Chociaż mogłoby się wydawać, że sytuacja dużych zarobków i jednocześnie krótkiej kariery dotyczy tylko części sportowców, to w praktyce bywa ona typowa dla większej liczby grup zawodowych. Podobnie mają programiści zarabiający dużo dopóki nie znudzi im się kodowanie, dyrektorzy w korporacjach dobrze zarabiający dopóki są dyrektorami i przedsiębiorcy wykręcający dobre wyniki we własnych firmach dopóki noga im się nie powinie albo nie będą mieli dość ciągłego nadzorowania biznesu. Zdarza się także wypalenie czy sytuacje losowe, w wyniku których wysokie zarobki odchodzą w niepamięć.
Jednocześnie osoby zarabiające relatywnie dużo wymykają się modelowym scenariuszom podziału środków w budżecie domowym. O ile przy małych i średnich zarobkach sprawdza się zasada, że na bieżące koszty życia przeznaczamy 60% zarobków, to w przypadku zarobków idących w dziesiątki czy setki tysięcy złotych miesięcznie należałoby uznać takie wydatki „na życie” za nadmiernie rozbuchany konsumpcjonizm. Zwłaszcza wtedy, gdy wiadomo, że kariera będzie trwać krótko i w jej trakcie należy także odłożyć pieniądze na przeżycie drugiej połowy życia.
Co więc robić? Jak zarządzać pieniędzmi przy dużych zarobkach? Ile odkładać? Czy i jak inwestować oszczędności, aby ich nie utracić (zwłaszcza, gdy nie posiadamy na ten temat żadnej wiedzy)?
Zapraszam do wysłuchania 7 wskazówek, które przydadzą się nie tylko tym, którzy zarabiają ponadprzeciętnie dużo i szybko kończą karierę zawodową.
Możesz posłuchać podcastu lub obejrzeć wideo na YouTube.
W przypadku osób zarabiających „standardowo” (czyli małe bądź średnie kwoty) modelowy schemat podziału budżetu domowego przedstawia się następująco:
Jeśli jednak zarabiamy dużo, to model ten nie ma zastosowania (proporcje podziału zarobków powinny wyglądać inaczej). W takim przypadku warto raczej kierować się tymi siedmioma wskazówkami, których opis rozwinąłem w tym odcinku podcastu:
Transkrypt podcastu dostępny jest w dwóch formatach: PDF do pobrania i wersja tekstowa do czytania na blogu (po rozwinięciu).
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 128. Dzisiaj opowiem o priorytetach w zakresie finansów osobistych dla osób zarabiających duże kwoty przez relatywnie krótki czas.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzisiaj odcinek, za który mogę dostać od Was solidne cięgi, ponieważ mówi on o dużych zarobkach i radzeniu sobie z sytuacją, w której mamy za dużo pieniędzy. Ale to jest duży skrót myślowy…
Tak naprawdę do nagrania tego odcinka zainspirowały mnie Wasze maile i komentarze, które pojawiły się pod artykułem na moim blogu na temat wychodzenia z długów przez Kasię i Tomka. Dla przypomnienia: byli Oni zadłużeni na kwotę przekraczającą milion złotych. Próbowali wyjść na prostą, mając niezłą sytuację finansową i jeszcze ją istotnie poprawiając, i co poniektórych komentujących to troszeczkę zacietrzewiło. Więc dziś przedstawię siedem wskazówek dotyczących zarządzania finansami osobistymi w sytuacji, kiedy zarabia się dużo, ale ma się świadomość tego, że takie zarobki nie wystarczą na całe życie i że zarabia się tak tylko przez określony czas. I najpierw opowiem Wam, kogo dotyczy taka sytuacja. Potem doprecyzuję, dlaczego właśnie teraz nagrywam taki odcinek. Następnie omówię przyczyny problemów finansowych takich osób. Na koniec podpowiem Wam, jak radzić sobie w takiej sytuacji, gdy zarabiamy naprawdę bardzo dużo pieniędzy.
Na początek wyjaśnijmy, kogo może dotyczy problem bardzo dużych zarobków. Przede wszystkim jest to scenariusz typowy dla sportowców, którzy przez całą swoją karierę zawodową zarabiają olbrzymie pieniądze, ale niestety to się szybko kończy. Typowy sportowiec kończy karierę w wieku 35 lat, a mało który jest aktywny do czterdziestki. Skupię się właśnie na takich osobach, bo one stanowią bardzo dobry przykład. Zresztą kiedyś z Olkiem Wandzlem nagrałem podcast dotyczący finansów dla sportowców. On mi wtedy zdradził, że mało który sportowiec rozumie, że w trakcie swojej kariery zawodowej musi odłożyć takie pieniądze, które pozwolą mu przeżyć drugą połowę życia. Jakoś tak się dzieje, że wydaje im się, że są osobami, które zawsze będą świetnie zarabiały i będą mogły dużo wydawać praktycznie bez konsekwencji. A to oczywiście nie jest prawdą.
Istnieją inne grupy zawodowe, które również mają szansę otrzymywać wysokie wynagrodzenia. W dzisiejszych czasach są to np. programiści, na których jest duże zapotrzebowanie. Ale są to także przedsiębiorcy, wśród których mogą znaleźć się i tacy, którzy mają świetny rok bądź kilka lat, podczas których zarabiają olbrzymie pieniądze i „luzują ten swój pas”, jeżeli chodzi o konsumpcję. Oczywiście życie ma to do siebie, że nie zawsze jest tak świetne, jak nam się wydaje. I mogą zacząć się przytrafiać się różne sytuacje. Więc może się okazać, że duże zarobki są tylko przejściowe.
Na drugim biegunie są grupy zawodowe, które nie mają wysokich zarobków, ale czas ich kariery jest ograniczony. To są np. wojskowi, policjanci. Dzisiaj skupię się jednak na tych, którzy dużo zarabiają i ich zarobki kiedyś się kończą.
Ktoś mógłby zastanawiać się, dlaczego nagrywam taki odcinek. Przecież jeżeli ktoś zarabia dużo pieniędzy, to trudno powiedzieć, że ma z tym jakikolwiek problem. Życie niestety nie jest takie różowe. Nie ma problemu z wysokimi zarobkami, jeżeli my potrafimy oszczędzać. Ale jeżeli nie potrafimy odkładać pieniędzy, to może okazać się, że jeszcze szybciej je wydajemy. A to jest prosta droga do problemów finansowych.
Już w książce Finansowy ninja na samym jej początku podawałem przykłady amerykańskich sportowców, którzy roztrwonili naprawdę olbrzymie majątki. Okazuje się, że ponad 60% sportowców w ciągu pięciu lat od zakończenia kariery ogłasza bankructwo. Bo nie są w stanie kontynuować stylu życia, który przyjęli w czasach, gdy zarabiali olbrzymie pieniądze, a po zakończeniu kariery ten dopływ gotówki po prostu się skończył. I pomimo tego, że zarabiali miliony dolarów, po kilku latach stali się bankrutami, ponieważ wydawali jeszcze więcej, niż zarabiali.
Drugim powodem nagrania tego odcinka były komentarze, które pojawiły się na moim blogu pod wpisem dotyczącym historii Kasi i Tomka, osób, które wyszły z zadłużenia powyżej miliona złotych i doszły do sytuacji, w której ich wartość netto stała się dodatnia. Mimo tego nadal mają długi, które muszą spłacić (kredytu hipotecznego jeszcze całkowicie nie spłacili). Ale ich sytuacja finansowa jest na tyle dobra, że są na prostej drodze do pokonania tego problemu. I w komentarzach pojawiła się taka wątpliwość, że prawdopodobnie ta historia została sfabrykowana. Bo niemożliwym jest, by osoby o tak dużych zarobkach znalazły się w aż takich problemach. I to zainspirowało mnie do tego, by wytłumaczyć Wam, skąd biorą się takie problemy. Wydaje mi się, że wiele osób, które słuchają tego podcastu, doskonale to rozumie. Ale to jest odcinek dla tych, którzy tego jeszcze nie rozumieją…
U Kasi i Tomka był taki problem, że ich zła sytuacja – to, że byli na minusie – była maskowana tym, że mieli dobre zarobki. I często jest tak, że jeżeli nasze zarobki są dobre, to mamy dużo lepszą sytuację w relacjach z bankami czy z firmami, które mogą nam udzielić kredytów lub pożyczek. Wyglądamy na takiego pożyczkobiorcę, który jest w stanie na bieżąco regulować swoje zobowiązania, przynajmniej do pewnego momentu. A ja w pewnym sensie celowo opublikowałem tę historię, bo ona bardzo dokładnie pokazuje, że bez względu na to, jak dużo się zarabia, to można znaleźć się w sytuacji zadłużenia. I chciałem, aby to było przestrogą. Podkreślam, że ta historia jest prawdziwa, nie została sfabrykowana. Jedyne, co zostało zmienione, to imiona tych osób.
Myślę, że na historii Kasi i Tomka można się bardzo dużo nauczyć. Ale i tak uważam, że to pikuś w porównaniu z tym, jakie fortuny przepuszczają amerykańscy sportowcy, którzy mają kolosalne zarobki, a jednocześnie trafiają na samo dno. Mike Tyson jest tego sztandarowym przykładem. Ten bokser w ciągu 20 lat kariery zarobił ponad 400 milionów dolarów, a jednocześnie w 2003 r. przeszedł przez proces upadłości. W tamtym momencie jego długi sięgały 23 mln dol. To doskonale pokazuje, że nie ma takiej kwoty, której nie można by było przepuścić między palcami.
Jaka jest więc przyczyna takiego nadmiernego wydawania pieniędzy, nawet gdy tak bardzo dużo się ich zarabia? Powodem numer jeden jest nadmierna konsumpcja. Od znanych sportowców społeczeństwo oczekuje tego, że będą trochę takimi celebrytami. A skoro celebryci, to muszą się pokazywać. Jeśli mają osiągnięcia w sporcie, to i w życiu też musi im się udawać. Taki ktoś musi mieć piękną żonę, wspaniały dom, kilka samochodów, świetnie się ubierać. Więc to my sami tego od nich oczekujemy. Ale często też to oni sami aspirują do takiej roli. Bo wchodzą w środowisko szatni, w którym ich starsi koledzy żyją luksusowo, są w życiu spełnieni (chociaż dobrze wiemy, że w rzeczywistości to niekoniecznie tak musi wyglądać i ich zachcianki mogą być finansowane kredytami). Na osoby, które świetnie zarabiają, wywierana jest pewna presja. I skoro oni te pieniądze mają, to je wydają, bo dlaczego nie cieszyć się życiem?
W przypadku sportowców nakłada się na to jeszcze jeden problem. Sportowcy często podpisują kontrakty na wiele lat, więc dobrze wiedzą, jakie pieniądze otrzymają w najbliższym czasie. I może pojawić się pokusa, by już teraz zacząć wydawać kwoty, których jeszcze fizycznie nie dostali. Czy taki sportowiec z kontraktem ma trudność z wydaniem większej ilości pieniędzy niż ta, którą ma na koncie? Absolutnie nie, ponieważ każdy mu chętnie pożyczy pieniądze, nawet kolega z szatni. A życie nie jest różowe. Po drodze może wystąpić kontuzja i taki sportowiec może grzać ławkę albo w ogóle przestanie startować w swojej dyscyplinie. Dobrym tego przykładem jest Robert Kubica, który był świetnie zapowiadającym się kierowcą Formuły 1, ale wypadek przerwał jego karierę. Robert został zmuszony realizować się w innych obszarach, mierząc się dodatkowo z pewnymi ograniczeniami, które były wynikiem wypadku.
Ale tych przyczyn jest dużo więcej. Są jeszcze złe nawyki, np. nadmierne imprezowanie, alkohol, narkotyki, hazard– w zasadzie taki „worek bez dna” dla wielu osób powodujący degradację sportowca i jego formy. Są takie sytuacje, w których do znanych sportowców przyklejają się nagleznajomi, którzy chcą skorzystać na ich świetnej sytuacji. Czy to prosząc o finansowanie ich życia w taki czy inny sposób, i wielu z nich temu ulega, czy też proponując wspólne biznesy, które nie do końca generują pieniądze. To są też sytuacje, w których sportowcy wiążą się z różnymi partnerami życiowymi, którzy czasami chcą tylko skorzystać z dobrodziejstw związanych z posiadaniem pieniędzy przez tę osobę. I jeśli należycie nie zabezpieczy się tych interesów, to może dojść do momentu, w którym sportowiec ogłasza bankructwo przez to, że jego związek się rozpadał, a on zmuszony jest płacić na swoje dzieci alimenty, które ustalone zostały jeszcze w czasie trwania jego kariery, a po jej zakończeniu nagle okazywało się, że tych kwot nie było z czego płacić. Z kolei wysokość alimentów ustalana była często w odniesieniu do aktualnych zarobków danego sportowca. Czy to było sprawiedliwe, czy nie, to już inna kwestia. To realny problem, który często powoduje upadłość sportowców amerykańskich, którzy kończą karierę.
Kolejny problem dotyczy szeroko rozumianych decyzji inwestycyjnych. W otoczeniu wielu sportowców pojawiają się różni doradcy finansowi, a niestety nie jest tak, że mają oni nieposzlakowaną opinię. I często taki sportowiec, który koncentruje się wyłącznie na sporcie, na tym, na czym jest po prostu dobry, znajduje się w sytuacji, w której obok niego pojawia się osoba, która zaczyna mieć uprawnienia do zarządzania jego majątkiem, a jednocześnie nie jest do końca rzetelna. Był taki amerykański futbolista, Michael Vick, który zarobił 130 mln dolarów. w trakcie całej swojej kariery, ale 20 mln dolarów z tego majątku zostało przepuszczone przez kolejnych doradców finansowych, osoby, które zaangażowały się gdzieś tam w jakiejś piramidy finansowe. Takie sytuacje również się przytrafiają i to pokazuje, dlaczego warto spojrzeć trochę szerzej na swoje życie, bo nie wszystko można zdelegować na innych.
Czasami zdarza się, że sportowiec podejmuje dobre decyzje inwestycyjne, ale potem z powodu czynników zewnętrznych kończą się one niepowodzeniami. Tak było w przypadku Derricka Colemana, amerykańskiego koszykarza. W trakcie swojej kariery zarobił ok. 10 mln dolarów. Sporo swojego majątku zainwestował na rynku nieruchomości w Detroit. Chciał zrewitalizować biedne dzielnice, ale niestety musiał ogłosić upadłość. Jak widać, takie sytuacje również zdarzają się nawet na rynkach, które w teorii wydają nam się bezpieczną przestrzenią do inwestowania pieniędzy.
Więc jak zarządzać finansami, gdy się dużo zarabia, żeby nie załadować się w takie problemy? Uprzedzam, że nie ma tu żadnej magii. Przypomnę, jak wygląda typowy, modelowy budżet domowy, który podawałem w książce Finansowy ninja– dokładnie na stronie 97.
Zaproponowałem taki podział:
- 60% naszych miesięcznych wydatków stanowią koszty stałe,
- 10% inwestycje emerytalne, czyli środki, które odkładamy na emeryturę i praktycznie o nich zapominamy.
- Kolejne 10% to są oszczędności krótkoterminowe, czyli takie, które będą nam służyły w ciągu najbliższych 12 miesięcy.
- Kolejne 10% stanowią oszczędności długoterminowe i spłata długów, np. kredytu hipotecznego, coś, co pozwala nam szybciej pozbyć się zobowiązań, a kiedy już ich nie ma, to odkładamy pieniądze na realizację celów w perspektywie kilkuletniej, np. zakup nowego samochodu, remont mieszkania itd.
- I ostatnie 10% to pieniądze, które przeznaczamy na zachcianki, np. kino, wyjścia na miasto, wakacje, marzenia, coś, co stanowi odskocznię od życia codziennego.
Możemy przyjąć, że przedstawiony powyżej podział budżetu sprawdza się w przypadku osób, które zarabiają standardowo. Ale w przypadku takich osób jak sportowcy, którzy zarabiają kolosalne kwoty (typu kilkadziesiąt bądź kilkaset tysięcy miesięcznie), to pewną głupotą byłoby posługiwanie się przez nich właśnie tym schematem podziału budżetu domowego i przeznaczanie na bieżące koszty życia 60% tego budżetu. Od razu intuicyjnie czujemy, że to powinno funkcjonować w inny sposób.
Podeprę się tu przykładem Shaquille’a O’Neala, byłego koszykarza NBA. Doradza on teraz młodym sportowcom i mówi zupełnie wprost: „Jeżeli zarabiasz 100 dolarów, to zrób tak, że dzielisz ten banknot na pół, połowę odkładasz na przyszłość, a tylko połowę przeznaczasz na bieżące życie. I jeżeli jesteś mądry, to tę resztę też podzielisz jeszcze na pół. Czyli tylko 25% zarobków będzie finansowało Twoje życie, spełnianie Twoich marzeń, tego, co chcesz mieć, a 75% powinno być odkładane z myślą o przyszłości. Dlatego że Twoja kariera jest skończona, będziesz przez skończoną liczbę lat sportowcem aktywnym, a później będziesz musiał żyć za odłożone pieniądze”. I warto go posłuchać. Przykładowo Shaq kupił akcje firmy Google we wczesnych latach jej aktywności, inwestował i nadal inwestuje w inne firmy i świetnie na tym wychodzi. Nie przepuszczał pieniędzy, które zarabiał na początku swojej kariery.
Czyli pierwsza rada płynie z tego taka: określ pewien minimalny poziom kosztów życia. Jeśli dany sportowiec zarabia 200 tys. zł miesięcznie, to niech np. jego miesięczne koszty życia nie przekraczają 30 tys. zł. W ten sposób będzie w stanie odkładać 170 tys. zł miesięcznie. Czy 30 tys. zł to dużo czy mało? W sytuacji osób, które zarabiają parę tysięcy złotych, to jest kolosalna kwota. Ale z drugiej strony te 30 tys. nadal będzie kwotą relatywnie małą w porównaniu do wysokości zarobków danego sportowca. Zachęcam, by utrzymywać tę kwotę na jak najniższym poziomie. Bo przyzwyczajając się do życia na poziomie relatywnie niskim w stosunku do naszych zarobków, dużo łatwiej będzie nam odnaleźć się w sytuacji, kiedy tych pieniędzy zabraknie. Czyli będziemy w stanie utrzymać ten sam styl życia, a być może nawet nieco „zacisnąć pasa”. To zależy od tego, jak dużo pieniędzy uda nam się w międzyczasie odłożyć. W każdym razie dużo łatwiej jest spadać z poziomu wydatków 30 tys. zł na np. 20 tys. zł. Ale z drugiej strony dużo trudniej byłoby, gdyby taki sportowiec wydawał 100 tys. zł miesięcznie i musiałby spaść na 20 tys. zł. Byłoby to dla niego bardzo bolesne, przynajmniej mentalnie ciężkie do przepracowania.
Często pytacie się mnie, czy jeżeli jesteście osobami, które zarabiają dużo pieniędzy, to czy musicie prowadzić budżet domowy? Odpowiedź jest taka, że w zasadzie nigdy nie musicie go prowadzić. Robicie to w jakimś konkretnym celu. Bo jeżeli zarabiacie dużo pieniędzy, jesteście w czymś dobrzy i to Wam pozwala zarabiać dużo pieniędzy, to lepiej skoncentrować się na zarabianiu pieniędzy niż np. realizowaniu obsługi finansów osobistych w taki sposób, że spisujecie wszystkie wydatki, planujecie budżet itd. Jeżeli Wasze koszty są w miarę stałe, to też nie ma sensu prowadzić budżetu domowego. I mówię to jako osoba, która jest wielkim fanem prowadzenia budżetu domowego i której daje to poczucie spokoju, kontroli i bezpieczeństwo! Zachęcam do jego prowadzenia przynajmniej w takiej sytuacji, w której jesteście na początku tej drogi i nie wiecie, ile wydajecie miesięcznie. Absolutnie kluczowe jest to, by budżet planować i jednocześnie spisywać wydatki i kontrolować, do jak dużych kwot one się agregują.
Ale można zastosować tu takie rozwiązanie: nie prowadzicie budżetu i zamiast tego oddzielacie te duże pieniądze, które zarabiacie, od tych kwot, które uznajecie, że powinnyście przeznaczyć na życie. Jeżeli wpływa Wam na konto tak duże wynagrodzenie miesięcznie, to rozdzielacie je natychmiast. Większość ląduje na kontach inwestycyjnych lub oszczędnościowych, a sobie wypłacacie kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy i z tego pokrywacie koszty swojego życia. W takiej sytuacji prowadzenie budżetu nie jest konieczne.
Zwalniam z obowiązku prowadzenia budżetu pod warunkiem, że sytuacja finansowa jest pod kontrolą. Ale to, co mimo wszystko od czasu do czasu bym doradzał, to sprawdzanie raz na jakiś czas, czy nie macie gdzieś wycieków finansowych. To bardzo trudne, gdy takiej bieżącej buchalterii się nie prowadzi, bo trudno dostać się do takich zbiorczych danych. Więc ten budżet i spisywanie wydatków jednak się przydają.
I mam drugą radę: bez względu na to, czy prowadzicie budżet, czy nie, warto od czasu do czasu liczyć swoją wartość netto– raz na pół roku, raz na rok. Bo wartość netto pokaże Wam, czy Wasza sytuacja finansowa obiektywnie poprawia się, czy pogarsza. Jeżeli wartość netto rośnie, to bez względu na to, jaki macie stan kont, oznacza to, że dobrze zarządzacie swoimi finansami, bo tych pieniędzy przybywa. Jeżeli ta wartość spada, to znaczy, że coś jest nie OK, pomimo że te pieniądze na kontach macie, wydajecie więcej niż zarabiacie. W przypadku Kasi i Tomka policzenie wartości netto pokazało, że są po uszy w bagnie. Bo operując tylko na kwotach, które wpływają na ich konta, wydawałoby się, że wszystko jest OK, że na wszystko im starczało – na spłatę rat, na życie. Gdy im brakowało, to brali kredyt. Ale po policzeniu wartości netto okazało się, że są pod wodą.
Po trzecie – nauczcie się obsługi kalkulatora finansowego. To jest bardzo prosta aplikacja. Nie trzeba mieć specjalnego urządzenia, wystarczy mieć ją zainstalowaną na telefonie komórkowym. Pozwala ona bardzo szybko przetestować różne scenariusze finansowe. Ja w książce Finansowy ninja podawałem, jak policzyć kwotę, którą potrzebujecie na przeżycie reszty życia po przejściu na emeryturę. Czyli jak duża musi być kwota w momencie, w którym przechodzicie na emeryturę, aby wystarczyło Wam pieniędzy do końca życia, przy pewnych założeniach. I szczególnie polecam to sportowcom planującym zakończyć karierę odpowiednio wcześnie, a jednocześnie posiadającym duże zarobki. To narzędzie pomoże Wam sprawnie policzyć, ile musicie odkładać teraz podczas kariery sportowej, żeby po przekroczeniu 35-40 lat móc żyć z odsetek od kapitału, który już zaoszczędziliście.
Po czwarte – zbudujcie swój zespół wsparcia. Znacie mnie jako taką osobę, która prowadzi swój biznes samodzielnie. Ale to nie jest tak, że ja nie korzystam ze wsparcia innych osób. Mam osoby, z którymi współpracuję, które podpowiadają mi różne rzeczy. I właśnie o takim zespole mówię.
Jako sportowcy skupiacie się przede wszystkim na treningach, ale nie możecie liczyć na to, że ktoś Was wyręczy w mądrym zarządzaniu Waszymi pieniędzmi. To Wy jesteście osobami, które pełnią funkcje prezesa w tej swojej organizacji o swoim imieniu i nazwisku. I to Wy jesteście odpowiedzialni za to, aby o różne obszary zadbać. Te obszary mogą być bardzo różne, bo czasami może być tak, że to kluby zapewniają wsparcie takich osób jak trener, fizjoterapeuta czy psycholog sportowy. Ale to nie jest koniec zespołu, który wokół Was powinien być. Bo jeśli jesteście osobami, które chciałyby budować tę swoją markę osobistą w świadomy sposób, to można sobie wyobrazić, że będziecie potrzebowali wsparcia osoby odpowiadającej za PR, Wasz wizerunek, osoby, która będzie pełniła funkcje Waszego fotografa czy videographera, czyli kogoś, kto krąży za Wami z kamerą po to, żeby można było później z tych materiałów korzystać, wrzucać je w media społecznościowe. Pewnie każdy sportowiec ma swojego menedżera albo aspiruje do tego, aby go mieć. To taka osoba, która pomaga organizować zarówno dobre transfery danego zawodnika, jak i dobre współprace komercyjne z markami gotowymi „ogrzać się” w blasku takiego sportowca.
Warto zadbać o wsparcie dobrego doradcy podatkowego i finansowego. W przypadku takich osób powinna obowiązywać zasada ograniczonego zaufania. Nie może być tak, że Wy powierzacie komuś zarządzanie swoim majątkiem. Powinniście szukać osób, które będą dla Was doradcami, ale kluczowe decyzje należą zdecydowanie do Was. Nie powinniście pozwalać, aby ktoś inny podejmował je w Waszym imieniu. A z kolei żeby podjąć dobrą decyzję dotycząca tego, w jaki sposób przechowywać czy inwestować pieniądze, które zarabiacie, czyli liczyć na to, że one zarobią dla nas kolejne pieniądze, należy zrobić to świadomie i w oparciu o wiedzę, którą już posiadacie. To jest jak „problem jajka i kury”: z jednej strony korzystamy z pomocy doradców finansowych po to, żeby to oni podpowiedzieli nam, w jaki sposób powinniśmy zarządzać naszym majątkiem, a z drugiej strony wiemy, że nie do końca można tym osobom zaufać, bo one nie są nami.
Tych doradców, od których będziecie czerpać wiedzę, może być nawet kilku. Zresztą dobry doradca powinien Was edukować. A jednocześnie Wy krzyżowo będziecie sprawdzali, czy to, co mówi Wam jeden z nich, potwierdza inny. W Polsce przyjęło się, że za tego typu usługi się nie płaci, ale myślę, że dla sportowców dostępni są tacy doradcy, za usługi których się po prostu płaci. I wtedy warto oczekiwać konkretnych efektów, chociażby w postaci wiedzy, którą możecie zweryfikować w boju, w pewnym sensie w środowisku testowym, bez angażowania zbyt dużego kapitału, by przekonać się, czy w ogóle te propozycje, które są Wam podsuwane, mają sens. A jednocześnie testując, będziecie uczyć się, jak rzeczywiście ten świat finansów funkcjonuje.
Po piąte – wypracuj własne podejście do inwestycji. Uważam, że kapitał zarabiany przez dobrych sportowców jest na tyle duży, że nawet w sytuacjach, w których go nie pomnażacie, może Wam pozwolić finansować życie Wasze i Waszych rodzin do końca życia. Czyli wcale nie trzeba tych pieniędzy inwestować! Można je odkładać na w miarę bezpiecznych depozytach.
Powtórzę bo to ważne: kapitał, który zarabiają najlepsi sportowcy, jest na tyle duży, że nie trzeba go pomnażać poprzez inwestycje. Można go akumulować i stopniowo wydawać po zakończeniu kariery zawodowej. Wiem, że to może się wydawać nieintuicyjne, bo szczególnie w świecie sportu amerykańskiego inwestuje się w takie widowiskowe rzeczy typu restauracje, nowe biznesy, salony samochodowe, turystykę i nieruchomości. Nawet jeśli ktoś nie do końca to rozumie, to mimo to wchodzi kapitałowo w dany rynek, co uważam za potencjalny problem. Jako zdroworozsądkowa osoba podpowiadam, że nie warto wchodzić w inwestycje, których się nie rozumiecie, gdzie nie macie jeszcze takiej wiedzy, która pozwalałaby Wam mieć przekonanie graniczące z pewnością, że dobrze na tym wyjdziecie.
Tak jak powiedziałem na początku, najpierw warto zabezpieczyć większość swojego kapitału w taki sposób, aby on nie tracił na wartości. Z jednej strony to są bezpieczne depozyty, ale z drugiej – obligacje polskie czy państw, które mają stabilną sytuację, które pozwalają ochronić ten kapitał przed inflacją, bo obligacje 10-letnie w Polsce płacą np. 1,5% powyżej inflacji. Więc jak najbardziej takie formy przechowywania pieniędzy są dostępne. I gdybym nie miał wiedzy, jak inwestować w konkretny sposób, to pewnie wolałbym ulokować pieniądze właśnie w tak sposób. Gdy już posiądziecie tę wiedzę, to wtedy dopiero warto skorzystać z takich bardziej zaawansowanych form inwestowania – jako uzupełnienie tych bardziej przewidywalnych.
Z kolei jeżeli mówimy o inwestowaniu w biznesy, to skłaniałbym się do inwestowania w te, które rozumiem. Gdy popatrzycie na przykłady największych autorytetów w dziedzinie sportu i biznesu, to znajdziecie osoby, które są bardzo blisko marek sportowych. Sportowcy zostają np. współudziałowcami klubów, co też jest fajnym kierunkiem, bo rozumieją, jak dana dyscyplina sportu funkcjonuje od podszewki, w związku z tym ryzyko tego, że wtopią, też jest mniejsze, bo już jakąś wiedzę na temat danego obszaru posiadają.
Podsumowując ten punkt, naprawdę nie ma nic złego w tym, że nie inwestuje się w widowiskowy sposób. Celem osób, które posiadają kapitał, jest ochronienie tego kapitału i korzystanie z niego wtedy, gdy nasza kariera się zakończy.
Po szóste – uczcie się od innych. Jako sportowcy, którzy są rozpoznawalni, macie szansę taką, jakiej nie ma większość osób, czyli „szarych żuczków”. Szary żuczek nie dotrze do znanego biznesmena, do dobrego doradcy inwestycyjnego, bo ten dla niego nie znajdzie czasu. A jeśli jesteście rozpoznawalni w świecie sportu, to telefon od Was zawsze zostanie odebrany albo przynajmniej na niego oddzwonią. Więc przynajmniej macie szansę rozmawiać z osobami, które mogą być świetnym źródłem wiedzy na temat inwestycji w danym obszarze. Warto z tej otwartej furtki korzystać.
Nie ukrywam, że jako bloger finansowy jestem teraz w dużo lepszej sytuacji niż jako Michał Szafrański, którym byłem siedem lat temu, czyli kompletnie anonimowa osoba dla wielu ludzi. A dziś mogę korzystać z tego przywileju, że telefony ode mnie przynajmniej są odbierane. I w pewnym sensie to duża przewaga, gdyż daje ona dostęp do różnych możliwości związanych z lokowaniem kapitału, o których można dowiedzieć się tylko od osób, które dosyć mocno w tym obszarze działają. A przy mądrym zarządzaniu marką osobistą tego typu kontakty będzie można eksplorować także długo, długo po zakończeniu kariery.
Po siódme – ubezpiecz się od ryzyk, które są poza kontrolą i które mogą być potencjalnie bardzo kosztowne. I to kosztowne w dwóch aspektach. Pierwszym może być kontuzja związana z kosztami leczenia, przeprowadzenia rehabilitacji, operacji itd. Ale to jest tylko jedna strona medalu. Druga to to, że taka kontuzja może wyłączać takiego aktywnego sportowca z możliwości dalszego zarabiania na tym samym poziomie.
Warto zaplanować odpowiednio wcześnie, co będzie się robiło w tym czasie po zakończeniu swojej kariery zawodowej. Tych ścieżek jest wiele, taka najbardziej banalna to bycie komentatorem sportowym. Ale jeśli mądrze zarządzało się tą swoją marką osobistą to można być osobą, która jest w pewnym sensie influencerem, promotorem zdrowego trybu życia, a jednocześnie promotorem marek, które wspierają taki styl życia. Można zajmować się edukacją młodych sportowców, można być trenerem lub realizować się z powodzeniem w biznesie. Pewnie nawet w tych biznesach, których jesteśmy twarzą, promotorem pewnych marek, możemy mieć pewien udział w sprzedaży produktów, które będą sygnowane naszym imieniem i nazwiskiem. Tych kierunków jest zapewne wiele. Można próbować tworzyć pewne produkty w kooperacji z konkretnymi markami. Warto się nad tym zastanawiać. Jeśli zamierzamy się dalej realizować w sporcie, to podglądać, jak ten świat funkcjonuje, czego mu dzisiaj brakuje, jakie luki można uzupełnić, korzystając ze swojej wiedzy i doświadczeń. Odpowiednio wcześnie próbować orientować się, jakich kompetencji nam brakuje i co powinniśmy uzupełnić, żeby po karierze odnaleźć się w branży sportowej. To nie dotyczy tylko sportowców, ale każdego, kto myśli o zmianie ścieżki swojej kariery – mnie również.
I ostatnia istotna kwestia w kontekście sportowców, którzy w danym momencie koncentrują się na swojej karierze, ale może być również zasadna w przypadku przedsiębiorców, którzy koncentrują się na rozwoju swojej firmy. Jeżeli generujecie duże nadwyżki finansowe, to nie musicie ich natychmiast alokować, tym bardziej gdy nie posiadacie wiedzy, jak to mądrze robić. Jak wspominałem, możemy próbować załadować pieniądze w takie bezpieczne formy oszczędzania, a dopiero po karierze zawodowej zastanawiać się, w jaki sposób ewentualnie część z tych środków zainwestować, aby dawały wyższe stopy zwrotu. I to co teraz mówię jest mocno wspak mówieniu o tym, że warto zacząć inwestowanie jak najwcześniej, bo w długim horyzoncie czasowym mamy do czynienia z efektem procentu składanego, więc te stopy zwrotu kumulują się, jeżeli środki są reinwestowane i kapitał solidnie zarabia po kilkudziesięciu latach takiego inwestowania.
Ale z drugiej strony nie warto spieszyć się z poszukiwaniem takiej formy inwestowania, która będzie dawała nam wysoką stopę zwrotu. Lepiej, żeby te środki się przeleżały, czyli skupić się na tym, co robimy w danej chwili najlepiej (np. sporcie) a pieniądze odkładać i dopiero gdy będziemy mieli więcej czasu, żeby wgryźć się w temat inny niż to, co robimy w danej chwili (sport, rozwój własnej firmy itp.), zastanowić się, w jaki sposób zagonić te pieniądze do takiej bardziej wydajnej pracy na naszą rzecz. To taka generalna przestroga dla wszystkich tych, którzy wierzą, że można szybko pomnożyć pieniądze, nie posiadając wiedzy. Ja uważam, że to jest proszenie się o kłopoty finansowe. Więc jeśli tej wiedzy nie posiadamy, to nawet nie próbujmy wskakiwać tam, gdzie znajdują się inni. Lepiej mieć podejście asekuracyjne, mało imponujące i trudne do pokazania, ale dające wysokie prawdopodobieństwo, że ten kapitał, który zarobiliśmy, uda nam się ochronić, być może z niewielkim uszczerbkiem – np. poprzez nadszarpnięcie inflacją. Jeśli mówimy o lokowaniu pieniędzy w obligacje skarbowe, to generalnie one dosyć dobrze chronią przed inflacją.
I jeszcze kilka informacji na koniec. Jest taki konkurs, który nazywa się „Gwiazdy Dobroczynności”. Zostałem w nim nominowany przez Polską Akcję Humanitarną, której pomagam – pomagam programowi „Pajacyk”, który jest realizowany przez PAH. Dotychczas udało nam się już wspólnie zebrać środki na 85 tys. posiłków, a to ponad 340 tys. zł przekazanych na konto „Pajacyka”. I z jednej strony jestem za to niesamowicie wdzięczny, ale też niesamowicie dumny, że to się udaje, że udaje się pociągnąć inne osoby, które angażują się we wsparcie dla „Pajacyka”. I bardzo Wam za to dziękuję.
Tak więc PAH nominował mnie w konkursie „Gwiazdy Dobroczynności”. Aktualnie trwa głosowanie internetowe, kto nią zostanie. Są trzy kategorie, ja jestem finalistą w jednej z nich. W każdej takiej kategorii jest sześciu finalistów. Nie śmiem prosić, abyście głosowali akurat na mnie. Natomiast zachęcam Was do wejścia na stronę gwiazdydobroczynnosci.pl, do zapoznania się z kandydaturami osób, które są finalistami i które oczywiście robią dobre rzeczy. Jeżeli ktoś z Was uzna, że warto oddać na mnie swój głos, to będę niesamowicie wdzięczny. Głosowanie trwa do 22 listopada 2018 r. Jest otwarte dla wszystkich użytkowników internetu. I co więcej, każdy może głosować co 24 godziny aż do 22 listopada. Zapraszam i z góry dziękuję za wszystkie głosy.
To tyle na dziś. Dzięki wielkie za wspólnie spędzony czas i życzę Wam skutecznego przenoszenia Waszych celów finansowych na wyższy poziom. Trzymajcie się i do zobaczenia!
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
{ 45 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Na zasadach analogii, osoby pracujace zagranica przez okreslony czas, tez moga sie z tego podcastu wiele dowiedziec…
Fakt! Dziękuję Tomasz. 🙂
Jednak za granica inne tez wydatki niz w kraju
To dziś biegam w parku z Tobą Michał! 🙂
Osobiście obeserwuję sporo znajomych, którzy zarabiając mocno ponadprzeciętnie, nie wiedzą co robić z regularnymi nadwyżkami. Zwykle kończy się na pakowaniu wszystkiego w lokaty, kupowaniu nieruchomości, na których ciężko podobno stracić, a co bardziej kreatywni szukają szczęścia na giełdzie (niestety dosłownie). Większość z nich nie chce słuchać np. o IKE, czy planowaniu finansów na kilka dekad do przodu w ogólności. Jakkolwiek to dziwacznie brzmi, ludzie realnie nie wiedzą co robić z wolną kasą.
Czym IKE rózni się od pakowaniu wszystkiego w lokaty czy nieruchomości, albo nawet od pakowania w giełdę? Po pierwsze zakup jakichkolwiek funduszy w IKE bez dokładnej znajomości to też szukanie szczęścia. Po drugie IKE, ani nawet IKZE to nie są jakieś mocno ponad przeciętne oszczędności.
@Kuba
IKE to tylko (dla niektórych może „aż”) pewne możliwości. Czy ktoś z nich skorzysta, w jaki sposób, to inna sprawa. Natomiast w perspektywie kilkudziesięciu lat oszczędzania na emeryturę, przewaga rynkowa w postaci ulgi podatkowej jest niebanalna.
To, że ktoś nie wie co robi, nie jest argumentem przeciwko IKE. 🙂
No i nie trzeba się ograniczać tylko do IKE/IKZE.
ja jedynie żałuję, że limity na IKE są tak niskie. Ulga podatkowa to gigantyczna zaleta, jeśli myślimy o oszczędzaniu w perspektywie już NA EMERYTURĘ.
Z drugiej jednak strony, osobiście wolę najpierw nieruchomość (co skutecznie obniża koszta), później oszczędności. 😉
Troche nieporozumienie z tym IKE dla osob zarabiajacych kilkadziesiat czy kilkaset tysiecy miesiecznie. Limit Ike wynosi obecnie niecale 14 tys. Tyle mozesz wplacic przez rok. Czyli osoba ktora zarabia duzo ten limit wykorzysta pracujac kilkanascie dni. Dlaczego uwazasz ze inwestycje w nieruchomosci to jest zly pomysl?
A co w sytuacji, w której mam 21 lat?
Inwestycja w takim horyzoncie czasowym, korzystając z IKE czy IKZE, zdaje się być w tej chwili dla mnie rosyjską ruletką.
Nikt nikomu nie każe korzystać z IKE czy IKZE, każdy ma swój rozum. Ja na przykład zlikwidowałem obydwa, bo za bardzo doskwierał mi brak dostępu do zagranicznych ETFów, a chcę, żeby to one stanowiły trzon mojego portfela długookresowego / emerytalnego (perspektywa ~50 lat).
Mam IKE w DM BOŚ i inwestuję w zagraniczne ETFy. Co prawda tylko w S&P500 i DAX, więc wybór niewielki, ale zawsze to coś.
(Oczywiście też nie twierdzę, że trzeba mieć IKE, każdy decyduje sam, chciałam tylko zaznaczyć, że opcja jest.)
Źle napisałem. Chodziło mi o ETFy notowane na giełdach zagranicznych (np. ETFy ze stacji Vanguarda).
No i pewnie dlatego, przy takim podejściu, tylko kilka procent osób oszczędza w ramach IKE/IKZE. 😉
OK, kilka rzeczy w IKE/IKZE też mi sie nie podoba, ale przy wielu niewiadomych co do przyszłości, wiem jedno: umiesz liczyć, licz na siebie.
Poza tym, jak ktoś nie chce, nie musi korzystać z IKE/IKZE, wciąż jednak myślać o zabezpieczeniu emerytury.
Michale, proszę oddać nam intro 🙂
Na spotify jeszcze podcast niedostępny, a tak poza tym kończy się rok więc z niecierpliwością czekam na propozycję arkusza budżetowego na 2019!
temat też dobry dla nowo wybranych i ponownie niewybranych prezydentów, burmistrzów i wójtów w związku z ostatnimi wyborami samorządowymi
Bez przesady. To nie są jakieś super kosmiczne kwoty. O ile dobrze kojarzę to prezydent miasta wojewódzkiego zarabia jakieś 100 000 – 200 000 PLN rocznie.
Brutto.
Michał,
Bardzo cenię to co robisz, żeby pomóc nam zapanować nad naszymi finansami i wprowadzić w nie trochę zdrowego rozsądku.
W tym odcinku mówisz między innymi o inwestycji w 10-letnie obligacje Skarbu Państwa jako sposobie na ochronę przed inflacją. Argumentujesz, że dają one obecni zarobić nieco więcej niż inflacja.
Żebyś miał rację, inflacja przez najbliższe 10 lat musiałaby się utrzymać na poziomie niższym niż rentowność tych obligacji. Tak wcale nie musi być. Dzisiejsza rentowność to około 3,3%, co po podatku od zysków kapitałowych daje 2,7%. Inflacja to z kolei obecnie około 1,7%. Wiesz o ile rosły ceny towarów i usług konsumpcyjnych w Polsce na przestrzeni ostatnich 30 lat? O 23,5% rocznie. Wiadomo – transformacja ustrojowa. To może 20 lat? 3,3% rocznie. Dopiero w ostatnim dziesięcioleciu średni poziom inflacji wyniósł 2,0%, czyli był niższy niż rentowność netto długoterminowych obligacji. W 19 z ostatnich 30 lat inflacja przekroczyła 2,7%.
Jeśli masz rację, inwestycja w obligacje długoterminowe w najlepszym razie pozwoli Ci nieco zwiększyć siłę nabywczą. Jeśli nie masz racji i średnia inflacja w kolejnych 10 latach będzie znacznie wyższa, utrata siły nabywczej może być dramatyczna. Przy inflacji rzędu 5,0% rocznie tracisz 2,73 siły nabywczej rocznie. W ciągu 10 lat tracisz 21%. Przy inflacji rzędu 10% w ciągu 10 lat stracisz 53% siły nabywczej.
Moim zdaniem dużo lepszą ochronę przed inflacją dają długoterminowe obligacje o zmiennym oprocentowaniu, albo dobrze zdywersyfikowane fundusze akcyjne. W przypadku tych ostatnich kluczowa jest minimalizacja kosztów. Najtańsze fundusze jakie znam pochodzą z grupy Vanguarda i BlackRocka (marka iShares) i mają opłaty za zarządzanie rzędu 0,05% rocznie, co jest poziomem zupełnie nieosiągalnym dla polskich funduszy akcyjnych. Do tego dochodzą oczywiście prowizje maklerskie za zakup i sprzedaż, które najłatwiej zminimalizować inwestując na długi termin.
Tyle ode mnie. Przepraszam, że dość krytycznie, ale po prostu uważam, że inwestycja w długoterminowe obligacje o stałej stopie oprocentowania niesie za sobą poważne ryzyka, z których należy zdawać sobie sprawę przed podjęciem decyzji inwestycyjnej.
Dzięki za dobrą robotę, którą dla nas wykonujesz!
Przecież 10-latki mają zmienne oprocentowanie…
@Mateusz
EDO o których pewnie myślisz mają rzeczywiście zmienne oprocentowanie. Oprócz nich są też dziesięcioletnie obligacje DS, o stałej stopie oprocentowania.
@Konrad
Rozpisałeś się mocno widzę, i to doceniam. Musisz wiedzieć, że cała para Twego postu poszła w gwizdek- EDO są oprocentowane (obecnie) 2,7% w pierwszym roku, następne lata wg wzoru CPI r/r+1,5 p.proc. Realna strata na tych obligacjach zaczyna się mniej więcej od poziomu inflacji >10% średniorocznie przez cały okres trwania obligacji (wówczas marżę „zjada” podatek).
I jeszcze jedno- możesz zdradzić, jak obliczyłeś utratę siły nabywczej?
@werserk
EDO to obligacje o zmiennej stopie oprocentowania, zależnej od inflacji. Te się bronią. Ryzyko istotnej utraty siły nabywczej występuje przy długoterminowych obligacjach o stałej stopie oprocentowania.
Na przykładzie średniej inflacji 5% w okresie inwestowania utratę siły nabywczej liczyłem tak:
Rentowność 3,3% minus 19% podatku daje 2,7% netto rocznie. To o 2,3% rocznie mniej niż inflacja. Rocznie tracisz więc 2,3% siły nabywczej. Po 1o latach zostaje Ci (1-2,3%)^10 = 79%.
@Konrad
Jako produkt oszczędnościowy Michał miał zapewne na myśli obligacje detaliczne, DS się do nich nie zaliczają, stąd założyłem, że masz na myśli właśnie EDO.
Co do obliczeń- wynik jest prawie prawidłowy. Mianowicie procentów się nie dodaje ani nie odejmuje. Przy tak niedużych liczbach różnice są pomijalne, natomiast trzeba mieć to na uwadze. Zysk netto 2,7% przy inflacji 5% to 2,2% poniżej inflacji. Im wyższe wartości, tym rzeczywisty wynik będzie się rozjeżdżał.
Temat chyba może dotyczyć też osób, które zarządzają państwową spółką z okresowo dużymi przychodami, np. stadniną koni, gdzie zysk zależy m.in. od sprzedaży koni na aukcji a jak wiadomo z popytem i cenami bywa różnie w różnych latach. Choć to pieniądze nie własne ale zasada chyba podobna. Takie mi się nasunęło skojarzenie, bo jestem w trakcie czytania biografii dyrektora stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim „Marek Trela Moje konie moje życie”, gdzie były dyrektor mówi o hodowli itp. ale też trochę właśnie o gospodarowaniu finansami w długim terminie. Za jego rządów stadnina janowska została nagrodzona w konkursie Gazele Biznesu, bodajże w 2015 roku, więc rozwój musiał być konkretny.
Hej Michał,
Dzięki za podcast. Myślę, że nawet dla mniej zarabiających te porady na koniec odnośnie inwestowania są cenne. Nie spiesz się, inwestuj w to co znasz, chroń kapitał, nie jest obciachem nie inwestować skoro nie wiesz jak to zrobić jeszcze, edukuj się.
Takie podejście może zaoszczędzić wielu ludziom prawdziwych kłopotów.
Co do meritum odcinka – idę poćwiczyć :). Czas zostać sportowcem :).
Hej Michał,
Sam jestem wspomnianym przez Ciebie programistą i wmawiam sobie że mnie ten problem jednak nie dotyczy 😉 Zdaję sobie jednak sprawę z tego że może to być tylko moje pobożne życzenie…
Widzę wielu coraz starszych programistów, który ciągle świetnie sobie radzą. Ja też mam już tych „naście” lat doświadczenia i ciągle mi się chce programować, więc mam cichą nadzieję że nie będzie jednak źle 🙂 Pomimo to zdecydowanie podpisuję się pod wszystkimi Twoimi radami i nie ważne czy przewidywana kariera ma trwać 5 czy 30 lat, według mnie zawsze warto odkładać pieniądze jeśli mamy z czego. Wypadek czy kontuzja eliminująca nas z rynku pracy może zdarzyć się każdemu w każdej chwili i musimy się z tym liczyć. Zawsze powinniśmy mieć jakiś plan awaryjny na wypadek takiej sytuacji.
Pytam z czystej ciekawosci na jakie zarobki moga liczyc programisci? 10K brutto – 20K brutto? Jak to wyglada reanie?
Często wybieraną formą współpracy jest B2B (programista zakłada działalność gospodarczą) i o takiej napiszę.
Stawka dla ludzi na relatywnie wysokim poziomie kompetencji (co najmniej kilka lat doświadczenia) to najczęściej ok. 15-20 tys. netto (faktura vat), z bezpłatnymi „urlopami”. Z tego oczywiście należy odprowadzić podatek dochodowy, zus, uciułać na emeryturę. Na rękę zostaje więc około 10 – 13 tys. zł (przypominam: brak urlopów, chorobowego).
Często można liczyć na drobne dodatki, typu prywatne ubezpieczenie medyczne, karty sportowe itp.
Ja po 4 latach pracy, przykładaniu się na studiach (mgr inż.) i w pracy, rozwoju swoich kompetencji w różnych obszarach zarabiałem ok 12 tys. netto (FV) / m-c na Śląsku.
Michal , moze podkast dla tych ktorzy sa wlasnie w takiej sytayacji, kariera sie skonczyla , albo mialo sie tak zwany „poslizg ” , czy wypalenie zawowowe , jak sobie radzic z tym , Jak szukac zycia po zyciu , jak sie pozbierac i szukac nowej kariery . My wlasnie z mezem jestesmy w takiej sytauacji . Ja rozumiem ze to nie jest blog motywacyjny , ale mimo wszystko Michal potrafi niezle zmotywowac .
Szczerze mówiąc to zawiodłem się na tym odcinku. W tytule wspominasz o programistach, ale przez większość podcastu trzymałeś się scenariusza „sportowego”, wdając się w dygresje o wystawnych balach czy karierze komentatora sportowego. Trudno mi uwierzyć, że przyda się to więcej niż promilowi twoich słuchaczy – no chyba, że masz ich setki tysięcy 🙂 Słuchając czułem się trochę jakbym słucham audycji nagranej w 1998 r.
Mamy jednak rok 2018 r., i hasło „duże zarobki i krótka kariera” kojarzy mi się raczej z wspomnianymi w tytule (i może ze dwa razy w podcaście) programistami, artystami i wszelkiej maści influencerami. Albo chociażby pracownikami startupów.
Nie dość, że takich osób jest znacznie więcej niż odnoszących sukcesy sportowców, to wydaje mi się też, że są szerzej reprezentowani w gronie twoich słuchaczy.
No ale cóż, to twój show, na pewno masz lepsze dane o swoich słuchaczach niż ja 🙂
Dzięki Michał za ten podcast i wpis. Pytanie brzmi… co to znaczy wg Ciebie zarabiać „dużo”? Bo to trochę pojęcie względne… 😉
Pewnie kilka lub nascie srednich krajowych zamiast jednej czy dwoch.
Tak dużo idzie na wydatki? Jak oszczędni dadzą radę na cokolwiek odłożyć… :/
Michale oraz wszyscy zorientowani w temacie, wybaczcie offtop, ale powiedzcie proszę czy w obecnej sytuacji IdeaBanku lepiej jest przenieść środki w inne miejsce czy liczyć na wypłatę z BFG w przypadku ewentualnego upadku banku? Mam tam zaledwie kilkanaście tyś., ale to całe moje oszczędności, nie mogę pozwolić sobie na to, żeby przepadły. Czy BFG rzeczywiście odda mi te pieniądze, skoro prezes BFG jest zamieszany w tę akcję z IdeaBankiem?
Hej Marzena,
Wiele osób dzisiaj mnie o to pytało, więc odpisałem w formie artykułu:
https://jakoszczedzacpieniadze.pl/czy-wycofywac-pieniadze-z-idea-bank-i-getin
Pozdrawiam 🙂
Cześć Michał, dzięki za ten wpis! Czy byłbyś skłonny popełnić w przyszłości podobny, ale pozostać faktycznie zgodnie z zapowiedzią przy bardziej klasycznych formach zarobkowania, jak programista czy przedsiębiorca, a mniej skupiać się na różnej maści celebrytach, którym (wg mojej subiektywnej oceny) głównie, koniec końców, jest dedykowany ten odcinek?
I drugie pytanie – planujesz napisać coś dla Polaków mieszkających zagranicą, a myślących o powrocie do kraju lub regularnie bywających? Tzn. – jak takie osoby mogą najlepiej przygotować się finansowo do ponownego życia w Polsce?
będzie odcinek dla tych nie mają wysokich zarobków, ale czas ich kariery jest ograniczony
Cześć Michał,
zastanawiałeś się kiedyś nad stworzeniem odcinka dla młodych ludzi, którzy mają wysokie zarobki przez krótki okres czasu lub duże oszczędności? Jaką strategie finansową przyjąć, inwestować w instrumenty finansowe, czy raczej w siebie? Piszę pod tym podcastem, ponieważ miałem nadzieję, że po części będzie odnosił się do owej sytuacji.
Wraz z żoną mieszkamy od jakiegoś czasu na Islandii, gdzie zarobki są stosunkowo duże, porównując do Polski. Co miesiąc odkładamy na koncie około 20-25tys.złotych, co jak dla tak młodych ludzi (23/25 lat), jest dość pokaźną sumą. W przeciągu roku udało nam się odłożyć przeszło 250tys. złotych, z czego większość zainwestowaliśmy w mieszkanie na wynajem w Polsce, które mamy nadzieje, będzie dla nas pracować w przyszłości. W niedługim czasie chcemy jednak wrócić do Polski, gdzie zarobki w naszych branżach nie przekraczają 3tys. złotych, przynajmniej dla osób bez doświadczenia. Jak rozdysponować pieniądze tak, żeby pracowały dla nas jak najdłużej? Czy kolejne ćwierć miliona, które mamy zamiar uzbierać przed powrotem do Polski, również inwestować starając się osiągnąć dochód pasywny, czy raczej przeznaczyć je na rozwój siebie a resztę odłożyć jako poduszkę finansową na lokacie?
Byłbym wdzięczny, gdybyś mógł coś podpowiedzieć, nakierować. Może powstały już jakieś materiały, których nie potrafię znaleźć, na ten temat?
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Można 10-20% kwoty przeznaczać na inwestycje. Jeśli ktoś zarabia 6-10k ma do dyspozycji 600-1500zł oszczędności co mc. Można taką kwotę rozdzielić na np trochę na giełdę, lokata lub inwestycja nawet internetowa jakiś blog, strona czy sklep. Oczywiście inwestycja może nastąpić po jakimś okresie az uzbiera się odpowiedni budżet.
Cześć Michał
Proszę o udostępnianie podcastów na platformie SoundCloud.
Co ten odcinek ma do programistów? W tytule wymienieni, ale analogię do sportowców ciężko mi znaleźć.
Hej Michał zastanawiając się co zrobić z nadwyżkami zarobionymi na kontrakcie IT trafiłem tu z Googla (chociaż na półce mam Michał Twoja książkę -oczywiście w stanie jeszcze jak nowa)
Otóż będąc w Polsce odkładałem w IKE, ze względu na korzyści podatkowe, udało mi się odłożyć poduszkę finansową na jakichś tymczasowych lokatach i przymierzałem się do obligacji, natomiast teraz zarabiam w Euro i zastanawiam się -czy przewalutowywać nadwyżki czy trzymać w walucie w której zarabiam i szukać sposobów inwestowani na zachodzie: wiadomo ryzyko kursowe jeśli złotówka będzie mocna może zjeść wszystko. Z drugiej strony lokaty w Euro są słabiej oprocentowane ale chyba bezpieczniejsze nie?
Bardzo ciekawe informacje, o Mike słyszałem i szkoda, że zdarzają się osoby, które po ludzku nie miały szczęścia do znajomych.
To chyba też pokazuje jak ludzie, których edukacja nie rozwijała się standardowo, bo sportowcy jednak więcej czasu poświęcają na treningi, później w przypadku dość dużych kwot na kontakt sobie nie radzą. Natomiast większość ludzi, którzy nagle zarabiają dużo – np. wygrana ma problem by racjonalnie takie pieniądze obracać.
Słyszałem kiedyś o sobie, która dwa razy w totka wygrała i dwa razy przepuściła te pieniądze. Zresztą chyba trudno było by znaleźć miejsce na świecie, gdzie takich osób by nie było.
Faktem jest iż wiele jest tak tzw. łowców frajerów, a takie rzeczy jak Amber Gold czy podobne pokazuję, że wielu ludzi ma kasę i nie wie co z nimi robić?
Tutaj dochodzę to takiej konkluzji-paradoksu, że człowiek jak nie ma kasy, to narzeka, że by mu się przydała, a jak ma kasę to narzeka, że nie wie co z nią zrobić. Bo niby pieniądz rodzi pieniądz, ale bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia na wszystkim można popłynąć. Przydaje się też szczęście.
Zastanawiałem się tylko skąd taka wiedza, że programiści to taki zawód krótkodystansowy? Natomiast nie słuchałem podcastu z programistą stąd może tam była odpowiednio to przedstawione.
Dziękuję