Podcast: Play in new window | Download (Duration: 2:35:35 — 143.2MB)
Subscribe: Apple Podcasts | RSS
Warstwy wartości, narracji, warsztatu scenicznego i wizualizacji – to podstawowe składowe każdej prezentacji. Warto zadbać o jakość każdej z nich.
Bez względu na to czy prezentujemy tylko przed szefem, czy prowadzimy wystąpienie dla tysięcy ludzi, warto zadbać o to, aby nasz komunikat był zrozumiały, wartościowy i przekazany w atrakcyjny sposób. Taki, który wyróżni nas wśród pracowników czy prelegentów danego wydarzenia i spowoduje, że nasz wkład pracy zostanie doceniony.
Osobiście uważam, że świetne umiejętności prezentowania pomysłów, idei czy przemyśleń w połączeniu ze świetnym warsztatem, nie tylko zwiększają skuteczność naszego przekazu, ale także dają spore możliwości zwiększania wynagrodzenia. Dotyczy to w takim samym stopniu pracy etatowej, jak i gaży pobieranej za prowadzone szkolenia czy wystąpienia publiczne.
Wie o tym doskonale Kamil Kozieł z firmy PrezART , który nie tylko pomaga innym doskonalić się w sztuce prowadzenia świetnych prezentacji, ale także systematycznie zdobywa najwyższe oceny za wystąpienia na krajowych konferencjach.
Zapraszam na ten podcast – w praktyce dwu i półgodzinny warsztat, który pomoże Wam lepiej zrozumieć, jak przygotowywać i prowadzić dobre prezentacje. 🙂
Co mogę poprawić w moich wystąpieniach?
To pytanie, które warto sobie zadawać po każdej swojej prezentacji. Zdradzę Wam, że nigdy nie jestem stuprocentowo zadowolony z moich wystąpień. Nigdy też takie wystąpienia publiczne nie przebiegają stuprocentowo zgodnie z moimi założeniami. Zawsze jest coś, co można poprawić, uzupełnić, rozszerzyć bądź… skondensować lub skrócić. 🙂 Cały czas uczę się także moich reakcji na nieprzewidziane zdarzenia, które potrafią niesamowicie wybić z rytmu.
Kamil zgodził się publicznie, konstruktywnie skrytykować jedno z moich wystąpień – to, które zdobyło drugie miejsce na konferencji „I Love Marketing 2017”. Proponuję Wam najpierw obejrzeć poniższe wideo, a następnie przeczytać recenzję mojego wystąpienia zamieszczoną na blogu Kamila.
Czytaj także: WNOP 087: Sukces na YouTube – Krzysztof Gonciarz opowiada o kulisach swojej pracy i ewolucji
Rozmowa w formie audio i wideo
Możesz posłuchać podcastu, przeczytać transkrypt na końcu wpisu lub posłuchać zapis na YouTube.
Oglądając wideo zasubskrybuj proszę kanał na YouTube oraz kliknij symbol dzwoneczka. Dzięki temu będziesz otrzymasz powiadomienie, gdy opublikuję nowy film.
Sprawdź również: WNOP 102: Jak zrobić karierę w telewizji – o blaskach, cieniach i warsztacie mówi Jarosław Kuźniar
W tym odcinku usłyszysz:
- Kim jest Kamil oraz czym się zajmuje?
- Skąd wzięło się u Kamila zainteresowanie prezentacjami?
- Jakie warstwy można wyróżnić w wystąpieniu/prezentacji?
- O warstwie wartości.
- O warstwie narracji.
- O warstwie warsztatu scenicznego.
- O roli wizualizacji w prezentacji.
- Co się składa na warsztat sceniczny?
- Reguła ceteris paribus w prezentacjach.
- Co to jest postać sceniczna w prezentacjach?
- Na czym polega ćwiczenie „nadpobudliwi partnerzy”?
- Co to jest teatr improwizacji i na czym on polega?
- Dlaczego moje prezentacje są dobrze oceniane?
- Co działa na efektywność wystąpienia?
- Jakie jest moje podejście do prezentacji?
- Która z warstw prezentacji jest najistotniejsza?
- Na czym polega błąd atrybucji?
- Ile według Kamila potrzeba czasu, żeby przygotować dobrą prezentację?
- Przykład prezentacji o finansach dla rolników. 🙂
- Co to są „śmieci” w prezentacji?
- Jaką rolę pełnią slajdy?
- W jaki sposób Kamil przygotowuje się do swoich prezentacji?
- Perypapetyzm – co to jest?
- W jaki sposób ćwiczyć myślenie na wdechu w celu eliminacji „eee”, „aaa”, „yyy”?
- Co preferuje Kamil: szykowanie nowego materiału czy ogrywanie tego co już było?
- Jak walczyć z obawami przed wystąpieniami publicznymi?
- Jakie są typowe błędy w prezentacjach?
- Co to jest slajdument?
- Czy istnieje wystąpienie idealne?
- Analiza mojej prezentacji na „I <3 Marketing 2017”.
- Jak to jest z łapaniem kontaktu z publicznością?
- Bajka o smutnym koniu.
- Skąd czerpać wiedzę o sztuce prezentacji?
- W jaki sposób można rozpocząć współpracę z Kamilem?
Kliknij prawym przyciskiem, aby ściągnąć podcast jako plik MP3.
Strony, osoby i tematy wymienione w podcast’cie:
- Kamil Kozieł – blog i strona internetowa gościa tego odcinka podcastu.
- PrezART – firma Kamila.
- Stand-up Polska
- Wojtek Fiedorczuk
- Maciek Adamczyk
- Cezary Jurkiewicz
- Roast Kuby Wojewódzkiego w wykonaniu Dawida Podsiadło
- Stowarzyszenie Profesjonalnych Mówców
- Piotr Bucki
- Konferencja infoShare i prezentacje z infoShare 2016:
- „Multimedialny zachwyt, czyli jak skutecznie przedobrzyć prezentację” – prezentacja Macieja Budzicha i Kamila Kozieła.
- „Finanse osobiste i własna firma: jak je pogodzić?” – moje wystąpienie.
- „Kultura zjada strategię na śniadanie” – wystąpienie Pawła Tkaczyka.
- Michał Sadowski z Brand24
- Suchar Codzienny
- Ira Glass – mistrz opowiadania historii z „This American Life”. Warto obejrzeć te jego materiały:
- Podcasty storytellingowe:
- Wystąpienie Amy Cuddy na TED – prezentacja o tym jak język ciała kształtuje naszą osobowość.
- Wystąpienia TED
- Podcast WNOP 036: Jak przygotować się do prowadzenia prezentacji i przekraczać oczekiwania słuchaczy?
- Książki:
- „Resonate” – Nancy Duarte
- “Slajdologia” – Nancy Duarte
- “Wstań! Skuteczny sposób, by zyskać pewność siebie i stawić czoło wyzwaniom” – Amy Cuddy
- „Narratologia” autorstwa Pawła Tkaczyka
- Blog Nancy Duarte
- Wystąpienie „The secret structure of great talks” Nancy Duarte na TED
- Przykładowy slajdument – prezentacja w formie „do wysłania mailem i przeczytania”.
- Przykładowe whiteboard’y przygotowane przez firmę Kamila:
- Audible – audiobooki
- Wpis „O prezentacyjnej matematyce, Michale Szafrańskim i teście smutnego konia” – konstruktywna krytyka mojego wystąpienia wykonana przez Kamila.
Pytanie lub komentarz? Zostaw mi wiadomość!
Masz pytanie? Możesz skorzystać z tego linku i nagrać dla mnie wiadomość głosową z wykorzystaniem mikrofonu Twojego komputera. Pamiętaj, że jedna wiadomość może mieć maksymalnie 90 sekund (ale możesz ich nagrać kilka) 🙂
Jeśli nagrywając pytanie przedstawisz się i podasz adres swojego bloga (lub strony WWW), to zlinkuję do niego tak jak uczyniłem w poprzednich odcinkach podcastu. To może pomóc w promocji Twojego bloga, więc tym bardziej zachęcam do zadawania pytań głosowo.
Będę Ci również wdzięczny za każdy komentarz. Napisz proszę, czy podobał Ci się ten odcinek podcastu. Chętnie z Wami podyskutuję i odpowiem na ewentualne dodatkowe pytania.
Zobacz także: WNOP 124: Przesłuchany przez Arlenę Witt, czyli duże spotkanie autorskie na infoShare w Gdańsku
Skąd pobrać podcast
Podcast dostępny jest dla Was w wielu miejscach:
- Na blogu – lista wszystkich podcastów
- W iTunes – dla użytkowników iPhone’ów i iPad’ów
- W serwisie Stitcher – pobierz aplikację Stitcher dla Androida i innych modeli telefonów
- W katalogu Zune
- W katalogu BlackBerry
- Poprzez specjalny RSS
A jeśli podoba Ci się podcast, to będę Ci bardzo wdzięczny, jeśli poświęcisz minutkę i zostawisz swoją ocenę oraz krótką recenzję w iTunes. Wasze głosy powodują, że mój podcast trafia do rankingów iTunes. Dzięki temu łatwiej jest do niego dotrzeć tym osobom, które jeszcze nigdy go nie słyszały. A na tym bardzo mi zależy 🙂
Oceń podcast “Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” <–
Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za Twoje wsparcie i życzę Ci świetnego dnia! 🙂
Transkrypt podcastu
Kliknij tutaj, aby pobrać spisaną treść podcastu (PDF).
To jest podcast „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy” – odcinek 101. Dzisiaj porozmawiamy o tym, jak robić naprawdę dobre prezentacje.
Witam Cię w kolejnym odcinku podcastu „Więcej niż oszczędzanie pieniędzy”. Ja nazywam się Michał Szafrański i w tej audycji przedstawiam konkretne i sprawdzone sposoby pomnażania oszczędności. Opowiadam, jak rozsądnie wydawać pieniądze i jak odważnie realizować swoje pasje i marzenia. Jeśli tylko szukasz odrobiny stabilizacji finansowej i emocjonalnej w swoim życiu, to ten podcast jest dla Ciebie.
Dzisiaj temat, który był już kiedyś przeze mnie omawiany, a dokładniej w 36. odcinku „Jak przygotować się do prowadzenia prezentacji i przekraczać oczekiwania słuchaczy”. Przy czym tam opowiadałem o moim własnym przygotowywaniu się do prezentacji, a dziś opowiem o tym wspólnie z gościem, który zajmuje się tą tematyką profesjonalnie. Pomaga innym doskonalić ich umiejętności prezentacyjne oraz poprawiać same prezentacje, aby były lepsze, ładniejsze, bardziej przyswajalne przez te osoby, do których są wygłaszane. I ten odcinek to jest absolutna petarda dla tych, którzy chcą podnosić swoje umiejętności.
Moim gościem jest Kamil Kozieł z firmy PrezART, który opowie nam o poszczególnych warstwach prezentacji, z czego się składają, na jakich poziomach komunikujemy się z osobami, które odbierają od nas te informacje. Opowie też o typowych błędach popełnianych przez prezenterów oraz o tym, ja je eliminować. I co więcej, poprosiłem go też o to, aby w taki konstruktywny sposób skrytykował jedno z moich wystąpień na konferencji „I Love Marketing” – w notatkach do tego odcinka podcastu będzie link do tego wystąpienia, które trwa ok. 20 min. Kamil doradzi, co można byłoby zrobić, aby było ono jeszcze lepsze.
Ogólnie jest to bardzo dobry zestaw informacji dla wszystkich tych osób, które muszą lub chcą występować. I nieważne, czy to są małe salki konferencyjne w firmach, czy olbrzymie sceny, gdzie występuje się przez setkami słuchaczy.
Zapraszam do zapoznania się z naszą rozmową.
Michał Szafrański: Cześć, Kamil!
Kamil Kozieł: Cześć, Michał!
Michał: Kamil, przedstaw się, proszę, słuchaczom. Powiedz, kim jesteś i co robisz.
Kamil: Jestem Kamil i, jak widać, nie śpię, bo robię slajdy. Przygotowuję bardzo dużo prezentacji.
Michał: Na koszulce masz napisane: „Nie śpię, bo robię slajdy“.
Kamil: To nie jest przypadek, tak było naprawdę. Przygotowuję ludzi do wystąpień, jestem trochę takim ghostwriterem. Mam firmę, która przygotowuje slajdy, animacje wspierające na wystąpieniach. Ogólnie biorąc, zajmujemy się wszystkim, od sceny po storytelling i grafikę.
Michał: Prowadzisz firmę, która nazywa się…?
Kamil: PrezART.
Michał: Skąd wzięło się u Ciebie to zainteresowanie prezentacjami?
Kamil: To jest dość długa historia. Odkąd pamiętam, prowadziłem szkolenia, bo pierwsze jak miałem 18 lat. Potem temat IT zaczął mnie nie tyle nudzić, co byli lepsi ode mnie w tej kwestii. Więc przeszedłem bardziej do zarządzania, ale strasznie kręciły mnie prezentacje. Wziąłem wtedy 100 najpopularniejszych TED-ów i poszukałem ich elementów wspólnych, tj. schematów wypowiedzi, elementów graficznych. Jeszcze wtedy myślałem, że w prezentacji głównie chodzi o to, jakie masz slajdy, bo tak się ludzie przyzwyczaili, że ładne slajdy to najważniejsza kwestia. Ale to nieprawda. Wzięcie tych najpopularniejszych wystąpień niekoniecznie jest dobrym kluczem doboru, bo najpopularniejsze nie zawsze oznacza najlepsze. Ale jednak uznałem, że na TEDzie ta jakość jest wstępnie weryfikowana, i przyjąłem, że te 100 na górze ma w sobie coś fajnego. No i szukałem elementów wspólnych.
Po dość krótkiej analizie okazało się, że każde z wystąpień ma trzy lub cztery warstwy. Jest warstwa wartości, to jest ta idea warta rozpowszechnienia – slogan TED-a, czyli czym się dzielisz. I okazuje się, że jest to podstawa każdego wystąpienia, prezentacji czy dowolnej rzeczy, którą tak klasyfikujemy nie tylko na TEDzie, ale w ogóle wszędzie. Co Ty wiesz, czego ci ludzie nie wiedzą, a co mogłoby im się przydać albo na nich wpłynąć.
Michał: Czyli pierwsza warstwa to warstwa wartości.
Kamil: I ona rzutuje na całą resztę. Druga warstwa to warstwa narracji, czyli jak to ubierzesz, aby to było ciekawe, zabawne albo żeby miało tzw. „łatwość poznawczą“. Jest to pojęcie, którego wtedy nie znałem, a dzięki takiemu człowiekowi jak Piotr Bucki, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, dowiedziałem się, że jest mnóstwo rzeczy, które odkryłem, nazwałem „jest takie coś“, a on na to: „To się nazywa łatwość poznawcza, empatia poznawcza“. Stwierdziłem, że wszystko, co odkryłem, już istniało. Narracja musi sprawiać, że chcesz wiedzieć, co jest dalej. Raz na jakiś czas masz się zaśmiać albo w inny sposób wzruszyć, dobrze bawić i musisz to rozumieć, bo mózg jest leniem i nie lubi, jeżeli czegoś nie rozumie, jak ty to tłumaczysz. I to są trzy role, niejako sformułowania tego tekstu, którzy przygotowujesz.
Michał: Czyli druga warstwa to warstwa narracji.
Kamil: I trzecia warstwa to jest warstwa, która wszystko może położyć albo cię oszukać. To jest warstwa warsztatu scenicznego, czyli tego, jaki masz kontakt z publicznością. Ja mówię, że jest to ta, która odpowiada na pytanie: czy obejrzałbyś inne wystąpienia w wykonaniu tej osoby?
I czwarta, która to uzupełnia, to jest wizualizacja. I ona też to może położyć, ale i wzmocnić, przy czym nieporównywalnie, niewspółmiernie dużo uwagi przykłada się slajdom w stosunku do całej reszty. Slajdy versus cała reszta to nie jestem w stanie tego procentowo zmierzyć, bo myślę, że się nie da, ale może przepuszczając to przez jakąś sieć neuronową, zobaczylibyśmy wzór. Szacuję, że 10-20% Twojego przekazu to jest Twoja wizualizacja, a reszta to pozostałe warstwy.
Michał: Jakie elementy wchodzą w skład warstwy warsztatu scenicznego? To, jak wyglądasz, poprawnie wysławiasz, czy masz poprawną dykcję? Co jeszcze?
Kamil: Wydzieliłem tu trzy grupy kompetencji, czasem może to być jakaś cecha Twojego charakteru. Pierwsza to są tzw. „quick wins” (szybkie zwycięstwa), czyli elementy warsztatu znanego aktorom i dziennikarzom, tzw. poprawność sceniczna. To jest dykcja – jak Cię nie rozumieją, to ogólnie jest lipa, bo to eliminuje możliwość zrobienia czegokolwiek innego. To jest to, jak się poruszasz po scenie, jak gestykulujesz i te wszystkie rzeczy, które można bardzo łatwo poprawić lub wyeliminować błędu. I ludzie lubią uczyć się wystąpień w ten sposób, co nie jest dobre, bo to są „quick winy”, czyli od razu wiesz, że nie możesz stać jak piłkarz w murku czy jak osoba w kolejce na siku, bo to wygląda po prostu źle. Kobiety często mają obcasy, więc robią tzw. szalone biodro, bardzo mocno się przechylają – i to jest złe, ale nie jest kluczowe. Ja jestem freakiem, który lubi mierzyć, które z elementów są najistotniejsze z punktu widzenia tego, jak Cię oceni publiczność. I to nie są te elementy. Czyli np. to, że łazisz sobie po scenie, niekoniecznie jest złe, a często ludzie myślą, że jest. Nieprawda! Są sytuacje, w których jest to złe, a są takie, w których jest to dobre, i nawet takie, w których jest to bardzo dobre, pod warunkiem, że to fajnie wykorzystasz.
Ogólnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że w prezentacjach istnieje reguła ceteris paribus, czyli możesz mierzyć jakiś czynnik pod warunkiem, że wszystkie inne są stałe, dzięki temu sprawdzisz jego wpływ. Ale to nie jest tak, że coś jest zawsze dobre albo zawsze złe. To jest układ równań, suma czynników. I niekoniecznie chodzi o to, aby zawsze było najpoprawniej scenicznie, bo to Ci nie zagwarantuje zwycięstwa. Natomiast w tym warsztacie scenicznym rzeczy typu dykcja, mówienie z przepony nie dają najfajniejszego rezultatu. Mówienie z gardła a z przepony daje inny rezultat, ja na wystąpieniach jestem pomiędzy jednym a drugim, ale to nie są czynniki dowożące Ci najfajniejszy rezultat.
Jest też druga grupa tych czynników w warsztacie, czyli te, do których jest instrukcja obsługi, ale one nie świadczą o tym, czy to jest coś wyjątkowego, czy nie. Jest to kontakt z publicznością. Bardzo długo przełamują się do tego zwłaszcza Ci, którzy nie występują, gdyż muszą złapać kontakt wzrokowy z publicznością, do tego zasada „nie patrz w buty“, zarządzanie sceną czy kontrola jakichś czynników, które niespodziewanie się pojawiają, np. rzutnik Ci nie zadziała.
Ale najważniejsza jest ta trzecia grupa kompetencji, do której myślę, że mamy dzisiaj tylko zestaw zaleceń, to jest Twoja postać sceniczna, czyli czy jesteś bliżej komika, czy gawędziarza – kim Ty jesteś, że fajnie się Ciebie słucha. I to jest ultratrudne, bo załóżmy, że masz listę kontaktów w telefonie, jest tam grupa osób, która jak do Ciebie dzwoni, to zawsze Ci się dobrze z nią gada, nieważne, jaki to jest dzień, czy jest korek, wypadek, ubezpieczenie nie chce Ci oddać kasy, z pracy Cię wylali, żona Cię rzuciła, cokolwiek się stanie, dzwoni ta osoba i masz superdzień. I to, jak zachowujesz się z nimi, to to jest Twoja postać sceniczna – to powinieneś wyprowadzić. Umiejętność wyprowadzania tego swojego naturalnego, fajnego charakteru to jest coś, co jest ultratrudne, i coś, do czego dochodzi się poprzez ilość prób. Nauka warsztatu jest trudna i trochę jest podobna do nauki rzeczy technologicznych po jednym względem. Bo jak się uczysz programowania, to debugger Ci powie, że jesteś głupi. A jak się uczysz występować, to publiczność Ci to powie. To przeważnie boli.
Michał: A z drugiej strony jest tak, że my często próbujemy być kimś innym, niż jesteśmy, np. poważniejsi. Generalnie chcemy w jakiś sposób oddziaływać i to jest ten problem, zwłaszcza wśród osób, które nie mają doświadczenia scenicznego. Czyli to jest ta trzecia warstwa. Powiedziałeś, że nie za specjalnie są na to patenty?
Kamil: Chodzi o to, że szkolnie jest bardzo długie, żeby to było dobre.
Michał: Żeby wykrzesać z człowieka to, co jest pozytywne, fajne i naturalne.
Kamil: Nie twierdzę, że nie da się kogoś przygotować w krótkim czasie, aby fajnie wystąpił, kto nie występuje, ale aby zainstalować te umiejętności, to potrzeba sporo czasu. Może są lepsze metody na to niż moje, ale ja przez rok byłem w szkole aktorskiej. Co weekend z adeptami PWST. Najstarszy w grupie, to było dziwne, ale pouczające. Potem zacząłem uczyć się od komików ich warsztatu, ich sposobów reagowania, potem od improwizatorów. I od każdego z nich coś bierzesz. Oni wszyscy mają jakieś ćwiczenia, które jeden do jeden są nieprzekładalne na konferencje, ale jeżeli to weźmiesz, przemyślisz, dlaczego to działa i zaadaptujesz, to jest to potężna broń. To tak jakbyś jeździł sobie z kolegami na gokartach raz na tydzień i nagle przychodzi do Ciebie jakiś ziomek i mówi: „Słuchaj, Michał, teraz idziesz na rok na trening Formuły 1“. I idziesz na rok z tej Formuły 1, nigdy nie jeździłeś, więc od innych zawodników dostajesz straszne bęcki, ale wracasz na ten tor gokartowy i zastanawiasz się: „Dlaczego się gubicie, panowie?”. To wymaga poświęcenia, ale na pewno działa. Mam dziś parę z tych elementów, nie wszystkie, które bym chciał.
Przykładem takiego ćwiczenia, które jest ultradziwne, to ćwiczenie z teatru improwizacji „nadpobudliwi partnerzy“, jakie wykonuję na szkoleniach. Zdarzyło mi się, że raz je wykonałem na szkoleniu i klient tak się obraził, że zastanawiał się, czy zapłaci. To ćwiczenie niesamowicie zmienia warsztat sceniczny. Bo ja zawsze mówię tak, że metaforycznie mamy jedno pudełko, w którym są dwa mięśnie. Jeden mięsień przestajemy karmić w okolicach piątego, szóstego roku życia, czyli jest związany z naturalną ekspresją. Bo jak masz pięć lat, wszystko jest super. A potem idziesz do szkoły podstawowej i wyjaśniają Ci, że nic nie zrobiłeś super i wszystko źle. Więc rozwija się drugi mięsień, który jest mięśniem „bycia ocenianym“. Czyli boisz się cokolwiek powiedzieć, bo wiesz, że mówisz większość źle, a skoro mówisz większość źle, to nie chcesz tego mówić, bo ciągle Cię karcą.
Całkiem niedawno dowiedziałem się, że jest na to wytłumaczenie psychologiczne. Jest układ nukloidalny i ciało migdałowate (amygdala). I amygdala reaguje, gdy jesteśmy krytykowani, reaguje na lęki i produkuje te niezbyt przyjemne toksyczne substancje. A układ nukloidalny to jest układ nagrody, czyli generuje pozytywne wsparcie. Ludzie, którzy są pozytywnie wspierani w czymś od najmłodszych lat, to są ci, którzy najwięcej w tym osiągają. Bo lubią to robić, bo czują, że im to wychodzi. I ci, którzy są krytykowani, po prostu to porzucają. Oczywiście najfajniej to rozwinąć, jak masz sześć czy siedem lat, ale da się do tego wrócić, jak masz 27 czy 30 lub więcej – da się wykształcić nowe umiejętności.
Wracając do tych nadpobudliwych partnerów – na czym polega to ćwiczenie? Ono ma Cię odblokować scenicznie. Masz nauczyć się okazywać emocje, nawet jeśli nie umiesz tego robić, czyli boisz się zrobić cokolwiek. Wychodzisz na środek, patrzysz na typa w pierwszym rzędzie, krzywo patrzy, nie wiadomo dlaczego – teraz już wiem, dlaczego krzywo patrzy lub dobrze patrzy. Wychodzisz i: „Cholera, o co ziomkowi chodzi? Przecież jeszcze nie zacząłem“. A okazuje się, że on był neutralnie nastawiony, a Ty dostałeś lampą po twarzy, zmarszczyłeś brwi, zadziałał układ generujący neurony lustrzane. Więc on odbił Ci dokładnie tą samą ekspresją, a wcale nie był zły. Tylko zaraziłeś go tym przed chwilą, bo dostałeś lampą po twarzy, więc to lampa zaczęła. Masz ochotę powiedzieć: „Stary, to nie jest moja wina, to lampa zaczęła, my nie mamy konfliktu między sobą, w ogóle luz“. Ale musisz to zrozumieć i opanować.
„Nadpobudliwi partnerzy“ polega na tym, że oduczasz się bycia ocenianym poprzez narzucenie tej ekspresji. Czyli wychodzi dwójka osób na scenę. Jedna z nich gra żonę, druga męża i rzuca jakieś neutralne zdanie, np.: „O, ale dzisiaj słońce świeci“. I Ty, jako nadpobudliwy partner, masz to jak najbardziej wziąć do siebie albo się zezłościć, uradować, ale jak najbardziej stwistować, że jest to Twoja wina, Twoja zasługa i tak mocno okazać te emocje, aż okażą się prawdziwe. I to się ćwiczy. Zobacz, jak daleko jesteś od tego ćwiczenia do wykorzystania tego na spotkaniach biurowych – horrendalnie daleko.
Michał: Na spotkaniach raczej powstrzymujesz emocje. Kamienna twarz.
Kamil: Prezentacja to zarówno wystąpienie na Złotych Tarasach na 800 osób, jak i sprzedaż produktów przed klientem lub prezentacja wyników przed szefem. Ale jak się kiedyś dowiedziałem to leży w jednym z czerech kwadracików. I w zależności od tego, w którym z nich się znajduje, będziesz używał innych proporcji z czterech warstw. I jak je pomieszasz, to będzie bardzo źle. I właśnie sięganie po te emocje lub przeżywanie czegoś na scenie, co jest ważne, sprawia, że zarażasz tym ludzi. A jak nie umiesz tego robić, bo czujesz się za bardzo oceniany, to dlaczego ma mi zależeć na czymś, na czym Tobie nie zależy, o czym Ty mówisz na „odwal się”. Nie chcesz o tym mówić, nie chcesz tego słuchać. Ludzie, którzy wykonują tego typu rzeczy regularnie, nie mają problemu z ekspresją na scenie. Nie wdrażam tego na szkoleniach w formie pierwszego ćwiczenia. Jak się trochę z grupą poznamy, jak już wiem, kto jest kim, kto, z których warstw najczęściej korzysta, to wtedy powoli wyjaśniam, dlaczego tak jest. Bo to ćwiczenie pochodzi z teatru improwizacji, czyli nic nie jest błędem. Impro jest super, w ogóle polecam każdemu te zajęcia, żałuję, że tak późno to odkryłem. Impro polega na tym, że wychodzisz na scenę i nie ma błędu.
Michał: Co to znaczy?
Kamil: Wychodzisz na scenę i jesteś dzieckiem w piaskownicy, właśnie przybrałeś taką postać. Więc osoba, która wychodzi na scenę razem z Tobą jako Twój partner, to jak słyszy: „Mamo, podaj mi…”, to nie może powiedzieć: „Nie, nie, nie jestem mamą, jestem tatą“, on w tym momencie jest mamą.
Michał: Czyli wchodzisz w rolę, która została określona.
Kamil: Możemy nawet zagrać w krótką, dwuminutową grę, którą opowiemy historię. Nazywa się to „historia po słowie“. Czyli mówisz słowo, ja mówię kolejne i staramy się po prostu zgadzać z poprzednim słowem, jednocześnie trzymając te historie relatywnie przy ziemi. Czyli jak np. powiem: „Był wczoraj taki…“, to nie odpowiesz „dinozaur“.
Michał: Wczoraj dinozaura nie było.
Kamil: Ale nawet jeżeli się pomylisz, to rolą partnera jest Cię ocalić. Dlatego impro jest takie fajne, bo jest oparte na pozytywnych emocjach. Przechodząc przez ileś tych szkoleń impro, przestajesz się bać, bo nie dostajesz strzału charakterystycznego dla tego ciała migdałowatego, czyli tego negatywnego, tylko układ nukloidalny ciągle działa, chcesz tego więcej, bo Ci to sprawia radość, bo wszystko zrobiłeś dobrze. Jak zrobiłeś coś źle, to też fajnie, bo ktoś inny Cię uratuje.
Michał: To jest o tyle fajne, że uczysz się reagowania i to dynamicznie.
Kamil: Na tym właśnie polega ta umiejętność. Na wielu szkoleniach, zwłaszcza w takich troszkę skostniałych organizacjach, gdzie ludzie przychodzą i pytają: „To jaki mam z tego win?“, ja odpowiadam: „Nie masz z tego bezpośredniego winu, ale trudniej Cię zaskoczyć“. – „Ja nie wiem, czy ja się chcę tego uczyć“. Ja np. przestałem pracować z takimi firmami, bo po prostu szkoda naszego czasu. Ale ci, z którymi zacząłem pracować, i oni uwierzyli, że ten proces zadziała, mają efekty.
Michał: Mała dygresja. Jak występuję na konferencjach, na których są oceniani speakerzy – taka była np. I Love Marketing w tym roku w marcu albo infoShare – to tak mi się zdarzyło, że na I Love Marketing akurat zająłem drugie miejsce. Pierwsze zajął właśnie Kamil razem z Piotrem Buckim – występowali we dwóch, co jest wyższą szkołą jazdy, bo to jest jeszcze trudniejsze, żeby występować we dwóch i zrobić rezonujące, fajne wystąpienie. I na InfoShare mieliśmy dokładnie taką samą sytuację, miałem drugą punktację od góry, a Ty miałeś pierwszą. Między innymi dlatego Kamil jest dziś z nami i opowiada o tej sztuce. Spróbujmy z tą improwizacją.
Kamil: Spróbujmy przeprowadzić taką historię po słowie, jedno słowo, trzymajmy ją relatywnie po ziemi. I na razie tylko się zgadzamy, żadnych innych wskazówek Ci nie dam, potem spróbujemy je sobie zweryfikować. To strzelaj!
Michał: Koń.
Kamil: Szedł.
Michał: Drogą.
Kamil: Zobaczył.
Michał: Krowę.
Kamil: Pomyślał.
Michał: Fajna.
Kamil: Krowa.
Zatrzymajmy. I dzięki temu, że ja nie wiedziałem, co Ty powiesz, ja muszę zareagować na to bardzo szybko, ale jednocześnie zgadzając się z tym, co było wcześniej. I już mieliśmy małe love story na ranczu. Odpalmy po jednym słowie następną scenę.
Wczoraj.
Michał: Jadłem.
Kamil: Zupę.
Michał: Dobra była.
Kamil: Żona.
Michał: Ugotowała.
Kamil: Mi.
Michał: Zupę.
Kamil: Ja.
Michał: Nie.
Kamil: Ugotowałem.
Michał: Zupy.
Kamil: Potem.
Michał: Poszedłem.
Kamil: Do.
Michał: Biedronki.
Kamil: Żeby.
Michał: Kupić.
Kamil: Żonie.
Michał: Deser.
Kamil: W zamian.
Michał: Za.
Kamil: Tę.
Michał: Zupę.
Kamil: Żona.
Michał: Nie.
Kamil: Chciała.
Michał: Zjeść.
Kamil: Deseru.
Michał: Bo.
Kamil: Się.
Michał: Obraziła.
Kamil: Dlaczego?
Michał: Bo.
Kamil: Deser.
Michał: Nie był.
Kamil: Dietetyczny.
I świat impro na tyle mnie zafascynował – oczywiście żaden ze mnie improwizator, komik czy aktor – że pozwala Ci próbować. Jak się potem okazało Nancy Duarte, jedna z prekursorek tej współczesnej sztuki prezentacji, czyli tego visual story, w którym ja się odnajduję, nazywa to myśleniem dywergentnym, czyli wyrzuć z głowy jak najwięcej elementów, z których jesteś w stanie wybrać. I co jest zaletą tego typu myślenia? Nie czujesz się oceniany. Plujesz tymi pomysłami, masz ich mnóstwo. Dzięki temu, gdy potem je przesiejesz, to coś fajnego z tego zostaje.
Trudno jest po prostu ludzi zmusić do takich szkoleń długoterminowo, bo prościej jest pójść na kurs, w którym dowiesz się: „Trzymaj ręce w ten sposób, tu popatrz na tego pana, tu na tego, potem do tego pana“, i to jest prostsze, bo czujesz wrażenie natychmiastowego progresu. To jest super, ale to nie sprawi, że to będzie genialne. To sprawi, że będzie OK, na poziomie warsztatu scenicznego to nie są rzeczy trudne. To są rzeczy, które relatywnie szybko możesz nabyć, a te trudniejsze są trochę jak szukanie złota. Czyli musisz sporo tego mułu złowić, z niego dopiero wyjmujesz i patrzysz, które elementy co Ciebie pasują, ale przez przetestowanie.
To co jest superistotne, to że dużo da się ugrać drugą warstwą. Moim zdaniem, druga warstwa narracji jest najbardziej fascynująca ze wszystkich. Bo co sprawia, że wychodzisz na scenę, że masz relację z publicznością? No wartość, którą się dzielisz. Bo jak idziesz na konferencję, to nie idziesz tam dla rozrywki. Znam mało osób, które mówią: „Kochanie, zabieram Cię na ekscytującą randkę, zabieram Cię na konferencję“ – nie, nie jest to normalny świat. Jeśli chodzi o konferencje, wystąpienia, prezentacje, to wymieniacie się wartością i czasem. I to jest np. coś, co u Ciebie superdobrze działa. Natomiast u Ciebie działa głównie schemat: problem-rozwiązanie. Czyli znajdujesz jakieś zagadnienie, z którym się zderzyłeś, a potem jak to postanowiłeś rozwiązać. I masz coś, co nazywa się wysoką głębią obserwacji. To też sobie zaraz rozpiszemy. Narracja polega na tym, że tę wartość, którą masz, ubierasz w odpowiednie struktury storytellingowe lub w moje ulubione struktury komediowe, bo wszystko w żarcie. Każdy żart jest w jakiś sposób strukturyzowalny, nie jest przypadkiem, że się śmiejesz. Jest powód, dla którego się śmiejesz, choć sama znajomość mechanizmów nie sprawia, że jesteś komikiem.
Michał: Co to są struktury storytellingowe?
Kamil: To jest takie ułożenie tekstu, żebyś chciał wiedzieć, co jest dalej. Działa tu mechanizm, który nazywa się empatią poznawczą, każdy go ma. I on jest zlokalizowany w Twoim diademie dowodzenia, czyli w korze przedczołowej przyśrodkowej, czyli bezpośrednio na czole. Przed oczodołem masz przyśrodkową korę przedczołową. Bardzo współczesna część mózgu, ona steruje wszystkim. To jest system operacyjny Twojej głowy. Jednostka centralna, jak ona siądzie, to Ty też. I między innymi tam, ale także w drugim ośrodku korowym, działa empatia poznawcza. Czyli obserwując kogoś, myślisz sobie, co Ty byś zrobił na miejscu osoby, która ma problem, albo na miejscu tej osoby, którą widzisz, która zmierza do jakiegoś celu, mając jakąś przeszkodę. Nie da się tego wyłączyć. To jest wbudowane. To jak system operacyjny, który dostajesz w fabrycznej konfiguracji, i nie możesz tego wyrzucić. I to sprawia, że jeżeli odpowiednio dobierzesz struktury, to po prostu zawsze to będzie ciekawe.
Podam Ci banalny wzór storytellingowy. Włożysz tam cokolwiek i będziesz chciał wiedzieć, co jest dalej. I to jest tak: historia równa się anegdota plus moment refleksji, a anegdota z kolei równa się ustawienie świata plus sekwencja zdarzeń, plus bohater, który w niej występuje, plus cel, do którego zmierza. I jeżeli tak to ustawisz, to po prostu wiesz, jak to opowiedzieć, co jest dalej.
Michał: Czy możesz podać jakiś przykład?
Kamil: Przykład, który już wypracowałem wiele razy na konferencjach.
„Mordor, piątek, 18.00, czekam na Anię. Nie przychodzi. Dzwonię do niej. Nie odbiera. Wysyłam SMS-a. Nie odpisuje. Wchodzę na Messengera. Ma dostępne. Piszę na Messengerze, patrzę: wyświetlone. Dzwonię do Ani. Telefon wyłączony. I pytanie, które rodzi tę sekwencję wydarzeń, to…? Co się dzieje z Anią?”
Jaki jest mój cel?
Michał: Chcesz wzbudzić moje zainteresowanie.
Kamil: A mój cel w kontekście Ani?
Michał: Chcesz się z Anią skontaktować.
Kamil: Dlaczego?
Michał: Bo masz do niej jakiś interes.
Kamil: Tego nie wiemy, ale podniosłem pytanie. To jest najważniejsza rola storytellera. Nie powiedzieć. Pokazać. To z kolei prowadzi Cię do innej reguły narracyjnej, która wszystko zmienia, czyli reguły „pokazuj, nie opisuj“. Pokaż świat, żeby dało się wyprowadzić jednoznaczne interpretacje, ale Ty wiesz jakie. I nie odpowiadasz na nie od razu. I ostatnio zrobiłem taką rzecz, że zdekomponowałem Top Gear, czyli dlaczego stary Top Gear, dlaczego te schematy narracyjne działały. I podstawowym narzędziem zawsze jest właśnie podniesienie pytania i odpowiednie dzielenie zdań. Przykładowo, Jeremy Clarkson rozpoczyna program słowami: „Rozpoczynamy dziś od pytania, które zapożyczyliśmy z radiowej czwórki: czy samochód kiedykolwiek może być sztuką. Otóż wielu ekspertów w temacie uważa, że nie, ale też wielu ekspertów w temacie nie widziało jeszcze najnowszej kreacji Alfa Romeo“. I w tym momencie pytanie brzmi: co to za kreacja Alfa Romeo? I właśnie w tym momencie Jeremy robi pauzę, patrzy w kamerę i wie, że będziesz czekał na kolejny kadr, na którym to pojawi się oczywiście ta alfa, w którym zejdziemy sobie niżej, opiszemy, jak ona wygląda, ale za chwilę znowu podniosę kolejne pytanie.
Michał: Gdyby od razu pokazał alfę, bez zarysowania tego kontekstu, to byłoby to dużo mniej ciekawe, na pewno nie byłoby gwarancji, że ma moją atencję.
Kamil: A w ten sposób podniósł pytanie. Znowu, w prezentacjach ten mechanizm jest przekładalny praktycznie do każdej jeden do jednego, ale nie do każdej w tych samych proporcjach. Bo w przypadku wystąpień, kiedy masz scenę na pół godziny i raczej nikt nadpobudliwy Ci nie przerwie – raczej, bo też nie zawsze – to możesz sobie teaserować tę publiczność, ciągnąć ich za fraki. W przypadku spotkań też możesz to zrobić, ale musisz robić to szybciej. Szybciej dowozić wartość, czyli z kolei zadziałać w tej warstwie wartości. Możesz to zmierzyć. To jest między innymi powód, dla którego Twoje wystąpienia są fajnie oceniane. Działają Ci bardzo dobrze dwie warstwy, czyli pierwsza i trzecia (wartość i warsztat sceniczny), co do pozostałych to nie jest tak, że one nie działają.
Michał: Narracji u mnie nie ma jako takiej.
Kamil: Jest. Narracja siłą rzeczy zawsze jest.
Michał: Ale nie tak wyrafinowana, ja takich anegdotek i scenariuszy nie buduję.
Kamil: Nie, ale do tego, jak opowiadasz, co jest fajne, co jest niefajne, możesz dojść na dwa sposoby, np. przez ilość prób. I prawdopodobnie tak masz, że są takie rzeczy, które do dzisiaj opowiadasz, które zawsze opowiadałeś, bo wiedziałeś, że fajnie siadały, są takie, które testujesz. I te dobre zostają w starym magazynie, po które można sobie sięgać. I one mają jakąś strukturę, może da się ją poprawić, może nie. Jeżeli nie bawisz się taką matematyką storytellingową, to nie jesteś w stanie tego zmierzyć a priori, ale mierzysz to poprzez próby, jakaś ta struktura jest. Ona może być troszkę lepsza lub gorsza, ale ona jest. Z definicji skoro coś mówisz, to masz narrację.
Natomiast czasem jest tak, że jest narracja, a nie ma wartości, a to jest dużo gorzej. Więc ja mam takie dwa wzory, które opracowywałem jakiś czas, a których nigdzie nie znalazłem. Działają one super, jeżeli chodzi o miarę efektywności wystąpienia, czyli jest to ilość wszystkich wskazówek, które dajesz, nieważne, jakie one są. Jeśli coś jest wskazówką, czyli „róbcie to“ albo da się wyciągnąć z tego jakiś wniosek, to to jest wskazówka, przez czas liczony w minutach. I wychodzi ci współczynnik – ilość wskazówek na minutę. I to jest pierwszy, nazwijmy to, współczynnik obowiązkowy, ale on nie jest wystarczający, bo jest jeszcze drugi współczynnik, czyli ilość nowych wskazówek dla publiczności do wszystkich w ogóle wskazówek, które dajesz. Nie masz pewności, czy to będę nowe wskazówki, czy nie, ale w ogóle tego nie analizując, ma się jeszcze mniejszą pewność.
Michał: Nowe, ale w kontekście publiczności, która jest na sali?
Kamil: Tak.
Michał: Ile tego, co mówiłeś, było dla nich oczywiste, a ile było nowe?
Kamil: Tak. Z kolei tę ilość nowych wskazówek da się jeszcze zweryfikować drugą rzeczą. Nie wiem, kto jest autorem tego modelu, ale ktoś jest, nie ja w każdym razie, bo te wzory są moje. Bo w ogóle to jest coś, czego nauczyli mnie stand-up’erzy, do czego nie miałem jakiegoś tam szacunku wcześniej, a teraz to mam i bardzo mocno pielęgnuję. Uważam, że dużo prościej jest Ci coś robić jako drugiemu. Jak wymyślisz jakąś metodę marketingową, promocyjną, narracyjną, to dużo prościej jest ją wziąć i skopiować niż odwrotnie. Dlatego jeżeli biorę od kogoś żart, strukturę albo model, to mówię: „Ten model, ta struktura nie jest moja, ktoś to wymyślił“. Cztery warstwy są moje, nie zabierzecie mi ich do śmierci, ja rozkminiłem to w bólu, ale też wiem, ile trzeba było płaczu.
Michał: To ból pionierów. Jak jesteś pionierem, to zawsze poruszasz się w obszarze, który jest totalnie nieznany i nowy, wszystko musisz odkryć sam. Przyjeżdża koleś po tobie, dziki zachód, byłeś pionierem, wbijałeś te pierwsze łopaty, tory kładłeś itd. A później kolesie wsiadają w pociąg i przejeżdżają po prostu po nich.
Kamil: I robią fortunę na Twoim mieście. Ale z drugiej strony cieszmy się, że to się rozwija. Natomiast ten drugi model, jak mówię, nie wiem, kto jest jego autorem. Ja dowiedziałem się o nim od Jurka Zientkowskiego, takiego, śmieję się, matematyka czy informatyka w wystąpieniach. To jest CUC, czyli „Clarity Uniqueness Connections”, czyli zadajesz sobie proste pytanie: czy tę informację, którą podajesz, ludzie zrozumieją, czy jest dla nich nowa i czy się z nią zgodzą, czy zaakceptują Twój nowy punkt widzenia? Prezentacja jako tako powinna służyć zmianie. Część osób może się tu nie zgodzić, mogą powiedzieć, że nie, np. „nie, bo moja prezentacja to jest raport dla zarządu” – zgadzam się z tym, też wprowadza jakąś zmianę, ale ona z kolei powinna być robiona w inny sposób niż teraz. Bo takie raporty dla zarządu powinny odbywać się dwufazowo, czyli powinieneś przygotować coś, co nazywa się slajdumentem – to jest nomenklatura Nancy Duarte, czyli taką prezentację z wyczerpującą ilością treści, wysyłasz ją wcześniej do przeanalizowania, a potem przychodzisz do tego zarządu ze skróconą prezentacją, i to omawiacie.
Michał: Podsumowanie najważniejszych rzeczy.
Kamil: I to wtedy jest inny proces. Bardzo ubolewam nad tym. Niektóre firmy to rozumieją i naprawdę wydajność potem rośnie niesamowicie. Niektóre nie. Niektóre mają tak, że przychodzisz, pytają się: „Co mamy zrobić, żeby te prezentacje były atrakcyjniejsze za każdym razem, bo one są zawsze takie same?”. My: „Po pierwsze to jest źle zadane pytanie, bo tu nie chodzi o to, aby one były atrakcyjniejsze. Ich celem jest łatwość poznawcza, masz dowieźć jak najprościej najwięcej obserwacji. Gęsta wartość i łatwość poznawcza – to są cele tej prezentacji. A po drugie, to w ogóle nie powinno się ich prezentować”.
– „To jak to nie powinno się prezentować? To przecież połowa naszej roboty“.
– „To robicie to źle, powinniście wysyłać wcześniej raporty, mogą być w jakiejkolwiek formie, bo warstwa graficzna nie ma aż takiego znaczenia…” – choć popełniamy błąd „atrybucji“, zaraz o tym powiem. „Natomiast na późniejszej prezentacji to rozmawiacie o tych rzeczach albo prezentujesz ją w skondensowanej formie, a potem do raportu nawiązujesz. Jeżeli do tej pory robicie to tak, że torpedujesz ten zarząd makabryczną ilością danych na slajdach i próbujesz do tego dobrać dobrą narrację i wtedy zrobić coś atrakcyjnego, to się nie uda, bo z ciężarówki nie zrobisz samochodu sportowego”.
Michał: Wejdę Ci w słowo i powiem, jak ja podchodzę do prezentacji. Jak się do niej przygotowuję, to dla mnie kluczowym pytaniem – ja to definiuję jako transformację – jest: jaką transformację wprowadzam w życiu osoby, która uczestniczy w tej prezentacji, z czym ona wyjdzie? Jaka jest ta transformacja, to jest jeden czynnik. Drugi to: jaka jest jej jakość. Ty masz to fajnie rozpracowane na tych czterech warstwach, dla mnie ten czynnik jakości to jest właśnie to, co gdzieś być może jest pomiędzy wartością a narracją. Więc liczy się też to, na ile ta zmienia rzeczywiście jest taką zmianą, która przez tę osobę nie tylko zostanie zauważona, że rzeczywiście wyniosła tę wartość, tylko też jak zostanie oceniona, czyli na ile ona dobrze czuje się z tym, co się wydarzyło.
Kamil: To wszystko jest rozkładalne na te warstwy. Mamy ilość wskazówek nowych do ilości wskazówek w ogóle, to jeżeli ten współczynnik dąży do jeden, to to jest genialna prezentacja. Mało tego, jeżeli są to przydatne da mnie wskazówki, to też znowu jest ten czynnik jakości. I to w połączeniu z tym CUC pewnie dałoby się jeszcze jakoś skodyfikować. I nie przestaje mnie to jarać, że analizując wystąpienia ludzi, którzy są z jakiegoś powodu dobrze oceniani, rozkminiam nowe rzeczy, takie, których nie widziałem wcześniej i nigdzie ich nie ma, bo zrobiłem ten projekt totalnie z serca.
Miałem 26 lat, jak zacząłem analizować prezentacje. Pracowałem po parę godzin w tygodniu, już miałem firmę informatyczną, która sobie całkiem fajnie radziła. No i umówmy się, masz 26 lat, nie masz żony, masz mikrokredyt ma mieszkanie, Twoje życie jest ogólnie tanie, zarabiasz dość dużo, trudno, żeby Ci nie odwaliło. Nie masz żadnych obowiązków i jeszcze Cię nie bolą kości. I jeszcze możesz trzy razy w tygodniu iść na squasha i nie żałować tej decyzji. Supersprawa, tylko że zaczęło mi się to nudzić, bo wiedziałem, że w tym sporcie, w którym wtedy gram, już niewiele więcej zwojuję. Nigdy nie miałem czegoś takiego, że muszę dążyć do maksymalizacji samego hajsu.
Michał: To prawidłowe podejście. Liczy się fun.
Kamil: Tak, oprócz tego musi mi dawać ten fun, że jest jakaś linia kosztów, poniżej której po prostu boli, a powyżej nie ma już takiego znaczenia. Co prawda u mnie zaczęła się przesuwać, bo jestem też fanem szybkich samochodów, ale nie kolekcjonerem. W prezentacjach na tyle fajnie się czułem – jak miałem 20 lat, to wykładałem to na SGH, co strasznie mnie jarało – więc stwierdziłem, że spróbuje to przesunąć dalej. I zacząłem zadawać sobie za każdym razem pytanie: dlaczego ci, którzy są oceniani najfajniej, są oceniani najfajniej? Analogicznie, dlaczego film, jak wychodzisz z kina, powoduje takie wrażenie: „To było zajebiste”, to co powoduje to uczenie? Pójdziesz na stand-up i śmiejesz się, dlaczego? Nie przestaje mnie to kręcić, natomiast źle się ze mną siedzi i ogląda jakikolwiek program. Idziemy do kina a ja mówię „Tylko cisza!”.
Michał: Kamil, powiedziałeś, że waga tych poszczególnych warstw jest różna. Pod koniec wspomniałeś, że slajdy – warstwa wizualna – mają mniejsze znaczenie. Gdybyś miał tę wagę nadać, to jakieś procenty przydzieliłbyś poszczególnym warstwom?
Kamil: Żeby mieć pewność, że na pewno tak jest, to musiałbym wziąć 7-8 tys. prezentacji jednego rodzaju, następnie przepuścić je przez sieć neuronową, dać taką bardzo złożoną ankietę do oceny. Te pytania sformułować tak, żeby ludzie nie mieli szansy popełnić czegoś, co nazywa się ”błędem atrybucji”, czyli że przydzielasz cechy atrakcyjności innej rzeczy niż tej, do której one należą. Dla przykładu, idę sobie ulicą i patrzę na płaszcz Ryana Goslinga, myślę sobie: „Ale superpłaszcz”, kupuję go. I już nie jest taki super. Dlaczego? Bo ten Ryan przerzucił swoje cechy atrakcyjności na ten płaszcz. To jest błąd atrybucji, czyli musiałbyś kazać im oceniać poszczególne elementy, wtedy być może byśmy do tego doszli. Natomiast gdybym miał to ocenić bez wiążącej odpowiedzi, to ja dzisiaj podchodzę do tego tak, że jeżeli na przygotowanie do wystąpienia, mam optymalnie 50 godzin – co jest dużo, jak ktoś ma tyle i zna metodę, to jest ponad tydzień pracy – to 30-35 godzin poświęciłbym na narrację i wartość. Na zebranie wartości i redagowanie tego w narrację, czyli ok. 10 godzin na warsztat i 5 na slajdy. To powoduje mind-fuck w głowach większości osób, które przygotowują się do prezentacji, jak im wysłałem wycenę procesu. „Ale, panie, za slajdy tyle?”. – „Nie, panie, za slajdy to jedna dziesiąta tego”. Bo nawet mogę ich nie robić. Mogę tylko powiedzieć, co tam ma być, żeby one niczego nie popsuły. Ale nie jest to powód, dla którego będą Ciebie słuchać. Chyba że warstwa wizualizacji jest na tyle miażdżąco dobra…
Michał: Trudna technicznie do zrobienia.
Kamil: …że powoduje: „O kurde, jak to zostało zrobione?”. My rozpracowaliśmy np. jedną taką koncepcję, która wyszła nam spontanicznie, bo nie miałem koncepcji na to, jak zakończyć Festiwal Inspiracji – chociaż nie jestem coachem i się nim nie czuję. Nadal jestem w czymś, co nazywa się Stowarzyszenie Profesjonalnych Mówców – sama nazwa brzmi trochę kasztańsko, ale taką mieliśmy. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że ona nie brzmi dobrze marketingowo, ale już została. I ja w tym gronie byłem niedoceniany, bo byłem najmłodszy. Ludzie, którzy tam są, to np. Jacek Walkiewicz, który jest znany w tym świecie mówców. Więc oni są dużo wyżej w tym kręgu. Więc stwierdziłem, co tu zrobić, aby mnie nie zgnietli w tym towarzystwie. I wtedy wziąłem fragment innej rzeczy, którą kiedyś rozpracowaliśmy w PrezArcie, czyli whiteboardów – takie rysunki na żywo z lektorem. I mieliśmy taką prezentację o prezentacjach, która do dziś wisi w sieci.
Michał: Zalinkuję do niej. Jest nawet publiczny film, jak kończysz prezentację na I Love Marketing.
Kamil: Tak, akurat nie tą animacją, ale tą metodą. I wziąłem fragment tego wystąpienia i ostatnie dwie minuty tego filmu pasowały mi jako puenta mojego wystąpienia. Więc wziąłem ją i powiedziałem na żywo, synchronicznie. I podczas pierwszej próby, którą wykonałem na żywo, okazało się, że pomysł jest nierealizowalny, bo musisz się zsynchronizować, więc pomimo, że znałem tekst, to się gubiłem. Ale stwierdziłem, że mam jeszcze 20 godzin, więc poszedł w ruch Glucardiamid i Red Bulle. Powiedziałem sobie: „Nauczę się tego i to będzie zsynchronizowane”. I odkryłem jedną rzecz, że jeżeli wizualizacja się bardzo dynamicznie zmienia, a Ty jako spiker mimochodem trafiasz w punkty zmiany, to jest masakra. Po prostu ludzie nie wiedzą, co się dzieje. Wcale nie jest to takie trudne, za pierwszym tak, ale jak to robisz, to oni aż boją się, że się pomylisz.
Michał: Oni zastanawiają się, jak Ty to robisz. Czy Ty uruchamiasz kolejne fazy tej animacji, czy nie. Bo to wygląda w następujący sposób. Kamil mówi długi, dwuminutowy monolog, w trakcie tego w tle rysują się rysunki przedstawiające to, co on mówi. I wręcz trafia z konkretnymi słowami w konkretne elementy. Ja stosowałem podobny zabieg, teraz już nie, bo znudziło mi się i wyszło z mody, nikt tego nie robił przede mną w Polsce, wysyłałem twitty synchroniczne. Pamiętam, że zrobiłem to pierwszy raz na Blog Forum Gdańsk a poten na infoShare. W trakcie mojej prezentacji leciały synchroniczne twitty, ale z technologią gorszą niż ta, która jest dostępna w tej chwili. Ja miałem to ustawione zgodnie z zegarkiem, więc twitty były ustawione na konkretną godzinę, a tym, którzy oglądali, wydawało się, że to jest wysyłane w momencie przełączenia slajdów w jakiś magiczny sposób. Generalnie to, o czym mówiłem, szło twittami. Dokładne te same zdania. Ale to, co u Ciebie było, czyli ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia – u mnie dokładnie tak samo.
Kamil: Nie ma magii.
Michał: Jest ciężka praca w to włożona.
Kamil: Aczkolwiek bardzo mi się to spodobało i stwierdziłem: „Nie, no niemożliwe”, ale siedziałem wtedy na tej prezentacji, jeszcze się nie znaliśmy. Z Maćkiem Adamczykiem prowadziłem konferansjerkę na scenie głównej na Stand-up Polska i Cię zapowiadaliśmy – stąd Ciebie kojarzę.
Michał: Robisz taką małą magię, a wszyscy się zastanawiają, jak to zostało zrobione.
Kamil: Tak, aczkolwiek teraz pracuję nad projektem takiego prawdziwego visual story, czyli że to story pojawia się w tle, masz nad nim prawie pełną kontrolę, a ludzie tego nie widzą. Rozpracowuję to, aby ta technika była bardziej cywilnie dostępna, bo ona naprawdę jest fantastyczna. I pracuje teraz z takimi naprawdę ambitnymi klientami, więc oni to zrobią bez takiego nakładu przygotowania jak ja. Jeden z moich klientów, jeden z zarządzających Tesco, na takiej dużej konferencji Retail Summit po prostu zrobił tego whiteboarda na żywo, na koniec wbijając niesamowitego gwoździa. Z tym że on się zawziął i długo to ćwiczył. Teraz pracuję nad tym, żeby robić te whiteboardy i coś jeszcze, co będzie jeszcze fajniejsze od tego – kolejny poziom, który możesz kontrolować bez takiego przygotowania.
Michał: Ile, Twoim zdaniem, potrzeba czasu, żeby przygotować dobrą prezentację?
Kamil: Podzielę odpowiedź na dwa skrajne scenariusze. Pierwszy: dostajesz do przygotowania prezentację na temat, na który niewiele wiesz albo który jest relatywnie nowy, czyli musisz wykorzystać swoją wiedzę w nowym środowisku, nie masz na ten temat żadnego researchu, niczego. Znasz tylko temat finansów. O, ktoś powiedziałby Ci tak: „Panie Michale, pan mi przyjdzie przygotować finanse dla rolników”. Zielonego pojęcia nie masz, ale coś byś przeniósł na prezentację. Ogólnie kumasz finanse, ale co robisz w takiej sytuacji?
Michał: Myślę, że musiałbym się skontaktować z jakimiś rolnikami i trochę ich podpytać na te tematy, jak się prowadzi taki agrobiznes, co tam jest istotne. Pogrzebać w internecie w kwestii dopłat itp. Czyli musiałbym wykonać głęboki research.
Kamil: Ile trwałby research?
Michał: Tydzień, dwa.
Kamil: Załóżmy, że 80 godzin. I teraz tak: jaki chcesz efekt tej prezentacji?
Michał: Zależy, dla kogo występuję, na ile to musi być głębokie, na ile to może być ogólne. Czy to jest pojedyncza prezentacja, która trwa pół godziny, czy warsztat trzygodzinny.
Kamil: Pytanie: czy chcesz ją przetrwać, czy chcesz ją dowieźć tak, by na wszystkie imprezy rolnicze Cię zapraszali?
Michał: Ja zawsze chcę dowieźć.
Kamil: Dlatego nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, bo to jest jak np.: ile musisz wydać pieniędzy na fajny samochód? Zdefiniujmy, co to to jest „fajny” samochód. To tutaj dokładnie to samo. Czyli powiedzmy, że masz dwutygodniowy research, jesteś bystrym typem, po dwóch tygodniach rozkminiasz, gdzie tym rolnikom hajs ucieka, w którą stronę i dlaczego, a gdzie nie generują go, a by mogli. Jeśli przez dwa tygodnie rozkminiasz, to już dużo wiesz, na pewno więcej niż średnio człowiek, który nie zastanawiał się nad tym. I to jest właśnie wypełnienie banku wartości, to spisujesz sobie w punktach, a potem zaczyna się fun, czyli w jakie story, narzędzia to ubrać – może komediowe.
Pytanie: czy możesz to ubierać w narzędzia komediowe? I jak to zrobić, aby to było po prostu ciekawe? Ja zawsze korzystam z tej empatii poznawczej, żeby dzielić to pytanie. Czyli to, co opowiadałem w związku z Top Gear. Podam inny przykład też związany z Top Gear, gdzie jest ok. 10-12 narzędzi narracyjnych i one powtarzają się wszędzie, i działają. Co jest piękne w całej strukturze storytellingowej to to, że Ty nie widzisz, że to jest struktura, a ona tam jest. Ona tam siedzi i się śmieje z tych wszystkich, którzy jej nie widzą, albo cieszy się z nimi, jak oni się cieszą. Odnośnie Alfy, Jeremy ją pokazał, potem powiedział, że silnik gra taką muzykę, że nigdy takiej nie słyszał, że wizualnie najpiękniejsza na świecie, a w pewnym momencie mówi: „A co z prowadzeniem? Powinno być dobre. Silnik 4.7 V8 od Maserati, zawieszenie od Ferrari, dyferencjał z kontrolowanym uślizgiem i całkowity rezultat to…” – tu jest przerwa. I jaki to będzie rezultat? I on w tym momencie może powiedzieć wszystko. Wtedy montażysta może sobie zrobić przejazd tej Alfy, może paść przerwa na reklamę i Ty wrócisz do tego momentu. A on wtedy mówi: „Fatalny”, a Ty: „Dlaczego jest fatalny?”. I to jest cudowna konstrukcja, dlatego że masz zestaw rzeczy, które podnoszą pytanie, sugerując odpowiedź. Bo to sugeruje, że to będzie super. I jeżeli powiesz, że to będzie super, to świetnie, przechodzisz do kolejnego wątku, ale jeśli będzie fatalne, to musisz wejść niżej i powiedzieć dlaczego. I to „niżej” to jest już ich wyjaśnienie. I oni korzystają wtedy z narzędzi komediowych i narzędzi zwiększających łatwość poznawczą, i to jest to samo narzędzie, którym jest ta narracja. To jest porównanie, dlaczego że porównanie odnosi się do common sense (zdrowego rozsądku), do czegoś, co znasz. Zwłaszcza jeżeli jest to temat, z którym rezonujesz, to ludzie wiedzą, co to jest. I on mówi, że układ kierowniczy jest drewniany, zawieszenie jest takie, jakby pochodziło ze starych torebek po herbacie, praktycznie jakby było od Mustanga. I to jest porównanie. Czyli każda z tych rzeczy, do których się odniosłem, jest bardzo nisko, jest na czymś, co nazywa się drabina abstrakcji, natomiast jest znana i konkretna. I jednocześnie odległość pomiędzy tym, co porównujesz, czyli np. „układ kierowniczy jest drewniany”, to jest daleka odległość, ale nie tak daleko, jakbym powiedział „zawieszenie sprawia wrażenie, jakby pochodziło ze starych torebek po herbacie”, daje Ci konkretny obraz, precyzyjny strzał, ale z bardzo daleka.
Ja zawsze powtarzam, że porównanie jest jak rzut wolny, z im dalszej odległości trafisz w okienko, tym większy poklask dostaniesz. Łatwość poznawczą pozyskujesz poprzez trafność, a śmiech w porównaniu uzyskujesz poprzez uczucie wyższości nad obiektem wyśmiewanym w tym przypadku albo przez zaskoczenie. I dlaczego to jest uczucie wyższości nad obiektem wyśmiewanym, bo śmiejesz się z tego Mustanga, jakby z niego chodziło. I to jest cecha Top Gear, na którą nie pozwalają sobie inne programy, bo Jeremy jest szyderczy, ma swoją opinię i on się jej nie boi, nie boi się hejtu – „Takie jest moje zdanie, pasuje wam to? Super. Nie pasuje, to trudno ziomki, nie będziemy grali”.
Michał: Wróćmy jeszcze do przykładu naszych rolników. Czyli mamy warstwę wartości po moim researchu. Mamy narrację, przykład z Top Gear doskonale działa. Czyli przypuszczam, że musiałbym zastosować takie konstrukcje, które są śmieszące dla rolników, a przynajmniej takie porównania, które dobrze będą do nich trafiały.
Kamil: Powiedzmy, że teraz popełnię jakąś totalną głupotę, jeśli chodzi o wartość merytoryczną w rolnictwie, bo moja wiedza w tym temacie jest zerowa, to: „Załóżmy, że macie pole, które ma 100 ha. I do tej pory najlepszą metodą na to, żeby uzyskać z niego wysoką monetyzację było zaorać i posadzić. Ale jest jeden sposób, który działa lepiej”.
Michał: I co to jest za sposób, który działa lepiej.
Kamil: Jeśli chodzi o narrację, to jest to superprosty schemat, który dostosowujesz do tego, jacy są odbiorcy, a trochę do Twojej postaci scenicznej.
Michał: Czyli mamy dwie warstwy.
Kamil: Potem jest trzecia, czyli musisz to wygadać. Ludzie często pytają się: „Czy mam się uczyć tego wystąpienia na pamięć?”. Nie, dlatego że będziesz brzmiał, jak dziecko z inwokacją.
To nie jest dobre. To jest tak, że czytasz sobie to, a potem sobie to mówisz swoimi słowami. W optymalnym świecie najpierw masz wszystko spisane, potem to wygadujesz, nagrywasz to, co wygadałeś, słuchasz różnic, wyłapujesz śmieci, spisujesz to, porównujesz te wersje. I jest taki wykres, że jesteś bardzo poprawny, potem jesteś bardzo naturalny, a potem to wypośrodkowujesz poprzez ilość prób.
Michał: Co to są „śmieci”?
Kamil: Jest ich dużo. Jak teraz sobie rozmawiamy, to prawdopodobnie dałoby się naszą wiedzę skondensować w fajną narracją, z 1,5 godziny do 40 min, nic merytorycznie byśmy nie stracili, zyskalibyśmy narracyjnie, a zyskałaby atrakcyjność przekazu, ale czas, który musielibyśmy poświęcić, żeby skleić coś takiego, to mogłoby być pół roku.
Michał: Czyli śmieci to są te niepotrzebne rzeczy, które pojawiają się w toku prezentacji.
Kamil: Niepotrzebne zdania. Druga rzecz to są słowa śmieci, które są znowu quick winem w narracji, czyli „jakby”, „generalnie”, „raczej”. Tomek Kammel jest w tym mistrzem świata, on ma poprawność sceniczną tak wycyzelowaną, że mało kto tak dobrze robi, chociaż nie są to rzeczy, które gwarantują Ci zwycięstwo. Wycinasz sobie to, co jest Ci niepotrzebne. Albo myślisz sobie: „A zamiast tego przykładu, dam inny, który lepiej trafi” albo: „Jak mam żart, to żart musi mieć konkretną składnię”. I puenta jest ostatnią rzeczą, o której słyszysz. Po puencie jest śmiech, więc jeżeli musisz mówić na śmiechu, to uciszasz publiczność. Mało tego, w żarcie jest inny parametr, którego nauczyłem się od Grega Deana, czyli „laugh per minute” – ile masz śmiechu na minutę. To jest prosta sprawa, masz ograniczoną ilość słów na minutę, skoro masz zmieścić pięć śmiechów, to wszystko co zbędne wywalasz. Więc jest taki algorytm do pisania żartów, czyli kilka sposobów ich pisania. W pierwszej fazie musisz złapać myśl.
Michał: Ile tu jest detali…
Kamil: … Więc możesz to wycyzelować, ale nie musisz, ale pytanie: na ile jest to aż tak istotne? I pytałeś, ile to w ogóle zajmuje. Może to zająć tyle, że w trzy godziny jestem gotowy, bo jakieś pojęcie mam, przetrwam prezentację, bo mam doświadczenie w wystąpieniach, coś tam wrzucę na slajdy, pół godziny przeżyję.
Michał: Opowiesz fajne historyjki.
Kamil: Chociaż te fajne historyjki mogą mieć też jakiś morał, który ma uniwersalny motyw. Bo historia może nie dotyczyć rolnictwa, ale może mieć uniwersalny motyw. Powinna go mieć, jeżeli nie, to jest słabą historią.
Michał: Tak, bo wtedy nie rezonują wszyscy.
Kamil: Albo przynajmniej Twoja grupa docelowa. Potem mam jeszcze slajdy. Jak już sobie coś wygadam, to teoretycznie nie powinienem ich potrzebować, ale mogę sobie nimi trochę pomóc, wzmocnić przekaz.
Slajd ma trzy role, one mogą się ze sobą dowolnie łączyć. Rozkminiałem je w 2014 r i nie znalazłem nikogo, kto by zrobił to przede mną. I to jest zwiastun, czyli slajd, który ma nic nie mówiące nikomu zdjęcie, cytat albo cokolwiek, co budzi w głowach słuchaczy pytanie: co dalej? To ci otwiera narrację. Drugi to jest buster, czyli wzmacniacz: wykres, infografika, fragment screena na zdjęciu albo schemat. Cytat, jeżeli jest długi i jeśli do kogoś trafi. Czyli wszystko to, co pomaga Ci wzmocnić wystąpienie, bez czego też dałoby się to zrobić, ale byłoby trudniej. Bo możesz omówić wykres, nie pokazując go, praktycznie każdy, ale jego łatwość poznawcza dramatycznie spadnie. Jednym strzałem to pokazujesz. I trzecia rzecz to jest punch, czyli puenta – jak puenta w żarcie – która ma Cię rozśmieszyć, zdziwić, zaskoczyć, ogólnie masz się wtedy obudzić: „O, co to było?”. To jest akurat bardzo fajne, bo możesz zbudować sobie taką bazę swoich uniwersalnych punchy, które stosujesz np. w pierwszych 30 sekundach swojego wystąpienia i prawie zawsze masz śmiech. Odkryłem to w zeszłym roku po nieudanej dla mnie konferencji, kiedy tego nie zrobiłem. Potem zobaczyłem sobie, jaka jest różnica pomiędzy tym wystąpieniem a innym, gdzie się to różni. I w tym pierwszym miałem śmiech w ciągu pierwszych 20 s.
Michał: Podaj przykład tego puncha?
Kamil: To jest mem, który zobaczyłem w sieci, przerobiłem na slajd. „Jeżeli kiedykolwiek poczujecie się bezużyteczni, to pomyślcie o tym miejscu”. I wtedy pojawia się lotnisko w Radomiu. Ale znajdowałem też jakieś swoje rzeczy, które pasowały. Już z tym nie występuję, bo ten materiał przepaliłem, czyli wiele razy już go pokazywałem i nie chcę mówić tego, bo ludzie już to widzieli. Przykład: jak mówię, że „takie marne kreacje zdarzają się nawet na ogólnym poziomie”, klik i wjeżdża Ewa Kopacz i cały skład rządu, który wygląda jak menu. Font Lobster, bardzo ładny, ale restauracyjny. Świderki, lody, piwo tu by pasowało. I ludzie: „O nie”. Ja mówię, że tego nie wymyśliłem, to się naprawdę pojawiło na oficjalnej stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jak patrzę na ten slajd, to mowię: „To dla mnie będzie kopaczburger, do tego frytki i zapiekana schetyna”. I to są takie trzy krótkie śmiechy, które nie są przypadkowe. One są, ponieważ jest struktura, która powoduje ten śmiech. Nigdy nie masz gwarancji, czy go otrzymasz, czy nie. Im dłużej go testowałeś, tym większą masz pewność, że to zagra. Ja wiem, że to gra. Jak ktoś tego nie widział, to wiem, że jest śmiech. Jak ktoś to widział, to żart Cię nie śmieszy, bo żart jest odwrotnością piosenki. Piosenka jest fajna, jak ją wiele razy słyszałeś, żart jest fajny, jak go słyszysz po raz pierwszy. Bo śmiech się bierze z zaskoczenia, a piosenka jest fajna z zupełnie innych neurologicznych powodów.
Michał: Kamil, jak się przygotowujesz do prezentacji?
Kamil: Ja jestem tym drugim przypadkiem – pierwszy to jak robisz prezentację dla rolników. Więc załóżmy, że mam drugą sytuację, czyli przygotowuję się na temat, który już znam, i do publiczności, która jest moją publicznością – moją dzisiejszą jest ta marketingowa, ale też zarządy. Wiem, do kogo trafiam. Pierwszy przykład, to jak oni chcą coś z półki, co już mam przygotowane. Czyli biorę tę prezentację i mogę ją powiedzieć za godzinę.
Michał: Dużo masz takich prezentacji?
Kamil: Cztery mam takie, że mogą trwać 20 min, ale i 3 godziny. Ale wiem wszystko to, co może przydać się ludziom. To już rozpracowałem. Ale też coraz częściej np. dostaję zestaw reklam i muszę rozkminić, dlaczego są dobre, dlaczego są złe, czy zadziałają, czy nie. Jutro mam takie wystąpienie i muszę przygotować prezentację i storytelling pod nową branżę. Mam to już przygotowane, natomiast proces przygotowań był długi. Ale nie jest to start od zera. Bo ja korzystam z czegoś, co jest takim standardowym narzędziem komików, mówców, wszystkich ludzi kreacji. Czyli jak coś fajnego się zdarzy, jak jakiś pomysł wpadnie mi do głowy, to on 30 sekund później ląduje w notatniku w telefonie. I raz na miesiąc robię filtry tego i na niektóre pozycje patrzę i mówię: „Rany, jaki jestem głupi”, a niektóre są faktycznie OK.
Moim najnowszym odkryciem – ktoś to już znał –jest perypatetyzm. Otóż, miałem problem z jednym mitem, który mówi, że w wystąpieniach publicznych nie powinieneś chodzić, co czasem jest prawdą, czasem nie. Są ludzie, którym przychodziło to łatwo, stali i gadali, a są tacy, którym byś gwoździe wbił, a i tak by łazili. No i perypatetyzm jest odpowiedzią na to, co to jest. Okazuje się, że niektórzy ludzie, jak chodzą, to myślą. I m.in. Arystoteles był takim człowiekiem, któremu nie odmówisz myślenia. Do tej grupy należał też Steve Jobs, który łaził na wystąpieniach, i nie były to złe prezentacje – śmiem twierdzić, że to były jedne z najlepszych prezentacji – więc nie jest to błędem. Ale znowu, skąd się wziął mit? On wziął się stąd, że w Polsce wystąpień publicznych przez ileś lat uczyli głównie dziennikarze, co nie jest złe, bo oni mają wysoką poprawność sceniczną, superdykcję, na pewno lepszą niż ja teraz w aparacie. Ja tak trochę szeleszczę, bo mam aparat, moja dykcja jest znacznie lepsza niż 5 lat temu. Dostałem informację zwrotną od logopedy, co mam zrobić, żeby to zmienić, to usłyszałem: „Mam dla pana dwie wiadomości: dobrą i złą”. – „Daje pan tę złą”. –„Nie, najpierw tę dobrą”. – „Mam dla pana rozwiązanie…”
Michał: „…musi pan wyprostować zęby”.
Kamil: „A ta zła: zaczniemy od wysunięcia szczęki”. I tłumaczył mi, dlaczego miałem szczękościsk. I tej poprawności przypisuje się bardzo dużą wagę z prostej przyczyny. Bo ją widzisz. Ty lubisz ocenić coś, co widzisz. Czyli możesz powiedzieć, że jak ktoś ma wysoką poprawność, to jest profesjonalistą. I to nie zawsze idzie w parze. Bo jakbyśmy sobie to rozrysowali na wykresie –ja mam za małą próbę, żeby móc powiedzieć, że tak jest na pewno – to na jednej skali masz atrakcyjność przekazu, np. „rozrywkę”, a na drugiej „poprawność sceniczną”. Zrobiłem badania i sprawdziłem dziennikarzy, komików, zapytałem się paru osób: „Czy myślisz, że to profesjonalnie wygląda? Tak, nie”, „Czy Cię to bawi?”, „Czy jeszcze chciałbyś to oglądać dalej? Tak, nie”. I wykres dotyczył aktorów, komików i dziennikarzy. I wyszło mi, że prawie wszyscy dziennikarze mają poprawność sceniczną, a tylko niektórzy atrakcyjność przekazu. Z drugiej strony prawie wszyscy komicy mieli atrakcyjność przekazu, jeżeli rezonowali, ale nie wszyscy mieli poprawność sceniczną. Aktorzy byli gdzieś pomiędzy. Więc dlaczego to stanie na scenie uważa się za profesjonalne? Bo głównie uczyli tego dziennikarze. Dziennikarze mają również regułę autorytetów, czyli są znani, więc skoro mówią, że tak jest, to wszyscy się zachwycają: „O, ten pan jest znany, osiągnął sukces”, a niekoniecznie on ma rację. Ale on też nie testował innych narzędzi. Są dziennikarze, którzy są zabawni lub mają dobry storytelling, ale przede wszystkim ich rolą jest poinformować. I są też komicy, którzy są poprawni scenicznie, są dobrzy z kamerą, ale ich rolą jest rozbawić publiczność. Oni mogą się garbić, niewyraźnie mówić – to nie ma znaczenia, bo Cię śmieszy albo nie śmieszy. Zweryfikuj, jakie jest źródło mitu, i odrzuć wszystkie dogmaty. Nasz wspólny kolega, Paweł Tkaczyk, super występuje, uwielbiam jego prezentację, ale czy on jest poprawny scenicznie? Nie. Ma to swoje „y”, łazi po scenie, ale nie przeszkadza mi to.
Michał: No właśnie, Ty już nie masz tego „y”. Długo ćwiczyłeś?
Kamil: Nie.
Michał: Sam eliminowałeś, czy eliminowałeś z logopedą?
Kamil: Nie, to nie jest kwestia logopedy to jest prosty trik: myślisz na wdechu. Czyli „y”, „e”, „i” zastępuje się wdechem. Bo to jest dźwięk namysłu.
Michał: A jak to się ćwiczy?
Kamil: Łapiesz się nad tym, że robisz „y”, wkurzasz, karcisz a potem robisz wdech i po jakimś czasie to samo wychodzi.
Michał: W rozmowach zdarza mi się to rzadko, a jak nagrywam podcasty sam, to rzeczywiście tak mam, że jest ten moment, kiedy myślisz i jest to „y”, „a”. OK, czyli Twoje przygotowanie prezentacji, bo z tego wychodziliśmy, to jest coś, co trwa różnie w zależności…? – w końcu powiedziałeś.
Kamil: Nie powiedziałem, bo nie mam jednej odpowiedzi. Są takie miejsca, do których się przygotowuję, kończę dzień przed, nie dlatego że jestem nieprzygotowany dzień przed, ale dlatego, że tak bardzo mi na nim zależy, że mógłbym pracować do wyczerpania. InfoShare jest dla mnie taką prezentacją, takim miejscem, że ta praca nigdy nie jest skończona. I myślę, że teraz jakbym miał za trzy tygodnie infoShare i bazę tego, co zrobiłem już ostatnio, to bym to przeniósł jeszcze trzy poziomy dalej. Nie zawsze masz ten czas. Ale ja nie mam wartości od zera, czyli nie myślę wartością, bo już ją zebrałem. Czyli jak już wiem, że mam wystąpienie za pół roku, jest ono dla mnie ważne, to ja już sobie to spisuję, czyli dzięki perypatetyzmowi to już wiem, że może to kiedyś wykorzystam, może nie.
Niedawno byłem w Sandomierzu na komunii świętej, superhistoria, stamtąd otrzymałem trzy lekcje od księdza misjonarza – ten case pojawi się niedługo u mnie na blogu. Niesamowicie fajna dekonstrukcja. I słuchasz sobie tego i wiesz, dlaczego to działa. Bo oglądam sobie Top Gear i jest odwrócenie, sarkazm i porównanie. Teraz dlaczego ono działa? No to porównujesz 10, patrzysz i dlatego działa. Albo oglądasz Kena Robinsona, widzisz ten schemat. I to po jakimś czasie tworzy taką gęstą sieć zależności i już możesz powiedzieć, że wiesz. Więc ja przygotowując się do prezki, to najpierw spisuję sobie materiał w formie notatnika albo w Wordzie listę rzeczy.
Michał: Robisz to w komputerze czy na papierze?
Kamil: Najpierw to ląduje w telefonie, bo zawsze mam go przy sobie. Potem wrzucam sobie te wszystkie wątki do Worda i stamtąd wstępnie przepisuję na żółte karteczki, mam taką stertę w domu. Biuro jest całe pokryte karteczkami dwa tygodnie przed przygotowaniem. I wrzucam te rzeczy tam, selekcjonuję i układam. I myślę sobie: „A ten mi powiedział tak” i wygaduję. Bo mój proces kreatywny działa tak, że ja wygaduję. A jak wygadam, to dopiero spisuję. I to jest taki cykl, on sobie gra, dopóki nie mam wstępnej wersji. Uspokajam się wtedy, kiedy mam wstępną wersję czegoś, z czym już mogę wyjść. Czasami przeplatam to już materiałem, który był wcześniej na jakimś małym evencie. Ktoś mógłby powiedzieć, że już mógł to widzieć, ale trzy czwarte tego nie widziało. Dzięki temu mam też pewność, że ten materiał będzie dobry, bo on już raz był dobry, więc też mnie on uspokaja. I projektujesz sobie rzeczy. I mam cały zestaw współczynników, przy czym mówię, moje przygotowanie nie jest do końca normalne…
Michał: Bo Ty już to znasz, wiesz, czujesz.
Kamil: Jak czegoś nie zrobiłem, to wiem, że nie zrobiłem. I znowu jest tak, że mi już trochę nie wypada.
Michał: Musisz być na wysokim poziomie, nie ma lekko.
Kamil: Mówię o wystąpieniach, więc nie mogę wyjść i schrzanić. Dlatego jak mam zaproszenie na czwartek w social media czy na taką małą konferencję, to mówię: „Spoko, mogę tam pojechać. Dla mnie to fajny materiał do testów czy w ogóle miejsce, ale będzie to prezka, która gdzieś już się pojawiła. Bo będę ogrywał ten sam materiał, może dorzucę coś nowego, może nie. Jeżeli to wam pasuje, to spoko, ale nowego materiału wam raczej nie przygotuję, bo mam życie zawodowe, które nie pozwala mi dużo spać”.
Michał: Czy lubisz ogrywać te materiały, które już pokazywałeś, czy bardziej szykować nowy materiał?
Kamil: Bardzo lubię szykować nowy materiał, ale to jest czasochłonne. Robię trochę tak, jak robią komicy. Ja przez pewien czas, jak się uczyłem komedii, to trafiłem na szkołę stand-up’ową do Stand-up Polska. Potem w wyniku dziwnych okoliczności wykupiłem część udziałów w tej firmie, więc stałem się współwłaścicielem Stand-up Polska i z nimi to rozkręcałem. I od nich uczyłem się komedii. Oni robią tak, że spisują sobie pomysły na żarty, mówią je między sobą. Te, które tam zebrały śmiech, to zabierają na tzw. open mic, na materiał, który wiadomo, że jest testowy, jak nie wejdzie, to ludzie się nie obrażają. Najfajniejsze jest to, że „open majki” są małe. Jest mało ludzi, czasem bywa, że 20, czasem 50, ale to jest taka wierna publiczność, która wybaczy komikowi, jak mu wyjdzie. Oczywiście komik ma intuicję. To nie jest tak, że on w ogóle nie będzie śmieszny, a bywa, że open majki są super, ale tego nie wiesz. To jest impreza na luzie. To jest przestrzeń treningowa. I z tego, co zostaje, piszesz materiał. Cyzelujesz go. I wtedy wiesz, jak to wygląda.
Jest kilka narzędzi komediowych, z których korzystają regularnie komicy. Część osób pewnie kojarzy Dawida Podsiadło z roastu Kuby Wojewódzkiego. Ja byłem wtedy w Stand-up Polska, jak to organizowaliśmy, absolutnie nie pod kątem scenicznym. Znajomi, którzy oglądali ze mną tego roasta mówili, że „Dawid Posiadło rewelacja, skąd on miał te teksty?”. No od Wojtka Fiedorczuka, czyli inny komik, który ma podobną, absurdalno-abstrakcyjną postać sceniczną, napisał te teksty tak jak dla siebie, a Dawid je fajnie podał. Więc mamy trzy warstwy: obserwacja – trzeba było znaleźć coś, z czego się śmiejemy, zredagować, napisać tekst i podać; tekst – Wojtek; podanie – Dawid.
Michał: Każdy ma taką obawę przed występami: jak z tym walczyć?
Kamil: Nie walczyć. Jest kilka powodów, dla których się stresujesz. W żyłach płynie sobie krew i jak jesteśmy w stanie odpoczynku, to płynie z prędkością jednej strzałki, a jak się stresujemy, to robi to szybciej. Jak krew jest dowożona szybciej do mózgu, to powinieneś szybciej myśleć. I tak może być, a nie musi. Bo jeżeli żyły się rozszerzą, to dowozi szybciej, masz wyższą uważność, jesteś mądrzejszy na scenie. Jestem pewien, że zdarzyło Ci się kiedyś coś wyimprowizować, co nie było planowane, a fantastycznie wyszło. Ale czasem jesteś tak spanikowany, że ni cholery.
Michał: Czasem nie idzie kompletnie. Teraz na InfoSharze miałem dosyć słabą sytuację. Przez dwie minuty ktoś mi gadał przez speaker, który był na scenie, czyli przez głośnik, który był na scenie do odsłuchu dla mówcy. Nikt tego nie słyszał poza mną. To było straszne.
Kamil: Przy okazji ta scena, na której występowałeś, była bardzo trudna. Więc te Twoje 4,84 punktów w skali do 5, to jest trochę więcej niż ten mój wynik mimo wszystko, bo Twoja sala była trudniejsza. Pomimo, że publiczność mogła się powtórzyć, to sala była trudniejsza akustycznie. Moja była niska, wąska i było gęsto, czyli dowolny żart jak dzik po szyszkach po prostu chodził. A Ty nie słyszałeś reakcji ludzi, ale nie dlatego, że ich nie było.
Michał: I do tego jeszcze tam było tak, że było bardzo ciemno i ja autentycznie nie widziałem ludzi, bo światła są na mówiących. Więc to dodatkowo utrudnia. Na szczęście było dobrze, bo obsługa reagowała sprawnie. Jak zadawałem jakieś pytania, to światło szło w górę i było rzeczywiście widać, ile tam osób rękę na sali podnosi.
Kamil: Przy czym ta sala nie oddająca energii jest trudna, bo oni mogą się śmiać, Ty tego nie słyszysz. Tam jest wysoko, szeroko, rozchodzi się to, mało co wraca, scena jest wysoko.
Michał: Przez to, że ta sala tak funkcjonowała i zero kontaktu z publicznością z mojej strony, to miałem tak, że przez cały występ praktycznie uważałem, że to jest słabe wystąpienie. Jeszcze na to się nałożyło to – i dlatego zapytałem się Ciebie, czy lubisz powtarzać swoje występy – że ja generalnie zawsze występuję z nowym materiałem. Mam takie przekonanie, że jak jest nowe, to jest świetne i super. A tu występowałem, miałem dwa razy dłuższe wystąpienie niż na I Love Marketing, ale to był ten sam materiał. Rozszerzony, ale w większości było dokładnie to samo. I też wychodzę, wiem, że teoretycznie dobrze występuję. Wiem, że to poprzednie wystąpienie było dobre, ale czuję się jak taki aktor odtwarzający tę rolę, która już była. I to jest tak destrukcyjne. Próbowałem się mentalnie do tego przygotować, ale dla mnie to jest po prostu fatalne. Drugi raz to samo pokazywać, naprawdę słowo w słowo, zmieścić się w czasie, więc nie ma miejsca na zbyt dużą improwizację. Z drugiej strony tego audytorium nie czujesz, później schodzisz z tej sceny, niby było dobrze, niby wszystko powiedziałem. Jedyną satysfakcję, którą wtedy miałem, jak schodziłem ze sceny, to było to, że powiedziałem wszystko, co chciałem, zmieściłem się w czasie. Ale tej totalnej euforii, satysfakcji po prostu brak. Czujesz się jak taki gość, który przyszedł, zrobił swoją robotę i wychodzi z pracy.
Kamil: Bo ta scena Ci tego nie oddaje. Mało tego, czasami jak masz dużo śmiechu, to niby to słyszysz, a i tak oglądając nagranie, może się okazać, że to nie było dobre. A to też nie jest prawda, a to dlatego, że nagranie jest złe.
Michał: Nagranie zbiera tylko głos z mikrofonu mówcy, a nie zbiera sali.
Kamil: I to jest bardzo złe. A wracając do tego stresu, jak ci się te żyły rozszerzą, jesteś mądrzejszy, szybciej reagujesz. Jak ci się zwężą, to możesz zejść na zawał. Co tu zrobić, żeby się rozszerzyły? Po pierwsze są to ćwiczenia fizyczne. Aktorzy, komicy rozgrzewają się przed wejściem na scenę. Głos, ciało rozgrzewają.
Michał: Jak się rozgrzewa głos?
Kamil: Powtarzasz dźwięki „iii”, „aaa” z otwartą buzią. Tak samo ciało. Rozluźniasz barki, bo tu są spięte powięzi. I ziewasz przed wejściem na scenę, żeby rozluźnić szczękościsk. W ten sposób fizycznie eliminujesz stres. A oprócz tego jest też kwestia nastawienia, jakie masz. Przywozisz im dużo wartości. Tomasz Kammel powiedział, że wyobraź sobie, że musisz zaopiekować się tymi ludźmi. I to jest super, bo wychodzisz z empatią, dowozisz im to, co chcesz, żeby wiedzieli. Czyli Twoje nastawienie jest wtedy inne. I wtedy oni też kopiują te nastawienie od Ciebie, bo działa empatia emocjonalna, czyli kopiują Twoje podejście, bo też nie chcą iść na wojnę, bo po co.
Co jeszcze może pomóc? To jest ryzykowna strategia, ale ja się tego nauczyłem, że jak mam albo podniesienie pytania, albo żart w pierwszych 15 sekundach, to bardzo trudno jest to popsuć. I jedna z tych dwóch rzeczy zadziała lepiej, jest bardziej uniwersalna, ale gorzej zadziała, czyli podniesienie pytania jest lepsze niż żart. Bo jest bezpieczniejsze, ale nie jest tak mocne i daje w stu procentach odpowiedzi. Śmiech jest jasny: wyszło, nie wyszło.
Michał: Podzielę się swoją wypracowaną taktyką, która mi się zawsze sprawdza. Zawsze chcę rozgrzać publiczność przed, robię to metodą zadania kilku pytań, w których wiem, że wszyscy podniosą rękę do góry, przynajmniej na jedno pytanie. W związku z tym wszyscy są zaangażowani. Po pierwsze pytam, kto mnie zna, kto czyta mojego bloga, kto słucha mojego podcastu, na koniec pytam, kto nie podniósł ręki. Wiem, że cała reszta podniesie. Dla mnie to jest fajne, bo od razu ogarniam, ile osób jest na sali, kto, na ile trzeba się spinać, przedstawiać, a na ile nie. To zawsze fajnie buduje relacje, angażuje.
Kamil: Tak, jest to jedna ze strategii. To są oper air’y. Miałem bardzo podobny open air swego czasu. Pytam się, kto kiedyś widział moje wystąpienie, ręce w górę. Pytam, kto nie widział nigdy, a kto jest z tych, kto nigdy nie podnosi rąk publicznie, co budzi delikatny śmiech. Jerzy Jankowski kiedyś pokazał mi to i to jest bardzo tani żart, ale żrący. W większości przypadków się sprawdza. Nawet trudno powiedzieć, kto jest jego autorem, bo jest tak stary. To, co jest cudowne, to jeżeli dasz żart, który da się zaadaptować do tej publiczności. I to, jak wymyślisz, to jest super. Na infoShare mi zażarło, pomimo że nie jest to jakiś śmieszny żart. Bo ci ludzie byli u mnie o 11.30, a dzień wcześniej pojawili się na before party, widziałem te twarze też na after party. I to nie byli ludzie, którzy wybierają się na konferencje. Odpowiedziałem im: „Cieszę się, że przyszliście, widziałem Was wczoraj na before party, nie sądziłem, że się pojawicie”. Ten żart bardzo szybko zażarł, ci ludzie byli w takim stanie, że „ha, ha, a to tak, tak”. Potem mówię, że jeżdżę od firmy do firmy i pomagam im ułożyć narrację w rożnych prezentacjach, reklamach, blogach, że w zasadzie zarabiam na życie opowiadaniem historii, ale ten login był już zajęty.
Michał: Tam akurat zażarło, bo wiadomo, że mówi to Paweł Tkaczyk.
Kamil: I nigdzie indziej by to nie zażarło, a ta lokalna adaptacja, pomimo że żart nie jest górnych lotów, to tak. Dlatego ja mam taki trik, że bardzo często mam żarty, które są kompletnie niezwiązane z wystąpieniem, a ludzie tego nie wiedzą, ponieważ one są wklejone w sytuację. Wprowadzam sobie jakąś narrację, idę do żartu i uciekam. Nawet czasem tak, że nie wiadomo dlaczego tak jest. Kiedyś powiedziałem, że bywa, że nazwisko determinuje nam kierunek kariery, np. mój kolega nazywa się Mateusz Wyrok i jest prokuratorem. Dla niego fantastycznie, ale gdyby sobie wymarzył, to nie mógłby już być onkologiem. Jest to straszny żart. Zastanawiałem się, czy mogę go powiedzieć na infoShare. I zażarł, ale była mieszanka takiego śmiechu i takiego „uuu”. To ja powiedziałem: „Zastanawiałem się, czy mogę powiedzieć ten żart, czy jesteście wystarczająco wyluzowani”, więc oni: „My jesteśmy”. Ale znowu, nie musiałem tego kompletnie wstawiać, ale patrzę w swój materiał, to trwało 10 s, to nie jest strata wartości. Więc myślę, gdzie to wstawić, aby to 10 s podniosło mi energię. A czasem jest tak, że da się ułożyć komediową narrację, ale komedia wymaga niestety testów.
Michał: Mówiłeś o trzech rodzajach slajdów, to jakbyś sklasyfikował taki slajd, który ma bardzo dużo bulletów i tekstów? Czym on jest?
Kamil: Niczym. On nie jest slajdem. Technicznie rzecz biorąc jest slajdem, ale nie spełnia żadnej z ról dobrze, przy czym prezentację – slajdy w nich – musimy rozdzielić na slajdy i slajdumenty. Slajdument to jest pojęcie wprowadzone przez Nancy Duarte, jest to materiał informacyjny. To są rzeczy, które wysyłasz po prezentacji, zdarzeniu. Albo może to być oferta. Jak wychodzisz z taką ilością tekstu – nie mam wyczerpujących, formalnych badań na ten temat, ale sprawdzałem to na wielu grupach – to zawsze jak rzucam ścianę tekstu, to ludzie się odruchowo rzucają i szybko czytają. Czasem nie zdążą tego przeczytać i wtedy jest problem, bo mówisz, a oni chcą dalej czytać. I właśnie łamiesz ich odruch, odrywasz ich z czegoś, zmuszasz do słuchania, czyli robienia tego, czego nie chcą teraz robić. Więc slajdumenty są super, ale nie w takich okolicznościach – jako materiał po prezentacji, to tak.
A z drugiej strony zdarzy się ktoś, kto powie, że ma taką merytoryczną prezentację obfitującą w tekst i dane. Świetnie, nie ma problemu, tyle że porcjuj te informacje, czyli wyczyść to, co i tak powiesz, czego nie musisz wyświetlać. Wstawiaj po części albo puenty, albo jak masz wykres składający się z pięciu klocków na flowcharcie, niech on sobie tam będzie, ale niech pojawia się tak, jak o tym mówisz, to wtedy nikt się nie gubi, i to jest wzmocnienie. Czyli stosunkowo łatwo jest taki wanna-be-slajd zamienić na dobrego bustera. Mało tego, jeżeli to zrobisz dobrze, to wtedy będą ciekawi, co jest dalej.
Michał: Pamiętam, że z takich uwag, które kiedyś mi przesyłałeś po moich wystąpieniach na jakichś konferencjach, to mi powiedziałeś: „Michał, masz jeden slajd, to podziel go na pięć, pokazuj po kolei, bo po prostu wyprzedzasz puentę”.
Kamil: To akurat jest bardzo dobre, bo to jest znowu quick win, czyli masz pięć bulletów. Jeżeli nie ma jakiejś wybitnej korelacji między nimi, to rozbij je na pięć slajdów, jeżeli jest tak, że one muszą być, to najpierw odchudź ten tekst, a potem wprowadzaj go po kolei, tak jak go omawiasz. To bardzo dużo daje. I co do takich jeszcze szybkich zwycięstw, proces projektowania prezentacji w większości przypadków jest wybrakowany. Czyli normalnie to działa tak: zbierz wartość, wbij na slajdy i idź gadać. Źle, bo powinno być: zbierz wartość, ułóż scenariusz, przegadaj, wbij na slajdy, przećwicz i dopiero wtedy idź gadać. I każdy to potrafi zrobić. Oczywiście jak ktoś nie będzie tego analizował na jakimś tam wyczerpującym poziomie, to nie zrobi tego tak dokładnie albo zejdzie im z tym dużo czasu. Ktoś może powiedzieć: „Ale ja nie umiem spisać i potem nauczyć się tego na pamięć”. Nieprawda. Działa tu krzywa Krugera. To jest taki wykres, który daje ci wrażenie, że jak się nie przygotowałeś, to ci idzie lepiej, niż jak się przygotowałeś. I czasami jest to prawda, dlatego że jak się zderzasz z tematem na początku, to jest dla Ciebie ciekawszy i bardziej się nim jarasz, jak go prezentujesz. Ale im więcej na jego temat wiesz, to bardziej on siada i to się nam wydaje bardziej sztuczne.
Michał: Jest coś takiego jak impostor syndrom, że ci się wydaje, że jesteś niewystarczająco kompetentny, że im dalej w las, tym więcej drzew, im więcej wiesz na dany temat, to tym bardziej wydaje ci się, że jeszcze mało wiesz. To się chyba nazywa syndromem oszusta, że wydaje się, że nie jesteś osobą wystarczająco wykwalifikowaną do zaprezentowania tego tematu. I to jest paradoks, bo w rzeczywistości wiesz więcej.
Kamil: Ktoś może nam zarzucić, że ma tylko 2 godziny na przygotowanie prezentacji i nie ma na to czasu. W takiej sytuacji niech te slajdy staną się rodzajem konspektu, że jakieś tam słowo, zdanie pojawi się na slajdzie, żebyś przeskakując, wiedział, co jest dalej. I przynajmniej raz sobie to przegadaj. Tu działa efekt Pareto, że pierwsze próby dają 80%, przy czym po jakimś czasie trochę nie wypada zostać ci na tych 80%. Gdybyś Ty przyszedł i widziałbym, że to jest coś, co dopiero przegadałeś, to trochę byłoby mi wstyd za to, co robisz, bo wiem, że potrafisz.
Michał: Z każdą prezentacją poziom oczekiwań wzrasta. Inne błędy np. w warstwie zachowania na scenie? Co można uznać za ewidentny błąd?
Kamil: Coś, co mało osób stosuje, a dużo zmienia niewielkim kosztem, to jest coś, co opisałem gdzieś w jednym z artykułów i potem trochę mnie to bolało. Muszę tutaj wylać trochę żalu, bo ten sam artykuł przerobiony pojawił się na wielu blogach. Dla mnie to była trochę kradzież intelektualna. Bo dochodzisz do czegoś przez bóle, a potem ktoś bierze to, co odkryłeś, jako swoje.
Michał: A co to było?
Kamil: Zapowiedź slajdów, czyli to jest to, że między każdym slajdem możesz zrobić przejście. Czyli właśnie podnosisz to pytanie, potem dajesz buster, a potem punchline.
Michał: Podaj przykład.
Kamil: Radom. Większość złych procesów wygląda tak i uwaga wtedy jest na rzutniku. Czyli wystarczy, że wiesz, co jest dalej i to zapowiadasz. Moja znajoma mówi mi w Gdańsku, że tam taki trener przygotował ją do prezentacji i on jej mówi tak, że może tak zrobić z punchem i go zapowiedzieć. – „Wiesz, bo chodzi o to, że zapowiadasz slajd”. To jest bardzo szybki win, bo właściwie nawet przygotowując prezentację w bulletach, jedyne, co musisz zrobić, to rozbijasz ją na punkty i wtedy masz jeden punktor na slajdzie.
Obciąć słowa – to jest też z takich prostych rzeczy. I bardzo prosta rzecz, którą każdy może robić, to story file. To są te notatki na co dzień, które robisz. Czyli coś ciekawego się dzieje, coś odkrywasz, stwierdzasz: „Ej, nie wiedziałem tego, zapiszę”. U mnie ten story file codziennie żyje, ale to nie jest tak, że on od razu będzie żył, bo musisz wyrobić sobie nawyk, aby to robić. Dla mnie najgorsza rzecz jest taka, że jak idę spać, już prawie śpię, to nagle: „Ale mam zajebisty pomysł”.
Michał: Ja mam tak, że notuję, ale robię to w procesie przygotowań. Czasami jest tak, że myślę o czymś innym, ale jestem już w takim trybie, że wiem, że kiedyś tam będzie wystąpienie, to mi czasami sporadycznie te myśli do głowy przychodzą. Każdego dnia tak nie mam, ale pracując, mówię: „OK, muszę zanotować”.
Kamil: To jest trochę jak z Twoją przedsprzedażą książki, nie w trzy dni tą stówkę zgarnąłeś. Tak samo jest z tymi notatkami. One mogą być rozpaczliwie napisane. Ja przez długi czas, jak sprawdzałem Top Gear, to w notatkach smartfonowych z 40 zebrałem już porównań i jedynee co musiałem potem zrobić, to porównanie nazwy odcinka i która minuta. Więc przygotowując się na infoShare, zebrałem sobie te wszystkie porównania w godzinę. Jest takie powiedzenie „illegitimi non carborundum”, czyli nie pozwól draniom ściągnąć Cię na dno, czyli zejdziesz z tego wystąpienia, będą Ci wychodzić w trakcie z sali. Każdy z nas miał takie wystąpienie, że totalnie ci nie wyszło.
Jarek Świątek na łamach jakiegoś magazynu psychologicznego powiedział, że on dzieli ludzi na nukloinialsów i amygdolenialsów. No i ci amygdolenialsi pozwalają temu ciału migdałowatemu, czyli tej amygdali, przejąć kontrolę. I wkurzają się, jak im coś nie wyjdzie, myślą o zemście itd., przez to wtedy nie rozwiązują problemu. Zrzucają winę na resztę i zniechęcają się. Czasem ta wina jest faktycznie u reszty. Ale jest też druga grupa, czyli właśnie ci nukleinialsi, on tu sklasyfikował Nicola Teslę, Jordana, innych liderów, dla których układ nagrody jest cenniejszy niż ten amygdolenialny, bo oni się czasem zniechęcają, im czasem nie wychodzi, ale oni kochają to, co robią, więc jak im nie wyjdzie, podejmują kolejną próbę. Zakreślają miejsca, w których nie wyszło i próbują do skutku. Oczywiście ilość hejtu, którą musisz dostać po drodze, jest straszna. Ale w dużym skrócie, oni osiągają sukces, np. Sebastian Rejent jest dla mnie takim przykładem, genialny komik ze Stand-up Polska, jeden z najlepszych w Polsce, a pamiętam czasy, kiedy nie chciano go brać na występy, bo był za cienki.
Michał: Ale nie poddawał się, szedł do przodu.
Kamil: A dziś to on musi pojechać na wielką trasę Stand-up Polska, bo bilety nie sprzedadzą się. To jest wielka zmiana, a on kocha komedię.
Michał: Jordan powiedział, że skopał 6 tys. rzutów w tym ponad 100, które były kluczowe.
Kamil: No właśnie. Potem analizował, co się stało. Dlaczego tego nie zrobił. Ja np. nie mówię, że wychodzę i mam bezbłędne wystąpienie.
Michał: Moim zdaniem, nie ma takich wystąpień. Był taki odcinek, w którym mówiłem, jak przygotowuję się do prezentacji. Tam powiedziałem coś takiego, że nikt nie wie z sali, co Ty chcesz powiedzieć. I nawet jeżeli ja mam takie wrażenie, że wyszedłem i powiedziałem tylko trzy czwarte i mogę sobie pluć w brodę, że jednej czwartej nie powiedziałem. Ale to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, czy to, co zostało powiedziane, było wystarczająco dobre i satysfakcjonujące i pozytywnie transformujące tych ludzi, którzy gdzieś tam są na sali.
Kamil: Ale schodząc ze sceny, jesteś na siebie za to zły.
Michał: Tak. Ale jest to niezbędne, a jak tego nie mam, to jest już samouwielbienie i samozachwyt, ale to jest już koniec rozwoju. Bo skoro satysfakcjonuje Cię to, co zrobiłeś, to znaczy, że już więcej zrobić nie możesz.
Kamil: Nie wiem, czy tak bym to zostawił. Może Cię to satysfakcjonować, co zrobiłeś, a jednocześnie możesz też wiedzieć, co poprawić.
Michał: Tak, ale potrzebna jest doza wewnętrznej samokrytyki. Nie musisz się afiszować z tym, co źle ci poszło, tylko wiesz, co mogłeś zrobić lepiej. Dlatego cieszy mnie to, jak przesyłasz mi jakieś uwagi, bo to są rzeczy, które Ty widzisz jako ekspert w temacie, ale dla mnie są kompletnie nieuświadomione. Ja wiem, że garbię się, jak wychodzę na scenę. Wiem, jak wtedy wyglądam, to mnie absolutnie satysfakcjonuje, ale też wiem, w jaki sposób to wpływa na sposób, w jaki mówię. I to mnie np. wkurza. Czyli gdzieś tracę to poczucie kontroli, wychodzę wyprostowany, a za chwilę jestem zgarbiony.
Kamil: I to jest long-win, bo teraz się obydwaj garbimy.
Michał: Ale siedzimy przy stole, opieramy się o niego łokciami, więc to jest inna sytuacja.
Kamil: Ale na scenie mam też ten problem. Ja z nim bardzo długo walczyłem i nadal uważam, że go mam, ale mam go w znacznie mniejszej dzisiaj skali niż kiedyś. Od tego są po prostu ćwiczenia korekcyjne. I musi Ci naprawdę zależeć, abyś je wykonywał. Ale to też wpływa pozytywnie na zdrowie.
Michał: Samo uczucie satysfakcji, jak schodzisz ze sceny czy konferencji i przynajmniej wiesz, że wyglądałeś jak zdrowy facet, a nie jak jakiś przyłamany gość, którego problemy i stres przytłaczają. To jest kwestia postawy i tyle. Amy Cuddy dała świetny występ na TED, w jaki sposób nasza postawa zmienia nasze podejście. Jeżeli ludzie wierzą, że jak wezmą ręce na biodra, staną wyprostowani i im to pomoże, to już jest ten pozytywny efekt. Ja się cieszę, bo oglądając swoje nagranie z I Love Marketing, to widzę, że przynajmniej byłem wyprostowany.
Kamil, przejdźmy do oceny mojej prezentacji na I Love Marketing. Zalinkuję do niej pod tym podcastem. To jest 20-minutowe wystąpienie, całkiem dobrze ocenione, a mimo to wiem, że jest tam sporo elementów, które można poprawić. Chciałbym, abyś powiedział mi, co można było zrobić lepiej, a co zmienić, żeby to było dobre.
Kamil: Jest w niej dużo dobrego. Trudno przenieść ją na wyższy level, poza tymi rzeczami, które powiedziałem wcześniej, czyli zapowiadaj slajd, kontroluj uwagę na slajdzie. Zapisałem sobie kilka drobiazgów odnośnie tego, co pokazywałeś. Pierwszym z nich jest to, co znalazło się w 9 min i 38 s tego wystąpienia: powiedziałeś „slajdy macie, nie musicie tego czytać”. Tam wjechałeś z tabelą.
Michał: Ona pokazywała grupy docelowe, sposób komunikacji z każdą z nich. Sporo tekstu.
Kamil: Po prostu wspólni wrogowie. Więc co tam można było zrobić. Skoro już powiedziałeś to zdanie, to właśnie zanegowałeś sens wyświetlania tego z tyłu. Po cholerę rozbiłeś uwagę ośmiuset osób, skoro i tak nie trzeba tego czytać. Zamiast tego slajdu można zrobić: „A teraz Wam pokażę, jak znaleźć wspólnego wroga”. I masz 100% uwagi, masz białą planszę. Dajesz np. influencerzy i wtedy wszyscy rzucają się na influencerów. A potem po tych influencerach kolejną rzecz, na którą trzeba zwrócić uwagę, czyli kolejny mały fragment tekstu.
Michał: Czyli przeprowadzić po kolei, trzymając uwagę.
Kamil: Innymi słowy, zrób ze slajdumentu buster. Takich rzeczy jest dużo. To są proste zwycięstwa, tylko na podstawie przerobienia slajdów to zaczyna działać. Warstwa graficzna mogłaby być trochę lepsza, aczkolwiek ona nie ma aż tak dużego znaczenia, jakby się mogło wydawać.
Michał: Dodam od razu, że już w trakcie rozmowy zainspirowałeś mnie do tego, że w zasadzie ten slajd nie powinien się jako taki znaleźć w samej prezentacji, tylko później w materiałach, jak daję, to jest rozszerzona wersja prezentacji dla tych osób, które będą sobie chciały te slajdy przeczesać.
Kamil: Owszem, tak to powinno działać. Ja mogę załączyć, jak wyglądają slajdumenty i slajdy. W ogóle bardzo cenna rzecz, Nancy Duarte wypuściła darmowego e-booka Slidedocs, który rozpisuje te slajdy, slajdumenty – to nie moja teoria, to uzupełnienie tego, co dzisiaj szkolę. Rozpisuję podział prezentacji na cztery części, czyli na zewnętrzne, wewnętrzne oraz slajdumenty i slajdy. Czyli slajdumentem będzie oferta, którą wysyłasz – to jest zewnętrzny przykład czegoś. Raport będzie wewnętrznym slajdumentem. Sprzedaż produktu na konferencji będzie slajdem zewnętrznym.
Michał: A z kolei strategia sprzedażowa będzie wewnętrzna.
Kamil: Tak, i ten podział bardzo dużo upraszcza. On też jest niestety trudno zjadliwy dla korporacji, jeżeli osoby nie są w zarządzie. W ogóle to jest fenomenalna rzecz, którą odkrywam, że najlepiej pracuje mi się z zarządami, bo oni nie boją się powiedzieć, że robią coś źle. Specjaliści boją się powiedzieć: „My robimy coś źle, bo to zarząd wymyślił”. Ale zarząd to też są ludzie, też się mylą. Jeżeli pracujecie w takiej firmie, że nie możecie zwrócić uwagi swojemu przełożonemu, to coś robicie źle albo firma robi coś źle. To nie może tak wyglądać. Podam przykład, myślę, że tutaj mogę go użyć, że mam zgodę a priori: Michał Sadowski, Brand24 – tam każdy każdemu może powiedzieć, co jest źle robione, nie po to, żeby go zhejtować, ale żeby to poprawić. Ja w Brand24 robię teraz taki projekt, nazywam go „Projekt avengersów”. Kocham te projekty, jest kilka firm, z którymi to robię. Z mało kim decyduję się, żeby to zrobić, abstrahując od korzyści finansowych. Muszę wiedzieć, że oni naprawdę chcą przejść przez tę ścieżkę. Jaki był problem? Michał miał dziś za dużo wystąpień. Bo jest…
Michał: …popularny, dobrze prezentuje, jest na niego duże zapotrzebowanie.
Kamil: I dlatego nie mógł akceptować wszystkich propozycji wystąpień. Więc mówię: „Sadek, biorę twoją ekipę, wybierz sobie taką siódemkę osób, przeszkolę najpierw całą firmę z tej metodyki, żebyście mieli zajawkę, niech przyjdą ci, którzy chcą, nie wszyscy. I ci, którzy będą chcieli przygotować się do wystąpienia, to ja przez cały taki proces przeprowadzę tę osobę. A potem przez kolejny, kolejny itd. I ja ich zostawię w momencie, kiedy będą występowali co najmniej tak dobrze jak ty”. I dzięki temu Brand24 jest marką. Za rok ktokolwiek, kto pojedzie z tej firmy na wystąpienie, to będzie masakra. Wiem, że za ten rok, to będą masakratorami, niszczycielami. Jak pojadą w piątkę, to ta scena jest ich!
Jest taki jeden chłopak, Mateusz z Brand24, który ma niesamowicie dobre czucie komediowe, śmiem twierdzić, że lepsze niż niektórzy z komików ze Stand-up Polska, nie ma postaci scenicznej, dlatego też go nie wypuszczali, bo bał się występować, ale to, co on pisze, jest dobre storytellingowo. I teraz narzucając na to zalecenie narracyjne, sceniczne, pracując z nim, przygotowując go na prezentację, to po prostu za rok, jak on pojedzie na konferencję, to ludzie będą przychodzili do niego. I to jest projekt i takie projekty mnie jarają. Bo wchodzę i wiem, że mam realną możliwość zmiany. A jak wchodzę do firmy i mówię: „Słuchajcie, to, to i to robicie źle, trzeba to zmienić, bo jest to złe”, i słyszę: „Nie możemy tego zmienić, bo zarząd uważa, że jest to dobre, zróbmy tak, aby to zostało, a było dobre”, to to jest właśnie projekt sportowej ciężarówki. Za cholerę nie chcę konstruować sportowej ciężarówki albo transportowego samochodu sportowego – to nie będzie działać. Nie chce mi się tego robić, a na szczęście dzisiaj nie muszę.
Michał: Co jeszcze można poprawić w mojej prezentacji?
Kamil: Z bardzo prostych rzeczy to jest chodzenie przód-tył – to jest złe chodzenie. To tak jakbyś wiercił się na scenie. Źle to wygląda. Ogólnie nie jest błędem, że chodzisz na scenie, ale kontroluj to. Na sali takiej jak I Love Marketing to jest trudne do zrobienia, ale mam takiego kolegę, który też jak myśli, to chodzi – pozdrawiam Kamila Stawiarskiego – jest niesamowicie dobrym występującym. Przez wiele lat nie byłem w stanie zbliżyć się do tego poziomu, a co ciekawe jest oraclowcem – głęboka technologa. I on chodzi po sali. I on w ogóle zaczyna od: „Przepraszam, będę chodził, moje stopy napędzają mózg”. I pierwszy śmiech na dzień dobry. Trudno go skrytykować, bo sam się skrytykował, po drugie on chodzi po tej sali, przed wystąpieniem rozstawia sobie rzeczy, po które sięga w trakcie, ty nie wiesz, gdzie one są, czujesz się w schizofremicznym labiryncie, takim, że „wow, co się stało”. I on sięga po to: „I ten przedmiot symbolizuje coś tam”. I wtedy jesteś w jego labiryncie. On wie, że ma totalne panowanie nad sceną. To wymaga przygotowania, ale jest ten moment wow! To jest taka rzecz raczej nie do ogarnięcia na tej scenie.
Michał: Jak pracowałbyś z tym, żeby przestać chodzić przód-tył?
Kamil: Nie, nie żeby przestać tak chodzić.
Michał: Ja mogę chodzić z prawej na lewą, ale żeby nie było czegoś takiego: krok w przód, krok w tył. Ja wiem, że to mam.
Kamil: Tomek Kammel ma taki trik, że takim ludziom kładzie filiżanki na nogi i oni trenują z filiżankami. Dziwne, ale działa. Aczkolwiek to jest trochę wbrew naturze, a ja nie lubię robić rzeczy wbrew naturze, więc łaź sobie po tej scenie, ale po to, żeby łapać kontakt z tymi ludźmi, którzy siedzą bliżej. Czyli idziesz w jakimś kierunku po to, aby złapać kontakt z konkretnymi ludźmi, np. siedzącymi w pierwszym rzędzie. Nie jest to możliwe, jakbyś prowadził Opole czy galę telewizyjną, ale jeżeli jesteś na wystąpieniu merytorycznym, to zupełnie nie przeszkadza, jeżeli podejdziesz i grasz interakcją z publicznością, kogoś możesz o coś zapytać. To jest fajne, komicy tak robią, nie jest to błędem.
Michał: A jak to jest z tym łapaniem kontaktu z publicznością? Niektórzy doradzają, aby sobie wybrać jakieś pojedyncze osoby, do których mówisz na sali – czy to jest dobry sposób?
Kamil: Nie jest to zła strategia.
Michał: A jakieś inne sposoby?
Kamil: Możesz tę salę omiatać wzrokiem w kształcie litery M. to jest tak, że jest ten moment przełamania, kiedy nie jest ci wstyd za to, co robisz. Już to nawet zaczynasz lubić, bo wiesz, że to ma jakąś wartość. Wtedy patrzysz na tych ludzi, a oni oddają Ci pozytywną energię – wtedy to się już samo przełamuje. Uważam, że trochę w wystąpieniach pochodne są z dwóch szkół aktorskich: Strasberga i Stanisławskiego. Stanisławki to był taki koleś, który wyszedł z założenia, że emocje wychodzą od ciała – jak zachowuje się ciało, tak Ty się czujesz. A Strasberg powiedział, że emocje idą od wewnątrz, a wtedy ciało je naśladuje. No jakby panowie żyli dzisiaj, to by się dowiedzieli, że jeden i drugi miał rację. Prawda jest taka, że na niektórych działa to, a na innych coś innego. Pewnie działa i tak, i tak, ale nie narzucajmy metody. Nie lubię narzucać metod. Koszt tego, że jej nie narzucasz, jest taki, że dłużej trwa trening. Bo jak wybierzesz jedną metodę, to tak, działa. A jak jej nie narzucasz, to idzie Ci naturalniej, ale dłużej, bo więcej prób musisz zrobić. Dlatego też bardzo rzadko wyceniam projekty godzinowo, gdyż uważam, że liczy się efekt. Bo jak kogoś podpisuję, to ja bym chciał, aby ci ludzie wymiatali.
Mój tata jest takim przykładem. On był matematykiem i fizykiem, uczył matematyki w latach ’80 w miejscowości Oleszno pod Włoszczową. I w pierwszym półroczu, jak dzieci miały 10 lat, czwarta klasa podstawówki, postawił na półrocze 15 czy 18 szmat. W tak małej miejscowości to nie mogło skończyć się bez echa, więc przyjechał kurator i mówi: „Kozieł zdurniał”. Na co mój ojciec odpowiedział: „Po pierwsze proszę tego nie zgłaszać, bo ja nadrabiam Wasze braki. Te dzieciaki nie znają matematyki z klas 1-3, nadrobimy to, jeśli zrobią resztę”. Ale parę lat później jedzie z tymi dzieciakami na olimpiadę matematyczną do Kielc. I był jeden taki ziomek, nazwijmy go Zenon, który od lat wygrywał, jakaś prestiżowa podstawówka w Kielcach. I przyjechał mój ojciec z trójką dzieci i mówi, że ktoś mu się wbił wysoko na te wyróżnienia. I podchodzi do niego ten Zenon i mówi: „Krzysiu, udało Ci się, dobry rocznik Ci się trafił, miałeś szczęście”. A mój ojciec na to: „Nie, nie Zenon, to Ty miałeś szczęście, oni są dopiero w siódmej klasie”. Potem byli w ósmej i już nie oddał tego prowadzenia do końca, ale poświęcał się temu w stu procentach. Tak naprawdę robił to dla idei, bo to nie były czasy, żeby zarabiać na nauczycielstwie.
Michał: Do dzisiaj się nie zarabia, szczególnie na nauczycielstwie.
Kamil: Ja uważam, że jak się podejmuje jakiegoś zlecenia, to się analizuje, jaki jest stan na dzień dobry, ile mamy czasu. Jak mniej więcej wiem, to stwierdzam: to jest taki job, taki cash. Bo ja nie będę liczył godzin, ponieważ nie chcę się stresować każdą jedną. A jak nie, to nie, to nie gramy.
Michał: Wracamy do wad albo do tego, co można poprawić. Masz coś jeszcze na liście?
Kamil: Mam dużo rzeczy, które można przeanalizować, natomiast sporo tematów, które tutaj masz, ja muszę rozpisać słowo po słowie i pokazać wersję przed i wersję po. To, co jest u Ciebie fajne w tych wystąpieniach, to to, że one się wszystkie opierają na temacie problem-rozwiązanie, kolejny problem-kolejne rozwiązanie i głębia obserwacji. Czyli dużo z tych rzeczy jest takich, że „ej, nie wpadłem na to, też mi to pasuje”. Mają uniwersalny motyw, czyli zapisałem sobie kolejną rzecz: „Nie chodzi o to, czy macie fajne biuro, chodzi o to, czy potraficie pokazać, jak dbacie o custom experience” – to jest uniwersalny przekaz. To z wieloma osobami będzie rezonowało. I to jest wysoki poziom abstrakcji, zjeżdżasz na niższy, mówisz: „Ja np. tak dbam o książkę, 15-sekundowy filmik” i zaklejasz. I co mi to daje? „Ten filmik generuje mi ileś tam wejść”. Czyli zobacz, jaki masz schemat: problem, rozwiązanie, po co mi to. I wszędzie w wystąpieniach są schematy. U Ciebie to jest spoko. Narracyjnie dałoby się to podnieść, timing slajdowy by się dało podnieść, parę detali scenicznych też. Ja bym wrzucił trochę więcej żartów, bo masz uśmiechniętą mordkę, więc ludzie lubią, jak się śmiejesz. Ja sobie rozpiszę to wystąpienie. Nie chcę pisać, że ten był zły, bo coś tam, ale jak chcesz, to możemy to rozłożyć na warstwy, spisać o Tobie artykuł.
Michał: OK. Będzie można jednocześnie przeanalizować filmik i zobaczyć, co jeszcze można tam poprawić.
Kamil: Kolejna rzecz, praca nad prezentacją trwa długo, analiza też. To takie rzeczy, które są taktyczną transformacją. To jest Twój temat, wymyślałeś go ileś czasu, gadasz go przez godzinę, ktoś wejdzie, nie znajdzie wszystkiego od razu. Ale uważam, że jak jesteś w czymś ekspertem, to powinieneś być w stanie opowiedzieć bajkę o smutnym koniu. Znasz taką bajkę?
Michał: Nie.
Kamil: Bajka mówi, że pewien król miał smutnego konia. Chciał go rozśmieszyć, nic mu nie pomagało, to ogłosił konkurs: worek złota dla każdego, komu się uda. Nikomu się nie udało. Szewczyk przyszedł, coś powiedział, koń rży, nie jest w stanie przestać. Ale tak długo rży ze śmiechu, że nie są w stanie zahamować, zaraz się przekręci. Na co król się zmartwił i tym razem zaoferował worek złota dla każdego, kto zasmuci konia. No i znowu jedynemu, któremu udało się, był szewczyk. I król mówi: „Masz ten drugi worek, ale co zrobiłeś?”. – „To bardzo proste, Wasza Wysokość, za pierwszym razem powiedziałem mu, że mam większego siusiaka niż on”. – „A za drugim?”. – „Pokazałem mu”. I dla mnie ta bajka to jest taki test eksperta. Czyli jeżeli autentycznie wiesz, że potrafisz coś zrobić, to możesz powiedzieć, że potrafisz, ale potem musisz do dowieść. Inaczej cóż by był z Ciebie za ekspert? Dużo osób potrafi nauczyć się struktur, regułek, przeczytać książki i o tym mówić, ale osób, które wezmą coś i wdrożą, jest już niewiele.
Michał: Powiedziałeś o książkach i myślę, że to jest dobry moment, żeby spróbować wymienić jakieś miejsca, z których można czerpać tę wiedzę o tym, jak doskonalić swój warsztat.
Kamil: Mam kilka takich książek. Dwie, które dużo zmieniają, to Nancy Duarte Resonate, Slajdologia – obydwie wyszły po polsku. E-book Resonate jest też po angielsku za darmo na resonate.duarte.com, i też z odniesieniami do filmów. Dzisiaj bym powiedział, że wysoki poziom ogólności, musiałbyś się wysilać, żeby to mierzyć. Nie jest to beletrystyka, którą czytasz do poduszki, ale ma dużo fajnych rzeczy.
I taki totalny protip, coś, co odkryłem, że w ogóle można to robić. Ludzie Ci powiedzą, że wolno czytają po angielsku, albo nie mają czasu na czytanie, to słuchaj tego jak podcastu. Jest do tego taka aplikacja Amazona audible.com. I słuchaj rzeczy głębokich, czyli jak powstaje komedia, jak powstaje storytelling, modele do oceniania narracji. To są rzeczy, których się siedem godzin słucha, ale to jest jak do Gdańska i z powrotem. Czyli książka zamiast muzyki w tle. I zobaczyłem, że mogę sobie tego słuchać, zamiast czytać, i robić to wszędzie, nawet jadąc samochodem.
Michał: Dla nas to jest naturalne. Ja nagrywam podcast, słuchacze słuchają, więc to jest najlepsza metoda, jaka może być. Wiesz, dlaczego zacząłem nagrywać podcast? Bo ich słuchałem i przekonałem się, że to jest super. Czyli Nancy Duarte. A o storytellingu kogo wskażemy?
Kamil: Paweł Tkaczyk – uwielbiam jego konstrukcje storytellingowe. Co ciekawe, gdy na infoShare 2014 występowałem razem z kolegą i nam nie poszło, to potem poszedłem na prezentację Tkaczyka i on występował tak dobrze, że postanowiłem rozkminić, jak on to robi. Był też taki ważny moment, że przestałem się wkurzać na to, że ludzie robią coś lepiej, a zacząłem analizować, jak to robią. To jest złota zasada. Więc wysłuchałem wielu jego prezentacji, on tam sypał tytułami książek, klasyką, np. książką o monomicie, czyli o takiej podstawowej strukturze do epiki. Ale potem, jak zacząłem tego słuchać, to pomyślałem, że jest więcej takich Tkaczyków na świecie. Okazuje się, że jest, np. Ira Glass.
Michał: To jest ten gość od „This American Life”, najpopularniejszej, cotygodniowej audycji radiowej w Stanach. Tam się od niego odkleili ludzie, którzy robią taki podcast, który nazywa się „Serial” – to jest absolutnie świetne i do posłuchania, w jaki sposób oni rozwijają tę narrację.
Kamil: Jak przesłuchasz sobie 20 wywiadów z Ira Glassem, to widzisz ten schemat, a jak widzisz, to możesz spróbować użyć. No i mam nadzieję, że w okolicach stycznia wypuszczę też swoją książkę o wystąpieniach, bo materiału mam dużo, a nie mam czasu go spisać.
Michał: Masz firmę, pracujesz z klientami. Gdyby ktoś chciał z Tobą pracować, to jak taki proces z grubsza wygląda?
Kamil: Jest kilka rzeczy. Bardzo często jest tak, że ludzie nie potrzebują być mistrzami świata, potrzebują mieć narzędzia, które sprawią, że przestaną brodzić. Przykład takiej grupy, dla której prowadziłem jedno z fajniejszych szkoleń dla informatyków: Białystok, 10 rano, niedziela. Ugościli mnie dzień wcześniej, a Białystok potrafi gościć. Zdecydowanie Twoja wątroba uświadamia sobie, że się tam nie urodziła. I o 10 rano informatycy luz, Ty po prostu ledwo do drzwi trafiłeś. Przychodzę taki zmęczony i pytam: „Po co tu jesteście?”. Cisza. – „Jesteśmy chujowi w wystąpieniach”. – „I chcecie być zajebiści?”. – „Wystarczy nam, że nie będziemy chujowi”. I ja się tak strasznie ucieszyłem, jak to usłyszałem, bo pomyślałem sobie, że to będzie szkolenie oparte na szczerości. Wszystko będziemy mogli wyeliminować. Więc taką pierwszą rzeczą, którą robię i ona dużo zmienia, to jest szkolenie otwarte. Kiedyś robiłem tylko zamknięte. Jeśli ktoś rozumie tę metodę, bo ona wymaga naprawdę wielu zmian, to spoko. A czasem jest tak, że ktoś ma jakieś konkretne wystąpienie, to gadam, o czym to, po co to. I robię taki wywiad. I potem jestem w stanie wyestymować w zależności od tego, co chcemy osiągnąć, co możemy zrobić i czy w ogóle możemy zrobić. Bo zdarzyło mi się powiedzieć, że ja się nie nadaję do tego wystąpienia, bo nie nadajemy podobnie, dla tej osoby to raczej Jerzy Zientkowski czy Tomek Kammel, a nie ja. Maciek Lewiński to jest przykład osoby, którą zawsze będę wstawiał na świecznik, bo z Maćkiem nam się długo pracowało i w 10 dni wygrał drugą edycję I Love Marketing. Jakub Cyran, z którym też długo pracowałem, a był trzeci na tej edycji. Ekipa Suchara Codziennego na I love Social Media – też ich przygotowywałem bardzo długo. Nie ujmując, mieli swoje predyspozycje, warsztat itd., ale przez 3 miesiące to wyciągnęliśmy. Przede wszystkim jest jedna rzecz, bez której nigdy nie pracuję: muszę zrozumieć, co Wy robicie. I jeżeli nie jestem w stanie zrozumieć, to nie pomogę, bo ciężko. Dzisiaj nie mam dużo wystąpień i głównie przygotowuję taki top management, z którym się fajnie gada. I to jest fajne.
Michał: Powiem to jako referencję, wyszedłem na scenę I Love Marketing, gdzie były wręczane nagrody od miejsca pierwszego do ósmego. I Ty z Piotrem Buckim zająłeś miejsce pierwsze, ja byłem drugi, ale chyba aż do szóstego miejsca byłem jedyną osobą, która z Tobą nie pracowała. Później w rezultatach, w tym jak te prezentacje są oceniane przez uczestników, to to się przyjemnie ogląda. Ja lubię przyjść na konferencję i wiedzieć, że to jest fajne na wielu poziomach.
Kamil: Robię taki projekt, bo pracuję stricte dla radości, nie z powodów finansowych, czyli pod koniec roku będę występował na TEDx Koszalin, ale też przygotowywał merytorycznie prelegentów. Nie jestem jako tako organizatorem. I marzy mi się, żeby dowieźć takie prezentacje, aby ludzie powiedzieli, że w Polsce też mamy fajne TED-y. I już zaczynamy, szukamy osób, ale wiem, że jak zaczniemy dzisiaj czy za dwa, trzy tygodnie, to oni zrobią coś cudownego. Wybiorę sobie tę ekipę czy sami się zgłoszą i zrobią coś cudownego. I wiem, jak to zmierzyć. Dużo współczynników się zgodzi, jak chociażby ilość wskazówek na czas, wpływ, jego wielkość, laugh per minute czy narzędzia, które dobierasz, i to nie to, że nie może wyjść źle, bo zawsze może Cię tak ścisnąć w gardle, że nic nie powiesz.
Michał: Ale prawdopodobieństwo istotnie wzrasta, że to będzie dobre wystąpienie.
Na koniec powiedz, Kamil, gdzie Cię można szukać w internecie, jak się z Tobą skontaktować?
Kamil: Mam bloga o niezwykle kreatywnej nazwie kamilkoziel.pl i zarządzam PrezART: prezart.pl, gdzie można mnie znaleźć.
Michał: Super, dzięki wielkie, że podzieliłeś się swoją wiedzą. Myślę, że piguła dla tych osób, które przeprowadzają prezentacje, to jest po prostu miazga. Jest ewidentnie, z czego wybrać. Jak ktoś będzie chciał więcej informacji, to zapraszam do notatek, oczywiście pod tym odcinkiem podcastu. Dzięki wielkie, że przyszedłeś.
Kamil: Dzięki również.
Michał: Cześć, Kamil.
A nie mówiłem, że petarda? Rozmowa była super. Ja uwielbiam w szczególności takich rozmówców, od których mogę się bardzo dużo nauczyć. Od Kamila zdecydowanie dużo się uczę, po prostu z nim rozmawiając. A już otrzymywanie konstruktywnego feedbacku to jest coś, co nie zdarza się często. Więc tym bardziej jestem szczęśliwy z tego miejsca, w którym jestem, bo dzięki temu takie osoby jak Kamil natrafiają na to, co robię, i mogą mi pomagać poprawiać ten mój warsztat, i to jest absolutnie świetne.
Bardzo polecam zerknięcie do notatek do tego odcinka podcastu pod adresem jakoszczedzacpieniadze.pl/101, bo tam znajdziecie linki do wszystkich tych książek, prezentacji, źródeł, które wskazywał Kamil. Tam również znajdzie się moja prezentacja, którą krytykował.
Przypominam, że wszystkie nowe odcinki podcastu są na bieżąco również udostępniane przeze mnie na YouTubie w formie wideo. Więc zachęcam. Jeżeli chcecie zobaczyć tę rozmowę również w formie filmu, to zachęcam do wejścia na mój kanał.
Zdecydowanie z końcem czerwca spróbuję znowu wejść w tryb wakacyjny, czyli trochę rzadziej będę zaglądał do komputera, zmuszę się do tego, ale zadbałem o to, żeby podcasty ukazywały się regularnie co dwa tygodnie, więc uprzedzam z góry, nie martwicie się, będzie czego słuchać w wakacje. Regularnie zaglądajcie do swoich aplikacji.
Bardzo miło mi jest też poinformować, że już w połowie lipca 2017 r. znowu będzie dostępna w sprzedaży moja książka Finansowy ninja, tzn. w takiej, że zamawiacie i otrzymujecie ją natychmiast. Bo cały dotychczasowy nakład, czyli 32 tys. egzemplarzy, został już wyczerpany. Jeżeli w tej chwili zamawiacie książkę, to trzeba na nią poczekać, bo wysyłki będą dopiero realizowane 17 lipca. Ale już lada chwila w moim magazynie będzie kolejne 15 tys. egzemplarzy, również z drobnymi poprawkami w treści książki, bo cały czas wyłapuję jakieś drobne błędy i nieścisłości. Więc jeśli jeszcze jej nie czytaliście, to zdecydowanie zachęcam do zakupu, do zabrania jej na wakacje. Wystarczy wejść na stronę finansowyninja.pl, gdzie można ściągnąć bezpłatnie wstęp i pierwszy rozdział. I zachęcam do tego, aby zapoznać się z tym i zobaczyć, czy to jest coś, co uważacie, że może się Wam w życiu przydać. Mam głęboką nadzieję, że właśnie tak będzie.
A wszystkim z Was, którzy wybierają się wkrótce na wakacje, życzę absolutnie świetnego wypoczynku i dobrej pogody. Ale też życzę Wam, aby ten okres był dla Was takim dobrym czasem na refleksję. Równo pięć lat temu, właśnie w wakacje, rozpocząłem pisanie mojego bloga, to był ewidentnie przełomowy moment w moim życiu. Rok później, też w wakacje, żegnałem się z pracą na etacie. I zawsze w okresie wakacji miałem najwięcej czasu na przemyślenie takich moich różnych odważnych, przełomowych działań. I tego właśnie Tobie życzę, żeby ten czas był owocny.
Dzięki wielkie, że słuchasz mojego podcastu. Dziękuję Ci za ten wspólnie spędzony dzisiaj czas i życzę Ci skutecznego przenoszenia Twoich celów finansowych na wyższy poziom. Trzymaj się, do usłyszenia!
{ 39 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }
wow.. jestem pierwszy 😉
101 podcast, gratuluję poprzednich 100 i wszystkiego dobrego na nowej (drugiej) setce 🙂
Dzięki wielkie Rafał 🙂
Dziś przypadkiem trafiłam na Twojego bloga 🙂 ale zostaję na dłużej, bo coś mi się wydaje że Twoje wskazówki pomogą mi pozbyć się zbędnych kredytów! Dzięki! 🙂
Świetny wywiad. Wysłuchałem w skupieniu 2:30. Twój rozmówca prezentuje bardzo wysoki poziom.
Hej Marcin,
Gratuluje cierpliwości. Długa rozmowa, ale rzeczywiście bardzo wartościowa.
Coraz częściej przychylam się do tych dłuższych wywiadów. Dają szansę na wygadanie się i wtedy… rzeczywiście pojawia się sporo ciekawych informacji i wątków. Cieszę się, że to doceniacie.
Pozdrawiam!
Padło nazwisko Cezarego Jurkiewicza, a zabrakło linku do jego profilu w Stand-up Polska – warto to poprawić, fantastyczny występujący! 🙂
Dodałem! Dzięki za wyłapanie przeoczenia.
Łoł. Niezła kobyła na wakacje..
Dzięki za świetny i wartościowy content.
Miłego wypoczynku 🙂
Dobry odcinek, który mi idealnie przypasował. Przygotowuję właśnie plakat, a to jakby nie patrzeć inna forma prezentacji.
Wow, super wpis. Szczerze, to jest to właśnie rzecz, która zawsze najgorzej mi wychodziła. Jest to spowodowane także brakiem pewności siebie, ale powoli nad tym pracuję i te wskazówki też się przydadzą.
Super wywiad, dzięki 🙂 Mówię to na zaś bo jestem na 11 minucie 😉 Spodobała mi się wzmianka o programowaniu i zaintrygowało mnie to 🙂 Pozdrawiam obu panów!
Dzięki za wspomnienie 😉
Woow, Michał dzięki za tę rozmowę!
Jest tu tyle przydatnych informacji, że aż cieżko to wszystko ogarnąć 😀 Coś czuję, że przyda mi się to w niejednym miejscu 🙂
Dzięki Kamil za tak bogate dzielenie się merytorycznymi wskazówkami!!!
Pozdrawiam, Bartek
Do usług 😉
Fajna rozmowa, wysłuchałem w całości, ale jednak – Michał, miej proszę litość – 2,5 godziny to jednak trochę za długo. Ja, żeby wysłuchać całość, musiałem podzielić sobie materiał na kilka odcinków i rozłożyć na 2 dni 🙂
No to podziel sobie, w czym problem?
A czy będzie jeszcze tutaj coś o tym co znajduje się w adresie tej strony? Bo ostatnio nie bardzo jest tutaj po co zaglądać.
Piotr – na tym blogu znajdziesz tyle artykułów o oszczędzaniu że nie jesteś w stanie przeczytać tego w jeden dzień. Jeśli Ci mało to może kup sobie książkę Michała:)
1:46:55 Krzywa Krugera – Matza ? Dobre sobie 🙂
W jakiś sposób podcast nie trafił na iTunes, gdybym nie wszedł na stronę to bym nawet nie zauważył, że nowy odcinek jest. Inna sprawa, że raczej nie mam jak go posłuchać skoro nie ma na iTunes. Czyżby jakiś chochlik namieszał?
Hej Michał,
Odśwież sobie proszę listę w iTunes. U mnie jest – i na tel i na komputerze, i nawet zajmuje aktualnie pierwsze miejsce na liście najpopularniejszych odcinków w Polsce.
Pozdrawiam!
Słucham już 3 raz aby przyswoić te 45 minut „contentu” o którym mówiliście 🙂
Prezentacje to mój chleb powszedni i cały czas staram się nie być „??ujowym” (pozdrawiam braci Podlasian wspomnianych w podcascie).
Miło słyszeć, że się przydało. Powodzenia Paweł. 🙂
Materiał rzeczywiście obszerny, wysłuchałam go w kilku częściach, bo 2,5h to sporo. Warto jednak poświęcić czas i wysłuchać, gdyż jak zawsze podajesz same konkrety.
Jak skomentował Hubert „niezła kobyła na wakacje”.
Cześć Michał,
jak zgadać do szefa, i powiedzieć mu, że robi słabe prezentacje? Chcę mu zaoferować pomoc, a nie urazić go 🙂
Kuba… wyślij mu link do tego odcinka…
Świetny odcinek. Mam pytanie do wątku o którym ledwo wspomniał Kamil a myślę że też jest interesujący. Chodzi mi o wypracowanie prawidłowej postawy a jest to rzecz z którą sam walczę od lat. Czy wiadomo dzięki jakim technikom Kamil się „wyprostował”. Może coś bardziej wymyślnego niż siłownia ? 🙂
Hej Piotr,
Może warto sobie uświadomić, co daje prawidłowa postawa, by skupić się na jej „używaniu”? Podsyłam link do świetnego TEDa. https://www.youtube.com/watch?v=Ks-_Mh1QhMc
Hej,
Ja miałem wystarczająco dużo szczęścia, żeby w odpowiednim momencie w życiu trafić na Pawła Krótkiego. Dziś, razem z innymi fizjoterapeutami, prowadzi w Poznaniu taką siłownię nastawioną na trening funkcjonalny (http://body-work.com.pl/). Polecam Alegrowicza. Jak się z nim skontaktujesz na pewno powie, co robić dalej.
Pomysł z zapisaniem się do szkoły teatralnej, żeby podszkolić swoje zdolności prezentacyjne jest całkiem interesujący.
Michał, zapomniałeś Jerzego Zientkowskiego dorzuić do listy wymienionych w podcast’cie 🙂 😀
O, dziękuję, Dominiku 🙂
Bardzo dobry i merytoryczny podcast, dużo cennych rad i wskazówek. Dzięki !
Faktycznie podcast petarda. Jeden z najlepszych jakie słyszałem.
Wartość merytoryczna, ale i dialogi na super poziomie.
Dużo inspirujących treści, które można wykorzystać nie tylko podczas prezentacji ale także szeroko rozumianych relacji biznesowych. Niesamowite jakiego warsztatu można się dopracować.
Naprawdę super i z pewnością przesłucham po raz drugi.
Michale, wnikliwość moja podpowiada: nie ma czegoś takiego jak perypapetyzm. Arystoteles był perypatetykiem, czyli mówimy o perypatetyzmie.
błagam popraw to, bo moja wrażliwość wrzeszczy!
Zabrakło jednej rzeczy – informacji o klubie Toastmasters, gdzie można ćwiczyć swoje umiejętności. Od zera do bohatera 🙂 Ich program jest skonstruowany tak, że masz 10 różnych projektów do realizacji, podczas których robisz prezentacje. Każdy z projektów skupia się na innej rzeczy – np. mowa ciała, intonacja, a także organizacja wypowiedzi, humor w przemówieniu.
Bardzo mnie zaskoczyły słowa, że podczas prezentacji nie powinno się chodzić po scenie. Właśnie chodzenia po scenie i używania sceny uczą w Toastmasters.
Podrzucam linka: https://toastmasters.pl/pl/
Wow! Posługując się wzorem Kamila, ilość nowych treści na minutę po prostu rozwaliła mój system! Rewelacja! Dziękuję bardzo za ten materiał – moja praca wymaga ode mnie stosunkowo częstych występów i staram się rozwijać w tym zakresie, więc mam takie poczucie, że i tak sporo wiem. Ale ilość nowych, inspirujących treści w tym podcaście powaliła mnie na kolana. Gratuluję i dziękuję jeszcze raz!
Michał, dzisiaj posłuchałem tego odcinka pierwszy raz. Jestem BARDZO wdzięczny za zaproszenie Kamila Kozieła. Zapisałem sobie kilka najważniejszych rzeczy, które zamierzam wykorzystać i od nich pójść dalej:
Trzeba mieć 2 prezentacje:
1. Szczegółowy raport, który wysyła się wcześniej, do przeanalizowania przed spotkaniem. Maksymalnie dużo danych. Kilka dni przed spotkaniem.
2. Do przemawiania: Uproszczona prezentacja którą się prezentuje. Latwa do przyswojenia. Można nawiązywać do tego pierwszego raportu wypelnionego danymi
Trochę nie umiem tego wytłumaczyć, ale jeden z topowych podcastów. Tematyka jest mi nieznana, ale gdzieś tak się fajnie tego słuchało. Trudno mi to wytłumaczyć.
„Jeżeli autentycznie wiesz, że potrafisz coś zrobić, może to powiedzieć, ale musisz to zrobić. Dużo osób potrafi nauczyć się struktur, regułek, przeczytać książki o tym mówić, ale osób, które wezmą coś i to wdrożą jest już niewiele.”
Dziękuję