitness. Któregoś wieczoru mopując schody usłyszałam taką rozmowę na recepcji (nie widzieli mnie): A może spytalibyśmy tą polish girl czy nie chciałaby się przenieść na recepcję na wieczory i weekendy, jest całkiem sympatyczna…A ktoś inny: No coś ty, przecież ona nie mówi po angielsku! Nigdy nie zapomnę tego jak się wtedy poczułam. Po skończonej pracy podeszłam do recepcji i czerwona jak burak powiedziałam, że Actually I do speak english and I would love to take this job 😉 I ją później dostałam 🙂

Odpowiedz

Izabela Listopad 21, 2017 o 15:07

Lęk przed mówieniem po angielsku przełamałam „hurtowo” z kilkoma innymi lękami 🙂 Jak miałam 25 lat dostałam ataków padaczki, przez co musiałam zwolnić tempo życia. Zawiesiłam pracę, znalazłam stypendium i wyjechałam do Berlina, żeby odetchnąć i naoglądać się mojej ulubionej dziedziny sztuki, czyli tańca. Prawie dwa miesiące w obcym mieście, bez znajomości niemieckiego, za to ze wspaniałymi ludźmi i sztuką wokół, dały mi odwagę do mówienia po angielsku i do rozpoczęcia nowego, pełnego podróży i tańca, rozdziału w życiu.

Odpowiedz

Marzena Listopad 21, 2017 o 15:07

Rok 2005 – niedawno weszliśmy do Unii Europejskiej …Szybka decyzja wyjazdu do Irlandii, w poszukiwaniu lepszego życia u boku męża, który mówi świetnie po angielsku wiec po co się martwic, załatwi za mnie wszystko …
Nagle zostałam sama z 3 letnia córką bez języka i pracy, otoczona ludźmi których nie rozumiem-tyle spraw do załatwienia -przełamałam strach przed mówieniem, nabrałam pewności siebie, i wydobyłam z siebie głos…
Rok 2017 – zadomowiłam się w Irlandii, mieszkam tu już 12 lat i czasami sama nie wierze, ze znam 3 języki, te, które ledwo zaliczałam w szkole.

Odpowiedz

Wojciech Listopad 21, 2017 o 15:14

Przestałem i znowu się boję.
Będąc liceum w sklepie muzycznym pewna pani zwróciła się do mnie po angielsku czy może przetestować gitarę. Odpowiedziałem coś tam drewnianym głosem.
Bezcenna była konkluzja ze spotkania – to tym językiem ktoś żywy mówi ( nie tylko w Cojaku i Columbo). To sprawiło że postanowiłem że do następnej konfrontacji będę lepiej przygotowany. Zdałem maturę z j.angielskiego i dalej bałem się mówić.
Potem spotkałem na wakacjach z żoną parę studentów z Holandii, którzy koniecznie chcieli rozmawiać. No i zaczęliśmy rozmawiać, po dwóch dniach gościny w naszym domu już się nie bałem mówić.
Upłynęło wiele lat i trafiłem do korporacji. Znowu boję się mówić. Chyba, że uczestniczę w tygodniowym szkoleniu w języku angielskim i wtedy mówię i się nie boję.
Teraz staram się zaangażować w mówienie po angielsku w pracy, to mnie uwalnia od lęku…

Odpowiedz

Ola Listopad 21, 2017 o 15:19

Nic tak nie pomaga w przezwyciężeniu strachu przed mówieniem jak realna potrzeba porozumienia się z inną osobą. Jako studentka wyjeżdżałam do innych krajów i wtedy nie miałam wyjścia – musiałam mówić pomimo swoich obaw. Wystarczył tydzień, aby zacząć się swobodnie (choć nie bezbłędnie) porozumiewać z obcokrajowcami. Po wielu latach potrzeba pojawiła się ponownie – trafiłam do pracy w firmie, w której angielski jest równie ważny w komunikacji werbalnej co polski. Pomimo wielu lat przerwy w mówieniu po angielsku i początkowych oporów, udało mi się przełamać. Wciąż mówię z błędami (które sama zauważam), ale wygląda na to, że nikomu (nawet Brytyjczykom) to nie przeszkadza.

Odpowiedz

Ania Listopad 21, 2017 o 15:21

Przestałam się bać mówić po angielsku gdy miałam niegroźną stłuczkę z obcokrajowcem w jednym z polskich miast. Poszło nam tak dobrze w rozmawianiu że cała sytuacja obeszła się bez wzywania policji 😁

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 21, 2017 o 15:24

Odpowiedź na pytanie konkursowe: Kraków – zlot harcerski – byłam wtedy zastępową i uczestniczyłyśmy z moimi harcerkami w grze miejskiej. Pomiędzy jakimiś zadaniami podchodzi do mnie Pan, który w języku angielskim pyta o punkt informacji turystycznej – zdziwienie młodszych harcerek (bo chyba nie zrozumiały o co chodzi) i moja radość, że rozumiem no i ogromna motywacja, żeby wytłumaczyć. Udało się – zostałam zrozumiana i uwierzyłam w swoje możliwości językowe! 🙂

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 21, 2017 o 15:27

Wciąż się boję :), ale mówienie do siebie pozwala mi nie pęknąć od słów, które unoszą się w mojej głowie 🙂 To one przełamały moje lody. Nie mogłam tylko o czymś myśleć, musiałam zacząć mówić, bo pewnie bym zwariowała od myślenia 😉
Na razie czekam na okoliczność, w której w jakimś miejscu w moim niewielkim mieście ktoś mnie zaskoczy 🙂 Że w sytuacji, na przykład w supermarkecie, zjawi się cudzoziemiec i będę tą osobą, która, snując się (nie)przypadkowo w pobliżu powie „May I help you?” ^^ (czyli okaże się, że gadanie do siebie lub do wyimaginowanego rozmówcy ma jakiś sens – poza tym, że domownicy dziwnie się na mnie patrzą 😉 )

Odpowiedz

Beata Listopad 21, 2017 o 15:27

Tak naprawde to nadal boję się mówić po angielsku. Kiedyś bałam się mówić po angielsku do tego stopnia, że gdy byłam za granica i jakiś Pan zapytał mnie coś po angielsku (oczywiście zrozumiałam co powiedział) to tak spanikowałam, że odpowiedziałam mu po polsku. Nadal się boję mówić po angielsku, ale już nie tak, ciąglę walczę z tą nieśmiałością.

Odpowiedz

Włodek Listopad 21, 2017 o 15:30

Po tym jak podciągnąłem słownictwo, bo do tego musiałem posiłkować się słownikiem. Wiadomo grama dalej kulała, ale ciąg słów z mej strony służył za sposób komunikacji z inna osobą.

Odpowiedz

Natalia Listopad 21, 2017 o 15:37

Swoją blokadę pokonałam podczas szkolnego konkursu recytacji monologów Szekspirowskich. Decyzję o udziale podjęłam ostatniego dnia zapisów, był to mój pierwszy występ na scenie od czasów jasełek w przedszkolu (teraz jestem w liceum), po angielsku, recytując Szekspira, na szpilkach i udając, że piję wino. Przed wejściem na scenę padło wiele wulgarnych wyrażeń, w których wytykałam niedorzeczność mojej decyzji. Po skakałam z radości. Nawet nie dlatego, że otrzymałam wyróżnienie (co bardzo cieszyło), ale dlatego, że się przełamałam! Od tamtego wydarzenia moje językowe życie zaczęło się od nowa!

Odpowiedz

Łukasz Listopad 21, 2017 o 15:39

Kiedy przestałem się obawiać mówić po angielsku?
Szkoda, że tylko w 3-4 zdaniach, bo historia jest ciekawa 🙂

Pewnego dnia postanowiłem, że rzucam wszystko i wyjeżdżam do Hiszpanii, ale do regionu, gdzie praktycznie wszyscy mówią po angielsku. Po paru tygodniach poznałem tam przepiękną kobietę, która była w sumie pierwszą osobą w moim życiu, z którą rozmawiałem po angielsku o czymś więcej niż rezerwacja hotelu, lotu czy pytanie do sprzedawcy podczas zakupów. Moim śmieszno-wschodnim łamanym angielskim przegadałem z nią całą noc… i jeszcze kilka następnych miesięcy 🙂 Dziś jest moją narzeczoną, rozumiemy się prawie bez słów, ale praktycznie codziennie wypalam po angielsku coś, co rozbawia ją do łez 🙂
Nie bójmy się mówić po angielsku! To otwiera przed nami praktycznie cały świat i wiele wspaniałych chwil 🙂

Odpowiedz

Łukasz K. Listopad 21, 2017 o 15:40

Przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy wyjechałem na work & travel. Managerowie postawili mnie na stawisku obsługi klienta w kasynie i uświadomiłem sobie, że albo będę się komunikował robiąc błędy, albo stracę prace. Kolejny krok – przestałem bać się rozmawiać przez telefon, kiedy poszukiwałem pracy roznosząc ulotki promujące moje usługi. Wiedziałem, że dostane zlecenie, tylko i wyłącznie jak się skutecznie dogadam przez telefon. Pierwszy raz spierałem się po angielsku ( emocje ), kiedy pracodawca postępował wbrew temu co zapisaliśmy w umowie, a mi zależało na moich prawach.

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 15:42

Rozmowy z nauczycielką na lekcji, darmowy sposób na poprawę swojego angielskiego podczas takich rozmów.

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 15:47

Rozmowa przez Skypa z osobą która zna angielski, a chce nauczyć się polskiego.

Odpowiedz

Jakub Listopad 21, 2017 o 15:49

Proste. Bilet w jedną stronę do Anglii, hotel wykupiony tylko na tydzień. Masz kilka dni żeby załatwić sobie pracę, mieszkanie, urzędy itp. Nie masz wyjścia musisz przestać się bać:)

Odpowiedz

Wiesława Listopad 21, 2017 o 16:01

Tak naprawdę nadal odczuwam lekki stresik, gdy rozmawiam z kimś po angielsku. Jednak odważyłam się mòwić, gdy zauważyłam, że inni często popełniają błędy gramatyczne i w wymowie i nie przejmują się tym. Spròbowałam i dogadałam się (na stacji benzynowej w Słowenii, gdy zgubiliśmy się) i to było moje małe zwycięstwo. Nadal pròbuję, choć okazji nie mam zbyt dużo.

Odpowiedz

Paulina Listopad 21, 2017 o 16:05

Zawsze miałam kompleks na punkcie mojego angielskiego.
Zapisałam się na korepetycje, na których moja nauczycielka kładła duży nacisk na mówienie. Nieraz powtarzała, że potrafię mówić i żebym mówiła więcej bez „ciągnięcia za język”, skoro mnie rozumie to znaczy, że jest OK. Wtedy nabrałam więcej pewności siebie i wydawało mi się, że już mogę mówić.
Wyjechałam za granicę i wtedy „czar prysł”. Nie spodziewałam się, że może mnie aż tak „zamurować”! Aż w końcu przestałam sie bać po „skoku na głęboką wodę”. Zaczęłam pracę, w której stale musiałam mówić po angielsku 😉
Wtedy okazało się, że całkiem sporo potrafię, a trzeba było tylko przełamać barierę rozmawiania z obcymi ludzmi. I oczywiście zaóważenia, że inni obcokrajowcy też nie są idealni, wszyscy się uczymy i nikt nie patrzy na ciebie jak na wariata 😉

Dzięki za Waszą rozmowę i pozdrawiam!

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 16:12

Cześć!

Moja odpowiedź na pytanie konkursowe będzie troszkę dłuższa, ale wiąże się to z ciekawą (przynajmniej w mojej opinii) historią. Na początku może się wydawać, że jest to całkowicie niepowiązane z angielskim, ale jednak do tego zbiegnie 🙂 Dodam tylko, że bardzo bałem się mówić po angielsku, ale się to zmienia.

Wstęp: jestem studentem, młodym programistą. Na początku roku trafiłem na kanał Maćka Aniserowicza, który organizuje konkurs Daj się poznać, gdzie należy założyć bloga. Pomyślałem sobie wtedy, że to jest moja szansa na rozwój i wziąłem udział 🙂 W tym roku zrobiłem naprawdę wiele fajnych rzeczy.

Założyłem bloga, dotrwałem do końca konkursu. Poznałem wiele wspaniałych osób. To sprawiło, że zacząłem brać czynny udział w życiu społeczności IT.

Pod koniec wakacji zobaczyłem informację o dwóch konferencjach: Code4Life organizowana przez firmę Roche oraz Expert Summit. No to mówię idę! Wypełniam formularz rejestracyjny na tej pierwszej i jest miejsce na końcu tego formularza takie: „Hej, jeśli chcesz wystąpić z krótką, 10 min prezentacją na dowolny temat – daj znać!”. Pierwsza myśl – tak, chciałem wystąpić na konferencji jako prelegent i w końcu mam szansę, muszę spróbować! (Warto wspomnieć, że od dłuższego czasu czerpię inspirację do robienia różnych rzeczy właśnie od Maćka Aniserowicza, Mirka Burnejki, no i oczywiście od Ciebie Michale! :)) No tylko o czym tu powiedzieć… No może o tym, że bloguję, że daje mi to frajdę? No i napisałem to w tym formularzu rejestracyjnym i poszło. Gdzieś tam w głowie nie łudziłem się, że ktoś się odezwie i szczerze mówiąc o tym zapomniałem.

Pewnego dnia siedzę na zajęciach i dostaję telefon z firmy Roche – w skrócie: temat może być ciekawy, wyślij mi abstrakt Twojej prezentacji. Wow. Zamurowało mnie. Wróciłem do komputera i napisałem kilka punktów od ręki. Dostałem odpowiedź, że fajnie i że w przyszłym tygodniu zrobimy próbę prezentacji. No i padło pytanie: „A nie będzie problemu, że prezentacja będzie po angielsku?”.

No co tu dużo mówić – problem był. Ja z angielskiego korzystam na co dzień, głównie czytam po angielsku, ale żeby dzioba otworzyć, to nieeee… Z drugiej strony, jak powiem, że nie, po angielsku to nie, to przepadnie mi taka świetna okazja do zmierzenia się ze sobą na scenie i rozpoczęcia swojej prelegenckiej drogi. Mówię: „Nieeeeee, skąd. Nie będzie żadnego problemu.” Klamka zapadła. Nie można dać ciała teraz.

W weekend przygotowałem slajdy i napisałem sobie tekst, jaki chciałem wygłosić na prezentacji. Normalnie albo przygotowuję sobie punkty, albo same slajdy. Wtedy mówi mi się najluźniej, jednak tutaj postanowiłem sobie przygotować cały tekst i z nim trenować. Może nie na pamięć, ale żeby mieć dobrą podkładkę.

W głowie miałem jeszcze inne myśli, które pomogły mi się przełamać. Po pierwsze – co się najgorszego może stać? W najgorszym wypadku zatnę się i się skończy prezentacja. Wtedy będę miał sygnał, że stary, nie jest fajnie, tak nie może być i masz spiąć cztery litery. Druga sprawda – to co często powtarzają różni ludzie. Jesteśmy przeintelektualizowani. Na początku masz się SKOMUNIKOWAĆ, PRZEKAZAĆ INFORMACJĘ. Kali jeść, Kali pić. Ludzie naturalnie Ci chętnie pomogą, a nie wyszydzą. To jest tak jak się jedzie za granicę i stara się rozmawiać w ojczystym języku (no może poza Francją). Wtedy pojawia się na twarzy mieszkańca uśmiech i stara się Ci pomóc. To tak samo, jak jakiś obcokrajowiec stara się mówić po polsku. Czy mu nie pomagamy? To dodawało mi jakiejś takiej siły.

Powiedziałem prezentację w czasie rozmowy video. I o dziwo – poszło od strzału. Miałem zielone światło, by wystąpić na konferencji.

I przyszedł czas konferencji. Stoisz na scenie, nie widzisz nic poza pierwszym i drugim rzędem. I masz poprowadzić prezentację.

Moje pierwsze słowa: „Cześć, nazywam się Piotr i opowiem Wam krótką historię o moim miejscu w internecie, o moim blogu. Na początku przepraszam za mój angielski, wiecie, to moje pierwsze wystąpienie na tak dużej konferencji (250 osób) i dodatkowo po angielsku. Jestem mega zestresowany i podekscytowany, więc proszę wybaczcie mi.” I rozległy się brawa. Złapałem kontakt z publicznością. Poczułem, że jestem w stanie zamienić miejscami morze z górami. I poszło. Połamałem język jak tylko mogłem. Ale udało mi się! Na koniec jeszcze dostałem kilka pytań. Po prezentacji ludzie podchodzili, gratulowali, mówili, że fajna prezentacja, super, że się odważyłeś. Nawet teraz, jak to piszę, to mam łzy wzruszenia w oczach.

Po konferencji mała integracja. Wtedy miałem okazję porozmawiać z ludźmi ze Stanów, z Brazylii. Miałem w głowie jedno – przekazać komunikat. I starałem się robić, jak tylko to umiałem.

Zauważyłem, że każde takie przełamanie się otwiera mi drogę do robienia innych fajnych rzeczy. Dzięki temu też zacząłem nagrywać vloga i bardzo prawdopodobne, że w przyszłym roku zorganizuję swoją konferencję 🙂 Tutaj znajduje się obszerniejsza relacja moich przeżyć związanych z tym wystąpieniem: http://codingtime.pl/2017/11/13/code4life-2017-podsumowanie-konferencji/

To pomogło mi się przełamać, jeśli chodzi o język angielski 🙂

Michale – dziękuję za to co robisz i ile pasji, wiedzy i pracy w to wkładasz. Dajesz mi dużo inspiracji i motywacji do działania. Trzymaj tak dalej i mam nadzieję do zobaczenia gdzieś, kiedyś 🙂

Arleno – Ciebie również obserwowałem i z wielką przyjemnością oglądałem Twoje filmy. Niestety z braku czasu coraz mniej oglądam „jutubów” i troszkę o Tobie zapomniałem – mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Obiecuję się poprawić! 🙂

Jeżeli uznasz, że mój komentarz jest wart Twojej książki – to będę naprawdę przeszczęśliwy! 🙂 Ale z drugiej strony i to jest chyba większa wartość dla mnie – mogłem podzielić się swoim doświadczeniem i może zmotywować kogoś do działania 🙂 Pozdrawiam Cię serdecznie i także mam nadzieję do zobaczenia, gdzieś, kiedyś! 🙂

Odpowiedz

Anka Listopad 21, 2017 o 16:13

Choć nadal nie mam pełnej swobody w posługiwaniu się językiem angielskim, to takim kamieniem milowym w wykorzystywaniu go w mowie był moment, gdy uświadomiłam sobie… że rozmówca próbuje się ze mną porozumieć, a nie czyha aż popełnię jakiś błąd. Świadomość, ze to nie mój rodzimy język (a nawet i z tym miewamy problemy), że to źródło komunikacji międzyludzkiej i nie powinno być ono ograniczane żadnymi barierami. Potem okazało się, ze żaden rozmówca nie szydzi, że powiedziałam coś źle, tylko próbuje pomóc i naprowadzić… i po co był ten stres… :)))

Odpowiedz

Mariusz Listopad 21, 2017 o 16:15

Przymus

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 16:21

Witam
Przestałem się bać mówić po angielsku po kilku rozmowa z native speaker podczas kursu angielskiego. Teraz mówię, nawet popełniam wiele błędów, ale mogę się komunikować.
pozdrawiam

Odpowiedz

Izabela Listopad 21, 2017 o 16:23

Od dziecka miałam spore problemy z zawieraniem głosu, w szczególności w kompletnie nowym towarzystwie i o ile przez lata w języku polskim miałam wystarczająco czasu i okazji żeby to wytrenować, o tyle z językiem angielskim już nie było tak łatwo.

Przede wszystkim zanim faktycznie otworzyłam się na mówienie, na używanie tego języka spotykałam często obcokrajowców, którym chętnie pomagałam w odnajdywaniu drogi. Pewnego dnia zdarzyło mi się spotkać Hiszpana, który szukał miejsca w akademiku, ale niestety panie w administracji kompletnie go nie rozumiały. Widząc, że przechodzę, poprosiły o pomoc. Był to moment kiedy miałam chwile przerwy od używania angielskiego i bez używania słownika w telefonie byłoby ciężko. Jednak jak się okazało, kolega również miał spore problemy w mówieniu po angielsku. Więc wyglądało to mniej więcej tak, że oboje staliśmy i próbowaliśmy rozmawiać z telefonami w reku ze słownikiem hiszpańsko-angielskim. Skończyło się na tym, że po dwóch godzinach pomocy w szukaniu mieszania udało się rozwiązać problem.

Co mnie najbardziej otworzyło na mówienie? Myślę, że przede wszystkim ta świadomość, że druga osoba również nie mówi najlepiej, ale się kompletnie tym nie przejmuje, ponadto uświadomiłam sobie, że język to tylko droga komunikacji i gdyby nie chęć rozmowy, choć kulawej, ale wciąż rozmowy, to bym nigdy nie dowiedziała się, że spotkałam nauczyciela tańca, który później w ramach odwdzięczyn udzielił mi darmowej lekcji tańca 🙂 Również uświadomiłam sobie jak bardzo obcokrajowcy są otwarci i serdeczni

Odpowiedz

Oliwia Listopad 21, 2017 o 16:24

Jak przestałam bać się mówić po angielsku? Przypadkiem! Gotowałam obiad we wspólnej kuchni w akademiku i podeszły do mnie trzy dziewczyny z Erasmusa z pytaniem czy pomogę im zrobić niespodziankę urodzinową dla ich przyjaciółki. Nie używałam angielskiego już 6 lat z przeświadczenia, że wiele lat nauki nic nie dało i nie potrafię się nim posługiwać i musiało być po mnie widać, że niebardzo wiem co odpowiedzieć, a bardzo chciałam dziewczynom pomóc, bo pomysł miały świetny (poprosiły tyle osob ile dziewczyna miała lat, żeby po półocy przynosiły po jednej róży, które one wcześniej kupiły) i padło pytanie: „Do you speak english?” i wtedy powiedziałam łamiącym się głosem „No, I don’t speak english but I understand and I will help you”. Wtedy one się roześmiały, że my Polacy jesteśmy nieśmiali i zawsze mówimy, że nie znamy angielskiego, a jak przyjdzie co do czego to nie mamy problemów z komunikacją 😀 i to był przełomowy moment kiedy dotarło do mnie, że jak chcę to potrafię i wróciłam do nauki tego wspaniałego języka 😀

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 16:26

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy na początku gimnazjum pojechałam do Londynu. Wyjazd ten pokazał mi różnorodność kultur i potęgę znajomości języka. Pomimo nie władania nim sprawnie byłam, np. w stanie kupić specjalne bilety miejskie dla dzieci w różnych grupach wiekowych. Doświadczenie to pokazało mi, że tylko ode mnie zależy czy w przyszłości będę ograniczona w komunikacji z innymi narodowościami, a zwiększenie słownictwa, płynności i poprawności otworzy mi „drzwi”.

Odpowiedz

Filip Listopad 21, 2017 o 16:29

Przestałem się bać mówić po angielsku już w czasie liceum, kiedy do mojego najlepszego przyjaciela przyjechał jego ówczesny chłopak z Niemiec (poznali się na jednej z wymian uczniowskich), a był on w połowie Niemcem i Koreańczykiem, więc śmigał płynnie w 3 językach (od dziecka uczył się angielskiego). Mój przyjaciel, jako że był totalnym ekstrawertykiem z charakteru to nigdy nie miał problemu z porozumiewaniem się i pewnie, gdyby była potrzeba to i w jidysz by się dogadał. Kiedy pierwszy raz spotkałem się z jego chłopakiem to byłem totalnie sparaliżowany i nie wiedziałem jak skleić zdanie. Odpowiadałem tylko: Yessss, yyyyy Nooooo (a dodam, że byłem średnio zaawansowany jak każdy Polak), więc w końcu i on się załamał, i nie miał ochoty mnie dłużej o nic pytać. Mój przyjaciel obmyślił, więc sprytny plan. Na ten przypadek mógł podziałać tylko alkohol. Spotkaliśmy się na drugi dzień i zaczęliśmy pić, i miałem wrażenie, że z każdym kieliszkiem rozumiemy się coraz lepiej, aż w końcu czułem, że dogadujemy się płynnie w czterech językach. Po tym spotkaniu nabrałem więcej śmiałości i rozmawiałem z nim dużo częściej już bez pomocy alkoholu. Dzięki tamtej sytuacji, dziś nie mam problemu żeby chociażby spróbować się z kimś dogadać po angielsku.

Odpowiedz

Sylwia Listopad 21, 2017 o 16:48

Świetny podcast 🙂 Dużo ciekawych informacji, świetna pozytywna energia 😀
Dziękuję

Odpowiedz

Michał Listopad 21, 2017 o 16:50

Ja przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy byłem zauroczony Irlandkami w Irish Pubach w co. Clare. Wtedy nie zastanawiałem się czy potrafię mówić czy nie, czy inna osoba mnie zrozumie. Zauroczenie, irlandzka otwartość i atmosfera w pubach pomogły mi pokonać lęk.

Odpowiedz

Tobiasz Listopad 21, 2017 o 16:51

Siemka,
przestałem się bać mówić po angielsku albo inaczej przestałem zastanawiać się co myśli inna osoba na temat mojego angielskiego, kiedy nauczycielka na studiach spytała mnie czy byłem może na erasmusie (nie byłem). Dopytując dlaczego pyta, odpowiedziała, że m. in. nie jestem wycofany w rozmowie i nie boję się popełniać błędów. Dzięki temu uświadomiła mi, że mimo skromnego „banku słów” i olewania gramatyki podczas mówienia, da się mnie słuchać i ktoś ten mój angielski mówiony jest w stanie skomplementować, a jeżeli jest chociaż jedna taka osoba i nie jest to mama to myślących inaczej ma po prostu w dupie.

Odpowiedz

Ada Listopad 21, 2017 o 16:53

Nie potrafię mówić po angielsku, dopiero zaczęłam się uczyć i mam nadzieję, że wkrótce się nauczę przede wszystkim rozumieć a potem mówić. Twoja książka napewno mnie do tego zmotywuje:)

Odpowiedz

Tomasz Listopad 21, 2017 o 16:58

Chociaż znałem angielski na średnim poziomie to do niedawna bałem się mówić po angielsku.

Przestałem się bać, kiedy pojechałem do Anglii na kilka tygodni i musiałem założyć konto w banku. Stojąc w kolejce miałem wątpliwości czy jestem w stanie to zrobić, jednak skonfrontowanie się z obowiązkiem przedstawienia swoich potrzeb, a następnie pozytywne zakończenie sprawiło, że nigdy później nie miałem już problemu rozmawiać.
Od tamtej pory zdarza mi się zaczepiać obcokrajowców na ulicy, żeby zwyczajnie z nimi porozmawiać i praktykować język.

Odpowiedz

Kat Nems Listopad 21, 2017 o 17:01

Wakacyjna praca w Anglii, poznałam kolegę- Anglika 😉
Później poszło już szybko, język sam sie rozwiązał (nie tylko w przenośni)
Dziś mamy czteroletnią córkę i popijamy wspólnie angielską herbatę o każdej piątej szczęśliwej godzinie.

Odpowiedz

Olek Listopad 21, 2017 o 17:04

Około pół roku temu wpadłem na wspaniały pomysł by wyruszyć do londynu. Pewny swego, że z telefonem poradzę sobie ze wszystkimi trudnościami, wpadłem w kłopot gdy nie mogłem odnaleźć stacji z której mam odjechać. Czasu brakowało bo odjazd niedługo więc przełamałem się i odezwałem się do anglika hi, where is a victoria station ? Od tego czasu uświadomiłem sobie, że taka rozmowa nie jest taka straszna.

Odpowiedz

Oliwia Listopad 21, 2017 o 17:08

Przestałam się bać mówić po angielsku podczas wymiany mlodzieżowej w gimnazjum. Pojechałam wtedy po raz pierwszy za granicę, do obcej rodziny i szkoły. Przez to musiałam zacząć mówić żeby móc dogadać się z tamtą rodziną i nauczycielami. Zawsze miałam problem z mówieniem po angielsku, bo bałam się popełniać błędy. Od tamtej pory nie boję się ich popełniać i bardzo polubiłam poznawać i rozmawiać z obcokrajowcami 😀

Odpowiedz

Bartek Listopad 21, 2017 o 17:12

Jak przestałem się bać mówić po angielsku?

Swoją przygodę rozpocząłem w przedszkolu. Każdy wie jak wygląda angielski w szkołach, więc ze szkoły nie nauczyłem sie za wiele. Zacząłem uczyć się na własną rękę i jakoś stało się tak, że GRAMĘ ogarniam na przyzwoitym poziomie. Bać się przestałem dzięki udzielaniu korepetycji. I już nie mam z tym problemu. Mogę się nawet pochwalić, że podczas spotkania autorskiego z Reginą Brett pomoc tłumacza nie była mi potrzbena. No i oczywiście niezawodna 6, czyli: Phoebe, Joey, Ross, Monica, Chandler i Rachel, którzy też przełamali moją barierę 🙂

Odpowiedz

Rafał Listopad 21, 2017 o 17:14

Z odpowiedzią na pytanie jest związana pewna historia mojego życia, streszczając:
Mamy lata 1999-2003 -> każda lekcja j. angielskiego w liceum to prawie ból brzucha, lęki w nocy przed dniem kiedy miały odbyć się lekcje angielskiego, etc., staram się ale nauka j. angielskiego idzie mi jak krew z nosa…
Jest rok 2003 – matura – ocena z egz. ustnego z j. angielskiego = 2 (wstyd się przyznać :)).
Rok 2003, październik – wyjeżdżam z małego miasta do Krakowa na studia i postanawiam, że nauczę się j. angielskiego, mimo że wiem, że to moja pięta Achillesowa.
Mamy rok 2004 – widzę pierwsze postępy – uczę się sam, ale mówić nie chcę, wstydzę się, boję się.
Rok 2005 – w ciemno jadę do Anglii w czasie wakacji z celem znalezienia pracy i to jest przełom!!! – znajduję pracę w hotelu i chcąc nie chcąc – muszę i zaczynam mówić po angielsku – zaczynam od prostych zwrotów i kilku słów, ale z dnia na dzień widziałem postępy – trzeba było się przełamać i po prostu zacząć mówić. Gramatyka przyszła sama, to było niesamowite jak zorientowałem się że nieświadomie używam np. trybów warunkowych lub mowy zależnej.
Mamy rok 2006 – powtórka z roku 2005, pracy nie muszę już szukać w UK bo sami mnie chcieli 🙂 i wcześniej się skontaktowali – wracam do tego samego hotelu ale już na lepsze stanowisko 🙂 – ciągła praktyka i uświadomienie sobie, że jak zacząłem mówic to po prostu mówię.
Rok 2007, czerwiec – egzamin na studiach z j. angielskiego to formalność – część ustna to miła rozmowa z lektorem i ocena bardzo dobra 🙂
Rok 2007, wrzesień – uwaga…, dostaję się na roczne Stypendium Rządu Szkockiego i mogę za darmo studiować po angielsku w Szkocji.
Rok 2008 – kończę studia po angielsku, powtarzam PO ANGIELSKU z tytułem inżyniera (uczelnia zaliczyła mi lata studiowania w Polsce) na uczelni w UK. Mam dyplom jak każdy student, który musiał studiować w UK min. 4 lata :)))
Tylko wspomnę, że jestem przekonany, że studia w UK ukierunkowały i bardzo wpłynęły na sytuację w której obecnie się znajduję, a napradę nie mogę na nią narzekać :))))
Reasumując, gdyby ktoś mi powiedział np. w 2003 roku, że będę spokojnie się komunikował po angielsku – w życiu bym w to nie uwierzył, jednak samozaparcie, chęci i praca oraz dążenie do celu, sprawiły że osiągnąłem coś o czym marzyłem. Choć wciąż pracuję nad j. angielskim, to od wielu lat sprawia mi to mega radość i przyjemność.
Życzę takich historii z happy endem każdemu 🙂

Odpowiedz

Leszek Listopad 21, 2017 o 17:14

Witam.
Nie mogę odpowiedzieć na pytanie Pani Arleny, ponieważ musiałbym skłamać.
Prawda jest taka, że nie przestałem bać się mówić po angielsku. Powstała blokada wynikająca z tego, że boję się rozmowy, gdyż nie potrafię zrozumieć języka mówionego i nie potrafię z nią sobie poradzić.
Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz

Beata Listopad 21, 2017 o 17:15

Cześć,
Trafiłam na świetną nauczycielkę w liceum, która wprost powiedziała mi”Wiem, że się wstydzisz ale musisz obalić tę ścianę”, zadawała pytania na które ja skupiałam się żeby trafnie odpowiedzieć-hobby, ciekawy temat, często opinie na filmiki które pokazywała pod koniec lekcji. W jakimś stopniu boję rozmawiać się z kimś kogo akcent angielski nie jest dla mnie zrozumiały i mam obawy że mogę czegoś nie zrozumieć.

Odpowiedz

Milena Listopad 21, 2017 o 17:15

Przestałam bać się mówić po angielsku, gdy po raz pierwszy w życiu stać mnie było na to, aby zapisać się na lekcje prywatne. Miałam tam zajęcia z Native Speaker’em, który, jak się okazało był w stanie mnie zrozumieć mimo małej znajomości gramatyki. To mnie strasznie uskrzydliło! okazało się, że mój angielski można zastosować w praktyce! Wow!
A Pani Arlenie należą się wielkie słowa uznania za to, co robi, jest wielka! po prostu sztosik! 😀

Odpowiedz

Patrycja Listopad 21, 2017 o 17:23

Moja droga do pokonania strachu przed mówieniem w języku angielskim nie należała do najłatwiejszych. Brakowało mi słów, Present Continuous mieszał się z Present Simple albo też zżerał mnie stres przed popełnieniem językowej „gafy”, o którą przecież w angielskim nietrudno. Publiczne wystąpienia zamieniały się w istny koszmar, podczas którego z ledwością wydobywałam z siebie słowa – spotkania z obcokrajowcami zaś, zamiast wzbogacać moje bogactwo językowe, pozostawiały po sobie jedynie wstyd, gdyż zazwyczaj bałam się choćby otworzyć ust, nie mówiąc już nawet o wyartykułowaniu krótkiego zdania. Dlatego też zapisanie się na lekcje angielskiego z rodowitym Irlandczykiem było w tym wypadkiem gwałtownym wyjściem poza bezpieczną strefę komfortu. Mój nauczyciel bowiem, jak to z native speakerami czasem bywa, nie mówił ani słowa po polsku! Oczywiście nie obyło się bez ciężkiej pracy i niemałego stresu – lecz po kilkunastu próbach udało mi się pokonać strach przed mówieniem w obcym języku.

Odpowiedz

Sławek Listopad 21, 2017 o 17:24

Przestałem się bać rozmowy po angielsku w momencie gdy spojrzałem na to że wyjazd do Ameryki na studia nie jest wcale taki niemożliwy, pierwsze co zrobiłem to zainstalowałem aplikację, poznałem Amerykanina z którym rozmawiałem codziennie wieczorem w ramach nauki. 😉

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 17:25

Cześć Wszystkim,

Przestałam siębać mówić po angielsku 3 miesiace temu, gdy zaczełam nową pracę. Już w pierwszym tygodniu przyjechał zagraniczny Klient i chciał poznać cały zespół. Mój zespół oraz pracodawny stworzyli mi konfortową sytuację w, której nie czułam się skrępowana popełniać błędów oraz braku dobrej znajomości języka. Przez to zachęcili mi do nauki i wspierają w dalszym rozwoju. Najważniejsze to dobrzy ludzie wokół, motywacja oraz konieczność jego stosowania ( w moim przypadku zawodowa).

Odwagi wszystkim życzę – warto! 🙂

Odpowiedz

Jan Listopad 21, 2017 o 17:26

Hej, przestałem się bać kiedy dostałem prace w firmie anglojęzycznej, udało mi się przejść rozmowę kwalifikacyjną (stwierdziłem, raz się żyje – najwyżej wybiorą kogoś innego) ta praca zmieniła moje życie, pozwoliła się otworzyć do świata, cała korespondencja jest w języku angielskim wiec bardzo szybko się uczę mówić, pisać i myśleć. Super sprawa, dzięki 🙂

Odpowiedz

Patryk Listopad 21, 2017 o 17:33

Nigdy za specjalnie nie przepadałem za językiem angielski, co więcej zawsze miałem dość spory kłopot z jego nauka (trafiałem na złych nauczycieli), na szczęście wszystkie jej podstawowe etapy mam już za sobą łącznie ze zdaną matura na ok 30%. Sytuacja zmieniła sie po wyjeździe do UK gdzie chcąc nie chcąc musiałem sie dogadywać z ludźmi w pracy, na początku pojedyncze słowa, później niezbyt składne zdania aż w końcu udało mi sie „po swojemu” porozumiewać. Niestety po powrocie mój angielski został na takim samym poziomie, brak odpowiedniego narzędzia nie składnia do dalszej nauki dla tego książka pani Arlety była by świetnym prezentem oraz noworoczną motywacja do nauki poprawnej gramatyki 🙂

Odpowiedz

Kamil Listopad 21, 2017 o 17:40

…bo dotarlo do mnie ze nie jestem anglikiem czy amerykaninem i nigdy nie bede mowil biegle po angielsku i jedyna osoba ktora wymagala tego ode mnie bylem ja sam, zamiast sie przejmowac czy poprawnie cos powiedzialem zaczalem myslec nad trescia tego co chcialem powiedziec i czy sie dogadalem i…nagle kiedy przestajesz myslec czy dobrze cos wymawiasz,zaczynasz coraz lepiej i pewniej mowic..

Odpowiedz

Paulina Listopad 21, 2017 o 17:40

Podczas tegorocznego lata miałam przyjemność spędzać wakacje w USA, chcąc więc wykorzystać je jak najprzyjemniej zależało mi na poznaniu nowych znajomych, z którymi będę mogła na co dzień się spotykać. Zaczęłam nawiązywać kontakty i wspólnie z nowymi znajomymi spędzaliśmy czas na fajnej zabawie, a częste rozmowy spowodowały, że przestałam myśleć, JAK coś powiedzieć, a po prostu to MÓWIŁAM. Strach zniknął, a zyskałam znajomych, mieszkających w innych częściach świata (dla niektórych z Nich angielski też jest drugim językiem) – Wspaniałe uczucie!! 🙂

Odpowiedz

Magda Listopad 21, 2017 o 17:41

Przestałam bać się mówić po angielsku, gdy usłyszałam jak mówi po angielsku dyrektor jednej z polskich firm. Z pochodzenia jest on Rosjanie, ale w Polsce mieszka już od 20 lat. Rozmawiając ze swoimi anglojęzycznych kontrahentami posługuje się mieszanką polsko- rosyjsko- angielską, i wszyscy go rozumieją 🙂 więc czemu mjie nie mieliby zrozumieć? Czasem musze się napocić żeby dosłownie narysować lub opowiedzieć o co mi chodzi, ale wtedy przypominam sobie zwroty dyrektora, typu: „eta situłejszyn is not, jakby to powiedzieć, good” 😀

Odpowiedz

Karolina Listopad 21, 2017 o 17:42

Cześć! Przede wszystkim świetny podcast! Bardzo dobrze się Was słuchało 🙂
Przestałam bać się mówić po angielsku stosunkowo niedawno, w mojej obecnej pracy. Jestem sprzedawcą w drogerii oferującej polskie kosmetyki i bardzo często odwiedzają nas Azjaci, zwłaszcza Koreańczycy. Zauważyłam, że te osoby mają pewnego rodzaju luz, swobodę mówienia po angielsku, co mnie zaskoczyło, bo przecież jest to dla nich język zupełnie „z d*py” (mam tu na myśli rodziny językowe) i podczas rozmowy wielokrotnie popełniają błędy, które jestem w stanie wyłapać, a mój angielski odbiega od ideału. Dzięki nim nabrałam pewności siebie i zrozumiałam, że nic się nie stanie, gdy pomylę past simple z present perfect, albo dam sobie czas mówiąc „let me think”, wspomogę się gestami, czy w ostateczności translatorem. Od tego czasu żyje mi się zdecydowanie lepiej i zamiast w obawie zerkać czy zmierzają w moją stronę obcokrajowcy, cieszę się na ich widok, bo wiem, że to wspaniała okazja na poprawę moich umiejętności. Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Patryk Listopad 21, 2017 o 17:42

Dlaczego przestałem bać się mówić po angielsku? Na pewno udało mi się to osiągnąć dzięki oglądaniu wielu kanałów na YouTubie między innymi kanału „Po Cudzemu” Arleny Witt 😀, ale także „Study English Online”, „Rock Your English” oraz „Kazik.TV”. Wszystkie te kanały pokazały mi, że angielski to nie jest studnia bez dna, ani żadna czarna dziura, tylko zwykły język, może nie aż taki prosty, którego można się nauczyć i nie należy poddawać się przy pierwszym, trudniejszym zagadnieniu. Dzięki Arlenie Witt przywiązuję większą wagę do wymowy, dlatego przy poznawaniu nowych słów zapisuję ich transkrypcję fonetyczną. Również od Niej, ale i innych kanałów: „Study English Online” oraz „Rock Your English” dowiedziałem się, że gramatyka angielska to nie „drama” :DD, co spowodowało, że nie boję się już używać trudnych konstrukcji gramatycznych w mowie, ponieważ wiem, jaką i kiedy stosować. Kanał „Kazik.TV” pokazał mi wiele wskazówek dotyczących rozwiązywania zadań, na co należy zwracać uwagę, a co można kompletnie olać xD. Niestety mój nauczyciel angielskiego nie jest najlepszy i rzadko kiedy pytam go o jakiekolwiek zagadnienie z języka angielskiego, ale cieszę się, że mogę zapytać się którąś z tych osób i każda z chęcią mi odpowie! Mam wrażenie, że przestałem się bać mówić po angielsku również dzięki oglądaniu wielu anglojęzycznych seriali takich jak „Friends”, dzięki regularnemu słuchaniu akcentu angielskiego mój strach przed mówieniem po angielsku również się zmniejszył.
Pozdrawiam :D!

Odpowiedz

Marcin Juszczyk Listopad 21, 2017 o 17:50

Witam wszystkich, u mnie przełamanie strachu nastąpiło po roku czasu pracy w angielskiej fabryce z samymi Polakami, wyjeżdżając z Polski, zaraz po pierwszym roku studiów, angielskiego ni w ząb, matura z Niemca a na świadectwie maturalnym dwója z angola, jednym słowem ostro jadę pracować do UK a z angielskiego zielony… Fabryka ogłosiła upadłość trzeba było szukać pracy i udało się trafić do następnej małej fabryki gdzie przez pierwsze kilka miesięcy pracowali tylko Anglicy więc byłem skazany na kaleczenie angielskiego, po kilku dniach strach miną a to tylko dlatego że im bardziej próbowałem gadać poprawnie gramatycznie tym mniej oni mnie rozumieli 😉 Po czym zacząłem gadać tak jak tylko myślałem i w ten sposób strach przed jakimiś błędami przestał mieć znaczenie 😀
Pozdrawiam serdecznie!

Odpowiedz

Darek Listopad 21, 2017 o 17:58

Nigdy jakos nie obawialem sie mowic, wiekszy dyskomfort czuje kiedy nie jestem pewien czy dobrze rozumiem. A juz absolutnie wyleczyl mnie z obaw kolega, ktory zapytany po angielsku o drogę, nie mógł przypomniec sobie jak powiedziec „nastepna brama” wiec poprostu bez żenady odpowiedzial „next bram”…😀

Odpowiedz

Konrad Listopad 21, 2017 o 18:07

Ochota na słodycze. Mając 13 lat pierwszy raz leciałem samolotem. Widząc, że stewardessa rozdaje ciasteczka chętnie je wziąłem i zjadłem. Okazały się przepyszne, więc aby dostać więcej musiałem pójść do stewardessy i ją poprosić o kolejne. Oczywiście to nie były polskie linie lotnicze, więc musiałem się wykazać angielskim. To były moje pierwsze wojaże z językiem angielskim. Nie wiem czy mój angielski był dobry, ale ciasteczka dostałem. 😀

Odpowiedz

Ania Listopad 21, 2017 o 18:09

Moj angielski nigdy nie byl rewelacyjny (brak zdolnego nauczania tegoz tez przedmiotu w liceum), a poza tym zawsze wolalam francuski dlatego tez jakiekolwiek proby rozmowy w tym jezyku byly bardzo stresujace. Wszystko to jednak zmienilo sie, kiedy bylam zdana na sama siebie po przyjezdzie do Anglii 13 lat temu i bylam zmuszona podzwonic po ludziach i zorganizowac sobie jakies lokum. Nie dosc, ze moj angielski byl bardzo slaby, to jeszcze rozmowa przez telefon, nie ulatwiala zrozumienia co sie do mnie mowi 🙂
Po 13 latach to wszystko sie bardzo zmienilo az ten kraj stal sie moim drugim domem. Bardzo chetnie przeczytalabym ksiazke Arleny zeby doszlifowac moja wiedze i stac sie jeszcze lepsza we wladaniu tym jezykiem. Dzieki Arlena, ze zaczelas pokazywac wszystkim, ze nie ma sie czego bac i nauka angielskiego tez moze byc zabawa. Szkoda, ze nie znalazlam Cie 13 lat temu, iz moje zycie byloby moze troche latwiejsze tutaj w Anglii. Pozdrowienia dla Was obydwoje – Arlena i Michal x

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 18:10

Kiedyś wracałam z koleżanką która zawsze była dobra uczennica ( w przeciwienstwie do mnie) … Zatrzymał nas jakiś turysta bo nie mogł znaleść drogi. Moja koleżanka wycofała się w tył od razu jak on zaczoł mówić po angielku i spojrzała na mnie ze strachem. Jako że mam problem z mówieniem ‚ nie’ to wytłumaczyłam mu gdzie i jaki autobus powienien wziąć – w końcu krótki epizod cartoon network z dziecinstwa sie przydał. Oczywiscie to mi dało +100 do pewności siebie w końcu to ja zawsze byłam w tej gorszej grupie angeilskiego…

Odpowiedz

Adam Listopad 21, 2017 o 18:11

Mój przełomowy moment w życiu w którym zacząłem posługiwać się odważniej w języku angielskim nastąpił dokładnie trzy lata temu kiedy zacząłem uczęszczać do szkoły językowej i mimo że chodziłem tam przez jakieś 3 miesiące to poczułem w sobie coś, że ja jednak cos umiem i jednak znam jakieś tam słownictwo którym mógłbym się posługiwać na poziomie komunikatywnym. Pamiętam ten moment bo wtedy poczułem się odrobinę szczęśliwszy, aż do tego momentu kiedy uczę się angielskiego w każdy możliwy sposób 🙂 pozdrawiam, mega wywiad, dzięki za niego 😀

Odpowiedz

Paweł Listopad 21, 2017 o 18:19

Przełamanie oporu z językiem angielskim nie nastąpiło u mnie na skutek jakiegoś szczególnego wydarzenia, a raczej w następstwie pewnych przemyśleń i znalezienia silnej motywacji, a mianowicie wizja dzidzi i mojego ojcostwa. Wprawdzie ojcem jeszcze nie jestem, ale jak wielu, kiedyś, być może za rok, dwa lub pięć, chciałbym nim zostać. I jeśli już miałbym zostać tatą, to chciałbym dać z siebie milion procent zaangażowania, aby ten okres pierwszych kilku lat był dla dziecka jak najlepszy w rozwoju pod każdym możliwym względem.
Jednym z takich względów stała się kwestia wychowywania dwujęzycznego, które idealnie wpisuje się w moją wizję ojcostwa. Byłoby wspaniale nauczyć dziecko od małego posługiwać się dwoma językami. Myślę że to wspaniały prezent, jaki można dać małemu obywatelowi na start. Jednak mój problem był taki, że nie czułem się na tyle pewny swojego angielskiego, aby móc w przyszłości taką inicjatywę podjąć. Zatrudnienie niani z językiem angielskim, która spędziłaby pierwsze kilka lat z dzieckiem zjadłoby połowę mojej pensji, a rozesłanie ogłoszenia matrymonialnego o treści: „Szukam partnerki życiowej z dobrym angielskim” to też niezbyt dobry pomysł.
W następstwie tych przemyśleń wszystkie moje bariery psychiczne po prostu pękły. Dziś już nie odpuszczę okazji, by porozmawiać po angielsku a to dlatego, że ciągle przyświeca mi ten cel a każdą taką rozmowę traktuję jako doskonalenie swojego warsztatu, a więc jako jeden krok bliżej do celu. Również oglądając filmy, robię pauzy, wcielam się w postaci i staram się aktywnie uczestniczyć w dialogach, by liczbę tych „okazji do rozmowy” zwielokrotnić.
Mam nadzieję, że za rok, czy dwa, będę czuł się gotowy, by móc taką inicjatywę dwujęzycznego wychowania w przyszłości podjąć samodzielnie i że kiedyś pierwszym (albo drugim) słowem mojego dziecka będzie DADDY 🙂

Odpowiedz

One_of_many Listopad 21, 2017 o 18:19

I literally remember when I was watching a movie Rocky III (I mean the famous Balboa) and of course I remember the golden quote by Apollo Creed ,,There is no tomorrow”. This situation had a huge impact on my life and I just decided to making everything now instead tomorrow, the same was with language. I didn’t care about the result by the other side and I was doing that, just doing that and still I’m doing that. That’s my history, maybe not too impresive but truly and even if I’m aware that I do a lot of mistakes this fact will not stop me. The most funny is situation I’m the first one right here who actually writes in English or one of few ^^ I wish You all the best! For Everyone!

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 18:28

Co sprawia że przestaje bać mówić się po angielsku?

Praca. Na co dzień jestem strażakiem w jednej z zawodowych jednostek ratowniczo-gaśniczych w Warszawie. To właśnie w czasie udziału w akcjach niejednokrotnie stykaliśmy się z poszkodowanymi, z którymi zarówno my jak i oni sami możemy skomunikować się tylko w języku angielskim.
Zapytać, co się dokładnie wydarzyło? Gdzie dokładnie czuje ból? Wytłumaczyć jakie czynności będziemy wykonywać w dalszej kolejności. To bardzo pomaga – słowo. Bez możliwości dobrego skomunikowania się z człowiekiem w sytuacji stresowej zwiększamy ryzyko zarówno dla nas samych, czyli ratowników, jak i osoby poszkodowanej.
To właśnie dzięki znajomości języka angielskiego jesteśmy w stanie uspokoić taką osobę i powiedzieć że będzie dobrze. Dlatego nigdy nie lekceważę nauki języka – zwłaszcza angielskiego.

Odpowiedz

Dominika Listopad 21, 2017 o 18:30

Kiedyś nienawidziłam tego uczucia, kiedy chciałam coś powiedzieć na lekcji angielskiego, ale w głowie pojawiały się myśli, które skutecznie mnie uspokajały. „Jakiego tu użyć czasu? A jeżeli się pomylę? Jeszcze mnie zacznie pani odpytywać? Tylko się wygłupię przed całą klasą. A i jeszcze może jakąś ocenę za to postawi. Lepiej się nie wychylać.” I tak przez trzy lata gimnazjum. A później miałam okazję wyjechać na program Euroweek. Poznałam mnóstwo osób z całego świata, którzy różnie mówili po angielsku. Ale to był przełomowy moment. Zobaczyłam, że nie ma się czego bać, że z mówienia można czerpać przyjemność. Świetne było to, że byli to ludzie w moim wieku, niekiedy lekko starsi. Świadomość tego, że nie będę oceniana i tego, że moi rozmówcy wcale nie zwracają uwagi na moje lekkie potknięcia, była zbawienna. Dlatego teraz w liceum, lekcji języka angielskiego nie traktuję jako kolejnego przedmiotu, który muszę zaliczyć, z którego muszę napisać sprawdzian. Są to lekcje, na których uczę się naprawdę przydatnej umiejętności życiowej.

Odpowiedz

Ewelina Listopad 21, 2017 o 18:31

Moja pierwsza praca, firma produkcyjna, branża, o której jeszcze mało wiedziałam…. i w końcu moje pierwsze spotkanie z Klientem(Brytyjczycy). Zrozumieliśmy się bez problemu. Po tym spotkaniu było już z górki.

Odpowiedz

Michalina Listopad 21, 2017 o 18:37

Postanowiłam rzucić się na głęboką wodę. Podjęłam decyzję o wyjeździe za granicę na wymianę studencką z programu Erasmus. Pomyślałam, że skoro nie jestem w stanie przełamać swojej bariery w Polsce, muszę zmienić otoczenie. Problem znikną już w pierwszy dzień, kiedy moja 30 kilogramowa walizka i ja, zgubiłyśmy się w obcym kraju 🙂

Pozdrawiam wszystkich odważnych ludzi! Nie bójmy się podejmować decyzji i stawiać sobie wyzwań 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 21, 2017 o 18:38

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku? Kiedy jako szesnastolatka pojechałam z chórem, w którym śpiewałam, do miasta partnerskiego na Węgrzech. Tam organizatorzy zrobili nam imprezę integracyjną z członkami lokalnej orkiestry. Wszyscy byliśmy w podobnym wieku, więc nie było bariery wiekowej, a jedynie językowa. A ponieważ bardzo chcieliśmy się zaprzyjaźnić (Polak – Węgier dwa bratanki), nie było innego wyjścia niż angielski. Po pierwszych kilku (niekoniecznie poprawnych) zdaniach cały strach się ulotnił.
PS. Nawet jeśli nie wygram, to i tak Wam dziękuję, Arleno i Michale, bo przez ten konkurs przywołaliście bardzo przyjemny fragment moich wspomnień i teraz uśmiecham się do monitora 😉

Odpowiedz

Jarosław Listopad 21, 2017 o 18:39

Jak pracowałem w Londynie spotkałem Belga który uświadomił mi, że mam mówić i nie zważać na gramatykę. Sama przyjdzie. Jak ktoś chce zrozumieć to ewentualnie się dopyta. Wtedy dopiero nabrałem wiatru w żagle i „klepalem dużo i kolorowo” aż ręce bolały od tego gadania. Jarek P.

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 18:39

Witam,

Swoją przygodę z językiem angielskim rozpoczęłam pewnie jak każdy zwyczajny uczeń w tamtym okresie, czyli w podstawówce. Była to zwykła państwowa podstawówka, w której uczyło się dość dużo dzieci. Język angielski był wtedy czymś nowym, lepszym, ciekawszym niżeli lekcje języka polskiego. Zawsze wychodziłam pełna optymizmu po tych zajęciach zwykle śpiewanych, angażujących prawie wszystkie zmysły. Sytuacja diametralnie uległa zmianie w gimnazjum – nauczycielka języka angielskiego, która była starszą i narzekającą na całą rzeczywistość osobą, nie miała kompletnie zielonego pojęcia jak prowadzić zajęcia dla dzieciaków w gimnazjum. Lekcje były nudne, z obszerną gramatyką, pamiętam, że musiałam uczyć się opowiadań na pamięć, których nie rozumiałam, a potem byliśmy odpytywani z nich przy tablicy. To było żenujące, odpychające i chyba raz na zawsze moja chęć do nauki języka angielskiego legła w gruzach, na tyle, że już w liceum, wybrałam język niemiecki jako język na maturze 🙂

Mimo to, rodzice, dbając o moją edukacje, postanowili w wakacje poprzedzające liceum wysłać mnie na wakacyjny obóz językowy z języka angielskiego (o zgrozo, pamiętam, że byłam na nich mega wściekła, ponieważ wiedziałam, że nie potrafię się odezwać w tym języku, za to z językiem niemieckim świetnie dawałam sobie radę). I tam jakby moje podejście do nauki zmieniło się, a raczej dopiero wtedy „przemówiłam” w języku angielskim, zajęcia były prowadzone przez native speakerów ps. przystojnych 🙂 co robi ogromną różnicę u nastolatki 🙂 i nie mogliśmy w żaden inny sposób się z nimi porozumieć jak tylko w języku angielskim, więc trzeba było mówić. I pamiętam do dziś kolosalną różnicę w podejściu tych młodych ludzi na obozie, którzy chcieli nas czegoś nauczyć, a nauczycielki, która była niezadowolona ze swojego życia (jak większość nauczycieli w Polsce w państwowej szkole). Pamiętam, że wertowałam słownik, aby jak najwięcej zdobyć słówek, żeby ich móc użyć potem w rozmowie i móc „zabłysnąć” . Chyba przez okres tego obozu nauczyłam się więcej języka angielskiego, niżeli w szkole.

Co do pytania konkursowego, to właśnie to sprawiło, że nawet nie wiem kiedy, ale miałam ogromną ochotę rozmawiać i zaznaczę rozmawiać bez gramatyki, tak po prostu, traktowałam wtedy język bardziej jako środek komunikacji. Potem doszło pisanie jeszcze na internetowym komunikatorze” gadu-gadu” z osobami głównie z Wielkiej Brytanii – zawsze obok komputera był słownik – nie rozstawałam się z nim. W liceum już „odkryłam” uczenie się języka logicznie, a nie na pamięć czyli poprzez słuchanie piosenek, oglądanie seriali i sama nie wiem, do tej pory nie potrafię tego wyjaśnić jak zaczęłam go używać. Uczyłam się na serialach typu „Beverly Hills, 90210”. Na studiach niestety trafiłam na podobnych nauczycieli co w gimnazjum, lektoraty były mega nudne, non stop tylko gramatyka, jakbym co najmniej studiowała na studiach lingwistycznych, a to była przecież matematyka. Miałam wrażenie, że mój mózg nie wynosi z tych zajęć nic, tylko marnuje mój czas.

Chyba z mojego doświadczenia mogę śmiało stwierdzić, że , aby zacząć mówić w obojętnie jakim języku najważniejsze są słówka i odpowiednia motywacja, a nie gramatyka, ona przychodzi z czasem – nawet nie zauważamy kiedy – dokładnie tak jak z małymi dziećmi – dziecko komunikuje się na początku dość prosto, nabywa z czasem umiejętności, poznaje więcej słówek, potrafi je zastosować w zdaniach, a przecież nie uczymy od razu dziecka co to jest przydawka czy orzeczenie i jak należy je stosować.

Widzę tutaj problem, czyli wszędzie gramatyka i stąd jest blokada w mówieniu, bo po pierwsze na lekcjach nie mamy okazji za wiele powiedzieć, po drugie nie słyszymy tego języka, a raczej nie osłuchujemy się z nim na tyle, aby poczuć jego melodię i po trzecie, a może nawet najważniejsze, jest fakt, że lekcje w szkołach, gdzie dziecko ma zazwyczaj pierwszy kontakt z językiem są po prostu nudne i zniechęcają do dalszej nauki, bo od razu trzeba mówić poprawnie, nie ma miejsca na błędy.

Pozdrawiam serdecznie,
Ania

Odpowiedz

Kasia Listopad 21, 2017 o 18:41

Hello everyone 🙂

W moim przypadku przestałam bać sie mówić po angielsku podczas wyprawy do Santiago de Compostella ^^ Na szlaku spotkałam grupę młodzieży z Portugalii wraz opiekunami. Czekaliśmy razem w kolejne do albergi (tj.miejsce noclegowe dla pielgrzymów ze szlaku), gdy jedna z uczennic bardzo źle się poczuła i widziałam, że opiekunowie nie wiedzą co zrobić… Musiałam przełamać się i pewnie mocno kalecząc angielski powiedziałam im co mają robić… Nawiązaliśmy ciekawą relację, a ja zaprosiłam ich do Polski. Co najlepsze jedna z opiekunek grupy, zamierza mnie odwiedzić i jednocześnie zwiedzić Polskę już w nadchodzące wakacje! Nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się do roboty i po wygraniu książki zabrać się porządnie za angielski… tik tak tik tak

Dziękuje za uwagę 😉

Odpowiedz

Ola Listopad 21, 2017 o 18:43

Cześć!

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy na pierwszych zagranicznych wakacjach w Grecji pewien przemiły Grek słysząc, że jesteśmy z Polski zapytał mnie o legendę o Lechu, Czechu i Rusie. Później zapytał jak to możliwe, że Czech-Czechy-Czesi, Rus-Rosja-Rosjanie a my od Lacha-Polska i Polacy! Nadal nie wiem jak udało mi się to wytłumaczyć, ze stresu niewiele pamiętam. Najważniejsze, że uśmiechnął się i powiedział, że teraz już wszystko rozumie 🙂

Odpowiedz

magdalena Listopad 21, 2017 o 18:45

przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy w mojej pracy okazało się że jestem jedyną osobą, która wgl zna angielski a nawet niby na poziomie B2, ale nie praktykuje więc uważam że B1 to max. Niestety dla mnie grama to drama, bo uczylam się ponad 10 lat angielskiego i gramie zawsze mówiłam nie. 🙂 słówka nauczone, odgadam się ale zdanie sklece tak na słowo honoru ;p i dzieki temu że w pracy nie znają angielskiego to chociażbym nie wiem jak rozmawiała z obcokrajowcem i tak wszyscy mówią że jestem cudowna że sie z nim dogadałam i jak to oni chcieli by znać angielski ale dobrze że mają mnie. A ja nie jestem oceniana bo nikt nie wie czy powiedziałam „Kali chce jesć” czy tylko „Kali jeść” :p

Odpowiedz

Natalia Listopad 21, 2017 o 18:45

Zdecydowanie pomogła po prostu letnia praca po maturze w kawiarni w centrum Londynu. Jest tam tak wiele różnych akcentów i poziomów języka, że nie ma się czego wstydzić, a kontakt ze współpracownikami i klientami zrobił swoje :).

To było właściwie dwa w jednym – przełamanie się do rozmowy po angielsku, ale też świetna lekcja języka potocznego, którego przecież nie było na żadnych zajęciach!

Odpowiedz

Ania Listopad 21, 2017 o 18:49

Przestałam się bać mówić po angielsku podczas studiów w Danii:
1. Trzeba było wiele rzeczy załatwić i bez rozmowy/pisania z obcokrajowcami by się nie dało.
2. Poznałam wiele ciekawych osób z różnych krajów i chciałam ich lepiej poznać i zrozumieć.
3. Jeden z tamtejszych nauczycieli uświadomił mi, że mam nieuzasadnione obawy przed zadawaniem pytań i aktywnym uczestnictwem w zajęciach, co związane było z wpojoną przez lata nauki w szkole obawą przed popełnianiem błędów oraz poczuciem, że mogę zostać wyśmiana.

Odpowiedz

Michał Listopad 21, 2017 o 18:55

Po tym jak wyjechałem do Angli do pracy (z bardzo podstawowym angielskim) chciałem po prostu napić się dobrej kawy w dobrej kawiarni 🙂 ciastka też wyglądały apetycznie ale trzeba było się dopytać co z czym jest 🙂 mięc moją wyzwalaczem okazało się łakomstwo 😛

Odpowiedz

Robert Listopad 21, 2017 o 18:56

Przestałem się bać rozmawiać, gdy pojechałem z rodziną na urlop do Grecji. Szukaliśmy noclegu, bo nie mieliśmy rezerwacji, tylko jak zawsze pojechaliśmy w ciemno. Greckiego nie znaliśmy, więc został tylko angielski lub niemiecki. Znaleźliśmy fajny mały hotelik i poszedłem lekko stremowany zapytać o wolne pokoje. Gospodarz mówił po angielsku na poziomie lekko gorszym niż ja, więc nabrałem pewności siebie i wspaniale nam się rozmawiało zarówno przy początkowych negocjacjach, jak w trakcie pobytu. Sądzę, że nie zawsze rozumieliśmy się, nie przeszkadzało nam to jednak miło spędzić na pogawędkach czas. Dodatkowo zapunktowałem u rodziny, bo dla nich śmigałem po angielsku jak Tommy Lee Jones 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 18:59

Może to banał ale przestałem się bać mówić po angielsku kiedy…musiałem się nim zacząć posługiwać, gdzie w pobliżu nie było nikogo kto mógł mówić za mnie. Nie jestem wirtuozem tego języka. Ba! Uważam, że posługuję się nim bardzo słabo ale moment, w którym pierwszy raz mogłem w jaki sposób komunikować się w nim drugą osobą (nieznającą polskiego) sprawił, że przestałem się bać mówić po angielsku.

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 19:01

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek bała się mówić po angielsku. Zawsze mówiłam intuicyjnie, tak jak mi ładnie brzmiało. Nie za każdym razem okazywało się to poprawne gramatycznie, ale co tam 😉

Odpowiedz

Grażyna Listopad 21, 2017 o 19:11

Jeszcze nie udało mnie się pozbyć tego lęku, cały czas nad tym pracuję, ale jest to praca w bólach 😉
Mam jakąś blokadę, trudno mi ją oswoić i pozbyć się, ale nie ustaję w próbach.
Grażyna

Odpowiedz

Renata Listopad 21, 2017 o 19:18

Co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku?
Rok 2002. Jako osiemnastoletnia dziewczyna z małej wioski, odważyłam się pojechać do Hamburga na europejski zjazd młodych „Taize”, z ciągle ogromnymi brakami w angielskim. Byłam przekonana, że jadąc z innymi Polakami nic mi nie grozi, że zawsze ktoś będzie, kto mi pomoże, przetłumaczy, wytłumaczy.. Nic bardziej mylnego. Zgłaszając się do tzw. „grupy pracy” znalazłam się w samym środku całego świata, gdzie łącznikiem był język angielski. Moja znajomość rozumienia była zaledwie podstawowa, a umiejętność komunikowania się w tym języku zerowa. Gdy znajdujesz się nagle obok Azjaty, Europejczyka, Amerykanina i każdy z tych osób otwiera się przed Tobą i wyciąga werbalnie rękę aby przełamać granice kultur, nacji – wtedy masz możliwość albo się schować w swoją niewiedzę, strach i nieufność samej sobie – albo zaryzykować i zacząć mówić, choćby tylko: „Kali jeść”. U mnie ten „Kali” jadł chyba przez całe spotkanie; niekiedy okazywało się, że nawet nie jadł a pił, choć miał jeść – ale kiedy orientujesz się, że pomimo błędów, niedoskonałości i niewiedzy – MÓWISZ I ROZUMIESZ I INNI ROZUMIEJĄ CIEBIE – cały lęk przed mówieniem znika. Wtedy też dociera do ciebie, że do doskonałości prowadzi szlak pełen pomyłek, błędów niekiedy nawet ośmieszenia. Szlak, którym naprawdę warto pójść 🙂
Bo w końcu aby przestać się bać mówić po angielsku – trzeba przestać się bać mówić po angielsku, nawet jeśli się człowiek boi 🙂

Pozdrawiam.
Renata.

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 19:25

Bardzo lubię kanał Atlety, jednak nie zgodzę się, że nauczyciele jęzków obcych się w Polsce nie rozwijają. Zapraszam chociażby na fanpage edunation – największej społeczności nauczycieli języków obcych w Polsce facebook.com/helloedunation
Co tydzień prawie 1000 nauczycieli szkoli się z nami za darmo. Chcą nauczyciele, którzy się szkolą. Nie mówmy, że jest tak beznadziejnie 🙂

Odpowiedz

Pawel Listopad 21, 2017 o 19:26

Jako student wyjechalem do USA do pracy.
Na lotnisku w Waszyngtonie uciekl mi samolot do Richmond i musialem przebukowac bilet…coz nie mialem innego wyjscia jak sie dogadac a umialem wtedy How you doing’ Joego, liczebniki od 1…10 i forme ‚to be’ i to z bledami.
pozdrawiam

Odpowiedz

Aga Listopad 21, 2017 o 19:32

A ja niestety nadal się boję mówić bo.. kilka razy zostałam mocno skrytykowana jaki ten mój angielski jest beznadziejny. Takie słowa usłyszałam od Polaków. Zablokowałam się. Teraz częściej piszę wiadomości do sprzedawców z azjatyckich krajów 😉 czasem zamienię kilka słów z obcokrajowcem ale tylko jeśli w pobliżu nie ma naszych rodaków. Bardzo chętnie poczytam pozostałe wpisy, może się zainspiruję albo znajdę sposób żeby przełamać się.
Dziękuję za ten odcinek! Brawo Wy 🙂

Odpowiedz

Jakub Listopad 21, 2017 o 19:36

Przestałem bać się mówić po angielsku będąc kilka lat temu w Anglii. Pewnego razu zatrzymał mnie młody czarnoskóry chłopak, który okazał się aspirującym raperem i wcisnął mi swoją płytę za pięć funtów. Tego samego dnia spotkałem jeszcze kilku tego typu artystów, więc chcąc nie chcąc musiałem nauczyć się krótko i zwięźle odmawiać w języku angielskim.

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 19:48

Wyjazd do Niemiec, gdzie z oczywistych względów nie miałem innej opcji jak po prostu mówić po angielsku – bo kto by się uczył niemieckiego… 😉 Dzięki temu, że nie było innego wyjścia jak po prostu zacząć mówić, musiałem się przełamać i cóż… wcale nie było aż tak źle!
Moim zdaniem postawienie się w sytuacji, w której nie mamy innego wyjścia i po prostu musimy zacząć mówić po angielsku jest super sposobem (i pewnie jednym z lepszych) na przełamanie jakichkolwiek oporów związanych z mówieniem w języku, którego próbujemy się nauczyć.

Odpowiedz

Tomasz Listopad 21, 2017 o 19:50

Życie jest nieprzewidywalne 😉 Rok 2006 wylądowałem bez języka w UK (Yes – No to było wszystko) uczyłem się słówek poprzez powtarzanie po ludziach, dość ciekawe doświadczenie. Po roku mieszkania i pracy z Filipiczykiem już rozmowy nabierały Tematyki, ale tak naprawdę to dzięki mojemu szefowi się przełamałem. Kazał mi stać przy telefonie i odbierać zamówienia różne dialekty, akcenty jednym słowem co chwilę się pytałem, czy ktoś inny nie może przyjąć tego zamówienia makabra, ale zadziałało naprawdę się teraz cieszę z tego powodu. A teraz czas na GRAMA TO NIE DRAMA
Ps: już zamówiłem książkę.

Odpowiedz

Paulina Listopad 21, 2017 o 20:00

Jako osoba niedosłysząca, z angielskim mam problemy ze zrozumieniem ze słuchu. Pisanie, czytanie nigdy nie sprawiało mi trudności. Przed mówieniem miałam typową blokadę do mówienia w obcym języku, wzmocnioną moją wadą słuchu. Nadszedł jednak ten gorący lipcowy dzień, gdy dorabiając w trakcie studiów jako masażystka SPA, jako najlepiej posługująca się angielskim, zmuszona byłam obsłużyć grupę starszych pań z Walii. Ich akcent mnie przerażał, ale gdy one pięćdziesiąty ósmy raz powtórzyły o co im chodzi a ja wreszcie zrozumiałam, poczułam, jak różne tryby jak w zamku drzwi zaskakują na właściwe miejsce i rozplątał mi się język 😀 Doszło do tego, że klientki zamiast relaksować się przy przyjemnej muzyce w trakcie masażu ucinały sobie ze mną godzinne pogawędki. I tak już zostało 🙂
PS. Bardzo przyjemny podcast a Arlenę oglądam na yt i zawsze bawię się przednio 🙂
Pozdrawiam!

Odpowiedz

Renia Listopad 21, 2017 o 20:15

Hej 😊podcast super! Moja historia zwiazana z przelamaniem lodow w mowieniu po angielsku jest bardzo życiowa. Kiedyś na przedmieściach spotkalam parę obcokrajowców, którzy zapytali mnie czy mówię po angielsku. Ja odpowiedziałam, że „trochę”. A oni na to, że się zgubili i muszą się dostać do centrum miasta, nie wiedzą gdzie jest przystanek autobusowy itp. Jak mogłam im nie pomóc? To był dla mnie impuls 😊Pozdrawiam

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 20:16

Co sprawiło, że przestałem bać się mówić po angielsku?

Zapytałem siebie samego „Co najgorszego może się stać?” Przecież nie umrę jak przekręcę jakieś słówko, albo nie wypowiem zdania idealnie pod względem gramatycznym. Podstawową zaletą znania języka obcego jest możliwość komunikacji z osobą, która również zna ten język, a nie zna Twojego ojczystego, więc dopóki ta osoba Cię rozumie, dopóty wszystko jest w porządku. 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 21, 2017 o 20:17

Hej!

Moja historia z rozpoczęciem konwersacji z cudzoziemcami rozpoczęła się tak na dobre podczas wakacji w Czarnogórze kilka lat temu. Byłam ze starszymi koleżankami i jak się okazało ich poziom angielskiego był na podobnym, a nawet niższym poziomie od mojego, co dało mi 100 pkt do samooceny 😀 Od tamtej pory już się nie boję rozmawiać z obcokrajowcami, a nawet czerpię z tego ogromną radość 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Aga Listopad 21, 2017 o 20:20

Dwa lata temu, rozczarowana malkontenctwem Polaków, czarnowidztwem i ciągłym przeskakiwaniem kłód rzucanych pod nogi, spakowałam torbę kupując bilet w jedną stronę na zieloną wyspę. Język angielski-w małym paluszku, wygrywane konkursy i matura rozszerzona. To wszystko w teorii. Natomiast w praktyce, tak prosty język angielski na lekcji, okazał się kompletnie niezrozumiały na ulicy! Dodatkowo, płynne mówienie po angielsku w szkole tutaj było wyśmiewane! Po krótkim okresie szoku adaptacyjnego wzięłam sobie za cel, którego trzymam się do tej pory, nauczenia się dobrej, spontanicznej komunikacji w języku angielskim. Nie ma że boli.
A dlaczego? Język angielski otwiera Ci drzwi na świat, dzięki jego znajomości możesz dosłownie wszystko. Zbudować karierę zawodową, podróżować i komunikować się bez przeszkód ze wszystkimi na świecie. Ambicja nie pozwala mi być gdzieś w szarym szeregu. Chcę zobaczyc więcej, doświadczać mocniej, sięgać wyżej. Nie miałabym niczego z tych rzeczy, gdybym do tej pory bała się otworzyć ust i zapytać o drogę, umówić się na rozmowę kwalifikacyjną, wykupić wycieczkę. Na czym uczymy się najlepiej, jak nie na błędach? W tym przypadku, na różnych dziwnych słowotworach, które każdemu czasem wyskakują. Przestałam się ich bać, a z czasem było ich coraz mniej. Bo przestałam się bać mówić po angielsku! 🙂

Odpowiedz

Emilia Listopad 21, 2017 o 20:21

Strach przełamałam, gdy zaczęłam zauważać, że moje próby powiedzenia czegokolwiek są doceniane przez moich rozmówców. Niedoceniane było moje milczenie, mimo układania sobie w głowie najidealniejszych zdań. Już sam fakt podjęcia wysiłku powiedzenia czegokolwiek, aby się zakomunikować był dla wielu wyznacznikiem przejścia w moich umiejętnościach językowych na wyższy poziom niż fakt czy poprawnie używam form gramatycznych 🙂 Poprawność zaczęłam kontrolować gdy już przełamałam barierę mówienia.

Odpowiedz

Mariusz Listopad 21, 2017 o 20:28

Smutne ale prawdziwe -przymus, brak wyjścia. Jak założyć konto w banku lub szukać pracy nic nie mówiąc. Zycie za granica, bywaaa

Odpowiedz

Anna Listopad 21, 2017 o 20:36

Kiedy?
Kiedy w czasie odprawy na lotnisku okazało się, że coś jest nie tak 😉 Stresowa sytuacja spowodowała, że mój angielski ujrzał światło dzienne 🙂 I BARDZO DOBRZE!!!

Odpowiedz

Andrzej Listopad 21, 2017 o 20:42

Co sprawiło, że przestałeś się bać mówić po angielsku?
Potrzeba.
Tak jak potrzeba jest matką wynalazków, tak potrzeba (komunikacji) stoi za tym, że zacząlem mówić po angielsku. Na początku tylko na poziomie pozwalającym na przekazanie podstawowych informacji, i to w niezbyt poprawny sposób, ale stopniowo szło i idzie mi coraz lepiej 🙂

Odpowiedz

Dominika Listopad 21, 2017 o 20:47

Przestałam się bać mówić po angielsku w chwili, gdy zmusiło mnie do tego życie. Uważam, że jest to najlepsza z możliwych opcji. Na 2 roku studiów pojechałam do mojej koleżanki na imprezę, nie uprzedziła mnie, że z polek będę tam tylko ja i ona, a że jestem osobą dość rozrywkową nie chciałam być outsiderem imprezy, musiałam się przełamać i po pewnym czasie zauważyłam, że ja mówię, najpierw niepewnie a potem już całkiem dobrze.

Odpowiedz

TTomek Listopad 21, 2017 o 20:53

Odpowiadając na pytanie:
Po studiach na stażu naukowym w Austrii, kiedy musiałem w instytucie przedstawić podczas prezentacji swoją prace magisterską, trudny język techniczny, trema. Nie było wyjścia ale to była najlepsza lekcja – tak to wspominam po latach.

Odpowiedz

Weronika Listopad 21, 2017 o 20:54

Inspirujący, zachęcających do tego ludzie!
Ludzie, którzy pomagali,wspierali, którzy pokazali mi, że nawet jak się pomylę – to nic. Drobnostka,przez którą świat się nie zawali a ja nauczę się czegoś,wyciągnę z tego jakąś lekcję.I w końcu Ci,dla których ważne było pokazanie mi, że warto angielski pokochać a nie zakuć, zdać i zapomnieć 😉

Odpowiedz

Bożena Listopad 21, 2017 o 20:58

Mnie pomogło wyzbycie się kompleksów, które niestety gdzieś tam są zakorzenione w nas Polakach (nas system edukacji niestety nie rozwija w nas wiary w swoje możliwości). Jako dziecko nie miałam dostępu do dostępu do MTV, zagranicznej telewizji. Angielskiego uczyłam się słuchając radia BBC (wówczas na radiomagnetofonie marki Kasprzak:-). Siedziałam wieczorami przy odbiorniku i wsłuchiwałam się w audycje. Początkowo nic nie rozumiałam, ale potem było coraz lepiej i z czasem starałam się wykorzystywać zasłyszane frazy w praktyce. W momencie, kiedy pojechałam na obóz wolontariacki, na którym były osoby z Niemiec i Hiszpanii zdałam sobie sprawę, że przecież te osoby wcale nie mówią w 100% poprawnie po angielsku, a jednak rozumieją się. Wtedy przełamałam lody i też zaczęłam mówić:-). Świetnie się wówczas wszyscy rozumieliśmy, mimo, że pewnie popełnialiśmy mnóstwo błędów gramatycznych i leksykalnych. Do dziś bardzo miło wspominam ten czas. Mówiąc krótko, aby zacząć mówić po angielsku trzeba przede wszystkim skupić się na własnych możliwościach, na tym co już potrafimy i wdrażać to małymi kroczkami w życie:-) jak to mówią ” Rome wasn’t built in a day”:-)

Odpowiedz

Bartek Listopad 21, 2017 o 21:03

Mam do angielskiego bardzo osobisty stosunek, co wynika z faktu, że jestem osobą jąkającą się – nie jakoś przeraźliwie, ale jednak w wielu sytuacjach ciężko mi poprawnie wymówić niektóre dźwięki, szczególnie spółgłoski. Tymczasem mówienie po angielsku nigdy nie sprawiało mi większego problemu. Nie mam pojęcia, czy wynika to z faktu, że ten język jest bardzo „samogłoskowy”, że niektóre głoski można wydłużać – zwłaszcza w brytyjskim wariancie wymowy – czy to po prostu efekt psychologiczny (jąkanie a języki obce to pewnie temat na doktorat z logopedii). Po prostu mówiąc po angielsku łatwiej kontrolować mi swoją wypowiedź. Zdawałem po angielsku egzaminy ustne, przechodziłem rozmowy kwalifikacyjne, nawiązałem wiele nowych znajomości, a posługiwanie się nim w dalszym ciągu sprawia mi ogromnie dużo satysfakcji. Zatem w moim przypadku trzeba chyba przewrotnie powiedzieć, że dzięki angielskiemu pokonałem strach przed mówieniem w ogóle. 🙂

Odpowiedz

Adrian Listopad 21, 2017 o 21:05

Ten materiał! Z niego na kanał Pani Arleny, no i już górki 🙂

Odpowiedz

Monia Listopad 21, 2017 o 21:19

Przestałam bać się mówić po angielsku kiedy pracowałam w międzynarodowej korporacji i tam musiałam dzień w dzień kontaktować się z współpracownikami z całej Europy. Takim przełomem była dla mnie pierwsza rozmowa telefoniczna z koleżanką z Niemiec (wcześniej kontaktowałyśmy się ze sobą tylko przez maile, ona zawsze pisała je bardzo poprawnie gramatyczne). Po naszej rozmowie tel. prawie nic nie zrozumiałam i tylko na koniec poprosiłam żeby napisała maila;) Koleżanka mówiła w taki sposób że nie wiedziałam czy to po niemiecku czy angielsku, hihi i wtedy coś pękło w mojej głowie…stwierdziłam, że mówię lepiej i że nie ma się co wstydzić tylko gadać:)

Odpowiedz

Olimpia Listopad 21, 2017 o 21:21

A jak ja się przełamałam? Chwila prawdy nadeszła kiedy na praktykach we włoskim szpitalu musiałam dogadać się z Tajką, która mieszkała ze mną w akademiku i pracowała na oddziale i… ni w ząb nie umiała włoskiego. Musiałam jej tłumaczyć wszystko z włoskiego na angielski, innej opcji nie było. Perspektywa, że: 1. I tak muszę, nie da się milczeć przez miesiąc 2. Nie mam nic do stracenia 3. Nikt nie wyśmieje moich błędów (angielski Dhani też był daleki od ideału) działała bardzo motywująco 😀 Po takim czasie (całe dnie, przez cały miesiąc) zaczyna się już myśleć po angielsku i mówienie przychodzi naturalnie. Po tym doświadczeniu zapisałam się na kurs angielskiego (w końcu!). Teraz widzę ile błędów robię i ile jest jeszcze do nauczenia, ale cieszę się, że nie wiedziałam o tym wcześniej, może trudniej byłoby mi się przełamać. Teraz mówię na lekcjach ile tylko się da, nauka na błędach jest najlepsza.

Odpowiedz

Paulina Listopad 21, 2017 o 21:25

Przestałam bać się mówić po angielsku kiedy zaczęłam pracę na lotnisku w sklepie bezcłowym. Miałam kontakt z klientami z różnych stron świata. Tak naprawdę używałam więcej angielskiego niż polskiego. Dodatkowo, klienci często chwalili mój akcent albo ogólnie znajomość języka, co dodało mi sporo pewności siebie i jeszcze bardziej otworzyło. Teraz jestem nauczycielką angielskiego w szkole językowej, więc po angielsku mówię cały czas- już nie mam nawet chwilki, żeby pomyśleć, że boję się mówić po angielsku. I chyba o to chodzi, żeby się otworzyć i przełączyć na język obcy, postarać się, żeby jednak był dla nas jak najmniej obcy, żeby nie brzmiał „po cudzemu” 🙂

Odpowiedz

Magdalena Listopad 21, 2017 o 21:30

Przełomowym momentem było uświadomienie sobie, że ważniejsze od tego jak mówię jest to, co mówię. Od wtedy przestałam układać każde zdanie w głowie i zastanawiać się, czy na pewno ten czas, którego zamierzam użyć, jest odpowiedni-zaczęłam mówić to, co chciałam przekazać.

Odpowiedz

Nina Listopad 21, 2017 o 21:33

Przestałam się bać mówić po angielsku gdzieś w okolicach liceum, gdy namiętnie oglądałam całe serie amerykańskich seriali (m.in. firends, men in trees, dr house). Po obejrzeniu kilku sezonów wielu seriali zauważyłam, że są sytuacje, w których w moich myślach reakcją na zdarzenia były myśli w języku angielskim. Doszłam wtedy do wniosku, że skoro myślę po angielsku, to równie dobrze mogę mówić. Od tego momentu bez skrępowania, choć nie bez błędów, porozumiewam się po angielsku w Polsce i za granicą. 🙂

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 21, 2017 o 21:33

Hej!
Ja najbardziej przełamałam się do mówienia po angielsku jak zakochała się w pewnym mężczyźnie angielskojezycznym.
Pozdrawiam
Małgosia

Odpowiedz

Adam Listopad 21, 2017 o 21:39

1. Kiedy okazało się, że dziewczyny pracujące w recepcji nie ogarniają żadnego języka („szok i niedowierzanie”) i trzeba sprawę wziąć na klatę.
2. „Your English is very good!”.
3. No i co jak co „szacun na dzielni” . Można się poczuć…

Ale to było dawno 😉

///

– What’s your name?
– … Yes I like!

Odpowiedz

Przemek Listopad 21, 2017 o 21:47

Zacząłem mówić po angielsku, gdy w odwiedziny przyjechała do mnie ciocia ze swoim partnerem (Kanadyjczykiem).
Podczas kiedy rodzice rozmawiali z ciocią Jack zapytał co tam u mnie słychać; odpowiedziałem na pytanie (tak jak mi na to pozwoliła moja znajomość angielskiego) i byłem zaskoczony. Mimo kompletnego braku znajomości gramatyki Jack zrozumiał wszystko co powiedziałem, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Po mojej wypowiedzi zorientowałem się że jest to osoba której mogę się zwierzyć z problemu, który wtedy mnie dręczył a nikt o nim nie wiedział (nawet w obecności rodziców nie znających angielskiego). Dostałem nawet cenną radę, która z dzisiejszej była również najlepszym rozwiązaniem.
Po tej sytuacji zniechęcenie do angielskiego minęło, niedługo później odkryłem Pani kanał oraz zacząłem na nowo odkrywać ten cudowny język.
Przepraszam za tak obszerną wypowiedź oraz mój wtórny analfabetyzm 🙂

Odpowiedz

Weronika Listopad 21, 2017 o 21:47

Przełamałam się do mówienia po angielsku ,kiedy wyjechałam za granice wraz z moim ówczesnym chłopakiem (teraz mężem ) do pracy .
W wynajętym pokoju zacięły się nam drzwi ,więc zeszliśmy do recepcji ,aby załatwić niecierpiącą zwłoki sprawę .
W wielkim stresie przemówiłam po angielsku do rzeczowej Pani recepcjonistki ,prawie umierając z językowej udręki .Na co Pani uśmiechnęła się do nas i powiedziała : Proszę poczekać ,zaraz wyślemy do Państwa Pana Zenka ;D

Odpowiedz

Justyna Listopad 21, 2017 o 21:54

Zaczęłam się uczyć angielskiego w 4 klasie podstawówki i niestety, już od samego początku zajęcia były festiwalem złych nauczycieli, którzy albo nie mogli zapanować nad klasą, albo bardzo się uważali, żeby przypadkiem nie przekazać nam jakieś wiedzy. Z tego powodu moja pierwszą konwersacja po angielsku odbyła się, uwaga, na ustnej maturze! Tak tak, nigdy wcześniej na lekcjach nie było rozmów po angielsku. Przez to wszystko bardzo bałam się odezwać do kogokolwiek po angielsku, ale to zmieniło się kiedy poznałam chłopaka mojej cioci- Włocha, który po polsku mówił tylko cześć i dziękuję, za to mówił po angielsku. Ale najważniejsze dla mnie było to, że mówił jeszcze gorzej ode mnie! I to dodało mi odwagi, bo on nie zwracał uwagi na moje błędy, a ja na jego, ważne było, żeby jakkolwiek się dogadać. I właśnie ten komfort, że nikt nie będzie mnie oceniał pomógł mi najbardziej.

Odpowiedz

Agata Listopad 21, 2017 o 22:10

Jeszcze nie do końca przestałam bać się mówić po angielsku, szczególnie w pracy. Ale jakiś czas temu doszłam do wniosku, że mam już dość martwienia się, czy będę musiała użyć angielskiego i po prostu zaczęłam się nim więcej otaczać i używać go tak jak potrafię. To w połączeniu z kursem językowym spowodowało ogromny wzrost pewności siebie podczas mówienia po angielsku. ☺️

Odpowiedz

Magda Listopad 21, 2017 o 22:10

Cześć!

Moim momentem przełomowym związanym z mówieniem w języku angielskim była pierwsza samodzielna zmiana w hostelu. Byłam sama, nie mogłam się poddać i poprosić koleżanki o pomoc i wtedy zrozumiałam, że muszę zacząć mówić, żeby się porozumieć i że to nie boli, a ja to przecież potrafię Pomyślałam, dziewczyno, nikt nie będzie Ci wytykał pomyłek a nawet jeśli – to mogę tylko z tego skorzystać;)

Odpowiedz

Ewelina Listopad 21, 2017 o 22:16

Cierpiałam na coś takiego jak „niemowizm wtórny” – po latach nieużywania zaczęłam bać się mówić po angielsku. Pomogła… wizyta w kraju Monty Pythonow, konkretnie w Londynie, i ten piękny, kluskowaty, brytyjski akcent… Nawet melodycznie zaczęłam naśladować autochtonow 😉 – i tak się właśnie przełamałam. W macierzy tego języka. Polecam – i pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 21, 2017 o 22:16

Kurczę, a ja wciąż mam lekki dyskomfort ze swoim angielskim dlatego mam nadzieję, że mi ten dyskomfort zniwelujecie poprzez literaturę która jest do wygrania.
Wydaje mi się, że najprostszym sposobem na wyzbycie się wstydu jest nie przejmowanie się ocenami innych tylko działanie, tak aby przy tym nikomu nie szkodzić i nikogo nie obrażać.

Grzegorz

Odpowiedz

Filip Listopad 21, 2017 o 22:20

Obecnie od 4 miesiecy jestem w UK,
przestałem sie bać mówić po angielsku po obejrzeniu filmiku na youtube autorstwa Krzysztofa Gonciarza, w ktorym wraz ze swoja przyjaciolka Kasia mowi o tym ze nie powinnismy starac sie na sioe mowic idealnie, miec idealny akcent. Po pierwzze n8e ma to sensu bo rodowity Anglik zawsze bedzie mowil lepiej od nas, a po drugie silowanie sie na wspanialy akcent moze nam konwersacje tylko utrudnic, jesli ktos pomysli ze jestesmy native’em mowi w sposob luzniejszy, jesli wie ze jestesmy przyjezdni stara sie mowic wyrazniej i uzywa prostszego jezyka. Moje pozniejsze dosiwadczenia pokazaly ze ma to duze znaczenie, nawet sprawia ze rodowity anglik jest pod wrazeniem, bo slyszy ze nie jest to twoj pierwszy jezyk a posługujesz siw nim sprawnie 🙂
Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz

Barbara Listopad 21, 2017 o 22:21

Pierwszy raz gdy musiałam odezwać się po angielsku nie na lekcji, był podczas podróży do północnej Anglii. Miałam 18 lat (teraz 41!) i z koleżanką jechałyśmy do nie znanych wcześniej znajomych znajomych na wakacje…gdy wysiadłyśmy z autokaru jadącego z Londynu) w jakiejś zapadłej wiosce nie wiedziałyśmy czy dobrze wysiadłyśmy bo nikt na nas nie czekał…niewiele myśląc zaczepiłam stojącego nieopodal kierowcę taksówki i parę innych przechodniów pytaniem, czy to na pewno dobrze wysiadłyśmy pokazując adres na kartce…kilku pierwszych osób nie zrozumiałam, ale w końcu się udało!
Chyba bardziej się bałam, że się zgubię w obcym kraju niż odezwania się ;p

Odpowiedz

Mateusz Listopad 21, 2017 o 22:23

Najważniejsze w przełamaniu lęku przed mówieniem w obcym języku było u mnie zrozumienie tego, że to tylko w mojej głowie są różne ograniczenia i myśli o tym, że nie będę potrafił dobrze mówić po angielsku. Mimo bogatego słownika oraz dobrego przygotowania zawsze był lęk przed reakcją innych. A tak na prawdę to my sami generujemy własne lęki i obawy. Należy więc przestać myśleć o tym, że można zrobić jakiś błąd i zwyczajnie używać tego języka. Wyobraź sobie drzewo. Piękna zielona korona drzewa to Twój sukces w biegłym porozumiewaniu się w obcym języku. Pień drzewa to Twój trud i wysiłek w naukę angielskiego. A korzenie drzewa to wszystkie błędy i porażki. W ten sposób zrozumiesz, że każdy sukces musi być zbudowany z wielu błędów – w końcu coś musi być podstawą tak silnego i dorodnego drzewa 🙂

Odpowiedz

Magda Listopad 21, 2017 o 22:24

Byłam chyba dość naiwna wyjeżdżając za pracą do Irlandii bez znajomosci języka. Pół roku nie odezwałam się nic, słuchałam natomiast wszystkiego. Poznałam wspaniałych ludzi ( w tym mojego męża) i wtedy zaczęłam mówić bo tu ludzie się cieszą jak starasz się mówić w ich języku:)

Odpowiedz

Arkadiusz Listopad 21, 2017 o 22:25

Tak na prawdę to pomogły mi w tym gry komputerowe. Pewnego razu spotkałem w grze Bułgara, z którym świetnie mi się grało i zaproponował mi wspólną grę wraz z komunikacją głosową i pomimo moich oporów w końcu mnie do tego przekonał i jestem mu za to dozgonnie wdzięczny ponieważ pokazał mi, że nie ma się czego bać i od tamtej pory używam angielskiego w komunikacji ze znajomymi z wielu państw Europy np. podczas wspólnej gry co jest świetne i na pewno pomoże mi podczas tegorocznej matury ustnej z języka angielskiego.

Odpowiedz

Aga Listopad 21, 2017 o 22:27

przestałam się bać gdy rozmawiałam z moim szefem Anglikiem i chociaż widziałam, że nie mówię poprawnie on wszytko rozumiał i był na tyle uprzejmy, że pomagał mi nawet przy moich konstrukcjach zdaniowych i poprawiał mnie (dało się zauwazyć, że robi to z życzliwości na nie z faktu, że nie umiem poprawnie mówić)

Odpowiedz

Artur Listopad 21, 2017 o 22:34

Przestałem się bać czytania w tym języku odkąd kupiłem czytnik książek. Powoli zaczynam się utożsamiać z językiem angielskim bo czytnik ma wbudowany słownik. Mówienie jeszcze zbyt płynnie mi nie wychodzi (ale staram się mówić do siebie co się dzieje wokół mnie po angielsku). Jednak znajomość gramatyki muszę poprawić… Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Adam Listopad 21, 2017 o 22:40

Świadomość, że osoba do której staram się mówić po angielsku, też popełniałaby błędy, gdyby uczyła się polskiego.

Odpowiedz

Magdalena Pasiut Listopad 21, 2017 o 22:46

To co teraz napiszę jest w 100 % od serca! Ja przestałam się bać mówić po angielsku w momencie gdy obejrzałam filmik „Jak się nie bać mówić po angielsku?” – Po Cudzemu #10. Do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wielką barierę (wstydu a co za tym idzie lęku) sama sobie wykreowałam w tym kontekście. Pani Arlena wytłumaczyła mi, że komunikacja w obcym języku służy to tego żeby mówić to co chcę i kiedy chcę zupełnie tak jak mama i tata tłumaczą małym dzieciom do czego służy łyżka, nóż i widelec. Ten filmik był dla mnie pewnego rodzaju rewolucją w mojej przygodzie nie tylko z j. angielskim, ale generalnie z językami obcymi i za to jestem Pani serdecznie wdzięczna!

Odpowiedz

Tomasz Listopad 21, 2017 o 22:47

Przestałem bać się mówić po angielsku w chwili kiedy pewna dziewczyna (Afroamerykanka) spytała się mnie na ulicy „gdzie jest bankomat?”. Sam byłem zaskoczony, że zrozumiałem o co jej chodzi i potrafiłem trafnie wskazać drogę.

Odpowiedz

Monika Listopad 21, 2017 o 22:51

Mój englisz jest bardzo soł soł. A tak konkretnie mocne B1, slabe B2. Od zawsze byl to moj kompleks bo nie uczylam sie pilnie w wieku kiedy jescze rodzice kazali, a potem nie bardzo byl juz na to czas. Zmusił a sytuacja. Pracodawca umożliwił mi uczestnictwo w kursie ale z native’m. CHCIALAM UCIEC. Na szczescie nas lektor z pochodzenia Amerykanin okazal sie fantastyczny.Jegi poczucie humoru i TAMTEN luz sprawily ze nie wazne co mowisz, wazne zeby mowic. I o dziwo trwa to juz 3 semestry.Odczarowal moja traume i spowodowal ze mi sie chce uczyc.no i pochwalil moj pronałnsijejszyn!!!

Odpowiedz

Marcin Listopad 21, 2017 o 22:52

Przestałem bać się mówić po angielsku, kiedy zostałem poproszony o pełnienie roli tłumacza na spotkaniu z klientami z Włoch. Byłem pełen obaw, martwiłem się, że będę niewyraźnie mówić i nikt mnie nie zrozumie. Jak tylko usłyszałem pierwsze słowa od kolegów z za granicy od razu wstąpił we mnie spokój. Każdy z nich mówił po angielsku ze swoim akcentem tzn. mówili bardzo wyraźnie i nie skupiali się na poprawnej brytyjskiej czy też amerykańskiej wymowie. Język włoski jest językiem bardzo muzykalnym więc nawet dość śmiesznie niektórzy brzmieli. Wtedy zrozumiałem, że najważniejsze w tym wszystkim jest to aby każda ze stron się zrozumiała. Kwestie poprawności wymowy są drugoplanowe ale zawsze jestem pełen podziwu dla tych, którzy mówią tak dobrze po angielsku. Po prostu też bym tak chciał być tak profesjonalnym 🙂

Pani Michale, Pana podcasty są konkretne i rzeczowe a goście wspaniali. Zawsze słucham w samochodzie. Pozdrawiam serdecznie i dziękuje.

Odpowiedz

Dorota Listopad 21, 2017 o 22:55

Pamiętam jak dziś, w 2006 wyjechałam do Londynu na kurs językowy. Od razu okazało się, że niby znam bardzo dużo słowek ale nie potrafię ich używać i boję się rozmawiać. W nowej sytuacji byłam zmuszona żeby odzywać się do ludzi…w sklepie, pubie itp. Gdy zorientowałam się, że potrafię się dogadać z obcokrajowcem i ludzie mnie nawet rozumieją to urosły mi skrzydla. Zaczęłam budowac bardziej zaawansowane zdania i przemycać trudniejsze słówka. Po miesiącu w Lodnydnie wróciłam odmieniona. Ułatwiłomi to naukę w szkole i przystąpienie do matury. Pozdro dla Arleny! <3

Odpowiedz

Grzesiek Listopad 21, 2017 o 22:55

Cześć wszystkim 🙂 Arlena, Michał – super odcinek. Co do przełamania to było ich kilka bo były duże przerwy pomiędzy. Pierwszy raz kiedy na jakiejś imprezie okazało się, że w większości są ludzie, którzy mówili tylko po angielsku i nie było wyjścia 🙂 To było olśniewające doświadczenie dla mnie. Drugi raz kiedy byłem w Rydze na Łotwie i jedyny wspólny język do porozumiewania się z innymi był angielski – byłem pod wrażeniem, że to nie jest takie trudne kiedy musisz 🙂 Trzeci raz to wycieczka do Egiptu, gdzie też bardzo się osłuchałem z angielskim: „Heloł maj frent, gut prajs for jur, łan dolar” 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 21, 2017 o 22:56

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”.
Moja opowiastka zdarzyła się na egzaminie do liceum. Przy czym był to egzamin z niemieckiego, po zdaniu którego przestałem się w ogóle bać, że ktoś mnie nie zrozumie jak mówię w obcym języku. Tak samo dotyczy to angielskiego.
Na egzaminie miałem opisać moją rodzinę.
No więc mówię dobrze przygotowany do tego tematu, że moja rodzina składa się z czternastu osób. Egzaminator, że chyba z czterech, że to pomyłka językowa. Nie z czternastu i wymieniam babcie, dziadków, ciocie i wszystkich innych. Nie dałem się zbić z tropu i dobrnąłem szczęśliwie do końca mimo, że egzaminatorki cały czas nie mogły się nadziwić tak licznej rodzinie.

Odpowiedz

Iwona Listopad 21, 2017 o 22:59

W momencie kiedy zapisałam się na kurs dla dorosłych i okazało się, że tak naprawdę jestem w czołówce. To dodało mi skrzydeł i stres odpuścił. A teraz popisuje się przed moim synem jakimś tam slowkiem a on mnie czasami poprawia. Jednak nie czuję już zażenowania.

Odpowiedz

Lika Listopad 21, 2017 o 23:01

Jak przestanę się bać to napisze. 😉 ups, wtedy to powiem 😀

Odpowiedz

Dawid Listopad 21, 2017 o 23:02

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy rozpocząłem lekcje ze znajomym Ekwadorczykiem który niewiele mówi po polsku (i chciałby się nauczyć naszego języka) . Fakt że osoba po drugiej stronie jest w takiej samej sytuacji jak Ja pozwoliło mi na swobodne oswojenie się z językiem i posługiwanie się nim w trakcie normalnej konwersacji. Jeżeli nie znamy jakiegoś słowa to staramy się opisać innymi przykładami co przyśpiesza utrwalanie wiedzy i pozwala nam się zrozumieć nawzajem.

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Monika Listopad 21, 2017 o 23:06

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy po maturze pojechałam na wakacje do UK. Mieszkał tam mój brat, który zaraz po przylocie zabrał mnie na kolacje i kiedy podszedł do nas kelner, on milczał i patrzył na mnie trochę szyderczym uśmiechem. Pokazywał, że to ja mam zamawiać. Po wtedy dla mnie ciężkiej próbie rozmowy po angielsku oraz późniejszych doświadczeniach z rozmowami z Anglikami – odważyłam się mówić. Choć mój angielski nadal nie jest idealny – wiem, że mogę mówić, nawet jeśli moja gramatyka czy wymowa nie są idealne – nadal pracuje, żeby w końcu taka była:)

Odpowiedz

Arek Listopad 21, 2017 o 23:11

Witam serdecznie Michała i Arlenę.
Pamiętam jak dziś, jak przyjechałem do Wielkiej Brytanii w 2009, i miałem tak jakby nagraną pracę, ale musiałem się spotkać z panem w agencji w celu sprawdzenia mojego języka. Nie wymagali perfekcji, ale coś trzeba było powiedzieć, więc ja wydukałem:
„Work, I want today yyyy… maybe… you give…yyyy….Landlord room.. I money…yyy want…”. Po chwili dodałem ” Please” , wtedy się uśmiechnęli i następnego dnia zacząłem. pracę….
Już wtedy wiedziałem że muszę się języka nauczyć, jeśli chce tu zostać dłużej.
A przestałem się bać mówić po angielsku, po mojej pierwszej rozmowie z pewnym Angielskim Landlordem z którym do dziś współpracuje. Podczas tej rozmowy pamiętam że, cały czas przepraszałem za mój słaby angielski. Na koniec dogadywania szczegółów powiedział coś co zostało mi w głowie do dziś. Arek, twój angielski jest na bardzo dobrym poziomie ja cię rozumiem, ty rozumiesz mnie. Zacznij rozmawiać z ludźmi w każdej możliwej sytuacji. 99% społeczeństwa będzie usmiechnięta i dumna, że ktoś tak się stara rozmawiać w ich języku. Keep going do not stop.
Dziś (chociaż do takiego flow jaki ma pani Arlena, brakuje mi wiele wiele pracy) mówię całkiem nieźle. Ale zawsze można się czegoś więcej nauczyć.
Pozdrawiam serdecznie.
Arek

Odpowiedz

Cezary Listopad 21, 2017 o 23:13

Ja przestałem sie bać mówić po angielsku, gdy podczas spaceru z moją dziewczyną, jakiś nieznajomy podszedł do nas i zapytał o drogę a ja mu płynnie odpowiedziałem 🙂

Odpowiedz

Dominik Listopad 21, 2017 o 23:14

Moje przełamanie językowe nastąpiło w momencie, kiedy na 2 tygodnie wylądowałem w brytyjskiej rodzinie (odbywałem praktyki zawodowe w UK). Nigdy wcześniej nie lubiłem wypowiadać się po angielsku, no aleee.. nadszedł czas, kiedy trzeba było się odezwać, żeby kolejnego dnia mieć obiadek na właściwą godzinę, czy też poinformować, że się wróci później do domu ;p I w sumie nie wyszło aż tak źle, bo nie tylko porozumieliśmy się bez problemów (czasami tylko się czepiali słownictwa z AmE zamiast ich BrE haha), ale również dyskutowaliśmy praktycznie na każdy temat 🙂

Odpowiedz

Szymon Listopad 21, 2017 o 23:29

Niestety brak kontaktu z językiem, regres i znów mam opory przed mówieniem. Tym bardziej że zamiast się rozwinąć i mówić lepiej to jest słabiutko, ale trzeba zakasać rękawy i do roboty 🙂 Dziękuję za sporą dawkę entuzjazmu, motywacji a przedewszytkim masę praktycznych porad. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Wojtek Listopad 21, 2017 o 23:41

Ja przestałem się bać mówić po angielsku, jak kilka lat temu mieliśmy z żoną przyjemność gościć emerytowanego nauczyciela historii z Anglii. Moja żona cały czas rozmawiała z gościem, a ja tylko słuchałem. W pewnym momencie gość zapytał jej, czy ja mówię po angielsku? Żona odpowiedziała mu, że tak ale się wstydzę. Na to jegomość, że to on powinien się wstydzić bo nie zna polskiego, a ja powinienem się szczycić tym, że znam jezyk obcy i na pewno będę zrozumiany. Od tamtej pory nie mam oporów w mówieniu.

Odpowiedz

Człowiek Listopad 21, 2017 o 23:44

Wyjazd na praktykę do Holandii był takim momentem, w którym musiałem zacząć używać języka angielskiego, pomimo mojego przerażenia czy ogólnych problemów w kontaktach z innymi ludźmi. Na miejscu okazało się prawie każdy Holender czy obcokrajowiec mówi po angielsku, tylko że wszyscy popełniają masę błędów, które słyszałem co jakiś czas. Ale nikt się nimi nie przejmował, bo wszyscy się zazwyczaj rozumieli. Dlatego doszedłem do wniosku że i ja nie mam się o co bać, zwłaszcza że okazało się, że radze sobie całkiem nieźle i po prostu zacząłem z nimi rozmawiać.

Odpowiedz

Ania Listopad 22, 2017 o 00:12

Wyjechałam do UK zaraz po ukończeniu liceum w ramach pracy zarobkowej na studia, Jednym z moich zajęć było sprzątanie w jednym z oxfordzkich college’y. Miałam częsty kontakt ze studentami, ale nasze rozmowy były zazwyczaj zdawkowe z racji moich ograniczeń językowych. Pamiętam jedną rozmowę, kiedy pewien student zapytał mnie o moje plany na przyszłość, a ja tak bardzo chciałam mu o nich opowiedzieć, co więcej, tak bardzo chciałam, żeby mnie zrozumiał, że usilnie doprowadziłam mój kulawy wywód do końca wręcz niepozwalając temu biednemu chłopcu odejść. Pomogła mi wtedy zdecydowanie jego cierpliwość oraz słynna angielska uprzejmość 🙂 Gdy wracam pamięcią do tej sytuacji uśmiecham się na myśl kiedy to w czerwonym kubraczku trzymając odkurzacz jedną ręką machałam druga starając się wzbogacić moją wypowiedź używając body language 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

Odpowiedz

Bartosz Listopad 22, 2017 o 00:14

Świetny odcinek, uwielbiam obie postacie ^^.

W moim przypadku nie było jednego, incydentalnego „przestania się” bać, a raczej mozolny proces „przestawania się” bać – a były to po prostu lekcjo-konwersacje z Kanadyjczykiem, 2x w tygodniu. Koleś był niesamowicie sympatyczny, interesujący, z innym „mindsetem” – a jednocześnie był dobrym nauczycielem (bez wykształcenia, o zgrozo!) no i tak z lekcji na lekcję coraz bardziej się otwierałem.

Odpowiedz

Michał Listopad 22, 2017 o 00:17

Na weselu fajna atmosferka niemiec próbujacy nadazyc nad tempem kolejek i wtedy wkraczam ja ze swoim angielskim tlumaczac mu ze w polsce 1liga pilkarska to tak naprawde 2liga 😂

Odpowiedz

Martyna Listopad 22, 2017 o 00:24

Nie warto się bać mówić po angielsku. Byłam głupia, że wcześniej tego nie zauważyłam. A zmieniłam zdanie co do tego w chwili gdy sama, z własnej woli chciałam uczyć się angielskiego, nie tylko to co na lekcji w szkole. Trochę gramatyki, trochę słownictwa, trochę wymowy. Coraz więcej i więcej. Filmiki Arleny pomagają. Jest coraz lepiej. 😀

Odpowiedz

Wojciech Listopad 22, 2017 o 00:39

Moje obawy przestały mnie zżerać kiedy musiałem coś odpowiedzieć jednemu szkotowi. Było to wesele mojej klientki gdyż jestem fotografem. Pan który był szkotem (stwierdziłem to po standardowych elementach szkota jak np kilt) zapytał mnie czy lubię piwo. Ja nalewając herbatę odpowiedziałem, że nie piję wcale alkocholu. Wtedy Szkot mnie poklepał i powiedział „no bad” – nie wiem co dokładnie miał na myśli ale od tego czasu próbuję i gdy się lekko stresuje – przypominam sobie tego starszego Pana 🙂

Odpowiedz

Darek Listopad 22, 2017 o 01:02

Będąc jeszcze na studiach wygrałem (trochę przypadkiem) staż w USA. Załatwiłem formalności, wsiadłem w samolot i w pojedynkę rozpocząłem przygodę. Po 18 godzinach powietrzu i awarii samolotu (to się zdarza tak rzadko, że musiało trafić na mnie) wysiadłem na lotnisku w Indianapolis, wsiadłem do taksówki i zdałem sobie sprawę, że muszę otworzyć gębę bo inaczej się z stamtąd (lotniska) nie wydostane :/

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 22, 2017 o 01:07

Olałam to, że mogę gdzieś się zająknąć i popełnić błąd – najważniejsze żeby się dogadać!

Odpowiedz

Patrycja Listopad 22, 2017 o 01:46

Moze moja odpowiedz nie bedzie zbytnio oryginalna. I z gory przepraszam za brak polskich znakow. A o to moja historia:

W Polsce balam sie rozmawiac po angielsku, gdyz w szczegolnosci w szkole badz miedzy polakami. Czulam ogromna presje oceny mojej znajomosci jezyka. Natomiast kiedy zdecydowalam sie wyjechac do Anglii po prostu musialam mowic po angielsku, nie zwazajac na to czy akurat w tym momencie mowie konkretne zdanie poprawnie gramatycznie. Spotkalam sie z przychylnoscia ze strony anglikow i brakiem oceny. To dodalo mi pewnosci siebie.

Dziekuje za mozliwosc wziecia udzialu w konkursie. Wygrana pozowli mi szlifowac moja gramatyke. Bo juz nie wiem co mam robic, zeby weszla mi ona do glowy… Mam kilka podrecznikow z gramatyki, ale nie motywuja mnie one zbytnio do dzialania.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Ewa Natalia Listopad 22, 2017 o 06:37

Jechałam w Szwecji autobusem do niewielkiej miejscowości i nie widziałam, kiedy wysiąść. Jedyną osobą w autobusie była staruszka, więc podeszłam powtarzając w myślach zdanie, które chciałam powiedzieć. Kiedy odpowiedziała, brzmiała jak królowa angielska i w ciągu kilku kolejnych dni poznałam szwedzki przepis na biegły angielski, z którego korzystam do dziś.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 22, 2017 o 07:01

Mi pomogło najbardziej to, że rzuciłam się na głęboką wodę! Dotychczas w obcojęzycznych okolicznościach zawsze miałam obok siebie support, więc nie musiałam się wychylać… a potem zdecydowaliśmy się z mężem na wyjazd do Holandii. Generalnie moja znajomość angielskiego była duużo lepsza niż niderlandzkiego (tak dokładnie to po dwóch latach tutaj znam jakieś 20 słówek 🤣) więc to na angielskim musiałam się opierać. A potem zdobyłam anglojęzycznych przyjaciół. A jak już się kogoś kocha to chce mu się powiedzieć wszystko, nie ważne jak późno w nocy jest ani ile alkoholu za nami. Ciekawostka: moje umiejętności wzrastają nieznacznie po pierwszym piwie, a spadają po trzecim. Książek nawet jak nie wygram to kupię, są cudowne, Arlena też jest cudowna i ma tak samo jak ja skrzywione poczucie humoru 😍❤❤❤

Odpowiedz

Łukasz Listopad 22, 2017 o 07:26

Jak przestałem się bać? Musiałem. Podczas pierwszego kontraktu zagranicznego okazało się ,że jako jedyny z 11osobowej załogo coś mówię po angielsku. Z racji stanowiska byłem „na musiku” i poszło!

Pozdrowienia

Odpowiedz

Anna Listopad 22, 2017 o 07:31

Ze strachem przed mówieniem po angielsku, było tak jak z innymi strachami u mnie- wychodzenie z niego to był proces. Uczę się języka angielskiego od 4 klasy podstawówki, ale moje pierwsze próby mówienia po angielsku to dopiero czas późnego liceum. Co pozwoliło mi się przełamać? Przede wszystkim moje pragnienie eksperymentowania- znałam już dużo angielskich słówek – nadszedł czas, aby je połączyć w zdania, a te w dłuższe wypowiedzi. Poza tym zwyczajna zazdrość (choć to może nie najlepsza motywacja! 🙂 + poruszona ambicja – inni z klasy mówią, to ja chyba też mogę! Zaczęłam słuchać angielskich piosenek, oglądałam różne programy, próbowałam rozmawiać po angielsku z kuzynkami. Najbardziej jednak pomógł mi trzytygodniowy wyjazd do Croydon, gdzie stanęłam przed koniecznością mówienia po angielsku. Moje pierwsze próby rozmów z native’ami wypadły pomyślnie- zrozumieli mnie! 🙂 i to zmotywowało mnie do podejmowania kolejnych. Moja językowa łódka, po bardzo długich przygotowaniach wypłynęła w końcu z portu. Okazało się, że mimo, iż ocean jest bezkresny, radzi sobie całkiem dobrze. Aktualnie pracuję, komunikując się na co dzień w języku angielskim.

Odpowiedz

Daniel Listopad 22, 2017 o 07:54

Co sprawiło, że przestałeś się bać mówić po angielsku ?

Po pierwsze nigdy się nie bałem, po drugie trening czyni mistrza !

A po trzecie Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Magda Listopad 22, 2017 o 08:39

Przełamanie z mówieniem przyszło do mnie bardzo późno, bo po dobrych 15 latach styczności z językiem. Zachęcona filmem Arleny (to było właśnie coś o nie baniu się mówić po angielsku) zapisałam się do szkoły językowej. Okazało się, że byłam jedną z trzech osób w grupie, wliczając nauczyciela. Po pół roku regularnych zajęć nagle po prostu zaczęłam mówić 🙂 Minęły już 2 lata od tamtej pory i mówię lepiej niż umiem. Z błędami gramatycznymi, bo dla mnie grama to drama właśnie, ale i tak jest super, polecam ten stan 10/10 😉
Tak naprawdę tylko rekruterzy z Polski są straszni, reszta globu też popełnia błędy i też na te błędy pozwala.

Odpowiedz

Aga Listopad 22, 2017 o 08:40

Przestałam się bać dzięki…bieganiu:) Zaczęłam przygodę z bieganiem w marcu tego roku,a w listopadzie pojechałam na New York City Marathon-wyjazd wiązał się z koniecznością rozmowy po angielsku. Ludzie byli tak mili i wyrozumiali, że mimo moich wielu błedów dogadywaliśmy się:)

Odpowiedz

Kasia Listopad 22, 2017 o 08:58

Witam,
Przeczytałam wszystkie komentarze i podziwiam tych wszystkich którzy ten strach maja za sobą …Mój komentarz jest niestey nie na temat bo ja nadal sie boje i nie potrafię przełamać. Corusz szukam to nowych rozwiazań aby zacząc zazdroszcze innym i podziwiam jak potrafia płynnie mówic. U mnie to wciaż pieta achillesowa 🙁
Pozdrawiam serdecznie miłego dnia wszystkim

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 22, 2017 o 09:03

Odpowiedz do pytania konkursowego:
Tak na prawdę to były dwie sytuacje. Pierwsza z nich miała miejsce na przyjęciu urodzinowym znajomego gdzie byli również goście spoza Polski. Los chciał, że trafiliśmy do grupki z amerykanki. Na początku trochę się obawiałem jak pociągać rozmowę, ale wpadliśmy w super flow. Na koniec powiedziałem im, że obawiałem się że sie nie dogadamy, bo nie używałem jakiś czas angielskiego w dłuższych rozmowach. Nowo poznaną znajoma odpowiedziała, że właśnie bardzo fajnie opanowaliśmy język i jest zaskoczona. To mnie sporo podbudowało w tej kwestii. Drugą sytuacja, która to potwierdziła był wyjazd do Budpaesztu, gdzie nikt z naszej paczki nie znał węgierskiego. Całą podróż oparliśmy na rozmowę po angielsku z miejscowymi. Wtedy się upewniłem, że świat nie ma barier i mogę podróżować i mieszkać gdzie chcę. 🙂

Odpowiedz

Anna Listopad 22, 2017 o 09:12

Kolejny podcast -kiedy słyszysz jak inni opowiadają co Ci w duszy gra, bo relacje budujemy z ludzmi którzy podobnie myślą 🙂 Co do angielskiego-to bariera przed mówieniem jest w nas ,nasze przekonania zbudowane przez rodziców, szkołę (bo stres zatrzymuje myślenie) kulturę często Nas obezwładniają a nawet zatrzymują całkowicie. Odblokowałam się w życiu dorosłym jak pojechałam do Pragi i uwolniłam swój umysł od oceny która ciągnie się całe życie i dyktuje naszymi działaniami-z utęsknieniem czekam na książkę, swoim dzieciom pokazuję że nauka nie jest straszna to tylko nasza wybraźnia, pozdrawiam serdecznie Ania- adres email [email protected]

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 22, 2017 o 09:18

Świetne pytanie, które zmusiło mnie do zastanowienia się, czy naprawdę już PRZESTAŁAM się bać…? Muszę odpowiedzieć: tylko częściowo tak. Proces „przestawania się bać” rozpoczął się, jak rzuciłam się na głęboką wodę i przyjęłam propozycję pracy w biurze w Niemczech. Pomyślałam sobie: „aaaaa co tam, niemiecki w sumie znam, przepadam wręcz (dziwne wiem;) ), dam radę!”. Jednak nie pomyślałam, że niecałe 6 miesięcy później przyjdzie szef i powie: „hej, Ty mówisz po angielsku prawda?, jedziesz ze mną jako tłumacz do Pragi. Szykuj się”. Yyyy ile ja się napociłam z nerwów! Prowadziłam spotkanie po angielsku (którym naprawdę niezbyt dobrze mówię i chcę, bardzo chcę to zmienić!) z 5 obcymi mężczyznami + z moim szefem i to w sprawach technicznych. Było strasznie stresująco! Z Pragi wróciłam z odnowioną wiarą w siebie, w swoje możliwości anglojęzyczne i z wielką dziurą w spodniach na tyłku, z którą, jak mi szef nie omieszkał później opowiedzieć, paradowałam przed Klientem ;)))) !!!
Serdecznie pozdrawiam
Aleksandra

Odpowiedz

SARA Listopad 22, 2017 o 09:21

Dzięki Michale za takiego cudownego gościa. Nigdy wcześniej nie słyszałam o Arlenie – a to straszna strata! Powiem szczerze, że jak przeczytałam tytuł podcastu to trochę się zraziłam, bo stwierdziłam w przedbiegach, że ten temat mnie w ogóle nie interesuje. Na szczęście twoich podcastów słucham bez względu na to o czym są i tym razem jak zwykle nie żałuję 🙂 Fajnie, że poruszacie temat edukacji w ogóle w Polsce. Wielu nauczycieli zakrywa się ,,programem”, a skoro się z nim nie wyrabiają resztę zadają uczniom do domu. Pamiętam jak w liceum jeździłam do szkoły ze łzami w oczach, bo fizycznie nie byłam w stanie przygotować się na wszystkie zajęcia, a że byłam ambitna, to tym bardziej mnie to frustrowało. Każdy nauczyciel uważał, że to jego przedmiot jest najważniejszy i wystarczy poświęcić godzinkę dziennie i nie trzeba będzie się uczyć przed sprawdzianem 🙂 Policzyłam, że musiałabym zrezygnować ze snu, żeby dobrze się przygotować do każdej lekcji. Samej nauki miałam na 6 godzin dziennie po szkole. Wracałam do domu o 16:30 miałam masę obowiązków w domu i ciągle chodziłam sfrustrowana. Mojej szkole przyświecało hasło ,,szkoła dobra a nawet lepsza” – które było powtarzane przy każdej możliwej okazji. Tylko, że do dziś nie wiem co w tej szkole było takiego dobrego, poza tym że zapisywały się do niej osoby z lepszymi wynikami. Nauczyciele byli beznadziejni i ,,wymagający”, ale tylko wobec uczniów, a nigdy wobec siebie. Różnili się tym, że po prostu żeby zaliczyć trzeba było się nauczyć na pamięć WSZYSTKIEGO. Liceum skończyłam 10lat temu i nie pamiętam niczego. Największą wiedzę teoretyczną zdobyłam na studiach, a tę praktyczną i taką która na prawdę przydaje mi się w życiu i prowadzeniu biznesu dopiero po nich (i to właśnie dzięki takim ludziom jak Ty Michał). Dziękuję i serdecznie was pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Kamil Listopad 22, 2017 o 09:24

Staram się przynajmniej kilka zdań zamienić z żoną każdego dnia po angielsku w formie zabawy. Proste zdania związane z codziennymi sprawami. Dzięki temu realizujemy przyjemne z pożytecznym 🙂

Odpowiedz

Joe Listopad 22, 2017 o 09:26

To było wtedy, kiedy…
Chociaż nie, ja wciąż się boję mówić po angielsku 😉

Świetny podcast. Pozdrawiam.

Odpowiedz

Kamil Listopad 22, 2017 o 09:50

Hej świetny materiał, jak zawsze!

A przestałem się bąc mówić po angielsku, gdy zaczęliśmy organizować w pobliskim barze takie wieczorki językowe, wpada wielu native’ów i zabawa jest przednia, a skill rośnie 😀

Odpowiedz

Aga Listopad 22, 2017 o 09:52

Niestety, ja zaczęłam bać sie mówić po angielsku. Okolo 10 lat temu bylam kilka miesięcy w USA, nawet troche pracowałam, nie miałam problemów z dogadaniem się, a najwazniejsze – nie bałam sie odezwać mimo, iż moja znajomość języka to bylo tylko 3 lata na studiach i sluchanie piosenek po angielsku. Wiecej rozumialam niż umialam sie wypowiedzieć ale nie bylo strachu przed rozmowami. Pozniej juz nie mialam stycznosci z językiem i to byl wielki błąd. Teraz przyszlo mi mieszkać w kraju, gdzie angielski to drugi obowiazujacy jezyk, a ja na początku mialam tak wielka blokadę, ze balam sie w sklepie podejść do kasy zaplacic za zakupy i wysylalam męża. Kiedy zas pytal o co mi chodzi, przecież znam jezyk lepiej niz on, to ja zaczynalam płakać. Ale pojawila sie pani Arlena, zaczelam ogladac jej filmiki i sytuacja sie poprawila, moja mobilizacja to tez fakt, ze mam male dziecko i jak cos sie wydarzy to musze umiec sie dogadac. Moja rada to zdecydowanie ciagle praktykowanie języka, bo kiedy zapominamy, nie ćwiczymy i kiedy robimy sie coraz starsi, trudniej bedzie nam powrocic do mówienia w danym jezyku.

Odpowiedz

Dominika Listopad 22, 2017 o 09:59

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku?Nigdy. Do dziś boję się mówić po angielsku a jest to spowodowane nie tym,że boję się powiedzieć coś do anglika czy innej narodowości osoby, boję się tego że gdzieś w pobliżu będzie osoba która pochodzi z polski i to ona mnie wyśmieje, że mówię nie poprawnie, że nie składnie i że wogóle po co mówię jeśli nie potrafię. Niestety spotkało mnie to nie raz i stanowi to dla mnie ogromny problem,który jest jak na razie nie do przeskoczenia. Pozdrawiam

Odpowiedz

Patrykos Listopad 22, 2017 o 10:04

Moja przełamanie się do rozmowy po angielsku ? Dość przymusowe

Wyjechałem za granicę do Danii gdzie każdy tam rozmawia po angielsku. Ja na tamten moment praktycznie wcale, nie znałem wielu podstawowych słów które nawet znają dzieci z podstawówki.
Przyjechałem do taty lecz on był kierowcą tira i nie było go wcale na miejscu także prace i dokumenty w urzędach musiałem załatwić sam. Mimo wszystko nie umiejąc za wiele chodziłem i z urzędnikami i pracodawcami rozmawiałem. Fakt na początku więcej na migi i używając słów które zapamiętywałem przed wejściem do budynku ale dawałem rade i osiągałem zawsze pożądany rezultat. 🙂

Odpowiedz

Hanna Listopad 22, 2017 o 10:11

Witam, moja droga do angielskiego była długa… 🙂
niby ten język był gdzieś zawsze obecny w szkole ale nigdy nie traktowałam go poważnie. Nauczyłam sie niemieckiego bo mój mąż jest Niemcem ale jego firma wysłała go na kontrakt do pracy w kraju arabskim. I tam powstał problem bo niewiele osób (nowo poznane koleżanki Arabki) mówiło po niemiecku, a po angielsku mówią świetnie. Więc i ja zaczęłam, zapisałam się na kurs a moją ,,nauczycielką,, została moja sąsiadka a obecnie najlepsza przyjaciółka Pooja. Wróciliśmy do Niemiec ale z przyjaciółkami utrzymuję regularny kontakt. Oczywiscie po angielsku 🙂

Odpowiedz

Alek Listopad 22, 2017 o 10:19

Ja przestałem się bać mówić po angielsku dzięki swojemu przyjacielowi. Było to ponad rok temu. Bartosz zna 2 języki obce na wysoki poziomie. Po prostu rano jak wstawałem żeby iść na siłownie to gadaliśmy o tym co się działo wczoraj lub na siłowni. I tak po wakacjach zapisałem się kurs językowy. Uwierzyłem w siebie i w to, że wreszcie mogę się nauczyć angielskiego. Jest to moja pięta Achillesa. W zasadzie jest to ostatnia większa rzecz do dopięcia jaką mam na swojej liście przed obraną pracy magisterskiej. Zestaw konkursowy mi by bardzo pomógł oraz na pewno ułatwił naukę. Dlatego podejmuje wyzwanie 🙂 inna sprawa to taka, że super Panie Michale, że zapraszasz takie osoby do swojego bloga. Na bieżąco siedzę co się tutaj dzieje. Życzę jeszcze większych sukcesów. Pozdrawiam A

Odpowiedz

Marta Listopad 22, 2017 o 10:21

Hej,
Michał, Arlena dziękuję za świetny podcast.
Właściwie to zawsze chciałam mówić po angielsku i szukałam ku temu okazji jak Arlena.
Przełomem był wyjazd na wakacje za granice w wieku 13 lat.Podeszła do mnie Pani i spytała ” Do you speak English?”. Podekscytowana odpowiedzialam dumnie „Yes, I do”. Moje zdziwienie bylo ogromne jak okazało się, że ta Pani chce odemnie wyżebrac pieniądze, bo jest glodna…..
Chyba nie tego sie wtedy spodziewałam po tej rozmowie, ale byłam z siebie dumna, że zrozumialam o co jej chodzi:)
Dalej już poszło samo….:)
Arleno przpomnialaś mi o mojej trochę zapomnianej milości do tego języka.
Pozdrawiam
Marta

Odpowiedz

Kuba K-W Listopad 22, 2017 o 10:25

Przestałem się bać mówić, aby… przeżyć!

Północna Szkocja, jesień 2012, młody chłopak po maturze w swojej pierwszej pracy jako kelner próbuje zrozumieć anty-przyjemnego, rdzennego, starszego Szkota, który uporczywie chce uzyskać „BYD” (przecież brzmi jak „butter” prawda?). Tydzień później brak doświadczenia zmusza do szukania innej pracy.

I tutaj pojawia się magiczna granica, albo nagle zrozumiem, albo zagłodzę na śmierć. Lubię jeść, więc szkockie BBC non-stop na słuchawkach, dużo samozaparcia i dzisiaj preferuję rozmowę z kimś z Newcastle niż z Londynu 🙂

Pozdrawiam serdecznie!
Kuba

Odpowiedz

Iwona Listopad 22, 2017 o 10:35

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”.
Chcę się podzielić doświadczeniem moim i mojego męża. Ja uczyłam się języka angielskiego chyba z 15 lat w polskich szkołach oraz prywatnie. Byłam przekonana, że jestem dobra. o, gramatykę miałam w małym paluszku, to pewne. Wyjazd do Szkocji przekonał mnie, że mało umiem i na początku byłam bardzo zablokowana. Nie rozumiałam w całości żadnego zdania, więc przez pierwszy tydzień nie odzywałam się prawie wcale, tylko słuchałam tego specyficznego akcentu. W wolnym czasie oglądałam wiadomości w ichniejszej telewizji z włączonymi napisami. Potem się odważyłam mówić pojedyncze słowa. Następnie zdania. Po pewnym czasie, mimo obaw zapisałam się na właśnie organizowane roczne studia z zarządzania w hotelarstwie (organizowane dla pracowników). Dostaliśmy materiały, które w wolnych od pracy chwilach tłumaczyłam sobie ze słownikiem. Wiele osób zrezygnowało z powodu trudności ze zrozumieniem, ale ja jestem bardzo uparta… Skończyłam je i uzyskałam dyplom. W ten sposób pozbyłam się obaw dotyczących mówienia po angielsku.

Natomiast mój mąż uczył się w szkole niemieckiego (ale się nie przykładał:). Pojechaliśmy do Szkocji razem, ale od razu skierowano go do innej pracy. Po angielsku znał jedynie „fuck” i „hi”. Ciekawe, skąd?
Musiał dawać sobie radę sam. On podchodził do sprawy na luzie. Nie studiował słowników, bo nigdy nie przepadał za czytaniem… Dzięki wrodzonej inteligencji 😉 wyłapywał poszczególne słówka i dość szybko był w stanie porozumiewać się (a pracował z prawie samymi tubylcami, ale Szkoci podchodzą do życia naprawdę na luzie i są bardzo życzliwi). Nauczył się tak dobrze (choć jego gramatyka do tej pory nie istnieje), że teraz bez problemu daje sobie radę na obczyźnie, a jeździ po dużej części Europy.

Jak widać, możesz nauczyć się języka jedynie słuchając i mówiąc. Potwierdzam to, ucząc się dla zabawy i rozruszania głowy hiszpańskiego. Oglądam hiszpańskojęzyczne telenowele na internecie i zaglądając od czasu do czasu na strony do nauki hiszpańskiego powtarzam na głos zwroty. Dobrze mi idzie, tak myślę;)

Odpowiedz

Karo Listopad 22, 2017 o 10:40

Ja poluzowałam jak odkryłam, że umiem żartować po angielsku i czasami jest to nawet łatwiejsze niż po polsku, bo odnosi się często do popkultury. I jak nie wiem jak coś powiedzieć to mogę żywcem wyciągać zwroty, sformułowania, zdania z filmów, piosenek, seriali i to albo jest zabawne (bo rozmówcy ogarniają skąd jest cytat), albo jest po prostu płynne i nie ma problemu 😀 Na warsztatach robotycznych w Hiszpanii (byłam zestresowana, że słowa nie powiem i będę tylko uśmiechać się i przytakiwać) musieliśmy przylutować nóżki procesora do płytki drukowanej, ale dziurki na niej były niedopasowane do wielkości nóżek, więc wywiązała się rozmowa
„It’s too big!”
„That’s what she said!”
I tak jakoś poszło 🙂 Powodzenia dla każdego, kto próbuje się ogarnąć!

Odpowiedz

Ania Listopad 22, 2017 o 10:45

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy się zakochałam!
Na jednej z imprez studenckich poprosił mnie do tańca przystojny Hiszpan, studiujący na mojej uczelni w ramach programu Erasmus. Byłam tak sparaliżowana, że do dziś nie wiem jakim cudem udało mi się przekazać mu mój numer telefonu. Po wymianie kilku wiadomości sms, postanowiliśmy się spotkać i nie miałam już wyjścia – musiałam zacząć mówić po angielsku. To spotkanie było dla mnie momentem przełomowym w nauce porozumiewania się po angielsku- odkryłam, że jestem rozumiana i chociaż nie mówię w 100% poprawnie nikt nie zwraca na to uwagi.
Od tej randki minęły już ponad cztery lata, miałam w tym czasie wiele okazji do rozmów po angielsku – prywatnych i służbowych, a ten sam Hiszpan jest dziś moim narzeczonym 🙂

Odpowiedz

Kamil Listopad 22, 2017 o 10:53

Cały czas walczę z problemem mówienia po angielsku. Nauka języka w szkole odbiła niestety swoje piętno na pewności siebie, lepiej było się nie odzywać żeby się nie ośmieszyć. Chwilę po skończeniu studiów sam z siebie poczułem ogromną chęć doskonalenia języka. Staram się każdego ranka włączać anglojęzyczne radio, tv mam ustawione na oryginalne wersje filmów, telefon ma również ustawiony język angielski. Ostatnio mam mało możliwości rozmowy po angielsku z kimkolwiek, w związku z czym gadam sam ze sobą. Po wysłuchaniu Arleny myślę ze warto by było umówić się właśnie na same konwersacje. Dobrze zresztą wspominam wyjazdy za granicę, po 2-3 dniach zaczynam się już pewnie porozumiewać z ludźmi, nie przejmuję się tak niedociągnięciami.

Odpowiedz

Paulina Listopad 22, 2017 o 11:04

Przestałam się bać mówić po angielsku w gimnazjum, kiedy mój nauczyciel poprosił mnie, żebym wytłumaczyła naszym gościom z Włoch (przyjechali na wymianę), że wejściówki na imprezę obowiązują tylko nas, uczniów tej szkoły. Wytłumaczyłam to tak, że zrozumieli mnie całkowicie na odwrót, a nauczyciel wtedy powiedział: „Ale im to wytłumaczyłaś!” i pomyślałam wtedy: „O nieeee, tak nie może być!”- to był coś w rodzaju takiego „kopniaka” i postanowiłam rozmawiać z nimi tak dużo, ile się tylko da 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 22, 2017 o 11:24

Choć wiem iż z gramatycznym i poprawnym angielskim nie idę w parze i nigdy nie było nam razem po drodze. To kilka lat temu, a mianowicie około 3 lat temu postanowiłam wyjechać na studia za granicę, rzucające się na przysłowiową głęboką wodę. Choć moi koledzy z zagranicy dobrze mówili po angielsku,a mnie samą zaskoczył wysoki poziom angielskiego u prowadzących (przed wyjazdem była przekonywana iż wykładowcy często po angielsku nie mówią i taki wyjazd to w sumie zabawa). Postanowiłam wziąć byka za rogi, moi współlokatorzy z polski mieli bardzo duży zasób słów (czego mi brakowało), ale panicznie bali się rozmawiać w obcym języku. Więc nawiązałam na początku kontakt ze studentami z mojego kursu pochodzącymi z Włoch i stwierdziłam iż możne i oni faktycznie więcej rozmawiają, ale bez kontaktu z obcokrajowcami i próbą rozmów – języka się nie nauczę. Wychodziliśmy razem zwiedzać, do kawiarni i na imprezy, a gdy mi brakowało słów odwracałam się do znajomych z polski i pytałam się ich o poszczególne słowa lub stwierdzenia, a już po miesiącu rozmawiałam w miarę naturalnie. I organizowałam ze znajomymi z zagranicy wycieczki. Okazało się również iż słuchanie piosenek po angielsku czy oglądanie filmów przyczyniło się do tego iż łatwiej wyłapywałam o co moim znajomym chodzi. Zaś pod koniec wyjazdu kilka osób stwierdziło iż mój angielki poprawił się i to bardzo w stosunku do początków (łącznie z wykładowcami). Dzięki takiemu doświadczeniu nauczyła się nie tylko angielskiego, ale i również podstaw języka włoskiego, hiszpańskiego i portugalskiego, choć wróciłam już do Polski i z tymi językami nie mam za dużo wspólnego to nadal wiele rozumiem.

Ta historia oczywiście ma dla mnie dużą wagę sentymentalną, ponieważ najważniejszym jej szczegółem jest „początek” – w czasie nauki w gimnazjum czy szkole średniej ślizgałam się z dwójami lub miałam poprawki w sierpniu. Wiecznie byłam z tego powodu zdołowana i załamana. Przez co przestałam w siebie wierzyć i nie chciałam kontynuować nauki. Jednakże tym wyjazdem udowodniłam nauczycielom i przede wszytkom sobie iż jeśli człowiek czegoś chce to to osiągnie! A gramatyka nie jest aż taka istotna w prawdziwym życiu.

Muszę przyznać iż o kanele Arleny słyszę po raz pierwszy, ale już teraz wiem że muszę nadrobić straty i zabieram się za nadrabianie zaległości gramatycznych! Myślę iż może to być przełom w mojej nauce!

Tak jak przełomem było przeczytanie Finansowego Ninja, dzięki któremu próbuję poukładać swoje finansowe sprawy i wychodzi mi to całkiem nieźle (choć przez niektóre etapy przechodziłam bardzo powoli i się blokowałam, ale taka już natura ludzka) 😉

Bardzo fajnie iż chce się wam dawać tak dużo od siebie, dla takich czytelników jak ja to wiele znaczy! Dziękuje 😉

Odpowiedz

Nikola Listopad 22, 2017 o 11:37

Odpowiedź kompletnie nie na zadane pytanie, bo ja nadal mam problem z „mówieniem” 🙂 Sądzę, że to przez brak używania języka angielskiego w życiu codziennym i mimo wszystko słabo go znam. O ile w miarę rozumiem tekst pisany i wypowiedzi skierowanie do mnie to przy powiedzeniu paru słów zapominam kompletnie wszystko. Ostatnio myślałam nad tym, żeby to zmienić i Pani Arlena dała mi do tego kopa i pomysły jak to zrobić. Dziękuje! 🙂

Odpowiedz

Sylwia Listopad 22, 2017 o 11:40

Jak przestałam bać się umówić po angliesku… Nie wiem czy w moim przypadku kiedyś na 100% to nastąpi. Zresztą mam wrażenie że w Polsce sami sobie narzucilismy standardy w stylu ” jak już mówisz po angielsku to musisz mówić dobrze” to nie ułatwia sprawy. Zawsze uważam że wstyd jak powiem coś nie tak, że nie umiem itp.
Pierwszy krok to były imprezy z ludźmi z zagranicy… po alkoholu jakoś łatwiej się rozmawia ^^
Kolejny przełom to była wizyta grupy z USA, której przyjazd koordynowałam ale do kontaktów z nimi w trakcie przygotowań była wyznaczona inna osoba. Po przyjeździe trzeba było zacząć mówić 😉 Szczególnie przekonało mnie to, że byli zachwyceni jak dobrze w Polsce mówi się po angielsku i wciąż to powtarzali. Teksty z Friends pomogły ^^. Wtedy doszło do mnie, że najważniejsze to się umieć dogadać, zrozumieć. 😉 I od tamtej pory jakoś tak lżej jest się do kogoś odezwać ^^

Odpowiedz

Daniel Listopad 22, 2017 o 11:41

Ma być zwięźle nie wiem czy mi się uda gdyż historia jest dość złożona 🙂

Przestałam bać się mówić po angielsku gdy poleciałem ze swojej pierwszej pracy z szefem do Szwajcarii na szkolenie. Byłem typem który jak Ty Michale rozumiał 90% ale miał problemy i bariery aby samemu coś powiedzieć (i tak wyglądało szkolenie że prawie się nie odzywałem).

Podczas powrotu gdy wsiedliśmy do samolotu Zurych – Poznań okazało się że samolot z przyczyn techniczny dziś nie poleci. Szefowi udało się przebookować mój bilet na lot do Berlina skąd miał mnie odebrać nasz pracownik i zawieść do Poznania a Szef został w Zurychu skąd następnego dnia poleciał do Pragi na kolejne spotkania biznesowe. Gdy wylądowałem w Berlinie okazało się że o ile mój bilet został przebookowany to mój bagaż już nie i został w Zurychu. Zaczął się ze stres że stracę swój bagaż musiałem. Musiałem biegać po lotnisku Schönefeld od okienka do okienka i walczyć o swój bagaż. Sprawę udało się wyjaśnić, bagaż został mi wysłany z Zurychu na wskazany adres.

Cały stres spowodował że nie myślałem o tym jak mówię po angielsku, obawy i wstyd jaki wcześniej temu towarzyszyły pokonał większy stres o utratę bagażu. Po całej sytuacji jak emocje opadły zdałem sobie sprawę że całkiem sprawnie udało mi się komunikować i to był moment przełomowy po którym coś we mnie pękło i lęk przed mówieniem minął. Reszta podróży z Berlina do Poznania minęła spokojnie 🙂

Odpowiedz

Natalia Listopad 22, 2017 o 11:44

Jak przestałam się bać mówić po angielsku?

Gdy poznałam mnóstwo inspirujących osób z innych krajów. Jedynym sposobem aby ich poznać była rozmowa w języku angielskim. Podczas wielogodzinnych rozmów dowiedziałam się wiele o innych kulturach, życiu ludzi, ich problemach i doświadczeniach. Nauczyłam się doceniać to, że żyję w wolnym kraju, mogę być niezależna i podążać własną drogą. Gdybym nie miała odwagi nawiązać rozmowy w obcym języku, tak wiele bym straciła. Dziś moi obcojęzyczni przyjaciele inspirują mnie do rozwoju, uczą tolerancji i bycia lepszym człowiekiem.

Odpowiedz

Magdalena Listopad 22, 2017 o 11:45

Pojechałam na intensywny kurs z nativami, z różnych stron świata i o dziwo (zgrozo 🙂 zauważyłam, że jestem rozumiana i że ja rozumiem, że fantastycznie jest spędzać ze sobą całe dnie i mówić tylko po angielsku (nawet jak do polskich przyjaciółek dzwoniłam to trzymałam się zasady, że to jest tydzień kiedy mówię tylko po angielsku), po drugim dniu kursu już sny miałam „po angielsku” … to był cudowny czas… czas go powtórzyć, bo – parafrazując – „nieużywana umiejętność zanika”

Odpowiedz

Piotr Listopad 22, 2017 o 11:47

Gdy zagadałem do dziewczyny w barze na Erasmusie i nie spławiła mnie 🙂

Odpowiedz

Ewelina Listopad 22, 2017 o 11:54

Przestałam się bać mówić po angielsku dopiero wtedy, gdy w moim technikum zmieniono mi grupę na mniej zaawansowaną. Dostałam też nauczycielkę, która była wspaniałym wzorem do naśladowania. Nigdy nie udawała kogoś, kto od zawsze władał językiem angielskim po mistrzowsku. Mimo,że kiedyś absolutnie go nie umiała, to wyjechała do Stanów Zjednoczonych, uczyła się go na własną rękę, zrobiła tam studia. O dziwo byłam bardzo małą częścią grupy która czuła do niej wielki respekt. Kiedy pytała o coś na forum, często panowała grobowa cisza bo ludzie z mojej grupy nie mieli pojęcia o co może jej chodzić mimo,że starała zadać je najprościej jak tylko mogła. Ja wiedziałam,że pomimo moich braków w znajomości czasów potrafię coś z siebie wykrzesać. Dlatego próbowałam na każdych zajęciach, czasami lepiej, czasami gorzej. Moja aktywność na lekcjach przyczyniła się do tego,że teraz jest mi bardzo łatwo nawiązać kontakty po angielsku, chociaż zdaję sobie sprawę z tego,że robię błędy. Nie paraliżuję mnie to tak jak kiedyś, już nie boję się tego ,że zostanę wyśmiana. Przecież my, Polacy, sami cieszymy kiedy ktoś próbuje mówić w naszym języku. To dlaczego ktoś chciałby wyśmiewać nasz angielski? Teraz już wiem jakie moje myślenie było głupie i nie warte moich zszarganych nerwów 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 22, 2017 o 12:00

Tak na prawdę przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy poszłam na pierwsze zajęcia z konwersacji na studiach. Prowadził je native – Andy. Miał tak świetne sposoby na prowadzenie rozmów, zadnia, zabawy, że aż pragnęło się brać w nich udział a przez to, nawet nie wiadomo kiedy, strach przed mówieniem znikał, bo człowiek był tak bardzo skoncentrowany na osiągnięciu celu postawionego w danym zadaniu. To był wykładowca, który porywał grupę. Po każdych zajęciach spisywałam jego pomysły – mamy ich cały zeszyt i sama często z nich korzystam prowadząc zajęcia konwersacyjne, szczególnie jeśli grupa ma problem ze strachem przed mówieniem. Best regards, Andy! You changed my life!

Odpowiedz

Michał Listopad 22, 2017 o 12:05

Po angielsku przestałem się bać mówić po spędzeniu ponad miesiąca na wolontariacie workaway we Włoszech. Znałem już bardzo dobrze angielski biernie, bo uczyłem się go dość intensywnie na własną rękę oglądając dużo filmów, słuchając podcasty i czytając książki po angielsku, ale gdy zaczynałem mówić to stres i przyspieszone bicie serca skutecznie zamykały mi usta 😀 W końcu stwierdziłem, że tak być nie może i postanowiłem rzucić się na „głęboką wodę”. Nie chciałem wydać jakoś dużo pieniędzy, więc taki wolontariat wydawał się idealnym rozwiązaniem.

Jak już byłem na ostatniej prostej w pociągu we Włoszech, to po drodze zaczęły mnie bombardować myśli, że nie poradzę sobie z angielskim. Pociąg zatrzymał się na stacji docelowej. Zaraz się zacznie – pomyślałem – zrobię z siebie idiotę. Ze stacji odebrał mnie kolega z Izraela. Przywitaliśmy się, zaprowadził mnie do samochodu w którym było już 4 osoby. Wsiadłem – komplet 6 osób (Multipla!). Nie gryźli o dziwo. Stres powoli ze mnie schodził. Podjechaliśmy do miejsca w którym mieszkają wszyscy wolontariusze. Zostawiłem plecak i pojechaliśmy do naszego miejsca pracy na kolację. Po drodze rozmawiałem głównie z kolegą z USA – Ocean (tak, to imię) i Luisem z Chile. Trochę się motałem z angielskim, ale jakoś dawałem radę. Poznałem resztę wolontariuszy. Zjedliśmy obiad i dostałem zaproszenie na wejście szlakiem do jakiegoś krzyża na szczycie pobliskiej góry (było już po 20). Poszedłem oczywiście 🙂 4 dziewczyny (2 z USA, 1 ze Szkocji i 1 z Australii) i jak się okazało mój współlokator z Wenezueli. Było chwile po zachodzie słońca. Świetny widok na miasteczko oświetlone latarniami, jezioro i góry. Po wejściu porobiliśmy sobie trochę zdjęć. Stres totalnie ze mnie zszedł. Stwierdziłem, że jestem w dobrym miejscu.

Od tamtej pory nie boję się mówić po angielsku. Nie oznacza to, że nie popełniam błędów, ale nie blokuje mnie to jak kiedyś. Świetne uczucie po kilkunastu latach nauki i kontaktu z językiem. Wszystko zmieniło się niemal jak na pstryknięcie palcem.

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 22, 2017 o 12:09

Przestałam się bać mówić po angielsku dzięki 2 kwestiom – po pierwsze zdałam sobie sprawę, ze bez tego nigdy się nie nauczę, a po drugie większość osób mówiących po angielsku docenia to, że rozmówca stara się mówić w ich języku – zazwyczaj są pomocni i chętni do skorygowania błędów. Spróbowałam raz, drugi, trzeci – z dystansem, myśląc, że nawet jeśli popełnię błąd czy błędy nic wielkiego się nie stanie, świat się nie zawali, bo ja zrobiłam błąd. Później doszły korzyści – czyli sama mogłam zauważyć, że dzięki temu uczę się więcej, szybciej i teraz podchodzę do tego w ten sposób, że traktuje mówienie jako część procesu nauki angielskiego- ale odgrywająca ogromnie ważną rolę w tym procesie. To tyle – polecam każdemu, aby nabrał trochę dystansu i uwierzył w to, że może mówić po angielsku 🙂 Pozdrawiam!

Odpowiedz

Ewelina Listopad 22, 2017 o 12:15

Przestałam bać się rozmawiać po angielsku w momencie kiedy pojechałam praktyki do Hiszpanii. W szkole straszono nas,że będziemy bez dostępu do internetu musieli wszędzie dotrzeć samemu. Nikt nam nie pomoże i musimy się nauczyć języka. Na miejscu okazało się,że pierwszego dnia do naszych miejsc pracy pomogą nam dotrzeć Panie wolontariuszki, które tutaj mieszkają. Z jednej strony-świetnie, przecież sama nie dałabym rady dotrzeć do miejsca pracy w tak wielkim mieście jak Sevilla- z drugiej- o czym jak będę z nią rozmawiać ponad 2 godziny?! Jako,że moja nowa koleżanka okazała się przemiła, sama chętnie zagadywała to jakoś się otworzyłam. Sama zaczęłam ją wypytywać o miasto, o zwyczaje, o nią samą, jak długo tu mieszka, dlaczego. To było coś czego sama bym się po sobie nie spodziewała. Kiedyś czytałam artykuł, który twierdził,że w innym języku mamy różną osobowość. Wtedy podchodziłam do niego bardzo sceptycznie, ale teraz w stu procentach potwierdzam to co było w nim napisane. Chyba nawet mówiąc w moim ojczystym języku nie byłabym w stanie posunąć się tak daleko, zapytać o tak wiele rzeczy, jednocześnie dowiadując się aż tyle. Te 2 godziny minęły jak 10 minut! To było coś niesamowitego i byłam z siebie ogromnie dumna 😀 Teraz każda możliwość zawarcia znajomości w tym języku bardzo mnie cieszy.

Odpowiedz

Iva Listopad 22, 2017 o 12:16

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Hmm, jak muszę to coś wydukam… z prędkością światła przybieram „barwy ochronne” na twarz i brnę, operując przy tym rękoma jak pierwszej klasy mim. Jak się dogadam – emocje opadają… Mówienie po angielsku od lat to punkt nr 1 na mojej liście postanowień. Zaczęłam od osłuchiwania się z językiem, tyle teraz dostępnych fajnych treści w internecie, czytam książki w j. angielskim – te dla dzieci jak na razie. Wydaje mi się nawet, że mam tę moc – i mogłabym rozmawiać, ale życie nie daje mi takiej możliwości. Syn uczy się angielskiego i to on jest teraz dla mnie największą motywacją do przełamania się. A najpiękniejsze jest to, że on się „nie boi” mówić 🙂 Inne pokolenie. Nie lubi tylko gramatyki… A na to ciężko znaleźć metodę – bo jednak nudna i nie wiąże się z takimi emocjami jak mówienie… Pozdrawiam!

Odpowiedz

Mariusz Listopad 22, 2017 o 12:24

Co sprawiło, przestałeś się bać mówić po angielsku?

Kiedyś byłem na wycieczce firmowej w Niemczech, dostaliśmy noclegi w hotelu po dwie osoby. Do mojego pokoju miał klucz kolega, z którym mieszkałem a ja poszedłem do innych kolegów ,,w odwiedziny”. Po imprezie się okazało, że nie pamiętam numeru mojego pokoju. I teraz jak się zapytać i wytłumaczyć, o co mi chodzi? Angielskiego uczyłem się trochę na studiach. Więc układałem sobie, jak umiałem zdania w głowie, a potem napotkanych ludzi zaczepiałem z prośbą o pomoc. Jednak nikt nie mógł mi pomóc, bo recepcja już nie pracowała. Skończyło się spaniem w holu, ale przestałem się bać rozmawiać po angielsku.

Odpowiedz

Mateusz Listopad 27, 2017 o 02:52

Cześć,

Ja przestałem bać się mówić po angielsku przez dwie rzeczy:

1. miałem bardzo dobrego nauczyciela z języka angielskiego w liceum, który był w stanie nauczyć mnie języka angielskiego mówionego od podstaw(gimnazjum i podstawówka 0 mówienia), za co jestem mu niezmiernie wdzięczny

2. We Wrześniu wyjechałem do Anglii na Studia, więc tutaj nie ma już wymówki, iż mogę mówić po Polsku – po prostu jeżeli chce z kim kolwiek porozmawiać, zapytać o pomoc = to muszę użyć angielskiego(co naprawdę sprawia mi niezmierną radość)

Odpowiedz

Wiktor Listopad 22, 2017 o 12:31

Udało mi się dostać na wyśnione studia. Uczelnia znajduje się w Anglii i nie miałem innego wyboru, musiałem się przemóc źeby z tych studiów skorzystać i je skończyć.

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 22, 2017 o 12:33

Przymus. Wyjazd służbowy, kilka spraw do załatwienia, mnóstwo ludzi, z którymi musiałam się porozumieć i tylko jeden wspólny język: angielski.

Odpowiedz

Krystian Listopad 22, 2017 o 12:35

Ponad 10 lat temu wyjechałem do wakacyjnej pracy do Norwegii.
Tam spotkałem pewną, na oko 80-letnią, panią. Była zarządcą bloku w którym mieliśmy wykonać prace. Kiedy zapytała minie z jakiego miasta jestem, odpowiedziałem Lublin.
Ona zrozumiała Dublin, kiedy powtórzyłem Lublin, jej oczy zaszkliły się i powiedziała:
– Oh Lublin, Majdanek. I know Majdanek.
Mi stanęły ciarki na rękach i do tej pory za każdym razem jak o tym myślę to mam gęsią skórkę.
Nie śmiałem pytać jej o tamte wydarzenia, ale to był motywator, żeby porozmawiać na inne tematy.
Ogólnie tamten wyjazd był momentem przełamania strachu przed mówieniem, bo później jeszcze miałem wiele okazji do rozmów po angielsku.

Odpowiedz

Arek Listopad 22, 2017 o 12:38

Przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy musiałem dogadać się z Węgrem. W rezultacie tej znajomości udało mi się znaleźć pracę 🙂

Odpowiedz

Anna Listopad 22, 2017 o 12:56

Obecnie mieszkam w Irlandii i przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy uświadomiłam sobie, że nawet jak popełniam błędy to i tak wszyscy mnie rozumieją. Częstsze konwersacje wiążą się z większą ilością popełnianych błędów a co za tym idzie z możliwością poznania lepiej języka. Uczenie się na błędach bywa zaskakująco dobrą metodą. Wiedza – praktyka praktyka – wiedza. Nawet jak mamy wiedzę to często nie wiemy jak jej użyć w praktyce, dlatego też podczas praktykowania warto później upewnić się czy zgadza się to co powiedzieliśmy z wiedzą, którą posiedliśmy, a z czasem wierze, że mówienie płynnie i poprawnie po angielsku stanie się dla mnie tak naturalne jak mówienie po polsku. #gramatoniedrama#musthave

Odpowiedz

Karolina Listopad 22, 2017 o 12:57

Mam problem z gramatyką i zawsze bałam się, że rozmówca nie zrozumie mojej składni + do tego często nie wiem jak wypowiedzieć jakieś słowo, bo przecież w szkole nikt tego nie uczył.
Momentem przełomowym było dla mnie to kiedy po wyjściu z metra zobaczyłam obcokrajowca, który próbował pytać po angielsku ludzi jak dojść do dworca. A ja akurat tam szłam, powiedziałam, że może iść ze mną i chcąc nie chcąc zaczęłam z nim rozmawiać po drodze po angielsku, spędziłam z nim jeszcze te parę minut dopóki nie wsiadł do pociągu. Potem sobie pomyślałam „wow, on mnie rozumiał, chyba jednak moja mowa nie jest taka zła”. Od tamtej pory korzystam z każdej okazji do rozmowy z obcokrajowcami (głównie na dworcach ;)).

Odpowiedz

Ewelina Listopad 22, 2017 o 12:59

„Can you change money?” – od takiego pytania skierowanego do mnie przełamałam swoją barierę językową. Niedawno zaczęłam pracę w banku. Codziennie zderzam się ze zwrotami angielskimi, które były dla mnie nowością (lokaty, KREDYTY i inne fajne rzeczy). Dzięki filmikom na kanale „Po cudzemu” odkryłam, że nauka angielskiego może być przyjemna. Motywują mnie do poszerzania słownictwa, więc nauka specjalistycznego angielskiego związanego z bankowością przyszła z łatwością 😉 Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 22, 2017 o 12:59

Dzień dobry! Bałam się (oraz wstydziłam) mówić po angielsku, mimo że uczyłam się tego języka od czasów przedszkola po kursy w szkole językowej już po liceum (i maturze rozszerzonej). Żaden nauczyciel, bodziec, konkurs, wizyta, native speaker, serial, czy zespół nie przełamał mojego lęku. Bałam się również zmian, wyjazdu za granicę na praktyki, samodzielności, samotności, ale ten strach przełamałam i zmotywowana sama zorganizowałam sobie trzymiesięczny wyjazd do Walii. A tam co się wydarzyło co przełamało mój strach przed mówieniem po angielsku? Grupa życzliwych ludzi z całego świata, dla których to również był drugi język, ale chcieliśmy razem pracować, działać, organizować i bawić się. Wprowadzili mnie to wielokulturowego świata, ciekawi moich doświadczeń, ale też potrzebujący moich umiejętności . Zależało mi na zrealizowaniu celu, więc musiałam zacząć się komunikować. Tak przełamałam strach przed mówieniem. Mówić uczę się cały czas 🙂

Pozdrawiam
Gosia

Odpowiedz

Tomek Listopad 22, 2017 o 13:05

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy pierwszy raz powiedziałem do swojej 6 letniej córki „Come to me”, w formie zaczepki – bo uczy się angielskiego w przedszkolu. A ona zrozumiała o co mi chodzi. To było MEGA urocze. Od tego czasu często wtrącamy sobie takie krótkie zwroty: Thank you, Youre’re welcome, How are you itd. Tak razem uczymy się języka. Teraz rozmowa po angielsku nie przeraża mnie tak jak kiedyś.

Odpowiedz

Bartosz Listopad 22, 2017 o 13:14

Jeszcze nie przestałem się bać 😉

Odpowiedz

Edyta Listopad 22, 2017 o 13:18

Kiedy biorąc udział w spotkaniach firmowych w języku angielskim, zauważyłam, że osoby wypowiadające się na forum TEŻ popełniają błędy. Żauważyłam to JA – osoba, która uważa że jej angielski nie jest jakiś super, a na pewno nie na tak dobrym poziomie jak właśnie tych osób..
No i co się stało? Ano nic się właśnie nie stało… Rozpoczął się tylko mój dialog wewnętrzny z samą sobą.. Świat się im nie zawalił, nie zapdali się pod ziemię, nie było żadnych śmieszków-heheszków pod adresem tych osób.. to chyba nie koniec świata, prawda? Przełam się dziewczyno, mów! bo masz wiele do powiedzenia! 😀
No i tak to się właśnie zaczęło 🙂 powoli, krok po kroku.. 🙂

Jaki z tego morał? Czasem warto posłuchać mądrzejszego 😉 😀 😀 😀 😀

pozdrawiam Was!

Odpowiedz

Kamil Listopad 22, 2017 o 13:45

Po przeprowadzce do wielokulturowej Warszawy spotkałem się z wieloma obcokrajowcami, którzy próbowali skleić jakieś zdania po polsku. Jak to zwykle bywa, nie wychodziło im to najlepiej. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jest mi bardzo miło kiedy ktoś stara się porozumieć ze mną w moim własnym języku. To skoro mi jest po prostu miło, to przecież ja też nie zostanę wyśmiany jeśli spróbuję 😉

Odpowiedz

Małgosia Listopad 22, 2017 o 13:50

Właśnie w tym problem, że nie przestałam się bać. Nie znalazłam jeszcze złotego środka, nie wiem czy w ogóle go znajdę! Choć nadzieję mam cały czas…

Odpowiedz

Paweł Listopad 22, 2017 o 13:56

– Zacząłem naukę j. angielskiego w przedszkolu
– Kontynuowałem w 2,3,5,6 klasie podstawowej
– W gimnazjum był tylko niemiecki
– W liceum przymusowo NIEMIECKI jako główny 4h bo był w gimnazjum więc angielski podstawowy 2h w tygodniu.
– Postanowiłem zdawać maturę z angielskiego ROZSZERZONĄ 🙂 więc chodziłem dodatkowo w szkole 4h tygodniowo
– Tak jak Michał umiałem czytać i dobrze rozumieć ze słuchu jednak rozmowy oraz gramatyka leżały (sprawdziany z gramatyki na 2-3)

– Moim skrytym marzeniem było użycie na maturze ustnej bądź pisemnej słowa picturesque.
Do żadnego zadania na pisemnej nie było możliwości. Czekałem na ustną, a tam na ostatnim obrazku kwartet smyczkowy, a za nimi piękne barokowe okno.

Mijały sekundy aż opisałem „In the foreground I can see…”
I gdy nastał ten moment powiedziałem:
„In the background I can see a huge window overlooking the picturesque landscape of the forest.” 🙂

Matura jednak nie sprawiła, że nie bałem się mówić.
Dopiero w pierwszej pracy dla Angielskiej firmy trafiłem do pokoju z Anglikiem i to rozmowy o wszystkim i o niczym sprawiły, że liczyła się rozmowa a nie popełniane w niej błędy.

Odpowiedz

Magda Listopad 22, 2017 o 14:01

Po paru miesiącach językowych wzlotów i upadków w sympatycznej liverpoolskiej knajpce poproszono mnie o przeszkolenie nowego kolegi – hiszpana, z którym nie był w stanie dogadać się dosłownie nikt. Zaczęliśmy od wskazywania losowych przedmiotów w zasięgu wzroku i nauki słówek, następnie inscenizowanie scenek, mnóstwo wymachiwania rękami i jeszcze więcej śmiechu. Tamtego dnia w końcu uwierzyłam, że chcieć to znaczy móc i skoro ja potrafiłam kogoś nauczyć angielskiego od zera to chyba jednak wygrałam życie! 🙂

Odpowiedz

joanna Listopad 22, 2017 o 14:14

jak ja przestałam bać się mówić po angielsku-zapisałam się na fantasyczne konwersacje „babski angielski” z kilkoma dziewczynami ( każda z osobna inna, fantastyczna kobeta z pasją) spotykami się regularnie i gadamy o babskich sprawach, pracy, pasjach, planujemy wakacje, wymieniamy doświadczeniami; często łącząc to z pyszym jedzonkiem sączeniem winka albo imrezą;) spotkania nauczyły mnie, że nie musze mówić perfekcyjnie aby mój inerlokutor zrozumiał o co mi chodzi!

Odpowiedz

Daria Listopad 22, 2017 o 14:18

Momentu, kiedy odważyłam się mówić po angielsku nie zapomnę nigdy. Było to bardzo późno, bo po kilkunastu latach nauki. W tym czasie owszem używałam języka podczas lekcji, ale absolutnie nie miałam odwagi odezwać się do nikogo obcego. Aż postanowiłam wyjechać na Erasmusa podczas studiów. Samym wyjazdem byłam przez długi czas podekscytowana. Aż nie nadszedł dzień wylotu – wtedy po raz pierwszy pomyślałam, ze chyba nie dam rady. Dodatkowo była to moja pierwsza samodzielna podróż samolotem. Wiec przed odprawą urządziłam taką histerię, że mama powiedziała, że jeśli bardzo nie chce to nie muszę jechać. Mama była kochana, ale ja- mimo, że nieśmiała, byłam bardzo uparta. Zapłakana wzięłam walizkę i ruszyłam w swoją podróż. W trakcie lotu miałam międzylądowanie w Helsinkach – i choć na lotnisku mialam milion praktycznych wątpliwości, to zabrakło mi odwagi, aby cokolwiek zapytać. Szalone, nie? Po wyładowaniu w mieście docelowym nadal milczałam jak zaklęta. Aż w końcu nie miałam wyboru: aby dostać klucze do mieszkania musiałam się odezwać. Z walącym sercem i ściśniętym gardłem dukałam zdania (wcześniej ćwiczone). I stał się cud: ja wszystko zrozumiałam i zostałam zrozumiana. To była jedna z największych zmian w moim życiu – nagle wszystko było możliwe. Od tamtej pory nie przestałam mówić po angielsku – nawet poślubiając cudzoziemca, z którym właśnie po angielsku się porozumiewamy (choć dla niego to tez drugi język) i pracując w tym języku (z bardzo międzynarodowym zespołem). Mimo tego w angielskim wiele rzeczy wciąż mnie zadziwia – a ja znajduję ogromną radość w odkrywaniu etymologii słów i nowych zasad gramatycznych, które teraz przyswajam naturalnie, podczas rozmów, a potem uczę się o nich. Tak że angielski zmienił całe moje życie. Kto by pomyślał, że język może z nieśmiałej nastolatki zrobić otwarta kobietę niezmiennie ciekawą i głodną świata ☺️

Odpowiedz

Piotrek Listopad 22, 2017 o 14:37

Przestałem się bać mówić po angielsku parę dobrych lat temu, gdy byłem ze znajomymi na wakacjach we Włoszech. Objeżdżaliśmy cały kraj autem, w którym też spaliśmy itd. Drugiego dnia włamano się nam do autka i straciliśmy wszystko od dokumentów po papier toaletowy. Trzeba było się potem dogadać jakoś na policji, w urzędach po tymczasowy paszport. 😜 Było ciężko ale dało radę się jakoś.

Odpowiedz

Sandra Listopad 22, 2017 o 14:46

Przestałam się bać mówić po angielsku, ponieważ się zakochałam 😉

W szkole uczyłam się tylko języka niemieckiego, a angielski zawsze był gdzieś w tle. Długo byłam samoukiem – to poskutkowało całkiem niezłą znajomością słownictwa i gramatyki, ale słabą wymową (o ile można o jakiejś wymowie mówić, poza śpiewaniem do słuchawki prysznicowej). Kiedy byłam już na studiach zapisałam się do całkiem fajnej międzynarodowej organizacji studenckiej. Co jakiś czas odbywały się spotkania członków tej organizacji na różnych uniwersytetach. Szczęście chciało, że w tamtym roku była to moja uczelnia!

No i wtedy wchodzi on, cały na biało… Serce zabiło mocniej, pojawiły się rumieńce na twarzy, a słowa? Słowa – choć język plątał się cały czas – same wyskakiwały z ust.
Mijały koleje minuty rozmowy… i przestałam bać się bać, że wymawiam coś nie tak, że czasem brakuje mi słowa. Może strach przez zbłaźnieniem się był większy niż strach przed mówieniem w obcym języku? Tamten dzień sprawił, że już nie boję się mówić „po cudzemu”, a z obiektem moich westchnień komunikuję się po angielsku już piąty rok!

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 22, 2017 o 14:54

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy wyjechałam do Anglii – hrabstwo Yorkshire. Tam po raz pierwszy usłyszałam od rodowitych anglików, że ‚water’ w wymowie brzmi „łoe’ i kompletnie nie wiedziałam o co chodzi, a przecież uczyłam się już angielskiego od ładnych paru lat!! 🙂

Odpowiedz

Michał Listopad 22, 2017 o 15:03

Podczas zjazdu szkoleniowo-integracyjnego w Polsce pewien Duńczyk (świetnie mówiący po angielsku) miał problem z wyjaśnieniem pani pracującej na stołówce (zapewne nieznającej angielskiego), że chciałby dostać jeszcze trochę margaryny do kanapek. Zrobiłem za tłumacza (w końcu wystarczyło rozumieć angielski i znać polski – nie trzeba było mówić po angielsku, żeby pomóc!) i sprawa była załatwiona. Ale ponieważ ten człowiek był panelistą i jego wcześniejsze wystąpienie bardzo mnie zainspirowało, chciałem mu podziękować i o coś dopytać. Już zadając pytanie słyszałem w swojej głowie, jak kaleczę język, jak brakuje mi słów i że zaczynam używać takich, których znaczenia nie jestem pewien (!) – byle tylko szybciej zadać pytanie i przestać mówić! Kiedy skończyłem, w głowie pozostało mi „nie ma szans, żeby on to zrozumiał – ja bym w życiu tego nie zrozumiał!”. Szczęka mi opadła, bo koleś nie dość, że z uśmiechem udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi, to jeszcze pociągnął temat i w efekcie rozmawialiśmy przez prawie godzinę – on swoim perfekcyjnym, ja moim może i pokaleczonym, ale najwidoczniej wystarczająco komunikatywnym angielskim 😉

Odpowiedz

Karol Listopad 22, 2017 o 15:05

Smutne książki które zabijały chęć nauki angielskiego.

Odpowiedz

Marcin Listopad 22, 2017 o 15:33

Sytuacja, która wpłynęła na to, że już nie boję się mówić po angielsku dotyczyła jednej literówki, która totalnie zmieniła znaczenie 😀

Kiedy miałem ok. 20 lat odwiedzili mnie kuzyni (siostra i bracia cioteczni). Przylecieli z Nowego Yorku. Postanowiłem porozmawiać z nimi po Angielsku. Rozmawiając z nimi oraz moją ukochaną dziewczyną chciałem powiedzieć I’m lucky guy. Niestety powiedziałem gay. Wszyscy tarzali się ze śmiechu. Mina mojej dziewczyny i moja były bezcenne 😀
Uświadomiłem sobie, że jeżeli coś takiego powiedziałem, to gorzej już być nie może i teraz nie czuje lęku przez mówieniem.

Odpowiedz

Donat Listopad 22, 2017 o 16:17

Po studiach wydawało mi się że znam angielski w miarę dobrze, przynajmniej na tyle żeby się dogadać z ludźmi. W którymś momencie pracy w korpo pojawiła się opcja wyjazdu na Maltę na kilka miesięcy aby wesprzeć tamtejszy zespół, skorzystałem z tego i nie żałuje. Na miejscu pracowałem z Maltańczykami (mówią oni doskonale po angielsku ponieważ byli bardzo długo kolonią Brytyjską) oraz z Brytyjczykami, zweryfikowało to bardzo szybko mój nauczony w Polsce angielski jako praktycznie nie przydatny w kontakcie z ludźmi w firmie, do tego opór który miałem na początku powodował popełnianie błędów językowe które po chwili dochodziły do mnie i stresowało mnie to jeszcze bardziej. Na szczęście trafiłem tam na wspaniałych ludzi którzy na moją prośbę zwracali mi uwagę na błędy które popełniam oraz tłumaczyli zawiłości językowe w których się gubiłem. Dodatkowo każdy z nich przypominał mi „Your English is better than my Polish” co spowodowało po sześciu miesiącach że nie mam żadnych oporów przed rozmową w tym języku mimo że nadal popełniam mnóstwo błędów. Główną nauką z tego płynącą jest że jeśli powiesz coś tak źle że ktoś nie będzie Cie rozumiał na pewno Ci o tym powie, a drobne błędy przecież popełnia każdy, nawet w ojczystym języku

Odpowiedz

Natalia Listopad 22, 2017 o 16:21

Moim sposobem przełamania się językowo były podróże. Każdy język to jakby klucz do kolejnych drzwi, ciekawych znajomości i przygód. Owszem nie obyło się bez spektakularnych wtop, jak stwierdzenie „constipated nose” wypowiedziane przy próbie zakupu kropel do nosa w Izraelu… Pozostały zabawne anegdoty, lecz nabyta praktyka językowa jest bezcenna.

Odpowiedz

Paulina Listopad 22, 2017 o 16:40

Na początku dziękuję za obszerny i ciekawy wywiad, dobrze się Was słucha, a Po Cudzemu to jeden z lepszych kanałów na dzisiejszym polskim Youtube 🙂

Co do zadania konkursowego: przestałam się bać mówić po angielsku kiedy zrozumiałam, że nie muszę być perfekcyjna i mam prawo do błędów, bo to w końcu obcy dla mnie język.
Nikt od razu nie zaczyna mówić poprawnie, więc potraktowałam etap mówienia z błędami jako coś naturalnego. Do dziś robię ich masę, ale kurka, komunikuję się, używam go w pracy, rozumiem obcokrajowców, oni rozumieją mnie… Dopóki wciąż chcę się uczyć i rozwijać, to nie ma czego się bać 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Paulina Listopad 22, 2017 o 16:43

Początkowo w szkole podstawowej wcale nie szło mi tak gładko. Nie rozumiałam zasad gramatyki, a co za tym idzie nie umiałam sklecić dłuższego zdania. Dopiero w szóstej klasie nowa nauczycielka wytłumaczyła mi wszystko i od tej pory nabrałam pewności siebie, zaczęłam rozumieć o co w tym chodzi. To pokazuje jak dużo zależy od dobrego nauczyciela 🙂

Odpowiedz

IZABELA Listopad 22, 2017 o 17:02

Pierwszym krokiem był wyjazd do Anglii, wyjechałam sama i musiałam sobie radzić. Bardzo pomagali też Brytyjczycy, którzy cały czas mówili, że mój angielski jest very good;) Mimo, że nie była to prawda, bardzo pomagało w przełamaniu się aby tego języka używać. I mimo, że od powrotu minęło prawie 10 lat, a moje umiejętności spadają wprost proporcjonalnie do czasu w którym angielskiego nie używam, to gdy tylko zdarzy się okazja do mówienia robię to ochoczo (uwielbiam brzmienie brytyjskiego angielskiego:)

Odpowiedz

Ewa Listopad 22, 2017 o 17:08

Kolejny bardzo ciekawy wywiad z motywującą osobą, dzięki 🙂

Odpowiadając na pytanie Arleny, przestałam się bać mówienia po angielsku kiedy zaczęłam jeździć na warsztaty gospel, śpiewać i rozmawiać z innymi uczestnikami warsztatów. Wyrażenie siebie w tej muzyce czy też zwykłych rozmowach z innymi uczestnikami warsztatów było tak silne, że strach przed tym by nie zapomnieć rodzajnika, nie walnąć błędu gramatycznego, czy coś źle wymówić, itp po prostu przegrał.

Odpowiedz

Kasia Listopad 22, 2017 o 17:14

Rozpoczęcie nauki języka japońskiego to był moment, kiedy przestałam bać się mówić po angielsku. Komunikacja z japońskim nauczycielem wymagała użycia języka obcego, a angielski jednak był wtedy prostszy od japońskiego.

Odpowiedz

Maria Listopad 22, 2017 o 17:22

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy po prostu pojawiła taka potrzeba, a mianowicie wyjazd w ramach wymiany zagranicznej na studia. W sumie, to nadal bałam się mówić, ale barierę również pokonywałam dzięki temu że znajdowałam się w innym kraju, gdzie każdy język był dla mnie obcy. Moim zdaniem barierę wystarczy pokonać tylko raz, w dowolnym języku. Wychodzisz poza strefę komfortu i umiesz to zaaplikować w każdym środowisku 😉 I najważniejsze – ważne się nie bać. A im większy będzie strach tym bardziej trzeba próbować. Jak ktoś powiedział, „boisz się czegoś – rób to”. W ten właśnie sposób nauczyłam się dwóch obcych dla mnie języków: angielskego i polskiego. Nie bałam się, mówiłam i oczywiście nie stresowałam się tym że popełniam błędy. Bo kto nie popełnienia? Oczywiście, ten kto nic nie robi. Sam fakt tego, że ktoś próbuje mówić w obcym języku warty uwagi i szacunku 🙂

Odpowiedz

Jasiek Listopad 22, 2017 o 17:30

Co sprawiło, że przestałeś się bać mówić po angielsku?

Rozmawiając po angielsku z zagranicznymi graczami poczułem się pewniej, dzięki czemu przełamałem swój strach podczas obozu młodzieżowego we Włoszech.

Odpowiedz

Karolina Marta Listopad 22, 2017 o 17:59

Trochę wstyd się przyznać… bo sama jestem tłumaczem… języka hiszpańskiego. Z angielskim całe życie było mi nie po drodze. Kiedy się przełamałam? Gdy miałam oprowadzać po Warszawie wycieczkę hiszpańskojęzyczną, a okazało się, że na wycieczce sami Włosi:D no i wyszło, że z angielskim też dałam jakoś radę;) The sky is the limit.

Odpowiedz

Hubert Listopad 22, 2017 o 18:10

Nie miałem problemów z samą nauką języka angielskiego. Ten pojawiał się jednak kiedy stawałem przed możliwością lub potrzebą rozmowy.
Postanowiłem z tym powalczyć wyjeżdżając na półroczną, zagraniczną wymianę studencką. Konieczność myślenia, nauki, a przede wszystkim rozmowy w języku angielskim wymagała ode mnie przełamania bariery, co mi się udało. A przy okazji była to świetna okazja to zawarcia wielu „zagranicznych” znajomości.

Pozdrawiam,
Hubert

Odpowiedz

Michał Listopad 22, 2017 o 18:14

Dzień dobry,
Przestałem się bać mówić po angielsku, dzięki słowom mojej mamy.
Powiedziała mi ona kiedyś, że „wszystko jest dla ludzi” – po prostu.

Odpowiedz

Marcin Listopad 22, 2017 o 18:18

rozmawiam z żoną w j.angielskim. Ona lepiej zna gramatykę i ma lepszą dykcję, po tym odcinku już mnie to nie wkurza, jak mnie poprawia,Dziękuje A.W i M.SZ

Odpowiedz

Gosia Listopad 22, 2017 o 18:32

Jeśli chodzi o pokonanie strachu przed mówieniem po angielsku, to niestety problem polega na tym, że cały czas nie udało mi się go wyeliminować. I nie chodzi tu tylko o język angielski, bo problem pojawia się za każdym razem, jeśli mam się odezwać w obcym języku, szczególnie na forum całej grupy. Niby wiem, że nikt nie jest doskonały i każdy ma prawo popełniać błędy, ale to nie działa…
Natomiast jeśli chodzi o rozmowy, na jakieś proste tematy, z obcokrajowcami problem mój jest już znacznie mniejszy, ponieważ mam świadomość, że osoba, z którą rozmawiam ucieszy się z tego, że chociaż spróbuję jej pomóc, a nie będę kolejną osobą, która uda, że nie rozumie o co chodzi… Po za tym taka osoba nie wyśmieje mojego angielskiego, ponieważ sama dużo lepiej po polsku nie mówi (bo gdyby mówiła, to nie miała by problemu, żeby o to samo zapytać, tyle że po polsku), o ile w ogóle zna polski.

Odpowiedz

Roman Listopad 22, 2017 o 18:49

Ma być zwięźle, tak? W szkołach angielski był traktowany po macoszemu, ale życie sprawiło, że zostałem programistą, więc chcąc nie chcąc musiałem się nauczyć tego języka. Mimo to czułem dyskomfort podczas mówienia w języku angielskim. Zmieniło się to, kiedy podczas wycieczki po Berlinie podeszła do mnie kobieta i się zapytała po angielsku o drogę na dworzec kolejowy, a ja bez głębszego zastanowienia nad składnią wskazałem jej drogę do celu. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie jest tak źle z moim angielskim jak sobie wyobrażałem i że nie mam się czego wstydzić 🙂

Odpowiedz

Przemysław Listopad 22, 2017 o 18:52

Witam,
wiele razy próbowałem mówić po angielsku, ale przestałem się bać dopiero wtedy gdy nie miałem wyjścia i gadać musiałem ( w sumie chciałem) . Zacząłem działać w organizacji zajmującej się wymianą studentów z całego świata, czego skutkiem było sprowadzenie 5 wolontariuszek. Gdy przyjechały chciałem utrzymywać z nimi stały kontakt dlatego gadałem i to dużo 😀 od tamtej pory przestałem się bać mówić w języku angielskim. 🙂

Odpowiedz

Kacper Listopad 22, 2017 o 19:21

Przestałem się bać mówić po angielsku podczas wymiany szkolnej. Stało się tak, ponieważ w wymianie tej brało dużo ciekawych osób z różnych państw i głównym językiem w jakim mogliśmy się poznać był język angielski. Ich życzliwe podejście oraz towarzyszące trudności językowe uświadomiły mi że nie ma czego się bać, a także pokazały, że możemy się zrozumieć bez perfekcyjnego angielskiego. Moje spojrzenie na świat w tym czasie znacznie się zmienił.

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 22, 2017 o 19:22

Michale, Arleno, bardzo dziękuję za ten odcinek. Dla mnie dobra wiedza.

„Co sprawiło, że przestałaś się bać mówić po angielsku?”.
Byłam na spotkaniu z zagraniczną instruktorką szkolenia psów. Mówiła ważne i ciekawe rzeczy, koniecznie chciałam dopytać o szczegóły. Mimo świadomości braków w słownictwie i kulawej gramatyki odważyłam się i zadałam pytanie. Ciekawość wygrała. Dostałam odpowiedź, co znaczyło, że zostałam zrozumiana. Komunikacja, mimo niedoskonałości języka, okazała się skuteczna. Uzyskanie odpowiedzi na ważne dla mnie pytanie było dużą nagrodą za odwagę! Wow, zadziałało! I tak się zaczęło 🙂

Odpowiedz

Ewa Listopad 22, 2017 o 19:33

Witam,
nie przestałam się całkiem bać mówić po angielsku, ale zmniejszył się mój strach, dzięki koleżankom z pracy, które zachęciły mnie do mówienia. Okazało się, że każda z nas uczy się angielskiego w domu, a w pracy możemy sobie pomagać mówiąc do siebie po angielsku.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Listopad 22, 2017 o 19:36

Przestałem bać się mówić po Angielsku… Właściwie to co jakiś czas gdy nie rozmawiam długo po Angielsku boję się o to że się nie dogadam, to tylko dlatego że nie mam z kim rozmawiać w tym języku. Ale po kilku zdaniach cały strach mija i okazuje się że świetnie się dogaduje z innymi ludzi. Sprawia to niesamowita satysfakcję gdy rozmawia się z „obcokrajowcem”. Najbardziej lubię to uczycie gdy myślę po Polsku i po Polsku analizuję w głowie to co druga osoba powiedziała a z buzi wychodzą Angielskie słowa i oboje się rozumiemy chociaż wychowaliśmy się w innych częściach świata i na co dzień mówimy w innych językach 🙂 Pozdrawiam.

Odpowiedz

Piotr Listopad 22, 2017 o 19:38

Co prawda dalej się boję, ale postanowiłem to zmienić i to całkiem niedawno, bo 3 dni temu, a wczoraj trafiłem na powyższy odcinek podcastu Pana Michała i teraz już wiem jak zacząć się przełamywać. Motywacją był wstyd, kiedy dukałem w stylu „Kali mieć” zwracając się do potencjalnego najemcy mieszkania, 50-letniego Niemca. Podpisaliśmy umowę, a ja pomyślałem, że tak dłużej być nie może, zwłaszcza, że pamiętam jak jeszcze jakieś 10 lat temu w miarę swobodnie mogłem się dogadać po angielsku. Może to tylko przypadkowa koincydencja czasu, a może nie, kto to wie? 😉

Odpowiedz

Piotr Listopad 22, 2017 o 19:40

Aby przestać się bać mówić po angielsku trzeba po prostu zdać sobie sprawę z tego jak irracjonalny jest to lęk. Przecież wiadomo, że niepoprawna wymowa lub nawet poważniejsze błędy gramatyczne to nie koniec świata i z takimi deliktami nie musi wiązać się od razu infamia 😀
Bardzo pomaga zrobienie z mówienia po angielsku zabawy. Popełnianie błędów to nie tylko wstyd, ale często też śmieszne sytuacje, a jak wiadomo to właśnie przez zabawę najlepiej się uczy. Przy okazji człowiek ma okazję na nauczenie się dystansu do siebie i swoich niedoskonałości.
Rozmawiając z rówieśnikami, kolegami zawsze można pozwolić sobie na daleko idącą improwizację, która rozwija kreatywność i dodaje wymianie zdań wesołości. Najbardziej podobają mi się sytuację gdy nie potrafimy sobie przypomnieć jakiegoś słowa, ale wychodzimy z takiej sytuacji z jajem, np. zamiast słowa „bury” (zakopać) interlokutor używa zbitki „behind-kick”. Oczywiście inni podopowiadają jakie słowo powinno zostać użyte i w ten sposób dwie pieczenie zostają upieczone na jednym ogniu. Nieznajomość słownictwa zostaje obrócona w żart, natomiast do naszego słownika wchodzi nowe słówko.
Jednym słowem FUN!

Odpowiedz

Iwona Listopad 22, 2017 o 19:42

Dziękuję za tę inspirującą rozmowę, szczególnie dla mnie jako nauczyciela polskiego i niemieckiego. Pani Arleno proponuję następną książkę z dobrymi radami dla nauczycieli:)
Ale póki co chciałabym wygrać Grama to nie Drama więc odpowiadam na pytanie:

Przestałam się bać mówić po angielsku dopiero kiedy wyjechałam z Polski. Gdy słyszę, że obcokrajowcy wcale nie wstydzą się swoich błędów i wymowy sama też przestaję się wstydzić:) Trochę to tylko dziwne, że gdy w gronie rozmawiających pojawia się Polak….mój wstyd powraca! W każdym razie bardzo lubię angielski a niestety wciąż go kaleczę. Dlatego chętnie pouczę się z nowej, świetnej książki!

Odpowiedz

Ewelina Listopad 22, 2017 o 19:45

Przed wylotem do Liverpoolu w celach zawodowych szłam z mama na spacer i mówiłam jej, jak bardzo się stresuję, że nikogo nie zrozumiem albo – co gorsza! – nikt nie zrozumie mnie. I nagle mama powiedziała:
– Ty patrz, jak się zategociło.
– No, strasznie się zategociło, chyba się będzie tentegować.
– No, będzie tentegować.
I wtedy pomyślałam: kurdę, nikt, żaden Polak, nie zrozumiałby, że zaraz zacznie padać, więc co ja się stresuję, że się nie dogadam… 😉

P.S. Oprócz tego, że mówili do mnie „Ejtman” i z uporem godnym lepszej sprawy wsiadałam po złej stronie samochodu, wszystko poszło ok.

Odpowiedz

Piotr Listopad 22, 2017 o 19:56

Przestałem bać się mówić po angielsku, gdy wyjechałem na samotną podróż do Norwegii. Zwłaszcza, gdy odbłynął mi prom, ostatni autobus odjechał 3h wcześniej i trzeba było iść 10-12km na nogach. Jeden dzień takiego samotnego pobytu gdzieś, gdzie musisz rozmawiać w danym języku to jak rok-dwa nauki. Od tej pory powtarzam takie „przygody” także z rodziną – zawsze jedziemy bez „biura podróży” i innych zbędnych pośredników, na miejscu zawsze się dogadujemy i budujemy swoją pewność siebie (nie tylko językową) 🙂

Odpowiedz

Przemo Listopad 22, 2017 o 19:59

Po mimo tego że języka angielskiego uczę się już bardzo długo nie uważam że znam go dobrze. Byłem w kilku miejscach za granicą – potrafię się porozumieć z osobami używającymi tego języka ale przestałem tak całkowicie bać się mówić po angielsku na studiach z filologii angielskiej. Nadal kontynuuję swoją naukę i wierze ze z biegiem czasu będę płynnie posługiwać się tym językiem 😉

Odpowiedz

Izabella Listopad 22, 2017 o 20:26

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku? Kiedy przyszło mi zmierzyć się z innym strachem: dziecko trafiło na leczenie do strefy anglojęzycznej. Nikomu nie życzę takiej lekcji, ale – po kilku tygodniach/miesiącach terapii – mówię coraz więcej. Niezmiennie upewniam się czy zostałam dobrze zrozumiana, przygotowuje sobie potencjalne pytania, układam w głowie scenariusze rozmowy itd. – ale mówię;)
A dziecię zdrowieje:))

Odpowiedz

Andrzej Listopad 22, 2017 o 20:26

… nie bać się mówić po angielsku?
Ja muszę powiedzieć że dla mnie było przełomem zacząć na poważnie uczuć się angielskiego!!! Powodów dla których uczę się angielskiego jest wiele ale najtrudniej było zacząć i wypracować sobie sposób nauki. I tu prawdziwym przełomem i inspiracją była właśnie Pani Arlena. Dzięki jej kanałowi i jej osobowości nabrałem wiatru w skrzydła i teraz idę jak burza!!! :-)) Uczę się codziennie i sumiennie. Z takim nastawieniem nie boję się mówić po angielsku! I nie tylko to pomogła mi zmienić Pani Arlena… w wywiadzie z Panem Jagielskim dowiedziałem się po raz pierwszy że Pani Arlena przeszła przez psychoterapię i to mnie zaskoczyło i zaintrygowało. Jak to możliwe żeby tak mądra i poukładana osoba w ogóle potrzebowała terapii??? Później znalazłem vlog Pani Arleny „Psychoterapia, czyli jak żyć” i znów nowa inspiracja i nowe spojrzenie na świat i siebie. Już podjałem kontakt z psychoterapeutą i jesteśmy wstępnie umówieni!!! Nawet z tego tu wywiadu wyciągnąłem parę lekcji dla siebie. Przede wszystkim to że każdy problem da się rozwiązać. Tego się będę trzymał. Na razie z pewnych powodów nie mogę jeszcze sobie pozwolić na książkę „Grama to nie drama”… nie teraz na miesiąc przed świętami. Sumienie by mnie zjadło gdybym teraz wydał pieniądze na siebie a nie na rodzinę i święta. Ale po Nowym Roku postaram się jak najszybciej ją zdobyć! Tylko się boję że skończy się drugi nakład co bardzo możliwe zważywszy na to jak rozszedł się pierwszy… :-0 A co do moich kłopotów to cieszę się też że trafiłem też tutaj na ten blog do Pana Szafrańskiego. Tu właśnie mam też dużo do zrobienia i nauczenia. Już zasubskrybowałem i włączyłem powiadomienia. Dzięki Pani Arlenie trafiłem też na „łańcuszek” mądrych i ciekawych ludzi i odkryłem nowe oblicze YouTube. Zamiast ogladać tysiące głupich filmików odkryłem że można się uczyć, inspirować i zmieniać życie! Dziękuję że jesteście!!!

Odpowiedz

Ada Listopad 22, 2017 o 20:35

Jestem pielęgniarką. Pracuje na oddziale intensywnej terapii o profilu urazowym. Lęk przed mówieniem pokonałam dla moich zagranicznych pacjentów – nie ma to jak obudzić się ze śpiączki farmakologicznej i usłyszeć kilka podstawowych zwrotów w języku, który się rozumie! 🙂
Pozdrawiam A.

Odpowiedz

Arek Listopad 22, 2017 o 20:36

Chciałem sięgnąć pamięcią wstecz i właściwie…nie wiem, kiedy się przełamałem. Ale najpewniej kluczowe było to szczęście do nauczycieli (nauczycielek ;). Szczególnie miło wspominam panią anglistkę w technikum, która przygotowywała nas do matury. Była chyba świeżo po studiach, była pełna pasji (a to, że była tez ładna, miało w naszej męskiej grupie duże znaczenie) 😛 Na ile pamiętam, to przygotowywała tematy lekcji pod nas – mogliśmy rozmawiać na interesujące nas tematy, a nawet sami „poprowadzić” lekcje dla kolegów. Potem przyszła praca zawodowa i tam już trzeba było się porozumieć – z naciskiem na „porozumieć”, więc błędy nie miały znaczenia. Byle by praca była zrobiona 😉 Doceniam też decyzje szefa w poprzedniej pracy, który zarządził, by na zebraniach rozmawiać tylko po angielsku. Podkreślił, że głównie z tego powodu, abyśmy nie bali się porozumiewać z klientami/współpracownikami z drugiego końca świata. Nie ganił za błędy, w ogóle nie poruszał tego tematu, a raczej chwalił po udanej prezentacji. To też był niesamowity kopniak w kierunku poczucia pewności siebie. I ostatnia rzecz – rozmowy kwalifikacyjne. W poradnikach często jest napisane, iż dobrze jest chodzić na rozmowy z potencjalnymi pracodawcami niezależnie od tego, czy szukamy pracy czy nie. Ot, dobrze jest nie wypaść z roli, dobrze wiedzieć, co na rynku piszczy, a nuż trafi się pozycja, która naprawdę nas zainteresuje. Okazuje się, że wiele rozmów, które przeprowadziłem w ostatnim czasie – czasami na luzie, też bez „napinki” -zadziałało w kierunku wzmocnienia pewności siebie także pod kątem mówienia w języku angielskim 😉 Świetny blog, świetna rozmowa, pozdrawiam! 🙂

Odpowiedz

aliny.pl Listopad 22, 2017 o 20:39

U mnie to nie było takie znowu trudne. Gorzej było z niemieckim. Tutaj pomogła mi przeprowadzka do Niemiec i zwyczajny mus mówienia. No to mówiłam, było na początku ciężko, a potem już nie miałam żadnych problemów :). A skoro przeżyłam niemiecki… Zaczęłam pracować w obozie dla uchodźców i kilku z nich mówiło po angielsku. Dość marnie, szczerze mówiąc, ale w swoich wypowiedziach zawsze zaznaczali jak to oni „speak English veeery good!”. A skoro ja, uważająca swój angielski za wybitnie koszmarny, stwierdziłam, że mówię lepiej od nich… no to cóż stało na przeszkodzie? Przełamałam się i mówię. Właśnie ta świadomość, że w zasadzie nikogo nie obchodzi, JAK mówię, byle tylko móc się porozumieć. A jak już wcześniej wspomniałam – im więcej się mówi, tym łatwiej to przychodzi :).

Odpowiedz

Damian Listopad 22, 2017 o 20:52

Przestałem się bać mówić po angielsku gdy ponad 3 lata temu poznałem pewną dziewczynę… Ja Polak, ona Ukrainka… no i jak tu się dogadać? Spróbujmy po angielsku… O ile zanim się poznaliśmy komunikacja w tym języku przychodziła mi z trudem, o tyle po pierwszym spotkaniu zniknęły wszelkie bariery 🙂 4 dni temu wzięliśmy ślub a żona mówi już biegle po polsku. Śmiało mogę stwierdzić że gdyby nie ona to do dziś bym „dukał” po angielsku ^^

Odpowiedz

Adrian Listopad 22, 2017 o 20:54

Przestałem się bać, a zarazem zacząłem w pełni i bez oporów mówić po angielsku, gdy przeprowadziłem się do południowych Niemiec, gdzie rozpocząłem kurs języka niemieckiego. Wszystkie obawy zostały rozszarpane i unicestwione przez chęć komunikacji z drugim człowiekiem, a dokładnie rzecz ujmując z dwoma nieprzeciętnie pięknymi bliźniaczkami z Włoch. Na kursie raczkowaliśmy w niemieckim, a po zajęciach biegaliśmy w angielskim, gdzie w moim przypadku, był to bieg przez gramatyczne płotki. W chwili obecnej jesteśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi i rozmawiamy płynnie w dwóch językach, przełączając się z jednego na drugi nie zwracając czasem na to uwagi. 🙂 ale za to przykuwając uwagę ludzi w kawiarni.

Odpowiedz

Liliana Listopad 22, 2017 o 20:54

Jak przestałam bać się mówić po angielsku?

1. Rozpoznałam to, co jest moim największym strachem – to, że gdy się pomylę, to inni pomyślą, że jestem głupsza od nich, gorsza od nich ( taki schemat z dzieciństwa).
2. Zrobiłam dowody za i dowody przeciw tej mojej „gorszości gdy się pomylę”. wnioski były oczywiste:)
3. eksperymenty oparte na małych kroczkach lub inaczej filozofii kaizen (najpierw mówię jedno słowo, potem jedno zdanie, potem 3 zdania itd)

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 22, 2017 o 21:01

Dwie rzeczy sprawiły że w ogóle nie bałem się mówić po angielsku…
1- Fake Guitar Dance wraz z wokalem ćwiczony przez całą podstawówkę i liceum.
2-Wyjazd na 11 lat do cudownego Oxfordshire. Marzenie życia, realizując pasję muzyczno-rowerowo-historyczną gdzie język i konwersacja bardzo się przydają. Masa angielskich Friends, którzy odwiedzają mnie teraz w Krakowie a ja ich w Anglii regularnie. Fajnie się mówi po angielsku.

Odpowiedz

Przemek Listopad 22, 2017 o 21:01

Przestałem się bać mówić po angielsku… wczoraj! Po wysłuchaniu tego podcastu. Od jakiegoś czasu chodzę na lekcje angielskiego ale zawsze mnie coś blokowało. Do wczoraj. Dawno nie słyszałem tak pozytywnej osoby jak Arlena. Dziś byłem na lekcji angielskiego i gdy już miałem mieć trudności z mówieniem przypomniał mi się cudowny wręcz śmiech Arleny i… poszło całkiem nieźle. Mój świat już zmieniłaś. Dzięki!

Odpowiedz

Gabriela Listopad 22, 2017 o 21:04

Uczyłam się angielskiego od III klasy szkoły podstawowej, nigdy nie byłam piątkową uczennicą, ale nie miałam też większych problemów z pisaniem testów i egzaminów z angielskiego. Nauczyciele uczyli nas pod sprawdziany i testy, nie czułam, że potrafię komunikować się w obcym języku. W II klasie LO pojechaliśmy na wycieczkę. Włochy-Hiszpania-Niemcy. W Mediolanie mieliśmy pierwszy postój z możliwością samodzielnego zwiedzania. Ze znajomymi z klasy poszliśmy na obiad i nagle okazało się, że jest problem ze złożeniem zamówienia. Moi znajomi teoretycznie byli lepsi, bo mieli super oceny z angielskiego, ale tak bali się popełnienia błędu i „ośmieszenia” w towarzystwie, że strach ich całkowicie sparaliżował i nie potrafili nic wydukać. I nagle nie wiem jak, nie wiem skąd, pojawiła się we mnie ta odwaga i zaczęłam mówić do kelnerki po angielsku. Nie zwracałam uwagi na to, czy mówię poprawnie gramatycznie, pomagałam sobie gestami i mnóstwem uśmiechu 🙂 Moim głównym celem było skomunikowanie się z obcokrajowcem, nie zwracałam uwagi na znajomych. Widziałam, że kelnerka wszystko zrozumiała i poczułam się tym bardzo podbudowana! Poźniej chodziłam po mieście, pytałam Włochów o drogę, kupowałam pamiątki i cieszyłam się z tego, że jestem w stanie przełamać swoje poczucie wstydu i mogłam swobodnie zwiedzać miasto w obym kraju. Przez cały wyjazd nie używałam GPSu w telefonie, odkrywałam nowe miejsca w najlepszy możliwy sposób – zagadując do Włochów i Hiszpanów 🙂 Po powrocie zaczęłam pracować nad sobą i zapisałam się na konwersację. Smutne w tej historii jest to, że obcokrajowcy mnie rozumieli, cieszyli się, że próbuję z nimi porozmawiać, opowiadali mi ciekawe rzeczy, a moi znajomi tłumaczyli mi, że użyty przeze mnie czas był zły,a sami nie potrafili się przełamać. Teraz też to widzę na kanałach Polaków, którzy próbują nagrywać po angielsku. Większość komentarzy typu „ale masz okropny akcent”, „źle mówisz”, „nie rób siary”, „najpierw się naucz gramatyki”, pochodzi od ludzi, którzy sami mają problemy z odezwaniem się, ale nie mają najmniejszych problemów z podcinaniem skrzydeł. Niestety, największą blokadą w mówieniu po angielsku w większości przypadków są nasi rodacy.

Odpowiedz

Magda Listopad 22, 2017 o 21:12

Okazało się, że mając dysleksję, po angielsku jej nie mam. Mogę czytać na głos i mówić po angielsku bez strachu (śmieję się, że strach jest w innej części mózgu niż angielski). Nie mogę bać się jednocześnie i mówić/myśleć po angielsku. Mając oczywiste problemy w ojczystym języku są też pozytywy. Przyzwyczajona jestem, że nie będę idealna… i nie muszę:). Pamiętam ten uśmiech na mojej twarzy gdy zdałam sobie z tego sprawę.

Odpowiedz

Hugo Listopad 22, 2017 o 21:18

Michał – czy to rekord w ilości komentarzy? Podbijam licznik… daj znać jaka miałeś największa ilość komentarzy i gdzie

Wittamina: Pomimo 500 ponad komentarzy 400 nie spełnia wymagania zmieszczenia się w 3 zdaniach 🙂 Rozumiem ze nie bedą brali udziału w konkursie 🙂 🙂 🙂

Moja punkt przełamania nastąpił wtedy gdy zrozumiałem pewna rzecz ….
Jeśli nie rozmawiasz – to już się nie dogadałes i poniosłeś klęske.
Jeśli probujesz rozmawiać – to dopiero BYĆ MoZE sie nie dogadasz, ale jeszcze nie przegrales!!!

Odpowiedz

Paulina Listopad 22, 2017 o 21:37

Przestałam się bać mówić po angielsku po przeczytaniu opowiadania pt.” kto zabrał mój ser? ” S. Johnson. W opowiadaniu bohater zadaje sobie pytanie ” a co zrobiłbym gdybym się nie bał?” , a ja, gdy chciałam się przełamać i zacząć mówić, zadałam sobie pytanie ” a co gdybym się nie wstydziła ?” i tak zaczęłam mówić, pierwszy raz przełamałam swój wstyd, gdy miałam przyjemność poznać rodzinę mojego taty z którą nie miałam nigdy kontaktu. Teraz gdy mam z czymś problem modyfikuje to pytanie do danej sytuacji i jest mi znacznie łatwiej 😉

Odpowiedz

Miłosz Listopad 22, 2017 o 21:39

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy w szkole średniej założyli mi na zęby aparat ortodontyczny. Początkowo mówiłem tak niewyraźnie, nawet po polsku, że stwierdziłem, że skoro i tak nikt mnie nie rozumie, to nie mam nic do stracenia. O dziwo okazało się, że moja angielska wymowa na skutek delikatnego seplenienia i tony żelastwa w buzi uległa znacznej poprawie i w klasie zacząłem uchodzić za wzór do naśladowania, co bardzo mnie podbudowywało 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 22, 2017 o 21:43

W wolnych chwilach słucham audiobooku – Harry Potter, wszystkie części. Jako, że w dzieciństwie przeczytałem wszystkie książki, to wiedziałem o co chodzi w całej historii, a jednocześnie pozwalało mi to na osłuchanie się z językiem. Z czasem zacząłem powtarzać całe zdanie po lektorze, i widzę po sobie postępy, coraz mniej boję się używać tego języka 🙂

Odpowiedz

adam Listopad 22, 2017 o 21:47

kiedy przestałem się bać mówić po angielsku?
kiedy na kursie nauczyciel uzmysłowił nam że musimy stać się dziećmi,
bo dzieci są szczere i nie mają poczucia porażki.
nie musimy przy tym mówić biegle, ze zrozumieniem,
tylko tak jak potrafimy.
I can talk in english.

Odpowiedz

Emila Listopad 22, 2017 o 21:50

Do niedawna miałam „typową polską przypadłość”, czyli strach przed mówieniem po angielsku. W oswajaniu tych lęków pomagają mi wskazówki i rady „mądrych głów” internetu. Nie ważne, że robisz błędy – mów. Jeśli osiągniesz efekt w postaci zrozumienia i skomunikowania się z drugą osobą, to osiągnąłeś swój cel.
Przestałam bać się mówić po angielsku, gdy zaczęłam pracować w IT. „Otoczyłam się” językiem. Aplikacje, ustawienia przeglądarki, dokumentacja wszystko jest po angielsku. Komunikacja (często przez komunikatory) także i stąd, od słowa pisanego do rozmowy w języku angielskim przechodzi się dość płynnie. Psychologicznie, pomaga mi też fakt, że wiele osób w pracy mówi z kiepskim akcentem, ale nie ma oporów w mówieniu. Skoro oni mogą, to mogę i ja! 😉
Złota rada: czy wypada czy nie wypada, po angielsku z każdym gadaj!

Odpowiedz

Wiola Listopad 22, 2017 o 22:09

Przestałam się bać mówić po angielsku…w nowej pracy podczas 3-miesięcznego okresu próbnego. Ale od początku. Kanał Arleny śledzę już od dłuższego czasu. I bardzo dobrze. Ponieważ, gdy drugi raz z rzędu odebrałam w firmie telefon, który był po angielsku (średnio raz w roku zdarza się takie zapytanie; ja miałam drugie w ciągu 3 miesięcy) postanowiłam…mówić. Najprostszymi słowami, bez żadnego czasu i składni, ale mówiłam. To się nazywa odwaga. Dziękuję Arlena za kawał fantastycznej pracy, który dla nas odwalasz. Sprawiasz, że Polacy zaczynają wierzyć, że mogą i potrafią mówić 🙂

Odpowiedz

Leszek Listopad 22, 2017 o 22:20

Hej!

Wyjechałem do Wielkiej Brytanii prawie 4 lata temu z wiedzą z języka angielskiego na poziomie średnim, a w Polsce nigdy nie używałem go na co dzień, poza paroma godzinami lekcji w tygodniu. Na początku dorwałem pierwszą lepszą pracę w fabryce żywności. Po jakimś czasie znajomi zaczęli namawiać mnie do aplikowania o coś lepszego. Zaryzykowałem, przełamałem się i od ponad roku pracuję w banku, a oprócz tego prowadzę własną działalność na terenie UK 🙂 Gdyby nie odwaga, ambicja i wiara we własne możliwości pewnie dalej pracowałbym gdzieś gdzie nie chcę, robiąc coś, czego nie lubię 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Piotrek Listopad 22, 2017 o 22:23

Autostopowa podróż po Europie i świecie. Każdego dnia musiałem się porozumieć z wieloma osobami i rozmawiałem z nimi na przeróżne tematy. Najlepsza szkoła mówienia w obcym języku. Polecam

Odpowiedz

Łukasz Listopad 22, 2017 o 22:29

Przestałem się bać mówić po angielsku na delegacji firmowej, gdzie musiałem porozumiewać się po angielsku. Zrozumiałem wtedy, że bardziej zależało tym facetom na nawiązaniu relacji ze mną niż na mojej poprawnej formie. Doceniali wysiłek i odwagę oraz zaangażowanie. Wiedzieli, że jestem w tym szczery. To jeszcze bardziej mnie motywowało do mówienia i uspakajało moje wątpliwości oraz wstyd.

Odpowiedz

Kuba Listopad 22, 2017 o 22:42

Będąc w UK bardzo chciało mi się siku, oczywiście jak na złość moja ciocia pracująca w Wielkiej Brytanii u której byłem w odwiedziny gdzieś uciekła. Myślałem, że się zesiakam. Postawiłem sobie ultimatum. OBSIKANE SPODNIE vs ZAGADANIE DO OBCEJ OSOBY W OBCYM JĘZYKU. I tak właśnie przełamałem swój lęk do mówienia po angielsku 🙂

Odpowiedz

Ewelina Listopad 22, 2017 o 22:58

Tak zwaną barierę językowa pomógł mi przełamać roczny wyjzd. Chociaż nie był to kraj, w którym angielski jest językiem ojczystym, to był wystarczający czas, żeby przestać tłumaczyć każde zdanie w głowie. Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy poczułam, że mój umysł się przeklikał na system: mów takimi słowami, które znasz, nie musisz wszystkiego tłumaczyć w głowie co było rzeczywiście bardzo męczące (słuchamy co mówi nasz rozmówca–> tłumaczymy w myślach na polski–> myślimy po polsku–> szukamy odpowiedników wyrazów w języku angielskim, w między czasie myśli to w present simple czy present perfect…o rety rety). Ponieważ zaczęłam uczyć się angielskiego stosunkowo późno, zawsze miałam kompleksy, gdy tylko porównywałam się z osobi, które naukę zaczęły już w podstawówce. To co mi pomogło to również fakt, że ja po prostu angielski bardzo lubię, kontakt z nim zawsze sprawia mi radość i tego kontaktu szukam: w restauracji często celowo sięgam po angielskie menu, robię listę zakupów również po angielsku chociaż niby nie muszę, nawet swoje myśli formułuje po angielsku, gdy szukam przepisu to również po angielsku, to samo gdy ogladam filmiki-poradniki na yt. Myślę, że tak jak ze wszystkim co lubimy, tym się otaczamy i stajemy się na tym coraz lepsi. Także dużo angielskiej pasji nam wszystkim !!!:)

Odpowiedz

Tomek Listopad 22, 2017 o 23:01

Świetny odcinek. Gratuluję pozytywnego podejścia do świata.

Przestałem się bać mówić po angielsku po rozmowie z cudzoziemcem, który uczył się mówić po polsku. Zdałem sobie sprawę, że dopóki mniej więcej go rozumiem, to w ogóle nie przeszkadza mi to, że popełnia błędy. Wręcz przeciwnie, bardzo doceniałem to, że w ogóle próbuje mówić po polsku. Wtedy zdałem sobie sprawę, że w drugą stronę na pewno działa to podobnie i dopóki jestem rozumiany, to drobne (lub nawet poważniejsze) błędy nie powinny mnie powstrzymywać przed mówieniem.

Odpowiedz

Dominika Listopad 22, 2017 o 23:05

Przestałam się bać mówić po angielsku w momencie gdy poznałam chłopaka mojej siostry, który jest Brytyjczykiem. Od zawsze przerażało mnie mówienie, w głowie miałam tylko zasady gramatyczne i to czy się nie skompromituje. Oczywiście wszystko to okazało się być bez znaczenia. Wystarczyło znaleźć odpowiednią osobę i zacząć po prostu mówić 🙂

Odpowiedz

Paulina Listopad 22, 2017 o 23:20

nie przestałam się bać mówić po angielsku. za każdym razem ułożenie wypowiedzi i odezwanie się „po cudzemu” jest dla mnie trudne i stresujące. ale co nas nie zabije… 😉

Odpowiedz

Marcin Listopad 22, 2017 o 23:24

Uczyłem się długo angielskiego i jakoś wielkiego leku nie miałem przed używaniem tego języka. Niestety nie mięłam powodu żeby go używać, byłem z małej miejscowości, więc obcokrajowców nie było, a innego kontaktu z konwersacjami po angielsku nie było. Na studiach byłem już w dużym mieście ale też nie obracałem się w anglojęzycznych kręgach. Dopóki nie poznałem mojego powodu do mówienia, podobaliśmy się sobie ale ja nie mówiłem po hiszpańsku, łączył nas ”tylko” angielski. To był mój największy skok w języku, wkroczenie na nowy poziom angielskiego, mimo dużo błędów i nieporozumień to był najlepszym kursem.

Odpowiedz

Julia Listopad 22, 2017 o 23:27

Wegetuje juz prawie 10 lat pod Dublinem😉 ok, mieszkam i pracuje na Zielonej Wyspie. Zaliczona matura z języka angielskiego nie przygotowala mnie do tego aby na lotnisku w Dublin kupic bilety w autobusie dla mnie w wówczas mojego chłopaka. Nagle zapomniałam jak jest bilet, nie mówiąc o tym jak skonstruować pytanie 😄 Miałam okazje po 4 latach przełamać sie i zacząć rozmawiać gdy pracowałam w restauracji. Pomyśleć można iż zabieranie zamówień i odbieranie telefonów byloby dobra okazją do tego . Ależ skąd 😉 po 9 latach pracy na różnych stanowiskach i rozwiązywaniu moich Irlandzkich życiowych problemów nabrałam odwagi w mówieniu po angielsku dopiero w szpitalu. Tak naprawde kiedy zostałam sama ze sobą , z chorobą i lekarzami. Wtedy chyba zaczęło sie prawdziwe życie dla mnie. Wizyty z lekarzami różnej narodowości, omawianie wynikow czy sposobów leczenia. Przez ostatni rok zrozumiałam że choroba zabrała mi wiele. Teraz widzę że znalazłam czas na naukę, hobby i prawdziwych przyjaciół. Od takich właśnie osob dostaliśmy książki ” grama do nie drama” z mężem na urodziny, przerabiamy ja codziennie i każdego dnia czekamy na ten masz wspólny czas. Chciałbym wygrac książkę i ” zarażać ” innych tak jak ja zostałam uzależniona od kanału ” po cudzemu” 😃 thanks a milion 😘 #gramatoniedrama

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 22, 2017 o 23:29

Jak przestałam się bać? Kilka faktów:
-w przedszkolu byłam laureatką różnych konkursów z angielskiego aż do momentu pójścia do szkoły podstawowej,
– od tamtej pory po sam koniec LO spotykałam na swojej drodze najgorszych nauczycieli, jakich mogłam mieć. Ataki paniki całej klasy przed lekcją. Płacz, nieoddychanie i niepodnoszenie wzroku przez 45 min rzeźni,
– tak z osoby kochającej angielski stałam się osobą panicznie bojącą się mówić. Zawsze, gdy ktoś mnie spytał o cokolwiek po angielsku mówiłam, że nie umiem rozmawiać (chociaż uczyłam się od przedszkola) albo wołałam kogoś, kto powiedziałby coś za mnie…

Na 20 urodziny dostałam bilet na koncert Stinga, o którym marzyłam. Przed wybrałam się na spacer i nagle, ktoś zrobił mi zdjęcie. Francuz- uliczny fotograf. I to był ten dzień, gdy pierwszy raz kogoś nie zbyłam, a po prostu zaczęłam mówić. Kaleczyłam bardzo, nie pamiętałam słówek, ale MÓWIŁAM. Dzięki temu poznałam fantastyczną osobę, dostałam zdjęcia na maila, które zrobił i nawet wytłumaczyłam mu gdzie jest koncert! Pamiętam jaka później byłam z siebie dumna i chodziłam z wielkim bananem na twarzy! I teraz, mimo że mój angielski nadal nie jest najlepszy to nie osiągam krytycznego punktu paniki, który nie pozwalał mi wydukać nawet zwykłego „Hi!”.

Odpowiedz

Madzia Listopad 22, 2017 o 23:34

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy zaczęłam oglądać Doctora Who i usłyszałam jak brzmi język angielski, a nie „amerykańsko-ruski” (nie wiem jak inaczej to określić, bo w większości była to mieszanka tych 2 języków), którego uczono mnie w szkole. Poza tym uświadomiłam sobie, że jeżeli się chce to można zrozumieć drugiego człowieka i po prostu rozmawiać z nim, bo przecież TARDIS i tak wszystko tłumaczy 😉 Są pola telepatyczne i cały ten wibbly wobbly timey wimey stuff 😉

Odpowiedz

Emilia Listopad 22, 2017 o 23:40

Hej,
Czy na prawde przestalam sie bac mowic w obcym jezyku – nie jestem pewna. Ale czuje sie coraz bardziej swobodnie w miare posiadania coraz wiekszej wiedzy. Zawsze bylam z tych co raczej olewalo angielski, bylam leniwa, a zaden z nauczycieli nigdy mnie nie zainteresowal na tyle, zeby sie przylozyc do tego. Pozniej mialam ‚faze’ na nauke jezyka niemieckiego, ale zaraz po maturze wyjechalam do UK i angielski nagle mi sie zaczal bardzo podobac, ten akcent ktory w meskim wydaniu przyprawia czasem o dreszcze xD I na poczatku pomimo roznych barier …np tych jezykowych, poczulam sie tutaj bardzo swobodnie i zechcialam zostac na dluzej 🙂 Pozdrawiam

Odpowiedz

Emilia Listopad 22, 2017 o 23:43

Aa.. zapomnialam dodac: Twoja (Arleto) ksiazke zdazylam juz kupic, ale pomyslalam ze mojej siostrze (ktora mieszka w Polsce) moglaby tez sie przydac 🙂

Odpowiedz

Julia Listopad 22, 2017 o 23:46

– poprawna interpunkcja tym razem- 😃
Wegetuje juz prawie 10 lat pod Dublinem😉 ok, mieszkam i pracuje na Zielonej Wyspie. Zaliczona matura z języka angielskiego nie przygotowala mnie do tego, aby na lotnisku w Dublinie kupic bilety w autobusie dla mnie i wówczas mojego chłopaka. Nagle zapomniałam jak jest bilet, nie mówiąc o tym jak skonstruować pytanie 😄. Miałam okazje, po 4 latach, przełamać sie i zacząć rozmawiać, gdy pracowałam w restauracji. Pomyśleć można, iż zbieranie zamówień i odbieranie telefonów byloby dobrą okazją do tego . Ależ skąd 😉. Po 9 latach pracy na różnych stanowiskach i rozwiązywaniu moich Irlandzkich życiowych problemów nabrałam odwagi w mówieniu po angielsku dopiero w szpitalu. Tak naprawde kiedy zostałam sama ze sobą, z chorobą i lekarzami. Wtedy chyba zaczęło sie prawdziwe życie dla mnie. Wizyty z lekarzami różnej narodowości, omawianie wynikow czy sposobów leczenia. Przez ostatni rok zrozumiałam że choroba zabrała mi wiele. Teraz widzę że znalazłam czas na naukę, hobby i prawdziwych przyjaciół. Od takich właśnie osob dostałam razem z mężem książki „grama to nie drama” na urodziny, przerabiamy ja codziennie i każdego dnia czekamy na ten nasz wspólny czas. Chciałabym wygrac książkę i „zarażać” innych tak jak ja zostałam uzależniona od kanału „po cudzemu” 😃 thanks a milion 😘 #gramatoniedrama

Odpowiedz

Monika Listopad 22, 2017 o 23:47

Hej 🙂
Co sprawiło, ze przestałam bać się mówić po angielsku? To chyba była moja upartosc 😛 byłam na urlopie macierzyńskim, 10h dziennie rozmawiałam jedynie z moim Synkiem i stwierdziłam, ze trzeba coś zmienić. Zaczęłam Mu czytać bajki angielskie, oglądać seriale angielskie… a na koniec zaczęłam rozmawiać Mężem i Synkiem oczywiście po angielsku 🙂 Synek był trochę zdziwiony ale się prystosowal 😛 a ja po raz pierwszy poczułam się w tej materii pewnie 🙂 Pozdrawiam

Odpowiedz

doti Listopad 23, 2017 o 00:06

Nie przestałam się bać mówić po angielsku, ale z polskim też nie zawsze idzie mi dobrze. Po prostu należę do raczej nieśmiałych osób i mówienie ogólnie nie jest moją mocną stroną. Jako że mówię niewiele zawsze mam przeczucie, że jak już coś mówię, to powinno być perfekcyjnie. Ostatnio jednak wrzucam na luz i walczę z tym perfekcjonizmem, staram się mówić jak najwięcej po angielsku i akceptować fakt, że nie jestem gadułą, ale jestem dobrym słuchaczem 🙂

Odpowiedz

Arkadiusz Listopad 23, 2017 o 00:09

Pewnego dnia, gdy wybrałem się w tatry i zacząłem wchodzić na szczyt góry (Mnicha) nagle załamała się pogoda i zbierało się na burze. W góry jeżdżę rzadko, mimo że je kocham ale mam do nich dość daleko, więc myśl o tym żeby się wrócić na dół szybko odrzuciłem. Była też już dość późna godzina i wszyscy ludzie już schodzili na dół. Tylko ja i jak się okazało pewien Hiszpan wychodziliśmy na szczyt. Nagle on się do mnie odezwał: „You are crazy!”. Oczywiście chodziło mu o to, że praktycznie wszyscy turyści schodzą a ja przy takiej pogodzie idę do góry – zaczynało padać a nad Zakopanym była już pełna burza z niesamowitymi grzmotami. Troszkę mnie zaskoczył ale coś trzeba było odpowiedzieć 😀 No i odważyłem się. Dziwne to dla mnie było bo, mimo że uczyłem się od paru lat angielskiego w szkole to praktycznie nigdy z nikim nie gadałem tak w obcym języku na luzie. Później gadaliśmy jeszcze około 2-3 godzin (aż do schroniska gdzie się rozdzieliliśmy) i na prawdę się dogadywaliśmy, a jeśli ja czegoś nie rozumiałem to chłopak próbował to jakoś zobrazować. Świetna przygoda.

Odpowiedz

Dominik Listopad 23, 2017 o 00:22

„Co sprawiło, że przestałeś się bać mówić po angielsku?”
Anglicy sprawili, że przestałem bać się mówić po angielsku ponieważ opowiadali mi, że oni to w ogóle nie są w stanie rozmawiać w swoim drugim języku i że byli pod wrażeniem jak ja mówię w ich języku (a w cale nie mówię jakoś turbo dobrze :P)

Odpowiedz

Marcelina Listopad 23, 2017 o 00:53

Cześć! Ja swój pierwszy stres związany z mówieniem po angielsku pamiętam od czasów podstawówki, a nasilił się on w gimnazjum. Miałam szczęście lub nie, ponieważ zawsze trafiałam do bardzo dobrej grupy z angielskiego, co wywoływało u mnie ogromny stres. Bałam się oceny moich rówieśników i możliwych docinków.
Natomiast dużym przełomem było dla mnie osłuchanie się z angielskim, to był moment, gdy rozumienie obcego języka było już dla mnie bardziej naturalne, a zdania i słowa nasuwały się same, dzięki osłuchaniu z angielskim. W rozmowie w obcym języku pomogła mi również moja zwiększona pewność siebie, już nie obawiam się oceny innych, bo wiem, że nie każdy jest bezbłędny a wszyscy jesteśmy tu po to, żeby się czegoś nauczyć.
Morał z tego taki, że trzeba uwierzyć w siebie i nie oceniać surowiej niż robią to inni, potrzebne jest również obycie z językiem, więc otaczajmy się nim na co dzień, a to na pewno przyspieszy proces nauki i pomoże wyzbyć się niepotrzebnego strachu.
Przepraszam, że nie było zwięźle, ale to i tak nic, w porównaniu z Twoją książką 😉

Odpowiedz

Karolina Listopad 23, 2017 o 01:43

Zaczynając studia, pracowałam w wielkim sklepie z zabawkami. Któregoś dnia przez krótkofalówkę usłyszałam głos kierownika do załogi: „jest gdzieś Karolina? Nie możemy się tu z panem dogadać, a ona umie po angielsku”. Wtedy był przełom i myśl, że przecież nie ma się co wstydzić mówić, to jest cenna umiejętność (i nie raz wybawiłam współpracowników z zakłopotania)! 🙂

Odpowiedz

Damian Listopad 23, 2017 o 03:15

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy chciałem zagadać do pięknej dziewczyny z wymiany studenckiej. Wyszła bardzo przyjemna rozmowa, mimo tego że miałem lekkie problemy z płynnością. 🙂

Odpowiedz

Damian Listopad 23, 2017 o 03:26

Drugą okazją do przełamania lęku, było polsko-irlandzkie wesele. W zaawansowanym stadium zabawy zostałem „zatrudniony” jako tłumacz między moim tatą, a wujkiem pana młodego. Obaj cieszyli się bardzo, że mogą się porozumieć z nowym przyjacielem dzięki mnie. 🙂

Odpowiedz

Konrad Listopad 23, 2017 o 07:42

Wątpię żeby jury doszło aż tutaj ale jak mawiał mój nauczyciel od wf w podstawówce, nie liczy się wynik a nie uczestnictwo (wtedy każdy uważał go za wariata bo albo wygrywasz albo nie).

Przestałem się bać mówić nie w sposób zaplanowany ale wymuszony – poszedłem pracować do globalnego korpo. W teorii przed startem to nie wyglądało źle, w końcu, myślałem, te rzadkie kontakty z zagranicą jakoś ogarnę. Na miejscu okazało się że po pierwsze kontakty są codzienne i trwały często kilka godzin a po drugie w lokalnym zespole były osoby nie znające polskiego więc nawet ploteczki przy śniadaniu były po angielsku.
W ten sposób od stanu kiedy szef mówił „zadzwoń i wyjaśnij” a ja wykonywałem „napisz i wyjaśnij” do momentu, kiedy uświadomiłem sobie że od jakiegoś czasu podświadomie wolę zadzwonić i pogadać zamiast robić mailowego ping-ponga, minęło kilka miesięcy. I do tej pory nie rozumiem jak mogli mnie zatrudnić z ówczesnym poziomem mówienia 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 23, 2017 o 07:47

Co sprawiło, że przestałaś się bać mówić po angielsku?
Po studiach zaczęłam swoje pierwsze praktyki w firmie produkcyjnej. Mieliśmy problem do rozwiązania i konieczna była konsultacja z działem w Szwecji mój przełożony wybrał numer i przekazał mi telefon, aby samodzielnie rozwiązać ten problem. Byłam przerażona, ponieważ był to mój pierwszy kontakt z obcokrajowcem, jednak fakt, że udało mi się z nim porozumieć bardzo mnie podbudował i sprawił, że przestałam się bać mówić po angielsku.

Odpowiedz

Beata Listopad 23, 2017 o 08:06

Jakiś czas temu byłam na kursie w Londynie, zamieszkałam u angielskiej rodziny, która dzień po moim przyjeździe udała się na wakacje. Moim zadaniem było pilnowanie domu i karmienie kotów, a gdyby coś się działo, dzwonić pod numery z zostawionej listy. I stało się… Trzeciego dnia popsuła się spłuczka w toalecie, przygotowałam więc tekst wyjaśniający problem i odczytałam go przez telefon, do tej pory nie wiem w jaki sposób udało mi się umówić wizytę hydraulika. Przyszedł miły Koreańczyk , mówiący po angielsku chyba gorzej niż ja a na pewno mniej zrozumiale, ale zupełnie się tym nie przejmujący. I wtedy coś zaskoczyło i pomyślałam, że moje szkolne obawy, że coś źle powiem i ktoś pomyśli, że jestem beznadziejna są zwyczajnie głupie. Można więc powiedzieć, że odblokował mnie hydraulik 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 23, 2017 o 08:20

W pokonaniu blokady językowej pomogły mi systematyczne lekcje z native speakerem i powtarzane przez niego zdanie, że najważniejsze abym w komunikowaniu osiągnęła swój cel i była zrozumiana przez odbiorcę, bez względu jakiego sformułowania użyję (często wcześniej zastanawiałam się co będzie lepiej brzmiało, jaką formę gramatyczną wybrać itp).

Odpowiedz

Jadwiga Listopad 23, 2017 o 08:22

Kilka lat temu zaczęłam nową pracę, wiedziałam, że angielski będzie mi trochę potrzebny, bo to niemiecka firma. A jak tu gadać Niemcami? No przecież nie po niemiecku 🙂 Z Niemcami po angielsku poszło całkiem gładko, gorzej jak Anglicy przyjeżdżali z audytami, a jak raz byli Szkoci to w ogóle zwątpiłam w moje umiejętności i zaczęłam się bać kolejnych wizyt. Z czasem audytów anglojęzycznych było coraz więcej, przed każdą wizytą skrupulatnie powtarzałam najważniejsze słówka. Gramatyką się specjalnie nie przejmowałam, tylko czasami brakowało mi języka w gardle i wtedy nerwowo spoglądałam na koleżankę „Please help!!!!”. Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy wizyty Anglików, Holendrów, Australijczyków i innych stały się tak częste i najczęściej bez zapowiedzi (taki nowy trend w przemyśle spożywczym), że było mi już po prostu wszystko jedno. I tak naprawdę gdy odpuściłam te słówka i stres związany z oczekiwaniem na anglojęzycznych gości, to coś zadziałało w głowie i zaczęłam mówić płynniej! Najlepiej to jednak gadać z zaskoczenia 🙂

Odpowiedz

Milena Listopad 23, 2017 o 08:24

Uwaga! – Zacznę przewrotnie. Zrezygnowałam z udziału w rozmowie rekrutacyjnej, właśnie ze względu na to, że część tej rozmowy miała być prowadzona w języku angielskim. Pomimo, że język w tamtym momencie znałam, potrafiłam coś tam sobie w głowie ułożyć i nawet sklecić jakieś zdanie – przestraszyłam się.
Poszłam na inną rozmowę. Rekruter nie uprzedził mnie o tym, że i tutaj język będzie sprawdzany, więc kiedy produkując się po polsku usłyszałam „A może Pani skończyć wypowiedź po angielsku?” – zamarłam. Ale, jak to zwykle bywa, w obliczu wyzwania – spięłam się i wykrztusiłam z siebie te moje angielskie wypociny.
Okazało się, że:
1. nie umarłam
2. nikt się nie śmiał
3. dostałam tę pracę
A co więcej, przypisano mnie do zespołu pracującego z holenderskim klientem (więc angielski stał się częścią mojego życia i nadal jest).

Teraz sama jestem rekruterką i sprawdzam też poziom języka. Chciałabym, żeby każdy kto boi się rozmów, szczególnie rekrutacyjnych, w języku angielskim wiedział, że po drugiej stronie też jest człowiek. Czasami rekruterzy wcale nie mówią świetnie w tym języku…ale mówią! Dajcie szansę i sobie na nowe możliwości, i firmie na znalezienie Was i nie rezygnujcie z rekrutacji, kiedy dowiecie się, że rozmowa może odbywać się częściowo po angielsku 🙂

Pozdrawiam! Milena

Odpowiedz

Jadwiga Listopad 23, 2017 o 08:31

ps. Arleno mówisz świetnie nie tylko po angielsku, po polsku słucha się Ciebie wyjątkowo przyjemnie.
Wczoraj w radio słuchałam wywiadu z Panią Minister Edukacji Narodowej, która winą za to że dzieci nasze siedzą w szkole do 17tej obarczała opozycję i samorządy (bo przecież to nie jej wina). A ja tak się rozmarzyłam po Twoich słowach o szkole idealnej…. Szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Niemniej jednak wierzę, że nauczycieli takich jak Ty będzie coraz więcej. Życzę powodzenia!

Odpowiedz

Adi Listopad 23, 2017 o 09:09

Cześć Michał,
Ja przezwyciężyłem strach/wstyd podróżując.
Jak masz do czynienia z ludźmi, dla których angielski nie jest językiem ojczystym, szybko można pozbyć się kompleksów. Szczególnie wśród Azjatów. 🙂
Najważniejsze jest po prostu mówić, można popełniać błędy, wszyscy je popełniają! Praktyka czyni cuda! A nawet jeśli się zbłaźnisz, to nauczysz się wówczas najwięcej a pozostawione wrażenie, nie ma znaczenia…zresztą jak obcokrajowcy mówią po polsku to mamy dla nich dużo wyrozumiałości, prawda?
Pamiętam ten przełomowy moment, kiedy pierwszy raz odpowiedziałem: „I DO”, zapytany, czy mówię po ang. 🙂

Jak wygram książkę, to dam ją w prezencie pod choinkę 🙂

Adi

Odpowiedz

Rafał Listopad 23, 2017 o 09:38

Ostatnio zacząłem gadać do siebie. Ale zanim zostanę posądzony o trudności mentalne wyjaśnię, że nie mam tu na myśli dialogowania z wirtualnym anglojęzycznym przyjacielem w środkach komunikacji miejskiej :), a po prostu, siadam ze ściągniętą z Internetu listą tematów do konwersacji i gadam przez godzinę na wybrany temat. Nic nie kosztuje, można to robić w każdej chwili, wystarczy kilka minut wolnego czasu. Może się jednak okazać, że przyda się wolna od innych istot ludzkich przestrzeń :). Jeśli ktoś bardzo potrzebuje interlokutora, można ustawić sobie na przeciwko gumową kaczuszkę albo mówić do psa (sugeruję w takim przypadku nagrać całe zajście i umieścić film na YouTube :D). Można tę metodę traktować jako uzupełnienie do lekcji czy konwersacji z lektorem/nauczycielem.

Odpowiedz

Ula Listopad 23, 2017 o 09:45

Konkurs
Mieszkam z dala od szlaków turystycznych i nie mam zbyt wielu okazji do odświeżenia języka. Upłynęło też trochą czasu od nauki w szkole. Moja córa jakiś czas temu zapowiedziała, że na święta przyjedzie z długoletnią sympatią (anglojęzyczną!!). Przygotowałam sobie kilka frazesów : Welcome, Nice to meet you, What think about, What do you like, prefer… i poszło. Była świetna zabawa (i zrozumienie!), nadal jest! Są śmieszne sytuacje a spotykamy się średnio cztery razy w roku. Chłopak ma na imię George, a ja zwróciłam się do niego używając nazwy państwa……

Odpowiedz

Kasia Listopad 23, 2017 o 10:07

Od kilku dobrych lat bardzo dużo podróżuję razem z moją drugą połową (a od roku również z naszym synem). To właśnie podróże, a tak naprawdę chęć poznawania innych osób pozwoliły mi przestać się bać mówić po angielsku. Bo w podróżach piękny jest ten moment, gdy poznaję miejscowych ludzi lub innych podróżników, a oni zaczynają opowiadać mi swoją historię. A ja rozumiem co oni opowiadają i co chcą mi przekazać. Ja im również opowiadam swoją historię. I wtedy oni zaczynają rozumieć mnie i mój świat (albo i nie 😉 Wtedy wiem, że naprawdę poznaję dane miejsce. Ubolewam, bo w wielu miejscach niestety nie da się porozumieć po angielsku, trzeba by było znać język danego kraju, a czasem nawet regionu. I gdy nie możemy się z kimś porozumieć właśnie po angielsku, to jeszcze mocniej odczuwam ile mi dało pozbycie się strachu mówienia po agielsku. Bo z każdej naszej wyprawy zostaje choć jeden lub dwóch przyjaciół, z którymi utrzymujemy kontakt. I dla tych kontaktów i dla tych historii pięknie się jest nie bać mówić po angielsku (lub w każdym innym, obcym języku).

Odpowiedz

Izabela. Listopad 23, 2017 o 10:23

Mi najbardziej pomogła praca, w której MUSIAŁAM codziennie rozmawiać z obcokrajowcami po angielsku. Wówczas zdałam sobie sprawę, że ani dla mnie, ani dla innych nie perfekcyjna wymowa czy bezbłędne zdania są najważniejsze, lecz to abyśmy zrozumieli się wzajemnie.

Odpowiedz

Edyta Listopad 23, 2017 o 10:31

Taaaa… jak przełamałam swój paraliżujący strach mówienia po angielsku?? Będąc na najzwyklejszym w świecie spotkaniu towarzyskim, inaczej zwanym „imprezą”, na którym to całe towarzystwo władało perfekcyjnym angielskim, a ja będąc raczej osobą towarzyszącą, siedziałam jak ta trusia wciśnięta w sofę, modląc się żeby przypadkiem jedyna osoba, która mówiła tylko w języku angielskim nie zadała mi pytania;) Ale oczywiście w pewnym momencie nastała krępująca sytuacja, kiedy zostałam z tą osobą na chwile sam na sam i mając do wyboru uciec do „toalety”, zostawiając bidulkę samą, lub zostać i wydukać z siebie cokolwiek aby przełamać chwilową ciszę wybrałam opcję drugą… Jakież było moje zdziwienie, że pomimo nieskładności mojego zdania, i oczywiście amnezji, która ogarnęła mój mózg, kiedy to próbowałam znaleźć odpowiednie wyrazy, ta osoba mnie zrozumiała, mało tego bez żadnego skrzywienia na moje kaleczenie języka, kontynuowała rozmowę (szok)!! TO w tym momencie dodało mi takich skrzydeł, że oczywiście nadal dukając i obchodzą niektóre wyrazy (naokoło) pozwoliło mi porozumieć się z tą osobą sprawiając, że wieczór już nie był totalna katastrofą a ja nie byłam jedynie mokrą plamą na sofie;) Ale co było najsmutniejsze, to że jedyną osobą która raz poprawiła mnie z niesmakiem na twarzy był polak… ale w tamtej chwili spłynęło to po mnie jak po kaczce 😉 Tak więc nie bójmy się dukania i kaleczenia języka, którego się uczymy!! Bo w sumie tylko tak możemy podnosić poprzeczkę coraz wyżej przełamując swoje lęki, które siedzą tylko w naszych głowach 😉 Później jest już tylko lepiej !!!!

Odpowiedz

Jagoda Listopad 23, 2017 o 10:32

Przestałam się bać, bardziej chyba wstydzić, kiedy wyjechałam na Erasmusa do Hiszpanii tylko ze znajomości języka angielskiego. Ta bariera zniknęła po około dwóch tygodniach pobytu ( nie ma co ukrywać, że wino w hektolitrach nie pomagało) oraz mówienia swoją drogą, mimo bogatego słownictwa, najprostszymi słowami i konstrukcjami; łapałam się na tym, że mieszam czasy, popełniam najprostsze błędy gramatyczne. Co więcej, rozmawiając z tymi wszystkimi ludźmi nikt się nie przejmował tym czy robisz błędy albo jaki masz akcent, chodziło tylko o zrozumienie, dobrą zabawę, nawet pomagając sobie często gestykulacją czy słowotwórstwem. Tak naprawdę, to wszystko polega na tym, żeby „włączyć tryb” angielskiego i myśleć po angielsku a wtedy słowa same przychodzą bez zastanowienia.

Odpowiedz

Henryk Listopad 23, 2017 o 10:38

W odpowiedzi na pytanie konkursowe chciałem przedstawić moją historię.
Od początku styczności z j. angielskim (5 klasa podstawówki) miałem strach przed mówieniem. Obawiałem się wyśmiania przez innych. Ze stresu przy wypowiedział brakowało słów w głowie, po czyjeś poprawce mojej wypowiedzi gubiłem wątek.
Dopiero po studiach, wizyta w USA dała mi siłę na przełamanie się. Ludzie tam nie przejmowali się moją gramatyką, moją złą wymową. Chwalili mnie, że próbuje, motywowali do rozmowy z nimi. Przestałem się zastanawiać przed każdym zdaniem w jakim czasie powinienem je sformuować, przestałem tłumaczyć polskie wypowiedzi słowo w słowo. Układałem zdania po angielsku, a nie tłumaczyłem polskie.

Odpowiedz

Paweł Listopad 23, 2017 o 10:41

Czy przestałem się bać mówić po angielsku?

Nie do końca, wciąż brakuje mi często słów i bardziej rozumiem niż mówię.
Faktem jest jednak, że od 1 stycznia 2018 mój projekt, który jest oparty na webinarach i podcastach, będzie także w wersji angielskiej 🙂 … więc nie mam innego wyjścia jak zrobić ponadprzeciętny postęp w mówieniu, aby nie było plamy 😉
Książka i blog Arleny oraz pomoc przyjaciół mi w tym na pewno pomoże.
Pozdrawiam i gratuluję tego, że zmieniacie naszą edukację na lepsze 🙂

Odpowiedz

Artur Sadowski Listopad 23, 2017 o 10:51

Witam
Dzięki za ciekawy i motywujący wywiad z Arleną 🙂
Odpowiedź konkursowa:
Uświadomiłem sobie jak ja sam reaguję na każdy wysiłek obcokrajowca, który próbuje mowić w naszym lub innym języku. Nieważne jak mu idzie ale postrzegamy to z ogromnym docenieniem i sympatią, tzn nie przeszkadza nam nawet to jak ktoś popełnia błędy bo doceniamy jego starania. Skoro ja patrzę tak na innych, to inni też mnie tak traktują i „dopingują” kiedy staram się mowić do nich w ich języku.

Odpowiedz

Krystian Listopad 23, 2017 o 10:52

Co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku? Potrzeba! Pojechaliśmy w ciemno na wakacje grupką znajomych i tylko ja z moją dziewczyną potrafiliśmy cokolwiek powiedzieć, a gdzieś trzeba było nocować. Na pewno pomogły nam rozmowy z dziewczyną, bo zawsze w poniedziałki rozmawiamy ze sobą tylko po angielsku. Takie English Mondays. 🙂

Odpowiedz

Donata Listopad 23, 2017 o 11:02

Mój chłopak,który jest Hiszpanem świetnie mówi po angielsku i rozbudził we mnie taką iskierkę. Poza tym uwielbiam mówić co robię w danej chwili bądź tłumaczyć moje myśli. Najchętniej z hiszpańskiego na angielski 😀 W szkole natomiast nigdy nie trafiłam na „wartościowego” nauczyciela angielskiego. Teraz nauczam hiszpańskiego sama i wiem jak to jest,zgadzam się w 100% z Arleną. I znam temat podręczników.. Angielski nie przychodzi mi łatwo a z tak cudowną książką wiem że mogłabym zajść daleko. I tak najważniejsze to ćwiczyć,mówić.. Człowiek uczy się na błędach,zawsze powtarzam to moim uczniom.
3 kroki do sukcesu:
-Słuchaj i jeszcze raz słuchaj (osłuchanie się z językiem to podstawa)
-nie idź na łatwiznę (używaj języka gdzie tylko się da ,a nawet szukaj okazji,na żywo bądź online)
-rozmawiaj,tak,ale jak? Wcale nie musisz mieć znajomych z danego kraju,mów co robisz w danej chwili,kroisz ogórka? świetnie-cut cucumber. Frazy czy nieznane słówka wyszukujesz,zapisujesz,tworzysz listy albo jak tam wolisz.
I w taki oto sposób walczę z angielskim moim drugim celem językowym ,pierwszy (hiszpański) już osiągnięty 🙂

Odpowiedz

Ewelina Listopad 23, 2017 o 11:05

Wyjechałam do pracy do UK: początkowo jako au pair – wrzucenie się do anglojęzycznej rodziny i skazanie się tylko na angielski było strzałem w 10.

Po kilku miesiącach gdy już przełamałam barierę językową podjęłam pracę w miejscu gdzie pracowało wielu Polaków więc gdybym od niej zaczęła to nie byłoby takiego postępu w moim mówieniu po angielsku.

Odpowiedz

Kasia Listopad 23, 2017 o 11:07

Jak przestałam się bać angielskiego?

Po pierwszym roku studiów postanowiłam wziąć udział w programie au pair. Wszystko zorganizowałam sama, nie korzystałam z usług agencji. Wylatywałam do Francji. Obrana przeze mnie trasa była najekonomiczniejszą z możliwych, ale nie najwygodniejszą. Warszawa – Berlin – Szwajcaria – Francja. Pierwsze trzy etapy pokonałam w wielkim stresie, ale o dziwo nie musiałam za dużo używać języka angielskiego. Jednak ze Szwajcarii do Francji musiałam dostać się autobusem. Musiałam w końcu zapytać o to, gdzie jest przystanek autobusowy. Nie mogłam go znaleźć sama, lotnisko było ogromne, a czas uciekał. To były moje pierwsze podróże samolotem w życiu, sama, na domiar złego mój telefon przestał żyć, więc nie mogłam ratować się google translatorem. Nadszedł ten moment, zapytałam pierwszej osoby gdzie znajdę przystanek. Odpowiedzi wcale nie zrozumiałam. Odpowiedziałam ok, thank you i poszłam dalej zawstydzona. Z kolejna osobą tak samą. Trzecia, czwarta, piąta osoba słyszałam tylko „bla bla bla”. Ale w końcu nadszedł ten moment i zrozumiałam! Już nie pamiętam, która osoba to była. Znalazłam przystanek autobusowy, dojechałam tam gdzie trzeba. Od tej pory zawsze, gdy czegoś nie rozumiem, nie boję się zapytać jeszcze raz tej samej osoby, zaoszczędzi to czas i nie mam obowiązku zrozumieć wszystkiego. Nie ma się czego bać. W przeciwnym wypadku będę latać jak debil po lotnisku i pytać kolejne osoby o to samo.
ps. gdy byłam już we Francji i czekałam na moja hostkę, która się spóźniła, miałam w głowie myśli że w co ja się wpakowałam, przejechałam 3 kraje a teraz jakaś obca kobieta o mnie zapomni. Ale pomyślałam, że nawet gdybym musiała pokonać taką samą drogę z powrotem, już nie boję się pytać o drogę, nie boję się powiedzieć, że czegoś nie rozumiem. Ba! Nawet jestem z tego dumna, że przyznaje się do tego, że czegoś nie rozumiem, dzięki temu osoba, która mi coś tłumaczy musi kreatywnie myśleć, żebym zrozumiała, a ja uczę się kolejnej rzeczy. I tak samo w odwrotną stronę, gdy ja komuś coś tłumaczę a ktoś nie rozumie o co mi chodzi, nie uważam, że ten ktoś jest debilem. Wysilam się, wymyślam, jak mu wytłumaczyć coś lepiej i bardziej zrozumiale. Przeżywając moją duchową przemianę i planując mój odwrót do Polski, zjawiła się moja hostka. Spędziłam parę świetnych miesięcy we Francji, nie bojąc się mówić, że nie zrozumiałam, nie bojąc się pytać, nie bojąc się angielskiego.

Wiem… miały być trzy zdania…

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 23, 2017 o 12:00

Nie pamiętam, czy kiedykolwiek bałam się mówić po angielsku. To może wynikać z faktu, iż stosunkowo wcześnie zaczęłam się intensywnie uczyć tego języka, bo już w 5 klasie podstawówki, miałam prywatne lekcje angielskiego. Później w gimnazjum, więc też dosyć w młodym wieku, brałam udział w kilku wymianach międzynarodowych, co również wpłynęło na swobodę posługiwania się tym językiem. Oczywiście z pewnością popłeniałam i nadal popełniam błędy, ale cóż takie gafy zdarzają nam się i w naszym ojczystym języku, niestety. Podsumowując, zachęcam rodziców, by ich pociechy możliwie wcześnie zaczęli naukę angielskiego, bądź jakiegokolwiek języka, ponieważ w tak młodym wieku dzieci rzadko kiedy mają jakieś opory w mówieniu w obcym jęzku, bo nadal pracują nad swoim ojczystym językiem. Ja jestem przekonana, że właśnie dzięki wczesnej nauce angielskiego, nie odczułam strachu przed mówieniem w tym języku.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Adrianna Listopad 23, 2017 o 12:02

Przestałam się bać, bo chciałam się „dogadać” 🙂 Po prostu. Zaczęłam mówić intuicyjnie, a że nie miałam świadomości ile błędów popełniam, toteż nie za bardzo się przejmowałam. Chciałabym umieć tak dobrze mówić po angielsku, żeby potrafić dać szybką i celną ripostę 🙂 Pozdrawiam Was serdecznie, Arleto i Michale 🙂

Odpowiedz

Andrzej Listopad 23, 2017 o 12:17

Witam 🙂 Ja miałem to szczęście że spotkałem na swojej drodze dwóch bardzo dobrych nauczycieli języka angielskiego, którzy potrafili zainteresować uczniów danym tematem. Większą część lekcji zajmowały rozmowy na różne tematy (w języku angielskim) oraz oglądanie zagranicznych filmów oczywiście w oryginale 😀 Z książek korzystaliśmy sporadycznie kiedy nauczycielka uznała, że dany temat jest interesujący i oczywiście kiedy trzeba było stawić czoła gramatyce :0 Dzięki Jej sposobie nauczania miałem poczucie, że będę potrafił porozumieć się z obcokrajowcem, bo dużo czasu poświęcone było na mówienie. Dlatego też nie bałem się podejść do matury ustnej, a wręcz rozbawiłem komisję (według zasady Pani profesor „Mówcie jak najwięcej” ) opowiadając niestworzone rzeczy na zadane pytanie, które dotyczyło akurat niezwykłej sytuacji jaka mnie spotkała podczas pobytu na siłowni 😀 A takim skokiem na głęboką wodę było dla mnie zapisanie się na studiach na warsztaty międzykulturowe, gdzie osoby z różnych krajów opowiadały i prezentowały swoją kulturę, zwyczaje, kuchnię itp. Śmieszną sytuacją był moment kiedy ja się produkowałem i opowiadałem o naszej kuchni używając słowa „dumplings” a w pewnym momencie dziewczyna z Teksasu pyta się „piełrogi?” and I felt that it broke the ice. Pomimo braków w gramatyce nie poddaję się i małymi kroczkami dążę do poszerzania swojej wiedzy.
Pozdrawiam serdecznie 😀

Odpowiedz

Asia Listopad 23, 2017 o 12:18

Nie pamiętam dokładnego momentu, bo u mnie to był proces. Tak jak Arlena, miałam szczęście do dobrych nauczycieli języka angielskiego. Jeden z tych pierwszych, w gimnazjum, był mega równym gościem. Wymagał i uczył, ale robił nam też lekcje ze slangu (cytując Snoop Dogga) i pozwalał bawić się językiem. Nie wiem, kiedy to się stało, ale pewnego dnia zorientowałam się, że lubię jego lekcje, lubię angielski i lubię mówić po angielsku, choć należałam do raczej nieśmiałych osób (dodatkowo nieco przerażonych agresywnym zachowaniem rówieśników z „gimbazy”). Myślę, że to był prawdziwy nauczyciel z powołania, bo od czasów lekcji z nim już nigdy nie czułam strachu przed mówieniem 🙂

Odpowiedz

Judy Listopad 23, 2017 o 12:51

Dla mnie przełomowa okazała się podróż, do której przygotowywałam się przez 2 lata, odkładając pieniądze, tłumacząc sobie Lonely Planet, wkuwając rozmówki angielskie etc. Na miejscu cały ciężar prowadzenia konwersacji spadł jednak na mojego chłopaka, tak byłam poblokowana. I pewnie wróciłabym do Polski, nie popisawszy się angielskim, gdyby nie to, że chciano nas oszukać. Tego dnia akurat mieliśmy za sobą 2 loty, w tym 1 spóźniony, czekanie na wizę się wydłużyło, byliśmy zmęczeni, głodni, a nasze koszulki niespecjalnie świeże… więc kiedy taksówkarz wiozący nas z lotniska, beztrosko zażyczył sobie znacznie wyższej opłaty niż ustaliliśmy, w mojej głowie samoczynnie aktywowała się opcja „speaking fluently in English”… Do dzisiaj mój chłopak się ze mnie śmieje, że jak ktoś chce porozmawiać ze mną w tym języku, wpierw musi mnie zdenerwować:) Od tego czasu miałam jednak wiele lekcji angielskiego – więc teraz również na spokojnie jestem w stanie się dogadać.

Odpowiedz

Przemek Listopad 23, 2017 o 13:24

Cześć!

Świetny odcinek i bardzo interesujący gość. Kolejna osoba udowadnia, że na rynku nigdy nie ma czegoś wystarczająco dużo. Świeży i kreatywny pomysł, niesztampowy szablon – zawsze znajdzie swoich odbiorców. Brawo!

Przesyłam też moją odpowiedź na pytanie konkursowe:

Konrad to mój znajomy. Konrad zawsze podkreślał, że w angielskim jest „kotem”. The Cat!

Kiedy wyjechaliśmy na finał Ligi Mistrzów do Londynu, to oczywiście Konrad meldował nas w hotelu. Do tego dnia, poza lekcjami w liceum, ja nigdy nie używałem angielskiego w praktyce. Kiedy jednak usłyszałem kolegę-kozaka w akcji, zrozumiałem, że pora interweniować. Nasz lokalny poliglota wpakowałby mnie ze sobą do double bed (jeśli tylko!). Okazało się, że nie kuma podstaw.

Po raz pierwszy w życiu pomyślałem po cudzemu… „WHAT THE F**K?!” 🙂

I wtedy ja wchodzę, cytując klasyk – cały na biało! Historia nie jest nietypowa, bo po krótkiej konwersacji i dograniu szczegółów zrozumiałem po prostu, że nie ma się czego bać. Zmuszony przez sytuację wyszedłem jej naprzeciw.

Wtedy jednak angielskiego zacząłem używać bez kompleksów. Przy każdej możliwej okazji. Jak się okazało – przydało się. Rok później… w tym języku ‚wyrwałem’ dzisiejszą żonę 😉 Z Rosji!

Po pięciu latach ona zna już polski, ale jeśli idzie o rozmowy po niemiecku, angielsku czy rosyjsku (choć bez akcentu), traktujemy je jako normalność i nowe wyzwanie. Nie ma się czego bać!

Odpowiedz

Joanna Listopad 23, 2017 o 13:27

Niestety szkoła nie nauczyła mnie mówić po angielsku. Milowy krok zrobiłam gdy zamieszkałam w akademiku, tam nawiązałam kontakty z obcokrajowcami. Moją pierwszą współlokatorką, z którą dzieliłam pokój, była młoda Indonezyjka mieszkająca na stałe w Nowej Zelandii. Anisa realizowała projekt, wolontariat w ramach wymiany AIESEC w Polsce. Nie miałam wyboru, musiałam nieustannie uskuteczniać konwersacje w tym języku. Od tego momentu autentycznie pokochałam język angielski 🙂

Odpowiedz

Marta Listopad 23, 2017 o 13:32

Hej!
Ja raczej nadal lęku nie przezwyciężyłam, ale nad tym pracuję! Nie jest tak, że zupełnie nic nie mówię ale jak mam obok siebie kogoś kto lepiej mówi po angielsku to jakoś daję takim ludzim pierwszeństwo 🙂 No chyba, że jest to rozmowa face to face, to już wyjścia nie mam i lekko niepewnym głosem jakoś idzie 🙂
To co chciałam Ci napisać Michale to to, że zaprosiłeś wspaniałego gościa. Muszę przyznać że temat nauki angielskiego jest dla mnie aktualnie na topie, więc zaciekawiona tematem postanowiłam szybko odsłuchać tego podcasta. Niestety nie udało się, bo idąc za Twą radą na początku, że jeśli ktoś nie zna Arleny to niech zajrzy na youtube, zrobiłam to i nie mogę się oderwać! Słucham po kolei odcinków i mam wrażenie, że przez te parę dni się wiele nauczyłam, więc dziękuję Ci bardzo za to odkrycie, zostałam zainspirowana!
Do podcastu wrócę, obiecuję, jak tylko obejrzę wszystkie odcinki po cudzemu, a muszę przyznać, że jest ich sporo, świetna robota Arlena, dziękuję bo naprawdę pomagasz!
A jesli zostanie jakiś komplecik książek dla mnie mimo wypowiedzi trochę nie na temat to bardzo mocno przygarnę!

Odpowiedz

Jan Listopad 23, 2017 o 13:39

Kilka dni samotności w Anglii robi swoje. Ileż można nic nie mówić do nikogo? 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 23, 2017 o 14:06

Kiedy przestałem bać się mówić ponangielsku? Jak zdałem sobie sprawę, że rozumiem żarty i sam mogę żartować wykorzystując dwuznaczności angielskich wyrażeń. Od 13 lat mieszkam w UK, wiec ta umiejetność jest dość przydatna 😉
Przykład, rozmowa o czymś zupełnie neutralnym:
– Wow, that’s so small!
– That’s what she said!

Odpowiedz

Agata Listopad 23, 2017 o 14:07

Odpowiedź jest prosta, choć może nieco banalna – przestałam się bać, gdy zakochałam się w obcokrajowcu 😉 Dzięki temu, chcąc nie chcąc, od kilku lat używam angielskiego na co dzień. Niestety, nie jest to angielski na takim poziomie, jak bym sobie tego życzyła, ponieważ komunikatywność zdecydowanie przewyższa poprawność gramatyczną (mój narzeczony również nie jest native speakerem).

Odpowiedz

Magda Listopad 23, 2017 o 14:18

Cóż moja odpowiedź chyba odpadnie w przedbiegach bo ja nadal się boję… mam 33 lata, kilkanaście lat nauki angielskiego za sobą i ciągle ten sam poziom języka i problem z mówieniem.
W szkole językowej do której chodziłam były organizowane tzw. conversation club (takie spotkania dla chętnych w piątkowe wieczory przy piwie) gdzie raz odważyłam się odezwać do nativa (używając złego czasu) w odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest po angielsku… nie powiem, żeby moja pewność siebie jakoś urosła po tym zdarzeniu 😛
Dlatego bardzo się cieszę, że jest taki kanał jak „Po cudzemu” i że na niego trafiłam bo skutecznie mobilizuje mnie, po raz kolejny, do nauki języka i do mówienia 🙂
a zwrot „wytłumacz mi to jakbym miała 6 lat bo nie jarzę” wykułam na blachę ;))

Odpowiedz

Marta Listopad 23, 2017 o 14:39

Nie przestałam się bać mówić po angielsku a mimo to postanowiłam napisać komentarz, żeby w końcu się przełamać i potraktować to jako pierwszy krok w spełnieniu marzenia o swobodnym posługiwaniu się językiem angielskim. Chciałabym dostać książkę p. Arleny nie tylko dla siebie ale dla moich dwóch córek ( 7 i 11 lat). Jest mi wstyd, że nie mogę pomóc mojej starszej córce w odrabianiu lekcji z języka angielskiego, zapisałam ją na korepetycje aby nie miała takich trudności „językowych „jak ja w szkole. Od niedawna zaczęłam oglądać nagrania p. Arleny i to jest chyba początek mojego powrotu do nauki języka angielskiego. Dziękuję.

Odpowiedz

Jarek Listopad 23, 2017 o 14:58

Uwielbiam podróżować ale rozmawianie w obcym języku zawsze przychodziło mi trudno. Zmieniło się to gdy zacząłem podróże z moja 3 letnia córka, która ze wszystkimi chciała porozmawiać i wszystkiego się dowiedzieć. A ja mogłem zrealizować się jako dumny tata i rozpaczą etat tłumacza i nauczyciela języka w jednym. Okazało się że strach przed rozmową w innym języku ma wielkie oczy i to nic trudnego porozumieć sie.

Odpowiedz

Ewa Listopad 23, 2017 o 15:10

Oh, Arlena, gdzie ty bylas 12 lat temu, kiedy wyjechalam do UK, aby zaczac mówic po angielsku? Po dwuletniej nauce angielskiego w prywatnej szkole w Polsce i przeczytaniu 3 tomów Harrego Pottera w oryginale wydawalo mi sie, ze znam angielski zadziwiajaco dobrze. Kiedy wyladowalam na wyspie szybko okazalo sie, ze nie tylko nie rozumialam, co sie do mnie mówilo, ale nikt nie roumial, co ja mówilam. Popelnialam wszystkie mozliwe beldy, o których mówisz na swoim kanale. Zamilklam. Na okolo rok.
Kiedy na nowo zaczelam mówic? Kiedy w szkole jezykowej zmienili nam nauczyciela. Co ciekawe, byl to Polak. Nauke z nami rozpoczal wlasnie od cwieczenia wymowy. Musial oduczyc nas starych przyzwyczajen (oh, ile z tym bylo roboty i plucia sobie w brode na lekcji!). Efekty byly natychmmiastowe. Nagle zaczelam byc rozumiana. Ze jestem z Polski a nie Holandii, ze moge a nie ze nie moge, ze mieszkam na poludniu Londynu itd. Dzis moja wymowe poprawia moj piecioletni syn, ale ciagle nie mozemy sie porozumiec czy chodzi mi o ship czy sheep. (Przeciez nie ma tu zadnych baranów, mamo!) Coz, angielski idzie mi coraz lepiej, ale pewnie bedzie jeszcze lepiej, kiedy przeczytam „GRAMA to nie DRAMA”. To co, podac adres do przesylki? 😉

Odpowiedz

Ewa Listopad 23, 2017 o 15:26

To było na wycieczce w Izraelu, przysiadłam się z kolegą do grupki obcokrajowców, którzy żywo o czymś rozmawiali. Jakiś chłopak chyba z Turcji z ogromną pasją próbował się dogadać z resztą grupy, a tak kaleczył język, że aż uszy więdły! Pomyślałam, że gorzej już być nie może i… dołączyłam do rozmowy:)

Odpowiedz

Angelika Listopad 23, 2017 o 15:50

Po skończeniu szkoły czas zrobił swoje i jak to się mówi “język stanął mi kołkiem”.
Panicznie bałam się rozmów kwalifikacyjnych, bo przecież w dzisiejszych czasach angielski na poziomie komunikatywnym to absolutne minimum.
Z góry odrzucałam więc atrakcyjne oferty pracy i tkwiłam tam, gdzie zdecydowanie nie chciałam dłużej pracować. Do czasu spontanicznego wypadu do Londynu.
Na początku była radocha, bo przecież zawsze chciałam polecieć, ale tuż za nią pojawił się strach – ale jak ja sobie poradzę, przecież trzeba będzie mówić po angielsku ?!
Namówiła mnie koleżanka, no i poleciałyśmy…
Pierwszy w życiu lot samolotem, pierwsza samodzielna wizyta za granicą.
Zwiedziłyśmy Londyn z mapą w ręku, offline, bazując na wskazówkach przechodniów, kierowców autobusów, sprzedawców w sklepach – było cudownie !
Po powrocie do Polski, udałyśmy się do kiosku, aby kupić bilety autobusowe- nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że poprosiłam o nie w języku angielskim 😉
Ustaliłyśmy wtedy, że trzeba iść za ciosem i od tej pory będziemy rozmawiać ze sobą po angielsku oraz wprowadzać spontaniczne rozmowy z innymi (w sklepie, kinie, itd) do czasu, aż zmienię pracę, na taką, gdzie jednym z etapów kwalifikacyjnych będzie rozmowa w języku angielskim 🙂
Aktualnie pracuję w dziale marketingu, mój angielski nie jest idealny, ale jednym z moich zadań jest obsługa klientów zagranicznych. Zrozumiałam, że mój język wcale nie jest kołkiem, ja nie jestem panikarą a świat stoi przede mną otworem 🙂

Odpowiedz

Justyna Listopad 23, 2017 o 16:00

Od zawsze bałam się mówić po angielsku, bo nie wiedziałam czy robię to dobrze, przez cały szkolny okres nauki w szkole trafiałam na nauczycieli , którzy niezbyt przykładali uwagę do tego , czy temat został przez nas zrozumiany czy nie , liczyło się aby programowo iśc z materiałem. W dalszym ciągu często mam obawy aby coś powiedzieć, bo żyjemy w takich czasach gdzie angielski to podstawa i zawsze boję się popełnienia gafy. W życiu codziennym nie mam już do czynienia z tym językiem, jednak chęć podróżowania po świecie, zachęciła mnie aby wziąć się w garść i zacząć powoli mówić w tym języku. A jest, to o tyle łatwe , że jeżeli jedziemy do kraju gdzie angielski nie jest urzędowym językiem, to mamy zagwarantowane , że wszystko zrozumiemy, bo Ci ludzie tak samo jak my nie mają Amerykańskiego ani Brytyjskiego akcentu , mówią wolno i zrozumiale. Dalej męczę się z gramatyką , dlatego ta książka byłby idealnym prezentem, zwłaszcza, ze w grudniu mam urodziny i postanowiłam sobie , ze będę codziennie się doszkalać z tego języka i nie dam za wygraną mojemu lenistwu . Autorkę książki już dłuższy czas obserwuję na youtube i jest to jedyna osoba, która w tak łatwy sposób przekazuje wiedzę, dlatego jestem bardzo ciekawa co zawiera książka 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 23, 2017 o 16:09

Cześć Arlena. Jestem w UK od 14 lat. Moj strach minoł jak się przestałem bać.

Odpowiedz

Piotr Listopad 23, 2017 o 16:12

Jestem w UK od 14 lat. Moj strach minoł jak się przestałem bać. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

Odpowiedz

Mariusz Listopad 23, 2017 o 16:25

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Życie i praca w Anglii. Wiem, odpowiedź może mało oryginalna, ale prawdziwa.
Przebywanie na co dzień z w towarzystwie native speakers jednak robi swoje i po prostu zmusza do tego, żeby mówić. Moje przełamanie nie nastąpiło też z dnia na dzień. Był to bardziej stopniowy proces, który zajął trochę czasu.

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 23, 2017 o 16:39

LOVE IS IN THE AIR- czyli jak nie złamać sobie serca łamiąc tylko język!

Moja historia z angielskojęzyczną miłością zaczęła się w pamiętnym roku 2016, czyli „just a while ago”. W trakcie przedostatniego roku studiów na moim wydziale pojawił się ON- wysoki brunet z pięknym pieprzykiem na prawym policzku. Moje serce w jednym momencie oszalało, a ja sama byłam pewna, że to właśnie „love at first sight”! Jakież było moje zdziwienie gdy w odpowiedzi na soczyste, polskie „cześć” usłyszałam „hi, what’s your name?”. Tak, to był ten moment. Ten, w którym moja twarz nabrała barw purpury, a ja sama miałam ochotę zapaść się pod ziemię. W jednym momencie zdałam sobie sprawę, że chyba jestem niemową. Rozmowa dość szybko się skończyła, bo oczywiście 5 minut później rozpoczął się mój wyimaginowany, ratunkowy wykład.

Jednak spokojnie, historia nie kończy się tak banalnie! Postanowiłam szlifowac swoje „english skills” na wszystkie możliwe sposoby, szczególnie skupiając uwagę na pojawiającej się dość często ikonce wiadomości od mojego obcokrajowca. „Step by step” nasze rozmowy stawały się coraz bardziej swobodne, a pierwsze spotkanie okazało się wspaniałym przełamaniem lodów z językiem angielskim! Francuz po 2 miesiącach wyjechał, a moja miłość do angielskiego pozostała…

Zainspirowana Twoim walentynkowym odcinkiem, pozdrawiam z roztopionym sercem i liczę na to, że doszlifuje swój angielski z pomocą Twoich książek! W końcu nigdy nie wiadomo kiedy znów życie zmusi mnie (sic!) do „next international date”! 🙂

Odpowiedz

anna Listopad 23, 2017 o 16:56

Angielskiego uczę się od niedawna i jeszcze nie miałam okazji na większe konwersacje, choć bardzo bym chciała już móc się porozumieć podczas wakacyjnych wyjazdów, ale francuskiego uczyłam się dłużej i dopiero jak DAŁAM SOBIE PRAWO DO POPEŁNIANIA BŁĘDÓW, zaczęłam mówić bez zahamowań. Mam nadzieję, że z angielskim będzie podobnie. Książki zapowiadają się niezwykle ciekawie, a angielski powoli staje się moją pasją, co mnie cieszy bardzo, jako że jestem już na emeryturze 🙂

Odpowiedz

Rafał Kamiński Listopad 23, 2017 o 17:03

Arleno i Michale,

Krótko i zwięźle. Na początku chciałem pogratulować samozaparcia i konsekwencji w czytaniu komentarzy. Dotarcie aż tu, to już moim zdaniem niemały wyczyn. Jestem ciekawy, ile uzbiera się ich do końca miesiąca ? Jednocześnie cieszę się, że mogę się z Wami przywitać, bo to mój pierwszy komentarz na Twojej stronie Michale. (Choć jestem cichym czytelnikiem od prawie 3 lat.)

Wracając do meritum. W moim przypadku, tak jak i w wielu opisanych w komentarzach, przełamanie oporu związanego z mówieniem wynikało z potrzeby. Z tym, ze zamysł był dość nietypowy, bo umiejętność mówienia w obcym języku była mi niezbędna, aby oświadczyć się kobiecie, która studiuje za granicą. Jaki był tego efekt i co z tego wyszło – możecie obejrzeć na video, z tego desperackiego kroku tutaj: https://vimeo.com/204241166
Jeśli uznacie, że moje 5-miesięczne przygotowania są warte uhonorowania książką, to będę rad móc wręczyć ją obiektowi moich westchnień, który właśnie studiuje za granica m.in. po angielsku i z pewnością ucieszy się z prezentu na gwiazdkę. Jeśli nie to i tak gratuluje serdecznie zwycięzcą.

A do Was obojga. Dziękuję za czas i treści. Robicie niesamowitą robotę. 3majcie tak dalej.

Pozdrawiam,
Rafał

Odpowiedz

Basia Listopad 23, 2017 o 17:54

Niestety nie mogę powiedzieć, że przestałam się bać mówić po angielsku. Ciągle boję się, że popełnię błąd gramatyczny albo zapomnę jakiegoś słowa i wszyscy będą się ze mnie śmiali. Mimo to staram się mówić po angielsku na tyle ile potrafię 🙂 Ciągła nauka angielskiego wpływa na moją pewność i swobodę posługiwania się tym językiem, a przełamywanie własnych obaw z tym związanych sprawia, że za każdy razem jest łatwiej. Człowiek uczy się całe życie, a trening czyni mistrza, więc za pewne nigdy nie zaprzestanę nauki języka i myślę, że w końcu dojdę do momentu, w którym nie będę miała żadnych oporów, aby mówić po angielsku 🙂

Odpowiedz

Patrycja Listopad 23, 2017 o 18:28

Strach przed mówieniem po angielsku pokonałam w tym roku na stażu w Niemczech. Przyjechałam do Niemiec w Zielone Świątki (o czym nie miałam pojęcia) i ze względu na dzień wolny pocałowałam klamkę w akademiku. Obładowana bagażami, z rozładowanym telefonem (i nienaładowanym powerbankiem :P), poziomem stresu sięgającym zenitu i łzami w oczach poszłam szukać noclegu w hotelu. Do dzisiaj nie wiem jak to się stało, ale w hotelu po prostu zaczęłam mówić – bez zastanawiania się i tłumaczenia zdań z polskiego na angielski. Od tego momentu problem z mówieniem odszedł w niepamięć, a życie stało się łatwiejsze ;).

Odpowiedz

Ewa Listopad 23, 2017 o 18:37

Świetny wpis 🙂

Ja niestety dalej się boję. Uczyłam się angielskiego od przedszkola, aż do liceum. Studiowałam filologię włoską z francuskim i angielski poszedł w odstawkę. Obecnie wszystkie plany rozwoju realizuję etapami. Do 25. urodzin obiecałam sobie zdać prawo jazdy (egzamin za 2 tygodnie, urodziny za 3 :)), do 26. chcę zacząć mówić z powrotem po angielsku. 6 lat nieużywania w ogóle tego języka robi swoje. Głównym problemem jest u mnie strach przed porażką i popełnianiem błędów, ale 2018 r. mam nadzieję będzie przełomowy.

P.S. z mówieniem po włosku nigdy problemów nie miałam, ale może dlatego, że dla nauczycieli najważniejsze było, żeby mówić, a błędy były korygowane po skończeniu wypowiedzi, a nie w trakcie 🙂

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Janek Listopad 23, 2017 o 18:54

Uczyłem się angielskiego od podstawówki ale zawsze z wymiernym efektem, ponad rok temu wychodząc z klubu, owładnęła mnie chęć zapalenia papierosa. W pobliżu znajdowały się tylko jakieś dziewczyny mówiące po angielsku, podszedłem pytając „Can I borrow some light?” i zadziałało :D. Chyba dzięki alkoholowi dałem radę zamienić z nimi jeszcze kilka zdań np. co polecam np odwiedzić dzisiejszej nocy i faktycznie od tego momentu moje niezbyt duży umiejętności w tej dziedzinie nie przeszkadzają mi w komunikacji 😀

Odpowiedz

Marek Listopad 23, 2017 o 18:59

Od spisywania swoich wypowiedzi na kartkach w liceum do pełnej swobody przeszedłem dzięki osłuchaniu się przy podcastach. Nawet nie zauważyłem jak przestałem się bać że się zatnę i nie będę pamiętał jakiegoś słówka.. Po 10 latach codziennie słucham min 30min podcastów codziennie w drodze do pracy – bardzo polecam!

Ale warto też cwiczyć samo mówienie, więc jeśli nie ma w pobliżu nikogo anglojęzycznego to zawsze jest Italki 🙂

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 23, 2017 o 19:11

Od 4 – 5 lat błąkam się po You Tube wyszukując lekcji angielskiego. Mój angielski to tylko internet. Ale i z tego powodu strach przed jego użyciem ogromny, paraliżujący itd. itd. Rok temu wybrałem się rowerem na moją pierwszą wyprawę do Hiszpanii . Podczas noclegu na dziko zaskoczył mnie wścibski i nieprzyjemny gość mówiący oczywiście po hiszpańsku. Ponieważ był agresywny pomyślałem o zmianie miejsca. Ale po chwili zjawiła się pani, która po angielsku powiadomiła mnie , że to jej teren i że mogę spokojnie przenocować w swoim hamaku . Pogoniła gościa i spędziła na rozmowie ze mną co najmniej godzinkę. O dziwo strach spowodował , że bezwiednie , nie zważając na nic peplałem po angielsku. I mimo , że był to ” mój” angielski to nagadałem się jak nigdy. Od tej pory nie omijam okazji do pogadania. Nie dbam strasznie o poprawność językową . Mam 63 latka i nie mam już na to czasu. Tak więc czasami i strach , stres czy jak tego nie nazwać może zadziałać jak język spustowy . Pozdrawiam

Odpowiedz

Basia Listopad 23, 2017 o 19:19

Świetny odcinek! Sama szukam idealnego dla mnie sposobu na uczenie się języka niemieckiego i dużo bym dała, żeby znaleźć odpowiednik Arleny od niemieckiego 🙂

Odpowiedz

Apolonia Listopad 23, 2017 o 19:49

Nie pozbyłam się całkowicie obawy przed mówieniem, jednakże są sytuacje, w których ten strach odchodzi na bok przez zaangażowanie rozmową. Zdarza się to najczęściej, gdy opowiadam o rzeczach, które mnie interesują np. historii sztuki i architektury (chętnie też poznaję nowe wyrażenia z tych dziedzin, więc mówi mi się wygodniej przez szeroki zasób słownictwa). Z kolei jedną z pierwszych sytuacji jaka przychodzi mi na myśl, gdy mało istotne stało się czy mówię w pełni poprawnie, to gdy z koleżanką z wymiany wieczorem przed snem zaczęłyśmy opowiadać swoje wrażenia z minionego dnia i nie umiałyśmy skończyć aż do późnej nocy.
Pozdrawiam serdecznie 🙂

Odpowiedz

Barbara Listopad 23, 2017 o 19:50

Tak właściwie to nadal krępuję się mówić w języku angielskim, ale jestem na bardzo dobrej drodze, aby w końcu nie sprawiało mi to żadnej trudności. W miniony wtorek zaliczyłam pierwsze zajęcia z konwersacji i jestem z siebie bardzo zadowolona, bo o dziwo w ogóle się nie denerwowałam i przychodziło mi to z łatwością.
Myślę, że ta blokada w publicznym mówieniu w języku obcym tkwi tylko w naszej głowie i obawiamy się, że nasi słuchacze będą wyłapywać tylko nasze błędy. Tak naprawdę nikt nie zwraca uwagi na to, czy używamy poprawnego czasu. W końcu chodzi tylko o to, by się porozumieć i dowiedzieć się, co chce nam przekazać druga strona, so lets do it!

Odpowiedz

Magdalena Listopad 23, 2017 o 19:52

Zaczęłam mówić po angielsku, bo mój język ojczysty troche już mi sie znudził. Ile można go używać ?:) Chciałam chociaż przez chwilę poczuć się jak osoba innej narodowości:) iiiiii… kocham amerykański akcent 😀
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Justyna Listopad 23, 2017 o 20:01

Arlena, Michał,
Strach przed mówieniem przełamała moja miłość do podróży. Nie są może bardzo dalekie, bo głownie po Europie, ale wystarczyło pojechać w miejsce bez zasięgu lub internetu i chęć dotarcia w określone miejsce, spróbowania lokalnej potrawy, czy zrobienie prostych zakupów spowodowała, że nie było innego wyjścia jak tylko zacząć mówić! 😉 Stres dalej pozostał, ale jest głównie na początku, bo gdy orientuję się, że osoba do której mówię rozumie co mówię i odpowiada, trema znika! Pozdrawiam Was serdecznie, bardzo fajny podcast 😉

Odpowiedz

Ada Listopad 23, 2017 o 20:03

Krok pierwszy to był you-tube iii film Arleny! trafiłam na niego, a ponieważ przez chorobę żyję w domu i nie mam z kim gadać więc na wakacje zapisałam się na kurs językowy. Szłam tam z myślą – otwórz się, zacznij gadać, dasz radę.. no i .. dałam 😀 a ponieważ chodziłam tam całe wakacje – gadanie zdążyło mi już wejść w krew i tak zostało. Można powiedzieć że to dzięki Arlenie, także dziękuję bardzo. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Ela Listopad 23, 2017 o 20:14

Ponieważ z wykształcenia jestem muzykiem, problem mówienia w języku angielskim potraktowałam „po muzycznemu”, zgodnie ze wskazówką mojego wspaniałego nauczyciela od instrumentu (przed pierwszym publicznym występem): pamiętaj, że słuchacz najbardziej zapamięta początek i koniec utworu, dlatego nawet jeśli w środku wystąpi jakaś pomyłka najważniejsze jest aby iść do przodu i się nie zatrzymywać. Perfekcja i opanowanie tremy przyjdą z czasem. Najważniejsze jest aby być sobą i przekazać własne myśli; A więc głęboki wdech i…:)

Odpowiedz

Jolaa Listopad 23, 2017 o 20:41

Przestałam bać się mówić po angielsku, w momencie kiedy odważyłam się wskoczyć na głęboką wodę i wyjechać na wymianę studencką do Bułgarii. Jadąc, myślałam, że jestem nienormalna, ale odwrotu i tak nie brałam pod uwagę. Zmobilizowałam się do nauki i pokonywałam nieśmiałość. Często i gęsto zdarzało się, że zapominałam języka w gębie, myliłam się. Niby wstyd.. jednakże zamiast drwin, otrzymywałam zrozumienie, wsparcie, pomoc. Mogłam dzięki temu wyeliminować błędy. Zrozumiałam, że każdy się czasem myli, ale nie można się zamykać! Kiedy obcokrajowiec mówi po polsku, jestem pełna podziwiu i w razie potrzeby pomagam mu w poprawności. Inni też tak postępują. Wcześniejsze doświadczenia spowodowały, że wyjechałam na wymianę kolejny raz. Po rozpoczęciu roku okazało się, że na kilka przedmiotów będę uczęszczać sama, a więc układ: ja, wykładowca i godziny tematycznych rozmów + zadań. Sama informacja o tym fakcie była dla mnie ogromnym stresem. Miałam lekką panikę, ale podjęłam się wyzwania! Przyznam, że to był strzał w dziesiątkę! Przygotowując się na zajęcia uczyłam się płynności wypowiedzi, fachowego słownictwa, a sami wykładowcy byli fantastyczni! Środowisko obcojęzyczne jest idealne do nauki języków! Wykorzystuje teraz każdą okazję do rozmowy, dużo podróżuje po świecie, dużo oglądam, czytam, słucham w obcych językach, odwiedziłam kilkadziesiąt krajów. Powtarzanie, to lepsze zapamiętanie! Weszłam w językową paszcze lwa…i nie mam ochoty z niej wychodzić, jedynie dalej się rozwijać i uczyć! 🙂 😉

Odpowiedz

Marta Listopad 23, 2017 o 20:49

Pochodzę z wschodniej Polski, więc całą podstawówkę i średnią szkołę uczyli mnie rosyjskiego. Na studiach dopadł mnie obowiązkowy lektorat z angielskiego, który przebrnęłam z wielkim bólem, wstydem i zaliczeniem na słabe 3. Jako szczęśliwa posiadaczka dyplomu na fali ówczesnej migracji kupiłam bilet w jedną stronę do Irlandii. Już dwa dni później poszłam na pierwsze interview aby wyrecytować wykute na pamięć odpowiedzi dobierając (chyba) najbardziej pasujące fragmenty tylko po to żeby zostać ‘operatorką mopa’ (jako mgr biotechnologii). Po 1,5 roku zakulisowych rozmów w roli sprzątaczki z prostymi acz bardzo sympatycznymi pracownikami fabryki (to był właśnie ten czas przełomu, dialogów o pogodzie, zwyczajach, marzeniach i mozolnej nauki gramatyki w domu po kątach) poczułam, że czas na krok dalej i zaaplikowałam na doktorat. Dziś (10 lat później) jestem już po obronie PhD, piszę i publikuje po angielsku ‘peer-reviewed’ papers [#108!] ucząc się czegoś nowego każdego dnia. Pamiętajcie jedno: pomyłki językowe są dużo mniej denerwujące dla rozmówcy niż Wasz wstyd i zakłopotanie z ich powodu! Polecam dystans do siebie, uśmiech i pokorną pracę 🙂 Powodzenia!

Odpowiedz

Daniel Listopad 23, 2017 o 21:15

Co sprawiło, że przestałem bać się mówić po angielsku?
Moja siostra od kilku lat mieszka w Anglii, któregoś roku zrobiła nam niespodziankę i przyjechała na święta ze swoim chłopakiem – rodowitym szkotem. Żeby było zabawniej, bardzo często zostawiała go w domu, a ja byłem jedyną osobą w rodzinie, która znała angielski, chcąc nie chcąc zostałem tłumaczem.

Odpowiedz

Piotr Listopad 23, 2017 o 21:29

Mówić po angielsku przestałem się bać wtedy kiedy już musiałem używać tego języka na co dzień – w pracy . Kilka lub kilkanaście telefonów i maili dziennie z zagranicznymi kontrahentami pozwoliło mi się skutecznie przełamać. Przy okazji mogłem poznać możliwości językowe ludzi na podobnym stanowisku w innym kraju i stwierdzić, że tragedii nie ma 🙂

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 23, 2017 o 21:39

Witam, opowiem wam swoją historię.
Pracowałem kiedyś na produkcji, tam co jakiś czas chodzili dyrektorzy, prezesi, goście. Wszyscy pracownicy wtedy grzecznie dzień dobry i głowa w dół. Pewnego dnia na halę produkcyjną przyszedł dyrektor od rynków zagranicznych oprowadzić klienta z Rosji. Jako że ja byłem odpowiedzialny na proces produkcyjny to dyrektor zapytał się mnie co akurat robię, odpowiedziałem po polsku a on przetłumaczył na angielski temu klientowi, klient zadał kolejne pytanie i wtedy ja nie zaczekałem aż dyrektor zapyta mnie żeby przetłumaczyć tylko ładnie i po swojemu wytłumaczyłem klientowi co w danym momencie się produkuje. Porozmawialismy sobie tak w trójkę chwilę i poszli dalej. Za kilka dni dyrektor przyszedł mi podziękować że umowa została podpisana i że klient był mile zaskoczony tym że mógł sobie porozmawiać z pracownikiem produkcji a nie tylko z ludźmi wysokiego szczebla. Od tamtej pory nie mam oporów żeby rozmawiać po angielsku i nawet awansowałem 🙂
PS. Dzięki Michał za pomysł z przyśpieszeniem podcastów, faktycznie lepiej się słucha 🙂
Pozdrawiam Grzegorz

Odpowiedz

Sandra Listopad 23, 2017 o 21:41

Co sprawilo ze przestalam sie bac mowilc po angielsku?

Pierwszy wyjazd do UK. Stwierdzilam ze Anglicy ani nie mowia, ani nawet nie pisza poprawnie we wlasnym jezyku. Od tego czasu ZERO stresu.

Odpowiedz

Dawid Listopad 23, 2017 o 21:59

Hej, przede wszystkim chciałbym podziękować za super podcast 🙂
Co spowodowało że przełamałem barierę i wyszedłem ze strefy komfortu, pewność siebie, to dzięki temu że rozpocząłem rozwój osobisty w wielu kierunkach zaczęło powodować że przełamywałem bariery, czy to w zagraniu w kółko krzyżyk na zaparowanej szybie w tramwaju z obcą osobą czy to zagadywaniu obcokrajowców u Nas i za granicą w obcym języku. To pewność siebie sprawia że zaczynamy robić coś więcej w pozytywny sposób, dlatego całe podejście p.Arleny jest jak najbardziej na plus, pozytywu nigdy za wiele w Naszym życiu.
>>>>Pozdrawiam D.<<<<

Odpowiedz

Maciek Listopad 23, 2017 o 22:02

Strach przed mówieniem po Angielsku opuścił mnie kiedy sam uświadomiłem sobie i zarazem zobaczyłem, że w innych krajach ludzie mówiąc po angielsku też popełniają błędy (np. mieszając czasy), ale nie przejmują się tym, a czasem nawet nie zwracają na to uwagi. Mimo tego, że nadal popełniam masę błędów i często brakuje mi odpowiednich słów to przestałem się bać mówić po angielsku. Teraz czerpię radość z możliwości komunikacji w tym języku, ponieważ wiem, że mimo braku perfekcyjności, która jest bardziej przeszkodą niż pomaga, ta druga strona mnie rozumie. 🙂

Odpowiedz

Kuba Listopad 23, 2017 o 22:06

Ja zawsze bałem się, że popełnię jakiś błąd, ale zobaczyłem, że jak ktoś mówi po polsku lubić, chcieć itd. to rozumiem go bez większych problemów i cieszę się, że próbuje mówić w moim języku. Wtedy przestałem się bać.

Odpowiedz

Paweł Listopad 23, 2017 o 22:27

Przełamałem się kiedy, za zarobione w wakacje pieniądze, wyjechałem na dwa tygodnie do Cardiff na kurs języka. Mieszkałem przez ten czas u host family razem z moim rówieśnikiem z Hiszpanii. Żeby dostać coś do jedzenia, trafić na przystanek czy znaleźć jakieś miejsce musiałem się odezwać po angielsku do kogoś z domowników. Na początku było ciężko, na koniec całkiem naturalnie. Już nie musiałem sobie szykować zdania, które chce powiedzieć i kilku wariantów na wypadek różnych ich odpowiedzi.

Odpowiedz

Sara Listopad 23, 2017 o 22:33

Tak naprawdę nigdy nie przestałam się bać i tak jak problemu z rozumieniem nie mam, tak do rozmów ciągle opory… ale byłam już sama za granicą, co mnie niejako zmusiło do odważenia się. No i mam wolno myślącego chłopaka, który się nie wstydzi, ale zanim sobie przetłumaczy w głowie, o co go pytają i co ma odpowiedzieć, to ja już zdążę odpowiedzieć 😀

P.S. Chciałabym książką dzielić się z nim, bo wyjeżdżamy na W&T do Stanów w czerwcu i musimy trochę nadrobić (zwłaszcza on :D).

Odpowiedz

Nina Listopad 23, 2017 o 22:34

Wow, ile wpisów! Ilu chętnych na Gramę…
No to teraz ja.
Dostałam kilka lat temu 6 tygodniowy kontrakt w Zagrzebiu – miałam popracować nad przygotowaniem chorwackiej administracji publicznej do wdrażania programu poświęconego wsparciu małych firm. Moim zagadnieniem była pomoc publiczna (aha! co to jest, co nie:-)). Miałam przygotować dla wszystkich instrumentów „podkładkę”, jak mają chodzić, aby nie było kuku ze strony Komisji Europejskiej z powodu niedopatrzenia kosmicznie trudnych i skomplikowanych zasad dotyczących tej pomocy, a także – przeprowadzić szkolenie dla pracowników wierchuszki chorwackiej administracji – dyrektorzy, prezesi agencji rządowych, itp itd. Czujecie bluesa? Umiałam angielski, ale nigdy nie uczyłam się go za granicą – kto zna obcy język, wie, jaka to zasadnicza różnica. Uczyłam się go w liceum, na studiach i samodzielnie, ale nigdy nie miałam komfortu w mówieniu w tym języku.
I nagle, pewnego pięknego poranka, stanęłam przed tymi ludźmi (niektórzy znali angielski perfekcyjnie!) i pomyślałam sobie: król jest nagi. I jeszcze: co ja tu robię?! Nigdy w życiu tak mi nie zaschło w gardle, w ustach, jak wtedy. Miałam pustynię Gobi w południe. Nogi mi drżały, policzki piekły i chciałam uciekać! Nie wiecie, ile tytanicznego wysiłku mnie kosztowało, aby zacząć mówić, powiedzieć pierwsze zdanie. Mocno specjalistyczny temat (na którym się oczywiście bardzo dobrze znam), śmietanka administracji rządowej obcego kraju, coś koło 80 luda, i ja… i 8 godzin mówienia, odpowiadania na pytania, a potem – 2 godziny konsultacji.
Dałam radę, i od tamtego dnia gdy mam strach przed mówieniem po angielsku, przypominam sobie tamten dzień, i mój sukces:-)

Odpowiedz

Laura Listopad 23, 2017 o 22:41

Przestałam się bać mówić po angielsku jak miałam 10 lat i pojechałam na wakacje z rodzicami do Francji. Uczyłam się angielskiego od 3. roku życia i w czwartej klasie już umiałam powiedzieć skąd pochodzę. Jak mnie francuscy chłopcy zaczepili na plaży i spytali po angielsku (bo zauważyli, że nie rozumiałam po francusku) „Where are you from?” i usłyszeli „I’m from England” (no co, mogłam zaszpanować 😀 ), to tak im szczęki opadły, że pamiętam to do dziś. Zawstydzili się, zaczęli jąkać się i mówić pod nosem „sorry”, „nice girl”, a we mnie wstąpiły tak ogromne pokłady pewności siebie, że im zaimponowałam, że od tamtej pory odczuwałam tylko i wyłącznie pewność i radość, kiedy mogłam odezwać się do kogokolwiek po angielsku 🙂

Odpowiedz

Andrzej Listopad 23, 2017 o 23:13

Wysiadłem na Luton, przerażenie, strach przed mówieniem … pierwsze zderzenie z potocznym językiem – byłem w szoku, trwał kilka minut, a potem przestałem się bać mówić po angielsku, po polsku nie rozumieli 😉 Nie było wyjścia.
Po kilku latach strach przed mówieniem wraca, liczę ze wygram książkę i będę ją pilnie studiował – obiecuje. Ps. Filmy Arleny są extra!

Odpowiedz

Daikoku Listopad 23, 2017 o 23:15

Przestałem mieć opory przed mówieniem po angielsku, kiedy zostałem sam na sam z native speakerem w szkole, który poprosił mnie bym mu wytłumaczył, jak ma dojechać pociągiem do Psiny …(Pszczyny na Śląsku).
Skończyło się dobrze, wyjaśniłem co i jak, niemniej Pszczynę – musiałem mu napisać na kartce.

Darek

Odpowiedz

Kacper Listopad 23, 2017 o 23:23

„Co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku”

Jak zapewne dla większości z nas, głównym czynnikiem paraliżującym mnie przed komunikowaniem się w języku angielskim, był strach przed popełnieniem choćby najmniejszego błędu gramatycznego – spotęgowany dodatkowo moim chorym perfekcjonizmem. Powszechnie wiadomo bowiem, że od tego, czy pani sprzedająca bilety w kinie, usłyszy od nas poprawnie zbudowane zdanie zależą przyszłe losy wszechświata. Kiedy w końcu dotarło do mnie, że, być może, nie jest to do końca prawda a jednocześnie w stopniu zadowalającym opanowałem grama… chociaż nie, ja wciąż boję się mówić po angielsku…

Odpowiedz

Anna Listopad 24, 2017 o 00:08

Wieczory + PLANSZÓWKI + „obcy ze świata w moim mieście” 🙂 …
Po takich spotkaniach obcy stają się bliscy a język (angielski) sam się rozwiązuje!
– Natomiast miłość do planszówek pozostaje jako dodatek do tego pakietu:).

Pozdrowienia dla Ciebie i Arleny – świetne spotkanie!
Dzięki.

Odpowiedz

Kamila Listopad 24, 2017 o 00:41

Moja przygoda z przełamaniem bariery językowej zaczęła sie w jednym z angielskich domów opieki, kiedy zdecydowałam sie wspierać starszych ludzi w ich jesiennej części życia. Osoba z ktora wtedy współpracowałam, poprosiła mnie o przygotowanie miski z woda, a ja zupełnie nie miałam pojęcia, o jaka „piłkę” jej chodzi. Wtedy pierwszy raz powiedziałam łamanym angielskim, ze nie rozumie i prosze o wyjaśnienie.
Rok pózniej, kiedy opuszczałam to miejsce usłyszałam najbardziej motywujący mnie do dzis komplement od szefowej pielęgniarek, ze zawsze mogła na mnie liczyć i była pewna, ze dobrze wykonam powierzone mi zadanie poniewaz nie bałam sie przyznawać, ze czegoś nie rozumie.
Dzis jestem w zupełnie innym miejscu zawodowo ale nadal uczę sie języka angielskiego, często na własnych (mówionych) błędach 🙂
Serdecznie pozdrawiam

Odpowiedz

Anna Listopad 24, 2017 o 01:00

W podstawówce i gimnazjum miałam czwórki z angielskiego, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie zdania. Moje liceum specjalizowało się w językach, więc trafiłam do najsłabszej grupy, ale poza lekcjami gramatycznymi i tak miałam godzinę tygodniowo z native speakerem, który mnie przerażał, krzyczał, po lekcjach zbierało mi się na płacz. W tym samym momencie koleżanka poprosiła mnie o towarzyszenie jej na prywatnych zajęciach z konwersacji z native speakerką, żeby podzielić koszty na dwie. Koleżanka wkrótce zrezygnowała z braku czasu, ale ja zostałam, bo dzięki Terry, cudownej dziewczynie z Jamajki, niecałe dwa lata starszej, wyluzowałam, przetrenowałam różne frazy, w końcu zaczęłam płynnie mówić, a nawet plotkować. Wyniesiona z tych zajęć pewność siebie sprawiła, że przeniesiono mnie do lepszej grupy, polubiłam się ze szkolnym nativem, rozgościłam się w anglojęzycznym internecie, zaczęłam wyjeżdżać za granicę, zdecydowałam się na semestr Erasmusa w Glasgow, a obecnie mieszkam w Szkocji i mam męża-obcokrajowca poznanego w czasie wymiany. Tyle dobra dzięki spotkaniu z tą konkretną osobą, nawet nie nauczycielką, która nigdy nie krytykowała, była zawsze pozytywna i naturalna i nie brakowało jej tematów do rozmowy 😉

Odpowiedz

Ania Listopad 24, 2017 o 01:01

Super rozmowa! Dzięki 🙂
Przełamałam swój strach mówienia po angielsku, kiedy pojawiła się szansa studiów za granicą u mojego wymarzonego nauczyciela gry na instrumencie w Luksemburgu. To było po 4 roku studiów muzycznych w Polsce. Bardzo mi zależało. Bardzo dobrze rozumiałam, co mówią do mnie, ale sama dukałam. Od czasu kiedy powiedziałam nauczycielowi, że chcę u niego studiować, najważniejsza była dla mnie komunikacja. Przestałam się przejmować gramatyką i ubogim słownictwem. Jak taran, przeszłam egzaminy wstępne, rozmowę z dyrektorem. Wszyscy mnie rozumieli. A ja zadawałam mnóstwo pytań z mojej dziedziny, bo zależało mi wykorzystać czas i okoliczności.
Powodzenia! Życzę wielu nowych pomysłów i projektów dla Michała i Arleny!
Ania

Odpowiedz

Piotr Listopad 24, 2017 o 01:04

Był wrzesień 2003 roku. Po przerwanych studiach postanowiłem poszukać szczęścia w Anglii. W kieszeni miałem 200 funtów i kartkę z kilkoma zdaniami po angielsku. Kiedy wysiadłem z orbisowskiego autobusu w środku Londynu, moją podstawową misją było znaleźć Victoria Train Station. Zrobiwszy kilkadziesiąt kroków, zdecydowałem że zapytam o drogę. Angielka, która usłyszała z moich ust znamienne zdanie: „Can You tell me where is Victoria Station?” okazała się uroczą amerykańską turystką, która w najbliższym hotelu poprosiła recepcjonistę o mapkę okolicy, na którą nanieśli niebieskim długopisem zygzak obejmujący może trzy przecznice. Podziękowawszy ruszyłem w drogę. Na miejscu znalazłem się po kilku minutach. Posiłkując się kartką z portfela wydukałem przy okienku: „One ticet to Eastbourne, please!”

Jakże byłem z siebie dumny.

Odpowiedz

Marysia Listopad 24, 2017 o 01:06

Arlena, szacun za dystans do siebie i pozytywną energię 🙂 Stwierdzam, że masz drugi najprzyjemniejszy uśmiech w Polsce (zaraz po p. Katarzynie Pakosinskiej).

Co do konkursu – moja odpowiedź niżej:
Największym chrzęstem bojowym, który pozwolił mi przezwyciężyć lęki w swobodnym posługiwaniu się językiem angielskim był wyjazd na obóz jezykowy na Litwę. Mimo początkowej dezorientacji i strachu przed tym co mnie czeka, zrozumiałam, że nic innego jak tylko komunikacja w tym języku pozwoli mi na przetrwanie 🙂 Przy okazji dzięki temu nawiązały się relacje i pozostały wspomnienia, a dla mnie lekcja, która Arlena potwierdzilq w podcaście – nie trzeba mówić idealnie, aby być zrozumianym, ważne aby to robić!

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Ola Listopad 24, 2017 o 01:11

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy silniejsza niż strach przed popełnianiem błędów stała się chęć porozmawiania z wyjątkowymi osobami, które nie mówiły po polsku!

Odpowiedz

Karol Listopad 24, 2017 o 01:17

2 lata temu wybrałem się,pieszo z Katowic do Santiago De Compostela w Hiszpanii. 4,5 miesiąca w drodze zaprocentowało. Na terenie Niemiec musiałem pierwszy raz użyć języka innego niż polski. 50 minut korka w głowie, później poszło, odetkałem się, wróciły podstawowe angielskie zwroty do Pamięci. Reszta to codzienny trening MÓWIENIA nawet we Francji i Hiszpanii. Dziś musze tylko pogłębiać znajomość języka.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 24, 2017 o 01:26

Odważyłam się mówić po angielsku w momencie wyjazdu do UK, jak usłyszałam jak mało poprawnie mówią przeciętni, rodowici Brytyjczycy. Jeśli oni sami „kaleczą” ten piękny język to dlaczego ja nie mogę ?

Odpowiedz

Lucyna Listopad 24, 2017 o 06:46

Odpowiedź 🙂

Miejsce: województwo warmińsko-mazurskie, plaża nad jeziorem.

Wiek: ok. 12 lat.

Okoliczności: podczas beztroskich chwil na plaży, do zabawy dołączyli wczasowicze z Niemiec. Na początku znajomości komunikowaliśmy się za pomocą rysunków na pisaku.

Ten moment: pewnego razu tak się zasiedzieliśmy, że zrobiło się ciemno, rysowanie siłą rzeczy odpadało. Nie uczyłam się wcześniej języka niemieckiego, więc spróbowałam odezwać się w języku (poza ojczystym) mi bliskim i powiedziałam: „home” oraz „come back”.

Puenta: uświadomiłam sobie, że z wielu sytuacji można wybrnąć, wystarczy przełamać strach. Może ominąć cię nawet kara za późne wracanie do domu 🙂

PS. No przecież jest „zwięźle, jak najzwięźlej się da” cytując Panią Arlenę !

Odpowiedz

Magdalena Listopad 24, 2017 o 08:22

W szkole jak i na studiach rozmawiałam po angielsku tylko wtedy, kiedy musiałam wiec bardzo rzadko, po prostu się bałam, że źle mówię. Wszystko zmieniło się wtedy, gdy zaczęłam pracować i wśród moich klientów były też osoby anglojęzyczne. Był strach, ale… Jak tu się nie odezwać i porozmawiać z osobą, która wita Cię uśmiechem i serdecznością? Bardzo mnie to „otworzyło” i się przełamałam z rozmawianiem po angielsku i to z uśmiechem na twarzy 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 24, 2017 o 08:56

To było jeszcze w czasach, kiedy pracowałem na infolinii wyszukując i udzielając informacji o różnych firmach/usługach. Moja żona, a wtedy jeszcze koleżanka 😉 mając angielski opanowany do perfekcji zrobiła mi dowcip. Zadzwoniła i zaczęła zadawać pytania po angielsku jak dotrzeć pod konkretny adres a ja sparaliżowany ledwie wydukałem, że najłatwiej to wziąć taksówkę 😉 I jakoś to później poszło 😉

Odpowiedz

Łukasz Listopad 24, 2017 o 09:03

Kiedy uświadomiłem sobie, że język wykorzystuję do komunikacji. A ludzie z którymi się komunikuję (w przeciwieństwie do szkolnych „rozmów”) nie skupiają się na wynajdywaniu błędów i ocenie mojej biegłości, tylko na zrozumieniu komunikatu.

Odpowiedz

Tomek Listopad 24, 2017 o 09:08

Kiedy zanurzyłem się w języku angielskim. Literatura na studia – po angielsku. Filmy na YT po angielsku. Wiadomości, oraz wikipedia – po angielsku. Angielskie podcasty, filmy, seriale.
Sprawiło, że czasem łapałem się np. pod prysznicem że myślę po angielsku 😀

Odpowiedz

Paula Listopad 24, 2017 o 09:41

Czołem! O jaaa, ale macie komentarzy do przeczytania! 🙂

No więc ja powiem, że nie wiem czy tak na prawdę przestałam się bać mówić po angielsku. Mam styczność z językiem od praktycznie 8 roku życia, kiedy wyjechałam z rodzicami do Stanów. Od tego czasu (czyli przez około 22 lata) jestem tam co roku, dodatkowo rodzice wysyłali mnie na dodatkowe lekcje angielskiego. Myślę, że brak strachu przychodzi wraz z częstszym używaniem języka. Będąc w Stanach przez rok i tam pracując, a tym samym mając kontakt z językiem zaczynasz się z nim oswajać i lubić, a nawet myśleć po angielsku. Po powrocie do Polski nie używam angielskiego na co dzień. Owszem czytam książki/ oglądam YT Po Cudzemu, filmy, seriale itd. Ale nadal lecąc po roku przerwy do Stanów mam cykora w środku, bo brakuje mi słów (często nie z niewiedzy, ale ze stresu przed użyciem języka). Także myślę, że kluczem jest właśnie jak najczęstsze używanie języka w rozmowie, choćby z przyjaciółką, mężem.
Jeśli wygram, książkę podaruję rodzicom, którzy mieszkają za granicą i cały czas się „cykają” z używaniem języka i przymierzają do konkretnej nauki.
Serdeczności, Paula : )

Odpowiedz

Mariusz Listopad 24, 2017 o 09:57

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Życie i praca w Anglii. Wiem: odpowiedź może mało oryginalna, ale prawdziwa.
Przebywanie na co dzień z w towarzystwie native speakers jednak robi swoje i po prostu zmusza do tego, żeby mówić. Moje przełamanie nie nastąpiło też z dnia na dzień. Był to bardziej stopniowy proces, który zajął trochę czasu.

Odpowiedz

Bogusław Listopad 24, 2017 o 10:01

Zawsze gdy oglądałem „Ulicę sezamkową” czy „Muzzy in Gondoland” chciałem mówić po angielsku. Pamiętam dwie sytuacje gdy miałem kontakt z obcokrajowcami i nie mogłem sformułować prostego zdania po angielsku aby im wskazać drogę lub jakkolwiek inaczej odpowiedzieć. Dopiero gdy wyjechałem do Holandii gdzie pracowałem w międzynarodowym towarzystwie pomału się przełamałem i zacząłem mówić, nawet pomimo demotywacji ze strony osób które biegle władały tym językiem. Dzięki temu poznałem wiele ciekawych osób z różnych krajów z którymi mam kontakt do tej pory.

Odpowiedz

Aleksander Listopad 24, 2017 o 10:11

Ja tu nie wymyślę nic twórczego ;]. Przede wszystkim wyjazdy w celu zwiedzenia kraju/miasta/miejsca i chęć poznania nowych ludzi ich kultury, zwyczajów, kuchni i jak żyją. I tu wtedy przydaje się język jak się nie zapytasz to się nie dowiesz, że za rogiem jest najlepsza kawiarnia, restauracja czy wyjątkowe miejsce, bo z przewodników wszystkiego się nie dowiemy. Nic nam nie zastąpi kontakt z lokalną ludnością nawet setki przeglądniętych blogów, przewodników czy filmów. Zresztą w życiu jedną z najważniejszych, rzeczy jest dialog między ludźmi.
Pozdrawiam Aleksander.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 24, 2017 o 10:22

To miał być wyjazd roku. Izrael, kwiecień, kilku fajnych ludzi. Po kilkudniowym zwiedzaniu głównych atrakcji postanowiliśmy zdobyć twierdze Masada (kolosalna góra na środku pustyni). Schodząc z niej w sandałach poślizgnęłam się na kamienistej ścieżce. Nie raz i nie dwa. Ale za trzecim razem było to tak niefortunnie, ze kostka spuchła jak wielki balon w ciągu kilku minut. Oto lista osób, które trzeba było poprosić o pomoc: sanitariusze na miejscu, kierowca autobusu, pani z recepcji w Jerozolimie, obcy człowiek w poczekalni, kierowca taksówki, pani w barze falafeli, właściciel hostelu, kolejny taksówkarz, lekarz i pan z Roentgena w Betlejem. Język polski nie należy do najpopularniejszych w Izraelu. Fajnie, ze życie stawia nam wyzwania.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 24, 2017 o 10:28

Nie jestem pewna czy się kwalifikuje do konkursy, ale:
Bardzo trudno było mi wyrazić co czuję po polsku. Rozmawianie po angielsku okazało się terapeutyczne. Pomogło mi to się zdystansować i dużo łatwiej szło mi wyrażanie uczuć. Pozwoliło mi to lepiej zrozumieć co czuję.

Odpowiedz

Katrin Listopad 24, 2017 o 10:42

Więcej niż 3 zdania, o które Arlena prosiła w podcaście, ale za to streściłam wszystko w 3 punktach.
Pomogły mi trzy rzeczy:
1. Trafiłam na angielskim w nowym liceum do bardzo, bardzo dobrej grupy, na za wysokim poziomie. Bałam się mówić jak jasna cholera, bo co oni w tej grupie sobie o mnie pomyślą? Okazało się, że moja koleżanka z ławki zupełnie nie przejmuje się tym, jak ja mówię. Pozwalała mi tworzyć moje zdania, wtrącała tylko czasem „I can agree with you” 😉 I nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam się bać.
2. Oglądanie anglojęzycznych seriali z napisami – najpierw z polskimi, potem angielskimi napisami.
3. Piosenki! Słuchałam piosenek po angielsku i jednocześnie czytałam teksty, a to pomagało w poprawnej wymowie. O tym mało kto mówi, a to pomogło mi najbardziej.
Zadziałało wszytko jednocześnie – to był zmasowany atak 🙂

Odpowiedz

Klaudia Listopad 24, 2017 o 11:08

ĶONIECZNOŚĆ sprawiła, że przełamałam swoją barierę w mówieniu po angielsku. Dotychczas w pracy ‚ślizgałam’ się, gdy trzeba było rozmawiać po angielsku; proponowałam rozwiązanie sprawy mailowo albo pozwalałam, żeby ktoś inny przejął inicjatywę. Jednak pewnego razu klient poprosił o wyjaśnienie kilku spraw telefonicznie, a nikt inny nie był dostatecznie zaznajomiony z tematem.. Szłam jak na ścięcie, ale ostatecznie okazało sie, że rozmowa się ‚klei’ i jest sympatycznie i co najważniejsze – był to dla mnie ogromny zastrzyk pewności siebie 😉

Odpowiedz

Pawel Listopad 24, 2017 o 11:24

Jak przestalem sie bac mowic po angielsku?

Niestety jeszcze nie zaczalem sie bac. Tak mi sie losy szkolne potoczyly, ze nie mialem ani 1 lekcji angielskiego w szkole 🙂
Dopiero na studiach zaczalem chodzic na kurs, ale to byl tylko krotki epizod. Po roku przestalem. Forma zajec mi nie odpowiadala. Potem doszly inne obowiazki, praca itd.
Mysle, ze z Twoja ksiazka nauka byla by duzo przyjemniejsza.

P.S. Tak, tak. po cichu licze na nagrode 🙂

Odpowiedz

Marzena Listopad 24, 2017 o 11:50

To było jakieś 6 lat temu. Pierwsza praca, dział handlowy firmy produkcyjnej, ciągła niepewność w rozmowach telefonicznych w języku obcym. Wtedy już byłam pracoholikiem. W niedzielne popołudnie złapał mnie ostry ból brzucha, który skończył się umieszczeniem na oddziale chirurgicznym z podejrzeniem zapalenia wyrostka. W mojej głowie było sto myśli na sekundę: co teraz, jak ja przekażę obowiązki koleżance? Mąż zaprotestował przeciwko mojemu pomysłowi przywiezienia laptopa do szpitala. Został mi tylko firmowy telefon. Pamiętam jak na korytarzu prowadziłam długie rozmowy z klientami po angielsku. Świadkiem jednej z nich był młody chirurg, który przez kilka lat uczył się chirurgii w Stanach Zjednoczonych. Zaczepił mnie, mówiąc: Gdzie uczyła się Pani angielskiego? Ma Pani świetną wymowę! Od tego momentu dostałam skrzydeł, musiałam to usłyszeć od obcego człowieka, żeby uwierzyć, że mój angielski jest naprawdę dobry!

Odpowiedz

Janek Listopad 24, 2017 o 11:57

Witam Pani Arleno 🙂
Przełamałem bariery kiedy pojawiła się możliwość wyjazdu do mojej Cioci, która mieszka w Londynie. Chęć podróży tam była takim moim konikiem napędowym by się otworzyć i zacząć mówić po angielsku, szczególnie, że dzieci i mąż Cioci nie mówią po polsku. Zapisałem się na prywatne zajęcia do Pani Magdy, która pokazała mi jak mówić po angielsku przez co się otworzyłem i nabrałem pewności siebie.
Gorąco pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Anna Listopad 24, 2017 o 12:07

Uczę się angielskiego od przedszkola, podstawówka, gimnazjum i liceum – dodatkowo język niemiecki (dziś nie używam i wątpię bym była w stanie komunikować się w tym języku). Klasa językowa zobowiązywała. Dodatkowe lekcje języka angielskiego w szkole językowej również były przydatne. Początkowo chętnie używałam angielskiego, oglądałam filmy i seriale, po pewnym czasie także bez napisów, rozmawiałam również całkiem swobodnie z nauczycielami i rówieśnikami w tym języku. Niby wszystko super, ale nie do końca tak było. Pod koniec 2 klasy liceum na wycieczce szkolnej w Budapeszcie wraz z 2 koleżankami, w czasie wolnym pobłądziłyśmy za nadto oddalając się od Bazyliki św. Stefana, a za 10 minut należało być na zbiórce. Zostałam wytypowana do zaczepienia jakiegoś młodego, a wiec potencjalnie mówiącego po angielsku przechodnia, by spytać o drogę. Uważałam, że dobrze mówię po angielsku, więc podjęłam się tego zadania. Jak się okazało kompletnie nie rozumiałam akcentu w jakim mój interlokutor się wysławiał, ja także przy okazji popełniłam kilka błędów w wymowie i użyciu słów. Zostałam zjedzona przez stres. Moja czerwona twarz wyrażała więcej niż 1000 słów. Nie uszło to uwadze moich koleżanek. Musiałyśmy wziąć taksówkę, z postoju obok, ponieważ żadna z nich nie miała ochoty sprawdzać swoich sił. Okazało się, że byłyśmy bardzo blisko celu, ale taksówkarz przewiózł nas przez pół miasta. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. To był fatalny wyjazd. Nie obyło się od docinków. Myślałam, że już nigdy nie odezwę się po angielsku. Ale z pomocą przyszedł mi mój kochany tata, który w tym czasie pracował w Londynie i zaprosił mnie do siebie na wakacje. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona do pomysłu odwiedzenia go. Po usilnych naleganiach uległam. Mój tatko nie byłby sobą gdyby nie zechciał mnie wrzucić od razu na głęboką wodę. Po dwóch dniach zwiedzania powiedział mi, że ma dla mnie pracę. Kobieta u której pracował potrzebowała sprzątaczki. Płaciła bardzo dobrze. Zgodziłam się. Musiałam dojechać na drugi koniec Londynu, by dotrzeć do pracy. Byłam nieustannie otoczona językiem, wszędzie go słyszałam i widziałam, sama jednak czując strach przed mówieniem. Pani Wickfol miała około 55 lat i była przemiłą kobietą, odpowiadałam jej półsłówkami. Wyraźnie chciała odbyć ze mną dłuższą rozmowę, broniła się przed tym rękami i nogami. Po tygodniu gdy doprowadziłam dom do porządku miałam otrzymać tygodniówkę. Upragnione zakupy były na wyciągnięcie ręki. Zdziwiłam się gdy, Pani Wickfol kazał mi usiąść i zaczęła pytać, czy chciałabym podjąć pracę u jej koleżanek, gdyż jest ze mnie zadowolona. Przy czym w zamian mam opowiedzieć jej historię swojego życia. Pojawił się charakterystyczny „burak” na twarzy. Bardzo nie chciałam, bałam się i to nie na żarty. Ale po chwili uświadomiłam sobie, że dam radę i w miarę rozkręcania się czułam się pewniej. Po skończeniu historii dostałam swoją wypłatę i udałam się do domu lekko oszołomiona. Zrozumiałam, że nie mogę się zamykać na kontakt z innymi ludźmi, zwłaszcza w języku angielskim i w takim wspaniałym miejscu w jakim byłam. Bardzo mocno uściskałam tatę po powrocie do domu. W te wakacje pracował jeszcze przez 6 tygodni, później tydzień nad morze. Dziś pracuję w międzynarodowej korporacji, gdzie podstawą jest komunikacja w języku angielskim. To przełamanie było dla mnie kluczowym zwrotem w moim życiu, dzięki niemu jestem tym kim jestem i gdzie jestem.

Odpowiedz

Rafal Listopad 24, 2017 o 12:18

Sporo różnych historii 🙂
Ja przestałem bać się mówić na lotnisku w Wiedniu (a właściwie w okienku informacji), gdzie miałem przesiadkę na samolot na Maltę, a gdzie jechałem nomen omen na kurs językowy. Paradoks sprawił, że samolot którym przyleciałem do Wiednia spóżnił się, co zaowocowało tym, że nie zdążyłem na kolejny samolot, i miałem przymusowy przystanek do dnia następnego. Ponieważ na lotnisku musiałem ustalić wszelkie szczegóły, dotyczące bagażu który poleciał dalej, hotelu, oraz kontaktu z opiekunem na Malcie (częściowo na migi, a częściowo dzięki ubogiemu zasobowi słów) , otrzymałem „przyśpieszony” kurs angielskiego. To była trauma, ale dziś to dobrze wspominam, bo mnie ta sytuacja przełamała

Odpowiedz

aulik Listopad 24, 2017 o 12:22

Zaczęłam mówić (nie zupełnie bez strachu) kiedy moja córka rozpoczęła naukę języka angielskiego. Pierwsze moje zdanie swobodnie wypowiadane co rano, to: What’s the weather like today, baby? :)))

Cudny i mądry wywiad.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Jacek Listopad 24, 2017 o 12:33

Po maturze chciałem podjąć studia w UK. Temat upadł ponieważ nie czułem się pewnie jeżeli chodzi o mój język, zwłaszcza jeżeli miałem coś powiedzieć w obecności osób których nie znałem. Po kilku latach, trafiłem do Irlandii i zacząłem studia doktoranckie pomimo braku wymaganych certyfikatów językowych – pamiętam że podczas mojej rozmowy wstępnej z moim promotorem jedyne o co się martwiłem i spytałem o to kilka razy to czy mój angielski jest wystarczający i że ja nie mam papierka… Widać był wystarczający. Wiedziałem że będę musiał prowadzić zajęcia ale i tak nie wiedziałem czy sobie z tym poradzę. Byłem pewny swojej wiedzy ale nie tego czy mnie zrozumieją.
Mój strach przed mówieniem zniknął po tym jak trzy dni przed rozpoczęciem semestru zostałem postawiony przez faktem dokonanym – zamiast zajęć w małych grupach miałem zastąpić wykładowcę i przeprowadzić wykład dla kilkudziesięciu osób. Było to moje pierwsze doświadczenie kiedy musiałem publicznie coś mówić po cudzemu.

Przeżyłem. Dramy nie było. Co prawda stres spowodował że dwugodzinny wykład skończyłem w 30 minut ale na to nikt nie narzekał. 🙂 Po tej sytuacji, prowadzenie kilkunastu godzin zajęć w tygodniu nie było już dla mnie problemem.

Odpowiedz

Kasia Listopad 24, 2017 o 12:36

Witam!
Tak naprawdę przestałam się bać mówić po angielsku po tym jak wyjechałam na wymianę studencką Erasmus na Maderę (Portugalia). Nie było innej opcji- albo mówisz po angielsku albo się nie dogadasz. Początki były ciężkie, mimo że wydawało mi się, że umiem mówić biegle po angielsku. Po pewnym czasie przestałam stresować się tym, że mój przekaz może być nie do końca poprawny gramatycznie, przecież najważniejsze było to, żeby przekazać treść. A radość z tego, że druga osoba rozumiała i wywiązywała się z tego fajna konwersacja- nie do opisania! Polecam wszystkim wyjazdy zagraniczne, teraz nie mam najmniejszych problemów z komunikacją.
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Paweł Listopad 24, 2017 o 12:57

Przestałem bać się mówić po angielsku kiedy wyjechałem na Erasmusa. Zamieszkałem wtedy z grupą z Rumunii, którzy świetnie mówili po angielsku i mieli do mnie mnóstwo cierpliwości. Po paru tygodniach rozgadałem się tak, że moi współlokatorzy oniemieli!
Moją radą jest, wyjedź na Erasmusa sam, oraz unikaj Polaków 🙂 Po tym przeżyciu nie ma szans, że jeszcze będziesz się bał angielskiego!

Odpowiedz

Anna Listopad 24, 2017 o 13:02

Pozbyłam się strachu przed mówieniem po angielsku na Erasmusie. W akademiku przydzielono mi pokój w mieszkanu, które dzieliłam z dwoma „lokalsami”. Panowie okazali się strasznymi brudasami, zostawiali śmieci, naczynia, brudne ciuchy również w części wspólnej, nie sprzątali nic a nic. Pewnego dnia znalazłam pleśń rosnącą w najlepsze na stole w kuchni a przy drzwiach wejsciowych dwa wielkie wory śmieci z podejrzaną zawartością. Siła mojej irytacji pokonała strach przed mówieniem po angielsku. Panowie dowiedzieli się co myślę na ten temat, a moje próby ich reformacji trwały do końca mojego pobytu 😉

Odpowiedz

Bogusław Listopad 24, 2017 o 13:13

Niestety jeszcze nie przestałem się bać mówić po angielsku. Po wysłuchaniu wywiadu odkryłem kanał „Po cudzemu” i liczę, że dzięki niemu oraz książce przestanę się bać 🙂 Pozdrawiam Bogusław [email protected]

Odpowiedz

Szyciownik Listopad 24, 2017 o 13:19

Cześć,
U mnie kwestia była dość zabawna, bo wrodzona nieśmiałość nie pozwalała mi rozmawiać z ludźmi, wiec zaczęłam mówić do mojego psa, który okazał się świetnym słuchaczem. I kiedy, ku mojemu zdziwieniu, zaczął po angielsku rozumieć, to przestałam się bać mówić. Od tego czasu mogłam mu wydawac komendy albo „w prawo” albo „go right” i na obie reagował. Zwierzęta są bardzo, bardzo mądre. A ja przestałam sir rozmawiać z ludźmi.
Pozdrawiam,
Kasia

Odpowiedz

Szyciownik Listopad 24, 2017 o 13:20

*A ja przestałam się bać rozmawiać z ludźmi.

Odpowiedz

ASIA Listopad 24, 2017 o 13:38

Hej,
Ja przestałam się stresować podczas komunikacji w języku angielskim na wymianie studenckiej , po prostu chęć poznania nowych ludzi była silniejsza niż bariera językowa;-))) Nikt z nas nie mówił perfekcyjnie (oprócz finki, która wymiatała – co potwierdza, że coś musi być w ich systemie nauczania) a jak chcieliśmy zorganizować jakaś wycieczkę musieliśmy jakoś się dogadać nie wspominając już o konieczności zaliczenia egzaminów;-)…Nikt nikogo nie oceniał, nie krytykował raczej pomagaliśmy sobie nawzajem i to było super.
Pozdrawiam
Asia

Odpowiedz

Boski Seba Listopad 24, 2017 o 14:16

Wyjeżdżając do Irlandii sytuacja mnie do tego zmusiła. Zwięźle 😀

Odpowiedz

Dagmara Listopad 24, 2017 o 14:18

U mnie ten proces był dosyć powolny. W pierwszych krokach pomogła mi moja nauczycielka z 3 klasy liceum.Zawsze byłam nieśmiała na lekcjach ( nie tylko na angielskim ) i nawet jak znałam odpowiedź to raczej się nie zgłaszałam. Dopiero pani nauczycielka chwaląc mnie na forum klasy za każdym razem jak powiedziałam coś dobrze ( chwialiła nie tylko mnie oczywiście) zachęcała mnie do dalszych prób.Kilka razy to nawet ja poprawiałam nauczycielkę z czego byłam dumna przez pół dnia 🙂
Drugim krokiem było chyba zrozumnienie,że w 99% przypadków osoba z którą rozmawiam po angielsku ( i która nie jest Polakiem ) nie umie powiedzieć po polsku połowy tego co ja potrafię po angielsku.Może to trochę brzmieć jakbym się wywyższała,ale chodzi mi o fakt,że jak poświęciłam czas,aby nauczyć się czyjegoś języka.Poza tym jeśli jakiś cudzoziemiec zaczyna mówić po polsku,to się z niego nie śmiejesz,prawda? 🙂
Kolejny krok był samoobserwacją siebie.Tego jak wciąż jestem lepsza i czuję się pewniej w tym języku.Jak zauważałam – Hej,miesiąc temu jeszcze tego nie wiedziałam.O,pamiętam jak zawsze miałam z tym problem,a teraz jest to dla mnie proste! itp…
Sporo też zawdzięczam swojej rodzinie – zauważyłam,że coraz więcej się pytają o mój angielski.Czasem zapytają się co coś znaczy,brat czasem porosi o pomoc.Jestem takim mini tłumaczem w rodzinie.:) To motywuje.
Warto też wspomnieć o serialach.Uwielbiam je oglądać ( oczywiście po angielsku ).Niektóre frazy mówię już z aktorami :). Dzięki temu wiem,że to zdanie jest na 100% poprawne,więc nie mam się czego bać.

Odpowiedz

Marcin Listopad 24, 2017 o 14:31

Podczas „Work and Travel” w stanach pracowałem jako kelner w znanym hotelu, coś czego wczesniej nigdy nie robiłem. Musialem opanować trzesace sie rece, pamietac o etykiecie i jeszcze rozsznurowac jezyk.
W pierwszym miesiacu mialem okacje obslugiwac Larrego Kinga, po tym obiedzie pomyslalem ze chyba jest dobrze i nie powinienem sie stresowac ! Od tego mementu bylo juz z gorki !

Odpowiedz

Piotr Listopad 24, 2017 o 14:32

Moja historia jest prosta – przestałem się bać używać angielskiego gdy usłyszałem jak niegramatycznie ludzie mówią w Anglii. Wcześniej zdawało mi się, że będę postrzegany jak niedorozwój gdy nie zastosuję odpowiedniego do sytuacji czasu, a na miejscu się okazało, że takie umiejętności mają tylko tz. „posh”, a reszta społeczeństwa mówi uproszczonym angielskim z ogromnym wpływem amerykanizmów.

Odpowiedz

Pete Listopad 24, 2017 o 14:32

I’ll try to answer the competition question in English.
My fear to speak English came to an end the moment I met The Grand Woman while being abroad. You know, I fell for Her immediately. I always used to be a shy person, especially while using my English orally. She spoke only her mother tongue and… English. Suddenly, in a flash, my concern for speaking English disappeared! What’s more, her sophisticated language did impress me so much that I dreamt of being able to communicate with My Lady as perfectly as She did. I was improving my speaking skills bit by bit – also thru meeting Her every day. Now… we have been married for 4 years and have a 14-month-old boy. Awesome story, isn’t it?

Odpowiedz

Sebastian Listopad 24, 2017 o 14:38

Kiedyś przez grę internetową poznałem Serba, zaproponował wspólną grę, pózniej rozmowę przez skype, na początku podchodziłem sceptycznie do tego, bo nie czułem się pewnie w angielskim, nie wiedziałem czy mnie zrozumie, ale w końcu się zgodziłem i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawiamy ze sobą przez skype do dziś (a minęły 3 lata), a nawet okazało się ,że ma rodzinę w Polsce i rok temu przyjechał do Warszawy i się spotkaliśmy. Tak oto przełamałem się mówić po angielsku 🙂

Odpowiedz

Anna Listopad 24, 2017 o 14:38

Mój strach przed mówieniem po angielsku nigdy nie był na tyle silny, żebym powstrzymywała się przed używaniem tego języka, może przez wzgląd na bardzo wczesne rozpoczęcie nauki. Jednak naprawdę pewnie poczułam się w nim dopiero po sytuacjach, które zupełnie niespodziewanie wydarzyły się w moim życiu (jak np. tłumaczenie rozmowy o wózkach widłowych w trakcie telefonicznego połączenia z Holandią). Poradziwszy sobie z kilkunastoma tego typu wyzwaniami poczułam, że wstydu i strachu przed używaniem angielskiego we mnie nie ma :).

Odpowiedz

Dagmara Listopad 24, 2017 o 14:41

Tak w skrócie to po prostu fakt,że to ja umiem czyjś język.Nie jest to mój naturalny język,więc mam prawo popełniać błędy.

Odpowiedz

Ula Listopad 24, 2017 o 14:44

Mieszkam z dala od szlaków turystycznych i nie mam zbyt dużo możliwości odświeżenia języka. Upłynęło też trochą czasu od nauki w szkole. Moja córa jakiś czas temu zapowiedziała, że na święta przyjedzie z długoletnią sympatią (anglojęzyczną!!). Przygotowałam sobie kilka frazesów : Welcome, Nice to meet you, What think about, What do you like, prefer… i poszło. Była świetna zabawa (i zrozumienie!), nadal jest! Są śmieszne sytuacje a spotykamy się średnio cztery razy w roku. Chłopak ma na imię George, a ja zwróciłam się do niego używając nazwy państwa……

Odpowiedz

Ev Listopad 24, 2017 o 15:00

A ja odpowiem przewrotnie na zadane pytanie lecz zgodnie z prawdą (niestety dla mnie). Co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku?
Niestety ten moment jeszcze nie nastąpił, a bardzo na niego liczę, oj bardzo liczę ponieważ moje 3 przyjaciółki mają swoich mężczyzn, którzy są obcokrajowcami i posługują się tylko językiem angielskim i ja unikam kontaktu z nimi jak ognia. Po prostu staram się spotykać z samymi przyjaciółkami bez ich połówek. Jest to bardzo męczące, bo chciałabym ich bliżej poznać. Od niecałego roku uczę się języka angielskiego lecz świadomość tego, że jeszcze wiele nie potrafię i że nie zbuduję zdania poprawnie gramatycznie – skutecznie mnie blokuje. Dlatego robię wszystko co w mojej mocy, żeby móc niedługo wypowiedzieć zdanie: słuchaj, wiesz co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku? I tu następuje moja historia…
Pozdrawiam, Ev

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 24, 2017 o 15:24

W zeszłym miesiącu po raz pierwszy przestałam się bać mówić po angielsku!
Od prawie roku uczę się języka hiszpańskiego i poznałam chłopaka z Meksyku, który mi w tym pomaga. Początkowo tylko pisaliśmy po angielsku bo bardzo bałam się z nim rozmawiać… ale ostatecznie się zgodziłam i okazało się że nie jest aż tak źle – teraz jesteśmy przyjaciółmi i codziennie rozmawiamy 😉

Odpowiedz

Jakub Listopad 24, 2017 o 15:47

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy kupiłem zaczarowane buty, które dały mi + 10 do śmiałości .

Przestałem się bać, gdy doszedłem do wniosku że skoro niektórzy w swoim ojczystym języku plotą takie bzdury i się nie wstydzą, to ja nie mam się czego wstydzić po angielsku

Odpowiedz

Patrycja Listopad 24, 2017 o 15:51

Nie lubiłam nigdy mówić po angielsku, głównie dlatego, że nie potrafiłam rozumieć ze słuchu. Podziwiałam swoich kolegów i koleżanki w klasie, że są w stanie zrozumieć film albo krótkie nagranie. Zwłaszcza akcent brytyjski był dla mnie kompletnie nieczytelny. Trudno jest rozmawiać, kiedy niczego się nie rozumie… Wszystko zmieniło się, gdy poszłam na studia. Znajoma powiedziała mi, że po prostu muszę się osłuchać i zaproponowała, żebym przesłuchała sobie proste audiobooki – najlepiej takich książek, które już dobrze znam. Wtedy postanowiłam przesłuchać Harry’ego Pottera, na próbę. Nie nastawiałam się na wiele. Ku mojemu zdziwieniu strasznie się wciągnęłam, przesłuchałam wszystkie siedem tomów i choć na początku było ciężko, diametralnie zmienił się mój stosunek do angielskiego. Zaczęłam więcej rozumieć, poprawiła się też moja wymowa – od tamtej pory używam angielskiego z przyjemnością. 🙂 Nie wstydzę się, nawet gdy popełniam błędy – piękno i melodyjność tego języka wynagradzają mi wszystkie niezręczne momenty. To była naprawdę magiczna metamorfoza!

Odpowiedz

Joanna Listopad 24, 2017 o 16:32

zamieszkałam w Anglii ;), a tak na poważnie miałam duże opory. Że źle wymawiam, że pomylę słowa. Tym bardziej, że mój mąż mówi bardzo dobrze po angielsku. Przełamałam się gdy usłyszałam jak mówią osoby, które spędziły w tym kraju kilka lat, a nie potrafiły skleić jednego zdania. Naszła mnie wtedy myśl „jak oni potrafi takim marnym angielskim się dogadać to czemu ja nie miałabym dać rady sobie?”

Odpowiedz

Aśka Listopad 24, 2017 o 16:37

No właśnie nie przestałam do tej pory 😑 mogę napisać kiedy się mnie boję mówić po angielsku: kiedy w pobliżu nie ma znajomych z dwóch powodów: nie muszę się wstydzić mojej łamanej angielszczyzny ale też jestem wtedy zmuszona do mówienia, bo nikt że znajomych mnie w tym nie wyręczy 😶

Odpowiedz

Wojtek Listopad 24, 2017 o 16:37

Ja przestałem bać się mówić po angielsku na wyjeździe wakacyjnym do Hiszpanii. Mój poziom języka był wtedy co najmniej na zadowalającym poziomie, jednak mimo wszystko czułem irracjonalne strach przed mówieniem z powodu częstego zacinania się, co dodatkowo powodowało ogromną nieśmiałość i całkowite zawstydzenie. Jednak pewnego wieczoru podczas pobytu w klubie z przyjaciółmi i wypiciu paru głębszych zauważyłem piękną dziewczynę tańczącą na parkiecie. Jej uroda tak mną wstrząsnęła, że po prostu nie mogłem przestać się w nią wpatrywać. Zacząłem wtedy intensywnie myśleć co zrobić i jak nawiązać jakiś kontakt, co zaczęło mnie strasznie przytłaczać, „ale jak, tak po prostu do niej podejść? Przecież zaraz się zatnę i spalę buraka” myślałem sobie. Po wypiciu kilku kolejnych kolejek i dłuższej chwili użalania się nad sobą nadarzyła się jednak ta chwila, w której wzniosłem się na jak dotąd nieosiągalne wyżyny swojej pewności siebie nie tylko pod kątem językowym. Podeszła ona do baru i stanęła obok mnie po czym złożyła zamówienie, „teraz albo nigdy pomyślałem, f**k it!”. Podszedłem z nieśmiałym uśmiechem i bardzo skupiając się na jak najdokładniejszej wymowie i płynności wypowiedzi przedstawiłem się i „zacząłem gadkę”. Po chwili mojej wypowiedzi z której byłem niezmiernie dumny, i wpatrywania się sobie w oczy ze szczerym zainteresowaniem moja wybranka powiedziała tylko „Not speak English, I very shy” i odeszła. Wstrząsnęło mną to niesamowicie, przez moment czułem się jakbym dostał żelazkiem w głowie, jednak po chwili wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem. Ta cała groteskowa sytuacja nauczyła mnie, że nie ma co czuć strachu przed mówieniem w innym języku, gdyż jest to tylko droga do czegoś większego – porozumienia z kimś, kto choć żyje na tej samej Ziemi, czasem jest prawie jak z innego świata. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 24, 2017 o 16:47

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”
Może zacznę od tego, że tak w 100% to jeszcze nie przestałam się bać, ale na pewno w mniejszym stopniu się boję niż kiedyś, a to zdecydowanie jest jakiś postęp 😉 2 lata temu byłam na praktykach studenckich w Bośni i Hercegowinie, na które każdy przyjechał z innego kraju. Angielski moich nowych znajomych na pewno nie był idealny, czasami zapomnieli jakiegoś słowa, innym razem gramatyka miała się nijak do rzeczywistego przekazu. Pomimo to mówili bez oporów. Pomyślałam sobie, dlaczego mam się bać z nimi rozmawiać i zamykać na nowe międzynarodowe znajomości. Nikt mi nie miał za złe, że powiedziałam coś z błędną wymową, niepoprawnie gramatycznie czy po prostu pomogłam sobie gestykulacją. Czasami po prostu było zabawnie 😀 Strachy trzeba przełamywać, bo później okazuje się, że to były strachy na lachy 😉

Odpowiedz

Michalina Listopad 24, 2017 o 17:00

Postanowiłam rzucić się na głęboką wodę. Podjęłam decyzję o wyjeździe za granicę na wymianę studencką z programu Erasmus. Pomyślałam, że skoro nie jestem w stanie przełamać swojej bariery w Polsce, muszę zmienić otoczenie. Problem zniknął już w pierwszy dzień, kiedy moja 30 kilogramowa walizka i ja, zgubiłyśmy się w obcym kraju 🙂

Pozdrawiam wszystkich odważnych ludzi! Nie bójmy się podejmować decyzji i stawiać sobie wyzwań 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 24, 2017 o 17:05

Angielskiego uczyłam się od wczesnej podstawówki, więc podstawowe zwroty, kolory itd. miałam wyryte na blachę, bo to się co roku od nowa powtarzało w szkole… Później zaczęłam brać korepetycje i choć miałam fantastyczną nauczycielkę, to jednak rozmowa jeden na jeden z polką, która zawsze mnie zrozumie, nie była dla mnie wystarczająco motywująca.
Poszłam na studia filologiczne [nie był to język angielski], bo lubię mówić, a fajnie mówić w wielu językach [zwiększa się grupa docelowe] 😉 Brałam udział w projektach międzynarodowych, no i trzeba było się dogadać i tak coś mówiłam, bez większej świadomości jak i co, aż wreszcie…
PRZESTAŁAM SIĘ BAC MÓWIĆ PO ANGIELSKU, gdy wyjechałam na roczny wolontariat do Grecji. Żyjąc razem z wolontariuszami z całej Europy, po prostu do mnie dotarło, że jedynym językiem, w którym będę zrozumiała jest angielski. Musiałam nauczyć się wyrażać uczucia, opisywać potrzeby czy codzienne czynności. Bez względu na to czy chciało mi się siku i chciałam, żeby ktoś wyszedł z toalety, czy się zakochałam, i chciałam się zwierzyć przyjaciółce MUSIAŁAM TO POWIEDZIEĆ PO ANGIELSKU… Potrzeba matką wynalazku 😉
Język angielski stał się dla mnie naturalny jak język polski, choć na pewno mówiłam i mówię z błędami, to nie boję się, bo w języku najważniejsza jest KOMUNIKACJA [wryłam sobie to w głowę, więc się po angielskiemu komunikuję bez strachu 😀 ]

Pozdrawiam 😀

Odpowiedz

Marek Listopad 24, 2017 o 17:09

Wyśmienity podcast!
Nawiązując do konkursu, mam swoją bardzo ciekawą przygodę, która w znacznej cześć pozwoliła mi na przełamanie barier w rozmawianiu po angielsku.
Coś tam po angielsku umiem powiedzieć i zapytać, ale niestety nie jest to płynne, ani pewnie poprawne gramatycznie. Codziennie w pracy zdaję krótki raport co robiłem dnia poprzedniego. Są to 2-3 zdania, prawie tej samej konstrukcji i tak w kółko.
Teraz konkretnie, 3 miesiące temu firma wysłała mnie na konferencje, gdzie połowa prelekcji była po polsku, a druga po angielsku. Chodziłem na zmianę, chodź te po angielsku rozumiałem tylko w kilku procentach 😀 ale chciałem się osłuchać angielskiego. Jak to na takiej konferencji firmy wystawiły swoje stanowiska i zachęcały do podjęcia pracy u nich i pewna taka firma mi się spodobała.
Jestem już trzeci dzień na konferencji, a był to ostatni dzień, a więc postanowiłem skorzystać z dóbr miejsca w którym miejscem, tak więc poszedłem na basen.
Na basenie pusto, ale widzę pewną Panią w jazuzzi i skojarzyłem ją, że reprezentowała ona pewną polską firmę, a więc sobie myśle jest szansa coś pogadać i dowiedzieć się coś więcej.
Wchodzę do jacuzzi, relaksuje się i na twardziela zagaduję do niej po polsku, a tutaj SZOK. Pomyliłem Panią, która powiedziała, że nie zna polskiego, a zna angielski i grecki… To ja już taki przestraszony, myślę, że chyba trzeba stąd wychodzić, ale przemyślałem sprawę i wyklepałem kilka prostych zwrotów po angielsku.
No i tak się to zaczęło, kilka zwrotów przedłużyło się do ponad 2h rozmowy po angielsku, nawet nie wiedziałem, że potrafię tyle mówić o rożnych rzeczach.
Zafascynowany swoimi umiejętnościami, że jednak potrafiłem rozmawiać, rozpocząłem naukę na własną rękę i tak od 3 miesięcy próbuje doszkalać swój angielski.
Tak to trafiłem na kanał „Po Cudzemu” i systematycznie czekam na nowe materiały od Pani Arleny, którą pozdrawiam za kawał dobrej roboty! 🙂
Ostatnim czasem, a dokładniej 2 tygodnie temu miałem swoją pierszą rozmowę rekrutacyjną po angielsku i wyszła całkiem niezłe jak patrzę na swoje umiejętności kilka miesięcy wstecz, ale niestety rekruterka powiedziała, że muszę jeszcze ćwiczyć 🙁
Także, nie zniechęcam się i ćwiczę dalej, a taki prezencik były dla mnie bardzo satysfakcjonujący 🙂

Odpowiedz

Adam Listopad 24, 2017 o 17:10

Co sprawiło że przestałem się bać mówić po angielsku?
postawiłem się pod ścianą i nie miałem innego wyjścia.
Angielskiego uczyłem się w szkole podstawowej i średniej, chodziłem na jakieś prywatne kursy – coś tam się mówiło ale egzaminy głównie były ze słówek i z gramatyki. Potrzebowałem się nauczyć mówić więc pojechałem do szkoły na 2 tygodnie na Maltę i okazało się że potrafię się skomunikować z ludźmi z całego świata po angielsku. Po powrocie poszedłem za ciosem i pojechałem do Australii całkowicie sam, na 4 miesiące – na początku wspomagałem się słownikiem w telefonie (najtrudniej było kupić wapno do picia, coś z wymową się nie zgadzało :O) ale po kilku tygodniach strach zniknął, a pewność siebie rosła. Do perfekcji mi daleko ale jak trzeba to dam radę :O) :OD

Odpowiedz

Stanisław Listopad 24, 2017 o 17:31

Dziadkowie mieszkają od lat w USA i słabo mówią o dziwo po angielsku, choć rozumieją wszystko. Nie byli najlepszym przykładem na którym należało opierać się jeżeli chodzi o komunikację w języku angielskim. Na szczęście miałem doskonały przykład ze strony moich rodziców. Mama nim poszedłem do przedszkola pracowała w Madrycie. Nie znając zupełnie języka, zaopatrzona jedynie w odwagę, słownik do hiszpańskiego i kuzynkę, która znalazła jej pracę wyjechała na początku lat 90 do kraju zachodniej europy. Po 5 miesiącach władała bardzo dobrze językiem hiszpańskim. Mimo, iż od finalnego powrotu do kraju minęło już dobre 10 lat to nadal utrzymuje kontakty z przyjaciółkami w Madrycie. Mój ojciec jest również doskonałym przykładem, iż język otwiera wiele dróg. Tata w podobnej sytuacji tylko nieco później i na krócej pojechał do Włoch i tam również się odnalazł. W tym momencie pracuję dla włoskiej spółki, a znajomość języków daje mu możliwość awansu i odwiedzana Włoch w celach zawodowych. Ja pouczony tym doświadczeniem uczyłem się z pasją angielskiego i hiszpańskiego. Bałem się jednak wyśmiania, gdyż słabo mówiłem, mimo bardzo dobrego osłuchania się z tymi językami. Do czasu studiów nie było okazji na większą wymianę myśli w tych językach. Okazja pojawiła się w okresie studiów. Program Erasmus stał się doskonalą sposobnością do wyjazdu do Hiszpanii by studiować po angielsku i przy okazji podszlifować hiszpański. Wykłady po angielsku a kontakty studenckie po hiszpańsku, wprost wymarzona okazja. Nie małym zaskoczeniem było dla mnie, gdy przyszło do obrony pierwszego referatu po miesiącu zajęć. Publiczna obrona przy pełnej sali. Wprost groza i blady strach zajrzały mi głęboko w źrenice. Nie mogłem zawieźć, przygotowałem się i mówiłem jak zahipnotyzowany. Od tego czasu, po burzy oklasków i zbudowaniu swojego pozytywnego wizerunku uważam siebie za osobą umiejącą posługiwać się angielskim, co też chętne czynię przy każdej możliwej okazji. A na marginesie na wymianie studenckiej byłem, przez dwa semestry. Pozostało wiele niezapomnianych wspomnień i wspaniałych kontaktów z ciekawymi ludźmi.

Odpowiedz

Syntia Listopad 24, 2017 o 18:02

Przestałam się bać mówić po angielsku wtedy, kiedy w końcu zrozumiałam, że w życiu wcale nie muszę być perfekcyjna. Życie nie jest czarne albo białe. Wystarczy, że będę po prostu sobą 🙂

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 24, 2017 o 18:03

Kiedy przestalam bać się mowienia po angielsku?
Sytuacja nie ukrywając ma zabarwienie komediodramatu. W wieku nastu lat uczestnicząc w wymianie młodzieży polsko-niemieckiej (niemiecki jakos zawsze byl u mnie językiem wiodącym) wracałam z koleżanką i naszymi partnerkami z wymiany z jednej z wycieczek komunikacją miejską. Cóż trzeba też dodać ze mieszkamy w Krakowie a pech chciał, że wracaliśmy w dzień w którym odbywały się derby dwóch krakowskich klubów i autobus byl pełen skaczących kibiców, grzecznie półszeptem uzgodnilysmy zatem z koleżanką ze bezpieczniej będzie pozostać przy języku angielskim co na szczęście załapały także Niemki. Przejęta stresem by nasz powrót do domu obył się bez nieprzyjemnosci, przestalam zwracac uwage na potencjalne błędy które mogę zrobić podczas rozmowy. Po tym dosc stresujacym powrocie przynajmniej okazalo się, że angielski to jednak nie taka Drama i juz mi tak zostało. ^^

Odpowiedz

Ania Listopad 24, 2017 o 18:24

Mnie do przełamania się w kwestii mówienia po angielsku zmusiła praca. Musiałam zraportować moje zadanie osobie, która mówiła tylko po angielsku, inaczej się po prostu nie dało. Dogadałam się i przekonałam, że nie jest to tak trudne jak myślałam do tej pory 🙂

Odpowiedz

_Anka_ Listopad 24, 2017 o 18:37

Do nauki angielskiego „zachęciło” mnie życie…i chęć udowodnienia, że mimo wszytko nie jest a późno :), że dorównam młodym uczącym się „od przedszkola” :).
Ambitnie zaczęłam, początkowo oglądałam i kupowałam wszystko do nauki angielskiego … co wpadło mi w rękę. Teraz wiem, że nie ilość a jakość się liczy.
Szukałam odpowiedniej szkoły i metody nauki – znalazłam „szkołę” konwersacji.
Teraz mówię 🙂 mimo, że często przekręcam słowa (czasem mylę się, mówiąc po niemiecku..co zawsze wywołuje wspólne rozbawienie). Angielskim się bawię i relaksuję i mam nadzieję, że do emerytury … się nauczę :).

Odpowiedz

Jakub Listopad 24, 2017 o 19:01

Mi w przełamaniu się do mówienia po angielsku pomogły dwie rzeczy:
1. spotkałem się z teorią, że mówiąc w innym języku człowiek wciela nieco inną osobowość, niż tak którą posiada mówiąc w języku ojczystym. Wierząc w to pomyślałem, że może mówiąc po angielsku będę bardziej śmiały- spróbowałem- działa 🙂
2. zapisałem się na zajęcia z native speakerem z jasnym celem poprawienia zdolności mówienia, przez co sam angażowałem się w rozmowy mówiąc pełnymi zdaniami(wierząc w zasadę z punktu 1) a dodatkowo native cały czas powtarzał, że doskonale nas rozumie i w small talks braki w gramatyce nie mają tak dużego znaczenia

Odpowiedz

Paulina Listopad 24, 2017 o 19:10

Moim problemem było to, że nawet, gdy miałam okazję zamienić z kimś zdanie to zwyczajnie mnie „murowało”! Później myślałam sobie: ” Ty głupia, trzeba było powiedzieć to i to…”. Na marginesie – sądzę, że to problem wielu osób.
A swoją barierę przełamałam m.in. kiedy poczucie zażenowania, że nie potrafię się odezwać, stało się silniejsze niż sam strach przed mówieniem. 😉

Miło się Was słuchało, pozdrawiam! 🙂

Odpowiedz

Weronika Listopad 24, 2017 o 19:24

Kiedy? Gdy pracowałam jako kelnerka i niezbyt dogadałam się z gościem restauracji. Było śmiesznie, więc jakoś mnie to rozluźniło i później poszło… A pomyliłam pieprz z papierem;)

Odpowiedz

Kinga Listopad 24, 2017 o 19:51

Odpowiedź na pytanie konkursowe:

No cóż… moment, w którym przestałam bać się mówić po angielsku to wtedy, kiedy chciałam poderwać obcokrajowca. To jak bardzo mi się podobał było silniejsze od strachu. Flirt to doskonała okazja na przełamanie językowych oporów 😉

Odpowiedz

Magda Listopad 24, 2017 o 19:52

Pełnia lata, zachód Słońca w jednej z europejskich stolic. Studencka wymiana wakacyjna. Dzień drugi. Fizjonomia pewnego intrygującego Hiszpana i przyznam się, zimne piwo z niszowego baru (poleconego oczywiście przez tzw. lokalsów) pomogły przełamać pierwsze strachy. Ku mojemu zaskoczeniu było całkiem ‚fluently’. Z kolegą się nie polubiliśmy, ale świadomość, że zabawa w angielski ma szanse na powodzenie pozostała 🙂

Odpowiedz

Iwona Listopad 24, 2017 o 20:01

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy pojawiły się dzieci 🙂 Pokazałam im, że można i nie ma się czego bać 🙂

Odpowiedz

Jolanta Listopad 24, 2017 o 20:04

Cześć 😉 Świetny wpis!!!!
„Co sprawiło, że przestałaś się bać mówić po angielsku?” #lifestory
W 2015 wyjechałam do Stanów na program Au Pair aby nauczyć się języka angielskiego 😉
Pierwsze dwa tygodnie mówiłam tylko i wyłącznie (uwaga cytuję): „okay” (koniec cytatu) 😛
Sytuacja która miała miejsce a dzięki której przestałam się bać mówić trwała może dwie minuty 😛 Robiłam zakupy w markecie gdy nagle zaczepiła mnie Pani „latynoska”, szukała czegoś w sklepie teraz już nie pamiętam co to było, mówiła angielskohiszpańskim ale w ogóle nie robiła z tego żadnego problemu, opowiedziała mi kawał swojego życia (TAK jest to możliwe w dwie minuty) i wcale nie przejmowała się tym jak mówi!!! Najzabawniejsze jest to, że ją zrozumiałam (albo tak mi się wydawało) 😉 Niby NIC ale bardzo dużo zmieniło w mojej głowie.
PS słowo „latynoska” z premedytacją zostało ujęte w cudzysłów 😉 Pani Arlena jako psychofanka FRIENDS będzie widziała dlaczego 😉

Odpowiedz

Dariusz Listopad 24, 2017 o 20:48

Przestalem bac sie mowic po angielsku gdy jako kierowca musialem rozwozic towar po europie. W mysl zasady „niech sie wstydzi ten kto widzi (lub slyszy w tym przypadku)” musialem sie odezwac bo inaczej bylbym glodny,brudny, spal bym w aucie a z dostarczeniem towaru mial bym problemy.

Odpowiedz

Paweł Listopad 24, 2017 o 21:12

Przestałem się bać mówić po angielsku po tym jak:

wyjechałem ze znajomymi na wycieczkę zagraniczną , wszyscy się napili i byłem zmuszony zamówić taksówkę i dogadać się z taksówkarzem 🙂

Odpowiedz

Kasia Łatka Listopad 24, 2017 o 21:16

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku?

YouTube i dostępność w nim wiele ciekawych materiałów i kanałów po angielsku!
Trafiłam na nie, przygotowując się do matury… z fizyki! Uczyłam się też na angielski, bo bardzo go lubiłam, ale o jego realną przydatność wyobrażałam sobie w dalszej przyszłości. A tu nagle odkryłam, że angielski może być ciekawy i naprawdę użytkowy i międzynarodowy – szczególnie przekonałam się o tym podczas Światowych Dni Młodzieży, kiedy do Polski zjechali się ludzie z całego świata i – wooow, Kasia, nie tylko lubisz sobie po angielsku słuchać i pisać, ale MASZ z kim rozmawiać (potrafisz to!), te rozmowy są ciekawe, prowadzą do nawiązania przyjaźni, nie musisz się bać jak mówisz, chodzi o komunikację – GRAMA (to nie drama) jest to ogarnięcia 😉 Dlatego podjęłam swoją YOLO decyzję i zeczęłam nowe studia w języku angielskim. Powtarzam sobie: Kasia, mów po angielsku i w ten sposób poszerzasz swoje horyzonty!

Dziękuję za podcast, bardzo ciekawa rozmowa, ważne tematy!
Jak jest treść, to wcale się nie dłuży 😉

Odpowiedz

Bartek Listopad 24, 2017 o 21:22

Przestałem obawiać się mówić po angielsku, kiedy podczas rozmowy z jednym z anglików w Polsce byłem onieśmielony i przepraszałem, że mój angielski nie jest na tak dobrym poziomie. Na co on odpowiedział, że z nas dwóch to on jest tym, któremu powinno być głupio, bo nie zna ani jednego słowa po Polsku będąc na wycieczce w Polsce, a ja znam ich cały język.

Odpowiedz

Ilona Listopad 24, 2017 o 21:24

…kiedy? a oczywiście, że w pracy!
zatrudnianie cudzoziemców, prowadzenie dla nich szkoleń, codzienne pytania o polskie prawo pracy i polityki wewnętrzne firmy. HR rozwija!

Odpowiedz

Agata Listopad 24, 2017 o 21:25

Dzień dobry,
kiedy weszłam na tą stronę by wziąć udział w konkursie pomyślałam sobie: ” O ja cię… ale duża konkurencja, tyle komentarzy, aż Pani współczuję kiedy będzie trzeba je wszystkie przeczytać i wybrać tylko 10 😛 Ale wróćmy do pytania : Co sprawiło, że przestałaś bać się mówić po angielsku? Z odpowiedzią pojechałam trochę kreatywnie więc utworzyłam rymowankę 😀
No cóż, odpowiedzieć na to pytanie
to nie jest wcale łatwe zadanie.
Nie chcę tu opowiadać smętów,
w skrócie powiem, że zniknął ten lęk od momentu
gdy musiałam zaliczyć na zajęciach przeczytanie pewnego fragmentu.
Przedmiot ” Pronunciation” stresujący był dla mnie niebywale
ten, o którym myślałam stale.
Wiedziałam, że zaliczyć go muszę
nie mogę przecież zostać typowym Januszem.
Streszczę się, mówiąc, że egzamin uznany miałam
i w ten oto sposób bać się przestałam.
Wcale nie było to takie straszne jak mi się wydawało
a wstydzić się mówić w tym języku ustało.
Dlatego ” człowieki” nie bójcie się mówić po angielsku
a obcokrajowcy spojrzą na was po przyjacielsku. Koniec 😀
Mam nadzieję, że dotrze Pani do mojego komentarza.
Pozdrawiam serdecznie 😉

Odpowiedz

Rafał Listopad 24, 2017 o 21:36

Czasami do przełamania wystarczy naprawdę niewiele. W moim przypadku na koniec drugiego dnia wymiany studenckiej odbył się wieczór narodowy (dokładnie tak się nazywał!), w trakcie którego pięć nacji (Rumuni, Hiszpanie, Włosi, Polacy i Holendrzy) prezentowało swoje zwyczaje, gry integracyjne, smakołyki, czy tańce, a nawet trunki (te ostatnie też pomagają niewątpliwie – zwłaszcza tym najbardziej nieśmiałym). Po takim wieczorze wszyscy byliśmy już świetnie zintegrowani, stąd rozmowy w kolejnych dniach toczyły się w pełni swobodnie, bo doświadczenie wspólnej zabawy, tańca, śmiechu, rozmów, żartów wszelakich – bardzo nas do siebie, tak zwyczajnie, czysto ludzko, zbliżyło. Podsumowując kulturalne atrakcje, właściwi ludzie wokół i po prostu aż chce się rozmawiać w języku (już nie do końca) obcym:) Dzięki za podcast!

Odpowiedz

Kasia Listopad 24, 2017 o 22:04

Pewnie ciężko będzie się przebić wśród tylu wcześniejszych, ciekawych wypowiedzi… spore wyzwanie przed autorką książki, żeby wszystkie przeczytać 😉 a wybrać?… ojjj….

Odpowiadam: zdanie, które kiedyś przeczytałam „ten, kto zadaje pytania ma kontrolę nad rozmową” pomogło mi przełamać barierę w używaniu języka angielskiego. Zaczęłam od opracowania kilku przykładowych pytań, okazało się, że ten „magiczny” sposób działa 🙂

Pozdrawiam

Odpowiedz

Artur Listopad 24, 2017 o 22:17

Od czasu kiedy pierwszy raz przyjechalem do UK na wakacje zarobic nieco na studia, stwierdzilem, ze warto by zrobic wszystko aby poslugiwac sie jezykiem angielskim swobodnie. Wymyslilem, ze najlepiej bylo by zaczac po prostu gadac:) Okazalo sie najlepszym dla mnie mnie miejscem sa duze eventy muzyki Trance. We Wroclawiu, czy Poznaniu, na ktore w pewnym okresie czasu jezdzilem dosc regularnie . Jezeli na tych imprezach grali znani DJe, bylo wiecej niz pewne, ze pojawia sie tez fani zza granicy. Bywalo tak, ze po 2 godzinnym secie, wszyscy ruszali do toalet. Bedac jeszcze w euforii po dawce wysmienitej muzyki, do tego rozochocony odpowiednia iloscia napojow wyskokowych :p bariery znikaly do tego stopnia, ze nawiazanie rozmowy w kolejce do wc bylo tak naturalne, ze zupelnie nie stanowilo problemu by zaczac rozmawiac wlasnie po angielsku. I niewazne bylo czy rozmawiamy poprawnym angielskim, gdyz wazne bylo to, ze sie po prostu mozemy wymienic wrazeniami. Muzyka laczy ludzi:) Tak mnie to wciagnelo, ze znajomi, ktorzy czekali na mnie przed toaleta i kolejny raz doczekac sie nie mogli, podsmiewali sie, ze znowu spotkalem jakiegos ” angola” i zameczam go gadanina :p

Odpowiedz

Ewa Listopad 24, 2017 o 22:17

Dwa miesiące temu odwiedziłam męża, który wyjechał do innego kraju. Już sama podróż była dla mnie ogromnym wyzwaniem, nie wspominając nawet o komunikacji w języku angielskim. Na szczęście wiedziałam, że wszelkie sprawy związane z wymianą informacji nie będą mnie dotyczyły, ponieważ mąż załatwi je za mnie. Pewnego dnia wyszedł do pracy trochę wcześniej niż zwykle i dosłownie po chwili w dom , który wynajmowaliśmy pojawił się jego właściciel. Nie miałam wyjścia, musiałam przemówić . Wymieniliśmy kilka (dla wielu z Was pewnie banalnych)zdań, ale to był dla mnie moment przełomowy. Od miesiąca codziennie rzetelnie edukuję się, by następnym razem konwersacja była mniej stresująca.

Odpowiedz

Daniel Listopad 24, 2017 o 22:21

Nie mam większych problemów ze zrozumieniem języka angielskiego czy czytaniem anglojęzycznych tekstów, ale już przy zastosowaniu tej wiedzy w rozmowie sprawia u mnie lekką blokadę. Przedewszystkim jest to obawa czy forma gramatyczna jakiej chce użyć jest poprawna i tworzy się obawę przed wtopą.
Jednak ostatnimi czasy w mojej pracy pojawiły się zapisy na dodatkowe zajęcia konwersacji w języku angielskim. Szansa dla mnie na przełamanie lodów. Zajęcia okazały się bardzo fajne, rozmawiamy na temat bierzących wydarzeń na świecie czy też oglądamy krótkie filmiki, bardzo dobry pomysłem jest również przeplatanie ćwiczeń gramatycznych, które są chyba największą pięta Achillesową Polaków.
W pierwszych kilku spotkaniach bardziej byłem słuchaczem niż rozmówcą, natomiast z każdym kolejnym spotkaniem już coraz odważniej uczestniczyłem w rozmowach.
Zajęcia są raz w tygodniu co trochę mało na podszlifowanie sobie języka tak aby używać go swobodnie w kontaktach biznesowych.
W wolnych chwilach jednak staram się usiąść ze swoją drugą połówką i porozmawiać po angielsku o byle czym. Niestety wtedy nie ma nad namymi osoby która biegle porusza się w gramatyce i jest ryzyko wyrobienia sobie złych nawyków gramatycznych, ale za to pewność siebie w mówieniu po angielsku jest co raz większa.

Może kiedyś uda mi się zapisać na profesjonalny kurs angielskie zakończony egzaminem, jednak na dzień dzisiejszy ciężko znaleźć czas, a z drugiej strony istnieje obawa, że nie trafi się na taki kurs z którego się będzie w pełni usatysfakcjonowanym.

P.S. Bardzo przyjemny podcast, dużo ciekawych rzeczy można się było dowiedzieć oraz uświadomić.

Pozdrawiam i czekam na więcej 😉

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 24, 2017 o 22:31

Mówienie po angielsku nie było moją mocną stroną, lecz pewna sytuacja na wakacjach za granicą przełamała tę barierę – musiałam wezwać karetkę do osoby, u której zatrzymało się krążenie. Strach o jej zdrowie oraz sam stres wynikający z sytuacji wyparł całkowicie wstyd i onieśmielenie przed mówieniem po angielsku; wtedy zeszło to na dalszy plan.
Na szczęście wspomnianej osobie nic się nie stało, a ja od tej pory nie wstydzę się już mojego angielskiego 🙂

Odpowiedz

Monika Listopad 24, 2017 o 22:56

Kiedy zaczęłam mówić po angielsku? No cóż. Może nie będzie to zbyt brawurowa odpowiedź, ale… nadal się boję. Język angielski nie był nigdy jakoś szczególnie moim konikiem i do tej pory nie jest. Cały czas się uczę, z tym, że od niedawna zaczęłam robić to z własnej woli i chęci. Pokochałam ten język i angielską kulturę. Jednak cały czas napotykam różne bariery na swojej drodze nauki tego języka. Ale walczę dzielnie i się nie poddaję! Wierzę też, że kiedyś uda mi się pojechać do Anglii, może nawet kiedyś do Ameryki.
W końcu nie ma rzeczy niemożliwych podobno. 🙂 A mi idzie coraz lepiej.
Ale odpowiadając konkretniej na konkursowe pytanie – znów nikogo nie zaskoczę, ale nie przestałam się bać mówić po angielsku. Ale próbuję. Małymi kroczkami. Walczę z samą sobą, ze swoją nieśmiałością i innymi słabościami. Próbuję się przełamywać, rozmawiać ze znajomymi, którzy bardziej ode mnie w tym języku potrafią się porozumieć. Zarejestrowałam się nawet w serwisie na którym mogę rozmawiać z obcokrajowcami. Co prawda jeszcze nie rozmawiałam na żywo, ale w końcu i do tego dojdę. Ostatnio nawet wytłumaczyłam pewnemu Niemcowi zamieszanie z pociągami na pkp, bo Pani w okienku go nie rozumiała. Stresowałam się okropnie! Ale dałam radę. Więc… nie może być ze mną aż tak źle. 🙂 No i tak jak Arlena mówiła – chcę znaleźć w najbliższym czasie dobrego korepetytora by po prostu więcej i więcej mówić i się jak najbardziej oswajać z językiem.
Może ta odpowiedź nie była tym czego oczekiwano, ale za to może kogoś zachęci, zmotywuje do walki i tego, by się nie poddawać. Ja mam 24 lata i wcale się nie wstydzę tego, że cały czas próbuję. 🙂
Powodzenia każdemu, kto walczy ze swoimi słabościami i barierami w mówieniu po angielsku i generalnie w całej nauce tego języka! 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 24, 2017 o 22:56

Przestałam się bać kiedy w Wietnamie w hostelu zginęły mi japonki. Podczas podróży to głównie mąż mówił (a ja jak niemowa stałam obok), ale sprawy zaginionych butów nie chciał przyjąć. Nie było więc wyjścia i musiałam się odezwać. Udało się dogadać z recepcjonistami i paniami sprzątającymi i ten prosty sukces uderzył mi na tyle do głowy, że resztę podróży to on był niemową. A co do japonek, to w hostelu wyrzucili je na śmietnik, nie podobały się im 🙁

Odpowiedz

Monika Listopad 24, 2017 o 22:59

Kiedy zaczęłam mówić po angielsku? No cóż. Może nie będzie to zbyt brawurowa odpowiedź, ale… nadal się boję. Język angielski nie był nigdy jakoś szczególnie moim konikiem i do tej pory nie jest. Cały czas się uczę, z tym, że od niedawna zaczęłam robić to z własnej woli i chęci. Pokochałam ten język i angielską kulturę. Jednak cały czas napotykam różne bariery na swojej drodze nauki tego języka. Ale walczę dzielnie i się nie poddaję! Wierzę też, że kiedyś uda mi się pojechać do Anglii, może nawet kiedyś do Ameryki.
W końcu nie ma rzeczy niemożliwych podobno. 🙂 A mi idzie coraz lepiej.
Ale odpowiadając konkretniej na konkursowe pytanie – znów nikogo nie zaskoczę, ale nie przestałam się bać mówić po angielsku. Ale próbuję. Małymi kroczkami. Walczę z samą sobą, ze swoją nieśmiałością i innymi słabościami. Próbuję się przełamywać, rozmawiać ze znajomymi, którzy bardziej ode mnie w tym języku potrafią się porozumieć. Zarejestrowałam się nawet w serwisie na którym mogę rozmawiać z obcokrajowcami. Co prawda jeszcze nie rozmawiałam na żywo, ale w końcu i do tego dojdę. Ostatnio nawet wytłumaczyłam pewnemu Niemcowi zamieszanie z pociągami na pkp, bo Pani w okienku go nie rozumiała. Stresowałam się okropnie! Ale dałam radę. Więc… nie może być ze mną aż tak źle. 🙂 No i tak jak Arlena mówiła – chcę znaleźć w najbliższym czasie dobrego korepetytora by po prostu więcej i więcej mówić i się jak najbardziej oswajać z językiem. Do tego staram się też mówić do siebie po angielsku. Nie jest to takie łatwe, bo czasem nie mogę znaleźć słów 😀 ale próbuję.
Może ta odpowiedź nie była tym czego oczekiwano, ale za to może kogoś zachęci, zmotywuje do walki i tego, by się nie poddawać. Ja mam 24 lata i wcale się nie wstydzę tego, że cały czas próbuję. 🙂
Powodzenia każdemu, kto walczy ze swoimi słabościami i barierami w mówieniu po angielsku i generalnie w całej nauce tego języka! 🙂

Odpowiedz

Sylwester Listopad 24, 2017 o 22:59

Jest leniwe popołudnie na Włoskich stokach w dolinie Val Di Sole. Słońce, przyjemnie smagające nasze ciała przez cały dzień, leniwie schodzi coraz niżej w kierunku ośnieżonych szczytów. Rodzice zdążyli pożegnać się z nami przeszło godzinę temu, szybko pomykając w dół na umówione spotkanie. Na stokach coraz mniej osób, a pośród nich ja, świeżo upieczony licealista oraz mój trzy lata młodszy brat. Zjeżdżamy spokojnie po czerwonej trasie. Jest dosyć stromo, jednak nie sprawia nam to większych trudności. W oddali, w blasku zachodzącego słońca mieni się stacja gondoli, która zabierze nas do miasteczka. Nagle kilka metrów od nas pojawia się mały chłopiec, na oko dziesięć lat, próbujący zjechać pługiem po pochyłym stoku. W pewnym momencie, poddaje się i zaczyna zjeżdżać na kreskę w dół, nie panując już ani trochę nad nartami. Świat na chwilę zwalnia, mam wrażenie, że przypadkiem znalazłem się na planie jakiegoś filmu. Chłopiec ociera się o kolejnych narciarzy stopniowo nabierając prędkości, aż nagle na jego drodze pojawia się ona, jeszcze niczego nie świadoma. Obserwując całość z oddali wiem, że kolizja jest nieunikniona. Widzę tuman śniegu, kijki wylatujące w powietrze jak po wybuchu. Z chaosu wyłania się leżąca na śniegu kobieta. Sprawca całego zamieszania, otrzepuje się i szybko znika z miejsca zdarzenia. Kobieta około pięćdziesiątki, leży w bez ruchu na śniegu, wydając tylko nieartykułowane dźwięki. Ze względu na swoją opaleniznę i styl ubierania, wychodzę z założenia, że jest włoszką i zaczynam od kilku podstawowych zwrotów w języku potomków rzymian. Bez skutku. Płynnie przechodzę do niemieckiego, znienawidzonego za sprawą nauczycielki z gimnazjum. Kilka słów z trudem przechodzi mi przez gardło. Bez efektu. Pozostaje angielski, lingua franca współczesnego świata. Wypowiadam kilka podstawowych zwrotów, po których, ku mojemu zaskoczeniu kobieta przemawia. Jak na niedoszłą włoszkę mówi świetnie po polsku, używając na dobry początek słowa powszechnie uznanego za obraźliwe zaczynającego się na „s”, oznaczającego stanowczą prośbę natychmiastowego udania się w bliżej nieokreślonym kierunku, następnie płynnie dodaje nieco bardziej powszednie „ręka mnie boli”. Jak się później okazało, pani była oczywiście polką, a ręka miała prawo ją boleć, bo w starciu z młodzieńcem złamała sobie obojczyk i trzy żebra.

Odpowiedz

Sebastian Listopad 24, 2017 o 23:00

hej, nie napiszę kiedy przestałem się bać mówić po angielsku, ale chciałbym oznajmić, kiedy w ogóle zacząłem mówić i się naprawdę uczyć! przez przypadek znalazłem kanał „po cudzemu” i jak włączyłem to już przestać nie mogłem oglądać – oglądałem odcinek za odcinkiem – podoba mnie się humor, sposób prowadzenia „zajęć” oraz ich tematyka – bardzo ciekawie; dodam tylko, że całe życie uczyłem się niemieckiego a angielski był gdzieś obok, a tu proszę – odkryłem nową pasję! – pozdrawiam Wittaminę 🙂
P.S. też jestem fanem „friendsów”

Odpowiedz

Karolina Listopad 24, 2017 o 23:03

Cześć!
Co za kusząca nagroda 🙂
W moim przypadku trudno mówić o przełamaniu bariery, bo mówię po angielsku jedynie na lekcjach w szkole językowej(poziom B2). I tam jakoś idzie. Ale niedawno miałam telefoniczną rozmowę kwalifikacyjną i tutaj było gorzej, bo stres spowodowany samą rozmową oraz stres związany z obcym językiem.
Aby przełamać ten lęk, planuje częściej uczestniczyć w rozmowach kwalifikacyjnych po angielsku i wizualizować je sobie (ponoć wizualizowanie np. biegania sprawia, że „mózg” czuje się jakby biegał i aktywizuje odpowiednie mięśnie).

A jeśli chodzi o język to z faktem ze błędy będą się pogodziłam. Planuje eliminować je systematycznie. I poszerzyć zasób słów, które używam w rozmowie.
A do pracy nad mówieniem i rozmowami po angielsku, przekonało mnie to, że chce pracować w międzynarodowej firmie. W mojej branży wszyscy mówią biegle po angielsku – tak myślałam, więc oprócz strachu, że nie znam wystarczająco dobrze angielskiego, był jeszcze duży wstyd. W starej pracy na co dzień mówiliśmy po polsku. Pewnego dnia okazało się, że możemy zacząć współpracę z międzynarodową firmą i niebawem odwiedzą nas jej przedstawiciele. Wizja, że będę musiała okazać swoją nieznajomość języka angielskiego przed znajomymi z pracy była dla mnie przerażająca. Kosztowało mnie ta sytuacja masę stresu i nerwów. Rozwiązanie było jedno – wziąć się za swój angielski. A lekcje pokazały mi, że nie ma się czego bać ani czego wstydzić. Dodatkowo zauważyłam, że wcale wszyscy nie mówią biegle po angielsku, bo jest wiele osób na podobnym poziomie do mojego.

Odpowiedz

Ela Listopad 24, 2017 o 23:19

Przestałam bać się mówić po angielsku gdy na wycieczce w Londynie w pociągu drzwi do toalety się nie domknęły. Było to całkiem zelektronizowane ustrojstwo i gdy ktoś pociągnął z zewnątrz, żeby je otworzyć, drzwi najpierw musiały otworzyć się w całej swojej rozciągłości a następnie powoli zamknąć – oczywiście ku zszokowaniu wszystkich podróżnych patrzących na mnie, w dość prywatnej sytuacji, i krzyczącej „Close the f***ing door!”. Od tamtej pory już żadna sytuacja językowa mi nie straszna.

Odpowiedz

Sebastian Listopad 24, 2017 o 23:27

Co przełamało moje bariery językowe?
Pierwszy wyjazd do Chin. Gdy byłem już na miejscu dotarło do mnie, że jestem w ponad 20 milionowym mieście w którym wszyscy mówią po Chińsku. Czyli w języku, którego kompletnie nie znałem.
Jedyną szansą porozumienia z miejscowymi była rozmowa… po angielsku. To, albo wykluczenie z ich życia i utrata szansy poznania tego ciekawego kraju 🙂
Dla mnie decyzja była prosta…

Odpowiedz

Piotr Listopad 24, 2017 o 23:46

W przełamaniu mojego lęku w mówieniu po angielsku pomógł mi nauczyciel, Amerykanin, którego poczucie humoru rozluźniało atmosferę zajęć. Dodatkowo po każdych zajęciach, żegnał się ze wszystkimi indywidualnie podając rękę i mówiąc GOOD JOB, co bardzo budowało naszą pewność siebie.

Pozdrawiam Panią Arlenę i Pana Michała, GOOD JOB! 🙂

Odpowiedz

Adrian Listopad 24, 2017 o 23:56

W moim przypadku problem z przełamaniem się do rozmawiania w języku angielskim wynikał przede wszystkim z braku wiary w swoje umiejętności. Wszystko zmieniło się podczas jednego z wyjazdów do Niemiec. Zagadał do mnie po angielsku rodowity Bawarczyk – co się później okazało czekaliśmy na ten sam pociąg. Na początku całkowicie mnie zamurowało. Nie trwało to jednak zbyt długo. Pomyślałem sobie – kurczę, uczę się tego języka tyle lat, czytam anglojęzyczne internety i książki, a nie będę potrafił zamienić z gościem kilku zdań? HOLD MY BEER! Pogadaliśmy w sumie z 20 minut. O futbolu, Lewandowskim, naszych ojczyznach. Na koniec podziękował za rozmowę i powiedział, że świetnie rozmawiam po angielsku. W tym momencie dotarło do mnie, że strach ma wielkie oczy i że trzeba gadać, a nie się cykać.

Odpowiedz

Monia Listopad 25, 2017 o 00:31

Bariere mowienia po angielsku przelamalam kiedy w Krakowie na ulicy poznalam Sama. Zapytal mnie o droge na Wawel okazalo sie ze zna troche jezyk polski ale nie bardzo mnie zrozumial zaczelam wtedymoim lamanym angielskim ale jak sie pozniej okazalo bardzo dobrze mnie zrozumial poniewaz razem dotarlismy na Wawel. On byl moim pilotem. W nagrode zaprosil mnie na kawe od tamtej pory spotykamy sie i wzajemnie uczymy sie jezykow. Teraz to zrobie wszystko aby jak najszybciej nauczyc sie angielskiego:)

Odpowiedz

Gosia So Listopad 25, 2017 o 01:08

Zawsze stresowałam się mówić po angielsku ze względu na brak wyćwiczonego akcentu i braku pewności wymawianego słowa. Gdy pojechałam do Szkocji okazało się, że mówię najwyraźniej ze wszystkich mieszkańców! Dla niedowiarków poglądowy filmik z akcentem Szkotów 😀 https://www.youtube.com/watch?v=BXxL0QOBkoo

Odpowiedz

Magdalena Listopad 25, 2017 o 01:43

W wielkim skrócie: Dwa lata temu poznałam mojego obecnego narzeczonego, Polaka który mieszkał w Anglii, postanowiliśmy być razem, więc wyjechałam do niego nie mówiąc nic po angielsku. Po trzech miesiącach odważyłam się pójść do pracy, żeby nie być darmozjadem. Przełamałam swój strach kiedy zobaczyłam, że ludzie rozumieją moje „kali jeść, kali pić”. Z każdym miesiącem poruszam się w tym kraju łatwiej, ale jeszcze dużo nauki przedemną.

Odpowiedz

Magdalena Listopad 25, 2017 o 03:24

Witam,

Zostałam rzucona na głęboką wodę, dosłownie bo pracuje na morzu a językiem ‚morskim’ jest właśnie język angielski. Pamiętam doskonale swój pierwszy dzień w pracy, kiedy odebrałam informacje na radio (portable VHF) mówił jakiś Szkot i wtedy nastąpiła martwa cisza po mojej stronie…..i własnie wtedy nastąpiło moje ‚switch on’….powiedziałam sobie ‚teraz, no już odpowiedz mu’.
I tak się stało powoli odpowiedziałam i uwierzyłam w siebie. Po prostu zaczęłam mówić, z błędami co prawda ale koledzy pomagali poprawiając.
W początkach mówienia bardzo pomogło mi to że nie wstydziłam się swoich błędów i byłam dość otwarta na uwagi. Odrzucałam w głowie takie blokujace myśli typu ‚co pomyślą gdy się pomylę’ albo ‚ojejku będą się śmiać’. Ciągle powtarzałam sobie w myślach ‚I can and I will’ a to bardzo mnie motywowało.
Z dnia na dzień sama zobaczyłam że jest coraz lepiej. A dzisiaj w mówieniu czuję że płynę pełnymi żaglami, ciąglę się uczę i ciąglę ….. mówię 😉

Odpowiedz

Agata Listopad 25, 2017 o 06:51

Dzień dobry,
kiedy weszłam na tą stronę aby zostawić komentarz, pomyślałam sobie : O ja cię…. ale duża konkurencja,tyle komentarzy, ale co mi szkodzi, może się poszczęści. Współczuję Pani przejrzenia tylu odpowiedzi i wybrania tylko 10 🙂 Wracając do pytania: co sprawiło, ze przestałam bać się mówić po angielsku? Wymyśliłam wierszyk :p
Odpowiedzieć na to pytanie
To nie jest łatwe zadanie.
Nie chcę tu opowiadać smętów
Wiec lęk zniknął od momentu
Gdy musiałam zaliczyć na zajęciach przeczytanie pewnego fragmentu.
Przedmiot „Pronunciation” stresujący był dla mnie niebywale
Ten, o którym myślałam stale.
Wiedziałam, że zaliczyc to muszę
Nie mogę zostać typowym Januszem.
Ostatecznie egzamin uznany miałam
I w ten oto sposób bać się przestałam.
Wcale nie było to takie straszne jak mi się wydawało
A wstydzić się mówić w tym języku ustało.
Dlatego „człowieki” nie bójcie się mówić po angielsku
A obcokrajowcy spojrzą na was po przyjacielsku. Koniec 😀
Mam nadzieję, że dotrze Pani do mojego komentarza.😎
Pozdrawiam serdecznie

Odpowiedz

Ola Listopad 25, 2017 o 08:07

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku…. No cóż niestety nie przestałam się bać. Zaczęłam ciut więcej mówić od kiedy mam dzieci (3,5 roku oraz 2 lata), do dzieci się nie wstydzę mówić… póki co… wiadomo dzieci szybko i naturalnie łapią nowe języki. Więc muszę się zabrać za mój angielski zanim pójdą do szkoły 😉

Odpowiedz

Miroslaw Listopad 25, 2017 o 09:59

Pasja a w zasadzie dwie pasje! Moja do latania i mojej zony do podrozowania. Umowa przed slubem byla taka, ze zadne z nas z niczego nie rezygnuje, w miare mozliwosci laczymy nasze pasje. Planujac wycieczke do Wloch bardzo chcialem nauczyc sie latac na motolotniach. znalazlem wiec wloska szkole latania i wpletlismy ja w program podrozy. Instruktor rodowity Wloch wladal angielskin z wlasciwym sobie rozbrajajacym akcentem…od razu pomyslawlem swoj chlop i dalej bylo z gorki. Ponizej link do zdjecia po ladowaniu z pierwszej lekcji.
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10212730318945233&set=pcb.10212730322825330&type=3&theater
Pozdrawiam serdecznie
Mirek Majchrzak
PS
przepraszam za brak polskich znakow ale pisze z wlokiego komputera i nie chce tutaj niczego przestawiac

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 25, 2017 o 11:14

Wittajcie! 🙂
Mówienie po angielsku mimo wielu lat nauki stresuje mnie niestety bardzo, co jest sporym problemem, bo pracuję dla zagranicznej firmy i często muszę się komunikować w tym języku. Klecę więc mniej lub bardziej zgrabne zdania z kroplami potu na czole. Na szczęście Francuzi, z którymi pracuję, zazwyczaj sami nie mówią po angielsku najlepiej, co odrobinę mnie ośmiela.

Sytuacje, kiedy nie boję i nie wstydzę się mówić po angielsku są dwie: po alkoholu 🙂 i druga – w sytuacji dużego stresu. Ale innego stresu. Kiedy byłam w podróży w Brukseli, mój towarzysz miał bardzo poważny wypadek samochodowy. Musiałam wezwać pomoc, opisać sytuację, złożyć zeznania i załatwić wszystkie formalności bardzo szybko. Poziom stresu był tak wysoki, że w ogóle nie myślałam o tym, co i jak mówię. Co z tego wyszło? Komunikowałam się dużo lepiej, płynniej i swobodniej, ale też klarownie i zrozumiale, niż wtedy, gdy rozbijam na części każde zdanie. Myślenie o tym, jak się mówi, zabija cały fun z komunikacji. Przyjaciel wydobrzał, a ja nadal trenuję angielski. Nie jest łatwo, ale trzeba walczyć! 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Gosia

Odpowiedz

Justyna Listopad 25, 2017 o 11:28

Jak przestałam się bać?
Oczywiście dzięki podróżom! Ja – ucząca się angielskiego ze 12 lat (oczywiście bez gadania, bo po co?), mąż – osłuchany dzięki filmom i piosenkom, postanowiliśmy niezwykle romantycznie wybrać się na nasz miodowy miesiąc do Indii – no przecież angielski znamy – „Kali jeść, Kali móc” – to radę damy! Jak pomyśleli, tak zrobili, zapakowali plecaki (no przecież kto by jechał z biurem, albo na jakieś all inclusive??), wzięli przewodnik (po polsku, of course) i ruszyli. Po tygodniu wylądowaliśmy w szpitalu z tyfusem (co się później okazało) i nie było bata, trzeba było mówić! A co Panu jest, a co się stało? – a my zero języka medycznego, stres taki, łzy w oczach i wtedy zdałam sobie sprawę, że jak nie zacznę gadać, to oni nie pomogą mężowi i … popłynęłam 🙂
Pozdro!

Odpowiedz

Jakub Listopad 25, 2017 o 11:33

Wydaje mi się, że przełamałem lody w rozmowie w języku angielskim, gdy zacząłem grać we wszelkiego rodzaju gry. Bardzo często bałem się coś komuś odpowiedzieć lub napisać własną opinię na jakiś temat, dlatego iż obawiałem się popełnienia błędu za który później byłbym wyśmiewany. Ale w pewnym momencie się przełamałem, zrobiłem krok w przód i zacząłem rozmawiać z obcokrajowcami na różnych komunikatorach i największą rzeczą jaka mnie zadziwiła, było to to, że owi ludzi starają mi się pomóc w nauce i tłumaczą jeżeli czegoś nie rozumiem. Jest to dla mnie wielki przełom w moim życiu i teraz jestem pewien, że popełniałem wielki błąd siedząc cicho 🙂

Odpowiedz

Agata Listopad 25, 2017 o 11:51

Bo czasem lepiej powiedzieć coś w stylu „oddaj fartucha” niż nie mówić nic i zastanawiać się nad składnią. Z mojej tępej miny podczas zastanawiania się czy się nie wyglupię ludzie odczytają szybciej brak chęci komunikacji niż dbałość o schludność języka.

Odpowiedz

Maciek Listopad 25, 2017 o 14:27

Przestałem się bać mówić po angielsku w mojej pierwszej pracy. Po trzech latach pracy w polskim teamie, w wyniku zmian strukturalnych dostałem szefa norwega. Pierwsza telekonferencja z nim była dla mnie straszna. Nie spałem całą noc, przygotowywałem się w myślach co mam i jak powiedzieć. Jakoś poszlo, wymusiła to na mnie sytuacja. Codzienny kontakt z szefem z zagranicy zmniejszył mój strach aż w końcu przestałem się bać mówić w języku obcym.

Odpowiedz

Adrian Listopad 25, 2017 o 14:29

A kto może być największym i najlepszym pozytywnym bodźcem dla mężczyzny? Oczywiście – kobieta 🙂 Bo jak inaczej poderwać Hiszpankę, skoro nie zna się jej rodzimego języka? Nie ma wyboru – albo próbujesz po angielsku, albo wcale 😛

Odpowiedz

Elfkaasia Listopad 25, 2017 o 14:39

Hej, przestałam bać się mówić po angielsku, gdy zrozumiałam, że … nie mam nic do stracenia, a niesamowicie wiele do zyskania. Ze błędy językowe to nie wstyd, a po prostu okazja do nauczenia się czegos nowego 😉

Odpowiedz

Aga Listopad 25, 2017 o 15:03

Jak ja przełamałam się w związku z używaniem angielskiego? Wyjechałam z podróż po Europie z moim kolegą. Ja miałam się zająć przygotowaniami przed wyjazdem, on podczas podróży. Wyjazd zakładał zostawanie z lokalnymi ludźmi, więc dużo nowych znajomości (i rozmów po angielsku). W ostatnim etapie podróży zdecydowaliśmy się na rozdzielenie i sama musiałam zadbać o siebie. Paryż, ja sama. Poznałam tam mojego hosta i nie było innej opcji niż porozumiewanie się po angielsku. Rzucona na głęboką wodę- okazało się, że umiem pływać. I tak już nie bałam się używać angielskiego 🙂

Odpowiedz

Agata Listopad 25, 2017 o 15:18

Oo tak, mi największy progress wszedł przy oglądaniu seriali z angielskim napisami.
Dosłownie ta metoda boostneła mojego skilla lepiej niż każda szkoła językowa, jakiej próbowałam.

Odpowiedz

Nina Listopad 25, 2017 o 15:20

Przez wiele lat nauki angielskiego nie miałam zbyt wielu możliwości żeby wykorzystać go w praktyce. Co zatem spowodowało, że nauczyłam się też mówić po angielsku a nie tylko języka angielskiego? Dużą rolę odegrała tutaj szkoła językowa w moim rodzinnym mieście gdzie trafiłam w piątej klasie podstawówki i uczyłam się w niej aż do końca liceum. Tam rozwijaliśmy jednocześnie kilka językowych umiejętności: słuchanie, pisanie, gramatykę i słownictwo oraz MÓWIENIE. W ten sposób jakoś tak „przypadkiem” mnie ten strach przed mówieniem w obcym języku ominął. Odkryłam to właściwie dopiero w liceum, kiedy pojechałam na wycieczkę szkolną do Londynu. Tam, gdy trzeba było się kogoś o coś zapytać po angielsku, pytałam najczęściej ja. Paradoksalnie na co dzień jestem raczej osobą nieśmiałą, często sporo wysiłku kosztuje mnie zagadanie do obcej osoby. Gdy mówię po angielsku nie mam tego problemu, ciekawe dlaczego… 😛

Odpowiedz

Marcin Listopad 25, 2017 o 16:08

to uczucie, gdy „ąę Center Director Business Services Europe” w korporacji, gdzie pracuję, która nie ma pojęcia o moim istnieniu, mówi bez akcentu i melodii – bezcenne!
Przestałem się bać mówić po ang, za co Pani bardzo dziękuję!

Odpowiedz

Hanysek Listopad 25, 2017 o 16:43

cześć Michale
Swoje przełamanie zawdzięczam… mojej ex małżonce. W czasie trwania naszego małżeństwa bardzo wiele podróżowaliśmy (nie korzystaliśmy z usług biur podróży) a całym „mózgiem” tych wypraw była moja ex – to ona kupowała bilety, zamawiała jedzenie czy nawiązywała wszelkie kontakty z ludźmi z całego świata.
Po naszym rozstaniu musiałem zadać sobie jedno ważne pytanie – jak podróżować (bo podróżowane jest nierozłączną częścią mojego życia)? Stwierdziłem, że skoro tak wiele się w moim życiu zmieniło to nie będzie lepszego momentu – pojechałem więc na Sycylię i… dałem radę 🙂 Jestem pewien ze gramatycznie to często „zgrzytało” but who cares 🙂 ważne że działa do dzisiaj
pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Listopad 25, 2017 o 17:32

Niechęć (a może i strach?) do mówienia po angielsku musiałem przełamywać dwa razy. Za pierwszym pomogły środki dość standardowe: immersja serialowa, większa pewność siebie dzięki całkiem nieźle zdanej maturze z tego języka, częstsze kontakty z obcokrajowcami oraz znalezienie się wśród ludzi, którzy nie boją się popełniać błędów. Z przyczyn dość losowych miałem jednak ponad osiemnaście miesięcy przerwy w regularnym rozmawianiu po angielsku i gdy do kontaktów anglojęzycznych zacząłem powracać – coś mnie blokowało. Wcześniejsze metody nie skutkowały, kilka razy przydarzył się nawet problem z wytłumaczeniem obcokrajowcowi najprostszej rzeczy na uczelni, nie zdałem śmiesznie prostego testu z angielskiego podczas rozmowy o pracę… Dość niewesołą i demotywującą passę odwrócił totalny przypadek. We śnie, którego treść pamiętam obecnie dość mgliście, musiałem rozmawiać po angielsku i wychodziło mi to naprawdę dobrze. No, a przynajmniej takie wrażenie odnosiłem „na bieżąco” – jak większość snów wydawał się po przebudzeniu całkowicie bezsensowny i bełkotliwy, ale sama myśl, że jednak się da, wystarczyła do powrotu na stare tory 🙂

Odpowiedz

Dorota Listopad 25, 2017 o 17:37

Przestałam bać się mówić po angielsku kiedy na studiach trafiłam na świetną nauczycielkę, wymagająca ale życzliwa. Nigdy nie rzuca oskarżeń, że coś się powiedziało źle, ale zawsze z uśmiechem na twarzy pyta: „Czy na pewno?” i jeśli jest źle to nakierowuje, ewentualnie poprawia jeśli sami do tego nie dojdziemy. Chociaż pierwszym bodźcem była Pani, która na ulicy zapytała mnie o godzinę po anielsku 😉

Odpowiedz

Tomasz Listopad 25, 2017 o 17:40

Cześć! ;D
Odpowiadając na pytanie konkursowe to:
Przestałem się bać mówić po angielsku w momencie gdy byłem zagrożony niezaliczeniem roku z języka angielskiego na studiach. Na ostatecznej poprawce ustnej w końcu otworzyłem się, zacząłem składać (lepsze czasem gorsze) zdania. Lecz liczyło się nie tyle ich poprawność gramatyczna co samo mówienie. Mając nóż na gardle okazało się, że jednak potrafię się dogadać po angielsku i w końcu uwierzyłem w siebie. Od tamtej pory częściej i śmielej mówię po angielsku oraz ciągle się uczę. Książka Arleny bardzo by mi w tym pomoże.
P.S. 1 Semestr i rok zaliczyłem. Na piękne 3 😉
P.S. 2 Świetne filmiki Arlena. Bardzo pomocne. Trzymaj tak dalej! 😉

Pozdrawiam, 😉
Tomek

Odpowiedz

Patrycja Listopad 25, 2017 o 17:42

-Co sprawiło, że przestałaś się bać mówić po angielsku?

-Przestałam się martwić, że gdy powiem coś źle będę skrytykowana lub wyśmiana.
Jeśli nasz odbiorca jest mądry to zrozumie, że się uczymy i popełniamy błędy,
jeśli nie – nie należy się nim przejmować.
Chyba, że powiem coś śmiesznego – w takim razie pośmiejemy się razem. 🙂

Odpowiedz

Żaneta Listopad 25, 2017 o 18:41

Podejść do przełamania bariery językowej miałam kilka. Pierwsze lody przełamał mój narzeczony (angielski był naszym pierwszym wspólnym językiem), ale dopiero wolontariat za granicą podczas którego pracowałam z dziećmi zadziałał jak prawdziwy lodołamacz. Brak obawy przed oceną, chęć pomocy dzieciakom z problemami sensorycznymi oraz świadomość, że przełamanie się i komunikowanie w języku angielskim pozwoli mi na korzystanie w pełni z potencjału projektu spowodowały, że odrzuciłam wcześniejsze przekonania ‚idealnie albo wcale’ a rozmowy i nauka sprawiały mi od tego czasu o wiele więcej radości.

Odpowiedz

Paweł Listopad 25, 2017 o 19:59

Kilka lat temu Magia Świąt sprawiła, że zacząłem mówić ludzkim (angielskim) głosem 🙂 Moja obecna żona zaprosiła na Święta koleżankę z Australii, o imieniu Ha, która urodziła się w Wietnamie 🙂 Wrodzone gadulstwo zmusiło mnie do przełamania bariery językowej 🙂

Odpowiedz

Agata Listopad 27, 2017 o 06:00

Naprawdę? Angielski to dla Ciebie „ludzki głos”?

Odpowiedz

Mateusz Listopad 25, 2017 o 20:41

Odpowiedź do konkursu.

Kilka lat temu miałem kryzys w rodzinie ,a jako ” jej głowa ” musiałem wszystko zrobić by mieć dach nad głową. Tutaj ( w Polsce ) zarabiałem „grosze” , więc jedyne co mi zostało to wylot do Anglii , ponieważ język angielski w dzisiejszych czasach spotykam na każdym kroku. Wziąłem pracę jako sprzątacz ,ale oczywiście musiałem się nauczyć nowego języka.
Przez pierwsze miesiące strasznie bałem się rozmawiać. Moim głównym celem było zarabianie pieniędzy, a nie rozmowa. Pewnego dnia zdecydowałem ,że muszę przełamać tę barierę , ponieważ tak nie można żyć! Pomyślałem ,że nieważne jest to czy się pomylę , czy moja wymowa nie będzie perfekcyjna, ważne ,że będę próbował ,a Anglicy to zrozumieją i nie będą mi wytykać błędów. Od tamtej pory nie boję się rozmawiać z obcokrajowcami 🙂

Odpowiedz

Dominik Listopad 25, 2017 o 20:55

U mnie powód przełamania obawy mówienia po angielsku był błahy acz zabawny.
Wyjechałem służbowo do naszych współpracowników z USA. Pomimo średniej znajomości języka angielskiego nie udzielałem się za bardzo w rozmowach. Aż w końcu przycisnęła mnie potrzeba a nie wiedziałem gdzie jest ubikacja. Kolegów Polaków też akurat nie było w pobliżu, więc pytam Amerykanów: „Where is some W.C.?” A oni nic. Nie rozumieją. To im rozwijam skrót (w końcu to z angielskiego): „Where is some water-closet?” A oni dalej nic. To ja pytam „Where is some toilet?” W końcu jeden z nich zaskoczył. „Do you mean restroom?” Wtedy sobie pomyślałem – „Jaki pokój do odpoczynku? Boże, ja chcę siku…”
Mimo całego komizmu tej sytuacji, udało mi się przełamać jednak lody i przejść do bardziej inteligentnych rozmów… i swoją potrzebę też załatwiłem.

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 25, 2017 o 20:59

Dwie rzeczy przyczyniły się najbardziej do przełamania lęku przed zmuszeniem paszczęki do gadania po angielsku. Pracując w firmie, która stała się „międzynarodowa” jakby trochę poza moją kontrolą 🙂 najpierw przeżywałem okropnie to, że muszę się w ogóle zacząć uczyć tego języka. Strach i zimny pot na plecach – nikt nie wiedział o nim więcej niż ja w tamtych czasach. Pominę całą historię związaną z moją nauką tylko podzielę się pierwszym powodem złamania bariery. Zacząłem przysłuchiwać się różnym osobom, z Polski i innych krajów, mówiącym z silnym „akcentem” albo mającym luki w znajomości słownictwa i zauważyłem reakcję brytyjskich kolegów i koleżanek… to znaczy w zasadzie brak reakcji. Po prostu nawiązywali kontakt, zachowywali się zwyczajnie, otwarcie i przyjaźnie. Zamiast prześmiewania czy ignorancji była chęć skutecznego komunikowania się (oj gdybyśmy mieli więcej takiego podejścia w Polsce!). Tak więc zacząłem próbować. I tyle. Druga bariera „prysła” po zajęciach z tzw. native speakerami – miałem to szczęście poznać kilka takich osób na początku nauki. Nikt mnie nie dręczył tabelami odmian ani nie maltretował formułkami. Rozmawialiśmy na różne codzienne tematy, uczyli mnie „brzydkich” i kolokwialnych słówek z taką samą swadą jak oficjalnej wymowy. Namawiali aby się komunikować, realizować w języku pasję do tego czym żyję na codzień i kiedy upierałem się, że to wstyd popełniać błędy to… dopiero wtedy zostałem „wyśmiany”. To chyba najfajniejsza rzecz w szerokiej kulturze anglojęzycznych społeczeństw – otwartość. Warto z niej skorzystać. Słyszałem, że gdy chce się zrobić przysłowiową karierę w Hollywood to już nieco inna bajka rzecz jasna… Mnie to nie grozi dlatego ostatecznie dziś tokować się nie obawiam. Dalej błędów się trochę wstydzę więc na wszelki wypadek obejrzę sobie wszystkie odcinki lekcji Arleny 😉 Dziękuję Wam za fajną rozmowę i pozdrawiam!

Odpowiedz

Tomek Listopad 25, 2017 o 21:14

Rok 2009
Któryś z kolei dzień września.
Godz. 23.17
Okolice Temple bar. Dublin. Irlandia.
Wracam sobie grzecznie do domu po spotkaniu ze znajomymi.
Na mojej drodze trzech na pewno sympatycznych, ale niestety nie dla mnie, młodych mężczyzn prosi mnie o pieniążki.
Wtedy zacząłem się bać tych ludzi, ale przestałem się bać mówić po angielsku „heeelppp!”.

Niestety bardzo to nie pomogło. Na szczęście pomogło mi to, że zacząłem szybko biec, a oni byli na tyle leniwi, że nie chciało im się mnie gonić.

Odpowiedz

Bartłomiej Listopad 25, 2017 o 21:17

Witam,
ogólnie nie mam problemów z nawiązywaniem nowych kontaktów z innymi i w czasach studenckich dużo udzielałem się we wspólnocie religijnej ruchu Światło-Życie. Prawdziwym przełomem „przestania się bać” mówić po angielsku było spotkanie wspólnoty Taize w Warszawie, gdzie w swojej parafii byłem jedną z osób „pierwszego kontaktu/powitania” gości z zagranicy.
Sprawiło mi to taką frajdę, że skorzystałem z okazji i byłem na kolejnych noworocznych spotkaniach Taize w Barcelonie i Budapeszcie a w roku jubileuszowym odwiedziłem Rzym na spotkaniu młodych z papieżem Janem Pawłem II.

Pozdrawiam wszystkich ;D

Odpowiedz

Beata Listopad 25, 2017 o 21:33

10 lat pracy w dużej amerykańskiej korporacji – nauka języka obcego i mówienie „po cudzemu” z obowiązku, bo trzeba się ze współpracownikami dogadać. Efekty takie sobie, wręcz średnie, mega trema i duża blokada na wszelkich spotkaniach, czy telekonferencjach. Z korporacji odeszłam początkiem tego roku, zaczęłam nieco więcej podróżować i ku mojemu zdziwieniu i wielkiej radości okazało się, że i pan w recepcji na kempingu i pani w restauracji i pan w windzie, i pani w lodziarni – oni mnie rozumieją:) Obecnie nauka bez jakiegokolwiek przymusu i obowiązku, z wielką frajdą i bez spiny. Szczerze – nie sądziłam, że to kiedyś polubię – życie jednak lubi zaskakiwać:)

Odpowiedz

Szymon Listopad 25, 2017 o 21:46

Przełomowym momentem był wyjazd do USA gdy byłem na IV roku studiów. Oczywiście,
przygotowywałem się na to przez całe liceum i studia ucząc się na zajęciach angielskiego ale dopiero w stanach poczułem, że TERAZ albo never and ever 🙂
Podczas wakacji miałem zaszczyt 🙂 współpracować -z Francuzami, Turkami, Meksykanami, Kanadyjczykami z Quebecu, Chińczykami, Niemcami, Bułgarami, tak tak i oczywiście spokojnie Amerykanie też tam byli 🙂

Pozdrawiam
ps. czytałem książkę ( jest bardzo pomocna ) 🙂

Odpowiedz

Adrian Listopad 25, 2017 o 21:53

Właściwie nie wydaje mi się by taki moment nastał. Co prawda kiedy podróżowałem po Azji był taki czas kiedy się otworzyłem i pomimo ubogiego słownictwa, próbowałem mówić na tyle na ile mogłem. Było to w dużej mierze spowodowane tym, że Azjaci często samo słabo znali angielski, a turyści spoza Azji, z którymi miałem okazje rozmawiać nie oczekiwali ode mnie dobrej znajomości języka i podchodzili do tego wyrozumiale. Niestety w Polsce ciągle czuję blokadę, czuję, że ktoś może mnie oceniać i to paraliżuje mnie w sytuacjach, kiedy mógłbym porozmawiać z kimś po angielsku. Mam jednak nadzieję, że kiedyś poczuję się na tyle pewnie ze swoją znajomością angielskiego, że nie będę miał już problemu z używaniem go w adekwatnych sytuacjach. 🙂

Odpowiedz

Beatrycze Listopad 25, 2017 o 22:10

Jestem z pokolenia, które uczyło się angielskiego w podstawówce, obok rosyjskiego, który był powoli wycofywany. Moje odblokowanie w mówieniu po angielsku nastąpiło w dramatyczno-komicznej sytuacji na lotnisku w Dubaju. Nagła zmiana gate’u wymusiła bieg przez 3 sektory lotniska, które jest ogromne. Po dotarciu do właściwej, na 2 minuty przed zamknięciem, padłam na kolana ze zmęczenia. Pracownik linii Emirates zapytał się co się stało, a ja po raz pierwszy w życiu zalałam go potokiem słów, ku zdziwieniu mojego męża. Zalegały one gdzieś w tylnych szufladkach mojej przestrzeni mózgowej przez wiele lat. Podróże kształcą 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 25, 2017 o 22:43

Witam wszystkich,

Pani Arleno, muszę przyznać, że jest Pani bezbłędna w ocenie polskiej edukacji dotyczącej języków obcych. Doskonale wpisuje się w ten system, nienawidziłem języków obcych, zgermanizowac nie dałem się dla zasady, a z angielskiego nigdy nie miałem dobrego nauczyciela…. Dopiero gdy zdecydowałem się na nieco dłuższy wyjazd do Norwegii już po skończonej edukacji, szybko zdecydowałem się na indywidualne korepetycje i bez problemu znalazłem nauczyciela, który uczynił dla mnie naukę języka przyjemnością. Już nigdy więcej nudnych tekstów i zafiksowania gramatyką. W końcu zaczęliśmy gadać o rzeczach dnia codziennego oraz poruszać często trudne ale i bardzo ciekawe tematy. Nie wiem czy to tylko nauczyciel czy może indywidualne podejście ale z całą pewnością pomogło.

Pozdrawiam, Łukasz

Odpowiedz

Jolanta Listopad 25, 2017 o 22:50

Odpowiedz na pytanie konkursowe 🙂 Przelamalam bariere leku przed mowieniem, zaczelam swobodniej mowic po angielsku w czasie pobytu na Islandii, gdzie pracowalam w przedszkolu organizowanym przez grupe zwiazana z joga. Islandzkiego nie znalam. Moj angielski byl bardzo podstawowy, po liceum (skad nie bardzo pamietam nasza Pania mowiaca po angielsku, a mature zdawalam z rosyjskiego, bo wtedy umialam go lepiej niz angielski), ale poniewaz trzeba sie bylo codziennie jakos dogadac mialam bardzo dobra motywacje oraz regularne cwiczenia z zywym jezykiem i… tak to sie zaczelo. To byla najlepsza szkola.

Odpowiedz

Vardan H. Listopad 25, 2017 o 23:10

Jak przestałrm się bać mówić po angielsku? Kiedy pierwszy raz z Armenii przyjechałem do Polski. Przedewszystkim przepraszam za mój nie do końca poprawny polski. Ciągle się uczę Wasz trudny język. Historia była taka. W Armenii w szkole uczylem się i rosyjski, i angielski. Pierwszego jezyka często używałem… wyjazdy po byłym ZSRR. Rosyjski byl tez drugim oficjalnym jezykiem. Angelskiego nie mialem z kim rozmawiac. Jadąc do Polski w latach 90-tych myslalem ze nie bede mial problem porozumieniem się z ludzmi po rosyjsku. I tu problem! (teraz smieje sie z tego). Moi znajomi mowili ze Polacy nie bardzo lubią Rosjan, historia…itp. Więc tak przyjąłem tą wiadomością że bałem się na ulice zapytać kogoś cokolwiek po rosyjsku. 😁 Trochę żartem powiem że strach mowienie po rosyjsku bylo wieksze niz zacząć mowic po angielsku. Tak się zaczęło. Co po paru dniach romawiajac z ludzmi po rosyjsku mnie nic nie grozilo, poduscili moi znajomi, ale dzięki temu nie balem się zacząć mówić po angielsku.
Troche dlugo opisalem. Nie potrafilem historie opisac w kilku zdaniach.
Co do wiwiadu, miłą chęcią posłuchalem. Pozdrawiam

Odpowiedz

Kasia89 Listopad 25, 2017 o 23:14

Moje przełamanie języka wydarzyło się w dość nietypowy sposób. Pomimo, że w szkole prywatnej uczylam sie kilka lat i byłam nie raz za granica (moja siostra mieszka w Szkocji) i byłam wstanie rozmawiać po angielsku to w dalszym ciągu nie czułam się z nim zbyt komfortowo. Postanowiłam poszukać obcokrajowców w moim mieście. Konwersacje z native wiadomo drogie- nie wchodziło w grę. Wpadłam na pomysł założyć Tindera i skupiam się na szukaniu obcokrajowców. Z kilkoma pisałam więc prosiłam żeby poprawiali mnie jeśli zrobię jakieś błędy. Z wieloma z nich się nie spotkałam. Pewnego dnia poznałam Jeremiego z USA. Nie dość że złapalismy świetny kontakt obrazu to szaleńczo mi się podobał. Niestety kilka razy odwołał pierwsze spotkanie. Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek się spotkamy. W dzień przed wigilia postanowiłam do niego napisac życzenia świąteczne. Odpisał i zaproponował spotkanie po raz kolejny. Byłam zniechecona po kilku nieudanych próbach no ale wsumie mi zależało, albowiem miałam w tym swój interes. Gdy nadszedł dzień spotkania strasznie się denerwowalam czy go zrozumie. Na szczęście mówil wyraźnie i był bardzo otwarty i wyrozumiały dla mojego języka. Zostaliśmy para na kilka miesięcy. Nigdy nie zapomnę faktu, ze dzięki niemu przeszłam ogromną transformację nie tylko w kontekście językowym ale bycia bardziej odważna, otwarta i pewna siebie. Nawet po rozstaniu dalej jesteśmy w kontakcie. Teraz od roku jestem za granicą, ale w momencie kiedy tu przyjechałam wszyscy byli pod dużym wrażeniem jak dobrze mówię. Moja rada- może i szalona ale to była najlepsza inwestycja w moim życiu założyć Tindera i szukać tam obcokrajowców.

Odpowiedz

Karolina Listopad 25, 2017 o 23:22

Kiedyś przyśniło mi się, że spotkałam w Londynie Harry’ego Pottera… ale bałam się do niego zagadać. Oczywiście mogłam sobie wyśnić spotkanie z fikcyjnym bohaterem, ale mój umysł nie potrafił stworzyć iluzji, iż on mówi po polsku lub ja świetnie komunikuję się po angielsku. Ech…
Od tej pory staram się przełamywać i mówić po angielsku, żeby przygotować się na drugą taką okazję. Czekam teraz na kolejny sen o Harrym (i na list z Hogwartu).
Jeżeli strach jest tak ogromny, że paraliżuje mnie w moim ŚNIE, to coś jest ewidentnie nie tak – i trzeba z tym walczyć.
Jakiś czas później znów mi się śniło, że byłam w Londynie, ale każdy napotkany przeze mnie człowiek, do którego zagadywałam po angielsku, okazywał się być Polakiem. Ironia losu… czy raczej ironia snów.

Odpowiedz

Mariusz Listopad 26, 2017 o 00:32

Przestałem się bać mówić w języku angielskim, ponieważ hmmm… tak naprawdę nigdy się tego nie bałem. W szkole zawsze byłem w klasie z dominującym językiem niemieckim, także mój angielski w ogóle nie istniał, jednak aby rozwijać swoje pasje (poker, csgo oraz zakłady bukmacherskie) musiałem go używać. Lepiej lub gorzej, to nie było dla mnie ważne.Oglądając miliony meczów w CSGO osłuchałem się z językiem angielskim. Chciałem się po prostu móc komunikować, a wiedziałem, że jak ktoś chce zrozumieć, to kali jeść kali pić wystarczy. I dzięki tej odwadze mieszkam na Gibraltarze, pracuję w wymarzonym miejscu, tj. bet365 i jestem trejderem esportu. Dalej popełniam masę błędów, szczególnie gdy chcę coś na szybko przekazać, ale najważniejsze, że koledzy i koleżanki z pracy bez problemu mnie rozumieją.

Odpowiedz

Kasia Listopad 26, 2017 o 01:50

Ha! Jak przestałam bać się mówić po angielsku? Pamiętam dokładnie ten moment. Poleciałam z moim – jeszcze wtedy nie mężem – do Londynu. Ten wyjazd był spełnieniem moich marzeń z młodości. Brytyjski angielski to miód na me uszy i mogłabym godzinami jeździć autobusami po Londynie, przysłuchując się, jak mówią Brytyjczycy. Oczywiście, za każdym razem, kiedy trzeba było coś powiedzieć, robiłam delikatny krok w tył, wiedząc, że mój mężczyzna mówi dużo lepiej ode mnie. Przyszła jednak chwila, kiedy na mnie wypadło, żeby zakupić bilet. A bilet kupowało się w małym sklepiku (a’la Żabka) gdzieś po drodze do autobusu. Moment, w którym usłyszałam, jak wyraża się człowiek (prawdopodobnie Pakistańczyk) stojący za ladą, stał się właśnie TYM MOMENTEM! Moje kompleksy, że daleko mi do brytyjskiego akcentu, zniknęły i ślad po nich zaginął na wieki. Bo gość mówił praktycznie tak, jakby w ogóle nie wiedział, że istnieje jakakolwiek „wymowa”. Wypowiadał dosłownie każdą, KAŻDĄ literę każdego słowa! I to dzięki niemu się przełamałam! 🙂

Odpowiedz

Daniel Listopad 26, 2017 o 06:26

dokładnie żeby się przełamać najlepiej jest albo pojechać do kraju gdzie nie możesz mówić po polsku, albo w pracy współpracować z osobami, z którymi możesz tylko porozumiewać się po angielsku.

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 26, 2017 o 08:19

Wyniosłam ze szkoły mierną wiedzę angielskiego, potem były kursy z dłuższymi przerwami, następnie nauka samodzielna, jednak cały czas to była sama teoria. Łamanie lodów nastąpiło na mojej pierwszej wymianie młodzieżowej w ramach programu „Erasmus”. Nie było łatwo, a po powrocie nie byłam zbyt zadowolona z siebie. Jednak zaistniała sytuacja, która wymagała komunikacji, a ukryć się nie było szansy, sprawiła, że zaczęłam powoli mówić, nie zawsze poprawnie, jednak pozytywna atmosfera i brak niemiłych ocen tylko wzmocniły pewność siebie. Na kolejnych wymianach czułam się o wiele lepiej, wbrew niewysokiemu poziomu angielskiego. Wiem, że jeszcze sporo nauki przede mną, jednak sprawia mi ona samą radość)
Serdecznie dziękuję Wam za rozmowę!

Odpowiedz

Kamila Listopad 26, 2017 o 09:22

Witam. Pojechałam kiedyś do chłopaka (Polaka), który na stałe mieszka w Szkocji. Pewnego dnia dostałam całodziennej czkawki, on żeby mnie przestraszyć powiedział, że jak przyjedzie jego mama (tłumacz języka angielskiego) i jego siostra (bardzo dobrze zna angielski) to, żebym się uczyła będą mówić po angielsku. Naprawdę się przestraszyłam, czkawka przeszła a ja od tamtej pory więcej się uczę i mówię po angielsku bo muszę 😉
Pozdrawiam

Odpowiedz

Rafał Listopad 26, 2017 o 10:10

Witam

Dokładnie nie pamiętam kiedy to było, ale w jakimś momencie zdałem sobie sprawę, że jest masa osób, również cudzoziemców, które mówią gorzej ode mnie. Ten moment, w którym to odkryłem dał mi niesamowitego kopa, satysfakcję i wiarę, że jednak mogę się czegoś nauczyć. W pracy mam teraz okazję rozmawiać z Włochami, Niemcami czy Hiszpanami. Z wszystkimi tymi osobami jestem w stanie się dogadać, przetłumaczyć ich wiedzę na nasze i zadawać jakieś sensowne pytania. Staram się jak najwięcej ich zagadywać, nie tylko jeśli chodzi o programowanie maszyn CNC, ale o takie proste sprawy, jak nasze jedzenie, piwo, jak im się podobają nasze dziewczyny. Wszyscy są bardzo przyjaźni i wszyscy chętnie rozmawiają. I oni wszyscy też czasem popełniają błędy.

Odpowiedz

Adam Listopad 26, 2017 o 11:22

Gdy miałem 14 lat, byłem w odwiedzinach u swojego przyjaciela w Szkocji. W jednym ze sklepów była książka autorstwa mojego ulubionego wówczas piłkarza, Wayne’a Rooneya. Chciałem kupić sobie tę książkę, ale wstydziłem się rozmawiać ze sprzedawczynią. Poprosiłem przyjaciela, aby ją dla mnie kupił, ale on stwierdził, że skoro uczę się angielskiego, to powinienem sam ją kupić. Tak więc z drżącymi nogami i ogromnym strachem podszedłem do sprzedawczyni i… kupiłem tę książkę 😀 Od tej pory nie mam oporów przed rozmawianiem po angielsku, a czasami sam stosuję podobny wybieg w stosunku do innych znajomych, którzy boją się rozmawiać po angielsku 🙂

Odpowiedz

A. Listopad 26, 2017 o 11:22

Cześć!
Kiedyś chorobliwie myślałam, że jeśli pomylę jedno słowo w rozmowie z Anglikiem, to wyśmieje mnie i będzie opowiadał swoim znajomym, a ja stanę się pośmiewiskiem i wszyscy dowiedzą się o tej pomyłce.
Niedawno uświadomiłam sobie, że przecież obcokrajowcy przyjeżdżający do Polski, prawie nigdy nie mówią po polsku perfekcyjnie, a i tak ich zrozumiemy. Mało tego! Jesteśmy pod wrażeniem ich częstej płynnej wymowy.
Dlatego, doszłam do wniosku, że nie ma co siedzieć cały czas w swoich czterech ścianach. Trzeba zwiedzać świat i nie bać się poznawać zagranicznych kolegów. Jak to zrobić najłatwiej? Oczywiście rozmawiając (:
Bo przecież i tak nikt nas nie zna (;

Odpowiedz

Sławomir Listopad 26, 2017 o 11:36

Sytuacja w której musiałem rozmawiać z lekarzami o stanie zdrowia mojego brata. Łatwo nie było ale się udało a i brat wyszedł z tego cało.

Odpowiedz

Patrycja Listopad 26, 2017 o 11:47

Cześć 🙂
Nie mowie biegle po angielsku, ale z racji wykonywanego zawodu polowa maili jest w tym jezyku i czuje sie pewnie w pismie. Po kilku pilnych telefonach z Anglii, Czech czy Hiszpani gdzie musze sie przyznac mialam nie raz problem zrozumiec rozmowce przez akcent, to ze spokojem prosilam o wolniejsza wymowe i wtedy sie porozumielismy. Jeszcze duzo nauki i cwiczen przede mna, ale juz nie boje sie odezwac i udalo mi sie nawiazac wspolprace z fajnymi ludzmi 🙂

Odpowiedz

Marta Listopad 26, 2017 o 11:51

Przestałam się bać mówić po angielsku? Zawsze miałam opory przed mówieniem po angielsku, z gramatyką nie było problemu, ale mówienie to był dla mnie ogromny stres. Na jednej z rozmów o pracę tak się zablokowałam, że nie wydusiłam z siebie słowa po angielsku. Przełom przyszedł kiedy wyjechałam do pracy zagranicę. Musiałam się przemóc, nie było innej opcji żeby porozumieć się z innymi. Uważam, że to był dla mnie niezły szok i taki „kop”, ale mega pozytywny i wtedy już poszło. Dziś jestem w drugiej ciąży i chętnie wróciłabym do angielskiego, do ćwiczeń i myślę, że to byłoby z korzyścią nie tylko dla mnie, ale również dla moich dzieci:-)

Odpowiedz

Michał Listopad 26, 2017 o 11:53

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Sprawił to wyjazd na dorywczą pracę w wakacje do UK, tak się złożyło że pracowałem z samymi anglikami – musiałem się jakoś z nimi porozumieć, na początku było ciężko, ale już po kilku tygodniach Oni sami potwierdzili że mówię coraz lepiej

Anegdotka:
Przerwa, w pracy, wszyscy jedzą jakieś kanapki, ja też, no i oczywiście rozmowa przy tym, zapytany o coś przez anglika – odpowiadam (z niezupełnie pustymi ustami – wstyd), a On na to „Michał twój angielski właśnie się znacznie poprawił:)”

Pozdrawiam M.M.

Odpowiedz

Ev Listopad 26, 2017 o 12:04

A jak ktoś nie przestał się bać? Bo ja nie przestałam… Choć teraz pomagam uczyć się angielskiego mojemu dziecku, któremu szkoła nie ułatwia sprawy (o czym mówiliście w podkaście 😉 ). I przy nim trochę się przełamuję, bo on też nic nie umie powiedzieć. Myślę, że jak dzieci będą dorastać, to może one mnie zmotywują do przełamania się całkiem :D.

Odpowiedz

Karolina Listopad 26, 2017 o 12:06

Przestałam bać się mówić w języku angielskim, kiedy wyjechałam pierwszy raz za granicę. Uczyłam się już wtedy języka przez około 12 lat, jednak sposób w jaki nauczyciele oceniali wymowę – raczej skupiając się na błędach i słabych stronach wypowiedzi niż na pozytywach miałam przekonanie, że mój angielski nie jest aż tak dobry, by móc porozumieć się z native speakerem. Wyjazd na granicę był trochę jak skok na głęboką wodę. Byłam sama, w pracy językiem komunikatywnym miał być język angielski, przede mną wciąż nowe wyzwania – trzeba było iść samemu założyć konto w banku, umówić się na wizytę w urzędzie itp. Pokonałam wszystkie przeszkody, starałam się jak najwięcej rozmawiać z ludźmi w pracy po angielsku i udało się. Uwierzyłam w to, że mój angielski jest dobry, że umiem się dogadać z rodowitymi Brytyjczykami, że ludzie w urzędach mnie rozumieją. Bariera nagle przestała istnieć. Zrozumiałam, że najważniejsze dla mnie jest to, że umiem się komunikować i co najważniejsze – że sprawia mi to radość 🙂

Odpowiedz

Dorota Listopad 26, 2017 o 12:50

Przestałam się bać mówić po angielsku, po pierwsze: kiedy po raz pierwszy wyjechałam do pracy do UK. Dość pewna swoich możliwości językowych (skończyłam klasę o profilu językowym z rozszerzonym językiem angielskim w liceum) rozpoczęłam pracę i radziłam sobie świetnie do momentu kiedy nie byłam w stanie kupić biletu, bo kierowca autobusu nie mógł mnie zrozumieć (różny akcent w różnych częściach Anglii). Ze łzami w oczach prawie wysiadłam ale mowa ciała pomogła i dojechałam tam gdzie chciałam 🙂 Później miałam kilkuletnią przerwę w kontakcie z angielskim. Drugi raz przestałam się bać mówić po angielsku kiedy zaczęłam pracę w amerykańskiej korporacji. Nie mogłam bać się mówić, bo to często jest jedyny język, którym posługujemy się na szkoleniach czy spotkaniach. Musiałam się otworzyć i radzę sobie do dziś choć wiem, że może być lepiej.

Odpowiedz

Zuz Listopad 26, 2017 o 12:57

Witam serdecznie!
Prawdę mówiąc, nadal się boję mówić po angielsku. Mieszkam dwa lata za granicą i w tym roku postanowiłam, że tak dłużej być nie może! Zapisałam się na kurs przygotowujący do GCSE i wolontariat w szpitalu. Staram się wychodzić poza moją strefę komfortu i … nie mam wyboru – Muszę gadać. Pozdrawiam serdecznie!

Odpowiedz

Mateusz Listopad 26, 2017 o 13:18

Nigdy nie przestałem bać się mówić po angielsku, bo nigdy nie ogarnąłem angielskiej gramatyki, ale chyba właśnie dlatego jestem właściwą osobą we właściwym miejscu. 🙂

Odpowiedz

Marta Listopad 26, 2017 o 13:24

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy jechałam polskim busem wraz z 30 rozkrzyczanymi Szwedami którzy pijąc trunki i słuchając głośno muzyki zakłócali podróż pozostałym pasażerom (jechali na mecz) – kulturalnie przekrzyczalam ich i poprosiłam o ciszę (mimo że jestem wyrozumiała, hałas był nie do zniesienia) 🙂
pozdrawiam
Marta

Odpowiedz

Maria Listopad 26, 2017 o 13:29

Jak to się stało, że przestałam się bać mówić po angielsku?
W ubiegłym roku postanowiłam zmienić pracę. Jednym z wymagań nowej była znajomość języka angielskiego na poziomie min. B1. Uczyłam się pilnie w zaciszu mojego pokoju, ale nie specjalnie komunikowałam się z kimkolwiek w tym języku. Do dnia kiedy zadzwoniła do mnie pani z rekrutacji i postanowiła sprawdzić poziom znajomości języka zanim zaprosi mnie na spotkanie w biurze, ot taka wstępna selekcja. Po zakończeniu rozmowy, miałam „miękko w kolanach”, ale satysfakcja była nieziemska! I ta myśl – „you did it”!

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 26, 2017 o 13:50

Przestałem bać się mówić po angielsku w momencie kiedy zauważyłem, że nawet jeśli popełnię jakieś błędy po drodze to mój rozmówca nie skupia się na nich, nie wytyka mi ich, a zamiast tego stara się zrozumieć co chcę powiedzieć i najczęściej się to udaje. 🙂

Warto mówić, próbować się porozumieć, bo to jedyna możliwość, żeby nabrać realnego obycia z tym językiem.

Odpowiedz

Justyna Listopad 26, 2017 o 14:37

Po 6 miesiącach intensywnej nauki rozmawiania po angielsku, pojechałam zwiedzać Irlandię.
Sama, pierwszy raz bez kogoś kto mówi lepiej ode mnie 🙂
Najlepszy sposób.
Malutki kierowca wielkiego irlandzkiego autobusu zobaczył że nie wiem co ze sobą zrobić, zadarł głowę do góry i zapytał „What’s the problem, honey?”
Wypłakałam mu się w rękaw, po angielsku, zrozumiał, pomógł i tak poszło dookoła całej Irlandii.
Wróciłam do Polski i okazało się, że odblokowałam się na wszystkie języki. Teraz gdzie wyjadę staram się mówić po ichniemu 🙂
Chociaż parę słów. I jest fajnie.

Odpowiedz

Karolina Listopad 26, 2017 o 15:18

Witaj Michale i czytelnicy bloga!
Zazwyczaj nie „bawię się” w konkursy, ale książki Arleny Witt tak mnie ciekawią, że aż się „wysilę” i opiszę swoją historię z angielskim 😉
Z angielskiego nigdy nie byłam orłem. W dzieciństwie znaczna większość moich classmates miała dodatkowe zajęcia z języka po szkole, dlatego zawsze czułam się o krok za nimi, co mnie dość mocno zamknęło na język, choć angielski był jednym z moich ulubionych przedmiotów. Następnie w gimnazjum prawie nie miałam zajęć z tego języka, ponieważ żadnemu nauczycielowi nie opłacało się pracować na przedmieściach. W liceum uczyła mnie bardzo flegmatyczna Pani, która w żaden sposób nie potrafiła zachęcić do nauki, prędzej do przespania całej lekcji. Jednak, gdy ta sama Pani plus moja wychowawczyni wyśmiały mnie, gdy oznajmiłam, że chcę zdawać maturę rozszerzoną z angielskiego stwierdziłam, że nie odpuszczę. Dodatkową motywacją była chęć dostania się na romanistykę z moją kumpelą. Za pieniądze z pracy dorywczej zapisałam się na dodatkowe lekcje i odniosłam podwójne zwycięstwo 🙂
Lecz największego „powera”, by zacząć mówić po angielsku dał mi wyjazd za granicę, gdzie zostałam, jakby to powiedzieć, zmuszona do rozmowy w tym języku, ponieważ nikt po polsku by mnie nie zrozumiał. Polecam również branie udziału w różnych projektach i warsztatach organizowanych w Waszych miastach, w których udział biorą osoby z zagranicy.
Ostatnią rzeczą, która jeszcze bardziej zmotywowała mnie do nauki tego języka było udzielanie korepetycji. Tak, ja, która jeszcze kilka lat temu nawet nie wyobrażałam sobie czegoś takiego, uczyłam dzieci. I sprawiało mi to ogromną przyjemność. Do każdej lekcji solidnie się przygotowywałam. Nigdy nie korzystałam z podręczników, tylko badałam zainteresowania i styl nauki swojego ucznia, i wtedy dobierałam materiały znalezione w internecie. Często godzinami szukałam odpowiedniego filmiku, by był dla ucznia zrozumiały, ale też wypowiadany przez native speaker’ów. Udzielanie korepetycji zmusiło mnie do rozumienia wszystkiego, co tłumaczyłam. Do rozumienia każdego filmiku, zagadnienia gramatycznego, słowa… Nauczanie języka pokazało mi, jak obejść wiele językowych problemów, ponieważ widząc problem u ucznia musiałam sama pomóc mu go rozwiązać. Pamiętam jak moja korepetytorka z liceum powiedziała mi, że zaczęła studia z językiem hiszpańskim i chce go uczyć innych, by samej sobie utrwalić lepiej to, czego się uczy. Spojrzałam na nią, jak na szaloną. Jak to, nie zna tego języka a już chce uczyć? Teraz wiem, co miała na myśli.
Polecam każdemu znaleźć własną drogę do nauki języka. Próbowania różnych metod. A przede wszystkim nie zapominania o ciągłym kontakcie z językiem, bo to niestety zanika, gdy się nie używa. Jak szare komórki 😛
A! I jeśli jakiś język Wam nie „wchodzi”, to się nie zmuszajcie. Do niemieckiego podchodziłam kilka razy i nic. Nauka podstaw francuskiego zajęła mi rok.
Pozdrawiam
Karolina

Odpowiedz

Ania Listopad 26, 2017 o 15:26

🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Przestałam się bać mówić po angielsku, bo zapisuję poprawna wymowę w zeszycie, znaczenie i pisownie. A poza tym inni też popełniają błędy, więc jaki problem?
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂

Odpowiedz

Natalja Listopad 26, 2017 o 15:37

Limerick about brave girl

There was a young girl from central Poland,
who travelled shyly to London, England.
she once asked a boy if he had a lighter,
instantly she felt like a real fighter
She boldly went on to study in Finland

Odpowiedz

Natalja Listopad 26, 2017 o 15:45

Limerick about a brave girl 😉

Odpowiedz

Ania Listopad 26, 2017 o 15:45

Od kilku miesięcy mówię po angielsku do mojej 18 miesięcznej córkeczki, która swoją przygodę z językiem rozpoczęła na zajęciach w żłobku. 🙂 Rozmawiamy zazwyczaj o rzeczach, które są wokół. Zatem: We play with a teddy bear and wish you nice day. 😉

Odpowiedz

Ania Listopad 26, 2017 o 15:47

Od kilku miesięcy mówię po angielsku do mojej 18 miesięcznej córeczki, która swoją przygodę z językiem rozpoczęła na zajęciach w żłobku. 🙂 Rozmawiamy zazwyczaj o rzeczach, które są wokół. Zatem: We play with a teddy bear and wish you nice day. 😉

Drogi moderatorze dziękuję za zatwierdzenie drugiego komentarza. W pierwszym wkradł się „babolek”. 😉

Odpowiedz

Iwona Listopad 26, 2017 o 16:03

Kiedy przestałam bać się mówić po angielsku? Wtedy, gdy przestałam zwracać uwagę na to jakiego czasu mam użyć. Podziałało! W końcu zaczęłam składać zdania nie zastanawiając się czy oby na pewno nie zabrakło odpowiedniej końcówki, czasu itd, na początek wystarczyły mi 3 najprostsze czasy. To był najlepszy sposób! Teraz kiedy mogę skupić się na gramatyce i szlifować angielski (opanowanie go na wysokim poziomie to moje marzenie – Arleno, Ty je we mnie obudziłaś!) książka pani Arleny byłaby najlepszą formą nauki 🙂

Odpowiedz

Paweł Listopad 26, 2017 o 16:16

Cześć Arleno i Michale,

podstawówka, gimnazjum, liceum, studia… na testach wypadałem słabo i zaczynałem od niskich poziomów nauczania (moje lenistwo w nauce), co zaowocowało znaczną nieśmiałością. W tym roku zmieniając pracę założyłem, że chcę pracować w międzynarodowej firmie i używać j. angielskiego. Na wielu rozmowach rekrutacyjnych padało pytanie „Jak z Pana j. angielskim?”. W efekcie mówiłem że słabo. Podczas ostatniej rozmowy rekruterka po prostu przeszła na język angielski … i teraz pracuje w tej fimie. Jednak nie jestem taki słaby 🙂

Pozdrawiam,
Paweł

Odpowiedz

Patryk Listopad 26, 2017 o 16:25

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

W moim wypadku nie było jasnej granicy, od podstawówki uczyłem się angielskiego, dodatkowo byłem fanem gier społecznościowych oraz cartoon networka po angielsku.
Zawsze, więc było to w jakimś stopniu naturalne…..jednakże, jeśli mam podać punkt przełomowy, który tworzy w głowie pewne niejasne uczucia TO, WTEDY GDY DZWONIĄ DO CIEBIE W SPRAWIE ZIELONEJ KARTY Z AGENCJI WSPOMAGAJĄCEJ.

Rodzinny grill, gdzie koło Polskiego zadupia, twój telefon wygrywa serenady a wyświetlacz pokazuje jakiś bliżej nieznany format numeru.
Ty odbierasz telefon i słyszysz bliżej niezrozumiałe słowa.
Mój biedny, przestraszony „musk” właśnie szuka wyjaśnienia co się dzieje i wtedy nagle zrozumiałem, że Pani mówi do mnie po angielsku.
Cała rodzina patrzy się na mnie jak na małpę w zoo, która potarła swoje genitalia pokrzywą, co więc uciekłem sprzed stołu gdzieś dalej. Z przemiłą Panią rozmawiałem z godzinę, co wprawiło mnie w samozachwyt nad moim kunsztem „Hi I’m popato”.
Tak więc, niczym pierwszy raz bariera strachu zniknęła w bólu i wstydzie wyimaginowanym w tobie, bo jak się okazało rodzina była pod wrażeniem, że umiem wykorzystać swój język w jakimś stopniu.

Odpowiedz

Zuzanna Listopad 26, 2017 o 16:32

Jak ja przestałam bać się mówić po angielsku? W 1klasie gimnazjum
Mój brat zabrał mnie na koncert Natalli Kukulskiej. Była tam jego dobra znajoma, mówiąca tylko po angielsku. Ja ucząca się już siedem lat angielskiego nie byłam w stanie wykrzesić z siebie ani jednego zdania. Było mi strasznie głupio i wstyd. Dodałam Yaelle na Facebooku, zaczęłam z nią pisać. Dopiero wtedy zauważyłam jakie mam ogromne braki, mimo wieloletniej nauki. Zawsze miałam dobre stopnie z angielskiego, ale były one złudne. Tamto spotkanie bardzo na mnie wpłynęło i zmotywowało do działania. Teraz nadal staram się czerpać z lekcji i wyjazdów za granicę w 100%.

Odpowiedz

Eliza Listopad 26, 2017 o 16:36

Tyle razy zbłaźniłam się mówiąc po angielsku, że oo czasie przestało mnie to ruszać. Pomogła mi po prostu praktyka, praktyka i jeszcze raz pomyłki.

Odpowiedz

AniAm Listopad 26, 2017 o 16:40

U mnie taka konkretna przygoda z językiem angielskim zaczęła sie około 2 miesiecy po opublikowaniu przez Panią Arlenę kanału ” po cudzemu”. Mój przyjaciel. który prowadzi kanał sportowy zaprosił ją do współpracy nad odcinkiem o nazwach klubów piłkarskich. Po oglądnięciu zainteresowało mnie co Pani Arlena ma jeszcze do zaoferowania. Byłam mile zaskoczona, ponieważ w tym samym czasie przygotowywałam się do wyjazdu do Anglii na stałe i wiele moich wątpliwości zostało wyjasnionych.. tak jakby ktoś mi czytał w myślach. Wyjeżdzając z rodzinnego domu w nieznane miałam w głowie, że kanał ” po cudzemu” będzie mi towarzyszył w codziennym funkcjonowaniu w deszczowej Anglii. I tak też sie stało. Dzieki temu kanałowi coraz więce zaczełam rozmawiać z Anglikami, w agencjach pracy rekryterzy byli mile zaskoczeni,że wyrazy z którymi obcokrajowcy mają problem ja wymawiam poprawnie. To mnie też zmowywowało do czestszych rozmów bo pozytywne emocje które towarzyszyły mi po tym pierwszym razie tak mi się spodobały, że chciałam ich doświadczac coraz więcej. Teraz po dwóch latach nie boję sie rozmawiac z nikim po angielsku. Nawet jeżeli nie znam jakiegos słowka zawsze potrafię je opisać, powymachiwać rękami.. tak.. że odbiorca mnie w koncu zrozumie. Dziękuję za kanał. Bardzo mi pomogł i polecam go komu tylko mogę. Pozdrawiam

Odpowiedz

Anna Listopad 26, 2017 o 17:14

Pokonałam strach przed mówieniem po angielsku kiedy słuchałam i oglądałam mnóstwo piosenek, filmów, seriali i vlogów w tym języku. Zakochałam się w brzmieniu tego języka i bardzo chciałam cytować teksty aktorów i piosenkarzy i brzmieć tak jak oni. Uważam, że mój głos brzmi dużo ładniej kiedy mówię po angielsku biż po polsku. Pomogło mi też uświadomienie sobie tego, że mogę popełniać błędy i dzięki nim mogę się więcej nauczyć.

Odpowiedz

Ewelina Listopad 26, 2017 o 17:47

Mi w pokonaniu strachu przed mówieniem po ANG, pomogły 2 rzeczy

1. rozmawianie z Siri 🙂 czyli pierwsze proste konwersacje (szkoda, że w naszym kraju są spore ograniczenia)

2. kurs (chyba amerykańskiego) teacher’a AJ Hoge
metoda polegała na kilkukrotnym słuchaniu danej historii, a następnie udzielaniu odpowiedzi na pytania lektora. Kluczem jest często powtarzanie tej samej historii, aż odpowiedzi będziemy udzielać automatycznie. Oczywiście polecam odpowiadać na głos 🙂

p.s Michał dzięki za wpis o lekcjach Arleny, świetne podcasty, wciągnęłam się i oglądam po 10 dziennie 😀

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Paulina Listopad 26, 2017 o 17:55

Przestałam się bać mówić w tym języku, gdy uświadomiłam sobie, że nie muszę być w nim przecież idealna. Co to podoba mi się w tym języku, poza jego brzmieniem, to to, że łączy ludzi na całym świecie oraz to, co dotarło do mnie niedawno, a mianowicie, przecież większość osób, które porozumiewają się w tym języku to nie native speaker’zy, ale właśnie osoby jak ja, więc dlatego mam się czuć gorsza? To pomogło, co nie zmienia jednak faktu, że robienie błędów w tym języku dalej wpędza mnie w zakłopotanie, ale dzięki temu nauka i posługiwanie się nim stały się łatwiejsze :). Pozdrawiam.

Odpowiedz

Sylwinka Listopad 26, 2017 o 18:18

U mnie zaś, przełomowy moment w którym faktycznie zaczęłam stopniowo burzyć tą wewnętrzną barierę przed mówieniem po angielsku było skupienie się nad wymową i najzwyczajniej w świecie bawienie się nią. Sprawiało mi to ogromną frajdę – świadomość, że mogę wybrać dla siebie taki akcent jaki mi się żywnie podoba bo przecież jest tyle różnych akcentów w języku angielskim i było to dla mnie takie budowanie swojego drugiego ja – co ogromnie mi się spodobało:) Uwielbiam akcent brytyjski zatem jako samouk korzystając z wielu kanałów na youtube które uczą różnic między american i british english, które są prowadzone przez brytyjczyków i wreszcie z kanału „Po Cudzemu” (ten szczególnie polecam) – skromnie, od mówienia w stylu na „komfortejbyl” i „kłełe” udało mi się opanować tą wymowę tak, że w szkole nauczyciele, koledzy i koleżanki pytają się mnie czy mieszkałam kiedyś w Anglii bądź czy mam jakieś pochodzenie stamtąd co uważam zarówno za swój ale przede wszystkim sukces osób dzięki którym faktycznie ta wiedza nie była męcząca, nie było to bezsensowne uczenie się regułek na pamięć na zasadzie zakuj zdaj zapomnij, tylko wiedza którą faktycznie chce się wykorzystać, nie- uczenie się od sprawdzianu do sprawdzianu tylko chęć wykorzystania tej wiedzy w praktyce. Nie boję się teraz, nie uciekam po zwykłym „Hello” na drugi koniec ulicy tylko wręcz przeciwnie – wykorzystuję każdy moment aby móc ten język wykorzystać w praktyce:) Zatem to właśnie było motorem do pokonania mojego strachu przed mówieniem po angielsku i ze względu na to że nie chce stać w miejscu, a gramatyka to jest dziedzina nad którą przydało by mi się popracować bo co ze znania słówek i wymowy – to właśnie gramatyka jest tą bazą na której możemy tworzyć piękne wypowiedzi i ze względu na zbliżającą się maturę byłby to świetny prezent gwiazdkowy:) Pozdrawiam.

Odpowiedz

Piotr Listopad 26, 2017 o 18:23

Hej! Świetny materiał! Rozmowa bardzo treściwa i przyjemna dla ucha:)
A co do lęków przed mówieniem po angielsku, to wstyd się przyznać, ale przed maturą ustną z angielskiego, wiedząc że mam problem i obawy z mówieniem, poszedłem z kolegami się „zrelaksować” przy jednym piwku. „Jednym”. 2 minuty przed wejściem na salę egzaminacyjną żułem całą paczkę gum, żeby trochę zneutralizować „zapachy”…
Ale cel osiągnięty, 100% z matury ustnej:D

Odpowiedz

Anna Listopad 26, 2017 o 18:29

Przestałam się bać, kiedy poznałam mojego przyszłego chłopaka, oboje kochaliśmy język angielski i na pierwszych randkach uczyliśmy się go razem 😉 z tą różnicą, że on mówił, nie bał się tego i zawsze jak zaczynał mówić po angielsku to dosłownie odlatywałam. Ja jako ta „gorsza” książkę już dawno zamówiłam (mam ją z autografem i jestem nią zachwycona <3), a jemu zrobiło się przykro, jak dowiedział się, że jemu nie kupiłam i nie ma już szansy na książkę z autografem, a też jest wielkim fanem Arleny, nie raz urządzamy sobie wspólne maratony z po cudzemu 🙂 zatem jeśli mój komentarz dotarłby do Arleny jakimś cudem (przepraszam z góry, że się rozpisałam) i miałabym szczęście dostać tę książkę to powędrowałaby do Love of my life, bo lubię się dzielić i do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że nie pomyślałam o podwójnym zamówieniu.

P.S. Książka jest absolutnie genialna, zadania robię z bananem na ustach (szczególnie zdanie z miednicą rozwaliło system i z mężem w aptece :D) i polecam ją każdemu, powinna być obowiązkowa w naszym kraju. Buziaki Arleno <3

Dziękuję za wspaniały wywiad.

Odpowiedz

Kamila Listopad 26, 2017 o 19:22

Wyjechałam na studia do Walii 7 lat temu, co było jedną z najodważniejszych dezycji życia. Mimo tego że w Polsce nigdy nie miałam problemów z angielskim i był moją pasją, po przyjeździe okazało się że prawie nie rozumiałam co do mnie mówiono i sama bałam się odezwać (bo tak bardzo obawiałam się najmniejszej pomyłki). Na samych studiach radziłam sobie dobrze, niestety w sytuacjach towarzyskich zawsze byłam z boku powodu mojej nieśmiałości. Miałam do czynienia z ludźmi z całego świata i dziesiątkami akcentów. Po kilku miesiącach ‚osłuchałam’ się, jednak przełomem w mówieniu była moja pierwsza praca w restauracji na drugim roku studiów. Nie było łatwo- na początku nawet nie wiedziałam co klienci zamawiali gdyż nie znałam narodowych/lokalnych potraw. A teraz… Od wielu osób nawet słyszę, że mam walijski akcent! I najważniejsze: przestałam się obawiać błędów i przejmować gdy takowe popełnię. Pozdrawiam serdecznie z Cardiff!

Odpowiedz

Natalia Listopad 26, 2017 o 19:35

Z angielskiego nigdy nie byłam najlepsza, raczej przeciętna. Zawsze się obawiałam mówić, ponieważ wszyscy wokół mieli korepetycje albo dodatkowe zajęcia. Bardzo dużo rozumiem ze słuchu, jak trzeba to coś wydukam. Średnio potrafię pisać (dzięki Ci Google za tłumacza! Trochę muszę Cię poprawiać, ale dzięki, że jesteś). Obecnie w pracy angielski jest mi bardzo potrzebny. Maskuję się udając, że wszystko jest okej, ale cała drżę myśląc o tym, że będę musiała coś powiedzieć 🙁

Od kilku lat miałam strategię, że jak nauczę się bardzo dobrze innego języka, to angielski jakoś mi wybaczą. Ale mimo, że świetnie mówię po hiszpańsku, to nadal angielski jest mi potrzebny i racze nie zamienię jednego języka na drugi 🙂 Dlatego chętnie przygarnęłabym taki zestaw książek lub chociażby jedną, ponieważ na mojej liście do kupienia mam obie części, ale najpierw muszę na nie odłożyć 😉

Pozdrawiam
N.

Odpowiedz

Damian Listopad 26, 2017 o 19:42

Dzień dobry. Przełamałem mówić się po angielsku, kiedy uświadomiłem sobie, że mój komplety brak znajomości gramatyki nie jest przeszkodą. Mówię z głowy tak jak wydaje mi się być poprawnie a przede wszystkim zrozumiale, dorzucam gestykulację i udaje się mi komunikować. Moment przełamania to była chęć poznania gruzińskiej kobiety w pubie. Pozdrawiam. 😉

Odpowiedz

Przemek Listopad 26, 2017 o 19:44

Odpowiadając na pytanie konkursowe: co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku? Chęć pomocy innej osobie 🙂 Pamiętam, jak byłem w Warszawie (nie jestem stamtąd), jechałem autobusem, a tam pewna Hiszpanka – Beatriz pytała ludzi jak dostać się pod Zamek Królewski. Nie uzyskała zbyt wielu informacji i gdy zobaczyłem, że już zrezygnowała postanowiłem zainterweniować, bowiem tak się składało, że też tam zmierzałem (byłem umówiony na piwo z bratem i przyjacielem przed powrotem ze stolicy do domu). Tak więc mimo mojego tragicznego poziomu języka angielskiego (uczyłem się tylko w szkole średniej i ostatni raz go używałem na maturze), postanowiłem spróbować jej przekazać, że też tam idę, słabo znam drogę, ale w sumie we dwójkę sobie powinniśmy poradzić. No i poszliśmy wspólnie w nieznane. W czasie drogi oczywiście zaczęliśmy rozmawiać (ona płynnie po angielsku – wówczas studentka ostatniego roku dziennikarstwa), a ja z każdym zdaniem coraz lepiej. Skończyło się to tak, że spędziliśmy z bratem, kolegą i nowo poznaną koleżanką pół dnia rozmawiając na przeróżne tematy (przeważnie o naszych kulturach, tradycjach, itp.), a znajomość do dziś kontynuujemy poprzez media społecznościowe.

Natomiast na dzień dzisiejszy (czyli 4 lata później) mój angielski jest chyba w równie kiepskiej kondycji co wtedy, więc książka na pewno się przyda 🙂

Odpowiedz

Ella Listopad 26, 2017 o 20:40

Cześć,

Ja przełamałam strach, gdy pierwszy raz wyjechałam za granicę, a dokładnie do Szkocji. Przed studiami postanowiłam wyjechać na kilka tygodni, aby zarobić na tak zwane dodatkowe wydatki. Po tygodniu z pomocą siostry udało mi się znaleźć pracę, na stacji kolejowej i wtedy zaczęło się prawdziwe życie…, pierwsza praca, w obcym kraju i jeszcze w obcym języku. Mój pierwszy miesiąc wyglądał tak, że na wszystkie pytania, odpowiadałam: yes, no lub dla urozmaicenia ok. Strach niestety był dość duży i nie pozwalał mi wykrztusić nic więcej, mimo że rozumiałam w większości rozmówców.

Przełom nastąpił dopiero w drugim miesiącu. Na peronie kolejowym jeden z kolegów zobaczył jak mewa, znalazła niezabezpieczony worek na śmieci i postanowiła go rozerwać w poszukiwaniu jedzenia. Ptak był dość dużych rozmiarów, dlatego żadne z nas, nie pokusiło się o odciągnięcie go od zdobyczy. Stałam z boku, gdy jedna z osób zażartowała, że złodziej szuka fantów czy coś podobnego.

W każdym razie ten, żart zrobił na mnie wtedy duże wrażenie. Pierwszy raz doświadczyłam, spontanicznej zabawy w tym języku. Angielski przestał być narzędziem tylko do zarabiania, załatwienia spraw czy zdania egzaminu. A co najważniejsze przestał być martwymi farmułkami i też zaczełam mieć ochotę w nim się śmiać :).

Michał, Arlena dzięki, że robicie po swojemu to, co robicie!
Pozdrawiam Serdecznie
Ella

Odpowiedz

Patryk B Listopad 26, 2017 o 20:45

Zatrudniłem się do pracy dorywczej. Stojąc na kasie musiałem dogadać się z obcojęzycznymi klientami. Nie było odwrotu, NIE MOGŁEM ZWIAĆ. To był dla mnie ogromny stres, lecz widok uśmiechu na twarzy odchodzącego klienta, sprawił, że zrozumiałem, że wcale nie musi być tak źle ! Wstyd mi gdy się zawieszam przy kliencie i muszę schodzić do gestów, ale po każdej nowej rozmowie coraz mniej mnie stresuje myśl o zagranicznym gościu 🙂

Odpowiedz

Maciej Listopad 26, 2017 o 21:03

Przestałem się bać mówić po angielsku gdy nauczyciel z którym miałem lekcje poruszał interesujące tematy i zwyczajnie chciałem uczestniczyć w tych rozmowach. Nie myślałem czy mówię źle czy dobrze zacząłem mówić bo chciałem z nim rozmawiać.

Odpowiedz

Karol Listopad 26, 2017 o 21:12

Gdy jadłem pizzę w knajpce na wakacjach w Ustce, podszedł do mnie mężczyzna z Niemiec i spytał mnie czy może się wymienić kawałkiem pizzy. Zamurowało mnie. Nie mogłem wykrztusić słowa. Byłem zażenowany, że znając język angielski nie zdołałem nic powiedzieć. Po otrząśnięciu się postanowiłem, że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji i zawsze będę starał się rozmawiać. Od tego momentu udaje mi się!

Odpowiedz

Damian Listopad 26, 2017 o 21:34

Myślę, że większość ludzi będzie na siłę starała się wymyślać lub koloryzowac wlasne momenty, które sprawiły przełamanie bariery komunikacyjnej. I dobrze, nigdzie nie jest napisane, że tak nie można, bo… kto to sprawdzi.
Moja będzie zwykła, prawdziwa.
3 miesiace tenu, mając 23 lata przyjechałem do Lizbony, na Erasmusa. Powodów, że względu których zdecydowałem się na taki wyjazd (10 miesięcy) było wiele. Jeden z nich- blokada w mówieniu po angielsku. O zgrozo! Nawijam teraz jak głupi. Poziom językowy u studentów (większości młodszych ode mnie) jest wprawdzie dużo wyższy ode mnie, ale… Chyba właśnie o to chodzi,żeby uczyć się od lepszych. Praktyka czyni mistrza! Pozdrawiam Cię Michale i Arleno z ciepłej jeszcze Lizbony.

Odpowiedz

Ania Listopad 26, 2017 o 21:52

W jaki sposób przestałam bać się mówić po angielsku?

Pomógł mi w tym mój chłopak Maciek. Od razu jak go poznałam i dowiedziałam się, że pracuje w świecie IT pomyślałam: „Hmmmm on to musi dopiero wymiatać po angielsku, aż wstyd byłoby gdyby usłyszał jak ja mówię w tym języku”.
Starałam się więc przy nim unikać angielskiego, aż do momentu, kiedy to mój wspaniały chłopak wpadł na pomysł, że kiedy wychodzimy razem na rolki możemy wtedy ćwiczyć sobie angielski.
Nie macie pojęcia jak bardzo się stresowałam. Ale usłyszeć od mężczyzny, którego ma się za bardzo dobrego anglistę, że „nie jest ze mną tak źle” – bezcenne. Od tego momentu nie boję się nawet pierwsza zagadywać do ludzi w tym języku.

Odpowiedz

Hubert Listopad 26, 2017 o 21:53

Niestety jeszcze nie przestałem bać się mówić w języku Williama Szekspira, ale chcę, nawet powinienem to zrobić. Zwłaszcza z uwagi, iż jestem tegorocznym maturzystą. Do tego ewidentnie potrzebna jest mi książka „Grama to nie drama”.
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Ania Listopad 26, 2017 o 21:55

W jaki sposób przestałam bać się mówić po angielsku?

Pomógł mi w tym mój chłopak Maciek. Od razu jak go poznałam i dowiedziałam się, że pracuje w świecie IT pomyślałam: „Hmmmm on to musi dopiero wymiatać po angielsku, aż wstyd byłoby gdyby usłyszał jak ja mówię w tym języku”.
Starałam się więc przy nim unikać angielskiego, aż do momentu, kiedy to mój wspaniały chłopak wpadł na pomysł, że kiedy wychodzimy razem na rolki możemy wtedy ćwiczyć sobie angielski.
Nie macie pojęcia jak bardzo się stresowałam. Ale usłyszeć od mężczyzny, którego ma się za bardzo dobrego anglistę, że „nie jest ze mną tak źle” – bezcenne. Od tego momentu nie boję się nawet pierwsza zagadywać do ludzi w tym języku.

Odpowiedz

Łukasz Listopad 26, 2017 o 21:59

Tak naprawdę takich momentów przełamania było kilka, bo czym innym jest rozmawianie nieformalne z grupą nowo poznanych ludzi z krajów nieanglojęzycznych, czym innym rozmawianie z Anglikiem, czym innym korzystanie z języka w pracy (np. rozmawiając z Klientem), itd.
Pierwszym momentem przełamania był wakacyjny wyjazd do USA na Work&Travel. Pojechałem nieco rozumiejąc co się do mnie mówi po angielsku, jednak miałem ścisk w gardle w momencie kiedy trzeba było sklecić jakieś zdanie. Sam fakt rozumienia spowodował, że zamiast pracować jako pomocnik w kuchni (pracowali tam ludzie, którzy porozumiewali się jedynie w języku chińskim), zaproponowano mi pracę jako Alcohol Server. W skrócie: trzeba było podejść do stolika, przyjąć zamówienie, wytłumaczyć to samo na barze i zaserwować drinka klientowi. I teraz coś co łączy oszczędzanie/zarabianie i naukę angielskiego: żeby zacząć zdobywać napiwki musiałem zacząć gadać. Im lepiej gadałem tym mogłem liczyć na lepsze wynagrodzenie. To była świetna motywacja! Tak się zaczęło i bardzo miło to wspominam 🙂

Odpowiedz

Irena Listopad 26, 2017 o 22:29

Kilka czynników złożyło się na to, że mój strach przed mówieniem po angielsku odszedł do przeszłości. Uświadomiłam sobie, że jestem osobą wartościową, a ponadto dałam sobie prawo do popełniania błędów. Tak się też złożyło, że z mojego otoczenia zniknęły osoby, dla których poprawna wymowa (a taką akurat mam) jest oznaką wymądrzania się. Jednocześnie, bardzo pozytywna opinia kilku osób dotycząca mojej wymowy i akcentu przełamała ostatecznie wszelkie obawy.

Odpowiedz

Łukasz Listopad 26, 2017 o 22:43

Gdzie ? Skoro z humorem to wypadałoby napisać… „w dupie” 😉 Mam nadzieję, iż nie byłem zbyt „oryginalny” 🙂

Odpowiedz

Błażej Listopad 26, 2017 o 22:53

Pamiętam jak dziś, rok 2014, byłem „zmuszony” mówić po angielsku w sytuacji gdy na meczu koszykówki kolega źle się poczuł na trybunach, a w przeciwnej drużynie w trakcie przerwy przeciwnicy pili wodę.. tak była to drużyna z zagranicy, wszedłem do nich na ławkę i jakoś podołałem językowej barierze.

PS. Kolega ma się dobrze. 😀

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 26, 2017 o 23:22

W zasadzie od dziecka mialam stycznosc z jezykiem angielskim, sluchalam wielu piosenek w tym jezyku i oswajalam sie z nim. Natomiast przelamalam sie mowic po angielsku w momencie kiedy zycie mnie do tego zmusilo – po prostu nie mialam innego wyjscia 🙂 Jako nastolatka co roku w sezonie letnim szukalam dorywczej pracy, zeby dorobic pare groszy. Byly to restauracje, bary, kluby muzyczne. Musialam zaczac sie komunikowac z turystami, ktorzy odwiedzaja moje piekne miasto Krakow. I na poczatku bylo ciezko cos wydusic, duzo rozumialam, malo mowilam. Ale z czasem sie rozkrecilam i coraz swobodniej mi szlo. Dzieki temu teraz mieszkam w Wielkiej Brytanii i nie mam zadnych oporow przed mowieniem, a w dodatku moge nawiazywac wspaniale znajomosci z obcokrajowcami 🙂

Odpowiedz

Tomek N. Listopad 26, 2017 o 23:34

Przestałem się bać angielskiego gdy w wieku 12 lat pojechałem do Szkocji na obóz harcerski i miałem tam mieszkać ze szkocką rodziną. Nie da się wyrazić ulgi w oczach gospodyni domu gdy odpowiedziałem twierdząco na jej pytanie: „do you speak English?” Wtedy zrozumiałem, że angielski nie tylko pomaga mi, ale też innym ludziom w moim otoczeniu.

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 27, 2017 o 00:07

Podczas studiów, moimi sąsiadami w akademiku zostało dwóch Irakijczyków. Padł na mnie blady strach, jak będę w stanie się z nimi komunikować, skoro używając angielskiego stresuję się jak Sylwuś z „Dnia Świra”? Szybka powtórka materiału (co by mi się oczywiście czasy nie pomyliły), pierwszy kontakt i… „Dzień dobry, ja mówim polski, ja nie mówim angielski”. Opowiedzieli, że uczyli się polskiego przez 5 miesięcy i będą studiować PO POLSKU. Pokazują plan zajęć, pytają: „To trudne?”, a tam jakaś enzymologia, statystyka itd. Dostawali materiały od prowadzących, drukowali i każdego dnia tłumaczyli sobie na „arabskie szlaczki”. Dobrze sobie radzili, a kontakt z nimi był łatwiejszy niż ze studentami z Ukrainy. Czasami przychodził do nich kolega, również Irakijczyk, ale mówiący wyłącznie po angielsku. Nie było już wtedy takiego strachu przed mówieniem, skoro „Chłopaki-Iraki” dali radę 🙂

Odpowiedz

Jacek Listopad 27, 2017 o 00:17

To może ja opowiem pierwszą swoją historię, kiedy po raz pierwszy się przełamałem i powiedziałem coś po angielsku do kogoś.

To było jeszcze, kiedy byłem w gimnazjum. Byliśmy na wycieczce w Warszawie. Jak zwykle punktem kulminacyjnym był czas wolny w galerii handlowej. W pewnym momencie dostrzegliśmy dużą grupę dzieci w koszulkach podpisanych „LONDON”. Pomyślałem, że to super okazja, żeby wypróbować mój angielski. Podszedłem do nich (razem z kolegami) i pytam : „Hello, are you from London?”. W odpowiedzi usłyszałem: ” Ale… my umiemy po polsku…”.

Może podejście do rozmawiania po angielsku okazało się nieudane, jednak sprawiło nam dużo śmiechu 🙂

Odpowiedz

Adrian Listopad 27, 2017 o 00:21

Moja historia była dość romantyczna 😉 Wyjechałem na wymianę studencką Erasmus. Tam zadurzyłem się w pewnej studentce z Rumunii. Mając świadomość swoich braków językowych postanowiłem jak najszybciej nadrobić zaległości. Nie chciałem się wygłupić przed nowo poznaną dziewczyną. Zadanie było o tyle ambitne, że moja wybranka studiowała lingwistykę, a nauka języków obcych była jej największą pasją. Uznałem, że jeśli zorientuje się, że właściwie nie mówię po angielsku, to klapa z moich miłosnych planów. Poprosiłem mojego współlokatora z pokoju w akademiku, by mówił do mnie cały czas po angielsku (mimo, że był Hiszpanem i dużo łatwiej byłoby nam się porozumiewać po hiszpańsku, który to język znam). Miał mnie poprawiać przy każdej okazji, nawet gdyby to było irytujące. Na początku pobytu na wymianie moją paczkę znajomych stanowili głównie Polacy. Udało mi się ich jednak przekonać, żebyśmy rozmawiali tylko po angielsku. Na początku przychodziło to z trudem, wydawało się dziwne i nieefektywne – przecież dużo łatwiej i szybciej dogadalibyśmy się w naszym ojczystym języku. Z biegiem czasu zauważyliśmy zalety tej sytuacji. Rozmowy zaczęły się kleić, przestaliśmy dukać pojedyncze słowa, poczuliśmy się swobodniej. Dostrzegłem u siebie spore postępy. Przestałem zastanawiać się nad każdym słowem i zważać na blokujące mnie błędy. Wszak moi rozmówcy nie byli native speakerami, oni też je popełniali. Następnie moje grono znajomych się poszerzyło, poznałem wielu cudzoziemców, z nimi rozmowa po angielsku już nie była moją fanaberią, ale koniecznością. Jednak pomału ta konieczność zmieniała się w satysfakcję, że mówię, że mnie rozumieją, a ja rozumiem ich. W końcu rozmowy z dziewczyną dla której straciłem głowę. Na początku na czacie obstawiony słownikami i elektronicznymi tłumaczami. Później przesyłane liściki, pisane po angielsku. Kompilacje romantycznych piosenek, których teksty wypadało wcześniej poznać i zrozumieć. A także wiele innych niespodzianek, które starałem się sprawiać, a które wymagały językowego przygotowania. Nadeszła chwila, gdy zaczęliśmy więcej rozmawiać na żywo. A ja przekonałem się, że nawet jeśli popełnię jakiś błąd językowy to nie zostanę automatycznie skreślony, wręcz przeciwnie mój wysiłek zostanie dostrzeżony i doceniony. Podsumowując mogę powiedzieć, że lęk przed kompromitacją, pozwolił mi pozbyć się lęku przed mówieniem ;-P A mówiąc już całkiem serio przestałem się bać mówić po angielsku, bo miałem solidną motywację i sprzyjające międzynarodowe otoczenie 🙂

Odpowiedz

Jacek Listopad 27, 2017 o 00:24

Odpowiadając na pytanie konkursowe:

Co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku? Potrzeba.
Udało mi się niedawno wyjechać po raz pierwszy w życiu za granicę. Ilekroć cokolwiek potrzebowałem, to musiałem się z kimś dogadać. Im więcej ćwiczyłem, tym łatwiejsze to było. Aktualnie za każdym razem muszę ciągle pokonywać siebie, kiedy zaczynam mówić po angielsku, jednak za każdym razem wydaje się to dla mnie jakoś bardziej naturalne…

Odpowiedz

Jacek Listopad 27, 2017 o 00:33

Jest jeszcze jedna historia, która mnie bardzo ośmieliła.

Komunikując się po angielsku, zawsze mam wrażenie, że mówię coś w stylu „Kali jeść, Kali robić”. W zeszłe wakacje udało mi się wybrac na wycieczkę autostopową. Na jednej ze stacji paliw zagadałem: „do you speak english? – Yes, a little…” – odpowiedział mi z pięknym brytyjskim akcentem starszy Pan wyprowadzający psa). Podróżował takim angielskim cabem (oczywiście po angielsku). Przygannęli mnie i ruszyliśmy razem w podróż: Ja, Pan, jego Żona oraz ich puszysty biąły pies, który się o mnie ocierał. Podczas podróży troszkę rozmawialiśmy. Pani w pewnym momencie powiedziała mi komplememt, że mój angielski jest bardzo dobry i moi nauczyciele wykonali świetną robotę, zaś teraz pewnie przydałoby mi się tylko trochę poćwiczyć.
Bardzo mi to dodało odwiagi i otuchy 😉

Odpowiedz

Dorota Listopad 27, 2017 o 00:57

Przełamałam się mówić po angielsku kiedy wyjechałam na Wolontariat Europejski (European Voluntary Service) do Gruzji. Była to świetna decyzja w moim życiu. Poznałam wielu wolontariuszy z innych krajów europejskich z którymi wspólnie prowadziliśmy zajęcia, przygotowywaliśmy prezentacje i warsztaty dla dzieci i dorosłych. Wyjazd ten przede wszystkim sprawił, że uwierzyłam w siebie i stałam się śmielsza nie tylko w użyciu języka angielskiego ale również poprawiła się moja komunikacja z drugim człowiekiem.

Odpowiedz

Jakub Listopad 27, 2017 o 04:36

Kiedy przestałem bać się mówić po angielsku?

W 2014 roku wyjechałem na wakacje do Londynu i akurat tak się złożyło, że niestety, trafiłem na imprezę zarówno z cudzoziemcami jak i tubylcami, ale z Polski byłem tylko ja. Pomyślałem wtedy, że głupio podpierać ściany całą imprezę i dołączyłem do grupki osób siedzących niedaleko mnie. Z początku jedynie słuchałem innych i starałem się zrozumieć jak najwięcej z rozmowy, ale potem jedna z rozmówczyń zainteresowała się mną i chciała dowiedzieć się o mnie czegoś. Zapanowała dość długa i krępująca cisza, wtedy zacząłem się bardzo stresować i bać, ale ta sama dziewczyna domyśliła się, że jestem cudzoziemcem i pomogła mi zacząć, a później okazało się, że z moim angielskim nie jest tak źle jak myślałem, bo dogadywałem się całkiem sprawnie. Od tamtej pory nie mam już większych oporów przed używaniem angielskiego. 🙂

Odpowiedz

Sebastian Listopad 27, 2017 o 04:54

Angielskiego zacząłem się „uczyć” jak w pojawiło się w Polsce Cartoon Network i mało kto pewnie pamięta, ale przez pierwsze lata wszystkie bajki były tylko po angielsku, wiec samo przychodziło, dzięki czemu nie miałem nigdy oporów i obaw.
A teraz moja praca wymusza bym obudzony w środku nocy odbierał tel i w sekundę przestawiał się na rozmowy po angielsku jeśli rozmówca nie mówi po polsku, a wymaga natychmiast pomocy, więc też czasu na obawy nie było, tak jak dzisiaj o 2:30. I to chyba zawsze było wyjściem, czyli nie zastanawiać się tylko mówić i najwyżej szukać sposobu do komunikacji.

Odpowiedz

Przemek Listopad 27, 2017 o 08:41

Moja blokada do rozmawiania po angielsku pękła po 6 dniach pracy po 12 godzin na dobę w angielskim magazynie na recyklingu. Zmęczenie zabiło wszelki wstyd i strach prze mówieniem.

Odpowiedz

Dżoana :) Listopad 27, 2017 o 10:45

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy się bardzo na siebie wkurzyłam! Że zawsze ten perfekcjonizm mnie hamuje, bo przecież nigdy nie będzie idealnie! Przestałam się użalać, ze zaczęłam się uczyć dopiero jako osoba dorosła, bo wcześniej rosyjski, a rodziców nie stać było na indywidualne lekcje, kursów w moim mieście nie było… itd itp
A gdy usłyszałam jak znajoma, młoda, pewna siebie dziewczyna ze swobodą rozmawia z obcokrajowcem robiąc podstawowe błędy to stwierdziłam, że chrzanić to!
I potem nadszedł taki dzień, gdy dopiero po 5 minutach rozmowy z zagranicznymi studentami zorientowałam się, że mówię po ANGIELSKU!!!
Teraz się nie boję, tylko ciągle wiem ile jeszcze nauki przede mną 🙂

Odpowiedz

Barbara Listopad 27, 2017 o 11:27

Oryginalną metodą „zachęciła” mnie nauczycielka angielskiego w liceum, która jednocześnie była naszą wychowawczynią. Oświadczyła nam w trzeciej klasie (a liceum było wtedy czteroletnie), że żadnej sprawy na godzinie wychowawczej nie załatwimy, jeśli nie będziemy zwracać się do niej po angielsku. No i przepadło, trzeba było mówić 😉

Odpowiedz

Adrian R Listopad 27, 2017 o 11:48

Moja historia była dość romantyczna 😉 Wyjechałem na wymianę studencką Erasmus. Tam zadurzyłem się w pewnej studentce z Rumunii. Mając świadomość swoich braków językowych postanowiłem jak najszybciej nadrobić zaległości. Nie chciałem się wygłupić przed nowo poznaną dziewczyną. Zadanie było o tyle ambitne, że moja wybranka studiowała lingwistykę, a nauka języków obcych była jej największą pasją. Uznałem, że jeśli zorientuje się, że właściwie nie mówię po angielsku, to klapa z moich miłosnych planów. Poprosiłem mojego współlokatora z pokoju w akademiku, by mówił do mnie cały czas po angielsku (mimo, że był Hiszpanem i dużo łatwiej byłoby nam się porozumiewać po hiszpańsku, który to język znam). Miał mnie poprawiać przy każdej okazji, nawet gdyby to było irytujące. Na początku pobytu na wymianie moją paczkę znajomych stanowili głównie Polacy. Udało mi się ich jednak przekonać, żebyśmy rozmawiali tylko po angielsku. Na początku przychodziło to z trudem, wydawało się dziwne i nieefektywne – przecież dużo łatwiej i szybciej dogadalibyśmy się w naszym ojczystym języku. Z biegiem czasu zauważyliśmy zalety tej sytuacji. Rozmowy zaczęły się kleić, przestaliśmy dukać pojedyncze słowa, poczuliśmy się swobodniej. Dostrzegłem u siebie spore postępy. Przestałem zastanawiać się nad każdym słowem i zważać na blokujące mnie błędy. Wszak moi rozmówcy nie byli native speakerami, oni też je popełniali. Następnie moje grono znajomych się poszerzyło, poznałem wielu cudzoziemców, z nimi rozmowa po angielsku już nie była moją fanaberią, ale koniecznością. Jednak pomału ta konieczność zmieniała się w satysfakcję, że mówię, że mnie rozumieją, a ja rozumiem ich. W końcu rozmowy z dziewczyną dla której straciłem głowę. Na początku na czacie obstawiony słownikami i elektronicznymi tłumaczami. Później przesyłane liściki, pisane po angielsku. Kompilacje romantycznych piosenek, których teksty wypadało wcześniej poznać i zrozumieć. A także wiele innych niespodzianek, które starałem się sprawiać, a które wymagały językowego przygotowania. Nadeszła chwila, gdy zaczęliśmy więcej rozmawiać na żywo. A ja przekonałem się, że nawet jeśli popełnię jakiś błąd językowy to nie zostanę automatycznie skreślony, wręcz przeciwnie mój wysiłek zostanie dostrzeżony i doceniony. Podsumowując mogę powiedzieć, że lęk przed kompromitacją, pozwolił mi pozbyć się lęku przed mówieniem ;-P A mówiąc już całkiem serio przestałem się bać mówić po angielsku, bo miałem solidną motywację i sprzyjające międzynarodowe otoczenie 🙂

Odpowiedz

Aneta Listopad 27, 2017 o 12:15

Mam to szczęście, że mam wrodzoną chęć do porozumiewiania się po angielsku. Jako dziecko chciałam się pochwalić poznanymi słówkami, czy zwrotami, żeby usłyszeć pochwały rodziców. W wieku młodzieńczym również kierowała mną chęć pochwalenia się zdobytą wiedzą, a później to już po prostu chciałam rozmawiać, bo chciałam rozmawiać płynnie i nie mieć problemów z komunikacją. Na pewno pomogło mi to, że wyjąwszy liceum, miałam szczęście do nauczycieli, którzy potrafili przekazać wiedzę i zmobilizować do dalszego rozwoju poza lekcjami.

Odpowiedz

Sylwia Listopad 27, 2017 o 12:20

I ja się pochwalę skoro mam czym 🙂 Wyjeżdżając do pracy w UK mój angielski określałam: większość rozumiem, gorzej z mówieniem.
Praca z ludźmi, opieka nad osobami w domach. Mama jednej klientki strasznie zaniepokojona przyjazdem nowego opiekuna (czyt. mnie) więc żeby ją uspokoić koleżanka naopowiadała jej jaka to jestem cudowna, fantastyczna i żeby się nie martwiła, bo poza angielskim, znam jeszcze niemiecki, portugalski i włoski więc naprawdę jestem rewelacyjna. No owszem, byłam na wakacjach w tych krajach- dziękuję, proszę i przepraszam- potrafię powiedzieć. Oczywiście byłam przerażona na myśl o ujawnieniu mojego prawdziwego „ja” i zdolności językowych.
Przechodząc do meritum: nie mogłam się skompromitować. Rzucona na głęboka wodę, pokonując strach przed mówieniem i ukazaniem moich braków, musiałam gadać z klientką i jej mamą. Po prostu. Jak nie potrafiłam czegoś przekazać to zawsze uśmiechałam się i mówiłam, że nie pamiętam jak to jest po angielsku, ale doskonale wiem jak powiedzieć to po portugalsku/włosku/niemiecku. Szacunek w ich oczach-bezcenny. Całe szczęście nigdy nie chciały żebym uczyła je innych języków, które „znałam”.
Po miesiącu, będąc w gronie ulubionych opiekunów, nie musiałam już miksować języków. Nie bałam się mówić po angielsku.

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Ewelina Listopad 27, 2017 o 12:40

Podczas pierwszych zagranicznych wakacji miałam okazję użyć języka angielskiego w praktyce – w trakcie wyjazdu, po angielsku, odezwałam się dopiero po tygodniu. Bardzo stremowana i spięta, drżącym głosem próbowałam dowiedzieć się, gdzie znajduje się basen i zapomniałam, jak jest po angielsku basen, więc zapytałam przechodnia: „Excuse me, where is the… basen?” Przechodzeń (starszy Pan) zmrużył oczy i zapytał co to „basen” (wytłumaczyłam na migi) oraz w jakim to języku – powiedziałam, że to po polsku i w tym momencie zobaczyłam najszerszy uśmiech na świecie. Okazało się, że babcia tego Pana była Polką i Pan ma wielką sympatię do naszego kraju – ta sytuacja sprawiła, że „odblokowałam się” i śmielej używam języka angielskiego, nie bojąc się wtrącania, od czasu do czasu, polskich odpowiedników słów, których nie znam po angielsku.

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 27, 2017 o 13:04

Mówić po angielsku przestałam bać się dopiero jak poszłam na dodatkowe lekcje angielskiego, gdyż w szkole tak DOBRZE się nauczyłam tego języka, że ze stresu nie potrafiłam zrozumieć pytania typu „Jak masz na imię?”. Teraz robię masę błędów, ale chociaż potrafię prowadzić dialog bez szybszego bicia serca i siwych włosów na głowie. ;D

Odpowiedz

Marzena Listopad 27, 2017 o 13:08

W trakcie studiów wyjechałam na rok do pracy w UK. Rozumiałam wszystko, nie umiałam się odezwać.

Co ciekawe – pracowałam jako kelnerka, więc z klientami musiałam cośtam rozmawiać (odpowiadałam na zadane mi pytania :)).

Przełom nastąpił po 4 miesiącach pobytu (4 miesiące! praca w dużej, ruchliwej restauracji!) gdy musiałam zamieszkać z koleżanką z pracy (Portugalka).
Ona mi uświadomiła, że przecież znam język. Powinnam go zacząć używać. Nie układać sobie w głowie co chcę powiedzieć i tłumaczyć to na ang. Mam po prostu mówić. Nawet jak nie znam słowa, to nic. Nikt nie zna wszystkich słów po angielsku. Brakujące słowo można opisać lub zastąpić innym (moim ulubionym okazało się słowo „stuff” 🙂 ).
No i w końcu dzieliłyśmy pokój. No w niektórych kwestiach trzeba po prostu się dogadać.

Zmiany w moim mózgu odnośnie języka, zbiegły się w czasie z poznaniem Marty. Marta przyjeżdżając nie znała angielskiego, a po miesiącu mieszkania w UK, używając ok 100 słów, rozkręcała imprezy i załatwiała znajomym sprawy urzędowe. Jej najlepszą przyjaciółką była Portugalka. I nie miała kompleksów w mówieniu 🙂 Zdecydowanie śmielej zaczęłam wchodzić w konwersacje.

I zostało mi to do dziś. Mimo, że od 10lat nie mam okazji używać języka, to swoboda mówienia została. Istnieje w takim stopniu, że jak już mam okazję rozmawiać, to automatycznie przełączam się na angielski i go po prostu używam. Bez szukania w głowie brakujących słówek. Bez spinki. Bez wstydu. I bez kompleksów 🙂

Odpowiedz

Maria Listopad 27, 2017 o 13:24

Zgubiłam się na wycieczce w Hiszpanii, i zaczęłam mówić do kogoś po angielsku w ogóle się nie orientując (pewnie ze stresu ;), ale później byłam zdziwiona! ,że mi się to samo włączyło i jednak umiem mówić i nie ma czego się bać.

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 27, 2017 o 13:36

Pracując dorywczo w jednym z hoteli w Lake District zaprzyjaźniłam się z pewnym Brytyjczykiem. Na początku rozmowa szła opornie, obawiałam się, że popełnię błąd, układałam bezpieczne i mało skomplikowane zdania. Z dnia na dzień było jednak coraz lepiej, przegadałam z nim całe lato, zyskałam przyjaciela, fantastyczne wspomnienia i pozbyłam się w końcu tej bariery. I mam już tą pewność, że zawsze dam radę (lepiej lub gorzej) przekazać wszystko co myślę i czuję innej osobie, w innym języku 😀

Odpowiedz

Magik Listopad 27, 2017 o 13:51

Ha! W moim przypadku pytanie brzmi: dlaczego nadal boisz się mówić po angielsku? Może dlatego, że nie spotkałam nauczyciela, który sprawiłby, że nauka języka może być zabawna, wesoła i nastawiona na odkrywanie a nie wytykanie błędów? Jedyne co mnie odblokowuje to chęć pomocy obcokrajowcom. Wtedy udaje mi się wydobyć – wyryte przez lata, lata, lata – zdania po angielsku:) Choć i wtedy nie odbywa się bez wpadek. Chyba nikt tak pięknie – w chwili stresu – nie wymawia z akcentem słowo peron (zamiast platform) gdy chce skierować obcokrajowca do właściwego pociągu:)

Odpowiedz

Karolina Listopad 27, 2017 o 14:43

Niesamowicie uświadamiające dla mnie było zdarzenie z komunikacji miejskiej. Któregoś dnia nasze zwierzę (świnka morska o Imieniu Dora nazwana tak na cześć bohaterki z bajki) uległo wypadkowi, wyskoczyła mi z rąk kiedy wkładałam ją do klatki i spadła na podłogę ze sporej wysokości, nabawiając się kontuzji łapki. Przerażone (Ja i moja 7 letnia córka) nie wiele myśląc, bez klatki, bez pudełka po prostu na rękach zabrałyśmy ją autobusem do weterynarza. Gdy wracałyśmy zaczepiła nas grupa studentów obcokrajowców, byli ciekawi co to za zwierzę trzymam na rękach. Byłam zaskoczona i skłamałam, że nie znam angielskiego (od szkoły średniej właściwie nie używałam tego języka) na co moja córka, dziecko które od września poszło do pierwszej klasy nie przejmując się, ze robi błędy, że to co mówi nie jest poprawne ani w wymowie ani w gramatyce zaczęła z nimi rozmawiać. I wtedy poczułam, że życie dało mi z liści. Bo takie małe dziecko nie myśląc o strachu, wstydzie, swoich ograniczeniach po prostu zadziałało, po prostu to zrobiło. Niesamowita lekcja od życia dzięki której wzięłam byka za rogi i odświeżam sobie język angielski między innymi z Arleną na jej kanale na YT 🙂

Odpowiedz

Ola Listopad 27, 2017 o 15:02

W Szkocji mieszkam od niedawna, na początku okazji do praktykowania było bardzo niewiele i zacinałam sie często na podstawach, pomimo dobrej znajomości języka angielskiego. W sierpniu chciałam zapisać się na kurs na Collegu na którym bardzo mi zależało, zostało ostatnie miesjce, a termin egzaminu językowego dla obcokrajowców odległy. Weszłam zatem do sekretariatu udając pełen luz i rozmawiałam, żartowałam swoim najlepszym możliwym angielskim, w efekcie o jakiekolwiek potwierdzenie znajomości języka nie zostałam nawet zapytana, na kurs się dostalam „od ręki”. Po tej sytuacji naprawdę uwierzyłam w swoje możliwości co bardzo mi pomogło odnaleźć się pozniej na zajęciach 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 27, 2017 o 15:43

Czesc, Super wywiad z Arlena!!

I’ve broke the ice when I had to ring the bank and tell them that I’ve blocked my card… unfortunately nobody could ring it for me on my behalf that time and I gain some courage but it wasn’t easy..

Pozdrawiam Was
Kasia

Odpowiedz

Marta Listopad 27, 2017 o 16:38

Dzień dobry,
O to moja historia przełamania pierwszych lodów i strachu rozmowy po angielsku. Kilka lat temu będąc na festiwalu miałam katar do pasa. Podchodzę więc do grupy dziewczyn z prośbą:
-Macie może chusteczkę do nosa?
-Do you speak English?- usłyszałam od nich
-yyyyy……Do you have….yyyyy….do you have paper of nose :-)?
Haaha człowiek w potrzebie musi sobie poradzić. To mnie mocno zmobilizowało do nauki i pokazało, że jak trzeba to Polak potrafi się dogadać.
P.S. Dziewczęta uraczyły mnie „tissue” i wodospad z nosa został powstrzymany 😉 The end 🙂

Odpowiedz

Micha Listopad 27, 2017 o 17:02

Kiedy przełamałem się w mówieniu po angielsku? Kiedy jako nieletni (16 lat) pół legalnie wyjechałem do pracy do Szkocji, cóż mało szczęśliwy wypad i pewnego razu nie zdążywszy na autokar który zabrałby nas do Polski z Edynburga, trzeba było szybko myśleć jak wrócić do kraju. Tak więc jako jedyny z całej paczki (ludzie 30+) zostałem poproszony zapytać na stacji kolejowej o najbliższy pociąg do Londynu i byli to Szkoccy policjanci patrolujący, którzy swoim specyficznym akcentem pokierowali co i jak i gdzie. Tej samej nocy, rozmawiałem z kierowcą autobusu, miejscowymi, innymi emigrantami itd. także potrzeba i sytuacja stresowa przełamała we mnie aby jednak swoich sił spróbować. Mógłbym więcej opowiedzieć na temat tej pamiętnej nocy jednak i tak Arlena masz dużo do czytania 😀

Odpowiedz

Lucjan Listopad 27, 2017 o 17:07

Podjęcie pierwszej pracy sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku. Po zakończeniu studiów zacząłem pracować w kancelarii adwokackiej. Z uwagi na moje małe doświadczenie, do moich obowiązków zaliczało się również odbieranie telefonów i przyjmowania klientów w samej kancelarii. Część klientów stanowili cudzoziemcy, głównie z Afryki. Początkowy strach przed językową kompromitacją szybko przegrał w obliczu konieczności przekazania informacji i zwyczajnego dogadania się 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 27, 2017 o 17:49

Przestałem się bać mówić po angielsku na praktykach w Anglii po pijaku. Po wyjściu z klubu zatrzymała mnie policja z podejrzeniem o dewastacje samochodów. Musiałem się jakoś wytłumaczyć.

Odpowiedz

Bartek Listopad 27, 2017 o 18:01

Angielskiego przestałem się bać w dość nietypowy sposób. Mam rodzinę w Chicago i moja ciocia ma snapa! Porposiłem ją abyśmy nagrywali do siebie snapy po angielsku. W taki sposób już się nie boję i w obcym kraju jestem pierwszy do rozmowy z obcokrajowcem i dzięki cioci mój amerykański akcent jest spoko i Pani Arlena też pomogła przy akcenciku ( bez wazeliny) Pozdrawiam

Odpowiedz

Ania Listopad 27, 2017 o 18:56

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy pojechałam na Erasmusa do Włoch, uczyć się po włosku hebrajskiego z angielskich podręczników (!!??!!), poznałam tam Słowaczkę, która po włosku ni w ząb, więc zaczęłam ją po angielsku uczyć włoskiego i wtedy właśnie zaczęłam mówić 🙂 Co nie zmienia faktu, że przestałam bać się mówić raz na zawsze. Przestaje bać się mówić za każdy razem, gdy mam potrzebę porozumienia się.

A poza tym i tak w ogóle – bardzo dobry odcinek! W naszej domowej szkole nie mamy zadań domowych, tak jak w Finlandii 🙂 Też robiłam na studiach kurs pedagogiczny i mam takie same doświadczenia jak Arlena – nie przygotowuje do pracy z dziećmi w ogóle, dobrze więc, że są ludzie, którzy w swojej pracy chcą to zmieniać!

Odpowiedz

Piotrek Kmita Listopad 27, 2017 o 19:44

Największy progres w mówieniu zrobiłem jak po prostu MUSIAŁEM zacząć to robić. Poszedłem do pracy do firmy gdzie kilka osób było anglojęzycznych i cała komunikacja odbywała się po angielsku. Dodatkowo pierwszy kolega z którym złapałem kontakt był jedną z tych osób – bardzo specyficznym Holendrem. Czasem po trzy razy, czasem zupełnie dookoła ale udawało mi się z nim komunikować a z tygodnia na tydzień było tylko lepiej.

Odpowiedz

Kamila Listopad 27, 2017 o 19:46

To, co mnie odblokowało, to pójście do szkoły języka. Chciałam właściwie przede wszystkim dowiedzieć się jaki mam poziom i uporządkować sobie gramatykę.
Zrobili mi test, wyszedł nieźle (nigdy nie uczyłam się języka w sformalizowany sposób, jedynie poprzez słuchanie filmów, czytanie). Wysłali mnie na zajęcia i okazało się, że moja wymowa i znajomość języka jest w czołówce grupy. Podziałało to na mnie do tego stopnia, że odważyłam się odpowiedzieć na ofertę pracy, gdzie język jest wymagany (95% komunikacji po angielsku) i ją dostałam!
Od tamtej pory, ze względu na ciągły kontakt z językiem, mój poziom oczywiście znacznie wzrósł. Teraz nawet jeśli nie do końca wiem jak coś powiedzieć już się nie boję, po prostu próbuję.

Odpowiedz

Aneta Listopad 27, 2017 o 19:55

Cześć ! 🙂 Odpowiadając na pytanie konkursowe,myślę, że odblokowała mnie (o dziwo!) matura ustna z języka angielskiego. Był to chyba pierwszy raz kiedy rozmawiałam po angielsku z kimś innym niż moja nauczycielka i koleżanki z klasy. Nigdy nie uważałam się za orła z języka ang., a mimo stresu i przymusu mówienia nie po polsku w danej chwili, zdałam egzamin na 100%, byłam z siebie mega dumna i dało mi to trochę wiatru w skrzydła. Ale było to już dawno dawno temu i teraz nie mam już problemu, żeby o cokolwiek zapytać, bądź udzielić komuś odpowiedzi 😉 Pozdrawiam.

Odpowiedz

Barbara Listopad 27, 2017 o 20:05

Zawsze bałam się rozmawiać w obcym języku. Chyba dlatego, że jestem perfekcjonistką i jeśli nie byłam na 100% pewna poprawności tego, co chcę powiedzieć, to się nie odzywałam. Angielskiego uczę się zaledwie od półtora roku, a mam już ponad 50 lat 😉 więc nie jest łatwo (w szkole był rosyjski i niemiecki). Uczę się trochę dla siebie, a trochę z powodu pracy, w której wprawdzie nie wymagano ode mnie znajomości tego języka, ale miałam czasem kontakt z obcokrajowcami i mimo że zawsze był tłumacz, to jakoś tak głupio było nie potrafić się odezwać nawet na najprostsze tematy – o pogodzie, rodzinie, itp. Po niespełna 6 miesiącach od rozpoczęcia nauki angielskiego, byłam uczestnikiem międzynarodowej konferencji. Przed jej rozpoczęciem, podczas kolacji integracyjnej przypadło mi miejsce obok dwóch mężczyzn rozmawiających po angielsku. Nie miałam wyjścia. Musiałam z nimi rozmawiać. Na szczęście mój lektor w ekspresowym tempie przerobił ze mną branżowe słownictwo, a dla nich również rozmowa po angielsku była rozmową „po cudzemu”, więc nawet całkiem dobrze się nam rozmawiało. Przekonałam się wtedy, że gramatyka jest mniej ważna i warto mówić w obcym języku nawet wtedy, gdy to będzie brzmiało jak „Kali chcieć jeść”.

Odpowiedz

Weronika Listopad 27, 2017 o 20:12

Przestałam bać się mówić po angielsku… Z chęci zrobienia jak najlepszego wrażenia!
Mój chłopak mieszka za granicą, tam też pracuje-jest sportowcem. Na pierwszej, oficjalnej kolacji z zespołem, chcąc zrobić dobre wrażenie zwyczajnie starałam się mówić jak najwięcej! Może i robiłam błędy, ale jak już zobaczyłam że wszyscy mnie rozumieją, blokada sama minęła 🙂

Odpowiedz

Dominika Listopad 27, 2017 o 20:14

Moja historia z przełamaniem strachu przed mówieniem po angielsku jest może trochę niestandardowa. Zraziłam się do języka angielskiego już na etapie wczesnoszkolnym. Powodem mogło być to, że nikt nie potrafił wytłumaczyć mi: po co ten angielski jest mi w ogóle potrzebny? Oczy otworzył mi dopiero pierwszy wyjazd za granicę, kiedy byłam sama na lotnisku i już po prostu MUSIAŁAM (wiem, że Pani Arlena nie lubi nadużywać tego słowa) się porozumieć z obsługą.

Przełamanie nastąpiło w momencie, kiedy „obrażona” na angielski, zaczęłam uczyć się języka francuskiego. 😉 Zdziwiłam się, że bez oporów i grama wstydu, głośno i pewnie mówię po francusku, mimo, że wówczas uczyłam się go od niedawna i popełniałam mnóstwo błędów – miałam do tego prawo, dopiero poznawałam język. Pomyślałam: jak to? Przecież angielski znam znacznie lepiej, a jąkam się zanim zdążę wypowiedzieć pierwsze słowo. Zaimplementowałam pewność siebie i przyzwolenie na możliwość popełnienia błędu na angielski, który – jak się okazuje – umiem lepiej niż zawsze dotychczas krytycznie sądziłam. 🙂

Odpowiedz

Patrycja Listopad 27, 2017 o 20:37

Zaczęło się od projektu z angielskiego, w którym podczas gotowania mieliśmy rozmawiać po angielsku. Zastanawiałam się, czy wziąć udział w tym projekcie, bo bałam się, że mówiąc coś „strzelę gafę”, ale chęć poznania kuchni brytyjskiej zwycięzyła.
W trakcie projektu przyjechali do nas Anglicy, aby pokazać nam swoje specjały i równocześnie poznać nasze smaki. Na jedno ze spotkań musieliśmy przygotować potrawy kuchni polskiej, a następnie opowiedzieć o nich gościom po angielsku. Udało mi się. Sama do nich mówiłam i zrozumiałam, co oni mówili. Uznałam to za duży sukces.
Kolejną szansą na przełamanie tego strachu był organizowany przez moją szkołę weekend językowy, na którym rozmawialiśmy tylko po angielsku. Za poprawne wyrażanie się otrzymywaliśmy punkty sumujące się na koniec. Wygrałam tę językową rywalizację i byłam z siebie na prawdę bardzo dumna. Wtedy poczułam, że mogę wszystko.

Odpowiedz

Ala Listopad 27, 2017 o 20:52

Moje dzieci i chęć zrobienia im prezentu w postaci umiejętności mówienia po angielsku. Na razie do nich mówimy, ale z czasem na pewno przerodzi się to w rozmowę. Najlepsze w tym pomyśle są obopólne korzyści – one poznają język obcy, a my będziemy coraz lepiej mówić:)

Odpowiedz

Ala Listopad 27, 2017 o 20:55

* pisząc „my” miałam na myśli siebie i męża 🙂

Odpowiedz

Martyna Listopad 27, 2017 o 20:59

Przestałam się bać mówić po angielsku, gdy byłam wolontariuszką podczas Euro 2012 w Poznaniu. Czułam się wtedy bardzo odpowiedzialna za przeżycie dziesiątek (mniej lub bardziej) zdezorientowanych/pijanych Irlandczyków, Chorwatów i Włochów, którzy wiecznie czegoś szukali- a to stadionu, a to baru, a to swoich lub nowych znajomych. Wtedy też chyba po raz pierwszy na własnej skórze odczułam, jakim potężnym narzędziem jest język i jak wiele fajnych przeżyć zafundowało mi to, że się przełamałam 🙂

Odpowiedz

Sabina Listopad 27, 2017 o 21:06

Niestety nie przełamałam bariery w 100% ale zaczęłam sobie to tłumaczyć że skoro obcokrajowiec w PL TV potrafi mówić łamaną polszczyzną to czemu ja się boję. Do tego doszły wczasy w krajach arabskich i jakoś idzie. Moje marzenie to zwiedzić Stany więc chyba nie mam wyjścia. Dzięki Michale za wpis bo w natłoku informacji w internecie czasem ciężko znaleźć coś wartościowego. Ja skorzystam na pewno.

Odpowiedz

Magda Listopad 27, 2017 o 21:49

Przestałam się bać mówić po angielsku gdy odebrałam telefon. Wtedy jeszcze stacjonarny, do mojego taty, musiałam powiedzieć, że go nie ma i” please call again later”. Potem już poleciało. Pani w szkole mi mówiła, że jestem jedną z niewielu osób, które reagują jak zadaje pytanie po angielsku – to było umocnienie 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 27, 2017 o 21:50

nadal popełniam dużo błędów ale bardzo chętnie pomagam lub włączam się w dyskusje po angielsku kiedy tylko mogę (a nawet mam wrażenie, że sama prowokuje takie sytuacje) a mój strach przed English version przełamałam przy rozmowach z moim kolegą Bułgarem, który próbował wytłumaczyć mi ślubne zwyczaje jego kraju. Na samym początku wydawało mi się, że bardzo słabo go rozumiem(bo przecież na bank jestem cieńka z tego angielskiego,), ale w trakcie oglądania wideo weselnego okazywało się, że ja bardzo dobrze zrozumiałam, a to Bułgaria jest tak pokręcona.

Odpowiedz

Marta Listopad 27, 2017 o 21:50

Ja przełamałam się dość wcześnie. Gdy miałam 13 lat rodzice zapisali mnie na wakacyjny obóz językowy z prawdziwymi Native Speakerami (wtedy było to dla mnie coś niesamowitego). Byłam super nakręcona na to, że przez dwa tygodnie będę rozmawiać z opiekunami wyłącznie po angielsku i przed wyjazdem ciągle wymyślałam jakie zdania mogą mi się przydać i jak je dobrze powiedzieć. Okazało się, że okazji do rozmawiania z Nativami wcale nie było aż tyle na ile liczyłam, ale i tak starałam się dobrze wykorzystać każdą ;D
Teraz, jako że nie mam problemów z mówieniem po angielsku, ćwiczę rozmówki ze znajomymi, którzy mają z tym problem, po prostu zmieniając język naszych codziennych pogaduszek. Oczywiście jeśli chcą i mają na to ochotę. Staram się w ten sposób uczynić świat troszkę lepszym miejscem 🙂

Odpowiedz

Karolina Listopad 27, 2017 o 22:18

Przestałam się bać mówić po angielsku w momencie gdy zorientowałam się, że moich rozmówców nie interesują moje potencjalne błędy językowe, tylko to, żebyśmy się zrozumieli 🙂 Życzliwość i zainteresowanie burzą mury i sprawiają, że istotny staje się drugi człowiek a nie hiperpoprawność językowa, którą mało kto tak na prawdę może się poszczycić 😉

Odpowiedz

Bartek Listopad 27, 2017 o 22:21

Przestałem bać się mówić po angielsku, podczas pierwszego pobytu w Anglii. Pracowałem wtedy na budowie jako osoba młoda po liceum w trakcie przerwy wakacyjnej, między liceum a studiami. Dzięki temu przełamaniu, zdołałem nawiązać pierwsze kontakty z pracą oraz różnymi osobami. Obecnie swobodnie wypowiadam się w obcym języku.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Paulina Listopad 27, 2017 o 22:29

Przestałam się bać mówić po angielsku po tym, jak Portugalczycy, którzy przyjechali na Erasmusa, wgrzybili mi się na pol roku do mieszkania – nie było wyjścia 😜

Odpowiedz

Magda Listopad 27, 2017 o 22:45

Przez bardzo długi czas miałam opory aby mówić po angielsku a to co sprawiło, że przestałam się bać mówić w tym języku to zdecydowanie praktyka. Byłam zmuszona zacząć się nim posługiwać gdy wyjechałam do pracy za granicę. W żadnym innym języku nie dało się porozumieć jak tylko w języku angielskim. Byłam zdana tylko na siebie i chcąc czy nie chcąc musiałam podjąć to wyzwanie. Słysząc każdego dnia ten język czy w pracy, sklepie czy nawet od sąsiada który codziennie rano mówił mi Dzień dobry stał się od dla mnie jak chleb powszedni. Wiadomo też, że nie od razu Rzym zbudowano więc zanim przestałam się bać mówić po angielsku minęło sporo czasu ale zdecydowanie tym powodem była praktyka! Polecam każdemu starać się mówić w obcym języku gdy tylko się ma okazje to naprawdę nie jest takie straszne jak się wydaje a daje wiele możliwości i rozwija nasze horyzonty.

Odpowiedz

Marlena Listopad 27, 2017 o 23:05

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy na studiach wyjechałam do Grecji na wymianę studencką. Znalazłam się w sytuacji gdzie nie miałam wyjścia i musiałam zacząć mówić. Oczywiście na początku chciałam dosłownie stamtąd uciekać, jednak z czasem uświadomiłam sobie, że nikt tam nie jest idealnym angielskim mówcą, co więcej np. Francuzi często kaleczyli język a mimo to nie mieli obaw, żeby dużo mówić i dzięki temu też trenować swoje umiejętności. To dało mi więcej pewności siebie, a z czasem nabrałam też płynności w swoich wypowiedziach 🙂

Odpowiedz

Alicja Listopad 28, 2017 o 00:22

Cześć!
Z wykształcenia jestem filologiem germanistą i od zawsze uwielbiałam język niemiecki. Natomiast angielski był dla mnie dziwny, wymowa komiczna, a nauka czy to w liceum, czy jako drugi język na studiach była drogą przez piekło. Coś się zmieniło, gdy opanowałam już całkiem nieźle niemiecki. Poczułam, że skoro jeden język w głowie się „ułożył” to spróbuję z drugim. Lęk i frustracja pojawiały się, jak tylko próbowałam coś sklecić po angielsku (dlaczego nie idzie mi tak super jak po niemiecku???), a w głowie ciągle wyskakiwały niemieckie słówka. Zaczęłam oglądać „Przyjaciół” bez lektora, z napisami. To był strzał w dziesiątkę! Humor, śmiech do łez, mimowolne powtarzanie śmiesznych tekstów sprawiły, że otworzyłam się na mówienie po angielsku. Angielski nie może być taki straszny, skoro bohaterowie są tacy zabawni 🙂 No i udało się – Monica, Ross, Chandler i reszta otworzyli mnie na mówienie po angielsku:)

Odpowiedz

Staszek Listopad 28, 2017 o 01:27

Ojej, nie wiedziałem że tak dużo tracę słuchając, zamiast oglądając WNOP. Ruchy, gesty, mimika – idealne uzupełnienie głosów.

Odpowiedź konkursowa:
Przestałem się bać, kiedy zacząłem rozmawiać (myśleć) ze sobą po angielsku. Z biegiem czasu przeprowadzam coraz bardziej skomplikowane ‚dialogi’.
Często też pomaga mi wiedza o mniejszych umiejętnościach rozmówcy – kiedy wiem, że rozmówca mówi gorzej ode mnie, ja wtedy staram się być dla niego wzorem i dobrym przykładem.

Odpowiedz

Dominik Listopad 28, 2017 o 08:15

Uniwersalnej metody nie ma i każdy musi sobie wypracować własną. Mi bardzo pomogło gdy przestałem w 100% myśleć po Polsku i na siłę tłumaczyć zdania w głowie. Tłumaczenie jeden do jeden sprawiało mi wiele problemów takich jak brakujące słowa, czas na zastanowienie. Starałem się małymi krokami myśleć w tym języku, nawet w najprostszych codziennych czynnościach. Gdy tylko miałem okazje to próbowałem swoich sił na konwersacjach z obcokrajowcami. Z czasem widziałem naprawdę duże postępy!

Odpowiedz

Anita Listopad 28, 2017 o 08:27

Za pośrednictwem jednej ze stron internetowych poznałam dziewczynę z Ukrainy, która oferowała konwersacje w języku angielskim w zamian chcąc uczyć się języka polskiego.
Już na pierwszym spotkaniu okazało się, że mimo iż ona nie mówi super poprawnie po polsku, zjada końcówki, używa niewłaściwego czasu – ja i tak rozumiem wszystko o czym ona chce mi powiedzieć. I tak po 10 latach nauki w różnych szkołach zrozumiałam, że nie trzeba się bać. Wystarczy odrobina chęci ze obu stron i można rozmawiać o wszystkim 🙂 Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Marek Listopad 28, 2017 o 08:29

Mój skok w angielski był podobny do szoku, jaki przeżywa dziecko dowiadując się, że św. Mikołaj to bujda. Leciałem zupełnie sam do Monachium. Na lotnisku zagubił się mój bagaż (nigdy wcześniej, ani nigdy później to już się nie zdarzyło). MUSIAŁEM się dogadać, nieważne jak. Uczyłem się wcześniej niemieckiego, ale wybrałem angielski. I tak już zostało. Wychodząc z lotniska z walizką wydawało mi, że jestem o 10 cm wyższy.

Odpowiedz

Karina Listopad 28, 2017 o 08:30

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy rozmawiałam na skype z dziewczyną, poznaną na Wattpad (część anglojęzyczna). Zabawne okazało się to, że pracuje w wydawnictwie e-booków. Na podstawie rozmowy przygotowała opis i przedstawiła w pracy.
Jeszcze zabawniejsze okazało się to, że 25 listopada skontaktowali się ze mną w sprawie przesłania fragmentu, żeby mogli podjąć decyzję o ewentualnej współpracy.
Czy coś z tego wyniknie? Na ten moment pewnie nie, bo moja „pisana” wersja angielskiego jest jeszcze słabsza od mówionej i musiałabym mocno poduczyć się gramatyki (szczególnie mowy zależnej i czasów przeszłych).
Jednak pomysł mi się spodobał i być może, po dokończeniu wersji polskiej (i douczeniu się) pomyślę o wersji angielskiej. 🙂

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 28, 2017 o 08:33

U mnie nie był to jakiś jeden konkretny moment, raczej proces, bo z natury jestem raczej nieśmiała. Rozmowy z obcokrajowcami, pozytywne komentarze na temat mojego poziomu języka, a nawet prelekcja po angielsku na konferencji dla tłumaczy – tak oswoiłam mówienie w obcym języku i może nawet kiedyś zdecyduję się na tłumaczenia ustne 😉

Odpowiedz

Dariusz Listopad 28, 2017 o 08:55

Zjadłem strach przed angielskim ,gdy poślubiłem swoja żonę (pochodzi z Chin).Później pojawiły się dzieci ,no i w rodzinie trzy języki ,ale to angielski króluje .A to już ponad dziesięć lat… ale to zleciało hehe.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 28, 2017 o 09:23

Mając z reguły oceny dopuszczające i dostateczne z języka angielskiego ciężko nabrać pewności siebie w mówieniu. Znaczące odblokowanie jednak nastąpiło w momencie gdy musiałam rozmawiać z obcokrajowcem i …dogadałam się! Niestety w szkole jest nauczana teoria, zresztą w średnio efektowny sposób, dlatego uczniom wydaje się, że bez perfekcyjnej znajomości wszystkich czasów, wyłącznie ośmieszą się podczas mówienia. No i takim oto sposobem blokada murowana. Uświadomienie sobie, że szkoła w tym wypadku nie miała racji i najważniejsze to dogadanie się, a nie poprawność językowa, która przychodzi z niczym innym jak z… praktyką! 😉

Odpowiedz

Kasia Listopad 28, 2017 o 09:26

Pojechałam z moim mężem na wycieczkę do Londynu. Jako, że kompletnie nie mam orientacji w terenie podczas każdej naszej podróży chodzę zanim dosłownie krok w krok. Chcieliśmy zwiedzić miasto. Oczywiście jako środka komunikacji używaliśmy niezawodnego tam metra. Na stacji mąż patrząc na rozkład sieci połączeń wybrał właściwe, a że jedzą bardzo regularnie to właśnie nadjeżdżało. Nie myśląc w ogóle ślepo wpatrzona wsiadłam do środka, ale Tomek jeszcze ostatnim rzutem patrzył na mapę. W jednym czasie wdziałam tylko jego biegnącego do mnie , krzyczącego że to błędna linia i zamykające się drzwi do metra. Ja odjechałam – on został… Wyjątkowo daleko była następna stacja. Niefortunnie przed całym zdarzeniem dałam mu do przechowania swój telefon komórkowy, więc nie mogliśmy się skontaktować. Nie miałam wyjścia. Wysiadając na pierwszej lepszej stacji podeszłam do przypadkowej osoby i musiałam w skrócie streścić moją historie i poprosić o użyczenie telefonu. Wszystko się udało, mąż do mnie dojechał a tak właśnie przełamałam po raz pierwszy barierę:)

Odpowiedz

Iwona Listopad 28, 2017 o 09:36

Przestałam się bać mowić po angielsku kiedy się zakochałam… Flirt w obcym języku jest interesujący, niekiedy tez bardzo śmieszny, jeśli opatrznie zrozumie się sens wypowiedzi. Miłość do chłopaka nie przetrwała próby czasu, ale do języka angielskiego jak najbardziej;) pozdrawiam Arlenę i Ciebie również Michał;)

Odpowiedz

Adam Listopad 28, 2017 o 10:25

Kiedy? Kiedy po przeprowadzce do małej, lecz turystycznej wioseczki przybysze pytali mnie po angielsku lub niemiecku „Skąd tu tyle bocianów?”, a mi w końcu już było wstyd udawać, że kolejny raz akurat w tym momencie muszę iść do toalety. Zatem chyba WSTYD pokonał WSTYD… zwyczajnie 🙂

Odpowiedz

Romek Listopad 28, 2017 o 11:12

Nadal się boję… ale gdy człowiek ma stan wyższej konieczności i głodować nie zamierza to wszystko się da.
Będąc w podróży, ja kompletnie niejęzykowy (z resztą nadal się to chyba utrzymuje) zostałem troszkę zmuszony do zakupu jedzenia w małym sklepiku. Od słowa do słowa, powoli i niespiesznie kilka zdań wymodziłem, zakupy zrobiłem, jeść się najadłem i nawet na drugi i kolejny dzień już jakoś poszło… siła wyższa zmusza nas do rzeczy które wydają się nieosiągalne – ta z podróży okazała się moją siłą 🙂

Odpowiedz

Marzena Listopad 28, 2017 o 11:34

Po mojemu 🙂
Na początku przywitać się chciałam,
Jestem Marzena i potwornie się bałam.
Tego angielskiego, mojego rzecz jasna,
Bo to dla mnie od zawsze wielka zagadka.
Mówienie moje to straszna zmora,
A do strachu zawsze byłam skora.
Jednak kiedyś coś mnie zaskoczyło,
I ze strachu trochę wyleczyło.

Moja walka z tym angielskim,
Nie związana z niczym ciężkim.
Bo taki sen kiedyś miałam,
Że po angielsku z kimś rozmawiałam.
Czysto, wspaniale, bez zająknięcia,
I pomyślałam: „Wow jesteś wielka”.
Jak to możliwe , że we śnie mówię,
A podczas nauki ciągle się gubię?
Że w objęciach Morfeusza,
Szybko gadka moja rusza?
We śnie nic mnie nie hamuje,
I na siłach też się czuję.
Choć na jawie ciężko bywa,
Jednak we śnie język śmiga.
Bo coś mi się tak wydaje,
Że ja we śnie nie mam barier.
Pięknie mówię, nawet śpiewam,
No to co , że głosu nie mam.
Ale to nic, ja ćwiczyć muszę,
Chociaż za dnia przeżywam katusze.
No i nigdy nie poddam się,
Może dlatego stąd ten sen.
Co utrwala moje męki,
Ale efekt będzie wielki.
Taką mam przecież nadzieję,
Bo we śnie mówiłam tak wiele.
A że ten sen to wcale nie bajka,
Przekonałam się z samego ranka.
Gdy swe oczy otworzyłam,
I senna lekcję pięknie powtórzyłam.
I tak bardzo nabrałam ochoty,
Żeby mój język był jak u poligloty.
Że pomyślałam, nie będzie łatwo,
I pewnie jak we śnie nie pójdzie tak gładko.
Ale martwić się tym nie będę,
Tylko nauka i dobrze będzie.
I chociaż nie wiem jak to możliwe,
Że w swoim śnie mówiłam, aż tyle.
To stwierdziłam, że nie będę się bała,
I na jawie też będę po angielsku nawijała.
Teraz życzenia dla wszystkich Was,
Co zawojować chcą cały świat.
Dużo cierpliwości w dążeniu do celu,
A po angielsku będzie mówić naprawdę wielu.
W ten oto sposób moje senne marzenia,
Prowadzę cały czas do urzeczywistnienia.

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 28, 2017 o 11:40

Hello 🙂
Po raz pierwszy przełamałam swój strach z mówieniem po angielsku kiedy pojechałam z mamą, która nie zna j. angielskiego do Londynu. Wcześniej, kiedy wyjeżdżałam z osobami mówiącymi lepiej ode mnie nawet się nie wygłupiałam. Miałam ogromne blokady, chciałam mówić perfekcyjnie albo wcale. Bałam się oceny innych osób. Od tego czasu nauczyłam się mówić pomimo strachu, który z każdym kolejnym razem jest coraz mniejszy.
Dziękuję za super podcast i pozdrawiam. 🙂

Odpowiedz

Midiam Listopad 28, 2017 o 12:45

Nadal czuje opór podczas mówienia po angielsku, prawdziwe pokonanie strachu i swobodne komunikowanie się w j. obcym (innym niż angielski) dal mi pobyt w kraju i codzienny kontakt z „żywym” językiem. Chciałabym osiągnąć to samo w przypadku języka angielskiego.

Odpowiedz

Midiam Listopad 28, 2017 o 12:46

Nadal czuje opór podczas mówienia po angielsku, prawdziwe pokonanie strachu i swobodne komunikowanie się w j. obcym (innym niż angielski) dal mi pobyt w kraju i codzienny kontakt z „żywym” językiem. Chciałabym osiągnąć to samo w przypadku języka angielskiego.

Odpowiedz

Anna Listopad 28, 2017 o 13:12

Przestałam się bać mniej więcej po 6. okrążeniu „Friends”, już dawno bez napisów (nawet angielskich), z takim wewnętrznym „WOW”, że ja ich rozumiem. Skoro tak rozumiem, to może dam radę się porozumieć z kimś, kogo sama napotkam ? Z uśmiechem wracam tych pierwszych odcinków serialu (jeszcze wtedy z polskimi napisami), do tej myśli „jak oni szybko mówią!”, do szoku, gdy kumpel oglądał z angielskimi. Do monologów w głowie, czyli „jak już będzie okazja, to powiem tak i tak…” Potem samo poszło, powoli, w stresie, z błędami, ale i z frajdą. 🙂 Dziś- po latach od pierwszej kawy w Central Perk- mieszkam z obcokrajowcem (Hiszpanem, więc czasem to ja stoję na straży językowej poprawności;) – angielski gości w naszym domu na co dzień, easy-peasy! Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie filmy! ❤️

Odpowiedz

Iwona Listopad 28, 2017 o 13:54

Przestalam sie bac mowic kiedy bylam zmuszona do porozumiewania sie w jezyku angielskim. Nie mowie bezblednie, daleko mi do tego, strasznie sie krepuje ale jak musze to musze. Ucze sie od Arleny wlasciwego akcentu i to duzo pomga bo teraz jak juz mowie to przynajmniej z odpowiednim akcentem i wymowa 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 28, 2017 o 14:12

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy zaczęłam dawać korepetycje z angielskiego:). Wiedziałam o tym, że boję się mówić po angielsku, ale moją mocną stroną było to, że lubiłam i dobrze tłumaczyłam gramatykę. Moimi uczniami były na początku głównie dzieciaki z podstawówki i ich rodzicom chodziło o poprawę ich stopni w szkole, co nam dobrze wychodziło. Z czasem zaczęłam przyjmować bardziej zaawansowanych uczniów, nastawionych na komunikację i to z nimi przestałam bać się mówić. Niestety nie było żadnego spektakularnego momentu, w którym coś mi się przestawiło i potem już śmigałam, ale krok po kroku, rozmowa po rozmowie szło mi coraz łatwiej i „mięsień rozmowy” się wyćwiczył. Gramatykę nadal lubię, a kolejne źródło wiedzy zawsze w cenie, także jeśli mogę zaapelować, to mnie i moim uczniom będzie się bardzo przyjmnie uczyć z książek Arleny. Pozdrawiam Was oboje:). Kasia

Odpowiedz

Natalia Listopad 28, 2017 o 14:13

Nok mam problem z tym pytaniem, tak jak jeszcze nie przełamałam tego strachu. Ale jestem pewna że w życiu niema przypadków. Więc teraz mam systematyczne narzędzie na YouTube 😉 Dziękuję i ściskam Was oboje! 🙂

Odpowiedz

Mikołaj Listopad 28, 2017 o 14:32

Konkurs
Przestałem się bać mówić po angielsku, Kiędy musiałem przez tydzień rozmawiać z Rumunką ( całkiem ładną😁). Pewnie zastanawiasz się skąd Rumunka?? Z projektu ze szkoły, Ona przyjechał do mnie, a Ja pojechałem niej. Na początku się bałem, że nie ogarnie co do niej mówię, jednak okazało się, że jest ktoś, kto mówi słabiej odemnie, i wcale się tego nie boi. Jak zacząłem mówić okazało się, że rozumie mnie bardzo dobrze. To zmotywowało mnie do nauki i mówienia.

Odpowiedz

Jan Listopad 28, 2017 o 14:34

Przestałem się bać mówić po angielsku po 11 latach nauki tego języka. Kiedy wyjechałem po studiach w celach zarobkowych do Londynu. Przestało się dla mnie liczyć to czy mówię w 100% poprawnie, ale to iż mogę sprawnie komunikować się z ludźmi. Po 2 latach przepracowanych jako sprzedawca e-papierosów na High Street żałuję, iż nie przełamałem tej bariery wcześniej.

Odpowiedz

Ewelina Listopad 28, 2017 o 14:56

Czesc po angielsku zaczelam mowic w momecie kiedy przyjechalam do angli, i okazało sie ze niemam gdzie mieszkac, a osoby które mialy mi pomóc zawiodły, a raczej mialy wielki ubaw z tego ze boje sie mowic po angielsku. Wtedy kupiłam gazete i ze slownikiem w rece zaczelam dzwonic. Tak sie to własnie zaczelo. Pozdrawiam Ewelina

Odpowiedz

Marta Listopad 28, 2017 o 15:25

Jak przestałam bać się mówić po angielsku?

W momencie gdy uświadomiłam sobie, że marzenia trzeba spełniać i wyjechałam do Holandii na Erasmusa. Weszłam do swojego nowego domu i zdałam sobie sprawę, że albo tu i teraz, albo będę musiała wrócić do Polski. Tak naprawdę zaczęło się od niepewnego „Hi! I am Marta and I am from Poland” wypowiedzianego do wspólokatora, potem na pierwszej lekcji po angielsku, następnie na prezentacji. I okazało się, że wcale nie idzie mi tak źle, a małe błędy gramatyczne popełnia prawie każdy. Ten wyjazd był skokiem na głęboką wodę i myślę, że to najlepszy sposób na naukę. Ponieważ dzięki niemu zafascynowała się językiem i od tamtej pory dzień w dzień trenuję by być coraz lepszym 🌸🌸🌸

Odpowiedz

Szymon Listopad 28, 2017 o 15:30

Zostałem rzucony na głęboką wodę! Pracowałem jako pomocnik kelnera w Grecji, gdzie głównymi klientami byli Anglicy. Przez pierwsze dwa tygodnie, na każde pytanie odpowiadałem „I don’t speak English”,(stres, ścisk w żołądku) nie sluchałem nawet dokładnie czego ode mnie chcą 😀 Następnie, odpowiadałem pojedyńczymi słowami, a po dwóch miesiącach udawało mi się nawet celnie rzucać żartem. Także więcej odwagi, zamykamy oczy i skaczemy w głęboką toń, na pewno nie utoniemy, po prostu szybciej nauczymy się pływać. Bardzo ciekawy podcast. Pozdrawiam!

Odpowiedz

superzgred Listopad 28, 2017 o 15:39

„Waju siendzi moldy?” (why you want to modify this mould?) – zdanie wypowiedziane przez mojego koreańskiego szefa. Nie dość, że zrozumiałem co chciał przekazać, to dobił mnie fakt, że jest to angielski na akceptowalnym międzynarodowym poziomie. Skoro oni mogą tak kaleczyć, a mimo to są rozumiani, to ja gorzej nie wypadnę. Przecież celem istnienia języków jest komunikacja i póki ona działa, to jest OK.

PS – powiedzenie owej sentencji na głos pomaga w jej zrozumianiu.

Odpowiedz

Jerzy Listopad 28, 2017 o 16:05

Wracałem stopem z Londynu do Polski, gdzie odwiedzałem znajomych, którzy bez problemu rozmawiali po angielsku, więc wcześniej to oni wszystko załatwiali. Na początku trafiali się kierowcy ciężarówek lub busów Polacy, więc nie było problemu z komunikacją do czasu aż dojechałem do Niemiec. Tam kierowca Niemiec, który mnie podrzucił po usłyszeniu moich przeprosin, że kiepsko mówię po angielsku powiedział, że komunikuje się bardzo dobrze i przekonywał, że trzeba w siebie wierzyć.

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 28, 2017 o 16:08

Przestałam się bać mówić po angielsku kiedy sytuacja mnie do tego zmusiła. Pracuję w handlu i sporym procentem klientów (dobrych klientów) są nasi zagraniczni goście. Kiedy się przełamałam i zaczęłam mówić „po cudzemu”, to moja sprzedaż wzrosła, a co za tym idzie wiadomo co jeszcze 🙂

Odpowiedz

Martyna Listopad 28, 2017 o 16:41

Cieżko powiedzieć kiedy przestałam się bać mówić po angielsku, bo nawet jak wypowiadałam się na lekcjach, to było to dla mnie stresujące. W sumie to wiele rzeczy mnie stresuje i przeraża, ale staram się to przełamywać. Wydaje mi się, że będąc na praktykach, zorganizowanych przez moje technikum, w Anglii musiałam ten strach przełamać i umieć się dogadać. Pamiętam, że jak już zaczęłam, to nie czułam przerażenia,mimo że mój angielski nie był jeszcze na bardzo wysokim poziomie. Chyba poszło mi całkiem dobrze, bo czasami nawet pomagałam dogadać się innym. :)

Odpowiedz

Bożka Listopad 28, 2017 o 16:42

Przestałam się bać mówić po angielsku dopiero po dwóch latach od zamieszkania w Anglii, dokładniej, gdy poznałam mojego chłopaka, który jest Anglikiem. Wcześniej mówiłam po angielsku, było to jednak o wiele bardziej stresujące. Najtrudniej było się przełamać, teraz jest to o wiele łatwiejsze.
Arlena, dzięki za dzielenie się wiedzą!

Odpowiedz

Wojciech Listopad 28, 2017 o 17:16

Odpowiadając na pytanie konkursowe muszę opowiedzieć że w moim przypadku nabranie odwagi w mówieniu po angielsku nie było żadnym impulsem, żadnym wydarzeniem w przeszłości.
Jestem dosyć młodym człowiekiem , więc wydaje mi się że przyszło mi to jakoś samo.
Najbardziej przestałem bać mówić w tym języku kiedy zacząłem w swoje rozmowy wplatać jakieś frazesy po angielsku np. kiedy dawniej popisywałem się przed kolegami „if you now what i mean” i takie tam.

Odpowiedz

Tomek Listopad 28, 2017 o 17:20

Kiedy? Było to jakieś dwa lata temu kiedy siedziałem na lotnisku w Edynburgu. . Akurat na moje szczęście nie nudziło mi się, bo leciał mecz mojej ulubionej drużyny w tv. Strzelili, ucieszyłem się bardzo, bo to był gol w doliczonym czasie gry. Gość siedzący obok mnie zauważył to i zapytał czy jestem fanem tej drużyny. Dziwnie się poczułem bo jestem raczej introwertykiem i do tej pory nie rozmawiałem nigdy z nikim obcym po angielsku. Odpowiedziałem nieśmiało i się zaczęło, małe pytanie przerodziło się w długą dyskusję na temat ligi angielskiej. Powiedziałem mu nawet na koniec, że jestem mu wdzięczny za to, że mnie „odblokował”. Tak mi się spodobało, że po powrocie od razu zacząłem uczęszczać na konwersacje z angielskiego do korepetytora. Dzisiaj nie mam już problemów z mówieniem po angielsku i nie chcę nawet myśleć o tym jak by to wyglądało gdyby wtedy mój zespół nie strzelił tego gola:)

Odpowiedz

Kasia Listopad 28, 2017 o 18:24

Nigdy nie miałam problemów z językiem angielskim, w szkole trafiałam na fajnych nauczycieli i lubiłam ten przedmiot. Mimo to czułam się bardzo niezręcznie kiedy miałam zapytać o drogę podczas zagranicznych wakacji czy w ogóle wydusić z siebie jakiekolwiek zdanie po angielsku. Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniła, kiedy w liceum zgłosiłam się do projektu Comenius i w nagrodę wyjechałam na wymianę tygodniową do Hiszpanii. Na początku było ciężko, ale sytuacja wymusiła na mnie przełamanie bariery. Dziś już nie mam problemu z komunikacją, natomiast od kiedy oglądam filmiki na kanale Pani Arleny zaczęłam większa uwagę zwracać na swoją wymowę.

PS świetny wywiad, słucham z przyjemnością

Pozdrawiam

Odpowiedz

Aga Listopad 28, 2017 o 18:26

Cześć!

Ja przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy zrozumiałam ile mnie omija i ile mogę stracić przez sam strach.
Wyjechałam jako au-pair, żeby poznać nową kulturę, ludzi, nauczyć się czegoś nowego, przeżyć przygodę no i nauczyć się języka. Miała być Anglia, wylądowałam w Belgii 😀
Nie znając francuskiego (bonjour, merci, ca va – to był mój zasób słownictwa na tamten czas), holenderskiego (nie wiedziałam nawet jak brzmi) a z niemieckiego znając przekleństwa 😉 miałam dwa wyjścia – dołączyć do jeden z grup ‚Polacy w …’ i za granicą poznać Polaków, albo zrozumieć, że żeby mówić lepiej trzeba zacząć mówić JAKOŚ. Więc znalazłam grupkę osób, spotkaliśmy się i po prostu się przełamałam. I wtedy zauważyłam, że nawet jeśli coś powiem źle to nie ma nade mną nauczyciela, który załamie ręce nad ‚głupotą’ ucznia, bo jak można takie błędy robić – są za to osoby, które mówią po angielsku lepiej i w miły sposób poprawią, są też takie które mówią gorzej/robią jeszcze ‚głupsze’ błędy i nadal nikt nie patrzy na nie krzywo.

Co do treści podcastu, to zdecydowanie zgadzam się z Arleną – nasze szkolnictwo jeśli chodzi o języki (nie tylko z resztą…) leży i kwiczy, że tak powiem 😉
Może miałam pecha do nauczycieli, ale wyrosłam w przekonaniu, że zdolności językowych nie mam za grosz. Wykuć słówka na kartkówkę – jak najbardziej. Poradzić sobie z prostym dialogiem na spontanie? Sorry, I don’t speak English 😀
Tymczasem wyjechałam, nie tylko podszkoliłam angielski (gramatyka to nadal dramat czasem, ale pracuję nad tym) ale też dałam radę uczyć się holenderskiego i francuskiego jednocześnie i (nieskromnie mówiąc) zawsze byłam najlepsza lub jedna z lepszych w klasie – bo lekcje były ciekawe, bo praktyczne, bo wiedziałam, że nauczyciel nie mówi po polsku więc trzeba było kombinować i angażować mózg żeby gramatykę zrozumieć w języku, którego się uczę.
Marzy mi się, żeby na jakimś etapie edukacji były obowiązkowe zajęcia z native’ami. 🙂

Michał, Arlena – pozdrawiam serdecznie!
Róbcie dalej to co robicie, bo jesteście w tym świetni 🙂

Odpowiedz

Justyna Listopad 28, 2017 o 18:38

Czytając powyższe komentarze doszłam do wniosku że jestem bardzo przeciętnym przypadkiem tzn. przestałam się bać mówić po angielsku w chwili gdy zaczęłam zauważać że moja znajomość języka pozwala na swobodną komunikację z obcokrajowcami 🙂
Niestety stres wraca ze zdwojoną siłą gdy mojego angielskiego muszę użyć w obecności innych polaków 🙁 zawsze mam wrażenie że wszyscy krajanie słuchają mnie baaaaardzo krytycznie i wyłapują wszystkie potknięcia!

Odpowiedz

AnnaJot Listopad 28, 2017 o 18:41

Myślę, że przełomowym momentem, w którym zaczęłam faktycznie mówić bez strachu po angielsku, był Dzień Świętego Patryka w zeszłym roku. Wcześniej czułam blokadę przed mówieniem w tym języku, mimo iż nie miałam problemu z rozumieniem [w końcu godziny spędzone na oglądaniu seriali z/bez napisów jakoś się opłaciły! ;D]. To się zmieniło, gdy w Pijalni Wódki i Piwa w Gdańsku poznałam dwóch Norwegów, którzy przyjechali razem ze swoimi uczniami pozwiedzać Polskę. Jeden z nich wyglądał jak Jon Snow skrzyżowany z Fernardo Riviera , a drugi z kolei jak Simon Pegg, który stwierdził, że wspaniałym pomysłem byłoby pomalowanie twarzy zieloną farbą plakatową [ale ok, w taki dzień wybaczamy ;)]. Jednak to nie on był w centrum naszego zainteresowania, a Snow-Riviera, który, jak się okazało, był dzieckiem Polaków, którzy w latach siedemdziesiątych wyemigrowali do Skandynawii. Wycieczka do Polski stanowiła dla niego nie tylko obowiązek związany z pracą, ale i okazję do poznania swoich korzeni, bo rodzice nieco to zaniedbali. I nie miał on problemów z tym, by rozmawiać z nami po angielsku i po polsku (łamaną polszczyzną, ale dawał radę), czyli jednak w dwóch obcych dla niego językach. Dzięki temu przestałam przejmować się tym, że aparat mowy nie zawsze wiernie odda moją myśl, bo najważniejsze jest to by się dogadać, a nawet jeśli teraz nie wymawiam idealnie pewnych wyrazów, to niemówienie na pewno mi w tym nie pomoże.

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 28, 2017 o 18:42

Pierwsza sytuacja, która dała mi do myślenia jeżeli chodzi o komunikację generalnie miała miejsce w Szwajcarii u mojej siostry, gdy miałam 10 lat. Poszłam bawić się z dziewczynką w swoim wieku, która nie mówiła po polsku a ja nie mówiłam w żadnym obcym języku 🙂 Dogadywałyśmy się bezbłędnie 🙂 Czyli można nie znać innego języka a jednak się porozumieć jeżeli się chce. A parę lat później usłyszałam od obcokrajowca: nie przejmuj się gramatyką jak mówisz w obcym języku najważniejsze, żebym rozumiał o co Tobie chodzi a gramatyka z czasem przyjdzie sama 🙂 I cały czas idę do przodu 🙂

Odpowiedz

Artur Listopad 28, 2017 o 18:44

Przełamanie do mówienia po angielsku nastąpiło na studiach. Korzystając z blablacar natrafiłem, na Brazylijczyka który kursował między moim miastem a Warszawą w idealnych dla mnie porach. Jako, że tak dziwnie jechać ciągle ciszy to próbowaliśmy gadać coś po polsku, ale niezbyt to się udawało, więc zaproponował przejście na angielski i tak już poszło i gadaliśmy tak przynajmniej dwa razy w tygodniu przez kilka godzin w podróży do domu przez rok. Od tego momentu nie mam już stresu by mówić po angielsku bo skoro on mnie zrozumiał to nie mówię tak źle po angielsku jak myślałem i strach był tylko w mojej głowie.

Odpowiedz

Żaneta Listopad 28, 2017 o 19:15

Moment, w którym przestałam się bać mówić po angielsku zbiegł się z jednym z najlepszych okresów w moim życiu – czyli wyjazd na Erasmusa. Osoby z różnych zakątków świata spotkały się w jednym miejscu – La Coruna, by poznać nowych ludzi, ich kulturę i tradycje. Nagle gramatyka i stres przed popełnieniem błędu stały się nieistotne, zostały zastąpione chęcią przekazania informacji i po prostu potrzebą rozmowy z drugim człowiekiem. A po pewnym czasie zaczęliśmy używać „naszego języka” – spanglish czyli mix hiszpańskiego z angielskim 😉

Odpowiedz

Ania Listopad 28, 2017 o 19:37

Nadal boję się mówić po angielsku…ale jestem przekonana, że strach minie z książką „Grama to nie drama” więc pomóżcie proszę w przełamaniu lęku językowego 🙂

Odpowiedz

N. Listopad 28, 2017 o 19:40

Kiedy przestałam się bać mówić po angielsku? Odpowiem przewrotnie: chyba nigdy, ale wciąż z tym walczę i powoli wygrywam 🙂 Co prawda już w liceum uczyłam angielskiego, a na studiach zwolnili mnie z zajęć, ale zawsze bałam się mówić. Według mnie rozwiązywanie zadań gramatycznych szkolnej ławce,(najczęściej zadań/zdań, które nijak się mają do faktycznych sytuacji w których język mógłby być nam potrzebny), a reagowanie na żywo na to, co ktoś ma do powiedzenia to dwie różne rzeczy.

Pierwszy raz musiałam odważyć się wyjść do ludzi i mówić kiedy mój ówczesny pracodawca z dnia na dzień postanowił mnie wysłać na międzynarodowe targi i kazał iść na kilka spotkań z ludźmi z różnych krajów (m.in. USA, Teksas – to dopiero było wyzwanie).

Kolejny raz ma miejsce teraz, kiedy w nowej pracy muszę pracować w pełni po angielsku z ludźmi z całej Europy. Na to stanowisko aplikowałam m.in. właśnie dlatego żeby mieć kontakt z językiem, oswoić się i przede wszystkim żeby mieć ciągłą motywację. Jak na razie z sukcesem 🙂

Odpowiedz

Zuza Listopad 28, 2017 o 19:57

Do Polski, w ramach wycieczki, miała przyjechać grupa licealistów z Palermo. W mojej szkole szukano chętnych rodzin do zapewnienia im noclegu i jakichś atrakcji. Z moim 13-letnim, YOLO nastawieniem, od razu się zgłosiłam. I tak, 3 tygodnie później, pod przewodnictwem profesora Trupiano, przyjechała do nas sycylijska grupa, wraz z moją Lucią. Ja po włosku umiałam ciao i arrivederci Roma. Po angielsku nieco więcej, chociaż z naciskiem na „nieco”. Fakt faktem, nie było innej opcji, jak przełamać się i zwyczajnie mówić. Lucia, jak na rodowitą Sycylijkę przystało, angielski kaleczyła, bardzo. Ale co najważniejsze – potrafiłyśmy się dogadać. No, zazwyczaj :).

Odpowiedz

Julia Listopad 28, 2017 o 21:26

Języki obce od dziecka były moją piętą achillesową. Pamiętam jak płakałam w pierwszej klasie kiedy miałam się nauczyć słówek, bo przecież: „to się zupełnie inaczej czyta niż pisze, więc skąd ja mam wiedzieć jak to powiedzieć?”. W późniejszych latach, radziłam już sobie troszkę lepiej, ale wciąż nie potrafiłam się przełamać, żeby nawet próbować mówić po angielsku. Problem polegał na tym, że zawsze mnie ciągnęło w świat, a jak już w tym świecie byłam, to chciałam poznawać ludzi innych kultur. Przecież to takie fascynujące! Kiedy skończyłam osiemnaście lat i zaczęłam podróżować za granicę budżetowo z przyjaciółką powoli zaczęłam się przełamywać, bo jak już się spało u couchsurfera, to wypadało jednak z nim trochę porozmawiać. Wciąż jednak nie czułam swobody w komunikacji, co było moim ogromnym marzeniem. Po maturze postanowiłam rzucić się na głęboką wodę i wyjechałam do Stanów jako Au Pair. Pamiętam jak na początku stresowały mnie rozmowy, szczególnie telefonicznie, ale małymi kroczkami doszłam do płynności językowej, co dotarło do mnie podczas rozmowy w Starbucksie z nowo poznaną Czeszką o moich ostatnich podróżach. Będąc w Stanach paradoksalnie najwięcej języka mówionego nauczyłam się oglądając seriale na Netflixie- wszystkie serie „Friends” i „House of Cards”. Ale jeśli chodzi o wymowę, to niezastąpione są też oczywiście filmiki Arleny, bo sama z siebie pewnie nie zwróciłabym uwagi na wiele szczegółów i wciąż zastanawiałabym się jaka jest różnica w wymowie chociażby takich słów jak „low” i „law”. 😉

Odpowiedz

KasiaOl Listopad 28, 2017 o 21:30

Zaczęłam mówić po angielsku, gdy uświadomiłam sobie, że bez tego nie ruszę z miejsca! Zdałam sobie sprawę, że skoro chcę się komunikować w tym języku muszę go ćwiczyć, nie ma innego wyjścia. Długo oszukiwałam samą siebie, że wystarczy zakuwać słówka. W pewnym momencie powiedziałam sobie: „Koniec, moja nauka nie jest efektywna!”. Na jakiejś grupie na fb poznałam Alę, która tak jak ja potrzebowała osoby do konwersacji. Od lipca raz w tygodniu rozmawiamy razem przez skype’a. Czuję, że jest coraz lepiej 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 28, 2017 o 22:01

Po skończonej maturze i z zerowymi umiejętnościami językowymi stałem przed dylematem wyboru studiów. Wiedziałem, że chcę studiować kierunki techniczne, w tym programowanie, a bez języka angielskiego ani rusz! Nie chciałem tylko studiować – chciałem korzystać z programów wymiany studenckiej, czytać fachową zagraniczną prasę i być może zamieszkać za granicą. Spędziłem więc najdłuższe wakacje w życiu na budowie, aby zarobić pieniądze na dobrą szkołę językową. Jak mi wyszło? Po drugim roku studiów wyjechałem do Bejrutu, kolejne wakacje i staż odbyłem na Malcie, a czwarty rok studiów spędził w Stanach Zjednoczonych. Obecnie pracuję w międzynarodowym zespole programistów i nie mam najmniejszych problemów rozmawiać z kolegami z Finlandii, Indii czy Czech.

Odpowiedz

Michał Listopad 28, 2017 o 22:25

W 1 klasie gimnazjum uważałem, że nie znam angielskiego wystarczająco dobrze, żeby płynnie się porozumiewać. Nie wiem skąd zrodziła się ta myśl, bo gramatykę i wymowę miałem dosyć dobrze opanowane. W każdym razie bardzo chciałem to zmienić, ponieważ angielski jest moim zdaniem bardziej rytmiczny i dużo łatwiej i bardziej efektywnie można się wypowiedzieć niż w polskim oraz (to co Arlena mówiła w podcaście) po prostu przyjemnie jest znać język i móc się w nim komunikować , w czym szkoła niezbyt pomagała. Aż na jednej z lekcji, moja nauczycielka zbierała zapisy na obóz językowy, zapisałem się i kompletnie nie spodziewałem się tego, co tam zobaczę.Byli tam ludzie z bardzo wielu krajów (głównie europejskich i afrykańskich), którzy opowiadali o swojej kulturze i dawali nam różne „projekty” do zrobienia podczas których musieliśmy się dogadać z nimi oraz między sobą. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam żadnych problemów z mówieniem po angielsku, a wszystkie moje niekompetencje z tym związane to tylko wytwór mojej wyobraźni.

Odpowiedz

M. Listopad 28, 2017 o 22:32

Pracowałam przy międzynarodowym festiwalu teatralnym. Zbliżał się najważniejszy spektakl, „gwiazda festiwalu”. Jako osoba odpowiedzialna za kontakty z mediami i partnerami, stałam nerwowo przy recepcji i czekałam, aż wszyscy ważni goście przybędą. Nagle podeszło do mnie dwóch mężczyzn. Okazało się, że to Argentyńczycy – koledzy jednego z artystów, który miał wystąpić tego wieczoru. Poprosili o swoje bilety. Niestety, koleżanka, która zajmowała się opieką nad tzw. VIPami nie przewidziała odpowiedniej liczby miejsc. Musiałam więc szybko reagować. Żeby nie nadszarpnąć wizerunku (swojego i festiwalu), podarowałam panom miejsca z własnej puli. Rozwiązując ten problem, cały czas stresowałam się tym, jak mówię po angielsku. Po spektaklu był bankiet, na który – jak się okazało – przybyli też dwaj Argentyńczycy. Od razu mnie rozpoznali. Byli bardzo wdzięczni, dziękowali za moje bilety. Rozmawialiśmy długo przy winie, a później tańczyliśmy do białego rana. Do dzisiaj mamy bardzo dobry kontakt… Już nie pamiętam, dlaczego bałam się mówić po angielsku 🙂

Odpowiedz

Maras Listopad 28, 2017 o 22:41

Hej!
Przestałem się bać mówić w języku angielskim kiedy zamiast MUSIEĆ uczyć się języka angielskiego zacząłem CHCIEĆ się go uczyć. Jeden mały szczegół, który nie tylko pomaga w nauce czy mówieniu w obcym języku ale też sprawia, że życie staje się piękniejsze a człowiek jest po prostu szczęśliwy. Chcieć to móc 😉

Pozdrawiam Gorąco

Odpowiedz

Adam Listopad 28, 2017 o 23:31

W moim umyśle zakodowałem dwa momenty, w których poczułem radość z konwersacji w j. angielskim. Zmęczyła mnie nauka angielskiego w tradycyjny sposób: tłumaczenia czytanek itp. Zapisałem się na kurs Direct Method. Prowadzący był z Afryki i bardzo słabo znał j. polski, jak czegoś nie rozumiałem to musiałem pytać w j. angielskim. To była męczarnia, ale było warto. Drugi moment to wyjazd do Norwegi i wypożyczenie samochodu. Mój bardzo słaby angielski, kartka i długopis. Nie potrafiąc powiedzieć narysowałem. Osiągając cel wzrasta samoocena i odwaga. Z moich obserwacji wynika, że najbardziej krępujemy się mówić w obecności Polaków, szczególnie jak są lepsi od nas. Boimy się „oceny”.

Odpowiedz

Mariusz F Listopad 29, 2017 o 00:17

W moim przypadku można mówić o dwóch takich momentach, kiedy przestałem przejmować się mówieniem po angielsku. Pierwszy raz miał miejsce prawie 40 lat temu. Kiedyś interesowałem się krótkofalarstwem. Miałem książkę, która zawierała szereg informacji, bardzo pomocnych w rozwijaniu tego hobby, między innymi był rozdział poświęcony prowadzeniu rozmowy radiowej w różnych językach (o ile dobrze pamiętam było tam 10 języków), Ta sama typowa treść, pozwalająca przekazać podstawowe informacje w trakcie łączności. Poznałem osobę, która korzystała z tych gotowców, spróbowałem i w trakcie jednej z rozmów poczułem, że informacje tam zawarte są zbyt ubogie, zacząłem wprowadzać własne zwroty. Uczyłem się w liceum, ale nie miałem okazji czynnie używać języka angielskiego, krótkofalarstwo mi to umożliwiło.
Później miałem długą przerwę w prowadzeniu rozmów i ponownie bałem się mówić.
Ostatnio nastąpił drugi moment, kiedy przełamałem swój opór, Pracuję w usługach (pizzeria), mam kontakt telefoniczny z klientami i czasami zdarzają się obcokrajowcy. Początkowo szukałem pomocy u osób które znają angielski, potem musiałem dać sobie radę sam. Obecnie odświeżam sobie słownictwo „branżowe” i postanowiłem, że nie będę uciekał od okazji mówienia „po cudzemu”.

Odpowiedz

Daniel Listopad 29, 2017 o 00:24

Przestałem się bać kiedy pierwszy raz wyjechałem do Anglii w wieku 19 lat do pracy na farmie. Pamiętam jak wysiadłem w Dover na dworcu i starsza pani zapytała mnie gdzie są toalety. Oczywiście nie wiedziałem, ale zamieniłem z nią kilka słów i zrozumiała moje wyjaśnienia. Chyba 🙂 Wtedy pomyślałem sobie, że coś tam umiem i jakoś się dogadam w tym obcym dla mnie kraju. Przez pierwsze tygodnie stres był ale później było z górki. Na farmie jak się okazało niewiele osób znało angielski- były osoby w wieku 30, 40 lat co mocno mnie zdziwiło ponieważ myślałem, że do owoców to sami studenci. Byłem tam tłumaczem, kierowcą na zakupy i wszelkie wypady do miasta, pomagałem ludziom wypełniać dokumenty a nawet zakładać konta w banku.Zostałem takim „majstrem” zespołu. Nauczyłem się tam więcej niż przez całe lata edukacji w szkole.

Odpowiedz

Amadeusz Listopad 29, 2017 o 04:32

Witajcie,

Najlepszym sposobem aby przestać bać się mówić po angielsku było zamieszkanie z obcokrajowcem! Bałem się rzucić na głęboką wodę więc szukałem współlokatora, który nie mówi po polsku, co zmuszało mnie żeby komunikować się w języku angielskim. Pomyślicie, że to banał ale jest jedno ALE 🙂 Nie chciałem żeby to był brytyjczyk/amerykanin. Zapytacie jak to? Ano tak to, że rozmawiając z osobą, która również uczy się angielskiego jest mniej „wstydu” bo wiesz że on też popełnia błędy. Dzięki temu razem wzajemnie się poprawiamy a podnosimy nasz poziom chodząc na spotkania z innymi obcokrajowcami, których poznaliśmy. Dzięki temu opór przed popełnianiem błędów (wstydem) był mniejszy i oboje na tym korzystamy.

Odpowiedz

Norbert Listopad 29, 2017 o 05:36

Witam,

będąc na wymienie studenckiej za granicą, poszliśmy z grupką znajomych do baru. Oczywiście wówczas byłem bardzo bierny w komunikowaniu się w języku angielskim. Chwaląc się wśród znajomych, że potrafię podrywać dziewczyny (choć w rzeczywistości raczej tak nie było 🙂 ), jeden z kolegów był bardzo sceptyczny i namówił mnie, abym zagadał do pewnej, ślicznej brunetki. W tej chwili byłem lekko przestraszony, bo do tej pory zagadywałem do dziewczyn jedynie w języku polskim. Ale spróbowałem i owa dziewczyna, po kilku minutowej rozmowie, dała mi swój nr telefonu. 🙂 Spotkaliśmy się jeszcze razem kilka razy i do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt.

Ta sytuacja sprawiła, że od tamtej pory nie mam obaw w komunikowaniu się w języku angielskim. Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 29, 2017 o 07:09

Przestałem się bać robić różnych rzeczy w życiu (w tym i bać mówić po angielsku) od czasu kiedy wyznaję swoją zasadę:
” Nie wstyd w życiu czegoś nie potrafić. Wstyd jest nie chcieć się tego nauczyć !”

Odpowiedz

Zuz Listopad 29, 2017 o 07:35

Zanim zdążyłam poczuć strach przed mówieniem po angielsku, trafiłam na fantastyczną nauczycielkę angielskiego w szkole. Była niezwykle profesjonalna – konkretna, wymagająca, zawsze świetnie przygotowana do zajęć. Mówi się, że jeśli chcemy coś zmienić, warto zacząć od siebie. I to była jedna z tych osób, które swoim zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem zmieniała świat swoich uczniów na lepszy, co na etapie gimnazjalnych dram, nie jest w końcu takie proste. A dzięki wszystkim tym speechom, prezentacjom książek angielskich autorów czy konwersacjom w grupach bardzo polubiłam (i lubię do dzisiaj) rozmawiać po angielsku.

Odpowiedz

Małgorzata Listopad 29, 2017 o 08:18

Przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy po pobycie za granicą w końcu zdałam sobie sprawę, że obcokrajowcy tak naprawdę MAJĄ GDZIEŚ, czy mówię po angielsku pięknie i zgodnie z zasadami gramatyki. Oni naprawdę cieszą się i doceniają to, że mówimy w innym języku (mniej lub więcej) i dla nich ważne jest, że można razem porozmawiać (lub się porozumieć). Właśnie ta świadomość mi pomogła 🙂 To tak jakby obcokrajowiec mówił po polsku, czy kręcilibyśmy nosem, bo nie mówi niczym rodowity Polak? 😉

Odpowiedz

Paula Listopad 29, 2017 o 08:52

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku?

Poznałam chłopaka, który nie mówił po polsku. A, że bardzo mi się podobał i chciałam go lepiej poznać to był jedyny sposób 🙂

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 29, 2017 o 10:42

Nie wiem czy to odpowiedź na pytanie konkursowe, ale przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy zapisałam się na naukę tego języka kilka miesięcy temu. Chciałam pokazać dzieciom i bliskim, że nawet w wieku 45 lat można coś zacząć i nigdy nie jest za późno na rozwój siebie. Chociaż moje „mówienie” trudno nazwać jeszcze prawdziwym „mówieniem”, ale wymiana zdań na zajęciach już jest przełamaniem pewnych barier w samej sobie. Daje mi to ogromną radość i satysfakcję, a moje dzieci i mąż są ze mnie bardzo dumni. Bo walka z mówieniem to walka tak naprawdę z samym sobą i swoimi uprzedzeniami, a na pewno wiek nie powinien być tutaj barierą. Teraz żałuje jedynie, że czekałam tyle lat …

Odpowiedz

Katarzyna Listopad 29, 2017 o 10:44

Pięć lat temu po przeprowadzce do Norwegii odważyłam sie używać angielskiego, ponieważ nie znałam norweskiego i była to jedyna droga do
jakiejkolwiek komunikacji. Następnie zamknęłam szufladkę angielskiego, żeby skutecznie nauczyć sie norweskiego. Zaczęłam używać tylko tego języka, żeby jego nauka szła mi szybciej. Teraz kiedy zdałam państwowy egzamin z języka kraju, w którym mieszkam, chciałbym znowu otworzyć rozdział angielskiego. Takie dylematy osób średnio uzdolnionych językowo:) pozdrawiam PS. Pierwszy podcast, który wysłuchałam, to ten z panią Arleną. Inspirujący!!! Bardzo dziekuję:)

Odpowiedz

Łukasz Listopad 29, 2017 o 11:13

Przestałem się bać mówić, kiedy pracując w Danii zdałem sobie sprawę, że obcokrajowcy, z którymi rozmawiam mimo że bardzo płynnie rozmawiają po angielsku, popełniają bardzo dużo błędów, ale wciąż mówią zrozumiale. Starałem się być bezbłędny w swojej mowie, przez co słabo mi szło, brakowało mi płynności i wyglądałem śmiesznie. Teraz już o perfekcję w angielskim nie dbam, a i tak robię postępy i jestem zrozumiany.

Odpowiedz

Maciej Listopad 29, 2017 o 11:48

W moim przypadku było tak że z poziomem angielskiego na poziomie A2 dostałem propozycję pracy gdzie przez pierwsze 3 miesiące musiałem jechac na szkolenie do Niemiec (w firmie językiem oficjalnym jest angieski). I tak pojechałem do pracy w korporacji gdzie od pierszego dnia żeby „przeżyć” musiałem otwierać buzię:). I tak się przełamałem i początki oczywiście były trudne ale jakoś się przełamałem. Obecnie jakoś sie już komunikuje ale moja grama…. to drama:)

Odpowiedz

Kamila Listopad 29, 2017 o 12:10

Angielskiego uczyłam się od wczesnych lat szkolnych. Szczerze mówiąc, nigdy nie był on dla mnie ważny. Ot, przedmiot jak polski czy matematyka.

Sytuacja zmieniła się, gdy moja siostra mieszkająca w Ameryce poznała tam chłopaka, a jak się niewiele później okazało, przyszłego męża.

Z okazji ich ślubu, wraz z całą rodziną mieliśmy za kilka dobrych miesięcy polecieć do Stanów Zjednoczonych.

Mój poziom angielskiego, zdobyty w szkole i podczas oglądania seriali z polskimi napisami, pozostawiał wiele do życzenia. Z tego powodu strasznie się martwiłam, że nawet nie dogadam się z wybrankiem mojej siostry.

Wtedy postanowiłam działać i popytałam koleżanek czy nie znają jakiegoś dobrego nauczyciela angielskiego. Polecony został mi jakiś rzekomy mistrz w swoim fachu.

Już na początku pierwszej lekcji byłam zaskoczona. Michał (tak miał na imię) stanowczo odrzucił koncepcję przerabiania książki, która jest tak znana w szkołach. Zamiast tego była tylko prosta, ale jakże skuteczna rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Początkowo bałam się odezwać, ale z czasem szło mi coraz lepiej. Finalnie w Ameryce robiłam za tłumacza (czy może tłumaczkę 😉 między mężem siostry a resztą rodziny.

Odpowiedz

Zuzanna Listopad 29, 2017 o 13:04

W gimnazjum miałam bardzo wymagającą nauczycielkę. Ogromny nacisk kładła na mówienie, nie było zmiłuj. Siedziałam w ławce z dziewczyną, którą ledwo znałam. Ja ze swoją introwertyczną osobowością, ona wcale nie lepsza. Niby coś wspólnego, ale w tym przypadku tak to nie zadziałało :). Całe szczęście tematy mieliśmy narzucone. Przez 3 lata obgadałyśmy po angielsku wszystko co tylko nastolatek może obgadać (no, czyli generalnie wszystko właśnie :)). Od tamtej pory uwielbiam rozmawiać po angielsku, ale co ważniejsze, gimnazjum kończyłam z nową przyjaciółką :).

Odpowiedz

Marcin Listopad 29, 2017 o 13:30

Powód strachu 1: dosyć ubogie, ograniczone słownictwo.

Moment pokonania strachu: uświadomiłem sobie, że z nieznajomością jednego słówka w zdaniu można sobie poradzić. Zamiast używać konkretnie tego słowa, którego chciałem, mogę dokładnie to samo wyrazić za pomocą innego słowa, albo używając w tym miejscu dwóch lub trzech innych słów, które znam.

Odpowiedz

Wanda Listopad 29, 2017 o 13:31

A ja nadal często obawiam się rozmowy po angielsku nawet na proste tematy. Wiele rozumiem, ale podczas rozmowy słowa, które znam uciekają mi, nie mogę sobie ich przypomnieć, mam je na końcu języka i już chcę coś powiedzieć… ale nie mogę! Czasem to po chwili mija, a czasem sięgam po słownik i po prostu sprawdzam. Mimo tego strachu, pokonuje go – zatrudniłam się na weekendy w hotelu, gdzie na recepcji często nie ma wyjścia – trzeba rozmawiać po angielsku. Rzuciłam się na głęboką wodę i czekam, aż strach w końcu minie, bo.. tak bardzo chcę swobodnie rozmawiać w j. angielskim! 🙂 🙂

Odpowiedz

Ola Listopad 29, 2017 o 13:37

Dostałam pracę ze szwedzkim, która miała być spełnieniem marzeń świeżo upieczonej filolożki.
Pech chciał (tak wtedy myślałam), że mało tego, że trzeba było na codzień dogadać się też z Francuzami, Niemcami i Holendrami, to jeszcze moim bezpośrednim przełożonym okazał się być Duńczyk.
Słuchałam ich wszystkich, mówiących po angielsku i odzywałam się tylko półgębkiem.
Z czasem stwierdziłam, że ich angielski wcale nie jest perfekcyjny, a mimo tego go używają! Dodało mi to otuchy i zaczęłam próbować mówić coraz więcej. A kiedy uświadomiłam, że od tego jak dogadam się z szefem, zależy mój awans… wszelki opór zniknął:)

Odpowiedz

Marcin Listopad 29, 2017 o 13:43

Powód strachu 2: wstyd przed popełnieniem jakiegokolwiek błędu (gramatycznego lub w wymowie)

Moment pokonania strachu: zdałem sobie sprawę, że gdy rozmawiam z jakimś obcokrajowcem, często jego poziom angielskiego jest znacznie niższy niż mój (który notabene też nie jest jakiś ekstra). Zatem pełna poprawność językowa, gramatyczna itp. raczej nie ułatwi komunikacji, a prędzej spowoduje to, że mój rozmówca mnie nie zrozumie. Poprawność gramatyczna nie jest celem samym w sobie. Najważniejsze jest to, żeby się dogadać. 🙂

Odpowiedz

Mateusz Listopad 29, 2017 o 13:45

Ja przestałem bać się mówić po angielsku, gdy ktoś napisał, że Kasia Mecinski (tak, ta nagrywająca filmy z Krzysztofem Gonciarzem) słabo mówi po angielsku. Jeśli nawet native speaker jest krytykowany, to czym ja mam się przejmować, skoro tyle warta jest ocena krytyków?

Myślę, że należy zaakceptować, że popełnia się błędy, nie myśleć, że powinno być inaczej oraz zaakceptować, że są one częścią twojej aktualnej osoby.

Odpowiedz

Rafał Listopad 29, 2017 o 13:49

Jak przestałem bać się mówić po angielsku:
Krok po kroku, nie była to jedna magiczna sytuacja po której nagle czułem się jak ryba w wodzie mówiąc po angielsku, chociaż z drugiej strony gdy byłem w Polsce to prawie zawsze( z wyjątkiem lekcji ang) bałem się odezwać po angielsku, dopiero gdy wyprowadziłem się do Londynu powoli powiększałem grono osób lub grup osób z którymi nie boje się rozmawiać po angielsku, więc wyprowadzka do kraju anglojęzycznego jest przełomowym krokiem. W tej chwili bez problemu dogaduję się ze znajomymi lub na ulicy ale ciągle czuję się nie pewnie podczas bardziej oficjalnej rozmowy np o pracę:)
Dzięki Michałowi pobieżnie poznałem Twoją twórczość, ale już wiem że na pewno przestudiuję Twój kanał. To co robisz jest rewelacyjne, wielkie dzięki Ci za to i życzę dużo energii do dalszych działań 🙂

Odpowiedz

Romek Listopad 29, 2017 o 14:25

Zastanawiam się czy jako osoba, która jeszcze się nie przełamała i nadal panicznie boi się rozmawiać po angielsku, mogę wziąć udział w konkursie. Co prawda nie wiem jak to jest rozmawiać swobodnie po angielsku ale mam pomysł jak to zmienić. Jest tylko jeden sposób, żeby się przełamać . Trzeba po prostu przerobić „wygraną” książkę Arleny od deski do deski i załatwione. Będę nawijał po angielsku jak Królowa i w końcu wytłumaczę mojemu szwagrowi Anglikowi, co naprawdę myślę o jego dziwnym stylu gry w piłkę.

Odpowiedz

Kinga Listopad 29, 2017 o 14:42

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Przestałam się bać mówić po angielsku w momencie, gdy na imprezie latynowskiej poznałam świetnego chłopaka, w którym się zakochałam 🙂 Wiedziałam, że jeśli chcę kontynuować znajomość, muszę się przełamać 🙂 Ponadto, okazało się, że jest nauczycielem hiszpańskiego, pochodzi z Kolumbii, więc jednocześnie uczę się dwóch języków 🙂

Odpowiedz

Kasia Listopad 29, 2017 o 14:51

Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”.

W zasadzie to nie miałam problemów z mówieniem po angielsku, bo już od najmłodszych lat ten język mi towarzyszył (przedszkole, szkoła, studia).
Jednak takim impulsem do całkowitego pokonania strachu i ciągłego myślenia o gramatyce były zajęcia z native speakerem w szkole. Chcąc cokolwiek przekazać przemiłej amerykance, trzeba było mówić i już. Wiadomo, że często na około i z gestykulacją, ale jaka była satysfakcja jak się zostało zrozumianym:)
Dodatkowo na tych zajęciach często graliśmy w różne gry zespołowe…więc jak, bać się mówić i pozwolić swojej drużynie przegrać?…No way!!
Wiem, że moja wymowa, gramatyka nie są idealne, ale najważniejsze to nie zapominać o tym, że jakakolwiek próba mówienia w języku rozmówcy sprawia mu ogromną radość. Jak ja lubię gdy obcokrajowiec rozmawiający ze mną próbuje mówić po polsku…nie ważne jak, ale ważne, że chce. Skoro w tą stronę to tak działa, do w drugą też 🙂

Odpowiedz

Agata Listopad 29, 2017 o 14:57

Ja przestałam się bać mówić po angielsku podczas weekendowego wypadu do UK, gdy to na drodze lotnisko – samolot-lotnisko ukradziono/zgubiłam mój dowód. W UK, na lotnisku podchodzę do okienka celnego, a tu dowodziku nie ma… No więc zostałam oddelegowana do pomieszczenia z innymi „terrorystami” i mogłam potulnie czekać na swoją kolej (o ile tam była jakaś kolejka) lub wziąć sprawy we własne ręce (no już chyba gorzej być nie może…). No więc strach (przed spędzeniem tu nocy/pójściem do więzienia/torturami ;P) wyleczył mój strach przed używaniem języka.

Ps. Dla ciekawych jak skończyła się historia. Spędziłam tam prawie cały dzień (pani z ambasady polskiej powiedziała, że miałam niebywałego pecha bo zwykle obywateli UE w takich sytuacjach traktuje się „lepiej” – na te słowa i tak poczułam ulgę, że nie jestem odosobnionym przypadkiem ;), w końcu mnie wypuścili, ale do powrotu (za 2 dni) musiałam mieć inny dowód tożsamości więc rodzina wysłała mi kurierem (za jakieś 300zeta) paszport….
Morał z tego taki że aby pokonać strach przed mówieniem, znajdź sobie jakiś inny „strach” 😛 No i oczywiście : pilnuj dowodu jak oka w głowie 😛
A i jeszcze jedna rada. Nie bierzcie ze mnie przykładu 😛

Odpowiedz

Natalia Listopad 29, 2017 o 15:15

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku?

Supermoc, jaką zdobyłam, kiedy dowiedziałam się, jak się wypowiada słówko IRON. Moi znajomi, którzy mówią po angielsku lepiej niż ja byli zaszokowani, a ja miałam satysfakcję z tego, że wiem coś lepiej od nich.

Odpowiedz

Jarosław Listopad 29, 2017 o 15:19

Był słoneczny dzień na krakowskim rynku roku pańskiego 2010 (tak, tak, studiowałem historię ;)), a ja przemykałem z jednych zajęć na drugie. Mój angielski nigdy nie był dobry, bo zawsze znajdywałem jakieś „ale” (źle mówię, nie mam zdolności, nie potrzebuję etc.) aż tu nagle jak z grom jasnego nieba spadł na mnie ON, właściwie to nie spadł, a po prostu zagadał w mniej więcej taki sposób: „szesc jesem Aduba, ja Polski nie mowie, gde je wafel. English please. diekuje” SZOK! Okazało się, że chłopak pochodził z Ghany w Polsce był 5 dni (słownie pięć!!) i nie bał zapytać się o drogę po Polsku, oczekując co prawdzie odpowiedzi po angielsku ale jednak! Ujął mnie za serce! Jak on w pięć dni potrafił się nauczyć zwrotu w jednym z najtrudniejszych języków świata i ja go zrozumiałem to dlaczego ja miał bym nie umieć mówić po angielsku! Pewnie już nigdy nie spotkam kolegi z Ghany ale dzięki niemu przyświeca mi zasada: „lepiej powiedzieć cokolwiek niż nic!” PS: Świetny podcast, jestem bardzo ciekaw tej książki. No i dzięki, że mogłem poznać vloga Arleny. Pozdrawiam, Trzymajcie się! Jarek

Odpowiedz

Malina Listopad 29, 2017 o 15:29

Ja przestałam bać się mówić po angielsku, kiedy z siostrą (bliźniaczką;)) udawałyśmy, że ze sobą rozmawiamy po angielsku, recytując słowa piosenki „Rockin’ Around The Christmas Tree”. Raz ja, raz ona. Moja mama, której to pokazywałyśmy, powiedziała, że „wyglądało to jak prawdziwa rozmowa”. No i się stało – od tej pory prawdziwie rozmawiam :).

Odpowiedz

Maria Listopad 29, 2017 o 15:47

W pracy w restauracji, przychodzi tam wiele obcokrajowców

Odpowiedz

Maria Listopad 29, 2017 o 15:53

Kiedy musiałam pomóc rannemu rowerzyście, który był z Anglii

Odpowiedz

Alicja Listopad 29, 2017 o 15:54

Jak przestałam bać się mówić po angielsku?
Moją pasją parę lat temu stało się lotnictwo. Wiedziałam, że do pracy w tym zawodzie potrzebuję angielskiego, dlatego z coraz większym zaangażowaniem uczyłam się go. Podczas rozmowy ze Stewardessą zrozumiałam, że poprawność gramatyczna i błędy nie są barierą w rozmowie. Dzięki temu pokonałam swój lęk i pokochałam angielski <3

Odpowiedz

Marta Listopad 29, 2017 o 16:05

Kiedy pojechałam, na kolonie i spodobał mi się chłopak z zagranicy i mogłam się z nim porozumieć tylko przez język angielski

Odpowiedz

Natalija Listopad 29, 2017 o 16:50

Dziękuję za motywacyjny wywiad! Inspiruje mnie takie podejście do pasji, pracy, życia. Właśnie teraz próbuję coś zmienić w swoim życiu i Twoje rady się przydadzą.
A propos angielskiego, chcę powiązać swoje życie z nowym kierunkiem pracy. To informatyka.
Do tego momentu nie było żadnych motywacji do nauki. W szkole i na uniwersytecie zamiast angielskiego wybrałam francuski, który mi się nie przydał. Do angielskiego zachęciła mnie koleżanka po studiach, która wtedy prowadziła korepetycje. Toż ona nauczyła mnie podstaw jezyka, ale niestety szybko przeprowadziła się do Stanów. Wkrótce porzuciłam to.
Przez parę lat odkryła dla siebie język polski i caly czas poświęcała mu. Była motywacja rozumieć i rozmawiać z rodziną męża. Wtedy znalazłam kanal Pauliny Mikuły i dużo się nauczyłam od niej. Tam po raz pierwszy usłyszałam i o Twoim kanale.
Zaczęłam po trochu wracać się do nauczania się, szukać znajomych, którzy tak samo mają chęć do nauki angielskiego. Napisałam i do starej koleżanki Nasti ze Stanów, której jestem wdzięczna za podstawy. Zaproponowała mi raz w tygodniu prowadzić rozmowy przez skype i czwiczyć w taki sposób wymowę. Byłam szczęśliwa, że mogę rozwijać się w taki przyjemny sposób.
Pewnego dnia pośród naszej rozmowy ktoś do niej zatelefonował i Nastia musiała biegnąć na spotkanie. Ale rozmowa nie była przerwana, bo jej koleżanka Katy zaproponowała pomoc i zamiast Nasti dokończyć taki interesujący temat jak Święta. Najpierw byłam bardzo zaskoczona tą propozycją, bo jeszcze nie miałam doświadczenia komunikacji z native speaker’em. I chociaż odpowiadałam krótkimi wypowiedziami, a moje dłonie się trzęsły, otrzymałam wtedy wielkie zadowolenie, że ona potrafiła mnie zrozumieć i delikatnie poprawić blędy (a było je sporo :-))
Ta sytuacja to takie kopnięcie do przodu, potrzebowałam go właśnie w tym momencie, żeby iść dalej do celu.

Odpowiedz

Katia Listopad 29, 2017 o 17:14

Świetny podcast, dziękuję 🙂
Do mówienia po angielsku ośmieliła mnie współpraca z międzynarodowym środowiskiem ulicznych artystów i wakacyjne podróżowanie z grupą teatralno-cyrkową (cyrk bez zwierząt oczywiście!) 🙂

Odpowiedz

Radek Listopad 29, 2017 o 17:14

Na chrzcinach mojego chrześniaka w Londynie. Jego mama (żona mojego wujka) to Portugalka, tak jak i chrzestna, której mąż to holender. Chęć poznania tamtej części rodziny zmotywowała mnie do podjęcia prób komunikacji. A przede wszystkim obowiązek pomocy w wychowaniu Janka wymaga abym pogłębiał swoją wiedzę w kierunku płynnej komunikacji w języku angielskim i abym mógł mu pomóc w nauce języka polskiego 😉

Odpowiedz

Anna Listopad 29, 2017 o 17:26

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy musiałam zacząć mówić w tym języku. Było to na wakacjach w Hiszpanii, na których po raz pierwszy musiałam bez niczyjej pomocy poradzić sobie językowo, bo towarzyszyła mi jedynie osoba nie znająca angielskiego wcale. W takiej chwili nie ma już czasu na rozkminy, że nie dam rady/skompromituję się itd. A wcześniej tak właśnie było. Nie musiałam mówić po angielsku, więc rezygnowałam z wszelkich okazji w obawie przed kompromitacją. Gdy szukałam pracy, odrzucałam ogłoszenia, w których wymagali komunikatywnego angielskiego. Myślałam: Chyba znam na tyle angielski, w końcu uczę się od 10 roku życia. A może jednak nie znam? Zrobię z siebie idiotkę na rozmowie. Nie aplikuję.
I dopiero podczas wyjazdu, gdy już nie miałam wyjścia, zapomniałam o strachu, bo nie miałam na niego czasu. I okazało się, że nie jest tak źle. Umiałam się porozumieć i nikt nie patrzył na mnie dziwnie, słysząc moje błędy. A było ich dużo, bo nie miałam praktyki w aktywnym używaniu języka i dość „kreatywnie” budowałam zdania ;). Uświadomiłam sobie, że trudno się przestawić na angielski, jeśli na co dzień nie mówi się w tym języku. Raz straciłam czujność i podczas rozmowy, na zadane pytanie zaczęłam odpowiadać po polsku i dopiero po chwili zorientowałam się, że pomyliłam język. Później przed każdą rozmową powtarzałam sobie w myślach: mów po angielsku, przestaw się na angielski.

Odpowiedz

Agnieszka Listopad 29, 2017 o 17:26

Czkawka.

Dorwała mnie kiedyś w Londynie, w momencie, gdy rozdzieliłam się z moimi mężem, który był od zawsze moim ‚angielskim głosem’. Misiałam się porozumieć w tym strasznym angielskim czkajac co 3 sekundy. Od tamtego zdarzenia ‚jak ręka odjął’;)

Odpowiedz

Sonia Listopad 29, 2017 o 17:47

Jak przestałam się bać mówić po angielsku?
Chyba wtedy kiedy nie miałam wyjścia. Mimo iż studiowalam w języku angielskim i byłam rok w Anglii gdzie studiowałam i pracowałam, otaczalam się rodakami co nie pomagało w mówieniu po angielsku. Dopiero jak poszłam na praktyki do międzynarodowej korporacji nie miałam wyjścia i musiałam mówić. Pozwoliło mi to zbudować pewność siebie, że nie jest ze mną tak zle i inni po drugiej stronie oceanu mnie rozumieją 😉

Odpowiedz

Monika Listopad 29, 2017 o 17:56

Po prostu nie przestałam się bać mówić po angielsku. Boję się nadal. Nie przeszkadza mi to, aż tak bardzo, wręcz stymuluje do działania (uczenia, poznawania). Za każdym razem kiedy mam okazje rozmawiam raz lepiej, raz gorzej. Czasami przeżywam konsternację, druga strona pewnie też. Jednakże nie zrażam się, i próbuje dalej. Cieszę się, że mogę rozmawiać z drugą osobą w innym języku niż mój ojczysty. I to jest cudowne, że mogę komunikować się z ludźmi mieszkającymi na drugim końcu świata pomimo odległości i innej kultury.

Odpowiedz

Julia Listopad 29, 2017 o 18:05

Zwięzła odpowiedź: inspiracja->trafienie na nauczyciela pełnego pasji-> ,,Przyjaciele”

A troszeczkę rozwijając… 🙂
Inspiracją był mój o 3 lata starszy brat. Gdy zobaczyłam jak oglądał jedne z ukochanych filmów ( trylogia „Władca Pierścieni”) w wersji z angielskimi napisami zrobiłam wielkie „wow”. Minęło 15 lat i dalej pamiętam to silne uczucie- ja też tak chcę. Chciałam rozumieć oryginalne dialogi i móc je samej powtarzać.
Nauczyciel pełen pasji, a raczej nauczycielka. Moja anglistka ( i jednocześnie wychowawczyni) była całym sercem oddana swojej pracy. Przez to, że kreatywnie podchodziła do prowadzenia zajęć i mnie jako szarą myszkę wystawiła na wyjście ze swojej strefy komfortu w postaci wystąpienia po angielsku przed klasą. Mimo, że to było trudne doświadczenie w perspektywie czasu dodało mi dużo pewności siebie.
„Przyjaciele”- Jako ogromna fanka „Przyjaciół”, która obejrzała wszystkie serie dużą ilość razy, w rozmowie ze znajomymi podczas słuchania ich historii, łapię się na tym, że przypominam sobie sytuację z „Przyjaciół”, która idealnie pasuje do danego momentu. Wiem, że moje tłumaczenie nie wystarcza więc mówię dane kwestie po angielsku, by nie odbierać im uroku i humoru.

Odpowiedz

Kamila Listopad 29, 2017 o 18:06

Witam!

Swoje obawy w kwestii mówienia po angielsku przełamałam za sprawą wakacyjnego wyjazdu za granicę w czasie studiów. Podjęłam tam pracę w serwisie sprzątającym o wdzięcznej nazwie „majestatyczne sprzątanie” 😉, zatem – o ile nie zamierzałam spędzać dni na niezwykle twórczej konwersacji z odkurzaczem lub mopem 😉 – zmuszona byłam poszukać innych opcji wykorzystania wątłej (jak się okazało😉) znajomości języka angielskiego.
I tak zaczęłam łazić „po mieście” zaczepiając tubylców i pytając ich o godzinę, bądź o to, jak dotrzeć w jakieś miejsce.
Bardzo mi to pomogło w kwestii przełamania oporów w mówieniu w obcym języku, aczkolwiek nie spełniało oczywiście żadnych funkcji „pozalingwistycznych”, gdyż:
1) zawsze miałam przy sobie zegarek/telefon 😊
2) mieścina była tak mała (dosłownie 3 ulice na krzyż 😉), że człowiek po pięciu minutach pobytu orientował się, co gdzie jest 😉

Pozdrawiam!

P.S. 3) totalnie nie mam orientacji w przestrzeni i wbrew punktowi nr 2 i tak się wszędzie gubiłam (ze wskazówkami od nieznajomych lub bez nich😉😉)

Odpowiedz

Patrycja Listopad 29, 2017 o 18:32

Uczę się angielskiego od wielu wielu lat. Od zawsze miałam problem z płynnym wypowiadaniem się. Teoretycznie mam duży zasób słownictwa, którego w praktyce nie potrafię wykorzystać… Typowe. Do czasu aż na moich oczach w galerii handlowej zasłabła dziewczyna. Była to czarnoskóra studentka. Bez chwili namysłu pobiegłam jej pomóc. Proszę mi wierzyć – „speekałam” do jej kolegów równie dobrze – jak gdybym była ich rówieśniczką. W chwili zagrożenia życia człowiek postępuje instynktownie, znika zakłopotanie i wstyd. A liczy się tylko jedno – powodzenie akcji. Ta akcja zakończyła się podwójnym powodzeniem. Po pierwsze – dziewczyna żyje, a po drugie – mówię po angielsku i mam nowych zagranicznych przyjaciół.

Odpowiedz

Marek Listopad 29, 2017 o 18:42

W moim przypadku sprawa jest dziecinnie prosta. Wiecie kto dał mi powera do mówienia i działania? Moje własne dziecko 🙂 W wieku 5 lat zapisałem je na dodatkowe lekcje angielskiego. Po pewnym czasie poza pojedynczymi słówkami, zaczął operować prostymi zdaniami i pytaniami – „What’s your name?”
Wtedy coś we mnie pękło. Jak to możliwe że mały brzdąc bawi się językiem bez żadnego oporu? A ja ciągle napotykam jakieś przeszkody…?
Po tym pierwszym zdaniu były następne i następne:-) A co najważniejsze rozpoczęły się rozmowy biznesowe.
Ps. Dzięki Niuniuś – to wszystko Twoja zasługa! Jeśli tatuś wygra książkę, to obiecuję Ci że wspólnie ją uzupełnimy:-)

Odpowiedz

Gosia Listopad 29, 2017 o 18:47

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy przestałam się bać opinii innych. Uświadomienie sobie tego, że jeśli nie przestanę się martwić co inni o mnie pomyślą (gdy użyję nie takiego czasu jak trzeba lub źle wymówię słówko), to choćbym nie wiem jak dużo się uczyła, bez praktyki i nauki na swoich błędach, niczego nie zmienię. To było dla mnie kluczowym momentem przełamania bariery językowej w mojej pracy. Dodatkowo zaczęłam indywidualne zajęcia, podczas których poprawiłam swoją wymowę, ćwicząc i dużo rozmawiając po angielsku pod nadzorem odpowiedniej osoby. W ten sposób zaczęłam oswajać się z tym jak brzmi mój głos w innym języku i zaczęłam chętniej odzywać się do innych. 🙂

Odpowiedz

Oskar Listopad 29, 2017 o 20:16

Mimo, że nauka angielskiego rozpoczęła się w moim życiu, kiedy miałem 13 lat (pomijając gry komputerowe), przestałem się bać mówić w tym języku stosunkowo niedawno. W październiku pojechałem na miesięczny staż naukowy do Niemiec. Niestety z moim niemieckim jest bardzo słabo, więc jedyną sensowną opcją porozumiewania się na uczelni i poza nią był język angielski. Co prawda kilka pierwszych dni było nieco stresujących, ale nawet nie zauważyłem, kiedy całkowicie automatycznie i bezstresowo rozmawiać z innymi po angielsku. Na koniec pobytu usłyszałem nawet pochwałę od nowo poznanego przyjaciela, że przez te cztery tygodnie zrobiłem bardzo duży postęp.

Odpowiedz

irmina Listopad 29, 2017 o 20:35

Przełamałam strach w mówieniu po angielsku gdy okazało się że moja nowa rehabilitantka mówi tylko po angielsku i aby ćwiczyć z nią muszę pokonać strach. Warto było bo dzięki niej polubiłam angielski i zaczęłam pisać wiersze w tym języku. Mimo niepełnosprawności pomagam słabszym w angielskim i marzę o wyreżyserowaniu własnej sztuki teatralnej z anglojęzycznymi znajomymi. Grama to nie drama a speaking też nie. Pozdrawiam

Odpowiedz

Piotr Listopad 29, 2017 o 20:35

Przez przypadek odkryłem ŚWIETNY sposób przełamania tego strachu 🙂

Będąc na zagranicznym stażu z dwójką polskich przyjaciół zapisaliśmy się na imprezę integracyjną, chociaż nie mówiliśmy swobodnie po angielsku. Wpadłem na pomysł, by już dzień przed tym wieczorem mówić między sobą TYLKO po angielsku. Z początku było trochę „sztywno” ale na następny dzień mówienie po angielsku tak weszło nam w krew, że bez żadnego skrępowania rozmawialiśmy z nowo poznanymi ludźmi!

Nigdy nie poznałem tyle nowych osób! Aż trudno było powrócić do polskiego 🙂
A najlepsze jest to, że wcale NIE TRZEBA nigdzie wyjeżdżać, by ten sposób praktykować.

Odpowiedz

Krzys Listopad 29, 2017 o 20:38

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy wskoczylem nie do basenu bojąc się pływać, ale do oceanu i to w ciemną noc😁 bo pojechałem do pracy w instytucie badawczym za granicą i powiem że to była najlepsza nauka mówienia. I jeszcze uczyłem się innego języka po angielsku, to był totalny fitness dla mózgu:) Pani Arlena robi swietna robotę, podziwiam, zazdroszczę i życzę wszystkiego dobrego !!!!! A i dziękuję bo też dużo się dowiedziałem po cudzej 🙂

Odpowiedz

Kamil Listopad 29, 2017 o 20:55

Bałem się mówić po angielsku do momentu, aż nie poznałem pary Ukraińców, którzy wprowadzili się obok mnie. Gdy rozmawiałem z nowymi sąsiadami, dało się w nich wyczuć wstyd i zakłopotanie, że słabo mówią po polsku. Gdy mi przyszło mówić po angielsku, uświadomiłem sobie, że jestem w takiej samej sytuacji jak moi znajomi z Ukrainy. Nie czułem do nich pogardy, a wręcz szacunek, więc czemu o sobie miałbym myśleć inaczej? 🙂

Odpowiedz

Piotr Listopad 29, 2017 o 21:12

Właściwie to nigdy nie bałem się mówić po angielsku. W czasach szkolnych nie miałem zbytnio szczęścia do nauczycieli, nie byli oni zbytnio wymagający, a mi wtedy nie chciało się uczyć „ponad programowo”… Niedawno wpadła w moje ręce książka Radka Kotarskiego pt. „Włam się do mózgu” i po jej przeczytaniu uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, że to nie jest wina nauczycieli, a po drugie… Szkoda, że taka książka powstała dopiero teraz i nie mogłem jej przeczytać w czasach szkolnych. Co ciekawe przy zamówieniu książki Radka Kotarskiego w ogóle nie znałem Arleny Witt i jej twórczości, a jej książkę przy zamówieniu zwyczajnie pominąłem mimo iż w pakiecie mogłem mieć ją znacznie taniej (dzisiaj gdybym jeszcze raz zamawiał to kupiłbym obydwie pozycje). Teraz mam 21 lat i żałuję, że wcześniej po prostu nie chciało mi się uczyć. Wstyd się przyznawać, ale taka jest prawda. Jednak teraz po przeczytaniu „Włam się do mózgu” i „Finansowy Ninja” wiem, że angielski to rzecz której po prostu muszę się nauczyć i będzie to moja najlepsza inwestycja jakiej mogę dokonać. Wiem też, że „Grama to nie drama” znacząco ułatwi i przyśpieszy moją naukę. Próbując odpowiedzieć na pytanie konkursowe w jednym zdaniu ujął bym to tak „Po angielsku nie boję się mówić.,.. po prostu zbyt wiele nie umiem powiedzieć, ale nieustannie próbuje.”

Odpowiedz

Szymon Listopad 29, 2017 o 21:27

Ja sie przemoglem do mowienia, kiedy zeby wygenerowac gotowke na operacje mojej niepełnosprawnej coreczki Hani, okazja przyjechalem do Glasgow. Pamietam, wysiadlem przy jakiejs fabryce i bez glebszej znajomosci języka musiałem znalezc droge na miejsce.
Potem odkrylem blog Arleny z wypiekami czekajac na kazdy kolejny odcinek. Drugi raz przemoglem sie awansujac tu w Szkocji na QC. Musiałem zaprezentowac procedury jakie wdroze. Pot splywal mi po czole strugami, ale dostalem to co chcialem.
I trzeci raz pare dni temu bez tlumacza, rozpoczalem zalatwianie formalnosci by sprowadzic do siebie po dwoch i pol latach moja genetycznie chora coreczke. Wdzieczny Ci jestem Arleno bardzo, bo posrednio Pomoglas mojej Malej dziewczynce. To co sie od Ciebie nauczylem daje POTĘŻNĄ SIŁĘ !

Odpowiedz

Jola Listopad 29, 2017 o 22:16

Swoją przygodę z ang. zaczęłam ponad 20 lat temu. Kiedyś do naszej szkoły przyjechało dwóch Holendrów,( przystojnych Holendrów!). Najpierw milczałam jak grób i udawałam, że ich rozumiem:), ale koleżanka mi powiedziała: ,,mów, przecież Cię nie zjedzą”:), przełamałam się! Goście wyjechali, mi została pasja i frajda z odkrywania języka na całe życie!

Odpowiedz

Kasia Listopad 29, 2017 o 22:30

Nie będę oryginalna, gdy powiem że moje lekcje angielskiego co roku rozpoczynały się przypomnieniem podstaw Present Simple i Present Continuous, oczywiście okraszone sporą ilością słówek, które należało wbić sobie do głowy – niekoniecznie zastanawiając się jak je użyć w zdaniu a zwrócenie uwagi na wymowę byłoby pewnego rodzaju rozpustą 😀 Nie pozostało nic innego jak tylko inwestycja w prywatne lekcje i można chłonąć wiedzę…

Jednak wracając do pytania, jak zaczęłam mówić:
Na studiach, zupełnie niejęzykowych, pojawiła się okazja wyjazdu na dwa tygodnie na kurs specjalizacyjny zupełnie za darmo – wszystkie koszty pokrywa organizator… „gwiazdka” – kurs odbywa się w języku angielskim, dla studentów z różnych krajów. Wszyscy boją się mówić po angielsku, więc konkurencja na kurs była niewielka, ostatecznie pojechały 3 osoby. Przez pierwsze 3 dni byłam najcichszym uczestnikiem szkolenia, moja aktywność ograniczała się jedynie do powitania i ewentualnie przytakiwania (byłam mistrzem „Hi! How are you?”:D). Jednak po tych 3 dniach zostaliśmy podzieleni na grupy i musiałam chcąc nie chcąc komunikować się ze swoim międzynarodowym zespołem. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że potrafię jednak coś z siebie wykrzesać a moim rówieśnikom mówienie po angielsku również nie przychodzi łatwo. Z perspektywy czasu podziwiam stoicki spokój naszego brytyjskiego wykładowcy, który z uwagą wysłuchał naszych końcowych prezentacji 😀

Odpowiedz

Michalina Listopad 29, 2017 o 22:45

Witam, ze strachu przed mówieniem wyleczyłam się w Bułgarii.. Wymarzone wakacje, przystojny animator, który porozumiewał się z gośćmi hotelu o dziwo nie po polsku,a po angielsku! I jak tu do niego zagadać?! No jak to powiedzieć??? Setki słówek, reguł gramatycznych zakuwanych w szkole i ,,klucha w gardle”! Dobrze, że była ze mną mama, która ten etap strachów miała za sobą i nawijała jak oszalała. Zrobił nam się ,,trójkąt”, bynajmniej nie miłosny! Mama w roli tłumacza na mojej randce?! Never! 🙂 I tak się zaczęło!

Odpowiedz

Aleksandra Listopad 29, 2017 o 22:47

Sama dokładnie nie wiem kiedy angielski stał się moim problemem – chyba po prostu im mniej go używałam tym stawał się coraz bardziej obcy. Doszło do sytuacji, w której na tyle bałam się powiedzieć coś po angielsku, że zaczęłam unikać pewnych miejsc i ludzi. Natrafiłam jednak na wywiad R. Kotarskiego w którym opowiadał o swojej książce „Włam się do mózgu”, w związku z tym, że temat ten jest mi bliski od razu postanowiłam ją nabyć. Wchodząc na stronę wydawnictwa miałam do wyboru kupić jedną książkę i ufundować jeden posiłek z pajacykiem albo dwie, odruchowo kliknęłam na dwa pajacyki ale nie spodziewałam że się do wyboru będzie „Grama to nie drama”. Pomyślałam sobie „boSZe” ale siara. Z drugiej jednak strony stwierdziłam, aha ok właściwie czemu nie? I tak „Włam się do mózgu” i „Grama to nie drama” zagościły u mnie w domu. Był to początek listopada. Już pierwszego wieczoru wygooglowałam Arlenę, a od drugiego – stałam się jej psychofanką 🙂 W przypływie euforii napisałam maila czy przypadkiem nie szuka uczniów – bo ja bardzo bardzo chętnie się z nią pouczę. Po kilku dniach przyszła odpowiedź i właściwie nawet jeśli okazało się, że jednak nie, nie zostanę jej uczennicą na livie, to euforia w jaką wprawiło mnie to, że dostałam tę odpowiedź ostatecznie zmieniła moje życie. Założyłam zeszycik w którym pilnie piszę wszystkie wittaminowe ćwiczenia (nie piszę po książce bo jestem nią tak zachwycona, że jak skończę to postanowiłam przerobić ją jeszcze raz), zaczęłam czytać na głos i powtarzać po Arlenie oglądając „Po Cudzemu”. Nagle świat nabrał kolorów i o to parę dni po tym wydarzeniu dostałam wiadomość, że będę miała gościa z Anglii. I co? Nie odmówiłam! Nie bałam się już przedstawić i odpowiadać na naprawdę banalne i podstawowe pytania. Na tym się jednak nie skończyło. Na następny dzień po tym namacalnym przełamaniu swojego oporu i lęku dostałam propozycję na wyjazd służbowy gdzie jedynym moim językiem miałby być angielski. Nie przestraszyłam się tylko podjęłam rękawicę i solidnie się przygotowuję. Może to nie wypowiedź/odpowiedź konkursowa ale pomyślałam sobie, że fajnie byłoby wygrać tę książkę dla mojej przyjaciółki. Dziękuję Arleno, że zmieniłaś moje życie na lepsze.

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 29, 2017 o 22:55

Zupełnie poważnie-
Końcówki podcastu słuchałam w zupełnym bezruchu, na wstrzymanym oddechu, z talerzem w lewej ręce i ściereczką w prawej. Słysząc, jakie zadanie mam do wykonania, obie ręce, gdyby tylko nie były zajęte, opadłyby. Zaręczam, zupełnie poważnie. No, bo jak to tak, kłamać zwyczajnie? Zmyślić zabawną (tu akcent, „koniecznie zabawną! Arlena humorem sama szasta przecież, to się zgramy”) lub tragiczną historię, jak to miłość lub coś tam innego wspaniałego wpłynęło na moją angielszczyznę. Nadzieje pogrzebane, myślę, zniknęły, jak ręką odjął. Bo ani w historiach mocna nie jestem, ani w kłamaniu. Gdy byłam już bliska machnięcia na to ręką, pomyślałam- niech żyje prawda! To piszę, oto ona. Do mówienia po angielsku jeszcze się nie przełamałam.
Koniec historii, a raczej koniec jej braku.
A wszystko to zupełnie poważnie, daję sobie rękę uciąć.
I nie wiem co mnie tknęło z tymi ręcyma. Pewnie rozbolały od trzymania ich w tym cholernym bezruchu

Odpowiedz

Paweł Listopad 29, 2017 o 23:43

Cześć.
Jako młody oficer wyjechałem na misję pokojową do Afganistanu. Większość patroli wykonywaliśmy wspólnie z żołnierzami US Army. Strach przed angielskim był ogromny. Gdy tylko mogłem unikałem konwersacji i na wszelkie ustalenia z sojusznikami wysyłałem kogoś innego. Do czasu… gdy na wspólnym, polsko-amerykańskim patrolu, pod jednym z pojazdów wybuchła mina pułapka. Musiałem wtedy pozyskać wiele informacji od amerykanów, aby wezwać śmigłowiec ratunkowy Czasu na wyręczanie się innymi (używanie przekaźnika) nie było. Zrobiłem to sam. Presja, stres i adrenalina pozwoliły mi raz na zawsze pokonać wstyd przed mówieniem po angielsku.

Odpowiedz

Tomek Listopad 30, 2017 o 00:01

Witam pierwszy raz przestałem się bać mówić po angielsku, gdy okazało się że jest potrzebny żeby pomóc zagubionemu we mgle na Świnicy japończykowi. To było po pierwszej klasie liceum, nie udało się z nim nawiązać kontaktu po niemiecku i rosyjsku którymi już wtedy jakoś operowałem i trzeba było po roku nauki angielskiego jakoś go użyć. Widok przerażonego turysty zagubionego we mgle na śliskich graniach Świnicy był wystarczająco motywujący żeby odważył się użyć angielskiego. Po zejściu do Kuźnic poprosił mnie o adres że wyśle mi na pamiątkę zdjęcie jak wróci do swego kraju, wielkie było moje zdziwienie jak zdjęcie faktycznie przyszło z pozdrowieniami od Tchuna. Od tej pory dosłownie pamiętam że strach faktycznie ma „wielkie oczy” jak oczy przerażonego zgubionego Tchuna. Pozdrawiam serdecznie Tomek

Odpowiedz

yoashya Listopad 30, 2017 o 01:12

„Co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku?”

Za moich (starożytnych) czasów uczono w szkole rosyjskiego, który zresztą bardzo do dziś lubię. Angielski pojawił się w liceum, ale nie ten „mówiony”, wobec czego zdałam maturę z rosyjskiego ;p Wcześniej starałam się śpiewać piosenki po angielsku-Sandra i takie tam-nie mając pojęcia o czym śpiewam i zapisując słowa tak jak je słyszałam, typu: „Jutejk majlaw”. Mówić po angielsku bałam się ogromnie. Aż do czasu, gdy zdałam egzamin ustny na filologię angielską i ku swemu zdumieniu okazało się, że jednak coś potrafię.

Wśród moich uczniów są ci, którzy boją się mówić, bo mają takiego małego wrednego wewnętrznego mentora w głowie, który zatruwa samą przyjemność z komunikowania się w obcym języku. Owa szpetna kreatura -taki „głodek” jak z reklamy Danonków-to krewny perfekcjonizmu i ” a co pomyślą sobie inni”, karmiąca się naszymi kompleksami i chwiejną pewnością siebie. Ta kategoria jest mi bliższa, bywa, że wciąż taki „towarzysz na gapę” odzywa się wciąż we mnie- w końcu mnie już przecież nie wypada robić błędów !!!

Druga kategoria to tak zwani ( i wielce lubiani ) przeze mnie „bezprzypałowcy”, którzy jadą z gadką aż miło (choć nader często bywa, że uszy belfrowi więdną od nadmiaru wiel-błędów wszelakiej maści i kalibru). A jak się taki właściciel „wiel-błęda” rozpędzi w galopie, to ho ho … 😛
Sama nie umiem zdecydować, z którą kategorią uczniów trudniej pracować ;0)

Na pewno wielce przydałaby mi się „Grama to nie Drama „, z której już ja bym umiała poczynić odpowiedni użytek dla swoich podopiecznych 🙂
yoashya

Odpowiedz

Kasia Listopad 30, 2017 o 01:20

Zaczełam mówić po angielsku ponieważ dotarło do mnie, że jedyne ograniczenia jakie przede mną stoją to te, które zbudowałam w głowie. Zauważyłam, że wewnętrzny krytyk jest moim największym wrogiem, a moich rozmówców nie interesuje perfekcyjna składnia czy najbardziej wyszukane słownictwo.. wręcz przeciwnie.. to oni często dodawali mi otuchy i wspierali.

Odpowiedz

Jagoda Listopad 30, 2017 o 01:21

Z samym mówieniem w szkole po angielsku nigdy nie miałam problemu, gorzej było z używaniem go w prawdziwym życiu bo bałam się, że popełnie błąd lub się zawiesze. Wyjątkowy moment nastał gdy starszy pan zapytał mnie w Krakowie jak dostać się do Auschwitz (byłam tam dzień wcześniej akurat) i nie miałam serca nie powiedzieć mu… Choć wyszło trochę chaotycznie bo w ostatniej chwili przypomniala mi się inna możliwość to ostatecznie oboje się zrozumieliśmy, a jak jeszcze dodalam, że też jestem turystyka to się zaśmiał i podziękował za pomoc. Nie było tak strasznie jak się spodziewałam.. nie było w ogóle strasznie:)

Odpowiedz

Katsiaryna Listopad 30, 2017 o 02:26

Wyjechałam do Anglii na 2 miesiące. Znalazłam wolontariat w sklepie charytatywnym, gdzie musiałam rozmawiać z klientami i po prostu dostarczać im niezbędne informacje bez ciągłego martwienia się, że mogę popełnić błąd, bo to stało się mniej ważnym. Ważne było, żeby mnie zrozumieli. 🙂

Odpowiedz

Agata Listopad 30, 2017 o 05:44

Tak po prawdzie to nigdy nie przestałam czuć obaw. Gdy byłam w Anglii po raz pierwszy 12 lat temu, z kiepską znajomością, mówiłam co mi do głowy przyszło, czasem używałam niewłaściwych słów, czasem coś przekręciłam, ale w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Po prostu nie wiedziałam, że źle mówię. Gdy wróciłam tam po 8 latach z czego cztery poświęciłam na kursy językowe – bałam się odezwać. Każda wypowiedź wydawała mi się niepoprawna. Kocham się uczyć języków i jestem strasznie uparta. Obecnie od dwóch lat mieszkam i pracuję w Anglii. Uznałam, że to będzie najlepszym sposobem na pokonanie strachu. W tym momencie, strach już nie do końca zależy od bariery, raczej od ludzi, do których muszę się odzywać, ale kto się nie bał iść do szefa żeby z nim pogadać, nawet po polsku 😉

Odpowiedz

Ewelina Listopad 30, 2017 o 07:39

Na półrocznym wyjezdzie Erasmusowym w Hiszpanii. Tam nie było wyjścia albo mówiłeś po hiszpańsku lub angielsku albo nikt Cię nie rozumiał:) najbardziej zabawnie było raz, kiedy rozmawiając po angielsku wszyscy wszysystko rozumieli oprócz naszej brytyjskiej koleżanki, tak namieszaliśmy z gramatyką:D

Odpowiedz

Magda Listopad 30, 2017 o 07:56

Jeszcze nie przestałam się CAŁKOWICIE bać mówić po angielsku, ale mój strach znacznie zmalał miesiąc temu, gdy zdecydowałam się pójść na kurs i po prostu… zaczęłam mówić 🙂 Na zajęciach mówimy tylko po angielsku, nawet między sobą (uczestnikami). Po prostu MUSZĘ mówić. Nawet gdy nie znam jakiegoś słowa, opisuję je po angielsku. Nawet wyjazdy Erasmusowe z pracy mi tyle nie dały. A druga rzecz, to komiksy po angielsku – zaczęłam je czytać na głos i czuję się o wiele pewniej 🙂 Wsiąkłam w angielski całkowicie! 🙂

Odpowiedz

Łukasz Listopad 30, 2017 o 08:27

Witam, przestałem się bać mówić po angielsku gdy w młodym wieku musiałem dogadać się z zagranicznymi właścicielami jachtu w marinie w Gdyni aby otrzymać od nich pieczątkę które się zbierało. Od tego czasu nie mam z tym problemu, oczywiście czasem się zdarza, że „Kali chcieć jeść” ale dopóki ten językowy Kali nie jest umierający z głodu to jest ok 😉

Odpowiedz

Darek Listopad 30, 2017 o 09:27

Jako deweloper miałem prezentować po angielsku przed klientem (ok. 10
osób, włosi, niemcy, anglicy ) demo aplikacji, nad którą pracowaliśmy.
Wszystko wcześniej sprawdziłem. Na początku prezentacji, podczas wstępu mojego
kolegi z zespołu zauważyłem, że demo przestało działać. Myślałem, że dostanę
wylewu ze stresu ale udało mi się wszystko naprawić. Zacząłem prezentację po
angielsku. Cały stres i obawa, którą czułem przed prezentacją minęły. Nigdy
wcześniej nie mówiłem tak płynnie i nie czułem się tak swobodnie mówiąc po
angielsku. Mega stres na początku prezentacji spowodował, że mówienie po angielsku
stało się bułką z masłem.

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 30, 2017 o 09:37

Zupełnie poważnie-
Końcówki podcastu słuchałam w zupełnym bezruchu, na wstrzymanym oddechu, z talerzem w lewej ręce i ściereczką w prawej. Szybko przełożyłam talerz do prawej, ażeby chwycić też ekscytację. Jednak słysząc, jakie zadanie mam do wykonania, obie ręce, gdyby tylko nie były zajęte, opadły(by). Zaręczam, zupełnie poważnie. No, bo jak to tak, mam kłamać zwyczajnie? Zmyślić zabawną (tu akcent, „koniecznie zabawną! Arlena humorem sama szasta przecież, to się zgramy”) lub tragiczną historię, jak to miłość lub coś tam innego wspaniałego wpłynęło na moją angielszczyznę? Nadzieje pogrzebane, myślę, zniknęły, jak ręką odjął. Bo ani w historiach mocna nie jestem, ani w kłamaniu. Gdy byłam już bliska machnięcia na to ręką, pomyślałam- niech żyje prawda! To piszę, oto ona. Do mówienia po angielsku jeszcze się nie przełamałam.
Koniec historii, a raczej koniec jej braku.
A wszystko to zupełnie poważnie, daję sobie rękę uciąć.
I nie wiem co mnie tknęło z tymi ręcyma. Pewnie rozbolały od trzymania ich w tym cholernym bezruchu

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 30, 2017 o 15:00

To nieeeee 😀

Odpowiedz

Grażyna Listopad 30, 2017 o 10:11

Witam serdecznie 🙂
Moją przygodę „ nie bój się mówić po angielsku” zaczęłam z moimi wnukami 🙂 Siedzieliśmy kiedyś razem i dzieciaczki uczyły się słówek , ile było śmiechu gdy babcia ( tzn. ja) zaczęła powtarzać słówka nie do końca poprawnie , wnuki śmiały się , aż brzuchy ich rozbolały, ale to nie był śmiech drwiny i kpiny, ale czysta radość 🙂 Zobaczyłam ile ta wspólna nauka, a raczej nauczanie babci ;), daje nam szczęścia i postanowiłam, że będę to robić częściej bez strachu , że popełnię gafę, bo ważniejsze jest dla mnie to, że wnuki mają frajdę i szybciej przyswajają angielski , niż to , że się wygłupię. Mam już swoje lata i angielski w zasadzie do niczego ważnego nie jest mi już potrzebny , ale czas spędzony z wnukami jest dla mnie bezcenny, a że jeszcze przy tym skorzystają łącząc zabawę i naukę, to tym lepiej. Zresztą człowiek uczy się przez całe życie, bo na naukę nigdy nie jest za późno, nawet dla babci wariatki 😉

Odpowiedz

Marcin Listopad 30, 2017 o 10:38

Ja swoją bardzo ważną lekcję angielskiego zapamiętam na całe życie i chociaż dzięki temu stwierdziłem, że niepotrzebnie miałem opory przed mówieniem po angielsku , to nigdy więcej nie chciałbym tego doświadczyć w taki sposób i nikomu tego nie życzę.
Byłem jedną z pierwszych osób, które były świadkiem bardzo poważnego wypadku, oczywiście poza granicami naszego kraju. Ratując ludzi nawet nie zauważyłem kiedy wziąłem telefon i wzywałem pomocy, nie pomyślałem nawet o tym, że muszę użyć angielskiego. Chyba ta adrenalina mnie odblokowała. Przekazałem wszystko tak jak potrafiłem, z gramatyką czy bez , łykając literki i słówka czy też nie, ale udało się i to był mój największy sukces. Karetki przyjechały i zajęły się rannymi.
Gdy wróciłem do domu i emocje opadły byłem w szoku , że tak sobie poradziłem. Dzięki temu nie boję się mówić, ćwiczę bardzo dużo wymowę, bo nigdy nie wiadomo kiedy język może nam się przydać, a mój przypadek pokazuje, że nieraz nie ma chwili na zastanawianie się, tu liczą się sekundy, bo stawką w tej „grze” było życie ludzkie.

Odpowiedz

pawel Listopad 30, 2017 o 10:55

Kiedy miałem wybór: oczekując na lotnisku Heathrow na odlot zaprotestować albo w milczeniu pomachać na pożegnanie plecom jegomościa trzymającego mój portfel i pospiesznie oddalającego się w kierunku zachodzącego słońca….

Inną sytuacją była prezentacja przed zagranicznymi kuratorami. Mowa była o moich projektach, wiec wiedziałem o czym mowić. Dobrym rozwiązaniem dla mnie było przygotowanie pierwszych dwóch zdań, w których poinformowałem wszystkim o moim stresie przed pierwszym wystąpieniem po angielsku. Potem było juz łatwiej, bo tak się skupiłem na przedmiocie prelekcji, ze przestałem zwracać uwagę na błędy a bardziej na feeling… ekhm.. 🙂 poczucie bycia rozumianym.

Odpowiedz

Edyta Listopad 30, 2017 o 11:10

Od dzieciaka byłam nieśmiała i wstydliwa. dlatego swoje zamiłowanie do piosenek po angielsku ujawniałam tylko w ogrodzie, wydzierając się na całe gardło ” We are the world, we are the children”. Koty pewnie uciekały w popłochu, sąsiedzi którzy gdzieś coś posłyszeli chyłkiem przy pracach ogródkowych pewnie stukali się po głowach nic nie rozumiejąc.
Swoją pierwszą pracę podjęłam w pewnej perfumerii, do której zaglądali też cudzoziemcy. To tutaj dostałam prawdziwego kopniaka, ponieważ wszystkie koleżanki zawsze biegły po mnie w sytuacjach wymagających znajomości języka obcego. Było to spore wyzwanie, ale też jaka satysfakcja!
A co do sąsiadów- już raczej żaden nie stuka się w głowę 😉 Teraz uczę ich dzieci lub wnuki języka – jestem Panią od korepetycji na własnym garnuszku i dobrze mi z tym! A moja skromna firemka bynajmniej nie nosi nazwy Edpol ani Edex, ale Kokodylas 😉 Wiem, fikuśna, ale ma swoją historię i póki co przynosi mi szczęście, no i klientów 😉

Odpowiedz

Adrian Listopad 30, 2017 o 11:42

Co sprawiło, że przestałem bać mówić po angielsku?

Duży wpływ miał wyluzowany szkolny nauczyciel, który zachęcał nas do udziału w swobodnej dyskusji o wszystkim co nas interesuje: szkole, filmach, sporcie, grach itp. Do dziś pamiętam jak na jednej z lekcji tłumaczył nam różnicę w wymowie między „plażą”, a „plażo, proszę” 😉
Prawdziwy test nastąpił podczas wycieczki do UK i rozmowie w Dover z urzędnikiem imigracyjnym. Były to czasy przed przystąpieniem Polski do UE, więc istniała szansa niewjechania na terytorium Zjednoczonego Królestwa. Podróżowałem z Tatą, który nie znał angielskiego, więc to ja dostąpiłem zaszczytu pogawędki w języku angielskim. Możliwe, że z racji wieku (miałem wtedy 13 lat) dostałem pewien handicap przy konwersacji, lekki stres był, ale udało się wjechać. Po takiej przygodzie wszelkie wewnętrzne lęki przestały istnieć i dalszy przebieg wizyty był bardziej swobodny.

Odpowiedz

Irmina Listopad 30, 2017 o 12:04

Droga Arleno
Przestałam bać się mówić po angielsku gdy okazało się że moja rehabilitantka mówi tylko po angielsku i aby porozumieć się z nią muszę mówić. Drugi krok pisanie wierszy po angielsku i pomaganie innym zrozumieć ten język. Trzeci krok – wyreżyserować mój spektakl po angielsku (takie małe marzenie).
Pozdrawiam

Odpowiedz

Weronika Listopad 30, 2017 o 12:13

Cześć! Świetny podcast! uwielbiam czas spędzony z tak mądrymi ludźmi! 🙂
Co do konkursu… Moja obawa przed mówieniem po angielsku zakończyła się w pracy. Koleżanki wysyłały mnie zawsze do obsługi klientów zagranicznych, ponieważ się bały. Mój angielski jest na przeciętnym poziomie, ale jakoś mówić trzeba zacząć. Dzięki temu ok. 2 lat wstecz spotkałam Gruzina, który po krótkiej rozmowie i kliku spotkaniach, został moim „nauczycielem”- umawiamy się na rozmowy co pomaga mi się rozwijać. Największa obawa przeszła, gdy klientem był Kanadyjczyk, do którego tak po prostu zagadałam „co tu robisz..”, żeby sprawdzić na kimś innym moje umiejętności. Mocno mnie to podbudowało:)

Odpowiedz

Mateusz Listopad 30, 2017 o 12:32

W pracy okazało się że będę musiał poprowadzić szkolenie w języku angielskim dla nowych pracowników z Nepalu. Przygotowałem prezentację w j. ang i dostałem „tłumacza”, który jak się później okazało ma jeszcze większe problemy z mówieniem niż ja. Dlatego musiałem wziąć sprawy w swoje ręce, a właściwie język i po prostu zacząć do nich mówić.

Odpowiedz

mateoo Listopad 30, 2017 o 13:20

W I liceum czyli 4 lata temu uczestniczyłem w start up weekendzie. W ramach imprezy prezentowałem pomysł na biznes po angielsku, w teamie miałem obco krajowca. Byłem zmuszony do komunikacji zobaczyłem że nawet jak nie robię tego w pełni poprawnie to swój cel osiągam – zakomunikowanie idei, czy dogadanie się z zespołem.

Po tym wydarzeniu kupiłem kindla, w który można wgrać słownik dzięki czemu czytałem książki artykuły po angielsku (Głównie IT).

W gimnazjum byłem słaby z angielskiego a dzięki tem doświadczeniu w liceum byłem na czele grupy i oczywiście maturki (podstawa +rozszerzenie i ustny) > 90% 😉

Odpowiedz

Aga Listopad 30, 2017 o 13:24

Jak przestałam się bać mówić po angielsku?

Z językiem angielskim stykam się niemal na co dzień w mojej pracy, głównie czytam i piszę, a mówienia bałam się jak ognia, do tego stopnia, że kiedyś poprosiłam kolegę żeby zadzwonił w moim imieniu do Help Desk’u :-D. Pewnego dnia postanowiłam zapisać się na lekcje indywidualne z native speaker’em, oczywiście widział on jak bardzo jestem przerażona, starał się jak mógł abym poczuła się komfortowo, w końcu jednak nie wytrzymał i stanowczym tonem powiedział (oczywiście po angielsku ;-)):
– Ja rozumiem co do mnie mówisz. Wnioskuję, że Ty też rozumiesz co ja do Ciebie mówię. Więc o co Ci chodzi?
No i od tej pory sama dzwonię na Help Desk 😉

Odpowiedz

Paweł Listopad 30, 2017 o 13:38

Swoją barierę w języku angielskim przełamałem podczas rocznej wymiany studenckiej „Erasmus” w… Hiszpanii. Co prawda głównie posługiwałem się wtedy językiem hiszpańskim, a język angielski wykorzystywałem „tylko” w rozmowie z innymi Erasmusami, ale ten skok na „głęboką wodę” pozwolił mi przełamać barierę w obu językach – skoro po rocznym kursie j.hiszpańskiego mogę się dogadać w sklepie a nawet uczelni, to dlaczego nie miałbym czuć się swobodnie w j.angielskim, którego uczę się znacznie dłużej?

Bardzo zachęcam do korzystania z wszelkich możliwości wyjazdów o podobnym charakterze.
Pozdrawiam
Paweł

Odpowiedz

Jacek Listopad 30, 2017 o 13:47

Ja przestałem się bać mówić po angielsku, kiedy jako mały smarkacz jeździłem z rodziną do Skandynawii. Było to fajne uczucie być najmłodszym w rodzinie i jednocześnie niejako dbać o nią, próbując dogadywać się z okolicznymi ludźmi. Do dzisiaj – czyli jakieś 15 lat później – angielski jest dla mnie ważnym językiem, ponieważ mam dziewczynę Ormiankę i pracuję w firmie w Niemczech, gdzie czasami zdarza się wyjazd służbowy za granicę. Jest to mój 3 język i trema już zdecydowanie zniknęła, chwilami pojawia się tylko zakłopotanie jak sklecić zdanie z kilku słów stojących w kolejce w głowie. 🙂 (Nie, nigdy nie miałem prywatnego nauczyciela angielskiego, więc mam czasem z tym problem.)
A Panią Arlenę (bez względu na wynik) pozdrawiam!

Odpowiedz

Anna Listopad 30, 2017 o 13:53

Ja przestałam bać się mówić po angielsku dzięki wyjazdowi za granicę, ale, co dość istotne, nie do kraju anglojęzycznego. W Polsce zawsze czułam strach przed ocenami innych, tego jak mówię. Poza tym, język angielski był zawsze moim drugim językiem obcym (pierwszym był i nadal jest uwielbiany przeze mnie niemiecki ;)), dlatego też zawsze lądowałam w mało zaawansowanych grupach językowych, robiąc na każdym etapie edukacji to samo. Biorąc to wszystko pod uwagę, moje umiejętności bierne były na dużo lepszym poziomie niż aktywne i dlatego bałam się odzywać, sądząc, że nie zrobię tego dobrze. W pełni przełamałam się dopiero, gdy wyjechałam na studia – do Niemiec. Tam spotkałam ludzi z całego świata i naprawdę przekonałam się, że przecież głównym zadaniem języka, jest komunikacja, która niemożliwa jest bez aktywnego użycia tego języka (wcześniej wiedziałam to wprawdzie, ale tylko w teorii). Nie wszyscy mówimy przecież idealnie – używamy złych konstrukcji gramatycznych, nie mamy idealnego akcentu, ale jednak się rozumiemy. Wtedy właśnie zaczęłam swobodnie mówić po angielsku, dostrzegając, że jesteśmy w stanie rozwijać i polepszać nasze umiejętności tylko w praktyce. Dlatego teraz moim celem jest nauka języka angielskiego, aby mój „aktywny poziom” dorównał temu biernemu 😉

Odpowiedz

Marek Listopad 30, 2017 o 14:02

Dziękuję za kolejny świetny podcast.

Moim motywatorem do opanowania lęku przed swobodnym mówieniem po angielsku było najważniejsze wydarzenie w moim życiu, mianowicie narodziny mojej kochanej córeczki Blanki. Za tą też możliwość bardzo jej dziękuję.
Moja żona, niejednokrotnie powtarzała mi, żebym rozmawiał z dzidziusiem, że ona lubi jak się do niej mówi, słucha, rozpoznaje głos, rozwija się i będzie mądre 😊
Postanowiłem więc mówić do Blanki po angielsku, szczególnie że od zawsze języki sprawiały mi trudność. Tak więc dlaczego by do niej nie mówić, ćwicząc angielki szczególne, że spędza się z maluchem sporo czasu. Ten kto ma to wie.
Na początku nie było łatwo, ale z tego względu, że nie słyszałem krytyki, tylko czasami grymaszenie, które motywowało do kontynuacji rozmowy. Opowiadałem Blance co widzę dookoła z coraz to dokładniejszymi szczegółami – do perfekcji opanowałem opis wszystkiego co się znajduje we wszystkich naszych pomieszczeniach małego mieszkania 😊 – po czym zacząłem ćwiczyć czasy przeszłe opowiadając co wydarzyło się w danym dniu, aż do przyszłych co zrobimy i co planujemy. W taki oto sposób Blanka pomogła mi przestać się bać mówić po angielsku.
Naprawdę polecam każdemu tą metodę, oczywiście posiadającym małe dzieci 🙂

PS. Arlena, stworzyła Ci się z komentarzy niezła książka do przeczytania, powodzenia 😊

Odpowiedz

Marta Listopad 30, 2017 o 14:07

Pamiętam jak dziś moją pierwszą eskapadę do Anglii – moja pierwsza praca w restauracji miała polegać na serwowaniu deserów z tzw. „dessert trolley” (wózek z deserami). Będąc na pierwszym roku filologii angielskiej i po wstępnym przeczołganiu z fonetyki, moja wiara w znajomość angielskiej wymowy nie była największa, bałam się dosłownie cokolwiek powiedzieć, bo profesor of fony jawił się w mojej wyobraźni tuż po każdym wypowiedzianym słowie. Rozpisałam sobie fonetycznie wszystkie nazwy ciast oraz ich składniki na kartce i nauczyłam się śpiewająco je wymawiać. Czy możecie sobie wyobrazić minę właściciela knajpy po komentarzu, który usłyszałam od jednego z „regular customer” (stały klient): „Which part of Wales do you come from?, you’ve got this typical accent” (Z której części Walii pochodzisz? masz taki typowy akcent). To był komplement jakiego nie słyszałam nigdy dotąd. Od tej pory recytowałam już bez zahamowań te desery do końca moich zarobkowych wakacji. Cóż pozytywna motywacja czyni w nauce języka cuda!. Wróciłam do Polski i już nigdy nie bała się dyskutować na zajęciach u profesora od sławetnej „Phonetic transcription”.

Odpowiedz

Greta Listopad 30, 2017 o 14:18

Już pierwsza poważna „lekcja przetrwania” dała mi takiego kopa, że obiecałam sobie wtedy, że będę mówić po angielsku płynnie. Mając 16 lat mama wysłała mnie z moją 13-letnią wówczas siostrą na kurs językowy do Anglii AUTOBUSEM. Pamiętam, że miałyśmy przesiadkę w Londynie na Victoria Coach Station, a ja jako ta starsza siostra musiałam ją zorganizować. Dwie zagubione na dworcu dziewczynki, pierwszy raz w takiej metropolii, dały radę – głównie dzięki temu,że odważyłam się wtedy pytać, prosić i jeszcze raz pytać po angielsku. Dziś jestem po filologii i sama uczę angielskiego, aby pomóc innym odnaleźć się w takich i innych podobnych sytuacjach. P.S. To, że znam angielski nie znaczy, że nie potrzebuję Twojej książki Arleno 🙂 Chciałabym uczyć z niej moich uczniów i sama inspirować się Twoimi metodami tłumaczenia gramatki. Mam nadzieję, że pomożesz 🙂

Odpowiedz

Patrycja Listopad 30, 2017 o 14:31

Uczę się anielskiego od wielu wielu lat. Od zawsze miałam problem z płynnym wypowiadaniem się. Teoretycznie mam duży zasób słownictwa, którego w praktyce nie potrafię wykorzystać…. Typowe.
Do czasu aż na moich oczach w galerii handlowej zasłabła dziewczyna. Była to czarnoskóra studentka. Bez chwili namysłu pobiegłam jej pomóc. Proszę mi wierzyć – „speekałam” do jej kolegów równie dobrze – jak gdybym była ich rówieśniczką.
W chwili zagrożenia życia człowiek postępuje instynktownie, znika zakłopotanie i wstyd. A liczy się tylko jedno – powodzenie akcji. Ta akcja zakończyła się podwójnym powodzeniem. Po pierwsze – dziewczyna żyje, po drugie – mówię po angielsku i mama nowych zagranicznych przyjaciół.

Odpowiedz

Wiktoria Listopad 30, 2017 o 14:33

Zupełnie poważnie-
Końcówki podcastu słuchałam w całkowitym bezruchu, na wstrzymanym oddechu, z talerzem w lewej ręce i ściereczką w prawej. Talerz zdołałam powoli przełożyć do drugiej ręki, ażeby móc chwycić też ekscytację. Słysząc, jakie zadanie mam do wykonania, obie ręce, (gdyby tylko nie były zajęte), opadły(by). Zaręczam, zupełnie poważnie! No, bo jak to tak, mam zmyślać zwyczajnie? Z czystym sercem zapodać zabawną (tu ważna odnoga w głowie się utworzyła- „koniecznie zabawną! Arlena humorem sama szasta przecież, to się zgramy”) lub tragiczną historię, jak to miłość czy coś tam innego wspaniałego wpłynęło na moją angloułomność? Nadzieje pogrzebane, myślę, zniknęły, jak ręką odjął. Bo ani w historiach mocna nie jestem, ani w samym zmyślaniu. Gdy byłam już bliska machnięcia na to ręką, pomyślałam- niech żyje prawda! To piszę, oto ona. Do mówienia po angielsku jeszcze się nie przełamałam, wręcz myślę, że daleko mi do tego etapu.
Koniec historii, a raczej koniec jej braku.
A wszystko to zupełnie poważnie, daję sobie rękę uciąć.
I nie wiem co mnie tknęło z tymi ręcyma. Pewnie rozbolały od trzymania ich w tym fatalnym bezruchu, a to jest ich słodka zemsta na klawiaturze popełniona…

Odpowiedz

Marek Listopad 30, 2017 o 14:44

W moim przypadku sprawa jest dziecinnie prosta. Wiecie kto dał mi powera do mówienia i działania? Moje własne dziecko 🙂
W wieku 5 lat zapisałem je na dodatkowe lekcje angielskiego. Po pewnym czasie poza pojedynczymi słówkami, zaczął operować prostymi zdaniami i pytaniami – „What’s your name?”
Wtedy we mnie coś pękło. Jak to możliwe że mały brzdąc bawi się językiem bez żadnego oporu? A ja ciągle napotykam jakieś przeszkody..?
Po tym pierwszym zdaniu były następne i następne 🙂 A co najważniejsze rozpoczęły się wymarzone rozmowy biznesowe.
Ps. Dzięki Niuniuś – to wszystko Twoja zasługa! Jeśli tatuś wygra książkę, to obiecuję Ci że wspólnie ją uzupełnimy 🙂

Odpowiedz

Patrycja Listopad 30, 2017 o 14:53

Uczę się anielskiego od wielu wielu lat. Od zawsze miałam problem z płynnym wypowiadaniem się. Teoretycznie mam duży zasób słownictwa, którego w praktyce nie potrafię wykorzystać…. Typowe.
Do czasu aż na moich oczach w galerii handlowej zasłabła dziewczyna. Była to czarnoskóra studentka. Bez chwili namysłu pobiegłam jej pomóc. Proszę mi wierzyć – „speekałam” do jej kolegów równie dobrze – jak gdybym była ich rówieśniczką. W chwili zagrożenia życia człowiek postępuje instynktownie, znika zakłopotanie i wstyd. A liczy się tylko jedno – powodzenie akcji. Ta akcja zakończyła się podwójnym powodzeniem. Po pierwsze – dziewczyna żyje, po drugie – mówię po angielsku i mama nowych zagranicznych przyjaciół.

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 15:13

Przestałam się bać rozmawiać po angielsku i przejmować tym jak mówię chyba tak na dobre kiedy wyjechałam do Anglii na trochę i zaczęłam pracować z Anglikami. Okazało się, że najważniejsze żeby się porozumieć nawet jeśli popełnialam błędy a co więcej często nieskromnie myślałam, że moja znajomość gramatyki czy pisowni była dużo lepsza od rodowitych Anglików.
Pozdrawiam i dziękuję za bardzo ciekawy podcast.

Odpowiedz

Marek Listopad 30, 2017 o 15:23

Dziękuję za kolejny świetny podcast.

Moim motywatorem do opanowania lęku przed swobodnym mówieniem po angielsku było najważniejsze wydarzenie w moim życiu, mianowicie narodziny mojej kochanej córeczki Blanki. Za tą też możliwość bardzo jej dziękuję.
Moja żona, niejednokrotnie powtarzała mi, żebym rozmawiał z dzidziusiem, że ona lubi jak się do niej mówi, słucha, rozpoznaje głos, rozwija się i będzie mądre 🙂
Postanowiłem więc mówić do Blanki po angielsku, szczególnie że od zawsze języki sprawiały mi trudność. Tak więc dlaczego by do niej nie mówić, ćwicząc angielki szczególne, że spędza się z maluchem sporo czasu. Ten kto ma to wie.
Na początku nie było łatwo, ale z tego względu, że nie słyszałem krytyki, tylko czasami grymaszenie, które motywowało do kontynuacji rozmowy. Opowiadałem Blance co widzę dookoła z coraz to dokładniejszymi szczegółami – do perfekcji opanowałem opis wszystkiego co się znajduje we wszystkich naszych pomieszczeniach małego mieszkania 🙂 – po czym zacząłem ćwiczyć czasy przeszłe opowiadając co wydarzyło się w danym dniu, aż do przyszłych co zrobimy i co planujemy. W taki oto sposób Blanka pomogła mi przestać się bać mówić po angielsku.
Naprawdę polecam każdemu tą metodę, oczywiście posiadającym małe dzieci 🙂

PS. Arlena, stworzyła Ci się z komentarzy niezła książka do przeczytania, powodzenia 🙂

Odpowiedz

Michał Listopad 30, 2017 o 15:45

Przeniosłem się z przyszłości, żeby odpowiedzieć na to pytanie.

Jest rok 2018. Czerwiec. Singapur, uf jak ciepło. Ponad pół roku wcześniej podjąłem decyzję o tym, że przed trzydziestką chcę spróbować życia na emigracji. Poczuć jak to jest tęsknić za domem, poznawać nowe kultury i podszkolić swój język pracując tylko po angielsku. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech jak sobie pomyślę jak bardzo wtedy bałem się rozmawiać z ludźmi w języku angielskim. Mimo tego, że całkiem dobrze sobie radziłem brakowało mi odwagi. 30 listopada ubiegłego roku odsłuchałem podcast Michała Szafrańskiego z Arleną Witt. Nie miałem wątpliwości, że potrzebuję książki „Grama to nie drama”. Kupiłem od razu. Pomyślałem, że nigdy nic nie wygrałem, więc bez sensu jest brać udział w konkursie, w którym należało opisać dlaczego przestałem się bać mówić, tym bardziej, że ja cały czas się tego bałem. Stwierdziłem – „A co mi tam”. Opisałem swoją historię, książkę wygrałem i podarowałem mojej najlepszej przyjaciółce, która tak samo jak ja zawdzięcza przełamanie swojej bariery książce Arleny oraz jej nietuzinkowym podejściu do nauki. Niewiarygodne, że to było takie łatwe. Zacząłem bawić się z językiem i korzystać z każdej okazji do tego, żeby rozmawiać z ludźmi po angielsku i oto jestem tu, gdzie jestem.

Thank you very much Arlena and Michał 🙂

Odpowiedz

Krzysiek Listopad 30, 2017 o 15:51

Przestałem się bać mówić po angielsku w momencie w którym zostałem skierowany do realizacji projektu w którym ponad połowa członków zespołu pochodziła z Francji.
Po tym jak usłyszałem, w jaki sposób oni mówią po angielsku przestałem mieć jakiekolwiek kompleksy co do wymowy i sposobu budowy zdań;)

Odpowiedz

Justyna Listopad 30, 2017 o 16:11

Moje uprzedzenie do mówienia w języku angielskim przełamałam w gimnazjum, gdy moja szkoła brała udział w projekcie dla uczniów szkół m.in. z Polski i Wielkiej Brytanii, połączonym z wzajemnymi odwiedzinami. Podczas wizyty w mojej szkole miałam być tylko dziewczynką od rozdawania kawy, herbaty oraz uśmiechów. Zgłosiłam się głównie po to żeby się urwać z matematyki 😉

Ostatecznie byłam jedną z najbardziej zaangażowanych w konwersacje osób, przekonałam sie też, jak bardzo niepoprawnie potrafią mówić sami Brytyczycy. Skoro oni mogą, to ja tym bardziej!

Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają całe komentarze! Jeśli przeczytałeś komentarz do tego miejsca, w książce wpisz „dla Justyny”. 🙂

Odpowiedz

Małgosia Listopad 30, 2017 o 16:12

Strach ustąpił, gdy moja siostra na pytanie osoby z zagranicy „Do you speak English?” Odpowiedziała używając pełnej, poprawnej formy „No, I don’t”.
Po tej zabawnej sytuacji, byłam pewna, że choćby mi nie wychodziło to i tak spróbuję mówić ‚po cudzemu’ i tak się stało. 🙂

Odpowiedz

Ania Listopad 30, 2017 o 16:53

Przestałam bać się mówić po angielsku tylko dzięki mojej przyjaciółce. Na wakacjach pewien chłopak zaczepił nas i zapytał, która godzina. Moja przyjaciółka dla żartu odpowiedziała: „Sorry, we don’t understand, we’re not from here”. Byłoby śmiesznie, ale okazało się, że ten chłopak doskonale zna angielski i na dodatek mieszka w pokoju obok. Oczywiście moja kumpela, zamiast żart odkręcić postanowiła, że dalej będziemy wkręcać tego chłopaka, że nie jesteśmy z Polski, więc do końca wakacji, gdy go spotykałam, musiałam rozmawiać z nim po angielsku 🙂 Spodobało mi się to, i chyba nieźle mi szło, bo się nie zorientował, że jestem Polką 🙂 Od tamtego czasu nie mam żadnych problemów z mówieniem po angielsku, bo uwierzyłam w siebie.

Odpowiedz

Jarosław Aleksander Niewęgłowski Listopad 30, 2017 o 16:56

Poprosiłaś Arleno, o krótką odpowiedź w trzech zadaniach, więc esencjonalnie udzielając odpowiedzi na pytanie konkursowe to z mojej skromnej perspektywy jest nią świadomość.

Świadomość tego czego jeszcze nie wiem, pozwalająca z pokorą korzystać z wiedzy osób, którą tą krętą ścieżkę już mają za sobą, nie odrzucając niczego bez uprzedniego spojrzenia z bliska na to co chcą nam przekazać poprzez swój kanał na YouTube, podcast, książkę czy inną formę dzielenia się wiedzą.

Świadomość tego że nie jestem perfekcyjny, wciąż będę popełniał błędy i nie mogą być one hamulcem powstrzymującym mnie przed wyjściem poza strefę własnego komfortu lecz są one jedynie informacją zwrotną, która pozwala mi dokonać kolejnego kroku ku lepszej komunikacji.

Świadomość tego że każdy z problemów i każda z wymówek jak brak talentu, czasu, pieniędzy i wiele innych jest wytworem mojego umysłu a receptą jest wiara w swoje możliwości. Brak talentu można pokonać uporem, brak czasu jego dobrą organizacją a brak pieniędzy korzystając z darmowych źródeł, jak twój kanał.

To tyle z mojej strony i dziękuje za czas poświęcony na przeczytanie powyższej odpowiedzi.

Z rewerencją,

Jarosław Aleksander Niewęgłowski

Odpowiedz

Marcin Listopad 30, 2017 o 17:01

Cały czas sie boję, ale taki moment przełamania miałem jak na imprezie anglik klepnął mnie w tyłek… Jestem facetem… Hetero…

Odpowiedz

Remigiusz Listopad 30, 2017 o 17:02

Przed dwoma laty polecieliśmy z żona w podróż poślubną do Nowego Jorku. Wszystko zorganizowaliśmy sami, bez biura podróży, mieszkanie, a w zasadzie pokój wynajęliśmy na Manhattanie przez stronę Airbnb. Tak że najpierw załatwianie wizy we Frankfurcie (mieszkamy w Niemczech), rozmowa z konsulem po angielsku, potem ogarnianie sprawy z mieszkaniem, na końcu sam przylot, ogólnie wszelkie załatwiane wejść, pytanie o drogę, rozmowy że współlokatorką (Francuzką swoją drogą), były to sytuacje, w których musieliśmy się przełamać żeby spełnić nasze marzenie jakim było zwiedzenie Nowego Jorku. Warto było 😉

Odpowiedz

Artur Listopad 30, 2017 o 17:29

OK, 3 rzeczy:

1. Sytuacja mnie zmusiła : Staż w Londynie przy London Bridge –> musiałem chycić za telefon
2. Ludzie, którzy popełniają błędy i się z tego śmieją są lubiani. Ludzie lubią dowiedzieć się, że nie tylko oni nie są idealni 🙂 … poza tym ludzie zazwyczaj czują się dobrze jak mogą Ci w czmyś pomóc
3. Ten filmik zawsze inspiruje mnie do nauki poprawnej wymowy 🙂 –> https://www.youtube.com/watch?v=FVqyyEVeL7c

Miłego popołudnia !
Artur

Odpowiedz

OlaP Listopad 30, 2017 o 17:39

Po powrocie z UK, gdzie uczyłam jako asystent nauczyciela, mieszkałam u angielki i zakolegowałam się z anglikami. W UK jednak cały czas czułam dyskomfort w mówieniu, ale za to po przyjeździe zobaczyłam, że po pierwsze MÓWIĘ(!), a po drugie mówię płynnie i nawet jak nie pamiętam słowa, to umiem je zastąpić lub okrążyć. I że komunikacja spełnia swoją rolę – ja rozumiem ludzi i ludzie rozumieją mnie 🙂

Odpowiedz

Jarek Obważanek Listopad 30, 2017 o 17:48

Raczej nie mówię po angielsku, ale prowadzę w tym języku trochę korespondencji. Długo czułem przed tym opór. Nabrałem odwagi, gdy zorientowałem się, że Brytyjczycy czy Amerykanie wcale nie posługują się swoim własnym językiem tak doskonale, jak mi się wydawało.

Odpowiedz

Aga Listopad 30, 2017 o 17:56

Podczas imprezy towarzyskiej założyłam się ze swoim nauczycielem angielskiego , ze podejdę do anglojęzycznego gościa i „zagadam”. Stwierdziłam , że najłatwiej mi będzie wymienić kilka uprzejmych zdań z kobietą, bo nawet jak się zbłaźnię, to będzie mniej bolało. Podeszłam i powiedziałam po angielsku , że pięknie wygląda w ciąży i bardzo jej gratuluję.
Okazało się , że Pani w ciąży nie była , tylko trochę przytyła.
Od tamtej pory mam przygotowane inne pytania do „small talk” .

Odpowiedz

Kasia Listopad 30, 2017 o 17:58

Nie przestałam niestety… a po obejrzeniu nowego odcinka Arleny o „actually”, gdzie w informacji na fb zapytała czy wymawiamy przez „sz” czy „cz” boje się jeszcze bardziej bo ja wymówiłabym przez „k” ! Ale mam motywację i czerpiąc cenne uwagi z filmów działam!

Odpowiedz

Małgosia Listopad 30, 2017 o 18:11

Strach ustąpił, gdy moja siostra na pytanie osoby z zagranicy „Do you speak English?” Odpowiedziała używając pełnej, poprawnej formy „No, I don’t”.
Po tej zabawnej sytuacji, byłam pewna, że choćby mi nie wychodziło to i tak spróbuję mówić po angielsku i tak się stało. 🙂

Odpowiedz

TyleTychRzeczy Listopad 30, 2017 o 18:12

Cześć 🙂

Podcast super, uwielbiam oglądać te inspirujące wywiady 🙂

Jeśli chodzi o moją odpowiedź na zadane pytanie przez Arlene, to w sumie było to już dawno temu 🙂 jakieś 17-19 lat temu, jak jeszcze byłam w głębokiej podstawówce, mój wujek przyjechał do nas do mieszkania (48m2) ze swoimi znajomymi z USA. Chciał im pokazać, jak żyje „przeciętna” rodzina w Polsce. Byli super zafascynowani, że to nie musi być tak, że każdy ma swoją sypialnię z łazienką, jadalnię, pokój gościnny itd, tylko że w sumie w 2 pokojowym mieszkaniu można mieć wszystko 🙂 Sytuacja była prozaiczna, że on musiał w końcu wyjść do toalety, a oni o coś zapytali (oczywiście w prosty sposób), więc byłam poniekąd zmuszona odezwać się po angielsku. Zajarałam się tym, że zrozumiałam o co pytają i umiałam im odpowiedzieć 🙂 W sumie od tamtej pory staram się mówić przy każdej sposobności po angielsku, żeby móc się rozwijać 🙂

Serdecznie pozdrawiam,
Asia

Odpowiedz

Wojtek Listopad 30, 2017 o 18:19

Kiedy przestałem bać się mówić po angielsku? Prawda jest taka, że nigdy nie mogłem pozwolić sobie zacząć się bać. Mój pierwszy nauczyciel bardzo skutecznie motywował mnie do pracy i rozmowy. Kiedy nie było się przygotowanym lub nie udało się zaliczyć wejściówki/streszczenia czytanej właśnie książki, czy innego zadania, trzeba było tyrać kilka kilometrów (mieszkał na obrzeżach miasta) pod górę do jego mieszkania w weekend, żeby ponownie podejść do zaliczenia. Metoda była niesamowicie skuteczna – i, z perspektywy czasu, uważam, że bardzo pomogło mi to rozwinąć swoje umiejętności językowe. Pozdrowienia dla Pana Łukasza z Prabut! 🙂

Odpowiedz

Ewela Listopad 30, 2017 o 18:25

Hej, dzięki za inspirujący i pozytywny podcast. Ja pokonałam swój lęk jak usilnie namawiałam pewnego Anglika żeby zabrał na imprezę swoją dziewczynę mówiąc “Take Iris”, coś mi nie pasowało, bo dziwnie sie uśmiechał. Sprawdziłam sobie w domu i się dowiedziałam, ze „Take” używa się raczej w kontekście seksualnym, natomiast ja powinnam powiedzieć „Bring Iris”. Wtedy pomyślałam, ze swoją największą gafę językową mam już chyba za sobą, świat się nie zawalił, mogę gadać ile wlezie 🙂
Pozdrawiam

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 30, 2017 o 18:31

Michał i Pani Arleno super podcast wysłuchałem cały i od razu zabieram się do oglądania Pani filmików!!

Odpowiedz na pytanie konkursowe.
Miałeem i mam mały zakres słownictwa i bałem się przez to rozmawiać po angielsku, ale spotkałem na swojej drodze Amerykanina, który widział, że chce z nim porozmawiać, ale nie wiedziałem jak zacząć. Wiec sam zaczą do mnie mówić, a ja Dzieki jego pozytywnej energi płynącej od niego zacząłem odpowiadać i wynikła pierwsza nasza rozmowa. Najbardziej wspominam momęt, w którym mówiłem słówko, on nie rozumiał, ja powtarzałem, a on dalej nie rozumiał i wtedy chciałem rezygnować z przekazania wiadomości. On wtedy gestami i mowa do mnie przemawiał, że spokojnie mamy czas nie stresuj się powtórz powoli, a na pewno zrozumiem co chcesz mi przekazać, następnie jak już zrozumiał i ja źle to powiedziałem poprawiał mnie i uczył poprawnej wymowy, Cos fantastycznego pomyślałem. Zrozumiałem wtedy, że dzieki rozmowie mogę nawiązać kontakt, a przy okazji uczyć się słownictwa.

Pozdrawiam i Dziekuje Kyle, że uwolniłeś mnie od strachu przed rozmową!
Krzysztof

Odpowiedz

Izabela Listopad 30, 2017 o 18:34

Po maturze przyszedł czas na najdłuższe wakacje w życiu. Napisałam do kuzyna z Anglii czy mnie tam przygarną na dwa miesiące, bo chciałabym popracować i w ogóle chciałam wtedy wszystko. Oddzwonił wujek zaskakując tym samym moją nicwtedyniewiedzącą mamę, że tak, owszem, chętnie mnie zaadoptują. Kilka tygodni później odbywałam swoje pierwsze personalne rozmowy w agencjach pracy, co zakończyło się sukcesem 8nasto latki z nocnym etatem w fabryce czipsów Kettle Chips! Wcześniej przygotowywałam się do rozszerzonej matury z angielskiego.

Odpowiedz

Kacper Listopad 30, 2017 o 18:36

Przestałem się bać mówić po angielsku, gdy zrozumiałem, że kolega z klasy, który w mojej opinii dobrze mówi w tym języku popełnia sporo błędów. Mimo to nauczyciel i co ważniejsze ja, go rozumiem. Nie da się od razu mówić idealnie, lecz im wcześniej porzucimy ten lęk tym szybciej osiągniemy nasz cel.
Pozdrawiam, z przyjemnością odsłuchałem cały wywiad 😉

Odpowiedz

Michał Listopad 30, 2017 o 18:47

Witam ewentualną wygraną chce podarować Żonie,ponieważ ona sie przełamała!Latem jak zabrałem ją w podróż poślubą do Nowego Yorku (szło je nie źle).I zauważyłem już po powrocie że zaczęła coś tam se powtarzać.
Po Twoim podcascie stwierdziłem że książka Arleny była by dla niej idealna. Pozdrawiam

Odpowiedz

Eliza Listopad 30, 2017 o 19:07

hej!
przestałam bać się mówić po angielsku, gdy będąc w zeszłym roku na wakacjach w Norwegii złapałam stopa i wylądowałam w samochodzie pewnego norwega, z którym przez następne bite 5 godzin podróżowałam. Żeby ujść za atrakcyjną partnerkę podróży no niestety, musiałam się dużo naodzywać 🙂
świetny podcast, pozdrawiam !
ps. Za 4 tygodnie wyjeżdżam na norweskiego Erasmusa, czuje że „Grama to nie drama” bardzo mi się przyda 🙂

Odpowiedz

Gusinka Listopad 30, 2017 o 19:14

Co sprawiło, że przestałam się bać mówić po angielsku? Z pewnością samozaparcie, a w głównej mierze spontaniczna decyzja. Wyjechałam do Szkocji w okresie wakacyjnym. Nie ukrywam, że nie do końca byłam świadoma tego co robię, ale takie właśnie są uroki młodości. Byłam wówczas świeżą absolwentką liceum z niezbyt dużego miasta. Miałam na tyle komfortową sytuację, że miałam się u kogo zatrzymać, więc wyszłam z założenia, że znalezienie pracy to kwestia około tygodnia, może dwóch. Początkowo było ciężko, głównie ze względu na specyficzny szkocki akcent. Jeśli ktokolwiek miał przyjemność uciąć sobie pogawędkę z rodowitym Szkotem to doskonale wie co mam na myśli. 😉 Ale, ale.. byłam żywym przykładem tego, że oni naprawdę chcą nas zrozumieć. Nawet jeśli nie do końca radzimy sobie z poprawną konstrukcją zdań pod względem gramatycznym. Pomogło mi nastawienie osób, z którymi się zetknęłam. Na pierwszą rozmowę o pracę szłam w ogromnym stresie. Pan, z którym przyszło mi rozmawiać dodał mi skrzydeł, bo rozmawiał ze mną jak z koleżanką. Każdego dnia, sukcesywnie przełamywałam lody, dzięki temu, że byłam otwarta jak oni. Oni zawsze to doceniają.

Odpowiedz

Justyna Listopad 30, 2017 o 19:23

Wyjechałam na Erasmusa z koleżanką i z myślą, że większość rozmów będzie prowadziła za mnie, bo przecież ‚mnie nikt nie zrozumie’. Na szczęście szybko okazało się że jest to niemożliwe i nawet nie zauważyłam kiedy przełamałam barierę w mówieniu 😉

Odpowiedz

Marcin Listopad 30, 2017 o 19:23

Nie wiem… nadal się boję.

Odpowiedz

Beata T. Listopad 30, 2017 o 19:38

Ja się przełamałam, gdy w czasie studiów z fizyki zdecydowałam, że po nich nie chcę być nauczycielem, ale naukowcem. Napisałam więc emaila do pewnego instytutu naukowego w Niemczech (do dziś go trzymam – ręce opadają (przy okazji – jak by to było po angielsku)) i udało się za pierwszym razem – zaprosili mnie NA PŁATNA praktykę. Cel był jasny – pokazać że jestem dobra żeby mnie wzięli na magisterkę a potem doktorat. Problem : angielski i nie tylko mówienie ale całość bo nigdy nie miałam go w szkole i tylko trochę prywatnie. Pojechałam i mówiłam. Mówiłam bo musiałam. Prezentacji uczyłam się na pamięć. W ciągu miesiąca nauczyłam się 800 specjalistycznych słówek. A potem poznałam chłopaka który się we mnie zakochał pomimo klepanego angielski i korygowal moje błędy. Zdanie po zdaniu. 3 miesiące, problem solved 🙂 i chłopak mężem został :).

Odpowiedz

Kamil Listopad 30, 2017 o 20:07

Pamiętam mój moment przełamania doskonale, ponieważ zmienił on wiele w moim życiu. Zaczęło się niewinnie od dołączenia do organizacji zrzeszającej studentów (nazwy nie wymienię ze względu na reklamę), która zajmowała się zagranicznymi praktykami oraz szkoleniami. Jakoś tak wyszło, że zostałem wciągnięty trochę przez przypadek trochę ze względu na znajomą w projekt mający na celu zorganizowanie praktyk trójce zagranicznych studentów. Dwójka z nich przyjechała z Chin i Tajlandii – regionu, który był dla mnie zawsze ciekawym ze względu na kulturę i historię. Na początku oczywiście trema i pełna konsternacja czy ja się z nimi dogadam, ale nagle wszystko ruszyło w sposób naturalny i bezproblemowy.

Miałem też swoje drugie przełamanie ponieważ rozmawianie z kimś po angielsku gdy dla nas obojga jest to język dodatkowy jest mniej stresujące niż w przypadku rozmowy z osobami, które z tym językiem znają się od zawsze. W tym przypadku do dziś odczuwam pewien dyskomfort ponieważ mam obawy o błędy, ale nie mam paraliżującego strachu z racji, że sam zauważam błędy moich współrozmowców – co znaczy, że nie wszyscy jesteśmy idealni i przez to czuję się nieco mniej skrępowany – ale tutaj na pełne przełamanie się przyjdzie czas.

Odpowiedz

Ola Listopad 30, 2017 o 20:08

Oh My God! Wyszło mi to chyba lepiej niż Janice z Friends’ów. Ja rozumień ich! Oni rozumieją mnie! Wow! Super! Taka była moja reakcja, kiedy okazało się, że jednak znam trochę angielski. Było to, gdy jako 15-latka wyjechałam na wakacje z babcią, żeby poznać moją rodzinę w Szwajcarii. Ja nie znałam niemieckiego, oni nie znali polskiego. Angielski okazał się naszą wspólną płaszczyzną porozumienia. Obie strony były też na podobnym poziomie, co ośmielało i w ten sposób przestałam bać się mówić po angielsku. Pozdrawiam

Odpowiedz

Magdalena Listopad 30, 2017 o 20:09

Co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku? Właściwie to jeszcze nie przestałam się bać. Zazwyczaj zgrabnie odpowiadałam, że nie umiem. Tak jak Ty, Michale, dobrze rozumiem ze słuchu i kiedy czytam, ale trudno przełamać mi barierę mówienia.

W ostatnich latach jeszcze bardziej się to pogorszyło, ale pora to zmienić!
Mam motywację – zaczęłam rekrutację do pracy marzeń, w której będzie sprawdzana znajomość języka „w mowie” i w której czeka mnie praca z zagranicznymi klientami. Dlatego ostro wzięłam się do pracy nad swoim angielskim 🙂

Mówienie szlifuję z Arleną na jej kanale i powtarzam dialogi po bohaterach seriali 🙂 Wyjaśniam też plan galerii handlowej klientom (kierunki, piętra i całe słownictwo nawigacyjne już przerobiłam)

Pozdrawiam Was serdecznie i gratuluję kolejnego, świetnego odcinka 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 30, 2017 o 20:11

Kiedy zacząłęm pracę w międzynarodowym banku miałem duże opory by zacząć mówić po angielsku, jednak gdy dostrzegłem jak wiele osób mówi gorzej odemnie, szybko pozbyłem się kompleksów. Angielski jest obecnie w tak powszechnym użyciu, że najbardziej liczy się sprawne i proste przekazanie swoich myśli niż doskonała poprawność wymowy i gramatyki. Przekonałem się, że w środowisku w którym angielski nie rodzinnym językiem dla większości osób, wyszukane struktury gramatyczne i akcent z Oxfordu często mogą przeszkadzać w sprawnej komunikacji. Po prostu gdy na kolejnym spotkaniu omawiam z hindusami i amerykanami wytyczne naszego szwedzkiego szefa nie mogę się wstydzić, ani tym bardziej zaciąć gorączkowo szukając w pamięci którego conditionala powinienem użyć.

Praktyka pozwala się oswoić z językiem zaś uśmiech i zrozumienie rozmówcy skutecznie leczy z kompleksów wyniesionych ze szkoły

Pozdrawiam

Marcin

Odpowiedz

Elżbieta Listopad 30, 2017 o 20:18

Po liceum i studiach technicznych mój angielski był, jaki był. Wszystko zmieniło się, gdy do mojego gospodarstwa zaczęli przyjeżdżać wolontariusze i turyści z całego świata, i trzeba się było z nimi porozumieć. Co zrobiłam? Hop na głęboką wodę! Rozmawiałam, rozmawiałam, rozmawiałam, rozmawiałam … Zadziałało się. Dziś dla turystów mój angielski jest czasem …. źródłem zazdrości. Elżbieta 60+

Odpowiedz

Ania Listopad 30, 2017 o 20:18

Po prostu „ściągnęłam majtki” i zaczęłam mówić

Odpowiedz

Ilona Listopad 30, 2017 o 20:23

Przestałam bać się mówić po angielsku gdy nikt nie rozumiał co mówię po angielsku Starałam się mówić wysokim rejestrem językowym z zastosowaniem poprawnych czasów. Moja córka powiedziała mi , że ludzie mnie nie rozumieją , większość mówi potocznym językiem. I naprawdę nieważne jest , że nauczyłam się 14 znaczeń słowa prescription , skoro przeciętny człowiek połowy z nich nie zna. Język służy do komunikacji , a nie do popisyswnia się i chwalenia się jego znajomością …..Przestałam się popisywac i chwalić , przestałam się obwiniać , że ludzie mnie nie rozumieją i zniknęły blokady .I gadam , i gadam .I już .! 😉 serdeczności.

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 20:28

Dla mnie najlepszym sposobem na pozbycie się lęku przed mówieniem po angielsku był wyjazd za granicę do pracy. Poza szkołą nigdy nie musiałam używać tego języka. Wyjazd sprawił ze w czasach, gdy internet nie był tak łatwo dostępny musiałam codziennie korzystać ze słownika polsko-angielskiego.   Stał się obowiązkowym przedmiotem w mojej torebce! 😆 Każda rozmowa wiązała się z dużym stresem. Teraz na szczęście jest o wiele lepiej i rozmowa nie sprawia juz takiej trudności choć do perfekcji daleko i gramatyka bardzo kuleje to jednak „trening czyni mistrza” 😁
Pozdrawiam serdecznie,
Monika ze Szwecji 😊😊😊

Odpowiedz

Wojtek Listopad 30, 2017 o 20:50

Przestałem się bać mówić po angielsku kiedy pojawiła się pierwsza realna możliwość i potrzeba użycia tego języka. Będąc we Włoszech chciałem kupić prezent dla mamy. A że ja po włosku jeszcze mniej niż po niemiecku – czyli nic – to trzeba było sobie jakoś poradzić. No i udalo się, kupiłem i nawet to co chciałem! Wtedy naprawdę odczulem jaka to satysfakcja umieć się z kimś dogadać kto nie mówi w naszym języku.
Pozdrawiam wszystkich!

Odpowiedz

Julia Listopad 30, 2017 o 20:54

Przestałam się bać mówić po angielsku, kiedy uświadomiłam sobie, że… Polska nie jest całym światem. Wyjeżdżając w liceum za granicę czy przygotowując się do matury, zetknęłam się z obcokrajowcami, którzy mi mówili „wow! Masz dopiero 16/17/18 lat i tak mówisz po angielsku? Niesamowite!”. Pomyślałam „kurczę, może coś w tym jest?”, a potem „let’s go then!” i… zaczęłam nawijać po angielsku jak maszynka. Co ciekawe, mam wrażenie, że moja osobowość ulega zmianie, gdy mówię po angielsku – nagle robię się wtedy osobą bardzo gadatliwą, wesołą i lekko zwariowaną. Kiedy przestałam przejmować się opiniami Polaków o moim wątpliwym akcencie, okazało się, że mogę dogadać się z całym światem – i jeszcze wywrzeć na ludziach silne wrażenie 🙂
Więc w przezwyciężeniu strachu przed mówieniem nie pomogły mi seriale, książki czy zajęcia, ale po prostu samoświadomość i proste „oh, fuck it, just try!”!

Odpowiedz

Piotr Listopad 30, 2017 o 21:05

całkiem świeża historia –
18-letnia przerwa w używaniu j.ang. dała mi powód, żeby się bać. A że ‚trafiłem’ z outsourcingu do pracy, gdzie j.ang. to podstawa w komunikacji – wszelkie wysiłki przekierowałem na ten strach, żeby przymknać mu te rozdziawione oczy 🙂 z różnym efektem. Aż do czasu spotkania roboczego z kolegą, z którym ‚one2one’ musiałem: dopytać, wyjaśnić i rozwiać wszelkie wątpliwości w czekającej nas wspólnej pracy nad nowym projektem. I… udało się. Pewnie nie bez potknięć, ale wszystko co można było, zostało wyjaśnione. Tego samego dnia, niespodziewanie, przyjechał mój nigdy niewidzany szef (też obcokrajowiec). Zapomniałem wówczas o tym, że z nim też czeka mnie rozmowa po ang. Strach leżał już i spał słodko gdzieś w kącie.
PS. A przy biurku, co tydzień, czekałem na ‚panienkę z youtube okienka’, która wciąż mi pomaga i wspiera. Dziękuję.

Odpowiedz

AGA Listopad 30, 2017 o 21:08

Moich oporów przed mówieniem w języku angielskim pomogła mi pozbyć się obecna nauczycielka Natalie z USA.
Po pierwsze – ma mega pozytywnie nastawienie i człowiek aż chce się dowiedzieć z czego ona się tak cały czas cieszy 🙂
Jak przychodziła na lekcje, zawsze w biegu rozpakowując się opowiadała o korkach na mieście i pytała czy też miałam problem z dotarciem; prosiła żeby zrobić jej herbatę owocowa i rozmawiałyśmy o tym co ja pijam a co ona; pytała zawsze o ciekawostki z przedszkola mojego synka – bo twierdziła że to jest bardzo fascynujący temat… I tak na takich „small talk” schodziło nam dobrych 15-20 min a ja nawet nie zauważyłam momentu kiedy to witając się z Natalie przed lekcją, sama zaczęłam gadać jak najęta.
Mój angielskiski jest na poziomie „komunikatywnym” rozumiem prawie wszystko ale problem jest z mówieniem, dzięki Natalie lubię zagadywać innych co tam u nich słychać, jeżeli są to osoby nie miesiące po polsku.
Odświeżylam też znajomości ze studiów z osobami które wyjechały z kraju i czasami rozmawiam sobie z ich „drugimi połówkami”, które nie mówią po polsku np. na viberze. To bardzo pomaga i nawiązujemy też fajne przyjaźnie.

Odpowiedz

Gosia Listopad 30, 2017 o 21:14

Od zawsze panicznie bałam się rozmawiać po angielsku, a w szczególności przez telefon bo nie można gestami nic dopowiedzieć 🙂 w pracy zawsze prosiłam kogoś innego aby przejął rozmowę z anglojęzycznym klientem, do czasu… gdy pewnego dnia usłyszałam w słuchawce ‚Do you speak english?’ i zobaczyłam, że nie ma nikogo kto mógłby mi pomóc. nieśmiało odpowiedziałam ‚Yes, how can I help you?’ i wiedziałam, że nie ma już odwrotu :). Ku mojemu zdziwieniu udzieliłam klientowi wszystkich informacji, a sam klient podziękował za pomoc i miłą rozmowę 🙂 Niestety nie mam wielu okazji do rozmowy po angielsku, więc jakieś emocje zawsze mi towarzyszą. Przekonałam się jednak, że można 🙂

Pozdrawiam serdecznie 🙂

Odpowiedz

Marta Listopad 30, 2017 o 21:16

Marzenie aby móc mówić w języku, który pozwoli mi zwiedzać świat 😊 I rozpoczynający tę przygodę, roczny wyjazd do Irlandii. Fascynacja językiem angielskim i możliwościami, jakie on daje – ciagle trwa i mam nadzieję, że tak już zostanie 😊

Odpowiedz

Sylwia Listopad 30, 2017 o 21:17

U mnie byla to troche metoda „kuli sniegowej”. Najpierw zdalam sobie sprawe ze wielu Anglikow z ktorymi rozmawiam popelnia mase bledow jezykowych, a ciagle jestem w stanie ich zrozumiec, oraz na co dzien nie uzywa tych wszystkich czasow I form jezykowych o ktorych uczymy sie w szkole I wcale nie czuja sie przez to gorsi. (To troche jak z zasadami interpunkcji w jezyku polskim, istnieja a I tak malo osob je stosuje a nadal sa swietnie zrozumiali).
I tak malymi kroczkami, popelniajac bledy I uczac sie na nich, brne do doskonalosci :).

Odpowiedz

Maciek Listopad 30, 2017 o 21:18

Cześć,
Bardzo ciekawa i inspirująca rozmowa. Fajnie, że jesteście i dajecie Siebie innym ludziom. Dziękuję 😄

Jednak trochę smutek mnie ogarnął bo nie mogę wziąć udziału w konkursie… A to dlatego, że wciąż nie przełamałem się do mówienia po angielsku i każda taka rozmowa mnie paraliżuje 😭 Ale kto wie, z taką wiedzą może będzie łatwiej.
Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz

Robert Listopad 30, 2017 o 21:24

Moja przygoda z językiem angielskim zaczęła się od najmłodszych lat. Sprawiało mi to radość uczenia się języka angielskiego. Nie byłem kujonem, ale przyswojona wiedza dawała mi rozumieć tekst i ludzi. Blokada następowała gdy miałem coś powiedzieć i nie wiedziałem jakiego czasu użyć, więc siedziałem cicho, przytakując. Kolejna przeszkoda przyszła w szkole średniej, gdzie trafiłem na nauczyciela, który nie potrafił przekazać swojej wiedzy. Później kontakt z językiem angielskim się urwał na ładnych parę lat. Do momentu kiedy się przeprowadziłem do większego miasta. Tam zaczepiłem kobietę, Włoszkę (nie wiedziałem, że jest innego pochodzenia i mówi tylko po angielsku), stałem przed nią jak zamurowany. Wydawałem z siebie dźwięki „yyyyy” cały czas coś bełkocząc pod nosem. W końcu udało mi się z nią dogadać na zasadzie Kali jeść, Kali pić i poszliśmy na kawę. Owszem musiałem się trochę wspomagać tłumaczem ponieważ słówek trochę uleciało z głowy ale mimo to było ciekawie i interesująco. To był ten dzień, w którym się przełamałem i pewnie mówię po angielsku choć zdarza mi się mówić chaotycznie 🙂

Odpowiedz

Grzegorz Listopad 30, 2017 o 21:25

Witam,
Moje obawy dotyczące porozumiewania się w jezyku angielskim zniknęły w momencie, w którym usłyszałem, jak władają nim polscy politycy.
Winszuję!

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 21:29

Hej, hej,

Czy z mówieniem w języku obcym nie jest tak samo jak z nauką chodzenia? Najpierw obserwujesz, widzisz, że jak robią to inni, widzisz, że to jest możliwe. Później próbujesz stawiać swoje pierwsze kroki, upadasz, podnosisz się sam lub podnosi Cię ktoś inny. Upadasz coraz rzadziej, coraz rzadziej potrzebujesz pomoc drugiej osoby, idziesz coraz dalej, biegniesz, odkrywasz nowe światy i nie chcesz, aby tę raz zaznaną wolność i swobodę ktoś lub coś już kiedykolwiek Ci ograniczało. Czy jest tak samo? Odpowiem, że nie do końca, bo tym często niemożliwym do pokonania ograniczeniem w mówieniu w obcym języku jest strach, strach przed popełnieniem błędu, strach, że zostaniemy źle odebrani lub ocenieni. Ale czy ten strach nie jest zbyt wyolbrzymiany przez nas samych? Czy jeśli słyszymy obcokrajowca mówiącego w języku, który rozumiemy zwracamy w pierwszej kolejności uwagę na popełniane przez niego błędy czy na jego uśmiech i szczerą chęć porozumienia się z nami? Czy nie jesteśmy wdzięczni za tę możliwość wzajemnej komunikacji? Uświadomienie sobie tego i szczera odpowiedź na pytanie, czemu się uczę języka obcego: dla ocen czy aby lepiej komunikować się z ludźmi z innych narodowości? – bardzo otwiera, pomaga przełamać wiele wewnętrznych barier.

Ja zaczęłam tak naprawdę mówić, gdy zapisałam się dodatkowe konwersacje. Od pierwszych lekcji zgłaszałam się do każdego zadania, zabierałam głos w każdej dyskusji. Nikt mnie tam nie znał, wiele osób pytało mnie, czemu zawdzięczam swoją komunikatywność. Ja zawsze z uśmiechem odpowiadałam, że to jedynie zasługa mojej wewnętrznej motywacji i nowego otoczenia. Gdyby ktoś z tych nowo poznanych osób przyszedł na jedną z moich regularnych lekcji języka angielskiego w szkole, pewnie nieźle by się zdziwił, widząc mnie siedzącą cicho, mówiącą jedynie, gdy nauczyciel wywoła mnie do odpowiedzi. Nie potrafiłam tak z dnia na dzień odważyć się mówić po angielsku w szkole, gdzie wszyscy postrzegali mnie za osobę, która się tego boi. Oczywiście, dzięki tym dodatkowym konwersacjom na regularnych lekcjach ostatecznie też stałam się bardziej aktywna, ale te pierwsze kroki, pierwsze poważne upadki i w końcu swój pierwszy „maraton” potrzebowałam przeżyć w zupełnie nowym otoczeniu, mając całkowicie czystą kartę do zapisania. Spytasz mnie teraz po kilku latach od tych wydarzeń, po odkryciu wielu nowych światów, o których wcześniej nawet nie marzyłam: „Czy przestałaś się bać mówić po angielsku? Odpowiem z uśmiechem: „Nie, ale mówię.”

Pozdrawiam serdecznie,
Monika

Odpowiedz

Janek Listopad 30, 2017 o 21:39

Cześć
Co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku? Otóż była to pewna sytuacja, która się wydarzyła na ostatnich wakacjach. Po ukończeniu II klasy liceum chciałem pojeździć z moim wujkiem tirem po Europie, dodam, że pracuje on w firmie transportowej. Aby rodzice wyrazili zgodę na ten wyjazd powiedziałem, że podszkole angielski i będę pomagał przy rozładunkach wujkowi, który tylko „gawari paruski?” i tłumaczy, że ktoś ma problem bo nie zna tego języka co on zna :). Zgoda rodziców uzyskana ale nie będę ukrywał, że nadrzędnym celem było zwiedzanie Europy a angielski to może przy okazji jak będzie konieczność. Ze słuchaniem i słówkami w angielskim nie miałem problemów (oprócz speakingu) a to dzięki fiszkom z wyd. CG i słuchaniu „BBC 6 Minute English”. Przy rozładunkach wujek szybciej się dogadywał na pół migi niż ja przełamałem strach przed tym czy to co powiem będzie poprawnie gramatycznie i czy wymowa będzie dobra. Ale gdy sobie pomykaliśmy przez Monachium nagle słyszymy nagle wielkie bum i wujek mówi „oho poszła guma, mamy problem”. Ja uchachany, że nareszcie też jakaś przygoda i jakieś zajęcie oprócz siedzenia i gadania. Poza tym, że blokowaliśmy jeden pas to wszystko w porządku:D. Jak już ściągnęliśmy to ferelne koło i my gotowi do wymiany to napatoczył się jakiś policjant (skąd do dziś nwm) i coś tam „sprecha”. Z tego co zrozumiałem to kazał się z tamtąd zabierać pod groźbą wysokiego mandatu. Wujek zaczął do niego na migi i po rusku ale nic to nie dało. W końcu zacząłęm powoli do niego mówić bo angielski w miarę rozumiał ale ja jedno zdanie i 10 sekund na ułożenie kolejnego. Przed jego śmiechem uratowało mnie pewnie to, że nie znał za dużo słówek bo sytuacja zapewniam komiczna. Na szczęście obeszło się bez mandatu i innych konsekwencji a ja w końcu nie boję się mówić do innych a rozmowa na lekcji to przyjemność. Teraz mam nastawienie, że jak moje zdania noszą znamiona poprawności i ktoś mnie nie rozumie to znaczy, że nie umie angielskiego. 🙂

Odpowiedz

Joanna Listopad 30, 2017 o 21:49

Moja blokada do mówienia w języku angielskim słabnie tylko kiedy nie mam innego wyjścia na porozumienie się, czyli na przykład podczas zagranicznych wakacji. Nie ukrywam, że zazwyczaj po takich rozmowach bolą mnie ręce 🙂 Stąd moje wyzwanie na 2018 rok: wrócić do regularnej nauki i otworzyć się do mówienia po angielsku.

Odpowiedz

Paweł Listopad 30, 2017 o 21:49

Wszystko przez kobietę 🙂 Kilka miesięcy temu poznałem Francuzkę i po prostu nie szło inaczej . Nie zdajecie sobie sprawy jak taki antytalent do języków jak ja musiał się namęczyć by jej zaimponować i zdobyć numer… ale udało się i póki co nie ucieka 😀

Odpowiedz

Paweł Listopad 30, 2017 o 21:55

Przestałem się bać mówić, gdy zdałem sobie sprawę z przyczyny dlaczego ciężko mi odezwać się w obecności innych. Najzwyczajniej w świecie, prawdopodobnie jak większość „samo-zakneblowanych” osób, bałem się oceny innych. Nie pomagało w tym to, że podczas nauki języka praktycznie nie ćwiczyłem wymowy i dodatkowo miałem świadomość dziwnego brzmienia. Pierwsze kroki ku zmianie tego stanu to próby powtarzania wymowy słowników internetowych lub dłuższych sekwencji usłyszanych z filmów. Chyba nie muszę dodawać, że początkowo odbywało się to w samotności. Ćwiczenia te polepszyły moją własną ocenę wymowy, dzięki czemu po pewnym czasie mogłem się przełamać przy innych.

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 21:57

Cała historia nie zmieści się w trzech zdaniach,ale u mnie zadziałał instynkt samozachowawczy: drugiej szansy nie będzie! Nie mam pojęcia skąd,ale chęć rozmowy była silniejsza ode mnie mimo całej logiki. Ten dzień był lekcją samej siebie: możesz, jesli czegoś bardzo chcesz i spróbujesz…w końcu tylko dziś jest moje 🙂

Odpowiedz

Weronika Listopad 30, 2017 o 21:59

Kiedy 15 lat temu postanowiłam wyjechać zaraz po maturze do Londynu. Sama. 😀

Odpowiedz

Kacper Listopad 30, 2017 o 22:02

Witam, przez długi okres czasu straszliwie bałem się mówić po angielsku. Wszystko się zmieniło po wyjeździe na Węgry. Nie zwracając uwagi na błędy gramatyczne starałem się komunikować z tamtejszą ludnością. Był to początek mojej fascynacji językiem angielskim, który trwa do dziś. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Natalia Listopad 30, 2017 o 22:04

Moj strach przed mowieniem byl tak wielki, ze gdy wyjechalam za granice do pracy , ciezko mi bylo wydusic z siebie slowo. Do rozmowy kwalifikacyjnej mozna sie przygotowac (raczej wiadomo o co zapytaja). Gorzej bylo gdy koledzy I kolezanki z pracy probowali zagadac a ja dlugo ukladalam zdanie w glowie i upewnialam sie ze aby na pewno jest poprawne zanim je wypowiem. Dosc szybko zauwazylam ze ludzie mowia do mnie DRUKOWANYMI LITERAMI lub odpuszczaja zapewne zakladajac, ze nie rozumiem. Nie bylo mowy o swobodnej, luznej rozmowie. Powoli sie przelamalam. W gramatyce dalej mam braki-uzywam jej na wyczucie. cos mi albo brzmi albo nie. Fajnie by bylo sie podszkolic:) Pozdrawiam goraco Was oboje. Cudownie sie sluchalo tego podcastu 🙂

Odpowiedz

Marcin Listopad 30, 2017 o 22:16

Przestałem się bać mówić po angielsku dzięki pasji.
Jestem nauczycielem uniwersyteckim, ale niestety urodziłem się w czasach, kiedy w szkołach uczyło się języka rosyjskiego. Z angielskim miałem kontakt dopiero na studiach i niestety w przeciwieństwie do młodszych generacji Polaków nie oswajałem go tak szybko.
Do mówienia po angielsku zdopingowała mnie moja pasja, która jednocześnie jest moim zawodem. Zdecydowałem się prowadzić zajęcia po angielsku. Nic tak nie dopinguje jak kilkanaście młodych osób, z którymi możesz się porozumiewać tylko w tym języku. Dziś wiem, że chcieć to móc. I że nie ważne, jak często popełniasz błędy – ludzie i tak doceniają Twoje zaangażowanie i wiedzę, które starasz się z nimi dzielić.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Mateusz Listopad 30, 2017 o 22:21

Gdy skończyły się studia, a oferty pracy w moim mieście pozwoliłyby mi na jakże godne życie od pierwszego do pierwszego, podjąłem decyzję, aby emigrować do Anglii. Jako że portfel nie pękał mi w szwach, na początku przygody z nową krainą zdecydowałem się zamieszkać z kolegami z liceum.

Podczas pierwszych dni pobytu, miał odwiedzić nas ich znajomy anglik. Bałem się tej pierwszej rozmowy z tubylcem po angielsku, więc… podczas jego wizyty uciekłem zwiedzać Londyn. Potem moi współlokatorzy śmiali się ze mnie i mówili, że jak tu trochę pobędę, to wyrobię się jak oni.

Kilka dni potem, jeszcze przed podjęciem nowej pracy, poszedłem ze znajomymi po pubu. Nie brakowało tam alkoholi, więc koledzy nie szczędzili swoich aparatów mowy i ćwierkali po angielsku jak najęci. Był tylko jeden problem. Ich poziom angielskiego był… nie jestem osobą krytyczną, ale oni naprawdę mówili po angielsku fatalnie. Przekręcali chyba każde słowo, nie potrafili poprawnie sklecić ani jednego zdania. Moja znajomość tego języka jest daleka od idealnej, ale na pewno radzę sobie z nim lepiej niż oni. Po tym wieczorze zostałem wyleczony ze wszelkich kompleksów i uświadomiłem sobie, że nie warto wątpić we własne umiejętności.

Odpowiedz

Krzych Listopad 30, 2017 o 22:37

Cześć!

Przestałem się bać mówić po angielsku, jak pojechałem po maturze do pracy na truskawki do Szkocji, ale przy pracy nie musiałem mówić po angielsku, bo byli tam prawie sami Polacy.

Pewnego dnia miałem wolne, poszedłem na zakupy, chodziłem po różnych sklepach, kupiłem głośniki do gramofonu który mieliśmy w mieszkaniu, później poszedłem do antykwariatu żeby kupić jakąś płytę winylową i kupiłem nawet dwie. Wróciłem zadowolony do mieszkania i zorientowałem się że gdzieś zostawiłem zakupione głośniki,
co zmusiło mnie do przejścia jeszcze raz po sklepach i pytania po angielsku (a raczej łamanym angielskim) sprzedawców czy nie znaleźli torby z głośnikami.

Byłem bardzo zażenowany moim akcentem i całą sytuacją, ale ku mojemu zdziwieniu spotkałem się wtedy z wielką serdecznością, wszyscy starali się mnie zrozumieć i pomóc. Wtedy strach miną. Głośniki się znalazły, a gdy później odwiedzałem sklepy, sprzedawcy mnie już kojarzyli i od czasu do czasu zaczepiali na krótką pogawędkę.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam Arlenę i Michała!

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 22:41

Cała historia nie zmieściłaby się w trzech zdaniach, ale u mnie zadziałał instynkt samozachowawczy: „więcej taka okazja ci się nie nadarzy!”-pomyślałam. Nie mam pojęcia skąd,ale chęć rozmowy była silniejsza od całej reszty. Z perspektywy czasu wiem, że to był dzień lekcji samej siebie: jeśli czegoś bardzo chcesz – spróbuj /-przynajmniej nic sobie nie zarzucisz/ a nóż ci się uda!:) od tamtej staram się pokonywać własne ograniczenia,bo tylko dziś jest moje 🙂

Odpowiedz

Wojtek Listopad 30, 2017 o 22:42

Miałem okazję i radość uczyć się przez rok języka rosyjskiego na Krymie. Chodziłem na prywatne lekcje do pani nauczycielki. Super to była nauka bo my porostu rozmawialiśmy.
Bardzo zaprzyjaźniłem się z tą Panią. Najciekawsze, że ja byłem studentem teologii a Pani wykładała w dawnych czasach na rosyjskiej uczelni jakiś przedmiot o ateizmie. Ja nie próbowałem Pani nawracać a rozmowy były super. Wiele dały mi rozmowy z ludźmi na ulicy, tramwaju. Ludzie na wschodzie mają inną mentalność i nie było problemu aby kogoś zaczepić w tramwaju i porozmawiać o życiu. Dlatego gdy wróciłem do Polski to nie mogłem się odnaleźć na polskich ulicach i w metrze jakoś ciężko było zapytać „Jak się żyje?”

Odpowiedz

Helena Listopad 30, 2017 o 22:50

Kiedy przyszła na świat moja prawnuczka/wnuki mieszkają w Anglii/ i ją zobaczyłam przez skejpa to zdałam sobie sprawę, że chcę móc mówić w jej języku, kiedy już podrośnie. Zaczęłam po kilka słówek, wnuki pomagały z wymową i do dziś się z nimi śmiejemy, że jestem na tym samym etapie wymowy co prawnuczka, ale idzie coraz lepiej i cieszę się, gdy wyobrażam sobie, że kiedyś będą mogła zrozumieć co do mnie powie.

Odpowiedz

Ania Listopad 30, 2017 o 22:50

Nic mi tak nie pomoglo przelmac strachu przed mowieniem w jezyku obcym, jak postawienie sie przed faktem dokonanym. I moze ksiazki nie otrzymam, bo moja historia dotyczy jezyka niemieckiego i hiszpanskiego, ale chetnie sie podziele.
Od zawsze podobal mi sie jezyk niemiecki, ale nie uczylam sie go w szkole. Zaczelam sie go uczyc sama i bardzo chcialam studiowac ten jezyk. Niestety jako „samouk“ nie mialam wtedy jeszcze okazji, aby rozmawiac w tym jezyku. Wiec wyjechalm na 2 tygodnie do Bawarii. Chodzilam po skepach i zapytana o to, czy mozna mi pomoc, chwytalam okazje, zeby sie „wygadac“. Dziekowalam za pytanie, mowiac, ze tylko ogladam ale od razu opowiadalam, ze jestem na wakacjach i bardzo mi sie poludnowe niemcy podobaja. Lub „zaczepialam“ osoby na ulicy i pytalam o jakas ulice, mowiac ze jestem nowa i sie zgubilam, co wcale nie tak do konca bylo prawda.
Moje opowiesci co prawda chyba nikogo nie interesowaly, ale ja za to mialam okazje wyprobowac sil.
To samo powtorzylam w 2010 roku jadac do Hiszpani na pol roku na erazmusa, rezerwujac na dwa tygodnie nocleg w schronisku mlodziezowym. Bedac juz na miejscu bylam skazana na rozmowy i dzwonienie do osob z ogloszen, aby znalezdz mieszkanie na nastepne miesiace.
W 2018 chcialabym wyjechac do kraju anglojezycznego – aby znowu stanac przed faktem doknynym i zmierzyc sie z jezykiem bez szukania wymowek, gdyz moj angielski niestestety nie nalezy do moich silnych stron. Juz jestem ciekawa tego doswiadczenia.

Pozdrawiam
Ania
PS
Przepraszam, ale niestety nie posiadam polskiej klawiatury

Odpowiedz

Janek Listopad 30, 2017 o 22:52

Cześć
Co sprawiło, że przestałem się bać mówić po angielsku? Otóż była to pewna sytuacja, która się wydarzyła na ostatnich wakacjach. Po ukończniu II klasy liceum chciałem pojeździć z moim wujkiem tirem po Europie, dodam, że pracuje on w firmie transportowej. Aby rodzice wyrazili zgodę na ten wyjazd powiedziałem, że podszkole angielski i bedę pomagał przy rozładunkach wujkowi, który tylko „gawari paruski?” i tłumaczy, że ktoś ma problem bo nie zna tego języka co on zna :). Zgoda rodziców uzyskana ale nie będe ukrywał, że nadrzędnym celem było zwiedzanie Europy a angielski to może przy okazji jak będzie konieczność. Ze słuchaniem i słówkami w angielskim nie miałem problemów (oprócz speakingu) a to dzięki fiszkom z wyd. CG i słuchaniu „BBC 6 Minute English”. Przy rozładunkach wujek szybciej się dogadywał na pół migi niż ja przełamałem strach przed tym czy to co powiem będzie poprawnie gramatycznie i czy wymowa będzie dobra. Ale gdy sobie pomykaliśmy przez Monachium nagle słyszymy nagle wielkie bum i wujek mówi „oho poszła guma, mamy problem”. Ja uchachany, że nareszcie też jakaś przygoda i jakieś zajęcie oprócz siedzenia i gadania. Poza tym, że blokowaliśmy jeden pas to wszystko w porządku:D. Jak juz ściągnęliśmy to ferelne koło i my gotowi do wymiany to napatoczył się jakiś policjant (skąd do dzis nwm) i coś tam „sprecha”. Z tego co zrozumiałem to kazał się z tamtąd zabierać pod groźbą wysokiego mandatu. Wujek zaczął do niego na migi i po rusku ale nic to nie dało. W końcu zacząłęm powoli do niego mówić bo angielski w miarę rozumiał ale ja jedno zdanie i 10 sekund na ułożenie kolejnego. Przed jego śmiechem uratowało mnie pewnie to, że nie znał za dużo słówek bo sytuacja zapewniam komiczna. Na szczęście obeszło się bez mandatu i innych konsekwencji a ja w końcu nie boję się mówić do innych a rozmowa na lekcji to przyjemność. Teraz mam nastawienie, że jak moje zdania noszą znamiona poprawności i ktoś mnie nie rozumie to znaczy, że nie umie angielskiego. 🙂

Odpowiedz

Monika Listopad 30, 2017 o 22:59

Cała historia nie zmieści się w trzech zdaniach, ale u mnie zadziałał instynkt samozachowawczy: „więcej taka okazja ci się nie nadarzy!”. Nie mam pojęcia skąd, ale chęć rozmowy była silniejsza ode mnie i całej logiki. Ten dzień z perspektywy czasu był lekcją samej siebie: jeśli czegoś bardzo chcesz i spróbujesz, to uda ci się. Od tamtej pory codziennie staram się przeskakiwać siebie – z różnym skutkiem, ale w sumie pauza także należy do rytmu, nie?

Odpowiedz

Ewa Listopad 30, 2017 o 22:59

Witam:)
Mówienie po angielsku w średniej szkole było dla mnie horrorem. Dużo „topic-ów” wkuwałam na pamięć, gdyż sprawne składanie zdań ad hoc- wprawiało mnie w paraliż. Co zmieniło mój sposób potrzegania sprawy. Na pewno wyjazd za pracą do UK.
Okazało się, że dużo jednak umiem – ale pewne szufladki w głowie potrzebowały impulsu – aby się otworzyć. Jednym z impulsów – były rozmowy w agencjach pracy. Osoba, która zrozumiała i potrafiła odpowiedzieć na pytania rekrutera- miała szansę na pracę z dnia na dzień. Drugi impuls – rozmowa z Anglikiem, który powiedział mi – że najważniejsza jest funcjonalność języka, zrozumienie sprawy, nie przejmowanie się akcentem. Kolejny impuls – to poznawanie ludzi z różnych kultur podczas pobytu w UK. A jak to jest dzisiaj…Pracuję w Polsce jako konsultant infolinii, między innymi z obsługą pacjentów w języku angielskim. Moje małe codzienne sukcesy- przeprowadzenie pacjentów anglojęzycznych od stanu sparaliżowania faktem otrzymania dokumentu w języku polskim (z którego nic nie rozumieją) do wdzięczności za pomoc w umówieniu wizyty (i tym samym pokonania przez nich jakiegoś „kawałka” polskiej biurokracji). To jednak nie zmienia faktu, że zawsze można mówić lepiej 😉

Odpowiedz

Wojtek Listopad 30, 2017 o 23:03

Swojego czasu przez dłuższy czas w pracy miałem w pracy moi potencjalni rozmówcy dzielili się na dwie grupy:
– Obywateli USA nie znający polskiego
– Pracownicy urzędów skarbowych
Strach przed skarbówą wygrał ze strachem przed porozumiewaniem się po Angielsku.

Odpowiedz

Laura Listopad 30, 2017 o 23:05

> Data 22.12.2015
>
> bądź ojcem rodziny spieszącym się do domu w grudniowy wieczór
> zostań zatrzymany po angielsku przez kierowcę TIRa szukającego miejsca rozładunku i poproszony o pomoc
> śnieżyca.jpg
> stwierdź w duchu, Ojcze Rodziny, że to Znak Świąt i Zagubiony Wędrowiec
> zaproś go do domu na ciepły posiłek, bo już po jabłkach z rozładunkiem
> a w sumie to święta całe, jak szaleć to szaleć
>
> zostaw córce (mi) samej opiekę nad uroczym Zagubionym Wędrowcem na dwa dni
> całkiem miłe chwile ze świąteczną atmosferą i opowiastkami o świątecznych zwyczajach naszych krajów
> jingle_bells.mp3
> strach przed mówieniem po angielsku u córki zniknął (jak i Wędrowiec w Wigilię…)
>
> but still… mission accomplished.gif !

Odpowiedz

Tomasz Listopad 30, 2017 o 23:12

Cześć i czołem!
Im więcej tym lepiej :).
W pracy wykonujemy projekty dla klienta z USA. Po prostu musiałem zadzwonić, napisać. Zauważyłem, że 90% osób z którymi się kontaktowałem zmieniają sposób mówienia, mówią wyraźniej, używają prostszego języka i pomagają. Dlatego po kilku telekonferencjach zacząłem pisać, dzwonić, po prostu kontaktować się i im częściej to robiłem tym bardziej zanikała blokada, wstyd przed kontaktem.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Barbara Listopad 30, 2017 o 23:19

Witam,
dzięki wielkie za zorganizowanie konkursu 🙂
Dla mnie mówienie po angielsku jest stresujące trochę jak publiczne wystąpienie (pozostałość ze szkoły chyba). Dlatego ten lęk za każdym razem muszę przełamywać. W pracy zajmuję się bezpośrednią obsługą klienta na tzw. pierwszej linii frontu 🙂 i czasem obsługuję też obcokrajowców. Żeby poradzić sobie ze stresem i móc się dogadać, „wykułam” najważniejsze słowa czy wyrażenia z mojej branży oraz zasady ich wymowy (ponieważ w każdej sytuacji to wiedza i przede wszystkim świadomość tej wiedzy daje mi pewność siebie i pozwala przełamać lęk przed zabraniem głosu). Sukcesywnie poszerzam zasób słownictwa – efekt jest taki, że współpracownicy do mnie odsyłają osoby niepolskojęzyczne (takie samonakręcające koło się zrobiło). Jeden klient nawet sam zapytał o mnie podczas wizyty („ta pani,która mówi po angielsku”) – dało mi to niesamowitą satysfakcję i wiarę w moje zdolności komunikacyjne 🙂 No i bardzo pomogło w zmniejszeniu lęku przed mówieniem po angielsku. Do pełni szczęścia brakuje mi podszlifowania gramy 😉

Uff, zdążyłam przed północą 🙂

Odpowiedz

Ania Listopad 30, 2017 o 23:23

Co sprawiło, że przestałam bać się mówić po angielsku? Pierwsze zagraniczne wakacje, dużo emocji z nimi związanych. Jako zapalona zbieraczka magnezów na lodówkę , musiałam iść i go kupić. Wydawałoby się, że banalna sytuacja za dużo nie trzeba mówić. Jednak to był ogromny stres dla mnie. Gdy już przełamałam się i powiedziałam kilka zdań i zauważyłam , że ktoś mnie rozumie było to NIESAMOWITE uczucie. Uświadomiłam sobie wtedy jedną rzecz, że mój język angielski nie musi być perfekcyjny pod kątem gramatycznym- ta myśl jest strasznie blokująca. A moje ,, trofeum’’ na lodówce na które spoglądam dość często, jest taką przypominajką , aby każdego dnia poświęcić czas na język, w którym chciałabym się swobodnie porozumiewać  Pozdrawiam !

Odpowiedz

Michał Szafrański Listopad 30, 2017 o 23:38

Moi drodzy,

Nawet nie macie pojęcia jak ja się cieszę, że to Arlena będzie wyłaniała zwycięzców konkursu. 🙂 Dla jasności: ja już przeczytałem wszystkie Wasze komentarze, ale to była lektura rozłożona na dni.

Jestem w absolutnym szoku jak wiele osób zdecydowało się podzielić swoją historią. Bardzo Wam za to dziękuję i życzę powodzenia w konkursie.

Konkurencja jest tak olbrzymia, że statystycznie szansa na wygranie podręcznika spadła już poniżej 1%. Trzymam za Was kciuki.

Pozdrawiam serdecznie! 🙂

Odpowiedz

Ania Listopad 30, 2017 o 23:38

Co sprawiło, że przestałam bać się mówić w języku angielskim? Po prostu poziom mojego wstydu przekroczył magiczny próg, za którym czekał na mnie wesoły świat konwersacji bez skrępowania, stresu i zamartwiania się, że zostanę wyśmiana. Popełniłam błąd i to podręcznikowy 🙂 Rzecz się działa w liceum, na szkolnym korytarzu. Nowy nauczyciel języka angielskiego, zresztą bardzo … baaardzo przystojny, który przyjął słuszną taktykę rozmawiania ze swoimi uczniami tylko w języku angielskim, zaczepił mnie podczas przerwy pytając, kto jest wychowawcą naszej klasy i jak ten szczęśliwiec wygląda 😉 Miał prawo nie wiedzieć – pracował zaledwie od tygodnia. Odparłam dumnie, po angielsku rzecz jasna, że to ten sympatyczny pan z długą, czarną brodą. Poległam na wymowie, więc okazało się, że co prawda wychowawca jest bardzo sympatyczny, ale ma długiego, czarnego … ptaka. Nauczyciel popłakał się ze śmiechu … bo dopytywał mnie 3 razy, a ja wciąż szłam w zaparte z doklejonym hollywoodzkim uśmiechem, jak z taniej reklamy pasty do zębów. Oczywiście nieśpiesznie mi potem wszystko wyjaśnił. Wstyd mi było nieziemsko. Myślałam, że już nigdy nie powiem słowa po angielsku, ale o dziwo, dotarło do mnie – oczywiście nie znowuż tak prędko – że właściwie to świat się przecież nie zawalił…a ja po całym zajściu zostałam ulubienicą nauczyciela j. angielskiego 😉 I tak mi zostało do dzisiaj – gafy językowe już mi niestraszne 🙂

Odpowiedz

Dominik Listopad 30, 2017 o 23:42

„Co sprawiło, że przestałaś / przestałeś się bać mówić po angielsku?”

Na moje przełamanie językowe miała największy wpływ moja nauczycielka języka angielskiego ze szkoły gimnazjalnej. Początkowo zmuszała całą klasę do przygotowywania wypowiedzi ustnych. Co najmniej 10 zdań na zadany temat. Robiłem to z dużą niechęcią i przez całe gimnazjum traktowałem to jako karę za „grzechy”. Moje podejście zmieniło się kiedy po zakończeniu gimnazjum na wakacjach. Dzięki tym męczarniom w szkole zauważyłem na wakacjach ,że w grupie 10-osobowej osób w moim wieku to ja mówię najlepiej po angielsku. Przez kolejne dni stopniowo mój strach zanikał. Po tym wyjeździe przestałem już się bać mówić po angielsku. Mój strach przed perfekcją i brakiem błędów zniknął. Odtąd już z przyjemnością brałem udział w dyskusjach po angielsku w liceum. <3

Odpowiedz

Anja Listopad 30, 2017 o 23:48

W moim przypadku angielski aktywował się w trybie „peek-a-boo” – z zaskoczenia.
Jako nastolatka zostałam zaczepiona w centrum miasta przez obcokrajowca poszukującego w trybie pilnym toalety. Kiedy język migowy przeszedł w semafor okazało się, że trzeba będzie jednak wyłożyć sprawę „paszczowo”. W rezultacie desperat trafił do upragnionej świątynii dumania, a ja zyskałam poczucie, że komunikacja „po cudzemu” nie jest tak trudna jak się zdaje, a radość z nawiązanego kontaktu daje motywację do nauki.

BTW polecam „The Semaphore Version of Wuthering Heights” by Monty Python… 😀

Odpowiedz

Krzysztof Listopad 30, 2017 o 23:53

Działo się to w wakacje w mojej małej miejscowości za czasów studenckich czyli sporo lat temu.
Wychodzę ze sklepu, rowerek, zadowolony z życia ruszam z mini parkingu i widzę zatrzymujący się samochód pełen pasażerów, odsuniętą szybę i słyszę szwargot w moim kierunku. Niemiecki. Ja ni hu hu szprechen więc kręcę głową. Osoba z auta nie daję za wygraną: „English?” Zdębiałem, ja świeżo upieczony student nigdy nie gadający z obcokrajowcem, a tu proszę egzamin ustny. Przytaknąłem. Człowiek z auta pokazuje kartkę i pyta coś w stylu: „Where is this place?” Ja patrzę na adres, znam, szkoła, 2 kilometry, dwa zakręty duży budynek, wjazd drugą bramą. Zimny pot. Mam to wszystko wytłumaczyć i to po angielsku?! Moim angielsku?! Skoro powiedziało się Ej trzeba powiedzieć Bi. Gonitwa myśli trwająca dobre 5 sekund i co zrobiłem?
Wykrztusiłem jedno zdanie które przyszło mi do głowy aby wybrnąć z tej sytuacji, zdanie które usłyszałem dużo wcześniej w filmie i które mocno utkwiło mi w pamięci. Jako jedyne przeszło mi z łatwością przez gardło, gdyż dokładnie znałem wymowę, mianowicie: „Ok, follow my lead” i… wskoczyłem na rower.
Samochód po chwili wahania ruszył za mną. Na miejscu usłyszeli moje tryumfalne „Here!”.
To zdarzenie pomogło mi przełamać się na lekcjach angielskiego, błysnąłem też anegdotką w kilku okolicznościach przyrody i kilka lat później wyjechałem na kilkanaście miesięcy do UK dobrze sobie tam radząc.
I tak to właśnie Niemcy sprawili, że odważyłem się mówić po angielsku.
Życie jest pełne niespodzianek.

Odpowiedz

Mateusz Listopad 30, 2017 o 23:55

Przestałem bać się angielskiego w momencie, w którym udało mi się przejść do półfinałów programu 1 rocznego stypendium w USA ‚FLEX’ i musiałem mieć rozmowę kwalifikacyjną z urzędnikiem Departamentu Stanu. Stresowałem się strasznie, mimo faktu iż była to wymiana kulturowa, czyli jeśli mój poziom angielskiego byłby za niski wysłaliby mnie najzwyczajniej na kurs przed wyjazdem. Pamiętam jak dzisiaj, że kiedy usiadłem i dostałem pytanie aby powiedzieć coś o sobie, nie umiałem się wręcz ruszyć! Pani najwyraźniej widziała jak ciężko mi idzie, więc zaczęła nic nie znaczącą pogadanką, z której jednak powoli notowała jakieś wnioski, ale najbardziej wtedy odwagi dodał mi jej uśmiech, kiedy udało mi się ułożyć jakieś trudniejsze gramatycznie zdanie czy poprawnie wypowiedzieć jakiś skomplikowany wyraz, widać było że cieszy się z faktu iż chcę się uczyć jej języka, przez to otworzyłem się bardziej i rozmowa wyszła całkiem luźno, może i nie przeszedłem dalej, ale zobaczyłem, że nie zacinam się tak źle i nie mam tak okropnej wymowy jak mi się wydawało. Moi nauczyciele często wydawali się być surowi, wymagający, chcieli mnie dobrze wykształcić, ale byli pozbawieni radość z moich małych sukcesów, i dopiero kiedy zobaczyłem, że ludziom naprawdę robi się milej kiedy widzą jak ktoś uczy się ich kultury i języka, zrozumiałem że mówieni to całkiem przyjemna sprawa. Co prawda będąc wtedy w klasie ścisłej poziom angielskiego był dość nikły, ale zrozumiałem od tamtego czasu, że muszę próbować mówić, mówić i mówić, nawet jeśli będzie to dla mnie trudne, czy ktoś nie będzie w stanie mnie zrozumieć, to kurczę na tym ma polegać moja nauka angielskiego- ma mi dawać radość, a zarazem cieszyć innych ludzi moimi słodkimi błędami!

Odpowiedz

Piotr Listopad 30, 2017 o 23:59

Pół roku temu wyjechałem do USA z 4 miesięcznym synkiem, żoną i podstawową znajomością j.ang. Wtedy zacząłem przestawać się bać i proces ten trwa do dziś, bo to nie jest tak ze pstryk i już. Jest element zapalny a potem wytrwałość i ciężka praca, inaczej znowu można się zaczac bać. Jeśli moja odpowiedź się spodoba, proszę cię Arleno o dedykację dla Tymka – mojego synka, chcę aby za jakieś 15-20 latek również i jemu posłużyło to dzieło, a Tobie Arleno obiecuję recenzję po tych latach. 🙂

Odpowiedz

Simon Grudzień 1, 2017 o 00:01

Bardzo ciekawa rozmowa, nawet dla osoby z mocno zaawansowaną znajomością języka, mającej poczucie, że akurat w zakresie nauki angielskiego umiem na tyle dużo, żeby poradzić sobie w każdej sytuacji – choć zawsze do nauki coś jest, choćby język specjalistyczny. Ale i powtórka czasem podstawowych zasad to nie jest coś do zlekceważenia. 🙂

Wobec powyższego chciałbym powalczyć w konkursie i ja – szczególnie, że po powtórce dla siebie już mam upatrzonych kolejnych potencjalnych beneficjentów tak przydatnej książki. A więc do rzeczy: z mojego doświadczenia wynika, że przełamanie się w mówieniu w obcym języku to tylko kwestia odpowiedniej motywacji. W moim przypadku były to „młodociane uczucia”, i to na bardzo wczesnym etapie nauki (może po roku) w wieku 8-9 lat. Jeździłem wówczas regularnie w odwiedziny do Niemiec do rodziny, i przy jednym z takich wyjazdów przyszło nam odwiedzić niemiecką rodzinę, w której dla mnie najciekawszą osobą była 3 lata starsza koleżanka, która była dla mnie fascynacją od pierwszego wejrzenia.;) Niemiecki to wówczas tym bardziej była dla mnie czarna magia więc angielski, który umiałem ledwie ledwie, był jedyną platformą porozumienia. I to nawet mimo mojej wówczas sporej nieśmiałości, pogłębianej do tego pomyłkami, które koleżankę i jej rodzeństwo często śmieszyły. Ale wtedy cel był jasny, i nagadałem się wtedy po angielsku więcej niż przez wiele kolejnych lat szkolnej nauki. Naprawdę mocno walczyłem ze sobą, żeby się zmuszać do mowienia, ale dzięki temu więź została nawiązana i przez kilka lat udawało mi się podtrzymywać kontakt, który choć potem się zatarł (drogi naturalnie się rozeszły), to pozostał w mojej pamięci jako doświadczenie, które pokazało mi, że umiejętności umiejętnościami ale chcieć to móc. 🙂

Pozdrawiam!

Odpowiedz

Natalia Grudzień 1, 2017 o 06:47

Kiedy miałam około 7 lat byłam w Hiszpanii. Porzeby fizjologiczne zmusiły mnie do wejścia do najbliższej knajpki i powiedzenia „Help! Toilet! Please!”

Odpowiedz

Przemo Grudzień 1, 2017 o 09:00

Fajnie widziec was razem – sledze oba kanaly, ksiazke Michala juz mam, Arleny by sie przydala 🙂

Z tego co widze na konkurs sie spoznilem (wylecialo mi z glowy przez prace), ale i tak sie podziele jak to u mnie bylo.

Kilka lat temu bylem na wymianie studenckiej w Glasgow. Pojechalem tam znajac angielski tak sobie – mialem zdany egzamin na B1 na uczelni (Teoretycznie wymagane bylo B2, ale co tam). Z mowieniem bylo u mnie slabo. Na wymiane pojechalem jako jedyny z mojego wydzialu i rowniez na miejscu utrzymywalem raczej sporadyczne kontakty z Polakami, za to liczne z ludzmi z calego swiata (doslownie) na uczelni i w pracy (dorabialem jako kelner/barman). To sprawilo, ze po prostu nie mialem wyjscia. Musialem sie przelamac i zaczac mowic. Zajecia na uczelni tez byly po angielsku oczywiscie. Sluchalem tez BBC. Historia prosta i metoda moze i niezbyt wyrafinowana, ale skuteczna. Obecnie mieszkam i pracuje w UK w swoim zawodzie.

Pozdrawiam,
Przemo

Odpowiedz

Karol Grudzień 1, 2017 o 09:44

Kilka lat temu poleciałem na work and travel. Byłem na lotnisku w Seattle i czekał mnie jeszcze jeden krótki lot. Niestety lot do Seattle się opóźnił, więc i na mój kolejny samolot nie zdążyłem. Miałem do wyboru usiąść i płakać lub spróbować znaleźć pomoc, przebookować bilety i skontaktować się z moim pracodawcą że spóźnię się parę godzin (mieli mnie odebrać z lotniska). Oczywiście wybrałem drugą opcję, wszystko się udało, dotarłem do miejsca docelowego parę godzin później i przekonałem się, że mówienie po angielsku nie jest straszne.

Odpowiedz

Damian Grudzień 1, 2017 o 09:51

Witam,
Miało być zwięźle więc. Ja przestałem się bać mówić po angielsku już dobrych parę lat, gdy przeprowadziłem się do Chin i odkryłem dwa fakty. Po pierwsze grosza nie zarobię na moim informatycznym wykształceniu. Po drugie będę żył jak król jeśli zacznę nauczać przedszkolaki angielskiego.

Serdecznie pozdrawiam,
Damian

Odpowiedz

Ela Grudzień 1, 2017 o 13:43

Cześć! Arlenę słucham od niedawna i kocham od pierwszego wejrzenia 🙂
Jestem całkiem zaawansowanym użytkownikiem języka angielskiego (pracuję w środowisku anglojęzycznym), a jednak co tydzień dowiaduję się czegoś nowego 🙂
Z mówieniem po angielsku przełamałam się, kiedy pierwszy raz wyjechałam do pracy wakacyjnej, była to Szkocja. Nie było wyjścia i trzeba było mówić!
Pozdrawiam serdecznie!!!

Odpowiedz

Sylwia Grudzień 3, 2017 o 00:12

Rok temu przylecialam do Kanady poszukac swojej zyciowej drogi. Przez pierwsze pol roku unikalam rozmow po angielsku wolalam rozmawiac z polskimi znajomymi. Przestalam sie bac mowic po angielsku… kiedy zaczelam prace w przedszkolu z dziecmi anglojezycznymi. Dzieci nie oceniaja ale tez sa swietnymi nauczycielami. Dzieci pomogly mi przelamac starch 😍 i dzieki nim znalazlam swoja droge zyciowa. ❤

Odpowiedz

Adam Grudzień 4, 2017 o 12:06

cześć, czy możecie polecić również dobrą stronę albo kanał na youtubie do nauki języka niemieckiego lub francuskiego?

Odpowiedz

Anna W Grudzień 14, 2017 o 19:53

Hej Michal,

dziekuje Ci za kolejny fantastyczny podcast! Akurat wczoraj sluchalam najpierw podcastu SMI w ktorym Pat Flynn rozmawial z MJ DeMarco (dosc stary juz), a kilka godzin pozniej Twojego podcastu z Arlena. Uderzylo mnie, ze Arlena idealnie wprowadzila w zycie efekt skali o ktorym mowil DeMarco. On uzyl przykladu trenera osobistego i szczerze mowiac przed wysluchaniem Twojego podcastu wydawalo mi sie, ze nauczyciel to jest jeden z tych zawodow ktorych nie da sie przeniesc na duza skale do sieci. A jednak. Chcialam sie tylko podzielic obserwacja 🙂 Pozdrawiam!

Odpowiedz

Michał Szafrański Grudzień 14, 2017 o 19:57

Hej Anno,

Dziękuję za ciepłe słowa. MJ DeMarco – bardzo szanuję gościa. „Fastlane Milionera” bardzo u mnie kiedyś zarezonował. 🙂

Pozdrawiam

Odpowiedz

Anna Grudzień 15, 2017 o 20:11

Nie słuchałam jeszcze podcastu, tylko sam początek. Podoba mi się kanał Arleny, zawsze dokładnie słucham i powtarzam po niej. Ale jestem osobą, która nie ma predyspozycji do nauki języków. Duży plus za to, że Arlena nie ściemnia, że każdy może w takim samym czasie się nauczyć i że to łatwe, czuję się uczciwie potraktowana. Ale i tak zawsze będę sobie trochę ćwiczyć mózg tłumacząc teksty piosenek, albo słuchając filmu bez tłumaczenia, większość jakoś rozumiem. Od wakacji interesuję się językiem czeskim, nauczyłam się kilku słówek i niestety się zniechęciłam, bo nie widziałam postępów. W moim mieście nie ma kursu czeskiego.

Odpowiedz

Grzegorz Luty 16, 2018 o 09:45

Cześć jestem opóźniony z komentarzem ale dopiero wczoraj go odsłuchałem.

Bardzo mi się podobał wywiad mimo że nie jestem widzem Pani Arlety.
Natomiast zamierzam kupić książkę Grama to nie drama.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Piotr Listopad 27, 2018 o 17:44

Pozytywny pani żar pani Arleno Witt 😛
Pierwszy raz zacząłem mówić po angielsku w monecie, gdy poszedłem do prywatnej szkoły i tam jako prace domową miałem zadanie zagadać do przechodnia. I to mi się podobało 😀

Odpowiedz

Rafał Z Marzec 31, 2020 o 13:46

Myślałem, że przez to nie przebrnę. Bardzo pozytywna osoba i jak sugerowałeś wszedłem na YT pierwszy filmy i banan na twarzy.

„Czego nie zrobisz sam w praktyce, to nikt za ciebie się tego nie nauczy.”

Pozdrawiam i dziękuję

Odpowiedz

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: