Podcast: Play in new window | Download (Duration: 1:41:25 — 93.6MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Jakość, systematyczność, zaangażowana społeczność – te cechy wyróżniają czołowego youtubera w Polsce. Razem analizujemy dzisiaj jego drogę do sukcesu.
Tylko w tym roku Krzysztof Gonciarz zdobył aż 6 nagród w dwóch najbardziej prestiżowych konkursach dla twórców YouTube. Jednocześnie trudno jest wskazać jeden czynnik, którzy przesądziłby o jego sukcesie. I to jest właśnie piękne. Krzysztof potrafi odnajdywać się w wielu rolach, kreować kultowe postacie i jednocześnie stale zaskakiwać: poziomem dowcipu, jakością produkcji, skalą akceptacji dla swoich działań mierzonych chociażby poziomem finansowego wsparcia ze strony widzów (sukces na platformie Patronite).
W naszej rozmowie poruszamy bardzo wiele wątków. Usłyszycie o jego drodze i ewolucji, którą przeszedł, skalowaniu działalności, self-publishingu, celach biznesowych i sposobach ich realizacji, koszcie popularności, inspiracjach, warsztacie pracy, błędach i wnioskach, co można było zrobić lepiej. Krzysztof daje także garść porad dla wszystkich osób, które planują wejście na YouTube i zastanawiają się, czy to co robią jest wystarczająco dobre.
I pomimo, że rozmowa trwa aż półtorej godziny, to mam po niej niedosyt. Czuję, że moglibyśmy dyskutować znacznie dłużej i eksplorować jeszcze wiele wątków. Kto wie? Może będzie jeszcze ku temu kiedyś okazja?
Zapraszam serdecznie do wysłuchania rozmowy albo obejrzenia jej w formie wideo (poniżej).
Konsumuj podcast tak jak Ci wygodnie!
Przykładowe produkcje
Jeśli nie zetknęliście się jeszcze z twórczością Krzysztofa, to szybko można to nadrobić. Poniżej zamieszczam kilka z jego filmów. Kolejne znajdziecie na jego kanałach na YouTube.
Czytaj także: WNOP 094: Jak zarabiać na Patronite? – doświadczenia twórców korzystających ze wsparcia finansowego patronów
Podcast lub YouTube – Ty wybierasz
Dotychczas mogliście wybierać między podcastem a jego transkryptem – czyli spisaną treścią podcastu. W tym odcinku dodatkowo możecie zobaczyć samą rozmowę (bez mojego wstępu i zakończenia) w formie filmu na moim kanale na YouTube. 🙂
Co prawda nakład pracy związanej z przygotowaniem wideo jest znacznie większy niż w przypadku nagrywania samego podcastu, ale dzięki temu dostajecie do dyspozycji więcej opcji “konsumpcji” tej treści. 🙂 Dajcie proszę znać w komentarzach co o tym myślicie.
Dziękuję bardzo Mieszkowi ze Zgrywa Studio za udostępnienie pomieszczenia i wsparcie w nagraniu naszej rozmowy z Krzysztofem.
W tym odcinku usłyszysz:
- Kim jest i co robi Krzysztof Gonciarz?
- Kiedy Krzysiek wrzucił swój pierwszy film na YouTube?
- Dlaczego sam wydawał swoje książki?
- Kiedy nadszedł moment odejścia z etatu?
- Czy według Krzyśka kanał “TheUwagaPies” jest porażką czy sukcesem?
- Jaka była motywacja do otwarcia kanału “TheUwagaPies”?
- Czy Krzysiek działa w sposób zaplanowany?
- W jaki sposób Krzysztof znajduje inspirację i nowe pomysły?
- Jak pisało się Krzyśkowi książkę WebShows?
- Ile sztuk WebShows zostało sprzedanych?
- Na ile działalność Krzyśka jest bezpośrednio połączona z jego osobą?
- Kiedy Krzysiek zaczął współpracować z innymi osobami?
- Co to jest Patronite?
- Co zmieniło się u Krzyśka za sprawą sukcesu Patronite?
- Co go motywuje do codziennej pracy?
- Jak wygląda jego rytm dnia?
- Co robi Krzysiek jeśli robota mu nie idzie?
- O blaskach i cieniach spotkań z widzami.
- Jak wygląda codzienna organizacja pracy Krzysztofa?
- Skąd czerpie widzę?
- O porażkach i sukcesach.
- Co Krzysiek doradziłby młodym osobom, które zaczynają swoją przygodę z YouTube?
- Czy i jak Krzysiek walczy z chamskimi komentarzami na YouTube?
- Czy kiedykolwiek chciał porzucić YouTube?
- Czy warto się odsłaniać?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Sprawdź również: WNOP 097: Kulisy produkcji Biblii AUDIO, czyli jak planuje się i prowadzi bardzo duży projekt
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Kanały na YouTube tworzone lub współtworzone przez Krzysztofa Gonciarza:
- Krzysztof Gonciarz – kanał, na którym publikowane są codzienne VLOGi.
- Zapytaj Beczkę – kanał komediowy.
- The Uwaga Pies – kanał o Japonii prowadzony wspólnie z Kasią Mecinski.
- GRY-OnLine.pl – serwis, w którym pracował Krzysztof przed rozpoczęciem działalności na YouTube.
- Książka “Wybuchające beczki” – pierwsza książka Krzysztofa Gonciarza poświęcona grom.
- Książka “WebShows” – druga książka Krzysztofa poświęcona produkcji wideo w Internecie.
- Wybrane filmy z kanału „The Uwaga Pies”:
- Patronite – polska platforma umożliwiająca wspieranie twórców.
- Patreon – światowy pierwowzór polskiego serwisu Patronite.
- Blog “Zwierz popkulturalny” – blog Kasi Czajki, która przed Krzysztofem miała największe wsparcie na platformie Patronite.
- Platformy wspierające grupowe zarządzanie projektami i zadaniami:
- Casey Neistat – modelowy przykład YouTubera, który inspiruje Krzysztofa.
- Zgrywa Studio – studio na warszawskim Mokotowie, w którym nagrywałem tę rozmowę.
Zobacz także: WNOP 122: Kulisy biznesu Krzysztofa Gonciarza – droga od samodzielnego influencera do międzynarodowego przedsiębiorcy
Pytanie lub komentarz? Zostaw mi wiadomość!
Masz pytanie? Możesz skorzystać z tego linku i nagrać dla mnie wiadomość głosową z wykorzystaniem mikrofonu Twojego komputera. Pamiętaj, że jedna wiadomość może mieć maksymalnie 90 sekund (ale możesz ich nagrać kilka) 🙂
Jeśli nagrywając pytanie przedstawisz się i podasz adres swojego bloga (lub strony WWW), to zlinkuję do niego tak jak uczyniłem w poprzednich odcinkach podcastu. To może pomóc w promocji Twojego bloga, więc tym bardziej zachęcam do zadawania pytań głosowo.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Czytaj także: WNOP 137: Wolontariat i pomoc humanitarna, czyli jak naprawdę wygląda praca humanitarysty? – Aleksandra K. Wiśniewska
Transkrypt podcastu
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu w formacie PDF.
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek osiemdziesiąty siódmy.
Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze, jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli szukasz odrobiny stabilizacji finansowej
i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzisiaj rozmawiam z Krzysztofem Gonciarzem, osobą, która żyje z YouTube’a, o tym, jaką ewolucję przeszedł jako twórca internetowy.
Myślę, że dzisiejszym słowem kluczem sponsorującym ten odcinek podcastu mogłoby być słowo ewolucja, bo o tym w gruncie rzeczy będę rozmawiał z Krzysztofem Gonciarzem, moim dzisiejszym gościem. Krzysiek jest zdecydowanie jedną z najbardziej wpływowych i wszechstronnych osób, które w tej chwili występują na polskim YouTubie, przynajmniej tak mi się wydaje. Świetnie odnajduje się w bardzo wielu rolach. Prowadzi aż trzy kanały w tej chwili. Pierwszy – prześmiewczy, który nazywa się „Zapytaj beczkę”, drugi – „Krzysztof Gonciarz”, który jest, myślę, takim najbardziej dopracowanym technicznie kanałem w chwili obecnej, tam są najfajniejsze produkcje, jeżeli chodzi o zaawansowanie poziomu wideo i audio. I trzeci –„The Uwaga Pies” – który jest kanałem podróżniczym, prowadzonym wspólnie z Kasią, gdzie razem we dwójkę w języku angielskim prezentują Japonię
z perspektywy osób, które są obcokrajowcami i w Japonii mieszkają.
I to, o czym my dzisiaj rozmawiamy z Krzysztofem to jest pewna ewolucja, którą on przeszedł. Emocje, które towarzyszyły mu na tej drodze od osoby, która wchodzi na YouTube’a, do takiej, która dzisiaj jest na szczycie tego polskiego YouTube’a, pomimo że wcale nie ma największych kanałów. Pytam Krzyśka o to, jak ważna w tym, co robi, jest jakość, czego się nauczył, co dzisiaj, patrząc z perspektywy czasu, zrobiłby inaczej. Rozmawiałem też o takich biznesowych aspektach, o powodach, dla których np. zdecydował się samodzielnie wydawać swoje książki, podobnie jak ja.
Ja absolutnie nie ukrywam, że w bardzo dużym stopniu inspiruję się dzisiaj działalnością Krzysztofa. Podziwiam go za zdolność adaptacji i zmieniania tego kierunku, w którym podąża, dostosowywania się w pewnym sensie do sytuacji, którą zastaje. Ale też za odwagę
w poszukiwaniu nowych sposobów, form, z jednej strony produkowania tych treści, które dostarcza, ale z drugiej również interakcji ze społecznością, którą posiada, bo myślę, że nie jest dużą sztuką to, żeby się jednorazowo wybić. Uważam, że prawdziwą sztuka jest to, żeby przez bardzo długi czas umieć się dostosowywać, być powtarzalnym, a jednocześnie gdzieś tam być względnie na szczycie. I tak właśnie działa Krzysiek. To, co mi się jeszcze u niego podoba, to to, że On nie idzie taką łatwą ścieżką, nie działa w taki standardowy sposób, stara się szukać swojej własnej drogi, nie zawsze łatwej, czasami bardzo skomplikowanej. Dzisiaj Krzysiek ma własną firmę w Polsce i w Japonii. Miał również agencję, którą wspólnie prowadził z Iloną Patro w Polsce. Jest zaangażowany w kilka biznesów i potrafi umiejętnie oraz kreatywnie podchodzić do współpracy z markami. To jest coś takiego, moim zdaniem, w czym jest zdecydowanie wyznacznikiem.
Fajnie by było, gdyby inni twórcy internetowi podglądali Go, patrzyli w jaki sposób On to robi, bo z jednej strony bardzo dużo współpracuje z różnymi markami, a z drugiej nigdy nie przekracza takiej granicy dobrego smaku i zawsze w tym widać szacunek dla jego odbiorcy.
Mówiąc o odbiorcach, Krzysiek też zbudował bardzo dużą społeczność wokół siebie, która jest niezwykle zaangażowana w to, co On robi, i też widać, że chce Mu się rewanżować za to,
że dostarcza praktycznie codziennie zupełnie nowe treści. Jednym z przejawów tego zaangażowania jest efekt, jaki osiągnął w serwisie Patronite, który pozwala społeczności przekazywać pieniądze dla twórcy, którego chcą wspierać. Za chwilę będziecie mogli o tym usłyszeć.
Ja mam nadzieję, że ten odcinek będzie takim bardzo dobrym przewodnikiem dla tych osób, którym wydaje się, że bardzo łatwo jest zarabiać pieniądze na YouTubie, że to jest taka prosta praca, a każdy, kto ma jakiś tam pomysł na wybicie się za chwilę będzie „czesał hajs z YouTube’a” i że to tak łatwo. A wcale nie jest. I systematyczne wykonywanie tej pracy wymaga dużo energii życiowej, zaangażowania, otwartej głowy i mądrych przemyśleń, żeby robić to po prostu dobrze.
Zapraszam serdecznie do naszej rozmowy. Można ją obejrzeć na YouTubie. Równolegle wrzuciłem zarówno podcast, jak i opublikowałem film na YouTubie, gdzie także nas widać, ale mówimy dokładnie to samo. Zapraszam raz jeszcze.
Michał: Cześć, Krzysiu.
Krzysztof: Cześć, Michał.
Michał: Przedstaw się, proszę, Widzom i Słuchaczom. Kim jesteś i co robisz?
Krzysztof: Nazywam się Krzysztof Gonciarz i jestem youtuberem. Głównie jestem kojarzony
z tym, że produkuję wideo na YouTube’a. Mam w Japonii firmę, która się tym zajmuje. I tak sobie działam w internecie na różnych jego obszarach i robię wiele ciekawych rzeczy.
Michał: I dodam, że zgarniasz kupę nagród za to, co robisz. Przyjechałeś do Polski, bo mieszkasz na stałe w Japonii. Od kiedy tam mieszkasz?
Krzysztof: Już ze dwa lata. Ale czy to jest na stałe, to bym nie powiedział.
Michał: W każdym razie długo Cię nie było w Polsce. Przyjechałeś tu i zgarnąłeś sześć nagród w różnych konkursach. Czyli można powiedzieć, że jesteś uznanym twórcą, tzn. widać to, co robisz, bardzo dużo osób Cię śledzi w sieci. Ile jest w tej chwili tych osób?
Krzysztof: Nie wiem, jak przelicza się subskrypcje na osobę. Mam dwa duże kanały, oba mają ok. 500 tys. subskrypcji. Czyli jest to paręset tysięcy osób świadomych mojego istnienia, regularnie może 200-300 tys. osób, a takich stałych widzów, prawie że codziennie sprawdzających, co robię, to zapewne 70-100 tys.
Michał: To, co jest ważne, to, że nagrywasz również codzienne vlogi – każdego dnia wrzucasz nowy film na YouTube. Kawał roboty. Zanim przejdziemy do tego, jak to się robi, żeby tak intensywnie i dużo produkować, chciałbym Cię zapytać, kiedy w zasadzie wrzuciłeś pierwszy film na YouTube?
Krzysztof: To był chyba 2009 r. Ja w ogóle założyłem kanał na YouTubie, żeby promować swoją książkę. Napisałem taką o grach wideo, bo byłem wcześniej dziennikarzem. Zajmowałem się grami wideo w firmie GRY-OnLine.pl. Uznałem, że mam swoją widownię z pracy dziennej jako dziennikarz i postanowiłem zrobić sobie kanał youtubowy, żeby ludzie mogli sobie zobaczyć jakieś rzeczy o mojej książce, które mam do powiedzenia. Zrobiłem program, który miał być Q&A (Pytania i odpowiedzi) z pytaniami na temat książki. Miała ona tytuł „Wybuchające beczki: Zrozumieć gry wideo”, więc program się nazywał: „Zapytaj beczkę”. W polskim internecie ludzie go kojarzą od wielu lat, w pewnym momencie stał się surrealistycznym show komediowym.
Michał: Od początku taki był?
Krzysztof: Nie. Pierwszy odcinek był normalny, kompletnie na serio. Dzisiaj to jest taki program, który ma tam swoją Wiki nawet, ileś postaci się narodziło z tego, zastępstwa, inni twórcy też robili beczkę, w zasadzie cały świat „Zapytaj beczkę” powstał przez ileś lat. I z tej perspektywy śmieszny jest fakt, że w pierwszym odcinku to jestem ja mówiący, o czym będzie moja książka, kompletnie na serio siedzę w fotelu…
Michał: Książkę wydawałeś wtedy sam czy z wydawcą?
Krzysztof: Sam.
Michał: I kolejną książkę „WebShows” też wydawałeś sam?
Krzysztof: Tak.
Michał: Dlaczego sam wydawałeś książki?
Krzysztof: Doradziła mi to moja przyjaciółka, która była związana z branżą wydawniczą od strony drukarskiej. Ona w pewnym momencie przejęła po rodzicach szefowanie drukarnią. Więc kiedyś się z nią umówiłem na kawę, powiedziałem, że chcę napisać książkę i jak to ugryźć. Ja wtedy byłem na poziomie ok. 10 tys. widzów. Powiedziała, że to wystarczy, żeby zrobić self-publishing i że to się będzie bardziej opłacało niż wyważanie otwartych drzwi przez wydawnictwo.
Michał: Jak duży przygotowałeś nakład swojej pierwszej książki?
Krzysztof: Wydaje mi się, że tysiąc. Jak na self-publishing to jest dużo.
Michał: 2010 r.?
Krzysztof: Tak. To dziwnie brzmi, ale to jest naprawdę nieźle. I to była w ogóle jedna z pierwszych książek wydanych przez takiego człowieka z internetu. To był taki moment, w którym ludzi to strasznie dziwiło. Teraz jak jakiś youtuber czy bloger pisze książkę, to ludzie wzruszają ramionami: „No, kolejna”, a wtedy to było na zasadzie: „Ale zaraz, kimże on jest, żeby w ogóle śmiał pisać książkę”. Dla wielu ludzi książka to był taki prestiż.
Michał: Sankcjonuje status eksperta w danej dziedzinie.
Krzysztof: Poniekąd taka jest prawda na temat książek. Natomiast ja też nie wiedziałem i też nie miałem takiej pewności siebie, że to moja książka będzie jakaś super, więc mnie to też podcinało wówczas skrzydła. Tak sobie myślałem, że może ja jestem faktycznie jakimś oszustem, że napisałem książkę, a tak naprawdę nie zasługuję na to, żeby być autorem książki. Ludzie mi to trochę mówili swoimi reakcjami. Były inne czasy. Ja też w tym, co robiłem, nie miałem takiej pewności siebie jak teraz. Widzisz, jak dużo się zmieniło przez te lata.
Michał: Kanał na YouTubie na początku był sposobem na to, żeby promować swoją książkę. Później to ewoluowało. Przejdziemy przez tę ewolucję. Ty wtedy jeszcze pracowałeś gdzieś na zewnątrz, YouTube nie był źródłem Twoich zarobków? Jak długo jeszcze od premiery tej książki pracowałeś gdzieś i kiedy przeszedłeś na swoje?
Krzysztof: Wydałem dwie książki rok po roku. Pierwsza była o grach i nosiła tytuł: „Wybuchające beczki”, potem druga: „WebShows” na temat produkcji wideo do internetu. To wyszło trochę z przyczyn niezależnych. Natomiast tak się zgrało, że miesiąc premiery mojej drugiej książki był pierwszym, gdy nie pracowałem na etat. Dla mnie to symboliczne, bo jak widziałem w moim programie do fakturowania kwoty, to wraz z pierwszym miesiącem bycia na swoim jest nagły przyrost. Oczywiście z powodu premiery książki, ale to mi właśnie pokazało, że może nie będzie tak źle. Chyba przez ostatni rok pracy na etacie więcej zarabiałem właśnie poza nią niż w niej.
Michał: Dzisiaj wydajesz się osobą, która ma wiele źródeł przychodów. Przeszedłeś taką ścieżkę od osoby, która robiła śmieszne rzeczy na YouTubie, wypuściła swoją książkę, ale jednocześnie to jest tak, że prawdopodobnie masa pieniędzy płynie zarówno ze współprac komercyjnych, jak i ze sprzedaży własnych produktów: książki plus jakieś fanty. Jest tak?
Krzysztof: Teraz tak naprawdę zaczynamy się rozwijać. Ja ten dział bardzo mocno zaniedbałem. Miałem jakieś tam koszulki, ale to było trochę na pół gwizdka. Teraz będę więcej robił w tym temacie. I w zasadzie pierwszy raz to mówię tak publicznie więc będziesz miał „exlusive” dla Ciebie…
Mam taki pomysł, że bardzo chciałem stworzyć sklep z gadżetami, oparty na na takiej pozytywnej karmie promocji, który promowałby młodych artystów czy twórców zajmujących się rzemiosłem. Mnie się często zdarza, że jak przyjeżdżam np. na jakiś meetup ze swoimi widzami, to ktoś mi daje coś w prezencie. I tak, półtora roku temu byłem w Warszawie na spotkaniu, dwie dziewczynki przyszły i dały mi takiego pluszowego pierożka, którego same uszyły. I właśnie on stał się przez te moje filmy takim kultowym w ogóle przedmiotem, memem. Bardzo dużo ludzi zaczęło się mnie pytać, gdzie takiego pierożka mogą kupić. Ja pomyślałem, że przecież wystarczy dogadać się z tymi dziewczynami, żeby one zaczęły je po prostu produkować. My to zorganizujemy, damy im tę możliwość, podzielimy się zyskiem. Właśnie to jest dla mnie idealny przykład tego, co chcę teraz zrobić, żeby takie różne fajne gadżety produkować w limitowanych seriach, ale żeby wszystko też było z duszą.
Nie chodzi o walnięcie twarzy Gonciarza na jakimś przedmiocie i to już jest to, tylko tutaj ten pierożek jest fajnym przykładem tego, że kupując go, kupisz coś, co zrobiły już w tym momencie trzy dziewczyny, które specjalnie sobie spółkę zakładają pod to, żeby zacząć to produkować. Czuję, że tworzę coś fajnego na świecie…
Michał: Mecenas normalnie…
Krzysiek: Nie mecenat… to jest biznes właściwie. Taki miałem pomysł. Merchandising jest dla mnie częścią dużo większej całości, natomiast chciałem, żeby to było fajne. I dopiero teraz mam pomysł, jak to zrobić żeby było fajnie, bo np. taki model standardowego sklepu youtubera z koszulkami na jakimś tam CupSellu nigdy do mnie nie przemawiał. To dla mnie zawsze było puste w środku.
Michał: Tak jak powiedziałeś, to jest przypinanie swojej twarzy do czegoś, co jest cudzym biznesem, a pod spodem tak naprawdę jest coś, co może zrobić każdy. Więc tutaj nie ma tego indywidualnego wyróżnika, który powoduje, że rzeczywiście dajesz jakąś wartość dodaną – koszulkę można mieć z wielu źródeł.
Krzysztof: To jest taki self-publishing w wydaniu robienia przedmiotów, a nie książek.
Michał: Tak, ale taki self-publishing też w pozytywnym aspekcie, kiedy jesteś w stanie rzeczywiście dodać jakąś dodatkową wartość. Gdybym poszedł do tradycyjnego wydawcy i chciał pokazać, jak od kuchni wygląda proces drukowania książki, to praktycznie nie mam takiej szansy. Ty to zrobiłeś, wszedłeś do drukarni z kamerą. Ja też to zrobiłem, wzorując się na tym, co Ty pokazywałeś. To są takie rzeczy, które rzeczywiście pozwalają zrobić coś z niczego. I ten pomysł, że wspierasz twórców, że jesteś dla nich mecenasem, też jest dobry.
Krzysztof: I tutaj też mamy tę możliwość, że pokażemy, jak te pierożki powstają.
Michał: Z jednej strony pokazujemy to od kuchni, angażujemy też naszą społeczność, bo ona chce być częścią tego, co robimy, a z drugiej – rzeczywiście mogą sięgnąć po te produkty, bo inaczej nie mogliby ich kupić, widzieliby tylko na Twoim filmie…
Mówiłeś, że masz dwa kanały na YouTube, jeden to jest kanał: „The Uwaga Pies”.
Krzysztof: To jest trzeci.
Michał: Ty masz dwa swoje, a trzeci razem z Kasią. Chciałbym pokazać, że nie wszystko, co robisz, jest 100% sukcesem. Chcę żebyśmy odczarowali tę rzeczywistość, bo czasami na nas patrzy się jak na takie osoby, które czego się nie dotkną, to się w złoto zamienia, co nie jest prawdą. Za wszystkim, co robimy, stoi ogrom pracy. Ja widzę go u siebie i u Ciebie. I widziałem „The Uwaga Pies”, bardzo mi się podobał. Kanał angielskojęzyczny, który pokazuje Japonię z Waszej perspektywy – dwójki osób, które ten kraj starają się pokazywać jako obcokrajowcy. Zastanawiam się, czy z Twojej perspektywy ten kanał to jest sukces, czy jednak nie do końca?
Krzysztof: Zrealizował minimalne cele. Nie jest porażką, nie zaskoczył nas in plus. Tak to wyszło. Warto było poświęcić czas na to wszystko, bo to, że w zeszłym roku robiliśmy codziennie minivloga, razem 150 odcinków, to był poligon doświadczalny do tego, co zrobiłem w tym roku po polsku. I przez to, że już byłem nauczony vlogowania na kanale anglojęzycznym, potrafiłem polskiej widowni dać coś, czego się nie spodziewała.
Myślę, że w Polsce jest mało ludzi, którzy pod względem technicznym byliby w stanie zrobić to, co ja. Praktycznie od pierwszego odcinka moje vlogi były na pewnym poziomie zaawansowania. To dzięki temu, że miałem gdzie się tego nauczyć. Natomiast pod względem biznesowym ten kanał „The Uwaga Pies” ma sens, bo otworzył nam bardzo dużo drzwi w Japonii i generalnie na świecie. Bo to, że zasięgi nie są strasznie wielkie, to nie ma znaczenia. Bardziej chodzi o to, że dla nas to jest wizytówka, gdzie pokazujemy fajne, jakościowe produkcje, które szczególnie na tle japońskiego czy anglojęzycznego YouTube’a kręconego w Japonii, wyróżniają się bardzo na plus. Więc tam ludzie, przynajmniej ci z branży, wiedzą o naszym istnieniu. I jesteśmy też uwzględniani w jakichś biznesowych aranżacjach, które tam występują.
Michał: Jaka była motywacja w ogóle do otworzenia tego kanału? Bo to było kompletnie odległe od tego, co robiłeś wcześniej, przynajmniej ja to tak postrzegam.
Krzysztof: My już poznaliśmy się z Kasią i chcieliśmy coś razem robić. Pierwsze filmy, które powstały na „The Uwaga Pies” to były przymiarki. Chyba nie wszystkie one są publiczne na kanale, część była słaba. Zrobiliśmy sobie taki dokument o wyspie królików, który dość fajnie został odebrany. Zrobiliśmy dokument o naszym znajomym mnichu – emerytowanym amerykańskim żołnierzu Marine. Więc tak szukaliśmy sobie różnych tematów o Japonii, żeby to zaczepić, rozpromować. Dlaczego ten kanał powstał? Mi się wydaje, że ja teraz już troszkę inaczej o tym myślę, bo mnie się zawsze wydawało – głupio się przyznać do tego – że mieć anglojęzyczną widownię będzie super, że grasz w ekstraklasie, a w Polsce tylko się bawimy.
Tymczasem ja wtedy nie czaiłem tego, że oglądalność w swoim własnym języku – przy zachowaniu tej samej wartości liczbowej – jest dużo bardziej cenna niż ta międzynarodowa. Jest łatwiejsza do monetyzacji, jest to konkretniejsza grupa.
Michał: Łatwiej być na szczycie w swoim kraju?
Krzysztof: Tak. Staram się wyłączyć z tego równania swoją pozycję w Polsce. Bo faktycznie
w Polsce jestem w takiej sytuacji, ty trochę też, że już ludzie cię znają, więc tak naprawdę jeśli jakoś tak strasznie czegoś nie zrobisz źle, to mniej więcej jesteś w stanie swoją pozycją rozbujać kolejne rzeczy. I to jest na pewno łatwiejsze, niż otworzyć sobie kanał anglojęzyczny i powiedzieć całemu światu: „Ej, patrzcie, ja robię fajne filmy”. To jest naprawdę trudne. Trochę nam się to udało, ale nasza oglądalność to nie są jakieś cuda.
Michał: Do ligi światowej, takiej top, nie doszliście.
Krzysztof: Nie, w ogóle.
Michał: Pozycja w Polsce jest nieporównywalnie wysoka w stosunku do tego, co udało się na tym kanale zrobić. Dlatego pytam, chcąc poznać Twoją perspektywę, na ile to jest sukces, a na ile coś, co fajnie było zrobić, ale niekoniecznie z takimi osiągnięciami, jakich się spodziewaliście.
Krzysztof: My chcemy to kontynuować, bo to jest taki projekt biznesowy. Te moje kanały to jestem bardziej ja, ja się tam wyrażam. To jest – już nie uderzając w dzwon – sztuka, coś takiego, gdzie mam swoją ekspresję. Ja się identyfikuję z tymi kanałami polskojęzycznymi, komediowym i z tym poważniejszym. Natomiast „The Uwaga Pies” to jest projekt biznesowy.
Michał: I tu płynnie przechodzimy do pytania, które bardzo chcę Ci zadać: czy Ty działasz w sposób planowy? Czy myślisz o tym, jakie projekty chciałbyś zrealizować np. za rok, za dwa lata, czy raczej nie i to jest bardziej ad hoc, koncentrując się na najbliższej perspektywie?
Krzysztof: Myślę, że bardziej ad hoc i to jest taka odpowiedź, która jest zwykle niesatysfakcjonująca dla ludzi. Ty jesteś po stronie ludzi, którzy planują, mają swoje „kamienie milowe” w dłuższym horyzoncie czasowym?
Michał: Też tak nie do końca jest. Ja swoje cele mam, ale staram się płynąć z prądem, zmieniam optykę w trakcie, bo realizując kolejne rzeczy, widzę, że to nie jest do końca to. Raczej cieszę się drogą. To jest tak, że jak idziemy jakąś ścieżką, to czasami spojrzymy na lewo i tam wtedy widzimy coś fajnego. Wcześniej jak nie szliśmy, to nie widzieliśmy. Więc ja sobie skręcam w tę stronę, która mi się w danej chwili podoba.
Rzeczywiście, jest mi teraz o tyle łatwiej skręcić, bo mam zaplecze finansowe, które pozwala mi iść w dowolną stronę. Im lepiej nam idzie, tym też mam większą swobodę w podejmowaniu różnych działań, ale też w odpuszczaniu.
Wracając do tematu, czyli planujesz krótkoterminowo. Czy trochę tak jest, że rytm Twojej pracy wyznaczają np. klienci i te współprace, które aktualnie masz?
Krzysztof: Do pewnego stopnia. Ja w ryzykowny sposób polegam na tym, że będą mi przychodzić do głowy dobre pomysły i, jak u każdego, czasem przychodzą, a innym razem nie. Natomiast parę dni po tym, jak już odebrałem nagrody na różnych festiwalach, to w końcu wpadł mi pomysł, co powinienem zrobić w przyszłym roku, ale nie powiem co. Nagle to mnie uderzyło, jaki jest naturalny następny krok, bo trochę nie wiedziałem, co dalej. Teraz poczułem, że w końcu wiem. I to przyszło mi w takim momencie, który ciężko było przewidzieć. Nie było to wystudiowane w żaden sposób.
Michał: Jak Ty się w takim razie nastrajasz, żeby takie dobre pomysły przychodziły? Czujesz taki moment, że doszedłeś do ściany, nie bardzo wiesz, co przed Tobą i czy coś szczególnego robisz, żeby jednak tę inspirację zdobyć?
Krzysztof: Chyba się nie staram wpaść na super pomysł, bo zawsze jak to robię, to się nie udaje. Jak próbujesz być kreatywny, to nie możesz. Więc ja staram się nie myśleć o tym za bardzo. Interesuję się trochę medytacją. Fajnie by było tak powiedzieć, że jak chcę wpaść na dobry pomysł, to siadam i medytuję. Tak to nie [śmiech]. Natomiast uważam, że takie podejście: przestań próbować jest słuszne, jeśli mówimy o kreatywnym myśleniu.
Z drugiej strony mam to szczęcie, że mój mózg daje mi takie gratisy wpadania na dobry pomysł. Albo „Sztuka Składania Historii” to moja seria filmów zrobiona z Intelem, która bardzo dużo wywróciła w mojej karierze youtubowej. To też wyszło i to razem z Kasią wymyślaliśmy, więc nie żeby to była kwestia mnie. Natomiast to się urodziło trochę tak ze stania pod ścianą. Pierwszy odcinek „Więcej Niż Jedno Życie” kręciliśmy już w Hongkongu na zasadzie: chodźmy, bo tam jest ładnie. Ale cały czas nie wiedzieliśmy, co w ogóle chcemy tym filmem powiedzieć. I już czuliśmy, że jak tego nie wymyślimy prze kolejne dwa dni, to będziemy mieć przesrane. W pewnym momencie już musisz wiedzieć, co robisz. I z tej presji urodziło się coś, co okazało się filmem, z którym my sami się identyfikowaliśmy, dużo innych ludzi też. Ten film wygrywał nagrody w tym roku, więc ten proces jego powstawania to nie było nic, co bym polecał, że tak to się powinno robić. Natomiast czasem po prostu coś fajnego rodzi się w sytuacjach niesprzyjających.
Michał: Mam podobnie. Najlepiej zazwyczaj jest, jak odpuszczę totalnie. Przestaję się zmuszać do czegokolwiek, porobię inne czynności, dam sobie odpocząć jako organizmowi. I wtedy nagle gdzieś te pomysły zaczynają do głowy napływać. Chyba że jestem w takim procesie twórczym, np. podczas pisania książki, więc było wiadomo, że muszę cisnąć, to wtedy rzeczywiście cisnę, cisnę, cisnę, czasami wena jest, czasem jej nie ma, to trzeba poczekać, aż będzie, ale generalnie robię tę robotę. Czyli z takiego samego robienia roboty rzeczywiście w jakiś sposób to się do przodu posuwa.
Krzysztof: A ile ci zajęło napisanie książki?
Michał: Można powiedzieć, że siedem miesięcy ciągłego pisania. To nie jest tak, że mi się łatwo pisze. Powiem tak: od lutego tego roku do końca czerwca tylko to w zasadzie. Ja nie mam takiej łatwości, zresztą być może to wynika z tematyki, którą się zajmuję. Tam jest jednak sporo danych, wykresów, researchu pod spodem, co trzeba później przekuć w formę łatwą do konsumpcji. Widziałeś książkę „Finansowy ninja”, to wiesz, że to jest lekkie do przeczytania, mimo wiedzy tam zawartej. Samo poukładanie tego wszystkiego wymaga dużo czasu.
A jak się pisało „WebShows”.
Krzysztof: Nie pamiętam, ile to pisałem. To było parę miesięcy regularnego pisania. Ja nie kojarzę, żeby ktokolwiek próbował to usystematyzować tak, jak ja chciałem to zrobić. Więc to było takie dziwne uczucie, że zbieram jakieś skrawki rzeczywistości i próbuję je gdzieś tam ułożyć w jakiś system, który ma sens i podzielić książkę na działy. Wymyśliłem, że wideo sieciowe ma takie trzy fundamenty i de facto może to być nawet jedna osoba lub trzy, a nawet więcej, które spełnią te trzy role. Jakiś taki model, który ma sens i nawet wiem, że on gdzieś tam jest na jakichś uczelniach prezentowany, w magisterkach ludzie go biorą za wzorzec. A ja to potraktowałem jako wyjście z braku lepszych pomysłów. Więc to był ciekawy proces.
Jedną rzeczą, z której jestem strasznie zadowolony, jest dobra sprzedaż książki „WebShows”. Powstała w 2012 r. i jest o internecie. Po czterech latach cały czas się sprzedaje. Jak na książkę o internecie to jest mega dobry wynik.
Michał: Rekord świata. Wiedza jest bardzo uniwersalna, czyli nawet jeśli tam się niektóre elementy zdezaktualizowały, to jednak te podstawy pozostały. To, co Ty zrobiłeś, to jest ułożenie tych podstaw.
Krzysztof: Tak. Ja właśnie chciałem uniknąć pisania o YouTubie jako platformie, bo widziałem, jak bardzo to jest zmienne. Jak piszesz o takich rzeczach to to się może zmienić, zanim książka się ukaże. I wtedy ciężko jest napisać cokolwiek, co będzie dla ludzi przydatne.
Michał: Ile „WebShows” się sprzedało?
Krzysztof: Może 6 tys.
Michał: Całkiem niezły wynik jak na self-publishing. Bestseller w Polsce to jest 10 tys. – mówimy o takiej tradycyjnej książce wydawanej na papierze.
Krzysztof: Łącznie sprzedałem ponad 10 tys. książek, ale dokładnie to nie pamiętam. Bo ja je zamawiam w takich skromnych dodrukach po 5 tys. egzemplarzy, zależy jak wyczuję koniunkturę, co jest swoją drogą zabawne, że zamawiam raz więcej, raz mniej, bo powinno być tak, że coraz mniej. Natomiast faktycznie tak jest, że w sezonie świątecznym zawsze jest zwyżka sprzedaży i od lat super się ta książka sprzedaje. Zobaczymy, jak teraz będzie. Myślę, że będzie ok, bo jak widzę teraz dynamikę sprzedaży, to cały czas jest w porządku.
Michał: Masz rozkwit Twojej popularności w tym roku.
Krzysztof: Tak, to jest też kwestia tego. Jak jesteś influencerem, wydajesz książkę, sprzedaż jej jest tak skorelowana z Twoją karierą i tym, co robisz, że tego się nie da pominąć. Bardziej przerażająca jest ta druga strona, że jak w pewnym momencie przestaniesz albo masz słabszy okres, to wtedy wszystko, co z tym koreluje, jest słabsze.
Michał: Masz takie demony w głowie, które mówią: „Krzysiek, musisz produkować, bo inaczej może być ten zjazd i to może zagrozić Twojej firmie”?
Krzysztof: Do pewnego stopnia tak. To jest tak, jak każdy człowiek ma, że po prostu musi pracować, bo tak by wypadało. Nie sądzę, żeby to było niezdrowe, co mi siedzi w głowie. Mi by było głupio przestać robić i przed sobą, i przed ludźmi. Nie jest tak, że ja się strasznie zmuszam. Jak nie mam siły lub czasu, to np. kanał komediowy jest dość mocno teraz zaniedbany i mnie jest głupio przed publicznością, że do tego doszło. Natomiast nie biczuję się z tego powodu. Jeśli będę miał mega zjazd kreatywności, to ja jestem w stanie, podobnie jak ty, przeżyć pół roku, rok nic nie robiąc, bo oszczędzam, więc pod tym względem jest OK. Nasza japońska firma jest o tyle fajnym tworem, że ona jest kompletnie niezależna od mojej pracy jako youtubera, bo w Japonii nikt nie wie, kim jestem. Jesteśmy po prostu firmą produkcyjną, bazujemy na kontaktach z klientami budowanych na bardziej tradycyjnym modelu maili, spotkań itd. I tam nikt nie sprawdza, czy moje daily vlogi się sprzedają lepiej czy gorzej, to nie ma znaczenia.
Michał: Na ile dzisiaj Twoja działalność jest oparta na Twojej osobie, a na ile już posiłkujesz się innymi i możesz się wyłączyć ze swojego biznesu, i działalności produkcyjnej?
Krzysztof: Daily vlogi są praktycznie zautomatyzowane dla mnie. Cały proces jest załatwiony, ja tylko muszę nagrać albo siłą rzeczy jest to o mnie, chociaż też są odcinki, które nagrywa Kasia w całości i wtedy mam wolny cały dzień, a film na kanale jest. Więc nagrać muszę w większości przypadków sam. Potem wysyłam pliki. Montaż i publikacja są ogarnięte. Jeśli danego dnia mogę, to zawsze patrzę jeszcze na tytuł, miniaturkę, konsultuję to ze swoją asystentką, czy to jest dobry kierunek. Na YouTubie to jednak ma znaczenie, jaki dasz tytuł. Niektóre odcinki vloga są tylko i wyłącznie popularne, bo miały dobry tytuł, a treść wcale nie była wyróżniająca na tle innych. Jeśli mówimy o takich bardziej zaawansowanych produkcjach w stylu współpracy z markami, to tego nie wypuszczam na zewnątrz na razie. Myślę, że jestem na tyle drogi, że te firmy płacą za to, żebym to ja nad tym siedział. Jeśli chodzi o komedie, to tutaj nie potrafię tego outsourcingować, po prostu nie ufam ludziom.
Michał: Miałeś kilka gościnnych występów na kanale…
Krzysztof: Tak, ale to było trochę co innego, bo to był gościnny występ innego autora, gdzie było powiedziane, że ktoś inny to zrobił, to to jest OK. Ale ja mówię o sytuacji, w której ja np. nagrywam „Zapytaj beczkę” i montuje to ktoś inny. Myślę, że ten rodzaj humoru, który uprawiam jest bardzo niuansowy jeśli chodzi o produkcję i montaż. Musiałbym naprawdę spędzić z kimś pół roku w jakiś górach w Nepalu, medytując, stając się jednym umysłem z taką osobą, żeby komuś takiemu zaufać [śmiech]. Ten kanał komediowy w tym momencie nie jest dla mnie biznesowo jakąś mega istotną rzeczą. To jest bardziej takie moje serce dla mnie, więc to nie jest tak, że muszę. Jak znajdę czas, to będę to kontynuować, ale chcę to robić tak, jak mi w duszy gra.
Michał: Krzysiek, kiedy nastąpił ten moment, że zdecydowałeś się polegać na innych osobach? Wiem, że wcześniej realizowałeś wszystko praktycznie samodzielnie.
Krzysztof: Bardzo dużo się w tym roku zmieniło. Ja współpracowałem z ludźmi oczywiście od czasu do czasu, niektórych rzeczy nie chciałem montować sam, bo chciałem mieć czyjąś pespektywę w niektórych przypadkach. Natomiast dużo się zmieniło w tym roku, gdy zacząłem prowadzić daily vloga, bo zacząłem tego bardzo, bardzo potrzebować. Chyba tylko pierwszych kilka odcinków opublikowałem sam, w sensie, że sam zrobiłem cały proces, a w zeszłym roku robiliśmy to z Kasią. Więc przyzwyczajony byłem, że dwie osoby bynajmniej siedzą nad takim daily vlogiem i w momencie, gdy zacząłem go robić sam, to zobaczyłem, że to się nie uda, przy jednoczesnej chęci prowadzenia firmy. Gdybym poświęcił się i robił tylko i wyłącznie daily vloga, to może jakoś bym dał radę.
Pierwszą osobą była moja asystentka, Iza, którą zatrudniłem. Już wcześniej zacząłem z nią rozmawiać, przeprowadziłem sobie taką minirekrutację i ją wybrałem. Ona była pierwsza, co pozwoli mi przestać myśleć o tym procesie rekrutacji, który w większości przypadków jest taką mechaniczną sprawą. Kreatywności właśnie wymagają miniaturki i tytuły, ale tu Iza szybko się nauczyła myśleć trochę jak ja na te tematy. Teraz konsultujemy te rzeczy. Ale naprawdę, jakbym to zostawił, to myślę, że ona byłaby w stanie zrobić te rzeczy bardzo dobrze beze mnie.
Większym przeskokiem było zatrudnienie ludzi do montażu. To był dla mnie stresujący moment, bo ludzie cenią moje rzeczy za to, że ja je montuję. Zawsze sobie myślałem, że moją umiejętnością tak naprawdę jest montaż, że ja jestem montażystą bardziej niż kimkolwiek innym. Nigdy się nie uważałem za showmana, natomiast uważam, że w montażu jestem całkiem niezły. I to był trudny krok dla mnie, więc zacząłem delikatnie, że parę odcinków na ileś montował ktoś inny, potem zobaczyłem, że to w sumie działa.
