“Dajesz dzieciakom kieszonkowe? Ile dajesz?”… i koniec tematu – do tego często ograniczają się wzajemne konsultacje rodziców.
A prawda jest taka, że konsultujemy się bardzo rzadko – chociaż od tego zależy przyszłość finansowa naszych dzieci.
Dawać kieszonkowe, czy nie? W jakiej wysokości? Jak często? “Płacić” za dobre zachowanie i oceny? Jak uczyć dzieci finansów? – te wszystkie tematy poruszam w tym artykule. Jeśli więc jesteś rodzicem, albo znasz jakiegoś rodzica, który ma problem z dawaniem pieniędzy swoim dzieciom, to ten artykuł jest dla Ciebie.
I przy okazji, już na wstępie, dziękuję wszystkim osobom, które odpowiedziały na moją ankietę o kieszonkowym na Facebooku: Angelice, Magdzie i drugiej Magdzie, Arkowi, Robertowi, Adiemu, Małgosi, Bartkowi, Tomkowi, Agnieszce i wszystkim osobom, które napisały do mnie prywatnie. Dzięki wielkie!
Zalecam zorganizowanie kawy i ciasteczka 🙂 Artykuł jest bardzo długi…
Chcesz dziecku dać rybę czy wędkę?
Otrzymuję od Was coraz więcej e-maili. Ale pośród wszystkich e-maili, które dotyczyły dzieci i finansów, pamiętam tylko dwa pytające wprost o kieszonkowe. Pozostałe zawierają Wasze pytania o to ile dzieci kosztują (pytają najczęściej Ci, którzy jeszcze dzieci nie mają), oraz w jaki sposób oszczędzać i inwestować pieniądze dla dzieci w celu zabezpieczenia ich dobrego startu w przyszłość.
Bardzo chwalebne jest to, że zastanawiacie się nad odkładaniem 100 zł czy 200 zł miesięcznie dla swojego dziecka. Uważam, że świadczy to o Waszej dojrzałości i świadomości, i też sądzę, że warto to robić. Niemniej jednak, gdy porównuję liczbę tych pytań, do pytań typu “jak uczyć dziecko finansów?”, to dochodzę do smutnej refleksji, że często bardziej troszczymy się o to, by dać dziecku za kilkanaście lat jednorazowo 50 000 zł, niż by dać mu solidne podstawy, które pozwolą mu takie i większe pieniądze zdobyć samodzielnie. Martwimy się o to by dać dziecku rybę, zamiast dać mu wędkę.
O tym jak inwestować z myślą o przyszłości naszych dzieci, także napiszę artykuł, ale dzisiaj skoncentruję się na temacie dużo ważniejszym – podsumuję moje przemyślenia dotyczące edukacji finansowej naszych pociech. A w mojej opinii edukacja ta zaczyna się właśnie gdzieś w okolicy “kieszonkowego” – terminu, który znają zarówno dorośli, jak i dzieci.
Rodzice jako nauczyciele finansów
Dziecko: “Kup mi konsolę”
Tata: “Nie mamy na to pieniędzy”
Dziecko: “No to weź z tego komputera w ścianie.”
Dziecko rozumie świat tak jak go widzi. Na niewiele zda się wyjaśnianie, co powinno ono robić, jeśli widzi, że my-starsi działamy inaczej. Jeśli idziesz do sklepu “po coś do jedzenia”, a wracasz i przynosisz trzy fajne filmy na DVD i zestaw narzędzi, to dajesz “świetny” przykład dziecku, że nie ma nic złego w spełnianiu swoich zachcianek i impulsywnych zakupach.
Jeśli nie tłumaczysz ile czasu musisz poświęcić na to, żeby zarobić na nowy telefon, to skąd dziecko ma wiedzieć, że zakup telefonu jest czymś, czego nie powinno się robić co kwartał? Jeśli nie wytłumaczysz, że “telefon za złotówkę” ma tak naprawdę swoją cenę ukrytą w koszcie abonamentu, który płacimy co miesiąc, to skąd Twoje dziecko ma o tym widzieć, że “telefon za złotówkę” tak naprawdę nie istnieje?
Jeśli nie pokazujesz, że na spełnianie zachcianek można przeznaczyć tylko te pieniądze, które zostają nam po zapłaceniu opłat i pokryciu innych kosztów życia, oraz odłożeniu oszczędności, to dajesz wyraźny sygnał, że z kasą można robić co się chce i kiedy chce. Że pieniądze nie mają dla Ciebie znaczenia – bo przecież masz je na wyciągnięcie ręki. Nie dziw się więc potem, że Twoje dziecko zachowuje się dokładnie tak jak Ty albo jeszcze mniej rozsądnie. Kto miał niby nauczyć go innego zachowania, jeśli nie Ty? Przecież doskonale wiesz, że edukacja finansowa w szkole nie istnieje. I pewnie niejednokrotnie się nad tym zżymałeś.
Nie wiem jak macie Wy, ale ja czasami łapię się na tym, że mam pretensje do Rodziców, że czegoś mi nie powiedzieli, niewystarczająco mnie uświadomili itp. I chociaż uważam, że od strony nauki o finansach wykonali kawał dobrej roboty (o czym już wspominałem w tym artykule), to jednak kluje mi się w głowie, że musiałem strasznie dużo błędów popełnić i guzów sobie ponabijać, żeby to i owo dzisiaj wiedzieć. A potem przychodzi refleksja i łapię się na tym, że więcej czasu poświęcam na pisanie bloga, niż na edukację finansową moich dzieci! Co z tego, że mam wiedzę, jeśli nie potrafię jej im przekazać?
Mój apel – nie popełniajmy tego błędu. Chcę Wam pokazać, że o finansach można dzieci uczyć wszędzie i do tego wcale nie trzeba dużo mówić. Najlepszym nauczycielem jest nasze zachowanie, a dzieci uczą się przez osmozę 😉 Oczywiście to i owo trzeba im opisać słowami, a w szczególności – stworzyć jednoznaczne zasady przekazywania pieniędzy. Pieniądze to sprawa poważna, a nie jakieś tam “pieniążki”, które dostępne są dla dziecka na każde zawołanie. Im szerzej tego nauczymy, tym lepiej nasze dziecko będzie sobie radziło w swoich latach nastoletnich i później.
Dlaczego mam dawać kieszonkowe?
Według badań Instytutu Homo Homini przeprowadzonych w ubiegłym roku:
- 3/4 rodziców daje swoim dzieciom kieszonkowe
- 61% z nich samodzielnie podjęło decyzję o dawaniu kieszonkowego
- 21% twierdzi, że dają pod wpływem prośby dziecka
- 9% daje, bo inne dzieci też dostają
- 8% daje, bo sami też otrzymywali
Badanie nie odpowiada niestety na pytanie dlaczego rodzice dają kieszonkowe. To co jest zastanawiające, to że ponad połowa rodziców, którzy dają kieszonkowe, przyznaje się, że robi to nieregularnie. Tu zapala mi się pierwsza “czerwona lampka”, która każe mi zastanowić się nad motywami, jakimi kierują się rodzice.
Uważam, że dawanie kieszonkowego nie jest celem samym w sobie. Jest to środek do celu, jakim jest nauczenie dziecka prawidłowego obchodzenia się z pieniędzmi i umożliwienie mu zrozumienia zasad funkcjonowania pieniądza i nas jako “zdobywców pieniędzy” w obecnym świecie. Nie teoretycznie. Praktycznie!
Zanim polecimy do bankomatu, warto odpowiedzieć sobie na pytanie “Dlaczego mam dawać kieszonkowe?”. Co jest moją motywacją? Czy naprawdę chcę przekazywać dziecku wiedzę finansową? A może mój plan, to dać mu trochę pieniędzy (im mniej tym lepiej), po to tylko żeby mi co chwila tyłka nie zawracało i by mieć dobrą odpowiedź “No przecież masz swoje kieszonkowe” na pytanie “Tata, kupisz mi to?”.
Nie będę się pastwił. Powiem Ci, czego możesz nauczyć poprzez dawanie kieszonkowego (o ile się postarasz):
- Nie na wszystko nas stać od razu – trzeba umieć zaoszczędzić.
- Kosztowne cele wymagają długotrwałego oszczędzania i warto mieć na to plan.
- Jeśli oszczędzamy tylko 10% przychodów co miesiąc, to dosyć szybko uzbieramy istotne kwoty.
- Jeśli na coś wyda się pieniądze, to zabraknie ich na coś innego.
- Jeśli bierzemy pożyczkę, to zwracamy więcej niż pożyczyliśmy.
- Jeśli odkładamy pieniądze w mądry sposób, to otrzymujemy odsetki.
- Im dłużej odkładamy, tym szybciej przyrastają nam odsetki.
- Systematyczność daje lepsze efekty niż jednorazowe zrywy.
- Praca ma konkretną wartość, którą łatwo przeliczyć na pieniądze.
- Każdy zakup można przeliczyć na konkretną ilość godzin, jaką trzeba pracować, aby sobie na niego pozwolić (relatywna wartość).
- Jeśli chce się mieć większe przychody, to trzeba być kreatywnym i się o to postarać.
- Systematyczne przychody i umiejętne nimi gospodarowanie dają większą pewność niż jednorazowe wpływy (np. prezenty).
- Warto szanować tych, którzy dotrzymują swoich zobowiązań finansowych.
- Jeśli jednorazowo otrzymamy dużą kwotę, to warto mieć pomysł jak ją zagospodarować, szczególnie, gdy mamy nieregularne koszty.
- Do czego służy konto bankowe i karta debetowa.
Listę można byłoby wydłużać, ale moim zdaniem to co jest powyżej w zupełności wystarcza, jako podstawa edukacji finansowej 🙂 I tego wszystkiego można stopniowo nauczyć po prostu wypłacając dziecku kieszonkowe. W dużym uproszczeniu sprowadza się to do stwierdzenia:
Dając kieszonkowe mamy szansę nauczyć dzieci – w bezpiecznych warunkach – samodzielnego zarządzania pieniędzmi i odpowiedzialności za ich dziecięce finanse.
Alternatywą jest stałe podejmowanie decyzji zakupowych za nasze dzieci i bycie traktowanym przez nie jak portmonetka.
Sprawdź również: Jak edukować finansowo dzieci
Kiedy zacząć dawać kieszonkowe?
Nie musisz dawać kieszonkowego, by dziecka uczyć podstaw finansów. Nawet 4-latkowi możesz pomagać zrozumieć ten trudny temat. Jeśli idziesz do sklepu, to pokaż dziecku różne produkty. Pokaż, że podobne produkty różnią się ceną i że cena to nie tylko złotówki, ale też grosze. Daj 2 zł i jogurt i poproś by samo zapłaciło i sprawdziło czy reszta się zgadza. Przy okazji pokaż, że zabierasz paragon, po to by w domu spisać wydatek.
Idziesz do bankomatu z dzieckiem, to naucz go jego obsługi. Dzieci bardzo chętnie sobie “ponaciskają”. Ale wytłumacz też, skąd biorą się te pieniądze, że to nie jest “magiczna ściana” produkująca banknoty 😉
Dzieci są różne i mają różne potrzeby, więc moment startu przyznawania kieszonkowego także jest indywidualny. Ja kieruję się następującymi zasadami:
- Dziecko musi umieć liczyć (ale to prawda, że kieszonkowe może mu w tym pomóc)
- Dziecko musi umieć powiedzieć dlaczego powinno dostawać kieszonkowe, np. odpowiedzieć na pytanie, na co chce przeznaczać pieniądze (niech poda 3 cele). Dla większości maluchów podstawowym celem są… słodycze. Jest to jak najbardziej ważny cel.
- Dziecko musi chcieć zawrzeć z nami umowę, że od tej pory tą konkretną rzecz, będzie kupowało ze swojego kieszonkowego i że nie będzie już możliwości zrealizowania życzenia “Mamo, daj 2 zł na loda”. Ta umowa może również obejmować listę artykułów zabronionych, których nie godzimy się finansować z kieszonkowego (ani w żaden inny sposób).
I tyle. Żadnych dodatkowych wymagań. Czas na komplikowanie przyjdzie później.
Czytaj także: WNOP 052: Jak uczyć dzieci finansów i nie popełniać błędów? – rozmowa z Dorotą “Supernianią” Zawadzką
Ile kieszonkowego dawać i jak często?
To najtrudniejsze i najważniejsze pytanie. Dziecko nie może dostawać za dużo i nie może dostawać za mało 🙂 Tu wracamy do pytania “na co dziecko chce przeznaczać kieszonkowe”. Kieszonkowe powinno być w takiej wysokości, aby dziecko mogło spełnić swoje zachcianki, ale niekoniecznie od ręki.
Inaczej będzie wyglądała wysokość kieszonkowego dla dziecka, które chce z niego finansować słodycze, a inaczej jeśli dziecko lubi czytać książki i chce je sobie samodzielnie kupować. A jeśli Twoje dziecko jest zaangażowanym YouTube’erem, to być może warto wspierać jego pasję 🙂 W przypadku jednego dziecka będzie to kwota 20 zł miesięcznie, a w przypadku innego – być może 100 zł / m-c.
Tutaj kluczowe znaczenie ma także częstotliwość wypłacania kieszonkowego. Większość rodziców decyduje się na cykl comiesięczny. Ja na początek zalecam cykl cotygodniowy, a dopiero w przypadku nastoletnich dzieci przechodzenie na cykl miesięczny. Dlaczego? Przede wszystkim dziecko, które nie umie jeszcze zarządzać pieniędzmi, nie wie jak “skonsumować” kieszonkowe. Musimy go tego nauczyć. Nie wie też co to systematyczność – jej też musimy dziecko nauczyć. Im więcej mamy wypłat, tym łatwiej nam obserwować i reagować na rodzące się zwyczaje finansowe dziecka. Jednocześnie dziecko szybciej zbuduje sobie nawyk oszczędzania (bo częściej otrzymuje pieniądze) i łatwiej będzie mu zarządzać pieniędzmi. Dawanie dziecku małych jednostkowo kwot (przynajmniej na początku) zredukuje także uboczny efekt, w którym zaraz po otrzymaniu “wypłaty”, uda się ono do sklepu by ją wydać. Z małą kwotą jest trudniej 😉
Jeśli Twoje dziecko deklaruje, że chce kupować książki za swoje pieniądze i uważacie, że taka książka kosztuje 30 zł i raz miesięcznie powinno sobie na nią uzbierać, to nie dawaj mu ekwiwalentu tej kwoty. Kwota kieszonkowego powinna być wyższa, aby dziecko mogło również systematycznie odkładać część pieniędzy w ramach oszczędności. Moim zdaniem kieszonkowe przy takich założeniach powinno wynosić około 50 zł / m-c (12,50 zł tygodniowo). A o tym jak uczyć dziecko gospodarowania pieniędzmi, piszę w dalszej części artykułu.
Zobacz także: Jak oszczędzać dla dziecka
Nadal nie wiem ile dawać! Poradź coś!
Jeśli kompletnie nie wiesz od czego zacząć, to możesz przyjąć jako wyznacznik wiek dziecka – i właśnie taką kwotę przekazywać mu co tydzień. Dziecko ma 7 lat – dajesz co tydzień 7 zł (łącznie 28 zł / m-c). “Dziecko” ma 17 lat – dajesz 17 zł / tydzień lub 68 zł / m-c (już widzę bunt 17-latków czytających bloga ;-)). Będzie to nawet łatwe do wytłumaczenia… do momentu kiedy Twoje dziecko nie zapyta Cię ile Ty dostajesz co miesiąc 😉
Oczywiście w przypadku starszych dzieci, dużo więcej kosztów może wchodzić do kwoty kieszonkowego. Możemy się z dzieckiem umówić, że samo będzie finansowało kino, płyty, książki, ubranie, wyjazdy ze znajomymi. Kwota może równie dobrze wynosić 100 zł, jak i 300 zł na miesiąc, o ile tylko dziecko wcześniej udowodni nam, że już potrafi gospodarować dużymi kwotami. I zdecydowanie przy starszych dzieciach warto przejść na comiesięczny cykl rozliczeniowy – analogiczny, jak w pracy na etacie.
Kiedy dawać kieszonkowe?
Oprócz tego, że wyliczymy kwotę i stwierdzimy, że będziemy wypłacać kieszonkowe co tydzień, warto być też sprytnym rodzicem 🙂 Jeśli nasza pociecha ma skłonność do wydawania pieniędzy w weekendy, to może lepiej jest jej wypłacać tygodniówkę w poniedziałek. Taki prosty trik może pozytywnie wpłynąć na naukę cierpliwości i bardziej planowego podejścia do wydatków.
Jeden aspekt jest tutaj bardzo ważny: terminowość wypłaty kieszonkowego. Jeśli umówiliśmy się z dzieckiem, że płacimy w każdy poniedziałek, to musimy tego pilnować! Nawet jeśli z perspektywy dziecka nie ma to większego znaczenia (a zapewniam, że dla wielu dzieci ma!), to nasz przykład jest dla dziecka wzorem zachowań i poprzez terminowe regulowanie zobowiązań, stajemy się dla dziecka jeszcze bardziej wiarygodni i godni zaufania. A nasza systematyczność przyczynia się także do tego, że dziecko z większą pewnością może planować swoje wydatki. Ono polega na naszej wypłacie – tak samo jak my polegamy na wypłacie od naszego pracodawcy 🙂 Jeśli Ty nie traktujesz tego poważnie, to uczysz je, że można nie dotrzymywać zobowiązań finansowych.
Nasza konsekwencja i terminowość, daje nam również podstawy do łatwego odpowiadania na pytanie “A dałbyś mi kieszonkowe 3 dni wcześniej?”. Zasady to zasady. Jeśli dziecko wydało swoje oszczędności i “nie ma za co żyć” (żart oczywiście), to musi ponieść konsekwencje i spokojnie poczekać do wypłaty. Albo może skorzystać z pożyczki… ale o tym piszę w dalszej części artykułu.
Jeśli co chwila zmieniasz zasady, na jakich dziecko może wydawać swoje kieszonkowe, to także dajesz zły przykład. Nauczysz je bowiem, że ustalone zasady można każdorazowo naginać, o ile tylko znajdzie się “dobre wytłumaczenie”.
Zagrożenia związane z kieszonkowym i jak ich unikać
Jak widać kieszonkowe to potężny oręż w edukacji finansowej dzieci. Ale czasami oręż ten bardzo łatwo stępić albo pomniejszyć jego znacznie, np. jeśli z naprzeciwka wyjadą czołgi 😉
Jeśli decydujemy się na dawanie kieszonkowego, to trzeba skończyć z dawaniem dzieciom pieniędzy na ich zachcianki. Na nic zda się dawanie 7 zł tygodniowo, jeśli jeden z rodziców rozpieszcza dzieci dorzucając im “dyszkę” od czasu do czasu i bez większego powodu. Wtedy uczymy dzieci, że pieniądze rosną na drzewach i łatwo po nie sięgnąć.
W naszej nauce oszczędzania mocno mogą nam namieszać dziadkowie lub inni goście, jeżeli dają naszym dzieciom pieniądze zamiast prezentów. Warto tu bezpośrednio współpracować z ofiarodawcami i uświadomić ich, że źle się dzieje, jeśli wizyta dziadków kojarzy się dzieciom przede wszystkim z gratyfikacją finansową.
Co innego, jeśli dziecko pieniądze zarobi. Ale tu znowu dotykam ważnego tematu: w jaki sposób można dziecku pozwolić zarabiać? Niektórzy rodzice pozwalają “dorabiać” do kieszonkowego uzależniając jego wysokość, np. od ocen w szkole, albo angażowania się w obowiązki domowe. Jedna z mam, z którą niedawno rozmawiałem, wspominała mi, że ona płaci dziecku za czytanie książek, bo chce żeby dziecko czytało. Przyznaję, że mi zajęło trochę czasu zajęcie stanowiska w tym temacie.
Obecnie uważam, że uzależnianie wysokości kieszonkowego od wykonywania innych obowiązków dziecka, jest złym pomysłem. Nagradzanie dobrych ocen w szkole premiami pieniężnymi, jak również potrącanie dziecku z kieszonkowego za złe oceny, uważam za prostą drogę do wypaczenia systemu wartości młodego człowieka. UWAGA: nie jestem psychologiem i nie mam patentu na nieomylność.
Dobra ocena w szkole jest nagrodą za dobrą naukę, niska ocena – karą. Wymiar emocjonalny dobrej i złej oceny, to poziom naszego poczucia satysfakcji z dobrze lub źle wykonanej “pracy”. Dodatkowe nagradzanie za nagrodę lub karanie za otrzymaną karę, coraz mniej do mnie przemawiają. Ja uważam, że dobra nauka jest obowiązkiem dziecka, tak jak obowiązkiem rodzica jest zapewnienie utrzymania rodziny.
Analogiczne obiekcje mam w przypadku nagradzania za obowiązki domowe, np. zmywanie naczyń, pomoc przy obiedzie itp. Czy którykolwiek z rodziców jest za to wynagradzany? Dlaczego dziecko miałoby otrzymywać zapłatę za coś, co powinno być jego obowiązkiem i płynąć z głębi serca? Za podobny absurd uważam pieniężne nagradzanie za czytanie książek. Czy naprawdę nie potrafimy już dzieci motywować inaczej niż pieniędzmi? Zresztą badania ogólnoświatowe nie wskazują na to, by kogokolwiek udawało się skutecznie i długofalowo zmotywować stosując wyłącznie argumenty finansowe. Wbrew pozorom od pieniędzy bardziej liczą się inne elementy: uznanie, osiągnięcia, prestiż, bezpieczeństwo, możliwość rozwoju osobistego. Pieniądze są istotnym elementem, ale tylko na podstawowym poziomie (zainteresowanym polecam poczytanie o dwuczynnikowej teorii Herzberga).
Czy dziecko może “dorobić”?
Dobrze byłoby jednak, aby dziecko miało możliwość zarobienia w domu swoich pierwszych pieniędzy i nauczenia się, w jakiej relacji pozostają zarobki do cen ewentualnych zakupów. Dziecku można powierzyć te czynności, które nie mieszczą się w jego obowiązkach. Sztandarowym przykładem jest, np. umycie samochodu. Wynagrodzenie powinno pozostać w odpowiedniej relacji do wysokości kieszonkowego dziecka. Dopuszczalne są także negocjacje 😉 Dziecko po jakimś czasie nauczy się, że nie warto wykonywać za 2 zł pracy, za którą na myjni pobierają kilkadziesiąt razy więcej. Powinno się również nauczyć, że za usługę wysokiej jakości, może żądać wyższego wynagrodzenia.
Warto także pokazać dziecku, że może zarabiać na sprzedaży niepotrzebnych rzeczy. Oczywiście lepiej jeśli to my wystawimy je na Allegro, ale dziecko powinno samodzielnie przygotować zdjęcia i treść ogłoszeń. Mało rzeczy cieszy tak, jak pierwsze pieniądze zarobione poza domem.
Wara od pieniędzy dziecka!
Jedna rzecz, z którą należy się moim zdaniem pogodzić: zapomnij o tym, że będziesz decydować na co Twoje dziecko wydaje pieniądze. To są dziecka pieniądze, a nie Twoje. Samo nimi gospodaruje i samo podejmuje własne decyzję ucząc się na błędach. Nie piszę oczywiście o jakichś skrajnych przypadkach typu finansowanie używek z kieszonkowego (tu powinny działać inne zasady obowiązujące całą rodzinę), ale o takich, w których nie podoba Ci się to, że dziecko przeznaczyło swoje pieniądze na grę zamiast na książkę. O kupowaniu „nieodpowiednich” rzeczy, piszę także poniżej w części poświęconej podwyżce kieszonkowego.
Dobrze pasuje tu poniższy komentarz Magdy z Facebooka:
„…Czy nasz pracodawca sprawdza co kupiliśmy za pieniądze, które od niego otrzymaliśmy?” Powiesz, że to nie to samo? Masz rację. Ale wróć do punktu “Dlaczego mam dawać kieszonkowe?”. Chcesz przecież nauczyć dziecko funkcjonowania w świecie i odpowiedzialności za własne decyzje – także te finansowe. Nie ma nic złego w spełnieniu zachcianek, o ile tylko dziecko je zaplanuje. Ty martw się o to, jak samemu nie przepuszczać pieniędzy 🙂
Jak uczyć dzieci finansów? – podstawy
Najprostszy sposób nauki dzieci o finansach, to świecenie przykładem na każdym kroku. “Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał” sprawdza się tutaj, jak nigdzie indziej. Samo przestawanie z osobami odpowiedzialnymi finansowo i podpatrywanie, w jaki sposób one działają, daje nam gigantyczną szkołę. Ale oczywiście osoby te muszą być zainteresowane dzieleniem się swoją wiedzą.
Jeśli chcesz dawać dziecku kieszonkowe, to musisz wyjaśnić mu na co może je przeznaczyć i jak nim dysponować. Określenie zasad jest absolutnie kluczowe. Zasady stanowią kompas dla naszego dziecka. Przez analogię: jeśli podpisujemy umowę o pracę, to wiemy na co się godzimy, wiemy co jest w zakresie naszych obowiązków, a za co będziemy dostawać dodatkowe wynagrodzenie. Takie zasady powinny istnieć w uproszczonej formie także dla kieszonkowego.
Dobrą nauką może być tutaj wspólne tworzenie przez mamę i tatę budżetu domowego. Dziecko może się przyglądać, w jaki sposób planujemy przychody, wydatki, spłatę zobowiązań, wysokość oszczędności oraz ile z tego zostaje nam “pieniędzy na rozrywkę”. O tym, jak stworzyć krok po kroku prosty budżet domowy będę pisał w artykule w przyszłym tygodniu (30 września) 🙂
Moim zdaniem, już od pierwszego kieszonkowego, warto kodować dziecku podstawowe zasady zarządzania przychodami. Przygotuj dla dziecka cztery słoiki lub inne pojemniki (przezroczyste!), naklej na nich kartki i odpowiednio je opisz. Poniżej moje propozycje co powinno znaleźć się na etykietkach:
- Oszczędności
- Dobroczynność – jeśli nie chcesz uczyć tego dziecka, może usunąć ten słoik.
- Konkretny cel, np. nowy rower, komputer, konsola etc. Dokładnie tak nazwij ten słoik.
- Relaks / Do wydania
Wytłumacz dziecku, że po otrzymaniu każdego kieszonkowego, do każdego ze słoików powinna trafić konkretna kwota. Oszczędności długoterminowe warto od razu ustalić na 10% kwoty kieszonkowego. Dobroczynność może być dobrowolna. Pozwól dziecku zdecydować, ale edukuj je, że jeśli Tobie się powodzi, to warto wspierać innych, którzy znajdują się w gorszej sytuacji. Można tu także przyjąć zasadę, że jeśli dziecko otrzyma jakiś niespodziewany prezent gotówkowy, to jego część powinna przeznaczyć dla innych.
Tempo zbierania na dowolny cel, powinno być uzgodnione z dzieckiem. Możesz nawet zastosować zachęty finansowe. Przykładowo: jeśli dziecko zbiera na zestaw klocków LEGO kosztujący 160 zł, to możesz umówić się z nim, że sfinansujesz 50% ceny o ile pozostałą kwotę (80 zł) dziecko zbierze w ciągu 8 tygodni. Pozwól dziecku policzyć ile musi odkładać tygodniowo żeby ten cel osiągnąć. Pozwól mu nawet napisać ta kwotę na słoiku, żeby nie zapomniało ile wrzucić za każdym razem, gdy otrzymuje kieszonkowe. Możesz nawet pomóc mu zrobić “kalendarz wpłat” i napisać datę, do której musi skompletować całą kwotę, by dostać od Ciebie bonus.
A do ostatniego słoika trafia reszta kieszonkowego. I to są te pieniądze, które dziecko może wykorzystywać na codzień. Uwierz, że dziecko szybko nauczy się systematyczności 🙂
Podwyżka kieszonkowego
Napisałem wcześniej, że przy ustalaniu wysokości kieszonkowego, można się posłużyć wiekiem dziecka. Naturalne staje się pytanie kiedy i o ile “indeksować” kwotę kieszonkowego. Trzymając się powyższej zasady można byłoby to robić w dniu urodzin dziecka. Innymi dobrymi terminami wydaje się 1 stycznia każdego roku lub 1 września – jako początek nowego roku szkolnego.
Ale zanim sięgniesz do portfela po większą kwotę, odpowiedz sobie na jedno pytanie – czy Ty dostajesz automatycznie podwyżkę w pracy? Zakładam, że nie pracujesz w “budżetówce” i jeśli chcesz podwyżkę, to musisz się o nią postarać: porozmawiać z szefem, udowodnić, że warto Ci płacić więcej, być może nawet postawić sprawę na ostrzu noża. Tak czy siak zdobycie podwyżki wiąże się z wyjściem ze swojej strefy komfortu i niemałym wysiłkiem 🙂 Dlaczego więc mielibyśmy uczyć nasze dzieci, że podwyżka kieszonkowego to coś automatycznego? Warto właśnie tą okazję wykorzystać do tego, żeby nauczyć dziecko, że dodatkowe pieniądze nie przychodzą łatwo i wymagają co najmniej dobrego uzasadnienia.
Jak to zrobić w praktyce? Można poprosić dziecko, aby na podstawie dotychczasowych doświadczeń, spisało ponownie listę rzeczy, które chciałoby finansować z kieszonkowego. Być może dziecko samo do Ciebie przyjdzie w ciągu roku z pretensjami, że kieszonkowe nie wystarcza jemu na fajne ciuchy, a musi mieć fajne ciuchy 😉 Poproś by oszacowało ile pieniędzy potrzebuje rocznie na te ciuchy, umów się, że w takim razie Ty już nie będziesz kupować bluzek i spodni, ale podwyższasz miesięczne kieszonkowe o 1/12 obliczonej kwoty rocznych wydatków.
Ale umowa to umowa: jeśli dziecko zobowiązało się samo sobie kupować konkretne elementy garderoby, to nie Ty już nie powinieneś mu ich już finansować. Jeśli płacze, że brakuje mu pieniędzy, to niech zaoszczędzi na innych swoich wydatkach. Musi wiedzieć, że branie na siebie coraz większych zobowiązań finansowych, powoduje, że zbilansowanie budżetu staje się coraz trudniejsze – o ile tylko za szybko przepuszczamy pieniądze. Oczywiście możesz mu pomóc stworzyć plan naprawczy 🙂 Będziesz mieć kolejną okazję, by nauczyć, że z przejściowymi problemami finansowymi trzeba się mierzyć, a nie rozkładać bezradnie ręce. I jeszcze jeden punkt jest tu ważny: sformułowanie “umowa to umowa” działa w obie strony. Nic Ci do tego JAKĄ bluzkę czy spodnie kupiło sobie dziecko, o ile tylko sfinansowało je z własnych pieniędzy. Oczywiście możesz tłumaczyć córce dlaczego uważasz zbyt duży dekolt za nieodpowiedni i nawet możesz zakazać chodzenia w takiej bluzce, ale nie podejmuj na tej podstawie decyzji, np. o ucięciu kieszonkowego. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Jeśli dziecko kupiło sobie nieodpowiednią bluzkę, w której nie pozwalasz jej chodzić, to nauczy się, że albo należy ją zwrócić, albo przeboleć, że rok czy dwa poleży w szafie w oczekiwaniu na liberalizację praw rodzicielskich 🙂 Każda decyzja dziecka ma swój wymiar finansowy.
Może się też zdarzyć, że dziecko wnioskujące o podwyżkę, przedstawiło Ci “biznes plan”, który nie jest dla Ciebie przekonujący. Porozmawiaj z nim o tym, wytłumacz mu jakie masz wątpliwości i dlaczego nie widzisz podstaw do podwyżki. Zapewnij, że temat jest otwarty, ale musi przyjść z kolejną, sensowniejszą propozycją. Jeśli tego nie zrobi – zostajecie na poziomie kieszonkowego, które było wypłacane dotychczas.
Uważasz, że to zbyt poważne traktowanie dziecka? Proponuję Ci więcej zaufania – w szczególności do Twojego dziecka. Nawet nie spodziewasz się jak kreatywne i pomysłowe mogą być maluchy, o ile tylko damy im na to szansę, umiejętnie poprowadzimy i nie będziemy próbowali wyręczać bądź narzucać własnych przekonań.
Nauka o kredytach i odsetkach
Im dziecko starsze, tym bardziej jest świadome do czego można używać pieniędzy. Może się zdarzyć, że upragniony przez dziecko produkt, dostępny będzie w ograniczonej promocji cenowej. Zamiast 200 zł może za niego zapłacić 160 zł. Ale co ma zrobić jeśli w “kasie” ma tylko 100 zł? I Ty i dziecko uważacie, że to okazja. No cóż… dla Ciebie jest to dobry sposób, by pokazać dziecku, na czym polegają pożyczki i że z dostępem do takiej szybkiej gotówki wiążą się też niestety koszty.
Usiądź i policz z dzieckiem, ile będzie je kosztowała taka pożyczka. Proponuję Ci, abyś nie był specjalnie litościwy – 2% miesięcznie pomoże dziecku zrozumieć, na czym zarabiają banki, a jednocześnie będzie na tyle dotkliwe, że dziecko odczuje je w swoich finansach. Spiszcie proste zasady pożyczki: na jaką kwotę, jakie oprocentowanie, w ilu ratach ma być zwrócona, jaka kara grozi za jej nieterminową spłatę. Niech dziecko samo wykombinuje czy mu się opłaca pożyczyć te pieniądze czy nie. Jeśli będzie potrzebowało pomocy – to pomóż w obliczeniach.
Analogicznie, po zapełnieniu przez dziecko słoika “Oszczędności”, można spróbować założyć dla dziecka konto w banku, które pomoże zarabiać na odsetkach. Konta dla najmłodszych są całkiem dobrze oprocentowane, jak na obecne warunki. Z ciekawych produktów bankowych warto się przyjrzeć kontu PKO Junior, kontu Click w Toyota Bank oraz kontu Junior w Meritum Banku.
Jeśli nie chcesz zakładać jeszcze konta dla dziecka, to możesz sam pobawić się w bank, proponując dziecku dorzucanie do słoika “Oszczędności” ekwiwalentu 1% zgromadzonej tam kwoty co miesiąc 🙂
Trzy słowa dla sceptyków
Jeśli dotarłeś w lekturze tego artykułu aż tutaj, to gratuluję 🙂 Jeśli jesteś sceptycznie nastawiony do zasadności wypłaty kieszonkowego, to pewnie wyciągniesz zaraz “armaty” w stylu “to strasznie dużo zachodu”, “promujesz takie materialistyczne podejście do finansów dzieci”, “moje dzieci nie muszą sobie niczego odmawiać, bo stać mnie na zapewnienie im tego co potrzebują” itd. Masz prawo do swojej opinii i jak najbardziej możemy podyskutować w kulturalny sposób w komentarzach. Ale zadaj sobie jedno pytanie: w jaki sposób chcesz nauczyć dziecko realiów otaczającego nas świata? Czy uważasz, że ktoś Cię wyręczy lub, że chowanie dziecka pod kloszem ułatwi mu start w dorosłe życie? Kiedy będziesz je uczyć – teraz, gdy jeszcze jesteś dla niego absolutnym autorytetem, czy jak już będzie miało wybujałe własne ego i nie będzie chciało słuchać starego ramola?
Wszystkim rozsądnym rodzicom zainteresowanym tematem edukacji finansowej swoich dzieci, polecam bardzo ciekawą angielskojęzyczną książkę, która niedawno wpadła mi w ręce – “Money-Smart Kid$ – Teach Your Children Financial Confidence and Control” napisaną przez Gail Vax-Oxlyde. Niestety nie widzę jej na Amazonie i nie wiem, gdzie można ją w łatwy sposób zakupić.
Inne wpisy dotyczące tematyki dzieci i finansów
To nie jest jedyny artykuł na blogu, w którym pisałem o tym jak uczyć dzieci finansów, jak również oszczędzać na cele związane, np. z ich edukacją. Zapraszam do zapoznania się z tymi materiałami:
- Kieszonkowe – ile dawać i jak uczyć dzieci podstaw finansów domowych?
- Inwestowanie dla dzieci, czyli jak stworzyć własny program systematycznego oszczędzania
- WNOP 052: Jak uczyć dzieci finansów i nie popełniać błędów? – rozmowa z Dorotą „Supernianią” Zawadzką
- WNOP 140: Jak uczyć dzieci o pieniądzach i jak odpowiadać na pytania dzieci dotyczące finansów
Podsumowanie
Wyszedł mi znowu ogromny artykuł, który powinienem podzielić na kilka odcinków. Pomimo tego, że poświęciłem na jego napisanie wiele godzin, to absolutnie nie czuję bym wyczerpał temat. Jeśli uznacie, że warto go rozwinąć, to możemy zrobić “dogrywkę” w formie kolejnego artykułu 🙂 Może udałoby się pociągnąć kompletnie inny aspekt, ale związany z kieszonkowym, czyli jak rozmawiać z dziećmi o pieniądzach. Tu wskazana byłaby moja konsultacja z psychologiem – bo wcale nie jestem przekonany, czy moje doświadczenia są wystarczające. Przydałoby się również omówienie „trudnych przypadków”, gdy dziecko w ogóle nie chce wydawać pieniędzy wypłaconych w ramach kieszonkowego. Ja powiem tylko, że w takich przypadkach jestem za całkowitym zawieszeniem wypłat kieszonkowego. Przecież chcemy nauczyć dziecka zarządzania pieniędzmi w praktyce, a nie trzymania ich non-stop w słoikach 🙂
A Ty co myślisz na temat kieszonkowego? Jakie inne podpowiedzi i porady mógłbyś dać innym rodzicom? A może masz jakieś pytania lub w czymś się ze mną nie zgadzasz? Zachęcam do dyskusji w komentarzach.
I tradycyjnie bardzo Cię proszę o podzielenie się tym artykułem z Twoimi znajomymi. Pomożesz w ten sposób i swoim znajomym i mi – w zakresie popularyzacji bloga 🙂
{ 117 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Witam!
Muszę przyznać, że czytam Pańskiego bloga od dłuższego czasu ale jest to mój pierwszy komentarz. Powiem tylko w skrócie, świetny artykuł! 🙂 Mam nadzieję, że druga część jednak się pojawi. Jestem młodą osobą(23 lata) i bardzo żałuję, że moi rodzice nie przeczytali podobnego wpisu 23 lata temu.
Powodzenia w prowadzeniu bloga(jest świetny!). Powinien Pan napisać książkę 🙂
Hej Tomek,
Dziękuję za pierwszy komentarz 🙂 Swoją drogą to ciekawe, jak różne tematy skłaniają różne osoby do zamieszczenia pierwszego komentarza. Super 🙂
Co do książki – będzie. Najpierw taka o wiarygodności kredytowej (wąska tematycznie), ale coraz bardziej przekonuję się do zebrania moich przemyśleń w coś większego kalibru.
Ten artykuł jest chyba największy na moim blogu (jak dotychczas). Łamie wszelkie standardy blogowe – ma ponad 30 000 znaków i 4500 wyrazów. Gdzieś całkiem niedawno czytałem, że z książką warto celować tak w 50 000 wyrazów. Czyli w zasadzie 10 takich artykułów i byłaby zacna publikacja. To skłania do myślenia 😉
Pozdrawiam!
Michale – kawał dobrej roboty (jak zwykle zresztą). Sam jeszcze nie jestem na tym etapie, ale temat edukacji finansowej dzieci jest mi niezwykle bliski i już nie mogę się doczekać, kiedy będę mógł opowiedzieć córci to i owo 🙂
Dzięki Wolny,
Uściskaj córeczkę ode mnie 🙂
Kolejny bardzo trafny artykuł Michale w Twoim wykonaniu. Sądzę, że poruszyłeś chyba wszystkie aspekty kieszonkowego i edukacji finansowej dzieci.
Uważam, że dzieci powinny dostawać kieszonkowe aby od najmłodszych lat uczyły się prawidłowo zarządzać swoim budżetem. Oczywiście z pomocą rozsądnych rodziców. Jeśli będą prawidłowo poprowadzone w tym trudnym dla nich temacie to na pewno nigdy nie dołączą do grupy zadłużonych, których jedyną myślą jest to skąd wziąć na kolejną ratę.
Pozdrawiam,
Jacek Pastuszko
Super artykuł 🙂
Z niecierpliwością czekam na program w we wtorek.
Sam osobiście stosuję wypłacanie kieszonkowego, jednak stwierdzam, że córka nie prowadzi czegoś w rodzaju ” księgi przychodów i rozchodów” i sama nie wie ile ma uskładane, jaki ma cel. Słuszny wydaje się pomysł z opisanymi słoikami – nie ma wyciągania na lewo ze świnki:) Wspólne ustalanie celów to jest to czego mi brakuje. Dzięki za podpowiedź.
P.S. Money Plus już stosuję zamiast Excela. Jest super. Dzięki 🙂
Hej Tomek,
Dziękuję. Pamiętam, że jak byłem mały, to prowadziłem taki notesik z przychodami i wydatkami. Zawsze mnie bolało, że po lewej stronie (przychody) tak pusto, a po tej drugiej tyle wierszy 😉
Cieszę się, że MS Money Ci się sprawdza. A co do „wspólnego ustalania celów”, to na poniedziałek 30 września szykuję fajny artykuł, który pomoże Ci wciągnąć do budżetowania całą rodzinę.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Zapowiada się ciekawa dyskusja. Zgadzam się z Twoim punktem widzenia Michale. Dzieci nie wezmą wiedzy o finansach z kosmosu. Ja swoje uczę, oswajam z pieniędzmi i zagadkową specyfiką ich „wyparowywalności”. Od początku chodzą ze mną do banku. Fizycznie widzą, że bank najpierw bierze, a potem „daje” z bankomatu. Ponieważ często obracam gotówką (wiem, niemodne) każę im liczyć, pokazuje na co odkładam i ile na to potrzeba. Dziewczyny są małe – raptem 1sza i 2ga klasa. Dostają kieszonkowe. Monitoruję co z nimi robią, motywuję. Na chwilę obecną wiem: umieją liczyć do 100, potrafią policzyc resztę i wziąć paragon, pożyczyć koleżance i dopilnowac by dług został zwrócony, nigdy nie wydają wszystkiego – puszka z samodzielnego decoupage zawiera spore kwoty procentowe. Starsza przedyskutowała ze mną cel – zainwestuje w dobre, profesjonalne kredki i spróbuje swoich sił w sztuce 🙂 Młodsza natomiast mnie zadziwia, daje jej dychę raz na tydzień, przed następną wypłatą ma zwykle 12,5 zł w skarbonce. To cudotwórca, bo nikt oprócz niej nie dokłada 🙂
Hej Aniu,
Zawsze mam uśmiech od ucha do ucha, gdy czytam Twoje komentarze 🙂 Dzięki.
Przyszedł mi pomysł do głowy. Może ja bym Twojej Córce większą kwotę dał do potrzymania w tej skarbonce na jakiś czas?
Pozdrawiam ciepło
🙂 Zapytam ją. Odda Ci pewnie z procentem, bo marzy o wykrywaczu metali, a dziadek już zaprosił na wakacje, a mieszka tuż obok plaży…
Dziewczyny nauczyły się dzielić niespodziewanym przychodem. Zaplanować co z nim zrobić (zwłaszcza Starsza w tym celuje, ale musi mieć akceptacje wspólnika, Młodszej). Wiedzą co to „spółka” i „wspólnik”, kazały mi to sobie wyjaśnić 🙂 Teraz przypominam sobie po cichu prawo spółek, bo boję się, że dalsze pytania odsłonią moje luki.
Raz mnie Starsza zadziwiła. Było to jesienią zeszłego roku. Chciało jej się pić i wrzuciła do automatu w szkole 2 zł. Automat pieniążek po prostu zeżarł, nie wydając napoju. Trzeba ją było usłyszeć jak mi opowiedziała co zrobiła, bo mnie szczęka opadła. Dziecko z gatunku spokojnych, introwertycznych istot podeszło do dyrektora tej jej dużej szkolnej placówki i opowiedziało swój problem, bo w końcu on odpowiada za to, że ta niedobra maszyna tam stoi. Kurde, wiesz, że on kupił jej ten napój? 🙂
Świetne z tą spółką (a może spółdzielnią?). Znakomity sposób, żeby pójść o krok dalej w edukacji finansowej, jeśli ma się więcej niż jedno dziecko 🙂
Czuję kolejny wpis „Od spółdzielni rodzeństwa do debiutu na GPW ;))”
Ty Bartku zdecydowanie przeceniasz moje mozliwosci 😉
Bartku,
Ty nawiet nie wiesz jak się spociłam przy ich pierwszej spółce… Kategorycznie kazałam im zwrócić „udziały”. Chociaż przyznam, że wynik był imponujący, niektórzy wpłacali po 100 zł 🙂
GPW? Całkiem możliwe. Jest bardzo ciekawy program edukujący dzieci w inwestowaniu na giełdzie. Ale najpierw muszą się nauczyć dobrze czytać 🙂
dzieci uczace sie inwetowania na gieldzie… fenomenalny pomysl.
ja do dzisiaj nie ogarnąłem tematu 🙁
Hey Michał!
Artykuł na ponad 30,000 tysięcy znaków, planowany występ w TVN – nie zwalniasz tempa po urlopie, świetnie ! 🙂 Dodatkowo , dziękuje za obszerną odpowiedź na e-mail. Postaram się odpisać, jak tylko przeanalizuje całą moją, obecną sytuację. Podstawowy operowania pieniędzmi są ważniejsze, niż jednorazowa „wspomagająca” kwota na start w życiu. W jaki sposób osoba otrzymująca przykładową kwotę 50 tysięcy złotych, ma nią zarządzać, skoro nie posiada podstawowej wiedzy zarządzania takim kapitałem. Osobiście nie zmajstrowałem jeszcze potomstwa i wiedzy praktycznej nie posiadam. Nadmienię jednak, że im więcej dzieci wyniosą z domu na temat finansów, tym lepiej dla nich w przyszłości, bo w nasz system edukacji zwątpiłem już dawno. Z chęcią napisałbym na ten temat więcej, sądzę, że jest to temat rzeka.. problem polega na tym, że nie mam punktu odniesienia w rzeczywistości (dzieci), więc wyciągnę po prostu wnioski z dyskusji, która tutaj powstanie po programie oraz zapiszę artykuł w zakładkach na przyszłość, choć nie planuję dzieci 🙂 Pozdrawiam gorąco! Powodzenia!
Ciekawy artykuł, chociaż długość potrafi zmęczyć 😉
W większości się z Tobą zgadzam, ale chciałbym podkreślić, że bardzo ważne jest ażeby nie wynagradzać dzieciom obowiązków członków gospodarstwa domowego (np. mycie samochodu, sprzątanie pokoju) i samoistnych obowiązków dzieci (np. nauka, zachowanie). Nasze pociechy powinny jak najszybciej zacząć zarabiać – koszenie trawy u sąsiada, pilnowanie młodszych dzieci itd.
Niezwykle ważną kwestią jest wczesna nauka obchodzenia się z pieniędzmi. Mam to szczęście, że sam z siebie rozpocząłem naukę dosyć wcześnie, bo w wieku 8 lat. Pamiętam to jak dziś, że wtedy zacząłem umyślnie odkładać pierwsze pieniądze. Pierwsze konto samodzielnie założone miałem w wieku 13 lat. Nie muszę mówić, że do uzyskania pełnoletniości uzbierała się niezła kwota i dalej te pieniądze, uzbierane w podstawówce, inwestuję.
Na koniec jedna ciekawostka. Mam dobrych znajomych we Francji i tam jest taki zwyczaj wśród rodzin z długą historią i dużym majątkiem, że młode pokolenie zanim otrzyma majątek gromadzony przez pokolenia, musi wykazać, że samo potrafi się dorobić. W konsekwencji dzieci rodziców majętnych zaczynają pracę bardzo wcześnie od najniższych stanowisk i pną się powoli do góry po drabince. W ten sposób uczą się jak funkcjonuje przedsiębiorstwo, jak obchodzić się z pieniędzmi i wiele innych, bardzo istotnych, kwestii.
Moje dziecko ma prawie 9 lat, kieszonkowe dostaje od chyba 4 lat. Dokładnie w kwocie równej wiekowi tygodniowo, plus 2 zł bonusu za rezygnację ze słodyczy w danym tygodniu. W porównaniu do powyższego systemu mam jedną różnice – syn musi sam pamiętać o wypłacie i się o nią w niedzielę upomnieć. Jeżeli tego nie zrobi to kwota przepada. Celem tego jest, aby poczuł odpowiedzialność za swoje finanse i wiedział, że jak sam o nie nie zadba to nikt tego za niego nie zrobi.
Hej Iks,
Ciekawa modyfikacja „systemu” z tym wypłacaniem jeśli dziecko się przypomni. Aż się zastanowiłem czy to dobre rozwiązanie – muszę to przemyśleć 🙂
Pozdrawiam!
Michale,
po pierwsze gratuluję – to kolejny prze-świetny tekst.
Muszę przyznać, że jesteś pierwszym blogerem, z którym się autentycznie identyfikuję. Czytam ich chyba kilkadziesiąt, ale w zasadzie tylko u Ciebie chce mi się komentować i jak czytam artykuł, to mam ochotę sam do siebie powiedzieć – „On gada do rzeczy!”, „Myślę dokładnie tak samo!” itp.
A do meritum:
1. Odnośnie kieszonkowego – jestem jak najbardziej za. Sam się zastanawiałem „od kiedy” i wcześniej też mnie nachodziła refleksja, że bez nauki liczenia nie ma to sensu. Ale Twoje wtrącenie o tym, że kieszonkowe może tę naukę przyspieszyć… skłania mnie do „odpalenia” tego projektu u mnie w domu, u mojego 4-latka. Ale po lekturze tego wpisu widzę, że muszę to dobrze przemyśleć, dobrze opracować zasady. Może nawet spisać regulamin 🙂
2. Podana przez Ciebie metoda „zarządzania” kieszonkowym dziecka jest tak bajecznie prosta i przydatna, że myślę, że spokojnie możesz ten tekst skopiować do wpisu, który planujesz na 30 września o „dorosłym” budżecie.
3. Zgadzam się także z tym, że warto uczyć dzieci „obsługi” banku. Moi rodzice założyli mi konto najwcześniej jak się wtedy dało (pamiętam, że było to jak miałem 13 lat, bank WBK – jeszcze przed fuzją z BZ, było to jako subkonto do konta rodzica, ale miało dostęp przez internet i kartę Visa Electron Young). Potem konto przekształciło się w konto EURO<26 dające zniżki na różne rzeczy i dalej w moje „dorosłe” konto, chociaż już z niego nie korzystam. Pamiętam, że te 17 lat temu to była duża nowość i budziło zdziwienie rówieśników. W każdym razie – nauczyło mnie to zasad działania ROR-u, prowizji, płatności kartą, etc.. Nauczyło czegoś, co wielu moich rówieśników poznało dopiero, kiedy zostało „zmuszone”, żeby założyć konto, żeby dostać stypendium na studiach, dostać pensję na stażu podyplomowym w wieku 26 (sic!) lat lub w wieku 30 lat przy…wzięciu kredytu hipotecznego z cross-sellem.
Witaj Michale!
Świetny artykuł. Bardzo mi się podoba pomysł z dofinansowaniem jakiegoś celu. Taki model funkcjonuje u mojej kuzynki. Chcesz buty za 300 zł, zbierz np. 200 zł resztę dopłacimy. Ja niestety nie miałam kieszonkowego. Nigdy nam nic nie brakowało, wszystko było kupowane ot tak „mówisz, masz”. Kryzys się zaczął z pierwszą wypłatą. Po opłaceniu rachunków płakałam :(. Na następne miesiące miałam plan: pensja – rachunki= kwota, którą należy podzielić na dni miesiąca (biednie, ale idzie przeżyć). Szkoła niestety nie uczy finansów, czy rozliczania pit-a.
Chciałam się też podzielić jednym pomysłem. Mianowicie, moja córeczka ma dopiero 3 lata. Jest za mała na kieszonkowe i na razie niestety rozpieszczamy ją (największe wymaganie to soczek lub lizak). Pieniądze, które dostaje (np. chrzciny, urodziny) odkładamy na „jej” konto. Można to później wykorzystać np. na wyprawkę szkolą za kilka lat.
Pozdrawiam
Gosia
Dawno temu widziałem prezentację z TEDX-a i chyba bardziej skłaniam się do pomysłu z niej niż do kieszonkowego, ale artykuł też bardzo ciekawy i powoli myślę o jakimś połączeniu (czasu mam coraz mniej, bo moja 6-cio latka już sama zaczyna proponować co może zrobić w domu żeby zarobić – zbiera na hulajnogę ;)).
Prezentacja: http://www.ted.com/talks/cameron_herold_let_s_raise_kids_to_be_entrepreneurs.html
Hej Wojtek,
Dziękuję za link – z przyjemnością obejrzę 🙂
Pozdrawiam
Wojtek, dzięki za link, niezwykle inspirujący, polecam go gorąco wszystkim tu komentującym.
Michał, artykuł przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Wzbudził on jednak mieszane uczucia. Nie gloryfikowałabym kieszonkowego jako sposobu na finansową edukację dzieci. Sama nie miałam kieszonkowego choć w domu z pieniędzmi nigdy problemów nie było, po prostu co chciałam (i co było racjonalne) to dostawałam – a skutkiem nie była moja ignorancja finansowa w dorosłym życiu (które zaczęłam w wieku 19 lat wyprowadzając się z domu) i nie miałam problemów z utrzymaniem płynności w danym miesiącu usamodzielniając się, dlatego wiem, że nie w braku kieszonkowego szkopuł jeśli dzieci potem mają z tym poważne kłopoty. Za wybitne osiągnięcia dostawałam nagrody czy to pieniężne czy właśnie coś wymarzonego – i to też nie wykształciło we mnie materialistycznego podejścia do świata (kasa za oceny), a raczej zbudowało przekonanie, że za wysiłek przychodzi nagroda, a inwestowanie własnego czasu i sił w jakieś przedsięwzięcie prędzej czy później zwraca się w jakiś sposób. Na pewno wszystko zależy od psychiki dziecka, jego charakteru etc, dlatego nie skreślam kieszonkowego zupełnie i na pewno się dogłębnie nad tym zastanowię w przypadku własnych dzieci. Na pewno jednak chciałabym właśnie uniknąć podejścia: „jest poniedziałek, matka wyskakuj z kasy, bo mi się należy” i wykształcenia postawy roszczeniowo-etatowej. W każdym razie skutki wychowania i tak będą widoczne za kilkanaście lat, więc ciekawa jestem czy będziemy w stanie się podzielić wrażeniami i wnioskami 🙂
pozdrawiam!
Tak się składa że 3 godziny przed przeczytaniem Twojego artykułu córeczka (ma dokładnie 5 lat) zapytała mnie skąd się biorą pieniądze w bankomacie i tak to działa, że je „dostaję”.
Już czuję że niebawem , jak córka przetrawi dzisiejszą rozmowę, będę miał pytania o to jak działa bank i po co tam wpłacam pieniądze 🙂
Z chęcią skorzystam z ciekawych podpowiedzi z Twojego tekstu, które świetnie opisują aspekt zarządzania finansami. Na kieszonkowe u nas za wcześnie, ale skoro dziecko wykazuje zainteresowanie finansami to zacznę powoli ją edukować.
Tylko co poradzić na młodszym 2,5 letnim wywrotowcem, którego odpowiedź na większość tematów finansowych brzmi „tatuś kupi” ?
Ps. Świetny tekst!
Ciekawy wpis, dobry jako rozdział książki 🙂 Zastanawiałeś się może nad dalszymi etapami? Te dzieciaki tak szybko rosną. Moja mała jeszcze niewiele rozumie, ale już prowadzi ciekawe dialogi.
– Tata kupiłeś maszynę (dzień wcześniej zobaczyła tablet służący jako czytnik e-booków, skrzętnie przed nią ukrywany)?
– Nie, pożyczyłem od pana.
– Tata kup maszynę.
– Nie mam pieniędzy.
– To jak będziesz miał, to kup.
Inny przykład
– Mamo kup jajko
– Nie mam już pieniędzy
– Tata, daj mamie pieniążki.
I jak tu rozmawiać z dwulatką? 🙂 Na początku kieszonkowe, potem świadome decyzje konsumenckie, pierwsze inwestycje w wieku 16lat? Czemu nie… Dlaczego licealistka zamiast spędzać czas na facebooku, nie może kupować funduszy, akcji, poznawać forexu (osobiście nie lubię, ale niech dziecko eksperymentuje), inwestować we własny rozwój np przeznaczając zyski w kurs szybkiego czytania? Może zyska, może straci, zapewne nie raz się sparzy, ale lepiej niech pozna zasady w bezpiecznym środowisku. Niech świadomie decyduje.
Nie chcę dzieciom odbierać dzieciństwa, tworzyć małych inwestorów. Zostaną kim zechcą, ale podstawy powinny poznać, a że stracą kilka stówek na koszt rodziców, trudno. To będą najlepiej wydane pieniądze na edukację, bo będą procentować przez ich całe życie.
Dołączam się do gratulacji! Powaliło mnie pańskie bezkompromisowe podejście to tematu. Zmieniło ono moje patrzenie ,( zbyt luźne jak się okazało po pańskim artykule) na edukację finansową moich dzieci. Dziękuję! I powodzenia 🙂
Dawanie kieszonkowego wg mnie uczy dziecko głównie jednego: pieniądze należą mu się za nic. Wychowuje się w ten sposób pozbawionego własnej inicjatywy roszczeniowca, któremu wszystko „się należy”.
Poza tym: skoro rzekomo lepiej jest dawać niż nie a jednocześnie ogromna większość rodziców daje to gdzie są te pozytywne skutki dawania ? Bo jakoś ciężko dostrzec na codzień lepszą edukację finansową młodego pokolenia.
Hej Fantomas,
Mój Ty naczelny sceptyku 😉 Z dwojga złego lepiej dawać i uczyć świadomego posługiwania się pieniędzmi niż uznać, że „samo się wszystkiego nauczy”. To ostatnie uważam za skrajną nieodpowiedzialność, która właśnie prowadzi do do tego, jak oceniasz edukację finansową młodego pokolenia.
Ja bym był jednak daleki od uogólniania. Jeśli chcesz naprawiać świat – naprawiaj. Z takiego krytykowania typu „to co piszesz jest do kitu i ogólnie jest do kitu” niewiele wynika. Jest źle? No to proponować rozwiązania i wdrażać w życie. Najlepiej zaczynając od własnego podwórka 🙂
Też chciałbym żeby wszyscy byli świadomymi przedsiębiorcami – łącznie z moimi dziećmi, ale to jest myślenie życzeniowe i „samo się” nie zrobi.
Pozdrawiam 🙂
Aż muszę odpowiedzieć!
Przecież nie chodzi o to, żeby „DAĆ” kieszonkowe tylko dać z konkretnym przeznaczeniem! Dobrą opcją jest własnie- jak wspomniał Michał- ustalenie co dziecko kupi za kieszonkowe i wtedy my, jako rodzice nie spełniamy już tego typu zachcianek.
Jak zwykle świetny artykuł! Nasze pokolenie ( 30lat) jest trochę skażone trudnymi czasami, kiedy nic nie było w sklepie. Swoje zabawki pamiętam do dziś. Pamiętam również, że chciałam mieć Levisy czy Nike:) Teraz się z tego śmieję:)-Marzę o butach Prady:) {żart}.
Dlatego od początku macierzyństwa popełniłam mnóstwo błędów, począwszy od ciuchów, drogiego wózka, drogich pieluch, itp. Jak zabawki to tylko markowe. Doprowadziłam do całkowitego zepsucia w głowie mojej córki. Otóż przez trzy lata nazbierała ponad 200 sztuk drogich figurek. Jednak nie to jest tragiczne. Kiedy dostaje 1 zabawkę nie cieszy się z niej, tylko bardzo często wpada w melancholijny nastrój, jest zła na siebie, że nie wybrała innej, albo pyta kiedy dostanie następną… Dlatego już wiem, że skorzystam z Twoich porad, dotyczących kieszonkowego,myślę, że 9zl tygodniowo to dla niej w sam raz, bo po 1 m-cu może kupić PET SHOPa i jeszcze jej zostanie:) Jutro z nią pogadam.
P.S Najgorszy przykład córce daje matka, która poproszona o 2zł odsyła ją do ojca. Stereotyp biednej MATKI POLKI i szanownego PANA MĘŻA.
Podzielę się pomysłem u mojego 4 latka – ponieważ zaczął powtarzać wszystkie brzydkie słowa w tym też zasłyszane gdzieś przekleństwa postanowiliśmy dać mu skarbonkę i za każde brzydkie słowo wypowiedziane nieopatrznie przez nas wrzucaliśmy złotówkę, a jeśli on powiedział – zabieraliśmy. Efekty niesamowite! Teraz mały się pilnuje, na głos absolutnie nie powie żadnego brzydkiego słowa (tylko na ucho), nas ściga na każdym kroku, więc też się pilnujemy, najgorzej mają goście np. ostatnio „ciocia, powiedziałaś brzydkie słowo – złotówka do skarbonki!” Nie dajemy mu kieszonkowego jeszcze ale wie, że ma w tej skarbonce pieniądze i jak coś chce extra np. gumę czy lizaka to pyta „a ile to kosztuje” i wie, że „weźmiemy z tej skarbonki” Jak tylko nauczy się lepiej liczyć myślę że wprowadzimy małe kieszonkowe.
hahaha, to dziecko powinno powstrzymywać się od przekleństw, ale równocześnie, powinno mu zależeć, by rodzice klęli jak szewce (więcej pieniędzy w skarbonce) 😉
Witam,
Dzieci nie posiadam i może na razie to dobrze w mojej obecnej poprawiajacej się ale wciąż pozostawiającej wiele do życzenia sytuacji finansowej. Jednak przeczytałem artykuł tak na przyszłość. Chciałbym odnieść się do aspektu płacenia dzieciom za czytanie książek, otóż mój ojciec tak właśnie postępował gratyfikujac mnie i brata drobnymi kwotami za każdą książkę. Rezultat jest taki, że dziś obaj jesteśmy prawdziwymi molami. Nie twierdzę, że jest to najlepsze wyjście i nie namawiam, ale w dzisiejszych czasach konsol i tabletów jak inaczej pielęgnować tą szlachetną umiejętność? Wiem zbaczam z tematu lecz wiedza finansowa bierze sie także z książek a po te młodzi ludzie sięgają coraz rzadziej i to mnie niepokoi.
Powodzenia jutro w tv, być może uda mi się w pracy na chwile na telepudło rzucić okiem 🙂
Kupić Kindle z 3g na 1 komunię zamiast Tabletu i Konsoli
No u mnie to nie przejdzie bo mam16 lat i jestem prawdziwym molem i zwyczajnie mnie nie stac na ksiazki ehhhh a mama wiedzac ze kocham czytac to nie da mi za to pieniedzy 😀 smutna prawda
Witaj.
Generalnie nie zamieszczam komentarzy na blogach. Zapewne dlatego, że generalnie nie czytam blogów. 😉 Ale muszę przyznać, że Twój jest świetny! To, o czym piszesz jest tak proste, że aż genialne. Daję swojej córce kieszonkowe, ale przyznam, że mam problem z wytłumaczeniem Jej dlaczego nie może mieć wszystkiego o czym marzy już, teraz, natychmiast. Ale największy kłopot sprawia mi pozostawienie Jej wydatków bez kontroli. Dlatego Twój pomysł ze słoikami jest fantastyczny, wprost stworzony dla mnie. Jeszcze dzisiaj wcielę go w życie.
Fajnie, że dzielisz się swoimi przemyśleniami. Dziękuję 🙂
Pozdrawiam.
Hej Magda,
No to dziękuję Ci bardzo za wyróżnienie i zamieszczenie komentarza 🙂 I super, że przydają Ci się te proste porady.
Pozdrawiam serdecznie
Hej,
zacznę od tego, że szalenie podobał mi się Twój artykuł, Michale. Zburzył kilka stereotypów i kilka standardowcy podejść. Właściwie zrewolucjonizował trochę moje podejście do kieszonkowego, które uważałam za nagrodę.
Chciałabym zapytać, jak sądzisz, czy jeśli nastolatek chce mieć telefon komórkowy, to rozsądne jest kupienie go i wynegocjowanie z dzieckiem, aby pokrywało rachunek samodzielnie ze swojego konta internetowego?
Hej Angelika,
Dzięki za komentarz. Odpowiadając na Twoje pytanie: nie wiem w jakim wieku jest dziecko i czy uznajecie, że powinno mieć już swój telefon komórkowy. Jeśli tak, to można to rozegrać na kilka sposobów. Podam taki pośredni:
1) Pokazujecie dziecku, że „słuchawkę” można mieć za konkretną, niedużą kwotę, np. 100 zł (używany) lub 200 zł (fajne tanie Nokie nowe tyle kosztują) i że tyle jesteście gotowi za telefon zapłacić.
2) Jeśli dziecko „musi” mieć jakąś wypasioną „słuchawkę”, to proponujecie by sobie resztę uzbierało z kieszonkowego. Jeśli zrobi Wam na to dobry „biznes plan”, np. wytłumaczy dlaczego musi mieć dobry telefon, to możecie ew. coś tam dorzucić (ale ja osobiście jestem przeciwny).
3) Co do abonamentu/wpłat na prepaid. Ja jestem zwolennikiem przedpłaconej karty dla dzieci. Ustalamy (ze współmałżonkiem a nie z dzieckiem) ile wpłacamy i na jaki okres czasu. Dziecku to komunikujemy, że powinno mu wystarczyć. Zabrakło bo intensywnie korzystało? To niech dopłaci ze swoich. Można również podejść tak, że podwyższasz kieszonkowe o kwotę na telefon (racjonalnie małą) i w ogóle nie martwisz się o doładowywanie. Niech dziecko samo tym zarządza.
A w ogóle najprostsze rozwiązanie to dać dziecku starą (sprawną) komórkę (pewnie jakieś w domu się poniewierają) i niech sobie samo uzbiera na nową jeśli musi mieć. My tak zrobiliśmy i dzieci same doszły do wniosku, że zamiast kupować drogi telefon, to wolą zbierać na co innego.
To tylko takie sugestie z mojej strony 🙂
Pozdrawiam!
Witam,
U mnie dziecko w drodze. Już wiele razy zastanawiałem się jak to będzie w jego przypadku z kieszonkowym. Analizuję systemy, które tworzyli moi rodzice.
Stosowali większość zasad opisanych przez Ciebie. Biorąc pod uwagę moje bieżące podejście do wydawania pieniędzy – przyznaję skutek jest OK.
W moim przypadku nie zadziałało jedynie motywowanie przez kasę. Np. rodzice sprawdzali porządek w pokoju – jeśli był bałagan to za dzień z bałaganem odejmowali połowę kieszonkowego (w przeliczeniu na dzień). Ja tak bardzo nie lubiłem sprzątać, że godziłem się na mniej kasy bez większego żalu. Hmm… może to nauczyło mnie mniej materialnego podejścia do życia ( 😀 ) ?
System odliczeń od kieszonkowego wydawał się ciekawy, ale w moim przypadku skończyło się zwyczajnie na ryczałcie 50%. Pieniądze mnie nie motywowały. Wolałem iść na podwórko pobawić się z kolegami. Natomiast róóóóóóżne próby rodziców nauczenia nas obsługiwania $ dały ogólnie dobry skutek i najważniejsze było to, że na każdym etapie dorastania coś się w tym temacie działo…
Pozdrawiam
Michał
dzięki Michał za kolejny artykuł na bardzo ważny temat!
tak się składa, że jestem ojcem dwójki nastolatków, więc z tematem kieszonkowego jestem na bieżąco od lat. 😉
ja również uważam, że dzieci powinno się jak najszybciej uczyć właściwych zachowań finansowych i żałuję bardzo, że polskie szkoły kompletnie ten temat olewają…
pozdrawiam serdecznie!
PG
Patrząc na bieżący poziom edukacji w naszym kraju – może to lepiej, że trzymają się z daleka od edukacji finansowej? Nie żebym marudził, ale ważne tematy wolę zostawić sobie do wytłumaczenia.. starczy, że co czwarty licealista myśli, że Polacy wygrali w Powstaniu Warszawskim.
Witam Michale,
Jestem dość świeżym Twoim czytelnikiem, ale już się zdążyłem się przyzwyczaić do czytania wpisów u Ciebie. Dużo przydatnych informacji, w bardzo fajnej formie… Dobra robota, tak trzymaj!!!
Przy okazji tematu, polecam reportaż:
http://www.polskieradio.pl/80/1007/Artykul/346008,Pieniadze-jak-ocean
Może nie ma tam wiele zagadnień merytorycznych, ale warto posłuchać.
PS. Tak na marginesie, bardzo polecam reportaże w Polskim Radiu. Ja się bardzo przekonałem i wreszcie znalazłem odrobinę „misji” w publicznych mediach.
Pozdrawiam,
Jacek
Hej Jacek,
Miło mi to słyszeć 🙂 Dziękuję za link.
Pozdrawiam!
Witam,
bardzo ciekawy artykul. Szacunek za ilosc wlozonej pracy.
Pozwole sobie jednak miec inne zdanie. U nas nie ma kieszonkowego.
Dla mnie kieszonkowe to wychowywanie pracownika korporacji. Co tydzien/miesiac kaska jest. A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze czesto zdarza sie ze kieszonkowe jest ostatecznym argumentem wymuszajacym na dziecku posluszenstwo. Czy nie zdarza sie w chwili uniesienia powiedziec „bo nie dostaniesz kieszonkowego”. Czy podobnie nie postepuja przelozeni w korporacjach. Moze nie doslownie, ale dorosl pracownicy potrafia swietnie wyczuwac nastroje/relacje w korpo i swoim zachowaniem pracowac na premie, sympatie i awanse.
Co w zamian?
My postawilismy sprawe nastepujaco: jesli zarobisz, to my dokladamy drugie tyle, Jak zarabiac? Przyklad przyszedl ze szkoly, gdzie juz od pierwszej klasy dzieciaki przeprowadzaja swiateczne kiermasze. Dzieciaki wlasnoreczni przygotowuja kartki, ozdoby choinkowe. Potem (po uzgodnieniu) w korpo biurowcach od rana probuja sprzedac je pracownikom. Dochod przekazywany jest zaprzyjaznionym/potrzebujacym szkolom z Bieszczad. Ten przyklad zostal zaimplementowany w domu. Przy okazji swiat Wielkiejnocy i Bozego Narodzenia cala rodzina ustawia sie w kolejce i kupuje. Z doswiadczenia wiem ze pierwsze choroby we wrzesniu/pazdzieniku sa wykorzystywane do przygotowywania towaru. Plakaty reklamujace wisza na scianie.Z pudelka na buty robiona jest kasa. W tym roku juz widzialem przygotowane ulotki o promocjach. Za kazde wydane 10zl kupon na 1zl do wykorzystania w sklepie. Interes sie rozwija. I przedsiebiorczosc tez. Robia to dzieci w wieku 9 i 6 lat.
Pieniadze sa wplacane do PKOBP Junior na ich wlasne konto z loginem i haslem. Wchodza same i sprawdzaja saldo. Kapitalizacja co tydzien, wiec widac zmiane i jest radosc i satysfakcja. Jesli jest decyzja o wydaniu pieniedzy np. Lego to mamy okolo tygodniowy okres na zastanowienie. jesli po tym czasie decyzja jest ciagle aktualna to bez dyskusji kupujemy rzecz wymarzona przez dziecko.
Wiem ze kazdy z modeli ma swoje plusy i minusy. Moim zdaniem ten drugi ma wiecej plusow niz ten pierwszy i poddaje go pod rozwage:)
Hej Michale,
Dziękuję za obszerny komentarz. Masz bardzo dobry i rozsądny „system”. Zdecydowanie ma więcej plusów i stymuluje przedsiębiorczość.
Pozdrawiam 🙂
Michale, jak zawsze świetny artykuł. Uważam, że niezwykle kompetentny jeśli chodzi o kieszonkowe. Ja nie dostawałam kieszonkowego co mogę jeszcze jakoś przeboleć (niedobory finansowe w rodzinie), ale były sytuacje które pamiętam do dziś. W liceum przez kilka tygodni zamiast autobusem jeździłam do szkoły rowerem (składakiem 2×10 km). Nie dostałam nawet części kwoty zaoszczędzonej na bilecie miesięcznym. Przestałam jeździć na rowerze, bo było to dużo trudu, a motywacja spadła (i mama znów kupowała bilet miesięczny).
Dziś sama mam 7-latka w domu i daje mu malutkie kieszonkowe. Po przeczytaniu Twojego artykułu zrobię małą reformę – przejdę na system tygodniówek, zrobię podwyżkę (do 1zł/1 rok życia/tydzień) i będę pilnować terminowości wypłat (masz rację: umowa to umowa) i przestanę od niego pożyczać, kiedy zabraknie mi drobnych (bo z oddawaniem też zwlekam).
Uważam, że dzieci powinno się edukować, żeby przekazać im cenną wiedzę. Mam natomiast jeden problem – w jakim zakresie (i ew. od jakiego wieku) włączać dziecko w tworzenie budżetu domowego? Nie chcę ujawniać dziecku ile zarabiam, bo może o tym opowiedzieć wszystkim dookoła i na dodatek dowiedzieć się, że rodziców stać na pewne rzeczy i że dziecko nie musi na nic zbierać, bo rodzice mają kasę np. na super buty i nową konsolę.
PS. Najlepsze zdanie z artykułu: „Dzieci uczą się przez osmozę”.
PS2. Michale wrzuć w artykuł linka do Twojego wystąpienia w TV: http://pytanienasniadanie.tvp.pl/12416185/czy-dawac-dziecku-kieszonkowe
Dziękuję. Wrzuciłem 🙂
obecnie link już nie działa
Witaj,
bardzo ciekawy artykuł!! Nie zgadzam się jednak z twierdzeniem, że kieszonkowe dotyczy tylko dzieci potrafiących liczyć. Ja z moim trzylatkiem chodzę na zakupy. Oczywiście wzorowo byłoby nie brać go ze sobą, ale akurat sytuacja mnie zmusza często by jeździł ze mną. I jak to dziecko chce wszystko: słodycze, karuzele, picie, którego i tak nie pije, ale chce je mieć, chce iść na lody i samochodzik tez chce. Stosuję więc zasadę jednego pieniążka. Przy wejściu dostaje 2zł i ma wybrać co chce, bo wystarczy tylko na 1 rzecz. Nie chodzi o to ile co jest „warte”, gdyż dziecko nie zna jeszcze wartości pieniądza, ale o wybór jednej zachcianki. Może nie jest to typowe kieszonkowe, ale juz uczy, ze pieniądze są ograniczone, ze musi coś wybrać i z czegoś zrezygnować i nie może mieć wszystkiego. Daje dziecku też poczucie, ze może o czymś samo zadecydować i wiele radości daje mu „wybieranie” tej jednej rzeczy. Oczywiście zawsze mu mówię, ze może nie kupić nic tylko wrzucić pieniążki do skarbonki w której zbieramy na zdalnie sterowany helikopter 🙂 Unikam dzięki temu histerii przed regałem z zabawkami, tupania nogami lub patrzenia zapłakanymi wielkimi oczami i wołaniem, ze już go nie kocham skoro nie chce mu nic kupić 🙂
Brawo Olu 🙂
Nie twierdziłem, że kieszonkowe jest tylko dla dzieci potrafiących liczyć. Napisałem tylko, że ja kieruję się takimi zasadami, ale wspomniałem również, że jest to kwestią indywidualną.
Im wcześniej zaczniemy edukację – tym lepiej. Ostatnio Pani psycholog przekonywała mnie podczas swojej prezentacji, że cytuję: „podstawowe ustosunkowania wobec finansów kształtują się do 7-ego roku życia”. Skoro tak, no to cóż ja mogę powiedzieć poza tym, że z moimi dziećmi się spóźniam 😉
Pozdrawiam!
Hej,Michał
Zaczynam nad sobą pracować.Mój 18 letni niespełna syn otrzymuje ode mnie kieszonkowe 150zł ,płatne z góry oprócz tego doładowuję mu telefon. Wydaje wszystko w ciągu pierwszych trzech dni (np. na sushi)i molestuje mnie potem co drugi dzień o pieniądze.10 zł na prezent dla kolegi,2 zł na bułkę,na kawę itd. itp. a ja ulegam i daję ,daję ,zawsze daję.
Zaznaczam, ze ubrania ,jedzenie ,bilety -wszystko ma od nas. Dzisiaj przeprowadzę z nim rozmowę i nie będę ulegać .Wyjdzie to nam obojgu na dobre-mam nadzieję.
Cześć, fajny artykuł 🙂
Pomyślałam, że napiszę jak to było u mnie w domu.
Prawda jest taka, że każde dziecko jest inne. Ja i mój brat dostawaliśmy pieniądze od rodziców, dość nieregularnie w czasie i kwotach, czasem z jakiejś okazji(urodziny), czasem na coś konkretnego(nowa zabawka), a czasem tak po prostu jakieś drobne.
Ja akurat jestem typem oszczędnym(od małego dziecka, nikt mnie tego nie uczył) i zawsze odkładałam:najpierw do skarbonki, potem do portfela,a potem na konto oszczędnościowe. Nigdy nie brakowało mi forsy na jakieś większe zabawki 🙂 typu konsola, bo potrafiłam uzbierać, oszczędzić i jeszcze wyciągnąć więcej od krewnych 🙂
Natomiast mój młodszy brat jest innym typem pod tym względem, zdecydowanie b.rozrzutny. Jak dostawał pieniądze, to od razu wydawał (słodycze, zabawki itp). Teraz jak dorósł nie jest już tak rozrzutny, ale oszczędnym też bym go nie nazwała (aczkolwiek to miły i dobry człowiek 🙂 )
Dwoje dzieci wychowywane pod tym samym dachem,każde z nas dostawało podobną ilość pieniędzy, a zachowania całkiem inne.
Moi synowie dostają kieszonkowe, tygodniówki, od 1kl SP. W tej chwili taką samą kwotę (8zł). Zaczynali od 5zł. Sporo się przez ten czas nauczyli, choć początki były takie, że moneta 5zł znikała pierwszego dnia a potem….bida do końca tygodnia. Teraz zawsze mają cel, na który odkładają kasę. Jak mogą to również dorabiają – pracują na naszej działce i mają świadomość, że trzeba się narobić, żeby zarobić. Od roku trzymają kasę na oprocentowanej „lokacie” czyli u mnie:) – w excelu widzą przyrost:)
Ja w dzieciństwie nie dostawałam kieszonkowego, nad czym ubolewałam. Słyszałam, że jak mam potrzebę to mogę przyjść do rodziców. Więc szłam…..i słyszałam odpowiedź od rodzica „nie mam pieniędzy”. Czasem babcia coś odpaliła, tata czasem, ale nieregularnie. A dlaczego dzieciom daję taką samą kwotę, choć dzieli ich 4 lata? Dlatego, że np lody czy inne lizaki mają taką samą cenę, bez względu na to ile kto ma lat.
Jako człowiek niemający jeszcze dzieci, więc jako raczej, powiedzmy, teoretyk uważam, że jeśli dziecko, np. otrzymawszy kieszonkowe poraz pierwszy w życiu zechce wydać wszystkie pieniądze na słodyczne to nalezy mu na to pozwolić. Najlepiej jeszcze, żeby tych pieniędzy starczyło na tyle słodyczy żeby od nich zaczął boleć brzuch (wiem, jestem facet bez serca :P). Dziecko pocierpi, ale nauczy się, że wydawać pieniądze musi mądrze i musi zachować umiar.
Podobnie z sytuacją, o której pan pisze, panie Michale, że jeśli dziecko ma tendencję do wydawania pieniędzy w weekendy to z premedytacją należy ustalić termin kieszonkowego na piątek. Jeśli wszystko wyda to zostanie bez pieniędzy na resztę tygodnia i nauczy się, że nie wolno wydawać wszystkiego na raz.
Co do lokat i pożyczek, to myślę, że na samym początku należy ustalić, że dziecko nie może wcale pożyczać pieniędzy i ustalić wysoką stawkę oprocentowania, np. 5% miesięcznie. Niech wrzuca pieniądze na oszczędności do skarbonki, do której klucz mają rodzice, i co miesiąc ostatniego dnia rodzic może otwierać skarbonkę, liczyć przy dziecku pieniądze, obliczać z tego 5% i wrzucać. To wysoki procent, ale dziecko nauczy się oszczędzania i ma do tego motywację.
Jak trochę podrośnie, to można wprowadzić możliwość zaciągania długów jednocześnie obniżając mu stopę procentową do np. takiej, jaką zaproponował pan: 1%/m-c depozyty i 2%/m-c pożyczki.
Myślę, że co do ocen, to można wprowadzić taki system bonusowy: jeśli na świadectwie będzie miało dobre oceny to można kupić mu coś za to. Powiedzmy, że ta rzecz musi być określona przed 1 września. Jeśli dziecko z rodzicami tego nie uzgodnią w terminie to ten bonus nie obowiązuje na dany rok. I oczywiście trzeba uzgodnić próg, którego przekroczenie będzie ten bonus uruchamiało, np. średnia powyżej 4,75, średnia bez oceny z plastyki powyżej 5,00, średnia powyżej 4,75 i jednocześnie 5 z matematyki…
Bardzo ci dziękuję za ten artykuł.
Jestem finansistą chyba od zawsze ale też daje kieszonkowe dziecku ale dopiero ten artykuł doprowadził do refleksji i pokazał ile błedów popełniłem z moim synem.
Wiele z tych zasad wprowadze w życia moje i mojego syna i myśle kwestią czasu dam ci swego rodzaju feedback. Sam się nie moge doczekać żeby zobaczyć własnego syna który uczy się na błedach, dochodzi do swoim przemyśleń i przelicza na co wyda swoje kieszonkowe.
Jestem pewien ze trzymanie się tych zasad da w przyszłosci każdemu dziecku na tyle dużo doświadczenia aby być o krok od większości do swojego spełnienia finansowego.
Dziękuję Michał. Artykuł Super jednak mam kilka istotnych kwestii do poruszenia… Czytałem kiedyś książkę Harva Ekera i porusza on w niej jeden bardzo ważny aspekt – mianowicie zwykle nikt nam nie przekazuje wiedzy „Jak budować dochód pasywny”. Kieszonkowe moim zdaniem jest ok, przyczynia się do zrozumienia funkcjonowania pieniędzy, natomiast ma 2 zasadnicze wady:
1. Kieszonkowe zwykle jest za nic – a w życiu nie otrzymujemy pieniędzy za nic. Zgadzam się, że motywowanie dziecka za pomocą pieniędzy to bardzo zła metoda wychowawcza, która do niczego nie prowadzi, jednak dawanie pieniędzy za nic również uważam za złe, bo rodzi ono postawę „pieniądze mi się należą”… one po prostu mają być mi darowane. To rodzi pytanie w jaki sposób (i kiedy) w procesie darowania kieszonkowego przejść z dzieckiem ze stanu „Pieniądze mi się należą” do stanu „Pieniądze nie są za darmo i trzeba na nie zapracować”?
2. Kieszonkowe jest regularne – wychowuje etatowca. Przyzwyczaja do stałych, comiesięcznych wpływów zapewniając psychologiczny komfort posiadania. W dorosłym życiu takie przywiązanie do stałych wpływów może być bardzo zgubne.
Ja bym proces edukacji finansowej podzielił na 3 etapy i chciałbym, żebyś ugryzł jakoś te 3 etapy jeśli w jakiś sposób wydaje Ci się to sensowne, mianowicie:
1. Wychowywanie dziecka na etapie początkowym – etap „Pieniądze mi się należą” – kiedy dziecko uczy się jak funkcjonują pieniądze i po prostu je otrzymuje.
2. Wychowywanie dziecka na etapie „Pieniądze nie są za darmo i trzeba na nie pracować” – jest to etap kiedy dziecko już rozumie świat pieniędzy i chce je pomnażać poprzez świadomą pracę, a jeśli nie chce to jak motywować je do pomnażania? Uważam, że na tym etapie kieszonkowe cały czas jest, ale nie stanowi głównego źródła pozyskiwania gotówki.
3. Etap dojrzałości finansowej kiedy dziecko wie jak funkcjonują pieniądze, potrafi je zarabiać i zadaje sobie pytanie „Jak mogę sprawić, żeby moje pieniądze zaczęły pracować dla mnie?” Na tym etapie kieszonkowe stanowi marginalną część przychodu, mniejszą niż zarobione pieniądze, czy dochód pasywny – a może w ogóle na tym etapie zrezygnować z kieszonkowego?
Z doświadczenia wiem, że ten 3 etap to już wyższa szkoła jazdy, ale myślę, że warto planować edukację finansową tak długofalowo…
Michał
Jako ojciec czwórki dzieci – bardzo ciekawy artykuł, posumowałeś w jednym miejscu prawie wszystko. Użyteczne informacje.
Z racji wieku dzieci – kieszonkowe na razie otrzymuje najstarszy syn, ale skarbonki mają wszyscy. W nich mają to co dostaną np. od dziadków (drobne kwoty), większe staramy się ulokować w banku.
Czytałem już kiedyś o trzech słoikach (Ty piszesz o czterech) i mamy plan wdrożyć to w tym roku szkolnym u syna. Zna postawy i teorię.
Udało (to jako nasz sukces) się też tak zmotywować chłopaków kiedy zbierali na lego, że jak zbiorą połowę to im dołożymy resztę. Byli bardzo zdeterminowani tym bardziej, że użyliśmy konta gdzie nawet nazwa była lego i widzieli jak co miesiąc powiększa im się stan.
Podsumowując – nigdy wiedzy za wiele, dodatkowo wymiana doświadczeń jaka jest tutaj na blogu i w komentarzach.
Witam,
temat na czasie. Zgadzam się w 100%.
Polemizowałbym z Ernestem
„Kieszonkowe moim zdaniem jest ok, przyczynia się do zrozumienia funkcjonowania pieniędzy, natomiast ma 2 zasadnicze wady:
1. Kieszonkowe zwykle jest za nic – a w życiu nie otrzymujemy pieniędzy za nic. Zgadzam się, że motywowanie dziecka za pomocą pieniędzy to bardzo zła metoda wychowawcza, która do niczego nie prowadzi, jednak dawanie pieniędzy za nic również uważam za złe, bo rodzi ono postawę “pieniądze mi się należą”… one po prostu mają być mi darowane. ”
Niby tak, ale idąc tym tokiem rozumowania podawanie dziecku darmowego obiadu o określonej porze rodzi postawę „Kuroniówka mi się należy”?
Każdy jest narażony na głupi wydatek, zgubienie pieniędzy, zakup droższego niż u konkurencji produktu, drogą pożyczkę i bankructwo. Lepiej niech nas to spotka pod skrzydłami rodziców.
Jedyne co bym dodał od siebie. To czyste zasady obowiązujące wszystkich.
Mówię tu jako starszy brat.
Każdy zaczyna dostawać kieszonkowe w dniu SWOICH (w przypadku moich synów) 6-tych urodzin, a kwota pierwszego kieszonkowego (wypłacanego tygodniowo) jest równa wartości (w naszym przypadku) 7-tu gałek loda. Nie ma znaczenia czy najniższa krajowa to 1000zł czy za kilka lat 2000zł. 1 gałka to 1 gałka.
Lody kupuje sam. Starcza mu na jedną gałkę dziennie lub dwie co dwa dni lub mega deser raz na tydzień. W pierwszy rok ma się cieszyć finansami a nie cierpieć. Oczywiście uczy się, że nie można mieć wszystkiego, a jest to kwestia naszego wyboru.
Witaj Michale,
Bardzo dobry artykuł. Ostatnimi czasy zastanawiałem się nad kwestią kieszonkowego dla swoich dzieciaków. Myślę, że edukacja w zakresie finansów jest im bardzo potrzebna. Ważny według mnie jest przykład ze strony rodziców. Wróciłem do czasu kiedy to ja byłem dzieckiem, nie dostawałem kieszonkowego a moja mama odkąd pamiętam spłacała i spłaca nadal kredyty. Nie wiem czy ma to jakikolwiek wpływ, ale ja też obecnie z uwagi na kredyt hipoteczny jestem zadłużony… i chciałbym z tego jak najszybciej wyjść. Niestety w obecnej sytuacji jestem w trakcie poszukiwania odpowiedniej drogi zawodowej, która pozwoli mi na uporządkowanie własnych finansów i mam nadzieję edukację dzieci tak by nie popełniały tych samych błędów co ja. Dlatego też z uwagą czytam wpisy na Twoim blogu bo można w nich znaleźć dużo ciekawych porad i inspiracji. Serdecznie pozdrawiam Michał!
Świetny artykuł! Kwestie kieszonkowego już mnie nie dotyczą, natomiast czytając ten artykuł przyszła mi do głowy jedna główna myśl, aby to wszystko zrealizować, to rodzic musi być niesamowicie konsekwentny i mieć to wszystko doskonale przemyślane i trzymać się raz ustalonych zasad, nie ma tu miejsca na emocje. U mnie wyglądało to inaczej, w wieku przedszkolno-młodszoszkolnym córka była „pożeraczem słodyczowym” i każdą kwotę przejadała i to od razu, a ja często idąc z nią na zakupy także ulegałam (wiem,wiem powinnam zostać wyklęta ;), wiec po początkowym okresie dawania kieszonkowego zrezygnowałam, bo uważałam że je za dużo słodyczy. Mając 13 lat zaczęła pracować (ulotki) i wtedy zasady się zmieniły, poczuła czym jest praca, jak ciężko jest te parę groszy zarobić i już było szkoda je tak bez sensu wydawać a i też zaczęła ode mnie dostawać bonusy (uskładała na swój cel 30% resztę ja dokładałam). Na cele, które dla mnie były zaskakujące, musiała przedstawić 3 argumenty, żeby mnie przekonać (dzisiaj tej nauki czasami żałuję 😉 później pomału proporcje się zmieniały 50-50%, ale dzięki temu w wieku 18 lat została współwłaścicielem samochodu, na który sama zapracowała. Aktualnie jako studentka sama ma 3 słoiki, mimo, że ich nigdy realnie nie miała 🙂
Cześć Michał i wszyscy czytający/piszący!
Kolejny ciekawy artykuł. Dzięki Michał!
Nasz (tzn mój i mojej żony) syn ma 4 lata i właśnie zastanawiamy się nad formą kieszonkowego. Do tej pory raz na miesiąc kupowaliśmy synowi jakąś zabawkę, którą sobie wcześniej wymarzył (z reguły jakieś klocki lego, z przedziału 50-100zł, zależnie od miesiąca). Mamy o tyle łatwą sytuację, że dziecko nie naciąga, chodzi po sklepach, ogląda, bierze do ręki i… odkłada na półkę. Wie, że wypłata jest raz na jakiś czas (poczucie miesiąca chyba jeszcze nie jest wyrobione u niego) i jak niedawno coś dostał od nas, to musi poczekać. „Jak będzie wypłata to bym chciał x…” i temat skończony, nie trzeba mocno tłumaczyć itd. Poza tym poza colą syn nie przepada za słodyczami.
Próbowaliśmy wprowadzić oszczędzanie żeby wybierał sobie coś raz na dwa miesiące, ale niezbyt to działało – syn nie widział postępu oszczędzania itd. Dlatego też chcemy wprowadzić kieszonkowe w mniejszych kwotach, aby było widać, że to rośnie i cierpliwe zbieranie prowadzi do wielkich rzeczy. Tak nam poradziła koleżanka która jest psychologiem dziecięcym. Do tego, mojej żonie spodobała się propozycja Michała z programu w TVP (bloga nie czyta) o wysokości kieszonkowego równego wiekowi dziecka. I raczej ten model przyjmiemy.
W komentarzach przejawia się obawa o materializm dzieci. Również ją mam, ale lepiej, żeby materializm u dziecka rozwijał się w sposób kontrolowany pod okiem rodziców, niż potem, na „głębokiej wodzie”, w świecie, który niestety nie jest idealny.
Jak to ktoś zauważył, jesteśmy póki co jedynymi zwierzętami które muszą płacić za zamieszkiwanie naszej planety i to się raczej nie zmieni 😉
Ciekawy artykuł, zmartwił mnie tylko jeden akapit… sama byłam z tych dzieci co to otrzymanych pieniędzy nie wydają, a oszczędzają na ‚niewiadomo co’, i tak zbierało mi się kilkaset złoty, wpłacałam mamie na lokatę i zbierałam od nowa, podczas gdy mój brat od razu przepuszczał całą otrzymaną kwotę. Dziś ja myślę o budowie domu, a on nawet na używane autko nie może sobie odłożyć. Sądzę, że nie ma co ustalać sztywnych zasad odnośnie dawania kieszonkowego, a dostosować je do dzieci, oczywiście w sposób sprawiedliwy i przemyślany.
Michał,
Dzieki za kolejny wartosciowy artykuł.
Dzisiaj przeprowadzialem rozmowe z dzieciakami i zaproponowalem im kieszonkowe na ustalonych zasadach. Strasznie sie zajarali 🙂
Zaskoczyli mnie swoimi konkretnymi pytaniami, na temat pokrywania innych kosztow, typu prezenty dla ich kolegow/kolezanek, ciuchow, wycieczek szkolnych itp…
Na razie mamy utalone ‚wszystkie’ zasady, potem bedziemy wprowadzac aneksy.
Temat jest bardzo ciezki i troche sie stresuje, zeby tego nie popsuc, tymbardziej ze jest kilka negatywnych komentarzy powyzej.
Mimo wszystko jestem pozytywnie nastawiony.
Najbardziej zaskoczyl mnie moj 6 letni syn, on bedzie zbierał na dom :)))
Pozdrawiam.
W tej dyskusji nalezy rowniez zastanowic sie nad innym aspektem. Dzieci szybko dorosna, a to czego nauczyly sie w dziecinstwie zostanie im na cale zycie. W Hameryce jest takie powiedzenie: „Badz dobry dla swoich dzieci, albowiem to one wybiora dom starcow w ktorym zamieszkasz”.
Jezeli teraz bedziemy placic dzieciom za posprzatanie pokoju, zrobienie zakupow, czy za podanie nam szklanki herbaty, to nie oczekujmy, ze magicznie w przyszlosci zostaniemy obsluzeni przez nasze pociechy za darmo.
Obowiazkiem rodzicow jest pokrycie wszystkich potrzeb (nie zachcianek) swych dzieci. A wiec, jezeli nie damy kieszonkowego dziecku i tak wydamy te pieniadze na nie. Uwazam, ze dziecko powinny regularnie dostawac kieszonkowe, aby moglo sobie kupic cos, co ono uwaza za wazne, a my nie koniecznie. Slodycze nie powinny nawet wchodzic w gre, albowiem jest to produkt „zywnosciowy” a wiec rodzice decyduja o jego zakupie.
Kieszonkowe uczy dzieci gospodarnosci i odpowiedzalnosci. Polepsza wiez pomiedzy dziecmi i rodzicami. Pokazuje, ze rodzice ufaja dziecku. No i moze byc wspanialym pretekstem do uczenia dziecka zarzadzania i dysponowania kapitalem.
No Michale, stajesz się coraz bardziej rozpoznawalny!
Taki wywiad musiał być ciekawym doświadczeniem 🙂 …. „która kamera mnie bierze” :]
Gratulacje!
Swoją drogą do tematu… ja w domu mam niespełna 5 letniego „diabła tasmańskiego” i już od jakiegoś roku zaczęliśmy „edukację finansową”. Ma swoją puszkę skarbonkę oraz swój portfelik. Za każdym razem jak idziemy razem do sklepu to bierze również swój portfel i jak ma jakieś zachcianki to płaci ze swoich…. oczywiście Pani przy kasie z pełną powagą patrzy i czeka jak 5-cio latek wygrzebuje kolejne monety z portfelika „kinder jajo” 🙂 Nie raz była z tego kupa śmiechu.
Jednak mój synek nie dostaje jeszcze kieszonkowego tylko odkłada otrzymane od dziadków i wujostwa drobne sumy pieniędzy.
Moim zdaniem kwestia pieniędzy i finansów nie powinna być w domu tematem tabu i powinno się z dziećmi o tym jak najwcześniej rozmawiać by zrozumiały że pieniądze nie zawsze wydrukują się z tego komputera, który wisi na ścianie.
Jeszcze raz gratulacje za wywiad i czekamy oczywiście na coraz częstsze wizyty na „szklanym ekranie”
Pozdrawiam!
Moje dzieci na zadane pytanie, które kiedyś usłyszałam w radio „skąd się biorą pieniądze” odpowiedziały inaczej niż w audycji, tam padały głównie odpowiedzi „ze ściany wychodzą” itp. ja usłyszałam -TRZEBA JE ZAROBIĆ. Duma mnie rozpierała, moje dojrzałe przedszkolaki, jednak cóż z tego, kiedy to konsumenci, na zakupach muszą coś wyskrobać dla siebie, chociaż butelkę mineralnej „kup, proszę, proszę” – umierają przecież z pragnienia, wystarczy byle głupota, by zaspokoić ich konsumencką potrzebę wydania/posiadania.
Rozmawiam z innymi rodzicami – tak samo. Nie wiem, może to taka pierwsza radość – mogę wydać, może z czasem to się uspokoi, oswoją się – oczywiście przy odpowiedniej edukacji z naszej strony, jednak przeraża mnie to. Trudno jednak dyskutować z argumentem – po co? chce mi się pić/jeść. Tylko dlaczego kupiłeś 5 soków w automacie szkolnym? chyba nie aż tak bardzo? ile ma, tyle wyda, czy to 5 zł, czy 1.
Rozmawiam, tłumaczę, jakby świta, do kolejnych zakupów – jakichkolwiek.
Praca, ciągła rozmowa, bo to się zemści, niestety na nich samych, a po co mają się uczyć na błędach.
Z tymi słoikami i podziałem – bardzo dobry pomysł.
nie podchodziłabym też tak krytycznie do tego, co podrzucają dziadkowie – można to potraktować jako dodatkowy bonus, jak dla nas wygrana w lotto 🙂
a jeśli dziecko wie, że nie można się kierować łatwo przyszło, łatwo poszło, tylko odłożyć – będzie dobrze 🙂
Nie zgadzam się , ze dziecko powinno dostawać kieszonkowe za nic ( nie chcę wychować socjalisty, wyciągającego rękę po pieniądze do państwa, bo mu się należą ).
Moim osobistym zdaniem lepiej jest ustalić kieszonkowe w zamian za wykonywanie codziennych czynności( śmieci, porządek itp. ). Dziecko wyrobi w sobie odpowiednie nawyki i będzie wiedzieć , że pieniądze dostaje się za coś konkretnego.
Oczywiście okazje do dorobienia sobie , czy negocjacje są równie ważne .
Moim zdaniem połączenie metod proponowanych powyżej w tekście powinno pozwolić dziecku dojść do słusznych wniosków 🙂
Konkretnie – uważam że od kieszonkowego należy zacząć, ale powinno być ono niewystarczające. Na prośby dziecka o powiększenie, dołożenie pożyczkę, zawsze można zaproponować by pomyślało jak zarobić te pieniądze. Do tak zarobionych pieniędzy można dokładać ze swojej strony bonus, by maluch widział że musi pogłówkować, ale nagroda w postaci większej ilości gotówki pojawia się.
Tak samo oddzielił bym wykonywanie obowiązków domowych i nauki od kieszonkowego, a za zupełnie niedopuszczalne jest niedawania kieszonkowego za złe zachowanie. Złe zachowanie jest to trudno mierzalne i dziecku może być ciężko zrozumieć czemu za to samo zachowanie raz mu zabrano kieszonkowe a raz nie.
Dzięki za inspirujący materiał
Hej Karol,
Dziękuję za komentarz. Słuszne i konstruktywne wnioski.
Pozdrawiam!
Może warto dogadać się z sąsiadami w kwesti jakiegoś sprzątania, zmywania, wyprowadzania psa na spacer. Wiadomo- sami nie zawsze będą chcieli zapłacić naszemu dziecku. Możemy więc dac sąsiadowi te pieniądze, aby później dał zarobić dziecku i wypłacił mu uczciwą pensję za pracę.
Świetny cytowany komentarz Roberta Piechoty, uzmysłowił mi, że warto odejść od przysłowiowej marchewki i zamiast dawać pieniądze dzieciom lepiej nauczyć je ich zarabiania (miejmy nadzieję, że będą w tym lepsze niż my.) W każdym razie postanowiłem podążać za przykładem Roberta i rozpocząć kilka aukcji na ebayu.
Dobry artykuł, uświadamia wiele rzeczy. Od dawna zastanawiałam się nad kieszonkowym dla mojej pociechy. Nie jestem zwolenniczką wynagradzania dziecka, za wykonywanie swoich obowiązków, ale uważam, że można poszukać paru sposobów na to, by dziecko zarobiło na kieszonkowe. Pamiętam, że jak zaczynałam studia i pracę, to płaciłam bratu (ówcześnie był w szkole średniej) symboliczne kwoty za wyręczanie mnie w rzeczach na które nie miałam czasu np. oddanie książki do biblioteki 5zł, odkurzenie dywanu 3zł, pościelenie łóżka 2zł. Ja traciłam ok. 10 zł/tydzień. Dla mnie było to niewiele, dla niego majątek 🙂 Zwłaszcza, że nie dostawaliśmy kieszonkowego.
Witam,
Ja dla dzieci 3-6 lat polecam książkę „franklin i złoty interes”. Niesamowity poradnik przedsiębiorcy dla najmłodszych.
Pozdrawiam
Michał, mam pytanie odnośnie do konta dla juniora.
Mój młody dostaje kieszonkowe, które odkłada. Ja jestem jego bankiem, który oferuje oprocentowanie:) Oczywiście nigdzie w realnym świecie takiego nie znajdzie. Zastanawiałam się nad założeniem mu konta w banku, ale nie mam przekonania czy to ma sens. Jego „dochody” są niewielkie, czasem babcia coś odpali, ale okazjonalnie. Bo to, że bank „hoduje” sobie klienta to sprawa oczywista. Czy są jakieś zalety posiadania przez juniora konta w banku? Pozdrawiam
„Mój apel – nie popełniajmy tego błędu. Chcę Wam pokazać, że o finansach można dzieci uczyć wszędzie i do tego wcale nie trzeba dużo mówić. Najlepszym nauczycielem jest nasze zachowanie, a dzieci uczą się przez osmozę 😉 ” -> osmoza to transport wody z roztworu o mniejszym stężeniu przez błonę półprzepuszczalną do roztworu o stężeniu większym. W tym kontekście to będzie chyba znaczyło: „robienie wody z mózgu” :D. Chyba chodziło Ci Michale o dyfuzję :D. Pozdrawiam
Ja natomiast uważam, że dawanie kieszonkowego „ot tak” nie ma sensu. Zastosowałem u siebie system nagród/kar, głównie aby rozwiązać temat zarówno kieszonkowego jak zmniejszyć poziom irytacji rzeczami, których dzieci nie robią (np. nie wstawiają naczyń do zmywarki). Suma sumarum dzieciaki „zarabiaja” po ok. 10 zł na tydzień. Wypłata wynagrodzenia z całym namaszczeniem wieczorem w niedzielę :). Już widzę obruszenie za taka formę „pracy” zarobkowej dzieci :).
padłem na podłogę:
„Jeśli kompletnie nie wiesz od czego zacząć, to możesz przyjąć jako wyznacznik wiek dziecka – i właśnie taką kwotę przekazywać mu co tydzień. Dziecko ma 7 lat – dajesz co tydzień 7 zł […] Będzie to nawet łatwe do wytłumaczenia… do momentu kiedy Twoje dziecko nie zapyta Cię ile Ty dostajesz co miesiąc 😉
Michał, fantastyczny artykuł! Planuję wprowadzenie kieszonkowego moim dzieciom (10 i 8,5) i dużo czasu zajęła mi analiza jak podejść do tego tematu. Twój artykuł bardzo mi pomógł uporządkować temat w głowie i zwrócił uwagę na kilka istotnych kwestii, których do tej pory nie uwzględniałam. Jak zawsze skrupulatnie i szczegółowo podchodzisz do tematu. Dziękuję!
Ja dostawałam kieszonkowe tylko przez jakiś czas w podstawówce. Pózniej sytuacja materialna w domu pogorszyła się na tyle, że rodzice musieli zrezygnować. W liceum dorabiałam sobie pilnując dzieci znajomych i myjąc im okna 😉 Do pracy poszłam zaraz pom18 urodzinach i do dziś pamiętam zachwyt związany z pierwszą wypłatą – było tego całe 150 zł tygodniowo 😉
Odpowiedziałeś tym wpisem na wiele moich pytań i wątpliwości. Mam już dorosłe dzieci i popełniłam wszystkie błędy, o których piszesz. Teraz już jest pewnie za późno (choć dzieciaki są nadal na moim utrzymaniu), ale przynajmniej mam pomysł, jak sobie pewne sprawy poukładać. Bardzo dziękuję! 🙂
Świetny wpis! Szkoda, że jakieś co najmniej 17 lat temu nie przeczytała go moja mama. Niestety – u mnie kieszonkowe było czymś w rodzaju „dam, jak wyprosisz, a jak mam swoje humory to nie dam”. Kiedy miałam właśnie 17 lat musiałam toczyć batalie o kieszonkowe, i nie chodziło o to, że moich rodziców nie było stać na kieszonkowe – bo było, tylko brak im bylo konsekwencji i samozaparcia. Dostawałam elementarne rzeczy w postaci jedzenia i ciuchów i tyle w mniemaniu moich rodziców powinno mi wystarczyć. Niestety, nie wystarczało bo na prozaiczne rzeczy, jak cola ze znajomymi po szkole mi po prostu nie starczało. To wywołało jakis nieprzyjemny dyskomfort w tamtym czasie, z którym muszę walczyć do dziś. Nie potrafię określić ile co kosztuje, ile powinno mi zostać po wypłacie kiedy opłacę wszystko i nie zważam na ceny a potem muszę ratować swój budżet kredytem. To, co teraz robię jest jakąś formą chyba rekompensaty tamtego czasu, jednak przynosi mi to same szkody, bo nie podoba mi się stan obecny moich finansów. I teraz w wieku 25 lat musze uczyć się oszczędzania i wydawania(!!!) na nowo – na szczęście z Toba i Twoimi poradami idzie mi coraz lepiej! 🙂
Świetny artykuł, jednym słowem trzeba dużo mądrości aby na każdym kroku pokazywać dzieciom jak gospodarowac pieniędzmi!
Czy wiek 4,5 roku to już wiek odpowiedni na dawanie kieszonkowego?
25 PLN tygodniowo do skarbonki i te pieniądze dziecko ma przeznaczać
na swoje potrzeby (słodycze, lody, zabawki, batony itp.) .
Oczywiście fizycznie pieniądze w sklepie wydaje rodzic, ale z puli dziecka…
No i trafiłeś w świtny temat. Sam nie mam jeszcze potomstwa ale nie raz widziałem jak dzieci wymuszają zakup drogiej zabawki na rodzice, tudzież sami dysponują niezłą gotówką. Nie mnie z racji braku edukacji finansowej w szkołach,mrolę nauczyciela w tym temacie powinni przejąć rodzice i uczyć oszczędzania, inwestowania, itd. Super artykuł.
Witam ja mam 23 lata i bez bicia przyznaję systematyczność to ja jestem nogą lecz to też wina mojego domu i sama się muszę tego uczyć. Jednak w domu nauczyłam się też dużo oszczędnego życia sama musiałam gospodarować pieniędzmi na zabawki dla siebie samej i np ograniczenie słodyczy i mój rekord 100 zł w skarbonce w wieku 5 lat.
Potem też nikt mi nie dawał na nic więc szybko nauczyłam się promocje odzieży ale dobrej jakości korki sama sobie płaciłam kosmetyki itp dużo mnie to nauczyło w życiu lecz dzięki Twoim poradom cały czas się uczę nowych rzeczy.
Czesc Michale,
swietny artykul! Juz zdazylam sie nim podzielic z siostra i szwagrem, rodzicami prawie 2-latka i prawie 6-latki 🙂 Jak na moje oko maja bardzo dobre podejscie do tematu edukacji finansowej dzieci (ok, dziecka, straszego poki co 🙂 ), ale takiej wiedzy jak ta przekazana w tym poscie nigdy za malo!
Ja ze swojej strony, z perspektywy matki (macochy) starszych dzieci dodalabym jedynie, ze oprocz rozmow z dziecmi w sprawie kieszonkowego, nalezaloby najpierw przeprowadzic powazna 🙂 rozmowe z partnerem i stworzyc zgrany zespol. W moim przypadku niestety nie do konca sie to udalo. Oboje uznalismy z mezem ze kieszonkowe dla dzieci to swietny pomysl. To co dobre to to, ze przelewamy dzieciom kieszonkowe na ich konta zawsze pierwszego dnia miesiaca z wyslaniem im potwierdzenia z banku na ich dares email badz telefon komorkowy. Dalsza zas reazlizacja projektu pt. „Kieszonkowe” nie idzie juz jednotorowo. Ja niestety robie w tym przedsiewzieciu za dragon lady, a moj ukochany za dobra wrozke 😉 Dzieci oprocz kieszonkowego maja zapewniona realizacje kazdej zachcianki, i to natychmiast po podzieleniu sie nia z nami, bez nawet najmniejszego wkladu wlasnego. Nie maja poszanowania dla wiekszosci rzeczy- gubia, niszcza, itd., bo wiedza ze zastepstwo tych rzeczy jest w drodze. Ostatnio moja corka (przepraszam, ale nie lubie slowa pasierbica, 🙂 poza tym kocham ja jak swoja) oznajmila nam uroczyscie, ze powinnismy byc z niej dumni, bo ma juz tyle a tyle pieniedzy na koncie, co swiadczy o jej oszczednosci i rozsadku. Musialam jej wytlumaczyc (zaraz po tym gdy moj maz zaklaskal uszami 🙂 ), ze to super sprawa, ze ma uzbieranych tyle pieniedzy, ale patrzac na ilosc rzeczy, ktore posiada, i zebranych do tej pory doswiadczen, jest to jedynie dowod na to ze wszystkie wydatki poktywamy my, wiec nie jest to niestety dowodem i rezultatem jej rozsadnego podejscia do wydawania pieniedzy. O dziwo, przytaknela rumieniac sie.
Teoria mojego meza na temat kieszonkowego: to tradycja w Ameryce, dzieciom kieszonkowe nalezy sie jak psu kosc 🙂 , cele nie sa potrzebne, na edukacje finansowa i trudy bedzie czas, tzn gdy beda dorosli (a podstawy finansow zostaly im wylozone w szkole), a dawanie kieszonkowego to wyraz milosci i czysta radosc. Kropka 🙂
Z pozytywow, powoli, ok, bardzo powoli, to podejscie sie zmienia 🙂
Świetny i bardzo potrzebny artykuł. Jestem przekonana, że nie da się wychować dojrzałego finansowo człowieka bez wdrożenia go w świat pieniędzy już w dzieciństwie. Kieszonkowe to faktycznie świetna opcja nauki zarządzania własnym budżetem, planowania wydatków, ustalania priorytetów, a także smaku rozgoryczenia, gdy dziecko roztrwoni wszystkie otrzymane pieniądze i nie będzie mogło sobie kupić wymarzonej zabawki czy gry. To lekcja, którą powinno się odrobić jak najwcześniej, żeby w dorosłym życiu nie skończyć z debetem na koncie i chwilówką na wakacje. Chyba coraz więcej rodziców zdaje sobie sprawę, że w naszym systemie szkolnictwa brakuje przekazywania dzieciakom podstaw wiedzy z tej bardzo życiowej dziedziny i sami starają się wprowadzać swoje pociechy w świat finansów. Poza kieszonkowym, wydaje mi się, że warto wykorzystywać każdą okazję w codziennym życiu, by poprzez przykłady uczyć dzieci jak funkcjonuje domowy budżet, dlaczego zawsze należy mieć oszczędności czy na jakiej zasadzie działa kredyt hipoteczny.
Witam. Artykuł bardzo ciekawy 🙂 Ja mam dwie córki 4 i 6 lat. Wpadłam w długi, ale dzięki kursowy Pokonaj Swoje Długi już wychodzę na prostą. Wpadłam w długi, bo pieniądze „rozchodziły się” bez kontroli, kupowałam dzieciom każdą zabawkę jaką chciały, ale teraz jest inaczej – Dzieci mają swoje skarbonki, i ja im wrzucam drobne pieniążki tam, a one zbierają same na nowe zabawki, co sprawia im radość, bo mają określony cel i wiedzą jaka kwota jest im potrzebna- tak w tym wieku dzieci nie znają wartości pieniążka, ale jak liczymy i widzą, że coraz mniej im brakuje, radość jest nieziemska, a teraz ruszył program 500+ i te pieniążki będę im odkładała-w końcu nie wiadomo ile program potrwa-a te odłożone kilka tysięcy – kiedyś im się przydadzą. Pozdrawiam
Witam,
artykuł super, zresztą jak większość na blogu… ja równie mam dwie córki 11 i 13 lat regularne „tygodniówki” 20 zł. otrzymują jak tylko zaczęły chodzić do szkoły. Z tych pieniążków finansują słodycze, czasopisma, prezenty urodzinowe dla koleżanek. Resztę kwoty oszczędzają na swoje „zachciewajki” na wyjazdach wakacyjnych czy feriach. Robimy to tak, że my jako rodzice finansujemy pobyt wraz z wyżywieniem a dziewczynki swoje pieniążki przeznaczają na dodatkowe atrakcje takie jak karnety na narty, zakupy pamiątek i inne. Ten system działa doskonale, a podział zaoszczędzonej kwoty na dni wyjazdowe pozwala policzyć kwotę jaką dziennie można wydać i uniknąć bezsensownego zakupu kolejnego konika z drewna jeśli w kolejnym dniu nie wystarczy na wejściówkę na ukochany basen 😉
pozdrawiam serdecznie i życzę samych sukcesów 🙂
Witam,
Bardzo dziekuje za ten artykul. Tak sie sklada, ze akurat dzisiaj mialam z synem (6l.) rozmowe na ten temat i zastanawialismy sie jak moze uzbierac lub zarobic pieniadze na swoje wydatki. Wymyslilismy juz sposob na zarabianie, mysle jednak ze kieszonkowe tez bedzie co tydzien dostawac. Bardzo jestem ciekawa co z tego wyjdzie i czy uda mi sie nauczyc go tego co najwazniejsze 😉
Jeszcze raz dzieki i czekam na kolejne artykuly dotyczace ‚nauki finansow w wydaniu dzieciecym’.
Pozdrawiam,
Agata
Super temat i super artykuł 🙂 moja córka nie ma jeszcze 4 lat ale na pewno zastosuję te rady 🙂 w przyszłości 🙂
Witam.
Szkoda, że tak pózno odkryłam ten bardzo ciekawy i pożyteczny artykuł.
Z większością wniosków autora zgadzam się.
W moim domu kwestia kieszonkowego pojawiła się gdy dziecko poszło do kl.I podstawówki. Metodą prób i błędów z co miesięcznej wypłaty doszliśmy do tygodniówek, kwestią sporną została wysokość kwoty kieszonkowego. Jakoś nie wpadłam na to, żeby dosłownie uzależnić kwotę od wieku- czyli 7 lat-7zł- a to bardzo dobry patent- lub inny napisany przez któregoś komentatora- cena 1 gałki loda na dzień-czyli tygodniówka -7 gałek.
Ten problem rozwiązałam inaczej.
W kl.II ej wprowadziłam zapłatę za oceny. Teraz czytam, że to błąd- w mojej ocenie nie.
Dziecko dobrze się uczy, ale czasem też ma chwile lenistwa. O dobre oceny nie jest już tak łatwo jak rok wcześniej. Nasz przelicznik jest taki: ocena(5) bardzo dobra -2zł, (6) celująca -5zł, konkurs -10 zł.Zapisujemy i zbieramy, po miesiącu jest uroczyste podliczanie całej kwoty i dopiero decyzja co z nią zrobić.
Jak do tej pory dziecko od września wydało mniej niż 10%, i jest zafascynowane wynikiem( ja tym bardziej) .Ma cel bo okazało się, że za pierwszy semestr nazbierało na wymarzona zabawkę Schleich, której ja bym raczej nigdy nie kupiła ze względu na cenę.
Za słabsze oceny nie ma żadnej kwoty czy kary, dziecko samo się przejmuje, że poszło słabiej. Bardziej się też motywuje do większej pracy np przygotowanie do konkursu, bardziej docenia swój cały wysiłek.
Wychodzę z założenia, że nauka to jest dziecka wysiłek i praca, którą można przeliczyć na złotówki. A zdobyta wiedza to dodatkowy bonus i satysfakcja.
II klasie podstawówki ma się jeszcze dobre/bardzo dobre oceny. Dzieci mniej zdolne w wyższych klasach podstawówki pomimo włożonego wysiłku nie są w stanie „jechać” na bdb i cel. Często się starają ale pomimo wysiłku nie wychodzi. Wg tej zasady nie będą otrzymywały żadnego kieszonkowego.
Michale,
nie wierzę, że ten artykuł był aż tak długi – przeczytałam go jednym tchem (a ponieważ jestem mamą dwójki brzdąców, które w sumie mają 2,5 roku, było to nie lada wyzwanie!).
Kwestia oszczędzania nigdy nie była moim osobistym problemem – od zawsze mam skłonność do „chomikowania” pieniędzy, a od czasu wejścia w dorosłość szukam również sposobów na ich pomnażanie – i tu właśnie sprawdza się Twój blog. Ten konkretny artykuł zainspirował mnie natomiast do zwrócenia uwagi na kwestię pieniędzy na lekcjach wychowawczych z moją klasą. Jestem nauczycielką w szkole podstawowej i rzeczywiście, braki w edukacji ekonomicznej są zatrważające. Dzięki za motywację, by coś z tym zrobić.
Ja mam 17 lat i dostaje 500zł miesięcznie.
Ciekawy artykuł…. aczkolwiek nadal zastanawia mnie jak nauczyć dziecko tego, że pieniądze nie spadają z nieba? Dziecko ma potrzeby, chce dostawać kieszonkowe, potrzeby może i są uzasadnione itd. i wszystko mi się tu zgadza tylko w artykule pisze Pan, że nie powinniśmy uzależniać dawania kieszonkowego od wykonywania podstawowych prac domowych typu sprzątanie, mycie naczyń, wynoszenie śmieci itp… że płacić możemy za coś co należy do zadań nadprogramowych, które normalnie powinien wykonać np. dorosły jak umycie samochodu. Tylko, że przekładając to na nasze dorosłe życie… idziemy do pracy, i żaden pracodawca nie płaci nam tylko za to że my chcemy mieć pensje na swoje wydatki ale za wykonaną pracę. Pracę zgodną z zakresem naszych obowiązków, które ustaliliśmy w dniu podpisania umowy o pracę, jeśli wykonamy coś ponad ten zakres to możemy liczyć na premię uznaniową itd. Dlaczego wiec nie można uzależniać wypłaty kieszonkowego od podstawowych czynności, które dziecko w domu powinno wykonywać np. utrzymanie porządku w swoim pokoju, wyniesienie śmieci, pozmywanie naczyń itp.? Przecież my dostajemy pieniądze za pracę a nie za samo siedzenie w pracy i nic nie robienie, jak nic nie robimy to dostajemy wypowiedzenie umowy i nasze zarobki się kończą więc siłą rzeczy jeśli dziecko nie wykonuje swoich obowiązków też nie powinno dostać kieszonkowego. Takie jest moje zdanie. Pytam bo sama zaczęłam dawać dzieciom kieszonkowe jakiś czas temu, ale dzieci to traktują jako „łatwe pieniądze” czyli łatwo przyszło, łatwo poszło, chciałabym je nauczyć, że pieniądze nie spadają z nieba, że dorośli aby zarobić muszą ciężko pracować przez określony czas i wydaje mi się, że dawanie kieszonkowego, które nie jest uzależnione od jakiś zadań domowych nawet jeśli są to zadania podstawowe, które dziecko powinno wykonywać, jest po prostu daniem dziecku prostej informacji… rób co chcesz a kieszonkowe i tak dostaniesz.
Kieszonkowe nie jest „za nic”.
Obowiązkiem rodziców jest praca. Obowiązkiem dzieci w wieku szkolnym jest….obowiązek szkolny.Dzieci przecież nie mogą rzucić szkoły i iść zarabiac na kieszkonkowe.Ale tak jak rodzice mogą sobie po pracy dorobić, tak i dzieci mogą sobie po szkole w kreatywny sposób dorobić do…kieszonkowego.
My mamy z mężem wspólny budżet domowy i z niego co miesiąc płacimy wszystkie wydatki, wśród których jedną z pozycji jest kieszonkowe Męża i moje (taka sama kwota). Możemy ją wydać na co chcemy i druga połówka nie ma prawa marudzić 🙂 Więc nie widze powodu, dla którego moje dzieci nie miałyby dostawać kieszonkowego. W przyszłym roku kończą 6 lat i będą otrzymaywać, jak rekomenduje Michał, po 6zł/os/tydz.
Kieszonkowe jest po to aby spełniać swoje marzenia i nagradzać się za codzienny trud. (rodzice-praca, dzieci-szkoła). Jest po to aby móc realizować swoje hobby i pasje, których czasami rodzice nie rozumieją a dla dzieci są ważne.
Płacenie za oceny-nie. Michał już powiedział dlaczego.
Płacenie za obowiązki domowe-nie. W danym gospodarstwie domowym każdy członek rodziny powinien mieć swoje(odpowiednie do wieku) obowiązki, bo mieszka w domu, w którym samo się wszystko nie zrobi.
„Dla większości maluchów podstawowym celem są… słodycze. Jest to jak najbardziej ważny cel.”
Michale, jak mam rozumieć ten fragment? Czy uważasz, że słodycze są konieczne do życia?
Hej Michał
Od dwóch miesięcy nasz 9 letni syn ma konto w Pko Bp. Oprocentowane 2.5 w skali roku do 2500. Kapitalizacja odsetek tygodniowa. Do tego możliwość zlecenia stałego np. tygodniowego kieszonkowego. Młody sie cieszy bo każdej soboty rośnie mu stan konta plus odsetki. Do tego karta płatnicza prepaidowa i sam gospodaruje swoimi pieniędzmi. Jest możliwość przelewów które potem rodzic autoryzuje. Dodatkowo wirtualne skarbonki cos na wzór tych słoików z Twojego artykułu gdzie moze rozdzielać środki jakimi dysponuje. Fajną opcją są wyzwania ktore mobilizują go do działania i myślenia, np. przez tydz, dwa ma za zadanie sprawdzać stan podstawowych produktów (chleb, masło, mleko itp.) i sporządzać listę potrzebnych rzeczy. W nagrodę jesli sie wywiąże możemy obiecać zakup książki, wyjście do kina czy na lody.
Dodatkowo od miesiąca jest promocja przy zakładaniu konta otrzymać można 50 zł w postaci e-bonu do empik-u.
Pozdrawiam serdecznie
Witam. Mój syn ma 13 lat i dostaje co miesiąc 50 zł . Spisałam z nim odpowiednią umowę , że musi spełniać pewne warunki żeby otrzymać pełną sumę np, być przygotowanym do lekcji , sprzątać swój pokój . Niestety nie podziałało. Wyciąga co miesiąc rękę czy spełnia warunki czy nie. Jest bardzo roszczeniowy i uważa że wszystko mu się należy , bo 500 +. Całą sumę w mig wydaje a potem przychodzi po jeszcze. nawet nie chce mu się umyć paru rzeczy w zlewie żeby dostać słodycze. Porażka.
Cześć
A w umówie nic nie ma na ten temat?
Ja przygotowuje się właśnie do projektu umowy, która obowiązywałaby od września i jedym z punktów będzie „oddanie-spłata ” w razie nie wykonania czy coś takiego. Ciagle myśle … dobrze ze tu trafiłam 🙂
Super artykuł 🙂 Gratuluje i prześle dalej w eter rodzinie.
Mam jedną podpowiedź jak można dodatkowo uczyć dzieci zarządzania finansami w przystępny dla nich sposób (sposób sprawdzony na mnie) Jeśli dajemy dziecku kieszonkowe w postaci np: 10 zł – dajmy mu dziesięć monet po 1 złotówkę. Dla dziecka które nie zna jeszcze wartości pieniądza czyli czym różni się 10 zł od 50 zł (bo jest to pojęcie w pewnym sensie abstrakcyjne – a do takiego myślenia trzeba dojrzeć) wizualne przedstawienie dziecku – by mieć tą rzecz A musisz oddać 10 monet, a by dostać rzecz B musisz oddać w zamian 50 monet. Takie rozwiązanie daje dziecku jasny przekaz co jest droższe i ile kosztuje. Co wy na to?
Mój syn właśnie skończył 3 lata, więc jeszcze za wcześnie na kieszonkowe, ale po przeczytaniu tego artykułu zaczęłam z nim rozmawiać o zarabianiu pieniędzy, że pieniądze nie biorą się znikąd, że dorośli pracują, żeby zarobić pieniądze i w ten sposób mogą kupić np. jedzenie do domu. I zaskoczyło mnie, ile rzeczy 3-latek potrafi zrozumieć. Wcześniej kiedy szłam po południu do pracy był płacz i trzymanie się nogi, a teraz przyjmuje to ze spokojem: „Tak, idziesz do pracy, żeby zarobić pieniądze i kupić mi soczek/loda/basenik”. Podczas zakupów też mu czasem mowię: „Widzisz, kupujemy to i to, bo mama i tata pracują, żeby zarobić na to pieniądze.” A kiedy chce, żeby coś mu kupić, najpierw biegnie do pokoju, przynosi np. złotówkę ze swojej skarbonki i odświadcza: „Masz mojego pieniążka, kup mi za to koszulkę z Batmanem”. Wiadomo, że nie zna jeszcze wartości poszczególnych rzeczy, ale już rozumie, że nie dostaje się ich za darmo (chociaż wciąż trudno mu wyjaśnić, że nie da rady za pieniądze ze skarbonki kupić wszystkich istniejących zestawów Lego :)). Pozytywnie mnie zaskoczyło, że ten uparciuch i nerwus po odpowiednim wyjaśnieniu wykazał takie zrozumienie tematu. Więc dzięki, Michał, że nam obojgu oszczędziłeś tych rozpaczy podczas mojego wychodzenia do pracy :).
Dziękuje Ci za ten artykuł. Szukałam czegoś takiego od bardzo dawna. Cudownie opisane co, gdzie, jak, po co, na co ?! Jestem za kieszonkowym, jestem za rozwojem dziecka w kwestii finansowej mimo, że nadal się słyszy, że dawanie kieszonkowego to rozpieszczanie.Moja 6latka zaczyna interesować się pieniędzmi, dostała od Nas nawet kieszonkowe, które oczywiście wydała na kolejne zabawki i kolejne ( według NAS ) nie potrzebne pierdoły, ale ona zadowolona że mogła kupić sobie coś sama. Na pewno zmienię zasady kieszonkowego, ustalimy słoiczki, napiszemy swoje marzenia i będziemy się edukować i rozwijać wspólnie. Pozdrawiam
Dziękuje za wspaniały artykuł. Proszę poradź ile mam dawać córce (13lat)? Początkowo myślałam o 50 zł miesięcznie. Wychodziłam z założenia, że ma mieć możliwość kupienia za to np fajnych butów w cenie ok 200 zł. Ale po przeczytaniu artykułu wydaje mi się ze 50 zł to za dużo. Po 2 miesiącach mogłaby mieć dwie pary prawie bez wysiłku oszczędzania. Na pewno wykorzystam Twój patent z 3 słoikami 🙂
Pozdrawiam, Beata
Bardzo długi artykuł, ale nie żałuję ani chwili czasu. Bardzo fajnie napisany 😉 Na pewno pomoże mi ulepszyć moje narzędzie 😉 Dzięki!
Witam, świetny artykuł, właśnie nurtowało mnie to pytanie, „czy dać dzieciom kieszonkowe?”. Cieszę się, że trafiłam akurat na pana artykuł. Jestem teraz zdecydowana, dam dzieciom kieszonkowe, tylko jeszcze jedna sprawa mnie nurtuje, mam dwóch chłopców, 8 i 5 lat, zdecydowała bym się na wypłatę tygodniowego kieszonkowego, tak jak pan pisał względem wieku (8 lat – 8 zł/tygodniowo), tylko teraz czy to będzie sprawiedliwe ze jedno dziecko dostanie 8 a drugie 5 złotych? czy lepiej dać im po równo, tak aby nikt nie był gorszy. Wiem też, że pomysł ze słoiczkami będzie u nas tez się sprawdzał, i wiem też, że będą mieli nawet wspólny cel na jednym ze słoiczków. Była bym bardzo wdzięczna za podpowiedź. Pozdrawiam.
Gosiu mam podobny problem. Mojej 5,5 latce przydałby się już trening jak gospodarować więc chętnie wprowadziłabym jej powiedzmy 5zł/tydzień, tymbardziej, że widzę w niej potencjał i rozwagę. Dużo potrafi sobie wytłumaczyć i układa w mądrym łebku, więc warto to wykorzystać do czegoś co się jej na całe życie przyda. Z kolei młodszy 3,5 latek, niegotowy jeszcze do takich rozważań uparty stworek żyjący we własnym świecie na pewno poczuje się źle potraktowany jak on nie dostatnie nic a siostra coś. Czy mam wprowadzić starszej czy obojgu? A może wspólna skarbonka dla wszystkich? Może jednak oddzielnie i młodszy mnie zaskoczy biorąc przykład ze starszej siostry, jak np. postanowi na coś zbierać? Lepiej wcześniej zacząć, dać mu szansę?
A jeśli tylko córce to jak przyjmie to, że sama sobie kupuje słodycze lub zabawki a młodszym nadal funduje mama?
Stawiając się w Twojej sytuacji myślę, że nie sposób będzie tłumaczyć dzieciom, że im starsze tym dostają więcej. Jaka wina młodszego że jest młodszy? Może więc uśrednij im, powiedzmy dawaj 6/tydzień i jednemu i drugiemu.
A ja nie wiem co? Może Michał nam pomoże? Dobrze byłoby podjąć jakąś decyzję bo w kolejce czeka jeszcze 1,5 roczna córka, więc na przyszłość musi być obrany system. Historia się powtórzy – niebawem 🙂
Dobry pomysł z tymi słoiczkami. Moje dziecko nie ma jeszcze 4 lat, więc może z kieszonkowym jeszcze trochę poczekamy, ale ma swoją świnkę skarbonkę, do której wrzuca pieniążki. Właściwie to nie rozmawialiśmy z dzieckiem jeszcze o tym, dlaczego właściwie i na co zbiera sobie pieniążki.
Wie natomiast, że nie może mieć spełnionej każdej zachcianki, bo pieniążki nie rosną na drzewach, lecz trzeba się ciężko napracować, żeby je zarobić. Ponadto, oprócz zabawek, są inne potrzeby: nowe spodnie, jedzenie, pasta do zębów i inne.
Dziekuje za przydatne i praktyczne porady. Z pewnością przydadzą mi się jako ojcu. Córka wkrótce osiągnie wiek pozwalający na rozpoczęcie nauki oszczędzania. Jestem pewniej że zalecenia z poradnika doskonale się sprawdza i pozwolą dziecku poznać prawdziwą wartość pieniedzy.
Dobry wpis, daje do myślenia. Ja staram się, żeby kieszonkowe niosły właśnie przede wszystkim wartość edukacyjną, to podstawa..
Dziękuję za kompleksowy wpis i inspiracje 🙂 Też bardzo doceniam wartość edukacyjną w tym, że dajemy dziecku kieszonkowe. To niesamowita nauka samodzielności i zaradności w tym obszarze, ale tylko wtedy, jeśli pozwalamy dziecku rzeczywiście decydować, na co wydaje pieniądze. Bez krytyki pomiędzy wierszami 🙂 A z tym wszyscy mamy problem i nie chcemy, zeby dzieci je bezsensownie wydawały na plastikowe duperele czy słodycze. Mi pomaga myślenie, że lepiej, żeby teraz roztrwoniły kieszonkowe niż potem swoje pierwsze pensje 🙂
Czy jeszcze ktoś zagląda do komentarzy?
Mam pytanie:)
Jak podejść do tematu podziału słoiczków skoro dzieci mają na swoich kontach bankowych pieniądze z prezentów albo Pierwszej Komunii?
Jedno niespełna tysiąc, drugie dziesięciokrotnie.