Podcast: Play in new window | Download (Duration: 1:58:37 — 109.4MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Kilka lat temu samodzielny youtuber, a obecnie właściciel firm produkujących wideo w Polsce i Japonii. Dziś mówi o kulisach działania i rozwoju biznesu.
Krzysztof Gonciarz najbardziej znany jest obecnie jako kreatywny i szczery youtuber pokazujący we vlogach w dojrzały i jednocześnie zdystansowany sposób swoją codzienność i otaczającą go rzeczywistość. Ma grono wiernych fanów i obserwatorów, które liczy w tej chwili kilkaset tysięcy osób.
Jednocześnie jest także coraz sprawniejszym przedsiębiorcą, który prowadzi działalność gospodarczą w Polsce, jest współwłaścicielem firmy producenckiej w Japonii i otworzył właśnie firmę świadczącą usługi produkcji wideo dla klientów z Polski. Dzisiaj rozmawiamy właśnie o kulisach jego działalności biznesowej, czyli o tym, czego zazwyczaj nie widać w jego vlogach.
Rozwijamy masę wątków biznesowych: zakres świadczonych usług, sposób rekrutacji współpracowników, sposób pracy w rozproszonej geograficznie firmie, kulisy współprac komercyjnych (na YouTube i nie tylko) oraz ich przebieg, zarządzanie sytuacjami kryzysowymi, błędy popełnione przez Krzysztofa w działalności biznesowej i plany na najbliższe lata.
A przy okazji przypominam, że to już nasza druga rozmowa w podcaście. W pierwszej – półtora roku temu – koncentrowaliśmy się na tym, jak osiągnąć sukces na YouTube. Dzisiaj zagłębiamy się w zupełnie inne wątki. Zapraszam do wysłuchania. 🙂
Krzysztof Gonciarz i kulisy jego biznesu – audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt zamieszczony poniżej lub obejrzeć wideo na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
Zaufanie i dobre relacje z innymi
Dużo w dzisiejszym odcinku mówimy o zaufaniu do siebie i do innych oraz budowaniu biznesu w oparciu o zaufanie społeczności do nas – jako twórców. Tematowi temu poświęcona jest moja najnowsza książka „Zaufanie, czyli waluta przyszłości”.
Mocno zachęcam do sięgnięcia po nią – zwłaszcza wtedy, gdy cały czas poszukujecie własnej drogi, uwiera Was etat nie do końca dopasowany do tego co Wam w sercu gra lub też niedawno weszliście na ścieżkę przedsiębiorczości i poszukujecie dowodów na to, że warto działać rzetelnie i uczciwie, i bez chodzenia na skróty.
Czytaj także: WNOP 087: Sukces na YouTube – Krzysztof Gonciarz opowiada o kulisach swojej pracy i ewolucji
Transkrypt, czyli podcast do czytania
Transkrypt podcastu dostępny jest w dwóch formatach: PDF do pobrania i wersja tekstowa do czytania na blogu (po rozwinięciu).
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu (PDF).
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 122. Dzisiaj usłyszycie o biznesowej drodze od samodzielnego influencera do przedsiębiorcy, który działa na kilku rynkach.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzień dobry przemiłym Słuchaczkom i Słuchaczom. Dzisiaj ponownie zaprosiłem Krzysztofa Gonciarza, osobę, która jest znana z YouTube’a. Krzysiek występował już w 87. odcinku podcastu, w którym opowiadał o tym, jak wyglądają kulisy jego pracy i ewolucji jako youtubera. A dzisiaj porozmawiamy o czymś, czego na YT nie widać i o czym dosyć rzadko rozmawia, czyli o biznesowej stronie tych wszystkich jego działalności, w szczególności o drodze od solopreneura, czyli przedsiębiorcy działającego w pojedynkę, do osoby, która prowadzi kilka firm, i to na skalę międzynarodową, które zatrudniają i współpracują łącznie z kilkunastoma osobami.
Rozmawiamy o tym, jak Krzysiek przełamał się, żeby zatrudnić pierwszego pracownika, jak organizuje to swoje zaplecze, o tym, w jaki sposób sprzedaje projekty na swoich kanałach youtube’owych, w jaki sposób sprzedaje i pracuje z klientami, jakiego typu produkcje realizuje dla klientów korporacyjnych. Powiemy też trochę o pozyskiwaniu klientów oraz trochę o tym, dlaczego w Polsce otwiera kolejną firmę produkcyjną. Powiemy również o popełnionych błędach, kryzysach wizerunkowych, jednym słowem o tym, co w życiu przedsiębiorcy przytrafia się prędzej czy później.
Serdecznie zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.
Michał: Cześć Krzysiek!
Krzysiek: Siema! Bardzo dziękuję za zaproszenie.
Michał: Miło mi, że je przyjąłeś. Przyjeżdżasz do Polski i widzimy się praktycznie za każdym razem, jak tu jesteś. Na początek powiedz naszym widzom, kim Ty właściwie jesteś.
Krzysiek: Przede wszystkim jestem youtuberem. Tworzę treści do internetu od ok. 15 lat, nie zawsze były to filmy. Generalnie tworzę kilka kanałów youtube’owych. Poza tym w Japonii mam firmę produkcyjną zajmującą się produkcją wideo. Teraz w Polsce otwieramy podobną działalność. Więc zajmuję się produkcją wideo w wydaniu do internetu, do YT oraz komercyjną. Generalnie jestem człowiekiem od filmików.
Michał: Dla tych, którzy nie wiedzą, Krzysiek występował ok. półtora roku temu w 87. odcinku podcastu, gdzie opowiadał o swojej działalności youtube’owej. A dziś chciałbym, abyś opowiedział o działalności biznesowej, czyli o tym, czego zazwyczaj u Ciebie nie widać we vlogach, w których każdy może podejrzeć sobie kawałek Twojego życia. Ile osób teraz śledzi Twoje kanały?
Krzysiek: Śledzi mnie ok. półtora miliona osób, tzn. ciężko jest przeliczać subskrypcje na ludzi, bo nikt nie wie, co jest tam prawdą. Gdyby wszystko zsumować, to wyszłoby dwa miliony, ale myślę, że ok. milion osób kojarzy to, co robię, a ok. 100 tys. ogląda to bardzo regularnie, prawie codziennie. Gdy rzucam okiem na kanał i oglądalność jest powyżej 100 tys. dziennie, to jestem spokojny. Wiąże się z tym pewna sezonowość, co jest niezależne ode mnie, oraz pewna magia YT, który nagle udziela ci tej łaski. Myślisz, że w tym tygodniu wszystko będzie klikać się dobrze, że: „Wow, ale jestem dobry w tym, co robię”, a tydzień później ta łaska jest ci odbierana, bo coś tam nie pykło z algorytmami i „już nie jesteś dobry w tym, co robisz”.
Michał: Nie boisz się, że to się skończy?
Krzysiek: Oczywiście, boję się. Staram się być w tym pokorny. Jeśli rzeczy związane z YT działają dobrze, to uważam to raczej za fuksa, za szczęśliwy zbieg okoliczności poparty dobrą treścią. Ale to jest bardzo naiwne myślenie, że wystarczy robić dobry kontent, żeby on odnosił sukcesy, bo to tak nie działa.
Michał: A co działa w takim razie?
Krzysiek: Czasem wydaje mi się, że rzeczy klikają się dobrze. Że to, co udało mi się zrobić na YT, to zbudowanie fajnej społeczności widzów, którzy lubią mnie poza poziom tych kanałów, które posiadam. Gdybym nagle zamknął kanały youtube’owe i powiedział, że od teraz jestem tylko na Instagramie, to pewnie część z tych ludzi uznałaby, że potrzebują tego kontaktu ze mną, więc pewnie by poszła. Instagram to zły przykład, bo jednak każdy go ma, ale będąc np. na platformie krzysztofgonciarz.com, myślę, że jednak ktoś na nią wchodzi. Myślę, że to jest świadectwo dojrzałości czy to kanału youtube’owego, czy twórcy, blogera, influencera, kiedy ludzie są w stanie pójść za Tobą ten krok dalej. To zabawne, bo w przypadku blogów jest to bardziej naturalne. Ludzie domyślnie wchodzą właśnie do Ciebie.
Michał: Inny sposób konsumpcji treści, bo to Twoja platforma.
Krzysiek: Jako bloger możesz mieć mniejsze zasięgi niż największe kanały youtube’owe w Polsce, ale jednocześnie to są ludzie, którzy naprawdę przychodzą do ciebie, a jak masz dużą oglądalność na YT, to bardzo często to jest zasługa tego, że YT postanowił polecić cię jakimś ludziom. Mechanika działania tego jest kompletnie inna.
Michał: Czy masz jakieś pomysły na to, jak zabezpieczać się przed tym, że YT kiedyś ograniczy Twoje zasięgi czy sposób promowania Twoich treści?
Krzysiek: W obrębie YT nie da się przed tym zabezpieczyć.
Michał: Zastanawiam się nad tym, dlaczego youtuberzy w zasadzie nie decydują się na to, aby zbierać adresy e-mail. W ogóle tego nie ma.
Krzysiek: Ja stawiam na taki intymny czy bliski kontakt z widzami, że chcę, aby oni mi ufali. Chcę mieć takie credibilityw ich oczach, gdzie oni mnie darzą sympatią, czują się jakoś związani z kanałem czy z moją twórczością i że ja też będę miał do nich zaufanie. Gdy łaska algorytmu zostanie mi odebrana, to oni mnie znajdą.
Michał: Czyli budujesz relacje.
Krzysiek: Tak, bo to jest ważne. Myślę, że w przypadku twórców niektórych kanałów to niejako dzieje się samo, bo jeśli wypuszczasz treść regularnie przez lata, to siłą rzeczy stajesz się kimś ważniejszym w czyimś życiu. Gdy ktoś ogląda cię przez pięć lat, to nawet jak ma cię trochę w dupie, to i tak kimś jesteś w jego życiu. Ale jeśli przy okazji on darzy cię sympatią i coś zrobisz, co go zainspiruje, pomyśli o tobie w jakimś ważnym momencie swojego życia, to stworzycie taką intymną relację. I ja często dostaję takie wiadomości, że ktoś wyjechał za granicę, bo zobaczył moje filmy. Wydaje mi się, że z wieloma widzami udało mi się nawiązać bliższy kontakt na zasadzie mojej relacji z ich życiem, że mamy więź, która pozostanie.
Michał: Czy masz poczucie misji w tym, co robisz?
Krzysiek: Mam, oczywiście, że tak. Moja misja nie jest taka prosta do zdefiniowania. Ostatnio zacząłem zwracać uwagę na to, jacy ludzie mnie oglądają. Niedawno byłem przez tydzień w Londynie. Zrobiłem tam taki spontaniczny meetup [spotkanie] dla moich patronów. Mój profil na Patronite był pierwszym naprawdę dużym. Największy miał chyba 1500 zł budżetu miesięcznego, a mój 25‑30 tys. zł. I ja lubię takie spotkania patronitowe, bo tam jest taki kameralny klimat. Przychodzi 15‑20 osób przy tej skali publiczności, która mnie ogląda. Jeśli robię spotkania otwarte, to jest to wydarzenie masowe, inna dynamika. I na tych małych spotkaniach jest okazja, by każdego poprosić o przedstawienie się całej grupie. To integruje ludzi i ja to bardzo lubię robić. Okazuje się, że ci ludzie pochodzą z różnych grup zawodowych – tu jest programista, tu grafik, tu student mody itd. Naprawdę fajni, różnorodni ludzie mnie oglądają. Młodzi ludzie, którzy czegoś tam w życiu szukają. Chcą zrobić coś fajnego. Często myślą o podróżowaniu po świecie. Nie że chcą uciec, bo tu nie ma perspektyw, lub że mają pogardę wobec ojczyzny, tylko chcą się czegoś nauczyć, wrócić bogatsi o doświadczenia. Bardzo lubię tę swoją społeczność. Przez ostatnie miesiące dużo bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bo moi widzowie chyba też dojrzeli. Ich średnia wieku to 25 lat. YouTube’a nie oglądają wyłącznie gimbusy. Gdy 10 lat temu zaczynałem robić YouTube’a, to były gimbusy, ale teraz to ludzie dorośli. Więc nawet pamiętają, że oglądali „Zapytaj Beczkę”, gdy pisali egzamin gimnazjalny, a teraz są już na studiach.
Pewien człowiek, który u mnie pracuje, Borys, gdy zgłosił się do mnie ponad rok temu, to przysłał mi swoje zdjęcie ze mną z premiery mojej pierwszej książki w 2012 r. Miał wtedy 13 lat, a teraz ma 18. Z twarzy wyglądał jak dziecko. Obecnie jest już takim normalnym kolesiem, z którym mogę sobie porozmawiać. Już legalnie pije alkohol.
Michał: Jak to jest wychować sobie pracownika?
Krzysiek: Ja mu bardzo kibicowałem. To mnie bardzo chwyciło za serce i jak to zobaczyłem, to życzyłem mu, aby był dobry w montażu, bo nie przepuściłbym kogoś słabego tylko dlatego, że wzruszyło mnie to, że ma zdjęcie ze mną. Nie pozwoliłbym sobie na to. Okazało się, że jest bardzo uzdolniony.
Michał: Powiedz w końcu, co jest Twoją misją?
Krzysiek: Zacząłem mówić o tej społeczności, bo ostatnio zauważyłem taki cel, że ta społeczność ma strasznie dużo skumulowanej wiedzy między sobą. Pojechałem do Londynu, poznałem tam dwóch młodych studentów, jeden studiował fashion design odzieży sportowej, drugi inżynierię dźwięku. I poszliśmy na spacer i oni opowiadali mi o modzie, o życiu w Londynie. Pomyślałem, ile ci wszyscy ludzie, którzy to oglądają, mogą nauczyć się od takiej jednej osoby, a takich osób jest tam 150 tys. Ta suma doświadczeń jest ogromna, a ja mam tę możliwość przekazywania tej wiedzy do nich wszystkich. I te różne punkty widzenia. Mnie to bardzo inspiruje. Podróżowanie, poznawanie ludzi i pokazywanie im, że można robić to, co ja. Ten mój styl życia jest dość specyficzny. Być może ludzie za bardzo myślą, że to jest sama zabawa, a tej mroczniejszej części nie widać. Ale przez to, że tego nie widać, to dla części ludzi jest to inspirujące, że mam taki styl życia.
Michał: Który wydaje się niedostępny. Bo jesteśmy nauczeni, że to dla nielicznych, a to nieprawda.
Krzysiek: W Nowym Jorku poznałem taką dziewczynę, która mówiła mi, że wyjechała do Nowego Jorku pod wpływem filmu Krok pierwszy, który jest jednym z najlepiej oglądanych moich filmów. I byłem tym wzruszony.
Michał: Jest tak, że wpływasz na innych. Ja na pewno też w jakiś tam sposób wpływam, ale to, co jest fajne u Ciebie, to to, że jesteś według mnie taką osoba, która udowodniła, że trzyma poziom i że w tym, co robisz, nie ma ściemy. Czyli jesteś szczery, mimo że nie pokazujesz całego swojego życia. A do takich ludzi się lgnie. Wokół Ciebie grupują się osoby, które są podobne do Ciebie, aspirują do takich bądź chcą wieść podobny styl życia.
Krzysiek: To zabawne, gdy mówisz, że przyciągasz ludzi podobnych do siebie. Momentami to jest aż karykaturalne. Ludzie krzywią się, gdy mówię o sobie introwertyk. Nie lubię skupiać na sobie uwagi, co inni odbierają za śmieszne. Ja przed kamerą mogę czuć się komfortowo, ale jak pójdę do knajpy i jest tam osiem osób, których nie znam, to wstydzę się. I gdy przychodzi 50 osób z mojej społeczności na jakieś spotkanie, to wszyscy nawzajem wstydzimy się siebie. To jest tak, że ja widzę siebie wśród tych wszystkich ludzi. To tak, jakby było 50 introwertyków, którzy boją się do sobie zagadać. Ale jest poczucie wspólnoty.
Michał: Jak ja mówię, że jestem introwertyczny, to ludzie mi nie wierzą. Bo wychodzę na scenę, robię show itd. Ale tylko ja wiem, ile energii mnie to kosztuje. Ja mam tak, że moja obecność w internecie wynika z tego, że to jest dla mnie najbardziej komfortowa forma komunikacji. Nie lubię występować przed kamerą, ale gdy siadam i piszę, to mogę przelać wszystko, bo wiem, że w ten sposób potrafię siebie wyrazić najlepiej. Wiem, że to będzie konsumowało dużo ludzi, ale ja nie będę miał z nimi bezpośredniej styczności. W pewnym sensie uwalniam to bokiem. Wydaje mi się, że takie osoby jak ekstrawertycy działają jednak trochę inaczej, bo oni muszą być między ludźmi.
Krzysiek: Ja nie lubię wystąpień publicznych, bo mnie to stresuje. Ludzie myślą, że jest inaczej. Wczoraj mieliśmy imprezę, na którą zaprosiliśmy klientów. Mnie stresowało wypowiadanie się przed branżą. Najwięcej na evencie mieliśmy 1500 osób. To było dla mnie w porządku, bo to byli swoi ludzie i nie wstydziłem się ich aż tak. Ale nie jestem takim zwierzęciem scenicznym. Błędem jest, jak ludzie myślą, że gdy ktoś jest popularny na YT, to jest naturalnym showmanem, jest pewny siebie jak celebryta z telewizji, a często to są skryci ludzie, niepewni siebie, mający takie bardzo ludzkie cechy. Ale to nie jest nic złego. Ludzie ostro cię oceniają, mówiąc, że musisz wyleczyć się ze stresu przed wystąpieniami publicznymi, a dla mnie to jest OK, że się stresujesz.
Michał: Ktoś mądry kiedyś powiedział, że to, że stresujesz się, jest oznaką, że na czymś ci zależy.
Przejdźmy do mówienia o biznesie. Powiedziałeś, że Twoi widzowie nie znają tej ciemniejszej strony, być może nudniejszej. I to jest ten cel, dla którego spotkaliśmy się dziś, bo chciałem porozmawiać z Tobą o tym, jak wyglądają te Twoje kulisy. Masz firmę w Polsce, w Japonii i kolejną otwierasz w Polsce. Kiedy zacząłeś prowadzić swoją działalność gospodarczą?
Krzysiek: Zacząłem od założenia jednoosobowej działalności gospodarczej, jeszcze pracując. To było wtedy, gdy napisałem pierwszą książkę. Uznałem, że jako narzędzie pracy jest mi to potrzebne, żeby brać faktury itd.
Michał: Kiedy napisałeś pierwszą książkę?
Krzysiek: W 2011 r. napisałem Wybuchające beczkio grach wideo. W tym czasie poświęciłem uwagę na poznanie podstaw systemu podatkowego, odkrycie, że nagle dostajesz kasę brutto na konto, zamiast netto. I nagle zaczynasz widzieć ten cały świat, którego istnienia nie byłeś świadomy. Nagle okazuje się, że nie ma tych pieniędzy tak dużo, jak myślałeś, a jak je wydasz, to będziesz miał więcej. Zaczynasz kalkulować na kwotach rzędu 2 tys. zł miesięcznie, że jak kupię kartę graficzną, to automatycznie będę miał w tym miesiącu 100 zł więcej. I fajnie uczyć się tego na małych kwotach, bo zmniejsza się ryzyko błędów. Gdy potem pracujesz już na dużych kwotach i chcesz robić jakąś optymalizację kosztów i podatków, to można się przejechać.
Michał: Kiedy otworzyłeś firmę w Japonii?
Krzysiek: Około trzy lata temu.
Michał: Co było powodem jej otwarcia?
Krzysiek: Powodów było kilka. Ja chciałem spędzać czas w Japonii, by tam trochę pomieszkać. Tam są różne możliwości, żeby dostać japońską wizę, odrzucając różne opcje, bo nie chciałem tam pracować, gdyż miałem swoją karierę w Polsce. Więc założenie firmy wydawało się sensowne. Dzięki założeniu jej mogłem tam mieszkać, robić jakieś zlecenia dla klientów japońskich. W tamtym okresie poznałem moją wspólniczkę Kasię, bo my jesteśmy w tej firmie partnerami pół-na-pół. Kasia miała swoje kontakty w branży reklamowej, wcześniej pracowała w wydawnictwie wydającym magazyny w Japonii. I ustaliliśmy, że mam wiedzę o produkcji wideo, a Kasia ma pojęcie o japońskim świecie biznesowym. Uznaliśmy, że spróbujemy. Tak naprawdę zrobiliśmy taki proof-of-concept[próbę słuszności pomysłu], czyli postawiliśmy stronę internetową, powiedzieliśmy, że jesteśmy firmą, zaczęliśmy mailować, że istniejemy dla różnych klientów. Okazało się, że szybko wrócił do nas klient niedorzecznie wielki. Zrobiliśmy taki myk i napisaliśmy maila do prezesa pewnej firmy z zapytaniem, czy nie ma dla nas jakiejś robótki. Umówiliśmy się na spotkanie. Okazało się, że możemy mieć kontrakt, bo to, co oferowaliśmy, było tym, czego oni chcą. Więc postanowiliśmy założyć tę firmę.
Michał: Czy pomysł na testowanie zapotrzebowania na Wasze usługi jest Twój, czy gdzieś to wyczytałeś?
Krzysiek: Nie pamiętam, to przyszło naturalnie, dużo ludzi tak robi.
Michał: Ale też wiele osób robi tak, że najpierw zakłada sobie firmę i następnym krokiem jest zrobienie wizytówek.
Krzysiek: W Japonii wizytówki to bardzo ważna rzecz. Mieliśmy je, zanim otworzyliśmy firmę. Ale tak jest w Japonii, że nie możesz wejść na spotkanie biznesowe, nie mając wizytówki, bo to nieprofesjonalne.
Michał: W Twoich filmach jest sporo takich ciekawostek o Japonii.
Krzysiek: To są rzeczy, które podchwyciłem przez lata na temat Japonii.
Michał: Gdy złapaliście pierwszego klienta, to czy to był taki szczęśliwy strzał i na tym to się skończyło, a potem długo, długo nic i dopiero kolejni klienci?
Krzysiek: Japonia jest specyficznym rynkiem. Wszyscy mówią, że potrzebujesz tam kilku lat na rozsianie takiej dziwnej, metafizycznej sieci, która dopiero po paru latach zacznie coś łowić. Ile wysyłasz maili, jak intensywnie prowadzisz sprzedaż, to to do ciebie wraca. Widziałem to bardziej jako związek A do B. Okazało się, że jest w tym jakaś magia, bo dopiero po jakimś czasie to zaczęło trybić. Ale nigdy nie było tak, że mielibyśmy tylko jednego klienta. Nie zaczynaliśmy od zera, bo Kasia miała już swoje kontakty. Wysyłaliśmy maila tu, tu się z kimś spotkaliśmy. Nie mieliśmy takiej pozycji, jaką ja teraz mam w Polsce, że jak zapostuję, że coś robię, to nagle dużo ludzi dowiaduje się o tym. Dalej tego w Tokio nie mamy. Tam działamy na kompletnie innym pułapie niż w Polsce.
Jedną z form naszej promocji jest robienie takich minieventów, meetupów, np. prelekcji o tym, jak zrobić promocję na Instagramie. Zapraszamy ludzi z branży, przychodzi 15 osób, robimy jakiś wykład. Gdybym zrobił coś takiego w Polsce, to przyszłoby setki osób. A tam przyjdzie 10. Chodzi o siłę marki. Gdy w Polsce przyjdzie tysiąc osób i cię lubi, to uzna, że mówiłeś bardzo ważne rzeczy, a te 10 osób, które cię nie zna, powie: „Nie wiem, czy warto było przyjść”. Czasami żartuję, że potrzebuję tego jak takiego regularnego zimnego prysznica. Trzyma mnie to przy ziemi, żeby nie odlecieć. Gdy odnosisz sukces, to słyszysz dużo komplementów, a mi potrzebne jest to, by być tym nikim w Japonii, zrównanym od razu do poziomu takiego małego przedsiębiorcy, który jest na samym dnie łańcucha pokarmowego. Oczywiście aż tak źle z nami nie jest, ale to jest pozycja kompletnie inna niż w Polsce.
Michał: Ale to jest bardzo zdrowe i dokładnie pokazuje to, że jesteś normalnym gościem. Michał Sadowski z Brand24 też jest przykładem takiego gościa, który doskonale rozumie, jak ta rzeczywistość wygląda, bo ma bezpośredni kontakt z klientami. I przez tę jego markę osobistą tak to działa, że wielu klientów Brand24 puka najpierw do niego.
Krzysiek: Jestem fanem profilu Michała Sadowskiego na Instagramie. On robi piękne zdjęcia. Robi dużo ładniejsze rzeczy niż ja, a to nie jest jego obszar. A to przecież ja mam ładne rzeczy robić…
Michał: Ja bym nawet jednego takiego zdjęcia nie zrobił, nawet gdybym pstryknął tysiąc.
Jakiego typu produkcje robicie dla klientów? Bo znamy Cię z YT. Ale pewnie to, co robisz dla klientów, jest zupełnie inne.
Krzysiek: To, co robimy dla klientów, jest bardziej sformalizowane. Robimy wideo korporacyjne, wizytówki filmowe, minidokumenty, gdy jakaś firma chce opowiedzieć jakąś historię metodą content marketingu. Zrobić coś bardziej na swój temat niż reklamę, chociaż reklamy też robimy. Dużo mamy też klientów niejapońskich, z różnych krajów, którzy chcą sobie w Japonii coś zrealizować i potrzebują na miejscu takich specjalistów znających specyfikę japońską, są w stanie obsłużyć wynajem sprzętu, transport itd. Ale to jest fajna branża, w której robimy różnorodne rzeczy.
W grudniu robiliśmy reklamówkę dla linii lotniczych ANA – to są japońskie linie lotnicze. Skala tego była niesamowita. Wynajęty został samolot na lotnisku, ustawiono hangar. Całą noc trwały zdjęcia. Ustalaliśmy oświetlenie, przypinając światła do okna samolotu. Uczestniczył w tym znany DJ, ambasador tej firmy. To duży świat. Innym razem robimy odcinek jakiegoś serialu Netflixa, który częściowo ma być kręcony w Japonii. Potrzebują paru osób z ekipy, castingu, lokacji. W branży filmowej to normalne, że korzysta się z takich lokalnych podwykonawców, szczególnie że Japonia jest specyficzna. Firmy nie zdają sobie sprawy z tego, jakie są tam trudności, np. kwestia wielkości sprzętu, grupy produkcyjnej. To są w Japonii bardzo ważne czynniki, bo jest tam mało miejsca, mają hotele kapsułowe. Jeśli zamierzasz do centrum Tokio wejść z 15-osobową ekipą filmową, to prawdopodobnie nie uda się to i musisz wymyślić coś innego. Czuję, że wiedza, którą nabyliśmy przez lata, ma wartość.
Z Polski też mamy takich klientów. Pracowaliśmy z Comarchem. Jak otwierali biuro w Tokio, to produkowaliśmy tam dla nich. Polskie firmy kojarzą nas przez tę naszą społeczność youtube’ową. Czasem współpracujemy z ambasadą. Raz w roku jest taki festiwal polskiej kultury w Japonii. Są organizowane jakieś występy. Robiliśmy dla nich film promocyjny. W Japonii jest bardzo mało Polaków, mówi się o ok. tysiącu osób. To jest do pewnego stopnia niemierzalne, bo ambasada nie ma dokładnych liczb. Nie ma obowiązku powiedzieć w ambasadzie: „Ej, jestem”. Więc akurat na linii Polska-Japonia udało nam się dość szybko stać takim domyślnym wykonawcą takich rzeczy. Czasem to przybiera karykaturalne rozmiary, bo ludzie piszą do mnie prośby o przysługi na zasadzie: „Wyjeżdżam za pół roku do Tokio i chcę wysłać tam swój saksofon. Czy mogę wysłać go na Twój adres, bo jesteś jedyną osobą w Japonii, którą znam”.
Zabawny jest też kontrast między Kasią a mną, która jest Amerykanką-Polką, ma oba paszporty, ale jako Amerykanka jest kompletnie anonimowa. Kogo obchodzi Amerykanin, który robi coś w Japonii. Są ich tysiące. A Polak, który założył firmę w Japonii, to ciekawa sprawa. Gdy wchodzę do ambasady, to jestem na „dzień dobry” ze wszystkimi. A Kasia w ambasadzie amerykańskiej… to inna skala.
Michał: Jak sprzedajecie swoje usługi w Japonii? Czy wynika to z rekomendacji pomiędzy klientami?
Krzysiek: Na wszystkie możliwe sposoby, np. spotkania, dział sprzedaży. Ludzie znajdują kontakty. Robimy też cold calling, czyli dzwonimy, przedstawiamy się – to najpodlejsza metoda sprzedaży, ale czasem trzeba to robić, jak nie ma ruchu. Konferencje, targi, gdzie chodzą nasi sprzedażowcy, żeby porozdawać wizytówki, opowiedzieć, czym się zajmujemy. Mamy dużo klientów ze strony internetowej. Dziwi mnie to, bo nasza strona nie jest jakąś super. Teraz będziemy ją przerabiać, mimo że ona działa. Najlepsi klienci, jakich mieliśmy, przyszli do nas googlując Video production services in Tokyo, bo mamy taką stronę, która skierowana jest do obcokrajowców. Chciałbym ją zmienić, ale generalnie działa. Boję się, że SEO nam się przez to zepsuje. Nie mieliśmy eksperta od SEO i sami to robiliśmy, ale mimo to jest ono dość dobre. Kasia spędziła parę dni, czytając jakieś porady i coś zmieniała na tej stronie. I jakoś to zhakowała, że konwersja, zwrot z inwestycji, który wyniósł 100 dol. za template na WordPressa, jest astronomiczny. Setki tysięcy procent.
Michał: Jak duże są te Twoje firmy? Czy możesz podać przychody?
Krzysiek: Nie włączałbym w to japońskiej.
Michał: To powiedz przynajmniej, jak wiele osób współpracuje przy japońskiej.
Krzysiek: W tym momencie mamy pięć osób na stale.
Michał: Jakie są ich role?
Krzysiek: Każdy spełnia parę funkcji. Nie mamy możliwości zbytniej specjalizacji. Istniejemy te trzy lata, ale to się jeszcze rozkręca. To nie imperium. Ale mamy sieć freelancerów, z którymi współpracujemy, więc ten zespół zadaniowo dopasowywany jest do danego projektu. Dużo pracujemy między Polską a Japonią, w tym sensie, że nasz polski zespół pracuje również dla tej japońskiej firmy. Wszystko, co da się robić w Polsce, staramy się robić w Polsce. Jak mamy do zrealizowania film, montaż, postprodukcję, dźwięk, to dużo rzeczy robionych jest w Polsce przez ten sam zespół, który odpowiada za nasze produkcje.
Michał: Podsumujmy, tam mamy pięciu pracowników. A w Polsce?
Krzysiek: Około 13-14.
Michał: To solidna mała firma. Jak te przychody w Polsce wyglądają? Uznajmy, że w tym jest wszystko: i Twoja działalność youtubowa, i produkcje dla klientów.
Krzysiek: Przez ostatni rok mieliśmy obroty rzędu półtora miliona złotych.
Michał: Rozumiem, że firma rosła stopniowo, ale kiedy był ten pierwszy moment, w którym miałeś pierwszego współpracownika?
Krzysiek: Pierwszą osobą, która pracowała ze mną na stałe, była Melka. Obsługiwała sklep internetowy. Były tam koszulki z motywami „Zapytaj Beczkę”. Ale dla mnie pierwszą osobą, która otworzyła nową erę, była Iza Wojciechowska, która została przeze mnie zrekrutowana jako asystentka. Na początku nie wiedziałem, czym ma się zajmować. Zaczęło się od publikacji na YT. Chciałem odpalić daily vlogi i aby ktoś fizycznie za mnie obsługiwał publikację filmów. Okazało się, że Iza ma do tego duży zmysł organizacyjno-produkcyjny. I teraz jest taką osobą, przez którą przechodzi masa rzeczy. Mam problem z tym, jak nazwać jej stanowisko, bo jest trochę producentką, trochę wydawcą, dyrektorem produkcji. To było ok. dwa lata temu.
Michał: I po Izie ruszyło to jakoś migusiem.
Krzysiek: Nie, to zaczynało się powoli. Dla mnie z racji specyfiki tego, czym się zajmuję, bardzo przełomowy był montaż. Przez wiele lat mojej działalności wszystko montowałem sam. Jestem dość szybkim i niezłym montażystą. Dla ówczesnej społeczności widzów było oczywiste, że ja to wszystko robię sam. Gdyby ktoś inny zaczął montować, to jakby wyjęto z tego duszę. To było ryzykowne. Pierwszym montażystą był Szymon Liber, z którym wcześniej współpracowałem w mojej poprzedniej pracy w Gry-OnLine. Dogadaliśmy się tak, że zrobimy to po cichu. Jego odcinki nie były podpisywane i nadal wszyscy myśleli, że to ja. Nie montował wszystkich filmów, tylko w zależności od dyspozycyjności raz byłem to ja, raz on. I to trwało przez pewien czas. Potem doszły nowe osoby, w pewnym momencie były już trzy osoby, cztery, teraz jest sześć.
W pewnym momencie, przy stanie trzech osób, uznaliśmy, że to jest ten moment, w którym przyznaliśmy, że od dwóch miesięcy praktycznie wszystko jest montowane przez innych ludzi. I postawiliśmy ludzi przed faktem dokonanym. Nie było tak, że prosiliśmy o ocenę montażu nowego człowieka, bo wiadomo, że byłaby ona negatywna, bo ludzie na pewno przyczepiliby się do czegoś. Ale nikt nic nie zauważył. I do tego momentu to, co mnie ogromnie cieszy, to to, że ci montażyści stali się elementem tej całej narracji. Bo ludzie wiedzą, kto montuje dany odcinek, znają ich z imienia i nazwiska. Ci montażyści mają swoich fanów, bo ludzie rozpoznają ich po stylu. Mnie to cieszy, bo stało się to z potrzeby wyeliminowania siebie jako wąskiego gardła, ale chciałem również, by ta stylistyka była spójna. Ale w pewnym momencie zaczęła się ona rozjeżdżać, aczkolwiek ze wspólnym mianownikiem. Zaczęła różnić się pomiędzy poszczególnymi osobami. Widzowie zaczęli być tego świadomi. Jedni piszą, że odcinek jest melancholijny, to wiadomo, że Konrad go montował. Gdy są żarty, to wiadomo, że Szymon.
Michał: Na tym początkowym etapie, kiedy Szymon zaczynał montować pierwsze odcinki, na ile dawałeś mu wolną rękę, a na ile to było sterowane przez Ciebie?
Krzysiek: Nigdy nie było sterowane. Znaliśmy się już wcześniej zawodowo. To była lekcja pokory, bo wydawało mi się, że jestem taki uzdolniony, niezastąpiony, a zobaczyłem odcinek zmontowany przez kogoś innego, to nie było czego poprawiać. Czasem daję im jakiś feedback, ale zdarza się to rzadko. Słyszałem takie opinie, że dla nich to jest też fajne. Na skali tego, jak zły może być klient, to ja jestem raczej po tej dobrej stronie. Wierzę, że po to zatrudnia się ludzi kreatywnych, aby robili kreatywne rzeczy, a nie żeby robić za nich, co jest nagminne w tej branży.
Michał: Że się poprawia. Grafik przynosi, a Ty mówisz: „Nie, nie, nie”.
Krzysiek: „Przesuńmy tę kreskę” – w tym momencie burzysz kolesiowi całą wizję. Warto ćwiczyć taką pokorę w tym, aby nie stać się samemu taką osobą. Super, jeśli ludziom kreatywnym da się rozwinąć skrzydła przez takie zaufanie. Oni sami zaczną się rozwijać, jak poczują się komfortowo.
Michał: Gdy nie tłumisz ich kreatywności.
Krzysiek: Ja po prostu nie wtrącam się, niech robią, jak chcą. Gdyby ktoś zaczął ewidentnie robić źle, to miałbym do tego uwagi. Ale nigdy nie było takiego przypadku. Czasem jestem zaskoczony, jak montażyści sami szukają nowych pomysłów, stylistyk. Jakby ta skumulowana rozkmina siedmiu osób pod względem produkcji wideo była takim think tankiempełnym buzującej wiedzy. Dla mnie to jest świetne.
Michał: Powiedziałeś, że jesteś dla nich klientem. Pracujesz z kontraktorami?
Krzysiek: Powiedziałem tak, bo wczoraj ktoś użył takiego sformułowania. Chcę wierzyć w to, że jest taka bliższa relacja niż tylko klient-podwykonawca, bo ja bym ich nigdy nie nazwał podwykonawcami, bo to takie formalne. To są moi koledzy, bardzo ich lubię i szanuję.
Michał: Ile tygodniowo czy miesięcznie ogarniacie tych Waszych produkcji? Ile to jest filmów?
Krzysiek: W porywach do kilkunastu produkcji tygodniowo. Wliczamy w to zarówno YT, jak i projekty komercyjne w Polsce i w Japonii. W praktyce często jest mniej, bo nie jest tak, że vloguję codziennie. Pozwalam sobie na robienie przerw. I mniej jest projektów komercyjnych, natomiast nakład czasu potrzebnego na realizację jest nieporównywalnie większy, bo ktoś zmontuje odcinek daily vloga w trzy godziny i gdy nic nie trzeba zmieniać, to puszczamy. Z klientami komercyjnymi jest inaczej, wysyłasz i czekasz tydzień na odpowiedź, żeby zmienić np. muzykę. To rozwala kompletnie cały projekt, to największy koszmar każdego. Ja zawsze pytam z góry, jaką muzykę klient sobie życzy, żeby nie pracować na marne.
Michał: Czy klient najpierw słyszy muzykę i ją akceptuje?
Krzysiek: Pyta o ton, o przykłady muzyki, która wydawałaby mu się odpowiednia, nawet jeżeli są to jakieś kawałki komercyjne. Czyli stylistyka. Gdy ktoś podeśle mi Michaela Jacksona, to tego nie kupimy, ale znajdziemy coś podobnego w jakichś bankach muzyki. Czasami są też takie przypadki, gdy ja ewidentnie czuję, że coś mi w głowie klika. I wolę tego nie psuć, wysyłając, bo nie zawsze klienci mają wyobraźnię do tego typu rzeczy.
Michał: To jest tak jak u mnie. Ja lubię zobaczyć gotowy materiał i wtedy mogę coś skrytykować.
Krzysiek: Więc to jest taka cienka linia, po której trzeba nauczyć się poruszać, gdy wykonuje się takie kreatywne rzeczy dla klientów. Na ile jesteś w stanie konsultować poszczególne kroki, a na ile chcesz dać im finalny produkt i zobaczyć, że są zachwyceni. To jest kwestia wyczucia danej osoby. Więc czasem są takie przypadki, że montuję tak, jak ja to czuję, i nie chcę tego spoilować [zdradzać przedwcześnie szczegółów], bo wiem, że jak wyślę komuś link do muzyki, to on powie, że nie do końca o to mu chodzi. Ale jak zobaczą to wszystko razem połączone, to przekonają się, że to działa.
Michał: Wrócę do tej lekcji pokory, którą miałeś, gdy zobaczyłeś, jak chłopaki montują, w którą stronę teraz idą i jak to fajnie pływa, raz tak, raz tak. Czym kierujesz się dzisiaj, zatrudniając kolejnych pracowników? Czy szukasz osób, które rzeczywiście dają ci taką dobrą lekcję pokory w sensie, że są już lepsze od Ciebie, czy raczej szukasz takich, których można przyuczyć, widząc w nich potencjał?
Krzysiek: W moim zespole ludzie są bardziej wyspecjalizowani niż ja. Część naszych montażystów jest po szkole filmowej, są formalnie wykształceni, mają magistra montażu. Ja nigdy nie miałem edukacji filmowej, więc trudno mi dyskutować. Trudno stwierdzić, kto jest lepszy. To kwestia interpretacji. Na pewno wszyscy są na takim poziomie, że jesteśmy w stanie w fajny sposób challenge’ować się [rywalizować]. Umiejętności jednej osoby są dla drugiej kwestią ambicjonalną. Ludzie uczą się od siebie nawzajem, podpatrują, wymieniają wiedzą. Na Trello mamy taką tablicę z inspiracjami. W branży kreatywnej ludzie inspirują się sobą nawzajem.
Michał: Ale to popycha świat do przodu. Ktoś zrobi coś inaczej albo to samo, ale trochę przerobi i coś innego mu z tego wyjdzie.
Krzysiek: Jak zaczynałem vlogować, to ludzie mówili, że wszystko jest ściągnięte z Caseya Neistata. A teraz wydaje mi się, że nikt tak nie mówi, bo my stworzyliśmy własny kierunek tego wszystkiego. I to jest bardzo inne niż to, co on robi w tym momencie.
Michał: Prawda jest taka, że organizacyjnie jesteście daleko dalej niż Casey, który niedawno przyznał się, że teraz będzie miał drugiego kolegę i już nie będzie musiał montować wszystkiego sam. Pomyślałem, że Krzysiek jest parę lat przed nim.
Krzysiek: Nie wiem, czy przed, bardziej obok. Inną drogą idziemy.
Michał: Ale zdążyłeś zbudować infrastrukturę. I to jest właśnie fajne, bo patrząc na moją działalność, to myślę sobie, że jestem tym solopreneurem i montaż robią dla mnie inne osoby, ale większość rzeczy robię sam. I odklejenie się od takiej podstawowej działalności, jak np. montaż, wymaga dużego zaufania, ale też odwagi.
Krzysiek: Nie jest powiedziane, że to, co robisz, będzie dobre. Akurat mi się udało, bo trafiłem na dobrych ludzi i to zagrało. I lekcja, która z tego płynie, to „nie outsourcuj, tylko dlatego, że w moim przypadku zadziałało, bo mogło zadziałać bardziej fuksem”.
Michał: Ale jednak kierujesz się jakimiś kryteriami, zatrudniając kolejnego montażystę. Jak to wygląda?
Krzysiek: Rzucę okiem na czyjeś doświadczenie, ale nic mi to nie mówi. W Polsce problem jest taki – czy w ogóle w tej branży – że ludzie nie mają fajnych projektów, którymi mogą się pochwalić, bo są montażystami i montują jakieś chałtury z konferencji. To są takie słabe wideo, których nie da się oglądać. Ale to nie jest ich wina, bo takie mieli zlecenia. Generalnie zachęcam wszystkich kreatywnych ludzi, aby jak najwięcej bawili się sami, robili projekty dla siebie. Bardzo dużo ludzi tego nie robi i potem jest nagle problem, bo trzeba wysłać swoje CV czy portfolio i nagle masz same nudy robione dla klientów. Czemu nie weźmiesz kamery i nie nagrasz czegoś fajnego, co opowie, kim jesteś, bardziej niż jakiś projekt?
Dla mnie ważniejsze jest to, bym wiedział, że ktoś ma skilla, polot, pasję, zainteresowanie niż to, że pracował wcześniej z firmami. Ja nie patrzę na takie rzeczy. Patrzę na to, jakie ktoś zmontował filmy, czy ich estetyka mi się podoba. Jeśli ktoś mi się spodoba, to wpisuję go na listę.
W drugim etapie wysyłam surowy materiał jednego nowego odcinka do zmontowania. Staram się, by to było coś produkcyjnie skomplikowanego, bo moje vlogi to czasem 15, 20 czy 30 plików, a czasem 250 plus dron, GoPro, telefon. Zwracam uwagę na różne rzeczy, np. footage z drona jest taki specyficzny, chce wiedzieć, czy ktoś ma wyczucie, ile jest dobrze. Z dronem generalnie jest taki problem, że ludzie go nadużywają. Jest takie zachłyśnięcie się tym, ale jeśli ujęcie nie jest dobre, to mnie to już nie interesuje. Korekta kolorów. Produkcja dźwięku – w tym zakresie, w którym robi się to w Adobe Premiere (to jest podstawowy montaż dźwięku w porównaniu do tego, co robimy czasem z naszym dźwiękowcem). Ale generalnie liczy się to, czy taki odcinek zmontowany przez kogoś jest fajny i czy ja bym go opublikował, czy nie. Jeśli tak, to spoko, od przyszłego tygodnia współpracujemy.
Dodałbym jedną rzecz. Często spotykam się z takim pytaniem od znajomych influencerów czy youtuberów: gdzie znajduję takich fajnych ludzi? Odpowiedź jest prosta: to są ludzie, którzy mnie oglądają. Masz 500 tys. osób, którzy cię oglądają, a ty pytasz mnie, gdzie znaleźć ludzi? To jest naprawdę mnóstwo osób. Na pewno jest wśród nich ktoś, kto chce, umie i rozumie to. W moim zespole praktycznie wszyscy wcześniej oglądali te rzeczy i nie trzeba było im tłumaczyć, czym zajmujemy się, jaki wydźwięk ma mieć ten film. Myślę, że będąc w pozycji osoby publicznej w internecie, masz naprawdę dobre dotarcie do fajnych pracowników.
Michał: Nawet jak ja się zastanawiałem, która z osób, z którą współpracuję, była w jakiś aktywny sposób przeze mnie pozyskana, to nie ma ani jednej. Ja nie szukałem pracowników, to oni sami mnie znaleźli. Trzeba uwierzyć, że tak się da.
Krzysiek, chcę przejść do Twojej działalności komercyjnej w Polsce i powiedzieć trochę o kulisach tego, co dzieje się z tyłu Twoich filmów, które robione są we współpracy z markami. Jak powstają takie produkcje? Co dzieje się od momentu, w którym powstaje pomysł – bez względu na to, z której strony powstaje, bo część z nich powstaje u Ciebie, a część po stronie firm – do momentu, kiedy ten film jest.
Krzysiek: Rozdzielmy najpierw dwa przypadki: inicjatywa przychodzi do nas albo wychodzi od nas. Ten drugi przypadek jest dużo rzadszy. I to jest niestety problem w tej branży. Ta komunikacja, ten ciąg kreatywny jest bardzo jednostronny. Są wyjątki, ale generalnie youtuberzy bardzo rzadko mają możliwość zaproponowania czegoś od siebie i firmy na to zareagują. Wszystko jest takie proaktywne ze strony klientów i agencji. Ciąg jest taki, że klient daje budżet agencji, agencja rozpisuje brief. Nie chcę narzekać, bo rodzą się z tego bardzo fajne rzeczy, ale tak jakby nie istniała procedura, w której youtuber może wystartować z dobrym pomysłem na promocję np. laptopa, tylko „tu jest budżet, tu jest pomysł, zróbmy to”.
Michał: Czy to nie jest trochę tak, że zbyt mało youtuberów wychodzi z tymi propozycjami? Być może Ty zbyt rzadko wychodzisz z propozycjami do firm?
Krzysiek: Ja wychodzę z nimi regularnie. Widzę, jaki jest success rate[współczynnik sukcesu] tego i nie jest za duży. Czasem się udaje, ale w tej sytuacji, w której znajdujemy się teraz, to nie ukrywam, ale mam swoje pięć minut, jeśli chodzi o placementy na YT. I to nie jest nam potrzebne. Mamy więcej, mamy ten komfort wybierania klientów, gdzie dostajemy więcej ofert, niż jesteśmy w stanie pomieścić na kanale, bo nie można dopuścić do sytuacji, w której co drugi film jest sponsorowany. Więc czasem to nie jest warte dodatkowego wysiłku, którym jest przekonywanie kogoś. Bo tu jest ryzyko, jeśli ktoś powie Ci, że nie ma opcji, to spoko, ale to często są tygodnie prób, spotkań. I dopiero potem dowiadujesz się, że nic z tego, a to jest koszt. Zdarza się to rzadko, ale jednak. Nieraz kończy się sukcesem, ale raczej w przypadku firm, z którymi mamy już zbudowaną relację, np. Samsung, New Balance, znamy się i mamy dobrą historię współpracy. To jest raczej na zasadzie, czy mamy namiar do kogoś z firmy takiej a takiej, bo mamy jakiś pomysł. Czasem próbujemy, ale to rzadko działa. Szkoda. Nie mówię o sobie, bo ja sobie poradzę, ale szkoda, bo więcej fajnych sponsorowanych akcji by było, gdyby firmy bardziej otwierały się na komunikację oddolną, jeśli chodzi o influencerów.
Michał: Omówmy teraz ten drugi kierunek. Przychodzi zapytanie wysłane przez agencję, jakiś brief, czyli coś, co definiuje, czego klient oczekiwałby od Was.
Krzysiek: Bardzo często ten pierwszy kontakt to takie bardzo ogólne zapytanie, czasem bez mówienia, jaka to jest firma. Mamy klienta z branży stomatologicznej i czy takie coś wchodzi w grę. Odpisuję, że nie mam nic przeciwko, ale nie zajmuję się tym osobiście. Mamy kilka skrzynek i w różne miejsca trafiają takie oferty. Czasem fajna propozycja współpracy ląduje na moim fanpage’u na Facebooku, gdzie to ginie wśród pytań typu: „Krzysiu, lubisz masło?”, itp. I mi jest przykro, gdy znajduję to dopiero po kilku tygodniach. Czasem zdarzy się, że czegoś nie wyłapiemy. Generalnie wszystko jest czytane.
Więc dostajemy maila, który przychodzi do mnie czasem bezpośrednio, czasem do Ilony i Ewy, które się tym zajmują i dopytują o szczegóły. I często dochodzi do spotkania. Ta komunikacja przebiega w ten sposób, że one to filtrują i sprowadzają do takich prostych, zero-jedynkowych decyzji, pytań o zainteresowanie, ewentualnie pomysły. Pomysły są zazwyczaj moje, jeśli nie idą bezpośrednio od klienta, a jeśli od niego, to my proponujemy interpretację. Dla przykładu, robiliśmy taki film dla firmy kosmetycznej Tołpa. Briefem było hasło „oczyszczanie” i co możemy fajnego zrobić, co łączyłoby się z nim i byłoby fajne. Zaproponowaliśmy taki kierunek kontaktu z naturą, wyjazdu do japońskiego lasu. Zrobiliśmy film na temat tego, jak spędzić taki oczyszczający czas, relaksujący dzień, medytacja, żeby widzowi chciałoby się spróbować takich rzeczy. Pojechaliśmy do Japonii pod górę Fudżi i wyszło bardzo fajnie. Sambriefto bardzo ogólna koncepcja, którą potem ubieramy w coś konkretnego. Mam taką etykę pracy, że nie lubię obiecywać bardzo konkretnych rzeczy, bo bardzo lubię improwizację. Nie każda firma godzi się na to, ale najlepsze rzeczy wychodzą wtedy, gdy dostajemy wolną rękę.
Podstawą jest zaufanie. Ja muszę ufać montażystom, oni mi. Jeśli to klient zaufa mi, to też dostanie wartość. Najbardziej epicką rzeczą, która pojawiła się w Polsce na YT, była nasza relacja z Igrzysk Olimpijskich. I mieliśmy wtedy wolną rękę, co było aż niewiarygodne, bo wiedząc, że robimy to z Eurosportem, wyobrażałem sobie telewizję jako laudację, akcepty przez pięć poziomów. Zaangażowany był w to też Polski Komitet Olimpijski. Kwestia takich igrzysk jest bardzo skomplikowana, jeśli chodzi o transmisje i różne uprawnienia, w sensie tu można stać i kręcić, tu można robić fotografie. I te akcepty mogłyby trwać po tydzień, a trwały po dwie godziny. Bo ludzie z Eurosportu uznali, że pójdziemy z zaufaniem. Wyznaczono osobę pierwszego kontaktu, był nią Rafał Sak z Eurosportu, który zawsze pozwalał nam na wszystko.
Michał: I dzięki temu wyszło super.
Krzysiek: I sama koncepcja tego, jak to robimy, zrodziła się trochę na miejscu, trochę z improwizacji i takiego reagowania, jak wiatr zawieje. Naszym zadaniem było pokazać igrzyska od zaplecza, ale także opowiedzieć trochę o koreańskiej kulturze i jedzeniu. Pomyślałem, żeby zrobić to o sportowcach. To nie było proste. Zaczynałem z pozycji „zero zaufania” od tej branży sportowej. Nie umiem nawet pogadać o sporcie z ludźmi. Kluczowy był moment, w którym wrzuciłem posta na Facebooku, co dla wielu ludzi było niezrozumiałe. Napisałem, że chcę zrobić materiały o polskich olimpijczykach. Jeśli ktoś nim jest, ma kogoś takiego w swojej rodzinie i ma zaufanie do tego, co ja robię, to niech nas ze sobą spiknie.
Dużo ludzi prychnęło, że Eurosport na Facebooku prosi o namiary. Ale to otworzyło nam wiele drzwi, bo okazało się, że jest kompletnie inna rozmowa z wieloma tymi ludźmi. I dzięki społeczności to się udało. Miałem taki wielki arkusz, w którym zawarłem olimpijczyków, ludzi, którzy nas polecili, ich relacje, żeby nawiązać do tego w rozmowie. Mówimy o grupie 60 osób. Na początku to jest nawet niewykonalne, by zapamiętać wszystkie nazwiska. Jak zaczęliśmy to robić, wchodzić w ten świat, to olimpijczycy sami zaczęli się nakręcać. Jedna osoba namówiła trzy inne. I nagle połowa reprezentacji wiedziała, że my tam jesteśmy.
Michał: Wyszło absolutnie ekstra, jestem ciekawy, co wydarzy się na następnych igrzyskach. Zrobiliście coś fenomenalnego. Zalinkujemy do tego.
Krzysiek: Zacząłem od zaufania, którym obdarzył nas Eurosport i myślę, że to było kluczowe w tym wszystkim. Gdyby było to robione w klimacie korporacyjnym, to by nie wyszło.
Michał: Ktoś położyłby rękę, stwierdzając, że taki materiał pójść nie może. Jest z chłopakiem, który za własne pieniądze pojechał na igrzyska.
Krzysiek: Myślę, że akurat to jest medialny temat.
Michał: Tam było dużo fajnych rzeczy: zaplecze, Kamil Stoch i to, jak pokazaliście, co się tam dzieje na dole pod skocznią.
Krzysiek: Mnie to samego ciekawiło. To było parę tygodni bardzo intensywnej pracy, ale z takim flow. Budzimy się rano jak roboty i robimy. Pracowaliśmy po 15 godzin na dobę przez trzy tygodnie, ale było warto.
Michał: Mówiliśmy o zaufaniu, o tym, że przychodzą te briefy, dziewczyny je przetwarzają, wrzucają Tobie, Ty to modyfikujesz bądź rozszerzasz pomysły. I następuje ta faza akceptacji. Ile czasu średnio zabiera takie uzgodnienie warunków tego, co ma być zrealizowane, od momentu przesłania briefa do decyzji wejścia we współpracę?
Krzysiek: Czasem to jest na drugi dzień, czasem trwa to pół roku. Nie ma zasady, to zależy od firmy. Agencjom zależałoby, aby robić takie rzeczy jak najszybciej, ale klienci są różni. Im większa firma, tym więcej potrzebnych jest podpisów. Czasem większe są szybsze niż małe. Małe firmy muszą wiedzieć, w co inwestują, bo ich pieniądze muszą być dobrze zainwestowane. I to jest zrozumiałe, że wtedy bardziej patrzą innym na ręce, bo boją się, że wywalą połowę rocznego budżetu na coś, co nie będzie miało sensu.
Michał: Jak podchodzisz do wyceny tych projektów? Czy macie stały cennik, czy każdy projekt osobno kalkulujesz?
Krzysiek: Mamy standardowe, orientacyjne punkty wyjścia. Jeśli robimy jednodniowy odcinek daily vloga, to kosztuje to 35 tys. zł. Czasem robimy tańsze rzeczy, jeśli to nie jest odcinek tematyczny, tylko jakiś wątek. Wszystko zależy od kontekstu, bo są rzeczy, które ja chcę robić i wtedy zrobię coś taniej dla kogoś albo wiem, że coś do mnie wróci. Różne są metody wyceniania rzeczy. Jeśli chodzi o tematy wyjazdowe, np. chcemy wysłać Krzysztofa do Chin i tam zrobić film z jakiegoś miasta, to półtora roku temu mówiliśmy 50 tys. zł, ale to już trochę mało, bo te rzeczy są czasochłonne. To są duże kwoty, ale to nie jest tak, że na drugi dzień ja dostaję ten przelew i zarobiłem 50 tys. zł w trzy dni i mówię, że to mało. Mówimy o firmie mającej kilkanaście osób w zespole, którym trzeba zapłacić.
Kwoty są duże, ale to nie jest tak, że zarabia się w jeden dzień. Jeśli chodzi o przyspieszenie etapu produkcji i realizacji, to daily vlog to znakomite narzędzie, bo oswajamy klientów ze świadomością, że to film, który wychodzi codziennie, więc musicie to zaakceptować w 24 godziny. Oczywiście nie zawsze doba jest realna, więc czasem to wydłużamy, ale mówimy o krótkim zakresie. Firmy są przygotowane na to, że trzeba spiąć się, być gotowym na daną godzinę, więc ludzie w agencji czekają, aż wyślemy film. Ja uważam, że to jest wszystkim na rękę, aby szybciej mieć to z głowy. Myślę, że ludzie od strony agencji czy klienta mogą się troszkę stresować tym, ale wszyscy czują się bardziej zmobilizowani do szybkich decyzji. Ja uważam, że szybkie decyzje są trafne, w tym sensie, że intuicja jest niedocenioną siłą. Jest bardzo duża szansa, że po dwóch godzinach myślenia dojdziesz do tego samego wniosku albo gorszego, bo zaczniesz kombinować.
Michał: Też jestem zdania, że zaufanie i intuicja są absolutnie kluczowe.
Krzysiek: Więc firmy są w stanie akceptować nam odcinki bardzo szybko. I to jest super. Dziękuję wszystkim agencjom i tym, którzy spinają tyłki, po to żeby te rzeczy działy się szybko, bo wszyscy na tym zyskują.
Michał: Co w takich współpracach jest najgorsze i najtrudniejsze?
Krzysiek: Dla mnie najmniej przyjemna jest taka faza feedbacku, jeśli zaczynamy poprawki. Dla mnie to etap, w którym czuję, jak coś fajnego rozpada się na kawałki. Nie zawsze. Ty np., jako autor, lubisz utożsamiać się ze swoim dziełem wręcz w taki dziecinny sposób kurczowo broniąc przed zmianami, a czasem po prostu ktoś ma rację. Więc staram się z tego etapu wymiksować na tyle, na ile jestem w stanie. Bo ja bardzo emocjonalnie podchodzę do tych rzeczy i jak ktoś mi je zmienia, to się irytuję. Więc staram się jak najmniej w tym uczestniczyć.
Michał: Czyli dziewczyny przejmują koordynowanie tego, a Ty nawet o tym nie wiesz?
Krzysiek: Są takie sytuacje, w których komunikacja przechodzi przez ten dział obsługi klienta, dział produkcji i do montażysty bez mojego udziału. Nikt nie powiedział, że ja muszę to ręcznie akceptować, że trzeba usunąć żart taki i taki.
Michał: Czy oglądasz gotowe materiały przed publikacją?
Krzysiek: Sponsorowane zawsze. Nie wchodzi w grę nie zobaczyć ich. Normalny odcinek daily vloga zdarza mi się obejrzeć już po publikacji. Mówimy o serii, która jest codziennie, więc nie zawsze codziennie o 16 masz czas włączyć telefon. Natomiast sponsorowane komercyjne filmy zawsze oglądam. To jest delikatny grunt. Ważne jest, żeby rzeczy były rzetelne, transparentne. Nie chcę, by ktokolwiek zarzucił mi, że wciskam ludziom kit, że reklamuję rzeczy słabe, robię to w sposób nietransparentny, że nie wiadomo, że to jest reklama. Staram się zachowywać w tym zakresie etycznie. Wiadomo, że każdy ma te swoje etyczne dogmaty i jak ktoś będzie się chciał do mnie przyczepić, to pewnie coś znajdzie. Ale staram się być w porządku wobec siebie.
Michał: Ale czasami popełniasz błędy.
Krzysiek: Zdarza się.
Michał: Była taka sytuacja kryzysowa związana z koszulkami. Co wtedy czułeś i jak sobie z tym poradziłeś?
Krzysiek: To było bardzo nieprzyjemne i stresujące. To był taki czas w mojej działalności publicznej, gdy poczułem się zbyt pewny siebie. W krótkim czasie bardzo dużo rzeczy bardzo dobrze u mnie zadziałało. Byłem tuż po takiej trasie w Polsce, gdzie tysiące ludzi przychodziło na spotkanie. Miałem tak dużo na głowie, że odkleiłem się od takiego krytycznego myślenia o tym, co się dzieje. I te koszulki były źle wymyślone. Jak to się wydarzało? Myślę, że wiedziałem, że to było złe. Nie miałem nawet takiego etapu poczucia krzywdy, żeby się bronić. Czasem są takie sytuacje, że ktoś ma kryzys wizerunkowy i reaguje takim totalnym wyparciem, że wszyscy są źli, tylko nie ja.
Michał: Dla tych, którzy chcą dowiedzieć się, o co chodziło, można obejrzeć archiwalne odcinki z marką NAEBA.
Krzysiek: Naeba to nazwa góry w Japonii.
Michał: W tym, co zrobiłeś później, w tym wyjściu i posypaniu głowy popiołem z jednej strony, ale z drugiej w takiej próbie wytłumaczenia, dlaczego ona musi tak wyglądać, co składa się na nią, było maksimum szczerości. Z mojej perspektywy to było coś takiego, że zobaczyłem gościa, który doskonale rozumie, że popełnił błąd. My często, jako ludzie, próbujemy przybrać różne postawy obronne, które są totalnie bez sensu, nawet kiedy sami czujemy, że rzeczywiście racja jest po stronie tych, którzy nam ten palec w bok wsadzają.
Krzysiek: Słowo klucz to „hejt”. Hejt stał się takim hasłem, które łatwo jest użyć na własną obronę. Możesz powiedzieć, że ludzie cię hejtują i to daje ci takie przyzwolenie, bo to są hejterzy. A czasem trzeba mieć więcej pokory. Myślę, że nabrałem jej w ciągu paru dni, w których ta sytuacja miała miejsce. To najbardziej stresujący moment ostatnich lat. Jak zrobiłem ten wyjaśniający film, to siedziałem i obserwowałem, co się dzieje, co ludzie piszą. Bo o ile łapki w dół na YT nie mają żadnego znaczenia, to w przypadku takich kryzysów wizerunkowych łapki w górę i w dół to jest taki sąd tego ludu. W tym momencie robi się z tego poważne głosowanie, ludzi na to patrzą, jest moment tej bitwy. Gdy zobaczyłem, że jest więcej łapek w górę, to kamień spadł mi z serca.
To był dla mnie nieprzyjemny moment. Ale gdy to się skończyło, gdy poczułem, że mogę obronić tę bramkę, to miałem poczucie, że kompletnie mimowolnie zrealizowałem dość ciekawycaseporadzenia sobie z kryzysem wizerunkowym. Mógłby być przykładem dla influencerów. Pamiętam, że ASZ:dziennik napisał o tym artykuł, że „internet jest w szoku, bo youtuber przeprosił”. Czułem, że zrobiłem dobry krok, przyznając się do błędu, tłumacząc, ale nie usprawiedliwiając się. Co ciekawsze jest dużo koszulek i merchandisingu youtuberów będącego w tej samej cenie i droższego. Ale komunikacja tej mojej premiery była zupełnie zła z mojej strony. Zapamiętałem to jako lekcję, którą mam z tego wynieść. Jeśli taki kryzys wizerunkowy ma miejsce, to da się go zażegnać w taki pokorny sposób. To taka prawdziwa pokora bez cynizmu z mojej strony.
Michał: Czy miałeś taki kryzys, w którym zastanawiałeś się, żeby rzucić YT?
Krzysiek: Nie. Ja mam taką specyficzną drogę dojścia do tego YT, bo przez kilka lat pracowałem w firmie Gry-OnLine, gdzie współprowadziłem telewizję o grach – dziś powiedzielibyśmy platformę wideo – tvgry.pl. I miałem tam styczność z krytyką publiczności. Oglądało mnie tysiące ludzi, którzy nie byli moją publicznością, tylko czytelnikami tego serwisu. I zaczynając tę przygodę z YT, byłem już wyrobiony, więc nie jest łatwo zbić mnie z piedestału, skrytykować, bym się tym tak bardzo przejął.
Michał: Miałeś tę swoją broń, przybierałeś różne maski, tworzyłeś te różne alter ego. Powodowało to takie myślenie, że trudno tego Gonciarza zdiagnozować…
Krzysiek: To zmieniało się przez lata. Był taki czas, kiedy „Zapytaj Beczkę” było moim najbardziej znanym programem i ludzie myśleli, że jestem taką osobą. Jak przychodzili na meetupy porozmawiać ze mną, to byli zawiedzeni, bo okazało się, że jestem jakiś nudny, cichy, skryty. To zmieniło się po daily vlogach. Zacząłem być sobą.
To, co robiłem przed YT, było dziennikarstwem. Miałem bardziej dziennikarskie podejście do swoich wczesnych programów podróżniczych, prawie jak dziennikarz z mikrofonem w programie telewizyjnym na zasadzie: „Jesteśmy w Korei i spróbujemy takiego dania”. I dopiero we vlogach to z siebie zrzuciłem, przestałem prowadzić program, a zacząłem kręcić siebie, dokumentować swoje życie. Po drodze mieliśmy serię „TheUwagaPies”, w której wspólnie z Kasią vlogowaliśmy po angielsku. To było też ciekawe doświadczenie.
Michał: Czy miałeś jakieś błędy w rozwoju swojej firmy, którymi chciałbyś się podzielić w formie nauki dla innych?
Krzysiek: Ten moment, w którym zacząłem budować zespół, był przełomowy. Nie lubię mówić, że w przeszłości coś było złe, bo to mnie jednak ukształtowało. Cieszę się z tego, gdzie jestem i kim jestem dzięki temu. Gdybym w przeszłości zrobił rzeczy lepiej, to może byłoby teraz gorzej, tego nie wiesz.
Polecałbym się nie bać. Ta kwestia outsourcingu i eksperymentowania, jak wspominaliśmy, nie musi działać. Ale ta lekcja pokory, która z tego wychodzi, że może twoje niezastąpione umiejętności nie są aż tak wyjątkowe, przydaje się. Warto przez to przejść, bo to wyłącza ci ego.
Michał: Co rozumiesz przez wyrażenie „wyłącza ego”?
Krzysiek: O poskromienie ego w momencie, gdy jest zespół, który na coś pracuje.
Michał: Myślę, że to zależy od człowieka, bo niektórym włącza się taki mechanizm takiej władzy nad ludźmi, że jestem szefem. W pracy kreatywnej jest inna specyfika, bo ty dajesz im wolną rękę, a oni działają i realizują siebie, a twoje ego wtedy mniej widać.
Krzysiek: Jako osoba kreatywna lubisz być przywiązany do swojej autorskości i gdy zaczynasz działać zespołowo, to ta autorskość siłą rzeczy rozmywa się. I te rzeczy nie są dokładnie takie, jak ty chcesz, ale to może oznaczać, że są lepsze. I warto to zrozumieć, gdy pracuje się kreatywnie.
Michał: Czym będzie zajmowała się ta firma, którą wczoraj w Polsce ogłosiliście?
Krzysiek: Wczoraj ogłosiliśmy, że będziemy otwierać na Polskę takie analogiczne studio jak w Japonii. W naszej działalności zaistniała taka dziwna asymetria, że w Japonii robimy produkcje komercyjne – dokumenty, filmy korporacyjne, relacje z eventów – a w Polsce tylko YT. Ten YT jest dla nas taki lukratywny, duży, to jest to, z czego jesteśmy znani. Ale ta asymetria jest bez sensu. Mamy wszystko, czego potrzeba, żeby również tę działalność prowadzić w Polsce. I teraz to ogłosiliśmy i będziemy robić. Otwieramy się na klientów, którzy chcą wyprodukować coś fajnego, co niekoniecznie jest filmem na YT, ale może być filmem dokumentalnym na temat czyjejś firmy, np. reportażem itd.
Michał: Na pewno Waszym skillem jest sprawne robienie materiałów.
Krzysiek: Parę miesięcy temu miałem taki moment, kiedy napełniłem się dumą, patrząc na te wszystkie rzeczy, które robimy jako cały team. Początek roku był intensywny. W styczniu zrobiliśmy kolaborację z Netflixem, „Czarne lusterko”, które było pierwszym podejściem do produkcji fabularnych. Otarliśmy się o branżę filmową, bo pracowaliśmy z ekipą filmową. Byliśmy tym trzonem, wokół którego zbudowaliśmy ekipę. I doświadczenie było zbliżone do produkcji, które robiliśmy w Japonii, z tym wyjątkiem, że tam występowaliśmy, bo tak chciał klient. W tym czasie, gdy powstawało „Czarne lusterko”, polecieliśmy do Japonii. Ja nagrywałem film o fabryce plastiku, czyli taką komercyjną produkcję. Robiliśmy to w trzech wersjach językowych: po chińsku, po japońsku i po angielsku. I parę tygodni po tym nagle wylądowaliśmy na Igrzyskach Olimpijskich. Mierzyliśmy się tam z dziennikarstwem sportowym, z reportażem itd. Więc w ciągu miesiąca mieliśmy trzy kompletnie różne gatunki do ogarnięcia. I daliśmy radę. Mamy zdolnych ludzi, którzy są w stanie złożyć coś, co mogłoby nawet pójść na Netflixie. Jesteśmy w stanie stworzyć relację z Igrzysk Olimpijskich dla Eurosportu, produkować filmy komercyjne dla Japończyków. I jestem zadowolony i dumny ze wszystkich ludzi, którzy z nami pracują.
Michał: Pamiętam, jak cudownie oglądało mi się to. Był taki moment, kiedy mówiłeś, że codziennie spędzacie kilka godzin w autobusach, przejeżdżając między obiektami, bo one były daleko od siebie. Pomyślałem, że to są takie rzeczy, których nie da się zobaczyć w telewizji. To pokazuje, jak ta rzeczywistość tam wygląda. To coś wspaniałego.
Krzysiek: To było zabawne. My przez te parę tygodni nauczyliśmy się wiele o tym sporcie. Zaczynaliśmy od kompletnie zerowego poziomu i uznaliśmy, że nie zrobimy takiego pseudoresearchu, bo nic nie wiemy. Który dziennikarz sportowy zada łyżwiarce shorttrackowej pytanie, na czym polega jej dyscyplina sportu? My autentycznie nie wiedzieliśmy, czym różni się short track od długiego toru. Teraz już wiem, wystarczyłoby oglądać sport w telewizji. To była dla nas absurdalna pozycja.
Michał: Nie do końca, bo Wasze audytorium w dużej mierze też ma prawo tego nie wiedzieć.
Krzysiek: I dla tych 5% ludzi to jest żenujące, a dla 95% nie. Więc nie ma nic złego w tym, że nie wiem. W tym świecie sportu nasza relacja odbiła się echem. Sportowcy z innych dziedzin, bardziej z letnich dyscyplin sportowych, sami do mnie napisali, mówiąc, że fajna robota.
Michał: No właśnie. To jest najlepsza miara tego, czy to było dobre, czy nie.
Krzysztof, jakie masz dalsze plany na przyszłość, cele, ambicje?
Krzysiek: Teraz będziemy rozwijać polską działalność. W Japonii mamy też bardzo ciekawy kierunek, który zaczął się przed nami otwierać, bo rozmawiamy tam z NBA, ligą koszykówki amerykańskiej w Japonii, żeby robić treści na media społecznościowe NBA, na potrzeby promocji koszykówki w Japonii. Jest to duży klient, który chce z nami pracować, i jest to szansa.
Michał: Jak nawiązuje się współpracę z NBA?
Krzysiek: Jest jeszcze za wcześnie, żebym to przedstawił jako sukces. Trzymajmy kciuki, żeby to wypaliło. Sami do mnie napisali…
Michał: Sami do Ciebie napisali?! To najlepsza miara tego, że to, co robisz, jest widoczne.
Krzysiek: Żałuję, że te olimpijskie firmy są dostępne tylko z Europy, bo prawa transmisyjne należą do Eurosportu, one tylko to umożliwiają. Więc nie ma szans, by te filmy zostały dostrzeżone na świecie. A szkoda.
Michał: Oni tego nie widzieli?
Krzysiek: Nie. Oni szukali firmy w Tokio, która będzie dynamicznie działać w takich rzeczach. Weszliśmy na spotkanie, a oni powiedzieli, że znaleźli naszą stronę, i zapytali, czy robiliśmy coś związanego ze sportem. Uważam, że zrobiliśmy dobre wrażenie.
Michał: Coś jeszcze z planów?
Krzysiek: Myślę o podcaście.
Michał: Problem podcastingu w Polsce jest taki, że mało ludzi wie, że coś takiego jest. Wszystkim nowym podcasterom powtarzam, że super, że rozpoczynają, bo kolejne osoby przekonają się, że coś takiego w ogóle jest. Wejście Krzysztofa Gonciarza w podcasty byłoby czymś takim.
Krzysiek: Gdy byłem u Ciebie poprzednim razem, to sam byłem zerowy w podcastach. Miałem zero doświadczenia i w mówieniu w podcaście, i w słuchaniu. Słuchać podcastów zacząłem dopiero, gdy rozpocząłem bieganie na dłuższe dystanse. Przestałem słuchać muzyki przez półtorej godziny, bo mnie to zaczynało nudzić. Wolałem słuchać dyskusji. Wkręciłem się w to i spodobała mi się ta długa forma. Pozwala ona na inne rzeczy niż YT. Rozumiem, że podcasty też są na YT. Przez YT rozumiem filmiki, gdzie wszystko trzeba uprościć, spłycić, skondensować, a gdy posłuchasz kogoś przez półtorej godziny, to masz dobry obraz tej osoby.
Michał: Jakich słuchasz podcastów?
Krzysiek: Takie dwa, których słucham najczęściej, to Tim Ferriss i Sam Harris. Podcast Tima Ferrissa dotyczy rozwoju umiejętności, skilli różnych uzdolnionych ludzi w biznesie, fitnessie, zdrowiu. A Sam Harris to taki filozof, który robi takie debaty, ciekawe dyskusje z naukowcami, myślicielami. Myślę, że wielu ludzi znalazłoby tam coś dla siebie. Wspieram go poprzez jego własną stronę internetową. To jeden z trzech czy czterech twórców na świecie, którym regularnie wysyłam kasę, bo cieszy mnie to, co on robi. W przeciwieństwie do Tima Ferrissa nie ma tam reklam. Myślę, że warto zachęcić publiczność do odpłacania się. Ten model finansowania społecznego jest mega fajny.
Michał: Czasami wydaje mi się, że dużo ważniejszy jest sam aspekt tego, że są osoby gotowe cokolwiek wpłacić, niż żeby to były duże kwoty. Uważam, że zobaczenie tego, że tysiąc osób jest gotowych otworzyć swój portfel, to coś niesamowitego.
Krzysiek: Jest taka teoria, że potrzebujesz tysiąca wiernych fanów, żeby generalnie zrobić cokolwiek zajebistego na świecie. I ten crowdfunding to pokazuje. Ten mój sukces, o którym cała Polska usłyszała, to było tysiąc osób. Gdy dowiedziałem się rok później o tej teorii, to uznałem, że to nie jest przypadek.
Michał: Kevin Kelly, „1000 true fans” – to takie manifesto, które zostało napisane ponad 10 lat temu i cały czas funkcjonuje.
Krzysiek: Bo to prawda. W tej ekonomii, w której żyjemy, tysiąc osób, które są w stanie chętnie kupić to, co oferujesz, wystarcza ci, żeby spokojnie żyć i tworzyć.
Michał: Jeśli już mówimy o podcastach, to często pytam słuchaczy, z którymi spotykam się osobiście, jak do mnie trafili. I najczęściej jest to podcast. U Ciebie jest inaczej, bo masz wideo. Daje się Ciebie poznawać wszystkimi zmysłami. W moim przypadku jest to albo tekst pisany albo głos, więc ten głos działa lepiej. A drugie pytanie, które zadaję, to skoro podcast, to gdzie mnie słuchają? I często słuchają mnie podczas dojazdów, prac domowych, aktywności fizycznej, biegania, siłowni. Świat poszedł do przodu, bo kiedyś trudno było słuchać podcastów w samochodzie, a teraz odtwarzasz sobie z telefonu przez audio samochodowe. To po prostu działa, więc zachęcam.
Na koniec, powiedz, gdzie można znaleźć Ciebie w internecie?
Krzysiek: Generalnie, jak wpisze się moje imię i nazwisko, to wszystko się ukaże. Mam dwa kanały youtubowe: „Krzysztof Gonciarz”, gdzie są vlogi, oraz „Zapytaj Beczkę”, gdzie są moje komediowe vlogi. Znajdziecie mnie na wszystkich mediach społecznościowych jako „Krzysztof Gonciarz”.
Michał: Krzysiek, dzięki, że znowu przyjąłeś zaproszenie!
Krzysiek: Bardzo dziękuję, rozmawiało się bardzo miło.
Super było znowu porozmawiać z Krzysztofem po półtora roku od poprzedniej rozmowy, którą publikowałem na blogu. Zachęcam też do sięgnięcia do tego starszego odcinka podcastu. Myślę, że ciekawie jest obserwować, jak kariera takich osób rozwija się, jak funkcjonują te kulisy działalności, co dzieje się w tle. To ciekawe doświadczenie. Z jednej strony podglądactwo, a z drugiej masa inspiracji i wyciąganie z tego czegoś dla siebie. Krzyśkowi życzę jak najlepiej, zobaczymy, gdzie będzie za kolejne dwa lata, o ile będzie chciał o tym opowiedzieć.
Przy okazji, jeszcze raz, bardzo mocno i z całego serca dziękuję wszystkim osobom, które kupiły książkę Zaufanie, czyli waluta przyszłości w przedsprzedaży. Jestem absolutnie, fenomenalnie zaskoczony tym, co działo się ostatnio, bo sprzedaż poszła dużo lepiej, niż się spodziewałem. Przysyłacie też świetne recenzje. To miód na moje serce wiedzieć, że książka rezonuje i podoba się Wam.
Ten odcinek nagrywam w środę 16 maja, w dniu premiery książki. Jestem w przededniu live’a, który zaraz będę przygotowywał dla Was, oraz spotkań, które odbędą się podczas Warszawskich Targów Książki. Więc towarzyszy mi mocna ekscytacja i wyczekiwanie na te pierwsze spotkania. Ciekawe, jak będzie. Zobaczymy. Dla Was, dla tych osób, które miały okazję spotkać się ze mną w tych miejscach, to zapewne czas przeszły…
Przypominam, że wszelkie materiały dotyczące tego odcinka podcastu znajdziecie pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/122.
To tyle na dzisiaj, dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się i do usłyszenia!
W tym odcinku usłyszysz:
- Kim jest Krzysztof Gonciarz i czym się zajmuje?
- Ile osób śledzi kanały YouTube Krzysztofa?
- Czy Krzysztof obawia się tego, że kiedyś spadną zasięgi jego filmów?
- Czy Krzysztof ma poczucie misji w tym co robi?
- O introwertyzmie Krzysztofa.
- Kiedy Krzysiek zaczął prowadzić swoją działalność gospodarczą?
- Dlaczego Krzysztof otworzył działalność w Japonii?
- Jak wyglądały początki firmy Krzyśka w Japonii?
- Jakiego typu produkcje wykonuje dla klientów firma Krzysztofa?
- W jaki sposób Kasia i Krzysztof sprzedają swoje usługi w Japonii?
- Ile osób pracuje w japońskiej firmie?
- Ile osób w Polsce współpracuje z Krzysztofem?
- Jak wyglądają przychody w polskiej firmie Krzysztofa?
- Kto był pierwszym współpracownikiem Gonciarza?
- Czy Krzysiek dawał montażystom wolną rękę?
- Ile produkcji miesięcznie przygotowują firmy Krzysztofa?
- Czym kieruje się Krzysiek, zatrudniając kolejnych pracowników?
- Jak wygląda powstawanie filmów komercyjnych w Polsce?
- Kto u Krzyśka zajmuję się kontaktem i współpracą z markami?
- Jak wyglądało przygotowanie filmów z Igrzysk Olimpijskich?
- Ile czasu zajmuje podjęcie współpracy z marką?
- Jak Krzysztof podchodzi do wyceny współpracy?
- Co jest najtrudniejsze we współpracach komercyjnych?
- Co Krzysiek czuł po nieudanej premierze koszulek?
- Czy Krzysiek miał kiedyś kryzys i chciał porzucić YouTube?
- Jakie błędy w rozwoju firmy popełnił Krzysiek?
- Czym będzie zajmowała się nowa, polska firma Krzysztofa?
- Jakie są plany na najbliższe lata?
- Jakich podcastów słucha Krzysztof Gonciarz?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Sprawdź również: WNOP 091: Jak zarabiać na YouTube? Stawki, sposoby, pomysły, błędy i koszty – podpowiada Jacek Gadzinowski
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Kanały na YouTube tworzone lub współtworzone przez Krzysztofa Gonciarza:
- Krzysztof Gonciarz – kanał, na którym publikowane są codzienne VLOGi.
- Zapytaj Beczkę – kanał komediowy.
- The Uwaga Pies – kanał o Japonii prowadzony wspólnie z Kasią Mecinski.
- GRY-OnLine.pl – serwis, w którym pracował Krzysztof przed rozpoczęciem działalności na YouTube.
- Tofu Media – japońska firma Kasi i Krzysztofa.
- Film zrealizowany dla japońskich linii lotniczych ANA
- Książka “Wybuchające beczki” – pierwsza książka Krzysztofa Gonciarza poświęcona grom.
- Książka “WebShows” – druga książka Krzysztofa poświęcona produkcji wideo w Internecie.
- Patronite – polska platforma umożliwiająca wspieranie twórców.
- Patronite Krzysztofa Gonciarza
- Trello – aplikacja do zarządzania zadaniami i projektami.
- Strona Ambasady Polski w Japonii
- Teoria „1000 prawdziwych fanów” Kevina Kelly
- Polski Komitet Olimpijski
- Filmy, wspomniane w odcinku:
- KROK PIERWSZY
- Czarne Lusterko ROZSTANIE – film krótkometrażowy, który powstał we współpracy z Netflix.
- ZJEBAŁEM – przeprosiny i wyjaśnienie Krzysztofa po nieudanej premierze koszulek.
- Seria filmów z Zimowych igrzysk olimpijskich – Pjongczang, Korea 2018
- Odcinki podcastu wspomniane podczas rozmowy:
- Podcasty, które słucha Krzysztof Gonciarz:
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W aplikacji Spotify
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
{ 31 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Cześć Michał,
Absolutnie cudowna postawa, energia i optymistyczne podejście do życia.
Może to chęć bycia naiwnym, ale wierzę i czuję czystość intencji.
Pozdrawiam serdecznie.
Sebastian
Michal, masz jakis rozjazd miedzy RSS a tym co na blogu. Bo juz rano byla informacja o nowym odcinku, a nie dalo sie do niego dostacv
Oglądam często Krzysztofa i jestem zachwycony jego vlogami (filmy, światło, kadry, ujęcia). Opowiada pozytywnie ale nie kołczingowo (specjalnie zła pisownia) o pracy i dążeniu do celu. Super sprawa i trzymam kciuki za sukces w Polsce! 🙂
Michał, świetny Podcast jak zwykle, acz intryguje mnie kwestia przekleństw wypowiadanych przez gości.
Jednym pozwalasz przeklinać a innym zabraniasz…
Jedne przekleństwa pikasz a drugie nie…
Tak się zastanawiam o co tu chodzi
Osobiście uważam że jeśli konwencja wypowiedzi gościa zakłada użycie przeklenstwa w celu wzmocnienia słowa nastepnego, to myślę że jest to naprawdę ok
Pozdrawiam
Zakładam że panuje taka konwencja że się na wykładach Michała nie przeklina. Co nie znaczy że jest bezwzględny zakaz i jak kogoś poniosą emocje i przeklnie, wywiad nadal jest publikowany. Michale, popraw mnie jeśli układ z gośćmi wygląda inaczej.
Też uważam, że przeklinanie jest ok, w małych ilościach. Mi by ono nie przeszkadzało. Ale pewnie Michał chce uczynić blog przyjaznym dla wszystkich, co wiąże się z cenzurą słownictwa.
Jedna uwaga – czy mógłbyś używać głosu cenzury mniej kłującego w uszy? Na słuchawkach autentycznie cierpiałem. A mam porównanie, bo ocenzurowałeś tylko 2 z 3 przekleństw, i to nieocenzurowane było dla mnie miodem dla uszu w porównaniu do tego piskliwego pikania.
Lubię estetykę filmów K. Gonciarza i zdarzające się przemyślenia.
A jeśli o Ciebie chodzi Michale to bardzo lubię Twoje maile, co mi się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Pierwszy raz czuję, że ktoś chce mi coś interesującego przekazać, a nie tylko na mnie zarobić 😉
Dzięki za dobre słowo o moich skromnych zdjęciach 🙂
Starych się bać jak Krzysztof zawojuje świat i czym będzie mógł Ci się pochwalić za kolejne 1,5 roku;-) Z drugiej strony jestem ciekaw ile jest Twojego „grosza” w sukcesach Krzyśka czy Radka. Pozdrawiam i pędzę do Empiku!
Osobę Pana Krzysztofa kojarzę tylko dzięki Twoim podcastom, ale nie rozumiem jego fenomenu. Jeszcze te przekleństwa… Chyba nie dokończę oglądania tego odcinka. pozdrawiam, Magda
Ja też nie rozumiem fenomenu Krzysztofa Gonciarza – nie przemawia do mnie oglądanie YouTuberów i ich życia, wolę zająć się swoim życiem zamiast „wgapiać się” w życie innych i śledzić ich codzienne vlogi.
Nagość socjalna jest dość powszechna w tych czasach. A jeśli już to robić… to faktycznie lepiej oglądać to, co może nam przynieść jakieś korzyści bądź czegoś nauczyć. Także nie byłbym całkowicie pesymistyczny w tym wypadku. Zdecydowanie lepiej niż bezproduktywne gapienie się w Facebooka i inne tego typu serwisy.
Wszystko z umiarem oczywiście. Na pewno poświęcenie większej ilości czasu na własne życie jest priorytetem. Bo oglądając oddziałujące na nas vlogi nie jesteśmy zdolni zmienić nic z własnym życiem dopóki nie poświęcimy na to czasu i nie będziemy konsekwentni w pracy nad sobą.
Przekleństwa były tzw. „sytuacyjne” i nie stanowiły przecinka, jak to często bywa. Dobrze, że słuchanie nie jest obowiązkowe, a Pani reakcja o wyłączeniu podcastu była wzorowa.
też nie rozumiem, ale widczonie ludzie potrzebują takiej rozrywki
Wow, jakie ostre osądy. Jak ktoś wcześniej zauważyłeś – Krzysztof nie używa przekleństw jako przecinków a raczej wzmocnienie swojej wypowiedzi. Nie uważam, żeby było to przesadzone lub chamskie.
A co do „wgapiania się w Facebooka” albo „oglądania YouTuber’ów” – chyba wszystko zależy od proporcji. Ja oglądam Krzyśka od ponad roku, regularnie, i poświęcam na to maks 15 minut dziennie. A dużo się z tego uczę! I przyznaję, że robi na mnie ogromne wrażenie to, jak udało mu się poskładać życie po swojemu. Inspiruje mnie to i popycha do dalszego rozwoju – więc warto! Bo to nie tylko rozrywka 🙂 (aczkolwiek rozrywka też człowiekowi jest potrzebna!)
Gorzej, kiedy ktoś spędza na YouTubie całe dnie, oglądając materiały zupełnie bezwartościowe. Bo i takich jest mnóstwo.
Konkludując, jak zwykle, YT czy YouTuberzy nie są ani źli ani dobrzy – pytanie jak my korzystamy z ich twórczości 🙂
PS. Warto dodać, że 2 lata temu wyśmiałabym każdego, kto by mi powiedział, że będę kogoś obserwować na YT i codziennie oglądać. A tu proszę!
Śmiesznie się złożyło bo poprzedni podcast, gdzie rozmawiałeś z Krzyśkiem przyszedł mi na maila 13 listopada 2016 i do tej pory tam jest 🙂
O ile samego Krzysztofa śledzę na YT to w takiej rozmowie wychodzi o wiele więcej rzeczy niż u niego na vlogu – pewnie inna perspektywa ma na to wpływ.
Liczę, że za kolejny okres czasu (może szybciej niż półtorej roku 😛 ) znowu się spotkacie i będzie można sobie porównać drogę jaką przebyliście od poprzedniego podcastu.
Pozdrawiam serdecznie.
Jedyne co mnie zastanawia, to jak przy ok. 1,5mln rocznego przychodu utrzymać 14 wykwalifikowanych osob? Pracuję w innej branży, ale mając firmę widzę, że koszt pensji pracowników to tylko jedna z wielu składowych całkowitego kosztu działalności… Niemniej życzę sukcesów:)
Też o tym pomyślałem, ale nikt nie powiedział, że to musi być jedyne zajęcie tych osób.
Przypuszczam, że większość tych osób prowadzi własne DG i wystawia faktury dla firmy Krzyśka oraz poświęca < pełny etat na te zajęcia.
Słucham już trzeci raz… i to nie jest moje ostatnie słowo!
Takie kulisy to coś niebagatelnego. Warto jednak pamiętać, że nie wszystkim taka droga może się udać. Niemniej próbować trzeba. Naturalnie próbować z sensem.
Na wstępie przepraszam, że pytanie zamieszczam tutaj, a nie w artykule którego dotyczy, ale nie wiedziałem, czy komentarze do starszych artykułów są jeszcze czytane.
Przeczytałem Michale Twoją serię wpisów o BIK, ale nie potrafię znaleźć na stronie BIK teraz opcji zamówienia darmowego raportu raz na 6 miesięcy. W związku z tym pytanie, czy ta możliwość została po prostu skasowana, czy należy w inny sposób do niej dotrzeć?
Z góry dziękuję Ci za odpowiedź i życzę powodzenia ze popularnością nowej książki.
Cześć Marku,
Z komentarzami pod starszymi artykułami bywa różnie.
Sprawdź to:
https://windykowani.pl/czyszczenie-bik-br/raport-bik-za-darmo-jak-pobrac
Ten podcast bardziej mi się podoba niż poprzedni z Krzysztofem.
Ten chłopak sprawia wrażenie rozsądnego gościa, chociaż to, co zobaczyłam na Zapytaj Beczkę bardzo mnie odrzuciło (nie mój typ humoru).
Fajnie, że było trochę więcej o Japonii 🙂
Zachęcam do zajrzenia na jego kanał vlogowy, Krzysztof Gonciarz (po prostu). Zapytaj Beczkę jest… no, specyficzne 😀 aczkolwiek tam też przekazuje fajne treści, tylko w przersyowanej formie
Moi dwaj ulubieni twórcy internetowi znowu w jednym miejscu! Fajnie zobaczyć „biznes Gonciarza” z takiej właśnie biznesowej perspektywy.
PS. Krzysztof, jeśli to czytasz. Koszulki były dobrym pomysłem i stała za nimi dobra kmineczka! (imho, oczywiście)
Słuchałem tego materiału dwa razy, zastanawiam się czy taki sukces nawet poparty dużą pracą jest możliwy jeszcze na youtube… teraz kiedy ciągle coś się zmienia.
Ale, niezmiennie coś trzeba robić:)
„Podcast’cie”? Pisze się po prostu „podcaście”.
Fajnie posłuchać rozmowy dwóch ulubionych twórców internetowych. Najbardziej podobał mi się fragment o tym jak Krzysiek wypowiada się o swoim zespole, chciałbym kiedyś stworzyć podobny team.
Michał jak zwykle świetnie trafione pytania. Prosto w punkt.
Dziękuję. Takie ogólnie przesłanie z tego odcinka – „warto próbować”. Nie znam twórczości Krzysztofa, faktem iż kilka jego obrazów widziałem i robią duże wrażenie (m.in. dla Intela).
Trudno powiedzieć, że jest to przeciętna osoba. Fakt, że przekazywane treści mogą się podobać bądź nie, ale to jak zbudował nie tylko firmę, ale i ludzi wokół siebie trudno nazwać czymś normalnym. Wydobył swój talent i go pokazał.
Dziękuję i pozdrawiam
Chyba lepiej usunąć ten tekst o pseudo influenserze