Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

Co odróżnia złą umowę od dobrej umowy współpracy? – analiza na przykładzie

przez Michał Szafrański dodano 2 kwietnia 2015 · 59 komentarzy

Dobra umowa współpracy

Symetryczna, precyzyjna, jednoznaczna i jednocześnie nie wykraczająca poza zakres współpracy – to podstawowe cechy dobrej umowy.

Mówi się, że papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko. Niemniej jednak warto zadbać, by w podpisywanych przez nas umowach nie pojawiały się absurdalne zapisy. Ich jednoznaczność ma kluczowe znaczenie w sytuacjach konfliktowych.

Prędzej czy później każdy z nas staje przed koniecznością podpisania lub nawet przygotowania od zera umowy regulującej warunki współpracy: z osobą lub firmą przeprowadzającą remont mieszkania lub z innym kontrahentem – czasami jako strona zamawiająca, a czasami jako strona coś dostarczająca. Umiejętność czytania umów ze zrozumieniem przyda się także tam, gdzie teoretycznie nie mamy wpływu na ich kształt, np. w relacjach z bankami.

W tym wpisie – a w zasadzie w dołączonym do niego filmie – podsumowuję moje podstawowe przemyślenia dotyczące podpisywania umów, a w szczególności rozpracowuję krok po kroku przykład bardzo złej umowy, którą przedstawiono mi do podpisania. Dla jasności: do zawarcia umowy ostatecznie nie doszło, ale pokażę Wam cały kontekst i wyjaśnię dlaczego warto unikać niektórych zapisów.

Ze względu na specyfikę umowy, ten wpis przyda się przede wszystkim blogerom oraz freelancerom. Możecie jednak poszukać inspiracji, którą wykorzystacie przy weryfikacji lub konstruowaniu innych umów.

Zapraszam do lektury i obejrzenia filmu 🙂

Dobra umowa współpracy, czyli o co zadbać i jak ją napisać

W trakcie warsztatów “Blog Roku 2014” w marcu 2015 r. miałem przyjemność poprowadzić prezentację o tym, jak przygotować dobrą umowę współpracy i co powinno się w niej znajdować. Nie skupiałem się na tłumaczeniu na czym polega dobra umowa. Po prostu pokazałem przykład bardzo słabej umowy i rozłożyłem ją na czynniki pierwsze tłumacząc dlaczego konkretne zapisy są niebezpieczne i jak można sobie z nimi poradzić.

Bardzo mocno polecam obejrzenie poniższego filmu (kliknij na nim dwukrotnie, aby powiększyć na cały ekran). Pod nim znajdziecie slajdy z mojej prezentacji (można je oglądać równolegle z filmem, aczkolwiek nie jest to konieczne). Dodatkowo zamieściłem także do pobrania treść tej słabej umowy w formacie Microsoft Word razem z moimi komentarzami. To najlepszy przykład tego, z czym przychodzi nam się spotykać w rzeczywistości.

A w dalszej części wpisu przedstawiam najważniejsze kwestie omówione podczas mojego wystąpienia.

 

Pobierz szablon: bardzo słaba umowa współpracy

Poniższy dokument to autentyczna umowa, którą otrzymałem z jednej z największych agencji marketingowych współpracujących z blogerami. Umowa zawiera moje liczne poprawki i uwagi – wszystkie wprowadzone w trybie korekty Microsoft Word więc możecie obejrzeć wszystkie wersje. Miłej zabawy i obyście jak najwięcej z tego wynieśli dla siebie 🙂

Czytaj także: WNOP 086: Co zrobić z polisą inwestycyjną i jak odzyskać opłatę likwidacyjną? – instrukcja

Po co nam umowa i co powinno się w niej znajdować?

Jeśli wszystkie usługi byłyby realizowane idealnie, to niepotrzebne byłyby umowy – wszyscy mogliby zawierać dżentelmeńskie umowy ustne. Nie bez powodu mówi się, że umowy podpisuje się na tzw. “worst case”, czyli najgorszy przypadek. Oprócz optymistycznego scenariusza powinny one uwzględniać także wariant pesymistyczny, tzn. co stanie się, gdy jedna lub druga strona “zawalą”.

Co powinna zawierać dobra umowa? Najlepsze jest podejście zdroworozsądkowe. Poza określeniem kto ją zawiera powinna określać przede wszystkim:

  • Przedmiot umowy – czyli co ma być dostarczone.
  • Zakres współpracy – czyli na czym dokładnie polegać będzie realizowana usługa lub prowadzone działania.
  • Harmonogram – czyli kiedy nastąpi realizacja przedmiotu umowy, w jakich krokach i terminach.
  • Prawa i obowiązki stron – czyli co komu będzie wolno, a czego nie będzie wolno, oraz czego można wymagać od danej strony umowy. Ten punkt odpowiada na dwa kluczowe pytania: co się stanie, jeśli przedmiot umowy nie zostanie dostarczony lub będzie odbiegał od definicji z umowy? Co się stanie, jeśli jedna strona umowy spóźni się z dostawą albo druga spóźni się z płatnością? Jeśli w ramach umowy przekazywane będą jakieś prawa, udzielane licencji itd., to tutaj trzeba także określić ich zakres.
  • Zakres poufności przekazywanych informacji – czyli jakie informacje będą traktowane jako poufne i podlegać będą ochronie. W tym zakresie dochodzi najczęściej do jednostronności i próby zbyt szerokiej definicji informacji poufnych, np. że będą nimi wszystkie przekazywane w ramach współpracy informacje. Szczegółowo tłumaczę ten aspekt na nagraniu mojego wystąpienia przedstawiając przykłady absurdów związanych z nadmierną ochroną.
  • Wynagrodzenie, zasady i terminy jego płatności – czyli odpowiedź na pytanie jak się rozliczymy za to, co zostanie dostarczone. 🙂
  • Wskazanie osób kontaktowych – czyli osób, które będą upoważnione do nadzoru nad prawidłową realizacją umowy po obydwu stronach.

Cechy dobrej umowy

Jakie cechy powinna posiadać dobra umowa? Najważniejsze z nich wymieniam poniżej:

  • Precyzyjna – dokładnie opisująca zakres i przedmiot współpracy. Co się wydarzy? Kiedy? A jeśli się nie wydarzy, to co wtedy? Jak będziemy weryfikować poprawność dostarczenia usługi? Oczywiście warto być jednocześnie precyzyjnym i oszczędnym, tzn. nie deklarować zbyt wiele. Przykładowo: jeśli jesteśmy blogerem i kontrahentowi wystarczy wyłącznie publikacja wpisu na blogu w konkretnym terminie, to nie musimy precyzować, że wpis będzie miał X znaków, zawierał X linków do strony firmy itp.
  • Jednoznaczna – to oznacza, że umowa nie stwarza pola do interpretacji jej treści na różne sposoby. Jeśli jakiś zapis mógłby być potraktowany niejednoznacznie, to należy go doprecyzować i zawęzić.
  • Symetryczna – chroniąca w równym stopniu interesy stron. I nie ma znaczenia czy podpisujemy umowę z równorzędnym nam partnerem, czy z dużą firmą, wielokrotnie przerastającą nas wielkością i wolumenem obrotów. Mamy prawo walczyć, by nasz interes chroniony był umową w takim samym stopniu, jak interes drugiej strony. Dlatego warto sprawdzać, czy zapisy umowy chronią tylko naszego kontrahenta, czy również symetrycznie chronią nas, gdy to kontrahent nie wywiąże się ze swoich obowiązków. Jeśli kontrahent próbuje nałożyć na nas za coś karę, to walczmy o to, by symetrycznie on także zobowiązany był do poniesienia kosztów kary umownej, w przypadku, gdy nie dochowa swoich obowiązków.
  • Nie wykraczająca poza zakres współpracy – umowa powinna precyzować tylko te zagadnienia, które bezpośrednio związane są z zakresem realizowanej współpracy. Jeśli uznamy, że jakieś wymogi bądź obostrzenia nie mają rzeczywistego związku z przedmiotem umowy i nie są niezbędne dla jego poprawnej realizacji, to należy je śmiało usuwać. 🙂
  • Zgodna z prawem – to rozumie się samo przez się. Tu może przydać się pomoc prawnika – właśnie po to, by wyłapać niepożądane lub niedozwolone zapisy. Przykładowo: jeśli klient opóźnia się z płatnością faktury, to nie mamy prawa podwyższyć mu wynagrodzenia za usługę. Usługa ma swoją cenę i klient może co najwyżej zapłacić nam odsetki urzędowe (aktualnie są one w śmiesznej wysokości). Ale można tu zastosować, np. konstrukcję polegającą na tym, że płatność uiszczona do dnia X jest objęta standardowym rabatem w wysokości 50%. Jeśli jednak klient nie dotrzyma terminu, to zapłaci 2x tyle za tę samą usługę. Oczywiście wcześniej trzeba uzyskać akceptację klienta dla takiego sposobu rozliczenia.
  • Zgodna z ofertą i innymi ustaleniami – dlatego właśnie lubię precyzować wszystkie ustalenia pisemnie jeszcze zanim usiądę do napisania umowy. Jeśli wysyłaliśmy ofertę, która została zaakceptowana, to umowa konstruowana powinna być na podstawie zapisów tej oferty. Tu od raz dochodzimy do wniosku, że w zasadzie dobra umowa ma swoje korzenie w dobrej ofercie. Jeśli coś jednak doprecyzowaliśmy lub zmienialiśmy w toku negocjacji – np. prowadzonych słownie, to warto mieć ich podsumowanie w formie pisemnej notatki. Dobrą praktyką jest wysyłanie e-mailem ustaleń wynikających z negocjacji wkrótce po ich zakończeniu. Taka “podkładka” może się bardzo przydać, gdy pomiędzy dokonaniem ustaleń a pracami nad umową, mija dużo czasu.

Poradnik jak zarabiać na blogu i współpracować z firmami

Jeśli jesteś blogerem i szukasz kompleksowej wiedzy o tym, jak komercjalizować bloga i współpracować z firmami, to wszystkie moje przemyślenia na ten temat zebrałem na specjalnej stronie.

Znajdziesz tam szablony ofert, podpowiedzi jak wyceniać swoje usługi, szablon umowy, a także zapis moich wystąpień i podcastów dotyczących tematyki blogowania.

Zapraszam do „Poradnika jak zarabiać na blogu”.

Kto powinien napisać umowę?

Spotykam się często z błędnym przekonaniem, że to prawnicy powinni pisać umowy. Moje doświadczenia mówią, że to bardzo zły pomysł. Nie umniejszając niczego prawnikom, to nie jest ich rolą pełne rozumienie istoty usługi, która jest dostarczana w ramach umowy. Co więcej – zakładanie, że prawnik będzie potrafił odzwierciedlić w umowie istotę relacji biznesowej lepiej niż my, jest założeniem błędnym (zdarzają się wyjątki, ale nadal są to wyjątki). W przypadku prostych umów na dostawę konkretnych usług, czy umów sprzedaży, absolutnie nie jest wskazane angażowanie prawnika do ich pisania.

To my najlepiej wiemy co ma być dostarczone. I to my znamy wszelkie okoliczności i niuanse, jak również potrafimy przewidzieć konsekwencje. I to my powinniśmy spróbować je opisać najlepiej jak potrafimy. Rolą prawnika przy takich prostych umowach jest zweryfikowanie, czy zapisy, które wprowadziliśmy, nie stoją w sprzeczności z prawem, czy mają moc prawną (czy są skuteczne) oraz czy przypadkiem nie zastosowaliśmy np. niedozwolonych klauzul (my lub nasz kontrahent). I do tego powinniśmy ograniczyć rolę prawnika. Uwierzcie, że w ten sposób powstają dużo prostsze i bliższe rzeczywistości umowy.

U niektórych prawników zaobserwowałem także manierę, która wynika z dobrych intencji, ale nie zawsze przynosi zamierzony efekt – próbując zabezpieczyć interes zleceniodawcy potrafią oni nadmiernie skomplikować redagowane umowy. Przykładowo: potrafią zakres ochrony klienta posunąć do tego stopnia, że doprowadzają do absurdu – próbując chronić przed ryzykami, które nie występują w przyrodzie (nie mają zastosowania przy specyfice biznesu robionego przez strony umowy).

Skutek? Przede wszystkim przedłużający się proces prac nad umową a niekiedy także doprowadzenie do patowej sytuacji, gdy po dwóch stronach znajdują się mocni zawodnicy.

Wniosek: Nie pozwól prawnikowi pisać pierwszej wersji umowy. Napisz ją sam i daj prawnikowi do zweryfikowania. Jeśli będziesz mieć wątpliwości – to skonsultuj konkretne punkty dokładnie tłumacząc istotę problemu.

Sprawdź również: “Prąd dla Finansowych Ninja”, czyli razem z Lumi pomagamy oszczędzać pieniądze warszawiakom

Definicja poufności informacji

Tak, jak napisałem wcześniej, niektóre z firm mają tendencję do zbyt szerokiego definiowania zakresu ochrony informacji jednocześnie domagając się kar umownych z tytułu naruszenia poufności tych informacji. W takim przypadku zawsze warto zadbać o precyzyjne określenie, co ma być traktowane jako informacja poufna. W szczególności błędem jest domyślne traktowanie wszystkich przekazywanych informacji jako poufne – chociażby dlatego, że w praktyce trudno jest chronić wszystkie informacje, np. opowiedziany nam podczas spotkania dowcip.

Podczas mojego wystąpienia podawałem przykład “testu taksówkarza”: czy zgodnie z definicją informacji poufnych zawartą w umowie mamy prawo – po usłyszeniu od pracownika naszego kontrahenta gdzie odbywa się spotkanie związane z realizowanych projektem – przekazać taksówkarzowi informację o adresie, pod który chcemy być zawiezieni. Wiele umów nie zdaje tego testu.

Dlatego ja zalecam zawsze traktowanie jako informacji poufnych tylko tych informacji, które w trakcie ich przekazywania wyraźnie oznaczone zostały jako informacje poufne. Może być to oznaczenie ustne lub pisemne, ale najważniejsze jest to, że musi być. Jeśli nie będzie takiego oznaczenia, to my, jako strona umowy, nie będziemy zobowiązani do zachowania ich poufności. Co nie znaczy oczywiście, że od razu będziemy je upubliczniać. Chodzi tutaj o to, byśmy nie byli obarczani nadmiernymi i nadmiarowymi obowiązkami. Dobrze jest również czasowo ograniczyć okres, przez który zobowiązani będziemy do zachowania poufności. No i warto tu także pamiętać o symetryczności 🙂

Ja umieszczam w umowie następujące zapisy dotyczące poufności:

  1. Każda ze Stron zobowiązuje się do zachowania w poufności informacji wyraźnie oznaczonych przez Stronę drugą jako poufne.
  2. Strony ustalają, że informacja poufna może oznaczać każdą informację lub materiały, które mają lub mogą mieć wartość handlową lub inne zastosowanie w obecnej działalności Stron. Informacja poufna może oznaczać również informację, której ujawnienie bez upoważnienia może negatywnie wpłynąć na interesy Stron, a informacja taka nie została określona przez Stronę ujawniającą jako informacja nadająca się do rozpowszechnienia.
  3. Informacjami poufnymi nie będą:
    – informacje ogólnie dostępne w momencie ich ujawnienia;
    – informacje znajdujące się już w posiadaniu Strony przed ich udostępnieniem przez drugą Stronę, o ile zostały uzyskane w sposób zgodny z prawem i zgodnie z posiadaną dokumentacją;
    – informacje uzyskane przez Strony od osób trzecich w sposób zgodny z prawem;
    – informacje opracowane przez Strony niezależnie, bez wykorzystania informacji poufnej.
  4. Strony zobowiązują się nie udostępniać osobom trzecim w jakikolwiek sposób żadnych informacji poufnych uzyskanych od drugiej Strony w trakcie trwania Umowy, a także w okresie 2 lat od jej rozwiązania.
  5. Strony mogą ujawnić informację poufną osobom trzecim tylko i jedynie w takim zakresie, w jakim wynika to z prawomocnego orzeczenia sądu lub ostatecznej decyzji organu administracji, pod warunkiem, że ujawnienie takie jest obowiązkowe i że umożliwiono Stronie uzasadnioną kontrolę ujawnianej informacji przed dokonaniem ujawnienia oraz zapewniono możliwość zgłoszenia zastrzeżeń, co do faktu ujawnienia.
  6. Strony mogą wykorzystywać informacje poufne wyłącznie w celu prawidłowej realizacji współpracy podjętej na podstawie Umowy.
  7. Strony mają prawo ujawnienia faktu współpracy za zgodą drugiej Strony w swoich działaniach marketingowych po prawidłowym zrealizowaniu przedmiotu niniejszej Umowy.
  8. Bloger ma prawo do ujawnienia kwoty wynagrodzenia otrzymanego w ramach współpracy.

Dobre praktyki

Zdaję sobie sprawę z tego, że jako blogerowi udało mi się wypracować dosyć komfortową i unikalną pozycję. Jeśli jakaś konkretna firma chce ze mną współpracować, to… chce współpracować właśnie ze mną a to niejako pozwala mi dyktować warunki takiej współpracy. Nie zawsze jednak tak było. Jeszcze dwa lata temu nie akceptowano moich “udziwnionych” wymogów, np.:

  • Wniesienie przedpłaty
  • Udzielenie zgody na ujawnienie faktu współpracy oraz wysokości wynagrodzenia otrzymanego w ramach współpracy wraz z prawem do późniejszego wykorzystania marketingowego
  • Zobowiązanie do przygotowania referencji
  • Ograniczenie prawa do wykorzystania tworzonych przeze mnie treści – współpraca zazwyczaj ogranicza się do publikacji informacji o partnerze wpisu na blogu
  • Brak zgody na jakąkolwiek wyłączność

Na szczęście udało mi się znaleźć klientów gotowych zaakceptować moje warunki szybciej niż wyczerpała mi się cierpliwość i chęć konsekwentnego wytrwania przy tych zasadach. Chcę jednak podkreślić, że nie udałoby mi się to, gdybym nie posiadał takich spisanych zasad i gdybym nie był gotowy konsekwentnie odrzucać tych propozycji, które ich nie spełniały.

A teraz samych dobrych umów Wam życzę – bez względu na obszar, w którym działacie. Pamiętajcie, że umowy podpisujecie na najgorszy możliwy scenariusz. Oby Was dobrze chroniły.

I korzystając z tego, że jest to ostatni wpis przed Świętami Wielkanocnymi, życzę Wam radosnego i jednocześnie spokojnego spędzenia świąt wśród bliskich Wam osób. Oby zmartwychwstały Jezus był dla Was dobrym drogowskazem i dawał mocną wiarę w to, że dobro zawsze zwycięża i że warto się nim dzielić.

Miłego dnia 🙂

Zobacz także: Optymalizacja podatkowa PIT – sprawdź na co idą pieniądze i zaplanuj jak płacić mniej podatków

Zdjęcie na początku: Fotolia, NAN

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 59 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

zulu Kwiecień 2, 2015 o 09:17

Jak zwykle masa przydatnych informacji.
Ostatnio na Twoim blogu nie mogłem znaleźć nic dla siebie a tu taka niespodzianka.
Dzięki!

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 09:39

Hej Zulu,

No to się cieszę, że udało mi się Ciebie pozytywnie zaskoczyć 🙂 Wesołych Świąt.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Magdalaena Kwiecień 2, 2015 o 09:39

„Usługa ma swoją cenę i klient może co najwyżej zapłacić nam odsetki urzędowe (aktualnie są one w śmiesznej wysokości)”
Odsetki ustawowe obecnie wynoszą 8%, a jeszcze niedawno było to 13%.
Jak dla mnie są całkiem wysokie.

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 09:40

Hej Magdalaena,

Żartujesz sobie chyba. Wnioskuję, że nie prowadzisz własnej firmy 😉 Popraw jeśli się mylę.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Magdalaena Kwiecień 2, 2015 o 09:48

Nie prowadzę firmy, ale nadal uważam,że odsetki ustawowe są wysokie – porównaj je sobie z oprocentowaniem większości lokat.

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 10:04

Wiesz, ale ja jako właściciel firmy potrzebuję pieniędzy chociażby na opłacenie podatków po wystawieniu faktur. Skąd mam je niby wziąć? Czy ktoś mi udzieli pożyczki oprocentowanej poniżej odsetek ustawowych (po doliczeniu wszystkich kosztów)?

Co mi po tym, że ktoś mi może hipotetycznie zapłaci kiedyś 8% jeśli tak naprawdę nie mam 100% kwoty, którą powinien mi zapłacić, nie mam jak jej reinwestować, nie mam z czego zapłacić 23% VAT i 19% podatku dochodowego, którego państwo się oczywiście ode mnie domaga i ma w nosie, czy kontrahent mi zapłacił czy nie.

Ja i tak mam mały problem, bo prowadzę działalność usługową, a nie obrót towarami, za które musiałbym wcześniej zapłacić. Ale co proponujesz? Może ja również mam nie płacić współpracownikom i powiedzieć im żeby się cieszyli z 8% odsetek ustawowych. Postaw się w tej sytuacji i zastanów: czy chciałabyś pracować u pracodawcy, który Ci nie płaci przez rok i zobowiązuje się (lub nie) wypłacić Ci kiedyś te pieniądze z odsetkami ustawowymi? Nadal uważałabyś to za taki świetny interes?

To tak w dużym uproszczeniu żeby uzmysłowić szkodliwość podejścia „odsetki ustawowe to świetna lokata” 😉

Pozdrawiam

Odpowiedz

Robert Kwiecień 2, 2015 o 12:54

Zgadzam się Michał z tym co piszesz, groźba zapłaty odsetek za opóźnienie to niestety często żadna groźba.

Odpowiedz

Bogdan Kwiecień 2, 2015 o 14:15

chciałbym kiedyś zobaczyć odsetki ustawowe od zaległej faktury, świetny artykuł, pozdrawiam 😀

Odpowiedz

Mateusz Kiszło Kwiecień 2, 2015 o 10:31

Jeśli ktoś nie zapłaci ci dużej i kluczowej dla twojego cashflow faktury straty trudno szacować w kategoriach jestem do tyłu o 8%-13%. Bywały przypadki, że komuś przeszła koło nosa biznesowa okazja, którą miał sfinansować z należytego mu wynagrodzenia, ale kontrahent nie wywiązał się z terminu.

Odpowiedz

Magdalaena Kwiecień 2, 2015 o 11:14

No, ale na tym właśnie zasadza się ryzyko działalności gospodarczej. Niepewność otrzymania należnego wynagrodzenia jest znacznie wyższa niż u pracownika, nie mówiąc już o samej niepewności znalezienia klientów.
I jeśli ktoś tego nie akceptuje, nie ma rezerw na chwilowe pokrycie własnych zobowiązań, to w ogóle nie powinien prowadzić działalności.

Odpowiedz

Mateusz Kiszło Kwiecień 2, 2015 o 12:56

Też byłem przyzwyczajony do odbierania co miesiąc pensji nie martwiąc się o to czy pracodawca otrzymał swoje wynagrodzenie czy nie. Z perspektywy czasu sądzę, że był to zwyczajny przejaw braku szacunku.

Odpowiedz

Robert Kwiecień 2, 2015 o 09:45

Dobry wpis. Jako prawnik przychylam się w 100 % do tego co pisze Michał.

Odpowiedz

Wojciech Wawrzak Kwiecień 2, 2015 o 09:55

Michale, nie zgodzę się z Twoim stwierdzeniem, że prawnik nie powinien pisać umowy od zera. Weryfikacja umowy jest świetnym pomysłem, jeśli jesteś w stanie stworzyć przejrzystą umowę samodzielnie. Ty jesteś, ale większość osób nie jest. Potem trafiają do prawników umowy pisane na wzorach, komponowane metodą kopiuj-wklej. Poprawienie takiej umowy jest grą nie wartą świeczki. Uważam, że dużo lepszym sposobem jest przedstawienie prawnikowi swoich oczekiwań i założeń, co do warunków współpracy, a prawnik na ich postawie tworzy umowę. Ja pracuję właśnie w taki sposób. Klient przedstawia mi swoje założenia, charakter współpracy, relację biznesową ze swoim kontrahentem, a ja to ubieram w prawne ramy. Klient dostaje ode mnie następnie projekt umowy i wprowadzamy dalsze modyfikacje „na żywym organizmie”. Co więcej, moją rolą jest nie tylko pracowanie na samych założeniach klienta, ale również naprowadzanie go na korzystne dla niego rozwiązania, na które sam by nie wpadł.

Twoje uwagi co do zbędności prawnika na etapie tworzenia umowy są słuszne, ale tylko wtedy, gdy dana osoba ma doświadczenie w konstruowaniu umów i jasną, uporządkowaną wizję tego, co chce w umowie zawrzeć. Z moich doświadczeń wynika, że większość klientów sama dokładnie nie wie, co w takiej umowie powinno się znaleźć. Przychodzą do mnie nie tylko dla samego technicznego procesu napisania umowy, ale po to, bym wypracował z nimi to, na co powinni zwracać uwagę w swoich współpracach. I tutaj ujawnia się prawdziwa rola prawnika na etapie tworzenia umów – czyli nie samo pisanie, ale ogólnie pojęte doradztwo, które powinno polegać na zrozumieniu sytuacji klienta, wydobyciu wszystkiego, co potrzebuje i wskazaniu mu określonych rozwiązań, które będą korzystne w jego sytuacji. Za ten proces tak naprawdę klient płaci prawnikowi. Nie za sporządzenie umowy, ale za ogarnięcie całego chaosu związanego z określoną relacją i dopiero potem ubrania go w ramy umowy.

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 10:44

Hej Wojciech,

Dzięki wielkie za komentarz „z drugiej strony”. Doceniam 🙂 Dodam kilka słów od siebie:

Tak samo, jak nie każdy potrafi napisać sam dobrą umowę, tak i niestety nie każdy prawnik jest zainteresowany takim wniknięciem w temat, o którym Ty piszesz.

Z mojej kilkunastoletniej praktyki pracy z przeróżnymi prawnikami wynika niestety, że większość z nich ma nikłe pojęcie o obszarze, np. usług internetowych. Ze znajomością praktycznych aspektów zastosowania prawa autorskiego także nie jest różowo. Może ja mam jakiegoś permanentnego pecha do trafiania na słabych prawników, ale tych po drugiej stronie nigdy nie wybieram (swojego tak). Takich, którzy chcą upraszczać a nie komplikować – to ze świecą szukać 🙂

A co do podanej przez Ciebie definicji dobrej współpracy z prawnikiem – potwierdzam, że jest to model idealny i taki, do którego należy dążyć. Ja bym bardzo chciał wrzucić prawnikowi zestaw wytycznych i założeń, i poczekać na draft umowy. W praktyce – takie zjawisko w przyrodzie występuje bardzo rzadko.

Piszesz o tym, że do prawników trafiają koszmarki robione metodą copy&paste. Zgoda. Ale często jest też tak, że podaje się prawnikowi komplet informacji, a ten bez dopytania i zrozumienia istoty usługi tworzy draft umowy, który jest inną postacią takiego „koszmarka” a prawnik „przerzuca piłeczkę” na stronę klienta, który musi to coś poprawnego prawnie doprowadzić do postaci odzwierciedlającej to, co rzeczywiście jest realizowane w ramach współpracy. I bądź tu mądry 😉

Reasumując: wysiłek po obu stronach wskazany. Ja jednak z dwojga złego wolę żeby to prawnik pomęczył się nad umową, którą mu dostarczę a która odzwierciedla przedmiot i zakres współpracy. I po latach doświadczeń twierdzę, że łatwiej się nauczyć tworzenia takich draftów, niż każdorazowo tłumaczyć prawnikowi na czym polega rzeczywistość, którą miałby „od zera” opisać umową. Według moich doświadczeń to opisywanie rzeczywistości „od zera” wychodzi prawnikom dosyć marnie – szczególnie tej internetowej i usługowo-internetowej.

Pozdrawiam i udanych Świąt 🙂

Odpowiedz

Wojciech Wawrzak Kwiecień 2, 2015 o 11:15

Czyli wniosek taki, jak zwykle w każdej dziedzinie życia – wszystko zależy od człowieka, z którym masz do czynienia. 🙂

Również pozdrawiam i życzę udanych Świąt! 🙂

Odpowiedz

Przemysław Pochyły Kwiecień 3, 2015 o 09:01

Popieram w całej rozciągłości to o czym pisał Wojciech. Dobry prawnik wniknie w temat, doradzi, dopyta, zaproponuje, napisze, omówi, wyjaśni i poprawi. Jeśli któryś pomija poszczególne etapy, to należy mocno zastanowić się, czy warto z nim w takiej kwestii współpracować, bo mu się najwyraźniej nie chce. Dobry prawnik, jeśli nie jest w stanie zrealizować jakiegoś zlecenia na odpowiednim poziomie, nie przyjmuje go, albo uświadamia klienta, że będzie na to potrzebował więcej czasu bo: ma napięty terminarz, musi zgromadzić dodatkową wiedzę, bądź zweryfikować już posiadaną (vide – prawa autorskie). Prawnicy są też tylko ludźmi. Nie muszą wiedzieć wszystkiego i nie powinni wstydzić się przyznawać do braku wiedzy. Powinni po prostu albo poszukać pomocy u innego specjalisty, albo wiedzę uzupełnić. Ja przykładowo w ogóle nie dotykam tematów związanych z podatkami. Nie znam się na tym i nie chcę się znać, ale współpracuję z doradcą podatkowym, który w takiej sytuacji klientowi pomoże lepiej, bo po prostu siedzi w tej dziedzinie.
Dlatego nie warto generalizować i ogłaszać, że nie warto iść do prawnika z prostą umową, bo ją tylko skomplikuje. Czasami nawet prosta umowa może wywołać bardzo dotkliwe skutki w przyszłości.

A tak na marginesie Michale, nie ma czegoś takiego jak „odsetki urzędowe” pewnie chodziło ci o „odsetki ustawowe” (obecnie maksymalnie 8%).

Jeszcze jedno. W artykule piszesz: „Ale można tu zastosować, np. konstrukcję polegającą na tym, że płatność uiszczona do dnia X jest objęta standardowym rabatem w wysokości 50%. Jeśli jednak klient nie dotrzyma terminu, to zapłaci 2x tyle za tę samą usługę. Oczywiście wcześniej trzeba uzyskać akceptację klienta dla takiego sposobu rozliczenia.”
W mojej ocenie, jest to po prostu kara umowna i zapewne tak byłoby to potraktowane przez ew. Sąd. Kary umowne są natomiast niedopuszczalne w przypadku niezrealizowania roszczenia pieniężnego. Zapis taki więc można uznać za nieważny.
W przypadku roszczeń pieniężnych można dochodzić odsetek. Co do zasady należą się odsetki ustawowe, ale w umowie można je podwyższyć do odsetek maksymalnych wynoszącą 4-krotność stopy procentowej kredytu lombardowego publikowanej przez NBP. Do tego, jako że jesteś przedsiębiorcą, proponuję ci zapoznać się z ustawą o terminach zapłaty w transakcjach handlowych.

Odpowiedz

Joanna Maj 20, 2015 o 19:03

Kurczę, ludzie. Co innego odsetki ustawowe (8%), a co innego odsetki maksymalne (10%). Tylko jeżeli wysokość odsetek nie jest w inny sposób określona, należą się odsetki ustawowe. Nie musicie dawać w umowach odsetek ustawowych, można wprowadzić maksymalne.

Odpowiedz

Zapomnij Kwiecień 2, 2015 o 21:24

Zgadzam się! Tworzę umowy dla klientów w taki sposób, jak opisujesz i to się zawsze sprawdza. Jeśli są tacy prawnicy, którzy nie słuchają klienta i podrzucają mu gotowca na zasadzie „ja wiem, ja się najlepiej znam, tak zawsze trzeba, bierz i nie narzekaj”, to szkoda pieniędzy na taką usługę. Pismo ma być dostosowane do sytuacji klienta, bo nieudolny wzór każdy może sobie ściągnąć z internetu.

Odpowiedz

Mateusz Kiszło Kwiecień 2, 2015 o 09:58

Kiedy ty Michał znajdujesz czas na pisanie tego wszystkiego? 🙂

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 10:28

Hej Mateusz,

Ten wpis zacząłem pisać jeszcze w ubiegłym roku, ale jakoś nie miałem dobrego momentu na publikację. W końcu miałem wystąpienie na ten temat i sam się zrobił 😉

Pozdrawiam

Odpowiedz

ziemek borowski Kwiecień 2, 2015 o 13:01

No, a doświadczenia zbierałeś co najmniej 10 lat wcześniej. I na te drafty przed prawnikiem i dyskusje na tym poziome poszło może nie 10k godzin jak u Gladwella, ale co najmniej 1/4 tego.

Odpowiedz

Kamil Kwiecień 2, 2015 o 09:59

2 akapit – „czasami jeśli strona coś dostarczająca”. Nie powinno być „jako”?:)

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 10:26

Dzięki wielkie – poprawione.

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 2, 2015 o 10:01

Bardzo ciekawy wpis i przykład umowy. Ludzie bardzo rzadko podchodzą krytycznie do podsuwanych zapisów i umów, wychodząc chyba z założenia że ten kto je napisał trzyma się jakichś zasad moralnych i pilnuje interesów obu stron umowy. Nikt nie jest obiektywny zwłaszcza gdy jest stroną umowy.

Odpowiedz

Nina Kwiecień 2, 2015 o 10:02

Panie Michale, Pana dopisek o tym, że spory będą rozstrzygane na podstawie kodeksu cywilnego jest niewłaściwy i właściwie bezskuteczny. Przecież ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych, kodeks postępowania cywilnego, ewentualne prawo prasowe, ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwej konkurencji i moc innych ustaw, będą we wszelkich Pana sporach z Agencją miały kluczowe znaczenie. Kodeks cywilny przyda Wam się do wielu rzeczy, ale proszę mi wierzyć nie jest to jedyna regulacja.

Odpowiedz

Maciek Kwiecień 3, 2015 o 10:35

Sam właśnie zastanawiałem się nad tym zapisem, ale poza tym artykuł jest bardzo dobry, szczególnie, że podstawą jest napisanie samemu pierwszej wersji umowy – potem dać prawnikowi do konsultacji. Moim zdaniem to najlepsze co można zrobić.

Odpowiedz

Konsjerż Kwiecień 2, 2015 o 10:07

Cześć Michał 🙂

Super, że opublikowałeś zapis z warsztatów i w ogóle o umowach. Mnie osobiście bardzo otworzyło oczy jak można się nadziać na „niewygodną” umowę.

Dodatkowo myślę, że to będzie taki drogowskaz dla obu stron, dla blogerów by byli świadomi jakie mogą wystąpić zapisy. Natomiast dla agencji by dbali nie tylko o swój interes.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Maciej Kwiecień 2, 2015 o 10:07

Michale – to wszystko prawda, ale nie zawsze ma zastosowanie. Masz mocno ugruntowaną pozycję w blogosferze (tak jak zresztą wspomniałeś), możesz sobie pozwolić na wielokrotne negocjacje warunków umowy. W 95% pozostałych przypadków, rzeczywistość jest inna – wzór umowy dostarcza kontrahent, a my albo możemy się zgodzić na warunki… albo możemy szukać nowego zlecenia. Smutne, ale prawdziwe.

Mimo wszystko dzięki za rady. Swoją drogą mam często kontakt z umowami z budżetówek w zakresie usług/produktów IT i niestety większość z nich mogłaby służyć tu jako anty-wzory 🙂

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 10:19

Hej Maciej,

Prawdę piszesz, że teraz mam ugruntowaną pozycję w blogosferze, ale z dalszymi wnioskami się nie zgadzam.

Także wtedy, gdy byłem jeszcze szerzej nieznanym blogerem, stosowałem pewne zasady, które skreślały większość współprac komercyjnych. Opowiadam o tym pod koniec filmu. Miałem zarówno wysoko ustawione ceny, jak i wyśrubowane wymagania pod względem współpracy. Wytrwałem nie zmieniając zasad i próbując rekompensować „dyskomfort” firm i agencji wysoką jakością (szeroko rozumianą). Zbierałem referencje tam, gdzie do współpracy doszło. I nadal twardo trzymałem się zasad.

Owszem – nie każdemu się to sprawdzi, ale „jak sobie pościelisz – tak się wyśpisz”.

Stwierdzenie „umowy dostarcza kontrahent, a my albo możemy się zgodzić na warunki… albo możemy szukać nowego zlecenia” – jest może i smutne, ale prawdziwe będzie tylko wtedy, jeśli zaakceptujesz taki stan rzeczy.

Mi też wmawiano: „nie da się z agencjami pracować w modelu przedpłaconym”, „nie da się wprowadzić kar za spóźnienie płatności” (prawnie niewykonalne, ale da się to zrobić inaczej formułując warunki współpracy) – wiele rzeczy miało się nie dać. Gdyby posłuchał tych „doradców”, to pewnie reprezentowałbym teraz Twój punkt widzenia. Pokazałem jednak, że się da.

