Podcast: Play in new window | Download (Duration: 43:31 — 40.6MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Wojtek ogłosił upadłość konsumencką. Dziś dzieli się swoją historią i tłumaczy, dlaczego to dobre wyjście dla osób, których nie stać na spłatę długów.
Czasami osoby zadłużone wpadają w taką spiralę długów, że nie stać ich nawet na spłatę odsetek – nie mówiąc o samym pożyczonym kapitale. To prawdziwy dramat. Dla takich osób rozwiązaniem może być tzw. upadłość konsumencka – procedura, która w maksymalnym okresie 36 miesięcy od jej rozpoczęcia, całkowicie uwalnia od długów.
Ten odcinek nie jest jednak dokładną instrukcją jak przejść przez upadłość konsumencką (stosowny poradnik znajdziesz na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości). Razem z moim rozmówcą – Wojtkiem – koncentruję się na emocjonalnej stronie tego procesu. Wojtek dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada jak wpadł w długi bez wyjścia i tłumaczy przebieg procedury upadłości w jego przypadku. Wyjaśnia ile czasu trwają poszczególne etapy i… ile nerwów naprawdę kosztują. Nie musi wcale być tak strasznie, jak mogłoby się wydawać na podstawie lektury Internetu. 😉
Upadłość konsumencka naprawdę działa. W całym 2015 roku, czyli po wprowadzeniu nowelizacji ustawy, upadło 2112 osób, a tylko w pierwszym kwartale 2016 roku sądy zalegalizowały kolejne blisko 700 bankructw. To gigantyczny wzrost w stosunku do poprzednich lat. W ciągu kilkuletniego obowiązywania starszej i bardziej restrykcyjnej wersji ustawy (do końca 2014 roku), upadło zaledwie 60 osób.
Zapraszam do wysłuchania rozmowy z Wojtkiem.
Bezpłatny kurs dla osób zadłużonych (i nie tylko)
Przypominam, że cały czas dostępny jest dla Was kurs “Pokonaj swoje długi” – kompletny przewodnik po finansowych podstawach przeznaczony dla trzech grup odbiorców:
- Osób, które mają dziś długi i nie wyrabiają się ze spłatą rat, np. wpadły w spiralę zadłużenia.
- Osób, które mają dziś długi, ale regulują raty na bieżąco.
- Osób, które dzisiaj nie mają długów, ale jednocześnie wydają tyle ile zarabiają i nie mają żadnych oszczędności. Te osoby znajdują się w grupie ryzyka, tzn. że od problemów finansowych dzieli je dosłownie brak jednej pensji.
Kurs PSD jest przewodnikiem wychodzenia z długów, który jednocześnie koncentruje się na kształceniu prawidłowych nawyków, a nie tylko doraźnym rozwiązaniu problemu.
Kurs to 25 lekcji wideo rozplanowanych na 5 tygodni samodzielnej nauki. Każdej lekcji towarzyszą transkrypt wideo, zapis ścieżki w MP3, materiały dodatkowe oraz praca domowa, którą każdy z kursantów powinien wykonać we własnym zakresie. Uzyskujecie również dostęp do zamkniętej grupy na Facebooku, gdzie osoby zadłużone spotykają się w celu wzajemnej pomocy.
Z kursu, do chwili publikacji tego odcinka podcastu, skorzystało już ponad 12 tys. osób. Serdecznie zapraszam – nie tylko zadłużonych. 🙂
W tym odcinku usłyszysz:
- Czym jest upadłość konsumencka?
- Ile osób ogłosiło upadłość w ostatnich latach?
- Jak wygląda proces ogłoszenia upadłości?
- Kim jest mój rozmówca Wojtek?
- Jak rozpoczęły się problemy finansowe Wojtka?
- Jak duże było zadłużenie Wojtka?
- W jaki sposób Wojtek próbował poradzić sobie ze spłatą długów?
- Dlaczego Wojtek postanowił ogłosić upadłość konsumencką?
- Kiedy Wojtek złożył wniosek o uznanie upadłości?
- Ile kosztowało przygotowanie przez prawnika wniosku o ogłoszenie upadłości?
- Co zawierał wniosek o ogłoszenie upadłości?
- Ile czasu minęło od złożenia przez Wojtka wniosku do pierwszej rozprawy w sądzie?
- Jaki był przebieg pierwszej rozprawy w sądzie?
- Jak wyglądało ogłoszenie wyroku sądu?
- Jaka jest rola syndyka w procesie ogłoszenia upadłości?
- Jak wyglądała rozmowa Wojtka z syndykiem?
- Jakie emocje towarzyszyły Wojtkowi podczas całego procesu ogłoszenia upadłości?
- Jak według Wojtka należy przygotować się formalnie i emocjonalnie do procesu ogłoszenia upadłości?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Sprawdź również: Jak spłacać długi
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Upadłość konsumencka – poradnik dla konsumentów przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości.
- Podcast “Na czym polega upadłość konsumencka?” – odcinek podcastu Marcina Iwucia, w którym rozmawia z Tomaszem Orlikiem, prawnikiem, o formalnej stronie procesu ogłoszenia upadłości konsumenckiej.
- Kurs “Pokonaj swoje długi” – 5-tygodniowy bezpłatny kurs internetowy pomagający w samodzielnym wyjściu z długów.
Co to jest upadłość konsumencka
Dzień dobereczek, dzień dobereczek! Właśnie sobie uświadomiłem, że mniej więcej rok temu rozpoczynałem pracę nad kursem „Pokonaj swoje długi”, czyli mały jubileusz dzisiaj następuje – spięcie klamrą tego okresu. Ten podcast jest na temat bardzo zbliżony do tego, co było w kursie – na temat niewesoły, ale ważny – szczególnie dla osób, które tak głęboko obecnie wpadły w długi i w nich tkwią, że nie są w stanie zarabiać nawet na spłatę odsetek – krótko mówiąc: dla takich osób, które są, można powiedzieć, w sytuacji bez wyjścia i tak zagmatwanej, że nawet kurs „Pokonaj swoje długi” nie jest w stanie im pomóc.
Dla takich osób pewnym albo wręcz jedynym rozwiązaniem może być tzw. upadłość konsumencka. Ona w dużym skrócie polega na tym, że maksymalnie w okresie 36 miesięcy od ogłoszenia upadłości będziecie całkowicie wolni od długów i to bez względu na to, jakie długi dzisiaj posiadacie – oczywiście o ile sąd przychyli się do Waszego wniosku o to, żeby taką upadłość ogłosić. Ale o tym zaraz będziemy mówić – ja i mój gość – będzie to podcast nagrywany razem z gościem.
Zanim jeszcze gościa dopuszczę do głosu, to trzy słowa opowiem o samej upadłości. Formalnie to rozwiązanie jest dostępne już od kilku lat w Polsce, przy czym do końca 2014 roku przepisy były bardzo restrykcyjne – efekt był taki, że przez kilka lat ich obowiązywania w zasadzie skutecznie swoją upadłość ogłosiło zaledwie 60 osób – trzeba przyznać, że bardzo mało w zestawieniu chociażby z liczbą dłużników czy osób, które mają przeterminowane długi – około 2 500 000 osób w tej chwili w Polsce.
Sytuacja na szczęście diametralnie się zmieniła w styczniu 2015 roku, bo weszły w życie znowelizowane przepisy i upaść od tego momentu jest dużo łatwiej – po prostu istnieje mniej wyłączeń czy obostrzeń, czy ograniczeń w tym zakresie. Jeżeli spojrzycie na liczbę aktualnie ogłaszanych upadłości konsumenckich, to wzrost jest absolutnie lawinowy: w całym 2015 roku, już po nowelizacji przepisów, upadło 2112 osób – wcześniej 60 przez kilka lat – a z kolei w pierwszym kwartale 2016 roku liczba ogłoszonych, można powiedzieć, zalegalizowanych przez sąd bankructw wynosi blisko 700. Tak że widać, że ustawa o upadłości konsumenckiej po prostu działa.
Zobacz także: WNOP 096: Jak negocjować kupno mieszkania na rynku wtórnym – techniki negocjacji i porady krok po kroku
Upadłość konsumencka w praktyce
Teraz jeszcze trzy słowa o samym procesie: jest kilkuetapowy, składa się z tego, że osoba, która upadłość chce ogłosić, musi złożyć wniosek do sądu – wniosek, w którym przedstawi, dlaczego o taką upadłość występuje, przedstawi również informacje o stanie swojego majątku, o stanie zobowiązań itd. Jeżeli sąd naszego wniosku nie oddali – bo może oddalić – to proces przechodzi dalej: odbywa się rozprawa, w wyniku której jest przydzielany nam syndyk, czyli osoba, która będzie tworzyła indywidualny plan spłaty długów, w trakcie realizacji którego będziemy musieli spłacać długi. Ten plan jest skonstruowany w taki sposób, żeby nie był nadmiernie uciążliwy dla nas, czyli z jednej strony żebyśmy mieli za co żyć, a z drugiej – żeby rzeczywiście te długi, a przynajmniej ich część mogła zostać spłacona na rzecz wierzycieli.
Piękna rzecz w tym wszystkim jest taka, że ten plan może mieć maksymalnie trzy lata – on musi przewidywać, że my w ciągu trzech lat te długi spłacamy, a reszta naszych długów – niespłacona – jest całkowicie umarzana. Można powiedzieć, że maksymalnie po trzech latach, ale ten okres może być krótszy, w zależności od naszych możliwości, będziemy wolni od długów.
Istnieje minus tego procesu: jeżeli ten pierwszy wniosek, który składamy do sądu, zostałby przez sąd oddalony, to kolejnego wniosku nie możemy złożyć przez następne 10 lat – dopiero po upływie 10 lat będziemy mogli ponownie wystąpić o ogłoszenie upadłości konsumenckiej.
To tyle w skrócie i tyle teorii. Najciekawsze jest to, że chcę Wam dzisiaj przedstawić osobę, która opowie Wam o tym od strony praktycznej. Zaprosiłem do podcastu Wojtka, który na własnej skórze ćwiczy w tej chwili całą procedurę upadłości konsumenckiej, jest już dosyć zaawansowany w tym procesie. To, na czym mi przede wszystkim zależało w tym odcinku, to pokazanie nie samej procedury przeprowadzania upadłości konsumenckiej, takiej ścieżki formalnej, ale właśnie tego drugiego aspektu, moim zdaniem ważniejszego – aspektu emocjonalnego całego procesu. Przekonacie się za chwileczkę, że cały proces może przebiegać w całkiem spokojny sposób.
Bardzo mocno i gorąco zapraszam do wysłuchania mojej rozmowy z Wojtkiem.
Zobacz również: WNOP 112: Jak negocjować podwyżkę pensji (lub awans) i jak przygotować się do rozmowy z szefem – radzi Wojtek Woźniczka
Dlaczego Wojtek złożył wniosek o upadłość konsumencką
Michał Szafrański: Cześć, Wojtek!
Wojtek: Witam, cześć.
Przedstaw się, proszę, Słuchaczom, powiedz, kim jesteś i co robisz.
Jestem Wojtek, mieszkam na południu Polski, pracuję w korporacji jako technik jakości. Lubię chodzić na ryby, robić zdjęcia, interesuję się fotografią mobilną, motocyklami, blogami, czytam dużo książek. Co jeszcze? Chyba tyle.
Masz dosyć specyficzną sytuację, bo jesteś osobą, która przeszła przez – a właściwie jesteś w trakcie procesu upadłości konsumenckiej. W pierwszych słowach: dzięki wielkie w ogóle, że zgodziłeś się podzielić swoimi doświadczeniami, bo wcześniej o tym rozmawialiśmy mailowo. Jeśli mówisz, kim jesteś, dobrze by było, gdybyś naświetlił też swoją sytuację – chodzi o walkę z długami: kiedy to się zaczęło, jak w ogóle wpadłeś w problemy finansowe, które doprowadziły później do tego, że w końcu zacząłeś przechodzić przez proces upadłości konsumenckiej– jak to wyglądało na początku?
To było dość dawno temu, można powiedzieć: jakieś 14–15 lat temu, kiedy miałem swoją pierwszą firmę. Była to firma komputerowa, sklep komputerowy dokładnie. Problemy zaczęły się, kiedy zamawiałem towar na tzw. kredyt kupiecki. To jest, powiedziałbym, słynny problem ludzi, którzy takie firmy mają. Gdy zamawiałem towar, firmy dosyć chętnie kredytu kupieckiego udzielały. Komuś, kto nie jest za bardzo obeznany w tym wszystkim, że tak powiem: hurraoptymistycznie do tego podchodzi, wydaje się: jaki ten świat jest piękny, mam dużo towaru, wszystko pięknie się kręci, jest super.
I tak było, wszystko się kręciło do pewnego momentu, kiedy jeszcze dokładnie nie wiedziałem, co złego się dzieje. Wiadomo: pieniądze się wybiera, gdzieś się je wydaje, towar się zamawia, płaci się podatki, opłaty i tak w kółko – aż coraz bardziej tych pieniędzy zaczynało brakować.
Bo za towar trzeba było zapłacić z opóźnieniem, bo miałeś kredyt kupiecki, klienci płacili na bieżąco, w związku z tym pieniądze do kasy wpadały, płaciłeś podatki, a resztę po prostu można było wydać – przynajmniej tak się wydawało.
Dokładnie. Jako młody przedsiębiorca zachłysnąłem się tym, jak to wszystko pięknie idzie. Powiem szczerze, że trochę za dużo pracowników zatrudniłem, bo nie było potrzebnych aż tylu. Trzeba było trochę bardziej samemu pracować – częściej i dłużej. Ale tak to jest, jak człowiek jest młody w takim biznesie i wydaje mu się, że wszystko super działa. Niestety, to był błąd.
Ile w końcu tych długów było? Kiedy się w ogóle zorientowałeś, że coś jest nie w porządku?
Zorientowałem się wtedy, gdy firmy windykacyjne zaczęły się upominać o pieniądze. Coraz bardziej zaczynałem dochodzić do wniosku, że tego wszystkiego jednak nie da się ogarnąć – wiadomo, trochę próbowałem na początku: jednego, drugiego, trzeciego pracownika się zwolniło, bo ich wszystkich było trzech. Potem robiłem to wszystko ze wspólnikiem, na końcu się okazało, że i wspólnik mnie opuścił, i robiłem sam – niestety, sam nie dałem rady.
Czyli jak wyglądała ta sytuacja z długami? Jak głęboko pod wodą byłeś?
Chodzi o to, jaka to była dokładnie kwota? Około 200 000 zł.
I co zrobiłeś wtedy? Firmę zamknąłeś czy nadal ją masz?
Zrobiłem tak, że firma upadła i zaczęli się komornicy – tak to wyglądało. Wtedy jeszcze nie myślałem o upadłości, chociaż jakieś początki było słychać, że jest coś takiego, tylko wtedy to był megaturboskomplikowany proces i nie było szans na to liczyć. Nie miałem żadnej pracy po upadku firmy, więc jedyne, co mi pozostało, to czekanie na komorników.
Wyprzedawałeś majątek, który miałeś, czy nie?
Tak, wiadomo – to, co było, wszystko się sprzedało. To oczywiście na niewiele się zdało – sam nie miałem swoich pieniędzy. Miałem samochód, to sprzedałem też na rzecz długów, ale to wszystko było oczywiście dużo, dużo, dużo za mało, niż były potrzeby spłaty tych długów.
Jak ogłosić upadłość konsumencką?
OK, czyli sytuacja taka, że nie masz praktycznie żadnego majątku, na który komornik mógłby wejść. Zatrudniłeś się gdzieś, rozumiem, pracowałeś na bieżąco?
To wyglądało tak, że po upadku pierwszej firmy jakieś dwa lata szukałem pracy, potem tę pracę znalazłem i umówiłem się z komornikiem, że trzeba coś spłacać. Spłacałem na początku jakieś kwoty – tyle, na ile było mnie stać. Ale o tyle ciekawie, że to nie był tylko komornik z mojego miasta – okazało się, że komornicy z różnych części kraju zaczęli się zgłaszać – zmieniło się prawo, bo na początku było tak, że tylko komornik z rejonu, gdzie się mieszka, upomina się o długi, a potem się okazało, że i z Polski zaczęli się upominać komornicy. Zaczęły się blokowania kont i tego typu sprawy.
Czyli zajęcie wynagrodzenia, rozumiem.
Zajęcie wynagrodzenia nastąpiło dopiero wtedy, kiedy komornik w moim miejscu zamieszkania to zrobił – to on mi to wynagrodzenie zajął i wtedy spłata zrobiła się taka, że połowę wypłaty ten komornik mi zabierał.
A powiedz mi, korzystałeś w tamtym okresie z jakiejkolwiek pomocy – mówię np. o pomocy psychologów czy osób, które mają wiedzę na temat tego, w jaki sposób z długów można się wykaraskać – czy wszystko robiłeś samodzielnie?
Niestety, nie stać mnie było na pomoc psychologów i nie korzystałem z niej. Szukałem darmowej, ale w mojej miejscowości niestety czegoś takiego nie znalazłem, więc szukałem w internecie historii ludzi, którzy te długi mieli, jakoś to przechodzili – artykuły, jak to wszystko się odbywa, blogi itd. – jedyna moja wiedza była właśnie taka. Nie miałem znajomych, którzy coś takiego przechodzili – mogłem liczyć tylko na siebie w tym momencie.
I jak ta droga wyglądała? Co zrobiłeś w dalszej kolejności?
Długo nie robiłem nic, bo pracowałem i komornik mi te pieniądze ciągle zabierał. Próbowałem na różne sposoby coś dorobić, ale nie za bardzo mi szło, przynajmniej nie na tyle, żeby zwiększyć dochody, aby ta spłata jakoś szybciej szła.
I tak mijał miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, ciągle czegoś szukałem, coś próbowałem, myślałem, jak z tego wyjść, czytałem dużo książek, chciałem kolejne firmy otwierać, ale wiadomo, jak się spłaca długi i ma komorników, to tak się nie da, to nie jest możliwe. Myślałem też o wyjeździe, ale zagranica to nie jest megaturbonajlepszy sposób, bo można wyjechać na jakiś czas, a później trzeba wrócić, różnie się układa – to nie najlepsze rozwiązanie. Oczywiście, wielu ludzi tak robi, ale mnie do końca się nie podobało, żeby wyjeżdżać – chciałem jednak w Polsce mieszkać i tutaj próbować rozwiązać ten problem.
Zacząłem szukać ciekawych informacji – to znaczy: cały czas szukałem, aż w końcu trafiłem m.in. na Twojego bloga, zacząłem go czytać. Czytam go praktycznie od początku. Trafiłem na niego za pomocą podcastu. Potem trafiłem na bloga Marcina Iwucia i tam pewnego dnia pojawił się artykuł, w którym był wywiad z prawnikiem. Zainteresowałem się sprawą i postanowiłem skontaktować się z tym prawnikiem: jakie w ogóle mam możliwości zrobienia tej upadłości konsumenckiej. Okazało się, że jakieś szanse mam i moja sytuacja jest na tyle klarowna, że można próbować składać wniosek i jest szansa, że ta upadłość zostanie pozytywnie rozpatrzona przez sąd – tak też zrobiłem.
Kiedy to było?
To było w tamtym roku, gdzieś na początku, kiedy przeczytałem ten artykuł, a wniosek o upadłość dokładnie złożyłem w sierpniu 2015.
Powiedz: taki wniosek przygotowałeś samodzielnie czy razem z prawnikiem?
Wniosek przygotowywałem razem z prawnikiem. Oczywiście, są ludzie, którzy takie wnioski samodzielnie przygotowują – czytałem takie historie – też mogłem to zrobić sam, ale wolałem, żeby zrobiła to osoba, która się na tym zna. Kontaktowałem się z nim i wszystko mi przygotował – cały wniosek. Chwilę to trwało – miesiąc albo dwa – wiadomo: pan też jest zapracowany i ma do wykonania różne rzeczy.
Gdy mi przygotował ten wniosek o upadłość konsumencką, dostałem papiery, wydrukowałem, zapakowałem do koperty i wysłałem do sądu, który jest przypisany do danego rejonu, gdzie się mieszka.
Powiedz mi, czy usługa tego prawnika była dla Ciebie odpłatna, czy zrobił Ci to po znajomości?
To była odpłatna usługa.
Jakiego rzędu są koszty przygotowania takiego wniosku o upadłość?
To koszt wielkości kilku tysięcy – zależy, jaką się ma sytuację. Wiadomo, każdy ma ciężką sytuację, ale mimo wszystko trzeba się z tym prawnikiem dogadać i w zależności od rozmowy – jak to wszystko się przedstawi – on dobiera tę kwotę na tyle lekką, żeby to było do udźwignięcia dla człowieka, który jest w ciężkiej sytuacji.
Żebyśmy to dobrze uchwycili: co jest w takim wniosku, gdybyś mógł powiedzieć – czy tam już jest od razu ta propozycja dla sądu, w jaki sposób mógłbyś przynajmniej część długów spłacić? Jak to wygląda w praktyce?
Taki wniosek o upadłość zawiera całą sytuację dłużnika: jak wygląda to wszystko, jak żyje, ile zarabia, gdzie mieszka, jest tam lista wszystkich wierzycieli.
Inwentaryzacja majątku też już jest czy to dopiero robi syndyk?
Nie, inwentaryzacji jako takiej tam nie ma. Spis majątku sporządza syndyk.
To później, dojdziemy do tego. Czyli: opis Twojej sytuacji i wszystkich zobowiązań, które masz.
Dokładnie tak.
Procedura upadłości konsumenckiej
Wniosek o upadłość konsumencką trafia do sądu – powiedziałeś, że w połowie 2015 roku trafił do sądu. Pytanie: jak szybko sąd się tym zajmuje? Co się dzieje dalej?
To, jak szybko sąd tym się zajmuje, zależy od regionu i od sądu. Wiem, że czasami to jest dwa tygodnie, a ja czekałem jakieś trzy, cztery miesiące – pierwszą rozprawę miałem bodajże w listopadzie 2015, tak że chwilę to trwało.
OK, to co się dzieje na takiej rozprawie? Jak to wygląda w praktyce?
Powiem tak: na początku popełniłem błąd, bo gdy dostałem pierwsze pismo od sądu, było napisane: rozprawa tego i tego dnia i wizyta nieobowiązkowa. Niestety, opacznie to zrozumiałem, bo się okazało, że jednak na takiej rozprawie trzeba być, i później musiałem znowu poczekać bodajże miesiąc – tym razem już wiedziałem, że na pewno muszę być, i pojechałem na tę rozprawę.
Jak to wygląda? W moim przypadku wyglądało to całkiem nieźle: nie jest tak, że ktoś na Ciebie naskakuje, że traktuje Cię w jakiś sposób z góry, nie jest to dołujące – wiadomo, człowiek się stresuje, bo to sąd i nic miłego, jak by nie było, taka upadłość i rozmowy o własnych długach, ale przebiegło to w normalny, spokojny sposób. Sędzia po prostu pyta, jak sprawa wygląda, skąd to się wzięło, dlaczego tak się stało, jaka jest sytuacja majątkowa – takie podstawowe rzeczy, nie dokładnie, bo o to wszystko wypytuje syndyk, ale dla swojej wiedzy sędzia pyta, jak to wygląda i co mam do powiedzenia w tej sprawie.
Długo trwała taka rozprawa?
Moja nie trwała długo – 10–15 minut.
Czyli krótka piłka. Byłeś tam sam czy z prawnikiem?
Ja byłem akurat sam. Wiem, że można być z prawnikiem, ale ja akurat byłem sam.
OK, to mów, co się dalej dzieje po takiej rozprawie.
Pierwsza rozprawa zakończyła się w taki sposób, że sędzia mnie wysłuchał i powiedział, że OK, wszystko rozumie, ale jeszcze musi sprawdzić dodatkowe rzeczy w sądzie – tym, przy którym ja mieszkam – czy nie zachodzą jakieś okoliczności, które by tę moją upadłość podważały.
Trzeba było czekać znowu około miesiąca, półtorej na jeszcze jedną rozprawę – potem dostałem kolejne pismo, pojechałem do tego miasta na kolejną rozprawę – ona trwała jeszcze krócej, bo około pięć minut. Tutaj po prostu sędzia potwierdził, że sprawdził wszystkie informacje, o które powysyłał dodatkowe pytania do sądów – potwierdziło się to, co ja mówiłem: że nie mam żadnych spraw w toku, nie ma skarg na mnie. Przychylił się do wniosku i uznał, jak on to fajnie powiedział: „Jest pan upadłym człowiekiem” [śmiech], uśmiechnął się nawet i ja też, chociaż sytuacja nie była do śmiechu – wiadomo, jakoś trzeba rozładowywać napięcie.
Jak się wtedy czułeś, Wojtek?
Wtedy się czułem bardzo fajnie, euforycznie przez moment, bo to miła rzecz, że sąd przychylił się do mojego wniosku. Otworzyła się przede mną wizja nowego życia i zmian i wreszcie wyjścia z tych wszystkich problemów. Trwało to kilka dni, bo później zaczęło mnie zastanawiać, co będzie dalej. Zacząłem znowu czytać w internecie i dowiadywać się, jak działa syndyk, i trochę…
…włosy na głowie stanęły dęba [śmiech].
Tak, euforia tego dnia, kiedy usłyszałem, że jestem upadły i problemy odchodzą, znikła jak bańka mydlana, bo wpadłem w kolejny strach, co będzie się działo dalej, gdy ten syndyk przyjdzie, jak się zachowa, bo naczytałem się, że syndycy w różny sposób działają i podchodzą do problemu: czasami jest to miłe spotkanie, a czasami – bardzo niemiłe.
A jak Twoje doświadczenia z syndykiem wyglądają? W ogóle w którym momencie ten syndyk się pojawia? To jest tak, że sąd wyznacza konkretną osobę, która będzie z Tobą pracowała, czy jakiś dodatkowy proces się odbywa?
Tak, dokładnie: sąd wyznacza konkretną osobę – dostaje się papier i tam jest podana ta osoba. Czekałem na syndyka jakieś dwa-trzy tygodnie od ostatniej rozprawy – skontaktował się ze mną, powiadomił, że przyjdzie do mnie do domu, i czekałem jak na szpilkach, aż pan syndyk się pojawi. Okazało się, że akurat syndyk, na którego trafiłem, to był miły człowiek i bardzo spokojnie podszedł do problemu. Od razu powiedział, że ma bardzo duże możliwości – większe nawet niż komornik [śmiech] – ale podchodzi do problemu po ludzku, tak żebym jakoś bardzo się nie stresował, bo to wszystko przejdzie na spokojnie.
Tak faktycznie było: to była bardzo długa rozmowa, bo w przeciwieństwie do rozprawy w sądzie, która trwała kilkanaście minut, ta rozmowa trwała trzy godziny. Tutaj syndyk już naprawdę rozdziela włos na wiele części – wypytuje o wszystko bardzo dokładnie: z kim mieszkam, gdzie mieszkam, jak mieszkam, jaki mam majątek, czy mam samochód, mieszkanie, jaki jest status mieszkaniowy lokalu, w którym jestem – naprawdę wszystko dokładnie.
Listę wydatków też trzeba przedstawiać czy nie?
Listy wydatków akurat ja nie przedstawiałem, ale z tego, co słyszałem, i takie rzeczy się zdarzają – u mnie tego nie było.
Czyli to dopiero syndyk, rozumiem, z jednej strony tworzy plan spłaty przynajmniej części wierzytelności, a z drugiej: ocenia Twoje kompetencje w zakresie tego, ile możesz oddawać co miesiąc?
Tak jest, tylko akurat w moim przypadku to jeszcze nie nastąpiło.
OK, czyli jesteś w trakcie tego procesu upadłości konsumenckiej?
Jestem w trakcie tego procesu – to ustala po części syndyk, ale po części też sąd: syndyk ustala, ale sąd podejmuje ostateczną decyzję, jak to ma wyglądać: czy faktycznie przychyla się do tego, co syndyk zebrał za pomocą tej rozmowy, czy jednak to za mało. Ostateczną decyzję podejmuje sąd podczas rozprawy, która jeszcze będzie.
Czyli Ty jesteś w tym procesie, jeszcze to nie nastąpiło.
Jeszcze niestety nie nastąpiło, chociaż powinno, bo ta rozmowa była, licząc od dzisiejszego dnia, jakieś trzy, może dwa i pół miesiąca do tyłu. Z tego, co wiem, plan spłaty niektórzy, którzy robili upadłość konsumencką, już mieli po miesiącu – ja niestety jeszcze czekam.
To była ta jedna rozmowa z syndykiem czy mieliście kilka rozmów od tamtego momentu?
Jeszcze były rozmowy telefoniczne, ale krótkie – jakieś dodatkowe dokumenty trzeba było dosłać.
Doprecyzowanie po prostu.
Dokładnie.
Od razu powiem, że Marcin Iwuć też u siebie nagrywał podcast z prawnikiem całkiem niedawno i przedstawiał całą procedurę upadłości konsumenckiej: jak to wygląda od strony czysto formalnej – my tutaj rozmawiamy o konkretnym przypadku. Wiem, że słuchałeś tej rozmowy – prawda?
Tak, słuchałem.
Jedna rzecz, którą chciałbym, żebyś skomentował na bazie własnych doświadczeń – wiadomo, że to nie będzie reprezentatywne, ale odniosłem wrażenie, słuchając tej rozmowy, że pan prawnik dosyć mocno straszył syndykiem i mówił, zacytuję: „Zawsze przy decyzji o próbie ogłoszenia upadłości należy się zastanowić, na jakie dolegliwości jesteśmy w stanie się zgodzić” – czy jesteśmy w stanie psychicznie to wytrzymać, bo to duże obciążenie psychiczne. Ja bym chciał Cię zapytać o ludzki komentarz, jak to wyglądało z Twojej perspektywy: czy rzeczywiście to dla Ciebie było takie duże obciążenie psychiczne, czy raczej traktowałeś to jako ulgę, że nareszcie coś się w temacie Twoich długów, które wyglądały na niespłacalne, dzieje?
Jest coś takiego – owszem, oni, gdy ten podcast zrobili, w dosyć czarnych barwach to nakręcili.
Podobne wrażenia mamy, widzę.
Jak ja bym słuchał tego podcastu przed ogłoszeniem upadłości, to mógłbym się wystraszyć na tyle, że bym się bał to zrobić. Co mogę powiedzieć od siebie: jest to stres, oczywiście – człowiek bardzo się tego boi, jednak wizja, że można pozbyć się wielkiego problemu, jest na tyle duża, że warto spróbować, bo mając długi, człowiek się stresuje – codziennie te długi ma na głowie, codziennie zastanawia się, co będzie – a jeśli jeszcze jest wizja, że tych długów może w ogóle nie spłacić, to naprawdę nic miłego, więc może po prostu warto potraktować coś takiego jak wyrwanie zęba – jest to…
…proces długotrwały [śmiech].
Może nie długotrwały, ale na pewno bolesny – nic miłego – ale gdy już się to zrobi, przychodzi ulga i spokój ducha. Tak samo tutaj: trzeba psychicznie się przygotować, że to nic miłego, że różnie może być z syndykiem, ale gdy się to przetrwa, jest szansa na wielką zmianę w życiu i rozpoczęcie wszystkiego od nowa.
Można powiedzieć, że patrzysz z optymizmem czy jeszcze nie?
Ja w tej chwili patrzę z optymizmem. Jeszcze pewne sprawy nie są dograne, trochę dziwne rzeczy się dzieją i mnie zaskakują, i się nie spodziewałem, że będzie się działo w taki sposób – nie jest to miłe i trochę mi spędza sen z powiek, ale podchodzę do tego optymistycznie i myślę inaczej, niż gdy tej upadłości jeszcze nie miałem.
Upadłość konsumencka – skutki i konsekwencje
A możesz powiedzieć, co to za sprawy Ci spędzają w tej chwili sen z powiek?
Mam problem z jednym bankiem – dokładniej: z Alior Bankiem, który w dziwny sposób ignoruje to, że tę upadłość konsumencką mam. Z tego, co wiem, dostali pismo od syndyka, bo ma obowiązek wysłać do wszystkich wierzycieli pismo informujące o tym, że mam upadłość konsumencką, ale oni – nie mogę zrozumieć, dlaczego tak jest – dzwonią ciągle, pytają o spłatę kredytu – dziś nawet dostałem pismo z wezwaniem do zapłaty. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje. To coś takiego, co jest może nie do końca dograne: wiadomo, upadłość to nowy twór – to nie jest coś, co działa kilkadziesiąt lat, tylko kilka lat, i ciągle wszystko się dogrywa – może to z tego wynika.
Trzeba dodać od razu, że w przypadku kiedy upadłość konsumencka jest ogłaszana i syndyk zaczyna zarządzać całym procesem spłaty wierzycieli, to tak naprawdę wierzyciele powinni się kontaktować z syndykiem, a nie z Tobą.
Dokładnie, bo ja w tym momencie nie mam nic takiego, co mogłoby potwierdzić, że taką upadłość mam. Mam dokument, owszem, dostałem go z sądu, ale jeżelibym go wysłał, to nie jest to stuprocentowe potwierdzenie dla banku – takim potwierdzeniem dla banku jest, gdy syndyk go poinformuje o mojej upadłości.
Tak samo miałem w zakładzie pracy: kiedy nastąpiła upadłość, poszedłem do działu kadr zapytać o to, czy w dalszym ciągu komornik będzie mi zabierał część wypłaty, i dostałem informację, że to syndyk musi powiadomić komornika, który musi to ściągnąć, a to, że ja pokazuję pismo, nic nie znaczy.
Dokładnie: syndyk staje się zarządcą tego wszystkiego, co masz: i majątku, i wszystkich wierzytelności. Od kiedy to trwa? Masz informację od syndyka, kiedy dostarczył informację do Alior Banku o tym, że ten proces trwa w Twoim przypadku?
Jakieś trzy miesiące temu. Po 20 stycznia – gdy upadłość została ogłoszona – mniej więcej za dwa tygodnie syndyk pojawił się u mnie i wtedy, gdy była to rozmowa u mnie w domu, oznajmił mi, że wszystkie dokumenty zostały wysłane.
Czyli Alior Bank uporczywie nie chce przyjąć do wiadomości, że jesteś w procesie upadłości konsumenckiej.
Chyba tak.
Dobra, to apelujemy do Alior Banku: jeżeli którykolwiek z pracowników słucha, to zapraszam do kontaktu ze mną przynajmniej. Tak się zastanawiam: Alior Bank jest teraz jedyny problematyczny? Rozumiem, że wszyscy inni wierzyciele przyjęli póki co do wiadomości?
Jest jeszcze jeden bank, który nie działa uporczywie, tylko mi wysyła zawiadomienie o zadłużeniu – to trochę inna sytuacja, bo to kredyt obrotowy jeszcze z firmy i tutaj to nie działa na zasadzie, że są raty do spłacania, tylko to stara zaległość – ale tutaj to nie działa tak, że oni dzwonią, tylko co jakiś czas wysyłają dokument, że ciągle widnieje kwota kredytu do spłaty. To też trochę dziwne, ale nie jest takie upierdliwe jak z Alior Bankiem, bo oni potrafią dzwonić codziennie.
Wszystko jasne. Pewnie czekają też na plan spłaty od syndyka, bo tak to prawdopodobnie wygląda, że musi im przedstawić ten plan.
Tak, tylko że on może plan spłaty przedstawić dopiero wtedy, kiedy oni odpowiedzą na to pismo i zatwierdzą ten plan – trochę kółko graniaste się z tego robi i to się zapętla.
Czy warto przejść przez upadłość konsumencką?
Zależało mi na tym, żebyś się podzielił swoimi doświadczeniami właśnie dla osób, które taki proces rozważają, zastanawiają się, czy się podejmować wysiłku przejścia przez to, czy nie. Gdybyś mógł w kilku zdaniach podsumować nauki – tak bym to nazwał – które wyniosłeś z tego całego procesu – albo inaczej: gdybyś mógł powiedzieć: czy gdybyś wiedział to, co wiesz w tej chwili, byłbyś bardziej skłonny przejść przez proces upadłości konsumenckiej wcześniej, czy raczej nie? Czy cały ten proces wyglądał gorzej, czy może łatwiej i prościej, niż się spodziewałeś?
Część rzeczy wyglądała łatwiej, niż się spodziewałem, a część, taka, która bym się spodziewał, że pójdzie jak z płatka… są problemy. U mnie jest odwrotnie: to, czego się bałem, minęło na spokojnie, a to, o czym w ogóle nie myślałem, rodzi problemy. Ale mimo wszystko pozytywnie do tego podchodzę – wychodzę z założenia, że warto było to zrobić, i polecam – tylko oczywiście trzeba się do tego psychicznie przygotować, przemyśleć, co się ma, przemyśleć wszystkie za i przeciw, co można na tym stracić, a co zyskać.
Ja byłem w o tyle dobrej – chociaż to nie jest ogólnie dobra sytuacja, że nic nie mam – chciałem powiedzieć, że byłem w dobrej sytuacji, bo akurat nie miałem żadnego majątku: mieszkania itd. Ale nawet jeśli ktoś to mieszkanie ma, ma długów np. pół miliona, a mieszkanie jest warte 200 000 zł, jak sobie przeliczy, to chyba warto stracić mieszkanie i mieć długi z głowy, niż być w tym mieszkaniu i długi mieć do końca życia. Trzeba wszystko jakoś sobie rozliczyć, przemyśleć, zastanowić się, czy to jest warte zrobienia czegoś takiego.
Właśnie. Wojtek, Ty zastanawiałeś się nad tym, co będzie po? Ten proces upadłości trwa bodajże trzy lata.
To jest różnie – nie jest powiedziane, że trwa trzy lata. Wszystko zależy od sądu, bo może być tak, że gdy ktoś nie ma żadnego majątku i dochodów, w ogóle nie ma planu spłat, tylko po wizycie syndyka sąd uznaje, że dłużnik nie jest w stanie spłacać niczego, i jest koniec natychmiastowy. Wszystko zależy od tego, jaki ma się majątek, ile się zarabia, czy w ogóle się pracuje, jaka jest wysokość zarobków – zależnie od tego jest ustalany plan spłaty i czas tego planu. Nie jest powiedziane, że to musi być 36 miesięcy – to maksymalnie 36 miesięcy, ale może być: 24, 12, 0.
Ty jeszcze nie wiesz, rozumiem, jak to będzie wyglądać?
Jeszcze nie wiem, ciągle czekam.
Zastanawiam się, co jeszcze na koniec mógłbyś powiedzieć tym wszystkim osobom, które dzisiaj tkwią w długach i się wahają.
Tak jak powiedziałem przed chwilą: trzeba siąść, przemyśleć, zastanowić się nad tym, czy udźwigną psychicznie to wszystko, co ich będzie czekać. Mówię: to nie jest aż tak bardzo straszne i nie można generalizować, że zaraz się trafi na jakiegoś strasznego syndyka albo na takie problemy, które ewentualnie mam ja, bo ktoś inny wcale takich problemów mieć nie musi – może to wszystko przebiec o wiele szybciej i łatwiej. Po prostu trzeba się zastanowić, przeliczyć, czy to warte.
Dzięki wielkie, Wojtek, za rozmowę, za to, że się podzieliłeś doświadczeniami – mam nadzieję, że to będzie pomocne dla tych, którzy będą tego słuchali kiedyś, w przyszłości. Życzę Ci, żebyś miał po pierwsze nie najgorszy plan spłaty, a po drugie – jak najmniej bolesny i żebyś się z tym uporał i jak najszybciej wyszedł na prostą.
Dzięki, myślę, że jakoś to pójdzie, zobaczymy [śmiech]. Wierzę, że będzie dobrze.
Fajnie słyszeć, że jest to realna pomoc. Dzięki, Wojtek, za rozmowę!
Dzięki.
Upadłość konsumencka – sposób na pozbycie się długów
Dzięki wielkie, Wojtek, jeszcze raz za przyjęcie zaproszenia do podcastu, za podzielenie się swoją historią – wiem, że nie było to łatwe, wiem, że miałeś duże wątpliwości.
Jedną rzecz Wojtek mnie prosił, żeby doprecyzować już po nagraniu naszej rozmowy, bo nie pojawiło się to nigdzie w jej trakcie, a jest to rzecz ważna: w przypadku Wojtka była taka sytuacja, że w zasadzie nie miał żadnych możliwości spłaty długu przede wszystkim z tego powodu, że dług był na tyle duży, że ciągle rosły odsetki. Wojtek, który komunikował się z komornikiem, usłyszał informację wprost, że nawet jeżeli komornik będzie mu pobierał połowę jego wypłaty jeszcze przez wiele, wiele, wiele, wiele lat, to i tak Wojtek tego długu najprawdopodobniej nie spłaci. Oczywiście można by było Wojtkowi zarzucić, że mógłby poszukać dodatkowej pracy itd., tylko że już dzisiaj pracuje w systemie trzyzmianowym i w miejscu, w którym mieszka, jest mu bardzo trudno znaleźć dodatkową pracę.
Każdy z nas ma swoją indywidualną historię, niektórym jest łatwiej, niektórym – trudniej. Ja się cieszę, że Wojtek był w stanie wziąć byka za rogi i rzeczywiście coś fajnego z tego wynikło.
W trakcie naszej rozmowy z Wojtkiem nawiązywałem do podcastu, który ukazał się na blogu Marcina Iwucia – bardzo polecam go posłuchać, bo Marcin też nagrał rozmowę – z prawnikiem – na temat całej procedury upadłości konsumenckiej, o aspekcie formalnym, na którym my za bardzo się nie koncentrowaliśmy. Jeżeli chcecie albo jeżeli macie jakichś znajomych, którzy chcieliby poznać szczegóły dotyczące takiej ścieżki formalnej, to zachęcam do wysłuchania tego podcastu.
Polecam także osobom, które są tym zainteresowane, przeczytanie poradnika przygotowanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości – też zamieszczę link – bardzo wyczerpująco opisuje całą procedurę, plusy i minusy, co się wydarzy, gdy – itd. Zachęcam.
Jeszcze jedna rzecz, o której powinienem powiedzieć na samym początku, a teraz dopiero mi się o tym przypomniało: dodaję i precyzuję, że nie jestem prawnikiem i absolutnie nie powinniście się opierać na tych informacjach, które usłyszeliście w tym odcinku. Wojtek też prawnikiem nie jest – być może coś pokręciliśmy – nie to było naszą intencją, żeby przedstawić wszystkie szczegóły, tylko żeby pokazać ludzką twarz tego procesu i emocje, jakie mogą się z nim wiązać i jakie się wiążą.
Ja osobiście jestem bardzo ciekawy, jak historia Wojtka będzie się rozwijała, bo jest cały czas rozwojowa. Nawet sobie wpisałem do kalendarza – na za rok dokładnie – przypomnienie, żeby odezwać się do Wojtka i zapytać o kolejne doświadczenia, które na froncie walki z długami będzie miał – bo zdobywa je na bieżąco. Myślę, że pewnie wszyscy byśmy chętnie usłyszeli szczęśliwe zakończenie całej historii, tak że mam nadzieję, że to nie jest ostatnie wystąpienie Wojtka w podcaście.
I tyle chyba na dzisiaj. Dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i tradycyjnie mocno i z dwoma kciukami w górę życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się, do usłyszenia!
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
{ 73 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Cześć Michał, mi nie działają pierwsze linki z podcastem, dopiero ostatni działa. Właśnie zacząłem słuchać i oby doczekać kolejnej rocznicy 🙂 Pozdrawiam
Dzięki Michał za świetny materiał 🙂
Twój podcast idealnie zgrywa się z materiałem Marcina, obok procedury, wrażenia i subiektywna relacja kogoś kto przez to przeszedł 🙂
Niezmiernie mnie cieszy, że wreszcie normalnie można wyzerować sobie licznik, a nie tułać się z długami do śmierci swojej, a potem dzieci i wnuków.
Witam,
Bardzo ciekawy materiał. Zastanawiam się kto spłaca dług w takiej sytuacji gdy firmy/ w tym wypadku konkretna osoba fizyczna ogłasza upadłość? Nikt? Przecież jest zawsze druga strona w zaistniałej sytuacji, strona która pożycza. Dlaczego ta strona ma być stratna tylko dlatego, że ktoś nieumiejętnie zarządza finansami?
Hej Gosiu,
Dług jest spłacany tylko w takiej części, na jaką pozwoli maksymalnie 36-miesięczny program spłat.
Co do zasady uważam, że każdy swoje długi powinien spłacić. Niemniej jednak są takie sytuacje, że spirala długów zaciska się w takim stopniu, że danej osoby nie stać nawet na spłatę odsetek. To sytuacja patowa, którą przerywa właśnie upadłość konsumencka. W każdym cywilizowanym kraju taka instytucja istnieje. Dobrze, że zaczęła działać i w Polsce.
Na temat można spojrzeć też z drugiej strony: ktoś oszacował wiarygodność kredytową danej osoby, ktoś udzielił jej jednego, drugiego, trzeciego kredytu – być może ignorując informacje o tym, że ma do czynienia z notorycznym dłużnikiem. Zrobił to w imię zarobku – na odsetkach i przeróżnych prowizjach. Można na to patrzeć jak na biznes a można jak na wykorzystywanie innych w celu zarobku. Moja osobista opinia jest taka, że firmy pożyczkowe próbują naciągać klientów w potrzebie, chociaż pewnie one będą twierdzić, że „pomagają spełniać marzenia” albo „wyciągają pomocną dłoń”.
Firmy udzielające kredytów zakładają pewne ryzyko takiej działalności. I jak na razie – świetnie zarabiają. Jakoś w skali makro nie są stratne na swojej działalności. Odbijają to sobie podwyższając oprocentowanie dla wszystkich klientów. Można nad tym ubolewać albo uznać za ich modus operandi.
Faktem jest, że niektórzy zarządzają finansami lepiej a inni gorzej. Niektórzy sami nabijają sobie guzy, a inni uczą się na błędach innych. Nie uważam jednak, że człowiek który popełnił od groma błędów powinien tkwić w bagnie do końca swego życia.
Zresztą to nie jest tak, że zadłużasz się ponad miarę i po prostu ogłaszasz upadłość konsumencką. Musisz udowodnić przed sądem, że nie było to celowe. Sąd musi uwierzyć. Poza tym zdecydowana większość majątku (jeśli nie cały) przeznaczana jest na spłatę wierzycieli. To jest wyjście obronną ręką, ale stosunkowo dużym kosztem.
Pozdrawiam
Pierwsza kwestia: dlaczego uważasz, że zawsze chodzi o nieumiejętne zarządzanie finansami? Nie każde zadłużenie wynika z tego. Są wypadki, choroby, są radykalne zmiany na rynku, które mogą mieć ogromny wpływ na działanie firmy. Są wreszcie sytuacje losowe: np. ktoś zostaje sam z dziećmi, a druga strona nie poczuwa się do płacenia alimentów. To nie jest tak, że każdy ma szansę na upadłość. Sąd bierze pod uwagę bardzo dużo czynników.
Druga kwestia: wiele problemów finansowych bierze się z tego, że państwo i jego instytucje nie działają jak należy. Przykład: problem z egzekwowaniem alimentów, problem z wyłudzeniami kredytów na cudze dane, problem z eksmitowaniem niepłacącej i demolującej patologii z wynajętego mieszkania. Nic więc dziwnego, że chociaż tworzy jakąś formę wsparcia dla dłużników.
Trzecia kwestia. Wierzycielami najczęściej nie są osoby prywatne. To nie jest tak, że pani Krysia ostatnie grosze z kieszeni wyciągnęła, pożyczyła sąsiadowi i teraz nie odzyska, bo on ogłasza upadłość. Wierzyciele to najczęściej banki hojną ręką rozdające kolejne karty kredytowe i dające kredyty na 100 procent wartości nieruchomości. Wierzycielami są też firmy pożyczkowe, które w ogóle nie sprawdzają, czy klient ma zdolność kredytową. Dlaczego miałyby nie ponosić konsekwencji złej oceny sytuacji?
@gosia. To nie jest takie czarno białe. Odniose się w tym komentarzu tylko do kredytu bankowego, bo tego to dotyczy. Inna sytuacja to np. prywatna pożyczka, tutaj jestem zerojedynkowy, trzeba oddać, sprawa honorowa.
W banku jednak, jako rzekłem, rzecz nie jest taka czarno biała.
Czy wiesz, co się naprawdę dzieje w momencie gdy bank udziela kredytu? Od początku lat 70tych pieniądze w bankach nie musza mieć pokrycia w niczym konkretnym, np złocie. Rezerwy obowiązkowe to tylko ułamek kwot będących w obrocie gospodarczym.
W momencie udzielenia kredytu bank nie „pozycza” de facto czegoś, co leży u niego w piwnicy. Bank „kreuje pieniądz” w ilości stosownej do możliwości wyznaczonej poziomem rezerw obowiązkowych.
Mówiąc wprost, bank po prostu dopisuje w swoich księgach rachunkowych kwotę kredytu jako należność. Tworzy coś z niczego. Poczytaj o tym jak działa współczesny system bankowy po odejściu od parytetu.
Kiedy zatem dłużnik przestaje spłacać kredyt, bank nie jest „stratny”. Zmieni się tylko kilka zapisów w księgach rachunkowych.
Powyższy komentarz dotyczy tylko i wyłącznie sytuacji gdzie stroną jest bank. Zupełnie inna sytuacja jest gdy faktycznie „pieniądz jest pożyczony”, czyli wzięliśmy cos wymiernego i nie oddajemy albo za to nie płacimy. Albo nie płacimy za towar / usługę.
Odnośnie uporczywych telefonów należy:
– przygotować mikrofon coś do nagrywania
– zadać grzeczne pytanie czy chce Pani mnie męczyć psychicznie
– pouczyć o tym, że nękanie jest karane
– w razie sporów zgłosić na prokuraturę
A nie prościej po prostu nie odbierać? 😉
Część, dobrze że dodałeś na samym końcu że Wojtek dużo pracuje i stara się spłacić długi, choć wydaje mi się że ta historia momentami się nie klei tzn. Wojtek stawia za problem swoich długów kredyty kupieckie, a później wychodzi z rozmowy że inne banki ścigają go o inne kredyty.. Ciekawi mnie również jak to wygląda ze spłatą zadłużenia po 3 latach od upadłości, a dokładniej kto za to zapłaci, podatnik? Jeśli tak, to taka upadłość może być niewłaściwie wykorzystywana i działać na szkodę ogółu.
Hej Przemek,
Po maksymalnie trzech latach dług jest umarzany. Nikt go nie spłaca. Wierzyciel ma zaspokojoną tylko część długu. Można powiedzieć, że to wierzyciel w takiej sytuacji jest stratny.
Pozdrawiam
B. ciekawy artykul. Czy znasz sie na upadlosci miedzynarodowej(polsko-angielska) ? Pozdrawiam
Hej Mariola,
Nie znam sie na upadłości w innych krajach. Słyszałem, że w UK jest upaść łatwiej niż w Polsce, ale nigdy tego nie zgłębiałem.
Pozdrawiam
Tak, w Anglii upadlosc jest latwiejsza do przeprowadzenia. Jednakze ma bardzo powazne skutki: problemy z wzieciem kredytu lub hipoteki przez co najmniej 5 lat od czasu upadlosci, a potem caly czas trzeba deklarowac, ze bylo sie bankrutem, czyli droga w wiekszosci bankow jest zamknieta. Moga rowniez byc problemy z uzyskaniem stalej rezydentury i paszportu.
Dlatego warto sie zastanowic czy upadlosc w Anglii naprawde sie oplaca.
Zgadzam się z opinią z poprzednich komentarzy. Zaproszony gość sprawia wrażenie osoby nieodpowiedzialnej, która sama sprowokowała swoją sytuację. Szczególnie poruszyła mnie informacja, że ten Pan nie pojawił się na pierwszej rozprawie bo sądził, że nie musi.
Hej Krzysztof,
Mam nadzieję, że czujesz się lepiej ze swoją odpowiedzialnością.
Pozdrawiam
Michał jestem zaskoczony Twoją odpowiedzią. Przez wiele podcastów i artykułów miałem wrażenie, że promujesz „odpowiedzialność” za swoje decyzje jako wartość. Niestety chyba jednak się pomyliłem.
Hej Krzysztof,
Oczywiście, że promuję, ale mam niski poziom akceptacji dla komentarzy, które niewiele wnoszą przy jednoczesnym krytykowaniu innych osób, a w szczególności gości, którzy zdecydowali się w dobrej wierze podzielić swoimi doświadczeniami. Powiedz mi Krzysztof co wnosi Twój komentarz. Tak realnie? Bo ja nie widzę w nim konstruktywnej krytyki. A wręcz widzę sarkazm, który uważam, że jest nie na miejscu.
Promuję odpowiedzialność, ale jednocześnie nie zamykam się na to, że nie wszyscy mają w życiu tak świetnie jak ja. I szczerze, to jestem wdzięczny losowi, że tak mi się udaje ogarniać rzeczywistość. Myślisz, że dużo łatwiej by Ci było w życiu, gdyby wszyscy wokół ogarniali rzeczywistość tak jak Ty? Zalecam trochę więcej empatii. Każdy ma prawo do błędów i wtop. Jeśli chcesz się na ten temat wypowiadać, to może lepiej po prostu coś Wojtkowi podpowiedzieć zamiast po nim „jeździć”?
Pozdrawiam
Michał wybrałeś gościa, prowadzisz z nim rozmowę, przedstawiasz pewien mechanizm. Po tym podcaście połowa komentujących pyta „kto za to zapłaci” i czy nie będzie to wykorzystywane przez nieuczciwe lub nieodpowiedzialne osoby. Nie zastanawia Cię skąd takie reakcje? Ja moje zdanie Ci przedstawiłem. W odpowiedzi na twoje pytanie – tak, uważam że było by mi łatwiej. Czy Ty uważasz że byłoby Ci łatwiej gdyby wszyscy wzięli kredyt kupiecki i potem ogłosili upadłość? Twój pierwszy komentarz również niewiele wnosi do dyskusji jest również skierowany personalnie i z odczuwalnym sarkazmem.
Krzysztof,
„Kto sieje wiatr ten zbiera burze”. Zacząłeś, więc spotkałeś się z moją reakcją.
Co do kredytu kupieckiego – ja osobiście jestem przeciwny kredytom kupieckim i jestem za tym żeby wszystkie opłaty były regulowane na bieżąco – najlepiej przedpłatami. Taki model wymuszam na swoich kontrahentach i nie narzekam. Jestem także za maksymalnym skracaniem terminów płatności. Ja płacę faktury w zasadzie natychmiast po ich otrzymaniu. To tyle w temacie tego, jakie jest moje prywatne zdanie.
Ktoś, kto zwiększa linię kredytową dla swoich kontrahentów, nie potrafiąc realnie oszacować ryzyka – prosi się o kłopoty. Dla mnie osobiście instytucja „kredytu kupieckiego” jest neutralna – dlatego, że ja go nie udzielam i nie będę udzielał. Jeśli moja konkurencja, by go udzielała i upadła z tego powodu, to ja raczej nie miałbym trudniejszej sytuacji.
Czy uważam celowe branie kredytów za OK po to żeby za chwilę upaść? Absolutnie nie. To przekręt. Co innego, gdy ktoś po prostu przeszarżuje i nie ma tym jego złej woli. Każdego roku dużo biznesów upada z różnych powodów. Czy to od razu przyczyna żeby szukać w tym celowości i złej woli? Chcesz zakazać ludziom prowadzenia biznesu, bo nie mają wystarczających kwalifikacji? Może po prostu nie kredytować takich osób – niech działają wyłącznie za to co zarobią lub oszczędzą wcześniej.
A jednak ktoś kredytuje, bo ma w tym jakiś interes, prawda?
Pozdrawiam
W jednej Twojej odpowiedzi piszesz „Poza tym zdecydowana większość majątku (jeśli nie cały) przeznaczana jest na spłatę wierzycieli. To jest wyjście obronną ręką, ale stosunkowo dużym kosztem.” A Twój gość mówi że był w dobrej sytuacji bo nie miał nic czyli nic mu nie zabiorą – dług nadal nie zostanie spłacony. Ta wypowiedz budzi mój niesmak. Jeśli ja miałbym wobec kogoś dług chciałbym mu oddać jak najwięcej mogę a nie cieszył się z tego powodu że nic mi nie mogą zabrać. W mojej opinii albo źle dobrałeś zaproszonego gościa albo źle go przedstawiłeś.
Hej Krzysztof,
Ja rozumiem, że budzi to Twój niesmak. Niemniej jednak jestem niemalże pewien, że każdy kto znalazłby się w takiej sytuacji jak Wojtek, cieszyłby się, że łatwiej jest mu zdecydować się na upadłość, bo nie musi podejmować trudnych decyzji czy traci mieszkanie i inny majątek czy nie. Skoro go nie ma, to sytuacja jest prostsza.
Każde rozwiązanie z perspektywy takiej osoby jest lepsze niż patowa sytuacja.
Pozdrawiam
Witam,
przyłączę się do dyskusji. Wojtek chciał pracować i zarabiać pieniądze, jego długi nie wzięły się z nadmiernej i nieprzemyślanej konsumpcji, więc nie rozumiem ani krytyki, ani niesmaku.
Dziwnym trafem upadłość przedsiębiorstw nie budzi takich emocji jak upadłość osób prywatnych, pomimo iż długi dużych przedsiębiorstw są nieporównywalnie większe w takich sytuacjach.
Serdecznie pozdrawiam, ma pan sto procent racji , ludzi należy uskrzydlać i budować konstruktywnie. Wielki szacunek dla pana pracy i pomocy dla ludzi. To zawsze wraca.
Nie wiem jak działa to w Polsce, ale w wielu zachodnich krajach osoba, która ogłosi upadłość konsumencką ma potem mocno ograniczone możliwości zaciągania nowych zobowiązań. Chroni to nowych wierzycieli, którzy mogą uzyskać informacje o historii upadłości i na ich podstawie podjąć decyzję o udzieleniu finansowania.
Podmioty udzielające pożyczek mają tego typu sprawy wkalkulowane w ryzyko operacyjne i znane są sytuacje np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie osoby, które kilkakrotnie wcześniej bankrutowały, dalej otrzymują finansowanie. Widać więc jak duże muszą być potencjalne zyski, skoro te podmioty tak mocno ryzykują.
Nie zmienia to faktu, że długi należy spłacać za wszelka cenę. Instytucja upadłości konsumenckiej powstała po to, żeby zdejmować pętle z szyi osobom, które jak napisał Michał nie są w stanie spłacać nawet odsetek. Wiadomo, że zdarzają się wszelkiej maści wynaturzenia i oszustwa. Robotę musi wykonać sąd, który ocenia czy przesłanki do wydania wyroku o upadłości są wystarczające.
Jak dla mnie mega podcast:
1. Ku przestrodze
2. Motywacyjny
3. Budzący skrajne emocje
4. Pozwalający wczuć się w osobę
5. I nawiązując do komentarza, zaskakujący
1+2+3+4+5= bardzo dobre case study
Dziękuję Wojtku, Dziękuję Michale
A jak później wygląda historia w BIK? No na pewno upadłość jest wpisana w historię, ale na jak długo ją obciąża?
O ile mi wiadomo w BIK widoczne są tego typu sprawy przez 10 lat.
Hej Regina,
W regulaminie BIK nie ma niestety wzmianki o tym jak długo biuro może przetwarzać dane dotyczące ogłoszenia upadłości. W systemie BIK w zakładce „Wzmianka o upadłości konsumenckiej” jest tylko opcja „TAK” lub „NIE” 🙁
O wiele bardziej jednak martwiłbym się, nie o dane z BIKu, ale o wpis w Monitorze Sadowym i Gospodarczym , a także o planowane uruchomienie Centralneho Rejestru Restrukturyzacji i Upadłości, gdzie te dane również będą ogólnodostępne – podobno nieodpłatnie.
Wiele osób przedstawia tutaj taki pogląd że jeśli ktoś popadł w nadmierne długi to powinien je spłacać do końca życia a najlepiej jeszcze jego spadkobiercy.
Życie się różnie układa,na pewno nie popełniają błędy ci co nic nie robią. W cywilizowanych krajach upadłość konsumencka i przedsiębiorstw jest normalną rzeczą. Za dług odpowiedzialność ponosi również dłużnik. Nie można wystawiać faktur z terminem płatności za 2 miesiące i liczyć że wszyscy zapłacą albo dawać chwilówki osobom których raty kredytów przerastają dochody. Tak samo bank dający kredyt na mieszkanie powinien liczyć się z tym że po jakimś czasie ktoś może poważnie zachorować,firma może paść albo cała branża. Niedopuszczalne jest wtedy windykowanie na więcej niż wynosi wartość mieszkania. Ten system jeśli się nie zmieni obróci się przeciwko bankom i wierzycielom bo będzie duża stagnacja na rynku.
Ludzie nie mogą być sparaliżowani strachem przed ryzykiem. W USA czasami przedsiębiorcy bankrutują kilka razy zanim osiągną sukces ale nie boją się próbować. Jak im się uda to mogą wspomóc wtedy wiele inicjatyw swoimi często dużymi pieniędzmi i odkupić swoje winy 🙂 .
Hej Przemek. A myślisz że kto bankom uzupełnia kwoty niespłaconych kredytów ? Peniądze się nie rozpływają i banki muszą przez takich nierzetelnych kredytobiorców gdzieś sobie to odbić. Ciekawe jakbyś to Ty był kredytodawcą, czy byś był taki wyrozumiały dla niespłacajacych.
Banki mają to wkalkulowane, przecież nie dają tych kredytów charytatywnie. Nie ma żadnego powodu, żeby banki nie ponosiły odpowiedzialności za dawanie kredytów na 110 proc. wartości nieruchomości.
A co to za porównanie Leszku? Widzisz, cały problem polega ma tym, że banki nie pożyczają swoich pieniędzy a często wręcz pożyczają pieniądze, które wcale nie istnieją…jeśli wiesz o czym mówię.
Nie, nie wiem Mateusz o czym mówisz. Wytłumacz mi proszę jak można pożyczać pieniądze które wcale nie istnieją. Z chęcią się zabiorę za udzielanie takich pożyczek 😉
No właśnie rzecz w tym, że pieniądze się rozpływają. Tak naprawdę są rozpłynięte już w momencie udzielenia kredytu. Poczytajcie sobie jak działa kredyt bankowy we współczesnym systemie. Bank nie pożycza pieniędzy które ma zdeponowane w skarbcu, tylko zajmuję się czymś co się ładnie nazywa Kreacja pieniądza. Kiedy jedna strona bierze kredyt, druga strona po prostu dopisuje jego wielkość jako należność w swoich księgach rachunkowych. Kiedy kredyt nie jest spłacany, bank tak naprawdę nie traci, a ewentualnie mniej zyskuje.
W takich chwilach cieszę się ze nie mam żadnych długów. (no prawie żadnych)
Świetne wyjście z sytuacji dla frankowiczów, gdzie dług przewyższa wartość mieszkania.
Oddajemy mieszkanie, 3 lata spłaty i jesteśmy na czysto. Z tego co czytałem, to zabiorą tyle kasy, by wystarczyło na życie i wynajęcie mieszkania.
Niestety ludzie mają poczucie, że oddają coś własnego, bo 5 lat spłacali kredyt. A tu trzeba potraktować to mieszkanie, jak wynajęte od banku. Jeśli rata mieszkania była niższa niż cena najmu – potraktujmy to jak najem.
Minus taki, że trudno będzie zdobyć kredyt hipoteczny (jak długo BIK pamięta o upadłości?)
Ja dołączam do krytycznych głosów.
Z góry zaznaczam, że moja opinia (jak każda opinia) ugruntowana jest w moich własnych przekonaniach i nie roszczę sobie prawa do Jedynej Słusznej Prawdy.
Uważam, że takiej bramki nie powinno być, pomoc w postaci tymczasowego „zamrożenia” długu aż dłużnik „stanie na nogi” uważam za lepszy.
Rozumiem, że nikt nie pakuje się w nadmierne kredyty ze złej woli, jednak uważam że jest to lekkomyślność i każdy powinien ponosić konsekwencje swojej głupoty. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji żeby dotychczas wypłacalny człowiek z rzeczywiście dobrą zdolnością kredytową nagle z dnia na dzień znalazł się w aż tak podbramkowej sytuacji bez wizji poprawy w perspektywie 2-3lat (nawiązuję do mojej propozycji zamrożenia długu). Zakładając jeden „duży” kredyt np. na dom i utratę pracy – wciąż istnieje możliwość sprzedania częściowo spłaconego domu. Utrata wartości nieruchomości (bo wiem, że część „frankowiczów” znalazła się w takiej sytuacji) też do mnie nie przemawia, bo wciąż jest to coś co można sprzedać i spłacić choć połowę kredytu i jakoś sobie poradzić z resztą jeśli ma się głowę na karku. O wielu różnych kredytach nawet nie wspomnę, bo dla mnie to jest wyjściowo brak rozsądku.
Dodatkowo uważam, że po części winę za niewypłacalność obywateli ponosi państwo niewystarczająco regulując rynek finansowy. Banki będą zawsze starały się zarobić jak najwięcej, bo taka ich rola. A że nie wszyscy ludzie z natury są rozsądni to niektórzy będą się optymistycznie zadłużać ponad możliwości i ktoś powinien ukrócić ten proceder wcześniej, a nie nagle oferować „łatwe wyjście z sytuacji” osobom w podbramkowych sytuacjach. Obecnie funkcjonujące obliczanie zdolności kredytowej przez banki jest delikatnie mówiąc optymistyczne. Każdy kto by chciał może wziąć kredyt z którego już się nie wykaraska…
Takie jest moje (bardzo zachowawcze) podejście do finansów osobistych.
Podsumowując: jak się ktoś zadłużył to ma spłacić i już, ale jednocześnie gdzieś powinno być zewnętrzne ograniczenie dla ludzi z tendencją do nadmiernego optymizmu finansowego.
No to weź pod uwagę taką sytuację: Człowiek bierze kredyt na mieszkanie. Nie dom czy apartament. Zwykły frankowy kredyt na 3-pokojowe mieszkanie gdzieś w niedrogiej dzielnicy. Bierze go na „górce”. Zdarza się? Zdarza. To tylko jakieś 350 tys. indeksowane we frankach. Powiedzmy, że do tego ma jakieś 20 tys. kredytu inwestycyjnego na firmę. Wszystko jest ok, raty nie przekraczają 30 proc. dochodów, luzik.
Nie jesteś w stanie wyobrazić sobie sytuacji żeby dotychczas nagle z dnia na dzień znalazł się w aż tak podbramkowej sytuacji bez wizji poprawy w perspektywie 2-3lat? To wyobraź sobie, że nagle mąż/żona odchodzi, zaczyna się sądowa batalia rozwodowa, koszty adwokata, oczywiście druga strona przestaje partycypować w jakichkolwiek kosztach spłaty kredytu, utrzymania dzieci itp. Wychodzi na jaw, że oszczędności w tajemniczych okolicznościach wyparowały, wartościowe przedmioty z domu też. Samodzielna opieka nad małymi dziećmi oznacza, że już nie da się tyle czasu poświęcać pracy – dochody trochę maleją. Do tego jedno z dzieci zaczyna chorować – dodatkowe koszty. Dochodzi poważna zmiana w branży, dochody firmy lecą na łeb na szyję. Za to kurs franka w drugą stronę.
W efekcie taki człowiek ląduje z mieszkaniem, które może sprzedać za maksymalnie 300 tysięcy, a kredytu do spłacenia jest jakieś 450 tys. O ile w ogóle uda się mieszkanie sprzedać, bo rynek się zmienia. Do tego dochodzą inne długi narosłe w czasie kryzysu. Serio uważasz, że tak łatwo można się z tego wygrzebać?
A kilka kredytów to nie musi być wcale brak rozsądku. Czasem to jest akt rozpaczy. Nie wierzę, że powiedziałabyś „ok, nie leczę dziecka, przecież nie wezmę kredytu”. Serio, poza światem „szczęśliwych, zdrowych i bogatych z dobrym zawodem przynoszącym grube tysie” jest jeszcze wiele sytuacji życiowych, które mogą człowieka przytłoczyć.
Upadłość to wcale nie jest „łatwe wyjście z sytuacji”. To nie jest umarzanie długów, bo jakaś pańcia sobie kupiła apartament w Wilanowie, a za 4 karty kredytowe kupowała kolejne torebki, buty i latała na Bali i teraz nie wie, jak to spłacić. Sąd ocenia wszystkie okoliczności i sprawdza, na ile zaistniała sytuacja jest niezawiniona.
jednym słowem Aniu, proponujesz, żeby biznes bankowy był pod szczególna ochrona? czy tak? oczywiście długi trzeba spłacać, ale po drugiej stronie jest instytucja, która prowadzi biznes i też MUSI ponosić pewne ryzyko (jak każdy kto prowadzi firmę).
z jednej strony kredyty na dowód, na ponad 100% wartości nieruchomości, gdy CHF jest tani… czemu nie jak CHF jest drogi? Banki naprawdę potrafią liczyć, ale czasami po prostu też przecwaniakować i nie widzę powodu, żeby ich biznes był bardziej chroniony niż każdy inny
żeby jeszcze przypomnieć sytuację (nie z Polski) jak to banki same chętnie korzystają z pomocy bo jak nie to upadniemy….
Obawiam się, że w ogóle się nie zrozumieliśmy. Nie wiem skąd pomysł, że chciałabym chronić banki. W ich rozsądek wierzę i wcale nie uważam żeby potrzebowały jakiejś specjalnej ochrony.
Ja proponuję „ochronę” konsumentów przed ich własną głupotą i bardziej restrykcyjne wyliczenia rzeczywistej zdolności kredytowej. Bo zdolność kredytowa to nie tylko to ile zarabiasz, ale też jakie masz perspektywy, obciążenia i potencjalne obciążenia. Banki w nadziei na zarobek chętnie udzielają kredytów przekraczających rzeczywiste możliwości dłużnika. Wiem, bo mi samej proponowali kredyt hipoteczny, który moim zdaniem dwukrotnie przekraczał moje rzeczywiste zdolności spłaty – tylko, że ja biorę pod uwagę to że w perspektywie 20lat będę pewnie miała dzieci i wydatki z tym związane, a oni kalkulują stan „na teraz”…
Witam
Na wstępie chciałbym bardzo podziękować za rzetelne i merytoryczne prowadzenie bloga w tematyce, która mi osobiście jest bardzo bliska.
Odnosząc się do tematu podcastu – z jednej strony uważam upadłość za dobre rozwiązanie, które pomaga w zaczęciu wszystkiego od nowa, jednak uczy też mniejszej odpowiedzialności za swoje czyny. Osobiście również prowadziłem firmę kilka lat temu, którą musiałem zamknąć z uwagi na moją niewypłacalność. Dorobiłem się 250 tys. zł długu mimo, iż nigdy takich pieniędzy wcześniej nie miałem. Długi powstały dzięki wielokrotnym oszustwom moich pracowników, którzy z uwagi na prawo pracy nie mogli ponieść odpowiedzialności finansowej. Jedynie część strat – kilka tysięcy zł – mogłem odzyskać od osób zatrudnionych na umowę zlecenie, w których można zadeklarować kary, w przypadku nie dopełnienia pewnych warunków umownych. Niestety, mimo braku bezpośredniego wpływu na wysokość długów, to ja muszę je spłacać. Nie przyszło mi jednak do głowy iść drogą na skróty – ogłoszenie upadłości. Odebrałem szybką naukę biznesu, kosztownie, ale sporo mnie nauczyła. Od 2011 roku jednak samemu staram się wychodzić z długów, bez pomocy z zewnątrz. W tym celu wyjechałem za granicę. W tym roku planuję całkowicie zamknąć rozdział byłej firmy i długów. Uważam, że jeżeli naważy się piwa to trzeba je wypić.
Sporo w kwestii wychodzenia na prostą pomogły mi skromny styl życia, który niezależnie od posiadanych finansów – nie ulega zmianom. Ponadto, należę do osób oszczędnych i zaradnych, dzięki czemu zawsze mam co do garnka włożyć, nie muszę rezygnować z samochodów, czy posiadania kont bankowych, nawet jednocześnie posiadając kilku komorników. Dodatkowo, mam poczucie wykonania zadania, ponieważ wiem, że dzięki mojemu podejściu żaden wierzyciel nie poniósł straty, a jedynie „wydłużył” mi w pewien sposób termin spłaty.
Pozdrawiam
Dziękuje Michał za ten podcast.
Wydaje mi się że większość dłużników wyszła by z długów gdyby się zgraja Sępów (komornicy etc), którzy pobierają często opłaty równoważne połowie długów. Upadłość konsumencka w takich sytuacjach to dobre i często jedyne rozwiązanie. Bo co innego jest pracować, aby spłacić swoje długi a co innego pracować, aby utrzymywać komorników i spłacać niekończące się odsetki – to jest jawne barbarzyństwo.
Bardzo brzydkiego określenia użyłeś. Ci ludzie wykonują swoją pracę, a mają taką pracę, jaką mają, przez postawę dłużników. To nie jest tak, że ktoś się z ratą dwa dni spóźni i puka mu komornik do drzwi. Najpierw są telefony, wezwania, oddanie sprawy do sądu, czekanie na wyrok, ewentualne odwołania, znów wystąpienie do sądu o nadanie klauzuli wykonalności.. W życiu poznałam bardzo wielu dłużników (w kadrach przechodzą przez ręce dziesiątki zajęć), i w KAŻDYM ze znanych mi przypadków, to, że sprawy zaszyły tak daleko, wzięło się to z braku kontaktu ze strony dłużnika. Wierzyciele piszą, dzwonią, zero odzewu – no to co im zostało? Zawód komornika nie musiałby istnieć, gdyby ludzie brali odpowiedzialność za swoje decyzje. A skoro istnieje, to nie widzę powodu, żeby miał być wykonywany charytatywnie.
Witam
Nie do końca się zgadzam z komentarzem Pani Oli. Bardzo często wierzyciele nie mają ochoty na rozmowy na temat przeciągnięcia terminu spłaty. Zdarzają się wierzyciele, którym można „tłuc”, że z danym momencie takie płatności, jakich żądają są „nierealne”. Na przykład z powodu tego, że ktoś nam również zalega z opłatami, bądź wydarzyły się inne nieprzewidziane okoliczności, które pozbawiły nas płynności, a mimo to bez zastanowienia kierują sprawy na drogę sądową i do komornika, narażając siebie i dłużnika na dodatkowe niepotrzebne koszty. Oczywiście takie postępowanie tylko odracza w czasie dokonanie płatności, ponieważ jeśli ktoś nie ma pieniędzy, to angażowanie komornika nic nie zmieni, a jedynie wydłuży okres oczekiwania na pieniądze przez wierzyciela – trzeba ponieść dodatkowe koszty komornicze i sądowe.
Sytuacje ludzi są tak różne, że na prawdę ciężko znaleźć sposób na odzyskanie wierzytelności, który byłby odpowiedni dla każdego.
Na co dzień mam do czynienia z komornikami z obu stron. Jestem zarówno wierzycielem, jak i dłużnikiem. Dlatego wiem, że ich praca jest potrzebna, jednak w pewnych sytuacjach ich wynagrodzenie jest nieadekwatne do roszczeń, np. koszt egzekucji długu w kwocie 1,12 zł-to nie żart- wynosi 317,85 zł (stan na rok 2011).
Pozdrawiam
Procedura upadłości konsumenckiej jest bardzo prosta w wielkiej brytanii 🙂
Michał,
Mam pytanie nie związane z tematem, ale temat karty kredytowej pojawiał się już dawno, a zależy mi na otrzymaniu odpowiedzi.
Czy jeśli korzystam z Karty kredytowej i zdarzyło mi się nie opłacić całości zadłużenia na karcie w okresie bezodsetkowym tylko np. po 2-3 miesiącach spłaciłem całe zadłużenie, a w wymaganym terminie opłaciłem wymaganą kwotę minimalną to jest to traktowane jako opóźnienie, które będzie widoczne w BIKu?
Z góry dzięki za odpowiedz!:)
Jeśli spłacałeś kwotę minimalną, to jest to normalna spłata karty. Tylko Ty decydujesz czy spłacasz wszystko w okresie bezodsetkowym czy tylko wymaganą kwotę. Później dojdą Ci standardowo odsetki od niespłaconej części. To nie jest żadne opóźnienie i nie ma prawa być tak wpisane do BIK.
Przy spłacie minimalnej kwoty odsetki liczone są od momentu powstania zadłużenia, czyli od dnia płatności kartą ( a nie później ). I nie istnieje wtedy okres bezodsetkowy.
Czy w takim razie jeśli spłacam w terminie tylko kwotę minimalną, nie mając już okresu odsetkowego (czyli częśc karty pozostaje niespłacona) to rozumiem, że nie jest to opóźnienie i nie trafia do BIK tak jak napisał Andrzej?
Zgadza się, jeśli każdego miesiąca spłacasz kwotę minimalna czyli tą którą bank wysyła Ci sms’em czy mailem i robisz to w wyznaczonym przez bank terminie (najczęściej jest to ostatni dzień miesiąca) to żadne opóźnienie nie powstaje które mogłoby się znaleźć w BIK. Najważniejsze dla banku jest to że spłacasz tyle ile bank chce a kwotę minimalną możesz płacić przez tak długi okres jaki ci odpowiada. Oczywiście najkorzystniej jest dokonywać spłatę zadłużenia w okres bez odsetkowym ale z doświadczenia wiem że nie zawsze to się udaję 😉
Wojtek prowadził działalność gospodarczą, ale czy taką upadłość może ogłosić również wspólnik w spółce z o.o.?
Trudny temat 😉
Cześć,
temat mojego komentarza nie będzie dotyczył upadłości konsumenckiej, ale jako stała czytelniczka wiem, że czytelnicy tego bloga nie mówiąc o wybitnym wg mnie autorze, jak nikt znają się na tematyce bankowo-finansowej, dlatego postanowiłam opisać tutaj problem, z którym się zmagam z nadzieją, że ktoś z Was coś doradzi.
Krótko, wpłacałam do wpłatomatu mBanku (maszyna firmy Cashline) gotówkę w kwocie 20000zł. Wpłatomat uległ chwilowej awarii i pieniądze zniknęły w maszynie, a ja otrzymałam tylko mały wydruk „zadeklarowano 20000zł, awaria modułu gotówkowego”. Ani złotówka nie została zaksięgowana na moim koncie. Sprawę oczywiście natychmiast zgłosiłam do banku, niestety bank traktuje to jak reklamację, więc przyznaje sobie czas rozpatrzenia 7 lub 30 lub nawet 60 dni (każdy konsultant zapowiada inny czas zakończenia sprawy).
Za kilka dni umówione mam podpisanie aktu notarialnego w związku z zakupem nieruchomości. Jeśli nie odzyskam gotówki do tego czasu, transakcja nie dojdzie do skutku i stracę zadatek w wysokości 5000zł.
Nie mówiąc już o tym, że powinnam w tej chwili patrzeć jak moja gotówka wpłacona we wpłatomacie leży na koncie i procentuje, a nie zastanawiać się czy w ogóle zostanie odnaleziona i zwrócona.
Czy ktoś z Was ma jakieś rady co mogłabym zrobić w tej sytuacji? Częste telefony i maile do banku i Cashline nie przyspieszyły jak na razie rozwiązania sprawy. Z forów internetowych widzę, że zdarzały się sytuacje, że gotówka zagubiona we wpłatomacie nigdy się nie odnalazła. Proszę poradźcie, czy jest coś co mogę zrobić? Czy mogę pociągnąć bank do odpowiedzialności za utratę zadatku, jeśli nie zdążą rozwiązać problemu? Co w razie nieodnalezienia mojego depozytu??
Każda pomoc jest na wagę złota.
Przepraszam za offtopic.
Pozdrawiam Was wszystkich a zwłaszcza Pana, Panie Michale, ten blog to perełka w polskiej blogosferze, robi Pan dużo dobrego.
Pani Klaudio
Polecam napisać suchego @ -> same fakty:
+ skan tego świstka
+ zdjęcia (bo zrobiła Pani zdjęcia wpłatomatu??)
+ info od kiedy jest Pani klientem mBank
+ opisać konsekwencje braku rozpatrzenia reklamacji: brak możliwości zakupu mieszkania / skarga do KNF / sąd / odszkodowanie
@ wysłać do:
– rzecznika prasowego mBanku,
– członków zarządu (troszkę trzeba poszperać w necie, podzwonić, popytać o @ do zarządu, sekretariatu),
– do dyrektora pionu klienta indywidualnego
itd. do każdej ważnej osoby w mBanku.
Miałem podobną sytuację z mBankiem – kredyt hipoteczny w innym banku, dogrywamy umowę, a tu wychodzi, że w BIKU mam zaległość w mBanku na 2,5 tysl PLN. Ewidentny błąd mBanku.
Reklamacja – 21 dni.
Po wysłaniu @ do w/w- 3 dni.
Konto w mBanku usunąłem o czym potem poinformowałem każdego, do kogo wysłałem poprzedniego @.
Klaudia odnośnie wpłaty na konto przez bankomat pisał na swoim blogu Maciej Samcik.
Jest tam wpis na ten temat. Niepokojące jest to, że bardzo trudno jest udowodnić taką wpłatę mimo, że ma się wydruk. Polecam artykuły z tego bloga, bo ja bardzo poszerzyłam swoją wiedzę na temat instytucji finansowej jaką jest bank.
Witam,
Nie udzielam się tutaj w komentarzach zbyt często, ale myślę, że w temacie niewypłacalności mogłabym coś napisać – głównie z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika, jakim ja jestem. Z tego powodu nie będę używać zawiłych definicji i terminów.
Na początku dodam, że sensu stricto ja nie jestem w niewypłacalności (insolvency) tylko mój małżonek.
Mieszkamy w Niemczech. Wkrótce po naszym ślubie okazało się, że mój M. musi ogłosić upadłość konsumencką, bo to było jedyne dobre wyjście w jakiej się znalazł. Przed naszym związkiem żył on w układzie partnerskim z pewną kobietą. Razem kupili domek na kredyt. Oboje myśleli, że nie będzie problemu ze spłatą kredytu i odsetek. A tu niestety okazało się, że bank „robi swoje” – odsetki rosły, trzeba było coraz więcej pracować, następnie coraz więcej wpłacać do banku.
Zresztą to jest ciekawy temat, ale rozwinę go przy innej okazji.
W końcu ich związek uległ rozpadowi (tak samo jak u jego brata, czy u mojej bliskiej kuzynki z Polski – ten sam problem). Domek z wielkim trudem udało się sprzedać, ale kredyt wciąż trzeba było spłacać z coraz bardziej rosnącymi odsetkami. I w takiej właśnie sytuacji znajduje się w Niemczech bardzo wiele młodych ludzi – po studiach, z pracą i z ogromnymi długami wobec banku.
W końcu ktoś poradził mojemu mężowi, aby ogłosił niewypłacalność (upadłość konsumencką). Trwa ona kilka lat, ale po upływie tego czasu wychodzi się „na czysto”. Mąż wyraził zgodę i tak od paru lat żyjemy na bardzo skromnym poziomie. I tak do końca czerwca tego roku!
Zalety:
– dług spłacony po kilku latach a po tym okresie „ma się święty spokój”,
– przez ten czas zdobywaliśmy wiedzę na temat finansów (głównie mój mąż).
– nauczyliśmy się żyć w oszczędny sposób i cieszymy się z drobnych rzeczy,
– nie kontaktujemy się z dalszą rodziną, która żyje według zasad „postaw się a zastaw się” – mamy od nich święty spokój, bo ich nie odwiedzamy, bo … nas nie stać na podróż do nich,
– nauczyliśmy się kalkulować i nie kupujemy niepotrzebnych rzeczy,
– mimo niewypłacalności nauczyliśmy się wykorzystywać luki w prawie – mąż oszczędza i inwestuje i ma na to …zgodę ministra finansów, o którą jako zapewnie jedyny w Niemczech wyprosił.
– ten trudny czas jest dla nas sprawdzianem – na kim możemy polegać, a na kim nie.
Wady:
– jako młodzi ludzie wystartowaliśmy we wspólne życie „z minusem” – nie możemy kupić sobie mieszkania, samochodu itp. czy nawet wyjechać na wakacje (jedynie do moich rodziców do Polski),
– nasze wydatki są analizowane przez specjalnych prawników od niewypłacalności. Gdybyśmy przekroczyli pewien limit – mielibyśmy ich „na głowie”,
– w oczach znajomych i nieznajomych uchodzimy za dziwaków – nie mamy dziecka, samochodu, a nawet pralki. Niejedna osoba (głównie z…Polski) drwiła z nas i wyśmiewała,
– przez wiele lat musimy mieszkać w jednopokojowej kawalerce w centrum miasta (poprzez niewypłacalność nie możemy sobie pozwolić na wynajęcie większego, bo mąż tkwi wciąż w „rejestrze dłużników”),
– ja nie mogę podjąć ambitniejszej i lepiej płatnej pracy (wszystko poszłoby do rąk banku),
– mąż ma wielki problem ze znalezieniem nowej pracy – jego niewypłacalność jest „drzazgą w oku” dla wielu potencjalnych pracodawców (z tego co wiem, przyjęcie pracownika z niewypłacalnością w Niemczech jest praktycznie cudem, a ponadto wiążę się z dużą biurokracją i wieloma innymi uciążliwościami dla pracodawcy. Ponadto w Niemczech silny jest stereotyp osoby niewypłacalnej, która jest łatwa do skorumpowania).
– musimy żyć cicho i skromnie – czekać na swój czas,
– nie możemy zaprosić do siebie w odwiedziny mojej rodziny z Polski (mieszkamy w ciasnej kawalerce), co jest ciągle omawiane i komentowane poprzez różnych znajomych itp.
Uff, już nie mogę doczekać się końca czerwca tego roku! Oczywiście nie staniemy się przez to automatycznie milionerami, ale będziemy już żyć bez tej kontroli od tych prawników od niewypłacalności. I w końcu będziemy mogli się przeprowadzić do większego mieszkania, jeśli szczęście nam dopisze. Mimo wszystko uważam, że dobrze zrobiliśmy decydując się na niewypłacalność. I bardzo się cieszę, że w Polsce też jest możliwość ogłoszenia upadłości konsumenckiej.
A z tego co wiem – wiele młodych osób zostało oszukanych przez banksterów, którzy omamili ich wizją „własnego domku z ogródkiem” itp. Ileż to związków (małżeńskich, partnerskich) przez tych oszustów uległo rozpadowi… Lepiej jest przeżyć te kilka lat „prawie pod kreską”, aniżeli do końca życia spłacać kredyty i odsetki i to na dodatek od rzeczy, która już dawno została sprzedana itp. Trzymam za Was wszystkich kciuki i życzę żeby każdy z Was poprzez to doświadczenie wyciągnał jak najwięcej nauki dla siebie.
Hej Giovanna!
Z tego miejsca pozdrawiam i gratuluje odwaznego wyznania.
Od niedawna rowniez mieszkam w NIemczech.
Szukam podobnego portalu ktory oferuje w Polsce Michal.
Jesli masz jakies dobre porady ew. godne polecenia blogi/portale dotyczace finansow osobistych, oszczedzania, inwestowania w Niemczech bylbym niezmiernie zobowiazany.
Ze swojej strony moge polecic Ratgeber Geldsparen (m. in aktualne porownania kont osobistych i firmowych)
Pozdrawiam Eryk
Niestety też mam ciążący problem kredytu hipotecznego we frankach. Do spłaty jeszcze 850 tys. zł z 1 mln. Trochę żyć się nie chcę. Generalnie praca – dom, i tak do za….nia.
Mieszkanie warte 650 tys. zł nie więcej więc sprzedaż i tak pozostawiłaby mnie z długiem rzędu 200 tys. zł, a gdzie mieszkać, co robić?
Tych wniosków o upadłość przechodzi tyle co i nic. Na ustawę frankowa nie licze, ale jedyne w czym pokładam nadzieję to to, że za te 2-3 lata ten frank w końcu potanieje. Innej opcji nie widzę.
Pozdrawiam
Ja muszę podzielić się tym, że moi rodzice również przeszli przez tą upadłość konsumencką. Długi powstały z kilkupowodów – kurs euro drastycznie poszedł w górę oraz choroba ojca, który nie był w stanie dopilnować firmy produkcyjnej… Taka stagnacja trwała dobre 12 lat.
Wniosek złożyli w czerwcu 2015r, a w grudniu tuż przed świętami przyszło postanowienie z sądu, że wniosek o upadłość został przyjęty.
Radość była to niesamowita – miły prezent na święta!
Od stycznia do końca marca syndyk przygotowywał listy wierzytelności. Sąd wydał w maju kolejne postanowienie o przyjęciu tej listy. Wszyscy czekamy w napięciu bo lada dzień powinna przyjść ostateczna decyzja i zakończenie procesu 🙂
Gdyby ktoś potrzebował pomocy prawnej w tej kwestii mogę gorąco polecić prawnika, który jest na szczęście wyrozumiały co do kwestii finansowej.
Pozdrawiam i życzę wszystkim powodzenia!!
„Wniosek złożyli w czerwcu 2015r, a w grudniu tuż przed świętami przyszło postanowienie z sądu, że wniosek o upadłość został przyjęty.
Radość była to niesamowita – miły prezent na święta!”
Hmmmmmm jak można się tak radować i to jeszcze w niesamowity sposób, dlatego że Sąd ogłosił czyjąś upadłość… Raczej to smutna wiadomość.
Wysłuchałem całego podcastu, ciekawy wywiad.
Zwróciłem uwagę na jedno – Twój rozmówca Michał przyznał, że zapłacił prawnikowi kilka tysięcy złotych. Jest to więc całkiem spora suma!
A ten prawnik jedyne co zrobił to napisał mu wniosek. Ani nie poszedł z nim na rozprawę, nawet nie pouczył czy musi iść na termin posiedzenia sądowego, nawet niczego mu nie wytłumaczył, Wojtek kompletnie sam musiał wszystkiego się dowiadywać z internetu… Samemu chodził na rozprawy, pisał pisma.
Za takie pieniądze to prawnik powinien go obsłużyć kompleksowo od A do Z.
Dzięki za fenomenalny podcast. Sam na szczęście nie jestem dotknięty problemem spirali długów, ale mam bliskich, którzy powinny bliżej zapoznać się z tym…
Właśnie niedawno się dowiedziałem, że pani, która była mi winna za fakturę za usługę księgową, ogłasza upadłość i jak się uda to zamiast tysiąca złotych + odsetki+koszty egzekucji dostanę dwie-trzy stówy. Tak to wygląda, Michale, z drugiej strony. Nie zawsze ofiarą czyjejś upadłości padają banki, czasami są to też osoby prowadzące działalność, które z kolei mogą mieć swoje problemy finansowe. I co? Im też poradzisz upadłość?
Dużo ciekawych i aktualnych danych na ten temat:
http://www.rp.pl/Finansowanie/308229950-Zadluzenie-kiedy-oglosic-upadlosc-konsumencka.html#ap-3
Witam,
ja jestem przed rozprawą o upadłość. Konieczność złożenia takiego wniosku była podyktowana różnymi wydarzeniami w moim życiu, które złożyły się na to, że już nie jestem w stanie spłacać długów. Nie będę się w to w głębiać bo to długa historia z rozwodem w tle.
Chciałam się jedynie odnieść do tego, że kogoś przeraża fakt, że nie można po ogłoszeniu upadłości zaciągnąć nowych kredytów. Ludzie, ja nawet nie chcę przechodzić obok banków i innych instytucji finansowych. Nie chcę mieć już samochodu, poradzę sobie bez nowego laptopa itd. Chcę żeby to już wszystko zabrali i dali mi spokój. Odkąd zostałam po rozwodzie sama, potrafię przeżyć za naprawdę małą kwotę i żałuję, że dałam się wmanewrować mojemu ex w coś takiego. Tylko zdrowia i nerwów nikt już nie zwróci, bo rozprawa za miesiąc, więc wynik też jeszcze nie jest przesądzony.
Michale, jaki jest ciąg dalszy historii Wojtka?
Szacunek dla Was! Pan Wojtek ciekawa, sympatyczna postać. Podziwiam za postawę. Wydaje mi się, że miałem okazję siedzieć obok Pana Wojtka na JOP-ie w Katowicach.
Serdecznie pozdrawiam!
Szanowni Państwo i Drogi Michale,
na wstępie chciałbym pogratulować bloga, bowiem uważam, że jest świetny i bardzo pomocny. Można zaczerpnąć z niego wiele użytecznych informacji.
Niemniej jednak jako praktyk chciałbym zauważyć pewne trendy, które ostatnimi czasy mają miejsce i poniekąd zgodzić się z opiniami jednego z forumowiczów.
Po pierwsze do mojej Kancelarii trafia coraz więcej osób, które zadłużały się na potęgę, jak tylko mogły i gdzie tylko się dało. Nie chcę przesądzać tutaj o ich lekkomyślności czy winie, my staramy się rozmawiać z każdym szczerze i rzetelnie ale tego też oczekujemy od naszych klientów. Jeśli mamy komuś realnie pomóc to przekazane nam informacje powinny być zgodne ze stanem faktycznym.Niestety z drugiej strony różnie z tym bywa. Często też, mówimy naszym Klientom, że w naszej opinii podstawy do ogłoszenie upadłości są znikome, jednak część z nich pomimo naszej opinii, decyduje się na złożenie wniosku. O czym to świadczy?. Moim zdaniem o tym, że niestety dla części społeczeństwa, upadłość to sposób na „oszukanie” wierzycieli kolejny raz. Dlaczego kolejny?. Dlatego, że wcześniej osoby te oszukiwały wierzycieli zaciągając choćby kolejne po sobie zobowiązania nie informując o już istniejących kolejnych przyszłych wierzycieli czy też zaciągały jednocześnie zobowiązania tak aby system bankowy tego nie wyłapał np. wiele zobowiązań u różnych wierzycieli w bardzo krótkim odstępie czasu. Kłania się tutaj kodeks karny, art. – 286 i 297kodeksu karnego. Najgorsze jest to, że sądy niestety czasami przychylają się i do takich właśnie wniosków. Więc z tą uczciwością dłużników to naprawdę różnie bywa. Druga kwestia. Oczywistym jest, że to MY WSZYSCY PŁACIMY ZA TYCH KTÓRZY OGŁASZAJĄ UPADŁOŚĆ!!! Tak, my wszyscy. Po pierwsze w sytuacji, kiedy majątek dłużnika nie wystarcza na pokrycie choćby kosztów postępowania to koszty te pokrywa SKARB PAŃSTWA a więc MY WSZYSCY, PODATNICY!!!. Po drugie w odniesieniu do wierzycieli takich jak Banki. Szanowni Państwo, Drogi Michale, naiwnością jest,twierdzenie, że Banki mają to wliczone w ryzyko więc My za to i tak nie płacimy. Owszem, Banki mają to wliczone w ryzyko i właśnie dlatego to MY WSZYSCY PONOSIMY TEGO KOSZTY, pod postacią różnego rodzaju opłat i prowizji. Jeśli ktoś myśli, że którykolwiek Bank odpuści choćby jednemu dłużnikowi, nie niwelując sobie w jakikolwiek inny sposób tych strat to musi być naprawdę naiwny.
Tak poza w/w kwestiami, blog jak wspomniałem całkiem ok.
Pozdrawiam.
10 lat temu wziąłem kredyt na mieszkanie we frankach. 5 lat później miałem wypadek samochodowy w pracy, przez który mam problemy z kręgosłupem i traciłem pracę. Jestem po operacji kręgosłupa i z tego powodu nie mogłem znaleźć pracy, która pozwalałaby mi spłacać kredyt. Śmieszą mnie komentarze ciemnoty, która twierdzi, że każdy wiedział, co robi i z góry powinien sobie to zaplanować. Nie macie pojęcia o życiu…
Szanowni Państwo,
Panie Michale super blog kreujący nową rzeczywistość dotyczącą finansów. Który sam odpowiada nam jak bardzo ważne są finanse. A upadłość konsumencka jest tylko narzędziem w tych finansach ja np. kredyt, pożyczka, lokata itp.
Do Mirka post z dnia 6 listopada 2017.
W kwestii odpowiedzialności banków się z tobą nie zgadzam oraz ponoszenia kosztów przez państwo i banki. Państwo więcej traci jak delikwent jest w szarej strefie. Wystarczy że z niej wychodzi i od razu państwo na tym zyskuje i to bardzo dużo w porównaniu jakie koszta ponosi przy przeprowadzaniu kosztów upadłości. A banki maja wszystko przekalkulowane nawet i wliczają sobie w koszta. Tak zwane ZŁE KREDYTY idą na rynek wtórny, gdzie są sprzedawane w pakietach nawet za kilka procent ich wartości np. pakiet długu warty 10 milionów idzie za 5% wartości czyli 500 tysięcy. I takie kredyty w dłuższej perspektywie są spłacane przez dłużników. A co szczególne brane pod uwagę przy ogłaszaniu upadłości. Rynek długów tzw. funduszy sekularyzacyjnych zamkniętych jest tak napompowany przez banki że na tym dopiero zarabiają pieniądze zyski dochodzą nawet do 7000% . I tu zadajemy sobie pytanie czy to przypadkiem nie LICHWA.
Dlatego jestem też zwolennikiem aby banki dogadywały się bezpośrednie z klientami i proponowały im rozwiązania jeżeli ktoś ma problem. Do roku 2015 większość instytucji bankowych była głucha, ale upadłość konsumencka po prostu wymusiła zmianę podejście do danego problemu. Dzisiaj jest lepiej w tym temacie niż 2015, ale jest jeszcze dużo do zrobienia.
Dlatego jestem też za tym aby w szkołach uczyć finansów od małego do na pewno też przyczyni się że najbliższych latach zmniejszy się w ogóle całe zadłużenie o co za tym idzie upadłości konsumenckich będzie mniej co uzdrowi cały rynek finansowy i kapitałowy.
Witam mam wyznaczona ostatnia rozprawę o umorzenie długów bez planu spłaty czy warto żeby był ze mną adwokat czy dam sobie radę sama ? Ile taka rozprawa trwa ?
W artykule brak jednej, bardzo ważnej informacji. Otóż, upadłość konsumencka jest dobra w przypadku długów u „pierwotnych wierzycieli”. W przypadku „odsprzedanych długów” sprawa ma się całkiem inaczej. Z doświadczenia wiem, iż większość „odsprzedanych długów” to „długi nieistniejące”. W 8-9 przypadkach, na 10, roszczenia są oparte na niepraworządnych, i często sprzecznych z prawem oraz konstytucją, przesłankach i dokumentach. W tych przypadkach brak sprzeciwu (niestety musi być uzasadniony, zle to osobna sprawa) wobec Nakazu Zapłaty jest „dobrowolnym uznaniem wierzytelności”. Tak samo, wystąpienie o upadłość konsumencką jest jednoznaczne z „dobrowolnym uznaniem” tych sprzecznych z prawem „nieistniejących” wierzytelności. Jest to bardzo korzystne dla firm skupujących takie wierzytelności. Płacą za nie kilka procent wartości, a odzyskują kilkanaście, a nieraz kilkadziesiąt procent z wierzytelności. Zysk dla nich jest „wart świeczki”.
Z poważaniem – Grzegorz.
Jest drugie dno upadłości , wpis w monitorze sądowym komplikuje wiele jestem już 4 rok po upadłości , nie mogę dostać pracy przez ten wpis a tu niespodzianka , firmy zaczynają sprawdzać zatrudnionych i tu zaczynają się schody , firma X zaproponowała mi pracę , wspaniałe warunki wynagrodzenie 8tyś zł netto próba miesiąc byłem nie do zastąpienia ,załatwiałem tematy których nikt nie mógł załatwić ,gdy przejrzeli te sprawy zostałem zwolniony jasno mi powiedziano że takich osób nie chcą !
Moja Zona oglosila upadlosc 30 08 2020 r w sadzie zlikwidowala dzialalnosc 2006 r teraz pracuje najnizsza krajowa nie ma zajecia komorniczego bo nie ma skad komornik sciagac nieruchomosc nie ma mamy wspolnie rozdzielnosc majatkowa notrialnie od 2016 r Zona i ja mieszkamy u Syna czy ja jako malzonek nie jestem wolny od syndyka Zona nie posiada srodkiw do placenia 15 lat tem zachorowalem piwaznie do tej pory man stala opieke Zony Ile bedzie mozna sie spodziewac wyroku sadowego kiedy moge oczekiwac syndyka dlug komorniczy jest odkupiony od jednego windykatora i odsprzedany drugiemu Widykator jest zobowiazany Sadowi przedstawienia dokumentacji splat i pochodzenie zobowiazac Prosze i porade