Wymyśliłem fajny model rekrutacji. Każdy odcinek wrzucam na Dropboxa w całości, w sensie goły materiał z kamery, często to jest 30 GB. Zacząłem to udostępniać ludziom, którzy chcą pracować dla mnie. I powiedziałem: „Oto masz tutaj jeden dzień, 24 godziny, masz zmontować odcinek daily vloga, pokaż, co byś z tym zrobił”. Wszyscy ci, których ostatecznie zatrudniłem, to były osoby, które zrobiły najlepiej przykładowy odcinek, bazując na żywej materii tego, co robimy w faktycznej pracy.
Michał: Ile takich osób próbowało swoich sił?
Krzysztof: Zgłosiło się ze 150 osób, które chciały podjąć się tego. Wybrałem może z 10, którym dałem te pliki. To nawet nie chodziło o ochronę plików, tylko siłą rzeczy nie chciałem ludziom zawracać głowy. Ta druga osoba powinna się starać, żeby ciebie przekonać i twoją uwagę zwrócić – wiedzieć kto jest kim w tym układzie. Więc wybrałem ostatecznie trzy osoby. Te pozostałe są moją listą rezerwową, bo teraz już widzę, że w skali tego wszystkiego, co teraz produkujemy, trzy osoby to za mało, więc będziemy dobierać teraz chyba ze dwie kolejne, żeby już było pięciu montażystów.
My zaczęliśmy tym montażem w Polsce obsługiwać też Japonię, „The Uwaga Pies” także załatwiamy tą samą ekipą. To jest siedem filmów moich w tygodniu plus jakieś dwa filmy dla klientów, do tego „The Uwaga Pies” jeden czy dwa, to już masz 11 filmów tygodniowo. Teraz Kasia zaczęła robić swój kanał po polsku. Ona z tego nie chce korzystać, bo chce to zrobić trochę niezależnie od całej mojej infrastruktury. Oczywiście też może dojść do takiej sytuacji, że i to będzie produkowane przez nas. Więc w sumie mielibyśmy 12 filmów tygodniowo – ciężka sprawa. A jeszcze czasem wpada jakiś kontrakt z klientem, któremu robi się dodatkowe filmy.
Michał: Nieźle, czyli cała machina. Patronite pomógł w tym?
Krzysztof: Patronite bardzo dużo zmienił.
Michał: To może najpierw opowiedz co to jest Patronite.
Krzysztof: Można powiedzieć, że to platforma podobna do crowdfundingu, tylko że w innym modelu. Klasyczny crowdfunding to jest jak zbieranie przez ludzi pieniędzy do jakiegoś wspólnego „jeziorka”, z którego jest fundowana pewna rzecz, np. zrzućmy się wszyscy, żeby powstała jakaś gra, książka, gadżet. Moim zdaniem oryginalny crowdfunding to są trochę takie współczesne Telezakupy Mango, tylko w fajnej hipsterskiej otoczce 21. wieku, bo tam często się widzi już takie gadżety, które po cholerę są komukolwiek. Na przykład firma, która wymyśliła lunch boxa, który zrewolucjonizuje lunch boxy.
Natomiast Patronite jest czymś podobnym, tylko to działa na zasadzie abonamentu. Wybierasz sobie twórcę, którego chcesz wspierać i deklarujesz, że np. będziesz mu miesięcznie 5-10-50 zł przekazywać na realizację tego, co on chce robić. To jest wyrażone jakimiś nagrodami, bonusami, które otrzymujesz za to wsparcie oraz celami dla całej społeczności, np. od 10 tys. miesięcznie wzwyż będzie coś tam. I powstała w Polsce taka platforma, wzorowana na ogólnoświatowym odpowiedniku, który nazywa się Patreon. I ja założyłem tam sobie profil. I to jakby zmieniło trochę profil nawet tej platformy w Polsce, bo ten mój profil okazał się bardzo dużym sukcesem, którego nikt do tej pory jeszcze nie powtórzył.
Zebraliśmy w pierwszym rzucie ponad 20 tys. zł miesięcznie wsparcia dla mnie na finansowanie moich projektów. I ta kwota czasem spada, innym razem rośnie. Niedawno miała rekordowy poziom chyba 33 tys. zł. Te wahania się biorą w naturalny sposób z tego, że niektórzy ludzie po prostu po paru miesiącach mają już dość i przerywają finansowanie, co należy zrozumieć i uszanować. Ja nigdy bym nie pomyślał, że osoba, która trzy razy z rzędu zapłaciła ci 50 zł i potem tego nie przedłużyła, jest dla ciebie porażką, bo to jest jakby 150 zł przekazane z dobrej woli przez kogoś tobie na realizację twoich projektów. Więc w naturalny sposób jest jakaś tam retencja tego.
Michał: W tej chwili osób, które Cię wspierają jest prawie dwa tysiące. Ze względu na tę retencję było ich jednak dużo więcej.
Krzysztof: Podobno ok. 7 tys. osób przewinęło się przez to grono.
Michał: 7 tys. osób, które powiedziały, że chcą co najmniej pięć złotych, a niektóre nawet kilkaset złotych miesięcznie, przekazywać na to, żebyś Ty tworzył swoje projekty. To jest niebywały sukces. Myślę, że jesteś ewidentnie liderem Patronita w tej chwili w Polsce i nie widać nikogo, kto mógłby Twój sukces powtórzyć. Pod koniec maja startowałeś i od tamtego czasu nikt o podobnej skali się nie pojawił.
To też pokazuje, jak duża jest skala zaufania do Ciebie albo taka chęć zrewanżowania się Tobie przez Twoją społeczność, przez te osoby, które Cię oglądają, za to, co Ty robisz. Ja jak diagnozuję Twój sukces na Patronite, to wydaje mi się, że wynika to w dużej mierze z faktu, że nigdy do swojej społeczności ręki po pieniądze nie wyciągnąłeś. Owszem, robisz produkcje komercyjne, robisz je ze smakiem w taki sposób, że nie ma tam chamskiego lokowania produktu. Więc są to filmy fajnie zrobione i wymyślone – to jest fajne. Masz kilka dobrych produktów, które też dają wartość same w sobie, czyli krótko mówiąc, ktoś kupuje Twoją książkę, płaci za to. To jest książka, która konkretny problem jemu rozwiązuje. I nagle pojawiła się taka możliwość, żeby Cię wesprzeć. Ja uważam, że to jest absolutnie fenomenalny sukces.
Na ile to zmieniło rzeczywiście Twoje postrzeganie siebie samego i Twój biznes. Co się zmieniło od czasu Patronite?
Krzysztof: We mnie zaszła bardzo duża mentalna przemiana właśnie za sprawą Patronite, która nawet gdzieś tam była uwieczniona na vlogu. Pewnego dnia powiedziałem, że będziemy odpalać coś takiego nowego, jeszcze nie powiem co to, ale mam taką dobrą intuicję, że to się może udać i dawno nie miałem takiego dreszczyku, że robię coś jako jeden z pierwszych twórców w Polsce, ale czasem już takie robiłem i to zazwyczaj wychodziło na dobre. I jest ten odcinek, dzień zanim to się okazało takim wielkim sukcesem, co dla mnie jest wzruszające, jak o tym myślę.
Ale tak faktycznie, ja poczułem, że ludzie naprawdę mnie lubią, na zasadzie takiej szczerej sympatii. To może tak brzmieć, że przecież wiadomo, że cię lubią, bo oglądają, natomiast nie sądzę, żeby to było takie oczywiste. Myślę, że wielu twórców z dużą publicznością jest oglądana, ale tak średnio lubiana, ja nie wiązałbym jednego z drugim. Szczególnie tak jest w przypadku celebrytów ze starych mediów. To są ludzie popularni, których znasz, ale ich tak się nie lubi za bardzo. Myślę, że Ci ludzie z internetu są dużo bardziej lubiani, bo są normalniejsi, tacy twoi koledzy, bardziej jak my, nawet w sytuacjach, kiedy to już są wręcz milionerzy. Cały czas jest takie poczucie, że dorobił się, coś osiągnął, ale to jest taki normalny koleś.
Michał: Dzięki temu, że my jesteśmy z tą naszą społecznością od samego początku, nas można obserwować. Nawet jeżeli ktoś osiąga wysoki pułap i sukces, to przynajmniej wiadomo, z czego to się wzięło i jaką drogę przeszliśmy. Chyba można nas lubić choćby z tego względu, że było widać, że ciężką pracę wkładamy w to, co robimy.
Krzysztof: W sumie masz rację. Jak myślisz o znanym aktorze czy o osobowości telewizyjnej, co zazwyczaj właśnie nie wiadomo, co to do końca znaczy.
Michał: Tak, nawet jeżeli on wkładał tę pracę, to jej po prostu nie widać.
Krzysztof: Masz takie poczucie, że to jest trochę inny świat – telewizji, starych mediów, że to jest za jakąś tam ścianą. A ci ludzie z internetu są tacy, że możesz w nich widzieć i wyobrażać siebie w pewien sposób.
Michał: Trochę tak jest. Teoretycznie każdy może być w miejscu takiej osoby, też może przejść tę drogę…
Krzysztof: Więc ja poczułem taką szczerą sympatię, to jakby jest taki moment na blogu
w jednym odcinku, że ja się rozpłakałem. Wysłałem ten odcinek w dwóch wersjach do swojej asystentki i mówię, czy bierzemy to z tym, czy bez, bo mi jest trochę głupio. Ona mówi: „No weźmy to, jest zajebiste”. I się okazało, że ta kwota poszła w górę o kolejne 5 tys. w ciągu 24 godzin od publikacji tego filmu.
Michał: Jakiego poziomu wsparcia się spodziewałeś, jak myślałeś o Patronicie?
Krzysztof: Zakładałem, że 5-7 tys. zł będzie dobrze. Na tej platformie najpopularniejsza osoba przede mną miała chyba 1500 zł miesięcznie. Była to blogerka Zwierz Popkulturalny, bardzo fajna autorka, natomiast zasięgowo nie jest to duża osoba. To jest taka fajna osobowość internetowa, jak znasz to znasz, ale większość nie zna. I to był mój jedyny punkt odniesienia.
Ja mam wielką publiczność w porównaniu do tego. Tak sobie myślałem, że może mniej kultową postacią jestem niż Zwierz. Więc nie wiedziałem kompletnie, jak to przeliczyć jedno w drugie. Ale tak założyłem, że mam duży zasięg, może tak z 5 tys. zł wpadnie. Jak tam zakładaliśmy profil z Patronitem, to był taki diabełek w mojej głowie, który czasem mi mówił, że może to się jakoś w ogóle uda niesamowicie dobrze, może zbierzemy 20 tys. zł miesięcznie, podchwycą to media, zrobi się jakaś sensacja itd. Zebraliśmy 20 tys. zł, natomiast media tego nie podchwyciły za bardzo – tu się diabełek mylił.
Michał: Próbowałeś jakoś sam z siebie zachęcić media do podchwycenia tego?
Krzysztof: Nie miałem takiej motywacji, żeby to robić. Ja myślę, że w tym konkretnym przypadku, gdyby to trafiło na szerokie wody i do ludzi, którzy nie czują, o co w tym chodzi, to więcej negatywnego odzewu to by miało niż pozytywnego. Ktoś by pomyślał, że dostaję 30 tys. zł za nic. Gdyby gazeta napisała o tym newsa, to już widzę, jakie komentarze pod tym by były.
Michał: Pewnie takie, jak zwykle. Myślę, że nie ma co się szczególnie przejmować tym, co się czyta w komentarzach.
Krzysztof: Wiem. Mi się wydaje, że akurat jeśli chodzi o obecność w mediach, to jechanie na tym Patronicie jest dla mnie biznesowo trochę bez sensu. Fajnie, jak jestem gdzieś w mediach wymieniany jako np. autor filmów, z którym prestiżowo jest pracować, autor filmów Intela, Orange, to jest dla mnie fajne, bo to daje mi dotarcie do nowych potencjalnych leadów sprzedażowych. Dla Patronite to nie ma jednak większego znaczenia, bo media nie przekonwertują tego na nowych patronów, bo oni są już w tej mojej społeczności.
Michał: Nie szukasz patronów poza swoją społecznością, bo w sumie to jest bez sensu. Jeżeli ktoś Cię nie zna, to po co miałby dotować Twoją twórczość i działalność.
Krzysztof: Tak, a poza tym mnie też nie zależy na tym, żeby jakoś pompować tę kwotę
z Patronite, bo to jest także bez sensu. Mnie to już głupio by było powiedzieć: „I co, zbierajmy teraz 40 tys. miesięcznie”. Muszę najpierw zaplanować mniej więcej budżet tego, bo OK, możliwe, że to ma sens, tylko musiałbym mieć to lepiej zaplanowane i wymyślone, co dałbym społeczności w zamian…
Michał: … Co oni zyskują, dzięki temu, że Cię wspierają.
Krzysztof, patrząc na skalę Twojej działalności można odnieść wrażenie, że jesteś po prostu takim cyborgiem. Dużo robisz, cały czas jesteś zajęty, codzienna produkcja filmów. Owszem, masz zespół, który Ci w tym pomaga, ale jednak to jest tak, że musisz intensywnie pracować nad tymi projektami. Moje pytanie jest takie, czy Ty masz jakiś schemat ustalonej pracy, który pozwala Ci się mobilizować do niej, czy jakiś konkretny rytuał, że jakoś inicjujesz, zaczynasz dzień, czy raczej żyjesz ad hoc?
Krzysztof: Kiedy jestem w Japonii to tak, mam swoje mini rytuały, lubię mojego ciśnieniowego aeropressa do kawy itp. Teraz jak jestem w Polsce, to kompletnie mi się wszystko rozsypało, bo moje życie to są spotkania biznesowe, wywiady lub spotkania ze znajomymi. Mam bardzo ograniczony czas w Polsce. Taką samą pozycją w kalendarzu jest spotkać się z rodzicami, jak i z kimś tam w sprawie współpracy. To brzmi przykro, ale tak to wygląda. Mam ograniczony czas, jestem w Polsce półtora miesiąca i muszę załatwić sobie zarówno prywatne sprawy, jak i publiczne, z widzami, ze społecznością, więc jakby rytm kompletnie mi się posypał. Już trochę tęsknię za Japonią, a raczej za tym, żeby mieć taki trochę większy spokój ducha.
Michał: To jak ten rytm dnia w Japonii u Ciebie wygląda?
Krzysztof: Ja generalnie wstaję późno, ok. 12.00 – to jest mój największy problem. Kładę się spać o 3.00-4.00. Nigdy nie mogę tego przestawić. W grudniu zeszłego roku przez cały miesiąc wstawałem o 6.00, co nawet dobrze działało, ale ja mam naturalną tendencję, że jeden błąd i mi się to posypie, pójdę na imprezę albo przeciągnę dzień, zacznę oglądać jakiś serial, zagapię się i potem strasznie łatwo jest mi wrócić do takiego niezdrowego rytmu dobowego, co w przypadku kręcenia filmów jest jeszcze problematyczne, bo filmy kręcone w świetle dziennym są ładniejsze – mówimy o odcinkach moich daily vlogów. To jest trochę głupie, w momencie, gdy ¾ odcinka jest już po zmroku. Więc wstaję niestety bardzo późno. Zazwyczaj spędzam jakąś godzinę na komputerze w domu. Tam sobie sprawdzam, co się wydarzyło, sprawdzam wiadomości, maile, a potem idę sobie do biura i tam się zaszywam.
Michał: Trenujesz regularnie?
Krzysztof: Tak. Biegam dość dużo, na siłownię chodzę. Staram się być aktywny. Już rok i dwa miesiące mniej więcej jestem taki dość aktywny fizycznie i się przemodelowałem, straciłem
z 15 kilo. W Polsce jakby trochę mi wróciło [śmiech], natomiast tym się nie przejmuję, bo
w Tokio mam dobre nawyki. Tutaj jestem jak na wakacjach i luzuję sobie pasa.
Michał: Ciekaw jestem, czy pracujesz w ciągu? Potrafisz usiąść i pracować non stop, czy starasz się zmuszać do tego, żeby robić przerwy.
Krzysztof: Cisnę dopóki nie jest zrobione. Jeśli trzeba, potrafię siedzieć montować 10 godzin. Rzadko mam aż tak. Dość szybko montuję, więc rzadko mi się zdarza projekt, który wymagałby aż 10 godzin. Natomiast lubię przysiąść i po prostu zrobić.
To jest niezdrowe, nie wiem, czy należy się na mnie wzorować, ale lubię klimat bycia w firmie samemu w nocy i ciśnięcia czegoś, co mnie fascynuje i jest fajne. Ostatnio taki duży projekt, jaki robiliśmy, to było „Światło” dla Orange. Usiadłem o 15.00 i patrzę 1.00 w nocy, ale ja się jaram w ogóle, jeszcze dogrywam jakieś voice overy do tego, jak w transie kompletnie. Ja lubię być w transie jak pracuję.
Michał: Ale to chyba jest najlepsze, czego można oczekiwać od siebie i od swojej pracy, że jak lubisz to, co robisz i wpadasz w tę fazę, to rzeczywiście ta robota się w rękach pali.
Krzysztof: Dla mnie jest zawsze bardzo przykre, jak się np. zderzam z klientem czy z jakąś agencją, która mówi, że film jest 15 min. po szesnastej i okazuje się, że już ktoś wyszedł z pracy, a ty jesteś po 10 godzinach pracy, tak ci się robota pali w rękach i tak jakoś nie rozumiesz tego „jak to wyszedł z pracy? Przecież robimy” [śmiech]. Zajebiste, co tutaj próbujemy zrobić, jak możecie w ogóle wyjść, co ty będziesz robić w tym domu? Mam takie trochę podejście, że jak robota się pali, to się pali i tak trzeba.
Michał: A masz takie fazy, że robota się nie klei i co wtedy robisz?
Krzysztof: Tak. Bardzo cierpię.
Michał: Zmuszasz się czy przerywasz, to jest kluczowe pytanie?
Krzysztof: Jestem w stanie się zmusić, jeśli się przebiję przez taką powierzchnię, że nie idzie, to się zatracam w tym i wtedy jestem w stanie zablefować siebie samego w taki stan transu i kreatywnej pracy. Często natomiast mam tak, że np. wielowątkowość zdarza się mnie przytłaczać, jeśli np. za dużo ludzi na raz coś chce, jak otwieram telefon i widzę, że mam 15 czatów i każdy ma do mnie jakieś pytanie, to mnie to przytłacza. To często są miłe tematy. Rzeczy na zasadzie: umówmy się na kawę. Ale mnie to przytłacza i nie jestem dosyć asertywny w takich sytuacjach, za bardzo przekładam albo mówię, że nie wiem, zamiast powiedzieć: „Sorry, nie dam rady”, za bardzo męczę wszystkich. To szczególnie jest mój problem w Polsce, bo tutaj naprawdę bardzo dużo ludzi coś ode mnie chce czy mnie chce coś zaoferować, miłe rzeczy, bardzo dużo serdeczności spotykam u ludzi. Natomiast faktycznie trochę mnie to tak rozrywa na strzępy, jeśli chodzi o moją organizację.
Michał: Im bardziej jesteś popularny, tym mniej musisz być dostępny.
Krzysztof: Właśnie nie wiem, bo ta kwestia popularności jest dla mnie trudna, bo ja w życiu bym nie chciał stać się taką znaną osobą, która jest gdzieś tam w chmurach, więc bardzo tego unikam. Natomiast to jest momentami trudne. To odchodzi od tematu, o którym mówimy, natomiast ciekawą kwestią są spotkania ze społecznością, gdzie jak jestem na scenie przez półtorej godziny, dwie godziny coś mówimy, zabawiamy ludzi to bardzo to lubię. I część, którą ja mniej lubię, to jest: kolejka ludzi, każdy chce sobie zdjęcie zrobić, bo to jest fizycznie i psychicznie męczące i ja nie wiem, jak to rozwiązać, jednocześnie zachowując twarz fajnego kolesia i nie orząc się na śmierć. Bo stanie przez cztery godziny, uśmiechanie się to jest ciężki kawałek chleba, a z kolei każda kolejna osoba, która stoi w tej kolejce nie jest nikomu winna, że jest trzy setną osobą w tej kolejce. Dla niej ona jest tą pierwszą i też musisz dać z siebie wszystko, żeby do każdego się uśmiechnąć szczerze.
To jest taki problem, który mam teraz w Polsce, że ta moja popularność zaczęła dobijać do poziomu, w którym to już się staje niemożliwe, żeby faktycznie z każdym sobie przybić piąteczkę. I widzę, że następuje ten moment, że jak masz jakiś koncert artysty, na którym jest 5 tys. osób, to to nie jest tak, że ten gość po tym koncercie wyjdzie i z każdym się przywita, tylko ta ściana musi gdzieś zostać postawiona. Ja na szczęście mam tę warstwę patronitową. Dzięki Patronite oddzielamy jednych od drugich. Patronom jestem w stanie dać swój czas. To jest najlepsze rozwiązanie, jakie do tej pory znaleźliśmy.
Michał: Masz jakiś pomysł na to, jak skalować takie spotkania z publiką, która chce mieć te 30 sekund z Tobą?
Krzysztof: To jest strasznie trudne, to jest coś, o czym myślę od półtora miesiąca, odkąd jestem w Polsce i jak to robić tak naprawdę dobrze. Z każdym błędem troszkę się uczymy, natomiast w tym momencie najlepsze, co wymyśleliśmy, to właśnie oddzielenie patronów od reszty i niestety powiedzenie reszcie, że nie damy rady. Próbowałem i to niestety nie działa, bo ja w pewnym momencie już jestem tak zmęczony fizycznie, że nie jestem w stanie. Dla tych ludzi to jest smutne musieć mnie widzieć w takim stanie albo jeszcze czegoś ode mnie chcieć. To jest krępujące dla obydwu stron. I tego się chyba nie da przeskalować.
Ja dlatego np. też nie chcę robić tych gigantycznych eventów, oczywiście jest problem, np. wynajem sali, bo jeśli mówimy o zainteresowaniu rzędu paru tysięcy osób, to w niewielu miastach w Polsce masz szeroki wybór obiektów na takie spotkania. I ja się staram właśnie w ok. tysiącu maksimum zamykać, bo to jest jeszcze tak, że w tym tysiącu statystycznie będzie z 200 osób z Patronita, więc na pewno z każdym z nich jestem w stanie się przywitać, zrobić zdjęcie, co tam chcą, i to jest jeszcze do ogarnięcia.
Jestem święcie przekonany, że jak bym zrobił event na 5 tysięcy osób, prawdopodobnie byłbym w stanie zapełnić taką salę, jeśli dałoby się dobrą promocję i moje eventy też są zazwyczaj za darmo. Myślę, że to by było do zrobienia – 5 tys. osób w jednym miejscu, ale co ja bym tam miał zrobić? – Nie ma zielonego pojęcia. Bo to, co ja robię, to najbliższe porównanie, jakie mam, to jest spotkanie autorskie. Ja nie mam swojego występu, który pokazuję ludziom, więc wszystko, co mogę zrobić, to wyjść, coś poopowiadać, pożartować, odpowiedzieć na pytania, z racji tego, czym ja się zajmuję, to chyba część takich pytań od publiczności to jest coś, co najbardziej ludzie lubią. Ktoś tam zawsze krzyknie: „Ej, kiedy Zapytaj Beczkę”. Bardzo sympatycznie jest.
Też cieszę się z tego, że te spotkania pokazały mi profil mojej publiczności, co jest też dla mnie bardzo ciekawe, że to są tacy ludzie jak ja. Tacy troszkę introwertyczni, mający swoje różne zajawki. Dużo ludzi np. interesuje się rysowaniem, przynoszą mi jakieś rysunki, które zrobili, tacy zajawkowicze. To jest dla mnie fajne, bo tak czuję, że przyciągam ludzi podobnych do mnie samego.
Michał: To też tak jest, że Ty się bardzo odkrywasz, czyli w tych vlogach widać, kim jesteś, bo o ile wcześniej oglądałem „Zapytaj beczkę” – to ha, ha, ha – taki śmieszek, kilka wykreowanych postaci, to jednak we vlogach Ty jesteś raczej sobą. Łatwo jest się z Tobą utożsamiać albo po prostu nie, więc to też tak jest, że pewnie pojawiają się te osoby, z którymi Ty w jakiś sposób rezonujesz i to, co mówisz też do nich dociera, więc dlatego te spotkania są takie fajne w sensie takim, że publika Cię już doskonale zna.
Zapytam Cię jeszcze, czy Ty też tak masz, bo ja czasami uczciwie mówiąc jestem przerażony, kiedy w zupełnie niespodziewanym momencie – co innego eventy – ktoś do mnie podchodzi, mówi do mnie od razu po imieniu i jeszcze najgorsze, że wyciąga jakieś takie fakty typu: „A słuchałem twojego podcastu, a wtedy powiedziałeś, że…”. Z jednej strony dzielę się publicznie z tym, co robię, tak samo jak Ty we vlogach, czyli opowiadam o swoim życiu, o przemyśleniach itd., ale czasami jestem przerażony, jak wraca, jak nagle się okazuje, że ktoś jest takim, nie chcę powiedzieć psychofanem (bo takich w zasadzie nie mam), ale że ludzie tak dużo o mnie wiedzą i że oni tak bardzo się z tym utożsamiają. Najgorsze to jest w takich momentach, gdy np. jestem z koszykiem na zakupach w hipermarkecie i ktoś mnie z tyłu zaczepia [śmiech]. Jako taka osoba, której się to przytrafia czasami mam takie coś, że najchętniej założyłbym ten kaptur na głowę tak, żeby nie było mnie widać, pomimo że z jednej strony mnie to pioruńsko cieszy, sam zachęcam do tego, żeby inni do mnie podchodzili, ale z drugiej strony po prostu te oczy na plecach są nieraz takie przeszywające. Masz coś takiego?
Krzysztof: Mam teraz przy tym pobycie w Polsce. Odnalazłem się w innych realiach kompletnie niż te ostatnie, które zastałem półtora roku temu. Bardzo dużo ludzi się o mnie dowiedziało w międzyczasie. Praktycznie myślę, że jak idę z punktu A do B przez miasto, to każdy punkt mam udokumentowany jakimś zdjęciem, gdzie byłem – w kawiarni, gdzie siedziałem, na ulicy, przez którą przechodziłem, w sklepie, w którym byłem. Ja też nie odmawiam ludziom, bo nie chcę być taką osobą, która mówi: „Nie, odwal się”. Natomiast są momenty, w których to już się staje dziwne, bo czasem ktoś cię jednak uchwyci w niekorzystnym momencie.
Ja np. spieszę się, mam tu walizkę, ktoś do mnie: „Krzysiu, Krzysiu, czy mogę zdjęcie”. Ja mówię: „Przepraszam, ale spieszę się”. Mnie jest zawsze głupio, ale są po prostu momenty, w których się nie da. Taki najśmieszniejszy przykład, jaki mi się zdarzył, tzn. mi jest bardzo żal, współczuję tej osobie, która się wpakowała w tę sytuację, bo trafiła po prostu na maksa źle i to nie była jej wina. Wysiadałem w pociągu w Krakowie, rodzice mnie odbierali z peronu, wszyscy prawie zapłakani, takie family-reunion po długim czasie i jak widzę swoich rodziców, rodzice się z Kasią witają, ja wyciągam walizkę i już prawie ze łzami w oczach, patrzę na nich i w tym momencie taka dziewczyna w ogóle wchodzi między mnie a ich i mówi: „Krzysiu, strasznie ci dziękuję za twoje vlogi”. Weszła w środek takiego momentu między mną a moimi rodzicami i ona od razu to wyczuła. Właśnie dlatego mówię, że mi jest jej trochę żal, bo pewnie się speszyła jeszcze bardziej niż ja. Natomiast ja w ogóle nie wiedziałem, jak zareagować. Powiedziałem: „Przepraszam, ale wiesz, ja z rodzicami się teraz witam”. Nie zareagowałem odpowiednio szybko i to było dla mnie takie najdziwniejsze doświadczenie, że ktoś tak niekorzystnie trafił w chwilę.
Michał: Wrócę jeszcze do tego, o czym mówiliśmy wcześniej, o Twojej organizacji, tylko zmienię trochę kontekst. Czasami widzę na Twoich filmach białą tablicę, na której sobie odhaczasz rzeczy, które zrobiliście. Jak organizujesz swoje zadania codzienne? Masz jakąś aplikację, czy to jest tylko ta biała tablica?
Krzysztof: W sumie to mamy kilka takich tablic. Ja mam taką swoją przy biurku folię zmywalną, naklejaną, gdzie piszę sobie flamastrem, więc tam sobie czasem notuję jakieś rzeczy. I to jest w studio. Jeszcze mam też w domu taką tablicę, tylko tam bardziej sobie takie życiowe cele zapisuję, np. wstawanie rano – to, co jest zawsze jakby nie spełnione.
Używam też Evernote – to jest moje podstawowe narzędzie do zapisywania rzeczy i jakiejś tam kontroli nad wszystkim. Dropboxa używam bardzo dużo, ale to bardziej z innych względów. Kiedyś używaliśmy oprogramowania przeglądarkowego do zarządzania projektami, zrezygnowaliśmy z tego, teraz chyba znowu musimy to zrobić. My używaliśmy chyba Trello, ale nie jestem na 100% pewien. Teraz z racji tego, że trudno już mi jest śledzić te wszystkie rzeczy, które się dzieją, to znowu czegoś takiego potrzebuję.
Michał: A jak się uczysz, skąd czerpiesz wiedzę? Jak poprawiasz swój warsztat? Widziałem, że kupę książek kupujesz dotyczących fotografii, wideofilmowania itd., ale czy to jest jedyne źródło wiedzy czy poszerzasz ją w jakiś inny jeszcze sposób?
Krzysztof: Z książkami mam tak, że książki bardziej nadają strukturę temu, co już wiem, uczę się z nich nowych rzeczy. Zajmuję się tym jakiś czas, więc to nie jest takie proste znaleźć coś całkiem nowego, o czym nie masz pojęcia. To jest bardziej tak, że ja coś wiem już nawet wręcz intuicyjnie, ale patrzę, że to jest napisane w książce, więc to moją intuicję potwierdza.
Ja się uczę bardzo dużo z YouTube’a, szukam sobie jakichś filmów instruktażowych, takich rzeczy, np. jak chcę się nauczyć używać nowego rodzaju sprzętu. To jest fajne, bo już masz taką bazę, że już trochę umiesz, to potem dorzucanie tych kolejnych umiejętności do tego swojego bajorka jest bardzo przyjemnym procesem. Ja to lubię, dla mnie latanie dronem było czymś takim. W tym roku w zasadzie chyba w styczniu miałem pierwszego drona. To była nowa umiejętność, którą chciałem posiąść, strasznie stresująca swoją drogą, bo dla mnie dron był bardzo przerażający na początku. Głównie bałem się, że kogoś zabiję, że nagle się silnik wyłączy, on spadnie komuś na głowę, ja pójdę do więzienia. Ale przyzwyczaiłem się i jak już to zrobiłem, to rozbiłem swojego drona – udokumentowane również. Potem znowu musiałem się przyzwyczaić na nowo, bo czułem się jak taki skoczek narciarski, o nich mówi się, że jak skoczek się wywróci, to potem przez ileś turniejów ma po tym traumę. Miałem tak, że każdy lot drona to był koszmar dla mnie. Pięć metrów marginesu od jakiejkolwiek przeszkody. Myślę, że najbardziej też uczę się przez praktykę. Wiadomo, że jak chcesz się nauczyć używać gimbala, to warto sobie coś obejrzeć na ten temat, ale też przede wszystkim warto jest po prostu tych wszystkich rzeczy używać.
Jeśli chodzi o sprzęt to lubię dochodzić do momentu, w którym używanie hardware’u staje się taką drugą naturą, że kompletnie przestajesz myśleć o tym, że masz aparat w ręce, tylko on jest jakby przedłużeniem twojego ciała w pewien sposób. I to jest coś, do czego próbuję dojść z każdym nowym urządzeniem, którego chcę używać regularnie, by w ogóle przestać myśleć, gdzie są jakieś przyciski, tylko kompletnie nieświadomie „jedziesz”. Ja obudzony o 4.00 rano z głębokiego snu jestem w stanie wziąć mój aparat taki domyślny i coś sensownego nakręcić – jestem tego pewny. To jest przy wyłączonym mózgu. To jest jakby logika uczenia się sprzętu, którego używam.
Michał: Czyli przede wszystkim praktyka i później ewentualnie udokumentowanie tego, co już wiesz, przez sięganie po jakieś źródła, które Ci tam potwierdzą, że idziesz dobrą drogą…
Krzysztof: Tak. Ten drugi krok nie jest koniecznie potrzebny. To jest bardziej tak, że ja lubię kupować książki. Za dużo ich kupuję…
Michał: Kto Cię dzisiaj inspiruje, Krzysiek?
Krzysztof: Ty trochę [śmiech]. Jest taki twórca Casey Neistat, który jest takim uniwersalnym światowym modelem tego, jak vlogować. To jest taki człowiek, który jest YouTubem całą swoją postacią. To, co on robi, jest wręcz nierealistyczne, jest człowiekiem tak produktywnym i tak pełnym energii, to jest jakby pięciu aktorów, którzy grają tego samego człowieka. Ja na pewno bym tak nie umiał. Dlatego moje vlogi mają kompletnie inny klimat niż jego. On działa tak: „Dziś skakałem ze spadochronem i przebiegłem maraton, ale już dziś skończę vloga wcześniej, bo jutro o 5 rano idę surfować” – taki klimat. U mnie jest bardziej normalne życie pokazywane. Natomiast fakt faktem – ten koleś usystematyzował tę formułę vloga, wprowadził nową jakość w tym wszystkim i nie da się odciąć od tego, że on bardzo zmienił ten krajobraz youtubowy.
Michał: A jakbyś miał się cofnąć wstecz, spojrzeć na to, co robiłeś dotychczas, to co Ci się udało, ale też to, co Ci się nie udało – to co by to było? Czy jest coś w tej Twojej ścieżce, na której jesteś od 2009 r., coś, co uważasz, że było złym kierunkiem albo błędem, który popełniłeś, którego żałujesz?
Krzysztof: Myślę, że to są bardziej rzeczy, których nie zrobiłem, niż rzeczy, które zrobiłem. Bardzo dużo jest w dzisiejszej branży internetowej czy youtubowej projektów czy biznesowych, czy kreatywnych, o których myślałem i nawet nikomu nie mówiłem, więc to jest jakby „kijkiem po wodzie”. Natomiast mogłem zrobić dużo więcej i to jest coś, co mnie najbardziej prześladuje.
Michał: To są rzeczy, które ktoś inny zrobił w międzyczasie?
Krzysztof: Tak. Ja mam tak bardzo często, że pojawia się coś nowego lub słyszę o jakimś filmie, czy ktoś coś nowego wprowadza, coś o czym rok wcześniej myślałem, że to mogłoby powstać i prawdopodobnie miałoby sens, potem widzę, że to faktycznie tak jest.
Natomiast to jest jakby zawsze coś za coś, bo nie jest powiedziane, że nie byłbym w stanie zrobić wszystkiego, że akurat zajmowanie się tym byłoby lepsze niż to, co zrobiłem teraz. Bo jestem generalnie zadowolony z miejsca, w którym jestem.
Na pewno błędem było, że za długo zwlekaliśmy w Japonii z takim rozwojem naszej firmy w sposób formalny. Dla kontekstu powiem, my założyliśmy firmę i bardzo szybko podpisaliśmy bardzo duży kontrakt na stałą współpracę z bardzo fajną firma internetową. Tym się troszkę zachłysnęliśmy i uznaliśmy, że my tę szansę wykorzystamy, próbując rozbujać to „The Uwaga Pies”, robiąc te daily vlogi. Jednak zatrzymaliśmy się na etapie bycia youtuberami, a nie przeszliśmy na poziom bycia przedsiębiorcą odpowiednio szybko. W zasadzie nie mieliśmy prawdziwej siedziby, tylko firma była zarejestrowana na dom. Nie mieliśmy pracowników – mieliśmy tylko zdalnych współpracowników. Firma fizycznie, praktycznie nie istniała, a należało to zrobić po prostu wcześniej w momencie, jak najęliśmy nasze studio. Jednak raz, że zaczęliśmy być traktowani dużo poważniej, dwa, że nam samym lepiej się zaczęło pracować, mogąc kursować między studiem a domem. To jest częsty dylemat ludzi, którzy pracują np. w domu, co jest lepsze.
Michał: Kiedy się kończy praca, a zaczyna dom? Bo w zasadzie często nie ma tej granicy.
Krzysztof: Tak. W moim przypadku ja przez wiele lat pracowałem z domu. Potem jak wynajęliśmy to studio w Tokio miałem naprawdę fajne dwa miesiące, po czym uznałem, że zacznę robić daily vloga, który znowu wprowadził pracę do domu [śmiech] i już całkowicie pozamiatał moją granicę między pracą, a czasem wolnym. Daily vlog to jest trochę takie zobowiązanie. Jeśli to robisz, to naprawdę trudno będzie ci zachować work life balance, który na papierze będzie wyglądał fajnie.
Michał: Wrócę do tego, co mówiłeś, czyli, o ile dobrze interpretuję, błędem było to, że za szybko mieliście fajnego klienta, który płacił Wam fajne pieniądze.
Krzysztof: To błędem nie było. Błędem było, że nie wykorzystaliśmy tej szansy. Bo wtedy należało się przeskalować, zacząć inwestować w siedzibę, pracowników. I tak mieliśmy dobry start jako firma, bo oczywiście fajnie jest mieć dobry kontrakt, natomiast troszkę roztrwoniliśmy przewagę, którą mogliśmy mieć. Dla jasności: i tak jest spoko. To nie jest tak, że narzekam, natomiast, moglibyśmy być dużo dalej w tym momencie.
Michał: Gdybyś spotkał siebie młodszego o 10 lat, to co byś mu doradził?
Krzysztof: Doradziłbym mu, żeby nie był taki cyniczny, jaki był. Ja byłem całe życie strasznie cyniczną osobą. To, co mówię bardziej dotyczy życia niż biznesu czy nawet życia zawodowego. Byłem taką osobą, dla której takie proste szczęście jest zbyt banalne i wszystko musi być podszyte jakąś tam warstwą ironii i czymś takim głębszym. Nie potrafiłem się cieszyć z prostych rzeczy, bo byłem takim trochę przeintelektualizowanym snobem przez długi czas i jakoś to zrzuciłem z siebie przez ostatnich parę lat i to bardzo dużo we mnie zmieniło, stałem się szczęśliwszy.
Ja nawet jak zacząłem ćwiczyć, biegać, dbać o siebie bardziej, to miałem taki cyniczny plan,
że tak naprawdę to nie czuję się najlepiej i jestem taki wypruty i ludzie próbują nam wmówić, że jak ćwiczysz, to będziesz czuł się lepiej, to ja udowodnię, że to nie jest prawda, będę ćwiczyć i cały czas będę czuł się źle [śmiech]. Naprawdę, ja byłem takim typem osoby: udowodnię, że wiem lepiej, w ogóle przeciwko wszystkim. Okazało się, że zacząłem czuć się lepiej, więc odniosłem porażkę w tym zwycięstwie i to jest jeden z tych elementów, który przeważył, że stałem się szczęśliwszy i prostszy w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu, że prostota okazała się lepszą drogą do szczęścia niż szukanie go w skomplikowanych książkach.
Michał: Czego młody Krzysiek mógłby nie robić albo co robić bardziej poza byciem mniej cynicznym?
Krzysztof: Myślę, że to troszkę się wiąże z tą pierwszą rzeczą, natomiast już bardziej pod względem biznesu, działalności na YouTubie. Ja za długo byłem snobem i za długo się wzbraniałem np. przed współpracą z innymi ludźmi, ale nie mówię o pracownikach, tylko o takiej otwartości do kolegów po fachu i do różnych podmiotów na rynku. Byłem bardzo krytycznie nastawiony do praktycznie wszystkich, wszystko zawsze chciałem robić sam. Miałem takie podejście, że ja nie chcę nikomu niczego zawdzięczać. A to jest też takie płytkie podejście. Więc więcej bym doradził młodemu Krzyśkowi otwartości, oczywiście też w jakichś tam granicach rozsądku, bo np. jak mówimy o youtubowych sieciach partnerskich, to tutaj oschłość jest rekomendowana w dalszym ciągu. I tutaj się akurat cieszę, że miałem zawsze sceptyczne podejście. Natomiast faktycznie, można było więcej ugrać w odpowiednim momencie, będąc milszym dla ludzi.
Michał: A co byś doradził takim młodym dzieciakom, którzy chcą wejść na YouTube’a. Trochę się wartościują liczbami, bo dzisiaj tak jest, że młodzi ludzie trochę patrzą na to, ile kto ma wyświetleń, czyli jest to wartościowanie się numerkami w większym stopniu, moim zdaniem, niż jakością, ale nawet jeżeli widzą gdzieś jakość, to jej często nie doceniają, patrzą na te cyferki…
Krzysztof: To jest jakby coś na moim przykładzie. Ja właśnie pod względem liczby subskrypcji nie jestem w ścisłej polskiej czołówce, jestem może w top 50. Jest dużo twórców młodszych ode mnie, z mniejszym stażem, mających po milion, milion pięćset tysięcy subskrypcji. U mnie dwa kanały po 500 tys. to jak na mój staż nie jest nic epickiego. Natomiast np. Patronite pokazał, że prawdopodobnie w takim wydaniu poradziłem sobie lepiej, nie chcę powiedzieć że lepiej niż wszyscy, ale bardzo mało ludzi w Polsce byłoby w stanie w tym momencie wejść na Patronite i pozyskać takie wsparcie – nawet ludzie, którzy mają zasięg dużo większy. Więc ten zasięg właśnie jest mylący. To nie jest tak, że więcej ludzi to jest zawsze lepiej, bo jakby ugruntowanie swojej pozycji, zbudowanie takiej ciepłej relacji ze społecznością jest czasem bardziej wartościowe.
Michał: Teraz chcę poprosić Ciebie o poradę dla takich osób, które myślą o tym, żeby być na YouTubie. Czym one powinny się kierować Twoim zdaniem? Co jest tym wyznacznikiem, nie wiem, jak to nazwać, fajności tego, co się robi?
Krzysztof: Nie uciekniesz przed tym, że oglądalność w pewien sposób trzeba budować, bo to jednak na tym polega. Nie możesz też uznać, że oglądalność na bardzo niskim poziomie jest OK i nie chcesz więcej – bo to by działało, ale w bardzo specyficznych przypadkach. Pewnie komuś by wystarczyło mieć 500 wyświetleń, jeśli to będą wyświetlenia prezesów top 10 firm w Polsce – to OK, pewnie można coś takiego zrobić. Natomiast przed oglądalnością się nie ucieknie.
Ja zawsze byłem fanem takiego podejścia, żeby nie próbować robić rzeczy zbyt idealnie, tylko doskonalić je na oczach widzów. Jak masz np. jakiś pomysł, żeby zrobić coś fajnego, jakąś tam serię, to nie odkładaj np. pierwszego odcinka, bo on musi być super dopracowany, że wszystko musi być gotowe. Po prostu to wypuść, a potem zmieniaj, patrząc na reakcję ludzi. Wykorzystaj to, że internet daje ci tę możliwość doskonalenia rzeczy na oczach widzów i możesz to sobie rzeźbić, uwzględniając już prawdziwe reakcje prawdziwych osób. To jest super i tego w żadnych wcześniejszych mediach nie było. Nie było to możliwe. Właśnie produkt miał być już dopracowany od samego początku, a teraz się okazuje, że – i to właśnie pokazuje też crowdfunding, ten taki kickstarterowy – ludzie lubią mieć dostęp do jakiejś wczesnej wersji gry wideo, bo to powoduje, że oni czują, że ją współtworzą. Wtedy widzisz niedopracowany produkt, zauważasz błąd, wysyłasz, że zauważyłeś, zostało to poprawione
i czujesz się z tym fajnie.
I myślę, że w dużo mniejszej skali oczywiście jeśli mówimy o początkującym kanale youtubowym, zabawa na żywym organizmie jest fajna. Bo wtedy gdy jesteś małym twórcą, to naprawdę masz swobodę robienia, co ci się żywnie podoba. Ja nie mam teraz takiej swobody jak mały kanał. Cokolwiek ja zrobię, to wiąże się to z jakąś marką, którą budowałem i nie mogę sobie pozwolić na totalne eksperymentowanie. Więc na początku to jest fajna szansa, którą każdy może wykorzystać, trzeba tym się po prostu bawić – to jest kluczowe. Ja często widzę ludzi, którzy zaczynają zabawę w YouTube’a i bardzo się starają, ale jakoś tak nie bawią się tym. Wydaje mi się, że ich już to męczy, że są spięci i nie mają rozrywkowego podejścia do tego. Skoro dopiero zaczynają i się męczą, to co dopiero będzie po paru latach robienia tego?
Michał: Zapytam Cię jeszcze o komentarze na YouTubie, bo to jest taki gorący temat. Co by nie mówić jest w nich sporo chamstwa. Jeżeli spojrzymy pod filmy, to tam się dzieją dziwne rzeczy. Czy Ty w jakikolwiek sposób próbujesz z tym walczyć, czy nie? Czy uważasz, że da się to jakoś przewalczyć i wyplenić to chamstwo, które w niektórych komentarzach się szerzy, czy to jest przegrana wojna?
Krzysztof: Ja myślę, że w moim przypadku to chamstwo jest troszkę przynajmniej okiełznane, chociaż też oczywiście się pojawia. Natomiast myślę, że porównując do wielu innych kanałów polskich, jest całkiem nieźle, że ten efekt nie został osiągnięty przez moderację czy banowanie, chociaż to też czasem robię, moi moderatorzy też czasem banują, ale raczej to nie jest tak, że za byle co. Uważam, że na moim przykładzie to zostało osiągnięte przez „Zapytaj beczkę” i przez konsekwentne wyśmiewanie chamstwa przez lata. Bo główna oś programowa „Zapytaj beczkę” to jest wyśmiewanie ludzi, którzy są chamscy wobec innych i osądzają innych, są nietolerancyjni, wszystkie takie postawy bucowate wyśmiewam regularnie. I myślę, że skupiłem wokół siebie społeczność, która myśli podobnie. Widzę, że jeśli ktoś jest chamski w komentarzach, to ja nie muszę na to reagować, bo jest dużo ludzi, którzy napiszą za mnie to, co ja bym odpowiedział. To jest bardzo fajne i jest takie poczucie, że jakiś taki sukces pedagogiczny wniosłem, że faktycznie to ziarno gdzieś zasiane zaczęło rosnąć.
Michał: Był taki moment, że jakieś komentarze dały Ci mocno popalić?
Krzysztof: Był taki jeden moment. To było wtedy, kiedy moja pierwsza książka została zrecenzowana bardzo negatywnie przez kolesia, który był wówczas moim byłym kolegą i to wywołało bardzo duży niezdrowy flame wokół mnie. To co na samym początku mówiliśmy o tych odczuciach, że człowiek z internetu napisał książkę, to nie powinno tak być, bo nie ma prawa tego zrobić, bo przecież nie jest pisarzem. To mnie dotknęło. To był dla mnie najgorszy czas w mojej obecności w internecie. To było kilka dni po tym. Faktycznie bardzo dużo negatywnych opinii było na mój temat.
Michał: Czyli to było na samym początku działalności i musiałeś szybko wykształcić grubą skórę, krótko mówiąc. Czy nie szybko?
Krzysztof: To nie były same początki, bo ja już wtedy robiłem wideo wcześniej w swojej pracy, więc to nie było tak, że trafiło na kompletnie początkującego. Po prostu skala plus moja wrażliwość na ten konkretnie moment. To jest specyficzny czas, gdy wydajesz swoją pierwszą książkę, że wyrzuciłeś z siebie coś, co jest dla ciebie ważne, co jest takim szczególnym momentem dla ciebie i ktoś nagle przychodzi i ci to trochę niszczy. Bardziej po prostu jesteś wrażliwy. Na mnie normalnie coś takiego nie zrobiłoby żadnego wrażenia, ale wtedy byłem odsłonięty i pancerz był słaby.
Michał: Czy miałeś, Krzysiek, kiedyś taki moment, że chciałeś rzucić kręcenie filmów albo publikowanie filmów na YouTube?
Krzysztof: Wydaje mi się, że odkąd pamiętam w zasadzie miałem ciągoty do publikowania rzeczy w internecie, to jest taka moja ulubiona rzecz. To jest coś, co ja robię, publikuję w internecie. Natomiast cały czas myślę, że gdyby nie YouTube, to gdzieś indziej coś bym publikował. To jest bardziej coś, o czym myślę w kontekście przyszłości. Uwzględniam, że to się może zmienić w pewnym momencie, mogę nagle uznać, że już mam dość tego, że ludzie regularnie obserwują moje życie czy nawet moją twórczość i będę chciał się wymiksować. Może tak się wydarzyć za pięć lat, 10, za rok, nie wiadomo. Natomiast w takim też celu mam firmę w Japonii i staram się nie uzależniać wszystkiego tylko i wyłącznie od mojej twarzy i wizerunku.
Michał: Czy masz tak jak George Lucas takie projekty, które chciałbyś zrealizować, ale czujesz, że nie masz jeszcze wystarczających umiejętności, technologia nie jest w tym momencie albo nie jest dla Ciebie jeszcze dostępna? Coś takiego wielkiego, co po głowie Ci chodzi, ale wiesz, że to jeszcze nie jest to miejsce?
Krzysztof: Tak, oczywiście. Technologia w przypadku tego, co ja robię to jest bardzo skalowalna sprawa. Ja na polskim podwórku wyróżniam się tym, że mniej więcej mam fajny sprzęt, oczywiście nie jako jedyny. Natomiast to można skalować niemal w nieskończoność. Można kupić kamerę, która będzie ci kręciła slow motion 5 tys. klatek na sekundę i zrobić można jakieś kosmiczne rzeczy. Jest bardzo dużo możliwości, więc tak, jak najbardziej. Mam pomysły na rzeczy, których nie jestem w stanie zrealizować.
Michał: Kończąc w zasadzie życzę Ci, abyś te pomysły potrafił realizować, żeby udawało się fajnie rzeczywiście dywersyfikować to, co robisz, nie tylko w obszarze projektów, które realizujesz czy pieniędzy, które na nich zarabiasz, ale też żebyś miał na to wszystko czas. Z tym to najsłabiej w naszej branży. Zastanawiam się, czy są jakieś końcowe słowa, które chciałbyś powiedzieć takim osobom, które tą długą rozmowę będą oglądały i które zastanawiają się, czy te pasje, które w sobie mają, to jest coś takiego, co warto światu pokazywać czy nie? Pomyśl, że to jest taka podstawowa wątpliwość, którą my jako twórcy pewnie mamy. Ja coś takiego miałem. Wydawało mi się na początku, że to co potrafię, nie jest wystarczająco dobre, żeby to wrzucić gdzieś w internet i pokazywać.
Krzysztof: Mi się też tak wydawało. Myślę, że dopóki się nie spróbuje, to się tego nie będzie wiedzieć. Trudno jest powiedzieć, że każdy powinien zawsze wszystko publikować. Bądźmy szczerzy, niektórzy ludzie mają np. słabe pomysły albo nie mają umiejętności, które są konieczne. Ale nie dowiesz się tego, ile jesteś warty, dopóki czegoś nie spróbujesz zrobić.
Michał: Jest jakiś miękki sposób na miękki start?
Krzysztof: Ja myślę, że jak zaczynasz, to wszystko jest miękkim startem. Założysz sobie bloga, którego nikt nie będzie czytał. Nie jest tak, że 100 tys. ludzi przyjdzie cię zhejtować, że ten blog jest słaby, bo tak naprawdę to jesteś ludziom obojętny. Ale to właśnie jest dobra rada, że czym się tutaj przejmować? Bo przecież ty jako hipotetyczny przyszły twórca nie masz nic do stracenia. Najwyżej paru znajomych cię jakoś osądzi, że to zrobiłeś. Będzie taka krępująca sytuacja, że powiesz znajomym: „I co, oglądaliście?” i znajomi: „A, no, no”.
Ja na swoim przykładzie powiem, że w kółko miałem taki problem ze swoimi znajomymi, że nie wiedziałem w ogóle, czy im się to podoba, czy np. moi znajomi w ogóle gdzieś tam za plecami się śmieją ze mnie, że ja się tak wygłupiam w tym internecie. Miałem też takie ludzkie zawsze wątpliwości i kwestionowałem to, co robię, więc to jest normalne.
Natomiast myślę, że też nie ma co przesadzać ze skromnością w sensie takiego okłamywania samego siebie, że: ”A ja nie mam nic ciekawego do powiedzenia, nie będę robił”. Myślę, że w internecie popularni stają się ludzie, którzy po prostu mają odwagę coś zacząć robić. To nie jest tak, że najpopularniejsi to są ci, którzy mają najwięcej do powiedzenia, nie zawsze przynajmniej.
Michał: Warto się odsłaniać?
Krzysztof: Zależy w jakim względzie, nie w każdym przypadku.
Michał: Tobie było warto się odsłaniać?
Krzysztof: Tak, przy czym ja to zrobiłem w taki kontrolowany sposób, mając doświadczenie, warsztat i wiedząc, jak się odsłonić tak trochę bez odsłaniania się, jak pokazać samego siebie, ale jednocześnie zachować swoją prywatność i jakoś ułożyć to w ciekawą narrację, która mi daje poczucie bezpieczeństwa. Myślę, że tak wchodząc w temat YouTube’a, może kompletnie z ulicy byłoby to ryzykowne, bo nie wiedziałbyś, gdzie jest ta granica i jak to ubrać, o czym mówić, o czym nie mówić. Więc warto też być ostrożnym.
Michał: Dzięki wielkie, Krzysiek.
Krzysztof: Dziękuję bardzo.
Nie wiem, jak Tobie, ale mi ta rozmowa bardzo się podobała. Co prawda zdałem sobie sprawę już po jej przeprowadzeniu, że nie zadałem zbyt wielu pytań dotyczących samego biznesu Krzyśka i myślę, że być może to będzie szansa i pretekst do kolejnej rozmowy, żeby sobie o tych biznesowych aspektach porozmawiać. Oczywiście o ile Krzysiek przyjmie zaproszenie. Ja póki co bardzo się cieszę i bardzo Ci Krzysztofie dziękuję. Wiem, że będziesz przesłuchiwał tę rozmowę prędzej czy później. Jeszcze raz bardzo, bardzo mocno dziękuję za przyjęcie zaproszenia, za poświęcenie swojego cennego czasu, za opowiedzenie o tych meandrach drogi do Twojej aktualnej pozycji. Jestem bardzo ciekawy, gdzie będziesz za kilka lat. Z przyjemnością będę to obserwował z bocznego fotela.
Przy okazji chciałbym też bardzo mocno podziękować Mieszkowi ze Zgrywa Studio – link będzie zamieszczony w notatkach do tego odcinka podcastu. Zbyszek umożliwił nam nagranie tej rozmowy w swoim warszawskim studio i dozorował też jakość dźwięku, który słyszeliście w tej rozmowie i jest ona bardzo fajna. Powiem szczerze, że zupełnie inaczej nagrywa się takie rozmowy w dobrze wygłuszonym pomieszczeniu przystosowanym do produkcji dźwiękowych. Osobom, które nagrywają zdecydowanie polecam, bo to po prostu zupełnie inna jakość.
Przypominam, że ta rozmowa jest też w całości w formie wywiadu na YouTubie jako film. Spróbuję z tego uczynić taką stałą praktykę, zobaczymy, na ile będę wytrwały, bo jednak
z mojej perspektywy, jeżeli stoi przede mną kamera, to jest mi dużo, dużo trudniej taką rozmowę prowadzić i myślę, że w jej trakcie doskonale było widać, jaki jestem zestresowany. A jeżeli nie było widać, to znaczy, że się dobrze maskuję. To jest zupełnie nowa dla mnie sytuacja, kiedy jest to oko kamery i kiedy jest jeszcze ktoś w pomieszczeniu, bo był Mieszko, który pilnował właśnie, żeby wszystko się dobrze nagrało ze strony audio i wideo.
Jeszcze jedną rzecz chcę powiedzieć, w zasadzie przeprosić Was za problemy, które były na blogu w ubiegłym tygodniu, a z mojej perspektywy przedwczoraj, wczoraj i dzisiaj, bo nagrywam to w czwartek, a w niedzielę będzie publikacja tego odcinka. Niestety blog stał się celem ataków osoby lub osób, które przypuszczają tzw. atak Distributed Denial of Service (DDoS), który ma na celu spowodowanie, żeby blog „Jak Oszczędzać Pieniądze” zniknął z internetu. Nie wiem, kto to robi, nie chcę wiedzieć, a przypuszczam, że osoba ta czerpie olbrzymia satysfakcję z tego, że w ogóle o tym mówię. Ale robię to tylko w kontekście przekazania informacji, że takie rzeczy się zdarzają i wszędzie tam, gdzie pojawia się ktoś, kto odnosi jakieś sukcesy bądź mówi treści niewygodne, kto jest na widelcu jak ja, można się zetknąć z działaniami, które są po prostu próbą zaszkodzenia. I właśnie to mnie spotkało. Mój dostawca usług hostingowych sobie systematycznie z tym próbuje radzić. Musieliśmy trochę pozabezpieczać bardziej bloga itd. Mam nadzieję, że te działania, które podjęliśmy
w przyszłości pozwolą nam przed tego typu atakami nie tyle się zabezpieczyć, co skutecznie je po prostu odpierać. Zobaczymy, jak będzie. Przykro mi, że coś takiego się dzieje, ale cóż, tak to właśnie wygląda.
Przypominam jednocześnie, że linki do wszystkich stron, do kanałów Krzyśka na YouTubie, książek czy zasobów, które wymienialiśmy, znajdziecie w notatkach do tego odcinka podcastu pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/087.
A teraz już bardzo dziękuję Ci za wspólnie spędzony czas i życzę skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
{ 28 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Kumulacja 🙂
Dwóch najfajniejszych polskich twórców internetowych w jednym miejscu.
Dziękuję za moc jaką dajecie!
Adam
Ciekawy wywiad z popularną obecnie osobą poruszający w większości tematykę Youtube.
Mimo, że wasza rozmowa była interesująca to według mnie zbyt odbiegała od tematyki Twojego bloga. To była nieszablonowa rozmowa, w której było mało „finansowych” tematów (nie licząc zarobków Krzyśka na Patronite). W mojej opinii była ona daleka od wcześniejszych podcastów pt. „więcej niż oszczędzanie pieniędzy”.
Hej Tomasz,
Dziękuję za komentarz. Sprostuję jednak, bo chyba masz błędny odbiór podcastów. One z założenia mają wykraczać poza tematy stricte finansowe. Są odcinki, które dotyczą finansów i są takie, które dotyczą tego co ja definiuję jako „dobre życie”.
Uznałem, że warto przybliżyć Wam trochę kulisy pracy twórcy, który jest w czołówce polskiego YouTube. Rozumiem jednak, że nie musi Cię to interesować. 🙂
Pozdrawiam
Super, że jest wideo! 🙂 Dużo przyjemniej się słucha, kiedy można sobie zerknąć na rozmówców raz jakiś czas, podnosząc głowę znad rysowania 🙂
Witam,
Fajny podcast, pytanie techniczne: jak i gdzie jako totalny laik/amator mogę nauczyć się produkcji, montażu oraz fotografii? Kogo śledzić, skąd czerpać wiedzę oraz przydatne wskazówki? Dzieki i pozdrawiam!
Hej Marcin,
W skrócie: polecam poradniki na YouTube (o tym mówił Krzysiek). Osobiście lubię też szkolenia CreativeLive. Wiele z nich w ramach powtórek można obejrzeć za darmo.
Dodatkowo polecam też podcast WNOP 055, w którym mówiłem dokładnie na ten temat (o i niespodzianka dla Tomasza z komentarza wyżej – to także nie jest podcast na tematy finansowe):
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/jak-sie-uczyc-i-skad-zdobywac-wiedze
Pozdrawiam!
Dzięki Michał, jesteś super gość, wiele się od Ciebie uczę. Tak trzymaj! 🙂
Wystarczy że odgapisz id Casei Neistata kilka chwytliwych tricków i masz szansę podbić 40mln naród. Szacun do Krzyśka że zrobił to pierwszy. Contentem się nie przejmuj. Możesz mówić i pokazywać cokolwiek … Jak widać po oglądalności Krzyśka kanału ludzi te kupują gdyż przywykli do tego że w TV jest papka. No ale tematy, live style, etc… też możesz odgapić w 100% od C.N. to działa. Później wszystko dajesz do złożenia głodnym sukcesu fachowcom od edycji filmów i za rok sukces jest Twój 😉 pozdrawiam. Aaaa… Bym zapomniał musisz jeszcze się sprzedać / zrobić crossa z kimś sławnym i słodko manipulujące kręcenie oczkami w filmikach pomaga, ale spokojnie ludzie w 99% nie zauważą że manipulujesz bo mają 15 lat dopiero 😉 mam nadzieję że pomogłem. Ps. A do edycji na początku Windows Movie Makera.
Spotkanie tytanów Michał kóry jest dla mnie mistrzem i Krzysiek którego szanuje jako twórcę. Jednak po oglądnięciu całeści na YouTube uważam że wyszło raczej słabo. Dużo gadania mało treści, mało wartości dodanej do której przyzwyczaił mnie Michał. Większość treści powtarza się w sumie we vlogach Krzyśka łudząco podobne przekazy usłyszeć można też od Casey’ego Neistat’a. Finansowy ninja znając koszt swojego czasu nie powinien inwestować go w ten odcinek podcastu. Lepiej posiedzieć nad finansami domowymi te 1,5h.
Dobrze to ubrałeś w słowa. Mam takie same odczucia. Za mało konkretów.
Hej Łukasz,
Twoja decyzja. Miłego siedzenia nad finansami domowymi. 🙂
Na przyszłość polecam włączenie prędkości 2x. Da się słuchać a zabierze tylko 45 minut. 😉
Pozdrawiam!
Jak przedmówcy – rozmowa za długa, przegadana. Zaskoczenie, że w rozmowie (w końcu topowego blogera finansowego), niemal nic nie było o finansach – i to akurat Krzysztofa, drugiego tuza polskiego youtuba. Nawet Patronite (a właściwie pieniądze uzyskane i uzyskiwane dzięki tej platformie) – od strony finansowania działalności – omówiony pobieżne, zdawkowo, bez odniesienia tego do bieżącej i perspektywicznej działalności Krzysztofa. Szkoda.
Pierwszy podcast na tym blogu, który miałem sobie darować. Fenomenu Krzysztofa i vlogów nie rozumiem, ale chyba po prostu jestem już za stary…
I cieszę się, że jednak przeczytałem całość. Podcast o wiele lepszy, niżbym się mógł spodziewać. Końcowa część, od momentu o odnalezieniu szczęścia w prostocie, to perełka.
Dziękuję Wam obu.
Dziękuję Marcin za ciepłe słowa. Na zdrowie. 🙂
Uwielbiam Gonciarza i jego podejście do życia. Jest on dla mnie bardzo dużą motywacją do działania i wyczekuje kolejne jego filmy. Obu blogerom życzę powodzenia i samych sukcesów. 🙂
Świetnie się słuchało wywiadu z Krzyśkiem Gąciarzem prowadzonego przez osobę, która jest w temacie :-). Szkoda, że rozmowa taka krótka (;-) !) – gdybyście nagrali 3 godziny – z przyjemnością wysłuchałabym trzech.
Dla równowagi dla marudzeń z innych komentarzy dodam jeszcze, że przesłuchałam wszystkie odcinki podkastu (a nawet zakupiłam i przesłuchałam Twoją książkę) i uwielbiam to, że tematy są zróżnicowane.
Serdeczne pozdrowienia dla Was Obu 🙂 !
Obejrzane do końca 😉
Michał i Krzysztof na jednej kanapie, nie mogło być nieinteresująco 🙂
Teraz muszę wyłączyć komputer, przewietrzyć głowę i przewietrzyć głowę 😉
Dzięki Michał, za ten materiał. Dzięki Krzysztof, że zgodziłeś się odsłonić trochę „kuchni”
i że znalazłeś czas.
Kto szuka, znajdzie w tym przekazie olbrzymią wartość dla siebie.
Sam fakt, że jest to nowe doświadczenie podcast z obrazem 🙂 czyni materiał nad wyraz wartościowym!
3maj się Michał
Hmmm… Nie znałem vloggera Krzysztofa. Najpierw posłuchałam podcastu będąc w drodze. Podcast ciekawy, w sensie pokazania że czegoś / kogoś innego. Teraz wieczorem mam czas i w końcu klik w Youtube. Tu niestety rozczarowanie ( te 3 filmy) . One są ładne, pewnie nawet za rok bym nie zrobił takiego, ale gdzie treść? O czym to jest? O tym że najtrudniej zrobić krok 1? I już? I tyle szumu. No ale chyba video od tv niedaleko leży, więc czego ja się spodziewałem? Chyba czegoś do przemyslenia i inspiracji…
Szkoda że taki offtop wrzucasz, no ale jak mówiłeś w podcascie, każdy ma gorsze i lepsze pomysły, czekam na coś lepszego…
Pozdrawiam serdecznie, choć post może nie całkiem serdeczny, no ale musiałem… Ja nie chcę aby twoj blog stał się taki jak np ten vloog…
Rozmowa wam się kleiła. Widać, że Krzysiek ma pasję i jak wszedłem na YT to widzę, że i umiejętności związane z produkcją video też jak najbardziej ma. Ale przyznam, że nie do końca rozumiem po co miałbym oglądać filmiki z czyjegoś życia? Może ja też jak ktoś wyżej wspomniał za stary już jestem 🙂
Gratuluję pasji i wyników na polu biznesowym niemniej do mnie to nie przemawia.
Dobrze, że Michał na blogu nie tylko o finansach pisze gdyż kilka wpisów (np. o motywowaniu się, o mądrym stawianiu celów, o stylu pracy, o Pacie Flynie, o książkach (w tym Tima Ferrissa), o bieganiu … było naprawdę super i bardzo dla mnie motywujących.
Każdy ma swoje potrzeby i swoje zdanie więc nie chcę powiedzieć, że ten wpis jest gorszy. Dla mnie mało przydatny ale dla innych być może będzie mega inspirujący.
Z zaciekawieniem słuchałem części o automatyzacji produkcji filmów i delegowaniu kawałków procesu. Ciekawie było gdy mówiliście o możliwości testowania produktów (niedopracowanych) live w internecie i słuchaniu i reagowaniu od razu na odzew odbiorców … było kilka ciekawych wątków. Ale omówionych trochę za płytko. Ot taka sympatyczna pogawędka 2 sympatycznych i zdecydowanie inteligentnych Panów 🙂
Czego mi zabrakło? No jednak bym chciał usłyszeć jak się ilość subskrypcji przekłada na zarobki 🙂 Chciałbym się dowiedzieć więcej o samych mechanizmach YouTube związanych z pieniędzmi …
PS: ale wczoraj słuchając Was Panowie zrobiłem swój trening biegowy więc wielkie dzięki 🙂
Hej słucham cały czas i nic jeszcze kasy nie mam w banku to co można robić by mieć
Dzięki Michał za kolejne światełko na mojej drodze 🙂
Bardzo ciekawa i inspirująca rozmowa. Vlogi Krzysztofa oglądam już od jakiegoś czasu, choć nie wszystkie, i za każdym razem jestem pod wrażeniem, że udaje mu się te wszystkie aktywności tak sprawnie łączyć.
Odniosę się do ostatniej jej części, w której mówicie o „ryzyku” wrzucania tworzonych treści do sieci.
Otóż od długiego czasu, w zasadzie odkąd tworzę swojego bloga ( a niebawem będzie rok w miarę regularnych publikacji) mam problem nieco inny. Nie boję się oceny znajomych, ani tym bardziej obcych mi jeszcze ludzi. Problemem dla mnie jest to jak ich znaleźć. Póki co czyta mnie garstka znajomych i nie zanosi się by ten stan się zmienił. Otworzenie fanpage’a w tej sytuacji mija się chyba z celem, bo na nim nawet tych znajomych nie będzie. Próbowałam wrzucania linków na swojego Twittera, gdzie mam garstkę obserwujących. Testowałam różne godziny, dodawałam hashtagi… Wynik też nie był zadowalający. Instagrama nie rozważam, bo mam dużo obserwujących spoza PL. Kolejnego kanału social media też nie.
I teraz pytanie – jakimi drogami, bez nakładu pieniężnego, mogę dotrzeć do odbiorców?
Michał,
Świetny wywiad i miła odskocznia od finansowej codzienności 🙂
Cześć Michał! Dzięki za nagranie. Mimo, że teoretycznie Wasza rozmowa była dość luźna, to można w niej znaleźć prawdziwe perełki. Bo czy nie takie jest nasze życie – niby nic się nie dzieje, a po drodze okazuje się, jak człowiek się wiele nauczył. Dla mnie to rozmowa dwóch osób, które poprzez swoją ciężką pracę osiągnęły sukces na rynku. Ale to również rozmowa o pokonywaniu własnych słabości (to ciekawe że dużo twórców mówi o tym, że są introwertykami:), odwadze próbowania nowych rzeczy, jak również cenie, którą trzeba zapłacić za sukces i cieniach popularności. Dzięki za to wszystko i proszę o więcej! Pozdrawiam!
Dzięki za przedstawienie Krzysztofa, taka znana postać a nigdy wcześniej nie miałam okazji zapoznać się z jego twórczością. Bardzo inspirujący człowiek!
Nigdy nie słyszałam o Krzysztofie. „Konsumowanie treści z YouTube” jest dla mnie synonimem straty czasu, ale te filmy które wybrałeś do notki obejrzałam z zapartym tchem.
Widać ogromny talent, wrażliwość, pasję i pracowitość. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Nigdy o nim nie słyszałam. Zaczęłam słuchać podcastu i pomyślałam sobie, że to jakiś pan około 50-tki (ma taki poważny głos). Potem sprawdzam, a on jest młodszy ode mnie 🙂
Z ciekawości włączyłam kilka ostatnich odcinków „Zapytaj Beczkę” (co oznacza w ogóle ta nazwa?). Wyłączyłam po kilkunastu sekundach. To jednak nie moja bajka. Mam inne poczucie humoru. Czy grupą docelową jest gimnazjum?
Podcast za bardzo chyba odbiega od tytułu „Sukces na You Tube” – za mało wiedzy i konkretów. Liczyłam, że poruszony będzie bardziej wątek japoński, bo to mnie zainteresowało (Japonia bardzo mnie interesuje).
Będę zaraz słuchać kolejnego podcastu z Krzysztofem, ciekawe co powie teraz, w 2018 roku.
Fajnie się tego słuchało. Osoba mi nieznana. Dziękuję …
„Myślę, że nie jest sztuką się raz wybić. Prawdziwą sztuką jest umiejętność utrzymywania się przed długi czas względnie na szczycie i być powtarzalnym.”