Oczywiście za wszystkim musi iść jakość i trzeba dawać wystarczającą liczbę powodów, by kontrahenci chcieli z Tobą współpracować i zaakceptowali „niedogodności”. Ale ja uważam, że jakość musi być dostarczana ZAWSZE. Jeśli jej nie będzie, to łatwo będzie zastąpić takiego niejakościowego kontrahenta tym, któremu naprawdę się chce. Ale jakości zastąpić łatwo się nie da. Ją się ceni. A Ci co mimo wszystko nie cenią… hmmm… z takimi to ja nie chcę współpracować 😉

Pozdrawiam

Odpowiedz

Alek Kwiecień 2, 2015 o 10:33

Hej,

akurat mam tonę umów do przygotowania i zastanawiałem się nad prawnikiem. Głównie dla oszczędności czasu. Ale Twój artykuł przypomniał mi wszystkie te sytuacje, kiedy współpraca sypała się z powodu umowy. Albo przynajmniej psuła się atmosfera.

Sam kiedyś przez 6 miesięcy nie chciałem podpisać umowy, która nakładała na mnie olbrzymie kary za… ujawnienie nie wiadomo czego. Było to właśnie tak sformułowane, aby wszystko mogło pod to podejść. Oczywiście umowa była na X a kary na XXX.

Odpowiedz

Adam Kwiecień 2, 2015 o 11:06

Fajny artykuł Michale,
Dobrze, że uświadamiasz ludzi, że nie trzeba wszystkiego akceptować jak oferują, często człowiek nie ma nawet świadomości tego, że coś mogłoby być w umowie zapisane inaczej, a to co jest, dopiero rodzi problemy w przypadku worst case:)
Gdy będę podpisywał swoje umowy na współpracę w przyszłości, będę patrzał już z innego punktu widzenia.

Odpowiedz

Wojtek Lipiak Kwiecień 2, 2015 o 11:10

Chciałbym się w tym miejscu wdać odrobinę w polemikę z Michałem. W wielu kwestiach się zgadzam, mimo iż jestem prawnikiem – większość prawników nie rozumie biznesu, nie odzwierciedli w umowach pewnych założeń, bo po prostu nie potrafią wczuć się w biznes, w konkretny stosunek prawny. Zgadzam się też, że mają manię komplikowania wielu umów, dokonywania zmian tylko po to, żeby pokazać klientowi, że coś zrobili i uzasadnić tym wystawienie faktury. Zgadzam się również, że pisanie umów, prostych, podstawowych, nie jest wiedzą tajemną i nie musi wymagać ingerencji prawnika. Natomiast poniżej kilka sytuacji, które jako prawnik, ale również osoba z dość przyzwoitym doświadczeniem biznesowym w różnych branżach, chciałbym Wam przedstawić:

1. Każdy może sobie przygotować umowę, ale może warto zlecić napisanie lub przynajmniej analizę wzoru tej umowy prawnikowi?
Przykład – firma zajmująca się projektowaniem wnętrz, stosowała własne, bardzo ubogie umowy, sporządzone przez siebie. Wzory opierały się na materiałach dostępnych w internecie i ogólnych założeniach, m. in. tych, o których wspomniałeś na blogu. Skutek – zabrakło w umowie dwóch istotnych postanowień, wynikających z kodeksu cywilnego, przez co firma przegrała w sądzie sprawę na kilkadziesiąt tysięcy złotych pomimo prawidłowego wykonania umowy przez siebie.
Przykład 2 – nieprawidłowe sformułowanie zakresu umowy – sytuacja podobna do ww. – efekt? Przegrana sprawa w sądzie, gdyż użyte sformułowanie sugerowało inny zakres umowy, dużo szerszy, niż pierwotnie zakładał wykonawca, ze względu na ten lapsus językowy kosztowało go to kilka tysięcy złotych, około 2 tygodnie pracy, sporo nerwów.

2. Czy warto poświęcać czas na coś, na czym się nie znamy, kiedy możemy robić coś, co umiemy i w tym czasie zarabiać?
Osoba, która nie zna się na pisaniu umów poświęci temu dużo czasu, ryzykując popełnienie błędu. Prawnikowi zajmie to dużo mniej czasu. Czas poświęcony na pisanie umowy można było poświęcić na zarabianie pieniędzy, pogłębianie wiedzy itp. Dodatkowo, unika się tak dużego ryzyka. I na koniec istotna kwestia, którą zawsze powtarzam klientom – czy w przypadku transakcji wartej kilkadziesiąt, kilkaset tysięcy złotych, przy której grożą nam kary umowne itp., nie warto byłoby jednak skonsultować się z prawnikiem, który – owszem, kosztuje, ale zabezpiecza nas przed błędami? Jest to swoista forma ubezpieczenia transakcji, przynajmniej w zakresie błędów formalnych.

3. Błąd często popełniany – wykorzystywanie prawników po fakcie. Kiedy mleko się wylało, klienci przychodzą z problemem. Często sprawa jest trudna, nawet jeśli mają rację, zapisy umowy powodują, że nie mogą się w 100% obronić. Ponoszą koszt własnego błędu. Nawet jeśli jednak uda im się obronić, to muszą wdać się w spór, co jest kosztowne – obsługa prawna niestety wtedy kosztuje. Można było wydać 10% lub nawet mniej kwoty przeznaczonej na spór, przy wcześniejszej weryfikacji umowy, albo po prostu jej wzoru, który wypełnia się samodzielnie dając do podpisu klientom.

Jak widzicie, w wielu sprawach zgadzam się z Michałem, uważam, że większość prawników nie ma podejścia biznesowego, ale są tacy, którzy je posiadają, warto czasami z nimi współpracować. Usługi prawne nie muszą być czymś ekskluzywnym – a niestety tak są postrzegane. W środowisku funkcjonuje często podejście, że lepiej, żeby klient przyszedł z problemem „bo więcej będzie można skasować”. Na szczęście są kancelarie, które wychodzą z innego założenia i może warto zwrócić na to uwagę i w niektórych sytuacjach podejść do usługi prawnej jak do formy ubezpieczenia?

Odpowiedz

Łukasz Kwiecień 2, 2015 o 12:47

Dzięki Michale za mnóstwo cennych wskazówek. Przydadzą się, kiedy będę podpisywał umowę z… Tobą 🙂 Sądzę, że prędzej czy później ten dzień nastąpi 😉

Odpowiedz

Robert Kwiecień 2, 2015 o 12:58

Michał podrzucam propozycję tematu na kolejny artykuł – SKOKi i wszystko co z nimi jest związane. W mediach teraz cały czas o tym trąbią, a tam cały czas jest jakieś 2,5 miliona klientów. Dobrze by było uświadomić czarno na białym czym SKOKi są, czym nie są, jaka jest ich oferta, na co trzeba uważać, czy warto być ich klientem czy lepiej nie.

Odpowiedz

Tomasz Kwiecień 2, 2015 o 13:06

Michale,
czy mógłbyś zamieścić szablon umowy w formacie .pdf? Nie każdy ma Office (ani nawet inny pakiet biurowy na każdym urządzeniu), a chyba każdy ma czytnik pdfów, a np. ja ciekaw jestem, jak ta umowa wygląda.

Odpowiedz

hbs Kwiecień 2, 2015 o 13:30

Michale, czy w tym wordowskim dokumencie nazwa firmy na K nie powinna być „wyiksowana”? 🙂

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 2, 2015 o 13:42

Hej HBS,

Nie. To akurat nazwa mojej firmy 😉

Pozdrawiam

Odpowiedz

hbs Kwiecień 2, 2015 o 14:13

OK, mea culpa.

Odpowiedz

Calipso Kwiecień 2, 2015 o 14:46

Michał jak ja lubię takie twoje wpisy. Filmik super. Ten wzór umowy już poprzednio był w którymś wpisie. Wtedy też go dokładnie przestudiowałem razem z komentarzami.

Nie wiem czy to widzisz ale strasznie bije po oczach jak bardzo odstajesz poziomem wiedzy odnośnie konstrukcji umów od przeciętnego polaka. Fajnie, że starasz się/ pokazujesz temat umów w taki przystępny sposób.

Kiedyś korzystając z porady prawnika usłyszałem i bardzo mi się spodobało „Dobra umowa ma nie więcej niż 3 strony.”

Zgadzam się z tobą, że jakość broni się sama niezależnie od ceny. Nie mniej jednak poniosłeś i ponosisz koszty wprowadzenia takich a nie innych zasad współpracy z Tobą. Czy jesteś wstanie policzyć lub podać bo może masz policzone 🙂 jaki to jest koszt? Rozumiem przez to wartość zysku/ kontraktów które odrzuciłeś bo nie spełniały twoich zasad a nie dlatego, że były złe same w sobie.

Tak sobie myślę, że jest to całkiem spora suma. Biorąc pod uwagę, że masz/miałeś pokaźnych rozmiarów poduszkę finansową mogłeś sobie pozwolić na wprowadzenie takich zasad. Natomiast większość osób prowadzących firmy/ blogi/ freelancerzy raczej nie mają tak komfortowej sytuacji. Jednym słowem wprowadzenie takich zasad nie jest kwestią chcenia lub nie a akceptacją kosztów z tym związanych. Po prostu większości nie stać na takie koszty przy rozwijaniu/ prowadzeniu działalności na jakie ty sobie mogłeś pozwolić.

Odpowiedz

Ludwik C. Siadlak Kwiecień 2, 2015 o 15:57

Doskonały point-of-reference. Dzięki Michał.

Ludwik

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 2, 2015 o 16:32

Jedna uwaga do wypowiedzi Magdaleny. Na własnym przykładzie zmuszę stwierdzić, że własna działalność to najbezpieczniejsza i najbardziej stabilna forma zatrudnienia. Jest tak dlatego, bo mamy dużo, a przynajmniej kilku klientów i wszyscy naraz z nas nie zrezygnują. Natomiast pracując w jakieś firmie na etacie ta firma jest naszym jedynym klientem i jak jedyny klient zrezygnuje, to jest już problem.

I jeszcze jedno pytanie. Nawet klient, który płaci w terminie, ale jest bardzo upierdliwy nie jest dobrym klientem, bo za dużo nerwów psuje. Czy w umowie można zapisać też, że strony mają się zachowywać na poziomie, ułatwiać współpracę i nie awanturować się o pierdoły? Czy taka umowa będzie ważna pod względem prawnym?

Odpowiedz

Olga Kwiecień 2, 2015 o 21:32

Myślę, że jeśli jasno zdefiniujesz „pierdoły” i „zachowanie na poziomie” to można ;).

Odpowiedz

Magda Kwiecień 2, 2015 o 17:24

Michale, z kilkoma rzeczami nie mogę się zgodzić. Zwłaszcza z twierdzeniem, że to marka wybiera sobie bloga do współpracy i agencji nic do tego, bo jeśli by tak było to agencja pełniłaby rolę wyłącznie pośrednika. Z mojego doświadczenia wygląda to tak, że klient zgłasza się z briefem. Dla przykładu – chce wesprzeć sprzedaż konkretnego produktu. I to agencja przygotowuje ofertę, w której przedstawia różne narzędzia pozwalające na osiągnięcie tego celu (w zależności od budżetu, którym dysponuje klient). Jeśli agencja nie zaproponuje – jako jednego z działań – kampanii z blogosferze, z konkretnymi propozycjami blogerów, z którymi chciałaby tę kampanię zrealizować, to do takiej współpracy nie dojdzie. To agencja musi wykonać tę robotę, czyli zastanowić się, jacy blogerzy pasują do danej kampanii i co konkretnie chce z nimi zrobić. Jeśli marka nie ma u siebie wewnętrznego działu PR, to zgłaszanie się bezpośrednio do niej jest bez sensu.
Pozdrawiam! 🙂
Magda

Odpowiedz

Mariusz Kobak Kwiecień 2, 2015 o 17:56

Bardzo przydatny wpis dla wszystkich, którzy stykają się z takimi umowami na codzień a nie są prawnikami. Warto negocjować wszystkie zapisy które budzą nasz sprzeciw przed podpisaniem umowy. Z prawnikami mam podobne doświadczena co Ty Michał. Najpierw sam piszę zawsze umowę i zawieram w niej biznesowe ustalenia co do produktu lub usługi, dopiero potem wkracza prawnik. Zanim umowa zostanie zweryfikowana w kilku iteracjach pomiędzy zkeceniodawcą, wykonawca i prawnikami potrafi minać na prawdę zbyt wiele czasu…
Pozdrawiam i życzę samych dobrych relacji biznesowych!

Odpowiedz

Piotr Szablata Kwiecień 2, 2015 o 19:10

Świetny wpis. Niesamowite, że takie umowy są wysyłane przez agencje. Mniej dziurawe dokumenty są tworzone na uczelniach na zaliczenia projektów. Totalnie nieprofesjonalna firma to tworzyła a kwota przecież całkiem spora, szok.

Z ciekawości – jak zdobyłeś zgodę tej firmy na opublikowanie ich umowy w materiałach? Mają z tego powodu raczej mocny anty-marketing. Każdy kto dostanie podobny dokument, będzie wiedział, że to ta sama firma 🙂

Pozdrawiam,
Piotr

Odpowiedz

Artyg Kwiecień 3, 2015 o 07:56

Rewelacyjny wpis! Dobrze mieć taki zrzut umowy !

Odpowiedz

Paweł Zieliński Kwiecień 3, 2015 o 14:19

Temat rzeka. Stworzyć dobrą umowę nie jest tak łatwo, ale jeszcze trudniej jest podejść do tego tematu bez emocji. Zawsze znajdzie się coś, co może zaburzyć wizję jaką sobie wykreowaliśmy na samym początku, zaś pozbieranie wszystkiego w konkretną całość zajmuje czasami całe wieki 🙂

Pozdrawiam

Odpowiedz

Dagmara Kwiecień 3, 2015 o 17:49

dzięki! kolejny artykuł, który mi się przyda 🙂 niedawno ruszyłam z blogiem – trochę za namową męża. Dopiero całość rozkręcam, a dzisiaj jeden z moich wpisów trafił na stronę onetu, więc już jakiś sukces mam, a to jak wiadomo motywuje do działania :))) A Twoje wpisy o blogowaniu są bardzo pomocne 🙂

Odpowiedz

Paweł Kwiecień 3, 2015 o 19:00

Doskonały artykuł ! Super, że zamieściłeś całą umowę. Otwiera oczy. Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Agata Kwiecień 5, 2015 o 16:50

Jestem pracodawcą i też uważam, że taka umowa jest bardzo dobra, bo pracownik z góry wie czego się od niego wymaga i nie ma niedopowiedzeń.

Odpowiedz

Marcin Kwiecień 5, 2015 o 21:53

Czy można prawnikowi pokazać umowę, w której zawarte jest, że jej treść jest poufna i za ujawnienie druga strona może żądać odszkodowania?

Odpowiedz

Eugenia Kwiecień 6, 2015 o 08:53

Zawiązywanie takiej współpracy z firmami nie jest dla wszystkich blogerów, bo inni cenią sobie niezależność, a i firmie mogą się nie spodobać wpisy…

Odpowiedz

Waldek Kwiecień 14, 2015 o 07:52

Przeanalizowałem moją umowę o kredyt na zakup ratalny z Santander i powiem, że są w niej także pozytywne punkty dla klienta, takie które nie spowodują aż takiego wzrostu zadłużenia w przypadku opóźnień czy niewielkich zaległości.

Odpowiedz

Iza R. Maj 18, 2015 o 17:35

Michał, bardzo Ci dziękuję za te materiały. Zawodowo przez dłuższy czas zajmowałam się umowami – choć nie jestem prawnikiem 😉 – więc temat i Twoje ujęcie są dla mnie tym bardziej interesujące. Szczerze mówiąc nigdy nie miałam problemu z asertywnością i egzekwowaniem umów, dopóki nie zaczęło chodzić o moją własną blogową działalność. Może to działa tak porównywanie siebie z innymi – oczywiście zawsze tymi większymi – blogami, a może to, że bardzo by ułatwiło mi życie, gdyby blog trochę na siebie zaczął już zarabiać (staram się nie wczytywać presji w to, co robię, ale biorąc pod uwagę cały wysiłek i czas.. wiadomo). Twoje wezwanie do tego, żeby cenić się od początku i negocjować umowy na twardo bardzo mnie przekonuje, a jednocześnie właśnie dostałam propozycję recenzji książki w zamian za.. egzemplarz. Do tego komentarz, „a nie, do Francji nie możemy wysyłać. może pdf w takim razie”. Ręce mi opadły.
No ale nic. Tak naprawdę to napisałam więcej, niż pierwotnie miałam zamiar 🙂 Miało być podziękowanie za ogromny kawał bardzo cennej wiedzy, Michał.
Cheers!

Odpowiedz

Jane599 Grudzień 23, 2015 o 11:09

Świetny wpis 🙂 Może na razie nie skorzystam, bo jestem studentką i rzadko podpisuję jakiekolwiek umowy, ale zwróciłeś mi uwagę na to, że nie musimy się zgadzać na wszystkie warunki zawarte w umowie.
Czy orientujesz się może, czy jest możliwość negocjowania warunków umowy z operatorem telefonicznym? Zazwyczaj w salonach to wygląda tak, że drukują umowę plus jakieś ogólne warunki. Czy jako konsument mam prawo negocjować takie warunki? Czy w salonie nie będzie tak, że powiedzą, że oni nie mogą czegoś takiego robić i na tym się sprawa skończy?
Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Ela Kwiecień 22, 2016 o 12:00

Ja bym do tego dodała bezwzględne trzymanie się umowy. Żadnych ukłonów w stronę klienta bez wpisania do aneksu.
Miałam z moją klientką podpisaną dosyć dobrą umowę. Współpraca z początku układała się świetnie, w wielu rzeczach jej ustępowałam, dostawała ode mnie wiele „gratisów”. Jak w końcu powiedziałam basta, to ona się wkurzyła i postanowiła zerwać umowę. Cala sytuacja byłaby prosta, gdyby nie moje ustępstwa – teraz się wszystko zagmatwało.

Odpowiedz

Daniel Kwiecień 22, 2016 o 21:45

Zgadzam się, że angażowanie prawnika, który nic nie wie o branży z jakiej pisze umowę jest wyżuceniem pieniędzy w błoto. Do prostych umów nie ma po co. Jednak gdy wchodzą w grę duże pieniądze warto w necie poszukać prawnika, który zna rodzaj naszego biznesu i razem z nim umowę napisać. Jest teraz wielu młodych prawników, którzy rozumieją nowoczesny biznes i potrzeby klienta. Co najważniejsze nie zedrą też nie wiadomo ile pieniędzy za napisanie dobrej syntetycznej umowy.

Odpowiedz

Monika Kwiecień 23, 2016 o 13:24

Odnośnie korzystania z pomocy profesjonalnego prawnika przy zawieraniu każdej umowy —> sama nim jestem, więc opinia może być nieobiektywna. Nie uważam, że pomoc prawna jest niezbędna przy każdego rodzaju zawieranej umowie, niemniej jednak należy pamiętać, że umowy tworzy się na tzw.złe czasy. Dopóki jest dobrze pomiędzy współpracownikami (szerzej: stronami umowy), nikt nie powołuje się na postanowienia umowne, dopiero później każdy się sztywno ich trzyma i broni swojej ich interpretacji, szczególnie jeżeli chodzi o to co zawsze, czyli o kasę.

Wzory prostych umów znajdują się w sieci i są poprawne mniej lub bardziej, ale dla umów dot. kilkuletniej współpracy poleciłabym mimo wszystko, by „ktoś na tę umowę spojrzał”. Oczywiście osoby współpracujące w danej formule w danej branży od kilku lat i „opatrzone w umowach” zapewne napiszą sobie kolejną umowę (przerobią dotychczasowy wzorek) i wyjdzie z tego coś dla nich odpowiedniego. Zdarzało mi się jednakże obsługiwać klientów, którzy mieli tak spartolone umowy, że aż miło (a właściwie niemiło patrzeć i bronić interpretacji klienta). Pisali je bowiem profesjonaliści, nie mający pojęcia o szeroko pojętym obrocie gospodarczym i cywilnoprawnych stosunkach pomiędzy podmiotami w nim występującymi. Kończyło się w sądzie, na kilkuletnich sporach dot. zapłaty wynagrodzenia, które często stanowiło o bycie lub niebycie przedsiębiorcy.

Oczywiście dobrym rozwiązaniem jest sporządzenie umowy wpierw na własną rękę, następnie weryfikacja jej przez prawnika, który np. w formie komentarzy nakreśli zagrożenia / opcje płynące z danego brzmienia postanowienia. W drugą stronę bywa często ciężko, szczególnie, że strony mają już dogadane warunki współpracy i np. w wąskiej specjalizacji, której arkanów nie zna prawnik, zatem przekazanie ducha umowy, jej założeń itd. może być czasochłonne. Kilkukrotnie spędzałam godziny na telefonie z klientem, tak, aby stworzyć umowę i ubrać jego zamiary w konstrukcje prawne, które najlepiej oddadzą wolę stron i będą jak najbliżej jego biznesu.

Puenta pewnie nie wynikająca z powyższego ale: mierzmy siły na zamiary i liczmy się z własną nieświadomością, a przezorny zawsze ubezpieczony – czasem lepiej zapłacić komuś za godzinę pracy nad umową niż potem płacić grube sumy za obsługę prawną w procesie.

Odpowiedz

Agnieszka Styczeń 6, 2017 o 23:25

Witam,
mam taki nietypowy problem, założyłam działalność pod naciskiem pracodawcy, z którym następnie zawarłam umowę współpracy. Praca obejmuje ten sam zakres i czas tj,. od poniedziałku-piątku (teoretycznie). Nieopacznie podpisałam umowę z paragrafem, że za każdy dzień roboczy nieobecności moje miesięczne wynagrodzenie zostanie pomniejszone o 10%. Teraz zachorowałam na zapalenie oskrzeli i nie było mnie w grudniu 7 dni roboczych. Według mnie ten zapis umowy jest zapisem niedozwolonym. Proszę o pomoc bym nie straciła teraz i w przyszłości pieniędzy, na które pracowałam prawie cały miesiąc.
Nadmieniam, że mój „pracodawca” zaproponował mi bym zrezygnowała z kilku wolnych dni na poczet rekompensaty tego zwolnienia, w ramach zawartej umowy przysługuje mi taki raz w miesiącu. A zastosował wobec mnie nacisk bym pracowała także w weekendy, jak to się ma do całokształtu, stosunków międzyludzkich…. i regeneracji organizmu?
Pozdrawiam
Agnieszka

Odpowiedz

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: