Podcast: Play in new window | Download (Duration: 2:10:03 — 119.9MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Czy można podróżować przez 2 miesiące w roku pracując na etacie? Jak najbardziej, o ile tylko podejdzie się do tego z głową. Posłuchaj jak to zrobić.
Dzisiaj temat, który powinien pasować absolutnie każdemu. Razem z Marcinem Nowakiem z bloga Wędrowne Motyle (a w zasadzie gdziewyjechac.pl) – rozmawiamy o tym, jak podróżować lepiej. To znaczy jak optymalizować wykorzystanie własnego urlopu i jak wyjeżdżać często – i to pomimo pracy na etacie. Rozmawiamy o tym, ile kosztuje częste wyjeżdżanie, jak oszczędzać na podróżach, lotach i noclegach, oraz jak podróżować mądrze i efektywnie, np. jakie pory roku dobierać w zależności od miejsca docelowego naszej podróży.
To nie jest odcinek o najtańszym podróżowaniu, lecz o takim racjonalnym dla średnio-wygodnickich, którzy lubią sami zadbać o to, aby miło spędzać czas na wyjazdach. Ta filozofia podróżowania bardzo mi odpowiada, bo ja lubię spać w hotelach, mieć wszystko „zaklepane” przed wyjazdem i wiedzieć raczej dokładnie co będę robił każdego dnia. Taki plan pozwala mi spędzać wyjazdy totalnie bezstresowo i jednocześnie wypoczywać w dobrych warunkach.
Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy i pozostaje mi wierzyć, że będzie ona dla Was inspirująca.
Podróżuj lepiej – podcast w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu lub obejrzeć wideo na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu dostaniesz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
W tym odcinku usłyszysz:
- Dlaczego tak długo nie było podcastu?
- O jakim podróżowaniu dzisiaj rozmawiam z Marcinem?
- Kim jest Marcin?
- Co zmieniło się w podróżowaniu od 2013 roku?
- Jak podróżować częściej i taniej?
- Jak planować budżet na podróże?
- Z kim Ania i Marcin podróżują?
- Co jest najdroższe w podróży?
- Gdzie szukać lotów?
- Czy Marcin skrupulatnie planuje swoje podróże?
- Z jakich narzędzi korzysta Marcin do planowania podróży?
- Jak podróżować do miejsc po raz pierwszy?
- Dla kogo są podróże tematyczne?
- Gdzie szukać inspiracji odnośnie podróży?
- Co to są podróże tematyczne?
- Gdzie spać na wakacjach?
- Co to są domy wakacyjne?
- O podróżach 3E.
- Jak szukać noclegów podczas podróży z dziećmi?
- Jakie miejsca są przesycone turystycznie?
- Czy Marcina martwią zmiany klimatyczne?
- Jak zacząć podróżować?
- Jakie były założenia sprzedażowe książki?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Artykuł Czy to już koniec bloga „Jak oszczędzać pieniądze”?
- Blog Gdzie wyjechać, czyli Wędrowne motyle – blog Ani i Marcina Nowaków.
- Kanał Wędrowne motyle
- Książka „Podróżuj lepiej. 50 dni rocznie w podroży, nie rezygnując z etatu”
- Serwisy internetowe do wyszukiwania tanich lotów i okazji:
- Usługi i programy do planowania lotów:
- Prognozy pogody:
- Źródła wiedzy o miejscach docelowych podróży:
- TripAdvisor
- CroLove – największy blog o Chorwacji
- Szukanie hoteli i zakwaterowania (niektóre linki są afiliacyjne, co oznacza, że w przypadku rejestracji za ich pośrednictwem ja otrzymam zniżki na moje podróże lub wynagrodzenie, a Ty – zniżki powitalne na swoje pierwsze rezerwacje):
- Booking.com
- HotelsCombined
- Trivago
- Airbnb – jeśli zarejestrujesz się z mojego linku, to możesz otrzymać nawet 138 zł na pierwszą rezerwację.
- Hotel Spotter – blog o tym, jak szukać hotelowych okazji.
- Domy wakacyjne:
- Artykuł Ile kosztuje podróż dookoła świata – artykuł Czytelników „Finansowego ninja”, w którym przedstawili koszty rocznej podróży.
- Inne podcasty o podróżowaniu:
- WNOP 012: Tanie zwiedzanie świata z Krzysztofem Szymańskim – część 1
- WNOP 013: Tanie zwiedzanie świata z Krzysztofem Szymańskim – część 2
- WNOP 021: Złodziejskie sztuczki, czyli jak chronić się przed kieszonkowcami i rabusiami
- WNOP 129: Busem przez świat, czyli jak zarabiać na podróżach – opowiada Karol Lewandowski
Poniżej znajdziesz pełny tekstowy zapis naszej rozmowy. Możesz również kliknąć i pobrać spisaną treść w formacie PDF.
Ważne ogłoszenie dla Słuchaczy podcastu
Na początek – bardzo przepraszam, bo niestety długo musieliście czekać na ten odcinek. Zniknąłem w zasadzie bez pożegnania ze Wami – Słuchaczami i Widzami tego podcastu.
Zdążyłem tylko nieco wytłumaczyć się Czytelnikom bloga, którym pod koniec września zakomunikowałem, że moja działalność blogowo / podcastowa weszła w taki tryb “rzadziej niż częściej” i zapowiedziałem, że niestety moje kolejne publikacje ukazywać się będą bardzo nieregularnie. Niestety na chwilę obecną nadal nie wiem czy i ewentualnie kiedy się to zmieni. Dlatego z pewnym opóźnieniem także tutaj – w podcaście – bardzo przepraszam z ten brak przewidywalności i brak nowych, przydatnych dla Was treści.
A jeśli chcecie wiedzieć więcej dlaczego tak się rozluźniłem, to wejdźcie na blog „Jak oszczędzać pieniądze” i przeczytajcie wpis zatytułowany „Czy to już koniec bloga?”. Liczę na Waszą wyrozumiałość i zrozumienie. No i bardzo dziękuję tym osobom, które przesyłają mi ciepłe słowa i cały czas mnie wspierają. To bardzo miłe.
Wędrowne motyle, czyli historia Ani i Marcina Nowaków
Cześć, Marcin.
Cześć, Michał.
Przedstaw się, proszę, Słuchaczom, powiedz, kim jesteś i co robisz.
Nazywam się Marcin Nowak. Jestem mężem Anny Nowak. I razem z nią pod brandem Motyle napisaliśmy książkę Podróżuj lepiej. Prowadzimy również bloga gdziewyjechac.pl. Te dwa tytuły są stosowane zamiennie.
Dość skromnie siebie przedstawiłeś, ale jak się wejdzie na Waszego bloga, to od razu można przeczytać, że odwiedziliście kilkadziesiąt krajów. I takie pierwsze pytanie, które mi się zawsze rodzi, jak widzę takie dokonanie, brzmi: ile pieniędzy potrzeba na to, żeby podróżować po całym świecie; kim są ci ludzie, że ich na to stać?
Niedawno stuknęło nam dziewięć lat razem i można uznać, że tyle samo czasu prowadzimy bloga podróżniczego, chociaż na początku pomysły były inne. Wcześniej prowadziłem inne projekty turystyczne, ale nie wywodzimy się z turystyki. Mamy wykształcenia okołoturystyczne, bo Ania jest po zarządzaniu w turystyce i marketingu turystycznym, a ja po geografii ze specjalizacją turystyczną, natomiast trafiliśmy do różnych zawodów, niekoniecznie związanych z naszym wykształceniem. Ja pracowałem w mediach, w redakcji lokalnej, np. w dziale internetowym, w którym od czasu do czasu szkoliłem dziennikarzy. To było w czasach, w których media przechodziły transformację z papierowych do internetowych. Ania dość długi czas studiowała, bo studiowała kierunek po kierunku, a potem trafiła do administracji publicznej i była urzędniczką, ale nie zajmowała się turystyką.
I dwa lata temu zmieniliśmy swoje życie. Żona zrezygnowała z etatu, a w mojej firmie nastąpiły zmiany, których efektem było coś, co pomogło mi podjąć decyzję związaną z rozwijaniem naszego brandu mocniej. I jednym z finałów tej decyzji jest książka. A dlaczego? Dlatego że po tej sytuacji, o której ci opowiedziałem, uznaliśmy, że to odpowiedni czas, aby ją napisać. Blogujemy już od ośmiu lat, z czego kilka lat prowadzimy kanał na YouTubie. Dwa lata temu zyskał on nowe życie, nowy oddech. Skupiamy się obecnie na rozwijaniu tego brandu. Na początku blog nazywał się gdziewyjechac.pl, jego logotypem był motyl inny niż teraz, taki pikselowy, Danaus plexippus, czyli motyl monarcha, symbol podróżnika, takiego, który wie, gdzie podróżuje, bo raz w roku z Meksyku do Kanady itd. I z czasem ludzie zaczęli rzucać na nas ksywką Wędrowne Motyle, która w pewnym momencie stała się bardziej popularna niż sam adres bloga. W związku z tym dziś nasz kanał oficjalnie nazywa się „Wędrowne Motyle”.
Kiedy dostaliście nagrodę Blog Roku?
W 2013 r. I nie wygraliśmy w swojej kategorii, czyli „podróże”, ale jak pewnie wiesz, jako wielokrotny obserwator tudzież współjuror (jak chociażby w tym roku), nie trzeba wygrać w swojej kategorii, żeby być zauważonym przez branżę, albo wręcz na odwrót, można wygrać i nie wykorzystać do końca tego potencjału. My byliśmy finalistami i dostaliśmy też specjalne wyróżnienie. 2013 rok był tym, w którym mocniej dostrzeżono nas w naszej branży. Pojawiły się nowe współprace, które pomogły nam jak ta woda na młyn. Nie tylko nas zmotywowały, ale i pomogły w rozwoju naszej działalności jako system, bo to już sześć, siedem działalności. Niektóre z nich są okołoblogowe.
Dziś nie będziemy jednak rozmawiali o biznesie wokół bloga, bo taką rozmowę przeprowadziłem już z Karolem Lewandowskim z bloga „Busem przez świat”.
Doskonały przykład.
Jak zmienia się podróżowanie?
My mieliśmy okazję być ostatnio w jury kontynuacji konkursu Blog Roku. I w wyniku tego spotkania napisałeś do mnie z propozycją: „Słuchaj, Michał, kiedyś nagrywałeś podcasty z Krzyśkiem Szymańskim”. Sprawdziłem, to był 2013 r. i 12. i 13. odcinek podcastu. To były odcinki o tanim zwiedzaniu świata. I powiedziałeś, że sporo się od tamtego czasu zmieniło i żeby z jednej strony zaktualizować ten temat, a z drugiej – opowiedzieć, jak wygląda podróżowanie w 2019 r., osobom, które nie szukają tych najbardziej ekonomicznych opcji, nie są zdecydowane, by spać po motelach czy na lotniskach, tylko szukają sposobów na w miarę rozsądnie i ekonomicznie wycenione podróżowanie, a jednocześnie pracują na etacie i chciałyby jak najskuteczniej z tych urlopów skorzystać. I rzuciłeś mi taką propozycję. Po namyśle uznałem, że warto spróbować.
Przejdźmy do tych zmian. Powiedz, co rzeczywiście w stosunku do 2013 r. zmieniło się w podróżowaniu.
Ten 2013 r. to było nasze raczkowanie, a po kilku latach spotkałem się z Tobą jako równoprawny juror w konkursie! I z takiego raczkującego, mało znanego bloga z wyróżnieniem, od roku, dwóch, jesteśmy największym blogiem podróżniczym, jeśli chodzi o zasięgi. Natomiast w tle tego wszystkiego jest pewien proces, który możemy obserwować z perspektywy siedmiu, ośmiu lat. Pomogło nam to napisać książkę. Bo zachęty od wydawnictw wybyły już trzy, cztery lata temu, natomiast nie byliśmy jeszcze wtedy na to gotowi. Uważaliśmy, że za mało wiemy. To była dobra decyzja, bo w porównaniu z latami 2012-2013 rok 2019 przyniósł kardynalną zmianę w sposobie podróżowania, i w tym, kto istniał na rynku, a kogo już nie ma.
Nie żyjemy już w czasach tanich lotów. Linie lotnicze nie powinny być już tak nazywane, ale w branży często stosuje się nazwę „niskobudżetowe”, czyli nie takie drogie, ale nie takie bliskie darmowym. Nie ma lotów za złotówkę czy za kilka euro, z których my wielokrotnie korzystaliśmy. Do dziś pamiętam, jak do Maroko z Madrytu dolecieliśmy za 4 euro. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś rynek będzie w takim momencie, że branża turystyczna czy transportowa zdecyduje się na takie promocje, bo to był ruch marketingowy, który miał na celu wychowanie klienta. Natomiast nie wiem, czy pamiętacie Polskiego Busa, który dziś już nie istnieje, został wykupiony przez FlixBusa. Jego wejście na polski rynek też opierało się na biletach za złotówkę. Dziś ten spadkobierca Polskiego Busa, czyli FlixBus, nie schodzi już do tak niskiego poziomu. Najtańsze bilety to kilka złotych. I w przypadku tanich czy niskobudżetowych linii lotniczych jest podobnie. I to jest największa zmiana, która nastąpiła.
Druga zmiana jest taka, że te tradycyjne linie lotnicze, widząc poważne zagrożenie ze strony tych niskobudżetowych, te swoje najtańsze usługi, czyli economy, zaczęły równać w kierunku swojej konkurencji. W związku z tym doszło do pozytywnych dla konsumenta sytuacji, w których tradycyjne linie typu LOT, KLM, Lufthansa, Air Serbia są w stanie w różnych promocjach zaproponować klientowi lot na weekend do Barcelony w bardzo zbliżonej cenie co te tanie linie, co kiedyś było nie do pomyślenia. To jest największa zmiana, nie mówiąc już o zmianach w polityce bagażowej. Pisząc w książce o pakowaniu czy bagażach, ciągle coś się zmieniało. Gdy coś napisaliśmy, okazywało się, że to się dezaktualizowało. Wobec tego napisaliśmy, że zamykamy nasz research na wrześniu 2019 r. Czytelnicy na końcu mają wirtualną erratę, w której będą mogli poprzez QR kod sprawdzić, czy coś się zmieniło, bo na pewno jeszcze się zmieni.
I trzecia sfera zmian to siatka połączeń. W 2013 r. wiele osób, żeby polecieć gdzieś dalej z Polski, nawet tymi niskokosztowymi liniami lotniczymi, musiało myśleć o przesiadkach w takich słynnych hubach jak Bergamo, Bruksela (lotnisko Charleroi), Barcelona – Maroko nie było dostępne z Polski. Jednak od dobrych dwóch, trzech lat kilka tanich linii lotniczych – mam na myśli Katowice, Kraków i Gdańsk – tak się rozwinęło, że zbudowało bazy w polskich lotniskach, w związku z czym możemy polecieć do dwudziestu kilku miast bezpośrednio z Polski. To gigantyczna zmiana. To duże otwarcie Polski na Europę, ale również na świat. Ponieważ, jak wiemy, te niskobudżetowe linie rozbudowały siatkę o takie dalsze rejony jak np. Islandia, Teneryfa, Maroko, Azory, Izrael, nawet Zatoka Perska i Kazachstan.
Zmiana filozofii podróżowania
Co jeszcze z takich zmian poza samym transportem?
Zmiany stylu, filozofii podróżowania, myślenia o podróżowaniu. To wynika niestety z naszego wieku, nas jako twórców. Nasi czytelnicy z nami dorastali. Zaczynaliśmy jako dwudziestolatkowie, myśleliśmy o świecie jako dwudziestolatkowie i podróżowaliśmy po świecie jako dwudziestolatkowie. Więc ja nie mówię, że tego czasu trzeba się wstydzić.Realia były inne: brało się prowiant na wyjazdy do drogich krajów, wolało się przenocować gdzieś na lotnisku, niż szukać noclegu. Natomiast polski turysta od tego czasu zaczął się edukować. W związku z tym ten jego pierwszy, drugi lot różnił się od dwunastego czy trzynastego. I coraz więcej Polaków zaczęło pozwalać sobie na nie myślenie kategoriami tylko i wyłącznie pieniądz, ale też wygoda.
I przekraczając tę mityczną trzydziestkę, zaobserwowaliśmy, że nasi czytelnicy, którzy również skończyli trzydziestkę, zaczęli pracować albo od kilku lat osadzeni byli w jakichś korporacjach, potrzebowali wykładania wszystkiego jak na patelni, ale niekoniecznie potrzebowali pokazywania im najtańszych propozycji. Byli w stanie zapłacić 100 zł czy 150 zł więcej po to, by polecieć piątek-niedziela, a nie musieć wracać w poniedziałek rano, bo woleli ten jeden dzień w pracy być.
To też jest opisane w książce w rozdziale o noclegach, do czego zachęcamy, bo to był błąd taktyczny młodych ludzi, dla których nie zawsze cena hotelu była najważniejsza. Dlatego że jeśli chociaż troszeczkę ogarniamy mapę miasta, a powinniśmy, a systemy ogarniające noclegi coraz częściej udostępniają taką opcje, że nie tylko pojawia się lista noclegów, ale też umiejscowienie ich geograficzne. Co z tego, że upolujemy nocleg za 130 zł w Pradze czy za 210 zł w Londynie, kiedy jesteśmy na suburbiach tych miast lub na ich przedmieściach. Pomyślimy, że jakoś to będzie. A jak dodamy sobie czas, nerwy, to, że zimą dużo szybciej robi się ciemno w wielu miastach Europy, czy fakt dojechania, powrotu, ogarnięcia jakiegoś śniadania, to zaczyna się gromadzić cały bagaż minusów, które są równoważne kwocie 40 zł, za które upolowalibyśmy inny, droższy, ale umiejscowiony przy dworcu kolejowym nocleg. Jeśli jesteśmy na kilka dni w mieście, to dzięki temu oszczędzamy codziennie po godzinie, dwóch, bo z łatwością z tego miejsca noclegowego wyjeżdżamy i wracamy.
I gdy pytasz co się zmieniło, to zmieniło się podejście Polaków. Polak nie jest już początkujący. Nastąpiło otwarcie na świat. Również zachłyśnięcie się podróżami. I przechodzimy do fazy drugiej, a może nawet do fazy drugiej-B. Zaczynamy trochę inaczej myśleć, mieć inne pomysły na podróże – być może podróże tematyczne, które są nam dość bliskie – inaczej eksplorować, nie odhaczając miejsc. I może za chwileczkę będziemy w fazie trzeciej. Szwedzi są już chyba w fazie piątej, skoro mówią, że trzeba porzucić latanie na rzecz kolei, ale polski rynek chyba nie jest na to gotowy.
Niedawno usłyszałem od osoby, która doskonale zna się na branży lotniczej, że Ukraińcy wchodzą teraz w tę fazę, w której my byliśmy kilka lat temu, czyli zachłyśnięcia się podróżowaniem. Dużo linii lotniczych otwiera połączenia z Ukrainy do Europy i w świat.
Hasło „Kup bilety za złotówkę” u nich funkcjonuje?
Z tego, co wiem, nie. Bo Ryanair, Wizz Air czy easyJet jednak mają już swoją markę. Ale na pewno tych tańszych okazji jest więcej w tej początkowej fazie biznesu niż u nas. Dzisiaj żeby polecieć gdzieś w dwie strony za kilkadziesiąt złotych, trzeba być świetnym wyszukiwaczem. Dziś nie mamy już tak pełnej wiedzy jak kiedyś, bo wtedy siedziało się na tych forach, szukało, korzystało z różnego rodzaju trików, zarywało noce.
Częstym procederem jest polowanie na błędy w tych systemach rezerwacyjnych.
Tak, to osobna historia, bo nie ukrywam, że sami z takich błędów korzystaliśmy. Do Gwatemali polecieliśmy za 660 zł w dwie strony. Wiem, że dużo osób traktuje to wyszukiwanie jak sport. Natomiast wracając do meritum, za kilkadziesiąt złotych ciężko będzie dziś znaleźć fajny wypad, ale za ponad 100 zł już tak. Kiedyś ci najwięksi ultrawyszukiwacze, puryści powiedzieliby, że to drogo. Ja doskonale te czasy pamiętam, rozumiem i bawią mnie one. Ale uważam, że jesteśmy teraz w troszeczkę innym miejscu. To nie jest już takie proste.
Podróżuj lepiej, czyli 50 dni rocznie w podróży
Pomówmy teraz o waszej książce Podróżuj lepiej. Ona ma też fajny podtytuł, mianowicie 50 dni rocznie w podroży, nie rezygnując z etatu. Brzmi to jak taka obietnica czegoś, co jest nieosiągalne. Bo jak ktoś pracuje na etacie i ma tego urlopu ponad 20 dni rocznie, to trudno sobie wyobrazić, aby on dwa razy dłużej był na wyjazdach, i to takich ciekawych. Pamiętam, że powiedziałeś mi: „To jest książka nie o tym, jak podróżować tanio, tylko jak to robić sprytniej, częściej i taniej”, więc zdefiniuj, co ty przez to rozumiesz.
Na słowo „częściej” odpowiedzią jest ten podtytuł, czyli że to może być nawet 50 dni w roku. Ale jakim cudem, skoro mamy 26 dni urlopu na etacie? Więc co zrobić, żeby mimo tego ograniczenia podróżować 50 dni? Powiem ci, że znam ludzi, którzy podróżują i 100 czy 75 dni. Te 50 to jest taka bezpieczna propozycja po to, aby jak najwięcej osób mogło się z tym utożsamić. I pokazujemy ten pierwszy krok.
Odpowiedź jest banalnie prosta. Trik polega na tym, że uwzględniamy w tym długie weekendy i weekendy. I dodając do tego słowo „sprytnie”, zawarłbym już taką całą politykę w głowie, żeby te swoje urlopy, wyjazdy planować z dość dużym wyprzedzeniem, rozprowadzić je w kalendarzu w ten sposób, aby gdzieś przykleić się do długiego weekendu. Chociaż niekoniecznie, bo w niektórych miejscach ceny są wtedy wyższe. Ale rozdzielić to sobie w ten sposób: jeden daleki wyjazd, jeden średnio daleki i jeden bliski. Bo wbrew pozorom podróże to nie są odległości.
Ja w tych 50 dniach zawieram też wypad na Mazury czy w słowackie góry, i niekoniecznie samolotem. Zatem dwukrotność tych 26 dni jest do osiągnięcia, jeśli tylko i wyłącznie nie będziemy myśleć ad hoc w przypadku swojego urlopowania się, tylko zrobimy dwa kroki do przodu z partnerką, partnerem, dziećmi i np. zasymulujemy sobie taki przyszły rok pod tym kątem. Oczywiście musimy wziąć pod uwagę to, że coś się może nie udać, ale to jest pierwszy krok do osiągnięcia tych 50 dni w podróży.
Jeśli twoją pasją nie są podróże, tylko wędkarstwo czy brydż, to nie będziemy się łudzić, że jesteś osobą, która będzie miała motywację do tego, aby te 90 dni spędzić w podróży. Natomiast jeśli jesteś osobą, dla której to była pasja i z zazdrością patrzyłeś na tych, którzy to mają, to po przeczytaniu tej książki, a zwłaszcza o optymalizacji czasu wolnego, ośmielisz się, aby ten swój pierwszy krok wykonać. A jak się go już zrobi, to każdy kolejny będzie jak przy lądowaniu Apollo.
Skąd brać pieniądze na podróże?
Poruszmy jeszcze wątek pieniędzy. Gdy widzę taką liczbę dni w podróży, to myślę, że podróżowanie kosztuje. Skąd brać na to pieniądze? Weźmy pod uwagę to, że mamy człowieka, który pracuje normalnie na etacie, nie ma jakichś dramatycznych nadwyżek finansowych. Więc jak zatroszczyć się o to, żeby na te podróże było nas stać? Ile kosztują was wasze podróże, przyjmując: średni wyjazd w Polskę, średni na kontynencie i średni poza kontynent?
Zanurkujmy więc w środek tego wszystkiego, czyli w 2015 r. Bo ktoś może powiedzieć: „Marcin, powiedziałeś, że od dwóch lat nie jesteście na etacie, a piszecie o modelu ‘pracuj na etacie, a podróżuj częściej’”. No tak, ale książkę zaczęliśmy pisać właśnie po tej zmianie, w związku z czym gros treści, która jest w niej zawarta dotyczy wcześniejszych doświadczeń.
Jesteśmy zatem w 2016 r., ja pracuję na etacie już od dziewięciu lat, Ania trochę mniej. Pracujemy osiem godzin dziennie, w mojej branży czasami dłużej, nawet w weekendy, ale to pozwalało brać wolne w tygodniu w zamian za te dni. Nigdy nie zarabialiśmy razem średniej krajowej, więc nie są to małe pieniądze, ale też nie duże. Ale życie na Śląsku jest tańsze niż w Warszawie i Krakowie. Mieliśmy jeszcze resztkę kredytu i raty za mieszkanie – niskie, bo mieszkanie było tanie. Nasze comiesięcznych zobowiązania finansowe nie przekraczały 1500 zł. Żyliśmy oszczędnie. Nie wydawaliśmy pieniędzy na głupoty, w tym sensie, że nie wyciekały nam one przez palce. Jeśli wskażemy sobie tych sytuacji więcej – w książce jest tabelka, która przelicza, ile potrzebujesz wytrzymać nie paląc papierosów, aby polecieć na Maderę – weźmiemy pod uwagę np. kawę w sieciówkach, dodajmy to do siebie i zobaczymy, że jeśli się tego wszystkiego wyzbyliśmy, to mamy kolejnych kilkaset złotych miesięcznie w kieszeni.
I druga rzecz to zwykła pasja. Jeśli twoją pasją jest LEGO czy motoryzacja, to wiadomo, że zawsze pieniądze się na to znajdą. W naszym przypadku były to podróże, więc finanse się na to znalazły. Wszystkie nadwyżki – oprócz inwestycji, które robiliśmy na czarną godzinę – na to szły. I specjalnie użyłem jako przykładu roku 2015 r., bo ktoś powie nam, że „przecież zaczęliście współpracować z markami turystycznymi”. I rzeczywiście zaczęło się to nasilać w 2015 r. Ale wszystkie pieniądze, które dodatkowo zostały przez nas zarobione, szły właśnie na podróże. Jesteśmy zdrowi, więc nie mamy wydatków związanych z leczeniem i lekami. Nie jesteśmy też gadżeciarzami. Od ślubu mamy cały czas ten sam telewizor. Szczerze powiedziawszy, od czasu ślubu nigdy w żadne sprzęty RTV, AGD nie szliśmy. Część z nich nawet nam sprezentowano.
Jeśli chodzi o same podróże, to na początku staraliśmy się podróżować niskobudżetowo, a czasem wręcz ultraniskobudżetowo. I to systematycznie rosło. Takim symbolem, który pokazany jest w książce, jest to, że bliżej tego 2013 r. mieliśmy chęć podróżowania poniżej 100 zł dziennie. Potem wzrosło to do 120-130 zł. Następnie do 150 zł. A dzisiaj zdarza nam się nocować bliżej 200 zł, jeśli warto się w danym miejscu zatrzymać. Finalnie okazuje się, że ludzie zarabiający po 2,5-3,5 tys. zł są w stanie wygenerować po kilka wyjazdów rocznie. To nie będzie Argentyna czy Kolumbia, gdzie bilety lotnicze są zawsze powyżej pewnej kwoty. Na początek swojej przygody z Azją niech będzie to Tajlandia, ale być może też Wietnam czy Sri Lanka. Koszty lotu i pobytu można uśrednić, czyli policzyć, ile jesteś w stanie wydać dziennie w danym kraju. To są kraje, w których zmieścisz się poniżej 100 zł dziennie i nie będzie to ekstremalne.
A te 100 zł to będzie na głowę?
Tak. Na głowę. Czyli przy parze bez problemu mamy 200 zł. Damy radę tak zrobić. I nawet nie śpimy w dormie czy w hostelu, tylko w butikowym hotelu, bardzo często dwu-, trzygwiazdkowym, w którym zamkniesz się w 100 zł, a kolejne 100 zł wliczysz na pobyt typu tanie jedzenie. Wszystkie inne rzeczy w czasie podróży uznajemy za bonusy, czyli wycieczki fakultatywne, bilety wstępu czy inne atrakcje to kwestia twojego wyboru. Ale czasami poruszamy się w przedziale tych 200-250 zł.
W Europie też są kraje, które są troszeczkę tańsze, więc na dzień dobry też nie będziemy proponować komuś podróży do Wielkiej Brytanii czy Holandii, ale np. Czechy, Słowacja, Węgry, Chorwacja po sezonie już wystarczy. Portugalia jest tanim krajem. Chodzi o dopasowanie możliwości do kierunku. Wiemy, że tanio i łatwo można dolecieć do miast skandynawskich czy brytyjskich, ale trzeba mieć zawsze z tyłu głowy, że na miejscu jest dużo drożej. Więc co z tego, że kupisz sobie bilet za stówkę w dwie strony, jak na miejscu ta stówka to jedna trzecia najtańszego noclegu. Chyba że mamy znajomych czy rodzinę.
Jest możliwe odłożenie tych pieniędzy i realizowanie ich na doraźne potrzeby podróżnicze, jeśli nie przepuszczamy pieniędzy przez palce na zbytki dnia codziennego i jeśli podróże są rzeczywiście naszą autentyczną pasją numer jeden, ewentualnie numer dwa. Ale jeśli są numer trzy, to ciężko nam będzie się zmobilizować, bo pieniądze będą szły gdzie indziej.
Czy podróżujecie tylko we dwójkę, czy przemieszczacie się też większymi grupami?
Podróżujemy we dwójkę. Nie jesteśmy jeszcze rodzicami. Mamy dużą rodzinę, więc zawsze ktoś z nami pojedzie. To są wyjazdy cztero-, pięcio- lub sześcioosobowe. Kiedyś rozważaliśmy taki okołoblogowy biznes. Ja mam papiery na pilotaż. W związku z tym zostałem zapytany, czy chcielibyśmy poprowadzić niektóre wyjazdy jako przewodnicy. Ale polskie prawo i ustawodawstwo jest bardzo restrykcyjne w tym zakresie, biurokracja jest duża i trudno robić to legalnie z pełnym zabezpieczeniem, więc nie podjęliśmy się tej inicjatywy.
Ale korci Was to?
Nie odpowiem za Anię, bo jej tu nie ma, chociaż znam jej zdanie. Mnie bardziej korci. Nasz kanał na YouTubie przyciąga specyficzną grupę ludzi, którzy lubią uczyć się z podróży. A ja lubię ludzi, którzy chcą słuchać tego, co mam do powiedzenia o danych miejscach. W związku z tym korci mnie, aby móc sprawdzić, czy to jest możliwe, czy będzie jednak tak, jak mówią moi znajomi po studiach geograficznych: „Praca przewodnika to droga przez mękę. Wytrzymać z tymi ludźmi, kiedy każdy chce coś innego albo co innego mu się podoba, to nie bułka z masłem, to nie jest wymarzony zawód”. Tak więc trzymam kciuki za wszystkich przewodników i pilotów wycieczek, bo wiem, że Wasza praca to ciężki kawał chleba.
Metoda pizzy – struktura kosztów podróży
Co jest dziś taką największą składową kosztów podróżowania: czy zakwaterowanie, czy sam transport?
Jest tzw. metoda pizzy, którą tniemy na cztery części. I idealna podróż to właśnie taka pizza pocięta na cztery części:
- Jedną czwartą jest dostanie się do danego miejsca.
- Jedną czwartą – zakwaterowanie.
- Jedną czwartą – jedzenie, atrakcje.
- I ostatnią jedną czwartą – wszystkie rzeczy dodatkowe.
Ale czy te wszystkie części są równe?
W przypadku Azji Południowo-Wschodniej ta proporcja jest zaburzona, ponieważ tam jest duża szansa, że podzielisz tę pizzę na trzy części. Ten dolot będzie jedną trzecią. W jednej trzeciej zawrzemy zarówno noclegi, jak i wydatki na miejscu, a jedną trzecią zostawimy sobie w postaci zapasu. To oznacza, że to dolot jest tam cenowo największą składową, chyba że wyłapiemy tzw. error fare – błąd taryfowy – czyli uruchomimy tu czynnik spontaniczności. Urok spontaniczności polega na tym, że może się ona pojawić nawet wtedy, gdy planujesz sobie rok. Więc jak wskoczy ci jakaś superokazja, to warto przemodelować swoje plany lotu.
Finalnie uważam, że taki idealny podział w przypadku podróży europejskich jest na cztery części. Czyli zrobić tak budżet, żeby jeśli bilety na jedną osobę będą nas kosztowały 700 zł tam i z powrotem, to zróbmy tak, żeby noclegi na miejscu też kosztowały 750 zł, aby wszystkie atrakcje, wstępy i jedzenie także tyle kosztowały. A ostatnie 750 zł zostawmy sobie w zapasie, a może nawet wrócimy z tymi pieniędzmi.
Natomiast jeśli upolowaliśmy okazję, np. lot do Rzymu za 200 zł, to logicznym jest, że za te 200 zł nie będziemy tam mieszkać, chyba że lecimy na weekend. I w przypadku Rzymu to jest możliwe. Wtedy za te pieniądze sobie poszalejemy w restauracjach. Zdarzało nam się jechać na jeden dzień, bo siatki połączeń są tak skonstruowane, że jak trafimy na zakładkę lotów, czyli w dniu, w którym kończy się rozkład letni a zaczyna zimowy lub na odwrót, to niektóre konfiguracje się tak układają, że możecie polecieć gdzieś na jeden weekend lub na jeden dzień. Na co dzień tak nie można. My tak polecieliśmy do ukochanego przez nas Rzymu na jeden dzień za 90 zł. Rano o szóstej wylot, o 22 z powrotem. Tylko że wylecieliśmy z Katowic, a wróciliśmy do Krakowa. Rozpisaliśmy to bardzo szczegółowo.
Warto częściej uruchamiać myślenie multicity, bo to, że mieszkacie w Krakowie, to nie znaczy, że zawsze musicie z tego Krakowa wylatywać i wracać. Po sąsiedzku jest lotnisko w Katowicach. Jak dobrze opanujecie pewne programy czy strony do wyszukiwania lotów, to jesteście w stanie takie zestawienia robić. W przypadku Warszawy też jest to możliwe. Mamy Okęcie, Modlin, mamy rzut kamieniem Łódź, Lublin. W przypadku Gdańska jest to alternatywa w postaci niedalekiej Bydgoszczy. My właściwie do Wrocławia mamy dość szybko, bo pociągiem dwie godziny. Nieraz zdarzało się przylecieć do Wrocławia, a wylecieć z Katowic. Jeśli jesteś skupiony tylko na Warszawie, to cały wachlarz możliwości lotów i wylotów ci się skraca.
Jak szukać tanich lotów?
A gdzie dzisiaj szuka się lotów?
Na rynku mieliśmy kilku podpowiadaczy, z którymi wszyscy właściwie się wychowywaliśmy. Największy z nich to „Fly4Free”, już brand sam w sobie, który wyrósł z pomysłu Kamila Lodzińskiego na prężnie działający tytuł medialny. Więc zachęcam wszystkich do obejrzenia „Fly4Free”, gdzie teraz pracuje dosyć duża redakcja. Do tego mamy jeszcze „Loter” i „Mleczne Podróże” – to są takie alternatywne serwisy, tworzone i rozwijane przez ich autorów w troszeczkę mniejszych redakcjach. Więc one cały czas funkcjonują i polecam je. One nas wychowały, sprzedały też know-how tego wszystkiego. Społeczność zgromadzona wokół tych serwisów to są dziś ludzie, dla których prawdopodobnie treści prezentowane w naszej książce nie będą odkryciem Ameryki. Aczkolwiek staramy się i te osoby zaskoczyć. Jest tam wiele ciekawych przemyśleń, których być może te osoby nie zauważyły. Natomiast jeśli ktoś chce samodzielnie spróbować, to książka ma kody QR, w których są rozwinięcia różnych wątków w postaci filmów.
Znajdziecie też tam kody QR odsyłające do materiałów dokładnie rozkładających na czynniki pierwsze dwa narzędzia, które bardzo polecam, czyli Skyscanner i Azuon. Skyscanner jest aplikacją webową, czyli stroną internetową, bardzo fajnym silnikiem. A Azuon jest programem, który instalujemy. W wersji darmowej jest w stanie nam pomóc, w wersji delikatnie płatnej jest już gigantycznym kombajnem.
Skyscanner jest multiwyszukiwarką, która mieli nam oferty różnych linii lotniczych. Według mnie Skyscanner jest dobrym serwisem dla niezdecydowanych. Załóżmy, że Michał, który ma hajs, chce w kwietniu przyszłego roku polecieć na kilka dni do Europy, przywitać wiosnę ciepłą i kwitnącą. Nie wie jednak gdzie. Nie ma czasu o tym czytać i zastanawiać się. Może przejrzeć kilka blogów, ale woli jednak sam. Więc taki Michał powinien wejść na Skyscannera i skorzystać z mało popularnej opcji o nazwie „xxx”. Możesz wpisać sobie w miejsce wylotu „Polska”, a w drugim miejscu „xxx”, co system uzna za takie „gdziekolwiek”. Zaznaczasz ten kwiecień i on zacznie proponować ci wszystkie ciekawe połączenia z Polski dokądś na kwiecień w rozrachunku cenowym. W związku z czym po przemieleniu ukaże ci się kilkanaście propozycji lotów z Polski dokądś z pokazaniem, gdzie są najtańsze loty i za ile. Jak rozwiniesz będziesz miał cały kalendarz, w związku z tym gigantycznie skraca ci tę drogę zastanawiania się, researchu, bo masz kawa na ławę pokazane, że jak chcesz do Portugalii, to możesz do Portugalii, w kwietniu jest za 249 zł. A tu wyskoczy ci Grecja, Ateny. On nagle pokazuje ci Maltę. Nagle zaczyna ci coraz więcej w głowie kiełkować. Zaczynasz czytać coraz więcej o Malcie. Widzisz, że jest tam w kwietniu gorąco. Wybierasz Maltę, bo Skyscanner wypluwa ci ją za 340 zł. Nie jestem związany z firmą Skyscanner, po prostu uważam, że ze Skyscannerem jest jak z Adidasem. Adidas jest dobrą firmą, niektórzy nazywają buty adidasami, więc multiwyszukiwarka to Skyscanner, zwłaszcza dla tych niezdecydowanych.
Natomiast dla tych bardziej zaznajomionych z tematem albo dla takich, dla których jeden dzień w lewo, w prawo jest istotny, dla etatowców, którzy np. są w stanie wylecieć zaraz w piątek po pracy i ewentualnie wziąć dwa dni urlopu na poniedziałek i wtorek i wrócić we wtorek wieczorem, by iść do pracy w środę, to w narzędziu takim jak Azuon możesz wstawić godziny, które cię interesują, np. chcesz wylecieć tylko po południu, w piątek i wrócić wieczorem we wtorek, że w ogóle interesuje cię ten przedział czasowy, że nie interesuje cię żadne środy czy czwartki, że interesuje cię lot do 350 zł. Więc Azuon to takie większe narzędzie.
Wiem, że spece od wyszukiwania pomyśleli o AZairze. Jest alternatywa czy konkurent do Azuona, czyli strona AZair, która działa tak samo. Może nie wygląda aż tak bardzo profesjonalnie, ale ma większość tych samych funkcji. I ci Czesi też są w stanie wypluć tobie takie bardziej zawężone wyniki wyszukiwania. A w ogóle Azuona opracował chyba Chorwat. Więc Europa Środkowa rządzi w tym temacie.
Jest też taki serwis z promocjami lotniczymi Pelican, który w logo ma Pelikana – a jego polska wersja to Flipo. Bardzo fajny case, czechosłowacki, bo jest jeden Czech i jeden Słowak. Wrzuca takie gotowe promocje ludziom, na zasadzie, że za 800 zł na tyle dni Wenecja. Więc warto przyjrzeć się takiemu serwisowi.
Chcesz uzbierać na podróże? Finansowy ninja!
Jeśli zastanawiacie się, skąd wziąć pieniądze na podróżowanie po całym świecie, to świetną receptę daje Ola, która przesłała mi takiego maila:
„Panie Michale!
Kilka lat temu wpadliśmy z, wówczas jeszcze moim chłopakiem, na odważny pomysł podróży dookoła świata tuż po ślubie. Wiedzieliśmy, że ten duży projekt wymaga sporych nakładów finansowych. Znalazłam wtedy Pana bloga, wczytałam się, następnie przestudiowałam książkę Finansowy Ninja i zaczęliśmy wcielać w życie pomysł budżetu. Z czasem stał się nawykiem, do tego stopnia, że w podróży również go prowadziliśmy. Dzięki temu powstał u nas na blogu post o tym, ile kosztuje roczna podróż dookoła świata. Dziękuję Panu za wszystkie materiały, dzięki którym finansowo zrealizowaliśmy to, o czym tak bardzo zamarzyliśmy ♥️
Gdyby Pan zechciał spojrzeć na efekt mojej pracy, będę zaszczycona
Przesyłamy pozdrowienia, Ola i Mateusz”🙂
Artykuł o kosztach całorocznej podróży dookoła świata znajdziecie na blogu Oli i Mateusza.
Takie referencje to najlepszy dowód na to, że wiedza podana w książce „Finansowy ninja” daje naprawdę konkretne rezultaty. Jeśli więc ktoś z Was jeszcze nie czytał tego poradnika, to zachęcam do sięgnięcia! Można książkę zakupić, można wypożyczyć z biblioteki – grunt żebyście chcieli aktywnie wprowadzać w swoim życiu korzystne finansowo zmiany.
Ja osobiście uważam, że tegoroczne, nowe wydanie #FinNinja, to idealny prezent dla najbliższych i znajomych. Mocno polecam! Zdaniem dotychczasowych Czytelników – świetne kompendium zbierające w jednym miejscu to co najważniejsze o zarabianiu, oszczędzaniu, negocjowaniu, optymalizowaniu największych zakupów w życiu, planowaniu finansowego rozkładu jazdy (i emerytury) oraz podstawach mądrego inwestowania. Polecam!
Jeśli jeszcze nie masz #FinNinja, to optymalnie jest kupić pakiet zawierający książkę i ebooki. Jeśli wystarczy Ci ebook, to w cenie pakietu możesz mieć wersję cyfrową dla siebie i książkę na prezent. 🙂
Dlaczego warto planować wyjazdy z wyprzedzeniem?
Wróćmy do tematu planowania. Czy Ty skrupulatnie planujesz swoje podróże?
Tak.
Co to znaczy „bardzo skrupulatne planowanie podróży” w Twoim wydaniu? Pamiętam, że w książce napisałeś, żeby osoby początkujące podeszły do tego tak, aby zaplanować sobie weekend w Polsce, wyjazd w Europę i dłuższy wyjazd poza Europę.
To jest dla tych, którzy charakterologicznie predestynują do poukładanych osób. Jeśli chcą zrobić swój krok do tych 50 podróży rocznie, to ja mogę rozbić im te 50 dni np. na 10 dni tej najdłuższej podroży, 10 dni azjatyckiej. Resztę dni rozbijmy na cztero-, pięciodniówki oparte o długie weekendy. Mogą to być Ateny, Lwów, czeskie góry. I zostaje nam 15 dni, które rozbijam na dwudniówki, np. Londyn. Nie trzeba podróżować raz czy dwa razy w miesiącu, ale chodzi o to, aby rozbić takie myślenie, że jak urlop, to raz, dwa razy w roku. Przepracowujemy się, po czym mamy ten upragniony urlop. A badania pokazują, że Polacy nie potrafią wypoczywać, odciągnąć się od pracy. A być może rozwiązaniem jest rozbicie tego urlopu na kilka urlopów rocznie, co powoduje, że człowiek zaczyna bardziej doceniać te urlopy? I nie ma tej presji, że przelewa ci się na ten dwutygodniowy jeden urlop w roku. W związku z czym zostaje tylko tydzień chilloutu i już trzeba wracać, i te akumulatory nie są naładowane.
Więc jeśli systematycznie planujesz sobie ten rok do przodu, to widzisz, że gdy w Polsce na wiosnę jest szarugowo albo psie kupy wychodzą spod śniegu, to jest to taki moment, gdy w wielu miejscach Europy już ta wiosna jest pełną gębą, gdzie możesz naładować się witaminą D, zobaczyć pierwsze kwiaty i wrócić do pracy na ten marzec czy kwiecień, aby majówka była już twoim drugim wyjazdem, a nie pierwszym, pomijając to, że być może niektórzy już w styczniu w okolicach Trzech Króli będą wygrzewać się w Azji czy na Wyspach Kanaryjskich. I nie minie pół roku, gdy za tobą będą już trzy, cztery podróże, w tym jedna duża, dwie średnie i jedna mała.
Zachęcam do takiego myślenia, bo to nie jest tak, że jak chcesz gdzieś ruszyć w świat, to musisz rzucić pracę, życie, znajomych i wyjechać na rok, dwa. Możesz tak zrobić, mamy mnóstwo znajomych, którzy to zrobili i dla niektórych jest to bardzo fajny etap ich życia, natomiast ziarnko do ziarnka, dokładając to w takiej formule, może nie zrobisz tego w rok, ale w ciągu normalnego funkcjonowania: praca, czas wolny, przez pięć lat zobaczysz tyle samo.
Ktoś może powiedzieć, że nie wolno się tak przygotowywać i że gdzie jest miejsce na spontaniczność, natomiast ja uważam, że zaplanowanie przyszłego roku wyjazdowego nie zabija spontaniczności. Wręcz przeciwnie – oddanie wszystkiego spontaniczności zabija dobre zaplanowanie roku.
Generalnie ja jestem bardzo poukładanym człowiekiem, jeśli chodzi o planowanie różnych rzeczy. Inną kwestia jest to, jak te plany udaje mi się zrealizować. Niemniej jednak czuję się w miarę bezpiecznie wtedy, kiedy wiem, że ten czas mam niejako z wyprzedzeniem ułożony. Wówczas mam poczucie kontroli nad nim. Czasami jest to złudne, ale się przydaje.
Wracając do planowania. Czy poszczególne podróże, np. gdy macie kilka dni w Barcelonie, planujecie skrupulatnie, czy tam już stawiacie bardziej na spontaniczność?
To zależy – tu niestety muszę użyć tego stwierdzenia, które lubią prawnicy. Bo jeśli Barcelona to jest miasto, w którym jesteśmy po raz pierwszy, to zdecydowanie lepiej będzie przerzucać dalej tabelki Excela, robiąc plan podróży.
Zwróćcie uwagę na jedno: my jesteśmy blogerami, youtuberami. Każda nasza podróż jest obarczona przygotowaniem jakichś treści. Nie mówimy, że dzisiaj robimy tylko to. Nigdy tak na szczęście nie było. Zawsze to było rzeczą dodatkową. Pomijając też fakt, że z tego powodu odmówiliśmy wielu współprac komercyjnych polegających na tym, że mielibyśmy jechać gdzieś, gdzie nas ten kierunek nie interesował, nie podobał się albo był zbyt „zabetonowany”.
W związku z tym w naszym planie podróży kilku dni do Barcelony musimy zaplanować jakieś ciekawe realizacje dla naszych widzów czy czytelników. Ale nawet gdy nie bylibyśmy takimi osobami, to stawiam na to, że ten Excel też poszedłby w ruch i byłoby tam rozpisane, że tego dnia jest przylot, tu zameldowanie w hotelu, pierwszy wieczór chillout w jakiejś knajpie i trzy zaproponowane wcześniej po researchu.
Drugi dzień – wczesne wstanie rano, bo jest np. piękny wschód słońca z tego punktu widokowego. To jest do modyfikacji, bo przecież może być pochmurny dzień. Ale ja już wcześniej zobaczyłem pogodę, najlepiej na norweskim yr.no albo na AccuWeather, w związku z tym wiedziałbym, czy usunąć te wcześniejsze wstanie na wschód słońca i czy przesunąć na inny dzień, czy nie. I np. pierwszego dnia do oporu zwiedzać śladem kościołów i obiektów historycznych. W dniu deszczowym zaplanować sobie atrakcje pod dachem, np. muzea, knajpy itp. Więc taki wstępny plan wygląda u nas w ten sposób. To nie znaczy, że zawsze idziemy punkt po punkcie, ale myślę, że tu mamy charakterologiczną zbieżność.
Ja wolę mieć przygotowany plan. Dlaczego? Dlatego że jako człowiek, który planuje świadome podróżowanie, uważam, że takie wyciśnięcie z tych miast, regionów, krajów tego, co najlepsze, z czego będziesz najbardziej zadowolony, dumny, tego, że wrócisz z całym bagażem doświadczeń i miejsc, które zobaczyłeś, to jest o tyle pozytyw, że nigdy nie poczujesz, że czegoś nie zobaczyłeś, nie spróbowałeś, chociaż byłeś tam na miejscu. A dlaczego tego nie zrobiłeś? Bo nie przygotowałeś swojego wyjazdu, bo pojechałeś na zbyt wielkim spontanie i prześlizgnąłeś się wokół niektórych miejsc.
Ja wiem, że są szkoły, które uważają, że spontaniczność jest ważniejsza w podróżach, ale my jesteśmy czyści, z otwartą przyłbicą i od wielu lat mówimy, że naszym zdaniem jest na odwrót, że nieprzygotowanie to bardzo często efekt lenistwa.
A po drugie – może się zemścić na miejscu. Że czas zaczyna przeciekać między palcami, a miał być lepiej spędzony. Przygotowanie planu zakłada, że mamy taki intensywny tryb zwiedzania, doświadczania na miejscu. A niektórzy po prostu lubią pojechać i poleżeć brzuchem do góry.
I być może tego potrzebują. Trzeba sobie powiedzieć wprost, jakiego rodzaju podróżnikiem się jest.
Ale nawet w tym trybie typu „lubię sobie poleżeć przy basenie” można dopasować sobie atrakcje do naszego charakteru. I research w tym obszarze się przydaje. Ja się z tym zgadzam, bo jestem pod tym względem taki jak Ty. Gdy wyjeżdżamy na wakacje, to nie zabieram na nie sprzętu do nagrywania podcastów, bo dla mnie wakacje są czasem pełnego oderwania się od tego, co robię, nawet dla świętego spokoju lubię mieć w Excelu wszystko rozpisane. My przemieszczamy się głównie samochodem, więc do tego stopnia mam posunięte to moje planowanie, że wręcz planuję, gdzie i na których stacjach benzynowych zatankuję. Bo są różnice. Jak jedziesz przez Europę na Lazurowe Wybrzeże, to są różnice w cenach paliwa między Szwajcarią, Austrią a Włochami. Można pojechać przez Włochy albo nie jechać przez Włochy. Różne drogi można wybrać. Więc z jednej strony musimy zaplanować, gdzie śpimy, ale ja też planuję, gdzie zatankuję, bo wiem, że tam jest jedna piata różnicy w cenie paliwa.
Nasza przygoda z podróżami samochodowymi jest dość świeża, ma dwa, trzy lata, samochód mamy troszeczkę dłużej. Natomiast w moim życiu wydarzyła się pewna sytuacja – był to wypadek, ale nie samochodowy. Uziemienie mnie, które powodowało, że musiałem się na nowo przystosowywać, a było to związane z samochodem, w związku z czym musiałem na nowo nauczyć się swojego przekonania do dalekich podróży autem. I wiele osób pytało nas, dlaczego nie jeździmy tak często samochodem. Czasami kryją się za tym też inne rzeczy, niekoniecznie ceny paliwa. Ale Europa Środkowa jest jak najbardziej do ogarnięcia samochodem, autobusem i pociągiem. Nie musimy też zachęcać ludzi do latania, bo jest masa fantastycznych rzeczy w Europie Środkowej – mówię to z perspektywy mieszkańca Śląska. Dla niektórych to może być dziwne, ale dla nas, mieszkańców południa, Czechy i Słowacja to jest coś bliższego niż Warszawa. Dla nas największą wyprawą jest Suwalszczyzna. Od nas w rejony Suwałk jest tyle samo, gdyby to przeliczyć na godziny, jak do południowej Austrii, nawet zahaczenie o Adriatyk.
Przed rozmową pytałeś się mnie, czy my podróżujemy. Ja zawsze mówię, że my raczej mało podróżujemy. Ale mam taki punkt na mojej liście rzeczy, które chciałbym zrobić, związanych z podróżowaniem. Jest nim zwiedzenie Szwajcarii pociągiem. Mam to już totalnie rozpracowane, bo to już od paru lat za mną chodzi. Ta sieć połączeń i możliwość zwiedzania Szwajcarii pociągami to coś niesamowitego.
Życzę ci, abyś spełnił to marzenie. Te pakiety, które Szwajcarzy oferują na kolej, są tak zaplanowane, że mieszczą się w nich propozycje promów po jeziorach polodowcowych. Tam są zniżki na różnego rodzaju usługi, na funikulary, czyli kolejki zębate, na kolejki linowe, więc można sobie objechać Szwajcarię koleją, ale tak naprawdę nie ograniczać się tylko do kolei, kupując bilet na jakiś czas.
Drugim rozwiązaniem jest też kupowanie biletów interrail, czyli to taki parasol nad innymi przewoźnikami europejskimi, który umożliwia ci kupowanie karnetów na kilka-, kilkanaście dni w różne kraje. To się zawsze opłaca finansowo, jeśli lubicie kolej i podróże kolejami. Nie wszystkie kraje mają na tyle bogatą infrastrukturę, żeby się decydować na podróż tam, ale myślę, że takie Włochy, Szwajcaria, Hiszpania, Francja, Niemcy, jak ktoś lubi i przyklaskuje idei, którą Szwedzi promują, żeby przesiąść się z samolotów na koleje, to może się przesiąść.
Mój dziadek był kolejarzem, pradziadek kolejarzem galicyjskim, tata Ani jest emerytowanym kolejarzem, więc bardzo lubimy koleje i często nimi podróżujemy po wielu miejscach.
Jak zbierać informacje o miejscach do odwiedzenia?
Czy macie jakiś system katalogowania informacji dotyczący miejsc, w które kiedyś być może pojedziecie, a jeszcze nie macie sprecyzowanej daty?
Mamy. Narzędzie jest bardzo proste i jest ich kilka. Zacznę od czegoś najbardziej banalnego, co polecam – Google Maps. Google Maps od niedawna udostępnia zaznaczanie markerami miejsc, jeśli jest się zalogowanym na swoim koncie w Google. I włączył kategoryzację tych miejsc, to znaczy masz tam trzy lub cztery kategorie: gwiazdka, serduszko, zielona flaga i itd. Zaznaczamy miejsca, które nas interesują, bo o nich czytaliśmy, zobaczyliśmy w jakimś programie. Ja mam dwa sposoby na relaks, jeden to muzyka klasyczna, najczęściej filmowa, a drugi to oglądanie Google Maps i zaznaczanie tam miejsc.
Zwiedzasz świat, patrząc w Google Maps?
Tak, bardzo często. I tak mam od małego. Więc polecam tę metodę. Jeśli coś nas zainteresuje i chcemy tam pojechać, zagwiazdkujmy to. Ale jeśli uważamy, że tych gwiazdek zrobi się za dużo, to podzielmy to sobie na kategorie: przyrodnicze, kulturowe, związane z architekturą i różnego rodzaju ciekawostki, wśród których zawierają się miejsca związane z kulinariami. Więc masz serduszka, zielone flagi, gwiazdki. Dzięki temu masz już gotowe potencjalne punkty do połączenia przy planowaniu trasy. A wielu ludzi odpada, bo nie radzi sobie na etapie planowania tras, konstruowania optymalnej siatki tras, np. czy podróżujemy w stylu łańcuszkowym, czy gwiaździstym.
Zwiedzanie łańcuszkowe polega na tym, że przylatujesz do jednego miejsca i niekoniecznie z niego wracasz. Czyli np. wynajmujesz samochód w jednym miejscu i oddajesz w innym, bo można tak zrobić. Albo poruszasz się wspomnianymi pociągami, autobusami. Zaczynasz w Sewilli, a kończysz w Maladze – to jest taki częsty przykład, jak zwiedzać Andaluzję. Ale możesz też zrobić taki łańcuszek w postaci pętli i zacząć zwiedzać w Sewilli i do Sewilli wrócić, ale po drodze zobaczyłeś wszystkie najciekawsze miejsca w Andaluzji i wracasz z Sewilli, bo np. wynajęcie samochodu i oddanie w tym samym miejscu zawsze daje ci te 200-300 zł w kieszeni więcej niż oddanie w innym miejscu, co jest logiczne, bo oni muszą to auto potem przetransportować.
My coraz częściej stosujemy zwiedzanie gwiaździste. Polega ono na tym, że przylatujesz sobie w jakieś miejsce i ustanawiasz sobie z niego bazę. I w promieniu najbliższych 100-200 km masz wszystko, co cię interesuje. To można robić w przypadku regionów, nie zawsze krajów, tzn. Toskania, Prowansja, Sycylia. Można tak robić, zwłaszcza gdy twoja baza jest na tyle urozmaicona, że możesz to robić zarówno samochodem, jak i pociągami podmiejskimi i autobusami. Więc masz całą gamę możliwości, a twoja baza jest na tyle interesująca i ciekawa, że sama w sobie zapewnia ci wolne przebiegi.
Pewnie słuchacze zastanawiają się, czy są z tych, którzy wolą łańcuszkowo, czy gwiaździście. Powiem przewrotnie: można to łączyć. Można przylecieć do jednego miejsca. Jeśli zwiedzamy Portugalie, to przylecieć do Porto, osiąść tam i traktować to jako bazę pierwszą na gwiaździste zwiedzanie północnej Portugalii. Potem przenieść się pociągiem do Lizbony, zwiedzić ją i potraktować ją jako bazę wypadową do Évory czy Alentejo i okolic. Więc łączymy te dwie metody. Ja nie mówię, która jest lepsza, zostawiam tu dowolność. Uważam, że jedna i druga sprawia dużo frajdy. Zależy od charakteru. Jeśli lubisz sobie wrócić w to samo miejsce, to być może wybierzesz gwiaździście. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, aby codziennie odkrywać nowe miejsca, łącznie z tym noclegowym, to łańcuszkowo.
Marcin, zaplanowałeś podróż, masz te informacje, zrobiłeś Excela wyjazdowego i teraz już wyjeżdżasz. W jaki sposób zabierasz te informacje? Drukujecie je, macie je na telefonie?
Może zabrzmi to niewiarygodnie, ale staramy się, aby nie być jednak przyklejonymi do telefonów w czasie podróży. Owszem, Google Maps idzie w ruch ostro. Uważam, że to jeden z najgenialniejszych wynalazków ludzkości. Jest oczywiście dużo alternatyw, ale ja jestem użytkownikiem Google. Pomaga on nam w przemieszczaniu się po miastach. Rzym jest miastem, które polecam zwiedzać pieszo. Mamy też papierowe mapy, choć z bólem serca muszę przyznać, że coraz rzadziej z nich korzystamy. Natomiast informacje o miejscach zdobywamy dużo wcześniej. I nie korzystamy za bardzo z przewodników, aby nie zaprzątać swojej głowy treściami, które wytworzył ktoś inny, skoro my sami musimy wrócić z tym kontentem i stworzyć go po swojemu.
Staramy się robić rozpoznanie na początku, poczytać trochę artykułów o danym miejscu, posłuchać innych relacji. Nie podróżować z przewodnikiem w ręku, bo my chcemy zrobić ten przewodnik po swojemu. W związku z czym wypadliśmy troszeczkę z takiego świata przewodników papierowych. Czasami kupuję je z nudów, dla siebie, żeby poczytać ciekawostki, ale nawet nie jadę do tego miejsca czy nawet nie korzystam, natomiast robimy sobie taki szeroki research i jest to naznaczone takim filtrem produkowania treści. Bo jak chcemy zrobić jakiś fajny film o jakimś mieście, to przygotowujemy sobie mały scenariusz. Ale kryje się w nim wiedza, którą my powzięliśmy dla siebie. Jak wracamy do Paryża, to robimy materiał tylko o filmowych miejscach w Paryżu, czyli tych, w których kręcone były znane filmy. I zupełnie po swojemu zwiedzamy Paryż, bo od dwóch, trzech lat staramy się promować podróże tematyczne. Nie są one dla wszystkich. Na pewno nie są dla tych, którzy jakieś miejsce odwiedzają po raz pierwszy – nie zachęcałbym do tego.
Dlaczego?
Zabrzmi to patetycznie, ale osoba, która jedzie w jakieś miejsce po raz pierwszy, to taki turysta, który ma prawo zobaczyć klasyczne punkty danego miasta, symbole. Natomiast gdy ktoś wraca drugi, trzeci raz, to może sobie już pozwolić na całkowicie autorski, niespaczony jakimiś must see program. Uważam, że komuś, kto odwiedza pierwszy raz dane miejsce, uczciwie nie mogę proponować jakichś nieszablonowych rozwiązań, bo uważam, że to jest lepsze niż w przypadku tego, kiedy się przynajmniej drugi raz do tego miasta wraca.
My swoim czytelnikom, fanom, klientom, którzy proszą o plan podróży, proponujemy zawsze taki plan dopasowany do ich charakteru. Jeśli przywołany przez ciebie człowiek lubi się polenić, to nie będziemy kazać mu gonić od zabytku do zabytku, od atrakcji do atrakcji, tylko skierujemy go w miejsce, w którym może się zrelaksować i od czasu do czasu coś ciekawego zobaczyć. Natomiast gdy widzimy, że ktoś jest chłonny wiedzy, jest oczytany, jest erudytą i tą erudycją chce się bawić, to zaproponujemy tej osobie bardzo intensywny plan, żeby mógł tę wiedzę skonfrontować z wieloma muzeami, atrakcjami, ciekawymi miejscami, biografiami ludzi, którzy kojarzyli się z tym miejscem.
Ale nie ma złotego środka. Bo te wszystkie rankingi typu „top 10 najładniejszych miejsc w danym mieście” nie wszystkim się podobają. Dlatego nie stosujemy już w naszych materiałach słowa „musisz”, np. „siedem miejsc, które musisz zobaczyć” albo „nie wracaj stamtąd, jeśli nie spróbujesz tego”. Po tych kilku latach zmieniła nam się percepcja i uważamy, że nie można nikogo do niczego zmuszać czy budować w nim jakiejś potrzeby zobaczenia czegoś, dlatego zmieniamy to na słowa „warto”, „warte zobaczenia”, „często odwiedzane” albo sugerujemy miejsca „dla miłośnika architektury”. Nie dalej niż dwa dni temu popełniliśmy przewodnik po Wiedniu „śladem secesji i Klimta”, w związku z czym zaproponowaliśmy, że to jest nasz sposób na Wiedeń dla miłośników sztuki, architektury, a nie dla każdego.
Jak szukać ciekawostek o celach podróży?
Załóżmy, że ktoś skorzystał z twojej porady i na Skyscannerze wpisał „xxx”, wybrał jakiś tani lot do Oslo. Jak on ma szukać inspiracji, co w tym Oslo lub w okolicy jest ciekawego? Takie najszybsze podpowiedzi. Samo szukanie w internecie wystarczy?
Dla uczciwości podam trzy metody. Pierwszą bardzo polecam. Jestem też to winien naszej części blogosfery, z którą bardzo dobrze żyjemy. Po prostu polecam blogosferę podróżniczą, bo pod względem jakości jest jedną z pięciu najlepszych na świecie. I wiem to, bo znam te rynki. Obok amerykańskiej, australijskiej, francuskiej i hiszpańskojęzycznej polska blogosfera podróżnicza tworzy dobrej jakości treści, a nawet wśród tych anglojęzycznych lepsze. Bo tam treści są krótkie, bardzo często dość przyjemne, ale nie pogłębiające danego tematu. A polscy twórcy mają bardzo duży bagaż wiedzy i głęboko roztrząsają, tłumaczą, rozpisują miejsca. Z ręką na sercu polecam treści, które pokaże nam Google z polskich blogów. Nieskromnie powiem, że pokażą się Wam one na pierwszych miejscach Google’a, ale to jest wiele lat pracy. Mamy w Polsce 400-500 blogów podróżniczych, z czego 100-150 superaktywnych, aktualnych. I na pewno o tym Oslo znajdziecie kilka artykułów, które powstały na tych blogach. I szczerze powiedziawszy, ja bym dalej nie szukał, jeśli jesteśmy usatysfakcjonowani tymi materiałami.
Jeśli jakimś cudem nie ufacie blogosferze, bo jest trochę osób zrażonych, to jest jeszcze takie rozwiązanie w postaci wejścia na stronę internetową TripAdvisor. Ona ma tam kategorie: jedzonko, hotele itd., i ma zakładkę things to do, na której są różnego rodzaju atrakcje. Te atrakcje dzielą się na różne kategorie. Więc jeśli kompletnie nie ufasz blogosferze i nie masz pomysłu na to, co zobaczyć w tym Oslo, to ewentualnie ten TripAdvisor ci je podrzuci. Bo sam możesz sobie zrankingować na takiej zasadzie jak działa Filmweb: sortuj po najlepiej ocenianych, ale pokaż mi takie, które dużo osób oceniło. I on ci pokazuje, że według społeczności to, to i tamto.
I trzecia droga to są tzw. źródła analogowe. Czyli przewodniki cyfrowe bądź papierowe, artykuły w magazynach podróżniczych, których jest teraz mniej, ale jeszcze są.
Podróże tematyczne – 3E zamiast 3S
U mnie jest tak, że jak tak ogólnie myślimy o podróżowaniu, to najczęściej gramy te ograne melodie, mimo że rajcują nas nowe miejsca. Na przykład Prowansję bardzo lubimy, ale staramy się docierać tam różnymi trasami i na miejscu również korzystać z różnych tras. Nocujemy tam natomiast w miejscach, które już dobrze znamy. I mój dylemat polega na tym, że z jednej strony lubię tę stabilizację, zwłaszcza że gdy przemieszczam się z rodziną, to szukam miejsc, które będą dla nas ostoją i nie będzie jakichś niespodzianek, ale z drugiej strony próbuję szukać tych inspiracji. I parę razy mi się zdarzyło, że przemknąłem strzałą obok takich miejsc, które były naprawdę fenomenalne. I po roku tam pojechałem i żałowałem, że tam nie byłem wcześniej. Jest taki obszar pomiędzy Niceą a Awinionem, gdzie jest pomarańczowa ziemia, pomarańczowo-czerwone skały. To wygląda niesamowicie.
Prowansalskie Colorado, znajduje się blisko Roussillon. To taki kolor ochry. Miasteczko Roussillon nazywane jest pomarańczowym miasteczkiem, to jest fenomenalne i bardzo często pomijane miejsce. A to dlatego, że kiedy funkcjonuje taki symbol danego regionu, a symbolem Prowansji jest albo lawenda, albo te miasteczka, to człowiek traci czujność na te innego gatunku atrakcje, a to jest atrakcja przyrodnicza. Podobno, gdy spadnie dużo deszczu, to można sobie mocno pobrudzić buty.
Któryś z czytelników bloga zasugerował mi to miejsce i w trakcie moich wakacji. Chociaż podczas urlopów próbuję odpinać się od telefonu i rzadko cokolwiek publikuję, to wtedy wrzuciłem coś na Facebooka. I to było na takiej zasadzie, że dowiedziałem się o tym miejscu przez totalny przypadek. Ktoś powiedział: „Jesteś w tej okolicy, to koniecznie odwiedź to miejsce”. Postanowiłem tam podjechać. I totalny szok. To taki przykład tego, że przy takim totalnym zaplanowaniu znajdzie się miejsce na spontaniczność.
Zdecydowanie tak, żeby nikt nie myślał, że Wędrowne Motyle jeżdżą od „a” do „z”, odhaczają tylko swój plan i nic nie jest ich w stanie zaskoczyć. Może nie kojarzymy się z szaleństwem i wiatrem we włosach, ale absolutnie nie jest tak, że w ciągu naszego wyjazdu nie ma żadnych niespodzianek. Na szczęście większość z nich była pozytywna. Pośród tych dziesięciu lat tylko raz była negatywna, kiedy nas okradziono i napadnięto w Palermo. Jest mnóstwo rzeczy, które wskakują w międzyczasie i również też dowiadujemy się o różnych rzeczach od naszych czytelników. Natomiast nie ze wszystkich rekomendacji jesteśmy w stanie skorzystać.
Ja mam taką poradę dla ciebie. Są dwa rozwiązania. Pierwsze to spróbować eksplorować nowe kierunki. One nie zawsze są pewne. I teraz bym uważał, bo jest dużo takich rynków, które się otwierają. I one są w początkowej fazie otwierania się na turystę. W związku z tym obarczone są całą gamą niedociągnięć. I mówi się tak o tych świeżych kierunkach typu Albania czy nawet Islandia, która się trochę otworzyła, że one nie są w stanie tak szybko rosnącego ruchu obsłużyć. I mówimy o overtouriźmie, który na Islandii występuje. Zresztą po teledysku Justina Biebera nawet cały kanion zamknięto, bo zbyt wielu turystów się tam pojawiało i natura musiała odpocząć. Więc można zacząć szukać nowych kierunków, ale nigdy nie wiemy, co po drugiej stronie nas spotka. Oczywiście polecamy oba kierunki, aby nikt nie myślał, że odradzam którykolwiek. Natomiast można te niby zgrane melodie próbować „samplować”, czyli tę ukochaną przez nas Prowansję spróbować inaczej przeżyć. My nawet mamy ostatnio taki dość popularny materiał i film o tym, jak podróżowaliśmy po Prowansji tylko i wyłącznie śladem van Gogha, czyli miejsc związanych z jego obrazami, łącznie z tym, że udało nam się odnaleźć te, w których rozstawiał sztalugi. Superzabawa i superprzygoda. Można to wrzucić nawet komuś, kto jedzie tam już siódmy raz.
Najlepszym przykładem jednak jest Chorwacja, która teoretycznie jest wyświechtana, oklepana. Ale jest w niej mnóstwo regionów, które Polacy jeszcze nie odkryli. Taki największy blog o Chorwacji – crolove.pl, mocno promuje taki region jak Slawonia, czyli zamki, wino, tradycje. Może troszeczkę dalej oddalony od Adriatyku, ale warty poznania. Dwa lata temu byliśmy w Dalmacji, ale nie skupialiśmy się na tych najpopularniejszych miejscach, ale jak ktoś interesuje się historią, to pokazaliśmy miejsca związane z Wenecjanami, którzy przez dłuższy czas Dalmację budowali, czyli te forty, solne tereny, zamki, mury. I ludzie pisali, że wielokrotnie byli w Chorwacji, a nie wiedzieli o tylu rzeczach i że jeszcze raz pojadą, tylko inaczej. Więc szukanie tych innych pomysłów na znane sobie miejsca są takie jakbyśmy samplowali sobie tę melodię i usłyszeli ją w trochę innym brzmieniu.
Wiem, że w książce wspominasz o tej zmianie modelu podróżowania. Mówiliśmy o tych podróżach tematycznych. Powolutku zagłębiamy się w ten temat, ale jeszcze pojawiło się takie pojęcie jak 3S i 3E. Proszę, powiedz, o co z tym chodzi i na czym to polega.
Podróże tematyczne to nasz pomysł na kolejną książkę. Wkrótce zamierzamy zabrać się do pracy. I jeśli chodzi o zmianę z 3S na 3E, to jest to związane z ludźmi z branży turystycznej, z którymi mamy w jakiś sposób związek. Bo mamy przyjemność być w Społecznej Radzie Turystyki jako przedstawiciele blogosfery, co też było pewnym sygnałem, ale tam jest mnóstwo doświadczonych ludzi, od których wielu ciekawych rzeczy się dowiedzieliśmy. I ten proces już istnieje, funkcjonuje, zwłaszcza w przypadku Polski, w krajach zachodnich jest dwa, trzy lata do przodu, natomiast my jesteśmy w środku tego procesu, moim zdaniem i zdaniem wielu ekspertów, czyli odchodzenia właśnie od tego tradycyjnego modelu. My go nie krytykujemy, bo on będzie funkcjonował. Chodzi o to, że liczba osób, która jest nim zainteresowana maleje na rzecz tego drugiego modelu.
Tak więc 3S oznacza sun, sand, see, czyli jadę na urlop na dwa tygodnie i interesuje mnie tylko basen, morze, plaża, słońce i koniec. I to zmienia się na rzecz modelu 3E – entertainment, excitement, education – który wychodzi naprzeciw temu świadomemu podróżowaniu, czyli żeby z podróży wyciągnąć jak najwięcej dla swojej głowy, duszy i emocji.
3E, czyli rozrywka, ekscytacja i edukacja – tak to oni definiują.
Ja tych dni, które poświęcam tylko i wyłącznie morzu będę miał mało lub malutko, ale więcej będę miał takich, dzięki którym poznam tradycje kulturowe, historię i zrealizuję swoje dodatkowe pasje. Jestem np. miłośnikiem filmu, więc odwiedzam miejsca związane z jakimś filmem. Dla mnie jedną z największych podróżniczych chwil, oprócz zorzy polarnej, była Toskania. Któryś już raz zobaczenie miejsca z końcowej sceny filmu Gladiator, znalezienie go metr do metra, jest takim dodatkowym filtrem emocji, który się właśnie w tym 3E zawiera.
Jakie możesz dać inne przykłady podróży tematycznych?
Od razu przypomnę sobie prezentację, którą mam jutro z Anią na jednym z targów, w których mówimy o tym, że podróże tematyczne mogą mieć kilkanaście podrozdziałów. To mogą być podróże związane z filmem, a ogólnie rzecz biorąc – popkulturą. To mogą być podróże literackie – podróżowaliśmy po Anglii śladami Tolkiena, Jane Austen. Miejsca z Tolkiena odnaleźliśmy w Oxfordzie z jego grobem, na który przybywali ludzie z całego świata, z Nowej Zelandii, z Chile, z Hiszpanii. To mogą być podróże biograficzne, np. Gaudí w Barcelonie. Następnie podróże ze sztuką, które bardzo często realizowane są w miastach, czyli właśnie wspomniany przez nas Gustav Klimt we Wiedniu. Ale dużo ludzi podróżuje śladami wina, czyli wina Porto w północnej Portugalii. To nie tylko jest miejscowość, Porto, to jest Vila Nova de Gaia, cała dolina rzeki Duero, czyli cała historia wina Porto.
To mogą być podróże związane z przyrodą, np. śladem parków narodowych w jakimś kraju, zamków w Szkocji. Te rzeczy ubrane są nawet w zinstytucjonalizowane szlaki, nie musimy odkrywać Ameryki. A czasami jeszcze lepszym stopniem wtajemniczenia jest kreowanie przez siebie takiego szlaku i podróżowanie własnym pomysłem. Jeśli nie ma się pomysłu, to bardzo fajnym pomysłem na podróż tematyczną jest właśnie podróż wzdłuż jakiejś rzeki. Ta rzeka jest ciekawą osią kręgosłupa naszej podróży, np. wzdłuż Renu czy Bugu. Przy rzece jest wiele szlacheckich dworków. Wzdłuż Dunaju jest nawet szlak rowerowy.
Jeśli ktoś lubi jeść, to jest sporo szlaków kulinarnych, ale w 90% jest to zinstytucjonalizowane. Jest bardzo fajny szlak śliwki w Małopolsce, śląskie smaki to wielokrotnie nagradzany szlak kulinarny. I masa innych rzeczy. Natomiast najlepszą podróżą tematyczną jest podróż osobista, czyli taka, która wiąże się z tą twoją drugą pasją. Nie chcę cię, Michał, szufladkować do ludzi związanych z pieniędzmi, ale na upartego „Jak Oszczędzać Pieniądze” mógłby podążyć jakimś szlakiem tematycznym, bo np. za banknotami euro, odhaczając sobie miejsca symboliczne dla naszej wspólnoty, które gdzieś tam zostały umieszczone na banknotach czy monetach. Można to zrobić u nas w Polsce. Zachęcam do odwiedzin w Cieszynie na wzgórzu zamkowym, gdzie jest rotunda, którą kojarzymy z naszego banknotu, tylko trzeba go odwrócić i zrobić sobie zdjęcie, że było się w tym miejscu. Ale najlepsza podróż tematyczna związana jest z tym, co w was w środku siedzi.
Jak szukać hoteli i zakwaterowania?
Powiedzieliśmy sobie o szukaniu tanich lotów, a jak dziś szuka się taniego zakwaterowania? Ja zatrzymałem się na booking.com, śpię w hotelach. Z Airbnb skorzystaliśmy ze dwa razy, kiedyś wynajęliśmy mieszkanie w kamienicy. Czy takie rozwiązanie jest dobre, czy lepiej negocjować stawki z hotelami indywidualnie?
Nasza książka nie jest zgromadzeniem wiedzy tajemnej. Od tego są specjaliści, którzy dany temat drążą, rozgryzają. Są ludzie, którzy skupiają się tylko na hotelach. I przy okazji polecę tu taki blog hotelowy, który nazywa się Hotel Spotter, który rozkłada temat na czynniki pierwsze i porusza cały wątek negocjacji cen z hotelami. Nam się zdarzyło to może dwa razy, ale nie jesteśmy z tym aż tak zaznajomieni, bo trzeba pewne warunki spełnić, pokazać, że gdzieś się znalazło tańszy nocleg. Ale to są groszowe sprawy, jesteśmy w stanie o 20-30 zł w prawo czy w lewo się urwać.
Natomiast wspomniany prze ciebie booking.com jest dla nas konsumentów pewnym zbawieniem, bo my na tym korzystamy jako klienci. Bo monopol booking.com powoduje, że zwracając się do niego z reklamacją czy problemem i zawsze wychodzi się na tym z korzyścią. Dlatego że hotelarze czy osoby, które uczestniczą w tym systemie boją się konsekwencji, współpracują z booking.com i załatwiają to na korzyść klienta.
Natomiast po stronie biznesów hotelarsko-apartamentowych to już tak ładnie nie wygląda, bo oni raczej psioczą na to, że Booking jako monopolista zaczyna coraz bardziej wysysać rynek, daje coraz gorsze stawki. W związku z tym proszę zarezerwować samodzielnie. Natomiast nie zawsze jest szansa na to, że będzie taniej, ponieważ Booking narzuca marże i czasami promocje, a jeśli dodatkowo jesteście jeszcze członkami takiego programu wewnętrznego Genius, to bardzo często wyrzuca nam dodatkowe rabaty, np. 5%, 10% czy nawet ostatnio 15%. Czasami zdarzają się nawet tzw. hot deale, dzięki którym można upolować nawet połowę ceny, bo ktoś został zaproponowany w tej promocji albo zmuszony do uczestnictwa w danym dealu. Ciężko coś złego o tym Bookingu powiedzieć jako konsument, natomiast jest to potężne narzędzie, które pozwala odsiewać pewne preferencje.
Ma oczywiście konkurentów, chociaż coraz mniej, bo Booking stara się skupować ich wszystkich. Myśmy jakiś czas temu promowali mocno HotelsCombined, czyli skyscannerowa wersja, multiwyszukiwarka, która gromadziła różnego rodzaju oferty i dawała ci to do rozważenia. Natomiast problem polegał na tym, że kilka miesięcy temu HotelsCombined został kupiony przez Booking. W związku z tym charakter tej wyszukiwarki pozostał, ale ja obserwuję, że coraz częściej sztucznie są promowane wyniki, które kierują do Bookingu, więc wiarygodność trochę opadła.
Ale jest jeszcze Trivago. Jest to niemiecka spółka, która opiera się i jest jakąś alternatywą. To nie jest serwis, przez który kupimy noclegi, ale to jest serwis, który nam bardzo mądrze i fajnie te noclegi posegreguje, pokaże, co, w jakiej klasie i za ile, jak oceniane było przez ludzi.
Owszem, Airbnb też jest popularne, korzystamy z niego i można tam dużo rzeczy upolować, zwłaszcza jeśli interesują nas nietypowe noclegi. Ale jeśli mówimy o światowym podróżowaniu, to pamiętajmy, że Airbnb też trochę złego zrobił na rynku. Jest jednym z problemów masowej turystyki zwłaszcza np. w Lizbonie, Barcelonie, Porto, Berlinie. Więcej ludzi zaczęło swoje apartamenty wynajmować przez Airbnb niż wynajmować je normalnym ludziom. Jest wolny rynek, natomiast chodzi o to, że finalnie takie tradycyjne dzielnice w różnych fajnych miastach turystycznych straciły swoją duszę, bo ludzie się stamtąd wyprowadzili. Pojawiają się tam tylko turyści, którzy i tak tam nie przebywają, gdyż korzystają z tego tylko w celach noclegowych. W konsekwencji te dzielnice wymarły, stając się mniej atrakcyjne turystycznie, bo nie mają już tego tradycyjnego sznytu.
Jest jeszcze trzeci model podróżowania, czyli domy wakacyjne, do których przekonaliśmy się jakiś czas temu. To jest jeszcze coś innego niż Airbnb. One są w pełni wyposażone. W środku masz wszystko: kablówka, internet, telewizja, sprzęty. Trzeba tylko czasami sobie ugotować, ale można jeździć do pizzerii czy kawiarni. Natomiast cenowo w przypadku ludzi, którzy podróżują w dwie pary, ta sytuacja przeradza się w atrakcyjną finansowo. I jeśli ktoś nie ma z tym problemu, że musi czasami ogarnąć śniadanie lub kolację, to w wielu przypadkach, zwłaszcza w krajach skandynawskich te domy wakacyjne wychodzą dużo, dużo taniej niż opcja z hotelami.
Gdzie szukać tych domów wakacyjnych?
Jest kilka takich firm, które na polskim rynku się rozpychają, np. Novasol, Vacansoleil, Casamundo. Są jeszcze dwie, trzy inne.
Czy możesz dać takie wskazówki dla rodzin, które mają już dzieci i tych dzieci jest więcej? Ja po sobie nawet widzę, że mając dzieci w wieku nastoletnim, trudno jest nam w tej chwili zrobić dobre deale w hotelach, bo są one nastawione przede wszystkim na jedno-, dwuosobowe pokoje. I nawet jeśli pokój jest z dostawką, to zazwyczaj dla jednego dziecka. Więc gdy dziecko zaczyna mieć 15, 16 czy 17 lat, a jednak podróżujecie razem, zaczyna się robić problem, bo w wielu miejscach jesteście traktowani jako czwórka dorosłych, nawet jeżeli dziecko nie jest pełnoletnie. Trochę podpowiedziałeś, że te domy wakacyjne mogłyby być fajnym rozwiązaniem…
Domy wakacyjne są jakimś rozwiązaniem, wynajmowanie apartamentu też, ale nie wszystkim się to podoba. Nie wszyscy z tego modelu korzystają. W przypadku hoteli jest problem, jeśli nie posiadają takich superiorów rodzinnych. Natomiast mam taką poradę: wszelkiego rodzaju hotele sieciowe typu Ibis, Mercure czy IHG prowadzą programy lojalnościowe, które powodują, że jeśli jesteś klientem, który zapewnia dwa pokoje, to finalnie później ta sytuacja jest dla ciebie lepsza, bo zbierasz więcej punktów, które możesz na podobne noclegi wymieniać i możesz sobie zredukować te koszty. Jeśli nie potrzebowałeś wcześniej dwóch pokoi, a teraz potrzebujesz, to stracisz te kilkadziesiąt złotych, ale później je odzyskasz, bo szybciej zdobędziesz punkty na następne noclegi. My siłowaliśmy się z tą sferą, korzystaliśmy z tego typu promocji i akcji i czasem okazywało się, że warto było dopłacić kilkadziesiąt złotych, żeby odbyć nocleg w danym hotelu, jednym, drugim, trzecim, żeby zdobyć punkty na to, aby później kolejne dwa, trzy, cztery noclegi zrealizować. To jest takie rozwiązanie na szybko.
Natomiast rozwiązaniem w tym przypadku są pokoje, nawet nie z dostawką, czyli takie apartamentowe. Ale hotel hotelowi nierówny. Trzeba wcześniej zrobić research, czy oni mają jeden taki pokój, czy 10. Być może w takiej sytuacji jest możliwość negocjacji, zwłaszcza jeśli zdecydowany jesteś ustanowić taki hotel swoją bazą na kilka dni.
Overtourism – zjawisko niepożądane
Rzuciłeś takie hasło jak overtourism, czyli takie zjawisko, które polega na tym, że miejsca, które są znane, przyciągają coraz więcej turystów, co powoduje, że coraz trudniej czuć się w nich jak turysta, bo robi się tłok jak na bazarze. Wenecja to najbardziej sztandarowy tego przykład.
Wenecja, Dubrownik, Barcelona w sezonie – jest dużo takich miejsc, które przeżywają ten przesyt turystyczny. Jest to spowodowane wieloma czynnikami. W przypadku Dubrownika jest to Gra o tron, czyli temat związany z podróżami tematycznymi. My też zwiedzamy miejsca związane z tym serialem, ale Dubrownik nie jest dużym miastem, a liczba turystów, która się tam pojawia, wielokrotnie przewyższa liczbę mieszkańców. Miasto nie było gotowe na przyrost 300-400%, w związku z tym zabronione będą tam duże rejsowe wycieczkowce. Podobnie będzie w Wenecji, która chce wprowadzić podatek, specjalną opłatę dla tych, którzy przyjeżdżają do niej na jeden dzień.
Overtourism jest trudnym zjawiskiem, z którym my jako blogerzy turystyczni możemy się zmierzyć. Bo zachęcając ludzi do odwiedzania wielu miejsc na świecie, musimy włączyć sobie taki filtr, czy na pewno dane miejsce potrzebuje tego wsparcia, zachęcania ludzi do przybywania tam. Nie mogę nikomu odebrać prawa do zobaczenia Wenecji, bo jest naprawdę bardzo ładnym miastem, zwłaszcza dla miłośników architektury. Chodzi o to, aby spróbować odciążyć ten ruch, proponując tzw. second choice destination, czyli kierunki drugiego wyboru, ale takie przyklejone do tych najpopularniejszych destynacji. Jeśli jedziemy na krokusy do Zakopanego w Tatry, to spróbujmy powziąć trochę wiedzy, że krokusy rosną też w sąsiednich Gorcach, wokół Babiej Góry czy w Beskidzie Wyspowym. I dzięki temu zobaczyć Tatry w tle, a nie czekać w korku trzy godziny, nie ładować się właściwie pod sam początek szlaku na Chochołowską. I nie dość, że nasza antropopresja będzie bardzo mocna, to i nerwów trochę więcej stracimy, bo korki. I coraz mniej czujemy się jak turyści.
Może lepiej Wenecję odwiedzić po sezonie, a nie w środku. Może jednak spróbować zatrzymać się tam na dwa dni, a nie przyjechać tylko w środku dnia, czyli w tym najgorszym momencie. Jeden nocleg w Wenecji może będzie Was kosztował kilkadziesiąt złotych więcej, chociaż można zmieścić się w 250 zł. Jak będziemy tam przez jedną noc, to mamy i poranek w Wenecji, i wieczór, kiedy już tych wycieczek jest mniej. Rano w Wenecji jest pusto i inaczej odczuwa się to miasto. I zostawicie trochę pieniędzy temu miastu, bo czasami chodzi o to, że turyści wyciskają z wielu miejsc, ile się da, ale mało dając w zamian, będąc takim huraganem, który niszczy i mało co zostawia. Dlatego mieszkańcy często też się buntują.
Przywołany przeze mnie przykład Islandii pokazuje, że tam były przyrosty rok do roku i niektóre szlaki musiały zostać zamknięte. A to dlatego, że ludzie przychodzili do jednego miejsca zrobić sobie selfie czy zdjęcie, dlatego że kadr z niego był bardzo popularny i wszyscy później powielali go pod Instagrama. I ten wpływ Instagrama na turystykę jest czasami tragiczny, bo okazuje się, że ten punkt widokowy był bardzo podobny do tego, który znajdował się 200-300 m dalej, ale obok tamtych miejsc nikt nie przechodził, bo nie były znane z Instagrama. W związku z tym ścieżki do tych popularnych miejsc były wręcz wydeptane aż do gleby. Stąd zamknięcie kanionu, aby w niektórych miejscach odtworzyła się roślinność.
Instagram też trochę zepsuł turystykę, gdyż wielu ludzi jeździ w dane miejsce tylko po to, aby zrobić sobie kultowy kadr, pomijając dużo rzeczy wokół.
Ale można to też klasyfikować pod podróż tematyczną.
To jest ten rodzaj podróży tematycznych, które my odradzamy. Gdybym miał coś skrytykować, to materiały typu „7 instagramowych miejsc” albo „10 fotek, które koniecznie musisz zrobić na Instagrama w tym miejscu”. Uważam, że nie powinno być ich zbyt wiele. To nie tyle uproszczenie, co daje mały argument na wzrost tej sytuacji, o której teraz rozmawialiśmy.
Załóżmy, że jesteśmy przed kryzysem klimatycznym, bo wiele na to wskazuje. Są takie miejsca turystyczne, których za kilkadziesiąt lat prawdopodobnie nie będzie. Taki najbardziej ewidentny przykład to lodowce. Dzisiaj np. można wejść sobie do wnętrz lodowców, popatrzeć na nie, ale one kurczą się w zastraszającym tempie. Pamiętam, że gdy kiedyś byliśmy we Francji, później po 10 latach odwiedzaliśmy to miejsce jeszcze raz, to różnica zauważalna była gołym okiem. Czyli może być taka sytuacja, że nasze dzieci nie będą mogły zaobserwować niektórych miejsc czy zjawisk przyrody. Czy martwi Cię to w jakiś sposób?
Jestem geografem. Lodowce to jeden z namacalnych i widocznych przykładów. Ale chodzi o to, że jest wiele niewidocznych jeszcze przykładów. Mnie martwi bardziej to, że traktujemy zmiany klimatyczne jako kolejny element naparzanki i nie skupiamy się na tym, że rzeczywiście rykoszetem człowiek oberwie. Bo oberwie i w postaci tego, że nie będzie wody w wielu miejscach, więc to też jest rynek turystyczny, bo być może niektóre hotele wprowadzą jakieś reglamentacje związane z wodą.
Skończą się lodowce. W wielu miejscach też znikną. Nie mówiąc już o Arktyce, która traci swój impet. A jeśli traci ona swój impet, to prąd strumieniowy maleje, a jak on maleje, to te jęzory chłodu pojawiają się wtedy, kiedy nie powinny, a jęzory upału przychodzą wtedy, gdy się ich nie spodziewamy. Więc klimat przestaje być tak zrównoważony jak kiedyś. W związku z tym mamy taką sytuacje, że dwie ostatnie wiosny w Hiszpanii były mroźne. W marcu spadł tam śnieg. Maj w Polsce był prawie zimowy. Ale ten polar vortex dotarł nawet do Włoch, więc gdy ktoś zaplanował sobie urlop we Włoszech w maju, to mógł być rozczarowany. Ale to jest coś, czego nie ogarnia ani książka, ani wiedza związana z podróżami, bo to jest coś ponad nami. Więc te zawirowania typu „jak Włochy, Hiszpania, to ciepło i słonecznie” będą nieprawdziwe. Albo jeśli Norwegia, to na pewno będzie śnieg.
Będzie też rosło turystyczne znaczenie miejsc związanych ze śniegiem. Aby nasze dzieci zimą zobaczyły zimowy krajobraz, będą musiały gdzieś pojechać. Był może będzie to Suwalszczyzna czy niektóre miejsca w Beskidach, ale na tym będzie koniec. Dlatego Finlandia w swojej polityce promocyjnej mocno i sprytnie zaczyna uderzać nie tylko i wyłącznie w to, że św. Mikołaj, tylko że „prawdziwa zima to my, chcesz poczuć prawdziwą zimę, to musisz do nas przyjechać”. Może się okazać, że zimą będziemy mieć pięć stopni, dżdżystą pogodę i za tym śniegiem będziemy tęsknić. I ktoś będzie na tym robił pieniądze.
To jest taki paradoks związany ze zmianami klimatycznymi, które powodują, że obniżenie emisji CO2 i śladów węglowych w lotnictwie niektórych zaczyna nakręcać w kierunku takiej filozofii rezygnowania z lotów. To wychodzi ze Szwecji i zaczęło rozleać się na inne kraje rozwinięte, dużo bardziej obyte ze światem i bardziej otwarte na rynek turystyczny niż my, z związku z czym oni mogą sobie na to pozwolić. Ale niektóre linie lotnicze to rozumieją i np. linie KLM na te najkrótsze swoje połączenia z Brukselą zaczynają wrzucać bilety kolejowe. To znaczy, że przerzucają niektórych swoich pasażerów na kolej. Moim zdaniem przyszłość bardzo krótkich 40- minutowych połączeń jest skazana na niepowodzenie. I to może nastąpić szybciej niż za te 20 lat: łączone bilety samolotowo-kolejowe i likwidowanie bardzo krótkich połączeń, które nie będą miały dobrego PR-u.
Od czego zacząć podróżowanie?
Co poleciłbyś osobom, które nie podróżują dzisiaj, ale zaczynają mieć pieniądze? Tu 500+ sporo zmienił. Nawet są te kampanie, że pewna rodzina miała nareszcie szansę wyjechać razem nad morze. Można się z tego śmiać, ja uważam, że to jest ważne.
Daj Boże, żeby te pieniądze szły na branżę turystyczną.
Załóżmy, że mamy takie osoby, które nie podróżowały, zastanawiały się nad tym, ale są pełne obaw, jak zacząć. Więc co na początek?
To jest świetne pytanie. Odpowiadamy na nie przez wiele lat naszym czytelnikom i już się w nim wyrobiliśmy. Po pierwsze: nie z motyką na słońce. Nie na głęboką wodę. Po kolei, krok po kroczku. Jeśli chcesz często podróżować, to musisz odbyć tę swoją pierwszą podróż.
Dokąd? W miejsce bliskie nam kulturowo i gdzie językowo sobie poradzimy. Żeby nie było dla nas szokiem i żebyśmy nie musieli uczyć się tego miejsca na nowo. I nie musi być to podróż dwutygodniowa, może być kilkudniowa. Najczęściej pada na Europę Środkową. Teraz, po otwarciu się Ukrainy, możemy pomyśleć o Lwowie, Wilnie. Możliwości jest wiele. Zdecydowanie Praga czeska i Czechy są takim idealnym przykładem na ten pierwszy raz. Widzimy to po naszych czytelnikach, bo czasami kilkaset osób dziennie odwiedza nasze teksty o Pradze. Ludzie piszą w mailach, że swoje podróżowanie zaczęli od naszych południowych sąsiadów.
I później basen Morza Śródziemnego. Tylko niekoniecznie z biurem podroży, gdzie jesteś zamknięty w hotelowym resorcie i żeby zobaczyć coś więcej, musisz wykupić wycieczki fakultatywne, chyba że ciągle lubisz 3S. Ale jeśli chociaż trochę zaczyna ci się podobać 3E, to próbuj zdobywać bilety do miejsc, które związane są z naszą kulturą, z zalążkiem cywilizacji europejskiej, czyli Rzym, Barcelona, Lizbona, Ateny. I próbuj zrobić sobie taką miniwyprawę siedmiodniową, polegająca na tym, że poznasz fajne miasto, które zajmie ci czas na te trzy dni i trochę poznasz okolicę, czyli region – w przypadku Rzymu to mogą być wypady do Ostii czy Tivoli, czy nawet w kierunku Neapolu. W przypadku Barcelony to może być liźnięcie Katalonii, ale może nie obecnie.
Uczę też, że ta Azja Południowo-Wschodnia to powinien być krok trzeci. Nie będę wrzucał tam nikogo na dzień dobry.
Nasza rozmowa dobiegła końca. Gdyby ktoś szukał o Tobie i o Ani więcej informacji, to gdzie się powinien udać?
Zapraszamy na naszego bloga: gdziewyjechac.pl lub wygooglać „Wędrowne Motyle” i wtedy mamy kilka możliwości. Jedną z nich jest nasz kanał na YouTubie, do którego serdecznie zapraszamy i który nazywa się „Wędrowne Motyle”. Nasze materiały mają po kilkanaście minut i dotyczą miast i regionów. Roztrząsamy w nich różne ciekawe wątki. Staramy się – i to też jest filozofia, którą ty przez wiele lat promowałeś – i myślę też, że dzięki temu na wielu modach, które były zmienne, my się ostaliśmy, i staraliśmy się zawsze, aby treści, które tworzymy, były użyteczne.
Słowo użyteczność jest moim ulubionym słowem w internecie. I to po latach się zwróciło. Ludzie szukają informacji o różnych miejscach na świecie, ale od razu zaznaczają, że chcą to znaleźć u Wędrownych Motyli. Bo wiedzą, że treści, które my tworzymy, są bardzo pogłębione i użyteczne. Może to dlatego, że nie pisaliśmy bardzo dużo o sobie. Nie stawialiśmy siebie i swoich przygód na pierwszym planie, a był taki czas, kiedy to było najważniejsze, ale ja czułem, że kiedyś ludzie w tym natłoku konsumpcji treści jednak zwrócą się po konkrety. I te kilka lat z tego wszystkiego w końcu umieściliśmy w książce wtedy, kiedy uznaliśmy, że do tego dojrzeliśmy.
Książka „Podróżuj lepiej. 50 dni rocznie w podroży, nie rezygnując z etatu”
Zareklamuj też książkę.
Książka wydana jest w self-publishingu. Jestem dumny i bardzo się cieszę, że mogłem w tym celu skonsultować się z tobą. Udało nam się wydać ją samodzielnie. Trochę w nią zainwestowaliśmy, ale uważamy, że taki model jest najlepszy. Jesteśmy dumni, że zrobiliśmy to samodzielnie. Sprzedajemy ją przez naszego bloga, czyli gdziewyjechac.pl/podrozujlepiej.
Książkę przeczytałem. Ja wszystkim osobom, z którymi rozmawiam, mówię, że nie jestem strasznym podróżnikiem, wręcz przeciwnie, jestem ograniczony w moich podróżach. My podróżujemy tam, gdzie jesteśmy w stanie wjechać samochodem, bo ja nie bardzo pasjonuję się lataniem samolotami. Trochę się w życiu nalatałem, ale wolę jeździć samochodem, więc z założenia ograniczam się do podróżowania po Europie. Podoba mi się to, że ładnie tę książkę ustrukturyzowaliście. Dam przykład: fajnie jest zobaczyć w książce tabelkę, gdzie wyliczono kilkanaście krajów azjatyckich i pozaznaczano, w których miesiącach najlepiej tam pojechać, a w których absolutnie nie należy tego robić, bo np. będzie pora deszczowa. I takie analityczne podejście to jest dokładnie to, czego ja oczekuję, czyli faktów. Do tego książka operuje zdaniami, które nie są wielokrotnie złożone. W poradnikach staram się tego szukać: proste informacje, to, to i kropka. Bez rozwlekania, przegadywania. I szacunek za to, że udało Wam się zmieścić w 250 stronach całą masę konkretów. Mistrzostwem jest rozdział o tym, co zabrać, żeby zmieścić się w bagażu podręcznym (bo podróżujecie głównie z bagażami podręcznymi właśnie po to, żeby oszczędzać czas, nie ryzykować tego, że bagaż zostanie utracony) i ile T-shirtów należy zabrać w podróż, która jest tygodniowa, dwutygodniowa. Książka jest czaderska i gratulacje!
Dodam tylko, że niektórzy interpretują tytuł Podróżuj lepiej jako przymiotnik, natomiast jest taka opcja dla niektórych nieprzekonanych, że to jest „podróżuj lepiej niż nie”.
Jesteśmy już po oficjalnej premierze książki.
Ile sprzedaliście już egzemplarzy na dzień 19 października?
Jesteśmy tuż przed oficjalną premierą, ale po momencie, w którym książka jest w drukarni, w związku z tym drukuje się i za chwilę będą pierwsze wysyłki. Nie mamy skali, więc nie wiemy, do czego porównać. Myślę, że przy drugiej książce będziemy wyznaczać jakieś kamienie milowe.
Mieliście przedsprzedaż, więc jakie były założenia co do książki?
Nie mieliśmy założeń, ponieważ nie mieliśmy skali. Wymyśleliśmy sobie jakieś rzeczy z głowy, patrząc na liczbę wyprodukowanych książek. Ponieważ na pierwszym rzucie mamy prawie 3,5 tys. egzemplarzy. W związku z tym obiecaliśmy sobie, że wypadałoby przynajmniej 20% lub 25% w przedsprzedaży sprzedać. Z tego, co wiem, na chwilę obecną jest już te 20%. A bardzo fajnie by było, gdybyśmy skończyli przedsprzedaż jednak na 25%. Ale wszyscy nam mówią, że ostatni dzień przedsprzedaży jest dobrym dniem. Więc jestem dobrej myśli. Jeśli się nie uda, tragedii nie będzie. To jest nasz pierwszy projekt. Myślę, że przy drugim wypada bardziej te wszystkie liczby i cele sobie wyznaczyć.
To taka wskazówka dla osób zainteresowanych, że tego typu produkt żyje bardzo długo. Ja nawet po Finansowym ninja widzę, że jeśli stworzysz poradnik, który jest w miarę uniwersalny, to on będzie żył latami.
Jesteśmy świeżo po tym, jak ogłosiłeś 80 tys. sprzedanych egzemplarzy. To jest dla nas twórców kosmos. Za chwilę będziesz miał stówkę, co już będzie galaktyką. Dla niektórych sukcesem jest 5-10 tys., a ty w Polsce osiągnąłeś 80 tys., a za chwilę 100 tys. Ale w ten sposób nakręcasz innych i budujesz motywację wśród twórców takich jak my.
Pochwalę się, że dostałem wczoraj e-maila od dziewczyny, która napisała z grubsza tak: „Bardzo dziękuję za bloga i za Finansowego ninja, bo właśnie wróciłam z rocznej podróży dookoła świata”. Pojechała wspólnie z mężem. Zaczęli pisać bloga już z tej podróży. I jest artykuł, w którym podsumowane są całe koszty. I napisała, że gdyby nie Finansowy ninja, to, że zaczęła prowadzić budżet domowy, to nigdy nie odłożyliby tych pieniędzy na tę podróż. A cała podróż – 365 dni przez wszystkie kontynenty – kosztowała ich 101 tys. zł. W to wliczony jest transport, zakwaterowanie i jedzenie. Pomyślałem, że ludzie w Polsce żyją drożej. To nie jest jakaś niewyobrażalna kwota dla dwójki osób, które udają się w podróż dookoła świata.
Powiem ci teraz coś szokującego. My na wszystkie nasze podróże przez te siedem, osiem lat też wydaliśmy ok. 100 tys. zł. W związku z tym masz teraz na świeżo dwa modele. Jeden i drugi jest OK. Natomiast jeśli ktoś nie czuje tego modelu, może wypróbować nasz. My prawdopodobnie w tym roku przekroczyliśmy kwotę 100 tys. zł. Zobaczyliśmy ponad 50 krajów i spełniliśmy większość podróżniczych marzeń.
Super. Życzę powodzenia w wyznaczaniu nowych marzeń.
Dziękuję i wzajemnie.
Dzięki Marcin. Do zobaczenia.
Kłaniam się.
====
Dzięki wielkie za wysłuchanie tego odcinka podcastu. Jeśli ta tematyka była dla Was interesująca to od razu polecę sięgnięcie do czterech innych odcinków:
- WNOP 12 i WNOP 13, w których rozmawiałem z Krzysztofem Szymańskim o tanim zwiedzaniu świata.
- WNOP 21, w którym także z Krzysztofem Szymańskim omawialiśmy złodziejskie sztuczki i przestrzegaliśmy, jak chronić się – zwłaszcza w podróży – przed kieszonkowcami i rabusiami.
- WNOP 129, w którym moim gościem był Karol Lewandowski z bloga i jutubowego kanału „Blogiem przez Świat” opowiadający o tym, jak można zarabiać na podróżowaniu.
No i oczywiście na koniec polecam Wam lekturę książki „Podróżuj lepiej!” Wędrownych Motyli, czyli Anny i Marcina Nowaków. Naprawdę fajna piguła dla tych, którzy chcą zwiedzać świat jednocześnie pracując na etacie.
Dzisiaj już się żegnam jednocześnie mając nadzieję, że na kolejny odcinek podcastu nie będzie trzeba czekać kolejnych kilku miesięcy. Dziękuję Ci bardzo za wspólnie spędzony czas i życzę skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Do usłyszenia!
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W aplikacji Spotify
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
{ 15 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
Bardzo ciekawa rozmowa 🙂 Podoba mi się metoda pizzy w planowaniu kosztów podróży. Z chęcią zajrzę też do samej książki „Podróżuj lepiej. 50 dni rocznie w podroży, nie rezygnując z etatu.”
Mam parę znajomych, którzy podróżują w ciągu roku dłużej, niż tytułowe 50 dni i zawsze zachodzę w głowę, jak oni to robią, bo oboje pracują, mają pełne etaty. Pewnie trochę pracodawcy idą im przy tym na rękę. W korytarzu ich mieszkania wisi wielka mapa świata, na której zaznaczają, w którym miejscu i kiedy już byli. Podziwiam takich ludzi 🙂
Super że jest nowy podcast ! Pozdrawiam ciepło
Bardzo się cieszę że pojawił się nowy podcast, bardzo liczę Michale że uda Ci się wejść ponownie w rytm
W audio 139 odcinek, w tekście 138 odcinek.
Jest jeszcze jeden sposób. Znajdź pracę w której podróżujesz 🙂 Ja pół roku jestem w pracy, przez ten czas odwiedzam koło 30-40 krajów. Nie zawsze jest czas, żeby wyjść i zwiedzać. Ale jak już znajdzie się to jest duża satysfakcja. Doceniam blogi podróżnicze, często można znaleźć przydatne informacje. Pozdrawiam z MV Braemar.
hej,
ostatnio zastanawialem sie nad zwiedzeniem …..pociagiem.
zdaje sie z warszawsy mozna jechac do paru miejsc (niemcy, czechy, pewnie jeszcze cos by znalazlo sie), do tego raczej te dworce pociagowe sa zlokalizowane gdzies w centrach (zatem odpada problem z lotniska przejazdow), do tego bierzemy tani hotel/hostel z bookinga blisko dworca, co myslisz? ktos cos wie o cenach biletow pkp z warszawy i gdzie konkretnie tam mozna jechac w europe? i moze jakis kraj warto zwiedzic w ten sposob?
Miło patrzeć, jak Motyle rozwijają skrzydła;), czytam Wasz blog od lat, gorąco polecam film o pakowaniu, książkę mam już w domu. Serdeczności i wielu ciekawych podróży (i tekstów o nich;).
Bardzo dużo ciekawych porad. Dzięki! 🙂
Co do Booking.com to czasem można sporo zaoszczędzić także jako klient. Jedziemy teraz przez Amerykę Południową i prawie dostawaliśmy lepszą ofertę przychodząc po prostu i prosząc o ofertę. Zawsze było taniej, bo Booking chce od hosteli aż 15%. Tylko z dwa razy w Argentynie Booking był tańszy, ale to chyba miało związek z kryzysem. Również w Polsce zdarzyło mi się sporo zaoszczędzić po prostu dzwoniąc do hotelu.
Nie do końca się też zgadzam, że w 100 weekendów zobaczymy to samo co w ciągu kilkumiesięcznej podróży. To po prostu inny, równorzędny i bardzo ciekawy sposób podróżowania. Po prostu kto co lubi.
Generalnie booking służy do wyszukiwania hoteli ,ale nie do rezerwowania.
Rezerwacje robimy po:
* zapytaniu hotelu bezpośrednio o ofertę
* wyszukaniu hoteli przez meta wyszukiwarki
Wyszukiwania w meta wyszukiwarkach robimy:
poprzez polską stronę, oraz zmieniając kraj na inny np. Hiszpanię, Portugalię cena się zmienia. Poprzez wejście na stronę z VPN’a. Sprawdzenie aplikacji mobilnej ceną są czasem zaskakująco miłe.
Poprzez korzystanie z przekierowań np. udajemy ,że chcemy zakupić bilet lotniczy, pojawia się przekierowanie często z lepszą ceną w hotelu. Zmieniając waluty na egzotyczne czasem też się dzieje magia 😉 Trzeba wtedy poznać prawa związane z próba anulacji hotelu. Najważniejsze zasady zapłata z góry kartą kredytową oraz odpowiedni pośrednik.
Oczywiste jest też korzystanie z okazji i brania lepszego pokoju tzw. upgrade room jeżeli rezerwujemy pobyt np. w Hiltonie. Wcześniej w promocji wyrobimy sobie kartę VIP. Hilton wbrew pozorom jest tani, jeżeli ma się status diamentowy. Darmowe jedzenie w salonikach, wysoki standard pokoju. Możliwość zbierania punktów, 5 nocleg za darmo za punkty, koszt może być nawet 200 PLN za nocleg z wyżywieniem. Dużo do poczytania. Całe popularne forum o lataniu da dużo pomysłów.
A jak już musimy w booking to poprzez goodie lub planetplus to chociaż 4% odzyskamy. No i warto poszukać karty kredytowej bezspredowej , są takie. Niestety wypisanych nigdzie nie ma wszystkich, ale np. w PKO jest podpowiem.
Super podcast, miło Was posłuchać. Poruszacie tematy konkretnie i ciekawie. Oby więcej takich osób jak Wy tworzyło treści 🙂
Super podcast! Książka kupiona 🙂
Hej Michal,
sledze twoja postac i ucze sie od ciebie od lat,
przy tym podkascie chcialem jednak nadmienic ze ten podcast wypadl chyba najgorzej z dotychczasowych.
Zawsze kiedy gosc ‚rozmienia sie na drobne’ starasz sie go umiejetnie naprowadzac, wracasz do watku, badz skrzetnie przechodzisz do nastepnego punktu.
Gosc tego podcastu moze i napisal ksiazke, ale zupelnie nie czuje sie zachecony do jej przeczytania, pan Marcin rozdrabnia sie przy kazdym zagadnieniu, zazwyczaj latwo przyswajalne informacje rozpadaja sie na jakis podrozniczy belkot, (bardzo przepraszam ale wlasnie tak sie tego sluchalo) lecialem samolotem, wiec serio nie mialem nic innego do roboty, a mimo to wylaczylem po ok 30 minutach bo nie moglem juz tego wytrzymac.
Moze pan Marcin mial slabszy dzien, moze Pan Panie Michale rowniez, daje swoj feedback, ten podcast wypadl bardzo slabo jak na poziom Szafranskiego do ktorego przywyklem 😉
pozdrawiam serdecznie
Cieszy mnie obecność takich gości w Twoich materiałach.
Ja 20 lutego wylatuję z moją dziewczyną na prawie miesiąc do Tajlandii! Zabieram się za słuchanie i wiem, że znajdę tam coś co usprawni naszą wycieczkę.
Pozdrawiam, Mateusz
Myślę, że bardzo przyda mi się widza z tego odcinka. Za dużo w życiu nie jeździłem, ale w kilku miejscach miałem przyjemność być. Natomiast ostatnimi laty mnie było czasu przeznaczonego na różne wyjazdy. Na ten moment staram się odkryć miejsca, które mnie otaczają, bo kilka lat temu przeprowadziłem się i nie wiem gdzie, co jest fajnego.
Dziękuję bardzo ciekawe spojrzenie na tematykę wyjazdów i odpoczynku.