Po dekadzie działania blog "Jak oszczędzać pieniądze" zakończył swoją działalność. Jedyną stale aktualizowaną sekcją bloga jest RANKING kont i lokat. Zapraszam też do lektury ponad 500 archiwalnych artykułów (ponadczasowych)! 👊

Inwestowanie dla dzieci, czyli jak stworzyć własny program systematycznego oszczędzania

przez Michał Szafrański dodano 27 marca 2014 · 122 komentarze

Inwestowanie dla dzieci

Ile powinniśmy odkładać co miesiąc, aby sfinansować studia dziecka? Jak to robić i jak pomnażać oszczędności? I jak zminimalizować ryzyko straty?

W cyklu “Elementarz Inwestora” koncentrowaliśmy się dotychczas ze Zbyszkiem na przedstawianiu konkretnych instrumentów finansowych. Ale poza nimi pytacie też o konkretne scenariusze inwestycyjne, np. Joanna napisała:

W czerwcu zostałam mamą a zatem kolejny interesujący mnie temat to budowanie kapitału inwestycyjnego dziecka. Okazuje się, że oszczędzanie też nie jest takie proste. Na programach regularnego oszczędzania się już sparzyłam i z dużą stratą wyszłam z takiego programu Aegon. Książeczka mieszkaniowa ma wyjątkowo kiepskie oprocentowanie. Więc co zostaje? Ja niestety nie widzę dobrej alternatywy a nic nie robić też bym nie chciała.

Ten artykuł ma być drogowskazem dla rodziców zainteresowanych systematycznym oszczędzaniem pewnej kwoty “na start” dla swoich dzieci. Ale nie tylko! Równie dobrze może on posłużyć osobom, które chcą uzbierać pieniądze na konkretny cel, np. zaoszczędzić na wyprawienie hucznego wesela za kilka lat, uzbierać pieniądze na zakup własnego mieszkania (za gotówkę lub z niewielkim kredytem), zaoszczędzić pieniądze na roczną podróż dookoła świata lub przygotować kapitał na inwestycję we własną firmę lub kosztowne hobby.

Elementarz Inwestora – słowo wstępne

Ten artykuł wchodzi w skład cyklu edukacyjnego Elementarz Inwestora prowadzonego przez autorów dwóch blogów finansowych: Zbyszka z bloga APP Funds oraz Michała z Jak oszczędzać pieniądze. Celem naszego rocznego projektu edukacyjnego jest pokazanie inwestowania krok po kroku – bez zadęcia, ściemy i koloryzowania.

Jedną rzecz musisz jednak wiedzieć: nie jesteśmy doradcami inwestycyjnymi, nie dajemy żadnych rekomendacji, nie proponujemy wspólnego inwestowania. W trakcie tego cyklu będziesz mógł śledzić dwa budowane przez nas portfele inwestycyjne (agresywny i bezpieczny), ale zdecydowanie odradzamy naśladowanie naszych kroków. Nie nastawiamy się na osiągnięcie konkretnego wyniku inwestycyjnego. Nasze portfele mają być tylko przykładem, którym posługiwać się będziemy, m.in. po to, by praktycznie zobrazować niektóre zagadnienia poruszane w cyklu artykułów.

Postaramy się podzielić naszą wiedzą w maksymalnie uporządkowany sposób, ale pamiętaj, że dzielimy się naszymi doświadczeniami, które nie muszą mieć wiele wspólnego z Twoją rzeczywistością. Zachęcamy Cię do samodzielnego myślenia. Nie wierz ani nam, ani osobom podającym się za doradców finansowych. Wierz za to siebie i w to, że przy odpowiednim wchłonięciu podawanej tu wiedzy, to Ty będziesz dla siebie najlepszym doradcą finansowym. Tego Ci życzę.

Reasumując: nie bierz niczego co tu przeczytasz dosłownie. Zawsze musisz to przefiltrować i zaadaptować na własne potrzeby uwzględniając swoje preferencje, skłonność do ryzyka, aktualny poziom wiedzy i także – możliwości finansowe.

I koniecznie zapisz się na newsletter “Elementarz Inwestora” 🙂

Czy warto systematycznie odkładać pieniądze?

Bardzo łatwo jest ulec presji otoczenia i zacząć powtarzać, że oszczędzanie na lokatach lub rachunkach oszczędnościowych nie ma sensu. Że pieniądz, który nie zarabia ponad inflację, traci na wartości. Że inwestowanie jest trudne i łatwiej stracić pieniądze niż zarobić. Wiele w tym prawdy, ale czasami autentycznie “uszy mi więdną” od takiego narzekania i do znudzenia przytaczam następujący przykład:

  • Jeśli nie oszczędzamy nic (0 zł / m-c), to po 15 latach będziemy mieć kwotę 0 zł. Co więcej – po 30 latach – też 0 zł! To jest sytuacja, w której według różnych badań ankietowych znajduje się znakomita większość Polaków.
  • Jeśli odkładamy co miesiąc 200 zł na konto oszczędnościowe, to nawet jeśli jest ono oprocentowane na 0% (czyli w ogóle nie procentuje), to po 15 latach oszczędzania będziemy mieć odłożony kapitał w wysokości 36 000 zł.
  • Jeśli potrafilibyśmy odkładać pieniądze w taki sposób, żeby jednak były one pomnażane, to po 15 latach możemy mieć więcej niż odłożyliśmy. O ile więcej? Szczegóły znajdują się w dalszej części artykułu.

Abstrahując od tego, jaka będzie realna siła nabywcza tych kilkudziesięciu tysięcy złotych za 15 lat, to faktem jest, że będziemy mieć kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej, niż osoby, które przez ten okres narzekają, że “nie warto oszczędzać bo łatwo stracić i inflacja zżera pieniądze”.

UWAGA: W 2019 r. opublikowałem nowy artykuł przedstawiający aktualne sposoby na bezpieczne oszczędzanie dla dziecka(kliknij w link). Zdecydowanie zalecam jego przeczytanie, bo wiem, że nie każdy potrafi inwestować i niektórym z Was zależy na pełnym bezpieczeństwie odkładanych środków, bez ryzyka utraty chociażby części z nich.

Występ gościnny

Do współpracy przy dzisiejszym wpisie zaprosiłem Marcina Iwucia, autora bloga „Finanse bardzo osobiste” i jednocześnie osobę, która na finansach “zjadła zęby” i zawodowo, i prywatnie.

Marcin działa w branży finansowej od 2003 roku. Prowadził m.in. oddział banku, odpowiadał za transakcje finansowania nieruchomości komercyjnych, był dyrektorem finansowym banku hipotecznego. Od pięciu lat pracuje w TFI oraz posiada międzynarodowy tytuł Chartered Financial Analyst (CFA). Życiowe doświadczenia sprawiły, że kilka lat temu zafascynował się tematem finansów osobistych, czego owocem jest właśnie jego blog. Marcin jest także autorem książki “Jak zadbać o własne finanse?”, która już za kilka dni ukaże się w księgarniach w całej Polsce (Empik, Matras, itp.) – polecam jej lekturę w szczególności tym osobom, które chcą aktywnie walczyć z zadłużeniem i wychodzić na finansową prostą.

No to oddaję głos Marcinowi…

Sprawdź również: Jak bezpiecznie inwestować

Kiedy rozpocząć oszczędzanie dla dzieci?

Witam Was bardzo serdecznie, dziękuję Michałowi za zaproszenie i od razu przechodzę do sedna…

Odkładanie na przyszłość dzieci to wdzięczny temat, bo zwykle nikogo nie trzeba do tego przekonywać. Tak bardzo kochamy te nasze pociechy, że bez namysłu oddamy wszystko, poświęcimy wygodę i przyjemności, byleby pomóc im w dobrym życiowym starcie. Tak to przynajmniej wygląda, dopóki nie stają się starsze i nie zaczynają już trochę broić. To jeden z ważnych powodów, by odkładanie na ich przyszłość zaczynać szybko – najlepiej gdy są jeszcze małe i słodkie 😉

Postanowienie o oszczędzaniu i budowaniu dla dzieci świetlanej przyszłości podejmujemy najczęściej już chwilę po opuszczeniu sali porodowej. Oczywiście im wcześniej, tym lepiej, warto tu jednak przypomnieć żelazną zasadę. Nawet na tak szczytny cel nie powinniśmy odkładać pieniędzy, dopóki nie uporządkujemy domowych finansów, nie pozbędziemy się długów konsumenckich i nie zbudujemy solidnego funduszu bezpieczeństwa. Michał opisał to świetnie w artykule „Poduszka finansowa, czyli co musisz zrobić, zanim zaczniesz inwestować”, a ja podpisuję się pod tym obiema rękami.

To bardzo ważne. W przeciwnym razie możemy stanąć przed koniecznością sięgnięcia po środki gromadzone dla dzieci w zupełnie innych okolicznościach – na przykład, gdy przytrafi się nam przejściowy kryzys, utrata pracy lub konieczność spłaty przeterminowanego zadłużenia. To może zniweczyć nasz plan inwestycji, przekreślić lata oszczędzania oraz wiązać się z poniesieniem kosztów lub strat. A zatem: najpierw poduszka finansowa!

Na przyszłość, czyli dokładnie na co?

Gdy już spełnimy powyższy warunek, czas przekuć nasze postanowienie na wyrażony w złotówkach cel. Śledząc uważnie blog Michała poznaliście na pewno regułę SMART, mówiącą o tym, że każdy cel powinien być konkretny, mierzalny, ambitny, realistyczny i określony w czasie (z ang. Specific, Measurable, Ambitious, Realistic, Time-bound). W finansach osobistych obowiązuje dokładnie to samo. Dlatego na początku odpowiedzmy sobie na kilka pytań:

  1. Na jaki dokładnie cel odkładamy pieniądze (studia, mieszkanie, inne)?
  2. Jaką sumę planujemy uzbierać?
  3. Jak długo będziemy ten cel realizować?
  4. Ile złotych powinniśmy odłożyć w każdym miesiącu?
  5. Jak będziemy inwestować te kwoty?

Załóżmy, że marzymy o sfinansowaniu dzieciom studiów, ale nie wiemy jeszcze co wybiorą: bezpłatną polską uczelnię, czy drogi amerykański uniwersytet. Ile to może kosztować? Według moich obliczeń miesiąc studenckiego życia w dużym uniwersyteckim mieście w Polsce kosztuje około 1300 zł (wliczając w to koszty wynajmu pokoju). Ponieważ rok akademicki trwa 9 miesięcy, a studia przeciętnie 5 lat, na sfinansowanie całości potrzebne będzie około 60 000 zł. Całkiem spora sumka, prawda?

A może tak studia na Harvardzie? Tu sprawa wygląda bardziej poważnie. Według danych na stronie internetowej tego uniwersytetu jeden rok akademicki to wydatek rzędu 65 000 dolarów, czyli przy kursie 3,00 PLN/USD otrzymamy: 195 000 zł. Studia trwają tam 4 lata, więc potrzebna będzie równowartość około 780 000 zł (oczywiście przeliczając po dzisiejszym kursie – a w zasadzie należałoby inwestować i oszczędzać w walucie docelowej, czyli USD). Hmm… Oto konkretny powód, dla którego amerykańscy absolwenci aż uginają się pod ciężarem kredytów studenckich.

Czytaj także: WNOP 136: Systematyczne oszczędzanie dla dziecka, czyli jak zacząć odkładać pieniądze z 500+ na przyszłość dziecka

Skoro przeliczyliśmy nasz cel na złotówki, obliczamy ile mamy czasu na jego realizację? Akurat ta odpowiedź jest prosta. Jeżeli nasze dziecko dopiero co przyszło na świat, a maturę zda w wieku lat 19-tu, to tyle jest czasu na uzbieranie stosownej kwoty. Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy dobrze zrobiłem posyłając moje córki do klasy sześciolatków. Miałyby dłuższe dzieciństwo, a ja o jeden rok więcej na uzbieranie pieniędzy.

W tym miejscu należy jeszcze wspomnieć o dwóch cichych potworach, które podjadają nasze pieniądze: o inflacji i podatku Belki. Jeśli inflacja usług edukacyjnych co roku osiągnie 3% , to nominalna kwota, którą będziemy musieli posiadać, wyniesie:

  • Studia w Polsce: 60 000 zł * (1,03)^19 = 105 210 zł
  • Studia w USA: 780 000 zł * (1,03)^19 = 1 367 735 zł

Jak widać Harvard wygląda coraz groźniej. To ewidentnie szkoła dla dzieci milionerów ;).

A to jeszcze nie wszystko. Nie zapominajmy, że na samym końcu zyskami podzielimy się z fiskusem, zatem powyższe kwoty powinny być większe o wartość podatku Belki. Nie poddawajmy się jednak i znajdźmy odpowiedź na kluczowe dziś dla nas pytanie: Jaką kwotę musimy odłożyć co miesiąc? To oczywiście zależy od tego, co zrobimy z odkładanymi pieniędzmi i jaką osiągniemy stopę zwrotu.

Wspólnie z Michałem przygotowaliśmy kalkulator w Excelu, który pozwoli Wam dokonać stosownych obliczeń. Bierze on pod uwagę wpływ inflacji oraz konieczność zapłacenia podatku Belki. Dzięki temu będziecie mogli samodzielnie sprawdzić różne scenariusze w oparciu o Waszą konkretną sytuację życiową.

Załóżmy, że będziemy bardzo ostrożni, a pieniądze co miesiąc wpłacimy na konto oszczędnościowe i uda się nam zarobić 4,0% w skali roku (czyli 1,0% ponad inflację). Jaką kwotę miesięcznie będziemy musieli odkładać przez 19 lat? Szybkie obliczenia w naszym kalkulatorze i oto jest wynik:

  • Studia w Polsce: 330 zł
  • Studia w USA: 4284 zł

Sporo? Sporo. Szczególnie ten Harvard mnie trochę odstrasza. Co więcej – obliczenia dotyczą tylko jednego dziecka. Dawniej cała rodzina składała się na to, by jedno z dzieci zdobyło wykształcenie i wyciągnęło resztę z biedy. Te czasy mamy już jednak za sobą i każda pociecha domaga się swoich praw. Co zatem zrobić?

Wyjścia mamy co najmniej trzy. Po pierwsze: zadbać, by nasze dziecko zdobyło stypendium naukowe. Plan wydaje się chytry, ale ma luki: żadnej gwarancji powodzenia, a w dodatku ciężko jest stwierdzić faktyczny potencjał naszego noworodka 😉 Po drugie: możemy odkładać mniej i uzbierać tylko na dwa lub trzy lata studiów. Potem niech studencina sam sobie radzi. To już jest coś, lecz gdyby na trzecim roku nastała konieczność przerwania nauki ze względów finansowych, to byłoby szkoda. Jakie jeszcze mamy opcje?

Pozostaje metoda, której zazwyczaj bardzo się obawiamy: przypomnienie sobie o innych produktach niż lokaty bankowe i zainwestowanie w nieco odważniejszy sposób. Gdyby tak nasze pieniądze zarabiały nie 4,0% w skali roku na koncie oszczędnościowym, tylko 6,0% w skali roku (czyli 3% ponad inflację) w innym produkcie finansowym? Ile musielibyśmy odłożyć? Oto wyniki dla naszych przykładów:

  • Studia w Polsce: 272 zł ( o 58 zł mniej)
  • Studia w USA: 3540 zł (o 744 zł mniej)

I tu zbliżamy się do momentu, w którym wdzięczny temat odkładania na przyszłość dzieci zamienia się w historię z dreszczykiem emocji. Michał poprosił mnie abym otwarcie napisał jak sam inwestuję dla własnych dzieci. Odpowiedź jest prosta: wykorzystuję do tego fundusze inwestycyjne, lecz robię to raczej w dość niecodzienny sposób.

Efekt ukąszenia węża

W finansach behawioralnych funkcjonuje określenie „snake bite effect” – czyli efekt ukąszenia węża. Dotyczy on inwestorów, którzy na tyle sparzyli się na jakiejś inwestycji, że na samo jej wspomnienie robią się źli i pod żadnym pozorem nie chcą już o niej słyszeć.

Przytrafia się to nawet najlepszym, czego przykładem niech będzie Sir Izaak Newton. Ów znany fizyk, matematyk i odkrywca prawa powszechnego ciążenia, wiosną 1720 roku zainwestował w akcje Kompanii Mórz Południowych. Na giełdzie pęczniała wówczas ogromna bańka spekulacyjna, która w kilka miesięcy wywindowała kurs tej spółki o ponad 100% w górę. Newton sprzedał wszystkie akcje z solidnym zyskiem w wysokości 7000 funtów, a przygodę swą skwitował słynnym w branży inwestycyjnej stwierdzeniem:

„Mogę przewidzieć ruchy planet i gwiazd, ale nie szaleństwo ludzi”.

Historia skończyłaby się happy endem, gdyby nie fakt, że kurs spółki rósł sobie dalej, w dodatku w coraz szybszym tempie. Niestety. Newton uległ spekulacyjnej gorączce, która latem ogarnęła ówczesny świat. Wrócił na rynek z większą sumą tuż przed kulminacyjnym momentem. Na całej spekulacji stracił 20 000 funtów. Podobno nigdy już nie powrócił na giełdę i do końca życia nie chciał nawet słyszeć nazwy Morza Południowe.

Inwestowanie Newtona

Podobną sytuację kilka lat temu przeżyły tysiące inwestorów w Polsce, którzy w 2007 roku nabywali jednostki funduszy akcyjnych oraz małych i średnich spółek. Skuszeni historycznymi wynikami, sięgającymi kilkuset procent, tłumnie wpłacali swe oszczędności w nadziei na szybkie ich pomnożenie. Niestety, gwałtowna bessa sprowadziła indeksy o blisko 68% w dół, pozostawiając wiele osób z 1/3 zainwestowanych pieniędzy. Co można zrobić po takich spadkach? „Wypłacić! Przecież taka inwestycja jest do kitu!”. Tak oto fundusze dostały łatkę „złej inwestycji”, zniechęceni klienci opuścili rynek, a giełda… jak to giełda – zaczęła od nowa rosnąć.

Historia Newtona oraz rok 2007 nauczyły mnie dużej pokory, dystansu do własnej wiedzy oraz jednoznacznego oddzielenia dwóch spraw: krótkoterminowej spekulacji od długoletniej inwestycji. Spekulacja może być bardzo ekscytująca, inwestycja powinna być nudna. Gdy słyszycie historie o kosmicznych zyskach na giełdzie, a na pierwszych stronach gazet niepodzielnie króluje słowo „hossa”, przypomnijcie sobie Newtona. To nie fundusze są „złą inwestycją”. To nasze własne decyzje i składane przez nas zlecenia decydują o sukcesie lub porażce. Michał często przypomina, że sami jesteśmy własnymi najważniejszymi doradcami finansowymi. Pamiętajmy o tym przed każdym podjęciem decyzji.

Moje podejście do inwestycji w fundusze na przyszłość dzieci jest zdecydowanie bardziej ostrożne, dla wielu być może zbyt konserwatywne. Jednak w naszym przypadku fajnie się sprawdza.

Prywatny program systematycznego oszczędzania

Jestem szczęśliwym ojcem dwóch wspaniałych córek: 9-letniej Julki oraz 6-letniej Gabrysi. Z myślą o ich edukacji co miesiąc wpłacam do funduszy określoną kwotę. Ze względu na 3 lata różnicy, prowadzę osobny portfel dla każdej z dziewczynek, ale oparty o tę samą zasadę: stopniowe zwiększanie udziału funduszy bezpiecznych.

Aby to nieco bliżej opisać, posłużę się portfelem Julki. Planujemy, że rozpocznie ona studia za 10 lat. Oczywiście nie mamy żadnej pewności, że będzie miała na to ochotę, jednak nie powstrzymuje nas to przed inwestowaniem. Jeśli się kaska nie przyda na studia, to może pozwoli rozwinąć własny biznes? Na pewno będzie jej łatwiej.

Dziesięć lat to szmat czasu, co pozwala na to, by sporą część portfela stanowiły fundusze akcji. Nie chciałbym jednak doprowadzić do sytuacji, w której pod koniec naszego inwestowania giełda zaliczy gwałtowne spadki i duża część środków „wyparuje”. Dlatego raz na kwartał stopniowo zmieniam proporcje i dodaję fundusze bardziej bezpieczne. Cel jest prosty: najpierw budować kapitał, a następnie coraz większą wagę przywiązywać do ochrony zgromadzonych przez lata środków. Nawet gdyby giełdy pod koniec gwałtownie spadały, to straty będą ograniczone. Mój prywatny plan alokacji portfela Julki na kolejnych 10 lat wygląda następująco (oś na dole to kolejne lata):

Alokacja fundusze inwestycyjne

Jak widać udział funduszy bezpiecznych będzie stopniowo rósł z poziomu 40% na dzień dzisiejszy do poziomu 90% na zakończenie inwestycji. Zrobiłem drobne przeliczenia: gdyby przez kolejne 10 lat giełda zachowywała się tak, jak w ciągu minionej dekady, to przy wpłacaniu 300 zł miesięcznie (a tyle odkładamy dla Julki) wartość naszej inwestycji wyglądałaby mniej więcej tak:

Strategia Inwestycyjna - Julka

Nie jest to na pewno „mistrzostwo świata” w inwestowaniu, ale mówimy tu o regularnym wpłacaniu niewielkich kwot, na co nie chcemy poświęcać wiele czasu. Przy stosunkowo niedużej zmienności jest szansa by zarobić jednak trochę więcej niż na lokatach. Czy uda się dobrze zarobić? Czas pokaże, jednak mając do dyspozycji 10 lat warto jest dodać do naszych portfeli choć trochę ryzyka i potencjału na wyższy zysk.

To, co dla mnie jest również ważne, to znaczna „automatyzacja” takiego inwestowania. Po początkowym wyborze właściwych funduszy i złożeniu w banku stałych zleceń nabycia, wszystko, co muszę robić, to raz na kwartał dostosować portfel do planu. Ilekroć na skutek giełdowych wzrostów rośnie waga funduszy akcji, zamieniam część z nich na fundusze bardziej bezpieczne. I odwrotnie, gdy fundusze akcji tanieją, a ich udział w portfelu spada, spokojnie je dokupuję. Efekt: sprzedaję gdy jest drożej, kupuję gdy jest taniej, co wydaje się całkiem sensowne.

Na co zwrócić uwagę inwestując w fundusze?

Wiele osób uważa, że fundusze są dla osób agresywnych, zdolnych do podejmowania wysokiego ryzyka i mających czas na śledzenie rynków finansowych. Prawda jest jednak taka, że istnieje mnóstwo rodzajów funduszy – zarówno bezpiecznych jak i ryzykownych – i jeśli podejdzie się do tematu na spokojnie, ze zdrowym rozsądkiem, to można ułożyć dla siebie całkiem sensowną strategię.

Sprawdź również: Czym jest poduszka finansowa

Sporą część własnego portfela inwestuję w sposób bardziej aktywny, stosując kilkanaście różnych funduszy. Chciałem Wam jednak pokazać, że inwestowanie na przykład na studia dla dzieci wcale nie musi polegać na aktywnym śledzeniu giełdowych notowań, czytaniu ekonomicznej prasy czy monitorowaniu serwisów informacyjnych. To niczego nie zmienia poza zabraniem nam czasu, dołożeniem stresu i być może sprowokowaniem nas do podjęcia błędnej decyzji inwestycyjnej.

Kluczem do sukcesu jest posiadanie jasno zdefiniowanego celu, precyzyjnego planu oraz konsekwentna jego realizacja. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie uniknąć wielu błędów i bardzo zwiększyć prawdopodobieństwo osiągnięcia sukcesu. Widziałem wielu hiper aktywnych inwestorów starających się za wszelką cenę „pokonać rynek”. Efekt zwykle był taki sam: rozczarowanie.

Na zakończenie chciałbym zwrócić Wam jeszcze uwagę na jeden istotny element inwestowania: koszty. To jest blog o oszczędzaniu, więc warto poszukać konkretnych oszczędności 😉

Jednym ze sposobów może być inwestowanie w fundusze przez Internet. Nabywanie ich w ten sposób wiąże się zwykle ze zwolnieniem z tzw. opłaty dystrybucyjnej, która pobierana jest jeszcze przed rozpoczęciem inwestycji z naszych środków. Może ona wynosić nawet 5% procent wpłacanej kwoty, więc gra warta jest świeczki.

Drugi kluczowy element to opłata za zarządzanie funduszem. Na pierwszy rzut oka nie ma ona większego znaczenia, bo wyniki funduszy publikowane są już po jej pobraniu. Jednak im dłuższy badany okres, tym wpływ opłaty na wynik funduszu jest większy. Dlatego analizując na przykład dwa podobne fundusze ze sporą różnicą w opłatach za zarządzanie, warto rozważyć ten tańszy. Tutaj zasada „im drożej tym lepiej” niestety nie działa.

Pozornie nieistotne różnice, rzędu 1%–2% w skali roku, z czasem nabierają ogromnego znaczenia. Zrobiłem dla przykładu proste obliczenie: od indeksu WIG odjąłem „opłatę za zarządzanie” w wysokości 2% w skali roku. Na początku praktycznie nie widać różnicy, jednak z upływem czasu wyniki wyraźnie się „rozjeżdżają”. Biorąc pod uwagę ostatnich 10 lat wyglądałoby to mniej więcej tak:

WIG

No dobra, czas kończyć, bo Michał się wkurzy za zbyt długi wpis. Życzę Wam ogromnej satysfakcji z dzieci oraz sukcesów w inwestowaniu z myślą o ich przyszłości.

Tymczasem ja idę pogadać z Julką i wytłumaczyć jej, że te 300 zł miesięcznie nie sfinansuje Harvardu, więc jeśli chciałaby tam studiować, to czas naprawdę porządnie przyłożyć się do nauki. Każda motywacja się liczy. Serdecznie pozdrawiam.

A może produkty typu UFK / “unit linked”?

Tu znowu Michał 🙂 Zapewne, po przeczytaniu tego co napisał Marcin, zastanawiacie się, z jakich jeszcze form inwestowania pod kątem przyszłości dzieci warto skorzystać. A w szczególności – czy warto korzystać z programów systematycznego oszczędzania dostępnych w formie produktów poliso-podobnych.

Ja odradzam wszelkiego rodzaju poliso-lokaty i programy oszczędnościowe oferowane przez Towarzystwa Ubezpieczeniowe. Mówiąc w bardzo dużym uproszczeniu produkty te są wyjątkowo złożone, drogie i do tego rezygnacja z nich przed ukończeniem wieloletniego programu wiąże się ze sporymi opłatami likwidacyjnymi. W efekcie bardzo trudno jest na nich zarobić.

Produktom tym poświęcę za jakiś czas oddzielny artykuł. A tymczasem niech wystarczą Wam przykłady zebrane przez Rzecznika Ubezpieczonych w raporcie “Ubezpieczenia na życia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym” przedstawiającym przypadki osób, które straciły sporą część pieniędzy “włożonych” do takich programów systematycznego oszczędzania.

Zauważcie, że Marcin, który pracuje w branży finansowej i ma dużą wiedzę o finansach jako takich (posiada uznawany, międzynarodowy tytuł CFA), nie korzysta z tego typu produktów w swojej strategii inwestycyjnej i zwraca uwagę, że nawet w przypadku “czystych funduszy” koszty są bardzo istotne.

Jak inaczej oszczędzać dla dzieci?

Uparcie zachęcam do oszczędzania i inwestowania tylko na te sposoby, które są dla Was zrozumiałe i akceptowalne.

Nieco “wyższą szkołą jazdy”, jest gromadzenie środków dla dzieci na rachunkach IKE lub IKZE rodziców. Dzięki temu możliwe stanie się wypłacenie zgromadzonych środków bez podatku Belki już po osiągnięciu przez nas 60 (w IKE) lub 65 roku życia (w IKZE). Tu możecie zauważyć, że przecież nasze dzieci mogą potrzebować tych środków znacznie wcześniej i ich studia mogą wypaść, np. w okolicach naszej 50-tki. To prawda – ale nawet w tym przypadku opłaca się korzystać z “tarczy podatkowej”, którą przez kilkanaście lat dawać będzie IKE i wypłacając środki wcześniej (o ile to będzie konieczne) zapłacić podatek. Tutaj tylko sygnalizuję temat. O samych korzyściach wynikających z posiadania IKE/IKZE już pisaliśmy w tym artykule.

Jeszcze innym pomysłem może być zbudowanie strategii inwestycyjnej opartej na ETF-ach, o której pisałem już w tym artykule. Dróg jest wiele… ale błagam – nie liczcie, że ktoś zdecyduje za Was. Właśnie dlatego tak bardzo zachęcam do czytania cyklu “Elementarz Inwestora” i poznawania samych siebie i własnych preferencji w trakcie lektury o różnych instrumentach finansowych.

A przy okazji: tych z Was, którzy nie są jeszcze zapisani na nasz newsletter – gorąco zachęcam, by to uczynić. Tylko w ten sposób nie przeoczycie żadnego artykułu. I już wkrótce będziemy mogli wspólnie ze Zbyszkiem zaprezentować Wam pierwszego komercyjnego Partnera, który zdecydował się zostać sponsorem naszego cyklu edukacyjnego.

Inne wpisy dotyczące tematyki dzieci i finansów

To nie jest jedyny artykuł na blogu, w którym pisałem o tym jak uczyć dzieci finansów, jak również oszczędzać na cele związane, np. z ich edukacją. Zapraszam do zapoznania się z tymi materiałami:

Podsumowanie

Reasumując: najprostsze rozwiązania są najlepsze. Jeśli chcesz odkładać dla dziecka, ale nie wiesz, w jaki sposób pomnażać oszczędności, to nie warto by to Cię powstrzymywało przed oszczędzaniem. Nawet jeśli założysz najczarniejszy scenariusz – czyli zysk na poziomie 0%, to i tak odkładając 200 zł co miesiąc będziesz mógł po 18 latach przekazać dziecku 43 200 zł. Można się spierać czy za tyle lat, ta kwota będzie duża czy może wystarczy tylko na chleb, ale faktem jest, że to i tak będzie dokładnie o 43 200 zł więcej, niż w przypadku rodzin, które w ogóle nie oszczędzają dla dzieci.

Program systematycznego oszczędzania można stworzyć samodzielnie i może się on sprowadzać do wykonania automatycznego przelewu raz na miesiąc. Właśnie do tego chcę Was przekonać i zachęcić. Bez względu na to czy pieniądze będą leżały na rachunku oszczędnościowym, lokacie czy też pracować będą w ramach funduszy inwestycyjnych lub bardziej agresywnych formach inwestowania – grunt, by systematycznie dopłacać dowolną kwotę. Marcin zaprezentował kompromisowe i dosyć defensywne podejście, które mi osobiście bardzo odpowiada. Podkreślam jednak, że posługując się załączonym do artykułu Excelem należy mieć na uwadze, że średnie wyniki giełdowe za ostatnie 10 czy 15 lat, wcale nie muszą powtórzyć się w przyszłości.

Dziękuję Marcinowi za pomoc w opracowaniu tego wpisu i gorąco zachęcam Was do odwiedzenia jego bloga – świetne miejsce w sieci, fajnie pisane, mądre i bez “skrzywienia” finansisty, które teoretycznie powinno Marcinowi grozić.

Polecam i życzę miłego weekendu. I cieszę się, że już jutro spotkam się z niektórymi z Was w ramach krakowskiego spotkania “Jak oszczędzać pieniądze LIVE” – #JOPlive. Mam nadzieję na udaną inaugurację serii spotkań w różnych miejscach w Polsce 🙂

Sprawdź również: Czym jest poduszka finansowa?

Zdjęcie na początku: © gekaskr – Fotolia.com

"Finansowy ninja" - podręcznik finansów osobistych

Finansowy ninjaJuż ponad 130.000+ osób kupiło książkę "Finansowy ninja".

Nowe, zaktualizowane wydanie to ponad 540 stron praktycznej wiedzy o oszczędzaniu, zarabianiu, optymalizacji podatkowej, negocjowaniu i inwestowaniu, które pomogą Ci zostać prawdziwym finansowym ninja i osiągnąć bezpieczeństwo finansowe.

Przewodnik po finansach osobistych, który każdy powinien przeczytać jeszcze w szkole.

PRZEJDŹ NA STRONĘ KSIĄŻKI →

{ 115 komentarzy… przeczytaj komentarze albo dodaj nowy komentarz }

Radca prawny Marzec 27, 2014 o 19:24

Gratuluję kolejnego świetnego artykułu 🙂
Myślę że może okazać się przydatny również w temacie odkładania prywatnych środków na własną „emeryturę”.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Dominik Maj 31, 2015 o 11:55

Bardzo ciekawy wpis, jednak ja przywiązywałbym się do tego, żeby zacząć dzieciaka od małego edukować, bo znając życie dzisiejszych studentów, zaraz by wszystko wydał na imprezy 🙂

Odpowiedz

szelma Marzec 27, 2014 o 19:43

A ja mam takie pytanie: co autor sadzi o zjawisku Global Reset w kontekscie dlugookresowego oszczedzania. Jest kilku glosicieli tej teorii w polskiej blogosferze, np. zacny Cynik9, ktorego wywody zarowno ekonomiczne jak i polityczne (zwlaszcza odnosnie ostatnich wydarzen na Ukrainie) wydaja sie byc bardzo logiczne. Reasumujac, czy jest sens swoje inwestycje opierac wylacznie na gotowce, pamietajac chociazby zawirowania ekonomiczne ostatnich 30 lat?

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 19:53

Hej Szelma,

Teorie nie są mi szczególnie bliskie więc trudno mi się wypowiedzieć. Kiedyś analizowałem temat „Peak Oil” i jakoś na razie teorie nie pokrywają się z rzeczywistością.

Oczywiście zapraszam Cię do dalszego obserwowania cyklu „Elementarz Inwestora” 🙂 Będziemy dotykali także tematu inwestycji alternatywnych. Na tematy związane z samoobroną, szkoleniem się w zakresie obsługi broni, uprawy własnego warzywnika i kompletowania konserw – raczej nie będę jednak wchodził 😉

Pozdrawiam

Odpowiedz

szelma Marzec 27, 2014 o 20:24

Nie no spoko, rozumiem, tak sobie tylko gdybam:) Chodziło mi bardziej o utratę wartości pieniądza, hiperinflacje, niż wojnę, przecież to się już zdarzało. FED drukuje bilion dolarów rocznie, to się musi odbić czkawką. Jak się przed nią uchronić? Kilkadziesiąt lat to olbrzymi horyzont czasowy. W każdym razie dziękuję za odpowiedź, fajny blog tak na marginesie.

Odpowiedz

Kocioł Marzec 27, 2014 o 22:21

Michale, myślę że warto byłoby poświęcić jednak temu tematowi artykuł na blogu. To nie są teorie wyssane z palca, wystarczy spojrzeć wstecz i to historia pokazuje ile czasu utrzymywały się poszczególne systemy finansowe. Ten obecny, oparty na długu chyli się ku upadkowi i chyba tylko wybitni optymiści tego nie widzą, albo nie chcą widzieć… System kreacji pieniędzy przez banki komercyjne to droga do nikąd w dłuższym okresie czasu. Zgodzisz się z tym twierdzeniem?

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 22:42

Hej Kocioł,

Dziękuję za komentarz. Ja myślę, że dużo bardziej przydatne dla Czytelników są praktyczne tematy dotyczące tu i teraz, i tych tematów mam jeszcze dużo do napisania. Spekulacje na temat załamania się systemów finansowych pozostawię ekspertom od Eurogeddonów i innych czarnych scenariuszy.

Wymigam się od odpowiedzi na Twoje pytanie. Za głupi na to jestem i naprawdę nie mam ambicji zbawienia całego świata „w dłuższym okresie czasu” 😉 I tak jak pisałem wyżej – nawet gdybym rozważał taki scenariusz, to na tym blogu nie da się na niego znaleźć panaceum. Polecam w takim przypadku jakieś blogi czy serwisy dla „Preppersów” szykujących się na kataklizm, długotrwałą wojnę i inne okoliczności.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Kocioł Marzec 27, 2014 o 22:50

A jak nazwiesz konfiskatę oszczędności obywateli na Cyprze przez tamtejszy rząd? To się stało naprawdę i nie było tylko scenariuszem na wypadek kataklizmu… Jakie wnioski z tej lekcji powinniśmy wyciągnąć?

Odpowiedz

Akcjonariusz Marzec 28, 2014 o 08:41

Nie pozostaje Ci nic innego jak chronić majątek kupując złoto po 1900$ jak sugerowali rozmaici internetowi naganiacze na złoto (goldbl…, independentr…, dox… etc.) 🙂 🙂 🙂 Złoto nigdy nie traci 🙂 🙂 🙂 Wolę, żeby zabrali mi tyle co na Cyprze jak mam stracić kilkadziesiąt procent przez naganiaczy :-).

Odpowiedz

Akcjonariusz Marzec 28, 2014 o 08:49

Jeszcze jedno 🙂
Wiesz na czym polega tragizm sytuacji?
Takim „przebiegłym” 🙂 preppersom, wydaje się, że są cwańsi od innych „niedoinformowanych”, lokując większość oszczędności w metalach szlachetnych. Tym czasem to właśnie oni są największymi jeleniami w tej sytuacji, bo dali się naciągnąć na górce na drogi metal 🙂

Teraz coś majaczą o inwestowaniu długoterminowym i, że cena złota nie jest ważna 🙂 🙂 🙂

Kocioł Marzec 28, 2014 o 11:25

Wyczułem sarkazm w Twojej wypowiedzi. Nie rozumiem podejścia w stylu „wolę aby mi zabrali tyle co na Cyprze niż kilkadziesiąt procent przez naganiaczy” Skala konfiskaty na Cyprze dobiła do 47,5% oszczędności więc to chyba jest już kilkadzisiąt procent… Jakieś alternatywy istnieją?

Sax Marzec 30, 2014 o 21:24

Tylko złoto!

Każdy kto ma minimum pojęcia na temat pieniądza i jego historii wie że złoto będzie znacznie wyżej niż jest – a to dlatego że złota nie da się dodrukować, w przeciwieństwie do papierków (USD i jego derywaty- EUR, CHF, GBP, PLN i reszta), które wciąż nazywa się pieniędzmi mimo iż od 1971 nie mają pokrycia w …złocie . Resztę sobie doczytajcie.

A sprzedawcy złota i ich blogi zawsze naganiają i będą to robić (niezależnie czy złoto było po 400$ czy po 1900$) – bo z tego żyją, podobnie jak fundusze ze sprzedaży jednostek funduszy.

Zamiast słuchać się sprzedawców, albo wybiórczo złośliwych komentarzy pod blogiem lepiej doczytajcie trochę i zdecydujcie sami czy lepiej gromadzić złoto (w Polsce są już programy oszczędnościowe w złocie) czy papierki – lub jeśli oba to w jakiej proporcji.

*LESZEK* Marzec 27, 2014 o 20:16

Ja nie preferuję oszczędzania na konkretne cele. Wolę tworzyć jak największy „wspólny worek pieniędzy” z którego finansuję na bieżąco wszelkie potrzeby. A najlepiej, kiedy z biegiem czasu odsetki od kapitału zaczynają finansować w coraz większym stopniu bieżące wydatki. Jest to moja strategia rozciągnięta na lata, a dzieci w przyszłości i tak będą z niej korzystać (do grobu kasy nie wezmę 🙂 ). Ale zgodzę się, że jeżeli ktoś nie do końca panuje nad swoimi finansami, albo mu się tylko wydaje że panuje, a tak naprawdę nie potrafi pomnażać swoich dochodów, to lepiej jak sobie stworzy konkretne ‚subkonta’ na określone cele.

Odpowiedz

Magdalaena Marzec 27, 2014 o 20:50

Ja też wolę mieć jeden worek pieniędzy, który dzielę w celu dywersyfikacji, a nie w celu wyodrębnienia poszczególnych celów.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 27, 2014 o 20:36

Hej Leszek,

Myślę, że każda metoda oszczędzania jest dobra, bylebyśmy tylko faktycznie odkładali środki na przyszłość, a nie poprzestawali jedynie na bieżącej konsumpcji.

Ja lubię dzielić własne inwestycje pomiędzy różne cele i do każdego z nich dostosowywać strategię inwestycyjną. Inaczej mam zainwestowane środki będące moim „funduszem bezpieczeństwa”, inaczej te dla dzieci, inaczej na emeryturę, a jeszcze inaczej te, które po prostu służą do spekulacji w nadziei na wysoki zysk. To wykorzystanie w praktyce tzw. „mental accountingu”, do którego jako ludzie mamy sporą naturalną skłonność.

Przykład: zupełnie inaczej traktujemy 100 zł znalezione na ulicy, a inaczej tę sama kwotę otrzymaną np. za dzień ciężkiej pracy. Choć z finansowego punktu widzenia to ta sama „stówa”, to jednak nie dla naszych mózgów 😉

Poza tym jest mi dużo łatwiej podejmować ryzyko w części przeznaczonej do spekulacji, kiedy wiem, że fundusz bezpieczeństwa, edukacja dzieci i emerytura są „zabezpieczone”,

Ważne, aby daną strategię dopasować do samego siebie.

Odpowiedz

Magdalaena Marzec 27, 2014 o 20:56

„Przykład: zupełnie inaczej traktujemy 100 zł znalezione na ulicy, a inaczej tę sama kwotę otrzymaną np. za dzień ciężkiej pracy.” IMHO liczy się raczej to, jaką część miesięcznego budżetu stanowi konkretna stówka i w jakiej sytuacji jest znajdujący.

Odpowiedz

Gosia Marzec 27, 2014 o 20:50

Bardzo ważny temat poruszyliście Panowie (mimo, że jeszcze nie mam dzieci:-))
Wydaje mi się, że najważniejsze to pomyśleć o przyszłości dzieci, albo nawet nas samych i bez względu na sposób czy metodę zacząć odkładać na szeroko pojętą przyszłość. Tak jak napisał *LESZEK* – gromadzenie kapitału jest podstawą, a jego późniejsze rozdysponowanie nie będzie problemem 🙂

Odpowiedz

Calipso Marzec 27, 2014 o 20:51

Fajny artykuł i porusza ciekawą kwestię. Wcześniej był wpis o kieszonkowym dla dzieci i nauce finansów, z tym zgadzam się w 100%. Z oszczędzaniem dla dzieci już nie. Oszczędzaniem dla rodziny jak pisał LESZEK jak najbardziej. Bo jako rodzice i tak wydamy uzbierane pieniądze na to co uznamy za stosowne. Odkładając dla dzieci my sami nakładamy na siebie zobowiązanie finansowania ich przyszłości. Wole poświęcić czas i środki (nawet jeśli mam je stracić) na naukę moich dzieci by same były wstanie wejść w swoje dorosłe życie. (Oczywistym jest, że im pomogę ale nie jako skarbonka).

Abstrahując to oszczędzanie dla dzieci nie koliduje z ich edukacją. Po prostu sama idea mnie nie przekonuje. Ciekaw jestem jakie opinie mają inni czytelnicy.

Jeszcze odnośnie funduszy. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Dla Marcina to było zwykłe stwierdzenie „…Po początkowym wyborze właściwych funduszy…” Myślę, że 95% osób ma problem właśnie w tym momencie. Mało jest osób które samodzielnie potrafią wybrać „właściwe” a zdecydowana większość opierała się na opiniach pośredników, doradców finansowych lub po prostu z automatu dostali takie a nie inne jednostki funduszy. Koniec końców z oszczędzania robi nam się inwestowanie. Bo o ile się nie mylę to chyba żadne fundusze inwestycyjne nie są objęte gwarancją kapitału.

Odpowiedz

Magdalaena Marzec 27, 2014 o 20:54

Nie jestem przekonana, czy takie programowe oszczędzanie dla dzieci ma sens, zwłaszcza od najdawniejszych lat. Bo młoda rodzina ma zwykle inne bieżące potrzeby. Taką potrzebą jest także leczenie i kształcenie dzieci.
Z drugiej strony dochody rodziców maturzysty są zwykle wyższe, więc łatwiej sfinansować utrzymanie studenta na bieżąco.

BTW – ja studiowałam w rodzinnym mieście na publicznym uniwersytecie i jeszcze dostawałam stypendium naukowe. Myślę, że nie kosztowałam moich rodziców więcej niż w czasie nauki w liceum.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 27, 2014 o 21:32

Hej Magda,

Super, że otrzymywałaś stypendium naukowe. Niestety, dotyczy to jedynie mniejszości studentów. Dla większości rodzin studia są jednak dodatkowym, zwiększonym wydatkiem. Skoro wiemy, że taki wydatek z dużym prawdopodobieństwem nas czeka, warto się na to po prostu spokojnie przygotować wykorzystując fakt, że mamy jeszcze dużo czasu.

Można oczywiście optymistycznie zakładać, że pokryjemy to z bieżących dochodów, tylko co w sytuacji jeżeli mimo wszystko tych dochodów nie wystarczy? Kredyt studencki?…

Moje studia były niestety obciążeniem dla moich rodziców. Choć starałem się dorabiać (również pracując zagranicą), to jednak bez ich wsparcia byłoby bardzo ciężko. Myślę, że moje dzieci tez będą potrzebować pomocy i chciałbym móc jej im wtedy skutecznie udzielić.

Odpowiedz

Adam B. Marzec 27, 2014 o 22:12

Bardzo interesujący artykuł. Od początku odkładam co miesiąc niewielkie kwoty dla swoich synów. Na razie inwestuję konserwatywnie, nie zdecydowałem się jeszcze na fundusze inwestycyjne.
Kolejny argument dlaczego warto odkładać na przyszłe studia dzieci już teraz: w tej chwili studia wyższe na publicznych uczelniach są w Polsce bezpłatne. Ale nie ma żadnych gwarancji, że za kilkanaście lat będzie tak samo.
A jeżeli dzieci nie zdecydują się na studia, to zawsze trochę pieniędzy na początek dorosłego życia się przyda.

Odpowiedz

taka jedna z zg Marzec 28, 2014 o 07:38

Ja tez studiowałam w rodzinnym mieście, na miejscowym uniwersytecie i do tego dostawałam stypendium, zatem nawet zarobiłam i nie kosztowałam więcej rodziców niż wcześniej.

Odpowiedz

my-name Marzec 27, 2014 o 20:54

Witam.
Gromadzenie kapitału dla dziecka najprościej realizować poprzez wpłaty na konto. W banku tworzymy oprocentowane subkonto i tam wpłacamy środki. Informujemy znajomych żeby zamiast kupować dziecku kolejne cukierki i maskotki wpłacały na to konto lub przekazywały gotówkę celem wpłaty.
Innym sposobem jest (dodatkowe) ubezpieczenie na życie ale nie dziecka tylko rodzica. W przypadku uszczerbku na zdrowiu część pieniędzy z odszkodowania można wpłacać na wyżej wspomniane konto. Sprawdza się gdy rodzic ma prace „kontuzjogenną’. W przypadku śmierci rodzica (prędzej czy później ale kiedyś w końcu) dziecko otrzyma odpowiednio większą kwotę. Może się przydać w stricte niebezpiecznych zawodach, np. saper.
Pozdrawiam.

Odpowiedz

Gosia Marzec 27, 2014 o 21:09

Zupełnie się nie zgadzam. Dziecko na pewno bardziej ucieszy się z prezentów niż pieniędzy lub przelewów na konto – nawet jeśli w dorosłym życiu miałoby to docenić to w dzieciństwie raczej tego nie pojmie.
Nie odbierajmy dzieciom radości z prezentów i niespodzianek, ale jednocześnie uczmy szacunku dla pieniędzy i podstaw finansów osobistych 🙂

Odpowiedz

my-name Marzec 28, 2014 o 21:25

Zgadza się ale małe dziecko w większości przypadków cieszy się z prezentu od kilku sekund do kilku dni. Sprawdzone osobiście na dzieciach znajomych.
Jeżeli weźmiemy nowoczesne zabawki i damy je dziecku do zabawy a następnie weźmiemy kawałek sznurka, patyczek i tym każemy mu się bawić to dla dziecka nie będzie miało to większego znaczenia. Więc dzieciństwo nie zostanie odebrane. Zabawki, maskotki, słodycze owszem. Ale tylko na początku, potem zabawki edukacyjne a następnie model wpłacania na konto. Przy okazji odpadnie zastanawianie się co tu kupić dziecku, wszystko ograniczy się do przelewu.

Odpowiedz

Gosia Marzec 29, 2014 o 00:07

A dziecku podarujemy zbierane od kilku lat potwierdzenia, kiedy już będzie na tyle dorosłe żeby zrozumieć? No oczywiście trywializuję, ale trochę tak to wygląda.

Zabawki edukacyjne popieram w 100%, nawet dla najmłodszych. A jeśli rodzice nie przesadzają z gadżetami i z dzieckiem się bawią to zabawki będą atrakcyjne 🙂

Odpowiedz

Catbert HRM Marzec 29, 2014 o 15:44

oj tam z procentów możemy sfinansować kieszonkowe niech się przyzwyczaja do rentierskiego życia 🙂

PS: większość dzieci ma za dużo zabawek i pożera zbyt dużo słodyczy ,

Odpowiedz

Tomasz Marzec 27, 2014 o 20:58

Hej,
Śledzę z ciekawością Michale kolejny świetny tym razem gościnny wpis. Dzieci i ich przyszłość są oczywiście doskonałym pretekstem do poruszenia tematu planowania długoterminowych celów finansowych. Edukacja dzieci to jednak tylko jeden z naszych celów obok emerytury, mieszkania, czy choćby wymiany pralki za 5 lat. Możemy założyć, że z naszego wynagrodzenia możemy przeznaczyć np. 2000 zł na inwestycje i w zależności od okresu, skłonności do ryzyka i naszej wiedzy wrzucać w odpowiednie fundusze wykorzystując efekt procentu składanego. Jak widać nie wszystkie cele mają jednakową wagę. Emerytura, studia dzieci to cele nr 1. Tu nie możemy się pomylić i wypada założyć dosyć konserwatywną strategię – max 8% zysku/rok, ale na samochód za kilka lat, który nie jest mi absolutnie do życia potrzebny (a raczej do szczęścia;-) założyłbym 12-15% Zastanawiam się czy nie można by udoskonalić tego arkusza i mam do Ciebie Michale takie pytania: czy można (i powinno się) zakładać jakąś indeksację miesięcznej składki tzn. np. założyć że nasze zarobki wzrosną za 5 lat np 5% rocznie i będziemy mogli odkładać na studia dzieci np. 50 zł więcej. Czy powinno się zakładać jakiś margines błędu np. +-10% sumy na każde 10 lat. Założyłeś inflację dosyć niską 3% – czy to znaczy że należy uwzględniać inflację z ostatnich lat, czy też inflację dóbr lub usług określonego rodzaju np. chcę uzbierać na fajny telewizor za 3 lata, a ceny takiego sprzętu raczej maleją. Wreszcie jeśli mowa o dzieciach to uważam, że nie powinno się pomijać ochrony ubezpieczeniowej już od ich narodzin. Co najwyżej rozdzielać produkty ubezpieczeniowe ochronne od inwestycyjnych tak aby nie angażować się w polisę inwestycyjną obłożoną wysokimi prowizjami i karami umownymi na wiele lat.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 27, 2014 o 21:19

Hej Tomku,
Dziękuję za pytanie. W arkuszu samodzielnie możesz założyć sobie faktycznie dowolny poziom inflacji i stóp zwrotu, co pozwoli przetestować Ci różne scenariusze.
Ja zaproponowałem inflację na poziomie 3% , zakładając, że Narodowy Bank Polski realizuje ciągły cel inflacyjny na poziomie 2,5 proc. z dopuszczalnym przedziałem wahań +/- 1 punkt procentowy. Te dodatkowe 0,5% to taki margines bezpieczeństwa.
Sugerowane stopy zwrotu również starałem się powiązać z inflacją, ale to jedynie z jedną myślą: aby nie przesadzić z hurra optymizmem. Fajnie jest założyć 12-15% w skali roku, tylko jak to w praktyce zrealizować? Szczególnie konsekwentnie przez kilkanaście lat? Zależało mi na tym, aby pomóc oszacować w miarę rozsądny sposób wysokość miesięcznych wpłat.
Jeśli chodzi o sam proces inwestowania i podnoszenie wysokości wpłacanej kwoty – jak najbardziej jest to dobrym pomysłem na częściowe neutralizowanie wpływu inflacji.
A jaki rodzaj ochrony ubezpieczeniowej dla dzieci masz na myśli?

Odpowiedz

Tomasz Marzec 27, 2014 o 22:16

Dziękuję za odpowiedź. Rozumiem, że inflację należy wyznaczać na podstawie projekcji NBP (na najbliższe lata 3%) i uznać że ceny towarów zmienią się o taką wartość i dać sobie spokój z prognozowaniem zmian cen poszczególnych kategorii towarów i usług na których zakup zbieramy. Założenie sukcesywnego podnoszenia wpłacanych kwot jest rozsądne, ale tylko do wysokości średniorocznej inflacji.
Coż długoterminowy cel 12-15% jest ambitny, ale raczej trudny do osiągnięcia przy strategi bezrefleksyjnego comiesięcznego kupowania jednostek TFI. Raczej miałem na myśli samodzielne inwestycje na GPW (poprzedzone kilkuletnim doświadczeniem) zwłaszcza w formie IKE. Jeśli chodzi o rodzaj ochrony – chodziło mi o polisę na życie dla rodziców, która chroniłaby dzieci w razie śmierci rodziców, ich niezdolności do pracy itp. Skoro krótko pisząc nie polecasz polis typu unit linked to pomyślałem, że zamiast iluzorycznej ochrony jaką one zapewniają, należałoby ją zastąpić „klasyczną” polisą na życie dla rodziców, a część inwestycyjną przenieść na jedną z platform internetowych do inwestowania w fundusze.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 27, 2014 o 22:51

Hej Tomku,

Dziękuję za dodatkowe informacje.
Projekcja NBP może być dobrym punktem odniesienia na potrzeby tego typu estymacji.
W USA ceny usług edukacyjnych rosły wprawdzie szybciej niż podstawowy wskaźnik CPI (inflacja). Tam jednak w grę wchodzą opłaty dla samego uniwersytetu (tuition fee).
Nasz lokalny student musi po prostu pokryć koszty swojej „egzystencji”, stąd szeroki wskaźnik inflacji jest moim zdaniem wystarczający.

Myślę, że 15% rocznie jest mimo wszystko ambitnym celem. Przez 19 lat dałoby jakieś… (1+0,15)^19 – 1 = 1323%. Naprawdę godny wynik.
Naturalnie jeżeli jesteś w stanie osiągać wysokie stopy zwrotu inwestując bezpośrednio w akcje, a Twoje wieloletnie doświadczenie potwierdza, że z ryzykiem jesteś za pan brat , to taka strategia oczywiście ma potencjał na wyższe zyski niż automatyczne wpłacanie w fundusze. Zawsze warto dostosować strategię do swoich indywidualnych preferencji, warunków i umiejętności.

Jeśli chodzi o polisę, to zgadzam się całkowicie, że warto dzieci (i współmałżonka) zabezpieczyć na wypadek naszej śmierci, co w ujęciu finansowym przekłada się po prostu na utratę dużej części dochodów.
Faktycznie w przypadku naszej rodziny mamy z żoną zwykłe terminowe ubezpieczenie na życie bez części inwestycyjnej, wykupione do czasu gdy nasze dzieci osiągną pełnoletność. Powód: niskie koszty przy satysfakcjonującym nas poziomie ochrony. Każda sytuacja jest jednak indywidualna.

Serdecznie pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 23:04

Hej Marcin,

Aleśmy się pokryli tymi komentarzami 🙂 Dziękuję za obszerne wytłumaczenie.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 28, 2014 o 09:18

Cześć,

Chciałbym odnieść się do gościnnego występu Marcina i kwestii podniesionej przez Tomasza at 22:16 oraz marcinowej nań odpowiedzi, mianowicie

procentu składanego przy inwestowaniu w fundusze (czy nawet w akcje).

Spotkałem się z tym w kilku miejscach/blogach i nie daje mi to spokoju.
Na mój prosty, inżynierski rozum w tym przypadku to zjawisko nie występuje! Idea pr.skł. jest przecież taka, że naliczone za dany okres są doliczane do kapitału i dalej podlegają oprocentowaniu.
Natomiast kupując jednostkę funduszu nabywamy coś, co może nabierać wartości, ale się „nie mnoży” jak pieniądze na lokacie po kapitalizacji odsetek. 😉
Oczywiście fundusz obligacyjny mógłby kupować długoletnie obligacje z na bieżąco wypłacanymi odsetkami, a te reinwestować, ale jakoś wykresy takich funduszy są raczej liniami prostymi niż krzywymi wykładniczymi…

Jest to wg mnie bardzo ważna sprawa przy symulacji długoterminowej, gdyż wywraca nam jej wyniki do góry nogami.
Nie można bowiem założyć, że po 19latach zysk będzie (1+0,15)^19, ale co najwyżej 1+0,15*19.
Pomijając fakt, że w długim okresie czasu dla osoby nie obeznanej z inwestycjami jest niemożliwy do utrzymania.
O ile wiem, na wykresach z powiedzmy 50lat w miarę zrównują się zyski z akcji/obligacji/nieruchomości.

Pozdrawiam,
Rafał.

Odpowiedz

Marcin Iwuc Marzec 28, 2014 o 11:48

Hej Rafał,

Solidne inżynierskie pytanie 😉

Procent składany – to po prostu matematyka, a posługujemy się nim dlatego, że dobrze pozwala oszacować długoterminowe efekty inwestycji lub oszczędzania.

Funduszy dotyczy to tak samo jak lokat, bo nie chodzi jedynie o „odsetki” dopisane do kapitału, ale szerzej o „zyski” dopisane do kapitału, które pracują dla nas również w kolejnych okresach. Straty również, co za chwilę zilustruję. Odsetki od lokat to tylko jedna z form „zysku”.

Załóżmy, że wpłacamy 1000 zł do funduszu i dla ułatwienia przyjmijmy, że cena jednostki uczestnictwa wynosi w tym dniu 100 zł. Zakupiliśmy zatem 10 jednostek – i tyle mamy w portfelu przez cały okres trwania inwestycji.

Nasz fundusz osiągnął następujące wyniki inwestycyjne:
Rok 1: +12% , nasz portfel: 1000 zł * (1+0,12) = 1120 zł
Rok 2: – 4% , nasz portfel: 1000 zł * (1-0,04) = 1075,20 zł
Rok 3: +6 % , nasz portfel: 1075,2 zł * (1+0,06) = 1139,71 zł

Zysk w ciągu 3 lat to 13,97%. My posiadamy ciągle 10 jednostek uczestnictwa, których wartość wynosi teraz 113,97 zł. Ich liczba nie wzrosła, ale wartość tak.

Ale ile wyniosła średnia roczna stopa zwrotu?
1000 * (1+x)^3 = 1139,71
x= 4,46%

To taką właśnie średnią roczną stopę zwrotu staramy się przyjąć do obliczeń.
Długoterminowe średnie stopy zwrotu z rynku akcji są wyższe niż z rynku obligacji. Pod tym linkiem znajdziesz stosowne zestawienie za lata 1928-2013: http://pages.stern.nyu.edu/~adamodar/New_Home_Page/datafile/histretSP.html

Rok1:

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 28, 2014 o 13:44

Cześć Marcin,

Dzięki za wyczerpującą odpowiedź ale… wciąż się nie zgadzam. 🙂

Definicję i poziom matematyki procentu składanego jeszcze ogarniam :-P, dlatego mi nie gra.

Kiedy zakładam lokatę to „kupuję” X jednostek waluty. Po pierwszej kapitalizacji mam (X+A), co dalej podlega oprocentowaniu.

Kiedy kupuję X metrów ziemi, to ona może w jednym roku drożeć, w drugim tanieć, po latach sumarycznie mogę zarobić (choć nie muszę) ale metrów mi nie przybyło. 🙂

Kiedy kupuję jednostki funduszu to kupuję X jednostek funduszu. I to, jak też wspomniałeś, się nie zmienia. Roczne stopy zwrotu/straty się „składają”=sumują, [(+12%)+(-4%)+(6%)=14%], ale to nie jest procent składany!
Dla 3 lat może to się zgodzić ze wzorem V=V0*(1+r)^n, ale to tylko błąd numeryczny. Dla 20-30 lat oba wyniki się rozjadą. Zresztą wyliczyłeś stopę zwrotu ze wzoru na pr.skł., „od tyłu”, a to wg mnie jest błędem metodologicznym.

No, chyba że jest tu jakieś słynne ekonomiczne „to zależy”, o którym nie wiem. 😉

Czepiam się aby podkreślić często niedoceniany parametr „dziecięcej” inwestycji – CZAS. Ponieważ w pr.skł. jest on w wykładniku, to liczba iteracji często ma nawet większy wpływ na wynik niż jednostkowa stopa zwrotu.
Ja dla naszego Młodzieńca pierwszą wpłatę zrobiłem w pierwszym miesiącu życia, dzięki czemu lat oprocentowania będę miał (18…24)*12.
Oczywiście kupując fundusze, co też robię, w czasach bessy/ujemnego zwrotu za tę samą kwotę będę miał więcej jednostek, co później wpłynie na całościowy zysk. Ale tu już zahaczamy o inwestowanie, a nie odkładanie.

Ale to wszystko nie zmienia faktu, że po Twoim komentarzu pod wpisem o podnajmowaniu mieszkań zajrzałem i poczytałem Twój blog i uważam za bardzo sensowny.

pozdrawiam,
Rafał.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 28, 2014 o 14:28

Hej David,

Króciutko, bo zrobi się nam z tego podręcznik matematyki finansowej 😉

Procentów oczywiście nie dodaję. Wszystko jest policzone według przytoczonego przez Ciebie wzoru (mnożenie a nie sumowanie), dlatego wyszło 13,97% a nie 14%:
1000*(1,12)*(0,96)*(1,06) = 1139,71
ten sam wynik otrzymamy licząc:
1000*(1,0446)^3= 1139,85 (różnica wynika z zaokrąglenia stopy do dwóch miejsc po przecinku. W praktyce to 4,45559493…%).

Czas jest w wykładniku – dlatego piszę: im wcześniej tym lepiej oraz że drobne różnice w stopach zwrotu czy kosztach są niezauważalne w krótkim okresie, a istotne w długim.

Jeśli dobrze rozumiem, chodzi Ci o to, że prawdziwe zyski poznamy dopiero w momencie wypłaty. To prawda, ale to nie przeszkadza w żaden sposób w obliczeniach i szacunkach.

Chyba patrzymy na tę samą monetę: Ty na orła, ja na reszkę – i każdy z nas stara się ją opisać, przekonując druga stronę do swoich racji 😉

Tomasz Marzec 28, 2014 o 13:06

Rzeczywiście termin procent składany łatwo może być nadużywany. I ja też się nieco rozpędziłem posługując się tym terminem jako skrótem myślowym. Procent składany to pewien model teoretyczny, który ma ułatwić oszacowanie pewnych wartości. Jeśli będziemy rozważać inwestycję w fundusze inwestycyjne Inwestor nabywając jednostki uczestnictwa nabywa udział w aktywach (akcje obligacje) i udziały te są wyceniane co jakiś czas (najczęściej codziennie). Ale inwestycja tego inwestora może być oceniona dopiero w chwili jej zamknięcia. Wtedy dopiero następuje „kapitalizacja” jego wkładu. Wcześniej to była tylko zmiana wartości aktywów. Tak więc dopiero przepływ pieniężny generuje dochód (lub stratę). Teraz aby ułatwić oszacowanie takiej inwestycji przelicza się ją na jakąś tam stopę zwrotu (np. zakładając kapitalizację roczną – oblicza się efektywną stopę zwrotu z inwestycji, czyli ile wynosiła by stopa zwrotu z inwestycji, która przyniosła taki dochód, gdyby kapitalizacja była dokonywana w okresach rocznych).

Wydaje mi się, że tylko w ten sposób model procentu składanego może się przydać do planowania finansowego inwestycji w fundusze, gdzie nie występuje kapitalizacja sensu stricto. i to tylko gdy inwestor będzie potem pilnował swojej inwestycji, bo jeśli nie, to możne się przytrafić, że cała kalkulacja będzie jedną wielką wtopą. Trudno się temu dziwić, bo przecież żaden z produktów inwestycyjnych nie jest tworzony po to aby zapewnić zysk klientowi. Ma on zapewnić zysk przede wszystkim firmie, która dostarcza dany produkt. Jeśli przy okazji klient na tym zarobi to fajnie, a jeśli nie no cóż ….może zarobi innym razem;-)
Przykładowo jeden z najlepszych funduszy akcji zarobił przez ostatnie 10 lat 120% Ile to jest średniorocznie? Na pewno nie wystarczy tego policzyć tak: 120/10 = 12% Należy zastosować wzór: zyskroczny = (1+ 120%) ^(1/10) – 1= 8,2% Założyć taką stopę oprocentowania, a potem roczną kapitalizację i w ten sposób planować

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 28, 2014 o 14:08

Cześć Tomasz,

Podoba mi się Twój wpis, a zwłaszcza drugi akapit i zawarty w nim przykład „odwrotnego” zastosowania procentu składanego.
Pokazuje, że fundusze akcji wcale nie są takie świetne jak (pewnie) mówią ich sprzedawcy. 🙂

Pzdr.

Odpowiedz

Dawid Kwiecień 1, 2014 o 12:31

wskaźnik CPI nie mierzy inflacji tylko jej skutki.
to klasyczny błąd „ekonomistów”
Inflacja jest to spadek wartości pieniądza spowodowany dodrukiem

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 23:01

Hej Tomasz,

Ile osób tyle strategii… Osiąganie systematycznych, średniorocznych wyników na poziomie 12%-15% z całego inwestowanego kapitału brzmi mało realistycznie na tle danych historycznych – chyba, że jesteś naprawdę wytrawnym graczem. Brutalną prawdę na temat stóp zwrotu odsłanialiśmy ze Zbyszkiem m.in. w podcaście dotyczącym strategii inwestycyjnych: https://jakoszczedzacpieniadze.pl/jak-opracowac-swoja-strategie-inwestycyjna

Co do polis ubezpieczeniowych: czyste ubezpieczenie warto oczywiście posiadać. To jest oddzielny, bardzo obszerny temat, który na pewno kiedyś opiszę. Generalnie ubezpieczenie jest zabezpieczeniem więc trzeba się zastanowić, w jakim zakresie takie zabezpieczenie jest potrzebne. Przykładowo: dużo większe znaczenie ma ubezpieczenie na życie dobrze zarabiającego rodzica, na którym być może ciążą dodatkowo kredyty, niż jego dziecka. Obszerny temat.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Kazik Marzec 27, 2014 o 22:20

Witam,
czytam blog Michała już od jakiegoś czasu. Dzięki niemu zmieniłem wiele w swoim podejściu do finansów osobistych. Gratuluję nagród!!
Na blog Pana Marcina Iwucia trafiłem niedawno ale już dzięki niemu zacząłem inwestować w obligacje dziesięciolatki!
Czytając ten wpis i inne doszedłem do jednego spostrzeżenia. Wszyscy (ww autorzy blogów, Kiyosaki, Fesnak) piszą o potrzebie oszczędzania, inwestowania: na emeryturę, poduszkę bezpieczeństwa, edukację dzieci. To oczywiście OK ale chciałbym skupić się na podawanych, proponowanych stopach oprocentowania tych inwestycji. Pojawiają się stawki 2%, 6%, 8% rocznie, wiadomo im więcej tym lepiej. Tylko nikt nie podaje wskazówek jakie inwestycje dają taką stopę zwrotu.
Oczywiście nie oczekuję, że np Michał napisze zainwestuj w fundusz XXX albo akcje YYY. Ale sądzę, że potrzebne jest pokazanie: na co kierować się w wyborze inwestycji, giełda czy TFI, na co zwrócić uwagę, gdzie tkwi diabeł, itp 😉 . Sam jakiś czas temu wpakowałem się w poliso-lokatę Aegon ale szcześliwie udało mi się wyjść z tego na 0 (służę pomocą jak to zrobiłem).
Sądzę, że przydałoby się właśnie więcej takich praktycznych informacji.
Pozdrawiam

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 22:49

Hej Kazik,

Dziękuję za komentarz i za gratulacje. Świadomie unikam podawania „typów inwestycyjnych”. Razem ze Zbyszkiem (oraz w tym wpisie także Marcinem) pokazujemy mechanizmy, tłumaczymy podstawy – właśnie po to, by każdy mógł samodzielnie wyrobić sobie opinię. Przyznaję rację, że szafowanie procentami jest bardzo łatwe – a my staramy się pokazać, jak wielkie znaczenie może mieć różnica zaledwie 2%.

Tematy pojawiają się i będą się pojawiać sukcesywnie w całym cyklu „Elementarz Inwestora”. Zachęcam do przeczytania starszych artykułów – https://jakoszczedzacpieniadze.pl/elementarz-inwestora. Dokładnie pisaliśmy już o funduszach inwestycyjnych i kryteriach ich wyboru, dokładnie omawialiśmy podstawy analizy technicznej i fundamentalnej wraz z odesłaniem do licznych zewnętrznych źródeł. W każdym artykule piszemy „na co zwrócić uwagę” 😉 Trzeba tylko chcieć przyswajać sobie tą wiedzę. Do końca roku mamy jeszcze trochę czasu – jeszcze trochę artykułów napiszemy.

A w kontekście funduszy polecam Ci ten materiał: http://appfunds.blogspot.com/2014/01/fundusze-inwestycyjne-tak-czy-nie.html

Pozdrawiam 🙂

Odpowiedz

Anka Marzec 27, 2014 o 22:34

Mam 4-letniego syna, niebawem urodzi się kolejny. Dla 4-letniego założyliśmy polisolokatę z braku innych pomysłów, a w myśl zasady, że lepsze to, niż nic. Ciekawa jestem opinii ekspertów nt. dostępności tych zasobów dla dzieci-tzn. czy te produkty powinny być „zapisane” na adresatów, czy też na rodziców, którzy w 19r.ż. przekazują prezent w postaci stosownego zapisu. To jest rozważanie dotyczące zabezpieczenia dzieci na wypadek błędów w wychowaniu finansowym 😉
Nie mam wątpliwości, że (mimo naszych obecnie stosunkowo wysokich zarobków) finansowanie studiów dzieci będzie sporym obciążeniem dla rodzinnego budżetu, a nie chciałabym, żeby z tego powodu musiały zrezygnować z wyższego wykształcenia.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 27, 2014 o 23:25

Hej Anka,

Nie wypowiem się na temat polisolokat, bo z nich nie korzystam.

W przypadku funduszy inwestycyjnych bardziej praktyczna jest sytuacja, gdy właścicielami jednostek są rodzice. Czyli inwestujemy z myślą o dzieciach, ale to my w pełni dysponujemy środkami.

Jeśli otworzymy rejestr dla dzieci (co jest możliwe) – to ograniczymy sobie możliwość swobodnego korzystania z tych środków. Od strony prawnej jest to majątek małoletniego i możemy dysponować nim jedynie w ramach tzw, zwykłego zarządu. W praktyce może to na przykład oznaczać, że nie możemy wypłacić więcej niż 2000 zł na miesiąc.

Dlatego lepiej jest otworzyć rejestry na siebie (=inwestować we własnym imieniu i na swój rachunek). Perfekcyjnie zabezpiecza to również przed błędami w wychowaniu finansowym, o których piszesz 😉 Ale z takim podejściem, które prezentujesz, raczej ich nie popełnisz. Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz

Kasia Marzec 27, 2014 o 23:36

A ja mam pytani: czy będzie tekst o wyborze, jaki nas czeka w najbliższym czasie – ZUS czy OFE. Byłabym baaaardzo wdzięczna, a i poczytność takiego tekstu na pewno byłaby wielka 🙂

Odpowiedz

Michał Szafrański Marzec 27, 2014 o 23:40

Hej Kasiu,

Tak – planuję napisać taki wpis jakoś w kwietniu.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Kasia Marzec 27, 2014 o 23:48

Bardzo się cieszę, bo dziś dotarło do mnie, że to tuż tuż, a ja póki co kieruję się tylko emocjami, jakie cała ta sprawa we mnie wywołuje, a nie rzetelną wiedzą. Pozdrawiam cieplutko.

Odpowiedz

Kris Marzec 28, 2014 o 00:19

Witajcie,

Takie mi do głowy przychodzą refleksje i pytania:

1) skąd taka awersja do unit-linked? 0,7% – 2,3% opłat za zarządzanie w zależności od firmy, odroczenie Belki, niskie spready walutowe, brak opłat wstępnych, szybkie konwersje, wygoda… auta też kupować bez klimatyzacji, z silnikiem 1.1l. bo mniej palą?

2) nie drażni Was, jak ludzie określają wszystko oparte o UFK mianem „polisolokat”?

3) jak p. Marcin proponuje zainwestować kwotę np. 350zł miesięcznie w kilkanaście różnych funduszy inwestycyjnych, skoro minimalne wpłaty początkowe do pojedynczego funduszu wynoszą np. 500zł, a dopłaty np. 50-100zł?

4) jak bez Belki przenieść kwotę pomiędzy różnymi TFI? Przykład. Wybieram fundusz obligacji UniKorona, mieszany Noble Funds, akcji Legg Mason, a miśs DWS. Przecież wiadomo, że inne TFI radzą sobie lepiej na rynku długu, a inne w akcjach.

Pzdr!

PS. Blogi pierwsza klasa.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 28, 2014 o 02:10

Witaj Kris,

Odpowiadam na te dotyczące funduszy:

ad 3) Dziękuję za bardzo dobrą, doprecyzowującą uwagę.
Otóż jest cała masa funduszy, w których pierwsza wpłata to 100 zł lub 200 zł. O ile dobrze pamiętam, to trzy z czterech, które wymieniłeś, mają pierwszą wpłatę właśnie w wysokości 100 zł (chyba tylko Noble ma 500 zł).

O kilkunastu funduszach pisałem w kontekście całego mojego portfela.

W przypadku strategii dla dzieci korzystam obecnie z 5 funduszy. To było dawno, ale faktycznie przez pierwsze miesiące wpłaty szły po kolei do poszczególnych funduszy – choć to bardziej ze względu na wygodę definiowania przelewów, Teraz działa „półautomat”, bo 50 zł czy 100 zł nie jest barierą przy kwartalnym rebalancingu, a portfel ma już „masę krytyczną” przy której kwoty wejścia nie mają znaczenia.

ad 4) Do tej pory dwukrotnie przeniosłem środki w sposób, który wiązał się z podatkiem Belki: raz do innego TFI, innym razem w ramach tego samego TFI do innego funduszu parasolowego. W pozostałych przypadkach siedzę po prostu w danym funduszu parasolowym. Szczerze mówiąc – rzadko w ogóle zmieniam fundusze. Jak sam piszesz – jeśli wiadomo, w czym jest dobre dane dane TFI, to się tego trzymam. Myślałem, że będzie częściej, ale jednak nie było takiej potrzeby.

Nie było na to miejsca w samym artykule (który i tak wyszedł nam bardzo długi) ale sporą część środków dzieci inwestuję w ramach swojego IKE (Michał to tylko zasygnalizował).

Ochrona przed podatkiem Belki jest dość często chętnie wykorzystywana jako argument sprzedażowy. W praktyce, kiedy już nawet dochodzi do przeniesienia do innego TFI w strategii, którą opisałem, dotyczy to zwykle tylko części zainwestowanej kwoty. Wpływ na wynik nie jest zwykle duży – mniejszy w każdym razie niż opłaty.

Posłużę się przykładem:

Załóżmy, że wartość portfela to 10 000 zł, w tym 8000 zł wpłaconego kapitału i 2000 zł zysku (=25% zysku).
Przenoszę 1/5 środków tego portfela, czyli 2000 zł, do innego TFI. Zatem w tych 2000 zł kapitał to 1600 zł, a zyski 400 zł. Od tych 400 zł pobrano 19% podatku, czyli: 76 zł.
Koszt całej transakcji to 76 zł dla portfela o wartości 10 000 zł, co daje 0,76%. O tyle podatek Belki uszczupli mój zysk na całej inwestycji. Przeżyję.

Reszta zostaje zainwestowana w nowym funduszu, zatem zaczyna zarabiać od nowa, a tym samym podstawa opodatkowania „zeruje się”.

Kiedyś robiłem sporo tego typu wyliczeń dla różnych okresów. Wpływ „przenoszenia” i podatku Belki był zaskakujący niski. Oczywiście, zdecydowanie warto nie płacić tego podatku, trzymać się funduszy parasolowych i ograniczać tego typu transakcje.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 28, 2014 o 02:12

…i oczywiście serdeczne dzięki za miłe P.S. 😉

Odpowiedz

David Marzec 28, 2014 o 11:40

Do Kris

Odp.1.) awersja bierze się z opłat. Sprawdź je dokładnie i wylicz. Nie ma Unit-Linked który by nie zgarniał przynajmiej 5% w formie kosztów a dołóż do tego jeszcze inflacje np.+3% . Ile musiałbyś zarobić aby wyjść na 0? Ponadto sprawdź sobie statystyki- ok.90% ludzi mają straty w Unit-Linked

Odp.3.) Jest wystarczająco duża liczba funduszy ktora pozwoli ci wejśc za 100zł czy 200zł. Dla przykładu: http://www.mbank.pl/notowania/fundusze/

Odp.4.) Od tego są fundusze parasolowe gdzie nie płacisz Belki. Pytanie jak często zmieniasz fundusz i jaki masz kapitał bo np. wpłacając 200zł po roku masz 2400zł. Powiedzmy ze miałeś dobry rok i zarobiłeś 10% czyli 240zł . Zmieniam fundusz i płace Belkę z 240zł czyli 45,60zł a jeżeli masz w unit-linked piniądze to w skali roku z tytułu opłat ci wezmą conajmiej 5% od calości czyli 48zł.
To jak który fundusz radzi sobie na odpowiednim rynku nie zalezy od firmy a zarzadzającego. Oni się zmieniają więc zamiast porównywać firm lepiej porównać zarządzających

Odpowiedz

Kris Marzec 29, 2014 o 14:08

@Dawid
Zarządzający – właśnie oni zmieniają miejsce pracy, czyli TFI, co jest kolei powodem do przechodzenia bez podatku między nimi.
Inflacja – po co o niej wspominać? Dotyczy wszystkich rodzajów inwestycji, więc darujmy. Poza tym każdy ma swoją. Dla większości liczą się: paliwo, energia, art. spożywcze i kilka innych. GUS podaje dla całej gospodarki, więc z materiałami budowlanymi, maszynami itp.
Opłaty w unit-linked – 5% to ogromne uproszczenie i dotyczy składek ~200zł, przy 500zł jest już znacznie mniej, ok 1000zł jest jeszcze taniej, a po ostatnich wyrokach sądów itd. są już na rynku takie z 1% opłat.

Odpowiedz

Adam Marzec 28, 2014 o 06:55

Witam!

Z samego artykułu wynika, że inwestowanie w TFI jest dość łatwe i bez problemu będę mógł co kwartał zweryfikować wyniki i poprzenosić kapitał tam gdzie jest w danej chwili lepiej. Teraz przeczytałem komentarze i obawiam się, że ja sam nie dam rady bo jest za dużo gwiazdek, kruczków i małego druczku. Zaczynam się czuć jak zwykły dzieciak, który przyszedł pobawić się na konwent Klingoński. Niby jest fajnie, są moi ulubieni bohaterowie (zyski) ale wogóle nie kumam co do mnie mówią i jak się z nimi porozumieć? Im więcej czytam tym bardziej jest to skomplikowane. Dla mnie pozostaje tylko portfel inwestycyjny w formie lokaty bankowej lub TFI, który wybierze mi doradca. Będę tam płacił przez 15-20 lat a później zobaczę co się z tego urodziło. Pytanie ile osób jest w takiej sytuacji jak ja?

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 28, 2014 o 09:08

Hej Adam,

W cyklu Elementarz Inwestora Michał i Zbyszek konsekwentnie powtarzają: nie rozumiesz? – nie inwestuj. Chcesz zarobić więcej? Nic za darmo. Musisz poświęcić trochę czasu i wysiłku, żeby zrozumieć oraz zdobyć potrzebną wiedzę.

Myślę, że to najważniejszy wniosek dla Ciebie na tym etapie.

Doradca nie wybierze za Ciebie funduszu. Idąc do doradcy bez przygotowania, mówisz mu de facto: „Nie mam pojęcia co to jest, nie chce mi się o tym czytać, ale proszę mi to sprzedać, bo podobno można dobrze zarobić”. Zapewniam Cię, na pewno chętnie to zrobi. Myślisz, że będziesz zadowolony z wyników tak dobranej inwestycji? To nie jest chyba rozsądny sposób na zainwestowanie pieniędzy na kilkanaście lat, prawda?

Przed takim nieświadomym podejściem zawsze staram się bardzo przestrzegać, bo to ono jest źródłem rozczarowań, emocjonalnych decyzji i błędów.

Dlatego jeszcze raz:
1) Nie rozumiesz – nie inwestuj.
2) Chcesz inwestować – najpierw zrozum.

Jak z każdą nową rzeczą na początku może się to wydawać trudne.
Tak jak nikt nie zrzuci za nas zbędnych kilogramów, tak nikt nie wyręczy Cię i nie przygotuje się za Ciebie do mądrego zainwestowania pieniędzy.

Inwestowanie w TFI jest łatwe, na pewno o niebo łatwiejsze niż inwestowanie w pojedyncze akcje na giełdzie. Bez problemu będziesz mógł nie tylko co kwartał, ale nawet codziennie zweryfikować wyniki. Mój wpis mówi jednak o tym, że w takiej strategii nie chodzi o przenoszenie kapitału tam, gdzie „w danej chwili” jest lepiej, tylko o konsekwentne realizowanie planu, bez przejmowania się tym, co dzieje się na rynkach.

Ja korzystam z serwisu http://www.analizy.pl aby poszukać informacji na temat funduszy oraz tego, jak są oceniane. Znajdują się tam przydatne ratingi, zestawienia, porównania i opracowania.

Odpowiedz

Jakub Marzec 28, 2014 o 09:34

Ja też jestem zwolennikiem jednego worka pieniędzy, ale na razie jeszcze jestem młody i jeszcze nie mam dzieci więc… 🙂

Co do funduszy – raczej nigdy w nie nie zainwestuję ponieważ nie rozumiem czemu mam komuś płacić jakiś procent bez względu na to czy zarabia czy nie?! Fundusz powinien być wynagradzany z tego co zarobi dla mnie. No money – no honey!
Na razie z powodzeniem udaje mi się inwestować samemu w „bezpieczne” spółki dywidendowe, oczywiście stop loss musi być w razie gdyby…

Odpowiedz

Geronimo Marzec 28, 2014 o 10:01

Witajcie Panowie,
Kilka miesięcy temu podpisałem umowę na 10 lat o tzw poliso-lokatę, która ma gwaratnować minimum zwrot zainwestowanego kapitału ale firma generalnie twierdzi ze bedzie to 7% zysku. Jak dobrze rozumiem to z tych potencjalnych 7% te wspominane 2% są opłatą za prowadzenie a pozostałe 5 to potencjalny zysk(oczywiście może być różnie).
Moje pytanie zatem jest takie:
Czy Marcin nie korzystasz z takich produktów ze względu na opłaty czy po prostu nie wierzysz w ich skuteczność i na przestrzeni tych 10 zakończy sie inwestycja z kapitałem pomniejszonym o wartość inflacji?
Wierny czytelnik!!

Odpowiedz

Marcin Iwuc Marzec 28, 2014 o 10:51

Geronimo,

Temat polis to obszar Michała, który z tego co wiem przygotowuje dla Was wpis na ten temat. Sam jestem bardzo ciekawy do jakich dojdzie wniosków.

Ja podzielę się jedynie generalna zasadą. Każdy produkt ma swoją własną specyfikę, zapisy umowne oraz tabelę opłat i prowizji – tam warto poszukać odpowiedzi na nurtujące Cię pytania.
Zanim zainwestuję, dokładnie czytam umowy, staram się zrozumieć czego mogę się spodziewać oraz liczę ile to kosztuje biorąc pod uwagę komplet wszystkich opłat.
Jeżeli nie rozumiem, lub koszty są zbyt wysokie – po prostu nie inwestuję i szukam innych alternatyw. To dotyczy każdego produktu: lokat, struktur, funduszy inwestycyjnych, polis, itp.

Odpowiedz

David Marzec 28, 2014 o 11:49

Do Geronimo

Idea jest fajna. Jeżeli masz gwarancje zainwestowanych środków to fajnie ale …
– uwazam ze masz 50% szans na jakikolwiek zysk ponieważ podejrzewam że mają jedną strategie inwestycyjną i albo im wyjdzie albo nie. Mam na myśli to że prawdopodobnie nie ma tam możliwości zmian strategi z agresywnej na bezpieczną i na odwrót
– co jeżeli będziesz chciał wyjąć gotówkę np. po 6 latach bo trafi ci się super okazja kupić auto i sprzedać drożej lub jakąś ziemię etc. Podejrzewam ze są opłaty z tytułu wcześniejszej wypłaty.
– inflacja. Masz zapewne ochronę środków tylko do części wpłaconej więc np. wpłacajac 300zł to razy 10 lat da ci 36000zł. Napewno nie powiekszą ci tej kwoty o poziom inflacji. Zakładając ze będzie się zwiększać o 3%/rok stracisz relaną wartośc na poziomie 30%

Takie jest moje zdanie chociaż uważam ze lepszy produkt taki niż żaden

Odpowiedz

miki Marzec 31, 2014 o 11:50

Nie znam się to sie wypowiem ?:P

1) dokladnie- uważasz, ale nie wiesz. szanse, że zyskasz są uzależnione od tego jaki to produkt, co robi, w co inwestuje. Prawdopodobnie ma możliwość zmiany strategii i prawdopodobnie nie ma. W jednym banku polisolokata może być połączeniem lokaty z polisą, gdzie masz kilkanaście/kilkadziesiąt funduszy i sam musisz zarządzać, w innym inni Ci zarządzają, w kolejnym inwestujesz w jedną grupę produktów i o niczym nie myślisz itp, itd.
2) jeżeli ktoś chce wyjmować gotówkę na przewidziane wydatki albo inwestycje to niech nie wchodzi w takie produkty. Powinno się kupować takie rzeczy własnie po to by uzbierać na jakis cel za X lat i nie móc podejmować ( a przynajmniej nie miec prostego i szybkiego dostepu do środków) kasy. A co jak ktoś zbiera 6 lat na dzieci, wyplaci, źle zainwestuje a reszte kasy przeżre i ma zbierać od początku? Nie kupujcie tych produktów bo ktoś sprzedaje, ale po to by osągnac jakiś cel oszczędnościowy. A na takie rzeczy jak auto/ nieprzewidziane wydatki/ ziemia pieniądze powinno się osobno oszczędzać.
3) to ile środków jest chronionych zalezy od banku i produktu. Nikt z automatu nie powiększa w inwestycjach kwoty o inflacje. A realna wartość za 10 lat przy regularnych miesięcznych wpłatach będzie mniejsza o około 15 %

Odpowiedz

kubazawadzki Marzec 31, 2014 o 18:14

Mylicie pojęcia: to co nazywacie polisolokatą jest tak naprawdę polisą inwestycyjną. Polisolokata jest innym instrumentem, który jest w stanie dać gwarancję zysku na koniec okresu inwestycyjnego.

Mówiąc najprościej:
– polisolokata – lokata bankowa to opakowana w polisę, dzięki czemu unikało się podatku od zysków kapitałowych;
– polisa inwestycyjna – to tak naprawdę narzędzie służące do oszczędzania/pomnażania pieniędzy za pomocą inwestycji w ubezpieczeniowe fundusze inwestycyjne.

Odpowiedz

*LESZEK* Marzec 28, 2014 o 10:12

Pytanie do Marcina (nieco zaowolowane jakby to Michał 🙂 określił). Czy Marcin uważa, że ‚specjaliści’ w funduszach potrafią lepiej pomnożyć jego własne pieniądze, niżby zrobiłby to on sam nie korzystając z usług owych funduszy ?

Odpowiedz

Marcin Iwuc Marzec 28, 2014 o 11:10

Hej Leszku,

To nie tak działa. Nikt za mnie nie pomnoży moich pieniędzy. To w 100% moja odpowiedzialność i tutaj nikt mnie nie wyręczy.

W przypadku funduszy: ja wybieram fundusz, który działa zgodnie z polityką inwestycyjną – na przykład: wszystkie pieniądze ma inwestować w polskie akcje.
Ten wybór to moja część zadania domowego,

Dopiero teraz wkraczają specjaliści zarządzający tym funduszem. Dobierają oni instrumenty finansowe do portfela tego funduszu. Analizują spółki, spotykają się z zarządami, śledzą dane makro, decydują którą spółkę przeważyć, którą sprzedać, której w ogóle nie kupować, itp.
To jest ich rola i to potrafią robić zdecydowanie lepiej ode mnie.

Podsumowując:
Czy potrafią lepiej pomnożyć moje pieniądze ode mnie? Nie – to nie jest ich rola.
Czy potrafią lepiej ode mnie analizować spółki i dobierać je do portfela – o TAK. W tym są naprawdę dobrzy – zdecydowanie lepsi ode mnie.

Odpowiedz

Ernest Marzec 28, 2014 o 10:38

A nie lepiej kupić dziś grunt z przeznaczeniem na działkę budowlaną za jakieś 30zł/m2, który za 15 lat będzie miał zgoła inną wartość. Ziemia zawsze oprze się inflacji i takim tam… I pełen spokój. Dwa: skoro dziś mam mieć by odłożyć, to zakładam, że za 20 lat też będę miał by dziecku po prostu sfinansować to czy tamto – czesne, mieszkanie… Dużo teorii…

Odpowiedz

David Marzec 28, 2014 o 12:59

Grunt super sprawa ale jeżeli masz 200zł/m-c to kwestia przeliczenia czy ciebie na to stać

Odpowiedz

David Marzec 28, 2014 o 12:27

1. Marcin piszesz ze inwestujesz na funduszach a możesz napisać gdzie? Masz konto w mbanku, bossfund czy Deutsche bank?
Fajnie by było gdybyś ty lub Michał porównał gdzie najtaniej i najlepiej kupować jednostki funduszy

2. Marcin – uważam ze plan zakupu akcji w takiej proporcji do funduszy bezpiecznych jest fajny i ma to sens ale „nie powinno” się stosować obliczeń procentu składanego mając w portfelu fundusze akcji. Mam na myśli to że jeżeli zakładamy np. oszczedzać 300zł/m-c ponieważ obliczyliśmy że potrzebujemy na koniec inwestycji sumę rzędu 50000zł . Uważam ze łatwiej osiągnąć korzystny wynik inwestując w fundusze bezpieczne które co roku dadzą zysk choćby mały ale zysk bo to da ci efekt kuli śnieżnej . Przynajmiej dla osób którzy nie mają czasu lub nie chca być aktywni na rynku kapitałowym ponieważ jest duze zagrożenie że zyski z poprzednich lat mogą być stracone jednym złym rokiem. Dla przykładu oszczedzamy 2400zł
1. idziemy na fundusze akcji i powiedzmy ze w pierwszych 2 latach zarabialiśmy po 10%/rok a w 3 roku była bessa i był spadek 10% – efekt:
2400zł+10%+2400zł+10%+2400zł-10% = 7149zł ( w sumie wpłaciliśmy 7200zł)

2. Idziemy w fundusze obligacji gdzie w pierwszych 2-óch latach zarobiliśmy po 4% (polowa mniej) a w 3 roku było słabo i zysk 2%
2400zł+5%+2400zł+5%+2400zł+2% = 7641zł

W ten sposob chce pokazać zagrożenie inwestowania w fundusze akcji a mało kto w ten sposób to rozważa. Ludzie patrzą na zyski i tak niby obaj zarobili 10% a wynik końcowy jest inny. Wiem ze ten temat jaki porószylem jest dosyć trudny ale nie mogłem się powstrzymać:)

w przeciągu 10 lat napewno się zdarzą lata chude gdzie wystąpi spadek inwestycji i tutaj plan może się mocno zburzyć

Mój sposób na oszczedzanie dla dziecka:
– Założyłem darmowe konto w PKO Junior – brak opłat i oprocentowanie 4,5% do kwoty 2500zł. Dla większych kwót 2%. Nie wyrabiałem karty płatniczej bo ma to być dla mojego syna i nie chce żeby mnie kusiły bankomaty:)
– Mam w Mbanku konto i tam oszczedzam dla niego różne kwoty miesięcznie w zależności od miesiąca ale nie mniej niz 200zł i wrzucam na fundusze obligacji. Nie mam zamiaru zmieniać więc nie martwię sie opłatami zmian funduszu (IKE jest świetnym pomysłem ze względu na brak podatku belki ale już mam dlatego Mbank)
– Jak uzbieram ok 40 tyś zł to chciałbym kupić dla niego działkę lub dobrać kredytu i kupić kawalerkę dzięki czemu będzie miał swoje M lub sprzeda i wykorzysta środki na swój start w dorosłe życie

Odpowiedz

Karola Marzec 28, 2014 o 14:17

Dziękuje Michale za wysłuchanie m.in. mojej prośby i napisanie tego artykułu.
Proszę, udziel jeszcze jednej rady. Gdybyś miał 26 000,00 zł dodatkowo „w portfelu” w co byś zainwestował? W nieruchomości- za mało, a kredytu kolejnego na zakup nieruchomości nie dam rady wziąć. Edukacja już była. Czy standardowo lokaty/fundusze itp.? Czy jest coś jeszcze?

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 28, 2014 o 14:39

Hej David,
ad 1) Korzystam z mBanku oraz platformy internetowej ingtfi – bez opłat
ad 2) liczy się końcowy efekt inwestycji – nawet jeśli po drodze były straty. Dlatego pokazałem wykres na tle wpłat oraz depozytów. Stopniowe zwiększanie funduszy bezpiecznych zapobiega stratom na koniec inwestycji w razie spadków.
ad 3) pokazałem jedynie, jak ja to robię. Każdy naturalnie powinien dostosować swój portfel do własnej osobowości, profilu ryzyka, wiedzy oraz doświadczenia. Każdy sposób jest lepszy od rezygnacji z oszczędzania

Najważniejsze, że masz przemyślany plan i strategię.

Odpowiedz

Kobieca Perspektywa Marzec 28, 2014 o 16:36

Witaj Michale!
Absolutnie nie wiedzieć czemu bardzo długo opierałam się Twojemu blogowi. Myślę, że podświadomie wyczuwałam, że to będzie jeden z tych, na których zawieszę się na godzinę lub dwie i następnie zeżre mnie sumienie, że obiad nie gotowy. I choć znów dziś zjemy jajecznicę, to bardzo się cieszę, że udało Ci się mnie zwieść i uzależnić od Twoich wpisów. Pozdrawiam

Odpowiedz

Stanisław Marzec 28, 2014 o 19:21

Proszę o ocenę następującego sposobu inwestowania.
Ze strony money.pl otrzymałem dane, iż za ostatnie 10 lat indeks WIG urósł o 118% (od 28.03.2004 do 28.03.2014). Czyli średnio 11,8 % rok. Arbitralnie przyjąłem taki okres do obliczeń – perspektywa dziesięciu lat od dziś.
Jest to bardzo rozsądny wynik jeśli chodzi o inwestowanie. Czy nie jest słuszne zatem, abym każdego miesiąca na chybił trafił, kupował akcje losowej spółki indeksu WIG, płacąc jedynie minimalną prowizję maklerską, unikając tym samym opłat za zarządzanie w funduszach, pobieranych co roku. A prowizję maklerską płacę raz i tylko raz, tym samym otrzymuję bonusowy w stosunku do TFI procent składany wynikający z niepłacenia rokrocznie opłaty za zarządzanie jednostkami funduszy. Losowy dobór spółek do portfela, w okresie np. dwudziestoletnim, powinien dać wynik zbliżony do indeksu WIG. Dodatkowo, z niektórych akcji otrzymam dywidendę.

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 29, 2014 o 00:10

Stanisławie,

Oczywiście, że możesz tak inwestować. To Twoje pieniądze. Ale nie na darmo Warren Buffet mawia, że nie inwestuje w biznesy, których nie rozumie.

Spośród chyba ponad 400 spółek na giełdzie jest mniejszość, która przynosi godziwe zyski.
Ale też takie, które są z niej wycofywane… Które bankrutują… Które tracą na kursie kilkadziesiąt razy… Które tracą na kursie, bo straciły zainteresowanie inwestorów…

Tutaj też działa reguła Pareto, że 80% zysku pochodzi z 20% inwestycji. Dobierając spółki losowo ma się raczej nikłe szanse na sukces.

Poza tym 118% zysku w 10lat to jest 11,8% rocznie.

zysk=(cena dziś – cena dawniej)/(cena dawniej)
zaś
zysk_roczny=(1+zysk*0,81)^(1/liczba_lat)-1

0,81 to podatek Belki 🙁
Zatem:
(1+1,18*0,81)^(1/10)-1 = 6,94%. Tylko. 🙁

Oczywiście to Twoje pieniądze i decyzja należy do Ciebie.

Pzdr.

Odpowiedz

Stanisław Marzec 29, 2014 o 08:39

Podatek Belki płacę na koniec okresu, nie co roku. 0,19*118% = 22,42 % a zatem zysk po dziesięciu latach 118%-22,4%= 95,6 %. 95,6%/10= 9,56 % na rok.

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 29, 2014 o 09:15

…i dlatego podatek Belki nie jest w wykładniku, tylko w podstawie.
Zysku rocznego nie liczy się dzieląc przez liczbę lat.

Do niedawna sam nie wiedziałem, że „matematyka procentów” nie równa się „matematyce liczb”. 🙂
Polecam wygooglowanie „jak poprawnie liczyć zysk z inwestycji”. 😉
Załóżmy, że w ogóle nie zapłacimy belki, bo wciąż będziemy trzymać akcje a zysk będzie na papierze:

(1+1,18)^(1/10)-1= 8,10%. 🙁

Pozdrawiam.

Odpowiedz

Stanisław Marzec 29, 2014 o 09:28

W porządku, dziękuję, nie upieram się. Niestety matematyka nie była moim ulubionym przedmiotem, czego teraz żałuję 😉
Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego dobierając spółki losowo miałbym mieć wynik gorszy niż średnia WIGu? Losowo inwestuję w spółki średnie, losowo w te poniżej średniej i losowo również w te powyżej średniej. Czyli mój portfel po latach jest reprezentatywny dla WIGu im dalej/więcej inwestycji tym bardziej. A plusem w porównaniu do funduszy jest brak opłat za „zarządzanie”. Średnio 8% rocznie to bardzo satysfakconujący mnie wynik.

Odpowiedz

werserk Styczeń 30, 2018 o 00:42

Bo żebyś zbliżył się do średniej, musiałbyś mieć odpowiednią próbę statystyczną- najlepiej reprezentatywną, ale skoro w ogóle ich nie dobierasz, tylko na zasadzie chybił-trafił- ta próba musi być odpowiednio duża, tak więc i połowa notowanych spółek w portfelu nie da Ci tej gwarancji (już pomijam ich wagę w indeksie i wpływ dywidend). I żeby nie naciąć się na minimalną prowizję maklerską, musiałbyś na dzień dobry całkiem sporą sumę zainwestować…

Odpowiedz

Karina Marzec 28, 2014 o 20:52

Panowie,
ciekawy artykuł, a fragment o Newtonie…uśmiałam się 🙂 ale jednocześnie biorę sobie do rozumu tę opowieść.
Kilka lat temu zapoczątkowałam „oszczędzanie” w ramach poliso-bla bla w Aegonie, a mój mąż w Skandii. Nasza wiedza o finansach była nikła, żeby nie rzec zerowa. W zasadzie to od niedawna zrozumiałam czym są faktycznie te produkty. Spotkanie i namowy doradcy z Aegona na kolejne tego typu rozwiązanie natchnęły mnie do zapoznania się z tematem. Teraz wiem i żałuję. Ale nauczka musi być, stąd wiem także, że już nigdy więcej nie pozostawię swoich pieniędzy losowi. Zamierzamy wycofać pieniądze, tyle ile będzie możliwe, a już z pewnością więcej nie powierzać. Rozważam ewentualne przystąpienie do pozwu zbiorowego przeciwko Aegon. Jeszcze nie postanowiłam nic konkretnego, no …może oprócz tego, że usunęłam stałe zlecenia zapłaty i napisałam wypowiedzenie do TU, które wkrótce wysyłam
Michale,
z niecierpliwością będę oczekiwać Twojego artykułu nt. polis unit-linked. Może znajdę w Twoich słowach jakieś dodatkowe wskazówki. Raport Rzecznika Ubezpieczonych przeczytałam w całości, podobnie jak wiele ostatnich newsów nawiązujących do wyroków sądowych w sprawie opłat likwidacyjnych. Przyznaję, zajmująca lektura dla posiadaczy polis inwestycyjnych.

pozdrawiam i i czekam na kolejny wpis

Odpowiedz

lwi Marzec 28, 2014 o 22:20

Kolejny tekst Marcina, który czytam i kolejna jego konkluzja, że warto inwestować z TFI. Może i bym się nie czepiał, ale ten tekst również wygląda „propagandowo” – te wszystkie przykłady i ich kolejność, całość legitymizowana przez dzieci… Jak się tak zastanowiłem i przeanalizowałem cały tekst to aż nieprawdopodobne żeby był to przypadek. Mam nadzieję, że wasz przyszły Partner nie jest powiązany z TFI. Jeśli tak to mogiła.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 29, 2014 o 01:17

Hej Iwi,

Finanse osobiste oraz inwestycje w fundusze to moja pasja. Piszę i będę pisał o tym często, zarówno na moim blogu, jak i w wielu innych miejscach. To jest to na czym dobrze się znam.

Staram się pisać w taki sposób, aby skłonić do przemyśleń, zwrócić uwagę na ważne elementy, pomóc w świadomym przygotowaniu się do oszczędzania oraz inwestycji. Zbyt wiele widziałem przypadków, gdy ktoś bez przygotowania pakuje się w bardzo agresywny fundusz kupując go w najgorszym możliwym momencie, następnie traci zainwestowane środki i nie wyciąga wniosków.

Pokazałem w jaki sposób podejść do obliczeń związanych z oszczędzaniem na przyszłość dzieci, podzieliłem się sposobem, w jaki ja inwestuję dla moich dzieci.
Tymczasem Ty pomijasz całą merytoryczną zawartość i nazywasz to propagandą

To nie fair, Iwi.

Wierzę, że z czasem, gdy poznasz lepiej mnie, mój blog, oraz zechcesz zrozumieć to, o czym piszę, zmienisz swoje nastawienie. Na razie byłoby mi bardzo miło, gdybyś jednak powstrzymał się od insynuacji w stylu „…całość legitymizowana jest przez dzieci.”

Z góry dziękuję.

Odpowiedz

lwi Marzec 29, 2014 o 18:01

Myślałem, że zapytasz skąd taki pomysł.

Odpowiedz

Stanisław Marzec 29, 2014 o 06:56

Panie Rafale, dziękuję, za objaśnienia. 6,94 % rocznie nadal by mnie satysfakcjonowało, spodziewałem sie takich wyliczeń – tylko sam nie umiałem ich przeprowadzić. Ale dlaczego dobierając spółki losowo miałbym akurat wybierać te mniej zyskowne, niż średnia WIGu? Losowość uśrednia prawdopodobieństwo zatem losowe dobieranie powinno uśrednić wynik zbliżając go do średniej WIGu. Skoro losowo miałbym dobierać gorzej to przecież jest takie same prawdopodobieństwo, że losowo będę dobierał lepiej. I jeszcze ewentualnie gdyby ktoś mógł mi przedstawić, czy moje rozumowanie dotyczące uniknięcia opłat za zarządzanie TFI kupując akcje samemu, które w perspektywie kilkunastu lat dadzą spory procent składany jest słuszne, czy nie?

Odpowiedz

Rafał P. Kaleta Marzec 29, 2014 o 09:25

Pozostawianie własnych inwestycji losowi jakoś mi się nie spina. 🙂

Pewnie Twoja strategia miałaby większe szanse na sukces przy ograniczeniu się do spółek WIG20 – duże, płynne, często dywidendowe, a i zagraniczni inwestorzy jeśli wchodzą, to patrzą najpierw na nie.
Ale i tu są roszady, jedna wypada, druga ją zastępuje. Tutaj też zdarzają się spektakularne klapy, jak Bioton.

Na pewno inwestycje w akcje nie są jak rakiety powietrze-powietrze: fire and forget. 😉

Pzdr.

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 29, 2014 o 10:50

Hej Stanislaw,

Postaram się odpowiedzieć na Twoje pytanie odnośnie strategii losowego inwestowania w akcje.
Piszesz, że chciałbys osiagnać wyniki takie, jak indeks WIG. Warto zatem wziąć pod uwagę kilka elementów:

1) Każda spółka w indeksie ma swoją wagę: np. PKO BP 9,9%, PZU, 9,3%, PKN 6,6%, BRE 1,8%, itd. Generalnie im większa spółka, tym wyższa waga – i tak dla 367 spółek wchodzących w skład WIG-u, aby suma wag wyniosła 100%

2) Stopa zwrotu z indeksu liczona jest z uwzględnieniem tych wag.

Wyobraź sobie, że cała giełda to tylko 3 spółki: PKO, PZU i KGHM. Tylko one tworzą indeks WIG i ważą w nim: 50%, 30% i 20%.
Załóżmy, że roczne stopy zwrotu z tych spółek (fikcyjne), to:
PKO: +20%
PZU: +30%
KGHM: – 20%
Biorąc pod uwagę ich wagi nasz indeks osiągnie wynik:
(0,5*20%)+(0,3*30%)+(0,2*(-20%))= +15%

jeżeli wagi spółek w Twoim portfelu, które kupowałeś w sposób losowy, będą różne od indeksu WIG (a będą), to wyniki również rozjadą się z indeksem.
Załóżmy, że kupowałeś losowo te 3 spółki i ważą one: 40%, 20% i 40%. Zatem przy tych samych stopach zwrotu z poszczególnych spółek twój portfel zarobi:
(0,4*20%)+(0,2*30%)+(0,4*(-20%))= +6%

Jak widzisz różnica z indeksem może być bardzo duża, jeżeli utrzymujesz w portfelu spółki z innymi wagami.
Pytałeś też o koszty i dywidendy.

Indeks WIG jest tzw. indeksem dochodowym, i przy jego obliczaniu uwzględnia się ceny zawartych w nim akcji oraz dochody z tytułu dywidend i praw poboru. Zatem fakt, że będziesz otrzymywał dywidendy nie pomoże Ci w pobiciu indeksu, bo indeks również będzie „otrzymywał” dywidendy. W dodatku Ty musisz pomniejszyć swoje wyniki o podatek od dywidend.

jeśli chodzi o koszty: zakup i sprzedaż każdej akcji wiąże się z prowizją maklerską. Najtańsza, o której pisał Michał w DB Banku to 0,19% za jednostronną transakcję. Kupno i sprzedaż to już 2 transakcje: 0,19%*2=0,38% Im więcej dokonasz transakcji dostosowując swój portfel, tym większa będzie suma kosztów transakcyjnych.

Na koniec warto jeszcze pamiętać o podatku od zysków kapitałowych,płaconym co roku od zysków osiągnietych ze zbycia akcji (np. gdy zmieniasz wagi sółek w portfelu).

Podsumowując: losowo raczej ciężko będzie pobić WIG, ze względu na:

– różznice w wagach spółek (największy wpływ)
– opłaty transakcyjne
– podatek od dywidend oraz podatek Belki

Oczywiście „losowo” oznacza również, że może uda Ci się kupić same najlepsze spółki i bardzo mocno pobić indeks. to jednak forma zakładu, w którym stawką są Twoje pieniądze.

Odpowiedz

Stanisław Marzec 29, 2014 o 11:29

Może go nie rozumiem, ale argument z wagą spółek mnie nie przekonuje. Nie kupuję tylko trzech spółek, ale w trakcie trwania inwestycji losowo rózne kilkadziesiąt spółek ( zależy jak często kupuję, może to być nawet kilkaset spółek). Im dłużej inwestuję, tym bardziej mój portfel zbliża się a nie oddala do średniej wagi, czy też jak to inaczej nazwać.
0,38% kosztów transakcyjnych to chyba i tak o wiele mniej, niż życzą sobie fundusze i jest to opłata jednorazowa, bo nie mam zamiaru zbywać raz zakupionych spółek – raz kupuję i zapominam na minimum 10 lat.
Podatku nie płacę co roku, bo nie mam zamiaru „dostosowywać portfela” – zbywać akcji.
Dziękuję za uwagę dot. dywidend – nie wiedziałem, że liczą sie do indeksu.

Odpowiedz

Kamil Marzec 29, 2014 o 07:55

Michale na początku byłem oczarowany Twoim blogiem, teraz niestety mam wrażenie, że to blog nastawiony na promocje produktów finansowych z których czerpiesz korzyści, choć ładnie starasz się to robić w sposób nienarzucający się i dający dużo do myślenia i za to Cię cenie. Jak dla mnie poszedłeś złą drogą, i mnie jako odwiedzającego straciłeś, w pełni rozumiem to, że masz z tego profity (nawet zazdroszczę), a o to przecież w Twojej aktualnej pracy blogera chodzi, niestety tracisz na tym swój kapitał bycia (dla mnie) interesującym. Powodzenia.

Odpowiedz

Jerzy Marzec 29, 2014 o 15:22

Mam podobne zdanie. Jednak ze względu na sposób mojego życia – zainteresowanie inwestowaniem, oszczędzaniem itp. – nadal będę czytał.
Sam zaczynałem od czytania dodatku do Rzepy „Moje pieniądze” na początku lat 90 XX w. Mam sporo różnych inwestycji udanych i nieudanych.

Pozdrawiam Michała, współpracowników i czytających

Odpowiedz

milla Marzec 29, 2014 o 09:01

Na wstepie napisze, ze mieszkam teraz zarowno w Polsce, jak i kraju slynacym z oszczedzania i oszczednosci, mam wiec porownanie.
Oszczedzamy dla dziecka na specjalnym subkoncie, na ktore automatycznie, kazdego miesiaca, wplacamy okreslone sume. Mamy wybor, jaka czesc srodkow ma byc inwestowana w akcje, jaka w bardziej stabilne instrumenty, czy inwestowac na gieldzie lokalnej, czy na swiatowych rynkach. Jest to bardzo latwe i klarowne. Z tego co wiem, spora czesc szwajcarskich rodzicow inwestuje dla dzieci sumy na poziomie 100/150 CHF/miesiac, co mozna przyjac jako nasz odpowiednik 100-150 PLN.
Ja staram sie odkladac w tym momencie znacznie wiecej na dzieciece konto. Wychodze z zalozenia, ze nie wiem jak dlugo bede mogla sobie na to pozwolic.
Dlaczego tak radykalnie?
– wierze w to, ze dobrze wychowam dziecko, rowniez pod wzgledem zarzadzania finansami i pieniadze, ktore od nas dostanie, nie zniszcza go, nie pobiegnie od razu wydawac na zbytki,
– myslenie „ja skonczylam studia w Polsce i zyje to i mojemu dziecku nic sie nie stanie jak je skonczy” jest wytrychem myslowym. Ja bym chciala, zeby moje dziecko mialo wybor, mialo mozliwosci. Jesli bedzie chcialo isc na Harvard czy MIT i tak bedzie sie musialo postarac, ale bedzie mialo wybor. Pomijam juz to, ze uczelnie polskie sa coraz slabsze i nie widze drogi odwrotu od tej tendencji,
– jesli moje dziecko nie bedzie chcialo studiowac, a miec np. zaklad fryzjerski, krawiecki, stolarski itd, to bedzie mialo pieniadze na start bez kredytu. Sama prowadze firme i dobrze wiem, jakie to wazne i jak pomaga w osiagnieciu sukcesu na poczatku,
– w Szwajcarii, w Polsce rowniez pewnie tak bedzie, wklad wlasny na mieszkanie/dom to 20% ceny nieruchomosci. To kilkaset tysiecy czy w PLN czy w CHF. Mozna dziecku w ten sposob pomoc na starcie,
– pieniadze nie daja szczescia, ale daja poczucie bezpieczenstwa, wolnosc wyboru, swobode myslenia. Jesli moje dziecko nie bedzie nierozsadne, a tu wiele ode mnie zalezy, dostanie te pieniadze. Jesli okaze sie beznadziejnym rodzicem, to pieniadze zostawie sobie i bede zabijac poczucie winy dobrym alkoholem:)
– oddzielne subkonto, bo to sa pieniadze dziecka. Nie traktuje ich jako moje, dzieki temu nie mam sklonnosci do pozyczania, chwilowego inwestowania, nie mysle o nich,
– wazny jest też aspekt psychologiczny. Rodzice dajac dzieciom pieniadze na mieszkanie czy studia, roszcza sobie prawo do decydowania o swoich pieniadzach. Ja uwazam, ze sa to pieniadze dziecka i jesli tylko bedzie w miare rozsadne, dostanie je i wyda na co chce. Nie traktuje tego jako swoich pieniedzy, nie bede sie wtracac i wiklac dziecka w zobowiazania wobec rodzicow, poczucie winy i inne mechanizmy pozwalajace rodzicom kontrolowac dorosle dziecko. Dlatego wazne jest dla mnie, zeby bylo to oddzielne konto.

Oszczedzanie dla dzieci musi, moim zdaniem, byc połaczone z finansowa edukacja dziecka. Jak dla mnie jest to kieszonkowe, praca na drobne potrzeby od momentu kiedy dziecko rozumie o co w tym chodzi i uczenie mechanizmow jakim rzadzi sie swiat i pieniadz.

Odpowiedz

Kris Marzec 29, 2014 o 12:24

@milla, szacunek. czy mógłabyś podać nazwę, albo link do strony, gdzie oferowane są takie subkonta? (najlepiej po angielsku) ;-p

Odpowiedz

milla Marzec 29, 2014 o 18:25

Nie wiem, czy linki nie sa tu blokowane, jesli tak, to wpisz w wyszukiwarke ubs ch, mozna tam wybrac jezyk, jest rowniez angielski, pozniej wejdz w private clients, nastepnie our offer i children.

Mam nadzieje, ze Michal wybaczy mi taka reklame:)

Odpowiedz

Chłodnogłowy Marzec 29, 2014 o 21:11

Witam,
Jest to kolejny artykuł w ostatnich 10-15 latach, który czytam, i który w dość wyraźny sposób hołduje (może nie bezpośrednio, ale przy okazji) pewnej – jakże fałszywej filozofii – że dobra edukacja i studia są gwarantem osiągnięcia „szczęścia” finansowego.

Bzdura na resorach powtarzana od dziesiątek lat!!!

Powiedźcie szczerze – jak często powtarzacie swoim dzieciom to, co wpajali wam wasi rodzice – czyli wyświechtane: „ucz się synu (córko) ucz, skończysz dobre studia, dostaniesz dobrą pracę, będzie Ci w życiu lżej”?

A ilu z was zna dzieci znajomych, którzy pokończyli często „dobre” studia i nie mogli od miesięcy (lat?) znaleźć pracy, więc pojechali do Anglii na zmywak? Zapytam jeszcze inaczej. Ilu z was mówi swoim dzieciom np. tak:

1. „Dziecko – idź na studia zaoczne i poszukaj pierwszej pracy. Zobacz jak to jest być czyimś pracownikiem. Po pół roku, może roku pomyśl – czy całe życie chcesz wykonywać czyjeś polecenia?”
2. „Czy chcesz wykonywać przez 40 lat pracy czyjeś polecenia? Czy jednak wolałbyś mieć swoją firmę i być tym, które te polecenia wydaje?”
3. „Jak najszybciej załóż pierwszą własną firmę”
4. „Jak myślisz – kto szybciej osiągnie wolność finansową – pracownik na etacie, czy właściciel firmy?”
5. „Jak myślisz – kto buduje piękne domy na przedmieściach bez złotówki kredytu i jeździ superfurami, które zmienia co 2 lata, a kto przez 30 lat spłaca kredyt hipoteczny na 40m2 klitki na X piętrze i jeździ 15-letnim golfem – który to „etatowiec”, a który to właściciel firmy”

Zakładam, że takich argumentów używa 2, 3 na 100. Mylę się? 🙂

Jak ja dbam o edukację moich dzieci? Od zawsze powtarzam im, że tylko własna firma może dać im wolność finansową i poczucie szczęścia zawodowego. Że tylko w ten sposób mogą liczyć na to, że spełnią swoje marzenia, bo na etacie szanse są marne. Że tylko robienie tego, co się kocha w ramach prowadzenia własnej firmy nigdy nie spowoduje, że w niedzielę wieczorem będą mieć paraliżujący stres, że jutro trzeba iść do tej cholernej pracy i słuchać poleceń przygłupawego szefa… Itd., itp.

A że moje dzieci widzą, że nic im nie brakuje i że tata w poniedziałek rano startuje do własnego biura nieruchomości radosny jak skowronek, to czują spójność tego co robię z tym, co im wtłaczam do głów. Więc jedno i drugie ma już dość sprecyzowane plany czym będą się zajmować za kilka lat w swoich firmach… 😉

A odkładanie na studia? Nie wierzę wszelkiej maści doradcom inwestycyjnym, finansowym, bankom, funduszom, strukturom i tym podobnym pomiotom. Tylko nieruchomości!!! Więc kupiłem kilka lat temu parę ha ziemi w dobrej lokalizacji, którą jak sprzedam za kolejne kilka lat 20 lub 40 razy drożej niż kupiłem, to z górką opłacę i studia, i start pierwszego biznesu moich dzieci. Prawda, że proste? 🙂 Pozdrawiam!

Odpowiedz

Jakub Marzec 29, 2014 o 22:17

Kolejny „Bogaty Ojciec” 🙂
Moi rodzice od ponad 20 lat prowadzą działalność(są obecnie największym dystrybutorem pasz, nigdy nie byliśmy razem na wakacjach, dopiero od niedawna mogą sobie na to pozwolić, bo obaj z bratem jesteśmy dorośli i możemy ich w tym czasie zastąpić w firmie.
Jak zaczynali – ojciec był fizycznie w pracy 20 godzin na dobę, mentalnie – do dziś cały czas są w pracy.
Prowadzenie firmy w Polsce wiąże się z ogromnym stresem, byle urzędas może Cię zgnoić – raz US prawie doprowadził do zamknięcia firmy, mama siedziała kilka nocy nad papiedrami i udało jej się udowodnić że się mylą. Dodaj do tego codzienne małe problemy z dostawcami, dłużnikami, pracownikami, itp. itd.
Mimo ogromnego doświadczenia i ugruntowanej już pozycji na rynku często mama nie śpi w nocy przez stres, a tata ma problemy z sercem(arytmia).
Od zawsze tata powtarzał mi – skończ dobrą szkołę, pracuj na etacie.
Pozdrawiam,
Kuba.

Odpowiedz

Chłodnogłowy Marzec 30, 2014 o 09:33

Kuba – Ty przez 20 lat widziałeś obraz przepracowanych, zestresowanych rodziców. Nie dziwię się, że masz więc takie wyobrażenie własnej firmy.
Moje dzieci od zawsze widzą szczęśliwego ojca, który fruwa do pracy jak skowronek, więc własna firma kojarzy im się ze szczęściem. Proste.

Odpowiedz

Jakub Marzec 30, 2014 o 11:57

Cóż – taka jest cena sukcesu i stania się lokalnym liderem branży.
Nie zawsze się uda zbudować korporację w którym będziesz tylko CEO od podpisywania papierków.

Odpowiedz

milla Marzec 29, 2014 o 23:29

Najwazniejsze jest robic to co sie lubi i w czym mamy szanse byc dobrzy. Etat czy wlasna firma maja tyle samo plusow co minusow. Nie kazdy ma konstrukcje psychiczna sprzyjajaca prowadzeniu firmy. Wielu aspektow mozna sie nauczyc, ale nie wszystkich. Najwazniejsze jest miec mozliwosc wyboru. Poza tym czesc rzeczy nie jest mozliwa do zrealizowania we wlasnej firmie, chociazby z powodu skali.

Nie, nie znam zadnej osoby, ktora skonczyla dobre studia i pracuje na zmywaku. Nie wszystkie studia sa w trybie zaocznym. Nie dla kazdego brak szefa i duuuuzo pieniedzy to priorytet. Nie kazdy szef jest glupi i nie zawsze na etacie trzeba slepo kogos słuchac. Nie kazda wlasna firma dobrze prosperuje i jest pasja i spelnieniem marzen.

Studia, moim zdaniem, jak najbardziej sa przydatne. Najprostsze argumenty:
– sa zawody, ktorych nie mozna wykonywac bez studiow: lekarz, nauczyciel, architekt,
– czlowiek, ktory skonczyl dobre studia, ktore go rozwinely, jest bardziej elastyczny, myslacy czy to w swojej firmie czy na etacie,
– sprzedawac pietruszke, prowadzic zaklad produkcyjny czy usługi mozna zarowno ze studiami jak i bez studiow, studia w niczym nie przeszkadzaja, ale daja wybor.

Jesli chodzi o nieruchomosci, to trzeba bylo kupic 10 lat temu i sprzedac przed 2008 rokiem. Wiara, ze ziemia zawsze bedzie trzymala wartosc, wlasnie sie weryfikuje i nie ma zadnej pewnosci, ze cos sie zmieni za lat 5 czy 10. Moi znajomi wlasciciele biur nieruchomosci wcale nie chodza teraz do pracy z usmiechem na ustach.

Swiat nie jest na szczescie taki czarno – bialy jak go opisujesz:)

Odpowiedz

Visten Marzec 30, 2014 o 20:03

„Jak ja dbam o edukację moich dzieci? Od zawsze powtarzam im, że tylko własna firma może dać im wolność finansową i poczucie szczęścia zawodowego.”

Moim zdaniem nie dbasz o ich edukacje, tylko pokazujesz swoja wersje prawdy. Zarowno praca na etacie jak i wlasna firma maja zalety i wady. Do Twoich dzieci powinno nalezec wybranie tego, co da im satysfakcje. Ty powinienes dac im te niezbedna wiedze, aby potrafily dokonac swiadomego wyboru.

Odpowiedz

Jacek Marzec 31, 2014 o 12:32

Pracując na etacie wykonujesz polecenia szefa. Mając własną firmę najczęściej wykonujesz polecenia wielu szefów (własnych klientów). Tobie się udało, ale w większości przypadków małe przedsiębiorstwa to zależność od widzimisię klientów.

Odpowiedz

Michał Kwiecień 8, 2015 o 07:47

Dzień dobry, jest to pierwszy komentarz który zrobił na mnie wrażenie.
Przeczytałem go i pierwsza myśl „o kurka faktycznie!”.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Marcin Iwuć Marzec 29, 2014 o 21:47

Hej Chłodnogłowy,

Przytoczę cytat z wpisu:

” Jeśli się kaska nie przyda na studia, to może pozwoli rozwinąć własny biznes? Na pewno będzie jej łatwiej.”

Nikt nie pisał o etacie 😉

Odpowiedz

nibul Marzec 30, 2014 o 09:20

Ja do mojego programu oszczędzania dla dzieci zaprosiłem bank, który sfinansował mi zakup kawalerek oraz najemców, którzy te kawalerki bankowi spłacą. Niezależnie czy dzieciaki będą chciały studiować, z własną kawalerką start będą miały łatwiejszy.

Odpowiedz

Kamila Marzec 31, 2014 o 12:32

Masz rację w pisząc swoej posty, że na ich przeczytanie należy przygotować sobie trochę czasu, zrobić herbatkę, spokojnie usiąść i dopiero przeczytać ze zrozumieniem. Ten artykuł jest pomocny także dla mnie i mojego męża. Mamy dwójkę małych dzieci i zastanawiamy się, jak im zacząć odkładać pieniądze, by za naście lat było lepiej i prościej np. z wykształceniem dzieci. Nie wiadomo, co przyniesie przyszłość i jak niektórzy tu piszą, czy studia będą nadal bezpłatne, czy raczej już płatne. Tymczasem jeżeli chodzi o syna to już w zeszłym roku założyliśmy doświadczalnie na niego w PKO Parasolowy subfundusz papierów dłużnych. Nie mieliśmy pojęcia, jak to działa, ale stwierdziliśmy, że zobaczymy na przykładzie tego funduszu. Umowę podpisaliśmy na razie tylko na 10 lat dla przetestowania (jak na razie nie jesteśmy szczególnie tym zachwyceni). Przede wszystkim jednak odkładamy na subkoncie na koncie osobistym i jak dotychczas idzie nam dobrze, bo jesteśmy bardzo sumienni. Jednak zdajemy sobie sprawę, że pewniej było by gdzieś te pieniądze inaczej ulokować, bo pieniądze z konta zawsze możemy „sobie pożyczyć”, gdy pojawi się jakiś większy problem. Tu zaciekawiło mnie inwestowanie w fundusze przez internet, o czym piszecie. Być może to dobry pomysł dla dzieci. Muszę go bardziej prześledzić i o wszystkim jeszcze poczytać. Jednak najbardzioej zainspirowało mnie to, gdy pisałeś o inwestowaniu w nieruchomości i tu wydaje mi się, że na tym można dla dzieci bardzo dużo zaoszczędzić (także dla rodziny), robiąc nawet to, o czym pisze powyżej „nibul”. Można to zrobić pod warunkiem, że ktoś może wziąć kredyt w banku. Posłużę się tu przykładem, który nie sprawdziłam dokładnie, a jedynie zastanawiam się nad tym mając wcześniejsze kilkuletnie doświadczenie z wynajmem. A mianowicie bierzemy kredyt na trzydzieści lat na trzydziestometrową – kawalerkę na rynku wtórnym w Warszawie, tj. około 220.000 zł (z dość dobrym lub przyszłościowo dobrym usytuowaniem, np. w okolicy przyszłego metra). Rata wyniesie do 1100 złotych miesięcznie. Mieszkanie remonujemy za pieniądze własne i je wynajmujemy za nimimum 1500 zł (w zależności, jak je wyremontowaliśmy. Jeżeli będzie klimatyzacja i dodatkowe atrakcje to kwota może wzrosnąć do 1800 zł. Jeżeli zdecydujemy się wynajmować mieszkanie na doby to zarobek może sięgać nawet do 5000 zł/miesięcznie (za dobę od 200 zł, wówczas na uzbieranie klientów do bazy potrzebujemy około dwóch lat). Po odliczeniu podatku i innych opłat będzie mniej, ale minimum około 250 zł. Czyli mielibyśmy dla dziecka mieszkanie, które by się spłacało i dodatkowo byśmy odkładali z niego pieniądze, tj. minimum 3000 rocznie i to przeznaczalibyśmy na spłatę pozostałych 10 lat + dla dziecka. Zdaje mi się to bardzo możliwe do wykonania? Ciekawe co Ty Michale o tym myślisz?
Ciekawe, jak inni rodzice oszczędzają pieniądze dla dzieci i czy większość to robi, czy jednak jeszcze nie…

Odpowiedz

klimass Kwiecień 2, 2014 o 13:13

Daj spokój 5000 miesięcznie na kawalerce to utopia. Oczywiście nie jest niemożliwe, ale mało realne. Co do funduszy online uważaj – TFI zarabia zawsze, Ty tylko czasami…

Odpowiedz

klimass Kwiecień 2, 2014 o 13:09

Temat funduszy zawsze mnie trochę zniesmacza, bo wśród doradców jest masa złodziei i krętaczy, którzy chcą tylko swoją prowizję.
Osobiście uważam, że jeśli ktoś ma hipotekę, to najlepszym prezentem dla siebie i oszczędzaniem dla dzieci jest wcześniejsza spłata kredytu hipotecznego. Mówi się, że jest to kredyt najtańszy na rynku, owszem, tylko w przypadku podwinięcia nogi można wszystko stracić. A bez hipoteki z mieszkaniem i w miarę ułożonym życiem można dziecku z bieżącej pensji pomóc – na pewno łatwiej niż dawać dziecku z odłożonej kupki, a samemu płacić dalej raty.

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 4, 2014 o 15:53

Witaj Michale, co sądzisz o wykorzystaniu mBankowego msaver plus jako instrumentu oszczędzania na przyszłość dziecka? Możliwość wybrania strategii wygląda obiecująco, prowadzi do automatyzacji, o której piszesz – ale lektura dokumentów wskazuje, że jest to produkt z serii „polisolokata” – co mnie zniechęca.

Odpowiedz

Michał Szafrański Kwiecień 4, 2014 o 17:05

Hej Kasiu,

Dziękuję za komentarz. Ja nie jestem na bieżąco z ofertą mSaver mBanku – kojarzę, że jest tam chyba kilka wariantów oszczędzania, w tym jeden najprostszy polegający na zaokrąglaniu końcówek i odkładaniu pieniędzy na zwykłym koncie. Możesz wykorzystać ten wariant i raz w miesiącu przelewać zgromadzone pieniądze tam, gdzie będą lepiej pracowały.

Jeśli jest tam w tle jakaś polisolokata, to byłbym bardzo ostrożny.

Pozdrawiam

Odpowiedz

Kasia Kwiecień 4, 2014 o 21:29

Cześć Michale, to o czym Ty piszesz, to produkt o nazwie mSaver. Mają jeszcze drugi, dla odróżnienia mSaver plus 😉 Aktualnie do końca kwietnia namawiają na produkt „wiązany” tj. polisa z oprocentowaniem do 6,7 rocznie (możliwa wysokość lokaty zależy od tego, jaką kwotę roczną zadeklarujemy w ramach regularnego oszczędzania) powiązana z mSaver plus, co jest niczym innym niż regularnym oszczędzaniem (deklaracja miesięcznej kwoty wpłat, możliwość wyboru spośród 4 strategii inwestycyjnych) – lecz z dokumentu http://www.mbank.pl/pomoc/info/regulaminy/oszczednosci.html jasno wynika, że produkt ma formę grupowego ubezpieczenia na życie z funduszami inwestycyjnymi. Tyle w skrócie, ja szczerze mówiąc „odpadam” przy wszelkiej prawniczej dokumentacji czytanej na ekranie komputera…

Odpowiedz

MX Kwiecień 18, 2014 o 12:03

Opiszę jak to wygląda u nas.

Mieszkamy w 200-tysięcznym mieście w Polsce. 4-osobowa rodzina. Młodsze dziecko w liceum, starsze na drugim roku studiów. Całkowite koszty utrzymania naszej rodziny to teraz średnio 3.000 zł miesięcznie (były 3.500 zł zanim syn poszedł na studia). Jak córka pójdzie na studia, to pewnie nam koszty spadną o kolejne 500 zł.

Starszemu synowi już dawno zapowiedziałem, że mogę mu pomagać w utrzymaniu się jeszcze najdalej pół roku po maturze, a potem musi się utrzymywać sam, bo musi się nauczyć zaradności życiowej, a gdybyśmy go utrzymywali przez całe studia to by wyrósł na ofermę. I rzeczywiście utrzymuje się sam (podobnie, jak i ja się utrzymywałem sam już od początku studiów). Studiuje na kierunku zamawianym, gdzie dostaje 800 zł stypendium (nie wszyscy dostają, tylko ci lepsi studenci, więc ma motywację do nauki, której by nie miał dostając od nas pieniądze). Drugie 800 zł sobie dorabia i to mu całkowicie starcza. Jak młodsza córka skończy liceum to już wie, że też ją przestaniemy finansować.

Odpowiedz

Barbara Maj 2, 2014 o 18:06

Ciekawe sposoby oszczędzania przedstawili panowie. Ja jednak polecam inną metodę. Oto jej kolejne etapy: I. gromadzimy fundusze na rachunku bankowym, II. kupujemy mieszkanie, np małą kawalerkę, lub innego typu nieruchomość, III. Wynajmujemy mieszkanie = zarabiamy. W ten dość prosty sposób możemy zabezpieczyć przyszłość dzieci. Rozwiązanie to ma swoje dobre i złe strony, jednak warto według mnie podjąć ryzyko, gdyż nieruchomości raczej nie tracą na wartości. Przedstawiona metoda inwestycji jest skierowana dla osób, które systematycznie będą odkładały określone kwoty na rachunku bankowym i przy najdrobniejszym pretekście nie sięgną po zgromadzone na lokacie środki.

Odpowiedz

Wojtek Marzec 12, 2015 o 10:21

Michale,
Mam pytanie, z jakich rozwiązań korzystasz – czy korzystasz z jakiegoś systemu zakupu funduszy?

Odpowiedz

Karina Marzec 12, 2015 o 23:31

Popieram! Sama pracuję w branży ubezpieczeniowej i… odradzam unit linki, doradzam zaś IKE, IKZE czy TFI. Teoretycznie tracę na tym, w praktyce klientów mi przybywa. W tej chwili są zresztą lokaty powyżej 4%. To co warte szczególnego podkreślenia, to aby o inwestycji na dzieci, pomyśleć po zbudowaniu poduszki finansowej. A niestety często spotykam się z uporem w kwestii inwestycji na rzecz dzieci, choć praca/biznes niepewny, zatory płatnicze itp. Podobnie jest w przypadku kredytów. Na wakacje, samochód, komputer itp. Wszystkim się wydaje, że bez problemu poradzą sobie z ratą, jeśli już to wymarzone „coś” będą mieć. Kiedy jednak zapytać, ile dotąd odłożyli, czy w tym miesiącu mogą kwotę w wysokości raty wysupłać z budżetu domowego – pojawia się zaskoczenie, bo niby skąd, jak?! A przecież gdyby tak samemu sobie założyć taki program ratalny przed zakupem – np. rok wcześniej, każde wymarzone cacko, byłoby duuuużo tańsze. Ale dla wielu to zbyt rozsądne.

Odpowiedz

Misia Styczeń 27, 2016 o 11:24

Bardzo ciekawe, przyznam, że mnie to interesuje. Planuje dzieci, więc myślę, że Twój wpis mi dał wiele do myślenia. Pozdrawiam!

Odpowiedz

Joanna Luty 18, 2016 o 09:52

Temat ostatnio bardzo mi bliski, wiec dziekuje za wpis i zabieram sie za czytanie Elementarza Inwestora. Mam Blizniaki, wiec koszty automatycznie podwojne! I to juz za, niestety, pare lat.
Mnie kilka lat temu ‚doradca finansowy’ w banku skutecznie zniechecil do zalozenia konta oszczednosciowego dla dzieci dowodzac (w sposob kompletnie dla mnie niezrozumialy), ze wplacajac miesiecznie 100€ (mieszkamy w Niemczech) w ostatecznym rachunku – biorac pod uwage oprocentowanie i oplaty za prowadzenie konta – beda mialy mniej, niz gdybym wkladala te pieniadze ‚w skarpete’. Nie wpadl na to, by mi powiedziec o innych mozliwosciach oszczedzania. Dopiero teraz, czytajac Twojego bloga i korzystajac z proponowanej literatury, otwieraja mi sie oczy. Nie wiem, czy sie odwaze, nie wiem, czy cos z tego wyjdzie – ale ciesze sie, ze w koncu potrafie spojrzec na sprawy finansowe bez demonizowania… 🙂

Odpowiedz

Anna Luty 19, 2016 o 21:23

Bardzo potrzebny i wartościowy post!
Ja też dzielę oszczędności na cele. I w różny sposób następnie je inwestuję.
Dla dzieci (3 i 14 lat) mam osobne fundusze. Inwestuje dla nich w ETF-y (na DAX, mieszkam w Niemczech). Zdecydowanie uważam, że to dobry pomysł od małego myśleć o ich przyszłości finansowej i nie zostać kiedyś zaskoczonym, kiedy powiedzą, że jednak chcą na ten Harvard 🙂

Odpowiedz

Kinga Marzec 25, 2016 o 11:08

Naprawdę bardzo przydatny wpis, swego czasu szukałam sposobu bezpiecznego oszczędzania pieniędzy i nie bardzo wiedziałam od czego zacząc, nie jestem zbyt przedsiębiorcza. A dziecko w drodze, więc i priorytety trochę się Nam zmieniły.. Koleżanka mi podpowiedziała żebym spróbowała ze złotem, nie muszę się porywać od razu na kosmiczne kwoty. Co o tym myślicie, czy to bezpieczna forma oszczędzania i inwestowania?

Odpowiedz

Karola Grudzień 1, 2016 o 00:53

Jesteśmy z mężem szczęściarzami, bo w naszym życiu nigdy nie musieliśmy oszczędzać: ani na nic, ani po to, by nam starczyło. Tak naprawdę o oszczędzaniu zaczęliśmy myśleć, gdy pojawiło się dziecko. Chcielibyśmy w dniu jego 18-tych urodzin wręczyć mu prezent – odłożone pieniądze na studia lub wkład na mieszkanie. Najpierw założyliśmy konto oszczędnościowe, potem część pieniędzy wpłaciliśmy na lokatę. Ostatnio podpisaliśmy umowę w NN na Pakiet Strażnika i teraz tu co miesiąc będziemy wpłacać ustaloną kwotę pieniędzy. Wcześniejsze oszczędności i pieniądze, które młody dostaje z różnych okazji, trzymamy na koncie oszczędnościowym. Czy tak, czy tak – zabezpieczamy młodego na wszystkie strony.

Odpowiedz

Tomasz Luty 7, 2018 o 13:21

Część Michał,

Dziękuje za bardzo fajny tekst!

Oszczędzanie dla dzieci to również kwestia bezpieczeństwa finansowego, nikt nie chce, aby kończyły studia z wielkim długiem albo brały kredyt hipoteczny ponad własne możliwości.
Tak jak wspomniałeś w swoim wpisie, problemem są też podatki, które „zjadają” wypracowane zyski. W UK mamy ciekawy produkt do oszczędzania dla dzieci, nazywa się Junior ISA. Jest to konto, które jest zwolnione z podatku od przychodów i zysków kapitałowych. Zachęcam do odwiedzenia mojego wpisu na ten temat.

Pozdrawiam,
Sarmata z City 🙂

Odpowiedz

rene Luty 10, 2018 o 08:38

Tytułem komentarza, powiem tak, należałoby pamiętać o takiej zasadzie, że najlepszymi inwestycjami są w kolejności: 1. dzieci 2. edukacja 3. nieruchomości. 4. dzieła sztuki Dlatego w pierwszej kolejności należy wydawać pieniądze na te właśnie cele. Jeżeli zostaną nadwyżki u nielicznych szczęśliwców, można sobie na przykład wydać na fundusz inwestycyjny jeśli mamy taką fantazję. Przy czym w punkcie 2. edukacja wcale nie mam na myśli oszczędzanie na studia dzieci lecz wydawanie tych pieniędzy na ich bieżącą edukację i rozwój to jest pomoce naukowe, dostęp do kultury, rozwijanie indywidualnych predyspozycji, kształcenie, prywatne szkoły jeśli nas stać, inwestowanie własnego czasu, nauka wartości i budowanie mocnego charakteru. Z takim wyposażeniem dzieci same sobie doskonale poradzą. Bez pieniędzy od mamusi i tatusia. Powiem więcej, im bardziej dzieci liczą na pieniądze rodziców tym słabiej radzą sobie w życiu. Mam na to niezbite dowody w swojej rodzinie. Dzieci od maleńkości trzeba uczyć zaradności, odwagi życiowej, odwagi cywilnej.

Odpowiedz

Reaver Maj 26, 2020 o 16:39

@rene podpisuje sie obiema rękami, koncept ‚dawania’ dziecku ryby jest popularny u ludzi którzy świerzo weszli do klasy średniej, 1/2/3 pokolenie, jak większość w Polsce, i jedyny pomysł na dziecko to ‚daj najwięcej pieniędzy / mieszkań / etc’, czyli wychować pośrednio wiecznego kalekę który musi być w stanie zależności.

Odpowiedz

Dodaj nowy komentarz

Poprzedni wpis:

Następny wpis: